Migdałowe serce: Summer is gone
SEHR WICHTIG
Ostrzeżenia: Poniższy
materiał jest długi. W chuj długi. Nie odpowiadam za wszelkie zaspania do
szkoły, ataki znudzenia albo epileptyczne. Czytanie wszystkiego u mnie jest na
własną odpowiedzialność, tutaj też.
Trochę
przesadziłam ze scenami rodzajowymi, POZDRAWIAM MARGARET, pewnie trafią się
jakieś kurwienia, jak to u mnie, no i soreczka za wszelkie
chujemujewiecojakieśliterówki, łatające przecinki, możliwe nieścisłości i w
ogóle jak coś spierdolone, to co złego to nie ja, to Takanori.
Summer is gone
Wszystkie
wybitne historie zaczynają się w łóżku, więc bez żadnych odchyleń, ta zacznie
się tak samo. Leżeliśmy z Yuu półnadzy na łóżku, pocąc się i umierając z
gorąca. Wiatrak był naszym jedynym źródłem ochłody. Przeglądałem na telefonie,
ile kosztuje dobra klimatyzacja do domu, bo już nie byłem w stanie tego
wytrzymać. Ostatnio upały nie dawały nam żyć. Dzieci były ospałe i musieliśmy
pilnować, by się nie przegrzały. Większość dnia spędzaliśmy z nimi nad
jeziorem, czasami wypływaliśmy żaglówką na głębsze wody, ale byłem wtedy cały
zestresowany, bo bałem się, że któreś z naszych pociech jeszcze wpadnie do
wody. Oczywiście, na żaglówce wszyscy dzielnie nosili kapoki, Kapitan Yuu
inaczej nie wpuszczał nikogo na pokład, ale i tak przechodziłem zawsze zawał
serca, jeśli jakaś krewetka nieco mocniej się wychyliła za burtę. Shiro już mi
mówił, że jestem nadopiekuńczy, że przesadzam, że skaczę nad maluchami jak
jakaś pchła. Za tę pchłę, to dostał ode mnie mokrą ścierką do naczyń po tyłku,
ale jakoś się nie przejął.
Pomijając te
moje małe znerwicowanie, to w końcu miałem urlop. Trzy tygodnie wolnego, 21 dni
z ukochanym i dziećmi. Z jednej strony piękny sen, a z drugiej Koszmar Ulicy
Wiązów. Shiro narzekał bez przerwy, że było gorąco, że już nie może, że się
poci, że zaraz wyzionie ducha przez tę duchotę. Dzieci nie były lepsze, chyba
nawet nauczyły się tego marudzenia od niego. A myślałem, że to ja jestem
urodzonym marudą, jak widać, Shiroyama był ode mnie milion razy lepszy w tej
dziedzinie.
− Misiu –
mruknąłem, lekko dźgając palcem swego lubego w bok. Zerknął na mnie bez
większego zainteresowania. Leżał plackiem po swojej połowie łóżka i kompletnie
się nie ruszał.
− Mhm?
− Spójrz, co
sądzisz o tej? Można ją zamontować w kilku pomieszczeniach – pokazałem mu
klimatyzację, która wpadła mi w oko. Wziął ode mnie telefon, przeglądając całe
parametry i inne istotne rzeczy, na których ja aż tak się nie znałem.
− No spoko –
odparł, scrollując ekran. – A jak z montażem? To jakaś firma?
− Mhm, mają
oddział w Sapporo – odwróciłem się na bok, obejmując go jedną ręką w pasie.
− To świetnie –
patrzył chwilę na jasny ekran, który odbijał się na jego opalonej twarzy.
Zmrużył nieco oczy oraz zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś. – Tylko
trochę to wyniesie.
− Z mojej pensji
– odparłem.
Shiro spojrzał
na mnie z wymownym wyrazem twarzy. Zdaje się, że nic go tak bardzo nie
denerwowało, kiedy mówiłem, że ja za coś zapłacę. Zarabiałem więcej od Yuu, nie
ukrywajmy, ale zazwyczaj nie przywiązywaliśmy do tego żadnej wagi. Mieliśmy
podział w domu, co kto opłaca, zakupy robiliśmy różnie, bez żadnych ustalonych
reguł, a tak to odkładaliśmy pieniądze na jakieś rzeczy, które chcieliśmy
kupić.
− Aha – mruknął.
− No co?
− Nic, kotku –
oddał mi telefon. Westchnął, podkładając ręce pod głowę. O rany, jak ja się
cieszyłem, że Yuu golił pachy, a szczególnie w takie upały. Chyba bym puścił
pawia, gdyby miał teraz pod pachą las tropikalny. Moje nauki z czasów, gdy jeszcze
byliśmy nastoletnią parą nie poszły na marne.
− Przecież to
nic złego, że za to zapłacę.
− No nic złego.
− To o co
chodzi, misiu? Hm? – pocałowałem go w policzek. Odgarnąłem mu niesforny kosmyk
za ucho, po czym pocałowałem go w czubek nosa. Lata związku nauczyły mnie, że
jedzenie i czułostki są w stanie udobruchać nawet najbardziej naburmuszonego
niedźwiedzia. – Kochanie moje.
− Jaki milutki –
westchnął.
− To źle? –
pocałowałem go w powieki. Podrapałem go nieco po nieogolonym podbródku. Jego
kilkudniowy zarost wydał z siebie przyjemny odgłos. Wskazicielem zacząłem lekko
dotykać jego twarzy. Przybrałem przesłodzony ton głosu, jakbym mówił do
naprawdę maleńkiego dziecka lub do naszego kota. – Misiaczku mój malutki.
Malusi, słodziutki, najlepszy na świecie, najukochańszy. Mój, mój, mój! – potarłem
czubkiem swojego nosa o jego. Shiro roześmiał się, porywając mnie w objęcia.
− Już wystarczy,
kotku – pocałował mnie w czoło.
− Mhm… A… Yuu?
− Tak,
najdroższy?
− Idziemy się
kochać?
− Teraz?
− Może być za
chwilę, jeśli chcesz.
Parsknął
śmiechem, całując mnie czule. Zamknąłem oczy, kładąc się na nim i dając się
zamknąć w jego uścisku. Nie ukrywajmy, że odkąd obaj mieliśmy wolne,
poświęcaliśmy sobie znacznie więcej czasu. Można powiedzieć, że w ciągu
ostatnich kilku dni odrobiliśmy jakieś pół roku, jak nie więcej. Podczas tych
kilku dni wszystko między nami stało się intensywniejsze i bez wahania dało się
zauważyć, że na nowo się w sobie zakochaliśmy. Nie to, że się przestaliśmy
kochać, nigdy. Yuu był wielką miłością mojego życia, kochałem go zawsze, nawet
wtedy, gdy mnie denerwował i się kłóciliśmy. Po prostu przez te wszystkie lata
razem przestaliśmy czuć obowiązek i potrzebę niekończącej się bliskości, a
intymną chwilą było dla nas zwykłe leżenie obok siebie i nierobienie kompletnie
nic. Teraz się czułem, jakbyśmy przeżywali drugą młodość. Albo tylko mi się to
wydawało, bo w końcu, jak tu być młodym, kiedy ma się bez przerwy dzieci pod
opieką.
− Wiesz może być
i teraz, i później – zamruczał, sunąc silnymi dłońmi po moich plecach.
− Idealnie –
zaśmiałem się.
Nadeszła pora na
nasze cardio. Nikt mi nie powie, że wcześnie, bo wcześnie to było o ósmej rano,
a godzina szesnasta była już przyzwoita. Na poważnie, mieliśmy cardio.
Intensywnie ćwiczyliśmy całe ciało w różnorakich pozycjach i dzięki temu czułem
się o wiele bardziej rozciągnięty, miałem znacznie lepszy humor i ogólnie
odnosiłem wrażenie, że świat jest jakiś piękniejszy. Oto co odrobina ruchu
potrafi zrobić z człowiekiem.
Zaczynając od
porządnej, ponad dwudziestominutowej rozgrzewki, rozruszaliśmy nasze wargi,
języki, mięśnie twarzy, ręce, nogi oraz partie, które wymagały specjalnego
traktowania. Później przyszedł czas na konkretne ćwiczenia. Pośladki, brzuch,
pas, uda oraz ramiona miały w końcu swoje minimum pięć minut. Plusem tego
wszystkiego było to, że mój partner nieczęsto kończył szybko ćwiczenia, więc
mogliśmy dać z siebie maksimum, przy okazji spocić się nieco, spalić zbędne
kalorie i wzmocnić pożądane partie ciała.
Nasze wspólne
cardio było w zasadzie jedynymi ćwiczeniami, jakie z Yuu praktykowaliśmy.
Chociaż czasami dokładaliśmy sobie innych siłowych ćwiczeń – podnoszenie
dzieci, noszenie zakupów, przesadzanie roślin w ogrodzie. Także wakacje
mieliśmy naprawdę intensywne, jeśli chodziło o ruch, żadna siłownia nie była
potrzebna.
Czyli tak,
uprawialiśmy seks, podczas gdy nasze dzieci miały swoją popołudniową drzemkę u
siebie w spokoju. Chwila spokoju od tych małych szatanów była wręcz na wagę
złota, dlatego korzystaliśmy jak tylko się dało. Tak jak teraz, w łóżku. W
przedziwnej pozycji, którą pierwszy raz próbowaliśmy z Yuu, ale już mi się podobała
i byłem pewny, że częściej z niej będziemy korzystać. Było świetnie, już nawet
nie czułem jakiegokolwiek dyskomfortu podczas stosunku, a ostatnimi czasy się
zdarzało, że wszystko bolało mnie bardziej niż powinno. Dlatego ochoczo
dokończyliśmy nasze cardio, wieńcząc je niepowstrzymywanymi jękami, pomrukami,
wykrzyknieniami. Po wszystkim opadliśmy swobodnie na łóżko i prawie byśmy
zasnęli, gdyby nie świadomość, że nasze dzieci niedługo się obudzą. Wzięliśmy
dlatego wspólny, zimny prysznic. Nie mogliśmy się od siebie odkleić nawet
wtedy. Obejmowałem swojego mężczyznę w pasie, on ujmował moją twarz w dłonie i
tak staliśmy pod prysznicem, całując się oraz zatracając w sobie nawzajem.
Cóż,
przynajmniej byłem pewny, że do andropauzy było nam obu daleko.
W każdym razie!
Tak nam powoli płynął czas. Yuu po trzydziestce stał się dziesięć razy bardziej
czuły i wyrozumiały, jakby w końcu definitywnie wyrósł z bycia złym chłopcem.
Rodzinę stawiał na pierwszym miejscu i wiedziałem, że mogę na nim polegać w
każdej sytuacji. Nawet jeśli popełniał błędy, mówił czasem idiotyczne rzeczy,
ale błagam, kto tego nie robi. Byliśmy zgraną parą pod każdym względem,
umieliśmy ze sobą rozmawiać oboje znaliśmy granice naszych możliwości. W końcu
nikt tu nie był superbohaterem, chociaż czasem żałowałem.
Już po
prysznicu, wytarliśmy się i zawinięci w ręczniki wyszliśmy do sypialni.
Przebraliśmy się w czyste ubrania, a następnie poszliśmy zobaczyć co u dzieci.
Wiatrak stał również w ich pokoju. Cała trójka leżała na swoich łóżkach i wciąż
jeszcze spała. Maluchy padły jak muchy, ale to i nawet lepiej. Przynajmniej
mogły przespać tę duchotę. Postanowiliśmy jeszcze nie budzić dzieci i
zrobiliśmy już wczesną kolację oraz zimne koktajle na deser. Dopiero wtedy
zbudziliśmy nasze małe pociechy, po czym razem zjedliśmy posiłek. Po kolacji
ponownie poszliśmy z maleństwami na dwór. Szkoda było, by krewetki marnowały
tak słoneczną pogodę w domu. Każdemu z nich zawiązałem chustkę na głowie,
posmarowałem je kremem z filtrem, a dopiero wtedy wypuściłem je na dwór z Yuu.
Tak już nawiasem mówiąc, jego również posmarowałem kremem z filtrem. Mąż nie
przykładał wagi do takich rzeczy, dlatego ja musiałem dbać, by nikt nie miał
podrażnień od tego piekielnego słońca.
Yuu wyszedł z
maluchami na trawę, ja zostałem na tarasie, przy stoliku pod parasolem. Pijąc
wodę z lodem i cytryną, przeglądałem czasopismo medyczne. Podparłem się jedną
ręką na stoliku i tak czytałem, co to się nowego działo w moim medycznym
światku.
− Tata! –
usłyszałem głos Yoshi. Podniosłem głowę na całą ferajnę, która stała obok
obrotowego zraszacza. Cała czwórka była mokra od wody.
− Tata, chodź! –
krzyknęła Haru.
− Tatuś! –
pisnął Hiro.
− No co? –
zaśmiałem się.
− Idziemy nad
jezioro, chodź z nami – powiedział Yuu swym donośnym tonem. Trzymał bliźniaki
za ręce, Yoshi kleiła się do jego nogi.
− Kąpać się?!
− Tak – Yuu
puścił dzieci, podszedł do mnie. Ferajna małych diabłów przyszła wraz z nim,
robiąc minki zbitych piesków i piszcząc błagalnie.
− Nie, nie,
idźcie sami. Ja tutaj popatrzę z daleka – zaprotestowałem gwałtownie, machając
rękoma. – Tylko, żeby dzieci nie zmoczyły głów.
− Chodź, no. Nie
bądź taki. Całe wolne chcesz spędzić na tarasie?
− Wyjeżdżamy na
urlop – odparłem. – Na razie chcę nieco odpocząć.
− Spójrz, jak
cię proszą – Shiro wskazał na nasze dzieci, a te, jak na zawołanie, jeszcze
bardziej zaczęły popiskiwać.
− No, tylko bez
takich. Nie lubię się kąpać w jeziorze…
I w tym momencie
Yuu poderwał mnie z krzesła na ręce. Przez chwilę myślałem, że upuści mnie na
stolik i już krzyknąłem wystraszony. Na całe szczęście, Yuu był mocny w rękach,
taki karaczan jak ja nie robił na nim żadnego wrażenia. Maluchy wydały z siebie
okrzyk zadowolenia oraz pełne entuzjazmu podskakiwały wokół Shiroyamy, który
hardo niósł mnie w stronę jeziora. Zeszliśmy z tarasu, mąż przerzucił mnie
sobie przez ramię, jakbym ważył tyle co szmaciana lalka. Ostentacyjnie złapał mnie
za pośladki, idąc do furtki. Wyszliśmy nad jezioro. Yuu wszedł do wody, dzieci
za nim.
− Postaw mnie! –
krzyknąłem.
− Mam cię
postawić?
Shiro przerzucił
mnie sobie na ręce jak jakąś księżniczkę. Zamachnął się mną raz, dwa…
− Ty jesteś
jakiś niepoważny?! Postaw mnie w tej chwili, ale już!! – wrzasnąłem
spanikowany. Z całych sił oplotłem ramiona wokół jego szyi Wcale nie miałem
ochoty na kąpiel w jeziorze. Owszem, mogłem sobie pomoczyć nogi, ale naprawdę
rzadko kąpałem się cały.
− No przecież
bym cię nie wrzucił – roześmiał się, dając mi soczystego całusa w usta.
− Jasne, jasne.
Gdybym nie krzyczał, to już dawno leżałbym w wodzie.
Yuu postawił
mnie na ziemi. Dzieci przybiegły do nas, chlapiąc dookoła. W jednej chwili
wszyscy zaczęliśmy ochlapywać się wodą. Krewetki piszczały radośnie, biegaliśmy
ciężko w wodzie, chlupocząc niczym jakaś syrenia rodzinka. Wszyscy się
śmialiśmy przy tym beztrosko, chociaż na jedną chwilę zapominając o całym
świecie.
Przez resztę
popołudnia zostaliśmy w wodzie. Rzucaliśmy do siebie piłkę plażową, bawiliśmy
się w berka i uczyliśmy nieco dzieci pływać. To był naprawdę cudowny,
pozbawiony zmartwień czas. Cieszyłem się nawet, że Yuu porwał mnie z tego
tarasu, brutalnie, bo brutalnie, ale skutecznie. Widząc, jak dzieci śmieją się
radośnie, że ich buzie są uśmiechnięte, czułem się tak cudownie. Jednakże,
fajna zabawa kiedyś musiała się skończyć. W końcu słońce zaczęło zachodzić,
trzeba było iść wykąpać naszych podopiecznych oraz położyć do łóżek. Maleństwa
z początku strasznie się stawiały, jednak nie miały wyboru. W końcu udało nam
się je uśpić, po ponad godzinnej bitwie na poduszki.
Gdy już byliśmy
pewni, że dzieci śpią, my poszliśmy do salonu, by oddać się sobie. W końcu
trzeba było zaliczyć wieczorne cardio, prawda? Byłem w szoku, że seks nam się w
ogóle nie nudził, no ale, kiedy robi się właściwie rzeczy z właściwą osobą, to
nic nie ma prawa się znudzić.
Minęły dwa dni.
Z Yuu powoli zaczęliśmy się przygotowywać do wyjazdu nad morze. Popakowaliśmy najważniejsze
rzeczy dla nas i dla dzieci. To cud, że zaczęliśmy przygotowania kilka dni
przed, a nie jak zwykle, godzinę przed wyjazdem.
A wyjeżdżaliśmy
do pięciogwiazdkowego hotelu. Wszystko od tygodni mieliśmy już zarezerwowane.
Czekał na nas nadmorski apartament z dodatkowym pokojem właśnie dla naszych
dzieci. Byłem strasznie podekscytowany na ten wyjazd, w końcu mogliśmy zmienić
nieco otoczenie, przejść się po piaszczystej plaży i odetchnąć jodowanym
powietrzem. Chciało mi się skakać z radości, gdy tylko o tym wszystkim
myślałem. Nareszcie nieco odpoczynku od pracy i to w dodatku z ukochaną
rodziną. Ból miałem jedynie taki, że Taiga nie mógł z nami nigdzie jechać. Na
szczęście mieliśmy już umówione z Hikari oraz Minoru, że będą codziennie
przychodzić do naszego maleństwa, dawać mu jeść oraz je przytulać. Specjalnie
dlatego dostali od nas klucz od tylnych drzwi, w których były też zamontowane
wahadłowe drzwiczki dla kotka oraz podaliśmy im kod do alarmu.
I tak w końcu
nadszedł wielki dzień wyjazdu. Dzieci od rana piszczały radośnie, nawet mały
Hiro był pełen ekscytacji. Zadowoleni pożegnaliśmy się z ukochanym kotem, który
zasnął u nas w sypialni, a następnie zapakowaliśmy się w samochód.
− Halo,
wycieczka! Macie wszystko? – powiedział Yuu, kiedy już włożył ostatnią torbę do
bagażnika i zamknął go. Krewetki biegały dookoła nas.
− Tak! –
wykrzyknęły maluchy chórkiem.
− No bo nie
będziemy się wracać – odparłem. – Ktoś chce jeszcze siku?
− Nie!
− Na pewno? –
spytał mój miś.
− Na pewno!
− Świetnie.
Zapięliśmy
dzieci w foteliki, a następnie wsiedliśmy do środka. Zapięliśmy pasy, po czym
ruszyliśmy.
Jechało nam się
naprawdę spokojnie. Dzieci coś tam mamrotały do siebie, my z Yuu rozmawialiśmy
rozmarzeni o tym, jak odpoczniemy nad morzem i nabierzemy sił na resztę roku,
by dalej żyć pełnią życia. No, przynajmniej tak było przez pierwsze dwadzieścia
minut. Po tych dwudziestu minutach zaczęły się krzyki, wrzaski, płacz,
szarpanina a nawet mini bójki. Zostaw trójkę szatanów razem na dłużej niż 10
minut – zmienią twoje życie w piekło.
− Tata, amu!
− Siku…
− Kiedy
amu-amu??
Miałem ochotę
wyrżnąć przedszkolanki za nauczenie naszych dzieci tego amu-amu. Błagam, jaki normalny człowiek tak mówi? Wcześniej jakoś
normalnie krewetki mówiły, że chcą jeść. Sukcesywnie staraliśmy się je oduczyć
używania tego denerwującego zwrotu, ale… w końcu i nam on wszedł. Złościłem się
na siebie, a na Yuu to już zupełnie, gdy sam mówił amu-amu.
− Jak dojedziemy
na miejsce, to pójdziemy jeść – odparł Shiro twardym, ojcowskim tonem.
No nie wiem.
Zawsze, jak mówił w ten stanowczy sposób, to miękły mi kolana, a w majtkach
robiło się twardo. Wówczas mąż z milusiego misia zmieniał się w silnego
niedźwiedzia. Miałem wtedy szczerą nadzieję, że mnie pożre.
Tak jak na mnie
działał ten ton, tak na nasze dzieci nie bardzo. Z początku wszyscy się
uspokoili, jednak nie na długo. Nie minęło następne dwadzieścia minut, a Yoshi
i Haru zaczęły przedrzeźniać Hiro. No tak, te dwie to były okropne dla
braciszka.
− Spokój mi tam!
– teraz to ja starałem się zapanować nad dziką zgrają. Podnoszenie głosu na
dzieci rzadko mi się zdarzało, ale jednak. Maluszki, zaskoczone moim tonem,
zamilkły wystraszone. Shiroyama zerknął na mnie z podziwem. No tak, lata
krzyczenia na Yuu jednak nie poszły na marne. – Wszyscy macie się uspokoić albo
wracamy do domu i nie będzie żadnego wyjazdu.
− Niee! –
jęknęła chórkiem cała trójka.
− Tata, nie –
pisnęła Yoshi.
− Nie, nie, nie,
nie, nie – dodała Haru.
− Ja nie będę już
– zaszlochał Hiro.
− No. To macie
sobie nie dokuczać. Jasne?
Nie to, że od
tamtej pory było spokojnie, o nie. Z dziećmi nigdy nie było spokojnie, ale
przynajmniej nikt już na nikogo nie wrzeszczał i sobie nie robił na złość. A no
tak, bo nasze pociechy potrafiły być naprawdę wredne w stosunku do siebie.
Nawet taki mały Hiro, jednak cóż poradzić. Byli zgranym rodzeństwem, mimo
wszystko.
Czas w samochodzie
zleciał dość szybko. Nim się obejrzeliśmy, byliśmy już w nadmorskiej
miejscowości. Wszędzie chodziły tłumy turystów, dookoła roznosił się zapach
smażonej ryby, który nie całkiem pasował naszym dzieciom. Po
kilkunastominutowym szukaniu drogi, w końcu zajechaliśmy pod nasz hotel.
Zaparkowaliśmy na parkingu w cieniu, który rzucało jakieś średniej wielkości drzewo.
Shiro wyłączył silnik, zaciągnął ręczny, a następnie zadowolony odpiął pas.
− No to jesteśmy
– oznajmił uradowany. Dzieci wydały z siebie okrzyk pełen zadowolenia, a ja
odetchnąłem, że zajechaliśmy na miejsce bez żadnych komplikacji.
Zameldowaliśmy się,
zabraliśmy nasze bagaże z samochodu, a następnie poszliśmy do pokoju, który był
naprawdę wspaniały. Kiedy powiedzieli, że dostaniemy apartament, nie żartowali.
Dostaliśmy prawdziwy apartament. Z początku wchodziło się do niepozornego
przedsionka, a z niego przechodziło się do sporego salonu, bogato zdobionego w
kolory złota oraz brązu. Uwagę od razu przykuwało ogromne okno tarasowe, oraz
jasnobrązowe zasłony ze złotymi wykończeniami. Nasze dzieci od razu zaczęły
przeszukiwać całe pomieszczenie. Biegały to w jedną, to w tamtą stronę, a na
koniec zrobiły z kanapy trampolinę. Shiro roześmiał się jedynie, zostając z
maluchami, a ja poszedłem dalej do następnego pokoju. Był nim pokój dla naszych
dzieci. Powiedzieliśmy, że mamy ze sobą trójkę małych szatanów, dlatego,
specjalnie dla nas przygotowano trzy dodatkowe łóżeczka oraz, co mnie mile
zaskoczyło, mini przestrzeń bawialną z kolorowym dywanikiem oraz zabawkami.
Pokój był utrzymany w takiej samej kolorystyce, co salon i miał okno tarasowe.
Później zaszedłem do łazienki. Była schludna, z wanną oraz prysznicem i
utrzymana w bieli oraz brązie. Najbardziej spodobało mi się lustro, które
niemal zajmowało całą jedną ścianę. Mogłem się w nim porządnie przejrzeć.
Bosko!
Na koniec
zostawiłem główną sypialnię, czyli pokój mój i Yuu. Pierwszą rzeczą, która od
razu przykuwała uwagę i nijak nie dało się ominąć, było ogromne łóżko z
pikowanym zagłówkiem. Rozochocony podszedłem do tego królewskiego łoża, z
dziecięcą fascynacją napierając rękoma na miękki materac. Już czułem, jak zrobimy
z Yuu użytek z tego łóżka.
Ale oczywiście,
nim cokolwiek z tym łóżkiem zrobiliśmy, to poszliśmy na plażę, a następnie na
obiad. W pokoju przebraliśmy nasze maluchy w ich malusie stroje, posmarowaliśmy
je kremem z filtrem oraz zawiązaliśmy im chustki na głowy. Mój mąż przebrał się
w kąpielówki, szorty oraz bokserkę. W końcu mógł się pochwalić światu swoimi
wyrzeźbionymi łydkami oraz ramionami. Ja sam przebrałem się w krótkie spodenki
oraz luźną koszulkę. No i tak gotowi, poszliśmy na plażę.
Szczerze, to
całe wieki nie byłem nad morzem. Było gorąco, świeciło słońce, ale czułem się
świetnie. W końcu spędzałem czas z ludźmi, których kochałem, którzy byli moją
rodziną. Nie chciałbym przeznaczyć tych chwil na nic innego. I tak poszliśmy
całą piątką na plażę. Gdy zaczęliśmy rozkładać parawan, dzieci zaczęły
piszczeć, że chcą lody. No i co mieliśmy zrobić?
− Po obiedzie –
odparłem na liczne błagania.
− A chcesz mieć
spokój? – powiedział Yuu, patrząc na mnie z jawnym oburzeniem.
− No dobra –
skapitulowałem po chwili namysłu. W sumie miał rację. Obiad mieliśmy w planach
za jakieś dwie godziny, do tego czasu maleństwa zdążyłyby już zgłodnieć. – To
wy idźcie kupić lody, a ja tu dokończę – pokazałem na nie do końca rozłożony
parawan oraz parasol, który leżał na piasku.
− Okej. Ekipa!
Idziemy! – powiedział Yuu donośnym tonem. Pociechy zerwały się rozradowane, że
idą na lody, zaczęły radośnie obskakiwać swojego tatusia. Rany, jak słodko! – A
jakiego chcesz?
− Waniliowego,
czy tam śmietankowego. Mhm, a po jakie idziecie?
− Chyba te z
automatu, minęliśmy dopiero co jedną budkę.
− Ach, racja. To
weź mi małego.
− Jasne. Okej,
załoga. Ruszamy na wyprawę! Proszę trzymać się w jednej grupce i nigdzie nie
uciekać.
No i poszli. To
była chwila wytchnienia dla mnie. Dokończyłem rozkładać do końca parawan, a
następnie wziąłem się za parasol, który z początku nie chciał się otworzyć.
Walczyłem z nim kilka minut, schylając się, kucając oraz nieco wyklinając pod
nosem. Gdy w końcu udało mi się go otworzyć oraz wbić w piasek, usłyszałem za
sobą nieco wulgarny komentarz, który bardzo mocno postarałem się zignorować.
− No, fajny
tyłek.
Aż mi brew
poszła w górę, czułem to. Postarałem się jednak być silnym, by się nie
odwrócić. Po pewnej chwili doszedłem też do wniosku, że komentarz wcale nie
dotyczył mnie. No, spokojnie, Takanori. Cały świat nie kręci się wokół ciebie i
twojej dupy. Chociaż… nie powiem, cudowne uczucie, jak ktoś obcy docenia twoje
pośladki.
− Zagadasz o
numer?
− Weź przestań.
Ty zagadaj.
Wyciągnąłem z
torby duży, gruby koc, a następnie rozłożyłem go na piasku. Dokładnie
wyrównałem wszelkie fałdki oraz inne nierówności. Cóż poradzić, dusza
perfekcjonisty nie dawała o sobie zapomnieć nawet podczas urlopu z mężem.
− Stary, dawaj.
Niezła niunia przejdzie ci koło nosa.
− Weź ty…
− No dobra. Uhm…
Hej, prze-
− Jesteśmy –
usłyszałem Yuu za sobą. Odwróciłem się do męża, który trzymał dwa lody. Dzieci
podbiegły do mnie wraz ze swoimi lodami. Piszczały radośnie, że mają to, co
chciały. Popatrzyłem tak na swojego faceta, który wcale nie patrzył na mnie,
tylko na jakichś dwóch opalonych typków w samych kąpielówkach, którzy stali
zaraz obok. Yuu wyglądał na nieźle poirytowanego, a tamci wydawali się być dość
skonsternowani. Ach, no tak. Przepraszam, chłopcy, ukochany mąż wrócił.
Shiro podszedł
do mnie, dając mi mojego loda w rożku. Następnie objął mnie wolną ręką w pasie,
po czym złożył pocałunek na moim policzku.
− Mężatka –
prychnął jeden, klepiąc towarzysza po ramieniu. Obaj poszli dalej.
− No a mówiłem,
że ten pierścionek podejrzanie wygląda.
Parsknąłem
śmiechem, a Yuu westchnął głęboko.
− Zostawiam cię
samego na ledwo dziesięć minut i już zlatują się jakieś sępy. Normalnie ci
niańkę wynajmę albo straszaka jakiegoś.
− Aj, przestań.
Zrobiło mi się miło – stwierdziłem, zaczynając jeść swojego loda. Usiedliśmy na
kocu obok dzieci, które już kończyły pałaszować swoje desery.
− Ach tak?
− No.
Powiedzieli, że mam fajny tyłek.
− Bo masz –
odparł.
− A nie mówisz
mi tego – fuknąłem.
− Nie? Jak to?
Mówię.
− Bardzo rzadko.
− O nie. No jak
ja tak mogę.
− Sam nie wiem –
westchnąłem.
Pochylił się,
zniżając usta do mojego ucha. Jego wargi muskały moją małżowinę, czułem jego
ciepły oddech na sobie.
− Masz fajny
tyłek – szepnął.
A jednak. Świat
kręcił się wokół mojej dupy.
Późnym wieczorem
postanowiliśmy wypróbować nasze łóżko. Maleństwa już dawno spały u siebie w
pokoju. Zostaliśmy mile zaskoczeni, bo zasnęły naprawdę szybko, bez żadnych
protestów, co rzadko się zdarzało. Pewnie nowe otoczenie oraz zabawy w wodzie
wyciągnęły z nich całą energię. Ale to dobrze. Z Shiro mieliśmy jeszcze całkiem
sporo siły, dlatego bez wahania wzięliśmy się za małe cardio. Rozebraliśmy się
do samej bielizny. Leżałem na Yuu i tak całowaliśmy się przez dłuższy czas.
Shiro pieścił dłońmi moje ciało. Wplątywał dłonie w moje włosy, czule masował mi
kark. Jego ręce sunęły po moich plecach, by spocząć na pośladkach, które
ugniatał dokładnie i masował. Czułem się po prostu jak w niebie. Leżeliśmy tak
przy otwartym oknie tarasowym, do środka dostawały się ciepłe podmuchy nieco
wilgotnego powietrza. Mieliśmy zapalone obie lampki przy łóżku, tworząc dla
siebie idealny nastrój.
− Wiesz, pupcię
to masz naprawdę cudowną – powiedział Shiro w moje usta.
− Ach –
zaśmiałem się, jeszcze bardziej pogłębiając pieszczotę. Prowokacyjnie przygryzłem
jego dolną wargę, ciągnąc ją delikatnie. Jęknął, a następnie klepnął mnie
obiema dłońmi w moją zgrabną pupę. Za chwilę oplótł mnie swoimi silnymi nogami,
po czym przekręcił się na drugą stronę. Przerzucił mnie na plecy, siadając mi
na biodrach.
Westchnąłem
przeciągle, podczas gdy Shiroyama zsunął się do mojej szyi, całując ją
namiętnie. Rozanielony wplątałem dłoń w jego włosy oraz pomasowałem kark. Mąż
cierpliwie sunął wargami po mojej szyi, całując każdy jej najmniejszy fragment.
Drżałem z przyjemności, wdychając głęboko jego zapach. Oprócz tego, że Yuu
zawsze pachniał jak drogie perfumy, to jeszcze na jego skórze pozostał zapach
słońca oraz słonej, morskiej wody. Aż sobie pomyślałem, że całuje mnie w ten
sposób na plaży, i cholera, gorąco mi się zrobiło na samą myśl o tym.
Odchyliłem głowę, pozwalając mu wypieścić swoją wrażliwą szyję w każdym
miejscu. Nareszcie przesunął się niżej. Obcałował moją klatkę piersiową, dotarł
do moich sutków. Shiro śmiał się, że moje sutki były magiczne, a zwłaszcza
lewy, który miał wrażliwość wędzidełka od napletka. Poważnie. Dlatego to
właśnie jemu poświęcił szczególną uwagę. Ssał go, lizał, delikatnie ujmował w
zęby, a ja umierałem z rozkoszy. W tym samym czasie masował delikatnie mój
drugi sutek, podszczypując go przy tym i ściskając w palcach. Czułem, że mam
erekcję przez samą taką stymulację. Ach, a Yuu? No na razie musiał się
zadowolić moim pojękiwaniem oraz masowaniem pleców i karku.
Aż w końcu na
nowo zaczęliśmy się całować głęboko i namiętnie. Nie myślałem już o niczym,
skupiłem się wyłącznie na swoim ukochanym, na jego ciele, które przykrywało
moje. Już kompletnie zatraciłem się w wilgotnych pocałunkach, kiedy
przeszkodził mi pewien dźwięk. Odchyliłem nieco głowę, na co Yuu stwierdził, że
pewnie znowu chciałem, żeby pocałował mnie w szyję i zabrał się za jej ponowne
obcałowywanie. A ja chciałem tylko zobaczyć, co było źródłem tego niepokojącego
dźwięku, którym miś nawet nie zawracał sobie głowy. Zmrużyłem oczy w półcieniu,
aż w końcu dostrzegłem, co takiego nam wleciało do pokoju.
− Shiro,
szerszeń!!! – pisnąłem, zrywając się z łóżka.
− Hę?! – miś
odwrócił się i wówczas zobaczył szerszenia, który leciał prosto na nas. –
Chodu! – wykrzyknął. Złapał mnie za rękę, błyskawicznie wyciągając nas obu z
miękkiego łóżka. Owad zakołował nad nami, a my, mało się nie przewracając,
wypadliśmy z sypialni do salonu.
− Cholera jasna
– sapnąłem. – Mogliśmy zgasić światło.
− No teraz już
za późno. Myślisz, że sam wyleci?
− Wątpię. Albo
mu będziesz musiał pomóc, albo trzeba będzie go kropnąć.
Yuu spojrzał na
mnie w kompletnym milczeniu. Uniosłem w górę jedną brew, posyłając mu pytające
spojrzenie.
− No co?
− Że niby ja mu
pomogę?
− Niby kto inny?
Ja się boję.
− A ja? Myślisz,
że ja się nie boję? Ten skurwysyn tylko czeka na to, żeby kogoś upierdolić. Za
żadne skarby tam nie wejdę.
Nie było rady.
Yuu miał fobię przed wszelkimi bzyczącymi owadami w odcieniach czarnego i
żółci. Mało tego! Był uczulony, więc jakby miał wstrząs anafilaktyczny, to zbyt
przyjemnie by dla nas nie było.
Dlatego sam
poszedłem stoczyć walkę z największym skurwysynem, jakiego matka natura mogła
stworzyć – szerszeniem. Cholera była wielka, bzycząca i agresywna, jakbyśmy jej
coś zrobili. Jak znam świat, to pewnie następny radykalista z homofobicznymi
poglądami. Musiałem się postarać, by pozbyć się szkodnika i przy tym nie umrzeć
(szerszeń azjatycki to największy skurwysyn wśród osowatych, jest agresywnym
śmieciem z żądłem jak murzyński chuj w wzwodzie, a jego jad jest w stanie zabić
człowieka. dop. aut.), chociaż z tym ostatnim mogło być różnie. Miałem
nadzieję, że Yuu teraz doceniał moją miłość oraz oddanie względem niego. Nie
każdy by się zdecydował, żeby zabić latającą śmierć.
*
Dziennik
pokładowy sternika Takanoriego, dzień drugi wyprawy nad wody morza japońskiego.
Zjedliśmy około dziewiątej śniadanie w hotelowej restauracji. Yoshi i Hiroshi
zbili szklankę, Haruna nabiła sobie guza o kant stołu, a kapitan Yuu prawie
poparzył się gorącą kawą. Rodzinne wakacje, prawda? Po śniadaniu poszliśmy
przejść się do miasta. Chodziliśmy jeszcze nie aż tak zatłoczonymi uliczkami, a
zapach smażonej na starym oleju ryby towarzyszył nam na każdym kroku. Dzisiaj
nieco wiało i było pochmurno, dlatego maleństwa ubraliśmy w bluzy z polaru, by
przypadkiem nie zmarzły. Przeszliśmy się tak kilkoma alejkami, aż dotarliśmy do
przytulnego, zielonego parczku, w którym pośrodku stała fontanna.
− Tylko bez
wchodzenia do środka – upomniał Yuu nasze dzieci, gdy te wystrzeliły biegiem do
tryskającej wody.
− Ty sobie mów,
one i tak zrobią swoje – westchnąłem, łapiąc go za rękę. Shiro spojrzał na mnie
zaskoczony.
− Nie wierzę, że
ot tak odpuszczasz – zaśmiał się.
− No przecież je
znasz. O, spójrz. Hiro już… Hiro!
Hiroshi, który
chodził brzegiem fontanny za siostrami, poślizgnął się i wpadł do środka z piskiem.
Westchnęliśmy z Yuu jednocześnie.
Nasz synek
rozpłakał się w niebogłosy. Uderzył się w kolano, a później zrobił mu się
pokaźny siniak. Poza tym, przemókł do suchej nitki. Sam wyszedł z fontanny, po
czym z płaczem pobiegł do nas. Wyglądał jak zmokła kura, kosmyki włosów
przylgnęły mu do czoła, buzię miał czerwoną jak burak. Szlochał i trząsł się
jak galareta.
− Jak ty to
zrobiłeś? – Yuu roześmiał się, biorąc go na ręce. Zdjąłem małemu polar i
przykryłem go swoją koszulą.
− Co to za
dzieciństwo bez kąpieli w fontannie – odgarnąłem Hiro włosy z czoła, po czym
dałem mu buziaka. – No, już, nie płacz. Nic się nie stało.
− Boli!
− Co cię boli?
Yoshi i Haruna
zainteresowane podeszły do nas. Złapały mnie i Yuu za nogawki spodni. Im nic
nie było, miały lepszą koordynację ruchową od swojego brata.
− Tu – pokazał
na kolanko.
Podwinąłem mu
nogawkę spodenek, dokładnie oglądając kolano, które już robiło się sine. Poza
tym, miał nieco zdartą skórę.
− No, będzie
siniak – stwierdziłem.
Na moje słowa,
Hiro rozpłakał się jeszcze bardziej. Nie było rady. Wróciliśmy do hotelu i wykąpaliśmy
małego w ciepłej wodzie, dokładnie go wysuszyliśmy i przebraliśmy w suche
ubrania. Posmarowałem mu kolano maścią na obtłuczenia oraz przykleiłem mu
kolorowy plaster w miejsce, gdzie zdarł skórę. Później był jakby obrażony na
wszystkich, siedział tylko z Yuu na kanapie, wtulając się w jego bok. Nie
chciał nawet ze mną siedzieć, no proszę.
Żaden z nas nie
powiedział Hiro niczego w stylu nie bądź
beksa albo chłopaki nie płaczą.
Jeśli musiał płakać, to wypłakał wszystko co miał, nie trzymając w sobie
emocji. Tak było zdrowiej i nawet jeśli pękały nam już głowy od tego wrzasku,
to i tak siedzieliśmy spokojnie, czekając aż nasze dziecko dojdzie do siebie. A
po tym wszystkim następowała taka cudowna cisza. Ta chwila, kiedy czujesz, że
twoje dziecko już się uspokaja, powoli jakby zapomina o tym, dlaczego płakało.
Jeszcze nieco popłakuje, jakoby brakowało nieco energii, aż nareszcie milknie,
tylko siedzi przytulone i już zupełnie nie pamięta nawet o tym, że dopiero co
roniło łzy. Ból minął już dawno. Yuu głaskał małego po plecach swoją dużą
dłonią, a ja siedziałem obok, trzymając go za tłustą, spoconą rączkę. Zacisnął
piąstkę na moim palcu, aż w końcu zasnął.
− Nareszcie –
westchnął Yuu, przykładając sobie dłoń do czoła.
− Sam zaraz
zasnę – oparłem się o ramię męża.
Yuu pocałował
mnie we włosy, a następnie poszedł położyć Hiro do łóżka. W tym czasie nasze
księżniczki przyszły do mnie, bym się z nimi pobawił.
Do późnego
popołudnia siedzieliśmy w hotelu. W końcu pod wieczór wyszliśmy na plażę. Hiro
już chyba zupełnie zapomniał, że wpadł do fontanny i radośnie biegał z
siostrami oraz Yuu, puszczając latawiec. Sam usiadłem na kocyku i patrzyłem,
jak moje małe misie bawią się beztrosko. W końcu latawiec im się znudził. Yuu
usiadł obok mnie, a krewetki wzięły się za budowanie zamku z piasku.
− Wiesz co –
zaczął Shiro.
− Co? –
spytałem, opierając się o jego ramię.
− Mam cichą
nadzieję, że dzisiaj żaden szerszeń nam nie wleci do pokoju.
Roześmiałem się
wesoło, łapiąc Yuu pod brodą i dając mu buziaka w policzek. Mąż ujął moją dłoń
i tak siedzieliśmy na kocu, rozmawiając oraz czekając na zachód słońca.
Później
wybraliśmy się na kolację. Udało nam się znaleźć miejsce w nieco zatłoczonej
restauracji. Jedzenie było pyszne, dzieciom również smakowało. Zamówiliśmy
jeszcze z Yuu pod drinku z wódką dla rozluźnienia. Gdy wracaliśmy do hotelu,
dzieci zaczęły przysypiać, dlatego wzięliśmy je na ręce. I tak, nim dotarliśmy
do pokoju, Shiro niósł śpiące bliźniaki, a ja Yoshi. To było takie cudowne
uczucie, gdy te trzy szatany już spały, nikt nie piszczał, nie krzyczał, nikt
nikogo nie bił, nikt nie wpadał do fontanny. Demony były uśpione chociaż na te
parę godzin, a my z Yuu mogliśmy w końcu odetchnąć pełną piersią.
Jakkolwiek by na
to nie spojrzeć, bez dzieci cały ten nasz wyjazd byłby pusty i nijaki. Nic by
się nie działo, a jednak, jak krewetki były z nami, to nie doskwierała nam
nuda. Dlatego nie żałowałem, że od bycia rodzicem nie ma urlopu.
Chwilę spokoju
wykorzystaliśmy z Yuu tak, że położyliśmy się na łóżku i po prostu
rozmawialiśmy, dopóki nie zmorzył nas sen.
Następny dzień
zaczął się tak cudownie spokojnie, że prawie zapomniałem, że mamy dzieci.
Leżeliśmy z Yuu przytuleni do siebie na łóżku. Mąż lekko drapał mnie po lędźwiach,
a ja jego po łopatkach. Było około szóstej. Nie chciało nam się już spać,
jednak na wstawanie też nie mieliśmy ochoty, dlatego leżeliśmy we dwoje w łóżku.
− Rany, ale mi
się nic nie chce – mruknąłem, wtulając twarz w tors Shiro. Mój facet westchnął
przeciągle, przyciskając mnie do siebie mocniej.
− Nasze trzy
obowiązki czekają.
− Ach, nic już
nie mów.
− No to może… –
zsunął dłoń na moje pośladki. Ścisnął je, w konsekwencji czego zachichotałem. –
I nie musimy nic mówić.
− Łatwo
rozwiązujesz problemy – zaśmiałem się, siadając mężowi okrakiem na biodrach.
Spojrzałem na niego z góry i poczułem, że robi mi się gorąco. – Podoba mi się
to. Poza tym, kochanie, może zagramy w grę?
− Jaką? – spytał
z zainteresowaniem. Spletliśmy dłonie, machając nimi lekko na boki. Pochyliłem
się nad Shiro, przy okazji napierając swoim kroczem na jego członek.
− Spodoba ci się
– zapewniłem go, poruszając rękoma. Westchnął, posyłając mi szelmowski
uśmieszek. – To będzie nasza wersja króla ciszy. Ten, który pierwszy wyda z
siebie odgłos, przegrywa, a wygrany wybiera pozycję.
− Miałeś rację,
podoba mi się – stwierdził. – Przegrasz.
− Ach tak? –
pochyliłem się tak mocno, że nasze twarze dzieliły już centymetry. – Taki
jesteś pewny?
− Tak.
− Tak?
Pochyliłem się
jeszcze. Yuu już myślał, że chcę go pocałować, jednak nie dałem mu tej
satysfakcji. Wyszedł mi naprzeciw, rozchylając nieznacznie wargi, a ja
odsunąłem się w tym samym momencie. Przyszpiliłem jego ręce po bokach jego
głowy, zaśmiał się gardłowo. Nie miałem tyle siły, co on, by naprawdę go
trzymać przyciśniętego do łóżka, Yuu po prostu dawał mi się nieco pobawić. No
tak, bo w końcu ile można leżeć pod kimś. Poza tym, to zawsze było jakieś
urozmaicenie. Musnąłem czubkiem swojego nosa nos Yuu. Pokręciłem tak chwilę
głową, drocząc się z nim, aż pocałowałem go głęboko.
− Zaczynamy? –
zamruczał w moje usta.
− Mhm –
sapnąłem, kontynuując pieszczotę. Wymienialiśmy się pocałunkami, delektując się
sobą nawzajem. Czułem, jak robi mi się gorąco, przeszedł mnie miły dreszcz
wzdłuż kręgosłupa. Nie mogłem przerwać, nie chciałem. Niemal już leżałem na
Shiro, z całych sił starając się, by nie wydać z siebie żadnego odgłosu, co
łatwe nie było. Yuu masował mnie po plecach, podwijał lekko koszulkę, wsuwał
ręce w moje bokserki, chłodnymi palcami masując moje pośladki. Kilkakrotnie
strzelił mi gumką od bielizny, aż poczułem, jak wciska dłoń między moje
pośladki. Ugryzłem go w tym samym momencie w górną wargę, ciągnąc ją lekko oraz
ssąc. Dwoma palcami sunął po moim wejściu. To było nieczyste zagranie! Żałowałem,
że nie ustaliliśmy żadnych dokładniejszych zasad, jednak teraz nic się nie dało
zrobić. Zsunąłem się, całując męża po szyi. Zrobiłem mu malinkę z boku, na
wysokości jabłka Adama. Już myślałem, że chociaż coś mruknie, gdyż nie tak
często robiłem mu malinki w tak erogennych okolicach, jednak był nieugięty.
I w sumie nasza
gra została nierozstrzygnięta. Uprawialiśmy seks tak jak byliśmy, ja na Yuu, on
pode mną i cieszyłem się z tego powodu bardzo. Pozbyliśmy się do końca ubrań,
Yuu założył prezerwatywę. Leżałem na misiu, on rozłożył szeroko nogi, zginając
je w kolanach i tak we mnie wszedł. Zacisnąłem ramiona wokół niego, nie będąc w
stanie się dłużej powstrzymywać. Jęknąłem tuż obok jego ucha, czując, jak mnie
sprawnie penetrował swoim twardym, dużym penisem. Pieprzył mnie ochoczo,
trzymając moje pośladki oraz rozchylając je, by móc dostać się jeszcze głębiej.
Robił to coraz mocniej, raz za razem, a ja aż mdlałem z tej obłędnej
przyjemności. Mój penis, ściśnięty pomiędzy naszymi nagimi ciałami, cały nabrzmiał
i zwilgotniał. Wydałem z siebie pomruk, gdy poczułem, jak Shiro unosi nieco
biodra. Otarł się o mój punkt g. Wygiąłem się z donośnym sapnięciem.
− Tu? – mruknął,
ponawiając kilkakrotnie ruch. Mało nie krzyknąłem z rozkoszy.
− Tam, tam, ach…
Odchodziłem już
od wszelkich zmysłów, przeczuwając nadchodzący orgazm. Czy tak zachowywali się
przykładni rodzice na urlopie? Zdecydowanie nie. Ale kogo to teraz obchodziło?
Chyba tylko pokojówkę, która będzie musiała zmienić naszą pościel.
Shiro wykonał
jeszcze kilka mocnych ruchów. Łóżko mało się pod nami nie zarwało, jednak,
nawet gdyby, to byłoby to warte takiego orgazmu. Yuu w końcu złapał mnie z
całych sił za pośladki, rozchylając je już chyba do maksimum, trzymał mnie za
nie, wbijając się swoim penisem do końca. Ugryzłem go w ramię, nie mogąc dłużej
wytrzymać. Postarałem się powstrzymać okrzyk rozkoszy, który gwałtownie
zapragnął się przedrzeć przez moje usta. Moim ciałem zawładnął nieziemski
dreszcz ekstazy, uda drgały mi niekontrolowanie, a z mojego penisa trysnęła
sperma, która rozlała się między nasze przyciśnięte do siebie ciała. I chociaż
ja już doszedłem, on się wciąż poruszał, szukając spełnienia. Podniosłem się
nieco na rękach, by ułatwić mu dostęp do swojego odbytu. Niemal usiadłem na
jego penisie, splatając nasze dłonie. Yuu spojrzał z uśmiechem na moje nasienie,
które oblepiło nasze brzuchy.
− Podobam ci
się? – spytałem, poruszając biodrami w górę i w dół. Starłem palcem nieco
swojej spermy z brzucha, a następnie przystawiłem go do ust, ssąc go oraz przygryzając.
Shiro patrzył na mnie jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać wzroku z mojego
nagiego ciała, które teraz mógł doskonale podziwiać. Nie byłem w ogóle
atletycznie zbudowany. Miałem płaską klatkę piersiową oraz brzuch. Jednak
musiałem przyznać, że moje ramiona stały się dość umięśnione, nie przesadnie.
Nabrały ładnego kształtu. Zawsze to było coś, co mnie cieszyło.
− Strasznie –
sapnął.
Dziwiłem się, że
od tak długiego pieprzenia, prezerwatywa jeszcze nie pękła. W końcu jednak
poczułem, jak członek Yuu maksymalnie się napina, jak on sam dyszy rozkosznie
pode mną, jego klatka piersiowa unosi się gwałtownie, a umięśniony brzuch
również drga. Odchyliłem głowę, czując, że na nowo się podniecam. Zacisnąłem
powieki, a z moich ust wydobyło się gardłowe jęknięcie.
− Yuu, nie
dochodź – westchnąłem, mając wrażenie, że jego penis zaraz mnie rozerwie.
Zwolniłem ruchy, w końcu się zatrzymując. Shiroyama spojrzał na mnie spod
przymrużonych powiek. Na jego czoło wstąpiły drobne kropelki potu, jedna z nich
właśnie spłynęła powoli po skroni. – Nie…
− Chcesz mnie
torturować? – jęknął, zakrywając twarz ramieniem. Oddychał płytko, jakby biegł.
Wiedziałem, że myślał teraz już tylko o tym, żeby dojść, żeby poczuć orgazm, a
następnie to błogie odprężenie, które nadchodziło wraz z uwolnieniem się od
seksualnego napięcia.
− Nie… ach!
Przewalił mnie
na plecy, nie wychodząc ze mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony. Odchylił moje
nogi ku mnie, zgiąłem je w kolanach.
− To potworne z
twojej strony, że tak przerwałeś – niemal szepnął, przykładając swoje czoło do
mojego. Westchnąłem śmiejąc się, a on potarł swoim nosem o mój, by zaraz
pocałować mnie głęboko, wsuwając mi język do buzi. Zaczął się szybko poruszać,
wbijając palce w moją delikatną skórę.
Powiedzmy
szczerze, że się jebaliśmy przez następne dobre kilkanaście minut. Zaplotłem
ramiona wokół szyi ukochanego, gdy on tak poruszał się we mnie. Było strasznie gorąco,
poranne promienie słońca wpadały wprost na łóżko, oświetlając nasz akt miłosny.
Dwóch facetów pieprzących się w hotelowym łóżku, ze swoimi małymi dziećmi w
pokoju obok. Byłem tak szalenie nakręcony na seks, że kiedy Yuu doszedł, mając
mocny orgazm, sam zacząłem dalej poruszać biodrami, by w nieskończoność
przedłużać ten stosunek seksualny.
A orgazm Yuu był
cudowny. Doszedł, całując mnie w usta. Jęknął, cały drżąc. Jego penis był już
tak we mnie naprężony i pulsujący, że czułem na nim wszystkie żyłki. Zajęczał
parokrotnie moje imię, spuszczając się w prezerwatywę. Zwolnił ruchy, by w
końcu się zatrzymać, dysząc głośno.
Jednakże, w
końcu musieliśmy skończyć te namiętne harce. Dzieci obudziły się jakiś czas
później. Doprowadziliśmy się do porządku, a następnie poszliśmy na śniadanie.
Zachowując się tak jak zwykle, nikt by nie pomyślał, że nie tak dawno robiliśmy
rzeczy tak dorosłe, że wstyd było mówić o tym w tłumie. Znów byliśmy
przykładnymi rodzicami z trójką małych dzieci.
Podszedłem do
barku, prosząc o dodatkową porcję mleka. Barman kiwnął głową, schylając się do
lodówki. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni, sprawdzając, ile jeszcze mieliśmy
czasu, by wyjść na plażę. Wówczas usłyszałem, jak ktoś wymawia moje imię.
− Takanori? –
doszło do mnie z boku. Zerknąłem na mężczyznę, który siedział na krzesełku
barowym, popijając kawę. Był dobrze zbudowany, ubrany bogato w jasne spodnie z
podwiniętymi nogawkami oraz prześwitującą, obcisłą oraz niedokładnie zapiętą
koszulę, na której wisiały pilotki. – Takanori! – dodał już pewniej.
− Uhm? –
mruknąłem zdezorientowany. Nie miałem pojęcia, co to za facet. Był opalony,
nieco przydługie włosy zaczesał żelem do tyłu. Na nadgarstku miał błyszczący,
srebrny zegarek i pachniał duszącą wodą kolońską.
− O rany, Taka,
nic się nie zmieniłeś! – oznajmił, wskazując na krzesełko obok. – Siadaj!
Cholera, tyle lat cię nie widziałem i akurat przypadkiem jesteś tutaj…
− Słucham?
− Nie pamiętasz
mnie?
− Nie bardzo…
− Kanegawa
Natsuo – rzucił.
W ułamku sekundy
przypomniałem sobie, kim był ten jegomość i mało mi kolana nie zmiękły z
zaskoczenia. Kelner podał mi szklankę z mlekiem. Nawet mu nie podziękowałem,
tylko z szokiem wymalowanym na twarzy patrzyłem na faceta, z którym chodziłem w
gimnazjum.
− O mój…
− Teraz
pamiętasz? – roześmiał się. – Wieki cię nie widziałem, gdzieś ty się podziewał?
Unikałem cię,
palancie – pomyślałem sobie.
− Ach, no wiesz…
życie.
Tak, brawo,
Takanori. Inteligentniejszej odpowiedzi wymyśleć nie mogłeś.
− Aha, aha –
zaśmiał się. – Siadaj, pogadamy – ponownie wskazał na krzesełko obok siebie.
− Wiesz, nie mam
wiele czasu – mruknąłem. – Rodzina na mnie czeka.
− Rodzina? – nie
krył zaskoczenia. – Masz żonę?
− Nie, co ty. Ja
i żona?
− Już myślałem –
odetchnął. – To masz chłopaka?
− Mam męża.
Oczy mało mu nie
wypadły z orbit. No, kto by się spodziewał, że ten niezdarny, mały Takanori
znajdzie sobie w końcu kogoś na stałe.
− M ę ż a? –
zamrugał kilkakrotnie.
− I dzieci. Ale
wiesz, czekają na mnie i…
− Cholera, tyle
się zmieniło – westchnął. – Musimy pogadać. Ale spieszysz się, tak?
− No, chcemy
zjeść śniadanie i wyjść jeszcze pozwiedzać. Może kiedy indziej pogadamy?
− No jasne. A do
kiedy zostajecie?
− Do końca
tygodnia.
− Och, ja trochę
dłużej. A może mógłbym się do was na chwilę dosiąść? Naprawdę, taki zbieg
okoliczności, że akurat też tu jesteś!
No i co ja
miałem zrobić? Powiedzieć mu: nie, spierdalaj? Tak samo, jak chciałem nigdy
więcej z nim się nie widzieć, to chciałem też z nim pogadać, bo jednak był
jakąś tam małą częścią mojego życia. I gdybym miał z nim rozmawiać, to bardziej
jak ze starym znajomym ze szkolnych lat, nie z kolesiem, który próbował mnie
wyruchać, ale ja nie chciałem. No bo jednak, prócz tych kilku nędznych prób
gwałtu, które skończyły się molestowaniem, nie było między nami jakoś
tragicznie. Fakt, pamiętałem Natsuo jako gwiazdę, duszę towarzystwa, wielkiego
sportowca, ale tak w zasadzie, to był całkiem miłym gościem.
− No jasne.
Kurwa, nie!!!
Czemu ja nie myślałem?! Przecież Yuu, jak tylko się dowie, że to mój były
facet, który chciał się ze mną na siłę pieprzyć, w konsekwencji czego miałem
sporą traumę, jeśli chodziło o wszelkie związki i ogromny wstyd przed
pokazywaniem komukolwiek swojego ciała, to mu wyjebie gonga w zęby tak, że go
karetką na sygnale wywiozą na OIOM.
− Tak? O,
świetnie.
I tak się
złożyło, że mój były chłopak z gimnazjum, z którym nie widziałem się ponad 10
lat, dosiadł się do mnie i mojego męża.
Shiro siedział
przy stole wraz z krewetkami, próbując jakoś nad nimi zapanować. Bujał Hiro i
Haru na kolanach, a do Yoshi robił jakieś zabawne miny, rozśmieszając ją.
Akurat podeszliśmy z Natsuo, gdy wydął policzki niczym chomik i zmarszczył
mocno brwi. Nawet nie zwrócił na Natsu większej uwagi.
− Yuu, spójrz –
powiedziałem do męża. Zerknął na mnie, a następnie na mojego byłego. Byłem
ciekaw czy go pozna, czy też będzie patrzył na niego jak ja „kim ty, kurwa,
jesteś?”.
− Dzień dobry –
powiedział Natsuo z szerokim uśmiechem.
− Witam – odparł
neutralnie mój facet.
I tak trwaliśmy
przez kilka dłuższych sekund w ciszy. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć.
− Nie wiem czy
się znacie albo pamiętacie. Uhm… Yuu, to jest Kanegawa Natsuo. Chodziliśmy
razem… do gimnazjum. A to jest właśnie mój mąż, Shiroyama Yuu.
Natsuo jakby
zamarł, niedowierzając temu, co powiedziałem.
− Shiroyama? Ten
Shiroyama?
Wskazałem Natsuo
wolne krzesło. Usiadł, ja zająłem swoje miejsce obok męża.
− Nie wiem, co
mam przez to rozumieć – odparł Shiro.
− Yuu, tak? Aoi?
− Mhm –
potwierdził.
− No nie wierzę
– Natsu opadł na oparcie krzesła, jakby ta informacja go dosłownie w nie
wgniotła. Zmarszczyłem brwi, wyczekując jakiś wyjaśnień. Wcisnąłem Yuu małą
Yoshi, by miał czym zająć ręce w razie co. Niby trzymał już bliźniaki, ale tak
profilaktycznie. – Myślałem, że nie żyjesz! – roześmiał się.
Również z Yuu
się zaśmialiśmy. Był to cholernie wymuszany śmiech.
− Ja również.
− No i tyle o
tobie słyszałem. Naprawdę. Aż trudno uwierzyć, że maleńki Taka związał się z
kimś takim.
Shiro zaśmiał
się nieco nerwowo, zerkając na mnie. Przełknąłem ślinę. Miałem nadzieję, że
Natsuo nie powie nic, co uświadomi Yuu, że był moim byłym facetem.
− A co w tym
dziwnego?
− No, bo wszyscy
zawsze mówili, jaki to ty nie jesteś. Legenda i postrach całego dystryktu,
zdobywca i łamacz serc. Każdy chciał z tobą być! A tutaj proszę. Poszczęściło
się mojemu małemu, niepozornemu Tace.
Nie, no kurwa,
no nie.
− Twojemu Tace?
– tego typu uwaga w życiu nie uszłaby Shiro, o nie.
− Ach! Nie…
− A psik!!!
Kichnąłem,
jednocześnie przewracając dłonią szklankę z mlekiem, które wylało się na cały
stół oraz na Natsuo. Mężczyzna poderwał się z miejsca, Yuu również wstał,
odstawiając trójkę naszych dzieci na ziemię. Czy mogliby mi już przydzielić
order w skutecznym odwracaniu uwagi?
− Ojej, Natsu,
nic ci nie jest? – wstałem, pochylając się do mężczyzny.
− W porządku, to
tylko mleko – odparł, krzywiąc się. Patrzył na swoje odzienie z niesmakiem.
− O rany, tak mi
przykro. Przepraszam.
− Tata, moje
mleko – jęknęła Yoshi.
− Przyniosę ci
nowe, nie martw się, kochanie – powiedział Yuu do naszej córki.
− Jeju, no ja
nie wiem, jak to zrobiłem – podałem swojemu byłemu chusteczkę, chociaż w sumie
nawet nie wiem po co. Żeby zachować pozory? Cały kleił się od mleka, tę
chusteczkę, to mógłby sobie w dupę wsadzić.
− Katastrofa,
niezdaro – Natsuo zaśmiał się gorzko. Pewnie chciał jakoś zamaskować złość, że
został tak brutalnie zmoczony. – No nic, pójdę się przebrać. Miło było was
zobaczyć i do zobaczenia.
Odszedł.
Odprowadziłem go wzrokiem, dopóki nie wyszedł z hotelowej restauracji. Gdy
tylko zniknął za drzwiami, spojrzałem na Yuu, a on na mnie. Bosko.
− Co to za
typek? – spytał, biorąc bliźniaki za ręce.
− Natuso? Jakby
ci to powiedzieć. Pamiętasz, jak się poznaliśmy?
− Pamiętam.
− A pamiętasz
jednego gościa, który był na tamtej imprezie i się tak na nas ciągle gapił?
− Chyba tak. Hm…
To był on?
− Tak.
− Aha. No w
porząd… Co?!
Yuu niemal
opadła szczęka. Spojrzał na drzwi, za którymi zniknął Natsuo, a następnie na
mnie.
− To był, kurwa
mać, twój były facet?! – huknął.
− Nie klnij przy
dzieciach!!!
Shiro stał tak
przez chwilę w szoku. Patrzył to na drzwi, to na mnie i jakby niedowierzał, że
właśnie poznał gościa, z którym się kiedyś umawiałem. No tak, prędzej bym
obstawiał, że to ja w końcu poznam jakąś byłą dziewczynę Yuu albo jakiegoś
chłopaka. Kto by się spodziewał, że wyjdzie tak bardzo na odwrót.
I przez resztę
dnia Yuu chodził, jakby ktoś go w jaja kopnął. Mało się odzywał, tylko coś tam
mruczał pod nosem, nie chciał zbytnio trzymać mnie za rękę, patrzył na
wszystkich, jakby miał zaraz kogoś zamordować z tłumu. Sądziłem, że po prostu
szukał wzrokiem Natsuo.
− Rany, nie
spodziewałem się, że spotkam kogoś znajomego. I to jeszcze tutaj – powiedziałem
Yuu, gdy siedzieliśmy na kocu na plaży. Dzieci bawiły się obok w piasku.
− No widzisz –
westchnął.
− Czy ty jesteś
zazdrosny? – popatrzyłem na Shiro z uśmiechem. Zerknął tylko na mnie, a po
chwili uciekł wzrokiem gdzieś na bok. – Jesteś.
− Wcale.
− Nie wmawiaj
mi. Jesteś zazdrosny i już. Misiu, nie masz o co – zaśmiałem się, odgarniając
mu włosy za ucho.
− Też byś był na
moim miejscu…
Więc jednak!
− A ty też byś
mi powiedział, że nie ma o co. Daj spokój. Nie masz w ogóle powodów do
zazdrości.
− Właśnie mi się
przypomniało, jak cię wtedy pocałował na tamtej imprezie.
− A chwilę
później poznałem ciebie – pocałowałem go w policzek. – Od tamtej pory nigdy
więcej się z nim nie widziałem.
− Ach, ja mam
nie być zazdrosnym, jak to był ktoś, to również cię całował, spał z tobą i
również był tak blisko ciebie.
− Ale pamiętasz,
że byłeś pierwszą osobą, z którą uprawiałem kiedykolwiek seks? – mruknąłem mu
do ucha, dotykając jego nagiego kolana. – W ogóle. Moim pierwszym i jedynym.
(Don’t lie bitch z tym jedynym, wszyscy znamy prawdę. dop. aut.)
− To był ten…
on… No kurwa, wyjebię mu.
Cały Yuu, z miłą
chęcią zajebałby każdą osobę, która potencjalnie miałaby mnie ruchać zamiast
niego. Poza tym, chyba przypomniał sobie, jak kiedyś mu mówiłem, że miałem
nieprzyjemności ze swoim byłym chłopakiem, dlatego się rozstaliśmy. Sam związek
nie był w sumie taki zły, jednak nie trwał też jakoś długo, kilka miesięcy. Jak
na gimnazjum, to był dość dobry wynik. No tak, a zerwałem z nim, bo mieliśmy po
prostu zbyt różne charaktery, a cała nasza relacja zaczęła mnie w końcu przytłaczać.
Szczerze, to na
początku byliśmy obaj bardzo nieśmiali. To był mój drugi związek, z pierwszym
chłopakiem byłem może trzy miesiące. Nie czułem się przy nim dobrze, na okrągło
próbował mnie dotykać, zachowywał się jak jakieś zwierzę w rui. Wracając wstecz
do tamtego okresu, to wtedy zaczęły się moje poważne problemy z akceptacją
własnego ciała. Czułem się nieatrakcyjny w oczach swojego chłopaka, a on mi
wciąż powtarzał, że coś bym mógł ze sobą zrobić. Zawsze miałem problem z
jedzeniem, odkąd pamiętam. Raz byłem jak pączek, a innym razem jak patyk. A
przy nim czułem się okropnie poniżony, gruby, brzydki. A jak to bywa w takich
czasach, liczyłem, że jeśli zacznę mniej jeść, to będę piękny. Bo chciałem taki
być, dla niego. Nie myślałem wówczas o sobie, tylko o nim. Sądziłem, że jeśli
schudnę, to będę pewny siebie, a wtedy będę mógł pokazać swoje ciało bez
żadnego wstydu i móc uprawiać z nim seks. Myślałem, że stanę się naprawdę
atrakcyjny, że on nie będzie musiał się mnie wstydzić.
To wszystko
jednak, jeszcze bardziej mnie dobiło, bo obsesyjnie robiłem wszystko, by nic
nie jeść. Nie miałem energii, zachowywałem się jak półżywy, a jeszcze inne
życiowe sytuacje dobiły mnie do tego stopnia, że kompletnie przestałem
postrzegać siebie jako osobę, która mogłaby się w ogóle komukolwiek podobać.
Nie pamiętam już dokładnie, kto z kim zerwał. Po prostu się rozeszliśmy i
zostałem sam z wielką pustką, że jestem tak okropny, że nawet mój chłopak mnie
zostawił. Wszystko jeszcze bardziej zaczęło mnie przytłaczać, wciąż miałem
obsesję na punkcie swojej wagi. W trzeciej gimnazjum zaczęliśmy się z Natsuo
spotykać. Było całkiem dobrze, on był dość zabawny, ale znowu, miał silny
charakter, któremu ja nie byłem w stanie sprostać. Był typowym sportowcem.
Przychodziłem na jego treningi, siadałem na trybunach i rozwiązywałem jego oraz
swoją pracę domową. Pamiętam, jak raz po takim treningu zostaliśmy całkiem
sami. Wszyscy jego koledzy już dawno wyszli, on musiał przebiec dodatkowe kółka
na stadionie, bo zdenerwował czymś trenera. Oczywiście, że na niego czekałem.
Wiedząc jednak, że nikogo już tam nie będzie, zaszedłem do szatni. Ostrożnie
zajrzałem do środka, wymawiając jego imię. Natsuo stał owinięty samym
ręcznikiem wokół bioder, pochylał się nad swoją torbą, pewnie szukał w niej
bielizny na zmianę.
To jak wtedy na
mnie spojrzał, to jakie gorąco wtedy poczułem, długo przeżywałem. Miał ładne
ciało, nie był przesadnie umięśniony. Był zgrabny, piękny. Moje policzki
momentalnie okryły się rumieńcem, a on wciągnął mnie do środka, zamykając
drzwi. Serce łomotało mi jak szalone, jakby maleńki ptaszek niespodziewanie
zamknięty w klatce, chcący się uwolnić. Patrzyłem bez słowa na swojego
chłopaka, wstrzymując oddech, a on mnie pocałował. Delikatnie, tak jak
gimnazjalista mógł to robić. W ogóle się nie umiałem całować, nawet nie oddałem
pieszczoty.
Natsuo spytał
czy chcę na niego popatrzeć, jak się przebiera. Powiedziałem gwałtownie, że
nie, że poczekam na zewnątrz. To pewne, że zaczął się przy mnie przebierać, a
ja nie mogłem oderwać wzroku. Z fascynacją patrzyłem na ciało chłopaka, który
był piękny, cudowny, przystojny. Ja już wtedy wyglądałem jak patyk i przez
długi czas utrzymywałem taki wygląd. Mało tego, chciałem być jeszcze
szczuplejszy, bo wydawało mi się, że coś mi gdzieś wciąż wystaje, że mam
tłuszcz na brzuchu, że pośladki są za duże i niedługo przestanę się mieścić w
spodnie, które ze mnie dosłownie spadały.
Wciąż
pamiętałem, jak Natsuo tak przy mnie się przebierał, jednak w żaden sposób mnie
to nie podnieciło. Powiedziałbym, że to była ekscytacja oraz fascynacja, ale
nie poczułem tego seksualnego podniecenia. Nie byłem w stanie się w ogóle
podniecić, chociaż mężczyźni mnie pociągali i kiedy widziałem jakiegoś naprawdę
seksownego, to robiło mi się gorąco. Ale prostu nie mogłem wprowadzić się w ten
stan, w którym zwyczajnie chcę się z kimś pieprzyć. Jakbym miał jakąś blokadę,
której nie dało się nijak ominąć.
W pewnym sensie,
związek z Natsuo wyszedł mi na dobre, bo przez chwilę nawet poczułem się dobrze
sam ze sobą. Przez chwilę. Zacząłem nieco więcej jeść tak, że ciało wyglądało
na pewniejsze, a policzki zrobiły się bardziej rumiane niż trupioblade. Ale nie
trwało to długo, bo Natsuo zaczął na mnie naciskać. Twierdził, że jesteśmy
razem już wystarczająco długo, by uprawiać seks, że ile ma jeszcze na mnie
czekać. I to mnie przerażało. Panikowałem w chwilach, gdy on zaczynał mnie
dotykać. Chciałem uciec. Znowu poczułem się nieatrakcyjny, ponownie zapragnąłem
schudnąć. Czułem się kompletnie zawiedziony oraz załamany, bo już myślałem, że znalazłem
kogoś, z kim po prostu mogę leżeć w łóżku, do kogo mogę zasnąć przytulony i nie
czuć się z tym źle. Zaczęły się próby przymuszenia mnie do współżycia,
molestowanie, szantaże emocjonalne i nie tylko. Wszystko się popsuło, bo Natsuo
patrzył na swoich kolegów, którzy już się pieprzyli z dziewczynami swoimi i nie
tylko. On również to robił, wiedziałem, że regularnie sypiał z jakimiś
dziewczynami, jednak wtedy, to było dla mnie w porządku. Chociaż czułem się z
tym źle, wręcz płakałem, ale wiedziałem, że gdzieś musi dać upust seksualnej
frustracji. Aż w końcu zaczął na mnie naciskać. No i się rozstaliśmy.
Później poznałem
Yuu, który wywrócił moje życie do góry nogami. Przy nim zawsze czułem się tak
odprężony, mogłem być po prostu sobą. Zacząłem akceptować swoje ciało do tego
stopnia, że zacząłem regularnie jeść posiłki, a jak już byliśmy parą, która
dnia bez siebie przetrwać nie mogła, to zwyczajnie jadłem wraz z nim, to samo
co on. Przy Yuu zacząłem na nowo żyć, jakby naprawił te wszystkie szkody, które
wyrządzili inni, niewłaściwi ludzie. Zakochałem się na zabój i wcale tego nie
żałowałem.
− Daj spokój –
westchnąłem. – To było dawno.
− Dawno czy nie,
to facet, z którym nie masz zbyt dobrych wspomnień, no nie?
− Shiro, proszę
cię, daj spokój – powtórzyłem.
− No co? Okazuję
troskę.
− Zawsze mi ją
okazujesz – ponownie pocałowałem go w policzek. – Jesteś mój jedyny, troskliwy
miś.
Położył mi jedną
dłoń na policzku, a następnie pocałował mnie czule prosto w usta. Ach, no.
Miłość Yuu po prostu przywróciła mi wiarę w siebie.
Pod wieczór, gdy
szliśmy już z dziećmi do pokoju, natknęliśmy się na Natsuo. Wyglądało to tak,
jakby przez cały dzień koczował w hotelowym holu, byle tylko mógł ponownie z
nami porozmawiać. Yuu zmierzył go spojrzeniem, jednak wciąż starał się być
miłym. Natsuo dopadł do nas rozradowany, mało nie taranując naszych dzieci.
Gratulacje, tylko rozzłościł tym mojego męża, który, chociaż to na mnie
narzekał, że niby nadopiekuńczy jestem, to był w stanie chronić nasze dzieci,
walczyć za nie i poświęcić się jeszcze jak pieprzony kamikaze.
Popatrzyłem się
uważnie na Natsuo, próbując przywołać w myślach jego wspomnienie sprzed ponad
dziesięciu lat. Nawet nie zauważyłem, kiedy cały ten czas upłynął. Natsuo z
moich wspomnień wydawał mi się być nieco wyższy, ten tutaj był niższy, ale
milion raz mocniej umięśniony. Cieszyłem się, że mój Yuu nie wyglądał, jakby
wyszedł prosto z zawodów kulturystów. Pomyślałem jednak o tym, jakby to było,
gdyby ci dwaj się pobili. Z jednej strony, Natsuo było więcej, jednak wiedziałem,
jak Shiro potrafił działać, umiejąc wykorzystać masę przeciwnika. Nawet nie
wiem, dlaczego tak o tym pomyślałem. Może z czystej profilaktyki, moja
podświadomość próbowała przygotować mnie na ewentualną bójkę mojego byłego oraz
obecnego faceta?
− Uważaj trochę
– fuknął Yuu, biorąc na ręce Hiro, który prawie dostał z łokcia od Natsu.
Mężczyzna w ogóle nie zauważył małego chłopca.
− Nie zauważyłem
go – odparł Natsuo na swoje usprawiedliwienie. Spojrzał uważnie na naszego
synka, a następnie popatrzył na córeczki. – Macie aż trójkę dzieci?
− Nie zauważyłeś
przy śniadaniu? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
− No nie bardzo.
Swoją drogą, Takanori, mam pytanie. Nie chciałbyś się dzisiaj ze mną napić
wieczorem?
− Nie – Yuu
odpowiedział za mnie. Ja myślałem, on mówił. Małżeńska telepatia, co poradzić.
Natsu spojrzał
na Yuu, jednak to ode mnie oczekiwał odpowiedzi. No cóż…
− Napić się? Nie
bardzo, przykro mi. Musimy zająć się dziećmi.
− Znaczy, wiesz…
nie musisz pić. Chodzi mi bardziej… Żebyśmy mogli normalnie porozmawiać. W
każdym razie, jakbyś się namyślił, to i tak będę przy barze przez resztę
wieczoru.
− Uhm, w
porządku. Ale naprawdę, musimy już iść położyć dzieci spać.
− Ach! No jasne,
jasne. To do zobaczenia później.
Natsuo odszedł
do restauracyjnego baru, a Shiro mało nie zaczął rzucać w niego piorunami z
oczu.
− Przepraszam
bardzo, ale której część z nie bardzo,
on nie rozumie? – rzucił zły Yuu, gdy wjeżdżaliśmy już windą na nasze piętro.
Dzieci spały nam na rękach, musieliśmy je położyć do łóżeczek.
− Zawsze taki
był – westchnąłem. – Ale co poradzić, ma gwiazdorski charakter.
− Ta koszuleczka
i spodnie z dzianinki. Wygląda jak reżyser filmów porno.
− Też to
zauważyłeś?! Może naprawdę kręci filmy porno.
− Cholerna diva.
Ale wiesz, jeśli chcesz, to idź się z nim spotkaj. W końcu, mimo wszystko, to
jakiś twój dawny znajomy. I widać po nim, że aż umiera, byle tylko z tobą
pogadać.
− Sam już nie wiem.
Może i bym chciał z nim trochę porozmawiać, ale Natsuo jest częścią
przeszłości, której obaj próbujemy się pozbyć, nie mam racji?
− Masz, jednak
wciąż jesteśmy ludźmi. Nie musisz pić, możecie po prostu pogadać chwilę jak
starzy kumple i tyle. On sobie też ulży, bo wygląda, jakby rozmowa z tobą
wyglądała na sprawę życia lub śmierci.
− Mówisz?
− Tak. Czasami
trzeba wrócić na stare śmieci, przypomnieć sobie wszystko i uświadomić, że jednak
coś tam w życiu się przeżyło, a później zostawić wszystko ponownie.
− Ale będziesz
zazdrosny.
− Obiecuję, że
nie aż tak, by zniszczyć nam resztę wyjazdu. Będę wzorowo się zachowywał.
Słowo!
− Skoro tak
nalegasz.
Położyliśmy
krewetki do łóżek, a następnie przebrałem się w koszulę, która bardziej
pasowała do spędzania wieczoru w barze. Yuu powiedział, że wyglądam, jakbym
szedł na randkę. Roześmiałem się tylko, ujmując jego twarz w dłonie oraz
całując go w usta. Objął mnie w pasie, mocno do siebie przyciskając. Czując
ciepło jego ciała oraz zapach, kompletnie odechciało mi się gdziekolwiek iść.
Ale coś w środku mi mówiło, że lepiej by było, gdybym spotkał się z Natsuo. Nie
jak z byłym chłopakiem, tylko w taki sposób, jak mówił Yuu.
Zanim wyszedłem,
mąż zrobił mi jeszcze malinkę na szyi. Stwierdził, że to tak profilaktycznie.
Aż mi się śmiać chciało, gdy to powiedział. Czyli na spotkanie ze swoim byłym
wyszedłem z pokaźną malinką od swojego męża.
Natsuo siedział
przy barze, tak samo jak rano. Jedyna różnica była w tym, że zamiast kawy
popijał piwo z półlitrowego kufla. Usiadłem obok niego, nic nie mówiąc.
− Poproszę
martini bianco – powiedziałem do barmana, który od razu podszedł do mnie z
uśmiechem na ustach. Wówczas Natsuo spojrzał na mnie, a ja podparłem się ręką
na kontuarze, posyłając mu blady uśmiech.
− Przyszedłeś –
powiedział z małym niedowierzaniem. – Trochę na ciebie poczekałem.
− No wiesz, jak
to bywa z dziećmi. Poza tym, chyba nie sądziłeś, że ot tak do ciebie
przybiegnę?
− Nie sądziłem,
że Shiroyama by cię gdziekolwiek wypuścił – oznajmił. Zaśmiałem się, zerkając
na kelnera, który sprawnie wlał wszelkie potrzebne składniki do shakera z
lodem, a następnie zaczął nim potrząsać. – Właśnie, jak ty się teraz w ogóle
nazywasz?
− Wciąż mam
swoje nazwisko – odparłem. Kelner po krótkiej chwili podał mi kieliszek z
martini, podziękowałem z uśmiechem.
− Matsumoto –
mruknął w zadumie. – Shiroyama i Matsumoto. A wasze dzieci?
− Wywiad robisz?
– parsknąłem.
− Ach, nie. Z
ciekawości pytam. Tyle czasu cię nie widziałem, tak wiele się zmieniło. Ty się
zmieniłeś.
− Tak sądzisz?
− Masz zupełnie
inny charakter, naprawdę. Kiedyś nie byłeś taki… no…
− Otwarty?
Uśmiechnięty? Pogodny? Pewny siebie?
− Właśnie.
Upiłem łyk
martini. Poczułem w ustach mocny smak winogron, który tłumił resztę gamy
smakowej. Alkohol nieprzyjemnie rozlał się w moim gardle i wpłynął do żołądka.
Jakby wypalał mi wnętrzności. Tak nie powinno smakować martini bianco.
− Ludzie się zmieniają.
Ty też się nieco zmieniłeś, przynajmniej z wyglądu.
− Wyglądam staro
– zaśmiał się. – Ale ty z wyglądu prawie w ogóle się nie zmieniłeś. Jak patrzę
na twoją twarz, to czuję się, jakbym wciąż widział tego samego Takę z
gimnazjum. Z tym, że pewniejszego siebie.
− Miło mi to
słyszeć. Natsuo, a czym się teraz zajmujesz?
Kanegawa
spojrzał na mnie, jakby rozbawiony. Roześmiał się, kręcąc głową. Powiedziałem
coś nie tak?
− Oglądasz
czasem telewizję? – spytał ze śmiechem.
− No tak.
Czasami.
− Ale kanałów sportowych
pewnie nie oglądasz, jak cię znam.
− Nie oglądam,
faktycznie.
− Gram w
reprezentacji na obronie – oznajmił dumnie. – Teraz jest przerwa w sezonie,
dlatego przyjechałem na wakacje nieco odpocząć.
− Ach!
Gratulacje! Zawsze chciałeś grać profesjonalnie.
Zrobiło mi się
ciepło w środku, gdy powiedział, że gra. Naprawdę. Pamiętałem, jak mówił, że
chciałby być zawodowym piłkarzem. To było jego marzenie i w końcu udało mu się
je spełnić. Aż poczułem coś na wzór szczęścia, że komuś coś się w życiu udało. W
takich chwilach po prostu było mi lepiej, bo miałem wrażenie, że świat jednak
nie jest aż tak przykrym miejscem, by robić to, co się kocha.
− Dziękuję. A
ty, czym się zajmujesz?
− Jestem
lekarzem – odpowiedziałem, mieszając nieco w kieliszku.
− Wow – mruknął.
Wziął łyk piwa. – To nieźle. A masz jakąś specjalizację czy po prostu
przyjmujesz w przychodni?
− Zajmuję się
chirurgią dziecięcą.
− Że niby czym?
– zrobił wielkie oczy.
− Operuję dzieci
– zaśmiałem się.
− O rany –
spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Dajesz radę? Sama chirurgia jest pewnie
czymś ciężkim, a tutaj jeszcze musisz zajmować się dziećmi.
− To strasznie
stresująca praca. Szczególnie zimą, kiedy jest sezon na narty i inne sporty.
Kontuzja za kontuzją, ale zdarzają się gorsze rzeczy. Na przykład wypadki
samochodowe. Jak kogoś przywożą ze złamaniem otwartym i widać całą kość. Krew
się leje na wszystkie strony, bo pękła jakaś żyła. Wiesz, jak ta krew wtedy
tryska? Jak fontanna. To taka czerwona sikawka.
− To brzmi jak
horror, nie jak praca lekarza – stwierdził. – I ty się czymś takim zajmujesz?
Dajesz w ogóle radę? Przecież… to przecież wpływa na psychikę. Okropne.
− To nie jest
takie złe. Wiesz co jest naprawdę okropne? Jak ktoś umiera, a najgorsze w tym
wszystkim jest to, że umiera dziecko, które miało przed sobą całe życie. I sam
już wtedy nie wiem czy to był mój błąd, czy z góry po prostu już nic nie dało
się zrobić.
− Miałeś kiedyś
taki przypadek?
− Tak –
powiedział, zaciskając wargi. Coś złapało mnie za serce na wspomnienie, gdy
pierwszy raz na moim stole operacyjnym zmarło dziecko. To był nagły wypadek,
silne krwawienie, którego nie dało się zatamować.
To był jeden z
najgorszych dni mojego życia. Pielęgniarki i pielęgniarze krzątali się po sali
niczym mrówki. Lekarz wspomagający stwierdził zgon, a ja tak stałem nad stołem
z małą dziewczynką. Miałem zakrwawione dłonie, ubranie. Myślałem, że już
kompletnie cały ociekam krwią. Dziewczynka zmarła, a ja miałem wrażenie, że to
tylko jakiś okropny sen. Że obudzę się za chwilę z przyspieszonym tętnem, ale
będę wiedział, że nic takiego się nie wydarzyło. Za cholerę.
Nie mogłem się
pozbierać. Bez słowa wyszedłem do pomieszczenia obok. Zdjąłem zakrwawiony
mundur, który wrzuciłem do kosza na śmieci. Maseczkę chirurgiczną, na włosy,
rękawiczki. Wszystko wyrzuciłem. Umyłem dokładnie całą twarz i ręce aż po
łokcie. Gdybym tylko mógł, to pewnie cały bym się umył. Wysuszyłem twarz
ręcznikiem papierowym, popatrzyłem w lustro. Musiałem się uspokoić.
Porozmawiałem z
pielęgniarką. Powiedziała, że ciało już obmyte oraz przykryte. Wyszedłem do
rodziców, którzy siedzieli na korytarzu. Matka opierała się o bok męża, ten
obejmował ją ramieniem. Oboje byli poobijani, mężczyzna miał zabandażowaną
głowę, jednak nic mu nie dolegało. Widząc mnie, od razu zerwali się na równe
nogi. Dopadli do mnie, nim ja do nich doszedłem. Zaczęli gwałtownie wypytywać o
swoje dziecko. Powiedziałem tylko, że mi przykro. Wówczas nastała czarna
rozpacz, oboje zaczęli płakać. Co dziwne, nie czułem wtedy nic, zupełnie.
Miałem wrażenie, że oglądam po prostu jakiś niemiły film, jednak nie mogłem go
przełączyć. Nie czułem się w ogóle sobą. Nawet wtedy, gdy ojciec zaczął na mnie
wrzeszczeć, mało nie łapiąc mnie za kilt. Był zrozpaczony, wściekły i musiał na
kimś wyładować emocje. Uważał, że to moja wina, że to przeze mną ich córka
zmarła. Krzyczał na mnie, aż pielęgniarka wyszła na zewnątrz, by upewnić się,
że nie dostanę po twarzy. Zaproponowała im coś na uspokojenie oraz rozmowę z
psychologiem. Ale nie chcieli nic, chcieli tylko swojej córki. Mówiąc szczerze,
ja bym się zachowywał dokładnie tak samo jak oni.
Gdy wróciłem,
było już dawno po drugiej w nocy. Nie mogłem się w ogóle zebrać na to, by
dotrzeć do domu. Przez długi czas siedziałem na szpitalnych schodach
ewakuacyjnych i nie robiłem nic. Wszystko mnie bolało, nie byłem w stanie nawet
myśleć o czymkolwiek. Ale musiałem wrócić. Nie dawałem żadnego znaku życia,
było już późno. Yuu pewnie odchodził od zmysłów. Czekał na mnie w salonie.
Siedział na kanapie, a gdy tylko wszedłem do środka, poderwał się na równe
nogi. Był zły, a jednocześnie ulżyło mu, że wróciłem do domu. Nie obyło się
jednak bez ostrego tonu, kiedy pytał, dlaczego tak późno wróciłem. A ja? A ja
jak takie małe dziecko, dopadłem do niego z płaczem, przytulając się.
Szlochałem, że mi przykro, że nie mogłem nic zrobić. Wówczas złagodniał, był
zaniepokojony. Powiedziałem mu, jak doszło do całej tej sytuacji, że zmarło
małe dziecko. Wówczas objął mnie mocno, kołysząc mną delikatnie. Nie czułem się
w ogóle lepiej w ramionach ukochanej osoby. Yuu mówił, że to nie moja wina, że
w końcu to się zdarza.
Jesteś l e k a r
z e m, powinieneś to w i e d z i e ć.
Być na to g o t
o w y m.
Na śmierć nigdy
nie jest się gotowym.
− To pewnie było
okropne – stwierdził.
− Uhm, wybacz,
że mówię ci o takich rzeczach.
− Nie, w
porządku. Ale wracając do tematu dzieci, zatrudniliście jakąś surogatkę czy
kogoś?
− Nie –
pokręciłem głową. – Są adoptowane. Cała trójka jest biologicznym rodzeństwem,
ich rodzice zginęli w wypadku. Nie było żadnej bliższej rodziny, która mogłaby
się nimi zająć, w zasadzie nie było nawet nikogo, by pochować ich rodziców.
− Same straszne
rzeczy opowiadasz – zaśmiał się Natsu. – Ale tak już bywa, no nie?
− Niestety. A ty
masz kogoś teraz? – spytałem jakby od niechcenia. Ale szczerze, to ciekawiło
mnie czy mój były facet jest z kimś w związku.
− Mam chłopaka.
− Och, no
proszę.
− Jest młodszy
pięć lat, jeszcze studiuje. On pojechał ze swoimi znajomymi w góry, a ja
przyjechałem tutaj sam.
− To pewnie
czujesz się samotny.
Roześmiał się,
serdecznie, sam uśmiechnąłem się do niego miło.
− Ach, to
zabrzmiało bardzo źle w twoich ustach, biorąc pod uwagę fakt, że masz męża i
dzieci.
− Nie mam
pojęcia o czym sobie pomyślałeś, ale głodnemu chleb na myśli.
−
Niedopowiedzenia.
−
Nieporozumienia.
Kanegawa zaśmiał
się ponownie. Podparł wygodnie głowę na dłoni, a następnie spojrzał na mnie
nieco rozmarzonym wzrokiem. Uśmiechnąłem się do siebie, po czym wziąłem
następny łyk tego niedobrego martini.
− Nawet nie
wiesz, jak bardzo jestem zły, że masz kogoś – stwierdził. – To takie
frustrujące, bo z wielką chęcią zaprosiłbym cię do swojego pokoju. Nigdy więcej
nie pozwoliłbym, byśmy się rozstali.
Spojrzałem na
niego i nie byłem do końca pewny czy sobie właśnie pogrywał, czy mówił
poważnie. W każdym razie, zrobiło mi się niedobrze od tego wyznania.
− A co by
powiedział na to twój chłopak?
− To dzieciak –
prychnął. Wziął kilka łyków piwa, dopijając je tym samym do końca. – Nie zrobiłoby
mu różnicy czy bylibyśmy razem, czy nie. Tak samo pewnie nic by nie zrobił
sobie z tego, gdybym się teraz z tobą przespał. Jakbyśmy się rozstali, to
pewnie szybko znalazłby sobie kogoś innego.
− Jednak nic się
nie zmieniłeś – westchnąłem, kręcąc głową.
− Co masz na
myśli?
− Wciąż
traktujesz innych z góry, jakby byli przedmiotami. Mnie również tak teraz
potraktowałeś.
− Niby dlaczego
potraktowałem cię przedmiotowo? – zdziwił się.
− Pomyślałeś
chociaż, że wcale nie chcę słuchać o tym, że byś mnie posunął, tak jak chciałeś
w gimnazjum? Wziąłeś pod uwagę to, że ja bym nie chciał tego robić z tobą oraz
fakt, że mam kogoś, kogo bardzo kocham? Nawet jeśli, hipotetycznie, coś miałoby
się zdarzyć, to byśmy i tak nie byli razem. Więc ściślej mówiąc, wyruchałbyś
mnie, a następnie zostawił. Czy takie wytłumaczenie to za mało, żeby ci
uświadomić, że powiedziałeś właśnie o mnie, jakbym był przedmiotem
jednorazowego użytku?
− Zawsze byłeś
mądry – wydukał.
− I za dobry dla
ciebie. Nie chcę słuchać o takich rzeczach, przyszedłem z tobą zwyczajnie
porozmawiać. Poza tym, jakby był tu Yuu, to już dawno leżałbyś nieprzytomny na
podłodze.
− Ach, to
dobrze, że go tu nie ma – zaśmiał się nerwowo, próbując ukryć fakt, że
wpędziłem go w zażenowanie. – Ale widać, że on za tobą szaleje. Gratuluję, w
końcu znalazł się ktoś, dla kogo jesteś całym światem.
− Chciałbym,
żebyś ty też kogoś takiego znalazł – odparłem. – Kogoś, kto będzie dla ciebie,
a ty będziesz dla tej osoby. Jest mi przykro, że wciąż zachowujesz się tak
nieprzyjemnie, że nawet twój chłopak nie chciał przyjechać z tobą na wakacje.
Niby z kimś jesteś, ale i tak zostałeś sam.
Natsuo spojrzał
na mnie, marszcząc mocno brwi. Zdaje się, że w ogóle nie spodziewał się, że
kiedykolwiek ktoś powie mu coś takiego. Milczeliśmy przez kilka dłuższych
minut. On patrzył przed siebie, ja na niego. Oplatał dłońmi pusty kufel po piwie,
ja mieszałem wykałaczką w martini.
− Wiesz, Natsu,
całkiem możliwe, że kiedyś byłem w tobie zakochany – powiedziałem w końcu. –
Sam już nie wiem do końca, co wtedy naprawdę do ciebie czułem, to było tyle lat
temu. Może mi się wydawało, że jestem zakochany, w końcu byłem gówniarzem i
myślałem, że tak to musi wyglądać. Lubiłem wyobrażenie ciebie, ale nie ciebie
samego. Popełniłem błąd i nie powinienem był nawet pozwolić ci się do siebie
zbliżyć.
− Żałujesz tego?
− W sumie nie,
bo teraz byśmy ze sobą nie rozmawiali. A cieszę się, że po tych wszystkich
latach mogę z tobą pomówić i powiedzieć ci, co mi zrobiłeś.
− Przepraszam –
powiedział, patrząc prosto w moje oczy. – Wiem, że wtedy zachowałem się
naprawdę źle.
− Teraz już w
porządku.
I tak, resztę
wieczoru przegadaliśmy jak starzy znajomi, którzy nie widzieli się kilka lat. I
faktycznie tak było. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się, dopóki nie minęła północ.
Mniej więcej wtedy powiedziałem Natsuo, że muszę już wracać do pokoju. Zaśmiał
się, mówiąc, że rozumie, w końcu mój mąż na mnie czekał. Zapłaciłem za to
jedno, nieszczęsne martini, które piłem cały wieczór, a następnie pożegnałem
się ze swoim byłym. Wróciłem do pokoju.
Yuu leżał na
kanapie w salonie i oglądał telewizję. Spojrzałem na niego zaskoczony, że jeszcze
nie spał. Zdjąłem buty, portfel oraz kartę od pokoju położyłem na stoliku.
− Nie śpisz?
− Nie, jakoś nie
mogłem – podniósł się do siadu, usiadłem mu okrakiem na biodrach. – I jak było?
− Lżej mi –
stwierdziłem.
− No widzisz.
Faktycznie,
czułem się jakiś taki lżejszy. Jakbym pozbył się zbędnego balastu. Widocznie
musiałem porozmawiać z Natsuo, roztrząsnąć kilka spraw, a później zwyczajnie
wrócić do swojej rzeczywistości.
− Miałeś rację.
I mogłem nie brać nic do picia. Wiesz, jakie niedobre martini mi zrobili? Ty
robisz milion razy lepsze – oparłem swoje czoło o jego, objął mnie w pasie.
− Jak wrócimy do
domu, to zrobię ci pyszne, słodkie martini – pogładził mnie po plecach. – A
piłeś coś jeszcze?
− Nie, tylko to
obrzydlistwo. Sam zobacz.
Pocałowałem Yuu
głęboko, wsuwając mu język do buzi. Shiro od razu oddał pieszczotę, wplątując
dłoń w moje włosy. Przez kilka chwil wymienialiśmy się wilgotnymi pocałunkami.
− Czuję zielone
winogrona – stwierdził, przerywając pocałunek.
− No właśnie. To
było ostre, winogronowe martini.
− No nie, jak
oni mogli ci zrobić takie niedobre martini – westchnął. – I to w takim hotelu.
− Czuję się
oszukany – położyłem się na nim, kładąc mu głowę na ramieniu. – Mhm, misiu…
− Tak, kotku?
Wpadłem na
cudowny pomysł. Zsunąłem się z Yuu, a następnie usiadłem przed nim. Dotknąłem
jego kolan, przesunąłem dłońmi aż do jego ud, muskając palcami ich wewnętrzną
stronę. Shiro jedynie zaśmiał się, głaszcząc mnie po włosach. Rozsunąłem
szerzej jego nogi i z niemałą lubieżnością w oczach, spojrzałem mu prosto w
twarz. Shiroyama patrzył na mnie, oczekując jakiegoś ruchu. Wiedziałem na sto
procent, że był zazdrosny o mojego byłego chłopaka. Niby to ukrywał, ale znałam
Shiro zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że z chęcią urządziłby jakąś awanturę. A ja
nie chciałem, by musiał się denerwować. Przesunąłem nosem po jego kroczu, a
następnie pocałowałem je. Sunąłem po nim wargami, zerkając co chwilę na swojego
partnera, aż w końcu zacząłem sunąć po nim językiem. Z gardła Shiroyamy wydobył
się gardłowy pomruk, który dał mi zapewnienie, że robię dobrze. Odnalazłem
czubek jego prącia i zacząłem koliście sunąć po nim językiem. Przycisnąłem je lekko,
aż Yuu ponownie zamruczał, co mnie jeszcze bardziej nakręcało na wszelkie
erotyczne czyny. Rozpiąłem zębami rozporek jego spodni, do rozpięcia guzika
wspomogłem się rękoma. Shiro powoli robił się twardy, jego penis już odznaczał
się na pod spodniami i bielizną. Zacząłem sunąć dłońmi po wewnętrznych stronach
jego ud, od kolan aż po krocze, które uciskałem delikatnie. Mozolnie przyspieszałem,
aż zauważyłem, że Yuu przygryzł dolną wargę i rozsunął szerzej nogi. Lubił, gdy
masowało mu się uda.
Wysunąłem
twardniejącego członka mojego partnera z bokserek wraz z jądrami. Nie czekając
już na nic, wziąłem go całego w usta. Poruszałem rytmicznie głową w górę i w
dół, jednocześnie ssąc jego przyrodzenie. Znów wydał z siebie pomruk, dotykając
mojego policzka, a ja czułem, jak jego kutas twardniał i rósł w moich
ustach, co dawało mi potworną
satysfakcję ze swoich działań. Ująłem w jedną dłoń jądra, delikatnie masując
je, a drugą ręką przytrzymałem go przy trzonie, by ułatwić sobie nieco zadanie,
chociaż jego penis już stał naprężony niczym strażnik na warcie. Oplotłem
wargami wilgotną główkę przyrodzenia, musnąłem ją parokrotnie koniuszkiem
języka, co zaowocowało namiętnym drżeniem przyjemności ze strony Shiro.
Zadowolony z siebie, zacząłem ssać samą żołądź, zsuwając dłoń do nasady penisa.
Musnąłem parokrotnie językiem wędzidełko, mój mąż aż zajęczał przyjemnie nade
mną. Był już maksymalnie duży, dlatego mogłem podziwiać silnie ukrwione oraz
duże przyrodzenie.
W końcu
przestałem się w jakikolwiek sposób bawić i ponownie wziąłem go do buzi,
poruszając energicznie całą głową. Zaciskałem wargi, ssąc i mrucząc z
zadowolenia. Szczerze? Nic nie dawało mi tak silnej satysfakcji oraz nic tak
nie umacniało mojej pewności siebie, jak robienie Yuu dobrze. Nie miałem
pojęcia, w jaki sposób odczuwały to inne pary, ale uwielbiałem zajmować się w
taki sposób swoim mężczyzną. Kochałem mieć go w buzi, móc słyszeć jego jęki,
dawać mu przyjemność. Najbardziej lubiłem, kiedy już był przed samym
wytryskiem, jak jego penis unosił się jeszcze w górę, a jądra napinały się,
podchodząc pod sam członek. Później nadchodził orgazm, smak spermy w ustach. To
było cudowne umacnianie wzajemnej więzi. Było mi tak błogo, jakby to mi ktoś
zrobił loda. Shiro już nie wytrzymywał, czułem jego preejakulat.
W końcu doszedł
z gardłowym jękiem, odchylając głowę do tyłu. Zamruczałem przyjemnie, ssąc jego
żołądź i połykając spermę. I nawet kiedy już skończył tryskać, kiedy opadł
swobodnie na kanapę, dysząc po cudownym orgazmie, ja dalej poruszałem głową.
Shiro spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek, jego przyrodzenie było teraz
wyjątkowo delikatne oraz podatne na bodźce. Szczęście, że Yuu nigdy nie tracił
szybko erekcji, więc starałem się ją teraz utrzymać, dalej pobudzając jego
genitalia.
− Ach… Taka…
Naraz wstałem.
Zsunąłem z siebie spodnie wraz z bielizną, po czym usiadłem mu na udach,
całując go w usta. Yuu nie czekał długo, nakierował swoje wilgotne prące na
moje wejście, a ja uniosłem biodra, po czym opadłem w dół, przyjmując go w
siebie. Trwaliśmy tak kilka sekund, patrząc na siebie. Yuu rozpiął powoli moją
koszulę, po czym z przyjemnością dotknął mojej nagiej skóry. Poczułem, jak
przechodzi mnie cudowny dreszcz, gdy tak sunął chłodną ręką po mym rozgrzanym z
podniecenia ciele. Sutki stały mi na baczność z podniecenia, tak samo mój
penis.
− Wiesz co,
kotku – szepnął mi do ucha – jesteś chyba najbardziej niewyżytym seksualnie
chłopcem, jakiego znam.
− Bo cię kocham
– odparłem, zaczynając poruszać biodrami. Jęknąłem chyba nieco zbyt głośno.
Penis Shiro otarł się idealnie o ściankę mojej prostaty. Ponowiłem ten ruch
kilkakrotnie, zaciskając silnie wargi, by nie jęczeć głośno. Shiro w tym czasie
trzymał moje przyrodzenie, masując lekko wrażliwą główkę oraz bawił się nieco
moimi jądrami. Westchnąłem, na znak tego, jak dobrze mi było.
− Ja ciebie też
– zamruczał. Polizał płatek mojego ucha, po czym pociągnął go nieco zębami.
Przeszedł mnie niesamowity dreszcz, myślałem, że za chwilę stracę jakiekolwiek
zmysły.
Poruszałem się w
nienaturalnie szybkim rytmie. Shiro patrzył na mnie, przygryzając wargi, a ja
oplotłem go ramionami za szyję, tak jak zawsze lubiłem to robić. Obaj
postękiwaliśmy, jednak staraliśmy się nie być zbyt głośno. Byłoby naprawdę źle,
gdyby teraz obudziło się któreś z naszych dzieci i weszło do salonu. Zobaczenie
swoich rodziców w takiej sytuacji zawsze jest okropną traumą. Ale co my
mogliśmy poradzić na to, że rozpalało nas seksualne pożądanie. Sunąłem biodrami
w górę i w dół, nie będąc już pewnym czy na pewno panuję jeszcze nad swoim
ciałem, czy już straciłem jakąkolwiek kontrolę i teraz po prostu robię to
wszystko, co nakazuje mi żądza zaspokojenia. Szybciej, mocniej, ocierając ją
przyjemnie o prostatę, jednak nie celując prosto w nią. Nie, jeszcze nie teraz.
Niespodziewanie Shiro pchnął mnie do tyłu, przestraszyłem się, że upadnę na
podłogę, dlatego zacieśniłem uścisk na swoim mężczyźnie. Zaśmiał się jedynie,
podtrzymując mnie pod lędźwiami oraz pośladkami.
− Trzymam cię,
kochanie – zamruczał, wstając.
− Nie puszczaj –
wymamrotałem, wtulając się w niego mocno. Zaplotłem nogi wokół jego pasa, a Yuu
niezgrabnie przeszedł do naszego pokoju. Musiał uważać, żeby spodnie się z
niego nie zsunęły i nie stanąć sobie na nogawce. Wszedł do środka, na oślep
zamykając drzwi. Nie byłem pewny, jak dotarł do łóżka, ale już po chwili
znaleźliśmy się na nim oboje, całując się namiętnie i rozbierając się z resztek
ubrań.
Zaczęliśmy się
dalej kochać, w nieco wygodniejszym miejscu. Yuu położył się na plecach, a ja
ponownie go dosiadłem. Nie widziałem go w ciemnościach, jednak słyszałem jego
ciężki oddech oraz jęki pode mną. Chciało mi się krzyczeć. Dotykał moich
pośladków, moich genitaliów. Sunął dłońmi po moim brzuchu, podszczypywał sutki.
A ja dalej poruszałem na nim biodrami, jakbym brał udział w jakimś wyścigu
konnym. Opierałem się rękoma na piersi swojego ukochanego, nabijałem się coraz
mocniej na jego naprężony penis. Zmieniłem delikatnie kąt, aż w końcu poczułem,
jak jego prącie trafia mnie w to właściwe miejsce. Prosto w ściankę prostaty.
Pisnąłem, powstrzymując tym samym okrzyk rozkoszy.
− Taka? –
zamruczał, głaszcząc mnie po policzku. W ciemnościach nie był pewny czy może
zrobiłem sobie krzywdę, czy jednak każdy tego typu odgłos był spowodowany
silnym nagromadzeniem namiętnych bodźców.
− Twój kutas…
mhmm…
Zaśmiał się,
samemu zaczynając poruszać biodrami. Wydawało mi się, że umarłem i jestem w
drodze do raju, którym był nieziemski orgazm. I niewiele się pomyliłem. Kilka
pchnięć dalej nie byłem już w stanie wytrzymać. Całym moim ciałem wstrząsnął
niekontrolowany dreszcz ekstazy, spomiędzy mych warg wydobył się namiętny,
cienki jęk. Trysnąłem w dłoń Yuu, który akurat poruszał nią na moim członku.
Miałem wrażenie, że zaraz odlecę gdzieś w siną dal. Momentalnie zawładnęło mną
zmęczenie i już chciałem przestać się poruszać, jednak teraz Yuu chciał znowu
dojść. Dlatego nie zwolniłem ani na chwilę, chociaż teraz pragnąłem krzyczeć.
Moja prostata, penis, wszystko było takie wrażliwe. Nie przestawałem, by mój
mężczyzna, znowu mógł się spuścić, tym razem we mnie. A za łatwo nie było, bo
już raz doszedł, więc teraz mógł się kochać ekstremalnie długo. Chociaż
uwielbiałem fakt, że Shiro miał zdolność do długich, nierzadko perwersyjnie
namiętnych, stosunków płciowych.
Zmieniliśmy
pozycję na taką, która bardziej mu odpowiadała. Uwielbiał się kochać w sposób
klasyczny, leżąc na mnie. Ja w sumie też lubiłem tę pozycję. Shiro napierał na
mnie całym ciałem, czułem jego ciężar oraz ciepło na sobie. Poza tym, często
pieścił wtedy wargami moją szyję, a ja rękoma jego kark. Satysfakcjonował go
fakt, że mógł nade mną dominować oraz mieć całą kontrolę nad stosunkiem. Co
poradzić, trzeba było zaspokoić jego męskie ego i nie tylko.
Rozsunąłem
szeroko nogi, zginając je w kolanach oraz unosząc. Miś postękiwał i całował
mnie po szyi. Ruchał mnie, powtarzam, ruchał. Posuwaniem już tego nazwać nie
można było. Pieprzył mnie, a ja obejmowałem go z całych sił. Po kilku minutach
Yuu w końcu się spuścił z donośnym jękiem ulgi na ustach. Wykonał kilka
ostatnich mocnych ruchów, w konsekwencji czego nawet łóżko nieco zadrżało.
Opadł na mnie, sapiąc głośno, a ja objąłem swojego zmachanego mężczyznę nogami
w pasie. Czułem, jak silny miał wytrysk i ile jego spermy we mnie było.
Nasienie powoli zaczęło się ze mnie wylewać, chociaż członek Yuu wciąż był
wewnątrz. Powoli malał.
− Nie mogę się
ruszyć – westchnął, wtulają głowę w moją szyję. Pogłaskałem misia po włosach.
Moje maleństwo.
− Ty? A co ja
mam powiedzieć? – zaśmiałem się, czule tuląc do siebie jego głowę.
− Zaraz wyciągnę
– zamruczał. Było mu dobrze, gdy tak go trzymałem. Jak mama, która przyciska do
siebie zranione dziecko. Czasem po prostu sam się tak we mnie wtulał, bez
większego powodu. Był niczym malutkie kocię, które zaraz po oddzieleniu od
matki, szuka ciepła drugiego ciała. Przytulał mnie, kładł mi głowę na kolanach
albo czasami po prostu siadał, wsuwał mi dłonie w jakieś cieplejsze miejsca i
po prostu tam je trzymał, będąc maksymalnie blisko mnie. To ostatnie często
robił, kiedy spał. Przez sen wciskał mi dłonie w bokserki albo pod pachy, albo
obejmował mnie tak ciasno, że ledwo byłem w stanie oddychać. Czasami, gdy
mówiłem mu, żeby mnie tak mocno nie przytulał, bo się duszę, to mamrotał coś o
tacie, ale luzował uścisk. Cóż, Yuu momentami naprawdę potrzebował tego typu
czułostek, jakby miał ich znaczny deficyt w młodości.
Nazajutrz padał
deszcz. Ja i dzieci byliśmy niepocieszeni, za to Yuu radośnie oświadczył, że
możemy iść do jakiegoś muzeum. Gdy mi to powiedział, jęknąłem niezadowolony,
zakrywając twarz poduszką. Lubiłem zwiedzać, ale nie muzea historii. Poszliśmy
jednak do muzeum, żeby Shiro też miał coś dla siebie z tego wyjazdu. W końcu
tyle dni chodziliśmy, robiąc w zasadzie nic, a jego coś takiego bardziej
męczyło. Yuu musiał mieć coś do roboty, inaczej umierał w środku z poczucia
bezużyteczności. Dlatego teraz, kiedy miał wakacje, nasz dom wyglądał jak
wyjęty z katalogu. Idealnie wysprzątany, poukładany, każda jedna usterka była
naprawiona. Na podwórku trawa była perfekcyjnie równo skoszona, rośliny zawsze
podlane oraz odpowiednio nawożone. Shiro z nudów nawet postawił wiatę w
ogrodzie. Tak, wiatę. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem, że w pustym miejscu, które
chcieliśmy na coś zagospodarować, jednak jeszcze nie wiedzieliśmy na co, stoi
biała wiata. Takiej niespodzianki nikt mi dawno nie zrobił.
Po muzeum
poszliśmy na nieco wczesny obiad, a później wróciliśmy do hotelu. To był
nieprzyjemny, chłodnawy dzień, z wyjątkowo niskim ciśnieniem. Nawet dzieci w
żaden sposób nie dokazywały, tylko bawiły się same ze sobą, a później zrobiły
drzemkę. Z Yuu również się przespaliśmy. Zasnęliśmy przytuleni do siebie na
następną godzinę. Chociaż szczerze, to mógłbym tak przeleżeć przytulony do Yuu
resztę swojego życia.
[Yuu]
W dzień naszego
wyjazdu do domu, kiedy wyszedłem już z torbami do samochodu, wpadłem na Natsuo
w holu. Mężczyzna akurat wychodził na papierosa. Zdziwiłem się, że będąc
sportowcem, palił papierosy.
− Ach, oglądasz
mecze w telewizji? – spytał podekscytowany, idąc za mną w stronę samochodu. Był
jak jakaś pierdolona wesz. Przyczepił się i nie chciał się odpieprzyć.
− Nie, Takanori
mi powiedział – odparłem. Wyciągnąłem kluczyki z kieszeni, otworzyłem samochód.
− To twoje auto?
– spytał.
− Nie, Taki –
odparłem.
− Volvo?
Gratulację, nie
był taki głupi. Umiał odczytać napis z tyłu samochodu.
− Wow, S80? –
mruknął.
−
Dziewięćdziesiąt – odparłem, otwierając bagażnik. Włożyłem do środka moją
wspólną z Taką walizkę. Mąż jeszcze był w pokoju z dziećmi, kończyli się
ubierać. Zamknąłem samochód.
− Taka jeździ
taką limuzyną?
− Mhm – ruszyłem
w stronę hotelu. Wcale nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Gdy tylko na niego
patrzyłem, to miałem szczerą ochotę przyłożyć mu pięścią w nos. Nie miałem
pojęcia, co on sobie myślał, biegając tak za mną. Jako, że był byłym mojego
męża, to chyba jasne, że nie chciałem w ogóle się z nim zadawać.
− Uhm, czekaj,
Yuu – niemal krzyknął za mną, gdy już miałem wejść do środka.
− Co? –
odwróciłem się w jego stronę. W ogóle nie ukrywałem niechęci.
− Chcę pogadać.
− Nie mam czasu.
− Tylko chwila.
Obiecuję, że dam spokój.
Ten jeden raz –
pomyślałem sobie, godząc się z nim postać. Jeśli miał się później odczepić, to
warto było spróbować, chociaż miałem nad sobą myśl, że zostawiłem swoją miłość
w hotelowym pokoju.
Zapalił przy
mnie papierosa i miałem wrażenie, że jeszcze bardziej się denerwuję. Tak
usilnie próbowałem rzucić papierosy, a ten palant jeszcze mnie szczuł jak
jakiegoś zwierza w klatce. Nie zwróciłem mu jednak uwagi, by zgasił, nie byłem
w stanie, nie wiem dlaczego. Patrzyłem jedynie na papierosa w jego dłoni z
istnym pożądaniem w oczach. Tak strasznie zachciało mi się palić, chciałem
przytknąć dwa palce do ust i porządnie zaciągnąć się petem. Poczuć w gardle
przyjemnie drapiący dym, wypuścić szarawy obłok ustami. Jednak pomyślałem o
tych wszystkich dniach, które spędziłem bez palenia. Faktycznie, czasami
przeżywałem je z wielkim trudem, jednak, gdy Taka był ze mną, wszystko było
prostsze. Przede wszystkim, miałem się czym zająć. Tym samym udowodniłem sobie,
że seks z mężem był po paleniu moim drugim największym uzależnieniem.
− Chcesz coś
konkretnego? – spytałem.
− Pogadać.
Ja pierdolę…
− Wiesz, miło mi
się zrobiło, jak zobaczyłem Takanoriego z kimś takim jak ty – oznajmił. –
Jesteś silny, konkretny, ale gdy na niego patrzysz, to masz tak łagodny wzrok.
On potrzebuje kogoś takiego.
− Dzięki –
uniosłem jedną brew w górę.
− Huh, dlaczego
robisz taką minę?
Westchnąłem. No
cóż, co go będę okłamywał.
− Po prostu nie
mam ochoty z tobą o niczym rozmawiać.
− Ale ja cię
właśnie pochwaliłem!
− Pochwaliłeś
mnie? – prychnąłem. – Pochwały zachowaj dla kogoś innego. Słuchaj, Natsuo, nie
będę wracać do tego, co było kiedyś, a tym bardziej do tego, co było między
tobą, a Taką, ale nigdy jeszcze tak bardzo nie chciałem nikomu przyłożyć, jak
tobie. Wiem, jak go traktowałeś i chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak
bardzo rozpieprzyłeś mu poczucie własnej wartości. Naprawdę, nie mam ochoty
rozmawiać z kimś, kto potraktował go tak okropnie.
− Strasznie
żałuję tego, co było kiedyś.
− To świetnie.
Pewnie rozmawialiście o tym ostatnio. Mam nadzieję, że wyjaśniliście sobie
pewne sprawy, ale teraz, proszę, nie wciskaj się w jego życie. W nasze życie.
Nie potrzebujemy starych śmieci.
Natsuo roześmiał
się serdecznie. Który to był poziom idiotyzmu?
− Dbaj o niego –
powiedział, widząc, że już szykowałem się do tego, by wrócić do hotelu.
− Nie musisz mi
tego mówić.
Wróciłem do
pokoju, w którym jeszcze trwało istne szaleństwo. Taka próbował uczesać Haru,
która wierciła się, jakby miała ADHD. Yoshi ganiała za Hiro, który piszczał,
śmiejąc się. Takanori spojrzał na mnie nieco zmęczonym wzrokiem. Było dość
chłodno, dlatego założył moją szarą, wkładaną przez głowę bluzę. To zabrzmi
naprawdę dziwnie, ale uroczo tonął w moich ubraniach, chociaż podwinął rękawy
do łokci, by mu nie przeszkadzały, to i tak widać było, że ubranie jest o kilka
rozmiarów za duże.
Dzieci wyrwały
się do mnie z piskiem, oprócz Haru, którą Taka przytrzymał, by przypadkiem nie
wyrwać jej włosów. Wziąłem Hiro oraz Yoshi na ręce, przysiadłem obok męża.
− Coś długo cię
nie było – stwierdził. Nagle jakby zamarł, zaciągnął się kilkakrotnie
powietrzem, po czym wymierzył we mnie oskarżycielskie spojrzenie. – Paliłeś.
− Nie,
rozmawiałem z Natsuo, on palił.
− Przecież jest
sportowcem – oznajmił z niemałym oburzeniem.
− Też mnie to
zdziwiło. Ale nie paliłem.
− To było bierne
palenie.
Wywróciłem z
jękiem oczami. Szczerze, nie za wiele się nawdychałem, ale wystarczająco, by się
sfrustrować, że sam nie mogę zapalić.
Pomogłem Tace
doprowadzić dzieci do porządku. Nie obyło się bez wrzasków, pisków, bieganiny,
płaczu i jęków. No co zrobić, niektórzy wcale nie chcieli wracać do domu. Sam
już jednak miałem dość mieszkania w hotelu oraz chodzenia w te same, zatłoczone
miejsca. Marzyło mi się, by wrócić do naszego cichego domu na uboczu i położyć
się w swoim łóżku, ale przede wszystkim, skorzystać z własnej łazienki. Taka
chyba podzielał moje zdanie, jednak pewnie nie miał ochoty wracać do domu, bo
za kilka dni kończył mu się urlop. Dwa i pół tygodnia wolnego to i tak było
dość długo, jak na niego. Cieszyłem się, że chociaż tyle mógł odpocząć od
stresującej pracy.
− Swoją drogą,
co chciał od ciebie Natsu? – spytał, gdy szliśmy z dzieciakami w stronę windy.
Pożegnaliśmy nasz pokój, upewniając się uprzednio, że wzięliśmy wszystkie
rzeczy. Taka prowadził bliźniaki za ręce, ja trzymałem Yoshi jedną ręką, a
drugą ciągnąłem walizkę z rzeczami naszych dzieci.
− Ach, no wiesz,
chyba chciał się podlizać.
− Podlizać?
− Sam nie wiem.
Naopowiadał trochę bzdur, ale nawet nie miałem ochoty go słuchać.
− Rozumiem.
Odprowadziłem
Takę wraz z dziećmi do samochodu. Pozapinaliśmy je w foteliki, Taka został z
nimi, a ja wróciłem jeszcze do recepcji, by uregulować wszelkie kwestie
związane z naszym pobytem. Oddałem karty do pokoju, zapłaciłem, podpisałem
jakieś potwierdzenie, że było super, po czym poszedłem z powrotem do samochodu.
Nareszcie mogliśmy wrócić do domu.
Jeszcze tego
samego dnia spotkaliśmy się z Minoru i Hikari. Podziękowaliśmy im serdecznie za
opiekę nad naszym kotem oraz doglądania czy nikt się nie kręcił dookoła. Niby
zamontowaliśmy alarm jakiś czas temu, także wszelki potencjalny złodziej i tak
by został złapany. Oczywiście, zmieniłem wkładkę w tylnych drzwiach i kod w
czujniku. Znajomi znajomymi, ale wolałem, by nikt nieproszony nie miał wstępu
do miejsca, gdzie wychowywały się nasze dzieci. Później zrobiliśmy zakupy oraz
obiad. Takanori stwierdził, że domowej kuchni jednak nic nie zastąpi i miał
świętą rację.
− Jak myślę o
tym, że w przyszłym tygodniu wracam do pracy, to robi mi się niedobrze –
westchnął, stojąc przy szafce. Mieszał drewnianą łyżką w garnku z duszonym
mięsem. Po całej kuchni roznosił się przyjemny zapach dobrze doprawionej cielęciny.
Aż skręcało mnie w żołądku.
− Szkoda, że to
tak szybko zleciało – powiedziałem, podnosząc na niego wzrok znad deski z
warzywami, które aktualnie kroiłem. Taka stał do mnie tyłem, podpierał się
jedną ręką pod bokiem.
Nie-patrz-się-na-jego-tyłek
– pomyślałem sobie, gdy mój wzrok mimowolnie powędrował w tamtym kierunku. No
co ja mogłem poradzić na to, że Taka miał niesamowicie seksowne pośladki wyrobione
od siłowni oraz biegania po schodach. Chociaż nóg samych w sobie nie miał mocno
umięśnionych. W każdym razie! Zganiłem siebie w myślach, że tak bezkarnie patrzę
na jego jędrną pupę.
− No. O jeny,
potrzebowałbym przynajmniej miesiąca, żeby odpocząć – odwrócił się do mnie.
Szybko podniosłem wzrok z jego szanownej na twarz. – A wiesz co? Najgorsze jest
to, że od razu zaczynam operacją. Ja chyba umrę.
− No coś ty? –
nie kryłem zaskoczenia. – Pierwszy dzień i już na salę?
− Tak –
westchnął opierając się o szafkę. – Mam tylko nadzieję, że nic się nie
spieprzy.
− Wszystko
pójdzie dobrze, zobaczysz.
− Mówisz?
− Tak, w końcu
jesteś najlepszy w swoim zawodzie.
− No nie wiem
czy najlepszy.
− Ale jesteś
najlepszym chirurgiem dziecięcym, jakiego znam.
− To znasz
jeszcze jakiegoś?
− Czy ty musisz
zadawać takie niewygodne pytania?
Takanori
roześmiał się, a ja mu zawtórowałem. W każdym razie, moje słowa chyba nieco
podniosły go na duchu i dobrze. Poza tym, uspokoił się, co od razu dało się
wyczuć w panującej między nami atmosferze. Stres Taki wpływał na mnie, więc
stresowałem się wraz z nim, a kiedy my się stresowaliśmy, to przy okazji nasze
dzieci robiły się niespokojne. To wszystko działało jak jakieś domino.
Zjedliśmy
rodzinny obiad, a później zrobiliśmy mini sjestę w salonie. Kot siedział wraz z
nami, Taka gruchał nad nim, przytulając go i pieszcząc na wszelkie możliwe
sposoby. Taiga, w zamian za całą tą miłość, którą był obdarowywany, mruczał
przyjemnie z wdzięcznością. Dzieci bawiły się na dywanie, budując domek z
klocków, a ja sam, nawet nie zauważyłem kiedy, odpłynąłem.
Ocknąłem się
dopiero pod wieczór, co mnie przeraziło, że tyle spałem. Byłem przykryty grubym
kocem, na dworze już zmierzchało, padał deszcz. Westchnąłem, podnosząc się do
siadu. W całym domu było przerażająco cicho, jakbym był w nim tylko ja.
Poszedłem do kuchni, na stole stała miska z sałatką, która przykryta była folią
aluminiową. Ile ja spałem do cholery. Aż poczułem złość, na samego siebie, że
sam uciąłem sobie porządną drzemkę, a Takanori został sam z trójką szatanów.
W ten,
usłyszałem dobiegające z góry przytłumione śmiechy i chichy. Poszedłem więc do
pokoju dziecięcego, gdzie mój mąż siedział z dziećmi i bawił się z nimi.
− A co tu się
dzieje? – powiedziałem, otwierając drzwi. Maluchy coś pisnęły, Taka, który
siedział na podłodze, odwrócił się ku mnie.
− Ach, wstałeś –
zaśmiał się. – Przepraszam, byliśmy za głośno?
− Nie, nie.
− Tatuś – Yoshi
dopadała do mnie, wziąłem ją na ręce, całując w policzek. Ułożyłem ją na swoim
prawym ramieniu. Maleńka zaplotła ramionka wokół mojej szyi, a Haru złapała
mnie za nogę, oplatając mnie mocno rękoma oraz nogami. Hiro zaczął skakać, bym
wziął go na ręce. Taka go podsadził i wziąłem go w drugą rękę. Stanął jakiś
metr ode mnie, po czym się roześmiał.
− Cudownie
wyglądacie – stwierdził, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
− Tak sądzisz? –
również zacząłem się śmiać.
− Tata,
cudownie! – wykrzyknął Hiro. Jemu też dałem buziaka w policzek.
− Mhm –
przysunął się do mnie. Stanął na palcach, po czym dał mi lekkiego całusa w
usta. – Cudownie, tatusiu.
Niedługo później
poszliśmy wykąpać maleństwa. Dziękowałem sobie, że nie mając żadnych zajęć
przez wakacje, wykończyłem łazienkę na piętrze. Nie było zbyt wiele rzeczy do
robienia, a te najistotniejsze kwestie wykonał hydraulik. Jednak w końcu nie
musieliśmy już biegać z dziećmi z naszej łazienki na górę. Wszystko było na
jednym piętrze i strasznie się z tego cieszyliśmy. Pozostawała jeszcze kwestia
remontu dwóch pozostałych pokoi. Poza tym, musieliśmy się też zająć
pomieszczeniem, w które obecnie zajmował nasze dzieci. Cała trójka rosła bardzo
szybko, nawet nie zauważyliśmy kiedy maluchy zaczęły postrzegać istotne różnice
między sobą, ale to oznaczało też, że musieliśmy powoli przyzwyczajać je do
mieszkania w osobnych pokojach. Mieliśmy nadzieję, że do końca roku uda nam się
zrobić remont na całym piętrze.
Położyliśmy
dzieci spać, czytając im uprzednio bajkę. Szatany z trudem zasnęły, musiały się
na nowo przyzwyczaić do spania u siebie. W końcu jednak cała trójka odpłynęła
do krainy snów, a my z Taką mieliśmy spokój przez następne osiem, dziewięć
godzin. Cały czas dla nas, momentami kompletnie nie wiedzieliśmy, co ze sobą
zrobić, kiedy dzieci spały. W końcu zadedykowaliśmy im całe nasze życie.
Dosłownie.
Z początku nie
chciałem się zgodzić na to, by adoptować jakiekolwiek dziecko, bo zwyczajnie
nie chciałem mieć w ogóle dzieci. Nie to, że ich nie lubiłem, ale nie
wyobrażałem sobie, jak dwójka facetów ma zająć się wychowywaniem dziecka. Poza
tym, nigdy też nie byłem przekonany do posiadania własnego dziecka, bo to była
odpowiedzialność na całe życie. Dzieci same w sobie były dla mnie czymś
naprawdę uroczym, niewinnym, prostolinijnym. Ale w życiu nie chciałem mieć
swojego. Dopóki Takanori nie zaczął naciskać i mnie przekonywać. W zasadzie, do
końca nie byłem przekonany, tym bardziej co do trójki dzieci. To było
szaleństwo, do cholery. Czułem, że z jednym nie damy rady, a z trójką?! Wtedy
też pomyślałem sobie, że to nasz największy życiowy błąd, adopcja. Nie
chciałem, obrzydzało mnie to wszystko, a tym bardziej nie chciałem skrzywdzić
jakiegoś przypadkowego dzieciaka tym, że nie potrafię się z nim obchodzić oraz
faktem, że nie ma matki i ojca. No i tak, dopóki trójka małych dzieci nie
znalazła się u nas w domu, tak myślałem, że chyba weźmiemy prędzej rozwód z
Taką niż cokolwiek nam z tego wyjdzie. Jak bardzo się myliłem, o rany. Kiedy
Yoshi, Hiroshi i Haruna się u nas znaleźli, poczułem się, jakby ktoś mi
przyłożył w łeb obuchem i nie był to Takanori. Coś się we mnie przełamało i to
tak mocno, że myślałem, iż za chwilę stopnieję w miejscu, tak jak stałem.
Patrząc na bezbronną trójkę rodzeństwa, dotarło do mnie, że musieliśmy
adoptować te dzieci, że tak miało być i już, a teraz mamy za zadanie, by je
kochać i wychować. Nieważne co się miało dziać, co mieli powiedzieć inni na
nasz widok, to był priorytet. Cała trójka błyskawicznie podbiła moje serce,
chociaż przez dłuższy czas nie mówiłem o tym Tace i myślał, że pomagam mu ze
wszystkim, bo nie wypada mi odmówić. A tak wcale nie było. Z radością robiłem
wszystko, co mi kazał, on miał większe doświadczenie z małymi dziećmi, dlatego
wiedział, co i jak. Patrząc na to z perspektywy czasu, nie żałowałem, że
adoptowaliśmy dzieci. Bez nich nie doświadczylibyśmy wielu rzeczy, a całe nasze
życie byłoby niepełne.
Przez resztę
wieczoru siedzieliśmy osobno. Taka w gabinecie przeglądał jakieś dokumenty, a
ja w kuchni, czytając wykaz z diagnoz, które dostałem od dyrekcji. Świetnie,
zapowiadało się, że będę musiał napisać sprawozdanie, a cholernie mi się nie
chciało. Położyłem się na stole, zakrywając głowę ramionami i trwałem w takiej
pozycji, dopóki Taka do mnie nie przyszedł.
− Dobrze się
czujesz? – spytał. Podniosłem się automatycznie na dźwięk jego głosu.
− Tak, tylko
przeglądałem te głupie faksy i żałuję, że w ogóle do nich zajrzałem.
− Huh, co tam
masz? – przysiadł obok mnie na stole. Wziął te okropne wydruki i chwilę je
czytał. – Diagnozy, ach… Czemu historia tak słabo poszła?! – oburzył się.
− Bo brali ogół
z całej szkoły i sumując wszystko, wyszło to średnio. Poza tym, nie tylko ja
uczę historii.
− Hikari?
− Niewiele
gorzej niż moi uczniowie. Mamy jeszcze jednego historyka i raczej on nawalił.
− Ojej – odłożył
papiery, po czym zsunął się ze stołu, siadając mi na kolanach. Objąłem go w
pasie i położyłem mu głowę na ramieniu. Taka czule pogłaskał mnie po włosach.
Chwila spokoju z nim, tego mi było trzeba.
Około północy
stwierdziliśmy, że pójdziemy się umyć. On wziął kąpiel, ja szybki prysznic. Gdy
stałem owinięty ręcznikiem wokół bioder przy umywalce i wklepywałem krem w
twarz, zauważyłem w lustrze, że mąż na mnie patrzy.
− Hm? –
mruknąłem, zerkając na jego odbicie. Półleżał w wannie, ręce ułożył na krawędzi
wanny, podkładał na nich głowę. – Coś się stało?
− Nie, patrzę na
twój tyłek.
Mało się nie
oplułem ze śmiechu. Aha, a ja tak zawsze starałem się gapić z ukrycia.
− Chcesz
dotknąć?
− Nie – odparł,
kładąc się wygodnie. – Chciałem tylko popatrzeć.
Przebrałem się w
bokserki i poszedłem do łóżka. Takanori przyszedł do mnie jakieś pół godziny
później. Przebrał się w przylegające slipki oraz luźną koszulkę. Leżałem w
łóżku, czytając książkę, a on wślizgnął się pod kołdrę, przylegając do mojego
boku.
− Misiu –
mruknął, muskając wargami moje ramię.
− Tak, kotku?
Musnął moją
stopę swoją. Przesunął ją nieco na moją kostkę, goleń, aż wsunął kolano między
moje nogi. Wcisnął się na mój tors, ewidentnie szukając uwagi.
− Co czytasz? –
mruknął, przesuwając się wyżej, naparł kolanem na moje krocze.
− Książkę.
− Jaką?
− Gra Endera.
− Nie czytałeś
już tego kiedyś? – niewinnie wyprostował kolano, a następnie znów je zgiął,
dotykając mojego krocza. Ach, cholera. To by było na tyle z moje wieczoru z
książką.
− Czytałem. Ale
nie mam nic nowego do czytania, więc odświeżam klasykę – odłożyłem na szafkę
otwartą książkę grzbietem do góry, a następnie porwałem Takanoriego w objęcia.
– Jak ty mnie uwielbiasz rozpraszać.
− Potrzebuję
uwagi – westchnął, gdy zacząłem całować go po szyi. – Zajmij się mną.
− Dwa razy nie
musisz powtarzać – odparłem, składając namiętne pocałunki na ukochanej przeze
mnie szyi. W końcu przekręciłem się na drugą stronę, Takanori wylądował pode
mną. Tak mi było łatwiej, mogłem swobodnie całować go i pieścić.
− Yuuś –
zamruczał, podczas gdy ja delikatnie sunąłem nosem po jego twarzy. Drodzy
bogowie, dlaczego Taka był taki uroczy podczas tych momentów, kiedy oddawał się
pieszczotom z mojej strony? Wiedziałem, że albo potrafił być perwersyjnie
niewyżyty, przejmować inicjatywę, być pewnym każdego gestu i wprawiać mnie tym
w stan głębokiego otępienia, albo zachowywać się jak delikatna, niewinna
rusałka, która jest tak czuła, że pojękuje przy każdym najmniejszym dotyku i również
mnie tym nakręcając. Cholera, cokolwiek zrobił lub nie zrobił, ja się i tak
podniecałem.
− Mhm? –
przesunąłem nosem niżej, w stronę żuchwy, a następnie szyi. Pocałowałem go w
jabłko Adama, a następnie przygryzłem delikatnie jego szyję. Zassałem to miejsce
i wycałowałem dokładnie, robiąc mu obok siebie kilka drobnych malinek,
zlewających się w jedną. Taka westchnął, miętoląc w dłoniach moją koszulkę oraz
podwijając ją delikatnie w górę.
− Mógłbyś już to
zdjąć – mruknął, podwijając coraz wyżej moją koszulkę.
− Zaraz –
westchnąłem, kontynuując namiętne całowanie jego szyi.
− Shiro, no.
− Ale ty
niecierpliwy jesteś – odparłem, wywracając oczami. Podniosłem się znad niego, a
następnie zdjąłem koszulkę, którą odrzuciłem niedbale na podłogę. Takanoriemu
rozświetliło się spojrzenie. Zaczął dotykać mojego torsu, ramion, brzucha.
Uszczypnął mnie niespodziewanie w sutek.
− Tak się
bawisz? – zaśmiałem się.
− Misiu, ja
tylko…
Nie dałem mu
dokończyć, tylko rzuciłem się na niego, łaskocząc go. Taka zaczął się rzucać w
pościeli, śmiejąc się oraz błagając, żebym przestał. Tyle lat, a on wciąż tak
reagował! Śmiał się, krzyczał, piszczał, próbował mnie odepchnąć, ale w końcu
przestałem, kładąc się na nim.
− Shiro
zgnieciesz mnie – jęknął, gdy tak na nim leżałem.
− Nie zgniotę –
odparłem. Taka zaczął masować moje plecy. Przesunął dłonie wzdłuż kręgosłupa,
aż zawędrowały po mój wrażliwy kark. Wiedział doskonale, jak bardzo byłem czuły
na pieszczoty w tym miejscu. Delikatnie wplótł dłonie między moje włosy,
pomasował delikatnie skórę mojej głowy, na co przeszedł mnie miły dreszcz.
Zsunął sprawne paluszki z powrotem na mój kark, robiąc mi cudowny masaż. Raz
delikatnie sunął po mnie, by następnie nieco zwiększyć ucisk. Westchnąłem z
przyjemności.
− Zaraz zasnę –
oznajmiłem.
− To już nie
będę – odparł, zabierając ręce.
− Nie przerywaj!
– jęknąłem, kręcąc głową z niezadowoleniem.
− I to ja niby
jestem łasy na pieszczoty?
− Nie przerywaj,
no.
Znów pomasował
mnie po karku i nie minęła chwila, jak zsunął dłonie w moją bieliznę, zsuwając ją.
Zaśmiałem się, przygryzając płatek jego ucha oraz ciągnąc go delikatnie. Jęknął
miło, ściskając w dłoniach mój tył, aż w końcu mnie w nie klepnął.
− Niegrzeczny
kotek – stwierdziłem, całując go za uchem. Zadrżał.
− Zasługujesz na
klapsa – odparł.
− Raczej ty.
− Mhm –
zamruczał gardłowo, chichocząc przy tym oraz przyciągając mnie do pocałunku.
Szczerze, nawet
nie wiem, kiedy zleciała nam noc. Sporo czasu spędziliśmy po prostu na rozmowie
i pieszczotach. Kiedy już zdecydowaliśmy się, że uwieńczymy nasze nocne harce
porządnym seksem, na dworze zaczynało robić się szarawo. Nie przeszkodziło nam
to jednak w niczym. Takanori wygodnie leżał pode mnie. Zaplatał nogi wokół
mojego pasa, drapał mnie przyjemnie po plecach, zaciskając ramiona. Poruszałem
się w jednym rytmie, nie za wolno, nie za szybko, próbując odnaleźć odpowiedni
kąt, by sprawić mu jak najwięcej przyjemności. W końcu Taka zajęczał donośnie,
mówiąc mi, że w tym miejscu było dobrze, więc nie zwlekałem już dłużej. Sam
miałem cholerną ochotę porządnie go zerżnąć. Ledwo się powstrzymywałem przed
tym, ale cóż, dla kotka wszystko.
Dopiero
rozpocząłem porządną penetrację. Takanori odchylił głowę, sapiąc głośno. Rany,
był przesłodki w takich chwilach i to sprawiało, że pragnąłem go jeszcze
mocniej. Naparłem na jego ciało, całując go w policzek. A on zajęczał,
zastękał. Prawie bym tam umarł z tego wszystkiego.
− Yuu –
zajęczał, podnosząc na mnie głowę – Yuu, Yuu.
− Kotku –
westchnąłem, obejmując go z całych sił. Teraz to go mogłem zgnieść i udusić
jednocześnie z tej miłości.
− Jeszcze.
− Jeszcze?
− Mocniej.
Jak sobie
życzył. Zacząłem się gwałtowniej poruszać, moje pchnięcia były silniejsze.
Takanori prawie krzyknął, gdy tak trafiłem prosto w jego prostatę, wbił mi
paznokcie w plecy, na co ja jęknąłem.
− Tak! – krzyknął,
nie powstrzymując się przed niczym.
− Dobrze ci?
− Tak, tak, tak,
Yuu!
Odchylił się,
jęcząc donośnie. Pocałowałem go, by zatkać mu usta swoimi, w końcu mógł obudzić
dzieci. Wsunąłem mu język w usta, on wyszedł mi swoim naprzeciw. Całowaliśmy
się namiętnie i dziko, a ja penetrowałem go jednocześnie, dając upust swojej
seksualnej rządzy. Taka pojękiwał słodko w moje usta. To było takie urocze, był
w tym momencie zależny tylko ode mnie i wyłącznie ja mogłem sprawić, by
poczułem się lepiej.
Skończyliśmy
cudnym orgazmem i wytryskiem. Padłem na Takę zmęczony, dysząc. To już nie były
te lata, żeby całą noc się pieścić i jeszcze później uprawiać seks. W dodatku w
takiej pozycji. Musiałem się przyznać do tego, że chociaż lubiłem w ten sposób
uprawiać seks, to jednak coraz częściej czułem zmęczenie, kiedy tylko ja działałem,
a mój ukochany leżał pode mną. Cóż, po dobrym seksie zawsze było się zmęczonym,
ale to było coś więcej. Nieco trudniej wykonywało mi się ruchy, czułem się
mniej giętki. W końcu miałem ciało trzydziesto, a nie dwudziestolatka. Kiedy
bez problemu mógłbym to robić w najróżniejszych dzikich pozycjach z
dziesięciominutowymi przerwami, ale teraz to nie wchodziło w grę. Ba, wciąż
byliśmy cholernie aktywni z Taką, jak chyba żadna para, która jest ze sobą aż
tyle lat. Wciąż, przy dobrych wiatrach, potrafiliśmy się kochać kilka razy
dziennie i o cholera, nigdy bym nie przypuszczał, że po tylu latach z tą samą
osobą, będę czerpał z tego wszystkiego tyle przyjemności. Nasze zbliżenia były
o wiele bardziej namiętne, pełne bliskości i drobnych pieszczot, w porównaniu z
tym, co było kilka lat wcześniej. Uhm, wcześniej też uwielbialiśmy być blisko
siebie, oddawać się namiętnościom i pieścić się do białego rana, ale teraz to
było coś innego. Z Taką mieliśmy za sobą tak wiele przeżyć i wspólnych lat, że
nie było już niczego, co mogłoby nas dzielić. Znaliśmy dokładnie nasze ciała,
potrzeby, mówiliśmy otwarcie o naszych pragnieniach. I byliśmy szczęśliwi.
Rano nasze
dzieci obudziły się wcześniej niż zwykle. Całkiem możliwe, że czas już im się
przestawiał na przedszkolny, dlatego wstały niedługo po siódmej. Mnie i Takę
obudziły chichot oraz bieganie po korytarzu na piętrze. Ach, świetnie, małe
demony rozpoczęły rytuały.
− Yuu – mruknął
sennie Taka, przytulając się do mnie – idź do nich.
− Ty idź –
jęknąłem, zacieśniając uścisk wokół Taki. Nawet nie miałem ochoty na to, by
otwierać oczy.
− No weź – no
oślep odszukał moją głowę i poklepał mnie lekko po rozczochranej czuprynie. –
Idź.
− Nie.
− Misiu.
− Nie.
− Misiu-pysiu.
− Nie.
− Misiaczku pysiaczku.
− Nigdzie nie
idę.
− Proszę
państwa, oto miś, miś jest bardzo niegrzeczny dziś.
− Taka –
zaśmiałem się – czemu ty nie pójdziesz?
− Bo mi się nie
chce i boli mnie tyłek. No idź, idź, bo jeszcze ktoś ze schodów spadnie. Miśku,
no…
− Dobra, nie jęcz. Pójdę – westchnąłem,
podnosząc się ślamazarnie do siadu. Przetarłem powieki, uzmysławiając sobie
przy okazji, że jest dość chłodno. Zadrżałem z zimna, miałem ochotę z powrotem
położyć się do łóżka.
Naciągnąłem na
siebie spodenki oraz wcisnąłem się w wkładaną przez głowę bluzę. Wetknąłem
stopy w kapcie, po czym posuwistym ruchem ruszyłem do maluchów. Wspiąłem się na
piętro, skąd dochodził odgłos przedniej zabawy. Otworzyłem bramkę rozporową, a
następnie stanąłem jak wryty. Przez moment poczułem się naprawdę zbity z
pantałyku. Popatrzyłem na całą sytuację, jaką miałem przed sobą, nie będąc
pewnym czy powinienem śmiać się, zrobić zdjęcie czy interweniować.
− Co wy
wyprawiacie? – spytałem.
Na podłodze była
rozłożona kolejka, na jej torach leżał związany oraz zakneblowany watą z
jakiegoś pluszowego zwierzaka, Hiroshi. Siostry postarały się, by węzły były na
tyle mocne, by chłopiec się nie uwolnił. Szczerze, to poczułem w środku czystą
dumę, gdy zobaczyłem, jak Haruna i Yoshi elegancko go związały i uciszyły.
Mogłem bezwstydu powiedzieć, że córeczki wdały się we mnie.
− Bawimy się –
odparła Yoshi.
− Tak, patrz
tatuś – Haru trzymała pilot od kolejki. Włączyła całą machinę, pociąg ruszył w
piskiem lokomotywy.
− Ach, skarby
moje, ale nie przejeżdżajcie braciszka – westchnąłem, zabierając synka z torów.
Siostry jęknęły niezadowolone, że zepsułem im zabawę. Wyciągnąłem małemu watę z
buzi, a następnie rozplątałem węzeł. Był naprawdę mocny!
− A kogo możemy?
− Nikogo nie
możecie przejeżdżać. To nieetyczne i niehumanitarne.
− My tylko
chciałyśmy się pobawić – mruknęła Haru.
− Właśnie –
poparła siostrę Yoshi.
Moje księżniczki
– westchnąłem w duchu. Hiro przytulił się do mnie mocno, pogłaskałem go po
główce.
− A Taigę
możemy?
− Taigii tym
bardziej nie możecie – zaśmiałem się. Takanori wpadłby w szał, gdyby dowiedział
się, że dzieci próbowały związać jego ukochanego kota i jeszcze przejechać go
zabawkową kolejką. Tym bardziej by się wściekł, gdyby doszło do niego, że to ja
nauczyłem nasze dzieci robić te wszystkie węzły.
− Ale tata…!
− Żadnych ale. I
co wy tak wcześnie robicie? Wracać do spania!
Nakłoniłem
dzieci, by jeszcze poszły spać. Schowałem sznur i złożyłem kolejkę. Wróciłem do
sypialni. Taka leżał na boku, przykryty szczelnie kołdrą po samą głowę. Zdjąłem
bluzę, po czym wsunąłem się w pierzynę, przylegając do pleców męża. Objąłem go
w pasie.
− I jak? –
spytał. – Co się tam działo?
− A takie tam
niewinne zabawy rodzeństwa.
− Mówisz? –
odwrócił się w moją stronę.
− Mhm, nie ma co
się niepokoić – pocałowałem go lekko w usta.
− Skoro tak
mówisz.
Reszta wolnego
Taki minęła w mgnieniu oka. Zostałem sam z dziećmi oraz sporym domem, który
wymagał, by ktoś się nim zajął. Kiedy byłem tylko ja, chciało mi się okropnie
palić. Kiedy był Takanori, to jeszcze ktoś mógł mnie czymś zająć, odciągnąć
jakoś od pomysłu palenia, jednak teraz to była męczarnia.
Pierwszy dzień
sam w sobie nie był aż tak zły. Dopiero drugi dał mi w kość.
Godzina ósma.
Takanoriego już nie było, wyszedł do pracy, nim się obudziłem. Wstałem, wetknąłem
stopy w kapcie, założyłem szlafrok, po czym poszedłem zrobić kawę. Pijąc gorzką
czarną, naszła mnie myśl, że by dopełnić całości spokojnego poranka, brakowało
jeszcze papierosa. To przyszło do mnie tak naturalnie. Z przyzwyczajenie
pomacałem się po kieszeniach szlafroka, jednak nie znalazłem fajek, dlatego od
razu tknęły mnie, by iść przeszukać spodnie albo bluzę, w której mogłem je
zostawić. Chwilę zajęło mi dojście do tego, że przecież już nie palę.
Jednocześnie odczułem taką okropną frustrację. Papieros był niegdyś częścią porannego rytuału. Znalazłem w sobie
jednak silną wolę, nie zapaliłem. Zamiast tego zjadłem śniadanie – porządna
jajecznica, grzanki, a do tego rzodkiewki i papryka.
Poszedłem zająć
się dziećmi. Pomogłem im się ubrać, zrobiłem im śniadanie, a następnie bawiłem
się z nimi. Czas zleciał mi dość szybko. Około godziny dwunastej poszedłem
przygotowywać obiad, a maluchy pozostawiłem samych sobie. Oczywiście,
przybiegały do mnie co chwilę.
− Tata, Hiro
mnie uderzył! – krzyknęła Haru z płaczem.
− Hiro, tak nie
wolno – powiedziałem, bardziej skupiając się na dokładnym krojeniu mięsa.
− Ale Haru
zaczęła! – odparł Hiro.
Bliźniaki
dopadły do moich nóg, zaczęły się na mnie wieszać, jak gdyby nigdy nic. No tak,
bezstresowe wychowanie.
− Przestańcie
oboje – powiedziałem stanowczym tonem. Odłożyłem nóż na szafkę, a następnie
przepłukałem dłonie wodą z kranu. Maluchy płakały, Yoshi usiadła obok na
podłodze, przypatrując się całej sytuacji.
− Ale tatuś –
zachlipał Hiro.
− On mnie zbił –
Haru już zaczęła się po mnie wspinać.
− Oboje stańcie
normalnie – nakazałem im. Dzieci niechętnie oderwały się ode mnie. Oboje
stanęli przede mną, chlipiąc. Westchnąłem. – Kto zaczął?
− Haru!
− Hiro!
Potarłem
skronie. Popatrzyłem na moją starszą córkę.
− Yoshi, kto zaczął?
Dziewczynka
pokręciła tylko głową, po czym wykonała gest, jakby zapinała usta na zamek
błyskawiczny. No tak, zero bycia konfidentem.
− No dobrze.
Macie się oboje przeprosić. W tej chwili.
− Ale…!
− Tata!
− Oboje. W tej
chwili. Nie obchodzi mnie, kto zaczął. Macie się pogodzić i przeprosić.
Jesteście rodzeństwem.
Maluchy bardzo
niechętnie podały sobie ręce. Chwilę później cała sytuacja poszła w zapomnienie
i dzieci bawiły się dalej ze sobą. Świetnie.
Zachciało mi się
na nowo palić. Za każdym razem ta ochota była coraz większa. Musiałem więc
jakoś zająć ręce oraz usta. Zjadłem jogurt, jednak to nie wystarczyło. Zrobiłem
więc sobie kanapkę, a następnie wypiłem następną kawę. Przebierałem nerwowo
nogą, gdy popijałem napój kofeinowy, gdyż czułem, że zaraz coś roztrzaskam.
Postarałem się jednak uspokoić i poszedłem do dzieci. Wyszliśmy pobawić się na
dworze, gdyż szkoda było marnować ładną pogodę. Doszedłem też przy okazji do
wniosku, że muszę skosić trawę i przyciąć nieco żywopłot. Przycinałem go kilka
dni wcześniej, ale zauważyłem, że kilka gałązek nieznacznie odstawało. Zdaje
się, że po prostu wcześniej tego nie zauważyłem. Postanowiłem przyciąć teraz
żywopłot, podczas gdy dzieci rzucały do siebie dmuchaną piłką. Miałem wielką
ochotę wziąć linijkę albo coś, żeby dokładnie zmierzyć, w jaki sposób idealnie
przyciąć żywopłot. Irytowało mnie niemiłosiernie, kiedy był krzywo przycięty,
dlatego chciałem się postarać.
− Tatuś, co
robisz? – spytała Haru, podbiegając do mnie. Popatrzyłem na córeczkę, po czym
na moment przerwałem swe zajęcie, by pogłaskać maleństwo po główce. Przy okazji
poprawiłem jej gumki na końcach warkoczyków.
− Przycinam
żywopłot – odpowiedziałem.
− Mogę ci pomóc?
– pisnęła, podskakując w miejscu z ekscytacji.
− Nie trzeba,
myszko. Idź do Yoshi i Hiro.
Mała wydęła
dolną wargę w podkówkę. Popatrzyłem na resztę rodzeństwa. Yoshi z Hiro rzucali
do siebie pięknie piłkę. Cieszyłem się, że Hiroshiemu udawało się czasami
złapać nadlatujący przedmiot. Odrzucał piłkę, zamachując się nią zamaszyście i
wydając z siebie odgłos jak jakiś tenisista. Dla takiego maleństwa był to
pewnie wielki wysiłek fizyczny.
Przyciąłem do
końca żywopłot, upewniłem się, że wszystko jest w miarę równo, a następnie
pozbierałem z ziemi ścięte gałązki, po czym wyrzuciłem je na kompost. Wróciłem
też z dziećmi do domu, dochodziła druga, pora obiadowa. Dzieciaki wysłałem do
łazienki, by umyły rączki, a sam umyłem dłonie w kuchni i odgrzałem obiad.
Zjedliśmy razem posiłek, nie obyło się bez przepychanek przy stole, chociaż
bardzo starałem się zapanować nad dziećmi. W końcu po prostu dałem sobie spokój
i pilnowałem tylko, by nikt się nie udławił obiadem.
Niedługo później
wpadł Minoru. Nieco mnie zaskoczył swoją wizytą, ale nie ukrywałem, że
ucieszyłem się na jego widok. Dzieci również radośnie go powitały, podskakując
radośnie dookoła niego. Z braku wszelkich pomysłów, włączyłem im bajkę, a sam
poszedłem z Minoru do kuchni.
− I jak tam? –
spytał. – Żona i dzieci zdrowe?
− Aha –
zaśmiałem się. – Wszyscy zdrowi.
− Wybacz, że tak
wpadłem bez uprzedzenia, ale wracałem z Sapporo z wizytacji, a wiem, że masz
wolne, to pomyślałem, że wpadnę.
− Coś ty, super,
że jesteś. Dawno cię u nas nie było.
− Cały tydzień.
− No właśnie!
Roześmialiśmy
się obaj. Zrobiłem nam po kawie, usiedliśmy przy wyspie, rozmawiając. Szczerze
powiedziawszy, marzyłem wręcz o tym, by ktoś w końcu do mnie przyszedł i ze mną
porozmawiał. Fakt faktem, niby miałem co robić, zajmowałem się domem i dziećmi,
ale nie miałem w ogóle żadnego kompana do rozmowy.
− Wiesz co, tak
w zasadzie, to mam nowinę – zaczął Minoru. – Parę tygodni temu oddaliśmy nowy
lokal do użytku. Klub dla homoseksualistów. Tak sobie pomyślałem, że tobie i
Takanoriemu mogłoby się tam spodobać.
− Klub? –
zamrugałem kilkakrotnie. – Raczej z Taką nie chodzimy w takie miejsca, kiedyś
czasami, ale teraz nie bardzo, w dodatku mamy dzieci.
− Rozumiem,
rozumiem, ale to nie byle jaki klub. Otworzyli go z myślą o nieco dojrzalszej
kadrze. Wiesz, jak nie jesteś porządnie ubrany, to cię tam nawet nie wpuszczą.
Marynarka to jak obowiązek, poza tym, wejście też nieco kosztuje. Małolatów tam
nie będzie.
− Nie jestem
wcale taki stary.
− Nie to miałem
na myśli! – zaśmiał się. – W każdym razie, tak tylko mówię, gdybyście chcieli
jednak pójść. Prześlę ci później nazwę, adres i link, to sobie zobaczysz.
− Jasna sprawa,
dzięki za informację.
− A Takanoriemu
już skończył się urlop? – zagadnął, rozglądając się nieco, jakby wypatrując czy
Taka skądś nagle nie wypełźnie.
− No niestety.
Od wczoraj już chodzi na nowo do pracy. Jestem zupełnie sam z dziećmi.
− Ta twoja żona
to lekko nie ma – stwierdził, kręcąc głową. Zaśmiałem się.
− Moja żona by
ci głowę urwała, gdyby usłyszała, że ją żoną nazywasz.
− Przepraszam.
Spojrzałem
uważnie na Minoru. Nie to, że się naśmiewał z Taki, ale dla heteryków tak było
czasami prościej, rozkładanie mojego związku z Taką na człony mąż i żona,
chociaż żadnej żony nie było. Niektórym żyło się lepiej z myśleniem, że w
związku jest jednak ta płeć piękna. Ale szczerze, to raczej bym nie wytrzymał z
kobietą w związku. To było tak okropnie problematyczne i irytujące. Z mężczyzną
była większa swoboda.
− Ej no, w
porządku – machnąłem ręką. – Moja żona nie jest taka obrażalska.
− Nie to co moja
– westchnął.
− O rany, co się
stało?
− A weź, Yuu…
kłócimy się ostatnio ciągle. Odkąd wróciliśmy z gór.
− Mówisz? –
wziąłem łyk kawy. – O co?
− Głównie o to,
że niby nagle przestałem ją dostrzegać i coraz bardziej traktuję ją jak
przedmiot. Kompletna bzdura. Jest moją żoną, więc traktuję ją jak żonę.
− Ach… czyli
jak?
Minoru spojrzał
na mnie, jakbym zadał naprawdę głupie pytanie. No cóż…
− A ty jak swoją
żonę traktujesz?
− Najlepiej jak
umiem.
− No widzisz, ja
tak samo. Nie mam pojęcia, o co chodzi tym wszystkim babom. Żadnej nic nie
pasuje, każda zachowuje się jakby była cholera wie kim. Momentami mam tego
wszystkiego serdecznie dość. Hikari też przechodzi samą siebie. To na mnie
wrzeszczy, potem jest miła. Zachowuje się jak jakaś księżniczka.
− Może jest w
ciąży? – podsunąłem.
− W ciąży? –
otworzył szeroko oczy. – Coś ty, niemożliwe.
− Dlaczego?
− Zabezpieczamy
się. Gumka i te sprawy.
− Zawsze jest
jakieś prawdopodobieństwo. Ale jak nie jest w ciąży, to może daje ci podprogowe
przesłanki, że coś jej nie pasuje.
− Nie może mi
powiedzieć wprost?
− One tak mają.
Wysyłają sygnały dymne. Weź ty lepiej się dowiedz, o co chodzi, bo wam spali
całe życie.
− Nie
pocieszyłeś mnie w ogóle.
− Chciałem być
szczery. Poważnie mówię, znacie się już na tyle, że pewnie wiesz, kiedy coś
jest nie tak. Zachowuje się inaczej, używa innych słów. Na przykład Taka, jak
się stresuje, to zaciska wargi, a gdy nie chce mi o czymś powiedzieć, to bez
przerwy bawi się włosami.
Minoru wziął łyk
kawy, zerkając na mnie z jawnym zaskoczeniem.
− Zawsze tak
wtedy robi?
− Zawsze. Trochę
mi zajęło, żeby to wszystko rozpracować.
− Więc tak, po
gestach umiesz rozpoznać czy Taka jest wkurwiony na ciebie albo kogoś innego.
Niesamowite – przyznał. – Tak, jakbyś znał go na wylot.
− Słuchaj, tyle
lat w związku nie mogło pójść na marne. Wyrobiłem sobie system obronny i gdy
widzę, że co chwilę próbuje strzelić kciukami, to już szykuję się do ucieczki.
Ja podobno strasznie marszczę brwi, kiedy się denerwuję, przynajmniej tak mi
powiedział.
− Tylko ja nie
mam pojęcia, jak to rozpracować u Hikari.
− Poczekaj
dziesięć lat, w końcu się uda.
Takanori
wrócił do domu niedługo później. Był w naprawdę dobrym humorze, z uśmiechem
wszedł do kuchni. Gdy tak na niego spojrzałem, doszedłem do wniosku, że mój mąż
wygląda dziś naprawdę olśniewająco. Zawsze był piękny, ale kiedy się uśmiechał,
to było coś zupełnie innego. W środku wypełniało mnie aż przyjemne ciepło,
kiedy wiedziałem, że jest szczęśliwy i sam wówczas czułem się o niebo lepiej.
− Dzień dobry,
chłopcy – powiedział, wchodząc do pomieszczenia.
− Cześć,
Takanori – przywitał się Minoru.
− Hej – odparłem.
Taka podszedł do mnie, pochylił się nieco, byśmy mogli się pocałować na
powitanie. Obdarzyłem go czułym całusem.
− O czym tak
rozmawiacie? – spytał, zaglądając do garnków. Pewnie był bardzo głodny po
pracy. Wstałem więc, by odgrzać ukochanemu obiad.
− O Hikari.
Rany, Takanori, może ty coś poradzisz – jęknął Mino. – Ona zachowuje się jak
totalna księżniczka i twierdzi, że jej nie dostrzegam. Bez przerwy zachowuje
się, jakby miała okres.
− Hm – mruknął
Taka.
− Mhm –
odmruknąłem, przedrzeźniając jednocześnie mojego ukochanego. Dźgnął mnie palcem
między żebra.
− Pewnie jest
nieco zagubiona – oświadczył.
Spojrzeliśmy z
Minoru na Takanoriego, kompletnie nie wiedząc, o co mu chodzi. Usiadł przy
stole, czekając, aż odgrzeję i podam mu obiad.
− Co? – odparł
Mino.
− No właśnie? –
poparłem przyjaciela.
Taka wywrócił
oczami.
− Ruszcie głową,
samce alfa. Młoda kobieta, nie tak dawno wyszła za mąż, w dodatku jest w ciąży.
Na jej miejscu też byście nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.
− Hikari nie
jest w ciąży – oświadczył Minoru.
− Jak to nie? –
Taka niemal się oburzył. – Przecież to od razu po niej widać. Myślałem, że w
końcu nam to oficjalnie powiecie.
− Hikari nie jest
w ciąży, mówię ci przecież – powtórzył.
− Spytaj się jej
– Taka westchnął. – Bo może nie chce ci powiedzieć, jeśli mieliście wpadkę.
Minoru oparł się
o krzesło, mało nie wywracając się do tyłu. Przeczuwałem, że jeszcze wydarzy
się coś nieprzyjemnego.
*
− Klub gejowski?
– Taka stał przy umywalce, nakładając krem na twarz. Zerknął na mnie z lustra.
Zdjąłem koszulkę, po czym wrzuciłem ją do kosza na brudy. – Super!
− Szczerze, to
nie spodziewałem się takiej reakcji – odparłem, zsuwając z siebie spodnie.
− Nie masz
czasem ochoty się trochę rozerwać? Bo ja tak. Póki jeszcze nie jesteśmy tacy
starzy.
− Hola, hola! Ty
nawet trzydziestki nie masz, stary nie jesteś.
− Oj, misiu –
jęknął. Zaczął wklepywać białą maź w skórę. Wziąłem od niego opakowanie, po
czym powąchałem krem. Poczułem coś na wzór chemii i starych, spoconych
skarpetek. Skrzywiłem się. – Nie do końca o to mi chodziło. Robisz się
przewrażliwiony na punkcie swojego wieku. Chcesz też?
− Nie, jebie jak
cholera. Na co to? I wcale nie robię się przewrażliwiony na punkcie mojego
wieku.
− Na zmarszczki.
Wcale a wcale.
− Mówię ci. I
co? Będziesz tak śmierdział?
− Używam tego od
ponad miesiąca czy według ciebie śmierdzę?
− No nie.
− Widzisz.
− Ale po co ci
krem na zmarszczki, jak nie masz zmarszczek? – ująłem jego twarz w dłonie,
przyglądając się jej w ledowym świetle. Taka wyglądał zawsze tak samo. Zawsze!
Mój mąż był jak zakonserwowany albo zamrożony, gdyż w dalszym ciągu wyglądał
tak samo, jak w dniu, w którym go poznałem. Miał pełną buzię z delikatnymi,
chłopięcymi rysami oraz drobniutkie zmarszczki mimiczne przy ustach. Nie miał w
ogóle zmarszczek przy oczach, chyba że się uśmiechał naprawdę mocno. Czoło
również miał gładkie niczym pupa niemowlaka. Musnąłem kciukiem jego wargi,
rozchylił usta, patrząc na mnie z rozbawieniem.
− Bo działam
profilaktycznie – odparł, łapiąc mnie za biodra. – Zawsze chcę się tobie
podobać.
Naraz zachciało
mi się okropnie palić. Patrzyłem tak na śliczną buźkę tego jedynego i nie
mogłem oprzeć się pokusie zapalenia papierosa. Przełknąłem ślinę, w środku
odczułem okropną frustrację, jednak z całych sił starałem się nad tym wszystkim
zapanować. Wówczas Takanori pocałował mnie w policzek.
− Idziesz się
umyć? – spytał.
− Mhm.
− Dobra. To ja
się już położę do łóżka.
− Jasne.
On poszedł do
sypialni, ja pod prysznic. Umyłem się w zimnej wodzie, by chociaż odrobinę
ochłonąć. Tak bardzo chciało mi się palić! W środku cały aż płonąłem ze złości,
że nie mogę wziąć w usta papierosa. Chciałem móc poczuć na języku gorzki smak
tytoniu, mieć w gardle to drapiące uczucie. Niestety, nie mogłem sobie na to
pozwolić. Obiecałem sobie, że nigdy w życiu już nie zapalę i bardzo chciałem
się tego trzymać.
Wślizgnąłem się
do łóżka. Taka już spał, obejmując swoją poduszkę ramionami. Położyłem się po
swojej stronie. Leżałem tak przez kilka następnych minut, aż nie wytrzymałem.
Zerwałem się z łóżka, po czym poszedłem do przedsionka. W szafie w jednym z
kartonów ukrytych na dnie, wciśnięta była paczka Meviusów oraz zapalniczka.
Ściskając w dłoniach paczkę oraz zapalniczkę, wyszedłem na taras. Wyjąłem
papierosa, po czym wsadziłem go w usta. Przystawiłem zapalniczkę do końcówki
peta i już miałem ją odpalić, kiedy to coś mnie zatrzymało. Stałem tak chwilę
niczym sparaliżowany. Pomyślałem o dzieciach śpiących na górze, o Takanorim w
sypialni. Stałem tak jak zupełny kretyn z fajką wciśniętą między wargi, jednak
nie mogłem go zapalić.
Cisnąłem
papieros wraz z resztą paczki na ziemię. Zdeptałem całość bosą stopą. Myślałem,
że serce mi pęknie, gdy tak podle niszczyłem swój ukochany nałóg. Ale
ostatecznie, nie zapaliłem i byłem z tego powodu przepełniony dumą.
Rano obudziłem się
kilka minut przed Taką, co zbyt często się nie zdarzało. Leżałem kilka chwil,
patrząc na swojego partnera, pogrążonego we śnie. W końcu zadzwonił jego
budzik. Z niechęcią wyciągnął rękę po telefon, na oślep wyłączył budzik, po czym westchnął ciężko.
− Zadzwoń, że
jesteś chory – powiedziałem.
− Nie śpisz? –
odwrócił się do mnie. Uśmiechnąłem się do Taki, po czym dałem mu całusa w czoło.
− No nie śpię.
− Jakaś nowość –
stwierdził, zaplatając ręce wokół mojej szyi. Pocałowaliśmy się czule. Taka
niemal położył się na mnie, a ja objąłem go w pasie. Musiałem się postarać o
to, żeby zawsze wcześniej się budzić, bo jak tak miały wyglądać te poranki, to
jestem na tak, proszę wpisać mnie na listę. Wymienialiśmy się z Takanorim
czułymi pocałunkami jeszcze przez kilka chwil, aż poczułem, że bardzo chcę z
nim zrobić coś więcej niż wymieniać się niewinnymi całusami. Momentalnie
rozbudziłem się i jednocześnie podnieciłem. Niestety, Taka miał inne rzeczy do
roboty. – Muszę iść do pracy – oznajmił, podnosząc się ze mnie z niechęcią.
− Nie idź –
jęknąłem, przewalając go na plecy. Niemal położyłem się na nim.
− Ojej, Yuu,
puść. Muszę zająć się swoimi małymi pacjentami.
− Mną też się
musisz czasami zająć.
− Jasne, tylko
tutaj nie ma nic małego.
− W sumie masz
rację.
− Czyli możesz
ze mnie zejść, misiu?
Westchnąłem, po
czym z niechęcią zsunąłem się ze swojego ukochanego. On poważnie zarabiał
pieniądze, a ja poważnie opierdalałem się w łóżku. No i jeszcze zajmowałem się
domem, dziećmi oraz załatwiałem inne sprawy.
Tak jak tego dnia.
Ukochana żona wyszła do pracy, a ja zajrzałem do lodówki. Jednogłośnie wszystko
we mnie stwierdziło, że trzeba zrobić zakupy. Z niepalącym i leniwym mną,
jedzenie dość szybko znikało. Nie cieszyłem się z tego powodu, bo czułem, że
się zrobiłem nieco szerszy. Trudno się dziwić, że nawet seks już nie pomagał,
skoro jadłem jak za dwóch. Musiałem wziąć się jakoś w garść. Taka robił
wszystko, żeby jakoś się zakonserwować w swoim młodym ciele, a ja? Paliłem,
piłem, żarłem jak świnia i nie ćwiczyłem. Dobra droga w kierunku miażdżycy albo
zawału.
Popatrzyłem na
siebie w lustrze w łazience, po czym stwierdziłem, że urósł mi brzuch. Niby nie
było to nic wielkiego, trochę ćwiczeń i bez problemu wróciłbym do formy, ale
mimo wszystko, przeraziłem się. Całe życie byłem szczupły, wręcz chorobliwie
chudy, chociaż nie stosowałem nigdy żadnej diety. Jadłem wszystko, ćwiczyłem,
miałem szybką przemianę materii. Później stwierdziłem, że nie mogę być całe
życie chuderlakiem i zacząłem brać białko, ale byłem wciąż w dobrej kondycji.
No cóż, lata już jednak były nie te, organizm reagował inaczej na wszystko.
Byłem jednak pewny, że nie chcę się roztyć jak jakiś amerykański dziad. Dlatego
zrobiłem postanowienie, że jak zacznie się rok szkolny, wrócę do
systematycznych ćwiczeń na siłowni. Dzieci będą wtedy w przedszkolu, nie będzie
potrzeby, by być z nimi dwadzieścia cztery na siedem. Tak, to był mój plan. A
na razie musiałem iść do sklepu i zrobić zakupy.
Dzieci były z
reguły grzeczne podczas zakupów. Wiadomo, czasami biegały to tu, to tam i
krzyczały, że chcą coś tam albo sroś tam. Oboje z Taką już do tego
przywykliśmy, ale i nasze krewetki rozumiały, że jak mówimy nie, to znaczy nie
i już. Bez kompromisu. Chyba, że kwestia schodziła do zabawek. Wówczas był
jeden wielki płacz i wrzask.
− Haru weź dużą
rzodkiew, Yoshi, pójdź po ryż, Hiro, jogurt naturalny – nie to, że się
wysługiwałem dziećmi. Musiałem je czymś zająć, a poza tym, robienie zakupów w
ten sposób było znacznie szybsze. Maluchy na poważnie zawsze brały wszystkie
polecenia. Rozbiegły się w trzy kierunki, a ja bez najmniejszych wyrzutów
sumienia, wziąłem bezcukrowe płatki śniadaniowe.
Stwierdziłem, że
nadeszła pora, by zacząć zdrowo się odżywiać. Takanori już mi nieraz powtarzał,
że z moją dietą, to daleko nie zajdę, ale co ja mogłem poradzić na to, że
uwielbiałem wszelkiego rodzaju mięsiwa, do tego jakiś dobry sos. W ogóle,
potrawy pieczone, smażone, no mógłbym się dać za nie pokroić. Przy Tace i tak
zacząłem jeść zdrowiej, bo on miał prawdziwą obsesję na punkcie zdrowej żywności.
Dlatego większość naszych zapasów, to były produkty ekologiczne oraz naturalne.
Oczywiście, było kilka niezdrowych rodzynków, ale to i tak nic. Odkąd byliśmy z
Taką, zacząłem jeść więcej owoców, szczególnie tych słodszych, bo, jak
twierdził mój partner, sperma wtedy lepiej smakowała.
Kiedy wzięliśmy
już wszystko, co było potrzebne, ruszyliśmy do kasy. To była chyba
najtrudniejsza czynność, bo musiałem mieć oko na dzieci, które zniecierpliwione
hasały dookoła jak te koziołki na łączce, pakować szybko zakupy i jednocześnie
pilnować, by kasjerka mnie nie ochujała z pieniędzmi. Jak debil spakowałem
wszystko na szybko do dwóch toreb, oczywiście, że ekologicznych oraz
wielokrotnego użytku, zapłaciłem, a następnie ruszyłem z maluchami do
samochodu. Władowałem wszystko do bagażnika, dzieci w tym czasie weszły na
swoje miejsca. Zajrzałem na tylne siedzenie, by pozapinać krewetki w fotelikach
i coś ścisnęło mnie za gardło.
Jedno, drugie… A
gdzie trzecie?!
Mało nie
zemdlałem, jak zobaczyłem, że tylko bliźniaki siedzą w samochodzie. Zacząłem
się panicznie rozglądać za Yoshi, ale nigdzie jej nie było.
Spokojnie, Yuu,
tylko spokojnie. Oddychaj, słyszysz? Wdech i wydech. Mała zaraz się znajdzie,
to nic takiego, zachowaj zimną krew – powtarzałem sobie w myślach.
No jasne, czemu
zawsze to mnie musiały się przytrafiać takie rzeczy?!
Zamknąłem
bliźniaki w samochodzie, mówiąc im uprzednio, że mają być grzeczne i zaraz
wrócę. Zdaje się, że ta dwójka w ogóle nie przejęła się tym, że ich siostra
zniknęła, ale może to lepiej. Wystarczy, że ja spanikowałem. Popędziłem do
sklepu, co sił w nogach. Przebiegłem przez wszystkie alejki, szukając swojego
dziecka. Nigdzie tego małego szatana nie było.
− Takanori mnie
zabije – wymamrotałem, drżąc cały ze zdenerwowania.
Biegałem między
wszystkimi alejkami, kilkakrotnie sprawdziłem tę z zabawkami, jednak małej
nigdzie nie było. Już chciało mi się wrzeszczeć ze złości, w głowie nawet
zaświtał mi pomysł, żeby iść do ochrony i sprawdzić monitoring. Yoshi rozpłynęła
się jak kamień w wodę. Poszedłem przed kasy, przeszedłem dookoła. W końcu
zaczepiła mnie kasjerka, która mnie obsługiwała.
− Proszę pana,
wszystko w porządku? – zagadnęła, spoglądając na mnie ze swojego miejsca.
Akurat nie miała żadnego klienta.
− Nie do końca –
odparłem, rozglądając się nerwowo.
− Zapomniał pan
o czymś?
− Tak…
− Proszę się
odwrócić w stronę saloniku prasowego, są tam super automaty.
Że co?
Mimowolnie, odwróciłem się, sunąc wzrokiem po kolorowym szyldzie kiosku. Trochę
niżej, w stronę automatów z zabawkami i różnymi gadżetami…
Yoshi stała przy
jednym takim automacie wraz z kilkoma innymi dziećmi. Serce mi przyspieszyło,
ruszyłem po swoje dziecko, które nawet nie zdawało sobie sprawy z tego, że
zostawiłem je w markecie. Poderwałem maleństwo z ziemi, mocno do siebie przytulając.
Mała, nieco zdezorientowana, spojrzała na mnie tymi swoimi błyszczącymi jak
diamenty oczętami.
− Kochanie,
wracamy do domu – powiedziałem do córki, przyciskając ją do siebie mocno. Cały
drżałem, emocje we mnie powoli opadały. Aż chciało mi się płakać z tej ulgi, że
ją znalazłem i nic jej nie było.
− Ale tatuś,
patrz! Tam jest super miś!
− Wyciągnę ci go
następnym razem, dobrze, brzdącu? Teraz musimy wracać do domu i zrobić obiad.
Nie jesteś głodna?
− Jestem.
− Widzisz?
Ugotujemy coś pysznego.
Wychodząc ze
sklepu, kiwnąłem pani kasjerce głową w podzięce, że miała oko na moją zgubę.
Odmachnęła mi ręką z lekki uśmiechem na ustach, po czym wróciła do obsługiwania
klienta.
Po powrocie do
domu zrobiłem obiad, pobawiłem się z dziećmi w salonie i wykonałem kilka innych
podstawowych prac domowych. Przede wszystkim – pranie. Później odkurzyłem
meble, podłogę, pozmywałem kurze i zrobiłem obiad. Zjadłem z dziećmi posiłek,
po czym usiadłem z nimi w salonie, oglądając programy na kanale dla dzieci.
Głównie leciały jakieś bajki z gadającymi zwierzakami, które miały infantylny
ton głosu i uczyły podstawowych znaków oraz liczb. Przy okazji, drzemka na
kanapie była już chyba czymś, na co byłem skazany, bo zasnąłem jak malutki
bobas po jedzeniu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że obudziłem się wtedy,
kiedy przyszedł Takanori. Na całe moje szczęście, dzieci zasnęły wraz ze mną.
Cała trójka leżała wtulona we mnie, a ja obejmowałem maluchy ramionami, by
przypadkiem żaden nie zsunął się oraz nie spadł na podłogę.
− Hej – powiedział
Taka, wchodząc do salonu. Westchnął rozmarzony, gdy tylko zobaczył naszą
czwórkę ściśniętą na kanapie jak sardynki w puszce. – Moje misiaczki, jak wy
słodziutko wyglądacie. Co dzisiaj robiliście?
− Na zakupach
byliśmy – odparłem, podnosząc się nieco do wygodniejszej pozycji. Postarałem
się, by nie obudzić dzieci. Położyłem je na kanapie, po czym wstałem do Taki.
− A, to fajnie –
odparł.
Pocałowałem
swoją miłość czule w usta. Zdałem też sobie wtedy sprawę, że Taka naprawdę
dziwnie pachnie. Tak naprawdę…
− Masz jakieś
perfumy? – spytałem.
− Nie używam
przecież perfum – odparł, wygładzając mi koszulkę.
− Dziwnie
pachniesz.
− Pachnę? –
zaśmiał się. Pocałował mnie w kącik ust. – Raczej śmierdzę szpitalem, a nie
pachnę.
− No właśnie. O
to mi chodziło – objąłem go w pasie. – Okropnie śmierdzisz szpitalem.
Takanori
popatrzył się na mnie, po czym nie wytrzymał i roześmiał się w głos, mało nie
budząc naszych dzieci. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Mąż zarzucił mi
ręce na szyję, wtulając się we mnie.
− Przez całe
jedenaście lat nie powiedziałeś mi ani razu, że jakkolwiek pachnę, wiesz. Ani
razu. Nawet jak używałem kiedyś perfum, to nawet nie zwracałeś na to uwagi. A
teraz, gdy przestałeś palić i zaczynasz czuć jakieś zapachy, to mówisz mi, że
śmierdzę.
− Przepraszam –
wymamrotałem.
− Ale ja się tak
cieszę – zacieśnił uścisk. – Cieszę się, że według ciebie śmierdzę. To
najlepsza rzecz, jaką mogłeś mi powiedzieć.
I tak właśnie
Taka ucieszył się, że zacząłem czuć jakieś zapachy. Nie to, że nic nie czułem,
ale wcześniej byłem okropnie upośledzony w tej kwestii i dochodziły do mnie
jedynie te naprawdę intensywne zapachy. Tyle lat palenia swoje zrobiło. Bo ile
miałem lat, gdy zacząłem? Trzynaście? Czternaście? Sam już nie byłem pewny, ale
połowę swojego życia spędziłam na nieodczuwaniu większości zapachów. Teraz niby
też lepiej nie było, ale fakt, że byłem w stanie powiedzieć, że Taka śmierdział
szpitalem, dodawał mi otuchy.
Poza tym, reszta
dnia zleciała nam niewiadomo kiedy. Taka zajmował się dziećmi, bawiąc się z
nimi, a ja składałem oraz prasowałem pranie. Nawet poprasowałem skarpetki i
majtki, nim je sparowałem oraz złożyłem. Posegregowałem wszystko kolorami oraz
poszczególnymi elementami garderoby. Oddzielnie były niebieskie i czarne
spodnie, zielone i czerwone koszulki, i tak dalej, i tym podobne. Później
posprzątałem w kuchni, zmiotłem taras oraz werandę i umyłem okna od frontowej
strony. Po wszystkim byłem wykończony. Dobrze, że był Takanori i mógł zająć się
w tym czasie krewetkami.
− A wiesz co
misiu – zaczął Taka, gdy obaj wieczorem siedzieliśmy w pokoju dziecięcym i
usypialiśmy nasze maleństwa. Całe szczęście, że nie wydało się, że zgubiłem
Yoshi w markecie. Takanori wpadłby chyba w szał. – Ortopeda załatwił mi bilety
do teatru na ten piątek. Jakaś komedia, co ty na to, żebyśmy poszli?
− Piątek? –
mruknąłem, głaszcząc małego Hiro po główce. Taka siedział na podłodze przy
łóżeczku Haru. Wydawał się być zmęczony.
− Aha – odparł,
powoli wstając. Zerknąłem na synka, który spał już smacznie, nie przejmując się
w ogóle niczym. O rany, jak ja mu zazdrościłem.
Takanori wziął
mnie za rękę, wyszliśmy po cichu z dziecięcego pokoju, po czym zeszliśmy na
parter, zamykając uprzednio bramkę rozporową. Szczerze, to marzyłem już tylko o
tym, by pójść spać i nie myśleć o niczym.
− Na którą
godzinę?
− Na
dziewiętnastą.
− Ach. A co z
dziećmi?
Usiedliśmy w
salonie. Mało mi brakowało, by nie zasnąć.
− Pomyślałem, że
może dziewczyny mogłyby przyjść się nimi zająć.
− Mają wakacje
przecież.
− Uhm, no wiem –
westchnął. – Ale szkoda, żeby bilety się zmarnowały.
Oparł się o moje
ramię. Splotłem nasze dłonie. Czułem że długo nie dam rady i zasnę na siedząco.
− Może
porozmawiamy o tym jutro? – poprosiłem. – Zaraz tu zasnę.
− Ja też –
westchnął. – A jeszcze muszę się umyć.
− Jutro się umyjesz.
Chodź spać.
Trudno było mi
powiedzieć, jak w ogóle dotarliśmy do łóżka bez demolowania wyposażenia domu,
bo osobiście szedłem już z zamkniętymi oczami. Rozebraliśmy się, Taka pierwszy
wsunął się pod kołdrę, przytulając się do poduszki.
− Nastawiłeś budzik?
– spytałem, przysiadając po swojej stronie łóżka. Mój mąż zajęczał
cierpiętniczo.
− Nastaw za mnie.
Westchnąłem.
Ostatkami sił wziąłem telefon Taki z szafki, po czym nastawiłem mu budzik
dwadzieścia minut wcześniej niż miał w zwyczaju, żeby mógł spokojnie wziąć rano
prysznic. Odłożyłem telefon na miejsce i położyłem się z powrotem obok swojego
księcia na białej poduszce.
Ostatecznie
poszliśmy do teatru, a dziewczyny zgodziły się zostać z naszymi dziećmi.
Takanori miał akurat wolne na piątek oraz sobotę, więc spędziliśmy cały dzień
razem. Z rana pojechaliśmy z dziećmi na zakupy, by kupić im nowe ubranka. Przy
okazji wybraliśmy kilka rzeczy dla siebie, ale to było nic, w porównaniu z tym,
ile wydaliśmy na same krewetki. Zjedliśmy wczesny obiad na mieście, a później
wróciliśmy do dom. Spektakl zaczynał się o godzinie dziewiętnastej, jednak
musieliśmy być w teatrze nieco wcześniej i jeszcze trzeba było nieco
przygotować dom na przybycie Rudej, Pulchnej, Jeżyka i Okularnicy. Tak i czas
do szesnastej zleciał szybko. Z Taką przyszykowaliśmy kolację, rzeczy dla
dzieci. Takanori, oczywiście powtórzył parokrotnie wszystkie rzeczy, różne
procedury, co robić, gdyby coś się działo. Udało nam się więc wyjechać do
teatru całą godzinę przed przedstawieniem.
− Chyba pierwszy
raz w życiu nie będziemy spóźnieni – oznajmiłem, zjeżdżając na autostradę do
Sapporo. – Powiedz mi jeszcze, jaki to był teatr?
− Współczesny –
odparł mój partner. – Wiesz w ogóle, na jaki spektakl jedziemy?
− Nie do końca,
ale wierzę, że mnie w tym uświadomisz.
Takanori
roześmiał się jedynie. Pokręcił głową w rozbawieniu i przez resztę drogi
niewiele się odzywaliśmy. Na miejsce dotarliśmy jakieś dwadzieścia minut
później. Chwilę staliśmy też w korku. No tak, piątek, nagle ruch na ulicach
zwiększa się o trzysta procent.
I muszę
powiedzieć, że w teatrze bawiłem się świetnie. W końcu to była jakaś rozrywka,
w której nie występowały pluszowe misie i nie było infantylnych, oklepanych
skeczy. Nareszcie coś, co nie miało przeznaczenia dla małych dzieci. Takanori
również miał ubaw. Obaj śmialiśmy się w niebogłosy, a aktorzy wykonali świetną
robotę, aż byłem skłonny iść do nich po przedstawieniu i poprosić każdego z
osobna o autograf.
Po sztuce
wybraliśmy się na kolację do restauracji niedaleko. Nie mieliśmy zarezerwowanego
stolika, jednak cudem dostaliśmy jeden wolny stolik. Przyznam szczerze, że to
był naprawdę miły wieczór pełen śmiechu. Tylko ja i Takanori, który namiętnie
opowiadał mi o jakiś zabawnych sytuacjach, które ostatnio wydarzyły się w
szpitalu. Kto by pomyślał, że w takich miejscach też może być wesoło.
− Może weźmiemy
wino? – zaproponował w pewnym momencie, z uśmiechem przeglądając końcowe strony
menu.
− Możesz się
napić, ja prowadzę.
− Wynajmiemy
pokój w hotelu – zerknął na mnie ze znaczącym uśmiechem. – Dziewczyny i tak
zostają u nas na noc, Ruda napisała mi, że maluchy już śpią, więc nie ma o co
się martwić. Czy koniecznie chcesz wrócić na noc do domu?
− Coraz bardziej
mnie przekonujesz – odparłem, dotykając lekko jego dłoni. – Ale jakoś nie mam ochoty
na wino.
− Szampan?
− Taka –
zaśmiałem się – tak bardzo chcesz mnie upić?
− Będziesz
łatwiejszy – odłożył menu na bok. Zaśmiałem się, biorąc łyk wody.
− Dla ciebie jestem
łatwy nawet bez alkoholu.
Wyszliśmy z
restauracji, idąc we dwoję pod rękę. Taka wesoło mówił mi o wszystkim o niczym,
a ja przytakiwałem mu we wszystkim. Szliśmy jakiś czas ciemnymi uliczkami, aż
mój mąż wpadł na kolejny wspaniały pomysł, jakim było odwiedzenie dzielnicy
gejowskiej. No i uległem. Nie byliśmy ubrani jak większość ludzi, które chodzi
w takie miejsca, w końcu wybraliśmy się do teatru, a nie do gejowskiego
miasteczka.
Neonowe szyldy
nocnych klubów, drag queen zachęcające wszystkich do odwiedzenia różnych
lokalów, ludzie poubierani w cudaczne, kolorowe stroje, głośna muzyka, niemal z
każdego klubu zupełnie inna. Donośne śmiechy, rozmowy, jednopłciowe pary
obściskujące się w tłumie oraz zagubieni heterycy, którzy wpadli zwabieni
fantazyjnością tego miejsca. W tym wszystkim byliśmy my z Taką. Ubrani w
eleganckie garnitury, sunęliśmy między wyuzdanymi lokalami, ludźmi, którzy
prawdopodobnie przyszli tylko po to, by kogoś zaliczyć. Ale było mi tam
naprawdę dobrze. To było miejsce publiczne, w którym nikt by się nigdy nie
spojrzał krzywo na mnie i Takę. Szliśmy, trzymając się za ręce i mając resztę
świata w głębokim poważaniu. Jedyne, co przed sobą mieliśmy, to tęczowa flaga
powiewająca dumnie na wietrze.
− Pamiętasz
może, jak nazywał się ten lokal, o którym mówił ci Minoru? – spytał Taka,
niemal do mnie krzycząc, bym cokolwiek usłyszał w tym hałasie.
− Chcesz tam
iść?
− Aha! Taka
okazja szybko się nie powtórzy, więc warto skorzystać.
Znalazłem w
telefonie link, który podesłał mi Minoru. Nazwa lokalu nie była jakaś wymyślna,
a samo miejsce nie było daleko od nas. Bez problemu dotarliśmy pod nieco mniej
okupowany oraz milion razy bardziej elegancki od innych klub. Na wstępie, jak w
każdym innym miejscu, powitała nas ochrona.
− Mają panowie
rezerwację? – spytał rosły, byczy mężczyzna z miną, jakby każdy był
potencjalnym terrorystą.
− Nie mamy –
odparł Taka tonem, jakby rozmiary jegomościa nie zrobiły na nim żadnego
wrażenia. – Ale wstęp jest płatny, tak?
− Tak. Dwa i pół
koła za osobę.
Myślałem, że
kolacja mi się cofa. D… dwa i pół tysiąca? To był chyba jakiś żart (2500 jenów
to na obecny kurs około 80 zł dop. aut.).
− Na pewno
chcemy tu iść? – spytałem swojego partnera, obejmując go w pasie.
− Na pewno –
odparł. – To proszę bardzo dwie osoby.
− Jasne. Będzie
pięć tysięcy. Gotówka czy karta?
− Gotówka.
No i tak
dostaliśmy się do tego nowego, słynnego gejowskiego klubu, do którego
wpuszczano tylko większe szychy. Od razu po wejściu zrozumieliśmy, dlaczego
wstęp tyle kosztował. Nie ukrywajmy, wyposażenie nie wyglądało na tanie. Typowy
klubowy wystrój połączony z klasycznymi zdobieniami. Całość wcale nie wyglądała
kiczowato, ba, to było niesamowite, jak ktoś ze smakiem wstawił obok parkietu
replikę rzeźby Michała Anioła. Dawid, Dyskobol... Ten to się jednak znał na
męskim ciele.
− Czyli to jest
ten nowy, ale już legendarny klub – powiedziałem do Taki, niemal krzycząc mu na
ucho. Muzyka była dość głośna, ale grali całkiem fajnie. To nie były jakieś
cudaczne, nowoczesne łupanki, ale też nie zupełny oldschool z lat
siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Jednak wszystko ze sobą współgrało i
tworzyło jeden wielki obraz, sugerujący, że tutaj bawią się bogaci.
A szczerze, to
towarzystwo było różne. Niektórzy ubrani tak jak my, inni nieco luźniej albo
zupełnie pod krawat. Byli młodsi od nas, w naszym wieku, starsi. Najbardziej
zaimponował mi staruszek około siedemdziesiątki, który siedział w loży z dość
młodszym od siebie chłopcem. Chłopcem, mężczyzną go raczej nie mogłem jeszcze
nazwać. Trzymali się za ręce i obściskiwali.
− Szczerze, to
myślałem, że będą tu puszczać Chopina – krzyknął do mnie Taka.
Chwilę staliśmy,
podpierając ścianę. W końcu kupiłem nam po drinku, martini. Takanori
powiedział, że to martini smakuje o wiele lepiej niż to, które pił w hotelu. W
dodatku, mój partner był nieco zaskoczony, że piję alkohol, bo niby
prowadziłem, ale stwierdziłem, że hotel nie był jednak złym pomysłem.
Zaraz
zauważyliśmy, że zwolniła się jedna kanapa, dlatego na niej usiedliśmy.
Popijaliśmy nasze martini, aż nagle mój mąż powiedział, żebyśmy poszli
zatańczyć.
− Wieki nie
tańczyłem – odparłem.
− No to się
rozruszasz – pociągnął mnie lekko za dłoń. – Misiu, no chodź.
− Później. Teraz
możesz iść sam.
− No nie daj się
prosić.
− Nie, nie chcę.
− Yuuś,
kochanie.
− Naprawdę, nie
mam teraz na to ochoty…
− Ach! No dobra.
To pójdę sam – fuknął.
I poszedł sam na
parkiet. Takanori ze swoją oszałamiającą urodą wcale nie musiał długo czekać,
aż ktoś się nim zainteresuje. Powabnie kręcił biodrami, patrząc przy tym w moją
stronę, jakby próbował zachęcić mnie do tańca. Ale ja naprawdę czułem, że
prędzej złamię nogę niż zatańczę. A sępy zjawiły się wyjątkowo szybko, jak
zawsze zresztą, gdy zostawał na trochę sam. Z jednej strony podbił do niego
młody mężczyzna ubrany w nowoczesną, zwiewną marynarkę, z drugiej zakradł się
do niego facet nieco po czterdziestce. Był ubrany niewiele luźniej od nas.
Kotek odwrócił
się do tego drugiego. Zerkał na mnie co chwilę, a z obcym mężczyzną utrzymywał
znaczny dystans. W końcu tamten objął go, chociaż Taka zaparł się rękoma na
jego torsie, by móc go w każdej chwili od siebie odepchnąć. Powiedział facetowi
coś na ucho, po czym wskazał głową w moją stronę. Mężczyzna zerknął na mnie,
zaśmiał się, a Takanori jedynie spuścił głowę. Tańczyli tak chwilę, Taka w
końcu zarzucił mu ręce na ramiona, mężczyzna objął go w pasie. Byli o wiele za
blisko, o czym mój mąż dobrze wiedział. Spoglądał na mnie, chcąc widzieć
wszystkie moje reakcje. Próbował wywołać u mnie zazdrość i mu się udało.
Ciskałem piorunami z oczu w stronę tamtego gościa, który bezkarnie kleił się do
mojego mężczyzny. Nagle dostrzegłem, jak dłoń tego obcego niebezpiecznie zsuwa
się w dół, lądując na pośladkach mojego partnera. Takanori wzdrygnął się,
próbując zrobić krok w tył. Tego było już za wiele. Zerwałem się z miejsca, po
czym jak torpeda pognałem w stronę tej dwójki.
− Odbijany – oznajmiłem,
wciskając się między obcego mężczyznę oraz mojego ukochanego. Taka jakby z ulgą
wpadł w moje ramiona, a ja przycisnąłem go do siebie mocno. Posłałem facetowi
rozeźlone spojrzenie, ale zdaje się, że tylko go rozbawiłem.
W sumie, to nie
miałem nic przeciwko temu, by Taka z kimś tańczył. Taniec to był taniec, nic
wielkiego i obaj byliśmy w stanie to zrozumieć. Co innego było, gdy dochodziło
do macania, wówczas nam obydwóm skakało ciśnienie. Bo co jak co, ale tego typu
dotykanie należało wyłącznie do nas.
− Jasne, jasne,
w porządku – odparł facet, odsuwając się na bok.
Taka zaplótł
ręce wokół mojej szyi, położyłem mu dłonie na biodrach i tak chwilę kiwaliśmy
się w rytm muzyki. W zasadzie, to teraz mogłem tańczyć przez resztę nocy, byle
nikt nie zbliżał się do Takanoriego. Byłem taki wściekły, że mógłbym zrobić
komuś awanturę za samo spojrzenie w stronę mojego jedynego.
− Co to było? –
fuknąłem. – Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie dawał się nikomu macać.
− Myślisz, że
chciałem się dać?
− Tak to
wyglądało.
− Zsuń ręce
niżej – powiedział, kierując moje dłonie w stronę swoich pośladków. Popatrzyłem
na niego nieco zaskoczony, a on, jak gdyby nigdy nic, na nowo zaplótł ręce
wokół mojej szyi. – Teraz dopiero daję się macać. Nie ma za co.
Kilka chwil
później stwierdziłem, że nie mam więcej ochoty na kręcenie się po parkiecie,
dlatego z powrotem usiadłem na kanapie. Taka tańczył już nieco pewniej między
ludźmi i jak na razie nikt nie próbował go zmacać. Za to do mnie dosiadł się
jeden facet, był mniej więcej w moim wieku.
− Hej –
zagadnął.
− Hej –
odparłem, zerkając w jego stronę.
− Co tak sam
siedzisz, przystojniaku?
− Nie mam ochoty
tańczyć – przyznałem. Zerknąłem na swojego partnera, który zachęcająco kiwnął
głową w moją stronę. Bardzo chciał, bym wyszedł z nim na parkiet. Czułem się
już chyba nieco za stary na tego typu zabawy.
− A masz ochotę
na coś innego? – przysunął się dość blisko do mnie.
− Nie
przyszedłem sam – zaśmiałem się. – Mój partner szaleje właśnie na parkiecie.
− Tak? A który
to?
− Ten malutki w
brązowych loczkach.
Facet spojrzał w
stronę parkietu, po czym wydał z siebie okrzyk, który miał oznaczać, że właśnie
odkrył coś niesamowitego. Zerknąłem nań dość zaskoczony i jednocześnie
zaniepokojony.
− To śliczne
maleństwo przyszło z tobą? Wszyscy tutaj mówią już tylko o nim. Skąd ty go
wziąłeś?
− To mój mąż.
− O nie. Nie mów
– jęknął niezadowolony. – Związaliście się na stałe? Najgorsze co może być. I
jeszcze gorsze jest to, że taki piękny okaz jest zajęty. I powiedz mi jeszcze,
że sypiacie wyłącznie ze sobą.
− Raczej. Stary,
czego ty oczekujesz? Trójkąta albo jakiejś orgii?
− Trójkąt by
mnie zadowolił, ale przyszedłem ze znajomym, więc jego też mógłbym wkręcić. Ale
naprawdę nie sypiacie z innymi?
− Sypiam tylko z
nim.
− A on?
− Co?
− On sypia tylko
z tobą?
Spojrzałem w
stronę Taki, który radośnie podrygiwał w rytm muzyki. Wyglądał tak uroczo,
pełen beztroski. Zrobiło mi się ciepło na sercu, widząc jego szczery uśmiech
oraz odprężenie na twarzy. Cieszyłem się, że mógł się nieco wyszaleć. Nigdy nie
był jakimś imprezowiczem, na studiach nie miał nawet czasu na zabawę, a teraz
też za bardzo nie było jak się bawić. Dlatego to była świetna okazja na chwilę
odprężenia.
− Raczej tak.
− Nigdy nie
wiesz czy twój facet sypia tylko z tobą. Zawsze może pojawić się ktoś trzeci.
Wiem to po swoim związku.
− Żyjesz w
trójkącie?
− Nie. Jak
dowiedziałem się, że ma kochanka, to się rozstaliśmy. Ale dlatego nie powinno
się angażować w związki, bo później i tak pojawi się ktoś trzeci, a wtedy to
tylko ból, płacz i złamane serce.
− Przykro mi –
przyznałem. – To pewnie było nieprzyjemne. Właśnie dlatego nie potrzebujemy
trzeciej osoby w łóżku.
− Nie nudzi wam
się? Cały czas ta sama osoba… Ew… Okropne. Zrzygałbym się w końcu, jakbym
musiał spać bez przerwy z tą samą dupą.
− Spójrz na niego
– powiedziałem do faceta. Posłusznie popatrzył na Takanoriego, który spojrzał
na mnie, ponownie chcąc mnie wyciągnąć na parkiet. Puściłem mu tylko oczko, co
go rozbawiło. – Przyjrzyj mu się i zastanów czy mam ochotę się zrzygać,
pieprząc się wyłącznie z nim.
Mężczyzna przez
pewien czas spoglądał na Takę, po czym wypuścił głośno powietrze ustami.
Pokręcił głową.
− Jebałbym go
ile wlezie – odparł. – Jest taki… powabny. I ten zgrabny tyłek.
− Ten mężczyzna
jest kimś, z kim seks jest milion razy lepszy, niżbym miał się pierdolić z
jakimś przypadkowym gościem – oznajmiłem. – A to, że uprawia seks wyłącznie ze
mną, już w ogóle jest cudowne.
Facet pokiwał
lekko głową, jakby udawał, że rozumie to, co mu właśnie mówią. Chociaż, może
faktycznie coś do niego dotarło. Nie odszedł jednak, siedział wciąż obok mnie,
zapewne chcąc poznać mojego kota. A przyszedł on do nas wkrótce, tanecznym
krokiem wskakując prosto na mnie. Zasiadł mi okrakiem na biodrach, rozochocony
ponętnymi tańcami.
− Yuu – jęknął –
no chodź ze mną zatańcz.
− Ale, kotku,
nie mam ochoty.
− Misiu, no –
pocałował mnie ostentacyjnie w usta. Zrobił to specjalnie, by zademonstrować
obcemu obok, że jestem zajęty. Wplątałem dłoń w jego włosy, drugą zsunąłem na
jego pośladki. – Kochanie – powiedział w moje usta, nawet nie przerywając
pieszczoty. Wsunąłem język w jego usta, a on przysunął się jeszcze mocniej do
mnie. Właśnie za to kochałem gejowskie kluby, mogliśmy się publicznie ze sobą
migdalić a i tak nikt nie zwracał nam uwagi, że gejom nie wypada publicznie się
w ogóle trzymać za ręce. Co innego, gdybyśmy byli hetero rodzinką, wówczas
ludzie by na nas gruchali, że jaka to z nas milusia para zakochanych w sobie
heteryków.
− Mówię, że nie –
oderwałem się od niego.
− Mhhh – jęknął,
uwieszając się na mnie. – Misiaczku, no.
− To może ja
pójdę? – odezwał się facet, który się do mnie dosiadł. Zerknąłem nań. Oczy
świeciły mu się z jawnym pożądaniem, a patrzył wyłącznie na mojego ukochanego
męża. No i jeszcze czego. Mało brakowało, a bym mu tam wyjebał gonga w zęby.
− Tak? –
powiedział Taka z zainteresowaniem. No nie, specjalnie się teraz bawił. – To świetnie.
− Jednak pójdę –
odparłem, obejmując mocno Takę. – Nie ma sprawy.
− Jeszcze kilka
sekund temu nie chciałeś.
− Zmieniłem
zdanie. Z tobą pójdę do piekła, a na parkiet tym bardziej.
Kilka chwil
później wraz z Taką kręciliśmy się wesoło na parkiecie. Rozglądałem się nieco i
faktycznie, sporo osób patrzyło tylko na nas, a w zasadzie na mojego
ukochanego. Nawet jak grali coś szybszego, to i tak trzymałem go w pasie albo
za biodra, żeby cała ta śmietanka towarzyska wiedziała, że Taka jest zajęty. A
powiem szczerze, gośćmi były całkiem niezłe szychy. Jak się później okazało,
facet, który się do mnie dosiadł, był właścicielem jakieś niemałej korporacji,
a jego przyjaciel był wykładowcą. Już sam fakt, że tego typu ludzie byli w
gejowskim klubie, dawał mi do zrozumienia, że lokal nie był przeznaczony dla
pierwszych lepszych. A poza tym, sam Takanori był też lekarzem, więc…
Cała historia
potoczyła się tak, że upiliśmy się nieco, a później wylądowaliśmy w love
hotelu. Ja z Taką, bez tamtych dwóch. Mieliśmy świetne humory i ogromną ochotę
na miłosne harce, a Takanori to w ogóle przechodził samego siebie. Wieszał się
na mnie, kiedy ja odbierałem klucze od pokoju, ocierał się, całował mnie po
twarzy, szyi, cienkiej koszuli. Jęczał i wzdychał, jakbyśmy już to robili.
Jedyna osoba na recepcji, jakaś kobieta, która tylko poprosiła mnie o nazwisko
i powiedziała, do której jest doba hotelowa oraz podała cenę za pokój,
spojrzała na naszą dwójkę z lekkim uśmiechem. A Taka jeszcze jej opowiadał, jak
to on mnie kocha, że jestem jego mężem i mamy dzieci. W moim mniemaniu, był
przy tym taki słodziutki, że mógłbym go wziąć bez skrępowania w holu recepcji,
na oczach tamtej kobiety.
Rozochoceni
poszliśmy do pokoju. W zasadzie, to tylko ja szedłem i trzymałem przy okazji
Takę, który zaciskał wokół mnie swoje silne nogi a przy okazji rozpinał moją
koszulę. Ledwo udało mi się dojść pod drzwi, tak się wiercił. Postękiwał przy
tym seksownie zniecierpliwiony. Wpadliśmy do pokoju, cudem zamknąłem za nami
drzwi na klucz. Dopadłem do łóżka, rzuciłem na nie Takę, a sam szybkim ruchem
ściągnąłem z siebie marynarkę, a następnie padłem na mojego ukochanego, który
rozkładał ku mnie ręce.
To była cudowna,
upojna noc. Takanori krzyczał moje imię w niebogłosy, pewnie pobudził przy
okazji innych gości hotelowych, ale co poradzić, to był hotel miłosny.
Obudziłem się na
kacu, z Takanorim na sobie. Obaj byliśmy nadzy i przykryci kołdrą. Taka jeszcze
spał, przytulając się do mnie mocno. Doszedłem też do wniosku, że chyba
przesadziliśmy nieco w nocy, bo cała pościel, oprócz kołdry, znajdowała się na
podłodze, w dodatku w różnych częściach pokoju. Zdałem też sobie sprawę, że
obok mojej głowy leży mocno zużyta, niezakręcona prezerwatywa. Na podłodze
leżała druga, a na szafce trzecia. Bosko, zaliczyłem męża trzy razy pod rząd.
Wiedziałem, że będzie w ciągu dnia okropnie marudny, ale nie żałowałem, że
zrobiliśmy to tyle razy. Byliśmy tylko my dwaj, zero dzieci. Tylko Taka, ja i
seks. Brak zmartwień, że któreś maleństwo nas usłyszy, obudzi się i nie daj
droga Amaterasu, przyjdzie do naszego pokoju, podczas gdy by będzie w najlepsze
oddawać się zwierzęcym zabawom. Trauma murowana.
− Kotku,
niedługo będziemy musieli się zbierać – powiedziałem, delikatnie potrząsając
bladymi ramionami mojego kochasia.
− Weź – jęknął
zaspany – bądź cicho, śpię.
Zaśmiałem się,
jednak nie ruszyłem się ani o milimetr. Nie miałem ochoty wstawać. Jeszcze Taka
tak słodko wtulał się we mnie, jakby był malusim kociakiem, uparcie
poszukującym ciepła drugiego ciała. Pogłaskałem go po nagich plecach, on
westchnął.
Nagle przez myśl
przeszło mi, że za tydzień kończę wakacje i w sumie nie napisałem jeszcze
protokołu z diagnoz. Kompletnie zapomniałem o tym wszystkim. Ciekawiło mnie też
co z Hikari. Czy ona napisała swój protokół i czy faktycznie potwierdziły się
nasze podejrzenia i była w ciąży. Minoru coś ostatnio się nie odzywał, ja sam
nie miałem nawet głowy o to, by zapytać o cokolwiek. Liczyły się dzieci, dom
oraz inne obowiązki. Ale cieszyłem się, że w końcu mi i Tace udało się wyjść
gdzieś we dwóch. Potrzebowałem takiej odskoczni od całych tych dziecięcych oraz
domowych spraw. W sumie zaliczyliśmy miłą kolację, udany clubbing i jeszcze
całość zwieńczyliśmy namiętnym seksem w love hotelu. Czego chcieć więcej?
O rany, a mieliśmy
iść tylko do teatru.
---
Bogu, Tsukkomu
wolno do spania?
Cześć, Żuczki!
Przybyłam z nowym rozdziałem specjalnym. Troszkę mi zajęło pisanie, rozdział
też jest długi. W sumie wyszło mi na niego prawie 6 butelek wina i ponad gram
zielska. (Make gay fanfiction, not drugs.)
I jak wam minął
miesiąc szkoły? Przepraszam, że tak mnie nie było, ale miliony innych obowiązków
przygniotło mnie naraz, jak ubrania Takę w jednym rozdziale trzeciej serii
Migdała. I mam też trochę smutną wiadomość dla wszystkich. Ostatnimi czasy
bardzo starałam się, by cokolwiek pojawiało się w miarę regularnie, ale patrząc
na mój plan zajęć oraz fakt, że wracam na uczelnię od poniedziałku, muszę
zakomunikować, że nie mam zielonego pojęcia, kiedy coś się pojawi na ybt.
Apeluję też do moich młodszych Żuczków, co to stoją przed wyborem uczelni
wyższej; idźcie gdzieś, gdzie nie będą was traktować jak bydła. Nie
popełniajcie mojego błędu, bo to łatwy sposób do uzależnienia od wszelkich
środków niwelujących stres. Gorąco nie polecam. X’D
Trzymajcie się
ciepło, Żuczki, bądźcie grzeczni, jedzcie szpinak, miłujcie swoich wrogów
(żarcik, zakopcie ich żywcem w ogrodzie sąsiada), nie kąpcie kotów pod
prysznicem, uśmiechajcie się do siebie i w ogóle, wszystkiego najlepszego dla
was.
Do następnego~!
Dziękuje za pozdrowienia <3 To było takie super, że aż muszę skomentować. Scenki rodzajowe normalnie cud miód malina i orzeszki. Jestem z Ciebie bardzo dumna. W ogóle całe mi się podobało, nawet nie wiesz ile się śmiałam gdy to czytałam :D Może sama w końcu coś napisze...
OdpowiedzUsuńTen rozdział skutecznie umilał mi czas na nocce, także dziękuję Ci za niego! Smutno mi,że będziesz miała tak mało czasu dla siebie przez studia, ale jak ja to doskonale znam, mimo tego,że ja mam tak przez pracę.
OdpowiedzUsuńTo była cudowna sielanka, przedstawienie ich życia po tych wszystkich złych rzeczach, które ich spotkały. Miło czytać, że teraz mają tak cudowne życie! Jak zwykle nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, Cruel World albo czegokolwiek od Ciebie.
Powodzenia na uczelni i nie daj się załamaniom nerwowym! Kiedyś będziesz świetnym prawnikiem. Weny weny i weny, czasu na pisanie (chociaż trochę) i wszystkiego dobrego ❤
Cudny rozdział ^.^
OdpowiedzUsuńMama przed chwilą powiedziała do mnie : "Migdałku mój",a mnie zalała fala gorąca od razu."Miałam napisać komentarz na ybt!!!"
OdpowiedzUsuńNo to jestem.
Już nie pamiętam co miałam napisać shiiiit no -, -
Na pewno, że Taka jest moim mistrzem i strasznie za nim tęskniłam... AHA! No jak wylał to mleko to wtedy to stwierdziłam XD
Yuu, Taka, dzieci i spokojny urlop? Jeszcze w opowiadaniu Tsukkomi-san?! NO BŁAGAM
Ale i tak umarłam jak Yuu zgubił Yoshi w sklepie XD Takanori by go zajebał, matko, chciałabym to zobaczyć XD Taki alternative end tej historii XDDD *wcale nic nie sugeruje*
Albo w sumie nie. Bo chcę dalsze losy Yuu jako gówniarza.
Szkoła się zaczęła na dobre i nie mogę Cię już stalkować :( Co nie zmienia faktu, że dalej się nie wysypiam... Ech.
Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy, nieważne co, ważne że Twoje.
Papa~!
Rozdział był tak pięknie długi, że zjeżdżając tu by napisać komentarz trochę się namachałam.
OdpowiedzUsuńTo się ceni!!!
Już ci ostatnio napisałam w komentarzu, że warto na takie długie rozdziały czekać i zdania nie zmieniłam.
Baaaaardzo mi się podobało, że była perspektywa Yuu!
Oczywiście musiałaś mnie doprowadzić do łez i już ty wiesz czym!
Taka totalnie wygrał z tym rozlaniem mleka XDD
Chętnie razem z Yuu nakopałabym do dupy temu gnojkowi! Dosyć ciekawie to pokazuje jak Yuu zmienił się pod wpływem dzieci. Jeszcze kilka lat temu by go udusił, a tu prawie spokój i opanowanie!
Yuu z zostawieniem Yoshi w sklepie też wygrał XDD
Ale kurde musiał upilnować trójkę to ja mu się nie dziwię, że jedno się zapodziało!
Ogólnie piękne i cudowne jak z a w s z e.
Smut, że będziemy musieli poczekać dłużej z kolejnym rozdziałem, ale rozumiem i trzymam za ciebie kciuki! Nie daj się tam!
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
I hejt bo nie chciało mi dodać tego komentarza.
Taka taki perwers, a Yuu zostawił dziecko w markecie xD rozdział świetny jak każdy! Co prawda czytałam go kilka dni ale no było warto ^^ czekam na więcej i życzę weny :)
OdpowiedzUsuń