Migdałowe serce: Absolute Beginners
Absolute Beginners
Pierwszy
stycznia, Nowy Rok. Nie miałem pojęcia, która godzina była i nie bardzo też
chciałem wiedzieć. Uchyliłem zaspane powieki, moje zmęczone oczy zarejestrowały
tylko, że jestem w jakimś pokoju i nie mam pojęcia, co to za pokój. W dodatku,
byłem dość mocno obejmowany przez kogoś w pasie. Spanikowany wyrwałem się z
uścisku, podnosząc się do siadu. Osoba, która mnie obejmowała, nie obudziła się,
tylko mruknęła coś pod nosem. Yuu leżał na łóżku w pokoju, w którym nigdy nie
byłem. Miałem na sobie jego bluzę zapiętą pod samą szyję. Dotknąłem swojej
głowy, jakbym sprawdzał czy wciąż tam na pewno jest czy nie odpadła mi gdzieś,
gdyż byłem kompletnie zdezorientowany. Następnie przypomniało mi się, co działo
się parę godzin wcześniej, palcami przesunąłem po swoich ustach. Czy aby na
pewno mi się to nie śniło? I nie pamiętałem też za bardzo, jak to możliwe, że
wylądowałem z Yuu w łóżku. To znaczy… wypiłem może dwa piwa, ale doskonale
pamiętałem, co robiłem, tylko nie to, jak dotarliśmy we dwóch tutaj. Moje serce
się uspokoiło, gdyż miałem na sobie wszystkie ubrania i byłem w stu procentach
pewny, że do niczego nie doszło. To byłoby okropne, gdybym nie pamiętał swojego
pierwszego razu.
Nie miałem
pojęcia, co powinienem ze sobą zrobić, dlatego położyłem się na nowo obok Yuu i
patrzyłem na niego, dopóki nie obudził się jakiś czas później. Westchnął,
wyciągając się, po czym spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
− Cześć –
wymamrotałem.
− No dzień dobry
– odparł, posyłając mi szeroki uśmiech. – Wyspany?
− Nie
powiedziałbym.
Yuu przyciągnął
mnie do siebie, zaplatając ramiona wokół mojego pasa. Momentalnie poczułem, jak
całe ciało mi sztywnieje, a ja sam mam ochotę wyrwać się z uścisku Shiroyamy i
uciec hen daleko. Chciałem już mu powiedzieć, że to, że zostaliśmy oficjalnie
parą, wcale nie oznacza, że będę bardziej chętny do pieszczot. Poza tym, bałem
się, że starszy zaraz zechce przystąpić do czegoś więcej. Ta myśl przeszyła
mnie tak gwałtownie, że równie nagle wyrwałem się z uścisku Yuu, mało przy tym
nie lądując na podłodze. Mężczyzna popatrzył na mnie, jakby mnie coś opętało.
− Coś się stało?
– spytał.
− Tak. To znaczy…
uhm, nie. Nie! Nic się nie stało. Po prostu wydaje mi się, że może powinniśmy
już wstać i stąd pojechać.
− Tak ci się
spieszy wracać do domu?
Nie wiedziałem,
co mam mu takiego odpowiedzieć. Pomyślałem o swoim ojcu i Tarze, którzy pewnie
byli w domu. Jak znam świat, to nigdzie nie wyszli, tylko posiedzieli w salonie
do północy, a później poszli spać. Teraz na jakieś osiemdziesiąt procent
czekali na mnie w pokoju dziennym w celu wypytania o całą noc. I wcale nie
spieszyło mi się do domu. Wprost przeciwnie, nie chciałem tam wracać. Pragnąłem
jedynie znaleźć się wraz z Yuu w nieco bardziej komfortowej sytuacji. Mniej
dwuznacznej. Najlepiej, by była przy nas chociaż jedna osoba.
− No wiesz…
− W porządku,
możemy iść – odparł, zanim cokolwiek powiedziałem.
Niedługo później
zebraliśmy się z łóżka i zeszliśmy z piętra na parter. W salonie spało kilka
osób, tak samo w kuchni. Wszedłem jeszcze do łazienki, żeby załatwić swoją
potrzebę, jednak zrezygnowałem po zobaczeniu w wannie jakieś śpiącej
dziewczyny. Czym prędzej wróciłem do Yuu, który w przedsionku ubierał buty.
Założyłem ubranie wierzchnie, sprawdziłem jeszcze czy na pewno mam wszystkie
rzeczy, Shiroyama zrobił to samo. Wyszliśmy z mieszkania na niesamowicie
chłodne powietrze. Nie przesadziłbym, gdybym powiedział, że przez sen
przenieśliśmy się na Syberię. Było okropnie zimno, w dodatku w ciągu nocy
napadało mnóstwo śniegu. Cały krajobraz był jak okryty mąką.
Zamknąłem za
sobą drzwi, a następnie wyszedłem na werandę. Trzymając się poręczy zacząłem
schodzić za Yuu po schodach. Pokonałem może jeden schodek, po czym
poślizgnąłem się w pięknym stylu. Lewa noga odjechała mi w bok i niewiele mi
brakowało do tego, by zrobić szpagat. Wciągnąłem gwałtownie powietrze ustami,
miałem wrażenie, że gardło oraz zęby mi zamarzają, czapka spadła mi z głowy,
pisnąłem z zaskoczenia na tyle głośno, że aż Yuu się do mnie odwrócił.
− Pomocy –
wymamrotałem w stronę starszego, czując, że nie dam rady sam normalnie stanąć i
prędzej spadnę ze schodów.
− O rany –
zaśmiał się. Złapał mnie w pasie, bym mógł pewniej postawić lewą nogę obok
prawej. Poczułem, jak robię się cały czerwony z nerwów. Yuu z uśmiechem pomógł
mi stanąć, a następnie złapał mnie za rękę. Tym sposobem zeszliśmy z werandy,
trzymając się za ręce. Przeszliśmy tak aż do samochodu Yuu, który pokryty był
sporą warstwą śniegu. Czułem paskudne zażenowanie, że byłem aż tak niezgrabny, iż Shiroyama musiał mi pomóc zejść po schodach. Moja koordynacja ruchowa zawsze
dawała wiele do życzenia i właśnie w takich chwilach wychodziło na jaw, jakim
gapą i fajtłapą byłem.
− Widzisz gdzieś
klamkę? – spytał Yuu, obchodząc swój samochód dookoła. Z początku nie byłem
pewny czy to aby na pewno jego samochód, gdyż obok stało jeszcze kilka innych wozów, ale
zdaje się, że starszy umiał poznać swoją furę nawet wtedy, gdy była przykryta
metrową warstwą śniegu.
− Nie –
pokręciłem głową.
Westchnął
ciężko, strzepując gołą dłonią śnieg z drzwi. W tym samym czasie rękawiczką zgarniałem śnieg z przedniej szyby, żeby pomóc nieco swojemu towarzyszowi. W
końcu znalazł klamkę, jednak pojawił się inny problem, bo zamek zamarzł.
Shiroyama zaklął siarczyście, mało nie uderzając pięścią w karoserię.
Mimowolnie spojrzałem na jego dłoń, która była cała sina z zimna.
− Ach, Yuu,
twoja ręka – wymamrotałem. Spojrzał na swoją dłoń, po czym wzruszył ramionami.
− To nic –
odparł. – Tutaj jest gorszy problem. Zaczekasz chwilę? Zaraz przyjdę.
− Jasne.
Shiroyama
szybkim krokiem poszedł do domu, w którym byliśmy na domówce. Skuliłem się
lekko, otaczając się swoimi ramionami. Chyba już dawno nie było aż tak srogiej
zimy. Miałem tylko ochotę zagrzebać się w ciepłej pościeli z kubkiem gorącej
czekolady oraz jakąś dobrą książką. Serio! I mógłbym tak przeleżeć pod tą
pościelą aż do wiosny, nikomu by to pewnie nawet nie zrobiło różnicy czy bym
był z nimi, czy też nie. To trochę boli, gdy nikt specjalnie nie darzy cię
sympatią, ale znikanie jest wtedy o wiele łatwiejsze.
Yuu wrócił po
około pięciu minutach z odmrażaczem do zamka oraz moją czapką, która spadła mi
z głowy na schodach. Oddał mi mokre od śniegu nakrycie głowy, a sam wziął się
za rozmrażanie samochodu.
Odśnieżyłem
tylną oraz obie boczne szyby. Shiro w dalszym ciągu klął pod nosem, próbując
dostać się do środka wozu. Stanąłem w końcu z boku, przyglądając się starszemu
i poczułem w środku okropne poczucie winy, że zgodziłem się z nim wyjść, że
jestem tu z nim, że później chciałem jak najszybciej wrócić do domu, a teraz on
denerwuje się, bo nie może dostać się do środka samochodu. W jednej chwili
okropnie pożałowałem, że w ogóle go poznałem.
W końcu jednak
udało się otworzyć drzwi. Shiro wsiadł do środka, po czym rozpoczął walkę z
silnikiem. Samochód nie chciał odpalić, jednak ostatecznie udało się go
włączyć. Wsiedliśmy obaj do samochodu, Yuu natychmiast włączył ogrzewanie. W
kilka minut wewnątrz zrobiło się przyjemnie ciepło.
− Masakra –
westchnął, ruszając z miejsca. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz była taka
zima.
− Uhm –
przytaknąłem, kiwając lekko głową.
− Jest ślisko
jak cholera. Pewnie będziemy jechać do miasta jakąś godzinę. Rany, no. Czemu
nikt nie odśnieża tych pieprzonych dróg.
− Mhm.
Jechaliśmy przez
następne kilka minut w zupełnej ciszy, kiedy to na drogę wyskoczył kozioł. Yuu
automatycznie nadepnął hamulec, w konsekwencji czego wpadliśmy w poślizg. Na całe
nasze szczęście, nic się nam nie stało. Zrobiliśmy jedynie obrót o
sześćdziesiąt stopni w prawo. Yuu przeklął głośno, a ja mało nie krzyknąłem,
myśląc, że wpadniemy w rów. Sarna uciekła w popłochu na drugą stronę jezdni, po
czym zniknęła w lesie.
− Ja pierdolę,
kurwa mać! – zaklął siarczyście. – Takanori, nic ci nie jest?
Spojrzałem na
Shiroyamę. Wzrok miał pełen przejęcia całą sytuacją. Ja sam byłem w niemałym
szoku spowodowanym zaistniałym wydarzeniem. Zakryłem usta dłonią, pochylając się
do przodu.
− Taka, hej!
Niedobrze ci? Będziesz rzygać??
− N-nie! Tylko
się… wystraszyłem.
Na kilka sekunda
zapadła między nami głęboka cisza. Miałem wrażenie, że serce, które kołatało mi
nienaturalnie szybko w piersi, zaraz wyskoczy na zewnątrz i ucieknie w siną
dal. Nie mogłem się w ogóle uspokoić, cały drżałem z nerwów. Wówczas poczułem,
jak ręka Yuu spoczywa na moim ramieniu. Szybko podniosłem na niego głowę, a on,
jak gdyby nigdy nic, splótł swoją drugą dłoń z moją. W pierwszej sekundzie
miałem ochotę się mu wyrwać i krzyknąć na niego, by ruszał, by jechał dalej i
zabrał nas z tego białego pustkowia. Nie byłem jednak w stanie się nawet
poruszyć. Patrzyłem w ciemne oczy Yuu, a on patrzył w moje, aż w końcu zdałem
sobie sprawę, że cała moja twarz jest już czerwona ze wstydu, a on tego nawet
nie skomentował. Przez ostatnie cztery miesiące, kiedy się spotykaliśmy,
zawsze, gdy zrobiłem lub powiedziałem coś nieco żenującego, Yuu komentował to w
lekko szyderczy, ale jednocześnie zabawny sposób. Ale teraz nie powiedział ani
słowa o tym, że mam twarz czerwoną niczym najdojrzalszy na świecie pomidor. Nie
skomentował tego, że odpowiedziałem mu jak jakiś jąkający się dzieciak z
zaburzeniami psychicznymi. Nic. Tylko trzymał mnie za rękę.
− Też się
wystraszyłem – odparł, zamykając na dwie sekundy oczy. Otworzył je na nowo, a
wtedy poczułem, że w głowie kręci mi się dziesięć razy mocniej. – Przepraszam,
Taka.
Shiroyama
odwiózł mnie do domu. Niewiele się już odzywał, całkiem możliwe, że był zły sam
na siebie za to, że wpadliśmy w poślizg. Osobiście uważałem, że to nie była
jego wina, nikt nie miał wpływu na to, że sarna wyskoczyła nam na drogę. Ale
zdaje się, że on zaczął się nieco za to obwiniać.
Gdy zajechaliśmy
na podjazd mojego domu, nie wiedziałem za bardzo, jak powinienem się zachować.
Wtedy też naprawdę uderzyła mnie myśl, że Yuu jest teraz moim chłopakiem.
Cholera jasna, w jaki sposób powinienem pożegnać się ze swoim chłopakiem. Wyjść
jak gdyby nigdy nic? Tak jak zawsze podziękować mu, że mnie odwiózł i pożegnać
się zwykłym do zobaczenia? Może mam go przytulić? Albo nie wiem co jeszcze.
Pocałować? A jak tak, to w jaki sposób? W usta? W policzek? Może w czoło? A
może mamy się za chwilę zacząć całować po francusku. To ostatnie szczególnie
mnie przeraziło, bo kompletnie nie umiałem tego robić w taki poważny sposób,
jak robili to dorośli albo ludzie na filmach. Nie miałem pojęcia, co robi się w
takich chwilach.
− Uhm… Dzięki,
że mnie odwiozłeś – powiedziałem niepewnie.
− Nie masz za co
dziękować – westchnął. Dotknął lekko mojej dłoni. – Cieszę się, że poszedłeś ze
mną na tę imprezę.
− Ja również się
cieszę. Fajnie było.
− Ach. Super! –
zaśmiał się, po czym obdarował mnie całusem w policzek. Tego się w ogóle nie
spodziewałem. To było tak nagłe, że nawet nie zareagowałem.
− Widzimy się jutro?
− Popołudniu?
− Odbiorę cię ze
szkoły.
− Aha, jasne.
Pewnie.
− Kończysz o
piętnastej?
− Tak.
− To będę czekał
na parkingu – kolejny raz mnie pocałował, tym razem w czoło.
− Dobra. To do
jutra.
− Do jutra.
Siedziałem tak
jeszcze kilka sekund, patrząc na Shiroyamę, aż w końcu przemogłem w sobie swoją
wrodzoną nieśmiałość. Pochyliłem się ku starszemu, po czym błyskawicznie
cmoknąłem go w usta.
− Pa – rzuciłem,
wysiadając szybko z samochodu. Gdy zamykałem drzwi, przed oczami zamajaczyła mi
nieco zaskoczona, ale i rozbawiona twarz Yuu.
Następnego dnia
w szkole, prawie nikt nie przyszedł na lekcje. Kto normalny przychodzi zaraz po
sylwestrze do szkoły i kto normalny w ogóle ogłasza zajęcia zaraz po
sylwestrze? W każdym razie, wraz ze mną na zajęciach było może dwanaście osób.
Nauczyciele patrzyli na nas, jakby nas nienawidzili, że przyszliśmy, bo musieli
prowadzić zajęcia. No ale co zrobić.
− Hej, Takanori
– zagadnęła mnie jedna dziewczyna z klasy. Miała na imię Tomomi i była
niewypowiedzianie urocza oraz atrakcyjna. Przynajmniej dla osób, które
interesowały się dziewczynami. – Jak ci minął sylwester?
− O, hej. Bardzo
dobrze – odparłem, odrywając na moment wzrok z bazgrołów w zeszycie.
− Byłeś gdzieś?
– przysiadła obok w ławce. Ach, cholera. Nie miałem wcale ochoty z nią gadać.
− No. Mój…
znajomy mnie zaprosił.
− Tak? Wow!
Super! A zacząłeś już może robić ten projekt na biologię?
− Jeszcze nie.
− Ojej, bo ja
zaczęłam i to trudniejsze niż myślałam. Naprawdę. Trochę nad tym wczoraj
wieczorem siedziałam i w ogóle nie mogłam nic wymyślić. Dlatego tak sobie
pomyślałam, że może ciebie zapytam o pomoc, ale jak jeszcze na nic nie wpadłeś,
to w porządku.
− No, nawet do
tego nie zajrzałem, szczerze powiedziawszy.
− Nie? Ale
termin jest przecież na za dwa tygodnie.
− Wiem, że to za
dwa tygodnie, jednak serio nie miałem w ogóle na to chęci.
− Aha.
− No.
W tym momencie
mój telefon wydał z siebie wibrację. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni,
odblokowałem ekran, po czym z ekscytacją stwierdziłem, że dostałem sms od Yuu.
Dzień
dobry! Jak leci w szkole? (o´▽`o)ノ
Uśmiechnąłem się
sam do siebie na widok tej wiadomości.
− O, kto to? –
spytała Tomomi, pochylając się ku mnie, by zajrzeć mi w telefon.
− Mój znajomy –
odparłem, automatycznie odwracając od niej ekran komórki. Jeszcze czego.
Dzień dobryyy~
Dłuży mi się
strasznieee.
A to dopiero
druga lekcja minęła! Chyba nigdy stąd nie wyjdę. ( ╥ω╥ )
− O, to super. A
to jakiś bliski znajomy?
− No, dosyć.
O nie! A przecież miałem cię
odebrać ze szkoły, musisz się stamtąd jakoś wydostać!
Postaram się.
Liczę na ciebie, kotku~
K o t k u
Mało nie
wypuściłem telefonu z ręki. Nikt mnie tak jeszcze nigdy nie nazwał. Co więcej,
Tomomi, widząc moją minę, niemal od razu pochyliła się, by ponownie zajrzeć, co
takiego przeczytałem. No, cholera, to był szok.
Tak jak Yuu
powiedział, tak też się stało. Przyjechał odebrać mnie ze szkoły. Wyszedłem ze
szkolnego podwórza, po czym rozejrzałem się lekko po parkingu, który ciągnął
się wzdłuż muru otaczającego placówkę. Shiro stał przy swoim samochodzie,
kilkanaście metrów od bramy wjazdowej. Uradowany ruszyłem ku niemu. Serio, na
sam jego widok odczułem tak silną ekscytację, jakby wydarzyło się coś naprawdę
emocjonującego.
− Hej –
powiedziałem do Yuu.
− Cześć. I jak
było w szkole? – przywitał się ze mną, lekko otaczając mnie ramieniem. Również
nieznacznie go przytuliłem. Shiro zaraz wziął ode mnie mój plecak, po czym
włożył go na tylne siedzenie samochodu.
− Super.
− Poważnie? –
nie krył zaskoczenia. No bo kto normalny odpowiada, że w szkole było super?
− Tak naprawdę
to nie.
− Ach –
roześmiał się. – No to w porządku.
Pojechaliśmy z
Yuu na obiad, a później do niego. Praktycznie do samego wieczora siedzieliśmy u
Shiroyamy, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nie odrobiłem nawet zadań
domowych, nie chciałem w ogóle myśleć o szkole. Przy Yuu czas zleciał mi
niebywale szybko. W końcu powiedział, że odwiezie mnie do domu, gdyż było już
dość późno.
Tak w niewypowiedzianie szybki sposób zleciał mi cały tydzień. Szkoła a później czas z Yuu. Ta lepsza
połowa dnia, która była spędzana z nim, zawsze mijała mi niczym mrugnięcie.
Zdawałoby się, że dopiero co Shiroyama odebrał mnie ze szkoły, a już odwoził
mnie do domu.
Zaczął mnie
jednak ogarniać pewien lęk. Teraz było między nami tak dobrze. Czułem się
wspaniale przy Yuu, on był cudowny i traktował mnie, jak coś naprawdę
wyjątkowego. Właśnie to było straszne. Obchodził się ze mną tak czule, że to
było aż nie do pomyślenia. Żaden jeszcze mój chłopak tak mnie nie traktował. Od
początku byłem dla każdego jedynie zwyczajnym obiektem pożądania. Bałem się, że
z czasem Yuu zacznie mnie tak samo traktować i wszystko, co było dotychczas
miłe, stanie się tylko przykrym wspomnieniem.
Siedziałem raz
tak w szkole, rozmyślając o tym, gdy podeszła do mnie Tomomi. Siedziałem z
bento na kolanach przed klasą, kompletnie nie ruszyłem nawet tego jedzenia.
Dziewczyna przysiadła obok mnie, nieco stykając się swoim ramieniem z moim.
Zerknąłem na nią, nic nie mówiąc.
− Wyglądasz na
zasmuconego – zagadnęła. – Niedobre jedzenie?
− Huh? Nie no, dobre.
Chcesz? – podstawiłem jej swoje drugie śniadanie. Odmówiła.
− To co się
dzieje?
− Tak w
zasadzie, to… hm. Nic takiego. Myślę nad jedną sprawą.
− Projekt z
biologii?
W tym momencie
miałem wrażenie, że ktoś mnie walnął obuchem w łeb. Projekt z biologii!
Zupełnie mi wypadło z głowy. Byłem raczej zajęty Yuu, a nie szkołą i… o rany.
Co się w ogóle teraz działo na zajęciach?
− Cholera –
jęknąłem, zakrywając twarz dłońmi.
− Zostało pięć
dni na oddanie. Pamiętasz o tym, prawda?
− No właśnie…
Bardzo bym chciał.
W tym momencie
przerwa śniadaniowa się skończyła. Nie zjadłem posiłku i na głodnego wróciłem
do klasy. Ciągle czułem na sobie wzrok Tomomi, która chyba coś do mnie miała i
to było przerażające. Czułem, że dziewczyna może się we mnie podkochiwać, a to
jeszcze bardziej sprawiało, że nie chciałem z nią rozmawiać czy przychodzić na
zajęcia do szkoły.
Projekt z
biologii był już na za pięć dni. Nie miałem na niego w ogóle planu, koncepcji.
W ogóle, czego miał dotyczyć? Rany, jakie to było beznadziejne.
Tego dnia Yuu
nie mógł odebrać mnie ze szkoły ze względu na egzamin. Biedak, zaczął sesję.
Jednak cieszyłem się, bo mogłem wrócić do siebie i odrobić lekcje, a przy
okazji zająć się projektem. Postarałem się odrobić szybko lekcje, a następnie
usiadłem z laptopem oraz herbatą na łóżku. Zacząłem przeglądać Internet w
poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mi zrobić tę głupią prezentację. Przejrzałem
w zasadzie kilka stron, w tym wikipedię i udało mi się mniej więcej znaleźć
potrzebne materiały. Zapisałem sobie najważniejsze rzeczy i zacząłem pisać
początek wypracowania.
No i przysnąłem.
Sam do końca nie
wiem jak i kiedy, ale zapadłem w dość głęboką drzemkę i obudziłem się dopiero
po godzinie (Mojej sześciogodzinnej drzemki i tak nie przebije xd dop. aut.).
Ocknąłem się gwałtownie, myśląc, że muszę iść do szkoły. Mało przy tym nie
wylałem herbaty. Rozejrzałem się uważnie, zdając sobie sprawę, że jest
dwudziesta wieczorem i wciąż jest ten sam dzień. Nieco uspokojony wyłączyłem
laptop, a następnie zawinąłem się w kołdrę, biorąc do ręki telefon. Miałem dwie
wiadomości od Yuu, w których pytał jak się mam i co porabiam. Zauważyłem, że
smsy przyszły prawie godzinę temu, dlatego zaraz odpisałem.
Pisałem pracę na
biologię i zrobiłem sobie przy tym godzinną drzemkę.
W sumie mógłbym
już spać do rana.
Dobrze, że się obudziłeś! Może
miałbyś ochotę na mały spacer?
Spacer?
Teraz??
Tak.
Ale ja nieubrany
jestem!
Goły mi nie przeszkadzasz~
Chwilę patrzyłem
na to, nie do końca będąc pewnym czy to naprawdę napisał Yuu. Nie no, to na
pewno on. To ten facet, w którym i z którym się bujam.
Ale lepiej by było, gdybyś się
ubrał, bo jednak jest zimno na dworze, wiesz.
Napisał zaraz.
Pewnie tknęło go nagłe milczenie z mojej strony, a jednocześnie brak reakcji na
powszednią wiadomość. No cóż, panie Shiroyama, moja golizna to moja sprawa. A
przynajmniej do czasu.
Jednak
zauważyłem, że Yuu coraz częściej rzucał tego typu kwestiami. Że moja nagość mu
nie przeszkadza, że nie mam się czego wstydzić. Powiedziałby ktoś, że to w
końcu mój facet i to tak oficjalnie, jednak we mnie wciąż pozostawała niechęć
co do współżycia. Faktycznie, ciągnęło mnie do tego i mógłbym powiedzieć, że
pragnąłem w końcu przeżyć z Yuu swój pierwszy raz, jednak wciąż mnie coś w tym
hamowało. Moja frustracja w dalszym ciągu rosła, bo pomimo tego zahamowania,
odczuwałem coraz silniejsze pożądanie. Chcąc nie chcąc, chciałem, by Yuu mnie
dotknął, ale z drugiej strony bałem się cudzego dotyku. Jednak w mojej głowie
wciąż było jedno.
S e k s
Wolny, bez
wszelkich ograniczeń. Czuły, namiętny, perwersyjny, pełen uczucia i oddania.
Przyprawiający mi skrzydeł, unoszący mnie ponad wszystko. Szczerze, to nie
spodziewałbym się, że kiedyś faktycznie będę się z kimś kochać w taki sposób.
Że Yuu i ja będziemy ze sobą przez wiele następnych lat, że oboje będziemy
zakochani w sobie tak, jakby to była jedyna, ostatnia miłość. A wszystko
okazało się być na całe życie.
Prezentację
udało mi się zrobić na czas i jeszcze dostałem piątkę. Yuu powiedział, że jest
ze mnie dumny i w nagrodę za moją ciężką pracę oraz rekompensatę, że w tym
tygodniu nie mogliśmy spędzać ze sobą zbyt wiele czasu, zabrał mnie na obiad w
piątek.
Byliśmy umówieni
w naszym już stałym miejscu na skwerze niedaleko stacji metra. Przyszedłem
kilka minut przed czasem, Yuu jeszcze nie było, więc przysiadłem na ławce,
czekając na niego. Wyciągnąłem telefon i przeglądałem media społecznościowe, w
oczekiwaniu na swojego chłopaka, gdy poczułem, jak ktoś dotyka mnie w ramię.
Puk-puk. Podniosłem głowę na osobę, która mnie niepokoiła i za bardzo nie
wiedziałem, jak mam się zachować. Facet w wieku dwadzieścia plus, ubrany
zwyczajnie w ciepłą kurtkę i szalik. Posyłał mi szeroki uśmiech, który w dużej
mierze mnie zaniepokoił, a jednocześnie sprawił, że zaniemówiłem.
− Hej, ty jesteś
Takanori? – spytał.
Byłem zbyt
onieśmielony obcą osobą, dlatego po prostu pokiwałem głową. Mężczyzna również
uczynił ten gest, jednak miał on na celu zapewnienie mi, że mnie zrozumiał.
Przysiadł obok bez żadnego skrępowania.
− Ładna dziś
pogoda, nie pada – oznajmił, wzdychając głęboko. – Jak na styczeń to wielkie
osiągnięcie. Ciekawe jak będzie za tydzień, Yuu ma urodziny, no nie?
− Kim pan…?
− Aha, no. Ren
jestem – podał mi rękę.
− Ren? –
powtórzyłem do siebie, niepewnie wyciągając dłoń ku mężczyźnie.
− Ren – jego
uśmiech się poszerzył do tego stopnia, że byłem w stanie zobaczyć wszystkie
jego zęby. Chwycił mnie za rękę, potrząsając nią. Miał mocny uścisk, a jego
dłoń była zimna niczym lód. – Po prostu Ren.
R e n
− Takanori –
wymamrotałem, przedstawiając się. Facet wciąż potrząsał moją ręką, szczerząc
się do mnie. Czułem, jak przeszywają mnie nieprzyjemne dreszcze, a po plecach
płynie zimny pot. Chociaż uśmiechał się, jakbym opowiedział jakiś naprawdę
śmieszny żart, to jego spojrzenie było martwe. Tak, to było najtrafniejsze
słowo, którym mogłem opisać to, w jaki sposób te oczy na mnie patrzyły. Czułem
się, jakbym spoglądał w zimne, rybie ślepia.
− Eleganckie
imię. Znałem kiedyś takiego jednego… ach, nie. Inaczej się nazywał. Na imię
miał Takaki, a ty jesteś Takanori, to jednak inne imiona.
− Fakt, różnią
się.
− Super w ogóle
cię poznać.
− Naprawdę? Mnie
również jest miło.
Bardzo starałem
się nie patrzeć w oczy Rena, były po prostu straszne. Dlatego rozglądałem się
nieco, wypatrując Yuu. W końcu dyskretnie wyjrzałem zza Rena i dostrzegłem
mojego chłopaka. Był paręnaście metrów od nas, jednak ja już zerwałem się na
równe nogi. Chciałem szybko pobiec do niego i pociągnąć w drugą stronę, uciec
od tego dziwnego faceta.
Wielka szkoda,
że okazał się kulą u nogi i powodem moich problemów.
− Yuu! –
pomachałem do Shiroyamy, który był już parę metrów od nas.
− Ach! Hej,
Taka!
Shiro
przyspieszył kroku, widząc mnie. Uśmiechał się wesoło, zupełnie inaczej niż
Ren, który akurat się odwrócił, a gdy dostrzegł Shiroyamę, również wstał. Kiedy
Yuu zauważył tego mężczyznę, zwolnił krok, a jego uśmiech zbladł, zmieniając
się w przeciwny grymas. W końcu i ten wyraz twarzy znikł, pozostawiając chłodną
powagę. Yuu niemal się zatrzymał, mierząc Rena wzrokiem.
− Cześć, Yuu! –
Ren kiwnął mu głową. Shiro podszedł do mnie, stając między mną a tamtym, jakby
miał mnie zaraz odepchnąć lub pociągnąć do ucieczki.
− Cześć –
wymamrotał Shiroyama. Zauważyłem, że cały się spiął, jakby coś go naprawdę
zdenerwowało.
− Wiesz co, tak
przechodziłem obok i zauważyłem twojego chłopaka. Pomyślałem sobie, że podejdę
i się przywitam. No bo nie sądzę, że akurat ty byś poznał swojego najlepszego
przyjaciela z chłopakiem.
− Przyjaźnicie
się? – spytałem.
− Nie bardzo –
mruknął Shiroyama, chwytając mnie za dłoń. Jego ręka była przyjemnie ciepła. –
Fajnie było cię zobaczyć, my już pójdziemy.
− No, odkąd Yuu
poszedł na studia i poznał ciebie, to w ogóle nie ma dla mnie czasu.
− Ach, ojej.
− No, ojej –
westchnął Ren. – To trzymajcie się.
Ren odszedł, a
ja z Yuu staliśmy tak chwilę, patrząc na mężczyznę. Shiro w pewnym momencie
jakby odetchnął. Wypuścił powietrze ustami, jak gdyby już dłuższy czas je
wstrzymywał. Spojrzałem na niego z niemym pytaniem na twarzy.
− Idziemy?
− Jasne –
odparłem. – Tylko wiesz, trochę mi przykro, że tak zaniedbujesz przyjaciół z
mojego powodu.
− To nie z
twojego powodu – ruszyliśmy w naszą stronę, do restauracji, w której mieliśmy
zjeść. – Sam tak postanowiłem. Ren nie do końca jest moim przyjacielem.
− Inaczej mi
powiedział.
− Mógł
powiedzieć. Wiesz, Taka, on jest… specyficzny.
− Zauważyłem.
Tak dziwnie na mnie patrzył.
− Dziwnie? To
znaczy jak?
− No tak… nie
wiem sam, jak to powiedzieć.
Przez chwilę nic
nie mówiliśmy. W końcu Yuu na nowo zabrał głos.
− Lepiej by
było, gdybyś go unikał. Potrafi być naprawdę dziwny.
− Sprawia
wrażenie dziwaka.
− No nie? –
zaśmiał się. – Ale to nie taki dziwak. On jest nie… trochę… uhm… niezbyt dobrze
mu idzie z innymi ludźmi – odchrząknął. – Nie ma takiego wyczucia, o co może
zapytać, o co nie. I często narusza przestrzeń osobistą. Czasami ma też wahania
nastrojów i nie jest wtedy zbyt przyjemnie, dlatego sam też wolę trzymać się od
niego z daleka.
− Brzmi, jakby
był niezrównoważony psychicznie.
Yuu roześmiał
się, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale.
− Właśnie
chciałem wcześniej użyć tego stwierdzenia, ale wolałem uniknąć bycia aż tak
dosadnym.
− Nie musisz się
hamować – zaśmiałem się. – Przyjmę każdą brudną prawdę na klatę.
− Och, czyżby?
− Nie wierzysz
mi?
− Jeszcze się
przekonamy – uśmiechnął się pod nosem, po czym delikatnie pogłaskał mnie
wierzchem swojej ciepłej dłoni po policzku.
Zaszliśmy do
malutkiej, przytulnej restauracyjki. Zajęliśmy miejsce na uboczu, z dala od reszty
klientów. Kelner przyszedł do nas niemal od razu z menu. Zaczęliśmy przeglądać
poszczególne strony, aż w końcu mnie coś tknęło.
− Nie mają w
ofercie sałatek? – bąknąłem z przerażeniem w głosie.
Yuu spojrzał na
mnie znad menu z pełnym zaskoczeniem. Zapewne nie spodziewał się takiego tonu z
mojej strony.
− Chyba nie –
odparł, przeglądając po kolei każdą stronę. – Hm, nie, nie mają.
− No nie –
jęknąłem.
Gdybym już nie
siedział, to bym usiadł z rezygnacji. Yuu tylko popatrzył na mnie niepewnie,
jakby nie był przekonany co do tego czy za chwilę nie zacznę płakać albo nie
rzucę w niego tym menu.
− W porządku? –
spytał.
Nie?! Nie
widzisz, że jestem smutny i zły??
− Jasne –
westchnąłem. – Tylko… uhm… Miałem ochotę na sałatkę.
Yuu odłożył
menu, patrząc na mnie uważnie. Spuściłem głowę, udając, że przeglądam dalej
dania i może coś mnie zainteresowało, chociaż wcale tak nie było. Byłem
piekielnie sfrustrowany i doskonale czułem na sobie wzrok Shiroyamy.
− Muszę cię o
coś spytać – zaczął.
− Co takiego? –
mruknąłem. Chciałem, by wyglądało to tak, jakbym naprawdę chciał już wziąć coś
innego. Nie miałem w zamiarze robić Yuu scen, a wszystko wskazywało na to, że
za 3 sekundy wybuchnę płaczę, bo będę musiał zjeść coś tłustego.
− Jak w końcu
wygląda twoje jedzenie?
− Moje jedzenie?
Jak wygląda??
− Raz potrafisz
zjeść wszystko, innym razem nie jesz nic – powiedział, jakby opowiadał bajkę. –
I tak to zauważyłem jakiś czas temu, tylko jakoś zawsze zapominałem spytać czy
wszystko z tym w porządku.
− Z tym? –
podniosłem na niego głowę. – Czasami jestem głodny, czasami nie.
− A dzisiaj
jesteś głodny?
Zacisnąłem
wargi, po czym pokręciłem głową. Yuu zmrużył podejrzliwie oczy.
− Nie ściemniaj.
− No przecież ci
mówię…!
Złapałem się na
tym, że podniosłem głos, dlatego przerwałem. Niewiele mi brakowało do tego, by
zakryć usta dłonią, jednak się powstrzymałem. Yuu miał nieco zaskoczoną minę,
przeprosiłem go zaraz, że tak na niego naskoczyłem, bo nie powinienem był.
Zrobiło mi się strasznie głupio. On jedynie powiedział, że w porządku.
Zmieniliśmy
lokal na taki, w którym podawali sałatki. Miejsce było milion razy bardziej
zatłoczone, niż tamta mała restauracyjka i nie czułem się już w nim aż tak
przytulnie. Oczywiście, ja wziąłem sałatkę z łososiem, Yuu natomiast wziął
jakieś dziwne mięsne danie. Zjedliśmy spokojnie, rozmawiając o wszystkim, tylko
nie o tym, o czym chwilę dyskutowaliśmy w poprzednim miejscu. Po wszystkim Yuu
zapłacił, chociaż stawiałem mu się, że zapłacę za siebie. Odparł, że taka moja
sałateczka nie robi różnicy w jego budżecie, więc przy okazji ureguluje mój
rachunek.
− Wcale nie
musiałeś za mnie płacić, wiesz – powiedziałem, gdy już wyszliśmy na zewnątrz.
Ukryłem twarz w szaliku, chcąc jednocześnie zakryć swoje zażenowanie, że ktoś
za mnie zapłacił.
− Ale chciałem –
złapałem mnie za rękę. Poczułem, że moje policzki robią się czerwone i to wcale
nie z zimna.
− No jasne.
− Chciałbyś się
może przejść deptakiem? Odśnieżyli go ostatnio.
− Pewnie, czemu
nie.
I poszliśmy na
deptak. Yuu ściskał moją dłoń w swojej, jakby chciał mieć pewność, że jestem
obok i nigdzie nie ucieknę. Szczerze, to wcale nie miałem zamiaru. W jednym
momencie poczułem się tak bardzo komfortowo przy Yuu, jak jeszcze nigdy.
Przeszliśmy się deptakiem to w jedną, to w drugą stronę, aż usiedliśmy na
ławce. Wtuliłem się w Shiro, a on objął mnie ramionami, wtykając twarz w moją
zimną czapkę. Siedzieliśmy w ten sposób przez pewien czas, aż w końcu
postanowiłem się odezwać.
− Nie chciałem
dzisiaj tak podnieść głosu – wymamrotałem. – Ale po prostu się zdenerwowałem.
− Zdarza się –
odparł. – I trudno się mówi.
− No tak, ale ty
się tylko zapytałeś – westchnąłem. – Bo wiesz, ja… sam nie wiem. Średnio siebie
lubię. W zasadzie to wcale. I chodzi mi… o to… Najbardziej nienawidzę patrzeć
na to coś w lustrze.
− Na to coś?
− Na mnie.
Nienawidzę na siebie patrzeć.
Shiroyama
spojrzał na mnie, jakbym powiedział mu coś naprawdę dziwnego. Jednakże, zamiast
się ode mnie odsunąć, to objął mnie zaraz mocniej, po czym dał mi buziaka w
policzek. Nie miałem, pojęcia, jak na to zareagować, więc po prostu wtuliłem
twarz w jego zimny szalik, a on roześmiał się serdecznie.
Poszliśmy do
Yuu. Położyliśmy się w jego łóżku, oglądając film na laptopie. Nim się w ogóle
spostrzegłem, Shiro zasnął obok mnie, splatając swoją dłoń z moją. Nie
wiedziałem do końca, co zrobić, dlatego wyłączyłem film, po czym odłożyłem
laptop na podłogę. Leżałem tak obok Yuu, aż w końcu sam zasnąłem.
Obudziłem się,
gdy na dworze było już zupełnie ciemno. Westchnąłem, przeciągając się na tyle,
na ile pozwalał mi fakt, że Yuu obejmował mnie ciasno, wtykając twarz w moją
szyję. Wówczas poczułem, jak dłoń Shiro sunie delikatnie po moim boku. Często
tak mnie gładził, jednak tym razem było w tym coś więcej. Od razu wyczułem
erotyczny podtekst, jednak bardzo postarałem się, by Yuu tego nie zauważył. Na
litość, czemu byłem taki bojaźliwy?
− Obudziłeś się?
– zamruczał sennie.
− Mhm –
odparłem, odwracając się do niego przodem. Wolałem widzieć Yuu, by nie umknął
mi żaden jego ruch. Poczułem dziwny ścisk w brzuchu. To nie było podniecenie,
motylki, ani też zażenowanie. To był stres.
− Zamawiamy
pizzę? – spytał.
Tym pytaniem
zbił mnie z pantałyku. Podniosłem się, patrząc na niego z góry.
− Pizzę?
− No, głodny
jestem, nie wiem jak ty – zaśmiał się, głaszcząc mnie po policzku, oraz
odgarniając mi włosy z twarzy. – Aleś się rozczochrałeś.
− Która godzina?
− Ósma dochodzi.
O której musisz być w domu? Bo jak już musisz wracać, to…
Rzuciłem się Yuu
na szyję. Roześmiał się, chwytając mnie w pasie, a następne pocałował mnie
czule w policzek. Odwróciłem nieco głowę, by pocałować go w usta, czym go
zaskoczyłem. Delikatnie musnąłem jego wargi swoimi, by zaraz nieznacznie na
niego naprzeć, całując go na tyle, na ile pozwalały mi na to moje umiejętności.
Yuu zaraz to wykorzystał, wplątując czule dłoń w moje włosy, oraz rozchylając
swoje wargi. Mimowolnie uczyniłem to samo, a on dyskretnie wsunął swój język w
moje usta. Z początku chciałem się odsunąć, jednak zmusiłem się do tego, by
kontynuować pocałunek. Podobało mi się to, musiałem przyznać. Moje ciało raz za
razem przechodziły miłe, coraz to silniejsze dreszcze, których nawet nie byłem
w stanie opisać. Zupełnie poddałem się działaniom Yuu, nawet nie
zaprotestowałem, kiedy przewrócił mnie na plecy, niemal kładąc się na mnie. A
całował mnie z coraz większym zapałem i pożądaniem. To już nie były te czułe,
niewinne całusy, którymi zwykliśmy już siebie od czasu do czasu obdarowywać.
Zaplotłem dłonie wokół jego szyi, byle tylko się ode mnie nie odsuwał, by dalej
mnie całował. Miałem wrażenie, że Shiroyama zerwie zaraz ze siebie ubrania, że
to samo zrobi ze mną i skończy się tym, że będziemy uprawiać seks. Gdy tylko
uderzyła we mnie ta myśl, odwróciłem głowę w bok, dysząc. Shiro podparł się na
jednej ręce, a wolną dłonią pogłaskał mnie po policzku.
− Taka? –
mruknął. Odgarnął łzy z moich policzków, nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem
płakać. – Co się stało?
− Boję się –
wymamrotałem.
Yuu zszedł ze
mnie zupełnie, siadając przede mną na piętach. Zakryłem twarz dłońmi. Nie
wiedziałem już czy te wstydu, czy po to, by ukryć fakt, że płaczę jak małe
dziecko.
− Czego?
Zrobiłem coś…?
− Boję się
uprawiać seks – wykrztusiłem.
Yuu siedział
przez chwilę w ciszy, by zaraz położyć się obok mnie. Poczułem, jak jego
ramiona zaplatają się wokół mojego pasa, jak on całuje mnie we włosy i
momentalnie wszystko jest jeszcze gorsze.
− Wiesz, że nie
chcę cię do niczego zmuszać – powiedział szeptem do mojego ucha. – Przepraszam,
jeśli teraz poczułeś się, jakbym na ciebie naciskał, po prostu… Zapomniałem się
nieco. Tak na mnie działasz. Jesteś piękny, mądry. Aż mam ochotę cię objąć i
nigdy więcej nie wypuszczać.
− Wcale taki nie
jestem – wychlipałem.
− Oj, jak to nie
– zaśmiał się. – Chciałbym, żebyś w końcu zdał sobie sprawę z tego, jaki
atrakcyjny jesteś. Fizycznie i nie tylko. Masz w sobie to coś.
Przez kilka
momentów w ogóle się nie odzywaliśmy. Yuu czekał chyba aż ja coś w końcu
powiem, bo chyba nie był już pewny co do tego, w jaki sposób powinien ze mną
postępować.
− Yuu –
odezwałem się w końcu.
− Hm?
− A… Mógłbyś mi
coś obiecać?
− Co tylko
zechcesz.
− Chodzi o to…
uhm… Bo nie czuję się jeszcze gotowy na to wszystko. Żeby robić takie rzeczy. I
na razie nie chcę tego robić.
− Mhm.
− Ale nie chcę
też… Żebyś się hamował w takich chwilach. To znaczy, chcę, żebyś się hamował,
ale… er…
− Może zawrzemy
umowę – przerwał mi, widząc, że już zaczynam plątać się w swoich słowach. –
Dopóki mi nie powiesz, że chcesz uprawiać seks, to nie będziemy tego robić, nie
będę cię o to prosił. I w takich chwilach jak ta dzisiaj, nie będę próbował cię
do niczego nakłonić. Okej? Po prostu poprzestaniemy na pocałunkach.
Pokiwałem głową,
a Shiroyama ponownie pocałował mnie we włosy.
− To jak? –
zagadnął. – Zamawiamy pizzę?
− No jasne.
Chociaż ja nie jestem głodny.
− Samemu trochę
tak kiepsko jeść.
− No…
Ewentualnie mogę zjeść jeden kawałek.
− Tak?
− Tak –
zaśmiałem się. Yuu posłał mi szeroki uśmiech, po czym pocałował mnie w sam
środek czoła.
*
Nim się w ogóle
zorientowałem, styczeń dobiegał końca. Urodziny Yuu były już w ten weekend.
Byliśmy umówieni, że najpierw spędzimy z Yuu czas sami, a później wyjdziemy z
jego znajomymi. Podobno robili mu już wyrzuty, że tak rzadko z nimi wychodzi,
dlatego, pomimo tego, że wcale nie miał ochoty nigdzie wychodzić, zgodził się
na wyjście. Nie byłem już aż tak zestresowany faktem, że muszę spędzić czas z
ludźmi, którzy nie są Yuu, fakt, że on tam będzie ze mną dodawał mi otuchy.
Największym wyzwaniem było dla mnie wybranie prezentu dla mojego chłopaka. Z
początku nie miałem pojęcia, co takiego mogę mu dać na urodziny, jednak całe to
pół roku znajomości z nim nauczyło mnie, że karta podarunkowa na książki oraz
coś drobnego od siebie było wystarczające. Poza tym, zabrałem Yuu na obiad,
upierając się, że sam za wszystko zapłacę, a on ma nawet nie protestować. Po
miłym obiedzie poszliśmy na spacer, a następnie do niego, gdzie sprawy
potoczyły się w jednoznaczny sposób.
Shiro całował
mnie po szyi, zjeżdżając coraz bardziej w dół. Wzdychałem, leżąc pod nim i dając
mu robić wszystko to, czego na dłuższą metę się obawiałem, jednak nie w tej
chwili. Yuu splótł swoją jedną dłoń z moją, drugą sunął po moim brzuchu. Było
mi potwornie gorąco, jakbym miał największą gorączkę w całym moim życiu.
Zjechał zupełnie w dół aż do mojego krocza, a następnie wsunął głowę pod moją
przydużą koszulkę i zaczął całować mnie po brzuchu.
− Łaskocze –
wymamrotałem. Yuu zaśmiał się, przesuwając się w górę, a jednocześnie
podwijając mi koszulkę. Po kilku chwilach wyciągnął głowę i pocałował mnie
namiętnie. Mimowolnie zdałem sobie sprawę, że coraz bardziej rozchylam nogi,
między którymi on leżał.
− Dobrze ci? –
spytał.
− Dobrze –
westchnąłem, podczas gdy on zaczął masować mnie po udach. Spojrzałem na Yuu,
który to patrzył na mnie. Posłał mi szeroki uśmiech.
− Nie taki
diabeł straszny – zaśmiał się, całując mnie delikatnie. Ach, no. Tym pocałunkom
to nie było końca. Byłem pewny, że Yuu, gdyby tylko mógł, to nigdy nie
przestawałby mnie całować.
− No nie… Uhm,
Yuu…
− Tak?
− Rozbierz mnie.
Zdaje się, że
Shiro nie był do końca pewny, co takiego powiedziałem. Trwał przez dłuższy
moment w zupełnym bezruchu.
− Słucham? –
wykrztusił w końcu z siebie.
− Rozbierz mnie
– powtórzyłem.
− Jesteś pewny?
− Nie mówię, że
chcę to zrobić. Chcę tylko… Żebyś na mnie spojrzał.
− Zawsze
mówiłeś, że nie chcesz, żebym na ciebie patrzył – pocałował mnie za uchem, a
następnie ponownie zaczął całować moją wrażliwą szyję.
− Ale teraz chcę
– westchnąłem. Jego rozgrzane usta czule pieściły moją skórę. – Chcę, żebyś
mnie rozebrał i na mnie popatrzył.
− Okrutnie –
wymamrotał.
− Hm…?
− Taka –
zamruczał, zsuwając ze mnie skarpetki – a słyszałeś o czymś takim jak petting?
− Słyszałem –
odparłem.
− A co ty na to,
żebyśmy nieco się w to pobawili?
− Teraz?
− Teraz. Jeśli
chcesz.
− Chcę.
Nie musiałem nic
więcej mówić. Petting był naprawdę dobrą alternatywą dla seksu, przynajmniej na
razie. Yuu wyraźnie się rozochocił. Powoli zsunął ze mnie koszulkę, którą
odrzucił na podłogę, a następnie zaczął rozpinać moje spodnie. Najpierw odpiął guzik.
Przygryzłem dolną wargę, patrząc na niego, a on zerkał na mnie. Rozpiął zamek
błyskawiczny. Pomogłem mu zdjąć ze mnie spodnie, które odrzucił w to samo
miejsce, w którym wylądowała koszulka. Byłem już prawie nagi.
− Resztę też? –
spytał, mając na myśli moje przyduże bokserki. Pomyślałem o tym, że nawet moja
bielizna jest na mnie za duża i momentalnie ogarnął mnie potworny wstyd. Nie
było już jednak odwrotu.
− Tak –
odpowiedziałem.
Czułem się
okropnie. Miałem wrażenie, że Yuu spogląda na mnie z jawnym obrzydzeniem, że
nie chce mnie nawet dotknąć, widząc cały ten tłuszcz, obwisły brzuch i masywne
uda. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna – wyglądałem wtedy jeszcze jak
kościotrup, co przeraziło Yuu. On sam był chudy, ale w ten zdrowy sposób.
Dopiero po latach mi powiedział, że wtedy, gdy zobaczył mnie pierwszy raz
zupełnie nago, postanowił sobie, że nie będzie ze mną uprawiał seksu, bo
zwyczajnie bał się, że coś mi zrobi. Z jednej strony bardzo chciał się ze mną
kochać, bo żywił do mnie te młode, gorące uczucia i trudno było mu się
powstrzymać. W dodatku kazałem mu siebie rozebrać, wystawiłem go na tak
potworne pokuszenie. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak jego penis był twardy,
że jeszcze chwila a nie wytrzyma, a jednak się powstrzymał. Z drugiej natomiast
wolał przełożyć moje zdrowie ponad własne zachcianki.
Powoli zsunął ze
mnie bieliznę, patrząc mi w oczy. Ja również patrzyłem na Yuu, mało nie płonąc
ze wstydu. A on tak zwyczajnie zdjął te przyduże bokserki, odłożył je na resztę
mojego odzienia i zwyczajnie na mnie patrzył. Nie miałem wzwodu, a chyba od
takiej dawki pieszczot, jaką mi zafundował chwilę wcześniej, powinienem
sterczeć niczym maszt. Mój penis był jedynie lekko uniesiony, jednak tyle
wystarczyło, by zebrało mi się na płacz. Z całych sił starałem się nie
wybuchnąć, to były w końcu jego urodziny, bardzo nie chciałem mu ich popsuć.
− Wiesz co? –
zaczął.
− Hm?
− Jesteś
najpiękniejszą osobą, jaką w życiu widziałem.
Tyle
wystarczyło, żebym spalił się ze wstydu. Zakryłem twarz dłońmi, a Yuu nic nie
robił, tylko na mnie patrzył. Byłem teraz cały na widoku – moje mikroskopijne
genitalia i paskudne, blade ciało, które było nienaturalnie chude. A on
powiedział, że jestem piękny. Przez głowę przeleciało mi, że Yuu miał przede
mną wielu kochanków, którzy wyglądali z pewnością o wiele lepiej. Pomyślałem o
piersiastych kobietach, atletycznie zbudowanych mężczyznach z dużymi penisami.
Zastanowiło mnie czy im też to wszystko mówił.
− Tak sądzisz?
− Tak. Taka jest
prawda, jesteś cudowny.
Yuu miał to
naprawdę na myśli. Mówił to jednak na głos, by dodać mi nieco otuchy, bo
widział, jak bardzo się wstydzę Doceniał również fakt, że pokazałem mu się w
całej swej okazałości.
Wtedy stało się
coś, co mnie dość zaskoczyło, bo Yuu również się rozebrał. Zupełnie do naga.
Pierwszy raz w życiu widziałem jego penis i myślałem, że zemdleję. Miał mocny
wzwód, jego jądra dumnie podpierały trzon prącia, a ja miałem wrażenie, że
oszaleję z tego widoku. Bałem się, a jednocześnie byłem okropnie zafascynowany.
Yuu objął mnie.
Dotknął moich pośladków, na co się nieco wzdrygnąłem. Pocałował mnie czule,
kładąc mi dłoń na policzku. Ach, no nie. To było zbyt piękne, by mogło być
prawdziwe.
Wtedy stało się
coś, co mógłbym nazwać swoim pierwszym seksualnym doświadczeniem. Obejmowałem
Yuu kurczowo ramionami, a on sunął dłonią po moim penisie. Z początku
delikatnie, nie zaciskając mocno dłoni, w której moje przyrodzenie mieściło się
w całości. Potarł leciutko sam czubek prącia, a ja cicho stęknąłem. Zauważyłem,
że z każdą chwilą robi to nieco mocniej. Obejmowałem go już z całych sił, gdy
usłyszałem, jak on sam nieco stęka. Masturbował jednocześnie i siebie, i mnie.
Było mi gorąco i
jednocześnie nieco nieswojo. To był pierwszy raz, nie miałem pojęcia, że czyjś
dotyk w tym miejscu może być tak miły i obezwładniający. Czułem się jeszcze
słabszy niż zwykle, ale tym razem bardzo mi się to podobało. Gorące dreszcze
przechodzące przez moje ciało, postękiwanie Yuu oraz coś, czego nigdy wcześniej
nie doświadczyłem.
− Yuu… Yuu, nie
– jęknąłem, czując, że zaraz przejdzie mnie orgazm. Bardzo tego nie chciałem.
Najzwyczajniej w świecie wstydziłem się tego, że osiągnę seksualne spełnienie.
I on całował mnie, za uchem, a ja już nie mogłem. Ręka Yuu poruszała się na
mnie już naprawdę szybko, myślałem, że oszaleję.
− Będzie dobrze
– zamruczał wprost do mojego ucha, sunąc po nim delikatnie językiem. – Odpręż
się, kotku.
− Shiro…
Kilka ruchów
później poczułem, jak moje uda drgają niekontrolowanie, jak wzdłuż kręgosłupa
biegnie niesamowity dreszcz, paraliżując całe moje ciało. Gwałtowny ucisk w
lędźwiach, niemożliwa do opisania gorączka uderzająca w moją głowę. I stało
się. Miałem orgazm oraz wytrysk. Stęknąłem, w moich oczach zebrały się łzy, gdy
poczułem, że to już koniec. Shiroyama jeszcze krótką chwilę poruszał ręką, aż
przestał. Teraz tylko on sapał donośnie, będąc blisko wytrysku.
Puściłem Yuu,
zakryłem twarz dłońmi. Było mi wstyd za siebie. Za ten orgazm, za wytrysk, za
wszystko. Mój chłopak zaraz skończył z jękiem na ustach, a ja myślałem, że
naprawdę zapadnę się pod ziemię.
Shiro wytarł
mnie oraz siebie chusteczkami. Położył się obok, obejmując mnie, a ja mało się
nie rozpłakałem w jego tors.
− Taka? –
pogłaskał mnie po plecach.
− Tak?
− Zły jesteś?
− Nie –
pokręciłem głową. – Tylko trochę mi dziwnie.
Zaśmiał się, po
czym pociągnął mnie na siebie. Przykrył nas obu kołdrą i tak leżeliśmy we
dwóch, dopóki nie musieliśmy się zacząć zbierać do wyjścia. Ubieraliśmy się, a
ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Prawie
uprawialiśmy seks, byliśmy ze sobą tak blisko i… o rany. Aż mi się w głowie
kręciło na samą myśl o tym wszystkim.
− Gorące
życzenia dla solenizanta! – wykrzyknął Ren, gdy zbliżaliśmy się z Yuu do jego
znajomych, którzy już na nas czekali na umówionym placu. Wszyscy momentalnie odwrócili
się ku nam.
− Yuu!
− Siema Yuu!!
−
Sto
lat! Sto lat!!
Zaczęły się
donośnie okrzyki w stronę mojego chłopaka. Kilka osób miało ze sobą prezenty,
wszyscy byli cholernie podekscytowani, jakby sam cesarz się zjawił na balu.
− Aż tak cię
lubią – wymamrotałem do Shiro, mocniej ściskając jego rękę.
− Ano – odparł,
wzdychając. Zdaje się, że Yuu wcale nie miał ochoty z nimi przebywać. To było
jego urodziny, a musiał się tak męczyć. Ale czego się nie robi, by wciąż mieć
znajomych.
Kilka osób z
grupki znałem, niektórych dopiero poznałem. Yuu dumnie przedstawiał mnie jako
swojego chłopaka, co poniektórych wpędzało w sporą konsternację. Shiroyama
jedynie ignorował te nieco zmieszane spojrzenia i kontynuował swe brylowanie w
towarzystwie. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, jaki właściwie jest Yuu
i przeraziło mnie jednocześnie, że zaufałem człowiekowi, o którym wiem w
większości bzdurne rzeczy. To znaczy, wiedziałem sporo o jego rodzinie, ale
pojęcia nie miałem, jaką dokładnie Yuu jest osobą. Przy mnie potrafił być
naprawdę miły i całkiem uczuciowy, mówi mi, że wcale nie ma ochoty wychodzić ze
znajomymi, jednak gdy już jest gdzieś z paczką znajomych, to zachowuje się,
jakby nic innego nie mogło sprawić mu radości. Naprawdę tknęło mnie to w tym
momencie, gdy Yuu z szerokim uśmiechem na ustach witał się z każdym z osobna.
− Zazdrosny? –
spytał Ren. Wyrwał mnie z zamyślenia. Jednocześnie przyłapałem się na tym, że
gapię się na to, jak Yuu przytula się z koleżanką na powitanie i klepie ją
przyjacielsko po plecach. Mężczyzna stał tuż obok mnie. Zerknąłem na niego,
kręcąc lekko głową.
− Nie.
− No pewnie –
zaśmiał się, kładąc mi rękę na ramieniu. – Nie ma co być zazdrosnym o jego
kolegów, koleżanki albo byłe dziewczyny.
− Huh?
Ren uśmiechnął
się szeroko, po czym pogładził mnie po plecach. Przysunął się jeszcze bliżej,
wyraźnie naruszając moją przestrzeń osobistą.
− Ren…
− Hm? – drugą
rękę przesunął na mój bok. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, zachciało mi
się krzyczeć.
− Puść –
jęknąłem cicho.
− Przecież cię
nie trzymam. Możesz odejść, jeśli chcesz. Idź do Yuu i wysłuchuj tego, jak
sztucznie wita się ze swoimi przyjaciółmi.
Nie trzymał
mnie, to fakt. Ale byłem jak sparaliżowany, w ogóle nie mogłem się poruszyć.
Patrzyłem jedynie na Yuu błagalnym wzrokiem, by mi pomógł. Już rozumiałem, co
mój chłopak miał wcześniej na myśli mówiąc, bym trzymał się z dala od Rena. Był
naprawdę przerażający, w dodatku teraz znajdował się tak blisko. A Shiroyama kręcił się
gdzieś tutaj w tym tłumie ludzi. Chciało mi się krzyczeć i płakać, jednak nie
mogłem tego zrobić. To były urodziny Yuu, a poza tym, wszyscy wzięliby mnie za
wariata. Nie miałem w ogóle pojęcia, co robić, dlatego stałem tak jak słup
soli, aż Yuu skończy się ze wszystkimi witać.
Poszliśmy do
klubu. Yuu jakoś przemycił mnie pod kurtką, by ochrona mnie nie zauważyła.
Poważnie, zakrył mnie kurtką, a w ciemnym, wąskim korytarzu pełnym ludzi trudno
było raczej dostrzec niskiego dzieciaka przykrytego grubym odzieniem. Wyszliśmy
na główny parkiet. Ile bym dał za to, by móc stamtąd wyjść i pójść do domu.
Nawet towarzystwo Yuu nie było w stanie mi już pomóc. Miałem wrażenie, że za
chwilę będę mieć napad paniki.
Tylko spokojnie.
S p o k o j n i e
Jak mam być,
cholera, spokojny?! Nawet nie zauważyłem tego, kiedy oddech mi przyspieszył.
Złapałem za koszulkę Yuu, który stał przy barze i kupował dla nas piwo.
Spojrzał na mnie przez ramię.
− Hm? – mruknął,
unosząc brwi w niemym pytaniu.
− Trochę mi
duszno – wymamrotałem.
− Co?! –
pochylił się ku mnie. Muzyka była głośno, w ogóle mnie nie słyszał.
− Pójdę do
łazienki! – niemal krzyknąłem mu do ucha.
− Okej! – wskazał mi palcem w lewą stronę. – Tam za barem i prosto, obok palarni!
Pokazałem mu
kciuk w górę na znak tego, że zrozumiałem, po czym poszedłem tam, gdzie mi
powiedział. Na całe moje szczęście, łazienka była pusta. Zamknąłem się w
ostatniej kabinie. Usiadłem na zamkniętej desce klozetowej, zakrywając głowę
ramionami i kiwając się w przód i w tył. Miałem atak paniki w naprawdę złym
momencie. Urodziny Yuu, klub pełen ludzi. Nie chciałem wyjść na idiotę na
oczach innych oraz Shiroyamy, a przede wszystkim, nie chciałem, by było mu
przykro.
Próbowałem się
jakoś pozbierać. Siedząc tak, straciłem poczucie czasu, do łazienki i tak nikt
nie przychodził. Yuu mógł zacząć się martwić, w końcu nie wracałem już
kilkanaście dobrych minut. Wziąłem głęboki wdech, czego pożałowałem, bo w kiblu
paskudnie śmierdziało ekskrementami. Już miałem wyjść z kabiny, kiedy
usłyszałem, jak otwierają się drzwi od łazienki.
− Takanori,
złotko? – usłyszałem głos Rena.
W jednym
momencie cofnąłem się na wc, podciągnąłem nogi pod siebie i zakryłem usta
dłonią. Bardzo chciałem uniknąć konfrontacji z Renem sam na sam, zważając na
fakt, jak wcześniej mnie złapał. Yuu miał rację, Rena należało unikać bez dwóch
zdań.
Zaglądał po
kolei do wszystkich kabin, trzaskał drzwiami, aż w końcu dotarł do mojej.
Szarpnął kilkakrotnie za klamkę, a ja miałem wrażenie, że jestem w jakimś
slasherze klasy F, a to scena, w której final girl ma zmierzyć się z przeciwnikiem.
O zgrozo, byłbym beznadziejną final girl.
− Taka? –
szarpał za drzwi od kabiny. – Jesteś tam?
W ogóle się nie
odzywałem. Miałem tylko cichą nadzieję, że Ren zaraz zrezygnuje i sobie
pójdzie, a ja będę mógł wrócić do Yuu. Minęło może pół minuty jak wszystko
nagle ucichło. Siedziałem jak mysz pod miotłą, zakrywając usta i z przerażeniem
patrząc na szarpane drzwi. Już miałem wstać i szybko stamtąd wybiec, gdy nagle
usłyszałem nad sobą głos.
− Cześć! Co się
tak tutaj zamknąłeś?
Spojrzałem w
górę i zamarłem. Ren stanął na muszli w kabinie obok i opierał się o przegrodę.
Wyjęczałem coś tylko w ramach odpowiedzi, gdyż kompletnie zaniemówiłem. Już
myślałem, że mam zawał, ale to było coś gorszego. Moje przeczucie mówiło mi, że
Ren zwiastuje problemy nie tylko na teraz, ale i na przyszłość.
− Taka? –
usłyszałem głos Yuu. Mój chłopak wszedł do łazienki. Ren w jednym momencie
zeskoczył z wc, straciłem go z pola
widzenia.
− Nie ma go tu –
oznajmił Ren.
− Nie ma? Mówił,
że idzie do toalety.
− No, ale go nie
ma.
Na kilka długich
sekund zapadła cisza. Ren się roześmiał.
− Ale masz minę!
– zaklaskał. – Spójrz w lustro, wyglądasz jak wściekły duch.
− Coś ty zrobił?
– warknął Shiroyama. – Miałeś się nie zbliżać do Taki, mówiłem ci.
− A no, mówiłeś.
− Jeśli coś mu
zrobiłeś, to przysięgam, że…
− Przestań,
nawet go nie tknąłem.
Kłamca! –
przeszło mi przez myśl.
− Więc gdzie on
jest?
− A skąd mam
wiedzieć? Co ja? Duch święty?
Zapadła
przejmująca cisza. Jedynie huk klubowej muzyki dochodził do nas przez zamknięte
drzwi. Nie miałem pojęcia, co takiego robią ci dwaj. Minęło kilkanaście długich
sekund, w końcu obaj wyszli.
Wróciłem do Yuu
i reszty po, jak się okazało, prawie czterdziestu minutach. Kompletnie
straciłem poczucie czasu, gdy byłem zamknięty w toalecie. Yuu aż wstał, gdy
mnie zobaczył. Podobno był już nawet u ochrony z zapytaniem czy może nie
wychodziłem. Poza tym, jak się okazało, dzwonił do mnie dziesięć razy, a ja,
oczywiście, miałam wyciszony telefon. Przeprosiłem Yuu, że tak nagle zniknąłem.
− A gdzieś ty był?
– spytał, obejmując mnie ramieniem. Dał mi całusa w policzek.
− Chyba… chyba
się zgubiłem.
− Huh? Zgubiłeś
się??
− Tak.
− W jaki sposób?
– roześmiał się. – Och, mogłeś zadzwonić, to bym cię znalazł. Poza tym, to nie
taki wielki klub.
− Uhm, no tak…
To był mój drugi
albo trzeci raz w klubie. Trzymałem się bardzo blisko Yuu w obawie, że się
zgubię gdzieś w tłumie albo trafię na Rena. Ten facet kompletnie mnie przerażał
i Yuu chyba też. Pobujaliśmy się w lokalu, wypiliśmy kilka piw. Kilka osób
wciągało kokainę, wiedziałem, że Yuu był zapalić blanta. Czuć było od niego
marihuaną, oczy nieco mu się przekrwiły. Czas mijał w dość dobrej zabawie.
Alkohol się lał, spocone ciała szalały na parkiecie wśród błyszczących świateł
przyprawiających o atak epilepsji i śmierdzących efektów dymnych. Niektóre
osoby poszły do domu, część, została w klubie, a my ruszyliśmy na miasto. Moja
słaba głowa nie była w stanie znieść tych trzech piw, które wypiłem. Zadowolony
kręciłem się wokół swojego chłopaka, tańcząc i trzymając go za rękę. Śmiałem
się, Yuu mi wtórował. Okręcał mnie wokół siebie, robiłem jakieś koślawe
piruety. Chodziliśmy tu i tam, aż została nas tylko trójka – Yuu, Ren i ja.
Dotarliśmy do jakiejś zaniedbanej kawiarni, gdzie ktoś zostawił na zewnątrz
plastikowe krzesła przy stolikach. Usiedliśmy przy jednym stole, pijąc dalej
piwo, które Yuu skądś komuś zabrał.
− Zimno –
jęknąłem czując, jak upojenie alkoholowe powoli mija, jednak wciąż miałem dość
dobry humor.
− Już będziemy
iść.
− Już? –
westchnął Ren.
Yuu posłał mu
ostre spojrzenie, po czym wstał i podał mi rękę. Takiej reakcji po swoim
chłopaku się nie spodziewałem. Wstałem, a Shiro pchnął mnie lekko od tyłu.
− Idź przodem,
kotku – powiedział mi do ucha. Poczułem na sobie jego ciepły oddech
przesiąknięty alkoholem.
− Mhm.
Bez namysłu
ruszyłem przed siebie. Im dalej od Rena, tym było lepiej, prawda?
− Naprawdę już
idziecie? – Ren wstał, szurnęło krzesło.
Za moimi plecami
rozległ się głośny świst wiatru oraz odgłos tłuczonego szkła. Chwilę później
usłyszałem coś, jakby kawał mięsa upadał na podłogę. Odwróciłem się na pięcie.
Ren leżał twarzą do ziemi, obok niego krzesło i rozbita butelka po piwie, a Yuu
szedł zadowolony w moją stronę. Spojrzałem na niego zaskoczony.
− Co się stało?!
Trzeba mu pomóc!
− Nie trzeba, za
dużo się napił i się przewrócił. Wstanie i pójdzie do siebie.
− Ach, ale…
− Nie martw się,
zaraz koledzy po niego przyjdą – zaśmiał się. – Oi, Ren! Wstajesz?
Mężczyzna wydał
z siebie jakiś pomruk, który nie miałem w ogóle pojęcia, co miał znaczyć. Byłem
jednak chyba wciąż zbyt pijany, by logicznie rozumować, dlatego ta sytuacja w
ogóle nie wydała mi się dziwna.
Nie zastanowiła
mnie nawet ta krew lejąca się z głowy Rena.
*
Następnego dnia
rano uzmysłowiłem sobie, że chyba naprawdę jestem zakochany w Yuu, co mnie do
pewnego stopnia przerażało. Być w kimś zakochanym, kochać kogoś, spędzać czas z
tą osobą... Jednocześnie przepełniało mnie szczęście wraz z przerażeniem, bo co
jak znudzimy się sobie zaraz? Albo co jeśli on stwierdzi, że jednak jestem dla
niego za młody? Lub znajdzie kogoś innego? Kogoś mniej niezdarnego, pewnego
siebie. Takie myśli przepełniały moją głowę, dopóki Yuu pierwszy raz nie
zaproponował, byśmy wzięli razem prysznic. Pamiętam, jaki to był miły,
słoneczny poranek. Rozebraliśmy się, nie patrząc na siebie, Yuu odkręcił wodę i
weszliśmy do kabiny. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy brałem z kimś
wspólną kąpiel i pomimo kaca, to była naprawdę cudowna chwila.
Shiro ani razu
nie dotknął mnie w żadne intymne miejsce, nawet na mnie za bardzo nie patrzył.
Umyliśmy się nawzajem powoli, rozmawiając przy okazji o bzdurach.
− Wiesz co –
mruknął, gdy masowałem mu plecy, przy okazji myjąc go – mam wielką nadzieję, że
nigdy więcej nie będę musiał wychodzić z tymi ludźmi.
− Z tymi ludźmi?
Chodzi ci o wczoraj? – powoli zsunąłem dłonie na jego lędźwie i powróciłem z powrotem na ramiona.
− Tak. Ty też
nie czułeś się zbyt dobrze, prawda?
Nie
odpowiedziałem, tylko zacisnąłem wargi. Yuu nie mógł zobaczyć, jak kiwam głową,
jednak chyba nawet nie musiał. Wiedział, że wczoraj było mi bardzo źle w takim
tłumie.
− To twoi
przyjaciele.
− Nie powiedziałbym
– westchnął. Odwrócił się w moją stronę, po czym złapał mnie pod brodą, unosząc
nieco moją głowę. Spojrzałem na niego, wolną ręką odgarnął mi mokre włosy z
twarzy. – Przepraszam, że wczoraj było tak źle.
− Ale przecież
nie masz za co przepraszać – zaprotestowałem. – I nie było źle, po prostu…
Yuu nie dał mi
dokończyć zdania, tylko mnie pocałował. Tak czule i delikatnie, że z początku
zamarłem, by po chwili objąć go za szyję, tym samym pogłębiając nieco
pieszczotę. Instynktownie wplątałem dłoń w jego włosy, a on położył mi rękę na
plecach, przyciągając mnie do siebie mocno. I w życiu bym nie pomyślał, że
coraz częściej będziemy tak częściej spędzać ze sobą czas, a poranki osobno
staną się katorgą. Poczułem, jakbym zapadał się w basenie pełnym miękkiego
puchu. Moja głowa w jednym momencie stała się pusta i lekka, a ja sam mógłbym
odlecieć w niebiosa jak balon napełniony helem.
Shiro przesunął
wargi na mój policzek, aż dotarł do ucha, w które również mnie pocałował.
Szaleństwo –
myślałem sobie. – To po prostu niesamowite.
− Wiesz,
niedługo twoje urodziny.
− No nie –
jęknąłem, a Shiroyama się roześmiał.
− No co? –
pogłaskał mnie po włosach, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – Kotku, siedemnaste
urodziny to wielka rzecz.
− Jestem
kompletnie innego zdania – odparłem z jawnym fochem.
Yuu już w ogóle
nie mógł powstrzymać śmiechu. Pocałował mnie kolejny raz, tym razem w czoło.
I tak, to
zdecydowanie była miłość, której nigdy nie spodziewałem się zaznać w mym życiu.
Ta młoda, pierwsza oraz najcenniejsza relacja, która wywraca całe życie do góry
nogami. Trochę to źle zabrzmi, ale ja i Yuu wpadliśmy po uszy. Ani on nie mógł
mieć już nikogo innego, ani ja nie byłem w stanie w ogóle myśleć o kimkolwiek.
I nim się zorientowaliśmy, życie spłatało nam psikusa, wiążąc nas ze sobą już
na zawsze. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że to wszystko było dopiero początkiem,
gdy Yuu słodko budził mnie w dniu moich siedemnastych urodzin.
Mruczał tuż przy
moim uchu, chcąc mnie obudzić. W końcu musiałem jeszcze tego dnia iść do
szkoły. Odwróciłem się w jego stronę, by otrzymać od niego czułego całusa. To
był jeden z powodów, dla których kochałem zostawać u niego na noc i budzić się
następnego dnia w jego ramionach. Czuć się kochanym i chcianym, jak nigdy w
życiu. Zacząć cały dzień, wiedząc, że naprawdę jest ktoś, komu na mnie zależy.
Jednocześnie móc usłyszeć już z rana ten miło zachrypnięty oraz zaspany głos. A
to było jedynie preludium całego naszego życia.
− Wszystkiego
najlepszego.
Nie wiem dlaczego,
ale czułem się, jakbym śnił najpiękniejszy sen. Sen, z którego na szczęście
nigdy się nie obudziłem.
---
Zanim ktoś na
mnie nakrzyczy, to chcę powiedzieć, że pod Summer
is gone zostawiłam informację o tym, że nie będę miała, jak publikować na
ybt. I to tyle, co mam na swoją obronę.
Cześć, Żuczki!!!
It’s been 84 years, odkąd mnie tu nie było z czymś poważnym. Pomijając
porzucony Czelendż, to prawie cztery miesiące i w sumie nie jestem z tego
dumna. Przepraszam, że tak wyszło. Jeśli chodzi o mnie, to wydarzyła się cała
masa złych i przykrych rzeczy, które z jednej strony mnie dobiły, ale z drugiej
zawsze sobie mówię, że takie doświadczenia są dla mnie zbieraniem materiałów na
opowiadania (No bo myślicie, że skąd Cruel World jest takie okrutne? XD).
Chociaż mam wrażenie, że skill mi zleciał w dół, bo w ogóle nie miałam czasu,
by cokolwiek pisać czy czytać.
Ale jestem tu
dzisiaj i mam pytanie, co u was? Jak szkoła, studia? Jak sobie w życiu
radzicie? Wiem, że długo mnie nie było i specjalnie wytrwałym czytającym i komentującym
chcę tutaj coś odpisać.
Plus! Zawsze,
jakby wam mnie brakowało, to możecie śledzić mnie na moich social media.
To tyle na dziś
ode mnie. Trzymajcie się ciepło, jedzcie szpinak i miziajcie koty! Ach, no i
uważajcie na krzywe chodniki przykryte śniegiem!
Do następnego~!❤
Ostatni raz na tym blogu byłam jako gówniarz wręcz, teraz wracam jako dorastający człowiek. To wspaniałe uczucie przeczytać znowu opowiadania, które czytało się kilka lat temu, oraz ich kontynuacje. Wcześniej napisałam dłuższy komentarz, ale mi skasowało. Tak czy inaczej, moim marzeniem jest zobaczyć kiedyś moją ulubioną serię, „Migdałowe serce”, w wersji papierowej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, maritt/runninawayfromyou/lubiexanax
Witam serdecznie dorastającego człowieka! Widzę, że 95% czytelników ybt ma problem z tymi komentarzami, no kurczę, blogspot can you not. Również uwielbiam wracać do czegoś, co czytałam parę lat wstecz, przywołuje to taką ciepłą nostalgię (jeśli coś takiego w ogóle istnieje, lol). Migdał na papierze? Raczej nie sądzę, żeby miało to kiedyś nastąpić, ale jeśli tak, to na pewno dam o tym znać! :)
UsuńPozdrawiam również i bardzo dziękuję za miły komentarz, Tsukkomi
O Boże. Nie wiem co napisać, to było tak dobre. Czułem się (ZNOWU. Kolejny raz to zrobiłaś!) jakbym czytał o swoim życiu, o swoim obecnym związku i mam taki przesyt emocji, że czuję się, jakbym się naćpał. Jak Ty to robisz? Nie przeszkadzały mi literówki! Mi! Tak się przejąłem, że zlewałem błędy kompletnie. To kawał dobrej roboty, mocno oddziałujący na moje serce i na pewno będę do tego wracał. Dziękuję Ci za ten tekst, naprawdę, mam ochotę się popłakać, ale żeby zachować pozory wcale nie bycia emo - od czasu do czasu śmiałem się i mówiłem na głos 'same'. Ahh, życzę Ci wszystkiego dobrego, niech się wreszcie to życie jakoś ułoży ❤️ i żebyś pisała. Mimo wszystko. To w końcu dobry sposób na wyładowanie emocji, co nie? Chyba nawet sprawiłaś, że to mi wróciła wena. Głębokie natchnienie, serio, ale najpierw otrząsnę się z szoku po czymś tak- no, wspaniałym. Trzymaj się ciepło!
OdpowiedzUsuńIstnieje legenda, która głosi, że kiedyś przeczytam coś drugi raz po napisaniu i poprawię błędy. XD
UsuńO rany Cyan, nie ma za co. W październiku obiecałam ci ten emocjonujący rozdział na święta, a i tak dodałam go po takim czasie, za co przepraszam! I niesamowicie mi miło, że jednak coś co piszę wciąż potrafi oddziaływać na kogoś, a nie jestem ani trochę zadowolona z tego rozdziału. I nie płacz, proszę!
Dziękuję ci strasznie! Będę się starała więcej pisać i być bardziej regularna na ybt. Bo tak, pisanie zawsze pomaga wyładować emocje, szczególnie w takim okresie, jaki ja teraz przechodzę.
Cieszę się, że wena wróciła! Teraz musisz to szybko wykorzystać i napisać coś, żebym mogła feelsować i umierać z zachwytu.
Dziękuję za komentarz i też się trzymaj ciepło!
Ja pierniczę!
OdpowiedzUsuńTsukkomi-sama, nie wierzę. Napisałam taki piękny komentarz... Ale los stwierdził, że nie pozostanie tu po nim ślad. No, standardowo.
Życie jest do dupy, a potem się umiera.
Nie wiem, czy to ta głupia buda tak na mnie działa czy co, ale z każdym rozdziałem jakiegokolwiek Migdała coraz bardziej zaczynam nielubić (to się pisze łącznie czy osobno?) Yuu, a lubić Rena. Tak mega lubić Rena.
Ratunku
Ogólnie to trzymam kciuki za jakiś happy end w twoim życiu. Ale nie że end tylko że happy... No, żeby nie było, że życzę Ci szczęśliwego końca, bo to źle brzmi i wcale nie, bo kto będzie pisał na ybt? Ale też nie że chcę twojego nieszczęśliwego końca! Ech, może to wymazać?
W ogóle! Jak to czytałam to mi się przypomniało jak tak z dwa lata temu, gdy wracałam z mamą do domu z Wro (chyba) to na drogę wyszło na TAKIE OGROMNE BYDLE. No jeleń miał chyba z 1,70 m w kłębie i na szczęście wziął jezdnię na jeden skok i spierniczył w krzaki, bo inaczej miałabyś o te kilka komentarzy na ybt mniej. Serio. Był wielki.
Pozdrawiam i życzę weny jak zawsze ~!
Papa~! <3
"Napisałam/łem długi, cudowny komentarz i dodało mi go bez problemu!" - powiedział nikt na ybt. XD
UsuńOh God, kiedy twoi czytelnicy zamiast protagonisty zaczynają lubić psychopatę. Co ta telewizja robi z ludźmi! Tbh to dla mnie ciekawe zjawisko, że jest tak wiele osób, które wolą Rena od Yuu.
Jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec. Będę się starać, by było lepiej, don't worry! :D
Chcesz mi powiedzieć, że jeleń mojego wzrostu mało cię nie zabił???!!! Boże, nie, kto by mi komentarze pisał... Ale tak poważnie, to cieszę się, że nic się nie stało. Naprawdę, to musiało być i tak okropne przeżycie.
Pozdrawiam również i dziękuję ślicznie za komentarz i wenę, bo ta się zawsze przyda.
Pa~ ;3
Legenda głosi, że Anze kiedyś zacznie dotrzymywać słowa i pisać komentarze po dodaniu rozdziału.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że nie masz mi za złe tego XD
Już muszę przestać mówić o tym moim shippowaniu Yuu z Renem, ale moment z butelką zawładnął moim sercem XDDD
Niezły popis dał już na początku związku. Taka tylko się odwrócił, a ten już butelkami rzuca w ludzi!
Jestem w szoku jaką zmianę od początku związku z Yuu przeszedł Takanori. Kiedyś był taką cnotliwą pizdą, a później...aż nie wiem jak to opisać!
Cudownie tak wrócić do klimatu ich związku z samego początku, te ich wspólne podchody do siebie są jak miód na moje serce.
Jeszcze raz przepraszam, że tak późno komentuje!
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
Uwielbiam Twoje opowiadania. Piszesz tak, że idzie odczuć te uczucia i można to zobaczyć w wyobraźni. Masz dar, na prawdę. Czytałam wiele opowiadań różnych osób ale jednak Twój blog ma coś takiego w sobie co przyciąga zarówno jak i słowa, których używasz w swoich dziełach. Czekam na następne opowiadania :) pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuń