I will be II 05
Dni mijały nam
coraz szybciej, zlewając się w jedno. Nawet nie zauważyliśmy, jak już skończył
się wrzesień i zaczął się październik, a przy okazji coraz poważniejsze
przygotowania do Spooky Box. Pracowaliśmy nam kostiumami, staraliśmy się
wszystko w miarę logicznie rozplanować. Na całe szczęście, sytuacja z Sachiko
jakoś się uspokoiła i nie byliśmy przez jakiś czas niepokojeni jej wybrykami.
Co więcej, wydawało mi się, że wszystko zmierza ku lepszemu. Mała nawet
zapisała się na zimowy wyjazd sportowy ze swojego klubu aikido, co bardzo z Yuu
popieraliśmy. No, może odrobinę byliśmy przerażeni tym, że nasze dziecko ma
radzić sobie same przez dwa tygodnie w górach, ale musieliśmy to przeżyć.
Jednakże, sprawy
szły zbyt dobrze, by mogło to długo potrwać. Mniej więcej w połowie października
odwiedzili nas rodzice Yuu. Byliśmy wówczas potwornie zajęci, a oni wpadli do
nas do mieszkania jak ta hiszpańska inkwizycja. No ale, chociaż Sachiko nie
była biologiczną córką Yuu, to jego rodzice pokochali ją, jakby nią była. Sachi
była ich ukochaną wnuczką. Dostawała od nich zawsze masę prezentów; słodycze,
zabawki, jakieś ubrania i inne wymyślne gadżety. Poważnie! Obaj byliśmy tym
zaskoczeni, ale jednocześnie cieszyliśmy się, że chociaż z początku byli
sceptycznie nastawieni do mnie i Sachiko, to z czasem się przekonali.
Musieliśmy się
oderwać od pracy, by ugościć moich teściów. Nie obyło się bez popisów przed
dziadkami tym, czego się nauczyła nowego na aikido. Oczywiście, swój popis dała
na Yuu, który jedynie błagał, by nie skręciła mu nadgarstków, bo były potrzebne
do pracy. Po udanym pokazie i kopnięciu Shiro w piszczel, została nagrodzona
gromkimi brawami ode mnie oraz dziadków, czym była zachwycona. Skłoniła się
teatralnie, a Yuu usiadł obok mnie na kanapie, masując bolącą kończynę.
− Ale mi
przywaliłaś – podsumował, krzywiąc się z bólu.
− Przepraszam,
myślałam, że się obronisz – powiedziała Sachiko, siadając przed nami na
podłodze.
− Widzisz, Yuu,
dziewczyna cię pobiła – wtrącił Shiro papa. Zaśmiałem się na tę uwagę.
− No jasne,
dałem jej fory – odparł Yuu.
− Tak, tak,
tłumacz się – poklepałem go po plecach, po czym wstałem, odwracając się do
teściów. – Pewnie jesteście zmęczeni, przygotuję wam pokój.
− Kouyou, nie
kłopocz się – Shiro mama machnęła ręką. – Tyle razy już tutaj zostawaliśmy, jak
was nie było, że możemy sami sobie przygotować wszystko, a wy macie pracę.
− Będę się czuł
jak zły gospodarz – westchnąłem.
− Ach, przestań.
Nie wiem czemu,
ale z rodzicami Yuu zawsze była taka swojska atmosfera. Może dlatego, że bardziej
zaakceptowali nasz związek, w przeciwieństwie do moich. Fakt faktem, zdarzały
się nieprzyjemne sytuacje, na co byliśmy zawsze gotowi, jednak momentami czułem
się przy nich lepiej niż z moimi rodzicami. Myślałem nad tym i jedną z rzeczy,
na którą wpadłem było to, że ja byłem jedynym synem moich rodziców. Byłem
jedyną osobą, która mogła przedłużyć linię rodziny, nazwisko. Na Yuu nie
spoczywało już to zadanie, bo jego wyręczył starszy brat.
Później, przy
kolacji, gdy siedzieliśmy całą piątką przy stole, w toku rozmowy zeszliśmy na
ostatnią wizytę u moich rodziców. Zupełnym przypadkiem napomknęliśmy coś, że
ostatnio były urodziny mojego ojca i była impreza urodzinowa. Shiro papa i
Shiro mama spytali, jak było, na co ja odparłem, że jak zwykle.
− Nieprzyjemnie?
– spytała mama Yuu.
− To było…
Bywało gorzej – mruknąłem.
− Czy ja wiem –
Yuu pokręcił głową.
Spojrzałem na
męża, a ten na mnie. W jednym momencie odechciało mi się jeść na wspomnienie
tego, co moi rodzice mu powiedzieli.
− Jak dla mnie
było super – odparła Sachiko.
− No jasne – Yuu
zaśmiał się, lekko klepiąc ją po głowie. – Sachi zawsze się najlepiej wszędzie
bawi.
Czyli Yuu nie
powiedział swoim rodzicom o tym, co się wydarzyło. To dobrze, bo było mi
szczerze wstyd za to wszystko.
− Tato,
potargasz mi włosy – jęknęła mała, odganiając od siebie rękę Yuu. Znowu to
zrobiła i nazwała go tatą. Shiro papa i Shiro mama nie byli częstymi świadkami
tegoż zjawiska, dlatego zamarli niczym woskowe figury i spojrzeli z szeroko
otwartymi oczami na Yuu i Sachiko.
− No, przestań,
tym włosom już nic nie zaszkodzi – Shiroyama roześmiał się, mocniej targając
małej włosy.
− Tata! –
pisnęła.
− Nie znęcaj się
nad biednym dzieckiem – powiedziałem spokojnie.
− No właśnie –
poparła mnie Sachiko, gdy Yuu w końcu dał jej spokój. Mała zaczęła poprawiać
fryzurę.
− A ty nie trzep
tymi włosami nad talerzem, tylko je zwiąż – upomniałem małą, która tylko coś
fuknęła pod nosem na moją uwagę. No tak, nie ma to jak rodzinny obiad.
Następnego dnia
popołudniu rodzice zabrali naszą córkę na lekcje gry na pianinie. Byliśmy już
po pracy w studio i zgodnie stwierdziliśmy, że resztę czasu spędzimy rodzinnie.
Zostaliśmy jednak sami z Yuu, dlatego zrobiliśmy obiad, a gdy już mieliśmy
wszystko przygotowane i usiedliśmy w salonie z kawą, Yuu niespodziewanie złapał
mnie za rękę. Spojrzałem na swojego partnera niepewnie.
− Co? –
zapytałem.
− No nic –
odpowiedział. Zacisnął swoje palce na moich, popatrzyłem na nasze dłonie.
Wówczas poczułem, jak Yuu całuje mnie w policzek. Podniosłem na niego
zaskoczony głowę. Zaśmiał się na moją reakcję.
− Czemu masz
taką minę?
− Nie, ja tylko…
Zaskoczyłeś mnie po prostu.
− Buziakiem? –
parsknął śmiechem.
Spojrzałem na
Yuu z jawnym utęsknieniem w oczach. Szczerze, to już praktycznie w ogóle nie
okazywaliśmy sobie na co dzień takich czułostek. Nie widzieliśmy w tym zbytniej
potrzeby, a poza tym, nie mieliśmy czasu na siebie. Tak po prostu. Nasze życie
kręciło się wokół pracy i Sachiko, a sami dla siebie nie mieliśmy nawet siły.
Przywykłem już do życia, w którym nie spędzamy z Yuu ze sobą czasu – nie jako
współpracownicy, ale jako para. W tej jednej chwili Shiro uzmysłowił mi, jacy
samotni byliśmy, chociaż spędzaliśmy ze sobą całe dnie.
W jednym
momencie pochyliliśmy się ku sobie i pocałowaliśmy prosto w usta. Był to
delikatny, pełen oddania pocałunek. Zamknąłem oczy, pozwalając sobie utonąć w
wargach partnera. Nie byłem też całkiem pewny czy jeszcze pamiętam, jak się
całuje. W jednej chwili przypomniałem sobie jednak, jak smakują usta Yuu i
jakie to nieziemskie uczucie, móc go całować. Partner położył mi dłoń na
policzku, przesuwając ją i wplątując palce w moje włosy. Mruknąłem cicho, gdy
przyciągnął mnie bardziej ku sobie. W jednej chwili zapomnieliśmy obaj o całym
świecie. Zarzuciłem mu ręce na szyję, on przyciągnął mnie do siebie mocniej, a
nasz pocałunek przyspieszał, stając się coraz bardziej namiętnym. Do pieszczot
dołączyły nasze języki. Przestałem myśleć o czymkolwiek, wszedłem na Yuu,
siadając mu okrakiem na kolanach. Ukochany westchnął przeciągle, gładząc mnie
jedną ręką po plecach. Niewiele nam już brakowało, by zacząć się wzajemnie
rozbierać. Pokój wypełniały przyjemne odgłosy cmokania i mlaskania. Yuu ściskał
dłonią moje pośladki, a ja już tylko chciałem go rozebrać. Pragnąłem go całym
sobą, tęskniłem za jego dotykiem, za byciem z nim jednym. Poczułem, jak bardzo
brakowało mi seksu i aż się przeraziłem. Całe to skumulowane pożądanie
zapragnęło wydrzeć się na zewnątrz i opleść mnie i Yuu magicznym sznurem
współżycia.
Nasz nagły zryw
namiętności przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych oraz głosy rodziców
Yuu oznajmiający, że już wrócili. W jednym momencie odskoczyliśmy od siebie,
jakbyśmy byli małymi dziećmi, które ktoś może przyłapać. Na szybko zaczęliśmy
poprawiać ubrania i włosy, Yuu włączył telewizję. Odsunęliśmy się od siebie na
jakiś metr, by nikt przypadkiem nie pomyślał, że właśnie byliśmy o krok od
tego, by się pieprzyć.
− Co u was? –
zagadnęła Shiro mama, wchodząc do salonu. Poczułem, jak gorąco oblewa moje
policzki. Spojrzałem na Yuu, był cały czerwony na twarzy, ja pewnie wyglądałem
tak samo.
− Wszystko w
porządku – odparł Yuu nieco nerwowo.
− Na pewno? –
mama Yuu zerkała to na mnie, to na swojego syna.
− Tak, tak –
wstałem. – Pewnie jesteście głodni, chodźcie na obiad.
Po tym jednym
incydencie nie mieliśmy z Yuu już na nic ochoty. Ani na siebie, ani na
jedzenie, ani na nic innego, a jak tylko patrzyliśmy na siebie, to kończyło się
to jednym wielkim wybuchem zażenowania. Sachiko, po powrocie z lekcji gry,
jedynie patrzyła podejrzliwie, jak ja i jej wujek zachowujemy się nerwowo
względem innych i siebie, jakbyśmy co najmniej kogoś pobili do nieprzytomności.
Gdy tylko moje spojrzenie spotkało się z Yuu, od razu uciekaliśmy od siebie
wzrokiem, bo nie mogliśmy tego wytrzymać. Nie rozmawialiśmy z Yuu, jeżeli ktoś
kogoś o coś musiał zapytać, to odpowiedź kończyła się pomrukiem potwierdzenia
lub dezaprobaty albo kiwnięciem lub pokręceniem głową.
Zauważyłem w
pewnym momencie, że Shiro papa i Shiro mama również patrzą na nas nieco
skonsternowani. W końcu, zanim wyszli, zachowywaliśmy się zwyczajnie, jak
zwykle.
− Na pewno
wszystko w porządku? – spytała raz jeszcze Shiro mama, gdy wstałem od stołu ze
spuszczoną głową.
− Jasne –
odpowiedział Yuu. – Czemu pytasz?
− No bo… Ach,
nieważne.
To było głupie,
ale czułem się jak zawstydzony nastolatek, który był o krok od przyłapania na
masturbacji. A z Yuu byliśmy parą już ponad dziesięć lat, byliśmy dorośli, a
miałem wrażenie, jakbyśmy byli w pierwszej klasie gimnazjum.
Gdy wpadłem na
to porównanie, pomyślałem o Sachiko. Nasza córka miała za niedługi czas
rozpocząć naukę w gimnazjum i właśnie w tym momencie to sobie uświadomiłem. W
jednej chwili odniosłem wrażenie, że za chwilę zemdleję, podparłem się ręką na
szafce, mało nie upuściłem talerza. Cała rodzina patrzyła na mnie, a ja
próbowałem przyswoić w swojej głowie szokujące fakty. Sachiko, dorastanie,
chłopcy, seks.
Szybko odłożyłem
talerz, po czym podparłem się drugą ręką. Wyglądałem pewnie, jakbym miał jakiś
atak i może nawet tak było. Myślenie o tym, że moja córka wpadnie niedługo w
ten głupi stan fascynacji płcią przeciwną wywołało u mnie napad paniki. Nie
byłem w stanie dopuścić do siebie myśli, że mój największy na świecie skarb,
oczko w głowie, gwiazdeczka na niebie, księżniczka na ziarnku grochu niedługo
zacznie postrzegać kolegów nie tylko jako kolegów. Będzie się całować i…
Oddychaj Kouyou,
oddychaj – powtarzałem sobie w myślach. – To się jeszcze nie dzieje, wciąż jest
twoją małą dziewczynką, jeszcze nie wychodzi za mąż.
Wyjdzie kiedyś
za mąż.
No właśnie.
− Kou, w
porządku? – spytał Yuu, patrząc na mnie niepewnie.
− Chyba mi
niedobrze – wymamrotałem, mają przed oczami scenę ze ślubu mojej córki. Już
teraz mogłem przewidzieć, że dzień ślubu Sachiko będzie dniem, w którym zapadnę
na nieodwracalną, głęboką depresję.
Tego samego dnia
wieczorem podzieliłem się z Yuu moimi troskami. Leżeliśmy w łóżku, odwróceni do
siebie plecami i staraliśmy się nawet siebie nie dotykać. Musiałem jednak
wyrzucić to, co mi leżało na sercu. Shiro był jednocześnie jedyną osobą, której
mogłem to powiedzieć, w końcu też był ojcem Sachi.
− Wiesz,
pomyślałem dzisiaj o tym, że Sachiko za jakiś czas będzie się bardziej
interesować… tymi sprawami.
− Tymi sprawami?
Chodzi ci o seks? – mruknął Yuu. Pokiwałem głową, czego nie mógł zobaczyć, gdyż
byliśmy odwróceni do siebie tyłem. Ścisnąłem w dłoniach kołdrę, zacisnąłem na
moment powieki. Miałem wrażenie, że coś mi się wywraca w żołądku.
− Mhm, tak.
− Myślę, że w
pewnym sensie już się tym interesuje – odparł.
− W pewnym
sensie…
− Dojrzewa, obaj
o tym wiemy. A takie rzeczy wiążą się z jednym, no nie?
Podniosłem się
do siadu, Yuu odwrócił się w moją stronę. Czułem, że zrobiłem się blady, a całe
moje ciało oblało się zimnym potem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że na pewno
uczą ją o takich rzeczach w szkole, że rozmawiała o tym z koleżankami, Kagome
lub kimkolwiek innym, kto był również kobietą. Ale nie dopuszczałem do siebie
tej myśli, że całe to dojrzewanie już się zaczęło.
− Tak, ale
chodzi mi o… Realizację tego wszystkiego.
− Myślisz, że ma
kogoś, kogo lubi?
− Nie mam
pojęcia – pokręciłem głową. – Powiedziałaby nam?
Yuu westchnął
głęboko. Zdaje się, że jego nagle również to zaczęło nurtować.
− Pewnie nie.
Ale Kagome na pewno by powiedziała.
− Tak uważasz?
− Kagome jest
dla niej prawie jak matka. Na pewno mówi jej takie rzeczy, nie ma opcji, że
nie.
Pokiwałem powoli
głową. Czułem, że dzisiaj w ogóle nie uda mi się zasnąć. Yuu niedługo później
odleciał do krainy snów, a ja tak półsiedziałem po swojej stronie łóżka,
patrząc przed siebie. Kompletnie nie mogłem uspokoić myśli, w głowie miałem
jakieś koszmary na jawie. Przez moment pomyślałem nawet o tym, żeby wysłać
Sachiko do seminarium, byle tylko nie miała żadnych kontaktów z mężczyznami.
Ale faktycznie,
działy się już pewne rzeczy, których nie dało się powstrzymać. Coraz większe zainteresowanie
modą, makijażem. Zacząłem zauważać, jak Sachiko przegląda się w lustrze. To już
nie było zwykłe przeglądanie się, gdy chce mieć się pewność, że ubiór jest w
porządku. Sachi zaczynała patrzeć na to jak wygląda, w ten bardziej kobiecy
sposób. Chociaż była jeszcze małą dziewczynką, bez dwóch zdań i może nie
całkiem świadoma tego, że już robi tego typu rzeczy, to jednak dla mnie to już
była oznaka, że za niedługi czas przestanie być moją maleńką córcią. Dorastała,
a ja nic nie mogłem z tym zrobić.
Następnego dnia
byłem jak zombie. Wstałem jeszcze przed szóstą, zrobiłem sobie kawę, a
następnie zapaliłem papierosa. Później, nieco po szóstej, wstał Yuu i znalazł
mnie półprzytomnego na balkonie. Spojrzał na mnie odrobinę zlękniony tym, że
siedzę w samych spodenkach i koszulce, a na zewnątrz było może dziesięć stopni.
Miał minę, jakby chciał powiedzieć, że ma już dość tych nagłych załamań
nerwowych i właśnie ostatecznie skończył z traktowaniem mnie jak ciepłe kluchy.
− Czy ty jesteś
normalny? – spytał, stojąc w progu.
− Jestem gejem.
− No tak, wiem,
ale to raczej nie jest wytłumaczeniem na to, że siedzisz tu właśnie ubrany jak
na plażę, kiedy pizga totalnym złem.
Wzruszyłem
jedynie ramionami, a Yuu westchnął zrezygnowany. Nawet mój facet miał dość.
Powinienem to uszanować.
− Robimy
śniadanie? – spytałem.
− Nie robimy. Ty
idziesz do łóżka, a ja się tym zajmę. Super by było, gdybyś się chociaż
zdrzemnął trochę, bo wyglądasz, jakbyś nie spał dziesięć lat.
− Mówisz?
− Kouyou –
potarł skronie. – Jako że jestem twoim partnerem już te kilka lat, to mogę ci
powiedzieć tyle, że wyglądasz okropnie.
− To najlepszy
komplement, jaki mi mogłeś w życiu powiedzieć. Dziękuję.
− Nie ma za co,
a teraz wypierdalaj z tego balkonu albo sam cię stąd wykopię.
− Dobra,
spokojnie. Bez przemocy, już sobie idę.
Powlokłem się
powoli do drzwi, Yuu przepuścił mnie w progu. Stanąłem na chwilę, mierząc się z
nim wzrokiem. Kiwnął mi głową, że mam iść dalej, co w końcu posłusznie
zrobiłem. Położyłem się do łóżka, przykryłem się kołdrą. Leżałem tak przez
kilka dobrych minut, aż nagle zasnąłem na jakieś trzy godziny. Nie śniło mi się
kompletnie nic i miałem wrażenie, jakby to była jedynie chwila. Spałem więcej
niż powinienem był, biorąc pod uwagę fakt, że mieliśmy dzisiaj zacząć
nagrywania jednej piosenki w studio. Gdy się ocknąłem, Yuu i Sachiko nie było już
w domu. Rozejrzałem się półprzytomnie po pokoju, nie będąc do końca świadom
tego, że nie poszedłem do pracy. Gdy tylko to do mnie dotarło, zakląłem pod
nosem, po czym, zrywając się z łóżka, ubrałem się pospiesznie. Pobiegłem do
przedsionka, jednocześnie dzwoniąc do Yuu. Odebrał po kilku krótkich sygnałach.
− Halo?
− No halo,
kurwa! Yuu, ty kompletny głąbie!! Dlaczego mnie nie obudziłeś?! – wydarłem się
w słuchawkę, zakładając na siebie botki. – Tak mogę na ciebie liczyć?!
− Weź na
wstrzymanie – powiedział spokojnie. – I skończ na mnie wrzeszczeć.
− Sam weź na
wstrzymanie, przecież dzisiaj nagrywamy w…
− Zamknij
jadaczkę i słuchaj – warknął na mnie. Momentalnie ucichłem. – Powiedziałem, że
się źle czujesz i nie jesteś w stanie przyjść, więc zostań dziś w domu. Później
opowiem ci wszystko, co się działo. I możesz być pewny, że nic nie stracisz, bo
Takanori ma jakąś grypę i też nie może tu wysiedzieć, więc pewnie wszyscy
szybciej wrócimy do domów.
− Aha.
− Wracaj do
łóżka, pa – rozłączył się.
− Pa – powiedziałem,
chociaż Yuu zakończył połączenie.
Dokładnie tego
mi było trzeba z rana, spiny z facetem. Stałem tak przez kilka chwil, stukając
agresywnie w ekran telefonu, pisząc do Yuu sms, żeby na przyszłość mnie budził,
bo jednak to nasza praca, a gdybym wykonywał inny zawód, to mogliby mnie za coś
takiego zwolnić i to on byłby winien. Po chwili odpowiedział mi, że mam
spierdalać. Miłość rośnie wokół nas.
− Co za kretyn –
powiedziałem do siebie. Zsunąłem z siebie buty. Zaparzyłem kawę w ekspresie, po
czym poszedłem z nią do salonu. W dalszym ciągu stukałem namiętnie w ekran,
wyzywając się przy tym z Yuu pod nosem. Shiroyama napisał mi nagle, że mam
przestać go o wszystko obwiniać i że zaraz skończy mu się w końcu do mnie
cierpliwość. – Jedyna osoba, której może się skończyć tutaj cierpliwość, jestem
ja – powiedziałem.
− Dzień dobry,
Kouyou.
Mało nie
upuściłem kawy i telefonu, na głos swojej teściowej. Kompletnie zapomniałem, że
rodzice Yuu u nas byli! Shiro mama i papa siedzieli na kanapie, popijając
herbatę i rozwiązując krzyżówki. Popatrzyłem na nich zmieszany. Bez wątpienia
słyszeli to, jak wyzywałem ich syna oraz to, jak wcześniej ganiłem go przez
telefon.
− Uhm… dzień…
dobry – odparłem.
− Yuu mówił,
żeby cię nie budzić dzisiaj ani nie kłopotać, bo podobno źle się czujesz –
powiedział papa.
− Trochę… To nic
takiego, miałem po prostu ciężką noc. I tylko… Ehm…
− Ale chyba już
ci lepiej.
− Chy-chyba…
chyba tak.
W skali
niezręczności tę sytuację w rankingu od 1 do 10 usytuowałbym na 11. No tak, bo
zawsze z Yuu staraliśmy się stawiać nasz związek w przyzwoitym świetle. Zawsze
staraliśmy się dla siebie, aż tu nagle coś pękło. We mnie, w Yuu, usłyszał to
ktoś, kto nie powinien i chyba właśnie przestałem być w miarę akceptowany przez
swoich teściów.
To był jeden z
najgorszych dni od dłuższego czasu. Tym razem wcale nie chodziło o Sachiko, o
pracę, o cokolwiek innego. Gdy Yuu wrócił do domu, niemal od razu się
pokłóciliśmy. I mówiąc to, mam na myśli, że nawrzeszczałem na niego, a on na
mnie. Zamknęliśmy się w studio, żeby jakoś przytłumić tę awanturę i zaczęła się
apokalipsa. Wytykaliśmy sobie ostatnie miesiące, powiedziałem Yuu, że w ogóle
przestał się angażować w naszą relację, on powiedział mi praktycznie to samo,
że przestał czuć, że go kocham. I vice versa! Sam już nie wiedziałem czy kocham
Yuu, ale byłem pewny, że mam go dość. Tak po prostu. Krzyczał, że zrobiłem się
oschły, że coraz trudniej mu do mnie dotrzeć, ja wrzeszczałem, że nie mogę już
dłużej znieść jego momentami przytłaczającego charakteru, że zrobił się
zrzędliwy. W całej tej kłótni pełnej wrzasków i uniesień, Yuu nagle zaczął
płakać. To było apogeum wściekłości, miałem chęć udusić go gołymi rękoma, on
pewnie miał chęć dać mi w twarz. Widząc jednak, że Yuu płacze, sam usiadłem na
podłodze i zakryłem twarz dłońmi, czując, jak łzy cisną mi się do oczu.
− Jaki ty jesteś
okropny – powiedział, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
− A ty wcale nie
jesteś lepszy – odparłem, nie starając się już walczyć z chęcią rozpłakania
się.
I na tym
skończyliśmy się kłócić. Wiem, że tak nie powinno być, ale żaden z nas nie
umiał za bardzo przepraszać, a wina bez wątpienia leżała po obu stronach.
Najpierw Yuu doprowadził się do porządku, chociaż był roztrzęsiony. Uniósł
głowę wysoko, poprawił ubranie i wyszedł ze studia. Usłyszałem jeszcze, jak
jego ojciec pytał czy wszystko w porządku. Sam nie mogłem się za bardzo
pozbierać. Świadomość, że w domu przebywali też rodzice Yuu wcale mi nie
pomagała. Wprost przeciwnie, miałem ochotę się gdzieś zamknąć, dopóki nie
wyjadą. Wiedziałem też, że właśnie w tej chwili w ich oczach ja i Yuu jako para
zostaliśmy zupełnie skreśleni. Poza tym, miałem cichą nadzieję, że Sachiko
postanowiła zignorować nasz wyskok. Nie pierwszy raz się kłóciliśmy, wiedziała,
że potrafimy na siebie krzyczeć, jednak tym razem to było coś innego. Cały dom
był jakby pod napięciem. Jedno słowo, a wybuch był gwarantowany.
Później Yuu
zawiózł małą na aikido. Dopiero wtedy wyszedłem ze studio. Cały mój dzień był
zrujnowany i chyba bardziej się nie dało go zepsuć, ale jednak. Na twarzy
miałem ślady łez, byłem cały spuchnięty, moje oczy przypominały przekrwione
ślepia królika. Rodzice Yuu jakby czekali, aż wyjdę, bo niemal od razu
wyskoczyli na mnie z salonu. Spojrzałem na nich zmęczony, a oni sami chyba nie
do końca wiedzieli, jak zareagować.
− Kou, w
porządku? – spytała w końcu mama Yuu.
Nie wiedzieć
czemu, ale znowu się rozpłakałem. Zacisnąłem usta w wąską linię, odwróciłem od
nich twarz, po czym pokręciłem głową.
− Możemy z tobą
porozmawiać?
− Nie wydaje mi
się to być dobrym pomysłem – odparłem. Wszedłem do kuchni, by wziąć wodę.
Napiłem się od razu z butelki, mało nie rozlewając cieczy, gdyż ręka potwornie
mi się trzęsła, jakbym miał Parkinsona. Czułem w ustach słony smak łez, bolał
mnie brzuch i głowa. Pierwszy raz od dawna zapragnąłem naprawdę przytulić się
do Yuu, żeby mnie pocieszył. Zabawne, że to przez niego właśnie byłem w takim
stanie.
Następnego dnia
wszystko wróciło do normy. Zupełnie, jakby ktoś wcisnął reset, gdy się
obudziliśmy. Zachowywaliśmy się z Yuu, jakby wczorajszy dzień w ogóle nie
istniał. Shiro papa i Shiro mama podczas śniadania patrzyli na nas zszokowani,
z kolei na Sachiko nie robiło to już nawet najmniejszego wrażenia.
Spożywając tak
śniadanie, doszedłem do wniosku, że jedzenie smakuje lepiej po siarczystej
kłótni. Tak po prostu. Nic nie było zaprawione smakiem domowego jadu,
przelewającego się przez nasze życie podczas tych monotonnych, jednolitych dni.
Wszystko było lepsze.
*
Nareszcie
nadszedł upragniony przez wszystkich dzień pierwszego koncertu Halloweenowego.
Z racji takiej, że Sachiko bardzo nalegała, to zabraliśmy ją ze sobą. Dawno nie
była z nami na backstagu, dlatego jej radość była nie do opisania. Oczywiście,
mała była nauczona, co może, czego nie, wiedziała, że byliśmy w pracy i nie
mogła przeszkadzać. My sprawdzaliśmy sprzęt, a ona siedziała pod sceną, patrząc
na nas i podziwiając, jak jej ojcowie zajmują się ważnymi sprawami związanymi z
muzyką. Prawdziwą frajdę miała jednak, gdy robiono nam makijaż.
− Wujek Taka! –
pisnęła mała, biegnąc do Rukiego, który miał właśnie świeżo przykryte blond
włosy ciemnobrązowym sprayem. Brakowało jeszcze, żeby ktoś mu brwi dorysował i
mógł wychodzić na scenę, podbijając przy tym nastoletnie serca. Żałowałem
czasem, że fanki nie rzucały nam swoich staników na scenę. Przypuszczalnie
Takanori zostałby wzięty w ogień biustonoszy. Umarłby w lawinie staników.
− Cześć, maleńka
– powiedział. – Aleś wyrosła!
− Niedługo
będzie wyższa od ciebie – zażartował Yuu.
− Phi, jasne –
fuknął.
− Ty nawet nie
wiesz, jak ona szybko rośnie – powiedziałem jeszcze, zanim Kaoru pociągnął mnie
na krzesełko, żeby móc zacząć mnie przygotowywać. W tym czasie Sachiko
rozmawiała z resztą zespołu. Chłopaki dawno jej nie widzieli, chcieli się
nacieszyć swoim skarbem. Poważnie, Sachiko dla nich była jak córka. Każdy
mógłby dla niej stanąć do góry nogami, gdyby tylko sobie tego zażyczyła. Na
szczęście, nie przychodziły jej do głowy takie pomysły, by kazać komuś stanąć
na głowie, jednakże, byłem pewny, że gdyby tylko poprosiła i zrobiła te swoje
maślane oczęta, to pół staffu, łącznie z całym zespołem, stałaby na głowie.
− Wujek, ale
masz ekstra paznokcie – powiedziała do Rukiego, który chwalił jej się swoimi
pazurami. – Też chcę takie!
− Zapomnij –
powiedział Yuu, który przy nich siedział. Ja jedynie przyglądałem się
wszystkiemu w lustrze. Kaoru skakał już wokół mnie, przygotowując mi fryzurę.
− Weź nie broń
dziecku paznokci robić – odparł Ruki.
− Stary, nie
pomagasz – rzuciłem.
− Ty się tam
czesz!
− Nie wydaje mi
się, by robienie manicure w takim wieku, do szkoły, było dobrym pomysłem –
wyjaśnił spokojnie Yuu.
− Daj spokój,
Aoi.
− No właśnie –
odparła Sachi. – Mogę pomalować paznokcie? Proszę!
− Nie – uciąłem.
− Ale tato!
− Ale tato no! –
poparł małą Ruki.
− Wujek? – mała
szukała pomocy u Yuu.
Shiro popatrzył
zmieszany na małą, następnie na mnie i na resztę osób, które przysłuchiwały się
całemu zdarzeniu. Zdaje się, że Yuu nie nauczył się jeszcze być konsekwentnym
wobec naszego dziecka i czułem, że nigdy taki nie będzie.
− No dobra –
zmiękł w końca. – Ale! Pod warunkiem, że jeszcze dzisiaj to zmyjesz.
− Ale…!
− Albo nie
będzie malowania paznokci w ogóle.
Westchnąłem w
duchu i pokręciłem głową, co skończyło się tym, że Kaoru złapał mnie mocno po
bokach głowy, jakby chciał przytrzymać mnie w jednym miejscu, bo mu
przeszkadzałem. No super.
Ruki pomalował
małej paznokcie czarnym lakierem Yuu. Reita i Kai patrzyli na to zaciekawieni,
cóż, ominęła ich najlepsza część, jaką była przekonywanie nas do tego.
Wokalista malował zadowolony paznokcie naszej córce i zdaje się, że to on miał
z tego wszystkiego największą frajdę. Co jak co, ale nasza pociecha już w tym
wieku miała przyjaciela geja, którym był Matsumoto. Ogólnie, Takanori uwielbiał
dzieci, a z racji, że nie miał swoich, to traktował Sachiko z wielkim oddaniem.
Poważnie! Dostawała od niego prezenty bez okazji, był dla niej zawsze przemiły,
z miłą chęcią ją czesał i plotkował z nią. Miałem czasem wrażenie, że ta dwójka
była jak prawdziwi przyjaciele, którzy potrafią nie widzieć się całe wieki, ale
nawet po długim czasie rozłąki, ich więź w ogóle nie ulega zmianie. Kiedyś
Matsumoto zabrał naszą małą do siebie. Zobligował się do tego, że zaopiekuje
się Sachiko, gdy my musieliśmy z Yuu pilnie wyjechać do jego rodziców. Takanori
był pierwszym, który zgłosił się do tego, że zajmie się Sachi i chociaż z
początku byliśmy do tego naprawdę sceptycznie nastawieni, to wokalista błagał
nas, byśmy mu zaufali. Ostatecznie zgodziliśmy się i od tamtej pory Sachiko i
Takanori to była przyjaźń nie z tego świata. Osobiście czekałem już tylko na
to, aż mała wróci kiedyś od wujka Taki z jakimś odwróconym krzyżem wytatuowanym
na czole.
Sachi
ostatecznie skończyła z precyzyjnie pomalowanymi na czarno paznokciami. Ruki
był taki zadowolony z siebie, że biegał do wszystkich z małą, pokazując każdemu
swoje dzieło; hej, hej, ja to zrobiłem! Popatrz, jakie super!!
My z Yuu jedynie
popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo. Byliśmy pewni, że na paznokciach się
nie skończy. I mieliśmy rację! Gdy tylko Kaoru skończył malować mnie, a później
Rukiego, to mała się do niego przyczepiła. Wypytywała o każdy pędzel, przybory
i w ogóle o rzeczy, o których ja nie miałem pojęcia, jak się nazywają i do
czego konkretnie służą, a nigdy nie miałem chęci, by samemu spytać się Kaoru co
jest od czego. No bo po co? Natomiast Sachiko była tym wszystkim oczarowana, a
sam Kaoru zachwycił się tym, że kogoś interesuje to, czym się zajmuje.
Zaproponował Sachiko makijaż, na co mała się od razu zgodziła.
− Nie? –
podniosłem się zły z kanapy. – Absolutnie nie.
− Ale tato! –
jęknęła Sachiko, która już zadowolona usadowiła się na krzesełku. Kaoru trzymał
w ręku bazę pod makijaż i chciał koniecznie zacząć malować Sachi, jednak
zatrzymał się na dźwięk mojego głosu.
− Żadne ale –
odparłem. – Zaraz jedziesz do domu i jutro nie chcę widzieć, że masz
pomalowane paznokcie.
− Tatuś, weź.
− Sachiko –
rzuciłem twardym tonem. Naprawdę zaczynałem tracić cierpliwość. – Nie denerwuj
mnie nawet. Jutro idziesz do szkoły i nie chcę nawet widzieć, że masz
pomalowane paznokcie. Rozumiemy się?
− Nie –
odburknęła pod nosem. Mimo wszystko, zeskoczyła z krzesełka Kaoru, który przez
chwilę był kompletnie zmieszany. W końcu odłożyć bazę i zaczął pakować swoje
rzeczy, jakby całego zajścia nie było. Sachiko usiadła w fotelu przy drzwiach,
nawet na mnie nie patrząc. Wiedziałem, że zepsułem jej zabawę, ale nie było
czasu na takie rzeczy. My za niedługi czas wychodziliśmy na scenę, menadżer
miał ją zaraz odwieźć do domu, w którym czekali na nią rodzice Yuu. Na całe
szczęście, że zostali dłużej i mogli się nią zająć, podczas gdy my musieliśmy
dawać koncerty.
I szczerze, to w
takich momentach przypominałem sobie, jak ciężkie było pracowanie i jednoczesne
wychowywanie dziecka. Nie mogłem dawać z siebie stu procent jako ojciec ani stu
procent jako muzyk. Byłem zwyczajnie rozdarty pomiędzy byciem odpowiedzialnym
rodzicem, który zawsze jest dla swojego dziecka, a muzykiem, którego praca
często wymagała całkowitego poświęcenia. Tak jak teraz. Byłem chyba zbyt ostry
za Sachiko, Yuu kucnął przy niej, wziął ją za ręce. Sachi nawet nie podniosła
na niego głowy i w tym momencie już wiedziałem, co się wydarzyło i w jednej
chwili ogarnęły mnie potężne wyrzuty sumienia. Nie chciałem już jednak
rozgrzebywać tego problemu. Poprosiłem menadżera czy mógłby już odwieźć do nas
Sachiko, zgodził się. Mała pożegnała się z nami, a przynajmniej z resztą
zespołu oraz całym staffem, bo mnie omijała szerokim łukiem. Bosko!
Wróciliśmy do
domu naprawdę późno, była pierwsza, a może nawet druga w nocy. Niemal od razu
poszliśmy się umyć, bo byliśmy okropnie spoceni. Byłem zmęczony jak nie wiem
co, ledwo umyłem włosy, pozbywając się całego tego paskudnego lakieru, który
trzymał się moich włosów jak jakiś rozbitek deski unoszącej się na wodzie.
Kląłem pod nosem, Yuu już nawet nie kazał mi się zamknąć, jak kiedyś, ale to
nawet lepiej, bo przynajmniej nie zaczynaliśmy się kłócić. A szczerze, to nie
miałem nawet siły na kłótnie. Umyliśmy się, położyliśmy się spać i zasnęliśmy
jak małe bobasy.
Obudził mnie
jakiś rumor na korytarzu. Leżałem w ulubionej pozycji na brzuchu, obejmując
przy tym ramionami poduszkę. Uchyliłem zaspane powieki, nie mając kompletnie
pojęcia, jaki mamy dzień, miesiąc albo rok. Na dworze było jeszcze ciemno,
dlatego zdziwiłem się, że Yuu już był na nogach. Sięgnąłem po telefon z szafki
nocnej, była siódma trzydzieści. Zaskoczyło mnie to, mogliśmy przecież spać
jeszcze przez półtorej godziny, zanim musieliśmy się zbierać na kolejny
koncert.
− Co tam się
dzieje? – usłyszałem obok siebie.
− Huh? –
odwróciłem głowę w stronę Yuu. Leżał tyłem do mnie, chyba też dopiero się
obudził.
− Skąd mam
wiedzieć? – ziewnąłem.
Zapadła między
nami chwila ciszy. Yuu w jednym momencie zerwał się do siadu, ja poderwałem się
na nogi, gdy dotarło do nas, że Sachiko idzie przecież do szkoły. Wypadliśmy z
sypialni na korytarz, a następnie do kuchni, gdzie rodzice Shiro urzędowali
wraz z małą. Spojrzeli na nas, jakby nie do końca wiedzieli, co mają
powiedzieć.
− Zaspaliśmy,
przepraszam – powiedział Yuu.
− Ale daliśmy
sobie radę – odparła Shiro mama.
Popatrzyłem na
Sachiko, która siedziała przy stole, jedząc kanapkę z żółtym serem. Popijała
przy tym ciepłą herbatę oraz sok pomarańczowy.
− W porządku? –
spytałem. Mała jedynie wzruszyła ramionami. Zauważyłem, że miała zmyte
paznokcie i jakoś tak ogarnęła mnie ulga, że przynajmniej w tej kwestii się
posłuchała.
− Masz na drugie
śniadanie? – zapytał Yuu, siadając przy stole obok małej. Tylko ja stałem jak
ten słup soli i za bardzo nie mogłem się ruszyć. Nie po tym wczorajszym
nieprzyjemnym wydarzeniu między mną a córką.
− Zrobiliśmy –
odparł Shiro papa. Spojrzałem na swojego teścia z zaskoczeniem. Postawił
śniadaniówkę małej na stole, a ona uśmiechnęła się do niego. Była taka…
sztucznie miła. Już wiedziałem, że chciała mi teraz zrobić na złość, nie odzywając się do mnie.
− Naprawdę?
Rany, dziękujemy – westchnął mój mąż.
W trakcie
szybkiej debaty uzgodniliśmy z Yuu, że odwiozę Sachiko do szkoły. Córka nie
chciała za bardzo ze mną nigdzie się wybierać i protestowała, że to Shiro ma ją
odwieźć. Yuu jednak wycwanił się, że on jest zmęczony, bolą go plecy i do
wieczora musi wydobrzeć. Sachiko była niepocieszona, a minę miała tak
naburmuszoną, jakby ktoś robił jej wielką krzywdę. Pozwoliłem małej jednak
siedzieć z przodu, co nieco poprawiło jej humor. Zadowolona zapięła pas, a ja
ruszyłem. Próbowałem zagadywać ją o noc, czy dobrze spała i czy na pewno
odrobiła lekcje. Typowo ojcowskie pytania, no nie?
− Ogólnie, to
dzisiaj ciocia Kagome odbierze cię ze szkoły – powiedziałem, bardziej skupiając
się na tym, by nikogo nie potrącić. – Cieszysz się? Przyjdzie pewnie z małym
Soutą.
− Super –
odparła.
− No nie? Ona to
z nim ma 3 światy, naprawdę. Nawet ty się tak nie zachowywałaś, gdy byłaś w
jego wieku.
− No dzięki –
fuknęła. Byłem więcej niż pewny, że przewróciła oczami.
− Ale byłaś za
to przesłodka. W sumie, to wciąż jesteś.
− Tato – jęknęła
– Nie mam już czterech lat.
− Niestety wiem –
westchnąłem. – Jesteś prawie dorosłą kobietą!
Zerknąłem na
Sachiko. Patrzyła na mnie jakoś tak dziwnie. Jak nie ona. I przez moment
myślałem, że nie wiozę do szkoły swojej córki, tylko jakieś zupełnie inne
dziecko. Miała minę, jakby była o krok od rozpłakania się.
− W porządku? –
spytałem.
− Coś mi wpadło
do oka – wymamrotała.
Stanąłem na
światłach i popatrzyłem na swoje dziecko. Miała zwieszone ramiona, głowę
spuszczoną w dół. Sam do końca nie byłem pewny, co powinienem zrobić w tej
chwili, dlatego po prostu położyłem jej dłoń na kolanie, chcąc jakoś dodać jej
otuchy, jednak to nie pomogło. Zaczęła zwyczajnie płakać, co zbiło mnie z
tropu. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego tak nagle zaczęła płakać, co się
stało. Znowu powiedziałem coś nie tak? Przecież tak bardzo się starałem, żeby
było dobrze.
− Sachiko?
Kochanie?
− Tato, zaraz
będzie zielone – odparła. Faktycznie, światło zmieniło się na zielone, więc
ruszyłem. Odwiozłem małą do szkoły, pilnując przy tym, by nie wyszła zapłakana
z samochodu. Siedzieliśmy tak chwilę na parkingu obok szkoły, aż w końcu
stwierdziła, że już może wyjść. Życzyłem jej powodzenia i powiedziałem, że ją
kocham, jednak w ogóle mi nie odpowiedziała. Odprowadziłem ją wzrokiem do
wejścia budynku, aż zdecydowałem się wrócić do domu.
Powiedziałem
później Yuu, że Sachiko się popłakała w samochodzie i w ogóle nie wiedziałem dlaczego.
Yuu spojrzał na mnie uważnie, jakby próbował wyczytać ze mnie czy aby na pewno
nie powiedziałem niczego, co doprowadziło ją do łez.
− Może ma okres –
podsunął – albo pomyślała o czymś smutnym.
− Nie wiem –
westchnąłem. Szykowaliśmy się w łazience do wyjścia. Yuu się golił, ja
kremowałem twarz, by zniosła następną dawkę ciężkiego makijażu. – O czym
smutnym mogłaby pomyśleć?
− O tym, jak na
nią wczoraj nakrzyczałeś.
− No bo makijaż
w tym wieku? Proszę cię.
− Ty też się przecież
malowałeś.
− Jak miałem…
siedemnaście? Tak, siedemnaście lat, mniej więcej wtedy zacząłem.
− Też na ciebie
rodzicie krzyczeli?
− Nie, mówili,
że jestem pedałem.
− I mieli rację.
− Dobra, ale
jaki to ma związek z tym wszystkim?
− Nie wiem –
wzruszył ramionami. – Może bierze z nas przykład? W końcu jesteśmy najbliżej niej
i widzi cały ten ekscentryczny makijaż, podoba jej się to i proszę bardzo. Albo
po prostu jej koleżanki interesują się tego typu sprawami, ona od nas nie ma
zbyt wielkiego wzoru, jeśli chodzi o wykonywanie makijażu, dlatego stało się
tak jak wczoraj.
− Wydaje mi się,
że powinieneś być psychologiem dziecięcym – odparłem, wklepując do końca krem.
Yuu pochylił się nad umywalką, spłukując resztki pianki z twarzy. Wytarł twarz
ręcznikiem, podałem mu krem, by również mógł nieco nawilżyć zmęczoną buzię.
Uprzejmie skorzystał.
− Nie no, po
prostu rzucam najprostsze rzeczy. Musisz przyznać, że wychowywanie córki to nie
jest prosta sprawa.
− Mhm… W pewnych
kwestiach nie może na nas liczyć.
− A szkoda.
− Wiesz co, Yuu,
przygotowywaliśmy się na to wszystko, odkąd Sachiko była mała, ale mam
wrażenie, że to nas przerasta i tak – oparłem się o umywalkę. – Bardzo chciałbym
umieć do niej dotrzeć, a wkracza teraz w taki dziwny wiek.
− Może nie
starajmy się do niej dotrzeć?
− Dlaczego tak
mówisz?
Yuu zakręcił
krem i odłożył go na szafkę. Wklepał go lekko, może nieco niedokładnie, po czym
popatrzył na mnie.
− Osobiście
nienawidziłem, kiedy rodzice na mnie naciskali w pewnych kwestiach, gdy byłem
gówniarzem. I to wcale nie pomagało w utrzymaniu naszej relacji w jakimś
porządnym kształcie.
− Chyba miałem
podobnie – odparłem. – Ale my a Sachiko to dwa zupełnie inne światy.
− To nie wiem –
podniósł ręce w geście bezradności. – Pozwólmy jej na razie na to wszystko.
Dopóki policja nie interweniuje, to jest dobrze.
Roześmiałem się,
a Yuu mi zawtórował. To prawda. Dopóki policja nie była w to wplątana, mogliśmy
znosić wybryki naszej córki.
Jednakże, chyba
nasza interwencja w tym wszystkim i tak była niezbędna.
---
Cześć Żuczki!
Wrzucam dla was po dłuższym czasie rozdział drugiej serii I will be. Taki
zapychacz, ale mam nadzieję, że wam się podobało. Obiecuję, że historia
nabierze odrobiny tempa!!
To tyle na dziś
ode mnie. Trzymajcie się cieplutko i-
Do następnego
rozdziałuu~!
Niby dobrze, że na następny dzień wszystko wróciło do normy, ale tak czy siak troszku (bardzo) smutno z powodu ich kłótni.
OdpowiedzUsuńMała ma 11/12 lat, to chyba nie jest jakiś wczesny wiek jak na malowanie paznokci. Rozumiem, że do szkoły nie, w końcu to nadal podstawówka, ale na weekend... Nie wiem czy to moje wrażenie czy Kou z Yuu na starość zrobili się bardziej konserwatywni ^^"
Osobiście jeszcze nie przeczytałam u ciebie jakiegoś rozdziału, który by mi się nie podobał, także spokojnie ^•^
Jako że tylko ja wyczekuję na I will be, a ty mówisz, że w końcu się rozkręci to rozumiem, że kolejny rozdział zwali mnie z krzesła?
OdpowiedzUsuńKłótnie małżeńskie, Sachiko, szkolne bójki, teściowie i Takanori - wszystko co kocham.
To niesprawiedliwe, ja też zawsze chciałam przyjaciela geja...
Już się bałam, że jeden rzuci drugiemu papiery rozwodowe, ale się jednak pogodzili, ufff...
Chociaż w sumie to byłoby nawet ciekawe jakby się na siebie tak mega obrazili. Tylko biedna Sachi :( Nie skrzywdzisz tak dziecka, prawda?
W ogóle, ja mam podejrzenia już od początku drugiej serii, czemu Sachi się bije z innymi, ale nie powiem, bo pewnie to nie to i głupio wyjdzie. A że moja interpretacja zawsze jest inna od reszty ludzi i pani od polskiego, także nie będę się odzywać. Poczekam jak się to rozwinie.
Mam wrażenie, że piszę nie po polsku, a przecinki to już w ogóle jakaś Apokalipsa, ale chyba się nie obrazisz, mam nadzieję...
Wróciłam do internetów, więc idę stalkować Cię na tt~ <3
Papa~!