Days of Haze 03 END (minipartówka)

Gdyby nie to, że błyskawicznie rzuciłem się na Yuu i zacząłem go odciągać od Akiry, to chyba by go zamordował na miejscu. Już sam fakt, że Shiro zaczął go szarpać za włosy i rzucił nim o podłogę było dla mnie czymś oburzającym.
-Yuu! – krzyknąłem, zrywając się z kanapy. Chwyciłem go za nadgarstki, siłowaliśmy się chwilę ze sobą. Próbował mnie odepchnąć i prawie mu się to udało. Naparłem jednak na niego całym ciałem. – Uspokój się błagam, Yuu. Yuu!
Po chwili mojego namiętnego szeptania, jakby nieco złagodniał, a przynajmniej na pozór. Spojrzał mi w twarz, prosto w moje oczy, a ja nie miałem pojęcia, co wyraża ten wzrok. To było wszystko – furia, zazdrość, ból, smutek, gniew, zawód. Nie byłbym zdziwiony, jakby w tym momencie Yuu uderzyłby mnie, tak jak ja pewnie zrobiłbym na jego miejscu. Wyżyłbym się na nim, zaczął wrzeszczeć na niego. On jednak nie zrobił tego.
-Kouyou – jęknął. Miałem wrażenie, że moje serce w tym momencie rozdziera się na pół, a skoro ja się tak czułem, to co przeżywał Yuu?
-Yuu, ja… Ja…
Odsunął się ode mnie, tak po prostu. Nie dał mi nawet szansy na jakiekolwiek wyjaśnienia. Pochylił się nad Akirą, który ze skrzywioną miną trzymał się za głowę. Siedział na podłodze, patrzył na nas z niesmakiem i wstrętem jednocześnie. A może tylko na Yuu tak patrzył? Nie miałem pojęcia, co się dzieje, a ta noc zapadła mi w pamięć jako najgorsza noc mojego życia.
-Zadowolony? – rzucił Yuu do Akiry. Myślałem, że zaraz obaj rzucą się na siebie z pięściami, jednak mój chłopak starał się trzymać dystans. Odzyskał jako taką kontrolę nad emocjami. – Masz to, czego chciałeś.
-To nie tak miało wyglądać – stęknął Aki. Podniósł się chwiejnie z podłogi, jakby był naprawdę pijany, po czym przysiadł na skraju kanapy.
-Pierdol się – odparł Yuu.
-Co nie miało tak wyglądać? – spytałem niepewnie. Shiroyama spojrzał na mnie nieco zirytowany.
-Nie udawaj, że jeszcze się nie domyśliłeś.
Zacisnąłem wąsko wargi. On patrzył teraz tak na mnie… tak wściekle. Naprawdę, jakby mnie nienawidził.
-Yuu… - chciałem go złapać za dłoń, ale mnie odepchnął. – Przestań!
-Ja mam przestać? To ty właśnie całowałeś się ze swoim przyjacielem, który chyba zapomniał wspomnieć ci o tym, że już od dłuższego czasu ślini się i mu staje na twój widok. No nie, Akira? Powiedz w końcu, jak wzorowym przyjacielem jesteś.
Coś mnie jakby ścisnęło w okolicy serca, zrobiło mi się naprawdę duszno. Zakryłem usta dłonią, próbując powstrzymać nagłe spazmy.
-Aki? – jęknąłem. Spojrzałem na przyjaciela. Siedział w rozkroku, pochylał się, a twarz zasłaniał rękoma. – Akira!
-No dalej – warknął Yuu. – Niektórzy czekają na wyjaśnienia.
-Przymknij się, świętoszku – syknął Suzuki, podnosząc głowę na Shiroyamę. Po chwili znowu zasłonił twarz rękoma. – Kocham cię, Kouyou. Kocham cię strasznie, od zawsze – głos mu żałośnie zadrżał.
Myślałem, że moja głowa wraz z sercem za chwilę wybuchną. Zamiast tego zacząłem nagle płakać, jakby ta wieść była dla mnie jakimś potwornym koszmarem. Usiadłem na podłodze obok kanapy, prawie się tam zwijając w kłębek z tej beznadziejnej rozpaczy. Dlaczego w ogóle pozwoliłem na to, by Akira mnie pocałował? I czemu nic nie zrobiłem, nie protestowałem? Bo myślałem, że Yuu nie będzie? Że on może pójdzie gdzieś, zrobi skok w bok, a ja bezkarnie będę mógł pocałować się z Akim, który akurat przy mnie był? I teraz ta wiadomość – Akira mnie kochał. Nie jak brata, nie jak przyjaciela.
-Proszę, powiedz mi, że to nieprawda. Jesteś moim przyjacielem – zaszlochałem żałośnie. Łzy spływały mi ciurkiem po policzkach niczym rwący strumień, czułem w ustach ich słony posmak wraz z wydzieliną z nosa. – Dlaczego mi to robisz? Dlaczego…
-Przepraszam, że cię kocham. Nic na to nie poradzę.
Yuu stał nad nami i nic nie mówił. Popatrzyłem na niego, a on na mnie. Nie byłem pewny, co on teraz może sobie o mnie myśleć. Kochał mnie czy nienawidził? Chciał to wyjaśnić, dać mi szansę? A może pragnął teraz zakończyć to wszystko? Możliwe, że był w równie dużym szoku co ja, jednak potrafił lepiej radzić sobie ze swoimi emocjami.
-Powiedz coś – stęknąłem do Yuu. Ten jedynie rozłożył ręce w geście bezradności. – Wiedziałeś? Wiedziałeś o tym?
-Wiedziałem – odparł. – Chciałem ci powiedzieć, ale uznałem, że byłoby lepiej, gdyby Akira zrobił to osobiście.
-Ale Akira, ja ciebie nie kocham – powiedziałem z żałosnym drżeniem w głosie do swojego najlepszego w świecie kumpla. – Jesteś jak brat, jak… jak członek rodziny, Aki…
-Wiesz, że teraz nie będziemy już mogli być przyjaciółmi – odparł. – I nie będę się z tobą więcej zadawać, jeśli ty wciąż będziesz z nim.
-Dlaczego tak mówisz…?
-Bo on nie pozwoli mi się do ciebie zbliżyć, nawet jeśli będę chciał cię po przyjacielsku objąć. Poza tym, to mój rywal – Aki uniósł głowę. Wziął głęboki wdech, próbując zapanować nad głosem, który niechybnie zacząć drżeć. Emocje chyba w nim powoli opadały, jakby to, co wcześniej mu powiedziałem, podziałało jak kubeł zimnej wody wylany na palące się ognisko. – Nie będę się męczył przy tobie, bo i tak już o tym wiesz. Możemy teraz zostać sobie bliscy albo zapomnieć o sobie całkowicie.
 W głowie mi się zakręciło, oparłem się czołem o kanapę. Strasznie chciałem móc cofnąć się w czasie o kilka minut i nigdy nie dopuścić do tego, by ta sytuacja miała miejsce. Gdybym nie pocałował się z Akirą, gdyby Yuu nie wszedł i się nie zezłościł, to wciąż żyłbym w błogiej nieświadomości. Jak bardzo teraz tego pragnąłem, och. I jeszcze miałem wrażenie, że Akira wbił mi nóż w brzuch swoimi słowami. Głęboka rana zaczęła żywo krwawić. Ciepła krew wypływała z mojego ciała w postaci nowej porcji słonych łez.
Wyprostowałem lekko prawą nogę, bo zaczęła mnie boleć. Zauważyłem, że mój chłopak usiadł w fotelu. Nie chciałem teraz rozmawiać ani z nim, ani z Akim. Moim marzeniem było położyć się spać, obudzić się rano i nie pamiętać o całym tym żałosnym zdarzeniu.
-Kouyou – Akira zwrócił się do mnie łagodnym głosem. – Masz do wyboru albo mnie, albo Yuu.
W tym momencie Yuu naprawdę się zezłościł.
-Oszalałeś? Co ty najlepszego wygadujesz?! Każesz wybierać Kouyou między nami?!
-Co? Poczułeś się zagrożony? – prychnął Aki.
 -Chodzi mi o to, że jesteś zdrowo pieprznięty, skoro chcesz, żeby zdecydował o czymś takim, bo wiesz przecież, że decyzji nie podejmie żadnej. Ja również nie umiałbym jej podjąć.
Rozmawiali tak, jakby mnie tam nie było. W tym czasie próbowałem przyswoić sobie wszystkie te rzeczy, które naraz spłynęły na mnie i przygniotły jak lawina.
-Co nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru więcej się z tobą widzieć, skoro wy dwaj macie być ze sobą razem.
-I bardzo dobrze – odparł Shiro. – Im mniej twojej gęby, tym lepiej.
-Ale nie mogę też tak łatwo zostawić Kouyou. Kocham go. Przez te wszystkie lata potrafiłem dusić w sobie uczucia do Kou, być przy nim jako jego przyjaciel. I wiesz co? Nie żałuję niczego. Znam go dłużej niż ty, wiem, jaką wspaniałą jest osobą. Poza tym, kiedy dzisiaj zobaczyłem go we łzach, to myślałem, że ci przyłożę. Bo swoim zachowaniem udało ci się doprowadzić jedną z najbardziej niewinnych, szczerych i kochających osób na świecie do płaczu. Dlatego nie odpuszczę i już nie będę udawał. Nie pozwolę, by był przy tobie, byś go wciąż sprawdzał, kontrolował, był o wszystko zazdrosny. Nie zasługujesz na jego miłość.
-A ty zasługujesz?
Poczułem, jak w gardle staje mi lepka klucha. Starałem się ją przełknąć. Akira jednak nie odpowiadał, dlatego Yuu kontynuował;
-Chcę z tobą coś raz na zawsze wyjaśnić, Akira. To, że jesteście przyjaciółmi, znacie się tyle lat, wcale nie oznacza, że twoje uczucia są bardziej szczere, bo ja… Bo też mi na nim zależy, bo on również jest dla mnie wszystkim. I nie pozwolę, by twoje egoistyczne zachcianki zniszczyły nasz związek. Kouyou jest dla mnie wszystkim.
Głos Yuu był teraz naprawdę spokojny. Jakby już nie był wściekły o to, że chwilę wcześniej całowałem się z Akirą. Zupełnie, jakby pogodził się z tym, przemyślał to.
-To co proponujesz? Trójkąt? – prychnął Aki.
-Kouyou nie jest przedmiotem, by się nim dzielić – syknął Shiroyama.
A właśnie tak mnie w tamtej chwili traktowali. Jak rzecz. Dyskutowali moją przynależność do jednego z nich. Byli jak dwaj chłopi kłócący się o kawałek ziemi. Żaden nie chciał dać za wygraną, a kompromis nawet nie wchodził w grę.
-Nie zrezygnuję z żadnego z was – wymamrotałem. – Nie potrafiłbym się rozstać z tobą, Yuu ani z tobą, Aki. Oboje jesteście dla mnie tak samo ważni.
-Więc mamy problem – oznajmił Akira.

*

Obudziłem się około siódmej rano. Nie spałem zbyt dobrze i czułem, że całe moje ciało jest tak słabe, że ledwo udało mi się podnieść z łóżka. Ubrałem bluzę, zrobiłem kawę, po czym poszedłem posiedzieć w salonie. Yuu już tam był. Pił kawę i oglądał po cichu wiadomości. Wyglądał tak, jakby w ogóle nie spał. Spojrzał na mnie, a ja stanąłem w progu, nie będąc pewnym, jak się zachować. W końcu po prostu usiadłem obok niego na kanapie, nic nie mówiąc.
-Hej – powiedział.
Zerknąłem na niego. Wziąłem wdech, po czym upiłem nieco jeszcze nieco za gorącej kawy.
-Cześć – odpowiedziałem.
-Spałeś chociaż? – spytał. Starał się pewnie zacząć jakąś rozmowę między nami.
-Spałem. Dwie godziny albo jedną – odparłem. – A ty?
-Sam w sumie nie wiem – westchnął. – Kouyou, cała ta sytuacja…
-Przepraszam – przerwałem mu. W oczach nagle stanęły mi łzy. Byłem wściekły na samego siebie, że zrobiłem Yuu coś takiego. – Strasznie cię przepraszam za to… za mnie i za Akirę. Za to, co wczoraj zrobiłem. Sam nawet nie wiem dlaczego, ja… Chyba… chyba czułem się samotny. Tak poważnie samotny i niepewny. Ale to nie jest czas na wytłumaczenia, bo co się stało to się nieodstanie. Po prostu chciałem, żebyś to wiedział.
-Tak?
-Tak.
-Wiem, że to wszystko przeze mnie. Bo dałem ci powody do myślenia, że cię zdradzam i starałeś się coś z tym zrobić. Nie chciałem, byś tak myślał, żebyś był samotny, ale jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. Nikt nigdy nie jest bez winy i nie ma nigdy jednej słusznej prawdy o człowieku. Tej nocy, kiedy tak późno wróciłem, byłem z Tanabe.
Spojrzałem na Yuu, jakbym zobaczył ducha. Ostrożnie odłożyłem kubek z kawą na stolik i czekałem na resztę tej historii.
-Byłeś z nim wtedy? – wymamrotałem. No tak, mogłem się domyśleć. – Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej prawdy?
-To nie tak, że… że to było specjalnie. Spotkaliśmy się w pracy u mnie, a później poszliśmy się razem napić. I to… To tak wyszło.
-Tak wyszło – powtórzyłem po nim.
-Nie spałem z nim. To był po prostu pocałunek. On płakał, nie wiedziałem co zrobić.
-Akira też mnie pocałował, bo płakałem. Przez ciebie. Bo ktoś inny płakał, a ty musiałeś tę osobę pocieszyć.
-Wcale nie chciałem go pocałować. I już więcej się z nim nigdzie nie wyszedłem.
Z jakiegoś powodu jego słowa nie zrobiły na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Może dlatego, że się tego spodziewałem? I tylko czekałem, aż sam się przyzna, żebym był pewny, bo nie chciałem bezpodstawnie robić scen, a co gorsza oskarżać kogoś o zdradę. Yuu sam powiedział, że całował się z moim kolegą ze studiów, ja całowałem się z moim przyjacielem. Można by powiedzieć, że byliśmy kwita.
-Wiesz co, Yuu? Wiedziałem, że w końcu coś zrobisz z Yutaką. Tylko nie wiedziałem co i kiedy.
-Przepraszam.
-W porządku.
Znów zapadła miedzy nami cisza. Była ona jednak jeszcze bardziej nieznośna niż kiedykolwiek. Nie miałem pojęcia czy coś w ogóle jestem w stanie czuć prócz zmęczenia. Shiro odłożył w pewnym momencie kubek ze swoją kawą. Wziął głęboki wdech.
-Kocham cię, Kouyou.
Myślałem, że się przesłyszałem. Otworzyłem szeroko oczy, popatrzyłem na niego kompletnie zbity z pantałyku.
-Co proszę?
-Kocham cię – powtórzył, patrząc prosto w moje oczy. Oblizałem spierzchnięte wargi, po czym zacisnąłem je w wąską linię. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie mi powiedział.
-Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? Tyle razy… Było tyle okazji, a ty musisz to mówić akurat w tym momencie?
-To chyba najlepszy moment, jaki może być, by ci to wyznać. Bo powiedziałem ci coś i zrobiłem, co mogło sprawić, że przestałeś myśleć i czuć, że cię kocham. I nie chcę, żebyś ze mną zostawał.
-Co? Yuu…
-Zanim zaprotestujesz – przerwał mi. – Wiem, że Akira jest dla ciebie ważny. I wiem, że może nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę, ale ty też go kochasz. Gdyby tak nie było, nie dopuściłbyś do tego, by cię pocałował. Gdybym nie wrócił do domu, to wszystko pewnie zaszłoby dalej. Czyż nie mam racji?
Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Jęknąłem jedynie cicho, opuszczając wzrok. Odgarnął czule kosmyki moich włosów za uszy, po czym pogłaskał mnie po policzku.
-Często byłem dla ciebie oschły? – spytał?
-Czy ty właśnie ze mną zrywasz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – Bo jeśli tak, to jeszcze nikt nigdy nie rzucił mnie w tak niezręczny sposób.
Yuu roześmiał się, po czym objął mnie mocno. Zaplotłem ramiona wokół jego szyi i pozwoliłem sobie płakać. Zalewałem się tak łzami, aż w końcu zasnąłem ze zmęczenia. Obudziłem się kilka godzin później wciąż na kanapie. Leżałem na Yuu, który spał w najlepsze. Wtuliłem się w niego, pocałowałem go w policzek i westchnąłem. Nie byłem do końca pewny czy Yuu chciał ze mną zerwać. Nic nie było dla mnie jasne.
Pod wieczór wyszliśmy z Yuu się przejść. Chodziliśmy po mieście i rozmawialiśmy o wszystkim, próbując w końcu dojść do porozumia i zrozumieć siebie nawzajem, kiedy to ktoś nas zawołał.
-Yuu! Kou! – doszedł do nas znajomy głos.
Odwróciliśmy się niemal jednocześnie. Tanabe do nas podszedł szybkim krokiem, niemal biegł. Swoim zwyczajem był szeroko uśmiechnięty. Zdaje się, że widok Yuu automatycznie przyprawiał go o postawę frywolnej kokietki. Tylko przy nim zachowywał się aż tak radośnie.
-O, hej – odpowiedziałem, gdy do nas dotarł.
-Hej – mruknął Yuu, chowając nos w szaliku. Miałem wrażenie, że wstydził się teraz tego wszystkiego, co zaszło między nim a Tanabe. I to nie tylko w tym momencie. Wcześniej też zauważyłem, że starał się nieco odsuwać od Yutaki, ale to w ciągu ostatniego miesiąca. Jakby nie chciał, by między nimi znowu coś się wydarzyło.
-A co wy tak? Pierwszy raz widzę, żebyście gdzieś razem wyszli! – zaśmiał się. – Chodzicie tak blisko, jakbyście byli na randce, co? Yuu – złapał Shiroyamę pod rękę w niby to w przyjacielski, zaczepny sposób. Shiro jedynie się odsunął delikatnie, z uśmiechem.
W tym momencie poczułem się jakby naładowany ołowianymi kulami, które jedynie czekały na wystrzał. Zbyt długo się nie powstrzymałem i najzwyczajniej w świecie zacisnąłem dłoń w pięść, po czym zamachnąłem się i przyłożyłem Tanabe w twarz. Nie obchodziło mnie już, że tak jakby się przyjaźniliśmy, że siedzieliśmy na wszystkich zajęciach, o nie. To była kulminacyjna chwila, gdy wszystkie moje negatywne emocje w jednej sekundzie znalazły swój upust. Zrozumiałem też, dlaczego kastety były gangsterom tak bardzo potrzebne w tych wszystkich bójkach. Po zderzeniu z twarzą Tanabe poczułem silny ból w całej dłoni, a w szczególności w kłykciach, które poczerwieniały. Yutaka odsunął się kilka kroków pod wpływem mojego uderzenia i złapał się za policzek. Nogi się pod nim ugięły.
-Co ty odpierdalasz?! – krzyknął. – Pojebało cię?!
Pocałowałem Yuu lekko w usta, po czym pochyliłem się nieco ku Tanabe.
-Wyjaśnijmy sobie coś – syknąłem. – To mój facet i nie życzę sobie, żeby ktoś się do niego przystawiał, jasne? Zrozumiałeś? Czy mam może ci przyłożyć w drugą stronę twarzy? Więc tak na przyszłość, to trzymaj się od cudzych chłopaków z daleka.
Yuu chyba nie wiedział do końca, co się działo. Złapałem go za dłoń i pociągnąłem w dalszą drogę.
-Co to było? – wymamrotał Yuu. – Pierwszy raz widziałem, żebyś na kogokolwiek podniósł rękę.
-Działał mi na nerwy – odparłem. – A poza tym, ty uderzyłeś Akirę, to ja mogłem uderzyć Tanabe. Nie sądzisz, że to sprawiedliwe?
Yuu zaśmiał się gorzko, po czym zdjął jedną rękawiczkę i splótł nasze dłonie ze sobą w ciepłym uścisku. W domu obłożył mi całą rękę lodem, bo naprawdę nie wyglądała za dobrze, a poza tym strasznie mnie bolała. Ledwo mogłem ruszać palcami. Shiroyama stwierdził, że bokserem to na pewno nigdy nie będę. W zasadzie, to nie chciałem być, ale nie żałowałem też, że przyłożyłem Tanabe. Pewnie już nigdy w życiu się do mnie nie odezwie.

*

[Akira]

Kouyou nie odzywał się do mnie przez ostatnie półtorej tygodnia. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie, kiedy niespodziewanie pojawił się u mnie w akademiku. Akurat siedziałem z Takanorim i graliśmy w karty. Kouyou wpadł do pokoju, uprzednio pukając. Nie byłem pewny kto był bardziej zszokowany zaistniałą sytuacją. Takanori popatrzył najpierw na nieco zdyszanego Kou, który patrzył na mnie z miną pełną determinacji, po czym spojrzał na mnie z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. O tak, ja też chciałem wiedzieć co się stało, że tak nagle wpadł.
-To ja już pójdę – mruknął Takanori, ostrożnie się podnosząc. Zabrał swoje rzeczy i powoli ruszył do wyjścia.
-Cześć – rzuciłem za nim, kiedy już zamykał za sobą drzwi.
Kouyou zdjął swój płaszcz oraz buty, po czym usiadł obok mnie na łóżku. Popatrzyłem na niego nieco skrępowany całą tą sytuacją.
-Co? – spytałem.
Nie odpowiedział. Jedynie zaplótł ramiona wokół mojej szyi i pocałował delikatnie w usta. Otworzyłem szeroko oczy w zaskoczeniu. Ten jedynie zacieśnił uścisk, wtulił się we mnie i bardzo czule musnął językiem mój policzek.
-Kouyou?
-Co?
-To ja się pytam. Co ty robisz?
-Nic takiego.
 Pogładziłem Kou po plecach. Oparł się o mnie wygodnie i bez skrępowania przyłożył policzek do mojego torsu. Nie wiedziałem kompletnie co się dzieje. Dlaczego Kouyou akurat w tej chwili tak się zachowywał? Czy rozstał się z Yuu? Czy jednak stwierdził, że woli być ze mną? Chciałem go o to wszystko zapytać, jednak nie mogłem wydobyć z siebie słowa. On tak blisko mnie, tak pieszczotliwie wtulający się we mnie. Jego ciepłe ciało, miękkie usta oraz męski, jednak wyjątkowo łagodny zapach.
-Przyszedłem się pożegnać – oznajmił, przerywając panującą między nami ciszę.
-Pożegnać się?
-W weekend wyprowadzam się od Yuu. Wyjeżdżam też z Tokio.
-A studia?
-Przyznali mi urlop.
Spojrzałem na niego zupełnie zdezorientowany.
-Czemu? Co się stało?
-Okazało się, że obluzowały mi się śrubki w kolanie. Czekają mnie przez to dwie nowe operacje i rehabilitacja. Dlatego wyjeżdżam do kliniki w Kioto.
-Aż do Kioto?
-Chcę być jak najdalej od was dwóch – odparł, odrywając się ode mnie. – Nienawidzę was za to, w jakiej sytuacji mnie postawiliście. I nie, nie mogę wybrać między wami.
-Nie możesz?
-Dlatego nie wybiorę żadnego. Od tej soboty nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Yuu nie będzie moim chłopakiem, ty nie będziesz więcej moim przyjacielem.
-Nie, zaraz, Kouyou. Co ty najlepszego wygadujesz?! – złapałem go za rękę. – Nie możesz tak po prostu urwać kontaktu. Znamy się od dziecka i…
-I co z tego? – wyszarpał rękę z mojego uścisku. – Powiedziałeś mi takie okropne rzeczy, że nie będziemy się więcej przyjaźnić, jeśli zostanę z Yuu. A ja nie chcę czuć się winny, że przez to, że kogoś kocham, muszę stracić przyjaciela. Nie chcę również, by Yuu miał później poczucie winy, bo… bo nie mogę być więcej z tobą. Bo kocham ciebie i kocham Yuu, tak było zawsze. Byliście ze mną we dwóch, miałem w was wsparcie w najgorszych chwilach… Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez jednego z was.
-Kou, co ty pleciesz? – ująłem jego twarz w dłonie. – Co to ma znaczyć?
Buzia Kouyou momentalnie zrobiła się cała czerwona. Rzucił mi się na szyję, zaczynając szlochać. Objąłem go z całej siły, przyciskając jego wilgotne policzki do siebie.
-Po prostu mi… powiedz… że mnie nie zostawisz – jęknął, żałośnie łamiącym się głosem. – Powiedz, że nie będziesz więcej… taki okrutny, dla mnie… Nigdy więcej. Błagam… Powiedz…
-Kouyou, nie płacz już.
-Kocham cię, Akira – wyszlochał. – Strasznie cię kocham. I kocham Yuu. Ale… ale nigdy nie wybiorę między wami…

Stało się jednak tak, jak powiedział. Wyjechał w sobotę popołudniu do Kioto. Nie odpowiadał na wiadomości, nie oddzwaniał. Nie miałem pojęcia czy faktycznie jest w Kioto, czy może to tak naprawdę jakiś żart. Jednak minął w końcu miesiąc i pocztą pantoflową, jaką była siostra Kou dowiedziałem się, że naprawdę nie jest dobrze z jego nogą.
Coś poszło nie tak – dokładnie to powiedziała mi Akane. Nie była jakaś skora do rozmowy, a jak zagadnąłem ją o brata, to jedynie pokręciła głową. Cholera, kto mógł wiedzieć, co się działo z Takashimą. Dowiedziałem się jednak, że sprawy z kolanem stały się naprawdę poważne. Ciągnięcie Akane za język w końcu się opłaciło.
-Nie wiemy czy będzie jeszcze w ogóle mógł chodzić – oznajmiła mi nagle.
-Co masz na myśli?
Wzruszyła lekko ramionami.
-Komplikacje. Akira, ja sama nawet do końca nie wiem, co się stało. Z dnia na dzień znowu zostaliśmy poinformowani o tym, że Kou może stracić nogę.
-Ale… Ale on już przecież chodził! Wszystko było w porządku!
-Nie krzycz na mnie – warknęła. Od razu spuściłem z tonu. – Było w porządku, ale w ciele Kou jakby coś… odrzuciło sztuczne elementy. Bolało go ostatnio kolano, nic ci nie mówił?
-Nie skarżył się. Chociaż może faktycznie nieco kulał, ale myślałem, że to przez to, bo się przewrócił.
-Przewrócił się?
-No, potknął i upadł.
Akane potarła skronie, po czym wybuchła srogim płaczem. Objąłem ją ramieniem, by chociaż nieco dodać jej otuchy.
Wraz z końcem lutego ponownie zawitałem do baru, w którym pracował WC. Mężczyzna powitał mnie swoim zimnym wzrokiem, kiedy tylko stanąłem przy kontuarze. Spytał się mnie, co podać. Tradycyjnie – zamówiłem piwo.
Yuu był może nieco bledszy, jednak wciąż pełen wigoru. Biła od niego ta męska siła, którą na pewno przyciągał do siebie tabuny kobiet. Z pewnością właśnie i to przyciągnęło do niego Kouyou. W każdym razie, trzymał się dobrze. Wciąż był wysportowany, chodził prosto, uśmiechał się i śmiał, z gracją podawał drinki oraz zabawiał klientów krótkimi pogawędkami. Zdaje się, że nigdy w życiu nie widziałem jeszcze, by ktoś tak sztucznie się zachowywał, jak on. Fałszywy uśmieszek nie schodził mu z ust, nawet wtedy, gdy przygotowywał drinka. Zdawało by się, że gdyby w tym jednym momencie zrzucił z siebie tą życzliwą maskę, to nie mógłby jej znów włożyć z powrotem. Musiał być miły bez przerwy, dlatego nieco zacząłem odczuwać w stosunku do niego współczucie oraz coś na wzór podziwu. Nigdy w życiu nie potrafiłbym być tak życzliwym dla obcych, często wulgarnych ludzi. A on to umiał. Przychodziło mu to tak łatwo, jak mnie wypicie szklanki piwa.
Przesiedziałem tak nieco ponad półtorej godziny z jednym piwem, aż nagle Yuu do mnie przyszedł do stolika. Usiadł obok, co mnie zupełnie zaskoczyło. Popatrzyłem nań nieco zbity z tropu.
-Jak leci? – zagadnął.
-Co ty odpierdalasz? – odparłem.
-Myślałem, że przyszedłeś tu po coś. Na przykład porozmawiać. O Kouyou.
Zacisnąłem usta w wąską linię, po czym zaplotłem dłonie wokół pustej już szklanki od piwa. Cholerny demon trafił w samo sedno sprawy.
-Nie musisz wracać do pracy?
-W tej chwili nie. Dzisiaj mogę też wyjść wcześniej, więc możemy porozmawiać gdzieś indziej.
Zgodziłem się. Około pierwszej wyszliśmy razem z lokalu, po czym jak dobrzy kumple pomaszerowaliśmy do pizzerii niedaleko. Yuu był już ta stałym bywalcem, gdyż było to jedyne miejsce, które otwarte było aż do trzeciej, więc mógł bez problemu zamówić coś do jedzenia do pracy. On zamówił sobie mięsną pizzę, ja wziąłem jakąś z małą ilością dodatków.
-Wiesz co z Kouyou? – spytałem w końcu. Władca Ciemności akurat przeglądał portale społecznościowe na swojej komórce. Zerknął na mnie.
-Wiem pewnie tyle, co ty, jak nie mniej.
-Wiesz o jego nodze?
-Wiem – odparł lekko.
-A wiesz, że mogą mu ją amputować?
Shiroyama zamarł, po czym podniósł na mnie głowę. Miałem wrażenie, że wszelkie kolory odeszły z jego twarzy, jakby w jednym momencie coś wyssało z niego całą energię.
-Podejrzewałem to jedynie.
-Rozmawiałem z Akane, no wiesz, to jego…
-Siostra, wiem – przerwał mi nieco zirytowany. – Wiem kim ona jest, nie musisz mi tłumaczyć. Myślisz, że kim jestem?
Musiałem go nieźle zdenerwować wiadomością, że Shima może stracić nogę. Znowu wszyscy zostaliśmy postawieni przed jedną wielką niewiadomą, jednak tym razem było gorzej. Nikt nie miał kontaktu z Takashimą.
-No… sorry. Chodzi o to, że ona mi powiedziała.
-Coś jeszcze mówiła?
-Nie. Nic więcej. Podobno rodzice Kou też nie są pewni tego, co będzie z jego nogą. Myślałem, że może ty coś wiesz.
-Jak widzisz, nie – westchnął. – On nie chce mnie znać. Ciebie zresztą też, bo zachowałeś się jak ostatni dupek.
-Hej! Byłem szczery z moimi uczuciami. Myślisz, że tylko on zasługuje na szczęście?
-Nie tylko on, ale on najbardziej. On… Chcę, żeby był szczęśliwy i ty chcesz dla niego tego samego, prawda?
-No tak.
-Nie sądzisz, że dobrze by było, gdyby poznał kogoś, kto nie będzie taki jak my?
-Jak my? – prychnąłem. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy do siebie podobni?
-W zasadzie, to jesteśmy do siebie kurewsko podobni – odpowiedział. – Obaj mieliśmy przed nim jakąś tajemnicę. Zabiegaliśmy o niego i to w dość zaborczy sposób. Źle go potraktowaliśmy.
-Co było złego w tym, że powiedziałem mu o sobie? – poczułem irytację. Jak ten śmieć śmiał mi to wypominać.
Pokręcił jedynie głową i nic nie powiedział. Stwierdziłem, że to może nawet lepiej. Nie wiem czy byłbym w stanie go dłużej słuchać. Ostatecznie to ja przerwałem ciszę.
-Wiesz, on się strasznie martwił o to czy go zdradzasz – powiedziałem. – Tak się bał, że może być ktoś jeszcze, serio. Aż mi przykro, jak o tym pomyślę.
-Mhm – uśmiechnął się do mnie gorzko. – Kiedy teraz o tym mówisz, to myślę, że nigdy w życiu nie powinienem był zamieszkać z Kou. Bo może wtedy nie zżylibyśmy się aż tak ze sobą. Może byłoby mu ze wszystkim lżej i wtedy bez problemu stwierdziłby, że woli ciebie. Chciał mnie już wcześniej zostawić, jednak zdarzył się ten wypadek…
-Zaraz! O czym ty mówisz?
-Nie rozumiesz? – zamrugał kilkakrotnie. – On woli ciebie pod każdym względem. I chciał się ze mną rozstać, kiedy jeszcze miał iść do szkoły oficerskiej. Nie mówił tego, ale to się czuje. Jego zachowanie się zmieniło, zaczął mnie od siebie odsuwać, jakby próbował przygotować siebie oraz mnie na to, co miało nastąpić. Dlatego teraz zabrzmię okropnie, ale ucieszyłem się jak nikt nigdy, kiedy miał wypadek. To okropne i nienawidzę siebie za to, jednak potrzebował mnie wtedy. I wiedziałem też, że nie pójdzie do szkoły oficerskiej, że nie wyjedzie i mnie nie zostawi. Wtedy czułem taką… ulgę. Naprawdę, to potworne, ale ja nie potrafiłem się poważnie zmartwić. Z początku zmuszałem się do tego, by w jakikolwiek sposób być zatroskanym jego stanem. Może część mnie szalała wtedy z rozpaczy, bo jednak zdarzyła się tragedia, bo to on, bo nie było wiadome, co się stanie. Czuję teraz taką wściekłość do siebie na samą myśl, że wówczas byłem przy nim tylko ciałem a nie duchem. Dlatego, że on miał być przy mnie już zawsze i samolubnie mogłem go zagarnąć wyłącznie dla siebie. To jest też powód, dla którego uważam, że powinien był wybrać ciebie. Bo to byłoby dla niego zdrowsze, obaj o tym wiemy. Mogę go kochać ponad wszystko, to jednak nigdy nie będę dla niego tak dobrym i bezinteresownym przyjacielem jak ty. Nigdy.
Zatkało mnie, gdy skończył mówić. Chwilę później podali nasze pizze.

[Yuu]

Gdy zaczął się marzec, a śnieg już zupełnie stopniał, odczułem jeszcze większą tęsknotę za Kouyou. Chociaż z początku było mi trudno, nie mogłem spać, próbowałem do niego pisać i dzwonić, to jednak widok pąków na krzakach i ćwierkające ptaki przyprawiły mnie o prawdziwą, szaleńczą rozpacz.
Nigdy nie sądziłem, że będę aż tak przeżywał rozstanie z kimkolwiek, a zwłaszcza z nim. Już długi czas byłem mentalnie przygotowany, że może ode mnie odejść, że przestaniemy być dla siebie bliscy i zapomnimy o sobie. Jednak nigdy nie byłem przygotowany na pustkę, jaka się po nim pojawiła. Czas mijał powoli i zamiast zapełniać jakoś ten brakujący element, to paraliżująca tęsknota jeszcze się rozrastała niczym dziura w skarpetce. Było mnie we mnie coraz mniej, a coraz więcej gdzieś, gdzie mnie nie było. Próbowałem wyobrazić sobie, co u Kouyou, przy czym sprawiałem sobie jeszcze silniejszy ból, jakbym celowo wbijał sobie nóż w dłoń. Katowałem się tak każdego dnia, w każdej chwili mojego istnienia, dopóki nie uzmysłowiłem sobie, jak bardzo zasługuję na taką karę.
Akane powiedziała mi, że Kouyou przeszedł dwie operacje, jednak jeszcze nie jest do końca wiadome, jak jego organizm wszystko zniesie. Z jakiegoś powodu ucieszyła się, gdy do niej napisałem na Facebook-u, jednak z początku nie wiedziałem, z czego ta radość wynikała. Później to ona przejęła inicjatywę.

Cześć!
Wpadniesz może do nas niedługo?
Dawno się nie widzieliśmy. (´ω`)

Napisała pewnego dnia, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku.

Hej.
Nie wiem czy znajdę czas. Przepraszam. (><)

Odpowiedziałem.
Po krótkiej chwili Akane znów do mnie napisała. Nie sądziłem, że w ogóle będzie jeszcze chciała prowadzić tą rozmowę. I nie miałem pojęcia, że napisze mi coś takiego.

Wiesz, że wiem o tobie i Kouyou?
Sorki, jak to miała być konspira.
Wydało się. Heheh~

Popatrzyłem na linijki tekstu, nie mogąc do końca w to wszystko uwierzyć. Postanowiłem grać zupełnie niewiniątko.

Nie wiem o czym mówisz. ´•  •`?
Co wiesz?
O nas.??

Już nie udawaj!!`1!
Yuś, wiem, że jesteście razem.

Nie jesteśmy.

???!
Jak to.
????????
Jesteście.!

Nie jesteśmy razem od stycznia.

Na kilka dłuższych chwil zapadło milczenie. Patrzyłem na wyświetlacz telefonu, aż w końcu pojawiła chmurka sygnalizująca, że rozmówca pisał wiadomość.

WTH??!!?/?!!1?!!?
jAK TO. dLACZEGO.???
???????????!!!!!.

Akane, przykro mi.
Tak wyszło.

Tak wyszło. Tylko na tyle było mnie stać? Jedynie takie wytłumaczenie przyszło mi do głowy. Ale zdziwiony byłem, że Akane wiedziała o nas. Poczułem się z tą myślą nieswojo, jakbym teraz ją zawiódł. Bo już dłużej nie byłem chłopakiem Kouyou.
Po tej rozmowie zacząłem się zastanawiać nad tym czy może powinienem był się jej spytać o to, czy mogę odwiedzić Kouyou. Chociaż zobaczyć go na pięć minut i upewnić się, że nic mu nie było poważnego, że nie był na mnie wściekły. Jednakże, czego jeszcze wtedy nie wiedziałem, że on przeżywał o wiele gorsze katusze niż ja.
Marzec był naprawdę okropnym miesiącem. Było zimno, często padał deszcz. Chodziłem weekendami do pracy i chociaż tam na trochę zapominałem o tym, jak bardzo tęskniłem za Kouyou. Momentami udawało mi się nawet oszukać samego siebie, że wszystko w porządku, że jestem szczęśliwy i każdy mój uśmiech wcale nie jest wymuszony. Po chwili jednak uderzała we mnie ta myśl, że w środku jestem pusty. Zawsze byłem nikim, jednak teraz, po utracie jedynej osoby, która dodawała kolorów do mojego szarego życia, czułem się, jakbym tonął sam w sobie. Czarna otchłań wewnątrz mnie wciągała wszystkie barwy, nawet najmniejsze przyjemności. Nie byłem pewny czy to może początki depresji, czy jakiegoś innego stanu chronicznego przygnębienia, jednak radość na długo zniknęła z mojej codzienności.
Pewnego dnia przyszedł do baru chłopak. Był już tutaj wcześniej klientem, rozmawiałem z nim i poza tym nie wzbudził jakoś specjalnie mojej uwagi.
-Hej, znasz Akirę, no nie? – rzucił raz, gdy zamawiał drinka. Popatrzyłem na niego znad butelki białego rumu, który akurat odmierzałem. – Suzuki – dopowiedział.
-Znam takiego jednego – odparłem, uśmiechając się lekko. Wlałem rum do szklanki z lodem.
-Fajnie – zaśmiał się. – Jestem Takanori. Matsumoto Takanori – przedstawił mi się. – A ty… hm… Yuu, tak?
-Tak – odparłem.
-Ładne masz imię – oświadczył. – Hej, masz może wolny jakiś weekend?
Popatrzyłem z góry na znacznie młodszego od siebie chłopca, po czym zaśmiałem się w duchu. O, świecie, dokąd zmierzasz? Umawianie się z kimś takim w moim wieku podchodziłoby pod pedofilię.
-Masz dowód? – zapytałem, czego chyba się nie spodziewał. Fakt, zamawiał już u mnie wcześniej alkohol, jednak ani razu nie spytałem się go o posiadanie dowodu tożsamości. Po prostu wiedziałem, że był pełnoletni. Sposób, w jaki zamawiał alkohol był pewny, nie zerkał niezręcznie do portfela, nie czerwienił się. Dlatego wiedziałem, że miał sobie nic do zarzucenia.
Nieco zaskoczony wyciągnął plastikową kartę z portfela i mi ją podał. Obejrzałem dowód z obu stron. Matsumoto Takanori, trzy lata młodszy ode mnie. Oddałem mu kartę.
-W porządku.
-Co? Sprawdzałeś gdzie mieszkam? – burknął, chowając dowód osobisty z powrotem do portfela. Kokieteryjnie odgarnął kosmyk jasnych włosów za uszy, zatrzepotał rzęsami w moim kierunku. Nie no, błagam.
-Sprawdzałem czy możesz pić alkohol.
-Oczywiście, że mogę! – odparł nieco oburzony. – Nie jestem dzieckiem.
-Przepraszam – posłałem mu zawadiacki uśmiech.
Prychnął, po czym odszedł od kontuaru wraz ze swoim drinkiem. Wyśmienicie.
Został niemal do zamknięcia lokalu. Jak się później okazało, czekał na mnie przed klubem. Miał na sobie tylko cienką kurtkę, ręce wciskał głęboko w jej kieszenie. Cały drżał z zimna.
-W porządku? – zagadnąłem, zapalając papierosa. Spojrzał na mnie, jakby zły, że tyle musiał czekać.
-Chyba tak. Nie odpowiedziałeś mi na pytanie czy masz jakiś wolny weekend.
-Bo może nie mam – wypuściłem lekko dym ustami.
-Może? – prychnął.
-Na pewno nie mam wolnego weekendu. Nie umawiam się z dzieciakami.
-Dzieciakami?! – oburzył się. – Akira miał rację. Wcale nie jesteś taki miły poza barem.
-No widzisz. Wybacz, że cię zawiodłem.
Ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Szedłem sobie spokojnie, pogwizdując wesoło, aż usłyszałem, jak Takanori mnie woła. Odwróciłem się w jego stronę.
-Czekaj! Mam do ciebie prośbę! – dopadł do mnie nagle. Złapał mój nadgarstek. Nie wyrwałem ręki z jego uścisku, tylko delikatnie ją wyswobodziłem. Zdaje się, że uczuł się zawiedziony tym, że nie może trzymać mnie za rękę.
-Słucham?
-Mógłbyś… przestać być taki nadęty?! – huknął na mnie, co już zupełnie zbiło mnie z tropu.
-O co ci chodzi?
-Podpytałem się o ciebie u Akiry. Jesteś, kurwa, jak pierdolony cap! Uparty, zawzięty, a na dodatek wyniosły niczym wasza wysokość! Jesteś typkiem, przez którego cierpią inni dookoła i to widać w twoim zachowaniu. Masz jakieś wygórowane standardy? Klasyfikujesz ludzi wokół siebie?!
Stałem tak i patrzyłem zupełnie zaskoczony na tą podskakującą do mnie krewetkę i mało brakowało, a bym się tam złowieszczo roześmiał. Moim przekleństwem było chyba spotykanie takich ludzi. Na dodatek w środku nocy!
-Oj, przestań już. Przecież nawet mnie nie znasz.
-No i co. Przynajmniej teraz widzę, dlaczego Kouyou od ciebie odszedł.
Coś mnie ścisnęło w środku. Spojrzałem na małego z istnym mordem w oczach, co chyba nie uszło jego uwadze. Momentalnie przestał się burzyć o moje zachowanie. Zamilkł, jakby się zląkł.
-Co powiedziałeś?
-Znam nieco tę historię – silił się na wyniosły ton. – I jestem pewny, że gdybyś nie zachowywał się ciągle tak, jak właśnie potraktowałeś mnie, to wciąż bylibyście razem. Bo… Gdybyś może był nieco milszy dla innych, to ludzie, których kochasz, którzy kochają ciebie… oni by cię nie zostawiali, no i nie musiałbyś wtedy cierpieć.
-Spierdalaj – warknąłem – i to w podskokach, szczeniaku, bo jak ci rąbnę, to będą cię z chodnika szufelką zdrapywać.
Już czułem, jak bardzo nagadam Akirze, za rozpowiadanie prywatnych spraw obcym ludziom.
-Nie przyjmiesz rady od nieznajomego?
-Jedyną osobą, jaka musi tu przyjąć radę, to ty. Liczę do dziesięciu i nie chcę cię widzieć.
Zrobił skok w tył, po czym rozejrzał się niepewnie. Wydawało się, że nie zdawał sobie sprawę, że wcale nie żartowałem.
-Jeden – zacząłem.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że groźby są karalne? – mruknął nerwowym tonem.
-Dwa – strzeliłem palcami.
-Dobra! Już sobie idę! Tylko skończ z tym głupim odliczaniem.
-Trzy.
Takanori machnął ręką, po czym ruszył w swoją stronę. Patrzyłem, jak odchodził, kiedy niespodziewanie poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię.

[Akira]

Chwyciłem Yuu z całej siły, po czym odwróciłem go ku sobie. Spojrzał na mnie zaskoczony, zdaje się, że był gotowym by mi przyłożyć. Na jego miejscu pewnie już bym sobie przypierdolił w szczękę.
-Wypisuję do ciebie od godziny! – warknąłem na niego oskarżycielsko. – Mógłbyś, kurwa, czasem łaskawie zobaczyć wiadomości na Facebook-u!
-Popierdoliło cię?! – wyrwał mi się. – Co to jest? Dzień pod tytułem „Naskakujmy wszyscy na Yuu”?! Byłem w pracy, okej? I ten mały palant, jak on… Takanori? I kurwa, ciebie naprawdę pojebało! – niemal mnie pchnął. – Gadać innym o mnie i o Kouyou? Myślisz, zjebie, że co? Że jak się rozeszliśmy, to możesz innym pierdolić na prawo i lewo o wszystkim? Salaud!
-Dobra, chuj. Słuchaj mnie. Dostałem wiadomość od Kouyou. Sms. Zobacz czy ty też coś może masz.
Momentalnie jego twarz jakby się rozświetliła. Błyskawicznie wyciągnął telefon z plecaka i odblokował ekran. Patrzył chwilę na komórkę, po czym ją wyłączył.
-I?
-Nic.
-Nic ci nie napisał?
-Przecież ci powiedziałem. A co tobie napisał? – spytał. Ściskał telefon w dłoni, jakby miał go zaraz zgnieść. Czułem całą mieszankę negatywnych uczuć, jaka od niego biła i przyznam się, nieco się zląkłem. Chyba musiał mieć naprawdę ciężki dzień.
-Napisał, że z nim w porządku i nie ma się co martwić, bo operacje przeszły pomyślnie i czeka go tylko rehabilitacja. No i…
-I?
-No, w zasadzie… To tyle.
Władca Ciemności spojrzał na mnie nieco podejrzliwie. To był ten moment, kiedy jego wzrok przeszywał mnie na wskroś. Zupełnie, jak gdyby próbował przejrzeć moją duszę.
-Co jeszcze napisał?
-Nic, naprawdę.
-Mów-mi-co-napisał – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Myślisz, że jestem głupi? Widzę, że nie chcesz mi powiedzieć.
Wziąłem głęboki wdech, po czym popatrzyłem Shiroyamie prosto w oczy. Z jakiegoś powodu chciałem przed nim zataić część wiadomości czy też może jej główną przesłankę.
-Napisał też, że chciałby się ze mną zobaczyć.
Yuu stał tak chwilę, jakby coś go ogłuszyło. Patrzył na mnie z jakąś głęboką nadzieją w oczach, jednak ta nadzieja stopniowo zaczęła niknąć. Powoli widziałem w jego oczach niedowierzanie, smutek, rezygnację, aż w końcu jedynie potworny ból. Zrobiło mi się go szkoda, chociaż chyba nie powinno. Liczył na to, że może Kouyou odezwie się do niego albo wspomniał coś o nim w tej wiadomości. Jednak Kou nic nie napisał odnośnie Yuu.
-Yuu? – mruknąłem. – Słuchaj, skoro z nim już lepiej, to może po prostu sam do niego zadzwoń? Odezwij się…
Rany, co ja robię ?! Przecież to mój rywal!
On jedynie pokręcił głową.
-Nie – głos mu się łamał. – Trzymaj się, Akira. Pozdrów Ko ode mnie.
Odwrócił się na pięcie i odszedł.

Wygrałem – pomyślałem sobie.
Jednak wcale nie cieszyłem się z tego zwycięstwa. Poza tym, myślenie o Kouyou jak o trofeum… To było okropne z mojej strony. A i co z Yuu? Z jakiegoś powodu ten facet zastanawiał mnie teraz najbardziej. Co z jego uczuciem do Shimy? Co w ogóle z jego obecnością w życiu mojego przyjaciela? Niby się rozstali, ale wiedziałem, że w dalszym ciągu byli do siebie przywiązani. Yuu kochał Kouyou najbardziej na świecie i nawet jeśli dla innych potrafił być jadowitą, wredną, zawszoną żmiją, to dla Kou był po prostu ukochanym.
Odwiedziłem Kouyou już w jego domu. Jego rodziców nie było. Siedział w salonie na kanapie, nie mógł się za bardzo ruszać, dlatego Akane mi otworzyła. Uśmiechnął się na mój widok, a ja nie byłem w stanie nie odwzajemnić jego gestu.
-Myślałem, że już nigdy się nie odezwiesz.
-Wcale nie chciałem – odparł. – Nie chciałem się odzywać do nikogo, ale pomyślałem, że może w końcu pora chociaż dać komuś znać, że żyję.
-Czasami pytałem Akane, co z tobą – przysiadłem obok niego, po czym po przyjacielsku poczochrałem mu włosy.
-Wiem – zaśmiał się. – Mówiła mi, że ty i Yuu bardzo się martwicie. Ale nie ma o co, wszystko jest już w porządku. No i chciałem się tak z tobą zobaczyć. Porozmawiać, bo… brakuje mi ciebie.
-Yuu ci nie brakuje? – spytałem spokojnie, bez jakichkolwiek zamiarów wywołania burzy.
Zamilkł na kilka długich sekund. Powietrze momentalnie zgęstniało, poczułem się, jakby ktoś mnie zamknął w naprawdę małym oraz dusznym pomieszczeniu.
-Tęsknię za nim – odparł w końcu. – Strasznie…
-To dlaczego nie odezwiesz się do niego?
Spojrzał na mnie nieco zasmuconym wzrokiem, po czym westchnął ciężko.
-Powiedziałeś, że jeśli z nim będę, to nie będziesz się ze mną zadawał. Gdybym odezwał się do Yuu, to naturalne między nami by było, że zeszlibyśmy się od razu.
-Jak ty siebie teraz katujesz…
-To wasza wina.
Wiem, Kou – pomyślałem sobie. Spuściłem wzrok, bo momentalnie zrobiło mi się głupio. Zniszczyliśmy z Yuu wszystko. Ja zniszczyłem, bo postanowiłem być egoistą. Ogarniał mnie wstyd, że paradoksalnie osoba, którą kochałem wie o moim uczuciu i również posiada dla mnie niemal te same emocje, to jednak… przeze mnie jest nieszczęśliwa.
-Przepraszam – wydukałem.
-Pourquoi? Chciałeś być szczery. Udało ci się.
Skrzywiłem się na to francuskie wtrącenie. Całkiem możliwe, że zrobił to nieświadomie, że po spędzaniu tyle czasu z Shiroyamą po prostu naturalnie weszły mu jakieś jego zachowania. Podobnie było z Yuu. Jednak automatycznie poczułem się jeszcze gorzej.
Od tamtej pory ciągnęły się za mną wielkie wyrzuty sumienia. Czasami nawet Kou je we mnie wywoływał, może niezbyt świadomie, ale jednak to robił. W takich chwilach czułem się naprawdę podle, jak ostatni zdrajca i szumowina. Nie zostaliśmy nawet z Kouyou parą, bo on miał opory, bo ja już nie umiałem nawet go pragnąć. Czasami nawet myślałem, że po prostu mi się wydawało, że go kocham. Rzadko też spędzaliśmy ze sobą czas i rzadko kiedykolwiek go dotykałem. Zdawało mi się, że oddziela nas jakaś niewidzialna bariera, która z każdym dniem się powiększa oraz wzmacnia. Oddzielaliśmy się od siebie, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że nie mam już ani przyjaciela, ani ukochanego. Było źle.

I lepiej już nigdy miało nie być.


----


Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie oprócz sesji, zawalonego kolokwium oraz crippling depression. Trzymajcie za mnie kciuki, Żuczki.

Do następnego~! 

Komentarze

  1. Ja mam chyba zawał. Mam kurwa zawał! Zaczęło mi być szkoda Yuu i Akiry,dosłownie! Kaczuszka cierpiała, a ja razem z nim. Aż mi się chce płakać.Smieciu co ty ze mną robisz?! Twoje opowiadania bardzo wpływają na moją psychikę i wiesz co? Dalej kochu twoje opowiadania. To jak piszesz sprawia, że mam ciary i dalej chcę wiedzieć co będzie dalej. Jeny, masz do tego smykalke i masz u mnie wielki plus, bro! Kc twoje ficzki, pamiętaj♡♡♡♡
    Pozdrawiam i czekam na twoje kolejne cudeńka. Kc bro! ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZWONIĘ PO KARETKĘ! Przepraszam Akiś, myślałam, że mnie właśnie zjebiesz za ten rozdział, a tu proszę! Nie spodziewałam się wywołania takich emocji. X'D
      Dziękuję ci serdecznie, że jesteś i mnie wspierasz. Bardzo mnie to wszystko podnosi na duchu oraz motywuje do działania.

      Kodeks Cywilny!!!

      Usuń
  2. To codzienne wchodzenie na bloga i nagle tak nieopisana radość : NOWY ROZDZIAŁ! TAK, KU**A!!! ��
    Dobrze mi z myślą, że nie tylko ja byłam bliska łez podczas czytania xdd
    Życzę weny i czego tam jeszcze... :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to ptak, czy samolot? Nie! To nowy rozdział!! Oho, to już wiem, kto mi wyświetlenia nabija, dzięki wielkie!❤ No widzisz. Ale szczerze, to nie ma co płakać. Dziękuję!

      Usuń
  3. Kou to pierdolony egoista, amen.
    W sumie to cieszyłam się, że rozstał się z Yuu...
    Ale pogrzebałaś moje nadzieje na Aoiki!
    Malwa dostał w dupę, nie rozumiem dlaczego ta kaczka nie napisała do niego tylko do Akiry no! I jeszcze dupek śmiał powiedzieć Akirze, że tęskni za Yuu!
    Jak ci go brakuje to do niego zapierdalaj! Halo!
    No nie lubiłam Akiry w tym opo i nie ukrywam, że ogromną satysfakcję dałoby mi gdyby Akira dostał mocniej w dupe niż i tak dostał, i gdyby Kou został z Yuu ><
    Jezu, nie wiem. Ten komentarz nie ma grama sensu, ale czułabym się źle, gdybym nic nie napisała!
    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oho, od razu bajty na Synka, thx ziom. :c Jak dla mnie właśnie Akira zachował się najbardziej egoistycznie, mówiąc Kou, że albo zaakceptuje jego uczucie, albo nara. Też nie lubiłam Akiry (autorka kochająca swoje postacie XD), ale myślę, że dostał wysyarczająco w dupę.
      NAWET NIE WIESZ JAK CIERPIAŁAM ROZDZIELAJĄC SWOJE DZIECI. Po prostu pomyślałam, że warto napisać coś nieco innego. Typowa ja by chciała, żeby Yuu i Kou byli razem, ale stwierdziłam, że zostanę tutaj emocjonalnym katem postaci i siebie.
      A jeśli chodzi o Aoiki... no, nie można mieć wszystkiego! XD
      Dziękuję serdecznie! Również pozdrawiam i tulę.❤

      Usuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty