Migdałowe serce: Daddy Issues II

These are the horns of the dilemma

What truth this proof against all lies?

 

Grateful Dead Victim or the Crime

 

Nie myślałem nigdy, co zrobię, kiedy jedno z moich rodziców umrze. Nie zastanawiałem się nad tym, kiedy mogłoby się to stać, w jakich okolicznościach miałoby to nastąpić. Takie rzeczy przytrafiały się wyjątkowo niespodziewanie, często w najmniej odpowiednich chwilach. I nigdy nie było się na to gotowym.

Po dowiedzeniu się, że ojciec nie żyje, jakby cały świat stanął na głowie, a ja miałem dwa dni wyjęte z życia. Jeszcze w sobotę wezwano mamę, by zidentyfikowała ciało. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jak okropnym przeżyciem musiało to dla niej być. Zostało z niego naprawdę niewiele, gdyż ciało zostało zmasakrowane przez pociąg. Jakimś cudem ocalało jednak kilka dokumentów, po których udało się dojść, kim mógł być mężczyzna. Niemal od razu zawiadomiono mamę, co mnie zdziwiło. W końcu rodzice byli po rozwodzie, więc powinni raczej prosić o to kogoś innego. Czego również się nie spodziewałem – mama strasznie płakała. Z początku myślałem, że płacze na pokaz, by inni jej współczuli, że najpierw miała rozwód, a teraz przechodziła przez żałobę po swoim partnerze, ale ona wcale nie udawała. Mama strasznie rozpaczała po tacie, po mężczyźnie, który, jak sama mówiła, zmarnował jej życie.

W poniedziałek urządzono pogrzeb – ja i Yuzuki nie poszliśmy tego dnia do szkoły. Oboje zostaliśmy w domu i przygotowywaliśmy się do ceremonii. Mama, niestety, nie dostała wolnego w pracy, mogła się jedynie zwolnić dwie godziny wcześniej. Siedziałem więc sam z siostrą, do której chyba nie docierało, że ukochany tatuś już nigdy więcej nie obejmie jej i nie weźmie na kolana, opowiadając jakąś kolejarską historyjkę, jak to miał w zwyczaju. Ani ona, ani ja nie mogliśmy pojąć, że to działo się naprawdę. Że kupka mięsa i kości faktycznie były pozostałością po naszym ojcu. Choć Yuzu nie miała pojęcia o tym, co dokładnie stało się z tatą. Powiedzieliśmy jej tylko z mamą, że miał wypadek, którego nie przeżył. Oszczędziliśmy jej bolesnych szczegółów, jakimi było rozczłonkowane ciało i wielkie prawdopodobieństwo samobójstwa. Nie było mowy o niczym innym, ojciec bez wątpienia się zabił, co również powiedział nam śledczy z komendy w Sapporo. Dodał jednak, że gdyby śledztwo wykazało inaczej, to od razu się o tym dowiemy. Oczywiście, ja i mama nie mieliśmy wątpliwości – ojciec sam rzucił się z wiaduktu pod pędzący pociąg. Choć nie znaliśmy powodu, dla którego to zrobił. Czy był zrozpaczony po rozwodzie? Nie mógł pogodzić się z tym, że mama już nie chciała dzielić z nim życia? A może wydarzyło się coś jeszcze? O tym jednak prawdopodobnie nie mieliśmy się nigdy dowiedzieć.

W życiu też nie spodziewałem się, że sam będę tak mocno przeżywał śmierć ojca. Gdy cała najbliższa rodzina stała podczas kremacji, obserwując, jak płomienie powoli chłoną pozostałości po jego ciele, to coś ścisnęło mnie za serce. Przez moment czułem, jakbym się dusił, do oczu napłynęły mi łzy. Nie sądziłem, że tknie mnie fakt, że ciało, które zmieniało się w popiół, było moim bliskim, moim ojcem. W jednej chwili zapomniałem o wszystkich przykrościach, które mi sprawił, a przypomniałem sobie, jak kiedyś wraz z całym rodzeństwem i z nim chodziliśmy latem na lody, jak kupował nam je w tajemnicy przed mamą, która czekała w domu z obiadem, ostrzegając, żebyśmy nic jej nie mówili, bo się zdenerwuje. Jak uczył mnie jeździć na dwóch kółkach na rowerze i trzymał mnie za bagażnik, bym się nie przewrócił i mówił uradowany, że w końcu mi się udało utrzymać równowagę. Nie chciałem nawet pamiętać o tym, jak z czasem się stoczył, co stało się z człowiekiem, który chociaż nigdy nie był jakimś bohaterem, to jednak był dobrym człowiekiem.

Prochy ojca spoczęły na cmentarzu miejskim. Siostrze ojca i mojej mamie udało się w porę załatwić miejsce tuż obok rodziców taty. Cała ceremonia przebiegła już naprawdę szybko. Urna została złożona do grobu, mistrz ceremonii wypowiedział kilka zdań na temat życia, śmierci oraz tego, że rodzina powinna być silna i trzymać się podczas tak trudnego okresu. Mama stała po mojej lewej stronie. Ciągała nosem, z jej zaczerwienionych oczu już nie płynęły łzy. Zdaje się, że nie miała więcej siły, by płakać. Z drugiej strony stała Yuzuki. Trzymała mnie za rękę. Ściskała swoje paluszki na mej dłoni, jakby miało jej to pomóc w poradzeniu sobie z całym stresem i bólem, jakiego musiała doświadczyć nasza rodzina.

Gdy ceremonia dobiegła końca, słowa współczucia zostały wylane, a ludzie już zaczęli się rozchodzić w swoje strony, ja wciąż stałem przez jakiś czas nad grobem taty. Mama zabrała Yuzuki z tego mrozu, powiedziała, że będą czekać na mnie w samochodzie, jednak odparłem, by pojechały do domu same. Mama jeszcze przez jakiś czas stała, patrząc na mnie tak, jakby samym spojrzeniem próbowała mnie przekonać, żebym jednak z nimi jechał, ale w końcu odpuściła. Odeszła wraz z Yuzu, trzymając ją mocno za dziecięcą rączkę. Stałem tam może kilka sekund, jak poczułem czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłem się gwałtownie, zaskoczony tym, że ktoś tak nagle przerwał mi zatracanie się w smutku. Jak wielkie moje zaskoczenie było, gdy zobaczyłem Hitsujiego. Z początku to do mnie nie docierało. Minęła dłuższa chwila, nim uzmysłowiłem sobie, że to naprawdę był Hitsuji. Chłopak wydawał mi się być kompletnie nierealny, jakby wyrwany prosto z jakiegoś snu. Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczyma, dopóki się nie odezwał.

– Hej – powiedział zwyczajnie. Tak prosto, jakby z odrobiną współczucia. Jeszcze przez chwilę przypominałem sobie, w jaki sposób powinno się mówić.

– H-hej – odpowiedziałem. – Cześć.

– Bardzo mi przykro – oznajmił.

Stałem tak, nie mogąc już nic z siebie wykrztusić. Próbowałem jeszcze coś powiedzieć, ale skończyło się to tak, że zacząłem płakać. Hitsuji, widząc moją reakcję, objął mnie, a ja wtuliłem się w niego, nie mogąc już dłużej powstrzymywać płaczu. Zacisnąłem z całych sił powieki, spod których łzy wypływały dwoma rwącymi strumieniami.

– Bardzo mi przykro – powtórzył. – Za to wszystko. Za to…

– Zabił się – bąknąłem, szlochając. – On się zabił rozumiesz? Durny tchórz! Stary pijak! Zabił się!!

– Już, spokojnie – sunął ręką w górę i w dół po moich plecach. – Już nic nie można zrobić, Itsuki. Bardzo mi przykro.

Podniosłem głowę na swojego byłego chłopaka. Czułem, jak cała moja twarz była czerwona i spuchnięta, gardło zaczynało mnie boleć. W dalszym ciągu nie wierzyłem, że to był on. Że zjawił się tu nagle, jak gdyby nigdy nic i teraz obejmował mnie, jakby wciąż był moim dawnym przyjacielem. To było zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień.

Poszliśmy na spacer. Szliśmy obok siebie uliczkami, przez dłuższy czas milcząc. Z jednej strony chciałem mu powiedzieć tak wiele, a z drugiej nie miałem nic do powiedzenia. Wiedziałem jednak, że to on powinien rozpocząć rozmowę. Od niego zależało to, w jaki sposób miała wyglądać nasza przyszłość.

– Wiesz co – zaczął – bardzo chciałem cię przeprosić.

– W porządku.

Zerknął na mnie zdziwiony.

– Mówisz serio?

– A co?

– Po tym wszystkim, co się stało, ty zwyczajnie mówisz, że w porządku? Tak po prostu? Jeszcze nawet nie zacząłem cię dobrze przepraszać.

– A co byś chciał? Żebym zaczął na ciebie wrzeszczeć, że jesteś draniem i nigdy ci nie wybaczę i zasługujesz na najgorsze?

– To byłaby przynajmniej jakaś zrozumiała reakcja – mruknął pod nosem.

– Nie mam dziś siły, by się na kogokolwiek gniewać. W ogóle nie widzę sensu, by się gniewać. Minęło kilka miesięcy, rękę i nos mam całe, w szkole jakoś sobie radzę – pokręciłem głową. – Trudno. Żaden z nas już nie naprawi przeszłości.

– Uderzyłem cię. Do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć.

– Ale ja mogę.

– Na litość, Itsuki! Dlaczego nie możesz być na mnie wściekły?! Czemu mi nie powiesz, że jestem najgorszy?!

– Bo nie jesteś.

– Jestem, do cholery! – stanął, łapiąc mnie za ramiona. – Jestem najgorszy! Jestem okropną łajzą. Doprowadziłem do tego wszystkiego, a ty jeszcze mówisz, że możesz mi wybaczyć i nie masz mi tego za złe. Dlaczego taki jesteś?!

– Żebyś nie poczuł się przypadkiem lepiej.

Hitsuji zamrugał kilkakrotnie ze zdziwienia.

– Tak sądzisz?

– Wiem, że by ci ulżyło, gdybym powiedział, że cię nienawidzę. Oczekiwałbyś tego. Ale ja chyba nie potrafię cię nienawidzić. Myślałem o tym przez ostatnie miesiące i to tak mnie strasznie bolało. Nie mogłem zrozumieć, że potraktowałeś mnie w tak okropny sposób. Jednak teraz już jest okej. I wiesz co? Chyba nawet cieszę się, że cię widzę. Dziękuję też, że przyszedłeś na pogrzeb taty.

– No wiesz… znałem go w końcu od urodzenia, był jak wujek.

– Beznadziejny był ten wujek.

– Nie mów tak – złapał mnie za dłoń. – To twój ojciec… A ja ci mówię o takich rzeczach. Nie powinienem… Przepraszam.

Staliśmy przez dłuższą chwilę w wąskiej, ośnieżonej alejce. Trzymaliśmy się za ręce, a z ust ulatywały nam białe obłoczki pary. Patrzyłem na Hitsujiego z wielkim bólem, wiedząc, że był niegdyś moim przyjacielem, chłopakiem. Obecnie nie potrafiłem przyswoić, że już dłużej nim nie był. Tak samo nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób nagle usta Hitsujiego znalazły się przy moich i jak całował mnie delikatnie, rozpuszczając cały ten lód, który okrył moje serce.

W życiu nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw. Nie pomyślałbym, że Hitsuji mnie pocałuje, że po tym okropnym dniu nasze drogi się ze sobą ponownie zetną. Dziwnie było mi o tym myśleć, ale po pogrzebie taty, po całej tej sytuacji, jaka miała miejsce, postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Nie wiedziałem, co o tym sądzić, jednak podświadomość podpowiadała mi, że tym razem wszystko potoczy się inaczej. On i ja przez te wszystkie miesiące nabraliśmy do siebie dystansu, a poza tym, dystans był dosłownie między nami. W końcu Hitsuji mieszkał teraz w Sapporo. Powiedział jednak, że jego rodzice często wyjeżdżają w weekendy w interesach, więc będę mógł do niego przyjeżdżać. Chociaż, będąc zupełnie szczerym, nie cieszyłem się na to. Nie czułem tej ekscytacji, która zawsze towarzyszyła mi przy Hitsujim, nie było tych motylków w brzuchu, tej radości. Powtarzałem jednak, że się cieszę, bo… cieszyłem się. Naprawdę. Jednak wszystkie te pozytywne emocje były przykryte warstwą żałoby i innymi rodzinnymi problemami.

Wieść o tym, że zmarł mój ojciec, rozniosła się w szkole dość szybko, jednak tylko Hitomi przyszła na pogrzeb. Nie widziałem jej jednak na nim. Powiedziała mi tylko, że chciała ze mną porozmawiać sam na sam, ale widziała, że podchodził do mnie jakiś chłopak, dlatego stwierdziła, że nie będzie mi przeszkadzać. Podziękowałem jej, że przyszła, co ją zaskoczyło.

– Czemu miałabym nie przyjść? – powiedziała zdziwiona. – Przecież się przyjaźnimy. Te morony też powinny były przyjść. Czasami nie wierzę w to, jacy ludzie potrafią być.

– Zdarza się.

Każdy nauczyciel zagadywał mnie na początku zajęć i mówił, że mu przykro, że to okropne. Słowa współczucia były zabarwione przesadną troską, od której aż robiło mi się nieswojo. Nie chciałem tego wszystkiego, wolałbym, by ludzie dali mi spokój i nie roztrząsali tak tragicznego wydarzenia, jakim było samobójstwo mojego ojca.

– Zastanawia mnie jedna rzecz – zaczęła Hitomi, gdy siedzieliśmy razem w piątek na długiej przerwie. Ona powoli przeżuwała śniadanie, ja piłem przez słomkę mleko waniliowe z kartoniku. Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, jak siedzieliśmy z Hitsujim podczas długich przerw na dachu szkoły i obaj piliśmy mleko. – Czy babka z biologii odpuści ci dzisiaj kartkówkę.

– Czemu miałaby mi odpuścić?

– Uhm, no wiesz.

– Daj spokój – wywróciłem oczami. – Wolę pisać ze wszystkimi. Dawanie mi jakiejś taryfy ulgowej jest bez sensu. Poza tym, może porozmawiamy o innych rzeczach?

– Na przykład? – wzięła spory kęs słodkiej bułeczki i zaczęła przeżuwać. – Och! Wiem! – powiedziała z pełną buzią, mało nie wypluwając jedzenia. – Co to miało być?! To w zeszłym tygodniu? Nocowałeś u Shiroyamy?!

– Jeszcze głośniej – mruknąłem, rozglądając się dyskretnie czy nikt nas przypadkiem nie podsłuchiwał albo czy w pobliżu nie było wspomnianego nauczyciela.

– Rany, przepraszam – przełknęła. – Po prostu nie wierzę, że zrobiłeś coś takiego!

– Zasiedziałem się zwyczajnie. I zostałem na noc.

– Ale z nim? Spałeś z nim w łóżku?!

– No chyba cię popieprzyło – mało nie zachłysnąłem się mlekiem. – Przecież jest zajęty.

– To nie jest przeszkodą.

– Jest wielką, bo jego facet był w domu cały czas.

– Tak? Nie miał jakiejś nocnej zmiany w szpitalu albo coś?

– Niestety nie. Też nad tym ubolewałem. W ogóle, ten facet ma jakieś problemy ze sobą.

– Co masz na myśli? – Hitomi zmarszczyła nieco brwi, pochylając się ku mnie. Czekała na świeże ploteczki z domu Shiroyamy.

– Tak trochę… Nic nie jadł? W ogóle. Pan Shiroyama zrobił obiad, ale nie widziałem nawet, by coś wziął do ust.

– Może woli brać inne rzeczy do ust?

Roześmialiśmy się oboje. Musiałem przyznać, że ta uwaga wyjątkowo poprawiła mi humor.

– Nie wygląda na kogoś, kto robi takie rzeczy – odparłem. – Kojarzy mi się bardziej z taką cnotką niewydymką.

– Pewnie godzi się robić takie rzeczy wyłącznie po prysznicu i tylko w łóżku, oczywiście, w świeżej pościeli, a po również trzeba zmienić pościel. Albo! W ogóle tego nie robią.

– Co? Jak to możliwe?

– Skoro jest taki, to pewnie tylko robi to Shiroyamie ręką. To się już nie liczy jako seks.

– Jakie to smutne.

– Ale spójrz na to z tej strony; to oznacza, że Shiroyama nie zaruchał niczego od dłuższego czasu, więc może być napalony. Poprawka, na pewno jest napalony. To oznacza szansę dla ciebie.

– Jeszcze nie tak dawno czepiałaś się mnie, że niby próbuję zepsuć mu związek, a teraz sama mówisz mi takie rzeczy – wytknąłem jej.

– Nie zachęcam cię do niczego! I wciąż uważam, że gdybyś próbował zniszczyć komukolwiek związek, to byłbyś najgorszą szmirą na planecie. Ale tak pomyśl. Z tego co wiem, to zdarzają się otwarte związki. Może Shiroyama bzyka się z innymi, jeśli jego facet mu nie daje. To może i ciebie by bzyknął?

Poczułem, że robię się cały czerwony na twarzy. Krew zaczęła mi szumieć w uszach, wydawało mi się, że świat delikatnie zawirował.

– No co ty. Mnie?

– Bzyknął cię ktoś kiedyś w ogóle? Nie. No właśnie! A możliwe, że to okazja, byś zaliczył swój pierwszy raz. Już się do niego dość mocno zbliżyłeś, zostajesz u niego na noc. Możesz z łatwością wybadać, jaka jest ich relacja i ewentualnie, jeśli jego facet będzie miał jakąś nocną zmianę, to wskoczyć swojemu historykowi do łóżka.

– Zastanowię się nad tym – odparłem.

– Kuj żelazo, póki gorące! Kto wie, może załapiesz się na trójkąt z nimi?

– Durna jesteś – zaśmiałem się. – W ogóle, muszę ci o czymś powiedzieć.

– No, słucham.

– Wróciłem do swojego byłego chłopaka.

Hitomi przez moment patrzyła na mnie, jakby niedosłyszała tego, co powiedziałem. Gdy jednak okazało się, że wcale nie pomyliła się w tym, co jej oznajmiłem, wybałuszyła na mnie swoje i tak już duże oczy.

– Chyba sobie ze mnie kpisz w tym momencie. Do swojego ex? Pojebało cię? Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki! Przypomnę ci jeszcze to, jak on ciebie urządził. Zajebiste miałeś przygody z kolegami z klasy, co nie?

– Ale z nim jest inna sytuacja. Jest moim przyjacielem z dzieciństwa. Mówiłem ci, pamiętasz?

– Pff, wiesz co? Z wami jest tak zawsze. Homo, czy hetero, faceci zawsze coś odpierdolą głupiego. Jeszcze zobaczysz. Czego niby od niego oczekujesz?

– Sam nie wiem. Trochę… Zrozumienia?

– Od tego masz mnie. Aż nie wierzę! Sądzisz, że on się zmienił? Że będzie cię lepiej traktować? Ludzie się zmieniają, ale tylko na gorsze.

– No już tak nie panikuj – poklepałem ją po ramieniu.

– Będę panikować! Mój przyjaciel może zrobić jedną z największych głupot swojego życia. Jeszcze się z nim prześpisz i dojdziesz do wniosku, że go kochasz!

– Ale seks z nauczycielem jest już w porządku?

– Oi, chłopczyku – pstryknęła palcami – w tym domu wybieramy mniejsze zło. Łapiesz?

Przez resztę dnia myślałem o całej naszej rozmowie. Przynajmniej w ten sposób udało mi się odegnać natrętne myśli o ojcu i całej sytuacji rodzinnej. Jedyne, co było pocieszające w tym wszystkim, była renta, jaką mieliśmy otrzymywać po tacie na czas nauki. Niby niewielkie pieniądze, ale zawsze coś, czym mogliśmy z Yuzuki odrobinę odciążyć mamę. A faktycznie, przez pierwsze tygodnie nie było łatwo. Mamie zdarzało się bez powodu wybuchać płaczem podczas jakichś zwyczajnych domowych czynności, Yuzuki zrobiła się mocno apatyczna, a ja? Cóż, poczułem się wyjątkowo odpowiedzialny za nie dwie. Tak jak nigdy nie czułem się zobowiązany do niczego, tak teraz wiedziałem, że pozostałem jedynym mężczyzną w domu i musiałem zaopiekować się matką i siostrą.

 

W weekend rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Yuzuki, choć niewątpliwie silnie przeżywała żałobę po tacie, jako pierwsza zerwała się z kanapy. Rzuciła się do drzwi i otworzyła, choć nawet nie zadała sobie trudu, by zajrzeć przez wizjer i sprawdzić, kto postanowił nas odwiedzić. Mama i ja wielokrotnie upominaliśmy ją o to, a ona i tak robiła swoje.

– Ciocia! – krzyknęła radośnie, uchylając drzwi. Wyszedłem za Yuzuki, by upewnić się, że to nie żaden psychopata postanowił złożyć nam wizytę.

– Cześć, brzdącu – powiedziała siostra taty. – Cześć, Itsuki.

– Hej. Co jest?

Mama wyjrzała z salonu. Spojrzały tylko na siebie z ciocią, po czym, nawet nie zamieniwszy ani słowa, wróciła do pomieszczenia. Ciocia nie miała jej tego raczej za złe. Obie silnie przeżywały utratę ważnej osoby. Możliwe, że nie chciały ani też nie mogły przebywać ze sobą. Tak po prostu. Czasami śmierć łączyła ludzi, choć częściej dzieliła ich bez słowa.

– Nic – odparła. – Tak tylko wpadłam podrzucić wam kilka rzeczy. Wasz tata je zostawił i chyba są dla was.

– Prezenty? – mruknęła Yuzuki z zalążkiem ekscytacji i czegoś na wzór nadziei.

– Nie do końca tak, kochanie – ciocia posłała jej ciepły uśmiech. – Bardziej pamiątki.

– Ekstra.

Pomogliśmy jej wnieść kilka pudeł z rzeczami z jej samochodu. Yuzu wzięła najmniejsze pudełko z jakimiś bibelotami, ja dwa największe. Siostra szła dzielnie, starając się przy tym nie kuśtykać, choć widziałem, z jakim trudem jej to przychodziło. Szedłem, trzymając pudła jedno na drugim. Musiałem uważać przy tym, by się nie przewrócić, gdyż kompletnie nie widziałem nic przed sobą. Ciocia niosła ostatnie pudełko, instruując mnie przy tym, jak powinienem iść, bym nie wszedł w jakąś ścianę lub drzwi. Zostawiła to wszystko u nas, po czym odjechała. Tak po prostu, jakby nigdy nawet jej u nas nie było. Yuzuki była piekielnie rozczarowana, gdy okazało się, że w pudełkach nie było żadnych zabawek. Spytałem mamę czy nie chciałaby przejrzeć tych rzeczy, ale tylko odparła, że nie i mogę je wyrzucić. Z początku tak chciałem zrobić. W końcu, co takiego wartościowego mogło być w rzeczach po nieboszczyku, który za życia zajmował się jazdą pociągami oraz piciem alkoholu w każdy wolny dzień. Mówiąc też całkiem poważnie, nic ciekawego w tych pudłach nie było: sterta mało interesujących papierów, bezwartościowe bibeloty, kilka pocztówek, stare ubrania, w tym mundur z pracy, notatnik, kilka płyt gramofonowych – Grateful Dead, Sublime –  no i cała masa śmieci. Płyty Sublime niemal od razu połamałem i wrzuciłem do worka na śmieci. Ojciec kiedyś tak często je puszczał, że mógłbym się porzygać, słysząc choćby jedną, charakterystyczną nutę. Grateful Dead było mniej pretensjonalne. Choć fanem nie byłem, to znałem niemal wszystkie piosenki, ale nie przejadły mi się one na tyle, bym łamał je w drobne kawałki i wyrzucał do śmietnika. Przez kilka chwil przyglądałem się Built to Last. Kartonowe opakowanie albumu było dość zniszczone, winyl był jednak w całkiem niezłym stanie. Pamiętałem bardzo dobrze, jak kiedyś z tatą lubiliśmy siadać w salonie, włączać stary, mocno zużyty gramofon i słuchać muzyki. Piliśmy wtedy herbatę i zajadaliśmy się czymś słodkim. Pamiętałem też, jak Amaya i ja nuciliśmy nad malutką Yuzuki I Will Take You Home, gdy próbowaliśmy ją uśpić, a gdy to nie pomagało, zwyczajnie włączyliśmy jej tę piosenkę. Tak silna nostalgia ścisnęła mnie za żołądek, że wydawało mi się, iż całe moje życie to tylko jeden wielki sen.

– Co to? – spytała siostra, zaglądając mi przez ramię. Akurat wyciągnąłem mundur i położyłem go obok siebie na podłodze.

– Rzeczy taty.

– A to?

Pokazała na kaszkiet, spoczywający na szczycie złożonego w kostkę munduru.

– Czapka konduktorska. Tata nosił ją w pracy.

– Fajna.

Włożyłem jej czapkę na głowę. Yuzuki ucieszona podbiegła do kosmetycznego lusterka, stojącego przy jej kanapie. Już chciała pobiec do mamy i pokazać jej, co takiego miała na sobie, ale udało mi się ją powstrzymać w ostatniej chwili. Jeszcze tego brakowało.

– Uspokój się – nakazałem jej tonem starszego brata. Zabrałem jej czapkę, która, wraz z całym mundurem, śmierdziała potem i kurzem.

Nie było nic ciekawego. Przejrzałem jeszcze notatnik, który był względnie nowy. Miał kilka wyrwanych kartek i brak jakichkolwiek zapisków, więc oddałem go Yuzuki, by mogła gdzieś dowoli bazgrolić. Resztę rzeczy udało mi się na siłą upchnąć do jednego, dużego kartonu i zakleić. Chciałem je wyrzucić. Nie były ani mnie, ani nikomu innemu do niczego potrzebne. Czułem jednak, że nie byłem w stanie tego zrobić. Wcisnąłem je więc do szafy, pozwalając tym śmieciom odleżeć swoje, a mnie dojrzeć do działania.

 

Czas mijał jednak nieubłaganie szybko. Nawet nie zauważyłem, gdy zima już zaczęła zmierzać ku końcowi. Synoptycy zapowiadali coraz to cieplejsze dni oraz gwałtowną odwilż po śniegach i mrozach. Dni były coraz dłuższe, w końcu otwarto podwórze szkoły i znów można było jeść drugie śniadania przy ławkach na dziedzińcu. Chociaż wciąż trwała astronomiczna zima, to każdy mówił, że już nastała wiosna. Cóż, pąki na drzewach z pewnością mówiły prawdę – nastała wiosna.

– Moich rodziców nie będzie w ten weekend – mówił Hitsuji. Rozmawialiśmy ze sobą kilka razy w tygodniu przez telefon i od czasu do czasu się spotykaliśmy. Mama bardzo się ucieszyła na wieść, że Hitsu i ja znów byliśmy w przyjacielskich stosunkach.

– To super, możesz zrobić imprezę – odparłem, biorąc z półki w sklepie opakowanie ryżu. Przyciskałem telefon ramieniem do ucha i jedną ręką prowadziłem wózek, a drugą trzymałem listę zakupów od mamy.

– Myślałem bardziej, że mógłbyś w końcu do mnie wpaść na noc.

– Na noc? – mruknąłem pod nosem.

– Mhm. Na cały weekend, jeśli chcesz. Powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu.

– Też tak uważam.

– Skoro obaj tak uważamy, to może powinieneś na poważne rozważyć tę propozycję.

– Rozważam ją bardzo poważnie i to nawet pozytywnie.

– Ale?

– Ale mama i Yuzuki. Poza tym, jestem w sklepie. Oddzwonię do ciebie później.

– Jasne.

– Do usłyszenia.

– Pa.

Jakoś w dalszym ciągu nie wierzyłem w to, że po tym wszystkim Hitsuji i ja znów się ze sobą zeszliśmy. Cieszyłem się jednak bardzo z tego powodu, bo jednak miałem w nim oparcie. Wielokrotnie mówiłem mu o tym, jak mama i Yuzu się zachowują, co się znowu działo w szkole. Hitsuji też opowiadał mi o swoim nowym życiu w Sapporo, o znajomych i o tym, jak jego rodzice mocno przejęli się nową pracą. Oboje pracowali w tej samej firmie, byli partnerami w biznesie i szło im to naprawdę dobrze. Jednak Hitsu wielokrotnie powtarzał, jak nie mają dla niego czasu. Tym sposobem mój chłopak potrafił nie widzieć się z rodzicami przez kilka dni, mijając się z nimi. Bywało też tak, że oboje nie wracali nagle na noc do domu, o czym czasami nie dawali nawet znać. Trochę przykre to było, bo pamiętałem, że kiedy jeszcze mieszkali obok nas, to mieli całkiem sporo czasu dla Hitsujiego i samych siebie.

Po powrocie do domu i obiedzie oddzwoniłem do Hitsu, oznajmiając mu, że chętnie zostanę u niego na weekend. Chłopak bardzo się ucieszył, nawet nie sądziłem, że mogę w jego głosie usłyszeć tyle radości. Może to nadchodząca wiosna wprawiała go w taką euforię? Całkiem możliwe. Mama też odrobinę się ucieszyła na wieść, że weekend spędzę z przyjacielem. Stwierdziła, że od dłuższego czasu wszystkie dni wolne spędzałem w domu, zamiast z ludźmi, a przydałaby mi się jakaś odskocznia od rzeczywistości. Tym sposobem w piątkowe popołudnie pojechałem do Sapporo. Hitsuji odebrał mnie z dworca. Niedawno zrobił prawo jazdy i dostał w prezencie od rodziców Jaguara. Nie był to najnowszy model, jednak do antyków też nie należał. Jeździłem już z nim kilka razy tym samochodem – jak do mnie od czasu do czasu przyjeżdżał albo kiedy to ja wpadałem do niego i jeździliśmy po Sapporo, albo wybieraliśmy się na jakieś dłuższe przejażdżki. Przełączałem więc stacje radiowe bez jakiegokolwiek pytania, szukając czegoś ciekawego.

– Ale się wściekłeś – powiedział Hitsuji, gdy już którąś minutę przełączałem stacje. Jak na złość wszędzie postanowili puścić reklamy.

– Szkoda, że nie odbierają tu rosyjskie stacje – mruknąłem.

– Albo koreańskie. Zrozumiałbyś coś z tego w ogóle?

– Z rosyjskiego? Może coś tam. Mam koleżankę, która mówi po rosyjsku i czasem uczy mnie jakichś zwrotów.

Hitsuji zerknął na mnie. W tym samym momencie znalazłem stację, na której aktualnie puszczali jakąś pop-rockową piosenkę. Wokalista miał przyjemny, niczym niewyróżniający się głos.

– Nie wiedziałem w sumie, że masz jakieś koleżanki.

– Przeniosła się do naszej klasy w tym roku szkolnym. Jakoś tak wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy.

– Ach, w ten sposób. To fajnie.

Po drodze zajechaliśmy jeszcze do sklepu, żeby kupić coś do jedzenia. Postanowiliśmy, że ugotujemy razem kolację, co, nie powiem, napawało mnie ekscytacją. Nie to, że moim marzeniem było, byśmy coś razem przyrządzili, ale chyba to właśnie robiły pary. Zrobiliśmy więc razem prostą kolację w nowoczesnej kuchni w mieszkaniu Hitsujiego, zjedliśmy ją i przez większość wieczoru leżeliśmy na kanapie, pijąc piwo i zagryzając je orzeszkami w miodzie. Zadziwiające było to, jak swobodnie czułem się w tym domu. To było nowoczesne mieszkanie wyjęte rodem z katalogu. Trzy sypialnie, kuchnia, salon, dwie łazienki, garderoba. Samo mieszkanie powierzchniowo było znacznie większe od powszedniego domu Hitsu i jego rodziców, co tylko uświadamiało mi, jak wiele teraz zarabiali i na ile dogodności mogli sobie pozwolić. A właśnie takie było teraz ich życie – luksusowe.

– Wiesz co – zaczął Hitsuji, opierając się o moje ramię.

– Hm? – trzymałem go za rękę, splatając nasze palce. Nagle poczułem, jak jego ciepły oddech delikatnie przybliża się do mojej szyi.

– Dobrze mi tak z tobą – zamruczał, całując mnie w szyję.

– Mówisz? – uśmiechnąłem się pod nosem. – Mnie z tobą również.

– I chciałbym móc tak z tobą widywać się co weekend. Codziennie. Zawsze.

– Ale bredzisz. Zawsze miałeś słabą głowę – roześmiałem się.

– A ty nie? Nie chciałbyś? – znowu pocałował mnie w szyję.

– Chciałbym – westchnąłem. – Być tak jak teraz. Już zawsze.

Kilka minut później byliśmy już nadzy. Nie uprawialiśmy jednak seksu, chociaż bardzo chcieliśmy. Mieliśmy z tym mały problem, bo w trakcie obaj zdaliśmy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie mamy pojęcia, w jaki sposób się do tego zabrać. Śmialiśmy się z siebie, a mnie przypomniało się, jak rok wcześniej Hitsuji chciał to bardzo ze mną zrobić jeszcze w jego starym domu. Całowaliśmy się więc czule, leżąc na dywanie w salonie i delikatnie się pieściliśmy. W tym samym momencie, kiedy trzymałem w dłoniach przyrodzenie Hitsujiego, zdałem sobie sprawę, że go kocham. I to nie byle jak, o nie. Po tym wszystkim, co się stało, potrafiłem wtulać się w niego ufnie, pozwalać mu siebie dotykać i doprowadzać siebie oraz jego do skrajnych uczuć. To musiała być prawdziwa miłość.

– Umiesz to zrobić ustami? – zapytał z ciężkim oddechem, kiedy poruszałem dość szybko dłonią na jego penisie, jednocześnie całując się z nim zachłannie.

– A jak myślisz? – westchnąłem, przesuwając dłoń na jego jądra.

– Ja też nie.

Roześmialiśmy się obaj, chociaż zaraz stwierdziliśmy, że musimy się tego wszystkiego nauczyć. Zacząłem więc pierwszy. Hitsuji położył się wygodnie na wznak, a ja na brzuchu, między jego nogami. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób zabrać się za robienie komukolwiek loda, dlatego od razu wziąłem go do buzi na tyle, na ile pozwalały mi na to moje umiejętności. W oczach stanęły mi łzy, jak tylko poczułem, że to był mój limit, a wzięcie go głębiej skończy się nieprzyjemnie. Zaraz go wyciągnąłem, by się nie udławić. Zahaczyłem go przy okazji zębami, na co się wzdrygnął. W ogóle, penis w ustach, ten dziwny smak… Jakoś inaczej to sobie wszystko wyobrażałem.

– O kurwa – mruknąłem, regulując oddech.

– Może znajdziemy jakiś tutorial na YouTube?

– Myślisz? Spróbuję jeszcze.

Następny raz poszedł mi znacznie lepiej. Zacząłem powoli, uważając przy tym, by nie zahaczać go mocno zębami. Z każdym następnym razem szło mi coraz lepiej, w końcu jakoś zacząłem poruszać na nim głową. Trzymałem go lekko przy trzonie, by ułatwić sobie całość, aż nagle poczułem, jak mój chłopak ciągnie mnie za włosy do tyłu.

– Stój, stop! – jęknął.

– Co? – wymamrotałem. – Chyba właśnie było dobrze?

– O rany, tak – westchnął. – Ale zaraz dojdę.

Uśmiechnąłem się do niego lekko.

– I dobrze.

Na nowo zacząłem poruszać głową na jego penisie. Zdaje się, że w historii seksu oralnego nikt jeszcze nie robił nigdy tak niezgrabnej laski, jaką ja robiłem Hitsujiemu, ale to nic. Liczył się fakt, że udało mi się kilka chwil później doprowadzić mojego chłopaka do wytrysku. Moment, w którym nastąpiła ejakulacja, zapamiętam do końca życia. To uczucie, gdy nagle coś lepkiego wylewa się wewnątrz jamy ustnej było czymś, co niełatwo byłoby mi opisać słowami. Ale tak szybko, jak on doszedł, tak samo ja wyciągnąłem go z buzi, mało się przy tym nie dławiąc. Smaku spermy się nazwałbym przyjemnym i od razu chciałem ją wypluć. Myślałem, że zwymiotuję, co Hitsuji zauważył. Szybko podał mi ze szklanego stolika opakowanie chusteczek kosmetycznych. Wziąłem jedną, a następnie zacząłem na nią pluć.

– Mówiłem, że dochodzę – zaśmiał się, podnosząc do siadu.

– Cholera, jakie to gorzkie.

– Twoja na pewno jest lepsza.

Pocałował mnie, wsuwając język między moje usta. Zarzuciłem mu ręce na szyję, a on położył się na mnie, by kontynuować naszą pierwszą taką upojną noc.

Rano obudziłem się wtulony w Hitsujiego. Nie pamiętałem nawet dokładnie, jak to się stało, że znaleźliśmy się w jego pokoju, ale zbyt mocno się tym nie przejąłem. Naciągnąłem na siebie mocniej kołdrę, wzdychając z zadowolenia. Mój chłopak jedynie mruknął coś, nieznacznie poprawiając się przez sen. Wstaliśmy kilka godzin później. Jak się okazało, była godzina czternasta. Zjedliśmy obiad oraz śniadanie w jednym, a następnie zadzwoniłem do mamy, by spytać się czy wszystko w porządku. Siedziałem tak później jakiś czas na kanapie w salonie, wyglądając przez okno na ulicę. Z dwudziestego piętra ludzie wydawali się naprawdę malutcy niczym mrówki, a ja czułem się przez to nieswojo.

– Chcesz może herbatę? – spytał Hitsuji, wychylając się z kuchni. Zerknąłem na niego.

– Nie – odparłem z uśmiechem.

– Mhm.

Zaraz do mnie przyszedł. Usiadł tuż obok, obejmując mnie w pasie i kładąc mi głowę na ramieniu. Wplątałem dłoń w jego włosy, delikatnie masując mu skórę głowy. Już dawno nie ogarniał mnie taki spokój, jak teraz przy nim. Na dwudziestym piętrze nowoczesnego apartamentowca w luksusowym mieszkaniu, gdzie zewnętrze ściany były ze szkła. Czułem się odrobinę, jakbym występował w filmie, tak bardzo to wszystko było nierealne.

– Chciałbym, żebyś tu został – powiedział w pewnym momencie. – Wiem, że nie możesz, ale… Itsuki… tęsknię za tobą. Nie sądziłem nigdy, że kiedykolwiek będę coś takiego czuł, ale tak cholernie cię brakuje.

– To dobrze, że za mną tęsknisz – pocałowałem go we włosy.

– Wcale nie.

– Wcale tak – zaśmiałem się. – Bo ja też za tobą tęsknię. I źle by było, gdybym to tylko ja tak tęsknił.

– Dobrze więc, że oboje to czujemy.

– Zdecydowanie.

Jakże okropnie wracało się do rzeczywistości po tak upojnym weekendzie. Poniedziałek zaczął się wyjątkowo źle, bo sprawdzianem z historii, o którym kompletnie zapomniałem. Hitomi próbowała mi podpowiadać, jednak czujne oko pana Shiroyamy wyłapywało każdą próbę ściągania, więc praktycznie od razu zwrócił nam uwagę. Zmyśliłem tylko, że chciałem pożyczyć długopis, na co nauczyciel nie dał się złapać. Dał mi jednak swój długopis, żebym nie zaczepiał więcej Hitomi i nie przeszkadzał jej w teście.

Nie powiem, przez kilka chwil nie wiedziałem nawet, co powinienem zrobić z tym długopisem. W ostateczności odłożyłem swój i zacząłem pisać tym, który dostałem od nauczyciela. W dodatku, nie byle jakiego nauczyciela. Musiałem przyznać, że odkąd wróciłem do Hitsujiego, moje zauroczenie w Shiroyamie nieco zależało. Już nie fantazjowałem tak o nim, jakbym był nastolatką wzdychającą do idola, ale nie mogłem też powiedzieć, że był mi on całkowicie obojętny. Gdyby pewnego dnia przyszedł do mnie i zapytał się czy chcę z nim zamieszkać, bo w końcu wyrzucił swojego irytującego partnera z domu, to zgodziłbym się bez jakiegokolwiek zastanowienia. Wiedziałem, że to był mężczyzna, który porządnie nauczyłby mnie, w jaki sposób należy zrobić komuś loda, a nie nieudolnie dławić się penisem. Jakoś tak pomyślałem o tym, że mógłbym zrobić mu dobrze i aż się zaczerwieniłem i cały spiąłem, mało przy tym nie łamiąc jego długopisu.

Po teście oddałem mu jego własność. Zapytałem przy okazji, kiedy jest poprawa. Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Pewnie za tydzień na konsultacjach. Jeszcze to ustalę – odparł, patrząc na mnie ze swojego miejsca przy biurku.

Dopiero wtedy, gdy na niego patrzyłem, zdałem sobie sprawę z tego, że pierwszy raz widzę go w zwyczajnej koszulce w szkole. Zawsze chodził w koszulach, a tego dnia miał na sobie koszulkę. Poza tym, nie pachniał swoimi perfumami. W ogóle, niczym nie pachniał, co mnie rozczarowało. Od nauczyciela zawsze bił pociągający zapach drogich perfum.

– Pewnie będę musiał przyjść – zaśmiałem się niezręcznie.

– Skoro tak sądzisz. Ach… Itsuki… Jak się w ogóle trzymasz?

– Dobrze. Nawet bardzo dobrze.

– Aż tak dobrze, że już się pytasz o poprawę sprawdzianu? – pokręcił głową. – Pamiętaj, że jakby co, to zawsze możesz porozmawiać…

– Z panem albo z pana partnerem. Wiem, pamiętam – przerwałem mu. – Ale nie sądzę… Nie wydaje mi się, by to był odpowiedni temat do rozmów. Raczej pan lub pana partner nie miał tak głupiej sytuacji.

– Możliwe, że się mylisz, ale jak uważasz. Jakby co, to wiesz, gdzie nas szukać.

– Jasne – uśmiechnąłem się lekko do nauczyciela, po czym wyszedłem z klasy, żegnając się z nim. Hitomi stała pod drzwiami, nerwowo przebierając nogami. Przyjaciółka spojrzała na mnie wymownie.

– Co tak długo? Obciągałeś mu tam czy oddawałeś ten cholerny długopis?

– Chciałbym – wywróciłem oczami.

– To wracaj tam i to zrób – odparła. Ruszyliśmy w stronę klasy, w której mieliśmy mieć następne zajęcia. – Widziałeś, jak dzisiaj wygląda? W ogóle jak nie on. I jakiś taki apatyczny jest. Może naprawdę by mu to pomogło, gdybyś zrobił mu laskę?

– Myślisz, że szybko dochodzi?

– Hm… – zamyśliła się na moment. – Nie wiem. Wygląda na super faceta, a tacy z reguły później okazują się słabi w łóżku.

– Robiłem loda Hitsujiemu.

Hitomi mało nie potknęła się na schodach, na które zaczęliśmy wchodzić. Dziewczyna aż złapała za poręcz, by nie upaść.

– Co ty pieprzysz?!

– Doszedł w kilka chwil.

– Myślałam, że z niego taki Alvaro, no wiesz. Czemu nic mi wcześniej nie powiedziałeś?!

– Jakoś nie było sposobności.

– Czekaj chwilę. To się z nim bzykałeś? Tak?? Uprawiałeś seks ze swoim chłopakiem?!

– Nie do końca… Nie wiedzieliśmy jak.

– Och, na miłość boską – jęknęła, wywracając oczami. – Nie interesowaliście się tym wcześniej? Poza tym, jest Internet, tak? To była okazja, żebyś przestał być dziewicą! Ale gratulacje, oralnie już nią nie jesteś.

– Dziękuję, starałem się.

– Poważnie doszedł w kilka sekund?

– Nie sekund. Kilka chwil. Wydaje mi się, że jednak nikt mu tego nie robił w taki sposób.

– Najwidoczniej. Więc go w pewnym sensie rozdziewiczyłeś!

– Jaką ty masz obsesję na punkcie seksu.

– Co ci poradzę, seks jest bardzo ważnym elementem mojego życia. W ogóle, nie rozumiem ludzi, którzy żyją bez seksu. To jak katorga.

– Po co żyć, skoro nie można się bzykać?

– No właśnie!

Momentami podejrzewałem, że Hitomi mogła być nimfomanką, chociaż nie chciałem mówić tego na głos. Jeśli lubiła seks i sprawiał jej wiele przyjemności, to czemu by tego nie robić. Chodziła do łóżka z wieloma facetami, jednak zawsze miała zasadę, że nigdy się z nimi nie całuje i nie robi tego bez zabezpieczenia. Miała kilku takich przyjaciół od seksu, jednak nigdy się z nimi nigdzie nie pojawiała. Aż pewnego dnia…

 

– Zakochałam się – rzuciła, nawet się ze mną nie witając. Stałem kilka chwil w progu drzwi, nie mogąc z początku pojąć, co w zasadzie powiedziała.

– Świetnie – odparłem, przepuszczając ją w drzwiach mieszkania. Miałem to szczęście, że mama pojechała po Yuzuki do szkoły, więc nie musiała podejrzewać, że moja „dziewczyna” nie jest wcale moją dziewczyną. – Kto jest tym szczęśliwcem?

– Totalnie stary dziad, który zaprosił mnie w przyszły weekend na bankiet – odparła, zdejmując kurtkę ze skóry syntetycznej oraz wiosenne botki. – Potrzebuję twojej pomocy.

– Zaraz, w przyszły weekend? – powtórzyłem dla pewności.

– Tak!

– Kim on jest?

– Jest biznesmanem po trzydziestce, jakiś czas temu rozstał się z narzeczoną.

Usiedliśmy z Hitomi w moim pokoju. Przyniosłem przyjaciółce kubek ciepłej herbaty, by rozgrzała się w ten wietrzny, wiosenny dzień. Usiadła po turecku na moim łóżku, nie przejmując się nawet tym, by zasłonić zwiewną spódniczką jasną bieliznę. Wiedziała, że i tak mnie to nie fascynowało.

– Zaprosił cię na bankiet?

– Jakaś firma, z którą współpracuje, go wyprawia – podmuchała na gorący napój, a następnie wzięła mały łyczek, siorbiąc przy tym głośno. – Wiesz, co jest najlepsze? Że ciągnę z nim romans od kilku miesięcy i nie spodziewałam się, że to się w ten sposób potoczy. Jeszcze, jakby było mało, całowałam się z nim.

– Na poważnie?

– Nie, na żarty – wywróciła oczami. – Dlatego mówię, że chyba się zakochałam. On jest taki… miły. Tak po prostu. Jest dorosły, dojrzały, zarabia. Ma swoje zdanie i… dobrze się przy nim czuję. Bezpiecznie.

– Brzmi jak ideał.

– Prawda? I jest nawet przystojny. I dobry w łóżku!

– To tym bardziej ideał.

– Itsuki – jęknęła, mało nie wylewając herbaty – co ja mam zrobić? On jest sporo starszy, a ja chcę z nim być na poważnie. Nie chcę już się z nim tak po prostu bzykać raz na jakiś czas. I w ogóle mam już dość tych wszystkich obleśnych mężczyzn, którzy mają mnie tylko na jeden numerek.

– To mu to powiedz. Albo on powie to tobie, skoro cię zaprosił na ważną imprezę. Nie znam się na tym, ale raczej nie zaprasza się byle kogo na bankiety.

– Oglądałeś Pretty Woman?

– Och… – wyrwało mi się.

– Co nie? – podmuchała na herbatę, próbując ją schłodzić i wzięła nieco większy łyk.

– Ale ty nie jesteś prostytutką – zauważyłem błyskotliwie.

– No nie. To fakt.

– Czyli jego propozycja jest jak najbardziej poważna. Widzisz? Mamy problem z głowy.

– Wcale nie. Jest jeszcze jedna kwestia.

– Jaka niby?

– Nie mam zasranej sukienki na bankiet.

Tym sposobem od poniedziałku po lekcjach chodziliśmy z Hitomi po sklepach, szukając odpowiedniej sukienki. Nie było to proste, bo przymierzała praktycznie każdą, jaka wpadła jej w oko, ale nigdy nie mogła się na żadną zdecydować. Ona szalała, wybierając suknie, a ja trzymałem jej torebkę i w międzyczasie uczyłem się na poprawę z historii, która miała odbyć się podczas środowych konsultacji Shiroyamy.

– Co sądzisz? – spytała, wychodząc z przymierzalni. Podniosłem na nią głowę znad książki, a w zasadzie znad telefonu, który położyłem na książce i pisałem z Hitsujim. Okręciła się wdzięcznie, prezentując w pełnej krasie całą kreację.

– Bajecznie – oznajmiłem, mając dokładnie na myśli to, co powiedziałem. Sukienka była bajkowa, jakby żywcem zdjęta z jakiejś księżniczki Disneya.

– Czyli nie nadaje się na bankiet – westchnęła, oglądając się w lustrze. – A gdybym zerwała ten tiul? I zdjęła koronkę z góry… I halkę odpruła – podciągnęła sukienkę na tyle, że inni klienci mogli oglądać jej szczupłe kolana.

– Chcesz wydać krocie i jeszcze bawić się w krawcową?

– Masz rację. To nie to. A swoją drogą, miałeś się uczyć, a nie romansować z tym swoim homo Alvaro. Rozepnij mnie.

– Nie mów tak o nim – zaśmiałem się, wstając. Ostrożnie rozpiąłem jej sukienkę, przytrzymując u góry materiał. – Mogłabyś się ucieszyć, że jest między nami dobrze. I weekendy coraz częściej spędzamy razem.

– Ale ja się cieszę! Tylko nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś niedługo pieprznie.

– Dałabyś spokój.

– Nie, nie! To kobieca intuicja! – zasłoniła się kotarą, po czym zaczęła zdejmować sukienkę. Materiał odzienia szeleścił niczym liście na wietrze. – A jeśli ja mam już takie wrażenie i jest ono coraz silniejsze, to na bank coś się stanie. Wspomnisz jeszcze moje słowa.

– To brzmi, jakbyś rzucała klątwę, a nie dawała mi przyjacielską radę – wywróciłem oczami, z powrotem przysiadając na kanapie w poczekalni.

Był to drugi dzień przemierzania sklepów zakończony fiaskiem. Aż momentami nie wierzyłem, że kobietom tak trudno było zaleźć cokolwiek do ubrania. To była przecież jedna sukienka, a my zachowywaliśmy się, jakby miał to być jakiś cenny artefakt, bez którego ludzkość nie mogłaby normalnie funkcjonować. Nawet mama spytała raz przy kolacji czy w końcu znaleźliśmy z Hitomi odpowiednią sukienkę.

– Nie bardzo – odparłem, dłubiąc pałeczkami w talerzu podczas posiłku. – Nic jej nie pasuje.

– W końcu chce znaleźć idealną sukienkę. Poza tym, pewnie chciałaby ci się w niej podobać. Pamiętam, kiedy to ja miałam bal z okazji zakończenia liceum. Miałam różową, bufiastą sukienkę od ciotki. Znalazła ją w jakimś lumpeksie z odzieżą ze Stanów. Była za duża, więc dosłownie kilka godzin przed imprezą mama i babcia ją zwężały. Ostatecznie była za ciasna i spóźniłam się na wejście, no ale nikt nie miał takiej sukienki. Każda koleżanka mi zazdrościła!

– A co twój partner na to spóźnienie? – spytałem, zerkając na mamę znad talerza. – Pewnie się wściekł.

– Skądże, nie było go.

– Myślałem, że wtedy już znałaś tatę – nie ukrywałem zdziwienia. Mama zaszła w ciążę z Amayą niedługo po skończeniu liceum, dlatego odrobinę mnie to zdziwiło.

– Poznaliśmy się jakiś czas później. Jakoś w wakacje, chyba tuż przed studiami. Wtedy byłam wolnym strzelcem i twierdziłam, że nie potrzebuję faceta.

– I nie potrzebujesz.

Uśmiechnęła się do mnie ciepło.

– Jesteś kochany, wiesz. Cieszę się, że was mam – pogłaskała moją młodszą siostrę po głowie.

– Kiedy wasz ślub? – spytała Yuzuki, którą wyraźnie ekscytował fakt, że miałem koleżankę. Poza tym, zupełnie zignorowała wcześniejsze wyznanie mamy.

– A kiedy twój? – odgryzłem się.

– Och, czyżbym o czymś nie wiedziała? – mama spojrzała na Yuzu z wymowną miną. Siostra jak na zawołanie zrobiła się czerwona.

– Niby o czym? – burknęła pod nosem, spuszczając wzrok.

– No, masz tam jakiegoś adoratora, co nie? Księżniczko nasza.

– Naprawdę? Yuzuki, może zaprosimy twojego kolegę do nas – podłapała mama.

– Ale ja nie mama żadnego kolegi! – zaprotestowała siostra.

– Jasne, jasne – zaśmiałem się.

Szczerze powiedziawszy, to nie miałem zielonego pojęcia czy siostra przyjaźniła się z jakimś chłopcem. Po prostu chciałem odwrócić nieco uwagę ode mnie i Hitomi. Czasami niewiele mi brakowało do tego, by nie wyjawić prawdy. By w końcu nie wyznać, że w rzeczywistości nie miałem dziewczyny, tylko chłopaka. Bałem się jednak reakcji ze strony mamy.

Poprawa sprawdzianu z historii poszła mi całkiem dobrze. Wyszedłem z sali całkiem zadowolony z siebie, po czym wyszedłem na dziedziniec szkoły, by poczekać na Hitomi. Przyjaciółka również poprawiała sprawdzian, jednak ona, w przeciwieństwa do mnie, zaliczała go na ocenę celującą. Shiroyama spytał jej czy nie miałaby może ochoty napisać dodatkowej pracy na ocenę celującą, gdyż, z tego, co widział, Hitomi była z tego przedmiotu wybitnie dobra. Zatem musiała napisać wypracowanie na zadany przez Shiroyamę temat i mogła otrzymać ocenę celującą. Historyk cieszył się jak nigdy, że w klasie była chociaż jedna osoba, która wyrażała najmniejsze chęci do nauki, a w dodatku otrzymywała tak dobre stopnie. Co zauważyłem, Hitomi nauka przychodziła wyjątkowo lekko. Czasami wystarczyło, że raz przeczytała dany materiał i otrzymała ocenę bardzo dobrą, co było imponujące. Ja zazwyczaj musiałem spędzać nad nauką po kilka godzin w ciągu dnia, by zapamiętać cokolwiek. A ona była jak robot. Kilka razy zdarzyło się nawet, że Hitomi i Shiroyama przeprowadzali żywą dyskusję na jakiś temat związany z historią i zupełnie odłączali się od reszty klasy. Co było dla mnie zaskakujące, Shiroyama łatwo dawał się wciągnąć w te dyskusje, chociaż uchodził za osobę, której nie da się zagadać. Okazało się jednak, dlaczego tak się działo i wiadomość ta sprawiła, że zrobiło mi się słabo. Shiroyama odchodził ze szkoły. Plotka dość szybko rozniosła się po szkole, a gdy w końcu została potwierdzona przez samego historyka, rozpoczęły się liczne protesty w tej sprawie. Nawet trzecie klasy, którym w zasadzie powinno to być już obojętne, brały w tym udział. Powstała nawet jakaś uczniowska petycja za tym, by Shiroyama nie odchodził ze szkoły, pod którą podpisali się prawie wszyscy ze szkoły. Oczywiście, że została ona zignorowana. Decyzja Shiroyamy była nieodwołalna. To on postanowił, że od przyszłego roku nie wróci już do nauczania, co wprawiało w dość dołujący nastrój. Dlatego pod koniec swej pracy już nie chciało mu się tak bardzo starać. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż omawiał tematy, jakby opowiadał jakąś piękną bajkę.

– Długo czekasz? – spytała Hitomi, gdy wypaliłem już do końca drugiego papierosa. Siedziałem na nieco wilgotnej ławce, obserwując, jak pojedynczy uczniowie wychodzili ze szkoły z zajęć dodatkowych. – Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszedłeś.

– Ze dwadzieścia minut temu – przyznałem. – To wcale nie tak długo.

– Mhm. Palimy?

– Ja już nie, to był mój drugi.

Poczęstowałem ją swoim papierosem. Zapaliła, odpalając go od swojej zapalniczki, po czym usiadła obok mnie. Podciągnęła nogi na ławkę, naciągnęła spódniczkę od mundurka na kolana i tak siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy.

– Wiesz co – zaczęła, wypuszczając uprzednio spory obłok szarego dymu spomiędzy malinowych ust – myślę o tym, że Shiroyama stąd odchodzi.

– Tak? – udałem, że wcale się tym nie interesowałem. W głębi duszy czułem, że coś we mnie płonęło. Sam do końca nie wiedziałem, co to mogło być. Odchrząknąłem, po czym przełknąłem to, co oderwała się z gardła.

– Jakoś mi tak… pusto. Wiesz, on jest całkiem w porządku facetem. Nie tylko nauczycielem, ale po prostu facetem. Człowiekiem. Ostatnio widziałam, jak przepuszczał jakąś starszą panią i przytrzymywał jej drzwi. On jest jak dżentelmen, który nie musi się mocno starać, by nim być. Trochę szkoda mi tych, którzy nie będą mieli okazji mieć z nim zajęć, bo to wielka strata. Nie miałam nigdy nauczyciela, który uczyłby historii z taką pasją.

– Ewenement w skali światowej.

– Wow! Nie wiedziałam, że znasz takie słowa jak ewenement.

Spaliła do końca papierosa i poszliśmy w stronę szkolnej bramy, a następnie na przystanek. Mieliśmy w planach jechać do Sapporo, by dalej szukać sukienki na bankiet. Gdy tak staliśmy, rozmawiając o wszystkim i o niczym, zauważyłem, jak podjeżdża do nas srebrny SUV. Od razu rozpoznałem do kogo należał ten samochód i mało się nie zachłysnąłem powietrzem.

– Podwieźć was gdzieś? – spytał Shiroyama, uchylając uprzednio okno od strony pasażera obok kierowcy.

Już miałem odpowiedzieć, że nie, jednak Hitomi mnie uprzedziła.

– Do Sapporo – powiedziała jak gdyby nigdy nic.

– Okej, wsiadajcie.

Przez kilka pierwszych sekund moje ciało nie mogło się nawet poruszyć. Podczas gdy Hitomi już zajmowała miejsce z przodu, ja dopiero się ocknąłem. Szybko wsiadłem do tyłu, przesuwając nieco dziecięcy fotelik. Nie wierzyłem, że to się działo naprawdę.

– Ale… Nie musi nas pan podwozić do Sapporo. Serio – powiedziałem, by nieco wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.

– I tak tam jadę – zaśmiał się. – A dlaczego chcecie się dostać do Sapporo, jeśli mogę wiedzieć?

– Szukamy sukienki – odparła moja przyjaciółka.

– Na bal?

– Na bal i na bankiet. Nie mogę nic znaleźć.

– Och, biedactwo – westchnął, biorąc kubek kawy z uchwytu na napoje. Wziął łyk, po czym go odłożył. – Jedna czy dwie sukienki?

– Oczywiście, że dwie – Hitomi była niemal oburzona.

– Hm, dwie idealne sukienki, to może być problem.

– Nawet nie wie pan, jak wielki – dodałem.

– Och! No bo to ty będziesz w tym chodził – rzuciła do mnie Hitomi. – To poważna sprawa.

– Pewnie – wywróciłem oczami.

– Dobrana z was para – stwierdził Shiroyama.

– Ale nie jesteśmy parą – zaprotestowałem.

– Wiem – zaśmiał się.

– Wie pan co? On wrócił do swojego byłego faceta! Debil.

– No co ty nie powiesz? – Shiroyama spojrzał na mnie znacząco z lusterka. Odwróciłem szybko wzrok, przełykając ślinę. Byle nie patrzeć mu w oczy. Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że ta wiadomość nie napawała go radością. Biorąc pod uwagę fakt, co takiego przeszedłem po części właśnie przez Hitsujiego, mogło innych niezmiernie irytować, że do siebie wróciliśmy.

– Tak wyszło.

– Zdarza się – przyznał. – Ile razy ja się z kimś rozchodziłem i wracaliśmy później do siebie. Śmieszna sprawa, jak czasem nie można się od kogoś uwolnić.

– Przeznaczenie! – oznajmiła Hitomi.

– Też chciałbym w to wierzyć – nauczyciel roześmiał się serdecznie. – Tak już bywa, że ktoś nas skrzywdzi, ale później i tak do tej osoby wracamy. No trudno.

– No trudno – powtórzyła Hitomi – to samo pomyślałam, gdy mi to powiedział.

– Och!

– To naprawdę okrutne – wymamrotałem.

– No daj spokój, tylko żartuję.

– Żarty żartami, ale jak się dogadujecie i jest wam ze sobą dobrze, to czemu nie być razem. Kto wie czy trafisz później na kogoś równie dobrego – odparł Shiroyama.

– A może jednak trafi się ktoś lepszy? – zasugerowała Hitomi. – Na przykład biznesmen albo lekarz.

– Lekarz? – ledwo powstrzymałem się przed tym, by nie prychnąć. Mąż Shiroyamy był lekarzem.

– Tak. Moja mama często powtarza, że jak mam już kiedyś wychodzić za mąż, to tylko za lekarza.

– A to dlaczego? – zainteresował się nauczyciel. Ponownie wziął kubek z kawą, biorąc łyk.

– Bo mają kupę pieniędzy i brak siły na seks.

Myślałem, że się rozbijemy po tym, jak Shiroyama opluł się kawą i zaczął krztusić. Mężczyzna zjechał na pobocze, próbując doprowadzić się do porządku. Hitomi aż poklepała go po plecach i zabrała kubek z kawą, odkładając go z powrotem na uchwyt na napoje. Musiałem przyznać, że w życiu nie spodziewałbym się po nim tak niezręcznie ludzkiej reakcji.

– Coś w tym jest – wykrztusił z siebie, jak tylko udało mu się zapanować nad sobą. Odchrząknął głośno.

Hitomi odwróciła się na sekundę w moją stronę. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Zaryzykowała wypadkiem, by dowiedzieć się, jak bardzo udane lub też nieudane było życie seksualne pana Shiroyamy. To dopiero była najlepsza przyjaciółka.

 

– Więc wcale nie jest tak zajebiście – oznajmiła, gdy chodziliśmy już po galerii handlowej, szukając odpowiedniej sukienki. – Facet mu dupy nie daje. Albo on jemu. Mogłeś mu jednak obciągnąć za ten długopis, byłby pewnie wdzięczny.

– I piąteczka na koniec roku.

– A kto wie! Albo wiesz, może się bzykają, ale to nie jest jakiś udany seks. Weź się ruchaj, jak jesteś po całym dniu w robocie, a w domu masz jeszcze małe dzieci. Tragedia, aż im współczuję. Dlatego właśnie nie powinno się słuchać rodziców, miej tu męża lekarza.

– Twoja mama naprawdę mówi takie rzeczy? Że dobrze by było, gdybyś miała męża lekarza, bo są bogaci i nie mają siły na seks??

– Czasami sama w to nie wierzę. Ale to jest przerażające – powiedziała. Nie byłem pewny czy chodziło jej o sytuację związkową naszego nauczyciela historii, o to, co potrafiła wygadywać jej matka, czy o jasnoniebieską sukienkę, którą zdjęła z wieszaka, by ją obejrzeć. – Jak jesteś młody, to robisz wszystko, by jakoś ułożyć sobie życie. Poznajesz kogoś, klika między wami. Bierzecie ślub i nagle, do cholery, pojawiają się dzieci. Wówczasz całe poukładane życie jest w strzępach, bo wszędzie jest wrzask, smród i brud. Nic nie może być ładnie w domu, bo te bestie co chwilę coś robią. To okropne, nie chcę tak żyć.

– Wcale nie musisz.

Hitomi odwiesiła sukienkę na miejsce, posyłając mi przy tym wymowne spojrzenie.

– Jestem kobietą i najpewniej, wcześniej czy później, zajdę w ciążę. Poza tym, może nawet trochę chciałabym mieć swoje dzieci. Teraz nie, absolutnie nie, ale czuję, że za dziesięć lat może mi się zachcieć mieć takiego małego skrzata biegającego z zasraną po brzegi pieluchą, drącego się dwadzieścia cztery na siedem i rysującego mi na ścianach jakieś postmodernistyczne badziewia kredkami świecowymi. Gdy myślę o tym teraz, to robi mi się niedobrze i mam coś, co ludzie chyba nazywają atakiem paniki.

– Więc twój instynkt macierzyński pozostaje jeszcze w ukryciu. Oby się nie ujawnił w najmniej spodziewanym momencie.

– Wypluj te słowa!!

Na całe szczęście, tego dnia udało nam się znaleźć sukienkę na bankiet – była na ramiączkach, długa po kostki i z rozcięciem z boku. Hitomi wyjaśniła mi, że ten dziwny, intensywnie żółty kolor, w którym była, nazywano kanarkowym. Co to był w ogóle za kolor i co te biedne ptaki miały z nim wspólnego. Ale chyba tylko ja byłem takim kretynem, że nigdy nawet nie słyszałem o czymś takim jak kolor kanarkowy. Wyobrazić można było sobie tylko moją minę, podczas gdy Hitomi rozprawiała z ekspedientką jednego sklepu na temat odcieni żółci (jak obrzydliwie to brzmiało, fe!), jak gdyby miała doktorat z tejże dziedziny. Chyba tylko ja na całym świecie nie wiedziałem, że ludzie mogą mieć tyle skomplikowanych nazw na tak proste rzeczy.

Wróciłem do domu pod wieczór. Mama oglądała telewizję, siostra siedziała w pokoju i grała na komputerze. Przemknąłem do kuchni, by wziąć coś do jedzenia. Powrzucałem na talerz warzywa z ryżem i gdy już miałem iść do pokoju, zauważyłem, że w progu pomieszczenia stała mama. Myślałem, że serce mi wyskoczy z piersi, gdy ujrzałem ją z miną, która była niczym z kamienia. W jednej chwili serce zaczęło mi łopotać w piersi, a policzki oblały się czerwienią. Miałem wrażenie, jakby za moment miała mi wytknąć jakieś kłamstwo i już zastanawiałem się, co takiego mogła mi zarzucić.

– Dostałam dzisiaj telefon z policji – zaczęła, zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Pewnie nie chciała, by Yuzuki nas słyszała. Nie sądziłem jednak, by było to możliwe, mała w całości pochłonięta była grą.

– Tak? – mruknąłem. Odczułem ulgę, więc chyba nie chodziło o mnie. Całe szczęście!

– Chodzi o… twojego ojca. O jego śmierć.

Zamilkła. Również milczałem, patrząc na nią w zupełnym skupieniu. Jej słowa nie całkiem do mnie docierały, jakby oddzielała nas cienka szyba. Nie wiedziałem, czego mógłbym się po niej spodziewać, co mogłaby mi powiedzieć. Sądziłem, że temat śmierci taty był już wyczerpany i zamknięty.

– Podobno mają coś… Przed kremacją, gdy przeprowadzano sekcję.

– Przeprowadzano sekcję? Przecież… to chyba jasne, co się stało. Niepotrzebna była do tego sekcja.

– Poprosiłam o to. Mimo wszystko. I dostałam telefon, że jest coś, o czym powinnam wiedzieć i czy mogłabym się stawić na komendzie. Powiedziałam jednak, że dziś nie mogę, bo nie mam z kim zostawić córki.

– Och – wyrwało mi się. – Przepraszam. Mówiłem, że będziemy wybierać sukienkę z Hitomi.

– Nie, przestań. Nie w tym rzecz. Mógłbyś zostać z Yuzuki jutro?

– No jasne. Jeszcze się pytasz.

– Wolę się spytać. W końcu masz dziewczynę, znajomych. Cieszę się, że masz swoje życie i robisz coś poza domem.

– Ale o to nie musisz pytać. Pewnie, że zostanę z Yuzu. Kto inny mógłby doglądać młodszą siostrę, jak nie starszy brat?

Mama posłała mi ciepły uśmiech, po czym wyszła. Stałem tak jeszcze przez moment, próbując przetworzyć w głowie to, co właśnie mi powiedziała. Co takiego powinniśmy niby jeszcze wiedzieć o śmierci taty? Przecież wiadome było, że się zabił, rzucił pod pociąg. Z jakiegoś powodu zacząłem podejrzewać, że może był pod wpływem czegoś, jakichś środków odurzających. Stawiałbym na alkohol, ale to się jeszcze miało okazać.

Następnego dnia całe popołudnie spędziłem z Yuzuki. Pomogłem siostrze odrobić lekcje, a później oglądaliśmy razem jakiś serial dla nastolatków. Yuzu nie pytała, gdzie poszła mama, ale nie sądziłem też, by mama powiedziała jej, że poszła na policję. I to w sprawie taty! Chociaż Yuzuki naprawdę dobrze zniosła całą żałobę, to nie sądziliśmy z mamą, by mówienie jej o sekcji zwłok mogło na nią pozytywnie wpłynąć. Zostawiliśmy więc to dla siebie.

Mama wróciła do domu około siedemnastej. Robiłem wtedy dla siebie i Yuzu herbatę w kuchni, gdy przyszła. Przywitała się z nami, pytała, jak było w szkole. Siostra zaczęła opowiadać, jak dostała piątkę z matematyki i jak dobrze poszedł jej sprawdzian z geografii. Mama tylko pokiwała zadowolona głową, mówiła, że to dobrze, że cieszy się. Uśmiechała się do nas. Jednak widziałem po niej, że była rozbita. Jakby wewnętrznie miotała się między powiedzeniem nam czegoś, a zachowaniem tego dla siebie. Z całą pewnością chodziło o tatę, jednak nie chciałem jeszcze wysnuwać pochopnych wniosków.

Udało mi się porozmawiać z mamą, gdy Yuzu już spała. Siedziała w salonie z lampką czerwonego wina i patrzyła tępym wzrokiem w przestrzeń. Usiadłem w fotelu, czekając, aż wyjawi mi, co takiego się wydarzyło. Wzięła łyk alkoholu, po czym odstawiła kieliszek na stolik. Odetchnęła kilka razy głęboko, po czym na moment odchyliła głowę, jakby próbowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy.

– Nie zabił się – powiedziała drżącym głosem.

Myślałem, że się przesłyszałem. Mama przez dłuższy czas nic więcej nie mówiła, ja również nie byłem w stanie nic z siebie wykrztusić. Czułem się, jakby ktoś mnie uderzył obuchem w głowę. Świat na kilka długich sekund stał się nierówny i powyginany, jakby był z plastycznej materii, która pod wpływem ciepła zmieniała kształt. Spodziewałem się usłyszeć wszystko, ale nie to.

– Co masz na myśli? – wymamrotałem. – Przecież znaleziono jego ciało na torach.

– Tak – westchnęła, ścierając wierzchem dłoni kilka łez z policzków – ale nie zginął tam. Policja powiedziała, że prawdopodobnie ktoś tam zostawił jego ciało. Że był już martwy wcześniej.

– Chcesz powiedzieć, że ktoś go…?

– To wynika z tego, co powiedział mi policjant.

Rozbolała mnie głowa. Ból nie mijał jeszcze następnego dnia niemal do końca zajęć. Sądziłem, że sprawa mojego ojca była zamknięta, jednak się myliłem. Ten człowiek nawet po śmierci nie mógł nam dać spokoju, a zwłaszcza mojej matce, która, jakimś sposobem, nawet po tym wszystkim, co jej zrobił, wciąż darzyła go jakimś uczuciem. Chociaż byli po rozwodzie, gdy zginął, to nie dało się ukryć, że w dalszym ciągu traktowała go jak swojego partnera. Następnego dnia w szkole Hitomi nie pytała, czy coś się stało, chociaż, nawet jak na mnie, byłem dość markotny. Przez większość czasu trajkotała o tym, że idzie na bankiet, że spędzi czas ze swoim wymarzonym mężczyzną. Nie potrafiłem się z nią cieszyć. Nie, po tej szokującej informacji. Moja mama była w emocjonalnych strzępach, a ja sam czułem, że coś ściskało mnie za gardło i nie chciało puścić. Czułem, że musiałem z kimś o tym porozmawiać, dlatego po ostatnich zajęciach zostałem dłużej w klasie. Pan Shiroyama zerknął tylko na mnie z lekkim uśmiechem, widząc, że swoim zwyczajem ociągałem się z pakowaniem. Gdy klasa była zupełnie pusta, podszedłem ostrożnie do biurka. Mężczyzna robił coś przy laptopie.

– Co tam? – zagaił, klikając co chwilę w ten sam klawisz. Zdaje się, że potwierdzał listę obecności.

– Ma pan może trochę czasu?

– Trochę mam – odparł, wzdychając.

Poczułem wibrację w kieszeni. Wyciągnąłem telefon. Dostałem wiadomość od Hitsujiego z zapytaniem, czy mam może ochotę wyskoczyć gdzieś w ten weekend. Właśnie, Hitsuji. Przecież miałem chłopaka, któremu mogłem się ze wszystkie zwierzyć, dlaczego więc postanowiłem porozmawiać o wszystkim z nauczycielem, starszym facetem, który miał swoje własne sprawy na głowie i tak naprawdę wcale się mną nie przejmował. Ogarnął mnie pewien rodzaj paniki. Na moment zapomniałem, po co właściwie chciałem porozmawiać z Shiroyamą i miałem ochotę wybiec z klasy.

– Myślisz, że szkolny internet zawsze będzie działał, jakby chciał, a nie mógł?

Podniosłem na Shiroyamę wzrok znad telefonu. Schowałem komórkę do kieszeni, nie odpisując Hitsu ani słowem. Nauczyciel nie patrzył na mnie, tylko w monitor i zdaje się, że naprawdę robił coś z listą obecności.

– Oby nie.

– Robienie czegokolwiek tutaj to jak droga przez mękę. No cóż, innym razem – zamknął laptop, po czym spojrzał na mnie. – To co się stało?

Uchyliłem usta, chcąc już coś powiedzieć, jednak zaraz zamknąłem buzię. Nie wiedziałem w ogóle, w jaki sposób powinienem zacząć ani czy w ogóle powinienem był mu o tym mówić. No cóż, sprawy chyba zaszły już za daleko, by się wycofywać.

– Moja mama była wczoraj na komendzie. I chodzi o to… Powiedzieli jej… Wszystko wskazuje na to, że mój ojciec wcale nie popełnił samobójstwa. Podobno ktoś go zabił, a później podrzucił ciało na tory.

Shiroyama zamrugał kilkakrotnie. Ciepły uśmiech oraz miłe spojrzenie niemal w jednej chwili przeszły w zaskoczenie. Raczej nie spodziewał się, że powiem mu o czymś takim.

– Itsuki, ja… Bardzo mi przykro – powiedział szczerze. Żal, który naraz pojawił się w jego spojrzeniu dotknął mnie tak mocno, że zachciało mi się płakać. I faktycznie, łzy stanęły mi w oczach, na co nauczyciel raczej nie był przygotowany. Miałem wrażenie, jakby coś rozdzierało mnie na pół niczym kartkę papieru.

– Przepraszam, że panu o tym mówię, ale… Jakoś pomyślałem, że panu mogę o tym powiedzieć.

– Jasne. Możesz powiedzieć mi o wszystkim, co chcesz – schylił się do torby za biurkiem. Chwilę coś w niej szukał, po czym wyprostował się, podając mi paczkę chusteczek higienicznych. Wziąłem jedną, podziękowałem mu. – A jak się czuje twoja mama? Pewnie mocno to przeżywa.

– Chyba nie za dobrze. Ale jakoś się trzyma. Nie sądziłem tylko, że po tym wszystkim… Po tym jak się rozeszli i w ogóle… No… Że wciąż to będzie tak ciężkie.

– Byli ze sobą wiele lat, więc to zrozumiałe. Bardzo wam współczuję, to okropne. A policja podjęła jakieś kroki w tej sprawie? Wszczęła śledztwo?

– Nie wiem. Chyba – pociągnąłem nosem, po czym przetarłem go chusteczką.

– Raczej nie można tak tego zostawić. Mam nadzieję, że jeszcze wszystko się wyjaśni.

– Chodzi panu o to, że wyjaśni się, kto go zabił?

Shiroyama spojrzał na mnie, jakby nie był pewny, co powinien mi odpowiedzieć. Pierwszy raz w życiu widziałem na jego twarzy takie zawahanie.

– Chyba dobrze by było, gdyby to się wyjaśniło, prawda? W końcu to może być ktoś niebezpieczny.

– Na pewno. Skoro mój tata nie żyje… – urwałem.

Nauczyciel wstał, wzdychając głęboko. Podniósł torbę z podłogi, włożył do niej laptop i inne papiery. Spojrzał na mnie z głębokim współczuciem.

– Itsuki, nie mogę dziś zostać zbyt długo w szkole, ale jeśli chcesz, możesz później do mnie wpaść. Mam do załatwienia kilka spraw, ale mój mąż ma dzisiaj wolne i jest w domu. Myślę, że mógłby o tym z tobą porozmawiać. To dość delikatny temat i wiem…

– Nie chciałbym zawracać mu głowy.

– Nie. Myślę, że by ci ulżyło – uśmiechnął się do mnie ciepło. Obaj ruszyliśmy w stronę wyjścia z klasy. – Idziesz do domu?

– Tak.

– To chodź, podwiozę cię.

Nie wiem, jak to możliwe, ale jeszcze tego samego dnia wylądowałem u Shiroyamy. Pojechałem autobusem, następnie przeszedłem te paręset metrów, mijając kilka pojedynczych domków. Sam nawet nie byłem pewny, kiedy znalazłem się pod białą rezydencją i dzwoniłem do drzwi. Nikt mi nie otwierał przez dłuższą chwilę, więc zacząłem się nieznacznie rozglądać. Dopiero wtedy zauważyłem, że na podjeździe stał radiowóz oraz jakiś inny samochód. Zatkało mnie trochę. Patrzyłem tak na pojazd, próbując wykalkulować, co takiego mógł robić na podjeździe pana Shiroyamy policyjny samochód, gdy usłyszałem kroki po drugiej stronie. Drzwi otworzyły się, ale, ku memu wielkiemu zdziwieniu, wcale nie otworzył mi pan Matsumoto.

– Uhm…? – bąknąłem, patrząc na mężczyznę przed sobą. Był niewiele wyższy od pana Shiroyamy. Był szczupły, jego przystojna twarz była delikatnie owalna, a sporą uwagę przykuwały głęboko osadzone oczy. Spojrzał na mnie, jakby wcale nie miał ochoty wpuszczać mnie do środka. – Dzień dobry – wymamrotałem.

– Dziękujemy za piorące odkurzacze – odparł. Miał ciepły, lekko zachrypnięty głos.

– Minoru!!! – usłyszałem głos pana Matsumoto z głębi domu. Wówczas mężczyzna, który mi otworzył, zaczął się śmiać, a ja byłem zupełnie zbity z tropu. Facet przepuścił mnie w drzwiach, chociaż nie byłem pewny czy powinienem był wchodzić. To było wyjątkowo osobliwe powitanie.

Pan Matsumoto, z czego już zdawałem sobie sprawę przed samym wejściem do domu, nie był sam. Towarzyszyli mu dwaj mężczyźni – ten, który mi otworzył oraz policjant. Całą trójką urzędowali na tarasie, pilnując dzieci, które bawiły się ze sobą w ogrodzie.

– Itsuki! – Matsumoto poderwał się z krzesła na mój widok, po czym objął mnie mocno. Byłem zaskoczony jego zachowaniem i w ogóle nie spodziewałem się naruszenia mojej cielesności. Mężczyzna zaprowadził mnie do kuchni, chcąc ze mną porozmawiać. – Skarbie, strasznie mi przykro. Słyszałem o wszystkim i… Aż brak mi słów.

– W porządku – wymamrotałem.

– Yuu uprzedzał, że możesz dzisiaj wpaść, ale ci dwaj przyszli kompletnie bez zapowiedzi – westchnął. – Napijesz się może czegoś? Herbaty?

– Poproszę.

I tak, sam nawet nie wiem jak, znalazłem się na tarasie, pijąc herbatę z chirurgiem, jakimś obcym facetem i policjantem. Musiałem też przyznać, że ten policjant był naprawdę przystojny. W moich gustach mógłby nawet konkurować z panem Shiroyamą.

– Kiedy ten twój facet wróci? – fuknął w pewnym momencie mężczyzna, który otworzył mi drzwi. Nazywałem się Minoru, o ile dobrze pamiętałem.

– A co takiego od niego potrzebujesz?

– Męska sprawa – odparł.

– O! No jasne, bo ze mną już o męskich sprawach nie porozmawiasz – odparł sarkastycznie Matsumoto. Policjant zaśmiał się tylko. Zauważyłem, że na mnie zerkał, co mnie speszyło. W porządku, powoli. Musiałem najpierw wczuć się w sytuację, gdyż kompletnie nie wiedziałem, co takiego działo się w tym domu.

– Widzisz, sam to zauważyłeś.

– Ale to chyba nic pilnego – wtrącił funkcjonariusz. O rany, jaki miał głęboki, męski głos!

– Gdyby było pilne, to pewnie dzwoniłbym do niego co dwie minuty i nie siedział tu. A na szczęście to nie aż tak ważna sprawa, więc mogę spędzić czas i wypić herbatkę z moją ulubioną żoną.

– Panie Kurogane, bardzo mi przykro, on czasami mówi takie głupie rzeczy – chirurg zwrócił się do policjanta, kłaniając się nieco w przeprosinach.

– Hej! – mężczyzna od odkurzaczy piorących zaczął się głośno śmiać. Policjant mu zawtórował.

– Ile razy mówiłem, żeby mówić mi po imieniu – westchnął Kurogane.

– Och, tak. Przepraszam, Daiki.

Nie byłem pewny, co tu się w ogóle działo. Matsumoto brylował dzielnie między dwoma mężczyznami niczym zręczna kokietka, jednocześnie doglądając dzieci, które bawiły się w ogrodzie. Siedziałem z boku, niewiele się odzywając, dopóki nie wrócił pan Shiroyama. Dochodziła godzina piąta, na dworze delikatnie zmierzchało. Cała biesiada zdążyła przenieść się do salonu, a dzieci teraz biegały po całym domu. Siedziałem tak, rozglądając się dookoła, próbując utkwić w czymkolwiek interesującym wzrok i jakoś zająć myśli. Skupiłem się na jasnym dywanie na podłodze. Patrząc tak na niego, w ogóle nie wydawał mi się znajomy, możliwe, że był dość nowy, ale sam nie wiedziałem. Nigdy jakoś nie przykuwałem uwagi do dywanów, a poza tym, pan Matsumoto był osobą, która zdawała się dbać o wszelkie domowe sprzęty, w tym pewnie i o dywany, dlatego wydawał się taki nowy. Kogo w ogóle to obchodziło? Cóż, póki nic się nie działo, byłem skazany na ten nieszczęsny dywan i modlenie się w duchu, że nigdzie nie wyskoczy na mnie rudy terrorysta, znany również jako kot. Dopiero przybycie pana Shiroyamy wywołało jakieś większe poruszenie. Dzieci oblazły go jak małe pijawki, na co nie protestował. Matsumoto musiał zainterweniować, by cała trójka dała spokój swojemu ojcu. Zaprowadził nauczyciela do kuchni, chcąc, jak na dobrą żonę przystało, dać mu obiad.

Zostałem sam z mężczyzną zwanym Minoru i mężczyzną zwanym Daikim. Obaj patrzyli teraz na mnie, co było cholernie krępujące. Nikt przez ten czas się nie odzywał. Dopiero, gdy Matsumoto wrócił z kuchni z dziećmi, a kilka minut później pan Shiroyama, rozmowy się wznowiły.

– Czekam tu na ciebie i czekam! – oznajmił Minoru oskarżycielskim tonem, podnosząc się z miejsca na widok nauczyciela.

– Tak, wiem, z głowy mi wypadło – westchnął Shiroyama, rozpinając jednocześnie guzik koszuli przy kołnierzyku.

Minoru i Shiroyama zniknęli na kilka minut, zostawiając mnie samego z Matsumoto oraz policjantem. Mężczyźni rozmawiali między sobą o czymś. Co mnie jednak uderzyło i było widoczne nawet dla kogoś takiego jak ja, toto, że Matsumoto zdawał się podchodzić do całej rozmowy z lekko flirciarskim tonem. Fakt, policjant był naprawdę przystojny, jednak nie byłem pewny czy zdradzanie Shiroyamy z nim byłoby dobrym posunięciem.

– To ja lecę! – oznajmił Minoru, niespodziewanie pojawiając się w salonie i jednocześnie zmierzając do wyjścia. Mężczyzna pomachał opakowaniem jakiejś gry.

– Serio? Chodziło o jakieś głupie RPG? – Matsumoto wywrócił oczami.

– Sam jesteś…! – urwał.

Minoru chciał się odszczekać, jednak do salonu wszedł Shiroyama. Nauczyciel spojrzał wymownie na swojego, jak się spodziewałem po luźnym tonie między nimi, przyjaciela. Musiałem przyznać, że poczułem napięcie między nauczycielem, a tym drugim.

– Lepiej już idź, bo twoja żona pewnie czeka – powiedział Shiroyama, odprowadzając gościa do drzwi.

– Jasne, jasne. To na razie! Do widzenia!

Po kilku minutach jedynym gościem w domu, oprócz mnie, pozostawał policjant. Matsumoto zagadywał go co jakiś czas, zręcznie zmieniał tematy. Sam bym nawet nie przypuszczał, że mężczyzna potrafi tak wprawnie prowadzić dyskusję. Co dopiero wtedy zauważyłem, funkcjonariusz był w nim jawnie zauroczony. Matsumoto był dla niego jak błyskotka, która umykała mu, gdy tylko myślał, że już ją ma. Jednakże, gdy tylko do pokoju wrócił Shiroyama, Matsumoto przestał bawić się z gościem.

– Panie inspektorze, coś się stało? – spytał Shiroyama, przysiadając przy swoim partnerze.

– Można tak powiedzieć.

– Jeśli chodzi o to, co było ostatnim razem, to absolutnie się nie zgadzam – wtrącił się Matsumoto. Jego ton był naprawdę stanowczy, nie to, co przed kilkoma minutami.

– Ależ nie, skądże. Proszę się nie martwić! – zapewnił policjant.

– Świetnie. To my przepraszamy na moment.

Matsumoto spojrzał na mnie, kiwając lekko głową w stronę kuchni. Wstaliśmy obaj, a następnie udaliśmy się do pomieszczenia. Mężczyzna zamknął drzwi i jakby odetchnął. Przysiedliśmy przy stole.

– Strasznie cię przepraszam za to wszystko – westchnął. Dopiero wtedy zauważyłem, że był naprawdę zmęczony. Nie starał się nawet trzymać prosto, a spojrzenie miał wręcz senne. – Mężczyźni są czasami gorsi od dzieci, trzeba się nimi ciągle zajmować. Swoją drogą, wiesz, że tamten facet jest mężem pani, która uczyła cię historii?

– Pani Maedy? – zamrugałem kilkakrotnie.

– Aha. Ale to tak na marginesie. Zrobić ci może jeszcze herbaty?

– Nie, dziękuję. Uhm… Pan Shiroyama zasugerował, żebym z panem porozmawiał.

– No tak – Matsumoto znowu westchnął. – Podobno twój tata wcale nie popełnił samobójstwa.

– Podobno. Tak twierdzi policja – położyłem ręce na blacie stołu i zaplotłem je w koszyczek. – I trochę nie wiem, co o tym sądzić.

– Wszystko jest jeszcze na świeżo, prawda? Wydaje mi się, że powinniście z mamą dać policji działać, by cała sprawa się wyjaśniła. Lepiej, by stało się to teraz, niż na za dziesięć lat. Wtedy moglibyście się dowiedzieć przypadkiem, a to wcale nie byłoby lepsze.

– Chyba wolałbym za dziesięć lat – wymamrotałem.

– Och, wierz mi, że nie – pokręcił głową, lekko pochylając się w moją stronę. Spojrzałem na niego pytająco. – Posłuchaj… byłem kiedyś w podobnej sytuacji. Gdy cała prawda dopiero po kilku latach wyszła na światło dzienne, czułem się okropnie. Jakby ktoś przez długi czas mnie oszukiwał. Świat w jednej chwili zawalił mi się na głowę i nie wiedziałem… nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Dlatego dobrze byłoby na bieżąco wyjaśnić to, co stało się z twoim tatą. Skoro policja już na coś wpadła, to najlepszym rozwiązaniem jest pociągnięcie tego dalej i dojście do całej prawdy.

– Tak pan sądzi? – wymamrotałem. – Sam nawet nie wiem czy chciałbym wiedzieć, co się stało z tatą. Mama też nie jest pewna, ale… W ogóle, to wszystko. W ciągu kilku miesięcy tak wiele się zmieniło. Najpierw rodzice się rozwiedli, później tata zginął… Przestaję za tym wszystkim nadążać.

– To bardzo ciężkie. Ale wiesz, że zawsze możesz z nami porozmawiać.

– Wiem. I… To… Czasami odechciewa mi się wszystkiego.

Pan Matsumoto popatrzył na mnie współczująco i poklepał lekko po ramieniu. Z jakiegoś powodu poczułem, że naprawdę mi współczuje. To było dziwne, ale w jednej chwili wydało mi się, że łączy nas znacznie więcej niż sympatia do tego samego mężczyzny. Miał w sobie coś, co uzmysłowiło mi, że w pewnym sensie jechaliśmy na tym samym wózku.

– A… jeśli mogę spytać, co to była za sprawa?

– Hm?

– Powiedział pan, że był w podobnej sytuacji.

– Ach, tak – westchnął, odgarniając lekko niesfornego loka za ucho. Kosmyk w ciągu jednej sekundy wyślizgnął się, z powrotem opadając na skroń. – Chodziło o moją mamę. Potrącił ją pijany kierowca. Tak przynajmniej myślałem przez kilka lat. Wiesz, pogodziłem się z tym wszystkim, jakoś udało mi się ułożyć życie na nowo. Dopiero po latach dowiedziałem się, że tak naprawdę popełniła samobójstwo. Nikt mi nie chciał o tym powiedzieć. Sam nie wiem dlaczego.

– Trochę jakby odwrotność tego, co ja przechodzę – zaśmiałem się niezręcznie.

– W pewnym sensie. Dlatego możliwe, że wiem, co możesz teraz czuć. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Czy czułem ulgę po rozmowie z panem Matsumoto? Na swój sposób tak. Niedługo po osiemnastej powiedziałem, że lepiej już pójdę, bo mama zacznie się martwić. Nie wspomniałem jej słowem, że wychodzę ani o której wrócę. Biorąc pod uwagę fakt, w jakim stanie się znajdowała, nie chciałem zostawiać jej samej. Matsumoto zaoferował, że odwiezie mnie do domu, jednak odmówiłem. Zasugerował więc, że podrzuci mnie chociaż na przystanek, gdyż było już ciemno i lepiej by było, gdybym nie chodził sam po takim odludziu. Po chwili namysłu przystałem na jego propozycję.

– Gdzieś wychodzisz? – spytał Shiroyama, widząc, że Matsumoto poszedł wraz ze mną do przedsionka. Policjant wciąż siedział na swoim miejscu i zdaje się, że dyskutował o czymś z moim nauczycielem historii.

– Mhm, podrzucę Itsukiego na przystanek.

– Nie lepiej do domu?

– No widzisz! – Matsumoto wzniósł ręce w geście bezradności. – To jak, Itsuki? Może jednak do domu?

–Jeszcze się pytasz – prychnął Shiroyama.

Poczułem się z lekka niekomfortowo. Nie chciałem, by ktoś się o mnie sprzeczał. Tym bardziej mój nauczyciel historii i jego partner.

– Wiesz, Itsuki, jakim on jest sknerą? Będzie mi przez następne pół roku wypominać, że nie podwiozłem cię do domu – Matsumoto przymknął lekko drzwi od przedsionka, ubierając buty.

– Wiesz, że ja to słyszę? – dobiegł nas głos Shiroyamy.

– Świetnie! – lekarz wyprostował się. – Biorę twój samochód!

 

Następny dzień spędziłem z Hitsujim. Poszliśmy na obiad, a później włóczyliśmy się bez celu po Sapporo. Mój chłopak był, jakby to ładnie ująć – w nastroju. Sugerował mi pewne rzeczy, mówił o czynnościach, które chciałby ze mną robić. Za to ja w ogóle nie miałem na to wszystko ochoty i nawet nie myślałem o robieniu czegokolwiek o zabarwieniu seksualnym. Powiedziałem mu, że mój ojciec prawdopodobnie został zamordowany, jednak jego to z lekka obeszło. Tak jak wcześniej był przejęty tym, że mój ojciec nie żyje, tak teraz znów zaczął myśleć wyłącznie o sobie. Powiedziałem mu, że nie tak to sobie wszystko wyobrażałem, co go z lekka zirytowało.

– Ale co ja ci poradzę na to, że twój tata nie żyje? – rozłożył ręce w geście bezradności. – Wiem, że to okropne, no ale nic już się nie da z tym zrobić.

– Tylko wiesz, że ktoś go prawdopodobnie zabił? Słuchałeś mnie w ogóle? To może być jakiś psychol, a ty podchodzisz do tego tak lekko.

– Daj spokój. Wcale nie.

– Właśnie, że tak! Każesz mi dać spokój, ale czy nie rozumiesz, że nie mogę? To dla mnie ważne!! To był mój ojciec, a teraz jakiś gość, który zrobił mu to wszystko, wciąż chodzi po okolicy i może znów zrobić to samo. A jeśli padnie na ciebie? To co wtedy?

Hitsuji patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jakby kompletnie osłupiały. Złapał mnie delikatnie za rękę, a następnie objął z całej siły. Musiałem przyznać, że czułem się, jakbym za moment miał się rozpaść na milion kawałków.

– Martwisz się o mnie? – powiedział gdzieś blisko mojego ucha. Ciarki przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa.

– Oczywiście, że się martwię, debilu – wymamrotałem w jego ramię. Nie wiedzieć czemu, ale z jakiegoś powodu poczułem ulgę. Z chwilą, gdy Hitsuji trzymał mnie w ramionach, wydawało mi się, że nie istniało nic poza tym. Był tylko on i ja w naszym małym, nieidealnym świecie.

– A jak ci powiem, że nic mi nie będzie?

– Przecież wiesz, że ci nie uwierzę – odparłem, wtykając nos w jego zimną kurtkę. Pomyślałby kto, że kiedyś obejmiemy się w publicznym miejscu i nikt nie wyskoczy nagle zza rogu, by nas pobić.

W poniedziałek zostałem zaatakowany przez Hitomi opowieściami, jak to bawiła się wspaniale na bankiecie i jaki to jej ten facet był wspaniały. Radośnie mówiła też o tym, kiedy to później zabawiali się w łóżku i sam nie byłem pewny czy jestem sobie w stanie wyobrazić wszystkie te pozycje, o których opowiadała. Musiałem przyznać, że jej zazdrościłem, a szczególnie seksu. Robiłem się napalony przez samo słuchanie o seksie i naprawdę miałem ochotę zadzwonić do Hitsujiego, by urwał się z lekcji i zaszył ze mną gdzieś, gdzie moglibyśmy się pieprzyć. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób mogli robić to dwaj faceci, ale coraz bardziej chciałem to zrobić i czułem, że już dłużej nie wytrzymam. Tego dnia nie pomagał mi jeszcze fakt, że Shiroyama wyglądał dość… nęcąco. Jasna koszula z rozpiętym kołnierzem oraz podciągniętymi do łokci rękawami, idealnie dopasowane spodnie. Cały ubiór podkreślał wyrzeźbioną budę mężczyzny – figurę w literze V, umięśnione ramiona, wyrobione pośladki. Wręcz kipiało od niego seksem, co w niczym mi życia nie ułatwiało. Gdy już myślałem, że chociaż trochę wyleczyłem się z tego głupiego zauroczenia do Shiroyamy, tak nagle on ubrał się jak cholerny model i kusił tym swoim niewymuszonym, męskim seksapilem. Dlatego większą część pierwszej lekcji przesiedziałem bezmyślnie, patrząc po prostu na niego. I musiałem przyznać, to był mężczyzna idealny.

Hitomi, chyba z grzeczności, później zapytała czy nie ma więcej szczegółów odnośnie taty. Odparłem, że wszczęto śledztwo w tej sprawie i policja będzie prawdopodobnie robić eksperyment dowodowy, by ustalić prawdopodobny bieg wydarzeń.

– Może to był tylko wypadek – wysnuła teorię. Szliśmy z historii do następnej klasy. Nie mogłem się powstrzymać i jeszcze przed wyjściem z pomieszczenia ostatni raz zmierzyłem Shiroyamę wzrokiem. Mężczyzna opierał się o biurko, przeglądając coś w jakichś papierach. Zawiesiłem na dłuższą chwilę wzrok na jego pośladkach. Aż poczułem, jak zrobiłem się czerwony. – Niechcący się tam znalazł.

– Sądzisz, że to takie możliwe? – z trudem oderwałem wzrok od jakże pociągającego widoku.

– Nie wiem – pokręciła głową. – Ale wydaje mi się, że to nie było planowane. Może twój tata po prostu znalazł się w złym miejscu o złym czasie? Może był świadkiem czegoś i…

– Hitomi, proszę cię – westchnąłem. Jeszcze przed minutą fantazjowałem o swoim nauczycielu, a teraz znów została mi przypomniana sprawa ojca. – Nie rozmawiajmy o tym. Już wystarczy, że w domu mam napiętą atmosferę przez mamę. Musimy też udawać przed siostrą, że nic się nie stało. Nie chcemy jej w to wciągać.

– Będziecie udawać przed Yuzuki, że nic się nie stało? – Hitomi aż stanęła w miejscu. Odwróciłem się do niej, również stając. – Wiem, że ona jest jeszcze mała, ale nie na tyle, by nie rozumieć, że takie rzeczy się zdarzają. Poza tym, kiedyś się o tym dowie, prawda?

Już miałem jej odpowiedzieć, gdy przypomniała mi się piątkowa rozmowa z panem Matsumoto. Kiedy powiedział mi, że był kiedyś w podobnej sytuacji i nikt mu nie powiedział, co się w rzeczywistości stało z jego mamą. Aż coś mnie ukłuło w piersi.

– No tak – wymamrotałem.

– Dlatego…

– Okej! Posłuchaj, pogadam z mamą. Sam nie mogę powiedzieć Yuzu o tym, co przytrafiło się tacie. Nie na tym to polega. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Hitomi spojrzała na mnie uważnie, po czym pokiwała głową. Po chwili znów szliśmy ramię w ramię do następnej klasy.

Zrobiłem tak, jak powiedziałem Hitomi. Choć nie przyszło to łatwo i czułem, jak cały się trzęsłem, gdy tylko postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Jeszcze tego samego dnia porozmawiałem z mamą w sprawie Yuzuki. Z początku nie chciała dać się przekonać, ale z czasem, gdy tłumaczyłem jej, że nie możemy traktować Yuzu jak małego dziecka i jak będzie się ona czuła w przyszłości, ulegała mi. Postanowiliśmy jednak nie mówić jej jeszcze tego, co wiedzieliśmy. Chcieliśmy mieć pewność, że ustalone przez policję wydarzenia miały naprawdę miejsce.

 

*

 

W weekend rodzicie Hitsujiego znowu wyjechali gdzieś na delegację, dlatego ponownie spędzałem u niego czas. Oprócz tego, że zjedliśmy razem pyszną kolację i obejrzeliśmy średniej klasy horror – wylądowaliśmy w łóżku. Całowaliśmy się zachłannie, zatracając w dorosłych pieszczotach. Chłopak lekko dotykał mojego policzka, a ja sunąłem dłonią po jego boku. Czułem się potwornie podniecony i nakręcony. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie pragnąłem nikogo tak bardzo, jak jego w tamtej chwili. Zdjął koszulkę, to samo zrobiłem ze sobą i tak dalej całowaliśmy się, pieszcząc wzajemnie nasze nagie klatki piersiowe.

– Hitsuji – wymamrotałem między wilgotnymi pocałunkami – zróbmy to…

– Hm? – westchnął, podszczypując moje sutki. – Pewnie. Ale ja jestem na górze.

– Huh, co? Nie! – oderwałem się od niego. – Mowy nie ma. Nie będę na dole.

– Ja też nie chcę być na dole. Jeszcze czego.

– Możemy zrobić tak, że najpierw ja będę na górze, a później ty. Zamienimy się.

– Jasne. I co jeszcze?

Położyliśmy się obok siebie i niemal jednocześnie westchnęliśmy głęboko. Rozbawiło nas to, jednak musieliśmy coś postanowić. Obaj chcieliśmy to zrobić, byliśmy spragnieni siebie i nie chcieliśmy więcej czekać. Wzięliśmy laptop i zaczęliśmy googlować wszystko, co tylko się dało o seksie analnym. Po pierwsze, irytowało nas to, że większość z tych rzeczy dotyczyła kobiet. Nie wiedzieliśmy czy była jakaś wielka różnica między penetrowaną kobietą a mężczyzną. Nie wiedzieliśmy czy w ogóle facetowi sprawia to przyjemność, a może dla niego to po prostu nieprzyjemne rżnięcie w tyłek. Po drugie, im więcej czytaliśmy, tym bardziej przerażeni byliśmy i przechodziła nam ochota. Skończyło się na tym, że wyłączyliśmy te wszystkie strony o wirusie HIV, AIDS i zapaleniu wątroby, po czym poszliśmy spać.

Następnego dnia nie mogliśmy na siebie nawet patrzeć. Zjedliśmy śniadanie jak ognia unikając jakiegokolwiek tematu, który mógł skończyć się rozmową o seksie. Aż ciężko było mi uwierzyć, że taka ekscytacja skończyła się w wyjątkowo żałosny sposób.

W poniedziałek Hitomi znowu mnie wyśmiała, że mój weekend potoczył się tak bzdurnie. Opowiadałem jej o wszystkim, a ona coraz bardziej niedowierzała, że Hitsuji i ja byliśmy tak bardzo nielotni w podstawowych fizjologicznych kwestiach. Paliliśmy akurat na dziedzińcu szkoły.

– Następnym razem weź go z zaskoczenia, nawet nie zauważy kiedy go spenetrujesz.

– Wiesz, to chyba tak nie działa – odparłem, zaciągając się i wypuszczając dym ustami. – Ale przynajmniej zrobiliśmy już ku temu jakieś kroki.

– Trzymajcie się tego tempa i jak dobrze pójdzie, to prześpicie się ze sobą za jakieś pięć lat.

Nagle usłyszeliśmy, jak otwierają się główne drzwi wejściowe szkoły. Nasz wychowawca wystawił głowę na zewnątrz, mierząc nas krytycznym spojrzeniem.

– Zachowalibyście chociaż jakieś pozory i nie palili przy samym wejściu, co? Poza tym, tu jest zakaz palenia.

Oboje powiedliśmy wzrokiem na plakietkę z zakazem palenia, przytwierdzoną do ściany, po czym spojrzeliśmy po sobie. Całkiem możliwe, że była tu cały czas, jednak żadne z nas kompletnie nie zwróciło na nią uwagi.

– Przepraszamy – powiedzieliśmy niemal jednocześnie.

– Żeby mi się to nie powtórzyło, bo wam te fajki skonfiskuję. Wiecie, że zakaz palenia jest na terenie całej placówki.

– To już jest przesada – bąknęła Hitomi z oburzeniem.

– Mnie też to nie odpowiada – odparł nauczyciel.

Wychowawca rozejrzał się uważnie, po czym wyszedł do nas. Poprosił o papierosa i ogień. Chwilę później palił wraz z nami, mając przy tym minę, jakby odczuł niewypowiedzianą ulgę. Prawdopodobnie ja miałem taką samą minę, gdy bardzo chciało mi się siku i w końcu mogłem skorzystać z toalety. Byliśmy z Hitomi absolutnie zaskoczeni, że wychowawca, zamiast wpisać nam uwagę, zrobić cokolwiek, by odciągnąć nas od palenia, to jeszcze sam zapalił papierosa i rozmawiał z nami jak z dobrymi kolegami.

– A wy co? – usłyszeliśmy nagle. Pan Shiroyama wyszedł na dziedziniec, trzymając swoją torbę. – Jakieś kółko różańcowe zakładacie?

– Chcesz? – spytał nasz wychowawca, wyciągając ku historykowi rękę z papierosem. Nauczyciel uśmiechnął się kwaśno, kręcąc głową. – Ano, ciągle zapominam. Ile to już?

– Dwa lata – westchnął Shiroyama.

– Od dwóch lat nie palisz?! Czemu mam wrażenie, jakbyś rzucił tydzień temu?

– Ja też się tak czuję. A wciąż chce mi palić jak cholera.

– Na pewno nie chcesz? To może chociaż zrobisz inhalacje?

– Żona mnie wyrzuci z domu, jeśli tylko wyczuje dym – Shiroyama roześmiał się w głos, wychowawca mu zawtórował. Spojrzeliśmy po sobie z Hitomi niepewni tego, jak powinniśmy na to zareagować. Żona?

– Jasne. Jutro przyjdziesz do pracy z podbitym okiem. Ale poważnie – denerwuje się, gdy palisz?

– No wiesz, tyle razy obiecywałem, że rzucę, że w końcu coś ze sobą zrobię i udało mi się jakoś. Mam wsparcie z jego strony i przy okazji opieprza mnie za każdym razem, gdy coś zrobię nie tak.

– No, typowa żona.

– Co nie?! Ale to dobrze, bo swego czasu potrafiłem wypalić dwie paczki w ciągu dnia.

– Dwie?!

– Rekord to dwie i pół przez kilka dni, jednego dnia udało mi się wypalić ponad trzy.

– Jak to możliwe, że rak płuc cię jeszcze nie zżarł?

– Że go nie mam, to jakiś cud – Shiroyama zaśmiał się, kręcąc głową. – To ja lecę.

– Już? – wychowawca spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku. – O której to się kończy pracę, hm?

– Około siedemnastej, firma sama się nie poprowadzi.

– No racja – nasz wychowawca wziął ostatni, porządny buch, po czym rzucił niedopałek na ziemię. Przydeptał go podeszwą buta i strącił gdzieś na bok, by nie leżał pośrodku dziedzińca. Cóż za marnotrawstwo, ledwo go do połowy wypalił. – Piwo w piątek?

– Dzieci mają urodziny!

– Stary, za każdym razem, jak cię próbuję gdzieś wyciągnąć, to coś masz. A które to już?

– Szóste... Chyba.

– Sam nawet nie wiesz, ha!

– Ważne, że pamiętam, kiedy mają!

– No też racja. To za rok do pierwszej klasy, co? Bo to bliźniaki są, prawda?

– Tak, Yoshi idzie we wrześniu.

– No, to powodzenia.

– Nie, dziękuję!

Shiroyama zaraz wyszedł, a my wraz z naszym wychowawcą poszliśmy na lekcję. Jak na ironię – godzinę wychowawczą.

 

Weekend spędziłem głównie z Hitomi na szukaniu dla niej odpowiedniej sukienki na nasz pożegnalny bal. Jak twierdziła, nie mogła przecież przyjść w tym samym, w czym była na bankiecie ze swoim lowelasem. W przeciwieństwie do poszukiwań bankietowej sukni, tym razem poszło nam znacznie szybciej. Byłem zaskoczony, gdy tego samego dnia udało nam się znaleźć odpowiednią sukienkę, a przy tym dodatki. Pozostawał jednak jeszcze jeden mankament, który nie dawał mojej przyjaciółce spokoju.

– A co z garniturem dla ciebie?

– C-co? – wykrztusiłem.

– Garnitur – spojrzała na mnie, pijąc przez słomkę waniliowego szejka. Staliśmy na czerwonym świetle przy przejściu dla pieszych. Mieliśmy przedostatni autobus do domu. – Przecież ty też musisz jakoś wyglądać. Nie wyjdziesz w spodenkach i koszulce.

– W ogóle o tym zapomniałem.

Wyjęła telefon z torebki i sprawdziła godzinę. Odwróciła się na moment w stronę centrum handlowego, które mieliśmy za sobą, po czym spojrzała na mnie.

– Mamy półtorej godziny do zamknięcia centrum handlowego i godzinę do ostatniego autobusu.

– Nie zdążymy.

– Skąd wiesz?

Wywróciłem oczami. Hitomi tylko wzięła mnie pod rękę, po czym pociągnęła do galerii. Nie miałem w ogóle ochoty na to, by przymierzać jakieś ubrania, ale też dyskutowanie z nią na ten temat nie miało sensu. Skoro ona postanowiła, że kupimy mi garnitur, to tak też musieliśmy zrobić.

Nie wiedziałem nic o garniturach. Hitomi biegała zadowolona między wieszakami w pierwszy lepszym sklepie z elegancką modą męską, do którego weszliśmy, a ja stałem w jednym miejscu, przeglądając jakieś marynarki, wiszące na wieszaku. Co jakiś czas zerkałem w stronę Hitomi, która już zdążyła zagadać wszystkie ekspedientki oraz na zegarek, żebyśmy przypadkiem nie spóźnili się na autobus. Czułem już tylko zmęczenie i rezygnację ze wszystkiego. Byłem w stanie powierzyć przyszłość mojego wyglądu Hitomi. Aż nagle poczułem, jak ktoś lekko klepie mnie w ramię.

– Itsuki? Wybierasz się na podróż biznesową? – usłyszałem.

Odwróciłem się w stronę pana Matsumoto. Poczułem, jak serce w piersi uderza mi mocniej z zaskoczenia. Mężczyzna wręcz zakradł się, co mnie wystraszyło.

– Ach, nie, nie – wyprostowałem się przed nim jak struna. – Tak tylko… Oglądam.

– Macie bal niedługo, co nie? – mężczyzna wyjrzał zza mnie. Uśmiechnął się do kogoś. – Ostatnia szkolna impreza.

– W końcu – mruknąłem.

Zauważyłem, że był ubrany wyjątkowo… zwyczajnie. I na luzie. Miał na sobie dopasowane, granatowe dżinsy, luźną, gładką koszulkę oraz długi kardigan. Na dekolcie koszulki zawieszoną miał parę czarnych, dużych okularów przeciwsłonecznych. A włosy, jak nigdy, miał swobodnie rozpuszczone. Kaskada brązowo-kasztanowych loków błyszczała w LED-owym świetle. Wyglądał trochę jak gwiazda filmowa, która raz na jakiś czas wyszła z domu, żeby spędzić czas ze znajomymi albo wyjść na zakupy.

– Itsuki! – Hitomi dopadła do mnie, chwytając moją dłoń. – Chodź, mam coś dla ciebie! No i… Och! Dzień dobry!

– Dobry wieczór – odparł Matsumoto, śmiejąc się.

– Znaczy się… dobry wieczór.

– Nie będę wam przeszkadzać. Trzymajcie się dzieciaki.

Mężczyzna pożegnał nas ciepłym uśmiechem, po czym podszedł do kasjerki. Kobieta już trzymała przygotowaną sporą, papierową torbę z logiem sklepu i z uśmiechem powitała lekarza przy kasie. Zdaje się, że przyszedł odebrać swoje zamówienie. Spojrzeliśmy na siebie jednocześnie z Hitomi.

– Cholera, dobrze wygląda – mruknęła Hitomi.

– Zamknij się – pociągnąłem przyjaciółkę w stronę przymierzalni, gdzie czekał na mnie dobrany przez nią zestaw.

 

Jakimś cudem udało nam się zdążyć na ostatni autobus. Co prawda, biegliśmy istnym sprintem. Hitomi prawie zgubiła buty, ale ostatecznie zdjęła je i pędziła co sił w nogach na boso. Taszczyliśmy przy tym nasze zakupy. Kierowca chciał już zamykać drzwi, ale widząc nas zmachanych i krzyczących, by jeszcze nie odjeżdżał, poczekał aż wsiądziemy. Opadliśmy zmachani na dwa wolne siedzenia i niemal wypluliśmy płuca.

– Przebiegliśmy na czerwonym świetle – wysapałem.

– I co, recydywisto, źle ci z tym?

– Pff!

Roześmialiśmy się. Przynajmniej z Hitomi mogłem zapomnieć na jakiś czas o swojej domowej sytuacji. O mamie w rozsypce po śmierci taty, o mojej młodszej siostrze, która nie wiedziała, co takiego się działo. Że wciąż trwało śledztwo w sprawie ojca, a policja wciąż starała się ustalić wszystkie fakty. W dalszym ciągu przesłuchiwano osoby, które mogły mieć jakikolwiek związek z jego śmiercią. Ale wydawało mi się, że jakoś wychodziliśmy na prostą. A przynajmniej ja. Sam zauważyłem, że więcej się śmiałem. Wolny czas spędzałem z Hitomi, Hitsujim lub też z panem Shiroyamą. Jednak śmierć ojca dalej ciągnęła się za mną jak jakiś cień, choć sprawa w pewnym momencie przycichła.

Wraz z nastaniem maja przestałem jakkolwiek intensywnie myśleć na temat śmierci taty. Co prawda, nie ominęło nas powiedzenie Yuzuki, że prawdopodobnie tata sam odebrał sobie życie, choć policja ostatnimi czasy miała co do tego wątpliwości, dlatego wszczęto śledztwo. Mała była w szoku, a przynajmniej na pozór. Przez kilka dni chodziła jak struta, jednak z czasem dostrzegłem, jak nieprzyjemna informacja powoli do niej dociera i wszystko układa się tak, jak powinno.

 

Poza tym, z jakiegoś powodu, trudno mi było nawet powiedzieć jakiego, ale im bliżej był koniec roku szkolnego, tym częściej bywałem u Shiroyamy w domu.

 

 

*

 

Musiałem przyznać, że wizyty w domu pana Shiroyamy powoli zmieniały się w jakąś tradycję. Nie to, że go nachodziłem, ale czasami sam proponował, żebym wpadł. Choć w jego domu panował dość poważny remont piętra, to nie zaszkodziło to przyjaznej, domowej atmosferze. Po pewnym czasie, gdy siedziałem z jego dziećmi w salonie, podczas gdy on przygotowywał obiad, doszedłem do wniosku, że chciał mnie tu tylko po to, by ktoś zajął się tymi maluchami. Pan Matsumoto wracał o różnych porach z pracy. Czasami był niedługo po nas w dom lub przed nami. Często wracał dopiero wieczorem albo w ogóle go nie było, nim wyszedłem. Tym sposobem ja zajmowałem czyimiś dzieci, a Shiroyama zajmował się swoimi sprawami, jak sądziłem – związanymi z firmą. Bywałem tak w tym domu dwa, trzy razy w tygodniu i powoli zaczynałem czuć się tam coraz bardziej swojsko. Sam robiłem sobie herbatę, wiedziałem, w jakich szafkach w kuchni przechowywane są jakie produkty. Dzieci wołały na mnie wujku, co coraz mniej mi przeszkadzało. Sam nie poznawałem siebie. Ogólnie, jak dobrze wszystko szło – moja nauka w szkole, związek z Hitsujim, nawet sytuacja w domu nie była tragiczna. Choć jedna rzecz wciąż mąciła mi w głowie, a raczej osoba. Pan Shiroyama. Zdawałem sobie sprawę, że moje zauroczenie, to nic, co mogłoby się przerodzić w coś poważnego, jednak tak częste przebywanie z nim wcale nie ułatwiało mi wyleczenia się z niego. Z jednej strony byłem zakochany w Hitsu, a z drugiej wciąż myślałem o dojrzałym mężczyźnie.

W połowie maja pan Shiroyama i Matsumoto urządzili grilla. Na całe przedsięwzięcie również zostałem zaproszony. Pan Matsumoto powiedział, że mogę przyprowadzić swojego chłopaka, jeśli chcę. Hitsuji, co mnie zaskoczyło, zgodził się przyjść. Przyjęcie odbyło się w kameralnym gronie. Przyszła moja była nauczycielka historii – pani Maeda – wraz z mężem, pan inspektor z córką oraz jeden mężczyzna, na którego widok pan Maeda i Hitsuji mało nie zemdleli. Kanegawa Natsuo, obrońca z japońskiej reprezentacji. Nazwisko coś mi mówiło, jednak nie interesowałem się piłką nożną w nawet najmniejszym calu. I tak jak Hitsuji i pan Maeda niemal fruwali dookoła piłkarza, tak pan Shiroyama podchodził do niego z chłodnym dystansem, jaki tylko może mieć mężczyzna nielubiący drugiego mężczyzny i vice versa. Nikt jednak nie pytał, a przynajmniej z początku, o napiętą atmosferę między nimi dwoma. Maeda wypominał Shiroyamie, że ten wcześniej nie przedstawił mu jakże ważnej osobistości, a Hitsuji starał się jakoś podgadywać swego idola. Sam nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Podczas gdy Shiroyama, Hitsu, piłkarz i pan Maeda byli na dworze przy grillu, poszedłem do pana Matsumoto, córki inspektora i mojej byłej nauczycielki historii, którzy w kuchni przygotowywali zakąski. Rozmawiali o dzieciach, pani Maeda co jakiś czas zaglądała do wózka ze swoim niemowlakiem. No tak, jakby tego było mało, w całym domu było mnóstwo dzieci, które wszędzie biegały i się ze sobą bawiły. Matsumoto poprosił mnie, żebym zaniósł do altany miskę z sałatką. Spełniłem jego prośbę. Będąc z powrotem na zewnątrz doszedłem do wniosku, że Shiroyama dostawał białej gorączki, choć bardzo mocno starał się trzymać emocje na wodzy. Kanegawa zaskarbił całą uwagę pana Maedy i Hitsujiego. Opowiadał o swojej piłkarskiej karierze i nie omieszkał się przy tym przechwalać.

Podczas grilla wcale nie było lepiej. Siedzieliśmy całą dziewiątką przy drewnianym stole w altanie, czwórka dzieci biegała po ogrodzie, krzycząc do siebie, a piąte spało w wózku i tylko budziło się, gdy nasrało w pieluchę lub zrobiło się głodne. Rozmowa jednak głównie skupiała się na Kanegawie. Aż w końcu padło to pytanie.

– Skąd wy się w zasadzie znacie? – spytał pan Maeda.

– Minoru! – moja była nauczycielka historii łagodnie skarciła męża. Jakby takie pytanie nie mogło być zadane podczas takiej biesiady.

– No co?

– Bo każdy chciałby wiedzieć – zaśmiał się Kanegawa, patrząc na pana Matsumoto.

Lekarz momentalnie zrobił się czerwony na twarzy, a wzrok spuścił na swój talerz. Co wtedy też zauważyłem, Shiroyama miał już po dziurki w nosie sławnego gościa i niewiele brakowało mu, by go wyprosić.

– Z gimnazjum – zaśmiał się nerwowo Matsumoto.

– Poważnie?! Ale jaja!

– Chodziliśmy razem. Do jednej klasy – dodał Kanegawa, puszczając perskie oko do Matsumoto. Myślałem w tamtym momencie, że Shiroyama wstanie i wypruje piłkarzowi flaki. Wymieniliśmy z Hitsujim porozumiewawcze spojrzenia. Coś tu było wyraźnie nie tak.

– A to ci dopiero. To pewnie byliście dobrymi kumplami, co? – dopytywał zainteresowany pan Maeda.

– Minoru, ja cię proszę – wymamrotał Matsumoto przez zaciśnięte zęby, na co jednak pan Maeda nie zwrócił najmniejszej uwagi.

– Tak w zasadzie to… Chyba mogę to powiedzieć głośno, prawda? Byliśmy z Taką parą w gimnazjum.

Cisza, jaka zapadła przy stole była tak podniosła i napięta, że myślałem, iż nadchodził koniec świata. Po chwili pan Shiroyama wypuścił głośno powietrze ustami, pan Matsumoto nie wiedział, gdzie utkwić wzrok, pani Maeda zakryła lekko dłonią usta, a pan Maeda oraz ja i Hitsuji musieliśmy zbierać nasze szczęki z podłogi. Jedynie policjant i jego córka wydawali się być wyjątkowo opanowani.

– A to ci dopiero! – wykrzyknął Minoru. – Takanori, nigdy się nie chwaliłeś!

– A jest czym? – wymamrotał lekarz, uśmiechając się. Próbował drżącymi ze zdenerwowania dłońmi pokroić kawałek mięsa.

– A dlaczego się rozeszliście? Przepraszam, jak to jakieś nieodpowiednie pytanie, ale no… jestem strasznie ciekaw!

– To może Yuu powinien o tym opowiedzieć? – rzucił kąśliwie Kanegawa, patrząc z wyrzutem na mojego nauczyciela historii. Shiroyama prychnął.

– Jak szukasz winnego, to tylko w sobie.

– Nie, żebyś się nie przystawiał do Taki na tamtej imprezie.

– Po pierwsze, nie byliście już razem…

– Całowaliśmy się. W dodatku na twoich oczach, więc co cię usprawiedliwia?

– Ale nie byliście już parą, do cholery. A poza tym, do nikogo się nie przystawiałem.

– Zaraz, zaraz – pani Maeda zabrała głos – Yuu, chyba nie odbiłeś Taki?

– Nie musiałem. Ten piłkarzyna sam zadbał o to, by ich związek się rozleciał.

– Raczej ty się o to postarałeś – rzucił Kanegawa.

– Możecie przestać? – wymamrotał Matsumoto, który chyba coraz bardziej miał ochotę wyparować jak woda z tego towarzystwa. – Natsu, przestań oskarżać Yuu o coś, czego nie zrobił.

– To o co tu chodzi, do cholery? – fuknął pan Maeda.

– Natsu i ja rozeszliśmy się niedługo po zakończeniu gimnazjum. Później spotkaliśmy się na jednej domówce, jakoś się złożyło, że się… pocałowaliśmy. I niedługo później, na tej samej imprezie, poznałem Yuu. Ot, cała historia – wyjaśnił Matsumoto spokojnie. A przynajmniej próbował być spokojny.

– Nie wiedziałam, że chodziliście z Yuu do tej samej szkoły – mruknęła pani Maeda.

– Skądże, Yuu był już na studiach.

– Na studiach?!

– Pedofilia, prawda? – Kanegawa roześmiał się w głos.

– Raczej nie o to chodziło – bąknął inspektor.

– Ja ci za chwilę…! – Shiroyama prawie wstał i pewnie zaraz przyłożyłby sławnemu gościowi, gdyby nie to, że Matsumoto złapał go za nadgarstki, przytrzymując w miejscu i powtarzając, by się uspokoił.

– Świetnie! Czy ktoś ma ochotę zapalić? – pan Maeda zerwał się na równe nogi. Zapewne chciał się chociaż na moment wydostać z gęstej atmosfery i odrobinę odetchnąć. Towarzystwo ewidentnie musiało się uspokoić.

– Ja chętnie – piłkarz również wstał, odsuwając się od pana Shiroyamy.

– Ja też – dodał inspektor.

– I ja – wymamrotałem, czując, że za moment uduszę się w tym towarzystwie.

Całą czwórką poszliśmy na frontową stronę domu. Pan Matsumoto dał nam jeszcze starą popielniczkę Shiroyamy, byśmy mieli gdzie wyrzucić niedopałki. I tak się złożyło, że paliłem papierosa ze znanym piłkarzem, inspektorem policji oraz nadzianym biznesmanem. Mężczyźni głównie rozmawiali o piłce nożnej, a ja stałem z boku, przysłuchując się nieco ich rozmowie. Nie bardzo interesował mnie sport, ale nic nie mogłem na to poradzić. W końcu jednak rozmowa zeszła na całą sytuację, jaka miała miejsce przy grillu. Inspektor mimowolnie zapytał, czy to wszystko jest prawdą. Piłkarz wzruszył jedynie ramionami.

– Po części tak, a po części nie. To, co powiedział Taka, jest jak najbardziej prawdą – zaciągnął się porządnie, po czym wypuścił ustami szary obłok dymu. – A Yuu to dupek.

– Dlaczego niby? – Maeda oburzył się, będąc w każdej chwili gotowym, by stanąć w obronie przyjaciela.

– Bo go znam – Kanegawa pokręcił głową. – Bez wątpienia nie zasługuje na kogoś takiego jak Takanori.

– A pan niby już tak? – prychnął inspektor Kurogane.

– Skądże. Wątpię też, by był ktoś, kto zasługiwałby na kogoś takiego jak on. Shiroyama jest cholernym chamem, zawsze taki był i teraz też widać, że nic się nie zmienił. Ale, co trzeba przyznać, uszczęśliwia Takę. Na swój własny sposób, ale wychodzi mu to dobrze. Pamiętam Takę sprzed kilkunastu lat i porównując go z Taką z teraz, jestem szczerze oczarowany. Jakby rozkwitł przez te wszystkie lata.

– To już brzmi trochę dziwnie – przyznał Maeda, gasząc niedopałek w popielniczce.

– Niech brzmi jakkolwiek. Chociaż nie przepadam za Shiroyamą, to za nic w świecie nie chciałbym, by ci dwaj się rozeszli. Taka jest w tym związku szczęśliwy i chcę, by tak zostało. Wiem, jakim donżuanem był kiedyś Shiroyama i przysięgam, że jeśli ten facet znajdzie sobie kogoś innego i skrzywdzi Takę, to mu nogi z dupy powyrywam.

– Byle nikt się nie wpieprzał, co nie? – zaśmiał się inspektor. Zaciągnął się porządnie, nim zgasił papierosa obok fajki Maedy.

– Absolutnie. Chociaż wątpię, by Takanori pozwolił na to, by ktoś w ogóle się zbliżył do Yuu. Znam już się z nimi kilka lat i jestem pewny, że Takanori rozszarpałby tę osobę.

– Z pewnością. Jak nie on, to ktoś inny.

Zgasiłem swojego papierosa. Już chciałem dyskretnie odejść do towarzystwa, gdy poczułem na sobie wzrok wszystkich trzech mężczyzn. Spojrzałem na nich niepewnie, a oni wręcz gromili mnie nachmurzonymi spojrzeniami.

– Żebyś o tym pamiętał, chłopcze – powiedział Maeda z groźną miną.

– Słucham? – wymamrotałem niepewnie. Miałem wrażenie, że krew odpływa mi z twarzy.

– Już nie udawaj upośledzonego – Kanegawa wywrócił oczami.

Inspektor zmierzył mnie równie nieprzychylnym wzrokiem, po czym powiedział, że idzie do łazienki. Zostałem z tymi dwoma, czując się zupełnie sparaliżowany. Czułem, jak żyłka pulsuje mi na czole z nerwów, a zimny pot oblał plecy.

– Widać jak cholera, za kim tak szalejesz i odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem, czułem, że oznaczasz kłopoty. Yuu cię lubi, może nawet jest mu cię trochę szkoda, bo masz taką, a nie inną sytuację, ale nawet nie próbuj się przy nim tak kręcić, bo to się źle skończy.

– O co panu chodzi? – starałem się grać kompletnego idiotę. Myślałem, że zaraz zwymiotuję z nerwów. Zdaje się, że ktoś właśnie odsłonił wszystkie moje karty i w ogóle nie miałem żadnego planu awaryjnego.

– Chodzi o to, że masz coś do swojego nauczyciela – Kanegawa zniżył głos. Brzmiał teraz, jakby miał za moment wypatroszyć mnie żywcem. – A nie powinieneś. A skoro i ja zdążyłem to zauważyć, to wierz mi, Takanori już dawno cię przejrzał. Dlatego, dla własnego dobra, nie zbliżaj się do nich. Zajmij się sobą i swoim chłopakiem, który wygląda, jakby za moment miał zerżnąć córkę naszego pana inspektora na stole przy wszystkich.

– Tylko nie mów mu tego – wtrącił Maeda.

– Absolutnie nie mam zamiaru.

Wróciliśmy do stołu. Inspektor Kurogane siedział już na swoim miejscu. Wszyscy rozmawiali ze sobą i śmiali się. Usiadłem z powrotem przy Hitsujim, choć czułem się, jakby ktoś mnie zdzielił obuchem w łeb. Czy naprawdę aż tak było widać to, że uwielbiałem Shiroyamę? Że pociągało mnie w nim wszystko – jest uroda, budowa ciała, zapach, styl bycia. Każdy element jego osoby działał na mnie jak silny afrodyzjak. Przy nim, nawet jeśli nie odnosił się do mnie w jakiś bezpośredni sposób, czułem się jak ktoś inny. Poprzez samo przebywanie z nim miałem wrażenie, że moje życie jest jakieś lepsze, prostsze, bardziej beztroskie.

Gdy tylko przywróciłem się do porządku i chciałem się odezwać do Hitsujiego, zdałem sobie sprawę, że kompletnie mnie ignoruje. Żywo rozmawiał z córką inspektora, jakby była samą cesarzową. Uśmiechał się i śmiał. Tak szczerze i radośnie, jak gdyby właśnie przeżywał najpiękniejszy moment swojego życia. Oczy błyszczały mu z pasją, był zupełnie pochłonięty dziewczyną i odcięty ode mnie. Coś mnie ukłuło w środku, jednak postarałem się udawać, że nic się nie stało. Nic nie bolało, to wszystko jest specjalnie, na pokaz. Spojrzałem na Shiroyamę. Jego przystojną twarz okalały lekko zmierzwione, przydługie kosmyki włosów. Wyglądał trochę jak dziecko, które dopiero wróciło z zabaw na dworze, a jego rumiane policzki i rozświetlony wzrok zdradzały, jak dobrze spędziło czas.

Powiodłem wzrokiem po pełnym stole oraz siedzących przy nim ludziach. Każdy z każdym rozmawiał, nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że mój chłopak mnie zignorował, a ja patrzyłem na wszystko, jakbym oglądał jakiś film. Oprócz jednej osoby.

Pan Matsumoto patrzył na mnie wyjątkowo chłodno. W momencie, gdy jego przenikliwie spojrzenie spotkało się z moim, myślałem, że zamarzają mi wszystkie wnętrzności. Zdaje się, że patrzyłem na Shiroyamę o wiele za długo, a raczej w niewłaściwy sposób. Wydawało mi się, że Matsumoto samym wzrokiem za moment wypruje mi flaki i powiesi za nie na płocie, bym stał się pożywką dla wron i umierał w potwornych męczarniach.

Zrozumiałem też wtedy, że on naprawdę o wszystkim wiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że cicho wzdychałem do jego męża, ale przez cały ten czas nic z tym nie zrobił. Tylko obserwował całą sytuację z daleka, jakby chciał wiedzieć, w którym kierunku to się potoczy i czy będę próbował zbliżać się do jego partnera. Pojąłem też wówczas, że było dla mnie za późno, bym się wycofał. Stałem oko w oko z rozwścieczonym hetmanem, który mógł bronić swojego króla za wszelką cenę. Ale też, nie wiedzieć czemu, poczułem chęć rywalizacji.

– W porządku? – spytał Matsumoto, patrząc na mnie. Zamrugałem kilkakrotnie, mężczyzna wyrwał mnie z zamyślenia.

Patrzył na mnie łagodnie, troskliwie. Tak jak ojciec na swoje dziecko, gdy to coś sobie zrobi. To już nie był ten chłodny wzrok, którym przeszywał mnie na wskroś jeszcze przed kilkoma sekundami. Miałem wrażenie, że tylko wydawało mi się, że tak na mnie wcześniej patrzył. Jakby tamta chwila była tylko wytworem mojej wyobraźni.

– Tak. Zamyśliłem się… jakoś. Przepraszam.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie lekko. Wszyscy ze sobą rozmawiali, tylko my patrzyliśmy na siebie – on na mnie z uśmiechem, ja na niego, jakbym zobaczył ducha. Wtem wstał, poprosił mnie, żebym pomógł mu przynieść coś z kuchni. Poszedłem wraz z nim do domu. Dał mi dwie zgrzewki schłodzonego w lodówce piwa. Odniosłem wszystko do biesiadujących w altanie, co od razu spotkało się z silną aprobatą pijących.

– Nasz ty bohaterze – zaśmiał się pan Maeda. Jego żona jedynie uśmiechnęła się do mnie, lekko kołysząc wózkiem.

– Nie rozkręcaj się tak, bo niedługo wracamy – powiedziała.

– Przecież pamiętam.

Hitsuji wciąż zagadywał córkę inspektora. Policjant zbytnio nie zawracał sobie tym głowy, tylko żywo dyskutował z historykiem, piłkarzem i biznesmanem. Aż samemu zachciało mi się upić. Wróciłem jednak do Matsumoto, który wciąż był w kuchni. Gdy wszedłem do środka, mężczyzna stał przy szafce, przerzucając udka z kurczaka w marynacie. Spojrzał na mnie, znów lekko się uśmiechając.

– Chyba nie bawisz się zbyt dobrze, co? – zagaił.

– Nie o to chodzi. Bawię się dobrze, tylko…

– Tylko?

– Sam nie wiem.

Przykrył miskę z mięsem folią, po czym odłożył ją z powrotem do lodówki. Przysiadłem na wyspie na hokerze i patrzyłem, co robił. Wyjął z szafki jakieś urządzenie, które przypominało mi maszynę do mielenia mięsa. Następnie wyciągnął z zamrażarki kilka plastikowych woreczków pełnych owoców – mango w kostkach, podzielone na części banany, obrane kiwi, truskawki.

– Nie wiem czy powinienem o tym mówić, ale twój chłopak przystawia się do córki pana inspektora.

– Wiem.

– Nie przeszkadza ci to? – spojrzał na mnie zaskoczony. Wyciągnął owoce z woreczków. Rozległo się nieprzyjemne szeleszczenie, aż przebiegły mi dreszcze po plecach. Włożył owoce do szklanej miski.

– Przeszkadza. Chociaż… Nie wiem. Chyba tak.

– Mnie by to przeszkadzało. W końcu jest z tobą, a nie sam. Może zwrócisz mu na to uwagę?

– Ale to w porządku. On tak tylko teraz.

Pan Matsumoto złapał się pod bokami, patrząc na mnie z jawną reprymendą.

– Jesteście parą. Tworzycie związek nie przez jakiś czas, tylko zawsze. Nie widzę żadnego wytłumaczenia, które mogłoby go usprawiedliwiać. No, chyba że macie otwarty związek, to inna sprawa.

– Nie mamy otwartego związku. Chyba.

– Och, Itsuki – podłączył maszynę do prądu, po czym do otworu na jej szczycie włożył kilka kostek mango oraz banana. – Chcesz może loda?

– Słucham…?! – wykrztusiłem, otwierając szeroko oczy. Myślałem, że się przesłyszałem. Mężczyzna zerknął na mnie, po czym wrzucił do otworu w maszynie kiwi. Rozległo się chrupanie, jakby łamanie kostek lodu.

– Robię właśnie dla dzieci – odparł jak gdyby nigdy nic. Ach, no tak. To była przecież maszynka do lodów. Z otworu poniżej do szklanej miseczki zaczęła wychodzić sorbetowa masa. – To jak?

– Ja poproszę loda.

Pan Shiroyama wszedł do kuchni. Spojrzeliśmy na niego z Matsumoto, który wybuchł śmiechem.

– Mógłbyś nie gadać tych pijackich głupot przy swoich uczniach – rzucił lekarz.

– Itsuki to już absolwent. Co nie? – historyk poklepał mnie lekko po plecach, po czym podszedł do swojego partnera. Starałem się udawać, że w ogóle nie zrobiło to na mnie wrażenia. – Ale poważnie, mogę też?

– Zamroź więcej owoców. Wiem, że jak zrobię tobie, to później każdy będzie chciał.

– Wiesz – Shiroyama wyciągnął miskę z udkami z kurczaka z lodówki. Postawił ją na wyspie, po czym lekko złapał swojego partnera za biodra. Odwróciłem wzrok w bok, zaciskając wargi. Z jakiegoś powodu poczułem się nieswojo. – To brzmi naprawdę niepoprawnie w twoich ustach, gdy mówisz o robieniu lodów.

– Miałeś się nie upijać.

– Dwa piwa. Dwa piwa!

– No już, spokojnie. Bierzesz udka na ruszt?

– Mhm, polędwiczki się kończą, więc już je wrzucę, żeby się zrobiły.

– Świetnie. Odłożyłbyś może trochę udek dla dzieci, gdy będą już dobre?

– Oczywiście. Ale wciąż nie dogadaliśmy się w kwestii lodów.

– Powiedziałem, że musisz zamrozić owoce. Bez nich nic nie będziesz miał.

– Chyba już wystarczy mi ten chłód od ciebie – westchnął Shiroyama, szybko opuszczając kuchnię. Matsumoto powędrował za swoim partnerem wzrokiem, jakby miał za chwilę cisnąć w niego piorunami.

– Nie zwracaj uwagi na Yuu – powiedział do mnie lekarz, jak tylko zostaliśmy sami. – Rzadko pije i trochę alkoholu miesza mu w głowie.

– W porządku.

Kilka chwil później rozdaliśmy dzieciom ich sorbety, po czym wróciliśmy do stołu. Usiadłem na swoim miejscu obok Hitsujiego, który spojrzał na mnie pytająco, jakby podejrzewał, że podczas gdy mnie nie było, robiłem coś nieprzyzwoitego. Uśmiechnąłem się tylko do niego, na co jednak w żaden sposób nie odpowiedział. Przy stole panował gwar, pan Shiroyama stał przy grillu, obracając udka z kurczaka szczypcami. Dzieci co jakiś czas podbiegały do stołu i zabierały z niego jedzenie. Zdaje się, że maluchy miały największą frajdę ze wszystkich.

Shiroyama usiadł w końcu obok swojego partnera. Mężczyźni patrzyli na siebie przez chwilę, po czym nauczyciel odchrząknął głośno i znacząco. Wszyscy na nich spojrzeli. Matsumoto zaciskał wargi, próbując się powstrzymać od uśmiechu.

– A ty co? – rzucił zaczepnie pan Maeda. – Przeziębiony?

– Na szczęście nie – odparł ze śmiechem.

– Bardzo chcielibyśmy wam coś powiedzieć – powiedział Matsumoto, prostując się. – To jest już pewne, dlatego w końcu możemy podzielić się tym ze wszystkimi.

Przy stole zapadła głucha cisza. Tylko dzieci gdzieś biegały po podwórku, wykrzykując do siebie. Każdy wyczekiwał tego, co ta dwójka miała do powiedzenia. Mężczyźni znów na siebie spojrzeli, nie mogąc się powstrzymać od szerokich uśmiechów, a mi się coś przewracało w żołądku.

– No, wykrztuście to z siebie! – jęknął Kanegawa.

– To jest dopiero budowanie napięcia – dodał Kurogane.

Spojrzeliśmy z Hitsujim na siebie w porozumiewawczy sposób. Mój chłopak również był ciekawy, co takiego ci dwaj mieli nam do powiedzenia.

– Spodziewamy się kolejnego dziecka – oznajmił w końcu Shiroyama wesołym tonem. Objął swojego partnera ramieniem, jakby ten był w ciąży i miał im to dziecko urodzić.

– Ojeju! – pani Maeda klasnęła w dłonie. – A to dopiero nowina!

– O kurczę – wykrztusił z siebie Kanegawa.

– Gratulacje! – wykrzyknął pan inspektor, łapiąc w dłoń kufel od piwa. – No to toast za nowe dzieciątko!

–Toast! – pan Maeda podchwycił temat, również chwytając kufel.

Wznieśliśmy toast za nowe dziecko, które miało się pojawić w życiu Shiroyamy i Matsumoto. Każdy się cieszył i zasypywał parę pytaniami o malucha, a ja myślałem, że ktoś mnie właśnie spoliczkował. Hitsuji, w przeciwieństwie do mnie, starał się zachowywać, jakby go to jakoś obchodziło i również osobiście pogratulował nowego członka rodziny. Może naprawdę się cieszył wraz z nimi? Sam już nie byłem pewny. Wiedziałem tylko, że od środka zaczęło mnie wypełniać coś na wzór złości. Po cholerę im było następne dziecko!

– Dobrze, dobrze, ale teraz najważniejsze! – pani Maeda przerwała poruszenie trwające przy stole. – Dziewczynka czy chłopiec?

– Yuu? – Matsumoto spojrzał z szerokim uśmiechem na swojego partnera.

– Mogę już zdradzić?

– Myślę, że tak.

– Będziemy mieć drugiego synka – Shiroyama wyszczerzył się w uśmiechu, nad którym chyba nawet nie panował.

– No i jak pięknie – oznajmił Kurogane. – Syn to jednak syn.

– Hej! – córka inspektora oburzyła się, co jednak spotkało się tylko ze śmiechem ze strony jej ojca.

– Ale my wcale nie mielibyśmy nic przeciwko trzeciej córce. Postanowiliśmy jednak, że tym razem chcemy chłopca.

– No jasne. Wszystkie dzieci są wspaniałe. Tylko mam pytanie. Nie zrozumcie mnie teraz źle, cieszę się wraz z wami – powiedział pan Maeda. – Wszyscy strasznie się cieszymy. Prawda? Tylko chodzi o to, że macie już trójkę dzieci, oboje jesteście też dość zajęci, nie ukrywajmy. I czy podołacie czwartemu? I skąd taka nagła decyzja?

– Damy z siebie wszystko – zaśmiał się Shiroyama. – I to nie jest nagła decyzja.

– Nie?

– Nie – odparł Matsumoto. – Tak w zasadzie zaczęliśmy rozmawiać o czwartym dziecku już dwa lata temu. Też się zastanawialiśmy czy damy radę, czy to już nie przesada. W końcu to ogromna odpowiedzialność. Ale w końcu stwierdziliśmy, że to zrobimy. Tylko, w przeciwieństwie do adopcji naszych obecnych maluchów, mieliśmy sporo problemów.

– Ktoś nie mógł zajść w ciążę? – rzucił zaczepnie Kanegawa. Shiroyama prychnął, gromiąc mężczyznę wzrokiem.

– Dwa razy odrzucili nasz wniosek – powiedział Matsumoto. – Dwukrotnie spotkaliśmy się z odmową. Przez chwilę nawet myśleliśmy, że może nie powinniśmy mieć następnego dziecka, że to taki znak od losu. Postanowiliśmy spróbować jednak ten jeden, ostatni raz. W zeszłym miesiącu otrzymaliśmy pozytywny odzew. W przyszłym miesiącu będziemy witać w domu nasze maleństwo.

Nie sądziłem, że o czymś takim w ogóle kiedykolwiek pomyślę, ale miałem ochotę wyrżnąć wszystkie dzieci w okolicy. Adopcja następnego dziecka? Świetnie, bo jeszcze to im było potrzebne. Nie mogłem patrzeć na te uśmiechy, na ich radosne miny. Każdy cieszył się z tego cholernego dziecka, ale ja czułem, że oddala mnie ono tylko od Shiroyamy. Wiedziałem, że kiedy się pojawi, nic nie będzie takie samo. W ogóle, za miesiąc wszystko miało się zmienić. Kończyłem szkołę, Shiroyama z niej odchodził, miał przestać być nauczycielem. Rzekomo mogłem go odwiedzać, ale zdawałem sobie sprawę, że małe dziecko w domu oznaczało masę obowiązków i mnóstwo skupienia na nim, a jednocześnie brak czasu dla mnie. Za miesiąc Shiroyama nie będzie miał czasu ze mną rozmawiać, skupi się wyłącznie na swojej rodzinie. A ja odejdę w zapomnienie jako jakiś jego były uczeń, któremu kiedyś trochę pomógł.

Pani Maeda opuściła nas niedługo później. Chociaż był wczesny wieczór, musiała przygotować dzieci do snu. Pan Maeda stwierdził, że jeszcze zostanie, choć jego żona odparła, że w takim stanie niech w ogóle na noc nie wraca. Później, około dwudziestej, pan inspektor Kurogane oraz jego córka wrócili do siebie, a gdy zabrakło dziewczyny, Hitsuji stwierdził, że też już powinien się zbierać.

– Idziemy razem? – spytał, kładąc mi dłoń na kolanie pod stołem. Myślałem, że coś mi się przewraca w żołądku i za moment zwymiotuję na niego. Całe popołudnie i wieczór patrzył na ładną dziewczynę, napalił się i teraz myślał już tylko o jednym. Chciał spróbować seksu ze mną. W jednym momencie odczułem w stosunku do niego silną odrazę i mało mi brakowało, by na niego nie napluć. Sam nawet nie poznawałem siebie tego dnia. Towarzyszyło mi tak wiele negatywnych uczuć, że to było do mnie niepodobne.

– Nie, jeszcze trochę zostanę – odparłem, ignorując fakt, że przesunął dłoń na moje udo.

– Na pewno?

Mało nie spojrzałem na niego wilkiem.

– Na pewno – uśmiechnąłem się lekko, po czym pocałowałem go w policzek. Nikt nie zwrócił nawet na to uwagi.

Odprowadziłem Hitsujiego do samochodu. Jaguar stał zaparkowany obok podjazdu i w żółtawym świetle latarni wyglądał wyjątkowo marnie. Całowaliśmy się chwilę, opierając się o nagrzaną od słońca maskę auta. Czułem złość, którą wylewałem z siebie podczas zaborczych pocałunków. Podczas gdy mój język splatał się z językiem Hitsujiego, a nasza ślina mieszała się ze sobą, myślałem o tym, że nienawidzę swojego chłopaka. W tamtym momencie nienawidziłem jego, Shiroyamy, Matsumoto, całego tego domu, miejsca, miasta. Nienawidziłem wszystkiego i wszystkich, nawet swojej matki i siostry. Ale jemu podobało się to, ile zaangażowania we mnie było i jak intensywne były moje poczynania. W końcu nie wytrzymałem już tego wszystkiego, rozpiąłem mu spodnie i wyciągnąłem z bielizny jego przyrodzenie. Tak jak z początku próbował protestować, tak po chwili wzdychał głęboko, podczas gdy ja całowałem go, a dłonią masowałem jego penis w półwzwodzie. Sytuacja powoli zaczęła wymykać się nam spod kontroli, a przynajmniej na pozór. Osobiście doskonale wiedziałem, co takiego robiłem i dlaczego. Uklęknąłem przed nim. Wziąłem go w usta, na co stęknął donośnie i kilkakrotnie powtórzył moje imię.

Tak – pomyślałem, poruszając głową. Spojrzałem na niego z dołu. Odchylał głowę, miał rozchylone usta i błogo wzdychał. Nie miał pojęcia, co zrobić z rękoma, zacisnął je w pięści, opierając je na masce. – Jęcz moje imię. Pamiętaj, kto ci obciągał na tym pieprzonym podjeździe. To nie była ta szmata, tylko ja.

Wówczas pomyślałem, jak wspaniale byłoby, gdyby zamiast Hitsujiego, był tutaj Shiroyama. Gdybym to Shiroyamie teraz robił loda, delektował się jego penisem i ssał go niczym najcudowniejszą słodycz na świecie. Nie wytrzymałem długo, gdy zacząłem o tym rozmyślać. Poczułem, że mój penis nabrzmiewa. Rozpiąłem spodnie, wziąłem swoje przyrodzenie w dłoń i zacząłem się zaspokajać, wciąż robiąc dobrze swojemu chłopakowi.

Yuu – przeszło mi przez myśl. – Jakie ładne imię.

Zachciało mi się płakać. Jak to było możliwe, że tak cudowny mężczyzna w ogóle istniał, że miałem sposobność go poznać, zakochać się w nim, a jednocześnie znienawidzić go z całego serca.

W momencie, gdy Hitsuji miał orgazm i doszedł w moje usta, uzmysłowiłem sobie, że Matsumoto zrobił to specjalnie. Że wcale nie było przypadkiem, że to dziecko miało się pojawić akurat teraz. Poczułem, że za chwilę dojdę, miałem orgazm i aż stęknąłem. Mój chłopak nade mną dyszał, próbując uspokoić oddech, a ja klęczałem, spuszczając się przed nim.

Postanowili ostatni raz aplikować o adopcję. Matsumoto postarał się o to z całych sił. Tak, by odsunąć Shiroyamę ode mnie, by udało się zamknąć przede mną drzwi tego domu. Musiałem mu to teraz przyznać, udało się. Tak jak mi teraz udało się sprawić, by Hitsuji myślał o mnie, by pozostawić go z uczuciem niedosytu, by pragnął więcej. By pragnął mnie i by o mnie zabiegał.

Wstałem z kolan, zapinając spodnie. Doprowadziliśmy się do względnego porządku. Spojrzałem na swojego chłopaka, ledwo powstrzymując pogardliwe prychnięcie. A on wyglądał, jakby wygrał milion na loterii. Objął mnie i już chciał pocałować. Odsunąłem jednak zgrabnie głowę, kładąc mu ją na ramieniu. Sam pocałowałem go w szyję. Delikatnie zassałem skórę, lekko ją przygryzając. Gdy skończyłem, miał na sobie czerwone znamię po mnie.

– Chyba nie zrobiłeś mi malinki? – wymamrotał, kładąc dłoń na zaczerwienionej skórze. – Skąd ty w ogóle wiesz, jak to się robi?

– A czemu mam nie wiedzieć? – zaśmiałem się, głaszcząc go po włosach. – Ale nie zrobiłem ci malinki. Jest tylko trochę czerwone.

– Ach. Może…

– Jedź ostrożnie do domu – przerwałem mu, odsuwając się. – Daj znać, jak już będziesz u siebie. Dobrze?

– Dobrze – odparł nieco skołowany.

Uśmiechnąłem się lekko, po czym wróciłem na grilla. Z jednej strony czułem zadowolenie z samego siebie, a z drugiej obrzydzenie.

Przy stole nie zastałem jednak nikogo, oprócz Kanegawy i Maedy. Piłkarz sprawdzał coś na telefonie, a biznesman dopijał duszkiem swoje piwo. Spojrzałem na Kanegawę pytająco, a ten tylko wzruszył ramionami.

– Poszli położyć dzieci spać – odpowiedział na moje nieme pytanie. – Długo odprowadzałeś tego swojego chłopaka. Gdzie on miał zaparkowany ten samochód? W Chinach?

Uśmiechnąłem się tylko pod nosem. Jakoś tak rozbawiła mnie ta uwaga, ale jednocześnie wiedziałem, że nie musiałem się z niczego tłumaczyć. Każdy tutaj wiedział, co się właśnie wydarzyło. I, co najlepsze, wcale nie odczuwałem z tego powodu wstydu.

– Głęboko w Szanghaju.

– Niewiarygodne – odparł, patrząc na mnie beznamiętnie. – Następnym razem niech stanie gdzieś bliżej.

– Wspomnę mu o tym.

Kilka minut później przyszedł pan Shiroyama. Mężczyzna usiadł z westchnięciem na swoim miejscu, a Kanegawa zaśmiał się z czegoś na głos.

– Też będziesz miał kiedyś dzieci – odparł Shiroyama, opierając się łokciami przy stole. – Zobaczysz wtedy, jakie to świetne.

– Właśnie – poparł go podpity Maeda. Cała nasza trójka spojrzała na mężczyznę i chyba każdy z nas uznał, że on powinien iść już spać. Opierał się półprzytomny o stół, a ręką podpierał policzek.

– Oby nie. Poza tym, nie nadaję się do wychowywania dzieci.

– Maluchy cię lubią.

– Serio? – wyraźnie dało się wyczuć niedowierzanie w głosie Kanegawy, ale i coś na wzór ekscytacji. – To super. Znaczy… Ekhem… Dobry ze mnie wujek?

– Z przykrością muszę przyznać, że tak.

– Zabiorę je kiedyś na mundial.

– Powodzenia. Taka nigdy w życiu ich z tobą nigdzie nie puści. Ja tym bardziej.

– Oj daj spokój.

– Natsu – Shiroyama potarł skronie. Nie byłem pewny czy był zmęczony, czy może raczej zirytowany. – Wyobraź sobie, że mam jakieś milion powodów, by cię nienawidzić.

– Wiem o tym. Jest mi przykro, ale tego już raczej nie zmienię. Wiesz, nie bądź teraz na mnie zły, ale czasami zastanawiam się, co by było, gdyby sprawy między mną a Taką potoczyły się inaczej. Jak teraz wyglądałaby moja rzeczywistość, gdybyśmy jednak do siebie wrócili, gdyby nie było cię wtedy na tamtej imprezie i byś nie zagadał go w momencie, gdy sam chciałem z nim jeszcze raz spróbować porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Ale pamiętam ten moment, gdy zobaczyłem go wtedy z tobą. Jak siedzieliście na kanapie pod ścianą, a on z całych sił próbował nie wybuchać śmiechem. Coś do niego mówiłeś, a on tak bardzo starał się udawać, że wcale go to nie bawi, że nie jest w ogóle zainteresowany, ale nie dał rady. Wiedziałem już, że nie mam nawet po co próbować, bo to byłeś ty.

– Bo to byłem ja? –Shiroyama zmarszczył brwi w zdziwieniu.

– Byłeś dość słynną osobistością, nie ukrywajmy. Każdy wiedział, kim jesteś i każdy chciał cię poznać, zaprzyjaźnić się z tobą. Nawet ja raz próbowałem, ale raczej tego nie pamiętasz.

– Nie bardzo.

– Chodziłem jeszcze wtedy z Taką. Znajomi zaproponowali mi bar. Jakoś udało nam się wejść. Starsi koledzy nam pomogli. I ty też tam byłeś. Pamiętam, jakby to było wczoraj, bo naprawdę… Kto jak kto, ale ty, stary, zawsze przyciągałeś do siebie ludzi, a tyle dziewczyn, ile się wtedy przy tobie kręciło, to był po prostu kosmos. Dlatego też nie sądziłem, że jesteś kimś, kto będzie dobry dla Taki. Bo on zawsze był… no wiesz. Zamknięty. Potrzebował czasu, żeby w ogóle coś mogło się zadziać. A ty… Ile razy słyszałem, że obrobiłeś kilka dziewczyn w ciągu jednej nocy. Jak raz ktoś mi wspomniał o trzech jednocześnie, to mało się nie oplułem.

– Nie przypominam sobie – wymamrotał Shiroyama, zerkając na mnie. Nawet sztucznym świetle kilku żółtawych żarówek byłem w stanie dostrzec, że był cały czerwony na twarzy. To była naprawdę ludzka reakcja jak na niego.

– Mniejsza z tym. Byłem jednak pewny, że albo przede mną zaczyna się jeden z najlepszych związków lub coś, co za moment spadnie w dół i roztrzaska się na kawałki, zostawiając skrzywdzonego Takę. Cieszę się, że jednak to było coś, co przetrwało te wszystkie lata.

Shiroyama westchnął głęboko, odchylając głowę. Wziął puszkę piwa, po czym ją otworzył, biorąc kilka sporych łyków. Następnie spojrzał na piłkarza dość mętnym, zmęczonym wzrokiem.

– Wiem, że nie powinienem był z nim nigdy być. To był mój błąd, że wtedy się do niego przysiadłem.

– Dlaczego tak sądzisz? – Kanegawa nie krył zaskoczenia.

– Myślę, że z nikim nie nacierpiał się tak, jak ze mną. Nikt inny nie mógł go przeprowadzić przez tak zjebany życiowy rollercoaster, tylko ja. Wydarzyło się tyle okropnych rzeczy i to głównie z mojej winy.

– Dlatego się rozeszliście?

– Hm?

– Pamiętam, że zerwaliście raz. I to tak… Wiesz.

– Wolałbym o tym nie pamiętać.

– To było najgłośniejsze rozstanie, o jakim słyszało Tokio. Wszyscy znajomi to przeżywali.

– Naprawdę?

– Serio.

Shiroyama zaśmiał się gorzko.

– Nie sądziłem, że nasz związek był aż tak ciekawym tematem do rozmów.

– Och, był. Bo ty byłeś jego częścią – legenda ulic, postrach dziewic. No i, oczywiście, Takanori – najpiękniejszy człowiek, jaki mógł chodzić po tej planecie. Byliście tak zawsze przez wszystkich obrabiani. Temat numer jeden wszystkich ploteczek na imprezach.

– Szczerze powiedziawszy, nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.

– A widzisz. Wciąż pamiętam dzień, gdy dowiedziałem się o tym, że się rozeszliście i przez kilka następnych dni nie dowierzałem, że coś takiego się rozpadło. Nikt nie wiedział, o co poszło, kto z kim zerwał czy może to była wspólna decyzja. Ale, stary, ten dramat śledziło z milion osób (jakieś 60 na bloggerze xd dop.aut.). Ciągle obstawiałem, że to ty zerwałeś z Taką, bo znalazłeś sobie inną dupę.

– Nie zerwałem z Taką – Shiroyama pokręcił głową, pochylając się nieco do przodu. Zdaje się, że ten temat był dla niego… bolesny. Tak po prostu. Aż patrzyłem na Shiroyamę z niedowierzaniem, odkrywając coraz więcej jego ludzkich stron. – To Taka zerwał ze mną. Wiesz, to było najgorsze rozstanie w moim życiu. I jeszcze pierwszy raz to ktoś mnie rzucił, a nie ja tę osobę. To było tak, jakby mi ktoś przyjebał z całej siły kilkakrotnie. Jakby przejechał mnie tir, pieprznął we mnie samolot. Nie mówiąc już o tym, że nic nie wskazywało na to, że tego dnia się rozstaniemy. Nic, kompletnie. To był naprawdę szczęśliwy dzień. Wesoły. Mieszkaliśmy już wtedy razem i jechaliśmy do jego rodziców. No i…

Shiroyama urwał, jakby ktoś go złapał za gardło i zaczął dusić. Spojrzenie miał dość puste, jakby naprawdę myślami powrócił do tego dnia, o którym opowiadał. Czekałem z Kanegawą, aż będzie kontynuować, ale przez kilka chwil nie wydawał z siebie w ogóle żadnego odgłosu.

– Yuu…?

– Nie no, po prostu… Byliśmy zaręczeni.

– O kurwa mać – Kanegawie aż opadła szczęka. Sam przez moment myślałem, że coś mnie ściska w piersi. Naprawdę wczułem się w tę historię. – To poważnie.

– Tak. Cholernie. Zamieszkaliśmy razem, gdy tylko Taka skończył liceum, byliśmy zaręczeni i chcieliśmy powiedzieć jego rodzicom, że mamy w planach wziąć ślub albo chociaż zalegalizować nasz związek. Ale wyszło z tego coś bardzo nieprzyjemnego.

Shiroyama westchnął głęboko, po czym kontynuował:

– Zrobiłem coś. Zrobiłem mu coś tak okropnego, że jeszcze tego samego dnia, gdy rano mówił, że mnie kocha, tak wieczorem krzyczał, że mnie nienawidzi i nie chce mnie znać. To było… Próbowałem go zatrzymać, żeby dał mi wszystko wyjaśnić, porozmawiał ze mną. Ale nie chciał. Jeszcze następnego dnia próbowałem coś zrobić, przekonać go, ale po prostu oddał mi pierścionek i wyjechał. Tak to się skończyło.

– Dałeś mu pierścionek?

– Skoro się oświadczyłem? To chyba logiczne, że podczas oświadczyn daje się pierścionek?

– Ale nie sądziłem… O rany, to naprawdę było poważne.

– Hej, chłopcy – usłyszeliśmy nagle. W jednej chwili wszyscy wyprostowaliśmy się, a tych dwoje zamilkło. Pan Matsumoto szedł do nas z domu, akurat schodził z tarasu. – Może przygotować wam już łóżka? Swoją drogą, czy macie coś przeciwko, by spać w jednym pomieszczeniu? W pokoju gościnnym są dwa łóżka, ale jakby co, to jest jeszcze kanapa. Ach… Minoru!

Matsumoto przystanął obok stołu. Spojrzał na nas nieco podejrzliwie, jakby był w stu procentach pewny, że właśnie spiskowaliśmy przeciwko niemu.

– A co wy tak cicho siedzicie? I czemu nie położycie biednego Minoru spać?

– Wsłuchujemy się w odgłosy natury – odparłem, widząc, że Shiroyama i Kanegawa jakby zapomnieli języków. To była okropna wymówka, ale z jakiegoś powodu nic mi nie przyszło do głowy.

– Rzeczywiście – przyznał Matsumoto po chwili. Zdaje się, że nawet za bardzo nie interesowało go, dlaczego tak nagle wszyscy zamilkli, jak tylko się pojawił. – Cykady pięknie grają. Ale to jak, Itsuki? Przeszkadza ci spanie z tym piłkarzykiem w jednym pokoju?

– Raczej nie – odparłem.

– Okej.

Kanegawa i Shiroyama nadal milczeli. Matsumoto spojrzał na nich dość nieprzystępnie, po czym wrócił do domu. Po chwili Shiroyama wstał z miejsca i nic nie mówiąc, poszedł za swoim partnerem. Zostałem więc tylko ja i Kanegawa.

 

Następnego dnia obudziłem się dość wcześnie. Leżałem kilka chwil, patrząc po prostu przed siebie, aż w końcu podniosłem się do siadu. Kanegawa siedział na swoim łóżku. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.

– Hej – wymamrotał.

– Dzień dobry.

– Daj se siana ze wstawaniem teraz.

Spojrzałem na niego niezrozumiale. Mężczyzna jedynie posłał mi półuśmieszek, po czym położył się na wznak na łóżku. Odgarnąłem włosy z twarzy i z powrotem opadłem na łóżko.

– Dlaczego?

– Bo nikt normalny o tej porze nie wstaje – odparł kąśliwie.

– Mhm – mruknąłem jedynie, zamykając oczy.

Piłkarz westchnął. Po chwili drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka wszedł pan Maeda. Stwierdzenie, że miał kaca, było zbyt lekkie. Mężczyzna wyglądał doprawdy tragicznie. Przysiadł na skraju mojego łóżka, wzdychając cierpiętniczo.

– Ja pierdolę – wymamrotał. – Czuję się niezręcznie, będąc w domu pełnym gejów.

– Bez przesady, nikt cię nie będzie chciał tu bzykać. Nie w takim stanie.

Maeda spojrzał na Kanegawę, jakby za moment miał mu przyłożyć. Na całe szczęście, nikt się nie pobił. Siedzieliśmy tak całą trójką, aż w końcu spytałem, która godzina.

– Około siódmej – odparł Maeda. – Ja pieprzę.

– Daj już spokój, człowieku.

– No co ja ci poradzę…

Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny. W końcu Maeda wyjrzał na korytarz, po czym oświadczył, że już możemy wyjść. W ogóle nie wiedziałem, o co im chodziło. Pan Shiroyama był w kuchni, pogwizdując wesoło. Przygotowywał śniadanie.

– Ja pierdolę  – rzucił Kanegawa na dzień dobry.

– Hm?

– A twoja żona gdzie? – Maeda przysiadł obok wyspy, chwiejąc się. Wyglądał, jakby za moment miał upaść.

– No, dzień dobry, też się cieszę, że dobrze spaliście i z pewnością nikt z was nie ma kaca! – powiedział Shiroyama, odwracając się w naszą stronę. – A moja żona jeszcze śpi.

– No jasne – wymamrotał Maeda, podpierając się pod brodą. Usiadłem obok mężczyzny, gdyż nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić. Shiroyama nalał sobie kawę do kubka z podgrzewacza. Wziął łyk.

– Czemu wydawało mi się, że będziecie się dzisiaj rano bzykać – mruknął Kanegawa. – Już miałem gotowe zatyczki do uszu.

– Że co? – Shiroyama mało się nie opluł kawą. Przypomniała mi się sytuacja z samochodu. – Dlaczego niby.

– No wiesz, nikt nie wyczuje napalonego faceta, tak jak inny facet – oznajmił Maeda z przekonaniem w głosie.

– To zabrzmiało tak mocno nie-hetero. Ale wiesz, to prawda – Kanegawa poparł swojego przedmówcę. – Wczoraj byłeś cholernie napalony.

– To fakt.

– No dobrze. Postawcie się w mojej sytuacji. Trójka dzieci, czwarte w drodze, że tak powiem. Ja pracuję, on również, w dodatku o nieregularnych porach. Praktycznie bez przerwy się mijamy… To może źle oddziaływać na człowieka.

– Ja bym w nocy baraszkował na waszym miejscu.

– A myślisz, że co innego robiliśmy w nocy? Raczej nie budowaliśmy fortecy z poduszek i kocyków. Chociaż… po co ja wam to w ogóle wszystko mówię. I wczoraj… Takanori ma rację, że język zupełnie mi się rozwiązuje, jak tylko sobie wypiję.

– Daj spokój, nie było tak źle. Może musiałeś to z siebie wyrzucić – Kanegawa poklepał Shiroyamę po plecach. Maeda popatrzył na nich zdezorientowany.

– Ale co się stało? Co mówiłeś? Ja nic nie pamiętam!

– Bo zasnąłeś przy stole – Kanegawa mało się nie opluł ze śmiechu, gdy to mówił.

– No to co? Też chcę wiedzieć, o czym rozmawialiście!

– I ja również – usłyszeliśmy za sobą.

Wszyscy jak jeden mąż odwróciliśmy do Matsumoto. Potargane włosy i szlafrok sugerowały, że dopiero co wstał. No dobrze, była jedna rzecz, którą musiałem szczerze przyznać – ten facet miał w sobie to coś nawet, gdy wyglądał najgorzej, jak tylko się dało. Teraz prezentował się w wersji domowej i musiałem przyznać, wciąż byłem pewny, że dla Shiroyamy był najcudowniejszą istotą, jaka mogła tylko stąpać po tej planecie.

– Ale… uhm… – wydukał mój nauczyciel historii.

– No co? Teraz tak zamilkliście.

– Rozmawialiśmy o piłce – rzucił Maeda. Z pewnością była to pierwsza lepsza rzecz, jaka mu przyszła do głowy.

Na kilka długich sekund zapadła niesamowicie głęboka cisza. Z jakiegoś nieznanego nawet mnie samemu powodu, przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, a moje ciało przeszyła nieuzasadniona fala zimna. Lekarz patrzył na nas ni to obojętnie, ni to podejrzliwie.

– Ale skąd ty to możesz wiedzieć, skoro podobno zasnąłeś przy stole? – powiedział Matsumoto. Te słowa były tak gładkie. Przedarły się do nas niczym oszlifowany diament i to aż przerażało. W jego głosie nie było za grosz pretensji czy zdenerwowania, co niemalże wywołało we mnie atak paniki.

– Nie no, tak tylko…

– Bo Yuu się pytał, jak mi w ogóle z tą… piłką. I takie tam. Wiesz sam, Taka. To takie tam… męskie… rozmowy – wykrztusił z siebie Kanegawa. Co ciekawe, Shiroyama był jak zaklęty i nawet słowem się nie odezwał. Jak dziecko, które coś zbroiło i koledzy próbowali się nieudolnie tłumaczyć za nie przed jego matką.

Matsumoto nie wydawał się ani trochę przekonany. Przeszedł obok nas, szurając nieco puchatymi kapciami po podłodze. Zalążki uśmiechu czaiły się w kącikach jego ust jak gotowe do skoku psy obronne. Włożył chleb do tostera, a następnie nalał sobie do szklanki soku pomarańczowego. W tym samym czasie, jak to robił, my staliśmy i patrzyliśmy na niego bez żadnego słowa. Zauważyłem też, czego bardzo nie chciałem i gdybym tylko mógł cofnąć czas, to zrobiłbym to w tamtym momencie, że pod piżamowymi spodniami Kanegawy opięta była pokaźna erekcja. Niby dostrzegłem to kątem oka, ale aż musiałem spojrzeć, by się upewnić, że na pewno widzę to, co widzę. Żałowałem jak cholera. Ciekawiło mnie tylko czy wzwód miał w związku z pojawieniem się Matsumoto. Było to dość prawdopodobną opcją.

Zrobiło mi się dziwnie. Tak jak człowiek robi się nagle zmieszany i ogarnia go swego rodzaju, nieuzasadniony wstręt. Moje myśli zaczęły niekontrolowanie krążyć nad tym czy gdyby nie było tutaj Shiroyamy, gdyby nie było nikogo więcej, to czy Kanegawa próbowałby się przespać z Matsumoto. Albo inaczej. Czy Matsumoto przespałby się ze swoim byłym chłopakiem? Nie mogłem tego ukryć, miał w sobie to coś. Jakby roztaczał wokół siebie           jakąś magiczną aurę, która na mężczyzn działała jak wabik. Shiroyama, Kanegawa, inspektor Kurogane, a nawet ja – zachowywaliśmy się przy nim inaczej. Zdaje się, że tylko Maeda jakoś nie dawał się tym przedziwnym sztuczkom, choć nie miałem pojęcia, jak on to robił.

Wyobraziłem sobie, jak Matsumoto i Kanegawa pieprzą się w altance, w której odbyła się wczorajsza biesiada. Nie miałem pojęcia, dlaczego o tym pomyślałem, co mną w ogóle kierowało. No i dlaczego altana?

Słyszałem kiedyś od Hitomi, że zadowolone życiowo, a także seksualnie kobiety roztaczają wokół siebie specyficzne feromony, które wabią jeszcze więcej adoratorów. Możliwe, że z mężczyznami było podobnie, ale nie byłem co do tego pewny.

– Yuu nie znosi piłki nożnej – odezwał się Matsumoto, przysiadając z grzanką posmarowaną masłem na hokerze – więc z pewnością nawet nie chciałby rozmawiać na ten temat. A tym bardziej z tobą, Natsu. Ale w porządku. Nie będę drążył, skoro nie chcecie mi powiedzieć. Jedliście już może?

Lekarz popatrzył na mnie. Uśmiechnął się lekko, po czym puścił mi perskie oko. Świat mi jakby zawirował przed oczami. Marzyłem już tylko o tym, by wrócić do domu.

 

Ostatnie tygodnie przed zakończeniem roku szkolnego były wyjątkowo gorące. Dosłownie i w przenośni. Temperatura przekraczała jakąkolwiek zdroworozsądkową normę, a atmosfera panująca w szkole kojarzyła się z kolonią uwijających się w pocie czoła mrówek. Ostatnie zaliczenia, odpytywania, a przede wszystkim – ostatnie dni z panem Shiroyamą. Odnosiłem wrażenie, że cienka linia między nim a uczniami zatarła się niemal zupełnie. Na lekcjach był całkowicie rozluźniony i głównie poświęcał uwagę osobom, które miały w planach zdawać historię na egzaminach końcowych. Prosił jedynie, by ci, którzy nie chcieli mieć z historią nic wspólnego, przynajmniej nie przeszkadzali. Po wystawieniu ocen to była już istna samowolka. Mieliśmy do wyboru – słuchać wykładu i uczestniczyć w ewentualnych zajęciach albo uczyć się z czegoś innego. Ja postanowiłem, że skupię się na mojej pięcie achillesowej – matematyce – z kolei Hitomi postanowiła zdawać historię, więc czynnie uczestniczyła w zajęciach. Nie powiem, sam czasami bezwiednie zaczynałem słuchać wykładu, podobnie jak reszta klasy. Po prostu nie dało się nie wciągnąć w to, w jaki sposób Shiroyama opowiadał.

Powoli zmieniało się wszystko, choć jeszcze to do mnie nie docierało. Wszyscy dookoła trajkotali o studiach i pracy, Hitomi namawiała mnie, żebym poszedł z nią na uniwersytet. Hitsuji też nalegał, żebym poszedł na studia, a najlepiej gdzieś z nim. Twierdził, że nie ma zamiaru zostawać w Sapporo i chciał uderzać ambitnie – w Tokio. Mama też nie dawała mi z tym spokoju. Wciąż pytała czy mam zamiar iść na studia z Hitomi, czy chcę razem z nią mieszkać. Poza tym, nadal wisiało nad nami widmo śmierci ojca. Z mamą wcale nie było aż tak dobrze, zważając na jedną, dość niemiłą jak bomba informację – tata wcale nie popełnił samobójstwa.

Trochę zajęło, by ustalić pewne fakty, ale informacja była pewna. Kilkakrotnie sprawdzano cały teren, gdzie znaleziono ciało taty. Pewnie, gdyby się dało, to zostałaby ponowiona sekcja zwłok. Ale, jak z początku ustalono, że tata zginął pod kołami pociągu i wszelkie obrażenia były skutkiem tego wszystkiego, tak stwierdzono, że część ran, którymi naznaczone było jego ciało, wcale nie pochodziły od makabrycznego zetknięcia się z rozpędzonym pojazdem.

O tym wszystkim powiedział nam jakiś śledczy tuż przed wiekiem średnim. Twarz miał szarą jak papier, z kilkudniowym zarostem. Nawet niespecjalnie starał się kierować zmęczone spojrzenie na mnie i na mamę. Zdawać by się mogło, że miał już tylko ochotę wyjść z pracy, w której niewątpliwie siedział od kilkunastu godzin.

Usiadł na krzesełku naprzeciw nas. Gestem dłoni zachęcił, żebyśmy uczynili to samo. Jak dwa rozgrzane automaty, niemal jednocześnie usiedliśmy przed mężczyzną. Na biurko rzucił kilka fotografii, w tym te z sekcji zwłok. Zebrało mi się na wymioty, jednak zdusiłem w sobie ten odruch i przełknąłem żółć, która już zbierała mi się w gardle. Dłonie miałem zimne i spocone, a w głowie kręciło mi się, jakbym dopiero co wysiadł z karuzeli.

– Nie mam nic dobrego do przekazania – zaczął, jakże pokrzepiająco.

– Proszę od razu przejść do sedna – poprosiła mama. – Chcę wiedzieć. Zrobił to czy…

Urwała. Jej głos zawisł w powietrzu jak wisielec na sznurze. Ten jeden z niewielu razy, mężczyzna spojrzał na nas oboje, powstrzymując ciężkie westchnięcie, jakie wydobywa się z kogoś, kto wcale nie ma ochoty robić tego, co musi zrobić.

– Wszystko wskazuje na to, że ktoś mu w tym pomógł – oświadczył. – Proszę mi wierzyć, ciężko było to w zasadzie stwierdzić z tego, co zostało… Chodzi o to, że jest wiele aspektów, które wskazują na dokonanie morderstwa. Myślę jednak, że nie będzie łatwo ustalić, kto mógł to zrobił. Ciało zostało poddane kremacji, ale wyniki sekcji zwłok są dość jednoznaczne. Poza tym, jedna z dłoni była pozbawiony skóry. Ktoś precyzyjnie ją odciął i oderwał. Raczej żaden amator.

– Na bogów – mama przyłożyła dłoń do ust. – To… to… Możliwe, że w okolicy grasuje morderca?

Mężczyzna ponownie na nas spojrzał. Sam się nie odzywałem, nie miałem na to siły.

– Niekoniecznie. Proszę pani – westchnął – to mógł być wypadek. Lub jednorazowy wybryk.

– Wybryk?!

– Czy pański mąż miał jakichś wrogów? – zignorował jej wybuch. Wyciągnął z kieszeni spodni mały notatnik wraz z długopisem.

– Nie. Raczej nie. Wie pan, on był… taki… Takim… Dobrym fajtłapą. Kto chciałby w ogóle kogoś takiego zabić.

Dobry fajtłapa – zanotował, co odczytałem do góry nogami. Lepiej się tego ująć nie dało.

– Więc twierdzi pani, że nikt nie miał motywów, by go zabić?

– T-tak – powiedziała z zawahaniem w głosie. – Wydaje mi się… Omijał zawsze jakiekolwiek konflikty. Był jednak ugodowy. Poza tym, kto chciałby w ogóle go zabić.

– Co ma pani na myśli?

– Chodzi o to… Kto chciałby poświęcać na to swój czas?

– Poświęcać swój czas na morderstwo?

– Tak.

– Cóż, może znalazł się w złym miejscu i czasie. A może było jednak coś, o czym pani nie mówił.

– Nie rozumiem?

– Może wmieszał się w coś, jakąś brudną sprawę.

– Nie. Raczej nie. Nic mi o tym nie wiadomo. Poza tym, po rozwodzie prawie w ogóle nie utrzymywaliśmy kontaktu. Czasami tylko przychodził do dzieci.

Przyszedł z wizytą dokładnie raz i to wyłącznie do Yuzuki. Ze mną nie chciał się nawet widzieć po naszej sprzeczce w drzwiach. Mama też nawet nie poruszała jego tematu.

– Myślałam – kontynuowała – że może zabił się przez nasz rozwód. Wie pan, wydawało mi się, że może nie dał rady.

– Mocno był związany z dziećmi?

– Och, tak – pokiwała głową.

W ogóle. Kompletnie nie zawracał sobie nami głowy.

– Kiedy pani widziała ostatni raz swojego byłego męża?

– Kilka dni przed… Przed tym wypadkiem.

– Jaki był?

Zamyśliła się na kilka długich sekund. Zdaje się, że wróciły do niej wspomnienia dnia, gdy ostatni raz widziała ojca. Zacisnęła dłonie na udach, jakby próbowała walczyć ze zdenerwowaniem i dodać sobie pewności siebie.

– Zły – wykrztusiła w końcu.

– Zły?

– Tak. Wściekał się, chyba na mnie. Sama już nie wiem. Mówił, że przeze mnie się rozeszliśmy, że mam kochanka i dlatego zażądałam rozwodu.

– A ma pani kochanka?

– Nie – pokręciła głową. – Chociaż nie czułam już do niego nic, to jednak… Był moim mężem. Zwyczajnie nie chciałam się dłużej przy nim męczyć.

– Rozumiem. Więc tego dnia mąż bezpodstawnie oskarżył panią o spotykanie się z innym mężczyzną?

– Tak.

– Może coś pani tego dnia powiedział? Z kim się spotkał tego dnia lub ma zamiar się spotkać albo co chce zrobić.

– Powiedział, że ma zamiar spotkać się z tym mężczyzną, z którym rzekomo się widywałam.

– Ale pani z nikim się nie widywała.

– Właśnie. Dlatego zdziwiłam się, że ma zamiar zobaczyć się z kimś, kto nie istnieje. Pomyślałam, że oszalał i możliwe, że niewiele się pomyliłam.

Mężczyzna oparł się o zagłówek, biorąc głęboki wdech.

– Czyli: pani były mąż poszedł spotkać się z kimś, kto nie istnieje. To brzmi naprawdę irracjonalnie. Jest pani pewna, że nie ma nikogo, kto mógłby uchodzić za tego rzekomego kochanka?

Ktoś zapukał dwukrotnie do drzwi, po czym, nie czekając nawet na odpowiedź, wszedł do pomieszczenia. Całą trójką spojrzeliśmy na gościa. Przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz na widok pana inspektora Kurogane. Mężczyzna spojrzał najpierw na swojego współpracownika, a następnie na mnie i mamę. Jego wzrok zatrzymał się na moment na mojej osobie. Nie zareagował jednak w żaden sposób.

– Dobrze, że pan jest, panie inspektorze – powiedział policjant, który do tej pory siedział ze mną i z mamą. – To inspektor Kurogane Daiki. Zajmuje się tą sprawą od początku.

Myślałem, że opadnie mi szczęka. Kurogane jedynie skłonił się nam lekko, po czym poprosił swojego kolegę na słówko. Obaj mężczyźni wyszli, zostawiając mnie z mamą na kilka minut. Przez ten czas żadne z nas nie odezwało się słowem. Zdaje się, że mama nie miała zbytniej ochoty w ogóle rozmawiać, ja zresztą też. Poza tym, zaskoczył mnie widok Kurogane. No i fakt, że to on prowadził sprawę mojego ojca.

– Przepraszam za zwłokę. Sam powinienem od początku z państwem porozmawiać – powiedział inspektor bez zbędnego przywitania, wracając w pojedynkę na salę. – Proszę mi wierzyć, to naprawdę trudna sprawa i wydaje mi się, że lepiej będzie zostawić ją zamkniętą. Wyniki wykazały jedno, ale ciężko będzie obecnie schwytać przestępcę. Poza tym, jest mało prawdopodobne, że był to jakiś recydywista.

Mówiąc to wszystko, usiadł na miejscu, na którym wcześniej siedział jego kolega. Przysunął się do biurka, odchrząknął, wyciągnął z kieszeni swój własny notatnik z długopisem, po czym otworzył go i zapisał na jednej stronie dzisiejszą datę. Ja i mama przez jakiś czas się nie odzywaliśmy.

– Uważa pan, że lepiej będzie, jeśli śledztwo zostanie zamknięte?

– Tak – odparł krótko.

– Ale… można to tak zostawić? Przecież…

– Proszę pani – pochylił się lekko w naszą stronę – zwłoki pani męża zostały zmasakrowane przez pociąg, a później poddane procesowi kremacji. Nie możemy nawet ponowić badań, a co dopiero ustalić tożsamość potencjalnego mordercy po tylu miesiącach. Rozumiem, że sekcja wykazała jedno, ale nie jesteśmy tego w stanie stwierdzić na sto procent. Bardzo mi przykro, że muszę o tym mówić, wiadomości tego typu nigdy nie należą do miłych. Wydaje mi się jednak, że najrozsądniej będzie odpuścić właśnie teraz.

– Ktoś go zamordował, a pan każe mi odpuścić?

Westchnął głęboko, patrząc prosto na moją mamę. Zmarszczone brwi i zimne spojrzenie mówiło samo przez siebie, że w ogóle nie miał ochoty tłumaczyć niczego mojej mamie.

– Proszę sobie wyobrazić, że mam kilkanaście innych spraw z twardymi dowodami i podejrzanymi. Bardzo nie chcę brzmieć teraz tak gruboskórnie, zdaję sobie sprawę, że to ogromna tragedia, jednak nie mamy czasu na takie rzeczy. Przepraszam, że może cała ta sytuacja wzbudziła w pani jakieś nadzieje, jednak znalezienie mordercy jest równe zeru.

– Tak pan sądzi? – wymamrotała mama, zawieszając wzrok gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu.

– Tak. Tak właśnie sądzę. Sprawa została już określona mianem nieszczęśliwego wypadku. Bardzo pani współczuję z powodu straty męża, to ogromna tragedia.

– Żeby pan wiedział – fuknęła niespodziewanie. – Zdaje się, że pan chyba nigdy nikogo nie utracił, prawda? Nie ma pan w sobie krzty współczucia czy zrozumienia. Dziękuję za pomoc lub też raczej jej brak. Do widzenia.

Mama podniosła się w jednej chwili z miejsca. Przez ułamek sekundy nie wiedziałem, co takiego się działo, aż zakręciło mi się w głowie. Spojrzałem na nią, a później na inspektora, który patrzył na mnie tak, jakby miał ochotę głęboko westchnąć. Skłoniłem mu się lekko, jakbym przepraszał za mamę, po czym zerwałem się za nią do wyjścia. Gdy ja dopiero podnosiłem się z plastikowego krzesła, ona już zatrzaskiwała za sobą drzwi.

– Itsuki – powiedział inspektor donośnym tonem. Stanąłem jak wryty, nie spodziewając się, że ktoś nagle postanowi zawołać mnie po imieniu. Zdaje się, że mama już dawno wyszła z komendy i wsiadła do samochodu. Byłem więcej niż pewny, że nawet nie zauważyła, że mnie nie ma i odjedzie zaraz do domu. – Wyręczam wam przysługę, naprawdę.

Odwróciłem się do inspektora. Mężczyzna patrzył na mnie spokojnie, jakby fakt, że mama wyszła stąd aż tak podburzona, w ogóle nie wywarł na nim chociażby najmniejszego wrażenia.

– Przysługę?

– Tak. Możesz mi wierzyć lub nie, ale ta sprawa ciągnęłaby się latami. Nie chciałbym tego dla nikogo.

– Naprawdę myśli pan, że nie udałoby się znaleźć osoby, która to zrobiła tacie?

– Myślę, że to prawie niemożliwe.

– Prawie czyni wielką różnicę.

– To z jakiejś reklamy piwa?

– Nie wiem, możliwe. W każdym razie, jest cień szansy, prawda?

– Bardzo słaby, niemalże niewidoczny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmie się czegoś takiego, zrozum to.

– Dobrze. Dziękuję.

– To nie tak, że nie chcę się tym zająć – rzucił jeszcze, gdy już trzymałem dłoń na klamce. – Ale wiem, że to po prostu bezcelowe. Przepraszam, że zawiodłem ciebie i twoją mamę.

– W porządku. Jakoś jestem do tego przyzwyczajony.

Mamy, tak jak się spodziewałem, nie było na parkingu. Odjechała beze mnie. Z początku chciałem do niej zadzwonić, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego. Zadzwoniłem do Itsukiego, jednak nie odbierał, dlatego poszedłem na najbliższy przystanek autobusowy. W końcu musiałem jakoś się dostać do domu.

 

*

 

Gorący dzień balu, który poprzedzał zakończenie roku szkolnego, był długo wyczekiwaną przez wszystkich imprezą. Jednak nie przeze mnie. W ogóle nie miałem ochoty brać w tym udziału. Dzień był dosłownie gorący, ocieplenie klimatu dawało się we znaki do tego stopnia, że miałem ochotę paradować w samych bokserkach, a musiałem jeszcze wcisnąć się w garnitur. W końcu obiecałem Hitomi, że pójdziemy razem, nie mogłem jej zawieść. Tego dnia szkoła świeciła już pustkami. Jednak pokaźna grupa uczniów wtłoczyła się do budynku o jednej godzinie, tylko po to, by pożegnać się z panem Shiroyamą.

Historyk został dosłownie napadnięty przez uczniów w swojej klasie. Akurat pakował rzeczy do kartonów, gdy subtelnie zapukaliśmy do drzwi, a następnie, nie czekając na odpowiedź, niczym jeden organizm wpadliśmy do środka. Zdaje się, że odjęło mu mowę, widząc, jak wszyscy tłoczyli się w klasie, ledwo się mieszcząc. Naprzód wpuszczono delegację z kwiatami oraz drobnym upominkiem. Kilka osób zaczęło w pewnym momencie śpiewać piosenkę o niekończącej się przyjaźni, co po chwili podchwyciła cała reszta. Nie znałem dobrze tekstu, więc udawałem, że śpiewam, ruszając dumnie ustami, jak ta złota rybka w akwarium klasy od biologii. Gdy patetyczna pieśń dobiegła końca, zdałem sobie sprawę, że kilka osób zaczęło płakać, a Shiroyama miał minę tak rozczuloną, jakiej nigdy nie widziałem, by gościła na jego twarzy. Wyglądał tak, jakby patrzył na całą klasę pełną małych, puszystych szczeniaczków, a nie na uczniów, którym zwykł wstawiać pały za brak zadania domowego. Aż nawet mnie coś ukuło w piersi. Ale wcale nie dlatego, że opuszczałem szkołę, że on robił to samo. Po prostu tak na mnie działał. Wpędzał mnie w to dziwne rozkojarzenie. Przy nim nie mogłem sensownie myśleć, a od środka wypełniało mnie gorąco.

Na litość, zakochałem się w nim. Zakochałem się w nim tak bardzo, że to mi się w głowie nie mieściło. Czułem się przy nim jak na haju, jakbym poprzez samo przebywanie z nim odurzał się jakimś narkotykiem.

Wyobraziłem sobie, że jesteśmy sami. W tej klasie, podczas tego dusznego i parnego popołudnia. On stał przy biurku, a ja przy drzwiach. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu tak intymnym i podniecającym, że miałem ochotę zerwać z niego wszystkie ubrania i błagać go, by uprawiał ze mną seks na blacie szkolnej katedry. I robiliśmy to. Jego gorące ciało na moim, on we mnie. I trzymałem go. Trzymałem się go tak kurczowo i rozpaczliwie, jakbym chciał błagać, by to nigdy się nie skończyło, by on nie odchodził ode mnie i mnie nie opuszczał. Łzy naszły mi do oczu na myśl, że przecież nie był mój. Że to była tylko chwila, a on nie chciał mnie na zawsze. To tak strasznie zabolało w piersi, jakby ktoś przebijał ją rozżarzonym prętem, jak tylko przypomniałem sobie, że mnie nie kochał.

Nie kochał mnie. Nie kochał…

Ktoś trącił mnie niechcący łokciem w bok. Ocknąłem się, jakby z transu, uświadamiając sobie, że wciąż byłem w klasie pełnej ludzi. Każdy po kolei podchodził do Shiroyamy, dziękując mu za bycie świetnym nauczycielem i żegnając się z nim. Gdy tylko doszedłem do siebie, uzmysłowiłem sobie, że mam łzy w oczach, które ledwo powstrzymywałem, a on patrzył na mnie. Z lekkim uśmiechem posłał mi perskie oko. Jak dobrze, że stałem tuż obok drzwi – szybko wyszedłem, nie robiąc przy tym zbędnego zamieszania.

 

Hitomi znalazła mnie jakąś godzinę później. Byłem na placu zabaw, nieopodal miejsca, gdzie kiedyś mieszkałem. To było w czasach, gdy żyła moja starsza siostra. Kiedy Hitsuji i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Siedziałem na huśtawce, dłubiąc czubkiem buta dziurę w ziemi. Hitomi usiadła na drugiej, pustej huśtawce, która zaskrzypiała pod jej ciężarem. Odbiła się od podłoża, po czym zaczęła się huśtać. Trwaliśmy tak obok siebie w ciszy jeszcze przez kilka minut. Łańcuchy nieprzyjemnie jęczały, jakby były torturowane. A mnie wydawało się, jakbym był zupełnie pusty. Jakbym tam, w tamtej klasie, zostawił swoje serce.

– Nie wiedziałam, gdzie jesteś – powiedziała, lekko zwalniając na huśtawce. Powoli zmniejszała wysokość, aż w końcu zatrzymała się, szurając podeszwami butów o ziemię. W powietrzu uniósł się pył. – Nie odbierałeś telefonu, chyba byłam w każdym możliwym miejscu.

– To jak mnie znalazłaś? – podniosłem na nią głowę.

– Spytałam twojego chłopaka. Powiedział, że możesz być gdzieś tutaj, jeśli nie znalazłam cię nigdzie indziej. Miał rację.

– Zawsze ma.

– Jak się między wami w ogóle układa? Od jakiegoś czasu nawet o nim nie wspominasz.

– Jakoś – wzruszyłem ramionami.

W zasadzie nie widziałem się z nim od jakichś dwóch tygodni. Nie było na to czasu. Trochę też minęło od tego, kiedy przestaliśmy regularnie rozmawiać przez telefon czy pisać do siebie na czatach. Przestałem nawet czuć potrzebę, by być z nim w stałym kontakcie. Może już tego nie chciałem. Wydawało mi się, że odizolowanie się od niego będzie najlepsze. Zwyczajnie wiedziałem, że niedługo się rozstaniemy.

– Zabolało. Co nie?

Zamrugałem zdezorientowany.

– Co takiego?

– Tam, w klasie. Zabolało cię.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo.

– Itsuki – westchnęła – on ma swoje życie. Wiesz o tym doskonale. On…

– Nie kocha nie.

W jednej chwili zebrało mi się na płacz, jednak cudem powstrzymałem się od tego. Zamiast tego, czułem, jak coś rozrywa mnie od środka na strzępy. Na litość! Dlaczego? Dlaczego ja?!

– Nie kocha. No tak.

– Ani on, ani Hitsuji. Żadnemu z nich na mnie nigdy nie zależało. Shiroyamie było mnie szkoda, a Hitsu…

– Co ty wygadujesz? Właśnie wydaje mi się, że Hitsujiemu na tobie bardzo zależy.

– To tylko kwestia czasu, wiesz. A co do Shiroyamy – pokręciłem głową – nie wiem, co sobie myślałem. Co wciąż myślę. Tak bardzo się do niego zbliżyłem, poznałem jego życie i wiem… To wspaniały facet, wiesz? To mężczyzna, którego nie bałbym się przedstawić mamie, że jest moim chłopakiem. Wiem, że przy nim by nie wpadła w szał, nie spanikowałaby, gdyby się dowiedziała, że jestem gejem. Jest też taki czuły w stosunku do dzieci. Nie krzyczy na nie, gdy zrobią coś źle, ale wiesz co robi? Spokojnie tłumaczy. Wyjaśnia im, dlaczego nie powinny tak postępować. A one go słuchają. Poza tym, spójrz na niego. Ten facet to chodzący bóg.

– No… nie da się ukryć.

– Prawda? On jest zbyt idealny, jak wyjęty z jakiegoś czasopisma. W dodatku traktuje swojego faceta, jakby to on był niewiadomo jaki. To, jak na niego patrzy, nawet gdy Matsumoto mówi mu jakieś niemiłe rzeczy, kiedy ma zły dzień… On wciąż patrzy na niego tak samo. I to, w tym spojrzeniu… To jest miłość. Taka czysta, dojrzała i pełna zrozumienia. To nie jest to, jak może patrzeć na mnie Hitsuji albo ten twój… Nie. Ale zazdroszczę Matsumoto tak strasznie. Jak bardzo można mieć takie szczęście.

– Jak tak o nim mówisz, to aż sama mam ochotę się w nim zadurzyć.

– Już wystarczy, że ja się z tym męczę.

– Wiesz, wydaje mi się, że nie tylko ty. Tyle dziewczyn się w nim buja. Wiesz, jakie to denerwujące, ciągle słuchać w szatni o tym facecie? A to, że ma nową koszulę albo któraś go gdzieś spotkała na mieście. Wyobrażasz sobie, że niektóre zaczęły chodzić na siłownię z nadzieją, że się z nim zobaczą? To chore, ten facet ma swój własny fanklub napalonych nastolatek. Zupełnie jak jakiś idol!

– Jestem napaloną nastolatką?

– Po części. Ale żadna z nich nie jest tobą. Ani jedna nie weszła do jego domu i nie zbliżyła się do niego tak bardzo. Poza tym, jedno jest pewne – mocno cię faworyzował przez ten rok. Co im się strasznie nie podobało. Wiesz, jakie to okropne, gdy szeptają gdzieś o twoim kumplu, że Shiroyama znowu z nim rozmawiał po zajęciach? Bla, bla bla! Chore, zazdrosne dupy. Tylko ty poznałeś jego rodzinę, bawiłeś się z jego dziećmi i zostawałeś tam na noc. One ci do pięt nie dorastają.

– Dzięki.

– Nie ma za co. W końcu jesteś moim ziomkiem.

– Słuchaj… Mam zamiar powiedzieć mamie o tym, że jestem gejem.

– Kiedy?

– Pewnie jeszcze dzisiaj. Zrobię to po balu. Powiem jej… Muszę jej w końcu wszystko wyznać. Nie mogę jej dłużej okłamywać, że jesteś moją dziewczyną, poza tym… To też nie fair wobec ciebie. Udajesz kogoś, kim nie jesteś.

– Chociaż dobrze mi to wychodzi?

– Znakomicie! Yuzuki jest tobą zachwycona, mama podobnie.

– Przykro mi będzie je rozczarować.

– Wiem, mnie również. Ale nie mogę tego dłużej ciągnąć.

– Będzie ciężko.

Pokiwałem głową. Hitomi zaśmiała się wesoło, jakbym wcale nie przechodził właśnie małego załamania nerwowego.

– Więc jeszcze tylko dzisiaj – wyciągnęła rękę w moją stronę. Spojrzałem na nią, sunąc wzrokiem po jej gładkim ramieniu, które znikało gdzieś pod rękawem marynarskiej koszuli. To był nasz ostatni dzień, gdy mieliśmy na sobie nasze szkolne mundurki. Jak dziwnie.

– Jeszcze tylko dzisiaj – złapałem ją za rękę. Spletliśmy nasze spocone z gorąca dłonie niczym małe dzieci.

Wstała z huśtawki, po czym usiadła mi okrakiem na udach. Poczułem zapach jej perfum zmieszany z potem i tytoniem. To wszystko składało się na esencję jej osoby. Nieco buntowniczej, która nie brała życia na poważnie, ale wciąż zachowywała podstawowe aspekty kobiecości. Jej wilgotne uda przykleiły się do moich spodni. Nim się spostrzegłem, całowaliśmy się jak para zakochanych.

Niedługo później nastała godzina szesnasta. Zaczęła boleć mnie głowa.

 

Odebrałem Hitomi około osiemnastej, gdy jeszcze szykowała się do wyjścia. Wkładała sukienkę i biżuterię. Chciałem jej pomóc, jednak uznałem, że to nie na miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że oboje jej rodzice byli w domu. Dla nich byłem zwykłym kolegą Hitomi. Wiedzieli, że córka z kimś się spotyka, jednak nie wiedzieli, że był to dwukrotnie starszy od niej mężczyzna z całkiem nieźle prosperującą firmą. Może podejrzewali, że to jednak ja byłem tym chłopakiem, skoro szliśmy razem na bal. Nie miałem jednak ochoty poruszać tego tematu, chociaż ojciec Hitomi posadził mnie przy stole w kuchni, po czym usiadł przede mną jak na przesłuchaniu. Możliwe, że chciał mi powiedzieć, że mam odwieźć jego córkę do domu punktualnie o jedenastej, a jeśli spóźnię się choć minutę, to osobiście roztrzaska mi łeb o chodnik. Podał mi szklankę wody, chociaż nawet o to nie prosiłem. Pewnie, gdybym był heteroseksualnym chłopcem i żywił do Hitomi chociaż najmniejsze uczucia, to pociłbym się jak świnia ze stresu, że w końcu poznałem ojca swej wybranki, jednak w tamtym momencie wszystko było mi idealnie obojętne. Byłem jak taka gładka, zimna ściana betonu, w którą można było uderzyć kulą kafarową i nic by nawet nie drgnęło. Za to ojciec Hitomi myślał chyba, że właśnie rozkłada mnie wzrokiem na czynniki pierwsze. Och, jak bardzo się mylił.

Hitomi w końcu zjawiła się w pełni wyszykowana: w błękitnej sukience, którą wybraliśmy razem kilka miesięcy wcześniej, błyszczącej biżuterii i butach na szpilce. Zadowolona okręciła się lekko wokół własnej osi, rozkładając szeroko ręce. Jej ojciec aż wstał z wrażenia. Uczyniłem to samo, ale bardziej dlatego, że w końcu mogliśmy już iść. Wyglądała zjawiskowo, z pewnością, jednak widziałem ją już w tym wydaniu kilka razy, gdy dobieraliśmy dodatki oraz fryzurę.

– Wyglądasz pięknie – powiedział jej ojciec z zachwytem. Hitomi była jego jedyną córką, więc nic dziwnego, że tak reagował na wszystko, co robiła. Niewątpliwie była jego oczkiem w głowie i to jej szczęście liczyło się dla niego najbardziej.

Uśmiechnęła się szeroko do niego, po czym chwyciła mnie energicznie pod rękę. Ustawiliśmy się do kilku zdjęć. Lampa błyskowa cyfrowego aparatu błysnęła mi po oczach, obdarowując mnie na kilka długich sekund kolorowymi plamami, gdzie tylko spojrzałem. Rodzice mojej przyjaciółki byli nią zachwyceni, jakby była jakimś dziełem sztuki. Fotografowali ją jak gwiazdę na czerwonym dywanie, ciągle powtarzając przy tym, jak pięknie wyglądała. Tak się złożyło, że i ja załapałem się na kilka komplementów, za które grzecznie podziękowałem. Kiedyś może i bym poczuł ukłucie zazdrości – w końcu była dostrzegana przez rodziców, ewidentnie ją kochali – ale nie tego dnia. Wtedy byłem po prostu pusty.

– Ale jestem podjarana! – oznajmiła, gdy siedzieliśmy na tylnym siedzeniu taksówki. Mama specjalnie dała mi pieniądze, żebym mógł jak człowiek zabrać dziewczynę na bal, a nie męczyć się jakimś śmierdzącym jak menelska siedziba autobusem. Aż miałem wyrzuty sumienia, że miałem wyznać jej fakt, iż Hitomi nie była moją dziewczyną.

– Balem?

– Balem i nie tylko balem. Wszystkim! Jutro oficjalnie odbieramy świadectwa, później już tylko kilka egzaminów i wielki świat!

– Wow – mruknąłem.

– Wybrałeś w końcu kierunek? Zostało ci tylko kilka dni na złożenie dokumentów.

– W sensie studiów?

– No.

– Jeszcze nie. Nie wiem. Nic mnie nie interesuje w ogóle.

– To może turystyka?

Parsknąłem śmiechem.

– Dobre sobie!

– Ale poważnie, chodź ze mną na uczelnię. Przemęczysz się kilka lat, może w tym czasie dowiesz się, co naprawdę chcesz robić. A Hitsuji? On co by chciał?

– On jedzie do Tokio.

– Och… Do Tokio?

– Tak. Też mnie namawiał, ale odmówiłem.

– Naprawdę?! Odmówiłeś wyjazdu do Tokio?!

– Też się sobie dziwię. Po prostu… Ach, Hitomi! To nie takie proste. Cały ten czas… ostatnie miesiące… Wszystko jest tak zagmatwane. Boję się zostawiać mamę i Yuzuki same, bo mam wrażenie, że nie poradzą sobie beze mnie.

– Rozumiem – odparła. – Ale masz coraz mniej czasu do namysłu.

– Wiem.

– Swoją drogą – zmieniła temat – jesteś gotowy na ostatnie widzenie się z naszym ulubionym nauczycielem w stanie, gdy jeszcze faktycznie nim jest?

– Nie bardzo.

– Później to nie będzie to samo! Coś jest jednak podniecającego w myśleniu o tym, że ten facet jest naszym nauczycielem.

– Na litość – wybuchłem śmiechem. Przyjaciółka zawtórowała mi, kładąc głowę na moim ramieniu. Wyraźnie poczułem mocny zapach jej lakieru do włosów.

 

Nie wiem, co kogo tak bardzo ekscytowało w tych wszystkich balach. Uczniowie pili niby to legalnie, a jednak nielegalnie. Wszyscy ukrywali się przed nauczycielami z alkoholem, a ci udawali, że wcale nie widzieli, jak jakiś przypadkowy uczeń właśnie dolał za dużo wódki do szklanki z sokiem pomarańczowym, robiąc tym samym zabójczego, jak na nastoletnią, słabą głowę, drinka. Poza tym – taniec. Hitomi obracała mną na parkiecie jak szmacianą lalką. Nie miałem pojęcia, co takiego sobie wyobrażałem, zgadając się przyjść na to godne pożałowania przedstawienie, ale musiało być to coś fantastycznego. Jednakże, najbardziej poruszającym momentem było krótkie przemówienie dyrektora szkoły, które rozpoczęło tę zjawiskową karuzelę śmiechu. Opowiadał o dorosłości i obowiązkach, o tym, że to jedna z ostatnich beztroskich chwil w naszym życiu, bo później czekała nas już tylko smutna, szara dorosłość. Jak bardzo się nie mylił, tak bardzo popsuł humor większości towarzystwa. Na koniec, chyba dość ironicznie, życzył nam dobrej zabawy. Zanim jednak mogliśmy przystąpić do już zepsutej imprezy, przekazał mikrofon panu Shiroyamie, który naprawił ten nieudany wstęp.

– Ale was nastraszył – zaśmiał się, wstając ze swojego miejsca. Po sali rozszedł się szmer zduszonego chichotu. – Moi drodzy, przejdę od razu do sedna. Po pierwsze, wszyscy wyglądacie jak milion dolarów, które mam nadzieję w końcu wygrać w tych cholernych grach hazardowych. Życzę wam, byście tacy właśnie zostali przez resztę wieczoru, a najlepiej przez resztę życia.

Wszyscy zaśmiali się na wtrącenie o tych grach. Ja tylko nerwowo wbijałem sobie palce w uda. Ledwo powstrzymywałem się przed tym, by nie rzucić się na niego i nie zacząć go całować.

– Po drugie – kontynuował – to moja ostatnia taka impreza w tak świetnym gronie pedagogicznym i w waszym towarzystwie. Zobaczymy się jeszcze jutro na rozdaniu świadectw, ale już teraz chciałbym wam, ostatniemu rocznikowi, jaki miałem okazję uczyć, podziękować, że jakoś dotrwaliście ze mną do końca. Nie było czasami łatwo, prawda? Mam jednak nadzieję, że wiedza, jaką zdobyliście, przyda się wam w życiu. Kto wie, może kiedyś wystąpicie w jakichś Milionerach  i padnie pytanie o Yukio Mishimę czy jakąś inną historyczną postać i wyjdziecie z tego obronną ręką. No nic… Już nie przedłużając, jeszcze raz bardzo dziękuję i nie przejmujcie się tym, co ten stary dziad, wasz dyrektor, właśnie wam powiedział – znowu śmiechy i chichy. Nawet nauczyciele się śmiali, a dyrektor pokręcił  głową z rozbawieniem. – Życie nie jest wcale takie straszne, jakie się wydaje. Nikt tak naprawdę nie wie, co robi, każdy tylko udaje, że wie. Bawcie się dobrze!

Tym optymistycznym akcentem zakończył swoje krótkie przemówienie. Oddał komuś mikrofon, a po chwili rozległa się dość głośna muzyka i nikt już nie pamiętał, że Shiroyama w ogóle coś mówił. Jedynie ja patrzyłem na niego. Widziałem dokładnie, jak wstaje i wymyka się niepostrzeżenie z sali, wymieniając przy tym kilka uśmiechów z mijanymi przez siebie osobami. Wyszedł, a ja, niewiele myśląc, poszedłem w jego ślady.

Poczułem ulgę, jak tylko opuściłem pomieszczenie. Nie zdawałem nawet sobie sprawy z tego, jak duszno i głośno tam było, dopóki nie uderzył we mnie chłodny spokój korytarza.

– A ty się zawsze musisz spóźniać!

– Nie zawsze! No, przepraszam. Musiałem jeszcze wyprasować koszulę.

– Dobra wymówka.

Zatrzymałem się w połowie korytarza. Matsumoto i Shiroyama stali prawdopodobnie przy drzwiach wejściowych szkoły. Echo ich głosów odbijało się od pustych ścian, z których zdjęte zostały już wszelkie gazetki szkolne i ogłoszenia. Za żołądek ścisnął mnie stres. Z jakiegoś powodu bałem się, że odkryją, że wcale nie byli sami na szkolnym holu.

– Przepraszam.

– Nie gniewam się.

– Twój ostatni bal! Rany, to brzmi tak nierzeczywiście.

– Za dużo ich było w moim życiu.

– W moim nie. Teraz trochę żałuję, że nie byłem na swoim.

– Nie chciałeś iść, a tak cię namawiałem.

– Mhm, jak do wszystkiego.

Chwila ciszy. Usłyszałem w końcu, jak siadają na drewnianej ławce, która nieznacznie jęknęła pod ich ciężarem.

– Wiesz co? Wyglądasz naprawdę przystojnie w garniturze – oznajmił Matsumoto.

– Dziękuję.

– Dostanę buziaka?

– Zapomnij.

– No weź!

– Co mam wziąć?

– Ale ty…

Urwał. Zdaje się, że w końcu dostał tego cholernego buziaka. Po korytarzu rozszedł się gardłowy, zduszony śmiech Shiroyamy i krótkie, zadowolone stęknięcie Matsumoto.

– Robiłeś kiedyś jakieś nieprzyzwoite rzeczy w szkole? – spytał lekarz, walcząc z nieznacznie przyspieszonym oddechem.

– Stawiałem mnóstwo pał…

– Yuu! – Matsumoto wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

– Czy właśnie mi coś sugerujesz? Tak nie wolno, jeszcze mnie wyrzucą!

– Jutro jest twój ostatni dzień, więc co to za różnica? Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie.

– Tak w zasadzie, to chyba nie. Zależy też, o jakich nieprzyzwoitych rzeczach mówimy.

– Mówię o tym.

– Ach… No wiesz…

– Twój gabinet…?

– Wezmę klucz z pokoju nauczycielskiego.

Ławka wręcz odetchnęła z ulgą, jak tylko Shiroyama z niej wstał. Głuchy odgłos jego butów uderzających o płytki rozszedł się głośno po korytarzu. Zakrywałem usta i nos dłońmi, próbując zamaskować mój przyspieszony oddech, choć wydawało mi się, że dało się mnie usłyszeć w całej szkole i doskonale zagłuszałem nieco stłumioną muzykę z sali gimnastycznej. Shiroyama zaraz wrócił. Matsumoto zachichotał. Usłyszałem, jak obaj zaczęli wspinać się schodami na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet historyka. Niedługo później dotarło do mnie ledwie słyszalne kliknięcie drzwi oraz dźwięk przekręcanego od środka klucza. Więcej słyszeć już nie chciałem. Próbując stłumić cisnące się do oczu łzy, wyszedłem ze szkoły, siadając na schodach dziedzińca. Choć był naprawdę ciepły wieczór, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

Próbując zająć czymś myśli, napisałem do Hitsujiego. Mój chłopak też miał dzisiaj bal, ale liczyłem na to, że może mi odpisze. Było mi tak źle, że musiałem się do kogoś odezwać, chociaż w tak niebezpośredni sposób.

 

Jak tam impreza?

 

Przez dłuższy czas wpatrywałem się w ekran telefonu, aż zgasł. Odblokowałem go i znów patrzyłem na wysłaną przez siebie wiadomość. Powtórzyłem całą procedurę jeszcze kilkanaście razy, aż smartfron rozświetlił się przy powiadomieniu o tym, że ktoś do mnie napisał.

 

Fajnie, właśnie otworzyliśmy wódkę.

W jak u ciebie?

 

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się w środku ciepło. Kto by się spodziewał, że kilka słów może tak nagle poprawić mi humor.

 

W porządku

Poszedłem się właśnie przewietrzyć i stwierdziłem, że napiszę.

Tylko nie upijaj się w trupa . :P

 

Nie mam zamiaru! >:(.

To ty się nie upijaj, później będę dostawać jakieś pijackie smsy!!.

 

No co ty

Hej, Hitsu

 

???

 

Kochasz mnie?

 

Przez dłuższą chwilę odpowiedź nie nadchodziła. Chociaż czekałem w napięciu, to myślałem, że już nigdy nie doczekam się nowej wiadomości od mojego chłopaka. W końcu jednak przyszło powiadomienie.

 

No

kocham

 

A przespałbyś się ze mną jeszcze dzisiaj?

 

Skąd ten nagły pomysł?

 

Wcale nie nagły

 

Też racja.

 

To jak?

 

Ale dzisiaj???? Dzisiaj jest party

 

Zróbmy to w końcu

Jak nie dziś, to kiedy?

 

A jurt?

Jutro**

 

Jeszcze przed zakończeniem szkoły

Jutro to już nie będzie to samo

 

Zobaczymy

 

Obiecujesz?

 

Hm?

 

Że to zrobimy

Jeszcze dzisiaj.

 

Dobra orz

To w kontakcie.

 

W kontakcie

 

Schowałem telefon do kieszeni spodni. Wydawało mi się, że świat lekko zaczął wirować mi przed oczami.

Postanowiłem wrócić na salę gimnastyczną. Gdy już byłem na szkolnym korytarzu, zauważyłem, jak znajoma sylwetka przebiega między filarem a drzwiami damskiej toalety.  Srebrna nitka wplątana w niebieski tiul błysnęła w półcieniu. Hitomi zasłaniała czerwoną twarz ramieniem. Przez moment poczułem się skonsternowany.

– Hitomi? Hitomi! – krzyknąłem za nią. Przyjaciółka zniknęła już w łazience. Poszedłem za nią, chociaż czułem, że nie powinienem przekraczać tej magicznej bariery, jaką były drzwi damskiej toalety. Zawahałem się, jednak ostatecznie wkroczyłem do babskiej oazy, w której śmierdziało tak samo, jak w męskiej toalecie.

Ku mojemu szczęściu, nikogo nie było w środku. Tylko jedna kabina zamknięta była od środka, a po pomieszczeniu rozchodził się cichy, przejmujący szloch.

– Hitomi? Otworzysz mi?

– Nie – bąknęła tak przeraźliwie zapłakanym głosem, że aż mnie samemu zachciało się na nowo płakać. Co to był za płaczliwy bal!

– A powiesz mi, co się stało?

Zdaje się, że zaczęła jeszcze bardziej płakać. Aż pożałowałem, że w ogóle o cokolwiek spytałem. Usiadłem więc przy drzwiach kabiny z wyprostowanymi nogami i chociaż tak towarzyszyłem jej w tej bez wątpienia ciężkiej chwili. Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, ale w końcu spytała mnie czy przyniósłbym jej torebkę. Bez narzekań spełniłem prośbę przyjaciółki. Wróciłem na duszną, głośną salę gimnastyczną. Zdaje się, że nikt nawet nie zauważył, że ja i Hitomi zniknęliśmy. Wszyscy bawili się w najlepsze, parkiet zapełniony był białymi koszulami i w większości czerwonymi sukienkami. Wziąłem torebkę Hitomi z jej krzesła, po czym ponownie wymknąłem się na zewnątrz. W drodze do łazienki natknąłem się na Shiroyamę i Matsumoto, którzy zmierzali do reszty towarzystwa. Choć bardzo chciałem tego uniknąć, to nie obyło się bez konfrontacji z nimi.

– Itsuki! – zaczął Matsumoto wesołym tonem. Był rozczochrany, jakby dopiero wstał z łóżka. W dodatku miał wywinięty kołnierz marynarki, a policzki i usta czerwone, jakby wysmarował buzię garścią dojrzałych malin. Aż miałem ochotę napluć mu w twarz, jak tylko go zobaczyłem. – Jak ci dobrze w marynarce!

– Ach, dziękuję – wymamrotałem.

– Już uciekasz z imprezy? – spytał Shiroyama nieco zaskoczony. Mój były nauczyciel historii wcale nie wyglądał lepiej od swojego partnera. Nawet miał krzywo włożoną koszulę do spodni.

– Nie, tylko idę do łazienki.

– Z damską torebką? – zauważył błyskotliwie Matsumoto.

Spojrzałem na czarną kopertówkę wyszywaną błyszczącymi kamieniami, którą miałem w dłoni. Poczułem, jak robi mi się gorąco w uszy.

– To nie moje… Uhm… Niosę ją dla Hitomi.

– Ach! – westchnął Shiroyama. – Jasne, w porządku.

– Itsuki? – doszedł do nas cichy głosik.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy w stronę damskiej łazienki. Hitomi stała zapłakana w progu. Tusz do rzęs ściekł jej po policzkach, tworząc fantazyjne, czarne smugi. Przekrwione spojrzenie błyszczało od łez jak dwa szlachetne kamienie, a czerwona twarz odcinała się w cieniu jak dojrzały w słońcu pomidor.

– Hitomi? Coś się stało? – spytał Shiroyama troskliwie.

– Nie… Tak tylko… – pociągnęła nosem. Naraz z jej oczu zaczęły płynąć słone łzy.

– Słońce, co się stało? – tym razem Matsumoto postanowił zareagować. Podszedł do dziewczyny, a ta jedynie spuściła głowę. Byli niemalże ze sobą równi. Gdyby miała na nogach szpilki, które aktualnie znajdowały się w jej dłoni, to bez wątpienia byłaby od niego wyższa o pół głowy.

Pokręciła głową, próbując uniknąć konfrontacji z partnerem naszego nauczyciela historii.

– No przecież widać od razu, że nie jest w porządku – westchnął lekarz – pogłaskał ją lekko po głowie. – Hitomi, tak? Mogę ci mówić po imieniu?

– Tak – bąknęła przez łzy, lekko kiwając głową.

– Usiądziemy na ławce? To z pewnością znacznie lepsze niż muszla klozetowa. Co ty na to?

Usiedliśmy całą czwórką na drewnianej ławce. Shiroyama dał Hitomi swoją marynarkę, by ta okryła czymś nagie ramiona. Trzęsła się niczym osika. Zazdrościłem Hitomi, że mogła założyć marynarkę Shiroyamy, która tak pięknie pachniała jego męskimi perfumami.

– To co się stało skarbie, hm? – Matsumoto troskliwie objął ją ramieniem. Dał jej chusteczkę, by wytarła twarz i wydmuchała nos. Ja z Shiroyamą tylko siedzieliśmy z boku w ciszy, nie chcąc przeszkadzać Matsumoto. – Ktoś ci coś głupiego powiedział na balu? Ktoś się z ciebie śmiał?

– Nie – pokręciła głową.

– To może coś się stało w domu? Albo coś ci się smutnego przypomniało? – znowu pokręciła głową. – To może problemy sercowe?

Nie zareagowała w żaden sposób, więc kontynuował w tę stronę.

– Chłopak? – pokiwała głową. – Zranił cię?

– Właśnie ze mną zerwał – wymamrotała ledwo zrozumiale. Nagle znów wybuchła płaczem.

– Bardzo mi przykro – powiedział szczerze. Pogłaskał ją lekko po włosach. – Znalazł bardzo nieodpowiedni moment na takie rzeczy.

– Nazwał mnie… uhm… dziwką. I-i… Powiedział, że mogę… się pierdolić.

– Że co?! – Shiroyama aż poderwał się z miejsca. Zdaje się, że był gotowy przyłożyć każdemu, kto tak powiedział do jednej z jego ulubionych i jednej z najbardziej uzdolnionych uczennic. – Który to?!

Nauczyciel i lekarz wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a następnie popatrzyli na mnie. Pokręciłem tylko głową i wzruszyłem ramionami, choć nawet nie wiedziałem po co i dlaczego.

– To nikt ze szkoły – dodałem za nią.

– Wiesz coś na ten temat? – zwrócił się do mnie Shiroyama.

– Trochę.

– Hitomi – zaczął Matsumoto łagodnie – kimkolwiek jest ten mężczyzna, nie jest nawet wart twojej uwagi.

– Ale ja go kocham – wymamrotała.

– Widzę, skarbie. Bardzo go kochasz, ale on nie jest kimś, kto na tę miłość zasługuje. Nie zasługuje na niczyją miłość, skoro tak ci powiedział.

– Napisał…

– Hm?

– Wysłał to w esemesie.

– Co za tchórzliwy dupek! – Shiroyama zaczął chodzić w kółko ze zdenerwowania. Zdaje się, że naprawdę mógłby kogoś w tamtym momencie pobić.

– Hitomi, skarbie, spójrz na mnie – Matsumoto delikatnie ujął ją za podbródek, po czym lekko uniósł jej głowę, by spojrzała mu prosto w twarz. Chociaż z początku uciekła wzrokiem, tak po chwili postanowiła popatrzeć na niego, tak jak ją poprosił. – Żaden mężczyzna nie jest wart tego, by za nim płakać. Jedyne, co oni potrafią robić, to łamać serca i zostawiać tak innych, by wykrwawili się z tęsknoty. I robią to dlatego, że sami są nieszczęśliwi i niedowartościowani. Dlatego nie pozwól, by jakiś drugorzędny Romeo, który nie potrafi nawet zakończyć związku twarzą w twarz, zepsuł ci dzień, w którym masz błyszczeć. Swoją drogą, masz prześliczną sukienkę!

– Dziękuję – wymamrotała, uśmiechając się nieśmiało przez łzy.

– Bardzo bym chciał, żebyś tego dnia bawiła się tak, jakby świat nie istniał i tańczyła tak, jakby nikt nie patrzył. Chcę, żebyś zapomniała o wszystkim, zapomniała o tym wymoczku i uśmiechnęła się szeroko. Możesz teraz uśmiechnąć się do mnie?

Choć z trudem, Hitomi uśmiechnęła się szeroko. Kilka łez spłynęło jeszcze po jej policzkach. W tym rozmazanym makijażu wyglądała trochę jak szalona postać z horroru. Zdaje się, że ta wielka rozpacz, jaka jeszcze ogarniała ją kilkanaście minut temu, powoli mijała. W dużej mierze była to zasługa pana Matsumoto, który jakimś cudem chwycił wszystkie te przykre uczucia, związał w supeł i zamknął gdzieś w jakiejś szafce z kluczykiem w podświadomości Hitomi. Wiadome było, że nie umieścił tych złych emocji tam na stałe, ale udało mu się na tyle, by Hitomi poprawiła makijaż, a następnie z podniesioną głową i uśmiechem wróciła pod rękę ze mną na salę gimnastyczną.

Nie odstępowałem jej na krok przez resztę wieczoru. Upiliśmy się tak samo i tak samo śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Przez ten krótki czas udało mi się nawet zapomnieć o tym, że jeszcze tego samego wieczoru chciałem się przespać z moim chłopakiem. Zresztą, on też zapomniał.

Odprowadziłem Hitomi nad ranem do jej domu. Chybotaliśmy się na boki jak łódka targana wiatrem. Zatrzymywaliśmy się przy każdej ławce, słupie, lampie czy znaku drogowym, próbując zebrać się w sobie i powstrzymać śmiech, który nas otaczał. Nie wiedziałem nawet, z jakiego powodu się śmialiśmy, ale to nie było istotne. Wszystko to działo się przy przejmującym akompaniamencie cykad około drugiej nad ranem. Noc była ciepła, my byliśmy boso i pijani. Właśnie tak powinna wyglądać młodość.

Nie myślałem już wtedy o niczym. O moim chłopaku, cichej miłości do Shiroyamy, ojcu, matce i siostrze. Wszystkie te rzeczy zniknęły na kilka chwil z mojego życia. Jakby ktoś wymazał je gumką albo zakrył nową, czystą stroną. Dopiero wtedy zacząłem doceniać dobroczynne działanie alkoholu, nie uwzględniając przy tym żadnych skutków ubocznych. Po co? Nie na tym polegała dobra zabawa. Poza tym, nie byłem sobą. W momencie upojenia alkoholowego byłem superbohaterem. Aż wydawało mi się, że płynę nad chodnikiem niczym mgła. Jak przyjemnie było choć przez chwilę zapomnieć o tym, kim się było naprawdę.

Wspięliśmy się po schodkach werandy domu Hitomi. Nagle wpadła w moje ramiona. Złapałem ją z niemałym trudem, z powodu wypitych procentów, a ona zaplotła ręce wokół mojej szyi.

– Naprawdę nadal chcesz mówić mamie… uhm… że jesteś gejem? – wykrztusiła z siebie pijackim tonem.

– Tak – sam wcale nie brzmiałem lepiej. – Muszę.

– Ale… uhm… Wiesz co? Nie dziś.

– Nie.

– Lepiej nie.

– No nie.

– Tak jej nie mów. Jesteś…

– Ty jesteś.

– Ha.

– A-ha.

Pocałowaliśmy się na do widzenia. Ścisnęła jeszcze w dłoniach moje ramiona, nim się od siebie zupełnie oderwaliśmy. Zdaje się, że znowu zaczęła płakać, ale tym razem to były chyba łzy szczęścia.

Pełen jakiegoś bliżej nieokreślonego uczucia, które sprawiało, że miałem ochotę latać, wróciłem do domu. Po ciemku zdjąłem z siebie eleganckie ubranie, które niedbale rzuciłem na podłogę. Dopadłem jeszcze do łóżka, chyba cudem nie budząc śpiącej w swoim łóżeczku Yuzuki. W głowie kręciło mi się, jakbym tydzień spędził na karuzeli i za każdym razem, gdy zamykałem oczy, stan ten pogłębiał się jak jakaś chroniczna choroba. Ostatecznie udało mi się zapaść w sen.

Następnego dnia najlepiej zapamiętałem wielkie, ciemne okulary Hitomi, pod którymi kryła zapuchnięte i podkrążone z niewyspania oczy. Osobiście czułem się jak martwy i miałem wielką ochotę zasnąć na siedząco. Szumiało mi w uszach, głowa bolała tak, jakby ktoś uderzał mnie młotkiem w czaszkę. Uwiesiłem wzrok na Shiroyamie, który siedział z boku, niemalże śpiąc z założonymi rękoma. Ledwo powstrzymywał się przed tym, by nie zacząć ziewać ze znużenia. To był ostatni dzień, ostatni raz, gdy mogłem podziwiać go w ten sposób, w tym miejscu, w tych okolicznościach. Za niedługi czas on miał przestać być nauczycielem, a ja uczniem. Miały przestać obowiązywać nas pewne niepisane zasady, wedle których do tej pory postępowaliśmy. Już nigdy więcej miało nie być niezapowiedzianych kartkówek, odpytywania na wyrywki. Kończyło się coś, co wydawało mi się, że będzie trwać wiecznie, a świadomość nieuchronnego zakończenia przygniotła mnie nagle z impetem jak ciężka lawina uczuć i wspomnień.

Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć do dziesięciu. Próbowałem jakoś spowolnić ten proces. Nie udało mi się jednak. Jak tylko otworzyłem oczy, już trzymałem w dłoni świadectwo. Wszyscy sobie gratulowali, niektórzy płakali. Hitomi siedziała oparta o moje ramię. Ściskaliśmy sobie wzajemnie palce, jakbyśmy rozpaczliwie próbowali uratować siebie nawzajem od upadku w przepaść.

Jeszcze chwila – pomyślałem, szukając wzrokiem Shiroyamy – jeszcze ten jeden raz. Chcę ostatni raz spojrzeć na niego.

Stał w tłumie uczniów. Gratulował im, ściskał im dłonie, przytulał. Gdzieś tam zamajaczył nasz wychowawca. Zdaje się, że prosił naszą klasę do wspólnego zdjęcia. Mechanicznie wstałem z miejsca, puszczając dłoń przyjaciółki. Hitomi nazwała mnie po imieniu, pytała, co robię. Jakby pozbawiony świadomości, podszedłem do Shiroyamy. Mężczyzna jeszcze przez moment rozmawiał z jakąś dziewczyną, gratulował jej świetnych stopni. Po chwili dostrzegł mnie. Uśmiechnął się do mnie, po czym wyrzucił z siebie radosne gratulacje z okazji zakończenia szkoły. Naraz uderzyły we mnie wspomnienia wczorajszego dnia. On i Matsumoto na ławce, droga po schodach w górę, kliknięcie zamykanego zamka w drzwiach, niechlujny ubiór. Poczułem, jak robi mi się gorąco w policzki.

– Dziękuję – powiedziałem niemalże bezwiednie.

– Robimy dzisiaj małe przyjęcie i idziemy w miasto – powiedział, jak gdyby nigdy nic. Podał mi rękę. Chwilę patrzyłem na jego wyciągniętą dłoń, po czym podałem mu swoją. Jego ciepłe, silne palce zacisnęły się na moich. Ten dotyk był tak przyjemny i nierzeczywisty. Pochylił się nieznacznie, klepiąc mnie po ramieniu niczym najlepszego przyjaciela. – Może chcesz wpaść? Możesz wziąć ze sobą chłopaka albo Hitomi. Lub ich oboje, jeśli chcesz.

– W miasto? – wymamrotałem.

– Do tęczowej dzielnicy – posłał mi perskie oko, uśmiechając się szeroko. – U nas o siedemnastej.

Nawet nie zauważyłem, kiedy mnie puścił. Czy ten dzień w ogóle dział się naprawdę?

 

W domu powitało mnie jedno z tych wybuchających z tuby konfetti. Ogłuszony, przez moment, myślałem, że to jakiś atak terrorystyczny. Mama i Yuzuki w papierowych czapeczkach we wzory, których nie powstydziłby się sam Picasso, zapach świeżego ciasta i obiadu. Nie wiedziałem, w jaki sposób powinienem na to zareagować, więc po prostu stałem przez dłuższą chwilę niczym słup soli, wpatrując się w siostrę i matkę, jakby były nierzeczywistymi tworami mojej lekko zachwianej jaźni.

– Itsuki, Itsuki! – pisnęła Yuzu, podbiegając do mnie. – Gratulacje!

– Ach… Dziękuję.

– Mój zdolny mężczyzna – mama podeszła do mnie. Wzięła ode mnie marynarkę, którą zdjąłem w drodze do domu, po czym odwiesiła ją na wieszak jak zwykłą kurtkę. Wprawdzie widziałem ją jeszcze rano, gdy zaspana i ubrana w swój stary, różowy szlafrok piła kawę w kuchni, to wydawało mi się, że ostatni raz jakikolwiek kontakt mieliśmy ze sobą z jakieś sto lat temu.

– Jaki tam zdolny – zaśmiałem się niezręcznie, spuszczając wzrok na czubki moich podeptanych butów.

Miałem jej powiedzieć. Jeszcze wczoraj obiecywałem sobie, że wyznam jej w końcu, że wcale nie byłem hetero, że Hitomi nie była moją dziewczyną. Jednakże, widząc jej ciepły uśmiech i szczerą radość, jaka już od dawna nie gościła w jej oczach, nie byłem w stanie zdobyć się na to. Nie mogłem nagle powiedzieć jej, że wolałem mężczyzn i zniszczyć tego dnia.

– Jesteś. Tak się cieszę, że skończyłeś szkołę. Jestem z ciebie taka dumna – objęła mnie mocno. Pogładziła mnie szczupłą dłonią po plecach, a mnie wydawało się, że na ułamek sekundy cofnąłem się w czasie o jakieś dziesięć lat. Tę dekadę temu był chyba ostatni raz, gdy tak mnie czule objęła. Z taką matczyną miłością i troską, jakby przez sam ten dotyk chciała mi pokazać, jak bardzo mnie kochała. – Tata też by był.

Wydawało mi się, że coś we mnie zaczęło gasnąć. Tak jak wraz z jej objęciem rozpaliło się we mnie coś w rodzaju nadziei. Z jej ostatnim zdaniem miałem jednak wrażenie, jakby ktoś zakrył ten malutki płomyk pod jakimś szklanym naczyniem. Tak jak nagle zaczął się tlić, tak nagle zaczął umierać, aż zgasł. Wydawało mi się, że ktoś zaczął mi wiercić dziurę w brzuchu.

– Później jadę z Hitomi do Sapporo. Będzie też Hitsuji – oznajmiłem, gdy się puściliśmy.

– Ach tak? W porządku.

– Ale chyba zjesz obiad – rzuciła nieco nadąsanym tonem Yuzuki.

– Jasne, brzdącu – zaśmiałem się, dając jej lekkiego pstryczka w czoło.

– Yuzu specjalnie dla ciebie upiekła ciasto!

– Naprawdę?! Wow, młoda! Muszę koniecznie spróbować!

Siostra zarumieniła się lekko. Nie udało jej się w żaden sposób ukryć radości, która płynęła z faktu, że ucieszyłem się na wieść o cieście. Ale, co było najlepsze, szczerze się ucieszyłem. Byłem pewny, że dobre ciasto jakoś podniesie mnie na duchu i przywróci do rzeczywistości.

Czas do szesnastej zleciał w zastraszającym tempie. Najpierw zjadłem z mamą i Yuzuki obiad, a później ciasto na deser, a następnie spędziliśmy razem czas, grając w gry planszowe. Popijaliśmy przy tym lemoniadę i słuchaliśmy radia. O czwartej po południu musiałem wyjść z domu po Hitomi. Przyjaciółka również świętowała ze swoją rodziną zakończenie szkoły. Szczerze, w całym swoim życiu nie przypuszczałem, że ukończenie nauki na poziomie ogólniaka będzie dla całego świata tak ważnym wydarzeniem.

Ubrany w zwiewną koszulę w hawajski wzór zawitałem pod drzwiami Hitomi. Przyjaciółka z lekkim wahaniem przystała na imprezę u Shiroyamy. W dodatku, jeszcze z moim chłopakiem! Nie dało się jednak ukryć, wciąż była załamana po wczorajszym zerwaniu z mężczyzną swoich marzeń. Jakoś się jednak trzymała.

– Jakoś nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić.

– Hm?

– To jakieś elitarne przyjęcie dla wyjątkowych rodzynków, czy co? – rzuciła, gdy szliśmy na przystanek, skąd miał nas odebrać Hitsuji. Byłem szczerze w szoku, że mój chłopak zgodził się na wyjście do Shiroyamy i z nim. Cały ten dzień był jak jedna wielka abstrakcja! Zdaje się, że tego dnia nawet niebo było zielone, a trawa niebieska.

– Nie nazwałbym nas wyjątkowymi.

– To o co chodzi?

– Zaprosił mnie i zaproponował, żebyście też przyszli. Sam nie wiem.

– Jeżeli on ciebie tam dzisiaj nie zerżnie, to przysięgam, że przestanie być moim ulubionym belfrem.

– Wiesz, że tego nie zrobi.

– A w końcu powinien! Wiesz, co dzisiaj czułam, gdy poszedłeś z nim porozmawiać?

– No? Co?

– Napięcie.

Spojrzałem na nią nieco zbity z pantałyku. Wspinaliśmy się akurat pod górkę w stronę przystanku. Hitomi trzymała w dłoniach zrolowaną katanę. Zdaje się, że wzięła ją specjalnie na wieczór, w razie, gdyby zrobiło się zimno. Sam niosłem prezentową torebkę, w którą zapakowane było wino. Hitomi wzięła specjalnie ten prezent dla Shiroyamy i Matsumoto, bo twierdziła, że nie wypadało przyjść do nich z pustymi rękoma. Osobiście nie zawracałem sobie głowy takimi grzecznościami, oni zapewne też nie.

– Napięcie? – powtórzyłem po niej. – Sam nie wiem, co to było.

– Ależ tak! I to nie byle jakie napięcie.

– Czekam, aż mnie w końcu oświecisz.

– Seksualne napięcie.

Popatrzyłem na nią, jakby była niespełna rozumu, a ona mnie z głębokim przekonaniem w oczach. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem.

– O co ci chodzi? – fuknęła.

– Raczej, o co tobie chodzi? – aż musiałem przystanąć, żeby złapać oddech. Zgiąłem się w pół, łapiąc się pod bokami. Po plecach spłynął mi pot, jak tylko się wyprostowałem.

– To był ten rodzaj napięcia, mówię ci. To aż go otaczało, jak jakaś osłonka. A tak w zasadzie, to już się to za nim ciągnie od jakiegoś czasu i z każdym dniem narasta. Mężczyźni mają coś takiego, gdy brakuje im seksu albo na odwrót – jak nie tak dawno mieli jakiś udany stosunek. Ewentualnie kilka. Kilkanaście. A ten jego facet, jak udało nam się wcześniej ustalić, ze swoim partnerem ma życie seksualne godne pożałowania.

– Zdradzę ci sekret dnia wczorajszego – powiedziałem, biorąc ją pod rękę. Ruszyliśmy dalej w naszą stronę. – Ten facet bzyknął się wczoraj w szkole ze swoim partnerem, o którym tak mówiliśmy, że nie daje mu dupy.

– Co ty pleciesz?! – teraz to ona stanęła. Niemal roześmiałem jej się w twarz, choć w środku coś mi się przewracało w żołądku na samo wspomnienie tej obrzydliwej sytuacji. –Skąd to wiesz?!

– Niechcący podsłuchałem ich rozmowę na korytarzu… Później wzięli klucz od gabinetu Shiroyamy i poszli się bzykać.

– To dlatego cię nie było! Szukałam cię!

– Przepraszam.

– Ale chwila. Oni… pieprzyli się w szkole?

– Na to wychodzi. Chociaż nie wiem czy poszli na całość.

– O rany! Teraz to ma sens!

– Co?

– To, jak wyglądali.

– Czy w stanie skrajnej rozpaczy byłaś w stanie zwrócić uwagę na ich ubiór? Naprawdę? – nie ukrywałem niedowierzania.

– Ależ tak! Myślisz, że co? My, kobiety, mamy podzielną uwagę. Natura tak nas obdarzyła, że możemy jednocześnie cierpieć i mieć pełną świadomość tego, co dzieje się dookoła nas. Wyobrażasz sobie, że bez czegoś takiego byłabym w stanie przetrwać okres? Bo ja nie.

– Błogosławmy zatem matkę naturę.

Dotarliśmy na przystanek niecałe trzy minuty przed tym, jak Hitsuji zadzwonił do mnie z wieścią, że za chwilę będzie. W samą porę. Niedługo później siedzieliśmy w jego Jaguarze z otwartymi na oścież oknami. Zająłem miejsce pasażera, Hitomi usiadła z tyłu. Przedstawiłem ich sobie, bo chyba jeszcze wcześniej nie było okazji, by się formalnie poznali twarzą w twarz. Przywitali się ze sobą, wymienili jakieś typowe grzeczności. I tyle. Jechaliśmy, a Mark Ronson i Boy George śpiewali w duecie Somebody to Love Me w jakimś radio z zachodnimi hitami. Słuchając tej piosenki, wydawało mi się, że mam jakieś pięćdziesiąt lat.

Wystawiłem nieznacznie łokieć za okno, zimny wiatr smagał przyjemnie moją skórę w ten gorący, czerwcowy dzień. Spojrzałem na mojego chłopaka z czymś w rodzaju zauroczenia. Sam już nie wiedziałem czasami, co czułem w stosunku do niego. Momentami wydawało mi się, że go nienawidziłem, a czasami kochałem go, jakby całym swoim sercem i sobą. Wtedy chyba nawet go trochę kochałem lub tak mi się jedynie wydawało.

Dotarliśmy do legendarnej posiadłości Shiroyamy i Matsumoto kilkanaście minut po siedemnastej. Ufaliśmy jednak, że gospodarze wybaczą nam ten mały poślizg czasowy.

Podobnie, jak już raz mi się to kiedyś zdarzyło, otworzył mi pan Maeda. Mężczyzna wpuścił naszą trójkę bez zbędnych komentarzy. Wszyscy przywitaliśmy się z nim, a on z nami. Trzymał na wpół wypity kieliszek białego wina i zdawało się, że nie była to pierwsza lampka. Czyli impreza trwała w pełni, a pomysł Hitomi o wzięciu butelki wina był całkowicie trafiony.

– Już dawno nie widziałem tylu ludzi w tym domu – oznajmił, prowadząc nas do salonu, choć moglibyśmy wszyscy trafić tam bez najmniejszego problemu.

Tak jak Hitsuji był całkiem opanowany, tak Hitomi rozglądała się nieznacznie. Na widok salonu stanęła niemalże jak wryta. Cóż, ja zareagowałem podobnie, gdy byłem tam pierwszy raz, więc wcale jej się nie dziwiłem.

A faktycznie, trochę ludzi tam było. W salonie i na werandzie koczowało towarzystwo z powszedniej imprezy – Kanegawa, Kurogane (tym razem bez córki), państwo Maeda, gospodarze, a w dodatku kręciły się tam jeszcze cztery młode kobiety. Na dokładkę przyszła nasza trójka. Nie licząc więc dzieci, było nas trzynaście osób. Czułem się odrobinę nieswój w tak sporym gronie. W dodatku były osoby, których w ogóle nie znałem.

Hitomi odłożyła torebkę z winem na kuchenną wyspę, gdzie znajdowały się też inne pakunki. Były tam prezenty zapakowane jak dla osób dorosłych, ale też i stricte jak dla małego dziecka. Gdy zobaczyłem białą torebkę w błękitne paski z napisem It’s a boy!, to wydawało mi się, że zwymiotuję za moment to pyszne ciasto, które upiekła dla mnie Yuzuki. Kompletnie zdążyłem wyprzeć z umysłu fakt, że w życiu mojego byłego nauczyciela historii oraz jego partnera miało pojawić się jeszcze jedno dziecko.

– Ach, Itsuki! – Matsumoto dostrzegł mnie z werandy. Siedział na podłokietniku ratanowego fotela, na którym siedział Shiroyama i opierał się lekko o jego ramię. Ten drugi tylko odwrócił się do nas nieznacznie, po czym uniósł lekko szklankę z jakimś, zapewne procentowym, napojem i uśmiechnął się. Lekarz oddał mu swój kieliszek wina, po czym poszedł do nas. Uściskał każdego z osobna na przywitanie. Zdaje się, że był już w świetnym humorze.

– Dzień dobry.

– Dzień dobry, dzień dobry! – roześmiał się wesoło. – Jak się macie, absolwenci?

– Świetnie – odparł Hitsuji. – W sumie, to jest mi tak lekko.

– Prawda? A poczekajcie na koniec studiów, to dopiero będzie lekkość!

– Jeszcze kilka lat.

– Aha, aha. A jak ty się masz, księżniczko? – mężczyzna położył lekko dłonie na ramionach. Hitomi z lekka się speszyła, jednak po chwili wydawało mi się, że wszelki stres umyka z jej ciała, jakby za sprawę dotyku Matsumoto. W jednym momencie uśmiechnęła się szeroko.

– Już lepiej, dziękuję. Czy pan jest z Shimane?

– Huh? Nie. Ale mieszkałem tak kilka lat w czasie studiów – odparł. – A coś się stało?

– Ma pan taką manierę w głosie – powiedziała, wykonując ręką gest, jakby szukała jakiegoś odpowiedniego słowa, ale nie mogła go znaleźć. – Wie pan…

– Delikatnie zaciągam?

– Tak, coś w tym rodzaju!

– Po alkoholu to mi się zdarza – zaśmiał się. – Yuu bardzo mi na to zwraca uwagę, ale sam, jak mówi po pijaku, to czasami trudno go zrozumieć.

– W ogóle, nie jest pan stąd, prawda?

Matsumoto uśmiechnął się lekko. Zabrał ręce z jej ramion, po czym sięgnął po torebkę z winem od nas. Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że otoczyła nas nieco niezręczna atmosfera, jakby zadano naprawdę niewygodne pytanie, na które wcale nie chciano udzielać odpowiedzi. Ale to był strzał w dziesiątkę. Wydawało mi się, że moje poczucie wartości jakby skoczyło w górę o tysiąc procent. Przez cały ten czas, odkąd tylko poznałem Matsumoto, widziałem wyłącznie jego pewną siebie i raczej miłą stronę, od której idealności zbierało mi się już na wymioty. Teraz był ewidentnie speszony i widać było jak na dłoni, że wcale nie miał ochoty odpowiadać na tego typu pytanie. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego.

– Nie – odparł lakonicznie. Wyciągnął wino. Przyglądał się etykiecie, jakby uważnie ją studiował i dokładnie czytał, co było na niej napisane. Kto, do cholery, czytał etykiety win? – Shiraz?

– Tak – odparła Hitomi z uśmiechem. Wymieniliśmy z Hitsujim znaczące spojrzenia. On również zauważył, że lekarz zrobił się nieco spięty. – Pomyślałam, że Shiraz będzie odpowiedni. Jest dość…

– Neutralny – podsunął lekarz, odstawiając butelkę na wyspę. – Bardzo lubię Shiraz. To od was?

– W zasadzie, to od Hitomi – zaśmiałem się. – Ona o wszystkim pomyślała.

– Tak to jest z kobietami – westchnął Hitsuji.

– Ach, no tak bywa – Matsumoto zaśmiał się. Zdaje się, że wciąż miał ściśnięte gardło. Wszystko było takie nienaturalne z jego strony, jakby ktoś właśnie zabrał jakiś element z jego poukładanego życia, a on próbował jakoś to naprawić lub też zastąpić ten element czymś innym, mniej pasującym.

– A to skąd pan jest? – Hitomi nie ustępowała. Ton głosu miała tak niewinny, a tak doskonale wiedzieliśmy, że intencje już takie nie były.

– Z Tokio – lekarz podszedł do szafki, po czym wyciągnął z niej trzy kieliszki do wina i postawił je obok siebie na blacie wyspy. Wyciągnął z szuflady korkociąg, otworzył sprawnie butelkę, odpakowując najpierw główkę z foli zabezpieczającej i nalał nam idealnie po równo do kieliszków. Przesunął je w naszą stronę, nie pytając wcześniej czy ktoś nie pije. Spodziewałem się, że mój chłopak odmówi, ale sięgnął po lampkę wina wraz ze mną i Hitomi. – Może chcecie coś do jedzenia? – spytał.

– Za chwilę – odparłem. – Bardzo dziękujemy.

– Jasne. Jak coś, to grill jest na werandzie. Są też sałatki i tam – wskazał na jedną z kuchennych szafek zastawioną najróżniejszymi talerzykami i miseczkami z kolorowym jedzeniem – jest mini szwedzki stół. Bierzcie co chcecie i ile chcecie. Ogólnie, czujcie się jak u siebie.

Mi casa es su casa – powiedział Hitsuji, łapiąc mnie nieznacznie w pasie. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten gest.

– Dokładnie! – gospodarz roześmiał się. – Aha, no właśnie! Byłbym zapomniał – mamy zamiar wyjść około dwudziestej pierwszej. Również idziecie z nami, prawda?

– Oczywiście!

– Świetnie – lekko klasnął w dłonie, po czym wrócił na werandę.

Odprowadziliśmy go całą trójką wzrokiem. Wrócił na swoje miejsce na podłokietniku obok Shiroyamy. Wziął od partnera swój kieliszek wina i zdaje się, że cała impreza toczyła się w dalszym ciągu swoim przyjemnym tempem.

– Co to w zasadzie było? – wymamrotał Hitsuji. Powąchał wino, pociągając nozdrzami, a następnie wziął łyk. – Fuj! Jakie to gorzkie! – niemalże wypluł trunek.

– Bo to wytrawne wino – odparła Hitomi, niemalże wywracając oczami. – Właśnie… Sama bym chciała wiedzieć, co to było.

– Pierwszy raz widziałem, by ten facet tak się… spiął. Wiecie… Ewidentnie nie pasowało mu to, o co zapytałaś.

– A to było zwyczajne pytanie – Hitsuji podjął kolejną próbę przekonania się do wina. Znów wziął łyk, a następnie przełknął trunek, krzywiąc się przy tym, jakby jadł najkwaśniejszą na świecie cytrynę. – O co mu chodzi?

– Nie mam pojęcia – Hitomi pokręciła głową. – Ale mam wielką ochotę się dowiedzieć. W końcu, kto przeprowadza się z Tokio w takie miejsce? No dobra, zdarza się, to fakt. Ale! Kto przeprowadza się z Tokio w takie zapomniane przez bogów miejsce i denerwuje się na pytanie, skąd jest? To jest dopiero zagadka.

– Aż mnie to zaczęło ciekawić – przyznałem.

– Możecie odpuścić? Facet może mieć po prostu jakąś traumę, a wy robicie z tego jakiś komiks detektywistyczny.

– Wydawało mi się, że lubisz Studio DC.

– Tak, ale to jest prawdziwe życie. Odpuście sobie. Chociaż dzisiaj.

Zrobiliśmy tak, jak poprosił nas o to Hitsuji. Choć z początku zaczęła zżerać mnie ciekawość. Co to w ogóle była za scena! Speszony Matsumoto wyglądał tak, jakby miał ochotę zaraz uciec. Ale chociaż na moment musieliśmy o tym zapomnieć i wpasować w tłum spożywających alkohol. Inspektora Kurogane unikałem jak ognia. Mimo że od czasu do czasu czułem na sobie jego wzrok, to nie potrafiłem na niego zwyczajnie spojrzeć. Po tym, jak potraktował moją matkę, jak zgasił w niej nadzieję na możliwość rozwiązania zagadki, jaką spowijała śmierć taty, nie miałem już do niego niczego – nawet szacunku. Kanegawa z kolei, który dzielnie, wraz z panem Maedą, robił za lokalnego błazna tego wybitnego zgromadzenia, irytował Shiroyamę, rzucając jakieś komentarze odnośnie Matsumoto, a raczej ich związku. Shiroyama z początku starał się brać to z przymrużeniem oka i śmiał się nawet z niektórych rzeczy, ale w pewnym momencie coś go jakby ruszyło w ego lub męską dumę. Był to moment, kiedy to Matsumoto włączył się do jakiejś historyjki, którą piłkarz właśnie uskuteczniał. Nie mogłem odmówić tego, że miała przezabawną puentę, a jeszcze opowiadanie w dynamiczny sposób przez Kanegawę i Matsumoto jednocześnie  sprawiło, że w ogóle nie straciłem skupienia. W dodatku, dodawało to realności.

Historia opowiadała o jakiejś sytuacji z gimnazjum, której Kanegawa i Matsumoto byli uczestnikami i skupiała się ona na ich związku. W dodatku… na tej bardziej intymnej części. Cała akcja rozegrała się w szkole i chodziło o nieudane pierwsze zbliżenia, którym przeszkodził nauczyciel, co skończyło się wielkim zażenowaniem obojga stron. Sytuacja wtedy musiała wydawać się tragiczna, ale obecnie była przekomiczna. Wszyscy się śmiali, tylko nie Shiroyama, który uśmiechał się krzywo, patrząc ni to na swojego partnera, ni to na Kanegawę, jakby nie wiedział, gdzie w ogóle powinien utkwić wzrok.

– Rany, co to było! – Matsumoto łapał oddech, pokładając się ze śmiechu. Złapał za ramię swojego partnera, próbując nie spaść przy tym na ziemię. Policzki miał wesoło rumiane z emocji i wypitego alkoholu.

– Pamiętam, jak się później do mnie przez cały dzień nie odzywałeś!

– Bo było mi głupio!! A tobie nie? Ty ze spuszczonymi spodniami, ja na klęczkach przed tobą i nagle wchodzi nauczyciel… Myślałem, że się zapadnę pod ziemię!

– Świetna zabawa, nie ma co – wtrącił Maeda, który również śmiał się do rozpuku. Trzymał swoją żonę za rękę, a ta lekko opierała się o jego ramię, jakby miała za moment zasnąć. Słuchała jednak wszystkiego, śmiała i również odzywała się co jakiś czas.

– Możemy to kiedyś powtórzyć – Kanegawa puścił oczko Matsumoto, a ten zaśmiał się w głos. – Jak będziesz chciał kiedyś przed kimś poklękać, to wiesz…

– O nie! Nie chcę cię rozczarować, ale jest tylko jeden mężczyzna, przed którym klęczę i na twoje nieszczęście, to nie ty.

Po towarzystwie rozszedł się szmer zmieszanego ze śmiechem uuu, charakterystycznego dla sytuacji, gdy któraś ze stron rzucała właśnie coś jednocześnie prowokacyjnego, ale i ucinającego dyskusję tak, że ta druga strona mogła się tylko niezręcznie wycofać w cień.

– Teraz mi smutno.

– A nie powinno!

Poczułem, jak Hitsuji kładzie mi dłoń na kolanie. Wiedziałem, o czym właśnie pomyślał, ale jedynie zaśmiałem się, kręcąc przy tym głową. Zauważyłem też, że z towarzystwa ubyła Hitomi. Rozglądałem się chwilę za nią, aż dostrzegłem ją przy huśtawkach i piaskownicy na podwórzu. Stała tam wraz z tymi czterema kobietami i trójką dzieci. Maluchy huśtały się wesoło, w ogóle nie mając pojęcia o tym, że jeden z ich ojców właśnie opowiadał o nieudanych próbach robienia loda swojemu byłemu chłopakowi w szkolnej toalecie.

Swoją drogą, te cztery dziewczyny… kobiety? Sam do końca nie wiedziałem, jak powinienem je określić. Nie były jakoś specjalnie ode mnie starsze, ale nazywanie je po prostu dziewczynami wydawało mi się nieodpowiednie. W każdym razie, cała ta osobliwa czwórka naprawdę przykuwała uwagę. Każda z nich była inna – jedna miała ogoloną głowę niemal na łyso, druga była ruda jak dojrzała marchewka, trzecia wyglądała jak typowa okularnica-kujonka, a ostatnia miała kształty tak obfite, że tuzin mężczyzn mógłby w nich utonąć i to dosłownie. Zdawały się mieć naprawdę dobrą więź z dziećmi. Bawiły się z nimi, co chwilę któraś z nich przechodziła przez werandę z którymś z maluchów. Opiekowały się nimi, jakby to były ich dzieci i… kto to wiedział, może tak było. Może Matsumoto i Shiroyama przyjmowali pod swój dach dzieci młodych kobiet, niezdolnych do samodzielnego wychowania potomstwa i zapewnienia mu należytego dobrobytu. Wraz z tokiem rozmowy obiło mi się o uszy, że czwórka ta była byłymi uczennicami pana Shiroyamy. Czyli można było powiedzieć, że mężczyzna w pewnym sensie kolekcjonował swoich podopiecznych. A w każdym razie, miał z nimi dobry kontakt i utrzymywał z nimi pozytywne stosunki.

Jakiś czas później Hitomi wróciła na werandę, ale nie sama. Niosła rudego kota, którego niespodziewanie położyła mi na kolanach. Niemalże podskoczyłem, czując i widząc tę rudą bestię na sobie. Ledwo powstrzymałem się od krzyku, ale jeszcze tego brakowało. Wszyscy roześmiali się na moją niecodzienną reakcję, ale co mogłem poradzić. Wciąż pamiętałem, jak ta ruda małpa zaatakowała mnie, gdy po raz pierwszy zostałem w tym domu na noc. Bardzo nie chciałem pamiętać tamtego momentu, jednak nie potrafiłem wymazywać sobie pamięci. Matsumoto zawołał do siebie kota po imieniu. Zwierzątko posłusznie przybiegło do niego, a ten wziął je na kolana, głaszcząc przy tym za uchem. Kot zaczął mruczeć, wygodnie rozkładając się na nogach lekarza.

– O, moje kochanie, tu jesteś – zaśmiał się Matsumoto.

– Ty czulej do tego kota mówisz niż do mnie – westchnął Shiroyama.

– Bo na to zasługuje. I tyle lat już minęło, a ty nadal jesteś o niego zazdrosny. Zdumiewające!

– Jak widać, jest o co – wtrąciła pani Maeda.

– Czyżby rozchodziło się o zoofilię? – mruknął Kurogane.

– Jeszcze czego!

Impreza trwała w najlepsze i wszyscy pili, świetnie się przy tym bawiąc. Z tym, że nie było to takie bezsensowne picie, byle tylko się upić, jak z reguły bywało. To było opijanie wielu rzeczy, ale z dobrym smakiem i w odpowiednim tempie. Były toasty za rozwój firmy pana Shiroyamy, za ich nowe dziecko. Oprócz tego, wzniesiono kieliszki na wieść o awansie drużyny Kanegawy, o powrocie pani Maedy do szkoły na swoje stanowisko i jakże ciekawej wiadomości, jaką było rozwiązanie jakiejś tajemniczej sprawy przez inspektora Kurogane. Na to ostatnie wszyscy zaczęli wypytywać, czego dokładnie dotyczyło całe przedsięwzięcie, jednak policjant oznajmił, że nie może ujawniać szczegółów. Powiedział jednak, że chodziło o jakiś niewielki gang narkotykowy, lecz resztę musiał zostawić dla siebie.

– Pan inspektor jak zwykle tajemniczo profesjonalny – zaśmiał się Shiroyama, biorąc jedną z córek na kolana, gdyż ta nagle zaczęła mu się na nie wciskać. Objął ją, ale ona nie poprzestała i zaczęła się na niego wspinać. Zaplotła ręce wokół jego szyi i wtuliła się w niego. – Co się stało, myszko?

– Daj – Matsumoto zabrał swojemu partnerowi i tak już pustą szklankę od drinka. Odstawił ją na stolik obok grilla.

– Widzisz, Yuu, taka praca policjanta. Same sekrety! – rzucił pan Maeda.

– Mhm… Ktoś tu jest śpiący, co? – westchnął Shiroyama, wstając z córką na rękach. W jego ramionach wyglądała tak krucho i drobnie, jakby w ogóle nie była żywą istotą, tylko szmacianą lalką. Mała pokiwała głową na stwierdzenie swojego ojca.

– Już? – Matsumoto wyciągnął z tylnej kieszeni spodni telefon, sprawdzając godzinę. – Kochanie, nie ma nawet dwudziestej.

Shiroyama pochylił się do Matsumoto i powiedział mu coś na ucho. Ten jedynie wydał z siebie odgłos, jakby dotarła do niego jakaś oczywista oczywistość. Były historyk poszedł z córką do wnętrza domu.

– Coś się stało? – zapytałem nieśmiało.

– Ach, nie. To tylko… Takie dziecięce zabawy.

– A właśnie, miałam zadzwonić do mamy i spytać o dzieciaki – oznajmiła pani Maeda, szukając komórki w niewielkiej, bordowej torebce.

– Pewnie już oboje śpią, daj spokój. Obudzisz je – powiedział jej mąż.

– Dziecięce zabawy? – mruknął Hitsuji pod nosem, duszkiem dopijając swojego drinka. Popatrzyłem na niego i byłem pewny, że będzie pierwszą osobą, która odpadnie z towarzystwa, a jednocześnie zrezygnuje z dalszej zabawy. Najpierw na siłę wypił pół butelki wina, którą przynieśliśmy, a później wlał w siebie kilka drinków, które robili Maeda i Kanegawa. Szczerze powiedziawszy, tylko inspektor Kurogane był w tym towarzystwie niepijący. Nie licząc, oczywiście, tych czterech kobiet, które zajmowały się dziećmi.

Impreza przeniosła się po dwudziestej pierwszej. Matsumoto i Shiroyama położyli dzieci spać, więc dorośli oficjalnie mogli ruszyć w miasto. Hitsuji, pomimo moich usilnych próśb, nie zwolnił z drinkami i był już całkiem pijany. Jednak nie na tyle, by rezygnować z dalszej zabawy. Sam czułem się naprawdę swobodnie i dobrze, ale świadomość, że będę musiał pilnować swojego chłopaka przez resztę wieczoru wisiała, nade mną jak nieuchronne przeznaczenie. Z faktu, iż inspektor Kurogane był niepijący w towarzystwie, zapadła decyzja, że podwiezie on mnie, Hitomi, Hitsujiego oraz Kanegawę w nasze docelowe miejsce. Shiroyama, Matsumoto oraz państwo Maeda mieli wybrać się taksówką. Jechaliśmy więc radiowozem w stronę gejowskiej dzielnicy – o, jak zabawnie. Po drodze Kanegawa zabawiał wszystkich jakimiś niezbyt interesującymi anegdotkami, a inspektor z całych sił starał się powstrzymywać przed tym, by nie zatrzymać się i nie kazać mu wysiąść. Atmosfera była dosyć napięta, to trzeba było przyznać. Nie tylko dlatego, że żadne z nas nie wiedziało do końca, w jaki sposób rozmawiać z policjantem, a w dodatku,  sam jakoś nie pałałem sympatią do inspektora. Jakby tego było mało, mężczyzna nawet nie raczył włączyć radia, by chociaż ono zapełniało cichą przestrzeń. Co jeszcze, jak na złość, był dość spory ruch, jak na tę porę dnia. Lub też raczej wieczoru. Aż mi się w żołądku wszystko przewracało z tego wszystkiego.

– Możemy włączyć koguta? – zapytała w pewnym momencie Hitomi. Inspektor aż odwrócił się w jej stronę na ułamek sekundy.

– Nie – odparł krótko. – Bo wszyscy będziemy mieć problemy.

– Nawet na chwilę nie możemy? – nalegała. – Jak coś, to powiemy, że ktoś ukradł panu wóz, a później zwrócił. Sprawa się nie wyda.

– Czyli tak: chcesz spreparować kradzież, użyć bez powodu policyjnej sygnalizacji, a w dodatku składać fałszywe zeznania?

– Nie powiedziałam, że chcę – zaśmiała się. – Ale mogłabym.

Policjant roześmiał się. Ta krótka rozmowa rozluźniła odrobinę atmosferę.

Kurogane oznajmił, że nie pójdzie z nami do klubu, gdyż z samego rana czekała go służba. Odstawił nas więc w bezpiecznym miejscu, które nie rzucało się jakoś mocno w oczy i kazał gdzieś poczekać na resztę towarzystwa. Zachowywał się trochę jak taki typowy, nadopiekuńczy ojciec. Gdy już wysiadaliśmy, poprosił, żebym został na chwilę. Z racji, że siedziałem pośrodku tylnego siedzenia, to i tak nie miałem zbytniego wyboru. Kanegawa już dawno wysiadł, a drzwiczki po moich bokach zatrzasnęły się niemal jednocześnie.

– Itsuki – zaczął, odwracając się do mnie ze swojego miejsca – wiem, że masz mi za złe to, co powiedziałem. Ale wierz mi, tak jest lepiej.

– Wiem. I wierzę panu.

– Miałem dobre intencje.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Nie musisz się więc na mnie boczyć.

– Nie muszę, ale mogę.

Zaśmiał się.

– Wiesz co? Jednak jesteś trochę zadziorny.

– Ale tylko trochę.

– No właśnie. Mam do ciebie prośbę.

– Jaką?

– Nie prowokuj Matsumoto. Wiem, że ta sympatia do twojego nauczyciela ci nie przeszła, ale dobrze ci radzę, nie rób dzisiaj nic głupiego.

– Nie miałem w sumie zamiaru. Ale… mogę o coś spytać?

– Słucham?

– Skąd pan ich zna?

– Huh? – popatrzył na mnie, jakby nie zrozumiał pytania.

– Jak pan poznał Shiroyamę i Matsumoto? – doprecyzowałem.

– Na żaglach – odparł z lekkim uśmiechem.

Wysiadłem z radiowozu. Kurogane za chwilę odjechał. Hitomi i Hitsuji spojrzeli na mnie oczami pełnymi niemych pytań, natomiast Kanegawa zdawał się nie być w ogóle poruszony tym, co właśnie zaszło.

Niedługo później byliśmy już w komplecie. Szczerze? Czułem ekscytację i zdenerwowanie jednocześnie. Nigdy wcześniej nie byłem w żadnym klubie, a co dopiero gejowskim. Wszyscy  skierowaliśmy się do miejsca, które na tanie nie wyglądało. No ba, już na wstępie trzeba było zapłacić. Byłem dosłownie oszołomiony. Gay Village było jak wyrwane prosto z jakiejś kolorowej baśni. I to dosłownie! Wszędzie było tyle kolorów i nie chodziło wcale o tęczę. Każdy był ubrany inaczej, niektórzy na luźno, inni elegancko w garniturach czy wytwornych sukienkach, a jeszcze inni szaleli w wysokich koturnach rodem z lat osiemdziesiątych i afro perukach. Już na wstępie do klubu wydawało mi się, że przenoszę się do zupełnie innego świata. Najpierw przeszliśmy przez dwóch rosłych ochroniarzy, u których też należało uiścić opłatę za wstęp. Shiroyama oznajmił, że dzisiaj on stawia z racji, że był to wyjątkowy dzień. W duchu byłem mu wdzięczny, bo chyba nie jadłbym już nic do końca miesiąca, gdybym teraz miał zapłacić za sam wstęp do tego miejsca. Dalej musieliśmy odebrać pieczątkę i papierową opaskę z logiem klubu na nadgarstek. Byłem urzeczony osobliwą dwójką, która miała nas przy tym obsłużyć. Obok kobiety, ubranej w obcisłą sukienkę do kolan, stał mężczyzna wyłącznie w obcasach i obcisłych slipach w kolorze neonowej zieleni. Bardzo starałem się na żadne z nich nie gapić i ledwo mi się to udawało.

– Hej-ej! – rzucił niespodziewanie mężczyzna w slipach. Mimowolnie wszyscy na niego spojrzeli. Oczywiście, że mówił do Shiroyamy. – Ale z ciebie ciacho!

– No wiem – odparł ze śmiechem.

– Dałbyś sobie postawić drinka? Albo coś innego…

– Nie w pracy! – kobieta dźgnęła łysego łokciem w bok. Facet odskoczył od niej zgrabnie, lekko się zginając. – Wiem, że podrywanie pijanych gości jest szczytem twoich możliwości, ale darowałbyś sobie czasami.

– Nic nie szkodzi! Ale to raczej nie wyjdzie, przykro mi – powiedział historyk.

– Och? Ach tak? A dlaczego nie? – mężczyzna w slipach zdawał się być bardzo niepocieszony.

Wówczas do akcji wkroczył Matsumoto. Splótł swoją dłoń z dłonią Shiroyamy, a następnie uniósł je do góry, wskazując przy tym palcem wolnej ręki na obrączkę, którą nosił jego partner. Mężczyzna w slipkach uniósł dłonie w poddańczym geście i więcej się nie odzywał. Wkroczyliśmy więc do klubu.

Zabawa płynęła i to dosłownie. Przez pierwsze dwie godziny praktycznie wszyscy szaleli na parkiecie, robiąc co jakiś czas krótkie przerwy na drinka albo na toast szotami. Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że będę bawić się z o tyle starszymi od siebie ludźmi w klubie. W dodatku ze swoim byłym nauczycielem historii, w którym skrycie się podkochiwałem i z jego facetem, którego z całego serca nie znosiłem.

Po jakimś czasie dopadło mnie zmęczenie. Skierowałem się więc z Hitsujim na kanapę w jakiejś wolnej loży. Spletliśmy dłonie, mój chłopak położył mi głowę na ramieniu, mrucząc coś przy tym. Niedługo później dołączyła do nas Hitomi z panią Maedą, a chwilę później jej mąż i Kanegawa. Spojrzałem na całe towarzystwo. Wszyscy byli zmęczeni, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Państwo Maeda przytulili się do siebie, wygodnie wciskając się w kąt kanapy. Całowali się co jakiś czas, niby to dyskretnie, ale nijak nie dało się nie zauważyć, że jeszcze chwila, a zaraz się zaczną rozbierać. Kanegawa spojrzał znacząco na Hitomi, a ta aż odsunęła się od niego z obrzydzeniem.

– Nie, dzięki. Dopiero co się z kimś rozstałam – fuknęła.

– Opowiedz mi o tym – odparł sarkastycznie piłkarz.

Ku memu zdziwieniu, niedługo później zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać. Tylko mój facet był jakiś małomówny. Spojrzałem na niego, zaintrygowany tym, dlaczego tak mało się odzywał. Hitsuji powoli odpływał do krainy snów na tej kanapie. Dla niego impreza ewidentnie dobiegała końca.

– Jak ty wrócisz w takim stanie do domu? – westchnąłem, ujmując jego twarz w obie dłonie. – Rodzice cię chyba wypierdolą.

– Daj spokój – westchnął, całując mnie nieznacznie w szyję. – Prześpimy się pod mostem. Albo nie wrócimy do domu. Uciekniemy.

– Jak romantycznie! – roześmiałem się. – I dokąd chcesz uciec?

– Hen daleko, gdzieś z tobą.

Kilka minut później dosiadł się do nas Shiroyama. Ogarnął całe towarzystwo wzrokiem, na końcu patrząc na nas, a w szczególności na mojego chłopaka, który wręcz na mnie wisiał.

– Dobrze się czujesz? – spytał.

– Huh? – mruknął Hitsu.

– Pan Shiroyama pyta się ciebie czy się dobrze czujesz – niemalże krzyknąłem memu lubemu do ucha.

– Aha. Tak! Tylko trochę chce mi się spać.

– Raczej nie wróci tak do domu? – Shiroyama wziął miseczkę z orzeszkami, która stała na stoliku i zaczął podjadać. – Ale bym zapalił.

– Rzuciłeś, śmieciu! – ryknął Maeda z drugiej strony stolika. Aż prawie podskoczyłem z zaskoczenia.

– Wiem, kretynie!!

– Raczej nie. Muszę coś wymyśleć – odpowiedziałem na pytanie byłego nauczyciela.

– Niedaleko jest love hotel – powiedział historyk. – Mamy zamiar zostać tam na noc. Może też tam przenocujecie?

– No nie wiem. Uhm… Hitomi?!

– Hm? – dziewczyna ledwo oderwała się od rozmowy z piłkarzem. – Co?!

– Love hotel?!

– Co?!

– Zostajemy na noc?!

– Okej! – pokazała mi kciuk w górę.

– To świetnie. A teraz przepraszam, ale muszę uratować mojego męża.

– Co takiego?

Nim zdążyłem zadać to pytanie, Shiroyama już dawno wstał i ruszył w stronę parkietu. Dostrzegłem tam Matsumoto, który kręcił się w przyjemnym upojeniu między jakimś facetem z wąsami a mężczyzną, który pewnie mógłby być jego dziadkiem. Zdaje się, że nie tylko mnie ciągnęło w stronę starszych. Shiroyama zgrabnie prześlizgnął do swojego partnera, który próbował się wyplątać z uścisku ramion jednego z mężczyzn. Zdaje się, że bardzo nie miał ochoty na jakąkolwiek bliskość ciała, które nie było jego mężem. Historyk wręcz porwał go ku sobie. To było tak nagłe, że Matsumoto z początku nie zdawał sobie sprawy z tego, kim była osoba, która właśnie go uratowała i próbował się wyrwać jak ryba na haczyku, którą ktoś dopiero co wyciągnął z wody. Kiedy tylko uświadomił sobie, że osobą, od której tak chciał się uwolnić, był jego mąż, uspokoił się i rzucił mu się na szyję. Bujali się tak na boki przez kilka nieskończenie długich chwil, przytulając się do siebie tak ściśle, jakby byli dwiema ogromnymi sardynkami wciśniętymi w ciasną puszkę. Wydawało mi się, że cały zacząłem płonąć od środka.

Sam już nie wiedziałem czasami, czego zazdrościłem Matsumoto. Wymarzonego mężczyzny czy też więzi, która ich łączyła. A może poukładanego, porządnego życia, pięknego domu, wymarzonej rodziny? Nie wiedziałem. Ale byłem pewny, że nadszedł ten moment, gdy zrozumiałem, że może wcale nie pragnąłem tak bardzo Shiroyamy. Bardzo możliwe, że po prostu przez cały ten cholerny czas marzyłem o tym, by stać się jak Matsumoto. By mieć pieniądze i wszystko, czego bym tylko sobie zamarzył, w tym cudownego mężczyzny, który kochałby mnie całym sobą. A zdaje się, że właśnie w taki sposób Shiroyama kochał Matsumoto i vice versa. Nijak nie mogłem konkurować z czymś takim. Od początku byłem na przegranej pozycji, jednak dopiero wtedy to do mnie dotarło. Wówczas zrozumiałem, jaki głupi byłem.

Wyszliśmy z zatłoczonego klubu po około następnej godzinie. Dochodziła pierwsza nad ranem. Do wschodu słońca pozostały niecałe trzy godziny. Hitomi dumnie narzuciła na siebie katanę, którą wzięła, a my z Hitsujim objęliśmy się w odrobinę pijacki sposób. Choć było naprawdę ciepło, to zerwał się porywisty wiatr. Aż żałowałem, że sam nie wpadłem na to, by ubrać coś jeszcze na siebie. Kanegawa stanął przy Hitomi, próbując się w nią wtulić, jednak ta zdecydowanie się odsunęła, dołączając do splotu, jaki tworzyłem ze swoim chłopakiem. Państwo Maeda wydawali się być już zmęczeni tym wszystkim i śpiący, z kolei Matsumoto i Shiroyama zdawali się mieć jeszcze mnóstwo energii. Z jakiegoś powodu poczułem się przy nich naprawdę staro. Byłem od nich dość młodszy, a wydawało mi się, że fizycznie byłem starszy od tej pary o jakieś trzydzieści lat. W głowie mi szumiało od głośnej muzyki, w dodatku przyjemne upojenie alkoholowe ustępowało lekkiemu rozdrażnieniu i senności.

– Zapomniałem kurtki – powiedział niespodziewanie Matsumoto, gdy padła decyzja, że zajdziemy jeszcze do jakiegoś baru na ostatniego drinka, a następnie pójdziemy do hotelu. Wyciągnął z kieszeni spodni numerek z szatni. Wszyscy jęknęli cierpiętniczo, w tym nasza trójka.

– Tyle lat, a ty się nic nie zmieniłeś w pewnych sprawach – stwierdził Kanegawa.

– Przepraszam! Na śmierć zapomniałem.

– Brawo, Takanori – rzuciła nieco sarkastycznie pani Maeda. Jej mąż zaklaskał, wtórując jej.

– Mhm. To wy już idźcie do baru, a ja wrócę po kurtkę – Shiroyama niemalże wyrwał Matsumoto numerek z dłoni.

Mężczyzna błyskawicznie wrócił do klubu. Najpierw jednak musiał przekonać dwóch ochroniarzy, że miał zamiar wejść wyłącznie po zapomniane odzienie. Chwilę z nimi rozmawiał. Pokazał im numerek i wskazał na nas. Mężczyźni powiedli na nas wzrokiem, czy też raczej łypnęli. Tak rosłych karków chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Musiałem przyznać, że Shiroyama wyglądał przy nich na naprawdę malutkiego i zgrabnego. Choć zdaje się, że ich rozmiar nie robił na nim żadnego wrażenia. Po krótkich pertraktacjach mój były nauczyciel został wpuszczony do klubu. Chociaż Shiroyama powiedział, żebyśmy poszli do następnego baru, to wszyscy milczeniem zgodzili się poczekać na niego. Hitsuji mruczał mi coś do ucha, a ja już się tylko z tego śmiałem. Hitomi stała przy nas trochę jak to trzecie koło, a państwo Maeda zaczęli nad czymś dyskutować z Kanegawą i Matsumoto. Wszystko mogłoby się dalej zgrabnie potoczyć, gdyby nie mały incydent, który miał miejsce kilka chwil przed tym, jak wrócił Shiroyama.

Gdy tak staliśmy, czekając na kurtkowego bohatera, jakiś facet postanowił podejść do Matsumoto i spróbować go poderwać, przy okazji klepiąc go w pośladki. Całe nasze towarzystwo spojrzało z jawnym niedowierzaniem na wyjątkowo niesmaczne zachowanie nieproszonego gościa. Nawet ja trochę się oburzyłem na coś takiego. Chociaż był to Matsumoto, to nijak nie mogłem odmówić temu, że to było obrzydliwe.

– Ej, kurwa! – Matsumoto niemal podskoczył, natychmiast odwracając się w stronę mężczyzny, który naruszył jego cielesną strefę. Zdaje się, że chciał mu dać w twarz, jednak szybko się powstrzymał. Facet, który postanowił go zaczepić, był dość umięśniony. W dodatku, gdzieś obok niego kręciło się kilku jego znajomych. – Co to ma być?!

– Co ty odpierdalasz?! – Kanegawa jako pierwszy rzucił się w obronie lekarza. Nie powiem, biorąc pod uwagę fakt, że byli kiedyś parą, to było całkiem urocze.

– Wyczuwam kłopoty – wymamrotała Hitomi, przysuwając się do nas. Instynktownie złapałem ją za dłoń, jakbym za chwilę miał się rzucić z nią i Hitsujim do ucieczki.

– O kurczę – mruknął mój chłopak.

– No co wy tacy? – facet, który zaczepił Matsumoto parsknął głupkowatym śmiechem. Był zbyt elegancko ubrany, jak na tak mało błyskotliwe zdania. – Nie chcesz się zabawić, hm?

– Spieprzaj – fuknął Matsumoto.

– No? I co jeszcze? – facet złapał go za ramiona.

W Kanegawie zawrzało. Mężczyzna odepchnął napastnika (o ile mogłem tak mówić o tym byku), stając między nim a Matsumoto. Doskoczył do nich jeszcze pan Maeda. Jego żona niemal podbiegła do naszej trójki, obejmując nas tak, jakby miała zamiar osłonić nas swoim własnym ciałem. Zdaje się, że sytuacja zrobiła się wyjątkowo napięta.

– Odpieprz się od niego – warknął Maeda.

– A to co? – zaśmiał się facet. Dwóch kolegów, którzy z nimi byli, podeszli nieco bliżej. Wszystko wskazywało na to, że miało dojść do rękoczynów. Świetnie! Moje pierwsze wyjście do klubu i już jakaś jatka.

– Spierdalaj! – Kanegawa już podciągał rękawy koszuli.

– Chłopaki, uspokójcie się – wymamrotał Matsumoto. Za nimi dwoma wyglądał na śmiesznie małego.

– Nie wtrącajcie się.

– Jeszcze czego!

– Co tu się dzieje?

Wszyscy odwrócili się w stronę Shiroyamy. Mężczyzna stał z kurtką Matsumoto w ręku i patrzył nieco skołowany na całe towarzystwo. Nie wiedzieć czemu, ale zachciało mi się śmiać.

– Nie…! Nic! – oznajmił Matsumoto.

– Jasne, mała suko – rzucił facet, który klepnął chirurga w pośladki. Z racji, że Shiroyama osłabił gardę Maedy i Kanegawy, podszedł do Matsumoto, kładąc mu łapę w pasie, która w jednej chwili zsunęła się niżej. Lekarz aż się wzdrygnął, próbując odskoczyć, jednak mężczyzna złapał go za nadgarstek. – Takich jak ty zjadam na raz.

– Puszczaj! – Matsumoto zaczął się wyszarpywać, jednak na marne.

Reszta to były sekundy. Shiroyama natychmiast znalazł się przy swoim partnerze, po czym, nie wiedzieć nawet jak, odepchnął napastnika. Uwolnił tym samym swojego męża. Już się szykował, by zadać jakiś cios, jednak stało się coś nieoczekiwanego. Matsumoto skoczył mu na plecy, próbując złapać Shiroyamę za ramiona i go powstrzymać.

– Uspokój się, Yuu! – krzyknął.

Shiroyama stanął jak wyszkolony pies obronny, któremu wydano komendę. Zdaje się, że to była kwestia czasu, jak piana miała mu zacząć lecieć z ust. Pierwszy raz w życiu widziałem go tak wściekłego. W ogóle, kogokolwiek. To była taka dzika złość, niemalże zwierzęca. W tamtej chwili mój były nauczyciel skojarzył mi się z takim wściekłym wilkiem, który bronił swojej pozycji w stadzie przed nieproszonym osobnikiem. Niemalże obnażał kły, których nie miał i warczał przeraźliwie, choć wcale tego nie robił. Zwyczajnie jego postawa wskazywała na to, że były do czegoś takiego zdolny.

– Łapy precz od niego – powiedział tak groźnie, że aż mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ja, Hitsuji i Hitomi instynktownie odsunęliśmy się kilka kroków od całego zdarzenia. Przez nasze działanie prawie przewróciliśmy panią Maedę, która w dalszym ciągu była w ciągłej gotowości, by spełnić rolę żywej tarczy.

– Oho! Książę na białym koniu! – napastnik roześmiał się Shiroyamie w twarz.

– Zobaczymy, jak będziesz się śmiać, gdy ci te zęby wybiję.

– Już wystarczy! Chodź stąd! – Matsumoto w dalszym ciągu siedział na swoim partnerze. Zaciskał szczupłe palce na jego ramionach, próbując w ten sposób przywrócić go do porządku. – Nic się nie stało.

– Jak to, nic się nie stało?! – huknął Shiroyama. Nie zrobiło to jednak na Matsumoto żadnego wrażenia.

– Ach, no i takiego Yuu pamiętam z gimnazjum – westchnął Kanegawa.

A więc taki był naprawdę Shiroyama? – pomyślałem, przypatrując się z coraz większą uwagą temu wszystkiemu. Ten idealny, opanowany mężczyzna, które tak czule opiekował się dziećmi i z wielką cierpliwością odnosił się do swojego partnera, był w rzeczywistości impulsywny, w dodatku zdolny do tego, by użyć rękoczynów wobec kogoś obcego.

– Nic się nie stało – powtórzył Matsumoto. – Chodźmy stąd.

– A wy niby dokąd? Ten dupek mnie dotknął – warknął nieproszony w naszym gronie facet.

– Masz szczęście, że tylko dotknął – rzucił Maeda.

– Dokładnie – Kanegawa mu zawtórował.

– Wcale nie pomagacie! – syknął Matsumoto. – Bardzo przepraszamy. A teraz… Yuu, chodźmy stąd. Nie chcemy robić problemów.

– To nie my tu robimy problem.

– Owszem. Ale możemy zrobić, jeśli się nie uspokoisz. A tego nie chcemy.

– Połamię mu ręce.

– Jeszcze mi grozi!

– Nie. Nic nie będziesz łamać. Idziemy stąd. Yuu, słyszysz mnie?

– No i co, chłopczyku? Nie słyszałeś? Twoja suka ci mówi, co masz robić – rzucił kpiąco facet.

Tyle wystarczyło. Shiroyama wyszarpał się Matsumoto, zrzucając go z siebie. Lekarz mało nie upadł na kolana, ledwo utrzymując równowagę. Shiroyama w jednej sekundzie znokautował sprawnym uderzeniem napastnika. Facet, tak jak stał, tak nagle upadł na bruk, uderzając o niego głową. Dwóch jego kompanów nie wiedziała, co powinna zrobić. Za to Matsumoto zareagował błyskawicznie. Złapał swojego męża za rękę, ciągnąc go w jakimś nieznanym mi kierunku.

– Spadamy! – oznajmił, rozpoczynając widowiskowy bieg.

Wszyscy w jednej chwili wzięliśmy nogi za pas. Biegliśmy ile sił w nogach, choć z Hitsujim, który już ledwo się trzymał, nie było to takie proste. Hitomi pomagała mi go ciągnąć. Przebiegliśmy kilka ciasnych, mało przyjemnych uliczek i alejek o wątpliwym oświetleniu oraz poziomie bezpieczeństwa. A miałem tak wielką nadzieję nie musieć już więcej biegać po wuefie w liceum! To w tej chwili był jednak mój najlepszy życiowy sprint. W dodatku po alkoholu i z dodatkowym balastem w postaci nie do końca już świadomego czegokolwiek chłopaka. Jakkolwiek to wszystko nie było już niedorzeczne i nierzeczywiste jednocześnie, dotarliśmy do love hotelu. Zmachani i spoceni. Hitsuji zaczął nagle wymiotować na chodnik. Rzygał tak, jakby wyrzucał z siebie całe troski i złe emocje, które w połączeniu z alkoholem i grillowanym jedzeniem przybrały najobrzydliwsze barwy. Wymiociny, jak obraz zrodzony z koszmarów, rozpaczliwie rozbryzgały się na oblepiony gumą do żucia chodnik. Wszyscy mogli teraz doskonale podziwiać, co Hitsu jadł, czego żołądek nie dał rady strawić, w tym niedokładnie przerzute kawałki jedzenia. Gdy tylko skończył swoje arcydzieło, Hitsuji mało sam w nie nie wpadł. W ostatniej chwili złapałem go, ciągnąc ku sobie. Wywróciliśmy się oboje na chodnik. Hitsu coś mamrotał pijacko, zupełnie odrywając się już od rzeczywistości. Ledwo udało mi się wstać i postawić go na nogi. Już całkiem nieprzytomnego zawlokłem go z pomocą Kanegawy do środka. Reszta świty załatwiła pokoje. Miałem spać w jednym łóżku z moim rzygającym facetem i Hitomi. Nie miałem w zasadzie powodów, by narzekać.

Już w pokoju, z trzęsącymi się rękoma z powodu odpływającej adrenaliny, rozebraliśmy się wszyscy do bielizny. Położyliśmy się do szerokiego łóżka z czerwoną pościelą – ja po środku, Hitsu po mojej prawej, Hitomi po lewej. Hitsuji już spał, a my z Hitomi jeszcze leżeliśmy, choć nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Zdawało mi się, że już nigdy nie zasnę, jednak, ku memu zaskoczeniu, sen naszedł mnie w najmniej spodziewanym momencie i nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moja świadomość odpłynęła gdzieś za horyzont racjonalnego myślenia. Zasnąłem jak kamień, wtulony między pijanego mężczyznę i wystraszoną kobietę.

 

*

 

Hitsuji jeszcze chwilę przeszukiwał kieszenie spodni, szukając kluczy od domu. Kiedy w końcu je znalazł, niedbale wcisnął je w zamek, który lekko przekręcił się, pozwalając nam wejść do mieszkania. Wszyscy wyglądaliśmy okropnie. Byliśmy niewyspani, na kacu, w brudnych, wczorajszych ubraniach. Hitomi jako pierwsza poszła wziąć prysznic. Hitsuji udostępnił jej kosmetyczkę swojej mamy z wszelkimi specyfikami do usuwania makijażu i czyszczenia skóry. Cała nasza trójka rozebrała się z ubrań i wstawiła je do prania. W czasie, gdy Hitomi brała prysznic, Usiedliśmy z Hitsujim na kanapie w salonie i włączyliśmy telewizję. Przez dłuższy czas milczeliśmy, przeskakując po kanałach, aż w końcu zdecydowaliśmy się zostawić włączony serwis informacyjny.

Hitomi przebrała się tymczasowo w koszulkę i spodenki Hitsujiego. W czasie, gdy ona wykonała całą toaletę, my zaczęliśmy przygotowywać śniadanie. Zaparzyliśmy kawę w dzbanku, rozrobiliśmy jajka na omlety, wstawiliśmy ryż do maszynki. Później już całą trójką usmażyliśmy bekon, kiełbaski i omlety. Do całości dodaliśmy jeszcze fermentowaną soję. Następnie zjedliśmy w milczeniu przy stole, słuchając przy tym, jak dziennikarz opowiadał o wypadku samochodowym, który miał miejsce powszedniego dnia w Kanagawie. Jakiś kierowca nie zatrzymał się na przejściu dla pieszych, potrącając tym samym matkę z dwójką małych dzieci. Cała trójka zginęła. Opowiadano o tym, jak straszna to była tragedia oraz o tym, jak ważne jest zachowanie ostrożności na drogach, rozważnej jeździe i przechodzeniu przez pasy. Później puszczono materiał o hodowaniu aksolotlów.

Poszedłem wziąć prysznic jako drugi. Hitomi z Hitsujim powiedzieli, że posprzątają po śniadaniu. Umyłem się i przebrałem w pożyczone od mojego chłopaka rzeczy. Zajęło mi to znacznie mniej czasu od Hitomi. Ale co poradzić, kobiety z reguły spędzały w łazience połowę swojego życia. Gdy wyszedłem z łazienki, Hitsuji wstawiał właśnie nasze pranie do suszarki. Przerzucił ubrania z jednego bębna do drugiego, po czym zamknął go z trzaskiem. Maszyna cicho zaczęła pracować, obracając w środku kolorowe materiały.

W czasie, gdy Hitsuji brał prysznic, usiadłem z Hitomi na kanapie. Dziewczyna oparła się lekko o moje ramię policzkiem. Włosy pachniały jej męskim szamponem, takim samym, jakim pachniały moje i jakim miały pachnieć włosy Hitsujiego, gdy miał do nas wrócić.

– Co za dzień – powiedziała cicho. Wydawała się być bardzo zmęczona, ja zresztą też.

– Chcesz mandarynkę? – spytałem.

– Nie.

– A co do wczorajszego dnia… Fajnie było.

Podniosła się, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Wzruszyłem tylko ramionami.

– Żartujesz? Mało się nie pobili!

– Niby tak. Ale, gdy spojrzysz na to z innej strony, to wczorajszy dzień był jednym z lepszych w naszym życiu. Jedliśmy, piliśmy, bawiliśmy się w klubie, doszło do jakiegoś spięcia, spaliśmy w miłosnym hotelu, gdzie ludzie zwykle przychodzą się bzykać.

– Gdy tak o tym mówisz, to trochę chce mi się wymiotować. Ale mam kaca – jęknęła. – W ogóle… Shiroyama…

– Widziałaś, jak się zachował?

– Tak. I kompletnie nie rozumiem tego. Całego wczorajszego dnia nie jestem w stanie pojąć. Myślałam, że jak już się upiję, to będzie mi lżej to wszystko przyswoić, a było jeszcze gorzej. Zaprosił ciebie… nas. Całą naszą trójkę. W ogóle nie czułam się przy nim jak przy nauczycielu. Jego zachowanie przy tamtym facecie. On go znokautował! I te dziewczyny…

– Co za dzień!

– Co za dzień – westchnęła.

Ten dzień zaczęliśmy w love hotelu. Zebraliśmy się około godziny ósmej i zeszliśmy smętnie, ledwo przytomnie do lobby. Hall był pusty, pomijając kobietę siedzącą za kontuarem recepcji oraz pana Maedy, który siedział w jednym z foteli zestawu wypoczynkowego, który ustawiony był w przypuszczalnej poczekalni. Nie umawialiśmy się na żadną konkretną godzinę, o której spotkamy się przy wyjściu z hotelu, jednak jakaś dziwa siła sprawiła, że niedługo później byliśmy tam całą grupą, tak jak powszedniego dnia. Opłaciliśmy nocleg, czy też raczej Shiroyama go opłacił, po czym postanowiliśmy wydostać się na świeże powietrze. Wyszliśmy na światło słoneczne jak jakieś tysiącletnie wampiry. Myślałem, że spłonę i ugotuję się jednocześnie. Był gorący, bezwietrzny poranek. Słońce unosiło się na błękitnym niebie jak egzekutor powracających z szalonych nocy delikwentów. Na chodniku nie było już śladów wczorajszych wymiocin. Kanegawa i Maeda zapalili razem. Zachciało mi się wymiotować, jak tylko poczułem woń papierosowego dymu. Matsumoto wiercił swojego partnera wzrokiem, a ten udawał, że wcale tego nie widział. Nie miałem pojęcia, co w zasadzie zaszło w pokoju pary, gdy w nocy rozeszliśmy się w swoje strony, ale czułem, że wcale nie był to gorący seks ani czuła pogadanka o uczuciach w łóżku. Co ciekawe, do nas odnosili się już normalnie, tylko w stosunku do siebie nawzajem ta dwójka miała jakieś niemiłe niuanse. Rozmawialiśmy kilka chwil przed hotelem. Shiroyama pytał się nas czy mamy jak wrócić do domu. Wtedy do akcji wkroczył Hitsuji, oznajmiając, że pójdziemy do niego. Spojrzeliśmy z Hitomi dość zaskoczeni na mojego chłopaka. Nie uzgadniał tego z nami, no ale skoro proponował, to czemu nie.

Czułem, że tego dnia wszelkie bariery w relacji – uczeń-nauczyciel, nastolatek-dorosły mężczyzna – przestały istnieć. Zdawało mi się, że nie odnosił się do mnie w tym lekko oficjalnym tonie, ale w sposób, w jaki mówi się do dobrych znajomych. Sam wciąż miałem lekkie opory, by zwracać się do niego nieoficjalnie, jednak czułem, że była to już tylko kwestia czasu. Cóż, po tej niewątpliwie szalonej nocy, to z pewnością miało już niedługo nastąpić.

 

Hitsuji wyszedł z łazienki. Zjadł ze mną mandarynkę, a następnie wyłączył suszarkę. Przebraliśmy się z Hitomi w nasze ubrania. Niedługo później zebraliśmy się całą trójką na autobus w stronę naszego miasteczka. Musieliśmy odebrać samochód Hitsujiego spod domu Shiroyamy i Matsumoto.

– Tak w ogóle – zaczął Hitsuji, gdy jechaliśmy już autobusem – co to były za laski wczoraj?

– Hm? – mruknęła Hitomi.

– Te z przyjęcia wczoraj. Rozmawiałaś z nimi chyba? – podjąłem temat.

– Ach. Tak! To byłe uczennice pana Shiroyamy.

– To mówisz, że Yuu kolekcjonuje dupy? – rzucił kpiąco Hitsu. Posłał mi znaczące spojrzenie. Trąciłem go w ramię, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą.

– Nie w takim sensie. Raczej chodzi o to, że miał z nimi dobry kontakt, gdy chodziły do szkoły. I przychodziły do niego oraz Matsumoto z jakimiś problemami sercowymi czy innymi. I tak się złożyło, że od czasu do czasu zostają z dziećmi albo wpadają na herbatę albo kawę, aby poplotkować.

Poczułem, że robi mi się gorąco w uszy. To w zasadzie mocno pasowało do mojej obecnej sytuacji z nimi dwoma.

– Nie ciekawi was jeszcze coś innego? – szybko zmieniłem temat. Miałem nadzieję, że w moim głosie nie dało się wyczuć zdenerwowania, które niewątpliwie mnie ogarnęło.

– Co takiego?

– To, jak Matsumoto wczoraj się zdenerwował na pytanie, skąd jest.

Hitomi i Hitsuji spojrzeli po sobie, a później na mnie.

– Może faktycznie ma jakieś złe wspomnienia z tym Tokio.

– Mieszkał w czasie studiów w Shimane, teraz tutaj. To miejsca dość odległe od Tokio. Poza tym, jak na tak dobrego chirurga, jakim podobno jest, nie lepiej byłoby mu pracować w większym mieście?

– Może i tak. Ale pewnie są powody, dla których tutaj mieszkają. Czyste powietrze i tak dalej.

– Dziura zabita dechami, o której nikt nawet nie wie. Wszędzie daleko… – dodał kpiąco Hitsu. – Idealne miejsce, gdy chce się ukryć przed całym światem.

– Mhm, słuchaj, Itsuki, to nie do końca nasza sprawa. Tak im się podobało pewnie i się tu przeprowadzili.

– No, w ogóle, co ciebie to obchodzi? – zdaje się, że Hitsujiego już denerwowało to, jak drążyłem temat. Postanowiłem już nic więcej o tym nie wspominać.

Zaczęliśmy gawędzić na bardziej neutralne tematy. Wysiedliśmy z jakieś dwadzieścia minut później na naszym przystanku. Przeszliśmy ten kilometr, jaki dzielił nas od domu Shiroyamy i Matsumoto, mało nie umierając z gorąca. To faktycznie było miejsce, w jakim mieszkałby wyłącznie ktoś, kto chciałby ukryć się przed całym światem. Po drodze było zaledwie kilka domów. Trochę zajęło nam, nim dotarliśmy do końca drogi i to dosłownie. W miejscu, gdzie stał dom, droga zakręcała. Tuż przed posiadłością było coś w rodzaju ronda z drzewami i krzewami, a droga robiła pętlę. W dodatku było przejmująco cicho, nawet wiatr nie wiał. To był najprawdziwszy koniec świata.

Jaguar stał zaparkowany przed domem, na poboczu tej pętli. Dokładnie tam, gdzie zostawił go Hitsuji. Chłopak już chciał wsiąść do środka, kiedy to Hitomi wpadła na pomysł, żeby wpaść do środka i się przywitać.

– Po co? – wydawało mi się, że coś ściska mi gardło.

– No nie wiem. Pogadać chwilkę. Podziękować za wczorajszy dzień. Noc. W ogóle, to oni za wszystko płacili, więc…

– Przecież już dostali wino – fuknął Hitsu.

– Które ty wypiłeś – rzuciłem oskarżycielskim tonem.

– Wow! Sam gospodarz mi nalał! Szczerze, to nie widzę potrzeby, by tam iść.

– W porządku. To sama pójdę, jak tacy jesteście – rzuciła Hitomi.

Dziewczyna ruszyła w stronę posesji. Hitsuji tylko wzruszył ramionami, po czym wsiadł do wozu. Westchnąłem, patrząc to na swojego chłopaka, to na przyjaciółkę. Ostatecznie pokręciłem tylko głową i poszedłem za przyjaciółką. Hitomi już zadzwoniła do drzwi. Moment później usłyszeliśmy, jak Hitsuji odpala silnik i odjeżdża. Gdy tylko straciliśmy go z pola widzenia, drzwi domu otworzyły się. W progu stał pan Matsumoto.

– Dzień dobry – przywitała się Hitomi wesoło, a ja razem z nią, tylko nieco mniej entuzjastycznie.

– Dzień dobry – odparł doktor z delikatnym uśmiechem. – Jak się macie?

– Świetnie. Chcieliśmy bardzo podziękować za wczorajszy dzień. Hitsuji też chciał, ale poganiała go jakaś ważna sprawa.

– Ach. Nic nie szkodzi. Może wejdziecie na lemoniadę? Jest naprawdę gorąco.

Zapowiadało się wyjątkowo upalne lato. W zasadzie, to już trwało. Astronomiczne lato nastało kilka dni temu, jednak jakoś to do mnie nie docierało. W ogóle, mało rzeczy od jakiegoś czasu do mnie dochodziło. Jakbym znajdował się za jakimś gęstym sitem, które filtrowało wszelkie informacje.

W domu panował jako taki chłód. Zapewne za sprawą klimatyzacji, która cicho szumiała tuż przy wejściu do salonu. Usiedliśmy pod parasolem na werandzie. Zdaje się, że przerwaliśmy mu w czytaniu książki – na stoliku leżała obszerna powieść odwrócona grzbietem do góry. Była przeczytana mniej więcej do połowy. Matsumoto wrzucił nam po kilka kostek lodu z wiaderka do szklanki, po czym dolał do tego lemoniadę. Parę listków mięty wpadło mi do szklanki. Podziękowaliśmy i napiliśmy się. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo chciało mi się pić! A to była orzeźwiająca, nieco kwaśna lemoniada. Ale bardzo smaczna. Całkiem możliwe, że była z niewielkim dodatkiem jakiegoś słodziku.

– Och, przeszkodziliśmy panu – powiedziała Hitomi, wskazując na obszerny tom książki. Zdaje się, że była to jakaś powieść historyczna, co mnie wcale nie zaskoczyło.

– Ach, nie. W ogóle mi się ta książka nie podoba – westchnął Matsumoto. Usiedliśmy w ratanowych fotelach. Oparłem się wygodnie o poduszkę. Zdawało mi się, że znalazłem się właśnie na wakacjach. – Przegrałem zakład z mężem i muszę to teraz przeczytać.

– Zakład? – zainteresowałem się.

– Długo, by opowiadać – zaśmiał się niezręcznie lekarz. – W każdym razie, muszę to przeczytać. A to jakaś książka historyczna, okropieństwo.

– Nie lubi pan takich rzeczy?

– Wprost nie cierpię. Jedyne, co związane z historią lubię, to mój mąż – zaśmiał się. Hitomi mu zawtórowała, chyba nawet nie w wymuszony sposób. Uśmiechnąłem się jedynie pod nosem.

Rozejrzałem się nieśmiało po okolicy. Było wyjątkowo cicho. Nie tyle, co na dworze, ale i w domu. Wszędzie panował błogi spokój, mało tego – było czysto jak nigdy. Sugerowało to, że w domu nie było dzieci, a co za tym szło, nie było również pana Shiroyamy. Matsumoto był więc sam, czytał książkę i popijał lemoniadę. Zdaje się, że rzadko zdarzały się momenty, kiedy mógł pobyć całkiem w samotności.

– Ale tu spokój – westchnęła Hitomi. Odchyliła lekko głowę, jakby delektowała się ciszą.

– Jak nigdy. Yuu zabrał dzieci na lody i do sklepu. Właśnie! Może chcecie coś do jedzenia?

– Nie, nie – zaprotestowałem. – Niedawno jedliśmy.

– No dobrze. Skoro tak.

– Tak swoją drogą – zaczęła Hitomi – zastanawia mnie jedna sprawa.

Spojrzałem z lekkim zaskoczeniem na przyjaciółkę. Matsumoto wziął łyk lemoniady, patrząc na nią znad szklanki. W tamtym momencie, gdy lekko odchylił głowę, zauważyłem drobną malinkę między szyją a obojczykiem, którą próbował ukryć pod kołnierzem koszuli. Poczułem, jak robi mi się gorąco w uszy. W jednym momencie pomyślałem o tym, że to Shiroyama ją zrobił i aż miałem ochotę rzucić szklanką, którą trzymałem, w lekarza.

– Co takiego?

– Nie wiem czy to nie osobiste pytanie, ale dlaczego studiował pan w Shimane, skoro jest pan z Tokio? Bo trochę się nad tym wczoraj zastanawiałam i nie widzę w tym najmniejszego sensu.

– Ach – westchnął Matsumoto. – To w zasadzie jest osobiste pytanie.

– Ojej! Przepraszam. Tak się tylko zastanawiałam. To nieważne.

– Nie, w porządku – posłał jej blady uśmiech. – Miałem trochę zawirowań w życiu. To tak najprościej mówiąc. Stwierdziłem, że rzucę wszystko i wszystkich i wyjadę z tego brudnego miasta.

– Rozumiem.

– Miałem już w zasadzie rok studiów za sobą, gdy wyjechałem. Nie planowałem też specjalnie tych przenosin. Ale wyszło tak, że związałem się z Matsue na kilka ładnych lat i nie żałuję tego. Piękne miejsce.

– Zamek zapiera dech, prawda?

– Tak! Szczególnie nocą, gdy jest oświetlony. Miło wspominam tamten okres. Matsue jest takie swojskie, nie to, co Tokio. Stolica jest głośna, zatłoczona. Przytłaczająca. W Matsue czas płynął mi zupełnie inaczej.

– Tutaj też czas inaczej płynie.

– Och! Ależ tak! Uwielbiam to miejsce. Nigdy w życiu nie wróciłbym do mieszkania w dużym mieście. Wprawdzie, gdy jest się młodym, to inaczej postrzega się pewne rzeczy i metropolie dają wiele możliwości, ale obecnie jest dobrze.

Nagle przypomniała mi się opowieść Shiroyamy sprzed kilku tygodni i jego słowa – po prostu oddał mi pierścionek i wyjechał. Tak to się skończyło – i aż mnie coś zabolało w środku. Zostawił Shiroyamę i wyjechał z Tokio. Rzucił swojego narzeczonego i mówił jeszcze o tym tak, jakby był z siebie z tego powodu bardzo zadowolony.

– Pewnie nieprzyjemne było rozstanie z panem Shiroyamą – rzuciłem, patrząc do środka swojej szklanki. Liść mięty przykleił się do jej wnętrza. Próbowałem go oderwać, lekko mieszając lodem, ale nic mi to nie dawało.

Podniosłem głowę. Hitomi patrzyła na mnie z jawnym niedowierzaniem, ale i wstydem, z kolei Matsumoto miał minę, która sam nie byłem pewien, co wyrażała. Jedno jednak było wiadome – miał wielką ochotę się mnie pozbyć.

– Żadne rozstania nie są przyjemne – odparł, siląc się na uśmiech. Nie był jednak w stanie ukryć tego, że wytrąciłem go z równowagi.

– Tak. Oczywiście. Ale rozstania z narzeczonym czy mężem – wzruszyłem ramionami – to naprawdę okropne.

Hitomi patrzyła na mnie oczami tak szeroko otwartymi, że wydawało mi się, iż za moment wypadną jej z oczodołów. Ale w tej jednej chwili twarz Matsumoto stężała, przybierając postać chłodnej maski. Patrzył na mnie wzrokiem tak przeszywającym, że zdawało mi się, że za moment umrę. Nie byłem pewny czy właśnie włożyłem kij w mrowisko lub też może zbudziłem wygłodniałego niedźwiedzia ze snu zimowego. Tak właśnie mi się wydawało, że lekarz zaraz pożre mnie całego żywcem. W jednej chwili w ogóle przestałem odczuwać gorącą temperaturę.

– Bywa – odparł. – Zdarzają się takie rzeczy.

– Powód musiał być pewnie oszałamiający.

– Itsuki! – Hitomi niewiele brakowało do tego, by uderzyć mnie w twarz. W zasadzie, mogłaby to zrobić.

– Był – przyznał Matsumoto, patrząc prosto na mnie. – Był wyjątkowo oszałamiający.

Nagle doszły do nas jakieś odgłosy z wnętrza domu. Matsumoto odchrząknął, doprowadzając się do porządku. Również postanowiłem się uspokoić. Nie powinienem był w ogóle tak się zachowywać, mówić takich rzeczy. Cóż, dopiero po fakcie zrozumiałem, że sam siebie skreśliłem z listy miło widzianych w tym domu osób.

Na werandę wpadły dzieci, obskakując mnie, Hitomi i pana Matsumoto. Kilka chwil później dołączył do nas Shiroyama. Ubrany w odsłaniający umięśnione ramiona tank top wyglądał jak ciastko, które miałem wielką ochotę schrupać. Sam już nie byłem pewny czy to z gorąca, ale odczułem przemożną chęć uprawiania z kimś seksu. Jeszcze Shiroyama wyglądał tak, jakby ubrał się, by kusić wszelkie niewyżyte dusze. Poczułem, jak mój penis twardnieje w spodniach i nawet nie było mi za to wstyd. Miałem nadzieję, że Matsumoto to zauważy i zrozumie, że jego facet był dla mnie kimś więcej niż tylko nauczycielem i autorytetem. O ile już nie zdawał sobie z tego sprawy.

– Czy ciebie popierdoliło? – Hitomi naskoczyła na mnie, jak tylko wyszliśmy od Matsumoto i Shiroyamy. – Próbowałam być miła, a ty wyskoczyłeś z czymś takim! Myślisz czasami?!

– Czasami.

– Ja pierdolę! – mało jej brakowało do tego, by nie dać mi w twarz. – Pojebany jesteś!

– Dobra, daj spokój.

– Nie?! – pchnęła mnie obiema rękoma na bok, jakby chciała mnie zepchnąć do rowu. Spojrzałem na nią zaskoczony. – Nie przychodzi się do kogoś do domu i nie mówi się takich rzeczy. Gdzie ty się wychowywałeś?! Pod kamieniem?!

– Kiedy to prawda! – krzyknąłem na nią. Aż sam byłem sobą zaskoczony. Hitomi skuliła się na ułamek sekundy. Pewnie nikt nigdy za bardzo na nią nie podnosił głosu. – Zostawił go! Rozumiesz?! Powiedziałem wyłącznie prawdę.

– Kogo ta prawda obchodzi?! To nie twoja sprawa! Nie twój interes czy ktoś z kimś się rozstaje i z jakiego powodu. Guzik ci do tego!

– Mówisz tak, bo facet cię rzucił i nazwał przy tym dziwką?

Hitomi niemal zamarła na moment. Złość spłynęła z jej twarzy, pozostawiając za sobą jedynie głębokie rozczarowanie oraz ból. W jednym momencie odwróciła się do mnie plecami, po czym żwawym krokiem ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Nie powiedziała ani słowa. Stałem tak, patrząc na jej oddalając się ode mnie sylwetkę i jeszcze do mnie nie docierało, co właśnie powiedziałem. Odwróciłem się w stronę domu Shiroyamy i Matsumoto, który teraz zdawał się spoglądać na mnie tak chłodno i obco. Wiedziałem, że nie miałem już tam wstępu. Nieskazitelnie biała elewacja zdawała się teraz odpychać mnie od siebie.

– Hitomi!

Dziewczyna była już daleko. Na tyle, że pewnie zwykłym chodem bym jej nie dogonił. Ruszyłem więc biegiem za przyjaciółką. Nim jednak do niej dobiegłem, nadjechał autobus. Wsiadła szybko do środka. Kilka chwil później, choć machałem jak oszalały rękoma i krzyczałem, by kierowca na mnie poczekał, autobus odjechał wraz z moją przyjaciółką. Jednak wcale nie byłem już pewny czy jeszcze tymi przyjaciółmi byliśmy.

 

Ani Hitomi, ani Hitsuji nie odbierali ode mnie telefonu przez następny tydzień. Prawie w ogóle nie wychodziłem z domu. Postanowiłem więc rozesłać w kilka miejsc moje ubogie CV. Ku wielkiemu zaskoczeniu, dostałem kilka odzewów. Dokładnie z dwóch miejsc, ale to zawsze było coś. Jedną ofertą była pomoc przy pracach biurowych, a tą drugą praca jako barista w kawiarni studenckiej. Ta druga oferta przypomniała mi, że w dalszym ciągu nie złożyłem nigdzie papierów związanych z moją dalszą edukacją. Mama również suszyła mi o to głowę, każdego dnia zalewając mnie falą pytań czy w końcu podjąłem decyzję i czy mam w ogóle zamiar coś robić ze swoim życiem. Świetne pytania i bardzo chciałem mieć na nie odpowiedzi, ale jednak tak nie było. Pozostało mi rozesłać w każde możliwe miejsce to moje nieszczęsne CV i liczyć na to, że gdzieś będą na tyle niedorozwinięci, by przyjąć mnie do pracy.

Byłem na jednej rozmowie o pracę, później na drugiej. Jakimś cudem ktoś zaprosił mnie na trzecią i czwartą, jednak każda z nich kończyła się słynnym „odezwiemy się”, co było równoznaczne z tym, że w ogóle nie mieli zamiaru się odezwać.

Minęły dwa tygodnie. Lipiec trwał już w pełni. Było gorąco, mama dostała wolne w pracy, jednak nie mieliśmy żadnych planów urlopowych. Hitomi i Hitsuji w dalszym ciągu się nie odzywali, aż do jednej soboty.

Hitsuji napisał do mnie czy możemy się spotkać. Byłem wówczas z mamą i siostrą w Sapporo, więc nie było to dla mnie problemem. Yuzuki równie bardzo chciała iść ze mną na spotkanie z Hitsujim, ale odparłem, że to męskie spotkanie i baby nie miały na nie wstępu. Niepocieszona, ostatecznie zrezygnowała. Powiedziałem, że w razie czego zadzwonię, gdyby spotkanie miało się przeciągnąć.

Spotkaliśmy się w parku przy fontannie niedaleko uniwersytetu. Hitsuji już siedział na jednej z ławek, czekając na mnie. Poczułem, jak serce w piersi zaczęło mi szybciej bić na jego widok. Ekscytacja rozlała się gładko po moim ciele jak ciepłe mleko z miodem. Przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej znaleźć się przy moim chłopaku, aż nagle zwolniłem. Przypomniała mi się sytuacja sprzed roku, bardzo zresztą podobna, kiedy skończyłem z rozbitym nosem i połamaną kończyną, bo tak zostałem zlany. Wtedy też mieliśmy rozmawiać na ławce. Już chciałem się wycofać, jednak postanowiłem wziąć się w garść. Pewnym na tyle, na ile pewności siebie byłem w stanie z siebie wykrzesać, podszedłem na niego. Siedział w rozkroku, pochylony. Jakby coś go bardzo trapiło lub miał za moment zacząć wymiotować. Stanąłem nad nim, a on nieznacznie podniósł na mnie głowę.

– Hej – przywitałem się. – W porządku?

– Hej. Nie. W zasadzie to nic nie jest w porządku.

– Co się stało?

Podniósł na mnie głowę. Przez dłuższy moment patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czułem w środku, jakby ktoś wiercił mi dziurę w brzuchu łyżeczką. Zmarszczyłem brwi, wyczekując odpowiedzi. Westchnął.

– Usiądź. Muszę ci o czymś powiedzieć.

Choć z wahaniem, usiadłem sztywno przy moim chłopaku. Czułem się, jakbym połknął kij. Hitsu nie patrzył na mnie przez dłuższy czas. Zaciskał wąsko usta, łokcie oparł na kolanach, podpierał czoło dłońmi. Chciałem go dotknąć. Powiedzieć lub zrobić cokolwiek, ale nie wiedziałem co. W środku poczułem coś na wzór paniki. Był zdenerwowany, a jego zdenerwowanie powoli udzielało się i mnie.

– Pamiętasz bal? – wziął głęboki wdech. Wyprostował się tak, jakby ktoś gwałtownie napełnił materac powietrzem.

– Pamiętam – odparłem. – Ciężko zapomnieć.

– Pamiętasz, że mieliśmy wtedy… No wiesz… Uprawiać seks. Pamiętasz?

– Tak. Sam to zaproponowałem.

– No tak – zaśmiał się nerwowo. –Faktycznie.

– Do czego zmierzasz?

– Do tego, że nie zrobiliśmy tego wtedy.

– No… tak. Ale chyba zawsze można to nadrobić. Czy nie?

– Nie – pokręcił głową. – Itsuki, słuchaj. Zrobiłem coś beznadziejnego tamtej nocy. Przespałem się z kimś – wziął głęboki wdech. – Przepraszam.

Przez krótki moment nic do mnie nie docierało. Otworzyłem szeroko oczy, patrząc na niego, jakby ktoś właśnie kopnął mnie z całych sił w brzuch. Przygryzł dolną wargę, spoglądając to na mnie, to gdzieś w przestrzeń. Na dłuższy czas odebrało mi mowę. Gdy już chciałem się odezwać, to coś mnie powstrzymywało. W końcu jednak byłem w stanie wydukać z siebie coś, co chyba można nawet było nazwać słowami.

– Jak to?

– Bardzo mi przykro.

– Mówisz mi to po jakichś dwóch tygodniach? Serio?

– Wszystko się skomplikowało. Wczoraj mi powiedziała, że jest w ciąży.

To było jak cios. Zakręciło mi się w głowie, jakbym przez dłuższy czas kręcił się w miejscu wokół własnej osi. Nie rozumiałem. W ogóle nie mogłem pojąć tego, co właśnie do mnie mówił mężczyzna, którego znałem całe moje życie i z którym zawsze potrafiłem znaleźć wspólny język.

– Jest w ciąży? To… dziewczyna.

– Tak.

– Przeruchałeś się z laską.

– Tak.

– Aha.

– Aha?

– Rany! Jaki z ciebie dupek! – niemal krzyknąłem. – Nie potrafisz nie wciskać tego swojego chuja we wszystko, co tylko da się przelecieć?!

– Bądź ciszej – wymamrotał przez zaciśnięte zęby – dookoła są ludzie.

– Chuj mnie to już obchodzi! Przespałeś się z jakąś laską!

– To nie jakaś laska – zdaje się, że się zdenerwował. – Ja ją… kocham.

– Kochasz ją?

– Tak. Tak mi się wydaje. Ale nie sądziłem, że to się tak potoczy. Wydawało mi się, że ona mnie tak do końca nie chce. Jednak teraz jest ze mną w ciąży i powinienem z nią być. Dlatego ci o tym mówię.

Zdawało mi się, że moje serce właśnie zaczęło się kruszyć na milion drobnych kawałków. Do oczu napłynęły mi łzy.

– Mówisz to tylko dlatego, że jest z tobą w ciąży? Inaczej nie powiedziałbyś mi, że się z kimś przespałeś? Że uczucia, które powinny być zarezerwowane dla mnie, są przeznaczone dla kogoś innego?

– Przepraszam.

Pokręciłem głową.

– W porządku – powiedziałem łamiącym się głosem. – Przynajmniej to nie ja zrobiłem jakiejś dziewczynie dzieciaka w wieku dziewiętnastu lat.

– Przynajmniej – westchnął. – To nie powinno było się w ten sposób potoczyć.

– Nie powinno. Ale teraz już nic raczej z tym nie zrobimy.

Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Próbowałem zetrzeć je palcami, jednak wciąż napływały nowe. Zdawało się, że po mojej twarzy zaczęły płynąć dwa rwące strumienie i za moment wyżłobią mi w kościach wąwozy. Pociągnąłem nosem. Oparłem się o ramię swojego już byłego chłopaka. Pogłaskał mnie po włosach, tak jak zwykł robić, gdy leżeliśmy zawsze razem w jego łóżku.

Dziwne – przeszło mi przez myśl. Nie sądziłem, że to aż tak będzie bolało. Wiedziałem, że coś znowu działo się nie tak z tym, co było między mną a Hitsujim. Czułem to. Jednak nie sądziłem, że będzie to dla mnie aż tak wielkim zawodem. Uczucia, które żywiłem do Hitsujiego były jednak szczere i czyste, jak na pierwszą miłość przystało. Dlatego to bolało tak okropnie, jakby ktoś wbił mi ostry sztylet prosto w serce.

Czułem się trochę, jakby kawałek sufitu oderwał się od miejsca, gdzie powinien wisieć i spadł mi na głowę. Byłem jak ogłuszony, ale nie na tyle, by nie móc dalej funkcjonować. Wróciłem do mamy i Yuzuki. Z pewnością wyglądałem dziwnie, inaczej. Miałem spuchniętą od łez twarz, a oczy przekrwione, jakbym nie spał co najmniej trzy dni. Później, w domu, mama spytała czy przypadkiem nie palimy z Hitsujim marihuany. Odparłem tylko, że nie. Dopytywała dalej, co się stało. Wtedy żałowałem, że jednak nie powiedziałem, że palimy.

 

Trzy dni później zdałem sobie sprawę, że Hitomi zablokowała mój numer. Stwierdziłem, że spróbuję dodzwonić się do niej ten ostatni raz, jednak moje połączenie zostało natychmiast odrzucone. Nie było żadnej informacji o prowadzonej rozmowie, byciu poza zasięgiem czy o niedostępnym abonamencie. Nie było też żadnego sygnału. Połączenie urwało się w ułamku sekundy. Nie było jej też na egzaminach policealnych. Choć spodziewałem się ją zastać na sali wraz z innymi uczniami, których już nigdy nie miałem zamiaru widzieć, to jej nie było.

Podsumowując moje wkroczenie w dorosłe życie: zostałem na wieczność wygnany z domu mojego ulubionego nauczyciela i jego partnera, swoją głupotą straciłem najlepszą i jedyną przyjaciółkę, a mój chłopak zrobił dziecko jakiejś dziewczynie, którą, jak twierdził, kochał. Jakby tego było mało, nigdzie nie mogłem znaleźć pracy.

– Tak mnie coś zastanawia – zaczęła mama, gdy pomagałem jej jednego dnia sprzątać po obiedzie w kuchni. Zebrałem brudne talerze i wyrzucałem ewentualne resztki do śmietnika, a ona brała ode mnie naczynia do mycia.

– Hm?

– Ten twój były nauczyciel historii ma tę swoją firmę mieszkaniową.

– Ano. Ma – przyznałem.

– Może nie potrzebuje sekretarki…?

– Mamo!

– Miałam na myśli ciebie! – zaoponowała.

– Daj spokój. Jak coś, to byłbym sekretarzem, a nie sekretarką.

– Sekretarz brzmi tak poważnie. Nie pasuje do ciebie.

– Dzięki.

– Ach, nie to miałam na myśli. Słuchaj, a może wiesz, co u niego? Nadal jest ze swoją żoną?

Myślałem, że ręce mi opadną. Spojrzałem na swoją rodzicielkę wilkiem. Gdy ta poczuła na sobie mój wzrok i zauważyła, jak na nią spoglądałem, roześmiała się tylko. Od jakiegoś czasu zaczęło jej się poprawiać. Częściej się śmiała, nie chodziła już taka przygnębiona. Zdaje się, że okres depresji i stagnacji, który wywoływał u niej napady gniewu i braki kontroli nad sobą, powoli mijał. Znów stawała się moją kochaną, nieco niezręczną matką.

– Raczej tak. Poza tym, miała mu się powiększyć rodzina. Myślę, że wszystko u niego w porządku.

– Och, co?!

– Mhm – westchnąłem.

– Niewiarygodne! Czwarte dziecko! Czy oni nie wiedzą o antykoncepcji? W takim tempie za kilka lat będą musieli się wynieść do jakiegoś zamku, żeby pomieścić tyle dzieciaków. Albo pan Shiroyama sam coś zbuduje.

– W końcu ma firmę.

– Prawda? Widzisz, może też byś poszedł na studia i robił podobne rzeczy.

– Mamo, po studiach historycznych albo pedagogicznych nie jest tak łatwo w takim przemyśle.

– Historycznych? Pedagogicznych? Skąd ci to do głowy przyszło? – wzięła ode mnie ostatni talerz. Wrzuciłem metalowe pałeczki do zlewu.

– No bo co innego mógł kończyć, żeby pracować w szkole?

– Ależ on jest po ekonomii.

– Co ty gadasz?

Pokiwała głową z głębokim przekonaniem.

– Sam wspominał o tym, że jest ekonomistą. Nie pamiętasz? Jak tu był.

– Naprawdę?

– Czy ty w ogóle słuchasz?

Zastanowiłem się nad tym chwilę. Nie przypominałem sobie jednak tego, by Shiroyama wspominał o tym, że kończył ekonomię. Może faktycznie padło takie stwierdzenie, ale ewidentnie mi umknęło.

– Czasami mi się zdarza. Ale nie w tym przypadku.

– Czemu mnie to nie dziwi.

– Ale co w związku z tym?

Wzruszyła ramionami.

– Może poszedłbyś na ekonomię?

– Tam trzeba być mądrym, znać się na matematyce.

– Jesteś mądry.

– Oboje wiemy, że tak nie jest.

Odwróciła się w moim kierunku. Patrzyliśmy na siebie krótką chwilę w milczeniu, aż westchnęła, kręcąc głową z dezaprobatą.

Zdaje się, że moje życie trochę straciło sens. Choć nie wydawało mi się, by wcześniej jakikolwiek miało. Po prostu z każdym dniem coraz mocniej doskwierała mi samotność. Hitsuji więcej się do mnie nie odzywał, Hitomi nie chciała mnie nawet znać. Powoli czułem, jak tracę zmysły, codziennie budząc się w tym moim twardym, wąskim łóżku w pokoju, który dzieliłem z młodszą siostrą. Obsesyjnie myślałem o wydarzeniach ostatnich tygodni i coraz bardziej rozumiałem, że wszystko, co złe, było moją winą. Wydawało mi się, że za moment zacznę się obwiniać nawet za wszystkie wojny i plagi na świecie. Rozmyślałem też o tym, co mówiła mama. O studiach, byciu sekretarką, panu Shiroyamie. Powoli zbliżał się również mój termin składania papierów na ostatnią rekrutację, a ja w dalszym ciągu nie zdecydowałem się, na co iść. Może faktycznie powinienem był zdecydować się na ekonomię?

Rozmyślenia zostały rozwiane gdzieś pod koniec lipca. Choć w powietrzu wisiał zapach zbliżającej się powoli i bezszelestnie, jak skradający się kot, burzy, to ledwo dało się oddychać. Mama poprosiła, bym poszedł kupić kilka lampionów na zbliżające się Święto Zmarłych. Sama została w domu i przerabiała swoją starą yukatę, by pasowała na Yuzuki. Wstąpiłem do centrum handlowego, które wydawało się dość wymarłe, choć kawiarnie z pewnością nie narzekały na brak klientów. Rodziny z dziećmi i starszymi osobami siedziały przy wąskich, niepraktycznych stolikach, jedząc lodowe desery i pijąc mrożoną herbatę lub kawę. Sam miałem wielką ochotę zjeść jakiś zimny deser – wielki puchar wypełniony po brzegi śmietankowymi lodami z polewą czekoladową i truskawkami. Aż mi ślinka ciekła na samą myśl. Wiedziałem jednak, że nie po to przyszedłem do centrum handlowego. Najpierw wstąpiłem do marketu, gdzie kupiłem dwa lampiony, długą zapalniczkę, zestaw nici i igieł, kiść bananów, paczkę ryżu i butelkę mleka. Spakowałem całość, oprócz lampionów, do materiałowej torby. Lampiony wziąłem pod pachę. Poszedłem do kawiarni, którą mijałem po drodze i popatrzyłem na ofertę, która wywieszona była na witrynie. Chwilę zastanawiałem się nad lodami w rożku, ale ostatecznie zdecydowałem się na szejka. Zapłaciłem banknotem, kelnerka wydała mi resztę drobnymi. Jakoś zebrałem monety do portfela, ustępując jednocześnie miejsce następnemu klientowi. Starałem się przy tym z całych sił nie upuścić lampionów ani szejka. W tym samym momencie, gdy już chowałem portfel do kieszeni spodenek i odchodziłem od lady z upragnionym zimnym deserem, niczym bohater jakiejś niskich lotów historyjki, wpadłem na mężczyznę swych marzeń. Pan Shiroyama złapał mnie za ramiona, bym nie upadł, gdy zderzyłem się z jego umięśnionym barkiem. Mało brakowało, a mój szejk wylądowałby na jego białej koszuli. Odskoczyłem jak oparzony do tyłu, lampiony wyślizgnęły mi się spod pachy, jeden z nich upadł na podłogę. Niemal w tym samym momencie schyliliśmy się po nie. Moja ręka dotknęła jego i…

Obudziłem się. A przynajmniej myślałem, że zaraz obudzę się w swoim łóżku.

 

– Przepraszam! – powiedziałem, z całych sił starając się nie jąkać. Wstałem. Shiroyama również wstał, śmiejąc się wesoło. Podał mi mój lampion.

– Nic się nie stało. Ale cię dawno nie widziałem!

– Ach – bąknąłem, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Przez te dni, gdy go nie widziałem, odzwyczaiłem się od tego, jakie wrażenie na mnie robił za każdym razem. Czułem, jak zimny pot spłynął mi po plecach i wsiąknął w gumkę moich spodenek.

– Jak mijają wakacje?

– W porządku. Chyba. Tak mi się wydaje. Tylko pracy nie mogę znaleźć.

Shiroyama już otworzył usta, by zadać mi następne pytanie, ale zaraz je zamknął. Uśmiechnął się szeroko, a ja aż poczułem, jak robię się mały. Zdawało mi się, że zacząłem się kurczyć i za moment będę tylko małą mrówką przy jego silnej, męskiej osobowości. Zawsze miał w sobie tę iskrę przywódcy, jednak dopiero teraz poczułem, jak przytłaczająco silna była cała ta jego męska aura. Zdawało mi się, że wręcz wydychał z siebie testosteron.

– Świetnie! – oznajmił.

– Świetnie? – powtórzyłem jak głupi. Nie, żebym głupi nie był…

– Potrzebuję kogoś do pomocy w firmie. Ach…!

Ktoś spytał czy możemy się przesunąć, bo blokowaliśmy przejście do wieczek, mieszadełek, przypraw i cukrów do kaw na wynos. Zrobiliśmy obaj kilka kroków w bok. Wówczas Shiroyama zaproponował, żebym chwilę na niego poczekał, bo chciał tylko wziąć mrożoną kawę na wynos. Posłusznie stanąłem więc z boku i poczekałem, aż złoży zamówienie, zapłaci i odbierze kawę. Wyszliśmy z kawiarni, po czym skierowaliśmy się w stronę parkingu. W tym samym czasie Shiroyama kontynuował podjęty wcześniej wątek.

– To nic wielkiego. Potrzebuję małego wsparcia. Moja obecna sekretarka ma sporo na głowie i ktoś musi ją z tego odciążyć. Ja też nie mam obecnie tak dużo czasu, by nieskończenie długo siedzieć w firmie i wszystkim się zajmować.

– Sam nie wiem – bąknąłem.

– To nic wielkiego! Ktoś czasami po prostu musi zająć się korespondencją i takie tam. Wierz mi, bardziej byś się wynudził, ale to zawsze jakaś praca.

– Jakaś praca – powtórzyłem.

– Jasne – zaśmiał się. Wziął łyk kawy przez szeroką słomkę. – Do niczego nie zmuszam. Dam ci wizytówkę i jakbyś się namyślił, to zadzwoń, co? Swoją drogą, może podwieźć cię do domu?

– Do domu?

– No. Chodź, pogadamy przy klimatyzacji.

Już dawno nie jechałem w samochodzie Shiroyamy. Ostatni raz był wtedy, kiedy Hitomi zagadnęła go w sprawie seksu i o mały włos nie wjechaliśmy do rowu. Nic się specjalnie nie zmieniło wewnątrz. Odświeżacz powietrza z jabłkowego zmieniony był na cytrusowy. Tylne siedzenia w dalszym ciągu zajęte były przez foteliki dla małych dzieci. Na jednym z nich leżało kilka teczek z dokumentami i jakieś katalogi. Ogólnie rzecz ujmując – wszystko było po staremu. Musiałem też przyznać, że wsiadając do mercedesa poczułem coś na wzór nostalgicznej swojskości. Jakbym po długim czasie wracał do miejsca, w którym kiedyś spędzałem mnóstwo czasu i miałem z nim miłe wspomnienia.

– A jak w ogóle twoje studia? Wybrałeś w końcu jakiś kierunek? – zagadnął, cofając z miejsca parkingowego. Patrzył w tylne lusterka i monitor na desce rozdzielczej, który wyświetlał obraz za samochodem. Zręcznie zakręcił, po czym gładko ruszył w stronę wyjazdu.

– Tak w zasadzie, to nie – przyznałem.

– Czas leci.

– Wiem. Problem w tym, że nie mam pojęcia, co mógłbym wybrać.

– A w czym odnajdujesz się najlepiej?

– Nie mam pojęcia.

– Na pewno jest coś takiego.

– Problem w tym, że w niczym się nie odnajduję. I nic mnie też za bardzo nie interesuje. Chyba zwyczajnie nie nadaję się na studia.

– Osobiście uważam, że masz spory potencjał – oznajmił, podjeżdżając łagodnie do barierek. Uchylił automatyczną szybę, po czym włożył bilecik do terminala wyjazdowego. Maszyna połknęła go w jednym momencie jak ktoś, kto po miesięcznej głodówce zaczyna swój pierwszy posiłek. Na ekranie wyświetlił się napis, życzący szerokiej podróży, a szlaban podniósł się, umożliwiając nam wyjazd. Ruszyliśmy z miejsca.

– Tak pan sądzi?

– Tak. Jesteś bystrym dzieciakiem. Gdybyś naprawdę chciał, mógłbyś pójść na jakiekolwiek studia.

– Ale raczej nie na medycynę.

Roześmiał się wesoło.

– Medycyna to jest kosmos. Do tego naprawdę trzeba mieć łeb.

– No tak… Swoją drogą, powinienem przeprosić pana Matsumoto.

– Huh? – Shiroyama zerknął na mnie zaskoczony. – Przeprosić?

– Powiedziałem coś głupiego ostatnim razem, no i zdaje się, że go zdenerwowałem.

– Nie przejmuj się tym.

– Nie, naprawdę. To było chamskie z mojej strony.

– Cokolwiek powiedziałeś, wydaje mi się, że to i tak nie ma już teraz znaczenia. Zdaje się, że aktualnie zapomniał o całym świecie, a tym bardziej o tym, co ktoś mu powiedział miesiąc temu.

– Naprawdę?

– Tak. Magia małych dzieci.

– O rany! No tak!

Shiroyama roześmiał się w głos.

– Kto by pamiętał o takich rzeczach. Mały ma cztery miesiące, jest z nami ledwo miesiąc i już dał nam w kość. Niby nic nie mówi i nie pyskuje, ale mam wrażenie, że niedługo zacznę chodzić na rzęsach.

– Chciałbym to zobaczyć – zaśmiałem się.

– Jak chodzę na rzęsach? No kto by pomyślał!

– A jak ma na imię nowy członek rodziny?

– Makoto. To nie my wybraliśmy mu imię, tak na marginesie.

– Nie?

– Nie. Pewnie jego biologiczna matka je wybrała. Lub ojciec – wzruszył ramionami. – W zasadzie wiemy tylko to, jak ma na imię oraz to, że oddano go kilka dni po urodzeniu. Prawdopodobnie z powodu złej sytuacji finansowej.

– Ale trafił teraz do pana, więc powinno być dobrze.

– Na pewno będzie – zerknął na mnie. – Ty też do mnie trafiłeś, więc będzie dobrze. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale jesteś dla mnie i dla Taki jak syn. Naprawdę. Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale cały czas byliśmy bardzo przejęci twoją sytuacją, Taka niemal bez przerwy wypytywał o ciebie i twoją siostrę. To, jak u nas często bywałeś… Szczerze mówiąc, cieszyliśmy się z tego, że u nas jesteś. Przez ostatnie tygodnie, chociaż pojawił się u nas ten brzdąc, zrobiło się jakoś tak pusto bez ciebie. Nawet Taka to przyznał.

– Jeszcze nikt nigdy w życiu mi czegoś takiego nie powiedział – przyznałem, ledwo wyrzucając z siebie słowa. – I nie wiem teraz… Nie wiem, co powiedzieć.

– To źle?

Pokręciłem głową.

– Dziękuję. Wydawało mi się, że jestem irytujący i na pewno tak jest. Źle się czułem z tym, że zajmuję panu i panu Matsumoto czas, tak bardzo nadużywając gościnności.

– Daj spokój! Było zabawnie. Ale wracając do meritum – odchrząknął – chciałbyś podjąć u mnie pracę?

– Z przyjemnością.

Tym sposobem już w następnym tygodniu zacząłem pracować w firmie pana Shiroyamy. Nie powiem, byłem tym cholernie zestresowany. Ledwo przestał być moim nauczycielem i nagle został moim pracodawcą. Kto by pomyślał!

Pierwszy dzień był bardzo tremujący. Podjechałem z Shiroyamą pod jego firmę. Mieściła się w wysokim, przeszklonym biurowcu, jaki kojarzył mi się z potężnymi, zachodnimi firmami. Wjechaliśmy na dwudzieste piąte piętro. Winda była tak cicha i poruszała się zaskakująco gładko, że wydawało mi się, że stoimy w miejscu. Tylko cyfrowa plansza wskazywała zmieniające się piętra. Jak tylko dotarliśmy na odpowiednie piętro, rozległ się cichy dzwonek, a sztuczny kobiecy głos obwieścił, na które piętro właśnie wjechaliśmy. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie niemiły dreszcz nadchodzącego stresu. Wysiedliśmy na pusty korytarz, po którego bokach ciągnęły się drzwi z przymocowanymi do nich plakietkami. Były to nazwiska, nazwy firm i godziny otwarcia. Wkrótce dotarliśmy do drzwi firmy Shiroyamy.

W środku było czysto i schludnie. Dość minimalistycznie. Nie wiedziałem w sumie, czego powinienem się spodziewać po wyglądzie firmy dewelopersko-budowlanej. Wszystko było na swoim miejscu, miejsce było jasne i przestronne. Było kilka wydzielonych pomieszczeń, wliczając w to toaletę, oraz kilka stanowisk biurowych oddzielonych od siebie przegrodami, jak to bywało w firmach. Pod ścianami stały regały z segregatorami i katalogami, a na podłodze leżało kilka pudeł zapełnionych papierami.

– Będziesz zajmować to stanowisko – Shiroyama wskazał na jedno z wydzielonych biurek. Stał na nim monitor od komputera stacjonarnego i nic więcej.

– Jasne.

– Tam przy wejściu jest toaleta – wskazał na drzwi, które mijaliśmy zaraz przy głównych drzwiach biura. – W biurze pracuje sześć osób, z tobą i ze mną to osiem. Poza biurem liczba zwiększa się do dwudziestu. Współpracujemy jeszcze z trzema architektami. Sala konferencyjna – wskazał na dość spore pomieszczenie z przeszklonymi ścianami i drzwiami. W środku stał biały, kwadratowy stół i sporo krzeseł. W kącie stała biała tablica podobna do tych, jakie mieliśmy w szkole. – Tutaj mamy spotkania z architektami, budowlańcami, ustalamy szczegóły co do projektów i takie tam nudy. Tu z kolei jest kuchnia – otworzył drzwi do średniej wielkości pomieszczenia. W środku był stół, kilka krzeseł, blat z umywalką, kuchenką mikrofalową, czajnik, ekspres do kawy i dystrybutor z wielkim baniakiem wody. – Jakby co, to w szafce jest gofrownica i toster.

– Fajnie – powiedziałem, rozglądając się po pomieszczeniu.

– Prawda? Ogólnie jest przerwa obiadowa od trzynastej do piętnastej, także nie musisz się martwić o tego typu rzeczy, bo możesz zwyczajnie wyjść, zjeść coś, zrobić zakupy. Jeśli jednak jesteśmy bardzo zajęci, to zwyczajnie zamawiamy coś do biura. Kilka restauracji dość dobrze już nas zna. A co do twoich obowiązków – odchrząknął, zacierając ręce. Przełknąłem głośno ślinę, na co parsknął. – Zbyt wiele tego nie będzie. Układanie i zanoszenie odpowiednich dokumentów, wysyłka ich. Drobne prace. Panna Kumiko we wszystko cię wprowadzi.

– Panna Kumiko? – mruknąłem.

– Jest moją sekretarką. Natomiast panna Sumiko jest moją asystentką, niedługo powinny przyjść. Postaraj się ich tylko nie mylić, są bliźniaczkami. Sam miałem na początku problem, by je od siebie odróżnić, ale z czasem to samo przychodzi. Resztę towarzystwa też poznasz, tylko się nie przestrasz.

– Czego miałbym się przestraszyć?

– Wszyscy są tu… No nie wiem. Dość bezpośredni. Ale nie martw się, nikt sobie bez powodu nie dogryza. Zrobimy ci dzisiaj tak dzień próbny i sam zdecydujesz czy zostaniesz, czy nie.

– W porządku.

Uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym zaprowadził mnie do następnego pomieszczenia, które było jego gabinetem. Nie było tam nic specjalnie wyróżniającego. Komputer stacjonarny, kilka regałów z dokumentami. Na podłodze w szarej doniczce stała spora roślina z grubymi, szerokimi liśćmi. Nie miałem pojęcia, co to mogło być. Pewnie, gdyby moja mama tu była, to od razu podałby nazwę owej rośliny.

– Jakby co, to z reguły jestem w biurze, ale czasami muszę pojechać gdzieś na spotkanie, obejrzeć teren lub coś innego mi wypadnie. Gdyby mnie nie było, a czegoś byś potrzebował, to kieruj się do Sumiko, a w razie gdyby jej również nie było, to do Kumiko. Ogólnie, do którejś z nich. Jeśli jednak nie byłoby nikogo z naszej trójki, to zawsze możesz zadzwonić lub spytać się kogoś innego.

– A gdyby nikt nie byłby w stanie mi pomóc?

– Hm – potarł wskazicielem i kciukiem brodę z kilkudniowym zarostem. Wyglądał, jakby nie spał już kilka długich dni. Miał podkrążone oczy i zapadnięte, blade policzki, choć nawet to nie ujmowało jego twarzy urody. – Wydaje mi się, że wtedy musisz działać na własną rękę, choć nie sądzę, by kiedykolwiek była taka potrzeba.

– Okej.

– Super – podwinął lekko mankiet, patrząc na zegarek na nadgarstku. – Dziewczyny powinny być za kilka minut. Rozgość się u siebie. Może chcesz kawę?

– Nie, dziękuję.

– Na pewno?

– Na pewno. Nie piję kawy.

– W porządku. Za to ja się z chęcią napiję.

Kumiko i Sumiko zjawiły się kilka minut później. Shiroyama akurat zrobił kawę i wymienił wodę w dystrybutorze. Spytałem czy może mu pomóc, ale odmówił, więc po prostu siedziałem z boku, podglądając ukradkiem, jak wykonywał tę jakże prostą, ale i fascynującą czynność.

Przyszły punktualnie o dziewiątej. Obie ubrane w tym samym stylu, ale zupełnie inaczej. Jedna miała na sobie obcisłą, ołówkową spódnicę oraz podkreślającą smukłą talię białą bluzkę. Druga miała na sobie garniturowe spodnie i równie zgrabną, białą koszulę. Pomyślałem najpierw, że ta w spódnicy jest panną Sumiko, a ta druga panną Kumiko, ale się pomyliłem. Shiroyama zaraz przedstawił mi te dwie, dwudziestokilkoletnie kobiety, rozwiewając wszelkie wątpliwości, która była którą. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Po pierwsze, nieczęsto spotykało się bliźniaczki jednojajowe, a po drugie, obie były pełne uroku i czegoś, co Hitomi pewnie nazwałaby seksapilem. Nikt by nie zaprzeczył, że były chodzącymi pięknościami. Obie były zgrabne i szczupłe, a jednocześnie miały dość pokaźne kobiece kształty.

Innymi słowy, w firmie Shiroyamy pracowały gorące bliźniaczki. Jak to już nie było materiałem na dobry film pornograficzny, to nie wiem, co mogłoby być.

– A to jest Itsuki, nasz nowy nabytek – powiedział Shiroyama, po przedstawieniu tych dwóch bogiń. Ledwo ocknąłem się z osłupienia, w jakim się w nie wpatrywałem. – Kumiko, zostawiam go tobie. Zrobisz mu dzisiaj mały trening?

– Jasne – odparła jakże śpiewnym głosem.

– Reszta powinna niedługo przyjść. Jak się mają sprawy na dziś? – Shiroyama ruszył do swojego gabinetu. Druga z bliźniaczek, panna Sumiko, ruszyła za nim, postukując obcasem o płytki podłogowe.

– Całkiem spokojnie – odparła nieco niższym głosem, w przeciwieństwie do swojej siostry, która brzmiała, jakby za moment miała wyśpiewać całą arię operową. – Musimy dzisiaj…

Weszła za Shiroyamą do gabinetu i zamknęła drzwi. Nie dowiedziałem się więc, co takiego musieli, ale zdaje się, że to i tak nie leżało w moim interesie. Z gabinetu docierał już tylko bardzo przytłumiony głos Shiroyamy i panny Sumiko. Nic więcej.

– Miło mi cię poznać – powiedziała panna Kumiko. Spojrzałem na kobietę. Miała miłą aparycję, a tym swoim wysokim, słodkim głosem mogłaby opowiadać bajki.

– Mnie ciebie… panią również – poprawiłem się błyskawicznie. Blady uśmiech zagościł na jej wypełnionych różową szminką ustach na ułamek sekundy. Zniknął tak nagle, jak się pojawił. Przeszedł mnie niemiły dreszcz.

– Wdrożę cię dzisiaj w kilka spraw, ale nie martw się, to nic poważnego. Ale najpierw muszę napić się kawy. Chcesz też?

– Nie, dziękuję.

– Na pewno? – poszła do kuchni. Jej obcasy postukiwały niemalże tym samym rytmem, co buty panny Sumiko. Zaraz usłyszałem, jak włącza ekspres.

– Na pewno. Nie piję kawy.

– Coś takiego! – zdawała się być tym faktem bardzo zaskoczona.

Kilka minut później siedziałem z nią przy moim stanowisku, a ona cierpliwie i spokojnie wdrażała mnie po kolei w każdy szczegół i istotny fakt, jaki powinienem znać, wykonując swoją pracę. W tym samym czasie do firmy napływały coraz to nowe osoby. Każdy witał się ze sobą zwyczajnie, nie zwracając jakoś na siebie uwagi. Dopiero, gdy zauważali mnie, zaczynały się pytania: kim jestem, co będę robić, czy mi się podoba w pracy. Ale, co było najgorsze, każdy z osobna pytał o to czy chcę kawę. Już mnie coś ściskało w środku, bo każda rozmowa przebiegała tak samo. Wszyscy pytali czy chcę kawę, ja na to, że nie, oni pytali czy na pewno nie chcę, a ja tak samo grzecznie starałem się odpowiedzieć, że nie pijałem tego gorzkiego naparu. Co najlepsze – każdy był tak samo zaskoczony!

Pierwszy dzień, choć tak mocno się stresowałem, był naprawdę lekki. Panna Kumiko dokładnie wyjaśniła mi wszystkie moje zadania, które do zbyt ambitnych nie należały. Byłem po prostu takim chłopcem pomagierem, czasami miałem za zadanie odpowiedzieć na e-mail, jeśli nie wymagało to jakichś szczegółowych danych. Ot, taka prosta praca biurowa, która od czasu do czasu wymagała ode mnie kontaktu z kurierem lub spacerem na pocztę.

Około trzynastej, tuż przed rozpoczęciem się przerwy obiadowej, do biura wpadł zdenerwowany mężczyzna. Zamaszyście pociągnął za klamkę, a następnie trzasnął drzwiami. Twarz miał czerwoną, jakby ktoś rozkwasił mu na niej kosz z pomidorami, a dyszał jak lokomotywa. Skojarzył mi się z takim rozwścieczonym bykiem, który właśnie zacierał kopyta, by za moment natrzeć z impetem na torreadora. Wszyscy obecni oderwali się od swoich prac i spojrzeli na jegomościa, jednak nikt się za bardzo nie przejął jego wizytą. Gdy każdy zobaczył, kto właśnie przekroczył próg firmy, zaraz wrócili do zajęć, jakby nic się nie stało. Tylko ja ukradkiem obserwowałem go zza biurka. Zdenerwowanym krokiem ruszył w stronę gabinetu Shiroyamy, który aktualnie prowadził jakąś istotną rozmowę telefoniczną. Wiedziałem to, gdyż panna Kumiko, która odpowiedzialna była za odbieranie telefonów i łączenie ich z biurem Shiroyamy, odebrała właśnie takowy dosłownie kilka sekund przed tym rozgrzanym ze złości mężczyzną.

– Proszę zaczekać – odezwała się łagodnie moja mentorka. Nawet nie spojrzała na mężczyznę, tylko czytała jakiegoś maila. – Pan prezes jest zajęty.

– W nosie to mam! – huknął raptus. – W tej chwili muszę się z nim widzieć!

– Chwileczkę – rzuciła, podnosząc się z miejsca. Obciągnęła za kolano spódnicę, która podwinęła się, odsłaniając więcej, niż wypadałoby to w firmie. Krokiem rasowej modelki ruszyła do gabinetu Shiroyamy. Zapukała dwa razy, a następnie wetknęła głowę do środka. Zaraz zjawiła się panna Sumiko. Otaksowała gościa mało entuzjastycznym spojrzeniem. Jej siostra wróciła na swoje miejsce.

– Coś się stało? – spytała panna Sumiko.

– Jeszcze się pani pyta?! Plac budowy to jakiś cyrk!! Skąd w ogóle wzięliście tę ekipę wykończeniową, co?!

– Sam pan nam ją polecił – odparła spokojnie panna Sumiko.

– Ach, doprawy?!

– Tak. Wraz z tym projektem kończymy z nimi współpracę, jeśli pana tak bardzo to drażni. Proszę zatem powiedzieć, co takiego się stało.

– Jest pani wyjątkowo zuchwała – warknął.

– Rozumiem, że nie przyszedł pan na skargę, tylko się wyżyć, co? – prychnęła. Zdawało mi się, że miała ochotę napluć mu w twarz. – W takim razie proszę więcej tak nas nie niepokoić.

– Słuchaj no, panienko z okienka – wyciągnął palec wskazujący, mało nie wkładając jej go do oka. Wyglądał tak, jakby za moment miał wykipieć jak garnek z zupą pozostawiony sam sobie. – Nie takim tonem do mnie.

– To pan niech spuści powietrze, bo zaraz przestanę być miła.

– Tak? Świetnie! Niech no tylko…

W tym samym momencie drzwi od gabinetu Shiroyamy otworzyły się. Mój były nauczyciel stanął w progu, wyglądając przy tym jak najprawdziwszy szef wszystkich szefów. Uśmiechnął się miło w stronę nieproszonego gościa.

– Zapraszam – powiedział krótko, znikając zaraz z powrotem we wnętrzu swojego biura. Gość fuknął coś jeszcze do panny Sumiko, a następnie, dumny przy tym jak paw, z uniesioną głową wszedł do gabinetu. Asystentka nie poszła za nim, tylko zamknęła drzwi, z całych sił starając się nimi nie trzasnąć.

– Ach, cholera! – warknęła. Ręce miała zaciśnięte w pięści tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. Tupnęła kilkakrotnie nogami, próbując wyładować napięcie. – Architekci to jakieś dno.

– Napij się kawy – podsunęła jej bliźniaczka, która siedziała obok mnie.

– Świetna myśl – wzięła głęboki wdech, a następnie wydech. – Też chcesz?

– Nie, już piłam.

– Mhm. A ty, Itsuki?

Westchnąłem w duchu. Tylko nie to.

– Nie, dziękuję – odpowiedziałem. Panna Kumiko zachichotała.

– Na pewno?

– Na pewno! Bardzo dziękuję!

– Wiesz, Itsuki nie pije kawy – powiedziała panna Kumiko, obracając się na krześle.

– Naprawdę?! Tak się da?

– Chyba już wszystkich to dzisiaj zaszokowało.

 

Początek sierpnia zaczął się deszczowo. W pierwszy poniedziałek miesiąca ostatecznie złożyłem dokumenty na oddział uniwersytetu Hokkaido w Tobetsu. Wybrałem zaoczny kurs rehabilitacji, licząc, że nie będzie to dla mnie zbyt wiele zachodu. Mogłem więc zachować świadczenie socjalne po ojcu. W dodatku miałem pracę, więc odciążałem mamę z dodatkowych kosztów utrzymywania mnie.

We wtorek bardzo chciało mi się spać w pracy, dopóki panna Kumiko nie przydzieliła mi fascynującego zajęcia. Segregowałem faktury według dat. Robiło mi się niedobrze na sam widok kilkunastu cyfrowych sum, ale to tylko samo przez siebie mówiło o wielkości i prestiżu podejmowanych przez firmę działań. Choć z reguły to panna Kumiko zajmowała się sprawami finansowymi, jednak tego dnia wyjątkowo mnie poprosiła, bym się tym zajął. Sama musiała napisać jakieś sprawozdanie na ich podstawie i zająć się podatkami. Zapisywałem na osobnej kartce datę przelewu, sumę, jaka została przelana, godzinę wpływu lub zlecenia oraz nazwisko. Musiałem to wszystko robić, by upewnić się, że na pewno nie pomylę się przy składaniu na odpowiednie kupki poszczególnych papierów. Później każda z tych faktur miała trafić do osobnego segregatora i byłby wielki problem, gdyby coś znalazło się w złym miejscu i zrobiłby się bałagan. Dlatego z całych sił starałem się wykonywać swoją pracę w należyty sposób. Poszło mi to zadziwiająco łatwo. Udało mi się jeszcze dwa razy sprawdzić, czy aby na pewno nie doszło do żadnej pomyłki, nim panna Sumiko podsunęła mi moje następne zadanie do wykonania. Było leniwe, deszczowe przedpołudnie, kiedy poprosiła mnie o nadanie kilku listów. Były osobiście zaadresowane przez pana Shiroyamę, więc niewątpliwie nie należały do pierwszej lepszej poczty. Pospiesznie dokończyłem więc odpisywanie na maila z zapytaniem czy istniała możliwość zamówienia projektu, po czym wziąłem parasolkę i ruszyłem żwawo na pocztę. O ile lubiłem wychodzić z pracy, to jednak nie lubiłem poczty samej w sobie. Dwie ulice od biurowca znajdował się niewielki oddział, w którym zawsze było mnóstwo osób. Głównie były to starsze panie opłacające rachunki. Wciąż, wyjście z biura należało do jednej z milszych alternatyw spędzania czasu. Wrzucałem wszystko do odpowiedniej skrzynki, po czym wracałem tą samą drogą, którą przyszedłem i na nowo zasiadałem do swoich prostych, biurowych zadań. Czasami panna Kumiko pytała czy nie kupiłbym jej kawy na wynos, bo akurat nieopodal znajdowała się jej ulubiona kawiarnia. Zachodziłem więc też tam od czasu do czasu i kupowałem dla niej latte z syropem waniliowym. Że też ludzie nie umierali od nadmiaru kawy.

Tego dnia tak samo poszedłem na pocztę. Wrzuciłem listy do skrzynki i ruszyłem w drogę powrotną. Szedłem pod parasolem, który pożyczyłem od mamy, nucąc przy tym jakąś piosenkę, pewnie usłyszaną w radio, podczas jazdy z Shiroyamą. Nie wiedziałem, jak ten utwór się nazywał, ale z jakiegoś powodu utkwił mi w głowie, jakby ktoś wbił mi gwóźdź w czaszkę. Szedłem więc, nie myśląc o niczym, tylko mrucząc pod nosem anonimową pieśń, aż nagle coś przykuło moją uwagę.

– Puszczaj! – doszedł do mnie całkiem znajomy głos. – Słyszysz?! Puść mnie, kurwa!

– Mówiłem ci przecież…

– Zostaw!

Stanąłem jak wryty. Kilkadziesiąt metrów ode mnie, gdzieś między bocznymi uliczkami, miała miejsce szarpanina. Nie mogłem tego zignorować, zważając jeszcze na fakt, że doskonale znałem ten głos, który z rozpaczliwym płaczem przedzierał się ponad ulewą. Ruszyłem pospiesznie w stronę, gdzie miała miejsce kłótnia. Choć żołądek na moment podszedł mi do gardła i coś ścisnęło moje serce, to wcale nie byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem Hitomi, szarpiącą się ze znacznie starszym od siebie mężczyzną.

Co robić, co robić?! – w mojej głowie uruchomił się alarm. Oboje byli przemoknięci do suchej nitki. Długie włosy przyjaciółki oklapły na jej kształtną buzię. On ubrany w elegancki garnitur, z drogim zegarkiem połyskującym na nadgarstku, ona w zwiewnej, różowej sukience w stylu hiszpanki, która przykleiła się do jej ciała jak druga skóra. Dostrzegłem, że miała oberwany rękaw. Nie mogłem jednak stać w nieskończoność i zza winkla obserwować, jak ten facet próbuje ją gdzieś zaciągnąć. Nie było nawet czasu, żeby się zastanowić, co robić! Złożyłem więc parasolkę, wziąłem głęboki wdech i z sercem na ramieniu oraz trzęsącymi się jak osika nogami, ruszyłem na ratunek.

Natarłem na mężczyznę, mało przy tym nie krzycząc w niebogłosy. Deszcz wpadał mi do oczu, nieprzyjemnie je drażniąc. Zamachnąłem się z całych sił, po czym uderzyłem faceta w tył głowy. Zaskoczony stracił na moment równowagę, zginając się nieco. Niestety, nie upadł, ale za to puścił Hitomi. Zamachnąłem się kolejny raz i z impetem powtórzyłem swój ruch. Coś gruchnęło. Nie byłem pewny czy to była jego głowa lub też może parasolka. Hitomi krzyknęła. Mężczyzna pochylał się ogłuszony, a ja nie wiedziałem, co dalej robić. Zauważyłem, że z lewego ucha zaczęła sączyć mu się krew, która zabarwiła kołnierz białej koszuli jak plama po winie. Działałem już instynktownie. Chwyciłem Hitomi za rękę, po czym rzuciłem się z nią do ucieczki. W ogóle nie protestowała. Biegła ze mną w deszczu, trzęsąc się i płacząc głośno. Szlochała tak strasznie, że aż mi zachciało się płakać. Już nawet nie byłem pewny czy to deszcz lub też łzy tak obficie spływały po jej twarzy.

– Itsuki – jęknęła, płacząc jak małe, zranione dziecko.

– Już dobrze – sapnąłem, nie przerywając biegu. – Jeszcze trochę! Już jesteś bezpieczna!

– Dziękuję – zaszlochała. – Dziękuję, dziękuję…

Nie wiem, dlaczego wpadłem na to, żeby zaprowadzić ją do firmy. Wsiedliśmy do windy, mocząc w niej całą podłogę. Hitomi trzęsła się, szczękając zębami. Trzymała się gołych ramion. Obdarty rękawek sukienki zwisał żałośnie jak opuszczona flaga podczas bezwietrznego dnia. Chciałem dać jej swoją marynarkę, ale to nie miało sensu – sam byłem przemoknięty. Poprosiłem ją, żeby zaczekała przed drzwiami, a sam wszedłem do biura. Odłożyłem swoją „broń” do parasolnika, kapiącą marynarkę odwiesiłem na wieszak i na tyle dyskretnie, na ile umiałem, zakradłem się do panny Kumiko. Kobieta siedziała na swoim miejscu, przeglądając coś w papierach. Pacnąłem ją delikatnie w ramię, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Odwróciła się do mnie zaskoczona, mało nie podskakując na krześle.

– Itsuki, na litość! Nie zakradaj się tak jak cichy zabójca! I jak ty wyglądasz, nie wziąłeś…

– Potrzebuję pomocy – przerwałem jej ze znaczącym tonem. Zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, jakby próbowała zgadnąć, co takiego od niej mogłem chcieć. – Jest pan Shiroyama?

– Wyszedł zaraz po tobie. Musiał coś załatwić. Co takiego chcesz?

Głową wskazałem w stronę drzwi. Westchnęła ciężko, podnosząc się niechętnie z miejsca. Chyba tylko fakt, że kupowałem jej od czasu do czasu kawę zmusił ją do pójścia ze mną. Oboje wyszliśmy na korytarz, na którym czekała na nas Hitomi. Nie była już jednak sama. Przyjaciółka kucała pod ścianą, a obok niej znajdował się pan Shiroyama. Dziewczyna zakryła gołe ramiona jego marynarką, podobnie jak podczas balu. Panna Kumiko niemalże się zapowietrzyła, widząc, w jakim stanie była moja przyjaciółka, a mnie serce podeszło do gardła, gdy zobaczyłem, że Shiroyama był na miejscu. Wstał na nasz widok. Minę miał dość nieprzyjemną. Zdaje się, że był to mój ostatni dzień w pracy.

– Panno Kumiko, pomogłaby nam pani? – spytał. – Proszę zająć się panienką Hitomi.

– Tak, oczywiście.

Panna Kumiko w jednej chwili doskoczyła do mojej przyjaciółki. Pomogła jej wstać, otaczając ją ramieniem, po czym zaprowadziła ją do środka firmy. Zostałem sam z panem Shiroyamą.

– Ja… – wykrztusiłem z siebie, próbując jakoś się wytłumaczyć.

– Bardzo bym prosił, żebyś starł te mokre ślady – przerwał mi, nim w ogóle powiedziałem coś z sensem. – Cała winda pływa. Nie chciałbym, żeby ktoś się tu poślizgnął. Mop wraz z tabliczkami są w schowku w holu.

– Dobrze – wymamrotałem. – Ja chciałem tylko…

– Porozmawiamy, jak skończysz. Będę w biurze.

Wyminął mnie bez słowa, po czym wszedł do firmy. Stałem tak jeszcze kilka sekund, próbując zapanować nad łzami, które w jednym momencie zaczęły mi się cisnąć do oczu. Ten chłód, który od niego bił… Pierwszy raz był taki w stosunku do mnie. Zawsze miał życzliwy ton, uśmiechał się, starał się być wyrozumiały. Ale nie dziś. To zabolało tak, jakby ktoś mnie kopnął w brzuch.

Zrobiłem to, o co kazał mi zrobić mój szef. Wziąłem ze schowka w holu wiadro z mopem oraz żółte tabliczki, ostrzegające przed śliską powierzchnią. Starłem podłogę w holu, korytarzu oraz w windzie. Rozłożyłem znaki, schowałem resztę rzeczy na swoje miejsce i wróciłem do biura. Po drodze minąłem się z panną Sumiko.

– Idę kupić coś twojej koleżance – powiedziała, widząc mnie z daleka.

– Dziękuję. A czy… pan Shiroyama…

Pokręciła głową.

– Nie jest zły. Spokojnie. Ma dziś ciężki dzień, a takie rzeczy się zdarzają. Nie bierz tego do siebie. W końcu przywykniesz, że bywają tu gorsze i lepsze dni.

– Dobrze. Już się bałem, że może… Sam nie wiem.

– Że może wylecisz? – zaśmiała się. – Daj spokój.

Poczułem, że się rumienię. Panna Sumiko posłała mi ostatni ciepły uśmiech, po czym żwawym krokiem ruszyła w stronę windy. Postukiwanie jej obcasów, które nigdy nie kojarzyło mi się z niczym przyjemny, zabrzmiało jakoś tak kojąco.

 

Shiroyama siedział przy swoim biurku w gabinecie. Hitomi przysiadła przy biurku panny Sumiko. Miała na sobie męską koszulę i marynarkę. Zgadywałem, że obie te rzeczy należały do pana Shiroyama. Poza tym nie miała na sobie niczego, co mogłoby zakrywać jej nogi. Shiroyama patrzył jednak w ekran swojego telefonu, uśmiechając się przy tym.

– Przepraszam – powiedziałem, wchodząc do środka. Zerknął na mnie na moment, po czym wrócił wzrokiem do oglądania czegoś na smartfonie.

– Mhm – mruknął.

– Dobrze się czujesz? – spytałem, kucając przy Hitomi. Wziąłem ją za rękę.

Pokiwała głową, spuszczając wzrok. Odwzajemniła mój uścisk dłoni, co sprawiło, że poczułem coś w rodzaju ulgi.

– Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem – wymamrotałem. – Nie chciałem. Nie wiem dlaczego…

– W porządku.

– Ach, wiecie co! – przerwał nam Shiroyama, wzdychając głośno. Niemal podskoczyłem na dźwięk jego głosu. – Mąż mi właśnie przysłał filmik, jak nasze dziecko próbuje się podnieść. Ledwo skończył pięć miesięcy! Mały będzie niezłym ziółkiem, już to czuję.

– Pięć miesięcy? – powtórzyła Hitomi zachrypniętym głosem. – Maleństwo.

– Prawda? Maluszek! Już się odzwyczaiłem, że dzieci są takie małe i kruche. Kto by pomyślał, że każdy był kiedyś takim szkrabem. Życie było wtedy z pewnością prostsze.

– Na pewno – wymamrotałem.

– Itsuki, mam do ciebie małą prośbę. W zasadzie, to duża prośba. Rzekłbym nawet, że to coś w rodzaju przysługi.

– Tak? – spytałem niepewnie.

– Tak. Zbliża się Święto Zmarłych, od którego firma będzie zamknięta na dwa tygodnie. Wiesz, żeby każdy mógł sobie bez problemu odpocząć, gdzieś pojechać. Są też przecież te wszystkie festiwale i cały ten klimat jakoś nie sprzyja pracy. Tak się składa, że też planowaliśmy na kilka dni gdzieś wyskoczyć, tylko jest jeden problem w postaci kota. Chcieliśmy go wziąć ze sobą, ale zanim o tym pomyśleliśmy, okazało się, że hotel, w którym złożyliśmy rezerwację, nie akceptuje zwierząt, a inne hotele, w których zwierzęta są mile widziane, nie mają już miejsc. Przechodząc do meritum – ktoś musi przychodzić i zajmować się kotem pod naszą nieobecność. Czy chciałbyś to robić?

– Ach… ja…?

– On nie jest wymagający, śpi większość czasu i nic go nie obchodzi, tylko musi dostać jeść dwa razy dziennie, mieć świeżą wodę i czasami domaga się pieszczot. To jak?

– Ja…

Poczułem uderzenie w kostkę. Hitomi kopnęła mnie dość subtelnie bosą stopą. Tak, zdecydowanie miała rację.

– W sumie, czemu nie.

– Naprawdę?

– Tak. Chętnie się nim zajmę.

– Super! – zatarł ręce z zadowolenia. – Oczywiście, nie myśl, że to za darmo. Mowy nie ma.

Niedługo później wróciła panna Sumiko z ubraniami dla Hitomi. Kupiła dla niej luźne dresy ze ściągaczem, regulowane na sznurek, prostą, białą koszulkę, bluzę oraz, co mnie nieco skrępowało, bieliznę na przebranie. Przyjaciółka podziękowała jej może nie wylewnie, ale za to bardzo szczerze, co rozczuliło pannę Sumiko. Hitomi poszła się przebrać do łazienki. Wraz z nią wyszła asystentka Shiroyamy i zostałem ze swoim szefem sam na sam.

– Co jej się stało? – spytał. W jednym momencie jakby zrzucił z siebie jakąś maskę. Był naprawdę zmartwiony.

– Sam chciałbym wiedzieć – przyznałem. – Przepraszam, że ją tutaj przyprowadziłem, nie powinienem był.

– Nie, przestań. Nie masz za co przepraszać. Pewnie uratowałeś damę w opresji i jestem odrobinę ciekaw, co żeś zrobił, bo z tej twojej połamanej parasolki zrobiła się ładna, krwista kałuża.

– Połamałem ją?!

Shiroyama się roześmiał. Mnie za to świat zawirował przed oczami. Serce wręcz podeszło mi do gardła. Parasolka mamy!

– Na to wychodzi.

– Muszę to posprzątać – wymamrotałem.

– Sam to wytarłem, żeby nikt się nie wystraszył.

– Och… dziękuję.

– Nie ma za co. To powiesz mi, co i jak?

– Po prostu… Jakiś facet ją ciągnął gdzieś. Szarpali się. To był przypadek, że akurat tamtędy przechodziłem. Byłem wysłać listy.

Shiroyama jakby spiął się w jednym momencie. Wyprostował się, patrząc mi prosto w oczy. Ton głosu miał przy tym lodowato poważny.

– Ale je wysłałeś? – przerwał mi.

– Tak! To było w drodze powrotnej.

Opadł z ulgą na fotel jak materac, z którego ktoś spuścił powietrze.

– I ruszyłeś na ratunek? – kontynuował już spokojnym tonem.

– Tak. Nie mogłem stać z założonymi rękoma.

– Ach. Dobry z ciebie chłopak, Itsuki – powiedział, uśmiechając się do mnie łagodnie. Miałem wrażenie, że nogi mam z waty. Moje serce w jednej chwili zaczęło topnieć jak masło pozostawione na słońcu. Było jak taka półpłynna, ciepła masa, którą Shiroyama mógł wziąć w ręce, dowolnie się nią bawić i kształtować.

Jak tylko Hitomi wróciła do biura, powiedział, że mogę iść do domu. Byłem zaskoczony, by zwykle siedziałem do zamknięcia firmy, jednak tym razem Shiroyama kazał mi odeskortować moją przyjaciółkę w bezpieczne miejsce.

Jaki to był dziwny, deszczowy dzień.

 

O-bon nadeszło zdecydowanie zbyt szybko w tym roku.

Połowa sierpnia uciekła mi w mgnieniu oka. Zaczęło się moje wolne w pracy i pozostały trzy dni do wyjazdu Shiroyamy z rodziną oraz mojej opieki nad kotem. Im dłużej nad tym myślałem, tym coraz bardziej żałowałem, że się zgodziłem. Musiałem zająć się tym rudym potworem, za którym, nie ukrywając niczego, w ogóle nie przepadałem.

– Nie wierć się przez chwilę!

– Jest za duża!

– Yuzuki, na litość, wcale nie jest za duża…

Westchnąłem głęboko, słysząc nawet przez słuchawki, jak mama i Yuzuki wykłócały się o głupie kimono. Podkręciłem głośność, by chociaż trochę zagłuszyć harmider z pokoju obok. Słuchałem jakiegoś trapu. Starałem się już o niczym nie myśleć, tylko o grze, w którą grałem. Mało wymagająca gra, w której byłem zrzuconym na obcą planetę żołnierzem i strzelałem do wszystkich wyskakujących potworów.

Coś rozbolały mnie plecy. Poprawiłem się nieznacznie na wysłużonym fotelu. Ach, do cholery.

Mój telefon rozdzwonił się nagle w całkiem niespodziewanej chwili jak diabelska machina do przyprawiania o zawał. Niemal podskoczyłem w miejscu z zaskoczenia. Plecy jeszcze mocniej mnie rozbolały. Zastopowałem szybko grę, po czym spojrzałem, kto ośmielał się przerwać mi ostrzał obślizgłego stwora zmutowanego z krokodyla i trójgłowego psa. Hitomi.

– Halo? – odebrałem.

– Hej. Jesteś w domu?

– Jestem.

– Mogę wpaść?

– Jeśli chcesz. Mama i Yuzu właśnie robią ostatnie poprawki przy stroju młodej.

– Idziecie na festiwal?

– Ja nie.

– Czemu nie?

Wzruszyłem ramionami, czego oczywiście nie mogła zobaczyć. Nic nie odpowiedziałem, więc kontynuowała:

– Miałam nadzieję, że pójdziemy razem.

– Jakoś mnie nie bawi puszczanie lampionów.

– To nie. W takim razie przyjdę, pomogę twojej mamie i pójdę z nią oraz Yuzu na festiwal.

– A twoi rodzice?

– Co z nimi?

– Oni nie idą?

– Nie – odpowiedziała po krótkiej chwili milczenia. – Oni też nie lubią puszczać lampionów. Ty możesz pójść do nich. Ojciec zaprosił znajomych i gra z nimi w madżonga.

– Madżong? Trochę pospolite.

– A co? Może umiesz grać w szachy? Właśnie wchodzę do ciebie na klatkę, otwórz mi.

Westchnąłem ciężko, podnosząc się z fotela. Ruszyłem do drzwi.

– Może nawet umiem – rzuciłem, po czym rozłączyłem się. Otworzyłem jej drzwi, kiedy akurat wchodziła na moje piętro po schodach. Pomachaliśmy sobie z daleka.

– Tak? – sapnęła zmachana, docierając do mnie. – To mnie nauczysz.

Hitomi miała na sobie uroczą, różowo-szarą yukatę. Włosy związała w wysoki, okazały kok, w który wpięła kushi. Wyglądała jak cudna lalka ze swoją małą torebeczką i w drewnianych sandałach.

– Z przyjemnością. Wyglądasz pięknie – przyznałem.

– Dziękuję. Ledwo się ruszam.

– Hitomi! – dobiegł nas głos Yuzuki z pokoju. – Hitomi przyszła!!

– No już! Zaraz pójdziesz się przywitać – mama skarciła moją siostrę. Hitomi się roześmiała. Poszliśmy oboje do salonu, gdzie rozgrywał się krawiecki festiwal.

Yuzuki stała z narzuconym na ramiona kimonem, które mama sprawnie pozszywała tymczasowo szpilkami. Siostra wręcz zaczęła podskakiwać w miejscu z ekscytacji na widok mojej przyjaciółki.

– Dzień dobry – Hitomi lekko skłoniła się mojej mamie.

– Cześć, skarbie – odparła mama. Spojrzała na Hitomi i aż zaparło jej dech. – Ach!! Wyglądasz jak z bajki! – oznajmiła. Hitomi nijak nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Dziękuję.

– Ja też! Też chcę tak wyglądać! – Yuzuki już nie mogła wytrzymać.

– No, już. Jeszcze trochę.

– Może pomóc? – zasugerowała Hitomi. – Nie znam się na szyciu, ale może coś się uda.

– Nie, kochanie, nie musisz – mama zaśmiała się niezręcznie. – Posiedźcie gdzieś sobie. A pójdziesz z nami na festiwal?

– Tak chciałam zrobić.

– Świetnie.

– Super!!

– Itsuki, wyciągaj kimono – powiedziała mama.

– Co? Nie! Nigdzie nie idę!

– Daj spokój.

– No, chodź – Hitomi wzięła mnie pod rękę, ciągnąc do pokoju. Poddałem jej się bez najmniejszego oporu. Na litość, za co…

– Chodź też – powiedziała, zamykając drzwi za nami. Usiadłem na łóżku, a ona ostrożnie przysiadła przy mnie. – Co jest ciekawego w siedzeniu w domu?

– A co jest ciekawego w świętach, które mają uczcić pamięć ludzi, którzy już nie istnieją? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – Tyle lat nie byłem na tym głupim święcie i teraz też nie mam zamiaru.

– Dlaczego?

Wzruszyłem ramionami.

– Nie lubisz lampionów?

Westchnąłem ciężko. Hitomi wzięła mnie za rękę. Spletliśmy palce. Poczułem, jak robi mi się niedobrze.

– Mówiłem ci chyba kiedyś, że miałem jeszcze jedną siostrę? – wymamrotałem. – Nie byłem na O-bon, odkąd zmarła. Odeszła niedługo przed Świętem Zmarłych. Dlatego tak źle to wszystko mi się kojarzy.

– Rozumiem.

– Wcale nie chcę tego zmieniać.

– Domyślam się. Jak miała na imię twoja siostra?

– Amaya.

Wzięła głęboki wdech.

– Przypuszczam, że gdyby Amaya tu była, to bardzo by chciała, żebyś poszedł z mamą i Yuzuki wypuścić lampiony. Szczególnie, biorąc pod uwagę fakt, co takiego stało się kilka miesięcy temu. I chcę, żebyś poszedł i nie zostawał sam w domu. Nie możesz się zamykać.

Zacisnęła swoją delikatną, nieco spoconą dłoń na mojej, aż przeszedł mnie dreszcz. Jakby tysiąc malutkich myszek swoimi malutkimi łapkami z jeszcze mniejszymi pazurkami przebiegło mi w tym samym momencie w dół pleców. Jej rozgrzana skóra pachniała jakimiś słodkimi owocami. Właśnie to zapamiętałem z momentu, jak pochyliła się, by mnie pocałować w policzek. Przytrzymałem ją, nie chcąc, by się oddalała. Oddałem pocałunek, lekko muskając jej skroń. Ciekawe czy ja też pachniałem w jakiś ładny sposób, a może pachniałem zwyczajnie. Nijako.

– Wiesz co – powiedziała zupełnie niespodziewanie – pachniesz jak bawełna.

– Że co? – roześmiałem się. Zdaje się, że czytała mi w myślach.

– Naprawdę! Pachniesz jak świeża bawełna. Taki biały, miękki kokon. Aż mam ochotę cię ścisnąć w dłoniach.

– Nie rób tego. Nie ściskaj mnie.

– Nie mam zamiaru. Jeszcze cię wycisnę, a czasami boję się, że już tak mało jest ciebie w tobie. Boję się, że znikniesz.

– Ostatnio to ty zniknęłaś. Ale nie powinienem mieć ci tego za złe. Zachowałem się jak buc.

Pokręciła głową.

– To już nie ma znaczenia.

 

Poszliśmy całą czwórką nad okoliczne jezioro. Po drodze mijaliśmy liczne wózki z jedzeniem i wyrobami rzemieślniczymi. Ludzie tłoczyli się wszędzie jak obślizgłe, spocone mrówki. Zapach ulicznego jedzenia przyprawiał mnie o mdłości i wydawało mi się, że jeszcze minuta w tym tłumie, a zwymiotuję ze stresu albo zacznę krzyczeć. Hitomi trzymała mnie za rękę i chyba jeszcze to w jakimś stopniu pomagało mi utrzymać się w świecie rzeczywistym. Co jakiś czas wzmacniała uścisk, po czym go luzowała, jakby próbowała się upewnić, że wciąż przy niej byłem i nigdzie nie odleciałem. Odpowiadałem tym samym, wdzięczny, że w dalszym ciągu przy mnie była.

Nie potrafiłem opanować drżenia rąk w momencie, kiedy próbowałem zapalić lampion. Wydawało mi się, że poszczególne płaty mojej świadomości odchodzą ode mnie gładko, kawałek po kawałku. Jakby ktoś obierał banana. Drżącymi jak w głębokim delirium dłońmi zapaliłem zapałkę, a jej płomień ostrożnie zbliżyłem do drewnianej podpałki lampionu. Yuzuki trzymała go, pilnując przy tym, by się nie złożył. To by była prawdziwa tragedia, bo chyba cały lampion by się spalił. Nad brzegiem jeziora stało mnóstwo ludzi. Chłód zmierzchu wilgotnym łapskami chwytał moje odkryte kostki. Lampion się zapalił, po czym lekko uniósł w górę pod wpływem gorącego powietrza. Płomień był ciepły, spokojny. W przeciwieństwie do mnie. Malutkie języki ognia tańczyły radośnie przed moimi oczami jak banda beztroskich dzieci. Yuzuki krzyknęła z radości.

Hitomi i Yuzuki zabrały ode mnie lampion, po czym we dwie delikatnie wypuściły go w powietrze. Uniósł się wraz z innymi, robiąc wspaniałe piruety. Oddalał się od nas coraz bardziej, aż w końcu nie mogłem go odróżnić od innych. Był już tylko jednym z punkcików z całej tej ciepłej masy kolorowych życzeń wypuszczonych w przestrzeń. Pomyślałem, że właśnie tak dusza odchodziła z człowieka. Jasna, ciepła kula odlatywała w przestrzeń, aż w końcu stapiała się w jedno z innymi kulami. Bardzo chciałem też wierzyć w to, że właśnie tak umarła Amaya. Że właśnie tak umarł tata. Wyleciał z nich jakiś płomyk, szybując prosto do nieba. I to wcale nie bolało. Choć śmierć mogła wydawać się bolesna, to jednak w momencie, gdy nadchodził koniec, nie czuło się już nic.

W jednej chwili tknęło mnie, że muszę coś zrobić. W końcu. Teraz albo już nigdy więcej. To był ten jeden moment, kiedy mogłem albo się odezwać, albo zamilknąć już na zawsze. Poszedłem do mamy, która szykowała aparat, by zrobić nam zdjęcie. Hitomi i Yuzuki zostały przy brzegu, oglądając, jak tysiące lampionów płynęło po niebie niczym malutkie, świecące żaglówki na tafli zimnego jeziora.

– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmiłem, czując jak łzy zbierają mi się w oczach. Wiedziałem, że lada moment nie wytrzymam. Czułem, że pęknę i wszystko wyleje się ze mnie tak gwałtownie, czego w ogóle nie chciałem.

– Tak?

– Ja… Hitomi… Hitomi nie jest moją dziewczyną – wykrztusiłem z siebie. Nie wytrzymałem. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, pociągnąłem nosem. W ogóle przestałem jakkolwiek siebie kontrolować.

Mama przez moment patrzyła na mnie bez wyrazu. Pokiwała ostrożnie głową, po czym posłała mi ciepły uśmiech. Ściskała w dłoniach nieco już wysłużony polaroid.

– Wiem.

Pokiwałem głową. Tak bardzo starałem się opanować, ale nie mogłem. Za nic w świecie nie mogłem przestać bać się odrzucenia.

– Przepraszam.

– Nie przepraszaj. Wiem, że nigdy nią nie była.

– Mamo… – jęknąłem, zalewając się łzami.

Wyciągnęła szeroko ręce, a ja, jak mały chłopiec, wtuliłem się w nią. Objęła mnie tak mocno i czule, prawie tak samo, jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem. Trzymała mnie, drżąc. Sama zaczęła płakać.

– Dlaczego nigdy wcześniej nie chciałeś mi powiedzieć? – spytała, gładząc mnie po plecach. – Przecież wiesz, że nigdy bym się na ciebie nie zezłościła o to. Rozumiesz? Itsuki, przecież tak bardzo cię kocham.

– Bałem się – wymamrotałem w jej szyję. – Strasznie się bałem.

– Proszę cię, nigdy nie bój się tego, że kogoś kochasz.

– Nie będę – potrząsnąłem głową. – Już nie.

To był dziwny, ciepły wieczór. Mama przytulała mnie do siebie ciasno, płacząc ze mną, jakby za kilka chwil miał odbyć się koniec świata. Z tym, że to wcale nie był koniec. Był to nowy, lepszy początek.

Późnym wieczorem odprowadziłem Hitomi do domu. Szliśmy obok siebie przez dłuższy czas w odprężającej ciszy. Przy Hitomi wcale nie musiałem się odzywać. Mogliśmy oboje milczeć i w żaden sposób by to nam nie ciążyło. Rozumiała jak nikt, że czasami po prostu nie miałem ochoty się odzywać. Taki najzwyczajniej w świecie byłem. Jednak w końcu się odezwała. Wzięła mnie pod rękę, jakbyśmy znali się już dwadzieścia lat i powiedziała:

– W końcu jej powiedziałeś.

Westchnęła głęboko, jakby z ulgą. Zaśmiałem się pod nosem.

– W końcu.

– Trochę się zbierałeś. Ale zareagowała lepiej niż się tego spodziewałam.

– Tak. Cieszę się, że tak to wyszło.

– Ja również. Oficjalnie: jesteś gejem!

– Jestem gejem!

– Głośniej!

Stanęliśmy. Nabrałem w płuca powietrza, ile tylko byłem w stanie, po czym wrzasnąłem na cały głos:

– Jestem gejem!!!

Mój głos rozniósł się imponującym echem po okolicy. Hitomi krzyknęła. Oboje zaczęliśmy krzyczeć. Chyba było nas słychać aż na końcu świata. Pewnie cudaczne stwory, które tam żyły, wszystkie ludzkie lęki i zgryzoty słuchały nas z przerażeniem. Oto, jacy właśnie się staliśmy – przerażająco niepokojący.

 

Kilka dni później zostałem sam z kotem. Shiroyama wraz z kluczem od mieszkania zostawił mi najpotrzebniejsze wskazówki, w tym (o cholera!) kod do alarmu. Powiedział dokładnie, co mam robić przy każdym wejściu do domu oraz wyjściu. Tak, bym przypadkiem nie włączył alarmu i nie wezwał patrolu policji. Przy okazji opowiedział zabawną anegdotkę, jak kiedyś sam niechcący uruchomił alarm, ale zdążył go szybko wyłączyć, nim został wysłany sygnał do najbliższego patrolu. Miałem nadzieję, że mnie coś takiego się nie przytrafi.

Pierwszego dnia rano zabrałem ze sobą Hitomi. Z jakiegoś powodu czułem się nieswój z myślą, że miałbym pójść sam do cudzego domu. Jednak pójście gdziekolwiek z Hitomi dodawało otuchy. Z nią mógłbym włamać się do tajnych rządowych danych i nie czuć przy tym ani krzty wstydu czy poczucia dokonania zbrodni. Zrobiłem wszystko zgodnie z tym, co nakazał mi Shiroyama. Mieliśmy dokładnie trzydzieści sekund, by wyłączyć alarm. Wpisując kod czułem się trochę, jakbym rozbrajał bombę. Na całe szczęście, cała operacja przeszła pomyślnie. Zdjęliśmy więc buty, po czym weszliśmy do salonu. Przez kilka chwil nie mieliśmy pojęcia, gdzie w ogóle byliśmy, bo całe pomieszczenie pogrążone było w egipskich ciemnościach.

– Co, do cholery? – rzuciłem, próbując oświetlić pomieszczenie telefonem. Doszło do nas miauknięcie. Coś nagle otarło się o moją nogę. Świetnie. Futrzak był w środku.

– Rolety antywłamaniowe – powiedziała Hitomi.

Nim zlokalizowaliśmy przycisk od rolet, znaleźliśmy włącznik światła. Dopiero później natrafiliśmy na pstryczki od rolet, które wyglądały dokładnie jak włączniki światła. Kilka chwil i cały salon wypełniony był światłem dnia.

Nakarmiliśmy kota w kuchni. Hitomi trochę go głaskała i przytulała. O dziwo, sierściuch łasił się do niej, jakby znał ją całe życie.

– Kochany jest – stwierdziła, otrzepując dłonie z sierści. Kot miauknął coś, przewracając się na plecy. Podciągnął tylne łapki i uniósł przednie. Naprawdę, gdybym go nie znał i nie wiedział, jaką bestią był w rzeczywistości, pewnie też dałbym się nabrać na te tanie kocie gierki. – Ojej! Spójrz!

– Daj spokój, zaraz cię ugryzie – prychnąłem.

– Chyba ciebie – odparła. – No nic. Trzeba brać się do pracy.

– Co?

Hitomi spojrzała na mnie znacząco, po czym wskazała głową na coś za mną. Odwróciłem się w stronę salonu. Wciąż jednak nie wiedziałem, o co mogło jej chodzić.

– Nie mów, że nie skorzystasz z okazji – rzuciła nieco prowokującym tonem.

Błądziłem wzrokiem po pokoju, aż w końcu zatrzymałem się na drzwiach przy schodach prowadzących na piętro. Przełknąłem ślinę. Czułem, jak zimny pot powoli spływa mi po plecach. Zdenerwowanie i ekscytacja uderzyły we mnie w jednym momencie. Zdawało mi się, że za moment świat zacznie kompletnie wirować i stracę głowę. To były drzwi sypialni.

– Nie powinniśmy – wymamrotałem, ledwo panując nad drżeniem w głosie.

– Daj spokój. Ile razy w życiu trafi ci się taka okazja? Sądzę, że nieczęsto.

Już samo bycie w tym domu wyłącznie z Hitomi przyprawiało mnie o skręt kiszek. Było mi nieswojo. Tak po prostu. Nawet nie rozważałem wcześniej wejścia do sypialni Shiroyamy.

– Serio… stara…

– Och, no dobra – westchnęła. – Tylko zerkniemy, cykorze. To nie tak, że mu plądrujesz chatę.

– To będzie plądrowanie prywatności.

– E tam – machnęła ręką, pewnym krokiem ruszając w stronę tajemniczych drzwi.

Mimowolnie poszedłem za nią, choć bałem się, że jak tylko chociaż zajrzymy do zakazanego pomieszczenia, to uruchomimy jakąś pułapkę na złodziei, jak w egipskich piramidach. Wydawało mi się, że zaraz włączymy zapadnię wypełnioną kolcami i jadowitymi skorpionami albo ze schodów stoczy się na nas głaz, który zrobi z nas dwa idealnie równe naleśniki.

Nacisnęła klamkę. Zamek cicho kliknął, nawiasy nie wydały z siebie żadnego dźwięku, gdy pchnęła lekko drzwi. Żadna z pułapek też się nie włączyła, ale wydawało mi się, że zaraz zwymiotuję. Dreszcze ekscytacji przeszły od mojego karku w dół, wzdłuż kręgosłupa. Nawet nie wiedziałem, że wstrzymywałem oddech i dopiero po krótkim momencie zdałem sobie z tego sprawę, jak tylko zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. Naszym oczom ukazała się przestronna, jasna sypialnia. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to ogromne łóżko z wysokim, obitym zagłówkiem. Wydawało mi się, że opadnie mi szczęka, Hitomi aż zagwizdała z podziwem.

– No, no! – rzuciła, wchodząc do środka.

– Mieliśmy tylko zerknąć – wymamrotałem, czego raczej nie usłyszała lub udawała, że nie słyszy. W każdym razie, podeszła do łóżka, po czym bez uprzedzenia rzuciła się na nie, zatapiając się w idealnie zaścielonej pościeli.

– Chodź tu! – zaprosiła mnie do przedniej zabawy, jaką było podskakiwanie na łóżku. Nie mogłem zaprzeczyć, wydawało się być naprawdę wygodne.

– Nie powinniśmy!

– No nie bądź pizda.

Ostatecznie położyłem się obok niej. Wydawało mi się, że serce za moment wyskoczy mi z piersi, tak mocno w niej łomotało. Nie docierało wtedy do mnie jeszcze, co takiego robiłem. Gdzie się właśnie, do cholery, położyłem.

– Myślisz, że po której stronie śpi? – spytała.

– Nie wiem.

– Ale jak ci się wydaje?

– Po lewej. Chyba.

– Po lewej, jak się stoi czy po lewej, jak się leży?

– Jak się stoi.

Podniosła się, po czym przeszła nade mną na czworaka. Położyła się po drugiej stronie, spychając mnie na miejsce, na którym wydawało mi się, że może spać Shiroyama. Myślałem, że zaraz dostanę jakiegoś paraliżu z tych nerwów.

– Leżysz tam, gdzie śpi. I jak każdy facet, pewnie robi milion innych rzeczy: czyta, rozmawia przez telefon. Założę się, że pewnie tutaj też sprawdzał wszystkie nasze sprawdziany. No i tutaj też się bzyka.

– Może nie robią tego w łóżku.

– Albo w ogóle tego nie robią. Ale spójrz na nich, to para, która rucha się wyłącznie po prysznicu i tylko w łóżku. Założę się, że pewnie dochodzą raz, a później udają, że nic się nie stało.

– Czemu tak mówisz?

– Nie wiem. Takie odnoszę wrażenie. Właśnie tak to sobie wyobrażam, gdy myślę o nim i o Matsumoto.

– Wyobrażasz to sobie?

– Wiesz, o co mi chodzi! – zaśmiała się. – Shiroyama pewnie zwala sobie sam.

– Pomyślałem sobie właśnie o czymś.

– Hm?

– Tak jakby… wślizgnęliśmy się mu do łóżka.

Hitomi parsknęła, opluwając mnie. Również zacząłem się śmiać. Wydawało mi się, że zaraz uruchomimy ten cholerny alarm samym naszym śmiechem. Leżeliśmy tak jeszcze jakiś czas, po prostu patrząc w sufit, aż Hitomi sięgnęła do szafki nocnej po swojej stronie. Złapałem ją za ramię, nim ją otworzyła.

– Już nie przesadzajmy – poprosiłem ją.

– Tylko zerknę.

– To samo mówiłaś pięć minut temu.

– Daj spokój. Jakie to i tak ma znaczenie? Wszedłeś do sypialni, położyłeś się na łóżku.

– Ale…

– Bla, bla, bla – mruknęła.

Otworzyła pierwszą z dwóch szuflad. Na wierzchu leżały jakieś drobiazgi. Nożyczki do paznokci, cążki, paczka soczewek jednodniowych, krem do stóp i jakieś inne mniej lub bardziej użyteczne przedmioty. Gdzieś pod spodem zamajaczyła miękka okładka książki.

– To strona Shiroyamy – oznajmiła Hitomi.

– Skąd wiesz?

Odgarnęła lekko przedmioty, które zasłaniały książkę. To nie była żadna powieść, tylko książka historyczna.

– Stąd – ułożyła przedmioty z powrotem na swoje miejsce. Otworzyła drugą szufladę. Tam również były książki. Oraz…

– Ha! – zaśmiała się, wyciągając pudełko prezerwatyw. Poczułem, jak gorąco uderza moje policzki. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek tak bardzo zmieszam się na widok paczki zabezpieczeń. Czułem się, jakbym dopiero co odkrył, że rodzice uprawiali seks. – Ekstra duże. Wow!

– Odłóż to, debilko!

– Nigdy nie widziałem ekstra dużych gumek – odparła, kompletnie mnie ignorując. Otworzyła kartonik, wysypując wszystkie pojedyncze prezerwatywy na łóżko jak confetti.

– Pozbieraj to!

– Ja pierdolę, Itsuki! – huknęła. – Odpuściłbyś już!

– Nie powinniśmy grzebać ludziom w rzeczach.

– Nie kłam, że nie chcesz mu przejrzeć rzeczy.

– Nie o to chodzi… Po prostu…

– Więc daj spokój! Jest dobrze. Nic złego się nie dzieje.

Włożyła prezerwatywy z powrotem do pudełka. Oprócz jednej. Zostawiła jedną, po czym odpakowała ją, rozrywając folię sprawnym ruchem. Wyciągnęła ze środka kondoma, starając się przy tym, by nie pobrudzić lubrykantem pościeli. Rozłożyła prezerwatywę i przez jakiś czas patrzyliśmy na nią oboje w ciszy.

– Spore – odezwałem się pierwszy, próbując przerwać dziwną ciszę, która znikąd między nami nastała.

– Ogromne! – wykrztusiła. – On ma takiego pytona w spodniach. O cholera. Okej, nie ma mowy, żeby był kiepski w łóżku z czymś takim.

– Nikt nie mówił, że jest kiepski w łóżku.

– Ale nikt też nie mówił, że jest dobry. Z takim fiutem mógłby rżnąć wszystko. Ciebie, mnie. Przysięgam, jeśli on się ze swoim facetem nie bzyka częściej niż dwa razy dziennie, to jest to największe marnotrawstwo świata. Takiego bym chyba nigdy z łóżka nie wypuściła.

– Nawet na chwilę?

– Nawet na chwilę. No, może na siku, bo trzeba, ale później bym kontynuowała. To jest dopiero facet z jajami.

Zawinęła prezerwatywę w chusteczkę, po czym włożyła ją do kieszeni wraz z folią zabezpieczającą. Odłożyła na miejsce pudełko i zamknęła szufladę, jakby nic się nie stało. Zajrzeliśmy do drugiej szafki. W środku też nie było nic nadzwyczajnego, jednak od razu stwierdziliśmy, że to była szafka pana Matsumoto. Było w niej więcej kosmetyków, a nawet słoiczek kapsułek z żelazem i kwasem foliowym. Znaleźliśmy też ciekawą broszurkę odnośnie gejowskiego seksu. Konkretnie tekst dotyczył tego, dlaczego seks analny był niebezpieczny. Patrzyliśmy na to przez jakiś czas całkiem skonsternowani.

– Po co miałby trzymać coś takiego w szafce? Homofobiczna ulotka – stwierdziłem, odkładając broszurę na swoje miejsce. Wyciągnąłem białą kopertę, która znajdowała się zaraz obok.

– Może dla śmiechu. Albo dla przypomnienia panu Shiroyamie, że nie powinni się ruchać. Powinniśmy to otwierać? – spytała, wskazując na kopertę, którą trzymałem.

– Teraz się przejmujesz czyjąś prywatnością?

Zajrzeliśmy do środka. Spodziewałem się w sumie znaleźć wszystko, ale nie dwa wyniki testu na HIV. Nawet Hitomi się zmieszała, widząc, co było w środku i kazała mi to schować. Nim jednak to zrobiliśmy, odkryliśmy, że oba miały wynik negatywny.

– Przynajmniej wiemy, że obaj są zdrowi.

– Jasne – odchrząknęła. – Potrzebowałam tej wiedzy jak powietrza.

Rozejrzeliśmy się po pokoju. W środku stała jeszcze masywna komoda, dziecięce łóżeczko i przesuwana szafa idealnie dopasowana we wnękę. Były jeszcze dwie pary drzwi, w które też obiecaliśmy sobie zajrzeć. Od drzwi zaczęliśmy.

Pierwsze prowadziły do całkiem sporej garderoby. Wszystkie wieszaki, szafki i szuflady niemal po brzegi wypełnione były ubraniami, bielizną i dodatkami. Od razu zauważyliśmy, że nawet część pana Shiroyamy była spora. Na wieszakach wisiały jego koszule, część z nich pamiętaliśmy ze szkoły. Oprócz tego miał mnóstwo zwyczajnych ubrań: jeansy, dresy, bluzy, koszulki, swetry. Podobnie wyglądała część Matsumoto. Garderoba jednak w żaden sposób nie zawróciła nam w głowie. Chociaż na mnie wywarła wrażenie. W końcu nieczęsto widuje się coś takiego.

Drugie drzwi prowadziły do łazienki. Na pierwszy rzut oka wydawała się dość ciasna, w porównaniu z resztą pomieszczeń, choć z drugiej strony, na co komu była potrzebna wielka łazienka. Toaleta była jednak duża na tyle, że mieściła pokaźny prysznic, wannę, w której mógłbym się zmieścić z całą moją rodziną, dwie umywalki zabudowane z szufladami. Jeszcze udało się zmieścić szafkę na kosmetyki. Co ciekawe, łazienka nie była zagracona. Z wielkim lustrem zajmującym niemal całą ścianę, całość wydawała się niebywale przestronna i idealnie dopasowana.

– Wykąpiemy się? – spytała Hitomi, pochylając się nad wanną. – Jaka wielka!

– Może nie teraz. Nie mamy ręczników.

– Racja. Następnym razem przyjdziemy przygotowani!

Otworzyła szafkę z kosmetykami, co z początku było niebywałym rozczarowaniem. W sumie nie wiem, czego mogliśmy się spodziewać po łazienkowej szafeczce dwóch facet. W środku były typowo męskie kosmetyki takie jak żel czy pianka do golenia albo woda kolońska. Żele pod prysznic, szampony. Nic ciekawego! Dopiero głębiej znaleźliśmy kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała. Nawet znaleźliśmy paczkę maseczek w płachcie. Choć wciąż, nie było w tym nic nadzwyczajnego.

– Otwieramy komodę? – spytałem, już zmierzając w jej stronę, gdy tylko wyszliśmy z łazienki.

– Zostawmy to na jutro, hm? Już i tak trochę tu siedzimy. Masz tu wrócić po południu.

– Nie przyjdziesz ze mną?

– Nie mogę – pokręciła głową. – Obiecałam mamie, że pójdziemy na zakupy. Jutro możemy przyjść razem.

– Okej.

– Chyba nie boisz się przyjść sam? – trąciła mnie łokciem w bok.

– Co ty – zaśmiałem się. Ledwo zapanowałem nad zdenerwowaniem w głosie. Oczywiście, że się bałem. Przyjście samemu do tego domu wydawało mi się zbyt abstrakcyjne.

Niedługo później stwierdziliśmy zgodnie, że powinniśmy już wracać. Hitomi na odchodne przytuliła jeszcze kota. Futrzak zaczął mruczeć zadowolony, jakby w ogóle nie był rudą bestią. Dość wylewnie go wygłaskała, po czym zapewniła go, że wróci jutro. Kot miauknął, jakby chciał zakomunikować, że zrozumiał, co powiedziała. Wpisaliśmy kod do alarmu, po czym wyszliśmy szybko z domu.

Późnym popołudniem wróciłem sam. W ciepłych promieniach powoli przygasającego słońca biała posiadłość wydawała się być monumentalnie przytłaczająca. Jakby coś czekało na mnie w środku, jakaś niekoniecznie pozytywna siła, która wabiła mnie do siebie. Wykonałem na wejściu całą procedurę z rana, upewniając się przy tym kilka razy, że na pewno dobrze wpisałem kod. Zdjąłem buty i już zmierzałem w stronę salonu, gdy zauważyłem, jak przed otwartymi drzwiami prowadzącymi do wnętrza domu, siedział kot. Patrzył na mnie tymi swoimi intensywnie zielonymi ślepiami, a mnie coś sparaliżowało. Nie wiedziałem nawet dlaczego. Po prostu stałem w miejscu jak kołek wbity w ziemię i wpatrywałem się w zwierzątko, które przeszywało mnie wzrokiem w sposób, w jaki jeszcze nikt i nic nigdy na mnie nie patrzyło. To spojrzenie było zbyt ludzkie jak na zwykłego kota.

– Dzień dobry – powiedziałem.

Kot miauknął w odpowiedzi. Wstał, przeciągnął się leniwie, po czym poszedł do kuchni.

Co ja sobie myślałem? Przecież to był zwykły kot. Postanowiłem więcej nie zaprzątać sobie tym głowy. Odmierzyłem futrzakowi odpowiednią ilość karmy, nalałem mu świeżej wody i wypuściłem na dwór. Pan Shiroyama poprosił, bym robił to chociaż raz podczas wizyt, gdyż kot był jednocześnie domowy i podwórkowy. Wyszedłem z nim na werandę i zapaliłem papierosa. Popiół strzepywałem na trawę, uważając przy tym, by nie ubrudzić podestu. Rudy w tym czasie wąchał kwiatki, kicał po trawie i ocierał się o krzaczki. Patrzyłem tak na niego, czując jak ogarniało mnie coraz większe uczucie niepokoju. Z każdym jego krokiem, przewrotem na grzbiet oraz miauknięciem, wydawało mi się, że ktoś się na mnie patrzył. Rozejrzałem się, wyraźnie czując na sobie czyjś wzrok. Nikogo jednak nie dostrzegłem, a zewsząd otaczała mnie błoga cisza zmierzchającego dnia. Był tu tylko kot i ja.

Niedługo później obaj wróciliśmy do środka. Niedopałek spuściłem w toalecie. Kot, jak z początku nie tracił mnie z pola widzenia, tak w końcu znudził się mną i poszedł gdzieś się położyć. Ja mimowolnie skierowałem swe kroki do sypialni. Uchyliłem drzwi, jakbym bał się, że ktoś mnie na tym przyłapie. Zajrzałem do środka. Sypialnia wyglądała tak samo jak rano. Duże łóżko zachęcająco rozkładało się przede mną. Nie mogąc oprzeć się pokusie, położyłem się na nim. Wtuliłem się w miękką narzutę i zamknąłem oczy. Nawet nie wiedziałem kiedy przysnąłem. Była to krótka, choć mocno wytrącająca z równowagi drzemka. Mój płytki sen został przerwany przez telefon. Podniosłem się rozespany, choć wciąż z uczuciem, że wcale nie byłem sam. Nie wiedziałem z początku, gdzie w zasadzie byłem i poczułem, jak narasta we mnie panika. Dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, w jakim miejscu się znajdowałem i po co tam byłem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, z całych sił starając się nie być spanikowanym ani nie brzmieć śpiąco. Dzwonił pan Shiroyama.

– Cześć, Itsuki – przywitał się wesoło. – Tak dzwonię zapytać, jak ci idzie pierwszy dzień. Kiciuś sprawiał jakieś problemy?

– Dzień dobry… wieczór. Nie. Wszystko w porządku. Właśnie… Właśnie jestem u pana i powoli zbieram się do wyjścia.

Zerwałem się z łóżka, z całych sił starając się nie brzmieć, że aktualnie to robiłem. Zauważyłem, że kot siedział w progu. Podobnie jak wtedy, kiedy przyszedłem, patrzyliśmy na siebie w ciszy. Zwierzątko w jednej chwili poderwało się, odwracając swoje chude ciałko bokiem. Najeżył sierść, sycząc groźnie. Ach, świetnie! Jeszcze potrzebowałem tego, by w rudym obudziły się jego mordercze instynkty.

– Słyszę, że Taidze niekoniecznie się to podoba – Shiroyama roześmiał się w słuchawkę. Zdaje się, że usłyszał kocie syczenie. – Nie przejmuj się nim, ten typ tak ma. Jest bardzo humorzasty.

– Zauważyłem.

– Właśnie! Jest jedna ważna kwestia, o której ci nie powiedziałem, a powinienem był to zrobić.

– Tak?

– Mieszka z nami duch.

Stałem przez kilka sekund w ciszy, przyciskając komórkę do ucha. Patrzyłem przy tym na kota, który tak nagle, jak zaczął stroszyć sierść, tak nagle wycofał się, miaucząc głośno. Nie byłem pewny, o co temu zwierzakowi w ogóle chodziło.  Tak samo nie docierało do mnie to, co właśnie powiedział Shiroyama. Skołowany zamknąłem za sobą drzwi sypialni. W jednej chwili przeszył mnie silny chłód.

– Ach… duch… – powtórzyłem, nie wiedząc w ogóle, co mówiłem. – Duch?

– Ale nie martw się, jest niegroźny. Czasami tylko rzuca pilotem od telewizora, ale tak to w niczym nie przeszkadza. Taki nasz osobisty poltergeist. Nazwaliśmy go Rimo (rimo-con z japońskiego dosłownie pilot np. od telewizora dop. aut.).

– Pan żartuje.

– Wcale nie żartuję! Choć bardzo bym chciał. Gdybyś poczuł się dziwnie, jakbyś nie był sam albo coś w tym guście, to pewnie dlatego, że gdzieś jest w pobliżu. No i Taiga wciąż czasami się denerwuje w jego towarzystwie.

– To wiele wyjaśnia – wymamrotałem. – Muszę przyznać, że czuję się…

– Obserwowany?

– Tak.

– Ach, nie martw się.

– Ciężko z tym teraz będzie.

– Jeśli nie czujesz się komfortowo, to w pełni zrozumiałe. Przepraszam, powinienem był ci wcześniej powiedzieć. Nie zmuszaj się, jeśli to cię martwi.

– Skądże. W porządku. To znaczy… Tak mi się wydaje. Muszę to jeszcze jednak przyswoić.

– Jasne. Gdybyś jednak nie chciał przychodzić, to daj mi znać.

– Dobrze. Chociaż wydaje mi się, że nie stchórzę.

Roześmiał się wesoło.

– Skoro tak uważasz!

– Tak – wymamrotałem w słuchawkę. Odważyłem się przy tym na następny odważny krok z mojej strony. Głęboki wdech i wydech. – A co u pana?

– U mnie? – zdaje się, że nie spodziewał się, że w ogóle zapytam o coś takiego. – Nie ma tu żadnych duchów, więc jest w porządku – zaśmiał się.

– Z kim rozmawiasz? – usłyszałem po drugiej stronie głos pana Matsumoto. Poczułem, jak mój żołądek się kurczy.

– Z Itsukim – odpowiedział swojemu partnerowi mój były nauczyciel i jednocześnie mój aktualny pracodawca.

– Ach! Z niuńkiem wszystko w porządku? – w głosie lekarza wyraźnie pobrzmiało zmartwienie. Ten kot był dla niego oczkiem w głowie.

– Niuńkiem – prychnął Shiroyama pod nosem, co oczywiście usłyszałem. Chyba nie tylko ja miałem takie negatywne nastawienie co do kota. – Poczekaj, dam cię na głośnik. Mhm… Okej. Z Taigą wszystko dobrze, prawda, Itsuki?

– Wszystko w jak najlepszym porządku – siliłem się na w miarę entuzjastyczny ton, mając świadomość, że Matsumoto również mnie słyszał. Jednocześnie patrzyłem na kota, który znów usiadł przede mną, wpatrując się intensywnie w moją osobę.

– Nie próbował na ciebie skakać?

– Od pięciu minut jeszcze nie – odparłem. Zaraz pożałowałem, że nie ugryzłem się w język. Shiroyama roześmiał się w głos. Nie byłem jednak pewny, jak zareagował na to Matsumoto. Czułem, że już byłem u niego już na kompletnie straconej pozycji, ale to nic. To nie na nim mi tutaj zależało, tylko na jego mężu.

– On tak ma. Jak coś mu się nie podoba, to robi się nerwowy – ton lekarza był jak zwykle opanowany i uprzejmy. Przerażające. – Możesz dać mu trochę kocimiętki.

– Kocimiętki?

– W lewej szafce w wyspie za karmą i żwirkiem, w pojemniku na zatrzaski jest opakowanie z zakrętką, którą trzeba przycisnąć. Takie jak na leki. W środku jest paczka kocimiętki.

– Właśnie tak się przechowuje zioło dla kotów – Shiroyama ponownie się zaśmiał. Był coś bardzo wesoły tego popołudnia.

– To pewnie prewencyjnie przed dziećmi – zaśmiałem się nerwowo. Mimowolnie udałem się do kuchni, omijając przy tym kota. Może to nie był zły pomysł, by go naćpać, a później spokojnie wyjść, nie obawiając się przy tym, że ten terrorysta będzie próbował odgryźć mi nogę.

– A jakże inaczej.

– Ile mogę dać mu tej kocimiętki?

Klęknąłem przed wyspą, siadając na piętach. Telefon przycisnąłem ramieniem do ucha. Otworzyłem szafkę. Faktycznie, pierwsze co mnie przywitało, to zapas kociego żwirku i karmy. W tym samym momencie przypomniało mi się również, że miałem posprzątać kuwetę rudej bestii. Przesunąłem na bok kilogramowe opakowania karmy za miliony i dostrzegłem wspomniany wcześniej pojemnik. Było to metalowe opakowanie po czarnej herbacie. Wyciągnąłem je, zwolniłem zatrzaski.

– Odrobinę – odparł lekarz.

– Trochę się sztachnie i będzie w kocim raju – Shiroyamy rzeczywiście trzymał się dobry humor. Aż uśmiechnąłem się pod nosem. – Szczypta zielska i uszczęśliwisz go za wszystkie czasy. Tak swoją drogą, może on jest czasami taki humorzasty, bo to efekty dłuższego odstawienia kocimiętki?

– Myślisz? – wyczułem uśmiech w głosie Matsumoto. Zdaje się, że oboje byli w dobrych humorach.

– To w końcu kocia marihuana. Dajemy mu raz na jakiś czas, on jest na haju, a później robi się drażliwy przez odstawienie. Teraz to ma sens!

– Będę musiał to skonsultować z jego weterynarzem – Matsumoto roześmiał się wesoło. Prychnąłem w myślach.

– No dobrze. Itsuki, nie będziemy ci więcej przeszkadzać. Odezwiemy się za jakiś czas. Aha! Miałeś jakiś problem z alarmem?

– Nie. Raczej nie.

– To dobrze. Zuch chłopak! No nic. Uważaj na siebie, jak będziesz wracać, jasne? Odezwiemy się jeszcze kiedyś.

– Pewnie. Jasne. Dobrze.

– Super. To na razie!

– Do widzenia.

– Trzymaj się, Itsuki! – rzucił jeszcze Matsumoto, nim Shiroyama się rozłączył.

Połączenie zakończyło się. Westchnąłem. Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni i postanowiłem zrobić użytek z kocich narkotyków. Spoconymi dłońmi przycisnąłem wieczko opakowania po jakichś witaminach. Nakrętka kliknęła, lekko się odkręcając. Szczerze powiedziawszy, obawiałem się, że mógłbym ją połamać, gdyż miałem do tego wielki talent. Moim oczom ukazała się kocimiętka. Przez moment naprawdę zwątpiłem czy nie była to marihuana, ale z drugiej strony, nigdy też nie widziałem na żywo marihuany, więc nie byłem w ogóle pewny, w co miałbym zwątpić. Otworzyłem szeleszczącą folię, powąchałem. Pachniało jak… W sumie nie wiedziałem jak to pachniało. Jak kocimiętka. Po prostu.

– Hej, futrzaku, kici-kici – podniosłem się, chcąc poszukać rudego potwora. Mało nie krzyknąłem ze strachu, jak zobaczyłem, że siedział na skraju wyspy. Zdaje się, że obserwował mnie przez cały czas z góry. Serce trzepotało mi w piersi jak malutki ptaszek zamknięty w klatce. Świetnie, jeszcze palpitacji mi brakowało. – Ty mała cholero – sapnąłem.

Syknął na mnie w odpowiedzi. Tak po prostu. Nawet się nie napuszył, nie wstał. Tylko pokazał zęby, prychając jak wściekły.

– Słuchaj, nie lubię cię tak samo jak ty nie lubisz mnie – odparłem. Bosko, zaczynałem tracić zmysły w tym domu. – Tylko ja przynajmniej staram się być dla ciebie miły, a ty? Szkoda gadać.

Przystawiłem do jego noska otwarte opakowanie kocimiętki. Kot w jednej chwili poczuł magiczne zioło. Podniósł się, miaucząc przeraźliwie głośno. Rozsypałem mu odrobinę tej kociej ambrozji na blat wyspy, po czym schowałem wszystko tak, jak było. W czasie, gdy ja chowałem narkotyki na swoje miejsce, kot był już w swoim świecie. Przewalał się z boku na bok, leżąc na grzbiecie, mruczał, pomiaukiwał, wymachiwał łapkami. Nie byłem pewny, jak powinna działać kocimiętka na kota, ale zdaje się, że właśnie w taki sposób.

– To do jutra – rzuciłem na odchodne do kota.

Zasłoniłem okna roletami. W jednej chwili w całym domu nastała ciemność.

 

Następnego dnia wybraliśmy się z Hitomi znacznie wcześniej niż powszedniego dnia. Już o siódmej siedzieliśmy na przystanku, czekając na autobus. Był nieoczekiwanie chłodny poranek. Hitomi obejmowała moją rękę, próbując się ogrzać. Sam po prostu szczękałem zębami. Każde z nas miało torbę, a w niej ręcznik. Przyjaciółka wzięła też ze sobą płyn do kąpieli. Tak, zamierzaliśmy skorzystać z wanny w domu Shiroyamy, chociaż nie powinniśmy tego robić.

– Jestem ciekawa, co z kotem – mruknęła, wtulając twarz w moje ramię.

– Kiedy ostatni raz go widziałem, to był naćpany.

– Naprawdę dałeś mu kocimiętkę?

– Sam pan Matsumoto zasugerował, bym to zrobił, więc się posłuchałem. Tylko trochę się zastanawiam czy nic mu się nie stało. Zostawiłem go w kuchni na wyspie i obawiam się czy nie spadł.

– Koty z reguły spadają na cztery łapy.

– Te naćpane też?

– A tego nie wiem – wzruszyła ramionami – ale miejmy nadzieję, że tak.

Bardzo źle by było, gdyby okazało się, że koty odurzone kocimiętką nie spadają na cztery łapy. Mogłoby to oznaczać kilka nieprzyjemnych scenariuszy, w których kot zostałby poszkodowany. Oby się nie spełniły.

Na miejscu powtórzyliśmy całą procedurę dnia powszedniego. Najpierw wyłączyłem alarm, a następnie odsłoniliśmy okna. Kot, na całe moje szczęście, był cały i zdrowy. Zamiauczał donośnie na nasz widok, po czym zaczął się ocierać o nogi, mrucząc przy tym jak traktor. Hitomi nie wytrzymała i wzięła go na ręce. Kot z początku protestował, jednak po chwili poddał się. Widać jednak było po jego minie, że wcale nie miał ochoty na pieszczoty. Był głodny. Wsypałem mu odpowiednią ilość karmy do miseczki, nalałem świeżej wody. Hitomi w tym czasie poszła do łazienki, by przygotować nam kąpiel.

Dziwnie było mi oglądać nagą Hitomi. Nie dlatego, że odczuwałem wobec niej jakikolwiek pociąg, ale dlatego że pierwszy raz widziałem nagą kobietę na żywo. Widziałem ją wcześniej w bieliźnie, ale kiedy rozpięła stanik, a następnie zsunęła majtki, zakręciło mi się w głowie. Bez skrępowania zanurzyła palce stóp w wodzie, sprawdzając temperaturę. Po chwili weszła do środka, usiadła w wodzie, zakręciła kurki.

– A ty co? Czekasz na zaproszenie?

– Nie, już – wymamrotałem, ściągając z siebie koszulkę. Odłożyłem ją na zlew, starannie przy tym składając, jakbym tym samym próbował kupić sobie trochę czasu. Hitomi też nigdy nie widziała mnie nago, jednak ona nie wydawała się aż tak zestresowana tą sytuacją, jak ja byłem.

Zdjąłem spodenki, postępując z nimi tak samo jak z koszulką. Odwróciłem się bokiem do Hitomi, ściągając z siebie bokserki. Pomyślałem o tym, że właśnie oceniała stan mojego penisa i jeszcze bardziej się zestresowałem. Chciałem się nieznacznie zasłonić, jednak ostatecznie zrezygnowałem z tego. Próbując z całych sił nie być tchórzem, wszedłem do wanny, siadając naprzeciw niej. Roześmiała się, wyciągając nogi. Wsunęła je między moje złączone ze sobą stopy.

– Pomyśl o tym, że oni pewnie też tak leżą w tej wannie – rzuciła, chichocząc.

– Chyba nie chcę o tym myśleć.

– Dlaczego?

Pokręciłem głową. Westchnęła.

– Co sądzisz o…

– Hm?

– No wiesz.

– Twoim fiucie?

– N-no.

Wzruszyła ramionami.

– Kutas jak kutas. Trochę przeciętny, widziałam lepsze, no ale tragedii nie ma. Ciężko takie rzeczy oceniać bez wzwodu, wiesz.

– Dzięki.

– Nie ma sprawy. Wiesz, jaki jest mój wymarzony penis. Mam nadzieję, że w końcu takiego znajdę.

– Wymarzony kutas – westchnąłem teatralnie. Zdenerwowanie powoli mi przechodziło. Zanurzyłem się w przyjemnie ciepłej wodzie. Hitomi wyciągnęła nogę i z jawną premedytacją pomasowała stopą mój sutek. Złapałem ją za kostkę.

– Puść! – zachichotała.

– Nie! – zawtórowałem jej, udając przy tym, że wciągałem ją pod wodę. Oczywiście, nigdy bym tego nie zrobił. Chyba by mnie zamordowała, gdybym zamoczył jej włosy.

Otuliliśmy się pachnącą pianą. Masowałem jej stopy, jak gdyby nigdy nic, a ona przyjemnie odchyliła głowę i zamknęła oczy, jakbyśmy byli w jakimś SPA. Rzeczywiście, właśnie tak się czułem. Wanna była ogromna, miała nawet funkcję hydromasażu, co odkryliśmy przypadkowo, gdy Hitomi oparła się o brzeg wanny, próbując sięgnąć po swój telefon, bo ktoś przysłał jej wiadomość.

– Tak się zastanawiam – mruknęła, opierając się o mój tors – czy tęsknisz za Hitsujim.

– Sam nie wiem. Chyba tak. Ale staram się o tym nie myśleć. Nie zastanawiam się nad tym.

– Ja bym ciągle myślała. I płakała. W końcu znaliście się całe życie.

– O całe życie za długo.

Spletliśmy dłonie. Przesunęła nosem po moim obojczyku, chcąc się podrapać albo wytrzeć nos.

– Czasami szkoda tych wieloletnich przyjaźni – westchnęła.

– Ale tylko czasami.

– Tylko czasami.

Wyszliśmy z wanny, jak tylko woda zaczęła robić się zimna. Ubrani wyłącznie w bieliznę, usiedliśmy przed komodą. To był już chyba ten moment, kiedy kompletnie nie interesowało nas przestrzeganie cudzej prywatności.

Otworzyliśmy pierwszą z pięciu szuflad. W środku nie było nic specjalnego, gdyż szuflada w całości wypełniona była dziecięcymi ubrankami. Wyglądały jak rzeczy dla lalek i przez krótki moment byliśmy skonsternowani. Zdaje się, ze zdążyliśmy zapomnieć o małym dziecku, które pojawiło się w świecie Matsumoto i Shiroyamy. Musiałem jednak przyznać fakt, że jak na dom, w którym było tyle dzieci, panował w nim niezwykły porządek. Tak samo zawartość tej szuflady była starannie ułożona.

– Zdaje się, że wiedzieli, że inspekcja nadejdzie – oznajmiła Hitomi, otwierając następną szufladę.

– Oto jesteśmy – zaśmiałem się.

Druga szuflada, podobnie jak pierwsza, zajęta była przez rzeczy dla małego dziecka. Nie było więc nic ciekawego. Dopiero trzecia kryła w sobie bardziej intymną zawartość, gdyż była w niej bielizna. Posegregowana, poskładana w pojemniczki, by przypadkiem nic się nie pomyliło. Czwarta szuflada wyglądała dokładnie tak samo jak trzecia, a piąta… Była zamknięta.

– Co, do cholery – fuknęła Hitomi, szarpiąc się przez moment z szufladą, próbując się upewnić, że na pewno była zamknięta i nic jej nie blokowało. – Chcę zobaczyć, co jest w środku.

– Pewnie jakieś pornosy – oznajmiłem.

– Na pewno, skoro jest zamknięta – westchnęła, siadając pośladkami na piętach. – Ale nawet nie ma zamku od przodu.

– Pewnie jest z boku lub z tyłu.

Nie pomyliłem się. Zamek szuflady, wraz z włożonym do środka kluczem, znajdował się od strony ściany, z lewej strony. Trzeba było wcisnąć w wąską przestrzeń rękę i przekręcić kluczyk, który z delikatnym oporem kliknął, zwalniając zatrzaski, które zamykały tajemniczą szufladę. Hitomi aż zatarła ręce z ekscytacji. Sam czułem, jak emocje kotłują mi się w brzuchu. Spodziewałem się, co takiego mogło być w środku, jednak wciąż miałem wielką ochotę tam zajrzeć.

W środku powitały nas pudełka. Ogólnie, cała szuflada była pełna pudełek, a te wypełnione były zawartością, która niejednego dojrzewającego nastolatka przyprawiłaby o zawrót głowy.

– Okej, wiesz co? Na pewno powinniśmy zostawić tę szufladę w spokoju – oznajmiłem, pokazując jej zawartość pierwszego pudełka. W środku była bielizna. Erotyczna. Hitomi aż zagwizdała z podziwem, wyciągając koronkowe bokserki z wycięciem na pośladkach.

– O cholera – wymamrotała, oglądając po kolei każdy element bielizny. Bokserki, figi, stringi. Aż zrobiło mi się gorąco.

Otworzyliśmy kolejne pudełko. Było o podobnej zawartości, co powszednie: wypełnione bardziej lub mniej elegancką bielizną erotyczną. Kto by przypuszczał, że relacja, która z pozoru wydawała się być dość płytka pod względem życia seksualnego, mogła być wyjątkowo wyuzdana.

Prawdziwe emocje zaczęły się jednak dopiero podczas zaglądania do następnych pakunków. Hitomi mało nie krzyknęła, gdy otworzyła pudełko wypełnione sztucznymi członkami. Ogólnie rzecz ujmując, zabawek erotycznych znaleźliśmy całe mnóstwo.

– Boli? – Hitomi niespodziewanie uderzyła mnie szpicrutą w udo. Rozległo się nieprzyjemne plaśnięcie. Miejsce, w które mnie uderzyła, zaczęło boleśnie pulsować. Moja towarzyszka parsknęła śmiechem.

– Auć!

– Zajebiste to – oznajmiła, uderzając się po wewnętrznej stronie dłoni. Powietrze świstało z każdym zamachnięciem. – Powinien był chodzić z tym na zajęcia. Przypierdoliłby raz, drugi i pozbyłby się klasowych klaunów.

– A przy okazji miałby sprawę w sądzie.

– Byłoby warto. Ale tak serio, wyobrażasz sobie Shiroyamę z batem w dłoni nad skrępowanym Matsumoto w tej kusej bieliźnie?

– Po co żeś to powiedziała – jęknąłem, zakrywając twarz dłońmi. – Teraz naprawdę to sobie wyobraziłem.

– Spójrz, tu jest nawet lina. Na pewno praktykują kinbaku (wiązanie liną w celach erotycznych ( ͡° ͜ʖ ͡°) dop. aut.).

– Hitomi!

– No bo po co innego komu lina w sypialni.

– Wcale nie twierdzę, że nie. W końcu, po co innego w sypialni zestaw do sado-maso.

– Bondage pełną parą.

Hitomi uznała, że świetną zabawą będzie dotknięcie mnie dildo w twarz. Prawie jej się to nawet udało, jednak w porę się uchyliłem. Niemal krzyknąłem z obrzydzenia, a ona jedynie roześmiała się, w dalszym ciągu próbując dosięgnąć mojej twarzy. Postanowiłem odpłacić jej się tym samym. Ostrożnie chwyciłem jeden ze sztucznych członków, by przypadkiem nie złapać go za tę część, która niewątpliwie mieściła się jeszcze w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Skierowałem gumowy penis w jej stronę, a ona krzyknęła, śmiejąc się przy tym, gdyż prawie włożyłem jej go w usta, czego w zasadzie nie planowałem. Tym sposobem zaczęliśmy się ganiać w samej bieliźnie po całym domu, próbując dotknąć się nawzajem atrapą męskiego przyrodzenia. Gdybyśmy to trochę dopracowali, to mogłaby z tego wyjść ciekawa gra towarzyska.

O mały włos nie zdeptaliśmy kota, jednak nie to przerwało naszą zabawę. Kiedy zapędziłem ją w kozi róg na końcu korytarza i już miałem dokonać srogiej zemsty za te niecne próby dotknięcia mnie dildem, rozległ się dzwonek do drzwi.

Oboje zamarliśmy tak, jak staliśmy. Półnadzy, ze sztucznymi członkami w dłoniach. Hitomi instynktownie zakryła twarz dłonią, próbując stłumić przyspieszony oddech. Sam czułem, jak krew szumi mi w uszach, a serce łomocze w piersi ze zdwojoną siłą. Odczekaliśmy kilka sekund. Dzwonek się powtórzył.

– Zamknąłeś drzwi? – spytała półszeptem.

– Nie. Nie wiem – pokręciłem głową. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz.

W tym samym momencie, jak to powiedziałem, ktoś szarpnął za klamkę. Na całe szczęście, pamiętałem o tym, by zamknąć drzwi. Przynajmniej raz w życiu zrobiłem coś dobrze. Zakradłem się do drzwi frontowych i wyjrzałem przez wizjer. Po drugiej stronie stał mężczyzna. Ubrany był całkiem luźno, w spodenki i koszulkę, a na nosie miał ciemne okulary. Stał tak niemal w bezruchu, aż w końcu ponownie użył dzwonka. Nie doczekując się jednak żadnej reakcji, zaczął się w końcu rozglądać, jakby szukał miejsca, przez które mógłby zajrzeć do środka. Widziałem, jak spoglądał w stronę okna pokoju gościnnego, ale zdaje się, że roleta była w nim zaciągnięta. Ostrożnie ruszył więc dookoła ogrodzenia.

Jak oszalały rzuciłem się w stronę przycisku od rolet antywłamaniowych. Po kilku sekundach w całym domu nastał mrok.

– Itsuki? – Hitomi złapała mnie w ciemnościach za rękę. – Kto to?

– Nie wiem – zapaliłem światło, chcąc widzieć cokolwiek. – Ubierzmy się lepiej.

Nie mieliśmy pojęcia, kim był mężczyzna, który zadał sobie tylu trudu, by zajść na ten koniec świata. Całkiem możliwe, że wcale nie był nikim podejrzanym. Może był jakimś znajomym, który chciał sprawdzić czy wszystko było w porządku. Pewnie też zachowalibyśmy się inaczej, gdyby nie fakt, że biegaliśmy z Hitomi w samej bieliźnie, w cudzym domu, w dodatku z zabawkami erotycznymi.

Ubraliśmy się więc, pochowaliśmy wszystkie rzeczy tak, jak wydawało się nam, że były wcześniej ułożone, po czym na wszelki wypadek odczekaliśmy jeszcze pół godziny, nim wyszliśmy. Nogi i ręce trzęsły mi się jak galareta, kiedy wpisywałem kod i już myślałem, że może zrobiłem to błędnie. Zatwierdziłem wpisane cyfry. Na wyświetlaczu zaczęło się odliczanie do ponownego uruchomienia systemu antywłamaniowego. Szybko wyszliśmy z domu, po czym zamknęliśmy go na klucz. Starając się nie rozglądać, ruszyliśmy co sił w nogach w stronę przystanku autobusowego. Pewnie, gdyby ktoś nas tak zobaczył, to pomyślałby, że uciekaliśmy właśnie z miejsca włamania. Mniej więcej w połowie drogi zwolniliśmy tempo, rozglądając się przy tym niemal bez przerwy.

Popołudniu sam poszedłem zobaczyć, co takiego działo się u kota. Tradycyjnie, wykonałem całą procedurę związaną z alarmem. Upewniłem się jeszcze, że nikogo nie było w pobliżu, nim wszedłem do środka. Czułem lekkie zdenerwowanie po dzisiejszym poranku i tym dziwnym mężczyźnie, który przyszedł do rezydencji Shiroyamy i Matsumoto, jednak postanowiłem nie zaprzątać tym sobie głowy. Przełknąłem lęk i wszedłem do środka. Uchyliłem rolety antywłamaniowe i swoje kroki niemal od razu skierowałem do kuchni. Przemyłem kocią miseczkę wodą, wyciągnąłem karmę z szafki i zawołałem sierściucha, lekko potrząsając przy tym zawartością worka z jedzeniem dla rudego terrorysty. Nie czekając, aż przyjdzie, odmierzyłem odpowiednią ilość karmy i wsypałem ją do miski, którą odłożyłem na swoje miejsce.

Stałem przez kilka sekund w miejscu. Kot się jednak nie zjawiał.

– Kici-kici – zacząłem się rozglądać za zwierzakiem. Całkiem możliwe, że gdzieś spał smacznie skulony, a ja mu tylko miałem w tym przeszkodzić, ale i tak wolałem się upewnić, że wszystko było w porządku. W końcu wcześniej od razu przybiegał na sam dźwięk potrząsania workiem z karmą. – Ej, rudy.

Zajrzałem za zasłony i do kociej budki w drapaku. Tej bestii jednak nigdzie nie było. Przeszukałem w końcu cały salon, zajrzałem nawet do sypialni, ale nie znalazłem kota. Przepadł jak kamfora.

– Cholera! – syknąłem, w coraz większej panice zaglądając w te same miejsca, które przeszukiwałem przed kilkoma minutami. Ani śladu rudego! Nawet zajrzałem do kuwety, ale w niej też go nie było.

Po kilku minutach dostrzegłem pewną rzecz w drzwiach tarasowych. Tą rzeczą były małe drzwiczki dla kota. Wówczas uzmysłowiłem sobie, że kot prawdopodobnie uciekł przez nie, kiedy ja i Hitomi ganialiśmy się ze sztucznymi penisami. Pchnąłem je, chcąc się upewnić, że to na pewno przez nie kot się wydostał. Ani drgnęły. Nie zauważyłem jednak, by cokolwiek je blokowało, więc prawdopodobnie otwierały się automatycznie na jakiś czujnik w obroży albo chip. Wyszedłem na podwórze i zacząłem wołać rudego, rozglądając się przy tym po wszelkich zakamarkach, w których mógł się schować. Znalazłem go niedługo później, wylegującego się z tyłu altany, na rozgrzanych od słońca deskach. W chwili, gdy ujrzałem kota, poczułem, jak napięcie schodzi z mojego ciała. Jakby ktoś spuścił powietrze z nadmuchanego do granic możliwości balonu.

– Kurwa – westchnąłem, mało się nie przewracając z ulgi. Nogi niemalże ugięły pode mną. – Ty ruda małpo, żeś mnie prawie o zawał przyprawił.

Kot miauknął coś w odpowiedzi. Zdaje się, że miał gdzieś moje słowa. Podniósł się i przeciągnął, wyginając przy tym grzbiet i unosząc rudą dupę, wypinając ją wprost na mnie. Chyba właśnie mi pokazał, gdzie miał mnie i moje słowa. Zeskoczył zgrabnie z desek, po czym podreptał zgrabnie w stronę domu. Poszedłem za nim. Tak jak myślałem, drzwiczki otworzyły się, kiedy tylko zbliżył się do nich. Musiały więc otwierać się na chip, bo nie widziałem, by nosił obrożę.

– Cholerna, ryża szmato – bąknąłem, zamykając za sobą drzwi tarasowe. – Niech cię pchły zeżrą. Prawie umarłem ze strachu.

Kot poszedł do kuchni i zaczął zajadać się karmą. Postanowiłem nie spędzać w tym domu ani minuty dłużej. Nalałem więc jeszcze świeżej wody do miseczki, by po chwili wyjść stamtąd. Zasunąłem rolety, pięć razy upewniając się, że kot na pewno był w domu i wyszedłem.

Przez resztę tygodnia przychodziłem sam do domu Shiroyamy i karmiłem rudego. Już nawet nie wypuszczałem go na dwór ani nie otwierałem rolet. Myłem mu miseczki, wsypywałem odpowiednią ilość karmy suchej i mokrej, nalewałem świeżej wody, czyściłem kuwetę, jeśli była taka potrzeba i zaraz wychodziłem. Tym sposobem moje wizyty w domu trwały maksymalnie dwadzieścia minut. Nie zaglądałem do sypialni ani do żadnego innego pomieszczenia. Starałem się też jak najmniej myśleć o tym, że muszę iść nakarmić kota i w ogóle z nim przebywać. Kiedy nie byłem z kotem, bawiłem się z siostrą, pomagałem mamie albo spędzałem czas z Hitomi. W ten sposób zleciało mi te kilka dni, aż do powrotu słynnej rodziny.

Przyjechali popołudniu, dlatego jeszcze rano byłem w odwiedzinach u kota. Dla pozorów odsłoniłem na kilka minut rolety i otworzyłem drzwi tarasowe, by nieco wywietrzyć pomieszczenie. Rudy był tego dnia w wyjątkowo przystępnym nastroju. Całkiem możliwe, że z faktu, iż na samym wstępie oznajmiłem mu, że wracają jego właściciele. Może nie był jakiś skory do pieszczot, ale nie był też specjalnie bojowy, jak to miał w zwyczaju. Pozwoliłem mu na moment wyjść na dwór, by zaczerpnął odrobiny świeżego powietrza. Zaraz jednak zagoniłem go do środka, a kilka minut później wróciłem do siebie.

Gdy przybyłem do Shiroyamy i Matsumoto o piątej popołudniu, rozpakowywali swoje rzeczy. Dzieci biegały po całym domu, wrzeszcząc przy tym w niebogłosy, jakby ktoś je obdzierał ze skóry. Najmłodszy członek rodziny spał jednak w najlepsze, jakby nic mu nie przeszkadzało. Leżał w łóżeczku polowym w salonie i drzemał, ściskając w dłoni dość sporą grzechotkę. Patrzyłem na dzieciaka przez kilka długich sekund, jakbym próbował dojrzeć w nim coś wyjątkowego. Jakbym doszukiwał się jakichś specjalnych umiejętności, super mocy, czekał na wizję, że to dziecko zostanie w przyszłości panem świata. Oczywiście, nic takiego się nie stało. To było zwyczajne dziecko, w zwyczajnym łóżeczku.

– Mały chyba nie sprawił za wiele problemów? – Shiroyama podszedł do mnie, wyciągając przy tym portfel z kieszeni. Wręczył mi osiemnaście tysięcy w całkiem nowiutkich banknotach (18 tys. Jenów na obecny kurs to +/- 7 stówek. Kwota zaokrąglona w górę. dop. aut.). Przez moment patrzyłem na pieniądze, które mi dał, nie mogąc do końca zrozumieć, że przez niecały tydzień opieki nad kotem dostałem pensję, którą miałbym po połowie miesiąca pracy.

– Nie. Był naprawdę grzeczny – uśmiechnąłem się, zginając plik banknotów na pół. Schowałem pieniądze do kieszeni.

Wówczas poczułem, jak rudy zaczął ocierać się o moje nagie łydki. Ledwo udało mi się powstrzymać wzdrygnięcie. Mój były nauczyciel westchnął głęboko, patrząc na kota, jakby właśnie wrócił do swoich starych, znienawidzonych obowiązków. Patrząc tak na niego, zauważyłem, że się opalił, a na szyi, w miejscu, gdzie zaczynał się dekolt koszulki, miał pojedynczą malinkę o intensywnym, niemalże buraczkowym odcieniu. Z całych sił starałem się na to nie patrzeć, jednak mój wzrok samoistnie wędrował w tym kierunku.

– To dobrze – westchnął głęboko.

Zauważyłem, że patrzył gdzieś za mnie. Odwróciłem się więc i zdałem sobie sprawę, że spoglądał na swoje dzieci, które akurat wybiegły na dwór i ganiały za sobą. Nie wiedziałem, na czym polegała ta ich zabawa, ale dostarczała im wiele radości.

– Chyba potrzebuję wakacji – wymamrotał ledwie zrozumiale, jednak udało mi się uchwycić sens tego burczenia.

– Dopiero co pan wrócił – zaśmiałem się.

– Tak, wiem – westchnął. – Ale ciężko jest odpoczywać z dziećmi na głowie. Może chcesz drinka?

Shiroyama zrobił kilka Margarit. Zamknął drzwi od kuchni, by blender nie obudził śpiącego dziecka. Usiedliśmy obaj przy wyspie. Wtedy też zauważyłem, że mężczyzna był jakiś przygaszony. Co prawda, jego dumnej męskości chyba nawet największa depresja nie byłaby w stanie nic odjąć, jednak tego dnia był wyjątkowo przybity.

– Wszystko okej? – spytałem niepewnie.

– Niby tak – westchnął. – Tylko po prostu… Sam nie wiem – wziął łyk Margarity. – Wiesz, tak czasami bywa, że ma się w zasadzie całkiem ułożone życie, ale ma się ochotę na jakiś czas z niego zniknąć. Na dzień lub dwa.

– Jak nie ma się ułożonego życia, to też ma się ochotę od niego uciec – stwierdziłem niezbyt inteligentnie i mało błyskotliwie.

– No tak – zaśmiał się gorzko. – Czasami tak jest.

– Tu jesteście – Matsumoto uchylił drzwi od kuchni. – Tak się zamknęliście! Co to za tajne zgromadzenia?

– Żadne tajne. Zamknąłem drzwi, żeby Makoto się nie obudził. Zrobiłem drinki.

– Aha. I co pijecie?

– Margarity. Też są dla ciebie.

Matsumoto, w przeciwieństwie do Shiroyamy, wydawał się być pełen energii. Entuzjastycznie przysiadł obok nas wraz z drinkiem i upił go nieco. Westchnął zadowolony.

– Świetne – oznajmił zadowolony. – Uwielbiam twoje drinki.

– Dzięki.

Było dziwnie niezręcznie. Shiroyamie coś ewidentnie ciążyło na żołądku, a Matsumoto był podejrzanie zadowolony z życia. A przynajmniej pozornie był z tego życia zadowolony. W końcu nikt normalny w tym wieku, z tyloma dziećmi na głowie, nie mógł być tak przesadnie szczęśliwy. Całkiem możliwe, że miałem rację, gdyż cała ta uśmiechnięta bańka obtoczona była w złudnej sztuczności.

– Chyba już pójdę – oznajmiłem, dopijając swojego drinka. Wstałem ostrożnie, starając się nie szurać krzesłem.

– Już? – Matsumoto zdawał się być przesadnie zawiedzony faktem, że chciałem sobie pójść.

– Tak. Obiecałem jeszcze mamie, że pomogę jej… w czymś.

– No dobrze.

– Może cię podwieźć do domu? – spytał Shiroyama.

– Przecież piłeś – zauważył Matsumoto, niemal się nie oburzając. Zdaje się, że ledwo powstrzymał kąśliwy ton.

– Ach… No tak.

Wróciłem do domu dość skonsternowany. Pierwszy raz widziałem, by Shiroyama był czymś tak dobity. Ba, pierwszy raz w życiu widziałem go w ogóle przygaszonego. Zamknąłem za sobą drzwi, w dalszym ciągu mając przed oczami jego puste spojrzenie. Aż mnie w środku skręcało na samą myśl, że coś mogłoby go trapić. Miałem ochotę go pocieszyć. Objąć go, pocałować, powiedzieć coś, co poprawiłoby mu humor. Przez myśl przeszło mi również, że może brakowało mu seksu. Przypomniała mi się jednak ta dorodna malinka na jego szyi, paczka ekstra dużych prezerwatyw oraz zamknięta szuflada w sypialni. Co zatem mogło trapić mężczyznę, który miał wszystko, o czym przeciętny człowiek mógł wyłącznie pomarzyć? Własna, świetnie prosperująca firma, wielki, nowoczesny dom, luksusowy samochód, pełna, szczęśliwa rodzina. No i oczywiście – pieniędzy jak lodu. Facet miał wszystko, co tylko się dało – od rzeczy materialnych po niematerialne – a i tak przeżywał jakieś wewnętrzne rozterki.

– I jak tam? – zagadnęła mama, gdy ściągałem buty. Od samego wejścia dało się wyczuć zapach lasagne. Mama nie gotowała jej od lat, dlatego byłem miło zaskoczony.

– Dobrze. Wszystko okej.

– Kot szczęśliwy?

– Myślę, że tak. Czuję lasagne?

– Aha, tak – roześmiała się. – Właśnie dochodzi.

Na wczesną kolację zjedliśmy więc lasagne. Yuzuki brała do buzi zbyt gorące kawałki z ciągnącym serem i przeżywała jakąś wewnętrzną wojnę z samą sobą, próbując je zjeść i jednocześnie nie poparzyć się. Mama już tylko narzekała, że powinna najpierw schłodzić jedzenie, podmuchać na nie. Ale kto by się słuchał mamy.

Po posiłku mama spytała czy nie mam może na oku jakiegoś chłopaka. Prawie się zachłysnąłem powietrzem i o mały włos, a upuściłbym brytfannę na podłogę.

– Co to za pytanie – wymamrotałem drżącym głosem. Ogólnie, sam cały zacząłem drżeć. Ostrożnie odłożyłem naczynie na swoje miejsce, by przypadkiem go nie upuścić.

– Normalne – oznajmiła z pełnym przekonaniem w głosie. – Wiesz, odkąd sam się przyznałeś do… tego… Jakoś łatwiej mi zrozumieć i zaakceptować pewne rzeczy. Tak się tylko zastanawiałam. Na przykład… Ty i Hitsuji?

Westchnąłem ciężko. Oparłem się o szafkę, z całych sił próbując nie przywoływać bolesnych wspomnień mnie i mojego byłego chłopaka. Przyjaciela. Czymkolwiek byliśmy, wolałem puścić to w niepamięć.

– Czemu sobie tym głowę zawracasz?

– Czyli mam rację!

– Mamo!

– Co?

– Nic. Nie chcę rozmawiać z tobą o takich rzeczach.

– Och! No wiesz co…

Z jednej strony nie miałem ochoty jej się zwierzać, ze swoich miłostek, a z drugiej miałem wielką ochotę wyznać jej prawdę o moim byłym nauczycielu historii. Powiedzieć, że mężczyzna jej marzeń kochał się z innym facetem, a ja byłem o to piekielnie zazdrosny. Wiedziałem jednak, że zburzyłbym w ten sposób fragment jej małego świata, który nie tak dawno zaczęła na nowo odbudowywać. Nie chciałem przyprawiać jej o nowe traumy.

– Wiesz co – zaczęła, przysiadając na krześle. Oparła się wygodnie o blat stołu, posyłając mi przy tym nieco zmęczone spojrzenie. Był to wzrok matki, która mogła się już spodziewać wszystkiego po swoich dzieciach i praktycznie nic by jej nie zaskoczyło. – Nie zdziwiłabym się, gdybyś związał się z kimś mocno starszym.

Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Moje ciało spięło się mimowolnie z niespodziewanego stresu.

– Nie?

– Nie – pokręciła głową. – Kiedyś czytałam o czymś takim. Że dzieci, które miały zły kontakt ze swoimi rodzicami wiążą się z mocno starszymi od siebie partnerami. Dziewczynki, które miały złe relacje z ojcami, są ze starszymi mężczyznami, a chłopcy, którzy mieli złe stosunki z matkami, uciekają do starszych kobiet.

– Myślisz, że to, jaki był… tata… Uważasz, że to mogłoby się na mnie odbić?

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Może. Dlatego tak pytam czy jest może ktoś, kto byłby dla ciebie zastępstwem za ojca.

– Sam nie wiem – wziąłem głęboki wdech i wydech. – Wydaje mi się… Myślę, że czuję coś do kogoś. Ale wiem, że ta relacja nigdy się nie uda.

– Dlaczego?

Pokręciłem głową.

– Więcej nie powiem.

– Już zacząłeś! – jęknęła zawiedziona. – Jak powiedziało się a, to należy powiedzieć b!

– Okropna jesteś.

– Jest hetero? – ciągnęła, mimo faktu, iż więcej nie chciałem o tym rozmawiać.

– Nie.

– To co stoi na przeszkodzie?

– Kogoś ma. Na stałe.

– Ach! Ojej!

– Jasne. Dość plotek na dzisiaj.

– Przykro mi.

– Daj spokój. Nie ma nad czym płakać.

Machnąłem ręką. Mama przypatrywała mi się podejrzliwie przez kilka długich sekund, aż w końcu westchnęła teatralnie. Dała spokój z wypytywaniem mnie o mężczyzn, którzy potencjalnie mogliby być moim zastępstwem dla ojca. Całe szczęście. Nie miałem przecież w planach przyprawiać jej o kolejne zwalające z nóg informacje.

– Dobrze. Zbaczając więc z tematu – zaczęła nagle – myślałeś może o tym, by zrobić prawo jazdy?

 

*

 

Dwa dni później wylądowałem u Shiroyamy i Matsumoto na popołudniowej herbatce. Mój szef i były nauczyciel jednocześnie zaprosił mnie sam z siebie bez większego powodu. Czyżby fakt, że w obecnej sytuacji mieliśmy nasze numery telefonów, sprawił, że chciał ze mną spędzać czas i wyznać mi skrywane przez dłuższy czas uczucia? Pewnie nie. Co nie zmieniało stanu rzeczy, iż byłem tym wszystkim naprawdę podekscytowany. Jak dziecko cieszy się na widok cukierka, tak i ja traciłem zmysły przy Shiroyamie.

– Prawo jazdy? – mruknął pan Matsumoto, lekko bujając kołyską z zasypiającym dzieckiem. Siedziałem z chirurgiem w salonie, kompletnie nie czując się przy nim komfortowo. Niechęć, jaka była we mnie w stosunku do Matsumoto, w dalszym ciągu pozbawiała mnie wewnętrznej równowagi. – Yuu, słyszałeś?

– Hm? – Shiroyama wychylił się z kuchni. Podrapał się wierzchem dłoni, w której trzymał sporych rozmiarów nóż, w skroń. – Co?

– Itsuki chce iść na kurs prawa jazdy.

– Tak? To świetnie!

– Co nie? – Matsumoto brzmiał naprawdę entuzjastycznie. Szczerze, po tym wszystkim, co mu raz powiedziałem, nie sądziłem, że będzie podchodził do mnie w taki sposób. Choć w dalszym ciągu za nim nie przypadałem, to wstyd mi było za siebie. Zdaje się jednak, że Shiroyama miał rację, gdy powiedział, że lekarz zapomniał o całym świecie przy nowym dziecku. Chyba mogłem zacząć wyklinać go prosto w twarz, a on nawet nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi. Makoto był teraz jego oczkiem w głowie.

– Żebym jeszcze miał jakieś pojęcie na temat kursów czy samochodów – westchnąłem ciężko.

– Ależ to nic trudnego – oznajmił Shiroyama, wycierając ręce ścierką. Przyszedł do mnie i Matsumoto z kuchni. – Śpi już?

– Tak, już prawie. Spójrz jak mu się oczka kleją.

– Nie walcz z tym, Makoto, potrzebujemy chwili spokoju.

Matsumoto zaśmiał się pod nosem. Było w tym coś gorzkiego i wymuszonego, jednak postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy. Kilka minut później wszyscy byli już pewni, że Makoto spał, dlatego ukradkiem wyszliśmy z salonu na taras. Reszta dzieci bawiła się w ogrodzie. Usiedliśmy na ratanowych meblach: ja na kanapie, a Matsumoto i Shiroyama zajęli miejsca na dwóch fotelach.

– Dobrze by było, gdybyś miał prawo jazdy – oznajmił Shiroyama. – To znacznie ułatwia poruszanie się.

– Mhm, zdecydowanie – Matsumoto mu przytaknął. – Mobilność jest w dzisiejszych czasach bardzo istotna. Nie wyobrażam sobie, żebym miał codziennie stąd dojeżdżać autobusem do szpitala. To awykonalne!

– Jasne. Tylko… Nie wiem, jaki kurs powinienem wybrać. Szukałem ofert i trochę mnie to przeraziło.

– No, to w zasadzie nie jest prosta sprawa.

– Nie bierz pierwszej lepszej – Shiroyama pokręcił głową. – Ani kiepskiej, najtańszej.

– Nie do końca stać mnie na jakiś drogi kurs.

– Hm – mężczyzna podrapał się po brodzie. Matsumoto podniósł się w tym czasie z fotela, po czym poszedł do dzieci. Zdaje się, że on bez tych dzieciaków nie mógł w ogóle funkcjonować. – A to utrudnia sprawę.

– Wiem. Mama powiedziała, że mi się dołoży połowę, ale to wciąż nie zmienia faktu, że nie mogę sobie pozwolić na nic… uhm… ekskluzywnego.

– Hm… W takim razie mam propozycję.

– Propozycję?

– Aha. Na pewno będziesz mieć ograniczoną liczbę jazd. Dlatego mógłbym cię trochę poduczyć w tej kwestii.

– W sensie… W kwestii jazdy? – spytałem głupio. Shiroyama roześmiał się.

– Tak – posłał mi wesoły uśmiech. Był w znacznie lepszym humorze niż ostatnim razem, gdy go widziałem przed kilkoma dniami. A przynajmniej na pozór.

– Ale pan ma dzieci i to teraz… to małe. I w ogóle…

Machnął ręką.

– Itsuki, nie żartowałem, gdy powiedziałem, że jesteś dla nas jak syn.

– Rozumiem… Ale to wciąż… To… To nadal… – jąkałem się jak zupełny idiota. Cóż jednak mogłem zrobić z tym, że wyznanie oraz propozycja Shiroyamy mocno mnie poruszyły. – Nie wiem… czy… tak można.

– Jasne, że można. Pakujemy się do samochodu, jedziemy do lasu, no i ty prowadzisz. Plan idealny.

– Sam nie wiem.

– Daj spokój! Nie możesz się wahać całe życie, bo w końcu skończy ci się czas. Mam wrażenie, że jeszcze nie tak dawno sam byłem w twoim wieku, a spójrz na mnie teraz. Jestem starym dziadem.

– Nie jest pan starym dziadem! – zaprotestowałem gwałtownie. Zbyt gwałtownie. – Ach… To znaczy…

– Młodym dziadem? – zaśmiał się.

– Nie, nie, skądże! Nie o to mi chodziło!

– Po prostu stary?

– Nie. Nie jest pan ani stary, ani dziadem.

Uśmiechnął się do mnie pogodnie.

– To miłe, że tak uważasz. Ale wiesz co, mam do ciebie pytanie.

– Tak?

– Czy wchodziłeś może do naszego pokoju, kiedy nas nie było?

Słowa Shiroyamy w jednej chwili zmroziły mnie, jakbym wpadł w samej bieliźnie w śnieżną zaspę. Nie byłem pewny czy krew właśnie odpływała mi z twarzy lub też robiłem się czerwony. W każdym razie – miałem chyba poważne kłopoty.

– Słucham? – starałem się grać idiotę. Chciałem najpierw wybadać, po jakim gruncie w zasadzie stąpałem. Shiroyama nie wydawał się być zły. Możliwe, że pytał z czystej ciekawości, ale, jak powszechnie wiadome było, ciekawość była pierwszym stopniem do piekła.

– Nie… Cóż, śmieszna sprawa – zaśmiał się gorzko. – Takanori ostatnio dostał jakiegoś ataku paranoi, bo stwierdził, że rzeczy w szafce nie są ułożone dokładnie tak, jak je zostawił.

– Nigdzie nie wchodziłem i niczego nie dotykałem. Oprócz rzeczy dla kota – oznajmiłem z powagą w głosie.

– Tak, wiem – zaśmiał się ponownie. Wyciągnął się mocno, unosząc ręce. Pod pachami miał plamy potu. – Tylko tak pytam dla świętego spokoju. Czasami za bardzo dramatyzuje.

– Też czasami wydaje mi się, że zostawiłem coś tak, a nie inaczej i mam wrażenie, że ktoś mi przeglądał rzeczy. To się zdarza! – zaśmiałem się, z całych sił starając się nie brzmieć nerwowo. Miałem wielką nadzieję, że dobrze odgrywałem swoją rolę. Wiedziałem jednak, że będę musiał powiedzieć o tym wszystkim Hitomi. Z nerwów aż zaczęły mi się pocić dłonie.

– Co nie? Mam tak samo! Chore. Może wszyscy jesteśmy tak naprawdę paranoikami? Aleśmy się dobrali!

– Nieszczęścia dobierają się razem – stwierdziłem.

– To fakt! A właśnie. Kiedy my ostatnio graliśmy w szachy? Nie masz może ochoty poćwiczyć?

I tak, kilka minut później Shiroyama wesoło ogrywał mnie w szachy, strącając moją królową z szachownicy i szachując króla.

Pomijając fakt, że prawie miałem zawał, to wszystko poszło całkiem sprawnie. Zdaje się, że nikt nie podejrzewał nawet, że mogłem naruszać czyjąś prywatność. Cóż, sam z pewnością bym tego nie zrobił, ale co innego z Hitomi u boku. Przyjaciółka roześmiała się w słuchawkę, jak tylko powiedziałem jej, co takiego się wydarzyło. Dlatego nigdy więcej nie mogliśmy karmić cudzych kotów. Stało się jednak coś jeszcze tego dnia, co zupełnie mnie rozstroiło. Shiroyama miał pomóc mi w nauce jazdy. Sam z siebie! W dodatku nie chciał niczego w zamian. Zamiast spędzać czas z mężem i dziećmi, miał być ze mną, zamknięty przez dłuższy czas w ciasnym pomieszczeniu. Nie było mi nawet z tym źle. Matsumoto, choć pewnie w normalnych okolicznościach wpadłby w szał na takie rewelacje, to byłem przekonany, że w dalszym ciągu nie mógł się otrząsnąć z radości, jakiej dostarczało mu małe dziecko i nie przejął się wybitnie całą sytuacją. Choć tak naprawdę nie mogłem być pewny. Z jednej strony były dzieci, dom i ta jego dobra, ciepła strona, która kojarzyła mi się z wkładającą całe swe serce w rodzinę matką, ale z drugiej to wciąż był facet, który przetrwał studia medyczne i posługiwał się na co dzień skalpelem. Szczerze powiedziawszy, nie miałem w ogóle ochoty wylądować na OIOMIE z jakimś ostrym narzędziem wbitym w skroń czy brzuch, ale świadomość podejmowanego ryzyka zbyt przysłonięta była przez widok mojego obiektu coraz głośniejszych westchnień, by dostrzec, że na własne życzenie wchodziłem w drogę gotowemu do ataku tygrysowi. Nie potrafiłem sobie uzmysłowić, że sprawy i tak zaszły już za daleko, a ja wciąż tylko wszystko pogarszałem.

Wraz z końcem urlopu zapisałem się na kurs w samym Sapporo, choć szczerze przerażała mnie wizja jazdy po wielkim mieście. Wiadomo, nie byłem zmuszony jeździć od razu jak zawodowy kierowca rajdowy. Całe moje szczęście. Pan Shiroyama rzeczywiście bardzo mi pomagał i wspierał w całym tym moim robieniu prawa jazdy. Przymykał oko na różne rzeczy, jak na przykład to, że przychodziłem później do pracy lub wcześniej z niej wychodziłem, by pójść na jazdy. Oczywiście, jak tylko kończyłem swoje „jeździeckie” obowiązki, od razu szedłem do pracy. Zostawałem też często do zamknięcia firmy, czyli do momentu, aż Shiroyama miał ją opuścić. Rzadko wychodziliśmy wcześniej, ale wówczas oznaczało to, że panna Sumiko była zmuszona zostać do końca. W każdym razie, jeśli wychodziliśmy razem, jechaliśmy prosto do pobliskiego lasu, a pan Shiroyama dawał mi prowadzić swojego Mercedesa. Z początku piekielnie się stresowałem, jednak z czasem oswoiłem się z myślą, że był to samochód Shiroyamy, a on siedział obok i w razie co, instruował mnie z ogromnym spokojem oraz cierpliwością. Podczas naszych jazd gawędziliśmy o wszystkim i niczym. Shiroyama czasami opowiedział jakiś kawał, co było typowe dla ojców. Musiałem przyznać, że nijak dało się ukryć, że był po ślubie i miał dzieci. Może wcześniej na to nie zwróciłem uwagi, ale oprócz męskiej, dominującej aury, roztaczał wokół siebie atmosferę zmęczonej, ale kochającej, głowy rodziny. To było to, co każdy dorosły mężczyzna powinien mieć. Stabilność, stanowczość, to, że inni czuli przed nim respekt, ale i zrozumienie dla innych – tę subtelną, delikatną stronę. On miał w sobie to wszystko. Miał to i jeszcze więcej. Każdy z tych elementów, których nie posiadał mój ojciec, przyciągał mnie do Shiroyamy jak piekielnie silne pole grawitacyjne. Wystarczyła już tylko chwila, bym zupełnie zatracił się w mężczyźnie z ułożonym życiem.

Mówiąc całkiem poważnie, podczas tych jazd poczułem, jaką sympatią obdarzał mnie Shiroyama. Oczywiście, nie było w tym nic romantycznego. Nie miał w stosunku do mnie żadnych „niecnych” zamiarów. Był jak ojciec, który wysłuchał, doradził, czasami nawet zganił, ale wynikało to tylko z faktu, że się martwił. Sam otworzyłem się też przed nim na tyle, że opowiedziałem mu o całej sytuacji z Hitsujim. Nie liczyłem na to, że jakoś mi doradzi, ale, że zwyczajnie mnie wysłucha. Tak też w zasadzie zrobił. Nie komentował tego w żaden wielki sposób, ale stwierdził, że też by pewnie zakończył związek w takiej sytuacji.

– A gdyby to był pan Matsumoto? – spytałem, starając się ostrożnie przejechać między dziurami na polnej drodze. Mrużyłem oczy przed rażącym słońcem.

– Hm?

– Gdyby to pan Matsumoto zrobił komuś… no wie pan.

Shiroyama zamyślił się na dłuższą chwilę. Westchnął ciężko, jakby bolało go samo myślenie o takiej hipotetycznej sytuacji.

– Nie wiem – przyznał. – To chyba jednak zbyt abstrakcyjne na moją głowę.

– Tak tylko pytam. Nie chciałem być niegrzeczny.

– Wiem – zaśmiał się. – Ale chyba po byciu z kimś przez tyle lat w związku, nie potrafię wyobrazić sobie, że mogłoby być inaczej. Powoli dobijamy do dwudziestu lat razem.

– Dwudziestu?!

Parsknął śmiechem na moją reakcję.

– No, jeszcze kilku lat nam brakuje, ale to zleci, nim się obejrzymy – znów się nad czymś zamyślił. W tym czasie wyjechałem z pola do lasu. Otoczył nas przyjemny cień drzew i już nie musiałem aż tak mrużyć oczu przed słońcem. – Pewnie, gdybym był młodszy i nie był w tak zaawansowanej relacji, odpuściłbym sobie. Nie starałbym się tkwić w takim związku. Ale wszystko wygląda inaczej, gdy jest się z kimś praktycznie pół życia, ma się wspólny dom, dzieci oraz masę lepszych i gorszych wspomnień oraz cały bagaż doświadczeń. Myślę, że byłoby to dla mnie trudne, ale raczej bym nie odpuścił. Nie sam z siebie. Pewnie szukałbym jakiegoś rozwiązania z tej sytuacji i próbował dogadać się z drugą stroną. Nie wiem czy to, co mówię, ma w ogóle jakiś sens.

– To dość zrozumiałe.

– Dziękuję. Uważaj, tutaj jest ten uskok.

– Tak, pamiętam.

I tak gawędziliśmy o różnych rzeczach. Gdy mówiłem Hitomi, jakiego kształtu przybrała moja relacja z naszym byłym nauczycielem, to aż niedowierzała. Ja zresztą też nie. Dzwoniłem do niej po każdej jeździe i opowiadałem w najmniejszych szczegółach, jak było. Mówiłem, jak był ubrany, jak pachniał, o czym rozmawialiśmy, opisywałem, w jaki sposób się zaśmiał. Raz nawet podekscytowany trajkotałem o tym, że niechcący musnęliśmy się dłońmi. Wylewałem to Hitomi, jakby pełniła rolę mojego pamiętnika.

– Słuchaj, to niezdrowe – powiedziała raz, gdy poszliśmy razem coś zjeść. Tak się złożyło, że ona znalazła pracę w jakiejś firmie hotelarskiej w Sapporo i mniej więcej w tym samym czasie mieliśmy przerwę na lunch. Słowa te padły z jej ust chwilę po tym, jak podniecony opowiedziałem jej, jak seksownie tego dnia Shiroyama wyglądał. – On jest dorosłym facetem ze swoim życiem.

– I? – włożyłem kawałek pieczonej flądry do ust. Zacząłem niezbyt dokładnie przeżuwać.

– Nie sądzisz, że zachowywanie się jak zapatrzona w idola nastolatka jest nieodpowiednie?

– Przecież nikomu nic złego się nie dzieje.

– Tobie się źle dzieje – syknęła, niemal łamiąc w dłoni pałeczki. – Od dawna nie słyszałam, żebyś mówił o czymś innym niż o Shiroyamie. Nie wiem, co słychać u twojej mamy, siostry, bo ciągle tylko trajkoczesz: Shiroyama, Shiroyama i Shiroyama!

– Weź…

– Co? Co mam wziąć? Spędzasz z nim za dużo czasu. On jest dla ciebie dobry, a ty to odbierasz jako zachętę do dalszego popadania w obsesję na jego punkcie.

– Nie mam obsesji na jego punkcie – zaprotestowałem gwałtownie.

– Tak? To jak już mówimy sobie rzeczy wyssane z palca: jestem naturalną blondynką. Masz ogromny problem z tym mężczyzną i takie są fakty.

– Nic nie poradzę – westchnąłem. – Wiesz, jaki on jest.

– Wszyscy wiemy, że jest gorącym tatusiem po trzydziestce z wielkim działem w spodniach i portfelem wypchanym kasą, ale to jeszcze nie jest powód, żeby aż tak się w nim zatracać. To znaczy, tamte powody są naprawdę dobre i przekonujące, ale chodzi o coś innego. Chodzi o uczucie.

– Tego mi nie brakuje.

– Uczucie jego do ciebie. On cię ma za dziecko. Zagubionego chłopczyka, któremu trzeba pomóc. Przecież jego instynkt rodzicielski włączył się po nieco bliższym poznaniu ciebie i sam przyznał, że jesteś dla niego jak syn. Prawda? To chyba o czymś świadczy.

Po części mnie to zabolało. Ale tylko po części. Większy fragment mnie jeszcze nawet nie przyswajał tego, co Hitomi mi powiedziała. A miała rację. Świętą rację. Nie wiedziałem, jak mógłbym to skomentować, a ona chyba też nie miała mi nic więcej w tej kwestii do powiedzenia, ponieważ zabrała się za jedzenie swojego ryżu z warzywami i tofu. Oczywiście, że miałem obsesję na punkcie Shiroyamy. Ale wydawało mi się, że jeszcze mogłem z tym walczyć. Przynajmniej tak chciałem o tym myśleć.

W końcu nadszedł wrzesień. Pogoda powoli się uspokajała, słońce już nie prażyło, a w powietrzu czuło się zapach nadchodzącej, jak zły omen, jesieni. Choć do końca lata pozostało jeszcze kilka dni, to wszyscy jak jeden mąż powtarzali, że jesień już nastała. Dni stawały się coraz krótsze, z padającego deszczu powoli ulatywało uczucie ciepła. Była to pora roku, która w pewnym sensie wprowadzała mnie w poczucie niepokoju. Całkiem możliwe, że dlatego, iż z początkiem września zaczynała się szkoła i wciąż miałem w sobie swego rodzaju traumę po moich licealnych doświadczeniach. Mentalnie starałem się jednak przygotowywać do teoretycznego egzaminu na prawo jazdy oraz pójścia na studia.  Jednego tego wrześniowego popołudnia Hitomi zaproponowała, żebyśmy wyszli się napić: ona, ja, jakaś jej koleżanka z pracy i jakiś facet, z którym chyba miała w planach zacząć się spotykać.

To był dziwny dzień. Straszny. Gdybym tylko mógł, wymazałbym go z pamięci.

Siedziałem sam na przystanku autobusowym. Niebo mocno się chmurzyło, powoli zmierzchało, a zimny wiatr wprawiał moje ciało w nieprzyjemne dreszcze. Cieszyłem się, że miałem niedługo zdawać na prawo jazdy i całe te moje męczarnie z autobusami miały dobiec końca. Gdy tak czuwałem, zauważyłem, że jakiś samochód zwalnia i zatrzymuje się tuż przede mną. Przednia szyba uchyliła się. W środku był pan Matsumoto.

– Podrzucić cię gdzieś? – spytał.

Pokręciłem głową.

– Nie trzeba, dziękuję! Jadę do Sapporo.

– Ja też, mam dyżur – zaśmiał się. – Wsiadaj.

Choć z wahaniem, przystałem na propozycję. Gdyby to był Shiroyama, to bez oporów wsiadłbym do samochodu, jednak Matsumoto wpędzał mnie w stan ciężkiej do kontrolowania nerwowości. Z pewnymi nieuzasadnionymi obawami, wsiadłem do samochodu. Lekarz ruszył z miejsca, zapiąłem pas.

– Ma pan dyżur o tej porze? – zagadnąłem go.

– Mhm, w domu będę dopiero rano – westchnął.

– O szóstej? Siódmej?

Zerknął na mnie. Uśmiechnął się pod nosem, jakbym opowiadał naprawdę śmieszne rzeczy.

– Chciałbym. Kończę zmianę dopiero o dziewiątej. A po co w zasadzie chcesz jechać do Sapporo? Masz jakieś jazdy albo zajęcia teoretyczne?

– Raczej imprezę.

– Ach! Zazdroszczę. Poszedłbym się gdzieś rozerwać. Powoli tracę zmysły przez te popołudniowe i nocne zmiany. Yuu też narzeka, że to niezdrowe, ale co poradzić.

– Pewnie jest panu ciężko. Jeszcze z małym dzieckiem.

– Nie jest tak źle. Ale marzę o tym, by w końcu się wyspać – zaśmiał się. – Swoją drogą, cieszę się, że tak na siebie wpadliśmy. Chciałbym o czymś porozmawiać.

– Tak?

– Mhm.

Wyjechaliśmy z miasteczka. Powoli zbliżaliśmy się do zjazdu w stronę domu Matsumoto i Shiroyamy. Minęliśmy przystanek, chwilę później skręt. Czułem, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Wydawało mi się, że jeszcze chwila, a zwymiotuję na przednią szybę i deskę rozdzielczą.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że nie masz łatwo i musisz jakoś żyć, ale chciałbym, żebyś zrezygnował z pracy – powiedział w końcu. Głos miał spokojny jak gładka tafla niczym niezmąconego jeziora.

– Słucham? – wykrztusiłem z siebie, zupełnie niepewny tego czy dobrze zrozumiałem jego słowa. – Zrezygnować z pracy?

– Tak.

– Nie rozumiem. Dlaczego… dlaczego pan w ogóle o coś takiego prosi?

– Dobrze wiesz dlaczego. I nie tylko o to chciałbym cię prosić. Mógłbyś też zrezygnować z jazd z Yuu? Ogólnie, czy mógłbyś zwyczajnie odpuścić?

– Ale…

– Posłuchaj, nie jestem ślepy. Widzę, jak patrzysz na mojego męża, w jaki sposób się przy nim zachowujesz. Zrobiłbyś mi wielką przysługę, jakbyś sam usunął się z naszego życia, bo wcale nie mam ochoty być niemiły.

Odrobinę mnie zmroziło. Nie byłem też pewny czy to, co właśnie miało miejsce, działo się naprawdę. Czułem się odrobinę, jakby jeden z moich największych koszmarów właśnie przybierał realną postać. Choć, mówiąc szczerze, on zawsze był prawdziwy. Miał kształt człowieka, a dodatkowo nosił imię i nazwisko. Właśnie siedział obok mnie i prowadził samochód.

– Naprawdę nie wiem…

– Ojeju, Itsuki! – zdenerwował się. – Ile razy mam to powtarzać? Przestań się ślinić na widok Yuu, bo wyłącznie sobie robisz krzywdę. On nigdy nie będzie czuć do ciebie niczego poważnego i musisz się z tym pogodzić. Zawsze będziesz dla niego małym, niepotrzebnym chłopcem.

– Niepotrzebnym chłopcem? – powtórzyłem po nim, jakbym w ogóle niedowierzał jego słowom.

– Dokładnie – fuknął, tracąc już do mnie cierpliwość. – Wiesz, że nie życzę ci źle.

– Wcale. Mam tylko zrezygnować z pracy.

– Znajdziesz nową. Będziesz miał więcej rzeczy do wpisania w CV, więc nie patrz na to w ten sposób. Jakoś się ułoży.

Jechaliśmy przez pewien czas w zupełnym milczeniu. Spojrzałem w końcu na Matsumoto, który skupiał swą uwagę na drodze. Widziałem jednak, jak w kącikach jego ust czaił się triumfalny uśmieszek. Wówczas poczułem, jakby ktoś uderzył mnie ciężkim narzędziem w głowę. W środku mnie coś zapłonęło. Mój wewnętrzny ogień buchnął, jakby ktoś rzucił rozpaloną zapałkę w benzynę.

– Nie zrezygnuję z pracy – wykrztusiłem w końcu z siebie.

– Hm?

– Nie zrezygnuję z pracy – powtórzyłem pewniej i głośniej, choć głos, mimo mej wewnętrznej determinacji, zadrżał mi nieco. W końcu rzucałem wyzwanie komuś, kto nie był byle zawodnikiem. – Ani z jazd. Z niczego nie zrezygnuję.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz?

– Tak. Doskonale wiem, co mówię. Wiem też, na czym mi zależy i na czym chcę się skupić.

– Jesteś głupszy niż myślałem.

– Może i tak. Ale wiem, co czuję. I nie chcę być więcej tą osobą, która się poddaje albo rezygnuje z czegoś dla dobra innych. Nie. Czuję coś do pana Shiroyamy i wiem, że to coś więcej niż tylko zauroczenie.

Pokręcił głową.

– Dam ci ostatnią szansę – powiedział, zjeżdżając na leśny parking. Zatrzymał samochód. Zgasił silnik. – Składasz wypowiedzenie, mówisz, że nie potrzebujesz więcej jazd i znikasz na dobre z naszego życia. Jeśli kiedyś przypadkiem nas zobaczysz, idziesz w inną stronę. Nie pokazujesz się więcej ani mnie, ani Yuu na oczy.

– Pan się boi.

– Że co? – wykrztusił, mrugając gwałtownie.

– Gdyby pan się nie bał, że pan Shiroyama może odejść, nie żądałby pan ode mnie czegoś takiego.

Prychnął.

– Proszę cię – pokręcił głową. – Gdybym się czegoś bał, inaczej bym teraz z tobą rozmawiał. Mam jednak wystarczająco innych spraw na głowie, że wcale nie mam zamiaru bawić się z tobą w kotka i myszkę. Ale jeśli sam się nie usuniesz… Wtedy będę musiał wziąć sprawy w swoje ręce.

– Nigdzie się nie wybieram.

– Świetnie – włączył silnik. – W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru.

Hitomi mało nie spadła na podłogę, gdy jej powiedziałem, jaką miałem rozmowę z panem Matsumoto. Przyjaciółka niemal opluła się drinkiem, krztusząc się. Poklepałem ją po plecach, by przypadkiem się nie zadławiła. Sam też jeszcze cały się trzęsłem, a jej reakcja w ogóle mi nie pomogła. Ona również nie miała zbyt dobrego humoru, zważając na fakt, że chłopak, z którym uskuteczniała romansowanie, bardziej zainteresował się jej koleżanką niż nią. Aktualnie kręcili się gdzieś po parkiecie w rytmie zachodnich, wakacyjnych hitów.

– Pierdolisz – wykrztusiła z siebie, odchrząkując. – Stary, masz przesrane na całej linii.

– Wiem.

– I co zrobisz?

Wzruszyłem ramionami.

– Będę żył tak, jakby całe to zajście nie miało miejsca.

– Nie – pokręciła głową i położyła mi szczupłą rękę na ramieniu. Pochyliła się ku mnie, bym lepiej ją słyszał. – Nie możesz tego tak zostawić!

– To co mam zrobić? Powiedzieć Shiroyamie?

– Wykluczone! Słuchaj, on ci niemal groził.

– Do tego chyba jeszcze była daleka droga. Ale się zdenerwowałem.

– Itsuki, nie chcę nic mówić, ale on cię poprosił, żebyś odpuścił. Wie, że jesteś zakochany w Yuu i po prostu… Nie możesz próbować rozbić komuś rodziny, odbijając cudzego męża.

– Kto powiedział, że będę próbować? Ja go zwyczajnie odbiję.

Hitomi odsunęła się ode mnie z niedowierzaniem w oczach. Sam nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałem. Oznajmiłem na głos, jakie miałem zamiary i choć odrobinę mi ulżyło, to jednak poczułem ze strony swojej przyjaciółki coś, co przygasiło mój entuzjazm w tej kwestii. Hitomi przez dłuższy czas przypatrywała mi się zszokowana, jakby odebrało jej mowę.

– Nie żartuj sobie – wykrztusiła z siebie.

– Wcale nie żartuję.

– Nie możesz odbić komuś faceta! Nie możesz pozbawić dzieci jednego z rodziców! Nie możesz rozbić rodziny! – niemal uderzyła mnie w twarz, gdy to mówiła. Już dawno nie widziałem jej tak rozwścieczonej. Zdaje się, że właśnie przekroczyłem swego rodzaju granicę głupoty. – Jak ty się czułeś, kiedy Hitsuji przespał się z jakąś laską?! Było ci to obojętne czy jednak przykro?? Co?!

– Z Hitsujim to była zupełnie inna sytuacja.

– Tak! Bo nie mieszkaliście razem, nie byliście po ślubie i nie mieliście dzieci!! Ale to wciąż był twój chłopak!

– Po ślubie czy nie, co to za różnica. Zawsze można się rozwieść.

– To, że twoi rodzice się rozwiedli, nie oznacza, że musisz doprowadzać do rozpadu szczęśliwy związek.

– Skąd wiesz, że szczęśliwy?

– To chyba widać – westchnęła głęboko, jakby była piekielnie zmęczona i zawiedziona mną jednocześnie.

Poczułem się odrobinę, jakby Hitomi wbiła mi małą szpilkę gdzieś w bok, wspominając o moich rodzicach. Mama bardzo chciała rozwodu, ojciec nie wiedział, co w zasadzie go czeka. Całkiem możliwe, że w momencie, gdy otrzymał do ręki papiery rozwodowe, poczuł się zdradzony. Wyobraziłem sobie, jak stał z cienkim plikiem zszytych ze sobą kartek. Jak ściskał je w dłoniach, mało ich nie wygniatając do tego stopnia, że nie nadawały się do odesłania do urzędu. Możliwe, że w tamtej chwili świat zawalił mu się na głowę, a cała reszta jego i tak już bezsensownego życia straciła ostatnią namiastkę ludzkiego porządku. Myślał pewnie, że mama go zdradzała. Był zazdrosny. Kto by przecież nie był zazdrosny o Shiroyamę. W końcu ludzie coś mu szepnęli, że był u nas elegancki gentleman, że ktoś podjeżdżał drogim jak cholera samochodem. Może i był głupi, ale nie na tyle, by zignorować te lekkie wykpienia. Może wziął sprawy w swoje ręce, może…

– Ja pierdolę – wyrwało mi się.

– Co? Tak cię to boli, że ktoś może…

– Nie. Nie o to chodzi. Właśnie z czegoś sobie zdałem sprawę.

– O co chodzi? Itsuki? Ej, cały zbladłeś. Dobrze się czujesz?

Pokręciłem głową. Torsje wezbrały mi w gardle, w ustach poczułem smak żółci. Pochyliłem się, z całych sił próbując powstrzymać nagły odruch wymiotny, który był wynikiem szoku. Ledwo czułem już, jak Hitomi i jej przyjaciele, wywlekali mnie z klubu na świeże powietrze. Nie mogłem ustać na własnych nogach. Usiadłem na zimnym bruku, jak tylko mnie puścili. Nagle wszystkie elementy wpasowały się w swoje miejsca, a ja poczułem się, jakbym rozwiązał jakąś wielką, tajemniczą układankę.

Hitomi kucnęła przede mną. Złapała mnie za ramiona, próbując przytrzymać mnie w pionie. Niewiele brakowało mi do tego, bym całkiem się położył, robiąc widowiskowe przedstawienie.

– Naćpał się? – usłyszałem nad sobą.

– Nie. Chyba nie – Hitomi trzymała mnie mocno. Tak mocno, jak tylko prawdziwa przyjaciółka mogła trzymać takie ścierwo, jakim byłem. – Itsuki? Hej, Itsuki! Słyszysz mnie, mordo? Co ci?

– Wiem, kto mógł rozmawiać z moim ojcem w dniu jego śmierci – wymamrotałem, czując jak w oczach wezbrały mi łzy.

Ależ to bolało. Łamiące się serce, które drugi raz doświadczyło potwornej zdrady. Hitomi patrzyła na mnie zupełnie zdezorientowana. W jej szeroko otwartych oczach zagościła wielka obawa oraz strach. Była jednak dzielna. Dzielniejsza ode mnie. Znacznie lepiej znosiła zdrady.

– Co ty mówisz?

– Wiem. Teraz to rozumiem. Wszystko ma w końcu sens – pokręciłem głową, pozwalając łzom swobodnie spływać po moich policzkach. – Mój ojciec… Wiem, z kim widział się mój ojciec przed śmiercią.

– Dlaczego? Co? Czemu płaczesz? Naćpałeś się??

Znowu pokręciłem głową.

– Shiroyama. Tamtego dnia widział się z Shiroyamą.

 

---

 

Wiem, że rozdział miał już się pojawić jakiś czas temu, ale wydarzyło się tyle rzeczy, a i tyle razy zmieniałam plan wydarzeń, że to jakiś kosmos. W każdym razie! Gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Oby rozdział umilił wam czas i nie był jego stratą. 🤗

Zdaję sobie sprawę, że drugi rozdział miał być ostatnim, jednak wyszło to tak długie, że raczej nie byłoby wygodne w czytaniu. Nawet teraz blogspot ma problem z przetworzeniem 130 stron i nie mam pojęcia czy opublikuję ten rozdział.

Edit: Zmieniłam interfejs i chyba się udało. Tylko tekst się rozjechał i brzydko wygląda, i’m sorry!

Poza tym… Wiece, że nie gniewam się na komentarze… I mean, chciałabym po prostu wiedzieć czy komuś się to podobało czy nie, no i czy jest sens kończenia tej historyjki i publikowania jej. Just let me know! 🤠

Mam nadzieję, że macie się dobrze w tych niespokojnych czasach. Jedzcie zdrowo, wysypiajcie się i regularnie myjcie rączki!!

To już chyba tyle na dziś ode mnie. Dziękuję za uwagę, jeszcze raz gratuluję tym, którzy dotrwali aż tutaj. Trzymajcie się, Żuczki! ❤

 

Do następnego~!

Komentarze

  1. Rozśmieszyła mnie konwersacja 'może i ciebie by bzyknął' 'bzyknął cię ktoś kiedyś w ogóle? Nie' XDDDD takie mam poczucie humoru, co poradzę, popłakałam się po prostu. A teraz przejdę do hejtu - niesamowicie denerwuje mnie główny bohater, naprawdę pałam do niego taką odrazą, że cokolwiek powie mam ochotę mu przyjebać, i'm sorry, kocham Takę i Yuu i jakby typieeee what are you even- jego chłopak mu mówi, że zakochał się w dziewczynie i go zostawia a ten ma czelność się oburzać po tym jak non stop się ślini do własnego nauczyciela, który ma męża??!!! NO BOO-HO POPŁACZ SIĘ BARDZIEJ!!! Dobrze, przepraszam, i'm just angry and annoyed af 😭😭😭 i to jak z Hitomi im przeszukali rzeczy w domu, miałam ochotę wrzeszczeć, nienawidzę ich i nie wiem czy powinnam się z tej racji uważać za dobrą osobę czy raczej za złą, powinien być jakiś test osobowości z tą serią... Proszę zrób coś takiego, żeby moje wątpliwości zostały rozwiane (i to byłaby świetna zabawa), dobry dodatek do wspaniałego tekstu, jak zawsze (NIENAWIDZĘ ICH) - w każdym razie po tym negatywiźmie chciałabym zakończyć faktem, że jak zwykle nie mogłam się oderwać od czytania i nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę znowu czytać coś od Ciebie. Miałam przekonanie, że już byłaś mistrzynią i nie zdołasz bardziej pobić samej siebie, a tu proszę - dostaliśmy kompletnie nowy poziom mistrzostwa w jeszcze czystszej postaci, jestem oczarowana wszystkim - od dialogów, po przecinki, stylistykę i kuźwa kropki, mogłabym tak wymieniać i babo, chciałabym być taka jak Ty jak dorosnę. Nie żartuję. Zakończenie wbiło mnie w podłogę i moja druga myśl po skończonym przeklinaniu była taka, że przecież powinnam się domyślić, jak mówili o tym, że spotkał się z kimś, kto niby nie istnieje!! Naprawdę nie waż się wstawiać kolejnego rozdziału po milionie lat, bo zapłaczę się na śmierć. Życzę Ci weny, czasu na pisanie i żebyś wciąż się rozwijała jako pisarka, bo jesteś do tego stworzona *ociera łzę* I love you i wiesz, że zawsze jestem zachwycona i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! A teraz idę czytać ponownie mój najukochańszy tekst, również od Ciebie, bo potrzebuję więcej, a akurat dawno go nie czytałam. Proszę mi nie przeszkadzać świecie!! *przytulaski*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty