I will be 11

Czy naprawdę kochasz mnie z całego serca?
Naprawdę możesz nazwać to miłością?
Odpowiedz. Nie chcę umierać…


Agony



Kouyou nie odzywał się do mnie przez całe dwa tygodnie. Czy był wściekły? Był. Czy był wściekły na mnie? O, jak cholera. Poza tym wszystkim, że sam w zasadzie spieprzyłem naszą relację, to moi rodzice stwierdzili, że się rozstaliśmy i teraz mogę poszukać sobie żony. Chyba nikt nie potrafił być aż tak szczęśliwy z mojego nieszczęścia, jak własni rodzice.
-Może to i lepiej, że nie jesteście razem. Same kłopoty z tego. Poza tym, jak to tak? Mężczyzna z mężczyzną? Każdy facet potrzebuje kobiecej ręki, bo sam jest jak dziecko i nie daje rady – trajkotała moja mamuśka po wieści, że wraz z Kou mamy od siebie przerwę. Miałem szczerą ochotę się rozłączyć, gdyż z każdym wypowiedzianym przez nią słowem byłem coraz bardziej zły. – A taki Kouyou co może? Nie jest kobietą, ani to on jakiś mądry czy przystojny. Poza tym, dzieci z tego by nie było…
-Mamo, mogłabyś przestać?
-O co ci chodzi?
-O to, jak mówisz o Kouyou. I na litość, powtarzam to setny raz, my wciąż jesteśmy razem.
-Wiesz, jakie to nierozsądne z twojej strony, żeby być z kimś takim?
-Wiem – odparłem. – Ale nic na to nie poradzę.

Życie jakby zwolniło przez ostatnie dwa tygodnie i nie działo się w nim kompletnie nic ciekawego. Byłem jedynie samotny. Czasem wychodziłem na piwo z chłopakami z młodszych zespołów, zdarzyło się, że wyszedłem gdzieś z Akirą, który mówił mi, co działo się u Kouyou. Wiedział o wszystkim z pierwszej ręki, jako przyjaciele z Shimą widywali się praktycznie codziennie. Byłem więc utwierdzony w tym, że Takashima radzi sobie beze mnie świetnie, że Sachiko nie choruje i wciąż jest wesoła, a Kagome również ma się bardzo dobrze.
-Normalnie stworzyli udaną rodzinkę – oznajmił mi pewnego dnia Suzuki. Mijał akurat drugi tydzień tej nieszczęsnej przerwy w związku. Byłem zły na samego siebie, że w ogóle na coś takiego wpadłem.
-Co?
-W przenośni, oczywiście – jęknął Aki, widząc moją przerażoną minę.
-No tak, tak – wymamrotałem z lekkim strachem w głosie.
Chłopak, dziewczyna – normalna rodzina! Przeszło mi przez myśl, że Kouyou i Kagome mogliby być całkiem dobrą parą. Znali się już tyle lat, przeżyli razem wiele i przede wszystkim Kagome była kobietą. Była kimś, kogo mała Sachiko potrzebowała najbardziej. Ja i Kouyou nie mogliśmy jej dać kobiecego wzorca, o nie. Żaden z nas nie potrafił być dla niej matką.
I chociaż pogrążyłem się w rozmyślaniach o tym, w jak bardzo dziwnej sytuacji się wszyscy znaleźliśmy, to i tak najbardziej z tego wszystkiego współczułem Sachi. Matka odeszła z jej życia tak nagle, byłem pewny, że za kilka lat nie będzie nawet pamiętać jej czułego dotyku, zapachu, barwy głosu. Nanami została smutnym wspomnieniem, a wspomnienia, nawet te najbardziej bolesne, blakną wraz z upływem czasu, by w końcu całkowicie zniknąć. Sachi nie zrobiła niczego złego, by tak nagle ukarać ją utratą matki, do której miałem wielki szacunek. Nanami była dzielną kobietą. Sama urodziła i zajmowała się Sachiko, ukrywając jej istnienie przed Kouyou. Nie chciała, jak zapewne myślała, niszczyć mu życia oraz kariery dzieckiem, które pojawiło się w zasadzie z przypadku. Bo kochała Kou. Kochała go chyba nawet bardziej niż ja.
Aż w końcu, gdy nareszcie upłynęły te dwa przeklęte tygodnie, zadzwonił do mnie Kou i spytał czy wciąż obstawiam za tym, że powinniśmy trzymać się od siebie z daleka. Kiedy oznajmiłem mu, iż jestem totalnym palantem i tęskniłem za nim bardziej niż kiedykolwiek, zaproponował, bym do niego przyszedł. Oczywiście, że przyszedłem. Niczym błyskawica pognałem do jego domu. Zaraz po tym, jak otworzył mi drzwi, jak przekroczyłem próg jego mieszkania, zacząłem go namiętnie całować. Byłbym zapomniał, jak kształtne i ponętne były te usta. Zamuczał gardłowo, z przyjemnością oddając każdą czułostkę.
-Kou, przepraszam – wymamrotałem mu do ucha. – Naprawdę przepraszam.
-Chyba jednak były nam potrzebne te dwa tygodnie – odparł.
-Hę?
-Nic, nic – odsunął się ode mnie. – Sachi, wujek Yuu przyszedł!
Po krótkiej chwili usłyszeliśmy odgłos stóp błyskawicznie biegnących w naszą stronę. Sachi tupała radośnie, wyjrzała zza rogu, jakby się chowała. Pomachałem jej z uśmiechem.
-Hej, krewetko – powiedziałem.
-Wujek Yuu! – rzuciła się do mnie. Wziąłem ją na ręce, mocno do siebie tuląc. Zaplotła tłuste łapki wokół mojej szyi, po czym z namaszczeniem dała mi namiętnego całusa w policzek.
W tej jednej chwili odczułem do niej prawdziwą miłość. Świadomość tego, że była biologiczną córką Kouyou, że on po części tchnął w nią życie, sprawiła, że zrozumiałem co musiało oznaczać rodzicielstwo dla mojego partnera. Co musiała oznaczać ta mała, niewinna istota, która w połowie była jego żeńską kopią. Zamknąłem oczy, przyciskając ją do siebie i lekko się okręcając, jakbym próbował ją ukołysać do snu na rękach.
-Wujek, chcesz poznać Felicję? – spytała Sachi, odrywając się ode mnie, jednak w żaden sposób nie luzując uścisku wokół mojej szyi.
-Kim jest Felicja? – spytałem nieco zdezorientowany. Zerknąłem na Shimę, jednak ten jedynie pokręcił głową z rezygnacją.
-Nasz rodzynek – oświadczył.
-Wujek, wujek! Chodź!
Sachi zaczęła się z lekka szamotać, dlatego też postawiłem ją na podłodze. Złapała mnie za rękę, ciągnąc za sobą. Zdaje się, że używała do tego sporo siły, jednak nie robiło to na mnie wrażenia – stałem w miejscu.
-Daj wujkowi zdjąć buty – upomniał ją Kou. – Idź już do Felicji.
Dziewczynka puściła moją dłoń, po czym pobiegła do siebie. Roześmiałem się jedynie z tego wszystkiego.
-Pocieszna jest – stwierdziłem.
-Mhm – objął mnie w pasie i ułożył głowę na moim ramieniu. – Zostaniesz na noc?
-A mogę?
-O rany, po co w ogóle te pytania. Zostajesz na noc i już. A teraz idź do niej, bo jeszcze się na ciebie obrazi.
Felicja, jak się okazało, była chomikiem dżungarskim. Czy też raczej był, bo Kouyou mi powiedział, że poszli z owym zwierzątkiem do weterynarza, który oznajmił, że Felicja była płci męskiej. W każdym razie, chomik był oswojony i przemilutki. Nigdy wcześniej w całym moim życiu nie miałem na rękach chomika, dlatego było to dla mnie coś nowego. Małe nóżki z pazurkami przyjemnie łaskotały mnie po rękach. Delikatnie głaskałem mięciutkie futerko Felci. Rany, normalnie zapragnąłem mieć hodowlę chomików.
-Yuu, kochanie – mruknął Kou, podczas gdy przygotowywaliśmy razem kolację. Sachi bawiła się w najlepsze w swoim pokoju. Zostawiliśmy otwarte drzwi, dlatego słyszeliśmy, co robiła.
-To kochanie zabrzmiało podejrzanie… - wymamrotałem. – Co?
-Pojedziesz ze mną do moich rodziców? Bardzo by chcieli zobaczyć swoją wnuczkę.
Popatrzyłem na niego z dystansem.
-Aż tak szalony jeszcze nie jestem.
-Daj spokój! Tata obiecał, że nic ci nie zrobi, rozmawiałem już z nimi o tym.
-Błagam cię, Kou… Musimy rozmawiać o tym akurat teraz? – jęknąłem, opierając się o szafkę. Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, jak raz właśnie na blacie tej samej szafki uprawialiśmy seks i zadrżałem.
Kouyou popatrzył na mnie z dozą rezerwy, po czym westchnął przeciągle.
-Nie. Nie musimy.
-Odłóżmy to więc na jutro. Zgoda?
-Zgoda.
We trójkę zjedliśmy kolację. Sachiko wygłupiała się, chcą, by cała uwaga skupiała się na niej. Kou jednak ją ignorował, co mnie zaskoczyło. Kiedy ja chciałem ją upomnieć, on popatrzył na mnie w znaczący sposób, powstrzymałem się. Po jakimś czasie Sachi zrezygnowała z psot przy stole i spokojnie dokończyła posiłek. Byłem doprawdy pod wrażeniem. Później wraz z Kou wykąpaliśmy małą. Podczas wieczornej toalety była prawdziwą damą, za co Shima od razu ją pochwalił. Ucieszyła się.
-Ja się chcę wykąpać z wujkiem Yuu – jęknęła Sachiko w pewnym momencie.
-Może później – roześmiałem się. – Sachi, już niedługo pora spać.
-Ale obiecujesz, że się ze mną wykąpiesz?
-Obiecuję, obiecuję – odparłem, myjąc jej włosy. Starałem się, by piana nie weszła jej do oczu. Gdy spłukiwałem szampon kazałem jej bardzo mocno zamknąć oczy. Wysuszyłem ją, Kou dał mi jej piżamę, a ja sam ją przebrałem, po czym położyłem do łóżka. Przeczytałem jej fragment rozdziału z książki dla dzieci, lecz nim się zorientowałem, ona już spała spokojnie, trzymając swoje małe łapki na wewnętrznej stronie mojej dłoni. Obie mieściły się w niej bez problemu. Odłożyłem książkę, naciągnąłem na nią szczelniej kołdrę, by zaraz złożyć delikatny pocałunek na jej czole. Mruknęła, zwijając się w kłębek. Rozczulony nią, zgasiłem światło i wyszedłem z jej pokoju, starannie zamykając za sobą drzwi.
Kouyou leżał już w łóżku, uśmiechnął się na mój widok. Miałem wrażenie, że czekał na mnie, przy czym wcale się nie pomyliłem. Zamknąłem drzwi od sypialni, które cicho kliknęły. Zgasiłem światło i w jednej chwili ogarnął nas najprawdziwszy mrok. Zasłony były szczelnie zasunięte, do środka nie przedostawał się nawet najmniejszy świetlisty ognik. Usłyszałem jak wstaje, jak ostrożnie podchodzi do mnie, a ja do niego. W końcu odnaleźliśmy się w ciemnościach. Padliśmy w sobie w ramiona, całując się oraz rzucając jednocześnie na łóżko. Będąc zdanym jedynie na zmysł dotyku, zacząłem go rozbierać, a on mnie. I tak zaraz byliśmy już nadzy. W okropnym pożądaniu całowaliśmy się, obejmowaliśmy i tarzaliśmy w pościeli niczym figlarne dzieci. Dotykaliśmy się, on coś stękał, ja również i tak nawet nie wiem kiedy, ale noc zleciała nam na pieszczotach.
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Kouyou jęknął coś sennie, leżał na moim nagim torsie, z policzkiem przyciśniętym do mojego serca. Obejmowałem go, przygarniając go do siebie jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Uchyliłem powieki. Był bardzo wczesny, chłodny ranek. Półcień powoli wkradał się do sypialni, niebezpiecznie alarmując, że już niedługo będziemy musieli wyjść z łóżka. Jednak ja nie chciałem się ruszać z miejsca, a zwłaszcza po takim seksie, jaki przeżyliśmy tej nocy. Takashima, który po części leżał na mnie, był przykryty kołdrą tylko od pasa w dół. Przesunąłem dłonią po jego gładkich, bladych plecach, podrapałem go lekko przy karku, zamruczał. Telefon wciąż dzwonił.
-Odbierz – bąknął niewyraźnie w mój tors.
Telefon był w spodniach, które leżały gdzieś na podłodze. Wysunąłem się spod Kou, po czym leniwie odszukałem komórki w kieszeni portek. Odebrałem.
-Halo? – ziewnąłem. – Mhm…
Oczy mi się niemal zamykały. Nie miałem pojęcia, jak długo pieściliśmy się w nocy, jednak wiedziałem, że już dawno nie było to aż tak intensywne, a co za tym szło, wyczerpujące. Chociaż szczerze, podczas seksu nie czułem zmęczenia, wprost przeciwnie.
-Yuu, synku? W porządku?
-W porządku – odparłem nieco zdziwiony. Dzwoniła moja mama. – Co się stało?
-Dzwoniłam wczoraj wieczorem i nie odbierałeś.
-Nie? Ach… Nastawiłem telefon na wyciszenie na parę godzin, to pewnie dlatego.
-Co zrobiłeś?
-To taka opcja – wyjaśniłem. – Jak nie chcę, by ktoś mi przeszkadzał przez określony czas, bo mam na przykład spotkanie.
-Ta technologia… Chciałam z tobą porozmawiać wczoraj. I przez to, że nie odbierałeś, nie mogłam zasnąć. Bo mówiłeś, że masz wolne i mogę dzwonić…
-Tak, pamiętam. Przepraszam, że cię zmartwiłem.
Położyłem się plecami na łóżku, popatrzyłem na Kou. Odwrócił się do mnie tyłem, spał dalej.
-Coś ty wczoraj robił?
Mamo – jęknąłem w myślach – wolałabyś nie wiedzieć.
-Spędzałem czas z Kouyou i Sachiko – odparłem.
-Nie zerwaliście w końcu? – wyczułem zaskoczenie w jej głosie.
-Nie, już ci tłumaczyłem.
-W każdym razie, jak się miewa ta młoda dama?
-Sachi? Dobrze, rośnie jak na drożdżach. Nim się obejrzymy, to będzie już panną na wydaniu.
-Nawet tak nie mów – wymamrotał sennie Kou. Czyli słuchał całej mojej rozmowy. Parsknąłem.
-Co cię w tym bawi? – mama ujęła się być oburzona tym chichotem.
-Nie, nie, to Kouyou robi mi tylko jakieś uwagi.
-Kouyou? Gdzie ty jesteś?
-Jeszcze w łóżku, bo mnie obudziłaś. Swoją drogą, to Kou też obudziłaś, no. Oddzwonię do ciebie później, co?
-Niech będzie.
Rozłączyłem się, po czym odrzuciłem telefon w pościel. Przysunąłem się do swojego partnera. Pocałowałem go w kark, przesunąłem dłonią po jego nagim boku.
-Doktor dotyk się uaktywnił? – jęknął w poduszkę.
-Dwa tygodnie bez ciebie były najgorszą karą, jaką mogłem sobie sam zgotować, Kou – wsunąłem dłoń między jego uda, przesunąłem nią nieco wyżej, aż chwyciłem go lekko za pośladek. Zaśmiał się.
-Dobrze ci tak. Zasłużyłeś sobie na to.
-Okrutny jesteś.
Zaśmiał się i odwrócił na plecy. Popatrzyliśmy na siebie z uśmiechem, aż w końcu westchnął.
-Wiesz, że Sachi niedługo się obudzi?
-I?
-Będzie mieć traumę do końca życia, jak zobaczy swojego drugiego tatę z gołą dupą na wierzchu.
-Drugiego tatę? – położyłem się obok niego na wznak. Złapałem go za rękę. – Przecież woła na mnie wujek.
-No tak. Ale to nie zmienia faktu, że odkąd zostały mi przydzielone prawa rodzicielskie, została też i twoją córką. I widzę jak na nią patrzysz.
-Obaj chcieliśmy mieć w końcu dziecko.
-I, Yuu, co do naszej rozmowy ze wczoraj.
-Wyjazd do rodziców?
-Mhm.
-Pojadę z tobą. Pewnie będę tego szczerze żałował, ale pojadę i stanę oko w oko z tymi demonami.
-To moi rodzice! – jęknął, uderzając mnie w ramię. – Twoi teściowie!
-Oj, przepraszam.
Byliśmy naprawdę pokręconą rodzinką. Dwóch facetów i córka. Jednakże, rzeczy między mną a Kouyou powoli zaczęły się prostować. Możliwe, że prócz mnie, Kou również przemyślał pewne sprawy, co zaowocowało tym, że jeszcze przed zakończeniem lutego zamieszkaliśmy we trójkę.
Sachi była chyba bardziej podekscytowana niż my dwaj i przeżywała to wszystko strasznie intensywniej.
-To teraz będziemy z wujkiem codziennie?
-Tak, myszko – odparł Kou, niosąc ją na barana. Szliśmy właśnie z parkingu do mnie do domu, gdzie Takashima się w końcu przeprowadził. Wszystkie rzeczy zostały już zabrane od niego. Swoje mieszkanie zostawił pod wynajem.
-Czyli codziennie będę mogła się kąpać z wujkiem?
-Jak wujek będzie chciał się z tobą kąpać.
-I Felicja też z nami będzie?
-Oczywiście.
-Super! – wykrzyknęła.
Po przeprowadzce niewiele się zmieniło, z tym, że ja i mój partner byliśmy ze sobą 24/7. Jednakże, reszta zespołu uważała, że zmieniliśmy się nie do poznania. No, może nieco.
-Kochanie.
-Słucham,  skarbie?
-A wiesz może, gdzie odłożyłem kable, pysiu?
-Nie wiem, myszko.
-Mhm, szkoda, bąblu.
-Ojej, ptaszynko, znajdą się!
-Wiem, kociaku.
-No widzisz, rybko.
-DOŚĆ! – ryknął Ruki, który nie wytrzymał tego przeładowania słodkości. Poderwał się z kanapy, rzucając kartkami z nutami oraz tekstami w powietrze. Zapiski widowiskowo rozdmuchały się wokół niego, po czym z gracją opadły dookoła. – Koniec, nie! Finito!
-Ale o co ci chodzi? – burknąłem do wokalisty, jednocześnie łapiąc swojego mężczyznę w pasie i trącając lekko nosem jego policzek. Zachichotał na ten gest z mojej strony.
-Już chyba wolałem, gdy się bez przerwy obrzucaliście mięsem – mruknął Reita. Siedział sobie na krzesełku, majstrując przy basie.
-No właśnie! Ja też! Jesteście nie do wytrzymania! Nie-do-wy-trzy-ma-nia! – dodał Matsumoto. Mało brakowało, a by mu te jego dorysowane brwi zaraz odleciały ze złości w siną dal.
-To teraz się chwalisz, że umiesz dzielić na sylaby? – odgryzł się Uruha.
-Jak ci przysylabuję, to gwiazdki z bliska pooglądasz – warknął Ruki.
-Ej, chłopaki. Uspokójcie się, co? Mamy pracować nad albumem, a nie… - lider próbował jakoś uspokoić rozzłoszczonego hobbita.
-Jestem spokojny!!! – wrzasnął wokalista. Był to prawdziwy, wysoki wrzask. Zakryłem uszy, bo myślałem, że mi zaraz bębenki pękną. No, to chociaż z jego gardłem było wszystko cacy. – Jestem, kurwa, najspokojniejszym człowiekiem na świecie!
-Wcale nie jesteś – odparł basista, drapiąc się po głowie.
-A w ryj chcesz?! Kurwa. Chodź się bić, cwaniaku! Myślisz, że jesteś taki zajebisty? Bo co? Bo masz ponad 1,70?!
-Alert, przedawkowana kawa z cukrem! – Uruha doskoczył do wokalisty i złapał go za ramiona. Kai szybko złapał Ru za nogi i unieśli go tak obaj, wynosząc błyskawicznie z sali, nim mały rzucił się na Reitę.
-Puśćcie mnie! Ale już! – wrzeszczał wokalisty, miotając się szalenie, podczas gdy lider i mój mężczyzna byli w trakcie interwencji i ratowali wszystkim tyłki. – Zgłoszę to do prokuratury!!
-Ile my mamy lat? – jęknął Akira, masując skronie.
-Przestań, jesteśmy poważnym zespołem!
-Właśnie widzę, jak bardzo – wywrócił oczami. Roześmiałem się jedynie, klepiąc go po ramieniu.
-Daj spokój. Przecież tylko się wygłupiamy – poklepałem go po ramieniu.
Akira popatrzył na mnie z dozą niechęci, co zupełnie mnie zaskoczyło. Westchnął, odepchnął moją dłoń i odszedł w swoją stronę, odkładając przy okazji bas na stojak. Nie powiem, poczułem się dziwnie. Przecież zawsze dobrze się dogadywaliśmy z Reitą, nigdy nie okazywał w stosunku do mnie takiej oschłej i zimnej postawy. Całkiem możliwe, że coś się stało, jednak wolałem się nie wychylać ze swoimi spostrzeżeniami.

*

-To nie wiesz? – mruknął Kou, myjąc zęby w łazience.
-Niby czego nie wiem? – stałem obok niego i również szorowałem swoje uzębienie. Brzmieliśmy przez to nieco dziwnie.
Kou splunął do umywalki, przepłukał buzię wodą z kranu.
-Rozstał się z dziewczyną – oznajmił.
-Chwila… dziewczyną? – mało się nie oplułem. – Akira ma dziewczynę?
-Miał. Rozeszli się w tym tygodniu – odparł mój facet, zdejmując koszulkę i bokserki. – Nie wiedziałeś?
-No nie. Skąd miałem wiedzieć? Nikt mi nie powiedział. Długo ze sobą byli?
Przepłukałem jamę ustną wodą, odłożyłem szczoteczkę na swoje miejsce.
-Pół roku, jak nie więcej – wszedł pod prysznic. Puścił wodę z deszczownicy, zażywając gorącej kąpieli. – A ty nie wchodzisz? – spytał, widząc przez szybę, jak opieram się zszokowany o zlew.
-Chyba się najpierw ogolę – wymamrotałem.
-W porządku.
Dokończyliśmy poranną toaletę i zrobiliśmy razem śniadanie. Nie było to dla nas nic nowego, że razem przygotowywaliśmy posiłki. Zanim jeszcze zamieszkaliśmy razem, często gotowaliśmy u  siebie, zostawaliśmy jeden u drugiego na noc. Jednak teraz, mając świadomość, że Kou po śniadaniu nie wyjdzie i nie pojedzie do siebie, robiło mi się jakoś tak ciepło na sercu.
Przyrządziliśmy razem omlety oraz sałatkę owocową. Sachiko zdążyła w tym czasie wstać, dlatego Kou poszedł pomóc jej się ubrać. We trójkę zjedliśmy śniadanie, po czym pojechaliśmy odwieźć małą do przedszkola. Następnie udaliśmy się do pracy.
-Wracając do Akiry i jego dziewczyny – mruknąłem. – Dlaczego nic nikomu nie powiedział o niej?
-Mi powiedział – odparł Shima. – Pewnie wolał się nie afiszować związkiem, który nie jest pewny. Wiesz jak to jest z nami.
-Była fanką?
-Nie, laską z tindera.
-Serio?!
-No skąd mam wiedzieć – wywrócił oczami. – Nie była fanką, to pewne. Ale była… hm… Inna od nas. Była spokojna, stateczna. Była kobietą, jakiej by Aki potrzebował w swoim życiu. To źle, że zerwali.
-Huh, tak jak o tym mówisz, to aż mi się przykro robi. Już trudno.
-No – westchnął. – Szykuj się lepiej mentalnie na wyjazd do moich rodziców. W końcu chcieliby zobaczyć swojego zięcia.
-Powiedziałeś im, że przyjadę? – stanąłem na światłach. Zerknąłem na Kou kątem oka. Siedział spokojnie i patrzył przez boczną szybę.
-Oczywiście. Musiałem ich przygotować na to, że będziesz razem ze mną. Ty byś swoim też powiedział.
-No, masz rację.
-Poza tym, mama stwierdziła, że przyszykuje nam oddzielne pokoje.
-Co? Dlaczego?! – ruszyłem gwałtownie, kiedy światło zmieniło się na zielone. Szarpnęło nami, Kou spojrzał na mnie zirytowany.
-Uważaj trochę, co? Żeby nasza wspólna obecność w łóżku nie kusiła nas do grzechu.
-Och, co proszę? – prychnąłem.
-No popatrz, uprawianie seksu przedmałżeńskiego jest grzechem, a co dopiero seks analny między dwoma facetami. Musimy jedną z tych rzeczy zmienić.
Poczułem, że robi mi się gorąco. Zacisnąłem dłonie na kierownicy.
-Zmienić? Co?
Takashima milczał przez kilka długich sekund. W tym czasie upewniłem się, co miał na myśli.
-Już nic.
-No powiedz, no co ty. Nie bądź taki.
-Nie, po prostu… nie zastanawiałeś się nigdy nad tym, żebyśmy zawarli związek?
-Czasami o tym myślę. I nie wiem czy jest nam to potrzebne.
-Aha. Czyli tak na to patrzysz.
Westchnąłem. Wjechaliśmy na parking przed studiem.
-Słuchaj, to nie oznacza, że cię nie kocham albo w ogóle nie chciałbym zawierać związku. Po prostu jest mi z tym dobrze tak, jak jest teraz.
-Rozumiem.
-Ale i tak zaraz się obrazisz.
-Nie obrażę się! – huknął na mnie. Wjechałem na wolne miejsce, zaparkowałem.
-O co zakład? – posłałem mu szelmowski uśmiech.
-Yuu, bo ci zaraz w mordę strzelę.
-Wal śmiało.
Niepotrzebnie to mówiłem. Kouyou rzeczywiście się na mnie zdenerwował bardziej niż bym się spodziewał i najzwyczajniej w świecie dał mi w ryj, po czym wysiadł z samochodu jak gdyby nigdy nic. Siedziałem chwilę zszokowany, przykładając rękę do pulsującego z gorąca policzka. Sprawdziłem w lusterku i miałem całkiem niezły odcisk ręki Kou na sobie. Brawo, siłownia nie poszła na marne, to musiałem mu przyznać.
Wszedłem do studia ze spuszczoną głową oraz z paczką mrożonek, którą kupiłem na szybko w spożywczaku nieopodal. Przykładałem paczkę do twarzy i zastanawiałem się czy będę mieć sińca i czy opuchlizna będzie się długo trzymać. Wszyscy spojrzeli na mnie najpierw źli, że się spóźniłem, a następnie z wielkim zaskoczeniem. O chuj chodzi, Aoi? Na chuja ci ta zupa kalafiorowa?
-A tobie co się stało? – spytał pierwszy Ruki, który stał na środku pokoju z mikrofonem oraz tekstami piosenek.
-Wpierdoliłeś się na słup? – rzucił zaczepnie Reita. Siedział na podłodze, majstrując przy swoim wzmacniaczu.
-Albo dostałeś wpierdol? – zaśmiał się Kai. Lider machnął tylko ręką, jakby taka sytuacja nie miała mieć prawa miejsce i była tak bardzo prawdopodobna jak to, że zagramy kiedyś koncert w Polsce.
-Jakbyś zgadł – warknąłem. Rzuciłem swoją torbę na podłogę, po czym odszukałem Kouyou wzrokiem. Siedział odwrócony do mnie bokiem na krześle ze swoją gitarą. Miał założoną nogę na nogę i udawał, jakby nic się nie stało. – Spytajcie tego tam pod ścianą.
Cała trójka odwróciła się do Kouyou. Podniósł głowę, unosząc lekko jedną brew, okazując w ten sposób swój lekceważący stosunek do całej sytuacji.
-Uderzyłeś Aoiego? – zapytał niepewnie Kai, jakby był mamą, która próbuje ustalić fakty kto w czym zawinił i kogo powinno się ukarać.
Mój facet wzruszył jedynie ramionami.
-Dobra, nie wiem o co chodzi, ale cokolwiek zrobiłeś Shimie, że aż ci przyłożył, to… - Rei podniósł się z podłogi, po czym zakasał rękawy. No pięknie, może on też chciał mi walnąć? Świetnie. Niech wszyscy robią sobie ze mnie worek treningowy, bo czemu nie. Zasłużyłem sobie za to moje lekko zezowate lewe oko.
-Nic nie zrobiłem – jęknąłem. – A ty – zwróciłem się do Kou – musimy pogadać. Teraz.
-Widzę, że wszystko wraca do normalności – oznajmił radośnie Takanori. – Ci się znowu kłócą, już myślałem, że staną się parą idealną.
-Stare małżeństwo, mówię wam – westchnął Tanabe.
Shima bez słowa wyszedł ze mną na korytarz. Stanęliśmy przed sobą w odległości około dwóch metrów. Nie czułem się szczerze na siłach, żeby znowu się z nim kłócić i nie chciałem. Popatrzyłem na niego z powątpieniem.
-Masz mi coś do powiedzenia? – spytałem.
-Nie bardzo. A ty?
-Kurwa, walnąłeś mi w twarz i sobie poszedłeś. To normalne?
-Sam powiedziałeś, że mam walić śmiało. No to walnąłem.
-Ja pierdolę, Takashima, tak się nie robi.
-Tak się nie robi? To ty, mistrzu śmieszkowania, powinieneś wiedzieć, że nie robi się żartów z takich rzeczy.
-Jakich?
-Które są dla mnie ważne.
-Powiedziałem tylko, że się zaraz obrazisz, a ty od razu się spiąłeś. Tak? O to ci chodzi? Że zadrwiłem z tego?
-Zadrwiłeś z mojego stosunku do zawierania z tobą związku. Bo może ja chciałbym to zrobić? Bo może denerwuję się na ciebie, ponieważ mi zależy. Pomyślałeś?
Zacisnąłem wargi. No w sumie… Mogłem to nieco lepiej rozegrać. Jak zwykle wychodziłem na tego złego, nawet jeśli zostałem pobity przez własnego faceta. Co to za patologia.
-A ty pomyślałeś, że nie powinieneś mnie bić, tylko jakoś to wyjaśnić? Znasz mnie, no nie? Wiesz, jakie jest moje poczucie humoru, więc mogliśmy to na spokojnie wyjaśnić. A jakbym to ja ciebie uderzył? Co byś zrobił?
Kou zacisnął wąsko wargi. Poczułem się okropnie na samą myśl o tym, że mógłbym go kiedykolwiek uderzyć.
-Przepraszam, Yuu – bąknął. Zauważyłem, że w oczach zbierają mu się łzy. O nie. Znowu go doprowadziłem do płaczu.
-Hej, no już. Tylko się nie rozklejaj – objąłem go mocno. – Nie bij mnie więcej, co?
-Jasne.

Kou dotrzymał obietnicy. Powiedzmy… W każdym razie, były przed nami rzeczy o niebo koszmarniejsze, jak wyjazd do jego rodziców. Na wizytę u teściów musiałem się psychicznie przygotować.


----


A co my tutaj mamy?? Tak, po półtorej roku przybyłam z nowym rozdziałem I will be. Kurwa, w końcu. XD Ktoś jeszcze o tym pamięta? Nie...? (pls, powie ktoś, że tak) Muszę wrócić do wprawy, jeśli chodzi o śmieszkowanie w opowiadaniach. Trzymajcie kciuki, Żuczki!

Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. Płaczę? Czekałam na to w chuj długo i jest. Jest, piękny i prawdziwy Yuu i Kou. No może nie do końca prawdziwy, no ale... no są razem, nie wiem czy na długo, ale są. Ahh wkurzony Kou i jego facet z czerwonym policzkiem-bajka. Nie, nie lubię Aoihy, więc aż dziwne, że się ucieszyłam, że do siebie wrócili. Dobra, pewnie ten komentarz jest pełen dziwactw, bo nie umiem pisać, to raz i dwa czytałam to w przerwie między lekcjami, a teraz piszę w kolejce do lekarza, twór homerowski toto nie jest. Ale cóż, bardzo cieszę się i pozdrawiam cieplutko. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. I WILL BEEEE!!! TAAAAAAAK XD
    To była moja reakcja na rozdział.
    Matko, jak mi brakowało tych wspaniałych kłótni xdddd
    "Hej, krewetko" przeczytałam "Hej, kurewko" i przez chwilę zastanawiałam się co ten Yuu tak właściwie odpierdala xD
    Ostatnio zachowuję się jak Ruki i biję każdego kto śmieje się z mojego niskiego wzrostu xddd Tylko nikt mnie nie powstrzymuje xd Podbiłam już jedno oko i zdarłam skórę z piszczela (koleś kuleje do dziś)... da się w ogóle zedrzeć skórę z kości?
    No cóż ... Pisz pisz pisz! Kocham twoje opowiadania :* Weny i wolnego czasu!

    OdpowiedzUsuń
  3. J A P I E R D O L E
    No tego to bym się nie spodziewała.
    Wstałam rano, wbijam na TT, a tu...no myślałam, że śnie! Chciałam iść spać dalej...ale musiałam przeczytać! Nie dawało mi spokoju!
    Oj, nie zawiodłam się na tym rozdziale.
    Ciągle nienawidzę tej krewetki Kou, ale jednak rzucająca się na Yuu mnie rozczuliła.
    Nienawidzę krewetek, ale wyobrażenie Aoiego z dzieckiem...cudo.
    Już myślałam, że Kou i Yuu zostaną słodką parką...a tu taka ulga!
    No Aoi co ty odpierdalasz? Po chuj ci ta zupa? Poryczałam się ze śmiechu. Od dzisiaj jak będę widziała mrożonki to będę miała przed oczami Aoiego z czerwonym policzkiem!
    Cudo! Nie jestem wielką fanką Aoihy, ale to opo kocham!
    Dobra robota.
    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    pogodzili się,  aż było za cukierkowato...  słowa Yuu cóż Kou myśli o nich poważnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty