Migdałowe serce: Under the Pink Camellia

Under the Pink Camellia



Była sobota. Godzina jakoś po siódmej. Słońce przyjemnie wisiało już ponad górami otaczającymi jezioro jak wielka żarówka. Wszedłem do sypialni, nie starając się tak bardzo, by zachować ciszę. Mój luby leżał na boku, trzymał kołdrę wciśniętą między nogi, spał w najlepsze, ale nie na długo.
− Yuu – podszedłem do niego, szturchnąłem go w ramię. – Wstawaj, no. Miałeś mi pomóc w ogrodzie.
− Jeszcze pięć minut, mamo – wymamrotał sennie, przewracając się na drugi bok.
− Obiecałeś mi.
− Która godzina?
− Siódma.
− Kwiatki nie uciekną – jęknął.
− Yuu!
Zakrył głowę jaśkiem. Wszedłem na łóżko, a następnie usiadłem okrakiem na mym księciu. O nie, nie ma spania w tak piękną pogodę. Wyrwałem mu jaśka, odrzucając go na bok.
− Takanori, no – burknął. – Co żeś się tak uparł na ten ogród? Daj m-i się wyspać chociaż raz.
− Nie – dałem mu buziaka w policzek. – Zrobiłem ci kawę, misiu.
− Jesteś okropny – stwierdził, chwytając mnie w pasie. Przerzucił mnie na miejsce obok, a następnie zamknął w żelaznym uścisku, obejmując mnie ramionami oraz nogami. Próbowałem się wyrwać, ale siłowanie się z Yuu, było jak siłowanie się z głazem. Ni chuja nie ruszy z miejsca. – Idziemy jeszcze spać, mała jędzo – powiedział mi do ucha, po czym pocałował mnie we włosy.
− Ale z ciebie leń śmierdzący – podsumowałem go.
− No na pewno nie śmierdzący – oburzył się.
− Puszczaj.
− Nie – pokręcił głową, przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej. Chyba próbował mnie udusić. Widać, jak bardzo się o mnie troszczył, ukochany mąż.
− Puść, sam sobie wszystko zrobię w ogrodzie. Bez ciebie – odparłem, wyrywając się.
− Hm? Jak tak, to w porządku – puścił mnie, a następnie przewrócił się na drugi bok. Uderzyłem go poduszką w głowę, a następnie go nią przykryłem. Nic sobie nawet z tego nie zrobił.
Nie chciało mi się już szarpać z Yuu, dlatego postanowiłem wykorzystać poranne słońce samemu. Nie mieliśmy jakiegoś sporego ogrodu, ale też nie był malutki. Wziąłem narzędzia w swoje ręce i rozpocząłem samotne przesadzanie kwiatów oraz strzyżenie krzaków. W zasadzie, to zdążyłem jedynie wbić szpadel w ziemię, kiedy to zauważyłem, że Yuu pędzi do mnie, na szybko zarzucając jeszcze na siebie jakąś starą koszulkę. Przekomicznie to wyglądało. Oparłem się rozbawiony o szpadel, w tym samym czasie mój mąż dotarł do mnie i wziął ode mnie narzędzie.
− Myślałem, że mam sobie sam poprzesadzać kwiatki – powiedziałem.
− Ja bym ci pozwolił nosić takie ciężkie rzeczy? Zapomnij – odparł niemal w oburzeniu.
− Przecież niepierwszy raz bym kopał w ziemi.
− Po co masz kopać, jak ja to mogę zrobić. Powiedz tylko jak głęboko i ci wszystko zrobię.
Miło, że dopadły go wyrzuty sumienia. Mój luby porobił mi wszystkie dołki w ziemi, a następnie pomógł mi powsadzać w nie kwiaty oraz. Razem zasypaliśmy wszystko ziemią, daliśmy nawozu, podlaliśmy. Trochę pracy przy tym było, obaj się nieco pobrudziliśmy i nawet nie wiem, kiedy zleciały nam dwie godziny w ogrodzie. W końcu został nam jeden ostatni krzaczek do posadzenia. Była to różowa kamelia, którą ostatecznie zdecydowaliśmy się posadzić w rogu działki, obok pergoli z pnącymi różami. Shiro musiał mi jednak wykopać jeszcze jedną dziurę. Wziął więc szpadel i wbił go w ziemię, gdzie mu powiedziałem. Gdy tak kopał, nagle usłyszeliśmy obaj jakiś dziwny, głuchy dźwięk. Łopata natrafiła na jakąś skrzynkę.
− Co to? – kucnąłem nad dziurą, odgarniając nieco czarną ziemię. Shiro odłożył na bok szpadel i również przy mnie kucnął.
− Wyciągamy to? – spytał.
− No raczej.
− A jak to będzie czyjaś urna? – spytał, patrząc na mnie z pełną powagą.
− Yuu!
Zaśmiał się. Zaraz wyciągnęliśmy z ziemi jakąś starą, drewnianą skrzynkę. Odgarnęliśmy z niej ziemię. Pomimo tego, że była brudna, to jednak była w naprawdę dobrym stanie, jakby została zakopana w ogrodzie dość niedawno.
− Zamknięta – stwierdził Shiro, oglądając ją ze wszystkich stron. Popukał lekko palcem w śruby, którymi było przytwierdzone wieko. – Cholera, to naprawdę wygląda trochę jak czyjaś trumna. Spójrz tylko na śruby.
− Ale taka brzydka trumna? Kto by chciał być pochowany w czymś takim?
− Raczej nikt.
− Otworzymy to?
Spojrzeliśmy z Shiro po sobie.
− No nie wiem. Może nie dzisiaj? Już jest dość późno, dzieci zaraz się obudzą, trzeba zrobić śniadanie. Posadźmy kamelię, a później zdecydujemy, co dalej z tą skrzynką.
Zgodziłem się z Yuu. Posadziliśmy krzew, a następnie poszliśmy wziąć szybki prysznic. Skrzynkę włożyliśmy do składziku przy domu, by nie stała na widoku. Piekielnie ciekawiło mnie, co może być w środku i nie uważałem, byśmy mieli znaleźć tam jakieś zwłoki. Szczerze, to bardo bym tego nie chciał…
Podczas śniadania, jak zwykle, był niezły szum. Haru dokuczała Hiro, Yoshi stłukła talerz, Yuu zaciął się w palec nożem, a ja robiłem za niańkę. Lubiłem te żywe poranki z dziećmi, bo przynajmniej w domu coś się działo. Ktoś był, ktoś się śmiał i nigdy nie było smutno. Gdy tak sobie pomyślę, że z Yuu mielibyśmy sami mieszkać w tak dużym domu, to bym prędzej oszalał z samotności oraz nudy. Z Yuu pracowaliśmy w dwóch różnych miejscach, on miał stałe dni wolne, ja ruchome, chociaż do niedawna miałem wolne weekendy. Akurat dzisiaj się trafiło, że miałem wolną sobotę. W niedzielę szedłem do szpitala na szóstą, Yuu zostawał sam z dziećmi prawie do osiemnastej. A na następny dzień szedłem na nocną zmianę. Trochę mnie to już wszystko męczyło, a grafik miałem tak kiepski, bo doszło do nas dwóch praktykantów z chirurgii dziecięcej. A wiadomo, że doświadczenia zbiorą najwięcej w ciągu dnia, kiedy będzie ruch. I już tak prawie od miesiąca funkcjonowałem, ledwo pamiętałem, jak mam na imię. Dlatego tak bardzo się cieszyłem na tę wolną sobotę z rodziną. Dodatkowo, wziąłem wolne na trzy dni w następnym tygodniu, bo dostaliśmy zaproszenie na wesele do koleżanki z pracy Yuu. A wziąłem trzy dni wolne, bo stwierdziłem, że przy okazji nadrobię nieco czas z mężem i krewetkami.
Yuu jakoś nie narzekał na to, że mam tak nieciekawe godziny pracy. I to mnie irytowało. Sądziłem, że będzie jakoś niezadowolony, że chodzę na nocki albo, że cały dzień jestem w pracy, a wolne dostaję w jakiś bezsensowny dzień, kiedy on musi siedzieć w robocie i tak się bez przerwy mijamy. No, cholera, nawet nie robił jakiś uwag, że sam spędza niektóre noce, co już mnie kompletnie doprowadzało do białej gorączki. Chyba, że umiał się sobą sam zająć i nie byłem mu potrzebny. To już mnie kompletnie wytrącało z równowagi.
− Tatuś – Yoshi niezdarnie usiadła Yuu na kolanach, a ten ją objął, by się z niego nie zsunęła.
− Tak, myszko?
− A pobawimy się na dworze?
− Po śniadaniu – Yuu pocałował naszą córcię w głowę. Moje maluszki.
Po śniadaniu poszliśmy całą piątką na dwór. Yuu huśtał bliźniaki na huśtawce przez jakiś czas, ja usiadłem z Yoshi w piaskownicy i robiliśmy razem babki z piasku. W końcu Haruna stwierdziła, że już nie chce się huśtać. Shiro ściągnął ją z huśtawki, a mała przyszła do swojej starszej siostry. Tak zaczęła się zabawa w piasku. Tylko Hiro nie był chętny do zabawy z siostrami. Po jakimś czasie, też jednak stwierdził, że nie ma wcale dłużej ochoty na huśtanie się. Usiadł obok piaskownicy i bawił się sam ze sobą. Tak powoli zleciało nam przedpołudnie. Później ja poszedłem ugotować coś na obiad, a mój mąż bawił się z naszymi pociechami sam, w salonie. Było przy tym pełno pisku, krzyków oraz śmiechu, a ja miałem jedynie nadzieję, że nic się nie dzieje dzieciom lub Yuu.
− Kto jest głodny? – spytałem, wchodząc do salonu, gdzie cała brygada szalała w najlepsze. Stanąłem jak wryty, widząc, że Yuu leżał na dywanie, a dzieci na nim, zawiązując mu ręce oraz nogi sznurówkami z butów. – Co wy robicie?
− Zostałem pokonany – jęknął mój partner, patrząc na mnie z jawnym bólem.
Zamrugałem kilkakrotnie, nie będąc zbytnio pewnym, jak powinienem na to zareagować. Popatrzyłem tylko na bałagan dookoła – pluszowe zabawki, figurki zwierząt, samochodziki, kredki, kartki, kolorowanki, jakieś wstążki, spineczki, klocki – i opadły mi ręce.
− Lepiej, żebyście tu posprzątali – stwierdziłem. – Proszę natychmiast rozwiązać tatę. Macie 10 minut na ten syf, jak nie to, nie będzie deseru po obiedzie.
Wiadomość, że po obiedzie, nie będzie deseru, zadziałała na maluchy dość dobrze. Yuu w zasadzie mógł się sam bez problemu pozbyć tych sznurówek, ale pozwolił, by to dzieci go uwolniły. Zaraz zaczęło się błyskawiczne sprzątanie. Całe szczęście, że od początku uczyliśmy dzieci, że trzeba po sobie sprzątać i gdzie co ma być, dlatego poszło sprawnie.
Po posiłku przyszedł czas na drzemkę. Dzieci poszły spać, a my z Yuu stwierdziliśmy, że może otworzymy skrzynkę, którą dzisiaj znaleźliśmy w ogrodzie. W tym celu Yuu wziął wykrętarkę oraz łom, żeby pozbyć się wieka skrzyni. Jakiś czas obaj się z tym męczyliśmy, jednak w końcu udało nam się ściągnąć przykrycie.
Kiedy odłożyliśmy wieko na ziemię, poczułem, jak ogarnia mnie silna ekscytacja. Z wielką ciekawością zajrzeliśmy do środka  i dokonaliśmy odkrycia, że wewnątrz znajduje się figurka. Wyjąłem ją, zakładając uprzednio rękawiczki ogrodowe. Obejrzałem nasze znalezisko ze wszystkim stron, po czym podałem ją swemu towarzyszowi. Shiro uważnie spojrzał na figurkę.
− Nie mam pojęcia, co to jest – stwierdził po dłuższej chwili.
− Ja tym bardziej.
Figurka przedstawiała siedzącego na bloczku, czy też może tronie, mężczyznę. W ręku trzymał jakieś dziwne narzędzie, Shiro mi powiedział, że to sierp. Posążek był nieco stary, zrobiony prawdopodobnie z brązu. Yuu wciąż się temu uważnie przyglądał, w końcu zajmował się historią, dla niego takie rzeczy, to było jak dla dziecka nowa zabawka albo układanie rebusu.
− Po cholerę ktoś miałby coś takiego zakopywać ziemi? – westchnął, ważąc znalezisko w dłoni. – To jakiś śmieć.
− A… to nie jest jakiś z tych shinto bożków?
Yuu spojrzał się na mnie, jak na idiotę. W sumie, chyba właśnie powiedziałem najbardziej idiotyczną rzecz, jaką mógł tylko usłyszeć. No ale musiałem się zapytać, bo bym nie wytrzymał i wybuchł.
− Skąd ci to przyszło do głowy? – jego ton głosu był naprawdę oburzony. I już żałowałem, że zadałem tamto pytanie. Yuu był wychowywany w shinto, znał się na tym i od razu by stwierdził, że to figurka jakiegoś bożka. Osobiście byłem wychowywany bez żadnych religijnych wpływów.
− No przepraszam, nie znam się na tym, dlatego pytam – wzruszyłem ramionami. – Czyli to nie jest żadne bóstwo?
− No coś ty. Coś tak brzydkiego? Jest tu coś jeszcze?
Zajrzałem do skrzyni, jednakże nic w niej już nie było. Dla  pewności jednak, pomacałem jeszcze dno. Powiedziałem Shiro, że nic już więcej nie ma w środku. Oglądaliśmy jeszcze znalezisko, aż obaj stwierdziliśmy, że może warto by było umyć tę figurkę, bo była paskudnie zabrudzona ziemią. Doprowadziliśmy są do względnego porządku, później usiedliśmy z nią w salonie. Postawiliśmy ją na stole, zwyczajnie się patrząc na tego brzydkiego faceta z sierpem.
− To wygląda tak mocno rosyjsko – oznajmił w końcu Shiroyama.
− Rosyjsko? – nie kryłem zdziwienia. Rosja kojarzyła mi się tylko z matrioszkami.
− No wiesz. Sierp i młot.
− Ach! – zaśmiałem się. – Faktycznie.
Ostatecznie ta brzydka figurka została u nas w salonie. Nasze dzieci również zauważyły, że mamy jakąś nową, brzydką rzecz w domu. Przynajmniej tak powiedziała Yoshi. Roześmiałem się strasznie, gdy tak skomentowała ten posążek. Ale córka miała rację. Figurka była doprawdy mało pociągająca. Nigdy w życiu nie kupiłbym takiej choćby do ogrodu.
− Tatuś – zamruczała Haruna, siedząc u mnie na kolanach. Shiro przygotowywał kolację w kuchni, a ja siedziałem z dziećmi, czytając im książeczkę z obrazkami.
− Tak, myszko? – pogłaskałem małą po włosach. Hiro siedział po mojej lewej stronie, a Yoshi po prawej. Oboje wydali z siebie jęki niezadowolenia, że przerwałem czytanie.
− A pójdziemy jutro popływać?
− Jest za zimno, żeby pływać – odparłem.
− Czemu?
− No nie wiem, taka jest pogoda. Nie będziemy jeszcze pływać.
Haru burknęła coś zawiedzona, że nie da się jeszcze pływać. Co poradzić, wytłumaczenie takich rzeczy dzieciom nie było proste. Zaraz Yuu zawołał nas na kolację, dlatego poszliśmy jeść. Niedługo później nadszedł czas kąpieli i położyliśmy nasze dzieci do łóżeczek. Dość długo je usypialiśmy, Yoshi i Haru w ogóle nie chciały się kłaść, więc zaczęły rozrabiać, rozrzucając wszędzie zabawki. Yuu przekonał je, że trzeba iść już spać, bo jeśli nie, to jutro nie wyjdą się bawić na dworze. To na nie dobrze zadziałało. I tak nasze maluchy zasnęły dopiero po godzinie dwudziestej trzeciej.
− Rany, jestem wykończony – stwierdził Yuu. Mąż schodził za mną po schodach. Obaj mieliśmy w planach już tylko to, żeby się położyć spać.
− Mhm, cały dzień z tobą, można się zmęczyć.
− Hej! – Yuu roześmiał się tylko na moją uwagę. Nie robiliśmy już nic konkretnego. Ja poszedłem się umyć, Yuu jeszcze chciał coś obejrzeć w telewizji, więc poszedł do salonu. Musiałem go w końcu namówić, żeby zamontować telewizor w naszej sypialni, bo tak zawsze było wygodniej. Moglibyśmy wtedy oglądać filmy porno na dużym ekranie, a nie na laptopie lub, co gorsza, w salonie.
Nałożyłem na twarz maseczkę i szyję maseczkę nawilżającą, włączyłem relaksacyjną muzykę, a następnie położyłem się do wanny. Ręce położyłem swobodnie na brzegach i starałem się zupełnie odprężyć. Nie miałem ochoty nawet myśleć o tym, że nazajutrz muszę iść do pracy. Momentami żałowałem, że wybrałem sobie tak bardzo stresującą pracę, bo byłem w niej odpowiedzialny za życie dzieci. Czasami się zdarzały naprawdę trudne przypadki, musiałem podejmować decyzje w ten sposób, by jeszcze nie pogorszyć stanu swoich małych pacjentów. W tych krytycznych chwilach to ode mnie zależało czy ktoś przeżyje, czy nie. Dlatego z jednej strony byłem naprawdę zestresowany i odpychała mnie sama myśl o szpitalu, a z drugiej, mogłem pomagać innym, czując się przy tym docenianym i potrzebnym.
W pewnym momencie usłyszałem, jak Yuu otwiera szafkę u nas w sypialni. Nie zamykałem drzwi od łazienki, która złączona była z naszym pokojem, dlatego słyszałem, jak przerzuca jakieś rzeczy. Leżałem tak chwilę, aż w końcu się odezwałem.
− Czego szukasz? – spytałem. Shiro nic nie mówił. Dalej grzebał w jakieś szafce, przekładając rzeczy. – Yuu?
Minęła chwila i przestał. Zdaje się, że wyszedł z sypialni, po chamsku, bo nawet mi nie odpowiedział. Jakby się na mnie za coś zdenerwował.
Po kilku minutach wyszedłem z wanny, wycierając się ręcznikiem. Wyłączyłem muzykę. Zmyłem maseczkę ciepłą wodą, nałożyłem krem. Przebrałem się w luźną koszulkę oraz slipki, po czym poszedłem do swojego mężczyzny. Shiroyama leżał wygodnie na kanapie, oglądając jakiś program przyrodniczy.
− Czego szukałeś? – spytałem, kładąc się obok niego. Automatycznie objął mnie ramieniem w pasie, a następnie dał mi buziaka w policzek.
− Co?
− No w sypialni. Co oglądasz?
− A jakiś film o żabach. Czego miałem niby szukać w sypialni?
− Nie wiem.
− Niczego nie szukałem. Czekałem, aż się spokojnie umyjesz.
− Jasne.
− No tak. Po co miałbym kłamać? Chyba, że chciałeś, żebym do ciebie przyszedł, hm? – dostałem kolejne dwa buziaki. Przesunął się lekko w dół, muskając delikatnie czubkiem nosa moją szyję. Następnie mnie w nią pocałował.
− Może i chciałem.
− A przyszedłeś do mnie – zsunął lekko dłoń na moje pośladki.
− Tak. Ale, Yuu…
− Tak?
− Idź się umyć.
Yuu odsunął się ode mnie, wzdychając. Odwróciłem się lekko, zerkając na niego. No cóż…
− Dzięki – mruknął z nutą sarkazmu w głosie.
− Nie moja wina, że człowiek się poci w ciągu dnia. To ty idź pod prysznic, a ja już pójdę do łóżka, co? – podniosłem się z kanapy, całując swojego misia w czoło.
Położyłem się w łóżku, ale szczerze, to już nie miałem ochoty na nic. Było około północy, ja musiałem wstać o piątej do pracy, chciałem się chociaż trochę wyspać, a z Yuu… No, nie dało się. Dlatego stwierdziłem, że nie będę nawet walczył z sennością. Nastawiłem jeszcze budzik na piątą, po czym przyłożyłem głowę do poduszki. Nie minęła chwila, gdy sen przygarnął mnie do siebie.
W nocy obudził mnie dziecięcy krzyk. Zerwałem się do siadu, nie będąc pewnym czy to mi się przyśniło, czy naprawdę któreś z naszych dzieci krzyczało. Zapaliłem lampkę i zobaczyłem, jak Yuu również podrywa się na nogi. Spojrzeliśmy po sobie i wręcz pobiegliśmy do pokoju na górze. Wbiegłem przed Yuu po schodach i coś mnie tknęło. Shiro nie zamknął bramki rozporowej, a tyle mówiliśmy, żeby ją zamykać. W konsekwencji tego, że zobaczyłem otwartą bramkę, tylko się jeszcze bardziej zdenerwowałem. Wpadłem do pokoju dziecięcego, zapalając światło. Hiroshi płakał, pozostała dwójka również cała się trzęsła. Zaraz rzuciliśmy się z Yuu do maluchów, żeby je uspokoić, ale nijak nie mogliśmy.
− Co się stało? – spytałem, tuląc do siebie bliźniaki. Yuu przyciskał do siebie Yoshi, kołysząc nią delikatnie.
− Wyglądał jak tatuś, ale ma dłuższe włosy – wycharczała Yoshi, mało się nie dławiąc łzami.
Popatrzyłem na męża, a on na mnie.
− Jak ja? – spytał Yuu.
− Nie – Yoshi pokręciła głową.
− Kochanie, coś ci się przyśniło – westchnąłem.
− Nie! – pisnął Hiro. Aż byliśmy zaskoczeni z Yuu, że się odezwał.
Nie mogliśmy uspokoić dzieci, dlatego wzięliśmy je do swojego pokoju. Dzieci po jakimś czasie zasnęły u nas w łóżku, a my poszliśmy na górę, żeby zobaczyć, czego mogły się przestraszyć nasze dzieci. Może to był jakiś cień albo któraś z zabawek się przesunęła, spadła na podłogę, no i ot całe zamieszanie. Jak wiadomo, niewiele potrzeba na dziecięcą wyobraźnię.
− Dlaczego nie zamknąłeś bramki przy schodach? – spytałem, gdy już weszliśmy do pokoju dzieci.
− Jak to nie zamknąłem? – Shiroyama nie krył zaskoczenia.
− No nie zamknąłeś jej. Schodziłeś za mną, gdy kładliśmy dzieci spać.
− Zamknąłem ją.
− Nie, nie zamknąłeś. Była otwarta.
Shiro założył ręce na siebie. Chwilę tak stał, marszcząc brwi, jakby próbował sobie przypomnieć, co robił te cztery, pięć godzin wcześniej.
− Zamknąłem, do cholery. Przecież zawsze zamykam tę bramkę, nigdy bym nie zapomniał – oświadczył w końcu z przekonaniem w głosie.
− Jak widać, zapomniałeś tym razem.
− No przecież ci mówię, że…
− Już, wystarczy. Nie tłumacz się. Była otwarta, trudno. Nie mam zamiaru się teraz o to kłócić, ty masz wolne, ale ja muszę za… półtorej godziny wstać do pracy.
− Sam zacząłeś.
Westchnąłem, pocierając skronie. Popatrzyliśmy na siebie. Obaj byliśmy senni, zmęczeni i jednocześnie zaniepokojeni całą tą sytuacją. Obejrzeliśmy jeszcze pokój dzieci, jednak nic w nic nie znaleźliśmy ciekawego. Wróciliśmy więc do łóżka.
Nie spałem przez te półtorej godziny. Yuu również nie mógł spać, dlatego po prostu leżeliśmy, jednak nawet nie rozmawialiśmy. Budzik zadzwonił o piątej, a ja wstałem, po czym poszedłem się ubrać. Moja złość na Yuu, że nie zamknął bramki, powoli mijała. Umyłem zęby oraz twarz w łazience. Zimna woda lekko mnie otrzeźwiła i w jednym momencie doszedłem do wniosku, że nie ma co się złościć.
− Chcesz kawę? – spytał Yuu, zaglądając do łazienki.
− Poproszę – wytarłem twarz ręcznikiem.
Shiro poszedł do kuchni, a ja popatrzyłem na swoją twarz. Oczy miałem podkrążone, skórę szarą jak papier i ogólnie wyglądałem, jakbym wstał z grobu. Bardzo pożałowałem, że nie posiadałem choćby korektora, bo z chęcią zakryłbym te paskudne cienie pod oczami. Westchnąłem jedynie z bezsilności, po czym poszedłem do swojego męża. Yuu akurat zalewał wodą kawę.
− Słuchaj, ta bramka…
− Zapomniałem zamknąć – przerwał mi. W jego głosie nie było za grosz przekonania. Czułem, że kompletnie nie ma ochoty na dyskusje na ten temat i wcale mu się nie dziwiłem. Obaj byliśmy niewyspani.
− Nie o to mi chodzi. Po prostu naskoczyłem na ciebie ze złości – objąłem Shiro w pasie. Wtuliłem twarz w jego plecy, jakbym próbował się ukryć przed wszelkimi problemami. Po kuchni zaczął się roznosić miły zapach czarnej kawy. – Przepraszam.
− Jasne – westchnął. – Będziesz szedł dzisiaj na siłownie? – spytał.
− Nie mam dziś ochoty. Prędzej tam padnę.
− No tak. Po tej nocy.
Odwrócił się ku mnie, a następnie złożył delikatny pocałunek na moim czole. Zamruczałem jedynie z przyjemności pod wpływem dotyku jego ciepłych warg.

*

Następnego dnia, w poniedziałek, miałem w zasadzie cały dzień wolny. Rano, kiedy dzieci były już w przedszkolu, a Yuu w pracy, poszedłem na siłownię. Nie robiłem jakiś skomplikowanych ćwiczeń. Na wstępie robiłem rozgrzewkę, następnie przez dwadzieścia minut biegałem intensywnie na bieżni, a później szedłem na orbitek. Nienawidziłem wszelkich ćwiczeń, które miałyby wymagać ode mnie podnoszenia ciężarów, jednak Yuu nauczył mnie kilku ćwiczeń ze sztangą oraz z hantlami. Dlatego ze sztangą robiłem ćwiczenia głównie na dolne partie ciała – żeby mąż był zadowolony i miał za co złapać – natomiast z hantlami trenowałem ręce, które potrzebne mi były w pracy.
Praktycznie po półtorej godziny byłem już po treningu. Wziąłem jeszcze prysznic w łazience na siłowni, po czym pojechałem na zakupy. Kupiłem wszelkie potrzebne do domu produkty, głównie spożywcze. Poza tym stwierdziłem, że przejdę się też po centrum handlowym. Chodząc tak po sklepach, nie znalazłem jednak niczego, co przykułoby moją uwagę. Darowałem więc sobie zakupy i wróciłem do domu. Na wycieraczce przed drzwiami siedział Taiga. Rudy kocur wstał od razu na mój widok, zaczynając donośnie miauczeć, jakby mnie witał.
− No cześć, kochanie – powiedziałem do kota. Yuu był zawsze zazdrosny o naszego zwierzaka, czasami śmiał nawet twierdzić, że Taigę traktuję czulej od niego. No co ja mogłem poradzić na to, że nasz kot był taki malutki, milusi i puchaty. Nadawał się idealnie do kochania, tulenia, miziania, spania w łóżku. Fakt, czasami potrafił być naprawdę wredny i zaczynał gryźć, gdy coś mu się nie podobało, ale poza tym, był najmilszą istotą na planecie. – Taiga, przesuń się, bo muszę drzwi otworzyć – oznajmiłem, stawiając trzy siatki z zakupami oraz torbę z siłowni na ziemi. Wyciągnąłem pęk kluczy z kieszeni, a następnie odnalazłem ten właściwy od mieszkania. Otworzyłem drzwi, kot wbiegł pierwszy do środka, miaucząc. Pewnie od razu pobiegł do kuchni, żeby coś zjeść. Wtaszczyłem wszystkie rzeczy do domu. Gdy byłem już w drodze do kuchni, usłyszałem, że gra muzyka. Zdziwiłem się bardzo, bo wydawało mi się, że nie włączałem radia.
− Yuu? Jesteś w domu? – spytałem dla pewności. Może mąż wrócił wcześniej i schował samochód do garażu. Albo pojechał na siłownię i minęliśmy się po drodze, a miał tendencję do tego (ja również zresztą), by zostawiać włączone radio.
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Jedynie Taiga zamiauczał z kuchni. Czekał tylko na to, aż dostanie coś do jedzenia. Nie przejąłem się więc, tylko wyłączyłem radio, po czym poszedłem do kuchni. Nakarmiłem futrzaka, rozpakowałem zakupy i ugotowałem zawczasu obiad. Gdy skończyłem, poszedłem się jeszcze położyć spać. Dochodziła trzynasta, stwierdziłem, że zdrzemnę się jeszcze z dwie godziny, żeby w nocy nie być aż tak sennym. Kot położył się ze mną, na miejscu Yuu. Shiro nigdy nie lubił, gdy kot kładł się w łóżku, później skarżył się, że wszędzie jest sierść. Na całe szczęście, Yuu nie było, dlatego Taiga mógł ze mną bezkarnie spać w łóżku. Mój futrzany przyjaciel wtulił się w mój bok, a ja objąłem ramionami poduszkę. Niedługo później zasnąłem.
Obudziłem się około dwie i pół godziny później. Coś stuknęło całkiem głośno. Rozejrzałem się sennie po pomieszczeniu. Taiga siedział na łóżku, wpatrując się przed siebie. Machał rudym ogonem, jakby był naprawdę zły. Pogłaskałem kota po grzbiecie, jednak zupełnie mnie zignorował, jakbym mu w czymś przeszkadzał.
− Co się dzieje, przyjacielu? – podniosłem się, zsuwając nogi na podłogę. Popatrzyłem na zegarek. Yuu powinien był niedługo wrócić z dziećmi. Doprowadziłem się więc do względnego porządku, po czym poszedłem do salonu. Radio znowu grało. Speaker podawał akurat w wiadomościach jakieś informacje.
− Śmieszne – stwierdziłem, wyłączając radio.
Odgrzałem ugotowany wcześniej obiad i zrobiłem sobie oraz Yuu kawę. Mąż wrócił niedługo później z naszymi pociechami. Siedziałem wówczas z kotem na kolanach w kuchni, przeglądając magazyn z naukowymi ciekawostkami. Popijałem przy okazji nieco zbyt gorącą kawę.
− Jesteśmy! – oznajmił głośno z przedsionka mój luby.
− Cześć! – odpowiedziałem.
Zaraz zaczęło się szaleństwo, dzieci wróciły głodne z przedszkola. Poskromiliśmy z mężem wygłodniałą hordę, po czym zjedliśmy całą piątką obiad. Powiedziałem Yuu, że radio chyba się zepsuło, bo zaczęło się samo włączać.
− Uhm, tak – pokiwał głową, przełykając. – Zapomniałem ci powiedzieć. Wczoraj też się włączyło, gdy wyszedłeś.
− Poważnie? Może robi się jakieś spięcie i się włącza.
− Nie wiem, możliwe. Nie znam się na elektronice.
Chwilę później Yoshi i Haru zaczęły się przekrzykiwać w opowiadaniu o tym, jak było w przedszkolu. Hiro zaczął się bawić jedzeniem. Nagle Yoshi rzuciła w niego kawałkiem kurczaka. Zganiłem córkę za zachowanie przy stole.
Po obiedzie poszedłem się szykować do pracy. Dzieci bawiły się w salonie ze sobą. Yuu natomiast poszedł ze mną do sypialni.
− Zapomniałem zrobić pranie – westchnąłem.
− Nie martw się, ja już zrobię.
− Mhm – pocałowałem go w policzek. – Dziękuję.
Yuu usiadł na łóżku, patrząc na mnie, podczas gdy ja przebierałem się w świeżą koszulkę. Zacząłem pakować do torby swoje rzeczy.
− Zastanawia mnie, kiedy to się skończy – oznajmił w końcu Yuu głosem naprawdę zmęczonym.
− Co takiego?
− Twoja praca w nocy.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Pierwszy raz w ogóle mówił takim tonem o mojej nocnej zmianie.
− Stażyści niedługo odchodzą. Pewnie będę miał rzadziej nocny dyżur albo wcale.
− No mam nadzieję, że wcale.
Zmarszczyłem brwi. Nie powiem, zaniepokoił mnie nieco ten ton głosu oraz nagłe poruszenie tematu mojej nocnej pracy.
− Coś się stało?
− Oprócz tego, że sam spędzam noce, to w zasadzie nic.
− Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało.
− Wcześniej nie chciałem o tym mówić. Po prostu coraz bardziej męczy mnie to, że bez przerwy się mijamy. Albo jesteś w pracy od rana do nocy, albo od nocy do rana.
− Mówiłem ci, że tak będzie – usiadłem obok niego. – Mnie też to przecież męczy. Myślisz, że mam ochotę siedzieć w pracy, kiedy mógłbym być z tobą i dziećmi? Chyba damy radę jeszcze wytrzymać do końca miesiąca.
− No jasne – pocałował mnie lekko w usta.
Czyli jednak mu to przeszkadzało. Zamiast się zdenerwować, że Yuu tak nagle się oburzył na moją nocną zmianę, to naprawdę się ucieszyłem, że w k o ń c u powiedział, co o tym sądzi. Już zaczynałem mieć pewne obawy, bo w żaden sposób nie robił mi wyrzutów, o to, że wychodzę w nocy, wprost przeciwnie, był nawet pozytywnie nastawiony i zawsze mnie podnosił na duchu, gdy musiałem spędzić całą noc w szpitalu. I to zaczynało być powoli okropne.
Dobre było jednak to, że wziąłem trzy dni wolnego w tym tygodniu. Wychodziliśmy na wesele, mogliśmy spędzić trochę czasu razem. Z początku chcieliśmy wziąć dzieci ze sobą, jednak po dłuższym namyśle uznaliśmy, że zostaną w domu z Rudą, Pulchną, Jeżykiem i Okularnicą. Na jedną noc, oczywiście, nie na trzy dni. Dziewczyny już nieraz zostawały z naszymi dziećmi, gdy my gdzieś wychodziliśmy, wiedziały dokładnie co mają zrobić, gdyby coś stało, gdzie i do kogo zadzwonić. Poza tym, wszystkie były starszymi lub średnimi siostrami i umiały zajmować się dziećmi. Dodatkowo, nasze maleństwa je uwielbiały i miały je za starsze siostry albo ciotki. Zapowiadał się jednak jeden wieczór bezkarnej zabawy z alkoholem.
W dzień imprezy, dziewczyny przyszły do nas dwie godziny przed naszym wyjściem. Wszystkie były cholernie podekscytowane, że znowu będą mogły spędzić noc w wolnym domu.
− Oczywiście będziecie się uczyć z historii, no nie? – powiedział Yuu, wyciągając torbę z szafy. No pewnie, że nie byliśmy jeszcze spakowani, wszystko zawsze na ostatnią chwilę. – Przepytam was później.
− O rany… - jęknęła Jeżyk.
− Yuu, daj im spokój.
− No przecież żartuję.
Ruda, Pulchna, Jeżyk i Okularnica poszły już do salonu, żeby zająć się naszymi dziećmi, a my błyskawicznie poszliśmy się przebrać oraz spakować. Wzięliśmy wspólną kosmetyczkę oraz jakieś ubrania na zmianę. Sprawnie nam poszło, dlatego równie szybko się przebraliśmy – w garnitury. Pomogłem swojemu mężczyźnie zawiązać krawat i już mogliśmy wychodzić. Jeszcze, zanim opuściliśmy dom, powtórzyłem dziewczynom wszystko, co zawsze im powtarzałem.
− Jesteśmy oboje pod telefonem, więc jakby co, to dzwońcie. Poza tym, w kuchni przygotowana jest kolacja dla dzieci i dla was, ale jak nie chcecie, to możecie zawsze coś sobie zrobić, kuchnia jest cała dla was. Aha, no i sześć tysięcy jest na szafce, jakbyście chciały coś zamówić (6 tys. Jenów, na obecny kurs, to ok. 200 PLN dop. aut.). I jeszcze rzeczy dla dzieci do spania i do ubrania rano są też przygotowane na górze. Nie dawajcie im na noc nic słodkiego. No i pamiętajcie też, żeby się upewnić, że drzwi są zamknięte od domu. Pościeliłem wam już łóżka w pokoju gościnnym, zawsze możecie się też przenieść do salonu. Aha i nie kąpcie maluchów, my się tym zajmiemy jutro, no i…
− Takanori, spóźnimy się – westchnął Yuu, opierając się o ścianę. Skrzyżował kostki, a ręce założył na siebie. Dziewczyny stały przede mną w rządku, słuchając, co im mam jeszcze do powiedzenia.
− No już, już…
− Damy sobie radę – oznajmiła Pulchna.
− To niepierwszy raz – dodała Jeżyk.
Okularnica oraz Ruda pokiwały głowami ze zrozumieniem. Westchnąłem tylko. Dziewczyny próbowały podnieść mnie na duchu, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, że zostawianie dzieci komuś pod opieką było dla mnie ogromnym stresem. Przeżywałem to, gdy musiałem zostawić dzieci same z moim facetem, a co dopiero z kimś obcym. I nie to, że nie ufałem jakoś Yuu, gdy dzieci były z nim same. Umiał się nimi zajmować, był dobrym ojcem, najlepszym. Sam chciałbym mieć takiego. Problem był jednak taki, że był tym typowym tatą, który, chociaż potrafił być naprawdę surowy, to najlepiej sprawdzał się jako towarzysz zabaw. Ja byłem natomiast tym mamowatym tatą, do którego przychodzi się z każdym problemem.
− No jasne… Tak…
Objąłem jeszcze maluchy na pożegnanie, całując każdego w główkę oraz dokładnie je wąchając. Strasznie lubiłem zapach dzieci, szczególnie noworodków. Chociaż nasze maluchy pachniały naprawdę ładnie i mógłbym nawet powiedzieć, że uzależniłem się od wąchania ich, tak jak od wąchania Yuu, to jednak nie czułem w tym zapachu tej rodzicielskiej, genetycznej więzi. W sumie zacząłem się tak nad tym zastanawiać. Gdy już byłem po trudnej rozłące z dziećmi, to powiedziałem o tym Yuu. Siedzieliśmy już w samochodzie, mój mąż prowadził.
− Faktycznie, dobrze pachną – stwierdził. – Takim słodkim mlekiem, no nie wiem.
− Co nie? – zaśmiałem się. – Ale też masz tak, że podczas przytulania, gdy je wąchasz, nie czujesz tego tak, to moje dziecko?
− A to się jakoś czuje? – zdziwił się.
− Oczywiście. To działa w obie strony. Swoje dzieci zawsze pachną jak te swoje. Tak też się czuje rodziców. Mama ci nie mówiła, że właśnie pachniesz tak swojsko?
Shiro zerknął tylko na mnie. Dopiero wtedy zreflektowałem się, co takiego powiedziałem. Miałem wielką ochotę ugryźć się w język.
− No nie mówiła – odparł gorzko.
− Przepraszam… Kompletnie zapomniałem.
− W porządku – położył swoją dłoń na mojej. – Przecież to nic strasznego, rozmawialiśmy o tym.
− Tak.
Przez chwilę milczeliśmy.
− Nie myślałeś może o tym, że chciałbyś poznać swoją matkę? Dowiedzieć się, jaka była?
− Nie bardzo – westchnął. – To by była dla mnie obca kobieta. Ale może by mi powiedziała, że ładnie pachnę.
Zaśmialiśmy się obaj. Już więcej nie poruszaliśmy tego tematu. Byłem jednak pewny, że Yuu gdzieś w głębi naprawdę chciałby poznać kiedyś swoją mamę. Dowiedzieć się, jaka była, porozmawiać z nią.
Dojechaliśmy na ślub kilka minut przed czasem. Cała ceremonia odbywała się za miastem, w rezydencji przy lesie. Zaparkowaliśmy na niemal pełnym parkingu, a następnie wręcz pobiegliśmy do sali, w której odbywała się cała ceremonia. Zajęliśmy miejsca z tyłu i ledwo zdążyliśmy usiąść, a do środka weszła panna młoda. Panna Hikari była dobrą koleżanką z pracy Yuu. Od dwóch lat uczyła historii w tej samej szkole, w której pracował. Panna Hikari bywała u nas w domu wraz ze swoim narzeczonym wielokrotnie, również my u nich. Można by powiedzieć, że żyliśmy w naprawdę przyjacielskich stosunkach, chociaż jej partner nie do końca popierał związki partnerskie, a tym bardziej jednopłciowe. Dlatego też z początku był oschle do nas nastawiony. Dopiero później zobaczył, że z Yuu jesteśmy jak wszyscy inni ludzie. On i Shiro nawet się zaprzyjaźnili do tego stopnia, że czasami urządzali razem grille, chodzili na siłownię i ogólnie mieli wiele wspólnych tematów do rozmowy.
Ceremonia zleciała dość szybko. Po wszystkim nadszedł czas na pewne formalności takie jak prezenty czy życzenia. Z Yuu wręczyliśmy młodym pieniądze, bo wiedzieliśmy, że z pewnością się przydadzą, oraz sprzęt do górskiej wspinaczki. Wiedzieliśmy z Yuu, że to była ich wspólna pasja i po części to właśnie ona ich połączyła. Byli po prostu idealnie dobraną parą ze wspólnymi zainteresowaniami.
Shiro przytaszczył do nas cały ten sprzęt, który już zapakowany od paru tygodni jeździł w bagażniku jego mercedesa. W środku znajdowały się uprzęże, liny, kaski, taśmy, sprzęt do asekuracji, ochraniacze oraz parę innych rzeczy. Czyli wszystko to, co było niezbędne do górskiej wspinaczki.
− Tak się cieszę, że jesteście tu obaj – oświadczyła Hikari już podczas wesela. Minoru i Yuu rozmawiali akurat gdzieś wraz z innymi gośćmi. – I dostaliśmy od was taki cudowny prezent!
− Oby wam służył – objąłem ją, całując w policzek.
− Będzie na pewno!
Przysiedliśmy obok siebie na czyichś miejscach. Większość gości już tańczyła nieco podpita. Zauważyłem, że Yuu został porwany od Minoru spod ściany przez jakąś starszą panią i mało się nie zakrztusiłem drinkiem ze śmiechu. Z Hikaru zaczęliśmy zwyczajnie plotkować o wszystkim o niczym. W końcu zagadnąłem ją o dzieci.
− Na razie nie chcemy – Hikari uśmiechnęła się do mnie blado. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
− Najpierw kariera?
− Tak. Wiesz, Minoru prawdopodobnie dostanie awans, może przeprowadzimy się do większego domu. Jeszcze wszystko przed nami.
− Dokładnie – zaśmiałem się. – Oby wszystko szło po waszej myśli.
Nagle przyszli do nas nasi partnerzy. Yuu wyciągnął mnie na parkiet, Minoru wziął do siebie Hikari. Kilka osób patrzyło na mnie i na Shiro naprawdę krzywo. Zdawało mi się, że usłyszałem nawet, że ktoś mówi pedał, ale nie byłem pewny czy to już nie przewrażliwienie. Zarzuciłem Shiro ręce na ramiona i tak bujaliśmy się w rytm muzyki.
Około godziny drugiej wylądowaliśmy w naszym pokoju. Yuu był całkiem nieźle napity, próbował się nawet do mnie dobierać, co mnie tylko rozbawiło. Nieporadnie ściągnął ze mnie muszkę. Próbował zdjąć ze mnie koszulę, ale nie umiał rozpiąć guzików, dlatego dał sobie spokój i zły położył się na łóżku. Usiadłem na nim okrakiem, również pijany – ale nie aż tak jak on – i pocałowałem go. Rozebrałem Yuu oraz siebie, jednak na tym się skończyło. Nie byliśmy w stanie nawet się jakoś popieścić.
− Rany, ale bym cię zerżnął – powiedział nieco pijackim tonem. Obaj już zasypialiśmy, jednak Yuu jeszcze coś bełkotał. – Tak cały dzień liczyłem… że coś dzisiaj, tak sami. I tak wyglądałeś… super ładnie. Normalnie bym cię zjadł.
− No weź się zamknij – wymamrotałem półprzytomnie.
− Ale ja ci komplementy prawię… Niedobry jesteś.
Rano obudziliśmy się dość późno, dopiero po dziesiątej i przez dłuższy czas po prostu leżeliśmy, umierając z bólu głowy. Kac morderca nie ma serca. Powiedziałem Yuu, że jeszcze w nocy chciał mnie wyruchać i nie mógł mi uwierzyć, bo tego nie pamiętał nawet.
− W takim stanie chciałem cię brać? Popieprzyło mnie – westchnął, wtulając się w moje ramię. Pewnie nawet nie chciał myśleć teraz o czymkolwiek, nawet o stosunku. Ja tak samo. Myślenie o tym, że mielibyśmy teraz uprawiać seks przyprawiało mnie o mdłości. – Ale chyba nie przy wszystkich?
− Nie, dopiero w pokoju.
− O rany – jęknął.
Tego dnia naprawdę pożałowałem, że mamy dzieci. Wróciliśmy do domu około trzynastej. Dziewczyny siedziały u nas i zwyczajnie gotowały obiad, bo nie były pewne, o której wrócimy. Byliśmy z Shiro na naprawdę niezłym kacu. Nie pamiętałem w ogóle, kiedy ostatni raz piliśmy, wyszliśmy kompletnie z wprawy. Kiedy dziewczyny nas zobaczyły, to wydawało mi się, że bardzo mają ochotę się śmiać, ale się powstrzymują.
− Udało się wesele? – spytała Pulchna. Cała czwórka stała przy szafkach w kuchni i każda coś robiła. Pulchna mieszała w jakieś zupie, Okularnica kroiła warzywa, Jeżyk coś obierała, a Ruda bawiła się z dziećmi. Wszystkie na moment przerwały swoje działania, a dzieci z piskiem do nas przybiegły.
− No, jak widać – odparłem.
− Tata!!
− Tatuś!
Dziewczynki skoczyły na Yuu, który z istnym bólem na twarzy wziął je na ręce. Ja natomiast przygarnąłem do siebie Hiro. Chociaż bolała mi głowa i wolałbym umrzeć, to jednak dzieci i tak nieco polepszyły mój nastrój. Yuu chyba też, bo po chwili zaczął się uśmiechać i dawać całusy naszym księżniczką. Przysiedliśmy przy stole, dziewczyny podały nam po szklance wody oraz tabletki na kaca. One by już mogły u nas zamieszkać, wiedziały o położeniu wszystkich rzeczy, włącznie z tymi tabletkami na kaca.
− A jak dzieci, grzeczne były? – spytałem, głaszcząc Hiroshiego po włosach. Chłopiec przytulił się, oplatając mnie pulchnymi łapkami w pasie. Przytrzymywałem go jedną ręką, by przypadkiem się nie zsunął. Dziewczynki podobnie tuliły się do Yuu.
− No, dzieci jak dzieci. Spokojnie było – przyznała Ruda, która przysiadła obok nas. Pozwoliliśmy, by dziewczyny dokończyły gotowanie. – Ale coś dziwnego się wczoraj stało.
− Co takiego? – spytał Yuu.
− Telewizor się włączył sam.
Spojrzeliśmy z mężem po sobie.
− Telewizor? – powiedzieliśmy jednocześnie.
− A nie radio? – zapytałem.
− Telewizor! – odparła przejęta Pulchna.
− Tak, tak – przytaknęła Okularnica.
− To było straszne – dodała Jeżyk. – Siedziałyśmy w salonie i gadałyśmy, no i tak niespodziewanie zaczął śnieżyć.
− Ostatnio radio się samo włącza – oznajmiłem. – Ale telewizor jeszcze się nigdy sam nie włączył.
− No i… to naprawdę dziwne, ale ktoś chyba chodził w nocy po korytarzu – powiedziała Okularnica.
− Może któraś z was?
− Tak się wystraszyłyśmy tego telewizora, że ścisnęłyśmy się razem w pokoju. Ktoś biegał – oznajmiła Ruda. – Już chciałyśmy dzwonić na policję.
Z Yuu znowu spojrzeliśmy na siebie. Coraz mniej nam się to wszystko podobało.

*

Do wieczora kac nam minął i chwała losowi, bo naprawdę ledwo mogłem wytrzymać. Dziewczyny już dawno wróciły do domów. Oczywiście dostały od nas zapłatę za opiekę nad krewetkami i poodwoziliśmy je z Yuu, żeby mieć pewność, że wrócą bezpiecznie do siebie. Dzieci spały u siebie, a ja i Shiro stwierdziliśmy, że mamy ochotę na seks i czemu by się nie rozerwać w kuchni.
Yuu posadził mnie na wyspie, całowaliśmy się zachłannie i namiętnie, tak jak dawno tego nie robiliśmy. Oplotłem męża nogami w pasie, by przypadkiem nie oddalił się ode mnie choćby na milimetr. Miałem wrażenie, że z każdą chwilą coraz bardziej tracę głowę i byłem pewny, że nie skończy się też na szybkim numerku w kuchni. Wsuwaliśmy sobie języki w usta, ślina Yuu mieszała się z moją. Pozbyliśmy się koszulek, miś ujął moją twarz w dłonie, całując mnie tak głęboko i namiętnie, że prawie straciłem tam przytomność, oddając się w przyjemne ramiona pożądania. Zdjęliśmy spodnie. Nie byłem w stanie już wytrzymać. Pociągnąłem Shiro mocno za włosy, drugą rękę wsunąłem w jego bokserki, łapiąc go za przyrodzenie. Chyba wieki nie miałem już jego penisa w dłoniach i mogłem śmiało powiedzieć, że się stęskniłem. Zeskoczyłem z wyspy, klękając przed swoim mężczyzną. Zsunąłem z niego bokserki, po czym wziąłem go w usta. Yuu zamruczał nade mną niczym jakiś drapieżny kot, a ja poczułem się, jakbym był w niebie. Shiro rozsunął nogi, oparł się jedną ręką na brzegu wyspy, drugą złapał mnie za włosy, odgarniając je przy okazji z mojej twarzy. Bezwstydnie robiłem mężowi loda w kuchni, dbając przy okazji o to, by dać mu wszystko to, czego nie mogłem w ostatnim czasie z powodu pracy oraz stresu. Teraz czułem się piekielnie wyzwolony, jakby nie istniało nic poza tym, co było w zasięgu mojego wzroku – jakby nie istniał nikt, prócz mnie i Yuu. W ten sposób pragnąłem właśnie teraz myśleć, podczas gdy sprawnie poruszałem głową, namiętnie biorąc go coraz głębiej. Yuu westchnął głęboko, szarpiąc mnie za włosy. Przyspieszyłem ruchy, dotykając jego jąder. Chciałem, żeby doszedł, moglibyśmy wtedy przejść później do sypialni i zwyczajnie uprawiać seks. Dłużej.
W pewnym momencie Shiroyama szarpnął mną do tyłu, co mi się nie spodobało. Wyciągnąłem jego przyrodzenie z ust, po czym spojrzałem w górę, posyłając mu niezadowolone spojrzenie, że mi przerwał.
− Co? – spytałem, starając się zapanować nad złością. Bardzo nie chciałem psuć nastroju między nami.
Yuu pogłaskał mnie po włosach, jakbym był jego dobrym pieskiem. Spojrzał gdzieś w przestrzeń, w stronę salonu. Podniosłem się z podłogi, patrząc w tą samą stronę, co on.
− Wydawało mi się, że ktoś tu chodzi – odparł.
− Niby kto? – spytałem, klejąc się do niego. Jedną ręką złapałem go za pośladki, drugą za penisa. Mówiłem niskim tonem wprost do jego ucha. – Zdawało ci się tylko. Dzieci śpią, jesteśmy tu sami.
− No nie wiem – westchnął, obejmując mnie w pasie, jakby zaraz miał mnie przed czymś osłonić. Potarłem jego wędzidełko, całując go zmysłowo po szyi. Pragnąłem, by uwaga Yuu skupiła się w całości na mnie. W końcu podziałało, bo zaczęliśmy się na nowo całować. Dałbym się pokroić, byle tylko móc się z nim kochać, gdyż powoli zaczynałem odczuwać seksualną frustrację. Pragnąłem, by jego dłonie sunęły po moim ciele, by pożądliwie dotykał mnie tam, gdzie tylko on mógł i robił ze mną wszystkie te rzeczy, podczas których mama kazała mi zakryć oczy na filmach. Czułem się niewypowiedziane szczęśliwy, gdy mogłem być z nim jako jedno, jakbyśmy byli jednym organizmem.
W końcu Yuu zsunął ze mnie slipki. Zdjąłem je z nóg, odrzucając je gdzieś na bok. Byliśmy teraz obaj kompletnie nadzy. Yuu potarł lekko swoim penisem o mój. Westchnąłem, opadając w jego ramiona. W jednej chwili zapragnąłem, by zaniósł mnie do łóżka, związał i zgwałcił. Jednakże, sprawy potoczyły się nieco inaczej. Shiro odwrócił mnie tyłem do siebie, oparłem się o rękoma o wyspę. Pocałował mnie delikatnie w kark, następnie zaczął składać pocałunki wzdłuż mojego kręgosłupa. Wydałem z siebie pełen zadowolenie pomruk, mąż złapał mnie w pasie jedną ręką, drugą wziął mojego członka, powoli poruszając na nim dużą dłonią.
− Będzie ci przeszkadzało, jeśli wezmę cię bez prezerwatywy? – spytał, całując mnie teraz po ramionach. Zadrżałem, gdy poczułem, jak wilgotnym językiem sunie po mojej rozgrzanej skórze.
− Nie – odparłem, kręcąc lekko głową. Zawsze się cieszyłem, kiedy Yuu pytał o tego typu rzeczy, bo to oznaczało, że przejmował się mną oraz moim zdaniem.
No i stało się. Shiro jeszcze przez pewien czas wsuwał we mnie nawilżone śliną palce, aż w końcu wsunął się do środka. Nie mam pojęcia, który z nas głośniej stęknął. Seks po dłuższej przerwie z ukochanym, w dodatku bez zabezpieczenia – to było niebo. Oparłem się wygodnie o wyspę, zginając ręce w łokciach oraz wypinając pośladki w stronę męża. Shiro oparł swoje ręce na blacie tuż obok moich, wręcz przykrywał mnie swoim męskim ciałem. Jego klatka piersiowa idealnie przylegała do moich pleców, ocieraliśmy się o siebie. Odchylałem głowę, eksponując szyję, Yuu schylał się lekko, zwalniając nieco oraz całując mnie po wystawionej szyi. W końcu ukochany zaczął poruszać się tak mocno, że musiał złapać mnie za biodra, gdyż moje nogi nie mogły ustać w miejscu i prawie bym się uderzył o wyspę przed nami. Wbijał mi palce w skórę. Czując jego silny uścisk na swoim ciele, miałem ochotę tam stopnieć. Ale chciałem, by trzymał mnie jeszcze mocniej i jeszcze bardziej się poruszał. Tak chciało mi się krzyczeć, że prawie wrzasnąłem na cały głos, gdy w końcu trafił z całej siły prosto w mój czuły punkt. Ugryzłem się w rękę, jęcząc przy tym, chyba zbyt głośno, biorąc pod uwagę fakt, że na górze spały nasze dzieci, a my uprawialiśmy seks w otwartej kuchni. W oczach stanęły mi łzy, nogi ugięły się pode mną. Yuu sapał, pojękiwał, ja mu wtórowałem. Bardzo chciałem już poczuć orgazm, ale z drugiej strony wcale nie miałem ochoty kończyć tego, co właśnie działo się między nami. To była naprawdę wyjątkowa chwila, podczas której nie myśleliśmy o tym, że jesteśmy elegancką parą, która stara się dawać przykład innym oraz prezentować związki jednopłciowe jako relacje w żaden sposób nie różniące się od innych. Teraz to w ogóle nie miało znaczenia, żadnego z nas nie obchodziły jakieś idealne związki, pozytywna prezentacja homoseksualizmu. Ja nie byłem panem doktorem, on panem profesorem, w tej chwili on był moim Yuu, a ja jego Taką. Była tylko miłość.
Yuu doszedł pierwszy, co nie zdarzało się często. Pewnie dlatego, że zająłem się nim wcześniej porządnie, dlatego spuścił się we mnie, cały drżąc z seksualnego uniesienia. Czułem, jak się we mnie wylewa, zajęczał mi wprost do ucha. Zaczął zwalniać ruchy bioder, aż w końcu zupełnie się zatrzymał. Zawisł nade mną, normując zdyszany oddech. Jego penis stał jeszcze przez kilka chwil wewnątrz mnie, aż w końcu zmalał. Opierałem się o wyspę, czując, jak ciepły oddech Yuu za moim uchem przyprawia mnie o miłe dreszcze podniecenia.
− Nie doszedłeś? – spytał, wychodząc ze mnie.
− Nie, ale to dobrze.
Stałem tak jeszcze przez kilka sekund, aż poczułem, jak sperma Yuu powoli ze mnie wypływa i leniwie cieknie w dół po moich pośladkach oraz udach. Ukochany wytarł moje ciało papierowym ręcznikiem, który zaraz wyrzucił. Następnie wziął mnie na ręce, zanosząc do sypialni oraz gasząc po drodze wszystkie światła. Objąłem go za szyję, czule się wtulając w jego męskie ciało. Chciałem być przez niego dotykanym oraz pieszczonym jak najdłużej. Mogłem umrzeć, byle czuć jego dotyk na sobie. Położył się wraz ze mną na łóżku, usiadłem na nim okrakiem, a on złapał mnie za po pośladki. Leżeliśmy tak przez pewien czas, całując się czule. Shiro powoli, lecz intensywnie masował mój tył, wpijając mi palce w skórę. Ugniatał moje pośladki, jakby bawił się ciastoliną. W końcu na nowo zacząłem się nim zajmować.
Położył się na nim, tyłem do niego. Rozkraczyłem się, zginając nogi w kolanach i drugi raz tego dnia zacząłem robić mu dobrze. Mieliśmy frajdę z 69, bo Yuu mógł pobudzać oraz przygotowywać mnie z tyłu, a ja w tym czasie wykonywałem swoją powinność na dole. To było świetne. W końcu nie mogłem już wytrzymać i gdy mój facet był już wystarczająco twardy, przesunąłem się, odwróciłem oraz nabiłem się na niego. Spojrzałem misiowi prosto w twarz. Obaj byliśmy gotowi na więcej doznań. Spletliśmy się dłońmi, ja poruszałem biodrami, dając się zupełnie ponieść swoim długo skrywanym rządzą. W końcu puściliśmy nasze dłonie, a Yuu wsunął mi dwa palce w usta. Zacząłem je ssać oraz poruszać głową, a jednocześnie moje ruchy bioder były coraz to intensywniejsze. Ukochany wolną ręką zaczął podszczypywać moje sutki, drapać mnie po plecach oraz poruszać ręką na moim penisie. Sapnąłem donośnie, on również jęknął. Chwilę później zmieniliśmy pozycję. Shiro usiadł po turecku, opierając się plecami poduszki, a ja usiadłem na nim, ponownie tego dnia przyjmując go w siebie. Tym razem Yuu poruszał biodrami, robił to mocno, wręcz agresywnie. Trzymał mnie, jedną rękę wplątując w moje włosy. Wsunąłem ręce między poduszki oraz jego plecy, drapiąc go z całych sił. Sapaliśmy, postękiwaliśmy. Wręcz skakałem na swoim mężczyźnie pod wpływem jego ruchów, odchylałem głowę, która wyglądała tak bezwładnie oraz niepewnie, jakby miała mi za moment odpaść. Shiro był cudowny i mu to powtarzałem, byle tylko mile łaskotać jego męskie ego. Jęczałem mu do ucha, że był niesamowity, że jest wspaniale. Prosiłem o więcej, by robił to mocniej, głębiej. Aż dotarło do mnie, że już dłużej nie dam rady. Miałem wrażenie, że zaraz zedrę mu całą skórę z pleców, gdy tak jeszcze całował mnie po szyi, robiąc mi dodatkowo malinki. Zajęczałem głośno jego imię, aż doszedłem, mając silny orgazm.

Ktoś biegał i to mnie obudziło. Niechętnie otworzyłem oczy, ale jedyne co zobaczyłem, to tors Yuu, do którego spałem przytulony, z jedną nogą przełożoną przez jego biodro. Wtuliłem się w niego mocniej, wzdychając leniwie. Było mi tak przyjemnie ciepło w jego ramionach, że w ogóle nie miałem ochoty dziś wstawać. Yuu spał jeszcze w najlepsze, mały leń. Leżałem tak, patrząc na niego. Dotknąłem jego ust, czubka nosa oraz policzków. Wiedziałem, że się nie obudzi, nigdy się nie budził, gdy mu tak robiłem, dlatego bezkarnie bawiłem się jego twarzą, jakbym miał przed sobą uroczego bobasa. Nagle usłyszałem, że ktoś znowu biegnie po korytarzu, a następnie wbiega po schodach na górę. Zamarłem w jednej chwili. Yuu w tym samym momencie przycisnął mnie do siebie mocniej przez sen, zamruczał coś i wetknął nos w moje włosy. O rany, czemu kiedy spał, to musiał być tak strasznie uroczy? Normalnie gdybym mógł, to bym go adoptował. Wysunąłem się z objęć męża, po czym z wielkim bólem zwlokłem swoje ciało z łóżka. Przeszył mnie okropny chłód oraz ból w okolicach tyłka.
Świetnie – pomyślałem – ból dupy po idealnym seksie.
Wziąłem moją specjalną maść na tego typu rzeczy oraz tabletki. Cieszyłem się, że jako chirurg miałem bezproblemowy dostęp do różnych środków przeciwbólowych i mogłem później normalnie funkcjonować, a nie skręcać się tak jak kiedyś, umierając przez dni kilka, dopóki wszelkie podrażnienia nie zagoją się same.
Ubrałem się w luźne bokserki oraz dresy. Narzuciłem jeszcze na siebie starą koszulkę i poszedłem zobaczyć, co takiego działo się na korytarzu. Zostawiłem Yuu w sypialni, która jeszcze pachniała jak dobry seks, po czym rozglądałem się chwilę. Nikogo tu raczej nie było. Poszedłem do kuchni, żeby pozbierać porozrzucane ubrania i mocno się zdziwiłem, bo niczego tam nie było. Yuu musiał posprzątać, kiedy ja już zasnąłem, ale to dobrze. Nie miałem nawet chęci, by się schylać, nie mówiąc już o sprzątaniu. Ucieszony, że mam mniej do roboty, poszedłem na górę, by sprawdzić czy może dzieci już nie śpią i zaczęły hałasować. Wchodząc po schodach dokonałem nieprzyjemnego odkrycia, a mianowicie, bramka rozporowa była znowu otwarta. Byłem ostatnią osobą, która zaglądała do dzieci i pamiętałem, że zamykałem ją dobrze. Zaniepokojony wszedłem do dziecięcego pokoju. Krewetki spały w najlepsze w swoich łóżeczkach. Ze zdenerwowania przygryzłem dolną wargę. Wyraźnie słyszałem, jak ktoś biegnie po korytarzu oraz po schodach na górę. Wróciłem do sypialni, mąż powoli się wybudzał, leżał na wznak. Gdy tylko wszedłem do sypialni, spojrzał na mnie rozanielony oraz odrobinę niezadowolony, że nie leżałem z nim w łóżku. Gdy tylko przysiadłem obok, porwał mnie w objęcia, całując po szyi.
− I jak? – zamruczał mi do ucha. Zdaje się, że wciąż trzymało go seksualne spełnienie.
− Dobrze – odparłem. – I dziękuję.
− Za co? Za seks?
− Za to, że posprzątałeś – pocałowałem go w kącik ust.
− Nie ma spra… Gdzie niby?
− W kuchni?
Yuu popatrzył na mnie, jakbym bawił się z nim w kotka i myszkę.
− Co ty mówisz? – zaśmiał się, przewalając mnie na plecy. Zawisł nade mną, całując mnie głęboko. Wsunął mi język w usta, zamruczałem, obejmując go za szyję. Czułem, że miał wielką ochotę na poranny seks. Wsunął lekko dłoń pod moją koszulkę, pomasował mi brzuch.
− No to kto tam posprzątał? – powiedziałem, gdy tylko oderwaliśmy się od siebie na moment. Yuu chciał mnie już zacząć na nowo całować, ale odwróciłem głowę. Jęknął niezadowolony, składając pocałunki na mojej szyi.
− Mhm… może…
− Hm? – wplątałem dłoń w jego włosy.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Yuu nie przerwał pocałunków, wprost przeciwnie, stał się bardziej natarczywy. Już próbował ściągnąć ze mnie koszulkę, kiedy powiedziałem mu, że ma iść otworzyć.
− Ale tak nago?
− No ubierz się, golasie – klepnąłem go w pośladki, śmiejąc się. – Ja nie mam siły.
Shiro ubrał się szybko, po czym poszedł otworzyć. Wyszedłem za nim. Okazało się, że przyszli do nas Hikari oraz Minoru.
− Ojej! A my jeszcze spaliśmy – powiedziałem na widok młodej pary.
− Możemy wrócić później – powiedział Minoru ze śmiechem. Hikari spojrzała na nas z szerokim uśmiechem. – Na przykład na kolację.
− Kolację? Która godzina?
− Już pierwsza po południu dochodzi – roześmiała się Hikari. – To przyjdziemy później.
− Nie, nie – zaprotestował szybko Yuu. – Wchodźcie.
Usiedliśmy więc z młodą parą w salonie. Podaliśmy kawę i ciasteczka, bo nic więcej nie mieliśmy przygotowane. Hikari powiedziała, że pisała wczoraj wieczorem do Yuu czy mogą wpaść z Minoru dzisiaj około trzynastej i podobno Yuu jej odpisał, że w porządku. Spojrzeliśmy z Shiro po sobie. Wczoraj wieczorem to zajmowaliśmy się innymi rzeczami… No ale Yuu sprawdził komórkę i faktycznie, Hikari wysłała mu sms około dziesiątej wieczorem, a on jej odpowiedział jakieś dwie minuty później.
− Ogólnie, to chcieliśmy wam strasznie podziękować za sprzęt – oznajmił Minoru. – Naprawdę, przejrzeliśmy go wczoraj i… no po prostu szczęki nam opadły. Musieliście się nieźle wykosztować na tym.
− Ale to żaden problem – machnąłem ręką. – Cieszymy się, że wam się podoba i oby wam dobrze służył.
− Z pewnością. Za dwa tygodnie wybieramy się w góry, więc go wypróbujemy.
− Tak? Tylko uważajcie na siebie!
Po niedługim czasie obudziły się w końcu nasze dzieci. Wzięliśmy je więc do siebie. W przemiłej atmosferze siedzieliśmy w salonie. Maluchy jeszcze dostały śniadanie, a później poszły się bawić na dywanie, będąc przy tym milutkie jak nigdy. W końcu Minoru i Yuu tak się rozgadali nad żaglówkami, że aż wyszli nad jezioro, żeby obejrzeć nasz mini jacht. Zostałem więc sam z Hikari. Zaczęliśmy rozmawiać o rzeczach, których młoda żona nie chciała powiedzieć mężowi, żeby go nie martwić, tak jak na przykład problem z cyklem miesiączkowym. Oświadczyła, że martwi się, że może być w ciąży.
− Ojej – bąknąłem, zaskoczony jej nagłym wyznaniem. – Powinnaś mu powiedzieć. Zrobiłaś test? – spytałem.
− Zrobiłam trzy i jeden wyszedł pozytywny. Ale nie czuję się jakoś… inaczej. No wiesz…
− Mhm. To może to coś innego? Słuchaj, mogę cię umówić prywatnie do lekarza, to znajomy.
− Znajomy? No sama nie wiem.
− Ale nie martw się. Nikomu nic nie powie, w tym mi. Co ty na to? Zadzwonię do niego jutro, jeśli chcesz.
− Mógłbyś?
− Oczywiście. Nie bój się i pytaj go o wszystko, co cię martwi. To miły gość.
Hikari spojrzała na mnie niepewnie, jakby naprawdę bała mi się o czymś powiedzieć. Po chwili spuściła głowę, wlepiając spojrzenie w swoje dłonie oplecione wokół kubka z kawą. Trochę mnie to zmartwiło, dlatego spytałem się czy może coś się stało.
− Trochę się zastanawiam… nad Yuu – wykrztusiła w końcu z siebie.
Mało mi serce nie stanęło. Najpierw gadka o ciąży, teraz zaczyna o Yuu.
− Nad Yuu? – niestety, nie udało mi się ukryć zdenerwowania w głosie. Hikari spojrzała na mnie spłoszona.
− To źle zabrzmiało – wymamrotała.
− Żebyś wiedziała – pokiwałem głową.
− Chodzi mi o to… bo tak się dobrze dogadują z Minoru i… sama już trochę nie wiem co myśleć czasami o Minoru. I nie chcę też nic sugerować.
Na moją ukochaną matką, mało nie wstałem.
− Stop, powoli – przerwałem jej. – Co się stało?
− Boję się, że Minoru może… nie do końca jest hetero.
Na moment zapadło między nami milczenie. Patrzyłem nieco zszokowany na Hikari, a ona przygryzała dolną wargę ze zdenerwowania. Czułem się naprawdę dziwnie. Nikt nigdy nie mówił mi tego typu rzeczy, że jest niepewny co do orientacji swojego partnera.
− Dwa dni temu wyszłaś za faceta, nie będąc pewna co do jego orientacji seksualnej? – mało nie wypuściłem kubka z dłoni. – To chcesz mi powiedzieć?
− Tak – nieśmiało pokiwała głową.
− A co m ó j Yuu ma do tego? – spytałem. Specjalnie dodałem to mój, żeby pokreślić, że Shiro był naprawdę mój. Mój facet, mój kochanek, mój mąż, moje wszystko, co z nim związane. Chciałem też w ten sposób wyrazić, że nie dzielę się swoim partnerem, no i oczywiście, że jestem zazdrosną suką, jeśli chodziło o niego.
− Słuchaj, ja go wcale nie chcę w nic wciągać – pospieszyła z wyjaśnieniami. – Bo Minoru często o nim wspomina, tak dobrze się dogadują i trochę się boję, że jeśli moje obawy są prawdziwe i… może coś między nimi dojdzie…?
− Między Minoru i Yuu?
− Tak…
Parsknąłem śmiechem. Hikari posłała mi zdezorientowane spojrzenie.
− Kochana, proszę cię. To mi wygląda na typową męską przyjaźń i cieszę się bardzo, że Yuu może z kimś porozmawiać o takich rzeczach, bo ze mną to się za bardzo nie da. Wątpię też, by Minoru jakoś skłaniał się co do niego, bo, jak dla mnie, jest typowym heteroseksualistą. A poza tym, Yuu nigdy w życiu by się nawet do niego nie zbliżył w ten sposób.
− Nie?
− Nie. Po pierwsze, jestem ja. Trzymam Yuu tak krótko, jak tylko się da, ale gdyby coś, to wydrapałbym mu oczy, możesz być pewna. A po drugie, Yuu nie jest w zasadzie gejem.
Mojej towarzyszce mało oczy nie wypadły z orbit. Dla bezpieczeństwa odłożyła kubek z kawą na stolik. Roześmiałem się tylko na jej reakcję. Co poradzić? Zaskakujące informacje były chyba moją specjalnością.
− Jak to?
− On jest… jakby to powiedzieć… Bardzo otwarty na wszystko i wszystkich. Ale znam jego gusta i wiem, że nigdy by nawet nie pomyślał o twoim mężu w ten sposób. Nie gniewaj się na mnie, ale prędzej mógłby tak pomyśleć o tobie.
− Ale… to… ojej – wydukała. Zdaje się, że naprawdę ją zaskoczyłem. No cóż, wszystkich to zawsze szokowało. Kto by pomyślał, że gej geja nie jest tak do końca gejem.
− Ale wracając do tematu. Skoro nie jesteś pewna co do orientacji Minoru, to po prostu się go o to spytaj.
− Nie… Boję się, że się zbłaźnię.
− To twój mąż, kiedyś na pewno się przed nim zbłaźnisz. Chociaż ten jeden raz mogę spytać za ciebie. Co ty na to?
Hikari się roześmiała na moją propozycję, jednak się zgodziła. W końcu do domu wrócili też Yuu z Minoru. W tym czasie ja z Hikari rozgadaliśmy się na temat dzieci. Nasze maleństwa w dalszym ciągu szalały, bawiąc się ze sobą na dywanie. Gdy tylko weszli do środka, teraz rozprawiając o węzłach w żaglówkach, zagadnąłem Minoru.
− Słuchaj, Minoru, zastanawiamy się czy nie jesteś może gejem albo bi, albo jeszcze jakiś inny.
− A skąd ten pomysł? – wciął się Yuu, który wyraźnie zirytował się moim pytaniem. Poczułem w środku coś na wzór zadowolenia z siebie, bo sprawiłem, że zrobił się nieco zazdrosny.
− Tak się tylko zastanawiamy – Hikari pospieszyła z wyjaśnieniami. Zdaje się, że wystraszyła się ostrego tonu Yuu.
− Nie no… ja to… ehm… lubię kobiety – odpowiedział w końcu Minoru niepewnie.
− Ach. To w porządku – odparłem z uśmiechem. Odwróciłem się z powrotem do Hikari. Zdaje się, że mocno jej ulżyło po tym wyznaniu ze strony męża.
− Zaraz, o co chodzi? – Yuu usiadł obok mnie. Z całej tej zazdrości nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, wręcz dygotał ze zdenerwowania.
− Nic takiego.
− Jak to nic? Na pewno coś. No powiedz.
− Później, dobrze? – złapałem go za dłoń, posyłając mu delikatny uśmiech.
Kiedy młodzi już wyszli, powiedziałem Shiro, o czym rozmawialiśmy z Hikari. Był dość zaskoczony tym, co mu oznajmiłem. Zaczął mnie gorąco zapewniać, że między nim i Minoru nic nie ma, że to tylko przyjaciel. Już dawno nie widziałem go niczym aż tak przejętego. Ostatni raz tak panikował, kiedy Yoshi się rozchorowała. Poważnie! Wtedy to dopiero biegał wszędzie przejęty. Mała miała tylko przeziębienie, a on zachowywał się, jakby miał zaraz dla niej przestawić cały świat do góry nogami. Jednakże, to była jedna z tych chwil, gdy naprawdę pokazywał, ile rodzina dla niego znaczy. Był czułym oraz kochającym ojcem i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
Pod wieczór zjedliśmy w zasadzie wszystkie pozostałe posiłki, których nie zjedliśmy w ciągu dnia. Dzieci biegały wokół stołu i wyspy, bawiąc się w berka, podczas gdy my przygotowywaliśmy we dwóch kolację. Maluchy piszczały, krzesła szurały. Ktoś się gdzieś przepychał, czołgał po podłodze, któreś maleństwo się przewróciło, po czym znów wstało i biegło dalej. Właśnie to uwielbiałem w dzieciach – beztroskę. Yuu też mi często powtarzał, że też chciałby mieć tak proste życie, jak one. Sam osobiście pragnąłem tak samo potknąć się, upaść, otrzepać z niepotrzebnego kurzu, a następnie wstać i biec dalej.
Kiedyś, jako początkujący rodzice, przeżywaliśmy fakt, że któreś z naszych dzieci się przewróci, nabije sobie guza albo skaleczy się w jakiś inny sposób. Teraz to był dla nas chleb powszedni. Tak bardzo przywykłem do codziennych wrzasków i przepychanek rodzeństwa, że nie wyobrażałem sobie dnia bez tego.
− Tata, Yoshi mnie bije! – krzyknęła płaczliwie Haru. Podałem Yuu obrane jajko, by je wkroił do sałatki.
− Yoshi, nie bij siostry – powiedziałem, biorąc następne jajko do obrania.
− Ale ona zaczęła! – fuknęła Yoshi, niemal tupiąc nogą.
− Nie szkodzi – odparł Yuu. – Przemoc niczego nie rozwiązuje.
Spojrzałem na Yuu z podziwem oraz rozbawieniem. Zerknął na mnie z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. No kto by się spodziewał.
− Jak dziwnie to brzmi w twoich ustach.
− Naprawdę? – zaśmiał się.
− Tak.
Hiro przysiadł obok nas na podłodze. On, w porównaniu do swoich sióstr, był znacznie grzeczniejszy. Mało się odzywał, często po prostu gdzieś siadał, bawiąc się sam ze sobą. Tak jak teraz. Wziął ze sobą samochodzik i bawił się nim, ignorując rozwrzeszczane siostry. No co poradzić na kobiety – samochody.
Następnego dnia obudziłem się cudownie wyspany. Zamruczałem przyjemnie, wtulając twarz w poduszkę. Shiro obejmował mnie od tyłu, jakby przytulał się do pluszowej zabawki albo poduszki. Westchnąłem jedynie, po czym sięgnąłem ręką po telefon na szafce, by sprawdzić, ile mi jeszcze zostało do alarmu. Odblokowałem niemal na oślep ekran, po czym niechętnie uchyliłem powieki.

7:24 am

Poza tym, że ordynator dzwonił do mnie sześć razy, to na dziewiątą miałem przeprowadzić operację. Jezusie świebodziński. To jak zerwałem się z łóżka, było totalnym mistrzostwem świata. Obudziłem przy okazji Yuu, który niemal podskoczył zaskoczony na moje nagłe ruchy.
− Wyłączyłeś budzik?! – wrzasnąłem na Yuu, rzucając w niego telefonem. Trafiłem  go w klatkę piersiową. Mąż spojrzał na mnie zdezorientowany oraz równie zły, co ja.
− Z chuja spadłeś? O co ci znowu chodzi? – warknął, drapiąc się po głowie.
− O to, że jestem półtorej godziny spóźniony do pracy i ty też zaraz będziesz, ja pierdolę. Wstawaj!!
Wbiegłem do łazienki, szybko myjąc twarz oraz zęby. Usłyszałem, jak Yuu coś klnie. Sam zaraz wleciał do toalety, mało na mnie nie wpadając. To był ekspresowy poranek. Błyskawicznie się przebraliśmy, pobiegliśmy zaraz do dzieci, które pobudziliśmy i równie szybko ubraliśmy. Mojego zdenerwowania oraz poziomu stresu nie były w stanie opisać żadne słowa. Miałem wrażenie, że oszaleję. Nagle całe moje poukładane życie runęło, bo nie zadzwonił budzik. Nie zjadłem śniadania, nie wypiłem kawy, nie myłem zębów przepisowe dwie minuty, tylko jakieś pół. Zapomniałem też zostawić jedzenie dla kota, który leżał gdzieś na fotelu w salonie. Byłem wściekły i całą tą wściekłość miałem ochotę przelać na Yuu, jednak nie miałem na to czasu. Zdążyłem jeszcze tylko podgrzać jedzenie dla dzieci, Shiro powiedział, że już się wszystkim zajmie i mam jechać do pracy. Byłem spóźniony ponad półtorej godziny, a do samego szpitala jechało się od nas dobre 20 minut, gdy był mały ruch na drodze. Zdążyłem jeszcze powiedzieć Yuu, że krzywo zapiął koszulę oraz przelotnie poprawić mu zmierzwione po śnie włosy, po czym wybiegłem z torbą na zewnątrz. Wyprowadzenie samochodu z garażu, następne stracone minuty…

Ten dzień był okropny, chociaż operacja przeszła pomyślnie. Byłem jednak tak wściekły, że zaspałem, że mało bym nie połamał wszystkich szpatułek laryngologicznych w gabinecie pielęgniarskim. W końcu pielęgniarz, który asystował podczas operacji, zwyczajnie mi je zabrał. Mało nie uderzyłem dłonią w stół ze złości, jedynie wypuściłem wściekle powietrze nozdrzami. Jeden ze stażystów popatrzył na mnie niepewnie.
− Przepraszam… Czy wszystko w porządku?
− Nie – odburknąłem.
− Ale operacja poszła dobrze – wymamrotał drugi stażysta.
− Zamknijcie się obaj – przerwał im pielęgniarz i chwała mu, bo miałem ochotę już któremuś przyłożyć. – Panie doktorze, może kawy?
− Poproszę – odparłem, stukając nerwowo w blat stołu. Dwójka stażystów była chyba coraz bardziej zaniepokojona moim stanem.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka z ciastkami oraz kanapką z bufetu dla mnie. Podziękowałem jej mocno, że przyniosła dla mnie jedzenie. To była jedna z tych pielęgniarek, która asystowała przy wszystkich moich operacjach, poza tym, pomagała mi w prywatnym gabinecie. Znała mnie od nieco bardziej prywatnej strony, udało jej się nawet poznać Yuu, który czasami przychodził z dziećmi, gdy kończyłem przyjmować prywatnie.
− O rany, ale dziś dzień – stwierdziła. Pielęgniarz podał mi kawę, jemu również podziękowałem. – Pan doktor jakiś nie w sosie.
− Zaspałem – westchnąłem.
− Jak nigdy – zaśmiał się pielęgniarz, zajmując miejsce przy stażystach. – Zdarza się, nic się nie poradzi.
− Wolałbym, by to się nie zdarzało – odparłem.
Moja dusza perfekcjonisty płakała, że poranna rutyna została tak podle zburzona. Przez  jeden, głupi budzik. A nie zaczęło się aż tak źle, bo w ramionach Yuu, z nim w łóżku…
Westchnąłem głęboko, sam do siebie i na pewno zbyt głośno. Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja odniosłem wrażenie, że robię się czerwony na twarz.
− W porządku?
− Tak, tak…
− Ciężko na duszy? – roześmiała się pielęgniarka.
− Ach… Odrobinę.
Nie miałem kompletnej chęci, by wracać do domu po pracy, jednak to zrobiłem. Jeden z radiologów spytał czy nie wyskoczę z nim na drinka, bo widać było po mnie, że by mi się to przydało – dobrze się napić. Odmówiłem jednak, mówiąc, że w domu czekają na mnie dzieci i może innym razem wyjdziemy, jak będę mniej zmęczony. Zgodził się oraz życzył mi powodzenia w domu. Chociaż, gdy tylko myślałem o tym, że mam wrócić do siebie i zobaczyć się z Yuu, to od razu czułem, że wypełnia mnie złość. Shiro nie napisał do mnie ani razu w ciągu dnia, a mieliśmy w zwyczaju wysyłać sobie smsy. Jeśli mieliśmy faktycznie zapieprz w pracy, to po prostu pisaliśmy o tym i było po problemie. Jednak dzisiaj zupełnie milczał. Liczyłem odrobinę na to, że może zostawił telefon w domu i odezwie się do mnie, jak wróci, jednak tego nie zrobił. Świetnie, był obrażony, że na niego rano nawrzeszczałem. Ale jak nie to nie, nie będę się starał za nas obu.
A w domu było okropnie. Shiro siedział w kuchni z dziećmi, a ja przyszedłem do nich cały styrany po pracy. Spojrzeliśmy tylko z Yuu po sobie.
− Jestem – oznajmiłem grobowym tonem. Podszedłem do szafki, by nalać sobie wody.
− Hej. I jak? – mruknął od niechcenia, bardziej skupiając się na dzieciach.
− W porządku.
− Jak operacja?
− Też okej. Poszła zgodnie z planem.
− To super.
Zdaje się, że atmosfera między nami udzieliła się dzieciom. Żadne z nich nie dokazywało, nie piszczało. Zdaje się, że były jakby wystraszone. Usiadłem z nimi przy stole. Yuu podał mi talerz, zrobiłem sobie kanapkę.
− To rano… – zaczął w pewnym momencie Yuu, gdy już tak siedzieliśmy dłuższy czas w napiętej ciszy.
− Weź się do mnie nie odzywaj – uciąłem.
Shiro spojrzał na mnie zły. Tak, naprawdę się na mnie wściekł.
− Jak ty się do mnie w ogóle odzywasz? – powiedział, starając się zapanować nad tonem, by nie wystraszyć dzieci. Czułem, że miał ochotę na mnie krzyknąć, tak samo ja na niego. Splótł dłonie na stole, zamknął na chwilę oczy, biorąc głęboki wdech oraz wydech.
− Normalnie – odpowiedziałem.
− To nie jest normalne. Masz tak więcej do mnie nie mówić.
− Bo?
− Bo jest mi przykro i ja tak nie mówię do ciebie. I nie wyłączyłem ci budzika, tak samo nie wyłączyłem swojego – oznajmił, wstając. Wziął ze sobą dzieci i poszli razem do salonu. Zostałem całkiem sam w kuchni.
W nocy nie było łatwo. Położyliśmy się spać bez żadnego dobranoc ani pocałuj mnie w dupę. Leżałem odwrócony tyłem do Yuu, tak samo on do mnie, i zżerały mnie coraz większe wyrzuty sumienia, że tak go okropnie potraktowałem. Chciałem go przeprosić, ale słyszałem po jego głębokim, spokojnym oddechu, że już spał, więc postanowiłem przełożyć to na rano. Sam już zaczynałem zasypiać, kiedy niespodziewanie doszedł do mnie jakiś odgłos z korytarza. Coś jakby spadło na podłogę i się potłukło. Aż zerwałem się do siadu i zapaliłem lampkę przy łóżku, bo hałas trwał. Znowu jakby ktoś biegał po korytarzu.
− Shiro – szturchnąłem męża w bok, chcąc go obudzić. Byłem cały spanikowany. – Shiro, obudź się!
− Co? – wymamrotałem sennie, uchylając zaspane powieki.
− Słyszysz?
Ktoś przebiegł tuż przed naszymi drzwiami od sypialni, znowu coś spadło na podłogę. Yuu zerwał się na równe nogi i jak torpeda ruszył do drzwi. Wybiegłem za nim na korytarz. Mąż pozapalał wszędzie światła, rozglądając się uważnie. Rozejrzeliśmy się obaj po salonie. Wazon z różami, które dostałem parę dni temu od Yuu, leżał w kawałkach na podłodze w kałuży, a pilot od telewizora leżał rozwalony koło drzwi od przedsionka. Wyglądał, jakby ktoś nim rzucił o ścianę.
− Na wielką Amaterasu – powiedział Yuu.
− Dzieci! – rzuciłem się do schodów. Shiro był tuż za mną. Wpadliśmy do pokoju dziecięcego, jednak nie zastaliśmy w nim nic niepokojącego. Dzieci spały spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Dla bezpieczeństwa, przeszukałem cały pokój, Yuu zajrzał do dwóch pozostałych pokoi na piętrze oraz łazienki. Już dawno z tego zrezygnowaliśmy, jednak zostawiliśmy w pokoju dzieci elektroniczną nianię, by w razie czego słyszeć, gdyby coś się działo.
Przeszukaliśmy resztę domu i nigdzie nic nie znaleźliśmy. Wszystkie drzwi i okna były pozamykane, oprócz demolki w salonie nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek tu był. Posprzątałem resztki ulubionego wazonu, wytarłem podłogę. Róże włożyłem do innego naczynia i postawiłem je w kuchni na szafce. Yuu pozbierał pilot z podłogi, po czym złożył go na nowo. Zaniepokojeni usiedliśmy w salonie na kanapie. Ściskałem w drżącej dłoni słuchawkę od elektronicznej niani i nie byłem w stanie się uspokoić. W głowie wciąż miałem odgłos tłuczonego szkła oraz tupot stóp po panelach.
− Dobrze się czujesz? – spytał Yuu. Pokręciłem tylko głową. – Cały się trzęsiesz.
− Nie mam pojęcia, co to, kurwa, było.
Shiro nagle objął mnie mocno, delikatnie nami kołysząc. Wtuliłem twarz w jego tors, wdychając całym sobą zapach jego ciała.
− Już, spokojnie. Póki ja tu jestem, nic złego się nie stanie.
Shiro pocałował mnie we włosy. Poczułem, jak łzy zbierają się w moich oczach. Za dużo nerwów, stresu, kłótni, wszystkiego.
− Przepraszam za dzisiaj – wymamrotałem drżącym głosem. Nie mogłem wytrzymać i rozpłakałem się w jego ramionach. – To był okropny dzień.
− Coś się stało w pracy?
− Nie – pokręciłem głową. – U nas się stało, a nie powinno.
− Zdarza się, no. Nic się na to nie poradzi.
− Nie u nas. U nas nie może. Przecież wiesz.
Westchnął, kolejny raz całując mnie we włosy. Czułem się tak okropnie, na dodatek się rozpłakałem, a nie powinienem. Powinienem był siedzieć dzielnie wraz z Yuu i nasłuchiwać czy coś się może dzieje. Zamiast tego, trwaliśmy przytuleni do siebie, a on musiał mnie uspokajać, bo wpadłem w najprawdziwszą histerię.
− Nie mogę płakać – wymamrotałem, odsuwając się od Shiro.
− Dlaczego?
Spojrzałem na niego piekącymi oczyma. Yuu pogłaskał mnie delikatnie po policzku. Poczułem się, jakbym znowu miał siedemnaście lat.
− Bo jestem na to za stary.
Shiroyama roześmiał się w głos. Uśmiechnąłem się jedynie lekko.
− Kotku, jeśli musisz płakać, to płacz – objął mnie silnym ramieniem. Przy nim zawsze czułem się taki bezpieczny i nigdy nie było mi źle z tym, że jestem taki słabiutki. Po prostu wiedziałem, że Yuu jest niczym taki strażnik. Opiekun, który zawsze będzie obok, jeśli będzie działo się coś złego. – To przecież nic złego.
− Ty nie płaczesz.
− No nie – zawahał się na moment. Przygarnął mnie do siebie drugim ramieniem. – Już nie.

*

Z początkiem czerwca stażyści odeszli i znowu miałem bardziej ludzkie godziny pracy. Yuu się cieszył, nasze dzieci również, bo w końcu mogłem spędzać z nimi więcej czasu. Poza tym, Yuu niedługo zaczynał wakacje, ja miałem mieć urlop na przełomie lipca i sierpnia. Po prostu wszystko zapowiadało się cudownie. Oprócz kilku innych rzeczy.
Nasz dom coś chyba naprawdę opętało. Ktoś biegał czasami po schodach, radio i telewizor włączały się same. Kot często stroszył bez powodu sierść, jakby coś przed nim stało i chciało zrobić mu krzywdę. Wszystko to działo się w odstępach kilku dni, jakby ktoś przychodził i odchodził, niczym nieproszony, upierdliwy gość. Raz nie działo się nic przez dwa tygodnie, kiedy to niespodziewanie, w nocy, włączył się telewizor.
W związku z tym, że zbliżało się zakończenie roku, Shiro został poproszony o wzięcie udziału w wycieczce jako jeden z opiekunów. Oświadczył mi to, gdy zmywaliśmy razem naczynia. Dodał przy okazji, że odmówił.
− Dlaczego? – jęknąłem, podając mu talerz do wytarcia.
− No a kto ci pomoże z dziećmi? – odparł. Wytarł talerz ścierką, po czym odłożył go do szafki na stertę innych talerzy.
− Dzieci to przecież żaden problem – wywróciłem oczami. – Pomyśl o tym, że ty wyjedziesz, a ja w końcu będę mógł się zrelaksować.
Shiro prychnął, a ja się roześmiałem.
− Świetnie.
− Na ile ta wycieczka?
− Trzy dni. Jedziemy najpierw do Sapporo, a później będziemy zwiedzać jakieś mniejsze miejscowości.
− To wcale nie jest daleko. I jak będziecie jechać do Sapporo, to czemu nie zimą, tylko teraz?
− Jeszcze narzekasz?
− Tylko pytam. No weź jedź, nie bądź taki, jak uczniowie cię poprosili. Dobrze nam zrobi parę dni bez siebie.
− Trzy dni bez seksu – westchnął.
Mało się nie oplułem ze śmiechu.
− To twój jedyny problem?
− W zasadzie, to tak.
− Przecież umiesz wytrzymać dłużej – podałem mu następny talerz. – I to o wiele dłużej.
− Ty mi właśnie rzucasz wyzwanie?
− A czemu nie?
− Takiego na pewno nie przyjmę.
− Jasne. Mięczak.
Yuu strzelił mnie ścierką w pośladki. Podskoczyłem lekko, a w odwecie ochlapałem go wodą.
W końcu jednak zgodził się jechać i bardzo dobrze. W końcu mogliśmy od siebie nieco odpocząć, bo jednak, nie ukrywajmy, mieliśmy siebie dość. Ile czasu można spędzać z tą samą osobą i znudzić się nią? Nie da się. Oczywiście, że kochałem Yuu. Byliśmy dla siebie najlepszymi, przyjaciółmi, kochankami, partnerami i bratnimi duszami, ale nawet od kogoś takiego potrzebny jest czasami odpoczynek. Ale, szczerze powiedziawszy, on jeszcze nie pojechał, a ja już czułem się zazdrosny oraz stęskniony. Przygotowywał się do wyjazdu, a ja w środku wręcz szalałem, czego oczywiście starałem się mu nie pokazywać. Byle myślał, że dla mnie to wszystko jedno, że w porządku, ale by to on stał się chociaż trochę zazdrosny. No cholera jasna, nie był. Albo maskował to równie umiejętnie, co ja.
No i tak oto nastał przeddzień wyjazdu. Shiro zachowywał się jak zwykle, szczególnie poświęcał uwagę naszym pociechom i zdaje się, że za nimi już tęsknił. Bawił się z krewetkami w rebusy i jakieś matematyczne zgadywanki. Później on poszedł się pakować, a ja zostałem z dzieciakami, czytając im książkę. Nikt nie mógł narzekać, że nie dbaliśmy o rozwój naszych dzieci. Czytaliśmy im, bawiliśmy się w jakieś matematyczne gry i codziennie staraliśmy się im pokazywać coś nowego, by nigdy nie było nudno, a było z tym ciężko. Jednakże, na całe szczęście, wszystkie trzy krewetki uwielbiały, gdy się im czytało, dlatego, gdy już byliśmy zmęczeni, wypompowani z życia oraz wypruci z kreatywnych pomysłów, zaczynaliśmy im czytać.
W końcu dzieci położyliśmy spać. Yuu spędził z nimi dłużej czasu, jeszcze każde z nich z osobna całując oraz przytulając. Niby jeden trzydniowy wyjazd, a żegnał się z maluszkami, jakby miało go nie być przynajmniej miesiąc.
− Spakowany? – spytałem, zamykając bramkę rozporową. Miś stał przede mną na schodach.
− Oczywiście – podał mi rękę. Chwyciłem ją, a on pociągnął mnie na siebie. Zostałem przez niego zupełnie zaskoczony. Wpadłem na swojego mężczyznę, a on pochwycił mnie w ramiona. Zaśmiałem się, wtulając twarz w jego szyję.
− Ojeju, cóż za romantyk.
− Dla ciebie zawsze, najdroższy.
Zniósł mnie po schodach do sypialni. Obejmowałem go przy tym za szyję, chichocząc pod nosem. Wciąż nie mogłem wyjść też z podziwu, że był w stanie mnie unieść. W końcu nie byłem aż taki lekki. Położył mnie na łóżku, a następnie usiadł mi na biodrach, rozpinając moją koszulę.
− Tak szybko? – westchnąłem.
− Mam dla ciebie propozycję, wiesz – powiedział mi zmysłowym tonem do ucha. Rozpiął do końca moją koszulę, a następni zsunął mi ją z ramion.
− Jaką?
− Nie masz ochoty… Mhm… - pocałował mnie głęboko. Mało nie zabrakło mi tchu, gdy tak niespodziewanie wpił się w moje usta. Zamknąłem oczy, oddając się w objęcia pieszczoty. Rozgrzane, miękkie wargi Yuu, jego język w moich ustach, jego ciało na moim. Jeśli to nie było szaleństwo, to nie wiem, czym ono było.
− Na co? – sapnąłem, gdy przerwaliśmy pocałunek.
− Na coś, czego dawno nie robiliśmy. Coś, co by mi poprawiło humor, tobie sprawiło przyjemność
− Chcesz mnie związać? – spytałem z ekscytacją, co nie uszło jego uwadze.
− Jeśli chcesz.
− Tak, proszę.
Z Yuu nie praktykowaliśmy jakiś erotycznych, fetyszystycznych zabaw, chyba że obaj chcieliśmy i mieliśmy jakąś specjalną okazję. Tak jak dzisiaj. W zasadzie, to nic w jego zachowaniu nie wskazywało na to, że zaproponuje mi coś takiego, dlatego zostałem miło zaskoczony. A mało tego, fakt, że chciał ze mną robić takie rzeczy, oznaczał, że był jednak zazdrosny i miał na celu teraz pokazać, że takie rzeczy tylko z nim. Oczywiście, nie było mowy o żadnych innych partnerach. W moim życiu był tylko Yuu, tylko jego pragnąłem i z nikim innym nie chciałem oraz nie mógłbym nigdy robić takich rzeczy.
Usiadłem tyłem przed Yuu, a on związał mi nadgarstki. Nie za mocno, by mnie nie bolało. Następnie założył mi maskę na oczy, przysłaniając mi wszelki obraz, a po chwili położył mnie na boku.
− To ekscytujące – westchnąłem, czując jak Yuu delikatnie muska dłońmi moje plecy.
− Wiesz, że będzie lepiej.
− Na to liczę.
Pochylił się i pocałował mnie w usta. Zamruczałem z rozkoszy.
− Zaraz przyjdę – szepnął mi do ucha.
− Gdzie idziesz?
− Zaraz się dowiesz. Niespodzianka.
Shiro wyszedł z sypialni. Westchnąłem jedynie cicho, czekając na swojego księcia. Nie minęła minuta, a Yuu wrócił z powrotem. Otworzył cicho drzwi, po czym wszedł na łóżko.
− I? – spytałem, czując, jak jego dłoń muska mnie delikatnie po boku. Milczał, całując mnie w kark. Westchnąłem, prężąc się niczym kot pod wpływem jego ruchów. Miałem wielką chęć na to, by Shiro mnie dziś zmaltretował, po prostu. Już dawno nie czułem takiej ochoty na brutalność. – Yuu, no… - jęknąłem, gdy zaczął gładzić mnie po brzuchu.
− Jestem – powiedział. Drzwi od sypialni otworzyły się, Shiro wcale nie leżał za mną. Momentalnie zamarłem, przestałem czuć jakikolwiek dotyk.
− Yuu…?
− Jestem, kotku.
Ocierając się głową o poduszkę, ściągnąłem z siebie opaskę. Serce waliło mi jak młotem. Shiro stał nade mną z butelką wina, kieliszkami, korkociągiem oraz niewielkim pakunkiem. Spojrzałem na niego wystraszony.
− Teraz wszedłeś?
− No tak. Nie mogłem znaleźć korkociągu.
Shiro usiadł obok mnie. Widząc moją minę, od razu rozwiązał mi ręce. Wziąłem od niego wino wraz z korkociągiem. Odkorkowałem butelkę, po czym wziąłem kilkanaście sporych łyków z gwintu. Shiro patrzył na mnie w milczeniu, a ja niemal od razu opróżniłem butelkę do połowy. Gdy skończyłem pić, oddałem mu wino, które on zakorkował, a następnie odstawił na szafkę.
− W porządku?
− Ja pierdolę, stary – westchnąłem, pocierając skronie. – Zaraz dopiję to wino do końca
− Jeśli to ma ci pomóc.
No i obyło się bez seksu. Po pierwsze, powiem dosłownie, najebałem się. Yuu nie chciał się ze mną ruchać, podczas gdy ja byłem nietrzeźwy. Ale próbowaliśmy. I tu po drugie, nie mogłem się wczuć z powodu roztrzęsienia. Więc zwyczajnie zrezygnowaliśmy, chociaż Shiro był naprawdę niepocieszony. Zaproponowałem mu, że może chociaż zrobię mu loda, ale odparł, że już nie ma na nic ochoty. Powiedziałem mu w ogóle, co się takiego stało i przez dłuższy czas niedowierzał. Nie moja wina, tak? To ja tutaj byłem molestowany przez niewiadomo co, on w tym czasie szukał korkociągu do wina.
Następnego dnia miałem kaca. Yuu jedynie patrzył na mnie z jawnym politowaniem, kiedy z rana ubierałem się, krzywiąc się przy tym jak cholera.
− Zrobić ci kawy? – spytał, siedząc na łóżku i zakładając skarpetki. Sam wciągałem na siebie ślimaczym tempem spodnie.
− Ale nie krzycz.
− Mówię normalnie – parsknął. – Po co ja ci dałem wypić to całe wino. Jak ty będziesz dzisiaj z dziećmi siedział?
− Dam sobie radę. I tak je odwożę do przedszkola. Będę mieć cały dzień spokój.
− No nie wiem czy tak cały.
Shiro musiał być w szkole około godziny dziewiątej, dlatego bez pośpiechu zrobiliśmy śniadanie, wypiliśmy mocną kawę i zajęliśmy się jeszcze dziećmi. Ubraliśmy je razem, nakarmiliśmy, a później odwieźliśmy do przedszkola. Yuu żegnał się z nimi w progu Sali naprawdę długo. Obcałował maluchy, poprzytulał je i nakazał im być grzeczne, gdy go nie będzie. Na całe szczęście, dzieci znosiły rozłąki z nami niż my z nimi, więc obyło się bez płaczu i histerii, chociaż Hiro bardzo nie miał ochoty puścić Yuu. Po wszystkim podwiozłem Yuu do szkoły. Jechaliśmy moim samochodem i jakoś za bardzo nie rozmawialiśmy.
− A musisz jechać?
Shiroyama roześmiał się w głos, mało się nie opluwając.
− Przecież sam mnie namawiałeś na wyjazd.
− No wiem – westchnąłem. – Jednak nie lubię rozłąk z tobą. Choćby na parę dni.
− Ja też nie – dotknął lekko mojej dłoni, którą akurat zmieniałem bieg. Zerknąłem na męża, który uśmiechał się do mnie delikatnie. – Słuchaj, jakby coś się działo, to nie panikuj. Dzwoń na policję, straż pożarną, gdziekolwiek. Poza tym, zostawiłem ci nowy gaz pieprzony na szafce.
− Kiedy?
− Wczoraj, w pudełku. Nie zaglądałeś do niego?
− Nie. To gaz pieprzowy? Tak ładnie zapakowany??
− A ty myślałeś, że co mam dla ciebie?
− No nie wiem. Biżuterię, perfumy albo nowe dildo lub wibrator. Wiesz, widziałem ostatnio takie ładne, z kilkunastoma trybami.
− Twój już ci się znudził?
− Przecież w ogóle tego nie używam, mam ciebie – złapałem Yuu za krocze jedną ręką i ścisnąłem je mocno.
− Tak, tak – zaśmiał się. Zabrałem rękę. – Ale teraz poważnie. Tam masz gaz pieprzowy. Paralizator też masz. Podstawy samoobrony znasz, w razie czego, to rzucaj czym popadnie i wrzeszcz.
− Najbliżsi sąsiedzi mieszkają jakieś półtora kilometra od nas, jak miałby mnie ktokolwiek usłyszeć? Lepiej wezmę twój nieśmiertelny kij baseballowy i tyle.
− Mam go od gimnazjum – westchnął. Mało się nie roześmiałem na jego melancholijny ton. – Wiele razem przeszliśmy, nie zepsuj go tylko.
− Kij przekładasz nad moje bezpieczeństwo?
− Wartość sentymentalna! Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, ile ten kij ze mną przeżył.
− Uwierz, że jestem w stanie to sobie wyobrazić.
Pożegnaliśmy się z Yuu na tyle wylewnie, na ile pozwalała nam na to obecność osób trzecich. Objęliśmy się lekko oraz cmoknęliśmy delikatnie w usta. Mąż musiał już iść zająć się sprawami organizacyjnymi, bo zbierali się pierwsi wycieczkowicze. Wsiadając do samochodu poczułem jakieś miłe uczucie. Byłem pewny, że to będą dobre trzy dni.
W domu, pierwsze co zrobiłem, to zabrałem się za sprzątanie. Porządnie pozmywałem podłogi oraz wszelkie kurze z szafek. Wypolerowałem naczynia, poukładałem alkohole w barku. Uporządkowałem też produkty w lodówce, wyprałem firanki, pozmywałem okna. No i wyszczotkowałem oraz umyłem kota. Taiga nie lubił zbytnio kąpieli, ale lubił, gdy trzymałem go później oraz suszyłem suszarką. Kot uwielbiał, gdy ciepły strumień powietrza go delikatnie owiewał, zaczynał wówczas mruczeć i zachowywać się, jakby miał iść spać. Nie zmieniło to jednak faktu, że podrapał mnie podczas mycia, ale to było wyłącznie z mojej winy, bo powinienem był go przytrzymać za karczek, by się nie wyrywał. W każdym razie, nawet kot był czysty. Gdy kiciuś spał po kąpieli u nas w łóżku, ja wstawiłem pranie, a następnie zrobiłem obiad. Kiedy skończyłem całą robot była czternasta. Napisałem też wtedy sms do Yuu z zapytaniem, jak leci wycieczka. Spakowałem się w torbę na siłownię, a następnie pojechałem nieco rozruszać kości na bieżni. Zrobiłem stałą serię moich ćwiczeń, w przerwach smsowałem z mężem, a po wysiłku fizycznym udałem się, by odebrać krewetki z przedszkola.
Cały dzień zleciał mi naprawdę szybko. Wieczorem, kiedy już dzieci spały, a ja nie miałem co robić, poszedłem wziąć długą kąpiel z kieliszkiem wina oraz odżywczą maseczką na twarzy. Leżałem tak, słuchając muzyki relaksacyjnej. Pragnąłem zupełnie zapomnieć o całym świecie i chociaż na kilku minut być sam ze sobą, tak ja teraz. Yuu nie było, dzieci spały grzecznie u siebie, a ja miałem okazję, by w końcu nieco zadbać o siebie. Zrobiłem więc jeszcze peeling, maseczkę do stóp i przy okazji ogoliłem nogi, pachy oraz okolice intymne. Później wziąłem się za dokładne balsamowanie całego ciała. Oprócz tego stwierdziłem, że moim włosom również należy się coś od życia, więc potraktowałem je maską, a następnie odżywczym olejkiem. Po wszystkim czułem się jak młody bóg. Z rozkoszą położyłem się w świeżej pościeli, przytuliłem się do poduszki. Aż czułem, jak uśmiech sam wychodzi na me usta. Cisza i spokój, tylko ja i kot, który wciąż spał obok na miejscu Yuu.
Leżałem tak przez jakiś czas, aż uznałem, że wyślę Yuu jakieś zdjęcie. Zrobiłem więc fotografię temu, jak głaszczę naszego małego rudzielca za uchem. Wysłałem to Yuu z podpisem „Męski wieczór”.
Po kilku chwilach dostałem odpowiedź od Shiro.

Z tym kastratem, to bardzo męski.

Roześmiałem się na to głośno. Obróciłem się na brzuch i zadzwoniłem do swojego ukochanego. Odebrał już po chwili.
− Coś ci się nie podoba? – spytałem bez przywitania.
− Skądże znowu. Wszystko jest w porządku – odparł.
− Mhm, a możesz rozmawiać?
− Tak, nie martw się. Siedzę już u siebie w pokoju, zaraz idę pod prysznic. Jak ci minął dzień?
− Spokojnie – nawinąłem niesfornego loka na palec. – Miałem cały dom dla siebie, nikt mi nie przeszkadzał. I w końcu wykąpałem Taigę.
− Biedactwo – Shiro roześmiał się na wiadomość, że wykąpałem kota. – On kiedyś zejdzie na zawał.
− Przyzwyczai się, w końcu to nie jest pierwszy raz, gdy brał kąpiel. A co dziś robiliście?
− Zwiedzaliśmy Hokkaido Jingu i poszliśmy do galerii sztuki. Wynudziłem się za wszystkie czasy.
− To ta sama galeria, w której my byliśmy?
− Dokładnie ta sama.
− Przecież jest cudowna! Sam bym poszedł do niej jeszcze raz. Musimy zabrać tam kiedyś dzieci.
− Wynudzą się wraz ze mną.
− Jesteś okropny – fuknąłem. – A co jutro robicie?
− Idziemy na skansen, i pewnie jeszcze zwiedzimy jakieś dwa muzea. Szczerze, to nic ciekawego.
− Huh, no widzę. A Muzeum historii?
− Najlepsze na koniec.
Roześmiałem się. Yuu był jednak prawdziwym maniakiem historii. Miło mi jednak było, że przez tyle lat trzymał się swojej pasji i w dalszym ciągu dostarczała mu ona radości.
− Bez tego muzeum wycieczka nie byłaby zaliczona, prawda?
− Oczywiście, że nie! Nie na mojej warcie.
− Mhm, a misiu… tęsknisz za mną? – odwróciłem się na plecy, przygryzając lekko wargę. Mój ton głosu automatycznie stał się bardziej kokieteryjny.
− Tęsknię, kotku – odparł.
− A bardzo tęsknisz?
− Bardzo.
− A jak bardzo?
− Tak bardzo, że aż za bardzo.
Zaśmiałem się pod nosem.
− A wiesz co, tak sobie leżę tutaj sam. W łóżku, bez ciebie. Nie ma do kogo się przytulić, kogo pocałować. Trochę jestem samotny.
− Kotku – westchnął. – Czemu ty mi to robisz?
− Ale co takiego? – udałem, że kompletnie nie wiem, o co mu chodzi.
− Ty dobrze wiesz co.
− Nie. Może mi wyjaśnisz? Hm…?
To było okropne z mojej strony, ale co poradzić. Droczenie się z Shiro w ten sposób było już chyba jakimś moim hobby.
− Najpierw mnie wyganiasz, później się ze mną bawisz w kotka i myszkę. I robisz to tak dobrze, że mam na ciebie wielką ochotę.
− Weź mnie.
− Chciałbym, wierz mi. Strasznie bym chciał.
Następny dzień ciągnął mi się w nieskończoność. Od rana padał deszcz, było zimno i nieprzyjemnie. Bez Yuu to już w ogóle było źle. W pracy chodziłem jak jakaś mumia i kompletnie nie miałem nawet ochoty na jakiekolwiek konwersacje z innymi. Jednak bez mojego faceta w domu nie było aż tak przyjemnie. Nie było z kim porozmawiać, pokłócić się, nikt mi nie robił kawy na dzień dobry i nikt mnie nie próbowałem udusić poprzez nadmierne przytulanie. Nie wspominając już o tym, że w domu nie będzie obiadu, gdy wrócę z pracy. Że też nie pomyślałem o tym, by ugotować coś zawczasu. No ale tak, kiedy ja pracowałem, to Yuu zajmował się gotowaniem, gdy ja miałem wolne, to stery w kuchni należały do mnie. Robiliśmy wszystko jak partnerzy, zmienialiśmy się w sprzątaniu, gotowaniu, zajmowaniu się dziećmi oraz w innych kwestiach życia codziennego, a teraz wszystko było na mojej głowie.
− Jeszcze dwa dni – mamrotałem do siebie, układając rzeczy w gabinecie na biurku. Z nerwów poprzestawiałem swoje lekarskie narzędzia. Posprzątałem szuflady, zająłem się też dokładnym przeglądaniem kart pacjentów. Szczerze, to wolałbym już mieć jakąś operację, by zająć czymś myśli, a tak się złożyło, że to był jeden z tych nudnych dni, kiedy nawet do szpitala nie trafiały żadne ciężkie przypadki z wypadków.
− Panie doktorze? – pielęgniarka, która zawsze mi asystowała, zapukała do mojego gabinetu, a następnie zajrzała. – Można?
− Jasne. Słucham?
− Kawy?
− Pewnie. Przyda mi się.
Pielęgniarka przyniosła mi kawę. Usiadła ze mną przy biurku. Rozmawiałem z nią o jakiś zupełnych bzdurach, popijając kawę, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi albo sąsiadami, a łączyła nas tylko praca.
− A jak tam dzieci? – zagadnęła, maczając herbatnika w mlecznej kawie. Jak na złość, ułamał jej się, wpadając do kubka. Zaklęła pod nosem, po czym próbowała go wyciągnąć łyżeczką, ale tylko się rozpuścił.
− Dobrze – zerknąłem na zegarek. Dochodziła piętnasta. – Za pół godziny muszę wyjść, by je odebrać.
− Mąż nie może? – zdziwiła się. Zawsze dziwnie wymawiała słowo mąż, gdy mówiła o Yuu. Z takim nienaturalnym zawahaniem. Zdaje się, że nie była specjalnie nastawiona co do homoseksualizmu, ale ja też nawet nie starałem się o tym mówić. Praca to była praca, życie prywatne to było życie prywatne. Kiedyś po prostu zagadnęła, kim jest ten mężczyzna z trójką małych dzieci na zdjęciu w gabinecie, to jej zwyczajnie odpowiedziałem. Raz też widziała się z Yuu, gdy przyjechał po mnie, bo akurat mój samochód był u mechanika z powodu wymieniania oleju.
− Nie, wyjechał – westchnąłem. – Dom i dzieci są na mojej głowie.
− E tam, to parapetówkę można robić – posłała mi perskie oko, a ja się roześmiałem. Poprawiła mi nieco humor, nie ma co.
W domu zastałem włączone radio. Dzieci nie zwróciły na to kompletnie żadnej uwagi i tylko pobiegły do łazienki, by umyć ręce, jak to im było przykazane. Po prostu nauczyliśmy Shiro nasze maluchy, że jak przychodzi się z dworu, to trzeba myć ręce. Nieprzejęte niczym, beztrosko pluskały swoje pulchne łapki w łazience, a ja wyłączyłem radio. Ledwo się odwróciłem, gdy usłyszałem, że z głośników znów leci jakaś popowa piosenka. Zdenerwowany odłączyłem wtyczkę z gniazdka, po czym poszedłem do kuchni, by coś przygotować na szybko. Krewetki po chwili były już przy mnie, przekrzykując się w tym, co robiły w przedszkolu. Przytakiwałem im tylko, wysłuchując wszystkiego. Mogłem tylko dziękować sile wyższej za swoją podzielną uwagę, naprawdę. Umiałem jednocześnie słuchać naszych dzieci oraz odpowiadać Yuu na pytanie, gdzie są jego ulubione spodenki na siłownię, a jeszcze przy tym mieszając coś w garnku, drugą ręką głaskając kota, wysłuchując programu o chirurgii i nie stracić przy tym żadnego wątku z opowieści krewetek. Shiro zawsze mi się dziwił, że umiałem skupić myśli a kilku rzeczach jednocześnie. On sam również miał naprawdę podzielną uwagę, ale według niego, ja byłem na poziomie eksperta.
− To może brokuły na obiad? – spytałem maluchów, krojąc już warzywa przy szafce.
− Brokuły, fe! – wykrzyknęła Yoshi.
− Fuu – dodała Haru.
Hiro również się krzywił mocno, jednak nic nie powiedział.
− A szpinak?
− Ble – oznajmił Hiro.
Roześmiałem się na te reakcje. Co poradzić, małe dzieci nie lubiły warzyw, a szkoda. Były w końcu smaczne i zdrowe. Jednakże, pomimo tych zażartych protestów, przygotowałem na obiad porcję warzyw na parze oraz ryż. Posiłek zjedliśmy nieco późno, jednak obyło się bez wszelkich narzekań. Po wszystkim dzieci dostały deser, a później poszliśmy razem się pobawić. Pod wieczór, kiedy już przestało padać, wyszliśmy razem do ogrodu. Maluchy rzucały do siebie piłkę na mokrej trawie, a ja obejrzałem swoje kwiaty. Na całe szczęście, wszystkie rośliny przyjęły się w nowej ziemi, jednak nieszczególnie różowa kamelia. Zdawało mi się, że wygląda najmarniej wśród wszystkich nowych roślin. Fakt, wiedziałem, że to krzew delikatny i niezbyt dobrze znosił wszelkie przenosiny, ale i tak byłem zaniepokojony. Odpadły z niej liście, tworząc na trawie zielono-zgniły dywan. Naprawdę źle to wyglądało.
Reszta wieczoru zleciała powoli, czytałem dzieciom książkę w ich pokoju, gdy już leżały w łóżkach. Maleństwa w końcu jednak zasnęły, a ja poszedłem się umyć. Czułem się jak wyprany z wszelkich sił po całym tym dniu. Nie miałem pojęcia czy to ta pogoda tak na mnie wpływała czy też brak Yuu. Może oba te czynniki były przyczyną do tego, że tak potwornie się czułem. Nie miałem też nawet ochoty na kąpiel w wannie, dlatego wziąłem prysznic. Gorąca woda nieco mi pomogła i gdy tak stałem pod deszczownicą, pluskając się beztrosko w wodzie, miałem wrażenie, że odchodzą ode mnie wszelkie troski. Mój umysł na nowo zaczął trzeźwo pracować, nie wisiało już nade mną uczucie, że jest mi przez coś przykro. Umyłem całe ciało, włosy. Nie chciało mi się jednak wychodzić z kabiny, gdy już się wyszorowałem, dlatego zwyczajnie postałem tak jeszcze przez kilka minut z zamkniętymi oczami. Aż uśmiechałem się sam do siebie z tego wszystkiego.
Zakręciłem w końcu kurki, mokre włosy odgarnąłem do tyłu, za uszy. Delikatnie wycisnąłem z nich wodę, przetarłem oczy. Już miałem wyjść z kabiny, gdy coś mnie tknęło. Nie byłem do końca pewny czy to moja wyobraźnia, czy ktoś naprawdę się opierał o umywalkę. Przez zaparowaną szybę obraz był nieco zniekształcony, jednak w końcu me wątpliwości zostały rozwiane. Ktoś tam stał.
Wyszedłem z kabiny, okręciłem się ręcznikiem, a następnie chwyciłem ozdobny wazon, by mieć się czym obronić. Ale gdy już się nastawiłem, że będę musiał komuś przyłożyć w łeb, tego kogoś już nie było. Cały zdenerwowany ubrałem się, wziąłem kij Yuu oraz gaz pieprzowy i wybrałem się na oględziny domu. Przeszukałem dokładnie każde pomieszczenie, w tym te na górze. Wahałem się czy powinienem zadzwonić na policję i zgłosić włamanie, bo jednak nie było żadnych śladów. Yuu wcześniej też się upewniał czy nikogo nie ma w domu i czy nikt się nie włamał, ale nic nie znalazł. Nie chciałem też wychodzić na przewrażliwionego pajaca, który wystraszył się jakiegoś cienia w łazience. Siedziałem przez dłuższy czas w salonie, jednakże, nic się nie działo. Nie słyszałem żadnych kroków, by ktoś coś zrzucał z szafek albo je przeszukiwał. Była kompletna cisza, tylko owady z żabami dawały emocjonujący koncert nad jeziorem. Zrezygnowany, upewniłem się jeszcze, że wszystkie drzwi i okna są zamknięte, po czym położyłem się spać.
Obudził mnie sms od Yuu. Przez myśl przeszło mi, że jutro złożę papiery rozwodowe za to budzenie mnie.

Śpisz?

Napisał.

Teraz już nie.

Odpowiedziałem.

Mogę zadzwonić?

Jasne, dzwoń.

Chwilę później już rozmawialiśmy przez telefon. Shiro pytał się, jak minął mi dzień, czy dzieci były grzeczne i czy cieszę się, że wraca już jutro wieczorem.
− No pewnie – odparłem. – Nie mogę się doczekać.
Przekręciłem się na bok, podpierając się jedną ręką pod głową. Już kompletnie przestałem się na niego złościć, że mnie obudził.
− Szczerze, to ja już nie mogę bez ciebie wytrzymać – oznajmił. – Jeden dzień to moje maksimum. Czuję się jak bez ręki.
− Aż tak tęsknisz? – uśmiechnąłem się do siebie. – Kochanie, ja też już nie mogę. Nawet nie wiesz, jak mi smutno. Jeszcze znowu się radio włączyło i miałem wrażenie, że ktoś jest w łazience. Mówię ci, ten dom jest nawiedzony.
− Jakoś wcześniej nie był. Ale zaraz… Ktoś był w łazience?
− Brałem prysznic i wydawało mi się, że ktoś stał koło umywalek.
− Brałeś prysznic?
− Tak.
− I byłeś goły?
− No raczej.
− O nie! Jakiś duch podglądał mi męża!
− To jest chyba nasze najmniejsze zmartwienie. Ważniejsze jest, co to jest i jak się tego pozbyć.
− No akurat martwi mnie, że ktoś sobie patrzy na ciebie, gdy jesteś nagi. I to nie jestem ja. Myślisz, że paragrafy o nietykalności osobistej dotyczą też istot nadnaturalnych?
− Czy ty coś wypiłeś?
− Wyszliśmy z panem Takuyamą spróbować lokalnego sake. Pędzą na miejscu, no wiesz.
− I jak?
−  Polecam.
− To kup nam butelkę do domu.
− Już to zrobiłem.
− Zuch chłopak. Ale wróćmy do tematu. Trochę się wystraszyłem, że ktoś może jest w domu. To już jest naprawdę przerażające. Co to jest? Japanese Horror Story?
− Możemy dać cynk do Netflixa albo Ghibli. Zrobią o nas adaptację serialową albo anime.
− Jak ty się schlałeś – roześmiałem się. – Głupoty gadasz, idź lepiej spać.
− No poważnie mówię – odchrząknął. – Słuchaj, kotku, od kiedy te dziwne rzeczy dzieją się w naszym domu?
− Już prawie dwa miesiące. Wcześniej wszystko było normalnie.
Zamyśliliśmy się obaj nad czymś na moment.
− Przesadzałeś kwiaty. Mówiłem, że na cholerę ci te chwasty! – rzucił z nagła.
− Chcesz się pokłócić?
− Żartuję przecież.
− Mało śmieszny żart. A nie wykopaliśmy wtedy tej skrzyni?
− Uhm, faktycznie. Może uwolniliśmy jakiegoś ducha? Powiedziałem, że to wygląda jak trumna, cholera.
− O rany, Yuu.
Wówczas obaj zgodnie stwierdziliśmy, że pozbędziemy się tej figurki, którą wyciągnęliśmy ze skrzyni i zakopiemy ją z powrotem w ziemi. Oznaczało to też, że będziemy musieli wykopać kamelię, jednak ten pomysł już mi się nie podobał. To było dla niej idealne miejsce, całe miesiące planowałem, gdzie ją posadzić, by najlepiej kwitła. A teraz musieliśmy ją tak po prostu wykopać. Jak brutalnie.

Dzień, w którym wracał mój ukochany, był dniem wielkiego wyczekiwania. Chodziłem cały podniecony, że w końcu się zobaczymy po tych trzech dniach. Nareszcie ktoś mnie przytuli, podrapie po plecach i zrobi obiad. No ale przede wszystkim cieszyłem się, że znów będziemy blisko siebie. Nikomu w szpitalu nie umknął fakt, że byłem cały w skowronkach. Przeprowadziłem pomyślną operację, żartowałem z personelem. Nikt nie mógł się nadziwić, że miałem aż tak wybitny nastrój.
− Pan doktor taki dziś zadowolony – stwierdziła moja wierna towarzyszka szpitalnych podbojów. Uśmiechnąłem się do pielęgniarki szeroko.
− Wstałem prawą nogą – odparłem. – Ładna dziś jest też pogoda.
− Aha. Tak, tak – przytaknęła. – A co u męża? Kiedy w końcu wraca?
− Dzisiaj popołudniu.
− I wszystko jasne.
Wszystko zleciało tak szybko. Pacjenci byli grzeczni, nikt się ze mną o nic nie wykłócał. Wizyty też przechodziły sprawnie i bez zakłóceń. Mentalnie już byłem w objęciach swojego mężczyzny, pewnie dlatego wszystko było takie piękne. Świat był cudowny, ludzie byli mili. Mogłem się dzisiaj zaprzyjaźnić z każdym człowiekiem, nawet najgorszym skurwielem i homofobem. Byłem w stanie podobnym do upojenia alkoholowego, naprawdę.
Najlepiej było jednak już popołudniu, gdy pojechałem odebrać Yuu spod szkoły. Shiro zajmował się jeszcze sprawami organizacyjnymi, rozmawiał z niektórymi rodzicami, którzy przyjechali po swoje dzieci. Chyba nawet mnie nie zauważył, a ja stałem tak koło samochodu, patrząc na niego. Po tych trzech dniach znów czułem się jak zakochany na zabój nastolatek i było mi z tym cudownie. Gdy tylko go zobaczyłem, moje serce zaczęło automatycznie szybciej pracować, a w całym tłumie ludzi byłem w stanie dostrzec tylko jego.
Kiedy w końcu mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko. Ludzi było już coraz mniej. lekko głową, bym do niego podszedł, zrobiłem tak bez wahania. Zaraz znalazłem się przy swoim misiu. Od razu się przytuliliśmy, a Shiro pocałował mnie lekko w czoło.
− Witam pana z powrotem – oznajmiłem, chwytając go delikatnie za dłoń.
− Jakie miłe przywitanie – odparł, patrząc na mnie z czułością.
Nagle jeszcze jedna matka podeszła, by porozmawiać z Yuu. Mąż niechętnie przeniósł na nią swój wzrok. Zdaje się, że bardzo już chciał wrócić do domu.
− Przepraszam – zaczęła – syn mówił, że to pan uczy historii.
− Uhm, tak.
− Jak cudownie – zaszczebiotała, a mi otworzył się nóż w kieszeni. No co ja poradzę, że byłem zazdrosny jak cholera. – Syn tak pana wychwala…
− A jak się nazywa? – spytał Yuu, wciskając lekko nasze splecione dłonie za plecy. Niby wiedziałem dlaczego tak zrobił, ale tylko mnie tym rozdrażnił, dlatego puściłem jego rękę. Zauważyłem, że drgnął, chcąc na mnie spojrzeć, ale ledwo się przed tym powstrzymał.
− Yamaguchi Hayato – odparła. Ta kobieta nawet nie zwracała na mnie uwagi. Pewnie myślała, że jestem jakimś uczniem albo synem Yuu. To się czasami zdarzało…
− Ach, Hayato! Przemiły chłopiec.
− Ciągle wychwala profesora i mówi, że jeszcze nigdy nie miał takiego nauczyciela od historii. W końcu zaczął się też uczyć z tego przedmiotu.
− Doprawdy? Hayato jest bardzo mądry, ma dobre stopnie.
− Tak, ale tylko dlatego, że ktoś go w końcu zainteresował przedmiotem.
− Uhm. No bo zazwyczaj tak jest, prawda? Jak nauczyciela się nie lubi, to później i przedmiotu. Robi się nieciekawie.
− Tak, tak. Ale bardzo panu dziękuję za to.
− Nie ma za co, naprawdę. To chłopiec z wielkim potencjałem.
Po kilku minutach tłum się rozszedł. Poszliśmy z Yuu do samochodu, włożył swoją torbę na tylne siedzenie samochodu. Wsiedliśmy do środka i nie zdążyłem nawet zapiąć pasów, a on niespodziewanie ujął moją twarz w dłonie, całując mnie namiętnie. W tej jednej chwili myślałem, ze zaraz się rozpadnę na kawałki. Jego ciepłe dłonie na mojej chłodnej twarzy, czuły dotyk nieco szorstkich dłoni oraz miękkie usta wpasowujące się w moje. Zaplotłem ramiona wokół jego szyi, dłoń wplątałem we włosy, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej. W pewnym momencie, aż mi pociemniało przed oczami. Wsunął język między moje wargi, na oślep opuścił siedzenie, od razu położył mnie na nie. Było mi tak strasznie niewygodnie, a jednocześnie tak dobrze. Yuu coraz bardziej przykrywał mnie swoim ciałem, niewiele mu brakowało, by wejść na moje siedzenie.
Nagle ktoś zapukał w szybę. Yuu aż podskoczył, mało nie uderzając głową w sufit. Spojrzałem zaskoczony a osobę, która nam przerwała i dobrze. Byłoby źle, gdyby ktoś nas znalazł, jakby doszło do czegoś więcej. Opuściłem szybę, widząc Hikari. Shiro usiadł na swoje siedzenie, był cały czerwony na twarzy. Z początku myślałem, że to ze złości, jednak minę miał nieco niepewną. Było mu pewnie wstyd, że ktoś nas tak zobaczył.
− Hej, Hikari – powiedziałem, uśmiechając się do koleżanki Yuu.
− Cześć – Shiro również się przywitał, machając jej lekko.
− Hej, jak wycieczka? – zagadnęła, poprawiając lekko torbę na ramieniu. Jedną ręką przyciskała do siebie pokaźny plik kartek, pewnie jakiś sprawdzianów, w drugiej natomiast trzymała kluczyki od samochodu.
− Dobrze. Policja nie interweniowała – odparł mój mąż.
− Nie? To świetnie! – zaśmiała się.
− No. A ty już skończyłaś zajęcia?
− Tak, jeszcze jadę na zakupy i do domu – westchnęła. – No nic, cieszę się, że wycieczka była udana. I miło było was tak razem zobaczyć. Trzymajcie się, na razie!
− Cześć!
− Pa.
Hikari odeszła, zamknąłem szybę. Spojrzeliśmy na siebie z Yuu, by chwilę później roześmiać się w głos.
W domu było istne szaleństwo z powrotem Yuu. Dzieci skakały rozochocone, że wierny towarzysz gier i zabaw znów był na posterunku. Nie przeczę widząc szczęście krewetek, sam czułem się cudownie. Jednakże, musieliśmy z Yuu zrobić jedną, bardzo ważną rzecz. Gdy dzieci już poszły spać, wziąłem figurkę, która od dwóch miesięcy straszyła w naszym domu.
− Zakopiemy ją teraz? – spytałem męża, siadając mu okrakiem na kolanach. Byliśmy obaj w salonie, popijaliśmy po kieliszku półsłodkiego wina.
− Teraz? – pogładził mnie po plecach, a następnie zsunął dłoń na moje pośladki. – Chce ci się?
− Będziemy mieć już to z głowy.
Shiro wziął ode mnie figurkę. Popatrzył na nią, po czym zamachnął się. Szybko wyrwałem mu ją z ręki.
− Oj daj spokój – zaśmiał się, całując mnie w czubek nosa.
− Sam daj spokój. To jak? Zakopiemy to teraz?
− Jeden dzień nie zrobi nam różnicy przecież – stwierdził. Odstawił kieliszek z winem na bok, po czym przyciągnął mnie do siebie. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a ja zamruczałem. Odłożyłem brzydką figurkę na stolik, ulegając jednocześnie swojemu partnerowi. Zaczęliśmy się całować i rozbierać, chociaż byliśmy w salonie. Czułem, że długo nie wytrzymam. Mruczał przyjemnie w moje usta, kiedy poruszałem płynnie biodrami. Przechodziły mnie takie cudowne dreszcze, tak strasznie już chciałem się z nim kochać.
Aż nagle usłyszałem, jak otwierają się drzwi od naszej sypialni. Podniosłem głowę, przerywając pocałunki z partnerem, jednak on nie przerwał pieszczoty, znów zaczął całować mnie namiętnie po szyi. Zauważyłem, jakby cień prześlizgnął się między korytarzem, a naszą sypialnią. Przestałem poruszać biodrami, mąż jęknął niezadowolony.
− Kotku? – westchnął. Położył dłonie na moich policzkach. Zapewne pragnął, by cała moja uwaga była skupiona wyłącznie na nim, jednak tak się nie dało.
− Właśnie otworzyły się drzwi od naszego pokoju – wymamrotałem.
− Przeciąg.
− Skąd przeciąg? Przeciąg nie otwiera zamkniętych drzwi.
Nagle telewizor, który miałem za plecami, włączył się. Prawie podskoczyłem ze strachu na Yuu, on również był zaskoczony. Zszedłem ze swojego mężczyzny, on sam wstał, poprawiając koszulkę. Włączył się jakiś program na stacji informacyjnej. Shiro jedynie popatrzył na to wszystko podejrzliwie. Wyłączył telewizor, jednak nie minęła sekunda, a włączyło się radio. Które, nawiasem mówiąc, było odłączone z prądu.
− Dobra, idziemy zakopać ten syf – wymamrotał nerwowo Shiroyama, chwytając paskudną figurkę. Chyba wystraszył się tego wszystkiego. A jednak wyszło na moje.
Najpierw musieliśmy wykopać kamelię. Płakałem nad tym niemiłosiernie, że mój ukochany krzaczek musiał zostać usunięty. Yuu obiecywał mi, że kupi nową, ale powiedziałem, że już nie chcę nowej. Wyrzuciliśmy więc moją roślinną miłość, a na jej miejsce wsadziliśmy skrzynię wraz z figurką mężczyzny w środku. Obyło się bez wielkich incydentów. Yuu zakopywał całe to paskudztwo, a ja stałem nad nim z latarką, opłakując kamelię. Poza tym marudziłem Yuu, że już dawno mówiłem, żeby zamontować oświetlenie na podwórku, bo przydałoby się właśnie w takich chwilach.
− No a skąd ja mogłem wiedzieć, że będziemy kiedyś zakopywać coś w nocy w ogrodzie? Czasy, gdy musiałem ukryć coś po ciemku przed ludźmi mam już dawno za sobą.
− Przecież trzeba być gotowym na wszystko – odfuknąłem na jego protest.
− Dobra, to zamontujemy lampę, okej? Ale porozmawiamy o tym później.
Po całej tej nocnej akcji wróciliśmy do domu. Byliśmy cali w ziemi, dlatego wzięliśmy prysznic, a następnie położyliśmy się spać.
Od tamtej pory nic już nie straszyło w naszym domu. Yuu, oczywiście, przytoczył swoją teorię o krasnalach ogrodowych, które ożywają po zmroku. Dodał do tego jeszcze, że wszystkie figurki są niebezpieczne, a zwłaszcza te, które w jakikolwiek sposób przypominają istoty ludzkie. A on od lat ta sama śpiewka. Wciąż pamiętałem, jak się poznaliśmy i mówił mi właśnie o krasnalach ogrodowych. No dobra, teraz musiałem przyznać mu rację, bo coś w tym jednak było. No ale kto by się spodziewał, że jakaś brzydka figurka okaże się opętana.
Kilka tygodni później, gdy wróciłem już z pracy i byliśmy dawno po kolacji, Shiro powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Było gorąco, dzieci spały u siebie w pokoju z włączonym wiatrakiem. Marzyłem tylko o tym, by wypić do końca zimnego drinka z lodem, którego miałem przed sobą i zaraz zrobić sobie następnego. Spojrzałem na swojego mężczyznę, który miał wakacje i całe dnie spędzał na zajmowaniu się dziećmi, domem oraz gotowaniem. Można powiedzieć, że mój mąż został kurą domową na okres wakacyjny, jednak chyba wcale mu to nie przeszkadzało. Ja jednak nie mogłem się doczekać, aż będę miał urlop i wyjedziemy gdzieś razem.
− Boję się czasami twoich niespodzianek – oznajmiłem, spoglądając na Shiro znad słomki.
Yuu przekręcił lekko głowę, podpierając ją na dłoni. Siedzieliśmy w kuchni przed wyspą, popijając zimne drinki. Niby minęły jakieś dwa tygodnie, odkąd Shiroyama miał wolne, to jednak przez ten czas zdążył się opalić i nieco przytyć. Wzrost wagi był związany z tym, że zajmując się dziećmi, nie chodził na siłownię i ogólnie niezbyt wiele się ruszał. A co jeszcze! Próbował rzucić palenie. Dlatego był też nieco drażliwy i miał prawdziwie wilczy apetyt.
− Moje niespodzianki nigdy nie są straszne – odparł.
− Tylko odrobinę – roześmiałem się, posyłając mu całusa.
Dałem mu się jednak zaprowadzić na taras. Prowadził mnie za rękę, aż w końcu przysłonił mi oczy swoją nieco spoconą z gorąca dłonią. Nie czułem wcale jakiejś wielkiej ekscytacji, jednak byłem ciekaw, co takiego tym razem dla mnie miał. To było piękne, po tylu latach związku mój partner wciąż przygotowywał dla mnie tego typu rzeczy.
− Już? Mogę zobaczyć? – dotknąłem jego ręki.
− Już.
Odsłoniłem oczy i w sumie nic nie zobaczyłem, bo było ciemno jak cholera. Posłałem spojrzenie pełne politowania swojemu partnerowi, a ten na chwilę wszedł do domu, nacisnął włącznik światła, po czym stała się jasność. Shiro zamontował dwie lampki w ścianie nad tarasem. Poza tym, zamontował też malutkie lampeczki przy kamyczkach prowadzących do furtki nad jezioro. Mąż stanął za mną, obejmując mnie w pasie.
− Może być? – spytał, całując mnie we włosy. – Nie byłem pewny czy takie ci się spodobają.
− Są śliczne – oznajmiłem, odwracając się do ukochanego. – Jednak mnie czasami słuchasz.
− Zawsze cię słucham! – zaprotestował. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
− Wiem, wiem – pocałowałem go lekko w usta. – Cieszę się, że w końcu mamy lampki na dworze.
− Ale to nie wszystko – powiedział nagle.
− Cholera. Co jeszcze?
Yuu nic nie powiedział, tylko odsunął się na bok. Serce mi mało nie stanęło, gdy zobaczyłem, że w wielkiej, brunatnej donicy stoi moja kamelia. Pąki jej powoli odrastały, miała świeże, malutki listki. Prawie krzyknąłem z zachwytu, rzucając się Yuu na szyję. Objął mnie mocno, łzy stanęły mi w oczach ze wzruszenia.
− Myślałem, że ją wyrzuciłeś – powiedziałem, wtulając się w niego. Nie byłem w stanie pohamować całej tej ekscytacji, która naraz zaczęła mnie wypełniać aż po koniuszki palców.
− Chciałem – pogłaskał mnie po włosach – ale pomyślałem, że może da się ją jeszcze uratować.
− O rany, Yuu, jesteś cudowny.
− No przecież wiem – roześmiał się, a ja prychnąłem, po czym mu zawtórowałem. Już dawno nie czułem się taki szczęśliwy.
Usiedliśmy we dwóch na tarasie z drinkami. Z zachwytem patrzyłem na swoją kamelię i już nie mogłem doczekać się zimy, by zaczęła kwitnąć. Yuu jedynie trzymał mnie za rękę, od czasu do czasu odganiał od nas komary. W środku czułem taki cudowny spokój. Tylko my dwaj, zimne drinki i prywatny koncert świerszczy. Oparłem się o ramię Yuu, czując całym sobą tę miłość, która krążyła między nami.
− Wiesz co, Yuu? – zamknąłem oczy.
− Co takiego? – spytał, głaszcząc mnie po ramieniu.
− Kocham cię.
Zaśmiał się cicho, całując mnie kolejny raz tego wieczoru we włosy.
− Ja ciebie też kocham, Takanori. Najbardziej na świecie.
Chwilę później zaproponowałem mu, żebyśmy się wykąpali. Trzymając się za ręce, poszliśmy nad jezioro. Zdjęliśmy z siebie ubrania, zostawiając je niedbale przy brzegu, po czym całkiem nago wskoczyliśmy do ciepłej wody. Przepłynęliśmy parę metrów, ochlapywaliśmy się jak małe dzieci. Nie miałem pojęcia, ile czasu spędziliśmy na takiej zabawie w ciemnej nocy. W końcu jednak się zmęczyliśmy i zrobiło się nam chłodno. Przykryci kocem siedzieliśmy później na burcie żaglówki. Byłem przytomny do końca, dopóki słońce nie zaczęło wschodzić.


----

Za dużo było ostatnio tego zabijania w Migdale, no! Proszę oto tutaj przed wami specjalny dodatek z krewetkami, Rudą, Pulchną, Jeżykiem i Okularnicą oraz innymi randomowymi postaciami. Przepraszam też, że nie było postu w zeszłym tygodniu, ale mam taką rozróbę w mieszkaniu, że chyba będę płakać. Wyburzyłam ścianę i od tej ściany się zaczęło. W każdym razie… Dziękuję wam za czytanie, cierpliwość, bycie Żuczkiem i w ogóle. Za wszystko. Trzymajcie się kochani, niech wam się w życiu powodzi i bądźcie szczęśliwi. Tak jak Yuu i Taka.



Do następnego~!

Komentarze

  1. POWIEM CI TAK, KOCHANA.
    JA PRZEZ TĄ NOWA SERIE JUŻ NIGDY NIE UWIERZĘ, ŻE YUU JEST TAKI SŁODZIUTKI, GRZECZNY I DOBRY.
    IDEALNY TATUŚ MORDERCA SIĘ ZNALAZŁ.
    Ogólnie to się prawie popłakałam ze śmiechu na pojawienie się tego kija XDDD
    Mimo wszystko ciągle mam wrażenie, że jakoś ta miłość Yuu i Taki zanikła. Jak zresztą w każdym małżeństwie, które mają te cholerne dzieci. Moja nienawiść do tych małych piszczących krewetek nie zna granic! Ale już pewnie masz dosyć mojego kurwienia na nie!
    Tak mnie denerwuje ten tatuś Taka, jak matka polka się zachowuje. Ale to cudownie, że rozwijasz tak te postacie, że z biegiem czasu ich charaktery poprzez wydarzenia w ich życiu ulegają zmianie. To pokazuje, że naprawdę masz talent!
    Chyba bardziej przekonałaś mnie do tej złej strony życia Yuu. Cudownie wychodzi ci pisanie takich bardziej "mafijnych" klimatów. Oczywiście, żebyś źle mnie nie zrozumiała. Kocham Migdała z Yuu i Taką całym serduszkiem...no ale...kurde. Mimo tego mojego przekonania do najnowszej serii Migdała to rozdział bardzo mi się podobał. Szczególnie, że był dłuższy! Warto jest na to czekać <3
    Lubię bardzo te specjale do Migdała, ale chyba bardziej te z ich początków. Dla każdego coś innego. Sądzę, że napewno są osoby, którym ten Migdał bardziej przypadł do gustu. Każdy ma przecież inny gust.
    Tym akcentem kończę!
    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie za mało zabijania!
    ...
    Kto by pomyślał, że Takę znowu będzie ktoś molestował. I to duch.
    TO JEST DUCH NIEWYŻYTYCH CZYTELNIKÓW, którzy tęsknią za Takanorim i takimi seksami jak były w tym rozdziale.
    W ogóle... No kurwa... Tak trudno było im się domyślić, że to figurka? Jak każdy autor, trochę zrobiłaś z nich idiotów XD No ale, są dorośli już, a dorośli nie wierzą w jakieś takie zabobony.
    Po huy oni postawili tę figurkę w domu? (dobra, gdyby nie ona, nie byłoby tego zajebistego rozdziału - lubię takie paranormalne rzeczy, bijatyki i w ogóle...)
    W każdym razie... Ja czekam aż oni się zestarzeją, któraś z ich córek będzie łamaczem serc niczym młody Yuu, druga będzie lesbą, a Hiro to nie wiem, on jest biedny, słodki i siostry się nad nim znęcają pewnie.
    Ja też się ucieszyłam na wspomnienie Mr. Kija.
    Szczerze, stęskniłam się za Taką, jednak go lubię... Co nie zmienia faktu, że nie mogę się doczekać Kouyou~~~ (jego lubię lubię aż za bardzo)
    No to tego... Coś miałam napisać? Chyba to, że bałam się, iż coś Ci się stało, że rozdziału nie ma... Ale jak taki długi w nagrodę, to już nie narzekam XD
    Weny, końca problemów z mieszkaniem i czego tam jeszcze potrzebujesz życzy wierny anonim
    Papa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przekopywać ogrodu, zapamiętam. Chociaż mieszkam w bloku, także problem z głowy.
    Może to był taki dobry duszek? W końcu posprzątał ubrania, a że chciał sobie posłuchać radia, pooglądać telewizję i czasem popatrzeć na nagiego Takę, to cóż... każdy ma jakieś słabości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bożek XDD genialne! Czekam na więcej i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty