Days of Haze 02 (minipartówka)
Pierwsze listopadowe deszcze i przymrozki nie zniechęciły
mnie do biegania. Yuu czasami wychodził ze mną, jeśli biegałem wieczorem, choć
sam za bieganiem nie przepadał. Byłem dumny z siebie, że udało mi się wrócić do
regularnych ćwiczeń i poza tym, powoli odzyskiwałem formę. A przynajmniej do
jednego listopadowego popołudnia, kiedy to niefortunnie potknąłem się o
nierówność chodnika, po czym upadłem w wielkim stylu w błotną kałużę. W ten
piękny sposób mało nie rozbiłem sobie nosa, jednak przewróciłem się tak
dziwacznie, że przekręciła mi się noga. Mało nie wrzasnąłem z bólu, całe
szczęście, że stabilizator uchronił mnie częściowo przed całkowitym skręceniem
kolana.
Yuu nic nie mówił o moim wyczynie, bo pewnie nawet nie
wiedział, jak go skomentować. Akira natomiast stwierdził, że jestem wybitnym
okazem niezdarnej sieroty. Miał w tym trochę racji. Kto jak kto, ale ja umiałem
wywracać się w pięknym stylu. W dodatku musiałem zaniechać ćwiczeń przez wzgląd
na naruszone kolano. Yuu wzdychał jedynie, gdy z przekąsem burczałem, że chcę
iść pobiegać.
-Kou, mam cię zaprowadzić za rączkę do ortopedy? - warknął
pewnego poranka mój chłopak, kiedy to nieco kulejąc starałem się chociaż
porozciągać. - Ledwo chodzisz!
-Pilnuj swoich spraw. Nie pójdę do żadnego lekarza - odparłem.
-Ty jesteś moją sprawą, bystrzaku - odgryzł się. - Martwię
się, mam coś jeszcze dodać?
-O rany! Daj spokój.
-Putian – wymamrotał pod nosem. Nie znałem francuskiego na
tyle dobrze, co Yuu, by rozumieć wszystko, co mówił. Z reguły obrzucał mnie
słodkimi wyznaniami w tym języku, jednak później sprawdziłem, co owe słowo
znaczyło. Było to zwyczajne przekleństwo.
Ale w końcu spełniło się to, co powiedział. Zaprowadził
mnie do ortopedy. Jakoś udało się oszczędzić wspominania o tym incydencie moim
rodzicom. Chyba zeszliby oboje z tego świata, gdyby dotarła do nich wiadomość,
że znowu coś się stało z moją nogą. Jednakże, Yuu miał teraz na mnie całkiem
niezłego haka. Nie zmieniało to jednak faktu, że w dalszym ciągu byłem uparty w
tym, że chcę biegać. Narzekałem o tym nawet Tanabe, który pewnego dnia naprawdę
mnie zaskoczył.
Wróciłem do mieszkania wieczorem, ponieważ miałem ponowną
wizytę u ortopedy i musiałem zajść do biblioteki, by oddać książki. Leniwie
przekręciłem klucz w drzwiach, po czym wtłoczyłem się do domu już zupełnie bez
życia. Zrzuciłem ubranie wierzchni, by zaraz poczłapać się do kuchni, gdzie
byli Yutaka oraz Yuu. Widok tej dwójki zbił mnie nieco z pantałyku, bo gotowali
razem, śmiejąc się przy tym. Widać było, że mieli razem niezłą zabawę.
Rozmawiali głośno i nawet nie zauważyli, że stoję i patrzę na nich nieco
zirytowany.
-Co robicie? – rzuciłem w końcu. Starałem się o przyjazny
ton głosu. Yutaka niemal podskoczył, jak tylko mnie usłyszał, Yuu odwrócił się
ku mnie i jakby zbladł. To był ten moment, gdy pomyślałem, że muszę ograniczyć
w jakiś sposób kontakty Yutaki i Yuu. Z jakiegoś powodu ta myśl przyszła do
mnie tak naturalnie, że było mi z tym aż nieswojo. W końcu to był tylko Yutaka,
kolega ze studiów, jednak te ich śmieszki i nagła cisza uświadomiła mnie w tym,
że nie jestem jedynym mężczyzną, który może podbić serce Yuu. To dziwne, bo
jeszcze przed kilkoma miesiącami czułem, że mogę z nim się rozstać, by
realizować swoje marzenia, a teraz byłem tak zwyczajnie zazdrosny. Możliwe, że
odkąd razem mieszkaliśmy, zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Teraz Yuu
był moim partnerem, nie po prostu chłopakiem. Codziennie razem spaliśmy,
dzieliliśmy ze sobą wszystko, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, a w dodatku
utrzymywaliśmy cielesne kontakty. Nic dziwnego, że zareagowałem w ten sposób.
-Hej, Kou – Tanabe przywitał mnie serdecznym uśmiechem.
-Cześć, późno wróciłeś – powiedział Yuu.
-No, byłem w bibliotece i kolejka była do lekarza –
odparłem. – Co gotujecie?
Podszedłem do nich i spojrzałem Yuu przez ramię. Na dwóch
deskach leżało pokrojone mięso oraz warzywa.
-Gulasz – Yukkun zdaje się miał przyklejony ten uśmiech do
twarzy. Lubiłem go, ale teraz, gdy tak się do mnie szczerzył, to miałem wielką
ochotę wybić mu zęby. Coś we mnie krzyczało, żeby trzymał się z dala od mojego
faceta, że był w tej chwili za blisko, a mnie się to nie podoba. Ale jak mogłem
mu to powiedzieć, skoro nikt nie wiedział, że Yuu jest moim chłopakiem.
-A, to fajnie. Nie będę wam przeszkadzał.
-Ale zjesz z nami? – spytał Yuu.
-Chyba sobie oszczędzę kolację.
Yutaka wyszedł dopiero około dwudziestej drugiej. Śmiali
się w najlepsze z Yuu i gawędzili, podczas gdy ja umierałem z zazdrości. Miałem
szczerą chęć wpaść do nich i zacząć krzyczeć. Chciałem krzyczeć zwłaszcza na
Yuu. Jednak, kiedy w końcu mój kolega ze studiów wyszedł, ja poszedłem do
Shiroyamy. Zmywał naczynia w kuchni, a ja zakradłem się do niego niczym kot, po
czym podrapałem go po karku i zjechałem w dół aż do jego lędźwi, zadrżał,
odwrócił się ku mnie.
-Ko?
-Dobrze się bawiliście?
-No, było okej.
Ująłem twarz Yuu w dłonie i pocałowałem swojego mężczyznę w
sposób niewymuszony i nieco zachłanny. Chciałem go całować już wtedy, kiedy
jeszcze Tanabe tu był. Pragnąłem całować Yuu zawsze, w nieskończoność. Shiro
wydał mi się nieco zaskoczony mym posunięciem, jednak ochoczo położył mi dłonie
na biodrach, oddając się pieszczocie.
-Kou… - zamruczał.
-Matko, jaki jestem na ciebie zły – powiedziałem w jego
usta. Pchnąłem go na szafkę i raz po raz całowałem go, aż w końcu zacząłem
pieścić ustami jego szyję. – Jestem wściekły.
-Zazdrosny?
-Nazwij to jak chcesz, ale nie wytrzymam ani sekundy
dłużej.
Niespodziewanie Shiro odsunął mnie lekko od siebie.
Spojrzałem na niego bardziej niż zdziwiony. Czy on mnie właśnie od siebie
odepchnął?
-Muszę pozmywać – odparł.
-Musisz… co? Pozmywać?
-Może za chwilę…?
-Zapomnij już. Byłem dla ciebie cały wieczór, kiedy ty w
najlepsze bawiłeś się z Yukkunem. Teraz muszę zająć się innymi sprawami.
-Kouyou, daj spokój. Pozmywam tylko.
-Nie.
I tak wyszło na jego. Nawet, jeśli się starałem, by
postawić na swoim, to mi się nie udało. Oznajmiłem mu, że śpię u siebie, a on
przyszedł do mnie. Może powinienem był zamknąć drzwi na klucz? Sam nie wiem. W
każdym razie, blisko pół nocy spędziliśmy na pieszczotach. Przy okazji powiedziałem
Yuu, że nie chcę więcej widzieć go razem z Yutaką.
-Czemu? – był naprawdę zdziwiony. Leżałem na jego nagim
torsie, a on obejmował mnie jedną ręką, drugą podpierał się pod głową.
Przytulałem się do niego mocno, czując silną potrzebę bycia z nim jak
najbliżej.
-Bo mi działacie na nerwy. I w ogóle, czemu on tu
przyszedł?
-Chciał się z tobą widzieć, no ale ciebie nie było, więc
zrobiliśmy razem kolację.
Spojrzałem na Yuu ze złością w oczach, na co on wybuchł
zwyczajnie śmiechem. Uderzyłem go w ramię, chociaż nic to mi nie dało.
-I dlatego tak długo tu siedział? Aż do dwudziestej
drugiej?
-Kurczę, co się tak denerwujesz? – pogłaskał mnie po
włosach. – Nie masz o co.
Pocałowaliśmy się lekko w usta, a chwilę później usiadłem
Yuu na biodrach. Widział, że byłem zazdrosny o to, że spędził wieczór z kimś,
kto nie był mną. Złapał mnie w pasie i dość perwersyjnie poruszył w górę
biodrami, w konsekwencji czego podskoczyłem na nim.
-Yuu! – złapałem jego ramiona, chcąc przyszpilić go do
łóżka. – Rozmawiam z tobą poważnie.
-Daj już spokój.
Zrzucił mnie z siebie bez problemu, po czym przykrył nas
obu kołdrą. Pocałował mnie w policzek, a następnie złapał mnie za krocze.
Jęknąłem cicho w jego usta. Było mi gorąco z tego wszystkiego.
-Nie miałem pojęcia, że potrafisz urządzać tak urocze sceny
zazdrości – szepnął. – Kto by się tego po tobie spodziewał.
Shiroyama naparł kolanem na mojego penisa. W tym momencie
poczułem, że nie mogę być już dłużej w żaden sposób zły. Poruszał nogą,
dociskał lekko prącie do mojego ciała, masował je, aż w końcu wyrwał się ze
mnie ponętny jęk aprobaty dla jego działań. Sam ściskałem w dłoniach jego
pośladki.
Aż tu nagle dzwonek do drzwi. Zamarliśmy z Yuu w naszych
pozycjach. Byłem naprawdę zdziwiony i jednocześnie zaskoczony, bo dochodziła
druga w nocy. Shiro zsunął się ze mnie i ubrał swoją koszulkę.
-Chcesz otworzyć? – nie kryłem zdziwienia. – O tej porze to
pewnie jakiś psychol, Yuu.
-Przynajmniej wyjrzę przez wizjer – odparł.
I poszedł otworzyć. Leżałem tak chwilę, aż usłyszałem, jak
Shiroyama otwiera drzwi wejściowe. Coś mnie ścisnęło za gardło i zerwałem się z
łóżka. Wyjrzałem na korytarz, dostrzegłem w ciemnościach, że ktoś się opiera o
Yuu. Zapaliłem światło, czego chyba później żałowałem. Akira wisiał pijany na
moim mężczyźnie, a ten krzywił się, zerkając na przybysza.
-Aki?
[Akira]
Obudziłem się z kacem na kanapie w Grocie Smoka. Byłem
przykryty miękkim, ciepłym szarym kocem, który bez wątpienia należał do Kouyou.
Pachniał zupełnie jak Kou i dostrzegłem na nim kilka jego włosów. Przykryłem
się po sam czubek głowy i bardzo mocno zaciągnąłem się zapachem Takashimy.
Bogowie, jakie to było cudowne. Podciągnąłem nogi, przekręciłem się na bok i
zakręcony w koc niczym burrito, rozmarzyłem się o tym, że przytulam się do
swojego przyjaciela. Tonąłem w tej ciszy dookoła, zapachu oraz miękkim
materiale, aż nagle usłyszałem, że ktoś wstaje. Sprężyna materacu jęknęła, ktoś
stęknął cierpiętniczo i ziewnął. Następnie usłyszałem z lekka przytłumioną
rozmowę, co mnie, delikatnie ujmując, zdziwiło. Dochodziła ona z pokoju obok,
bez wątpienia.
Otwierane drzwi, ziewanie, odgłos bosych stóp stąpających
po zimnej podłodze.
-Rany, jak dobrze, że jest sobota – oznajmił Kou.
-Oui… cieszę się, że nie pracuję w ten weekend.
-Och, no.
Chyba poszli obaj do kuchni. Leżałem tak nieco
sparaliżowany. Dopiero teraz dotarło do mnie, że byłem u nich w domu, że
przyszedłem tu w nocy i poza tym… dlaczego oni spali w jednym pokoju?
Nie pamiętałem zbytnio, jak się tutaj znalazłem. Miałem w
głowie przebłyski tego, jak już byłem w mieszkaniu. Yuu w koszulce i
bokserkach, Kou w samych bokserkach. Yuu był chyba zły, nie pamiętałem za
dobrze, natomiast Kou chyba właśnie zawlókł mnie na kanapę i przykrył mnie
kocem. Nagle uderzyło we mnie to, co mu wtedy mówiłem i poczułem, że zaraz zapadnę
się pod ziemię ze wstydu. Dlaczego akurat pamiętałem takie rzeczy, a nie te
istotne, jak to, dlaczego akurat przyszedłem tutaj oraz z kim i gdzie piłem, że
doprowadziłem się do tak beznadziejnego stanu.
-Świetnie – jęknąłem pod nosem.
Nie mogłem się pozbyć z głowy tego, jak trzymałem Kouyou za
rękę, jak mówiłem, żeby nie szedł nigdzie. Pamiętam, że wyraźnie powiedziałem
mu, że go kocham. Tak, powiedziałem mu to w końcu. Może i byłem pijany, w
konsekwencji czego nieco niepoczytalny, ale nareszcie zdobyłem się na takie
wyznanie, które bez wątpienia zostało odebrane jako żart. A przynajmniej o tym
teraz marzyłem.
Jak na kontynuację moich nieszczęść przyszedł do mnie Yuu,
by sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. Pewnie zobaczył ten rulon
nieszczęścia i pomyślał sobie, że jestem naprawdę debilem.
-Jak się trzymasz? – spytał Shiroyama. Nie miałem pojęcia
czy był zły, może nie. Zsunąłem z siebie lekko koc, by na niego spojrzeć.
Czułem, że jestem cały czerwony na twarzy.
-Dobrze… Przepraszam za to i… dzięki.
-Nie ma sprawy.
Wszedł do salonu, zamknął za sobą drzwi, co mnie zbiło z
pantałyku. Minę miał śmiertelnie poważną. Zdaje się, że jeszcze nigdy w życiu
nie widziałem go aż takiego. Zawsze był cholernie pompatyczny, jednak teraz to
było coś zupełnie innego, jakby wyższy poziom wzniosłości.
-Kou poszedł pod prysznic – oznajmił.
-Aha… to super. Fajnie, dzięki za informację.
Podszedł ku mnie, przysiadł na oparciu kanapy, po czym
westchnął ciężko.
-W końcu mogę z tobą porozmawiać. Ko prosił mnie o to już
wcześniej wiele razy, ale… to chyba już poszło za daleko.
-Ko? – zdziwiłem się na to zdrobnienie zdrobnienia, którego
użył Yuu. – O co ci chodzi.
-Chodzi o to, co powiedziałeś mu dzisiaj w nocy – odparł
grobowym tonem.
-Powiedziałem mu coś? Ja? Nic nie pamiętam – grałem
głupiego, co zdaje się wychodziło mi zawsze naprawdę dobrze. Jednakże, nie tym
razem i nie przy Shiroyamie, który nie był idiotą, by pójść na tego typu
zagrywki z mojej strony. A szkoda. – Nie no, naprawdę. Co mówiłem?
-Skończ udawać – westchnął. Między innymi właśnie to
zniechęcało mnie do niego oraz z lekka przerażało. Wiedział wszystko. –
Powiedziałeś Kouyou, że go kochasz.
-Tak? Powiedziałem, że…?
-I kochasz go, no nie?
Moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić. Miałem
wrażenie, że Yuu doskonale słyszy, jak mięsień łomocze w mojej piersi. Cała
moja twarz zrobiła się czerwone, miałem wrażenie, że policzki i uszy mi płoną.
To było zbyt dosłowne, on był zbyt dosadny. I dlaczego właśnie on? Mężczyzna,
którego nienawidziłem i gardziłem nim jak psem. Och, co ja narobiłem
najlepszego.
-O kurczę! Ale się musiałem upić – głos mi żałośnie
zadrżał. Nie, błagam. Nie chcę, by ktoś się dowiedział o tym.
-Akira, nie zmieniaj tematu. Wiem, że jesteś w nim
zakochany. I właśnie dlatego chciałbym cię w czymś uświadomić.
-Uświadomić…? Mnie…?
-Czy może wolisz poczekać, aż Kouyou weźmie prysznic i
jakoś obaj ci to przekażemy?
W głowie mi szumiało, chciało mi się pić. Przełknąłem
ślinę, oblizałem nieznacznie dolną wargę. Yuu patrzył na mnie wyczekująco,
spoglądał na mnie tymi swoimi martwymi, przeraźliwie zimnymi oczami. Kto jak
kto, ale on mógłby zabić wzrokiem, gdyby naprawdę się postarał.
-No, mów, jak już masz mi to powiedzieć. Poza tym, Kou cię
o to prosił.
Wziął głęboki wdech, jakby się szykował do czegoś naprawdę
wielkiego. Z jakiegoś powodu uderzyła we mnie jedna myśl, jednak modliłem się w
duchu, bym się mylił.
-Tylko, błagam, nie bądź zły na Kouyou, bo on by tego nie
zniósł. Chciał ci już dawno o wszystkim powiedzieć, a ja byłem jedyną osobą,
która się zapierała, by o niczym nikomu nie mówić.
-Okej, dobra. Wykrztuś już to z siebie. Jestem gotów.
Wolałem po prostu mieć już to za sobą, jednak i tak nie
sądziłem, że ta informacja, którą już przeczuwałem, wywoła u mnie aż taki szok.
Yuu ponownie wziął głęboki wdech, jakoby próbował się uspokoić, chociaż to ja
szalałem w środku. Krzyczałem wewnętrznie, by tylko nie mówił mi tego, czego
tak bardzo pragnąłem nie słyszeć.
-Ja i Kouyou… Jesteśmy razem. W związku. Jesteśmy parą.
Ludzie mówią chyba, że ktoś doznał szoku, kiedy jakaś
informacja zupełnie go ogłusza, paraliżuje i przez nią czuje się tak dziwnie
pusto. Nie dowierza. Faktycznie, byłem w tym rodzaju szoku. Gdy tylko udało mi
się nieco otrząsnąć mój umysł rozpoczął pierwszą fazę oswajania się z tą
informacją, czym była gwałtowna negacja.
-Żartujesz sobie? To niemożliwe!
-Myślałem, że właśnie tak zareagujesz – westchnął. – To
jednak prawda. On i ja jesteśmy ze sobą już trzy lata. I czy chcesz tego, czy
nie, to najprawdziwsza rzecz, jaką mógłbyś ode mnie kiedykolwiek usłyszeć.
Oni byli razem. Cholera jasna. To kłamstwo! Podłe
pomówienia!
-To na pewno nie jest ukryta kamera? – faza druga: próba
obrócenia wszystkiego w żart z nadzieją, że wszystko okaże się podłym
oszustwem.
-Nie, Akira. Mówię ci przecież, że to prawda. Kouyou sam ci
może powiedzieć.
Westchnąłem. Głowa bolała mnie coraz bardziej. Czułem, że
nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej, że zaraz walnę Shiroyamie w tę jego
kamienną twarz. Chciałem go stłuc na kwaśne jabłko, nawrzeszczeć na niego,
wyżyć się, że musiał mnie uświadamiać w tym, że jedyna osoba, jaką kiedykolwiek
darzyłem uczuciem i była moją pierwszą miłością, nie spojrzy na mnie nigdy tak
samo jak ja na nią. Bo kochałem Kouyou szczerze. Przez tyle lat zdołałem
pokochać wszystkie jego wady, oswoić się z jego podejściem do życia i nauczyć
się wszystkich reakcji. Wiedziałem, co lubił, czego nie lubił. Znałem jego
wszystkie sekrety, a przynajmniej… przynajmniej myślałem, że wszystkie. Yuu dał
mi do zrozumienia, że Kou trzymał przede mną ten związek w ukryciu, jakby się
bał, że go znienawidzę. I może coś w tym było. Chyba w tej jednej chwili
kochałem go i nienawidziłem jednocześnie. Targany takimi skrajnościami, w końcu
odezwałem się do Yuu, który prawdopodobnie czekał na jakąkolwiek reakcję z
mojej strony. Pewnie wiele nie oczekiwał.
-Czyli co mi chcesz przez to powiedzieć? Że pieprzysz się z
moim najlepszym kumplem? Że żyjecie sobie w homo światku, tak? Jasne, w
porządku. Chociaż wciąż mam nieodparte wrażenie, że robisz sobie ze mnie jaja.
-Chcę ci przez to powiedzieć, że Kouyou to tylko twój
przyjaciel. Nikim więcej nie będzie.
W tym momencie Shiroyama włączył wewnątrz mnie zapalnik
bomby i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Pragnął mnie sprowokować, bym w
końcu pokazał, na czym obaj stoimy, że ja również chciałem być z Kouyou.
Cholera! Udało mu się.
-Nigdy nie mów nigdy – odparłem. – Nie każdy związek jest
do końca życia, a zwłaszcza w takim wieku.
-W takim wieku – powtórzył po mnie z drwiną w głosie. –
Niezależnie od tego, jak bardzo byś się starał, nie zamierzam odpuścić.
-Świetnie się składa, bo ja również. A zwłaszcza teraz.
Jednakże, było trudniej, niż mogłoby mi się wydawać. Życie
ze świadomością, że mój najlepszy kumpel gustuje w facetach dodawało mi nieco
otuchy, ale i tak to było dziwne. Otwarcie przyznałem się do tego, że będę
walczył o względy Takashimy, rzuciłem Yuu wyzwanie, które chyba z góry już
przegrałem i to tylko dlatego, że nie potrafiłem być taką świnią, na jaką
chciał mnie zrobić Shiroyama. Zdobycie Kouyou równało się z jawną ingerencją w
ich związek, w zniszczenie ich relacji, w której mój przyjaciel był zdaje się
szczęśliwy. No tak, a ja nie chciałem psuć tego, co jemu sprawiało radość, nie
umiałem go skrzywdzić. To mnie jednak tylko uświadomiło w tym, że byłem lepszy
od Yuu chociaż pod tym względem. Albo po prostu wiedział, że i tak nic nie
zrobię, dlatego rozegrał to tak, a nie inaczej, chcąc mnie jeszcze kopnąć w
dumę. Świetnie, była z niego jeszcze większa kurwa, niż mógłbym się spodziewać.
Wraz z Yuu zachowaliśmy to jednak w sekrecie. Tylko my dwaj
wiedzieliśmy o naszej małej rywalizacji, co mnie nieco pocieszyło. Kouyou nie
wiedział, że byłem w nim beznadziejne zadurzony, ale wiedział już, że wiem o
ich związku. Fakt, że ich zaakceptowałem przyprawił Kou o taki atak radości oraz
ulgi jednocześnie, że mało nie umarł z tego. Musiałem się też jednak liczyć z
tym, że będą przy mnie bardziej otwarci, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Minął tydzień, listopad dobiegał końca, spadł pierwszy,
rzadki śnieg, który od razu topniał. Dopiero wtedy pierwszy raz zobaczyłem, jak
ci dwaj się obejmują i całują. Niewiele mi brakowało do tego, by po prostu
wyjść, ale się powstrzymałem. Mieliśmy z Kou iść do kina.
Kouyou uczepił się jedną ręką koszulki Yuu, a drugą
nieznacznie go objął. Shiroyama natomiast z jawną premedytacją przyciągnął do
siebie Shimę, jedną ręką obejmując go za szyję, a drugą zsuwając na jego
pośladki. Mój przyjaciel jęknął cicho, dalej całując się ze swoim facetem w
sposób wilgotny i erotyczny. Gdy przerwali, miałem wrażenie, że zaraz jeden
drugiego zaciągnie do sypialni. Patrzyli na siebie przez jakiś czas, jakby z
utęsknieniem, aż w końcu Shima pocałował jeszcze Yuu w czoło.
-No, to bawcie się dobrze. Bonne journée – oznajmił Yuu.
Splótł swoją dłoń z dłonią Shimy. No, już widzę, jak bardzo chciał, by Kou
gdziekolwiek szedł. W tym samym momencie udowadniał mi też, że ich związek, to
nie była jakaś byle jaka relacja. Zdałem sobie sprawę, że zawsze się ze sobą
długo żegnali, jednak wcześniej, gdy jeszcze nie miałem bladego pojęcia, jak
silne więzi ich splatają, nie było to takie żarliwe. Nikt jeszcze nie wyszedł,
a oni chyba już za sobą tęsknili.
No, dobra. Chyba przegrałem tę wojnę.
Gdy później szliśmy do kina, to zdawało mi się, że nie
jestem sobą. Kouyou jednak wydawał się być zupełnie niewzruszony tym wszystkim,
jakby robienie takich rzeczy z Yuu było dla niego codziennością (no, cholera,
bo przecież było), no a teraz to był zwykły przyjacielski meeting. O matko! Jak
dobrze, że szybko udzielił mi się nastrój Takashimy, bo chyba bym zwariował,
gdybym jeszcze musiał przejmować się tym wszystkim, co miało miejsce w
mieszkaniu jego oraz Władcy Ciemności.
-Hej, ale nie przeszkadza ci, że Yuu i ja jesteśmy razem? –
spytał niespodziewanie dosyć niepewnie.
-Oczywiście, że tak.
-Huh?! – spojrzał na mnie zaskoczony. – A-aki!
-Żartuję przecież. Rany, Kou! Mówiłem ci, że bez względu na
wszystko, zawsze będziemy przyjaciółmi, nie?
-Dziękuję, Akira. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Przez
tyle czasu trzymaliśmy to w tajemnicy, że teraz to prawdziwa ulga, że wiesz o
nas. Przepraszam, że nic ci nie mówiłem, tak mi z tym źle, Aki…
-Dobra, już, rozumiem. Wystarczy, bo robi się emocjonalnie
– przerwałem mu słowotok. Zaśmiał się. – Ja też się cieszę, że w końcu możemy
być aż tak szczerzy. I chociaż nie lubię Yuu, to dobrze, że wy dwaj jesteście
jednak tak zgrani.
Kłamstwo, to było jedno wielkie kłamstwo i aż mnie
zabolało, że rzuciłem tym tak swobodnie do przyjaciela. Przecież cały płonąłem
z zazdrości o tę dwójkę.
-Dzięki, to wiele dla mnie znaczy.
-No i już wiem z kim zużywasz te prezerwatywy! – zaśmiałem
się. Kou jęknął z zażenowaniem, zaczerwienił się nieco na twarzy.
-Rany, a ty zawsze wyskakujesz z takimi rzeczami tak nagle.
Nie ma o czym rozmawiać.
-Aż tak kiepski jest w łóżku? – rzuciłem prowokacyjnie oraz
poruszyłem przy tym znacząco brwiami. Błagam, powiedz mi, że ma małego albo ma
jakiś durny fetysz.
-Nie, jest nam obu bardzo przyjemnie – odchrząknął. Shima
zawsze się nieco krępował, gdy dochodziło do jakiejkolwiek szczerej rozmowy na
tego typu tematy. Konfrontacja z jego własnym życiem seksualnym chyba mu nie
służyła. Może to było też dlatego, że wolał chłopców, do czego nigdy nie chciał
się przed nikim przyznać i dlatego tak się wstydził?
-Nie bój się, nie wyśmieję cię – westchnąłem.
-No bo wiesz… Jesteśmy po prostu dosyć aktywni.
-Aktywni? – nie kryłem zdziwienia. – W jakim sensie?
-My to… parę razy… dziennie czasem… no… różnie.
Spojrzałem na niego jak na ostatniego idiotę, przekręcając
lekko głowę w bok. Nie do końca byłem pewny, co takiego miał na myśli.
-W sensie, że parę razy dziennie się rżniecie?
Twarz Shimy była teraz czerwona jak pomidor, co uznałem za
jednoznaczną odpowiedź.
-No, ale przy nim chyba tak nie buraczysz, jak przy mnie
teraz?
-Nie, bo wiesz, z nim jest trochę inaczej. Dla mnie jesteś
po prostu moim najlepszym przyjacielem, a z nim robię wszystko, więc to wygląda
bardziej… Wiesz.
Nie wiem…
-No fakt, robisz z nim w i ę c e j.
Spędzenie całego dnia z Shimą dało mi do zrozumienia, że
musiał się cholernie męczyć z tym wszystkim. Yuu był jego oczkiem w głowie, gdy
tylko nadarzyła się okazja, to zawsze wtrącał coś o nim. Mało mi brakowało do
tego, by kazać mu się zamknąć. Poważnie mnie irytował. Nawet po powrocie do
akademika wciąż czułem się, jakbym tonął w blasku Yuu. W oczach Shimy, Władca
Ciemności był chyba kimś niemal świętym. Byłem zirytowany do tego stopnia, że o
mało bym mu nie powiedział, że to na mnie powinien w końcu zwrócić uwagę. Po
tylu latach pragnąłem jedynie chociaż jednego, czułego pocałunku od niego.
[Yuu]
Z początkiem grudnia zaczęły się prawdziwe śnieżyce. Kouyou
był uradowany, że w końcu zrobię użytek z rękawiczek od niego. Faktycznie, były
ciepłe i miłe w dotyku, nic dziwnego, że Kou je dla mnie wybrał. Poza tym,
miały uroczą śnieżynkę wyszytą błyszczącą złotą nitką. Shima promieniał, gdy
widział mnie w tych rękawiczkach, doprawdy. To było aż nieco śmieszne, ale to
nic. Cieszyła mnie radość Ko.
Równocześnie z rozpoczęciem grudnia zacząłem cierpieć na
bezsenność. Wielokrotnie było już tak, że Shima leżał obok mnie i spał w
najlepsze, a ja nie mogłem zmrużyć oka. Tak samo było i tej nocy. Ko leżał
odwrócony plecami do mnie, był pogrążony w spokojnym śnie. Czułem odprężenie,
jakie od niego biło, a ciepłe plecy przylegały do mojego boku. Leżałem na
plecach i zmęczonym wzrokiem wpatrywałem się w sufit. Przejmowałem się ostatnio
wszystkim; studiami, pracą, rodziną, no i oczywiście swoim chłopakiem. Nie
miałem jakiś specjalnych problemów na uczelni, jednak praca licencjacka była
czymś, co przyprawiało mnie o niemały stres. Jeszcze do tego pracowałem o
nienormalnych godzinach i rodzice ostatnio zaczęli się kłócić. Świetnie. Nie
wspominając już o nodze Kou, która zaczęła go boleć, zapewne z powodu
gwałtownej zmiany pogody, bo ostatnio odpuścił ćwiczenia i starał się nie nadwyrężać
kolana. Nie zmieniało to faktu, że ból, jaki mu doskwierał był naprawdę
paraliżujący, co mogłem stwierdzać po tym, jak czasami pod wieczór skręcał się
w spazmach bólu. Co dodatkowo mnie martwiło toto, że brał naprawdę silne leki
przeciwbólowe. Niby były przepisane od jego lekarza, ale wciąż przejmowałem się
jego zdrowiem. Dodatkowo ogarniała mnie złość, że w żaden sposób nie jestem w
stanie ulżyć swojemu chłopaki.
W piątkowy wieczór wpadłem na Yutakę w autobusie. Jechałem
akurat do pracy, gdy mężczyzna mnie zauważył. Podszedł do mnie i coś mówił,
niestety nie słyszałem go, gdyż miałem włożone słuchawki w uszy i patrzyłem na
mijane ulice za oknem. Śnieg powoli prószył z nieba, czułem, że ogarnia mnie
chłód na samą myśl, że muszę wyjść z autokaru i przemierzyć jeszcze dwie ulice
pieszo przez zaspy. Wówczas poczułem mocne szturchnięcie w ramię. Spojrzałem
nieco zdezorientowany na Tanabe, poruszał ustami.
-O rany, hej – wyjąłem słuchawki z uszu. Yutaka dosiadł się
do mnie, zaśmiał się nieco, widząc moje lekkie zaskoczenie.
-Cześć.
-Co mówiłeś?
-Gdzie jedziesz?
-Do pracy – schowałem słuchawki do kieszeni kurtki,
niedbale je ówcześnie splątując. Telefon wetknąłem do plecaka, w którym miałem
rzeczy na zmianę.
-Do pracy? – zdziwił się. – Gdzie pracujesz?
-Niedaleko stąd w barze.
Podałem mu nazwę baru i jego dokładne położenie.
Powiedział, że nigdy wcześniej tam nie był.
-Wpadnij kiedyś. Możesz nawet dzisiaj, robię naprawdę dobre
drinki.
-Tak? – uśmiechnął się. – Masz jakiś ulubiony do polecenia?
-Hm… chyba Cosmopolitan. Przynajmniej klientki zawsze biorą
Cosmopolitan albo Mojito… Może AMF?
-AMF?
-Adios Motherfucker. Pewnie nazwali tak ten drink, bo
każdy, kto chce go wypić udaje wielkiego kozaka przed innymi, a chwilę po
wypiciu zalicza zgona.
Yutaka roześmiał się na to stwierdzenie z mojej strony.
Zawtórowałem mu.
-Lubię twoje poczucie humoru – oznajmił.
-Naprawdę? Bardzo mi miło w takim razie. To jak, wpadniesz
kiedyś do mnie do baru?
-Do ciebie? Z wielką chęcią!
Yutaka przyszedł jeszcze tego samego wieczoru. Ruch był
dzisiaj wyjątkowo spory, dlatego nie porozmawialiśmy zbytnio ze sobą. Jednakże,
co mnie bardzo zdziwiło, Tanabe został aż do zamknięcia baru. Kiedy już
oznajmiali ostatnim klientom, że naprawdę powinni opuścić lokal, kazałem im
zostawić Tanabe. Oznajmiłem, że to mój przyjaciel i później będziemy razem
wracać. Koledzy z pracy nieco się zdziwili, to fakt, ale jakoś tego nie
komentowali, co więcej, ucieszyli się, że ktoś został do pomocy, by posprzątać.
Uwinęliśmy się z bałaganem szybciej niż zwykle i zostało tylko uzupełniane
lodówek z sokami oraz innymi napojami. Tanabe pomógł mi wykładać towar, co było
naprawdę miłym posunięciem z jego strony.
-Wiesz, wcale nie musisz tego robić – powiedziałem,
wykładając z kartonów ostatnie puszki z Redbullem. – Pewnie jesteś zmęczony,
dochodzi trzecia.
-Nie jestem ani trochę zmęczony. Ale pewnie ty jesteś…
-Może trochę. Jednak jakoś nie czuję się wyczerpany, mam
jeszcze sporo energii.
-Tak? To dobrze! Twoja praca wygląda na męczącą.
-Lubię ją – zaśmiałem się. – Może i pracuję praktycznie w
nocy, ale naprawdę cieszę się z tej roboty.
Wyłożyłem ostatniego Redbulla na półkę w lodówce, zgniotłem
karton i popatrzyłem na Yutakę. Patrzył na mnie uważnie, jakby chciał mi
powiedzieć coś nieco zabawnego.
-Co? – spytałem, posyłając mu uśmiech. – Bawi cię coś?
-Nie, nie. Po prostu się cieszę, że mogę spędzić z tobą
czas. Nawet jeśli u ciebie w pracy i praktycznie w nocy… Sam rozumiesz. Możemy
gdzieś iść jeszcze dzisiaj, jeśli nie masz nic przeciwko.
-W zasadzie to nie mam nic przeciwko.
I skończyło się na tym, że poszliśmy na miasto. Wypiłem
może dwa piwa i chyba niepotrzebnie, bo w końcu uderzyło we mnie wyczerpanie i
to, że napiłem się naprawdę szybko. Alkohol błyskawicznie poprawił mi humor,
byłem niczym młody bóg i król parkietu jednocześnie. Chodziliśmy z Yutaką od
klubu do klubu i tańczyliśmy, zaczepialiśmy ludzi. Niespodziewanie, kiedy
szliśmy ku następnemu klubowi Yutaka potknął się, po czym padł na mnie w
pięknym stylu. Złapałem go, mało się samemu nie wywracając. Niewiele brakowało,
a obaj leżelibyśmy na zmrożonej ziemi.
-Gapa z ciebie – roześmiałem się. Yutaka zarzucił mi ręce
na szyję, bez skrępowania przyłożył swoje czoło do mojego.
-Przepraszam, Yuu… Jestem takim niezdarą. Jeszcze bym się
wywrócił i skręcił sobie kolano.
-No właśnie! I co ja bym wtedy… zrobił?
Wspomnienie o kolanie otrzeźwiło mnie w jednym momencie.
Pomyślałem o Kouyou, który był sam. Może spał teraz w łóżku beze mnie albo nie
spał i martwił się, bo jeszcze nie wróciłem do domu. Pomyślałem o tym, jak jego
ramiona czule oplatają moją szyję, jak mnie całuje na przywitanie. Właśnie tak
samo, jak teraz robił to Yutaka.
Nawet nie zauważyłem kiedy jego usta przywarły do moich,
jak delikatnie muska moje wargi. Czułem się dziwnie, szybko odsunąłem się od
Yutaki, puściłem go.
-Yuu…? Yuu, przepraszam! – zauważył to, jak gwałtownie się
odsunąłem. – Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłem. Naprawdę, przysięgam, Yuu.
Przepraszam.
Nie… W porządku, tylko…
-Nie lubisz mężczyzn, wiem, przepraszam. Przepraszam…
-Nie przepraszaj już – ująłem jego twarz w dłonie.
Spojrzałem mu w oczy, był bliski łez. – Nie płacz.
-Ja wcale nie chciałem.
-Dobrze, już dobrze. Nie gniewam się przecież.
-Yuu…
-Tak?
-Czy mogę… mogę jeszcze raz?
Chwilę później całowaliśmy się z Yutaką, jednak tym razem
całkiem na poważnie, stojąc w świetle mlecznego światła latarni.
*
Kouyou spał u mnie w łóżku, gdy wróciłem. Dochodziła
godzina szósta rano, na dworze było jeszcze zupełnie ciemno. Spał zwinięty w
kłębek, obok dłoni leżała jego komórka. Położyłem telefon na szafce nocnej, po
czym rozebrałem się do bielizny. Jednocześnie coś mnie tknęło, dlatego
wyciągnąłem swój telefon z plecaka, dioda sygnalizująca nową wiadomość świeciła
żywym, zielonym światłem. Aż zadrżałem po odblokowaniu ekranu. Dostałem dwa
smsy od Kouyou.
Pierwszy przyszedł wpół do czwartej;
Wszystko ok? Wracasz do domu?
Następny był trzydzieści siedem minut po czwartej;
Odezwij się, jak będziesz wracał. Nie mogę spać z nerwów.
Położyłem się obok Kouyou i objąłem go mocno. Zamruczał coś
przez sen. Zdawało mi się, że w tej jednej chwili moje serce kruszy się na
miliony kawałków, byłem nawet w stanie usłyszeć, jak poszczególne fragmenty
łamią się i spadają w jakąś ciemną, bezkresną otchłań. W ułamku sekundy
zacząłem nienawidzić siebie.
Jak mogłeś mu to zrobić – przeszło mi przez myśl, kiedy to
muskałem delikatnie plecy Ko. – Jak mogłeś go tak bestialsko potraktować.
Pocałowałem Kouyou w czoło, po czym wetknąłem nos w jego
włosy. Moje uczucie do niego było niezmienne i ciepłe.
Przyciskałem do siebie jego kruche ciało, aż nie zacząłem
płakać.
[Kouyou]
Święta spędziłem z rodzicami oraz siostrą. Był to dla mnie
dość nieciekawy okres, bo musiałem spędzić kilka dni bez Yuu. Tak bardzo
przyzwyczaiłem się już do tego, że codziennie jesteśmy razem, że jemy razem
posiłki, śpimy w jednym łóżku i robimy we dwoje całą masę innych rzeczy, że
czułem się naprawdę nieswojo. Brakowało mi ciągłej obecności mojego chłopaka,
jego złośliwych docinek, francuskich wtrąceń i opiekuńczości. Yuu jednak spędzał
święta u siebie, ze swoją rodziną. Może to i nawet było dobre dla nas obu.
Możliwe, że potrzebowaliśmy nieco umocnić więzy między rodziną i chociaż na
chwilę zapomnieć o sobie nawzajem.
-No, Kou, to jak ci idą studia? – spytała ciocia przy
wspólnym obiedzie. – Może masz tam jakąś pannę w tym Tokio?
Mało się nie zachłysnąłem na jej pytanie. Moja siostra, co
ciekawe, miała podobną reakcję na słowa cioteczki. Cała rodzina popatrzyła na
naszą dwójkę dość zdziwionym okiem.
-Telepatia rodzeństwa – oznajmił tata, kiwając głową.
-Uhum, tak – wymamrotała siostrzyczka, wycierając
pospiesznie usta serwetką.
-Nie mam żadnej panny – odpowiedziałem cioci.
-No proszę! Na pewno kogoś tam poznałeś. Nie masz żadnej
koleżanki? Przydałoby się jakieś wesele, bo moje stare kości domagają się
rozruszania.
-Ojej, ciociu, dajże mu spokój – siostra stanęła mojej
obronie. – Kou sam by powiedział, gdyby się z kimś spotykał, co nie?
Myślałem, że oczy wypadną mi z orbit. Siostra patrzyła na
mnie w ten znaczący sposób, a mnie zimny pot spłynął po plecach, miałem też
wrażenie, że pojedyncze kropelki wstępują na moje czoło. Czyli jednak wiedziała
i przez cały ten czas nikomu nic nie powiedziała.
-Oo, Akane! A co z tobą? Jak twój narzeczony, dlaczego nie
przyjechał? – podłapał wuj.
-Toshio zawsze jest na święta u siebie. Poza tym, nie
jesteśmy zobowiązani do tego, by spędzać każdą chwilę razem.
-Ci młodzi – westchnęła mama, kręcąc głową i jednocześnie
kończąc całą rozmowę.
Pod wieczór ostatecznie utwierdziłem się w tym, że siostra
wiedziała o mnie i Yuu. Akane siedziała u siebie w pokoju, a ja przyszedłem do
niej i dość niepewnie przysiadłem na jej łóżku. Siostra akurat czytała książkę.
Spojrzała na mnie, unosząc brwi z niemym pytaniu. Wziąłem głęboki wdech.
-Wiesz, o czym chcę pogadać – powiedziałem.
-Nie bardzo, chociaż się domyślam – zaznaczyła zakładką
stronę, po czym odłożyła książkę na bok.
-Chodzi o… o to, o czym była mowa przy obiedzie. Dzięki, że
stanęłaś po mojej stronie.
-Nie ma sprawy.
Zapadło między nami milczenie. Zacisnąłem wargi, bawiłem
się nerwowo swoimi spoconymi dłońmi. Akane w końcu nie zniosła tej ciszy.
Wzięła głęboki wdech.
-Tak naprawdę chcesz wiedzieć czy ja wiem o tobie i Yuu –
oznajmiła. – Wiem. I czekam tylko na to, aż w końcu przestaniecie się z tym
kryć po kątach, bo ile można. Mógłbyś powiedzieć rodzicom.
Miałem wrażenie, że robi mi się słabo, a świat jakoś
zawirował. Na zmianę przeszło przeze mnie ciepło i chłód.
-Nie powiem im o tym.
-Nie?
-Akane, mama dostanie zawału, tata też, no bo…
-Czekaj chwilę, braciszku – siostra złapała mnie za ramiona
i spojrzała mi w oczy. – Ile ty masz lat, co? Nie jesteś dzieckiem. Mama i tata
w końcu się dowiedzą, jak nie dziś, to później, a nie młodnieją i w starszym
wieku prawdopodobieństwo zawału jest wyższe. Nie mówię, że masz im o tym
powiedzieć właśnie dzisiaj, teraz, ale żebyś przynajmniej nad tym pomyślał.
Westchnąłem. Siostra potargała mi lekko włosy.
-Słuchaj, Kouyou. Jesteś moim jedynym bratem. Nieważne czy
będziesz z dziewczyną, czy z chłopakiem, ale to, czy będziesz z tą osobą
szczęśliwy.
W tym momencie wtuliłem się w swoją siostrę, jakbym był
małym dzieckiem. Akane zaśmiała się i objęła mnie mocno swoimi szczupłymi
ramionami. Cieszyłem się, że wie o mnie i Yuu, bo wiedziałem, że u niej zawsze
znajdę wsparcie. Była moją ukochaną siostrą i byłem pewny, że ona zawsze mnie
zrozumie.
Następny dzień spędziłem prawie w całości z Akirą.
Poszliśmy na sanki. Tak, my, dojrzali studenci poszliśmy pozjeżdżać z górki
niedaleko. Bawiliśmy się przy tym przednio i nie ukrywam, że taki powrót do
dzieciństwa wyszedł mi chyba na dobre. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz śmiałem
się jak wtedy. Rzucaliśmy się w zaspy, tarzaliśmy się w śniegu i zrobiliśmy
nawet małą bitwę na śnieżki.
-Ty debilu! – krzyknąłem, gdy Aki wrzucił mi śnieg za
kołnierz kurtki. Aki roześmiał się jedynie.
-Dobrze ci tak! – pokazał mi język.
Rozpędziłem się i pchnąłem go prosto w kupę śniegu, którą
ktoś zrobił, odśnieżając chodnik. Akira złapał mnie mocno za ramiona, w
konsekwencji czego obaj wpadliśmy w śniegową górę. Miałem miękkie lądowanie na
Akim. Chłopak jęknął, gdy próbowałem z niego wstać.
-Ty grubasie, ile ty ważysz. Przytyło ci się po tych
świętach. Już współczuję Yuu…
-Wal się, złamasie.
Przewaliłem się na plecy obok Suzukiego. Przyjaciel
popatrzył na mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
-Obraziłeś się? – parsknął.
-Tak i to śmiertelnie.
-O nie. Pomocy! Książę strzelił focha!
-Nie drzyj tego ryja! – nabrałem śniegu w rękę i natarłem
nim twarz Akirze.
Wieczorem przyszedł do mnie Yuu. Mieliśmy iść razem na
spacer.
-Masz mokre włosy – stwierdził, gdy wpuściłem go do
przedsionka.
-No, rzucaliśmy się z Akirą na śnieżki i niedawno wróciłem.
-Zostajemy tutaj, jeszcze się przeziębisz – pokręcił głową.
– Przebrałeś się chociaż?
-Widzisz, że mam na sobie świąteczny sweterek.
-Faktycznie – zaśmiał się.
Zostaliśmy u mnie w pokoju. Popijaliśmy grzańca i
oglądaliśmy streamy ze strzelankami. Yuu był jakiś nieswój, chociaż twierdził,
że wszystko z nim w porządku.
-Jesteś pewny? – oparłem mu głowę na ramieniu. – Od
jakiegoś czasu zachowujesz się naprawdę dziwnie.
-Wydaje ci się – pogłaskał mnie po policzku.
I tak leniwie zleciał nam czas, aż Yuu musiał w końcu
wrócić do siebie. Odprowadziłem go kawałek, kiedy to niespodziewanie Yuu złapał
mnie za dłoń. Spojrzałem nań zaskoczony. Chłopak jedynie zacisnął swoje palce
na moich i wetknął swój nos bardziej w szalik. Spojrzałem na dzielące nasze
dłonie rękawiczki. Uśmiechnąłem się.
Chyba pierwszy raz tego dnia złapał mnie za dłoń
publicznie. Nawet, jeśli na dworze nie było żywej duszy, a ciemność wokół
rozświetlały jedynie pojedynczo stojące latarnie, to moje serce przyspieszyło
gwałtownie.
-Koyou, muszę ci coś powiedzieć – oznajmił.
-Rany, jak poważnie brzmisz.
-Nie, naprawdę. Muszę ci o czymś powiedzieć, bo w końcu… W
końcu nie wytrzymam tego napięcia. Kou, ja… ja…
-Tak? – starałem się go zachęcić do mówienia, bo widziałem,
że się wahał. Miałem wrażenie, że zaraz się zająka na śmierć. – Yuu, co chcesz
mi powiedzieć.
Niespodziewanie Yuu chwycił mnie za ramiona i pochylił
mocno ku sobie. Mało się nie przewróciłem, jednak utrzymałem równowagę.
Pocałował mnie w policzek, a następnie w usta. Zamruczałem ze śmiechem.
-Hej, ktoś nas zobaczyć i co wtedy? Co mi chcesz w końcu
powiedzieć?
-Że cię bardzo… mocno… darzę… uczuciem.
Westchnąłem tylko. Yuu był cały czerwony na twarzy, co
byłem w stanie dostrzec nawet przy tak słabym oświetleniu.
-Ja ciebie też, Yuu. Ja ciebie też.
Wszystko powoli nabierało tempa. Miałem wrażenie, że mój
związek z Yuu wkroczył jakby na wyższy poziom i byłem szczęśliwy. Mój najlepszy
przyjaciel o nas wiedział, mieszkaliśmy we dwoje i kochaliśmy się. Nie
potrzebowałem niczego więcej, chociaż słowa Akane kroczyły za mną dzień w
dzień. Wiedziałem, że rodzice muszą w końcu się dowiedzieć, że Yuu i ja
jesteśmy parą, że wolę mężczyzn. Jednakże, nie miałem w ogóle pojęcia, jak
mógłbym im to wyznać. Spytałem się raz Yuu, co o tym sądził i nie wynikło z
tego nic konstruktywnego.
-Przecież Akira już wie – wymamrotał. – Cały świat ma
wiedzieć?
-Cały nie, ale przynajmniej… rodzice. Nie czujesz się źle,
że myślą sobie, że my dwoje jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi? Yuu, no –
jęknąłem, łapiąc go za dłoń. Leżeliśmy w wannie. Od jakiegoś czasu naszym
ulubionym zajęciem były wspólne kąpiele. Nie ukrywam, bardzo mnie odprężały.
-Czy ty znowu próbujesz ze mną tych samych sztuczek? Nie
będziemy nikomu nic o tym mówić. A przynajmniej na razie.
-Ale z ciebie buc – burknąłem.
-Daj spokój. Nigdy nie wiesz, co może się wydarzyć. Może… -
urwał. Zmarszczyłem lekko brwi.
-Może?
-Już nic. Zapomnij.
-Nie poznaję cię od jakiegoś czasu – stwierdziłem,
puszczając jego dłoń. Wyprostowałem się, patrząc na niego. – Zawsze byłeś taki…
nieprzystępny, ale ostatnio przechodzisz sam siebie. Serio, Yuu, co się dzieje?
-Nic.
-Nic?
-No nic się nie dzieje. Ja pierdolę, o co ci chodzi?
Wstał, wyszedł z wanny i wtarł się. Okręcił się ręcznikiem.
-Dlaczego uciekasz od rozmowy?
-Nie uciekam.
-A co właśnie robisz? Martwię się o ciebie, nie rozumiesz?
Coś się stało i nie chcesz mi powiedzieć? Przecież się od ciebie nie odwrócę,
wiesz to dobrze.
-Nie? Nie odwrócisz się?
-No nie.
Zacisnął wąsko wargi, jakby się nad czymś głęboko
zastanawiał, w końcu wydusił z siebie;
-Chcę spać dzisiaj sam.
-Yuu, no co ty…
Wyszedł szybko z łazienki. Coś mnie jakby ukłuło w okolicy
serca, a przed oczami mi na moment pociemniało. Oparłem się o brzeg wanny tyłem
głowy i zacząłem się zastanawiać nad tym, jak ostatnimi tygodniami wyglądała
nasza relacja. Dużo się śmialiśmy oboje, chodziliśmy razem do kina, byliśmy raz
na zakupach. Parę razy zrobiliśmy kolację. Przytulaliśmy się, czasem
całowaliśmy… Nie było na co narzekać. Nie kłóciliśmy się jakoś specjalnie
często, czasem się posprzeczaliśmy o drobnostki, ale tak to było nam ze sobą
dobrze. Uderzyła mnie jednak niespodziewanie myśl, że nagle urwało się nasze
życie seksualne. Mniej więcej od połowy grudnia nie współżyliśmy ze sobą ani
razu, a była już prawie połowa stycznia. Nocami tuliłem się do Yuu, próbowałem
zainicjować pieszczoty. Wielokrotnie było tak, że gdy ja próbowałem go jakoś
pobudzić, to on odwracał się do mnie tyłem. Czasami próbowałem go jakoś wtedy
drapać po plecach, karku, jednak on kazał mi przestać i mówił, że jest
zmęczony. Dawałem mu wtedy spokój, bo nie chciałem go jednak przymuszać do
seksu. Nawet nie zauważyłem, kiedy to tak zleciało. Praktycznie miesiąc bez
stosunku.
Jakoś udało mi się przetrwać noc bez Yuu. Następnego dnia z
samego rana spytał się mnie czy wciąż jestem na niego zły. Odparłem, że nie
byłem i nie jestem. Było mi jedynie przykro, że tak mnie potraktował.
-Przepraszam – mruknął. Siedzieliśmy razem na kanapie i
jedliśmy śniadanie, oglądając wiadomości. Wcisnąłem mu następną kanapkę.
-W porządku. Ale mógłbyś w końcu nie uciekać od takich
rozmów. I… Mam takie pytanie.
-Słucham – przeżuł kęs kanapki i ją połknął. Wziął łyk kawy
z mlekiem.
-Pamiętasz tę noc, kiedy wróciłeś późno z pracy?
Chłopak spojrzał na mnie znad kubka. Wciąż przykładał wargi
do jego krawędzi.
-A coś się stało? Ktoś ci coś mówił? Chyba pamiętam.
-Nikt mi nic nie mówił, ale to dobrze, że pamiętasz.
Chciałbym tylko wiedzieć czy coś się może wtedy wydarzyło.
Yuu mało nie zakrztusił się kawą. Odłożył kubek, kaszląc.
-Co się miało wydarzyć?
-Nie wiem, ty mi to powiedz. Po prostu od tamtej pory nie
spaliśmy ze sobą ani razu.
-Nie, nic się wtedy nie stało. Mieliśmy wtedy masę
sprzątania, jeszcze robiliśmy remanent w alkoholach i tak wyszło. Już cię
przepraszałem za to.
-Nie obchodzą mnie teraz twoje przeprosiny. Chcę tylko
wiedzieć, co się wtedy stało, bo jakoś nie wierzę, że przez to nagle tak bardzo
zacząłeś unikać współżycia ze mną.
-Co ty mówisz?
-Mówię tylko, że nie chcesz ze mną spać. Dopóki jest jak
teraz, to w porządku, ale gdy próbuję cię nakłonić do czegoś więcej, to
zaczynasz mnie od siebie odpychać. Nie rób tego, proszę – złapałem go za palce
lewej dłoni. – Rozumiem, że czasem jesteś mną zmęczony, że masz mnie pewnie
dość i też swoje problemy, o których nie chcesz mi powiedzieć. I nie masz
pewnie też wtedy ochoty na spędzanie ze mną czasu, na bycie ze mną, na
uprawianie seksu, o który ja cię męczę. Ale, do cholery, znajdź już nieco
lepszą wymówkę albo powiedz mi prawdę.
Po tej rozmowie wieczorem uprawialiśmy w końcu seks.
Leżeliśmy u mnie w łóżku, Yuu z uczuciem pieścił mnie i
całował. Drżałem pod jego najmniejszym dotykiem. Już dawno nie czułem takiej
przyjemności. Shiro posuwał mnie mocno, z całych sił. Wisiał nade mną, rozsuwał
szeroko moje nogi. A ja postękiwałem głośno, niemal krzyczałem, ściskając w
dłoniach prześcieradło i poduszkę. Było mi gorąco, mało brakowało, a bym gdzieś
odleciał. Łapczywie łapałem oddech, dyszałem, a on nagle mocno pochylił się
nade mną, położył się na mnie. W tym momencie objąłem go nogami. Zacisnąłem
swoje wilgotne, naznaczone malinkami uda wokół jego pasa a on wsunął w moje
usta swój wilgotny język. Zamruczał, łącząc nasze usta w mokrym pocałunku. I
wówczas miałem orgazm. Był on jednocześnie szybki i silny. Jedną dłoń
zacisnąłem na włosach Yuu, co zapewne sprawiło mu ból, a drugą przejechałem mu
paznokciami po karku, plecach, aż złapałem go z całych sił za pośladek. Niemal
krzyknąłem w jego usta, uniosłem oczy ku górze i najnormalniej w świecie miałem
wytrysk. Trzymałem się go jeszcze kurczowo, chociaż już nie mogłem. Wplątałem
dłoń w jego włosy i czekałem, aż on przeżyje dokładnie to samo. W końcu miał
orgazm. Stęknął, zamykając oczy. Przyspieszył ruchy biodrami, przestał mnie
całować, przycisnął moje ciało mocniej do materacu. I doszedł z głębokim jękiem
na ustach.
Pękła nam prezerwatywa, co odkryliśmy chwilę później, gdy
Yuu już ze mnie wyszedł i ją zdjął. Na szczęście nic nie wyciekło wewnątrz
mnie. Mój chłopak śmiał się, że jeszcze bym w ciążę zaszedł i mielibyśmy
problem.
-Byłbyś tatusiem – roześmiałem się. Yuu położył się obok
mnie. Przytuliliśmy się do siebie.
-Jeszcze dzieciaka w tym cyrku brakuje – parsknął.
-Mhh – pocałowałem go w czoło.
Nagie ciało Yuu splatało się z moim. Co jakiś czas całowałem
go w policzek lub w szyję. On sam mruczał, miał zamknięte oczy. Czułem, jak
jego ręka sunie po moich plecach i delikatnie drapie mnie wzdłuż kręgosłupa –
od karku aż po lędźwie. Przysnąłem z tego wszystkiego i obudziłem się, gdy
zbliżała się dziewiąta. Shiroyama leżał odwrócony do mnie plecami, spał.
Przysunąłem się do niego, objąłem go w pasie i pocałowałem w kark. Poleżałem
tak przy nim chwilę, aż stwierdziłem, że muszę iść do toalety. Ubrałem więc
bokserki i koszulkę, wyślizgując się uprzednio z ciepłego łóżka i
pomaszerowałem do łazienki. Załatwiłem swoją potrzebę i usłyszałem, że dzwoni
moja komórka. Zostawiłem telefon w salonie, szybko poszedłem odebrać
połączenie. Dzwonił Akira.
-Nie wiem już, który raz dzwonię, śmieciu – oznajmił na
przywitanie.
-Spaliśmy – odparłem, ziewając. Przysiadłem na
podłokietniku kanapy. – Niedawno się obudziłem. Co chcesz?
-Nie zostawiłem przypadkiem u was portfela?
-Nie sądzę, ale sprawdzę. Nie wychodziłeś gdzieś później,
jak od nas wyszedłeś?
-Byłem w barze.
-To może tam ci wypadł? Pamiętasz, gdzie jest ten bar?
-Za nic nie płaciłem i nie przypominam sobie, bym go w
ogóle wyciągał – westchnął.
-Zobaczę jeszcze u nas. Dużo forsy miałeś?
-Kilkanaście jenów, kartę kredytową, legitkę i bilet.
-Zadzwoń do banku, żeby zablokowali kartę, tak na wszelki
wypadek. Jeszcze się rozejrzę.
-Spoko, jasne. Dzięki, Kou.
-Nie ma sprawy, brachu. Powodzenia.
Rozłączyłem się i uświadomiłem sobie, że powinienem obudzić
Yuu do pracy. Dzisiaj zaczynał później, ale musiał jeszcze się wyszykować.
Zaszedłem do sypialni i usiadłem przy swoim śpiącym chłopaku. Jak na ironię,
teraz ktoś dzwonił do niego. Pochyliłem się nad wyciszonym urządzeniem, by
sprawdzić, kto taki dzwonił, po czym zastygłem jak kamień.
Połączenie przychodzące: Tanabe
Odczekałem, aż czas oczekiwania na połączenie się zakończy,
a ekran wygaśnie. Miałem przemożną ochotę rzucić komórką Yuu o ścianę, a
następnie nim samym. Chyba wreszcie to do mnie dotarło. Niby po co Yutaka
miałby dzwonić o dziewiątej wieczorem do mojego chłopaka? Dlaczego tak mu się
narzucał? Dlaczego Yuu wrócił wtedy tak późno z pracy?
-Yuu – zamruczałem, dotykając boku partnera. – Yuu,
wstawaj, musisz iść do pracy.
Pochyliłem się nad nim. Mężczyzna jęknął coś, a ja niemal
się na nim położyłem. Poczułem, że coś mnie ściska za brzuch, chciało mi się
naprawdę płakać.
-J’ai la flemme d’aller travailler… Nie chcę – stęknął. –
Idź za mnie.
-Ale to twoja praca – pocałowałem go w policzek. – Wyrzucą cię.
-No i dobrze. Zostanę z tobą.
Złapał mnie za biodra, przerzucił mnie na drugą stronę.
Zaśmiałem się, kiedy tylko połaskotał mnie pod lewym kolanem. Po rekonstrukcji
kolana straciłem łaskotki pod prawą nogą. Ogólnie, czułem ją nieco mniej, była
prawie w połowie mechaniczna. Poza tym, nie lubiłem też, gdy Shiro dotykał
mojej prawej nogi z powodu głębokich, okropnych blizn, jakie na niej miałem. Z
początku było mi z nimi źle, nie chciałem się pokazywać nago przed swoim
chłopakiem, jednak z czasem wstyd powoli mijał. Yuu powtarzał mi, że te blizny
są częścią mojej historii i dodawały mi charakteru. Są czymś, co czyni mnie
wyjątkowym. On sam starał się o ich nigdy nic nie wspominać, by niepotrzebnie
nie wprawiać mnie w zakłopotanie.
Zaczęliśmy się całować. Leżałem na Yuu i z ochotą wpijałem
się w jego usta. Trzymał jedną dłoń na moim karku, drugą na lędźwiach. Był
skory do pieszczot, co mnie naprawdę cieszyło.
-Shiro – oderwałem się od jego ust dosłownie na kilka
milimetrów, w konsekwencji czego muskałem jego wargi swoimi. Patrzyłem mu
prosto w oczy. – Powiedz do mnie Ko.
-Ko – zamruczał i chciał kontynuować dalsze pieszczoty.
Zachłannie wpił się w moje usta. Wymieniliśmy razem kilka pocałunków, po czym
ponownie się znad niego poderwałem.
-Powiedz mi kochanie – ująłem jego twarz w dłonie. –
Powiedz, proszę.
-Kochanie – powiedział nieco z wahaniem. – Już wystarczy
tych…
-Teraz ostatnie, naprawdę.
Siedziałem na nim okrakiem z wyprostowaną nieco prawą nogą.
Spoglądał na mnie wyczekująco.
-No słucham.
-Powiedz, że mnie kochasz.
Yuu zamarł, a ja od razu poczułem, jak cały sztywnieje z
nerwów. Jego twarz zrobiła się lekko czerwona.
-Wiesz, że ja i wyznawanie uczuć nie idziemy ze sobą w
parze – odparł. – I wiesz, co do ciebie czuję.
-Ale chcę to od ciebie usłyszeć, proszę.
-Je t’aime – odparł swoją zmysłową francuszczyzną.
-Nie tak. Powiedz to normalnie. Powiedz to tak, jak
powiedziałeś mi to pierwszy i ostatni raz, trzy lata temu. Proszę.
-Kouyou, wystarczy – był cały czerwony na twarzy. Podniósł
się, spychając mnie na łóżko. – Wiesz dobrze, że nie powiem tego głośno.
-Możesz cicho.
Przewrócił teatralnie oczami.
-Nie męcz.
Wziął prysznic, ubrał się i dokładnie wyperfumował. Miał
bardzo ładne perfumy; nęcące, ale wcale nie takie ostre, o nieco wiśniowej
nucie.
-I tak będę śmierdział później papierosami – odparł na moją
uwagę o tym, że oblał się tymi perfumami, jakby chciał poderwać jakąś laskę. –
I jedyne dziewczyny, jakie się do mnie czepiają, to te pijane, gdy chodzę
między stolikami i zbieram szklanki.
-Mhm, hej, a miałbyś coś przeciwko, gdybym kiedyś wpadł do
ciebie do baru?
-Do mnie?
-No wiesz, czasami nie chcę być sam wieczorem.
-No, jak chcesz. Już tam parę razy byłeś, no nie?
-Byłem – poprawiłem mu koszulkę, odgarnąłem jego niesforny
kosmyk włosów za ucho. – Robisz dobre drinki.
-Starałem się dla ciebie – pocałował mnie w szyję.
Wplątałem dłoń w jego włosy, a on całował mnie zaborczo, robiąc mi jedną
wielką, siną malinkę na skórze. Miałem wrażenie, że Yuu był nienasycony, jeśli
chodziło o dzisiejsze pieszczoty. Przyssał się do mnie i nie chciał puścić.
-Tak? – zachichotałem.
-Mon flacon de neige… Je bande.
-Hm? Co to znaczy?
-Jesteś moją śnieżynką i znowu mam na ciebie chęć –
zamruczał mi do ucha.
Kilka minut później wyszedł. Zadzwoniłem wówczas do Akiry.
[Akira]
-Przysługa? A znalazłeś mój portfel?
-Nie znalazłem go u nas. I tak, mógłbyś coś dla mnie
zrobić?
-Całe życie do usług. Co się wydarzyło?
-Wiesz może, gdzie pracuje Yuu?
Zamarłem na moment. Nie byłem pewny, o co może mu chodzić.
-Chyba w barze, no nie? – mruknąłem nie do końca świadom
tego, o co może mnie poprosić mój przyjaciel.
-Tak, tak, ale czy wiesz może gdzie znajduje się ten lokal.
-Nie bardzo. Może, jakbyś mi go opisał, to bym skojarzył.
-Kurczę, to bar jak każdy inny – jęknął. – Chociaż… Wchodzi
się tam po schodkach w dół, jakby do piwnicy.
-Całkiem możliwe, że coś kojarzę. Łatwiej by mi było,
gdybyś podał mi adres albo nazwę lub chociaż, jaki bus tam jeździ.
-Rany, nie pamiętam, naprawdę.
-Chuj z tym. Gadaj lepiej, po kiego ciula mam wiedzieć,
gdzie pracuje WC.
-No bo… bo… - zająknął się.
-Booo?
-Nie wiem do końca, jak ci to powiedzieć.
-No co? Zdradza cię? – rzuciłem pierwszą lepszą rzecz, jaka
w tym momencie przyszła mi na myśl i zaraz tego pożałowałem. Kouyou milczał. Ta
cisza trwała tak długo, że już myślałem, że się rozłączył, ale nagle
usłyszałem, jak pociąga nosem. – Kou, zapomnij co powiedziałem. Ja tylko…
-Nie wiem, wolałbym nie.
-Rany! Stary, tylko nie becz tam. Mam przyjść? Przyniosę
pizzę z anchois.
-Nie masz przecież jak za nią zapłacić – zachlipał.
Ewidentnie zaczął płakać. Ta sytuacja była naprawdę żałosna. Mój najlepszy
kumpel i obiekt moich westchnień jednocześnie płakał przez faceta, którego
nienawidziłem i był moim rywalem, a ja nie miałem nawet kasy, żeby dostać się
jakoś do przyjaciela i wspomóc go pizzą.
-No dobra. To postaram się znaleźć portfel i przy okazji
zajdę jeszcze dzisiaj do tego baru, gdzie pracuje WC. Nie wiem tylko czego mam
się spodziewać według ciebie.
-Ja też nie mam pojęcia, Aki
Skończyło się na tym, że znalazłem portfel w plecaku. Nie
miałem pojęcia, jak to możliwe, że tam był, w końcu przeszukiwałem torbę dwa
razy i wszystko z niej wysypywałem. W każdym razie, bardzo się cieszyłem, że
moja zguba się odnalazła. Pozostała mi jednak jeszcze jedna rzecz do wykonania.
Czułem się niczym ninja ruszający na przeszpiegi, gdy
przekraczałem próg baru, w którym prawdopodobnie pracował Władca Ciemności.
Zabrałem ze sobą obstawę, że tak to ujmę, młodszego kolegę, który miał za
uszami chyba więcej niż niejeden imprezowy student. Stworzonko ledwo
przekraczające metr sześćdziesiąt o zjawiskom imieniu Takanori, prezentując się
w swej pełnej krasie wkroczyło przy moim boku do jedno z najbardziej gustownych
barów, w jakim kiedykolwiek byłem. Kouyou miał rację, wchodziło się zupełnie jak
do jakiejś piwnicy, ale, na moją miłość do niego, piwnicy to zupełnie nie
przypominało. Elegancko oświetlone i wyposażone pomieszczenie nie było miejscem
dla takich studentów jak ja czy on. Jednak, gdy tylko przybliżyłem Takanoriemu
wygląd baru, czy też może raczej jego wejście, gdyż tylko taką informację
uzyskałem od Kou, ten od razu wiedział, gdzie jest lokal i od razu nakazał mi
się odpowiednio ubrać.
-Nie jakoś elegancko, ale jak na popijawę z kumplami też
się nie ubieraj – oznajmił, przeszukując mi szafę.
-Smarku, zostaw moje rzeczy, bo wylecisz oknem.
-Próbuję ci pomóc – odparł z głębokim westchnięciem. – Nie
możesz wyglądać jak menel.
Ta noc była jedną z najdziwniejszych nocy w moim życiu.
Takanori zdecydował się mi pomóc i dość bezinteresownie, a nie wyglądał na
kogoś, kto oddaje komuś przysługę bez chęci późniejszego zysku. Byłem jednak
pewny, że gdyby potrzebował później pomocy, to miałby mnie zobowiązanego do
tego, by takową okazać. Poszedł ze mną do baru, po którym kręcili się różni
ludzie, jednak łączyło ich na pewno jedno – pieniądze. Nie był to lokal dla
snobów, co to, to nie, ale ceny drinków mówiły same za siebie.
Przysiedliśmy w wolnej loży, nieco oddalonej od baru.
Rozbiegane oczka Takanoriego patrzyły na wszystkich dookoła.
-Zdaje się, że dzisiaj mają mały ruch – oznajmił w pewnym
momencie.
-Tak?
-Byłem tu ostatnio pół roku temu, wszystkie loże były
zarezerwowane, a ludzie się gnietli po kątach, bo nie było miejsca.
-Najwidoczniej lokal podupada.
-Nie wydaje mi się. Zawsze jak tędy przechodzę, to ludzie
walą tu drzwiami i oknami. Po prostu jest cichy dzień i tyle.
-Mhm, dobra. Zamawiamy coś?
-Piwo?
-Piwo – odparłem zgodnie z nim. Takanori się roześmiał. – I
jeszcze coś, mógłbyś się rozejrzeć za takim jednym barmanem? Mój wzrost,
umięśniony.
-Jakieś konkretne znaki szczególne?
Na nic lepszego nie wpadłem, dlatego wyciągnąłem telefon i
pokazałem mu zdjęcie Yuu, które miał ustawione na profilowe na facebook-u. Nie
byliśmy znajomymi, więc nic lepszego nie mogłem mu pokazać. Mój towarzysz
jednak od razu rozpoznał kelnera.
-To ciacho! – niemal krzyknął. – Pamiętam go, o kurwa.
-Ciacho? Z charakteru już nie jest taki milusi.
-Cicho, brałbym i tak. No ale, po co ci on?
-Ten facet chodzi z moim najlepszym kumplem – odparłem. –
Wiesz którym?
-Z tym, którego ty kochasz, ale się nie chcesz do tego
przed nim przyznać?
Czułem, że uszy oraz policzki mi płoną.
-Tak, dokładnie z tym samym. Chodzi o to, że właśnie ten
mój kumpel nie jest do końca pewny co do wierności tego dupka. I dzisiaj
jesteśmy tu na przeszpiegach, żeby sprawdzić, co on w tej robocie odpierdala.
-Prawie jak jacyś detektywi… Albo lepiej! Jak tajni agenci!
-Dobrze, Agencie T., spoczywa na tobie misja pójścia po
piwo i sprawdzenia naszego barmana. Gotowy?
-Jak nigdy, Agencie A.!
-Wybornie.
Dałem Takanoriemu swoją kartę, żeby mógł zapłacić za nas
obu. Powiedziałem mu też, że nie musi mi oddawać później pieniędzy, bo i tak
robił mi już niezłą przysługę. Czułem, że później i tak odwdzięczę mu się sam z
siebie, chociaż jeszcze pojęcia nie miałem jak. Minęło około dwadzieścia minut,
gdy Takanori wrócił do naszego stolika. Trzymał dwa kufle z zimny, jasnym
piwem. Oddał mi kartę, a ja zacząłem go przesłuchiwać w sprawie jego
samodzielnego wypadu.
-Obsługiwał mnie – oznajmił, zatapiając wargi w piance.
Westchnął z zadowoleniem, zdaje się, że zimne piwo było czymś, o czym marzył
przez cały dzień.
-Tak? O, masz tu pianę – pokazałem na swoje zagłębienie pod
nosem.
-Rany, dzięki – wytarł się szybko wierzchem dłoni.
-Nie ma sprawy. I jak? Rozmawialiście o czymś? Czy taka
była kolejka?
-Zagadnąłem go o dzień i pracę, no wiesz. Nic konkretnego
czy osobistego. Był miły, uśmiechał się do mnie, no ale to część jego roboty.
Rany, gdyby nie był zajęty, to bym zaczął z nim tam potwornie flirtować. I
wyglądał na takiego znudzonego.
Westchnąłem.
-No nie wiem… Może jeszcze trochę zaczekamy?
-Nie ma sprawy. Mnie się i tak nigdzie nie spieszy.
Z jednej strony chciałbym, żeby WC zaczął podrywać jakąś
klientkę albo klienta lub odwalił coś gorszego. Wtedy mógłbym powiedzieć Kouyou,
że ten śmieć go zdradza i by się pewnie rozstali. Z drugiej strony, wolę, by
była to nieprawda, bo nie chciałbym, żeby Kou cierpiał. Przez coś takiego…
Skończyło się na tym, że postawiłem Takanoriemu trzy
następne piwa. Taka za każdym razem kupował wszystko sam i płacił moją kartą. W
końcu jednak coś się zadziało, nic konkretnego.
-Ktoś do niego przyszedł? – nie kryłem zainteresowania. –
Kto?
-Jakiś facet, hm… Na oko nasz wiek, bardziej twój. Taki
słodki chłoptaś z wyglądu.
-Co? Dziwkę sobie załatwił?
-Ale spoko. Tylko się przywitali, porozmawiali o pracy
tego… nie wiem jak on miał…
-Yuu.
-O, tak, właśnie. O pracy Yuu i wtedy tamten zamówił drinka
i… no siada tam, obok – Takanori wskazał głową lożę przed nami. Odwróciłem się
lekko, by mieć lepszy widok, po czym zamarłem. Kojarzyłem tego chłopaka, to był
kolega Kouyou ze studiów. Parę razy spotkałem go w Grocie Smoka. Nazywał się
jakoś tak podobnie do Yuu.
-Yutaka?
-Tak się nazywa?
-Chyba tak.
-Hm, Yuu nie wygląda, jakby był nim jakoś zainteresowany.
-Tak? Po czym to wnioskujesz?
-Po tym, jak go lekko odepchnął po przywitaniu, bo tamten
nie chciał się odsunąć.
Wyszliśmy niedługo przed zamknięciem lokalu. O ile zdążyłem
się zorientować, Yutaka wyszedł już jakieś dwie godziny wcześniej. Takanori też
mówił, że nigdzie go nie widzi. Zastanawiałem się czy nie zostać już całkiem do
zamknięcia, ale to oznaczałoby pewnie bezpośrednią konfrontację z Yuu, który
był odpowiedzialny za poinformowanie gości, że bar niedługo zostanie zamknięty.
Pewnie nie zniósłbym jakiejkolwiek rozmowy z WC, dlatego zadecydowałem o tym,
że wychodzimy. Poza tym Takanori wydawał się już nieco śpiący. Podałem mu jego
płaszcz, który wisiał na wieszaku przy mnie. Podziękował mi i ziewnął. Był
naprawdę zabawnym stworzonkiem, momentami.
-Raju, jaki z ciebie gentleman – oznajmił.
-Nie dosiągłbyś do wieszaka ze swojego miejsca. Jesteś mały
i masz króciutkie rączki.
-Cofam to, co powiedziałem – burknął, wkładając na siebie
ubranie wierzchnie. Poszedłem jego śladem. Ruszyliśmy do wyjścia. Nim weszliśmy
na schody, posłałem ostatnie spojrzenie w stronę baru. Yuu stał za kontuarem i
patrzył w naszą stronę, konkretnie to spoglądał tym swoim ostrym wzrokiem
wprost na mnie. Pewnie gdyby mógł, to zabiłby mnie samą mocą tego czarnego i
zimnego spojrzenia.
W autobusie Takanori oparł się o moje ramię i zaczął
przysypiać. Szturchałem go lekko, aż w końcu zdenerwował się i sam walczył z
wiecznie opadającymi powiekami. Wysiadł na swoim przystanku. Podziękowałem mu
wcześniej i obiecałem, że mu się za wszystko odwdzięczę. Uśmiechnął się do mnie
jedynie, kiedy już wysiadał. Autobus odjechał, a ja patrzyłem na Takanoriego
przez szybę, z której zmyłem dłonią parę. Nie myśląc już o niczym pojechałem
prosto do Kouyou. Wcześniej wstąpiłem jeszcze do całodobowego i kupiłem coś do
jedzenia. Przeszedłem te kilkanaście metrów na mrozie do mieszkania przyjaciela
i napisałem mu przy okazji sms, że zaraz przyjdę. Zimno szczypało mnie w
policzki, dłonie mi zgrabiały. Ostatnimi czasy byłem tak roztargniony, że nawet
nie pamiętałem, gdzie zostawiłem rękawiczki.
Kouyou otworzył mi zaraz, jak tylko zadzwoniłem do drzwi.
Był cały otulony tym samym szarym kocem, pod którym ja leżałem na kanapie w
salonie w Grocie Smoka. Widać było, że nie spał i wyczekiwał tego, co mu
powiem. Policzki miał całe czerwone ze zdenerwowania, a jego oczy błyszczały,
chyba tym razem nie od łez.
-I? – zamknął za mną drzwi. Westchnąłem, kręcąc głową. –
Aki, no! Co się tam wydarzyło? Masz portfel?
-Mam, znalazłem. A tam, no wiesz, nic się nie wydarzyło.
Wyszedłem niedługo przed zamknięciem, więc możemy teraz obaj na niego poczekać –
uniosłem siatkę z zakupami w górę. – Mam mrożoną pizzę z anchois.
-Ale widziałeś go? Był? To na pewno ten bar?
-Widziałem go i uwierz mi, on solidnie wykonuje swoją
robotę.
Odgrzaliśmy razem pizzę, po czym usiedliśmy w salonie.
Kouyou ledwo zjadł jeden kawałek pizzy, z trudem przełykał. Siedział jak na
szpilkach, a ja wraz z nim. Starałem się bardzo, by jego nastrój mi się nie
udzielił, nawet dobrze mi to wychodziło. Kou w końcu oświadczył, że chyba już
dzisiaj nie zmruży oka.
-Nie martw się, ja też nie.
-Aki, przepraszam, że cię wciągam w nasze sprawy. Wcale nie
chciałem… Jest już późno, powinieneś iść spać.
-Przestań już jęczeć, zostanę z tobą.
-Ale…
Dochodziła trzecia nad ranem. Ja i Kouyou siedzieliśmy
razem na kanapie w salonie z pizzą z anchois. Shima był cały owinięty kocem,
podciągał lewą nogę pod brodę i patrzył smutnym wzrokiem przed siebie. Ja
natomiast byłem tuż obok niego, moja dłoń spoczywała przy jego. W końcu nie
mogłem się powstrzymać i chwyciłem go za rękę. Spojrzał na mnie nieco smętnie,
nieco zdziwiony i wówczas poczułem, że nienawidzę go oraz kocham jednocześnie.
Z całych tych emocji, z tej piekielnej miłości przysunąłem się do niego i
posunąłem do tego, by moje usta zetknęły się z jego. Czyli to było takie
uczucie całować właśnie te pełne wargi, które nieraz klęły na mnie lub śmiały
się wraz ze mną. Więc to było aż tak obłędne i nie do wyobrażenia bez
wcześniejszych sensualnych doświadczeń, że prawie bym zapomniał o całym
świecie. Uderzony tym, że go całuję całym sobą, że już nie panuję nad pożądaniem
i z czułością dotykam jego policzka, że powoli zaczynam ssać jego dolną wargę,
a on mi się nie opiera, ledwo usłyszałem to, jak otwierają się drzwi.
Jednak doskonale poczułem, jak Yuu wściekle łapie mnie za
włosy i odciąga od mojej ukochanej osoby.
----
Nadszedł ten czas w moim życiu, gdy nie jestem do końca pewna czy pisane przeze mnie opowiadanie jest aby na pewno pisane przeze mnie. Jakkolwiek to brzmi i cokolwiek znaczy, powyższy tekst to jedynie propaganda soku pomidorowego.
Od razu zaznaczam, że nie czytałam tego drugi raz po napisaniu, także tego...
Do następnego rozdziału~!
୧✧ᗜ✧୨
OdpowiedzUsuńJak już ci to napisałam na TT ja tu widzę AOIKI.
OdpowiedzUsuńI osobiście jeśli ta minipartówka skończy się wygraną Akiry TO JA I TAK DOPOWIEM SOBIE AOIKI ZAKOŃCZENIE XDD
A tak na poważnie to nie wiem co mam o tym myśleć XD Tu Aoiha zaraz Kaoi potem Reituha...KIM JESTEŚ I CO ZROBIŁAŚ Z TSU?!
Nie wiem rozjebałaś mi tym mózg więc na tym kończę swój wywód.
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
Cóż... Wspaniałe, jak zwykle...
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńautorko dopiero co zaczynam tutaj czytać (a dokładniej przeczytałam kilka rozdziałów i zastanawiam się od którego opowiadania zacząć) ale to co przeczytałam bardzo mi się spodobało, cóż nie znam tych postaci i ciężko mi jest czasami zrozumieć było o kim to było, ale mam nadzieję, że już nie długo będę się orientować...
ale mam do Ciebie takie pytanie, jakiś czas temu (dłuższy czas) trafiłam na blog „Czerwona wstążka”, (masz go w spisie blogów) czy masz jakiś kontakt z autorką? Bo niestety blog jest zablokowany, a jednak i tam chciałabym kontynuować czytanie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga