Migdałowe serce: Cruel World 07
O partnerach w
zbrodni, pożegnaniach oraz współlokatorach
Przez
całe życie próbujemy uciekać przed własną przeszłością, ale nie zdajemy sobie
sprawy, że jesteśmy z nią nierozerwalnie związani i nigdy nie zdołamy się od
niej uwolnić.
Becca
Fitzpatrick – „Niebezpieczne kłamstwa”
Popatrzyłem
najpierw na pana Sasakiego, a następnie moje spojrzenie spoczęło na Izumi.
Dziewczyna podniosła na moment na mnie wzrok, jednak widząc, że patrzę prosto
na nią, ponownie spuściła wystraszona głowę.
− Coś się stało?
– spytałem niepewnie.
− Chodź, chodź –
pan Sasaki kiwnął na mnie głową. – Porozmawiamy.
Policjant
założył ręce na pasie, prostując się przy okazji. Jeśli myślał, że przestraszę
się grubego munduru, pod którym nie było niczego, co ludzie nazywają tkanką
mięśniową, to się mylił. Wszedłem z powrotem na piętro, pan Sasaki położył mi
delikatnie dłoń na plecach, po czym podprowadził mnie oraz Izumi do swojej
klasy. Posadził nas oboje w dwóch pierwszych ławkach. Izumi wyglądała, jakby
bała się, że ją uderzę, miała bez przerwy spuszczoną głową, gdy tylko widziała,
że na nią zerkam, kuliła się niczym wystraszone zwierzę. Policjant patrzył na
mnie, jakbym był jakimś recydywistą i damskim bokserem. Cholera jasna, przecież
ja bym nigdy w życiu kobiety nie uderzył. Co to za przyjemność bić się z kimś
słabszym.
Pan Sasaki
stanął przodem do tablicy. Wziął głęboki wdech, a następnie odwrócił się do
naszej dwójki. Policjant jedynie stał z boku, jakby był tu tylko po to, by w
razie potrzeby interweniować. Ach, świetnie.
− Chcę tylko
wiedzieć, Yuu – zaczął spokojnie – naprawdę
nie miałeś nic wspólnego ze śmiercią Shujiego?
Patrzyłem na
swojego wychowawcę, starając się zachować kamienną minę. Mimo wszystko,
poczułem jak wszelkie kolory momentalnie odpływają z mojej twarzy, a ja robię
się blady niczym ściana. Z pewnością nie uszło to niczyjej uwadze. Dałem jednak
z siebie wszystko, byle zachować wszelkie pozory.
− Przecież go
nie zabiłem – odrzekłem spokojnie.
− Nie o to nam
chodzi, chłopcze – policjant w końcu się odezwał. Miał nieprzyjemny, szorstki głos.
Spojrzałem na niego, nie ukrywając niechęci, jaką darzyłem psy. Policjanci i
prawnicy – rzekomo stróże prawa, a w rzeczywistości legalni bandyci.
− Ach? –
mruknąłem.
− Izumi
powiedziała nam, że są pewne kwestie, o których nie wspomniałeś podczas przesłuchań
– pan Sasaki przysiadł jednym pośladkiem na swoim biurku.
− Pewne kwestie?
– grałem głupiego. – Co takiego niby?
− Izumi? –
nauczyciel spojrzał na dziewczynę, dając jej tym samym znak, by wyjaśniła mi, o
co takiego chodziło. Och, wcale nie musiała nic mówić.
− Miałam wyrzuty
sumienia, przepraszam, Yuu… – wymamrotała. Głos jej zadrżał żałośnie, w oczach
stanęły łzy. Pociągnęła nosem, a następnie wytarła wierzchem dłoni powieki. –
Prosiłeś mnie, żebym spotykała się z Shujim. Ale ja nie chciałam… No i ja…
Powiedziałam mu okropne rzeczy, bo naprawdę… Nie chciałam się z nim spotykać,
ale Yuu… Yuu ciągle nalegał.
Rozpłakała się
całkowicie, ukrywając twarz w dłoniach. Nie byłem pewny czy rozpłakała się
tylko, by zrobić szopkę, czy to było naprawdę. Z tego, co się orientowałem,
nienawidziła Shujiego, nawet po jego śmierci nie miała wyrzutów sumienia.
Dlaczego więc teraz tak nagle postanowiła powiedzieć o wszystkim? Chciała
zniszczyć życie sobie i przy okazji mi?
− No, już, Izumi
– pan Sasaki wyciągnął paczkę chusteczek higienicznych z kieszeni, a następnie
podał jej je. Dziewczyna wytarła twarz i wysmarkała nos. – Nie martw się, mów
dalej.
− Bo wolałam się
spotykać z Yuu, no bo… lubiłam Yuu. Wciąż go lubię, naprawdę. I obiecywał mi,
że jak spotkam się z Shujim, to wtedy… pójdzie ze mną. Gdzieś…
− Gdzie? –
spytał policjant. Dziewczyna pokręciła głową.
− Po prostu.
Gdziekolwiek. I poszliśmy, ale on wciąż chciał, żebym się widywała z Shujim. Ja
bardzo nie chciałam, odmawiałam Shujiemu, ale Yuu…
Miałem ochotę na
nią krzyknąć, żeby przestała się tak jąkać i mówiła normalnie, bo już nie byłem
w stanie słuchać tego płaczliwego bełkotu. Odstawiała niezłą szopkę, no nieźle.
Już miałem ochotę wspomnieć o stalkerstwie, jakiego dokonała na mnie Izumi. To
było chyba gorsze niż jakieś randki z moim kolegą.
−… Yuu wciąż
nalegał. Tak bardzo, jednak… Nawet jak Shuji napisał dla mnie wiersz, jak
powiedział mi, że mnie lubi. Byłam zła. Tak mi teraz źle z tym, bo mam
wrażenie, że Shuji zabił się przeze mnie.
Po części –
pomyślałem. – Izumi, oboje go zabiliśmy. Jesteśmy partnerami w zbrodni i do
końca życia nie uda nam się odkupić tej winy.
Poczułem, że mi
niedobrze, gdy pomyślałem o tym, czym jestem związany z Izumi. Wspólne
morderstwo. Może nie bezpośrednie, jednak oboje doprowadziliśmy do tego, że
Shuji odebrał sobie życie. Miłość i przyjaźń, czyli dwie rzeczy, które powinny
były być czynnikiem szczęścia, doprowadziły do upadku. To było przykre, ale
myśląc w ten sposób, odczułem z Izumi naprawdę silną więź i myślałem, że przez
to zemdleję. Ogarnął mnie tak potworny strach, przeraźliwa panika, że już nigdy
się od niej nie uwolnię, że od tej chwili ona i ja jesteśmy związani grubą
nicią zakłamania, próżności oraz nienawiści. To był wyrok na wieczność, co
jeszcze bardziej wywoływało u mnie odruch wymiotny. Tą osobą mógł być każdy,
ale nie ona. Nie dziewczyna, której nie chciałem więcej widzieć.
Wówczas
zaświtała mi gdzieś z tyłu myśl, że muszę się jej pozbyć. Nie chciałem się
coraz bardziej zagłębiać w to bagno, nie z nią. Wiedząc, że ona żyje, że
oddycha tym samym powietrzem co ja i nie ma świadomości tego, że to nasza
dwójka zniszczyła niewinnego człowieka, miałem ochotę udusić ją gołymi rękoma.
Chciałem, żeby dokładnie wiedziała, kto ją morduje, żeby patrzyła na mnie i
chociaż na koniec zrozumiała, że sama na siebie sprowadziła ten los. Była
głupia.
Ale nie mogłem
też jej zabić tak nagle, nie. Wszystkie podejrzenia od razu skupiłyby się na
mnie, byłbym pierwszym podejrzanym. Dlatego musiałem znaleźć kogoś, kto mnie w
tym wyręczy, a samemu mieć dobre, niepodważalne alibi. Moje ręce już za bardzo
były ubrudzone krwią.
− Izumi –
powiedziałem, starając się mówić naprawdę łagodnie, jakbym zwracał się do
wystraszonego dziecka – mówiłem ci, że wcale nie chcę się z tobą widywać.
Przykro mi, że tak się teraz czujesz. A sam chciałem, by Shuji po prostu… By
był nieco szczęśliwy. Bo naprawdę mu się podobałaś, był zakochany. Ach, nie
powinienem był cię nakłaniać do tego, żebyś się z nim widywała. To było wbrew
tobie, przepraszam.
Policjant
pokiwał głową ze zrozumieniem, pan Sasaki otworzył szerzej oczy z zaskoczenia
moim nagłym wyznaniem, a Izumi posłała mi spojrzenie pełne smutku oraz nadziei.
Ojej, jak jej wzrok zabłysł, gdy na mnie spojrzała. Przez moment odczułem nawet
litość w stosunku do niej, która szybko została zastąpiona odrazą.
− Yuu –
westchnęła.
− Miło, że
przeprosiłeś – odezwał się mój wychowawca. Spojrzałem na niego i coś we mnie
zgasło, jednak starałem się tego po sobie nie poznać. Patrzył na mnie tak,
jakby dokładnie wiedział, że nie powiedziałem tego, bo tak czułem. To nie były
słowa, które wypłynęły z mojego sumienia, serca. Pan Sasaki znał mnie na tyle,
że od razu poznał, że to wszystko było po to, by się wybielić w oczach jego,
policjanta oraz tej kiepskiej dziwki. Tamta dwójka to łyknęła, jednak nie pan
Sasaki.
Przez chwilę
mierzyliśmy się obaj wzrokiem. Szybko jednak zreflektowałem się, że to mój
wychowawca, a nie pierwszy lepszy facet. Musiałem dalej grać. W końcu i on miał
mi ulec.
− Tak. Naprawdę
mi przykro.
− Myślisz, że to
doprowadziło Shujiego do śmierci? – spytał nauczyciel.
Zacisnąłem
wargi, po czym spuściłem wzrok. Zrobiłem minę, jakbym miał się za chwilę
rozpłakać. Izumi prawie już zerwała się z miejsca, by mnie objąć i pocieszyć.
Cała ta sytuacja powoli zaczynała mnie śmieszyć.
− Trudno mi
powiedzieć. Nie sądzę, by akurat to mogło wpłynąć na jego decyzję.
− Nie? W takim
razie, co takiego?
Podniosłem
głowę, patrząc panu Sasakiemu prosto w oczy. Miałem minę, jakby ktoś potrącił
mi psa, dlatego jego spojrzenie nieco złagodniało. W końcu i on mi uwierzył.
− Sam nie wiem.
Shuji chyba nie mówił mi o niektórych sprawach.
− Ale byliście
przyjaciółmi. Na pewno nic nie mówił? – spytał policjant.
Udałem, że się
zamyślam nad czymś przez kilka sekund.
− Nie… nie wydaje
mi się. On… on zawsze był nieco skryty. Nie mówił o wszystkim, ale myślałem, że
to w porządku. Jeśli nie chciał o czymś mówić, to nie było sensu, by naciskać.
Ponownie
zerknąłem na pana Sasakiego. Teraz patrzył na mnie z jawnym zainteresowaniem.
Czułem się zmieszany. Łyknął w końcu haczyk czy wciąż pływał wokół przynęty,
nie będąc pewnym czy powinien mi wierzyć, czy może jednak nie?
− Yuu, co
robiłeś tego wieczoru, gdy zginął? – odezwał się policjant. Czy właśnie zaczęło
się moje trzecie przesłuchanie?
− Byłem w domu –
odpowiedziałem – z mamą.
− Uhm. A Shuji?
− Nie wiem. Tego
dnia nie było go nawet w szkole. Myślałem, że może jest chory, dlatego nie
przyszedł.
− Nie
zainteresowałeś się, dlaczego nie ma go w szkole?
−
Zainteresowałem, ale… po prostu uznałem, że może ma gorszy dzień, dlatego nie
przyszedł. Czasami każdy tak ma, prawda? Że woli być sam, nie rozmawiać z
nikim. Już wcześniej to się zdarzało, dlatego myślałem, że tym razem jest tak
samo.
− Rozumiem. A co
robiłeś powszedniego dnia?
− Uhm…
powszedniego dnia?
− W przeddzień,
kiedy zginął. Gdy skończyłeś lekcje. Jego mama mówiła nam, że dzień przed
gdzieś wyszedł i ponoć poszedł spotkać się z tobą. Widziałeś się z nim po
szkole?
− Nie –
odpowiedziałem nieco niepewnie. Na powszednich przesłuchaniach nikt nie wpadł
na pomysł, by zapytać o to, co robiłem dzień przed, a z reguły wypytywali o
tego typu sprawy. To mi powiedział kiedyś pierwszy fagas mojej mamy, gdy
oglądałem jakiś film z rozprawą sądową i narzekałem, że wypytują o bezsensowne
sprawy. Oznajmił, że to po to, żeby sprawdzić pamięć oraz to czy zeznania są
wiarygodne. Wcześniej nikt się nie pytał dokładnie, bo każdy myślał, że jestem
dzieciakiem w szoku po stracie przyjaciela. Poza tym, nie byłem w żaden sposób
podejrzany o częściowe, nieco może nieumyślne, spowodowanie śmierci.
− Czyli po
lekcjach poszedłeś prosto do domu.
− Poszedłem do
domu – potwierdziłem.
− I byłeś w domu
przez resztę dnia.
Zawahałem się,
zaciskając wargi. Ach, no proszę.
− N… nie –
mruknąłem. – Wychodziłem.
− Po co?
Wziąłem głęboki
wdech, a następnie mocny wydech. Wszyscy czekali na moją odpowiedź. Rany,
uciążliwe milczenie.
− Poszedłem się
z kimś spotkać.
− Możesz nam
powiedzieć z kim? – spytał pan Sasaki.
− A to ważne? –
odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Wszystkich zaskoczyła moja odpowiedź oraz
nieco kąśliwy ton głosu.
− Raczej tak.
− Poszedłem się
zobaczyć z kolegą.
− Możesz nam
podać nazwisko?
− Nie –
pokręciłem głową. – Wolałbym nie. Ta osoba nie ma nic wspólnego z tym
wszystkim.
− To twój
kolega?
− Mówisz o
Renie? – spytała Izumi.
Poczułem, że
robię się jeszcze bardziej blady. Spojrzałem na Izumi, jakbym zobaczył ducha, a
ona… Ona, kurwa, była zupełnie nieprzejęta.
− Ma na imię
Ren? – dopytywał policjant.
Pokiwałem lekko
głową. Postanowiłem, na sto procent się jej pozbędę. Mała, manipulancka świnia.
− Skąd wiesz, że
tak się nazywa? – spytałem Izumi.
Dziewczyna chyba
zreflektowała się, co właśnie powiedziała. Nieco spanikowała, odwróciła ode
mnie wzrok.
− Ach, no…
wspominałeś coś o nim parę razy.
No nie wydaje mi
się…
− Uhm, możliwe.
− Ten cały Ren,
mógłby potwierdzić to, że z nim wtedy byłeś?
− Nie chcę go w
to wciągać – powiedziałem gwałtownie. Zbyt gwałtownie.
− Yuu, dla dobra
sprawy. Żebyśmy mogli ci uwierzyć.
− Ale co to ma
do czego? Shuji się zabił, a wy wypytujecie się o moich innych kolegów, jakby
miało to jakikolwiek związek z tym wszystkim.
− Bo może ma?
Wiesz, podobno ty i Shuji pod koniec nie byliście aż tak zżytymi przyjaciółmi.
Powiesz nam, dlaczego?
− Nie –
wymamrotałem. – To nie ma żadnego związku.
− A mi się
wydaje, że ma – oznajmił Sasaki z przekonaniem w głosie. – Bardzo byśmy chcieli
porozmawiać z Renem. Byłoby problemem, gdyby do nas przyszedł? Albo może lepiej
by było, gdybyśmy go odwiedzili?
Miałem wrażenie,
ze śmierć zagląda mi prosto w oczy, kiedy to powiedział. Oni mieliby się
zobaczyć z Renem? U niego? Droga Amaterasu, dlaczego musiałaś postawić mnie
między młotem w kowadłem?
W każdym razie,
zadzwoniłem do Rena, chociaż z początku nie odbierał. Pewnie miał zajęcia w
swojej szkole. W końcu jednak odebrał ode mnie telefon, spytał, co się stało.
Pan Sasaki, policjant oraz Izumi, stali obok mnie, gdy z nim rozmawiałem.
Myślałem, że umrę.
− Ren – zacząłem
łamiącym się głosem – jesteś bardzo zajęty?
− Nie bardziej
niż zwykle – odparł. – Nie wierzę, że do mnie dzwonisz sam z siebie. Co?
Stęskniłeś się?
− Mógłbyś
przyjść do mnie do szkoły? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
− Ach, do
szkoły? Po co niby?
− To ważne.
Dlatego pytam…
− Zaraz przyjdę.
Napisz mi, w jakiej sali będziesz.
Rozłączył się. I
faktycznie, przyszedł jakieś dwadzieścia minut później. Był ubrany w swój
mundurek, miał ze sobą torbę na ramię i wydawał się być w naprawdę dobrym
humorze. Chociaż tyle. Ale szczerze, nie miałem pojęcia, o co mogliby go
zapytać i czy by potwierdził, że był ze mną tego dnia. A był faktycznie? Sam
nie pamiętałem czy akurat z nim się wtedy widziałem, raczej nie. Naraz ogarnęła
mnie przejmująca frustracja. Przecież to był Ren, on zrobiłby wszystko, byle
mieć ubaw z czyjejś męki oraz problemów.
− Cześć –
powiedział do mnie z uśmiechem, gdy tylko wszedł do sali – i dzień dobry.
− Ren? – spytał
mój wychowawca.
− Tak –
potwierdził. – Mogę usiąść? – spytał, wskazując na miejsce obok mnie.
− Oczywiście,
proszę.
Ren usiadł na
wolnym krześle. Zerknął na mnie ukradkiem, uśmiechając się, a moje ciało oblało
się zimnym potem. Byłem już pewny, że Ren powie coś, co mnie pogrąży na zawsze.
− Ren – zaczął
policjant – chcielibyśmy ci zadać kilka pytań. Mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko.
− W porządku –
odparł radośnie. – To żaden kłopot. A o co chodzi?
Funkcjonariusz
przybliżył Renowi całą sytuację oraz podał mu dokładną datę i dzień całego
zdarzenia. Wyjaśnił, że chodzi o samobójstwo mojego przyjaciela. Wówczas spytał
się go o to, co robił dzień przed, nim Shuji się zabił.
− Byłem pewnie w
szkole – odparł. Zaczął dość normalnie oraz niewinnie. – Trudno mi teraz
powiedzieć, to było dość dawno.
− Rozumiem,
postaraj się jednak przypomnieć, co robiłeś tego dnia.
− Uhm… dobrze –
westchnął, zamyślając się nad czymś. Zdaje się, że właśnie jego wyobraźnia
weszła na większe obroty i zastanawiał się, co takiego zabawnego może
powiedzieć.
− Może zadam ci
kilka pytań i będzie ci prościej – zaproponował policjant, widząc, jak Ren miał
problem z przypomnieniem sobie wszystkiego.
− Okej.
− Pamiętasz, co
robiłeś zaraz po szkole?
− Pewnie
poszedłem do domu… hm... Albo na obiad. Ach, na pewno na obiad. Moja mama była
w tamtym czasie na delegacji, pamiętam. Dlatego poszedłem na obiad.
− Dokąd
poszedłeś?
− Miałem
wykupiony abonament w tej małej restauracji obok stacji benzynowej, na
wyjeździe do portu.
− Tam?
− Aha, mieszkam
niedaleko, więc to nie problem. I poszedłem tam na obiad.
− Pamiętasz, co
zamówiłeś?
Ren uśmiechnął
się kwaśno, zauważyłem błysk w jego oku.
− Jaki to był
dokładnie dzień?
− Wtorek.
− We wtorki i
zawsze serwują tam gyozę oraz stek, które bardzo lubię, więc pewnie zamówiłem
coś z tego.
− Nic więcej tam
nie podają?
− Podają też
inne dania, ale chodziło mi o to, że akurat we wtorek jest gyoza oraz steki.
Oprócz tego, są też dostępne inne rzeczy. Nie wiem jednak jakie, bo zazwyczaj
ich nie biorę.
− Czyli gyoza
albo stek.
− Tak.
− A co zrobiłeś,
jak już zjadłeś?
− Poszedłem po
drodze do sklepu i do domu.
− Co kupowałeś?
− Hm, nie wiem.
Pewnie coś na kolację, śniadanie. Wziąłem na pewno wołowinę oraz chipsy octowe.
− Mhm, dobrze.
Akurat to pamiętasz?
− Tak. Bo nie
kupowałem tego dla siebie.
− A dla kogo?
Ren uchylił
lekko usta, by coś powiedzieć, jednak za chwilę je mocno zacisnął. Spuścił na
moment wzrok. Pieprzona aktorzyna!
− To ważne?
− To niezbyt
istotna kwestia. Chodzi nam bardziej o to czy pamiętasz.
− Uhm, pamiętam…
− Dla kogo
robiłeś zakupy? Dla taty?
− Reszta była
dla mnie i dla taty.
− Rozumiem. A co
robiłeś później, jak już wróciłeś do domu?
− Byłem u siebie
w pokoju. A później… erm… byłem z Yuu.
Spojrzałem na
Rena, nie do końca dowierzając, że właśnie powiedział coś takiego. Nie
spodziewałem się zupełnie.
− Ach, z Yuu.
Spotkaliście się u ciebie czy gdzieś na mieście? A może u Yuu? – policjant
zerknął na mnie, po czym powrócił wzrokiem na Rena. Westchnąłem w duchu.
− Na mieście.
− I poszliście w
jakieś konkretne miejsce?
− Nie.
Poszwendaliśmy się jakiś czas, a później poszliśmy do mnie.
− Pamiętasz, co
robiliście?
Ren popatrzył na
policjanta, a później na mnie. Zaśmiał się lekko.
− Pamiętam.
− I jak
spędziliście ten czas?
− Uhm… O takich
rzeczach nie mówi się głośno, przepraszam.
− Takich
rzeczach? – pan Sasaki zmarszczył podejrzliwie czoło. – Co masz na myśli?
− Ach, ojej –
westchnął. – Nie wiem czy mogę to powiedzieć głośno. Yuu to mój chłopak. Chyba
nie muszę już więcej tłumaczyć, co mogliśmy robić.
Poczułem, że mi
gorąco w uszy, a później w twarz. No nie… Uratował mnie.
Momentalnie
wszyscy zamilkli. Izumi wytrzeszczała na nas oczy, pan Sasaki dosłownie
zaniemówił i aż usiadł za swoim biurkiem, a policjant patrzył na naszą dwójkę
tępo, jakby doznał szoku. A Ren, jak gdyby nigdy nic, złapał mnie za rękę,
posyłając mi przy tym lekki uśmiech. Jak swoją matkę kocham, nie miałem
pojęcia, co mi później zrobi, ale byłem wdzięczny, że odwalił taką szopkę.
Zagrał lepiej niż Izumi, która zrobiła z siebie moją ofiarę, co nieumyślnie
doprowadziła do śmierci Shujiego.
− Trudno mi w to
uwierzyć – oznajmił w końcu pan Sasaki. Ren jedynie wzruszył ramionami. – Yuu,
to prawda?
Spojrzałem
najpierw na Rena, a później na swojego wychowawcę. Pokiwałem powoli głową.
− To prawda.
− Jak mogłeś
nagle przestać być heteroseksualny? – pan Sasaki niemal wybuchł. Ledwo
powstrzymywał się przed tym, by nie krzyknąć. Wtedy już byłem pewny, nie
wierzył w ani jedno słowo moje, ani Rena. – Co z tymi wszystkimi dziewczynami,
z którymi się pokazywałeś w szkole? To miały być jakieś przykrywki?
− To brzmi
okropnie oskarżycielsko – wtrącił się Ren. Jego głos był pełen oburzenia. – To
ma jakieś większe znaczenie, że raz jest się z kobietą, a raz z mężczyzną?
Okropne! Myślałem, że chcecie wiedzieć, co spowodowało śmierć tego chłopca, a
pan właśnie kwestionuje czyjąś seksualność. To nie ma żadnego związku z całą
sprawą.
− Po prostu
jestem zaskoczony – wymamrotał.
− Rozumiem – Ren
westchnął. – Takie rzeczy zawsze szokują.
Nie to, że pan
Sasaki był homofobem. Naprawdę musiało go to zaskoczyć, w końcu w szkole brali
mnie za heteroseksualistę, nikt by nawet nie pomyślał, że mógłbym być gejem.
Poza tym, te parę lat później, kiedy przypadkiem wpadłem na pana Sasakiego,
byłem ze swoim przyszłym mężem. Chociaż pogawędziliśmy tylko chwilę, to spytał,
kim jest ta urocza istota. Pewnie sformułował w ten sposób pytanie, bo nie był
pewny czy spotykam się z kobietą czy mężczyzną. W każdym razie, w ciągu tych
kilkunastu sekund od dostrzeżenia, że wcale nie jestem sam, zdołał paść urokowi
brązowych loków, różowych ust oraz nieskazitelnej, bladej niczym alabaster
cery. Cóż, moja wielka miłość miała niezwykle fascynujący, androgyniczny typ
urody. Powiedziałem, że to mój narzeczony. I to jedno słowo, narzeczony, doprowadziło go do tak
obłędnego westchnięcia, jakby rozczulał się nade mną i wybrankiem mojego serca.
Gratulował nam i życzył szczęścia.
− Pytał się pan
– zacząłem niemrawo – dlaczego pod koniec ja i Shuji nie byliśmy już z ze sobą
tak blisko. Chodziło o to… Uhm… Nie do końca mu się podobało, że jesteśmy razem.
Nie chciałem o tym mówić, bo myślałem, że to nieistotne.
− No cóż –
mruknął policjant. – Chyba nie mamy więcej pytań.
Po całym tym
zdarzeniu, gdy byliśmy już na zewnątrz, podziękowałem Renowi za to, że uratował
mi skórę. Poważnie, miałem wobec niego dług i to solidny.
− Jak ty to w
ogóle wszystko wymyśliłeś? – spytałem, gdy paliliśmy fajki przed szkołą.
Siedzieliśmy na niewielkim murku tak, by kamera szkolna nas nie złapała.
− A nie wiem,
lałem wodę i tyle – wzruszył ramionami.
− Nie
spodziewałem się, że akurat ty mi pomożesz.
Ren zaśmiał się
lekko. Był w naprawdę dobrym humorze. Już dawno nie widziałem, by był aż tak
radosny. I to nie było zasługą żadnego narkotyku, nie. Był jak najbardziej
świadom wszystkiego.
− Dlaczego? –
złapał mnie za wolną dłoń, a następnie cmoknął mnie w policzek. Zgasił swojego
papierosa, odrzucając niedopałek gdzieś obok na bruk, a następnie ujął moją
twarz w dłonie. Ren wpił się niespodziewanie w moje wargi, całując mnie przy
tym głęboko i namiętnie. W ogóle nie byłem przygotowany na ten pocałunek.
Rozchyliłem wargi z zaskoczenia, a on wykorzystał to, wsuwając mi nieznacznie
język w usta. Przymknąłem powieki, powoli dochodząc do siebie. Oddałem
pieszczotę, wolną dłonią dotykając jego policzka. Całowaliśmy się chwilę, ssąc
nawzajem swoje wargi oraz wymieniając się śliną. Było mi gorąco i to chyba nie
z ogólnie panującej wysokiej temperatury. Gdy tak się publicznie
obściskiwaliśmy, zauważyłem, że ktoś szybko przechodzi obok. Zerknąłem w górę,
Izumi niemal przebiegła koło nas. Oderwałem się od Rena, po czym stanąłem na
równe nogi.
− Izumi! –
krzyknąłem za nią. Już miałem zacząć biec, ale Ren złapał mnie za rękę.
Dziewczyna błyskawicznie biegła przed siebie.
− Zostaw ją –
powiedział, wzdychając. – Biedna dziewczynka, tyle jeszcze przed nią.
− Wpieprzyła
mnie w niezłe bagno – fuknąłem.
− No nie? –
zaśmiał się. Spojrzałem na Rena, w dalszym ciągu trzymał mnie za rękę. – Tak wokół
ciebie węszyła, zupełnie jak jakiś piesek. Aż szkoda było jej trochę nie
wkręcić.
W mojej głowie
zapaliła się czerwona lampka. No nie…
− O czym ty
mówisz?
− Udało mi się
nieco poznać z Izumi, wiesz. Byłem zaskoczony, że tak za tobą biega.
Powiedziała mi, jaka jest sytuacja między tobą, nią, a tamtym chłopakiem, który
się zabił – znowu się zaśmiał. – Musiałem ją czymś nieco zająć, bo już była
zbyt blisko. Mogła w końcu jakoś dostać się do rezydencji, a wtedy trzeba
byłoby się jej pozbyć. Nie sądziłem jednak, że wyjdzie z tego taka szopka. Niezłe
to było, wszyscy się znienawidziliście.
Wyrwałem rękę z
uścisku Rena, papieros wyleciał mi z dłoni. Nie, nie, nie. Nie wierzę.
− Poznałeś
Izumi?
− Shujiego też
poznałem – uśmiechnął się do mnie szeroko. – Zabawnie było patrzeć, jak całą
trójką wchodzicie w takie bagno. Uczucia potrafią być czasami okropne, no nie?
− Coś ty zrobił
– wydukałem drżącym głosem. – Nakręcałeś Izumi i całą tę sytuację między nami…
− Bingo. Szkoda,
że tak późno to do ciebie dotarło.
− Dlatego
dzisiaj wiedziałeś, co powiedzieć – odsunąłem się o krok od Rena. – Bo
rozmawiałeś z Izumi. Tak?
− Znowu bingo,
złotko. Mówiłem ci, że nie jest trudno wejść w twój krąg znajomych – wzruszył
ramionami.
− Coś ty
najlepszego zrobił?! – krzyknąłem, mało nie rzucając się na niego. Momentalnie
ogarnęła mnie wielka wściekłość. – Shuji nie żyje! Policja podejrzewa, że ja mu
pomogłem popełnić samobójstwo!
− A nie
pomogłeś? – uśmiechnął się do mnie. – Pamiętasz, co mu powiedziałeś? Kiedy
dokładnie ci opowiedział o uczuciach do Izumi.
− Ja… −
bąknąłem, czując, jak robi mi się słabo. Pamiętałem, co mu powiedziałem. Jednak
nie sądziłem, że wziął mnie na poważnie. Nie myślałem, że… że on naprawdę się
zabije. Nie miałem pojęcia, że mnie posłucha.
− Pamiętasz?
Powiedziałeś mu, żeby się zabił. Swojemu najlepszemu przyjacielowi powiedziałeś
coś tak okropnego. On był taki załamany. Myślał, że go zrozumiesz, ale nie
starałeś się nawet go słuchać. Yuu, myślisz tylko o sobie i twoje samolubstwo
zabiło Shujiego. Powinieneś o tym powiedzieć policji. Może wtedy oczyściłbyś
sumienie.
Stałem tak
chwilę. Krew szumiała mi w uszach, słyszałem bicie własnego serca. Myślałem, że
za moment stracę przytomność z tego wszystkiego. Łzy stanęły mi w oczach.
− Ty pierdolona
kurwo – warknąłem. Ledwo powstrzymałem się przed tym, by łzy nie ściekły mi po
policzkach.
− Ach, nie mów
tak. Ale wiesz, Shuji już tak bardzo nie mógł znieść tej samotności, że czasami
widywał się ze mną. I wiesz co jeszcze? To ze mną widział się dzień przed swoim
samobójstwem. Byliśmy się przejść. W porządku był z niego chłopiec. Trochę
naiwny, ale co zrobić. Tacy nigdy sobie nie radzą w życiu.
Nie wytrzymałem.
Zamachnąłem się i uderzyłem go z całej siły w twarz. Tak jak wtedy, gdy
dowiedziałem się, że Ino nie żyje, gdy znalazłem jej ciało w szafie z bronią.
Tylko teraz nie było Kotetsu, który mógłby mnie od niego odciągnąć. Nie było
nikogo, więc po prostu zdzieliłem go tak mocno, że upadł z murku na bruk.
Tłukłem go z całych sił, nie czując nawet bólu w rękach. Rozkwasiłem Renowi
nos, podbiłem oko, rozciąłem wargę. Skopałem go, obtłukłem mu kość ogonową. On
kompletnie się nie stawiał, nawet nie zauważyłem, kiedy stracił przytomność.
*
Izumi zginęła w
wypadku podczas wakacji. Chociaż wypadek to za wiele powiedziane, zabił ją Ren.
Zrobił to tylko dlatego, że uznał, że widziała i wie zbyt wiele. Poza tym, jak
sam mi powiedział, jemu też działała na nerwy. Sama się we wszystko wplątała,
trzeba wiedzieć w kim można się zakochać.
Ren upozorował
jej śmierć na przykre samobójstwo na torach. Najzwyczajniej w świecie rozjechał
ją pociąg. Z Izumi została tylko krwawa plama, nic więcej.
Jednakże, jej
śmierć wcale nie sprawiła, że poczułem się lepiej. Wprost przeciwnie, było mi
jeszcze gorzej. Zostałem jedyną osobą z całego tego felernego trójkąta. Shuji
się zabił, Izumi została zamordowana. Byłem tylko ja, który nosił na swoich
barkach całą odpowiedzialność za wszystkie te zdarzenia, frustrację każdego z
osobna oraz musiał żyć z tym codziennie. Moje sumienie było tak ciężkie, że już
chyba ciągnęło się za mną niczym kilkunastotonowy głaz, który zmniejszał
produktywność mojej empatii. Popadłem w zupełną obojętność. Większość wakacji
spędziłem na bezemocjonalnych treningach, tłuczeniu każdego z osobna oraz
strzelaniu jak maszyna. Bez mrugnięcia okiem, prosto w cel. Od czasu, gdy
pobiłem Rena, prawie w ogóle się do mnie nie odzywał, a jak już, to odnosił się
w stosunku do mnie z wielką rezerwą oraz pogardą. Oczywiście, z wzajemnością.
Starałem się
jednak nie myśleć o tych wszystkich przykrych rzeczach. Wyobrażałem sobie, że w
Tokio czeka na mnie moje nowe życie i byłem pewny, że tak właśnie jest. Najgorzej
jednak, było mi rozstać się z Kotetsu. Myślenie o tym, że będę musiał rozstać
się z przyjacielem, przyprawiało mnie o nieprzyjemne dreszcze.
− Więc jednak –
westchnął Kotetsu, kiedy oznajmiłem mu, że za kilka tygodni już mnie tu nie
będzie. Siedzieliśmy razem na podwórku pod drzewem i paliliśmy papierosy. To
był gorący, duszny dzień. Wiatr w ogóle nie wiał, miałem ochotę rozebrać się do
naga i wejść do jeziora, byle się tylko ochłodzić. – To dobrze.
− Tyle razy mi
powtarzałeś, żebym stąd wyjechał.
− I w końcu
widać, że czasami coś dociera do tego twojego łba – zaśmiał się, klepiąc mnie
lekko po głowie. – Cieszę się, Yuu, naprawdę. Strasznie się cieszę.
− Będzie mi
ciebie brakować – westchnąłem.
− Och, mi ciebie
nie.
− A?! –
podniosłem się nieco. – Okrutny!
− No żartuję.
Jasne, że będzie mi ciebie brakować. Będzie smutno i nieprzyjemnie. Komu ja
będę prawił morały? Nowa partia dzieci w ogóle się do niczego nie nadaje. Nie
powinno ich tu być.
Westchnąłem w
duchu na wspomnienie dzieci, którymi przez pewien czas zajmowaliśmy się z
Renem. Źle mi było z tym, że część z tych dzieci zginęła. Po prostu nie dały
sobie rady i albo same doprowadziły do niebezpiecznych sytuacji, albo Ren się
nimi zajął. Ja, szczerze powiedziawszy, nie mogłem zrobić nic. Kiedy tylko
widziałem, że jakieś dziecko nie da sobie rady, odsyłałem je, by później nie
mieć na sumieniu niewinnych dzieci. Ale, mimo wszystko i tak miałem poczucie
winy, że mam w tym wszystkim swój udział. To było okropne, a Kotetsu doskonale
zdawał sobie z tego sprawę.
− To chore –
stwierdziłem, wzdychając.
− Chore. Ale my
nie mamy na to wpływu.
− Mhm…
Pomyślałem o
tym, że w zasadzie nie mam w ogóle wpływu na nic w moim życiu, jakby kierował
nim okrutny los. Najpierw poznałem Rena, później doszło do tych wszystkich
okropnych sytuacji, rodzice zadecydowali za mnie o wyborze szkoły.
Zastanawiałem się czy w ogóle mogę jeszcze coś zrobić kiedyś po swojemu.
− Ale wiesz,
Yuu, musisz powiedzieć Minano o tym, że stąd odchodzisz.
− Faktycznie.
Będę miał przez to jakieś problemy?
Kotetsu zerknął
na mnie, zaciągając się papierosem. Pokręcił głową.
− Nie
powinieneś, Minano cię uwielbia, chociaż… Może nie będzie chciał cię wypuścić.
− Serio?
− Porozmawiaj z
nim, tylko nie udawaj cwaniaczka, błagam. Wiem, że to wszystko, co tutaj jest,
wydaje się być zaschniętą, zbitą krwią, ale on też miał dzieci. I bardzo je
kochał.
− Na pewno.
Inaczej raczej nie nazwałby po nich swoich rezydencji.
− Dlatego
widzisz – westchnął, zerkając gdzieś w przestrzeń. – Pomimo tego wszystkiego,
ludzie to ludzie.
− Rozumiem.
Postaram się jakoś na spokojnie to załatwić.
− Zuch –
roześmiał się, obejmując mnie ramieniem. – Tylko w Tokio nie zachowuj się jak
jakiś ważniak. Będę trzymać za ciebie kciuki.
Kotetsu
pocałował mnie w czoło. Przymknąłem nieco powieki pod wpływem tej czułej
pieszczoty. Miękkie wargi zetknęły się z moją rozgrzaną skórą, przeszedł mnie
miły dreszcz. Mogłem jedynie podziękować jeszcze Kotetsu za wszystko, co dla
mnie zrobił przez te wszystkie lata. Był jednym z moich najdroższych przyjaciół.
Zrobiłem tak,
jak powiedział mi Kotetsu. Poszedłem do Minano i zwyczajnie oznajmiłem mu, ze
wyjeżdżam do szkoły w Tokio. Był zaskoczony, naprawdę. Otworzył szeroko oczy,
gdy tylko dotarło do niego, że w niedalekiej przyszłości opuszczę to miejsce.
Starałem się zachować kamienną twarz, chociaż w środku cały umierałem z nerwów.
Mógł się albo wściec oraz wyciągnąć konsekwencje z mojej decyzji, albo ją
zaakceptować. Na całe moje szczęście, padło na to drugie.
− Och –
westchnął, podpierając się łokciami na biurku. – Naprawdę?
− Naprawdę –
pokiwałem lekko głową.
Minano znowu westchnął.
Potarł skronie rękoma, a po chwili spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
− Yuu, kochanie,
musisz się rozwijać – powiedział. Zbił mnie tym z pantałyku. W ogóle nie
spodziewałem się usłyszeć coś takiego! – Jesteś mądrym chłopcem.
− Uhm… dziękuję…
− Nie ukrywam,
że jest mi przykro – kontynuował. – Jesteś dla mnie jak syn, wiesz o tym
doskonale. Czuję jednak, że to będzie dla ciebie lepsze. Duże miasto, dużo
możliwości. W całym tym tłumie, nie zapomnij o tym, kim i skąd jesteś.
− Nie mam
zamiaru o tym zapominać.
− Dobrze. Ach, a
jaki profil wybrałeś? – spytał.
− Ekonomiczny –
wymamrotałem.
− Coś z
przyszłością. Musisz być dobry w te wszystkie wyliczenia, no nie? Zdolniacha.
− Staram się.
− Ja wiem,
kochanie, wiem – wstał, obszedł powoli biurko, po czym stanął naprzeciw mnie.
Pogłaskał mnie wierzchem dłoni po policzku, ledwo powstrzymałem nieprzyjemny
dreszcz. To było obrzydliwe. Czy w taki sposób dotykało się osobę, której mówiło
się, że jest dla kogoś jak syn? Oczywiście, że nie. Pełne żalu oczy Minano
spoglądały na mnie z utęsknieniem,
chociaż jeszcze nigdzie nie wyszedłem. W tym momencie cieszyłem się, że zawsze
miałem z nim dobre stosunki, a poza tym… Zdaje się, że lubił ciała młodych
chłopców.
Złapał mnie za
ramiona, po czym, podobnie jak Kotetsu ostatnio, pocałował mnie w czoło. Już
wówczas byłem pewny, że teraz ostatecznie się ze mną żegnał. Przymknąłem
powieki, spuszczając głowę. Tak bardzo pragnąłem, by mnie puścił, chciałem
uciec z tego miejsca i nigdy więcej tam nie wracać. Wiedziałem jednak, że nigdy
w życiu nie uda mi się pozbyć ze swojego życia całej tej rezydencji, wszystkich
tych wydarzeń. W tym momencie, kiedy Minano pocałował mnie w czoło, na zawsze
zostałem naznaczony piętnem mordu, krwi oraz rozpaczy. Gdy tylko jego usta
zetknęły się z moją skórą, nawiązał się pakt, który na całe moje życie
przytwierdził mnie do tego miejsca, niczym spuszczona kotwica. Nie mogłem
uciec, nigdzie.
Najbardziej
jednak było mi źle z tym, że musiałem opuścić swoją mamę i zostawić ją samą.
Nie to, że byłem jakimś maminsynkiem, po prostu wiedziałem, że to będzie trudne
dla naszej dwójki. Nieważne, co się ostatnimi czasy działo między nami, wciąż
wspierałem swoją mamę i kochałem ją najmocniej na świecie.
Dzień do mojego
wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami. Miałem już spakowanych większość swoich
rzeczy, pozostawało jeszcze kilka niedokończonych spraw, ale to dało się spokojnie
uregulować w mgnieniu oka. Postanowiłem, że ostatni raz przyjdę na trening,
głównie po to, by pożegnać się z niektórymi osobami. Wszedłem do swojego pokoju
w rezydencji, by zostawić torbę, a przy okazji spakować do niej kilka moich
rzeczy. Popatrzyłem na cały pokój, przysiadając na miękkim łóżku. Moje płyty
winylowe, adapter, CD oraz odtwarzacz, stwierdziłem, że nie będę stąd tego
zabierał. Były to rzeczy, które dostałem od Minano, bo wiedział, że kochałem
muzykę, szczególnie starych, niezależnych wykonawców. Miałem niezłego bzika na
ich punkcie.
Przebrałem się w
luźne, wygodne ubranie, po czym wyszedłem na podwórze, na którym odbywała się
już rozgrzewka. Gdy tylko znalazłem się w zasięgu wzroku zgromadzonych, wszyscy
przerwali ćwiczenia. Przeszedłem przez tłum, szukając wzrokiem jednej osoby.
Każdy z osobna mi się kłaniał, witając się ze mną, a ja usilnie wypatrywałem
Rena. W końcu go dostrzegłem. Siedział pod drzewem, patrząc na mnie z jawnym
politowaniem. Podszedłem do niego powoli. W czasie, gdy zbliżałem się ku niemu,
mierzyliśmy się wzrokiem niczym dwa obce sobie lwy, które zaraz się na siebie
rzucą w walce o dominację. Stanąłem jakiś metr od Rena, spojrzałem na niego z
góry, a on zadarł głowę, zaszczycając mnie tym swoim pogardliwym wzrokiem.
− Chciałeś coś? –
spytał.
− Pożegnać się –
odparłem.
Prychnął,
śmiejąc się pod nosem. Spojrzałem na niego bez większego wyrazu. No cóż, czego
ja się mogłem innego po nim spodziewać.
− Ach, tak,
przyszła pora na pożegnania. Ale my się raczej nie rozstajemy, prawda?
Zmarszczyłem
brwi.
− Co masz na
myśli?
− Nic takiego,
złotko. Będziesz tu też przyjeżdżał. W końcu musimy razem trenować, jesteśmy
partnerami.
− Możliwe jak najrzadziej,
parszywa gnido – warknąłem, zaciskając zęby. Wciąż byłem wściekły na niego za
wszystko to, co zrobił.
− Przestań,
zabawa była przednia. Ale przynajmniej Izumi już więcej nie będzie zawracać ci
karku. Nie cieszysz się?
− Skaczę z
radości.
− Widzisz? –
zaśmiał się, podnosząc swoje cielsko z ziemi. Otrzepał ubranie z potencjalnego
brudu oraz trawy, po czym spojrzał prosto w moje oczy. Jego przeszywający wzrok
niemal mnie sparaliżował, nie mogłem się w ogóle ruszyć przez kilka sekund. –
Posłuchaj mnie, Aoi. To, że stąd wyjedziesz, wcale nie oznacza, że już nie
będziesz częścią tego miejsca. Stąd nie da się odejść. To jak ślepa uliczka,
labirynt bez wyjścia, w którym się po prostu krąży. I ty, i ja jesteśmy w tym
razem. Aż do śmierci.
− Więc zgaduję,
że będę musiał się zabić, żeby się uwolnić od ciebie i tego wszystkiego.
− Ach, chcesz
iść w ślady przyjaciela?
− Może kiedyś.
Ale gwarantuję ci, że to ja będę się śmiał ostatni.
− Mhm – zaśmiał się,
klepiąc mnie po ramieniu. – Jeszcze zobaczymy, złotko.
Ren cmoknął mnie
w usta. Zrobił to tak szybko, że nawet nie byłem w stanie zareagować. Spojrzałem
jedynie na niego oburzony. Och, dlaczego ucieczka stamtąd była tak cholernie
trudna.
Wróciłem do domu
późnym popołudniem. Słońce wciąż stało wysoko na niebie, było naprawdę gorąco.
Wszedłem do domu, zrzuciłem z nóg przepocone tenisówki, a następnie ruszyłem do
łazienki, by umyć ręce, a później do kuchni po coś zimnego do picia. Wziąłem z
lodówki schłodzoną lemoniadę, którą zrobiła mama i od razu wypiłem duszkiem
dwie szklanki. Napój nie był ani za słodki, ani za kwaśny. Był taki, jaka powinna
być lemoniada. Przyjemny chłód zalał mnie od środka i już miałem ochotę nalać
sobie następną szklankę, kiedy usłyszałem, jak mama woła mnie z salonu.
− Yuu?
− Tak? –
odparłem, przechylając dzbanek oraz nalewając sobie następną szklankę. Do
środka wpadł mi plaster cytryny oraz liść mięty. Chciałem wyciągnąć cytrusa
palcami, ale skończyło się to tak, że mi się wyślizgnął i jeszcze zachlapałem
szafkę.
− Mógłbyś tu na
chwilę przyjść?
Zamarłem. Miała
bardzo poważny ton głosu. Zostawiłem więc lemoniadę i poszedłem do salonu,
gdzie była mama. Ku mojemu zdziwieniu, nie była sama. Na kanapie siedziała
odziana w schludną czerń kobieta. Siedziała wyprostowana sztywno, w dłoniach
ściskała chusteczkę materiałową.
− Dzień dobry –
powiedziałem do kobiety. Zerknęła tylko na mnie, po czym kiwnęła mi głową na
przywitanie.
− Yuu, to jest
mama… twojej koleżanki.
− Uhm…?
Mama mojej
koleżanki… Nie miałem zielonego pojęcia, o co chodzi. W mojej głowie włączył
się alarm. Mama koleżanki? Której? I po co tu przyszła?? Ktoś zaszedł ze mną w
ciążę???
− Jestem mamą
Izumi – powiedziała kobieta.
Mało brakowało,
a ugięłyby się pode mną kolana. W życiu bym nie pomyślał, że poznam mamę Izumi,
o nie. Poza tym, po co ona tu przyszła? Nie widziałem żadnego powodu, by ta
kobieta miała przychodzić do naszego domu.
− Ach – zdołałem
z siebie wykrztusić. – Bardzo uhm… Bardzo mi przykro przez to, co się stało z
Izumi – powiedziałem, chociaż wcale tak nie myślałem. Jakoś nie potrafiłem jej
współczuć, w ogóle. Izumi sama się prosiła o wszystko, co ją spotkało, była
głupią córką.
− Dziękuję. Przyszłam
tu specjalnie do ciebie, Yuu.
− Do mnie? –
zamrugałem kilkakrotnie w zaskoczeniu. – Dlaczego?
− Wiem, że Izumi
bardzo cię lubiła. Chciałam ci dać kilka rzeczy od niej, które były właśnie dla
ciebie. I nie tylko.
Mało nie
zaprotestowałem gwałtownie, że nic od niej nie chcę. Czy to była kara, droga
Amaterasu? Po pozbyciu się Izumi, ona po śmierci wciąż mnie prześladowała swoją
obrzydliwą miłością. Ostatecznie przyjąłem od kobiety cały karton rzeczy. Nie miałem
nawet siły, by zastanawiać się nad tym, jak on to wszystko przywlokła na
piętro.
− Chciałam ci
też podziękować, Yuu – powiedziała mama Izumi. Skutecznie ukryłem to, że nie
mam pojęcia, o czym mówiła. Podziękować? Ale niby za co? – Wiem, że byłeś dobry
dla Izumi. Ona sama często powtarzała, jak bardzo jej na tobie zależy i jak
cieszyła się, gdy spędzała z tobą czas. Dobrze mi się to teraz wspomina.
− Ach, nie ma za
co – wymamrotałem, nie wiedząc, co powiedzieć.
Wówczas nie
wiedziałem, w jaki sposób się zachować. Nie rozumiałem też uczuć kobiety, która
straciła ukochane dziecko. Jedyną córkę, jej oczko w głowie. Byłem dość oziębły
oraz głupi w uważaniu, że to tylko strata kolejnej, nic niewartej osoby, że nie
powinno się po kimś takim rozpaczać. W jak idiotycznym błędzie byłem, robi mi
się wstyd na samą myśl o tym. Wtedy nie sądziłem, że dziesięć lat później postawię
moich rodziców w takiej samej sytuacji. Że oni będą rozpaczać po mnie,
frustrować się, przeżywać jedno wielkie załamanie psychiczne i piekło. Chociaż żałowałem wszystkiego przez
resztę swojego życia, to jednak pragnienie zaczęcia życia od nowa za bardzo
mnie kusiła.
Gdy matka Izumi
wyszła, zajrzałem do całego tego pudła. Za namową mojej mamy, bo sam chciałem to
od razu spalić.
− Nie miałam
pojęcia, że ta dziewczynka była twoją koleżanką – powiedziała. – Spotykaliście się?
− To raczej za
dużo powiedziane – wymamrotałem, otwierając pudełko. Rany, ile w środku było
rzeczy. – Trochę się kolegowaliśmy.
− Więc była
tylko koleżanką?
− Mhm.
− Musiała być w
tobie naprawdę zakochana – stwierdziła, zaglądając mi przez ramię. – To wygląda
jak składowisko rzeczy fanki jakiegoś idola. Zupełnie, jakby miała na twoim
punkcie obsesję, o matko.
− Ach,
faktycznie – zaśmiałem się.
Mama usiadła
obok mnie. Posłała mi blady uśmiech.
− Strasznie się
zdenerwowałam, jak tu przyszła. Myślałam, że jakaś dziewczyna jest z tobą w
ciąży i już byłam gotowa, by temu wszystkiemu zaprzeczać albo jakoś odwrócić
sytuację, że dokonała na tobie gwałtu.
− Mamo?!
− No co? Wątpię,
że byś chciał być ojcem w tak młodym wieku. Już miałam tej kobiecie powiedzieć,
ale ja przepraszam, mój syn jest gejem,
jednak zobaczyłam to pudło, a ona mi wyjaśniła, w jakiej sprawie dokładnie
przyszła. To okropne, co spotkało tę dziewczynę. Wiadomo w ogóle, czemu się
zabiła?
− Pojęcia nie
mam.
− Ach, no cóż…
Obejrzałem
rzeczy, które przyniosła mama Izumi i miałem wrażenie, że coś we mnie umarło.
Tam było mnóstwo moich zdjęć, niektóre oprawione w ramki, naklejonymi
serduszkami oraz śladami szminki. Oprócz tego, było tam kilka kopert z listami
podpisanymi do Yuu, które pewnie
chciała mi włożyć do szkolnej szafki albo skrzynki, jednak nigdy tego nie
zrobiła. Było też kilka świstków z wierszami miłosnymi, książka z wątkami
historycznymi, która miała dedykację dla mnie od niej, jakieś drobne prezenty,
które pewnie zawsze chciała mi dać, jednak nigdy tego nie zrobiła i zrobić już
nie mogła.
Nie zaglądałem
już nawet do listów, całych tych świstków perfumowanego, różowego papieru. Na
sam widok robiło mi się niedobrze. Nie chciałem też, by później gnębiły mnie
jakieś niepotrzebne myśli odnośnie Izumi, dlatego tego samego dnia spaliłem
cały karton wraz z jego zawartością. Mama się na mnie zezłościła, że to były
pamiątki po zmarłej, że ona była we mnie zakochana i nie powinienem w ten
sposób odnosić się co do jej uczucia. Miała rację, ale nie wiedziała też o
kilku innych sprawach, które uniemożliwiały mi zachowanie tych rzeczy.
Wszystkie fotografie oraz wiersze spłonęły. Został tylko popiół.
*
Nadszedł dzień
mojego wyjazdu do Tokio. Było kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego,
późny, wciąż gorący i parny sierpień. Pamiętałem, iż był to jeden z najbardziej
nieprzyjemnych sierpni w moim życiu, ponieważ opuszczałem rodzinny dom. Z
początku miałem mieszkać wraz z ojcem, jednak ostatecznie postanowiłem, że
zamieszkam w bursie. Na myśl, że miałbym mieszkać w miejscu, w którym
praktycznie nikogo nigdy nie ma, robiło mi się nieprzyjemnie zimno z
samotności. Chociaż po części dziwiłem sam siebie, że nie chciałem być u taty.
W końcu tak bardzo pragnąłem mieć z nim lepszy kontakt, ale po prostu… Nie
mogłem. Coś mnie przed tym skutecznie powstrzymywało, dlatego koniec końców
stwierdziłem, że mieszkanie w internacie będzie ciekawsze.
− Wszystko masz?
– spytała mama, odprawiając mnie w drzwiach domu.
− No jasne –
westchnąłem.
− Bielizna,
ubrania… Masz ten ciepły sweter, który dostałeś od cioci na święta? No i
włożyłam ci dodatkową piżamę do torby.
− Mamo – jęknąłem.
– Przestań, nie jadę na koniec świata.
− No nie –
wymamrotałam, wygładzając mi nerwowo koszulkę, która i tak była pieczołowicie
wyprasowana. – Wcale nie… To tylko ja panikuję.
− Uhm… wiesz co,
przecież będę przyjeżdżał, tak samo jak Mahiro i Kage. No i masz tu mnóstwo
znajomych, w końcu będziesz mogła urządzać parapetówki bez obawy, że wezwę
policję.
Mama roześmiała
się, po czym objęła mnie mocno z całych sił. Jej ramionami wstrząsnął silny
szloch. Również ją objąłem, delikatnie gładząc jej plecy. Strasznie płakała,
chociaż próbowała być silna. Ona czuła się, jakbym wyjeżdżał i nigdy nie miał
wrócić.
Przyznam się, że
też mi było ciężko. Martwiłem się o mamę, miała zostać sama w wielkim, pustym
domu. Gdy myślałem o tej okropnej, ciążącej jej ciszy, o tym, jak chodzi z kąta
w kąt, nie mogąc sobie znaleźć miejsca oraz nie mając nikogo, z kim może porozmawiać,
coś ścisnęło mnie za serce. Wcale nie chciałem, by musiała doświadczyć tej
przykrej samotności. Uczucia, że nie ma nikogo, jest zdana wyłącznie na siebie.
Ogarnęło mnie też poczucie winy, że wyjeżdżałem. Teraz jednak już nic nie
mogłem zrobić. Poprosiłem jednak wcześniej Kotetsu, by ktoś od czasu do czasu
patrolował dom. Bałem się, że po tych wszystkich incydentach, ktoś może chcieć
ją skrzywdzić. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby z mojej winy stałaby się jej
jakaś krzywda.
− Kochanie moje,
co ja bez ciebie zrobię sama – westchnęła, mało mnie nie dusząc.
− Dasz sobie radę.
Nie jesteś byle kim, tyle lat ze mną wytrzymałaś, tyle przeszłaś.
− Ach – zaśmiała
się lekko. – Miło mi to słyszeć.
− No, nie ma co
rozpaczać. Nie jesteś sama.
− Mhm – oderwała
się lekko ode mnie, po czym pocałowała mnie w oba policzki oraz czoło. Twarz
miała całą wilgotną od łez, rozmazał jej się makijaż. Żałowałem, że nie miałem
przy sobie żadnej chusteczki, bo z chęcią wytarłbym jej buzię i wysmarkał nos. –
Kocham cię, Yuu.
− Ja ciebie też
kocham, mamo. Ale teraz już bez płaczu. Jesteś silną, niezależną kobietą. No
nie? – palcem starłem nieco tuszu do rzęs spod jej dolnej powieki. – Jesteś najlepsza
na świecie.
− Mówisz?
− Nikt nie ma
takiej super ekstra mamy, wierz mi.
− Super mamy
raczej nie płaczą.
− Płaczą!
Wszyscy płaczą. Czasami po prostu trzeba popłakać i już. Później będzie dobrze.
I tak opuściłem
dom rodzinny. Bardzo nie chciałem zostawiać swojej zapłakanej matki, jednak co
ja mogłem na to poradzić. Wyjechałem do Tokio. Tata odebrał mnie z dworca, a
następnie odwiózł prosto do bursy. Po drodze prawie w ogóle nie rozmawialiśmy.
Zapytał jak podróż i czy nie mogę się doczekać, aż będę mieszkał sam z dala od
domu. Odpowiedziałem, że jasne, że zaraz się zsikam w majtki z ekscytacji.
Do pokoju mogłem
wejść tylko ja. Pożegnałem się z ojcem, który co chwilę mi powtarzał, że
spieszy się na spotkanie i tak w zasadzie jest już spóźniony. Nie zatrzymywałem
go. Pomógł mi jedynie wnieść wszystko na teren ośrodka. Zostałem sam.
Porozmawiałem ze
starszą panią w recepcji, przedstawiłem się, potwierdziłem swoje dane. Dostałem
klucz od pokoju. Mały klucz na dużym, drewnianym breloku z numerem pokoju.
− Twój
współlokator już tam jest. Przyjechał nie tak dawno.
− Ach? Super! –
odparłem. Szczerze, nie byłem aż tak podekscytowany. W końcu nie byłem pewny,
na jakiego pacana mogłem trafić, jednak starałem się myśleć pozytywnie. – A mógłbym
zostawić tu część rzeczy? Zaraz po nie zejdę, po prostu nie dam rady…
− Pewnie, nie
krępuj się – weszła mi w zdanie. – Póki ja tu jestem, nic nie zginie.
− Ekstra. Dzięki
bardzo.
− Do usług, Yuu –
odparła z uśmiechem. Ach, przejrzała tylko moje dane, a już zapamiętała, jak
mam na imię.
− Dziękuję
bardzo.
Wziąłem dwie
najcięższe torby, po czym wwlokłem je na trzecie piętro, n którym miałem
mieszkać. Strasznie żałowałem, ze nie było tam windy, dawno się już tak nie
zmachałem. Cudem dałem radę wtaszczyć swoje toboły pod same drzwi. Zmęczony
położyłem je obok drzwi, wyciągnąłem klucz z kieszeni, sprawdzając numer pokoju.
Bosko, to było moje miejsce.
Otworzyłem
drzwi, jednocześnie wciągając do środka swoje rzeczy. Z progu rzuciłem głośne cześć, chcąc oznajmić swojemu współlokatorowi,
że właśnie dotarłem na miejsce. Rozejrzałem się nieco po przedsionku złączonym
z maleńką, przechodnią kuchnią, po czym ruszyłem w głąb boksu. Wszedłem do
pokoju, który miał być sypialnią wspólną dla mnie oraz mojego współlokatora, po
czym zamarłem, wypuszczając z rąk klamoty.
− Cześć –
odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
− Co ty tu
robisz? – wymamrotałem, patrząc z niedowierzaniem na Rena.
----
Dzień dobry wieczór
Żuczki! Oto siódmy rozdział Cruel World na ybt. Napisany już jakiś czas temu,
dodany dzisiaj. Mam nadzieję, że się wam podobało.
I powodzenia
tym, co musieli wrócić do szkoły. Trzymam za was kciuki!!
Do następnego
rozdziałuu~!
Ren idź sobie ;_; {dźga wyimaginowanego chłopaka wyimaginowanym patykiem}
OdpowiedzUsuńToż to dopiero nastanie liceum, gdyby nie informacje o wieku w jakim znajduję się Aoi na danym etapie opowiadania można by pomyśleć, że jest ciut starszy. W końcu przeżył i widział o wiele więcej niż przeciętny gimnazjalista.
Ciekawa jestem jak zachowałby się "obecny" Yuu przy spotkaniu swojej młodszej wersji, raczej niespecjalnie za nią przepada.
Moje filsy, gdy Ren całuje się z Yuu nie znają granic.
OdpowiedzUsuńTYLKO DLACZEGO ZARAZ PO OBOJE MUSZĄ WSZYSTKO SPIERDOLIĆ.
Izumi była pierdolnięta, bardzo dobrze, że ją zabił XD
Zobaczyłam tak ten krótki opis Rukiego, potem spojrzałam na samego Rukiego i miałam takie...no nie jest taki piękny jak go opisano XDD Może z makijażem jest, ale bez już niekoniecznie XD
Prawie płakałam jak Yuu żegnał się z mamą ale to szczegół.
REN W POKOJU Z YUU? DRODZY PAŃSTWO ZACZYNAMY JAZDĘ BEZ TRZYMANKI, PROSZĘ ZAPIĄĆ PASY XDDD
Ahh, kocham te serie mocno.
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
O kurwa, Ren XD Przepraszam Cię, błagam, wybacz mi tę nienawiści i szczerą niechęć do Ciebie od początku twojego istnienia w Migdale! Cofam moją niechęć, od teraz jesteś moim mistrzem XD
OdpowiedzUsuńTa gra aktorska, matko. Po raz pierwszy Ren mi się spodobał i już myślałam, że zdążę za nim zatęsknić, ale NIE! Ren, witaj z powrotem XDDDD
Nie wiem, czy to z powodu depresji (no bo szkoła) czy z jakiegoś innego, ale przez prawie cały rozdział śmiałam się jak głupia...
W każdym razie, już się nie mogę doczekać kolejnych części... I Kouyou. XD To już jest obsesja chyba... Niedobrze.
No. Ten tego. Ostatnio sobie powiedziałam, że pójdę wcześniej spać, a potem spędziłam godzinę na czytaniu między innymi twojego TT, także no. Ten. Ech...
Weny i w ogóle! Papa~!
Biedny Yuu, ten to ma pecha, że na Rena trafia, w każdym bądź razie świetny rozdział, czekam na więcej i jak się spodziewam będzie poznanie Kouyou z Yuu *-* życzę weny :3
OdpowiedzUsuńO maaatko, kolejny dobry rozdział i wiesz, że mógłbym wychwalać całą serię przez wieki, a jak nie wiesz, to już wiesz. Chyba powinnaś wydać to w formie książek, na pewno bym kupił, wiesz, bogacić się i mieć sławę pisarza. Zasługujesz. Naprawdę kocham Rena, całą jego psychopatyczną osobę, fascynują mnie tacy ludzie! Do Yuu też pałam sympatią, mimo wszystkich głupot, które do tej pory narobił i które pewnie jeszcze narobi. Jest bardzo młody, więc powinien uczyć się na błędach, co nie? Kiedy czytałem scenę z szefem szefów tej całej mafii miałem nieprzyjemne wrażenie, że zaraz stanie się coś bardzo złego, ale na szczęście minęło, dosyć traum jak na razie. Szczerze? Ucieszyłem się, że Ren jest tym współlokatorem, będzie ciekawie i to jeszcze nie koniec ich popapranej historii! Duży plus.
OdpowiedzUsuńCzytało mi się przyjemnie i chyba natchnęłaś mnie do pisania. Życzę Ci weny, szczęścia i powodzenia na studiach, nie daj się, przyszły prawniku. Może kiedyś będziesz mnie bronić w sądzie. Wszystkiego dobrego i czekam z niecierpliwością na następny rozdział (obiecuję regularnie przeglądać twittera tylko po to, żeby niczego nie przegapić... tym razem) ♥
Yuu to chyba najbardziej pechowa osoba na świecie. Uwolnić się z zapyziałej prowincji i trafić na sadystycznego Rena jako współlokatora... będzie ciekawie :D
OdpowiedzUsuń