Migdałowe serce: Daddy Issues I



Hej, Żuczki! Witam was na początku z ważnymi informacjami, których bardzo bym prosiła, byście nie pomijali. Z góry dziękuję.
Nie było mnie z trzy miesiące, ale mam dla was coś, co jest super długie i będzie miało jeszcze jedną część. Całkiem możliwe, że większości z was nie spodoba się to opowiadanie, bo to niby Migdał, jednak taki Migdał nie do końca. Yuu i Taka są, nie są jednak głównymi postaciami, jednak grają znaczącą rolę w opowiadaniu. Myślę też, że wszystko rozkręca się wraz z każdym akapitem, dlatego mam nadzieję, że dacie szansę temu czemuś i nie wyłączycie po kilku zdaniach, bo jednak pisałam to ponad pół roku. Niezależnie od tego, jakie będą wasze opinie i odczucia, będę się cieszyć, jeśli chociaż w najmniejszym stopniu ta lektura umili wam czas, zabije nudę lub sprawi, że poczujecie się lepiej. ❤️

Daddy Issues 


Zanim jeszcze zadzwonił dzwonek, dyskretnie wsunąłem swoje książki do plecaka, by przypadkiem nauczycielka od matematyki mnie nie zauważyła. Chciałem szybko wybiec z klasy i pójść do domu, omijając przy tym ostatnie zajęcia, jakimi było wychowanie fizyczne. Nie miałem w ogóle ochoty, by uczestniczyć w lekcjach, tym bardziej, że musiałem się rozebrać przed innymi w szatni. Czego jak czego, ale swojego ciała nienawidziłem pokazywać przed innymi. Fakt, przyzwyczaiłem się już do tego, jednak w środku i tak pozostawał we mnie silny niesmak w tej kwestii.
Belferka podała pracę domową, w tym samym momencie zadzwonił upragniony dzwonek, a ja zerwałem się z miejsca jak do biegu, wypadając z klasy. Szybko, byle uniknąć wychowawcy, który miał zaraz obok zajęcia z inną klasą. Wydostałem się ze szkoły, jakimś cudem unikając tłumów na korytarzu, po czym szybko poszedłem do domu. Praktycznie zabarykadowałem się w swoim pokoju, nie chcąc wychodzić stamtąd już nigdy. Niestety, na moje nieszczęście, musiałem kiedyś wyjść.

Od: Hitsuji
Idziesz na wf?

Przyszedł mi sms, gdy leżałem w samej bieliźnie na niepościelonym łóżku i słuchałem muzyki, przeglądając jakąś stronę z gejowskimi pornosami. Chwilę patrzyłem na to, od kogo przyszła wiadomość i zawahałem się. Odpowiadać czy nie?

Nie, źle się czuję.

Wysłałem. Po kilku dłuższych chwilach przyszła odpowiedź.

Koleś mówi, że masz już banię murowaną i jak nie będziesz chodził, to adios.

Przyjdę następnym razem.

Jak zawsze.

Na to już nic nie odpowiedziałem. Zablokowałem ekran telefonu, a następnie przekręciłem się na bok, podkurczając nogi. Z jednej strony było mi zimno, ale z drugiej byłem zbyt leniwy, by się przykryć.
Po kilku godzinach przyszła mama z pracy. Zmęczona i wściekła na wszystkich. Zdaje się, że miała mi za złe to, że przyszedłem na świat, bo zmarnowałem jej karierę. Nie zrobiłem tego przecież celowo, ale ona chyba nie potrafiła tego zrozumieć. Mogła być kimś wartościowym, ale dzięki mnie została po prostu sekretarką. Tata natomiast pracował jako konduktor i czasami zdarzało się, że wracał co kilka dni do domu. On miał jednak zupełnie inny stosunek do wszystkiego niż mama. Jego płaca nie wynosiła niewiadomo ile, jednak pomimo tego, wciąż zachowywał pogodę ducha.
− Byłeś dziś u siostry? – spytała mama, nawet się do mnie nie odwracając, gdy wszedłem do kuchni. Zajmowała się czymś przy szafce.
− U której?
− U Yuzuki, a u której niby? Wiesz, że jutro ma operację, dobrze by było, gdybyś ją odwiedził.
Wzruszyłem ramionami. Zapytałem profilaktycznie. Miałem w zasadzie dwie siostry, jedną starszą, drugą młodszą. Starsza, Amaya, nie żyła już od pięciu lat, natomiast młodsza siostra, Yuzuki, znajdowała się w szpitalu po poważnej kontuzji kręgosłupa, jakiej doznała po upadki z wysokości. Jakiś amant wypchnął ją w szkole przez okno, co skończyło się tak, że wylądowała w kontenerze zapełnionym śmieciami. Podobno i tak miała sporo szczęścia, bo gdyby spadła metr w prawo, to uderzyłaby w kant kontenera. Mama nie zniosłaby chyba śmierci następnej córki i sama by się zabiła.
− Poza tym, Itsuki – mama odwróciła się w moją stronę – dostałam telefon ze szkoły.
− Ta? – mruknąłem, biorąc jabłko. Wytarłem je w koszulkę, po czym popatrzyłem na mamę. Była zmęczona i zrezygnowana ze wszystkiego. Chociaż chwilę wcześniej miała pewnie ochotę coś roznieść, to w tym momencie wyglądała przykro. Przez krótki moment poczułem nawet pewien rodzaj żalu.
− Podobno opuszczasz coraz więcej zajęć. I nie chodzisz w ogóle na wuef, więc nie przepuszczą cię dalej.
W tym momencie miałem wrażenie, że coś mnie zmroziło. Nikt do tej pory nie raczył zawiadomić mamy o moich nieobecnościach. Sam też nic jej nie wspominałem, wolałem przemilczeć pewne fakty, jak na przykład to, że często chodziłem na wagary ze swoim chłopakiem. Mało tego, nikt też nie wiedział, że miałem chłopaka, co było naprawdę ciężkie. Chodziliśmy do tej samej klasy, mieszkaliśmy od siebie parę domów. On był bogaty i popularny, a ja biedny i nielubiany przez większą część rówieśników. Zaskakujące, że potrafiłem się dogadywać z kimś tak innym ode mnie.
− Aha – wykrztusiłem z siebie. Przykro, że nie było we mnie za grosz ambicji czy charyzmy. Momentami czułem się jak upośledzona sierota. Wcale się nie dziwiłem, że mama traktowała mnie jak chodzące nieszczęście, które wcale nie było potrzebne w jej życiu. Zaskakujące już jednak było to, że ktoś mnie chciał i miałem chłopaka. Krótko, bo krótko, jednak to wciąż pozostawało dla mnie moim małym życiowym osiągnięciem.
− I tyle masz mi do powiedzenia?! – powiedziała wściekła. W jednym momencie wybuchła. Wystrzeliła w powietrze niczym przykrywka od bulgoczącego garnka. – Możesz nie otrzymać promocji do następnej klasy. I co wtedy? Ty rozumiesz, jaki to wstyd?
− Wiem, trudno – odparłem.
− Trudno? – prychnęła. – Itsuki, dziecko, to naprawdę poważna sprawa.
− Jasne.
− Itsuki!
− Okej, rozumiem!! Nie musisz na mnie wrzeszczeć!!!
Spojrzenie mojej matki w jednym momencie zatraciło jakiegokolwiek wyrazu. Była teraz jakby w jakiejś odległej krainie, z dala ode mnie, od mojej siostry, leżącej w szpitalu. Całkiem możliwe, że w jednej chwili znalazła się przy Amaii. I tak naprawdę, jedyną osobą, która wrzeszczała, byłem ja. Ona, wbrew pozorom, starała się zachować spokój i jak na matkę, która praktycznie sama wychowywała swoje dzieci, wychodziło jej to naprawdę dobrze.
Następnego dnia również zerwałem się z zajęć, ale tylko po to, by zobaczyć się z siostrą. Tym razem ominąłem lekcję historii. Nic mnie z tego i tak nie interesowało. Nauka o przeszłości, na co to komu? Siostra była dokładnie 3 godziny przed operacją kręgosłupa i szczerze to z nią wolałem się zobaczyć, niż marnować następne cenne minuty swojego życia na nieprzydatnych rzeczach.
Po blisko półgodzinnej jeździe autobusem, znalazłem się w Sapporo. Wysiadłem na przystanku, przesiadłem się w tramwaj i po następnych piętnastu minutach byłem na następnym przystanku. Stamtąd czekał mnie jeszcze krótki spacer do szpitala. Wszedłem do środka budynku, skutecznie przemykając przed rejestracją i od razu kierując się do sali, w której przebywała Yuzuki. Musiałem przyznać, że siostra została zabrana do naprawdę dobrego miejsca, jak na szpitalne warunki. Oddział dziecięcy był niemalże oddzielnym budynkiem, a przynajmniej tak wyglądał. Wszystko było kolorowe, na ścianach wisiały obrazki i plakaty z bajkowymi postaciami. Czułem się bardziej, jakbym był w przedszkolu lub szkole podstawowej, a nie w szpitalu, gdzie wiele dzieci leżała, cierpiąc. Zupełnie jak moja siostra. Yuzuki strasznie wszystko bolało, co powtarzała nam nieraz. Lekarze jednak nie mogli w nieskończoność podawać jej środków przeciwbólowych i niezwłoczna była operacja kręgosłupa.
Wszedłem do pomieszczenia, w którym znajdowała się moja siostra i jeszcze kilkoro innych dzieci z podobnymi problemami. Yuzuki leżała plackiem, patrząc w sufit, tuż pod ręką miała guzik, dzięki któremu zawsze mogła wezwać pielęgniarkę, gdyby miała taką potrzebę. Podszedłem cicho do swojej młodszej siostry, która była niemalże sparaliżowana. Kucnąłem przy niej, biorąc ją za rękę.
− Hej, smarku – powiedziałem.
Zaskoczona Yuzuki od razu odwróciła ku mnie głowę. Jej nieobecne spojrzenie w jednym momencie wypełniło się radością.
− Itsuki!! – niemal krzyknęła, chcąc się zerwać do siadu. Powstrzymałem ją w ostatniej chwili, to mogło się naprawdę źle skończyć. – Jest mama?
− Mama przyjdzie później – zapewniłem ją. – Jak się czujesz?
− Dobrze – odparła. – Ale boli mnie wszystko. I trochę się boję.
− Czego? Naprawią ci plecy i będzie super.
− Mówisz?
− Jasne. Będziesz biegać i skakać, jakby nic ci nigdy nie było. Poważnie.
Yuzuki uśmiechnęła się do mnie pogodnie. Ścisnąłem siostrę za dłoń, chcąc dodać jej otuchy. Wyglądała naprawdę marnie, jednak starałem się podnosić ją na duchu w miarę swoich możliwości.
− A poznałaś już lekarza, który będzie cię operował?
− Tak – odparła zadowolona – i jest super.
− Serio?
− No! Jest ekstra, jak przyjdzie, to ci go przedstawię. I ma taką miłą panią do pomocy.
− Pielęgniarkę?
− Tak! Pielęgniarkę.
− Okej, to jak przyjdzie, to mi go przedstawisz.
Niestety, ale nie mogłem zostać do operacji Yuzuki. Tym bardziej, że to nie była godzina odwiedzin w szpitalu i nie powinno mnie w ogóle przy niej być. Nie umiałem się też jednak ruszyć do wyjścia. Siedziałem na podłodze przy łóżku młodszej siostry, dopóki nie przyszła pielęgniarka, by zacząć przygotowywać małą do operacji. Kobieta spojrzała na mnie oburzona, po czym nakazała mi natychmiast wyjść. Zagroziła mi tym, że wezwie ochronę, jednak nie bardzo się przejąłem. Wytłumaczyłem się, że jestem bratem Yuzuki, a następnie podniosłem się z podłogi. Nim jednak zdążyłem wyjść, do sali wszedł młody lekarz, który miał zapewne operować Yuzu. Popatrzył na mnie, a później na moją siostrę, po czym uśmiechnął się lekko.
− To bardzo miło z twojej strony, że tu jesteś – powiedział, biorąc z łóżka kartę Yuzuki. Czytał coś na niej z głęboką uwagą i jednocześnie mówił do mnie, co było odrobinę przerażające. – Przed takimi rzeczami potrzebne jest wsparcie. Zawsze możesz poczekać na korytarzu, chociaż potrwa to kilka godzin. Rozmawiałem wczoraj z twoją mamą i przyjedzie później.
Lekarz podniósł na mnie głowę, uśmiechając się przy tym szeroko. Był przemiły. W jednym momencie zachciało mi się stamtąd uciec, bo wydawało mi się, że ten uśmiech to tylko jakiś podstęp. Nikt normalny się tak nie uśmiechał.
− Yuzuki, mocno cię boli? – zwrócił się łagodnie do mojej siostry.
− Tak – odparła.
− Bardzo mi przykro. Tuż przed operacją nie możemy podać ci żadnego środka znieczulającego.
Pan doktor mówił coś do mojej siostry, a w tym czasie pielęgniarka wyprosiła mnie za drzwi. Powiedziała, że mogę posiedzieć w poczekalni, jeśli bardzo chcę, a następnie wróciła do sali. Czyli jednak nie byłem tam mile widziany.

Wróciłem do domu. Dochodziła siedemnasta, gdy przekroczyłem próg mieszkania. W kuchni czekał na mnie obiad i karteczka z podpisem, że mama poszła do Yuzuki. Musiałem się z nią minąć po drodze. Byłem głodny jak wilk, dlatego od razu zjadłem dwie porcje jedzenia. Mama zawsze gotowała nieco więcej, dlatego nie martwiłem się, że jej czegoś zabraknie. Odstawiłem talerz po jedzeniu do zlewu, a następnie poszedłem do swojego pokoju, gdzie od razu położyłem się spać. Chciałem zrobić krótką drzemkę, a wyszło na to, że obudziłem się nad ranem. Głowa okropnie mnie bolała, zacisnąłem z całych sił zęby, jakbym próbował zapanować nad nieprzyjemną pulsacją w skroniach. Niestety, to mi w żaden sposób nie pomagało, miałem wrażenie, że jeszcze tylko rozbolała mnie szczęka i już w ogóle nie miałem nawet chęci na to, by wstać z łóżka i wziąć coś przeciwbólowego.
Tego samego dnia do szkoły została wezwana moja mama. Była na rozmowie z wychowawcą i z dyrektorem szkoły. Dyskutowali o tym, że opuszczam coraz więcej zajęć i moje oceny są coraz gorsze. Wychowawca próbował dociec powodu, dlaczego tak się zachowywałem, jednak moja mama nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Sama nie wiedziała i w zasadzie… sam siebie też nie rozumiałem. Byłem świadom, że edukacja jest ważna, że tych rzeczy nie powtórzę za rok, za dwa. A mimo to, nie potrafiłem przestać zachowywać się jak rozpieszczony dzieciak. Matka pewnie zrzucała całą winę na ojca, że nie ma go przy mnie i nie potrafi mi dać przykładu, jak być męskim. I nie tylko dlatego, że większość czasu się z nim nie widziałem, ale dlatego, że nie był jakoś specjalnie męski. Nie był postawny, jakby komuś miał grozić, to raczej zostałby wyśmiany. Matka czasem mówiła, że był pokraką mężczyzny i sama zastanawiała się, jak to możliwe, że wyszła za tego człowieka i jeszcze miała z nim dzieci. Szczerze, to ja też momentami myślałem o tym i podejrzewałem, że mój ojciec był nim tylko na papierze. Nie wydawał się kimś, kto byłby w stanie spłodzić dzieci. Pomimo swoich wad i byciu nieudanym ojcem i mężczyzną, pozostawał dobrym człowiekiem, od którego aż biło ciepło. Jakie przykre, że przy okazji był też i naiwny jak dziecko.
Mama zrzucała swoje problemy na mnie i na ojca, ja zrzucałem swoje problemy na nią. Jedynie mała Yuzu starała się w tym wszystkim nie uczestniczyć, sam nawet celowo trzymałem ją z daleka od wszelkich rodzinnych konfliktów. Byle by mała nie musiała być świadkiem przykrych rodzinnych sytuacji.
− I co z tobą będzie? – spytał Hitsuji, gdy szliśmy razem po zajęciach do restauracji, by coś zjeść. Opowiedziałem mu o tym, że moja mama była w szkole i zrobiło się jedno wielkie zamieszanie. – Chyba cię nie wyrzucą?
− Nie. Ale muszę odpracować jakoś stracone godziny i mam zostawać po lekcjach.
− Hm, to dobrze – odparł mój chłopak.
− Wcale nie chcę zostawać po lekcjach – westchnąłem, przeciągając się.
− Ale chociaż nie wylecisz. Trzeba było nie wagarować, mistrzu.
Mistrzu – w ten sposób Hitsuji zwracał się do mnie zawsze, gdy robiłem lub mówiłem coś głupiego. Zdaje się, że mój chłopak momentami próbował mi matkować. Nie potrafiłem się jednak za to na niego irytować. W ogóle, na niego nie można było być złym. Hitsuji był kochany, miły, pomocny. Miał poczucie humoru, był mądry, wysportowany. Chodzący ideał. I to bóstwo raczyło zainteresować się mną – przeciętnym kolesiem, niezbyt inteligentnym i nie tak bardzo urodziwym. Czasami zastanawiałem się czy on po prostu nie robi sobie ze mnie jakiś żartów, gdy chodziło o bycie ze mną.
− Już trudno – westchnąłem, wywracając oczami. – W sumie mogę wylecieć, nie chce mi się tam siedzieć i gnić w klasie z jakimś belfrem.
− A wiesz już może, z kim będziesz zostawać?
− Dowiem się jutro.
− Mam nadzieję, że będzie zostawać z tobą ta śmierdząca baba od matmy – powiedział. – Dobrze by ci było!
− Huh?! Jeszcze czego! – fuknąłem, pchając go zaczepnie w bok, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
− Albo facet od wuefu! Będziesz robił pompki i brzuszki, ha!
− To już nie jest śmieszne – pogroziłem mu palcem.
Spędziłem czas wraz z Hitsujim aż do późnego popołudnia. Wałęsaliśmy się po okolicy, aż na dworze zaczęło zmierzchać. Wówczas postanowiliśmy rozejść się w swoje strony. W domu był mój ojciec.
Wszedłem po cichu do mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi, zdjąłem buty, a następnie poszedłem do salonu. Siedział tam, mój kochany, beznadziejny ojciec. Był brudny, śmierdział potem. Mama pewnie kilkakrotnie powtarzała mu, by poszedł się umyć, jednak jedyne co zrobił, to zdjął z siebie mundur i rozsiadł się w bieliźnie w salonie.
− Itsuki, cześć – przywitał mnie, siedząc w fotelu. W ręku trzymał puszkę piwa, oglądał jakiś program w telewizji.
− Hej, co tam? – powiedziałem, stając w progu. Spojrzałem na ekran telewizora, leciał jakiś program kulinarny.
− W porządku, wiesz. Naprawdę w porządku – odparł z uśmiechem. – Chociaż zmęczony jestem, po tylu dniach jazdy. Poza tym, wczoraj ktoś się rzucił pod pociąg i było spore opóźnienie.
− Tak? Słabo.
− Trupa przecięło na pół, nic przyjemnego, naprawdę. A co u ciebie?
− U mnie? – zacząłem ostrożnie. Nie byłem do końca pewny czy mama zdążyła mu już powiedzieć, że chcą mnie wydalić ze szkoły. W końcu byłem już pełnoletni i nie musieli trzymać mnie tam na siłę. Tak samo oni nie musieli mnie wcale utrzymywać.
− Tak, synku – zaśmiał się. – Co słychać? Coś się zmieniło przez te kilka dni?
− Nie bardzo – odparłem. – W zasadzie nic się nie zmieniło. Jest mama?
− Jest.
− Gdzie?
− W kuchni, chyba kolację robi. A byłeś dzisiaj u Yuzuki?
− Mama była.
Poszedłem do kuchni, gdzie stała moja mama. Smażyła omlety z warzywami. Spojrzała na mnie zaskoczona znad miło skwierczącej patelni, okap działał głośno, dlatego pewnie nawet nie słyszała tego, jak wchodziłem.
− Wystraszyłeś mnie – powiedziała.
− Przepraszam. Mamy coś do picia?
− Sok pomidorowy.
− Fuj.
Zamiast soku nalałem sobie wody z kranu. Wypiłem od razu dwie szklanki, byłem naprawdę spragniony. To był prawdziwy czerwcowy upał, dlatego tak bardzo chciało mi się pić.
− Byłaś u Yuzuki? – spytałem, opierając się o szafkę.
− Byłam. Ma się dobrze, wszystko ładnie się goi – odpowiedziała, nawet się do mnie nie odwracając. – Poza tym, rozmawiałam z lekarzem, który się nią zajmował i powiedział, że naprawdę dzielnie wszystko zniosła, teraz tylko rana musi się zagoić.
− Tak? To fajnie.
Mama nagle wyłączyła palnik na kuchence i odwróciła się do mnie. Ściszyła nieco głos.
− Tylko… jeszcze wiele przed nią.
− No na pewno, w końcu…
− Nie, posłuchaj mnie teraz, proszę. Yuzuki nie będzie już nigdy w pełni sprawna, o czym dzisiaj powiedział mi chirurg.
− Co takiego?
Mama wskazała mi krzesło. Ostrożnie usiadłem, naprawdę czułem, że za chwilę się przewrócę. Nogi miałem jak z waty, kompletnie nie docierało do mnie to, co mama mi właśnie mówiła.
− Yuzuki mogła wylądować na wózku, wiesz o tym. Lekarz mi dzisiaj powiedział, że chociaż operacja poszła sprawnie, pewne rzeczy uszkodziły się nieodwracalnie w wyniku upadku. Dlatego Yuzu może mieć teraz niedowład pewnych kończyn.
− Mieli jej pomóc – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Tak? Od tego są lekarze, do cholery.
− Wiem, że to okropne, ale…
− Obiecali, że ją uratują.
− Uratowali ją – odparła. – Itsuki, ona wciąż będzie mogła się ruszać. Ale teraz potrzeba jej naszego wsparcia. Nie mówiłam o tym jeszcze twojemu ojcu, bo…
− Bo i tak na nic się zda jego pomoc – odparłem. – Powiedziałaś mu o tym, co się dzieje u mnie w szkole?
− Też nie.
Pokiwałem powoli głową, po czym bez słowa poszedłem do siebie. Tak się zawsze kończą słodkie zapewnienia lekarzy, że wszystko będzie dobrze. Później nic nigdy nie idzie po myśli.

Nazajutrz musiałem zostać po zajęciach w kozie. Prawie zapomniałem o tym, że miałem karę i już szykowałem się do wyjścia z klasy, gdy zahaczył mnie Hitsuji. Złapał mnie za ramię, popatrzyłem na niego zaskoczony. W jednej chwili poczułem, jak wzdłuż mojej ręki przebiega gorący impuls. Z Hitsujim prawie w ogóle się nie dotykaliśmy, rzadko się całowaliśmy, nigdy nie uprawialiśmy seksu. Przełknąłem ślinę, niby tylko położył mi dłoń na ramieniu, a ja miałem wrażenie, jakby złapał mnie za krocze.
− To dzisiaj zostajesz? – spytał.
− Uhm… tak – odparłem przejęty tym, że zostałem dotknięty przez swojego chłopaka.
− Okej, to powodzenia – powiedział. – Szybko ci czas zleci, zobaczysz.
− No jasne…
Myślałem, że serce za chwilę mi wyskoczy z piersi. Powiodłem wzrokiem za swoim chłopakiem, który wyszedł z klasy wraz z grupką kolegów. On przynajmniej miał jakieś spore grono znajomych, nie to co ja. Czułem się jak oszołomiony, miałem nogi jak z waty. Ledwo wyszedłem z klasy i poszedłem do tej, w której odbywała się koza. W środku był już jeden uczeń, jakaś dziewczyna, którą kojarzyłem jedynie z widzenia. Popatrzyła na mnie, a następnie wróciła do rysowania czegoś w notesie. Głowę miała nisko spuszczoną, niemal leżała na ławce. Usiadłem dwa rzędy dalej, odłożyłem ostrożnie swój plecak na podłogę i rozejrzałem się po klasie, szukając w niej czegoś ciekawego, ale niestety się przeliczyłem. Najbardziej interesującą rzeczą była tablica, na której ktoś napisał, że lubi biegać bez spodni po szkolnym korytarzu, gdy odbywają się zajęcia. Mimowolnie parsknąłem, a dziewczyna obok spojrzała na mnie oburzona, jakbym to z niej się śmiał.
Kilka minut później przyszedł nauczyciel. Podpierałem się łokciami na ławce, patrząc uważnie na zegarek i już chciałem się stamtąd urwać. Zerknąłem na belfra, a ten obrzucił spojrzeniem całą klasę.
− Ale dzisiaj tłumy – podsumował ironicznie, zamykając za sobą drzwi. W ręku trzymał podróżny kubek na kawę, jaki kupuje się w wypasionych kawiarniach z kawą za miliony jenów, pod pachą miał teczkę, czyli posiadał typową nauczycielską wyprawkę.
− Proszę pana, czy mogę dzisiaj wcześniej wyjść? – spytała dziewczyna, która do tej pory gryzmoliła coś namiętnie w zeszycie.
− A spieszy ci się gdzieś?
− Do lekarza.
− Jasne. Tylko później chcę zobaczyć zwolnienie. Nie mogę was ot tak wypuszczać.
− Pewnie.
Belfer odłożył swoje rzeczy, usiadł za biurkiem i przez większość czasu bawił się telefonem. Patrzyłem tak na niego, zastanawiając się, jak to się stało, że jego życie potoczyło się tak źle, że został nauczycielem. Szczerze, to pasował mi bardziej na aktora filmów akcji albo detektywistycznych. I myślałem nad tym za każdym razem, gdy mieliśmy z nim jakieś zastępstwo. Nie znałem dobrze pana Shiroyamy, nie miałem z nim zajęć, ale wydawał mi się być naprawdę wyluzowanym człowiekiem, co mnie tylko irytowało. I chociaż to mnie w nim odpychało, to jednocześnie przyciągał wizualnie. Nauczyciel był naprawdę zadbany i dobrze zbudowany. Poza tym, mogłem powiedzieć, że należał do tych przystojnych, gorących facetów po trzydziestce. Nie miał siwych włosów, jak niektórzy ludzie w jego wieku i zawsze ładnie pachniał. To śmieszne, ale tyle wyniosłem z wszelkich zastępstw z nim, zamiast wiedzy. Pan Shiroyama był mężczyzną, w którym mógłbym się naprawdę zadurzyć i w zasadzie nie miałbym nic przeciwko, gdybym przeżył z nim przelotny romans. Niestety, obrączka na jego palcu dość skutecznie niszczyła te fantazje, ale to i nawet lepiej. Głupio się tak marzyło o swoim nauczycielu, podczas gdy jednocześnie miało się chłopaka. Nie mogłem jednak zaprzeczyć temu, że jakoś tak zrobiło mi się gorąco. Jego żona musiała być naprawdę niezłą szczęściarą.
Czas leciał powoli. Gapiłem się to przed siebie, to w sufit, ściany, okno, a czasem ukradkiem spoglądałem na nauczyciela, który chyba z całej naszej trójki miał największą karę. Jego mina po prostu mówiła za niego, że ma ochotę stąd wybiec w podskokach.
− Proszę pana – rzuciłem. Pan Shiroyama spojrzał na mnie niezbyt zainteresowany. Uniósł jedną brew ku górze, wyczekując tego, co mam mu do powiedzenia.
− Słucham?
− A gdybyśmy wszyscy wyszli stąd jednocześnie pod jakimś ważnym pretekstem? Nikt nie musiałby tego nigdzie zgłaszać.
Nauczyciel zaśmiał się, odchylając się nieco na krześle.
− Sprytnie, ale niestety nie mogę tak zrobić.
− Dlaczego?
− Bo by mnie zwolnili, a muszę z czegoś żyć. Poza tym, jaki mógłbyś mieć ważny pretekst?
− Hm, pożar. Albo moją siostrę, powiedziałbym, że muszę się nią zająć.
Pan Shiroyama roześmiał się, kręcąc głową. Poczułem się okropnie z tym, że mnie wyśmiał, ale cóż, moją życiową rolą było granie błazna, więc starałem się robić dobrą minę do złej gry.
− Wątpię, że ktoś by na to poszedł – uśmiechnął się do mnie lekko. Po chwili przeniósł swój wzrok na ekran telefonu i zaśmiał się z czegoś pod nosem.
Nie miałem ochoty na kontynuowanie tej rozmowy, on raczej też, dlatego przez resztę czasu zatopiłem się w swoich myślach. Ostatecznie zostałem sam na sam z panem Shiroyamą, gdyż niedługo późn0iej dziewczyna, która również zostawała w kozie, wyszła. Nauczyciel niemalże zaczął zasypiać przy biurku, kiedy dochodziła już godzina siedemnasta, gdy to niespodziewanie zadzwonił jego telefon. Poderwał zaskoczony głowę, co mnie rozbawiło. Widać, że chodzące ideały też miały swoją ludzką stronę.
− Halo? – odebrał, wstając. Ruszył do wyjścia z klasy. – Niedługo kończę, jeszcze…
Zamknął za sobą drzwi. Patrzyłem tak chwilę na nie, aż niemal położyłem się na ławce. Czoło oparłem o blat i chyba przysnąłem, gdyż nawet nie słyszałem, kiedy to pan Shiroyama wrócił do klasy. Szturchnął mnie lekko w ramię, budząc mnie.
− Możesz już iść do domu – powiedział.
− Już? – wymamrotałem zdezorientowany.
− A co? Chcesz może zostać do osiemnastej?
− Nie!
− Ja też nie – uśmiechnął się. – Do zobaczenia za tydzień.
Mężczyzna wrócił do swojego biurka. Zaczął zbierać z niego jakieś swoje rzeczy i pakować je do torby.
− Za tydzień? – powiedziałem zbity z pantałyku. Podniosłem się ostrożnie, czułem się cały obolały po tych kilku godzinach siedzenia w miejscu. Przeciągnąłem się nieznacznie.
− Ktoś inny ma jutro tutaj dyżur – wyjaśnił spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
− Aha – mruknąłem.
Pan Shiroyama poczekał, aż się zbiorę w sobie i wyszliśmy razem z sali. Zamknął klasę i poszedł w swoją stronę, zapewne do pokoju nauczycielskiego, a ja w swoją. Wyszedłem ślamazarnym krokiem ze szkoły i zapaliłem papierosa, będąc na dziedzińcu. Było cholernie gorąco.
Z nieznanych mi powodów, mój chłopak nie odzywał się do mnie przez następne kilka dni. Nigdzie się nie pokazywał, nie oddzwaniał, nie odpowiadał na smsy. Dlatego w końcu zrezygnowałem z pisania do niego i zdecydowałem, że porozmawiam z nim, gdy tylko pojawi się w szkole. Powinienem był się pewnie tym zmartwić, ale z jakiegoś powodu nawet się nie przejąłem. Chciałem się tym zmartwić, ale nie potrafiłem. Nie wiem, może dlatego, że nasz związek nie był aż tak zaawansowany? Pewnie gdybyśmy byli ze sobą chociaż rok, to panikowałbym jak jakaś durna panna, do której facet nie odpisuje od pięciu minut.
W piątek nie było go w szkole, w sobotę praktycznie ciągle siedziałem w domu, pojechałem tylko z mamą do szpitala do Yuzuki. Mama rozmawiała z jej chirurgiem, ja siedziałem z siostrą i próbowałem jakoś ją pocieszyć w tym, że musi spędzić w szpitalu jeszcze kilka dni. Szczerze, to nie wiem, kto znosił cały ten czas gorzej, ja z mamą, czy też może ona. Ojciec chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi całej sytuacji, dla niego to był tylko jakiś rutynowy zabieg, niczym wycięcie pieprzyka, a prawda była zupełnie inna. Nie rozumiał, że Yuzuki, nie będzie już taka jak kiedyś, że nie będzie tak wesoło skakać i biegać. Denerwowało mnie, że ojciec zachowywał się, jakby to było nic. Świadczyło to tylko o tym, że w ogóle nie powinien być głową rodziny.
− Itsuki, kupiłbyś coś może do picia w automacie? – spytała mama, wchodząc do sali. Siedziałem na podłodze obok siostry i opowiadałem jej o jednym komiksie, który ostatnio czytałem. Yuzuki słuchała podekscytowana i chociaż nie mogła się jeszcze za bardzo ruszać, to wydawało mi się, że gdyby mogła, to skakałabym w miejscu z radości jak malutki szczeniaczek na widok piszczącej zabawki. Spojrzałem na mamę, a ona znacząco uniosła obie brwi. Ewidentnie chciała zostać sam na sam ze swoją córką, żeby o czymś porozmawiać. Podniosłem się więc leniwie z podłogi, nieznacznie otrzepując przy tym pośladki.
− Jasne, co chcecie?
− Ja chcę lemoniadę truskawkową – pisnęła mała ucieszona.
− Lemoniada truskawkowa raz. Mamo?
− Herbata mrożona.
− Lemoniada truskawkowa i herbata mrożona. Coś jeszcze?
− Wystarczy tych zamówień – zaśmiała się mama, wyganiając mnie gestem ręki z sali.
Wyszedłem i powoli skierowałem się do automatów, które stały blisko rejestracji. Przeglądałem przy tym media społecznościowe i odkryłem coś, czego nigdy nie chciałem zobaczyć. Mój chłopak został oznaczony na jakimś zdjęciu z imprezy na plaży. Kilkoro osób z imprezy, on załapał się gdzieś w tle. Stał w towarzystwie dwóch farbowanych, cycatych dziewczyn, obejmował je ramionami i trzymał puszkę piwa. Aż przystanąłem, patrząc na to zdjęcie. Naraz poczułem w środku takie dziwne uczucie; ni to mnie coś zakłuło, ni to ścisnęło. Nie powiedziałbym też, że mnie zabolało, ale to wciąż było nieprzyjemne. Wpatrywałem się w to zdjęcie dobrą minutę, aż nie wytrzymałem i zapisałem je na telefonie.
Kupiłem lemoniadę i herbatę mrożoną. Przed oczami wciąż miałem to zdjęcie, na którym Hitsuji w najlepsze bawił się na plaży. Czyli dlatego się do mnie nie odzywał drugi dzień, bo był zajęty. W dodatku zajęty kimś, kto nie był mną. Nie mam pojęcia czy to była zazdrość, ale w jednym momencie zapragnąłem znaleźć się z nim sam na sam i powiedzieć mu, że tylko ze mną może się zadawać i tylko ze mną ma prawo się dobrze bawić. Pierwszy raz w życiu czułem coś takiego.
− Ty dupku – powiedziałem sam do siebie. Stanąłem w kolejce do automatu. Przede mną była tylko jeszcze jedna kobieta.
− Huh? Słucham? – osoba przede mną odwróciła się. To wcale nie była kobieta, tylko facet, w dodatku był to lekarz mojej siostry.
Momentalnie ocknąłem się. Naprawdę powiedziałem to na głos?
− Przepraszam! – bąknąłem na szybko, kłaniając się lekko. – To nie było do pana, ja tylko…
− Ach, to ty – powiedział pan doktor.
− Bardzo przepraszam – powtórzyłem. – Nie chciałem pana obrazić, to tak jakoś samo… To naprawdę nie było do pana.
Lekarz machnął ręką, a następnie zmierzył mnie wzrokiem. Czułem, że cała moja twarz w jednym momencie robi się czerwona. Brawo, Itsuki, w jednym momencie obraziłeś i ośmieszyłeś się przed lekarzem swojej siostry, facetem, który uratował jej kręgosłup.
– Przepraszam – powiedziałem kolejny raz, bo czułem, że wcale nie brzmiałem przekonująco. Ba, ja nigdy nie brzmiałem przekonująco, dlatego, gdy naprawdę chciałem kogoś przeprosić, to nie czułem, że jedno przepraszam załatwiłoby sprawę i czy dana osoba uwierzyłaby w szczerość moich intencji. Dlatego zawsze rzucałem całą litanię błagań o wybaczenie i przeprosin, tak jak teraz.
− Już w porządku, daj spokój.
− Kiedy ja naprawdę…
− Okej, okej – pomachał lekko dłońmi na boki, jakby się poddawał. – Przecież nic się nie stało. Ja też się czasami zamyślę i gadam do siebie, a później mam podobne sytuacje. Zdarza się.
− Poważnie?
Lekarz wywrócił oczami, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku. Zdaje się, że przez jedną sekundę był na mnie poirytowany, jednak szybko wrócił do normalności.
− Poważnie.
Odszedł w swoją stronę, nic już więcej nie mówiąc. Odprowadziłem go wzrokiem, nie będąc do końca pewnym, co to w ogóle było. Lekarz wywracający oczami jak jakiś dzieciak, ja nazywający go dupkiem, mój chłopak gdzieś na plaży z piersiastymi dupami. Trochę za dużo jak na jeden krótki dzień.
W poniedziałek mój chłopak zjawił się w szkole. Jak nigdy, przyszedłem wcześniej na zajęcia i czekałem na niego w swojej ławce. Wszedł do klasy wraz z grupką kolegów klasowych, śmiał się, a oni otaczali go, jakby był niewiadomo kim. Wtórowali mu, przytakiwali, mówili wszystko, byle mu się przypodobać. Pomyślałem jedynie, że to obrzydliwe, że takie zachowanie nie było w ogóle w moim stylu, w jego kiedyś też nie. Wiedziałem to, bo znaliśmy się od dzieciaka, niegdyś nie był taki sztuczny, nie mówił nikomu nic na pokaz. To nie był Hitsuji, na widok którego miałem motylki w brzuchu, tylko jakiś cholerny pozer. W jednej chwili zapragnąłem wykrzyczeć mu w twarz, by przestał się tak zachowywać i oddał mi mojego Hitsujiego, tego kochanego, dziecinnego Hitsu, z którym pragnąłem spędzić drugą połowę swojego życia.
Coraz bardziej byłem przekonany w tym, że Hitsuji, był ze mną w związku, bo był. Bo tak. Jakby mu się nudziło, dlatego postanowił spróbować czegoś z chłopakiem, w dodatku ze swoim starym dobrym kumplem. Gdy tak o tym myślałem, to robiło mi się bardzo przykro.
− Hej i jak tam, mistrzu? – rzucił, siadając obok mnie.
− W porządku – wymamrotałem, mało nie plując mu przy tym w twarz. – A jak u ciebie? Jak spędziłeś weekend?
− W domu – odparł. – Byłem wczoraj u ciebie, ale nikt mi nie otwierał.
− Pewnie byliśmy w szpitalu u Yuzuki – odparłem.
− Ach, pewnie tak. I jak się ona czuje?
− Całkiem nieźle. W tym tygodniu wraca do domu.
− No, nareszcie – westchnął. – Stęskniłem się za małą Yuzu.
Uśmiechnąłem się pod nosem, odwracając się przy tym do niego bokiem. Kątem oka widziałem, jak Hitsuji patrzył tak jeszcze na mnie przez kilka sekund, nie do końca pewny czy coś jeszcze do mnie powiedzieć. Zrezygnował w końcu i również się ode mnie odwrócił, patrząc w stronę tablicy. Za chwilę miała się zacząć pierwsza poniedziałkowa lekcja – historia. Odkąd belferka, która nas uczyła, poszła na macierzyński, mieliśmy zastępstwa z jakimiś przypadkowymi nauczycielami, którzy nieudolnie przeprowadzali z nami zajęcia. Dlatego każdy traktował historię po macoszemu, jednak niestety obecność na niej była w dalszym ciągu obowiązkowa.
Jednakże, tego dnia było inaczej. Było chwilę po dzwonku, gdy go klasy wpadł pan Shiroyama. Zmachany, z nie do końca zapiętą koszulą i zmierzwionymi włosami. Spojrzałem zaskoczony na nauczyciela. Dopadł do biurka, odłożył torbę i kubek z kawą, której mało nie wylał. Obrzucił całą klasę niechętnym spojrzeniem, zdaje się, że bardzo nie chciał tu być. Chyba nawet bardziej niż ja, a to było prawie niemożliwe.
− Mieliście mieć zastępstwo z kimś innym, ale witam was ja – oznajmił bez większych uczuć. Zauważyłem, że jak tylko nauczyciel wszedł do klasy, tak nagle wszyscy zamilkli i patrzyli na niego wyprostowani. Fakt, pan Shiroyama miał w sobie coś takiego, że po prostu czuło się przed nim respekt. – Mam nadzieję, że pamiętacie, na czym skończyliście z panią Maedą, postaram się przerobić z wami materiał na tych i na następnych zajęciach, które powinniście byli mieć przez ostatni miesiąc, a nikt z wami go nie zrealizował. Macie być przygotowani do pracy klasowej i to ja będę wam wystawiał oceny końcowe, więc liczę na waszą współpracę. Poszukajcie, jaki był ostatni temat z waszą nauczycielką, a ja w tym czasie sprawdzę obecność.
Pan Shiroyama usiadł za biurkiem, wyciągnął z torby plik papierów, wśród których była lista. Szukał jej przez jakiś czas, aż zaczął odczytywać nazwiska. Kujony z przodu już zaczęły mu mówić, jaki temat był ostatnio realizowany, a on jedynie pokiwał głową, sprawdzając obecność.
− No kto by się spodziewał – mruknął Hitsuji ironicznie. – Tak czułem, że będziemy mieć z nim w końcu lekcje.
− Mówisz?
− Jasne, to było do przewidzenia. W końcu ktoś nas przygotuje do matury.
Spojrzałem na swojego chłopaka i uzmysłowiłem sobie, że patrzył skupiony na nauczyciela. Jego wzrok ani na moment nie zboczył z postaci pana Shiroyamy, który po odczytaniu listy obecności błyskawicznie przeszedł do omawiania tematu. Jego jakoś tak przyjemniej mi się słuchało, niż naszej starej belferki, aż cieszyłem się, że poszła na macierzyński. Jednakże, chociaż zajęcia z pewnością były poprowadzone w bardziej przystępny, a przy okazji interesujący sposób, nie mogłem się na nich skupić. Ponownie odczułem to przedziwne uczucie, gdy tylko widziałem, jak mój chłopak wgapia się w nauczyciela niczym w bóstwo. Ten maślany wzrok irytował mnie do tego stopnia, że aż w końcu wymusiłem na sobie to, by przestać się gapić na Hitsujiego i powędrowałem spojrzeniem na pana Shiroyamę. Nauczyciel był bardzo przystojny, nic dziwnego, że Hitsu jak się na niego patrzył. Praktycznie wszyscy wpatrywali się w historyka i chyba nawet go specjalnie nie słuchali.
Shiroyama był kimś na wzór jakiegoś idola. Dziewczyny się w nim podkochiwały, poniektórzy chłopcy starali się naśladować jego styl bycia. Sporo osób chodziło na kółko historyczne tylko po to, by móc na niego popatrzeć. A ja do tej pory nie mogłem pojąć fenomenu jego osoby oraz wszechobecnej frustracji, że ten mężczyzna w ogóle jest prawdziwy. Może wtedy na tych pierwszych zajęciach historii z nim dotarło do mnie, że miał po prostu w sobie to coś, co na mnie też działało. Nie dało się nie darzyć go choćby minimalnym skrawkiem sympatii, wystarczyło, że się uśmiechnął, że powiedział coś, a momentalnie cały dzień stawał się lepszy.
− Wiesz, że zostaję z nim w środy? – powiedziałem do Hitsujiego, gdy Shiroyama zadał nam jakieś zadanie. Poczułem, że to była dobra okazja, by wywołać u niego mini atak zazdrości. Chłopak spojrzał na mnie znad książki.
− Hm?
− Zostaję z Shiroyamą w środy.
Hitsuji otworzył szeroko oczy, niedowierzając moim słowom. Kto by się spodziewał!
− No co ty – wymamrotał. – Naprawdę?
− Tak.
− To musisz się z nim nieźle bawić.
− Jeszcze żebyś wiedział.
W tym momencie Hitsuji odwrócił ode mnie głowę. Zauważyłem, że ręce zaczęły mu drżeć, jakby był w stanie jakiegoś delirium. Z początku mnie to rozbawiło, jednak widząc, jak robi się na twarzy cały purpurowy, postanowiłem jakoś załagodzić sprawę. Nie spodziewałem się aż takiego ataku zazdrości, bo niby o co? O starszego, żonatego belfra? Fakt faktem, pan Shiroyama był atrakcyjny, ale bez przesady.
− Hej, Hitsu, żartowałem przecież.
− Mhm – burknął.
− Skończyliście? – wciął się nauczyciel, stając nad nami. Obaj powędrowaliśmy wzrokiem w górę na pana Shiroyamę. Z tej perspektywy wyglądał na olbrzyma. Przełknąłem ślinę.
− Jeszcze nie – wymamrotałem.
− To skończcie rozmawiać. W przeciwnym wypadku zadam wam jakąś pracę dodatkową, a cała klasa zostanie na przerwie po zajęciach.
− Już nie będziemy.
Historyk spojrzał na nas z powątpieniem, po czym wrócił do swojego biurka. Zdaje się, że mieliśmy na czołach wypisane: Szkolny Bęcwał i Pomocnik Szkolnego Bęcwała. Nie byłem jednak pewny, który z nas był którym.
Popatrzyłem porozumiewawczo na Hitsujiego, a ten na mnie.
O co ci chodzi?
Wywrócił oczami.
O nic, kretynie.
Wypuściłem powietrze ustami, kręcąc głową.
No jak z babą.
− Itsuki, wpadłeś już na to, co ma być w pierwszym zadaniu? – przerwał naszą niemą rozmowę nauczyciel. Pan Shiroyama opierał się szelmowsko o swoje biurko, krzyżując przy tym kostki i uśmiechając się podstępnie. No to bomba.
Spojrzałem na swoją kartkę – nic nie napisałem, kto by się spodziewał, no nie? Nauczyciel bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Nie był tym typem nauczyciela, który pozwala sobie na lekceważenie jego oraz zajęć. Skoro była lekcja, to zajmowaliśmy się tematem, wszelkie sprawy niezwiązane z historią rozwiązywane były w czasie przerw. W pewnym sensie to było dobre, bo jednak pan Shiroyama potrafił utrzymać dyscyplinę na lekcji i miał autorytet, ale z drugiej strony strach było się odezwać. Ale był też złośliwy, to bez wątpienia. Tak jak teraz.
− Err… Nie bardzo, proszę pana – wymamrotałem.
− Słucham? – uniósł brwi. Udawał, że nie słyszał tego, co powiedziałem.
− Nie – odpowiedziałem głośno i krótko. – Nie wiem.
Nie wiedziałem nawet, czego dotyczyły dzisiejsze zajęcia, o co chodziło w zadaniu. Przeczytałem polecenie i zbladłem, bo dotyczyło kogoś, o kim nigdy w życiu nie słyszałem, a jak widać, był ważny dla historii narodu.
Belfer kazał zostać mi i Hitsujiemu po zajęciach. Dostaliśmy po referacie do napisania i ogłoszenia przed klasą. Hitsuji dostał jakąś bitwę pod Shiroyamą, a ja bunt Satsumy. Dobre sobie.
− Świetnie się składa, bo z tego, co wiem, przerabialiście ostatnio Wojnę Boshin, więc temat jak najbardziej na czasie. Dobrze by było, gdyby zajęło wam to tak do dziesięciu minut. Najważniejsze informacje, kto z kim się tłukł i dlaczego, jakie to przyniosło skutki dla kraju. Chyba wiecie co robić? – powiedział, gdy tylko my z nim byliśmy w klasie.
− Tak – odparł Hitsu.
− Świetnie.
− To do widzenia – powiedziałem. Hitsuji odwrócił się już na pięcie i ruszył do wyjścia. Chciałem iść w jego ślady, kiedy to nauczyciel niespodziewanie mnie zatrzymał. Kazał mi jeszcze chwilę zostać. Popatrzyłem na belfra, chociaż już miałem w planach wyjść z sali. Hitsuji, który był już jedną nogą za drzwiami, spojrzał jeszcze na mnie znacząco, po czym wyszedł. Wywróciłem oczami, przeczuwając jakąś burzę pomiędzy mną, a moim chłopakiem. Podszedłem do biurka.
− Sprawdziłem twoje oceny i są tragiczne – powiedział prosto z mostu, otwierając przy okazji elektroniczny dziennik na laptopie. Zaprezentował mi moje beznadziejne oceny, jakby mało mi było w życiu upokorzenia. – Dlatego mam nadzieję, że postarasz się z tą prezentacją, bo chciałbym za nią postawić ci celujący, żebyś jakoś mógł wyjść z tego bagna.
− Tak?
− Przy okazji, będziesz musiał poprawić ostatnią pracę klasową. Pamiętasz, z czego to było?
− Uhm… Nie do końca.
− Teraz przerabiacie Meiji. Kto sprawował wcześniej władzę?
− Er… Cesarz Edo?
Pan Shiroyama w jednym momencie ukrył twarz w dłoniach. To było tak nagle i zupełnie nie spodziewałem się z jego strony takiej ludzkiej reakcji.
− Nie – powiedział zrezygnowany, prostując się. Załamanie, właśnie tak nazwałbym jego reakcję. – Dobrze trafiłeś w okres, ale to żaden cesarz. Chodzi o szogunat.
− A, aha…
− To chociaż tyle mamy ustalone. Zależy mi na tym, żebyś zdał, a widzę, że z innych przedmiotów też nie jest za dobrze, dlatego nie chcę cię jakoś męczyć takim nudnym przedmiotem.
− Czyli jak poprawię ten sprawdzian i zrobię prezentację, to zdam?
− Pod warunkiem, że zaliczysz jeszcze ten sprawdzian, który was czeka. Itsuki, powiedz mi – nauczyciel w jednym momencie zmienił ton głosu – coś się może dzieje albo masz z czymś problem? Nie uczyłem cię wcześniej, więc nie wiem, jaki jest powód twojej obecnej sytuacji.
Otworzyłem szeroko oczy, mrugając zaskoczony. Teraz to w ogóle byłem zbity z tropu. Pan Shiroyama wyglądał na zmartwionego, w dodatku pytał się czy wszystko w porządku. Żaden nauczyciel się jeszcze o mnie nigdy nie zmartwił, mało tego, nawet nikt z moich bliskich nie pytał się, czy aby na pewno wszystko u mnie okej. A taki nauczyciel nagle bez powodu zaczął okazywać mi troskę.
− Wszystko w porządku, to tylko ja jestem kretynem.
− Nie mów tak – zaśmiał się. Rany, jaki on miał super śmiech. – Słuchaj, po prostu przyłóż się nieco do pracy teraz. Wszystko będzie dobrze.

Gdy wróciłem do domu po szkole, miałem wrażenie, że ktoś mi walnął w łeb i nie mogę się ocknąć. Przez cały dzień myślałem o swojej rozmowie z panem Shiroyamą. Pomijając to, że się przed nim naprawdę ośmieszyłem, to traktował mnie jak jakiegoś swojego bliskiego znajomego, a nie zidiociałego ucznia. Nawet nie wiem kiedy zleciał mi cały dzień w szkole wraz z kozą, w ogóle nie przejmowałem się już zachowaniem Hitsujiego, który nie odzywał się do mnie.
− Cześć, Itsuki – powiedział ojciec, siedzący na kanapie w salonie. W jednym ręku miał piwo, w drugiej pilot od telewizora. Na podorędziu trzymał otwartą paczkę z chipsami, na stole stał talerz po obiedzie, który pewnie przyniosła mu mama. Spojrzałem na niego zrezygnowany. Dlaczego on nie mógł być jak pan Shiroyama? Gdyby mama miała takiego męża, to pewnie nie poprzestałaby z nim na trójce dzieci, to po pierwsze, a po drugie, z pewnością żyłoby jej się lżej, bo miałaby u boku prawdziwego mężczyznę, a nie chodzącego fajtłapę. Liczyłem tak, że pomiędzy moim ojcem a panem Shiroyamą było mniej więcej 10 lat różnicy, ale to była przepaść. Po moim nauczycielu widać było, że troszczy się o swój wygląd, że ćwiczy, dba o higienę, z kolei mój ojciec był momentami jak jakiś śmierdzący gównem menel. Matka nie chciała z nim sypiać, gdy miał ten jeden dzień wolnego, to zwyczajnie któreś z nich spało wtedy na kanapie, najczęściej on, bo na niej zasypiał. Byłem też więcej niż pewny, że w ogóle już nie uprawiają seksu. Pewnie od czasu, odkąd mama zaszła w ciążę z Yuzuki, kompletnie zrezygnowała ze współżycia z nim i nawet to lepiej. Myślałem, co by było, gdyby znalazła sobie jakiegoś kochanka. Z pewnością stałaby się szczęśliwsza, mając kogokolwiek innego, byle nie mojego ojca.
− Hej – bąknąłem. – Jest mama?
− Pojechała po Yuzuki.
− Ach, pojechała po… Yuzu… Co?! Sama? Beze mnie? Przecież ją trzeba jakoś przetransportować. I dlaczego ty z nią nie pojechałeś?!
Ojciec spojrzał na mnie z powątpieniem. Pewnie i ja podobnie patrzyłem na niego. Ale co poradzić? Byłem załamany, że mam jego geny, jednak w środku wciąż tliła się we mnie nadzieja, że byłem tak naprawdę efektem uboczny jakiegoś skoku w bok mojej mamy.
− Da sobie radę.
− No tak, jasne.
− A jak w szkole? Zawsze tak późno wracasz?
Myślałem, że opadną mi ręce. Kim był w ogóle dla mnie ten człowiek? Przecież on nawet mnie nie znał. Ale jak widać, mama wciąż nie powiedziała mu, że chcą wyrzucić mnie ze szkoły.
− Zazwyczaj – mruknąłem, odwracając się od niego.
− Uhm… Itsuki! – powiedział za mną, gdy już praktycznie byłem na korytarzu.
Westchnąłem pod nosem, po czym wróciłem do ojca.
− Co?
− Może obejrzymy coś dzisiaj razem? – spytał.
− Huh?
− Tak mało spędzamy ze sobą czasu – oznajmił. Wziął łyk piwa. – Fajnie by było, gdybyśmy mogli chociaż trochę razem posiedzieć.
− Wybacz, ale nie mogę, mam projekt z historii do zrobienia, a poza tym, pomógłbyś mamie z Yuzuki. Myślę, że to z nią powinieneś spędzić trochę czasu, a nie ze mną.
Nic już na to nie odpowiedział. Odwróciłem się więc na pięcie, po czym poszedłem w swoją stronę.
Następnego dnia powiedziałem Hitsujiemu o tym, że Yuzuki wróciła do domu. Fakt faktem, że poruszała się jeszcze na wózku, ale coraz częściej wstawała i chodzenie coraz lepiej jej szło. Mieliśmy znikły cień nadziei, że siostra jednak będzie w stanie się normalnie poruszać i uniknie statusu inwalidy, jednak nie chcieliśmy sobie nic obiecywać. Ja i mama byliśmy raczej osobami, które wolały przewidywać gorsze rzeczy, niż czuć później gorzkie rozczarowanie.
− Super! – powiedział Hitsuji. Była to chyba jedyna szczera odpowiedź, jaką dostałem od niego od dłuższego czasu. Siedzieliśmy na dachu szkoły, pijąc mleko z kartonu. Było tak gorąco, iż czułem, że jeszcze chwila, a napój skwaśnieje, a my dwaj zmienimy się w skwierczące plastry bekonu. – Będę mógł ją zobaczyć?
− Jasne, wpadaj – odparłem. Bo czemu nie. W końcu Yuzuki bardzo lubiła Hitsujiego. Yuzu się w nim na pewno podkochiwała, tylko nie chciała się do tego przede mną przyznać, bo byłem przyjacielem Hitsujiego i mogłem mu w końcu wszystko wypaplać. A on na pewno przejąłby się tym, że moja młodsza siostry robi do niego maślane oczy. – Mała na pewno się ucieszy, gdy przyjdziesz.
− Okej, to mogę dziś po szkole?
− Jasne! Albo… – zawahałem się. Przypomniało mi się, że mój ojciec miał dzisiaj wolne i był w domu. On i Hitsu znali się całe życie, mój chłopak wiedział, jaki był mój ojciec, jednak i tak wolałem, by go nie widział. Ojciec tylko pił, gdy przesiadywał w domu. Nie był agresywny, po prostu wegetował na kanapie z alkoholem i pogłębiał się w swojej bezczynności oraz alkoholizmie. Kiedyś, gdy byłem nieco młodszy i jeszcze przejmowałem się sytuacją w domu, spytałem mamę, czy nie powinniśmy pomóc tacie, jednak nie odpowiedziała mi w żaden konkretny sposób. Tylko uśmiechnęła się do mnie blado, po czym kontynuowała gotowanie. Cóż, ona pewnie cieszyła się, że gdy pił, to miała od niego spokój i nie miała zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. – Może lepiej pojutrze?
− Huh?
− Wiesz, mała dopiero wczoraj przyjechała, potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby dojść do siebie.
− Twój stary jest na chacie – powiedział Hitsu. Nie poczułem już nawet nic, tylko potwierdziłem to, kiwając głową. – No to wpadnę pojutrze.
− Okej – dopiłem do końca swoje mleko.
− Czemu nie chcesz, żebym widział się z twoim ojcem? – spytał. Hitsu również dopił swoje mleko i zgniótł kartonik. Poluzowałem krawat od mundurka.
− Wiesz, jaki on jest.
− No i?
− No i to.
− Ale ile my się znamy? I myślisz, że nigdy w życiu się z nim nie widziałem, nie rozmawiałem z nim? – prychnął. – Dziecinada.
− Po prostu… Jakoś chcę sobie oszczędzić wstydu.
− Mhm.
Całkiem niespodziewanie, Hitsuji pochylił się ku mnie i dał mi buziaka w policzek. Zaskoczył mnie tym gestem zupełnie, otworzyłem szeroko oczy.
− Huh! – wykrzyknąłem.
− No co?! – twarz Hitsujiego zrobiła się cała czerwona.
− Ale masz ryjec czerwony!
− Skończ. Już więcej cię nie pocałuję – odwrócił ode mnie głowę.
− Co?! Nie, nie! – rzuciłem się na niego. Objąłem go mocno. – To było ekstra.
− Tak mówisz?
− Tak.
Spojrzeliśmy się na siebie, po czym pocałowaliśmy się delikatnie prosto w usta, tak jak dwoje nastolatków mogło. W tym momencie poczułem, że ja również się rumienię, ale jakoś było mi wszystko jedno. Hitsuji wplątał dłoń w moje włosy, pogłębiając nieco pieszczotę.

Myślałem, że oszaleję po tamtym dniu. Nigdy jeszcze się tak nie całowaliśmy, nie byliśmy w tak intymnej sytuacji. W brzuchu czułem, jak wszystko mi się przewraca, po karku przechodziły mi przedziwne dreszcze. Ogarniała mnie niesamowita ekscytacja na samą myśl, że on i ja byliśmy tak blisko i możemy być jeszcze bliżej. I chyba zacząłem czuć coś takiego, co ludzie nazywają seksualnym pożądaniem względem drugiej osoby. Zapragnąłem częściej całować się z Hitsujim, mieć go tak obok siebie, czuć na sobie jego ciepły oddech i móc dotykać jego zaczerwienionych policzków. Zacząłem myśleć o seksie i zacząłem się podniecać. Wyobrażałem sobie, jak Hitsu i ja pieścimy się wzajemnie w łóżku, jak się całujemy i…
Poczułem, jak coś mi rośnie w bokserkach.
Leżałem na swoim łóżku, Yuzuki już dawno spała w swoim. W jednej chwili tak bardzo się podnieciłem, że to było aż nieprzyzwoite. Podniosłem się ostrożnie, nie chcąc budzić Yuzu. Poszedłem do łazienki, w której zamknąłem się od środka. Zsunąłem bokserki do kolan, oparłem się o drzwi, a następnie ująłem swojego twardego penisa w dłoń. Chyba pierwszy raz w życiu miałem taki silny wzwód. Poruszałem ręką na członku, próbując myśleć o czymś naprawdę podniecającym, co szybko doprowadzi mnie do wytrysku. Przed oczami miałem Hitsujiego, jego wysportowane ciało, zgrabne pośladki, masywny penis. Myślałem o tym, że robi mi dobrze, że mój członek znika w jego ustach i za chwilę trysnę mu na twarz. Pozwoliłem tak swoim myślom płynąć powoli, gdy w jednej chwili w mojej głowie pojawił się pan Shiroyama. Wysoki, umięśniony, ze swoim męskim ciałem przykrywającym moje. Bardzo próbowałem wyprzeć ten obraz z umysłu, ale im bardziej się starałem, tym intensywniej o nim myślałem i coraz szybciej poruszałem ręką. Pan Shiroyama na mnie, ja dotykający jego ciała, tych mięśni. Pomyślałem o tym, że we mnie próbuje wejść swoim dużym penisem i aż nogi się pode mną ugięły. Osunąłem się po drzwiach na podłogę, odchyliłem głowę. On poruszający się we mnie, trzymający moje drobne ciało w swoich silnych ramionach. Pragnąłem, by to wszystko wydarzyło się naprawdę, by odbyć z nim stosunek. Aż słyszałem, jak wypowiada moje imię, jak mówi mi, że mu się podoba i mnie uwielbia. Przyspieszył, sapnąłem z rozkoszy. Doszedłem w swoją rękę.

*

− I jak ci idzie w szkole? – spytał tata w środę przy śniadaniu. Że też musiał w ogóle przebywać w tym domu.
Mama prawie się zadławiła omletem, który akurat połykała. Zaczęła intensywnie kaszleć, poklepałam ją po plecach. Ojciec, oczywiście, w ogóle się nie ruszył, by jej pomóc.
− A jakoś – odparłem. – Nie jest chyba źle.
− Chyba?
− Wiesz co, Yuzuki, spotkałam wczoraj twoją wychowawczynię w sklepie – przerwała nam mama. Oczywiście, temat szkoły się nie skończył. – Pytała, jak się czujesz.
Yuzu, która siedziała na wózku przy stole, uśmiechnęła się blado do mamy. Zdaje się, że niewiele obchodziło ją to, co ma do powiedzenia jakaś nauczycielka, która nie potrafiła nawet upilnować klasy, w konsekwencji czego doszło do tragedii. Wiedzieliśmy też, że od następnego roku szkolnego, mała nie wróci do swojej starej szkoły. Mama mówiła, że znalazła dla niej specjalną szkołę dla osób z zaburzeniami ruchowymi, rozmawiała już nawet z dyrekcją i oznajmili, że chętnie przyjmą moją siostrę. Z początku przeraziłem się, że matka chce wysłać małą do jakiejś placówki dla czubków, ale szybko mi wyjaśniła, że jedyne upośledzenie, jakie mają te dzieci, jest upośledzeniem ruchowym. Każdy był tam zdrowy na umyśle, tylko na przykład miał problem z chodzeniem, tak jak Yuzu. Szkoła była zaopatrzona w specjalne rampy i windy, a klasy również były dostosowane do dzieci. Na razie jednak, mała musiała nadrobić cały materiał, jaki ominął ją w szkole, a poza tym, od następnego tygodnia miała zaczynać nauczanie indywidualne w domu. Specjalnie dla niej mama wzięła urlop, by móc się nią zająć. Na całe szczęście, w pracy wiedzieli, jaka jest sytuacja, poza tym rok szkolny zbliżał się ku końcowi, dlatego przyznali mamie urlop bez problemów.
− Aha – odparła siostra bez jakiegokolwiek entuzjazmu w głosie. W ogóle jej się nie dziwiłem. Nikt ze szkoły nawet się nią nie interesował, nie odwiedzili jej, gdy była w szpitalu. Nawet klasa nie pomyślała o tym, by ktokolwiek złożył jej chociaż małą wizytę. Na pewno by się ucieszyła.
− Yuzuś, daj spokój – powiedział ojciec. Spojrzałem na niego oburzony. – Pani się o ciebie zmartwiła.
− Mogła się zmartwić, zanim wypadła z okna – odparłem wściekły, że ten facet w ogóle nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło.
− Itsuki! – mama zwróciła mi uwagę.
− No a nie? Teraz te swoje przejmowanie się, to może…
− Itsuki, wystarczy! – mamie puściły nerwy. – Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia?
Podparłem się ręką na stole. Ojciec patrzył na mnie zmieszany, matce buchała para z uszu, a Yuzuki spoglądała na mnie współczująco. Jak ja kochałem te rodzinne śniadania.
− Nie – fuknąłem.
− Świetnie. Więc lepiej zbieraj się już do szkoły. Chyba nie chcesz się spóźnić.
− Jasne – odparłem naburmuszony.
Wstałem gwałtownie od stołu, szurając krzesłem i poszedłem do przedsionka. Ubrałem buty, wziąłem plecak, a następnie wyszedłem, trzaskając drzwiami ostentacyjnie drzwiami. Tak, by całe sąsiedztwo wiedziało, że głowa rodziny był w domu i znów wyprowadziła mnie z równowagi.
Ojciec coraz bardziej mnie irytował, czego już nawet nie starałem się kryć. Bo po co? Czemu miałem udawać przed nim przykładnego syna, skoro on nigdy nie był przykładnym ojcem? Nigdy w życiu nie starał się dla mnie, dla mamy ani dla żadnej mojej siostry. W jego małym świecie był tylko on i te pieprzone pociągi. Szkoda, że jeszcze pod żaden nigdy nie wpadł, byłoby jednego idiotę mniej na świecie.
W szkole w dalszym ciągu byłem poirytowany. Hitsuji, widząc, że byłem w złym nastroju, nawet nie zawracał sobie mną głowy, tylko rozmawiał z innymi. Nie odezwałem się do nikogo słowem tego dnia. Postanowiłem jednak, że nie zmarnuję czasu wolnego, jaki miałem podczas przerw. Poszedłem do biblioteki i wypożyczyłem jakąś książkę o wojnie Boshin. Kartkowałem ją z początku, szukając jedynie zagadnień na temat Powstania Satsumy. Czytałem najpierw ten jeden wątek, jednak nic z tego nie rozumiałem. Przeczytałem to raz, drugi, trzeci, aż w końcu niemal rzuciłem książką o ścianę. Pan Shiroyama zapewniał, że to prosty, nieskomplikowany temat, a i prezentacja też nie będzie długa? W ogóle nie wiedziałem o co chodzi. Dlaczego ci idioci w ogóle się buntowali? Kto w ogóle sprawował władzę i kto chciał ją komu odebrać? Chcąc dowiedzieć się, o co w ogóle chodziło, zacząłem czytać kwestie związane z powszednią epoką i dopiero wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Nie, żebym wcześniej nie czytał nic na temat Buntu Satsumy, jednak nie przykładałem się aż tak do tego, a prezentację miałem na nazajutrz, więc musiałem wziąć się do pracy. Wiedziałem, że dam radę się z tym uporać, nie byłem jednak pewny czy panu Shiroyamie moja praca przypadnie do gustu.
Tego dnia zostawałem z nim w kozie. Ku mojej uciesze, tym razem byliśmy zupełnie sami. Tak jak tydzień temu był znudzony faktem, że musi siedzieć w szkole i jakiś taki zestresowany, tak tym razem wydawał się być całkowicie opanowany i dość przyjacielsko nastawiony. Nie, żeby nauczyciel nigdy nie był przyjaźnie nastawiony, skądże. Tym razem po prostu był naprawdę bardzo miły. Postanowiłem jednak nie zawracać sobie nim głowy i zignorować to, że robi mi się gorąco przez sam fakt, że przebywałem z nim w jednym pomieszczeniu i robiłem notatki na prezentację. W pewnym momencie, nie zauważyłem nawet kiedy, pan Shiroyama usiadł okrakiem na krześle przede mną, opierając się łokciami o oparcie. Nie miałem pojęcia, ile tak siedział, ale gdy w końcu podniosłem na niego wzrok, to mało nie spadłem z krzesła z zaskoczenia. Nauczyciel zaśmiał się, widząc moją zaskoczoną minę.
– Przestraszyłem cię? – spytał łagodnie. Jak na złość, zapomniałem języka w gębie i jedyne, co zrobiłem, to pokręciłem głową. Pięknie, Itsuki. Robiłem z siebie idiotę przed facetem, w którym niewątpliwie byłem zauroczony. – Mogę?
Pokazał na moje notatki. Z początku nie wiedziałem, co mu powiedzieć, więc zwyczajnie przesunąłem pokreślone kartki w jego kierunku. Mężczyzna wziął je, czytając wszystko uważnie. Kiwał głową albo mrużył oczy. Raz spytał się, co było w jednym miejscu napisane, gdyż strasznie pokreśliłem i w ogóle miałem brzydkie pismo. Gdy skończył czytać, zwyczajnie oddał mi kartki. Patrzyłem na niego wyczekująco, liczyłem w końcu na jakąś opinię lub radę.
– Widzę, że się przyłożyłeś – oświadczył.
– Tak trochę. Może być? W sumie nie jestem nawet pewny czy mam pojęcie, o czym w ogóle to jest.
– Bardzo dobrze ci wyszło. Jak dla mnie możesz to zakończyć w tym miejscu. Twój… kolega ma Bitwę pod Shiroyamą, a już zaczynasz wchodzić w ten temat. Jak dla mnie już nie musisz nic dodawać.
– Serio? – powiedziałem uradowany.
– Serio – uśmiechnął się lekko. – Co tam w ogóle słychać? Jakaś poprawa w związku z sytuacją twoich ocen?
– Na pewno zdam z matmy. Najgorzej z wychowaniem fizycznym.
– Wychowaniem fizycznym? – nie krył zdziwienia. – Poważnie? Z kim masz wuef?
– Z tym grubym.
– Na bogów – pokręcił głową, wznosząc wzrok ku górze. – Nie mówi się tak o nauczycielach do innych nauczycieli, pamiętaj.
– Przepraszam.
– Ale w porządku, nawiasem mówiąc, też za nim nie przepadam. Tylko nikomu nie mów!
Mało się nie oplułem ze śmiechu na odpowiedź historyka oraz na jego szczerość. Ten facet coraz bardziej utwierdzał mnie w tym, że miałem do niego jakąś słabość, może nawet to było jakieś uczucie, a jednocześnie miałem chłopaka, z którym również wiązała mnie dość silna więź. A może tyko wydawało mi się, że między mną a Itsukim było jakiekolwiek uczucie? W zasadzie, kto mógłby mi to powiedzieć, skoro nikt o nas nie wiedział. Itsuki i ja jeszcze przez pewien czas pozostawaliśmy, jakby to powiedzieć…? Niewidzialni.
– Nikomu nie powiem – obiecałem.
– No mam nadzieję – posłał mi serdeczny uśmiech i w tym samym momencie coś we mnie umarło. Obiecałem sobie, że dam z siebie wszystko podczas jutrzejszej prezentacji, że sprawię, że pan Shiroyama będzie ze mnie dumny. Już nawet nie liczył się fakt, że robiłem to po to, by zdać do następnej klasy. W tamtym momencie po prostu coś się we mnie złamało i wiedziałem, że jeśli mam dla kogoś się starać, to dla niego.
W nocy nie mogłem zasnąć. Leżałem w łóżku, myśląc o swojej prezentacji, którą miałem przedstawić przed całą klasą. Czułem, jakby mi motyle w brzuchu latały, gdy tylko przypominałem sobie, że pan Shiroyama będzie słuchał mojej wypowiedzi. Co prawda, czytał te moje nędzne wypociny powszedniego dnia, jednak teraz miał wysłuchać, jak beznadziejny jestem w przemowach. On jeszcze nie wiedział, jaki tępy w rzeczywistości byłem i bardzo chciałem, by nigdy nie musiał się o tym przekonać. Niestety, gdzieś podświadomie wiedziałem, że nie tak łatwo nadrobię te wszystkie lata lenistwa i bycia zupełnie oderwanym od rzeczywistości. Już nawet nie zaprzątałem sobie myśli mamą, tatą, Yuzuki. Sytuacja w domu niespodziewanie zeszła na drugi plan. Wraz z nią znalazł się tam też Hitsuji, który nie odzywał się do mnie od powszedniego dnia, chociaż powinniśmy byli skonsultować ze sobą nasze prace. To przykre, ale pomyślałem o nim i w ogóle nie poczułem żadnego podniecenia. Wcale się nie cieszyłem, że zobaczę się z moim chłopakiem, dla którego momentami w ogóle nie istniałem. Może to i lepiej, że mnie nie było. Może tak właśnie miało z nami być? W końcu, jaki związek dwójki licealistów by przetrwał, skoro nawet nie umieliśmy ze sobą wytrzymać? W zasadzie, to pragnąłem być z Hitsujim. Pomimo że, on traktował mnie momentami w dość pogardliwy sposób i raczej coraz rzadziej zdarzały się między nami jakieś miłe chwile, to wiedziałem, że poza nim nie miałem nikogo. Na własne życzenie, jak ten idiota, którym byłem, zaprzestałem utrzymywania kontaktów z kimkolwiek. Okropne, że tak się stoczyłem na towarzyskie dno.
Z samego rana zerwałem się z łóżka i pełen ekscytacji wziąłem prysznic. Dokładnie wypsikałem się dezodorantem, perfumami, umyłem dwukrotnie zęby, włosy misternie ułożyłem, delikatnie zaczesując odrobinę przydługą czuprynę na bok, nieco do tyłu. Ubrałem się w mundurek i radośnie pobiegłem do kuchni. Zjadłem na szybko omlet, który zrobiła mama, po czym ponownie umyłem zęby. Spakowałem wszystkie rzeczy i czym prędzej udałem się do szkoły.
– Itsuki – zaczęła mama, gdy zbierałem się do wyjścia – wszystko w porządku?
– No, a co? – akurat zawiązywałem buty.
– Nic, nic, tak tylko pytam – odparła, uśmiechając się do mnie pogodnie. – Dzisiaj jest ta twoja prezentacja z historii? Bądź miły dla pani i grzecznie odpowiadaj na pytania.
Powiedziała to tak, jakbym miał dziesięć lat. Zdaje się, że ciągłe spędzanie czasu z Yuzuki nie do końca dobrze na nią wpływało. Brakowało jeszcze, by zrobiła się infantylna, a chyba nic mnie nie wprawiało w tak niesamowity stan grozy i nie dawało równie nieprzyjemnych dreszczy, jak infantylni dorośli.
– Nie mam już zajęć z panią, jest na macierzyńskim – odparłem mimo wszystko. – Poza tym, przecież zawsze jestem grzeczny.
– Oczywiście. To z kim masz teraz historię?
– Z panem… – urwałem. Z jakiegoś powodu czułem zahamowanie przed tym, by powiedzieć matce, z kim aktualnie miałem zajęcia z historii. Nie to, że było się czego wstydzić, skądże. Wiedziałem też, że pan Shiroyama by się jej spodobał, to był facet w jej typie, w przeciwieństwie do mojego ojca. Postawny, przystojny, konkretny, zdecydowany, zabawny. Wydawał się też być opiekuńczym i rodzinnym facetem, który swoją żonę nosi na rękach, gdy chciała iść po seksie do łazienki, byle tylko nie musiała się przesadnie przemęczać. No właśnie, żona. Jak tylko przypominałem sobie, że ten facet był zajęty i był w związku z jakąś równie pozytywną kobietą, to coś mnie kłuło w środku, a mój brzuch skręcał się w supeł. Miałem wrażenie, że ktoś ściska wszystkie moje wnętrzności, zaciska na nich potężną, silną dłoń, a następnie wyciska z nich wszelkie soki niczym z gąbki. Ile on miał w ogóle lat, żeby już być w związku małżeńskim? Nie wydawał się być starym. Poza tym, to też nie były już czasy, by brać tak wcześnie ślub. Chyba że… chyba mieli wpadkę. Na to wcześniej nie wpadłem, że ten mężczyzna może też mieć dziecko. W jednej chwili opadł we mnie cały mój zapał do tego, by w ogóle iść na zajęcia, by zaprezentować klasie to, co zrobiłem. Po prostu zapragnąłem zaszyć się pod kołdrą w swoim ciepłym łóżku i tak przeleżeć już do końca życia.
– Pan? – dopytywała. – Co za pan?
– Raczej nie znasz. Pan Shiroyama.
– Hm, coś mi się obiło o uszy. On przypadkiem nie ma firmy deweloperskiej?
– Co? Nie, przecież jest nauczycielem.
– Te dwie rzeczy się nie wykluczają. Cóż, może to inny Shiroyama.
– Na pewno.
Z głowy nie mogła mi wypaść myśl, że Shiroyama może mieć dziecko. Tak jak zwykle o wszystkim zapominałem, tak tym razem w ogóle nie mogłem się uspokoić. Z żoną zawsze mógł się rozwieść, ale dziecko? Nieważne czy było się rozwiedzionym, czy miało się już innego partnera, dziecko zawsze było w tym życiu, a co więcej, zajmowało zwykle wyższą pozycję niż nowa druga połówka. Ale dlaczego tak panikowałem? Przecież nie miałem nawet pojęcia czy miał to dziecko. Poza tym, jakie ja niby miałem u niego szanse? Żadne. No i co by ludzie powiedzieli na romans ucznia i nauczyciela? Dodajmy jeszcze, że przecież Shiroyama nie był gejem, więc tym bardziej byłem skreślony.
Odrobinę załamany własnymi spostrzeżeniami, dotarłem na zajęcia. Byłem stosunkowo wcześnie jak na mnie, nikogo nie było w klasie, oprócz pana Shiroyamy, który również był w szkole całkiem wcześnie. Mężczyzna siedział przy biurku, gdy wszedłem do środka. Łokciem podpierał się na blacie, a czoło opierał na wewnętrznej stronie dłoni. Niemal zakrywał sobie pół twarzy.
– Przecież ci powiedziałem – burczał do telefonu. – Nie mogę dzisiaj zostać, bo mam spotkanie i… Tak, wiem przecież, że nie możesz się zwolnić, mówiłeś mi to już z dziesięć razy, ale zro… Aha. Jasne, bo co złego, to zawsze ja. Dobra, spróbuję, najwyżej posiedzi ze mną na spotkaniu. Mhm… Nie mogę go odwołać, na wielką Amaterasu! Ty mnie chociaż słuchasz? Tak, przed chwilą mi powiedziałeś, że nie możesz się zwolnić, jedenasty raz, do cholery. Nie, to nie jest pasywna agresja. Błagam cię, chociaż ty mnie nie denerwuj od rana. Ja tobie życie utrudniam? Ja??
Wówczas pan Shiroyama oparł się o swój fotel i potarł skronie. Otworzył oczy i dostrzegł mnie stojącego w progu klasy. Westchnął. Nic nie mówiąc, zająłem swoje miejsce i wypakowałem podręczniki.
– Muszę kończyć. Nie, nie uciekam od rozmowy, po prostu za chwilę zaczynam lekcje. Wiem, że o ósmej. Okej, dobra. Wiesz co? Postaram się nią zająć. Ale jeśli będzie musiała być ze mną na spotkaniu, to nie miej mi tego za złe. Mhm, no pewnie. Pójdę z nią do lekarza, tak. Tak… tak… no jasne… tak… mhm… tak… Pewnie. I powodzenia dzisiaj, będę trzymać kciuki. Aha, nie ma za co, dziękuję. Jasne. Pa.
Rozłączył się i niemal   rzucił komórką, gdy ją odkładał. Trochę szkoda by było, gdyby nagle rzucił iphonem, bo jeszcze by się szybka stłukła.
– Jasna cholera – wymamrotał, jakby na moment zapomniał, że siedziałem przed nim w ławce. Potarł skronie, a następnie powiódł spojrzeniem ku mnie. Pan Shiroyama miał czerwone policzki ze zdenerwowania, a wzrok tak mętny i nieprzyjazny, że zachciało mi się uciec z klasy.
– Dzień dobry – powiedziałem, próbując jakoś rozbić napiętą atmosferę.
– Dobry – wymamrotał, po czym prychnął. – Dobrze ci radzę, nigdy się nie żeń – powiedział, jakby z góry już zakładał, że spytam się, czy może coś się stało. Faktycznie, chciałem zadać to pytanie, bo ciekawiło mnie, o co się tak z kimś kłócił. Czyli to musiała być jego żona.
– To jakiś kryzys, widzę – zaśmiałem się, może zbyt nerwowo, ale jego jakoś to nie obchodziło.
– Wiesz co, Itsuki, czuję, że osiwieję niedługo – zwrócił się do mnie, wzdychając przy tym. – Ale nieważne, raczej powiedz mi, jak tam przed prezentacją. Denerwujesz się?
– Odrobinę – przyznałem.
Shiroyama pokiwał powoli głową. Siedziałem na swoim stałym miejscu w przedostatniej ławce w środkowym rzędzie. Byłem z nim sam na sam. Z jakiegoś nieznanego mi powodu zachciało mi się krzyczeć.
– Wszystko będzie dobrze – oznajmił, patrząc przy tym na srebrnego rolexa na swoim nadgarstku. Jakoś mówił to bez większego przekonania. Zaraz zerwał się z miejsca i wyszedł.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na godzinę. Było za piętnaście ósma, aż cud, że największych kujonów nie było jeszcze w klasie. Z tego by wynikało, że teraz to ja byłem największym kujonem. No cóż, trudno. Mogłem być nawet kosmitą, pewnie nikomu nie zrobiłoby to różnicy.
Siedziałem jeszcze przez kilka minut sam, aż w końcu klasowe kujony zaczęły się wtłaczać do klasy. Oczywiście, wkrótce pierwsze ławki były zajęte i jakże równie oczywiste było to, że zostałem obrzucony całą masą zaskoczonych spojrzeń. Że niby ja już byłem obecny? Z reguły przychodziłem chwilę przed, równo albo też i po dzwonku. Nigdy mi nie zależało na byciu punktualnym, tym bardziej w szkole, za co nierzadko mi się obrywało. No cóż, kiedyś musiał nadejść ten dzień, gdy okazałem się być przed czasem.
Gdy rozbrzmiał dzwonek, obwieszczający początek pierwszej lekcji, to poczułem, jak żołądek podchodzi mi ze stresu do gardła. Hitsujiego jeszcze nie było, co uderzyło mnie dopiero w momencie, gdy pan Shiroyama wszedł do klasy, niosąc porcelanowy kubek z kawą. Mężczyzna zajął swoje miejsce przy biurku, a ja myślałem, że jeśli zaraz wywoła mnie do zaprezentowania pracy, to upadnę, gdyż nogi miałem wiotkie niczym z mocno rozgrzanej i zrolowanej do cieniutkiej niteczki plasteliny. Poza tym, nie było jeszcze Hitsu, a nasze prezentacje miały się uzupełniać. Historyk wkrótce zaczął wyczytywać listę obecności. Zrobił krótką przerwę przy nazwisku Hitsujiego, jednak nic nie powiedział. Postawił mu nieobecność i ruszył dalej. Zdaje się, że zapamiętał sobie, że Hitsu miał również prezentację do wygłoszenia i pewnie nie spodobało mu się, że go nie było. Świetnie, nie dość, że był w złym humorze, to jeszcze mój facet go poirytował.
Na szczęście, kilka chwil później Hitsuji wpadł do klasy. Shiroyama skończył akurat czytać listę obecności i wstał, szukając odpowiedniej mapy do wywieszenia. Wszyscy spojrzeli na mojego chłopaka, który stał przez kilka sekund zdyszany w drzwiach.
– Przepraszam – wykrztusił, mało nie wypluwając płuc – miałem małą przygodę po drodze.
– Siadaj – powiedział oschle Shiroyama, nie dopytując nawet o szczegóły. Chwilę później poprosił tylko Hitsujiego o nazwisko, a następnie wstawił mu spóźnienie. Czyli jednak nie pamiętał, że Hitsu też miał prezentację. Albo nie skojarzył go po prostu po nazwisku.
Hitsuji usiadł obok mnie, rozpakował książki, wyciągnął kartkę z prezentacją. Miał delikatnie zaróżowione policzki od biegu i lekko potargane włosy.
– Zaspałeś? – spytałem ze śmiechem.
– Nie, debilu, czekałem na ciebie pod domem, bo myślałem, że będziesz szedł i chciałem z tobą…
– Skończcie te rozmowy – przerwał mu Shiroyama, wywieszając mapę. Stał do nas tyłem, więc mogłem podziwiać jego umięśnione ramiona i plecy, które skrywała opięta koszula w niebieskie groszki. A może to był granatowy? W zasadzie, to nie orientowałem się tak w kolorach, ale sama koszula wyglądała naprawdę ciekawie. Jakaś taka kremowa… albo beżowa? I do tego te groszki. Ku zaskoczeniu wielu, prezentowało się to naprawdę miło dla oka.
– Pieprzony nazista – burknął Hitsuji pod nosem. Spojrzałem na swojego chłopaka, a następnie na pana Shiroyamę, który odwrócił się ku nam. Zdaje się, że doskonale słyszał i wiedział, kto rzucił ten komentarz, jednak sam nic nie powiedział. Natomiast chwilę później poprosił mnie i Hitsujiego na środek klasy, byśmy zaprezentowali jakże ciekawy materiał. Myślałem, że upadnę, gdy wstawałem, aż mi się w głowie zakręciło. Chociaż wcześniej obiecywałem sobie, że wszystko pójdzie gładko i będę miał nad wszystkim idealną kontrolę, to wyszło jak zwykle. Jąkałem się i zdaje się, że brzmiałem, jakbym nie mówił nic przez ostatnie kilka lat. Zupełnie nie kontrolowałem swojego głosu, który drżał, nogi mi się trzęsły niczym galareta, a ręce miałem spocone jak jakaś świnia. Było mi na zmianę zimno i ciepło, w głowie szumiała krew. Dotarłem jednak jakoś do końca wypowiedzi, nie wiedziałem ile mówiłem, ale byłem pewny, że jeśli za moment nie usiądę, to upadnę tak przed wszystkimi. To dopiero byłby wstyd.
Mojemu chłopakowi poszło znacznie lepiej. Hitsuji był pewny siebie, wszystko, co mówił, mogło być totalną bzdurą, jednak ze swoją postawą i idealną kontrolą nad głosem, byłem w stanie mu we wszystko uwierzyć. I to była właśnie ta znacząca różnica między nami – on był idealny, a ja byłem zerem. Shiroyama miał jednak tego dnia naprawdę zły humor, w dodatku mój chłopak go zdenerwował, dlatego Hitsu został zasypany gradem pytań ze strony nauczyciela. Czepiał się o niemal każdy szczegół wypowiedzi mojego chłopaka. Hitsuji ledwo się wybronił przed kąśliwymi uwagami historyka. Szczerze? Gdyby mnie tak pytał o to wszystko, to pewnie bym się zaciął i nic nie powiedział, ale jemu się udało. W dodatku dostał ocenę celującą, ja również. Shiroyama kazał nam w końcu usiąść, po czym gładko przeszedł do tematu zajęć. Przez całą lekcję nawet na siebie nie patrzyliśmy z Hitsujim. On coś bazgrał po zeszycie, ja siedziałem i próbowałem robić notatki z tego, co mówił nauczyciel, chociaż może niepotrzebnie, bo sam podkreślał najważniejsze rzeczy i powtarzał przy tym, że akurat ta kwestia jest istotna, że to może pojawić się na sprawdzianie. Ciężko jednak mi się notowało, gdy najzwyczajniej w świecie nie mogłem się oderwać od słuchania, gdyż wszystko co mówił, brzmiało jak jakaś bajka. Baśń z niezwykłymi zwrotami akcji. Zmieniał ton głosu, robił dramatyczne pauzy, a mnie aż ciśnienie podchodziło do głowy, gdy tak trzymał całą klasę w niepewności. Nigdy bym nie powiedział, że można tak uczyć historii. Już rozumiałem, dlaczego wszyscy nauczyciele, po dowiedzeniu się, że mamy zajęcia z Shiroyamą, powtarzali nam, że teraz to on nas wciągnie w podróż po wszystkich epokach. Nikt by też nie powiedział, że ten facet kilka minut wcześniej kłócił się z kimś przez telefon i sprawiał wrażenie osoby, do której nie dało się podejść bez kija.
Po lekcji chciałem porozmawiać z Hitsujim, jednak uniemożliwił mi to pan Shiroyama, który poprosił, by mój chłopak został na moment w klasie. Wszyscy wyszli, tylko my dwaj się ostaliśmy. W końcu i ja postanowiłem poczekać na zewnątrz. Wychodząc z klasy, popatrzyłem niepewnie na Hitsujiego, stojącego już przy biurku belfra oraz na pana Shiroyamę, który siedział z założonymi rękoma. Nauczyciel nakazał mi jeszcze zamknąć za sobą drzwi, co oczywiście uczyniłem. Stałem tak kilka minut i już myślałem, że Shiroyama nigdy nie wypuści Hitsujiego. Słyszałem, że o czymś rozmawiali, jednak nie byłem w stanie wyłapać choćby pojedynczego słowa. Kiedy już wydawało mi się, że ci dwaj nie skończą ze sobą rozmawiać, nim zacznie się lekcja, Hitsuji nagle wypadł z klasy. Wyleciał jak z procy, zatrzaskując za sobą drzwi i mało na mnie nie wpadając. Ruszył nerwowym krokiem przed siebie, kierując się ku wyjściu ze szkoły.
– Hitsu! – krzyknąłem za chłopakiem. Chciałem za nim pobiec, ale coś jakby wryło mnie w podłogę. Pierwszy raz w życiu widziałem, żeby Hitsuji był taki wściekły. Byłem zupełnie skołowany i w jednej chwili stres ponownie ścisnął mnie za żołądek, bo wydawało mi się, że był zły na mnie. Oczywiście, całkiem możliwe, że po części tak było, jednak to nauczyciel tak go rozzłościł.
Po chwili pan Shiroyama wyszedł z klasy. Trzymał pod ręką podręcznik od historii, dziennik, a w dłoni miał pusty kubek po kawie. Spojrzał na mnie bez większego wyrazu, po czym zamknął za sobą drzwi na klucz.
– Co się stało? – spytałem, próbując zapanować nad drżącym głosem.
– Mała rozmowa wychowawcza – odparł, posyłając mi, delikatnie mówiąc, złośliwy uśmiech.
Zatkało mnie na kilka długich sekund. Nauczyciel odszedł, a ja stałem tak jeszcze przez jakiś czas, próbując dojść do siebie. Co się właśnie wydarzyło? Szybko jednak postanowiłem, by nie dać się stresowi. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Hitsujiego. Numer był jednak zajęty. Nie wiedziałem, co ma robić. Z jednej strony właśnie rozległ się dzwonek obwieszczający początek lekcji, a z drugiej nie mogłem zostawić tak rozemocjonowanego Hitsu. Zignorowałem więc dzwonek i pobiegłem szukać swojego chłopaka.
Wypadłem na szkolny dziedziniec, dalej dobijając się do swojego chłopaka. Dzwoniłem i dzwoniłem, mając nadzieję, że w końcu odbierze. I w końcu, po chyba jedenastym telefonie ode mnie, odebrał. W tym czasie obszedłem dookoła cały budynek szkoły i ruszyłem w stronę wyjścia z jej terenu.
– Co? – burknął w słuchawkę.
– Gdzie jesteś? – spytałem przejęty.
– Idę do domu.
– Do domu?!
– Tak. Do domu. W dupie mam już to wszystko.
– Co ci Shiroyama powiedział?
– Nie twój interes.
– Właśnie, że mój.
– Nie twój. Nara.
Rozłączył się. Oczywiście, że nie odpuściłem. Zaraz pobiegłem do domu Hitsujiego. Mieszkaliśmy praktycznie obok siebie, więc miałem nadzieję, że matka mnie nie zauważy albo Yuzuki. Stałem dobre dziesięć minut pod drzwiami swojego chłopaka, dzwoniąc i pukając. W środku liczyłem na to, że mi otworzy, ale nie zrobił tego.
W przeciwieństwie do mnie, Hitsuji mieszkał w domku jednorodzinnym. Dziwnie tak stawiać domki przy blokach lub raczej na odwrót, gdyż to blok, w którym mieszkałem, został wybudowany znacznie później. Gdy żyła jeszcze moja starsza siostra, mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym, rodzina Hitsujiego i moja żyły po sąsiedzku. Niestety, po śmierci Amaii wszystko diametralnie się zmieniło. Momentami czułem się, jakby ktoś rzucił jakąś okropną klątwę na moją rodzinę. Mama straciła pracę, która była znacznie lepiej płatna od roboty ojca, co zmusiło nas do przeprowadzki do mniejszego miejsca. Dopiero po jakimś czasie udało jej się znaleźć stałą posadę, dzięki czemu sytuacja materialna się ustabilizowała. Jednak przede wszystkim, śmierć mojej siostry była czymś, co doprowadziło do wielkiego rodzinnego rozpadu.
Wykorzystując fakt, że Hitsuji mieszkał w domu, postanowiłem wejść przez okno piwniczne. Było to wąskie, nieco już stare okno z kratami, które spiłowaliśmy z Hitsujim, gdy byliśmy jeszcze dziećmi i mieszkaliśmy tuż obok siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, nikt przez te wszystkie lata nie zorientował się, że kraty w oknach są podpiłowane, dzięki czemu dało się je odchylić, uchylić okno i wejść do środka. Wślizgnąłem się z niemałym trudem. Ostrożnie, niczym rasowy włamywacz. Powstawiałem z powrotem pręty krat na odpowiednie miejsca i przymknąłem okno. Nie mogłem znaleźć nigdzie włącznika światła, więc włączyłem latarkę w telefonie, a następnie ruszyłem w stronę schodów. Wszedłem do mieszkania, jakbym wchodził do siebie. Rzuciłem plecak przy drzwiach na podłogę.
– Hitsuji?! – powiedziałem głośno. Zacząłem wchodzić na piętro, na którym znajdował się pokój chłopaka. Musiałem przyznać, że chociaż się spotykaliśmy, to nie było mnie tutaj przez kilka miesięcy. Zauważyłem, że korytarz był odmalowany, ścian na schodach wiodących na piętro już nie zdobiły liczne zdjęcia. Same schody też były odnowione, co mnie zaskoczyło. Jednakże, te nowe nie skrzypiały, więc mogłem zakraść się do pokoju Hitsujiego zupełnie niepostrzeżenie. – Hitsu? Jesteś tu? – wszedłem do pomieszczenia.
Hitsuji leżał w szkolnym mundurku na łóżku. Spojrzał na mnie bez większego wyrazu, jakby spodziewał się, że i tak wejdę do środka i nic go przede mną nie uchroni. Pierwszy raz w życiu widziałem go z taką zrezygnowaną miną.
– Co? – burknął.
– Odezwałbyś się, jak cię wołam – odparłem, przysiadając na łóżku. – Dlaczego tak wybiegłeś?
– Bo mnie wkurwił ten palant – odparł. – Śmieć pierdolony. Chory nazista, niedojebany kutafon.
Poczułem w środku nieprzyjemny ucisk, gdy tak mówił o panu Shiroyamie. No, bo niby co się stało, że tak się o nim wysławiał?
– Aha – mruknąłem.
– Wiesz, co mi powiedział? Że jak jeszcze raz się tak arogancko zachowam, to przestanie być miły i dowie się o tym wychowawca i moi rodzice. Śmieszne.
– No wiesz, nazwałeś go w klasie nazistą. Teraz znowu to zrobiłeś.
– Bo się czepia o wszystko! – podniósł się do siadu. – Przecież słyszałeś, jak nam dzisiaj przerwał. Nie wkurwiło cię to? To były dwa zdania, dwa jebane zdania.
– I dlatego wybiegłeś z klasy?
Hitsuji chciał mi coś powiedzieć, ale zamarł. Wziął gwałtowny wdech, jakby wynurzył się spod wody, a ja myślałem, że zadławi się tym powietrzem.
– Powiedział mi coś jeszcze.
– Co?
Hitsuji zacisnął dłonie w pięść, jakby zaraz miał komuś zapuścić fangę w oko. Niedobrze, że aktualnie byłem jedyną osobą znajdującą się w pobliżu. Nie to, że bałem, się, że mój chłopak mi przywali. On wiedział, że bym się i tak nie bronił, bo nie miałem z nim nawet najmniejszych szans. Był postawny, umięśniony, a ja? Jakiś wypierdek mamuta. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tym jednym momencie wyglądał naprawdę groźnie i przez ułamek sekundy się go bałem.
– Mówiłeś mu coś o sobie i o mnie, jak zostawałeś z nim po lekcjach?
Spojrzałem zaskoczony na Hitsujiego, po czym pokręciłem głową.
– Nic – odparłem. – Po co niby? Ten facet nigdy nie był jakiś skory do rozmów.
– Bo wiesz co mi jeszcze… powiedział? Żebym z romansami wstrzymał się do po lekcjach.
– Serio? – zaśmiałem się. – Przecież my się nawet nie zachowujemy jak para.
– Tak, ale…
W pewnym momencie Hitsuji zastygł zupełnie niczym kamień. Jego twarz w jednym momencie zbladła, po czym niespodziewanie cała spurpurowiała, jakby przez długi czas wstrzymywał powietrze. Hitsu dosłownie zsiniał na twarzy, położył się z powrotem na łóżku.
– Pieprzony drań – powiedział z rezygnacją.
– O co chodzi?
– O nic, nieważne – burknął, odwracając się do mnie bokiem.
– Skończ, jak już zacząłeś – poprosiłem go. Usiadłem na nim okrakiem. –  Hej, Hitsuji…
W tym samym momencie złapał mnie za ramiona, ciągnąc na siebie. Kompletnie mnie zaskoczył i o mały włos nie zderzyliśmy się głowami. Hitsu wplątał dłoń w moje włosy, przyciągając mnie do pocałunku. Z początku nie wiedziałem, w jaki sposób mam się zachować, jednak w końcu zacząłem mozolnie oddawać pieszczotę. W jednej chwili zrobiło się strasznie gorąco. Jego umięśnione ciało pode mną, silne ramiona oplatające moje nie tak bardzo atrakcyjne ciało. Chyba powinienem był być gotowy na to, co miało nastąpić, a przynajmniej podejrzewać. Hitsuji zsunął dłonie na moje pośladki, ściskając je przy tym, a ja niemal krzyknąłem, odrywając się od niego. Spojrzałem na niego zszokowany.
– No co? – spytał. Zdaje się, że rozbawiłem go swoją reakcją. – Jak i tak jesteśmy teraz sami. Poza tym, chodzimy ze sobą już kilka miesięcy i nigdy jeszcze ze sobą nie spaliśmy. Może powinniśmy teraz spróbować?
– Żartujesz, prawda? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– A wyglądam, jakbym żartował?
– Wiesz, że mam cichą nadzieję, że tak jest.
– Nadzieja matką głupich albo coś w tym guście, mistrzu.
Nie powiem, chciałem z nim to zrobić. Naprawdę miałem ochotę na seks, na coś co sprawi, że na krótki moment zapomnę o wszystkich życiowych przykrościach i poczuję się wyjątkowy, ale się przestraszyłem. Tyle się nasłuchałem o seksie między dwoma mężczyznami, że to okropne doświadczenie, że niewyobrażalnie bolesne i niebezpieczne. Że niby seks analny był czymś obrzydliwym. Jednak ciągnęło mnie do tego. Pragnąłem to przeżyć, jednak wciąż pozostawały we mnie te wątpliwości. Bo co, jeśli będzie źle? Albo nie będę wiedział, co zrobić? Albo zrobimy coś nie tak i albo ja zrobię krzywdę Hitsujiemu, albo on skrzywdzi mnie? Dlatego bałem się i nie chciałem tego robić w tej chwili. Nie byłem po prostu na to gotowy.
– A jak twoi rodzice wrócą? – podsunąłem pierwszą lepszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
– Przecież ich nie ma – odparł. –  Mówiłem ci ostatnio, że wyjechali na kilka dni i pytałem się czy wpadasz na nockę. Nic mi nawet nie odpowiedziałeś.
– Pytałeś? Kiedy??
– W poniedziałek?  – wywrócił oczami. – Ale z ciebie to czasem idiota totalny. Nawet mnie nie słuchasz, kiedy do ciebie mówię.
Niespodziewanie westchnął. Kolejny raz wywrócił oczami, a następnie podniósł się do siadu. Patrzyłem na Hitsu, nie wiedząc, co powinienem ze sobą zrobić. Wyjść? Powiedzieć coś jeszcze? Może jednak zgodzić się na seks? Cholera, jaka to była beznadziejna sytuacja!
– Może odłóżmy to jednak na kiedy indziej? –  spytałem.
– Na kiedy indziej? – zaśmiał się. –  Jasne, w porządku.
Byłem głupi, myśląc, że chłopak mi ot tak odpuścił. To znaczy, oczywiście, że odpuścił, przy okazji dał sobie spokój z naszym związkiem, co uderzyło mnie po kilku dniach, jak nie odzywał się do mnie w ogóle, aż nagle na jeden z portali społecznościowych trafiło zdjęcie jego, jak całuje się z jakąś dziewczyną z ostatniej klasy. Zdjęcie zostało dodane przez nią – zgrabną, tlenioną blondynkę. Była dość ładna, co mnie zdołowało. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że będę przeżywał to nieoficjalne rozstanie. Może, gdybyśmy porozmawiali o tym, że może jednak powinniśmy się rozstać, to inne byłoby też moje podejście. Bo nie wiedziałem już czy jednak wciąż byliśmy parą, czy może już nie. Całował się z inną dziewczyną po tym, jak kilka dni wcześniej całował się ze mną – swoim chłopakiem. Może jednak nigdy nie byliśmy parą i tylko coś sobie ubzdurałem, żeby nie czuć się już więcej samotnie? Kto mógłby to wiedzieć. W każdym razie, po zobaczeniu tego zdjęcia pierwszy raz od dawna poczułem okropny ból psychiczny. Zawinąłem się w kłębek na swoim łóżku, podczas gdy Yuzuki już spała na swoim i z całych sił próbowałem się nie rozpaść na miliony kawałków. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że czułem do Hitsujiego coś więcej niż zauroczenie. W końcu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, do tego doszło zakochanie. I nagle uzmysłowiłem sobie, że powinienem był powiedzieć, że go kocham i z wielką rozkoszą pójdę z nim do łóżka. Jaka szkoda, że tamta dziewczyna z pewnością mnie w tym wyprzedziła.
Postanowiłem jednak, że nie dam tak łatwo za wygraną. Był ostatni tydzień zajęć przed wakacjami. Chodziłem już kompletnie wypompowany z życia, bo musiałem bardzo się spiąć, by zdać do następnej klasy, ale na szczęście – udało mi się. Co prawda, musiałem zostawać jeszcze w kozie po lekcjach, jednak nie robiło mi to już różnicy. Widać było po nauczycielach, że wcale nie chcieli już siedzieć tyle z jedną osobą, jednak warunek był warunkiem, a umów należało dotrzymywać, więc dzielnie każdy z nich siedział ze mną do siedemnastej w szkole. Poprosiłem Hitsujiego, żebyśmy porozmawiali po jednych z takich moich kar. Był bardzo niechętny i mówił, że już umówił się z kolegami, jednak tak bardzo nalegałem, że w końcu się zgodził. Mieliśmy się spotkać pod szkołą dziesięć po siedemnastej. Musiałem przyznać, że już dawno nie czułem takiego uścisku w brzuchu. Był to ostatni tydzień szkoły, ostatnia środa, podczas której zostawałem z panem Shiroyamą. Mężczyzna był tego dnia wyjątkowo zdenerwowany i więcej go nie było w sali, niż był. Co jakiś czas odbierał telefony, chodził zły od okna do drzwi i nie mógł sobie znaleźć miejsca. W końcu się go zapytałem czy może lepiej by było, gdybym poszedł do domu.
– Daj spokój – spojrzał na zegarek na nadgarstku. – Tyle już tu siedzimy, to chociaż zostańmy do końca.
– Jasne. A pan dzisiaj taki zdenerwowany.
– Mam samochód u mechanika i spotkanie na dziewiętnastą – westchnął, siadając na swoim krześle i opadając niemalże bezwiednie na oparcie. Wydawał się wypompowany z życia niczym przebity materac, z którego uszło całe powietrze.
– Kiepska sprawa. A coś się stało z tym samochodem?
– Nie, na szczęście. Przegląd, wymiana oleju i kostek hamulcowych. Tylko akurat nie mają kostek do mojego wozu, oczywiście, więc odbiorę go dopiero jutro.
– O kurczę. A co to za samochód?
– Mercedes GLE w SUVie.
Zatkało mnie na ułamek sekundy. Mercedes?!
– I do merola nie mają części? – starałem się brzmieć naprawdę oburzony tym faktem.
– Co nie? Beznadzieja. Przecież nie każdy jeździ Mazdą albo jakimś Mitsubishi. Bo do Toyoty, to mieli części od ręki, a do Mercedesa? Co to za kraj w ogóle.
Zachciało mi się śmiać. Shiroyama był taki oburzony! Prawie jak dziecko, które nie dostało takiej zabawki, jaką chciało. Ale wciąż nie mogłem wyjść z podziwu. Mercedes?! Moja matka od ponad dziesięciu lat jeździła używanym Oplem Corsą. Ile więc musiała wynosić pensja nauczyciela, że mógł pozwolić sobie na taki samochód?
Przyznam się, że zrobiło mi się przykro na myśl, że było to ostatnie spotkanie z panem Shiroyamą. Miałem takie dziwne uczucia pustki i wydawało mi się, że widzę go po raz ostatni. Poza tym, w przyszłym roku wracała pani Maeda z urlopu macierzyńskiego i to było pewne, że to ona poprowadzi naszą klasę do końca. To było przykre, bo naprawdę podobały mi się lekcje z Shiroyamą. Poza tym… no miał w sobie to coś. Nikt nie mógł zaprzeczyć temu, że Shiroyama był jak taki magnes.
Cały ten czas, jak na złość, minął dość szybko i nim się obejrzałem, na zegarze wybiła siedemnasta. Westchnąłem w duchu, widząc, jak wskazówki zegara leniwie przesuwają się w stronę jakże niepożądanej godziny. Ale jednak. Stało się. Nauczyciel spojrzał na swój zegarek na nadgarstku, po czym przeciągnął się leniwie, niczym kot zbudzony z drzemki.
– Nareszcie koniec – posłał mi serdeczny uśmiech. Odwzajemniłem gest, pewnie wyszło mi to dość krzywo, ale co poradzić. Wstał, poskładał swoje rzeczy, kilka papierów włożył do teczki. Również wstałem, chowając do plecaka komiks, który ze sobą wziąłem, by mieć co poczytać.
– No, w końcu – zaśmiałem się.
– Mam nadzieję, że w przyszłym roku nie będziesz miał powodów, żeby zostawać w kozie.
Ruszyliśmy niemal ramię w ramię do drzwi. Nauczyciel przepuścił mnie pierwszego. Wyszedł za mną, zamknął salę.
– Też mam nadzieję. Będę się starał jakoś to przejść.
– No i ekstra – odparł. – Jutro widzimy się na ostatniej historii, więc nie życzę ci jeszcze udanych wakacji. Ale uważaj na siebie po drodze do domu, ostatnio był jakiś wypadek w okolicy.
– Naprawdę? Nie słyszałem.
– Kogoś potrącili. No nic, to do jutra – powiedział z uśmiechem, po czym ruszył w stronę pokoju nauczycielskiego.
– Do ju… Do widzenia! – poprawiłem się szybko.
Rany, mało brakowało, a potraktowałbym nauczyciela jak swojego kolegę. To byłaby chyba największa porażka mojego życia. Jednakże, szybko przypomniałem sobie, że byłem umówiony ze swoim chyba chłopakiem pod szkołą. Zszedłem więc po schodach na parter, a następnie wyszedłem na dziedziniec. Sprawdziłem godzinę na telefonie, było kilka minut po siedemnastej, dlatego postanowiłem jeszcze zapalić papierosa przed przyjściem Hitsujiego. Nie to, że byłem jakimś nałogowym palaczem, bo nie byłem. W zasadzie jedna paczka papierosów starczyła mi na cały miesiąc. Popalałem zazwyczaj, gdy byłem zdenerwowany albo kiedy piłem alkohol, ale to tylko wtedy.
Spaliłem tak tego jednego nieszczęśliwego papierosa, myśląc o tym, co mógłbym powiedzieć Hitsujiemu. Cóż, na pewno chciałem się go zapytać, co takiego się stało z naszym związkiem i jak on sobie wyobrażał, że wyjdziemy z tej sytuacji. To znaczy, rozwiązanie było naprawdę proste i zdaje się, że on zdążył je zastosować, jednak dla mnie nie było to aż tak oczywiste. Należało spojrzeć prawdzie w oczy – podjął tę decyzję sam, bez mojej wiedzy, dlatego tak bardzo chciałem z nim o tym pomówić. W głębi pragnąłem, by to był jedynie jakiś głupi żart.
Hitsuji zjawił się, ku mojemu zaskoczeniu, punktualnie Nie spodziewałem się, że raczy w ogóle przyjść, ale to nic. Ucieszyłem się na jego widok, nawet jeśli jego mina nie wskazywała na to, że jest zadowolony, że widzi mnie. W jednym momencie zrozumiałem, że nie mógł ot tak zakończyć naszego związku. Nie mógł skończyć tej relacji, nie pozwalałem mu na to, bo byłem w nim zakochany, co uzmysłowiłem sobie dopiero w ciągu tych wszystkich dni, gdy się do mnie nie odzywał.
– Cześć – powiedziałem, gdy był już może trzy metry przede mną.
– Hej – odparł niechętnie. –  Mów szybko, co chcesz, bo jestem umówiony.
– Jasne. Ale może pójdziemy gdzieś indziej?
– Gdzie?
– Za szkołę. I usiądziemy na ławce.
– No dobra. Byle szybko – zgodził się bez żadnych dyskusji.
Gdy szliśmy we wspomniane przeze mnie miejsce, na parking przed szkołą podjechał samochód. Spojrzałem ukradkiem na srebrne volvo, zdaje się, że Hitsuji również zwrócił uwagę na luksusowo wyglądający samochód. Nie zatrzymaliśmy się jednak i nic nie powiedzieliśmy, a z reguły mieliśmy w zwyczaju komentować świetnie wyglądające samochody. Tym jednak razem moje myśli zaprzątało coś innego niż samochód wart kilkaset milionów jenów. Próbowałem w głowie ułożyć to, w jaki sposób mam zacząć rozmowę z Hitsujim. Chłopak szedł obok mnie, jego mina nie wyrażała kompletnie niczego, jakby z góry wiedział, co chciałem mu powiedzieć i jaka będzie jego reakcja. No cóż, w zasadzie, to też byłem świadom tego, w jaki sposób to się miało potoczyć, jednak w duchu wciąż dawałem sobie złudną nadzieję, że może los napisał mi jakiś lepszy scenariusz. Całkiem możliwe, że właśnie teraz Hitsuji chciał zakończyć wszystko to, co było między nami, jednak tym razem chciał zrobić to w bardziej oficjalny i odpowiedni sposób.
Usiedliśmy na rozgrzanej od słońca ławce. Chłopak zajął miejsce z daleka ode mnie, pokazując, że był już między nami dystans i nic nie dało się z tym zrobić. Widząc dzielącą nas odległość, coś ukłuło mnie w klatce piersiowej. Wziąłem głęboki wdech, chcą jakoś zacząć rozmowę.
– Wiesz co – powiedział, nim zdążyłem się odezwać – trochę źle to wyszło.
– Tak sądzisz? –  mruknąłem.
– Tak. Wydaje mi się, że nigdy nie powinniśmy byli się spotykać. Jak dla mnie, to nie dorosłeś jeszcze do związku, a ja myślałem, że uda nam się stworzyć coś fajnego.
– Nie dorosłem do związku? – wymamrotałem, jakby bardziej do siebie, niż do niego.
– Nadal zachowujesz się jak dzieciak, a ja wcale nie mam ochoty zajmować się dzieciakiem. Wciąż możemy się przyjaźnić.
– Przyjaźnić? – poczułem, że coś się we mnie gotuje.
– A nie chcesz? Znamy się tyle lat – wyraźnie dało się wyczuć rozczarowanie w jego głosie.
– Czy po tym wszystkim wydaje ci się, że będę się z tobą przyjaźnić? Hitsuji, ja… ja już nie chcę się z tobą tylko przyjaźnić. Ogarniasz? Dla mnie to… to o wiele więcej niż zwyczajna przyjaźń.
– Dałeś mi tyle powodów, żebym myślał inaczej – westchnął ciężko, jakby nagle w jednej chwili przygniotły go wszystkie problemy świata.
– Wcale nie, Hitsu…
– W porządku. To udowodnij mi, że mnie kochasz. Tak jak ja robiłem to przez cały ten czas, gdy ty miałeś mnie zupełnie gdzieś.
Przez kilka pierwszych sekund nie wiedziałem, co mam zrobić. A on siedział, nic nie mówiąc i czekał na to, aż coś zrobię. Nie miałem, pojęcia, co ze sobą począć. Co on zawsze robił? Czasami był czuły, ja również i…
Niewiele już myśląc, przysunąłem się do niego. Zacisnąłem obie wargi w wąską linię, a on w dalszym ciągu się nie ruszał, jakby był kamiennym posągiem idealnie wpasowanym w tę szkolną ławkę. Zdecydowałem się na jeden ruch. Pochyliłem się w jego stronę, stawiając już wszystko na jedną kartę, a następnie przylgnąłem swoimi spierzchniętymi ustami do jego.
Nie trwało to nawet sekundę, gdy usłyszałem, jak ktoś coś krzyczy.
– Kurwa!!! – rozległ się przedzierający wrzask. Aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Hitsuji odepchnął mnie od siebie z całej siły, również coś krzycząc w moją stronę, a ja nie miałem pojęcia, co się działo. – Pedał pierdolony!!!
– Pojebało cię?! – wrzasnął na mnie Hitsuji.
Nawet nie wiedziałem, skąd nagle dookoła nas znalazła się grupka chłopaków. Byli to koledzy Hitsujiego, z którymi woził się po szkole i mieście, gdy nie miał dla mnie czasu. Banda otoczyła nas niebezpiecznie, a raczej mnie, bo Hitsuji niespodziewanie znalazł się w ich kręgu. Wstałem, zupełnie zdezorientowany. Czułem się jak zwierzę w potrzasku.
– Każdy wiedział, że coś z tobą nie tak! – krzyknął jeden, popychając mnie. Wpadłem na innego, a ten odepchnął mnie na następnego. Zdaje się, że odrzucali mnie do siebie jak jakąś piłkę, krzycząc w moją stronę mało przyjemne epitety.
– Ciota!
– Pedał!
– Idź do diabła!
– Męska dziwka!
W głowie mi szumiało, nie wiedziałem w ogóle, co się działo. O co chodziło? Dlaczego tu byli? Czemu Hitsuji był po ich stronie, a nie po mojej? Przecież zawsze, nieważne, co się działo, on i ja staliśmy ramię w ramię. Teraz nagle zostałem sam, co nie do końca do mnie docierało. Jeden przywalił mi z pięści w twarz, następny, kopnął mnie w brzuch. Jednak dopiero silny kopniak w krocze sprowadził mnie na bruk. Padłem, zwijając się z bólu. Wrzeszczeli coś, że trzeba mi się odciąć fiuta, że jestem obrzydliwy, powinno się mnie leczyć. Tłukli mnie, kopali. W pewnym momencie dwóch przyszpiliło moje ramiona do ziemi, próbowałem się wyrywać, jednak na darmo – byli ode mnie o wiele silniejsi.
– Przyjeb mu, Hitsu! – krzyczeli.
– Właśnie! Jebnij mu!
– Przypierdol!
– Hitsu, Hitsu!
Skandowali imię mojego chłopaka. Spojrzałem na Hitsujiego, nie mając już nawet siły się wyrywać. Oczy Hitsu wyrażały pełne zdezorientowanie, jakby kompletnie nie spodziewał się, że może dojść do czegoś takiego. Stał nade mną, a oni wrzeszczeli jego imię, coraz szybciej, głośniej, jakby miało to być uwieńczeniem jakiegoś rytuału. A błąd, bo był to dopiero początek. Pomimo tego, iż Hitsuji mocno się wahał, to w końcu zrobił ku mnie kilka pewnych kroków. Tamci dwaj poderwał mnie z ziemi, ciągnąc ku chłopakowi i przytrzymując mocno, bym się przypadkiem nie wyrwał. I tak nie miałem już szans. Udało mi się jeszcze spojrzeć na Hitsujiego, w jego ciemne, pełne bólu oczy, nim zamachnął się, wymierzając mi z całej siły fangę w nos. Wówczas pociemniało mi przed oczami, miałem wrażenie, że straciłem jakąkolwiek władzę w nogach i gdyby nie ci dwaj, to pewnie upadłym twarzą na bruk. Rozległ się ich okrzyk radości, że Hitsuji mi przywalił. Zaraz pojawiły mi się mroczki przed oczami, coś jakby mnie ogłuszyło, a wszystkie dźwięki docierały do mnie, jakbym był pod wodą. Cios był naprawdę silny, po całej mojej twarzy rozszedł się pulsujący ból, jakby ktoś przykładał mi w jej sam środek rozżarzony pręt. Dłuższą chwilę zajęło mi zdanie sobie sprawy z tego, że zacząłem pluć krwią, która spływała mi z nosa do ust. Nie widziałem już nic na lewe oko, jakby go nie było. Całe ciało jednocześnie piekło mnie i bolało, nie czułem w ogóle niektórych kończyn.
Rzucili mnie na bruk, dalej tłukąc, chociaż już leżałem w miejscu i nawet nie drgnąłem. Krzyczeli, wrzeszczeli, kopali, pluli, bili. Plułem już tylko krwią i jęczałem pod nosem, błagając w myślach, by zostawili mnie w spokoju.
W jednym momencie całe towarzystwo się rozbiegło, nawet nie wiedziałem dokładnie kiedy. Ktoś jeszcze zaczął wrzeszczeć, ale już nawet nie mogłem się dowiedzieć, kto postanowił ruszyć mi na ratunek, bo straciłem przytomność.

*

Ocknąłem się, jakiś czas później. Z początku nie wiedziałem, gdzie jestem i co się w zasadzie stało, jednak po kilku sekundach uzmysłowiłem sobie, że leżałem na kozetce w gabinecie pielęgniarki. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i znów dłuższą chwilę zajęło mi dojście do tego, że pielęgniarki nie było już w szkole, a tylko dyrektor, moja mama i pan Shiroyama, którzy pochylali się nade mną, jakbym był niewiadomo czym. Pan Shiroyama powiedział coś, po czym wyszedł, nerwowo przyciskając telefon do ucha.
– Itsuki! – mama ścisnęła mnie za dłoń, w oczach miała łzy. – Co się stało? Bardzo cię boli?
– Pan Shiroyama dzwoni właśnie na pogotowie – zwrócił się do mnie dyrektor.
– Naprawdę – mama pokręciła głową – nie wierzę, że coś takiego stało się na terenie szkoły.
– Proszę pani, to się zdarzyło pierwszy raz – bronił się dyrektor. – Sprawdzimy monitoring i dowiemy się, w jaki sposób do tego doszło, może pani syn…
– Przecież on nie potrafi się nawet bić – jęknęła, jakby świadomość tego, że byłem taką samą fajtłapą jak mój ojciec, jeszcze bardziej ją dobiła. Myślałem, że za chwilę zacznie płakać.
– Nie – wymamrotałem.
– Co takiego?
– To nic, nieważne – chciałem się wywindować do siadu, jednak zaraz zdałem sobie sprawę, że nie mogę. Ręka mnie bolała, jakby sam diabeł mi ją przeciął, poza tym, nie mogłem oddychać. Drugą, mniej bolącą ręką powiodłem do nosa i okazało się, że miałem założony opatrunek.
– Dziecko, leż!
– Karetka za chwilę będzie – powiedział Shiroyama, wchodząc z powrotem do gabinetu pielęgniarki. Spojrzałem na niego i w jednej chwili zachciało mi się płakać, że musiał mnie oglądać takiego poobijanego. Nie byłem świadom tego, jak tragiczny był mój stan i jak bardzo źle ze mną było. Nikt też nie dawał nawet poznać po sobie tego, że wyglądałem, jakbym przeszedł przez tępą maszynkę do mięsa. – Itsuki, oddychasz?
Moja mama wymierzyła wściekłe spojrzenie w nauczyciela, jednak zignorowałem to. Pan Shiroyama uświadomił mi, że patrzyłem na niego, wstrzymując zupełnie powietrze, co było całkowicie nie na miejscu. Jednakże, w tamtym momencie zdałem sobie sprawę z czegoś jeszcze – mama poznała Shiroyamę. Stało się coś, czego bardzo chciałem uniknąć, bo byłem pewny, że mężczyzna zauroczy ją na zabój, nie robiąc przy tym kompletnie nic. To był po prostu facet, który przyciągał do siebie ludzi, będąc po prostu sobą. I może w tamtej chwili uznała pytanie nauczyciela za niestosowne, jednak czułem, że w środku już miała o nim jakieś fantazje. Możliwe, że zastanawiała się, jakim byłby ojcem, jak traktowałby mnie i Yuzuki, gdyby zaczęli się spotykać. Cóż, zdaje się, że mama została odrobinę moją rywalką w kwestii podbijania serca pana Shiroyamy.
– Oddycham – wymamrotałem.
– Pan Shiroyama cię znalazł – powiedział dyrektor – i rozgonił tamtą bandę. To byli uczniowie naszej szkoły?
– Nie wiem.
– Nie wiem.
Powiedzieliśmy z Shiroyamą jednocześnie. Mężczyzna zmrużył nieznanie oczy, patrząc na mnie. Chyba właśnie obaj skłamaliśmy w tym samym momencie i oboje doskonale o tym wiedzieliśmy. Zgryzłem wargi, łącząc je w wąską linię, Shiroyama zaraz odwrócił ode mnie wzrok.
– Trzeba będzie to sprawdzić na monitoringu – odparł nauczyciel. – Wyjdę przed szkołę i poczekam na ambulans.
Szybko opuścił pomieszczenie. Moja mama jeszcze przez kilka sekund wpatrywała się maślanymi oczami w drzwi, za którymi zniknął. Świetnie.
Karetka zjawiła się dość szybko. Zostałem zabrany do szpitala, gdzie zrobili mi profesjonalne badania i opatrzyli wszystkie rany. Jak się okazało, miałem złamaną rękę. Oprócz tego na ciele było całe mnóstwo siniaków, mój nos był delikatnie naruszony nos, oko było podbite, głowa rozcięta, a na środku czoła był pokaźny guz. Wszystko mnie bolało, czułem się, jakby przebiegło po mnie stado wściekłych dzikich zwierząt. Szczęście w nieszczęściu, że nie miałem wstrząsu mózgu.
Jeszcze tego samego dnia wróciłem do domu. Dostałem zalecenia, co mam robić, jak dbać o wszystkie te rany, żeby się zagoiły i wyznaczyli mi wizytę kontrolną. Czułem się okropnie i gdy jechaliśmy z mamą samochodem do domu, to prawie w ogóle się nie odzywaliśmy. W końcu jednak postanowiłem podjąć rozmowę.
– Przepraszam –  zacząłem. – Musiałaś ze mną pojechać.
– Mhm – wymamrotała, patrząc na drogę.
– Zostawiłaś Yuzuki z tatą?
– A z kim innym miałabym ją zostawić? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jej ton głosu był wyjątkowo roszczeniowy.
– W sumie racja.
– Ale dzisiaj było z nią całkiem dobrze – oznajmiła. – Jest dzielna, robi postępy.
– To super.
– No, a ten nauczyciel, hm… całkiem miły, no nie? – w jednym momencie jej głos złagodniał i stał się przytulnie rozmarzony, jakby opowiadała o gorących wakacjach w miejscu, gdzie biały piasek przesypywał się gładko przez palce, woda jest błękitna, a czas płynie zupełnie inaczej.
– Mówisz o panu Shiroyamie?
– Aha – pokiwała głową. – Fajny taki. Bardzo przystojny.
– Chyba jest zajęty – odparłem.
– To co? – zaśmiała się. Wyczułem fałsz. – Jego żona ma przystojnego męża.
– Widziałaś ją może?
– Nie. A co? Chciałbyś ją poznać? Wiesz, że nie chciałabym, żeby mój syn wdawał się w romanse z mężatkami.
– Co ty pleciesz? – burknąłem. – Romans z kobietą, której nigdy na oczy nie widziałem?
– Różne się rzeczy dzieją na tym świecie.
Już nawet nie przeszkadzał mi mój ojciec początkujący alkoholik ani nerwowa, zdesperowana, by zacząć nowe życie matka. Tak, ta kobieta była gotowa nawet rozbić cudzą rodzinę, byleby móc ułożyć sobie świat od początku.
Następnego dnia nie poszedłem do szkoły, co oznaczało, że ominęły mnie ostatnie zajęcia z panem Shiroyamą. Pół dnia przeleżałem na swoim łóżku, słuchając muzyki na słuchawkach. Patrzyłem przy tym w sufit, myśląc o całym powszednim dniu. Dlaczego to musiało potoczyć się w ten sposób? Nie było innego wyjścia z tej sytuacji? Czułem się okropnie zraniony i zdradzony przez Hitsujiego – mojego przyjaciela z dzieciństwa i chłopaka. Miałem wrażenie, że ktoś rozrywał mi wnętrzności na drobne kawałeczki, jak tylko przypominałem sobie jego wzrok z wczoraj, jak w mojej głowie pojawiał się obraz tego, jak wymierzał mi cios.
W zasadzie, to nie było mnie w szkole do końca tygodnia, a co za tym szło, nie pojawiłem się na zakończeniu roku. Mama odebrała moje świadectwo i rozmawiała z wychowawcą i dyrektorem. Sprawdzili monitoring, z trudem można było rozpoznać sprawców pobicia, jednak nie było to niemożliwe i oznajmili, że to ja powinienem ich zidentyfikować. Bardzo mi się to nie podobało. Poza tym, tego dnia moja mama wróciła dziwnie wesoła ze szkoły. Zadowolona usiadła w fotelu zaraz po przyjściu do mieszkania. Ja i Yuzuki akurat byliśmy w salonie, oglądając razem jakiś film animowany, który bardzo chciała obejrzeć. Siostra nawet za bardzo nie zwróciła uwagi na mamę, ja natomiast od razu zauważyłem, że coś musiało się wydarzyć.
– Co się stało? Masz moje świadectwo?
– Mam, w torebce – odparła. – Wiesz co, rozmawiałam z panem Shiroyamą.
– Aha… – wymamrotałem. – I co w związku z tym?
– Stwierdziłam, że powinniśmy mu jakoś podziękować za to, że ci pomógł, więc zaprosiłam go do nas na obiad jutro.
Zamarłem. Myślałem, że się przesłyszałem. Że co zrobiła? Zaprosiła go do nas? Na obiad?!
– I co on na to?
– Nie zgodził się najpierw. Ale nalegałam i ostatecznie zjemy wspólnie coś w rodzaju obiado-kolacji.
– Aha… Mhm… A co na to tata?
– Przecież jest w pracy, wraca pojutrze. Nie zje z nami.
– Nie o to mi chodzi.
Zaraz poszliśmy z mamą do kuchni. Yuzuki zaprotestowała, że przecież miałem z nią obejrzeć bajkę, jednak szybko wytłumaczyłem jej, że za moment wrócę. Zamknęliśmy drzwi, patrząc na siebie z matką w dość napiętej atmosferze.
– Powiedziałaś ojcu, że przyjdzie jakiś facet zjeść z nami obiad? – spytałem prosto z mostu.
– Nie, po co? I co to za ton?
– Myślę, że powinien wiedzieć.
Mama zmrużyła lekko oczy. Zdaje się, że właśnie zaczęliśmy prowadzić mini wojnę. Poza tym, ona nie wiedziała, że byłem w tym mężczyźnie zauroczony. Całkiem możliwe, że gdyby nic mnie nie ciągnęło do Shiroyamy, to zareagowałbym zupełnie inaczej. Ale nie, ten mężczyzna wpędzał mnie w tak przedziwne uczucia, że sam już nie wiedziałem, o co mi chodzi.
– Jasne, jak chcesz, to mu powiedz.
– Nie o to chodzi… Czemu nie rozwiedziesz się z ojcem?
– Co?
– Słyszałaś. Dlaczego się z nim nie rozwiedziesz? Tak byłoby wygodniej i lepiej dla nas wszystkich. Nie musiałabyś się czaić na jakiś facetów, tylko zwyczajnie z nimi flirtowała. Poza tym, dostawałabyś alimenty na mnie i Yuzu, więc nie byłoby problemu z pieniędzmi. Oboje wiemy, jaki okropny jest ojciec, a ty i tak wciąż siedzisz w tym związku jak niewolnica. Przecież mogłabyś się z tego wyrwać i prowadzić normalne życie. Poza tym, pan Shiroyama jest żonaty i młodszy od ciebie. Nie wiem więc, jak byś zamierzała się za niego wziąć.
Mama stała tak chwilę, patrząc na mnie, aż w jednym momencie zupełnie opadła z sił. Usiadła przy stole, schowała twarz w dłoniach, po czym zaczęła płakać. Zdaje się, że powiedziałem jej wszystko, z czego ona zdawała sobie sprawę, jednak wypierała te myśli. Cóż, ktoś musiał jej to chyba powiedzieć wszystko prosto w twarz.
– Itsuki – zaczęła, lekko chlipiąc. – Wiesz, że jestem samotna. I to w każdym aspekcie. Rozumiesz? On jest taki… Nie wiem nawet sama. Dlaczego ja za niego w ogóle wyszłam. Jedyne, co mi wyszło na dobre z tego małżeństwa, to ty i twoje siostry, naprawdę…
– Ale nie musisz teraz psuć związku kogoś innego, bo tobie nie wyszło.
Mama pokręciła głową. No cóż, ten obiad jednak doszedł do skutku. Matka jeszcze powszedniego dnia zaczęła wielkie porządki, nawet umyła okna, dokładnie wyszorowała i wypastowała podłogi. Od rana biegała po sklepach, szukając składników, by zrobić swoje popisowe danie – bulion warzywny z pierożkami nadziewanymi wołowiną. Trzeba było przyznać, że nikt nie robił tego lepiej niż ona. Poza tym, przygotowała przystawki z pieczonej cukinii, a na deser chciała zaserwować sernik czekoladowy z leśnymi owocami. Wszystko, oczywiście, zrobiła sama, z małą pomocą Yuzuki. Ja nie mogłem jej pomóc ze względu na swoją rękę, która była kompletnie niesprawna. Poza tym, wcale też nie chciałem w tym wszystkim uczestniczyć. Mama nawet wyciągnęła wytrawne czerwone wino, które dostała kiedyś w prezencie na urodziny. Na dwie godziny przed przyjściem pana Shiroyamy poszła wziąć dokładny prysznic, by zmyć z siebie zapach kury domowej. Misternie ułożyła swoje półdługie włosy, tworząc delikatne fale, umalowała się chyba pierwszy raz od kilku lat. Zdaje się, że ostatni raz widziałem ją umalowaną przed śmiercią mojej starszej siostry. Podkreśliła brwi i swoje całkiem duże oczy. Delikatną różową szminką wypełniła usta. Ubrała się dość zalotnie, jak na nią – przylegająca bluzka z dekoltem w serek i spódnica do kolan zaznaczająca jej wąską talię. Mama miała czterdzieści lat, jednak absolutnie nie wyglądała na swój wiek. Dałbym jej z pięć lub sześć lat mniej. Była zgrabna, jej twarz nie była pomarszczona. Może jedynie dłonie zdradzały jej prawdziwy wiek, gdyż były dość zniszczone od zajmowania się domem. Z jednej strony, to było dobre, a z drugiej mogła bez trudu uwieść młodszego od siebie faceta. Dodajmy jeszcze, że użyła perfum, które ja i Hitsuji określiliśmy jako zapach prostytutki. Nie to, że tak pachniały prostytutki, to znaczy, nawet nie wiedziałem, jaki mają zapach. Po prostu to były perfumy wyjątkowo mocne i kobiece, stworzone w sam raz na wieczór z facetem. Gdy mama pokazała się mi i Yuzu, to myśleliśmy, że szczęki nam opadną. Zostało jakieś dwadzieścia minut do przyjścia nauczyciela.
– Mamo, jak super wyglądasz! – pisnęła Yuzu, przytulając się do mamy.
– Tak sądzisz? – zaśmiała się, głaszcząc małą po plecach.
– Tak! Jesteś ekstra!
Mama spojrzała na mnie, a ja jedynie uśmiechnąłem się do niej blado. Co mogłem zrobić lub powiedzieć w takiej sytuacji?
– Bardzo kobieco – podsumowałem.
– Dziękuję.
Wszystko było już gotowe. Stół był nakryty, ja i Yuzuki byliśmy przebrani w nasze lepsze ubrania, żeby nie powiedzieć, że odświętne. Siedziałem tak z siostrą, gotując się w środku, że matka próbowała brać się za mężczyznę, którego ja chciałbym mieć dla siebie. Dziwnie mi było, z jednej strony myślałem jeszcze o Hitsujim, o tym, jak zostałem pobity, a z drugiej moje serce już wyrywało się do starszego faceta.
Pan Shiroyama zjawił się niemalże punktualnie, jak na dżentelmena przystało. Drzwi otworzyła mu Yuzuki, która ledwo się ruszała, ale koniecznie chciała powitać gościa. Stanąłem kilka metrów od drzwi, patrząc, jak siostrzyczka wprowadzała obcego mężczyznę do naszego domu.
– Dzień dobry – powiedział Shiroyama do mojej siostry. Zdaje się, że rozbawił go w pewnym sensie widok małego skrzata w drzwiach.
– Mamo!! – krzyknęła Yuzu.
– Dzień dobry – odpowiedziałem Shiroyamie. Dopiero wtedy mnie zauważył.
– Ach, Itsuki. Dzień dobry.
– Za chwilę do was przyjdę! – krzyknęła mama z kuchni.
– Niech pan wejdzie.
Yuzuki pobiegła po mamę, która odgrzewała w kuchni pierożki i bulion. Pan Shiroyama, wiedząc, że nie mogłem ruszać ręką, sam zamknął za sobą drzwi, a następnie zdjął buty. Podałem mu przygotowane wcześniej kapcie, a następnie zaprowadziłem go do salonu.
– Przepraszam, że mama tak się narzucała – powiedziałem. – Może wody?
– Nie, na razie dziękuję. To nic takiego. Akurat dzisiaj mogłem przyjść. A, no tak, a to dla twojej mamy – uniósł delikatnie torebkę prezentową, którą trzymał w jednej dłoni.
– Pewnie się ucieszy.
Staliśmy tak kilka sekund, patrząc na siebie. Powinienem był powiedzieć mu, żeby usiadł, jednak zamiast tego, wpatrywałem się w niego, jakby był jakimś bóstwem. Musiałem to przyznać, że wyglądał tego dnia naprawdę przystojnie. Miał na sobie granatową koszulę oraz dopasowane czarne spodnie. Zdaje się, że kiedyś widziałem go w podobnym stroju w szkole, jednak nie byłem już pewny. Był po prostu sobą i był bardzo przystojny.
– Jak się czujesz? – spytał.
– J-ja? Teraz w porządku.
– To dobrze. Wiesz co, muszę z tobą o czymś porozmawiać.
W tym momencie coś mnie jakby otrzeźwiło. Wskazałem mu miejsce na kanapie, a sam usiadłem w fotelu. Shiroyama pochylił się nieznacznie w moją stronę.
– Obaj dobrze wiemy, kto jest odpowiedzialny za to pobicie – zaczął. – Ale to od ciebie zależy czy ta osoba… i reszta tych chłopaków, czy zostaną ukarani.
– Ode mnie?
Wziął głęboki wdech.
– Tak. Od ciebie.
– Przecież pan też może powiedzieć, czyja to wina.
– Mógłbym. Ale wiem, że nie chciałbyś, by ta osoba poniosła konsekwencje. Wiem, że dla ciebie to ktoś specjalny.
– Przejmuje się pan mną?
– Bardziej próbuję się postawić w twojej sytuacji. Na monitoringu widać wyraźnie, że całujesz się z Hitsujim. Wmówiłem jednak dyrektorowi i twojej mamie, że pewnie coś do siebie mówicie i tak to wygląda. Wiem, że to beznadziejna wymówka, ale to jedyne, co mi przyszło do głowy. Raczej nie chciałbyś, by twoja mama dowiedziała się o tobie w taki sposób.
Zrobiło mi się gorąco. Nie sądziłem, że usłyszę kiedyś coś takiego z ust swojego nauczyciela historii.
– No nie – wymamrotałem.
– No właśnie – uśmiechnął się do mnie. – Dlatego teraz wszystko jest w twoich rękach. Osobiście wolałbym, byś wskazał, kto to zrobił. Ale decyzja należy do ciebie.
– Zrobią coś Hitsu, jeśli powiem, że to on?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Może go zawieszą, może dostanie pouczenie. Sam nie wiem, decyzja nie będzie moja.
– Bardzo bym nie chciał, uhm… Żeby coś mu się stało.
– Mówisz poważnie? – zamrugał kilkakrotnie ze zdziwienia. – Potraktowali cię jak worek treningowy i…
– Dzień dobry! – mama wpadła uśmiechnięta od ucha do ucha do salonu. Pan Shiroyama w ciągu jednej sekundy się wyprostował, posyłając jej równie szeroki uśmiech. Wstał od razu.
– Dzień dobry, to dla pani – powiedział, podając mojej mamie torbę z upominkiem. Przyjęła prezent z wielkim entuzjazmem, dyskretnie zaglądając do środka. Sam jakoś nie byłem ciekaw, co takiego dostała.
– Bardzo dziękuję i przepraszam za zwłokę. Może napije się pan czegoś? Wina?
– Jestem samochodem – odparł – ale poproszę wodę, jeśli można.
– No dobrze.
Z początku siedzieliśmy wszyscy na kanapie i fotelach, mama przyniosła przystawki i wodę dla pana Shiroyamy. Yuzuki niemal od razu przyczepiła się do gościa. Siostra nigdy nie była nieśmiała w stosunku do obcych, co doskonale prezentowała. Zdawało się jednak, że Shiroyamie nie przeszkadzało to w ogóle, a wprost przeciwnie, chyba nawet cieszył się, że dziewczynka praktycznie od razu go polubiła. Moja mama przez jakiś czas patrzyła na to zupełnie z boku, obserwując, w jaki sposób Shiroyama traktował dzieci. Zdaje się, że próbowała wybadać czy nadawał się na przyszłego ojczyma dla Yuzu.
Zaraz usiedliśmy do stołu. Z początku mieliśmy siedzieć tak, że mama miała usiąść naprzeciw Shiroyamy, ja obok, a Yuzu na brzegu, to skończyło się tak, że mama usiadła na brzegu, ja naprzeciw gościa, a Yuzuki obok niego. Zdaje się, że mała miała z tego wszystkiego niezłą frajdę. Zagadywała Shiroyamę o różne rzeczy, a ten jej odpowiadał, gdy się ubrudziła, to podał jej serwetkę. Mężczyzna dosłownie czarował swoim stylem bycia i zdaje się, że urok padł nawet na moją młodszą siostrę.
Jadłem tak, patrząc na niego ukradkiem co jakiś czas. Dlaczego on musiał taki być? Idealny pod każdym względem, mądry, zabawny. Aż nie chciało się wierzyć, że taki mężczyzna istniał naprawdę.
– Chyba lubi pan dzieci – zaśmiała się mama w pewnym momencie. Shiroyama przeniósł wzrok z Yuzu na nią. Co mnie najbardziej dziwiło? Że chociaż moja matka była tego dnia naprawdę piękna, że wyglądała niczym modelka z okładki, to on nie patrzył na nią jak mężczyzna patrzy na kobietę. Ten wzrok nie wyrażał zachwytu, pożądania, niczego takiego. To było spojrzenie, którym obdarowywał wszystkich ludzi.
– Bardzo – odparł z uśmiechem.
– Ma pan swoje? – zagadnęła, spuszczając lekko wzrok na talerz, kontynuując jedzenie. Próbowała udawać, że to jej w ogóle nie interesowało i zadała to pytanie ot tak, ale w duchu błagała, by nie miał dziecka. Też wiedziała, że dziecko było problemem, gdy chodziło o odbijanie faceta. – Chyba nie, w końcu jest pan bardzo młody, teraz to najpierw robi się karierę, a później dzieci – dodała zaraz, śmiejąc się.
– W zasadzie mam trójkę dzieci – odparł mężczyzna, również się śmiejąc, ale może nieco zakłopotany. Zdaje się, że nie miał zbytniej ochoty opowiadać swojej rodzinie kobiecie, której w zasadzie nie znał.
Prawie zadławiłem się pierożkiem, co nie uszło uwadze nikomu. Szybko jednak opanowałem sytuację, co nie obeszło się bez chrząkania. Moja mama otworzyła szeroko oczy z szoku i mało jej szczęka nie opadła na wyznanie mężczyzny. Raczej tego nie spodziewało się żadne z nas.
– Trójkę…? – ledwo jej to przeszło przez gardło.
– Tak, dwie dziewczynki i chłopiec – odparł jak gdyby nigdy nic. Kontynuował posiłek.
– To mnóstwo obowiązku – mama starała się podtrzymać rozmowę.
– Całe mnóstwo. Jeszcze teraz najstarsze przechodzi ospę.
– Ojeju! A utrzymać taką dużą rodzinę z pensji nauczyciela pewnie nie jest łatwo.
– Nie byłoby to proste, na szczęście mam jeszcze swoją firmę.
– Firmę? A czym się pana firma zajmuje?
– Deweloperka – uśmiechnął się nieco niezręcznie. – W zasadzie funkcjonuje dopiero od roku, ale mam dość dobre rokowania i przybywa mi klientów. Jeśli będziecie kiedyś chcieli się przeprowadzić, to zapraszam do mnie.
Mama roześmiała się może nieco zbyt głośno. Zdaje się, że myślała, że Shiroyama opowiadał jakiś żart, jednak on mówił całkiem poważnie. Dał jej nawet później swoją wizytówkę.
– Hm, wydaje mi się, że sąsiedzi korzystają z pomocy pana firmy – powiedziała w pewnym momencie, jakby coś ją niespodziewanie olśniło. – Itsuki, Hitsuji ci pewnie mówił coś na ten temat.
Spojrzałem na nią niezrozumiale.
– Hitsuji? – spytałem dla pewności.
– W końcu przeprowadzają się w te wakacje do Sapporo. Jego mama mi mówiła, że już w zasadzie sprzedali dom, tylko teraz pozostaje przeprowadzka.
Myślałem, że coś mnie jakby ogłuszyło na kilka sekund. Hitsuji się przeprowadzał? Do Sapporo? Przez chwilę myślałem, że spadnę z krzesła, chyba nawet zakręciło mi się w głowie. Ostrożnie podniosłem głowę, a moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Shiroyamy, który wydawał się patrzeć na mnie w współczujący sposób. Tak nagle zrobiło mi się niedobrze i zachciało mi się krzyczeć ze złości, łzy napłynęły mi do oczu, jednak udało mi się nie rozpłakać. Ponownie spuściłem wzrok.
– Nie bardzo – wymamrotałem. Ledwo udało mi się zapanować nad drżącym głosem.
– Aha, hm… a to zajmuje się pan domami czy mieszkaniami? – mama zwróciła się do Shiroyamy, kontynuując z nim rozmowę.
– Głównie mieszkaniami, bo domy schodzą trochę gorzej. Przeważnie inwestuję w nieruchomości w Sapporo.
– Ach tak? Bo widzi pan, ja się na tym kompletnie nie znam.
Zaraz rozpoczął się monolog nauczyciela na temat mieszkań, budowy, remontu. W pewnym momencie wszedł nawet w kwestię ekonomiczną, co mnie kompletnie zaskoczyło. Historyk mające takie pojęcie na temat ekonomii? Jak było widać, Shiroyama był bez wątpienia osobą wszechstronną. Ale to jeszcze bardziej mi się w nim spodobało. Widać było, że dość mocno był zainteresowany tym, czym zajmowała się jego firma, a co za tym szło, potrafił o tym interesująco opowiadać. Przez moment poczułem się nawet jak na lekcji historii, kiedy niespodziewanie zaczął lekko zmieniać ton. Całkiem możliwe, że robił to już nieświadomie, po prostu zawód nauczyciela wszedł mu w krew.
Jednak moje myśli wciąż zajmował fakt, że Hitsuji się przeprowadzał. Nie mogłem w to uwierzyć. To z pewnością nie była nagła decyzja, w końcu sprzedali dom, już mieli nowe mieszkanie w Sapporo. To było niemożliwe, żeby z dnia na dzień mieli się przenieść, a on nawet nie raczył mi o tym powiedzieć. Nie obchodziłem go przez cały ten czas! Nawet jeśli uchodziliśmy za parę, byliśmy razem, to on miał mnie po prostu gdzieś. Może dlatego w pewnym momencie zacząłem czuć pociąg do Shiroyamy? Dojrzałego, dorosłego mężczyzny, który zdawał się liczyć z drugim człowiekiem. A naprawdę, chociaż wciąż w sercu miałem Hitsu, to starszy coraz bardziej wprawiał mnie w przedziwne stany.
A podczas tego wieczoru dowiedziałem się o nim naprawdę wiele. Lubił dzieci i sam miał trójkę, był właścicielem firmy deweloperskiej. Poza tym, w ten dzień mogłem siedzieć tak blisko niego i przyglądać się jego twarzy. Dostrzegłem, że miał naprawdę przystojną, kwadratową szczękę oraz naprawdę wydatne usta, które idealnie dopełniały jego profil. Shiroyama był dla mnie niczym antyczna rzeźba – idealny pod każdym względem. Wielka szkoda, że niestety miałem bardzo ograniczony czas na oglądanie tego arcydzieła, gdyż niedługo później Shiroyama serdecznie nam podziękował za gościnę, po czym oznajmił, że musi już iść.
– O nie, nie może pan tak wyjść – oznajmiła moja mama. – Mam jeszcze deser.
– Naprawdę? Ojej! Bardzo przepraszam, ale muszę zająć się dziećmi – zerknął za zegarek na nadgarstku, sprawdzając godzinę.
– A żona się nimi nie zajmie?
– Żona? – wymamrotał i uśmiechnął się jakby do siebie. – No właśnie wychodzi dzisiaj do pracy na nocną zmianę.
– Nocna zmiana? Kobieta nie boi się w nocy pracować? I jeszcze tak zostawiać męża samego w domu.
– Jestem bardzo dzielny, jeśli o to chodzi – zaśmiał się.
Po chwili Shiroyama odchrząknął lekko, po czym wstał. Zdaje się, że miał ochotę już wybiec z naszego mieszkania.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję. To był przepyszny obiad i cieszę się, że mogłem spędzić ten czas w tak miłym towarzystwie.
No cóż, przecież nie mogliśmy go na siłę zatrzymywać. Skoro musiał wracać do rodziny, to musiał i tyle, nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Mama odprowadziła Shiroyamę do drzwi. Już nawet za nimi nie szedłem, tylko przysłuchiwałem się z korytarza ich rozmowie.
– Rozumiem, że jeszcze pan do nas wpadnie. W końcu trzeba zjeść ten deser – zaśmiała się, gdy ten ubierał buty.
– Może kiedyś – odparł, również się śmiejąc. – Do widzenia.
– Do widzenia.
Zamknęła za nim drzwi, po czym oparła się o nie z rozmarzoną miną. Dałbym sobie rękę uciąć, że w tamtym momencie postanowiła, że ten facet zostanie moim i Yuzuki ojczymem, choćby nie wiem co. Mając świadomość, że tak postrzegała nauczyciela, ogarnęła mnie silna złość. W końcu to ja byłem nim zainteresowany. Cóż, jakby na to nie patrzeć, to i tak we wszystkim przeszkadzało jedno – żona i dzieci.
Zdaje się, że mieli naprawdę udaną rodzinę. Żona również pracowała, w dodatku na nocne zmiany i chyba żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Poza tym, byli rodzicami i to chyba wyjątkowo dobrymi, patrząc na to, jak Shiroyamy odnosił się do mojej siostry i jeszcze biorąc pod uwagę fakt, że punktualnie wracał do nich do domu. Mój ojciec nigdy by tak nie zrobił, miałby gdzieś mnie, Yuzu, moją matkę. Gdyby on został zaproszony, do kogoś na obiad, to nie przyniósłby ze sobą niczego, nie miałby niczego interesującego do powiedzenia, gdyby zaproponowano mu alkohol, to od razu by skorzystał, nawet gdyby był samochodem. Poza tym, on by pewnie nawet później prowadził po pijaku. Był kompletnym idiotą i musiałem przyznać, że w tamtej chwili zacząłem nienawidzić go jeszcze bardziej. Mało tego, zacząłem nienawidzić rodzinę pana Shiroyamy – jego idealną, pewnie bardzo poukładaną żonę i równie idealne dzieci, które po rodzicach odziedziczyły te najlepsze geny. Dałbym sobie rękę uciąć, że te dzieciaki, to były chodzące perfekcje. Mało tego! Pewnie syn wyglądał tak samo jak pan Shiroyama, a córki jak jego żona.
– I? – spytała mama.
– Dziwię się, że nie zaproponowałaś, że dotrzymasz mu towarzystwa, jak jego żony nie będzie w nocy w domu.
– To, jak się lepiej poznamy – zaśmiała się, jak gdyby nigdy nic.
– Rozwiedziesz się z tatą? – spytałem prosto z mostu. To już nawet nie brzmiało jak pytanie, na które odpowiada się tak lub nie, to było pytanie, na które chciałem, by udzielono mi jednoznacznej odpowiedzi.
– Jeśli sprawy potoczą się w tym kierunku – pokiwała głową – będę musiała.
– Myślisz, że się tak potoczą?
– Może być ciężko.
Bo faktycznie, było ciężko. Przez następny miesiąc wakacji mama niemal codziennie próbowała jakoś skontaktować się z Shiroyamą. W końcu jakoś zdobyła numer do jego firmy i zaczęło się wydzwanianie, nawet po kilka telefonów dziennie. Zazwyczaj odbierała jego sekretarka, która za każdym razem mówiła tym samym, grzecznym tonem, że niestety, ale pana Shiroyamy aktualnie nie było i jeśli chciała, to mogła mu zostawić jakąś wiadomość do przekazania. Wtedy mama odmawiała i mówiła, że postara się zadzwonić wtedy, gdy ktoś będzie, pytając przy okazji o to, w jakich godzinach zastałaby szefa. Sekretarka odpowiadała wówczas, że pewnie albo w porannych, między dziewiątą, a jedenastą, albo w popołudniowych, między piętnastą, a siedemnastą. Nigdy jednak mojej matce nie udało się trafić na to, aż mężczyzna będzie w swojej firmie. W końcu nie mogła się nawet tam dodzwonić, zgadywałem, że nareszcie zablokowali jej numer. Ale żeby było ciekawiej, raz próbowała dostać się do jego firmy. Znalazła adres i czekała przez cały tydzień codziennie, jednak nikt się w firmie nie pojawiał. Była wściekła i nawet zaczęła mówić, że cała ta firma to pewnie jeden wielki przekręt i oszukaństwo.
– Uhm, a może jest na urlopie? – podsunąłem jej.
– Na urlopie?! – krzyknęła oburzona. – Jak to na urlopie?!
– No skoro nie ma go w firmie, to pewnie gdzieś wyjechał z rodziną.
– Kto jest na urlopie? – spytał tata, wchodząc z przedsionka do salonu, w którym akurat siedziałem z mamą. Właśnie wrócił z pracy, miał na sobie swój konduktorski śmierdzący mundur.
– Nikt taki – wymamrotała na szybko mama. – Jak było w pracy?
– Szybko – odparł ojciec, rozsiadając się w kanapie. – Przyniesiesz mi piwo? – zwrócił się do mnie.
– Sam sobie przynieś – warknąłem.
– Itsuki? – zamrugał kilkakrotnie, nie kryjąc tym samym zaskoczenia.
– Itsuki, przynieś tacie piwo, jak cię prosi – powiedziała łagodnie mama.
– Serio? – wymamrotałem, podnosząc się z kanapy. Wcale nie miałem ochoty być jego sługusem. W dodatku, kim ja do cholery niby byłem, żeby kazano mi nosi sobie alkohol. Czyżby już zapomniano o mojej złamanej ręce?
Jakby tego było mało, Hitsuji się wyprowadził wraz z rodziną, a w ich domu już mieszkał ktoś inny. Nawet nie pożegnał się ze mną, słowem nie wspomniał, że się wyprowadza i już nie będziemy mogli się widywać. Ale czy ja też chciałem się z nim widywać? Po tym, co się stało, nie miałem nawet chęci, by z nim porozmawiać. Poza tym, rodzice, dyrektor i wychowawca naciskali na to, by całą tę sprawę zgłosić na policję, jednak nie chciałem się zgodzić. Mówiłem, że to już nieważne, że to chyba musiało się tak potoczyć, ale to nic. Mama się na mnie za to wściekała, ojciec chyba do końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że zostałem pobity. Może to i lepiej, że nie wiedział.
Przyniosłem ojcu piwo, a następnie poszedłem do pokoju. Yuzuki siedziała przed komputerem i w coś grała. Położyłem się na swoim łóżku, mając zamiar patrzeć się w sufit aż do rana. W ciągu wakacji to było moje ulubione zajęcie. Coś mnie jednak tym razem powstrzymało od ciągłego wpatrywania się w sufit.
– Cholera – mruknęła Yuzu.
– Hej, młoda! Wyrażaj się! – upomniałem ją automatycznie. Podniosłem się ostrożnie do siadu, uważając przy tym, by nie naruszyć ręki. – W ogóle, czemu grasz od rana w strzelanki?
– Bo nie mam co robić – burknęła, zdejmując słuchawki z głowy.
– Nie masz koleżanek? Dzieciaku, są wakacje, a ty od rana siedzisz w pokoju. Ja w twoim wieku od rana do wieczora ganiałem z kolegami, a później w szkole chwaliliśmy się nabitymi siniakami.
– Serio? Siniaki to nic fajnego.
– Kiedyś ilość siniaków była wyznacznikiem dobrej zabawy, ale twoje pokolenie już raczej tego nie zrozumie. To co z tymi koleżankami?
– Nie mam – odparła, odwracając się do mnie tyłem. Spojrzałem na nią zaskoczony.
– Jak nie masz? Przecież zawsze miałaś tyle koleżanek.
– No to co.
– No po prostu to dziwne, że nagle już ich nie masz.
– Aha.
Popatrzyłem uważnie na Yuzuki. Siostra siedziała tyłem do mnie i ani myślała, żeby na mnie spojrzeć. Westchnąłem przeciągle. W sumie, to domyślałem, się, dlaczego mała już z nikim nie wychodziła. Ba, to było naprawdę oczywiste, jednak nieoczywiste było już to, dlaczego nikt nawet do niej nie przychodził.
– Hej, Yuzu – zacząłem.
– No.
– Chodź na spacer.
– Hm? – podniosła głowę, po czym odwróciła się do mnie na obrotowym krześle.
– Chodź na spacer – powtórzyłem. – Przejdziemy się po lody i ciasto. Okej?
– Nie chcę.
– Jakoś nie wierzę, że ty nie chcesz lodów i ciasta. No dawaj, od miesiąca siedzisz tu i nic nie robisz. Kupimy lody i posiedzimy przy fontannie jak kiedyś. No, wstawaj, wstawaj.
Siostra, chociaż z początku niechętnie, to w końcu zwlokła się z fotela. Kuśtykając dotarła jakoś do przedsionka. Powiedziałem rodzicom, że idziemy do sklepu i zaraz będziemy. No i tak ruszyliśmy w świat – dwie kaleki. Ja ze złamaną ręką, ona z połamanym kręgosłupem. Yuzuki już naprawdę dobrze chodziła, chociaż w dalszym ciągu pociągała jedną nogą i chodząc przechylała się na boki. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wcześniej w ogóle nie mogła się nawet podnieść, to byłem z niej naprawdę dumny. Wiedziałem też, że mała zdawała sobie sprawę z tego, jak to wszystko wyglądało na innych, że wyglądała, jakby była upośledzona i dlatego wstydziła się wychodzić z domu. Będąc z nią w sklepie zauważyłem, jak niektórzy zerkają na nią niepewnie, jakieś dwie młodsze dziewczyny zachichotały między sobą, gdy Yuzu mało się nie przewróciła, idąc do mnie. Zgromiłem je wzrokiem. Dlaczego do ludzi nie docierało, że niektórzy są po prostu trochę inni i nie powinno się robić z tego czegoś niezwykłego? Yuzuki miała wypadek i teraz dzielnie próbowała wrócić do normalnego codziennego funkcjonowania.
Kupiliśmy lody i ciasto dla rodziców. Później poszliśmy nad fontannę. Było naprawdę gorące, lipcowe popołudnie. Niewiele osób było na zewnątrz ze względu na panującą wysoką temperaturę i nawet się im nie dziwiłem. Cóż, nie do końca przemyślałem wyjście z siostrą, ale chciałem zrobić cokolwiek, byle nie siedziała tylko przed komputerem i nie grała. Zdaje się, że siostra przeszła więcej plansz w ciągu kilku dni niż ja w ciągu roku, co trochę mnie przerażało.
– Hej, Itsuki – zaczęła mała, gdy udało nam się zająć miejsce przy fontannie w cieniu. Kilkoro małych dzieciaków wbiegało do niej i wybiegało, piszcząc. Pamiętałem, że gdy Yuzuki była mała, to zabieraliśmy ją tutaj wraz z Amayą i robiła dokładnie to samo, co te wszystkie dzieci.
– Hm?
– A mama i tata będą jeszcze razem? – spytała.
Spojrzałem zaskoczony na siostrę. Jadła swojego loda jak gdyby nigdy nic i lekko machała nogami w powietrzu. Patrzyła na kilku chłopców, którzy przebiegali przez fontannę, krzycząc coś do siebie.
– Co to za pytanie?
– Słyszałam, jak rozmawiałeś raz z mamą. Dlatego pytam.
– Sam nie wiem. Wiesz co, to nie nasza sprawa. Nie mów im o tym, dobra?
Yuzuki pokiwała głową, ale chyba nawet za bardzo mnie nie słuchała.
– Nie chciałabym, żeby się rozstali. Jak dla mnie może zostać tak jak teraz. Tylko, żeby jeszcze Amaś z nami była. No właśnie… może pójdziemy zapalić jej kadzidełka?
– Jasne, pójdziemy. Ale to nie dzisiaj. Jutro?
– Okej, chodźmy jutro.
Zaśmiałem się, głaszcząc siostrę zdrową ręką po głowie. Z jakiegoś powodu w jednej chwili przypomniał mi się dzień, w którym umarła Amaya. Był to równie słoneczny i upalny dzień. Z duchoty nie dało się oddychać. Pamiętałem, że od rana jeździłem z Hitsujim i kilkoma innymi kolegami na rowerach po całym mieście. Jedliśmy wodne lody, piliśmy słodkie napoje, od których kleiły nam się ręce. Śmialiśmy się ze wszystkiego, robiliśmy sobie głupie żarty. Wróciłem do domu dopiero, gdy już zmierzchało. Zaprowadziłem rower na podwórko, oparłem go o ścianę i wszedłem do domu. Mama siedziała w kuchni, zakrywając twarz dłońmi. Strasznie płakała. Nie wiedziałem, co mogło się stać. W życiu bym nie pomyślał, że los mógłby tak niespodziewanie odebrać mi starszą siostrę, a właśnie to po chwili powiedziała mi mama. Z początku myślałem, że to żart. Amaya? Ona mogłaby nie żyć? Historie o śmierci członków rodziny spotykały innych ludzi, nie mnie. Dowiadywałem się, że zmarła ciotka sąsiadów, że umarła babcia jakiegoś kolegi, ale nie moja siostra. Nie wiem, dlaczego tak nagle przypomniał mi się ten dzień, ale na samo jego wspomnienie, coś ścisnęło mnie za brzuch. Był to też jeden z momentów, gdy zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mi starszej siostry. Yuzu aż tak bardzo nie była z nią zżyta jak ja, była jeszcze mała, gdy umarła, jednak na pewno o niej pamiętała.
Niedługo później wróciliśmy z Yuzuki do domu, w którym spotkała nas niespodzianka. Mama powiedziała, że nazajutrz wyjeżdżamy na krótkie wakacje. Yuzu niesamowicie się ucieszyła, ja natomiast spojrzałem krzywo na matkę, a następnie na ojca, który uśmiechał się lekko do naszej dwójki. Nie wiedziałem, co powinienem był powiedzieć. Skomentować to w jakiś pozytywny sposób? Powiedzieć, że wcale nie mam ochoty z nimi nigdzie jeździć? Ostatecznie jedynie odpowiedziałem, że w porządku, po czym oznajmiłem, że kupiliśmy z Yuzu ciasto. W tamtym momencie miałem ochotę rzucić tym ciastem w ojca i nawrzeszczeć na niego, że nie widział, co się działo. Byłem więcej niż pewny, że mama namówiła go na wyjazd, jednocześnie próbując jakoś wyjść obronną ręką z rozmowy o panu Shiroyamie, której mój ojciec musiał się jakiś czas przysłuchiwać z przedsionka. Albo sam zaproponował wyjazd? To drugie nie było takie pewne.
– I jak? – spytała mama po kolacji. Yuzu bawiła się w swoim pokoju, a ojciec oglądał mecz w telewizji. Mama zmywała naczynia, a ja siedziałem obok, patrząc na nią bez jakiegokolwiek wyrazu. – Yuzu była dziś dzielna?
– Bardzo – przyznałem. – Nie powinna tak ciągle siedzieć w domu, bo zdziczeje.
– Tak jak ja – wymamrotała.
– Huh?
– Nie, nieważne. Wiesz, trochę się obawiałam, że wyciągasz ją z domu tak nagle, bo przez tak długi czas nie wychodziła. I jeszcze porusza się tak… No sam wiesz jak.
– Jak tyranozaur.
– Itsuki! – zganiła mnie. Nie było ani jej, ani mnie do śmiechu.
– Sama tak powiedziała.
– Nawet jeśli, nie powinieneś tak mówić.
– Przestań. Lepiej się z tego wszystkiego śmiać niż płakać. Yuzuki była dzisiaj naprawdę dzielna. I w sumie cieszę się, że jutro wyjeżdżamy.
– Tak?
– Aha. Przyda jej się taki wyjazd.
Mama niespodziewanie odwróciła się w moją stronę. Wzięła głęboki wdech ustami, po czym wypuściła powietrze nosem. Zacisnęła na moment wargi w wąską linię. Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, jak była wystrojona na przyjście nauczyciela. Teraz, gdyby pan Shiroyama ją zobaczył, to pewnie by jej nie poznał – rozwalony, niedbały kok, brak makijażu, wysuszone dłonie od środków czyszczących i zmęczone po całym dniu spojrzenie. Poza tym, miała na sobie stary, znoszony dres i bluzkę, którą czymś kiedyś ubrudziła, jednak plama weszła tak mocno w tkaninę, że już nie dało się jej wywabić żadnym odplamiaczem. To właśnie była moja mama – kobieta, która poświęciła życie swoim niewdzięcznym dzieciom oraz mężowi.
– Powiem mu w końcu, że odchodzę – oznajmiła. – A raczej, że to on ma odejść i się wyprowadzić. Złożę papiery do sądu.
– Kiedy masz zamiar to zrobić?
– Jeszcze dziś wieczorem.
– Przecież jutro wyjeżdżamy. Widziałaś, jak Yuzu się cieszyła, że jedziemy? Wstrzymaj się z tym kilka dni.
– Wstrzymuję się z tym już kilka lat.
– Nie, mamo. Nie o to chodzi – pokręciłem głową. – Po prostu daj Yuzu trochę szczęścia, okej? Ostatnie miesiące były dla niej czymś okropnym, nie pamiętam też, kiedy ostatni raz gdzieś razem jechaliśmy, ona tym bardziej. Pozwól jej jeszcze być przez kilka dni dzieckiem, zanim rozpoczniecie wojnę. A poza tym, nie masz nikogo nowego, kto mógłby zastąpić jej ojca.
– Przecież mam kogoś na oku.
– Ale ta osoba nie ma ciebie na oku. Ta osoba ma swoją rodzinę i byłoby to okropne, gdybyś postanowiła ją rozbić.
Mama chyba zdecydowała się poczekać z rozwodem, gdyż następnego dnia nic nie wskazywało na to, że rodzice przeprowadzili ze sobą rozmowę na temat zakończenia ich małżeństwa. Od rana był wielki szał, Yuzu cieszyła się najbardziej z nas wszystkich, że wyjeżdżamy, że spędzimy razem trochę czasu nad morzem. Ojciec był tak z siebie zadowolony, że po prostu siedział na kanapie, śmiejąc się z ucieszonej tym wszystkim córki. Zdawałoby się, że jesteśmy normalną, szczęśliwą rodziną, która spędzi ze sobą normalne wakacje. Oczywiście.
Nie pojechaliśmy nigdzie daleko, bo zwyczajnie nie było nas stać. Pobyt też mieliśmy zarezerwowany w jakimś tanim hotelu, w którym sufit zarastał pleśnią. Ja i mama spojrzeliśmy z przestrachem na grzyba w holu, gdy tylko dotarliśmy na miejsce. Ale co zrobić? Wszystko było już zapłacone, wykłócanie się o zwrot kosztów pobytu też raczej nie miało sensu. Poza tym, ojciec zaraz po przyjeździe poszedł do jakiegoś baru i zostaliśmy tylko ja, Yuzu i mama. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszliśmy po prostu na plażę. Siostra zadowolona taplała się w wodzie, przeskakując przez fale, a ja bardzo próbowałem nie zasnąć na kocu. Niespodziewanie mała podbiegła do mnie z piskiem, przykrywając swoim wilgotnym ciałem moje. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, siostra nieumyślnie naruszyła mi załamaną rękę, na czego jednak nie dałem po sobie poznać.
– Itsuki! – objęła mnie za szyję. – Chodź ze mną do wody – pisnęła.
– Za chwilę, okej? – posłałem jej grymaśny uśmiech, którym próbowałem zamaskować fakt, że ręka bolała mnie jak jasna cholera.
– A woda jest ciepła? – spytała mama. – Pewnie zimna, co?
– Ciepła! – Yuzu położyła jej rękę na ramieniu. Mama krzyknęła.
– Zimna! Chodź no tu zmarzluchu – zaśmiała się, obejmując Yuzuki. Mama i siostra chichotały coś między sobą przez jakiś czas. Łaskotały się wzajemnie i zdaje się, że na moment w ogóle zapomniały o tym, że byłem obok. A ja nawet nie miałem chęci, by ruszyć się z koca i iść się utopić.
Z jakiegoś powodu zacząłem znowu intensywnie myśleć o Hitsujim. O nas, o naszym związku i przyjaźni. Chciało mi się płakać, po przypomnieniu sobie, że zostałem potraktowany przez niego, jakbym był nikim. Miałem też wielką ochotę wygadać się komuś z tego, ale nie miałem nikogo takiego, komu mógłbym powierzyć swoje troski. Nikt nie wiedział, że byłem gejem, rodzice by mnie chyba wyrzucili z domu, jakby się dowiedzieli, że podniecają mnie penisy. Może. Ojciec pewnie byłby zły, ale kogo jego opinia obchodziła w tym domu? Co zrobiłaby mama? Wydawało mi się, że byłaby rozczarowana, że zawiodła w wychowywaniu mnie. Poza tym, obwiniałaby ojca za moją orientację, że dawał mi zły przykład. Jaka szkoda, że tak niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że złym przykładem było tak naprawdę leżenie brudnym na kanapie, picie piwa i oglądanie meczów. Ojcu wydawało się, że to właśnie było męskie zachowanie, a mylił się w tym jak nikt. To nie było męskie, to nie było nawet ludzkie. Tak robiły osoby, których życie zatraciło jakikolwiek sens, które nie miały nikogo, kto mógłby je pokochać. On nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że sam zniszczył swoją relację z mamą, ze mną, Yuzuki. Nawet teraz nie myślał o tym, żeby spędzić z nami chociaż trochę czasu, w końcu byliśmy razem na wakacjach. Po prostu poszedł gdzieś i miałem nadzieję, że już więcej go nie zobaczę.
Jakie to okropne było, gdy zobaczyłem go w pokoju, kiedy wróciliśmy z mamą i Yuzu do hotelu. Mężczyzna spał na łóżku, chrapiąc głośno. Zdaje się, że dopiero wtedy dotarło do mnie, dlaczego mama tak bardzo chciała się z nim rozstać. To przykre, że tak późno to zauważyłem, ale po prostu za bardzo przejąłem się tym, że próbowała przymierzać się do mojego nauczyciela historii, który, swoją drogą, również i mnie zaczynał być dość bliski. To było śmieszne, w jakiej oboje przykrej sytuacji byliśmy.
Wieczorem rodzice wyszli wraz z Yuzu pochodzić po plaży. Udało mi się wykręcić tym, że boli mnie głowa i zostałem w pokoju. Przez dobre dwie godziny po prostu leżałem na łóżku i bawiłem się telefonem, przeglądając zwyczajnie portale społecznościowe. Zauważyłem, że Hitsuji dodał zdjęcia z jakąś dziewczyną z nowego domu. Zadowoleni siedzieli objęci przy stole i całowali się. Ktoś zrobił im naprawdę ładne zdjęcie, musiałem to przyznać. Z racji, że tak mi się podobało, to zapisałem je. Wszedłem do folderu, w którym zapisane były zdjęcia z Facebook-a, odkrywając przy tym, że były to same fotografie Hitsujiego. Nawet nie zauważyłem, że miałem jakiś nawyk, by zapisywać to, co on publikował, jakbym był jakimś jego psychofanem. Może i nim byłem? Biorąc pod uwagę fakt, że wciąż nie mogłem zapomnieć o swoim byłym chłopaku, codziennie odwiedzałem wszystkie jego profile na socialmediach, śledziłem niemal każdy jego krok w internecie. Coś takiego chyba nazywano stalkingiem.
Nie powinienem był się w nim nigdy zakochać – przeszło mi przez myśl. – Był moim przyjacielem, a ja próbowałem zrobić z naszej relacji niewiadomo co. Wszystko skończyło się tragicznie i zostałem bez chłopaka oraz bez najlepszego przyjaciela.
I właśnie w tym momencie uderzyło mnie naprawdę mocno, że przecież nie mam już nikogo takiego bliskiego. Kompletnie. Poczułem się tak, jakbym był całkowicie sam na planecie. Jedyny taki, wyalienowany. To mi sprawiało nie tyle, co psychiczny ból, ale i fizyczny. Nie byłem już pewny czy ręka mnie boli, bo po prostu była złamana, czy może dlatego, że została złamana po części przez Hitsujiego. Świetnie by było, gdyby jedyną rzeczą, jaką miałbym złamaną, byłaby ta pieprzona ręka, ale niestety, musiało jeszcze dojść serce.
Następnego dnia mama niespodziewanie spytała o mojego byłego przyjaciela. Zapytała, co tam u niego i jak się odnalazł w nowym miejscu. Byliśmy po śniadaniu, ojciec wziął Yuzuki na lody, a my szliśmy we dwoje deptakiem przy plaży. Zerknąłem na mamę niepewnie.
– Chyba okej – bąknąłem.
– Coś się stało?
– W związku z czym?
Popatrzyła na mnie, marszcząc brwi.
– Pokłóciliście się może? W ogóle już nawet nie wspominasz o Hitsujim.
– Ma swoje towarzystwo – odparłem. – Poza tym, mieszkamy dość daleko od siebie teraz, więc co mam mówić, skoro nawet już się nie widujemy?
– Ale chyba ze sobą piszecie albo dzwonicie do siebie?
– Nie bardzo.
– Może go odwiedzisz? Sapporo nie jest wcale tak daleko, a ciągłe siedzenie tutaj…
– Już się nie przyjaźnimy. I to od jakiegoś czasu. Nie rozmawiamy, nie chcę z nim więcej gadać.
– Izolowanie się od ludzi wcale nie wychodzi na dobre. Wiesz przecież.
– Ale ja się od nikogo nie izoluję! – wybuchłem. Mama aż stanęła, patrząc na mnie zaskoczona, że podniosłem tak bardzo głos. A czułem się, jakbym miał zaraz zacząć wrzeszczeć na całe gardło. – Tak po prostu wyszło.
– Pokłóciliście się? – ponowiła pytanie.
– Nie. Mówię ci przecież, że tak po prostu wyszło.
Zdaje się, że mama była jakoś rozczarowana tym, że z Hitsujim już więcej się nie przyjaźniliśmy. Wprost przepadała za moim byłym przyjacielem, a gdy byliśmy młodsi, to nazywała go małym dżentelmenem, gdyż zawsze odnosił się do niej szarmancko i z szacunkiem. Wydawało mi się nawet czasami, że to jego wolałaby mieć za syna, zamiast mnie. Poza tym, Hitsu wołał na nią ciociu, a ona czasami pieszczotliwie nazywała go swoim drugim synem. Nawet po wielu latach naszej znajomości, kiedy byliśmy już w szkole średniej, ona w dalszym ciągu traktowała go niczym swojego drugiego, lepszego syna. Chyba właśnie ją zabolało, że już więcej nie zobaczy się z tym swoim lepszym dzieckiem.
Chociaż te kilka dni nad morzem zleciało niewypowiedzianie szybko i nic się przy tym złego nie działo, to dobra rodzinna sielanka musiała w końcu dobiec końca. Kilka dni po tym, jak wróciliśmy z urlopu do domu, mama powiedziała ojcu, że chce rozwodu. Później złożyła wniosek o rozwód z orzeczeniem winy po jego stronie. Jako motyw podała, że mąż zaniedbuje rodzinę i nadużywa alkoholu. Poza tym, mama załatwiła sobie całkiem niezłą prawniczkę – dwukrotną rozwódkę skrzywdzoną przez mężczyzn i zdaje się, że doskonale wiedziała, jak czuje się zaniedbana przez męża kobieta. Yuzuki nie do końca rozumiała, o co chodziło, gdy tata pakował swoje rzeczy i wychodził. Zrobił to tak samo, jak wyjeżdżał do pracy, jednak tym razem wziął po prostu większą torbę.
– Po resztę rzeczy wrócę później – powiedział tata, ledwo dopinając walizkę.
– Nie musisz – odparła mama.
Siedzieliśmy z Yuzuki w naszym pokoju i przysłuchiwaliśmy się wszystkiemu zza przymkniętych drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu, każdy był spokojny. Spodziewałem się, że ojciec nie będzie wcale tak bardzo chciał odejść od mamy, że będzie się stawiał w jakikolwiek sposób, jednak on po prostu pokiwał głową, powiedział, że w porządku i zaczął się pakować. Jakby wiedział, że tak miało być i już, że to nie ona odejdzie z domu, tylko on i to na jej żądanie, jakby ona były królową, a on jej poddanym. Prawda była też taka, że mama była swego rodzaju królową i zasługiwała na to, by ją w taki sposób traktować. Nie potrzebowała jakiegoś plebsu, który jej nie doceniał, jej trzeba było dostojnego króla.
– Nie? – spytał delikatnie skonsternowany ojciec.
– Nie. Sama ci je już spakuję, żebyś nie musiał tu przychodzić. Zajmuje ci to i tak wieki, a tak, to zrobię to sama porządnie. Podwiozę ci je. Gdzie zostajesz?
– U siostry – odparł. – Zgodziła się mnie przenocować parę nocy.
– W takim razie podwiozę rzeczy do niej. To są naprawdę graty, ale mam nadzieję, że nie będzie miała żadnych obiekcji, żeby chwilę u niej postały.
– To przecież moja siostra. Nie powinna mieć nic przeciwko.
– Wyobraź sobie, że niektóre kobiety bardzo lubią ład i porządek, a przy tym wyzbywają się wszelkich rupieci.
– Tak jak ty mnie teraz?
Na krótki moment zapadła cisza. Yuzu popatrzyła na mnie skonsternowana. Zdaje się, że jeszcze nie bardzo pojmowała gry słów.
– Po części.
– Na pewno. Może powiedziałabyś mi, kim jest ten szczęściarz, który zajmie moje miejsce?
– Posądzasz mnie o zdradę? – odparła lodowato spokojnym głosem. Aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze i zrobiło mi się niedobrze. – Mógłbyś chociaż nie wysnuwać takich teorii. Nie potrzebuję nowego problemu. Na pewno nie po tych wszystkich latach nieudanego małżeństwa.
– Nieudanego? Co niby w naszym małżeństwie było nieudane? – ojciec wyraźnie się poirytował, co nie należało do częstych rzeczy.
– Wszystko! Nie rozumiesz? Jeszcze to do ciebie nie dotarło?! Od początku do końca, każdy mój dzień z tobą to nic innego, jak jedna wielka męczarnia. Nigdy nie czułam nawet, że mam męża, bo ciebie nigdy nie było, gdy cię potrzebowałam, zawsze byłam na drugim planie, a gdy już próbowałeś coś zrobić, to tylko wszystko jeszcze bardziej psułeś. W życiu nie widziałam większej parodii mężczyzny.
Zamknąłem drzwi, nie chcąc, by Yuzuki musiała dalej słuchać tej dyskusji, chociaż i tak docierały do nas przytłumione głosy rodziców. Raz głośniejsze, raz cichsze. Czasami na siebie krzyknęli, bardziej mama na tatę, bo on nie miał w sobie tyle odwagi, by podnieść w ogóle głos. W końcu trzasnęły drzwi wyjściowe i zrozumiałem, że ojciec wyszedł. Na zewnątrz zapadła zupełna cisza, jakby właśnie skończyła się jakaś wielka bitwa, po której pozostały same ofiary – ja i Yuzu.
Gdy siostra już spała, wyszedłem do mamy, która siedziała na kanapie w salonie, popijając lampkę wina. To było to same wino, którym półtorej miesiąca wcześniej chciała poczęstować pana Shiroyamę, jednak ten jej odmówił. Usiadłem obok niej, a ona spojrzała na mnie nieco roztrzęsionym wzrokiem.
– Zrobiłam to – powiedziała drżącym głosem. W jednym momencie po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Odłożyła kieliszek wina na stolik, a następnie ukryła twarz w dłoniach, płacząc. – Aż nie wierzę… W końcu mi się udało. Nareszcie…
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wierzyłem, że teraz wszystko powinno się lepiej układać.

*

Dziwnie wracało mi się do szkoły ze świadomością, że tak w zasadzie nie miałem już w niej nikogo, z kim mógłbym chociaż porozmawiać. Na pierwszy dzień zajęć dotarłem kilka minut przed dzwonkiem, wszyscy już byli w klasie, rozmawiając głośno. Jak tylko wszedłem do środka i ruszyłem mozolnie, by zająć swoje miejsce, wszystkie rozmowy ucichły. Gdy tylko usiadłem w ławce, to zdałem sobie sprawę, że praktycznie wszyscy zerkali na mnie, jakbym kogoś zamordował. Chyba jeszcze nikt nie patrzył na mnie z taką pogardą i obrzydzeniem jak moi koledzy z klasy w tamtym momencie. Postarałem się jednak zignorować fakt, że jestem wręcz wyganiany wzrokiem z kręgu uczniowskiego i wyciągnąłem z plecaka zeszyt oraz podręcznik od matematyki. Zaczynać pierwszy dzień klasy maturalnej matematyką? Już czułem, że ten rok szkolny będzie dla mnie piekłem.
Po lekcji poszedłem do swojej szafki, żeby odłożyć książkę od matematyki i wziąć przybory do kaligrafii oraz podręcznik od japońskiego. Jak tylko otworzyłem szafkę, wypadł z niej list. Podniosłem go z podłogi, po czym otworzyłem, rozglądając się uprzednio po korytarzu czy może ktoś, kto go zostawił, nie patrzył na mnie. Niestety, ale nie zauważyłem nikogo takiego, dlatego otworzyłem tajemniczy liścik bez żadnego zaadresowania. W środku ktoś napisał na czerwono zakaz pedałowania i również na czerwono narysował dwa uprawiające ze sobą ludziki płci męskiej, które przekreślone były znakiem zakazu. Czułem, jak krew odchodzi mi z twarzy, jednak postarałem się nie reagować gwałtownie. Zgarnąłem swoje rzeczy do plecaka, zamknąłem szafkę, a liścik zgniotłem, po czym cisnąłem go do śmietnika. Szybkim krokiem udałem się na lekcje.
Przez wszystkie zajęcia myślałem, że ktoś na mnie patrzy, że wszyscy dookoła szeptają coś o mnie. Siedziałem tylko ze spuszczoną głową, usilnie patrząc się w swój zeszyt albo książkę. I tak minęły mi jeszcze następne dwa dni szkoły. Myślałem już, że oszaleję. Codziennie znajdowałem w szafce jakiś wulgarny liścik. Pierwszego dnia był jeden, później dwa i tak coraz więcej. W końcu tego trzeciego dnia nie wytrzymałem i podczas przerwy śniadaniowej podbiegłem do jednego chłopaka ze swojej klasy, zrzucając go z oparcia ławki, na której siedział. Spadł na ziemię, biała koszula mundurka pobrudziła mu się od trawy. Nie żałowałem tego wcale, bo przez ostatnie trzy dni to właśnie on mówił o mnie najwięcej nieprzyzwoitych rzeczy. Byłem też więcej niż pewny, że to on zostawiał mi te liściki w szafce szkolnej. Jakby tego było mało, był to chłopak, który znajdował się w bliskim kręgu znajomych Hitsujiego, gdy ten jeszcze chodził do tej szkoły.
– Popierdoliło cię?! – krzyknął na mnie, podnosząc się z ziemi. Dwóch jego kolegów wstało z ławki, naprężając się przy tym niczym goryle, które gotowe były w każdej sekundzie uderzyć się w pierś, a następnie zaatakować.
– Bawi was to?! – również krzyknąłem, patrząc dookoła na ludzi, którzy patrzyli na nas zaskoczeni. W tym momencie nikt już nie jadł drugiego śniadania, teraz w centrum zainteresowania byłem ja i ten chłopak. – Jak coś do mnie macie, to śmiało możecie mi to powiedzieć w twarz, a nie obgadywać mnie po kątach i zostawiać głupoty w szafce!
– Pojebus – rzucił chłopak, którego zrzuciłem z ławki. Pchnął mnie tak mocno, że prawie upadłem na bruk. – Myślisz, że co? Że jest tu miejsce dla pedałów? Wszyscy wiedzą, co zrobiłeś Hitsujiemu! – wymierzył we mnie oskarżająco palcem. – Chory pojeb! Męska dziwka! Pedał! Wypierdalaj stąd lepiej w podskokach, zanim jeszcze kogoś tkniesz!!
– Co? Boisz się?! – warknąłem, podchodząc do niego bliżej, co było ogromnym błędem, bo dostałem w twarz. Nie pozwoliłem jednak, by cios zwalił mnie z nóg, skądże. Byłem tak wściekły, że rzuciłem się w odwecie na tego pawiana. Dookoła nastało istnie poruszenie i krzyki. W jednej chwili zostaliśmy otoczeni przez pół szkoły. Część osób krzyczała, żebyśmy przestali, niektórzy skandowali imię tego chłopaka, niektórzy moje, ktoś kazał komuś innemu iść po nauczyciela dyżurującego. Istny szał i harmider, którego byliśmy źródłem, niedługo został przerwany. W całą szarpaninę wtrącił się nauczyciel wuefu, który rozdzielił nas siłą. Dosłownie. Nie docierały do nas żadne prośby, groźby, nakazy. Rosły facet od wychowania fizycznego odciągnął nas od siebie z pomocą jeszcze kilku uczniów.
– Co tu się dzieje?! – krzyknął na nas, a ja niemal naplułem belfrowi w twarz. Całe szczęście, że tego nie zrobiłem, bo chyba bym już się zupełnie pogrążył.
– To on zaczął! – powiedział chłopak, udając całkowite niewiniątko. – Rzucił się na mnie, panie profesorze!
– Itsuki?
– Tak, to prawda! – zaczęły to potwierdzać osoby trzecie, które jedynie przyglądały się naszej potyczce.
– Itsuki zaczął!
– Zrzucił go z ławki, widzieliście?
– Nienormalny!
– Obaj do wychowawcy – powiedział belfer ostrym tonem, wypychając nas z tłumu, który wręcz napierał na naszą trójkę z każdej strony.
Rozmowa z wychowawcą była bardzo szybka. Nauczyciel spytał się nas, o co nam poszło. Chłopak powiedział, że nagle bez powodu rzuciłem się na niego podczas przerwy. Nie potrafiłem się z tego obronić, bo miał w zasadzie rację. Co miałem powiedzieć? Że od trzech dni ktoś zostawiał mi nieprzyzwoite liściki w szafce szkolnej i wydawało mi się, że to on? Poza tym, na pewno zostałbym zapytany, co było w tych listach, a to byłoby równoznaczne z ujawnieniem prawdy o mojej orientacji przed całą kadrą nauczycielską i rodziną, czego nie chciałem. Czułem się jak kompletny kretyn, wyszedłem na wariata, który nagle skacze do ludzi z pięściami. Widziałem, z jakim powątpieniem, wychowawca na mnie patrzył, jednak kazał nam się tylko przeprosić i iść na następne zajęcia.
– Pedał – rzucił w moją stronę chłopak, jak tylko wyszliśmy z sali. – Lepiej stąd spierdalaj, zanim kogoś HIV-em zarazisz, ty…
Nagle chłopak stanął, mało nie wpadając przy tym na kogoś. Również stanąłem, chociaż z początku chciałem stamtąd uciec i zamknąć się w jakimś miejscu, gdzie nikt by mnie nigdy nie znalazł. Widząc jednak, jak mój klasowy kolega nagle robi się całkiem mały przy nauczycielu historii, wezbrały we mnie jakieś dziwne siły. Jednocześnie poczułem, jak zbiera mi się na wymioty. Nie chciałem, by pan Shiroyama był wplątany w jakieś moje sprawy, jednak teraz było to nieuniknione.
– Że co proszę? – warknął nauczyciel. Pierwszy raz w życiu słyszałem, by mówił takim tonem. Chociaż chłopak był odrobinę wyższy od belfra, to wydawało się, że w tym momencie być niemal równy z podłogą.
– J-ja… To b… było…
– Używanie takich słów w szkole, a tym bardziej przy mnie – nauczyciel pokręcił głową, po czym wskazał chłopakowi drzwi od sali, z której dopiero wyszliśmy. – Zapraszam, wspólnie porozmawiamy.
– Nie, proszę pana! – zareagowałem gwałtownie. Shiroyama spojrzał na mnie nieco zaskoczony. – Proszę, nie…
– Itsuki, idź na lekcje – odparł nauczyciel – później porozmawiamy wraz z waszym wychowawcą.
Chyba właśnie świat mi się załamał na głowę. I co mogłem niby zrobić w tej sytuacji? Po wszystkich lekcjach sam wychowawca zgarnął mnie spod klasy, po czym zaprowadził do swojego gabinetu, gdzie już siedział pan Shiroyama. Z jakiegoś nieznanego mi powodu zachciało mi się płakać. Wychowawca zajął swoje miejsce, a ja stanąłem tak nad nimi, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
– Dlaczego nie powiedziałeś, że o to chodziło? – wychowawca przeszedł od razu do konkretu. – Wiesz przecież, że nikt tutaj nie toleruje homofobii.
– Nie? – palnąłem.
– Nie – odpowiedział mi Shiroyama. Poczułem, że robię się cały czerwony na twarzy ze wstydu. – Powinieneś był coś takiego niezwłocznie zgłosić.
– Nie wiedziałem. Nie sądziłem, że powinienem.
– Bo boisz się, że rodzice się dowiedzą? – rzucił wychowawca, jak gdyby nigdy nic. Trafił też w samo sedno. – Wiesz, że na pewno kiedyś tak będzie. I z pewnością lepiej by było, gdybyś sam im o tym powiedział, niż mieliby się tego dowiedzieć ze szkoły. W każdym razie, po prostu zgłaszaj to na przyszłość. Twój kolega już został przeniesiony do innej placówki.
– Że co? – myślałem, że się przesłyszałem. – To znaczy… uhm… słucham?
– Itsuki – podjął historyk – nikt nie będzie tutaj tolerować takich zachowań.
– Tym bardziej, gdy jest tu pan Shiroyama – roześmiał się mój wychowawca, pan Shiroyama zawtórował mu. Uśmiechnąłem się jedynie krzywo. – Ale naprawdę, jeśli jeszcze kiedyś ktoś będzie ci z tego powodu robić nieprzyjemności, to najlepiej zgłoś to panu Shiroyamie, on najlepiej wie, jak radzić sobie z takimi rzeczami.
– Jasne – wymamrotałem.
Po skończonej rozmowie zostałem na moment sam z nauczycielem historii. Mój wychowawca poszedł w swoją stronę, zapewne do domu, a Shiroyama poprosił, żebym jeszcze z nim zamienił słowo. Wyszliśmy, by porozmawiać na dziedzińcu, nauczyciel spojrzał na mnie lekko mrużąc oczy przed słońcem. Nie miałem już w ogóle na nic ochoty, czułem się też okropnie, że ktoś się wtrącał w moje sprawy i pomagał mi je rozwiązywać. W dodatku był to Shiroyama. Cholera jasna, dlaczego to nie mógł być ktoś inny?
– W porządku? – zapytał.
– Tak – wymamrotałem. – Chyba tak.
– Chyba?
– Wcale nie chciałem, żeby ktoś tak…
– Itsuki – przerwał mi – nie możesz ignorować takiego zachowania. Jestem więcej niż pewny, że gdybyś powiedział, że coś się dzieje, to nie przyszłoby ci do głowy, żeby kogoś atakować. Nieważne, że to ktoś, kto mówił ci takie rzeczy.
– Nie chciałem, by ktoś wiedział.
– Ale skoro wszyscy już wiedzą, to może powinieneś przestać udawać, że nie ma żadnego problemu? Gdybyś zgłosił to wychowawcy albo komuś innemu, to obyłoby się bez dzisiejszej szarpaniny. Wiesz na pewno, że takie zachowanie nie poprawi twoich relacji z kolegami i koleżankami.
Zachciało mi się napluć Shiroyamie w twarz i chyba pierwszy raz poczułem do niego tak wielką niechęć Wiedziałem, że robił to i mówił, by mi pomóc, ale to mnie tylko zdenerwowało. To nie była jego sprawa, do cholery! To, że byłem gejem, wcale nie oznaczało, że nagle cały świat ma nade mną sprawować pieczę, traktować jak coś cennego. Nigdy nie chciałem być w centrum wydarzeń, by ktoś się mną przejmował, troszczył się o mnie. Ale tak samo, jak byłem wściekły na nauczyciela, tak bardzo chciało mi się płakać i rzucić mu się w ramiona, dziękując, że był przy mnie, bo tak naprawdę nikogo już nie miałem.
– Dziękuję – wymamrotałem.
– Posłuchaj… hm… Robisz coś w przyszły piątek?
Zatkało mnie. Zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia, nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Czy to się w ogóle działo naprawdę? Czy Shiroyama rzeczywiście zadał mi to pytanie?
– Nie – odparłem w końcu. – Raczej nie.
– Nie miałbyś nic przeciwko spotkać się i porozmawiać o tym wszystkim? Jeśli i tak nie chcesz o tym powiedzieć rodzicom, to może chociaż…
– Jasne – odparłem błyskawicznie. – Oczywiście, czemu nie.
– Okej – zaśmiał się. – I tak masz w piątek ostatnie zajęcia ze mną, więc możemy się spotkać od razu po szkole.
– Mam w tym roku lekcje z panem? – nie ukrywałem zaskoczenia. – Poważnie?
– Coś taki zdziwiony? Mamy historię w poniedziałki i piątki.
– Naprawdę?!
– Czy ty w ogóle sprawdzałeś plan zajęć? – roześmiał się serdecznie. – W każdym razie, już cię nie zatrzymuję. Na razie.
Mężczyzna poszedł w swoją stronę, a ja myślałem, że oszaleję. Czy właśnie umówił się ze mną facet, za którym szalałem od kilku miesięcy? Tak. Czy to była randka? W pewnym sensie tak. Czy pamiętałem, jak się w ogóle oddycha? No właśnie…
Chociaż myślałem, że wrócę do domu i przeleżę cały dzień w łóżku, to nie mogłem ukryć tego, w jakiej euforii byłem. Czekało mnie spotkanie z panem Shiroyamą! Całkowicie niewymuszone, zaproponowane przez niego. Tylko byłem ciekaw, w jakim miejscu moglibyśmy się spotkać. Bo czy to by nie było dziwne, jakbyśmy na przykład poszli gdzieś do kawiarni albo na obiad? W końcu był moim nauczycielem, a ja jego uczniem, więc to mogło być naprawdę ryzykowne posunięcie z jego strony. Moglibyśmy spotkać się w jakimś hotelu albo… Nie, chwila moment, przecież ten facet miał żonę i dzieci. Niemożliwe, że zaproponowały mi takie spotkanie, prędzej świnie by zaczęły latać, niż miałoby kiedyś dojść do czegokolwiek między nami.
Czas do następnego piątku dłużył mi się niemiłosiernie. Codziennie myślałem o tym, że w pewnym sensie moje najskrytsze fantazje nabierały realnych kształtów. Nie potrafiłem przejmować się mamą i siostrą, byłem przy nich jedynie obecny ciałem, a duchem byłem przy mężczyźnie swoich marzeń i błagałem skrycie, by ciało też się przy nim znalazło. Nie mogłem powstrzymać się przed tym, by wyobrażać sobie przeróżne sytuacje z Shiroyamą, co później kończyło się tak, że musiałem zamykać się w łazience i masturbować. Przez cały tydzień chodziłem nabuzowany i im bliżej było spotkania, tym bardziej myślałem, że wybuchnę. Już nawet nie zwracałem uwagi na rówieśników, którzy wciąż szeptali coś między sobą, a poza tym, po całej tej akcji z przeniesieniem chłopaka, który mi dokuczał, kilka osób, zaczęło mieć do mnie pretensje i kierować je bezpośrednio w moją stronę. Nie robiło to już jednak na mnie żadnego wrażenia. Liczyło się to, że będę mógł spędzić czas sam na sam z Shiroyamą.
Aż nadszedł upragniony przeze mnie dzień. Zerwałem się z łóżka i cały w skowronkach odsłoniłem okno. Yuzuki jęknęła coś, gdy światło słoneczne podrażniło jej oczy.
– Wstawaj mała, mamy piękny dzień! – oświadczyłem wesołym tonem.
– Ta – burknęła. Roześmiałem się i pomogłem jej podnieść się do siadu. Yuzu radziła już sobie naprawdę dobrze z codziennymi czynnościami i nie miała już indywidualnych zajęć w domu. Mama przeniosła ją do szkoły dla osób z zaburzeniami ruchowymi i co mogłem powiedzieć, była to najlepsza decyzja w jej życiu. Mała nie odstawała od rówieśników, nikt się z niej nie śmiał, nie wytykał palcami. Miała nowych kolegów i koleżanki, którzy dokładnie rozumieli to, jak się czuła, a poza tym, mogła uczyć się i nie izolować od świata.
– Wiem, że ci się nie chce – powiedziałem. – Ale to naprawdę piękny dzień. Spójrz tylko, jak słońce świeci!
– Yuzuki! Itsuki! Wstaliście? – doszedł do mnie głos mamy z korytarza.
– Tak! – odparłem.
– Śniadanie!
– Super – zaśmiałem się. – Chodź, brzdącu, zjemy coś, a później zobaczysz, to będzie naprawdę dobry dzień.
Siostrze i mamie nie uszło to, że tego dnia byłem po prostu przeszczęśliwy. Zakomunikowałem w końcu mamie, że nie jestem pewny, o której dzisiaj wrócę, żeby się nie martwiła. Spojrzała na mnie uważnie, uśmiechając się znacząco.
– Od tygodnia chodzisz, jakbyś trafił szóstkę w totolotka, ale dzisiaj to przechodzisz sam siebie. Jak ma na imię?
– Kto? – spytałem niepewnie.
– Ta dziewczyna.
– Dziewczyna?
– Zgaduję, że to dziewczyna. I jeszcze mówisz mi, że nie wiesz, o której wrócisz.
Z jakiegoś powodu wyobraziłem sobie pana Shiroyamę w damskim mundurku szkolnym. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem. O rany, gdyby mama dowiedziała się, że idę na randkę z facetem, to chyba by mnie z domu wyrzuciła. A jeszcze był to facet, który jej się podobał, więc chyba już w ogóle by mnie znienawidziła.
– Nie no, widzę się ze znajomym.
– No jasne – zaśmiała się. – Tylko pamiętaj, żeby się zabezpieczać. Jestem jeszcze za młoda, żeby być babcią!
– Mamo! – jęknąłem.
Ale gdy tak szedłem do szkoły, to myślałem o tym, co mi powiedziała. Może nie do końca w takim kontekście, jaki ona miała na myśli, ale bardziej w tym gejowskim. Nigdy w życiu nie uprawiałem seksu, nie miałem o nim zielonego pojęcia. To znaczy, znałem się trochę na zwykłym seksie… Heteroseksualnym seksie czy coś. Ale nie umiałem niczego, jeśli chodziło o relacje dwóch facetów. Mój związek z Hitsujim nie wyszedł poza pocałunki i przytulanie się. A gdyby doszło do takiej sytuacji między mną a Shiroyamą? Co bym zrobił? Przecież… Aaa! Chyba bym spanikował. W jaki sposób niby robili to dwaj faceci? Wiedziałem, że w dupę, ale jak się do tego zabierali? Tak po prostu się pieprzyli? Ustalali, kto kogo pieprzy? Zmieniali się w tym, kto kogo posuwa? Też używali prezerwatyw? I czy to była prawda, że homoseksualni faceci nigdy nie łączą się w pary, bo nie potrafią dochować wierności? Miałem tyle pytań i zero odpowiedzi. No, może na to ostatnie miałem po części, ale to i tak było nic.
W szkole czekałem już tylko na ostatnie zajęcia z historii. Byłem tak cholernie podekscytowany, że mało mi brakowało do tego, żeby nie zacząć krzyczeć. Jak tylko pan Shiroyama wszedł do klasy, wyprostowałem się, patrząc prosto na niego. A on, swoim zwyczajem, jedynie obrzucił uczniów wzrokiem, jakby pracował w tej szkole za karę, po czym przystąpił do odczytywania listy obecności. Bardzo starałem się nie zabrzmieć na podekscytowanego, jak tylko wyczytał moje nazwisko i chyba mi się to nawet udało. Nauczyciel sprawnie przeszedł do tematu zajęć, a ja już nie mogłem wytrzymać. Co chwilę patrzyłem na zegarek i nie mogłem pojąć, jak to możliwe, czas płynął tak wolno. Nie umiałem się nawet skupić na tym, co mówił pan Shiroyama, a powinienem był. W końcu tłumaczył dość ważny temat. Jedyne, na czym potrafiłem skupić swoją uwagę, była jego twarz i ciało. Tego dnia pan Shiroyama miał na sobie białą koszulę i dopasowane dżinsy. Cały ubiór podkreślał umięśnioną sylwetkę, którą bez wątpienia mógł się pochwalić. Poza tym, pachniał drogimi, ponętnymi perfumami, które zaznaczały jego męskość. O rany, jakim on był niesamowitym mężczyzną! Mądry, inteligentny, przystojny, wysportowany. Był po prostu chodzącym ideałem, to było aż nieprawdopodobne, że ten facet naprawdę istniał. Pomyślałem, że bez wątpienia był też dobry w łóżku i ta myśl uderzyła we mnie tak nagle, że prawie westchnąłem z rozmarzenia. Może udałoby mi się o tym kiedyś przekonać?
Gdy nareszcie nadszedł upragniony koniec zajęć, poczułem się przez moment, jakby mnie coś ogłuszyło. Czyli teraz miało nadejść coś, o czym marzyłem już od dłuższego czasu. Poczekałem aż wszyscy wyjdą, udając przy tym, że po prostu powoli się pakowałem. Gdy już nie było nikogo, oprócz nauczyciela, podszedłem do niego. Robił coś jeszcze przy laptopie.
– I jak tam? – zagadnął, nie podnosząc nawet na mnie wzroku. Uderzał szybko palcami w klawiaturę, jakby robił coś na czas i zależały od tego losy planety.
– W porządku – odpowiedziałem. – Wszystko dobrze.
– To świetnie. Daj mi chwilę, tylko odpiszę na maila i już idziemy.
Oparłem się o pierwszą ławkę i patrzyłem, jak Shiroyama odpisuje na jakąś wiadomość. Czasami przerywał pisanie, czytając to, co wystukał, po czym kontynuował namiętne uderzanie w klawiaturę. Zdaje się, że nie widziałem jeszcze w życiu nikogo, kto by tak szybko pisał, a jakby tego było mało – używał wszystkich palców. Byłem pod wrażeniem i zdaje się, że nie było niczego, w czego ten facet nie potrafił.
W końcu skończył. Zeszliśmy ramię w ramię na parter, a później na dziedziniec szkoły i parking. Nigdy nie sądziłem, że będę miał okazję wsiąść do jego mercedesa. Gdy tylko zająłem miejsce pasażera obok kierowcy, to bałem się jakkolwiek poruszyć, bojąc się, że coś uszkodzę. Ten samochód to była prawdziwa limuzyna, o której ja mogłem tylko pomarzyć. Biała, skórzana tapicerka, nowoczesny sprzęt… o rany! Chyba zakochałem się w samochodzie.
– Co tak cicho jesteś? – spytał Shiroyama, gdy wyjeżdżaliśmy ze szkolnego parkingu. Poczułem, że coś ściska mnie za żołądek.
– Nie no… uhm…
– Dokuczali ci dzisiaj z powodu orientacji?
– Dzisiaj nie.
– To dobrze. Wiesz co, rozmawiałem dzisiaj z twoim wychowawcą i dyrektorem i padł pomysł, żeby zrobić specjalny apel o homofobii i tak dalej. Mnie osobiście średnio się podoba ten pomysł, ale jestem ciekaw, co ty o tym sądzisz.
– Na temat takiego apelu?
– Tak.
– No nie wiem. Raczej wolałbym, żeby nie robiono takich rzeczy.
– Wiesz, chodzi też o innych uczniów, którzy również mogą być w podobnej sytuacji i boją się o tym komuś powiedzieć. Na pewno jest więcej takich osób w szkole, ale jak dla mnie coś takiego tylko wzbudzi większą nienawiść. Z reguły coś takiego, co niby ma pomóc, działa odwrotnie.
– Też tak sądzę.
– Cieszę się, że się zgadzamy – zaśmiał się. – A tak z innej beczki, lubisz wołowinę?
– Wołowinę?
– Uhm.
– Lubię.
– Rany, to dobrze – wyczułem ulgę w jego głosie. – Bo kupiłem wołowinę, ale w ogóle nie pomyślałem o tym czy ją lubisz.
– Kupił pan… uhm… wołowinę?
– Tak. Wiesz, raczej nie powinienem pokazywać się z uczniami poza szkołą, więc po prostu pojedziemy do mnie.
O rany! O cholera! To się nie działo naprawdę! Gdy tylko dotarł do mnie sens jego słów, myślałem, że oszaleję. Jednocześnie ucieszyłem niesamowicie, ale i spanikowałem, i wystraszyłem się. Ja z nim. U niego w domu. Cholera jasna, ciągłe wizualizowanie sobie mnie i Shiroyamy razem chyba w końcu zaczęło przynosić rezultaty.
– Okej, w porządku.
– Poznasz moje koty – zaśmiał się. – Tylko uwaga, jeden jest rudy i wredny. Lubisz koty?
– Jak nie są wredne i rude.
Mężczyzna roześmiał się w głos. Zdaje się, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi po mnie, ale jakoś nic innego nie przyszło mi do głowy. W zasadzie, to nawet nie wiedziałem czy lubię koty. Nie miałem nic przeciwko nim, ale i też za nimi nie szalałem. Wychodziło jednak na to, że pokocham koty, jeśli pan Shiroyama tak za nimi szalał, że miał więcej niż jednego.
– To świetnie. Ogólnie, to muszę jeszcze zgarnąć małe diabły i pojedziemy do mnie.
Małe diabły? Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło, dopóki nie zaparkował gdzieś w mieście i nie wysiadł, mówiąc, że za chwilę wróci. Był z powrotem po jakichś piętnastu minutach, ale nie sam. Towarzyszyła mu trójka głośnych dzieci, które piszczały i krzyczały jeden przez drugiego. Dzieci wgramoliły się na foteliki na tylnym siedzeniu, a Shiroyama je pozapinał. Zaraz wsiadł z powrotem do samochodu i ruszył dalej.
– Tata, kto to? – zaczął jeden z diabłów. Była to dziewczynka, na oko miała z cztery latka.
– To jest wujek Itsuki. Przywitajcie się ładnie z wujkiem – powiedział mężczyzna. Był to zupełnie inny ton od tego, jakiego używał podczas zajęć albo w zwykłych rozmowach. Sposób, w jaki zwrócił się do dzieci, był taki łagodny i ciepły, jakby samymi słowami chciał je otulić miękkim kocykiem. Nie powiem, przez moment nawet rozczuliłem się odrobinę nad tym, jednak to nie zmieniało faktu, że to były dzieci. J e g o dzieci. Obecność tej trójki przypomniała mi o istnieniu żony Shiroyamy. No właśnie, żona. Czyli jak w jednej chwili wszystkie moje marzenia prysły niczym bańka mydlana. Przestałem już czuć tak wielką ekscytację i już straciłem jakąkolwiek nadzieję na cokolwiek. Szczerze powiedziawszy, to od początku nie miałem u niego żadnych szans, jednak teraz dotarło to do mnie całkowicie.
Shiroyama jechał zgodnie z przepisami. Przejechał całe miasto, później przedmieścia, aż zdałem sobie sprawę, że w ogóle wyjechaliśmy z miejscowości. W jednym momencie ogarnęło mnie coś na wzór paniki. Gdzie on mnie, do cholery wywoził?! Nim się zorientowałem, jechaliśmy szosą w kierunku Sapporo. Zdaje się, że nauczyciel dostrzegł, że zacząłem lekko panikować, dlatego postanowił mnie uspokoić.
– Spokojnie, nie wywożę cię do żadnego lasu – zaśmiał się. – Tak jakby.
– To dokąd? – spytałem. Huh? Tak jakby…?
– Nad jezioro – zerknął na mnie, uśmiechając się przy tym serdecznie. – Odwiozę cię później do domu, więc się nie martw.
– Dziękuję.
Niedługo później skręciliśmy w jakąś boczną drogę i dopiero wtedy naprawdę zacząłem panikować. Nawet złapałem za klamkę, jakbym miał zaraz otworzyć drzwi i wyskoczyć z jadącego samochodu, byle tylko uciec. Przejechaliśmy może kilometr, mijając przy tym ze dwa domki, aż gdzieś, jakby na końcu jakiegoś zajazdu, zamajaczył biały domek. Wyprostowałem się, zdając sobie przy tym sprawę, że właśnie dotarliśmy do domu pana Shiroyamy. Mówiąc szczerze, byłem naprawdę oszołomiony tym, jak ukryte przed cywilizacją było to miejsce, zupełnie, jakby nagle było się na końcu świata.
Wjechaliśmy na spory podjazd, na którym bez problemu zmieściłyby się ze trzy samochody. Shiroyama zaciągnął ręczny, by samochód przypadkiem nie zjechał na drogę. Następnie wysiadł, co ja również uczyniłem. Nie byłem z początku pewny czy powinienem wziąć swój plecak, jednak ostatecznie to zrobiłem. Z jakiegoś powodu czułem się lepiej, mając rzeczy ze sobą. Nauczyciel porozpinał dzieci z fotelików, a te zaraz wystrzeliły z samochodu jak z procy, biegnąc w stronę domu i krzycząc coś do siebie. Mężczyzna westchnął ciężko, po czym zamknął samochód.
– Koniec świata, no nie? – powiedział, jakby czytał mi w myślach. Z początku nie wiedziałem czy chodziło mu o miejsce, w którym byliśmy, czy raczej o trójkę rozwrzeszczanych dzieciaków. Zaraz jednak uzmysłowiłem sobie, że bez wątpienia chodziło o nasze położenie. – Wolisz smażoną wołowinę czy na parze?
– Dla mnie to bez różnicy – odparłem.
– To będzie smażona. Muszę jakoś podkarmić cholesterol – zaśmiał się.
– Tatuś, tatuś!! Taiga! – pisnęła jedna z dziewczynek.
– Kicia! – zawtórowała druga.
A chłopiec jedynie coś krzyknął wesoło. Wtedy też dostrzegłem rudego kota truchtającego w naszą stronę. Zwierzątko z gracją przebiegło obok nas, po czym pognało do dzieci, jakby chciało się z nimi koniecznie przywitać. Całkiem możliwe, że właśnie to chciał zrobić kot, bo bez żadnych protestów dał się nieco wytarmosić dziecięcym rączką.
– Wyczeszecie Taigę? – spytał Shiroyama swoje dzieci. Ruszył ścieżką z kamienia w stronę domu, powiodłem za nim, rozglądając się nieznacznie. Pomijając głośne dzieci, zewsząd otaczała nas miły spokój. Wiatr szumiał spokojnie, delikatnie targając koronami drzew, gdzieś nad nami leciał klucz gęsi, które krzyczały między sobą. To miejsce było naprawdę nierealne, jakby odcięte od cywilizacji, która była zaledwie kilka kilometrów stąd. Nie było słychać jeżdżących samochodów, pociągów. Tak jakby komunikacja nawet nie istniała.
Weszliśmy do środka. Pan Shiroyama wpuścił najpierw swoje dzieci, a później mnie. Wszedł za mną i zamknął drzwi na klucz. Teraz nie było mowy o ucieczce. Znaleźliśmy się w niewielkim przedsionku. Jedną ścianę w całości, od podłogi aż po sufit, zakrywała wielka szafa z przesuwanymi drzwiami. Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś miał tak wstawioną szafę w dość europejskim stylu.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci bałagan, z tymi potworami nie jest łatwo utrzymać porządek – powiedział, zdejmując buty. Zrobiłem to samo, pan Shiroyama dał mi kapcie, podziękowałem mu uprzejmie.
– W ogóle.
– Super. To zapraszam – zaśmiał się, wskazując mi drzwi, za którymi już zniknęła trójka dzieci z kotem. Krzyki i piski trwały. Czułem się trochę, jakbym wrócił do przedszkola.
Zaraz weszliśmy go wielkiego jasnego pokoju i aż zaparło mi dech. Pomieszczenie z pewnością było większe niż całe mieszkanie mojej mamy. Jasne meble i ściany stylowo odcinały się na tle brązowych paneli. W niektórych miejscach stały rośliny z grubymi, zielonymi liśćmi. Jakby tego było mało, do środka dostawało się mnóstwo światła przez ogromne okno, które praktycznie zajmowało całą ścianę. Zdaje się, że całe to pomieszczenie pełniło funkcję salonu i pokoju wypoczynkowego, a jednocześnie bawialni, biorąc pod uwagę fakt, ile zabawek leżało na białym, puchatym dywanie. Jeszcze więcej dziecięcych rzeczy walało się po podłodze i bardzo uważałem na to, by przypadkiem czegoś nie zdeptać. Szedłem jednak za panem Shiroyamą, który zaprowadził mnie do kuchni, która była równie reprezentacyjna, co salon. Nowoczesne sprzęty; ogromna, dwudrzwiowa srebrna lodówka, wyspa  z krzesełkami barowymi, duży okap nad elegancką kuchenką indukcyjną, dwa piekarniki zawieszone między szafkami. Byłem pewny, że moja mama by zamieszkała w tej kuchni. Naprawdę, w takim miejscu mogłaby gotować bez przerwy, a nie ukrywając, była niesamowitą kucharką.
Aż trudno było mi uwierzyć, że to miejsce było w ogóle prawdziwe. Nowoczesny dom na skraju świata, tego bym się nie spodziewał po Shiroyamie. Wyobrażałem sobie raczej, że mieszkał w jakimś nowoczesnym apartamencie w centrum miasta na samym szczycie wieżowca albo w jakimś szklanym domu. Jak się okazało, jego dom był milion razy bardziej nierealny, niż mogło to być możliwe w mojej wyobraźni.
– Ale tu… uhm… jasno – bąknąłem. Mężczyzna wskazał mi krzesełko barowe przed wyspą zająłem miejsce, a on podwinął rękawy i umył dłonie pod zlewem, biorąc się za przygotowywanie obiadu. Z salonu było słychać zabawę dzieci.
– Jak w psychiatryku – roześmiał się. Wyciągnął z lodówki mięso w metalowej misce, po czym odłożył je na bok. – Może chcesz wody?
– Poproszę.
Pan Shiroyama podał mi zaraz dzbanek z wodą z cytryną i miętą z lodówki. Dał mi jeszcze szklankę, sam nalałem sobie wodę.
– I jak na razie rok szkolny? – zaczął rozmowę. – W sensie, zajęcia, bo wiem, że incydentów nie brakuje.
– Na razie w porządku. Chociaż myślałem, że będziemy mieć jednak lekcje z panią Maedą.
– Jesteś zawiedziony?
– Nie, skądże! – zareagowałem gwałtownie, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy. – Tylko zaskoczony. Miała w końcu z nami historię od pierwszej klasy.
– Tak, ale wzięła roczny urlop, musi zająć się dziećmi. Z maluchami jest zawsze pełno roboty.
– Właśnie… wydawało mi się, że jak byłem w pierwszej klasie, to też urodziła.
– No tak, teraz znowu urodziła.
– Trochę szybko.
– Tak się zdarza. Czasami to nawet lepiej dla rodzeństwa, będzie się razem lepiej dogadywać.
Na tym skończyliśmy rozmowę na temat dzieci. Ale może to i lepiej, bo nie potrafiłem nawet o tym rozmawiać. Mimo że skończyliśmy dysputę na temat dzieci, to nie mogłem zapomnieć, że znajdowałem się domu, w którym była trójka dzieci. Jakby na złość, maluchy zaraz do mnie dopadły, prosząc, bym się z nimi pobawił. Czyli nie tylko moja siostra nie miała hamulców, gdy chodziło o obce osoby. Chociaż, ja już nie byłem obcy, byłem wujkiem. A skoro byłem wujkiem, to mogłem zostać wciągnięty do zabawy w pokaz talentów. Pan Shiroyama co jakiś czas pytał czy na pewno nie mam nic przeciwko i przepraszał, że jego dzieci tak podle mnie wykorzystały. Szczerze, to było mi to już wszystko jedno. W tym czasie, kiedy on gotował w kuchni obiad, ja bawiłem się z jego dziećmi. Coraz bardziej jednak zastanawiałem się nad żoną Shiroyamy. W końcu zdałem sobie sprawę, że minęła szesnasta, a jej wciąż nie było w domu. Może pracowała na drugą zmianę albo coś? To znaczy, to nie była moja sprawa i nawet się cieszyłem, że jej nie spotkałem. A przynajmniej do czasu. Gdy było już prawie wpół do siedemnastej, a w całym domu pachniało smakowitym obiadem tak, że żołądek mi się skręcał, a ślinka niemal mi z ust ciekła, niespodziewanie trzasnęły drzwi frontowe. Dzieci w jednej chwili przerwały zabawę ze mną, po czym rzuciły się do przedsionka.
– Tata!
– Tatuś!!
Pokrzykiwały. Cholera, jakie to było głośne. Spokojnie dzieci, wasz ojciec pewnie już zauważył, że ktoś przyszedł i na jakieś sto procent była to wasza matka. Jednakże, co mnie bardzo zaskoczyło, głos, który dobiegł z przedsionka wcale nie należał do kobiety. Po chwili w progu drzwi stanęła osoba, która kobietą też nie była. Był to mężczyzna. Nieduży, o zniewieściałej aparycji mężczyzna.
– Dzień dobry – powiedziałem niepewnie. Czyżby jakiś znajomy? Tylko skąd miał klucz od domu. Na sto procent widziałem, jak pan Shiroyama zamykał drzwi na klucz.
– Dzień dobry – odparł, uśmiechając się do mnie lekko.
Po chwili dotarło do mnie, kim był owy facet i mało nie krzyknąłem. To był lekarz, który zajmował się Yuzuki, gdy ta była w szpitalu. Operował ją, uratował jej kręgosłup. Dzięki niemu mała nie wylądowała na wózku, tak jak niektórzy zakładali, że się stanie.
– O rany, to pan – palnąłem, co musiało go zaskoczyć.
– Słucham? – spytał, śmiejąc się z lekka nerwowo.
– Operował pan moją siostrę jakiś czas temu. Miała naruszony kręgosłup.
– Huh? – mruknął, zamyślając się nad czymś – Całkiem możliwe.
Podałem mu imię i nazwisko siostry. Mężczyzna chwilę zastanawiał się nad tym czy faktycznie Yuzu była jego pacjentką.
– Całkiem możliwe – powiedział w końcu. – To był pęknięty kręgosłup?
– Tak.
– Ach! No tak, przecież przychodziłeś do niej! – zaśmiał się. – I nazwałeś mnie dupkiem.
– Nie! – zaprotestowałem gwałtownie. Czułem, jak momentalnie robię się cały czerwony na twarzy. – To nie było do pana! Naprawdę!
– Już, już – roześmiał się serdecznie. – Żartuję.
– Kto kogo nazwał dupkiem? – doszło do nas nagle z kuchni. Shiroyama wyjrzał z pomieszczenia. Spojrzałem na swojego nauczyciela, a on stanął z szerokim uśmiechem w progu kuchni, wycierając dłonie ścierką.
– Ja ciebie – odparł lekarz. – Wiesz, że nie lubię wołowiny, a jak już ją robiłeś, to mogłeś chociaż zamknąć drzwi od kuchni. W całym domu tym śmierdzi.
– Też się cieszę, że cię widzę! – Shiroyama skrzywił się lekko. – Mam dla ciebie rybę.
– Dzięki.
Lekarz zaraz wszedł do jakiegoś pokoju. Spojrzałem niezrozumiale na swojego nauczyciela, a on wypuścił głośno powietrze, wywracając oczami. Dzieci zaraz podbiegły do niego, ciągnąc go za ręce i nogi, żeby się z nimi pobawił. Czy te bachory mogły się kiedyś zamknąć?!
– Ktoś ma dzisiaj naprawdę zły dzień – oznajmił. – Ale to nic. Zapraszam do stołu. Dzieciaki, idźcie umyć rączki.
Nie wiedziałem w ogóle, co się tutaj działo. Mój nauczyciel zaprosił mnie do siebie na obiad, a w jego domu spotkałem chirurga mojej siostry. Czułem się co najmniej dziwnie w całej tej sytuacji. Bo niby dlaczego był tutaj ten lekarz? I gdzie była żona Shiroyamy? W głowie powoli mi się zaczynało kręcić z tego wszystkiego.
Czułem się nieco niezręcznie, zasiadając z panem Shiroyamą do stołu w jego domu. Z początku siedziałem sam z nim i dziećmi. Było mi dziwnie, jeść tak z nim, jednak bardzo starałem się nie myśleć, że był to facet, któremu dałbym zrobić ze sobą wszystko. Mógłby mnie nawet teraz wziąć na tym stole przed swoimi dziećmi i posunąć z całych sił. Poczułem, jak się rumienię, gdy pomyślałem o tym, że byłbym w stanie uprawiać z tym mężczyzną seks na kuchennym stole. Przez chwilę nawet wystraszyłem się, że Shiroyama potrafił może czytać w myślach i wiedział dokładnie, o czym teraz myślałem i jak bardzo nieprzyzwoite te rzeczy były.
– I jak? – spytał po kilku minutach milczenia. Tylko dzieci dokazywały między sobą i próbowały zaczepiać swojego ojca, jednak on je skutecznie ignorował. To się dopiero nazywała cierpliwość.
– Bardzo dobre – powiedziałem. Naprawdę, musiałem przyznać, że Shiroyama mógłby konkurować z moją mamą w gotowaniu. A zrobił naprawdę dobrą smażoną wołowinę z warzywami.
– Tak? To dobrze, już dawno nie robiłem wołowiny.
– Ciekawe dlaczego – usłyszałem za sobą.
Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu lekarza. Mężczyzna wszedł do kuchni i poszedł nałożyć sobie rybę, która była przygotowana specjalnie dla niego. Wilgotne loki związał w malutki koczek i był przebrany w luźny dres.
– Bo pewna wybredna maruda tego nie lubi, pewnie dlatego – odparł kąśliwie Shiroyama. Lekarz usiadł obok mnie, życzył wszystkim smacznego.
– Co ja poradzę, że tego nie lubię, a poza tym, jest niezdrowe. No i tak swoją drogą… Itsuki…? Tak?
– Tak? – mruknąłem, przełykając szybko rozpływające się w ustach mięso. Poważnie, już dawno nie jadłem tak dobrze przyrządzonej wołowiny.
– Jak w ogóle miewa się twoja siostra? – zagadnął.
– Już lepiej. Chodzi teraz do szkoły dla niepełnosprawnych dzieci. Ale ogólnie, to porusza się sama. Rehabilitacja dużo jej dała, bo wcześniej nawet nie chciała próbować się podnieść, ale jak już zaczęła sama siadać, to później poszło gładko.
– Aha, bo zazwyczaj jest się zrezygnowanym. Ale cieszę się bardzo, że już z nią lepiej. Była naprawdę dzielna! Zwykle dzieci po prostu płaczą i histeryzują, jednak ona zniosła wszystko, jakby była z kamienia.
– Zaraz – wtrącił się nagle pan Shiroyama – to wy się znacie?
– Operowałem siostrę Itsukiego – odparł lekarz.
– Tak? A co jej się stało?
– Ktoś ją wypchnął z okna w szkole – odpowiedziałem.
– Że co?! – Shiroyama niemal krzyknął. – Słyszałem o tym, to naprawdę okropne. I to twoja siostra, Itsuki?
– Tak. Na całe szczęście, wszystko już z nią dobrze.
– Czasami w szkołach dzieją się naprawdę okropne rzeczy – podsumował nauczyciel.
– No, robią sprawdziany z historii, to najgorsze, co może być – westchnął chirurg.
– Hej! – Shiroyama roześmiał się w głos, lekarz w mu zawtórował. Również zaśmiałem się lekko, chociaż nie byłem pewny czy powinienem. – Ale jaki ten świat mały, no nie? Nie spodziewałem się, że będziecie się znać, ale to już nawet lepiej.
– Widzisz? Znam twoich znajomych, zanim pomyślisz o tym, by mi ich przedstawić.
– To przerażające, że przed tobą nigdy nic się nie ukryje. I miej człowieku trochę prywatności w tym domu.
– Nie potrzebujesz – stwierdził lekarz. – A swoją drogą, Itsuki, Shiro mówił, że masz w szkole problemy z rówieśnikami przez swoją orientację. Wiem, że to trudne, zwłaszcza jak dopiero się o tym dowiedzieli, ale w końcu dadzą spokój.
Zatkało mnie na kilka sekund. Nie wiedziałem czy chodziło o to, w jaki sposób mężczyzna nazwał pana Shiroyamę czy też o to, że nauczyciel ot tak powiedział jakiemuś facetowi, że ludzie nie dają mi żyć za bycie gejem.
– Tak pan sądzi?
– Z reguły tak jest. Znaczy, wiesz co, pewnie będą rzucać jakimiś głupimi tekstami i od czasu do czasu dokuczać, ale na pewno wszystko się uspokoi. Wiem po sobie.
Myślałem, że kawałek mięsa, który właśnie przełykałem, stanął mi w gardle. Prawie się oplułem, próbując odkaszleć to, co prawie mi utknęło w przełyku. Widząc, jak niewiele brakowało mi, by zacząć płakać przy stole, pan Shiroyama podał mi chusteczkę. Wytarłem buzię, mając przy  tym wrażenie, że moja głowa znajduje się w jakimś dzwonie, w który ktoś zaczął uderzać z każdej strony. Trochę to wszystko zaczynało nabierać sensu, jednak znaczenie tych słów jakby jeszcze do mnie nie docierało.
– W porządku? – spytał lekarz, gdy powoli zacząłem przywracać się do porządku. Pan Shiroyama podał mi moją szklankę z wodą. Podziękowałem mu, biorąc od razu kilka sporych łyków. To się nie działo naprawdę.
– Tak… przepraszam.
– W porządku. Ważne, że żyjesz – chirurg uśmiechnął się do mnie pogodnie.
Po obiedzie pan Shiroyama jakby wyparował, ale to samo stało się z dziećmi, więc zgadywałem, że po prostu zabrał je gdzieś, gdzie mogły w spokoju wrzeszczeć i dokazywać. Zostałem sam na sam z chirurgiem, który zmywał po obiedzie. Spytałem się czy może mu pomóc, jednak podziękował mi z uśmiechem i odmówił.
– Troskliwy z ciebie chłopak, Itsuki – powiedział, odkładając ostatni talerz na suszarkę. To było dziwne, niby kuchnia była tak nowoczesna, a nie było w niej zmywarki.
– Tak pan sądzi?
– Na pewno. Biorąc pod uwagę to, jak przychodziłeś do siostry.
– Uhm… dziękuję.
– Chcesz może herbatę? – mężczyzna zakręcił wodę w kranie, po czym wytarł dłonie w ścierkę.
– Poproszę.
Kilka chwil później siedziałem na tarasie z chirurgiem mojej siostry i piłem z nim herbatę imbirową. Szczerze powiedziawszy, to widok z tarasu zaparł mi dech. Nie sądziłem, że mieszkałem tak blisko tak pięknej okolicy. Z tarasu schodziło się na podwórko, w którym rosło mnóstwo krzewów i kwiatów. Szczególną uwagę przykuwała sporej wielkości biała wiata oraz kamienny grill tuż obok. Jednakże, czymś, co naprawdę wprawiało w zachwyt było jezioro oraz otaczające je wzniesienia. Nie byłoby to niczym mylnym, gdybym powiedział, że czuło się tutaj jak w domku w górach.
– Bardzo ci dokuczają przez orientację? – spytał w pewnym momencie chirurg. Popatrzyłem na niego z dozą rezerwy. Nie miałem ochoty nagle zwierzać się facetowi, którego praktycznie nie znałem. On jednak nie miał jakiś wielkich oporów przed rozmową na takie tematy z obcym chłopakiem.
– Trochę.
– Czy ta pierwsza bójka, to też było przez to?
– Pierwsza bójka? – nie kryłem zdziwienia.
– To było w zeszłym roku szkolnym, pod sam koniec. Opatrzyłem ci nos.
Zamrugałem kilkakrotnie ze zdziwienia. Nie pamiętałem, żeby mężczyzna w ogóle tam był. Coś mnie zabolało w środku, jak tylko wspomniał o tamtej sytuacji. Herbata w jednej chwili straciła smak, a mi, z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, zachciało się płakać.
– Pan mi opatrzył nos? – nie kryłem zdziwienia.
– Tak. Chyba byłeś nieprzytomny, no nie? To w sumie nic dziwnego, że nie pamiętasz.
– Nie było tam pana, gdy się ocknąłem – powiedziałem, jakbym starał się udowodnić mu, że mnie okłamywał i wcale go tam nie było tego dnia.
– Jak tylko skończyłem, poszedłem do dzieci, z którymi został Yuu, a później on do ciebie przyszedł. Dlatego mnie nie widziałeś.
Y u u
To imię zabrzmiało tak dziwnie, nierealnie. Pierwszy raz w życiu słyszałem, żeby ktoś nazywał Shiroyamę po imieniu. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz.
– Chodziło o to, że pocałowałem chłopaka – wymamrotałem. Czułem, że jakoś nie mam już nic do stracenia, więc czemu by nie powiedzieć mu, o co chodziło. – Chociaż to pewnie i tak była ustawka. Zaplanował to, bo… Sam nawet nie wiem dlaczego to zrobił.
– Lubisz tego chłopca? – spytał łagodnie.
– Bardzo. I wydawało mi się przez jakiś czas, że on mnie też lubi. Ale chyba to było jednostronne.
– Przykro mi – powiedział. To zabrzmiało tak szczerze, że myślałem, że się przesłyszałem. – To okropne, gdy zawodzi się na takiej osobie. I kiedy dochodzi do takich sytuacji.
– Nie, wydaje mi się… Tak musiało być. Wcale nie powinniśmy byli być razem.
– Tylko teraz masz problemu z rówieśnikami.
– Dam sobie z tym radę.
– Wiesz co, w razie czego, to zawsze jesteśmy z Yuu do dyspozycji. Gdybyś chciał z kimś o tym porozmawiać, miał z czymś kłopot, to możesz do nas przyjść. Z reguły któryś z nas jest w domu, więc się nie krępuj. Poza tym, Yuu jest codziennie w szkole, więc zawsze możesz też tam z nim porozmawiać.
– Dziękuję, ale raczej dam sobie radę sam.
– Jesteś pewny? Wiem, że to nie takie proste.
– Na pewno. Tylko… uhm… Pan mieszka z panem Shiroyamą? – spytałem dla pewności. Zdaje się, że w życiu nie zadałem jeszcze nikomu tak głupiego pytania. Lekarz wydawał się przez moment osłupiały, jakby nie spodziewał się akurat takiego pytania. W sumie mu się nie dziwiłem, ale tylko ja mogłem zadać tak debilne pytanie.
– Mieszkamy razem – odpowiedział, jakbym zadał mu podchwytliwe pytanie.
– Bo tak jakoś… spodziewałem się spotkać żonę pana Shiroyamy – zaśmiałem się nerwowo.
– Oto jestem – roześmiał się.
– Och – bąknąłem.
Chyba w końcu to do mnie wtedy dotarło. Nie było żadnej żony, tylko mąż. Shiroyama był zwyczajnie gejem. Słyszysz mnie, świecie? Nie miałem pojęcia czy powinienem teraz płakać z radości, że był takiej a nie innej orientacji, czy płakać z rozpaczy, że był zajęty i miał trójkę dzieci.
– Nie wiedziałeś? Wydawało mi się, że każdy o tym wie, a w szkole, to już w ogóle. Cała kadra nauczycielska, dyrekcja, uczniowie.
– Poważnie? Ja nie wiedziałem.
– To teraz już wiesz. Też nie jesteśmy jacyś, żeby krzyczeć o tym na prawo i lewo, ale również się z tym nie ukrywamy. To nie miałoby sensu, a poza tym, nie żyjemy w średniowieczu, żeby ktoś w ogóle robił o to jakieś pretensje. Jakim troglodytą trzeba być, żeby nie móc zrozumieć, że związki jednopłciowe były są i będą.
– Dla niektórych to coś nieprawdopodobnego.
– Prawda?! Rany, a wcale nie ma w tym nic nieprawdopodobnego. Ludzie powinni się uspokoić. Szczególnie w twojej szkole, bo halo, przecież mają nauczyciela, który jest w związku homoseksualnym i jakoś nikomu to nie przeszkadza.
– Może to też dlatego, że po prostu mnie nie lubią.
– To bez znaczenia czy lubią, czy nie. Tak się nie powinno zachowywać. Jakbyś zobaczył hetero parę, załóżmy, że to jakiś kolega, którego nie lubisz i koleżanka, która działa ci na nerwy, to nagle zacząłbyś rzucać w nich kamieniami, krzycząc, że są nienormalni?
– No nie.
– No właśnie. A niektórzy z chęcią by tak zrobili z tobą. Z nami. Tylko po co?
Pokręciłem głową. Mężczyzna westchnął głęboko.
– Ludzie czerpią przyjemność z twojej krzywdy, a ty nie powinieneś im dawać satysfakcji, że udało im się wyprowadzić cię z równowagi. Wiem, że brak reakcji często może skutkować agresją z ich strony, jednak lepsze to, niż wywoływanie bójek na przerwach.
Poczułem, że mi gorąco w uszy. Mężczyzna właśnie trafił w samo sedno problemu. Poczułem się, jakby ktoś uderzył w jakiś czuły punkt na moim ciele i aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
– I jak? – usłyszałem nagle za sobą. Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu pana Shiroyamy. Odwróciłem się delikatnie do mężczyzny, który opierał się nonszalancko o framugę drzwi balkonowych. W tym jednym momencie myślałem, że zaraz cały obiad podejdzie mi do gardła. Był ubrany zupełnie inaczej niż w szkole – miał na sobie luźne szare dresy i białą bluzkę z długim rękawem, która podkreślała wyrzeźbioną budowę ciała. Wyglądał tak przystojnie w tym zwyczajnym stroju, że aż zrobiło mi się strasznie nieswojo i jeszcze bardziej nabrałem ochoty na to, by stamtąd uciec.
To miejsce było zbyt idealne. Ten dom, pan Shiroyama, lekarz, trójka dzieci. Całe ich życie było jak z jakiegoś pięknego snu, który mógłby mi się śnić każdej nocy, stając się obrzydliwym koszmarem.
– Rozmawiamy – odparł chirurg.
– W to nie wątpię – historyk wyszedł na taras, przysiadł na wolnym krzesełku obok mnie. Serce momentalnie mi przyspieszyło.
– Gdzie dzieci?
– Na górze.
– Mhm.
Zapadło milczenie. Zerknąłem najpierw na pana Shiroyamę, a później na lekarza, zastanawiając się czy to może ja powinienem się odezwać. Obaj mężczyźni siedzieli przez dłuższy moment, jakby ich ktoś pilotem zastopował. To było super dziwne.
– Okej, już idę – odezwał się Shiroyama, przerywając ciszę.
– Nie, nie o to chodzi – odparł chirurg. – Myślę o tym, co zrobić na kolację. No i… ach! Przyniósłbyś zakupy z samochodu? Zapomniałem w ogóle o nich.
– Ty kiedyś głowy zapomnisz – nauczyciel podniósł się z westchnięciem.
– Bo myślałem o tym, co dobrego zrobiłeś na obiad, no ale się zawiodłem.
– Ha, dzięki. Gdzie są kluczyki?
– W przedsionku, tam gdzie zwykle.
– Przynajmniej o tym pamiętasz – mruknął jeszcze na odchodne nauczyciel.
– Zrzęda.
– Słyszałem!
– I dobrze!
Zaśmiałem się mimowolnie. Lekarz posłał mi szeroki uśmiech.
– Widzisz, jaki twój nauczyciel od historii jest okropny? To on jest tutaj marudą, a mi mówi, że to ja narzekam na wszystko. Nigdy nic mu nie pasuje i jest najlepszy od znajdywania wymówek na wszystko. Najchętniej to by leżał na kanapie i nic nie robił.
– Brzmi jak mój ojciec – przyznałem ze śmiechem.
– Ja nie wiem, co jest z tymi facetami – westchnął, teatralnie odgarniając wierzchem dłoni kosmyk włosów, który jakimś sposobem wydostał się z kitki. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na to, że włosy poskręcały mu się jak barankowi, co widać było nawet, gdy miał je związane. To było naprawdę zaskakujące, bo jakby się nad tym zastanowić, był on pierwszą osobą, jaką poznałem i miała ona naturalnie kręcone włosy, w dodatku były one brązowe i wcale nie wyglądały na farbowane. To dziwne, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Może dlatego, że kiedy poznałem lekarza, to bardziej przejmowałem się swoją siostrą a nie tym, jak wyglądał?
– To na złość.
– Też tak sądzę! – oznajmił żywo. – Bo niby z jakiego innego powodu?
Tak się złożyło, że zostałem też na kolację. W zasadzie, to nie miałem zbyt wiele do powiedzenia, gdyż były chirurg mojej siostry powiedział, że tak ma być i już. Zjadłem więc z nimi kolację i niedługo później pan Shiroyama odwiózł mnie do domu. Dziwnie mi było jechać z nim sam na sam przez całą drogę. Mężczyzna nie wydawał się jednak niczym przejęty. Nucił coś wesoło pod nosem i stukał lekko palcami w kierownicę.
– Było mi bardzo miło – powiedziałem w pewnym momencie, przerywając ciszę. Poczułem, że robię się cały czerwony na twarzy i cieszyłem się w duchu, że nie mógł za bardzo na mnie patrzeć, tylko musiał obserwować drogę.
– Tak? Cieszę się bardzo – powiedział z uśmiechem. –  Jak coś, to zawsze możesz zwrócić się do mnie albo do Takanoriego.
Takanori? Tak on się nazywał lekarz? W zasadzie, to nawet mnie to za bardzo nie interesowało.
– Będę pamiętał. Uhm… I nie wiedziałem w sumie, że pan też jest taki.
– Taki? Jaki?
– No… Jak ja.
– Naprawdę? – roześmiał się. – Czy ty pod kamieniem mieszkasz? Przecież każdy o tym wie. A tak właśnie, podałbyś mi adres? Muszę wiedzieć, gdzie mam cię odwieźć.
Podałem mu swój adres. Shiroyama odwiózł mnie do domu, a w międzyczasie rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach. Między innymi o tym, jak traktuje się gejów. Mężczyzna opowiedział mi też w dużym skrócie, co się działo, gdy w pracy dowiedzieli się, że preferował mężczyzn i jak chcieli go za to zwolnić. Musiałem przyznać, że mnie zaskoczył tą historią. Bo w sumie kto by się spodziewał, że facet, który wiódł życie jak z bajki, też mógł mieć kiedyś pod górkę?
– Swoją drogą, Itsuki – zaczął, gdy już dojeżdżaliśmy pod mój dom – jak już mowa o szkole, to przygotuj się z ostatniej lekcji na poniedziałek.
– Huh? – mało się nie zapytałem, że niby po co. To by było najgorsze pytanie, jakie bym mógł zadać jakiemukolwiek nauczycielowi.
– Możliwe, że zrobię małą kartkówkę, bo nikt w zasadzie nie uważał na zajęciach.
– Och… w porządku.
– To nie jest trudny temat, więc nie martw się. Poza tym, masz szansę na dobrą ocenę. To tutaj? – spytał, stając pod moim blokiem. Zerknąłem na zewnątrz, byliśmy pod samą klatką.
– Tak. Bardzo dziękuję.
– Nie ma za co. Do poniedziałku.
– Do po… do widzenia – poprawiłem się szybko, wychodząc z samochodu.
Gdy wchodziłem na klatkę, Shiroyama stał jeszcze w miejscu. Pewnie chciał się upewnić, że dotrę do środka i nic mi się po drodze nie stanie, chociaż to było zaledwie kilka metrów. No nie wiem, jakoś tak poruszył mnie ten gest i to do tego stopnia, że mało nie przegapiłem swoich drzwi, gdy wspinałem się po schodach. Już miałem wejść do środka, kiedy to poczułem, jak robi mi się gorąco. Byłem więcej niż pewny, że mama zasypie mnie gradem pytań, z kim byłem i co robiłem. Co niby miałem jej powiedzieć? Że spędziłem czas ze swoim nauczycielem i jego facetem? Że jadłem z nimi obiad i kolację? Że bawiłem się z ich dziećmi, jakbym był ich dobrym krewnym?
Dopiero wtedy do mnie dotarło, że potraktowali mnie tak uprzejmie i życzliwie, jakbym naprawdę był członkiem ich rodziny. No nie wiem, może to było dlatego, że byłem gejem, w dodatku w dość młodym wieku i poczuli wobec mnie coś w rodzaju odpowiedzialności? Nie powiem, jakoś mi się tak miło zrobiło. Zupełnie tak, jakbym miał kogoś, do kogo mogłem przyjść i porozmawiać, zwierzyć mu się z problemów. Ale zaraz, pół dnia mi powtarzali, że przecież mogę do nich zawsze przyjść i im powiedzieć o wszystkim, jeśli tylko będę miał problem.
To było tak miłe, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Nie byłem przyzwyczajony do takiego zachowania ze strony ludzi!
Mimowolnie wszedłem do mieszkania. W salonie grał telewizor, siostra słuchała muzyki u nas w pokoju. Po cichu zamknąłem za sobą drzwi, po czym przemknąłem do pokoju. Rzuciłem plecak na podłogę, po czym położyłem się na swoim łóżku, biorąc głęboki wdech.
– Hej – powiedziała siostra, nawet się do mnie nie odwracając. – I jak było?
– Co? – wymamrotałem, jakbym popełnił zbrodnię i miałem wrażenie, że ktoś za moment zdemaskuje, że byłem mordercą. Tak jakbym niby robił coś nielegalnego. Chociaż może po części… W końcu nie powinienem był spędzać czasu ze swoim nauczycielem po lekcjach poza szkołą, być u niego w domu, jeść z nim obiad.
– Mama mówiła, że masz randkę.
– To nie randka.
– Fajna ta dziunia?
– A ty skąd znasz takie słowa, co? – burknąłem. – Nie twój interes tak w ogóle.
– Bo się wstydzisz. Mięczak.
– Cicho siedź i do spania, gówniaro.
– Ale niemiły – fuknęła jeszcze.
Następnego dnia mama nie dawała mi spokoju. Wypytywała o moją rzekomą dziewczynę, jakbym już się komuś miał oświadczyć i się ożenić. Tylko nie to! Tak naprawdę to związek z kimkolwiek był ostatnią rzeczą, o jakiej chciałem w ogóle myśleć. Nie wyobrażałem siebie w jakiejkolwiek relacji, nie w tej chwili. Wciąż zdarzało mi się po prostu siedzieć i myśleć o Hitsujim. Rozmyślałem wtedy tylko o tych dobrych chwilach między nami. Nie o tym, że pod sam koniec naszej relacji było między nami tak nijak, bezuczuciowo. Zapominałem wtedy o tych wszystkich przykrościach, które mnie spotkały z jego strony i chciało mi się płakać, że nie byliśmy już razem, że ze sobą nie rozmawialiśmy.
W niedzielę mama wyszła z Yuzuki na spacer. Ja zostałem w domu, mówiąc, że muszę się uczyć. I faktycznie – uczyłem się na kartkówkę, o której powiedział mi nauczyciel. Chociaż nie miałem żadnej notatki z lekcji, to kilka razy przeczytałem cały temat z podręcznika, wypisując co ważniejsze informacje, a poza tym od czego był internet. O niektórych rzeczach doczytałem jeszcze z różnych stron, by być gotowym na wszystko. Kiedy tak siedziałem nad tematem, zakuwając go, to nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się, bo w zasadzie kto mógłby tutaj przyjść? Zwlokłem swoje cztery litery z fotela, po czym niechętnie ruszyłem do drzwi. Jakie moje zdziwienie było, gdy wyglądając przez wizjer zauważyłem swojego ojca. Chociaż bardzo nie chciałem, to otworzyłem mu.
– Hej – powiedział, próbując wepchnąć się do domu. Stanąłem mu na drodze, blokując jednocześnie przejście, co mu się nie spodobało.
– Dzień dobry – odparłem tonem, jakbym zwracał się do zupełnie obcej osoby. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się niedobrze na sam jego widok. Nie miałem z nim kontaktu przez pewien okres czasu i nagle postanowił się zjawić. W dodatku w momencie, gdy nie było mamy, do której pewnie miał jakiś interes. – Mamy nie ma.
– Nie szkodzi.
Spojrzałem na mężczyznę niezrozumiale. Z jakiegoś powodu poczułem, że wcale nie mam w tym momencie do czynienia z mężczyzną, który był moim fajtłapowatym, beznadziejnym ojcem. W życiu nie widziałem go tak zdenerwowanego, jakby miał za moment mnie uderzyć, co mnie zaniepokoiło.
– Co się stało? – spytałem.
– Chcę się czegoś dowiedzieć.
– Czego? – nie ukrywałem zdziwienia. – Raczej nikt nie ma tutaj nic do ukrycia.
– Nie? – warknął, niemal tupiąc niecierpliwie nogą. – W ogóle? A nowy facet twojej matki? Nie sądzę, by tak nagle znalazła sobie kogoś innego.
– Co proszę? – zamrugałem kilkakrotnie. – Pierwsze słyszę.
– Tak? To kto cię ostatnio odwoził do domu, hm? I kto był tutaj kilka miesięcy temu, gdy mnie nie było? Nie no, pewnie przychodził tu częściej i z pewnością się widywali.
O cholera.
Coś mnie zmroziło. Jeszcze tego by brakowało, by pan Shiroyama był w to wplątany, a bez wątpienia chodziło o niego. Nikt mnie nie podwoził ostatnio do domu, oprócz niego i to on był tak naprawdę ostatnią osobą, która złożyła wizytę w naszym domu.
– Przecież mama nie ma nikogo. O co ci chodzi?
– O tego typa, co się tu już jakiś czas kręci! To dla niego chce się rozwieść? Tylko po to, bo znalazła jakiegoś lalusia z drogim samochodem?! – krzyczał. Sąsiedzi pewnie go słyszeli i bałem się, że ktoś zaraz wyjdzie, by zainterweniować. Może nawet nie byłoby to złym posunięciem z ich strony, bo istniał wówczas cień szansy, że pozbyłbym się go. – Pusta dziwka i tyle!
– Jak ty się o niej wyrażasz?! – wściekłem się, robiąc ku niemu krok. W jednej chwili poczułem się, jakby wypełniony dziwną siłą. Ojciec nieznacznie się cofnął. Nagle w moment zrobił się przy mnie taki malutki. – Ty bezużyteczna, beznadziejna, obleśna parodio mężczyzny. Nie zasługiwałeś na nią, a ona na te wszystkie przykrości, jakie jej w życiu wyrządziłeś. Wynoś się stąd w tej chwili! W tym momencie, bo inaczej porozmawiamy!!
– Co? Ojca byś uderzył? – zakpił.
– Taki ojciec jest gorszy niż brak ojca – odparłem, niemal plując na niego. – Nie chcę cię więcej znać i widzieć. Wynocha!
Patrzył jeszcze na mnie przez kilka chwil z wyraźnym bólem wymalowanym na twarzy, jakby próbował wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia. Pozostawałem nieugięty. To, w jaki sposób wyraził się o mamie, jego ton głosu, cała ta obrzydliwa osoba, którą był – to wszystko wywoływało we mnie ogromną złość. Nie docierało też do mnie, że mężczyzna, który był niby takim niewiniątkiem i fajtłapą życiowym, był w stanie w taki sposób wyrazić się o jakiejkolwiek kobiecie. Już kompletnie wyprowadzał mnie z równowagi fakt, że chodziło o mamę.
– Dowiem się, kim on jest.
– Kto? Mój kolega? – postanowiłem zablefować. – Dałbyś już spokój, bo to już jakaś paranoja. Jedynym powodem, dla którego mama się z tobą rozwodzi,  jesteś ty. Nie szukaj winy w ludziach, którzy nic nie zrobili i po prostu pogódź się z tym, że to wszystko przez ciebie. A teraz przepraszam, ale mam jutro sprawdzian, więc daj mi spokój i idź stąd.
– Dowiem się – rzucił jeszcze, gdy zamykałem przed nim drzwi.
– Bo na pewno jest czego – parsknąłem. Przekręciłem zamek w drzwiach. Stałem jeszcze kilka chwil, patrząc przez wizjer, by upewnić się, że na pewno sobie pójdzie. Stał pod drzwiami jeszcze z minutę, aż w końcu zszedł na dół. Odetchnąłem i miałem cichą nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy, żeby czekać na dole na mamę i Yuzuki. Gdy tylko o tym pomyślałem od razu ubrałem buty i narzuciłem na siebie kurtkę, po czym zbiegłem pod blok. Stałem tak tam, czekając na siostrę i mamę, aby mieć pewność, że ten facet nie postanowi nas jeszcze ponękać.
Nie powiedziałem matce o całej tej sytuacji. Stwierdziłem, że tak byłoby najlepiej, ponieważ tylko by się zdenerwowała, a poza tym na pewno by się wypytywała o co chodziło. To niewątpliwie przeszłoby na temat pana Shiroyama i całkiem możliwe, że wydałoby się, że to z nim widziałem się w piątek po lekcjach. Bardzo chciałem tego uniknąć, ponieważ obaj niechybnie mielibyśmy z tego powodu niemałe problemy. W końcu, jako mój nauczyciel, pan Shiroyama nie powinien był się ze mną widywać po zajęciach, a tym bardziej u siebie w domu. Chyba, że w ramach korepetycji czy czegoś, jednak to nie były korepetycje. To było zwyczajne spotkanie towarzyskie, które mogło nieść ze sobą wyjątkowo nieprzyjemne skutki.
W poniedziałek czułem się trochę jakby oderwany od rzeczywistości. Już na wejściu do klasy, w której miałem pierwsze zajęcia, zostałem obrzucony nieprzyjemnymi spojrzeniami rówieśników. Oczywiście, bo jakżeby inaczej. Zaczął się mój kilkudniowy koszmar w placówce koedukacyjnej. Jedyne, co mnie pocieszało, to zajęcia z panem Shiroyamą, bo przynajmniej podczas nich potrafiłem nie myśleć o tym, że jestem nienawidzony w całej klasie i pewnie też i w szkole. Dlatego też początek i koniec tygodnia nie były złe – zaczynałem i kończyłem go historią ze swoim ulubionym nauczycielem.
Pierwszymi poniedziałkowymi zajęciami była biologia. Nie był to mój ulubiony przedmiot, chociaż nigdy też nie miałem z nim jakiś wielkich problemów. Usiadłem w ławce, wyciągnąłem swoje rzeczy i czekałem cierpliwie na rozpoczęcie zajęć, bawiąc się przy tym telefonem. Usilnie unikałem spojrzeń kolegów i koleżanek z klasy, którzy, oczywiście, przerwali rozmowy, jak tylko wszedłem do pomieszczenia. Na szczęście, szmer między nimi powoli się wzmagał, więc nikt już nie zawracał sobie głowy faktem, że byłem w pobliżu. Nie obchodziło mnie też czy może rozmawiali o mnie. Przeglądałem Facebook-a, aż nagle tknęło mnie, by może zajrzeć na profil Hitsujiego. Wpisałem więc jego nazwisko w wyszukiwaniu, jednak nie wyświetlił się. Pokazały mi się tylko profile jakiś osób, które nazywały się tak samo. Zacząłem więc przeglądać swoich znajomych, żeby wejść na jego profil, no ale… Nie było go. Świetnie, musiał mnie zablokować, nie chcąc, żebym widział jakieś jego posty albo on nie chciał widzieć więcej moich postów. Bosko. Aż poczułem się z tym nieswojo, bo naprawdę zostałem odcięty od chłopaka, do którego wciąż żywiłem pewne uczucia. Poczułem nagle dziwny ból w klatce piersiowej i miałem wrażenie, jakby ktoś wiercił mi dziurę w brzuchu jakimś tępym narzędziem. Po chwili uzmysłowiłem sobie, że nauczyciel już wszedł do klasy, a ja tak siedziałem pochylony nad telefonem, z trzęsącymi się dłońmi, jakbym miał mieć za moment atak epileptyczny. Jakimś cudem udało mi się przywrócić do porządku, chociaż czułem się, jakby świat zawalił mi się na głowę i myślałem, że za chwilę zacznę płakać. Już nawet myślałem, że z pewnością uronię łzę, gdyż czułem, jak wezbrały mi one do oczu, kiedy to do klasy wszedł nasz wychowawca. W jego towarzystwie była niziutka dziewczyna z niesamowicie długimi włosami i cerą bladą niczym alabaster. Całkiem możliwe, że gdyby nie weszli i nagle nie zwróciłbym uwagę na obcą dziewczynę, to rozpłakałbym się jak małe dziecko.
– Dzień dobry – zaczął wychowawca. Klasa odpowiedziała mu dość niemrawo. Co się dziwić, w końcu była ósma rano. – Od dzisiaj będziecie mieć nową koleżankę w klasie. Proszę, przedstaw się.
– Iwasaka Hitomi – powiedziała dziewczyna, delikatnie skłaniając się przed klasą. –  Miło mi was poznać.
– Porozmawiamy jeszcze z Hitomi na godzinie wychowawczej, a teraz, proszę, bądźcie dla niej mili.
Wychowawca wyszedł, zostawiając z nami nową uczennicę. Zajęła miejsce obok dziewczyny z pierwszej ławki. Tamta jedynie na nią spojrzała, jakby wcale nie miała ochoty, by ktoś się do niej przysiadał. Musiałem przyznać, że naprawdę skupiłem się na jej lśniących, długich włosach. Patrzyłem na nie przez całą lekcję jak zahipnotyzowany. Pierwszy raz w swoim życiu widziałem tak śliczne włosy! To było aż śmieszne, że wzbudziło to we mnie takie zachwyt. Jakbym nigdy włosów nie widział. Byłem naprawdę zawiedziony, gdy lekcja dobiegła końca. Nawet nie wiedziałem, kiedy mi to zleciało. Podczas przerwy wszyscy zagadywali nową o to, skąd jest, dlaczego się do nas przeniosła i dlaczego właśnie w trzeciej klasie. Nie to, że podsłuchiwałem te rozmowy, ale usłyszałem, że dorastała i wychowywała się na Sachalinie, a przeniosła się z powodów rodzinnych. Wszyscy byli też zaskoczeni, że tak dobrze znała japoński, na co odpowiedziała, że to dzięki rodzicom, którzy podtrzymywali w domu rodzimy język. Nie obyło się też bez próśb, by powiedziała coś po rosyjsku. Ku wielkiej uciesze, powiedziała kilka zdań, które później przetłumaczyła.
Hitomi, bo wszyscy błyskawicznie zaczęli zwracać się do niej po imieniu, miała przemiłą aparycję i głos, jakby opowiadała bajki w dobranockach dla dzieci – ciepły i melodyjny. I chociaż wydawała się być naprawdę znudzona, gdy na każdej lekcji nauczyciel prosił ją o dokładne dane, ponieważ nie była jeszcze wpisana w systemie elektronicznego dziennika i nie było jej też na papierowej liście. Jednak nawet ten jej znudzony głos brzmiał przyjemnie dla ucha.
Nareszcie nadeszła wyczekiwana przeze mnie lekcja historii. Pan Shiroyama, tak jak mi powiedział, na wstępie zrobił kartkówkę. Podczas gdy cała klasa niezadowolona pisała wejściówkę z ostatnich zajęć, tak on poprosił do siebie nową uczennicę, by wykonać tę samą procedurę, której dokonywali pozostali nauczyciele. Z tą różnicą, że nie pytał się jej na głos przy całej klasie o wszystko, tylko poprosił ją do swojego biurka, gdzie po cichu wziął jej dane, a następnie, bez żadnych pytań lub docinek, że przeniosła się w trzeciej klasie, powiedział, żeby usiadła.
Dość szybko napisałem kartkówkę. Pan Shiroyama zadał dwa naprawdę proste pytania, które wymagały odpowiedzi w dwóch lub trzech zdaniach. Niestety, reszcie mojej niedorobionej klasy bardzo się nie spodobało, że mężczyzna zrobił im taką niespodziankę. Wiedziałem, że będą na niego później wyklinać, a ja będę się denerwować, że nie potrafili zrozumieć tak prostego tematu.
– Itsuki, skończyłeś? – powiedział nagle Shiroyama, widząc, że siedziałem wyprostowany z kartką odłożoną na bok.
– Tak.
Zauważyłem, że część osób z klasy wymierzyło we mnie spojrzenia pełne wyrzutu. No co? Przygotowałem się, tego nie mogli mieć mi za złe. Nauczyciel podszedł do mojej ławki, po czym wziął moją kartkę. Stał nade mną chwilę, czytając to, co nagryzmoliłem, po czym odszedł z powrotem do swojego biurka. Napisał coś na mojej pracy, a następnie mi ją oddał. Jak bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem piątkę przy swoim nazwisku. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz dostałem taką ocenę z kartkówki!
– Ostatnie dwie minuty – powiedział nauczyciel.
Nagle zapanowało poruszenie. Niektórzy mamrotali pod nosem, wyklinali, a pan Shiroyama miał z tego niezły ubaw. Podczas ostatniej minuty odwrócił się tyłem do klasy tak, by niektórzy mogli coś spisać. Trzeba było przyznać, że był on jednak naprawdę w porządku człowiekiem. Wiedział, że nie da się nikogo zmusić do polubienia historii, nieważne jak przedmiot byłby ciekawie prowadzony i nie chciał w zasadzie nikomu robić pod górkę. Po prostu taką miał złośliwą naturę, że skoro nawet nie udawaliśmy, że go słuchamy, to zrobił wejściówkę, która raczej nie miała znaczącego wpływu na ocenę semestralną albo końcową.
Jak się okazało, byłem jedyną osobą, która dostała ocenę bardzo dobrą. Reszta to były trójki, dwójki i jedynki, chociaż jakimś cudem znalazły się też dwie czwórki. Shiroyama powiedział jednak, że wpisze tylko trzy oceny – moją piątkę i te dwie czwórki, bo nie chce do reszty nam psuć poniedziałku, jednak zachowa sobie te nieszczęśliwe kartkówki i weźmie je ewentualnie pod uwagę podczas wystawiania ocen. Tym sposobem zarobiłem dodatkową piątkę, która mogła mi pomóc w przyszłości.
Swoim już zwyczajem postanowiłem zostać nieco dłużej, by móc porozmawiać z nauczycielem. Podczas gdy wszyscy już zbierali się do wyjścia, ja dopiero zacząłem się pakować. Nie miałem wcale ochoty spędzać przerwy w towarzystwie swoich durnych rówieśników, więc próbowałem wszystkiego, byle nie musieć z nimi choćby rozmawiać.
– Och, Iwasaka, zaczekaj – usłyszałem nagle. Podniosłem głowę znad plecaka. Shiroyama zawołał do siebie nową uczennicę. – Dam ci jeszcze spis tematów, które już były przerabiane w tym roku.
– Dobrze – odparła dziewczyna, podchodząc do biurka.
Nie wiedziałem, co powinienem w tym momencie zrobić, dlatego wyszedłem po prostu z klasy. Nie chciałem, by wyglądało to, jakbym specjalnie czekał na Shiroyamę. Postanowiłem jednak zaczekać na zewnątrz. Gdy tak stałem pod salą, nagle poczułem, jak ktoś delikatnie klepie mnie w ramię. Odwróciłem się zaskoczony, będąc już gotowym na to, że to może być jakiś śmieszek z mojej klasy, który będzie mi robić uwagi dotyczące mojej orientacji. Jak bardzo zaskoczony byłem, gdy zobaczyłem partnera pana Shiroyamy.
– Cześć, Itsuki – przywitał się ze mną wesoło.
– Dzień dobry – również się przywitałem.
– Co słychać?
– Ach, wszystko w porządku. – odparłem. – Żadnych rewelacji. A pan będzie od dzisiaj do nas chodził do szkoły?
Mężczyzna roześmiał się serdecznie na moje pytanie. Uśmiechnąłem się lekko, czując się naprawdę dziwnie. Nie spodziewałbym się po sobie, że będę tak swobodnie rozmawiać z partnerem faceta, który mi się podobał.
– Skądże, chociaż mógłbym wrócić do szkoły. Przyszedłem po twojego ulubionego historyka.
– Jak mama po syna – zaśmiałem się.
– Dokładnie! – zawtórował mi. – To duże dziecko, więc wychodzi na jedno. A ty? Też na kogoś czekasz?
– Na mnie – powiedziała nowa, niespodziewanie wychodząc z klasy. Spojrzałem zaskoczony na dziewczynę, jednak w żaden sposób nie zaprotestowałem ja jej oświadczenie. Tak po prawdzie, była to lepsza odpowiedź niż bym powiedział, że czekałem na jego męża, bo mi się podobał i chciałem z nim móc porozmawiać przy każdej możliwej okazji.
– Ach… No…
W tym samym momencie z pomieszczenia wyszedł pan Shiroyama. Spojrzał na naszą trójkę, lekko mrużąc oczy.
– Wiesz co, wciąż wyglądasz jak dzieciak – powiedział nagle nauczyciel. Spojrzeliśmy z nową po sobie, nie do końca rozumiejąc tę uwagę. Zaraz jednak dotarło do nas, że nie było to skierowane do żadnego z nas.
– Szkoda, że ty wyglądasz już jak dziadek – odgryzł się lekarz. Shiroyama zaśmiał się w głos.
– Jasne. Ciekawe kiedy w końcu zaczniesz dojrzewać.
– Weź się przymknij i nie gadaj głupot, bo w końcu ci gębę zaszyję.
– Najpierw będziesz musiał do niej dosięgnąć, powodzenia.
– Zawsze mogę to zrobić, jak będziesz spać.
– Groźnie. Ale zrobisz to tymi rozpuszczającymi się szwami?
– Drutem kolczastym.
– Och, to będzie bolało.
– I dobrze.
Shiroyama podszedł do swojego partnera, zupełnie jakby nie zauważając już mnie ani nowej. Położył mu delikatne dłoń na plecach, kierując go w stronę wyjścia, po czym oboje zaczęli iść w tamtym kierunku. Stałem tak z dziewczyną, patrząc jak ci dwaj idą korytarzem i rzucają do siebie jakieś mało przychylne docinki. Nie wiem czemu, ale jakoś inaczej wyobrażałem sobie ich powitania i rozmowy.
– Nie ma za co – powiedziała nagle nowa, gdy tamci wyszli z budynku. Spojrzałem na nią, jakby wyrwany z transu.
– Słucham?
– Czekałeś na pana Shiroyamę, prawda? Wiesz, jego facet na niego czekał i raczej by się tylko wkurzył, gdybyś jeszcze zabierał im czas.
– Skąd niby wiesz, że to jego facet?
Hitomi wywróciła oczami, jakbym był kompletnym kretynem. Och, pięknie.
– Pan Shiroyama pomagał w przeprowadzce moim rodzicom i raz udało mi się poznać pana Matsumoto. Poza tym, widać jak na dłoni, że są parą.
Matsumoto? Więc tak miał na nazwisko? W zasadzie, to wcześniej nawet sobie tym nie zawracałem głowy, ale myślałem, że skoro są w związku, to będą mieć takie same nazwiska. Chyba, że wcale nie mieli zatwierdzonego związku partnerskiego, tylko po prostu mieszkali ze sobą razem.
Dziewczyna zerknęła na zegarek na nadgarstku, sprawdzając, ile mieliśmy czasu do rozpoczęcia się następnej lekcji. Akurat zaczęła się przerwa śniadaniowa, więc mogliśmy pozwolić sobie na dłuższą rozmowę.
– Rany, ale mam dość tej klasy – powiedziała nagle. – Palisz? A jak nie, to pokazałbyś mi, gdzie jest palarnia? Dłużej już nie wytrzymam bez nikotyny.
– Palę – przyznałem nieco osłupiały.
Zaprowadziłem ją do prowizorycznej uczniowskiej palarni na tyłach szkoły. Nauczyciele wiedzieli, że tutaj palono, jednak nikt już z tym nic nie robił. Jaki miałoby sens zakazywanie dorosłym ludziom palenia? Hitomi poczęstowała mnie papierosem – paliła grube mentole, co mnie zaskoczyło. Rzadko zdarzało się, że kobiety paliły grube papierosy, z reguły widziałem, że wybierały te cienkie.
Nie mogłem oderwać wzroku od tego, jak pierwszy raz zaciągała się papierosem. Zrobiła to tak, jakby był to jej ostatni papieros w życiu – przytknęła go do ust, zaciągając się z całej siły. Wciągała jakiś czas słodką nikotynę, aż delikatnie odsunęła drobną dłoń, w której używka wyglądała niepokojąco groteskowo, na kilka centymetrów i wypuściła porządną, szarą chmurę dymu. Zdaje się, że palenie było nieoderwalną częścią jej egzystencji.
– Słuchaj – zaczęła nagle, odchrząkując lekko. Jej ton nie przypominał już miłej kobiety opowiadającej historyjki dla dzieci, ale zmęczoną życiem kobietę, która nie miała czasu na żadne bzdury młodego pokolenia. – Powiedzieli mi, że mam się do ciebie nie zbliżać i w ogóle z tobą nie rozmawiać, ale jak na razie jesteś jedyną osobą, która nie podeszła do mnie i nie poprosiła, żebym powiedziała czegoś po rosyjsku. Niech sobie wpisują te durnoty w tłumacza Google i włączą funkcję czytania.
– Musi ci być ciężko.
– Ciężko? – prychnęła. – Mam pytanie. Co jest z tobą nie tak, że tak cię każdy unika? Powiedz mi, jestem bardzo ciekawa, jak bardzo odstajesz od reszty.
– Pocałowałem kolegę – powiedziałem bez ogródek. Bo niby po co miałbym się wykręcać inną odpowiedzią? W końcu i tak by się dowiedziała. – A poza tym, to nigdy jakoś nie gadałem z nikim z klasy.
– Tak myślałam, bo kilka osób nazwało cię pedałem i zastanawiałam się czy naprawdę jesteś, czy po prostu masz taki mało heteroseksualny styl bycia.
– Wbrew pozorom mam bardzo heteroseksualny styl bycia.
– Poza tym, że całujesz kolegów, to z pewnością – ponownie porządnie się zaciągnęła. Chyba nie mogła już wytrzymać bez papierosów, w dodatku z moją irytującą klasą. – Robisz coś później?
– Później, to znaczy?
– Po lekcjach. Robisz coś po szkole czy znalazłbyś trochę czasu?
– Zależy co chcesz.
– Ha! – prychnęła. – A już myślałam, że na prowincji nie ma czegoś takiego jak cwaniactwo. Nie chciałbyś spędzić ze mną trochę czasu? Tak po prostu, bez konkretnego celu. Chyba, że cię wkurwiam, to w porządku.
– Jasne – powiedziałem, strzepując popiół z papierosa na ziemię. Lekko przygniotłem go podeszwą buta.
– O rany, szybko poszło. Myślałam, że zaczniesz zadawać pytania, że o co mi chodzi i mówić, że jestem głupia.
– Może zacznę. Jak na razie nie muszę – wzruszyłem ramionami.
Tym sposobem dziewczyna, którą znałem raptem kilka godzin i ja, zawarliśmy niepisany pakt, w którym umówiliśmy się, że ona, w zamian za zadawanie się ze mną, będzie dawała innym iluzję, że jednak nie jestem gejem, a ja, w zamian za zadawanie się z nią, będę dawał skutecznie odstraszał wszystkich idiotów, których ona nie była w stanie zdzierżyć. Nie spodziewałem się, że właśnie w ten sposób się z kimkolwiek zaprzyjaźnię, jednak stało się. W dość nietypowy sposób. Jednocześnie dowiedziałem się, że Hitomi wcale nie pochodziła z Sachalinu, jak wszystkim wmówiła pierwszego dnia w szkole, tylko z Matsue, skąd później przeprowadziła się z rodzicami na Rishiri, do czego nie lubiła się przyznawać. Dlatego, wiedząc, że to i tak ostatni rok liceum i raczej nie zaprzyjaźni się z nikim z nowej klasy, wymyśliła Sachalin. Rosja brzmiała jej po prostu nietypowo i egzotycznie, więc czemu by nie spróbować. Nie spodziewała się też, że ktokolwiek z klasy jej uwierzy, ale cóż. Dla innych pozostawała Japonką z Sachalinu, dla mnie była po prostu Hitomi.
Była połowa października. Siedzieliśmy akurat podczas poniedziałkowej przerwy śniadaniowej na dziedzińcu. Zdaje się, że był to jeden z ostatnich tak ciepłych dni. Zarzuciłem po prostu swoją kurtkę na ramiona, Hitomi okryła się dużym, wełnianym szalikiem i tak siedzieliśmy, jedząc i paląc. Nagle zauważyliśmy, jak pan Shiroyama szedł w stronę parkingu. Wsiadł do srebrnego volvo po stronie pasażera, a samochód za chwilę odjechał.
– Zauważyłeś, że Matsumoto zawsze po niego tak przyjeżdża w poniedziałki? – rzuciła, wyciągając z buzi lizaka. Wystawiła język i przez chwilę zezowała, patrząc czy zafarbował jej od cukierka. – Zawsze na tej przerwie.
– Faktycznie. Pan Shiroyama chyba już nie ma później żadnych zajęć.
– No.
– Ciekawe, czemu tylko w poniedziałki tak robią.
– Pewnie się bzykają gdzieś przy drogach.
Prawie zakrztusiłem się kulką ryżową. Hitomi była jednak zupełnie niewzruszona i w dalszym ciągu cmokała, ssąc lizaka.
– Bzykają się przy drogach?
– No, może nie przy drogach. Nie wiem, czemu powiedziałam, że przy drogach, pewnie pomyślałam o tym samochodzie. Ale to by miało sens. Która jest godzina?
– Jakoś dwunasta.
– No. O tej porze raczej nikt nie odbiera dzieci z przedszkola. Pewnie jadą do domu i się pieprzą.
– W poniedziałek? O dwunastej? –  pokręciłem głową. – Kto to robi w ciągu dnia?
– Wyobraź sobie, że masz faceta. Wyobraziłeś to już sobie? To teraz pomyśl o tym, że masz z nim dzieci.
– Trochę awykonalne.
– Przymknij się i słuchaj – cmoknęła, ponownie wyciągając lizaka. Wskazała nim na mnie, mało mi go nie wkładając do nosa. – Załóżmy, że masz z nim te dzieci. Dodajmy jeszcze, że masz bardzo stresującą pracę, która wymaga od ciebie poświęcenia i czasu. Przyjmijmy też, że masz jeden dzień wolny w tygodniu i akurat jest to poniedziałek. No i wciąż w zasadzie jesteś młody, nadający się do reprodukcji, a co za tym idzie – napalony. Dlatego przyjeżdżasz po swojego faceta z pracy, ewentualnie załatwiacie razem jakieś sprawy, a później idziesz się z nim bzykać. To ma sens.
– Tak sądzisz? Jakoś nie sprawiają wrażenia pary, która robi takie rzeczy.
– Pozory mylą. Weź też pod uwagę to, jaki Shiroyama chodzi zadowolony z życia na drugi dzień. Jeśli to ci nie brzmi jak dobry seks, to nie wiem. Hej, właśnie. Ruchałeś się z kimś kiedyś?
Tym razem zakrztusiłem się kulką ryżową. Hitomi zaczęła mnie energicznie klepać po plecach, prosząc przy tym, bym nie umierał, bo nie znała tu żadnego innego równie wielkiego przegrywa życiowego, co ona. Po jakimś czasie udało mi się doprowadzić do porządku. Co to w ogóle było za pytanie?
– A ty? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– Tak i było beznadziejnie. Dlatego zastanawiam się czy może gejowski seks jest lepszy.
– Nie – wymamrotałem. Czułem, jak cała moja twarz oblewa się czerwienią. – Nigdy tego nie robiłem.
– Jeśli homo seks też jest tak kiepski, co hetero, to prawdopodobnie nic nie tracisz. A nie chciałeś się nigdy dowiedzieć, jak to jest?
– Jak to jest, gdy ktoś mi wciska chuja w dupę? To moje marzenie.
– Tak myślałam.
Swoją drogą, rozmowy o seksie były stałym elementem naszych rozmów. Zdawało się, że Hitomi miała swego rodzaju bzika na tym punkcie. Nie interesował jej seks w formie romantycznego zbliżenia dwójki osób, które się kochają, tylko sam akt seksualny. Fascynowało ją to, ile może być pozycji seksualnych i jak bardzo te pozycje robią się nudne, gdy pieprzy się z tylko jedną osobą. Nie wierzyła w miłość jako-taką. Uważała, że nie istnieje i ludzie, którzy się kochają, żyją tak naprawdę w iluzji. Stan zakochania traktowała jako stan niepoczytalności. Dlatego twierdziła, że nigdy się nie zakocha. Z każdym swoim dotychczasowym partnerem była wyłącznie dla seksu, a i tak żaden z nich nie potrafił jej zadowolić. Dlatego, szukając spełnienia, dość często zmieniała partnerów, co sprawiło, że na Rishiri, które liczyło sobie raptem kilka tysięcy mieszkańców, przyklejono jej łatkę łatwej dziewczyny, co w rzeczywistości nie było prawdą. Hitomi pieczołowicie selekcjonowała mężczyzn na tych, z którymi mogła po prostu rozmawiać i się z nimi przyjaźnić oraz na tych, którzy w przyszłości mogli zostać jej seksualnymi partnerami. Długo to trwało i pod uwagę brała wiele rzeczy – sposób wypowiadania się, styl życia, budowę ciała, ogólną aparycję, aż w końcu wielkość i kształt penisa. To ostatnie nie było proste do sprawdzenia i mogła się przekonać o tym tylko w jeden sposób. Z reguły wychodziło z tego wielkie rozczarowanie, bo albo był za krótki, albo za chudy, albo kształt miał stożkowaty, czego już w ogóle nienawidziła w męskich przyrodzeniach. Idealny penis musiał być odpowiednio długi i gruby, najlepiej prosty, chociaż zakrzywiony nieco w górę przy główce był podobno idealny do wszelkich pozycji od tyłu. Przynajmniej tak twierdziła Hitomi, z którą siadałem czasami podczas przerw śniadaniowych na szkolnym stadionie, oglądając, jak trenowała drużyna baseballowa.
Siadaliśmy tak, dopóki nie nastała zima i szkolne treningi na zewnątrz zostały odwołane. Tak samo stadion został zamknięty na czas śniegów i mrozów, w konsekwencji czego nie mieliśmy gdzie siadać. W połowie grudnia moi rodzice dostali w końcu rozwód, co niezwykle ucieszyło mamę. Była z tego zadowolona do tego stopnia, że postanowiła wyprawić małe przyjście z tego okazji. Zaprosiła dwie najbliższe koleżanki i jakąś swoją kuzynkę, z którą nie miałem dobrego kontaktu, za to mama i ona potrafiły godzinami plotkować przez telefon. Spytałem się Hitomi czy nie chciałaby do nas przyjść z tej okazji. Wszyscy się cieszyli, a szczególnie ja i mama. Yuzuki nie do końca rozumiała, co się w zasadzie działo i dlaczego musiało tak być, jednak byłem pewny, że jak tylko trochę dorośnie, to zrozumie.
Hitomi zgodziła się przyjść, udając moją dziewczynę. Niektórzy naprawdę myśleli, że byliśmy parą, a szczególnie moja rodzina. Mama zadowolona wypytywała o Hitomi, gdy byłem w domu, podczas gdy ona pewnie bzykała się z jakimiś facetami. To była dziwna relacja. Raz jeden facet, z którym się „umawiała” podszedł do mnie wściekły, żebym zostawił jego dziewczynę w spokoju. To było w centrum handlowym, Hitomi aktualnie biegała w sklepie, wybierając sobie ubrania, a ja stałem na zewnątrz, trzymając inne jej torby z zakupami. Twierdziła, że jeśli ma pojawić się u mnie jako moja dziewczyna i mam ją przedstawić mamie i siostrze, to nie mogła przyjść do mnie w byle czym. Za to ja, podczas gdy ona wybierała strój dla mojej mamy, musiałem się rozprawić z tym mężczyzną. Nie znałem go w ogóle, nie chodził do nas do szkoły. Ba! Z pewnością do żadnej szkoły nie chodził. Wyglądał na minimum trzydzieści lat.
– Nie wiem, o co ci chodzi – powiedziałem zdezorientowany. Już kilka minut próbowałem mu wyjaśnić, że Hitomi wcale nie jest moją dziewczyną. – Tylko się przyjaźnimy! A poza tym, jestem gejem.
– Suzuś nie mówiła, że przyjaźni się z pedałem – burknął.
Następny ciekawy fakt o Hitomi – facetom nigdy nie przedstawiała się swoim imieniem i nazwiskiem, mówiła po prostu, że nazywa się Suzumi, co w wielu przypadkach, o dziwo, załatwiało sprawę. Całkiem możliwe, że ci mężczyźni też nie byli mocno zainteresowani tym, jak się nazywała. Myśleli pewnie, że okej, chce się bzykać, to po prostu się bzykniemy. Ten był jednak trochę inny, o czym Hitomi mi mówiła. Codziennie do niej dzwonił, zapraszał ją na randki i ogólnie twierdził, że byli parą, co mojej przyjaciółce nie do końca odpowiadało.
– Naprawdę, nie mam nic do Suzumi. Jest tylko moją koleżanką.
– To dlaczego stoisz tutaj z babskimi zakupami? Ona jest w sklepie? W którym??
– No… no bo… Czekam na swojego chłopaka! I jak przyjdzie, to mamy iść w trójkę na obiad.
– Serio? To sobie z tobą poczekam na tego chłopaka.
Moje ciało w jednym momencie pokryło się zimnym potem. Czasami nie wierzyłem w to, jakie szczęście miałem, czy też raczej jakiego pecha miałem. Jakiś natarczywy facet mojej koleżanki, wyrobiony w barach koksu, no i ja – chuderlawy pedałek. Czułem, że to się dobrze nie skończy.
Niespodziewanie w tłumie dostrzegłem znajomą sylwetkę. Pomyślałem, że to moja jedyna szansa na wydostanie się z tej patowej sytuacji.
– H-hej!! – krzyknąłem, machając do pana Shiroyama. Żyje się raz, no nie?
Kilka osób spojrzało w moim kierunku, w tym pan Shiroyama. Nauczyciel niósł papierową torbę z jakiegoś sklepu z elegancką męską odzieżą. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony, a ja, jak gdyby nigdy nic, podbiegłem do niego.
– Itsuki? – wcale nie krył zdziwienia.
– Błagam, musi mi pan pomóc – powiedziałem cicho, chwytając go obiema dłońmi za wolną rękę, jakbym prosił go o naprawdę pilną przysługę. I tak właśnie było. W pierwszym odruchu chciał wyrwać dłoń z mojego uścisku, jednak się powstrzymał. Minę miał naprawdę nietęgą, jakby właśnie spróbował czegoś naprawdę niesmacznego.
– No dobra – odparł trochę niepewnie.
– Naprawdę, bo to się źle skończy.
Shiroyama powiódł wzrokiem na faceta, z którym wcześniej stałem, a następnie znów spojrzał na mnie. Kiwnął nieznacznie głową na znak tego, że zrozumiał, o co mi chodziło. Nagle, co bardzo mnie zaskoczyło, wziął mnie za rękę, jakbyśmy byli parą. W jednym momencie zaczęło mi się kręcić w głowie, a on, jak gdyby nigdy nic, ruszył w stronę faceta Hitomi.
Cholera, to się nie działo naprawdę. Ja go wcale właśnie nie trzymałem za rękę. Za jego rękę. Dobrzy bogowie, ta chwila nie mogła istnieć naprawdę. A jednak! Dłoń pana Shiroyamy była ciepła i wyjątkowo gładka, jak na męską dłoń. Z jakiegoś powodu zawsze wydawało mi się, że jego ręka będzie typowo samcza – szorstka, nie do końca zadbana, a wprost przeciwnie. Była przyjemnie delikatna, jakby właśnie przed chwilą przeszedł milion zabiegów pielęgnacyjnych. Wstyd mi było na samą myśl, że taka dłoń pewnie trzymała moją – szorstką i spoconą ze zdenerwowania.
– To twój chłopak? – rzucił facet Hitomi, mierząc Shiroyamę wzrokiem. Błagałem w myślach, by facet połknął przynętę, jaką był nauczyciel. W zasadzie, to Shiroyama był chyba od niego niewiele starszy.
– Jest jakiś problem? – spytał, zerkając na mnie. To spojrzenie, ten wzrok… Myślałem, że się rozpuszczę w miejscu. Pierwszy raz w życiu ktoś popatrzył na mnie z taką troską w oczach. Zupełnie tak, jakby naprawdę się o mnie martwił lub miał stanąć w mojej obronie. Dlaczego ten mężczyzna musiał taki być?
– Nie, to chyba… uhm… nieporozumienie.
– Na pewno, kochanie? – spytał czule.
Kochanie
Aż mi łzy stanęły w oczach. Spojrzałem z niedowierzaniem na Shiroyamę i mało się nie rozpłakałem. Nazwał mnie kochaniem. Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, jakby robił to codziennie. Nie wierzyłem przez moment własnym uszom. On to naprawdę powiedział? Czy użył właśnie tego słowa?
– Uhm… tak… to… to z pewnością… nieporozumienie – wyrzuciłem z siebie, nieskładnie, ledwo pamiętając o oddechu.
– Wszystko w porządku? – usłyszałem nagle głos Hitomi. Odwróciłem się ku niej, mało nie krzycząc, żebyśmy stąd uciekali.
– Suzumi! – powiedziałem szybko, nim pan Shiroyama mógł ją nazwać jej imieniem. Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany. – Idziemy coś zjeść? Pan… Yuu! Yuu właśnie przyszedł. To jak, Suzumi? Idziemy?
– Uhm… Tak, jasne. A ty co tu robisz? – zwróciła się do swojego faceta. – No, to wy idźcie, ja do was dołączę.
– Jasne.
Szybko odeszliśmy z Shiroyamą od Hitomi i jej faceta, któremu właśnie zaczęła suszyć głowę o to, że tak na mnie naskoczył. Chociaż oddaliliśmy się już dość daleko od tej dwójki, to nadal nie puszczaliśmy dłoni. Bardzo nie chciałem, by ta chwila musiała nastąpić. By pan Shiroyama puścił moją dłoń i odszedł. Wiedziałem jednak, że za chwilę to się stanie. Zostawi mnie samego i pojedzie do domu, do swojego partnera i dzieci. Aż zebrało mi się na płacz przez samą myśl, że nie mógł tak zawsze trzymać mnie za rękę. Ale stało się w końcu to, czego nie chciałem. Shiroyama stanął, delikatnie wyplątując dłoń z mojego uścisku. Zdaje się, że dość mocno go złapałem w momencie, w którym próbował wyswobodzić swoją rękę, jednak ostatecznie ją uwolnił z mojej dłoni.
– Dziękuję – wymamrotałem, unikając jego spojrzenia, które w tym momencie czułem na sobie aż za dobrze. Gdy ośmieliłem się spojrzeć na mężczyznę, to uzmysłowiłem sobie, że wcale nie było mu do śmiechu z całej tej sytuacji. Wprost przeciwnie, był zły.
– Nie mam pojęcia, co to miało znaczyć – powiedział ostrym tonem. – Kim jest ten facet i co od ciebie chciał?
– To… to trochę skomplikowane – odparłem. – Wszystko panu wyjaśnię.
– Jasne, ale nie teraz i nie dzisiaj. Muszę się zbierać. No i… jakbyś mógł o tym nikomu nie wspominać? A zwłaszcza mojemu partnerowi.
– Tak. Jasne! Oczywiście! Nikomu ani słowa. Ale co mam powiedzieć im?
Mężczyzna pokręcił głową.
– Powiedz, że musiałem pilnie jechać do szpitala, bo ktoś bliski mi zasłabł.
– W porządku.
Shiroyama odszedł, nawet się ze mną jakoś specjalnie nie żegnając. Stałem tak, patrząc na to, jak odchodził i aż coś mnie zabolało w środku. Był zły, ewidentnie był na mnie zły. Poczułem, jak coś mnie ściska w klatce piersiowej. Miałem ochotę pobiec za nim i go przepraszać.
Nie mogłem przestać o tym myśleć. Na przyjęciu z okazji rozwodu moich rodziców czułem się naprawdę jak kopnięty w brzuch. Mama z ciocią i koleżankami gruchały nad Hitomi, która bardzo podeszła im do gustu. Chociaż tyle, miałem spokój od pytań, kiedy w końcu przyprowadzę dziewczynę do domu. Przyprowadziłem. I może nie była to moja, jakby ktoś mógł określić, partnerka, ale była dziewczyną. Prawda?
Późnym wieczorem, kiedy Yuzuki już leżała w łóżku, a pijane kobiety tańczyły do największych szlagierów muzyki, poszedłem odprowadzić Hitomi do domu. W dalszym ciągu nie mogłem przestać myśleć o dzisiejszej sytuacji z panem Shiroyamą. W głowie miałem jego zdenerwowaną minę. Nie chciałem stracić jego sympatii, nie w taki sposób.
– I co? – spytała w pewnym momencie Hitomi. Szliśmy obok siebie przez dłuższy czas w zupełnej ciszy. Trzymałem ręce głęboko w kieszeniach kurtki, a wzrok miałem spuszczony gdzieś w dół. – Myślisz, że podeszłam do gustu twojej mamie?
– Na pewno – odparłem mimowolnie. Zupełnie nie skupiłem się na tym, co mówiła. Z jakiegoś powodu zaczął boleć mnie brzuch.
– Wiesz, że to będzie dla niej wielki szok, kiedy dowie się, że jesteś gejem, a ja jestem tylko przykrywką?
– Huh? – podniosłem na nią głowę. Patrzyła gdzieś przed siebie i wydawała się być bardzo znudzona. Może to też było zmęczenie? Nie byłem pewny.
– Zrobi jej się przykro.
– Co mówiłaś?
– Że twoja mama w końcu się dowie, że nie jesteś hetero. To będzie ciężkie.
– Lepiej by było, gdyby się nie dowiedziała.
– Wiesz, że ten dzień w końcu nastąpi?
– Nie nastąpi, bo jej nigdy nie powiem.
– Ale jeśli dowie się w jakiś inny sposób? Nie wiem, zobaczy cię z jakimś chłopakiem albo coś w tym guście.
– Nie będę miał chłopaka – odparłem. Hitomi uniosła brwi w zdziwieniu.
– Nie?
– Nie umiem być z nikim w związku. Raz próbowałem i… Teraz mam tylko przesrane w szkole, o czym sama wiesz.
– Więc wolisz sobie wzdychać z ukrycia do starszego mężczyzny? I myślisz, że on się w końcu nie zorientuje? Poza tym, ta dzisiejsza sytuacja…
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– Czy uważasz, że jestem ślepa? Że on jest ślepy i wszyscy dookoła również? Zostajesz, żeby z nim porozmawiać po lekcjach, ciągle na niego patrzysz, na korytarzu, gdy się z nim mijamy, to wodzisz za nim wzrokiem. Czasami bez powodu nagle zaczynasz o nim mówić. Nie uważasz, że to niezdrowe? Czy taka platoniczna miłość nie sprawia, że jesteś nieszczęśliwy?
– Lubię go. Tak po prostu.
– Chyba lubisz go trochę za bardzo.
– Naprawdę aż tak to widać?
– Tak?? I to strasznie!
– Po prostu… Nie wiem. Może mam nadzieję, że pewnego dnia spojrzy na mnie tak samo.
– Czy nie przemawia do ciebie fakt, że on jest w związku? Że ma dzieci?
– Podobno związki homoseksualne nie są trwałe.
– Nie powiedziałabym tego o relacji, gdzie są już dzieci. I to już dość duże dzieci.
– Widziałaś je? – nie kryłem zdziwienia.
– Nie. Zwyczajnie zgaduję. A ty je widziałeś?
– Tak.
– I to na ciebie nie podziałało?! Ocknij się, chłopie!! To zaczyna wyglądać tak, jakbyś chciał mu zniszczyć związek.
Kto to wiedział. Może i podświadomie chciałem zniszczyć mu związek. Może skrycie pragnąłem, by Shiroyama zerwał ze swoim partnerem i uciekł ze mną gdzieś daleko. By zakochał się we mnie i zaopiekował się mną. Był przy mnie, kochał, robił wszystkie te rzeczy, o których nie wypadało mówić głośno. Całkiem możliwe, że właśnie to było moim największym marzeniem, co dopiero uświadomiła mi Hitomi.
Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, nie widziałem Shiroyamy w szkole aż do końca tygodnia. Mieliśmy zastępstwo z facetem od informatyki, który pozwolił nam robić, co chcieliśmy. Stwierdził, że nie ma sensu prowadzić porządnego zastępstwa, bo nie miał do tego odpowiednich kwalifikacji. Pan Shiroyama powiedział mu jednak, co takiego powinniśmy przerobić, jednak ten poprosił nas po prostu, żebyśmy przeczytali temat w domu. Czułem jak zupełnie rozstrojony. Jakby pewne śruby poluzowały się we mnie, gdy wyczekiwałem tego, jak Shiroyama wejdzie do klasy i usiądzie na swoim miejscu, prowadząc lekcje, a zamiast niego zjawił się ktoś zupełnie inny. Zdaje się, że tak właśnie smakowało rozczarowanie – było piekielnie gorzkie i ostre, jakbym rozgryzł pieprz.
Przez całą godzinę lekcyjną siedziałem pogrążony w myślach, co takiego mogło się stać z Shiroyamą. Dlaczego nie przyszedł? Coś mu się stało? Rozchorował się? Może musiał zająć się dziećmi? Albo coś załatwiał związanego z firmą? Może wziął urlop na jakiś czas i postanowił gdzieś wyjechać? Natrętne myśli nie mogły opuścić mojej głowy. Hitomi, zapewne domyślając się, że myślałem o swoim zauroczeniu, z początku postanowiła zająć mą głowę czymś innym. Rozmawiała ze mną, próbowała pytać o różne rzeczy. Nie widząc jednak żadnego efektu, po prostu zaczęła rozmawiać z kimś innym. Co mnie zaskakiwało, Hitomi była bardzo lubiana, chociaż zadawała się ze mną. A nigdy nie była jakoś przesadnie miła dla ludzi z klasy, niektóre osoby nawet specjalnie unikała, jednak, gdy tylko czegoś potrzebowała, to każdy miał dla niej czas. Pod tym względem przypominała mi Hitsujiego i całkiem możliwe, że w tej kwestii zajęła po prostu jego miejsce w klasie. Równowaga w przyrodzie była więc zachowana.
Chcąc przekonać się, co takiego działo się z moją sympatią, postanowiłem sam to sprawdzić. Od razu po lekcjach udałem się na odpowiedni przystanek, a następnie wsiadłem do autobusu. Nie myślałem za bardzo, co robię. Kierował mną impuls i silna potrzeba zobaczenia pana Shiroyamy. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że po prostu za nim tęskniłem. Za jego delikatnie pociągłą twarzą, pełnym fascynacji głosem, kiedy opowiadał podczas zajęć o historii, nieokrzesaną mimiką, która wielokrotnie wywoływała u mnie uśmiech. Jednocześnie chciałem móc zobaczyć, jak jego umięśnione ramiona opina elegancka koszula, jak jego wyrzeźbione ciało porusza się z gracją, której nie miał chyba żaden inny mężczyzna. Jeszcze bardziej chciałem, by znów złapał mnie za rękę, ale już nigdy więcej jej nie puszczał. Tym bardziej było mi źle, że nie widziałem go właśnie od tamtej sytuacji. A pamiętałem, jaki był zdenerwowany, jak ostry był jego ton. Coś kłuło mnie w serce na samo wspomnienie tego wszystkiego. Chciałem móc go objąć i poprosić, by się na mnie nie złościł.
Dopiero pod samymi drzwiami jego domu uświadomiłem sobie, co tak naprawdę zrobiłem i do czego to wszystko zmierzało. Stałem tak kilka minut pod drzwiami, jak kołek wbity w ziemię. Jego samochód stał na podjeździe, więc musiał być w domu. W pewnym momencie zachciało mi się uciec, jednak pomyślałem też o tym, że przebyłem zbyt dużą drogę. Poza tym, pragnienie zobaczenia go było silniejsze niż cokolwiek innego. Wiedziałem, że jeśli go nie zobaczę i z nim chociaż chwilę nie porozmawiam, to nie będę w stanie normalnie funkcjonować.
Zadzwoniłem do drzwi. Stałem tak kilka chwil, po moim kręgosłupie przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Nagle usłyszałem kroki po drugiej stronie. Jakieś dwie sekundy później rozległo się zgrzytanie zamka, Shiroyama otworzył mi drzwi.
Jak wielka ulga ogarnęła mnie na jego widok! Był, nie wyjechał. Wciąż istniał i nie rozpłynął się w powietrzu niczym mgła o poranku. W jednej chwili zapragnąłem objąć go mocno z całych sił, jednak powstrzymałem się przed tym.
– Dzień dobry – powiedziałem pierwszy.
– Cześć – odpowiedział. Swoim zwyczajem, raczej nie zachowywał formalności w takich chwilach. – Wejdź. Coś się stało dzisiaj? – wpuścił mnie do środka. Zamknął za mną drzwi. Odłożyłem plecak na podłogę, rozebrałem się z odzienia wierzchniego.
– To nie do końca tak – odpowiedziałem, odwieszając kurtkę na wieszak. – To znaczy… Uhm… Trochę było dziś nieprzyjemnie w szkole. To wszystko.
– Ktoś ci dokuczał?
– Odrobinę.
– Kto taki?
– Nie, to nic poważnego. Takie tam docinki. Uczę się to ignorować, ale łatwo nie jest.
– Rozumiem.
Staliśmy przez kilka sekund, patrząc na siebie w zupełnej ciszy. W ciągu tych ciągnących się całą wieczność sekund, zapragnąłem złapać go za rękę. Wplątać swoje palce w jego, zbliżyć się, czuć ciepło jego ciała przy moim. Aż dostałem gęsiej skórki na samą myśl o tym.
– Chciałem też pana przeprosić za to ostatnie – powiedziałem w końcu. Bo…
– Nie mówmy o tym – przerwał mi nagle, dość nerwowym tonem. – Napijesz się herbaty?
Wskazał mi salon. Puścił mnie przodem i wówczas zobaczyłem, że na kanapie półleżał pan Matsumoto. Bardzo zaskoczył mnie jego widok, tym bardziej, że przy mężczyźnie stał stojak z kroplówką, z której rurka ciągnęła się do jego lewego przedramienia. Odwrócił się lekko ku mnie, uśmiechając się.
– Cześć, Itsuki – powiedział. – Co słychać?
– Dzień dobry. Wszystko w porządku. Ale… er… Coś się panu stało?
– To nic takiego – pokręcił głową. – Usiądziesz może?
Wówczas zdałem sobie sprawę, że pan Shiroyama gdzieś nagle zniknął. Nawet nie zauważyłem kiedy. Jednak zaraz z kuchni dobiegł mnie odgłos gotowanej wody w czajniku, więc już wiedziałem, że poszedł zrobić dla mnie herbatę. Usiadłem zatem, tak jak poprosił mnie o to pan Matsumoto. Zająłem miejsce w jednym z dwóch foteli, po czym obrzuciłem wzrokiem stolik kawowy, który miałem przed sobą. Rozłożone były na nim europejskie szachy. Rozgrywka trwała już w najlepsze, kilka figur leżało poza planszą. Zdaje się, że właśnie im przerwałem w grze. Zdanie sobie sprawy, że tak naprawdę przyszedłem tu bez żadnego większego powodu oraz bez zaproszenia, wywołało u mnie uczucie dyskomfortu w brzuchu, jakbym zjadł coś nie do końca świeżego i teraz wszystkie wnętrzności chciały mi powiedzieć, że to był ogromny błąd.
– Co słychać w szkole? – zagadnął. – Nadal cię tak męczą? W ogóle, tak dawno cię nie widziałem!
– Ja pana również – zaśmiałem się, chcąc ukryć swoją nerwowość. Wcale nie chciałem go widzieć. Wolałbym, by Matsumoto zniknął z życia Shiroyamy i nie pojawiał się w nim już nigdy więcej. – Wszystko dobrze. Jakoś się układa.
– Tak? To świetnie! A wiesz co, chyba musisz częściej do nas wpadać. Jakoś tak miło się robi, kiedy tu jesteś.
– Naprawdę?
– Tak.
Wkrótce wrócił do nas pan Shiroyama z herbatą dla mnie. Postawił ją na stoliku, uprzednio przesuwając nieco szachownicę, by łatwiej mi było sięgnąć po napój, jak ostygnie. Usiadł w drugim fotelu. Na kilka chwil nastała niezręczna cisza. Poczułem, jak mi się dłonie pocą, zacząłem ukradkiem wycierać je w spodnie mundurka.
– Zaraz się będę zbierać po dzieci – powiedział pan Shiroyama, przerywając ciszę.
– Spokojnie, jest dopiero piętnasta – odparł chirurg.
– Tak, ale po drodze muszę zrobić jeszcze zakupy. Właśnie, Itsuki, może zjadłbyś coś? W sumie mamy tylko ciasto marchewkowe. Nie wiem czy lubisz.
– Nie, dziękuję. To znaczy… Lubię ciasto marchewkowe. Ale nie jestem głodny.
– No dobrze.
– Och, nie pytaj się, tylko mu daj – pan Matsumoto wywrócił oczami. Aż przypomniała mi się sytuacja w szpitalu, kiedy spotkałem go w kolejce do automatu z napojami. – Kto niby nie jest głodny po szkole.
Matsumoto mrugnął do mnie znacząco, a ja myślałem, że robię się cały czerwony na twarzy. W zasadzie, to miał rację. Byłem głodny i bałem się czy zaraz nie zacznie mi burczeć w brzuchu z tego głodu. I tak oto dostałem ciasto marchewkowe. Było naprawdę pyszne. Puszyste, wilgotne, ze słodkim kremem. Dość niezręcznie było mi jeść przy nich samemu, ale zdaje się, że nawet nie zawracali sobie mną głowy, tylko rozmawiali o czymś.
– Tylko błagam, nie dawaj do obiadu zielonej pietruszki – jęknął nagle Matsumoto, co mnie w pewnym stopniu zaabsorbowało.
– Wiesz, że i tak dodam.
– No nie – jęknął cierpiętniczo, zakrywając dłonią twarz. Lekarz zachowywał się właśnie jak jakieś wybrzydzające, rozpieszczone dziecko. – Wiesz, jak ja tego nienawidzę. Nie dość, że smakuje okropnie, to śmierdzi i w dodatku wchodzi w zęby. Jak w ogóle można jeść coś takiego?
– Co ja ci poradzę, że musisz jeść żelazo. Same kroplówki witaminowe i leki nie pomogą, jeśli nie będziesz mieć odpowiedniej diety.
– Wiem przecież.
– To nie marudź.
– Będę marudzić, bo tego nie lubię.
Shiroyama westchnął, po czym zerknął na mnie. Czułem jego wzrok na sobie, jednak starałem się nie patrzeć ani na niego, ani na Matsumoto, dlatego za bezpieczne uznałem wpatrywanie się w szachownicę.
– Grasz? – zagadnął historyk. Zapewne uznał, że moje wpatrywanie się w szachownicę oznaczało analizowanie całej rozgrywki. Tak naprawdę, to nie miałem pojęcia, co się w ogóle działo.
– W szachy? Nie bardzo. Kiedyś siostra mnie uczyła, ale w zasadzie nic z tego nie wyszło.
– Może cię nauczyć? – spytał Matsumoto. – To w zasadzie nic trudnego, tylko trzeba pamiętać, w jaki sposób poruszają się poszczególne figury.
– Chętnie – przyznałem. Bo niby czemu nie nauczyć się grać w szachy?
– To może wyjaśnisz wszystko Itsukiemu, jak pojadę po dzieci? – Shiroyama wstał, wyciągając się nieco.
– A nasza partia?
– Dokończymy później, tylko pamiętaj ustawienie figur. Albo możemy zacząć od nowa, bo mnie i tak ogrywasz.
– Podkładasz się! Niemożliwe, żebym tak łatwo wygrywał z tobą w szachy.
– Od razu, że niby się podkładam. Phi! Mam jakiś gorszy dzień i tyle. Każdemu się zdarza. Dobra, to ja jadę do sklepu i po dzieci.
Kilka chwil później Shiroyama wyszedł, a ja zostałem sam z panem Matsumoto. Mężczyzna ustawił wszystkie figury na szachownicy, po czym po kolei zaczął mi wyjaśniać, jak się jaka nazywa.
– Ogólnie, to na te wszystkie figury powinno się mówić bierki, ale nikogo to nie obchodzi i nikt tak nawet nie mówi – oznajmił, prostując się nieco. Podwinął lekko rękaw swetra, który nieznacznie opadł mu na kaniulę, do której podłączona była kroplówka. Mimowolnie zerknąłem na kroplówkę, która była już do połowy opróżniona. Spływała dość wolno.
– Bierki brzmi tak mało profesjonalnie.
– Prawda? – zaśmiał się. – Jak te patyczki dla dzieci czy coś w tym stylu.
Zaraz mi wyjaśnił, jak nazywały się poszczególne figury. Był więc król, hetman, wieża, goniec, skoczek i pionek. Dowiedziałem się też, jaką wartość miały poszczególne figury i w jaki sposób poruszały się na szachownicy.
– Hetman lub też królowa, jest najsilniejszą figurą – podniósł wspomnianą bierkę, podkreślając przy okazji, że mówił dokładnie o tej. – Porusza się dowolnie po przekątnej i prostej. Jest to ważna figura, atakująca i raczej nie powinno się jej rozwijać zbyt szybko, by jej nie utracić przypadkiem. Król z kolei – odłożył hetmana, po czym wziął figurę stojącą obok – jest figurą bezcenną. W szachach chodzi w zasadzie o to, by schwytać króla nieprzyjaciela, gdyż, w przeciwieństwie do hetmana, nie można go bić. Gdy robi się debiut, powinno ustawić się poszczególne pionki i figury tak, by za wszelką cenę go bronić. Zaszachowanie, czyli schwytanie go oznacza koniec gry. Porusza się wyłącznie o jedno pole i tak naprawdę na początku jest praktycznie bezużyteczny.
– Trochę tego jest – mruknąłem.
– Prawda? Ale naprawdę, jak się trochę poćwiczy, to szybko się w to wkręca.
Zaraz wyjaśnił mi, na czym polegał debiut i zaprezentował, w jaki sposób można na przykład ułożyć figury. Robił to bardzo dokładnie, powtarzając kilkakrotnie poszczególne kroki. Ton miał przy tym tak miły i ciepły, no i tak bardzo upewniał się, czy na pewno za nim nadążam. Zupełnie, jakby mówił do dziecka. Poza tym, prezentował mi, w jakich ułożeniach mógł zachować się przeciwnik. W pewnym momencie aż rozbolała mnie głowa, jednak starałem się wszystko zapamiętywać. Szczerze, to shōgi wydawało mi się być nieco prostsze i mniej zasadnicze (shōgi – japońska wersja szachów. dop.aut.).
I tak siedzieliśmy przez najbliższą godzinę. Matsumoto w pewnym momencie rozpoczął ze mną mini rozgrywkę, podpowiadając mi przy tym i mówiąc, w jaki sposób mogę się poruszyć oraz samemu objaśniając swoje kroki. Przypominał mi jednocześnie, w jaki sposób poruszały się jakie figury.
– Yuu by od razu rzucił cię na głęboką wodę – zaśmiał się, robiąc ruch pionkiem. Spojrzałem na ułożenie szachów, a następnie zerknąłem z zaciekawieniem na mężczyznę.
– Od razu?
– Jest bardzo niecierpliwy, więc nie chciałoby mu się za bardzo niczego tłumaczyć.
– W szkole taki nie jest. Jest bardzo cierpliwy i miły. Zawsze można z nim o wszystkim porozmawiać. Myślę, że to najlepszy nauczyciel, z jakim kiedykolwiek miałem zajęcia. – odparłem, również biorąc gońca.
– Chyba lubisz Yuu, no nie?
– Bardzo. Jest chyba jednym z moich ulubionych ludzi na świecie – zaśmiałem się. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co w ogóle powiedziałem. W jednej chwili zrobiłem się czerwony na twarzy. To było prawie tak, jakbym przyznał się przed nim, że czułem coś do jego faceta.
Poczułem na sobie wzrok Matsumoto. Spojrzałem na niego i przez moment myślałem, że patrzy na mnie zupełnie inna osoba. Nie powiem, to spojrzenie zmroziło mnie do tego stopnia, że niemal upuściłem figurę.
– Na pewno chcesz nim teraz wykonać ruch? – spytał, powracając spojrzeniem na szachownicę. Jego ton wciąż wydawał się być ciepły i wesoły. – Ja bym zostawił gońca na później.
– Myślę, że to dość dobry, ruch. Mogę zbić pionka.
– No dobrze – odparł. Wykonałem więc swój ruch, będąc zadowolonym z siebie, że tak łatwo mi to poszło.
Jednakże, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, trzy ruchy później Matsumoto mnie zaszachował. Kompletnie mnie zamurowało, gdy zdałem sobie sprawę, że był to szach-mat i właśnie przegrałem. Jego hetman stał przy moim królu, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy rozgrywka potoczyła się w ten sposób. Co mogłem poradzić? To w zasadzie była moja pierwsza gra w szachy, za to Matsumoto był doświadczonym zawodnikiem. Zaszachował mnie bez uprzedzenia, co myślałem, że jednak uczyni.
– Mówiłem, żebyś nie ruszał gońca – zaśmiał się. Fakt, mówił o tym.
– Następnym razem będę słuchał – westchnąłem.
– Następnym razem pewnie Yuu z tobą zagra. Trochę się zmęczyłem.
Zmęczył się? Czym?? Przesuwaniem figurek po planszy??? Zaraz jednak przypomniało mi się, że Matsumoto był chyba chory i całkiem możliwe, że takie rzeczy nieco go męczyły. W końcu był pod kroplówką.
– Rozumiem.
– Współczuję temu twojemu ulubionemu nauczycielowi, bo siedzi ze mną i gra w gry, ponieważ sam ze sobą zaczynam się potwornie nudzić, jak muszę siedzieć w jednym miejscu – roześmiał się. – Beznadzieja. Tylko uważaj, jak z nim będziesz grać, bo on nie podpowiada. I pamiętaj, figury ruszaj na końcu, najpierw staraj się grać pionkami. Król i hetman ruszają w ostatecznej rozgrywce.
Pan Shiroyama przyjechał z dziećmi kilka minut później. Matsumoto w tym czasie zagadywał mnie o szkołę i różne inne rzeczy. W końcu jednak dzieci zaczęły szaleć w najlepsze, jak tylko nauczyciel z nimi przyszedł. Nie miałem pojęcia, ile te demony miały siły i energii, ale bez wątpienia pan Matsumoto tego w ogóle już nie miał. Jak tylko usłyszeliśmy, że Shiroyama był już pod drzwiami z dziećmi, lekarz sam odłączył się od kroplówki, która się skończyła. Zakręcił kranik, a następnie naciągnął rękaw swetra na przedramię. Kilka minut później ostrożnie przytulał swoje dzieci, uważając na lewą rękę, by przypadkiem nie zahaczyć o kaniulę. Zdaje się, że nie chciał też, by maluchy musiały widzieć go pod kroplówką. Nie zadawały jednak nawet pytań o statyw stojący tuż obok. Shiroyama zaraz wyniósł go z salonu i pomieszczenie znów stało się salonem, a nie prowizoryczną salą szpitalną.
Pan Shiroyama poszedł przygotowywać późny obiad, a ja zostałem z Matsumoto i dziećmi, które obskakiwały mężczyznę, wesoło przekrzykując się w tym, co dzisiaj robiły. Zdaje się, że jego twarz z każdą sekundą traciła jakikolwiek blask, a wesołe spojrzenie zajmowało zmęczenie. Postanowiłem więc pomóc mu trochę, na swój sposób i zaproponowałem, że się z nimi pobawię. Dzieci niemal krzyknęły szczęśliwe. W ten sposób dałem się wciągnąć w zabawę w dom mody. To było naprawdę dziwne. Dziewczynki zaraz wytrzasnęły skądś jakieś przeróżne materiały, które na mnie narzuciły, utrwalając całość różowymi spineczkami. Dodatkowo dostałem całą masę dodatków – kokardki, falbanki, bransoletki, naszyjniki. Błyszczałem się niczym gwiazda filmowa. Chirurg jedynie patrzył na to wszystko z lekkim uśmiechem. Zdaje się, że był wdzięczny za moją pomoc. Tak naprawdę nie robiłem tego dla niego, tylko dla Shiroyamy. Czułem, że jeśli trochę zbliżę się do dzieci, polubią mnie, to zyskam u niego jakieś punkty, tak jak teraz zyskałem je u Matsumoto. Zdaje się, że wyszedłem na zero po tym, co wcześniej powiedziałem o swoim nauczycielu.
Zjadłem wraz z nimi obiad. Pan Shiroyama zrobił na szybko zapiekane warzywa i duszone, białe mięso. Musiałem przyznać, że atmosfera przy posiłku znacznie różniła się od tej, gdy jadłem z nimi pierwszy raz. Wtedy chirurg narzekał na wołowinę, jednak teraz nic nie mówił, chociaż mięso chyba mu nie podchodziło. Nie to, że patrzyłem, jak jadł, ale jakoś nie mogło ujść mojej uwadze to, jak grzebał pałeczkami w talerzu, przekładając mięso i warzywa. Możliwe, że nie był głodny, chociaż wyglądał, jakby nie jadł nic od kilku tygodni. Niedługo później Matsumoto powiedział, że idzie się położyć, odchodząc od stołu. Mimowolnie spojrzałem na jego talerz i w zasadzie nic z niego nie ubyło. Pogłaskał jeszcze z czułością swoje dzieci po głowach, a następnie wyszedł z pomieszczenia. Popatrzyłem na nauczyciela, a ten jedynie spoglądał za swoim partnerem.
Po obiedzie zaoferowałem panu Shiroyamie, że mu pomogę zmywać. Przyjął moją propozycję, śmiejąc się nieco. On zmywał i płukał, a ja brałem od niego naczynia, wycierałem je ścierką, a następnie odkładałem je na suszarkę, by doschły. Zwróciłem uwagę na to, że Shiroyama odłożył talerz swojego partnera na bok, przykrywając go folią spożywczą.
– Pan Matsumoto nic nie zjadł – zacząłem niby to od niechcenia. Westchnąłem.
– Zje później – odparł.
– Nie chcę być wścibski, ale czy coś mu się stało? Przepraszam, jeśli to bardziej osobiste pytanie.
– Nie, to… To nie tak, że coś mu się stało – westchnął. Wytarł dłonie w szmatkę przy zlewie, po czym potarł skronie. – Niektórzy boją się samotności, inni obawiają się odrzucenia, a jeszcze inni panicznie boją się przybrać na wadze.
– Rozumiem – odparłem.
– A tak swoją drogą, ty i Hitomi chyba się zaprzyjaźniliście, no nie? – podjął nagle ni z gruszki, ni z pietruszki.
– Tak trochę – przyznałem, uśmiechając się niezręcznie. Nie spodziewałem się, że nagle zada mi o nią pytanie.
– Bardzo się cieszę. Coś czuję, że ona cię jeszcze weźmie w obroty – zaśmiał się.
– Tak pan sądzi? To po prostu koleżanka.
– Och, nie w tym kontekście. Nie miałem na myśli tego, że zostaniecie parą, chociaż kto wie, ale o to, że cię po prostu rozrusza. Widać, że to rezolutna, twardo stąpająca po ziemi dziewczyna. Też się kiedyś z kimś takim przyjaźniłem w liceum. To były czasy! – westchnął, przypominając sobie pewnie o zamierzchłych czasach.
– Też trzeba było pana… rozruszać?
– Raczej hamować – roześmiał się, klepiąc mnie przyjacielsku po ramieniu. – Może napijemy się herbaty?
Kilka chwil później kontynuowaliśmy naszą rozmowę przy herbacie w salonie. Dzieci oglądały w ciszy jakiś film animowany, którą puścił im pan Shiroyama. Zdaje się, że nie była to żadna nowoczesna kreskówka, tylko stara, ręcznie rysowana bajka. Byłem zaskoczony, że te trzy szatany tak nagle się uspokoiły, ale lepiej dla nas. Mogłem w spokoju porozmawiać ze swoją sympatią.
– Mało spotyka się osób tego pokroju – Shiroyama wciąż mówił o Hitomi i osobie, z którą przyjaźnił się w liceum. – Bardzo mnie to smuci, ale z drugiej strony, wtedy takie osoby są jeszcze cenniejsze.
– To brzmi jak sentyment do swojej starej sympatii – mruknąłem.
– Sympatia? Kto wie. Raczej bym tego tak nie nazwał. To była moja dobra przyjaciółka. Mogliśmy razem konie kraść – roześmiał się.
– Nie rozmawia pan już z nią?
Pokręcił głową.
– Nie. Nasze drogi się po prostu rozeszły. To były trochę inne czasy, a ona była… nieokrzesana. To chyba najlepsze słowo, żeby ją opisać w wielu kwestiach. Czasami nawet się z tego cieszę, że stało się tak, a nie inaczej, bo pewnie po jakimś czasie byśmy się znienawidzili, a tak, to mogę ją ciepło wspominać.
– Trochę jednak przykro, skoro była pana przyjaciółką – wziąłem łyk herbaty.
– Odrobinę. Ale wiesz, nie można na siłę trzymać przy sobie ludzi. Ona poszła swoją drogą, a ja swoją. Wydeptaliśmy swoje własne ścieżki, żeby dotrzeć do miejsc, w których teraz się znajdujemy.
– A czym się teraz zajmuje?
– Nie ma pojęcia – zaśmiał się. – Ale wydaje mi się, że czymkolwiek się zajmuje, to robi to z wielką pasją. Dlatego dbaj o przyjaźń z Hitomi. Całkiem możliwe, że kiedyś też będziesz ją tak wspominał i tego ci życzę. A zmieniając temat, Takanori chyba uczył cię trochę grać w szachy, hm?
– Tak. Pan Matsumoto sporo mi dzisiaj pokazał.
– Może masz jeszcze ochotę zagrać ze mną? Póki nie jest późno – spojrzał na zegarek na ręku, sprawdzając godzinę. – Za półtorej godziny muszę wziąć się za przygotowywanie kolacji, a później jeszcze zająć się dziką zgrają. Myślę, że w tym czasie uda nam się rozegrać ze dwie partie.
– Z chęcią. Tylko proszę dać mi fory!
– No nie, to nie u mnie – roześmiał się, a ja mu zawtórowałem.
Tym sposobem w ciągu godziny rozegraliśmy prawie cztery mecze. Za każdym razem zostałem ograny przez Shiroyamę, co wcale mnie nie dziwiło. Nagle, podczas czwartej rozgrywki, kiedy historyk pochylał się skupiony nad szachownicą, zauważyłem, jak podchodzi do nas pan Matsumoto. Widząc, że go dostrzegłem, przyłożył palec do ust, dając mi tym samym znak, bym nic nie mówił. Popatrzyłem więc z powrotem na szachownicę, na której pan Shiroyama już wykonywał ruch. W tym samym momencie Matsumoto zasłonił mu oczy, na co ten wydał z siebie dziwny odgłos zaskoczenia. Mało nie parsknąłem śmiechem, widząc zaskoczoną minę Shiroyamy i to, jak odruchowo złapał swojego partnera za przedramiona, jakby zaraz miał go przerzucić na drugą stronę i unieruchomić niczym potencjalnego napastnika. Jego reakcja była na swój sposób urocza.
– A to kto? – Shiroyama widocznie poluzował uścisk na rękach partnera. Pomasował lekko miejsca, na których zacisnął silne palce.
– Zgadnij.
– Huh… No nie wiem.
– Spróbuj.
– Minoru?
– Czy Minoru podchodzi do ciebie od tyłu i zasłania ci oczy? – Matsumoto zabrał ręce, po czym usiadł obok swojego partnera. Spojrzał na naszą rozgrywkę. – Będę musiał z nim chyba poważnie porozmawiać.
– Takie tam przyjacielskie igraszki.
– Ciekawe czy Hikari o tym wie.
– Zgadza się na wszystko.
– Szkoda, że ja nie.
– Żartuję przecież – Shiroyama roześmiał się, obejmując lekko Matsumoto w pasie. Zaraz jednak go puścił, ponownie pochylając się nad szachownicą.
– Wiem. Ja też.
Nie powiem, myślałem, że wybuchnę, gdy widziałem, jak ręka pana Shiroyamy tak naturalnie i lekko oplotła drugiego mężczyznę. Poczułem tak okropną zazdrość, że aż miałem ochotę, by zrzucić wszystkie figury na podłogę, a następnie połamać drewnianą szachownicę. Nawet nie wiedziałem, że z zazdrości mogła rodzić się taka potworna złość. To mnie aż paliło, wręcz płonąłem żywym ogniem frustracji.
– A jak się czujesz?
– Odrobinę lepiej. Trochę kręciło mi się w głowie, musiałem odpocząć.
– Wiesz, że ci nie pozwolę w takim stanie wrócić do pracy w przyszłym tygodniu. Jeszcze zrobisz jakiemuś dziecku krzywdę.
– Myślałem, o tym, ale porozmawiamy na ten temat później. Dlaczego tak podle ogrywasz Itsukiego?! – jęknął.
– Tylko mu nie podpowiadaj.
– A miałem dostać fory – westchnąłem.
– Och, no pięknie. Widzisz, Itsuki? I to są właśnie typowo męskie obietnice. Po prostu słowa rzucane na wiatr.
– Nic nie obiecywałem! – zaprotestował gwałtownie Shiroyama.
– No jasne, teraz tak mówisz.
Nie dokończyliśmy tej partii z powodu dzieci oraz innych obowiązków. Pomogłem panu Shiroyamie przygotować kolację, którą wraz z nimi zjadłem. Mało tego, później jeszcze znowu bawiłem się z dziećmi, które jakieś dwie godziny później musieli iść położyć do snu. Wówczas uświadomiłem sobie, jak późno już było, dochodziła dwudziesta pierwsza, a ja nie dawałem nawet znaku życia w domu. Chciałem już wracać do domu, kiedy to pan Matsumoto zaskoczył mnie pewną propozycją.
– Itsuki – zaczął – a może zostałbyś na noc? W porządku, jeśli nie chcesz, ale trochę śniegu spadło, a poza tym, ostatni autobus już odjechał.
– Och – mruknąłem niepewnie. Byłem zbity z tropu.
– To nie taki zły pomysł – powiedział pan Shiroyama, trzymając na rękach syna. Przyciskał go do piersi i lekko nim kołysał, żeby usnął. Córki już spały u siebie, tylko on nie mógł zasnąć. Chodził z nim w koło i delikatnie głaskał go po włosach. – Zawsze mogę cię odwieźć, jeśli chcesz.
– Mogę zostać – odparłem.
– Tylko jakoś musisz powiedzieć mamie, że nie wrócisz na noc do domu. Żeby się nie martwiła.
– Tak, tak.
Kilka chwil później zadzwoniłem do mamy i powiedziałem jej, że zostaję na noc u Hitomi. Przyjęła to do wiadomości, nieco się dąsając, gdyż przez cały dzień się nie odzywałem i nagle dzwoniłem jej powiedzieć, że będę u swojej dziewczyny. Później zadzwoniłem do Hitomi i powiedziałem jej, że w razie co, to jestem u niej.
– Hm, a u kogo zostajesz na noc? – spytała Hitomi wyraźnie zainteresowana. Siedziałem akurat na kanapie w salonie. Shiroyama i Matsumoto poszli razem na piętro, by położyć spać ich syna, który miał wyraźny problem, żeby zasnąć. Gówniak nie doceniał czegoś takiego jak możliwość spania! Dlatego nigdy nie chciałem mieć swoich dzieci.
– Nie zgadniesz – ściszyłem głos, by mnie przypadkiem nie usłyszeli.
– U swojego byłego chłopaka?
– Nie, skądże. Wtedy bym cię raczej nie prosił o przykrywkę.
Nastało kilka sekund głuchej ciszy. Aż myślałem, że się może rozłączyła. Odchrząknęła nagle, jakby próbowała rozbić niezręczną atmosferę.
– No… Nie wiem. Mam dość nierealny pomysł, ale wolę to usłyszeć od ciebie.
– Shiroyama – rzuciłem cicho, ale prosto w słuchawkę, tak, by na pewno mnie zrozumiała.
– Pierdolisz – wykrztusiła. – Że co?!
– Wszystko ci opowiem, bo…
– Ale sam z nim jesteś?! On cię zaprosił?! Ja pierdolę, Itsuki!!
– Jutro ci wszystko wyjaśnię. Kończę!
– No… Okej.
– Pa.
– Hej.
Kilka minut później zszedł do mnie Matsumoto. Uśmiechnął się do mnie ciepło, odwzajemniłem gest.
– I jak?
– Powiedziałem mamie, że nie będzie mnie na noc.
– I?
– W porządku. Tylko prosiła, żebym jutro wrócił.
– Ekstra. Wiesz co, Yuu mógłby cię odwieźć dzisiaj, ale bardzo nie lubię, gdy jeździ sam w taką pogodę, w dodatku po ciemku.
– No pewnie, to zrozumiałe.
– Przygotuję ci łóżko i dam coś na przebranie – zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu, jakby oceniając mój wygląd. – Znajdę coś u Yuu. W moje rzeczy raczej nie wejdziesz.
– Może pomogę pa…?
– Skądże! – zaprotestował gwałtownie. – Usiądź sobie, salon jest twój. Może leci jakiś fajny film w telewizji.
– Ale ja naprawdę…
– No nie denerwuj mnie – roześmiał się. – Itsuki, czuj się jak u siebie.
I co mogłem zrobić? Mężczyzna zaraz zniknął gdzieś w jakimś pokoju, a ja zostałem sam w salonie. Poszedłem więc za jego radą i postanowiłem znaleźć coś ciekawego w telewizji. Akurat leciała jakaś Amerykańska komedia, więc stwierdziłem, że to może być dobry wybór. Jakiś czas później przyszedł do mnie Shiroyama. Spojrzał na ekran telewizora, po czym zaśmiał się.
– Oglądałem to kiedyś – oznajmił. – Całkiem spoko.
– Nigdy tego nie oglądałem.
– To musisz koniecznie! Naprawdę, warto.
– Yuu? – Matsumoto wyjrzał z jakiegoś pomieszczenia.
– Hm?
– Hiro zasnął?
– Tak. Przeczytałem mu jeszcze bajkę, ale już zasnął. Dlaczego to dźwigasz?
– Daj spokój, przecież to nie jest ciężkie.
– Jak to nie? Dawaj mi tę kołdrę.
– Może pomogę? – odwróciłem się w ich stronę.
– Nie – odpowiedzieli jednocześnie.
Zacisnąłem wargi w wąską linię. No cóż, próbowałem.
Niedługo później pan Matsumoto pokazał mi pokój gościnny. Dał mi również ręcznik i ubrania pana Shiroyamy. Pokazał mi jeszcze, gdzie znajdowała się łazienka, po czym życzył mi dobrej nocy. Byłem zaskoczony, że tak wcześnie kładł się spać. Uznałem jednak, że był po prostu zmęczony, dlatego chciał odpocząć. Znowu. Chociaż stwierdziłem, że powinienem wziąć już prysznic. Umyłem się więc w miarę szybko, bo zawsze było mi głupio, kiedy myłem się u kogoś dłużej niż dziesięć minut. Dlatego sprawnie wykonałem wieczorną toaletę. Dostałem nawet jednorazową szczoteczkę do zębów od pana Matsumoto oraz kilka innych niezbędnych do higieny rzeczy. Byłem więc dokładnie umyty i pachnący i w takim stanie mogłem ubrać rzeczy, które dostałem. Dopiero, gdy wziąłem luźną koszulkę oraz cienki dres, to uzmysłowiłem sobie, że to naprawdę były rzeczy pana Shiroyamy. Przez kilka chwil miętoliłem lekko w dłoniach materiał. Powąchałem go, jednak nie wyczułem niczego, oprócz chemicznego zapachu proszku lub też płynu do płukania tkanin. Założyłem ten zestaw, który dostałem i aż przeszedł mnie dreszcz. On w tym chodził, miał te ubrania na sobie. To było wręcz nierealne, że nagle nosiłem rzeczy swojego nauczyciela, ale cóż. Wyszedłem z łazienki z zamiarem pójścia do pokoju, w którym miałem spać, jednak zauważyłem, że Shiroyama był w salonie, oglądając coś w telewizji. Poszedłem więc do niego, ostrożnie siadając obok.
– Pasują ubrania? – zagadnął, zerkając na mnie.
– Tak. Bardzo dziękuję.
– Cieszę się. W zasadzie, to nie nosiłem tego z pół wieku, ale chociaż tobie pasuje. Teraz już bym w to nie wszedł – zaśmiał się.
– Nie?
– Trochę przybrałem na masie – uśmiechnął się ciepło. – Rany, nic nie ma w tej telewizji. Tylko jakieś filmy o mordercach i gwałcicielach. Swoją drogą, Itsuki, co powiedziałeś swojej mamie, gdy mówiłeś, że nie wrócisz na noc do domu?
– Że zostaję u Hitomi.
– To dobrze – odetchnął.
– Nie powiedziałbym przecież, że zostaję u pana.
– No tak. Dziękuję. Chociaż nie powinieneś okłamywać swojej mamy.
– Wolałby pan, żeby tu przyjechała? Na pewno by chciała.
– Chyba nie podałbyś jej adresu?
– Nawet go nie znam.
Roześmialiśmy się obaj. Shiroyama pokręcił lekko głową. Przysunąłem się do niego nieznacznie, niby to poprawiając swoją pozycję na bardziej wygodną. Mężczyzna w żaden sposób na to nie zareagował. Był bardziej skupiony na telewizorze.
– Mam nadzieję, że w poniedziałek będę już mógł wrócić do szkoły – zaczął nagle. – To był strasznie kryzysowy tydzień.
– Z panem Matsumoto już lepiej?
– Tak. Zdecydowanie tak. Wcześniej nie mógł nawet sam chodzić. Ale chociaż obyło się bez szpitala. A jak się miewa twoja siostra?
– Dobrze. Mógłbym nawet powiedzieć, że wręcz śpiewająco się miewa. Myślę, że w końcu wróciła do siebie.
– Najgorzej jest podnieść się psychicznie, prawda?
– Zdecydowanie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Wciąż nie wierzę, że ktoś był w stanie wypchnąć ją z okna. To takie nierzeczywiste. Te dzieci w ogóle nie myślą. Niedobrze mi, jak tylko pomyślę sobie, jakie to pokolenie ma wyprany mózg. Zero jakiejkolwiek wyobraźni. Ale ważne, że już z nią lepiej.
– No tak.
– Pewnie nie masz już ochoty na skończenie gry? Już późno – wskazał na szachownicę na stoliku kawowym.
– Chyba już nie myślę o tej porze – zaśmiałem się.
– Mam podobnie – zawtórował mi. – To nic. Ja już się pójdę położyć. Dobranoc, Itsuki.
– Dobranoc panu.
Tym sposobem zostałem sam. Oglądałem jeszcze przez jakiś czas film w telewizji, aż nagle poczułem, jak coś ociera się o moją nogą. Wzdrygnąłem się, podskakując momentalnie. Podciągnąłem nogi na kanapę i dostrzegłem, jak rudy kawałek futra przebiega między ławą a kanapą. Kot widocznie wystraszył się mojej nagłej reakcji. A jak on mnie wystraszył!
– Kici-kici – mruknąłem, pochylając się za rudzielcem. Kot przysiadł, zerkając na mnie badawczo swoimi zielonymi oczami. W pewnym momencie, gdy sięgałem ku niemu, by go pogłaskać, podniósł się gwałtownie, strosząc sierść i sycząc na mnie, pokazując białe kły. Momentalnie odsunąłem dłoń, przyciskając ją do siebie drugą. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Zwierzę wyglądało na dwa razy większe, poza tym, z jego gardła wydobył się przedziwny warkot. Stanął bokiem do mnie, wyginając kręgosłup w łuk.
Patrzyłem chwilę na zwierzątko i nie wiedziałem, co mam zrobić. Na zmianę na mnie prychał i warczał, jakby dawał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty być dotykanym przez obcych. Postanowiłem, że zostawię kota w spokoju i położę się spać. Wyłączyłem więc telewizor i ruszyłem do sypialni, gdy poczułem, jak coś zaciska się wokół mojej nogi. Zwierzę rzuciło się na mnie, mi nogę łapami i gryząc z całej siły. Mało nie krzyknąłem z zaskoczenia. Kot w dalszym ciągu warczał wściekle, a ja próbowałem oderwać go od siebie. Zamachnąłem się, jednak trzymał się mocno i ani myślał puścić, jak tylko oderwałem dłońmi jego łapki od nogi, to rzucił się na moje ręce, boleśnie je drapiąc i gryząc. Moja noga była jednak wolna, dlatego szybko pobiegłem do pokoju, w którym miałem zostać na noc. Zamknąłem się w nim i nie wychodziłem aż do rana.
W nocy nie mogłem zasnąć. Przewalałem się z boku na bok na zbyt wygodnym łóżku i myślałem, że cała sytuacja z kotem nie wydarzyła się naprawdę. To było aż niemożliwe, by nagle małe, spokojne zwierzątko w jednej chwili zrobiło się tak agresywne i chciało mnie zabić. Nie miałem pojęcia, co to w ogóle było i szczerze, to bałem się wychodzić z pokoju. Na całe szczęście, udało mi się zasnąć na kilka godzin dość głębokim snem. Obudziłem się, gdy przez roletę przedostawało się już delikatnie szarawe światło. Podniosłem się nieznacznie, po czym sprawdziłem godzinę na telefonie. Zdałem też sobie sprawę, że zostało mi tylko trzydzieści procent baterii. Było kilka minut po dziewiątej. Postanowiłem wstać i iść do łazienki. Ostrożnie uchyliłem drzwi, rozglądając się uważnie czy przypadkiem nigdzie nie było tego rudego mordercy. Stwierdziłem, że raczej nic mi nie zagraża, dlatego poszedłem załatwić swoją potrzebę, a następnie udałem się do kuchni, skąd dochodziły do mnie odgłosy jej użytkowania.
Pan Matsumoto stał przy szafce, zalewając kawę. Nucił coś pod nosem i, co mnie przeraziło, głaskał co jakiś czas kota, który leżał zwinięty na krzesełku barowym obok wyspy. Aż zrobiło mi się niedobrze na widok zwierzęcia.
– Dzień dobry – powiedziałem.
– Och! – mruknął zaskoczony. Odwrócił się w moją stronę. – Dzień dobry. Wystraszyłeś mnie.
– Przepraszam.
– W porządku. Chciałbyś może coś do picia? Kawę, herbatę? I co masz ochotę zjeść? Nie wiem, co lubisz, ale cała kuchnia jest do twojej dyspozycji – zaczął niemal od razu. Jakby czytał mi w myślach, że byłem głodny.
Postanowiłem zrobić sobie herbatę i kanapkę z serem i sałatą. Usiadłem z panem Matsumoto przy stole – on popijał czarną kawę, a ja herbatę, przygryzając przy tym kanapkę. Mężczyzna co jakiś czas pytał czy na pewno najem się jedną kanapką, jednak za każdym razem odpowiadałem, że z rana nie mogę za bardzo jeść, co oczywiście nie było prawdą. Po prostu nie umiałem przy nim jeść. Było mi nieswojo z myślą, że tylko ja miałbym to robić. Poza tym, wcale nie przepadałem za Matsumoto z jasnych powodów – był partnerem mężczyzny, na widok którego moje serce biło dziesięć razy mocniej.
– Trochę napadło śniegu w nocy – powiedział, wyglądając przez okno. – Na szczęście pługi już jeżdżą od samego rana, więc drogi są przejezdne. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli Yuu odwiezie cię trochę później do domu? Gdzieś tak około jedenastej? Musiał dzisiaj pojechać do firmy, ma klientów, którzy nie mają wiele czasu w tygodniu i najlepiej pasują im spotkania w weekendy.
– To żaden problem.
– To dobrze – uśmiechnął się do mnie. – A jak ci się spało? Coś ci się przyśniło?
– Bardzo dobrze, dziękuję. Niestety, nic mi się nie śniło. Albo nie pamiętam, by coś mi się śniło.
– To podobnie jak ja.
Siedzieliśmy przez kilka chwil w zupełnej ciszy. Dzieci musiały jeszcze spać, gdyż w ogóle ich nie było słychać. Wciąż nie mogłem wyjść z podziwu, jak bardzo to miejsce było oderwane od świata. Zero głośnych samochodów, praktycznie brak sąsiadów – tylko cisza i spokój.
– A pan nic nie je? – zagadnąłem. Spojrzałem na kubek czarnej kawy, której nawet nie tknął. Tylko oplatał szczupłe palce wokół białej porcelany i tak siedział jak do modlitwy.
– Nie umiem jeść z rana – zaśmiał się niezręcznie. – Ale widzę, że ty masz apetyt. Może zjesz coś jeszcze?
– Nie powinienem się objadać.
– Rano powinno się dobrze zjeść, zwłaszcza w twoim wieku. Twój organizm potrzebuje odpowiedniej ilości witamin, białka.
– Nie, naprawdę dziękuję.
– No dobrze.
Pan Shiroyama wrócił do domu kilka minut po jedenastej. W tym czasie ubrałem się i spędziłem trochę czasu z panem Matsumoto i dziećmi, które obudziły się i zaczęły dokazywać. Nauczyciel był w naprawdę dobrym humorze. Wszedł do salonu niemalże tanecznym krokiem i nucił coś wesoło. Trzymał dwie papierowe torby – jedną z marketu, drugą z jakiejś piekarni.
– A ty co taki zadowolony? – spytał Matsumoto na wstępnie. Jakby dobry humor jego partnera był czymś naprawdę osobliwym i rzadko spotykanym.
– Dobiliśmy targu. Już myślałem, że się rozmyślą, ale jednak się udało. A to – podniósł torbę z piekarni – na uczczenie udanego dnia.
– Słodycze!! – wykrzyknęły dzieci, rzucając się na swojego ojca. Shiroyama pochylił się do maluchów, rozwijając papier. Dzieci wyjęły po słodkiej bułce, a następnie zadowolone zaczęły pałaszować słodkości.
– No proszę – powiedział Matsumoto, wstając z kanapy. – Gratulacje. Cieszę się, że się udało.
– Ja również. Sprzedaliśmy dom, co się bardzo rzadko zdarza, więc to wyjątkowa okazja do świętowania.
– To może by tak otworzyć szampana? – powiedziałem, uśmiechając się. Pan Shiroyama podał mi torbę z cukierni, częstując mnie słodką bułką.
Obaj mężczyźni roześmiali się serdecznie. Zdaje się, że im obojgu wiadomość o sprzedaży nieruchomości poprawiła znacząco humor.
– Jeśli masz gdzieś na podorędziu bezalkoholowego – zaśmiał się Shiroyama.
– No nie. Takiego akurat nie mam.
Niedługo później Shiroyama odwoził mnie do domu, chociaż stwierdziłem, że w zasadzie to mógłbym wrócić autobusem. Mężczyzna jednak zaprotestował, twierdząc, że to żaden problem. No tak, sprzedał dom, to stać go było na pełny bak, więc jazda gdziekolwiek nie była problem. Był tak cholernie zadowolony ze wszystkiego, podśpiewywał wesoło, jadąc, a uśmiech nie schodził mu z ust. Mimowolnie sam się uśmiechałem, widząc go takiego zadowolonego z życia. Zdaje się, że nic nie mogło mu zepsuć humoru przez następny miesiąc.
– Domy tak słabo się sprzedają? – podjąłem w pewnym momencie temat. Za bardzo nie rozmawialiśmy w czasie jazdy, dlatego stwierdziłem, że zainteresowanie się odrobinę jego profesją będzie dobrą opcją.
– Z reguły. Większość osób woli wprowadzać się do luksusowych mieszkań.
– Domy mają chyba więcej plusów.
– To zależy, jak się na to patrzy. Dom to taka skarbonka bez dna. Inwestuje się w niego, ale nie zawsze widać tego efekty. Co chwilę coś się psuje, jak zrobi się jedno, to zaraz inna rzecz się uszkadza i tak w kółko. Mieszkania są prostsze, bo jednak nie wymagają aż takiego zaangażowania.
– W sumie racja – przyznałem po chwili namysłu. – Mieszkałem kiedyś w domku i w zasadzie było tak, jak pan powiedział.
– Widzisz? – zaśmiał się. – Ale osobiście cieszę się, że mieszkam w domu. Dla mnie to znacznie wygodniejsze.
– Mieszkał pan kiedyś w bloku?
– Jasne – odparł. – Kilka ładnych lat życia spędziłem na mieszkaniu w bloku. Nie wspominam tego źle, ale też nie chciałbym do tego wrócić. W domu jest jednak taka… hm… Intymna atmosfera.
– To racja.
– Ale ogólnie mieszkania sprzedają się też lepiej, bo są z reguły tańsze od domów – kontynuował. – Jest w nich mniej do roboty, mniejsza przestrzeń jest do zagospodarowania. To dość konformistyczne, ale co poradzić.
– Tak się zastanawiam – zacząłem niepewnie – czy nie miał pan jakiś mieszkań w okolicy.
– W okolicy? Miałem kilka. Och! No tak, Hitomi się wprowadzała z rodzicami.
– Tak coś raz wspominała, że właśnie jej rodzice kupowali od pana mieszkanie.
– Tak, tak. Pamiętam, że raz przyszła z nimi do firmy, żeby przejrzeć możliwe oferty, w ostateczności zdecydowali się na małe miasteczko. Ma bardzo miłych rodziców.
– Sama też jest miła.
– W to nie wątpię – posłał mi lekki uśmieszek. –  W końcu się przyjaźnicie.
– Pana przyjaciółka też była miła?
– Skądże. Była złośliwa jak cholera. Wredna zołza.
Mało się nie oplułem ze śmiechu. Jeszcze wczoraj tak miło ją wspominał, a już na drugi dzień mówił o niej, jakby zrobiła mu wielką przykrość. Cóż, może po prostu ich przyjaźń była tą specyficzną przyjaźnią, gdzie jedno mogło drugiemu bez przerwy robić na złość, a i tak nikt się o nic nie obrażał. Czułem, że tak właśnie mogło być, jednak nie miałem już odwagi pytać się go o to. Miałem wrażenie, że w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin już wystarczająco naruszyłem jego prywatną przestrzeń – w końcu zostałem u niego na noc w domu. No właśnie, zostałem na noc u Shiroyamy Yuu, mojego nauczyciela, mojej małej obsesji, którą, póki co, miałem pod kontrolą. W głębi zdawałem sobie sprawę z tego, że coraz mocniej się w nim zadurzam, co jednocześnie mnie przerażało i wprawiało w ekscytację. Starszy mężczyzna, który w zasadzie mógłby być moim ojcem i ja. Coraz bardziej miałem ochotę wykonać w jego kierunku jakiś ruch, zrobić coś, co wymagałoby od nas obojga kontaktu fizycznego. Nie mogłem jednak tego zrobić z kilku znaczących powodów – był moim nauczycielem, miał partnera i dzieci. Wiedziałem więc, że i tak spotkałbym się z odrzuceniem z jego strony, a poza tym, jego facet by mi tego nie podarował. Wczoraj wieczorem Matsumoto uświadomił mi, jaki naprawdę był jego stosunek do Shiroyamy i stosunek do osób w otoczeniu Shiroyamy. Ludzie mogli być dla niego mili, ale nie przesadnie, gdyż równało się to z falą zazdrości, która wczoraj zmyła cały mój entuzjazm po pytaniu czy lubię pana Shiroyamę. Ciekawe, jak zareagowałby na to, gdybym mu powiedział, że prawdopodobnie jestem w nim zauroczony.
Kilka minut później byliśmy już pod moim blokiem. Podziękowałem Shiroyamie za wszystko i przeprosiłem, że sprawiłem mu kłopot, zostając na noc. Odparł tylko, że mogę wpadać kiedy chcę i wcale nie było problemem to, że mnie przenocował. Powiedział, że zawsze mogę u niego spać, jeśli tylko chcę. Serce mi mało nie eksplodowało w tym momencie, jednak z całych sił postarałem się trzymać emocje na wodzy. Grzecznie się z nim pożegnałem, ponownie dziękując i poszedłem do siebie. Shiroyama znowu czekał, aż wejdę do klatki, na co mało mi nie zmiękły kolana. Odjechał, jak drzwi się za mną zamknęły. W jednym momencie zrobiło mi się tak chłodno w środku, gdy zostałem sam. Już zacząłem za nim tęsknić i błagałem w myślach, by weekend zleciał szybko, bym mógł go znów zobaczyć. Ile ja bym oddał za to, by on również czuł to samo przy rozłąkach ze mną. By również ogarniała go tak przeszywająca pustka i tęsknił za mną tak mocno, jak za nim. Wiedziałem, że byłem mu obojętny, zdawałem sobie sprawę, że on nigdy by nie wziął moich uczuć na poważnie, jednakże… wciąż tliła się we mnie nadzieja i jedno było pewne – tak łatwo nie dało się jej zgasić.
Wszedłem do mieszkania, starając się być tak cicho, jak to tylko możliwe. Jednakże, zaraz po przekroczeniu progu poczułem się naprawdę dziwnie. W jednej chwili całe to szczęście, jakie zostało ze mną po spędzeniu czasu z Shiroyamą, wyszło za próg, zostawiając mnie z przedziwną, ponurą atmosferą domu. Rozebrałem się, rzuciłem plecak na podłogę, a następnie poszedłem do salonu. Było tak osobliwie cicho, że to aż nie do uwierzenia. Z reguły w weekendy od rana był włączony telewizor, leciała muzyka, mama i Yuzuki zachowywały się naprawdę głośno. Jednak nie tego dnia.
Mamę znalazłem przy stole w kuchni. Siedziała przygaszona i jakaś taka niemrawa. Spojrzała na mnie, a jej oczy przepełniły się nieznaną mi dotąd obawą. Coś było wyraźnie nie tak.
– Wszystko okej? – zacząłem. – Tak tu cicho. Jest Yuzu?
– U siebie – odparła. Z jakiegoś powodu kamień spadł mi z serca. Nie wiem, może po prostu w środku bałem się, że jeśli coś się stało, to chodziło o siostrę. Na całe szczęście małej nic nie było.
– To co się stało?
Mama wzięła głęboki wdech, kręcąc głową. Naraz do jej oczu napłynęły łzy, co zbiło mnie z pantałyku.
– Twojego… tatę wczoraj… dzisiaj w nocy… znaleziono martwego.


---

CIĄG DALSZY NASTĄPI!
Czy ktoś dotarł do końca rozdziału???

Do następnego~!

Komentarze

  1. Jak to się stało, że jego życie potoczyło się tak źle, że został nauczycielem? - xD Zrobiło mi to dzień
    Ogólnie to strasznie mi się podobało. Serio. Kurde, dobre to było.
    Nie mam pojęcia co napisać bo mam tyle do napisania ale byłoby to tak nieskładne, że nawet ja nie wiedziałabym czym się tak ekscytuję xD
    Identyfikowanie się z głównym bohaterem to akuratnie moje najlepsze zajęcie. Oboje mamy hopeless crush i dobrze o tym wiemy xd
    Mam nadzieję, że druga część będzie równie długa i równie zajebista ~
    Życzę weny i wszystkiego dobrego w życiu ^^
    Ano i zawsze chciałam to powiedzieć - Cara jest cudowna.
    Papa~~ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy wiemy, jak źle potoczyło się życie Yuu, że został nauczycielem, no ale niektórzy nie powinni o tym widzieć, lmao. Strasznie się cieszę, że się podobało!!! To najważniejsze, że mogłam tą historyjką umilić komuś czas. <3 E tam, spoko, ja nawet nie wiem, o czym czasami piszę i to później tutaj wrzucam, więc- XD
      Będę się starać, żeby wyszło zajebiście, no ale zobaczymy za pół roku! Żebym to chociaż skończyła pisać. I dziękuję ślicznie!!!
      I CARA TEŻ DZIĘKUJE!!! Mówiłam jej przez cały dzień, że ktoś jej tak napisał, ale chyba nie wiedziała za bardzo, o co mi chodzi. X'''D
      Paaa~!

      Usuń
  2. Podobało mi się!
    Itsuki w pewnych momentach troszku mnie irytował, ale ociupinkę tylko.
    Za to Hitomi kocham całym serduszkiem, nawet jej imię brzmi tak dobrze.
    Jak można pobić bliską osobę pod naporem kilku kretynów ze szkoły, cofnij, jak można pobić jakąkolwiek osobę pod naporem kilku kretynów ze szkoły? Hitsuji, ty idioto!
    Myśkę, że Taka powinien pomyśleć o wizycie u psychoterapeuty, biedactwo.
    Przyznam, że dopóki nie padła informacja, że mama głównego bohatera przyszła z pracy, byłam święcie przekonana, że jest nim Hiro. Chociaż to i lepiej, że jednak nie, wyobrażam sobie synka Yuu i Taki za kilkanaście lat o innym charakterze niż ma Itsuki.
    *wychyla się nieśmiało z za kanapy* - pojęcia nie mam dlaczego akurat zza kanapy, ale do rzeczy:
    nie myślałaś nigdy żeby napisać rozdział o tym jak dzieciaki są już w wieku nastoletnim, lub nawet późniejszym?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę!
      Mnie Itsuki irytował przez całe opowiadanie. XD A Hitomi to moja little girl, następny rodzynek do chronienia. <3 Hitsuji to z jednej strony manipulancki zjeb, a z drugiej po prostu zjeb, bo nie potrafi znieść naporu ze strony grupy. Itsuki z pewnością zasługuje na kogoś lepszego!
      Myślę, że Takuś pewnie już był u kogoś takiego, no ale wyjście z ed jest bardzo ciężkie. Trzymajmy za niego kciuki, bo kiedyś może mu się w końcu uda!
      Myślałam o tym kiedyś! Ale szczerze wątpię, bym to napisała, chociaż zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Wydaje mi się jednak, że wątek ze starszymi krewetkami będę rozwijać w I will be. <3
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Zatem w końcu udało mi się przebrnąć przez tą obszerną historię i mogę napisać od siebie kilka słów. Przede wszystkim bardzo podoba mi się wielowątkowość powyższej historii. Poruszyłaś tu wiele złożonych kwestii i co ważniejsze, nie opisałaś wszystkiego powierzchownie, "po łebkach" tylko naprawdę wszystko było bardzo dobrze przedstawione. Główny bohater momentami był strasznie irytujący, ale taka chyba domena głównych postaci, że zawsze trochę irytują swoim zachowaniem. Mimo to, wykreowałaś go bardzo dobrze, wszystkie jego uczucia bardzo realnie, jak i tą postępującą obsesję (?), czy silnie rozwijającą się fascynację. Uwielbiam klimat Twoich opowiadań i kocham Twój styl, nie powielasz schematów, bardzo klarownie widać wszystkie emocje, ale przy tym nie jest to przerysowane. Nie ma tego przerostu formy nad treścią. A no i kocham Twojego Yuu i zawsze będę! Dziękuję Ci za to, że nadal piszesz i że konsekwentnie pisałaś tę historię przez tyle czasu. Bardzo to doceniam i wiedz, że na Twoje prace warto czekać choćby latami! Pozdrawiam Cię kochana bardzi cieplutko! <3
    PS. Daruj ten przydługi komentarz XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!! Bardzo się starałam, żeby jakoś to wyszło i cieszę się, że nie poszło to na marne. uwu
      Co do Itsukiego, to sama nie wiem do końca, co powinnam o nim sądzić. Chociaż też mnie denerwował momentami, to jednak wciąż pozostaje u mnie na tym neutralnym obszarze, gdzie ani go nie darzę sympatią, ani go nie nienawidzę. Jeju, to teraz mi się zrobiło strasznie słodko, nikt mi tak dawno nie słodził, aww! Strasznie dziękuję za przeczytanie tego, za skomentowanie, za docenienie mojej pracy!!! Również pozdrawiam cieplutko! <3

      Usuń
  4. Cholera, jak zwykle mam mega poślizg!
    Totalnie mnie zaskoczyłaś tym pomysłem. Przez pierwsze kilka zdań miałam milion myśli o kim to.
    „Syn Yuu i Taki??? Chłopak syna Yuu i Taki??? Nowe dziecko Yuu i Taki???”
    A tu chuj, uczeń Yuu.
    Nie mówię, że to źle ale pamiętasz, ze mówiłam ci kiedyś o tym jak bardzo chciałabym przeczytać rozdział z perspektywy nastoletniego Hiro.
    Pisałam ci również o tym jak bardzo uderzył mnie ten rozdział i losy nowego bohatera.
    W pewnej kwestii strasznie się z nim utożsamiam.
    I jak zwykle cieszy mnie, że w końcu ktoś się znowu zachwyca Yuu a nie próbuje gwałcić Take XDD
    Nie dziwie się zachwytowi uczniów szkoły Yuu, jakbym miała takiego nauczyciela...to bym rozszerzała historię na maturze XD
    Ma chłop dar do uczenia dzieciaków tak nudnego przedmiotu. Chociaż nikt go nie słucha tylko się na niego patrzą,
    Nie ukrywam, że też bym tak robiła.
    Trochę bawi mnie to jak ktoś zakochuje się w Yuu i ludzi się, że mają jakiekolwiek szanse z Taka.
    Przecież wystarczy na nich spojrzeć, para idealna!
    Taka miał ochotę go zamordować przy tych szachach, on wie co się dzieje!
    Jednak czuje z tego jakąś aferę zaraz będzie, ze Yuu zbyt mocno zbliża się do uczniów i jeszcze go o molestowanie posadzą. Tego by jeszcze brakowało.
    Nie umiałam jednak wyczuć czy Yuu jest zirytowany jego klejeniem się czy jeszcze jest naiwny i chce mu pomóc bez względu na wszystko.
    Ponad to jego matka XDDDD
    Ta to już w ogóle nie ma szans ale jaka stalkera do firmy mu wydzwania!
    Co do firmy to aż się uśmiechnęłam, gdy przeczytałam, ze Yuu w końcu otworzył własna firmę i bardzo dobrze mu się powodzi!
    Może w końcu przestanie mieć kryzys wieku średniego i kompleks, ze zarabia mniej od Taki XD
    NO ALE przecież życie Yuu i Taki nie może przebiegać tak pogodnie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejna cześć i mam nadzieję, że coś jeszcze przed nią szybciej się pojawi! Mam też pewne teorie spiskowe co się może dziać ale czekam czy się sprawdzi!
    Chaotyczny ten komentarz jak zwykle ale cóż no emocje wywołane rozdziałem.
    Podziwiam cię, że piszesz tak długie rozdziały bo ja takiego krótkiego komentarza nie mogę skleić.
    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie możesz się zawsze poślizgiwać. :*
      LMAO, TAKI CHUJ. XD Wciąż twierdzę, że raczej rozdział z perspektywy nastoletniego Hiro nie dojdzie do skutku, no ale zobaczymy kiedyś! Koniec z gwałtami na Tace, już zbyt wiele tego było we wszystkich seriach Migdała, ja i moje wszystkie osobowości, i demony mamy tego dość. Poza tym, ile można gwałcić żonę pana Shiroyamy, skupmy się w końcu na panu Shiroyamie.
      No słuchaj, gdyby Józek był moim nauczycielem od historii, to też bym się zachwycała i brała rozszerzenie na maturze. Oh wait... W każdym razie, nie był moim nauczycielem, czego bardzo żałuję. XD Myślę, że Yuu jest po prostu takim dobrym belfrem, na którym uczniowie mogą polegać. Czasami tacy się zdarzają, że zapraszają do domów na obiady i takie tam. Chociaż faktycznie, różnie może być to odebrane. Ale miejmy nadzieję, że nikt tego nie nazwie molestowaniem!
      Matka Itsukiego to mój hit. Nie miałam pojęcia za bardzo co robię, gdy pisałam o jej maniackich zalotach do pana S.
      Ogólnie, to z Taką raczej nikt nie ma szans, tylko niektórzy jeszcze o tym nie wiedzą, ale obiecuję, że się dowiedzą i to przytupem. Jeszcze się zadzieje, ale nic nie zdradzam!
      Myślę, że Yuu teraz stać, żeby zabrać Takę na jakąś super wycieczkę dookoła świata i kupić mu domek w jakiś ciepłych krajach. XD
      Strasznie się cieszę z tak długiego i wcale nie tak chaotycznego komentarza! I na pewno coś się jeszcze przed następną częścią pojawi, muszę zrobić małą przerwę od tego i napisać coś, co nie jest Migdałem. No wiesz, takie pisarskie odświeżenie.
      Dziękuję ślicznie za ten komentarz!!!! I również pozdrawiam cieplutko! <3

      Usuń
  5. Nie było mnie tu chyba od zakończenia Migdała IV, jakoś przestałam czytać wszelakie opowiadania. Ostatnio mi to wróciło i postanowiłam zawedrowac tutaj. Szczerze to nie wiedziałam, czy zastanę jeszcze tego bloga żywego, ale ku mojej radości żyje i ma się dobrze. Muszę powiedzieć że patrząc z perspektywy czasu to jesteś moją ulubioną internetową pisarką i zapamiętałam Cię chyba jako jedyną. Co do opowiadania to bardzo mi się podobało i nie mogę się doczekać następnej części. Odnosić się do poszczególnych fragmentów nie będę, powiem tylko że szanuję mocno za umiejętność stworzenia wielowątkowej historii i tak wspaniałych bohaterów (Yuu i Taka na zawsze w moim sercu). Gdybyś wydała książkę to naprawdę kupiłbym bez zastanowienia. Muszę sobie w dłuższej chwili wolnego czasu przeczytać znów twoje opowiadania, a w szczególności Migdała i JSOSZ (ale na to potrzebuję zapasu chusteczek xD). Za dużo o tym one shocie nie powiedziałam, zbytnio mi się podoba całokształt żeby rozbierać to na części pierwsze i analizować... Zwyczajnie nie potrafię. Właściwie to cały ten komentarz to taka sklejka wszystkiego xD Nieważne, wychodzę z założenia, że jak się docenia czyjąś pracę to warto powiedzieć coś miłego, także wiedz, że jako autorka robisz kawał dobrej roboty. Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ybt żyje i ma się bardzo dobrze, chociaż czasami przechodzi małe kryzysy, no ale gdzie się to nie zdarza. Omg, to naprawdę miłe, że jestem twoją ulubioną. To są prawdziwe słowa uznania! Cieszę się również, że opowiadanie się spodobało. Będę się starać, by następna część wyszła równie dobrze jak ta, a może i lepiej! Książka? Może w końcu wyjdzie, na pewno jakoś dam o tym znać. (^ω~)
      Serdecznie dziękuję za te miłe słowa, bo to zawsze mocno podnosi na duchu. I w ogóle, za przeczytanie, skomentowanie... za wszystko dziękuję!!!

      Usuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty