『追落』
Tsuiraku
Pairing: Sora x
Chiaki
Gatunek: bromance,
angst, fantasy (?)
Ostrzeżenia:
raczej żadne
Kiedyś musiał
nadejść ten dzień, w którym zostało mi przeznaczone, by zniknąć z życia
Chiakiego. Chociaż przez wiele lat byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, to jednak
nasza znajomość musiała mieć swój koniec. Wiedziałem o tym od samego początku,
aż do naszych ostatnich chwil razem.
Byłem taki, jaki
Chiaki chciał, bym był. Każda moja cecha była podyktowana przez niego. To jak
wyglądałem, to jak się zachowywałem, chociaż, nie przeczę, rozum w zasadzie
miałem swój własny. Szkoda tylko, że tak rzadko dane mi było z niego korzystać.
W całej tej bezsensownej plątaninie zdarzeń stałem się jedynie wyblakłym
cieniem, który w pewnym momencie przestał całkiem egzystować.
Zaczynając
jednak od początku. Natknęliśmy się na siebie na placu zabaw.
Malutki, czteroletni wówczas, Chiaki kucał w piaskownicy, wypłakując się nad
babką z piasku, która niefortunnie została zniszczona przez jakiegoś starszego
chłopca. Zjawiłem się tam dość przypadkiem.
− Nie płacz –
wymamrotałem niewyraźnie, nie do końca pewny, czy powinienem się w zasadzie
odzywać. – Jestem Sora. Hej, ulepimy razem nową babkę, co ty na to?
Chłopiec
popatrzył na mnie szklistymi oczyma, po czym się uśmiechnął. To był właśnie
początek najpiękniejszej w świecie przyjaźni.
Całkiem samotny
Chiaki oraz ja błyskawicznie staliśmy się nierozłączni. Czasami nawet kąpaliśmy
się razem u niego, co tylko dostarczało nam dodatkowej zabawy. Mój przyjaciel
miał naprawdę sporą wannę, nierzadko chowaliśmy się w niej w pianie. Jaka
szkoda, że z czasem przestaliśmy się tam mieścić obaj. Mieliśmy co wspominać, a
przynajmniej Chiaki miał.
Mama mojego
przyjaciela traktowała mnie z przymrużeniem oka, chociaż była życzliwa i kiedy
Chiaki mówił, że bawimy się we dwóch w namiocie, to zawsze dawała nam podwójną
porcję ciasteczek oraz mleka. Niefortunnie się składało, że nie mogłem tego
zjeść, dlatego tylko patrzyłem na swego kompana, jak zajada się ciastkami oraz
popija je mlekiem. Nie było mi z tego powodu przykro, wiedziałem, że lubił jeść
ciastka, dlatego w zasadzie się cieszyłem, gdy uradowany napychał sobie buzię
kruchym ciastem.
Rośliśmy, będąc
praktycznie nierozłącznymi. Spaliśmy razem, jeździliśmy we dwóch na wycieczki,
aż w końcu zauważyłem, że nagle Chiaki zrobił się bardziej zdystansowany w
stosunku do mnie. Przestaliśmy się razem kąpać, już się nie bawiliśmy tak
często, chociaż i tak byliśmy nierozłączni, niczym bliźniaki. Jednakże, jedno w
tym wszystkim mnie ściskało za gardło, kiedy to nocując u Chiakiego zasypiałem
obok niego. Dorastanie. Przerażało mnie to jak nic innego. To wszystko wiązało
się z wielkimi zmianami, a ja tego nie lubiłem.
W końcu nadszedł
ten dzień, kiedy Chiaki i ja mieliśmy po 16 lat. Z każdym dniem czułem się
coraz słabszy i zmęczony. Wiedziałem, że nie zostało mi wcale tak wiele czasu,
jak mógłbym chcieć i napełniało mnie to swoistym smutkiem. Mój przyjaciel
jednak nie przejmował się mną. Czasami stwierdzał, że mam sobie od niego iść,
dać mu spokój, bo przeszkadzam mu, podczas gdy on oddawał się robieniu niczego,
leżąc na łóżku. Bolało mnie to potwornie. Czułem, jak wokół serca zaciska mi
się jakaś pętla, że coś chwyta mnie w żelazny uścisk i dusi. Coraz częściej
miałem te dziwne stany, jednak nauczyłem się z nimi funkcjonować.
− Zastanawiam
się czy ta dziewczyna, z którą rozmawiałeś ostatnio będzie chciała się z tobą
umówić – zastanowiłem się na głos, siedząc u Chiakiego na krześle. On sam leżał
na swoim łóżku, jak zwykle. Podciągnąłem jedną nogę pod brodę, po czym
spojrzałem na przyjaciela. Nie zareagował. – Hej, a ty jak sądzisz? Chiaki?
Dalej mnie
ignorował. Westchnąłem w duchu.
− Chiaki! Hej!
Ej! Chiaki!! – podniosłem głos.
− Hm? –
wymamrotał. – O, Sora. Ciągle tu byłeś? – podniósł się.
− Cały czas.
− Czemu na mnie
krzyczysz?
− Myślisz, że ta
dziewczyna z dzisiaj… umówi się z tobą?
− Kto wie. Może.
Fajnie by było.
− Randka, o rany
– niemal gwizdnąłem z podziwem. – Kto by się spodziewał.
− Też byś
poszedł, no nie? – zaśmiał się.
Zawtórowałem mu.
− Raczej nie.
Jestem zbyt nieśmiały.
− Sora, ty
zgrywusie! – Chiaki mało płuc nie wypruł ze śmiechu. – Wcale nie jesteś
nieśmiały! Może załatwić ci jakąś dziewczynę? W sumie nigdy nawet o tym nie
pomyślałem, rany… Sorry, stary.
− W porządku.
Mam się dobrze tak jak teraz.
Chiaki zmierzył
mnie uważnym spojrzeniem. Jakby próbował się czegoś doszukać w moim wyglądzie.
− Zbladłeś
ostatnio – stwierdził. – Wszystko okej? Naprawdę, mam wrażenie, że robisz się
jakiś przezroczysty.
− Jest okej –
zapewniłem go, uśmiechając się.
Ale nie było
wcale okej. Naprawdę sam czułem, że tracę wszelkie kolory, że robię
transparentny jak duch. I tak z każdym dniem, z każdą chwilą, ledwo byłem w
stanie ustać na nogach, powiedzieć cokolwiek. Chiaki również przestawał mnie
zauważać. Nie rozmawiał ze mną już tak często, zapominał momentami, że jestem
obok niego, że istnieję.
Aż w końcu tego
jednego dnia, jego wymarzona dziewczyna zgodziła się z nim umówić. Chiaki był cały w skowronkach i jednocześnie zdenerwowany. To był ten moment, kiedy ja byłem
mu odrobinę potrzebny, bo ktoś musiał go mentalnie wesprzeć. Ale… coś się wtedy
naprawdę zmieniło. I chociaż w jednej chwili rozmawiał ze mną tak jak zwykle,
tak nagle zupełnie przestał. W chwili, gdy zamilkł w połowie zdania, patrząc
już nie na mnie, tylko gdzieś w przestrzeń, zrozumiałem, że stało się właśnie
nieuniknione.
− Nie, nie,
Chiaki, ja tu wciąż jestem! – pomachałem mu ręką przed twarzą. – Jestem,
słyszysz? Słyszysz?!
− Sora? –
wymamrotał.
− Błagam cię,
Chiaki. Nie teraz. Jeszcze chwila… - jęknąłem żałośnie, łapiąc przyjaciela za
ramiona. – Chociaż jeszcze przez chwilę… Daj mi ze sobą porozmawiać. Proszę
cię, nie chcę po prostu zniknąć. Nie chcę być zapomniany, nie zniosę tego.
Mój przyjaciel
rozejrzał się lekko po pokoju, po czym zacisnął wargi w wąską linię. Popatrzył
mi prosto w oczy, a ja poczułem, że moje ciało już nie wytrzyma chwili dłużej.
− W porządku –
odparł. Znów mnie widział?
− Nie przestawaj
we mnie wierzyć – objąłem go mocno, przyciskając do siebie. Chyba nic sobie z
tego nie robił. Wplątałem dłoń w jego czarne włosy. Wiedziałem, że są to moje
ostatnie chwile z Chiakim, że nim się obejrzę, przestanę dla niego istnieć. –
Tak jak byliśmy dziećmi. Niech będzie przez chwilę tak jak wtedy, gdy byliśmy
mali i wierzyłeś we mnie jak w nic innego. Na parę minut. Proszę.
To przerażająco
nieznośne, gdy osoba, która znaczy dla ciebie wszystko, zapomina o tobie.
Chiaki był moim światem, chociaż nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
− No dobrze. Ale
szybko.
− Nie, to nie
może być szybko. Ja wiem… wiem, że już mnie nie potrzebujesz – jęknąłem,
czując, jak w oczach zbierają mi się łzy. Ledwo mogłem oddychać, a mój głos był
naprawdę słaby, ledwo słyszalny. – Ale teraz pierwszy i ostatni raz potrzebuję
ciebie. Bo chcę i muszę ci coś powiedzieć… Boję się o ciebie. Boję się, że beze mnie sobie nie poradzisz. No bo ja zawsze byłem obok, a teraz, kiedy mnie już nie
będzie… Czy coś się zmieni w twoim życiu? Czy będziesz tak jak zwykle wstawał
rano, brał prysznic, ubierał się, jadł śniadanie? Boję się myśleć o takich
rzeczach, mając świadomość, że jeśli beze mnie staniesz się samotny, to nie
będę w stanie już więcej cię pocieszyć. Dotrzymać ci towarzystwa w trudnych
chwilach. Martwię się strasznie.
− Sora… co ty
mówisz? – wymamrotał zdezorientowany. – Przecież jesteś moim przyjacielem. O co
ci chodzi? Dokąd ty się wybierasz?
− Muszę odejść,
bo już mnie nie potrzebujesz.
− Co ty
pieprzysz? – odsunął mnie od siebie. – Zawsze będę cię potrzebował. Jesteśmy
przyjaciółmi, tak? Przyjaciele na zawsze, to sobie zawsze mówiliśmy. Nie
wyskakuj mi więc z jakimiś takimi przemowami, okej?
Spojrzałem na
Chiakiego na tyle spokojnie, na ile było mnie stać. Nie było to łatwe, wszystko
mnie tak strasznie bolało, jakby ktoś podpalił moje ciało żywcem. W środku po
prostu cały się już dawno rozpadłem na milion kawałków.
− Okej,
przepraszam.
− Rany, stary –
westchnął, wystawiając rękę, byśmy przybyli sobie piątkę. Popatrzyłem na jego
wyciągniętą dłoń, a następnie na swoją, przezroczystą. Przybiłem mu piątkę,
rozległo się tak dobrze znane mi plaśnięcie. – Nie rób więcej takich rzeczy,
dobra? W końcu będę miał przez ciebie zawał.
− Jasne –
zaśmiałem się.
Chiaki jedynie
narzucił na siebie koszulę, po czym wyszedł z pokoju bez słowa. Usiadłem na
jego łóżku, patrząc na drzwi, za którymi zniknął. Ogarnęło mnie tak
paraliżujące uczucie pustki, że nie byłem w stanie się ruszyć. Stało się.
Odszedł.
− Cześć –
wymamrotałem za nim. Tak jak zwykle bym się z nim pożegnał, jakbyśmy mieli się
zobaczyć zaraz na drugi dzień.
Położyłem się
plecami na jego łóżku. W ciemnym pokoju unosił się zapach intensywnych perfum, od ścian wciąż odbijał
się jego głos. Czułem, jak to wszystko osiada na mnie, wciskając moje ciało w
materac. I tak powolutku, z każdą sekundą, małe cząsteczki mnie sukcesywnie
wsiąkały w łóżko. Nie byłem w stanie nad tym zapanować czy też z tym walczyć,
dlatego się temu poddałem. Nic nie robiąc, zacząłem się żywcem rozkładać w
pokoju najbliższej mi osoby. Tak naprawdę, jedynej osoby, która ze mną
kiedykolwiek rozmawiała, która mnie lubiła, wiedziała o moim istnieniu. W
rzeczywistości nigdy nie istniałem, byłem tylko w wyobraźni Chiakiego. Byłem
przyjacielem, o którym nikt nie wiedział. Znałem jego sekrety, troski, sukcesy.
Wiedziałem o nim wszystko, byłem przy każdym ważnym wydarzeniu w jego życiu.
Kochałem go za to, że we mnie wierzył. Jako jedyny sprawił, że poczułem się
człowiekiem. Powołał mnie do życia, ale i sam mnie go pozbawił.
O rany –
pomyślałem sobie jeszcze, zanim cały mój umysł zupełnie zatonął w ciemnej puste
– jakie to dziwne uczucie, umierać, nie będąc nawet żywym.
----
Dzisiaj przybywam z oneshotem! Krótki, zaczęty już dawno, skończony przed paroma minutami. Cieplutki jak bułeczka z pieca!
Wiem, że część moich Żuczków kończy teraz rok szkolny, część ma sesję, jeszcze inni mają przeboje w życiu. Walczcie, bądźcie silni! A tym, co zaczynają wakacje, życzę błogiego odpoczynku. Ja sama odpocznę chyba dopiero po śmierci. No nic. Dziękuję wam serdecznie za uwagę i wszystkie komentarze. Chociaż ybt w zasadzie ledwo żyje (Sora w tym oneshocie symbolizuje mnie i ybt, a Chiaki moich czytelników, których już tu prawie nie ma, ale wciąż was wszystkich kocham), to naprawdę dziękuję, że jednak ktoś tu jeszcze czasami zagląda i komentuje. Powróćmy pamięcią do czasów, gdy ybt było w miarę popularne, a yaoi o j-rocku było pisane i chętnie czytane... X'D No dobra, już bez przedłużania.
Do następnego~! ❤
To było takie smutne i prawdziwe, ale i tak się cieszyłam jak głupia podczas czytania... Właśnie w wiadomościach mówią, że wysłali jakiegoś zamachowca na badania psychiatryczne... Przypadek?
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy ten komentarz w ogóle się wyśle, bo mój internet przez ponad minutę ładował ten post (achhhh, mój ukochany transfer danych z Plusa).
Nie wiem jak inni, ale ja w tym momencie olewam już budę XD Tylko niestety na zakończenie muszę wrócić, bo gram w skeczu Panią od historii (zabij mnie ktoś).
Ybt jeszcze nie umarło, póki my (czytelnicy) żyjemy! No. Także ten.
Pozdrawiam, życzę weny i papa :3