Migdałowe serce: Under the Pink Camellia
Under the Pink Camellia
Była sobota.
Godzina jakoś po siódmej. Słońce przyjemnie wisiało już ponad górami
otaczającymi jezioro jak wielka żarówka. Wszedłem do sypialni, nie starając się
tak bardzo, by zachować ciszę. Mój luby leżał na boku, trzymał kołdrę wciśniętą
między nogi, spał w najlepsze, ale nie na długo.
− Yuu –
podszedłem do niego, szturchnąłem go w ramię. – Wstawaj, no. Miałeś mi pomóc w
ogrodzie.
− Jeszcze pięć
minut, mamo – wymamrotał sennie, przewracając się na drugi bok.
− Obiecałeś mi.
− Która godzina?
− Siódma.
− Kwiatki nie
uciekną – jęknął.
− Yuu!
Zakrył głowę
jaśkiem. Wszedłem na łóżko, a następnie usiadłem okrakiem na mym księciu. O
nie, nie ma spania w tak piękną pogodę. Wyrwałem mu jaśka, odrzucając go na
bok.
− Takanori, no –
burknął. – Co żeś się tak uparł na ten ogród? Daj m-i się wyspać chociaż raz.
− Nie – dałem mu
buziaka w policzek. – Zrobiłem ci kawę, misiu.
− Jesteś okropny
– stwierdził, chwytając mnie w pasie. Przerzucił mnie na miejsce obok, a
następnie zamknął w żelaznym uścisku, obejmując mnie ramionami oraz nogami.
Próbowałem się wyrwać, ale siłowanie się z Yuu, było jak siłowanie się z
głazem. Ni chuja nie ruszy z miejsca. – Idziemy jeszcze spać, mała jędzo –
powiedział mi do ucha, po czym pocałował mnie we włosy.
− Ale z ciebie
leń śmierdzący – podsumowałem go.
− No na pewno
nie śmierdzący – oburzył się.
− Puszczaj.
− Nie – pokręcił
głową, przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej. Chyba próbował mnie udusić.
Widać, jak bardzo się o mnie troszczył, ukochany mąż.
− Puść, sam
sobie wszystko zrobię w ogrodzie. Bez ciebie – odparłem, wyrywając się.
− Hm? Jak tak,
to w porządku – puścił mnie, a następnie przewrócił się na drugi bok. Uderzyłem
go poduszką w głowę, a następnie go nią przykryłem. Nic sobie nawet z tego nie
zrobił.
Nie chciało mi
się już szarpać z Yuu, dlatego postanowiłem wykorzystać poranne słońce samemu.
Nie mieliśmy jakiegoś sporego ogrodu, ale też nie był malutki. Wziąłem
narzędzia w swoje ręce i rozpocząłem samotne przesadzanie kwiatów oraz
strzyżenie krzaków. W zasadzie, to zdążyłem jedynie wbić szpadel w ziemię,
kiedy to zauważyłem, że Yuu pędzi do mnie, na szybko zarzucając jeszcze na
siebie jakąś starą koszulkę. Przekomicznie to wyglądało. Oparłem się rozbawiony
o szpadel, w tym samym czasie mój mąż dotarł do mnie i wziął ode mnie
narzędzie.
− Myślałem, że
mam sobie sam poprzesadzać kwiatki – powiedziałem.
− Ja bym ci
pozwolił nosić takie ciężkie rzeczy? Zapomnij – odparł niemal w oburzeniu.
− Przecież niepierwszy
raz bym kopał w ziemi.
− Po co masz
kopać, jak ja to mogę zrobić. Powiedz tylko jak głęboko i ci wszystko zrobię.
Miło, że dopadły
go wyrzuty sumienia. Mój luby porobił mi wszystkie dołki w ziemi, a następnie
pomógł mi powsadzać w nie kwiaty oraz. Razem zasypaliśmy wszystko ziemią,
daliśmy nawozu, podlaliśmy. Trochę pracy przy tym było, obaj się nieco
pobrudziliśmy i nawet nie wiem, kiedy zleciały nam dwie godziny w ogrodzie. W
końcu został nam jeden ostatni krzaczek do posadzenia. Była to różowa kamelia,
którą ostatecznie zdecydowaliśmy się posadzić w rogu działki, obok pergoli z
pnącymi różami. Shiro musiał mi jednak wykopać jeszcze jedną dziurę. Wziął więc
szpadel i wbił go w ziemię, gdzie mu powiedziałem. Gdy tak kopał, nagle
usłyszeliśmy obaj jakiś dziwny, głuchy dźwięk. Łopata natrafiła na jakąś
skrzynkę.
− Co to? – kucnąłem
nad dziurą, odgarniając nieco czarną ziemię. Shiro odłożył na bok szpadel i
również przy mnie kucnął.
− Wyciągamy to?
– spytał.
− No raczej.
− A jak to
będzie czyjaś urna? – spytał, patrząc na mnie z pełną powagą.
− Yuu!
Zaśmiał się.
Zaraz wyciągnęliśmy z ziemi jakąś starą, drewnianą skrzynkę. Odgarnęliśmy z
niej ziemię. Pomimo tego, że była brudna, to jednak była w naprawdę dobrym
stanie, jakby została zakopana w ogrodzie dość niedawno.
− Zamknięta –
stwierdził Shiro, oglądając ją ze wszystkich stron. Popukał lekko palcem w
śruby, którymi było przytwierdzone wieko. – Cholera, to naprawdę wygląda trochę
jak czyjaś trumna. Spójrz tylko na śruby.
− Ale taka
brzydka trumna? Kto by chciał być pochowany w czymś takim?
− Raczej nikt.
− Otworzymy to?
Spojrzeliśmy z
Shiro po sobie.
− No nie wiem.
Może nie dzisiaj? Już jest dość późno, dzieci zaraz się obudzą, trzeba zrobić
śniadanie. Posadźmy kamelię, a później zdecydujemy, co dalej z tą skrzynką.
Zgodziłem się z
Yuu. Posadziliśmy krzew, a następnie poszliśmy wziąć szybki prysznic. Skrzynkę
włożyliśmy do składziku przy domu, by nie stała na widoku. Piekielnie ciekawiło
mnie, co może być w środku i nie uważałem, byśmy mieli znaleźć tam jakieś
zwłoki. Szczerze, to bardo bym tego nie chciał…
Podczas
śniadania, jak zwykle, był niezły szum. Haru dokuczała Hiro, Yoshi stłukła
talerz, Yuu zaciął się w palec nożem, a ja robiłem za niańkę. Lubiłem te żywe
poranki z dziećmi, bo przynajmniej w domu coś się działo. Ktoś był, ktoś się
śmiał i nigdy nie było smutno. Gdy tak sobie pomyślę, że z Yuu mielibyśmy sami
mieszkać w tak dużym domu, to bym prędzej oszalał z samotności oraz nudy. Z Yuu
pracowaliśmy w dwóch różnych miejscach, on miał stałe dni wolne, ja ruchome,
chociaż do niedawna miałem wolne weekendy. Akurat dzisiaj się trafiło, że
miałem wolną sobotę. W niedzielę szedłem do szpitala na szóstą, Yuu zostawał sam
z dziećmi prawie do osiemnastej. A na następny dzień szedłem na nocną zmianę.
Trochę mnie to już wszystko męczyło, a grafik miałem tak kiepski, bo doszło do
nas dwóch praktykantów z chirurgii dziecięcej. A wiadomo, że doświadczenia
zbiorą najwięcej w ciągu dnia, kiedy będzie ruch. I już tak prawie od miesiąca
funkcjonowałem, ledwo pamiętałem, jak mam na imię. Dlatego tak bardzo się
cieszyłem na tę wolną sobotę z rodziną. Dodatkowo, wziąłem wolne na trzy dni w
następnym tygodniu, bo dostaliśmy zaproszenie na wesele do koleżanki z pracy
Yuu. A wziąłem trzy dni wolne, bo stwierdziłem, że przy okazji nadrobię nieco
czas z mężem i krewetkami.
Yuu jakoś nie
narzekał na to, że mam tak nieciekawe godziny pracy. I to mnie irytowało.
Sądziłem, że będzie jakoś niezadowolony, że chodzę na nocki albo, że cały dzień
jestem w pracy, a wolne dostaję w jakiś bezsensowny dzień, kiedy on musi
siedzieć w robocie i tak się bez przerwy mijamy. No, cholera, nawet nie robił
jakiś uwag, że sam spędza niektóre noce, co już mnie kompletnie doprowadzało do
białej gorączki. Chyba, że umiał się sobą sam zająć i nie byłem mu potrzebny.
To już mnie kompletnie wytrącało z równowagi.
− Tatuś – Yoshi
niezdarnie usiadła Yuu na kolanach, a ten ją objął, by się z niego nie zsunęła.
− Tak, myszko?
− A pobawimy się
na dworze?
− Po śniadaniu –
Yuu pocałował naszą córcię w głowę. Moje maluszki.
Po śniadaniu
poszliśmy całą piątką na dwór. Yuu huśtał bliźniaki na huśtawce przez jakiś
czas, ja usiadłem z Yoshi w piaskownicy i robiliśmy razem babki z piasku. W
końcu Haruna stwierdziła, że już nie chce się huśtać. Shiro ściągnął ją z
huśtawki, a mała przyszła do swojej starszej siostry. Tak zaczęła się zabawa w piasku.
Tylko Hiro nie był chętny do zabawy z siostrami. Po jakimś czasie, też jednak
stwierdził, że nie ma wcale dłużej ochoty na huśtanie się. Usiadł obok
piaskownicy i bawił się sam ze sobą. Tak powoli zleciało nam przedpołudnie.
Później ja poszedłem ugotować coś na obiad, a mój mąż bawił się z naszymi
pociechami sam, w salonie. Było przy tym pełno pisku, krzyków oraz śmiechu, a
ja miałem jedynie nadzieję, że nic się nie dzieje dzieciom lub Yuu.
− Kto jest
głodny? – spytałem, wchodząc do salonu, gdzie cała brygada szalała w najlepsze.
Stanąłem jak wryty, widząc, że Yuu leżał na dywanie, a dzieci na nim,
zawiązując mu ręce oraz nogi sznurówkami z butów. – Co wy robicie?
− Zostałem
pokonany – jęknął mój partner, patrząc na mnie z jawnym bólem.
Zamrugałem kilkakrotnie,
nie będąc zbytnio pewnym, jak powinienem na to zareagować. Popatrzyłem tylko na
bałagan dookoła – pluszowe zabawki, figurki zwierząt, samochodziki, kredki,
kartki, kolorowanki, jakieś wstążki, spineczki, klocki – i opadły mi ręce.
− Lepiej, żebyście
tu posprzątali – stwierdziłem. – Proszę natychmiast rozwiązać tatę. Macie 10
minut na ten syf, jak nie to, nie będzie deseru po obiedzie.
Wiadomość, że po
obiedzie, nie będzie deseru, zadziałała na maluchy dość dobrze. Yuu w zasadzie
mógł się sam bez problemu pozbyć tych sznurówek, ale pozwolił, by to dzieci go
uwolniły. Zaraz zaczęło się błyskawiczne sprzątanie. Całe szczęście, że od
początku uczyliśmy dzieci, że trzeba po sobie sprzątać i gdzie co ma być,
dlatego poszło sprawnie.
Po posiłku
przyszedł czas na drzemkę. Dzieci poszły spać, a my z Yuu stwierdziliśmy, że
może otworzymy skrzynkę, którą dzisiaj znaleźliśmy w ogrodzie. W tym celu Yuu
wziął wykrętarkę oraz łom, żeby pozbyć się wieka skrzyni. Jakiś czas obaj się z
tym męczyliśmy, jednak w końcu udało nam się ściągnąć przykrycie.
Kiedy
odłożyliśmy wieko na ziemię, poczułem, jak ogarnia mnie silna ekscytacja. Z
wielką ciekawością zajrzeliśmy do środka
i dokonaliśmy odkrycia, że wewnątrz znajduje się figurka. Wyjąłem ją,
zakładając uprzednio rękawiczki ogrodowe. Obejrzałem nasze znalezisko ze
wszystkim stron, po czym podałem ją swemu towarzyszowi. Shiro uważnie spojrzał
na figurkę.
− Nie mam
pojęcia, co to jest – stwierdził po dłuższej chwili.
− Ja tym
bardziej.
Figurka
przedstawiała siedzącego na bloczku, czy też może tronie, mężczyznę. W ręku
trzymał jakieś dziwne narzędzie, Shiro mi powiedział, że to sierp. Posążek był nieco
stary, zrobiony prawdopodobnie z brązu. Yuu wciąż się temu uważnie przyglądał,
w końcu zajmował się historią, dla niego takie rzeczy, to było jak dla dziecka
nowa zabawka albo układanie rebusu.
− Po cholerę
ktoś miałby coś takiego zakopywać ziemi? – westchnął, ważąc znalezisko w dłoni.
– To jakiś śmieć.
− A… to nie jest
jakiś z tych shinto bożków?
Yuu spojrzał się
na mnie, jak na idiotę. W sumie, chyba właśnie powiedziałem najbardziej
idiotyczną rzecz, jaką mógł tylko usłyszeć. No ale musiałem się zapytać, bo bym
nie wytrzymał i wybuchł.
− Skąd ci to
przyszło do głowy? – jego ton głosu był naprawdę oburzony. I już żałowałem, że zadałem
tamto pytanie. Yuu był wychowywany w shinto, znał się na tym i od razu by
stwierdził, że to figurka jakiegoś bożka. Osobiście byłem wychowywany bez
żadnych religijnych wpływów.
− No
przepraszam, nie znam się na tym, dlatego pytam – wzruszyłem ramionami. – Czyli
to nie jest żadne bóstwo?
− No coś ty. Coś
tak brzydkiego? Jest tu coś jeszcze?
Zajrzałem do
skrzyni, jednakże nic w niej już nie było. Dla
pewności jednak, pomacałem jeszcze dno. Powiedziałem Shiro, że nic już
więcej nie ma w środku. Oglądaliśmy jeszcze znalezisko, aż obaj stwierdziliśmy,
że może warto by było umyć tę figurkę, bo była paskudnie zabrudzona ziemią.
Doprowadziliśmy są do względnego porządku, później usiedliśmy z nią w salonie.
Postawiliśmy ją na stole, zwyczajnie się patrząc na tego brzydkiego faceta z
sierpem.
− To wygląda tak
mocno rosyjsko – oznajmił w końcu Shiroyama.
− Rosyjsko? –
nie kryłem zdziwienia. Rosja kojarzyła mi się tylko z matrioszkami.
− No wiesz.
Sierp i młot.
− Ach! –
zaśmiałem się. – Faktycznie.
Ostatecznie ta
brzydka figurka została u nas w salonie. Nasze dzieci również zauważyły, że
mamy jakąś nową, brzydką rzecz w domu. Przynajmniej tak powiedziała Yoshi.
Roześmiałem się strasznie, gdy tak skomentowała ten posążek. Ale córka miała
rację. Figurka była doprawdy mało pociągająca. Nigdy w życiu nie kupiłbym
takiej choćby do ogrodu.
− Tatuś –
zamruczała Haruna, siedząc u mnie na kolanach. Shiro przygotowywał kolację w
kuchni, a ja siedziałem z dziećmi, czytając im książeczkę z obrazkami.
− Tak, myszko? –
pogłaskałem małą po włosach. Hiro siedział po mojej lewej stronie, a Yoshi po
prawej. Oboje wydali z siebie jęki niezadowolenia, że przerwałem czytanie.
− A pójdziemy
jutro popływać?
− Jest za zimno,
żeby pływać – odparłem.
− Czemu?
− No nie wiem,
taka jest pogoda. Nie będziemy jeszcze pływać.
Haru burknęła
coś zawiedzona, że nie da się jeszcze pływać. Co poradzić, wytłumaczenie takich
rzeczy dzieciom nie było proste. Zaraz Yuu zawołał nas na kolację, dlatego
poszliśmy jeść. Niedługo później nadszedł czas kąpieli i położyliśmy nasze
dzieci do łóżeczek. Dość długo je usypialiśmy, Yoshi i Haru w ogóle nie chciały
się kłaść, więc zaczęły rozrabiać, rozrzucając wszędzie zabawki. Yuu przekonał
je, że trzeba iść już spać, bo jeśli nie, to jutro nie wyjdą się bawić na dworze.
To na nie dobrze zadziałało. I tak nasze maluchy zasnęły dopiero po godzinie
dwudziestej trzeciej.
− Rany, jestem
wykończony – stwierdził Yuu. Mąż schodził za mną po schodach. Obaj mieliśmy w
planach już tylko to, żeby się położyć spać.
− Mhm, cały dzień
z tobą, można się zmęczyć.
− Hej! – Yuu
roześmiał się tylko na moją uwagę. Nie robiliśmy już nic konkretnego. Ja
poszedłem się umyć, Yuu jeszcze chciał coś obejrzeć w telewizji, więc poszedł
do salonu. Musiałem go w końcu namówić, żeby zamontować telewizor w naszej
sypialni, bo tak zawsze było wygodniej. Moglibyśmy wtedy oglądać filmy porno na
dużym ekranie, a nie na laptopie lub, co gorsza, w salonie.
Nałożyłem na
twarz maseczkę i szyję maseczkę nawilżającą, włączyłem relaksacyjną muzykę, a
następnie położyłem się do wanny. Ręce położyłem swobodnie na brzegach i
starałem się zupełnie odprężyć. Nie miałem ochoty nawet myśleć o tym, że nazajutrz
muszę iść do pracy. Momentami żałowałem, że wybrałem sobie tak bardzo
stresującą pracę, bo byłem w niej odpowiedzialny za życie dzieci. Czasami się
zdarzały naprawdę trudne przypadki, musiałem podejmować decyzje w ten sposób,
by jeszcze nie pogorszyć stanu swoich małych pacjentów. W tych krytycznych
chwilach to ode mnie zależało czy ktoś przeżyje, czy nie. Dlatego z jednej
strony byłem naprawdę zestresowany i odpychała mnie sama myśl o szpitalu, a z
drugiej, mogłem pomagać innym, czując się przy tym docenianym i potrzebnym.
W pewnym
momencie usłyszałem, jak Yuu otwiera szafkę u nas w sypialni. Nie zamykałem
drzwi od łazienki, która złączona była z naszym pokojem, dlatego słyszałem, jak
przerzuca jakieś rzeczy. Leżałem tak chwilę, aż w końcu się odezwałem.
− Czego szukasz?
– spytałem. Shiro nic nie mówił. Dalej grzebał w jakieś szafce, przekładając
rzeczy. – Yuu?
Minęła chwila i
przestał. Zdaje się, że wyszedł z sypialni, po chamsku, bo nawet mi nie
odpowiedział. Jakby się na mnie za coś zdenerwował.
Po kilku
minutach wyszedłem z wanny, wycierając się ręcznikiem. Wyłączyłem muzykę.
Zmyłem maseczkę ciepłą wodą, nałożyłem krem. Przebrałem się w luźną koszulkę
oraz slipki, po czym poszedłem do swojego mężczyzny. Shiroyama leżał wygodnie
na kanapie, oglądając jakiś program przyrodniczy.
− Czego
szukałeś? – spytałem, kładąc się obok niego. Automatycznie objął mnie ramieniem
w pasie, a następnie dał mi buziaka w policzek.
− Co?
− No w sypialni.
Co oglądasz?
− A jakiś film o
żabach. Czego miałem niby szukać w sypialni?
− Nie wiem.
− Niczego nie
szukałem. Czekałem, aż się spokojnie umyjesz.
− Jasne.
− No tak. Po co
miałbym kłamać? Chyba, że chciałeś, żebym do ciebie przyszedł, hm? – dostałem
kolejne dwa buziaki. Przesunął się lekko w dół, muskając delikatnie czubkiem
nosa moją szyję. Następnie mnie w nią pocałował.
− Może i
chciałem.
− A przyszedłeś
do mnie – zsunął lekko dłoń na moje pośladki.
− Tak. Ale, Yuu…
− Tak?
− Idź się umyć.
Yuu odsunął się
ode mnie, wzdychając. Odwróciłem się lekko, zerkając na niego. No cóż…
− Dzięki –
mruknął z nutą sarkazmu w głosie.
− Nie moja wina,
że człowiek się poci w ciągu dnia. To ty idź pod prysznic, a ja już pójdę do
łóżka, co? – podniosłem się z kanapy, całując swojego misia w czoło.
Położyłem się w
łóżku, ale szczerze, to już nie miałem ochoty na nic. Było około północy, ja
musiałem wstać o piątej do pracy, chciałem się chociaż trochę wyspać, a z Yuu…
No, nie dało się. Dlatego stwierdziłem, że nie będę nawet walczył z sennością.
Nastawiłem jeszcze budzik na piątą, po czym przyłożyłem głowę do poduszki. Nie
minęła chwila, gdy sen przygarnął mnie do siebie.
W nocy obudził
mnie dziecięcy krzyk. Zerwałem się do siadu, nie będąc pewnym czy to mi się
przyśniło, czy naprawdę któreś z naszych dzieci krzyczało. Zapaliłem lampkę i
zobaczyłem, jak Yuu również podrywa się na nogi. Spojrzeliśmy po sobie i wręcz
pobiegliśmy do pokoju na górze. Wbiegłem przed Yuu po schodach i coś mnie
tknęło. Shiro nie zamknął bramki rozporowej, a tyle mówiliśmy, żeby ją zamykać.
W konsekwencji tego, że zobaczyłem otwartą bramkę, tylko się jeszcze bardziej
zdenerwowałem. Wpadłem do pokoju dziecięcego, zapalając światło. Hiroshi
płakał, pozostała dwójka również cała się trzęsła. Zaraz rzuciliśmy się z Yuu
do maluchów, żeby je uspokoić, ale nijak nie mogliśmy.
− Co się stało?
– spytałem, tuląc do siebie bliźniaki. Yuu przyciskał do siebie Yoshi, kołysząc
nią delikatnie.
− Wyglądał jak
tatuś, ale ma dłuższe włosy – wycharczała Yoshi, mało się nie dławiąc łzami.
Popatrzyłem na
męża, a on na mnie.
− Jak ja? –
spytał Yuu.
− Nie – Yoshi
pokręciła głową.
− Kochanie, coś
ci się przyśniło – westchnąłem.
− Nie! – pisnął
Hiro. Aż byliśmy zaskoczeni z Yuu, że się odezwał.
Nie mogliśmy
uspokoić dzieci, dlatego wzięliśmy je do swojego pokoju. Dzieci po jakimś
czasie zasnęły u nas w łóżku, a my poszliśmy na górę, żeby zobaczyć, czego
mogły się przestraszyć nasze dzieci. Może to był jakiś cień albo któraś z
zabawek się przesunęła, spadła na podłogę, no i ot całe zamieszanie. Jak
wiadomo, niewiele potrzeba na dziecięcą wyobraźnię.
− Dlaczego nie
zamknąłeś bramki przy schodach? – spytałem, gdy już weszliśmy do pokoju dzieci.
− Jak to nie
zamknąłem? – Shiroyama nie krył zaskoczenia.
− No nie
zamknąłeś jej. Schodziłeś za mną, gdy kładliśmy dzieci spać.
− Zamknąłem ją.
− Nie, nie
zamknąłeś. Była otwarta.
Shiro założył
ręce na siebie. Chwilę tak stał, marszcząc brwi, jakby próbował sobie
przypomnieć, co robił te cztery, pięć godzin wcześniej.
− Zamknąłem, do
cholery. Przecież zawsze zamykam tę bramkę, nigdy bym nie zapomniał –
oświadczył w końcu z przekonaniem w głosie.
− Jak widać,
zapomniałeś tym razem.
− No przecież ci
mówię, że…
− Już,
wystarczy. Nie tłumacz się. Była otwarta, trudno. Nie mam zamiaru się teraz o
to kłócić, ty masz wolne, ale ja muszę za… półtorej godziny wstać do pracy.
− Sam zacząłeś.
Westchnąłem,
pocierając skronie. Popatrzyliśmy na siebie. Obaj byliśmy senni, zmęczeni i
jednocześnie zaniepokojeni całą tą sytuacją. Obejrzeliśmy jeszcze pokój dzieci,
jednak nic w nic nie znaleźliśmy ciekawego. Wróciliśmy więc do łóżka.
Nie spałem przez
te półtorej godziny. Yuu również nie mógł spać, dlatego po prostu leżeliśmy,
jednak nawet nie rozmawialiśmy. Budzik zadzwonił o piątej, a ja wstałem, po
czym poszedłem się ubrać. Moja złość na Yuu, że nie zamknął bramki, powoli
mijała. Umyłem zęby oraz twarz w łazience. Zimna woda lekko mnie otrzeźwiła i w
jednym momencie doszedłem do wniosku, że nie ma co się złościć.
− Chcesz kawę? –
spytał Yuu, zaglądając do łazienki.
− Poproszę –
wytarłem twarz ręcznikiem.
Shiro poszedł do
kuchni, a ja popatrzyłem na swoją twarz. Oczy miałem podkrążone, skórę szarą
jak papier i ogólnie wyglądałem, jakbym wstał z grobu. Bardzo pożałowałem, że
nie posiadałem choćby korektora, bo z chęcią zakryłbym te paskudne cienie pod
oczami. Westchnąłem jedynie z bezsilności, po czym poszedłem do swojego męża.
Yuu akurat zalewał wodą kawę.
− Słuchaj, ta
bramka…
− Zapomniałem
zamknąć – przerwał mi. W jego głosie nie było za grosz przekonania. Czułem, że
kompletnie nie ma ochoty na dyskusje na ten temat i wcale mu się nie dziwiłem.
Obaj byliśmy niewyspani.
− Nie o to mi
chodzi. Po prostu naskoczyłem na ciebie ze złości – objąłem Shiro w pasie.
Wtuliłem twarz w jego plecy, jakbym próbował się ukryć przed wszelkimi
problemami. Po kuchni zaczął się roznosić miły zapach czarnej kawy. – Przepraszam.
− Jasne –
westchnął. – Będziesz szedł dzisiaj na siłownie? – spytał.
− Nie mam dziś
ochoty. Prędzej tam padnę.
− No tak. Po tej
nocy.
Odwrócił się ku
mnie, a następnie złożył delikatny pocałunek na moim czole. Zamruczałem jedynie
z przyjemności pod wpływem dotyku jego ciepłych warg.
*
Następnego dnia,
w poniedziałek, miałem w zasadzie cały dzień wolny. Rano, kiedy dzieci były już
w przedszkolu, a Yuu w pracy, poszedłem na siłownię. Nie robiłem jakiś
skomplikowanych ćwiczeń. Na wstępie robiłem rozgrzewkę, następnie przez
dwadzieścia minut biegałem intensywnie na bieżni, a później szedłem na orbitek.
Nienawidziłem wszelkich ćwiczeń, które miałyby wymagać ode mnie podnoszenia
ciężarów, jednak Yuu nauczył mnie kilku ćwiczeń ze sztangą oraz z hantlami.
Dlatego ze sztangą robiłem ćwiczenia głównie na dolne partie ciała – żeby mąż
był zadowolony i miał za co złapać – natomiast z hantlami trenowałem ręce,
które potrzebne mi były w pracy.
Praktycznie po
półtorej godziny byłem już po treningu. Wziąłem jeszcze prysznic w łazience na
siłowni, po czym pojechałem na zakupy. Kupiłem wszelkie potrzebne do domu produkty,
głównie spożywcze. Poza tym stwierdziłem, że przejdę się też po centrum
handlowym. Chodząc tak po sklepach, nie znalazłem jednak niczego, co przykułoby
moją uwagę. Darowałem więc sobie zakupy i wróciłem do domu. Na wycieraczce
przed drzwiami siedział Taiga. Rudy kocur wstał od razu na mój widok,
zaczynając donośnie miauczeć, jakby mnie witał.
− No cześć,
kochanie – powiedziałem do kota. Yuu był zawsze zazdrosny o naszego zwierzaka,
czasami śmiał nawet twierdzić, że Taigę traktuję czulej od niego. No co ja
mogłem poradzić na to, że nasz kot był taki malutki, milusi i puchaty. Nadawał
się idealnie do kochania, tulenia, miziania, spania w łóżku. Fakt, czasami
potrafił być naprawdę wredny i zaczynał gryźć, gdy coś mu się nie podobało, ale
poza tym, był najmilszą istotą na planecie. – Taiga, przesuń się, bo muszę
drzwi otworzyć – oznajmiłem, stawiając trzy siatki z zakupami oraz torbę z
siłowni na ziemi. Wyciągnąłem pęk kluczy z kieszeni, a następnie odnalazłem ten
właściwy od mieszkania. Otworzyłem drzwi, kot wbiegł pierwszy do środka,
miaucząc. Pewnie od razu pobiegł do kuchni, żeby coś zjeść. Wtaszczyłem
wszystkie rzeczy do domu. Gdy byłem już w drodze do kuchni, usłyszałem, że gra
muzyka. Zdziwiłem się bardzo, bo wydawało mi się, że nie włączałem radia.
− Yuu? Jesteś w
domu? – spytałem dla pewności. Może mąż wrócił wcześniej i schował samochód do
garażu. Albo pojechał na siłownię i minęliśmy się po drodze, a miał tendencję
do tego (ja również zresztą), by zostawiać włączone radio.
Nikt mi jednak
nie odpowiedział. Jedynie Taiga zamiauczał z kuchni. Czekał tylko na to, aż
dostanie coś do jedzenia. Nie przejąłem się więc, tylko wyłączyłem radio, po
czym poszedłem do kuchni. Nakarmiłem futrzaka, rozpakowałem zakupy i ugotowałem
zawczasu obiad. Gdy skończyłem, poszedłem się jeszcze położyć spać. Dochodziła
trzynasta, stwierdziłem, że zdrzemnę się jeszcze z dwie godziny, żeby w nocy
nie być aż tak sennym. Kot położył się ze mną, na miejscu Yuu. Shiro nigdy nie
lubił, gdy kot kładł się w łóżku, później skarżył się, że wszędzie jest sierść.
Na całe szczęście, Yuu nie było, dlatego Taiga mógł ze mną bezkarnie spać w
łóżku. Mój futrzany przyjaciel wtulił się w mój bok, a ja objąłem ramionami
poduszkę. Niedługo później zasnąłem.
Obudziłem się
około dwie i pół godziny później. Coś stuknęło całkiem głośno. Rozejrzałem się
sennie po pomieszczeniu. Taiga siedział na łóżku, wpatrując się przed siebie.
Machał rudym ogonem, jakby był naprawdę zły. Pogłaskałem kota po grzbiecie,
jednak zupełnie mnie zignorował, jakbym mu w czymś przeszkadzał.
− Co się dzieje,
przyjacielu? – podniosłem się, zsuwając nogi na podłogę. Popatrzyłem na
zegarek. Yuu powinien był niedługo wrócić z dziećmi. Doprowadziłem się więc do
względnego porządku, po czym poszedłem do salonu. Radio znowu grało. Speaker podawał
akurat w wiadomościach jakieś informacje.
− Śmieszne –
stwierdziłem, wyłączając radio.
Odgrzałem
ugotowany wcześniej obiad i zrobiłem sobie oraz Yuu kawę. Mąż wrócił niedługo
później z naszymi pociechami. Siedziałem wówczas z kotem na kolanach w kuchni,
przeglądając magazyn z naukowymi ciekawostkami. Popijałem przy okazji nieco
zbyt gorącą kawę.
− Jesteśmy! –
oznajmił głośno z przedsionka mój luby.
− Cześć! –
odpowiedziałem.
Zaraz zaczęło
się szaleństwo, dzieci wróciły głodne z przedszkola. Poskromiliśmy z mężem
wygłodniałą hordę, po czym zjedliśmy całą piątką obiad. Powiedziałem Yuu, że
radio chyba się zepsuło, bo zaczęło się samo włączać.
− Uhm, tak –
pokiwał głową, przełykając. – Zapomniałem ci powiedzieć. Wczoraj też się włączyło,
gdy wyszedłeś.
− Poważnie? Może
robi się jakieś spięcie i się włącza.
− Nie wiem,
możliwe. Nie znam się na elektronice.
Chwilę później
Yoshi i Haru zaczęły się przekrzykiwać w opowiadaniu o tym, jak było w
przedszkolu. Hiro zaczął się bawić jedzeniem. Nagle Yoshi rzuciła w niego
kawałkiem kurczaka. Zganiłem córkę za zachowanie przy stole.
Po obiedzie
poszedłem się szykować do pracy. Dzieci bawiły się w salonie ze sobą. Yuu
natomiast poszedł ze mną do sypialni.
− Zapomniałem
zrobić pranie – westchnąłem.
− Nie martw się,
ja już zrobię.
− Mhm –
pocałowałem go w policzek. – Dziękuję.
Yuu usiadł na
łóżku, patrząc na mnie, podczas gdy ja przebierałem się w świeżą koszulkę.
Zacząłem pakować do torby swoje rzeczy.
− Zastanawia
mnie, kiedy to się skończy – oznajmił w końcu Yuu głosem naprawdę zmęczonym.
− Co takiego?
− Twoja praca w
nocy.
Spojrzałem na
niego zaskoczony. Pierwszy raz w ogóle mówił takim tonem o mojej nocnej
zmianie.
− Stażyści
niedługo odchodzą. Pewnie będę miał rzadziej nocny dyżur albo wcale.
− No mam
nadzieję, że wcale.
Zmarszczyłem
brwi. Nie powiem, zaniepokoił mnie nieco ten ton głosu oraz nagłe poruszenie
tematu mojej nocnej pracy.
− Coś się stało?
− Oprócz tego,
że sam spędzam noce, to w zasadzie nic.
− Wcześniej
jakoś ci to nie przeszkadzało.
− Wcześniej nie
chciałem o tym mówić. Po prostu coraz bardziej męczy mnie to, że bez przerwy
się mijamy. Albo jesteś w pracy od rana do nocy, albo od nocy do rana.
− Mówiłem ci, że
tak będzie – usiadłem obok niego. – Mnie też to przecież męczy. Myślisz, że mam
ochotę siedzieć w pracy, kiedy mógłbym być z tobą i dziećmi? Chyba damy radę
jeszcze wytrzymać do końca miesiąca.
− No jasne –
pocałował mnie lekko w usta.
Czyli jednak mu
to przeszkadzało. Zamiast się zdenerwować, że Yuu tak nagle się oburzył na moją
nocną zmianę, to naprawdę się ucieszyłem, że w k o ń c u powiedział, co o tym sądzi. Już zaczynałem mieć pewne
obawy, bo w żaden sposób nie robił mi wyrzutów, o to, że wychodzę w nocy,
wprost przeciwnie, był nawet pozytywnie nastawiony i zawsze mnie podnosił na
duchu, gdy musiałem spędzić całą noc w szpitalu. I to zaczynało być powoli
okropne.
Dobre było
jednak to, że wziąłem trzy dni wolnego w tym tygodniu. Wychodziliśmy na wesele,
mogliśmy spędzić trochę czasu razem. Z początku chcieliśmy wziąć dzieci ze
sobą, jednak po dłuższym namyśle uznaliśmy, że zostaną w domu z Rudą, Pulchną,
Jeżykiem i Okularnicą. Na jedną noc, oczywiście, nie na trzy dni. Dziewczyny
już nieraz zostawały z naszymi dziećmi, gdy my gdzieś wychodziliśmy, wiedziały
dokładnie co mają zrobić, gdyby coś stało, gdzie i do kogo zadzwonić. Poza tym,
wszystkie były starszymi lub średnimi siostrami i umiały zajmować się dziećmi.
Dodatkowo, nasze maleństwa je uwielbiały i miały je za starsze siostry albo
ciotki. Zapowiadał się jednak jeden wieczór bezkarnej zabawy z alkoholem.
W dzień imprezy,
dziewczyny przyszły do nas dwie godziny przed naszym wyjściem. Wszystkie były
cholernie podekscytowane, że znowu będą mogły spędzić noc w wolnym domu.
− Oczywiście
będziecie się uczyć z historii, no nie? – powiedział Yuu, wyciągając torbę z
szafy. No pewnie, że nie byliśmy jeszcze spakowani, wszystko zawsze na ostatnią
chwilę. – Przepytam was później.
− O rany… -
jęknęła Jeżyk.
− Yuu, daj im
spokój.
− No przecież
żartuję.
Ruda, Pulchna,
Jeżyk i Okularnica poszły już do salonu, żeby zająć się naszymi dziećmi, a my
błyskawicznie poszliśmy się przebrać oraz spakować. Wzięliśmy wspólną
kosmetyczkę oraz jakieś ubrania na zmianę. Sprawnie nam poszło, dlatego równie
szybko się przebraliśmy – w garnitury. Pomogłem swojemu mężczyźnie zawiązać
krawat i już mogliśmy wychodzić. Jeszcze, zanim opuściliśmy dom, powtórzyłem
dziewczynom wszystko, co zawsze im powtarzałem.
− Jesteśmy oboje
pod telefonem, więc jakby co, to dzwońcie. Poza tym, w kuchni przygotowana jest
kolacja dla dzieci i dla was, ale jak nie chcecie, to możecie zawsze coś sobie
zrobić, kuchnia jest cała dla was. Aha, no i sześć tysięcy jest na szafce,
jakbyście chciały coś zamówić (6 tys. Jenów, na obecny kurs, to ok. 200 PLN
dop. aut.). I jeszcze rzeczy dla dzieci do spania i do ubrania rano są też
przygotowane na górze. Nie dawajcie im na noc nic słodkiego. No i pamiętajcie
też, żeby się upewnić, że drzwi są zamknięte od domu. Pościeliłem wam już łóżka
w pokoju gościnnym, zawsze możecie się też przenieść do salonu. Aha i nie
kąpcie maluchów, my się tym zajmiemy jutro, no i…
− Takanori,
spóźnimy się – westchnął Yuu, opierając się o ścianę. Skrzyżował kostki, a ręce
założył na siebie. Dziewczyny stały przede mną w rządku, słuchając, co im mam
jeszcze do powiedzenia.
− No już, już…
− Damy sobie
radę – oznajmiła Pulchna.
− To niepierwszy
raz – dodała Jeżyk.
Okularnica oraz
Ruda pokiwały głowami ze zrozumieniem. Westchnąłem tylko. Dziewczyny próbowały
podnieść mnie na duchu, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, że zostawianie dzieci
komuś pod opieką było dla mnie ogromnym stresem. Przeżywałem to, gdy musiałem
zostawić dzieci same z moim facetem, a co dopiero z kimś obcym. I nie to, że
nie ufałem jakoś Yuu, gdy dzieci były z nim same. Umiał się nimi zajmować, był
dobrym ojcem, najlepszym. Sam chciałbym mieć takiego. Problem był jednak taki,
że był tym typowym tatą, który, chociaż potrafił być naprawdę surowy, to
najlepiej sprawdzał się jako towarzysz zabaw. Ja byłem natomiast tym mamowatym
tatą, do którego przychodzi się z każdym problemem.
− No jasne… Tak…
Objąłem jeszcze
maluchy na pożegnanie, całując każdego w główkę oraz dokładnie je wąchając.
Strasznie lubiłem zapach dzieci, szczególnie noworodków. Chociaż nasze maluchy
pachniały naprawdę ładnie i mógłbym nawet powiedzieć, że uzależniłem się od
wąchania ich, tak jak od wąchania Yuu, to jednak nie czułem w tym zapachu tej
rodzicielskiej, genetycznej więzi. W sumie zacząłem się tak nad tym
zastanawiać. Gdy już byłem po trudnej rozłące z dziećmi, to powiedziałem o tym
Yuu. Siedzieliśmy już w samochodzie, mój mąż prowadził.
− Faktycznie,
dobrze pachną – stwierdził. – Takim słodkim mlekiem, no nie wiem.
− Co nie? –
zaśmiałem się. – Ale też masz tak, że podczas przytulania, gdy je wąchasz, nie
czujesz tego tak, to moje dziecko?
− A to się jakoś
czuje? – zdziwił się.
− Oczywiście. To
działa w obie strony. Swoje dzieci zawsze pachną jak te swoje. Tak też się
czuje rodziców. Mama ci nie mówiła, że właśnie pachniesz tak swojsko?
Shiro zerknął
tylko na mnie. Dopiero wtedy zreflektowałem się, co takiego powiedziałem.
Miałem wielką ochotę ugryźć się w język.
− No nie mówiła
– odparł gorzko.
− Przepraszam…
Kompletnie zapomniałem.
− W porządku –
położył swoją dłoń na mojej. – Przecież to nic strasznego, rozmawialiśmy o tym.
− Tak.
Przez chwilę
milczeliśmy.
− Nie myślałeś
może o tym, że chciałbyś poznać swoją matkę? Dowiedzieć się, jaka była?
− Nie bardzo –
westchnął. – To by była dla mnie obca kobieta. Ale może by mi powiedziała, że
ładnie pachnę.
Zaśmialiśmy się
obaj. Już więcej nie poruszaliśmy tego tematu. Byłem jednak pewny, że Yuu
gdzieś w głębi naprawdę chciałby poznać kiedyś swoją mamę. Dowiedzieć się, jaka
była, porozmawiać z nią.
Dojechaliśmy na
ślub kilka minut przed czasem. Cała ceremonia odbywała się za miastem, w
rezydencji przy lesie. Zaparkowaliśmy na niemal pełnym parkingu, a następnie
wręcz pobiegliśmy do sali, w której odbywała się cała ceremonia. Zajęliśmy
miejsca z tyłu i ledwo zdążyliśmy usiąść, a do środka weszła panna młoda. Panna
Hikari była dobrą koleżanką z pracy Yuu. Od dwóch lat uczyła historii w tej
samej szkole, w której pracował. Panna Hikari bywała u nas w domu wraz ze swoim
narzeczonym wielokrotnie, również my u nich. Można by powiedzieć, że żyliśmy w
naprawdę przyjacielskich stosunkach, chociaż jej partner nie do końca popierał
związki partnerskie, a tym bardziej jednopłciowe. Dlatego też z początku był
oschle do nas nastawiony. Dopiero później zobaczył, że z Yuu jesteśmy jak
wszyscy inni ludzie. On i Shiro nawet się zaprzyjaźnili do tego stopnia, że
czasami urządzali razem grille, chodzili na siłownię i ogólnie mieli wiele
wspólnych tematów do rozmowy.
Ceremonia
zleciała dość szybko. Po wszystkim nadszedł czas na pewne formalności takie jak
prezenty czy życzenia. Z Yuu wręczyliśmy młodym pieniądze, bo wiedzieliśmy, że
z pewnością się przydadzą, oraz sprzęt do górskiej wspinaczki. Wiedzieliśmy z
Yuu, że to była ich wspólna pasja i po części to właśnie ona ich połączyła.
Byli po prostu idealnie dobraną parą ze wspólnymi zainteresowaniami.
Shiro
przytaszczył do nas cały ten sprzęt, który już zapakowany od paru tygodni
jeździł w bagażniku jego mercedesa. W środku znajdowały się uprzęże, liny,
kaski, taśmy, sprzęt do asekuracji, ochraniacze oraz parę innych rzeczy. Czyli
wszystko to, co było niezbędne do górskiej wspinaczki.
− Tak się
cieszę, że jesteście tu obaj – oświadczyła Hikari już podczas wesela. Minoru i
Yuu rozmawiali akurat gdzieś wraz z innymi gośćmi. – I dostaliśmy od was taki
cudowny prezent!
− Oby wam służył
– objąłem ją, całując w policzek.
− Będzie na
pewno!
Przysiedliśmy
obok siebie na czyichś miejscach. Większość gości już tańczyła nieco podpita.
Zauważyłem, że Yuu został porwany od Minoru spod ściany przez jakąś starszą
panią i mało się nie zakrztusiłem drinkiem ze śmiechu. Z Hikaru zaczęliśmy
zwyczajnie plotkować o wszystkim o niczym. W końcu zagadnąłem ją o dzieci.
− Na razie nie
chcemy – Hikari uśmiechnęła się do mnie blado. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
− Najpierw
kariera?
− Tak. Wiesz,
Minoru prawdopodobnie dostanie awans, może przeprowadzimy się do większego
domu. Jeszcze wszystko przed nami.
− Dokładnie –
zaśmiałem się. – Oby wszystko szło po waszej myśli.
Nagle przyszli
do nas nasi partnerzy. Yuu wyciągnął mnie na parkiet, Minoru wziął do siebie
Hikari. Kilka osób patrzyło na mnie i na Shiro naprawdę krzywo. Zdawało mi się,
że usłyszałem nawet, że ktoś mówi pedał,
ale nie byłem pewny czy to już nie przewrażliwienie. Zarzuciłem Shiro ręce na
ramiona i tak bujaliśmy się w rytm muzyki.
Około godziny
drugiej wylądowaliśmy w naszym pokoju. Yuu był całkiem nieźle napity, próbował
się nawet do mnie dobierać, co mnie tylko rozbawiło. Nieporadnie ściągnął ze
mnie muszkę. Próbował zdjąć ze mnie koszulę, ale nie umiał rozpiąć guzików,
dlatego dał sobie spokój i zły położył się na łóżku. Usiadłem na nim okrakiem,
również pijany – ale nie aż tak jak on – i pocałowałem go. Rozebrałem Yuu oraz
siebie, jednak na tym się skończyło. Nie byliśmy w stanie nawet się jakoś
popieścić.
− Rany, ale bym
cię zerżnął – powiedział nieco pijackim tonem. Obaj już zasypialiśmy, jednak Yuu
jeszcze coś bełkotał. – Tak cały dzień liczyłem… że coś dzisiaj, tak sami. I
tak wyglądałeś… super ładnie. Normalnie bym cię zjadł.
− No weź się
zamknij – wymamrotałem półprzytomnie.
− Ale ja ci
komplementy prawię… Niedobry jesteś.
Rano obudziliśmy
się dość późno, dopiero po dziesiątej i przez dłuższy czas po prostu leżeliśmy,
umierając z bólu głowy. Kac morderca nie ma serca. Powiedziałem Yuu, że jeszcze
w nocy chciał mnie wyruchać i nie mógł mi uwierzyć, bo tego nie pamiętał nawet.
− W takim stanie
chciałem cię brać? Popieprzyło mnie – westchnął, wtulając się w moje ramię.
Pewnie nawet nie chciał myśleć teraz o czymkolwiek, nawet o stosunku. Ja tak
samo. Myślenie o tym, że mielibyśmy teraz uprawiać seks przyprawiało mnie o
mdłości. – Ale chyba nie przy wszystkich?
− Nie, dopiero w
pokoju.
− O rany –
jęknął.
Tego dnia
naprawdę pożałowałem, że mamy dzieci. Wróciliśmy do domu około trzynastej.
Dziewczyny siedziały u nas i zwyczajnie gotowały obiad, bo nie były pewne, o
której wrócimy. Byliśmy z Shiro na naprawdę niezłym kacu. Nie pamiętałem w
ogóle, kiedy ostatni raz piliśmy, wyszliśmy kompletnie z wprawy. Kiedy
dziewczyny nas zobaczyły, to wydawało mi się, że bardzo mają ochotę się śmiać,
ale się powstrzymują.
− Udało się
wesele? – spytała Pulchna. Cała czwórka stała przy szafkach w kuchni i każda
coś robiła. Pulchna mieszała w jakieś zupie, Okularnica kroiła warzywa, Jeżyk
coś obierała, a Ruda bawiła się z dziećmi. Wszystkie na moment przerwały swoje
działania, a dzieci z piskiem do nas przybiegły.
− No, jak widać
– odparłem.
− Tata!!
− Tatuś!
Dziewczynki
skoczyły na Yuu, który z istnym bólem na twarzy wziął je na ręce. Ja natomiast
przygarnąłem do siebie Hiro. Chociaż bolała mi głowa i wolałbym umrzeć, to
jednak dzieci i tak nieco polepszyły mój nastrój. Yuu chyba też, bo po chwili
zaczął się uśmiechać i dawać całusy naszym księżniczką. Przysiedliśmy przy
stole, dziewczyny podały nam po szklance wody oraz tabletki na kaca. One by już
mogły u nas zamieszkać, wiedziały o położeniu wszystkich rzeczy, włącznie z tymi
tabletkami na kaca.
− A jak dzieci,
grzeczne były? – spytałem, głaszcząc Hiroshiego po włosach. Chłopiec przytulił
się, oplatając mnie pulchnymi łapkami w pasie. Przytrzymywałem go jedną ręką,
by przypadkiem się nie zsunął. Dziewczynki podobnie tuliły się do Yuu.
− No, dzieci jak
dzieci. Spokojnie było – przyznała Ruda, która przysiadła obok nas.
Pozwoliliśmy, by dziewczyny dokończyły gotowanie. – Ale coś dziwnego się
wczoraj stało.
− Co takiego? –
spytał Yuu.
− Telewizor się
włączył sam.
Spojrzeliśmy z
mężem po sobie.
− Telewizor? –
powiedzieliśmy jednocześnie.
− A nie radio? –
zapytałem.
− Telewizor! –
odparła przejęta Pulchna.
− Tak, tak –
przytaknęła Okularnica.
− To było
straszne – dodała Jeżyk. – Siedziałyśmy w salonie i gadałyśmy, no i tak niespodziewanie
zaczął śnieżyć.
− Ostatnio radio
się samo włącza – oznajmiłem. – Ale telewizor jeszcze się nigdy sam nie
włączył.
− No i… to
naprawdę dziwne, ale ktoś chyba chodził w nocy po korytarzu – powiedziała Okularnica.
− Może któraś z
was?
− Tak się
wystraszyłyśmy tego telewizora, że ścisnęłyśmy się razem w pokoju. Ktoś biegał –
oznajmiła Ruda. – Już chciałyśmy dzwonić na policję.
Z Yuu znowu
spojrzeliśmy na siebie. Coraz mniej nam się to wszystko podobało.
*
Do wieczora kac
nam minął i chwała losowi, bo naprawdę ledwo mogłem wytrzymać. Dziewczyny już
dawno wróciły do domów. Oczywiście dostały od nas zapłatę za opiekę nad
krewetkami i poodwoziliśmy je z Yuu, żeby mieć pewność, że wrócą bezpiecznie do
siebie. Dzieci spały u siebie, a ja i Shiro stwierdziliśmy, że mamy ochotę na
seks i czemu by się nie rozerwać w kuchni.
Yuu posadził
mnie na wyspie, całowaliśmy się zachłannie i namiętnie, tak jak dawno tego nie
robiliśmy. Oplotłem męża nogami w pasie, by przypadkiem nie oddalił się ode
mnie choćby na milimetr. Miałem wrażenie, że z każdą chwilą coraz bardziej
tracę głowę i byłem pewny, że nie skończy się też na szybkim numerku w kuchni.
Wsuwaliśmy sobie języki w usta, ślina Yuu mieszała się z moją. Pozbyliśmy się
koszulek, miś ujął moją twarz w dłonie, całując mnie tak głęboko i namiętnie,
że prawie straciłem tam przytomność, oddając się w przyjemne ramiona pożądania.
Zdjęliśmy spodnie. Nie byłem w stanie już wytrzymać. Pociągnąłem Shiro mocno za
włosy, drugą rękę wsunąłem w jego bokserki, łapiąc go za przyrodzenie. Chyba
wieki nie miałem już jego penisa w dłoniach i mogłem śmiało powiedzieć, że się
stęskniłem. Zeskoczyłem z wyspy, klękając przed swoim mężczyzną. Zsunąłem z
niego bokserki, po czym wziąłem go w usta. Yuu zamruczał nade mną niczym jakiś
drapieżny kot, a ja poczułem się, jakbym był w niebie. Shiro rozsunął nogi,
oparł się jedną ręką na brzegu wyspy, drugą złapał mnie za włosy, odgarniając
je przy okazji z mojej twarzy. Bezwstydnie robiłem mężowi loda w kuchni, dbając
przy okazji o to, by dać mu wszystko to, czego nie mogłem w ostatnim czasie z
powodu pracy oraz stresu. Teraz czułem się piekielnie wyzwolony, jakby nie istniało
nic poza tym, co było w zasięgu mojego wzroku – jakby nie istniał nikt, prócz
mnie i Yuu. W ten sposób pragnąłem właśnie teraz myśleć, podczas gdy sprawnie
poruszałem głową, namiętnie biorąc go coraz głębiej. Yuu westchnął głęboko,
szarpiąc mnie za włosy. Przyspieszyłem ruchy, dotykając jego jąder. Chciałem,
żeby doszedł, moglibyśmy wtedy przejść później do sypialni i zwyczajnie
uprawiać seks. Dłużej.
W pewnym
momencie Shiroyama szarpnął mną do tyłu, co mi się nie spodobało. Wyciągnąłem
jego przyrodzenie z ust, po czym spojrzałem w górę, posyłając mu niezadowolone
spojrzenie, że mi przerwał.
− Co? –
spytałem, starając się zapanować nad złością. Bardzo nie chciałem psuć nastroju
między nami.
Yuu pogłaskał
mnie po włosach, jakbym był jego dobrym pieskiem. Spojrzał gdzieś w przestrzeń,
w stronę salonu. Podniosłem się z podłogi, patrząc w tą samą stronę, co on.
− Wydawało mi
się, że ktoś tu chodzi – odparł.
− Niby kto? –
spytałem, klejąc się do niego. Jedną ręką złapałem go za pośladki, drugą za
penisa. Mówiłem niskim tonem wprost do jego ucha. – Zdawało ci się tylko.
Dzieci śpią, jesteśmy tu sami.
− No nie wiem –
westchnął, obejmując mnie w pasie, jakby zaraz miał mnie przed czymś osłonić.
Potarłem jego wędzidełko, całując go zmysłowo po szyi. Pragnąłem, by uwaga Yuu
skupiła się w całości na mnie. W końcu podziałało, bo zaczęliśmy się na nowo
całować. Dałbym się pokroić, byle tylko móc się z nim kochać, gdyż powoli
zaczynałem odczuwać seksualną frustrację. Pragnąłem, by jego dłonie sunęły po
moim ciele, by pożądliwie dotykał mnie tam, gdzie tylko on mógł i robił ze mną
wszystkie te rzeczy, podczas których mama kazała mi zakryć oczy na filmach.
Czułem się niewypowiedziane szczęśliwy, gdy mogłem być z nim jako jedno, jakbyśmy
byli jednym organizmem.
W końcu Yuu
zsunął ze mnie slipki. Zdjąłem je z nóg, odrzucając je gdzieś na bok. Byliśmy
teraz obaj kompletnie nadzy. Yuu potarł lekko swoim penisem o mój. Westchnąłem,
opadając w jego ramiona. W jednej chwili zapragnąłem, by zaniósł mnie do łóżka,
związał i zgwałcił. Jednakże, sprawy potoczyły się nieco inaczej. Shiro
odwrócił mnie tyłem do siebie, oparłem się o rękoma o wyspę. Pocałował mnie
delikatnie w kark, następnie zaczął składać pocałunki wzdłuż mojego kręgosłupa.
Wydałem z siebie pełen zadowolenie pomruk, mąż złapał mnie w pasie jedną ręką,
drugą wziął mojego członka, powoli poruszając na nim dużą dłonią.
− Będzie ci
przeszkadzało, jeśli wezmę cię bez prezerwatywy? – spytał, całując mnie teraz
po ramionach. Zadrżałem, gdy poczułem, jak wilgotnym językiem sunie po mojej
rozgrzanej skórze.
− Nie –
odparłem, kręcąc lekko głową. Zawsze się cieszyłem, kiedy Yuu pytał o tego typu
rzeczy, bo to oznaczało, że przejmował się mną oraz moim zdaniem.
No i stało się.
Shiro jeszcze przez pewien czas wsuwał we mnie nawilżone śliną palce, aż w
końcu wsunął się do środka. Nie mam pojęcia, który z nas głośniej stęknął. Seks
po dłuższej przerwie z ukochanym, w dodatku bez zabezpieczenia – to było niebo.
Oparłem się wygodnie o wyspę, zginając ręce w łokciach oraz wypinając pośladki
w stronę męża. Shiro oparł swoje ręce na blacie tuż obok moich, wręcz
przykrywał mnie swoim męskim ciałem. Jego klatka piersiowa idealnie przylegała
do moich pleców, ocieraliśmy się o siebie. Odchylałem głowę, eksponując szyję,
Yuu schylał się lekko, zwalniając nieco oraz całując mnie po wystawionej szyi.
W końcu ukochany zaczął poruszać się tak mocno, że musiał złapać mnie za
biodra, gdyż moje nogi nie mogły ustać w miejscu i prawie bym się uderzył o
wyspę przed nami. Wbijał mi palce w skórę. Czując jego silny uścisk na swoim
ciele, miałem ochotę tam stopnieć. Ale chciałem, by trzymał mnie jeszcze
mocniej i jeszcze bardziej się poruszał. Tak chciało mi się krzyczeć, że prawie
wrzasnąłem na cały głos, gdy w końcu trafił z całej siły prosto w mój czuły
punkt. Ugryzłem się w rękę, jęcząc przy tym, chyba zbyt głośno, biorąc pod
uwagę fakt, że na górze spały nasze dzieci, a my uprawialiśmy seks w otwartej
kuchni. W oczach stanęły mi łzy, nogi ugięły się pode mną. Yuu sapał,
pojękiwał, ja mu wtórowałem. Bardzo chciałem już poczuć orgazm, ale z drugiej
strony wcale nie miałem ochoty kończyć tego, co właśnie działo się między nami.
To była naprawdę wyjątkowa chwila, podczas której nie myśleliśmy o tym, że
jesteśmy elegancką parą, która stara się dawać przykład innym oraz prezentować
związki jednopłciowe jako relacje w żaden sposób nie różniące się od innych.
Teraz to w ogóle nie miało znaczenia, żadnego z nas nie obchodziły jakieś
idealne związki, pozytywna prezentacja homoseksualizmu. Ja nie byłem panem
doktorem, on panem profesorem, w tej chwili on był moim Yuu, a ja jego Taką.
Była tylko miłość.
Yuu doszedł
pierwszy, co nie zdarzało się często. Pewnie dlatego, że zająłem się nim
wcześniej porządnie, dlatego spuścił się we mnie, cały drżąc z seksualnego
uniesienia. Czułem, jak się we mnie wylewa, zajęczał mi wprost do ucha. Zaczął
zwalniać ruchy bioder, aż w końcu zupełnie się zatrzymał. Zawisł nade mną,
normując zdyszany oddech. Jego penis stał jeszcze przez kilka chwil wewnątrz
mnie, aż w końcu zmalał. Opierałem się o wyspę, czując, jak ciepły oddech Yuu
za moim uchem przyprawia mnie o miłe dreszcze podniecenia.
− Nie doszedłeś?
– spytał, wychodząc ze mnie.
− Nie, ale to
dobrze.
Stałem tak
jeszcze przez kilka sekund, aż poczułem, jak sperma Yuu powoli ze mnie wypływa
i leniwie cieknie w dół po moich pośladkach oraz udach. Ukochany wytarł moje
ciało papierowym ręcznikiem, który zaraz wyrzucił. Następnie wziął mnie na
ręce, zanosząc do sypialni oraz gasząc po drodze wszystkie światła. Objąłem go
za szyję, czule się wtulając w jego męskie ciało. Chciałem być przez niego
dotykanym oraz pieszczonym jak najdłużej. Mogłem umrzeć, byle czuć jego dotyk
na sobie. Położył się wraz ze mną na łóżku, usiadłem na nim okrakiem, a on
złapał mnie za po pośladki. Leżeliśmy tak przez pewien czas, całując się czule.
Shiro powoli, lecz intensywnie masował mój tył, wpijając mi palce w skórę.
Ugniatał moje pośladki, jakby bawił się ciastoliną. W końcu na nowo zacząłem
się nim zajmować.
Położył się na
nim, tyłem do niego. Rozkraczyłem się, zginając nogi w kolanach i drugi raz
tego dnia zacząłem robić mu dobrze. Mieliśmy frajdę z 69, bo Yuu mógł pobudzać
oraz przygotowywać mnie z tyłu, a ja w tym czasie wykonywałem swoją powinność
na dole. To było świetne. W końcu nie mogłem już wytrzymać i gdy mój facet był
już wystarczająco twardy, przesunąłem się, odwróciłem oraz nabiłem się na
niego. Spojrzałem misiowi prosto w twarz. Obaj byliśmy gotowi na więcej doznań.
Spletliśmy się dłońmi, ja poruszałem biodrami, dając się zupełnie ponieść swoim
długo skrywanym rządzą. W końcu puściliśmy nasze dłonie, a Yuu wsunął mi dwa
palce w usta. Zacząłem je ssać oraz poruszać głową, a jednocześnie moje ruchy
bioder były coraz to intensywniejsze. Ukochany wolną ręką zaczął podszczypywać
moje sutki, drapać mnie po plecach oraz poruszać ręką na moim penisie. Sapnąłem
donośnie, on również jęknął. Chwilę później zmieniliśmy pozycję. Shiro usiadł
po turecku, opierając się plecami poduszki, a ja usiadłem na nim, ponownie tego
dnia przyjmując go w siebie. Tym razem Yuu poruszał biodrami, robił to mocno,
wręcz agresywnie. Trzymał mnie, jedną rękę wplątując w moje włosy. Wsunąłem
ręce między poduszki oraz jego plecy, drapiąc go z całych sił. Sapaliśmy,
postękiwaliśmy. Wręcz skakałem na swoim mężczyźnie pod wpływem jego ruchów,
odchylałem głowę, która wyglądała tak bezwładnie oraz niepewnie, jakby miała mi
za moment odpaść. Shiro był cudowny i mu to powtarzałem, byle tylko mile
łaskotać jego męskie ego. Jęczałem mu do ucha, że był niesamowity, że jest
wspaniale. Prosiłem o więcej, by robił to mocniej, głębiej. Aż dotarło do mnie,
że już dłużej nie dam rady. Miałem wrażenie, że zaraz zedrę mu całą skórę z
pleców, gdy tak jeszcze całował mnie po szyi, robiąc mi dodatkowo malinki.
Zajęczałem głośno jego imię, aż doszedłem, mając silny orgazm.
Ktoś biegał i to
mnie obudziło. Niechętnie otworzyłem oczy, ale jedyne co zobaczyłem, to tors Yuu,
do którego spałem przytulony, z jedną nogą przełożoną przez jego biodro.
Wtuliłem się w niego mocniej, wzdychając leniwie. Było mi tak przyjemnie ciepło
w jego ramionach, że w ogóle nie miałem ochoty dziś wstawać. Yuu spał jeszcze w
najlepsze, mały leń. Leżałem tak, patrząc na niego. Dotknąłem jego ust, czubka
nosa oraz policzków. Wiedziałem, że się nie obudzi, nigdy się nie budził, gdy
mu tak robiłem, dlatego bezkarnie bawiłem się jego twarzą, jakbym miał przed
sobą uroczego bobasa. Nagle usłyszałem, że ktoś znowu biegnie po korytarzu, a
następnie wbiega po schodach na górę. Zamarłem w jednej chwili. Yuu w tym samym
momencie przycisnął mnie do siebie mocniej przez sen, zamruczał coś i wetknął
nos w moje włosy. O rany, czemu kiedy spał, to musiał być tak strasznie uroczy?
Normalnie gdybym mógł, to bym go adoptował. Wysunąłem się z objęć męża, po czym
z wielkim bólem zwlokłem swoje ciało z łóżka. Przeszył mnie okropny chłód oraz
ból w okolicach tyłka.
Świetnie –
pomyślałem – ból dupy po idealnym seksie.
Wziąłem moją
specjalną maść na tego typu rzeczy oraz tabletki. Cieszyłem się, że jako
chirurg miałem bezproblemowy dostęp do różnych środków przeciwbólowych i mogłem
później normalnie funkcjonować, a nie skręcać się tak jak kiedyś, umierając
przez dni kilka, dopóki wszelkie podrażnienia nie zagoją się same.
Ubrałem się w
luźne bokserki oraz dresy. Narzuciłem jeszcze na siebie starą koszulkę i
poszedłem zobaczyć, co takiego działo się na korytarzu. Zostawiłem Yuu w
sypialni, która jeszcze pachniała jak dobry seks, po czym rozglądałem się
chwilę. Nikogo tu raczej nie było. Poszedłem do kuchni, żeby pozbierać porozrzucane
ubrania i mocno się zdziwiłem, bo niczego tam nie było. Yuu musiał posprzątać,
kiedy ja już zasnąłem, ale to dobrze. Nie miałem nawet chęci, by się schylać,
nie mówiąc już o sprzątaniu. Ucieszony, że mam mniej do roboty, poszedłem na
górę, by sprawdzić czy może dzieci już nie śpią i zaczęły hałasować. Wchodząc
po schodach dokonałem nieprzyjemnego odkrycia, a mianowicie, bramka rozporowa
była znowu otwarta. Byłem ostatnią osobą, która zaglądała do dzieci i
pamiętałem, że zamykałem ją dobrze. Zaniepokojony wszedłem do dziecięcego
pokoju. Krewetki spały w najlepsze w swoich łóżeczkach. Ze zdenerwowania
przygryzłem dolną wargę. Wyraźnie słyszałem, jak ktoś biegnie po korytarzu oraz
po schodach na górę. Wróciłem do sypialni, mąż powoli się wybudzał, leżał na
wznak. Gdy tylko wszedłem do sypialni, spojrzał na mnie rozanielony oraz
odrobinę niezadowolony, że nie leżałem z nim w łóżku. Gdy tylko przysiadłem
obok, porwał mnie w objęcia, całując po szyi.
− I jak? –
zamruczał mi do ucha. Zdaje się, że wciąż trzymało go seksualne spełnienie.
− Dobrze –
odparłem. – I dziękuję.
− Za co? Za
seks?
− Za to, że
posprzątałeś – pocałowałem go w kącik ust.
− Nie ma spra…
Gdzie niby?
− W kuchni?
Yuu popatrzył na
mnie, jakbym bawił się z nim w kotka i myszkę.
− Co ty mówisz?
– zaśmiał się, przewalając mnie na plecy. Zawisł nade mną, całując mnie
głęboko. Wsunął mi język w usta, zamruczałem, obejmując go za szyję. Czułem, że
miał wielką ochotę na poranny seks. Wsunął lekko dłoń pod moją koszulkę,
pomasował mi brzuch.
− No to kto tam
posprzątał? – powiedziałem, gdy tylko oderwaliśmy się od siebie na moment. Yuu
chciał mnie już zacząć na nowo całować, ale odwróciłem głowę. Jęknął
niezadowolony, składając pocałunki na mojej szyi.
− Mhm… może…
− Hm? –
wplątałem dłoń w jego włosy.
Rozległ się
dzwonek do drzwi. Yuu nie przerwał pocałunków, wprost przeciwnie, stał się
bardziej natarczywy. Już próbował ściągnąć ze mnie koszulkę, kiedy powiedziałem
mu, że ma iść otworzyć.
− Ale tak nago?
− No ubierz się,
golasie – klepnąłem go w pośladki, śmiejąc się. – Ja nie mam siły.
Shiro ubrał się
szybko, po czym poszedł otworzyć. Wyszedłem za nim. Okazało się, że przyszli do
nas Hikari oraz Minoru.
− Ojej! A my
jeszcze spaliśmy – powiedziałem na widok młodej pary.
− Możemy wrócić
później – powiedział Minoru ze śmiechem. Hikari spojrzała na nas z szerokim
uśmiechem. – Na przykład na kolację.
− Kolację? Która
godzina?
− Już pierwsza
po południu dochodzi – roześmiała się Hikari. – To przyjdziemy później.
− Nie, nie –
zaprotestował szybko Yuu. – Wchodźcie.
Usiedliśmy więc
z młodą parą w salonie. Podaliśmy kawę i ciasteczka, bo nic więcej nie mieliśmy
przygotowane. Hikari powiedziała, że pisała wczoraj wieczorem do Yuu czy mogą
wpaść z Minoru dzisiaj około trzynastej i podobno Yuu jej odpisał, że w
porządku. Spojrzeliśmy z Shiro po sobie. Wczoraj wieczorem to zajmowaliśmy się
innymi rzeczami… No ale Yuu sprawdził komórkę i faktycznie, Hikari wysłała mu
sms około dziesiątej wieczorem, a on jej odpowiedział jakieś dwie minuty
później.
− Ogólnie, to
chcieliśmy wam strasznie podziękować za sprzęt – oznajmił Minoru. – Naprawdę,
przejrzeliśmy go wczoraj i… no po prostu szczęki nam opadły. Musieliście się
nieźle wykosztować na tym.
− Ale to żaden
problem – machnąłem ręką. – Cieszymy się, że wam się podoba i oby wam dobrze
służył.
− Z pewnością.
Za dwa tygodnie wybieramy się w góry, więc go wypróbujemy.
− Tak? Tylko
uważajcie na siebie!
Po niedługim
czasie obudziły się w końcu nasze dzieci. Wzięliśmy je więc do siebie. W
przemiłej atmosferze siedzieliśmy w salonie. Maluchy jeszcze dostały śniadanie,
a później poszły się bawić na dywanie, będąc przy tym milutkie jak nigdy. W
końcu Minoru i Yuu tak się rozgadali nad żaglówkami, że aż wyszli nad jezioro,
żeby obejrzeć nasz mini jacht. Zostałem więc sam z Hikari. Zaczęliśmy rozmawiać
o rzeczach, których młoda żona nie chciała powiedzieć mężowi, żeby go nie
martwić, tak jak na przykład problem z cyklem miesiączkowym. Oświadczyła, że
martwi się, że może być w ciąży.
− Ojej –
bąknąłem, zaskoczony jej nagłym wyznaniem. – Powinnaś mu powiedzieć. Zrobiłaś
test? – spytałem.
− Zrobiłam trzy
i jeden wyszedł pozytywny. Ale nie czuję się jakoś… inaczej. No wiesz…
− Mhm. To może
to coś innego? Słuchaj, mogę cię umówić prywatnie do lekarza, to znajomy.
− Znajomy? No
sama nie wiem.
− Ale nie martw
się. Nikomu nic nie powie, w tym mi. Co ty na to? Zadzwonię do niego jutro,
jeśli chcesz.
− Mógłbyś?
− Oczywiście.
Nie bój się i pytaj go o wszystko, co cię martwi. To miły gość.
Hikari spojrzała
na mnie niepewnie, jakby naprawdę bała mi się o czymś powiedzieć. Po chwili
spuściła głowę, wlepiając spojrzenie w swoje dłonie oplecione wokół kubka z
kawą. Trochę mnie to zmartwiło, dlatego spytałem się czy może coś się stało.
− Trochę się
zastanawiam… nad Yuu – wykrztusiła w końcu z siebie.
Mało mi serce
nie stanęło. Najpierw gadka o ciąży, teraz zaczyna o Yuu.
− Nad Yuu? –
niestety, nie udało mi się ukryć zdenerwowania w głosie. Hikari spojrzała na
mnie spłoszona.
− To źle
zabrzmiało – wymamrotała.
− Żebyś
wiedziała – pokiwałem głową.
− Chodzi mi o
to… bo tak się dobrze dogadują z Minoru i… sama już trochę nie wiem co myśleć
czasami o Minoru. I nie chcę też nic sugerować.
Na moją ukochaną
matką, mało nie wstałem.
− Stop, powoli –
przerwałem jej. – Co się stało?
− Boję się, że
Minoru może… nie do końca jest hetero.
Na moment
zapadło między nami milczenie. Patrzyłem nieco zszokowany na Hikari, a ona
przygryzała dolną wargę ze zdenerwowania. Czułem się naprawdę dziwnie. Nikt
nigdy nie mówił mi tego typu rzeczy, że jest niepewny co do orientacji swojego
partnera.
− Dwa dni temu
wyszłaś za faceta, nie będąc pewna co do jego orientacji seksualnej? – mało nie
wypuściłem kubka z dłoni. – To chcesz mi powiedzieć?
− Tak –
nieśmiało pokiwała głową.
− A co m ó j Yuu ma do tego? – spytałem.
Specjalnie dodałem to mój, żeby pokreślić, że Shiro był naprawdę mój. Mój
facet, mój kochanek, mój mąż, moje wszystko, co z nim związane. Chciałem też w
ten sposób wyrazić, że nie dzielę się swoim partnerem, no i oczywiście, że
jestem zazdrosną suką, jeśli chodziło o niego.
− Słuchaj, ja go
wcale nie chcę w nic wciągać – pospieszyła z wyjaśnieniami. – Bo Minoru często
o nim wspomina, tak dobrze się dogadują i trochę się boję, że jeśli moje obawy
są prawdziwe i… może coś między nimi dojdzie…?
− Między Minoru
i Yuu?
− Tak…
Parsknąłem śmiechem.
Hikari posłała mi zdezorientowane spojrzenie.
− Kochana,
proszę cię. To mi wygląda na typową męską przyjaźń i cieszę się bardzo, że Yuu
może z kimś porozmawiać o takich rzeczach, bo ze mną to się za bardzo nie da.
Wątpię też, by Minoru jakoś skłaniał się co do niego, bo, jak dla mnie, jest
typowym heteroseksualistą. A poza tym, Yuu nigdy w życiu by się nawet do niego
nie zbliżył w ten sposób.
− Nie?
− Nie. Po
pierwsze, jestem ja. Trzymam Yuu tak krótko, jak tylko się da, ale gdyby coś,
to wydrapałbym mu oczy, możesz być pewna. A po drugie, Yuu nie jest w zasadzie gejem.
Mojej
towarzyszce mało oczy nie wypadły z orbit. Dla bezpieczeństwa odłożyła kubek z
kawą na stolik. Roześmiałem się tylko na jej reakcję. Co poradzić? Zaskakujące
informacje były chyba moją specjalnością.
− Jak to?
− On jest… jakby
to powiedzieć… Bardzo otwarty na wszystko i wszystkich. Ale znam jego gusta i
wiem, że nigdy by nawet nie pomyślał o twoim mężu w ten sposób. Nie gniewaj się
na mnie, ale prędzej mógłby tak pomyśleć o tobie.
− Ale… to… ojej
– wydukała. Zdaje się, że naprawdę ją zaskoczyłem. No cóż, wszystkich to zawsze
szokowało. Kto by pomyślał, że gej geja nie jest tak do końca gejem.
− Ale wracając
do tematu. Skoro nie jesteś pewna co do orientacji Minoru, to po prostu się go
o to spytaj.
− Nie… Boję się,
że się zbłaźnię.
− To twój mąż,
kiedyś na pewno się przed nim zbłaźnisz. Chociaż ten jeden raz mogę spytać za
ciebie. Co ty na to?
Hikari się
roześmiała na moją propozycję, jednak się zgodziła. W końcu do domu wrócili też
Yuu z Minoru. W tym czasie ja z Hikari rozgadaliśmy się na temat dzieci. Nasze
maleństwa w dalszym ciągu szalały, bawiąc się ze sobą na dywanie. Gdy tylko
weszli do środka, teraz rozprawiając o węzłach w żaglówkach, zagadnąłem Minoru.
− Słuchaj,
Minoru, zastanawiamy się czy nie jesteś może gejem albo bi, albo jeszcze jakiś
inny.
− A skąd ten
pomysł? – wciął się Yuu, który wyraźnie zirytował się moim pytaniem. Poczułem w
środku coś na wzór zadowolenia z siebie, bo sprawiłem, że zrobił się nieco
zazdrosny.
− Tak się tylko
zastanawiamy – Hikari pospieszyła z wyjaśnieniami. Zdaje się, że wystraszyła
się ostrego tonu Yuu.
− Nie no… ja to…
ehm… lubię kobiety – odpowiedział w końcu Minoru niepewnie.
− Ach. To w
porządku – odparłem z uśmiechem. Odwróciłem się z powrotem do Hikari. Zdaje
się, że mocno jej ulżyło po tym wyznaniu ze strony męża.
− Zaraz, o co
chodzi? – Yuu usiadł obok mnie. Z całej tej zazdrości nie wiedział, co ma ze
sobą zrobić, wręcz dygotał ze zdenerwowania.
− Nic takiego.
− Jak to nic? Na
pewno coś. No powiedz.
− Później,
dobrze? – złapałem go za dłoń, posyłając mu delikatny uśmiech.
Kiedy młodzi już
wyszli, powiedziałem Shiro, o czym rozmawialiśmy z Hikari. Był dość zaskoczony
tym, co mu oznajmiłem. Zaczął mnie gorąco zapewniać, że między nim i Minoru nic
nie ma, że to tylko przyjaciel. Już dawno nie widziałem go niczym aż tak
przejętego. Ostatni raz tak panikował, kiedy Yoshi się rozchorowała. Poważnie!
Wtedy to dopiero biegał wszędzie przejęty. Mała miała tylko przeziębienie, a on
zachowywał się, jakby miał zaraz dla niej przestawić cały świat do góry nogami.
Jednakże, to była jedna z tych chwil, gdy naprawdę pokazywał, ile rodzina dla
niego znaczy. Był czułym oraz kochającym ojcem i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
Pod wieczór
zjedliśmy w zasadzie wszystkie pozostałe posiłki, których nie zjedliśmy w ciągu
dnia. Dzieci biegały wokół stołu i wyspy, bawiąc się w berka, podczas gdy my
przygotowywaliśmy we dwóch kolację. Maluchy piszczały, krzesła szurały. Ktoś
się gdzieś przepychał, czołgał po podłodze, któreś maleństwo się przewróciło,
po czym znów wstało i biegło dalej. Właśnie to uwielbiałem w dzieciach –
beztroskę. Yuu też mi często powtarzał, że też chciałby mieć tak proste życie,
jak one. Sam osobiście pragnąłem tak samo potknąć się, upaść, otrzepać z
niepotrzebnego kurzu, a następnie wstać i biec dalej.
Kiedyś, jako
początkujący rodzice, przeżywaliśmy fakt, że któreś z naszych dzieci się
przewróci, nabije sobie guza albo skaleczy się w jakiś inny sposób. Teraz to
był dla nas chleb powszedni. Tak bardzo przywykłem do codziennych wrzasków i
przepychanek rodzeństwa, że nie wyobrażałem sobie dnia bez tego.
− Tata, Yoshi
mnie bije! – krzyknęła płaczliwie Haru. Podałem Yuu obrane jajko, by je wkroił
do sałatki.
− Yoshi, nie bij
siostry – powiedziałem, biorąc następne jajko do obrania.
− Ale ona
zaczęła! – fuknęła Yoshi, niemal tupiąc nogą.
− Nie szkodzi –
odparł Yuu. – Przemoc niczego nie rozwiązuje.
Spojrzałem na
Yuu z podziwem oraz rozbawieniem. Zerknął na mnie z niemym pytaniem wymalowanym
na twarzy. No kto by się spodziewał.
− Jak dziwnie to
brzmi w twoich ustach.
− Naprawdę? –
zaśmiał się.
− Tak.
Hiro przysiadł
obok nas na podłodze. On, w porównaniu do swoich sióstr, był znacznie
grzeczniejszy. Mało się odzywał, często po prostu gdzieś siadał, bawiąc się sam
ze sobą. Tak jak teraz. Wziął ze sobą samochodzik i bawił się nim, ignorując
rozwrzeszczane siostry. No co poradzić na kobiety – samochody.
Następnego dnia
obudziłem się cudownie wyspany. Zamruczałem przyjemnie, wtulając twarz w
poduszkę. Shiro obejmował mnie od tyłu, jakby przytulał się do pluszowej
zabawki albo poduszki. Westchnąłem jedynie, po czym sięgnąłem ręką po telefon
na szafce, by sprawdzić, ile mi jeszcze zostało do alarmu. Odblokowałem niemal
na oślep ekran, po czym niechętnie uchyliłem powieki.
7:24
am
Poza tym, że ordynator
dzwonił do mnie sześć razy, to na dziewiątą miałem przeprowadzić operację.
Jezusie świebodziński. To jak zerwałem się z łóżka, było totalnym mistrzostwem
świata. Obudziłem przy okazji Yuu, który niemal podskoczył zaskoczony na moje
nagłe ruchy.
− Wyłączyłeś
budzik?! – wrzasnąłem na Yuu, rzucając w niego telefonem. Trafiłem go w klatkę piersiową. Mąż spojrzał na mnie
zdezorientowany oraz równie zły, co ja.
− Z chuja
spadłeś? O co ci znowu chodzi? – warknął, drapiąc się po głowie.
− O to, że
jestem półtorej godziny spóźniony do pracy i ty też zaraz będziesz, ja
pierdolę. Wstawaj!!
Wbiegłem do
łazienki, szybko myjąc twarz oraz zęby. Usłyszałem, jak Yuu coś klnie. Sam
zaraz wleciał do toalety, mało na mnie nie wpadając. To był ekspresowy poranek.
Błyskawicznie się przebraliśmy, pobiegliśmy zaraz do dzieci, które pobudziliśmy
i równie szybko ubraliśmy. Mojego zdenerwowania oraz poziomu stresu nie były w
stanie opisać żadne słowa. Miałem wrażenie, że oszaleję. Nagle całe moje
poukładane życie runęło, bo nie zadzwonił budzik. Nie zjadłem śniadania, nie
wypiłem kawy, nie myłem zębów przepisowe dwie minuty, tylko jakieś pół.
Zapomniałem też zostawić jedzenie dla kota, który leżał gdzieś na fotelu w
salonie. Byłem wściekły i całą tą wściekłość miałem ochotę przelać na Yuu,
jednak nie miałem na to czasu. Zdążyłem jeszcze tylko podgrzać jedzenie dla
dzieci, Shiro powiedział, że już się wszystkim zajmie i mam jechać do pracy.
Byłem spóźniony ponad półtorej godziny, a do samego szpitala jechało się od nas
dobre 20 minut, gdy był mały ruch na drodze. Zdążyłem jeszcze powiedzieć Yuu,
że krzywo zapiął koszulę oraz przelotnie poprawić mu zmierzwione po śnie włosy,
po czym wybiegłem z torbą na zewnątrz. Wyprowadzenie samochodu z garażu, następne
stracone minuty…
Ten dzień był
okropny, chociaż operacja przeszła pomyślnie. Byłem jednak tak wściekły, że
zaspałem, że mało bym nie połamał wszystkich szpatułek laryngologicznych w
gabinecie pielęgniarskim. W końcu pielęgniarz, który asystował podczas
operacji, zwyczajnie mi je zabrał. Mało nie uderzyłem dłonią w stół ze złości,
jedynie wypuściłem wściekle powietrze nozdrzami. Jeden ze stażystów popatrzył
na mnie niepewnie.
− Przepraszam…
Czy wszystko w porządku?
− Nie –
odburknąłem.
− Ale operacja
poszła dobrze – wymamrotał drugi stażysta.
− Zamknijcie się
obaj – przerwał im pielęgniarz i chwała mu, bo miałem ochotę już któremuś
przyłożyć. – Panie doktorze, może kawy?
− Poproszę –
odparłem, stukając nerwowo w blat stołu. Dwójka stażystów była chyba coraz
bardziej zaniepokojona moim stanem.
Do pomieszczenia
weszła pielęgniarka z ciastkami oraz kanapką z bufetu dla mnie. Podziękowałem
jej mocno, że przyniosła dla mnie jedzenie. To była jedna z tych pielęgniarek,
która asystowała przy wszystkich moich operacjach, poza tym, pomagała mi w
prywatnym gabinecie. Znała mnie od nieco bardziej prywatnej strony, udało jej
się nawet poznać Yuu, który czasami przychodził z dziećmi, gdy kończyłem
przyjmować prywatnie.
− O rany, ale
dziś dzień – stwierdziła. Pielęgniarz podał mi kawę, jemu również
podziękowałem. – Pan doktor jakiś nie w sosie.
− Zaspałem –
westchnąłem.
− Jak nigdy –
zaśmiał się pielęgniarz, zajmując miejsce przy stażystach. – Zdarza się, nic
się nie poradzi.
− Wolałbym, by
to się nie zdarzało – odparłem.
Moja dusza
perfekcjonisty płakała, że poranna rutyna została tak podle zburzona.
Przez jeden, głupi budzik. A nie zaczęło
się aż tak źle, bo w ramionach Yuu, z nim w łóżku…
Westchnąłem
głęboko, sam do siebie i na pewno zbyt głośno. Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja
odniosłem wrażenie, że robię się czerwony na twarz.
− W porządku?
− Tak, tak…
− Ciężko na
duszy? – roześmiała się pielęgniarka.
− Ach… Odrobinę.
Nie miałem
kompletnej chęci, by wracać do domu po pracy, jednak to zrobiłem. Jeden z
radiologów spytał czy nie wyskoczę z nim na drinka, bo widać było po mnie, że
by mi się to przydało – dobrze się napić. Odmówiłem jednak, mówiąc, że w domu
czekają na mnie dzieci i może innym razem wyjdziemy, jak będę mniej zmęczony.
Zgodził się oraz życzył mi powodzenia w domu. Chociaż, gdy tylko myślałem o
tym, że mam wrócić do siebie i zobaczyć się z Yuu, to od razu czułem, że
wypełnia mnie złość. Shiro nie napisał do mnie ani razu w ciągu dnia, a
mieliśmy w zwyczaju wysyłać sobie smsy. Jeśli mieliśmy faktycznie zapieprz w
pracy, to po prostu pisaliśmy o tym i było po problemie. Jednak dzisiaj
zupełnie milczał. Liczyłem odrobinę na to, że może zostawił telefon w domu i
odezwie się do mnie, jak wróci, jednak tego nie zrobił. Świetnie, był obrażony,
że na niego rano nawrzeszczałem. Ale jak nie to nie, nie będę się starał za nas
obu.
A w domu było
okropnie. Shiro siedział w kuchni z dziećmi, a ja przyszedłem do nich cały
styrany po pracy. Spojrzeliśmy tylko z Yuu po sobie.
− Jestem –
oznajmiłem grobowym tonem. Podszedłem do szafki, by nalać sobie wody.
− Hej. I jak? –
mruknął od niechcenia, bardziej skupiając się na dzieciach.
− W porządku.
− Jak operacja?
− Też okej.
Poszła zgodnie z planem.
− To super.
Zdaje się, że
atmosfera między nami udzieliła się dzieciom. Żadne z nich nie dokazywało, nie
piszczało. Zdaje się, że były jakby wystraszone. Usiadłem z nimi przy stole.
Yuu podał mi talerz, zrobiłem sobie kanapkę.
− To rano… –
zaczął w pewnym momencie Yuu, gdy już tak siedzieliśmy dłuższy czas w napiętej
ciszy.
− Weź się do
mnie nie odzywaj – uciąłem.
Shiro spojrzał
na mnie zły. Tak, naprawdę się na mnie wściekł.
− Jak ty się do
mnie w ogóle odzywasz? – powiedział, starając się zapanować nad tonem, by nie
wystraszyć dzieci. Czułem, że miał ochotę na mnie krzyknąć, tak samo ja na
niego. Splótł dłonie na stole, zamknął na chwilę oczy, biorąc głęboki wdech
oraz wydech.
− Normalnie –
odpowiedziałem.
− To nie jest
normalne. Masz tak więcej do mnie nie mówić.
− Bo?
− Bo jest mi
przykro i ja tak nie mówię do ciebie. I nie wyłączyłem ci budzika, tak samo nie
wyłączyłem swojego – oznajmił, wstając. Wziął ze sobą dzieci i poszli razem do
salonu. Zostałem całkiem sam w kuchni.
W nocy nie było
łatwo. Położyliśmy się spać bez żadnego dobranoc ani pocałuj mnie w dupę.
Leżałem odwrócony tyłem do Yuu, tak samo on do mnie, i zżerały mnie coraz
większe wyrzuty sumienia, że tak go okropnie potraktowałem. Chciałem go
przeprosić, ale słyszałem po jego głębokim, spokojnym oddechu, że już spał,
więc postanowiłem przełożyć to na rano. Sam już zaczynałem zasypiać, kiedy
niespodziewanie doszedł do mnie jakiś odgłos z korytarza. Coś jakby spadło na
podłogę i się potłukło. Aż zerwałem się do siadu i zapaliłem lampkę przy łóżku,
bo hałas trwał. Znowu jakby ktoś biegał po korytarzu.
− Shiro –
szturchnąłem męża w bok, chcąc go obudzić. Byłem cały spanikowany. – Shiro,
obudź się!
− Co? –
wymamrotałem sennie, uchylając zaspane powieki.
− Słyszysz?
Ktoś przebiegł tuż
przed naszymi drzwiami od sypialni, znowu coś spadło na podłogę. Yuu zerwał się
na równe nogi i jak torpeda ruszył do drzwi. Wybiegłem za nim na korytarz. Mąż
pozapalał wszędzie światła, rozglądając się uważnie. Rozejrzeliśmy się obaj po
salonie. Wazon z różami, które dostałem parę dni temu od Yuu, leżał w kawałkach
na podłodze w kałuży, a pilot od telewizora leżał rozwalony koło drzwi od
przedsionka. Wyglądał, jakby ktoś nim rzucił o ścianę.
− Na wielką
Amaterasu – powiedział Yuu.
− Dzieci! –
rzuciłem się do schodów. Shiro był tuż za mną. Wpadliśmy do pokoju dziecięcego,
jednak nie zastaliśmy w nim nic niepokojącego. Dzieci spały spokojnie, jak
gdyby nigdy nic. Dla bezpieczeństwa, przeszukałem cały pokój, Yuu zajrzał do
dwóch pozostałych pokoi na piętrze oraz łazienki. Już dawno z tego
zrezygnowaliśmy, jednak zostawiliśmy w pokoju dzieci elektroniczną nianię, by w
razie czego słyszeć, gdyby coś się działo.
Przeszukaliśmy
resztę domu i nigdzie nic nie znaleźliśmy. Wszystkie drzwi i okna były
pozamykane, oprócz demolki w salonie nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek tu
był. Posprzątałem resztki ulubionego wazonu, wytarłem podłogę. Róże włożyłem do
innego naczynia i postawiłem je w kuchni na szafce. Yuu pozbierał pilot z
podłogi, po czym złożył go na nowo. Zaniepokojeni usiedliśmy w salonie na
kanapie. Ściskałem w drżącej dłoni słuchawkę od elektronicznej niani i nie
byłem w stanie się uspokoić. W głowie wciąż miałem odgłos tłuczonego szkła oraz
tupot stóp po panelach.
− Dobrze się
czujesz? – spytał Yuu. Pokręciłem tylko głową. – Cały się trzęsiesz.
− Nie mam
pojęcia, co to, kurwa, było.
Shiro nagle objął
mnie mocno, delikatnie nami kołysząc. Wtuliłem twarz w jego tors, wdychając
całym sobą zapach jego ciała.
− Już,
spokojnie. Póki ja tu jestem, nic złego się nie stanie.
Shiro pocałował
mnie we włosy. Poczułem, jak łzy zbierają się w moich oczach. Za dużo nerwów,
stresu, kłótni, wszystkiego.
− Przepraszam za
dzisiaj – wymamrotałem drżącym głosem. Nie mogłem wytrzymać i rozpłakałem się w
jego ramionach. – To był okropny dzień.
− Coś się stało
w pracy?
− Nie –
pokręciłem głową. – U nas się stało, a nie powinno.
− Zdarza się,
no. Nic się na to nie poradzi.
− Nie u nas. U
nas nie może. Przecież wiesz.
Westchnął,
kolejny raz całując mnie we włosy. Czułem się tak okropnie, na dodatek się
rozpłakałem, a nie powinienem. Powinienem był siedzieć dzielnie wraz z Yuu i
nasłuchiwać czy coś się może dzieje. Zamiast tego, trwaliśmy przytuleni do
siebie, a on musiał mnie uspokajać, bo wpadłem w najprawdziwszą histerię.
− Nie mogę
płakać – wymamrotałem, odsuwając się od Shiro.
− Dlaczego?
Spojrzałem na
niego piekącymi oczyma. Yuu pogłaskał mnie delikatnie po policzku. Poczułem
się, jakbym znowu miał siedemnaście lat.
− Bo jestem na
to za stary.
Shiroyama
roześmiał się w głos. Uśmiechnąłem się jedynie lekko.
− Kotku, jeśli
musisz płakać, to płacz – objął mnie silnym ramieniem. Przy nim zawsze czułem
się taki bezpieczny i nigdy nie było mi źle z tym, że jestem taki słabiutki. Po
prostu wiedziałem, że Yuu jest niczym taki strażnik. Opiekun, który zawsze
będzie obok, jeśli będzie działo się coś złego. – To przecież nic złego.
− Ty nie
płaczesz.
− No nie –
zawahał się na moment. Przygarnął mnie do siebie drugim ramieniem. – Już nie.
*
Z początkiem
czerwca stażyści odeszli i znowu miałem bardziej ludzkie godziny pracy. Yuu się
cieszył, nasze dzieci również, bo w końcu mogłem spędzać z nimi więcej czasu.
Poza tym, Yuu niedługo zaczynał wakacje, ja miałem mieć urlop na przełomie
lipca i sierpnia. Po prostu wszystko zapowiadało się cudownie. Oprócz kilku
innych rzeczy.
Nasz dom coś
chyba naprawdę opętało. Ktoś biegał czasami po schodach, radio i telewizor
włączały się same. Kot często stroszył bez powodu sierść, jakby coś przed nim
stało i chciało zrobić mu krzywdę. Wszystko to działo się w odstępach kilku
dni, jakby ktoś przychodził i odchodził, niczym nieproszony, upierdliwy gość.
Raz nie działo się nic przez dwa tygodnie, kiedy to niespodziewanie, w nocy,
włączył się telewizor.
W związku z tym,
że zbliżało się zakończenie roku, Shiro został poproszony o wzięcie udziału w
wycieczce jako jeden z opiekunów. Oświadczył mi to, gdy zmywaliśmy razem
naczynia. Dodał przy okazji, że odmówił.
− Dlaczego? –
jęknąłem, podając mu talerz do wytarcia.
− No a kto ci
pomoże z dziećmi? – odparł. Wytarł talerz ścierką, po czym odłożył go do szafki
na stertę innych talerzy.
− Dzieci to
przecież żaden problem – wywróciłem oczami. – Pomyśl o tym, że ty wyjedziesz, a
ja w końcu będę mógł się zrelaksować.
Shiro prychnął,
a ja się roześmiałem.
− Świetnie.
− Na ile ta
wycieczka?
− Trzy dni.
Jedziemy najpierw do Sapporo, a później będziemy zwiedzać jakieś mniejsze
miejscowości.
− To wcale nie
jest daleko. I jak będziecie jechać do Sapporo, to czemu nie zimą, tylko teraz?
− Jeszcze
narzekasz?
− Tylko pytam.
No weź jedź, nie bądź taki, jak uczniowie cię poprosili. Dobrze nam zrobi parę
dni bez siebie.
− Trzy dni bez
seksu – westchnął.
Mało się nie
oplułem ze śmiechu.
− To twój jedyny
problem?
− W zasadzie, to
tak.
− Przecież
umiesz wytrzymać dłużej – podałem mu następny talerz. – I to o wiele dłużej.
− Ty mi właśnie
rzucasz wyzwanie?
− A czemu nie?
− Takiego na
pewno nie przyjmę.
− Jasne.
Mięczak.
Yuu strzelił
mnie ścierką w pośladki. Podskoczyłem lekko, a w odwecie ochlapałem go wodą.
W końcu jednak
zgodził się jechać i bardzo dobrze. W końcu mogliśmy od siebie nieco odpocząć,
bo jednak, nie ukrywajmy, mieliśmy siebie dość. Ile czasu można spędzać z tą
samą osobą i znudzić się nią? Nie da się. Oczywiście, że kochałem Yuu. Byliśmy
dla siebie najlepszymi, przyjaciółmi, kochankami, partnerami i bratnimi
duszami, ale nawet od kogoś takiego potrzebny jest czasami odpoczynek. Ale,
szczerze powiedziawszy, on jeszcze nie pojechał, a ja już czułem się zazdrosny
oraz stęskniony. Przygotowywał się do wyjazdu, a ja w środku wręcz szalałem,
czego oczywiście starałem się mu nie pokazywać. Byle myślał, że dla mnie to
wszystko jedno, że w porządku, ale by to on stał się chociaż trochę zazdrosny.
No cholera jasna, nie był. Albo maskował to równie umiejętnie, co ja.
No i tak oto
nastał przeddzień wyjazdu. Shiro zachowywał się jak zwykle, szczególnie
poświęcał uwagę naszym pociechom i zdaje się, że za nimi już tęsknił. Bawił się
z krewetkami w rebusy i jakieś matematyczne zgadywanki. Później on poszedł się
pakować, a ja zostałem z dzieciakami, czytając im książkę. Nikt nie mógł
narzekać, że nie dbaliśmy o rozwój naszych dzieci. Czytaliśmy im, bawiliśmy się
w jakieś matematyczne gry i codziennie staraliśmy się im pokazywać coś nowego,
by nigdy nie było nudno, a było z tym ciężko. Jednakże, na całe szczęście,
wszystkie trzy krewetki uwielbiały, gdy się im czytało, dlatego, gdy już
byliśmy zmęczeni, wypompowani z życia oraz wypruci z kreatywnych pomysłów,
zaczynaliśmy im czytać.
W końcu dzieci
położyliśmy spać. Yuu spędził z nimi dłużej czasu, jeszcze każde z nich z
osobna całując oraz przytulając. Niby jeden trzydniowy wyjazd, a żegnał się z maluszkami,
jakby miało go nie być przynajmniej miesiąc.
− Spakowany? –
spytałem, zamykając bramkę rozporową. Miś stał przede mną na schodach.
− Oczywiście –
podał mi rękę. Chwyciłem ją, a on pociągnął mnie na siebie. Zostałem przez
niego zupełnie zaskoczony. Wpadłem na swojego mężczyznę, a on pochwycił mnie w
ramiona. Zaśmiałem się, wtulając twarz w jego szyję.
− Ojeju, cóż za
romantyk.
− Dla ciebie
zawsze, najdroższy.
Zniósł mnie po
schodach do sypialni. Obejmowałem go przy tym za szyję, chichocząc pod nosem.
Wciąż nie mogłem wyjść też z podziwu, że był w stanie mnie unieść. W końcu nie
byłem aż taki lekki. Położył mnie na łóżku, a następnie usiadł mi na biodrach,
rozpinając moją koszulę.
− Tak szybko? –
westchnąłem.
− Mam dla ciebie
propozycję, wiesz – powiedział mi zmysłowym tonem do ucha. Rozpiął do końca
moją koszulę, a następni zsunął mi ją z ramion.
− Jaką?
− Nie masz
ochoty… Mhm… - pocałował mnie głęboko. Mało nie zabrakło mi tchu, gdy tak
niespodziewanie wpił się w moje usta. Zamknąłem oczy, oddając się w objęcia
pieszczoty. Rozgrzane, miękkie wargi Yuu, jego język w moich ustach, jego ciało
na moim. Jeśli to nie było szaleństwo, to nie wiem, czym ono było.
− Na co? –
sapnąłem, gdy przerwaliśmy pocałunek.
− Na coś, czego
dawno nie robiliśmy. Coś, co by mi poprawiło humor, tobie sprawiło przyjemność
− Chcesz mnie
związać? – spytałem z ekscytacją, co nie uszło jego uwadze.
− Jeśli chcesz.
− Tak, proszę.
Z Yuu nie
praktykowaliśmy jakiś erotycznych, fetyszystycznych zabaw, chyba że obaj
chcieliśmy i mieliśmy jakąś specjalną okazję. Tak jak dzisiaj. W zasadzie, to
nic w jego zachowaniu nie wskazywało na to, że zaproponuje mi coś takiego,
dlatego zostałem miło zaskoczony. A mało tego, fakt, że chciał ze mną robić
takie rzeczy, oznaczał, że był jednak zazdrosny i miał na celu teraz pokazać,
że takie rzeczy tylko z nim. Oczywiście, nie było mowy o żadnych innych
partnerach. W moim życiu był tylko Yuu, tylko jego pragnąłem i z nikim innym
nie chciałem oraz nie mógłbym nigdy robić takich rzeczy.
Usiadłem tyłem
przed Yuu, a on związał mi nadgarstki. Nie za mocno, by mnie nie bolało.
Następnie założył mi maskę na oczy, przysłaniając mi wszelki obraz, a po chwili
położył mnie na boku.
− To ekscytujące
– westchnąłem, czując jak Yuu delikatnie muska dłońmi moje plecy.
− Wiesz, że
będzie lepiej.
− Na to liczę.
Pochylił się i
pocałował mnie w usta. Zamruczałem z rozkoszy.
− Zaraz przyjdę
– szepnął mi do ucha.
− Gdzie idziesz?
− Zaraz się
dowiesz. Niespodzianka.
Shiro wyszedł z
sypialni. Westchnąłem jedynie cicho, czekając na swojego księcia. Nie minęła
minuta, a Yuu wrócił z powrotem. Otworzył cicho drzwi, po czym wszedł na łóżko.
− I? – spytałem,
czując, jak jego dłoń muska mnie delikatnie po boku. Milczał, całując mnie w
kark. Westchnąłem, prężąc się niczym kot pod wpływem jego ruchów. Miałem wielką
chęć na to, by Shiro mnie dziś zmaltretował, po prostu. Już dawno nie czułem
takiej ochoty na brutalność. – Yuu, no… - jęknąłem, gdy zaczął gładzić mnie po
brzuchu.
− Jestem –
powiedział. Drzwi od sypialni otworzyły się, Shiro wcale nie leżał za mną.
Momentalnie zamarłem, przestałem czuć jakikolwiek dotyk.
− Yuu…?
− Jestem, kotku.
Ocierając się
głową o poduszkę, ściągnąłem z siebie opaskę. Serce waliło mi jak młotem. Shiro
stał nade mną z butelką wina, kieliszkami, korkociągiem oraz niewielkim
pakunkiem. Spojrzałem na niego wystraszony.
− Teraz
wszedłeś?
− No tak. Nie
mogłem znaleźć korkociągu.
Shiro usiadł
obok mnie. Widząc moją minę, od razu rozwiązał mi ręce. Wziąłem od niego wino
wraz z korkociągiem. Odkorkowałem butelkę, po czym wziąłem kilkanaście sporych
łyków z gwintu. Shiro patrzył na mnie w milczeniu, a ja niemal od razu
opróżniłem butelkę do połowy. Gdy skończyłem pić, oddałem mu wino, które on
zakorkował, a następnie odstawił na szafkę.
− W porządku?
− Ja pierdolę,
stary – westchnąłem, pocierając skronie. – Zaraz dopiję to wino do końca
− Jeśli to ma ci
pomóc.
No i obyło się
bez seksu. Po pierwsze, powiem dosłownie, najebałem się. Yuu nie chciał się ze
mną ruchać, podczas gdy ja byłem nietrzeźwy. Ale próbowaliśmy. I tu po drugie,
nie mogłem się wczuć z powodu roztrzęsienia. Więc zwyczajnie zrezygnowaliśmy,
chociaż Shiro był naprawdę niepocieszony. Zaproponowałem mu, że może chociaż
zrobię mu loda, ale odparł, że już nie ma na nic ochoty. Powiedziałem mu w
ogóle, co się takiego stało i przez dłuższy czas niedowierzał. Nie moja wina,
tak? To ja tutaj byłem molestowany przez niewiadomo co, on w tym czasie szukał
korkociągu do wina.
Następnego dnia
miałem kaca. Yuu jedynie patrzył na mnie z jawnym politowaniem, kiedy z rana ubierałem
się, krzywiąc się przy tym jak cholera.
− Zrobić ci
kawy? – spytał, siedząc na łóżku i zakładając skarpetki. Sam wciągałem na
siebie ślimaczym tempem spodnie.
− Ale nie
krzycz.
− Mówię
normalnie – parsknął. – Po co ja ci dałem wypić to całe wino. Jak ty będziesz dzisiaj
z dziećmi siedział?
− Dam sobie
radę. I tak je odwożę do przedszkola. Będę mieć cały dzień spokój.
− No nie wiem
czy tak cały.
Shiro musiał być
w szkole około godziny dziewiątej, dlatego bez pośpiechu zrobiliśmy śniadanie,
wypiliśmy mocną kawę i zajęliśmy się jeszcze dziećmi. Ubraliśmy je razem,
nakarmiliśmy, a później odwieźliśmy do przedszkola. Yuu żegnał się z nimi w
progu Sali naprawdę długo. Obcałował maluchy, poprzytulał je i nakazał im być
grzeczne, gdy go nie będzie. Na całe szczęście, dzieci znosiły rozłąki z nami
niż my z nimi, więc obyło się bez płaczu i histerii, chociaż Hiro bardzo nie
miał ochoty puścić Yuu. Po wszystkim podwiozłem Yuu do szkoły. Jechaliśmy moim
samochodem i jakoś za bardzo nie rozmawialiśmy.
− A musisz jechać?
Shiroyama
roześmiał się w głos, mało się nie opluwając.
− Przecież sam
mnie namawiałeś na wyjazd.
− No wiem –
westchnąłem. – Jednak nie lubię rozłąk z tobą. Choćby na parę dni.
− Ja też nie –
dotknął lekko mojej dłoni, którą akurat zmieniałem bieg. Zerknąłem na męża,
który uśmiechał się do mnie delikatnie. – Słuchaj, jakby coś się działo, to nie
panikuj. Dzwoń na policję, straż pożarną, gdziekolwiek. Poza tym, zostawiłem ci
nowy gaz pieprzony na szafce.
− Kiedy?
− Wczoraj, w
pudełku. Nie zaglądałeś do niego?
− Nie. To gaz
pieprzowy? Tak ładnie zapakowany??
− A ty myślałeś,
że co mam dla ciebie?
− No nie wiem.
Biżuterię, perfumy albo nowe dildo lub wibrator. Wiesz, widziałem ostatnio
takie ładne, z kilkunastoma trybami.
− Twój już ci
się znudził?
− Przecież w
ogóle tego nie używam, mam ciebie – złapałem Yuu za krocze jedną ręką i
ścisnąłem je mocno.
− Tak, tak –
zaśmiał się. Zabrałem rękę. – Ale teraz poważnie. Tam masz gaz pieprzowy.
Paralizator też masz. Podstawy samoobrony znasz, w razie czego, to rzucaj czym
popadnie i wrzeszcz.
− Najbliżsi
sąsiedzi mieszkają jakieś półtora kilometra od nas, jak miałby mnie ktokolwiek
usłyszeć? Lepiej wezmę twój nieśmiertelny kij baseballowy i tyle.
− Mam go od
gimnazjum – westchnął. Mało się nie roześmiałem na jego melancholijny ton. –
Wiele razem przeszliśmy, nie zepsuj go tylko.
− Kij
przekładasz nad moje bezpieczeństwo?
− Wartość
sentymentalna! Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, ile ten kij ze mną
przeżył.
− Uwierz, że
jestem w stanie to sobie wyobrazić.
Pożegnaliśmy się
z Yuu na tyle wylewnie, na ile pozwalała nam na to obecność osób trzecich.
Objęliśmy się lekko oraz cmoknęliśmy delikatnie w usta. Mąż musiał już iść
zająć się sprawami organizacyjnymi, bo zbierali się pierwsi wycieczkowicze.
Wsiadając do samochodu poczułem jakieś miłe uczucie. Byłem pewny, że to będą
dobre trzy dni.
W domu, pierwsze
co zrobiłem, to zabrałem się za sprzątanie. Porządnie pozmywałem podłogi oraz
wszelkie kurze z szafek. Wypolerowałem naczynia, poukładałem alkohole w barku.
Uporządkowałem też produkty w lodówce, wyprałem firanki, pozmywałem okna. No i
wyszczotkowałem oraz umyłem kota. Taiga nie lubił zbytnio kąpieli, ale lubił,
gdy trzymałem go później oraz suszyłem suszarką. Kot uwielbiał, gdy ciepły
strumień powietrza go delikatnie owiewał, zaczynał wówczas mruczeć i zachowywać
się, jakby miał iść spać. Nie zmieniło to jednak faktu, że podrapał mnie
podczas mycia, ale to było wyłącznie z mojej winy, bo powinienem był go
przytrzymać za karczek, by się nie wyrywał. W każdym razie, nawet kot był
czysty. Gdy kiciuś spał po kąpieli u nas w łóżku, ja wstawiłem pranie, a
następnie zrobiłem obiad. Kiedy skończyłem całą robot była czternasta.
Napisałem też wtedy sms do Yuu z zapytaniem, jak leci wycieczka. Spakowałem się
w torbę na siłownię, a następnie pojechałem nieco rozruszać kości na bieżni.
Zrobiłem stałą serię moich ćwiczeń, w przerwach smsowałem z mężem, a po wysiłku
fizycznym udałem się, by odebrać krewetki z przedszkola.
Cały dzień
zleciał mi naprawdę szybko. Wieczorem, kiedy już dzieci spały, a ja nie miałem
co robić, poszedłem wziąć długą kąpiel z kieliszkiem wina oraz odżywczą
maseczką na twarzy. Leżałem tak, słuchając muzyki relaksacyjnej. Pragnąłem
zupełnie zapomnieć o całym świecie i chociaż na kilku minut być sam ze sobą, tak
ja teraz. Yuu nie było, dzieci spały grzecznie u siebie, a ja miałem okazję, by
w końcu nieco zadbać o siebie. Zrobiłem więc jeszcze peeling, maseczkę do stóp i
przy okazji ogoliłem nogi, pachy oraz okolice intymne. Później wziąłem się za
dokładne balsamowanie całego ciała. Oprócz tego stwierdziłem, że moim włosom
również należy się coś od życia, więc potraktowałem je maską, a następnie
odżywczym olejkiem. Po wszystkim czułem się jak młody bóg. Z rozkoszą położyłem
się w świeżej pościeli, przytuliłem się do poduszki. Aż czułem, jak uśmiech sam
wychodzi na me usta. Cisza i spokój, tylko ja i kot, który wciąż spał obok na
miejscu Yuu.
Leżałem tak
przez jakiś czas, aż uznałem, że wyślę Yuu jakieś zdjęcie. Zrobiłem więc
fotografię temu, jak głaszczę naszego małego rudzielca za uchem. Wysłałem to
Yuu z podpisem „Męski wieczór”.
Po kilku
chwilach dostałem odpowiedź od Shiro.
Z
tym kastratem, to bardzo męski.
Roześmiałem się
na to głośno. Obróciłem się na brzuch i zadzwoniłem do swojego ukochanego.
Odebrał już po chwili.
− Coś ci się nie
podoba? – spytałem bez przywitania.
− Skądże znowu.
Wszystko jest w porządku – odparł.
− Mhm, a możesz
rozmawiać?
− Tak, nie martw
się. Siedzę już u siebie w pokoju, zaraz idę pod prysznic. Jak ci minął dzień?
− Spokojnie –
nawinąłem niesfornego loka na palec. – Miałem cały dom dla siebie, nikt mi nie
przeszkadzał. I w końcu wykąpałem Taigę.
− Biedactwo –
Shiro roześmiał się na wiadomość, że wykąpałem kota. – On kiedyś zejdzie na
zawał.
− Przyzwyczai
się, w końcu to nie jest pierwszy raz, gdy brał kąpiel. A co dziś robiliście?
− Zwiedzaliśmy
Hokkaido Jingu i poszliśmy do galerii sztuki. Wynudziłem się za wszystkie
czasy.
− To ta sama
galeria, w której my byliśmy?
− Dokładnie ta
sama.
− Przecież jest
cudowna! Sam bym poszedł do niej jeszcze raz. Musimy zabrać tam kiedyś dzieci.
− Wynudzą się
wraz ze mną.
− Jesteś okropny
– fuknąłem. – A co jutro robicie?
− Idziemy na
skansen, i pewnie jeszcze zwiedzimy jakieś dwa muzea. Szczerze, to nic
ciekawego.
− Huh, no widzę.
A Muzeum historii?
− Najlepsze na
koniec.
Roześmiałem się.
Yuu był jednak prawdziwym maniakiem historii. Miło mi jednak było, że przez
tyle lat trzymał się swojej pasji i w dalszym ciągu dostarczała mu ona radości.
− Bez tego
muzeum wycieczka nie byłaby zaliczona, prawda?
− Oczywiście, że
nie! Nie na mojej warcie.
− Mhm, a misiu…
tęsknisz za mną? – odwróciłem się na plecy, przygryzając lekko wargę. Mój ton
głosu automatycznie stał się bardziej kokieteryjny.
− Tęsknię, kotku
– odparł.
− A bardzo
tęsknisz?
− Bardzo.
− A jak bardzo?
− Tak bardzo, że
aż za bardzo.
Zaśmiałem się
pod nosem.
− A wiesz co,
tak sobie leżę tutaj sam. W łóżku, bez ciebie. Nie ma do kogo się przytulić,
kogo pocałować. Trochę jestem samotny.
− Kotku –
westchnął. – Czemu ty mi to robisz?
− Ale co
takiego? – udałem, że kompletnie nie wiem, o co mu chodzi.
− Ty dobrze
wiesz co.
− Nie. Może mi
wyjaśnisz? Hm…?
To było okropne
z mojej strony, ale co poradzić. Droczenie się z Shiro w ten sposób było już
chyba jakimś moim hobby.
− Najpierw mnie
wyganiasz, później się ze mną bawisz w kotka i myszkę. I robisz to tak dobrze,
że mam na ciebie wielką ochotę.
− Weź mnie.
− Chciałbym,
wierz mi. Strasznie bym chciał.
Następny dzień
ciągnął mi się w nieskończoność. Od rana padał deszcz, było zimno i
nieprzyjemnie. Bez Yuu to już w ogóle było źle. W pracy chodziłem jak jakaś
mumia i kompletnie nie miałem nawet ochoty na jakiekolwiek konwersacje z
innymi. Jednak bez mojego faceta w domu nie było aż tak przyjemnie. Nie było z
kim porozmawiać, pokłócić się, nikt mi nie robił kawy na dzień dobry i nikt
mnie nie próbowałem udusić poprzez nadmierne przytulanie. Nie wspominając już o
tym, że w domu nie będzie obiadu, gdy wrócę z pracy. Że też nie pomyślałem o
tym, by ugotować coś zawczasu. No ale tak, kiedy ja pracowałem, to Yuu zajmował
się gotowaniem, gdy ja miałem wolne, to stery w kuchni należały do mnie.
Robiliśmy wszystko jak partnerzy, zmienialiśmy się w sprzątaniu, gotowaniu,
zajmowaniu się dziećmi oraz w innych kwestiach życia codziennego, a teraz
wszystko było na mojej głowie.
− Jeszcze dwa
dni – mamrotałem do siebie, układając rzeczy w gabinecie na biurku. Z nerwów
poprzestawiałem swoje lekarskie narzędzia. Posprzątałem szuflady, zająłem się
też dokładnym przeglądaniem kart pacjentów. Szczerze, to wolałbym już mieć
jakąś operację, by zająć czymś myśli, a tak się złożyło, że to był jeden z tych
nudnych dni, kiedy nawet do szpitala nie trafiały żadne ciężkie przypadki z
wypadków.
− Panie
doktorze? – pielęgniarka, która zawsze mi asystowała, zapukała do mojego
gabinetu, a następnie zajrzała. – Można?
− Jasne.
Słucham?
− Kawy?
− Pewnie. Przyda
mi się.
Pielęgniarka
przyniosła mi kawę. Usiadła ze mną przy biurku. Rozmawiałem z nią o jakiś
zupełnych bzdurach, popijając kawę, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi albo
sąsiadami, a łączyła nas tylko praca.
− A jak tam
dzieci? – zagadnęła, maczając herbatnika w mlecznej kawie. Jak na złość, ułamał
jej się, wpadając do kubka. Zaklęła pod nosem, po czym próbowała go wyciągnąć
łyżeczką, ale tylko się rozpuścił.
− Dobrze –
zerknąłem na zegarek. Dochodziła piętnasta. – Za pół godziny muszę wyjść, by je
odebrać.
− Mąż nie może?
– zdziwiła się. Zawsze dziwnie wymawiała słowo mąż, gdy mówiła o Yuu. Z takim nienaturalnym zawahaniem. Zdaje się,
że nie była specjalnie nastawiona co do homoseksualizmu, ale ja też nawet nie
starałem się o tym mówić. Praca to była praca, życie prywatne to było życie
prywatne. Kiedyś po prostu zagadnęła, kim jest ten mężczyzna z trójką małych
dzieci na zdjęciu w gabinecie, to jej zwyczajnie odpowiedziałem. Raz też
widziała się z Yuu, gdy przyjechał po mnie, bo akurat mój samochód był u mechanika
z powodu wymieniania oleju.
− Nie, wyjechał
– westchnąłem. – Dom i dzieci są na mojej głowie.
− E tam, to
parapetówkę można robić – posłała mi perskie oko, a ja się roześmiałem.
Poprawiła mi nieco humor, nie ma co.
W domu zastałem
włączone radio. Dzieci nie zwróciły na to kompletnie żadnej uwagi i tylko
pobiegły do łazienki, by umyć ręce, jak to im było przykazane. Po prostu
nauczyliśmy Shiro nasze maluchy, że jak przychodzi się z dworu, to trzeba myć
ręce. Nieprzejęte niczym, beztrosko pluskały swoje pulchne łapki w łazience, a
ja wyłączyłem radio. Ledwo się odwróciłem, gdy usłyszałem, że z głośników znów
leci jakaś popowa piosenka. Zdenerwowany odłączyłem wtyczkę z gniazdka, po czym
poszedłem do kuchni, by coś przygotować na szybko. Krewetki po chwili były już
przy mnie, przekrzykując się w tym, co robiły w przedszkolu. Przytakiwałem im tylko,
wysłuchując wszystkiego. Mogłem tylko dziękować sile wyższej za swoją podzielną
uwagę, naprawdę. Umiałem jednocześnie słuchać naszych dzieci oraz odpowiadać
Yuu na pytanie, gdzie są jego ulubione spodenki na siłownię, a jeszcze przy tym
mieszając coś w garnku, drugą ręką głaskając kota, wysłuchując programu o
chirurgii i nie stracić przy tym żadnego wątku z opowieści krewetek. Shiro
zawsze mi się dziwił, że umiałem skupić myśli a kilku rzeczach jednocześnie. On
sam również miał naprawdę podzielną uwagę, ale według niego, ja byłem na
poziomie eksperta.
− To może
brokuły na obiad? – spytałem maluchów, krojąc już warzywa przy szafce.
− Brokuły, fe! –
wykrzyknęła Yoshi.
− Fuu – dodała
Haru.
Hiro również się
krzywił mocno, jednak nic nie powiedział.
− A szpinak?
− Ble – oznajmił
Hiro.
Roześmiałem się
na te reakcje. Co poradzić, małe dzieci nie lubiły warzyw, a szkoda. Były w
końcu smaczne i zdrowe. Jednakże, pomimo tych zażartych protestów,
przygotowałem na obiad porcję warzyw na parze oraz ryż. Posiłek zjedliśmy nieco
późno, jednak obyło się bez wszelkich narzekań. Po wszystkim dzieci dostały
deser, a później poszliśmy razem się pobawić. Pod wieczór, kiedy już przestało
padać, wyszliśmy razem do ogrodu. Maluchy rzucały do siebie piłkę na mokrej
trawie, a ja obejrzałem swoje kwiaty. Na całe szczęście, wszystkie rośliny
przyjęły się w nowej ziemi, jednak nieszczególnie różowa kamelia. Zdawało mi
się, że wygląda najmarniej wśród wszystkich nowych roślin. Fakt, wiedziałem, że
to krzew delikatny i niezbyt dobrze znosił wszelkie przenosiny, ale i tak byłem
zaniepokojony. Odpadły z niej liście, tworząc na trawie zielono-zgniły dywan. Naprawdę
źle to wyglądało.
Reszta wieczoru
zleciała powoli, czytałem dzieciom książkę w ich pokoju, gdy już leżały w
łóżkach. Maleństwa w końcu jednak zasnęły, a ja poszedłem się umyć. Czułem się
jak wyprany z wszelkich sił po całym tym dniu. Nie miałem pojęcia czy to ta
pogoda tak na mnie wpływała czy też brak Yuu. Może oba te czynniki były
przyczyną do tego, że tak potwornie się czułem. Nie miałem też nawet ochoty na
kąpiel w wannie, dlatego wziąłem prysznic. Gorąca woda nieco mi pomogła i gdy
tak stałem pod deszczownicą, pluskając się beztrosko w wodzie, miałem wrażenie,
że odchodzą ode mnie wszelkie troski. Mój umysł na nowo zaczął trzeźwo pracować,
nie wisiało już nade mną uczucie, że jest mi przez coś przykro. Umyłem całe
ciało, włosy. Nie chciało mi się jednak wychodzić z kabiny, gdy już się
wyszorowałem, dlatego zwyczajnie postałem tak jeszcze przez kilka minut z
zamkniętymi oczami. Aż uśmiechałem się sam do siebie z tego wszystkiego.
Zakręciłem w
końcu kurki, mokre włosy odgarnąłem do tyłu, za uszy. Delikatnie wycisnąłem z
nich wodę, przetarłem oczy. Już miałem wyjść z kabiny, gdy coś mnie tknęło. Nie
byłem do końca pewny czy to moja wyobraźnia, czy ktoś naprawdę się opierał o
umywalkę. Przez zaparowaną szybę obraz był nieco zniekształcony, jednak w końcu
me wątpliwości zostały rozwiane. Ktoś tam stał.
Wyszedłem z
kabiny, okręciłem się ręcznikiem, a następnie chwyciłem ozdobny wazon, by mieć
się czym obronić. Ale gdy już się nastawiłem, że będę musiał komuś przyłożyć w
łeb, tego kogoś już nie było. Cały zdenerwowany ubrałem się, wziąłem kij Yuu
oraz gaz pieprzowy i wybrałem się na oględziny domu. Przeszukałem dokładnie
każde pomieszczenie, w tym te na górze. Wahałem się czy powinienem zadzwonić na
policję i zgłosić włamanie, bo jednak nie było żadnych śladów. Yuu wcześniej
też się upewniał czy nikogo nie ma w domu i czy nikt się nie włamał, ale nic
nie znalazł. Nie chciałem też wychodzić na przewrażliwionego pajaca, który
wystraszył się jakiegoś cienia w łazience. Siedziałem przez dłuższy czas w
salonie, jednakże, nic się nie działo. Nie słyszałem żadnych kroków, by ktoś
coś zrzucał z szafek albo je przeszukiwał. Była kompletna cisza, tylko owady z
żabami dawały emocjonujący koncert nad jeziorem. Zrezygnowany, upewniłem się
jeszcze, że wszystkie drzwi i okna są zamknięte, po czym położyłem się spać.
Obudził mnie sms
od Yuu. Przez myśl przeszło mi, że jutro złożę papiery rozwodowe za to budzenie
mnie.
Śpisz?
Napisał.
Teraz
już nie.
Odpowiedziałem.
Mogę
zadzwonić?
Jasne,
dzwoń.
Chwilę później
już rozmawialiśmy przez telefon. Shiro pytał się, jak minął mi dzień, czy
dzieci były grzeczne i czy cieszę się, że wraca już jutro wieczorem.
− No pewnie –
odparłem. – Nie mogę się doczekać.
Przekręciłem się
na bok, podpierając się jedną ręką pod głową. Już kompletnie przestałem się na
niego złościć, że mnie obudził.
− Szczerze, to
ja już nie mogę bez ciebie wytrzymać – oznajmił. – Jeden dzień to moje maksimum.
Czuję się jak bez ręki.
− Aż tak
tęsknisz? – uśmiechnąłem się do siebie. – Kochanie, ja też już nie mogę. Nawet
nie wiesz, jak mi smutno. Jeszcze znowu się radio włączyło i miałem wrażenie,
że ktoś jest w łazience. Mówię ci, ten dom jest nawiedzony.
− Jakoś
wcześniej nie był. Ale zaraz… Ktoś był w łazience?
− Brałem
prysznic i wydawało mi się, że ktoś stał koło umywalek.
− Brałeś
prysznic?
− Tak.
− I byłeś goły?
− No raczej.
− O nie! Jakiś
duch podglądał mi męża!
− To jest chyba
nasze najmniejsze zmartwienie. Ważniejsze jest, co to jest i jak się tego
pozbyć.
− No akurat
martwi mnie, że ktoś sobie patrzy na ciebie, gdy jesteś nagi. I to nie jestem
ja. Myślisz, że paragrafy o nietykalności osobistej dotyczą też istot
nadnaturalnych?
− Czy ty coś
wypiłeś?
− Wyszliśmy z
panem Takuyamą spróbować lokalnego sake. Pędzą na miejscu, no wiesz.
− I jak?
− Polecam.
− To kup nam
butelkę do domu.
− Już to
zrobiłem.
− Zuch chłopak.
Ale wróćmy do tematu. Trochę się wystraszyłem, że ktoś może jest w domu. To już
jest naprawdę przerażające. Co to jest? Japanese
Horror Story?
− Możemy dać
cynk do Netflixa albo Ghibli. Zrobią o nas adaptację serialową albo anime.
− Jak ty się
schlałeś – roześmiałem się. – Głupoty gadasz, idź lepiej spać.
− No poważnie
mówię – odchrząknął. – Słuchaj, kotku, od kiedy te dziwne rzeczy dzieją się w
naszym domu?
− Już prawie dwa
miesiące. Wcześniej wszystko było normalnie.
Zamyśliliśmy się
obaj nad czymś na moment.
− Przesadzałeś
kwiaty. Mówiłem, że na cholerę ci te chwasty! – rzucił z nagła.
− Chcesz się
pokłócić?
− Żartuję
przecież.
− Mało śmieszny
żart. A nie wykopaliśmy wtedy tej skrzyni?
− Uhm,
faktycznie. Może uwolniliśmy jakiegoś ducha? Powiedziałem, że to wygląda jak
trumna, cholera.
− O rany, Yuu.
Wówczas obaj
zgodnie stwierdziliśmy, że pozbędziemy się tej figurki, którą wyciągnęliśmy ze
skrzyni i zakopiemy ją z powrotem w ziemi. Oznaczało to też, że będziemy
musieli wykopać kamelię, jednak ten pomysł już mi się nie podobał. To było dla
niej idealne miejsce, całe miesiące planowałem, gdzie ją posadzić, by najlepiej
kwitła. A teraz musieliśmy ją tak po prostu wykopać. Jak brutalnie.
Dzień, w którym
wracał mój ukochany, był dniem wielkiego wyczekiwania. Chodziłem cały
podniecony, że w końcu się zobaczymy po tych trzech dniach. Nareszcie ktoś mnie
przytuli, podrapie po plecach i zrobi obiad. No ale przede wszystkim cieszyłem
się, że znów będziemy blisko siebie. Nikomu w szpitalu nie umknął fakt, że
byłem cały w skowronkach. Przeprowadziłem pomyślną operację, żartowałem z
personelem. Nikt nie mógł się nadziwić, że miałem aż tak wybitny nastrój.
− Pan doktor
taki dziś zadowolony – stwierdziła moja wierna towarzyszka szpitalnych
podbojów. Uśmiechnąłem się do pielęgniarki szeroko.
− Wstałem prawą
nogą – odparłem. – Ładna dziś jest też pogoda.
− Aha. Tak, tak
– przytaknęła. – A co u męża? Kiedy w końcu wraca?
− Dzisiaj
popołudniu.
− I wszystko
jasne.
Wszystko
zleciało tak szybko. Pacjenci byli grzeczni, nikt się ze mną o nic nie
wykłócał. Wizyty też przechodziły sprawnie i bez zakłóceń. Mentalnie już byłem
w objęciach swojego mężczyzny, pewnie dlatego wszystko było takie piękne. Świat
był cudowny, ludzie byli mili. Mogłem się dzisiaj zaprzyjaźnić z każdym
człowiekiem, nawet najgorszym skurwielem i homofobem. Byłem w stanie podobnym
do upojenia alkoholowego, naprawdę.
Najlepiej było
jednak już popołudniu, gdy pojechałem odebrać Yuu spod szkoły. Shiro zajmował
się jeszcze sprawami organizacyjnymi, rozmawiał z niektórymi rodzicami, którzy
przyjechali po swoje dzieci. Chyba nawet mnie nie zauważył, a ja stałem tak
koło samochodu, patrząc na niego. Po tych trzech dniach znów czułem się jak
zakochany na zabój nastolatek i było mi z tym cudownie. Gdy tylko go
zobaczyłem, moje serce zaczęło automatycznie szybciej pracować, a w całym
tłumie ludzi byłem w stanie dostrzec tylko jego.
Kiedy w końcu
mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko. Ludzi było już coraz mniej. lekko głową,
bym do niego podszedł, zrobiłem tak bez wahania. Zaraz znalazłem się przy swoim
misiu. Od razu się przytuliliśmy, a Shiro pocałował mnie lekko w czoło.
− Witam pana z
powrotem – oznajmiłem, chwytając go delikatnie za dłoń.
− Jakie miłe
przywitanie – odparł, patrząc na mnie z czułością.
Nagle jeszcze
jedna matka podeszła, by porozmawiać z Yuu. Mąż niechętnie przeniósł na nią
swój wzrok. Zdaje się, że bardzo już chciał wrócić do domu.
− Przepraszam –
zaczęła – syn mówił, że to pan uczy historii.
− Uhm, tak.
− Jak cudownie –
zaszczebiotała, a mi otworzył się nóż w kieszeni. No co ja poradzę, że byłem
zazdrosny jak cholera. – Syn tak pana wychwala…
− A jak się
nazywa? – spytał Yuu, wciskając lekko nasze splecione dłonie za plecy. Niby
wiedziałem dlaczego tak zrobił, ale tylko mnie tym rozdrażnił, dlatego puściłem
jego rękę. Zauważyłem, że drgnął, chcąc na mnie spojrzeć, ale ledwo się przed
tym powstrzymał.
− Yamaguchi
Hayato – odparła. Ta kobieta nawet nie zwracała na mnie uwagi. Pewnie myślała,
że jestem jakimś uczniem albo synem Yuu. To się czasami zdarzało…
− Ach, Hayato!
Przemiły chłopiec.
− Ciągle
wychwala profesora i mówi, że jeszcze nigdy nie miał takiego nauczyciela od
historii. W końcu zaczął się też uczyć z tego przedmiotu.
− Doprawdy?
Hayato jest bardzo mądry, ma dobre stopnie.
− Tak, ale tylko
dlatego, że ktoś go w końcu zainteresował przedmiotem.
− Uhm. No bo
zazwyczaj tak jest, prawda? Jak nauczyciela się nie lubi, to później i
przedmiotu. Robi się nieciekawie.
− Tak, tak. Ale
bardzo panu dziękuję za to.
− Nie ma za co,
naprawdę. To chłopiec z wielkim potencjałem.
Po kilku
minutach tłum się rozszedł. Poszliśmy z Yuu do samochodu, włożył swoją torbę na
tylne siedzenie samochodu. Wsiedliśmy do środka i nie zdążyłem nawet zapiąć
pasów, a on niespodziewanie ujął moją twarz w dłonie, całując mnie namiętnie. W
tej jednej chwili myślałem, ze zaraz się rozpadnę na kawałki. Jego ciepłe
dłonie na mojej chłodnej twarzy, czuły dotyk nieco szorstkich dłoni oraz
miękkie usta wpasowujące się w moje. Zaplotłem ramiona wokół jego szyi, dłoń
wplątałem we włosy, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej. W pewnym
momencie, aż mi pociemniało przed oczami. Wsunął język między moje wargi, na
oślep opuścił siedzenie, od razu położył mnie na nie. Było mi tak strasznie
niewygodnie, a jednocześnie tak dobrze. Yuu coraz bardziej przykrywał mnie
swoim ciałem, niewiele mu brakowało, by wejść na moje siedzenie.
Nagle ktoś
zapukał w szybę. Yuu aż podskoczył, mało nie uderzając głową w sufit.
Spojrzałem zaskoczony a osobę, która nam przerwała i dobrze. Byłoby źle, gdyby
ktoś nas znalazł, jakby doszło do czegoś więcej. Opuściłem szybę, widząc
Hikari. Shiro usiadł na swoje siedzenie, był cały czerwony na twarzy. Z
początku myślałem, że to ze złości, jednak minę miał nieco niepewną. Było mu
pewnie wstyd, że ktoś nas tak zobaczył.
− Hej, Hikari –
powiedziałem, uśmiechając się do koleżanki Yuu.
− Cześć – Shiro
również się przywitał, machając jej lekko.
− Hej, jak
wycieczka? – zagadnęła, poprawiając lekko torbę na ramieniu. Jedną ręką
przyciskała do siebie pokaźny plik kartek, pewnie jakiś sprawdzianów, w drugiej
natomiast trzymała kluczyki od samochodu.
− Dobrze.
Policja nie interweniowała – odparł mój mąż.
− Nie? To
świetnie! – zaśmiała się.
− No. A ty już
skończyłaś zajęcia?
− Tak, jeszcze
jadę na zakupy i do domu – westchnęła. – No nic, cieszę się, że wycieczka była
udana. I miło było was tak razem zobaczyć. Trzymajcie się, na razie!
− Cześć!
− Pa.
Hikari odeszła,
zamknąłem szybę. Spojrzeliśmy na siebie z Yuu, by chwilę później roześmiać się
w głos.
W domu było
istne szaleństwo z powrotem Yuu. Dzieci skakały rozochocone, że wierny
towarzysz gier i zabaw znów był na posterunku. Nie przeczę widząc szczęście
krewetek, sam czułem się cudownie. Jednakże, musieliśmy z Yuu zrobić jedną,
bardzo ważną rzecz. Gdy dzieci już poszły spać, wziąłem figurkę, która od dwóch
miesięcy straszyła w naszym domu.
− Zakopiemy ją
teraz? – spytałem męża, siadając mu okrakiem na kolanach. Byliśmy obaj w
salonie, popijaliśmy po kieliszku półsłodkiego wina.
− Teraz? –
pogładził mnie po plecach, a następnie zsunął dłoń na moje pośladki. – Chce ci
się?
− Będziemy mieć
już to z głowy.
Shiro wziął ode
mnie figurkę. Popatrzył na nią, po czym zamachnął się. Szybko wyrwałem mu ją z
ręki.
− Oj daj spokój –
zaśmiał się, całując mnie w czubek nosa.
− Sam daj
spokój. To jak? Zakopiemy to teraz?
− Jeden dzień
nie zrobi nam różnicy przecież – stwierdził. Odstawił kieliszek z winem na bok,
po czym przyciągnął mnie do siebie. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a
ja zamruczałem. Odłożyłem brzydką figurkę na stolik, ulegając jednocześnie
swojemu partnerowi. Zaczęliśmy się całować i rozbierać, chociaż byliśmy w
salonie. Czułem, że długo nie wytrzymam. Mruczał przyjemnie w moje usta, kiedy
poruszałem płynnie biodrami. Przechodziły mnie takie cudowne dreszcze, tak
strasznie już chciałem się z nim kochać.
Aż nagle
usłyszałem, jak otwierają się drzwi od naszej sypialni. Podniosłem głowę,
przerywając pocałunki z partnerem, jednak on nie przerwał pieszczoty, znów
zaczął całować mnie namiętnie po szyi. Zauważyłem, jakby cień prześlizgnął się
między korytarzem, a naszą sypialnią. Przestałem poruszać biodrami, mąż jęknął
niezadowolony.
− Kotku? –
westchnął. Położył dłonie na moich policzkach. Zapewne pragnął, by cała moja
uwaga była skupiona wyłącznie na nim, jednak tak się nie dało.
− Właśnie
otworzyły się drzwi od naszego pokoju – wymamrotałem.
− Przeciąg.
− Skąd przeciąg?
Przeciąg nie otwiera zamkniętych drzwi.
Nagle telewizor,
który miałem za plecami, włączył się. Prawie podskoczyłem ze strachu na Yuu, on
również był zaskoczony. Zszedłem ze swojego mężczyzny, on sam wstał,
poprawiając koszulkę. Włączył się jakiś program na stacji informacyjnej. Shiro
jedynie popatrzył na to wszystko podejrzliwie. Wyłączył telewizor, jednak nie
minęła sekunda, a włączyło się radio. Które, nawiasem mówiąc, było odłączone z
prądu.
− Dobra, idziemy
zakopać ten syf – wymamrotał nerwowo Shiroyama, chwytając paskudną figurkę.
Chyba wystraszył się tego wszystkiego. A jednak wyszło na moje.
Najpierw
musieliśmy wykopać kamelię. Płakałem nad tym niemiłosiernie, że mój ukochany
krzaczek musiał zostać usunięty. Yuu obiecywał mi, że kupi nową, ale
powiedziałem, że już nie chcę nowej. Wyrzuciliśmy więc moją roślinną miłość, a
na jej miejsce wsadziliśmy skrzynię wraz z figurką mężczyzny w środku. Obyło
się bez wielkich incydentów. Yuu zakopywał całe to paskudztwo, a ja stałem nad
nim z latarką, opłakując kamelię. Poza tym marudziłem Yuu, że już dawno
mówiłem, żeby zamontować oświetlenie na podwórku, bo przydałoby się właśnie w
takich chwilach.
− No a skąd ja
mogłem wiedzieć, że będziemy kiedyś zakopywać coś w nocy w ogrodzie? Czasy, gdy
musiałem ukryć coś po ciemku przed ludźmi mam już dawno za sobą.
− Przecież trzeba
być gotowym na wszystko – odfuknąłem na jego protest.
− Dobra, to
zamontujemy lampę, okej? Ale porozmawiamy o tym później.
Po całej tej
nocnej akcji wróciliśmy do domu. Byliśmy cali w ziemi, dlatego wzięliśmy
prysznic, a następnie położyliśmy się spać.
Od tamtej pory
nic już nie straszyło w naszym domu. Yuu, oczywiście, przytoczył swoją teorię o
krasnalach ogrodowych, które ożywają po zmroku. Dodał do tego jeszcze, że
wszystkie figurki są niebezpieczne, a zwłaszcza te, które w jakikolwiek sposób
przypominają istoty ludzkie. A on od lat ta sama śpiewka. Wciąż pamiętałem, jak
się poznaliśmy i mówił mi właśnie o krasnalach ogrodowych. No dobra, teraz
musiałem przyznać mu rację, bo coś w tym jednak było. No ale kto by się
spodziewał, że jakaś brzydka figurka okaże się opętana.
Kilka tygodni
później, gdy wróciłem już z pracy i byliśmy dawno po kolacji, Shiro powiedział,
że ma dla mnie niespodziankę. Było gorąco, dzieci spały u siebie w pokoju z
włączonym wiatrakiem. Marzyłem tylko o tym, by wypić do końca zimnego drinka z
lodem, którego miałem przed sobą i zaraz zrobić sobie następnego. Spojrzałem na
swojego mężczyznę, który miał wakacje i całe dnie spędzał na zajmowaniu się
dziećmi, domem oraz gotowaniem. Można powiedzieć, że mój mąż został kurą domową
na okres wakacyjny, jednak chyba wcale mu to nie przeszkadzało. Ja jednak nie
mogłem się doczekać, aż będę miał urlop i wyjedziemy gdzieś razem.
− Boję się
czasami twoich niespodzianek – oznajmiłem, spoglądając na Shiro znad słomki.
Yuu przekręcił
lekko głowę, podpierając ją na dłoni. Siedzieliśmy w kuchni przed wyspą,
popijając zimne drinki. Niby minęły jakieś dwa tygodnie, odkąd Shiroyama miał
wolne, to jednak przez ten czas zdążył się opalić i nieco przytyć. Wzrost wagi
był związany z tym, że zajmując się dziećmi, nie chodził na siłownię i ogólnie
niezbyt wiele się ruszał. A co jeszcze! Próbował rzucić palenie. Dlatego był
też nieco drażliwy i miał prawdziwie wilczy apetyt.
− Moje
niespodzianki nigdy nie są straszne – odparł.
− Tylko odrobinę
– roześmiałem się, posyłając mu całusa.
Dałem mu się
jednak zaprowadzić na taras. Prowadził mnie za rękę, aż w końcu przysłonił mi
oczy swoją nieco spoconą z gorąca dłonią. Nie czułem wcale jakiejś wielkiej
ekscytacji, jednak byłem ciekaw, co takiego tym razem dla mnie miał. To było
piękne, po tylu latach związku mój partner wciąż przygotowywał dla mnie tego
typu rzeczy.
− Już? Mogę
zobaczyć? – dotknąłem jego ręki.
− Już.
Odsłoniłem oczy
i w sumie nic nie zobaczyłem, bo było ciemno jak cholera. Posłałem spojrzenie
pełne politowania swojemu partnerowi, a ten na chwilę wszedł do domu, nacisnął
włącznik światła, po czym stała się jasność. Shiro zamontował dwie lampki w
ścianie nad tarasem. Poza tym, zamontował też malutkie lampeczki przy
kamyczkach prowadzących do furtki nad jezioro. Mąż stanął za mną, obejmując mnie
w pasie.
− Może być? –
spytał, całując mnie we włosy. – Nie byłem pewny czy takie ci się spodobają.
− Są śliczne –
oznajmiłem, odwracając się do ukochanego. – Jednak mnie czasami słuchasz.
− Zawsze cię
słucham! – zaprotestował. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
− Wiem, wiem –
pocałowałem go lekko w usta. – Cieszę się, że w końcu mamy lampki na dworze.
− Ale to nie
wszystko – powiedział nagle.
− Cholera. Co
jeszcze?
Yuu nic nie
powiedział, tylko odsunął się na bok. Serce mi mało nie stanęło, gdy zobaczyłem,
że w wielkiej, brunatnej donicy stoi moja kamelia. Pąki jej powoli odrastały,
miała świeże, malutki listki. Prawie krzyknąłem z zachwytu, rzucając się Yuu na
szyję. Objął mnie mocno, łzy stanęły mi w oczach ze wzruszenia.
− Myślałem, że
ją wyrzuciłeś – powiedziałem, wtulając się w niego. Nie byłem w stanie
pohamować całej tej ekscytacji, która naraz zaczęła mnie wypełniać aż po
koniuszki palców.
− Chciałem –
pogłaskał mnie po włosach – ale pomyślałem, że może da się ją jeszcze uratować.
− O rany, Yuu,
jesteś cudowny.
− No przecież
wiem – roześmiał się, a ja prychnąłem, po czym mu zawtórowałem. Już dawno nie
czułem się taki szczęśliwy.
Usiedliśmy we
dwóch na tarasie z drinkami. Z zachwytem patrzyłem na swoją kamelię i już nie
mogłem doczekać się zimy, by zaczęła kwitnąć. Yuu jedynie trzymał mnie za rękę,
od czasu do czasu odganiał od nas komary. W środku czułem taki cudowny spokój.
Tylko my dwaj, zimne drinki i prywatny koncert świerszczy. Oparłem się o ramię
Yuu, czując całym sobą tę miłość, która krążyła między nami.
− Wiesz co, Yuu?
– zamknąłem oczy.
− Co takiego? –
spytał, głaszcząc mnie po ramieniu.
− Kocham cię.
Zaśmiał się cicho,
całując mnie kolejny raz tego wieczoru we włosy.
− Ja ciebie też
kocham, Takanori. Najbardziej na świecie.
Chwilę później
zaproponowałem mu, żebyśmy się wykąpali. Trzymając się za ręce, poszliśmy nad
jezioro. Zdjęliśmy z siebie ubrania, zostawiając je niedbale przy brzegu, po
czym całkiem nago wskoczyliśmy do ciepłej wody. Przepłynęliśmy parę metrów,
ochlapywaliśmy się jak małe dzieci. Nie miałem pojęcia, ile czasu spędziliśmy
na takiej zabawie w ciemnej nocy. W końcu jednak się zmęczyliśmy i zrobiło się
nam chłodno. Przykryci kocem siedzieliśmy później na burcie żaglówki. Byłem
przytomny do końca, dopóki słońce nie zaczęło wschodzić.
----
Za dużo było
ostatnio tego zabijania w Migdale, no! Proszę oto tutaj przed wami specjalny dodatek
z krewetkami, Rudą, Pulchną, Jeżykiem i Okularnicą oraz innymi randomowymi
postaciami. Przepraszam też, że nie było postu w zeszłym tygodniu, ale mam taką
rozróbę w mieszkaniu, że chyba będę płakać. Wyburzyłam ścianę i od tej ściany
się zaczęło. W każdym razie… Dziękuję wam za czytanie, cierpliwość, bycie
Żuczkiem i w ogóle. Za wszystko. Trzymajcie się kochani, niech wam się w życiu
powodzi i bądźcie szczęśliwi. Tak jak Yuu i Taka.
Do następnego~!
POWIEM CI TAK, KOCHANA.
OdpowiedzUsuńJA PRZEZ TĄ NOWA SERIE JUŻ NIGDY NIE UWIERZĘ, ŻE YUU JEST TAKI SŁODZIUTKI, GRZECZNY I DOBRY.
IDEALNY TATUŚ MORDERCA SIĘ ZNALAZŁ.
Ogólnie to się prawie popłakałam ze śmiechu na pojawienie się tego kija XDDD
Mimo wszystko ciągle mam wrażenie, że jakoś ta miłość Yuu i Taki zanikła. Jak zresztą w każdym małżeństwie, które mają te cholerne dzieci. Moja nienawiść do tych małych piszczących krewetek nie zna granic! Ale już pewnie masz dosyć mojego kurwienia na nie!
Tak mnie denerwuje ten tatuś Taka, jak matka polka się zachowuje. Ale to cudownie, że rozwijasz tak te postacie, że z biegiem czasu ich charaktery poprzez wydarzenia w ich życiu ulegają zmianie. To pokazuje, że naprawdę masz talent!
Chyba bardziej przekonałaś mnie do tej złej strony życia Yuu. Cudownie wychodzi ci pisanie takich bardziej "mafijnych" klimatów. Oczywiście, żebyś źle mnie nie zrozumiała. Kocham Migdała z Yuu i Taką całym serduszkiem...no ale...kurde. Mimo tego mojego przekonania do najnowszej serii Migdała to rozdział bardzo mi się podobał. Szczególnie, że był dłuższy! Warto jest na to czekać <3
Lubię bardzo te specjale do Migdała, ale chyba bardziej te z ich początków. Dla każdego coś innego. Sądzę, że napewno są osoby, którym ten Migdał bardziej przypadł do gustu. Każdy ma przecież inny gust.
Tym akcentem kończę!
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne.
No właśnie za mało zabijania!
OdpowiedzUsuń...
Kto by pomyślał, że Takę znowu będzie ktoś molestował. I to duch.
TO JEST DUCH NIEWYŻYTYCH CZYTELNIKÓW, którzy tęsknią za Takanorim i takimi seksami jak były w tym rozdziale.
W ogóle... No kurwa... Tak trudno było im się domyślić, że to figurka? Jak każdy autor, trochę zrobiłaś z nich idiotów XD No ale, są dorośli już, a dorośli nie wierzą w jakieś takie zabobony.
Po huy oni postawili tę figurkę w domu? (dobra, gdyby nie ona, nie byłoby tego zajebistego rozdziału - lubię takie paranormalne rzeczy, bijatyki i w ogóle...)
W każdym razie... Ja czekam aż oni się zestarzeją, któraś z ich córek będzie łamaczem serc niczym młody Yuu, druga będzie lesbą, a Hiro to nie wiem, on jest biedny, słodki i siostry się nad nim znęcają pewnie.
Ja też się ucieszyłam na wspomnienie Mr. Kija.
Szczerze, stęskniłam się za Taką, jednak go lubię... Co nie zmienia faktu, że nie mogę się doczekać Kouyou~~~ (jego lubię lubię aż za bardzo)
No to tego... Coś miałam napisać? Chyba to, że bałam się, iż coś Ci się stało, że rozdziału nie ma... Ale jak taki długi w nagrodę, to już nie narzekam XD
Weny, końca problemów z mieszkaniem i czego tam jeszcze potrzebujesz życzy wierny anonim
Papa!
Nie przekopywać ogrodu, zapamiętam. Chociaż mieszkam w bloku, także problem z głowy.
OdpowiedzUsuńMoże to był taki dobry duszek? W końcu posprzątał ubrania, a że chciał sobie posłuchać radia, pooglądać telewizję i czasem popatrzeć na nagiego Takę, to cóż... każdy ma jakieś słabości.
Bożek XDD genialne! Czekam na więcej i życzę weny :D
OdpowiedzUsuń