Migdałowe serce: OTP Challenge 05
Kissing
Gdy skończyłem siedem lat, na moje
przyjęcie urodzinowe zjechało się pół rodziny. To znaczy, tylko to pół rodziny,
które miało okazję mnie poznać. Większość wujków i ciotek poznałem dopiero, gdy
byłem o wiele starszy, jednak nie o tym teraz mowa.
Ważne było to, że na moje siódme
urodziny przyjechała ciocia Yuri. Jedyna istotna osoba w moim życiu, mówiąc
szczerze. Rozpromieniła ona to, że na swoje własne urodziny byłem przeziębiony
i nie mogłem w ogóle wychodzić na dwór. Musiałem siedzieć w domu z mamą, która
bez przerwy kazała mi robić jakieś dziwne rzeczy. A to mi kazała cieplej się
ubrać, chociaż już miałem na sobie podkoszulkę i sweter, ciepłe skarpety, a i
jeszcze bez przerwy okrywała mnie kocem, co już w ogóle mnie irytowało. Do tego
miałem okropne lekarstwa, jakieś tabletki, których nawet nie potrafiłem
połykać, poza tym, dostałem paskudny syrop na odkrztuszanie, że miałem ochotę
powiedzieć swojej mamie, że już wolę być chory do końca życia niż brać te
wszystkie świństwa.
Ale wszystko się zmieniło, gdy tylko
zjawiła się u nas ciocia Yuri. Zjawiskowo piękna, w długim, szarym płaszczu
oraz czerwonym szaliku, którym zakryła połowę twarzy. Jednak ten czerwony w
piękny sposób podkreślał jej śliczną oprawę oczu. Byłem taki szczęśliwy, jednak
mama nie pozwoliła mi się nawet do niej przytulić, bo twierdziła, że ją zarażę.
Jakim ja nieszczęśliwym dzieckiem byłem, własna matka zabraniała mi objąć
ukochaną ciocię. Cóż, niestety, jako maluch nic z tym nie mogłem zrobić.
− Ale, Yuu, czujesz się już lepiej? –
zapytała ciocia, przysiadając obok mnie na kanapie. Byłem naprawdę
niepocieszony tym, że nie mogę się zbyt zbliżać do cioci.
− Tak! – oznajmiłem pewnie, a po chwili
zakasłałem donośnie. Moja mama zjawiła się błyskawicznie, każąc mi iść coś na
siebie ubrać, bo pewnie choruję, bo kompletnie się nie ubieram. Ale jak to? Że
niby nago chodziłem?!
Na całe moje szczęście, podczas przyjęcia
nie robiła mi jakiś scen i chwała jej za to. Mogłem swobodnie chodzić między
wszystkimi gośćmi, a przede wszystkim, mogłem zwyczajnie rozmawiać z ciocią
Yuri i nikt nie zwracał mi uwagi na to, że jestem przeziębiony i nie powinienem
w ogóle wychodzić z łóżka.
Przyjęcie przebiegało sprawnie, aż
nadeszła pora na prezenty. Rozradowany rozsiadłem się niczym król na kanapie,
biorąc poszczególne pakunki oraz wydobywając ich wnętrze na światło dzienne.
Głównie były to jakieś zabawki, o które prosiłem wcześniej mamę. Musiała dać
znać rodzinie, co takiego jej synalek sobie wymarzył.
Aż w końcu wziąłem jeden nie za duży
prezent. Kartonik owinięty nieskazitelnie białym papierem oraz srebrną,
błyszczącą niczym tysiąc gwiazd, wstążką.
− Jaki ładny – powiedziałem.
− Ach, ale zobacz, co jest w środku –
odparła ciocia Yuri.
Zdaje się, że moje spojrzenie
rozświetliło się w jednej chwili. Ostrożnie zerwałem papier, po czym zajrzałem
do środka. Wewnątrz był inny niewielki pakunek. Zajrzałem do środka, po czym
okazało się, że była to bardzo rzadka figurka jednego z superbohaterów, którego
w tamtym okresie podziwiałem. Rozradowany mało nie krzyknąłem. Poderwałem się z
miejsca, by już pobiec do mamy i pokazać jej, co takiego dostałem, kiedy to coś
mnie tknęło.
Podbiegłem do cioci, objąłem ją z całej
siły za szyję, po czym obdarowałem ją soczystym całusem prosto w usta. Nie
powinienem był tego robić, bo jednak byłem chory, jednak w tej jednej chwili
zupełnie zapomniałem o tym, że coś mi w ogóle dolega. Byłem tak szczęśliwy, że
mógłbym latać.
Yuri roześmiała się serdecznie, po czym
oddała całusa. Nieco mnie to speszyło, poczułem, jak moje policzki okrywają się
rumieńcem.
Oderwałem się więc od Yuri, po czym
pobiegłem do mamy, by pokazać jej, co miłość mojego życia mi dała. I w sumie,
ja też jej coś dałem w zamian, czego jednak nie chciałem, bo ciocia
rozchorowała się dwa dni później. Przepraszałem ją przez kilka następnych miesięcy,
że przeze mnie była chora, jednak nie wydawało mi się, by w ogóle ją to
ruszyło. Może to i lepiej.
---
Halo, jest tu ktoś??
Kyaaaaaaa~! Ten mały Jóczan jest taki kawaiiiiiiii~~~~!!!
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie komentuję, ale obiecuję, że w weekend to Ci walnę taki długi komentarz, że po prostu najdłuższy jaki w życiu napiszę!!!
Jednak wiesz, możliwe, że nie dożyję piątku, także ten... Ech! Czemu ja się nie umiem wysłowić?!
No nieważne! Rozdział cudowny jak zwykle, no i ten Yuu, aaach, a Yuri taka uuummmh! Ja się pytam, czemu to nie Yuu jest ojcem Taki? Byliby taką piękną, szczęśliwą rodziną <3 A Ru byłby np. no nwm... Z Kojotem?... Nie. Dobra, to był zły pomysł. Najwyżej Taka zostałby starą panną, no ale!!!...
Biol-chem to zło.
Trzymaj nade mną pieczę, Tsukkomi-sama, błagam...
Ja Ci życzę weny!
Do następnego i papa~!
Nie przepadam za Yuri, no nie przekonuje mnie do siebie.
OdpowiedzUsuńO jeeeeny, przez komentarz powyżej wyobraziła sobie Yuu w roli ojca Taki xDD Szczegół, że to tylko kilka lat różnicy między nimi.