Migdałowe serce: Daddy Issues I
Hej, Żuczki! Witam was na początku z
ważnymi informacjami, których bardzo bym prosiła, byście nie pomijali. Z góry
dziękuję.
Nie było mnie z trzy miesiące, ale mam
dla was coś, co jest super długie i będzie miało jeszcze jedną część. Całkiem
możliwe, że większości z was nie spodoba się to opowiadanie, bo to niby Migdał,
jednak taki Migdał nie do końca. Yuu i Taka są, nie są jednak głównymi
postaciami, jednak grają znaczącą rolę w opowiadaniu. Myślę też, że wszystko rozkręca
się wraz z każdym akapitem, dlatego mam nadzieję, że dacie szansę temu czemuś i
nie wyłączycie po kilku zdaniach, bo jednak pisałam to ponad pół roku. Niezależnie
od tego, jakie będą wasze opinie i odczucia, będę się cieszyć, jeśli chociaż w
najmniejszym stopniu ta lektura umili wam czas, zabije nudę lub sprawi, że poczujecie się lepiej. ❤️
Daddy Issues
Zanim jeszcze zadzwonił dzwonek,
dyskretnie wsunąłem swoje książki do plecaka, by przypadkiem nauczycielka od
matematyki mnie nie zauważyła. Chciałem szybko wybiec z klasy i pójść do domu,
omijając przy tym ostatnie zajęcia, jakimi było wychowanie fizyczne. Nie miałem
w ogóle ochoty, by uczestniczyć w lekcjach, tym bardziej, że musiałem się
rozebrać przed innymi w szatni. Czego jak czego, ale swojego ciała
nienawidziłem pokazywać przed innymi. Fakt, przyzwyczaiłem się już do tego,
jednak w środku i tak pozostawał we mnie silny niesmak w tej kwestii.
Belferka podała pracę domową, w tym
samym momencie zadzwonił upragniony dzwonek, a ja zerwałem się z miejsca jak do
biegu, wypadając z klasy. Szybko, byle uniknąć wychowawcy, który miał zaraz
obok zajęcia z inną klasą. Wydostałem się ze szkoły, jakimś cudem unikając
tłumów na korytarzu, po czym szybko poszedłem do domu. Praktycznie
zabarykadowałem się w swoim pokoju, nie chcąc wychodzić stamtąd już nigdy.
Niestety, na moje nieszczęście, musiałem kiedyś wyjść.
Od: Hitsuji
Idziesz na wf?
Przyszedł mi sms, gdy leżałem w samej
bieliźnie na niepościelonym łóżku i słuchałem muzyki, przeglądając jakąś stronę
z gejowskimi pornosami. Chwilę patrzyłem na to, od kogo przyszła wiadomość i
zawahałem się. Odpowiadać czy nie?
Nie, źle się
czuję.
Wysłałem. Po kilku dłuższych chwilach
przyszła odpowiedź.
Koleś mówi, że masz już banię
murowaną i jak nie będziesz chodził, to adios.
Przyjdę
następnym razem.
Jak zawsze.
Na to już nic nie odpowiedziałem.
Zablokowałem ekran telefonu, a następnie przekręciłem się na bok, podkurczając
nogi. Z jednej strony było mi zimno, ale z drugiej byłem zbyt leniwy, by się
przykryć.
Po kilku godzinach przyszła mama z
pracy. Zmęczona i wściekła na wszystkich. Zdaje się, że miała mi za złe to, że
przyszedłem na świat, bo zmarnowałem jej karierę. Nie zrobiłem tego przecież
celowo, ale ona chyba nie potrafiła tego zrozumieć. Mogła być kimś
wartościowym, ale dzięki mnie została po prostu sekretarką. Tata natomiast
pracował jako konduktor i czasami zdarzało się, że wracał co kilka dni do domu.
On miał jednak zupełnie inny stosunek do wszystkiego niż mama. Jego płaca nie
wynosiła niewiadomo ile, jednak pomimo tego, wciąż zachowywał pogodę ducha.
− Byłeś dziś u siostry? – spytała mama,
nawet się do mnie nie odwracając, gdy wszedłem do kuchni. Zajmowała się czymś
przy szafce.
− U której?
− U Yuzuki, a u której niby? Wiesz, że
jutro ma operację, dobrze by było, gdybyś ją odwiedził.
Wzruszyłem ramionami. Zapytałem
profilaktycznie. Miałem w zasadzie dwie siostry, jedną starszą, drugą młodszą.
Starsza, Amaya, nie żyła już od pięciu lat, natomiast młodsza siostra, Yuzuki,
znajdowała się w szpitalu po poważnej kontuzji kręgosłupa, jakiej doznała po upadki
z wysokości. Jakiś amant wypchnął ją w szkole przez okno, co skończyło się tak,
że wylądowała w kontenerze zapełnionym śmieciami. Podobno i tak miała sporo
szczęścia, bo gdyby spadła metr w prawo, to uderzyłaby w kant kontenera. Mama
nie zniosłaby chyba śmierci następnej córki i sama by się zabiła.
− Poza tym, Itsuki – mama odwróciła się
w moją stronę – dostałam telefon ze szkoły.
− Ta? – mruknąłem, biorąc jabłko.
Wytarłem je w koszulkę, po czym popatrzyłem na mamę. Była zmęczona i
zrezygnowana ze wszystkiego. Chociaż chwilę wcześniej miała pewnie ochotę coś
roznieść, to w tym momencie wyglądała przykro. Przez krótki moment poczułem
nawet pewien rodzaj żalu.
− Podobno opuszczasz coraz więcej zajęć.
I nie chodzisz w ogóle na wuef, więc nie przepuszczą cię dalej.
W tym momencie miałem wrażenie, że coś
mnie zmroziło. Nikt do tej pory nie raczył zawiadomić mamy o moich
nieobecnościach. Sam też nic jej nie wspominałem, wolałem przemilczeć pewne
fakty, jak na przykład to, że często chodziłem na wagary ze swoim chłopakiem.
Mało tego, nikt też nie wiedział, że miałem chłopaka, co było naprawdę ciężkie.
Chodziliśmy do tej samej klasy, mieszkaliśmy od siebie parę domów. On był
bogaty i popularny, a ja biedny i nielubiany przez większą część rówieśników.
Zaskakujące, że potrafiłem się dogadywać z kimś tak innym ode mnie.
− Aha – wykrztusiłem z siebie. Przykro,
że nie było we mnie za grosz ambicji czy charyzmy. Momentami czułem się jak
upośledzona sierota. Wcale się nie dziwiłem, że mama traktowała mnie jak
chodzące nieszczęście, które wcale nie było potrzebne w jej życiu. Zaskakujące
już jednak było to, że ktoś mnie chciał i miałem chłopaka. Krótko, bo krótko,
jednak to wciąż pozostawało dla mnie moim małym życiowym osiągnięciem.
− I tyle masz mi do powiedzenia?! – powiedziała
wściekła. W jednym momencie wybuchła. Wystrzeliła w powietrze niczym przykrywka
od bulgoczącego garnka. – Możesz nie otrzymać promocji do następnej klasy. I co
wtedy? Ty rozumiesz, jaki to wstyd?
− Wiem, trudno – odparłem.
− Trudno? – prychnęła. – Itsuki,
dziecko, to naprawdę poważna sprawa.
− Jasne.
− Itsuki!
− Okej, rozumiem!! Nie musisz na mnie
wrzeszczeć!!!
Spojrzenie mojej matki w jednym momencie
zatraciło jakiegokolwiek wyrazu. Była teraz jakby w jakiejś odległej krainie, z
dala ode mnie, od mojej siostry, leżącej w szpitalu. Całkiem możliwe, że w
jednej chwili znalazła się przy Amaii. I tak naprawdę, jedyną osobą, która
wrzeszczała, byłem ja. Ona, wbrew pozorom, starała się zachować spokój i jak na
matkę, która praktycznie sama wychowywała swoje dzieci, wychodziło jej to
naprawdę dobrze.
Następnego dnia również zerwałem się z zajęć,
ale tylko po to, by zobaczyć się z siostrą. Tym razem ominąłem lekcję historii.
Nic mnie z tego i tak nie interesowało. Nauka o przeszłości, na co to komu? Siostra
była dokładnie 3 godziny przed operacją kręgosłupa i szczerze to z nią wolałem
się zobaczyć, niż marnować następne cenne minuty swojego życia na
nieprzydatnych rzeczach.
Po blisko półgodzinnej jeździe
autobusem, znalazłem się w Sapporo. Wysiadłem na przystanku, przesiadłem się w
tramwaj i po następnych piętnastu minutach byłem na następnym przystanku.
Stamtąd czekał mnie jeszcze krótki spacer do szpitala. Wszedłem do środka
budynku, skutecznie przemykając przed rejestracją i od razu kierując się do sali,
w której przebywała Yuzuki. Musiałem przyznać, że siostra została zabrana do
naprawdę dobrego miejsca, jak na szpitalne warunki. Oddział dziecięcy był
niemalże oddzielnym budynkiem, a przynajmniej tak wyglądał. Wszystko było
kolorowe, na ścianach wisiały obrazki i plakaty z bajkowymi postaciami. Czułem
się bardziej, jakbym był w przedszkolu lub szkole podstawowej, a nie w
szpitalu, gdzie wiele dzieci leżała, cierpiąc. Zupełnie jak moja siostra.
Yuzuki strasznie wszystko bolało, co powtarzała nam nieraz. Lekarze jednak nie
mogli w nieskończoność podawać jej środków przeciwbólowych i niezwłoczna była
operacja kręgosłupa.
Wszedłem do pomieszczenia, w którym
znajdowała się moja siostra i jeszcze kilkoro innych dzieci z podobnymi
problemami. Yuzuki leżała plackiem, patrząc w sufit, tuż pod ręką miała guzik,
dzięki któremu zawsze mogła wezwać pielęgniarkę, gdyby miała taką potrzebę.
Podszedłem cicho do swojej młodszej siostry, która była niemalże sparaliżowana.
Kucnąłem przy niej, biorąc ją za rękę.
− Hej, smarku – powiedziałem.
Zaskoczona Yuzuki od razu odwróciła ku
mnie głowę. Jej nieobecne spojrzenie w jednym momencie wypełniło się radością.
− Itsuki!! – niemal krzyknęła, chcąc się
zerwać do siadu. Powstrzymałem ją w ostatniej chwili, to mogło się naprawdę źle
skończyć. – Jest mama?
− Mama przyjdzie później – zapewniłem
ją. – Jak się czujesz?
− Dobrze – odparła. – Ale boli mnie
wszystko. I trochę się boję.
− Czego? Naprawią ci plecy i będzie
super.
− Mówisz?
− Jasne. Będziesz biegać i skakać, jakby
nic ci nigdy nie było. Poważnie.
Yuzuki uśmiechnęła się do mnie pogodnie.
Ścisnąłem siostrę za dłoń, chcąc dodać jej otuchy. Wyglądała naprawdę marnie,
jednak starałem się podnosić ją na duchu w miarę swoich możliwości.
− A poznałaś już lekarza, który będzie
cię operował?
− Tak – odparła zadowolona – i jest
super.
− Serio?
− No! Jest ekstra, jak przyjdzie, to ci
go przedstawię. I ma taką miłą panią do pomocy.
− Pielęgniarkę?
− Tak! Pielęgniarkę.
− Okej, to jak przyjdzie, to mi go
przedstawisz.
Niestety, ale nie mogłem zostać do
operacji Yuzuki. Tym bardziej, że to nie była godzina odwiedzin w szpitalu i
nie powinno mnie w ogóle przy niej być. Nie umiałem się też jednak ruszyć do
wyjścia. Siedziałem na podłodze przy łóżku młodszej siostry, dopóki nie
przyszła pielęgniarka, by zacząć przygotowywać małą do operacji. Kobieta
spojrzała na mnie oburzona, po czym nakazała mi natychmiast wyjść. Zagroziła mi
tym, że wezwie ochronę, jednak nie bardzo się przejąłem. Wytłumaczyłem się, że
jestem bratem Yuzuki, a następnie podniosłem się z podłogi. Nim jednak zdążyłem
wyjść, do sali wszedł młody lekarz, który miał zapewne operować Yuzu. Popatrzył
na mnie, a później na moją siostrę, po czym uśmiechnął się lekko.
− To bardzo miło z twojej strony, że tu
jesteś – powiedział, biorąc z łóżka kartę Yuzuki. Czytał coś na niej z głęboką
uwagą i jednocześnie mówił do mnie, co było odrobinę przerażające. – Przed
takimi rzeczami potrzebne jest wsparcie. Zawsze możesz poczekać na korytarzu, chociaż
potrwa to kilka godzin. Rozmawiałem wczoraj z twoją mamą i przyjedzie później.
Lekarz podniósł na mnie głowę,
uśmiechając się przy tym szeroko. Był przemiły. W jednym momencie zachciało mi
się stamtąd uciec, bo wydawało mi się, że ten uśmiech to tylko jakiś podstęp.
Nikt normalny się tak nie uśmiechał.
− Yuzuki, mocno cię boli? – zwrócił się
łagodnie do mojej siostry.
− Tak – odparła.
− Bardzo mi przykro. Tuż przed operacją
nie możemy podać ci żadnego środka znieczulającego.
Pan doktor mówił coś do mojej siostry, a
w tym czasie pielęgniarka wyprosiła mnie za drzwi. Powiedziała, że mogę
posiedzieć w poczekalni, jeśli bardzo chcę, a następnie wróciła do sali. Czyli
jednak nie byłem tam mile widziany.
Wróciłem do domu. Dochodziła
siedemnasta, gdy przekroczyłem próg mieszkania. W kuchni czekał na mnie obiad i
karteczka z podpisem, że mama poszła do Yuzuki. Musiałem się z nią minąć po
drodze. Byłem głodny jak wilk, dlatego od razu zjadłem dwie porcje jedzenia.
Mama zawsze gotowała nieco więcej, dlatego nie martwiłem się, że jej czegoś
zabraknie. Odstawiłem talerz po jedzeniu do zlewu, a następnie poszedłem do
swojego pokoju, gdzie od razu położyłem się spać. Chciałem zrobić krótką
drzemkę, a wyszło na to, że obudziłem się nad ranem. Głowa okropnie mnie
bolała, zacisnąłem z całych sił zęby, jakbym próbował zapanować nad
nieprzyjemną pulsacją w skroniach. Niestety, to mi w żaden sposób nie pomagało,
miałem wrażenie, że jeszcze tylko rozbolała mnie szczęka i już w ogóle nie miałem
nawet chęci na to, by wstać z łóżka i wziąć coś przeciwbólowego.
Tego samego dnia do szkoły została
wezwana moja mama. Była na rozmowie z wychowawcą i z dyrektorem szkoły.
Dyskutowali o tym, że opuszczam coraz więcej zajęć i moje oceny są coraz gorsze.
Wychowawca próbował dociec powodu, dlaczego tak się zachowywałem, jednak moja
mama nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Sama nie wiedziała i w zasadzie… sam
siebie też nie rozumiałem. Byłem świadom, że edukacja jest ważna, że tych
rzeczy nie powtórzę za rok, za dwa. A mimo to, nie potrafiłem przestać
zachowywać się jak rozpieszczony dzieciak. Matka pewnie zrzucała całą winę na
ojca, że nie ma go przy mnie i nie potrafi mi dać przykładu, jak być męskim. I
nie tylko dlatego, że większość czasu się z nim nie widziałem, ale dlatego, że
nie był jakoś specjalnie męski. Nie był postawny, jakby komuś miał grozić, to
raczej zostałby wyśmiany. Matka czasem mówiła, że był pokraką mężczyzny i sama
zastanawiała się, jak to możliwe, że wyszła za tego człowieka i jeszcze miała z
nim dzieci. Szczerze, to ja też momentami myślałem o tym i podejrzewałem, że
mój ojciec był nim tylko na papierze. Nie wydawał się kimś, kto byłby w stanie
spłodzić dzieci. Pomimo swoich wad i byciu nieudanym ojcem i mężczyzną,
pozostawał dobrym człowiekiem, od którego aż biło ciepło. Jakie przykre, że
przy okazji był też i naiwny jak dziecko.
Mama zrzucała swoje problemy na mnie i
na ojca, ja zrzucałem swoje problemy na nią. Jedynie mała Yuzu starała się w
tym wszystkim nie uczestniczyć, sam nawet celowo trzymałem ją z daleka od
wszelkich rodzinnych konfliktów. Byle by mała nie musiała być świadkiem
przykrych rodzinnych sytuacji.
− I co z tobą będzie? – spytał Hitsuji,
gdy szliśmy razem po zajęciach do restauracji, by coś zjeść. Opowiedziałem mu o
tym, że moja mama była w szkole i zrobiło się jedno wielkie zamieszanie. –
Chyba cię nie wyrzucą?
− Nie. Ale muszę odpracować jakoś
stracone godziny i mam zostawać po lekcjach.
− Hm, to dobrze – odparł mój chłopak.
− Wcale nie chcę zostawać po lekcjach –
westchnąłem, przeciągając się.
− Ale chociaż nie wylecisz. Trzeba było
nie wagarować, mistrzu.
Mistrzu – w ten sposób Hitsuji zwracał
się do mnie zawsze, gdy robiłem lub mówiłem coś głupiego. Zdaje się, że mój
chłopak momentami próbował mi matkować. Nie potrafiłem się jednak za to na
niego irytować. W ogóle, na niego nie można było być złym. Hitsuji był kochany,
miły, pomocny. Miał poczucie humoru, był mądry, wysportowany. Chodzący ideał. I
to bóstwo raczyło zainteresować się mną – przeciętnym kolesiem, niezbyt
inteligentnym i nie tak bardzo urodziwym. Czasami zastanawiałem się czy on po
prostu nie robi sobie ze mnie jakiś żartów, gdy chodziło o bycie ze mną.
− Już trudno – westchnąłem, wywracając
oczami. – W sumie mogę wylecieć, nie chce mi się tam siedzieć i gnić w klasie z
jakimś belfrem.
− A wiesz już może, z kim będziesz
zostawać?
− Dowiem się jutro.
− Mam nadzieję, że będzie zostawać z
tobą ta śmierdząca baba od matmy – powiedział. – Dobrze by ci było!
− Huh?! Jeszcze czego! – fuknąłem,
pchając go zaczepnie w bok, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
− Albo facet od wuefu! Będziesz robił
pompki i brzuszki, ha!
− To już nie jest śmieszne – pogroziłem
mu palcem.
Spędziłem czas wraz z Hitsujim aż do
późnego popołudnia. Wałęsaliśmy się po okolicy, aż na dworze zaczęło
zmierzchać. Wówczas postanowiliśmy rozejść się w swoje strony. W domu był mój
ojciec.
Wszedłem po cichu do mieszkania.
Zamknąłem za sobą drzwi, zdjąłem buty, a następnie poszedłem do salonu. Siedział
tam, mój kochany, beznadziejny ojciec. Był brudny, śmierdział potem. Mama
pewnie kilkakrotnie powtarzała mu, by poszedł się umyć, jednak jedyne co
zrobił, to zdjął z siebie mundur i rozsiadł się w bieliźnie w salonie.
− Itsuki, cześć – przywitał mnie,
siedząc w fotelu. W ręku trzymał puszkę piwa, oglądał jakiś program w
telewizji.
− Hej, co tam? – powiedziałem, stając w
progu. Spojrzałem na ekran telewizora, leciał jakiś program kulinarny.
− W porządku, wiesz. Naprawdę w porządku
– odparł z uśmiechem. – Chociaż zmęczony jestem, po tylu dniach jazdy. Poza
tym, wczoraj ktoś się rzucił pod pociąg i było spore opóźnienie.
− Tak? Słabo.
− Trupa przecięło na pół, nic
przyjemnego, naprawdę. A co u ciebie?
− U mnie? – zacząłem ostrożnie. Nie
byłem do końca pewny czy mama zdążyła mu już powiedzieć, że chcą mnie wydalić
ze szkoły. W końcu byłem już pełnoletni i nie musieli trzymać mnie tam na siłę.
Tak samo oni nie musieli mnie wcale utrzymywać.
− Tak, synku – zaśmiał się. – Co
słychać? Coś się zmieniło przez te kilka dni?
− Nie bardzo – odparłem. – W zasadzie
nic się nie zmieniło. Jest mama?
− Jest.
− Gdzie?
− W kuchni, chyba kolację robi. A byłeś
dzisiaj u Yuzuki?
− Mama była.
Poszedłem do kuchni, gdzie stała moja
mama. Smażyła omlety z warzywami. Spojrzała na mnie zaskoczona znad miło
skwierczącej patelni, okap działał głośno, dlatego pewnie nawet nie słyszała
tego, jak wchodziłem.
− Wystraszyłeś mnie – powiedziała.
− Przepraszam. Mamy coś do picia?
− Sok pomidorowy.
− Fuj.
Zamiast soku nalałem sobie wody z kranu.
Wypiłem od razu dwie szklanki, byłem naprawdę spragniony. To był prawdziwy
czerwcowy upał, dlatego tak bardzo chciało mi się pić.
− Byłaś u Yuzuki? – spytałem, opierając
się o szafkę.
− Byłam. Ma się dobrze, wszystko ładnie
się goi – odpowiedziała, nawet się do mnie nie odwracając. – Poza tym,
rozmawiałam z lekarzem, który się nią zajmował i powiedział, że naprawdę
dzielnie wszystko zniosła, teraz tylko rana musi się zagoić.
− Tak? To fajnie.
Mama nagle wyłączyła palnik na kuchence
i odwróciła się do mnie. Ściszyła nieco głos.
− Tylko… jeszcze wiele przed nią.
− No na pewno, w końcu…
− Nie, posłuchaj mnie teraz, proszę.
Yuzuki nie będzie już nigdy w pełni sprawna, o czym dzisiaj powiedział mi
chirurg.
− Co takiego?
Mama wskazała mi krzesło. Ostrożnie
usiadłem, naprawdę czułem, że za chwilę się przewrócę. Nogi miałem jak z waty,
kompletnie nie docierało do mnie to, co mama mi właśnie mówiła.
− Yuzuki mogła wylądować na wózku, wiesz
o tym. Lekarz mi dzisiaj powiedział, że chociaż operacja poszła sprawnie, pewne
rzeczy uszkodziły się nieodwracalnie w wyniku upadku. Dlatego Yuzu może mieć
teraz niedowład pewnych kończyn.
− Mieli jej pomóc – wycedziłem przez
zaciśnięte zęby. – Tak? Od tego są lekarze, do cholery.
− Wiem, że to okropne, ale…
− Obiecali, że ją uratują.
− Uratowali ją – odparła. – Itsuki, ona
wciąż będzie mogła się ruszać. Ale teraz potrzeba jej naszego wsparcia. Nie
mówiłam o tym jeszcze twojemu ojcu, bo…
− Bo i tak na nic się zda jego pomoc –
odparłem. – Powiedziałaś mu o tym, co się dzieje u mnie w szkole?
− Też nie.
Pokiwałem powoli głową, po czym bez
słowa poszedłem do siebie. Tak się zawsze kończą słodkie zapewnienia lekarzy,
że wszystko będzie dobrze. Później nic nigdy nie idzie po myśli.
Nazajutrz musiałem zostać po zajęciach w
kozie. Prawie zapomniałem o tym, że miałem karę i już szykowałem się do wyjścia
z klasy, gdy zahaczył mnie Hitsuji. Złapał mnie za ramię, popatrzyłem na niego
zaskoczony. W jednej chwili poczułem, jak wzdłuż mojej ręki przebiega gorący
impuls. Z Hitsujim prawie w ogóle się nie dotykaliśmy, rzadko się całowaliśmy,
nigdy nie uprawialiśmy seksu. Przełknąłem ślinę, niby tylko położył mi dłoń na
ramieniu, a ja miałem wrażenie, jakby złapał mnie za krocze.
− To dzisiaj zostajesz? – spytał.
− Uhm… tak – odparłem przejęty tym, że
zostałem dotknięty przez swojego chłopaka.
− Okej, to powodzenia – powiedział. –
Szybko ci czas zleci, zobaczysz.
− No jasne…
Myślałem, że serce za chwilę mi wyskoczy
z piersi. Powiodłem wzrokiem za swoim chłopakiem, który wyszedł z klasy wraz z
grupką kolegów. On przynajmniej miał jakieś spore grono znajomych, nie to co
ja. Czułem się jak oszołomiony, miałem nogi jak z waty. Ledwo wyszedłem z klasy
i poszedłem do tej, w której odbywała się koza. W środku był już jeden uczeń,
jakaś dziewczyna, którą kojarzyłem jedynie z widzenia. Popatrzyła na mnie, a
następnie wróciła do rysowania czegoś w notesie. Głowę miała nisko spuszczoną,
niemal leżała na ławce. Usiadłem dwa rzędy dalej, odłożyłem ostrożnie swój
plecak na podłogę i rozejrzałem się po klasie, szukając w niej czegoś
ciekawego, ale niestety się przeliczyłem. Najbardziej interesującą rzeczą była
tablica, na której ktoś napisał, że lubi biegać bez spodni po szkolnym
korytarzu, gdy odbywają się zajęcia. Mimowolnie parsknąłem, a dziewczyna obok
spojrzała na mnie oburzona, jakbym to z niej się śmiał.
Kilka minut później przyszedł nauczyciel.
Podpierałem się łokciami na ławce, patrząc uważnie na zegarek i już chciałem
się stamtąd urwać. Zerknąłem na belfra, a ten obrzucił spojrzeniem całą klasę.
− Ale dzisiaj tłumy – podsumował
ironicznie, zamykając za sobą drzwi. W ręku trzymał podróżny kubek na kawę,
jaki kupuje się w wypasionych kawiarniach z kawą za miliony jenów, pod pachą
miał teczkę, czyli posiadał typową nauczycielską wyprawkę.
− Proszę pana, czy mogę dzisiaj
wcześniej wyjść? – spytała dziewczyna, która do tej pory gryzmoliła coś
namiętnie w zeszycie.
− A spieszy ci się gdzieś?
− Do lekarza.
− Jasne. Tylko później chcę zobaczyć
zwolnienie. Nie mogę was ot tak wypuszczać.
− Pewnie.
Belfer odłożył swoje rzeczy, usiadł za
biurkiem i przez większość czasu bawił się telefonem. Patrzyłem tak na niego,
zastanawiając się, jak to się stało, że jego życie potoczyło się tak źle, że
został nauczycielem. Szczerze, to pasował mi bardziej na aktora filmów akcji
albo detektywistycznych. I myślałem nad tym za każdym razem, gdy mieliśmy z nim
jakieś zastępstwo. Nie znałem dobrze pana Shiroyamy, nie miałem z nim zajęć,
ale wydawał mi się być naprawdę wyluzowanym człowiekiem, co mnie tylko
irytowało. I chociaż to mnie w nim odpychało, to jednocześnie przyciągał
wizualnie. Nauczyciel był naprawdę zadbany i dobrze zbudowany. Poza tym, mogłem
powiedzieć, że należał do tych przystojnych, gorących facetów po trzydziestce.
Nie miał siwych włosów, jak niektórzy ludzie w jego wieku i zawsze ładnie
pachniał. To śmieszne, ale tyle wyniosłem z wszelkich zastępstw z nim, zamiast
wiedzy. Pan Shiroyama był mężczyzną, w którym mógłbym się naprawdę zadurzyć i w
zasadzie nie miałbym nic przeciwko, gdybym przeżył z nim przelotny romans.
Niestety, obrączka na jego palcu dość skutecznie niszczyła te fantazje, ale to
i nawet lepiej. Głupio się tak marzyło o swoim nauczycielu, podczas gdy
jednocześnie miało się chłopaka. Nie mogłem jednak zaprzeczyć temu, że jakoś
tak zrobiło mi się gorąco. Jego żona musiała być naprawdę niezłą szczęściarą.
Czas leciał powoli. Gapiłem się to przed
siebie, to w sufit, ściany, okno, a czasem ukradkiem spoglądałem na nauczyciela,
który chyba z całej naszej trójki miał największą karę. Jego mina po prostu
mówiła za niego, że ma ochotę stąd wybiec w podskokach.
− Proszę pana – rzuciłem. Pan Shiroyama
spojrzał na mnie niezbyt zainteresowany. Uniósł jedną brew ku górze, wyczekując
tego, co mam mu do powiedzenia.
− Słucham?
− A gdybyśmy wszyscy wyszli stąd
jednocześnie pod jakimś ważnym pretekstem? Nikt nie musiałby tego nigdzie
zgłaszać.
Nauczyciel zaśmiał się, odchylając się
nieco na krześle.
− Sprytnie, ale niestety nie mogę tak
zrobić.
− Dlaczego?
− Bo by mnie zwolnili, a muszę z czegoś
żyć. Poza tym, jaki mógłbyś mieć ważny pretekst?
− Hm, pożar. Albo moją siostrę,
powiedziałbym, że muszę się nią zająć.
Pan Shiroyama roześmiał się, kręcąc
głową. Poczułem się okropnie z tym, że mnie wyśmiał, ale cóż, moją życiową rolą
było granie błazna, więc starałem się robić dobrą minę do złej gry.
− Wątpię, że ktoś by na to poszedł –
uśmiechnął się do mnie lekko. Po chwili przeniósł swój wzrok na ekran telefonu
i zaśmiał się z czegoś pod nosem.
Nie miałem ochoty na kontynuowanie tej
rozmowy, on raczej też, dlatego przez resztę czasu zatopiłem się w swoich
myślach. Ostatecznie zostałem sam na sam z panem Shiroyamą, gdyż niedługo późn0iej
dziewczyna, która również zostawała w kozie, wyszła. Nauczyciel niemalże zaczął
zasypiać przy biurku, kiedy dochodziła już godzina siedemnasta, gdy to
niespodziewanie zadzwonił jego telefon. Poderwał zaskoczony głowę, co mnie
rozbawiło. Widać, że chodzące ideały też miały swoją ludzką stronę.
− Halo? – odebrał, wstając. Ruszył do
wyjścia z klasy. – Niedługo kończę, jeszcze…
Zamknął za sobą drzwi. Patrzyłem tak
chwilę na nie, aż niemal położyłem się na ławce. Czoło oparłem o blat i chyba
przysnąłem, gdyż nawet nie słyszałem, kiedy to pan Shiroyama wrócił do klasy.
Szturchnął mnie lekko w ramię, budząc mnie.
− Możesz już iść do domu – powiedział.
− Już? – wymamrotałem zdezorientowany.
− A co? Chcesz może zostać do
osiemnastej?
− Nie!
− Ja też nie – uśmiechnął się. – Do
zobaczenia za tydzień.
Mężczyzna wrócił do swojego biurka.
Zaczął zbierać z niego jakieś swoje rzeczy i pakować je do torby.
− Za tydzień? – powiedziałem zbity z
pantałyku. Podniosłem się ostrożnie, czułem się cały obolały po tych kilku
godzinach siedzenia w miejscu. Przeciągnąłem się nieznacznie.
− Ktoś inny ma jutro tutaj dyżur – wyjaśnił
spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
− Aha – mruknąłem.
Pan Shiroyama poczekał, aż się zbiorę w
sobie i wyszliśmy razem z sali. Zamknął klasę i poszedł w swoją stronę, zapewne
do pokoju nauczycielskiego, a ja w swoją. Wyszedłem ślamazarnym krokiem ze
szkoły i zapaliłem papierosa, będąc na dziedzińcu. Było cholernie gorąco.
Z nieznanych mi powodów, mój chłopak nie
odzywał się do mnie przez następne kilka dni. Nigdzie się nie pokazywał, nie
oddzwaniał, nie odpowiadał na smsy. Dlatego w końcu zrezygnowałem z pisania do
niego i zdecydowałem, że porozmawiam z nim, gdy tylko pojawi się w szkole.
Powinienem był się pewnie tym zmartwić, ale z jakiegoś powodu nawet się nie
przejąłem. Chciałem się tym zmartwić, ale nie potrafiłem. Nie wiem, może
dlatego, że nasz związek nie był aż tak zaawansowany? Pewnie gdybyśmy byli ze
sobą chociaż rok, to panikowałbym jak jakaś durna panna, do której facet nie
odpisuje od pięciu minut.
W piątek nie było go w szkole, w sobotę
praktycznie ciągle siedziałem w domu, pojechałem tylko z mamą do szpitala do
Yuzuki. Mama rozmawiała z jej chirurgiem, ja siedziałem z siostrą i próbowałem
jakoś ją pocieszyć w tym, że musi spędzić w szpitalu jeszcze kilka dni.
Szczerze, to nie wiem, kto znosił cały ten czas gorzej, ja z mamą, czy też może
ona. Ojciec chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi całej sytuacji, dla
niego to był tylko jakiś rutynowy zabieg, niczym wycięcie pieprzyka, a prawda
była zupełnie inna. Nie rozumiał, że Yuzuki, nie będzie już taka jak kiedyś, że
nie będzie tak wesoło skakać i biegać. Denerwowało mnie, że ojciec zachowywał
się, jakby to było nic. Świadczyło to tylko o tym, że w ogóle nie powinien być
głową rodziny.
− Itsuki, kupiłbyś coś może do picia w
automacie? – spytała mama, wchodząc do sali. Siedziałem na podłodze obok
siostry i opowiadałem jej o jednym komiksie, który ostatnio czytałem. Yuzuki
słuchała podekscytowana i chociaż nie mogła się jeszcze za bardzo ruszać, to
wydawało mi się, że gdyby mogła, to skakałabym w miejscu z radości jak malutki
szczeniaczek na widok piszczącej zabawki. Spojrzałem na mamę, a ona znacząco
uniosła obie brwi. Ewidentnie chciała zostać sam na sam ze swoją córką, żeby o
czymś porozmawiać. Podniosłem się więc leniwie z podłogi, nieznacznie
otrzepując przy tym pośladki.
− Jasne, co chcecie?
− Ja chcę lemoniadę truskawkową –
pisnęła mała ucieszona.
− Lemoniada truskawkowa raz. Mamo?
− Herbata mrożona.
− Lemoniada truskawkowa i herbata
mrożona. Coś jeszcze?
− Wystarczy tych zamówień – zaśmiała się
mama, wyganiając mnie gestem ręki z sali.
Wyszedłem i powoli skierowałem się do
automatów, które stały blisko rejestracji. Przeglądałem przy tym media
społecznościowe i odkryłem coś, czego nigdy nie chciałem zobaczyć. Mój chłopak
został oznaczony na jakimś zdjęciu z imprezy na plaży. Kilkoro osób z imprezy,
on załapał się gdzieś w tle. Stał w towarzystwie dwóch farbowanych, cycatych
dziewczyn, obejmował je ramionami i trzymał puszkę piwa. Aż przystanąłem,
patrząc na to zdjęcie. Naraz poczułem w środku takie dziwne uczucie; ni to mnie
coś zakłuło, ni to ścisnęło. Nie powiedziałbym też, że mnie zabolało, ale to
wciąż było nieprzyjemne. Wpatrywałem się w to zdjęcie dobrą minutę, aż nie
wytrzymałem i zapisałem je na telefonie.
Kupiłem lemoniadę i herbatę mrożoną.
Przed oczami wciąż miałem to zdjęcie, na którym Hitsuji w najlepsze bawił się
na plaży. Czyli dlatego się do mnie nie odzywał drugi dzień, bo był zajęty. W
dodatku zajęty kimś, kto nie był mną. Nie mam pojęcia czy to była zazdrość, ale
w jednym momencie zapragnąłem znaleźć się z nim sam na sam i powiedzieć mu, że
tylko ze mną może się zadawać i tylko ze mną ma prawo się dobrze bawić.
Pierwszy raz w życiu czułem coś takiego.
− Ty dupku – powiedziałem sam do siebie.
Stanąłem w kolejce do automatu. Przede mną była tylko jeszcze jedna kobieta.
− Huh? Słucham? – osoba przede mną
odwróciła się. To wcale nie była kobieta, tylko facet, w dodatku był to lekarz
mojej siostry.
Momentalnie ocknąłem się. Naprawdę
powiedziałem to na głos?
− Przepraszam! – bąknąłem na szybko,
kłaniając się lekko. – To nie było do pana, ja tylko…
− Ach, to ty – powiedział pan doktor.
− Bardzo przepraszam – powtórzyłem. –
Nie chciałem pana obrazić, to tak jakoś samo… To naprawdę nie było do pana.
Lekarz machnął ręką, a następnie
zmierzył mnie wzrokiem. Czułem, że cała moja twarz w jednym momencie robi się
czerwona. Brawo, Itsuki, w jednym momencie obraziłeś i ośmieszyłeś się przed
lekarzem swojej siostry, facetem, który uratował jej kręgosłup.
– Przepraszam – powiedziałem kolejny
raz, bo czułem, że wcale nie brzmiałem przekonująco. Ba, ja nigdy nie brzmiałem
przekonująco, dlatego, gdy naprawdę chciałem kogoś przeprosić, to nie czułem,
że jedno przepraszam załatwiłoby sprawę i czy dana osoba uwierzyłaby w szczerość
moich intencji. Dlatego zawsze rzucałem całą litanię błagań o wybaczenie i przeprosin,
tak jak teraz.
− Już w porządku, daj spokój.
− Kiedy ja naprawdę…
− Okej, okej – pomachał lekko dłońmi na
boki, jakby się poddawał. – Przecież nic się nie stało. Ja też się czasami
zamyślę i gadam do siebie, a później mam podobne sytuacje. Zdarza się.
− Poważnie?
Lekarz wywrócił oczami, co zupełnie
zbiło mnie z pantałyku. Zdaje się, że przez jedną sekundę był na mnie poirytowany,
jednak szybko wrócił do normalności.
− Poważnie.
Odszedł w swoją stronę, nic już więcej
nie mówiąc. Odprowadziłem go wzrokiem, nie będąc do końca pewnym, co to w ogóle
było. Lekarz wywracający oczami jak jakiś dzieciak, ja nazywający go dupkiem,
mój chłopak gdzieś na plaży z piersiastymi dupami. Trochę za dużo jak na jeden
krótki dzień.
W poniedziałek mój chłopak zjawił się w
szkole. Jak nigdy, przyszedłem wcześniej na zajęcia i czekałem na niego w
swojej ławce. Wszedł do klasy wraz z grupką kolegów klasowych, śmiał się, a oni
otaczali go, jakby był niewiadomo kim. Wtórowali mu, przytakiwali, mówili
wszystko, byle mu się przypodobać. Pomyślałem jedynie, że to obrzydliwe, że
takie zachowanie nie było w ogóle w moim stylu, w jego kiedyś też nie.
Wiedziałem to, bo znaliśmy się od dzieciaka, niegdyś nie był taki sztuczny, nie
mówił nikomu nic na pokaz. To nie był Hitsuji, na widok którego miałem motylki
w brzuchu, tylko jakiś cholerny pozer. W jednej chwili zapragnąłem wykrzyczeć
mu w twarz, by przestał się tak zachowywać i oddał mi mojego Hitsujiego, tego
kochanego, dziecinnego Hitsu, z którym pragnąłem spędzić drugą połowę swojego
życia.
Coraz bardziej byłem przekonany w tym,
że Hitsuji, był ze mną w związku, bo był. Bo tak. Jakby mu się nudziło, dlatego
postanowił spróbować czegoś z chłopakiem, w dodatku ze swoim starym dobrym
kumplem. Gdy tak o tym myślałem, to robiło mi się bardzo przykro.
− Hej i jak tam, mistrzu? – rzucił,
siadając obok mnie.
− W porządku – wymamrotałem, mało nie
plując mu przy tym w twarz. – A jak u ciebie? Jak spędziłeś weekend?
− W domu – odparł. – Byłem wczoraj u
ciebie, ale nikt mi nie otwierał.
− Pewnie byliśmy w szpitalu u Yuzuki –
odparłem.
− Ach, pewnie tak. I jak się ona czuje?
− Całkiem nieźle. W tym tygodniu wraca
do domu.
− No, nareszcie – westchnął. –
Stęskniłem się za małą Yuzu.
Uśmiechnąłem się pod nosem, odwracając
się przy tym do niego bokiem. Kątem oka widziałem, jak Hitsuji patrzył tak jeszcze
na mnie przez kilka sekund, nie do końca pewny czy coś jeszcze do mnie
powiedzieć. Zrezygnował w końcu i również się ode mnie odwrócił, patrząc w
stronę tablicy. Za chwilę miała się zacząć pierwsza poniedziałkowa lekcja –
historia. Odkąd belferka, która nas uczyła, poszła na macierzyński, mieliśmy
zastępstwa z jakimiś przypadkowymi nauczycielami, którzy nieudolnie
przeprowadzali z nami zajęcia. Dlatego każdy traktował historię po macoszemu,
jednak niestety obecność na niej była w dalszym ciągu obowiązkowa.
Jednakże, tego dnia było inaczej. Było
chwilę po dzwonku, gdy go klasy wpadł pan Shiroyama. Zmachany, z nie do końca
zapiętą koszulą i zmierzwionymi włosami. Spojrzałem zaskoczony na nauczyciela.
Dopadł do biurka, odłożył torbę i kubek z kawą, której mało nie wylał. Obrzucił
całą klasę niechętnym spojrzeniem, zdaje się, że bardzo nie chciał tu być.
Chyba nawet bardziej niż ja, a to było prawie niemożliwe.
− Mieliście mieć zastępstwo z kimś
innym, ale witam was ja – oznajmił bez większych uczuć. Zauważyłem, że jak
tylko nauczyciel wszedł do klasy, tak nagle wszyscy zamilkli i patrzyli na
niego wyprostowani. Fakt, pan Shiroyama miał w sobie coś takiego, że po prostu
czuło się przed nim respekt. – Mam nadzieję, że pamiętacie, na czym
skończyliście z panią Maedą, postaram się przerobić z wami materiał na tych i
na następnych zajęciach, które powinniście byli mieć przez ostatni miesiąc, a
nikt z wami go nie zrealizował. Macie być przygotowani do pracy klasowej i to
ja będę wam wystawiał oceny końcowe, więc liczę na waszą współpracę.
Poszukajcie, jaki był ostatni temat z waszą nauczycielką, a ja w tym czasie
sprawdzę obecność.
Pan Shiroyama usiadł za biurkiem,
wyciągnął z torby plik papierów, wśród których była lista. Szukał jej przez
jakiś czas, aż zaczął odczytywać nazwiska. Kujony z przodu już zaczęły mu mówić,
jaki temat był ostatnio realizowany, a on jedynie pokiwał głową, sprawdzając
obecność.
− No kto by się spodziewał – mruknął
Hitsuji ironicznie. – Tak czułem, że będziemy mieć z nim w końcu lekcje.
− Mówisz?
− Jasne, to było do przewidzenia. W
końcu ktoś nas przygotuje do matury.
Spojrzałem na swojego chłopaka i
uzmysłowiłem sobie, że patrzył skupiony na nauczyciela. Jego wzrok ani na
moment nie zboczył z postaci pana Shiroyamy, który po odczytaniu listy
obecności błyskawicznie przeszedł do omawiania tematu. Jego jakoś tak
przyjemniej mi się słuchało, niż naszej starej belferki, aż cieszyłem się, że
poszła na macierzyński. Jednakże, chociaż zajęcia z pewnością były poprowadzone
w bardziej przystępny, a przy okazji interesujący sposób, nie mogłem się na
nich skupić. Ponownie odczułem to przedziwne uczucie, gdy tylko widziałem, jak
mój chłopak wgapia się w nauczyciela niczym w bóstwo. Ten maślany wzrok
irytował mnie do tego stopnia, że aż w końcu wymusiłem na sobie to, by przestać
się gapić na Hitsujiego i powędrowałem spojrzeniem na pana Shiroyamę.
Nauczyciel był bardzo przystojny, nic dziwnego, że Hitsu jak się na niego
patrzył. Praktycznie wszyscy wpatrywali się w historyka i chyba nawet go
specjalnie nie słuchali.
Shiroyama był kimś na wzór jakiegoś
idola. Dziewczyny się w nim podkochiwały, poniektórzy chłopcy starali się
naśladować jego styl bycia. Sporo osób chodziło na kółko historyczne tylko po
to, by móc na niego popatrzeć. A ja do tej pory nie mogłem pojąć fenomenu jego
osoby oraz wszechobecnej frustracji, że ten mężczyzna w ogóle jest prawdziwy.
Może wtedy na tych pierwszych zajęciach historii z nim dotarło do mnie, że miał
po prostu w sobie to coś, co na mnie też działało. Nie dało się nie darzyć go
choćby minimalnym skrawkiem sympatii, wystarczyło, że się uśmiechnął, że
powiedział coś, a momentalnie cały dzień stawał się lepszy.
− Wiesz, że zostaję z nim w środy? –
powiedziałem do Hitsujiego, gdy Shiroyama zadał nam jakieś zadanie. Poczułem,
że to była dobra okazja, by wywołać u niego mini atak zazdrości. Chłopak
spojrzał na mnie znad książki.
− Hm?
− Zostaję z Shiroyamą w środy.
Hitsuji otworzył szeroko oczy,
niedowierzając moim słowom. Kto by się spodziewał!
− No co ty – wymamrotał. – Naprawdę?
− Tak.
− To musisz się z nim nieźle bawić.
− Jeszcze żebyś wiedział.
W tym momencie Hitsuji odwrócił ode mnie
głowę. Zauważyłem, że ręce zaczęły mu drżeć, jakby był w stanie jakiegoś
delirium. Z początku mnie to rozbawiło, jednak widząc, jak robi się na twarzy
cały purpurowy, postanowiłem jakoś załagodzić sprawę. Nie spodziewałem się aż
takiego ataku zazdrości, bo niby o co? O starszego, żonatego belfra? Fakt
faktem, pan Shiroyama był atrakcyjny, ale bez przesady.
− Hej, Hitsu, żartowałem przecież.
− Mhm – burknął.
− Skończyliście? – wciął się nauczyciel,
stając nad nami. Obaj powędrowaliśmy wzrokiem w górę na pana Shiroyamę. Z tej
perspektywy wyglądał na olbrzyma. Przełknąłem ślinę.
− Jeszcze nie – wymamrotałem.
− To skończcie rozmawiać. W przeciwnym
wypadku zadam wam jakąś pracę dodatkową, a cała klasa zostanie na przerwie po
zajęciach.
− Już nie będziemy.
Historyk spojrzał na nas z powątpieniem,
po czym wrócił do swojego biurka. Zdaje się, że mieliśmy na czołach wypisane:
Szkolny Bęcwał i Pomocnik Szkolnego Bęcwała. Nie byłem jednak pewny, który z
nas był którym.
Popatrzyłem porozumiewawczo na
Hitsujiego, a ten na mnie.
O
co ci chodzi?
Wywrócił oczami.
O
nic, kretynie.
Wypuściłem powietrze ustami, kręcąc
głową.
No
jak z babą.
− Itsuki, wpadłeś już na to, co ma być w
pierwszym zadaniu? – przerwał naszą niemą rozmowę nauczyciel. Pan Shiroyama
opierał się szelmowsko o swoje biurko, krzyżując przy tym kostki i uśmiechając
się podstępnie. No to bomba.
Spojrzałem na swoją kartkę – nic nie
napisałem, kto by się spodziewał, no nie? Nauczyciel bardzo dobrze zdawał sobie
z tego sprawę. Nie był tym typem nauczyciela, który pozwala sobie na
lekceważenie jego oraz zajęć. Skoro była lekcja, to zajmowaliśmy się tematem,
wszelkie sprawy niezwiązane z historią rozwiązywane były w czasie przerw. W
pewnym sensie to było dobre, bo jednak pan Shiroyama potrafił utrzymać
dyscyplinę na lekcji i miał autorytet, ale z drugiej strony strach było się
odezwać. Ale był też złośliwy, to bez wątpienia. Tak jak teraz.
− Err… Nie bardzo, proszę pana –
wymamrotałem.
− Słucham? – uniósł brwi. Udawał, że nie
słyszał tego, co powiedziałem.
− Nie – odpowiedziałem głośno i krótko.
– Nie wiem.
Nie wiedziałem nawet, czego dotyczyły
dzisiejsze zajęcia, o co chodziło w zadaniu. Przeczytałem polecenie i zbladłem,
bo dotyczyło kogoś, o kim nigdy w życiu nie słyszałem, a jak widać, był ważny
dla historii narodu.
Belfer kazał zostać mi i Hitsujiemu po
zajęciach. Dostaliśmy po referacie do napisania i ogłoszenia przed klasą.
Hitsuji dostał jakąś bitwę pod Shiroyamą, a ja bunt Satsumy. Dobre sobie.
− Świetnie się składa, bo z tego, co
wiem, przerabialiście ostatnio Wojnę Boshin, więc temat jak najbardziej na
czasie. Dobrze by było, gdyby zajęło wam to tak do dziesięciu minut.
Najważniejsze informacje, kto z kim się tłukł i dlaczego, jakie to przyniosło
skutki dla kraju. Chyba wiecie co robić? – powiedział, gdy tylko my z nim
byliśmy w klasie.
− Tak – odparł Hitsu.
− Świetnie.
− To do widzenia – powiedziałem. Hitsuji
odwrócił się już na pięcie i ruszył do wyjścia. Chciałem iść w jego ślady,
kiedy to nauczyciel niespodziewanie mnie zatrzymał. Kazał mi jeszcze chwilę
zostać. Popatrzyłem na belfra, chociaż już miałem w planach wyjść z sali.
Hitsuji, który był już jedną nogą za drzwiami, spojrzał jeszcze na mnie
znacząco, po czym wyszedł. Wywróciłem oczami, przeczuwając jakąś burzę pomiędzy
mną, a moim chłopakiem. Podszedłem do biurka.
− Sprawdziłem twoje oceny i są tragiczne
– powiedział prosto z mostu, otwierając przy okazji elektroniczny dziennik na
laptopie. Zaprezentował mi moje beznadziejne oceny, jakby mało mi było w życiu
upokorzenia. – Dlatego mam nadzieję, że postarasz się z tą prezentacją, bo
chciałbym za nią postawić ci celujący, żebyś jakoś mógł wyjść z tego bagna.
− Tak?
− Przy okazji, będziesz musiał poprawić
ostatnią pracę klasową. Pamiętasz, z czego to było?
− Uhm… Nie do końca.
− Teraz przerabiacie Meiji. Kto
sprawował wcześniej władzę?
− Er… Cesarz Edo?
Pan Shiroyama w jednym momencie ukrył
twarz w dłoniach. To było tak nagle i zupełnie nie spodziewałem się z jego
strony takiej ludzkiej reakcji.
− Nie – powiedział zrezygnowany,
prostując się. Załamanie, właśnie tak nazwałbym jego reakcję. – Dobrze trafiłeś
w okres, ale to żaden cesarz. Chodzi o szogunat.
− A, aha…
− To chociaż tyle mamy ustalone. Zależy
mi na tym, żebyś zdał, a widzę, że z innych przedmiotów też nie jest za dobrze,
dlatego nie chcę cię jakoś męczyć takim nudnym przedmiotem.
− Czyli jak poprawię ten sprawdzian i
zrobię prezentację, to zdam?
− Pod warunkiem, że zaliczysz jeszcze
ten sprawdzian, który was czeka. Itsuki, powiedz mi – nauczyciel w jednym
momencie zmienił ton głosu – coś się może dzieje albo masz z czymś problem? Nie
uczyłem cię wcześniej, więc nie wiem, jaki jest powód twojej obecnej sytuacji.
Otworzyłem szeroko oczy, mrugając
zaskoczony. Teraz to w ogóle byłem zbity z tropu. Pan Shiroyama wyglądał na
zmartwionego, w dodatku pytał się czy wszystko w porządku. Żaden nauczyciel się
jeszcze o mnie nigdy nie zmartwił, mało tego, nawet nikt z moich bliskich nie
pytał się, czy aby na pewno wszystko u mnie okej. A taki nauczyciel nagle bez
powodu zaczął okazywać mi troskę.
− Wszystko w porządku, to tylko ja
jestem kretynem.
− Nie mów tak – zaśmiał się. Rany, jaki
on miał super śmiech. – Słuchaj, po prostu przyłóż się nieco do pracy teraz.
Wszystko będzie dobrze.
Gdy wróciłem do domu po szkole, miałem
wrażenie, że ktoś mi walnął w łeb i nie mogę się ocknąć. Przez cały dzień
myślałem o swojej rozmowie z panem Shiroyamą. Pomijając to, że się przed nim
naprawdę ośmieszyłem, to traktował mnie jak jakiegoś swojego bliskiego
znajomego, a nie zidiociałego ucznia. Nawet nie wiem kiedy zleciał mi cały
dzień w szkole wraz z kozą, w ogóle nie przejmowałem się już zachowaniem
Hitsujiego, który nie odzywał się do mnie.
− Cześć, Itsuki – powiedział ojciec,
siedzący na kanapie w salonie. W jednym ręku miał piwo, w drugiej pilot od
telewizora. Na podorędziu trzymał otwartą paczkę z chipsami, na stole stał
talerz po obiedzie, który pewnie przyniosła mu mama. Spojrzałem na niego
zrezygnowany. Dlaczego on nie mógł być jak pan Shiroyama? Gdyby mama miała
takiego męża, to pewnie nie poprzestałaby z nim na trójce dzieci, to po
pierwsze, a po drugie, z pewnością żyłoby jej się lżej, bo miałaby u boku
prawdziwego mężczyznę, a nie chodzącego fajtłapę. Liczyłem tak, że pomiędzy
moim ojcem a panem Shiroyamą było mniej więcej 10 lat różnicy, ale to była
przepaść. Po moim nauczycielu widać było, że troszczy się o swój wygląd, że
ćwiczy, dba o higienę, z kolei mój ojciec był momentami jak jakiś śmierdzący
gównem menel. Matka nie chciała z nim sypiać, gdy miał ten jeden dzień wolnego,
to zwyczajnie któreś z nich spało wtedy na kanapie, najczęściej on, bo na niej
zasypiał. Byłem też więcej niż pewny, że w ogóle już nie uprawiają seksu.
Pewnie od czasu, odkąd mama zaszła w ciążę z Yuzuki, kompletnie zrezygnowała ze
współżycia z nim i nawet to lepiej. Myślałem, co by było, gdyby znalazła sobie
jakiegoś kochanka. Z pewnością stałaby się szczęśliwsza, mając kogokolwiek
innego, byle nie mojego ojca.
− Hej – bąknąłem. – Jest mama?
− Pojechała po Yuzuki.
− Ach, pojechała po… Yuzu… Co?! Sama?
Beze mnie? Przecież ją trzeba jakoś przetransportować. I dlaczego ty z nią nie
pojechałeś?!
Ojciec spojrzał na mnie z powątpieniem.
Pewnie i ja podobnie patrzyłem na niego. Ale co poradzić? Byłem załamany, że mam
jego geny, jednak w środku wciąż tliła się we mnie nadzieja, że byłem tak
naprawdę efektem uboczny jakiegoś skoku w bok mojej mamy.
− Da sobie radę.
− No tak, jasne.
− A jak w szkole? Zawsze tak późno
wracasz?
Myślałem, że opadną mi ręce. Kim był w
ogóle dla mnie ten człowiek? Przecież on nawet mnie nie znał. Ale jak widać,
mama wciąż nie powiedziała mu, że chcą wyrzucić mnie ze szkoły.
− Zazwyczaj – mruknąłem, odwracając się
od niego.
− Uhm… Itsuki! – powiedział za mną, gdy
już praktycznie byłem na korytarzu.
Westchnąłem pod nosem, po czym wróciłem
do ojca.
− Co?
− Może obejrzymy coś dzisiaj razem? –
spytał.
− Huh?
− Tak mało spędzamy ze sobą czasu –
oznajmił. Wziął łyk piwa. – Fajnie by było, gdybyśmy mogli chociaż trochę razem
posiedzieć.
− Wybacz, ale nie mogę, mam projekt z
historii do zrobienia, a poza tym, pomógłbyś mamie z Yuzuki. Myślę, że to z nią
powinieneś spędzić trochę czasu, a nie ze mną.
Nic już na to nie odpowiedział.
Odwróciłem się więc na pięcie, po czym poszedłem w swoją stronę.
Następnego dnia powiedziałem Hitsujiemu
o tym, że Yuzuki wróciła do domu. Fakt faktem, że poruszała się jeszcze na
wózku, ale coraz częściej wstawała i chodzenie coraz lepiej jej szło. Mieliśmy
znikły cień nadziei, że siostra jednak będzie w stanie się normalnie poruszać i
uniknie statusu inwalidy, jednak nie chcieliśmy sobie nic obiecywać. Ja i mama
byliśmy raczej osobami, które wolały przewidywać gorsze rzeczy, niż czuć
później gorzkie rozczarowanie.
− Super! – powiedział Hitsuji. Była to
chyba jedyna szczera odpowiedź, jaką dostałem od niego od dłuższego czasu.
Siedzieliśmy na dachu szkoły, pijąc mleko z kartonu. Było tak gorąco, iż
czułem, że jeszcze chwila, a napój skwaśnieje, a my dwaj zmienimy się w
skwierczące plastry bekonu. – Będę mógł ją zobaczyć?
− Jasne, wpadaj – odparłem. Bo czemu
nie. W końcu Yuzuki bardzo lubiła Hitsujiego. Yuzu się w nim na pewno
podkochiwała, tylko nie chciała się do tego przede mną przyznać, bo byłem
przyjacielem Hitsujiego i mogłem mu w końcu wszystko wypaplać. A on na pewno przejąłby
się tym, że moja młodsza siostry robi do niego maślane oczy. – Mała na pewno
się ucieszy, gdy przyjdziesz.
− Okej, to mogę dziś po szkole?
− Jasne! Albo… – zawahałem się.
Przypomniało mi się, że mój ojciec miał dzisiaj wolne i był w domu. On i Hitsu
znali się całe życie, mój chłopak wiedział, jaki był mój ojciec, jednak i tak
wolałem, by go nie widział. Ojciec tylko pił, gdy przesiadywał w domu. Nie był
agresywny, po prostu wegetował na kanapie z alkoholem i pogłębiał się w swojej
bezczynności oraz alkoholizmie. Kiedyś, gdy byłem nieco młodszy i jeszcze
przejmowałem się sytuacją w domu, spytałem mamę, czy nie powinniśmy pomóc
tacie, jednak nie odpowiedziała mi w żaden konkretny sposób. Tylko uśmiechnęła
się do mnie blado, po czym kontynuowała gotowanie. Cóż, ona pewnie cieszyła
się, że gdy pił, to miała od niego spokój i nie miała zamiaru zmieniać tego
stanu rzeczy. – Może lepiej pojutrze?
− Huh?
− Wiesz, mała dopiero wczoraj
przyjechała, potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby dojść do siebie.
− Twój stary jest na chacie – powiedział
Hitsu. Nie poczułem już nawet nic, tylko potwierdziłem to, kiwając głową. – No
to wpadnę pojutrze.
− Okej – dopiłem do końca swoje mleko.
− Czemu nie chcesz, żebym widział się z
twoim ojcem? – spytał. Hitsu również dopił swoje mleko i zgniótł kartonik.
Poluzowałem krawat od mundurka.
− Wiesz, jaki on jest.
− No i?
− No i to.
− Ale ile my się znamy? I myślisz, że
nigdy w życiu się z nim nie widziałem, nie rozmawiałem z nim? – prychnął. –
Dziecinada.
− Po prostu… Jakoś chcę sobie oszczędzić
wstydu.
− Mhm.
Całkiem niespodziewanie, Hitsuji
pochylił się ku mnie i dał mi buziaka w policzek. Zaskoczył mnie tym gestem
zupełnie, otworzyłem szeroko oczy.
− Huh! – wykrzyknąłem.
− No co?! – twarz Hitsujiego zrobiła się
cała czerwona.
− Ale masz ryjec czerwony!
− Skończ. Już więcej cię nie pocałuję –
odwrócił ode mnie głowę.
− Co?! Nie, nie! – rzuciłem się na
niego. Objąłem go mocno. – To było ekstra.
− Tak mówisz?
− Tak.
Spojrzeliśmy się na siebie, po czym
pocałowaliśmy się delikatnie prosto w usta, tak jak dwoje nastolatków mogło. W
tym momencie poczułem, że ja również się rumienię, ale jakoś było mi wszystko
jedno. Hitsuji wplątał dłoń w moje włosy, pogłębiając nieco pieszczotę.
Myślałem, że oszaleję po tamtym dniu.
Nigdy jeszcze się tak nie całowaliśmy, nie byliśmy w tak intymnej sytuacji. W
brzuchu czułem, jak wszystko mi się przewraca, po karku przechodziły mi
przedziwne dreszcze. Ogarniała mnie niesamowita ekscytacja na samą myśl, że on
i ja byliśmy tak blisko i możemy być jeszcze bliżej. I chyba zacząłem czuć coś
takiego, co ludzie nazywają seksualnym pożądaniem względem drugiej osoby.
Zapragnąłem częściej całować się z Hitsujim, mieć go tak obok siebie, czuć na
sobie jego ciepły oddech i móc dotykać jego zaczerwienionych policzków.
Zacząłem myśleć o seksie i zacząłem się podniecać. Wyobrażałem sobie, jak Hitsu
i ja pieścimy się wzajemnie w łóżku, jak się całujemy i…
Poczułem, jak coś mi rośnie w
bokserkach.
Leżałem na swoim łóżku, Yuzuki już dawno
spała w swoim. W jednej chwili tak bardzo się podnieciłem, że to było aż
nieprzyzwoite. Podniosłem się ostrożnie, nie chcąc budzić Yuzu. Poszedłem do
łazienki, w której zamknąłem się od środka. Zsunąłem bokserki do kolan, oparłem
się o drzwi, a następnie ująłem swojego twardego penisa w dłoń. Chyba pierwszy
raz w życiu miałem taki silny wzwód. Poruszałem ręką na członku, próbując
myśleć o czymś naprawdę podniecającym, co szybko doprowadzi mnie do wytrysku.
Przed oczami miałem Hitsujiego, jego wysportowane ciało, zgrabne pośladki, masywny
penis. Myślałem o tym, że robi mi dobrze, że mój członek znika w jego ustach i
za chwilę trysnę mu na twarz. Pozwoliłem tak swoim myślom płynąć powoli, gdy w
jednej chwili w mojej głowie pojawił się pan Shiroyama. Wysoki, umięśniony, ze
swoim męskim ciałem przykrywającym moje. Bardzo próbowałem wyprzeć ten obraz z
umysłu, ale im bardziej się starałem, tym intensywniej o nim myślałem i coraz
szybciej poruszałem ręką. Pan Shiroyama na mnie, ja dotykający jego ciała, tych
mięśni. Pomyślałem o tym, że we mnie próbuje wejść swoim dużym penisem i aż
nogi się pode mną ugięły. Osunąłem się po drzwiach na podłogę, odchyliłem
głowę. On poruszający się we mnie, trzymający moje drobne ciało w swoich
silnych ramionach. Pragnąłem, by to wszystko wydarzyło się naprawdę, by odbyć z
nim stosunek. Aż słyszałem, jak wypowiada moje imię, jak mówi mi, że mu się
podoba i mnie uwielbia. Przyspieszył, sapnąłem z rozkoszy. Doszedłem w swoją
rękę.
*
− I jak ci idzie w szkole? – spytał tata
w środę przy śniadaniu. Że też musiał w ogóle przebywać w tym domu.
Mama prawie się zadławiła omletem, który
akurat połykała. Zaczęła intensywnie kaszleć, poklepałam ją po plecach. Ojciec,
oczywiście, w ogóle się nie ruszył, by jej pomóc.
− A jakoś – odparłem. – Nie jest chyba
źle.
− Chyba?
− Wiesz co, Yuzuki, spotkałam wczoraj
twoją wychowawczynię w sklepie – przerwała nam mama. Oczywiście, temat szkoły
się nie skończył. – Pytała, jak się czujesz.
Yuzu, która siedziała na wózku przy
stole, uśmiechnęła się blado do mamy. Zdaje się, że niewiele obchodziło ją to,
co ma do powiedzenia jakaś nauczycielka, która nie potrafiła nawet upilnować
klasy, w konsekwencji czego doszło do tragedii. Wiedzieliśmy też, że od
następnego roku szkolnego, mała nie wróci do swojej starej szkoły. Mama mówiła,
że znalazła dla niej specjalną szkołę dla osób z zaburzeniami ruchowymi,
rozmawiała już nawet z dyrekcją i oznajmili, że chętnie przyjmą moją siostrę. Z
początku przeraziłem się, że matka chce wysłać małą do jakiejś placówki dla
czubków, ale szybko mi wyjaśniła, że jedyne upośledzenie, jakie mają te dzieci,
jest upośledzeniem ruchowym. Każdy był tam zdrowy na umyśle, tylko na przykład
miał problem z chodzeniem, tak jak Yuzu. Szkoła była zaopatrzona w specjalne
rampy i windy, a klasy również były dostosowane do dzieci. Na razie jednak,
mała musiała nadrobić cały materiał, jaki ominął ją w szkole, a poza tym, od
następnego tygodnia miała zaczynać nauczanie indywidualne w domu. Specjalnie
dla niej mama wzięła urlop, by móc się nią zająć. Na całe szczęście, w pracy
wiedzieli, jaka jest sytuacja, poza tym rok szkolny zbliżał się ku końcowi,
dlatego przyznali mamie urlop bez problemów.
− Aha – odparła siostra bez
jakiegokolwiek entuzjazmu w głosie. W ogóle jej się nie dziwiłem. Nikt ze
szkoły nawet się nią nie interesował, nie odwiedzili jej, gdy była w szpitalu.
Nawet klasa nie pomyślała o tym, by ktokolwiek złożył jej chociaż małą wizytę.
Na pewno by się ucieszyła.
− Yuzuś, daj spokój – powiedział ojciec.
Spojrzałem na niego oburzony. – Pani się o ciebie zmartwiła.
− Mogła się zmartwić, zanim wypadła z
okna – odparłem wściekły, że ten facet w ogóle nie rozumiał, o co w tym
wszystkim chodziło.
− Itsuki! – mama zwróciła mi uwagę.
− No a nie? Teraz te swoje przejmowanie
się, to może…
− Itsuki, wystarczy! – mamie puściły
nerwy. – Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia?
Podparłem się ręką na stole. Ojciec
patrzył na mnie zmieszany, matce buchała para z uszu, a Yuzuki spoglądała na
mnie współczująco. Jak ja kochałem te rodzinne śniadania.
− Nie – fuknąłem.
− Świetnie. Więc lepiej zbieraj się już
do szkoły. Chyba nie chcesz się spóźnić.
− Jasne – odparłem naburmuszony.
Wstałem gwałtownie od stołu, szurając
krzesłem i poszedłem do przedsionka. Ubrałem buty, wziąłem plecak, a następnie
wyszedłem, trzaskając drzwiami ostentacyjnie drzwiami. Tak, by całe sąsiedztwo
wiedziało, że głowa rodziny był w domu i znów wyprowadziła mnie z równowagi.
Ojciec coraz bardziej mnie irytował,
czego już nawet nie starałem się kryć. Bo po co? Czemu miałem udawać przed nim
przykładnego syna, skoro on nigdy nie był przykładnym ojcem? Nigdy w życiu nie
starał się dla mnie, dla mamy ani dla żadnej mojej siostry. W jego małym
świecie był tylko on i te pieprzone pociągi. Szkoda, że jeszcze pod żaden nigdy
nie wpadł, byłoby jednego idiotę mniej na świecie.
W szkole w dalszym ciągu byłem
poirytowany. Hitsuji, widząc, że byłem w złym nastroju, nawet nie zawracał
sobie mną głowy, tylko rozmawiał z innymi. Nie odezwałem się do nikogo słowem
tego dnia. Postanowiłem jednak, że nie zmarnuję czasu wolnego, jaki miałem
podczas przerw. Poszedłem do biblioteki i wypożyczyłem jakąś książkę o wojnie
Boshin. Kartkowałem ją z początku, szukając jedynie zagadnień na temat
Powstania Satsumy. Czytałem najpierw ten jeden wątek, jednak nic z tego nie
rozumiałem. Przeczytałem to raz, drugi, trzeci, aż w końcu niemal rzuciłem
książką o ścianę. Pan Shiroyama zapewniał, że to prosty, nieskomplikowany
temat, a i prezentacja też nie będzie długa? W ogóle nie wiedziałem o co
chodzi. Dlaczego ci idioci w ogóle się buntowali? Kto w ogóle sprawował władzę
i kto chciał ją komu odebrać? Chcąc dowiedzieć się, o co w ogóle chodziło,
zacząłem czytać kwestie związane z powszednią epoką i dopiero wtedy wszystko
stało się dla mnie jasne. Nie, żebym wcześniej nie czytał nic na temat Buntu
Satsumy, jednak nie przykładałem się aż tak do tego, a prezentację miałem na
nazajutrz, więc musiałem wziąć się do pracy. Wiedziałem, że dam radę się z tym
uporać, nie byłem jednak pewny czy panu Shiroyamie moja praca przypadnie do
gustu.
Tego dnia zostawałem z nim w kozie. Ku
mojej uciesze, tym razem byliśmy zupełnie sami. Tak jak tydzień temu był
znudzony faktem, że musi siedzieć w szkole i jakiś taki zestresowany, tak tym
razem wydawał się być całkowicie opanowany i dość przyjacielsko nastawiony.
Nie, żeby nauczyciel nigdy nie był przyjaźnie nastawiony, skądże. Tym razem po
prostu był naprawdę bardzo miły. Postanowiłem jednak nie zawracać sobie nim
głowy i zignorować to, że robi mi się gorąco przez sam fakt, że przebywałem z
nim w jednym pomieszczeniu i robiłem notatki na prezentację. W pewnym momencie,
nie zauważyłem nawet kiedy, pan Shiroyama usiadł okrakiem na krześle przede
mną, opierając się łokciami o oparcie. Nie miałem pojęcia, ile tak siedział, ale
gdy w końcu podniosłem na niego wzrok, to mało nie spadłem z krzesła z
zaskoczenia. Nauczyciel zaśmiał się, widząc moją zaskoczoną minę.
– Przestraszyłem cię? – spytał łagodnie.
Jak na złość, zapomniałem języka w gębie i jedyne, co zrobiłem, to pokręciłem
głową. Pięknie, Itsuki. Robiłem z siebie idiotę przed facetem, w którym
niewątpliwie byłem zauroczony. – Mogę?
Pokazał na moje notatki. Z początku nie
wiedziałem, co mu powiedzieć, więc zwyczajnie przesunąłem pokreślone kartki w
jego kierunku. Mężczyzna wziął je, czytając wszystko uważnie. Kiwał głową albo
mrużył oczy. Raz spytał się, co było w jednym miejscu napisane, gdyż strasznie
pokreśliłem i w ogóle miałem brzydkie pismo. Gdy skończył czytać, zwyczajnie
oddał mi kartki. Patrzyłem na niego wyczekująco, liczyłem w końcu na jakąś
opinię lub radę.
– Widzę, że się przyłożyłeś –
oświadczył.
– Tak trochę. Może być? W sumie nie
jestem nawet pewny czy mam pojęcie, o czym w ogóle to jest.
– Bardzo dobrze ci wyszło. Jak dla mnie
możesz to zakończyć w tym miejscu. Twój… kolega ma Bitwę pod Shiroyamą, a już
zaczynasz wchodzić w ten temat. Jak dla mnie już nie musisz nic dodawać.
– Serio? – powiedziałem uradowany.
– Serio – uśmiechnął się lekko. – Co tam
w ogóle słychać? Jakaś poprawa w związku z sytuacją twoich ocen?
– Na pewno zdam z matmy. Najgorzej z
wychowaniem fizycznym.
– Wychowaniem fizycznym? – nie krył
zdziwienia. – Poważnie? Z kim masz wuef?
– Z tym grubym.
– Na bogów – pokręcił głową, wznosząc
wzrok ku górze. – Nie mówi się tak o nauczycielach do innych nauczycieli,
pamiętaj.
– Przepraszam.
– Ale w porządku, nawiasem mówiąc, też
za nim nie przepadam. Tylko nikomu nie mów!
Mało się nie oplułem ze śmiechu na
odpowiedź historyka oraz na jego szczerość. Ten facet coraz bardziej utwierdzał
mnie w tym, że miałem do niego jakąś słabość, może nawet to było jakieś
uczucie, a jednocześnie miałem chłopaka, z którym również wiązała mnie dość
silna więź. A może tyko wydawało mi się, że między mną a Itsukim było
jakiekolwiek uczucie? W zasadzie, kto mógłby mi to powiedzieć, skoro nikt o nas
nie wiedział. Itsuki i ja jeszcze przez pewien czas pozostawaliśmy, jakby to
powiedzieć…? Niewidzialni.
– Nikomu nie powiem – obiecałem.
– No mam nadzieję – posłał mi serdeczny
uśmiech i w tym samym momencie coś we mnie umarło. Obiecałem sobie, że dam z
siebie wszystko podczas jutrzejszej prezentacji, że sprawię, że pan Shiroyama
będzie ze mnie dumny. Już nawet nie liczył się fakt, że robiłem to po to, by
zdać do następnej klasy. W tamtym momencie po prostu coś się we mnie złamało i
wiedziałem, że jeśli mam dla kogoś się starać, to dla niego.
W nocy nie mogłem zasnąć. Leżałem w
łóżku, myśląc o swojej prezentacji, którą miałem przedstawić przed całą klasą.
Czułem, jakby mi motyle w brzuchu latały, gdy tylko przypominałem sobie, że pan
Shiroyama będzie słuchał mojej wypowiedzi. Co prawda, czytał te moje nędzne
wypociny powszedniego dnia, jednak teraz miał wysłuchać, jak beznadziejny
jestem w przemowach. On jeszcze nie wiedział, jaki tępy w rzeczywistości byłem
i bardzo chciałem, by nigdy nie musiał się o tym przekonać. Niestety, gdzieś
podświadomie wiedziałem, że nie tak łatwo nadrobię te wszystkie lata lenistwa i
bycia zupełnie oderwanym od rzeczywistości. Już nawet nie zaprzątałem sobie
myśli mamą, tatą, Yuzuki. Sytuacja w domu niespodziewanie zeszła na drugi plan.
Wraz z nią znalazł się tam też Hitsuji, który nie odzywał się do mnie od
powszedniego dnia, chociaż powinniśmy byli skonsultować ze sobą nasze prace. To
przykre, ale pomyślałem o nim i w ogóle nie poczułem żadnego podniecenia. Wcale
się nie cieszyłem, że zobaczę się z moim chłopakiem, dla którego momentami w
ogóle nie istniałem. Może to i lepiej, że mnie nie było. Może tak właśnie miało
z nami być? W końcu, jaki związek dwójki licealistów by przetrwał, skoro nawet
nie umieliśmy ze sobą wytrzymać? W zasadzie, to pragnąłem być z Hitsujim.
Pomimo że, on traktował mnie momentami w dość pogardliwy sposób i raczej coraz
rzadziej zdarzały się między nami jakieś miłe chwile, to wiedziałem, że poza
nim nie miałem nikogo. Na własne życzenie, jak ten idiota, którym byłem,
zaprzestałem utrzymywania kontaktów z kimkolwiek. Okropne, że tak się stoczyłem
na towarzyskie dno.
Z samego rana zerwałem się z łóżka i
pełen ekscytacji wziąłem prysznic. Dokładnie wypsikałem się dezodorantem,
perfumami, umyłem dwukrotnie zęby, włosy misternie ułożyłem, delikatnie
zaczesując odrobinę przydługą czuprynę na bok, nieco do tyłu. Ubrałem się w
mundurek i radośnie pobiegłem do kuchni. Zjadłem na szybko omlet, który zrobiła
mama, po czym ponownie umyłem zęby. Spakowałem wszystkie rzeczy i czym prędzej
udałem się do szkoły.
– Itsuki – zaczęła mama, gdy zbierałem
się do wyjścia – wszystko w porządku?
– No, a co? – akurat zawiązywałem buty.
– Nic, nic, tak tylko pytam – odparła,
uśmiechając się do mnie pogodnie. – Dzisiaj jest ta twoja prezentacja z
historii? Bądź miły dla pani i grzecznie odpowiadaj na pytania.
Powiedziała to tak, jakbym miał dziesięć
lat. Zdaje się, że ciągłe spędzanie czasu z Yuzuki nie do końca dobrze na nią
wpływało. Brakowało jeszcze, by zrobiła się infantylna, a chyba nic mnie nie
wprawiało w tak niesamowity stan grozy i nie dawało równie nieprzyjemnych
dreszczy, jak infantylni dorośli.
– Nie mam już zajęć z panią, jest na
macierzyńskim – odparłem mimo wszystko. – Poza tym, przecież zawsze jestem
grzeczny.
– Oczywiście. To z kim masz teraz
historię?
– Z panem… – urwałem. Z jakiegoś powodu
czułem zahamowanie przed tym, by powiedzieć matce, z kim aktualnie miałem
zajęcia z historii. Nie to, że było się czego wstydzić, skądże. Wiedziałem też,
że pan Shiroyama by się jej spodobał, to był facet w jej typie, w
przeciwieństwie do mojego ojca. Postawny, przystojny, konkretny, zdecydowany,
zabawny. Wydawał się też być opiekuńczym i rodzinnym facetem, który swoją żonę
nosi na rękach, gdy chciała iść po seksie do łazienki, byle tylko nie musiała
się przesadnie przemęczać. No właśnie, żona. Jak tylko przypominałem sobie, że
ten facet był zajęty i był w związku z jakąś równie pozytywną kobietą, to coś
mnie kłuło w środku, a mój brzuch skręcał się w supeł. Miałem wrażenie, że ktoś
ściska wszystkie moje wnętrzności, zaciska na nich potężną, silną dłoń, a
następnie wyciska z nich wszelkie soki niczym z gąbki. Ile on miał w ogóle lat,
żeby już być w związku małżeńskim? Nie wydawał się być starym. Poza tym, to też
nie były już czasy, by brać tak wcześnie ślub. Chyba że… chyba mieli wpadkę. Na
to wcześniej nie wpadłem, że ten mężczyzna może też mieć dziecko. W jednej
chwili opadł we mnie cały mój zapał do tego, by w ogóle iść na zajęcia, by
zaprezentować klasie to, co zrobiłem. Po prostu zapragnąłem zaszyć się pod
kołdrą w swoim ciepłym łóżku i tak przeleżeć już do końca życia.
– Pan? – dopytywała. – Co za pan?
– Raczej nie znasz. Pan Shiroyama.
– Hm, coś mi się obiło o uszy. On
przypadkiem nie ma firmy deweloperskiej?
– Co? Nie, przecież jest nauczycielem.
– Te dwie rzeczy się nie wykluczają.
Cóż, może to inny Shiroyama.
– Na pewno.
Z głowy nie mogła mi wypaść myśl, że
Shiroyama może mieć dziecko. Tak jak zwykle o wszystkim zapominałem, tak tym
razem w ogóle nie mogłem się uspokoić. Z żoną zawsze mógł się rozwieść, ale
dziecko? Nieważne czy było się rozwiedzionym, czy miało się już innego
partnera, dziecko zawsze było w tym życiu, a co więcej, zajmowało zwykle wyższą
pozycję niż nowa druga połówka. Ale dlaczego tak panikowałem? Przecież nie
miałem nawet pojęcia czy miał to dziecko. Poza tym, jakie ja niby miałem u
niego szanse? Żadne. No i co by ludzie powiedzieli na romans ucznia i
nauczyciela? Dodajmy jeszcze, że przecież Shiroyama nie był gejem, więc tym
bardziej byłem skreślony.
Odrobinę załamany własnymi
spostrzeżeniami, dotarłem na zajęcia. Byłem stosunkowo wcześnie jak na mnie,
nikogo nie było w klasie, oprócz pana Shiroyamy, który również był w szkole
całkiem wcześnie. Mężczyzna siedział przy biurku, gdy wszedłem do środka. Łokciem
podpierał się na blacie, a czoło opierał na wewnętrznej stronie dłoni. Niemal
zakrywał sobie pół twarzy.
– Przecież ci powiedziałem – burczał do
telefonu. – Nie mogę dzisiaj zostać, bo mam spotkanie i… Tak, wiem przecież, że
nie możesz się zwolnić, mówiłeś mi to już z dziesięć razy, ale zro… Aha. Jasne,
bo co złego, to zawsze ja. Dobra, spróbuję, najwyżej posiedzi ze mną na
spotkaniu. Mhm… Nie mogę go odwołać, na wielką Amaterasu! Ty mnie chociaż
słuchasz? Tak, przed chwilą mi powiedziałeś, że nie możesz się zwolnić,
jedenasty raz, do cholery. Nie, to nie jest pasywna agresja. Błagam cię,
chociaż ty mnie nie denerwuj od rana. Ja tobie życie utrudniam? Ja??
Wówczas pan Shiroyama oparł się o swój
fotel i potarł skronie. Otworzył oczy i dostrzegł mnie stojącego w progu klasy.
Westchnął. Nic nie mówiąc, zająłem swoje miejsce i wypakowałem podręczniki.
– Muszę kończyć. Nie, nie uciekam od
rozmowy, po prostu za chwilę zaczynam lekcje. Wiem, że o ósmej. Okej, dobra.
Wiesz co? Postaram się nią zająć. Ale jeśli będzie musiała być ze mną na
spotkaniu, to nie miej mi tego za złe. Mhm, no pewnie. Pójdę z nią do lekarza,
tak. Tak… tak… no jasne… tak… mhm… tak… Pewnie. I powodzenia dzisiaj, będę
trzymać kciuki. Aha, nie ma za co, dziękuję. Jasne. Pa.
Rozłączył się i niemal rzucił komórką, gdy ją odkładał. Trochę szkoda
by było, gdyby nagle rzucił iphonem, bo jeszcze by się szybka stłukła.
– Jasna cholera – wymamrotał, jakby na
moment zapomniał, że siedziałem przed nim w ławce. Potarł skronie, a następnie
powiódł spojrzeniem ku mnie. Pan Shiroyama miał czerwone policzki ze
zdenerwowania, a wzrok tak mętny i nieprzyjazny, że zachciało mi się uciec z
klasy.
– Dzień dobry – powiedziałem, próbując
jakoś rozbić napiętą atmosferę.
– Dobry – wymamrotał, po czym prychnął.
– Dobrze ci radzę, nigdy się nie żeń – powiedział, jakby z góry już zakładał,
że spytam się, czy może coś się stało. Faktycznie, chciałem zadać to pytanie,
bo ciekawiło mnie, o co się tak z kimś kłócił. Czyli to musiała być jego żona.
– To jakiś kryzys, widzę – zaśmiałem
się, może zbyt nerwowo, ale jego jakoś to nie obchodziło.
– Wiesz co, Itsuki, czuję, że osiwieję
niedługo – zwrócił się do mnie, wzdychając przy tym. – Ale nieważne, raczej
powiedz mi, jak tam przed prezentacją. Denerwujesz się?
– Odrobinę – przyznałem.
Shiroyama pokiwał powoli głową.
Siedziałem na swoim stałym miejscu w przedostatniej ławce w środkowym rzędzie.
Byłem z nim sam na sam. Z jakiegoś nieznanego mi powodu zachciało mi się
krzyczeć.
– Wszystko będzie dobrze – oznajmił,
patrząc przy tym na srebrnego rolexa na swoim nadgarstku. Jakoś mówił to bez
większego przekonania. Zaraz zerwał się z miejsca i wyszedł.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i
spojrzałem na godzinę. Było za piętnaście ósma, aż cud, że największych kujonów
nie było jeszcze w klasie. Z tego by wynikało, że teraz to ja byłem największym
kujonem. No cóż, trudno. Mogłem być nawet kosmitą, pewnie nikomu nie zrobiłoby
to różnicy.
Siedziałem jeszcze przez kilka minut
sam, aż w końcu klasowe kujony zaczęły się wtłaczać do klasy. Oczywiście,
wkrótce pierwsze ławki były zajęte i jakże równie oczywiste było to, że
zostałem obrzucony całą masą zaskoczonych spojrzeń. Że niby ja już byłem
obecny? Z reguły przychodziłem chwilę przed, równo albo też i po dzwonku. Nigdy
mi nie zależało na byciu punktualnym, tym bardziej w szkole, za co nierzadko mi
się obrywało. No cóż, kiedyś musiał nadejść ten dzień, gdy okazałem się być
przed czasem.
Gdy rozbrzmiał dzwonek, obwieszczający
początek pierwszej lekcji, to poczułem, jak żołądek podchodzi mi ze stresu do
gardła. Hitsujiego jeszcze nie było, co uderzyło mnie dopiero w momencie, gdy
pan Shiroyama wszedł do klasy, niosąc porcelanowy kubek z kawą. Mężczyzna zajął
swoje miejsce przy biurku, a ja myślałem, że jeśli zaraz wywoła mnie do
zaprezentowania pracy, to upadnę, gdyż nogi miałem wiotkie niczym z mocno
rozgrzanej i zrolowanej do cieniutkiej niteczki plasteliny. Poza tym, nie było
jeszcze Hitsu, a nasze prezentacje miały się uzupełniać. Historyk wkrótce
zaczął wyczytywać listę obecności. Zrobił krótką przerwę przy nazwisku
Hitsujiego, jednak nic nie powiedział. Postawił mu nieobecność i ruszył dalej.
Zdaje się, że zapamiętał sobie, że Hitsu miał również prezentację do
wygłoszenia i pewnie nie spodobało mu się, że go nie było. Świetnie, nie dość,
że był w złym humorze, to jeszcze mój facet go poirytował.
Na szczęście, kilka chwil później
Hitsuji wpadł do klasy. Shiroyama skończył akurat czytać listę obecności i
wstał, szukając odpowiedniej mapy do wywieszenia. Wszyscy spojrzeli na mojego
chłopaka, który stał przez kilka sekund zdyszany w drzwiach.
– Przepraszam – wykrztusił, mało nie
wypluwając płuc – miałem małą przygodę po drodze.
– Siadaj – powiedział oschle Shiroyama,
nie dopytując nawet o szczegóły. Chwilę później poprosił tylko Hitsujiego o nazwisko,
a następnie wstawił mu spóźnienie. Czyli jednak nie pamiętał, że Hitsu też miał
prezentację. Albo nie skojarzył go po prostu po nazwisku.
Hitsuji usiadł obok mnie, rozpakował
książki, wyciągnął kartkę z prezentacją. Miał delikatnie zaróżowione policzki
od biegu i lekko potargane włosy.
– Zaspałeś? – spytałem ze śmiechem.
– Nie, debilu, czekałem na ciebie pod
domem, bo myślałem, że będziesz szedł i chciałem z tobą…
– Skończcie te rozmowy – przerwał mu
Shiroyama, wywieszając mapę. Stał do nas tyłem, więc mogłem podziwiać jego
umięśnione ramiona i plecy, które skrywała opięta koszula w niebieskie groszki.
A może to był granatowy? W zasadzie, to nie orientowałem się tak w kolorach,
ale sama koszula wyglądała naprawdę ciekawie. Jakaś taka kremowa… albo beżowa?
I do tego te groszki. Ku zaskoczeniu wielu, prezentowało się to naprawdę miło
dla oka.
– Pieprzony nazista – burknął Hitsuji
pod nosem. Spojrzałem na swojego chłopaka, a następnie na pana Shiroyamę, który
odwrócił się ku nam. Zdaje się, że doskonale słyszał i wiedział, kto rzucił ten
komentarz, jednak sam nic nie powiedział. Natomiast chwilę później poprosił
mnie i Hitsujiego na środek klasy, byśmy zaprezentowali jakże ciekawy materiał.
Myślałem, że upadnę, gdy wstawałem, aż mi się w głowie zakręciło. Chociaż
wcześniej obiecywałem sobie, że wszystko pójdzie gładko i będę miał nad
wszystkim idealną kontrolę, to wyszło jak zwykle. Jąkałem się i zdaje się, że
brzmiałem, jakbym nie mówił nic przez ostatnie kilka lat. Zupełnie nie
kontrolowałem swojego głosu, który drżał, nogi mi się trzęsły niczym galareta,
a ręce miałem spocone jak jakaś świnia. Było mi na zmianę zimno i ciepło, w
głowie szumiała krew. Dotarłem jednak jakoś do końca wypowiedzi, nie wiedziałem
ile mówiłem, ale byłem pewny, że jeśli za moment nie usiądę, to upadnę tak
przed wszystkimi. To dopiero byłby wstyd.
Mojemu chłopakowi poszło znacznie
lepiej. Hitsuji był pewny siebie, wszystko, co mówił, mogło być totalną bzdurą,
jednak ze swoją postawą i idealną kontrolą nad głosem, byłem w stanie mu we
wszystko uwierzyć. I to była właśnie ta znacząca różnica między nami – on był
idealny, a ja byłem zerem. Shiroyama miał jednak tego dnia naprawdę zły humor,
w dodatku mój chłopak go zdenerwował, dlatego Hitsu został zasypany gradem
pytań ze strony nauczyciela. Czepiał się o niemal każdy szczegół wypowiedzi
mojego chłopaka. Hitsuji ledwo się wybronił przed kąśliwymi uwagami historyka.
Szczerze? Gdyby mnie tak pytał o to wszystko, to pewnie bym się zaciął i nic
nie powiedział, ale jemu się udało. W dodatku dostał ocenę celującą, ja
również. Shiroyama kazał nam w końcu usiąść, po czym gładko przeszedł do tematu
zajęć. Przez całą lekcję nawet na siebie nie patrzyliśmy z Hitsujim. On coś
bazgrał po zeszycie, ja siedziałem i próbowałem robić notatki z tego, co mówił
nauczyciel, chociaż może niepotrzebnie, bo sam podkreślał najważniejsze rzeczy
i powtarzał przy tym, że akurat ta kwestia jest istotna, że to może pojawić się
na sprawdzianie. Ciężko jednak mi się notowało, gdy najzwyczajniej w świecie
nie mogłem się oderwać od słuchania, gdyż wszystko co mówił, brzmiało jak jakaś
bajka. Baśń z niezwykłymi zwrotami akcji. Zmieniał ton głosu, robił dramatyczne
pauzy, a mnie aż ciśnienie podchodziło do głowy, gdy tak trzymał całą klasę w
niepewności. Nigdy bym nie powiedział, że można tak uczyć historii. Już
rozumiałem, dlaczego wszyscy nauczyciele, po dowiedzeniu się, że mamy zajęcia z
Shiroyamą, powtarzali nam, że teraz to on nas wciągnie w podróż po wszystkich
epokach. Nikt by też nie powiedział, że ten facet kilka minut wcześniej kłócił
się z kimś przez telefon i sprawiał wrażenie osoby, do której nie dało się
podejść bez kija.
Po lekcji chciałem porozmawiać z
Hitsujim, jednak uniemożliwił mi to pan Shiroyama, który poprosił, by mój
chłopak został na moment w klasie. Wszyscy wyszli, tylko my dwaj się ostaliśmy.
W końcu i ja postanowiłem poczekać na zewnątrz. Wychodząc z klasy, popatrzyłem
niepewnie na Hitsujiego, stojącego już przy biurku belfra oraz na pana
Shiroyamę, który siedział z założonymi rękoma. Nauczyciel nakazał mi jeszcze
zamknąć za sobą drzwi, co oczywiście uczyniłem. Stałem tak kilka minut i już
myślałem, że Shiroyama nigdy nie wypuści Hitsujiego. Słyszałem, że o czymś
rozmawiali, jednak nie byłem w stanie wyłapać choćby pojedynczego słowa. Kiedy
już wydawało mi się, że ci dwaj nie skończą ze sobą rozmawiać, nim zacznie się
lekcja, Hitsuji nagle wypadł z klasy. Wyleciał jak z procy, zatrzaskując za
sobą drzwi i mało na mnie nie wpadając. Ruszył nerwowym krokiem przed siebie,
kierując się ku wyjściu ze szkoły.
– Hitsu! – krzyknąłem za chłopakiem.
Chciałem za nim pobiec, ale coś jakby wryło mnie w podłogę. Pierwszy raz w
życiu widziałem, żeby Hitsuji był taki wściekły. Byłem zupełnie skołowany i w
jednej chwili stres ponownie ścisnął mnie za żołądek, bo wydawało mi się, że
był zły na mnie. Oczywiście, całkiem możliwe, że po części tak było, jednak to
nauczyciel tak go rozzłościł.
Po chwili pan Shiroyama wyszedł z klasy.
Trzymał pod ręką podręcznik od historii, dziennik, a w dłoni miał pusty kubek
po kawie. Spojrzał na mnie bez większego wyrazu, po czym zamknął za sobą drzwi
na klucz.
– Co się stało? – spytałem, próbując
zapanować nad drżącym głosem.
– Mała rozmowa wychowawcza – odparł,
posyłając mi, delikatnie mówiąc, złośliwy uśmiech.
Zatkało mnie na kilka długich sekund.
Nauczyciel odszedł, a ja stałem tak jeszcze przez jakiś czas, próbując dojść do
siebie. Co się właśnie wydarzyło? Szybko jednak postanowiłem, by nie dać się
stresowi. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Hitsujiego. Numer był jednak
zajęty. Nie wiedziałem, co ma robić. Z jednej strony właśnie rozległ się
dzwonek obwieszczający początek lekcji, a z drugiej nie mogłem zostawić tak
rozemocjonowanego Hitsu. Zignorowałem więc dzwonek i pobiegłem szukać swojego
chłopaka.
Wypadłem na szkolny dziedziniec, dalej
dobijając się do swojego chłopaka. Dzwoniłem i dzwoniłem, mając nadzieję, że w
końcu odbierze. I w końcu, po chyba jedenastym telefonie ode mnie, odebrał. W
tym czasie obszedłem dookoła cały budynek szkoły i ruszyłem w stronę wyjścia z
jej terenu.
– Co? – burknął w słuchawkę.
– Gdzie jesteś? – spytałem przejęty.
– Idę do domu.
– Do domu?!
– Tak. Do domu. W dupie mam już to
wszystko.
– Co ci Shiroyama powiedział?
– Nie twój interes.
– Właśnie, że mój.
– Nie twój. Nara.
Rozłączył się. Oczywiście, że nie
odpuściłem. Zaraz pobiegłem do domu Hitsujiego. Mieszkaliśmy praktycznie obok
siebie, więc miałem nadzieję, że matka mnie nie zauważy albo Yuzuki. Stałem
dobre dziesięć minut pod drzwiami swojego chłopaka, dzwoniąc i pukając. W
środku liczyłem na to, że mi otworzy, ale nie zrobił tego.
W przeciwieństwie do mnie, Hitsuji
mieszkał w domku jednorodzinnym. Dziwnie tak stawiać domki przy blokach lub
raczej na odwrót, gdyż to blok, w którym mieszkałem, został wybudowany znacznie
później. Gdy żyła jeszcze moja starsza siostra, mieszkaliśmy w domku
jednorodzinnym, rodzina Hitsujiego i moja żyły po sąsiedzku. Niestety, po
śmierci Amaii wszystko diametralnie się zmieniło. Momentami czułem się, jakby
ktoś rzucił jakąś okropną klątwę na moją rodzinę. Mama straciła pracę, która
była znacznie lepiej płatna od roboty ojca, co zmusiło nas do przeprowadzki do
mniejszego miejsca. Dopiero po jakimś czasie udało jej się znaleźć stałą
posadę, dzięki czemu sytuacja materialna się ustabilizowała. Jednak przede
wszystkim, śmierć mojej siostry była czymś, co doprowadziło do wielkiego
rodzinnego rozpadu.
Wykorzystując fakt, że Hitsuji mieszkał
w domu, postanowiłem wejść przez okno piwniczne. Było to wąskie, nieco już
stare okno z kratami, które spiłowaliśmy z Hitsujim, gdy byliśmy jeszcze
dziećmi i mieszkaliśmy tuż obok siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, nikt przez te
wszystkie lata nie zorientował się, że kraty w oknach są podpiłowane, dzięki
czemu dało się je odchylić, uchylić okno i wejść do środka. Wślizgnąłem się z
niemałym trudem. Ostrożnie, niczym rasowy włamywacz. Powstawiałem z powrotem
pręty krat na odpowiednie miejsca i przymknąłem okno. Nie mogłem znaleźć
nigdzie włącznika światła, więc włączyłem latarkę w telefonie, a następnie
ruszyłem w stronę schodów. Wszedłem do mieszkania, jakbym wchodził do siebie.
Rzuciłem plecak przy drzwiach na podłogę.
– Hitsuji?! – powiedziałem głośno.
Zacząłem wchodzić na piętro, na którym znajdował się pokój chłopaka. Musiałem
przyznać, że chociaż się spotykaliśmy, to nie było mnie tutaj przez kilka
miesięcy. Zauważyłem, że korytarz był odmalowany, ścian na schodach wiodących
na piętro już nie zdobiły liczne zdjęcia. Same schody też były odnowione, co
mnie zaskoczyło. Jednakże, te nowe nie skrzypiały, więc mogłem zakraść się do
pokoju Hitsujiego zupełnie niepostrzeżenie. – Hitsu? Jesteś tu? – wszedłem do
pomieszczenia.
Hitsuji leżał w szkolnym mundurku na
łóżku. Spojrzał na mnie bez większego wyrazu, jakby spodziewał się, że i tak
wejdę do środka i nic go przede mną nie uchroni. Pierwszy raz w życiu widziałem
go z taką zrezygnowaną miną.
– Co? – burknął.
– Odezwałbyś się, jak cię wołam –
odparłem, przysiadając na łóżku. – Dlaczego tak wybiegłeś?
– Bo mnie wkurwił ten palant – odparł. –
Śmieć pierdolony. Chory nazista, niedojebany kutafon.
Poczułem w środku nieprzyjemny ucisk,
gdy tak mówił o panu Shiroyamie. No, bo niby co się stało, że tak się o nim
wysławiał?
– Aha – mruknąłem.
– Wiesz, co mi powiedział? Że jak
jeszcze raz się tak arogancko zachowam, to przestanie być miły i dowie się o
tym wychowawca i moi rodzice. Śmieszne.
– No wiesz, nazwałeś go w klasie
nazistą. Teraz znowu to zrobiłeś.
– Bo się czepia o wszystko! – podniósł
się do siadu. – Przecież słyszałeś, jak nam dzisiaj przerwał. Nie wkurwiło cię
to? To były dwa zdania, dwa jebane zdania.
– I dlatego wybiegłeś z klasy?
Hitsuji chciał mi coś powiedzieć, ale
zamarł. Wziął gwałtowny wdech, jakby wynurzył się spod wody, a ja myślałem, że
zadławi się tym powietrzem.
– Powiedział mi coś jeszcze.
– Co?
Hitsuji zacisnął dłonie w pięść, jakby
zaraz miał komuś zapuścić fangę w oko. Niedobrze, że aktualnie byłem jedyną
osobą znajdującą się w pobliżu. Nie to, że bałem, się, że mój chłopak mi
przywali. On wiedział, że bym się i tak nie bronił, bo nie miałem z nim nawet
najmniejszych szans. Był postawny, umięśniony, a ja? Jakiś wypierdek mamuta. Nie
zmieniało to jednak faktu, że w tym jednym momencie wyglądał naprawdę groźnie i
przez ułamek sekundy się go bałem.
– Mówiłeś mu coś o sobie i o mnie, jak
zostawałeś z nim po lekcjach?
Spojrzałem zaskoczony na Hitsujiego, po
czym pokręciłem głową.
– Nic – odparłem. – Po co niby? Ten
facet nigdy nie był jakiś skory do rozmów.
– Bo wiesz co mi jeszcze… powiedział?
Żebym z romansami wstrzymał się do po lekcjach.
– Serio? – zaśmiałem się. – Przecież my
się nawet nie zachowujemy jak para.
– Tak, ale…
W pewnym momencie Hitsuji zastygł
zupełnie niczym kamień. Jego twarz w jednym momencie zbladła, po czym
niespodziewanie cała spurpurowiała, jakby przez długi czas wstrzymywał powietrze.
Hitsu dosłownie zsiniał na twarzy, położył się z powrotem na łóżku.
– Pieprzony drań – powiedział z
rezygnacją.
– O co chodzi?
– O nic, nieważne – burknął, odwracając
się do mnie bokiem.
– Skończ, jak już zacząłeś – poprosiłem
go. Usiadłem na nim okrakiem. – Hej,
Hitsuji…
W tym samym momencie złapał mnie za
ramiona, ciągnąc na siebie. Kompletnie mnie zaskoczył i o mały włos nie
zderzyliśmy się głowami. Hitsu wplątał dłoń w moje włosy, przyciągając mnie do
pocałunku. Z początku nie wiedziałem, w jaki sposób mam się zachować, jednak w
końcu zacząłem mozolnie oddawać pieszczotę. W jednej chwili zrobiło się
strasznie gorąco. Jego umięśnione ciało pode mną, silne ramiona oplatające moje
nie tak bardzo atrakcyjne ciało. Chyba powinienem był być gotowy na to, co
miało nastąpić, a przynajmniej podejrzewać. Hitsuji zsunął dłonie na moje
pośladki, ściskając je przy tym, a ja niemal krzyknąłem, odrywając się od
niego. Spojrzałem na niego zszokowany.
– No co? – spytał. Zdaje się, że
rozbawiłem go swoją reakcją. – Jak i tak jesteśmy teraz sami. Poza tym,
chodzimy ze sobą już kilka miesięcy i nigdy jeszcze ze sobą nie spaliśmy. Może
powinniśmy teraz spróbować?
– Żartujesz, prawda? – odpowiedziałem
pytaniem na pytanie.
– A wyglądam, jakbym żartował?
– Wiesz, że mam cichą nadzieję, że tak
jest.
– Nadzieja matką głupich albo coś w tym
guście, mistrzu.
Nie powiem, chciałem z nim to zrobić.
Naprawdę miałem ochotę na seks, na coś co sprawi, że na krótki moment zapomnę o
wszystkich życiowych przykrościach i poczuję się wyjątkowy, ale się
przestraszyłem. Tyle się nasłuchałem o seksie między dwoma mężczyznami, że to
okropne doświadczenie, że niewyobrażalnie bolesne i niebezpieczne. Że niby seks
analny był czymś obrzydliwym. Jednak ciągnęło mnie do tego. Pragnąłem to przeżyć,
jednak wciąż pozostawały we mnie te wątpliwości. Bo co, jeśli będzie źle? Albo
nie będę wiedział, co zrobić? Albo zrobimy coś nie tak i albo ja zrobię krzywdę
Hitsujiemu, albo on skrzywdzi mnie? Dlatego bałem się i nie chciałem tego robić
w tej chwili. Nie byłem po prostu na to gotowy.
– A jak twoi rodzice wrócą? – podsunąłem
pierwszą lepszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
– Przecież ich nie ma – odparł. – Mówiłem ci ostatnio, że wyjechali na kilka
dni i pytałem się czy wpadasz na nockę. Nic mi nawet nie odpowiedziałeś.
– Pytałeś? Kiedy??
– W poniedziałek? – wywrócił oczami. – Ale z ciebie to czasem
idiota totalny. Nawet mnie nie słuchasz, kiedy do ciebie mówię.
Niespodziewanie westchnął. Kolejny raz
wywrócił oczami, a następnie podniósł się do siadu. Patrzyłem na Hitsu, nie
wiedząc, co powinienem ze sobą zrobić. Wyjść? Powiedzieć coś jeszcze? Może
jednak zgodzić się na seks? Cholera, jaka to była beznadziejna sytuacja!
– Może odłóżmy to jednak na kiedy
indziej? – spytałem.
– Na kiedy indziej? – zaśmiał się.
– Jasne, w porządku.
Byłem głupi, myśląc, że chłopak mi ot
tak odpuścił. To znaczy, oczywiście, że odpuścił, przy okazji dał sobie spokój
z naszym związkiem, co uderzyło mnie po kilku dniach, jak nie odzywał się do
mnie w ogóle, aż nagle na jeden z portali społecznościowych trafiło zdjęcie
jego, jak całuje się z jakąś dziewczyną z ostatniej klasy. Zdjęcie zostało
dodane przez nią – zgrabną, tlenioną blondynkę. Była dość ładna, co mnie
zdołowało. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że będę przeżywał to
nieoficjalne rozstanie. Może, gdybyśmy porozmawiali o tym, że może jednak
powinniśmy się rozstać, to inne byłoby też moje podejście. Bo nie wiedziałem
już czy jednak wciąż byliśmy parą, czy może już nie. Całował się z inną
dziewczyną po tym, jak kilka dni wcześniej całował się ze mną – swoim
chłopakiem. Może jednak nigdy nie byliśmy parą i tylko coś sobie ubzdurałem,
żeby nie czuć się już więcej samotnie? Kto mógłby to wiedzieć. W każdym razie,
po zobaczeniu tego zdjęcia pierwszy raz od dawna poczułem okropny ból
psychiczny. Zawinąłem się w kłębek na swoim łóżku, podczas gdy Yuzuki już spała
na swoim i z całych sił próbowałem się nie rozpaść na miliony kawałków. Wtedy
też zdałem sobie sprawę, że czułem do Hitsujiego coś więcej niż zauroczenie. W
końcu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, do tego doszło zakochanie. I nagle
uzmysłowiłem sobie, że powinienem był powiedzieć, że go kocham i z wielką
rozkoszą pójdę z nim do łóżka. Jaka szkoda, że tamta dziewczyna z pewnością
mnie w tym wyprzedziła.
Postanowiłem jednak, że nie dam tak
łatwo za wygraną. Był ostatni tydzień zajęć przed wakacjami. Chodziłem już
kompletnie wypompowany z życia, bo musiałem bardzo się spiąć, by zdać do
następnej klasy, ale na szczęście – udało mi się. Co prawda, musiałem zostawać
jeszcze w kozie po lekcjach, jednak nie robiło mi to już różnicy. Widać było po
nauczycielach, że wcale nie chcieli już siedzieć tyle z jedną osobą, jednak
warunek był warunkiem, a umów należało dotrzymywać, więc dzielnie każdy z nich
siedział ze mną do siedemnastej w szkole. Poprosiłem Hitsujiego, żebyśmy
porozmawiali po jednych z takich moich kar. Był bardzo niechętny i mówił, że
już umówił się z kolegami, jednak tak bardzo nalegałem, że w końcu się zgodził.
Mieliśmy się spotkać pod szkołą dziesięć po siedemnastej. Musiałem przyznać, że
już dawno nie czułem takiego uścisku w brzuchu. Był to ostatni tydzień szkoły,
ostatnia środa, podczas której zostawałem z panem Shiroyamą. Mężczyzna był tego
dnia wyjątkowo zdenerwowany i więcej go nie było w sali, niż był. Co jakiś czas
odbierał telefony, chodził zły od okna do drzwi i nie mógł sobie znaleźć
miejsca. W końcu się go zapytałem czy może lepiej by było, gdybym poszedł do
domu.
– Daj spokój – spojrzał na zegarek na
nadgarstku. – Tyle już tu siedzimy, to chociaż zostańmy do końca.
– Jasne. A pan dzisiaj taki
zdenerwowany.
– Mam samochód u mechanika i spotkanie
na dziewiętnastą – westchnął, siadając na swoim krześle i opadając niemalże
bezwiednie na oparcie. Wydawał się wypompowany z życia niczym przebity materac,
z którego uszło całe powietrze.
– Kiepska sprawa. A coś się stało z tym
samochodem?
– Nie, na szczęście. Przegląd, wymiana
oleju i kostek hamulcowych. Tylko akurat nie mają kostek do mojego wozu,
oczywiście, więc odbiorę go dopiero jutro.
– O kurczę. A co to za samochód?
– Mercedes GLE w SUVie.
Zatkało mnie na ułamek sekundy.
Mercedes?!
– I do merola nie mają części? –
starałem się brzmieć naprawdę oburzony tym faktem.
– Co nie? Beznadzieja. Przecież nie
każdy jeździ Mazdą albo jakimś Mitsubishi. Bo do Toyoty, to mieli części od
ręki, a do Mercedesa? Co to za kraj w ogóle.
Zachciało mi się śmiać. Shiroyama był
taki oburzony! Prawie jak dziecko, które nie dostało takiej zabawki, jaką
chciało. Ale wciąż nie mogłem wyjść z podziwu. Mercedes?! Moja matka od ponad
dziesięciu lat jeździła używanym Oplem Corsą. Ile więc musiała wynosić pensja
nauczyciela, że mógł pozwolić sobie na taki samochód?
Przyznam się, że zrobiło mi się przykro
na myśl, że było to ostatnie spotkanie z panem Shiroyamą. Miałem takie dziwne uczucia
pustki i wydawało mi się, że widzę go po raz ostatni. Poza tym, w przyszłym
roku wracała pani Maeda z urlopu macierzyńskiego i to było pewne, że to ona
poprowadzi naszą klasę do końca. To było przykre, bo naprawdę podobały mi się
lekcje z Shiroyamą. Poza tym… no miał w sobie to coś. Nikt nie mógł zaprzeczyć
temu, że Shiroyama był jak taki magnes.
Cały ten czas, jak na złość, minął dość
szybko i nim się obejrzałem, na zegarze wybiła siedemnasta. Westchnąłem w
duchu, widząc, jak wskazówki zegara leniwie przesuwają się w stronę jakże
niepożądanej godziny. Ale jednak. Stało się. Nauczyciel spojrzał na swój
zegarek na nadgarstku, po czym przeciągnął się leniwie, niczym kot zbudzony z
drzemki.
– Nareszcie koniec – posłał mi serdeczny
uśmiech. Odwzajemniłem gest, pewnie wyszło mi to dość krzywo, ale co poradzić.
Wstał, poskładał swoje rzeczy, kilka papierów włożył do teczki. Również wstałem,
chowając do plecaka komiks, który ze sobą wziąłem, by mieć co poczytać.
– No, w końcu – zaśmiałem się.
– Mam nadzieję, że w przyszłym roku nie
będziesz miał powodów, żeby zostawać w kozie.
Ruszyliśmy niemal ramię w ramię do
drzwi. Nauczyciel przepuścił mnie pierwszego. Wyszedł za mną, zamknął salę.
– Też mam nadzieję. Będę się starał
jakoś to przejść.
– No i ekstra – odparł. – Jutro widzimy
się na ostatniej historii, więc nie życzę ci jeszcze udanych wakacji. Ale
uważaj na siebie po drodze do domu, ostatnio był jakiś wypadek w okolicy.
– Naprawdę? Nie słyszałem.
– Kogoś potrącili. No nic, to do jutra –
powiedział z uśmiechem, po czym ruszył w stronę pokoju nauczycielskiego.
– Do ju… Do widzenia! – poprawiłem się
szybko.
Rany, mało brakowało, a potraktowałbym
nauczyciela jak swojego kolegę. To byłaby chyba największa porażka mojego
życia. Jednakże, szybko przypomniałem sobie, że byłem umówiony ze swoim chyba
chłopakiem pod szkołą. Zszedłem więc po schodach na parter, a następnie
wyszedłem na dziedziniec. Sprawdziłem godzinę na telefonie, było kilka minut po
siedemnastej, dlatego postanowiłem jeszcze zapalić papierosa przed przyjściem
Hitsujiego. Nie to, że byłem jakimś nałogowym palaczem, bo nie byłem. W
zasadzie jedna paczka papierosów starczyła mi na cały miesiąc. Popalałem
zazwyczaj, gdy byłem zdenerwowany albo kiedy piłem alkohol, ale to tylko wtedy.
Spaliłem tak tego jednego
nieszczęśliwego papierosa, myśląc o tym, co mógłbym powiedzieć Hitsujiemu. Cóż,
na pewno chciałem się go zapytać, co takiego się stało z naszym związkiem i jak
on sobie wyobrażał, że wyjdziemy z tej sytuacji. To znaczy, rozwiązanie było
naprawdę proste i zdaje się, że on zdążył je zastosować, jednak dla mnie nie
było to aż tak oczywiste. Należało spojrzeć prawdzie w oczy – podjął tę decyzję
sam, bez mojej wiedzy, dlatego tak bardzo chciałem z nim o tym pomówić. W głębi
pragnąłem, by to był jedynie jakiś głupi żart.
Hitsuji zjawił się, ku mojemu
zaskoczeniu, punktualnie Nie spodziewałem się, że raczy w ogóle przyjść, ale to
nic. Ucieszyłem się na jego widok, nawet jeśli jego mina nie wskazywała na to,
że jest zadowolony, że widzi mnie. W jednym momencie zrozumiałem, że nie mógł
ot tak zakończyć naszego związku. Nie mógł skończyć tej relacji, nie pozwalałem
mu na to, bo byłem w nim zakochany, co uzmysłowiłem sobie dopiero w ciągu tych
wszystkich dni, gdy się do mnie nie odzywał.
– Cześć – powiedziałem, gdy był już może
trzy metry przede mną.
– Hej – odparł niechętnie. – Mów szybko, co chcesz, bo jestem umówiony.
– Jasne. Ale może pójdziemy gdzieś
indziej?
– Gdzie?
– Za szkołę. I usiądziemy na ławce.
– No dobra. Byle szybko – zgodził się
bez żadnych dyskusji.
Gdy szliśmy we wspomniane przeze mnie
miejsce, na parking przed szkołą podjechał samochód. Spojrzałem ukradkiem na
srebrne volvo, zdaje się, że Hitsuji również zwrócił uwagę na luksusowo
wyglądający samochód. Nie zatrzymaliśmy się jednak i nic nie powiedzieliśmy, a
z reguły mieliśmy w zwyczaju komentować świetnie wyglądające samochody. Tym
jednak razem moje myśli zaprzątało coś innego niż samochód wart kilkaset
milionów jenów. Próbowałem w głowie ułożyć to, w jaki sposób mam zacząć rozmowę
z Hitsujim. Chłopak szedł obok mnie, jego mina nie wyrażała kompletnie niczego,
jakby z góry wiedział, co chciałem mu powiedzieć i jaka będzie jego reakcja. No
cóż, w zasadzie, to też byłem świadom tego, w jaki sposób to się miało
potoczyć, jednak w duchu wciąż dawałem sobie złudną nadzieję, że może los napisał
mi jakiś lepszy scenariusz. Całkiem możliwe, że właśnie teraz Hitsuji chciał
zakończyć wszystko to, co było między nami, jednak tym razem chciał zrobić to w
bardziej oficjalny i odpowiedni sposób.
Usiedliśmy na rozgrzanej od słońca
ławce. Chłopak zajął miejsce z daleka ode mnie, pokazując, że był już między
nami dystans i nic nie dało się z tym zrobić. Widząc dzielącą nas odległość,
coś ukłuło mnie w klatce piersiowej. Wziąłem głęboki wdech, chcą jakoś zacząć
rozmowę.
– Wiesz co – powiedział, nim zdążyłem
się odezwać – trochę źle to wyszło.
– Tak sądzisz? – mruknąłem.
– Tak. Wydaje mi się, że nigdy nie
powinniśmy byli się spotykać. Jak dla mnie, to nie dorosłeś jeszcze do związku,
a ja myślałem, że uda nam się stworzyć coś fajnego.
– Nie dorosłem do związku? –
wymamrotałem, jakby bardziej do siebie, niż do niego.
– Nadal zachowujesz się jak dzieciak, a
ja wcale nie mam ochoty zajmować się dzieciakiem. Wciąż możemy się przyjaźnić.
– Przyjaźnić? – poczułem, że coś się we
mnie gotuje.
– A nie chcesz? Znamy się tyle lat –
wyraźnie dało się wyczuć rozczarowanie w jego głosie.
– Czy po tym wszystkim wydaje ci się, że
będę się z tobą przyjaźnić? Hitsuji, ja… ja już nie chcę się z tobą tylko
przyjaźnić. Ogarniasz? Dla mnie to… to o wiele więcej niż zwyczajna przyjaźń.
– Dałeś mi tyle powodów, żebym myślał
inaczej – westchnął ciężko, jakby nagle w jednej chwili przygniotły go
wszystkie problemy świata.
– Wcale nie, Hitsu…
– W porządku. To udowodnij mi, że mnie
kochasz. Tak jak ja robiłem to przez cały ten czas, gdy ty miałeś mnie zupełnie
gdzieś.
Przez kilka pierwszych sekund nie
wiedziałem, co mam zrobić. A on siedział, nic nie mówiąc i czekał na to, aż coś
zrobię. Nie miałem, pojęcia, co ze sobą począć. Co on zawsze robił? Czasami był
czuły, ja również i…
Niewiele już myśląc, przysunąłem się do
niego. Zacisnąłem obie wargi w wąską linię, a on w dalszym ciągu się nie
ruszał, jakby był kamiennym posągiem idealnie wpasowanym w tę szkolną ławkę.
Zdecydowałem się na jeden ruch. Pochyliłem się w jego stronę, stawiając już
wszystko na jedną kartę, a następnie przylgnąłem swoimi spierzchniętymi ustami
do jego.
Nie trwało to nawet sekundę, gdy
usłyszałem, jak ktoś coś krzyczy.
– Kurwa!!! – rozległ się przedzierający
wrzask. Aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Hitsuji odepchnął mnie od
siebie z całej siły, również coś krzycząc w moją stronę, a ja nie miałem
pojęcia, co się działo. – Pedał pierdolony!!!
– Pojebało cię?! – wrzasnął na mnie
Hitsuji.
Nawet nie wiedziałem, skąd nagle dookoła
nas znalazła się grupka chłopaków. Byli to koledzy Hitsujiego, z którymi woził
się po szkole i mieście, gdy nie miał dla mnie czasu. Banda otoczyła nas
niebezpiecznie, a raczej mnie, bo Hitsuji niespodziewanie znalazł się w ich
kręgu. Wstałem, zupełnie zdezorientowany. Czułem się jak zwierzę w potrzasku.
– Każdy wiedział, że coś z tobą nie tak!
– krzyknął jeden, popychając mnie. Wpadłem na innego, a ten odepchnął mnie na
następnego. Zdaje się, że odrzucali mnie do siebie jak jakąś piłkę, krzycząc w
moją stronę mało przyjemne epitety.
– Ciota!
– Pedał!
– Idź do diabła!
– Męska dziwka!
W głowie mi szumiało, nie wiedziałem w
ogóle, co się działo. O co chodziło? Dlaczego tu byli? Czemu Hitsuji był po ich
stronie, a nie po mojej? Przecież zawsze, nieważne, co się działo, on i ja
staliśmy ramię w ramię. Teraz nagle zostałem sam, co nie do końca do mnie
docierało. Jeden przywalił mi z pięści w twarz, następny, kopnął mnie w brzuch.
Jednak dopiero silny kopniak w krocze sprowadził mnie na bruk. Padłem, zwijając
się z bólu. Wrzeszczeli coś, że trzeba mi się odciąć fiuta, że jestem
obrzydliwy, powinno się mnie leczyć. Tłukli mnie, kopali. W pewnym momencie dwóch
przyszpiliło moje ramiona do ziemi, próbowałem się wyrywać, jednak na darmo –
byli ode mnie o wiele silniejsi.
– Przyjeb mu, Hitsu! – krzyczeli.
– Właśnie! Jebnij mu!
– Przypierdol!
– Hitsu, Hitsu!
Skandowali imię mojego chłopaka.
Spojrzałem na Hitsujiego, nie mając już nawet siły się wyrywać. Oczy Hitsu
wyrażały pełne zdezorientowanie, jakby kompletnie nie spodziewał się, że może
dojść do czegoś takiego. Stał nade mną, a oni wrzeszczeli jego imię, coraz
szybciej, głośniej, jakby miało to być uwieńczeniem jakiegoś rytuału. A błąd,
bo był to dopiero początek. Pomimo tego, iż Hitsuji mocno się wahał, to w końcu
zrobił ku mnie kilka pewnych kroków. Tamci dwaj poderwał mnie z ziemi, ciągnąc
ku chłopakowi i przytrzymując mocno, bym się przypadkiem nie wyrwał. I tak nie
miałem już szans. Udało mi się jeszcze spojrzeć na Hitsujiego, w jego ciemne,
pełne bólu oczy, nim zamachnął się, wymierzając mi z całej siły fangę w nos.
Wówczas pociemniało mi przed oczami, miałem wrażenie, że straciłem jakąkolwiek
władzę w nogach i gdyby nie ci dwaj, to pewnie upadłym twarzą na bruk. Rozległ
się ich okrzyk radości, że Hitsuji mi przywalił. Zaraz pojawiły mi się mroczki
przed oczami, coś jakby mnie ogłuszyło, a wszystkie dźwięki docierały do mnie,
jakbym był pod wodą. Cios był naprawdę silny, po całej mojej twarzy rozszedł
się pulsujący ból, jakby ktoś przykładał mi w jej sam środek rozżarzony pręt.
Dłuższą chwilę zajęło mi zdanie sobie sprawy z tego, że zacząłem pluć krwią,
która spływała mi z nosa do ust. Nie widziałem już nic na lewe oko, jakby go
nie było. Całe ciało jednocześnie piekło mnie i bolało, nie czułem w ogóle
niektórych kończyn.
Rzucili mnie na bruk, dalej tłukąc,
chociaż już leżałem w miejscu i nawet nie drgnąłem. Krzyczeli, wrzeszczeli,
kopali, pluli, bili. Plułem już tylko krwią i jęczałem pod nosem, błagając w
myślach, by zostawili mnie w spokoju.
W jednym momencie całe towarzystwo się
rozbiegło, nawet nie wiedziałem dokładnie kiedy. Ktoś jeszcze zaczął wrzeszczeć,
ale już nawet nie mogłem się dowiedzieć, kto postanowił ruszyć mi na ratunek,
bo straciłem przytomność.
*
Ocknąłem się, jakiś czas później. Z
początku nie wiedziałem, gdzie jestem i co się w zasadzie stało, jednak po
kilku sekundach uzmysłowiłem sobie, że leżałem na kozetce w gabinecie
pielęgniarki. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i znów dłuższą chwilę zajęło mi
dojście do tego, że pielęgniarki nie było już w szkole, a tylko dyrektor, moja
mama i pan Shiroyama, którzy pochylali się nade mną, jakbym był niewiadomo
czym. Pan Shiroyama powiedział coś, po czym wyszedł, nerwowo przyciskając
telefon do ucha.
– Itsuki! – mama ścisnęła mnie za dłoń,
w oczach miała łzy. – Co się stało? Bardzo cię boli?
– Pan Shiroyama dzwoni właśnie na
pogotowie – zwrócił się do mnie dyrektor.
– Naprawdę – mama pokręciła głową – nie
wierzę, że coś takiego stało się na terenie szkoły.
– Proszę pani, to się zdarzyło pierwszy
raz – bronił się dyrektor. – Sprawdzimy monitoring i dowiemy się, w jaki sposób
do tego doszło, może pani syn…
– Przecież on nie potrafi się nawet bić
– jęknęła, jakby świadomość tego, że byłem taką samą fajtłapą jak mój ojciec,
jeszcze bardziej ją dobiła. Myślałem, że za chwilę zacznie płakać.
– Nie – wymamrotałem.
– Co takiego?
– To nic, nieważne – chciałem się
wywindować do siadu, jednak zaraz zdałem sobie sprawę, że nie mogę. Ręka mnie
bolała, jakby sam diabeł mi ją przeciął, poza tym, nie mogłem oddychać. Drugą,
mniej bolącą ręką powiodłem do nosa i okazało się, że miałem założony
opatrunek.
– Dziecko, leż!
– Karetka za chwilę będzie – powiedział
Shiroyama, wchodząc z powrotem do gabinetu pielęgniarki. Spojrzałem na niego i
w jednej chwili zachciało mi się płakać, że musiał mnie oglądać takiego
poobijanego. Nie byłem świadom tego, jak tragiczny był mój stan i jak bardzo
źle ze mną było. Nikt też nie dawał nawet poznać po sobie tego, że wyglądałem,
jakbym przeszedł przez tępą maszynkę do mięsa. – Itsuki, oddychasz?
Moja mama wymierzyła wściekłe spojrzenie
w nauczyciela, jednak zignorowałem to. Pan Shiroyama uświadomił mi, że
patrzyłem na niego, wstrzymując zupełnie powietrze, co było całkowicie nie na
miejscu. Jednakże, w tamtym momencie zdałem sobie sprawę z czegoś jeszcze –
mama poznała Shiroyamę. Stało się coś, czego bardzo chciałem uniknąć, bo byłem
pewny, że mężczyzna zauroczy ją na zabój, nie robiąc przy tym kompletnie nic.
To był po prostu facet, który przyciągał do siebie ludzi, będąc po prostu sobą.
I może w tamtej chwili uznała pytanie nauczyciela za niestosowne, jednak
czułem, że w środku już miała o nim jakieś fantazje. Możliwe, że zastanawiała
się, jakim byłby ojcem, jak traktowałby mnie i Yuzuki, gdyby zaczęli się
spotykać. Cóż, zdaje się, że mama została odrobinę moją rywalką w kwestii podbijania
serca pana Shiroyamy.
– Oddycham – wymamrotałem.
– Pan Shiroyama cię znalazł – powiedział
dyrektor – i rozgonił tamtą bandę. To byli uczniowie naszej szkoły?
– Nie wiem.
– Nie wiem.
Powiedzieliśmy z Shiroyamą jednocześnie.
Mężczyzna zmrużył nieznanie oczy, patrząc na mnie. Chyba właśnie obaj skłamaliśmy
w tym samym momencie i oboje doskonale o tym wiedzieliśmy. Zgryzłem wargi,
łącząc je w wąską linię, Shiroyama zaraz odwrócił ode mnie wzrok.
– Trzeba będzie to sprawdzić na
monitoringu – odparł nauczyciel. – Wyjdę przed szkołę i poczekam na ambulans.
Szybko opuścił pomieszczenie. Moja mama
jeszcze przez kilka sekund wpatrywała się maślanymi oczami w drzwi, za którymi
zniknął. Świetnie.
Karetka zjawiła się dość szybko.
Zostałem zabrany do szpitala, gdzie zrobili mi profesjonalne badania i
opatrzyli wszystkie rany. Jak się okazało, miałem złamaną rękę. Oprócz tego na
ciele było całe mnóstwo siniaków, mój nos był delikatnie naruszony nos, oko
było podbite, głowa rozcięta, a na środku czoła był pokaźny guz. Wszystko mnie
bolało, czułem się, jakby przebiegło po mnie stado wściekłych dzikich zwierząt.
Szczęście w nieszczęściu, że nie miałem wstrząsu mózgu.
Jeszcze tego samego dnia wróciłem do
domu. Dostałem zalecenia, co mam robić, jak dbać o wszystkie te rany, żeby się
zagoiły i wyznaczyli mi wizytę kontrolną. Czułem się okropnie i gdy jechaliśmy
z mamą samochodem do domu, to prawie w ogóle się nie odzywaliśmy. W końcu
jednak postanowiłem podjąć rozmowę.
– Przepraszam – zacząłem. – Musiałaś ze mną pojechać.
– Mhm – wymamrotała, patrząc na drogę.
– Zostawiłaś Yuzuki z tatą?
– A z kim innym miałabym ją zostawić? –
odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jej ton głosu był wyjątkowo roszczeniowy.
– W sumie racja.
– Ale dzisiaj było z nią całkiem dobrze
– oznajmiła. – Jest dzielna, robi postępy.
– To super.
– No, a ten nauczyciel, hm… całkiem
miły, no nie? – w jednym momencie jej głos złagodniał i stał się przytulnie
rozmarzony, jakby opowiadała o gorących wakacjach w miejscu, gdzie biały piasek
przesypywał się gładko przez palce, woda jest błękitna, a czas płynie zupełnie
inaczej.
– Mówisz o panu Shiroyamie?
– Aha – pokiwała głową. – Fajny taki.
Bardzo przystojny.
– Chyba jest zajęty – odparłem.
– To co? – zaśmiała się. Wyczułem fałsz.
– Jego żona ma przystojnego męża.
– Widziałaś ją może?
– Nie. A co? Chciałbyś ją poznać? Wiesz,
że nie chciałabym, żeby mój syn wdawał się w romanse z mężatkami.
– Co ty pleciesz? – burknąłem. – Romans
z kobietą, której nigdy na oczy nie widziałem?
– Różne się rzeczy dzieją na tym
świecie.
Już nawet nie przeszkadzał mi mój ojciec
początkujący alkoholik ani nerwowa, zdesperowana, by zacząć nowe życie matka.
Tak, ta kobieta była gotowa nawet rozbić cudzą rodzinę, byleby móc ułożyć sobie
świat od początku.
Następnego dnia nie poszedłem do szkoły,
co oznaczało, że ominęły mnie ostatnie zajęcia z panem Shiroyamą. Pół dnia
przeleżałem na swoim łóżku, słuchając muzyki na słuchawkach. Patrzyłem przy tym
w sufit, myśląc o całym powszednim dniu. Dlaczego to musiało potoczyć się w ten
sposób? Nie było innego wyjścia z tej sytuacji? Czułem się okropnie zraniony i
zdradzony przez Hitsujiego – mojego przyjaciela z dzieciństwa i chłopaka.
Miałem wrażenie, że ktoś rozrywał mi wnętrzności na drobne kawałeczki, jak
tylko przypominałem sobie jego wzrok z wczoraj, jak w mojej głowie pojawiał się
obraz tego, jak wymierzał mi cios.
W zasadzie, to nie było mnie w szkole do
końca tygodnia, a co za tym szło, nie pojawiłem się na zakończeniu roku. Mama
odebrała moje świadectwo i rozmawiała z wychowawcą i dyrektorem. Sprawdzili
monitoring, z trudem można było rozpoznać sprawców pobicia, jednak nie było to niemożliwe
i oznajmili, że to ja powinienem ich zidentyfikować. Bardzo mi się to nie
podobało. Poza tym, tego dnia moja mama wróciła dziwnie wesoła ze szkoły.
Zadowolona usiadła w fotelu zaraz po przyjściu do mieszkania. Ja i Yuzuki
akurat byliśmy w salonie, oglądając razem jakiś film animowany, który bardzo
chciała obejrzeć. Siostra nawet za bardzo nie zwróciła uwagi na mamę, ja
natomiast od razu zauważyłem, że coś musiało się wydarzyć.
– Co się stało? Masz moje świadectwo?
– Mam, w torebce – odparła. – Wiesz co,
rozmawiałam z panem Shiroyamą.
– Aha… – wymamrotałem. – I co w związku
z tym?
– Stwierdziłam, że powinniśmy mu jakoś
podziękować za to, że ci pomógł, więc zaprosiłam go do nas na obiad jutro.
Zamarłem. Myślałem, że się
przesłyszałem. Że co zrobiła? Zaprosiła go do nas? Na obiad?!
– I co on na to?
– Nie zgodził się najpierw. Ale
nalegałam i ostatecznie zjemy wspólnie coś w rodzaju obiado-kolacji.
– Aha… Mhm… A co na to tata?
– Przecież jest w pracy, wraca pojutrze.
Nie zje z nami.
– Nie o to mi chodzi.
Zaraz poszliśmy z mamą do kuchni. Yuzuki
zaprotestowała, że przecież miałem z nią obejrzeć bajkę, jednak szybko
wytłumaczyłem jej, że za moment wrócę. Zamknęliśmy drzwi, patrząc na siebie z
matką w dość napiętej atmosferze.
– Powiedziałaś ojcu, że przyjdzie jakiś
facet zjeść z nami obiad? – spytałem prosto z mostu.
– Nie, po co? I co to za ton?
– Myślę, że powinien wiedzieć.
Mama zmrużyła lekko oczy. Zdaje się, że
właśnie zaczęliśmy prowadzić mini wojnę. Poza tym, ona nie wiedziała, że byłem
w tym mężczyźnie zauroczony. Całkiem możliwe, że gdyby nic mnie nie ciągnęło do
Shiroyamy, to zareagowałbym zupełnie inaczej. Ale nie, ten mężczyzna wpędzał
mnie w tak przedziwne uczucia, że sam już nie wiedziałem, o co mi chodzi.
– Jasne, jak chcesz, to mu powiedz.
– Nie o to chodzi… Czemu nie
rozwiedziesz się z ojcem?
– Co?
– Słyszałaś. Dlaczego się z nim nie
rozwiedziesz? Tak byłoby wygodniej i lepiej dla nas wszystkich. Nie musiałabyś
się czaić na jakiś facetów, tylko zwyczajnie z nimi flirtowała. Poza tym,
dostawałabyś alimenty na mnie i Yuzu, więc nie byłoby problemu z pieniędzmi.
Oboje wiemy, jaki okropny jest ojciec, a ty i tak wciąż siedzisz w tym związku
jak niewolnica. Przecież mogłabyś się z tego wyrwać i prowadzić normalne życie.
Poza tym, pan Shiroyama jest żonaty i młodszy od ciebie. Nie wiem więc, jak byś
zamierzała się za niego wziąć.
Mama stała tak chwilę, patrząc na mnie,
aż w jednym momencie zupełnie opadła z sił. Usiadła przy stole, schowała twarz
w dłoniach, po czym zaczęła płakać. Zdaje się, że powiedziałem jej wszystko, z
czego ona zdawała sobie sprawę, jednak wypierała te myśli. Cóż, ktoś musiał jej
to chyba powiedzieć wszystko prosto w twarz.
– Itsuki – zaczęła, lekko chlipiąc. –
Wiesz, że jestem samotna. I to w każdym aspekcie. Rozumiesz? On jest taki… Nie
wiem nawet sama. Dlaczego ja za niego w ogóle wyszłam. Jedyne, co mi wyszło na
dobre z tego małżeństwa, to ty i twoje siostry, naprawdę…
– Ale nie musisz teraz psuć związku
kogoś innego, bo tobie nie wyszło.
Mama pokręciła głową. No cóż, ten obiad
jednak doszedł do skutku. Matka jeszcze powszedniego dnia zaczęła wielkie
porządki, nawet umyła okna, dokładnie wyszorowała i wypastowała podłogi. Od
rana biegała po sklepach, szukając składników, by zrobić swoje popisowe danie –
bulion warzywny z pierożkami nadziewanymi wołowiną. Trzeba było przyznać, że
nikt nie robił tego lepiej niż ona. Poza tym, przygotowała przystawki z
pieczonej cukinii, a na deser chciała zaserwować sernik czekoladowy z leśnymi
owocami. Wszystko, oczywiście, zrobiła sama, z małą pomocą Yuzuki. Ja nie
mogłem jej pomóc ze względu na swoją rękę, która była kompletnie niesprawna.
Poza tym, wcale też nie chciałem w tym wszystkim uczestniczyć. Mama nawet
wyciągnęła wytrawne czerwone wino, które dostała kiedyś w prezencie na
urodziny. Na dwie godziny przed przyjściem pana Shiroyamy poszła wziąć dokładny
prysznic, by zmyć z siebie zapach kury domowej. Misternie ułożyła swoje
półdługie włosy, tworząc delikatne fale, umalowała się chyba pierwszy raz od
kilku lat. Zdaje się, że ostatni raz widziałem ją umalowaną przed śmiercią
mojej starszej siostry. Podkreśliła brwi i swoje całkiem duże oczy. Delikatną
różową szminką wypełniła usta. Ubrała się dość zalotnie, jak na nią –
przylegająca bluzka z dekoltem w serek i spódnica do kolan zaznaczająca jej
wąską talię. Mama miała czterdzieści lat, jednak absolutnie nie wyglądała na
swój wiek. Dałbym jej z pięć lub sześć lat mniej. Była zgrabna, jej twarz nie
była pomarszczona. Może jedynie dłonie zdradzały jej prawdziwy wiek, gdyż były
dość zniszczone od zajmowania się domem. Z jednej strony, to było dobre, a z
drugiej mogła bez trudu uwieść młodszego od siebie faceta. Dodajmy jeszcze, że
użyła perfum, które ja i Hitsuji określiliśmy jako zapach prostytutki. Nie to,
że tak pachniały prostytutki, to znaczy, nawet nie wiedziałem, jaki mają
zapach. Po prostu to były perfumy wyjątkowo mocne i kobiece, stworzone w sam
raz na wieczór z facetem. Gdy mama pokazała się mi i Yuzu, to myśleliśmy, że
szczęki nam opadną. Zostało jakieś dwadzieścia minut do przyjścia nauczyciela.
– Mamo, jak super wyglądasz! – pisnęła
Yuzu, przytulając się do mamy.
– Tak sądzisz? – zaśmiała się, głaszcząc
małą po plecach.
– Tak! Jesteś ekstra!
Mama spojrzała na mnie, a ja jedynie
uśmiechnąłem się do niej blado. Co mogłem zrobić lub powiedzieć w takiej
sytuacji?
– Bardzo kobieco – podsumowałem.
– Dziękuję.
Wszystko było już gotowe. Stół był
nakryty, ja i Yuzuki byliśmy przebrani w nasze lepsze ubrania, żeby nie
powiedzieć, że odświętne. Siedziałem tak z siostrą, gotując się w środku, że
matka próbowała brać się za mężczyznę, którego ja chciałbym mieć dla siebie.
Dziwnie mi było, z jednej strony myślałem jeszcze o Hitsujim, o tym, jak
zostałem pobity, a z drugiej moje serce już wyrywało się do starszego faceta.
Pan Shiroyama zjawił się niemalże
punktualnie, jak na dżentelmena przystało. Drzwi otworzyła mu Yuzuki, która
ledwo się ruszała, ale koniecznie chciała powitać gościa. Stanąłem kilka metrów
od drzwi, patrząc, jak siostrzyczka wprowadzała obcego mężczyznę do naszego
domu.
– Dzień dobry – powiedział Shiroyama do
mojej siostry. Zdaje się, że rozbawił go w pewnym sensie widok małego skrzata w
drzwiach.
– Mamo!! – krzyknęła Yuzu.
– Dzień dobry – odpowiedziałem
Shiroyamie. Dopiero wtedy mnie zauważył.
– Ach, Itsuki. Dzień dobry.
– Za chwilę do was przyjdę! – krzyknęła
mama z kuchni.
– Niech pan wejdzie.
Yuzuki pobiegła po mamę, która
odgrzewała w kuchni pierożki i bulion. Pan Shiroyama, wiedząc, że nie mogłem
ruszać ręką, sam zamknął za sobą drzwi, a następnie zdjął buty. Podałem mu
przygotowane wcześniej kapcie, a następnie zaprowadziłem go do salonu.
– Przepraszam, że mama tak się narzucała
– powiedziałem. – Może wody?
– Nie, na razie dziękuję. To nic
takiego. Akurat dzisiaj mogłem przyjść. A, no tak, a to dla twojej mamy –
uniósł delikatnie torebkę prezentową, którą trzymał w jednej dłoni.
– Pewnie się ucieszy.
Staliśmy tak kilka sekund, patrząc na
siebie. Powinienem był powiedzieć mu, żeby usiadł, jednak zamiast tego,
wpatrywałem się w niego, jakby był jakimś bóstwem. Musiałem to przyznać, że
wyglądał tego dnia naprawdę przystojnie. Miał na sobie granatową koszulę oraz
dopasowane czarne spodnie. Zdaje się, że kiedyś widziałem go w podobnym stroju
w szkole, jednak nie byłem już pewny. Był po prostu sobą i był bardzo
przystojny.
– Jak się czujesz? – spytał.
– J-ja? Teraz w porządku.
– To dobrze. Wiesz co, muszę z tobą o
czymś porozmawiać.
W tym momencie coś mnie jakby
otrzeźwiło. Wskazałem mu miejsce na kanapie, a sam usiadłem w fotelu. Shiroyama
pochylił się nieznacznie w moją stronę.
– Obaj dobrze wiemy, kto jest odpowiedzialny
za to pobicie – zaczął. – Ale to od ciebie zależy czy ta osoba… i reszta tych
chłopaków, czy zostaną ukarani.
– Ode mnie?
Wziął głęboki wdech.
– Tak. Od ciebie.
– Przecież pan też może powiedzieć,
czyja to wina.
– Mógłbym. Ale wiem, że nie chciałbyś,
by ta osoba poniosła konsekwencje. Wiem, że dla ciebie to ktoś specjalny.
– Przejmuje się pan mną?
– Bardziej próbuję się postawić w twojej
sytuacji. Na monitoringu widać wyraźnie, że całujesz się z Hitsujim. Wmówiłem
jednak dyrektorowi i twojej mamie, że pewnie coś do siebie mówicie i tak to
wygląda. Wiem, że to beznadziejna wymówka, ale to jedyne, co mi przyszło do
głowy. Raczej nie chciałbyś, by twoja mama dowiedziała się o tobie w taki
sposób.
Zrobiło mi się gorąco. Nie sądziłem, że
usłyszę kiedyś coś takiego z ust swojego nauczyciela historii.
– No nie – wymamrotałem.
– No właśnie – uśmiechnął się do mnie. –
Dlatego teraz wszystko jest w twoich rękach. Osobiście wolałbym, byś wskazał,
kto to zrobił. Ale decyzja należy do ciebie.
– Zrobią coś Hitsu, jeśli powiem, że to
on?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Może go zawieszą, może dostanie
pouczenie. Sam nie wiem, decyzja nie będzie moja.
– Bardzo bym nie chciał, uhm… Żeby coś
mu się stało.
– Mówisz poważnie? – zamrugał
kilkakrotnie ze zdziwienia. – Potraktowali cię jak worek treningowy i…
– Dzień dobry! – mama wpadła
uśmiechnięta od ucha do ucha do salonu. Pan Shiroyama w ciągu jednej sekundy
się wyprostował, posyłając jej równie szeroki uśmiech. Wstał od razu.
– Dzień dobry, to dla pani – powiedział,
podając mojej mamie torbę z upominkiem. Przyjęła prezent z wielkim entuzjazmem,
dyskretnie zaglądając do środka. Sam jakoś nie byłem ciekaw, co takiego
dostała.
– Bardzo dziękuję i przepraszam za
zwłokę. Może napije się pan czegoś? Wina?
– Jestem samochodem – odparł – ale
poproszę wodę, jeśli można.
– No dobrze.
Z początku siedzieliśmy wszyscy na
kanapie i fotelach, mama przyniosła przystawki i wodę dla pana Shiroyamy.
Yuzuki niemal od razu przyczepiła się do gościa. Siostra nigdy nie była
nieśmiała w stosunku do obcych, co doskonale prezentowała. Zdawało się jednak,
że Shiroyamie nie przeszkadzało to w ogóle, a wprost przeciwnie, chyba nawet
cieszył się, że dziewczynka praktycznie od razu go polubiła. Moja mama przez
jakiś czas patrzyła na to zupełnie z boku, obserwując, w jaki sposób Shiroyama
traktował dzieci. Zdaje się, że próbowała wybadać czy nadawał się na przyszłego
ojczyma dla Yuzu.
Zaraz usiedliśmy do stołu. Z początku
mieliśmy siedzieć tak, że mama miała usiąść naprzeciw Shiroyamy, ja obok, a
Yuzu na brzegu, to skończyło się tak, że mama usiadła na brzegu, ja naprzeciw
gościa, a Yuzuki obok niego. Zdaje się, że mała miała z tego wszystkiego niezłą
frajdę. Zagadywała Shiroyamę o różne rzeczy, a ten jej odpowiadał, gdy się
ubrudziła, to podał jej serwetkę. Mężczyzna dosłownie czarował swoim stylem
bycia i zdaje się, że urok padł nawet na moją młodszą siostrę.
Jadłem tak, patrząc na niego ukradkiem
co jakiś czas. Dlaczego on musiał taki być? Idealny pod każdym względem, mądry,
zabawny. Aż nie chciało się wierzyć, że taki mężczyzna istniał naprawdę.
– Chyba lubi pan dzieci – zaśmiała się
mama w pewnym momencie. Shiroyama przeniósł wzrok z Yuzu na nią. Co mnie
najbardziej dziwiło? Że chociaż moja matka była tego dnia naprawdę piękna, że
wyglądała niczym modelka z okładki, to on nie patrzył na nią jak mężczyzna
patrzy na kobietę. Ten wzrok nie wyrażał zachwytu, pożądania, niczego takiego.
To było spojrzenie, którym obdarowywał wszystkich ludzi.
– Bardzo – odparł z uśmiechem.
– Ma pan swoje? – zagadnęła, spuszczając
lekko wzrok na talerz, kontynuując jedzenie. Próbowała udawać, że to jej w
ogóle nie interesowało i zadała to pytanie ot tak, ale w duchu błagała, by nie
miał dziecka. Też wiedziała, że dziecko było problemem, gdy chodziło o
odbijanie faceta. – Chyba nie, w końcu jest pan bardzo młody, teraz to najpierw
robi się karierę, a później dzieci – dodała zaraz, śmiejąc się.
– W zasadzie mam trójkę dzieci – odparł
mężczyzna, również się śmiejąc, ale może nieco zakłopotany. Zdaje się, że nie
miał zbytniej ochoty opowiadać swojej rodzinie kobiecie, której w zasadzie nie
znał.
Prawie zadławiłem się pierożkiem, co nie
uszło uwadze nikomu. Szybko jednak opanowałem sytuację, co nie obeszło się bez
chrząkania. Moja mama otworzyła szeroko oczy z szoku i mało jej szczęka nie
opadła na wyznanie mężczyzny. Raczej tego nie spodziewało się żadne z nas.
– Trójkę…? – ledwo jej to przeszło przez
gardło.
– Tak, dwie dziewczynki i chłopiec –
odparł jak gdyby nigdy nic. Kontynuował posiłek.
– To mnóstwo obowiązku – mama starała
się podtrzymać rozmowę.
– Całe mnóstwo. Jeszcze teraz najstarsze
przechodzi ospę.
– Ojeju! A utrzymać taką dużą rodzinę z
pensji nauczyciela pewnie nie jest łatwo.
– Nie byłoby to proste, na szczęście mam
jeszcze swoją firmę.
– Firmę? A czym się pana firma zajmuje?
– Deweloperka – uśmiechnął się nieco
niezręcznie. – W zasadzie funkcjonuje dopiero od roku, ale mam dość dobre
rokowania i przybywa mi klientów. Jeśli będziecie kiedyś chcieli się
przeprowadzić, to zapraszam do mnie.
Mama roześmiała się może nieco zbyt
głośno. Zdaje się, że myślała, że Shiroyama opowiadał jakiś żart, jednak on
mówił całkiem poważnie. Dał jej nawet później swoją wizytówkę.
– Hm, wydaje mi się, że sąsiedzi
korzystają z pomocy pana firmy – powiedziała w pewnym momencie, jakby coś ją
niespodziewanie olśniło. – Itsuki, Hitsuji ci pewnie mówił coś na ten temat.
Spojrzałem na nią niezrozumiale.
– Hitsuji? – spytałem dla pewności.
– W końcu przeprowadzają się w te
wakacje do Sapporo. Jego mama mi mówiła, że już w zasadzie sprzedali dom, tylko
teraz pozostaje przeprowadzka.
Myślałem, że coś mnie jakby ogłuszyło na
kilka sekund. Hitsuji się przeprowadzał? Do Sapporo? Przez chwilę myślałem, że
spadnę z krzesła, chyba nawet zakręciło mi się w głowie. Ostrożnie podniosłem
głowę, a moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Shiroyamy, który wydawał się
patrzeć na mnie w współczujący sposób. Tak nagle zrobiło mi się niedobrze i
zachciało mi się krzyczeć ze złości, łzy napłynęły mi do oczu, jednak udało mi
się nie rozpłakać. Ponownie spuściłem wzrok.
– Nie bardzo – wymamrotałem. Ledwo udało
mi się zapanować nad drżącym głosem.
– Aha, hm… a to zajmuje się pan domami
czy mieszkaniami? – mama zwróciła się do Shiroyamy, kontynuując z nim rozmowę.
– Głównie mieszkaniami, bo domy schodzą
trochę gorzej. Przeważnie inwestuję w nieruchomości w Sapporo.
– Ach tak? Bo widzi pan, ja się na tym
kompletnie nie znam.
Zaraz rozpoczął się monolog nauczyciela
na temat mieszkań, budowy, remontu. W pewnym momencie wszedł nawet w kwestię
ekonomiczną, co mnie kompletnie zaskoczyło. Historyk mające takie pojęcie na
temat ekonomii? Jak było widać, Shiroyama był bez wątpienia osobą
wszechstronną. Ale to jeszcze bardziej mi się w nim spodobało. Widać było, że
dość mocno był zainteresowany tym, czym zajmowała się jego firma, a co za tym
szło, potrafił o tym interesująco opowiadać. Przez moment poczułem się nawet
jak na lekcji historii, kiedy niespodziewanie zaczął lekko zmieniać ton.
Całkiem możliwe, że robił to już nieświadomie, po prostu zawód nauczyciela
wszedł mu w krew.
Jednak moje myśli wciąż zajmował fakt,
że Hitsuji się przeprowadzał. Nie mogłem w to uwierzyć. To z pewnością nie była
nagła decyzja, w końcu sprzedali dom, już mieli nowe mieszkanie w Sapporo. To
było niemożliwe, żeby z dnia na dzień mieli się przenieść, a on nawet nie
raczył mi o tym powiedzieć. Nie obchodziłem go przez cały ten czas! Nawet jeśli
uchodziliśmy za parę, byliśmy razem, to on miał mnie po prostu gdzieś. Może
dlatego w pewnym momencie zacząłem czuć pociąg do Shiroyamy? Dojrzałego,
dorosłego mężczyzny, który zdawał się liczyć z drugim człowiekiem. A naprawdę, chociaż
wciąż w sercu miałem Hitsu, to starszy coraz bardziej wprawiał mnie w
przedziwne stany.
A podczas tego wieczoru dowiedziałem się
o nim naprawdę wiele. Lubił dzieci i sam miał trójkę, był właścicielem firmy deweloperskiej.
Poza tym, w ten dzień mogłem siedzieć tak blisko niego i przyglądać się jego
twarzy. Dostrzegłem, że miał naprawdę przystojną, kwadratową szczękę oraz
naprawdę wydatne usta, które idealnie dopełniały jego profil. Shiroyama był dla
mnie niczym antyczna rzeźba – idealny pod każdym względem. Wielka szkoda, że
niestety miałem bardzo ograniczony czas na oglądanie tego arcydzieła, gdyż
niedługo później Shiroyama serdecznie nam podziękował za gościnę, po czym
oznajmił, że musi już iść.
– O nie, nie może pan tak wyjść –
oznajmiła moja mama. – Mam jeszcze deser.
– Naprawdę? Ojej! Bardzo przepraszam,
ale muszę zająć się dziećmi – zerknął za zegarek na nadgarstku, sprawdzając
godzinę.
– A żona się nimi nie zajmie?
– Żona? – wymamrotał i uśmiechnął się jakby
do siebie. – No właśnie wychodzi dzisiaj do pracy na nocną zmianę.
– Nocna zmiana? Kobieta nie boi się w
nocy pracować? I jeszcze tak zostawiać męża samego w domu.
– Jestem bardzo dzielny, jeśli o to
chodzi – zaśmiał się.
Po chwili Shiroyama odchrząknął lekko,
po czym wstał. Zdaje się, że miał ochotę już wybiec z naszego mieszkania.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję. To był
przepyszny obiad i cieszę się, że mogłem spędzić ten czas w tak miłym
towarzystwie.
No cóż, przecież nie mogliśmy go na siłę
zatrzymywać. Skoro musiał wracać do rodziny, to musiał i tyle, nie mieliśmy na
to żadnego wpływu. Mama odprowadziła Shiroyamę do drzwi. Już nawet za nimi nie
szedłem, tylko przysłuchiwałem się z korytarza ich rozmowie.
– Rozumiem, że jeszcze pan do nas
wpadnie. W końcu trzeba zjeść ten deser – zaśmiała się, gdy ten ubierał buty.
– Może kiedyś – odparł, również się
śmiejąc. – Do widzenia.
– Do widzenia.
Zamknęła za nim drzwi, po czym oparła
się o nie z rozmarzoną miną. Dałbym sobie rękę uciąć, że w tamtym momencie
postanowiła, że ten facet zostanie moim i Yuzuki ojczymem, choćby nie wiem co.
Mając świadomość, że tak postrzegała nauczyciela, ogarnęła mnie silna złość. W
końcu to ja byłem nim zainteresowany. Cóż, jakby na to nie patrzeć, to i tak we
wszystkim przeszkadzało jedno – żona i dzieci.
Zdaje się, że mieli naprawdę udaną
rodzinę. Żona również pracowała, w dodatku na nocne zmiany i chyba żadnemu z
nich to nie przeszkadzało. Poza tym, byli rodzicami i to chyba wyjątkowo
dobrymi, patrząc na to, jak Shiroyamy odnosił się do mojej siostry i jeszcze
biorąc pod uwagę fakt, że punktualnie wracał do nich do domu. Mój ojciec nigdy
by tak nie zrobił, miałby gdzieś mnie, Yuzu, moją matkę. Gdyby on został
zaproszony, do kogoś na obiad, to nie przyniósłby ze sobą niczego, nie miałby
niczego interesującego do powiedzenia, gdyby zaproponowano mu alkohol, to od
razu by skorzystał, nawet gdyby był samochodem. Poza tym, on by pewnie nawet
później prowadził po pijaku. Był kompletnym idiotą i musiałem przyznać, że w
tamtej chwili zacząłem nienawidzić go jeszcze bardziej. Mało tego, zacząłem
nienawidzić rodzinę pana Shiroyamy – jego idealną, pewnie bardzo poukładaną
żonę i równie idealne dzieci, które po rodzicach odziedziczyły te najlepsze
geny. Dałbym sobie rękę uciąć, że te dzieciaki, to były chodzące perfekcje.
Mało tego! Pewnie syn wyglądał tak samo jak pan Shiroyama, a córki jak jego
żona.
– I? – spytała mama.
– Dziwię się, że nie zaproponowałaś, że
dotrzymasz mu towarzystwa, jak jego żony nie będzie w nocy w domu.
– To, jak się lepiej poznamy – zaśmiała
się, jak gdyby nigdy nic.
– Rozwiedziesz się z tatą? – spytałem
prosto z mostu. To już nawet nie brzmiało jak pytanie, na które odpowiada się
tak lub nie, to było pytanie, na które chciałem, by udzielono mi jednoznacznej
odpowiedzi.
– Jeśli sprawy potoczą się w tym
kierunku – pokiwała głową – będę musiała.
– Myślisz, że się tak potoczą?
– Może być ciężko.
Bo faktycznie, było ciężko. Przez
następny miesiąc wakacji mama niemal codziennie próbowała jakoś skontaktować
się z Shiroyamą. W końcu jakoś zdobyła numer do jego firmy i zaczęło się
wydzwanianie, nawet po kilka telefonów dziennie. Zazwyczaj odbierała jego
sekretarka, która za każdym razem mówiła tym samym, grzecznym tonem, że niestety,
ale pana Shiroyamy aktualnie nie było i jeśli chciała, to mogła mu zostawić
jakąś wiadomość do przekazania. Wtedy mama odmawiała i mówiła, że postara się
zadzwonić wtedy, gdy ktoś będzie, pytając przy okazji o to, w jakich godzinach
zastałaby szefa. Sekretarka odpowiadała wówczas, że pewnie albo w porannych,
między dziewiątą, a jedenastą, albo w popołudniowych, między piętnastą, a
siedemnastą. Nigdy jednak mojej matce nie udało się trafić na to, aż mężczyzna
będzie w swojej firmie. W końcu nie mogła się nawet tam dodzwonić, zgadywałem,
że nareszcie zablokowali jej numer. Ale żeby było ciekawiej, raz próbowała
dostać się do jego firmy. Znalazła adres i czekała przez cały tydzień
codziennie, jednak nikt się w firmie nie pojawiał. Była wściekła i nawet
zaczęła mówić, że cała ta firma to pewnie jeden wielki przekręt i oszukaństwo.
– Uhm, a może jest na urlopie? –
podsunąłem jej.
– Na urlopie?! – krzyknęła oburzona. –
Jak to na urlopie?!
– No skoro nie ma go w firmie, to pewnie
gdzieś wyjechał z rodziną.
– Kto jest na urlopie? – spytał tata,
wchodząc z przedsionka do salonu, w którym akurat siedziałem z mamą. Właśnie
wrócił z pracy, miał na sobie swój konduktorski śmierdzący mundur.
– Nikt taki – wymamrotała na szybko
mama. – Jak było w pracy?
– Szybko – odparł ojciec, rozsiadając
się w kanapie. – Przyniesiesz mi piwo? – zwrócił się do mnie.
– Sam sobie przynieś – warknąłem.
– Itsuki? – zamrugał kilkakrotnie, nie
kryjąc tym samym zaskoczenia.
– Itsuki, przynieś tacie piwo, jak cię
prosi – powiedziała łagodnie mama.
– Serio? – wymamrotałem, podnosząc się z
kanapy. Wcale nie miałem ochoty być jego sługusem. W dodatku, kim ja do cholery
niby byłem, żeby kazano mi nosi sobie alkohol. Czyżby już zapomniano o mojej
złamanej ręce?
Jakby tego było mało, Hitsuji się
wyprowadził wraz z rodziną, a w ich domu już mieszkał ktoś inny. Nawet nie
pożegnał się ze mną, słowem nie wspomniał, że się wyprowadza i już nie będziemy
mogli się widywać. Ale czy ja też chciałem się z nim widywać? Po tym, co się
stało, nie miałem nawet chęci, by z nim porozmawiać. Poza tym, rodzice,
dyrektor i wychowawca naciskali na to, by całą tę sprawę zgłosić na policję,
jednak nie chciałem się zgodzić. Mówiłem, że to już nieważne, że to chyba
musiało się tak potoczyć, ale to nic. Mama się na mnie za to wściekała, ojciec
chyba do końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że zostałem pobity. Może to i
lepiej, że nie wiedział.
Przyniosłem ojcu piwo, a następnie
poszedłem do pokoju. Yuzuki siedziała przed komputerem i w coś grała. Położyłem
się na swoim łóżku, mając zamiar patrzeć się w sufit aż do rana. W ciągu
wakacji to było moje ulubione zajęcie. Coś mnie jednak tym razem powstrzymało
od ciągłego wpatrywania się w sufit.
– Cholera – mruknęła Yuzu.
– Hej, młoda! Wyrażaj się! – upomniałem
ją automatycznie. Podniosłem się ostrożnie do siadu, uważając przy tym, by nie
naruszyć ręki. – W ogóle, czemu grasz od rana w strzelanki?
– Bo nie mam co robić – burknęła,
zdejmując słuchawki z głowy.
– Nie masz koleżanek? Dzieciaku, są wakacje,
a ty od rana siedzisz w pokoju. Ja w twoim wieku od rana do wieczora ganiałem z
kolegami, a później w szkole chwaliliśmy się nabitymi siniakami.
– Serio? Siniaki to nic fajnego.
– Kiedyś ilość siniaków była
wyznacznikiem dobrej zabawy, ale twoje pokolenie już raczej tego nie zrozumie.
To co z tymi koleżankami?
– Nie mam – odparła, odwracając się do
mnie tyłem. Spojrzałem na nią zaskoczony.
– Jak nie masz? Przecież zawsze miałaś
tyle koleżanek.
– No to co.
– No po prostu to dziwne, że nagle już
ich nie masz.
– Aha.
Popatrzyłem uważnie na Yuzuki. Siostra
siedziała tyłem do mnie i ani myślała, żeby na mnie spojrzeć. Westchnąłem
przeciągle. W sumie, to domyślałem, się, dlaczego mała już z nikim nie
wychodziła. Ba, to było naprawdę oczywiste, jednak nieoczywiste było już to,
dlaczego nikt nawet do niej nie przychodził.
– Hej, Yuzu – zacząłem.
– No.
– Chodź na spacer.
– Hm? – podniosła głowę, po czym
odwróciła się do mnie na obrotowym krześle.
– Chodź na spacer – powtórzyłem. –
Przejdziemy się po lody i ciasto. Okej?
– Nie chcę.
– Jakoś nie wierzę, że ty nie chcesz
lodów i ciasta. No dawaj, od miesiąca siedzisz tu i nic nie robisz. Kupimy lody
i posiedzimy przy fontannie jak kiedyś. No, wstawaj, wstawaj.
Siostra, chociaż z początku niechętnie,
to w końcu zwlokła się z fotela. Kuśtykając dotarła jakoś do przedsionka.
Powiedziałem rodzicom, że idziemy do sklepu i zaraz będziemy. No i tak
ruszyliśmy w świat – dwie kaleki. Ja ze złamaną ręką, ona z połamanym
kręgosłupem. Yuzuki już naprawdę dobrze chodziła, chociaż w dalszym ciągu
pociągała jedną nogą i chodząc przechylała się na boki. Biorąc jednak pod uwagę
fakt, że wcześniej w ogóle nie mogła się nawet podnieść, to byłem z niej
naprawdę dumny. Wiedziałem też, że mała zdawała sobie sprawę z tego, jak to
wszystko wyglądało na innych, że wyglądała, jakby była upośledzona i dlatego
wstydziła się wychodzić z domu. Będąc z nią w sklepie zauważyłem, jak niektórzy
zerkają na nią niepewnie, jakieś dwie młodsze dziewczyny zachichotały między
sobą, gdy Yuzu mało się nie przewróciła, idąc do mnie. Zgromiłem je wzrokiem.
Dlaczego do ludzi nie docierało, że niektórzy są po prostu trochę inni i nie
powinno się robić z tego czegoś niezwykłego? Yuzuki miała wypadek i teraz
dzielnie próbowała wrócić do normalnego codziennego funkcjonowania.
Kupiliśmy lody i ciasto dla rodziców.
Później poszliśmy nad fontannę. Było naprawdę gorące, lipcowe popołudnie.
Niewiele osób było na zewnątrz ze względu na panującą wysoką temperaturę i
nawet się im nie dziwiłem. Cóż, nie do końca przemyślałem wyjście z siostrą,
ale chciałem zrobić cokolwiek, byle nie siedziała tylko przed komputerem i nie
grała. Zdaje się, że siostra przeszła więcej plansz w ciągu kilku dni niż ja w
ciągu roku, co trochę mnie przerażało.
– Hej, Itsuki – zaczęła mała, gdy udało nam
się zająć miejsce przy fontannie w cieniu. Kilkoro małych dzieciaków wbiegało
do niej i wybiegało, piszcząc. Pamiętałem, że gdy Yuzuki była mała, to
zabieraliśmy ją tutaj wraz z Amayą i robiła dokładnie to samo, co te wszystkie
dzieci.
– Hm?
– A mama i tata będą jeszcze razem? –
spytała.
Spojrzałem zaskoczony na siostrę. Jadła
swojego loda jak gdyby nigdy nic i lekko machała nogami w powietrzu. Patrzyła
na kilku chłopców, którzy przebiegali przez fontannę, krzycząc coś do siebie.
– Co to za pytanie?
– Słyszałam, jak rozmawiałeś raz z mamą.
Dlatego pytam.
– Sam nie wiem. Wiesz co, to nie nasza
sprawa. Nie mów im o tym, dobra?
Yuzuki pokiwała głową, ale chyba nawet
za bardzo mnie nie słuchała.
– Nie chciałabym, żeby się rozstali. Jak
dla mnie może zostać tak jak teraz. Tylko, żeby jeszcze Amaś z nami była. No
właśnie… może pójdziemy zapalić jej kadzidełka?
– Jasne, pójdziemy. Ale to nie dzisiaj.
Jutro?
– Okej, chodźmy jutro.
Zaśmiałem się, głaszcząc siostrę zdrową
ręką po głowie. Z jakiegoś powodu w jednej chwili przypomniał mi się dzień, w
którym umarła Amaya. Był to równie słoneczny i upalny dzień. Z duchoty nie dało
się oddychać. Pamiętałem, że od rana jeździłem z Hitsujim i kilkoma innymi
kolegami na rowerach po całym mieście. Jedliśmy wodne lody, piliśmy słodkie
napoje, od których kleiły nam się ręce. Śmialiśmy się ze wszystkiego, robiliśmy
sobie głupie żarty. Wróciłem do domu dopiero, gdy już zmierzchało.
Zaprowadziłem rower na podwórko, oparłem go o ścianę i wszedłem do domu. Mama
siedziała w kuchni, zakrywając twarz dłońmi. Strasznie płakała. Nie wiedziałem,
co mogło się stać. W życiu bym nie pomyślał, że los mógłby tak niespodziewanie
odebrać mi starszą siostrę, a właśnie to po chwili powiedziała mi mama. Z
początku myślałem, że to żart. Amaya? Ona mogłaby nie żyć? Historie o śmierci
członków rodziny spotykały innych ludzi, nie mnie. Dowiadywałem się, że zmarła
ciotka sąsiadów, że umarła babcia jakiegoś kolegi, ale nie moja siostra. Nie
wiem, dlaczego tak nagle przypomniał mi się ten dzień, ale na samo jego
wspomnienie, coś ścisnęło mnie za brzuch. Był to też jeden z momentów, gdy
zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mi starszej siostry. Yuzu aż
tak bardzo nie była z nią zżyta jak ja, była jeszcze mała, gdy umarła, jednak
na pewno o niej pamiętała.
Niedługo później wróciliśmy z Yuzuki do
domu, w którym spotkała nas niespodzianka. Mama powiedziała, że nazajutrz
wyjeżdżamy na krótkie wakacje. Yuzu niesamowicie się ucieszyła, ja natomiast
spojrzałem krzywo na matkę, a następnie na ojca, który uśmiechał się lekko do
naszej dwójki. Nie wiedziałem, co powinienem był powiedzieć. Skomentować to w
jakiś pozytywny sposób? Powiedzieć, że wcale nie mam ochoty z nimi nigdzie
jeździć? Ostatecznie jedynie odpowiedziałem, że w porządku, po czym oznajmiłem,
że kupiliśmy z Yuzu ciasto. W tamtym momencie miałem ochotę rzucić tym ciastem
w ojca i nawrzeszczeć na niego, że nie widział, co się działo. Byłem więcej niż
pewny, że mama namówiła go na wyjazd, jednocześnie próbując jakoś wyjść obronną
ręką z rozmowy o panu Shiroyamie, której mój ojciec musiał się jakiś czas
przysłuchiwać z przedsionka. Albo sam zaproponował wyjazd? To drugie nie było
takie pewne.
– I jak? – spytała mama po kolacji. Yuzu
bawiła się w swoim pokoju, a ojciec oglądał mecz w telewizji. Mama zmywała
naczynia, a ja siedziałem obok, patrząc na nią bez jakiegokolwiek wyrazu. –
Yuzu była dziś dzielna?
– Bardzo – przyznałem. – Nie powinna tak
ciągle siedzieć w domu, bo zdziczeje.
– Tak jak ja – wymamrotała.
– Huh?
– Nie, nieważne. Wiesz, trochę się
obawiałam, że wyciągasz ją z domu tak nagle, bo przez tak długi czas nie
wychodziła. I jeszcze porusza się tak… No sam wiesz jak.
– Jak tyranozaur.
– Itsuki! – zganiła mnie. Nie było ani
jej, ani mnie do śmiechu.
– Sama tak powiedziała.
– Nawet jeśli, nie powinieneś tak mówić.
– Przestań. Lepiej się z tego
wszystkiego śmiać niż płakać. Yuzuki była dzisiaj naprawdę dzielna. I w sumie
cieszę się, że jutro wyjeżdżamy.
– Tak?
– Aha. Przyda jej się taki wyjazd.
Mama niespodziewanie odwróciła się w
moją stronę. Wzięła głęboki wdech ustami, po czym wypuściła powietrze nosem.
Zacisnęła na moment wargi w wąską linię. Z jakiegoś powodu przypomniało mi się,
jak była wystrojona na przyjście nauczyciela. Teraz, gdyby pan Shiroyama ją
zobaczył, to pewnie by jej nie poznał – rozwalony, niedbały kok, brak makijażu,
wysuszone dłonie od środków czyszczących i zmęczone po całym dniu spojrzenie.
Poza tym, miała na sobie stary, znoszony dres i bluzkę, którą czymś kiedyś
ubrudziła, jednak plama weszła tak mocno w tkaninę, że już nie dało się jej
wywabić żadnym odplamiaczem. To właśnie była moja mama – kobieta, która
poświęciła życie swoim niewdzięcznym dzieciom oraz mężowi.
– Powiem mu w końcu, że odchodzę –
oznajmiła. – A raczej, że to on ma odejść i się wyprowadzić. Złożę papiery do
sądu.
– Kiedy masz zamiar to zrobić?
– Jeszcze dziś wieczorem.
– Przecież jutro wyjeżdżamy. Widziałaś,
jak Yuzu się cieszyła, że jedziemy? Wstrzymaj się z tym kilka dni.
– Wstrzymuję się z tym już kilka lat.
– Nie, mamo. Nie o to chodzi –
pokręciłem głową. – Po prostu daj Yuzu trochę szczęścia, okej? Ostatnie
miesiące były dla niej czymś okropnym, nie pamiętam też, kiedy ostatni raz
gdzieś razem jechaliśmy, ona tym bardziej. Pozwól jej jeszcze być przez kilka
dni dzieckiem, zanim rozpoczniecie wojnę. A poza tym, nie masz nikogo nowego,
kto mógłby zastąpić jej ojca.
– Przecież mam kogoś na oku.
– Ale ta osoba nie ma ciebie na oku. Ta
osoba ma swoją rodzinę i byłoby to okropne, gdybyś postanowiła ją rozbić.
Mama chyba zdecydowała się poczekać z
rozwodem, gdyż następnego dnia nic nie wskazywało na to, że rodzice przeprowadzili
ze sobą rozmowę na temat zakończenia ich małżeństwa. Od rana był wielki szał,
Yuzu cieszyła się najbardziej z nas wszystkich, że wyjeżdżamy, że spędzimy
razem trochę czasu nad morzem. Ojciec był tak z siebie zadowolony, że po prostu
siedział na kanapie, śmiejąc się z ucieszonej tym wszystkim córki. Zdawałoby
się, że jesteśmy normalną, szczęśliwą rodziną, która spędzi ze sobą normalne
wakacje. Oczywiście.
Nie pojechaliśmy nigdzie daleko, bo
zwyczajnie nie było nas stać. Pobyt też mieliśmy zarezerwowany w jakimś tanim
hotelu, w którym sufit zarastał pleśnią. Ja i mama spojrzeliśmy z przestrachem
na grzyba w holu, gdy tylko dotarliśmy na miejsce. Ale co zrobić? Wszystko było
już zapłacone, wykłócanie się o zwrot kosztów pobytu też raczej nie miało
sensu. Poza tym, ojciec zaraz po przyjeździe poszedł do jakiegoś baru i
zostaliśmy tylko ja, Yuzu i mama. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszliśmy po
prostu na plażę. Siostra zadowolona taplała się w wodzie, przeskakując przez
fale, a ja bardzo próbowałem nie zasnąć na kocu. Niespodziewanie mała podbiegła
do mnie z piskiem, przykrywając swoim wilgotnym ciałem moje. Przeszedł mnie
nieprzyjemny dreszcz, siostra nieumyślnie naruszyła mi załamaną rękę, na czego
jednak nie dałem po sobie poznać.
– Itsuki! – objęła mnie za szyję. –
Chodź ze mną do wody – pisnęła.
– Za chwilę, okej? – posłałem jej
grymaśny uśmiech, którym próbowałem zamaskować fakt, że ręka bolała mnie jak
jasna cholera.
– A woda jest ciepła? – spytała mama. –
Pewnie zimna, co?
– Ciepła! – Yuzu położyła jej rękę na
ramieniu. Mama krzyknęła.
– Zimna! Chodź no tu zmarzluchu –
zaśmiała się, obejmując Yuzuki. Mama i siostra chichotały coś między sobą przez
jakiś czas. Łaskotały się wzajemnie i zdaje się, że na moment w ogóle
zapomniały o tym, że byłem obok. A ja nawet nie miałem chęci, by ruszyć się z
koca i iść się utopić.
Z jakiegoś powodu zacząłem znowu intensywnie
myśleć o Hitsujim. O nas, o naszym związku i przyjaźni. Chciało mi się płakać,
po przypomnieniu sobie, że zostałem potraktowany przez niego, jakbym był nikim.
Miałem też wielką ochotę wygadać się komuś z tego, ale nie miałem nikogo
takiego, komu mógłbym powierzyć swoje troski. Nikt nie wiedział, że byłem
gejem, rodzice by mnie chyba wyrzucili z domu, jakby się dowiedzieli, że
podniecają mnie penisy. Może. Ojciec pewnie byłby zły, ale kogo jego opinia
obchodziła w tym domu? Co zrobiłaby mama? Wydawało mi się, że byłaby
rozczarowana, że zawiodła w wychowywaniu mnie. Poza tym, obwiniałaby ojca za
moją orientację, że dawał mi zły przykład. Jaka szkoda, że tak niewiele osób
zdawało sobie sprawę z tego, że złym przykładem było tak naprawdę leżenie
brudnym na kanapie, picie piwa i oglądanie meczów. Ojcu wydawało się, że to
właśnie było męskie zachowanie, a mylił się w tym jak nikt. To nie było męskie,
to nie było nawet ludzkie. Tak robiły osoby, których życie zatraciło jakikolwiek
sens, które nie miały nikogo, kto mógłby je pokochać. On nawet nie zdawał sobie
sprawy z tego, że sam zniszczył swoją relację z mamą, ze mną, Yuzuki. Nawet
teraz nie myślał o tym, żeby spędzić z nami chociaż trochę czasu, w końcu
byliśmy razem na wakacjach. Po prostu poszedł gdzieś i miałem nadzieję, że już
więcej go nie zobaczę.
Jakie to okropne było, gdy zobaczyłem go
w pokoju, kiedy wróciliśmy z mamą i Yuzu do hotelu. Mężczyzna spał na łóżku,
chrapiąc głośno. Zdaje się, że dopiero wtedy dotarło do mnie, dlaczego mama tak
bardzo chciała się z nim rozstać. To przykre, że tak późno to zauważyłem, ale
po prostu za bardzo przejąłem się tym, że próbowała przymierzać się do mojego
nauczyciela historii, który, swoją drogą, również i mnie zaczynał być dość
bliski. To było śmieszne, w jakiej oboje przykrej sytuacji byliśmy.
Wieczorem rodzice wyszli wraz z Yuzu
pochodzić po plaży. Udało mi się wykręcić tym, że boli mnie głowa i zostałem w
pokoju. Przez dobre dwie godziny po prostu leżałem na łóżku i bawiłem się
telefonem, przeglądając zwyczajnie portale społecznościowe. Zauważyłem, że
Hitsuji dodał zdjęcia z jakąś dziewczyną z nowego domu. Zadowoleni siedzieli
objęci przy stole i całowali się. Ktoś zrobił im naprawdę ładne zdjęcie,
musiałem to przyznać. Z racji, że tak mi się podobało, to zapisałem je. Wszedłem
do folderu, w którym zapisane były zdjęcia z Facebook-a, odkrywając przy tym,
że były to same fotografie Hitsujiego. Nawet nie zauważyłem, że miałem jakiś
nawyk, by zapisywać to, co on publikował, jakbym był jakimś jego psychofanem.
Może i nim byłem? Biorąc pod uwagę fakt, że wciąż nie mogłem zapomnieć o swoim
byłym chłopaku, codziennie odwiedzałem wszystkie jego profile na socialmediach,
śledziłem niemal każdy jego krok w internecie. Coś takiego chyba nazywano
stalkingiem.
Nie powinienem był się w nim nigdy
zakochać – przeszło mi przez myśl. – Był moim przyjacielem, a ja próbowałem
zrobić z naszej relacji niewiadomo co. Wszystko skończyło się tragicznie i
zostałem bez chłopaka oraz bez najlepszego przyjaciela.
I właśnie w tym momencie uderzyło mnie
naprawdę mocno, że przecież nie mam już nikogo takiego bliskiego. Kompletnie.
Poczułem się tak, jakbym był całkowicie sam na planecie. Jedyny taki,
wyalienowany. To mi sprawiało nie tyle, co psychiczny ból, ale i fizyczny. Nie
byłem już pewny czy ręka mnie boli, bo po prostu była złamana, czy może
dlatego, że została złamana po części przez Hitsujiego. Świetnie by było, gdyby
jedyną rzeczą, jaką miałbym złamaną, byłaby ta pieprzona ręka, ale niestety,
musiało jeszcze dojść serce.
Następnego dnia mama niespodziewanie
spytała o mojego byłego przyjaciela. Zapytała, co tam u niego i jak się
odnalazł w nowym miejscu. Byliśmy po śniadaniu, ojciec wziął Yuzuki na lody, a
my szliśmy we dwoje deptakiem przy plaży. Zerknąłem na mamę niepewnie.
– Chyba okej – bąknąłem.
– Coś się stało?
– W związku z czym?
Popatrzyła na mnie, marszcząc brwi.
– Pokłóciliście się może? W ogóle już
nawet nie wspominasz o Hitsujim.
– Ma swoje towarzystwo – odparłem. –
Poza tym, mieszkamy dość daleko od siebie teraz, więc co mam mówić, skoro nawet
już się nie widujemy?
– Ale chyba ze sobą piszecie albo
dzwonicie do siebie?
– Nie bardzo.
– Może go odwiedzisz? Sapporo nie jest
wcale tak daleko, a ciągłe siedzenie tutaj…
– Już się nie przyjaźnimy. I to od
jakiegoś czasu. Nie rozmawiamy, nie chcę z nim więcej gadać.
– Izolowanie się od ludzi wcale nie
wychodzi na dobre. Wiesz przecież.
– Ale ja się od nikogo nie izoluję! –
wybuchłem. Mama aż stanęła, patrząc na mnie zaskoczona, że podniosłem tak
bardzo głos. A czułem się, jakbym miał zaraz zacząć wrzeszczeć na całe gardło.
– Tak po prostu wyszło.
– Pokłóciliście się? – ponowiła pytanie.
– Nie. Mówię ci przecież, że tak po
prostu wyszło.
Zdaje się, że mama była jakoś
rozczarowana tym, że z Hitsujim już więcej się nie przyjaźniliśmy. Wprost
przepadała za moim byłym przyjacielem, a gdy byliśmy młodsi, to nazywała go
małym dżentelmenem, gdyż zawsze odnosił się do niej szarmancko i z szacunkiem.
Wydawało mi się nawet czasami, że to jego wolałaby mieć za syna, zamiast mnie.
Poza tym, Hitsu wołał na nią ciociu, a ona czasami pieszczotliwie nazywała go
swoim drugim synem. Nawet po wielu latach naszej znajomości, kiedy byliśmy już
w szkole średniej, ona w dalszym ciągu traktowała go niczym swojego drugiego,
lepszego syna. Chyba właśnie ją zabolało, że już więcej nie zobaczy się z tym swoim
lepszym dzieckiem.
Chociaż te kilka dni nad morzem zleciało
niewypowiedzianie szybko i nic się przy tym złego nie działo, to dobra rodzinna
sielanka musiała w końcu dobiec końca. Kilka dni po tym, jak wróciliśmy z
urlopu do domu, mama powiedziała ojcu, że chce rozwodu. Później złożyła wniosek
o rozwód z orzeczeniem winy po jego stronie. Jako motyw podała, że mąż zaniedbuje
rodzinę i nadużywa alkoholu. Poza tym, mama załatwiła sobie całkiem niezłą
prawniczkę – dwukrotną rozwódkę skrzywdzoną przez mężczyzn i zdaje się, że
doskonale wiedziała, jak czuje się zaniedbana przez męża kobieta. Yuzuki nie do
końca rozumiała, o co chodziło, gdy tata pakował swoje rzeczy i wychodził.
Zrobił to tak samo, jak wyjeżdżał do pracy, jednak tym razem wziął po prostu
większą torbę.
– Po resztę rzeczy wrócę później –
powiedział tata, ledwo dopinając walizkę.
– Nie musisz – odparła mama.
Siedzieliśmy z Yuzuki w naszym pokoju i
przysłuchiwaliśmy się wszystkiemu zza przymkniętych drzwi. Ku mojemu
zaskoczeniu, każdy był spokojny. Spodziewałem się, że ojciec nie będzie wcale
tak bardzo chciał odejść od mamy, że będzie się stawiał w jakikolwiek sposób,
jednak on po prostu pokiwał głową, powiedział, że w porządku i zaczął się
pakować. Jakby wiedział, że tak miało być i już, że to nie ona odejdzie z domu,
tylko on i to na jej żądanie, jakby ona były królową, a on jej poddanym. Prawda
była też taka, że mama była swego rodzaju królową i zasługiwała na to, by ją w
taki sposób traktować. Nie potrzebowała jakiegoś plebsu, który jej nie
doceniał, jej trzeba było dostojnego króla.
– Nie? – spytał delikatnie
skonsternowany ojciec.
– Nie. Sama ci je już spakuję, żebyś nie
musiał tu przychodzić. Zajmuje ci to i tak wieki, a tak, to zrobię to sama
porządnie. Podwiozę ci je. Gdzie zostajesz?
– U siostry – odparł. – Zgodziła się
mnie przenocować parę nocy.
– W takim razie podwiozę rzeczy do niej.
To są naprawdę graty, ale mam nadzieję, że nie będzie miała żadnych obiekcji,
żeby chwilę u niej postały.
– To przecież moja siostra. Nie powinna
mieć nic przeciwko.
– Wyobraź sobie, że niektóre kobiety
bardzo lubią ład i porządek, a przy tym wyzbywają się wszelkich rupieci.
– Tak jak ty mnie teraz?
Na krótki moment zapadła cisza. Yuzu
popatrzyła na mnie skonsternowana. Zdaje się, że jeszcze nie bardzo pojmowała
gry słów.
– Po części.
– Na pewno. Może powiedziałabyś mi, kim
jest ten szczęściarz, który zajmie moje miejsce?
– Posądzasz mnie o zdradę? – odparła
lodowato spokojnym głosem. Aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze i zrobiło mi
się niedobrze. – Mógłbyś chociaż nie wysnuwać takich teorii. Nie potrzebuję
nowego problemu. Na pewno nie po tych wszystkich latach nieudanego małżeństwa.
– Nieudanego? Co niby w naszym
małżeństwie było nieudane? – ojciec wyraźnie się poirytował, co nie należało do
częstych rzeczy.
– Wszystko! Nie rozumiesz? Jeszcze to do
ciebie nie dotarło?! Od początku do końca, każdy mój dzień z tobą to nic
innego, jak jedna wielka męczarnia. Nigdy nie czułam nawet, że mam męża, bo
ciebie nigdy nie było, gdy cię potrzebowałam, zawsze byłam na drugim planie, a
gdy już próbowałeś coś zrobić, to tylko wszystko jeszcze bardziej psułeś. W
życiu nie widziałam większej parodii mężczyzny.
Zamknąłem drzwi, nie chcąc, by Yuzuki
musiała dalej słuchać tej dyskusji, chociaż i tak docierały do nas przytłumione
głosy rodziców. Raz głośniejsze, raz cichsze. Czasami na siebie krzyknęli,
bardziej mama na tatę, bo on nie miał w sobie tyle odwagi, by podnieść w ogóle
głos. W końcu trzasnęły drzwi wyjściowe i zrozumiałem, że ojciec wyszedł. Na
zewnątrz zapadła zupełna cisza, jakby właśnie skończyła się jakaś wielka bitwa,
po której pozostały same ofiary – ja i Yuzu.
Gdy siostra już spała, wyszedłem do
mamy, która siedziała na kanapie w salonie, popijając lampkę wina. To było to
same wino, którym półtorej miesiąca wcześniej chciała poczęstować pana
Shiroyamę, jednak ten jej odmówił. Usiadłem obok niej, a ona spojrzała na mnie
nieco roztrzęsionym wzrokiem.
– Zrobiłam to – powiedziała drżącym
głosem. W jednym momencie po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Odłożyła
kieliszek wina na stolik, a następnie ukryła twarz w dłoniach, płacząc. – Aż
nie wierzę… W końcu mi się udało. Nareszcie…
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Wierzyłem, że teraz wszystko powinno się lepiej układać.
*
Dziwnie wracało mi się do szkoły ze
świadomością, że tak w zasadzie nie miałem już w niej nikogo, z kim mógłbym
chociaż porozmawiać. Na pierwszy dzień zajęć dotarłem kilka minut przed
dzwonkiem, wszyscy już byli w klasie, rozmawiając głośno. Jak tylko wszedłem do
środka i ruszyłem mozolnie, by zająć swoje miejsce, wszystkie rozmowy ucichły.
Gdy tylko usiadłem w ławce, to zdałem sobie sprawę, że praktycznie wszyscy
zerkali na mnie, jakbym kogoś zamordował. Chyba jeszcze nikt nie patrzył na
mnie z taką pogardą i obrzydzeniem jak moi koledzy z klasy w tamtym momencie.
Postarałem się jednak zignorować fakt, że jestem wręcz wyganiany wzrokiem z
kręgu uczniowskiego i wyciągnąłem z plecaka zeszyt oraz podręcznik od
matematyki. Zaczynać pierwszy dzień klasy maturalnej matematyką? Już czułem, że
ten rok szkolny będzie dla mnie piekłem.
Po lekcji poszedłem do swojej szafki,
żeby odłożyć książkę od matematyki i wziąć przybory do kaligrafii oraz
podręcznik od japońskiego. Jak tylko otworzyłem szafkę, wypadł z niej list.
Podniosłem go z podłogi, po czym otworzyłem, rozglądając się uprzednio po
korytarzu czy może ktoś, kto go zostawił, nie patrzył na mnie. Niestety, ale
nie zauważyłem nikogo takiego, dlatego otworzyłem tajemniczy liścik bez żadnego
zaadresowania. W środku ktoś napisał na czerwono zakaz pedałowania i również na
czerwono narysował dwa uprawiające ze sobą ludziki płci męskiej, które
przekreślone były znakiem zakazu. Czułem, jak krew odchodzi mi z twarzy, jednak
postarałem się nie reagować gwałtownie. Zgarnąłem swoje rzeczy do plecaka,
zamknąłem szafkę, a liścik zgniotłem, po czym cisnąłem go do śmietnika. Szybkim
krokiem udałem się na lekcje.
Przez wszystkie zajęcia myślałem, że
ktoś na mnie patrzy, że wszyscy dookoła szeptają coś o mnie. Siedziałem tylko
ze spuszczoną głową, usilnie patrząc się w swój zeszyt albo książkę. I tak
minęły mi jeszcze następne dwa dni szkoły. Myślałem już, że oszaleję.
Codziennie znajdowałem w szafce jakiś wulgarny liścik. Pierwszego dnia był
jeden, później dwa i tak coraz więcej. W końcu tego trzeciego dnia nie
wytrzymałem i podczas przerwy śniadaniowej podbiegłem do jednego chłopaka ze
swojej klasy, zrzucając go z oparcia ławki, na której siedział. Spadł na
ziemię, biała koszula mundurka pobrudziła mu się od trawy. Nie żałowałem tego
wcale, bo przez ostatnie trzy dni to właśnie on mówił o mnie najwięcej
nieprzyzwoitych rzeczy. Byłem też więcej niż pewny, że to on zostawiał mi te
liściki w szafce szkolnej. Jakby tego było mało, był to chłopak, który
znajdował się w bliskim kręgu znajomych Hitsujiego, gdy ten jeszcze chodził do
tej szkoły.
– Popierdoliło cię?! – krzyknął na mnie,
podnosząc się z ziemi. Dwóch jego kolegów wstało z ławki, naprężając się przy
tym niczym goryle, które gotowe były w każdej sekundzie uderzyć się w pierś, a
następnie zaatakować.
– Bawi was to?! – również krzyknąłem,
patrząc dookoła na ludzi, którzy patrzyli na nas zaskoczeni. W tym momencie
nikt już nie jadł drugiego śniadania, teraz w centrum zainteresowania byłem ja
i ten chłopak. – Jak coś do mnie macie, to śmiało możecie mi to powiedzieć w
twarz, a nie obgadywać mnie po kątach i zostawiać głupoty w szafce!
– Pojebus – rzucił chłopak, którego
zrzuciłem z ławki. Pchnął mnie tak mocno, że prawie upadłem na bruk. – Myślisz,
że co? Że jest tu miejsce dla pedałów? Wszyscy wiedzą, co zrobiłeś Hitsujiemu!
– wymierzył we mnie oskarżająco palcem. – Chory pojeb! Męska dziwka! Pedał!
Wypierdalaj stąd lepiej w podskokach, zanim jeszcze kogoś tkniesz!!
– Co? Boisz się?! – warknąłem, podchodząc
do niego bliżej, co było ogromnym błędem, bo dostałem w twarz. Nie pozwoliłem
jednak, by cios zwalił mnie z nóg, skądże. Byłem tak wściekły, że rzuciłem się
w odwecie na tego pawiana. Dookoła nastało istnie poruszenie i krzyki. W jednej
chwili zostaliśmy otoczeni przez pół szkoły. Część osób krzyczała, żebyśmy
przestali, niektórzy skandowali imię tego chłopaka, niektórzy moje, ktoś kazał
komuś innemu iść po nauczyciela dyżurującego. Istny szał i harmider, którego
byliśmy źródłem, niedługo został przerwany. W całą szarpaninę wtrącił się
nauczyciel wuefu, który rozdzielił nas siłą. Dosłownie. Nie docierały do nas
żadne prośby, groźby, nakazy. Rosły facet od wychowania fizycznego odciągnął
nas od siebie z pomocą jeszcze kilku uczniów.
– Co tu się dzieje?! – krzyknął na nas,
a ja niemal naplułem belfrowi w twarz. Całe szczęście, że tego nie zrobiłem, bo
chyba bym już się zupełnie pogrążył.
– To on zaczął! – powiedział chłopak,
udając całkowite niewiniątko. – Rzucił się na mnie, panie profesorze!
– Itsuki?
– Tak, to prawda! – zaczęły to
potwierdzać osoby trzecie, które jedynie przyglądały się naszej potyczce.
– Itsuki zaczął!
– Zrzucił go z ławki, widzieliście?
– Nienormalny!
– Obaj do wychowawcy – powiedział belfer
ostrym tonem, wypychając nas z tłumu, który wręcz napierał na naszą trójkę z
każdej strony.
Rozmowa z wychowawcą była bardzo szybka.
Nauczyciel spytał się nas, o co nam poszło. Chłopak powiedział, że nagle bez
powodu rzuciłem się na niego podczas przerwy. Nie potrafiłem się z tego
obronić, bo miał w zasadzie rację. Co miałem powiedzieć? Że od trzech dni ktoś
zostawiał mi nieprzyzwoite liściki w szafce szkolnej i wydawało mi się, że to
on? Poza tym, na pewno zostałbym zapytany, co było w tych listach, a to byłoby
równoznaczne z ujawnieniem prawdy o mojej orientacji przed całą kadrą
nauczycielską i rodziną, czego nie chciałem. Czułem się jak kompletny kretyn,
wyszedłem na wariata, który nagle skacze do ludzi z pięściami. Widziałem, z
jakim powątpieniem, wychowawca na mnie patrzył, jednak kazał nam się tylko
przeprosić i iść na następne zajęcia.
– Pedał – rzucił w moją stronę chłopak,
jak tylko wyszliśmy z sali. – Lepiej stąd spierdalaj, zanim kogoś HIV-em
zarazisz, ty…
Nagle chłopak stanął, mało nie wpadając
przy tym na kogoś. Również stanąłem, chociaż z początku chciałem stamtąd uciec
i zamknąć się w jakimś miejscu, gdzie nikt by mnie nigdy nie znalazł. Widząc
jednak, jak mój klasowy kolega nagle robi się całkiem mały przy nauczycielu
historii, wezbrały we mnie jakieś dziwne siły. Jednocześnie poczułem, jak
zbiera mi się na wymioty. Nie chciałem, by pan Shiroyama był wplątany w jakieś
moje sprawy, jednak teraz było to nieuniknione.
– Że co proszę? – warknął nauczyciel.
Pierwszy raz w życiu słyszałem, by mówił takim tonem. Chociaż chłopak był
odrobinę wyższy od belfra, to wydawało się, że w tym momencie być niemal równy
z podłogą.
– J-ja… To b… było…
– Używanie takich słów w szkole, a tym
bardziej przy mnie – nauczyciel pokręcił głową, po czym wskazał chłopakowi
drzwi od sali, z której dopiero wyszliśmy. – Zapraszam, wspólnie porozmawiamy.
– Nie, proszę pana! – zareagowałem
gwałtownie. Shiroyama spojrzał na mnie nieco zaskoczony. – Proszę, nie…
– Itsuki, idź na lekcje – odparł
nauczyciel – później porozmawiamy wraz z waszym wychowawcą.
Chyba właśnie świat mi się załamał na
głowę. I co mogłem niby zrobić w tej sytuacji? Po wszystkich lekcjach sam
wychowawca zgarnął mnie spod klasy, po czym zaprowadził do swojego gabinetu,
gdzie już siedział pan Shiroyama. Z jakiegoś nieznanego mi powodu zachciało mi
się płakać. Wychowawca zajął swoje miejsce, a ja stanąłem tak nad nimi, nie
wiedząc co ze sobą zrobić.
– Dlaczego nie powiedziałeś, że o to
chodziło? – wychowawca przeszedł od razu do konkretu. – Wiesz przecież, że nikt
tutaj nie toleruje homofobii.
– Nie? – palnąłem.
– Nie – odpowiedział mi Shiroyama.
Poczułem, że robię się cały czerwony na twarzy ze wstydu. – Powinieneś był coś
takiego niezwłocznie zgłosić.
– Nie wiedziałem. Nie sądziłem, że
powinienem.
– Bo boisz się, że rodzice się dowiedzą?
– rzucił wychowawca, jak gdyby nigdy nic. Trafił też w samo sedno. – Wiesz, że
na pewno kiedyś tak będzie. I z pewnością lepiej by było, gdybyś sam im o tym
powiedział, niż mieliby się tego dowiedzieć ze szkoły. W każdym razie, po
prostu zgłaszaj to na przyszłość. Twój kolega już został przeniesiony do innej
placówki.
– Że co? – myślałem, że się
przesłyszałem. – To znaczy… uhm… słucham?
– Itsuki – podjął historyk – nikt nie
będzie tutaj tolerować takich zachowań.
– Tym bardziej, gdy jest tu pan Shiroyama
– roześmiał się mój wychowawca, pan Shiroyama zawtórował mu. Uśmiechnąłem się
jedynie krzywo. – Ale naprawdę, jeśli jeszcze kiedyś ktoś będzie ci z tego
powodu robić nieprzyjemności, to najlepiej zgłoś to panu Shiroyamie, on
najlepiej wie, jak radzić sobie z takimi rzeczami.
– Jasne – wymamrotałem.
Po skończonej rozmowie zostałem na
moment sam z nauczycielem historii. Mój wychowawca poszedł w swoją stronę,
zapewne do domu, a Shiroyama poprosił, żebym jeszcze z nim zamienił słowo.
Wyszliśmy, by porozmawiać na dziedzińcu, nauczyciel spojrzał na mnie lekko
mrużąc oczy przed słońcem. Nie miałem już w ogóle na nic ochoty, czułem się też
okropnie, że ktoś się wtrącał w moje sprawy i pomagał mi je rozwiązywać. W
dodatku był to Shiroyama. Cholera jasna, dlaczego to nie mógł być ktoś inny?
– W porządku? – zapytał.
– Tak – wymamrotałem. – Chyba tak.
– Chyba?
– Wcale nie chciałem, żeby ktoś tak…
– Itsuki – przerwał mi – nie możesz
ignorować takiego zachowania. Jestem więcej niż pewny, że gdybyś powiedział, że
coś się dzieje, to nie przyszłoby ci do głowy, żeby kogoś atakować. Nieważne,
że to ktoś, kto mówił ci takie rzeczy.
– Nie chciałem, by ktoś wiedział.
– Ale skoro wszyscy już wiedzą, to może
powinieneś przestać udawać, że nie ma żadnego problemu? Gdybyś zgłosił to
wychowawcy albo komuś innemu, to obyłoby się bez dzisiejszej szarpaniny. Wiesz
na pewno, że takie zachowanie nie poprawi twoich relacji z kolegami i
koleżankami.
Zachciało mi się napluć Shiroyamie w
twarz i chyba pierwszy raz poczułem do niego tak wielką niechęć Wiedziałem, że
robił to i mówił, by mi pomóc, ale to mnie tylko zdenerwowało. To nie była jego
sprawa, do cholery! To, że byłem gejem, wcale nie oznaczało, że nagle cały
świat ma nade mną sprawować pieczę, traktować jak coś cennego. Nigdy nie
chciałem być w centrum wydarzeń, by ktoś się mną przejmował, troszczył się o
mnie. Ale tak samo, jak byłem wściekły na nauczyciela, tak bardzo chciało mi
się płakać i rzucić mu się w ramiona, dziękując, że był przy mnie, bo tak
naprawdę nikogo już nie miałem.
– Dziękuję – wymamrotałem.
– Posłuchaj… hm… Robisz coś w przyszły
piątek?
Zatkało mnie. Zamrugałem kilkakrotnie z
zaskoczenia, nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Czy to się w ogóle działo
naprawdę? Czy Shiroyama rzeczywiście zadał mi to pytanie?
– Nie – odparłem w końcu. – Raczej nie.
– Nie miałbyś nic przeciwko spotkać się
i porozmawiać o tym wszystkim? Jeśli i tak nie chcesz o tym powiedzieć
rodzicom, to może chociaż…
– Jasne – odparłem błyskawicznie. –
Oczywiście, czemu nie.
– Okej – zaśmiał się. – I tak masz w
piątek ostatnie zajęcia ze mną, więc możemy się spotkać od razu po szkole.
– Mam w tym roku lekcje z panem? – nie
ukrywałem zaskoczenia. – Poważnie?
– Coś taki zdziwiony? Mamy historię w
poniedziałki i piątki.
– Naprawdę?!
– Czy ty w ogóle sprawdzałeś plan zajęć?
– roześmiał się serdecznie. – W każdym razie, już cię nie zatrzymuję. Na razie.
Mężczyzna poszedł w swoją stronę, a ja
myślałem, że oszaleję. Czy właśnie umówił się ze mną facet, za którym szalałem
od kilku miesięcy? Tak. Czy to była randka? W pewnym sensie tak. Czy
pamiętałem, jak się w ogóle oddycha? No właśnie…
Chociaż myślałem, że wrócę do domu i
przeleżę cały dzień w łóżku, to nie mogłem ukryć tego, w jakiej euforii byłem.
Czekało mnie spotkanie z panem Shiroyamą! Całkowicie niewymuszone,
zaproponowane przez niego. Tylko byłem ciekaw, w jakim miejscu moglibyśmy się
spotkać. Bo czy to by nie było dziwne, jakbyśmy na przykład poszli gdzieś do
kawiarni albo na obiad? W końcu był moim nauczycielem, a ja jego uczniem, więc
to mogło być naprawdę ryzykowne posunięcie z jego strony. Moglibyśmy spotkać
się w jakimś hotelu albo… Nie, chwila moment, przecież ten facet miał żonę i
dzieci. Niemożliwe, że zaproponowały mi takie spotkanie, prędzej świnie by
zaczęły latać, niż miałoby kiedyś dojść do czegokolwiek między nami.
Czas do następnego piątku dłużył mi się
niemiłosiernie. Codziennie myślałem o tym, że w pewnym sensie moje najskrytsze
fantazje nabierały realnych kształtów. Nie potrafiłem przejmować się mamą i
siostrą, byłem przy nich jedynie obecny ciałem, a duchem byłem przy mężczyźnie
swoich marzeń i błagałem skrycie, by ciało też się przy nim znalazło. Nie
mogłem powstrzymać się przed tym, by wyobrażać sobie przeróżne sytuacje z
Shiroyamą, co później kończyło się tak, że musiałem zamykać się w łazience i
masturbować. Przez cały tydzień chodziłem nabuzowany i im bliżej było
spotkania, tym bardziej myślałem, że wybuchnę. Już nawet nie zwracałem uwagi na
rówieśników, którzy wciąż szeptali coś między sobą, a poza tym, po całej tej
akcji z przeniesieniem chłopaka, który mi dokuczał, kilka osób, zaczęło mieć do
mnie pretensje i kierować je bezpośrednio w moją stronę. Nie robiło to już
jednak na mnie żadnego wrażenia. Liczyło się to, że będę mógł spędzić czas sam
na sam z Shiroyamą.
Aż nadszedł upragniony przeze mnie
dzień. Zerwałem się z łóżka i cały w skowronkach odsłoniłem okno. Yuzuki
jęknęła coś, gdy światło słoneczne podrażniło jej oczy.
– Wstawaj mała, mamy piękny dzień! –
oświadczyłem wesołym tonem.
– Ta – burknęła. Roześmiałem się i
pomogłem jej podnieść się do siadu. Yuzu radziła już sobie naprawdę dobrze z
codziennymi czynnościami i nie miała już indywidualnych zajęć w domu. Mama
przeniosła ją do szkoły dla osób z zaburzeniami ruchowymi i co mogłem
powiedzieć, była to najlepsza decyzja w jej życiu. Mała nie odstawała od
rówieśników, nikt się z niej nie śmiał, nie wytykał palcami. Miała nowych
kolegów i koleżanki, którzy dokładnie rozumieli to, jak się czuła, a poza tym,
mogła uczyć się i nie izolować od świata.
– Wiem, że ci się nie chce –
powiedziałem. – Ale to naprawdę piękny dzień. Spójrz tylko, jak słońce świeci!
– Yuzuki! Itsuki! Wstaliście? – doszedł
do mnie głos mamy z korytarza.
– Tak! – odparłem.
– Śniadanie!
– Super – zaśmiałem się. – Chodź,
brzdącu, zjemy coś, a później zobaczysz, to będzie naprawdę dobry dzień.
Siostrze i mamie nie uszło to, że tego
dnia byłem po prostu przeszczęśliwy. Zakomunikowałem w końcu mamie, że nie
jestem pewny, o której dzisiaj wrócę, żeby się nie martwiła. Spojrzała na mnie
uważnie, uśmiechając się znacząco.
– Od tygodnia chodzisz, jakbyś trafił
szóstkę w totolotka, ale dzisiaj to przechodzisz sam siebie. Jak ma na imię?
– Kto? – spytałem niepewnie.
– Ta dziewczyna.
– Dziewczyna?
– Zgaduję, że to dziewczyna. I jeszcze
mówisz mi, że nie wiesz, o której wrócisz.
Z jakiegoś powodu wyobraziłem sobie pana
Shiroyamę w damskim mundurku szkolnym. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem
śmiechem. O rany, gdyby mama dowiedziała się, że idę na randkę z facetem, to
chyba by mnie z domu wyrzuciła. A jeszcze był to facet, który jej się podobał,
więc chyba już w ogóle by mnie znienawidziła.
– Nie no, widzę się ze znajomym.
– No jasne – zaśmiała się. – Tylko
pamiętaj, żeby się zabezpieczać. Jestem jeszcze za młoda, żeby być babcią!
– Mamo! – jęknąłem.
Ale gdy tak szedłem do szkoły, to
myślałem o tym, co mi powiedziała. Może nie do końca w takim kontekście, jaki
ona miała na myśli, ale bardziej w tym gejowskim. Nigdy w życiu nie uprawiałem
seksu, nie miałem o nim zielonego pojęcia. To znaczy, znałem się trochę na
zwykłym seksie… Heteroseksualnym seksie czy coś. Ale nie umiałem niczego, jeśli
chodziło o relacje dwóch facetów. Mój związek z Hitsujim nie wyszedł poza
pocałunki i przytulanie się. A gdyby doszło do takiej sytuacji między mną a
Shiroyamą? Co bym zrobił? Przecież… Aaa! Chyba bym spanikował. W jaki sposób
niby robili to dwaj faceci? Wiedziałem, że w dupę, ale jak się do tego
zabierali? Tak po prostu się pieprzyli? Ustalali, kto kogo pieprzy? Zmieniali
się w tym, kto kogo posuwa? Też używali prezerwatyw? I czy to była prawda, że
homoseksualni faceci nigdy nie łączą się w pary, bo nie potrafią dochować
wierności? Miałem tyle pytań i zero odpowiedzi. No, może na to ostatnie miałem
po części, ale to i tak było nic.
W szkole czekałem już tylko na ostatnie zajęcia
z historii. Byłem tak cholernie podekscytowany, że mało mi brakowało do tego,
żeby nie zacząć krzyczeć. Jak tylko pan Shiroyama wszedł do klasy,
wyprostowałem się, patrząc prosto na niego. A on, swoim zwyczajem, jedynie
obrzucił uczniów wzrokiem, jakby pracował w tej szkole za karę, po czym
przystąpił do odczytywania listy obecności. Bardzo starałem się nie zabrzmieć
na podekscytowanego, jak tylko wyczytał moje nazwisko i chyba mi się to nawet
udało. Nauczyciel sprawnie przeszedł do tematu zajęć, a ja już nie mogłem
wytrzymać. Co chwilę patrzyłem na zegarek i nie mogłem pojąć, jak to możliwe,
czas płynął tak wolno. Nie umiałem się nawet skupić na tym, co mówił pan
Shiroyama, a powinienem był. W końcu tłumaczył dość ważny temat. Jedyne, na
czym potrafiłem skupić swoją uwagę, była jego twarz i ciało. Tego dnia pan
Shiroyama miał na sobie białą koszulę i dopasowane dżinsy. Cały ubiór
podkreślał umięśnioną sylwetkę, którą bez wątpienia mógł się pochwalić. Poza
tym, pachniał drogimi, ponętnymi perfumami, które zaznaczały jego męskość. O
rany, jakim on był niesamowitym mężczyzną! Mądry, inteligentny, przystojny,
wysportowany. Był po prostu chodzącym ideałem, to było aż nieprawdopodobne, że
ten facet naprawdę istniał. Pomyślałem, że bez wątpienia był też dobry w łóżku
i ta myśl uderzyła we mnie tak nagle, że prawie westchnąłem z rozmarzenia. Może
udałoby mi się o tym kiedyś przekonać?
Gdy nareszcie nadszedł upragniony koniec
zajęć, poczułem się przez moment, jakby mnie coś ogłuszyło. Czyli teraz miało
nadejść coś, o czym marzyłem już od dłuższego czasu. Poczekałem aż wszyscy
wyjdą, udając przy tym, że po prostu powoli się pakowałem. Gdy już nie było
nikogo, oprócz nauczyciela, podszedłem do niego. Robił coś jeszcze przy
laptopie.
– I jak tam? – zagadnął, nie podnosząc
nawet na mnie wzroku. Uderzał szybko palcami w klawiaturę, jakby robił coś na
czas i zależały od tego losy planety.
– W porządku – odpowiedziałem. –
Wszystko dobrze.
– To świetnie. Daj mi chwilę, tylko
odpiszę na maila i już idziemy.
Oparłem się o pierwszą ławkę i
patrzyłem, jak Shiroyama odpisuje na jakąś wiadomość. Czasami przerywał
pisanie, czytając to, co wystukał, po czym kontynuował namiętne uderzanie w
klawiaturę. Zdaje się, że nie widziałem jeszcze w życiu nikogo, kto by tak
szybko pisał, a jakby tego było mało – używał wszystkich palców. Byłem pod
wrażeniem i zdaje się, że nie było niczego, w czego ten facet nie potrafił.
W końcu skończył. Zeszliśmy ramię w
ramię na parter, a później na dziedziniec szkoły i parking. Nigdy nie sądziłem,
że będę miał okazję wsiąść do jego mercedesa. Gdy tylko zająłem miejsce
pasażera obok kierowcy, to bałem się jakkolwiek poruszyć, bojąc się, że coś
uszkodzę. Ten samochód to była prawdziwa limuzyna, o której ja mogłem tylko
pomarzyć. Biała, skórzana tapicerka, nowoczesny sprzęt… o rany! Chyba
zakochałem się w samochodzie.
– Co tak cicho jesteś? – spytał
Shiroyama, gdy wyjeżdżaliśmy ze szkolnego parkingu. Poczułem, że coś ściska
mnie za żołądek.
– Nie no… uhm…
– Dokuczali ci dzisiaj z powodu
orientacji?
– Dzisiaj nie.
– To dobrze. Wiesz co, rozmawiałem
dzisiaj z twoim wychowawcą i dyrektorem i padł pomysł, żeby zrobić specjalny
apel o homofobii i tak dalej. Mnie osobiście średnio się podoba ten pomysł, ale
jestem ciekaw, co ty o tym sądzisz.
– Na temat takiego apelu?
– Tak.
– No nie wiem. Raczej wolałbym, żeby nie
robiono takich rzeczy.
– Wiesz, chodzi też o innych uczniów,
którzy również mogą być w podobnej sytuacji i boją się o tym komuś powiedzieć.
Na pewno jest więcej takich osób w szkole, ale jak dla mnie coś takiego tylko
wzbudzi większą nienawiść. Z reguły coś takiego, co niby ma pomóc, działa
odwrotnie.
– Też tak sądzę.
– Cieszę się, że się zgadzamy – zaśmiał
się. – A tak z innej beczki, lubisz wołowinę?
– Wołowinę?
– Uhm.
– Lubię.
– Rany, to dobrze – wyczułem ulgę w jego
głosie. – Bo kupiłem wołowinę, ale w ogóle nie pomyślałem o tym czy ją lubisz.
– Kupił pan… uhm… wołowinę?
– Tak. Wiesz, raczej nie powinienem
pokazywać się z uczniami poza szkołą, więc po prostu pojedziemy do mnie.
O rany! O cholera! To się nie działo
naprawdę! Gdy tylko dotarł do mnie sens jego słów, myślałem, że oszaleję.
Jednocześnie ucieszyłem niesamowicie, ale i spanikowałem, i wystraszyłem się.
Ja z nim. U niego w domu. Cholera jasna, ciągłe wizualizowanie sobie mnie i
Shiroyamy razem chyba w końcu zaczęło przynosić rezultaty.
– Okej, w porządku.
– Poznasz moje koty – zaśmiał się. –
Tylko uwaga, jeden jest rudy i wredny. Lubisz koty?
– Jak nie są wredne i rude.
Mężczyzna roześmiał się w głos. Zdaje
się, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi po mnie, ale jakoś nic innego nie
przyszło mi do głowy. W zasadzie, to nawet nie wiedziałem czy lubię koty. Nie
miałem nic przeciwko nim, ale i też za nimi nie szalałem. Wychodziło jednak na
to, że pokocham koty, jeśli pan Shiroyama tak za nimi szalał, że miał więcej
niż jednego.
– To świetnie. Ogólnie, to muszę jeszcze
zgarnąć małe diabły i pojedziemy do mnie.
Małe diabły? Nie miałem pojęcia, o co mu
chodziło, dopóki nie zaparkował gdzieś w mieście i nie wysiadł, mówiąc, że za
chwilę wróci. Był z powrotem po jakichś piętnastu minutach, ale nie sam.
Towarzyszyła mu trójka głośnych dzieci, które piszczały i krzyczały jeden przez
drugiego. Dzieci wgramoliły się na foteliki na tylnym siedzeniu, a Shiroyama je
pozapinał. Zaraz wsiadł z powrotem do samochodu i ruszył dalej.
– Tata, kto to? – zaczął jeden z
diabłów. Była to dziewczynka, na oko miała z cztery latka.
– To jest wujek Itsuki. Przywitajcie się
ładnie z wujkiem – powiedział mężczyzna. Był to zupełnie inny ton od tego,
jakiego używał podczas zajęć albo w zwykłych rozmowach. Sposób, w jaki zwrócił
się do dzieci, był taki łagodny i ciepły, jakby samymi słowami chciał je otulić
miękkim kocykiem. Nie powiem, przez moment nawet rozczuliłem się odrobinę nad
tym, jednak to nie zmieniało faktu, że to były dzieci. J e g o dzieci. Obecność
tej trójki przypomniała mi o istnieniu żony Shiroyamy. No właśnie, żona. Czyli
jak w jednej chwili wszystkie moje marzenia prysły niczym bańka mydlana.
Przestałem już czuć tak wielką ekscytację i już straciłem jakąkolwiek nadzieję
na cokolwiek. Szczerze powiedziawszy, to od początku nie miałem u niego żadnych
szans, jednak teraz dotarło to do mnie całkowicie.
Shiroyama jechał zgodnie z przepisami.
Przejechał całe miasto, później przedmieścia, aż zdałem sobie sprawę, że w
ogóle wyjechaliśmy z miejscowości. W jednym momencie ogarnęło mnie coś na wzór
paniki. Gdzie on mnie, do cholery wywoził?! Nim się zorientowałem, jechaliśmy
szosą w kierunku Sapporo. Zdaje się, że nauczyciel dostrzegł, że zacząłem lekko
panikować, dlatego postanowił mnie uspokoić.
– Spokojnie, nie wywożę cię do żadnego
lasu – zaśmiał się. – Tak jakby.
– To dokąd? – spytałem. Huh? Tak jakby…?
– Nad jezioro – zerknął na mnie, uśmiechając
się przy tym serdecznie. – Odwiozę cię później do domu, więc się nie martw.
– Dziękuję.
Niedługo później skręciliśmy w jakąś
boczną drogę i dopiero wtedy naprawdę zacząłem panikować. Nawet złapałem za
klamkę, jakbym miał zaraz otworzyć drzwi i wyskoczyć z jadącego samochodu, byle
tylko uciec. Przejechaliśmy może kilometr, mijając przy tym ze dwa domki, aż
gdzieś, jakby na końcu jakiegoś zajazdu, zamajaczył biały domek. Wyprostowałem
się, zdając sobie przy tym sprawę, że właśnie dotarliśmy do domu pana
Shiroyamy. Mówiąc szczerze, byłem naprawdę oszołomiony tym, jak ukryte przed
cywilizacją było to miejsce, zupełnie, jakby nagle było się na końcu świata.
Wjechaliśmy na spory podjazd, na którym
bez problemu zmieściłyby się ze trzy samochody. Shiroyama zaciągnął ręczny, by
samochód przypadkiem nie zjechał na drogę. Następnie wysiadł, co ja również
uczyniłem. Nie byłem z początku pewny czy powinienem wziąć swój plecak, jednak
ostatecznie to zrobiłem. Z jakiegoś powodu czułem się lepiej, mając rzeczy ze
sobą. Nauczyciel porozpinał dzieci z fotelików, a te zaraz wystrzeliły z
samochodu jak z procy, biegnąc w stronę domu i krzycząc coś do siebie.
Mężczyzna westchnął ciężko, po czym zamknął samochód.
– Koniec świata, no nie? – powiedział,
jakby czytał mi w myślach. Z początku nie wiedziałem czy chodziło mu o miejsce,
w którym byliśmy, czy raczej o trójkę rozwrzeszczanych dzieciaków. Zaraz jednak
uzmysłowiłem sobie, że bez wątpienia chodziło o nasze położenie. – Wolisz
smażoną wołowinę czy na parze?
– Dla mnie to bez różnicy – odparłem.
– To będzie smażona. Muszę jakoś
podkarmić cholesterol – zaśmiał się.
– Tatuś, tatuś!! Taiga! – pisnęła jedna
z dziewczynek.
– Kicia! – zawtórowała druga.
A chłopiec jedynie coś krzyknął wesoło.
Wtedy też dostrzegłem rudego kota truchtającego w naszą stronę. Zwierzątko z
gracją przebiegło obok nas, po czym pognało do dzieci, jakby chciało się z nimi
koniecznie przywitać. Całkiem możliwe, że właśnie to chciał zrobić kot, bo bez
żadnych protestów dał się nieco wytarmosić dziecięcym rączką.
– Wyczeszecie Taigę? – spytał Shiroyama
swoje dzieci. Ruszył ścieżką z kamienia w stronę domu, powiodłem za nim,
rozglądając się nieznacznie. Pomijając głośne dzieci, zewsząd otaczała nas miły
spokój. Wiatr szumiał spokojnie, delikatnie targając koronami drzew, gdzieś nad
nami leciał klucz gęsi, które krzyczały między sobą. To miejsce było naprawdę
nierealne, jakby odcięte od cywilizacji, która była zaledwie kilka kilometrów
stąd. Nie było słychać jeżdżących samochodów, pociągów. Tak jakby komunikacja
nawet nie istniała.
Weszliśmy do środka. Pan Shiroyama
wpuścił najpierw swoje dzieci, a później mnie. Wszedł za mną i zamknął drzwi na
klucz. Teraz nie było mowy o ucieczce. Znaleźliśmy się w niewielkim
przedsionku. Jedną ścianę w całości, od podłogi aż po sufit, zakrywała wielka
szafa z przesuwanymi drzwiami. Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś miał tak
wstawioną szafę w dość europejskim stylu.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci
bałagan, z tymi potworami nie jest łatwo utrzymać porządek – powiedział, zdejmując
buty. Zrobiłem to samo, pan Shiroyama dał mi kapcie, podziękowałem mu
uprzejmie.
– W ogóle.
– Super. To zapraszam – zaśmiał się,
wskazując mi drzwi, za którymi już zniknęła trójka dzieci z kotem. Krzyki i
piski trwały. Czułem się trochę, jakbym wrócił do przedszkola.
Zaraz weszliśmy go wielkiego jasnego
pokoju i aż zaparło mi dech. Pomieszczenie z pewnością było większe niż całe
mieszkanie mojej mamy. Jasne meble i ściany stylowo odcinały się na tle
brązowych paneli. W niektórych miejscach stały rośliny z grubymi, zielonymi
liśćmi. Jakby tego było mało, do środka dostawało się mnóstwo światła przez
ogromne okno, które praktycznie zajmowało całą ścianę. Zdaje się, że całe to
pomieszczenie pełniło funkcję salonu i pokoju wypoczynkowego, a jednocześnie
bawialni, biorąc pod uwagę fakt, ile zabawek leżało na białym, puchatym
dywanie. Jeszcze więcej dziecięcych rzeczy walało się po podłodze i bardzo
uważałem na to, by przypadkiem czegoś nie zdeptać. Szedłem jednak za panem
Shiroyamą, który zaprowadził mnie do kuchni, która była równie reprezentacyjna,
co salon. Nowoczesne sprzęty; ogromna, dwudrzwiowa srebrna lodówka, wyspa z krzesełkami barowymi, duży okap nad
elegancką kuchenką indukcyjną, dwa piekarniki zawieszone między szafkami. Byłem
pewny, że moja mama by zamieszkała w tej kuchni. Naprawdę, w takim miejscu
mogłaby gotować bez przerwy, a nie ukrywając, była niesamowitą kucharką.
Aż trudno było mi uwierzyć, że to
miejsce było w ogóle prawdziwe. Nowoczesny dom na skraju świata, tego bym się
nie spodziewał po Shiroyamie. Wyobrażałem sobie raczej, że mieszkał w jakimś
nowoczesnym apartamencie w centrum miasta na samym szczycie wieżowca albo w
jakimś szklanym domu. Jak się okazało, jego dom był milion razy bardziej
nierealny, niż mogło to być możliwe w mojej wyobraźni.
– Ale tu… uhm… jasno – bąknąłem.
Mężczyzna wskazał mi krzesełko barowe przed wyspą zająłem miejsce, a on
podwinął rękawy i umył dłonie pod zlewem, biorąc się za przygotowywanie obiadu.
Z salonu było słychać zabawę dzieci.
– Jak w psychiatryku – roześmiał się.
Wyciągnął z lodówki mięso w metalowej misce, po czym odłożył je na bok. – Może
chcesz wody?
– Poproszę.
Pan Shiroyama podał mi zaraz dzbanek z
wodą z cytryną i miętą z lodówki. Dał mi jeszcze szklankę, sam nalałem sobie
wodę.
– I jak na razie rok szkolny? – zaczął
rozmowę. – W sensie, zajęcia, bo wiem, że incydentów nie brakuje.
– Na razie w porządku. Chociaż myślałem,
że będziemy mieć jednak lekcje z panią Maedą.
– Jesteś zawiedziony?
– Nie, skądże! – zareagowałem
gwałtownie, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy. – Tylko zaskoczony. Miała
w końcu z nami historię od pierwszej klasy.
– Tak, ale wzięła roczny urlop, musi
zająć się dziećmi. Z maluchami jest zawsze pełno roboty.
– Właśnie… wydawało mi się, że jak byłem
w pierwszej klasie, to też urodziła.
– No tak, teraz znowu urodziła.
– Trochę szybko.
– Tak się zdarza. Czasami to nawet
lepiej dla rodzeństwa, będzie się razem lepiej dogadywać.
Na tym skończyliśmy rozmowę na temat dzieci.
Ale może to i lepiej, bo nie potrafiłem nawet o tym rozmawiać. Mimo że
skończyliśmy dysputę na temat dzieci, to nie mogłem zapomnieć, że znajdowałem
się domu, w którym była trójka dzieci. Jakby na złość, maluchy zaraz do mnie
dopadły, prosząc, bym się z nimi pobawił. Czyli nie tylko moja siostra nie
miała hamulców, gdy chodziło o obce osoby. Chociaż, ja już nie byłem obcy,
byłem wujkiem. A skoro byłem wujkiem, to mogłem zostać wciągnięty do zabawy w
pokaz talentów. Pan Shiroyama co jakiś czas pytał czy na pewno nie mam nic
przeciwko i przepraszał, że jego dzieci tak podle mnie wykorzystały. Szczerze,
to było mi to już wszystko jedno. W tym czasie, kiedy on gotował w kuchni
obiad, ja bawiłem się z jego dziećmi. Coraz bardziej jednak zastanawiałem się
nad żoną Shiroyamy. W końcu zdałem sobie sprawę, że minęła szesnasta, a jej
wciąż nie było w domu. Może pracowała na drugą zmianę albo coś? To znaczy, to
nie była moja sprawa i nawet się cieszyłem, że jej nie spotkałem. A
przynajmniej do czasu. Gdy było już prawie wpół do siedemnastej, a w całym domu
pachniało smakowitym obiadem tak, że żołądek mi się skręcał, a ślinka niemal mi
z ust ciekła, niespodziewanie trzasnęły drzwi frontowe. Dzieci w jednej chwili
przerwały zabawę ze mną, po czym rzuciły się do przedsionka.
– Tata!
– Tatuś!!
Pokrzykiwały. Cholera, jakie to było
głośne. Spokojnie dzieci, wasz ojciec pewnie już zauważył, że ktoś przyszedł i
na jakieś sto procent była to wasza matka. Jednakże, co mnie bardzo zaskoczyło,
głos, który dobiegł z przedsionka wcale nie należał do kobiety. Po chwili w
progu drzwi stanęła osoba, która kobietą też nie była. Był to mężczyzna.
Nieduży, o zniewieściałej aparycji mężczyzna.
– Dzień dobry – powiedziałem niepewnie.
Czyżby jakiś znajomy? Tylko skąd miał klucz od domu. Na sto procent widziałem,
jak pan Shiroyama zamykał drzwi na klucz.
– Dzień dobry – odparł, uśmiechając się
do mnie lekko.
Po chwili dotarło do mnie, kim był owy
facet i mało nie krzyknąłem. To był lekarz, który zajmował się Yuzuki, gdy ta
była w szpitalu. Operował ją, uratował jej kręgosłup. Dzięki niemu mała nie
wylądowała na wózku, tak jak niektórzy zakładali, że się stanie.
– O rany, to pan – palnąłem, co musiało
go zaskoczyć.
– Słucham? – spytał, śmiejąc się z lekka
nerwowo.
– Operował pan moją siostrę jakiś czas
temu. Miała naruszony kręgosłup.
– Huh? – mruknął, zamyślając się nad
czymś – Całkiem możliwe.
Podałem mu imię i nazwisko siostry.
Mężczyzna chwilę zastanawiał się nad tym czy faktycznie Yuzu była jego pacjentką.
– Całkiem możliwe – powiedział w końcu.
– To był pęknięty kręgosłup?
– Tak.
– Ach! No tak, przecież przychodziłeś do
niej! – zaśmiał się. – I nazwałeś mnie dupkiem.
– Nie! – zaprotestowałem gwałtownie.
Czułem, jak momentalnie robię się cały czerwony na twarzy. – To nie było do
pana! Naprawdę!
– Już, już – roześmiał się serdecznie. –
Żartuję.
– Kto kogo nazwał dupkiem? – doszło do
nas nagle z kuchni. Shiroyama wyjrzał z pomieszczenia. Spojrzałem na swojego
nauczyciela, a on stanął z szerokim uśmiechem w progu kuchni, wycierając dłonie
ścierką.
– Ja ciebie – odparł lekarz. – Wiesz, że
nie lubię wołowiny, a jak już ją robiłeś, to mogłeś chociaż zamknąć drzwi od
kuchni. W całym domu tym śmierdzi.
– Też się cieszę, że cię widzę! –
Shiroyama skrzywił się lekko. – Mam dla ciebie rybę.
– Dzięki.
Lekarz zaraz wszedł do jakiegoś pokoju.
Spojrzałem niezrozumiale na swojego nauczyciela, a on wypuścił głośno
powietrze, wywracając oczami. Dzieci zaraz podbiegły do niego, ciągnąc go za
ręce i nogi, żeby się z nimi pobawił. Czy te bachory mogły się kiedyś zamknąć?!
– Ktoś ma dzisiaj naprawdę zły dzień –
oznajmił. – Ale to nic. Zapraszam do stołu. Dzieciaki, idźcie umyć rączki.
Nie wiedziałem w ogóle, co się tutaj
działo. Mój nauczyciel zaprosił mnie do siebie na obiad, a w jego domu
spotkałem chirurga mojej siostry. Czułem się co najmniej dziwnie w całej tej
sytuacji. Bo niby dlaczego był tutaj ten lekarz? I gdzie była żona Shiroyamy? W
głowie powoli mi się zaczynało kręcić z tego wszystkiego.
Czułem się nieco niezręcznie, zasiadając
z panem Shiroyamą do stołu w jego domu. Z początku siedziałem sam z nim i
dziećmi. Było mi dziwnie, jeść tak z nim, jednak bardzo starałem się nie
myśleć, że był to facet, któremu dałbym zrobić ze sobą wszystko. Mógłby mnie nawet
teraz wziąć na tym stole przed swoimi dziećmi i posunąć z całych sił. Poczułem,
jak się rumienię, gdy pomyślałem o tym, że byłbym w stanie uprawiać z tym
mężczyzną seks na kuchennym stole. Przez chwilę nawet wystraszyłem się, że
Shiroyama potrafił może czytać w myślach i wiedział dokładnie, o czym teraz
myślałem i jak bardzo nieprzyzwoite te rzeczy były.
– I jak? – spytał po kilku minutach
milczenia. Tylko dzieci dokazywały między sobą i próbowały zaczepiać swojego
ojca, jednak on je skutecznie ignorował. To się dopiero nazywała cierpliwość.
– Bardzo dobre – powiedziałem. Naprawdę,
musiałem przyznać, że Shiroyama mógłby konkurować z moją mamą w gotowaniu. A
zrobił naprawdę dobrą smażoną wołowinę z warzywami.
– Tak? To dobrze, już dawno nie robiłem
wołowiny.
– Ciekawe dlaczego – usłyszałem za sobą.
Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu
lekarza. Mężczyzna wszedł do kuchni i poszedł nałożyć sobie rybę, która była
przygotowana specjalnie dla niego. Wilgotne loki związał w malutki koczek i był
przebrany w luźny dres.
– Bo pewna wybredna maruda tego nie
lubi, pewnie dlatego – odparł kąśliwie Shiroyama. Lekarz usiadł obok mnie,
życzył wszystkim smacznego.
– Co ja poradzę, że tego nie lubię, a
poza tym, jest niezdrowe. No i tak swoją drogą… Itsuki…? Tak?
– Tak? – mruknąłem, przełykając szybko
rozpływające się w ustach mięso. Poważnie, już dawno nie jadłem tak dobrze
przyrządzonej wołowiny.
– Jak w ogóle miewa się twoja siostra? –
zagadnął.
– Już lepiej. Chodzi teraz do szkoły dla
niepełnosprawnych dzieci. Ale ogólnie, to porusza się sama. Rehabilitacja dużo
jej dała, bo wcześniej nawet nie chciała próbować się podnieść, ale jak już
zaczęła sama siadać, to później poszło gładko.
– Aha, bo zazwyczaj jest się
zrezygnowanym. Ale cieszę się bardzo, że już z nią lepiej. Była naprawdę
dzielna! Zwykle dzieci po prostu płaczą i histeryzują, jednak ona zniosła
wszystko, jakby była z kamienia.
– Zaraz – wtrącił się nagle pan
Shiroyama – to wy się znacie?
– Operowałem siostrę Itsukiego – odparł
lekarz.
– Tak? A co jej się stało?
– Ktoś ją wypchnął z okna w szkole –
odpowiedziałem.
– Że co?! – Shiroyama niemal krzyknął. –
Słyszałem o tym, to naprawdę okropne. I to twoja siostra, Itsuki?
– Tak. Na całe szczęście, wszystko już z
nią dobrze.
– Czasami w szkołach dzieją się naprawdę
okropne rzeczy – podsumował nauczyciel.
– No, robią sprawdziany z historii, to
najgorsze, co może być – westchnął chirurg.
– Hej! – Shiroyama roześmiał się w głos,
lekarz w mu zawtórował. Również zaśmiałem się lekko, chociaż nie byłem pewny
czy powinienem. – Ale jaki ten świat mały, no nie? Nie spodziewałem się, że
będziecie się znać, ale to już nawet lepiej.
– Widzisz? Znam twoich znajomych, zanim
pomyślisz o tym, by mi ich przedstawić.
– To przerażające, że przed tobą nigdy
nic się nie ukryje. I miej człowieku trochę prywatności w tym domu.
– Nie potrzebujesz – stwierdził lekarz.
– A swoją drogą, Itsuki, Shiro mówił, że masz w szkole problemy z rówieśnikami
przez swoją orientację. Wiem, że to trudne, zwłaszcza jak dopiero się o tym
dowiedzieli, ale w końcu dadzą spokój.
Zatkało mnie na kilka sekund. Nie
wiedziałem czy chodziło o to, w jaki sposób mężczyzna nazwał pana Shiroyamę czy
też o to, że nauczyciel ot tak powiedział jakiemuś facetowi, że ludzie nie dają
mi żyć za bycie gejem.
– Tak pan sądzi?
– Z reguły tak jest. Znaczy, wiesz co,
pewnie będą rzucać jakimiś głupimi tekstami i od czasu do czasu dokuczać, ale
na pewno wszystko się uspokoi. Wiem po sobie.
Myślałem, że kawałek mięsa, który
właśnie przełykałem, stanął mi w gardle. Prawie się oplułem, próbując odkaszleć
to, co prawie mi utknęło w przełyku. Widząc, jak niewiele brakowało mi, by
zacząć płakać przy stole, pan Shiroyama podał mi chusteczkę. Wytarłem buzię,
mając przy tym wrażenie, że moja głowa
znajduje się w jakimś dzwonie, w który ktoś zaczął uderzać z każdej strony.
Trochę to wszystko zaczynało nabierać sensu, jednak znaczenie tych słów jakby
jeszcze do mnie nie docierało.
– W porządku? – spytał lekarz, gdy
powoli zacząłem przywracać się do porządku. Pan Shiroyama podał mi moją
szklankę z wodą. Podziękowałem mu, biorąc od razu kilka sporych łyków. To się
nie działo naprawdę.
– Tak… przepraszam.
– W porządku. Ważne, że żyjesz – chirurg
uśmiechnął się do mnie pogodnie.
Po obiedzie pan Shiroyama jakby
wyparował, ale to samo stało się z dziećmi, więc zgadywałem, że po prostu
zabrał je gdzieś, gdzie mogły w spokoju wrzeszczeć i dokazywać. Zostałem sam na
sam z chirurgiem, który zmywał po obiedzie. Spytałem się czy może mu pomóc,
jednak podziękował mi z uśmiechem i odmówił.
– Troskliwy z ciebie chłopak, Itsuki –
powiedział, odkładając ostatni talerz na suszarkę. To było dziwne, niby kuchnia
była tak nowoczesna, a nie było w niej zmywarki.
– Tak pan sądzi?
– Na pewno. Biorąc pod uwagę to, jak
przychodziłeś do siostry.
– Uhm… dziękuję.
– Chcesz może herbatę? – mężczyzna
zakręcił wodę w kranie, po czym wytarł dłonie w ścierkę.
– Poproszę.
Kilka chwil później siedziałem na
tarasie z chirurgiem mojej siostry i piłem z nim herbatę imbirową. Szczerze
powiedziawszy, to widok z tarasu zaparł mi dech. Nie sądziłem, że mieszkałem
tak blisko tak pięknej okolicy. Z tarasu schodziło się na podwórko, w którym
rosło mnóstwo krzewów i kwiatów. Szczególną uwagę przykuwała sporej wielkości
biała wiata oraz kamienny grill tuż obok. Jednakże, czymś, co naprawdę
wprawiało w zachwyt było jezioro oraz otaczające je wzniesienia. Nie byłoby to
niczym mylnym, gdybym powiedział, że czuło się tutaj jak w domku w górach.
– Bardzo ci dokuczają przez orientację?
– spytał w pewnym momencie chirurg. Popatrzyłem na niego z dozą rezerwy. Nie
miałem ochoty nagle zwierzać się facetowi, którego praktycznie nie znałem. On
jednak nie miał jakiś wielkich oporów przed rozmową na takie tematy z obcym
chłopakiem.
– Trochę.
– Czy ta pierwsza bójka, to też było
przez to?
– Pierwsza bójka? – nie kryłem
zdziwienia.
– To było w zeszłym roku szkolnym, pod
sam koniec. Opatrzyłem ci nos.
Zamrugałem kilkakrotnie ze zdziwienia.
Nie pamiętałem, żeby mężczyzna w ogóle tam był. Coś mnie zabolało w środku, jak
tylko wspomniał o tamtej sytuacji. Herbata w jednej chwili straciła smak, a mi,
z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, zachciało się płakać.
– Pan mi opatrzył nos? – nie kryłem
zdziwienia.
– Tak. Chyba byłeś nieprzytomny, no nie?
To w sumie nic dziwnego, że nie pamiętasz.
– Nie było tam pana, gdy się ocknąłem –
powiedziałem, jakbym starał się udowodnić mu, że mnie okłamywał i wcale go tam
nie było tego dnia.
– Jak tylko skończyłem, poszedłem do
dzieci, z którymi został Yuu, a później on do ciebie przyszedł. Dlatego mnie
nie widziałeś.
Y u u
To imię zabrzmiało tak dziwnie,
nierealnie. Pierwszy raz w życiu słyszałem, żeby ktoś nazywał Shiroyamę po
imieniu. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz.
– Chodziło o to, że pocałowałem chłopaka
– wymamrotałem. Czułem, że jakoś nie mam już nic do stracenia, więc czemu by
nie powiedzieć mu, o co chodziło. – Chociaż to pewnie i tak była ustawka.
Zaplanował to, bo… Sam nawet nie wiem dlaczego to zrobił.
– Lubisz tego chłopca? – spytał
łagodnie.
– Bardzo. I wydawało mi się przez jakiś
czas, że on mnie też lubi. Ale chyba to było jednostronne.
– Przykro mi – powiedział. To zabrzmiało
tak szczerze, że myślałem, że się przesłyszałem. – To okropne, gdy zawodzi się
na takiej osobie. I kiedy dochodzi do takich sytuacji.
– Nie, wydaje mi się… Tak musiało być. Wcale
nie powinniśmy byli być razem.
– Tylko teraz masz problemu z
rówieśnikami.
– Dam sobie z tym radę.
– Wiesz co, w razie czego, to zawsze
jesteśmy z Yuu do dyspozycji. Gdybyś chciał z kimś o tym porozmawiać, miał z
czymś kłopot, to możesz do nas przyjść. Z reguły któryś z nas jest w domu, więc
się nie krępuj. Poza tym, Yuu jest codziennie w szkole, więc zawsze możesz też
tam z nim porozmawiać.
– Dziękuję, ale raczej dam sobie radę
sam.
– Jesteś pewny? Wiem, że to nie takie
proste.
– Na pewno. Tylko… uhm… Pan mieszka z
panem Shiroyamą? – spytałem dla pewności. Zdaje się, że w życiu nie zadałem
jeszcze nikomu tak głupiego pytania. Lekarz wydawał się przez moment osłupiały,
jakby nie spodziewał się akurat takiego pytania. W sumie mu się nie dziwiłem,
ale tylko ja mogłem zadać tak debilne pytanie.
– Mieszkamy razem – odpowiedział, jakbym
zadał mu podchwytliwe pytanie.
– Bo tak jakoś… spodziewałem się spotkać
żonę pana Shiroyamy – zaśmiałem się nerwowo.
– Oto jestem – roześmiał się.
– Och – bąknąłem.
Chyba w końcu to do mnie wtedy dotarło. Nie
było żadnej żony, tylko mąż. Shiroyama był zwyczajnie gejem. Słyszysz mnie,
świecie? Nie miałem pojęcia czy powinienem teraz płakać z radości, że był
takiej a nie innej orientacji, czy płakać z rozpaczy, że był zajęty i miał
trójkę dzieci.
– Nie wiedziałeś? Wydawało mi się, że
każdy o tym wie, a w szkole, to już w ogóle. Cała kadra nauczycielska,
dyrekcja, uczniowie.
– Poważnie? Ja nie wiedziałem.
– To teraz już wiesz. Też nie jesteśmy
jacyś, żeby krzyczeć o tym na prawo i lewo, ale również się z tym nie ukrywamy.
To nie miałoby sensu, a poza tym, nie żyjemy w średniowieczu, żeby ktoś w ogóle
robił o to jakieś pretensje. Jakim troglodytą trzeba być, żeby nie móc
zrozumieć, że związki jednopłciowe były są i będą.
– Dla niektórych to coś
nieprawdopodobnego.
– Prawda?! Rany, a wcale nie ma w tym
nic nieprawdopodobnego. Ludzie powinni się uspokoić. Szczególnie w twojej
szkole, bo halo, przecież mają nauczyciela, który jest w związku homoseksualnym
i jakoś nikomu to nie przeszkadza.
– Może to też dlatego, że po prostu mnie
nie lubią.
– To bez znaczenia czy lubią, czy nie.
Tak się nie powinno zachowywać. Jakbyś zobaczył hetero parę, załóżmy, że to
jakiś kolega, którego nie lubisz i koleżanka, która działa ci na nerwy, to nagle
zacząłbyś rzucać w nich kamieniami, krzycząc, że są nienormalni?
– No nie.
– No właśnie. A niektórzy z chęcią by
tak zrobili z tobą. Z nami. Tylko po co?
Pokręciłem głową. Mężczyzna westchnął
głęboko.
– Ludzie czerpią przyjemność z twojej
krzywdy, a ty nie powinieneś im dawać satysfakcji, że udało im się wyprowadzić
cię z równowagi. Wiem, że brak reakcji często może skutkować agresją z ich
strony, jednak lepsze to, niż wywoływanie bójek na przerwach.
Poczułem, że mi gorąco w uszy. Mężczyzna
właśnie trafił w samo sedno problemu. Poczułem się, jakby ktoś uderzył w jakiś
czuły punkt na moim ciele i aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
– I jak? – usłyszałem nagle za sobą.
Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu pana Shiroyamy. Odwróciłem się delikatnie
do mężczyzny, który opierał się nonszalancko o framugę drzwi balkonowych. W tym
jednym momencie myślałem, że zaraz cały obiad podejdzie mi do gardła. Był
ubrany zupełnie inaczej niż w szkole – miał na sobie luźne szare dresy i białą
bluzkę z długim rękawem, która podkreślała wyrzeźbioną budowę ciała. Wyglądał
tak przystojnie w tym zwyczajnym stroju, że aż zrobiło mi się strasznie
nieswojo i jeszcze bardziej nabrałem ochoty na to, by stamtąd uciec.
To miejsce było zbyt idealne. Ten dom,
pan Shiroyama, lekarz, trójka dzieci. Całe ich życie było jak z jakiegoś
pięknego snu, który mógłby mi się śnić każdej nocy, stając się obrzydliwym
koszmarem.
– Rozmawiamy – odparł chirurg.
– W to nie wątpię – historyk wyszedł na
taras, przysiadł na wolnym krzesełku obok mnie. Serce momentalnie mi
przyspieszyło.
– Gdzie dzieci?
– Na górze.
– Mhm.
Zapadło milczenie. Zerknąłem najpierw na
pana Shiroyamę, a później na lekarza, zastanawiając się czy to może ja
powinienem się odezwać. Obaj mężczyźni siedzieli przez dłuższy moment, jakby
ich ktoś pilotem zastopował. To było super dziwne.
– Okej, już idę – odezwał się Shiroyama,
przerywając ciszę.
– Nie, nie o to chodzi – odparł chirurg.
– Myślę o tym, co zrobić na kolację. No i… ach! Przyniósłbyś zakupy z
samochodu? Zapomniałem w ogóle o nich.
– Ty kiedyś głowy zapomnisz – nauczyciel
podniósł się z westchnięciem.
– Bo myślałem o tym, co dobrego zrobiłeś
na obiad, no ale się zawiodłem.
– Ha, dzięki. Gdzie są kluczyki?
– W przedsionku, tam gdzie zwykle.
– Przynajmniej o tym pamiętasz – mruknął
jeszcze na odchodne nauczyciel.
– Zrzęda.
– Słyszałem!
– I dobrze!
Zaśmiałem się mimowolnie. Lekarz posłał
mi szeroki uśmiech.
– Widzisz, jaki twój nauczyciel od
historii jest okropny? To on jest tutaj marudą, a mi mówi, że to ja narzekam na
wszystko. Nigdy nic mu nie pasuje i jest najlepszy od znajdywania wymówek na
wszystko. Najchętniej to by leżał na kanapie i nic nie robił.
– Brzmi jak mój ojciec – przyznałem ze
śmiechem.
– Ja nie wiem, co jest z tymi facetami –
westchnął, teatralnie odgarniając wierzchem dłoni kosmyk włosów, który jakimś
sposobem wydostał się z kitki. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na to, że włosy
poskręcały mu się jak barankowi, co widać było nawet, gdy miał je związane. To
było naprawdę zaskakujące, bo jakby się nad tym zastanowić, był on pierwszą
osobą, jaką poznałem i miała ona naturalnie kręcone włosy, w dodatku były one
brązowe i wcale nie wyglądały na farbowane. To dziwne, że wcześniej nie
zwróciłem na to uwagi. Może dlatego, że kiedy poznałem lekarza, to bardziej
przejmowałem się swoją siostrą a nie tym, jak wyglądał?
– To na złość.
– Też tak sądzę! – oznajmił żywo. – Bo
niby z jakiego innego powodu?
Tak się złożyło, że zostałem też na
kolację. W zasadzie, to nie miałem zbyt wiele do powiedzenia, gdyż były chirurg
mojej siostry powiedział, że tak ma być i już. Zjadłem więc z nimi kolację i
niedługo później pan Shiroyama odwiózł mnie do domu. Dziwnie mi było jechać z
nim sam na sam przez całą drogę. Mężczyzna nie wydawał się jednak niczym
przejęty. Nucił coś wesoło pod nosem i stukał lekko palcami w kierownicę.
– Było mi bardzo miło – powiedziałem w
pewnym momencie, przerywając ciszę. Poczułem, że robię się cały czerwony na
twarzy i cieszyłem się w duchu, że nie mógł za bardzo na mnie patrzeć, tylko
musiał obserwować drogę.
– Tak? Cieszę się bardzo – powiedział z
uśmiechem. – Jak coś, to zawsze możesz
zwrócić się do mnie albo do Takanoriego.
Takanori? Tak on się nazywał lekarz? W
zasadzie, to nawet mnie to za bardzo nie interesowało.
– Będę pamiętał. Uhm… I nie wiedziałem w
sumie, że pan też jest taki.
– Taki? Jaki?
– No… Jak ja.
– Naprawdę? – roześmiał się. – Czy ty
pod kamieniem mieszkasz? Przecież każdy o tym wie. A tak właśnie, podałbyś mi
adres? Muszę wiedzieć, gdzie mam cię odwieźć.
Podałem mu swój adres. Shiroyama odwiózł
mnie do domu, a w międzyczasie rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach. Między
innymi o tym, jak traktuje się gejów. Mężczyzna opowiedział mi też w dużym
skrócie, co się działo, gdy w pracy dowiedzieli się, że preferował mężczyzn i
jak chcieli go za to zwolnić. Musiałem przyznać, że mnie zaskoczył tą historią.
Bo w sumie kto by się spodziewał, że facet, który wiódł życie jak z bajki, też
mógł mieć kiedyś pod górkę?
– Swoją drogą, Itsuki – zaczął, gdy już
dojeżdżaliśmy pod mój dom – jak już mowa o szkole, to przygotuj się z ostatniej
lekcji na poniedziałek.
– Huh? – mało się nie zapytałem, że niby
po co. To by było najgorsze pytanie, jakie bym mógł zadać jakiemukolwiek
nauczycielowi.
– Możliwe, że zrobię małą kartkówkę, bo
nikt w zasadzie nie uważał na zajęciach.
– Och… w porządku.
– To nie jest trudny temat, więc nie
martw się. Poza tym, masz szansę na dobrą ocenę. To tutaj? – spytał, stając pod
moim blokiem. Zerknąłem na zewnątrz, byliśmy pod samą klatką.
– Tak. Bardzo dziękuję.
– Nie ma za co. Do poniedziałku.
– Do po… do widzenia – poprawiłem się
szybko, wychodząc z samochodu.
Gdy wchodziłem na klatkę, Shiroyama stał
jeszcze w miejscu. Pewnie chciał się upewnić, że dotrę do środka i nic mi się
po drodze nie stanie, chociaż to było zaledwie kilka metrów. No nie wiem, jakoś
tak poruszył mnie ten gest i to do tego stopnia, że mało nie przegapiłem swoich
drzwi, gdy wspinałem się po schodach. Już miałem wejść do środka, kiedy to
poczułem, jak robi mi się gorąco. Byłem więcej niż pewny, że mama zasypie mnie
gradem pytań, z kim byłem i co robiłem. Co niby miałem jej powiedzieć? Że
spędziłem czas ze swoim nauczycielem i jego facetem? Że jadłem z nimi obiad i
kolację? Że bawiłem się z ich dziećmi, jakbym był ich dobrym krewnym?
Dopiero wtedy do mnie dotarło, że
potraktowali mnie tak uprzejmie i życzliwie, jakbym naprawdę był członkiem ich
rodziny. No nie wiem, może to było dlatego, że byłem gejem, w dodatku w dość
młodym wieku i poczuli wobec mnie coś w rodzaju odpowiedzialności? Nie powiem,
jakoś mi się tak miło zrobiło. Zupełnie tak, jakbym miał kogoś, do kogo mogłem
przyjść i porozmawiać, zwierzyć mu się z problemów. Ale zaraz, pół dnia mi
powtarzali, że przecież mogę do nich zawsze przyjść i im powiedzieć o
wszystkim, jeśli tylko będę miał problem.
To było tak miłe, że aż nie mogłem w to
uwierzyć. Nie byłem przyzwyczajony do takiego zachowania ze strony ludzi!
Mimowolnie wszedłem do mieszkania. W
salonie grał telewizor, siostra słuchała muzyki u nas w pokoju. Po cichu
zamknąłem za sobą drzwi, po czym przemknąłem do pokoju. Rzuciłem plecak na
podłogę, po czym położyłem się na swoim łóżku, biorąc głęboki wdech.
– Hej – powiedziała siostra, nawet się
do mnie nie odwracając. – I jak było?
– Co? – wymamrotałem, jakbym popełnił
zbrodnię i miałem wrażenie, że ktoś za moment zdemaskuje, że byłem mordercą.
Tak jakbym niby robił coś nielegalnego. Chociaż może po części… W końcu nie
powinienem był spędzać czasu ze swoim nauczycielem po lekcjach poza szkołą, być
u niego w domu, jeść z nim obiad.
– Mama mówiła, że masz randkę.
– To nie randka.
– Fajna ta dziunia?
– A ty skąd znasz takie słowa, co? –
burknąłem. – Nie twój interes tak w ogóle.
– Bo się wstydzisz. Mięczak.
– Cicho siedź i do spania, gówniaro.
– Ale niemiły – fuknęła jeszcze.
Następnego dnia mama nie dawała mi
spokoju. Wypytywała o moją rzekomą dziewczynę, jakbym już się komuś miał oświadczyć
i się ożenić. Tylko nie to! Tak naprawdę to związek z kimkolwiek był ostatnią
rzeczą, o jakiej chciałem w ogóle myśleć. Nie wyobrażałem siebie w
jakiejkolwiek relacji, nie w tej chwili. Wciąż zdarzało mi się po prostu
siedzieć i myśleć o Hitsujim. Rozmyślałem wtedy tylko o tych dobrych chwilach
między nami. Nie o tym, że pod sam koniec naszej relacji było między nami tak
nijak, bezuczuciowo. Zapominałem wtedy o tych wszystkich przykrościach, które
mnie spotkały z jego strony i chciało mi się płakać, że nie byliśmy już razem,
że ze sobą nie rozmawialiśmy.
W niedzielę mama wyszła z Yuzuki na
spacer. Ja zostałem w domu, mówiąc, że muszę się uczyć. I faktycznie – uczyłem
się na kartkówkę, o której powiedział mi nauczyciel. Chociaż nie miałem żadnej
notatki z lekcji, to kilka razy przeczytałem cały temat z podręcznika, wypisując
co ważniejsze informacje, a poza tym od czego był internet. O niektórych
rzeczach doczytałem jeszcze z różnych stron, by być gotowym na wszystko. Kiedy
tak siedziałem nad tematem, zakuwając go, to nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Zdziwiłem się, bo w zasadzie kto mógłby tutaj przyjść? Zwlokłem swoje cztery
litery z fotela, po czym niechętnie ruszyłem do drzwi. Jakie moje zdziwienie
było, gdy wyglądając przez wizjer zauważyłem swojego ojca. Chociaż bardzo nie
chciałem, to otworzyłem mu.
– Hej – powiedział, próbując wepchnąć
się do domu. Stanąłem mu na drodze, blokując jednocześnie przejście, co mu się
nie spodobało.
– Dzień dobry – odparłem tonem, jakbym
zwracał się do zupełnie obcej osoby. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się niedobrze
na sam jego widok. Nie miałem z nim kontaktu przez pewien okres czasu i nagle
postanowił się zjawić. W dodatku w momencie, gdy nie było mamy, do której
pewnie miał jakiś interes. – Mamy nie ma.
– Nie szkodzi.
Spojrzałem na mężczyznę niezrozumiale. Z
jakiegoś powodu poczułem, że wcale nie mam w tym momencie do czynienia z
mężczyzną, który był moim fajtłapowatym, beznadziejnym ojcem. W życiu nie
widziałem go tak zdenerwowanego, jakby miał za moment mnie uderzyć, co mnie
zaniepokoiło.
– Co się stało? – spytałem.
– Chcę się czegoś dowiedzieć.
– Czego? – nie ukrywałem zdziwienia. –
Raczej nikt nie ma tutaj nic do ukrycia.
– Nie? – warknął, niemal tupiąc
niecierpliwie nogą. – W ogóle? A nowy facet twojej matki? Nie sądzę, by tak
nagle znalazła sobie kogoś innego.
– Co proszę? – zamrugałem kilkakrotnie.
– Pierwsze słyszę.
– Tak? To kto cię ostatnio odwoził do
domu, hm? I kto był tutaj kilka miesięcy temu, gdy mnie nie było? Nie no,
pewnie przychodził tu częściej i z pewnością się widywali.
O cholera.
Coś mnie zmroziło. Jeszcze tego by
brakowało, by pan Shiroyama był w to wplątany, a bez wątpienia chodziło o
niego. Nikt mnie nie podwoził ostatnio do domu, oprócz niego i to on był tak
naprawdę ostatnią osobą, która złożyła wizytę w naszym domu.
– Przecież mama nie ma nikogo. O co ci
chodzi?
– O tego typa, co się tu już jakiś czas
kręci! To dla niego chce się rozwieść? Tylko po to, bo znalazła jakiegoś
lalusia z drogim samochodem?! – krzyczał. Sąsiedzi pewnie go słyszeli i bałem
się, że ktoś zaraz wyjdzie, by zainterweniować. Może nawet nie byłoby to złym
posunięciem z ich strony, bo istniał wówczas cień szansy, że pozbyłbym się go.
– Pusta dziwka i tyle!
– Jak ty się o niej wyrażasz?! –
wściekłem się, robiąc ku niemu krok. W jednej chwili poczułem się, jakby
wypełniony dziwną siłą. Ojciec nieznacznie się cofnął. Nagle w moment zrobił
się przy mnie taki malutki. – Ty bezużyteczna, beznadziejna, obleśna parodio
mężczyzny. Nie zasługiwałeś na nią, a ona na te wszystkie przykrości, jakie jej
w życiu wyrządziłeś. Wynoś się stąd w tej chwili! W tym momencie, bo inaczej
porozmawiamy!!
– Co? Ojca byś uderzył? – zakpił.
– Taki ojciec jest gorszy niż brak ojca
– odparłem, niemal plując na niego. – Nie chcę cię więcej znać i widzieć.
Wynocha!
Patrzył jeszcze na mnie przez kilka
chwil z wyraźnym bólem wymalowanym na twarzy, jakby próbował wzbudzić we mnie
wyrzuty sumienia. Pozostawałem nieugięty. To, w jaki sposób wyraził się o
mamie, jego ton głosu, cała ta obrzydliwa osoba, którą był – to wszystko
wywoływało we mnie ogromną złość. Nie docierało też do mnie, że mężczyzna,
który był niby takim niewiniątkiem i fajtłapą życiowym, był w stanie w taki
sposób wyrazić się o jakiejkolwiek kobiecie. Już kompletnie wyprowadzał mnie z
równowagi fakt, że chodziło o mamę.
– Dowiem się, kim on jest.
– Kto? Mój kolega? – postanowiłem
zablefować. – Dałbyś już spokój, bo to już jakaś paranoja. Jedynym powodem, dla
którego mama się z tobą rozwodzi, jesteś
ty. Nie szukaj winy w ludziach, którzy nic nie zrobili i po prostu pogódź się z
tym, że to wszystko przez ciebie. A teraz przepraszam, ale mam jutro
sprawdzian, więc daj mi spokój i idź stąd.
– Dowiem się – rzucił jeszcze, gdy
zamykałem przed nim drzwi.
– Bo na pewno jest czego – parsknąłem.
Przekręciłem zamek w drzwiach. Stałem jeszcze kilka chwil, patrząc przez
wizjer, by upewnić się, że na pewno sobie pójdzie. Stał pod drzwiami jeszcze z
minutę, aż w końcu zszedł na dół. Odetchnąłem i miałem cichą nadzieję, że nie
przyjdzie mu do głowy, żeby czekać na dole na mamę i Yuzuki. Gdy tylko o tym
pomyślałem od razu ubrałem buty i narzuciłem na siebie kurtkę, po czym zbiegłem
pod blok. Stałem tak tam, czekając na siostrę i mamę, aby mieć pewność, że ten
facet nie postanowi nas jeszcze ponękać.
Nie powiedziałem matce o całej tej
sytuacji. Stwierdziłem, że tak byłoby najlepiej, ponieważ tylko by się
zdenerwowała, a poza tym na pewno by się wypytywała o co chodziło. To
niewątpliwie przeszłoby na temat pana Shiroyama i całkiem możliwe, że wydałoby
się, że to z nim widziałem się w piątek po lekcjach. Bardzo chciałem tego
uniknąć, ponieważ obaj niechybnie mielibyśmy z tego powodu niemałe problemy. W
końcu, jako mój nauczyciel, pan Shiroyama nie powinien był się ze mną widywać
po zajęciach, a tym bardziej u siebie w domu. Chyba, że w ramach korepetycji
czy czegoś, jednak to nie były korepetycje. To było zwyczajne spotkanie
towarzyskie, które mogło nieść ze sobą wyjątkowo nieprzyjemne skutki.
W poniedziałek czułem się trochę jakby
oderwany od rzeczywistości. Już na wejściu do klasy, w której miałem pierwsze
zajęcia, zostałem obrzucony nieprzyjemnymi spojrzeniami rówieśników.
Oczywiście, bo jakżeby inaczej. Zaczął się mój kilkudniowy koszmar w placówce
koedukacyjnej. Jedyne, co mnie pocieszało, to zajęcia z panem Shiroyamą, bo
przynajmniej podczas nich potrafiłem nie myśleć o tym, że jestem nienawidzony w
całej klasie i pewnie też i w szkole. Dlatego też początek i koniec tygodnia
nie były złe – zaczynałem i kończyłem go historią ze swoim ulubionym
nauczycielem.
Pierwszymi poniedziałkowymi zajęciami
była biologia. Nie był to mój ulubiony przedmiot, chociaż nigdy też nie miałem z
nim jakiś wielkich problemów. Usiadłem w ławce, wyciągnąłem swoje rzeczy i
czekałem cierpliwie na rozpoczęcie zajęć, bawiąc się przy tym telefonem.
Usilnie unikałem spojrzeń kolegów i koleżanek z klasy, którzy, oczywiście,
przerwali rozmowy, jak tylko wszedłem do pomieszczenia. Na szczęście, szmer
między nimi powoli się wzmagał, więc nikt już nie zawracał sobie głowy faktem,
że byłem w pobliżu. Nie obchodziło mnie też czy może rozmawiali o mnie.
Przeglądałem Facebook-a, aż nagle tknęło mnie, by może zajrzeć na profil
Hitsujiego. Wpisałem więc jego nazwisko w wyszukiwaniu, jednak nie wyświetlił
się. Pokazały mi się tylko profile jakiś osób, które nazywały się tak samo. Zacząłem
więc przeglądać swoich znajomych, żeby wejść na jego profil, no ale… Nie było
go. Świetnie, musiał mnie zablokować, nie chcąc, żebym widział jakieś jego
posty albo on nie chciał widzieć więcej moich postów. Bosko. Aż poczułem się z
tym nieswojo, bo naprawdę zostałem odcięty od chłopaka, do którego wciąż
żywiłem pewne uczucia. Poczułem nagle dziwny ból w klatce piersiowej i miałem
wrażenie, jakby ktoś wiercił mi dziurę w brzuchu jakimś tępym narzędziem. Po
chwili uzmysłowiłem sobie, że nauczyciel już wszedł do klasy, a ja tak
siedziałem pochylony nad telefonem, z trzęsącymi się dłońmi, jakbym miał mieć
za moment atak epileptyczny. Jakimś cudem udało mi się przywrócić do porządku,
chociaż czułem się, jakby świat zawalił mi się na głowę i myślałem, że za
chwilę zacznę płakać. Już nawet myślałem, że z pewnością uronię łzę, gdyż
czułem, jak wezbrały mi one do oczu, kiedy to do klasy wszedł nasz wychowawca.
W jego towarzystwie była niziutka dziewczyna z niesamowicie długimi włosami i
cerą bladą niczym alabaster. Całkiem możliwe, że gdyby nie weszli i nagle nie
zwróciłbym uwagę na obcą dziewczynę, to rozpłakałbym się jak małe dziecko.
– Dzień dobry – zaczął wychowawca. Klasa
odpowiedziała mu dość niemrawo. Co się dziwić, w końcu była ósma rano. – Od
dzisiaj będziecie mieć nową koleżankę w klasie. Proszę, przedstaw się.
– Iwasaka Hitomi – powiedziała
dziewczyna, delikatnie skłaniając się przed klasą. – Miło mi was poznać.
– Porozmawiamy jeszcze z Hitomi na
godzinie wychowawczej, a teraz, proszę, bądźcie dla niej mili.
Wychowawca wyszedł, zostawiając z nami
nową uczennicę. Zajęła miejsce obok dziewczyny z pierwszej ławki. Tamta jedynie
na nią spojrzała, jakby wcale nie miała ochoty, by ktoś się do niej przysiadał.
Musiałem przyznać, że naprawdę skupiłem się na jej lśniących, długich włosach.
Patrzyłem na nie przez całą lekcję jak zahipnotyzowany. Pierwszy raz w swoim
życiu widziałem tak śliczne włosy! To było aż śmieszne, że wzbudziło to we mnie
takie zachwyt. Jakbym nigdy włosów nie widział. Byłem naprawdę zawiedziony, gdy
lekcja dobiegła końca. Nawet nie wiedziałem, kiedy mi to zleciało. Podczas
przerwy wszyscy zagadywali nową o to, skąd jest, dlaczego się do nas przeniosła
i dlaczego właśnie w trzeciej klasie. Nie to, że podsłuchiwałem te rozmowy, ale
usłyszałem, że dorastała i wychowywała się na Sachalinie, a przeniosła się z
powodów rodzinnych. Wszyscy byli też zaskoczeni, że tak dobrze znała japoński,
na co odpowiedziała, że to dzięki rodzicom, którzy podtrzymywali w domu rodzimy
język. Nie obyło się też bez próśb, by powiedziała coś po rosyjsku. Ku wielkiej
uciesze, powiedziała kilka zdań, które później przetłumaczyła.
Hitomi, bo wszyscy błyskawicznie zaczęli
zwracać się do niej po imieniu, miała przemiłą aparycję i głos, jakby
opowiadała bajki w dobranockach dla dzieci – ciepły i melodyjny. I chociaż
wydawała się być naprawdę znudzona, gdy na każdej lekcji nauczyciel prosił ją o
dokładne dane, ponieważ nie była jeszcze wpisana w systemie elektronicznego dziennika
i nie było jej też na papierowej liście. Jednak nawet ten jej znudzony głos
brzmiał przyjemnie dla ucha.
Nareszcie nadeszła wyczekiwana przeze
mnie lekcja historii. Pan Shiroyama, tak jak mi powiedział, na wstępie zrobił
kartkówkę. Podczas gdy cała klasa niezadowolona pisała wejściówkę z ostatnich
zajęć, tak on poprosił do siebie nową uczennicę, by wykonać tę samą procedurę,
której dokonywali pozostali nauczyciele. Z tą różnicą, że nie pytał się jej na
głos przy całej klasie o wszystko, tylko poprosił ją do swojego biurka, gdzie
po cichu wziął jej dane, a następnie, bez żadnych pytań lub docinek, że
przeniosła się w trzeciej klasie, powiedział, żeby usiadła.
Dość szybko napisałem kartkówkę. Pan
Shiroyama zadał dwa naprawdę proste pytania, które wymagały odpowiedzi w dwóch
lub trzech zdaniach. Niestety, reszcie mojej niedorobionej klasy bardzo się nie
spodobało, że mężczyzna zrobił im taką niespodziankę. Wiedziałem, że będą na
niego później wyklinać, a ja będę się denerwować, że nie potrafili zrozumieć
tak prostego tematu.
– Itsuki, skończyłeś? – powiedział nagle
Shiroyama, widząc, że siedziałem wyprostowany z kartką odłożoną na bok.
– Tak.
Zauważyłem, że część osób z klasy
wymierzyło we mnie spojrzenia pełne wyrzutu. No co? Przygotowałem się, tego nie
mogli mieć mi za złe. Nauczyciel podszedł do mojej ławki, po czym wziął moją
kartkę. Stał nade mną chwilę, czytając to, co nagryzmoliłem, po czym odszedł z
powrotem do swojego biurka. Napisał coś na mojej pracy, a następnie mi ją
oddał. Jak bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem piątkę przy swoim nazwisku.
Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz dostałem taką ocenę z kartkówki!
– Ostatnie dwie minuty – powiedział
nauczyciel.
Nagle zapanowało poruszenie. Niektórzy
mamrotali pod nosem, wyklinali, a pan Shiroyama miał z tego niezły ubaw.
Podczas ostatniej minuty odwrócił się tyłem do klasy tak, by niektórzy mogli
coś spisać. Trzeba było przyznać, że był on jednak naprawdę w porządku
człowiekiem. Wiedział, że nie da się nikogo zmusić do polubienia historii,
nieważne jak przedmiot byłby ciekawie prowadzony i nie chciał w zasadzie nikomu
robić pod górkę. Po prostu taką miał złośliwą naturę, że skoro nawet nie
udawaliśmy, że go słuchamy, to zrobił wejściówkę, która raczej nie miała
znaczącego wpływu na ocenę semestralną albo końcową.
Jak się okazało, byłem jedyną osobą, która
dostała ocenę bardzo dobrą. Reszta to były trójki, dwójki i jedynki, chociaż
jakimś cudem znalazły się też dwie czwórki. Shiroyama powiedział jednak, że
wpisze tylko trzy oceny – moją piątkę i te dwie czwórki, bo nie chce do reszty
nam psuć poniedziałku, jednak zachowa sobie te nieszczęśliwe kartkówki i weźmie
je ewentualnie pod uwagę podczas wystawiania ocen. Tym sposobem zarobiłem
dodatkową piątkę, która mogła mi pomóc w przyszłości.
Swoim już zwyczajem postanowiłem zostać
nieco dłużej, by móc porozmawiać z nauczycielem. Podczas gdy wszyscy już
zbierali się do wyjścia, ja dopiero zacząłem się pakować. Nie miałem wcale
ochoty spędzać przerwy w towarzystwie swoich durnych rówieśników, więc
próbowałem wszystkiego, byle nie musieć z nimi choćby rozmawiać.
– Och, Iwasaka, zaczekaj – usłyszałem
nagle. Podniosłem głowę znad plecaka. Shiroyama zawołał do siebie nową
uczennicę. – Dam ci jeszcze spis tematów, które już były przerabiane w tym
roku.
– Dobrze – odparła dziewczyna,
podchodząc do biurka.
Nie wiedziałem, co powinienem w tym
momencie zrobić, dlatego wyszedłem po prostu z klasy. Nie chciałem, by wyglądało
to, jakbym specjalnie czekał na Shiroyamę. Postanowiłem jednak zaczekać na zewnątrz.
Gdy tak stałem pod salą, nagle poczułem, jak ktoś delikatnie klepie mnie w
ramię. Odwróciłem się zaskoczony, będąc już gotowym na to, że to może być jakiś
śmieszek z mojej klasy, który będzie mi robić uwagi dotyczące mojej orientacji.
Jak bardzo zaskoczony byłem, gdy zobaczyłem partnera pana Shiroyamy.
– Cześć, Itsuki – przywitał się ze mną
wesoło.
– Dzień dobry – również się przywitałem.
– Co słychać?
– Ach, wszystko w porządku. – odparłem.
– Żadnych rewelacji. A pan będzie od dzisiaj do nas chodził do szkoły?
Mężczyzna roześmiał się serdecznie na
moje pytanie. Uśmiechnąłem się lekko, czując się naprawdę dziwnie. Nie
spodziewałbym się po sobie, że będę tak swobodnie rozmawiać z partnerem faceta,
który mi się podobał.
– Skądże, chociaż mógłbym wrócić do
szkoły. Przyszedłem po twojego ulubionego historyka.
– Jak mama po syna – zaśmiałem się.
– Dokładnie! – zawtórował mi. – To duże
dziecko, więc wychodzi na jedno. A ty? Też na kogoś czekasz?
– Na mnie – powiedziała nowa, niespodziewanie
wychodząc z klasy. Spojrzałem zaskoczony na dziewczynę, jednak w żaden sposób
nie zaprotestowałem ja jej oświadczenie. Tak po prawdzie, była to lepsza
odpowiedź niż bym powiedział, że czekałem na jego męża, bo mi się podobał i
chciałem z nim móc porozmawiać przy każdej możliwej okazji.
– Ach… No…
W tym samym momencie z pomieszczenia
wyszedł pan Shiroyama. Spojrzał na naszą trójkę, lekko mrużąc oczy.
– Wiesz co, wciąż wyglądasz jak dzieciak
– powiedział nagle nauczyciel. Spojrzeliśmy z nową po sobie, nie do końca
rozumiejąc tę uwagę. Zaraz jednak dotarło do nas, że nie było to skierowane do
żadnego z nas.
– Szkoda, że ty wyglądasz już jak
dziadek – odgryzł się lekarz. Shiroyama zaśmiał się w głos.
– Jasne. Ciekawe kiedy w końcu zaczniesz
dojrzewać.
– Weź się przymknij i nie gadaj głupot,
bo w końcu ci gębę zaszyję.
– Najpierw będziesz musiał do niej
dosięgnąć, powodzenia.
– Zawsze mogę to zrobić, jak będziesz
spać.
– Groźnie. Ale zrobisz to tymi
rozpuszczającymi się szwami?
– Drutem kolczastym.
– Och, to będzie bolało.
– I dobrze.
Shiroyama podszedł do swojego partnera,
zupełnie jakby nie zauważając już mnie ani nowej. Położył mu delikatne dłoń na
plecach, kierując go w stronę wyjścia, po czym oboje zaczęli iść w tamtym
kierunku. Stałem tak z dziewczyną, patrząc jak ci dwaj idą korytarzem i rzucają
do siebie jakieś mało przychylne docinki. Nie wiem czemu, ale jakoś inaczej
wyobrażałem sobie ich powitania i rozmowy.
– Nie ma za co – powiedziała nagle nowa,
gdy tamci wyszli z budynku. Spojrzałem na nią, jakby wyrwany z transu.
– Słucham?
– Czekałeś na pana Shiroyamę, prawda?
Wiesz, jego facet na niego czekał i raczej by się tylko wkurzył, gdybyś jeszcze
zabierał im czas.
– Skąd niby wiesz, że to jego facet?
Hitomi wywróciła oczami, jakbym był
kompletnym kretynem. Och, pięknie.
– Pan Shiroyama pomagał w przeprowadzce
moim rodzicom i raz udało mi się poznać pana Matsumoto. Poza tym, widać jak na
dłoni, że są parą.
Matsumoto? Więc tak miał na nazwisko? W
zasadzie, to wcześniej nawet sobie tym nie zawracałem głowy, ale myślałem, że
skoro są w związku, to będą mieć takie same nazwiska. Chyba, że wcale nie mieli
zatwierdzonego związku partnerskiego, tylko po prostu mieszkali ze sobą razem.
Dziewczyna zerknęła na zegarek na
nadgarstku, sprawdzając, ile mieliśmy czasu do rozpoczęcia się następnej
lekcji. Akurat zaczęła się przerwa śniadaniowa, więc mogliśmy pozwolić sobie na
dłuższą rozmowę.
– Rany, ale mam dość tej klasy –
powiedziała nagle. – Palisz? A jak nie, to pokazałbyś mi, gdzie jest palarnia?
Dłużej już nie wytrzymam bez nikotyny.
– Palę – przyznałem nieco osłupiały.
Zaprowadziłem ją do prowizorycznej
uczniowskiej palarni na tyłach szkoły. Nauczyciele wiedzieli, że tutaj palono,
jednak nikt już z tym nic nie robił. Jaki miałoby sens zakazywanie dorosłym
ludziom palenia? Hitomi poczęstowała mnie papierosem – paliła grube mentole, co
mnie zaskoczyło. Rzadko zdarzało się, że kobiety paliły grube papierosy, z reguły
widziałem, że wybierały te cienkie.
Nie mogłem oderwać wzroku od tego, jak
pierwszy raz zaciągała się papierosem. Zrobiła to tak, jakby był to jej ostatni
papieros w życiu – przytknęła go do ust, zaciągając się z całej siły. Wciągała
jakiś czas słodką nikotynę, aż delikatnie odsunęła drobną dłoń, w której używka
wyglądała niepokojąco groteskowo, na kilka centymetrów i wypuściła porządną,
szarą chmurę dymu. Zdaje się, że palenie było nieoderwalną częścią jej
egzystencji.
– Słuchaj – zaczęła nagle, odchrząkując
lekko. Jej ton nie przypominał już miłej kobiety opowiadającej historyjki dla
dzieci, ale zmęczoną życiem kobietę, która nie miała czasu na żadne bzdury
młodego pokolenia. – Powiedzieli mi, że mam się do ciebie nie zbliżać i w ogóle
z tobą nie rozmawiać, ale jak na razie jesteś jedyną osobą, która nie podeszła
do mnie i nie poprosiła, żebym powiedziała czegoś po rosyjsku. Niech sobie
wpisują te durnoty w tłumacza Google i włączą funkcję czytania.
– Musi ci być ciężko.
– Ciężko? – prychnęła. – Mam pytanie. Co
jest z tobą nie tak, że tak cię każdy unika? Powiedz mi, jestem bardzo ciekawa,
jak bardzo odstajesz od reszty.
– Pocałowałem kolegę – powiedziałem bez
ogródek. Bo niby po co miałbym się wykręcać inną odpowiedzią? W końcu i tak by
się dowiedziała. – A poza tym, to nigdy jakoś nie gadałem z nikim z klasy.
– Tak myślałam, bo kilka osób nazwało
cię pedałem i zastanawiałam się czy naprawdę jesteś, czy po prostu masz taki
mało heteroseksualny styl bycia.
– Wbrew pozorom mam bardzo
heteroseksualny styl bycia.
– Poza tym, że całujesz kolegów, to z
pewnością – ponownie porządnie się zaciągnęła. Chyba nie mogła już wytrzymać
bez papierosów, w dodatku z moją irytującą klasą. – Robisz coś później?
– Później, to znaczy?
– Po lekcjach. Robisz coś po szkole czy
znalazłbyś trochę czasu?
– Zależy co chcesz.
– Ha! – prychnęła. – A już myślałam, że
na prowincji nie ma czegoś takiego jak cwaniactwo. Nie chciałbyś spędzić ze mną
trochę czasu? Tak po prostu, bez konkretnego celu. Chyba, że cię wkurwiam, to w
porządku.
– Jasne – powiedziałem, strzepując
popiół z papierosa na ziemię. Lekko przygniotłem go podeszwą buta.
– O rany, szybko poszło. Myślałam, że
zaczniesz zadawać pytania, że o co mi chodzi i mówić, że jestem głupia.
– Może zacznę. Jak na razie nie muszę –
wzruszyłem ramionami.
Tym sposobem dziewczyna, którą znałem
raptem kilka godzin i ja, zawarliśmy niepisany pakt, w którym umówiliśmy się,
że ona, w zamian za zadawanie się ze mną, będzie dawała innym iluzję, że jednak
nie jestem gejem, a ja, w zamian za zadawanie się z nią, będę dawał skutecznie
odstraszał wszystkich idiotów, których ona nie była w stanie zdzierżyć. Nie
spodziewałem się, że właśnie w ten sposób się z kimkolwiek zaprzyjaźnię, jednak
stało się. W dość nietypowy sposób. Jednocześnie dowiedziałem się, że Hitomi
wcale nie pochodziła z Sachalinu, jak wszystkim wmówiła pierwszego dnia w
szkole, tylko z Matsue, skąd później przeprowadziła się z rodzicami na Rishiri,
do czego nie lubiła się przyznawać. Dlatego, wiedząc, że to i tak ostatni rok
liceum i raczej nie zaprzyjaźni się z nikim z nowej klasy, wymyśliła Sachalin.
Rosja brzmiała jej po prostu nietypowo i egzotycznie, więc czemu by nie
spróbować. Nie spodziewała się też, że ktokolwiek z klasy jej uwierzy, ale cóż.
Dla innych pozostawała Japonką z Sachalinu, dla mnie była po prostu Hitomi.
Była połowa października. Siedzieliśmy
akurat podczas poniedziałkowej przerwy śniadaniowej na dziedzińcu. Zdaje się,
że był to jeden z ostatnich tak ciepłych dni. Zarzuciłem po prostu swoją kurtkę
na ramiona, Hitomi okryła się dużym, wełnianym szalikiem i tak siedzieliśmy,
jedząc i paląc. Nagle zauważyliśmy, jak pan Shiroyama szedł w stronę parkingu.
Wsiadł do srebrnego volvo po stronie pasażera, a samochód za chwilę odjechał.
– Zauważyłeś, że Matsumoto zawsze po
niego tak przyjeżdża w poniedziałki? – rzuciła, wyciągając z buzi lizaka.
Wystawiła język i przez chwilę zezowała, patrząc czy zafarbował jej od
cukierka. – Zawsze na tej przerwie.
– Faktycznie. Pan Shiroyama chyba już
nie ma później żadnych zajęć.
– No.
– Ciekawe, czemu tylko w poniedziałki
tak robią.
– Pewnie się bzykają gdzieś przy
drogach.
Prawie zakrztusiłem się kulką ryżową.
Hitomi była jednak zupełnie niewzruszona i w dalszym ciągu cmokała, ssąc
lizaka.
– Bzykają się przy drogach?
– No, może nie przy drogach. Nie wiem,
czemu powiedziałam, że przy drogach, pewnie pomyślałam o tym samochodzie. Ale
to by miało sens. Która jest godzina?
– Jakoś dwunasta.
– No. O tej porze raczej nikt nie
odbiera dzieci z przedszkola. Pewnie jadą do domu i się pieprzą.
– W poniedziałek? O dwunastej? – pokręciłem głową. – Kto to robi w ciągu dnia?
– Wyobraź sobie, że masz faceta.
Wyobraziłeś to już sobie? To teraz pomyśl o tym, że masz z nim dzieci.
– Trochę awykonalne.
– Przymknij się i słuchaj – cmoknęła,
ponownie wyciągając lizaka. Wskazała nim na mnie, mało mi go nie wkładając do
nosa. – Załóżmy, że masz z nim te dzieci. Dodajmy jeszcze, że masz bardzo
stresującą pracę, która wymaga od ciebie poświęcenia i czasu. Przyjmijmy też,
że masz jeden dzień wolny w tygodniu i akurat jest to poniedziałek. No i wciąż
w zasadzie jesteś młody, nadający się do reprodukcji, a co za tym idzie –
napalony. Dlatego przyjeżdżasz po swojego faceta z pracy, ewentualnie
załatwiacie razem jakieś sprawy, a później idziesz się z nim bzykać. To ma
sens.
– Tak sądzisz? Jakoś nie sprawiają
wrażenia pary, która robi takie rzeczy.
– Pozory mylą. Weź też pod uwagę to,
jaki Shiroyama chodzi zadowolony z życia na drugi dzień. Jeśli to ci nie brzmi
jak dobry seks, to nie wiem. Hej, właśnie. Ruchałeś się z kimś kiedyś?
Tym razem zakrztusiłem się kulką ryżową.
Hitomi zaczęła mnie energicznie klepać po plecach, prosząc przy tym, bym nie
umierał, bo nie znała tu żadnego innego równie wielkiego przegrywa życiowego,
co ona. Po jakimś czasie udało mi się doprowadzić do porządku. Co to w ogóle
było za pytanie?
– A ty? – odpowiedziałem pytaniem na
pytanie.
– Tak i było beznadziejnie. Dlatego
zastanawiam się czy może gejowski seks jest lepszy.
– Nie – wymamrotałem. Czułem, jak cała
moja twarz oblewa się czerwienią. – Nigdy tego nie robiłem.
– Jeśli homo seks też jest tak kiepski,
co hetero, to prawdopodobnie nic nie tracisz. A nie chciałeś się nigdy
dowiedzieć, jak to jest?
– Jak to jest, gdy ktoś mi wciska chuja
w dupę? To moje marzenie.
– Tak myślałam.
Swoją drogą, rozmowy o seksie były
stałym elementem naszych rozmów. Zdawało się, że Hitomi miała swego rodzaju
bzika na tym punkcie. Nie interesował jej seks w formie romantycznego zbliżenia
dwójki osób, które się kochają, tylko sam akt seksualny. Fascynowało ją to, ile
może być pozycji seksualnych i jak bardzo te pozycje robią się nudne, gdy pieprzy
się z tylko jedną osobą. Nie wierzyła w miłość jako-taką. Uważała, że nie
istnieje i ludzie, którzy się kochają, żyją tak naprawdę w iluzji. Stan
zakochania traktowała jako stan niepoczytalności. Dlatego twierdziła, że nigdy
się nie zakocha. Z każdym swoim dotychczasowym partnerem była wyłącznie dla
seksu, a i tak żaden z nich nie potrafił jej zadowolić. Dlatego, szukając
spełnienia, dość często zmieniała partnerów, co sprawiło, że na Rishiri, które
liczyło sobie raptem kilka tysięcy mieszkańców, przyklejono jej łatkę łatwej
dziewczyny, co w rzeczywistości nie było prawdą. Hitomi pieczołowicie
selekcjonowała mężczyzn na tych, z którymi mogła po prostu rozmawiać i się z
nimi przyjaźnić oraz na tych, którzy w przyszłości mogli zostać jej seksualnymi
partnerami. Długo to trwało i pod uwagę brała wiele rzeczy – sposób
wypowiadania się, styl życia, budowę ciała, ogólną aparycję, aż w końcu
wielkość i kształt penisa. To ostatnie nie było proste do sprawdzenia i mogła
się przekonać o tym tylko w jeden sposób. Z reguły wychodziło z tego wielkie
rozczarowanie, bo albo był za krótki, albo za chudy, albo kształt miał
stożkowaty, czego już w ogóle nienawidziła w męskich przyrodzeniach. Idealny
penis musiał być odpowiednio długi i gruby, najlepiej prosty, chociaż
zakrzywiony nieco w górę przy główce był podobno idealny do wszelkich pozycji
od tyłu. Przynajmniej tak twierdziła Hitomi, z którą siadałem czasami podczas
przerw śniadaniowych na szkolnym stadionie, oglądając, jak trenowała drużyna
baseballowa.
Siadaliśmy tak, dopóki nie nastała zima
i szkolne treningi na zewnątrz zostały odwołane. Tak samo stadion został
zamknięty na czas śniegów i mrozów, w konsekwencji czego nie mieliśmy gdzie
siadać. W połowie grudnia moi rodzice dostali w końcu rozwód, co niezwykle
ucieszyło mamę. Była z tego zadowolona do tego stopnia, że postanowiła wyprawić
małe przyjście z tego okazji. Zaprosiła dwie najbliższe koleżanki i jakąś swoją
kuzynkę, z którą nie miałem dobrego kontaktu, za to mama i ona potrafiły godzinami
plotkować przez telefon. Spytałem się Hitomi czy nie chciałaby do nas przyjść z
tej okazji. Wszyscy się cieszyli, a szczególnie ja i mama. Yuzuki nie do końca
rozumiała, co się w zasadzie działo i dlaczego musiało tak być, jednak byłem
pewny, że jak tylko trochę dorośnie, to zrozumie.
Hitomi zgodziła się przyjść, udając moją
dziewczynę. Niektórzy naprawdę myśleli, że byliśmy parą, a szczególnie moja
rodzina. Mama zadowolona wypytywała o Hitomi, gdy byłem w domu, podczas gdy ona
pewnie bzykała się z jakimiś facetami. To była dziwna relacja. Raz jeden facet,
z którym się „umawiała” podszedł do mnie wściekły, żebym zostawił jego
dziewczynę w spokoju. To było w centrum handlowym, Hitomi aktualnie biegała w
sklepie, wybierając sobie ubrania, a ja stałem na zewnątrz, trzymając inne jej
torby z zakupami. Twierdziła, że jeśli ma pojawić się u mnie jako moja
dziewczyna i mam ją przedstawić mamie i siostrze, to nie mogła przyjść do mnie
w byle czym. Za to ja, podczas gdy ona wybierała strój dla mojej mamy, musiałem
się rozprawić z tym mężczyzną. Nie znałem go w ogóle, nie chodził do nas do
szkoły. Ba! Z pewnością do żadnej szkoły nie chodził. Wyglądał na minimum
trzydzieści lat.
– Nie wiem, o co ci chodzi –
powiedziałem zdezorientowany. Już kilka minut próbowałem mu wyjaśnić, że Hitomi
wcale nie jest moją dziewczyną. – Tylko się przyjaźnimy! A poza tym, jestem
gejem.
– Suzuś nie mówiła, że przyjaźni się z
pedałem – burknął.
Następny ciekawy fakt o Hitomi – facetom
nigdy nie przedstawiała się swoim imieniem i nazwiskiem, mówiła po prostu, że
nazywa się Suzumi, co w wielu przypadkach, o dziwo, załatwiało sprawę. Całkiem
możliwe, że ci mężczyźni też nie byli mocno zainteresowani tym, jak się
nazywała. Myśleli pewnie, że okej, chce się bzykać, to po prostu się bzykniemy.
Ten był jednak trochę inny, o czym Hitomi mi mówiła. Codziennie do niej
dzwonił, zapraszał ją na randki i ogólnie twierdził, że byli parą, co mojej
przyjaciółce nie do końca odpowiadało.
– Naprawdę, nie mam nic do Suzumi. Jest
tylko moją koleżanką.
– To dlaczego stoisz tutaj z babskimi
zakupami? Ona jest w sklepie? W którym??
– No… no bo… Czekam na swojego chłopaka!
I jak przyjdzie, to mamy iść w trójkę na obiad.
– Serio? To sobie z tobą poczekam na
tego chłopaka.
Moje ciało w jednym momencie pokryło się
zimnym potem. Czasami nie wierzyłem w to, jakie szczęście miałem, czy też
raczej jakiego pecha miałem. Jakiś natarczywy facet mojej koleżanki, wyrobiony
w barach koksu, no i ja – chuderlawy pedałek. Czułem, że to się dobrze nie
skończy.
Niespodziewanie w tłumie dostrzegłem
znajomą sylwetkę. Pomyślałem, że to moja jedyna szansa na wydostanie się z tej
patowej sytuacji.
– H-hej!! – krzyknąłem, machając do pana
Shiroyama. Żyje się raz, no nie?
Kilka osób spojrzało w moim kierunku, w
tym pan Shiroyama. Nauczyciel niósł papierową torbę z jakiegoś sklepu z
elegancką męską odzieżą. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony, a ja, jak gdyby
nigdy nic, podbiegłem do niego.
– Itsuki? – wcale nie krył zdziwienia.
– Błagam, musi mi pan pomóc –
powiedziałem cicho, chwytając go obiema dłońmi za wolną rękę, jakbym prosił go
o naprawdę pilną przysługę. I tak właśnie było. W pierwszym odruchu chciał
wyrwać dłoń z mojego uścisku, jednak się powstrzymał. Minę miał naprawdę nietęgą,
jakby właśnie spróbował czegoś naprawdę niesmacznego.
– No dobra – odparł trochę niepewnie.
– Naprawdę, bo to się źle skończy.
Shiroyama powiódł wzrokiem na faceta, z
którym wcześniej stałem, a następnie znów spojrzał na mnie. Kiwnął nieznacznie
głową na znak tego, że zrozumiał, o co mi chodziło. Nagle, co bardzo mnie
zaskoczyło, wziął mnie za rękę, jakbyśmy byli parą. W jednym momencie zaczęło
mi się kręcić w głowie, a on, jak gdyby nigdy nic, ruszył w stronę faceta
Hitomi.
Cholera, to się nie działo naprawdę. Ja
go wcale właśnie nie trzymałem za rękę. Za jego
rękę. Dobrzy bogowie, ta chwila nie mogła istnieć naprawdę. A jednak! Dłoń pana
Shiroyamy była ciepła i wyjątkowo gładka, jak na męską dłoń. Z jakiegoś powodu
zawsze wydawało mi się, że jego ręka będzie typowo samcza – szorstka, nie do
końca zadbana, a wprost przeciwnie. Była przyjemnie delikatna, jakby właśnie
przed chwilą przeszedł milion zabiegów pielęgnacyjnych. Wstyd mi było na samą
myśl, że taka dłoń pewnie trzymała moją – szorstką i spoconą ze zdenerwowania.
– To twój chłopak? – rzucił facet
Hitomi, mierząc Shiroyamę wzrokiem. Błagałem w myślach, by facet połknął
przynętę, jaką był nauczyciel. W zasadzie, to Shiroyama był chyba od niego
niewiele starszy.
– Jest jakiś problem? – spytał, zerkając
na mnie. To spojrzenie, ten wzrok… Myślałem, że się rozpuszczę w miejscu.
Pierwszy raz w życiu ktoś popatrzył na mnie z taką troską w oczach. Zupełnie tak,
jakby naprawdę się o mnie martwił lub miał stanąć w mojej obronie. Dlaczego ten
mężczyzna musiał taki być?
– Nie, to chyba… uhm… nieporozumienie.
– Na pewno, kochanie? – spytał czule.
Kochanie
Aż mi łzy stanęły w oczach. Spojrzałem z
niedowierzaniem na Shiroyamę i mało się nie rozpłakałem. Nazwał mnie kochaniem.
Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, jakby robił to codziennie. Nie wierzyłem
przez moment własnym uszom. On to naprawdę powiedział? Czy użył właśnie tego
słowa?
– Uhm… tak… to… to z pewnością… nieporozumienie
– wyrzuciłem z siebie, nieskładnie, ledwo pamiętając o oddechu.
– Wszystko w porządku? – usłyszałem
nagle głos Hitomi. Odwróciłem się ku niej, mało nie krzycząc, żebyśmy stąd
uciekali.
– Suzumi! – powiedziałem szybko, nim pan
Shiroyama mógł ją nazwać jej imieniem. Mężczyzna spojrzał na mnie
zdezorientowany. – Idziemy coś zjeść? Pan… Yuu! Yuu właśnie przyszedł. To jak,
Suzumi? Idziemy?
– Uhm… Tak, jasne. A ty co tu robisz? –
zwróciła się do swojego faceta. – No, to wy idźcie, ja do was dołączę.
– Jasne.
Szybko odeszliśmy z Shiroyamą od Hitomi
i jej faceta, któremu właśnie zaczęła suszyć głowę o to, że tak na mnie
naskoczył. Chociaż oddaliliśmy się już dość daleko od tej dwójki, to nadal nie
puszczaliśmy dłoni. Bardzo nie chciałem, by ta chwila musiała nastąpić. By pan
Shiroyama puścił moją dłoń i odszedł. Wiedziałem jednak, że za chwilę to się
stanie. Zostawi mnie samego i pojedzie do domu, do swojego partnera i dzieci.
Aż zebrało mi się na płacz przez samą myśl, że nie mógł tak zawsze trzymać mnie
za rękę. Ale stało się w końcu to, czego nie chciałem. Shiroyama stanął,
delikatnie wyplątując dłoń z mojego uścisku. Zdaje się, że dość mocno go
złapałem w momencie, w którym próbował wyswobodzić swoją rękę, jednak
ostatecznie ją uwolnił z mojej dłoni.
– Dziękuję – wymamrotałem, unikając jego
spojrzenia, które w tym momencie czułem na sobie aż za dobrze. Gdy ośmieliłem
się spojrzeć na mężczyznę, to uzmysłowiłem sobie, że wcale nie było mu do
śmiechu z całej tej sytuacji. Wprost przeciwnie, był zły.
– Nie mam pojęcia, co to miało znaczyć –
powiedział ostrym tonem. – Kim jest ten facet i co od ciebie chciał?
– To… to trochę skomplikowane –
odparłem. – Wszystko panu wyjaśnię.
– Jasne, ale nie teraz i nie dzisiaj.
Muszę się zbierać. No i… jakbyś mógł o tym nikomu nie wspominać? A zwłaszcza
mojemu partnerowi.
– Tak. Jasne! Oczywiście! Nikomu ani
słowa. Ale co mam powiedzieć im?
Mężczyzna pokręcił głową.
– Powiedz, że musiałem pilnie jechać do
szpitala, bo ktoś bliski mi zasłabł.
– W porządku.
Shiroyama odszedł, nawet się ze mną
jakoś specjalnie nie żegnając. Stałem tak, patrząc na to, jak odchodził i aż
coś mnie zabolało w środku. Był zły, ewidentnie był na mnie zły. Poczułem, jak
coś mnie ściska w klatce piersiowej. Miałem ochotę pobiec za nim i go
przepraszać.
Nie mogłem przestać o tym myśleć. Na
przyjęciu z okazji rozwodu moich rodziców czułem się naprawdę jak kopnięty w
brzuch. Mama z ciocią i koleżankami gruchały nad Hitomi, która bardzo podeszła
im do gustu. Chociaż tyle, miałem spokój od pytań, kiedy w końcu przyprowadzę
dziewczynę do domu. Przyprowadziłem. I może nie była to moja, jakby ktoś mógł
określić, partnerka, ale była dziewczyną. Prawda?
Późnym wieczorem, kiedy Yuzuki już
leżała w łóżku, a pijane kobiety tańczyły do największych szlagierów muzyki,
poszedłem odprowadzić Hitomi do domu. W dalszym ciągu nie mogłem przestać
myśleć o dzisiejszej sytuacji z panem Shiroyamą. W głowie miałem jego
zdenerwowaną minę. Nie chciałem stracić jego sympatii, nie w taki sposób.
– I co? – spytała w pewnym momencie
Hitomi. Szliśmy obok siebie przez dłuższy czas w zupełnej ciszy. Trzymałem ręce
głęboko w kieszeniach kurtki, a wzrok miałem spuszczony gdzieś w dół. –
Myślisz, że podeszłam do gustu twojej mamie?
– Na pewno – odparłem mimowolnie.
Zupełnie nie skupiłem się na tym, co mówiła. Z jakiegoś powodu zaczął boleć
mnie brzuch.
– Wiesz, że to będzie dla niej wielki
szok, kiedy dowie się, że jesteś gejem, a ja jestem tylko przykrywką?
– Huh? – podniosłem na nią głowę.
Patrzyła gdzieś przed siebie i wydawała się być bardzo znudzona. Może to też
było zmęczenie? Nie byłem pewny.
– Zrobi jej się przykro.
– Co mówiłaś?
– Że twoja mama w końcu się dowie, że
nie jesteś hetero. To będzie ciężkie.
– Lepiej by było, gdyby się nie
dowiedziała.
– Wiesz, że ten dzień w końcu nastąpi?
– Nie nastąpi, bo jej nigdy nie powiem.
– Ale jeśli dowie się w jakiś inny
sposób? Nie wiem, zobaczy cię z jakimś chłopakiem albo coś w tym guście.
– Nie będę miał chłopaka – odparłem. Hitomi
uniosła brwi w zdziwieniu.
– Nie?
– Nie umiem być z nikim w związku. Raz
próbowałem i… Teraz mam tylko przesrane w szkole, o czym sama wiesz.
– Więc wolisz sobie wzdychać z ukrycia
do starszego mężczyzny? I myślisz, że on się w końcu nie zorientuje? Poza tym,
ta dzisiejsza sytuacja…
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– Czy uważasz, że jestem ślepa? Że on
jest ślepy i wszyscy dookoła również? Zostajesz, żeby z nim porozmawiać po
lekcjach, ciągle na niego patrzysz, na korytarzu, gdy się z nim mijamy, to
wodzisz za nim wzrokiem. Czasami bez powodu nagle zaczynasz o nim mówić. Nie
uważasz, że to niezdrowe? Czy taka platoniczna miłość nie sprawia, że jesteś
nieszczęśliwy?
– Lubię go. Tak po prostu.
– Chyba lubisz go trochę za bardzo.
– Naprawdę aż tak to widać?
– Tak?? I to strasznie!
– Po prostu… Nie wiem. Może mam
nadzieję, że pewnego dnia spojrzy na mnie tak samo.
– Czy nie przemawia do ciebie fakt, że
on jest w związku? Że ma dzieci?
– Podobno związki homoseksualne nie są
trwałe.
– Nie powiedziałabym tego o relacji,
gdzie są już dzieci. I to już dość duże dzieci.
– Widziałaś je? – nie kryłem zdziwienia.
– Nie. Zwyczajnie zgaduję. A ty je
widziałeś?
– Tak.
– I to na ciebie nie podziałało?! Ocknij
się, chłopie!! To zaczyna wyglądać tak, jakbyś chciał mu zniszczyć związek.
Kto to wiedział. Może i podświadomie
chciałem zniszczyć mu związek. Może skrycie pragnąłem, by Shiroyama zerwał ze
swoim partnerem i uciekł ze mną gdzieś daleko. By zakochał się we mnie i
zaopiekował się mną. Był przy mnie, kochał, robił wszystkie te rzeczy, o
których nie wypadało mówić głośno. Całkiem możliwe, że właśnie to było moim
największym marzeniem, co dopiero uświadomiła mi Hitomi.
Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, nie
widziałem Shiroyamy w szkole aż do końca tygodnia. Mieliśmy zastępstwo z
facetem od informatyki, który pozwolił nam robić, co chcieliśmy. Stwierdził, że
nie ma sensu prowadzić porządnego zastępstwa, bo nie miał do tego odpowiednich
kwalifikacji. Pan Shiroyama powiedział mu jednak, co takiego powinniśmy
przerobić, jednak ten poprosił nas po prostu, żebyśmy przeczytali temat w domu.
Czułem jak zupełnie rozstrojony. Jakby pewne śruby poluzowały się we mnie, gdy
wyczekiwałem tego, jak Shiroyama wejdzie do klasy i usiądzie na swoim miejscu,
prowadząc lekcje, a zamiast niego zjawił się ktoś zupełnie inny. Zdaje się, że
tak właśnie smakowało rozczarowanie – było piekielnie gorzkie i ostre, jakbym
rozgryzł pieprz.
Przez całą godzinę lekcyjną siedziałem
pogrążony w myślach, co takiego mogło się stać z Shiroyamą. Dlaczego nie
przyszedł? Coś mu się stało? Rozchorował się? Może musiał zająć się dziećmi?
Albo coś załatwiał związanego z firmą? Może wziął urlop na jakiś czas i
postanowił gdzieś wyjechać? Natrętne myśli nie mogły opuścić mojej głowy.
Hitomi, zapewne domyślając się, że myślałem o swoim zauroczeniu, z początku
postanowiła zająć mą głowę czymś innym. Rozmawiała ze mną, próbowała pytać o
różne rzeczy. Nie widząc jednak żadnego efektu, po prostu zaczęła rozmawiać z
kimś innym. Co mnie zaskakiwało, Hitomi była bardzo lubiana, chociaż zadawała
się ze mną. A nigdy nie była jakoś przesadnie miła dla ludzi z klasy, niektóre
osoby nawet specjalnie unikała, jednak, gdy tylko czegoś potrzebowała, to każdy
miał dla niej czas. Pod tym względem przypominała mi Hitsujiego i całkiem
możliwe, że w tej kwestii zajęła po prostu jego miejsce w klasie. Równowaga w
przyrodzie była więc zachowana.
Chcąc przekonać się, co takiego działo
się z moją sympatią, postanowiłem sam to sprawdzić. Od razu po lekcjach udałem
się na odpowiedni przystanek, a następnie wsiadłem do autobusu. Nie myślałem za
bardzo, co robię. Kierował mną impuls i silna potrzeba zobaczenia pana
Shiroyamy. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że po prostu za nim tęskniłem. Za
jego delikatnie pociągłą twarzą, pełnym fascynacji głosem, kiedy opowiadał
podczas zajęć o historii, nieokrzesaną mimiką, która wielokrotnie wywoływała u
mnie uśmiech. Jednocześnie chciałem móc zobaczyć, jak jego umięśnione ramiona
opina elegancka koszula, jak jego wyrzeźbione ciało porusza się z gracją,
której nie miał chyba żaden inny mężczyzna. Jeszcze bardziej chciałem, by znów
złapał mnie za rękę, ale już nigdy więcej jej nie puszczał. Tym bardziej było
mi źle, że nie widziałem go właśnie od tamtej sytuacji. A pamiętałem, jaki był
zdenerwowany, jak ostry był jego ton. Coś kłuło mnie w serce na samo
wspomnienie tego wszystkiego. Chciałem móc go objąć i poprosić, by się na mnie
nie złościł.
Dopiero pod samymi drzwiami jego domu
uświadomiłem sobie, co tak naprawdę zrobiłem i do czego to wszystko zmierzało.
Stałem tak kilka minut pod drzwiami, jak kołek wbity w ziemię. Jego samochód
stał na podjeździe, więc musiał być w domu. W pewnym momencie zachciało mi się
uciec, jednak pomyślałem też o tym, że przebyłem zbyt dużą drogę. Poza tym,
pragnienie zobaczenia go było silniejsze niż cokolwiek innego. Wiedziałem, że
jeśli go nie zobaczę i z nim chociaż chwilę nie porozmawiam, to nie będę w
stanie normalnie funkcjonować.
Zadzwoniłem do drzwi. Stałem tak kilka
chwil, po moim kręgosłupie przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Nagle usłyszałem
kroki po drugiej stronie. Jakieś dwie sekundy później rozległo się zgrzytanie
zamka, Shiroyama otworzył mi drzwi.
Jak wielka ulga ogarnęła mnie na jego
widok! Był, nie wyjechał. Wciąż istniał i nie rozpłynął się w powietrzu niczym
mgła o poranku. W jednej chwili zapragnąłem objąć go mocno z całych sił, jednak
powstrzymałem się przed tym.
– Dzień dobry – powiedziałem pierwszy.
– Cześć – odpowiedział. Swoim zwyczajem,
raczej nie zachowywał formalności w takich chwilach. – Wejdź. Coś się stało
dzisiaj? – wpuścił mnie do środka. Zamknął za mną drzwi. Odłożyłem plecak na
podłogę, rozebrałem się z odzienia wierzchniego.
– To nie do końca tak – odpowiedziałem,
odwieszając kurtkę na wieszak. – To znaczy… Uhm… Trochę było dziś nieprzyjemnie
w szkole. To wszystko.
– Ktoś ci dokuczał?
– Odrobinę.
– Kto taki?
– Nie, to nic poważnego. Takie tam
docinki. Uczę się to ignorować, ale łatwo nie jest.
– Rozumiem.
Staliśmy przez kilka sekund, patrząc na
siebie w zupełnej ciszy. W ciągu tych ciągnących się całą wieczność sekund,
zapragnąłem złapać go za rękę. Wplątać swoje palce w jego, zbliżyć się, czuć
ciepło jego ciała przy moim. Aż dostałem gęsiej skórki na samą myśl o tym.
– Chciałem też pana przeprosić za to
ostatnie – powiedziałem w końcu. Bo…
– Nie mówmy o tym – przerwał mi nagle,
dość nerwowym tonem. – Napijesz się herbaty?
Wskazał mi salon. Puścił mnie przodem i
wówczas zobaczyłem, że na kanapie półleżał pan Matsumoto. Bardzo zaskoczył mnie
jego widok, tym bardziej, że przy mężczyźnie stał stojak z kroplówką, z której
rurka ciągnęła się do jego lewego przedramienia. Odwrócił się lekko ku mnie,
uśmiechając się.
– Cześć, Itsuki – powiedział. – Co
słychać?
– Dzień dobry. Wszystko w porządku. Ale…
er… Coś się panu stało?
– To nic takiego – pokręcił głową. –
Usiądziesz może?
Wówczas zdałem sobie sprawę, że pan
Shiroyama gdzieś nagle zniknął. Nawet nie zauważyłem kiedy. Jednak zaraz z
kuchni dobiegł mnie odgłos gotowanej wody w czajniku, więc już wiedziałem, że
poszedł zrobić dla mnie herbatę. Usiadłem zatem, tak jak poprosił mnie o to pan
Matsumoto. Zająłem miejsce w jednym z dwóch foteli, po czym obrzuciłem wzrokiem
stolik kawowy, który miałem przed sobą. Rozłożone były na nim europejskie
szachy. Rozgrywka trwała już w najlepsze, kilka figur leżało poza planszą.
Zdaje się, że właśnie im przerwałem w grze. Zdanie sobie sprawy, że tak
naprawdę przyszedłem tu bez żadnego większego powodu oraz bez zaproszenia,
wywołało u mnie uczucie dyskomfortu w brzuchu, jakbym zjadł coś nie do końca
świeżego i teraz wszystkie wnętrzności chciały mi powiedzieć, że to był ogromny
błąd.
– Co słychać w szkole? – zagadnął. –
Nadal cię tak męczą? W ogóle, tak dawno cię nie widziałem!
– Ja pana również – zaśmiałem się, chcąc
ukryć swoją nerwowość. Wcale nie chciałem go widzieć. Wolałbym, by Matsumoto
zniknął z życia Shiroyamy i nie pojawiał się w nim już nigdy więcej. – Wszystko
dobrze. Jakoś się układa.
– Tak? To świetnie! A wiesz co, chyba
musisz częściej do nas wpadać. Jakoś tak miło się robi, kiedy tu jesteś.
– Naprawdę?
– Tak.
Wkrótce wrócił do nas pan Shiroyama z
herbatą dla mnie. Postawił ją na stoliku, uprzednio przesuwając nieco
szachownicę, by łatwiej mi było sięgnąć po napój, jak ostygnie. Usiadł w drugim
fotelu. Na kilka chwil nastała niezręczna cisza. Poczułem, jak mi się dłonie
pocą, zacząłem ukradkiem wycierać je w spodnie mundurka.
– Zaraz się będę zbierać po dzieci –
powiedział pan Shiroyama, przerywając ciszę.
– Spokojnie, jest dopiero piętnasta –
odparł chirurg.
– Tak, ale po drodze muszę zrobić
jeszcze zakupy. Właśnie, Itsuki, może zjadłbyś coś? W sumie mamy tylko ciasto
marchewkowe. Nie wiem czy lubisz.
– Nie, dziękuję. To znaczy… Lubię ciasto
marchewkowe. Ale nie jestem głodny.
– No dobrze.
– Och, nie pytaj się, tylko mu daj – pan
Matsumoto wywrócił oczami. Aż przypomniała mi się sytuacja w szpitalu, kiedy spotkałem
go w kolejce do automatu z napojami. – Kto niby nie jest głodny po szkole.
Matsumoto mrugnął do mnie znacząco, a ja
myślałem, że robię się cały czerwony na twarzy. W zasadzie, to miał rację.
Byłem głodny i bałem się czy zaraz nie zacznie mi burczeć w brzuchu z tego
głodu. I tak oto dostałem ciasto marchewkowe. Było naprawdę pyszne. Puszyste,
wilgotne, ze słodkim kremem. Dość niezręcznie było mi jeść przy nich samemu,
ale zdaje się, że nawet nie zawracali sobie mną głowy, tylko rozmawiali o
czymś.
– Tylko błagam, nie dawaj do obiadu
zielonej pietruszki – jęknął nagle Matsumoto, co mnie w pewnym stopniu
zaabsorbowało.
– Wiesz, że i tak dodam.
– No nie – jęknął cierpiętniczo,
zakrywając dłonią twarz. Lekarz zachowywał się właśnie jak jakieś wybrzydzające,
rozpieszczone dziecko. – Wiesz, jak ja tego nienawidzę. Nie dość, że smakuje
okropnie, to śmierdzi i w dodatku wchodzi w zęby. Jak w ogóle można jeść coś
takiego?
– Co ja ci poradzę, że musisz jeść
żelazo. Same kroplówki witaminowe i leki nie pomogą, jeśli nie będziesz mieć
odpowiedniej diety.
– Wiem przecież.
– To nie marudź.
– Będę marudzić, bo tego nie lubię.
Shiroyama westchnął, po czym zerknął na
mnie. Czułem jego wzrok na sobie, jednak starałem się nie patrzeć ani na niego,
ani na Matsumoto, dlatego za bezpieczne uznałem wpatrywanie się w szachownicę.
– Grasz? – zagadnął historyk. Zapewne
uznał, że moje wpatrywanie się w szachownicę oznaczało analizowanie całej
rozgrywki. Tak naprawdę, to nie miałem pojęcia, co się w ogóle działo.
– W szachy? Nie bardzo. Kiedyś siostra
mnie uczyła, ale w zasadzie nic z tego nie wyszło.
– Może cię nauczyć? – spytał Matsumoto.
– To w zasadzie nic trudnego, tylko trzeba pamiętać, w jaki sposób poruszają
się poszczególne figury.
– Chętnie – przyznałem. Bo niby czemu
nie nauczyć się grać w szachy?
– To może wyjaśnisz wszystko Itsukiemu,
jak pojadę po dzieci? – Shiroyama wstał, wyciągając się nieco.
– A nasza partia?
– Dokończymy później, tylko pamiętaj
ustawienie figur. Albo możemy zacząć od nowa, bo mnie i tak ogrywasz.
– Podkładasz się! Niemożliwe, żebym tak
łatwo wygrywał z tobą w szachy.
– Od razu, że niby się podkładam. Phi!
Mam jakiś gorszy dzień i tyle. Każdemu się zdarza. Dobra, to ja jadę do sklepu
i po dzieci.
Kilka chwil później Shiroyama wyszedł, a
ja zostałem sam z panem Matsumoto. Mężczyzna ustawił wszystkie figury na
szachownicy, po czym po kolei zaczął mi wyjaśniać, jak się jaka nazywa.
– Ogólnie, to na te wszystkie figury
powinno się mówić bierki, ale nikogo to nie obchodzi i nikt tak nawet nie mówi
– oznajmił, prostując się nieco. Podwinął lekko rękaw swetra, który nieznacznie
opadł mu na kaniulę, do której podłączona była kroplówka. Mimowolnie zerknąłem
na kroplówkę, która była już do połowy opróżniona. Spływała dość wolno.
– Bierki brzmi tak mało profesjonalnie.
– Prawda? – zaśmiał się. – Jak te
patyczki dla dzieci czy coś w tym stylu.
Zaraz mi wyjaśnił, jak nazywały się
poszczególne figury. Był więc król, hetman, wieża, goniec, skoczek i pionek.
Dowiedziałem się też, jaką wartość miały poszczególne figury i w jaki sposób
poruszały się na szachownicy.
– Hetman lub też królowa, jest
najsilniejszą figurą – podniósł wspomnianą bierkę, podkreślając przy okazji, że
mówił dokładnie o tej. – Porusza się dowolnie po przekątnej i prostej. Jest to
ważna figura, atakująca i raczej nie powinno się jej rozwijać zbyt szybko, by
jej nie utracić przypadkiem. Król z kolei – odłożył hetmana, po czym wziął
figurę stojącą obok – jest figurą bezcenną. W szachach chodzi w zasadzie o to,
by schwytać króla nieprzyjaciela, gdyż, w przeciwieństwie do hetmana, nie można
go bić. Gdy robi się debiut, powinno ustawić się poszczególne pionki i figury
tak, by za wszelką cenę go bronić. Zaszachowanie, czyli schwytanie go oznacza
koniec gry. Porusza się wyłącznie o jedno pole i tak naprawdę na początku jest
praktycznie bezużyteczny.
– Trochę tego jest – mruknąłem.
– Prawda? Ale naprawdę, jak się trochę
poćwiczy, to szybko się w to wkręca.
Zaraz wyjaśnił mi, na czym polegał
debiut i zaprezentował, w jaki sposób można na przykład ułożyć figury. Robił to
bardzo dokładnie, powtarzając kilkakrotnie poszczególne kroki. Ton miał przy
tym tak miły i ciepły, no i tak bardzo upewniał się, czy na pewno za nim
nadążam. Zupełnie, jakby mówił do dziecka. Poza tym, prezentował mi, w jakich
ułożeniach mógł zachować się przeciwnik. W pewnym momencie aż rozbolała mnie
głowa, jednak starałem się wszystko zapamiętywać. Szczerze, to shōgi wydawało
mi się być nieco prostsze i mniej zasadnicze (shōgi – japońska wersja szachów.
dop.aut.).
I tak siedzieliśmy przez najbliższą
godzinę. Matsumoto w pewnym momencie rozpoczął ze mną mini rozgrywkę,
podpowiadając mi przy tym i mówiąc, w jaki sposób mogę się poruszyć oraz samemu
objaśniając swoje kroki. Przypominał mi jednocześnie, w jaki sposób poruszały
się jakie figury.
– Yuu by od razu rzucił cię na głęboką
wodę – zaśmiał się, robiąc ruch pionkiem. Spojrzałem na ułożenie szachów, a
następnie zerknąłem z zaciekawieniem na mężczyznę.
– Od razu?
– Jest bardzo niecierpliwy, więc nie
chciałoby mu się za bardzo niczego tłumaczyć.
– W szkole taki nie jest. Jest bardzo
cierpliwy i miły. Zawsze można z nim o wszystkim porozmawiać. Myślę, że to
najlepszy nauczyciel, z jakim kiedykolwiek miałem zajęcia. – odparłem, również
biorąc gońca.
– Chyba lubisz Yuu, no nie?
– Bardzo. Jest chyba jednym z moich
ulubionych ludzi na świecie – zaśmiałem się. Dopiero po chwili dotarło do mnie,
co w ogóle powiedziałem. W jednej chwili zrobiłem się czerwony na twarzy. To
było prawie tak, jakbym przyznał się przed nim, że czułem coś do jego faceta.
Poczułem na sobie wzrok Matsumoto.
Spojrzałem na niego i przez moment myślałem, że patrzy na mnie zupełnie inna
osoba. Nie powiem, to spojrzenie zmroziło mnie do tego stopnia, że niemal
upuściłem figurę.
– Na pewno chcesz nim teraz wykonać
ruch? – spytał, powracając spojrzeniem na szachownicę. Jego ton wciąż wydawał
się być ciepły i wesoły. – Ja bym zostawił gońca na później.
– Myślę, że to dość dobry, ruch. Mogę
zbić pionka.
– No dobrze – odparł. Wykonałem więc
swój ruch, będąc zadowolonym z siebie, że tak łatwo mi to poszło.
Jednakże, ku mojemu wielkiemu
zaskoczeniu, trzy ruchy później Matsumoto mnie zaszachował. Kompletnie mnie
zamurowało, gdy zdałem sobie sprawę, że był to szach-mat i właśnie przegrałem.
Jego hetman stał przy moim królu, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy rozgrywka
potoczyła się w ten sposób. Co mogłem poradzić? To w zasadzie była moja
pierwsza gra w szachy, za to Matsumoto był doświadczonym zawodnikiem.
Zaszachował mnie bez uprzedzenia, co myślałem, że jednak uczyni.
– Mówiłem, żebyś nie ruszał gońca –
zaśmiał się. Fakt, mówił o tym.
– Następnym razem będę słuchał –
westchnąłem.
– Następnym razem pewnie Yuu z tobą
zagra. Trochę się zmęczyłem.
Zmęczył się? Czym?? Przesuwaniem figurek
po planszy??? Zaraz jednak przypomniało mi się, że Matsumoto był chyba chory i
całkiem możliwe, że takie rzeczy nieco go męczyły. W końcu był pod kroplówką.
– Rozumiem.
– Współczuję temu twojemu ulubionemu
nauczycielowi, bo siedzi ze mną i gra w gry, ponieważ sam ze sobą zaczynam się
potwornie nudzić, jak muszę siedzieć w jednym miejscu – roześmiał się. –
Beznadzieja. Tylko uważaj, jak z nim będziesz grać, bo on nie podpowiada. I
pamiętaj, figury ruszaj na końcu, najpierw staraj się grać pionkami. Król i
hetman ruszają w ostatecznej rozgrywce.
Pan Shiroyama przyjechał z dziećmi kilka
minut później. Matsumoto w tym czasie zagadywał mnie o szkołę i różne inne
rzeczy. W końcu jednak dzieci zaczęły szaleć w najlepsze, jak tylko nauczyciel z
nimi przyszedł. Nie miałem pojęcia, ile te demony miały siły i energii, ale bez
wątpienia pan Matsumoto tego w ogóle już nie miał. Jak tylko usłyszeliśmy, że
Shiroyama był już pod drzwiami z dziećmi, lekarz sam odłączył się od kroplówki,
która się skończyła. Zakręcił kranik, a następnie naciągnął rękaw swetra na
przedramię. Kilka minut później ostrożnie przytulał swoje dzieci, uważając na
lewą rękę, by przypadkiem nie zahaczyć o kaniulę. Zdaje się, że nie chciał też,
by maluchy musiały widzieć go pod kroplówką. Nie zadawały jednak nawet pytań o
statyw stojący tuż obok. Shiroyama zaraz wyniósł go z salonu i pomieszczenie
znów stało się salonem, a nie prowizoryczną salą szpitalną.
Pan Shiroyama poszedł przygotowywać
późny obiad, a ja zostałem z Matsumoto i dziećmi, które obskakiwały mężczyznę,
wesoło przekrzykując się w tym, co dzisiaj robiły. Zdaje się, że jego twarz z
każdą sekundą traciła jakikolwiek blask, a wesołe spojrzenie zajmowało
zmęczenie. Postanowiłem więc pomóc mu trochę, na swój sposób i zaproponowałem,
że się z nimi pobawię. Dzieci niemal krzyknęły szczęśliwe. W ten sposób dałem
się wciągnąć w zabawę w dom mody. To było naprawdę dziwne. Dziewczynki zaraz
wytrzasnęły skądś jakieś przeróżne materiały, które na mnie narzuciły,
utrwalając całość różowymi spineczkami. Dodatkowo dostałem całą masę dodatków –
kokardki, falbanki, bransoletki, naszyjniki. Błyszczałem się niczym gwiazda
filmowa. Chirurg jedynie patrzył na to wszystko z lekkim uśmiechem. Zdaje się,
że był wdzięczny za moją pomoc. Tak naprawdę nie robiłem tego dla niego, tylko
dla Shiroyamy. Czułem, że jeśli trochę zbliżę się do dzieci, polubią mnie, to
zyskam u niego jakieś punkty, tak jak teraz zyskałem je u Matsumoto. Zdaje się,
że wyszedłem na zero po tym, co wcześniej powiedziałem o swoim nauczycielu.
Zjadłem wraz z nimi obiad. Pan Shiroyama
zrobił na szybko zapiekane warzywa i duszone, białe mięso. Musiałem przyznać,
że atmosfera przy posiłku znacznie różniła się od tej, gdy jadłem z nimi
pierwszy raz. Wtedy chirurg narzekał na wołowinę, jednak teraz nic nie mówił,
chociaż mięso chyba mu nie podchodziło. Nie to, że patrzyłem, jak jadł, ale
jakoś nie mogło ujść mojej uwadze to, jak grzebał pałeczkami w talerzu,
przekładając mięso i warzywa. Możliwe, że nie był głodny, chociaż wyglądał,
jakby nie jadł nic od kilku tygodni. Niedługo później Matsumoto powiedział, że
idzie się położyć, odchodząc od stołu. Mimowolnie spojrzałem na jego talerz i w
zasadzie nic z niego nie ubyło. Pogłaskał jeszcze z czułością swoje dzieci po
głowach, a następnie wyszedł z pomieszczenia. Popatrzyłem na nauczyciela, a ten
jedynie spoglądał za swoim partnerem.
Po obiedzie zaoferowałem panu
Shiroyamie, że mu pomogę zmywać. Przyjął moją propozycję, śmiejąc się nieco. On
zmywał i płukał, a ja brałem od niego naczynia, wycierałem je ścierką, a
następnie odkładałem je na suszarkę, by doschły. Zwróciłem uwagę na to, że
Shiroyama odłożył talerz swojego partnera na bok, przykrywając go folią
spożywczą.
– Pan Matsumoto nic nie zjadł – zacząłem
niby to od niechcenia. Westchnąłem.
– Zje później – odparł.
– Nie chcę być wścibski, ale czy coś mu
się stało? Przepraszam, jeśli to bardziej osobiste pytanie.
– Nie, to… To nie tak, że coś mu się
stało – westchnął. Wytarł dłonie w szmatkę przy zlewie, po czym potarł skronie.
– Niektórzy boją się samotności, inni obawiają się odrzucenia, a jeszcze inni
panicznie boją się przybrać na wadze.
– Rozumiem – odparłem.
– A tak swoją drogą, ty i Hitomi chyba
się zaprzyjaźniliście, no nie? – podjął nagle ni z gruszki, ni z pietruszki.
– Tak trochę – przyznałem, uśmiechając
się niezręcznie. Nie spodziewałem się, że nagle zada mi o nią pytanie.
– Bardzo się cieszę. Coś czuję, że ona
cię jeszcze weźmie w obroty – zaśmiał się.
– Tak pan sądzi? To po prostu koleżanka.
– Och, nie w tym kontekście. Nie miałem
na myśli tego, że zostaniecie parą, chociaż kto wie, ale o to, że cię po prostu
rozrusza. Widać, że to rezolutna, twardo stąpająca po ziemi dziewczyna. Też się
kiedyś z kimś takim przyjaźniłem w liceum. To były czasy! – westchnął,
przypominając sobie pewnie o zamierzchłych czasach.
– Też trzeba było pana… rozruszać?
– Raczej hamować – roześmiał się,
klepiąc mnie przyjacielsku po ramieniu. – Może napijemy się herbaty?
Kilka chwil później kontynuowaliśmy
naszą rozmowę przy herbacie w salonie. Dzieci oglądały w ciszy jakiś film
animowany, którą puścił im pan Shiroyama. Zdaje się, że nie była to żadna
nowoczesna kreskówka, tylko stara, ręcznie rysowana bajka. Byłem zaskoczony, że
te trzy szatany tak nagle się uspokoiły, ale lepiej dla nas. Mogłem w spokoju
porozmawiać ze swoją sympatią.
– Mało spotyka się osób tego pokroju –
Shiroyama wciąż mówił o Hitomi i osobie, z którą przyjaźnił się w liceum. –
Bardzo mnie to smuci, ale z drugiej strony, wtedy takie osoby są jeszcze
cenniejsze.
– To brzmi jak sentyment do swojej
starej sympatii – mruknąłem.
– Sympatia? Kto wie. Raczej bym tego tak
nie nazwał. To była moja dobra przyjaciółka. Mogliśmy razem konie kraść –
roześmiał się.
– Nie rozmawia pan już z nią?
Pokręcił głową.
– Nie. Nasze drogi się po prostu
rozeszły. To były trochę inne czasy, a ona była… nieokrzesana. To chyba najlepsze
słowo, żeby ją opisać w wielu kwestiach. Czasami nawet się z tego cieszę, że
stało się tak, a nie inaczej, bo pewnie po jakimś czasie byśmy się
znienawidzili, a tak, to mogę ją ciepło wspominać.
– Trochę jednak przykro, skoro była pana
przyjaciółką – wziąłem łyk herbaty.
– Odrobinę. Ale wiesz, nie można na siłę
trzymać przy sobie ludzi. Ona poszła swoją drogą, a ja swoją. Wydeptaliśmy
swoje własne ścieżki, żeby dotrzeć do miejsc, w których teraz się znajdujemy.
– A czym się teraz zajmuje?
– Nie ma pojęcia – zaśmiał się. – Ale
wydaje mi się, że czymkolwiek się zajmuje, to robi to z wielką pasją. Dlatego
dbaj o przyjaźń z Hitomi. Całkiem możliwe, że kiedyś też będziesz ją tak
wspominał i tego ci życzę. A zmieniając temat, Takanori chyba uczył cię trochę
grać w szachy, hm?
– Tak. Pan Matsumoto sporo mi dzisiaj
pokazał.
– Może masz jeszcze ochotę zagrać ze
mną? Póki nie jest późno – spojrzał na zegarek na ręku, sprawdzając godzinę. –
Za półtorej godziny muszę wziąć się za przygotowywanie kolacji, a później
jeszcze zająć się dziką zgrają. Myślę, że w tym czasie uda nam się rozegrać ze
dwie partie.
– Z chęcią. Tylko proszę dać mi fory!
– No nie, to nie u mnie – roześmiał się,
a ja mu zawtórowałem.
Tym sposobem w ciągu godziny rozegraliśmy
prawie cztery mecze. Za każdym razem zostałem ograny przez Shiroyamę, co wcale
mnie nie dziwiło. Nagle, podczas czwartej rozgrywki, kiedy historyk pochylał
się skupiony nad szachownicą, zauważyłem, jak podchodzi do nas pan Matsumoto.
Widząc, że go dostrzegłem, przyłożył palec do ust, dając mi tym samym znak, bym
nic nie mówił. Popatrzyłem więc z powrotem na szachownicę, na której pan
Shiroyama już wykonywał ruch. W tym samym momencie Matsumoto zasłonił mu oczy,
na co ten wydał z siebie dziwny odgłos zaskoczenia. Mało nie parsknąłem
śmiechem, widząc zaskoczoną minę Shiroyamy i to, jak odruchowo złapał swojego
partnera za przedramiona, jakby zaraz miał go przerzucić na drugą stronę i
unieruchomić niczym potencjalnego napastnika. Jego reakcja była na swój sposób
urocza.
– A to kto? – Shiroyama widocznie
poluzował uścisk na rękach partnera. Pomasował lekko miejsca, na których
zacisnął silne palce.
– Zgadnij.
– Huh… No nie wiem.
– Spróbuj.
– Minoru?
– Czy Minoru podchodzi do ciebie od tyłu
i zasłania ci oczy? – Matsumoto zabrał ręce, po czym usiadł obok swojego
partnera. Spojrzał na naszą rozgrywkę. – Będę musiał z nim chyba poważnie
porozmawiać.
– Takie tam przyjacielskie igraszki.
– Ciekawe czy Hikari o tym wie.
– Zgadza się na wszystko.
– Szkoda, że ja nie.
– Żartuję przecież – Shiroyama roześmiał
się, obejmując lekko Matsumoto w pasie. Zaraz jednak go puścił, ponownie
pochylając się nad szachownicą.
– Wiem. Ja też.
Nie powiem, myślałem, że wybuchnę, gdy
widziałem, jak ręka pana Shiroyamy tak naturalnie i lekko oplotła drugiego
mężczyznę. Poczułem tak okropną zazdrość, że aż miałem ochotę, by zrzucić
wszystkie figury na podłogę, a następnie połamać drewnianą szachownicę. Nawet
nie wiedziałem, że z zazdrości mogła rodzić się taka potworna złość. To mnie aż
paliło, wręcz płonąłem żywym ogniem frustracji.
– A jak się czujesz?
– Odrobinę lepiej. Trochę kręciło mi się
w głowie, musiałem odpocząć.
– Wiesz, że ci nie pozwolę w takim
stanie wrócić do pracy w przyszłym tygodniu. Jeszcze zrobisz jakiemuś dziecku
krzywdę.
– Myślałem, o tym, ale porozmawiamy na
ten temat później. Dlaczego tak podle ogrywasz Itsukiego?! – jęknął.
– Tylko mu nie podpowiadaj.
– A miałem dostać fory – westchnąłem.
– Och, no pięknie. Widzisz, Itsuki? I to
są właśnie typowo męskie obietnice. Po prostu słowa rzucane na wiatr.
– Nic nie obiecywałem! – zaprotestował
gwałtownie Shiroyama.
– No jasne, teraz tak mówisz.
Nie dokończyliśmy tej partii z powodu
dzieci oraz innych obowiązków. Pomogłem panu Shiroyamie przygotować kolację,
którą wraz z nimi zjadłem. Mało tego, później jeszcze znowu bawiłem się z
dziećmi, które jakieś dwie godziny później musieli iść położyć do snu. Wówczas
uświadomiłem sobie, jak późno już było, dochodziła dwudziesta pierwsza, a ja
nie dawałem nawet znaku życia w domu. Chciałem już wracać do domu, kiedy to pan
Matsumoto zaskoczył mnie pewną propozycją.
– Itsuki – zaczął – a może zostałbyś na
noc? W porządku, jeśli nie chcesz, ale trochę śniegu spadło, a poza tym,
ostatni autobus już odjechał.
– Och – mruknąłem niepewnie. Byłem zbity
z tropu.
– To nie taki zły pomysł – powiedział
pan Shiroyama, trzymając na rękach syna. Przyciskał go do piersi i lekko nim
kołysał, żeby usnął. Córki już spały u siebie, tylko on nie mógł zasnąć.
Chodził z nim w koło i delikatnie głaskał go po włosach. – Zawsze mogę cię
odwieźć, jeśli chcesz.
– Mogę zostać – odparłem.
– Tylko jakoś musisz powiedzieć mamie,
że nie wrócisz na noc do domu. Żeby się nie martwiła.
– Tak, tak.
Kilka chwil później zadzwoniłem do mamy
i powiedziałem jej, że zostaję na noc u Hitomi. Przyjęła to do wiadomości,
nieco się dąsając, gdyż przez cały dzień się nie odzywałem i nagle dzwoniłem
jej powiedzieć, że będę u swojej dziewczyny. Później zadzwoniłem do Hitomi i
powiedziałem jej, że w razie co, to jestem u niej.
– Hm, a u kogo zostajesz na noc? –
spytała Hitomi wyraźnie zainteresowana. Siedziałem akurat na kanapie w salonie.
Shiroyama i Matsumoto poszli razem na piętro, by położyć spać ich syna, który
miał wyraźny problem, żeby zasnąć. Gówniak nie doceniał czegoś takiego jak
możliwość spania! Dlatego nigdy nie chciałem mieć swoich dzieci.
– Nie zgadniesz – ściszyłem głos, by
mnie przypadkiem nie usłyszeli.
– U swojego byłego chłopaka?
– Nie, skądże. Wtedy bym cię raczej nie
prosił o przykrywkę.
Nastało kilka sekund głuchej ciszy. Aż
myślałem, że się może rozłączyła. Odchrząknęła nagle, jakby próbowała rozbić
niezręczną atmosferę.
– No… Nie wiem. Mam dość nierealny
pomysł, ale wolę to usłyszeć od ciebie.
– Shiroyama – rzuciłem cicho, ale prosto
w słuchawkę, tak, by na pewno mnie zrozumiała.
– Pierdolisz – wykrztusiła. – Że co?!
– Wszystko ci opowiem, bo…
– Ale sam z nim jesteś?! On cię
zaprosił?! Ja pierdolę, Itsuki!!
– Jutro ci wszystko wyjaśnię. Kończę!
– No… Okej.
– Pa.
– Hej.
Kilka minut później zszedł do mnie
Matsumoto. Uśmiechnął się do mnie ciepło, odwzajemniłem gest.
– I jak?
– Powiedziałem mamie, że nie będzie mnie
na noc.
– I?
– W porządku. Tylko prosiła, żebym jutro
wrócił.
– Ekstra. Wiesz co, Yuu mógłby cię
odwieźć dzisiaj, ale bardzo nie lubię, gdy jeździ sam w taką pogodę, w dodatku
po ciemku.
– No pewnie, to zrozumiałe.
– Przygotuję ci łóżko i dam coś na
przebranie – zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu, jakby oceniając mój
wygląd. – Znajdę coś u Yuu. W moje rzeczy raczej nie wejdziesz.
– Może pomogę pa…?
– Skądże! – zaprotestował gwałtownie. –
Usiądź sobie, salon jest twój. Może leci jakiś fajny film w telewizji.
– Ale ja naprawdę…
– No nie denerwuj mnie – roześmiał się.
– Itsuki, czuj się jak u siebie.
I co mogłem zrobić? Mężczyzna zaraz
zniknął gdzieś w jakimś pokoju, a ja zostałem sam w salonie. Poszedłem więc za
jego radą i postanowiłem znaleźć coś ciekawego w telewizji. Akurat leciała
jakaś Amerykańska komedia, więc stwierdziłem, że to może być dobry wybór. Jakiś
czas później przyszedł do mnie Shiroyama. Spojrzał na ekran telewizora, po czym
zaśmiał się.
– Oglądałem to kiedyś – oznajmił. –
Całkiem spoko.
– Nigdy tego nie oglądałem.
– To musisz koniecznie! Naprawdę, warto.
– Yuu? – Matsumoto wyjrzał z jakiegoś
pomieszczenia.
– Hm?
– Hiro zasnął?
– Tak. Przeczytałem mu jeszcze bajkę,
ale już zasnął. Dlaczego to dźwigasz?
– Daj spokój, przecież to nie jest
ciężkie.
– Jak to nie? Dawaj mi tę kołdrę.
– Może pomogę? – odwróciłem się w ich
stronę.
– Nie – odpowiedzieli jednocześnie.
Zacisnąłem wargi w wąską linię. No cóż,
próbowałem.
Niedługo później pan Matsumoto pokazał
mi pokój gościnny. Dał mi również ręcznik i ubrania pana Shiroyamy. Pokazał mi
jeszcze, gdzie znajdowała się łazienka, po czym życzył mi dobrej nocy. Byłem
zaskoczony, że tak wcześnie kładł się spać. Uznałem jednak, że był po prostu
zmęczony, dlatego chciał odpocząć. Znowu. Chociaż stwierdziłem, że powinienem
wziąć już prysznic. Umyłem się więc w miarę szybko, bo zawsze było mi głupio,
kiedy myłem się u kogoś dłużej niż dziesięć minut. Dlatego sprawnie wykonałem
wieczorną toaletę. Dostałem nawet jednorazową szczoteczkę do zębów od pana
Matsumoto oraz kilka innych niezbędnych do higieny rzeczy. Byłem więc dokładnie
umyty i pachnący i w takim stanie mogłem ubrać rzeczy, które dostałem. Dopiero,
gdy wziąłem luźną koszulkę oraz cienki dres, to uzmysłowiłem sobie, że to
naprawdę były rzeczy pana Shiroyamy. Przez kilka chwil miętoliłem lekko w
dłoniach materiał. Powąchałem go, jednak nie wyczułem niczego, oprócz
chemicznego zapachu proszku lub też płynu do płukania tkanin. Założyłem ten
zestaw, który dostałem i aż przeszedł mnie dreszcz. On w tym chodził, miał te
ubrania na sobie. To było wręcz nierealne, że nagle nosiłem rzeczy swojego
nauczyciela, ale cóż. Wyszedłem z łazienki z zamiarem pójścia do pokoju, w
którym miałem spać, jednak zauważyłem, że Shiroyama był w salonie, oglądając
coś w telewizji. Poszedłem więc do niego, ostrożnie siadając obok.
– Pasują ubrania? – zagadnął, zerkając
na mnie.
– Tak. Bardzo dziękuję.
– Cieszę się. W zasadzie, to nie nosiłem
tego z pół wieku, ale chociaż tobie pasuje. Teraz już bym w to nie wszedł –
zaśmiał się.
– Nie?
– Trochę przybrałem na masie –
uśmiechnął się ciepło. – Rany, nic nie ma w tej telewizji. Tylko jakieś filmy o
mordercach i gwałcicielach. Swoją drogą, Itsuki, co powiedziałeś swojej mamie,
gdy mówiłeś, że nie wrócisz na noc do domu?
– Że zostaję u Hitomi.
– To dobrze – odetchnął.
– Nie powiedziałbym przecież, że zostaję
u pana.
– No tak. Dziękuję. Chociaż nie
powinieneś okłamywać swojej mamy.
– Wolałby pan, żeby tu przyjechała? Na
pewno by chciała.
– Chyba nie podałbyś jej adresu?
– Nawet go nie znam.
Roześmialiśmy się obaj. Shiroyama
pokręcił lekko głową. Przysunąłem się do niego nieznacznie, niby to poprawiając
swoją pozycję na bardziej wygodną. Mężczyzna w żaden sposób na to nie
zareagował. Był bardziej skupiony na telewizorze.
– Mam nadzieję, że w poniedziałek będę
już mógł wrócić do szkoły – zaczął nagle. – To był strasznie kryzysowy tydzień.
– Z panem Matsumoto już lepiej?
– Tak. Zdecydowanie tak. Wcześniej nie
mógł nawet sam chodzić. Ale chociaż obyło się bez szpitala. A jak się miewa
twoja siostra?
– Dobrze. Mógłbym nawet powiedzieć, że
wręcz śpiewająco się miewa. Myślę, że w końcu wróciła do siebie.
– Najgorzej jest podnieść się
psychicznie, prawda?
– Zdecydowanie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Wciąż nie wierzę, że ktoś był w stanie
wypchnąć ją z okna. To takie nierzeczywiste. Te dzieci w ogóle nie myślą.
Niedobrze mi, jak tylko pomyślę sobie, jakie to pokolenie ma wyprany mózg. Zero
jakiejkolwiek wyobraźni. Ale ważne, że już z nią lepiej.
– No tak.
– Pewnie nie masz już ochoty na
skończenie gry? Już późno – wskazał na szachownicę na stoliku kawowym.
– Chyba już nie myślę o tej porze –
zaśmiałem się.
– Mam podobnie – zawtórował mi. – To
nic. Ja już się pójdę położyć. Dobranoc, Itsuki.
– Dobranoc panu.
Tym sposobem zostałem sam. Oglądałem
jeszcze przez jakiś czas film w telewizji, aż nagle poczułem, jak coś ociera
się o moją nogą. Wzdrygnąłem się, podskakując momentalnie. Podciągnąłem nogi na
kanapę i dostrzegłem, jak rudy kawałek futra przebiega między ławą a kanapą.
Kot widocznie wystraszył się mojej nagłej reakcji. A jak on mnie wystraszył!
– Kici-kici – mruknąłem, pochylając się za
rudzielcem. Kot przysiadł, zerkając na mnie badawczo swoimi zielonymi oczami. W
pewnym momencie, gdy sięgałem ku niemu, by go pogłaskać, podniósł się
gwałtownie, strosząc sierść i sycząc na mnie, pokazując białe kły. Momentalnie
odsunąłem dłoń, przyciskając ją do siebie drugą. Po plecach przebiegł mi
nieprzyjemny dreszcz. Zwierzę wyglądało na dwa razy większe, poza tym, z jego
gardła wydobył się przedziwny warkot. Stanął bokiem do mnie, wyginając
kręgosłup w łuk.
Patrzyłem chwilę na zwierzątko i nie
wiedziałem, co mam zrobić. Na zmianę na mnie prychał i warczał, jakby dawał mi
wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty być dotykanym przez obcych.
Postanowiłem, że zostawię kota w spokoju i położę się spać. Wyłączyłem więc
telewizor i ruszyłem do sypialni, gdy poczułem, jak coś zaciska się wokół mojej
nogi. Zwierzę rzuciło się na mnie, mi nogę łapami i gryząc z całej siły. Mało
nie krzyknąłem z zaskoczenia. Kot w dalszym ciągu warczał wściekle, a ja próbowałem
oderwać go od siebie. Zamachnąłem się, jednak trzymał się mocno i ani myślał
puścić, jak tylko oderwałem dłońmi jego łapki od nogi, to rzucił się na moje
ręce, boleśnie je drapiąc i gryząc. Moja noga była jednak wolna, dlatego szybko
pobiegłem do pokoju, w którym miałem zostać na noc. Zamknąłem się w nim i nie
wychodziłem aż do rana.
W nocy nie mogłem zasnąć. Przewalałem
się z boku na bok na zbyt wygodnym łóżku i myślałem, że cała sytuacja z kotem
nie wydarzyła się naprawdę. To było aż niemożliwe, by nagle małe, spokojne
zwierzątko w jednej chwili zrobiło się tak agresywne i chciało mnie zabić. Nie
miałem pojęcia, co to w ogóle było i szczerze, to bałem się wychodzić z pokoju.
Na całe szczęście, udało mi się zasnąć na kilka godzin dość głębokim snem.
Obudziłem się, gdy przez roletę przedostawało się już delikatnie szarawe
światło. Podniosłem się nieznacznie, po czym sprawdziłem godzinę na telefonie.
Zdałem też sobie sprawę, że zostało mi tylko trzydzieści procent baterii. Było
kilka minut po dziewiątej. Postanowiłem wstać i iść do łazienki. Ostrożnie
uchyliłem drzwi, rozglądając się uważnie czy przypadkiem nigdzie nie było tego
rudego mordercy. Stwierdziłem, że raczej nic mi nie zagraża, dlatego poszedłem
załatwić swoją potrzebę, a następnie udałem się do kuchni, skąd dochodziły do
mnie odgłosy jej użytkowania.
Pan Matsumoto stał przy szafce,
zalewając kawę. Nucił coś pod nosem i, co mnie przeraziło, głaskał co jakiś
czas kota, który leżał zwinięty na krzesełku barowym obok wyspy. Aż zrobiło mi
się niedobrze na widok zwierzęcia.
– Dzień dobry – powiedziałem.
– Och! – mruknął zaskoczony. Odwrócił
się w moją stronę. – Dzień dobry. Wystraszyłeś mnie.
– Przepraszam.
– W porządku. Chciałbyś może coś do
picia? Kawę, herbatę? I co masz ochotę zjeść? Nie wiem, co lubisz, ale cała
kuchnia jest do twojej dyspozycji – zaczął niemal od razu. Jakby czytał mi w
myślach, że byłem głodny.
Postanowiłem zrobić sobie herbatę i
kanapkę z serem i sałatą. Usiadłem z panem Matsumoto przy stole – on popijał
czarną kawę, a ja herbatę, przygryzając przy tym kanapkę. Mężczyzna co jakiś
czas pytał czy na pewno najem się jedną kanapką, jednak za każdym razem
odpowiadałem, że z rana nie mogę za bardzo jeść, co oczywiście nie było prawdą.
Po prostu nie umiałem przy nim jeść. Było mi nieswojo z myślą, że tylko ja
miałbym to robić. Poza tym, wcale nie przepadałem za Matsumoto z jasnych
powodów – był partnerem mężczyzny, na widok którego moje serce biło dziesięć
razy mocniej.
– Trochę napadło śniegu w nocy –
powiedział, wyglądając przez okno. – Na szczęście pługi już jeżdżą od samego
rana, więc drogi są przejezdne. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli Yuu odwiezie
cię trochę później do domu? Gdzieś tak około jedenastej? Musiał dzisiaj
pojechać do firmy, ma klientów, którzy nie mają wiele czasu w tygodniu i
najlepiej pasują im spotkania w weekendy.
– To żaden problem.
– To dobrze – uśmiechnął się do mnie. –
A jak ci się spało? Coś ci się przyśniło?
– Bardzo dobrze, dziękuję. Niestety, nic
mi się nie śniło. Albo nie pamiętam, by coś mi się śniło.
– To podobnie jak ja.
Siedzieliśmy przez kilka chwil w
zupełnej ciszy. Dzieci musiały jeszcze spać, gdyż w ogóle ich nie było słychać.
Wciąż nie mogłem wyjść z podziwu, jak bardzo to miejsce było oderwane od świata.
Zero głośnych samochodów, praktycznie brak sąsiadów – tylko cisza i spokój.
– A pan nic nie je? – zagadnąłem.
Spojrzałem na kubek czarnej kawy, której nawet nie tknął. Tylko oplatał
szczupłe palce wokół białej porcelany i tak siedział jak do modlitwy.
– Nie umiem jeść z rana – zaśmiał się
niezręcznie. – Ale widzę, że ty masz apetyt. Może zjesz coś jeszcze?
– Nie powinienem się objadać.
– Rano powinno się dobrze zjeść,
zwłaszcza w twoim wieku. Twój organizm potrzebuje odpowiedniej ilości witamin,
białka.
– Nie, naprawdę dziękuję.
– No dobrze.
Pan Shiroyama wrócił do domu kilka minut
po jedenastej. W tym czasie ubrałem się i spędziłem trochę czasu z panem
Matsumoto i dziećmi, które obudziły się i zaczęły dokazywać. Nauczyciel był w
naprawdę dobrym humorze. Wszedł do salonu niemalże tanecznym krokiem i nucił coś
wesoło. Trzymał dwie papierowe torby – jedną z marketu, drugą z jakiejś
piekarni.
– A ty co taki zadowolony? – spytał Matsumoto
na wstępnie. Jakby dobry humor jego partnera był czymś naprawdę osobliwym i
rzadko spotykanym.
– Dobiliśmy targu. Już myślałem, że się
rozmyślą, ale jednak się udało. A to – podniósł torbę z piekarni – na uczczenie
udanego dnia.
– Słodycze!! – wykrzyknęły dzieci, rzucając
się na swojego ojca. Shiroyama pochylił się do maluchów, rozwijając papier.
Dzieci wyjęły po słodkiej bułce, a następnie zadowolone zaczęły pałaszować
słodkości.
– No proszę – powiedział Matsumoto,
wstając z kanapy. – Gratulacje. Cieszę się, że się udało.
– Ja również. Sprzedaliśmy dom, co się
bardzo rzadko zdarza, więc to wyjątkowa okazja do świętowania.
– To może by tak otworzyć szampana? –
powiedziałem, uśmiechając się. Pan Shiroyama podał mi torbę z cukierni,
częstując mnie słodką bułką.
Obaj mężczyźni roześmiali się
serdecznie. Zdaje się, że im obojgu wiadomość o sprzedaży nieruchomości
poprawiła znacząco humor.
– Jeśli masz gdzieś na podorędziu
bezalkoholowego – zaśmiał się Shiroyama.
– No nie. Takiego akurat nie mam.
Niedługo później Shiroyama odwoził mnie
do domu, chociaż stwierdziłem, że w zasadzie to mógłbym wrócić autobusem.
Mężczyzna jednak zaprotestował, twierdząc, że to żaden problem. No tak,
sprzedał dom, to stać go było na pełny bak, więc jazda gdziekolwiek nie była
problem. Był tak cholernie zadowolony ze wszystkiego, podśpiewywał wesoło,
jadąc, a uśmiech nie schodził mu z ust. Mimowolnie sam się uśmiechałem, widząc
go takiego zadowolonego z życia. Zdaje się, że nic nie mogło mu zepsuć humoru
przez następny miesiąc.
– Domy tak słabo się sprzedają? –
podjąłem w pewnym momencie temat. Za bardzo nie rozmawialiśmy w czasie jazdy,
dlatego stwierdziłem, że zainteresowanie się odrobinę jego profesją będzie
dobrą opcją.
– Z reguły. Większość osób woli
wprowadzać się do luksusowych mieszkań.
– Domy mają chyba więcej plusów.
– To zależy, jak się na to patrzy. Dom
to taka skarbonka bez dna. Inwestuje się w niego, ale nie zawsze widać tego
efekty. Co chwilę coś się psuje, jak zrobi się jedno, to zaraz inna rzecz się
uszkadza i tak w kółko. Mieszkania są prostsze, bo jednak nie wymagają aż
takiego zaangażowania.
– W sumie racja – przyznałem po chwili
namysłu. – Mieszkałem kiedyś w domku i w zasadzie było tak, jak pan powiedział.
– Widzisz? – zaśmiał się. – Ale
osobiście cieszę się, że mieszkam w domu. Dla mnie to znacznie wygodniejsze.
– Mieszkał pan kiedyś w bloku?
– Jasne – odparł. – Kilka ładnych lat
życia spędziłem na mieszkaniu w bloku. Nie wspominam tego źle, ale też nie
chciałbym do tego wrócić. W domu jest jednak taka… hm… Intymna atmosfera.
– To racja.
– Ale ogólnie mieszkania sprzedają się
też lepiej, bo są z reguły tańsze od domów – kontynuował. – Jest w nich mniej
do roboty, mniejsza przestrzeń jest do zagospodarowania. To dość
konformistyczne, ale co poradzić.
– Tak się zastanawiam – zacząłem
niepewnie – czy nie miał pan jakiś mieszkań w okolicy.
– W okolicy? Miałem kilka. Och! No tak,
Hitomi się wprowadzała z rodzicami.
– Tak coś raz wspominała, że właśnie jej
rodzice kupowali od pana mieszkanie.
– Tak, tak. Pamiętam, że raz przyszła z
nimi do firmy, żeby przejrzeć możliwe oferty, w ostateczności zdecydowali się
na małe miasteczko. Ma bardzo miłych rodziców.
– Sama też jest miła.
– W to nie wątpię – posłał mi lekki
uśmieszek. – W końcu się przyjaźnicie.
– Pana przyjaciółka też była miła?
– Skądże. Była złośliwa jak cholera.
Wredna zołza.
Mało się nie oplułem ze śmiechu. Jeszcze
wczoraj tak miło ją wspominał, a już na drugi dzień mówił o niej, jakby zrobiła
mu wielką przykrość. Cóż, może po prostu ich przyjaźń była tą specyficzną
przyjaźnią, gdzie jedno mogło drugiemu bez przerwy robić na złość, a i tak nikt
się o nic nie obrażał. Czułem, że tak właśnie mogło być, jednak nie miałem już
odwagi pytać się go o to. Miałem wrażenie, że w ciągu ostatnich dwudziestu
czterech godzin już wystarczająco naruszyłem jego prywatną przestrzeń – w końcu
zostałem u niego na noc w domu. No właśnie, zostałem na noc u Shiroyamy Yuu,
mojego nauczyciela, mojej małej obsesji, którą, póki co, miałem pod kontrolą. W
głębi zdawałem sobie sprawę z tego, że coraz mocniej się w nim zadurzam, co
jednocześnie mnie przerażało i wprawiało w ekscytację. Starszy mężczyzna, który
w zasadzie mógłby być moim ojcem i ja. Coraz bardziej miałem ochotę wykonać w
jego kierunku jakiś ruch, zrobić coś, co wymagałoby od nas obojga kontaktu
fizycznego. Nie mogłem jednak tego zrobić z kilku znaczących powodów – był moim
nauczycielem, miał partnera i dzieci. Wiedziałem więc, że i tak spotkałbym się
z odrzuceniem z jego strony, a poza tym, jego facet by mi tego nie podarował.
Wczoraj wieczorem Matsumoto uświadomił mi, jaki naprawdę był jego stosunek do
Shiroyamy i stosunek do osób w otoczeniu Shiroyamy. Ludzie mogli być dla niego
mili, ale nie przesadnie, gdyż równało się to z falą zazdrości, która wczoraj
zmyła cały mój entuzjazm po pytaniu czy lubię pana Shiroyamę. Ciekawe, jak
zareagowałby na to, gdybym mu powiedział, że prawdopodobnie jestem w nim
zauroczony.
Kilka minut później byliśmy już pod moim
blokiem. Podziękowałem Shiroyamie za wszystko i przeprosiłem, że sprawiłem mu
kłopot, zostając na noc. Odparł tylko, że mogę wpadać kiedy chcę i wcale nie
było problemem to, że mnie przenocował. Powiedział, że zawsze mogę u niego
spać, jeśli tylko chcę. Serce mi mało nie eksplodowało w tym momencie, jednak z
całych sił postarałem się trzymać emocje na wodzy. Grzecznie się z nim pożegnałem,
ponownie dziękując i poszedłem do siebie. Shiroyama znowu czekał, aż wejdę do
klatki, na co mało mi nie zmiękły kolana. Odjechał, jak drzwi się za mną
zamknęły. W jednym momencie zrobiło mi się tak chłodno w środku, gdy zostałem
sam. Już zacząłem za nim tęsknić i błagałem w myślach, by weekend zleciał
szybko, bym mógł go znów zobaczyć. Ile ja bym oddał za to, by on również czuł
to samo przy rozłąkach ze mną. By również ogarniała go tak przeszywająca pustka
i tęsknił za mną tak mocno, jak za nim. Wiedziałem, że byłem mu obojętny,
zdawałem sobie sprawę, że on nigdy by nie wziął moich uczuć na poważnie,
jednakże… wciąż tliła się we mnie nadzieja i jedno było pewne – tak łatwo nie
dało się jej zgasić.
Wszedłem do mieszkania, starając się być
tak cicho, jak to tylko możliwe. Jednakże, zaraz po przekroczeniu progu
poczułem się naprawdę dziwnie. W jednej chwili całe to szczęście, jakie zostało
ze mną po spędzeniu czasu z Shiroyamą, wyszło za próg, zostawiając mnie z
przedziwną, ponurą atmosferą domu. Rozebrałem się, rzuciłem plecak na podłogę,
a następnie poszedłem do salonu. Było tak osobliwie cicho, że to aż nie do
uwierzenia. Z reguły w weekendy od rana był włączony telewizor, leciała muzyka,
mama i Yuzuki zachowywały się naprawdę głośno. Jednak nie tego dnia.
Mamę znalazłem przy stole w kuchni.
Siedziała przygaszona i jakaś taka niemrawa. Spojrzała na mnie, a jej oczy
przepełniły się nieznaną mi dotąd obawą. Coś było wyraźnie nie tak.
– Wszystko okej? – zacząłem. – Tak tu
cicho. Jest Yuzu?
– U siebie – odparła. Z jakiegoś powodu
kamień spadł mi z serca. Nie wiem, może po prostu w środku bałem się, że jeśli
coś się stało, to chodziło o siostrę. Na całe szczęście małej nic nie było.
– To co się stało?
Mama wzięła głęboki wdech, kręcąc głową.
Naraz do jej oczu napłynęły łzy, co zbiło mnie z pantałyku.
– Twojego… tatę wczoraj… dzisiaj w nocy…
znaleziono martwego.
---
CIĄG DALSZY NASTĄPI!
Czy ktoś dotarł do końca rozdziału???
Do następnego~!
Jak to się stało, że jego życie potoczyło się tak źle, że został nauczycielem? - xD Zrobiło mi to dzień
OdpowiedzUsuńOgólnie to strasznie mi się podobało. Serio. Kurde, dobre to było.
Nie mam pojęcia co napisać bo mam tyle do napisania ale byłoby to tak nieskładne, że nawet ja nie wiedziałabym czym się tak ekscytuję xD
Identyfikowanie się z głównym bohaterem to akuratnie moje najlepsze zajęcie. Oboje mamy hopeless crush i dobrze o tym wiemy xd
Mam nadzieję, że druga część będzie równie długa i równie zajebista ~
Życzę weny i wszystkiego dobrego w życiu ^^
Ano i zawsze chciałam to powiedzieć - Cara jest cudowna.
Papa~~ <3
Wszyscy wiemy, jak źle potoczyło się życie Yuu, że został nauczycielem, no ale niektórzy nie powinni o tym widzieć, lmao. Strasznie się cieszę, że się podobało!!! To najważniejsze, że mogłam tą historyjką umilić komuś czas. <3 E tam, spoko, ja nawet nie wiem, o czym czasami piszę i to później tutaj wrzucam, więc- XD
UsuńBędę się starać, żeby wyszło zajebiście, no ale zobaczymy za pół roku! Żebym to chociaż skończyła pisać. I dziękuję ślicznie!!!
I CARA TEŻ DZIĘKUJE!!! Mówiłam jej przez cały dzień, że ktoś jej tak napisał, ale chyba nie wiedziała za bardzo, o co mi chodzi. X'''D
Paaa~!
Podobało mi się!
OdpowiedzUsuńItsuki w pewnych momentach troszku mnie irytował, ale ociupinkę tylko.
Za to Hitomi kocham całym serduszkiem, nawet jej imię brzmi tak dobrze.
Jak można pobić bliską osobę pod naporem kilku kretynów ze szkoły, cofnij, jak można pobić jakąkolwiek osobę pod naporem kilku kretynów ze szkoły? Hitsuji, ty idioto!
Myśkę, że Taka powinien pomyśleć o wizycie u psychoterapeuty, biedactwo.
Przyznam, że dopóki nie padła informacja, że mama głównego bohatera przyszła z pracy, byłam święcie przekonana, że jest nim Hiro. Chociaż to i lepiej, że jednak nie, wyobrażam sobie synka Yuu i Taki za kilkanaście lat o innym charakterze niż ma Itsuki.
*wychyla się nieśmiało z za kanapy* - pojęcia nie mam dlaczego akurat zza kanapy, ale do rzeczy:
nie myślałaś nigdy żeby napisać rozdział o tym jak dzieciaki są już w wieku nastoletnim, lub nawet późniejszym?
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę!
UsuńMnie Itsuki irytował przez całe opowiadanie. XD A Hitomi to moja little girl, następny rodzynek do chronienia. <3 Hitsuji to z jednej strony manipulancki zjeb, a z drugiej po prostu zjeb, bo nie potrafi znieść naporu ze strony grupy. Itsuki z pewnością zasługuje na kogoś lepszego!
Myślę, że Takuś pewnie już był u kogoś takiego, no ale wyjście z ed jest bardzo ciężkie. Trzymajmy za niego kciuki, bo kiedyś może mu się w końcu uda!
Myślałam o tym kiedyś! Ale szczerze wątpię, bym to napisała, chociaż zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Wydaje mi się jednak, że wątek ze starszymi krewetkami będę rozwijać w I will be. <3
Również pozdrawiam!
Zatem w końcu udało mi się przebrnąć przez tą obszerną historię i mogę napisać od siebie kilka słów. Przede wszystkim bardzo podoba mi się wielowątkowość powyższej historii. Poruszyłaś tu wiele złożonych kwestii i co ważniejsze, nie opisałaś wszystkiego powierzchownie, "po łebkach" tylko naprawdę wszystko było bardzo dobrze przedstawione. Główny bohater momentami był strasznie irytujący, ale taka chyba domena głównych postaci, że zawsze trochę irytują swoim zachowaniem. Mimo to, wykreowałaś go bardzo dobrze, wszystkie jego uczucia bardzo realnie, jak i tą postępującą obsesję (?), czy silnie rozwijającą się fascynację. Uwielbiam klimat Twoich opowiadań i kocham Twój styl, nie powielasz schematów, bardzo klarownie widać wszystkie emocje, ale przy tym nie jest to przerysowane. Nie ma tego przerostu formy nad treścią. A no i kocham Twojego Yuu i zawsze będę! Dziękuję Ci za to, że nadal piszesz i że konsekwentnie pisałaś tę historię przez tyle czasu. Bardzo to doceniam i wiedz, że na Twoje prace warto czekać choćby latami! Pozdrawiam Cię kochana bardzi cieplutko! <3
OdpowiedzUsuńPS. Daruj ten przydługi komentarz XD
Dziękuję!!! Bardzo się starałam, żeby jakoś to wyszło i cieszę się, że nie poszło to na marne. uwu
UsuńCo do Itsukiego, to sama nie wiem do końca, co powinnam o nim sądzić. Chociaż też mnie denerwował momentami, to jednak wciąż pozostaje u mnie na tym neutralnym obszarze, gdzie ani go nie darzę sympatią, ani go nie nienawidzę. Jeju, to teraz mi się zrobiło strasznie słodko, nikt mi tak dawno nie słodził, aww! Strasznie dziękuję za przeczytanie tego, za skomentowanie, za docenienie mojej pracy!!! Również pozdrawiam cieplutko! <3
Cholera, jak zwykle mam mega poślizg!
OdpowiedzUsuńTotalnie mnie zaskoczyłaś tym pomysłem. Przez pierwsze kilka zdań miałam milion myśli o kim to.
„Syn Yuu i Taki??? Chłopak syna Yuu i Taki??? Nowe dziecko Yuu i Taki???”
A tu chuj, uczeń Yuu.
Nie mówię, że to źle ale pamiętasz, ze mówiłam ci kiedyś o tym jak bardzo chciałabym przeczytać rozdział z perspektywy nastoletniego Hiro.
Pisałam ci również o tym jak bardzo uderzył mnie ten rozdział i losy nowego bohatera.
W pewnej kwestii strasznie się z nim utożsamiam.
I jak zwykle cieszy mnie, że w końcu ktoś się znowu zachwyca Yuu a nie próbuje gwałcić Take XDD
Nie dziwie się zachwytowi uczniów szkoły Yuu, jakbym miała takiego nauczyciela...to bym rozszerzała historię na maturze XD
Ma chłop dar do uczenia dzieciaków tak nudnego przedmiotu. Chociaż nikt go nie słucha tylko się na niego patrzą,
Nie ukrywam, że też bym tak robiła.
Trochę bawi mnie to jak ktoś zakochuje się w Yuu i ludzi się, że mają jakiekolwiek szanse z Taka.
Przecież wystarczy na nich spojrzeć, para idealna!
Taka miał ochotę go zamordować przy tych szachach, on wie co się dzieje!
Jednak czuje z tego jakąś aferę zaraz będzie, ze Yuu zbyt mocno zbliża się do uczniów i jeszcze go o molestowanie posadzą. Tego by jeszcze brakowało.
Nie umiałam jednak wyczuć czy Yuu jest zirytowany jego klejeniem się czy jeszcze jest naiwny i chce mu pomóc bez względu na wszystko.
Ponad to jego matka XDDDD
Ta to już w ogóle nie ma szans ale jaka stalkera do firmy mu wydzwania!
Co do firmy to aż się uśmiechnęłam, gdy przeczytałam, ze Yuu w końcu otworzył własna firmę i bardzo dobrze mu się powodzi!
Może w końcu przestanie mieć kryzys wieku średniego i kompleks, ze zarabia mniej od Taki XD
NO ALE przecież życie Yuu i Taki nie może przebiegać tak pogodnie.
Z niecierpliwością czekam na kolejna cześć i mam nadzieję, że coś jeszcze przed nią szybciej się pojawi! Mam też pewne teorie spiskowe co się może dziać ale czekam czy się sprawdzi!
Chaotyczny ten komentarz jak zwykle ale cóż no emocje wywołane rozdziałem.
Podziwiam cię, że piszesz tak długie rozdziały bo ja takiego krótkiego komentarza nie mogę skleić.
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
Dla mnie możesz się zawsze poślizgiwać. :*
UsuńLMAO, TAKI CHUJ. XD Wciąż twierdzę, że raczej rozdział z perspektywy nastoletniego Hiro nie dojdzie do skutku, no ale zobaczymy kiedyś! Koniec z gwałtami na Tace, już zbyt wiele tego było we wszystkich seriach Migdała, ja i moje wszystkie osobowości, i demony mamy tego dość. Poza tym, ile można gwałcić żonę pana Shiroyamy, skupmy się w końcu na panu Shiroyamie.
No słuchaj, gdyby Józek był moim nauczycielem od historii, to też bym się zachwycała i brała rozszerzenie na maturze. Oh wait... W każdym razie, nie był moim nauczycielem, czego bardzo żałuję. XD Myślę, że Yuu jest po prostu takim dobrym belfrem, na którym uczniowie mogą polegać. Czasami tacy się zdarzają, że zapraszają do domów na obiady i takie tam. Chociaż faktycznie, różnie może być to odebrane. Ale miejmy nadzieję, że nikt tego nie nazwie molestowaniem!
Matka Itsukiego to mój hit. Nie miałam pojęcia za bardzo co robię, gdy pisałam o jej maniackich zalotach do pana S.
Ogólnie, to z Taką raczej nikt nie ma szans, tylko niektórzy jeszcze o tym nie wiedzą, ale obiecuję, że się dowiedzą i to przytupem. Jeszcze się zadzieje, ale nic nie zdradzam!
Myślę, że Yuu teraz stać, żeby zabrać Takę na jakąś super wycieczkę dookoła świata i kupić mu domek w jakiś ciepłych krajach. XD
Strasznie się cieszę z tak długiego i wcale nie tak chaotycznego komentarza! I na pewno coś się jeszcze przed następną częścią pojawi, muszę zrobić małą przerwę od tego i napisać coś, co nie jest Migdałem. No wiesz, takie pisarskie odświeżenie.
Dziękuję ślicznie za ten komentarz!!!! I również pozdrawiam cieplutko! <3
Nie było mnie tu chyba od zakończenia Migdała IV, jakoś przestałam czytać wszelakie opowiadania. Ostatnio mi to wróciło i postanowiłam zawedrowac tutaj. Szczerze to nie wiedziałam, czy zastanę jeszcze tego bloga żywego, ale ku mojej radości żyje i ma się dobrze. Muszę powiedzieć że patrząc z perspektywy czasu to jesteś moją ulubioną internetową pisarką i zapamiętałam Cię chyba jako jedyną. Co do opowiadania to bardzo mi się podobało i nie mogę się doczekać następnej części. Odnosić się do poszczególnych fragmentów nie będę, powiem tylko że szanuję mocno za umiejętność stworzenia wielowątkowej historii i tak wspaniałych bohaterów (Yuu i Taka na zawsze w moim sercu). Gdybyś wydała książkę to naprawdę kupiłbym bez zastanowienia. Muszę sobie w dłuższej chwili wolnego czasu przeczytać znów twoje opowiadania, a w szczególności Migdała i JSOSZ (ale na to potrzebuję zapasu chusteczek xD). Za dużo o tym one shocie nie powiedziałam, zbytnio mi się podoba całokształt żeby rozbierać to na części pierwsze i analizować... Zwyczajnie nie potrafię. Właściwie to cały ten komentarz to taka sklejka wszystkiego xD Nieważne, wychodzę z założenia, że jak się docenia czyjąś pracę to warto powiedzieć coś miłego, także wiedz, że jako autorka robisz kawał dobrej roboty. Powodzenia w dalszym pisaniu!
OdpowiedzUsuńYbt żyje i ma się bardzo dobrze, chociaż czasami przechodzi małe kryzysy, no ale gdzie się to nie zdarza. Omg, to naprawdę miłe, że jestem twoją ulubioną. To są prawdziwe słowa uznania! Cieszę się również, że opowiadanie się spodobało. Będę się starać, by następna część wyszła równie dobrze jak ta, a może i lepiej! Książka? Może w końcu wyjdzie, na pewno jakoś dam o tym znać. (^ω~)
UsuńSerdecznie dziękuję za te miłe słowa, bo to zawsze mocno podnosi na duchu. I w ogóle, za przeczytanie, skomentowanie... za wszystko dziękuję!!!