I will be II 02
Bolał mnie już
krzyż od ciągłego siedzenia w jednym miejscu. Cholera, ile tak można? Byłem już
za stary na ciągłe siedzenie w tej samej pozycji na dupie przez kilka godzin.
Kim ja niby byłem? Składnikiem korpomaszyny czy gwiazdą rocka? Zerknąłem
ukradkiem na Kouyou, który siedział dwa miejsca ode mnie, obok Akiry. Oni
również wydawali się być strasznie zmęczeni oraz znudzeni. Shima miał
podpuchnięte oraz sine powieki, a oczy czerwone jak u królika. Zdawałoby się,
że ma zapalenie spojówek lub coś podobnego. W każdym razie, nim spotkanie
dobiegło końca, prawie odleciałem do krainy snów. Tanabe musiał mnie szturchnąć
kilkakrotnie, bo podobno już zaczynałem pochrapywać. Nieco zdezorientowany
przesunąłem wzrokiem po twarzach zgromadzonym i doszedłem do wniosku, że
jedynie Takanori spojrzał się na mnie z oburzeniem. No tak, bo jak ja śmiem
zasypiać na tak bardzo ważnym spotkaniu…
Po około
godzinie mogliśmy iść do domów. Ucieszyłem się strasznie, że będziemy mogli
nareszcie wrócić do siebie i odpocząć. Po drodze jednak, musieliśmy jeszcze
zajechać po Sachiko ze szkoły oraz zrobić zakupy. Jechaliśmy z Kou moim
jaguarem.
− Znowu pada –
westchnął mąż, gdy staliśmy na światłach. – Czy to pora deszczowa?
− Raczej nie –
odparłem. – No ale wrzesień mamy paskudny, to fakt.
Takashima
westchnął głęboko, jakby coś go w środku bolało. Spojrzałem na niego i tylko to
jedno zerknięcie wystarczyło mi, by dojść do wniosku, że był zdenerwowany.
Położyłem mu dłoń na kolanie, odwrócił ku mnie głowę, nie spodziewał się tego
gestu z mojej strony.
− Co się tak
spinasz? – spytałem.
− Zastanawiam
się co ta nasza córka dzisiaj przeskrobała.
− Może nic?
− Obyś miał
rację.
Dojechaliśmy pod
szkołę naszej córki, zaparkowałem na parkingu i tak czekaliśmy na nią przez kilkanaście
minut. Akurat trafiliśmy na sam dzwonek, dzieci zaczęły wybiegać ze szkoły z
krzykiem. W rękach miały parasole, na plecach tornistry, a na nadgarstkach
pozawieszane worki z butami oraz strojami na wf. Śmieszne czapki, chusty,
sztormiaki, kurteczki. I to wszystko takie kolorowe i pstrokate! No kto by
pomyślał, że kiedyś i u nas zagości tyle kolorów.
W końcu Sachiko
wyszła ze szkoły. Rozglądała się chwilę, trzymając nad sobą przezroczysty
parasol. Szukała wzrokiem samochodu, aż w końcu dostrzegła, gdzie stoimy.
Widząc nas na parkingu, spuściła głowę, po czym szybkim krokiem podeszła do
wozu, mało przy tym nie taranując jakiegoś pierwszaka. No kto by przypuszczał,
że nasza córka będzie aż tak nieuważna.
− Rany, czemu
nie możecie przyjeżdżać czymś normalnym? – jęknęła, wsiadając do środka.
Złożyła mokrą parasolkę, po czym rzuciła ją na podłogę samochodu. Z plecakiem
zrobiła to samo.
− Cześć,
kochanie. Też się cieszymy, że cię widzimy – odparłem, ignorując jej
wcześniejszą uwagę na temat mojego samochodu. No niech smarkata sobie nie
myśli! – Jak było w szkole?
Odpaliłem
silnik, zwolniłem sprzęgło i ruszyłem z miejsca.
− No właśnie,
hej. Spuść z tonu. Jak było w placówce koedukacyjnej? – zapytał Shima,
odwracając się lekko do niej.
− Fajnie.
− Fajnie, to znaczy?
− No fajnie, no
– burknęła. – Po prostu.
− Mhm, jak
sprawdzian z matmy?
− Oblałam.
Spojrzałem na
małą z lusterka. Miała założone ręce na siebie i minę tak zawziętą, jakbym
widział Shimę, gdy kłóciliśmy się o gitarowe riffy. Jednak geny to coś niesamowitego.
Sachiko była małym klonem Kouyou i Nanami. Z wyglądu przejęła po tej dwójce
najlepsze cechy, jakie tylko mogła. Miała pełne usta, delikatny nosek oraz małe
uszy po Nanami, sarnie oczy, subtelnie wystające kości policzkowe oraz długie
palce Shimy. Spodziewałem się, że jak dorośnie, to będzie piękną kobietą.
− Jak to?
Przecież dzisiaj go pisaliście – oznajmił Kou.
− No wiem. Ale
oblałam.
− Może nie? Może
akurat ci jakoś poszło – dodałem, próbując jakoś podnieść małą na duchu.
Całkiem możliwe, że porażka ze sprawdzianu nieco ją dobiła.
− Nie.
− Yhm…
Zerknąłem na
Shimę, który potarł skronie palcami. No, już się spodziewałem jakiejś burzy.
− Kou,
rozmawiałeś teraz ze swoim ojcem? – zmieniłem temat, gdy stanęliśmy na
światłach.
− Tak, mówiłem
ci przecież. Jedziemy do nich na weekend, tata ma urodziny.
− Tak?
− Czy ty masz
sklerozę?
− Niedługo
stuknie mi czterdziestka, czego ty ode mnie oczekujesz? Że będę o wszystkim
pamiętał?
− Stań koło
apteki, kupimy ci coś na pamięć.
W rzeczywistości
pamiętałem, że Shima mi mówił, że rozmawiał ze swoimi rodzicami i że mamy
zaproszenie na weekend z okazji urodzin jego ojca. Jak mógłbym zapomnieć?
Chciałem tylko szybko zmienić temat na jakikolwiek. Już się w środku gotowałem,
że będę musiał spędzić czas z panem Takashimą i przy okazji postarać się być w
miarę miłym. Plus był jednak taki, że przyjeżdżały też obie siostry Shimy wraz
z mężami oraz całą gromadką dzieci. Sachiko miała więc okazję, by zobaczyć się
z kuzynostwem.
− Jedziemy do
dziadków? – powiedziała ucieszona.
− Niestety –
westchnąłem.
− Niestety? –
fuknął Shima.
− No, możemy
zajechać do nich przypadkiem.
− P r z y p a d
k i e m, to ty wylądujesz dzisiaj na kanapie.
Zrobiliśmy
zakupy w markecie. Sachiko nie wyrosła ze zwyczaju biegania po sklepie,
zabierania wszystkich rzeczy oraz wrzucania ich do koszyka jak popadnie.
Sukcesywnie wyciągaliśmy z Shimą wszystkie niepotrzebnie zebrane przez nią
produkty i odkładaliśmy je na bok. I tak, swoim zwyczajem, robiliśmy duże
zakupy na kilka dni, które z pewnością znikną szybciej, niż zamierzaliśmy. Plan
oszczędnościowy na jedzeniu nigdy nie wychodził u nas w domu, choćbyśmy
nieważne jak bardzo się starali.
− Cholera –
jęknąłem, wyciągając się na kanapie.
− Hm? – mruknęła
Sachiko, która leżała obok mnie. Mieliśmy popołudniową sjestę po obiedzie.
Tylko Kouyou uparł się, że pójdzie już dokończyć solówkę w nowej piosence.
Miałem teraz swego rodzaju poczucie winy, że on pracował, a ja się leniłem. I
niby obaj byliśmy przeciwni przynoszenia pracy do domu, to jednak musieliśmy kiedyś
dokończyć niektóre rzeczy.
− Muszę wracać
do pracy – westchnąłem.
− A co robicie?
− Solówkę.
− A mogę
posłuchać?
− Jak skończymy.
− Dobra.
Zaśmiałem się,
po czym pogłaskałem małą po głowie. Córka wtuliła się w mój bok.
− Super, że
jedziemy do dziadków – powiedziała. – Nie mogę się doczekać.
− Tak, będzie
świetnie…
Chwilę później
zostawiłem małą w salonie, po czym poszedłem do studia. Shima siedział przed
komputerem ze słuchawkami na głowie oraz elektrykiem na kolanach. Odsłuchiwał jakąś
linię. Usiadłem przy nim na swoim krześle.
− Weź się do
roboty – powiedział, nawet na mnie nie patrząc. – Im szybciej skończymy, tym
lepiej.
− No wiem. Ale
nie jestem też robotem, żeby zaraz po obiedzie siadać do pracy. Trzeba chwilę
odpocząć. W ogóle, to tak mi się chce spać, o rany.
− Trzeba było
się tak nie objadać, grubasie. Poza tym, leżenie po jedzeniu nie jest zdrowe.
− Znowu mi
robisz przytyki, że przytyłem? – burknąłem.
− Nie robię ci
przytyków – jęknął, zdejmując słuchawki z głowy. Odwrócił się do mnie. – Chcę to
po prostu szybko skończyć, rozumiesz? I weź posłuchaj tego, bo coś mi nie
pasuje, nie wiem co zmienić i… uhm… Sachiko nie ma dzisiaj aikido?
− Jaki dziś
dzień?
− Środa… Tak, o
rany.
Kouyou zerwał
się z miejsca, po czym szybko wyszedł ze studia. Zrozumiałem więc tyle, że
zostałem sam z naszą pracą. Bosko. W takich chwilach nachodziły mnie
wspomnienia z czasów, gdy mieszkałem sam, a Takashima nie męczył mnie o to, że
mam skończyć jakieś riffy, solówki, melodie. To znaczy, też męczył, ale
znacznie rzadziej.
Shima wrócił pół
godziny później. Ja w tym czasie zdołałem przesłuchać parokrotnie fragment,
który on mi zostawił i jeszcze przemyśleć mniej więcej, co mogłoby mu tutaj nie
pasować. Czułem się normalnie jak jakiś geniusz, że wykryłem pewien defekt w
pracy pana Uruhy.
W ciągu godziny
udało nam się mniej więcej skończyć to, co mieliśmy w planach. Stwierdziliśmy,
że reszty nie będziemy już dzisiaj ruszać, bo też musimy odpocząć. Kości aż mi
się zastały i coś strzeliło mi w krzyżu. Później Shima pojechał z powrotem po
naszą małą mistrzynię sztuk walki. Ja w tym czasie położyłem się na brzuchu na
kanapie w salonie i umierałem z bólu pleców.
− Wujek, suń się
– powiedziała Sachiko, chcąc usiąść na kanapie. Dźgnęła mnie palcem w bok.
Sachi była świeżo po prysznicu. Nieźle się spociła po treningu i była strasznie
zmęczona. Ale to dobrze, przynajmniej była spokojniejsza oraz nie miała dzięki
temu problemów ze snem.
− Nie mogę.
− A czemu?
− Bo mnie plecy
bolą. Pomasuj mi je, co?
− A tata nie
może?
− Tata nie chce.
Nie wiem czemu.
− Nie udawaj, że
cię plecy bolą – odparł Kou, który właśnie wszedł do pokoju.
− Jaki ty
nieczuły jesteś – podniosłem się z jękiem, by zrobić im miejsce. Shima i tak
usiadł w fotelu. – Taki z ciebie mąż.
− No nie jęcz.
Później ci zrobię masaż.
Ale później,
Shima poszedł spać i nawet nie myślał o tym, żeby mnie wymasować. Ba, kupił
nowe tabletki nasenne, które w końcu działały. Nie chciałem nawet zastanawiać
się nad tym, jak silne były te leki i bardzo nie chciałem, by je brał, ale
równie mocno pragnąłem, by w końcu się wyspał, bo taki był już marudny z
niewyspania, że głowa mała. Sam byłem zmęczony tym, że on się nie wysypiał i w
konsekwencji czego kiepsko funkcjonował w ciągu dnia. Strasznie martwił się o
małą Sachiko, która pakowała się w kłopoty. Ostatnio było jakoś cicho, chyba
nic nie przeskrobała. Ale jednak oboje byliśmy zatroskani jej poczynaniami
względem rówieśników.
Następnego dnia
mieliśmy spotkanie dotyczące szaty graficznej nowego krążka. Poszliśmy na nie z
wielkim bólem i w sumie tylko po to, żeby posłuchać, jak Ruki będzie wygłaszał
to, co wymyślił, a my będziemy musieli się z tym zgodzić.
Podczas
spotkania, patrzyłem na Matsumoto, który z pasją wypowiadał się nad tym, co
takiego superaśnego i ekstra epickiego wymyślił. Jego łuk brwiowy bez brwi
poruszał się przy tym niesamowicie emocjonująco, a przy okazji odbijał swoim
gładziutkim czołem światło. Jednak lifting to dobra rzecz, a nasz wokalista był
tego perfekcyjnym przykładem. Byłem tym wszystkim już tak znudzony, że
spojrzałem na Kouyou, który podpierał się obiema rękoma pod brodą oraz łokciami
na stole. Spojrzałem na jego ramiona. Usiadł tak, że jego ręce stworzyły w
zgięciu łokci idealny kąt dziewięćdziesięciu stopni. Dodałem sobie jeszcze
przeciwprostokątną, nazwałem odcinki a – aby-do-końca, b – byle-to-przeżyć oraz
c – cierpenie-jest-sztuką-samą-w-sobie. Wymyśliłem sobie, że nazwę ten trójkąt
trójkątem Bolącego Krzyża. Powstawiałem sobie przypadkowe dane i zacząłem
wyliczać w myślach równania różniczkowe i przeliczać sobie cosecans. Kouyou
nagle zmienił pozycję i jego ręce nie przypominały już trójkąta prostokątnego,
tylko bardziej wchodziły w romb. Romb już mnie tak nie podniecał.
− Czyli tak,
uhm… wszystko ustalone? – powiedział pod koniec spotkania nasz lider, który
odzywał się tyle, co kot napłakał. Jeszcze raz, powiedzcie mi, dlaczego akurat
on został liderem?
− No oczywiście
– odparł Ruki, marszcząc czoło.
I tak byliśmy pewni, że do wiosny wszystko zostanie
zmienione jeszcze milion razy.
Tego samego dnia
dostaliśmy telefon ze szkoły, że Sachiko wdała się w bójkę z chłopakami. Żeby
ktoś mógł uwiecznić to, jak zerwaliśmy się ze studia do samochodu i
pojechaliśmy do szkoły. Nasza córka siedziała u dyrektora. Spodziewaliśmy się
ją zastać w jakimś opłakanym stanie, w końcu rzuciła się na rosłych kolesi, a
ona… wyglądała zadziwiająco dobrze. Oczywiście, miała lekko poszarpany oraz
pobrudzony mundurek, jeden z warkoczyków jej się rozplątał nieco i miała
siniaka na ramieniu oraz nodze, ale poza tym, to wyglądała świetnie. Siedziała
przed biurkiem dyrektorki, która spojrzała na nas nieprzychylnym okiem, jak
tylko weszliśmy do środka. Znaliśmy się z tą panią już bardzo dobrze, dziwiłem
się, że jeszcze nie mówimy sobie na ty, tylko wciąż trzymamy się tych
oficjalnych bzdet.
− Co się stało
tym razem? – powiedział Kouyou bezsilnym, zrezygnowanym głosem.
− Niech pan
córki spyta – westchnęła dyrektorka. No proszę, ona była naprawdę w porządku,
wiadomo, że musiała grać twardą babkę, jednak byłem pewny, że prywatnie jest
super kobitką, która w weekendy grywa w golfa lub w brydża, a po zmarłym mężu
odziedziczyła część firmy meblarskiej i odwiedza w święta swoją rodzinę, dając
im drogie prezenty.
− Sachiko?
− To nie moja
wina – odparła nadąsana.
− Sachi, to
czemu pobiłaś tych chłopców? – zapytałem.
− Bo… bo oni… –
zacisnęła wargi. Zdaje się, że mocno biła się z myślami czy powinna nam
powiedzieć, dlaczego sprała rówieśników. Szczerze, to w środku czułem tak
wielką dumę z niej, że hej! Była nieco narowista, to fakt, ale z pewnością
takie agresywne zachowanie miało jakieś podłoże.
− Bo oni? – dopytywał
Takashima.
− Zaczepiali
mnie.
− Zaczepiali
cię? Ile razy już to słyszałem?
− Przepraszam,
że przerwę, ale sugerowałabym, by Sachiko została zabrana do pedagoga, który
skieruje ją na badania do poradni – powiedziała pani dyrektor. Spojrzałem na
Kouyou, a ten wlepił zaskoczone spojrzenie w starszą kobietę.
− Do poradni? –
bąknął.
− Ach, tak.
Chodzi o wykluczenie wszelkich chorób, ADHD lub innych. Być może, że Sachiko ma
z tym problem, z nadpobudliwością.
− Nie
powiedziałbym – odparłem.
− Ach, rozumiem,
ale lepiej dmuchać na zimne, nieprawdaż?
− Ale ona
przecież nie jest nadpobudliwa – oburzył się Kouyou. Zdaje się, że mocno
dotknęło go, że ktoś zasugerował, że jego dziecko może być na coś chore. – To
dobre dziecko.
− Wszyscy wiemy,
że Sachiko to dobre dziecko. Ale skądś się bierze ta agresja. I miło by było,
gdyby Sachiko zechciała nam powiedzieć, dlaczego miewa takie porywy.
− No już
powiedziałam, że mnie zaczepiają – oznajmiła mała pełna wzburzenia. – Ja się
bronię, bo mówią, że… i… ugh…
− Wysławiaj się
– upomniał ją Kou.
− Bronię się! –
mało nie krzyknęła.
− Okej, w
porządku. Ale bądźże nieco spokojniejsza w takich momentach. Próbujemy ustalić,
co się stało.
− Nic się nie
stało – założyła ręce na siebie. – Zupełnie nic.
− Sachi…
Jaki ten dzień
był okropny, o rany! Kouyou już nawet nie miał siły, żeby upominać małą i
zwracać jej uwagę, że źle zrobiła, że nie powinna nikogo bić. Po prostu kazał
jej iść do pokoju. Shima usiadł w kuchni, kładąc się na stole. Zakrył głowę
ramionami, próbując się uspokoić. Usiadłem naprzeciw niego.
− Nie wydaje mi się,
żeby to hormony tak w niej buzowały – oświadczyłem.
− Tak?
Naprawdę?! – krzyknął, podnosząc na mnie głowę. – Co ty nie powiesz?!
Zamrugałem
kilkakrotnie, zaskoczony reakcją Kouyou.
− Dlaczego na
mnie krzyczysz? – spytałem. Shima mnie zdenerwował, sam miałem ochotę na niego
krzyknąć i ledwo się powstrzymałem.
− Bo jestem zły.
− Świetnie, ja
też jestem zły. To co, będziemy na siebie wrzeszczeć nawzajem?
Kou pokręcił
głową, po czym wrócił do swojej powszedniej pozycji. W jednym momencie
poczułem, jak ulatują ze mnie wszystkie siły. Kouyou leżał na stole, ja
siedziałem przed nim, mając już tylko ochotę na to, by położyć się spać.
− Shima –
westchnąłem – jak sądzisz, o czym ona nam nie chce powiedzieć?
− Nie mam
pojęcia – jęknął. Blat stołu oraz jego ramiona nieco tłumiły mu głos. – Sam już
nawet nie wiem czy chcę wiedzieć.
Reszta dnia
minęła nam w dość napiętej atmosferze. Żaden z nas już się nie wypytywał
Sachiko o to, dlaczego znowu postanowiła się z kimś pobić. Może i faktycznie,
to małą tak bez przerwy zaczepiali. Ale po co? Nie sądziliśmy, by nasza córka
robiła coś niewłaściwego. W domu oraz na zajęciach dodatkowych zachowywała się
wzorowo. To dlaczego w szkole nagle zmieniała się w małego szatana?
Późnym
wieczorem, kiedy już leżeliśmy w łóżku, Kou przytulił się do mojego boku.
Zerknąłem na swojego męża, który objął mnie lekko, przytykając czoło do mojej
szyi. Pogładziłem go po ramieniu.
− Yuu, bolą cię
plecy? – spytał półszeptem.
− Trochę –
przyznałem równie cicho.
− Pomasować cię?
− Co ty tak
nagle?
− Jak nie chcesz…
− Chcę! No
pewnie, że chcę.
Ułożyłem się
więc na brzuchu, a Kouyou usiadł mi w rozkroku na udach. Zaczął najpierw masować
moje ramiona, następnie przesunął się niżej, powoli schodząc na moje plecy
delikatnie naciskając kciukami kręgosłup, aż dotarł do odcinka lędźwiowego. Jęknąłem
w poduszkę, gdy zaczął masować mi krzyż. Cholera, jak mi było dobrze. Już dawno
nikt mi nie robił masażu, a potrzebowałem tego jak tlenu.
− Może powinieneś
iść do lekarza? – mruknął, uciskając mnie przez chwilę w najbardziej bolącym
miejscu. Jak dobrze, jak dobrze, jak dobrze! – Może to dysk?
− Weź tak nawet
nie mów. Byle nie dysk.
− Już nic nie
mówię – schylił się, po czym pocałował mnie w kark. Przeszedł mnie miły dreszcz.
Przekręciłem się
na plecy, łapiąc Shimę w swoje ramiona. Zdaje się, że w ogóle się nie
spodziewał, że to zrobię, dlatego prawie ze mnie spadł. Przycisnąłem go do siebie,
by następnie dać mu całusa w nos.
− Ojej, jak
czule – zachichotał. Zawtórowałem mu, po czym przez chwilę pocieraliśmy się
czubkami nosów. W końcu pocałowałem go, wplątując mu palce we włosy. Shima
westchnął w moje usta, a chwilę później ujął moją twarz w dłonie.
Jakiś czas po
prostu całowaliśmy się z Kou, nie myśląc już o niczym. Z pewnością należała nam
się taka chwila zapomnienia. Zatracając się w czułych pocałunkach, przekręciłem
się na bok, a następnie usiadłem na swoim partnerze. Patrzyliśmy tak chwilę na
siebie, aż w końcu położyliśmy się normalnie i poszliśmy spać.
*
W piątkowe
popołudnie, gdy szykowaliśmy się do wyjazdu do rodziców Kouyou, mój facet
poprosił, bym był w miarę miły dla jego rodziców, a zwłaszcza ojca. Spojrzałem
na niego oburzony, no bo w sumie to nie musiał mi wcale prawić tego typu kazań.
Byłem miły dla jego rodziców z a w s z e. Nie tylko od święta albo wtedy, gdy
czegoś potrzebowaliśmy. No błagam, ja miałbym być w jakikolwiek sposób chamski
dla komórki jajowej i plemnika, z którego powstała moja miłość?
− Przecież ja
zawsze jestem miły – odparłem oburzony.
− Tak, jasne –
wcięła się Sachiko.
− Widzisz? Nawet
Sachi to potwierdza.
− I ty Brutusie?
Swoją drogą, Sachiko, spakowałaś się?
− Prawie…
− No to idź do
siebie i się spakuj, bo pojedziemy bez ciebie.
Mała szybko
wyszła z naszej sypialni, by się spakować. Miała się wprawę w pakowaniu,
dlatego zbytnio nie martwiliśmy się z Shimą, że może będziemy musieli jej
pomóc. Często wyjeżdżała do dziadków, kiedy my byliśmy w trasie lub zostawała u
Kagome.
− Shiro, chcę
tylko, by nie było im przykro – westchnął Kou, ujmując moją twarz w dłonie. –
Cieszą się, że zobaczą Sachiko. No i tata ma urodziny.
− Więc mam nie
reagować, jeśli będzie się mnie czepiał?
− Jakbyś mógł.
On ciebie lubi, naprawdę. Tylko trochę ma problem z okazywaniem tego.
− I to poważny
problem – stwierdziłem. Złapałem go za biodra. – Swoją drogą, Kou, co to są za
leki, które ostatnio bierzesz?
− Proszki
nasenne – odparł, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho. Coś było nie tak. Był
od kilku dni zbyt czuły.
− Nie uzależnisz
się od nich? Albo w końcu się uodpornisz. Są chyba mocne.
− Cieszę się, że
działają.
− Ja też.
Jednak, wiesz… wolałbym, żebyś ich nie brał.
Kouyou
momentalnie zrzedła mina. Puścił mnie, jednak ja nie puściłem jego. Patrzył tak
na mnie, jakby naprawdę się zawiódł.
− Zamiast się
cieszyć, że w końcu się wysypiam, to mówisz mi coś takiego?
− Cholera, to
nie miało tak zabrzmieć. Przecież się cieszę, tylko boję się, że te leki mogą
ci zaszkodzić.
− Są od lekarza.
− No to co z
tego.
Takashima usiadł
na łóżku. Popatrzył na mnie dość nieprzychylnie.
− Masz zamiar
się teraz kłócić? Naprawdę?
− Ja wcale nie…
− Tatooo!!!
Gdzie jest mój sweteerr?!! – krzyknęła Sachi ze swojego pokoju.
− Który?! –
odkrzyknął Shima.
− Szary, ten
zapinany!
− Suszy się!
Mała jęknęła niezadowolona
ze swojego pokoju, a my z Kou patrzyliśmy jeszcze na siebie przez kilka
dłuższych sekund w milczeniu. W końcu mój partner wstał, zapiął naszą torbę,
która leżała na łóżku i wyszedł z sypialni. Szykował się boski weekend u
teściów.
----
No dobrze,
Żuczki moje. Drugi rozdział drugiej serii i will be za nami. Obiecuję, że
wszystko jeszcze się rozkręci, słowo Cukomi!
Aha i mamy równo
60 obserwujących Żuczków na ybt. Dzięki bardzo~!
A co u was, moi
drodzy? Wszyscy już wrócili z wakacji i szykują się do szkoły? XD
Do następnego
rozdziałuu~!
Z mojego fangirlingu w trakcie czytania tego można by zrobić niezły gif. No w każdym razie żyję (chociaż sądząc po rozdziałach, to nie wiem, ile to jeszcze potrwa). Moim skromnym zdaniem te przytyki rówieśników wynikają z faktu, że Sachi ma dwóch ojców. Dla dzieci coś, co jest inne automatycznie staje się czymś złym czy gorszym, a dodając do tego burze hormonów jedyne, co może z tego wyniknąć, to właśnie takie gnębienie. Ale to tylko moje zdanie. Weny, trzymaj się!~~
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać tego boskiego weekendu XD
OdpowiedzUsuńZawsze w I will be rozwalały mnie sceny z Rukim i opis jego zacnej łysinki~
Ja Cię Sachi nie rozumiem! Taki fejm, twoi tata i wujek geje, gwiazdy rocka zajeżdżają pod szkołę Jaguarem, a ty masz do nich pretensje...
Myślałam, że w gabinecie będą też siedzieć biedni, poturbowani chłopcy, a tu takie rozczarowanie... (dobrze im tak, trzeba było nie zaczepiać córeczki tatusia)
Jak sobie pomyślę, że za 2 tygodnie do szkoły to mam ochotę nie wiem co zrobić... Całe te wakacje były tak mało wakacjowe i jeszcze mają czelność się kończyć...
Dobrze, że jest nasza kochana Tsukkomi~ Rozjaśnia deszczowy dzień i przywołuje na niebie gejowską tęczę ~~~
Życzmy jej zatem długich lat życia obfitych w wenę i najlepiej, żeby rozdziały były codziennie, bo są zajebiste, jak zwykle ~
Papa~!
"Poszliśmy na nie z wielkim bólem i w sumie tylko po to, żeby posłuchać, jak Ruki będzie wygłaszał to, co wymyślił, a my będziemy musieli się z tym zgodzić." Demokracja kwitnie.
OdpowiedzUsuńOd poprzedniego rozdziału i will be mam pewne podejrzenia co do tego, co może popychać Sachiko do bójek. A raczej jakie uwagi/komentarze.
"A co u was, moi drodzy? Wszyscy już wrócili z wakacji i szykują się do szkoły? " Ja wciąż myślę jak by tu odnaleźć swoją nową klasę na rozpoczęciu i wmieszać się w jej tłum niezauważenie. A jak Tobie ni mijają?
Jestem prawie pewna dlaczego to dziecko się tak zachowuje, ale to się okaże, gdy nam wyjawisz XDD
OdpowiedzUsuńSzczerze to nigdy nie wiem jak mam komentować I will be.
Mała im starsza to tym bardziej irytująca.
Yuu matematyk zamiast słuchać łysego Rukiego to se wylicza. Ma wprawę w matematyce pewnie po liczeniu wypłaty XDD
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
Dzisiaj przyśnił mi się łysy Slash.
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie przez moje przedczteroletnie wybryki i twoje przypomnienie mi o tym. Dobry boże, przepraszam
Też prawie od samego początku czułam, że Sachi zwyczajnie broni swoich najukochańszych. Dziw, że nie dowiedzieli się jeszcze tego od jakichś dziwnych spojrzeń w szkole czy pretensji rodziców. Równie mocno czuję, że szanowni dziadkowie będą się ostro przytykać do tego, że od razu wiedzieli, że nic dobrego nie wyrośnie z dziecka wychowanego przez facetów... That's heartbreaking. Poważnie. Niby komedyjka, a za chwilę pewnie dostaniemy angsta na temat życia homo w dzisiejszym społeczeństwie.
(A w komentarzu do poprzedniego rozdziału widziałam rozmyślania na temat ojca dzieci Kagome. Normalnie czuję, że niedługo się wyjaśnią moje marzenia i mrzonki!)
^(widzisz to? Wyjaśnią. Wy pieprzeni poznaniacy. Teraz widzę jak moje myśli spuszczają sobie wpierdol)
(...spuszczają;) Oj ci kibole chyba jednak nie są tacy str8 jak myślą)
^Powrót starej Yuuri. Gejowskie pornole chyba nie wpływają dobrze na moje przystosowanie do dorosłego życia.