I will be II 01
Ostatnimi czasy
bardzo często pytałem siebie; Za jakie grzechy, dobrzy bogowie? Tak jak tego
właśnie dnia, kiedy ręce trzęsły mi się jak galareta i ledwo dawałem radę, by
prowadzić ten pieprzony samochód, który coś ostatnio zaczął się sypać. Cholera jasna,
jak się coś wali, to wszystko naraz. Cały w nerwowych strzępkach zajechałem na
parking. Zaparkowałem, wyłączyłem silnik. Siedziałem przez kilka chwil, w
dalszym ciągu ściskając w dłoniach kierownicę. Garść prochów na uspokojenie,
którą dostałem od Yuu wcale mi nie pomogła. Wprost przeciwnie, czułem się
jeszcze bardziej nabuzowany, że te cholerne leki w ogóle nic nie robią. Ale
spokojnie, to jeszcze nie koniec świata. J
e s z c z e.
− Nie pierwszy
raz idziesz na policję – powiedziałem sam do siebie, jakoś próbując się
podnieść na duchu. Poklepałem się kilkakrotnie po policzkach, by jakoś się
przywrócić do porządku. – No dalej, Kouyou.
Wysiadłem z
samochodu, po czym ruszyłem odebrać swoją córkę z aresztu.
W drodze
powrotnej Sachiko w ogóle się nie odzywała. Siedziała na miejscu pasażera obok
mnie, wbijając naburmuszone spojrzenie w widok za oknem. Ja również nic nie
mówiłem, pomimo że cisza była przytłaczająca jak cholera. Miałem wielką ochotę
zapalić papierosa i chociaż kilka lat wcześniej rzuciłem fajki, to na początku
roku znowu wróciłem do nałogu. Z jednego małego powodu, który właśnie siedział
przy mnie.
Mała była cała w
siniakach i zadrapaniach i wyglądała, jakby wpadła w jedną wielką błotną
kałużę. Włosy wyglądały, jakby czesał je jej porywisty wiatr, nie ja dzisiaj
rano. Mundurek był poszarpany, nie miałem pojęcia czy nadawał się do zszycia.
Doprawdy, to wyglądało, jakbym ją odbierał z pola bitwy, a nie z aresztu.
− Sachiko,
mogłabyś mi powiedzieć, jak to się stało? – spytałem, nie mając już kompletnie
siły na nic.
− Co? –
burknęła.
Westchnąłem w
duchu. Tylko spokojnie, nie krzycz. Już wystarczająco nawrzeszczałem się w
poduszkę po telefonie od dyrektora szkoły.
− Wiesz co. Jak
wylądowałaś na komisariacie? Dziecko, ty masz dopiero 11 lat, a już jesteś
zanotowana w kartotece policyjnej.
− No bo… One mi
dokuczały.
− One, to znaczy
kto? I dokuczały ci do tego stopnia, że musiałaś im pościnać włosy szkolnymi
nożyczkami a później powrzucać rybki z akwarium do piórników?
− Ale to nie ja
zaczęłam się bić!
− Ale ty
skończyłaś, bo jednej koleżance rozkwasiłaś nos, a drugiej podbiłaś oko, a
jeszcze następną przewróciłaś, usiadłaś na niej i ścięłaś ją kompletnie na
krótko. Aż dyrektor wezwał specjalnie dla ciebie policję.
− Wujek mi
zawsze powtarza, że mam się bronić, jak mi dokuczają.
− Ale siłą? Co
one niby ci takiego zrobiły?
− Dokuczały.
− To już mi
powiedziałaś, ale jak ci dokuczały? Przezywały cię? Szantażowały?
Sachiko nic nie
odpowiedziała. Milczała też już do końca naszej podróży. W domu przywitał nas
Yuu z późnym obiadem. Uśmiechał się, jednak, gdy tylko zobaczył moją grobową
minę, uśmiech od razu mu zbladł.
− Co się znowu
stało? – spytał.
Znowu. To nie
był pierwszy raz, kiedy ja albo Yuu musieliśmy odbierać skądś Sachiko.
Wcześniej kończyło się to wyłącznie na jakiś aferach w szkole albo na szkolnych
wycieczkach, jednak ostatnio zaczęła naprawdę przeciągać strunę. Raz wrzuciła
jednemu koledze żabę w spodnie, jeszcze kiedy indziej wysmarowała super mocnym
klejem krzesło jednej koleżance. Poza tym, podstawiała innym nogi w szkole,
wyzywała się z uczniami i nigdy w życiu nie chciała powiedzieć dlaczego. Ja już
nawet nie miałem siły, żeby się wypytywać, dlaczego jest taka dla wszystkich
niedobra.
Machnąłem ręką.
− Sachi, co się
znowu stało? – spytałem, by wytłumaczyła się Yuu.
− Broniłam się –
odparła tonem, który miał wskazywać na to, że niesprawiedliwie jest o wszystko
oskarżana i wcale nic nie zrobiła.
− W to nie
wątpię – westchnął Shiro. Zmierzył Sachi uważnym spojrzeniem. – Ale czy ta
obrona była warta wylądowania na policji?
− Ja wcale…
− Już wystarczy
tych tłumaczeń – uciąłem. Czułem, że zaraz nerwy mi puszczą. – Sachiko, marsz
do łazienki, masz się umyć.
− Ale, tato,
ja…!
− W tej chwili,
bez dyskusji.
− Wujku, powiedz
coś! – krzyknęła mała oburzonym tonem.
Shiro jedynie
kolejny raz westchnął.
− Skarbie, zrób
tak, jak cię tatuś poprosił.
Sachiko, tupiąc
wściekle, poszła do łazienki. Trzasnęła przy tym ostentacyjnie drzwiami, jednak
żaden z nas tego nie skomentował. Yuu spojrzał na mnie, jakby czekał na
wyjaśnienia. Usiedliśmy w kuchni i tam powiedziałem mu w skrócie, co takiego
zrobiła nasza córka w szkole. Spoglądał na mnie ni to z podziwem dla niej, ni
to z przestrachem, że była zdolna zrobić coś takiego.
− Ta mała to
szatan. Zupełnie jak ty – podsumował. Słyszeliśmy, jak Sachi kąpie się w
łazience. Potarłem tylko skronie palcami.
− Jak robi coś
złego, to od razu moja wina.
− Nie twoja
wina. Coś musiało się stać, że tak się zdenerwowała, no i doszło do tego
wszystkiego. Takie rzeczy nie dzieją się bez powodu.
− No ale tłuc
tak kogoś? Yuu, nie tak ją wychowywaliśmy.
Shiro położył
swoją dłoń na mojej. Czułem, że będzie jeszcze gorzej z tym wszystkim.
Sachiko sporo
się zmieniła przez ostatnie lata, co może nie do końca docierało do mnie i do Yuu.
Rosła jak na drożdżach, dosłownie wyrastała z ubrań, które były na nią dobre
jeszcze jakieś dwa tygodnie wcześniej. A to się robiły przykrótkie, przyciasne,
przymałe. Poruszała się coraz bardziej pewnie. Może nie… kobieco, ale jej ruchy
już nie przypominały niepewnego szczeniaka, który jeszcze chwiejnie stąpa na
swoich czterech łapach. Lubiła sport, filmy przyrodnicze, no i muzykę. Z Yuu
uczyliśmy ją grać na gitarze, zapisaliśmy ją też na lekcje pianina, a jak
przychodziła z nami do studia, to oczywiście, Kai oraz Rei pokazywali jej, jak
grać na perkusji czy basie. Miała pełną muzyczną edukację, co napawało nas
radością. Oczywiście, nie to, że zmuszaliśmy ją do tego. Jeśli chciała grać, to
jej to umożliwialiśmy. Poza tym, interesowała się też tańcem wszelkiego
rodzaju. Była giętka jak taśma elastyczna i nigdy nie kryłem podziwu dla
wszystkich tych zmyślnych figur, którymi zaszczycała nierzadko domowników oraz
gości. Oprócz zdolności tanecznych, miała smykałkę do sztuk walki. Co do tego
akurat mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony myśleliśmy sobie, że to tylko
mała dziewczynka, zaznajamiać ją z przemocą w takim wieku? Ale z drugiej byliśmy
świadomi, że powinna znać jakieś podstawy samoobrony. Stąd też Yuu wpadł na
pomysł, żeby zapisać ją na aikido. Chyba właśnie zaczęliśmy tego żałować…
− Myślę, że nie
powinna chodzić na żadne sztuki walki – oznajmiłem. Shiro wstał od stołu,
zaczął rozkładać talerze. Również wstałem, by mu pomóc. Porozkładałem pałeczki
oraz miseczki.
− Dlaczego nie?
− Bo to ma na
nią zły wpływ, nie widzisz? Zaczęła bić koleżanki.
− Ja tam sądzę,
że powinna chodzić na te zajęcia. Może właśnie na nich wyżyje się trochę, no i
pozbędzie się agresji? A poza tym, sama powiedziała, że jej dokuczały, tak?
− To nie jest
powód, żeby kogoś bić – stanąłem z założonymi rękoma przed Yuu. On natomiast
oparł się o szafkę, krzyżując kostki. – Problemów nie rozwiązuje się w ten
sposób.
− No tak.
Wszyscy wiemy, że źle zrobiła, ale wciąż nie wiemy dlaczego właściwie. Trzeba
będzie porozmawiać z wychowawcą, no i rozwiązać całą sprawę wraz z rodzicami
tamtych dziewczynek. No i jeszcze… Kouyou…
− Hm? – wziąłem
z szafki szklanki na sok. Postawiłem je na stole.
− Nie krzycz już
może na nią.
− Przecież nie
krzyczę – odparłem oburzony.
− Wcale.
Odwróciłem się
do niego. Yuu tylko popatrzył na mnie znacząco.
Zjedliśmy we
trójkę późny obiad. Postaraliśmy się przy tym, by nie poruszać przy stole
tematu szkoły czy ogólnie wszystkich dzisiejszych wydarzeń. Zamiast tego
rozmawialiśmy o pracy, muzyce. Same neutralne tematy. W końcu jednak rozmowa
zeszła na nieco mniej przyjemny dla mnie tor.
− Twoja matka
dzisiaj dzwoniła do mnie – powiedział Yuu.
Mało się nie
zadławiłem przy przełykaniu, gdy to powiedział.
− Mama dzwoniła?
Ale po co?
− No właśnie po
nic konkretnego. Pytała, jak dzień, jak pogoda.
− Babcia
dzwoniła? – mruknęła Sachiko.
− Mhm – odparł
Yuu. – Jak nigdy. I to jeszcze do mnie.
− No co. Może
stęskniła się za swoim zięciem? – westchnąłem.
To było naprawdę
dziwne. Z reguły moi rodzice nie dzwonili do Yuu, tam samo papa i mama nie
dzwonili do mnie. Może w końcu, po tylu latach, postanowili nareszcie zakopać
topór wojenny i przekonać się co do Shiroyamy?
Cóż, nie to, że
byliśmy w jakiś tragicznych stosunkach z rodzicami, wszystko i tak polepszyło
się przez ostatnie lata. Mógłbym nawet powiedzieć, że uzyskaliśmy coś na wzór
wsparcia od nich. Zawsze zajmowali się Sachiko, gdy my nie mogliśmy; mieliśmy
nagrania, sesje, a o trasach to już nie wspomnę. Wtedy Sachi przenosiła się po
prostu do dziadków albo oni wprowadzali się do nas.
− Szczerze, to
wątpię. Ale wiesz, wspominała coś o urodzinach twojego ojca.
− O rany –
jęknąłem. – Tata ma za tydzień urodziny, na śmierć zapomniałem.
− Mhm…
− Zapraszała
nas?
− Nie. Nic nie
wspominała o tym.
Super. Mój
ojciec miał swoje sześćdziesiąte urodziny, a ja kompletnie o tym zapomniałem.
Lepszego syna mieć nie mogli.
Po późnym
obiedzie Sachiko poszła odrabiać lekcje, a my z Yuu zaszyliśmy się w domowym
studiu. Skupiliśmy się wyłącznie na pracy. Nawet nie zauważyłem, kiedy minęła
jedenasta. Kompletnie zapomnieliśmy o kolacji, jednak, znając Sachiko, pewnie
sama coś sobie zrobiła do jedzenia. Byłem potwornie zmęczony. Zaszedłem jeszcze
do pokoju córki, chcąc sprawdzić czy położyła się już spać. Ku mojemu
zdziwieniu, nie spała, tylko siedziała na łóżku, czytając książkę.
− Czemu nie
śpisz? – wszedłem do środka.
Podniosła na
mnie głowę.
− Czemu nie
pukasz?
Trochę zbiła
mnie tą odpowiedzią z pantałyku.
− A muszę?
− Tak? – odparła
oburzona.
− No to
przepraszam. Następnym razem będę pukał – przysiadłem obok córki na łóżku.
Trzymała na kolanach tom jakiejś książki fantastycznej. – Nie możesz zasnąć?
− Mhm –
burknęła, uparcie wlepiając wzrok w książkę.
Westchnąłem,
głaszcząc ją lekko po głowie.
− Jadłaś coś na
kolację?
− Zrobiłam sobie
płatki i kanapkę z dżemem.
− To dobrze –
odgarnąłem jej delikatnie kilka zbłąkanych kosmyków za ucho. – Co do
dzisiejszego dnia…
− Tak, wiem. Źle
zrobiłam, nie powinnam się rzucać na ludzi. Wiem, wiem. Przepraszam.
Przez kilka
chwil po prostu głaskałem ją po włosach. W końcu odłożyła książkę na bok,
zaznaczając uprzednio stronę zakładką, po czym wtuliła się w mój bok. Wziąłem
córkę na kolana, oplatając ją ramionami.
− Przepraszam,
tato – wymamrotała. – Głupio mi.
− No już dobrze.
Ja się nie gniewam.
− A wujek?
− Wujek tym
bardziej.
Zaplotła łapki
wokół mojej szyi, mocno się do mnie przytulając. Trochę tak siedzieliśmy we
dwoje, tuląc się do siebie. Przez chwilę przypomniało mi się, jak była naprawdę
malutka i jaką była wtedy przylepą. Jak widać, z niektórych rzeczy się nie
wyrasta.
W nocy nie
mogłem zasnąć. Przewalałem się z boku na bok, aż w końcu nie wytrzymałem i
poszedłem zapalić. Spaliłem dwa papierosy jeden za drugim. Siedziałem przez
jakiś czas na balkonowym krzesełku, przebierając nerwowo nogami. Głupio
zrobiłem, że wyszedłem w samej piżamie, było strasznie zimno, a ja nie miałem
już ochoty wracać się po bluzę lub jakiś koc. Martwiłem się dosłownie wszystkim,
a najbardziej Sachiko i jej przyszłością. Nie miałem pojęcia, czemu ostatnio
zaczęła się tak strasznie zachowywać, a czułem, że wszystko jeszcze się
pogorszy. Mała była ostatnimi czasy coraz bardziej drażliwa oraz pyskata. Tak
zupełnie bez większego powodu umiała rzucić jakąś kąśliwą uwagą i coraz
częściej używała słów, których z Yuu nie rozumieliśmy. A w pracy również
mieliśmy nerwy. Goniły nas terminy, trasy, koncerty, sesje. Czułem, że niedługo
zacznę chodzić na rzęsach z tego wszystkiego.
Wróciłem do
łóżka. Yuu leżał zwinięty po swojej stronie i spał w najlepsze. Położyłem się
obok, odwracając się plecami do swojego męża. Wtuliłem się w poduszkę, starając
się jakoś zasnąć. Pomyślałem o tym, żeby może się przytulić do Shiro, ale zaraz
z tego zrezygnowałem, bo pewnie bym go obudził i zacząłby narzekać, że mam
takie zimne ręce. Dlatego tak przespałem jeszcze kilka godzin.
Z rana,
oczywiście, w domu było szaleństwo.
− Sachiko,
wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! – ryknął Yuu pod drzwiami naszej córki.
Rozkładałem przy kuchennym stole talerze z gorącą jajecznicą oraz omletem dla
Shiro, bo sobie tak zażyczył.
− Nie wrzeszcz!
– huknąłem na mojego partnera.
Sachiko niedługo
później wylazła z pokoju. Była ubrana w swój mundurek szkolny – plisowaną
spódnicę za kolana oraz marynarską koszulę. Niosła ze sobą szczotkę oraz kilka
gumek do włosów.
− Wujek, zrobisz
mi warkoczyki? – usiadła przy stole. My z Shiro już jedliśmy.
− Najpierw
śniadanie.
− Nie chcę. Boli
mnie brzuch – jęknęła.
− Pewnie z głodu
– podsumował Shiro. – Zjedz coś i ci przejdzie. Zrobię ci herbatę.
Shiro wstawił
wodę na herbatę i włączył ekspres. Zrobił nam obu po mocnym espresso.
Popatrzyłem na naszą córkę, która niechętnie grzebała w talerzu z jajecznicą.
Doskonale wiedziałem dlaczego niby bolał ją brzuch, jednak musiałem być twardy.
Narozrabiała, ale i tak musiała pójść do szkoły.
− Sachi, chcesz
grzanki? – spytał Yuu, krzątając się przy szafce. Zalał jej herbatę wrzątkiem,
dodał liść mięty.
− Nie – odparła,
coraz bardziej rozdrabniając jedzenie.
− Ale mi możesz
zrobić – odparłem, wstając od stołu. Wziąłem herbatę, którą zrobił Yuu, a
następnie postawiłem ją obok Sachiko. – Rany, ale dziś brzydki dzień –
stwierdziłem. Całe niebo przykryte było gęstym dywanem chmur i potwornie lało.
Zdaje się, że zapowiadało się na jakąś powódź.
− Paskudny – Shiro
wstawił grzanki. Postawił obok mojego oraz swojego talerza nasze kawy. – Nie
baw się jedzeniem – upomniał Sachiko.
− A mogę
babeczkę?
− Jeśli zjesz
jajecznicę – odparłem.
− Nie chcę
jajecznicy.
− To może omlet?
− Nie.
Westchnąłem w
duchu. Ot, trudne momenty rodzicielstwa.
− Musisz coś
zjeść – oznajmił Shiro.
− Nie. Jak nie
chce, to nie.
Sachiko
spojrzała na mnie pod byka, a ja jedynie wzruszyłem ramionami. Shiroyama
spojrzał na mnie podobnie, jednak kompletnie nic nie powiedział. Zapakował małej
drugie śniadanie do lunchboxa. A deszcz lał i lał.
*
Kagome
wytrzeszczała na mnie swoje duże oczy. Odgarnęła jedną ręką kosmyk za ucho, a
drugą w dalszym ciągu lekko bujała wózkiem, usypiając swojego niemowlaka.
Drugiego, pięcioletniego szkraba, trzymałem ja na kolanach. Przyjaciółka
wyglądała, jakbym opowiedział jej jakiś naprawdę niesmaczny żart. No co
poradzić, Trzech Idiotów tak samo zareagowało, jak im powiedzieliśmy z Yuu, że
naszą córkę przewieźli na komisariat policyjny jak jakąś kryminalistkę.
− Żartujesz? –
wykrztusiła z siebie w końcu.
− Chciałbym –
westchnąłem.
− Wujek, wujek,
a mogę się pobawić z Sachiko? – mały Souta niecierpliwie kręcił się na moich
kolanach.
− Sachiko
jeszcze nie wróciła ze szkoły – odparłem. – Wujek po nią pojechał.
− A
rozmawialiście z wychowawcą i rodzicami tamtych dzieci? Rany, co jej się stało.
− Dzisiaj rano
przeprowadziliśmy rozmowę. Tamci twierdzą, że Sachiko nagle się na nie rzuciła,
bez żadnego powodu.
− Tak zupełnie?
– Kagome wzięła łyk herbaty.
− Zupełnie. Ale
naprawdę ciężko mi w to uwierzyć.
− Wujeeek –
jęczał Souta.
−
Souta, masz przecież swoje kredki, narysuj coś dla nas.
Chłopiec
zsunął się z moich kolan, po czym podreptał do sporej torby, którą
przytaszczyła Kagome. Wyciągnął z niej blok kartek oraz kredki świecowe. Zaraz
wrócił z tym z powrotem na moje kolana, rozkładając się ze swoim artystycznym
sprzętem.
−
A co mam narysować?
−
Co chcesz – przyjaciółka westchnęła dość głośno.
−
Co?
−
Narysuj domek – powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy.
−
Okej!
No
i tak Satou rozpoczął swoje wielkie dzieło.
−
Kouyou, słuchaj, Sachiko ma już jedenaście lat. To już ten wiek, kiedy
dziewczynki zaczynają dojrzewać. Musicie się przygotować z Yuu na to, że będzie
trudno. Może ma takie wahania nastrojów przed pierwszą miesiączką?
Spojrzałem
na Kagome, jakby opowiadała mi naprawdę dziwną bajkę. Jakieś pierdolone science
fiction, a w nim, główną rolę odgrywała moja córka.
−
Że co proszę? Wahania nastrojów przed pierwszą miesiączką? Ona ma dopiero
jedenaście lat.
−
Mówisz to tak, jakby to było jakieś przestępstwo.
−
No bo…! Bo… Raczej mi się nie wydaje, żeby to było coś… związanego z tym.
−
Nie mów, że nie zauważyłeś, jak ostatnio się zmieniła. Zaczęła dojrzewać i
musisz się z tym pogodzić. Przecież widać już po niej, że ma piersi, no i ma
taką wysmukłą sylwetkę. Nie mów, że nie
zauważyłeś.
Westchnąłem,
pocierając skronie. Szczerze, to wciąż widziałem w Sachiko tego małego trzy i
pół letniego brzdąca, którego Kagome przyniosła do domu. I czułem, że taka też
dla mnie już Sachi pozostanie. Usilnie starałem się ignorować wszelkie
poważniejsze zmiany zachodzące w jej wyglądzie, by chociaż jeszcze trochę móc
nacieszyć się jej dzieciństwem. W takich chwilach naprawdę żałowałem całym
sercem, że nie byłem z nią, gdy tylko przyszła na świat.
−
Zauważyłem. Ale jakoś… wolę o tym nie myśleć.
Kagome
posłała mi spojrzenie pełne zrozumienia. Zdaje się, że ona również przeżywała
wraz ze mną każde te rodzicielskie chwile. W końcu była przy Sachi dłużej niż
ja. Dla niej Sachiko była prawie jak córka.
−
Wcale nie chcę teraz ujmować nic Yuu albo umniejszać jego ojcowskiej roli,
ale dobrze by było, gdybyś to ty z nią porozmawiał o tym wszystkim.
−
O tym wszystkim?
−
O zmianach w jej ciele, psychice. Po prostu o tym dojrzewaniu. No i chodzi mi o
to, że dobrze by było, jakbyś ty to zrobił, bo jednak jesteś tym biologicznym
ojcem. To zawsze inaczej będzie brzmieć.
W
tym samym momencie usłyszeliśmy, jak otwierają się drzwi frontowe. Kagome
momentalnie zamilkła.
−
Jesteśmy! – oznajmił głośno Shiro.
−
Wujek! – pisnął Satou, zeskakując z moich nóg. Rzucił kredki na stół, po czym pobiegł
do Shiro oraz Sachiko, którzy właśnie weszli do domu.
−
Cześć! – wstałem, już ruszając do nich. Ku mojemu zaskoczeniu, Shiro pierwszy
wszedł do kuchni. W dodatku miał ze sobą ciasto.
−
Mamy dobre rzeczy – oznajmił z uśmiechem. Mimowolnie odwzajemniłem ten gest.
Sachiko
weszła do kuchni, trzymając Satou za rękę. Zmierzyłem córkę wzrokiem, próbując
się doszukać jakiś defektów w jej ubiorze lub względnym wyglądzie. Na całe
szczęście, nic jej nie było.
−
Świetnie, ale najpierw obiad, później słodycze – oznajmiłem, zakładając ręce na
biodra.
I
tak zjedliśmy razem obiad, niczym jedna wielka rodzina.
Wieczorem,
gdy leżeliśmy już w łóżku, powiedziałem Yuu o wszystkim, o czym rozmawiałem z
Kagome. Po oznajmieniu mu, że nasza córka pewnie wkroczyła w brutalny okres
dojrzewania, spojrzał się na mnie tak znad czasopisma dla gitarzystów, a jego
twarz wykrzywiła się w jakimś przedziwnym grymasie. Jakby chciał mi powiedzieć;
o ja pierdolę.
−
To w sumie ma sens – oznajmił. – To całe dojrzewanie i w ogóle. Ale to oznacza,
że niedługo zaczną się też pierwsze miłości.
Miałem
wrażenie, że coś mi się przewraca w żołądku.
−
Nie żartuj sobie.
−
No tak. Zacznie się podkochiwanie w jakiś chłopcach, później jakieś randki.
Minie trochę czasu, znajdzie pierwszą poważną miłość i tyle.
−
To strasznie – stwierdziłem.
−
Taka kolej rzeczy – stwierdził, odkładając pisemko na szafkę nocną.
Zakryłem
się kołdrą po samą szyję. Leżałem na boku, odwrócony w stronę Yuu, który
również przykrył się kołdrą. Popatrzył na mnie, po czym się roześmiał.
−
Masz minę jak zbity pies – stwierdził.
−
Czuję się tak samo. To straszne, ona dorasta.
−
No raczej nie mogła być małym dzieckiem do końca życia.
−
Chciałbym – westchnąłem. – Mogłaby zawsze mieć cztery latka. I ciągle rysować
po ścianach. Artystka była z niej pierwszej klasy, naprawdę. Pamiętasz tego
ślimaka w przedsionku?
−
O rany – Shiro zaśmiał się w głos. – Wszyscy od razu wiedzieli już na wejściu,
że mamy w domu małego szatana. Chociaż w zasadzie, to wciąż jest mała. Może nie
aż tak, jak kiedyś, jednak to wciąż dziecko.
−
Wciąż – westchnąłem przeciągle, odwracając się plecami do męża. Zgasiłem lampkę
po swojej stronie. – Dobranoc.
−
Dobranoc, Kouyou.
Niedługo
później Yuu zgasił swoją lampkę, po czym zakopał się pod kołdrą, odwracając się
do mnie tyłem. I tak nie mogłem zasnąć przez dłuższy czas. Kiedy słyszałem już,
że Shiro zapadł sen, oddychając głęboko i spokojnie, to ja w dalszym ciągu
leżałem, gapiąc się w czarną przestrzeń. Ostatnio zacząłem mieć na nowo
problemy ze snem. Zauważyłem, że ta przypadłość nawracała mi regularnie w
przeciągu ostatnich pięciu lat, chociaż brałem leki nasenne, a nawet nauczyłem
się ćwiczeń relaksacyjnych na terapii. To już jednak przestało mi pomagać i
coraz częściej się zdarzało, że po prostu leżałem pół nocy, dopóki nie dopadło
mnie tak silne zmęczenie, ściągało w dół moje powieki, jakoby ktoś przyczepił
do nich ołowiane ciężarki.
Około
drugiej wstałem z łóżka. Założyłem wkładaną przez głowę bluzę, wziąłem
papierosy wraz z zapalniczką i poszedłem zapalić. Siedziałem przez dłuższy czas
na balkonie, marznąc na chłodnym, wrześniowym powietrzu. Nie miałem już pojęcia
czy przebieram nogami z nerwów, czy z zimna. Chyba z obu powodów. Spaliłem trzy papierosy. Już miałem brać
czwartego, gdy usłyszałem, jak ktoś cicho otwiera przymknięte drzwi balkonowe.
Yuu miał na sobie jakiś mój czarny sweter. Nawet w ciemnościach widziałem, że
minę miał, jakby stoczył zażartą dyskusję z moimi rodzicami.
−
Zgłupiałeś? Jest zimno jak cholera – stwierdził zaspanym głosem.
−
Chciało mi się palić – odparłem.
−
Palisz już godzinę – burknął, wychodząc na balkon. Okrył się porządnie swetrem,
po czym założył ręce na siebie. – Ja pierdolę, jak pizga.
−
Chcesz szluga? – podstawiłem mu paczkę fajek.
Shiro
zastanawiał się przez kilka sekund, jednak w końcu wziął ode mnie papierosa.
Dałem mu jeszcze zapalniczkę, by mógł zapalić. Staliśmy tak jakiś czas w ciszy,
w końcu Yuu przysiadł obok mnie, jednym pośladkiem, na krześle.
−
Wykończysz się w końcu, jak nie będziesz spać. I jak nie przestaniesz tyle
palić za jednym zamachem – wypuścił dym ustami, popiół strzepał do
popielniczki. – Zmieniasz się w Matsumoto.
Jęknąłem,
a ten śmieszek tylko się roześmiał.
−
Rany, rzeczywiście. Jeszcze tego brakowało.
−
Od razu widać, że wy dwaj to jak rodzeństwo.
−
Daj spokój. Mamy innych ojców.
Yuu
spalił do końca papierosa, po czym oznajmił, żebyśmy wracali do łóżka.
Położyliśmy się obaj na nowo. Tym razem zasnąłem już nieco prościej, a podczas
snu przyśniła mi się Nanami.
----
Hej,
cześć, witam! Tutaj ja oraz nowe I will be. Miałam nieco wcześniej dodać ten
rozdział, no ale wyszło na to, że poszłam kupić sekator, a z sekatora zrobiły
się całe zakupy. W każdym razie, mam nowy sekator!
Tak
oto zaczyna się druga seria I will be. Spokojnie, początku są zawsze trudne.
Jeszcze wszystko się rozkręci. Chcę jeszcze tylko powiedzieć, że prawie zalałam
wodą laptopa podczas pisania rozdziału (czy to znak, że chujowe i lepiej nie
pisać? XD).
I
pozdrawiam wszystkie Żuczki, co kochają dzieci.
No
i tak. Piszę z nadzieją, że rozdział wam się podobał. Dziękuję wszystkim za
czytanie oraz komentowanie. Pozdrawiam milusio i bawcie się grzecznie oraz
bezpiecznie podczas wakacji!
Do
następnego~!
...W życiu nie trzymałam nawet sekatora w dłoni xd
OdpowiedzUsuń"A rozmawialiście z wychowawcą i dziećmi tamtych dzieci?" Chyba błąd.
Po tym wstępie z aresztem myślałam, że Sachiko ma może już jakieś 15-17 lat, a ty mi wyskakujesz z 11latką, nieźle.
"Chcę jeszcze tylko powiedzieć, że prawie zalałam wodą laptopa podczas pisania rozdziału (czy to znak, że chujowe i lepiej nie pisać? XD)." Nie, nie, nie. To znak, że to opowiadanie będzie płynąć gładko jak woda (późno już i bredzę) xD
Również pozdrawiam!
Miałam skomentować wczoraj (w sumie to dzisiaj), ale nie byłam w stanie XD
OdpowiedzUsuńW każdym razie... I will be <3 Co ta Sachi? XD
Jestem ciekawa jak będzie wyglądała rozmowa o miesiączce i tak dalej... Już współczuję Kouyou, bo to pewnie będzie jego zadanie XD (już widzę jak Yuu to robi... Matko droga...)
Pierwsza miłość? Że co proszę? XD
Moja babcia umarła na raka płuc, bo paliła, nie? Kiedyś, gdy byłam jeszcze taka mała to sobie szłam z mamą ulicą za rączkę grzecznie i... Jakaś dziewczyna paliła papierosa. A ja ponoć do niej takie: "Nie pal papierosów, bo umrzesz na raka, jak moja babcia" takim super poważnym, lekko oburzonym tonem. Nie pamiętam tego, ale znając mnie jako dziecko podejrzewam, że byłam w stanie to zrobić. A więc: "Kouyou, Yuu, nie palcie, bo umrzecie na raka, jak moja babcia". No.
Se-sekator...? Ale... Ale... Przecież!... No...
Chujowe? No błagam... Jak ty możesz tak pisać? Ja rozumiem - niektórzy mogą nie przepadać za Twoim gejporno. Ale i tak jest zajebiste.
Pozdrawiam, życzę weny na dalsze rozpieszczanie nas poprzez zarzucenie swoją twórczością i czego tam jeszcze potrzebujesz!
Papa~!
Ostro xD 11-latka na komisariacie, no nieźle xD Genialny rozdział tak jak wszystkie ^^ życzę weny :)
OdpowiedzUsuńCzyli najsłodsze opowiadanie w Internecie znowu jest w grze! Jezu, ale Sachi to ja za dzieciaka, serio xd Ale kurcze tak teraz pomyślałam i ominęło nas sporo ważnych momentów w życiu Sachiko. A z innej beczki to Kouyou ma 46-47 (witamy humaniści) lat czy coś takiego, nie? Jakoś do sobie nie mogę wyobrazić jako takiego starucha (jeszcze z wąsem, lol). Ale jak przytulali się jak ojciec z córką to było tak przeurocze, że do teraz nie mogę przestać się uśmiechać. Błagam powiedz, że Kagome te dzieci ma z Akirą, wtedy już chyba zejdę na zawał, matko. Moje dwa OTP są razem, ludzie złoci. Łap wenę, Tsu (możemy tak do Ciebie mówić w ogóle?)!
OdpowiedzUsuń