Migdałowe serce: Daddy Issues II
These
are the horns of the dilemma
What
truth this proof against all lies?
Grateful Dead Victim or the Crime
Nie myślałem nigdy, co zrobię, kiedy
jedno z moich rodziców umrze. Nie zastanawiałem się nad tym, kiedy mogłoby się
to stać, w jakich okolicznościach miałoby to nastąpić. Takie rzeczy
przytrafiały się wyjątkowo niespodziewanie, często w najmniej odpowiednich
chwilach. I nigdy nie było się na to gotowym.
Po dowiedzeniu się, że ojciec nie żyje,
jakby cały świat stanął na głowie, a ja miałem dwa dni wyjęte z życia. Jeszcze
w sobotę wezwano mamę, by zidentyfikowała ciało. Nawet nie chciałem sobie
wyobrażać, jak okropnym przeżyciem musiało to dla niej być. Zostało z niego
naprawdę niewiele, gdyż ciało zostało zmasakrowane przez pociąg. Jakimś cudem
ocalało jednak kilka dokumentów, po których udało się dojść, kim mógł być
mężczyzna. Niemal od razu zawiadomiono mamę, co mnie zdziwiło. W końcu rodzice
byli po rozwodzie, więc powinni raczej prosić o to kogoś innego. Czego również
się nie spodziewałem – mama strasznie płakała. Z początku myślałem, że płacze
na pokaz, by inni jej współczuli, że najpierw miała rozwód, a teraz
przechodziła przez żałobę po swoim partnerze, ale ona wcale nie udawała. Mama
strasznie rozpaczała po tacie, po mężczyźnie, który, jak sama mówiła, zmarnował
jej życie.
W poniedziałek urządzono pogrzeb – ja i
Yuzuki nie poszliśmy tego dnia do szkoły. Oboje zostaliśmy w domu i
przygotowywaliśmy się do ceremonii. Mama, niestety, nie dostała wolnego w
pracy, mogła się jedynie zwolnić dwie godziny wcześniej. Siedziałem więc sam z siostrą,
do której chyba nie docierało, że ukochany tatuś już nigdy więcej nie obejmie
jej i nie weźmie na kolana, opowiadając jakąś kolejarską historyjkę, jak to
miał w zwyczaju. Ani ona, ani ja nie mogliśmy pojąć, że to działo się naprawdę.
Że kupka mięsa i kości faktycznie były pozostałością po naszym ojcu. Choć Yuzu
nie miała pojęcia o tym, co dokładnie stało się z tatą. Powiedzieliśmy jej
tylko z mamą, że miał wypadek, którego nie przeżył. Oszczędziliśmy jej
bolesnych szczegółów, jakimi było rozczłonkowane ciało i wielkie
prawdopodobieństwo samobójstwa. Nie było mowy o niczym innym, ojciec bez
wątpienia się zabił, co również powiedział nam śledczy z komendy w Sapporo.
Dodał jednak, że gdyby śledztwo wykazało inaczej, to od razu się o tym dowiemy.
Oczywiście, ja i mama nie mieliśmy wątpliwości – ojciec sam rzucił się z
wiaduktu pod pędzący pociąg. Choć nie znaliśmy powodu, dla którego to zrobił.
Czy był zrozpaczony po rozwodzie? Nie mógł pogodzić się z tym, że mama już nie
chciała dzielić z nim życia? A może wydarzyło się coś jeszcze? O tym jednak
prawdopodobnie nie mieliśmy się nigdy dowiedzieć.
W życiu też nie spodziewałem się, że sam
będę tak mocno przeżywał śmierć ojca. Gdy cała najbliższa rodzina stała podczas
kremacji, obserwując, jak płomienie powoli chłoną pozostałości po jego ciele,
to coś ścisnęło mnie za serce. Przez moment czułem, jakbym się dusił, do oczu
napłynęły mi łzy. Nie sądziłem, że tknie mnie fakt, że ciało, które zmieniało
się w popiół, było moim bliskim, moim ojcem. W jednej chwili zapomniałem o
wszystkich przykrościach, które mi sprawił, a przypomniałem sobie, jak kiedyś
wraz z całym rodzeństwem i z nim chodziliśmy latem na lody, jak kupował nam je
w tajemnicy przed mamą, która czekała w domu z obiadem, ostrzegając, żebyśmy
nic jej nie mówili, bo się zdenerwuje. Jak uczył mnie jeździć na dwóch kółkach
na rowerze i trzymał mnie za bagażnik, bym się nie przewrócił i mówił uradowany,
że w końcu mi się udało utrzymać równowagę. Nie chciałem nawet pamiętać o tym,
jak z czasem się stoczył, co stało się z człowiekiem, który chociaż nigdy nie
był jakimś bohaterem, to jednak był dobrym człowiekiem.
Prochy ojca spoczęły na cmentarzu
miejskim. Siostrze ojca i mojej mamie udało się w porę załatwić miejsce tuż
obok rodziców taty. Cała ceremonia przebiegła już naprawdę szybko. Urna została
złożona do grobu, mistrz ceremonii wypowiedział kilka zdań na temat życia,
śmierci oraz tego, że rodzina powinna być silna i trzymać się podczas tak trudnego
okresu. Mama stała po mojej lewej stronie. Ciągała nosem, z jej
zaczerwienionych oczu już nie płynęły łzy. Zdaje się, że nie miała więcej siły,
by płakać. Z drugiej strony stała Yuzuki. Trzymała mnie za rękę. Ściskała swoje
paluszki na mej dłoni, jakby miało jej to pomóc w poradzeniu sobie z całym
stresem i bólem, jakiego musiała doświadczyć nasza rodzina.
Gdy ceremonia dobiegła końca, słowa
współczucia zostały wylane, a ludzie już zaczęli się rozchodzić w swoje strony,
ja wciąż stałem przez jakiś czas nad grobem taty. Mama zabrała Yuzuki z tego
mrozu, powiedziała, że będą czekać na mnie w samochodzie, jednak odparłem, by
pojechały do domu same. Mama jeszcze przez jakiś czas stała, patrząc na mnie
tak, jakby samym spojrzeniem próbowała mnie przekonać, żebym jednak z nimi
jechał, ale w końcu odpuściła. Odeszła wraz z Yuzu, trzymając ją mocno za
dziecięcą rączkę. Stałem tam może kilka sekund, jak poczułem czyjś dotyk na
ramieniu. Odwróciłem się gwałtownie, zaskoczony tym, że ktoś tak nagle przerwał
mi zatracanie się w smutku. Jak wielkie moje zaskoczenie było, gdy zobaczyłem
Hitsujiego. Z początku to do mnie nie docierało. Minęła dłuższa chwila, nim
uzmysłowiłem sobie, że to naprawdę był Hitsuji. Chłopak wydawał mi się być
kompletnie nierealny, jakby wyrwany prosto z jakiegoś snu. Patrzyłem na niego z
szeroko otwartymi oczyma, dopóki się nie odezwał.
– Hej – powiedział zwyczajnie. Tak
prosto, jakby z odrobiną współczucia. Jeszcze przez chwilę przypominałem sobie,
w jaki sposób powinno się mówić.
– H-hej – odpowiedziałem. – Cześć.
– Bardzo mi przykro – oznajmił.
Stałem tak, nie mogąc już nic z siebie
wykrztusić. Próbowałem jeszcze coś powiedzieć, ale skończyło się to tak, że
zacząłem płakać. Hitsuji, widząc moją reakcję, objął mnie, a ja wtuliłem się w
niego, nie mogąc już dłużej powstrzymywać płaczu. Zacisnąłem z całych sił
powieki, spod których łzy wypływały dwoma rwącymi strumieniami.
– Bardzo mi przykro – powtórzył. – Za to
wszystko. Za to…
– Zabił się – bąknąłem, szlochając. – On
się zabił rozumiesz? Durny tchórz! Stary pijak! Zabił się!!
– Już, spokojnie – sunął ręką w górę i w
dół po moich plecach. – Już nic nie można zrobić, Itsuki. Bardzo mi przykro.
Podniosłem głowę na swojego byłego
chłopaka. Czułem, jak cała moja twarz była czerwona i spuchnięta, gardło
zaczynało mnie boleć. W dalszym ciągu nie wierzyłem, że to był on. Że zjawił
się tu nagle, jak gdyby nigdy nic i teraz obejmował mnie, jakby wciąż był moim
dawnym przyjacielem. To było zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień.
Poszliśmy na spacer. Szliśmy obok siebie
uliczkami, przez dłuższy czas milcząc. Z jednej strony chciałem mu powiedzieć
tak wiele, a z drugiej nie miałem nic do powiedzenia. Wiedziałem jednak, że to
on powinien rozpocząć rozmowę. Od niego zależało to, w jaki sposób miała
wyglądać nasza przyszłość.
– Wiesz co – zaczął – bardzo chciałem
cię przeprosić.
– W porządku.
Zerknął na mnie zdziwiony.
– Mówisz serio?
– A co?
– Po tym wszystkim, co się stało, ty
zwyczajnie mówisz, że w porządku? Tak po prostu? Jeszcze nawet nie zacząłem cię
dobrze przepraszać.
– A co byś chciał? Żebym zaczął na
ciebie wrzeszczeć, że jesteś draniem i nigdy ci nie wybaczę i zasługujesz na
najgorsze?
– To byłaby przynajmniej jakaś
zrozumiała reakcja – mruknął pod nosem.
– Nie mam dziś siły, by się na
kogokolwiek gniewać. W ogóle nie widzę sensu, by się gniewać. Minęło kilka
miesięcy, rękę i nos mam całe, w szkole jakoś sobie radzę – pokręciłem głową. –
Trudno. Żaden z nas już nie naprawi przeszłości.
– Uderzyłem cię. Do tej pory nie mogę
sobie tego wybaczyć.
– Ale ja mogę.
– Na litość, Itsuki! Dlaczego nie możesz
być na mnie wściekły?! Czemu mi nie powiesz, że jestem najgorszy?!
– Bo nie jesteś.
– Jestem, do cholery! – stanął, łapiąc
mnie za ramiona. – Jestem najgorszy! Jestem okropną łajzą. Doprowadziłem do
tego wszystkiego, a ty jeszcze mówisz, że możesz mi wybaczyć i nie masz mi tego
za złe. Dlaczego taki jesteś?!
– Żebyś nie poczuł się przypadkiem
lepiej.
Hitsuji zamrugał kilkakrotnie ze
zdziwienia.
– Tak sądzisz?
– Wiem, że by ci ulżyło, gdybym
powiedział, że cię nienawidzę. Oczekiwałbyś tego. Ale ja chyba nie potrafię cię
nienawidzić. Myślałem o tym przez ostatnie miesiące i to tak mnie strasznie
bolało. Nie mogłem zrozumieć, że potraktowałeś mnie w tak okropny sposób.
Jednak teraz już jest okej. I wiesz co? Chyba nawet cieszę się, że cię widzę.
Dziękuję też, że przyszedłeś na pogrzeb taty.
– No wiesz… znałem go w końcu od
urodzenia, był jak wujek.
– Beznadziejny był ten wujek.
– Nie mów tak – złapał mnie za dłoń. –
To twój ojciec… A ja ci mówię o takich rzeczach. Nie powinienem… Przepraszam.
Staliśmy przez dłuższą chwilę w wąskiej,
ośnieżonej alejce. Trzymaliśmy się za ręce, a z ust ulatywały nam białe
obłoczki pary. Patrzyłem na Hitsujiego z wielkim bólem, wiedząc, że był niegdyś
moim przyjacielem, chłopakiem. Obecnie nie potrafiłem przyswoić, że już dłużej
nim nie był. Tak samo nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób nagle usta Hitsujiego
znalazły się przy moich i jak całował mnie delikatnie, rozpuszczając cały ten
lód, który okrył moje serce.
W życiu nie spodziewałbym się takiego
obrotu spraw. Nie pomyślałbym, że Hitsuji mnie pocałuje, że po tym okropnym
dniu nasze drogi się ze sobą ponownie zetną. Dziwnie było mi o tym myśleć, ale
po pogrzebie taty, po całej tej sytuacji, jaka miała miejsce, postanowiliśmy
dać sobie jeszcze jedną szansę. Nie wiedziałem, co o tym sądzić, jednak
podświadomość podpowiadała mi, że tym razem wszystko potoczy się inaczej. On i
ja przez te wszystkie miesiące nabraliśmy do siebie dystansu, a poza tym, dystans
był dosłownie między nami. W końcu Hitsuji mieszkał teraz w Sapporo. Powiedział
jednak, że jego rodzice często wyjeżdżają w weekendy w interesach, więc będę
mógł do niego przyjeżdżać. Chociaż, będąc zupełnie szczerym, nie cieszyłem się
na to. Nie czułem tej ekscytacji, która zawsze towarzyszyła mi przy Hitsujim,
nie było tych motylków w brzuchu, tej radości. Powtarzałem jednak, że się
cieszę, bo… cieszyłem się. Naprawdę. Jednak wszystkie te pozytywne emocje były
przykryte warstwą żałoby i innymi rodzinnymi problemami.
Wieść o tym, że zmarł mój ojciec,
rozniosła się w szkole dość szybko, jednak tylko Hitomi przyszła na pogrzeb.
Nie widziałem jej jednak na nim. Powiedziała mi tylko, że chciała ze mną
porozmawiać sam na sam, ale widziała, że podchodził do mnie jakiś chłopak,
dlatego stwierdziła, że nie będzie mi przeszkadzać. Podziękowałem jej, że
przyszła, co ją zaskoczyło.
– Czemu miałabym nie przyjść? –
powiedziała zdziwiona. – Przecież się przyjaźnimy. Te morony też powinny były
przyjść. Czasami nie wierzę w to, jacy ludzie potrafią być.
– Zdarza się.
Każdy nauczyciel zagadywał mnie na
początku zajęć i mówił, że mu przykro, że to okropne. Słowa współczucia były
zabarwione przesadną troską, od której aż robiło mi się nieswojo. Nie chciałem
tego wszystkiego, wolałbym, by ludzie dali mi spokój i nie roztrząsali tak
tragicznego wydarzenia, jakim było samobójstwo mojego ojca.
– Zastanawia mnie jedna rzecz – zaczęła
Hitomi, gdy siedzieliśmy razem w piątek na długiej przerwie. Ona powoli
przeżuwała śniadanie, ja piłem przez słomkę mleko waniliowe z kartoniku. Z
jakiegoś powodu przypomniało mi się, jak siedzieliśmy z Hitsujim podczas
długich przerw na dachu szkoły i obaj piliśmy mleko. – Czy babka z biologii
odpuści ci dzisiaj kartkówkę.
– Czemu miałaby mi odpuścić?
– Uhm, no wiesz.
– Daj spokój – wywróciłem oczami. – Wolę
pisać ze wszystkimi. Dawanie mi jakiejś taryfy ulgowej jest bez sensu. Poza tym,
może porozmawiamy o innych rzeczach?
– Na przykład? – wzięła spory kęs
słodkiej bułeczki i zaczęła przeżuwać. – Och! Wiem! – powiedziała z pełną
buzią, mało nie wypluwając jedzenia. – Co to miało być?! To w zeszłym tygodniu?
Nocowałeś u Shiroyamy?!
– Jeszcze głośniej – mruknąłem,
rozglądając się dyskretnie czy nikt nas przypadkiem nie podsłuchiwał albo czy w
pobliżu nie było wspomnianego nauczyciela.
– Rany, przepraszam – przełknęła. – Po
prostu nie wierzę, że zrobiłeś coś takiego!
– Zasiedziałem się zwyczajnie. I
zostałem na noc.
– Ale z nim? Spałeś z nim w łóżku?!
– No chyba cię popieprzyło – mało nie
zachłysnąłem się mlekiem. – Przecież jest zajęty.
– To nie jest przeszkodą.
– Jest wielką, bo jego facet był w domu
cały czas.
– Tak? Nie miał jakiejś nocnej zmiany w
szpitalu albo coś?
– Niestety nie. Też nad tym ubolewałem.
W ogóle, ten facet ma jakieś problemy ze sobą.
– Co masz na myśli? – Hitomi zmarszczyła
nieco brwi, pochylając się ku mnie. Czekała na świeże ploteczki z domu
Shiroyamy.
– Tak trochę… Nic nie jadł? W ogóle. Pan
Shiroyama zrobił obiad, ale nie widziałem nawet, by coś wziął do ust.
– Może woli brać inne rzeczy do ust?
Roześmialiśmy się oboje. Musiałem
przyznać, że ta uwaga wyjątkowo poprawiła mi humor.
– Nie wygląda na kogoś, kto robi takie
rzeczy – odparłem. – Kojarzy mi się bardziej z taką cnotką niewydymką.
– Pewnie godzi się robić takie rzeczy
wyłącznie po prysznicu i tylko w łóżku, oczywiście, w świeżej pościeli, a po
również trzeba zmienić pościel. Albo! W ogóle tego nie robią.
– Co? Jak to możliwe?
– Skoro jest taki, to pewnie tylko robi
to Shiroyamie ręką. To się już nie liczy jako seks.
– Jakie to smutne.
– Ale spójrz na to z tej strony; to
oznacza, że Shiroyama nie zaruchał niczego od dłuższego czasu, więc może być
napalony. Poprawka, na pewno jest napalony. To oznacza szansę dla ciebie.
– Jeszcze nie tak dawno czepiałaś się
mnie, że niby próbuję zepsuć mu związek, a teraz sama mówisz mi takie rzeczy –
wytknąłem jej.
– Nie zachęcam cię do niczego! I wciąż
uważam, że gdybyś próbował zniszczyć komukolwiek związek, to byłbyś najgorszą
szmirą na planecie. Ale tak pomyśl. Z tego co wiem, to zdarzają się otwarte
związki. Może Shiroyama bzyka się z innymi, jeśli jego facet mu nie daje. To
może i ciebie by bzyknął?
Poczułem, że robię się cały czerwony na
twarzy. Krew zaczęła mi szumieć w uszach, wydawało mi się, że świat delikatnie
zawirował.
– No co ty. Mnie?
– Bzyknął cię ktoś kiedyś w ogóle? Nie.
No właśnie! A możliwe, że to okazja, byś zaliczył swój pierwszy raz. Już się do
niego dość mocno zbliżyłeś, zostajesz u niego na noc. Możesz z łatwością
wybadać, jaka jest ich relacja i ewentualnie, jeśli jego facet będzie miał
jakąś nocną zmianę, to wskoczyć swojemu historykowi do łóżka.
– Zastanowię się nad tym – odparłem.
– Kuj żelazo, póki gorące! Kto wie, może
załapiesz się na trójkąt z nimi?
– Durna jesteś – zaśmiałem się. – W
ogóle, muszę ci o czymś powiedzieć.
– No, słucham.
– Wróciłem do swojego byłego chłopaka.
Hitomi przez moment patrzyła na mnie,
jakby niedosłyszała tego, co powiedziałem. Gdy jednak okazało się, że wcale nie
pomyliła się w tym, co jej oznajmiłem, wybałuszyła na mnie swoje i tak już duże
oczy.
– Chyba sobie ze mnie kpisz w tym
momencie. Do swojego ex? Pojebało cię? Nie wchodzi się dwa razy do tej samej
rzeki! Przypomnę ci jeszcze to, jak on ciebie urządził. Zajebiste miałeś
przygody z kolegami z klasy, co nie?
– Ale z nim jest inna sytuacja. Jest
moim przyjacielem z dzieciństwa. Mówiłem ci, pamiętasz?
– Pff, wiesz co? Z wami jest tak zawsze.
Homo, czy hetero, faceci zawsze coś odpierdolą głupiego. Jeszcze zobaczysz.
Czego niby od niego oczekujesz?
– Sam nie wiem. Trochę… Zrozumienia?
– Od tego masz mnie. Aż nie wierzę!
Sądzisz, że on się zmienił? Że będzie cię lepiej traktować? Ludzie się
zmieniają, ale tylko na gorsze.
– No już tak nie panikuj – poklepałem ją
po ramieniu.
– Będę panikować! Mój przyjaciel może
zrobić jedną z największych głupot swojego życia. Jeszcze się z nim prześpisz i
dojdziesz do wniosku, że go kochasz!
– Ale seks z nauczycielem jest już w
porządku?
– Oi, chłopczyku – pstryknęła palcami –
w tym domu wybieramy mniejsze zło. Łapiesz?
Przez resztę dnia myślałem o całej
naszej rozmowie. Przynajmniej w ten sposób udało mi się odegnać natrętne myśli
o ojcu i całej sytuacji rodzinnej. Jedyne, co było pocieszające w tym
wszystkim, była renta, jaką mieliśmy otrzymywać po tacie na czas nauki. Niby
niewielkie pieniądze, ale zawsze coś, czym mogliśmy z Yuzuki odrobinę odciążyć
mamę. A faktycznie, przez pierwsze tygodnie nie było łatwo. Mamie zdarzało się
bez powodu wybuchać płaczem podczas jakichś zwyczajnych domowych czynności,
Yuzuki zrobiła się mocno apatyczna, a ja? Cóż, poczułem się wyjątkowo
odpowiedzialny za nie dwie. Tak jak nigdy nie czułem się zobowiązany do
niczego, tak teraz wiedziałem, że pozostałem jedynym mężczyzną w domu i
musiałem zaopiekować się matką i siostrą.
W weekend rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
Yuzuki, choć niewątpliwie silnie przeżywała żałobę po tacie, jako pierwsza
zerwała się z kanapy. Rzuciła się do drzwi i otworzyła, choć nawet nie zadała
sobie trudu, by zajrzeć przez wizjer i sprawdzić, kto postanowił nas odwiedzić.
Mama i ja wielokrotnie upominaliśmy ją o to, a ona i tak robiła swoje.
– Ciocia! – krzyknęła radośnie,
uchylając drzwi. Wyszedłem za Yuzuki, by upewnić się, że to nie żaden psychopata
postanowił złożyć nam wizytę.
– Cześć, brzdącu – powiedziała siostra
taty. – Cześć, Itsuki.
– Hej. Co jest?
Mama wyjrzała z salonu. Spojrzały tylko
na siebie z ciocią, po czym, nawet nie zamieniwszy ani słowa, wróciła do
pomieszczenia. Ciocia nie miała jej tego raczej za złe. Obie silnie przeżywały
utratę ważnej osoby. Możliwe, że nie chciały ani też nie mogły przebywać ze
sobą. Tak po prostu. Czasami śmierć łączyła ludzi, choć częściej dzieliła ich
bez słowa.
– Nic – odparła. – Tak tylko wpadłam
podrzucić wam kilka rzeczy. Wasz tata je zostawił i chyba są dla was.
– Prezenty? – mruknęła Yuzuki z
zalążkiem ekscytacji i czegoś na wzór nadziei.
– Nie do końca tak, kochanie – ciocia
posłała jej ciepły uśmiech. – Bardziej pamiątki.
– Ekstra.
Pomogliśmy jej wnieść kilka pudeł z
rzeczami z jej samochodu. Yuzu wzięła najmniejsze pudełko z jakimiś bibelotami,
ja dwa największe. Siostra szła dzielnie, starając się przy tym nie kuśtykać,
choć widziałem, z jakim trudem jej to przychodziło. Szedłem, trzymając pudła
jedno na drugim. Musiałem uważać przy tym, by się nie przewrócić, gdyż
kompletnie nie widziałem nic przed sobą. Ciocia niosła ostatnie pudełko,
instruując mnie przy tym, jak powinienem iść, bym nie wszedł w jakąś ścianę lub
drzwi. Zostawiła to wszystko u nas, po czym odjechała. Tak po prostu, jakby
nigdy nawet jej u nas nie było. Yuzuki była piekielnie rozczarowana, gdy okazało
się, że w pudełkach nie było żadnych zabawek. Spytałem mamę czy nie chciałaby
przejrzeć tych rzeczy, ale tylko odparła, że nie i mogę je wyrzucić. Z początku
tak chciałem zrobić. W końcu, co takiego wartościowego mogło być w rzeczach po
nieboszczyku, który za życia zajmował się jazdą pociągami oraz piciem alkoholu
w każdy wolny dzień. Mówiąc też całkiem poważnie, nic ciekawego w tych pudłach
nie było: sterta mało interesujących papierów, bezwartościowe bibeloty, kilka
pocztówek, stare ubrania, w tym mundur z pracy, notatnik, kilka płyt
gramofonowych – Grateful Dead, Sublime – no i cała masa śmieci. Płyty Sublime niemal od
razu połamałem i wrzuciłem do worka na śmieci. Ojciec kiedyś tak często je puszczał,
że mógłbym się porzygać, słysząc choćby jedną, charakterystyczną nutę. Grateful
Dead było mniej pretensjonalne. Choć fanem nie byłem, to znałem niemal
wszystkie piosenki, ale nie przejadły mi się one na tyle, bym łamał je w drobne
kawałki i wyrzucał do śmietnika. Przez kilka chwil przyglądałem się Built to Last. Kartonowe opakowanie
albumu było dość zniszczone, winyl był jednak w całkiem niezłym stanie. Pamiętałem
bardzo dobrze, jak kiedyś z tatą lubiliśmy siadać w salonie, włączać stary,
mocno zużyty gramofon i słuchać muzyki. Piliśmy wtedy herbatę i zajadaliśmy się
czymś słodkim. Pamiętałem też, jak Amaya i ja nuciliśmy nad malutką Yuzuki I Will Take You Home, gdy próbowaliśmy
ją uśpić, a gdy to nie pomagało, zwyczajnie włączyliśmy jej tę piosenkę. Tak
silna nostalgia ścisnęła mnie za żołądek, że wydawało mi się, iż całe moje
życie to tylko jeden wielki sen.
– Co to? – spytała siostra, zaglądając
mi przez ramię. Akurat wyciągnąłem mundur i położyłem go obok siebie na
podłodze.
– Rzeczy taty.
– A to?
Pokazała na kaszkiet, spoczywający na
szczycie złożonego w kostkę munduru.
– Czapka konduktorska. Tata nosił ją w
pracy.
– Fajna.
Włożyłem jej czapkę na głowę. Yuzuki
ucieszona podbiegła do kosmetycznego lusterka, stojącego przy jej kanapie. Już
chciała pobiec do mamy i pokazać jej, co takiego miała na sobie, ale udało mi
się ją powstrzymać w ostatniej chwili. Jeszcze tego brakowało.
– Uspokój się – nakazałem jej tonem starszego
brata. Zabrałem jej czapkę, która, wraz z całym mundurem, śmierdziała potem i
kurzem.
Nie było nic ciekawego. Przejrzałem
jeszcze notatnik, który był względnie nowy. Miał kilka wyrwanych kartek i brak
jakichkolwiek zapisków, więc oddałem go Yuzuki, by mogła gdzieś dowoli
bazgrolić. Resztę rzeczy udało mi się na siłą upchnąć do jednego, dużego
kartonu i zakleić. Chciałem je wyrzucić. Nie były ani mnie, ani nikomu innemu
do niczego potrzebne. Czułem jednak, że nie byłem w stanie tego zrobić.
Wcisnąłem je więc do szafy, pozwalając tym śmieciom odleżeć swoje, a mnie
dojrzeć do działania.
Czas mijał jednak nieubłaganie szybko.
Nawet nie zauważyłem, gdy zima już zaczęła zmierzać ku końcowi. Synoptycy
zapowiadali coraz to cieplejsze dni oraz gwałtowną odwilż po śniegach i mrozach.
Dni były coraz dłuższe, w końcu otwarto podwórze szkoły i znów można było jeść
drugie śniadania przy ławkach na dziedzińcu. Chociaż wciąż trwała astronomiczna
zima, to każdy mówił, że już nastała wiosna. Cóż, pąki na drzewach z pewnością
mówiły prawdę – nastała wiosna.
– Moich rodziców nie będzie w ten
weekend – mówił Hitsuji. Rozmawialiśmy ze sobą kilka razy w tygodniu przez
telefon i od czasu do czasu się spotykaliśmy. Mama bardzo się ucieszyła na
wieść, że Hitsu i ja znów byliśmy w przyjacielskich stosunkach.
– To super, możesz zrobić imprezę –
odparłem, biorąc z półki w sklepie opakowanie ryżu. Przyciskałem telefon
ramieniem do ucha i jedną ręką prowadziłem wózek, a drugą trzymałem listę
zakupów od mamy.
– Myślałem bardziej, że mógłbyś w końcu
do mnie wpaść na noc.
– Na noc? – mruknąłem pod nosem.
– Mhm. Na cały weekend, jeśli chcesz.
Powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu.
– Też tak uważam.
– Skoro obaj tak uważamy, to może
powinieneś na poważne rozważyć tę propozycję.
– Rozważam ją bardzo poważnie i to nawet
pozytywnie.
– Ale?
– Ale mama i Yuzuki. Poza tym, jestem w
sklepie. Oddzwonię do ciebie później.
– Jasne.
– Do usłyszenia.
– Pa.
Jakoś w dalszym ciągu nie wierzyłem w
to, że po tym wszystkim Hitsuji i ja znów się ze sobą zeszliśmy. Cieszyłem się
jednak bardzo z tego powodu, bo jednak miałem w nim oparcie. Wielokrotnie
mówiłem mu o tym, jak mama i Yuzu się zachowują, co się znowu działo w szkole.
Hitsuji też opowiadał mi o swoim nowym życiu w Sapporo, o znajomych i o tym,
jak jego rodzice mocno przejęli się nową pracą. Oboje pracowali w tej samej
firmie, byli partnerami w biznesie i szło im to naprawdę dobrze. Jednak Hitsu
wielokrotnie powtarzał, jak nie mają dla niego czasu. Tym sposobem mój chłopak
potrafił nie widzieć się z rodzicami przez kilka dni, mijając się z nimi.
Bywało też tak, że oboje nie wracali nagle na noc do domu, o czym czasami nie
dawali nawet znać. Trochę przykre to było, bo pamiętałem, że kiedy jeszcze
mieszkali obok nas, to mieli całkiem sporo czasu dla Hitsujiego i samych
siebie.
Po powrocie do domu i obiedzie
oddzwoniłem do Hitsu, oznajmiając mu, że chętnie zostanę u niego na weekend.
Chłopak bardzo się ucieszył, nawet nie sądziłem, że mogę w jego głosie usłyszeć
tyle radości. Może to nadchodząca wiosna wprawiała go w taką euforię? Całkiem
możliwe. Mama też odrobinę się ucieszyła na wieść, że weekend spędzę z przyjacielem.
Stwierdziła, że od dłuższego czasu wszystkie dni wolne spędzałem w domu,
zamiast z ludźmi, a przydałaby mi się jakaś odskocznia od rzeczywistości. Tym
sposobem w piątkowe popołudnie pojechałem do Sapporo. Hitsuji odebrał mnie z
dworca. Niedawno zrobił prawo jazdy i dostał w prezencie od rodziców Jaguara.
Nie był to najnowszy model, jednak do antyków też nie należał. Jeździłem już z
nim kilka razy tym samochodem – jak do mnie od czasu do czasu przyjeżdżał albo
kiedy to ja wpadałem do niego i jeździliśmy po Sapporo, albo wybieraliśmy się
na jakieś dłuższe przejażdżki. Przełączałem więc stacje radiowe bez
jakiegokolwiek pytania, szukając czegoś ciekawego.
– Ale się wściekłeś – powiedział
Hitsuji, gdy już którąś minutę przełączałem stacje. Jak na złość wszędzie
postanowili puścić reklamy.
– Szkoda, że nie odbierają tu rosyjskie
stacje – mruknąłem.
– Albo koreańskie. Zrozumiałbyś coś z
tego w ogóle?
– Z rosyjskiego? Może coś tam. Mam
koleżankę, która mówi po rosyjsku i czasem uczy mnie jakichś zwrotów.
Hitsuji zerknął na mnie. W tym samym
momencie znalazłem stację, na której aktualnie puszczali jakąś pop-rockową
piosenkę. Wokalista miał przyjemny, niczym niewyróżniający się głos.
– Nie wiedziałem w sumie, że masz jakieś
koleżanki.
– Przeniosła się do naszej klasy w tym
roku szkolnym. Jakoś tak wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy.
– Ach, w ten sposób. To fajnie.
Po drodze zajechaliśmy jeszcze do
sklepu, żeby kupić coś do jedzenia. Postanowiliśmy, że ugotujemy razem kolację,
co, nie powiem, napawało mnie ekscytacją. Nie to, że moim marzeniem było, byśmy
coś razem przyrządzili, ale chyba to właśnie robiły pary. Zrobiliśmy więc razem
prostą kolację w nowoczesnej kuchni w mieszkaniu Hitsujiego, zjedliśmy ją i
przez większość wieczoru leżeliśmy na kanapie, pijąc piwo i zagryzając je
orzeszkami w miodzie. Zadziwiające było to, jak swobodnie czułem się w tym
domu. To było nowoczesne mieszkanie wyjęte rodem z katalogu. Trzy sypialnie,
kuchnia, salon, dwie łazienki, garderoba. Samo mieszkanie powierzchniowo było
znacznie większe od powszedniego domu Hitsu i jego rodziców, co tylko
uświadamiało mi, jak wiele teraz zarabiali i na ile dogodności mogli sobie
pozwolić. A właśnie takie było teraz ich życie – luksusowe.
– Wiesz co – zaczął Hitsuji, opierając
się o moje ramię.
– Hm? – trzymałem go za rękę, splatając
nasze palce. Nagle poczułem, jak jego ciepły oddech delikatnie przybliża się do
mojej szyi.
– Dobrze mi tak z tobą – zamruczał,
całując mnie w szyję.
– Mówisz? – uśmiechnąłem się pod nosem.
– Mnie z tobą również.
– I chciałbym móc tak z tobą widywać się
co weekend. Codziennie. Zawsze.
– Ale bredzisz. Zawsze miałeś słabą
głowę – roześmiałem się.
– A ty nie? Nie chciałbyś? – znowu
pocałował mnie w szyję.
– Chciałbym – westchnąłem. – Być tak jak
teraz. Już zawsze.
Kilka minut później byliśmy już nadzy.
Nie uprawialiśmy jednak seksu, chociaż bardzo chcieliśmy. Mieliśmy z tym mały
problem, bo w trakcie obaj zdaliśmy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie
mamy pojęcia, w jaki sposób się do tego zabrać. Śmialiśmy się z siebie, a mnie
przypomniało się, jak rok wcześniej Hitsuji chciał to bardzo ze mną zrobić
jeszcze w jego starym domu. Całowaliśmy się więc czule, leżąc na dywanie w
salonie i delikatnie się pieściliśmy. W tym samym momencie, kiedy trzymałem w
dłoniach przyrodzenie Hitsujiego, zdałem sobie sprawę, że go kocham. I to nie
byle jak, o nie. Po tym wszystkim, co się stało, potrafiłem wtulać się w niego
ufnie, pozwalać mu siebie dotykać i doprowadzać siebie oraz jego do skrajnych
uczuć. To musiała być prawdziwa miłość.
– Umiesz to zrobić ustami? – zapytał z
ciężkim oddechem, kiedy poruszałem dość szybko dłonią na jego penisie,
jednocześnie całując się z nim zachłannie.
– A jak myślisz? – westchnąłem,
przesuwając dłoń na jego jądra.
– Ja też nie.
Roześmialiśmy się obaj, chociaż zaraz
stwierdziliśmy, że musimy się tego wszystkiego nauczyć. Zacząłem więc pierwszy.
Hitsuji położył się wygodnie na wznak, a ja na brzuchu, między jego nogami. Nie
miałem pojęcia, w jaki sposób zabrać się za robienie komukolwiek loda, dlatego
od razu wziąłem go do buzi na tyle, na ile pozwalały mi na to moje
umiejętności. W oczach stanęły mi łzy, jak tylko poczułem, że to był mój limit,
a wzięcie go głębiej skończy się nieprzyjemnie. Zaraz go wyciągnąłem, by się
nie udławić. Zahaczyłem go przy okazji zębami, na co się wzdrygnął. W ogóle,
penis w ustach, ten dziwny smak… Jakoś inaczej to sobie wszystko wyobrażałem.
– O kurwa – mruknąłem, regulując oddech.
– Może znajdziemy jakiś tutorial na YouTube?
– Myślisz? Spróbuję jeszcze.
Następny raz poszedł mi znacznie lepiej.
Zacząłem powoli, uważając przy tym, by nie zahaczać go mocno zębami. Z każdym
następnym razem szło mi coraz lepiej, w końcu jakoś zacząłem poruszać na nim
głową. Trzymałem go lekko przy trzonie, by ułatwić sobie całość, aż nagle
poczułem, jak mój chłopak ciągnie mnie za włosy do tyłu.
– Stój, stop! – jęknął.
– Co? – wymamrotałem. – Chyba właśnie
było dobrze?
– O rany, tak – westchnął. – Ale zaraz
dojdę.
Uśmiechnąłem się do niego lekko.
– I dobrze.
Na nowo zacząłem poruszać głową na jego
penisie. Zdaje się, że w historii seksu oralnego nikt jeszcze nie robił nigdy
tak niezgrabnej laski, jaką ja robiłem Hitsujiemu, ale to nic. Liczył się fakt,
że udało mi się kilka chwil później doprowadzić mojego chłopaka do wytrysku.
Moment, w którym nastąpiła ejakulacja, zapamiętam do końca życia. To uczucie,
gdy nagle coś lepkiego wylewa się wewnątrz jamy ustnej było czymś, co niełatwo
byłoby mi opisać słowami. Ale tak szybko, jak on doszedł, tak samo ja
wyciągnąłem go z buzi, mało się przy tym nie dławiąc. Smaku spermy się
nazwałbym przyjemnym i od razu chciałem ją wypluć. Myślałem, że zwymiotuję, co
Hitsuji zauważył. Szybko podał mi ze szklanego stolika opakowanie chusteczek
kosmetycznych. Wziąłem jedną, a następnie zacząłem na nią pluć.
– Mówiłem, że dochodzę – zaśmiał się,
podnosząc do siadu.
– Cholera, jakie to gorzkie.
– Twoja na pewno jest lepsza.
Pocałował mnie, wsuwając język między
moje usta. Zarzuciłem mu ręce na szyję, a on położył się na mnie, by
kontynuować naszą pierwszą taką upojną noc.
Rano obudziłem się wtulony w Hitsujiego.
Nie pamiętałem nawet dokładnie, jak to się stało, że znaleźliśmy się w jego
pokoju, ale zbyt mocno się tym nie przejąłem. Naciągnąłem na siebie mocniej
kołdrę, wzdychając z zadowolenia. Mój chłopak jedynie mruknął coś, nieznacznie
poprawiając się przez sen. Wstaliśmy kilka godzin później. Jak się okazało,
była godzina czternasta. Zjedliśmy obiad oraz śniadanie w jednym, a następnie
zadzwoniłem do mamy, by spytać się czy wszystko w porządku. Siedziałem tak
później jakiś czas na kanapie w salonie, wyglądając przez okno na ulicę. Z
dwudziestego piętra ludzie wydawali się naprawdę malutcy niczym mrówki, a ja
czułem się przez to nieswojo.
– Chcesz może herbatę? – spytał Hitsuji,
wychylając się z kuchni. Zerknąłem na niego.
– Nie – odparłem z uśmiechem.
– Mhm.
Zaraz do mnie przyszedł. Usiadł tuż
obok, obejmując mnie w pasie i kładąc mi głowę na ramieniu. Wplątałem dłoń w
jego włosy, delikatnie masując mu skórę głowy. Już dawno nie ogarniał mnie taki
spokój, jak teraz przy nim. Na dwudziestym piętrze nowoczesnego apartamentowca
w luksusowym mieszkaniu, gdzie zewnętrze ściany były ze szkła. Czułem się
odrobinę, jakbym występował w filmie, tak bardzo to wszystko było nierealne.
– Chciałbym, żebyś tu został –
powiedział w pewnym momencie. – Wiem, że nie możesz, ale… Itsuki… tęsknię za
tobą. Nie sądziłem nigdy, że kiedykolwiek będę coś takiego czuł, ale tak
cholernie cię brakuje.
– To dobrze, że za mną tęsknisz –
pocałowałem go we włosy.
– Wcale nie.
– Wcale tak – zaśmiałem się. – Bo ja też
za tobą tęsknię. I źle by było, gdybym to tylko ja tak tęsknił.
– Dobrze więc, że oboje to czujemy.
– Zdecydowanie.
Jakże okropnie wracało się do
rzeczywistości po tak upojnym weekendzie. Poniedziałek zaczął się wyjątkowo
źle, bo sprawdzianem z historii, o którym kompletnie zapomniałem. Hitomi
próbowała mi podpowiadać, jednak czujne oko pana Shiroyamy wyłapywało każdą
próbę ściągania, więc praktycznie od razu zwrócił nam uwagę. Zmyśliłem tylko,
że chciałem pożyczyć długopis, na co nauczyciel nie dał się złapać. Dał mi
jednak swój długopis, żebym nie zaczepiał więcej Hitomi i nie przeszkadzał jej
w teście.
Nie powiem, przez kilka chwil nie
wiedziałem nawet, co powinienem zrobić z tym długopisem. W ostateczności
odłożyłem swój i zacząłem pisać tym, który dostałem od nauczyciela. W dodatku,
nie byle jakiego nauczyciela. Musiałem przyznać, że odkąd wróciłem do
Hitsujiego, moje zauroczenie w Shiroyamie nieco zależało. Już nie fantazjowałem
tak o nim, jakbym był nastolatką wzdychającą do idola, ale nie mogłem też
powiedzieć, że był mi on całkowicie obojętny. Gdyby pewnego dnia przyszedł do
mnie i zapytał się czy chcę z nim zamieszkać, bo w końcu wyrzucił swojego
irytującego partnera z domu, to zgodziłbym się bez jakiegokolwiek
zastanowienia. Wiedziałem, że to był mężczyzna, który porządnie nauczyłby mnie,
w jaki sposób należy zrobić komuś loda, a nie nieudolnie dławić się penisem.
Jakoś tak pomyślałem o tym, że mógłbym zrobić mu dobrze i aż się zaczerwieniłem
i cały spiąłem, mało przy tym nie łamiąc jego długopisu.
Po teście oddałem mu jego własność.
Zapytałem przy okazji, kiedy jest poprawa. Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Pewnie za tydzień na konsultacjach.
Jeszcze to ustalę – odparł, patrząc na mnie ze swojego miejsca przy biurku.
Dopiero wtedy, gdy na niego patrzyłem,
zdałem sobie sprawę z tego, że pierwszy raz widzę go w zwyczajnej koszulce w
szkole. Zawsze chodził w koszulach, a tego dnia miał na sobie koszulkę. Poza
tym, nie pachniał swoimi perfumami. W ogóle, niczym nie pachniał, co mnie
rozczarowało. Od nauczyciela zawsze bił pociągający zapach drogich perfum.
– Pewnie będę musiał przyjść – zaśmiałem
się niezręcznie.
– Skoro tak sądzisz. Ach… Itsuki… Jak
się w ogóle trzymasz?
– Dobrze. Nawet bardzo dobrze.
– Aż tak dobrze, że już się pytasz o
poprawę sprawdzianu? – pokręcił głową. – Pamiętaj, że jakby co, to zawsze
możesz porozmawiać…
– Z panem albo z pana partnerem. Wiem,
pamiętam – przerwałem mu. – Ale nie sądzę… Nie wydaje mi się, by to był
odpowiedni temat do rozmów. Raczej pan lub pana partner nie miał tak głupiej
sytuacji.
– Możliwe, że się mylisz, ale jak
uważasz. Jakby co, to wiesz, gdzie nas szukać.
– Jasne – uśmiechnąłem się lekko do
nauczyciela, po czym wyszedłem z klasy, żegnając się z nim. Hitomi stała pod
drzwiami, nerwowo przebierając nogami. Przyjaciółka spojrzała na mnie wymownie.
– Co tak długo? Obciągałeś mu tam czy
oddawałeś ten cholerny długopis?
– Chciałbym – wywróciłem oczami.
– To wracaj tam i to zrób – odparła.
Ruszyliśmy w stronę klasy, w której mieliśmy mieć następne zajęcia. –
Widziałeś, jak dzisiaj wygląda? W ogóle jak nie on. I jakiś taki apatyczny
jest. Może naprawdę by mu to pomogło, gdybyś zrobił mu laskę?
– Myślisz, że szybko dochodzi?
– Hm… – zamyśliła się na moment. – Nie
wiem. Wygląda na super faceta, a tacy z reguły później okazują się słabi w
łóżku.
– Robiłem loda Hitsujiemu.
Hitomi mało nie potknęła się na
schodach, na które zaczęliśmy wchodzić. Dziewczyna aż złapała za poręcz, by nie
upaść.
– Co ty pieprzysz?!
– Doszedł w kilka chwil.
– Myślałam, że z niego taki Alvaro, no
wiesz. Czemu nic mi wcześniej nie powiedziałeś?!
– Jakoś nie było sposobności.
– Czekaj chwilę. To się z nim bzykałeś?
Tak?? Uprawiałeś seks ze swoim chłopakiem?!
– Nie do końca… Nie wiedzieliśmy jak.
– Och, na miłość boską – jęknęła,
wywracając oczami. – Nie interesowaliście się tym wcześniej? Poza tym, jest
Internet, tak? To była okazja, żebyś przestał być dziewicą! Ale gratulacje,
oralnie już nią nie jesteś.
– Dziękuję, starałem się.
– Poważnie doszedł w kilka sekund?
– Nie sekund. Kilka chwil. Wydaje mi
się, że jednak nikt mu tego nie robił w taki sposób.
– Najwidoczniej. Więc go w pewnym sensie
rozdziewiczyłeś!
– Jaką ty masz obsesję na punkcie seksu.
– Co ci poradzę, seks jest bardzo ważnym
elementem mojego życia. W ogóle, nie rozumiem ludzi, którzy żyją bez seksu. To
jak katorga.
– Po co żyć, skoro nie można się bzykać?
– No właśnie!
Momentami podejrzewałem, że Hitomi mogła
być nimfomanką, chociaż nie chciałem mówić tego na głos. Jeśli lubiła seks i sprawiał
jej wiele przyjemności, to czemu by tego nie robić. Chodziła do łóżka z wieloma
facetami, jednak zawsze miała zasadę, że nigdy się z nimi nie całuje i nie robi
tego bez zabezpieczenia. Miała kilku takich przyjaciół od seksu, jednak nigdy
się z nimi nigdzie nie pojawiała. Aż pewnego dnia…
– Zakochałam się – rzuciła, nawet się ze
mną nie witając. Stałem kilka chwil w progu drzwi, nie mogąc z początku pojąć,
co w zasadzie powiedziała.
– Świetnie – odparłem, przepuszczając ją
w drzwiach mieszkania. Miałem to szczęście, że mama pojechała po Yuzuki do
szkoły, więc nie musiała podejrzewać, że moja „dziewczyna” nie jest wcale moją
dziewczyną. – Kto jest tym szczęśliwcem?
– Totalnie stary dziad, który zaprosił
mnie w przyszły weekend na bankiet – odparła, zdejmując kurtkę ze skóry
syntetycznej oraz wiosenne botki. – Potrzebuję twojej pomocy.
– Zaraz, w przyszły weekend? –
powtórzyłem dla pewności.
– Tak!
– Kim on jest?
– Jest biznesmanem po trzydziestce,
jakiś czas temu rozstał się z narzeczoną.
Usiedliśmy z Hitomi w moim pokoju.
Przyniosłem przyjaciółce kubek ciepłej herbaty, by rozgrzała się w ten wietrzny,
wiosenny dzień. Usiadła po turecku na moim łóżku, nie przejmując się nawet tym,
by zasłonić zwiewną spódniczką jasną bieliznę. Wiedziała, że i tak mnie to nie
fascynowało.
– Zaprosił cię na bankiet?
– Jakaś firma, z którą współpracuje, go
wyprawia – podmuchała na gorący napój, a następnie wzięła mały łyczek, siorbiąc
przy tym głośno. – Wiesz, co jest najlepsze? Że ciągnę z nim romans od kilku
miesięcy i nie spodziewałam się, że to się w ten sposób potoczy. Jeszcze, jakby
było mało, całowałam się z nim.
– Na poważnie?
– Nie, na żarty – wywróciła oczami. –
Dlatego mówię, że chyba się zakochałam. On jest taki… miły. Tak po prostu. Jest
dorosły, dojrzały, zarabia. Ma swoje zdanie i… dobrze się przy nim czuję.
Bezpiecznie.
– Brzmi jak ideał.
– Prawda? I jest nawet przystojny. I
dobry w łóżku!
– To tym bardziej ideał.
– Itsuki – jęknęła, mało nie wylewając
herbaty – co ja mam zrobić? On jest sporo starszy, a ja chcę z nim być na
poważnie. Nie chcę już się z nim tak po prostu bzykać raz na jakiś czas. I w
ogóle mam już dość tych wszystkich obleśnych mężczyzn, którzy mają mnie tylko
na jeden numerek.
– To mu to powiedz. Albo on powie to
tobie, skoro cię zaprosił na ważną imprezę. Nie znam się na tym, ale raczej nie
zaprasza się byle kogo na bankiety.
– Oglądałeś Pretty Woman?
– Och… – wyrwało mi się.
– Co nie? – podmuchała na herbatę,
próbując ją schłodzić i wzięła nieco większy łyk.
– Ale ty nie jesteś prostytutką –
zauważyłem błyskotliwie.
– No nie. To fakt.
– Czyli jego propozycja jest jak
najbardziej poważna. Widzisz? Mamy problem z głowy.
– Wcale nie. Jest jeszcze jedna kwestia.
– Jaka niby?
– Nie mam zasranej sukienki na bankiet.
Tym sposobem od poniedziałku po lekcjach
chodziliśmy z Hitomi po sklepach, szukając odpowiedniej sukienki. Nie było to
proste, bo przymierzała praktycznie każdą, jaka wpadła jej w oko, ale nigdy nie
mogła się na żadną zdecydować. Ona szalała, wybierając suknie, a ja trzymałem
jej torebkę i w międzyczasie uczyłem się na poprawę z historii, która miała
odbyć się podczas środowych konsultacji Shiroyamy.
– Co sądzisz? – spytała, wychodząc z
przymierzalni. Podniosłem na nią głowę znad książki, a w zasadzie znad
telefonu, który położyłem na książce i pisałem z Hitsujim. Okręciła się
wdzięcznie, prezentując w pełnej krasie całą kreację.
– Bajecznie – oznajmiłem, mając
dokładnie na myśli to, co powiedziałem. Sukienka była bajkowa, jakby żywcem
zdjęta z jakiejś księżniczki Disneya.
– Czyli nie nadaje się na bankiet –
westchnęła, oglądając się w lustrze. – A gdybym zerwała ten tiul? I zdjęła
koronkę z góry… I halkę odpruła – podciągnęła sukienkę na tyle, że inni klienci
mogli oglądać jej szczupłe kolana.
– Chcesz wydać krocie i jeszcze bawić
się w krawcową?
– Masz rację. To nie to. A swoją drogą, miałeś
się uczyć, a nie romansować z tym swoim homo Alvaro. Rozepnij mnie.
– Nie mów tak o nim – zaśmiałem się,
wstając. Ostrożnie rozpiąłem jej sukienkę, przytrzymując u góry materiał. –
Mogłabyś się ucieszyć, że jest między nami dobrze. I weekendy coraz częściej
spędzamy razem.
– Ale ja się cieszę! Tylko nie mogę
pozbyć się wrażenia, że coś niedługo pieprznie.
– Dałabyś spokój.
– Nie, nie! To kobieca intuicja! –
zasłoniła się kotarą, po czym zaczęła zdejmować sukienkę. Materiał odzienia
szeleścił niczym liście na wietrze. – A jeśli ja mam już takie wrażenie i jest
ono coraz silniejsze, to na bank coś się stanie. Wspomnisz jeszcze moje słowa.
– To brzmi, jakbyś rzucała klątwę, a nie
dawała mi przyjacielską radę – wywróciłem oczami, z powrotem przysiadając na
kanapie w poczekalni.
Był to drugi dzień przemierzania sklepów
zakończony fiaskiem. Aż momentami nie wierzyłem, że kobietom tak trudno było
zaleźć cokolwiek do ubrania. To była przecież jedna sukienka, a my
zachowywaliśmy się, jakby miał to być jakiś cenny artefakt, bez którego
ludzkość nie mogłaby normalnie funkcjonować. Nawet mama spytała raz przy
kolacji czy w końcu znaleźliśmy z Hitomi odpowiednią sukienkę.
– Nie bardzo – odparłem, dłubiąc
pałeczkami w talerzu podczas posiłku. – Nic jej nie pasuje.
– W końcu chce znaleźć idealną sukienkę.
Poza tym, pewnie chciałaby ci się w niej podobać. Pamiętam, kiedy to ja miałam
bal z okazji zakończenia liceum. Miałam różową, bufiastą sukienkę od ciotki.
Znalazła ją w jakimś lumpeksie z odzieżą ze Stanów. Była za duża, więc
dosłownie kilka godzin przed imprezą mama i babcia ją zwężały. Ostatecznie była
za ciasna i spóźniłam się na wejście, no ale nikt nie miał takiej sukienki.
Każda koleżanka mi zazdrościła!
– A co twój partner na to spóźnienie? –
spytałem, zerkając na mamę znad talerza. – Pewnie się wściekł.
– Skądże, nie było go.
– Myślałem, że wtedy już znałaś tatę –
nie ukrywałem zdziwienia. Mama zaszła w ciążę z Amayą niedługo po skończeniu
liceum, dlatego odrobinę mnie to zdziwiło.
– Poznaliśmy się jakiś czas później.
Jakoś w wakacje, chyba tuż przed studiami. Wtedy byłam wolnym strzelcem i
twierdziłam, że nie potrzebuję faceta.
– I nie potrzebujesz.
Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
– Jesteś kochany, wiesz. Cieszę się, że
was mam – pogłaskała moją młodszą siostrę po głowie.
– Kiedy wasz ślub? – spytała Yuzuki,
którą wyraźnie ekscytował fakt, że miałem koleżankę. Poza tym, zupełnie
zignorowała wcześniejsze wyznanie mamy.
– A kiedy twój? – odgryzłem się.
– Och, czyżbym o czymś nie wiedziała? –
mama spojrzała na Yuzu z wymowną miną. Siostra jak na zawołanie zrobiła się
czerwona.
– Niby o czym? – burknęła pod nosem,
spuszczając wzrok.
– No, masz tam jakiegoś adoratora, co
nie? Księżniczko nasza.
– Naprawdę? Yuzuki, może zaprosimy
twojego kolegę do nas – podłapała mama.
– Ale ja nie mama żadnego kolegi! –
zaprotestowała siostra.
– Jasne, jasne – zaśmiałem się.
Szczerze powiedziawszy, to nie miałem
zielonego pojęcia czy siostra przyjaźniła się z jakimś chłopcem. Po prostu
chciałem odwrócić nieco uwagę ode mnie i Hitomi. Czasami niewiele mi brakowało
do tego, by nie wyjawić prawdy. By w końcu nie wyznać, że w rzeczywistości nie
miałem dziewczyny, tylko chłopaka. Bałem się jednak reakcji ze strony mamy.
Poprawa sprawdzianu z historii poszła mi
całkiem dobrze. Wyszedłem z sali całkiem zadowolony z siebie, po czym wyszedłem
na dziedziniec szkoły, by poczekać na Hitomi. Przyjaciółka również poprawiała
sprawdzian, jednak ona, w przeciwieństwa do mnie, zaliczała go na ocenę
celującą. Shiroyama spytał jej czy nie miałaby może ochoty napisać dodatkowej
pracy na ocenę celującą, gdyż, z tego, co widział, Hitomi była z tego
przedmiotu wybitnie dobra. Zatem musiała napisać wypracowanie na zadany przez
Shiroyamę temat i mogła otrzymać ocenę celującą. Historyk cieszył się jak
nigdy, że w klasie była chociaż jedna osoba, która wyrażała najmniejsze chęci do
nauki, a w dodatku otrzymywała tak dobre stopnie. Co zauważyłem, Hitomi nauka
przychodziła wyjątkowo lekko. Czasami wystarczyło, że raz przeczytała dany
materiał i otrzymała ocenę bardzo dobrą, co było imponujące. Ja zazwyczaj
musiałem spędzać nad nauką po kilka godzin w ciągu dnia, by zapamiętać
cokolwiek. A ona była jak robot. Kilka razy zdarzyło się nawet, że Hitomi i
Shiroyama przeprowadzali żywą dyskusję na jakiś temat związany z historią i
zupełnie odłączali się od reszty klasy. Co było dla mnie zaskakujące, Shiroyama
łatwo dawał się wciągnąć w te dyskusje, chociaż uchodził za osobę, której nie
da się zagadać. Okazało się jednak, dlaczego tak się działo i wiadomość ta
sprawiła, że zrobiło mi się słabo. Shiroyama odchodził ze szkoły. Plotka dość
szybko rozniosła się po szkole, a gdy w końcu została potwierdzona przez samego
historyka, rozpoczęły się liczne protesty w tej sprawie. Nawet trzecie klasy,
którym w zasadzie powinno to być już obojętne, brały w tym udział. Powstała
nawet jakaś uczniowska petycja za tym, by Shiroyama nie odchodził ze szkoły,
pod którą podpisali się prawie wszyscy ze szkoły. Oczywiście, że została ona
zignorowana. Decyzja Shiroyamy była nieodwołalna. To on postanowił, że od
przyszłego roku nie wróci już do nauczania, co wprawiało w dość dołujący
nastrój. Dlatego pod koniec swej pracy już nie chciało mu się tak bardzo
starać. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż omawiał tematy, jakby opowiadał
jakąś piękną bajkę.
– Długo czekasz? – spytała Hitomi, gdy wypaliłem
już do końca drugiego papierosa. Siedziałem na nieco wilgotnej ławce,
obserwując, jak pojedynczy uczniowie wychodzili ze szkoły z zajęć dodatkowych.
– Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszedłeś.
– Ze dwadzieścia minut temu –
przyznałem. – To wcale nie tak długo.
– Mhm. Palimy?
– Ja już nie, to był mój drugi.
Poczęstowałem ją swoim papierosem.
Zapaliła, odpalając go od swojej zapalniczki, po czym usiadła obok mnie.
Podciągnęła nogi na ławkę, naciągnęła spódniczkę od mundurka na kolana i tak
siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy.
– Wiesz co – zaczęła, wypuszczając
uprzednio spory obłok szarego dymu spomiędzy malinowych ust – myślę o tym, że
Shiroyama stąd odchodzi.
– Tak? – udałem, że wcale się tym nie
interesowałem. W głębi duszy czułem, że coś we mnie płonęło. Sam do końca nie
wiedziałem, co to mogło być. Odchrząknąłem, po czym przełknąłem to, co oderwała
się z gardła.
– Jakoś mi tak… pusto. Wiesz, on jest
całkiem w porządku facetem. Nie tylko nauczycielem, ale po prostu facetem.
Człowiekiem. Ostatnio widziałam, jak przepuszczał jakąś starszą panią i
przytrzymywał jej drzwi. On jest jak dżentelmen, który nie musi się mocno
starać, by nim być. Trochę szkoda mi tych, którzy nie będą mieli okazji mieć z
nim zajęć, bo to wielka strata. Nie miałam nigdy nauczyciela, który uczyłby
historii z taką pasją.
– Ewenement w skali światowej.
– Wow! Nie wiedziałam, że znasz takie
słowa jak ewenement.
Spaliła do końca papierosa i poszliśmy w
stronę szkolnej bramy, a następnie na przystanek. Mieliśmy w planach jechać do
Sapporo, by dalej szukać sukienki na bankiet. Gdy tak staliśmy, rozmawiając o
wszystkim i o niczym, zauważyłem, jak podjeżdża do nas srebrny SUV. Od razu
rozpoznałem do kogo należał ten samochód i mało się nie zachłysnąłem
powietrzem.
– Podwieźć was gdzieś? – spytał
Shiroyama, uchylając uprzednio okno od strony pasażera obok kierowcy.
Już miałem odpowiedzieć, że nie, jednak
Hitomi mnie uprzedziła.
– Do Sapporo – powiedziała jak gdyby
nigdy nic.
– Okej, wsiadajcie.
Przez kilka pierwszych sekund moje ciało
nie mogło się nawet poruszyć. Podczas gdy Hitomi już zajmowała miejsce z
przodu, ja dopiero się ocknąłem. Szybko wsiadłem do tyłu, przesuwając nieco
dziecięcy fotelik. Nie wierzyłem, że to się działo naprawdę.
– Ale… Nie musi nas pan podwozić do
Sapporo. Serio – powiedziałem, by nieco wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.
– I tak tam jadę – zaśmiał się. – A
dlaczego chcecie się dostać do Sapporo, jeśli mogę wiedzieć?
– Szukamy sukienki – odparła moja
przyjaciółka.
– Na bal?
– Na bal i na bankiet. Nie mogę nic
znaleźć.
– Och, biedactwo – westchnął, biorąc
kubek kawy z uchwytu na napoje. Wziął łyk, po czym go odłożył. – Jedna czy dwie
sukienki?
– Oczywiście, że dwie – Hitomi była
niemal oburzona.
– Hm, dwie idealne sukienki, to może być
problem.
– Nawet nie wie pan, jak wielki –
dodałem.
– Och! No bo to ty będziesz w tym
chodził – rzuciła do mnie Hitomi. – To poważna sprawa.
– Pewnie – wywróciłem oczami.
– Dobrana z was para – stwierdził
Shiroyama.
– Ale nie jesteśmy parą –
zaprotestowałem.
– Wiem – zaśmiał się.
– Wie pan co? On wrócił do swojego
byłego faceta! Debil.
– No co ty nie powiesz? – Shiroyama
spojrzał na mnie znacząco z lusterka. Odwróciłem szybko wzrok, przełykając
ślinę. Byle nie patrzeć mu w oczy. Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że ta
wiadomość nie napawała go radością. Biorąc pod uwagę fakt, co takiego
przeszedłem po części właśnie przez Hitsujiego, mogło innych niezmiernie
irytować, że do siebie wróciliśmy.
– Tak wyszło.
– Zdarza się – przyznał. – Ile razy ja
się z kimś rozchodziłem i wracaliśmy później do siebie. Śmieszna sprawa, jak
czasem nie można się od kogoś uwolnić.
– Przeznaczenie! – oznajmiła Hitomi.
– Też chciałbym w to wierzyć –
nauczyciel roześmiał się serdecznie. – Tak już bywa, że ktoś nas skrzywdzi, ale
później i tak do tej osoby wracamy. No trudno.
– No trudno – powtórzyła Hitomi – to
samo pomyślałam, gdy mi to powiedział.
– Och!
– To naprawdę okrutne – wymamrotałem.
– No daj spokój, tylko żartuję.
– Żarty żartami, ale jak się dogadujecie
i jest wam ze sobą dobrze, to czemu nie być razem. Kto wie czy trafisz później
na kogoś równie dobrego – odparł Shiroyama.
– A może jednak trafi się ktoś lepszy? –
zasugerowała Hitomi. – Na przykład biznesmen albo lekarz.
– Lekarz? – ledwo powstrzymałem się
przed tym, by nie prychnąć. Mąż Shiroyamy był lekarzem.
– Tak. Moja mama często powtarza, że jak
mam już kiedyś wychodzić za mąż, to tylko za lekarza.
– A to dlaczego? – zainteresował się
nauczyciel. Ponownie wziął kubek z kawą, biorąc łyk.
– Bo mają kupę pieniędzy i brak siły na
seks.
Myślałem, że się rozbijemy po tym, jak
Shiroyama opluł się kawą i zaczął krztusić. Mężczyzna zjechał na pobocze,
próbując doprowadzić się do porządku. Hitomi aż poklepała go po plecach i
zabrała kubek z kawą, odkładając go z powrotem na uchwyt na napoje. Musiałem
przyznać, że w życiu nie spodziewałbym się po nim tak niezręcznie ludzkiej
reakcji.
– Coś w tym jest – wykrztusił z siebie,
jak tylko udało mu się zapanować nad sobą. Odchrząknął głośno.
Hitomi odwróciła się na sekundę w moją
stronę. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Zaryzykowała wypadkiem, by
dowiedzieć się, jak bardzo udane lub też nieudane było życie seksualne pana
Shiroyamy. To dopiero była najlepsza przyjaciółka.
– Więc wcale nie jest tak zajebiście –
oznajmiła, gdy chodziliśmy już po galerii handlowej, szukając odpowiedniej
sukienki. – Facet mu dupy nie daje. Albo on jemu. Mogłeś mu jednak obciągnąć za
ten długopis, byłby pewnie wdzięczny.
– I piąteczka na koniec roku.
– A kto wie! Albo wiesz, może się
bzykają, ale to nie jest jakiś udany seks. Weź się ruchaj, jak jesteś po całym
dniu w robocie, a w domu masz jeszcze małe dzieci. Tragedia, aż im współczuję.
Dlatego właśnie nie powinno się słuchać rodziców, miej tu męża lekarza.
– Twoja mama naprawdę mówi takie rzeczy?
Że dobrze by było, gdybyś miała męża lekarza, bo są bogaci i nie mają siły na
seks??
– Czasami sama w to nie wierzę. Ale to
jest przerażające – powiedziała. Nie byłem pewny czy chodziło jej o sytuację
związkową naszego nauczyciela historii, o to, co potrafiła wygadywać jej matka,
czy o jasnoniebieską sukienkę, którą zdjęła z wieszaka, by ją obejrzeć. – Jak
jesteś młody, to robisz wszystko, by jakoś ułożyć sobie życie. Poznajesz kogoś,
klika między wami. Bierzecie ślub i nagle, do cholery, pojawiają się dzieci.
Wówczasz całe poukładane życie jest w strzępach, bo wszędzie jest wrzask, smród
i brud. Nic nie może być ładnie w domu, bo te bestie co chwilę coś robią. To
okropne, nie chcę tak żyć.
– Wcale nie musisz.
Hitomi odwiesiła sukienkę na miejsce,
posyłając mi przy tym wymowne spojrzenie.
– Jestem kobietą i najpewniej, wcześniej
czy później, zajdę w ciążę. Poza tym, może nawet trochę chciałabym mieć swoje
dzieci. Teraz nie, absolutnie nie, ale czuję, że za dziesięć lat może mi się
zachcieć mieć takiego małego skrzata biegającego z zasraną po brzegi pieluchą,
drącego się dwadzieścia cztery na siedem i rysującego mi na ścianach jakieś
postmodernistyczne badziewia kredkami świecowymi. Gdy myślę o tym teraz, to
robi mi się niedobrze i mam coś, co ludzie chyba nazywają atakiem paniki.
– Więc twój instynkt macierzyński
pozostaje jeszcze w ukryciu. Oby się nie ujawnił w najmniej spodziewanym
momencie.
– Wypluj te słowa!!
Na całe szczęście, tego dnia udało nam
się znaleźć sukienkę na bankiet – była na ramiączkach, długa po kostki i z
rozcięciem z boku. Hitomi wyjaśniła mi, że ten dziwny, intensywnie żółty kolor,
w którym była, nazywano kanarkowym. Co to był w ogóle za kolor i co te biedne
ptaki miały z nim wspólnego. Ale chyba tylko ja byłem takim kretynem, że nigdy
nawet nie słyszałem o czymś takim jak kolor kanarkowy. Wyobrazić można było
sobie tylko moją minę, podczas gdy Hitomi rozprawiała z ekspedientką jednego
sklepu na temat odcieni żółci (jak obrzydliwie to brzmiało, fe!), jak gdyby
miała doktorat z tejże dziedziny. Chyba tylko ja na całym świecie nie
wiedziałem, że ludzie mogą mieć tyle skomplikowanych nazw na tak proste rzeczy.
Wróciłem do domu pod wieczór. Mama
oglądała telewizję, siostra siedziała w pokoju i grała na komputerze.
Przemknąłem do kuchni, by wziąć coś do jedzenia. Powrzucałem na talerz warzywa
z ryżem i gdy już miałem iść do pokoju, zauważyłem, że w progu pomieszczenia
stała mama. Myślałem, że serce mi wyskoczy z piersi, gdy ujrzałem ją z miną,
która była niczym z kamienia. W jednej chwili serce zaczęło mi łopotać w
piersi, a policzki oblały się czerwienią. Miałem wrażenie, jakby za moment
miała mi wytknąć jakieś kłamstwo i już zastanawiałem się, co takiego mogła mi
zarzucić.
– Dostałam dzisiaj telefon z policji –
zaczęła, zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Pewnie nie chciała, by Yuzuki nas
słyszała. Nie sądziłem jednak, by było to możliwe, mała w całości pochłonięta
była grą.
– Tak? – mruknąłem. Odczułem ulgę, więc
chyba nie chodziło o mnie. Całe szczęście!
– Chodzi o… twojego ojca. O jego śmierć.
Zamilkła. Również milczałem, patrząc na
nią w zupełnym skupieniu. Jej słowa nie całkiem do mnie docierały, jakby
oddzielała nas cienka szyba. Nie wiedziałem, czego mógłbym się po niej
spodziewać, co mogłaby mi powiedzieć. Sądziłem, że temat śmierci taty był już
wyczerpany i zamknięty.
– Podobno mają coś… Przed kremacją, gdy
przeprowadzano sekcję.
– Przeprowadzano sekcję? Przecież… to
chyba jasne, co się stało. Niepotrzebna była do tego sekcja.
– Poprosiłam o to. Mimo wszystko. I
dostałam telefon, że jest coś, o czym powinnam wiedzieć i czy mogłabym się
stawić na komendzie. Powiedziałam jednak, że dziś nie mogę, bo nie mam z kim
zostawić córki.
– Och – wyrwało mi się. – Przepraszam.
Mówiłem, że będziemy wybierać sukienkę z Hitomi.
– Nie, przestań. Nie w tym rzecz.
Mógłbyś zostać z Yuzuki jutro?
– No jasne. Jeszcze się pytasz.
– Wolę się spytać. W końcu masz
dziewczynę, znajomych. Cieszę się, że masz swoje życie i robisz coś poza domem.
– Ale o to nie musisz pytać. Pewnie, że
zostanę z Yuzu. Kto inny mógłby doglądać młodszą siostrę, jak nie starszy brat?
Mama posłała mi ciepły uśmiech, po czym
wyszła. Stałem tak jeszcze przez moment, próbując przetworzyć w głowie to, co
właśnie mi powiedziała. Co takiego powinniśmy niby jeszcze wiedzieć o śmierci
taty? Przecież wiadome było, że się zabił, rzucił pod pociąg. Z jakiegoś powodu
zacząłem podejrzewać, że może był pod wpływem czegoś, jakichś środków odurzających.
Stawiałbym na alkohol, ale to się jeszcze miało okazać.
Następnego dnia całe popołudnie
spędziłem z Yuzuki. Pomogłem siostrze odrobić lekcje, a później oglądaliśmy
razem jakiś serial dla nastolatków. Yuzu nie pytała, gdzie poszła mama, ale nie
sądziłem też, by mama powiedziała jej, że poszła na policję. I to w sprawie
taty! Chociaż Yuzuki naprawdę dobrze zniosła całą żałobę, to nie sądziliśmy z
mamą, by mówienie jej o sekcji zwłok mogło na nią pozytywnie wpłynąć.
Zostawiliśmy więc to dla siebie.
Mama wróciła do domu około siedemnastej.
Robiłem wtedy dla siebie i Yuzu herbatę w kuchni, gdy przyszła. Przywitała się
z nami, pytała, jak było w szkole. Siostra zaczęła opowiadać, jak dostała
piątkę z matematyki i jak dobrze poszedł jej sprawdzian z geografii. Mama tylko
pokiwała zadowolona głową, mówiła, że to dobrze, że cieszy się. Uśmiechała się
do nas. Jednak widziałem po niej, że była rozbita. Jakby wewnętrznie miotała
się między powiedzeniem nam czegoś, a zachowaniem tego dla siebie. Z całą
pewnością chodziło o tatę, jednak nie chciałem jeszcze wysnuwać pochopnych
wniosków.
Udało mi się porozmawiać z mamą, gdy
Yuzu już spała. Siedziała w salonie z lampką czerwonego wina i patrzyła tępym
wzrokiem w przestrzeń. Usiadłem w fotelu, czekając, aż wyjawi mi, co takiego
się wydarzyło. Wzięła łyk alkoholu, po czym odstawiła kieliszek na stolik.
Odetchnęła kilka razy głęboko, po czym na moment odchyliła głowę, jakby
próbowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
– Nie zabił się – powiedziała drżącym
głosem.
Myślałem, że się przesłyszałem. Mama
przez dłuższy czas nic więcej nie mówiła, ja również nie byłem w stanie nic z
siebie wykrztusić. Czułem się, jakby ktoś mnie uderzył obuchem w głowę. Świat
na kilka długich sekund stał się nierówny i powyginany, jakby był z plastycznej
materii, która pod wpływem ciepła zmieniała kształt. Spodziewałem się usłyszeć
wszystko, ale nie to.
– Co masz na myśli? – wymamrotałem. –
Przecież znaleziono jego ciało na torach.
– Tak – westchnęła, ścierając wierzchem
dłoni kilka łez z policzków – ale nie zginął tam. Policja powiedziała, że
prawdopodobnie ktoś tam zostawił jego ciało. Że był już martwy wcześniej.
– Chcesz powiedzieć, że ktoś go…?
– To wynika z tego, co powiedział mi
policjant.
Rozbolała mnie głowa. Ból nie mijał
jeszcze następnego dnia niemal do końca zajęć. Sądziłem, że sprawa mojego ojca
była zamknięta, jednak się myliłem. Ten człowiek nawet po śmierci nie mógł nam
dać spokoju, a zwłaszcza mojej matce, która, jakimś sposobem, nawet po tym
wszystkim, co jej zrobił, wciąż darzyła go jakimś uczuciem. Chociaż byli po
rozwodzie, gdy zginął, to nie dało się ukryć, że w dalszym ciągu traktowała go
jak swojego partnera. Następnego dnia w szkole Hitomi nie pytała, czy coś się
stało, chociaż, nawet jak na mnie, byłem dość markotny. Przez większość czasu
trajkotała o tym, że idzie na bankiet, że spędzi czas ze swoim wymarzonym
mężczyzną. Nie potrafiłem się z nią cieszyć. Nie, po tej szokującej informacji.
Moja mama była w emocjonalnych strzępach, a ja sam czułem, że coś ściskało mnie
za gardło i nie chciało puścić. Czułem, że musiałem z kimś o tym porozmawiać,
dlatego po ostatnich zajęciach zostałem dłużej w klasie. Pan Shiroyama zerknął
tylko na mnie z lekkim uśmiechem, widząc, że swoim zwyczajem ociągałem się z
pakowaniem. Gdy klasa była zupełnie pusta, podszedłem ostrożnie do biurka.
Mężczyzna robił coś przy laptopie.
– Co tam? – zagaił, klikając co chwilę w
ten sam klawisz. Zdaje się, że potwierdzał listę obecności.
– Ma pan może trochę czasu?
– Trochę mam – odparł, wzdychając.
Poczułem wibrację w kieszeni.
Wyciągnąłem telefon. Dostałem wiadomość od Hitsujiego z zapytaniem, czy mam
może ochotę wyskoczyć gdzieś w ten weekend. Właśnie, Hitsuji. Przecież miałem
chłopaka, któremu mogłem się ze wszystkie zwierzyć, dlaczego więc postanowiłem
porozmawiać o wszystkim z nauczycielem, starszym facetem, który miał swoje
własne sprawy na głowie i tak naprawdę wcale się mną nie przejmował. Ogarnął
mnie pewien rodzaj paniki. Na moment zapomniałem, po co właściwie chciałem
porozmawiać z Shiroyamą i miałem ochotę wybiec z klasy.
– Myślisz, że szkolny internet zawsze
będzie działał, jakby chciał, a nie mógł?
Podniosłem na Shiroyamę wzrok znad
telefonu. Schowałem komórkę do kieszeni, nie odpisując Hitsu ani słowem.
Nauczyciel nie patrzył na mnie, tylko w monitor i zdaje się, że naprawdę robił
coś z listą obecności.
– Oby nie.
– Robienie czegokolwiek tutaj to jak
droga przez mękę. No cóż, innym razem – zamknął laptop, po czym spojrzał na
mnie. – To co się stało?
Uchyliłem usta, chcąc już coś
powiedzieć, jednak zaraz zamknąłem buzię. Nie wiedziałem w ogóle, w jaki sposób
powinienem zacząć ani czy w ogóle powinienem był mu o tym mówić. No cóż, sprawy
chyba zaszły już za daleko, by się wycofywać.
– Moja mama była wczoraj na komendzie. I
chodzi o to… Powiedzieli jej… Wszystko wskazuje na to, że mój ojciec wcale nie
popełnił samobójstwa. Podobno ktoś go zabił, a później podrzucił ciało na tory.
Shiroyama zamrugał kilkakrotnie. Ciepły
uśmiech oraz miłe spojrzenie niemal w jednej chwili przeszły w zaskoczenie.
Raczej nie spodziewał się, że powiem mu o czymś takim.
– Itsuki, ja… Bardzo mi przykro –
powiedział szczerze. Żal, który naraz pojawił się w jego spojrzeniu dotknął
mnie tak mocno, że zachciało mi się płakać. I faktycznie, łzy stanęły mi w
oczach, na co nauczyciel raczej nie był przygotowany. Miałem wrażenie, jakby
coś rozdzierało mnie na pół niczym kartkę papieru.
– Przepraszam, że panu o tym mówię, ale…
Jakoś pomyślałem, że panu mogę o tym powiedzieć.
– Jasne. Możesz powiedzieć mi o
wszystkim, co chcesz – schylił się do torby za biurkiem. Chwilę coś w niej
szukał, po czym wyprostował się, podając mi paczkę chusteczek higienicznych.
Wziąłem jedną, podziękowałem mu. – A jak się czuje twoja mama? Pewnie mocno to
przeżywa.
– Chyba nie za dobrze. Ale jakoś się
trzyma. Nie sądziłem tylko, że po tym wszystkim… Po tym jak się rozeszli i w
ogóle… No… Że wciąż to będzie tak ciężkie.
– Byli ze sobą wiele lat, więc to
zrozumiałe. Bardzo wam współczuję, to okropne. A policja podjęła jakieś kroki w
tej sprawie? Wszczęła śledztwo?
– Nie wiem. Chyba – pociągnąłem nosem,
po czym przetarłem go chusteczką.
– Raczej nie można tak tego zostawić.
Mam nadzieję, że jeszcze wszystko się wyjaśni.
– Chodzi panu o to, że wyjaśni się, kto
go zabił?
Shiroyama spojrzał na mnie, jakby nie
był pewny, co powinien mi odpowiedzieć. Pierwszy raz w życiu widziałem na jego
twarzy takie zawahanie.
– Chyba dobrze by było, gdyby to się
wyjaśniło, prawda? W końcu to może być ktoś niebezpieczny.
– Na pewno. Skoro mój tata nie żyje… –
urwałem.
Nauczyciel wstał, wzdychając głęboko.
Podniósł torbę z podłogi, włożył do niej laptop i inne papiery. Spojrzał na
mnie z głębokim współczuciem.
– Itsuki, nie mogę dziś zostać zbyt
długo w szkole, ale jeśli chcesz, możesz później do mnie wpaść. Mam do załatwienia
kilka spraw, ale mój mąż ma dzisiaj wolne i jest w domu. Myślę, że mógłby o tym
z tobą porozmawiać. To dość delikatny temat i wiem…
– Nie chciałbym zawracać mu głowy.
– Nie. Myślę, że by ci ulżyło –
uśmiechnął się do mnie ciepło. Obaj ruszyliśmy w stronę wyjścia z klasy. –
Idziesz do domu?
– Tak.
– To chodź, podwiozę cię.
Nie wiem, jak to możliwe, ale jeszcze
tego samego dnia wylądowałem u Shiroyamy. Pojechałem autobusem, następnie
przeszedłem te paręset metrów, mijając kilka pojedynczych domków. Sam nawet nie
byłem pewny, kiedy znalazłem się pod białą rezydencją i dzwoniłem do drzwi.
Nikt mi nie otwierał przez dłuższą chwilę, więc zacząłem się nieznacznie
rozglądać. Dopiero wtedy zauważyłem, że na podjeździe stał radiowóz oraz jakiś
inny samochód. Zatkało mnie trochę. Patrzyłem tak na pojazd, próbując
wykalkulować, co takiego mógł robić na podjeździe pana Shiroyamy policyjny
samochód, gdy usłyszałem kroki po drugiej stronie. Drzwi otworzyły się, ale, ku
memu wielkiemu zdziwieniu, wcale nie otworzył mi pan Matsumoto.
– Uhm…? – bąknąłem, patrząc na mężczyznę
przed sobą. Był niewiele wyższy od pana Shiroyamy. Był szczupły, jego
przystojna twarz była delikatnie owalna, a sporą uwagę przykuwały głęboko
osadzone oczy. Spojrzał na mnie, jakby wcale nie miał ochoty wpuszczać mnie do
środka. – Dzień dobry – wymamrotałem.
– Dziękujemy za piorące odkurzacze –
odparł. Miał ciepły, lekko zachrypnięty głos.
– Minoru!!! – usłyszałem głos pana
Matsumoto z głębi domu. Wówczas mężczyzna, który mi otworzył, zaczął się śmiać,
a ja byłem zupełnie zbity z tropu. Facet przepuścił mnie w drzwiach, chociaż
nie byłem pewny czy powinienem był wchodzić. To było wyjątkowo osobliwe
powitanie.
Pan Matsumoto, z czego już zdawałem
sobie sprawę przed samym wejściem do domu, nie był sam. Towarzyszyli mu dwaj
mężczyźni – ten, który mi otworzył oraz policjant. Całą trójką urzędowali na tarasie,
pilnując dzieci, które bawiły się ze sobą w ogrodzie.
– Itsuki! – Matsumoto poderwał się z
krzesła na mój widok, po czym objął mnie mocno. Byłem zaskoczony jego
zachowaniem i w ogóle nie spodziewałem się naruszenia mojej cielesności.
Mężczyzna zaprowadził mnie do kuchni, chcąc ze mną porozmawiać. – Skarbie, strasznie
mi przykro. Słyszałem o wszystkim i… Aż brak mi słów.
– W porządku – wymamrotałem.
– Yuu uprzedzał, że możesz dzisiaj
wpaść, ale ci dwaj przyszli kompletnie bez zapowiedzi – westchnął. – Napijesz
się może czegoś? Herbaty?
– Poproszę.
I tak, sam nawet nie wiem jak, znalazłem
się na tarasie, pijąc herbatę z chirurgiem, jakimś obcym facetem i policjantem.
Musiałem też przyznać, że ten policjant był naprawdę przystojny. W moich
gustach mógłby nawet konkurować z panem Shiroyamą.
– Kiedy ten twój facet wróci? – fuknął w
pewnym momencie mężczyzna, który otworzył mi drzwi. Nazywałem się Minoru, o ile
dobrze pamiętałem.
– A co takiego od niego potrzebujesz?
– Męska sprawa – odparł.
– O! No jasne, bo ze mną już o męskich
sprawach nie porozmawiasz – odparł sarkastycznie Matsumoto. Policjant zaśmiał
się tylko. Zauważyłem, że na mnie zerkał, co mnie speszyło. W porządku, powoli.
Musiałem najpierw wczuć się w sytuację, gdyż kompletnie nie wiedziałem, co
takiego działo się w tym domu.
– Widzisz, sam to zauważyłeś.
– Ale to chyba nic pilnego – wtrącił
funkcjonariusz. O rany, jaki miał głęboki, męski głos!
– Gdyby było pilne, to pewnie dzwoniłbym
do niego co dwie minuty i nie siedział tu. A na szczęście to nie aż tak ważna
sprawa, więc mogę spędzić czas i wypić herbatkę z moją ulubioną żoną.
– Panie Kurogane, bardzo mi przykro, on
czasami mówi takie głupie rzeczy – chirurg zwrócił się do policjanta, kłaniając
się nieco w przeprosinach.
– Hej! – mężczyzna od odkurzaczy
piorących zaczął się głośno śmiać. Policjant mu zawtórował.
– Ile razy mówiłem, żeby mówić mi po
imieniu – westchnął Kurogane.
– Och, tak. Przepraszam, Daiki.
Nie byłem pewny, co tu się w ogóle
działo. Matsumoto brylował dzielnie między dwoma mężczyznami niczym zręczna
kokietka, jednocześnie doglądając dzieci, które bawiły się w ogrodzie.
Siedziałem z boku, niewiele się odzywając, dopóki nie wrócił pan Shiroyama.
Dochodziła godzina piąta, na dworze delikatnie zmierzchało. Cała biesiada
zdążyła przenieść się do salonu, a dzieci teraz biegały po całym domu.
Siedziałem tak, rozglądając się dookoła, próbując utkwić w czymkolwiek
interesującym wzrok i jakoś zająć myśli. Skupiłem się na jasnym dywanie na
podłodze. Patrząc tak na niego, w ogóle nie wydawał mi się znajomy, możliwe, że
był dość nowy, ale sam nie wiedziałem. Nigdy jakoś nie przykuwałem uwagi do
dywanów, a poza tym, pan Matsumoto był osobą, która zdawała się dbać o wszelkie
domowe sprzęty, w tym pewnie i o dywany, dlatego wydawał się taki nowy. Kogo w
ogóle to obchodziło? Cóż, póki nic się nie działo, byłem skazany na ten nieszczęsny
dywan i modlenie się w duchu, że nigdzie nie wyskoczy na mnie rudy terrorysta,
znany również jako kot. Dopiero przybycie pana Shiroyamy wywołało jakieś
większe poruszenie. Dzieci oblazły go jak małe pijawki, na co nie protestował. Matsumoto
musiał zainterweniować, by cała trójka dała spokój swojemu ojcu. Zaprowadził
nauczyciela do kuchni, chcąc, jak na dobrą żonę przystało, dać mu obiad.
Zostałem sam z mężczyzną zwanym Minoru i
mężczyzną zwanym Daikim. Obaj patrzyli teraz na mnie, co było cholernie krępujące.
Nikt przez ten czas się nie odzywał. Dopiero, gdy Matsumoto wrócił z kuchni z
dziećmi, a kilka minut później pan Shiroyama, rozmowy się wznowiły.
– Czekam tu na ciebie i czekam! –
oznajmił Minoru oskarżycielskim tonem, podnosząc się z miejsca na widok
nauczyciela.
– Tak, wiem, z głowy mi wypadło –
westchnął Shiroyama, rozpinając jednocześnie guzik koszuli przy kołnierzyku.
Minoru i Shiroyama zniknęli na kilka
minut, zostawiając mnie samego z Matsumoto oraz policjantem. Mężczyźni
rozmawiali między sobą o czymś. Co mnie jednak uderzyło i było widoczne nawet
dla kogoś takiego jak ja, toto, że Matsumoto zdawał się podchodzić do całej
rozmowy z lekko flirciarskim tonem. Fakt, policjant był naprawdę przystojny,
jednak nie byłem pewny czy zdradzanie Shiroyamy z nim byłoby dobrym
posunięciem.
– To ja lecę! – oznajmił Minoru,
niespodziewanie pojawiając się w salonie i jednocześnie zmierzając do wyjścia.
Mężczyzna pomachał opakowaniem jakiejś gry.
– Serio? Chodziło o jakieś głupie RPG? –
Matsumoto wywrócił oczami.
– Sam jesteś…! – urwał.
Minoru chciał się odszczekać, jednak do
salonu wszedł Shiroyama. Nauczyciel spojrzał wymownie na swojego, jak się
spodziewałem po luźnym tonie między nimi, przyjaciela. Musiałem przyznać, że poczułem
napięcie między nauczycielem, a tym drugim.
– Lepiej już idź, bo twoja żona pewnie
czeka – powiedział Shiroyama, odprowadzając gościa do drzwi.
– Jasne, jasne. To na razie! Do
widzenia!
Po kilku minutach jedynym gościem w
domu, oprócz mnie, pozostawał policjant. Matsumoto zagadywał go co jakiś czas,
zręcznie zmieniał tematy. Sam bym nawet nie przypuszczał, że mężczyzna potrafi
tak wprawnie prowadzić dyskusję. Co dopiero wtedy zauważyłem, funkcjonariusz
był w nim jawnie zauroczony. Matsumoto był dla niego jak błyskotka, która
umykała mu, gdy tylko myślał, że już ją ma. Jednakże, gdy tylko do pokoju
wrócił Shiroyama, Matsumoto przestał bawić się z gościem.
– Panie inspektorze, coś się stało? –
spytał Shiroyama, przysiadając przy swoim partnerze.
– Można tak powiedzieć.
– Jeśli chodzi o to, co było ostatnim
razem, to absolutnie się nie zgadzam – wtrącił się Matsumoto. Jego ton był
naprawdę stanowczy, nie to, co przed kilkoma minutami.
– Ależ nie, skądże. Proszę się nie
martwić! – zapewnił policjant.
– Świetnie. To my przepraszamy na moment.
Matsumoto spojrzał na mnie, kiwając
lekko głową w stronę kuchni. Wstaliśmy obaj, a następnie udaliśmy się do
pomieszczenia. Mężczyzna zamknął drzwi i jakby odetchnął. Przysiedliśmy przy
stole.
– Strasznie cię przepraszam za to
wszystko – westchnął. Dopiero wtedy zauważyłem, że był naprawdę zmęczony. Nie
starał się nawet trzymać prosto, a spojrzenie miał wręcz senne. – Mężczyźni są
czasami gorsi od dzieci, trzeba się nimi ciągle zajmować. Swoją drogą, wiesz,
że tamten facet jest mężem pani, która uczyła cię historii?
– Pani Maedy? – zamrugałem kilkakrotnie.
– Aha. Ale to tak na marginesie. Zrobić
ci może jeszcze herbaty?
– Nie, dziękuję. Uhm… Pan Shiroyama
zasugerował, żebym z panem porozmawiał.
– No tak – Matsumoto znowu westchnął. –
Podobno twój tata wcale nie popełnił samobójstwa.
– Podobno. Tak twierdzi policja –
położyłem ręce na blacie stołu i zaplotłem je w koszyczek. – I trochę nie wiem,
co o tym sądzić.
– Wszystko jest jeszcze na świeżo,
prawda? Wydaje mi się, że powinniście z mamą dać policji działać, by cała
sprawa się wyjaśniła. Lepiej, by stało się to teraz, niż na za dziesięć lat.
Wtedy moglibyście się dowiedzieć przypadkiem, a to wcale nie byłoby lepsze.
– Chyba wolałbym za dziesięć lat –
wymamrotałem.
– Och, wierz mi, że nie – pokręcił
głową, lekko pochylając się w moją stronę. Spojrzałem na niego pytająco. –
Posłuchaj… byłem kiedyś w podobnej sytuacji. Gdy cała prawda dopiero po kilku
latach wyszła na światło dzienne, czułem się okropnie. Jakby ktoś przez długi
czas mnie oszukiwał. Świat w jednej chwili zawalił mi się na głowę i nie
wiedziałem… nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Dlatego dobrze byłoby na
bieżąco wyjaśnić to, co stało się z twoim tatą. Skoro policja już na coś
wpadła, to najlepszym rozwiązaniem jest pociągnięcie tego dalej i dojście do
całej prawdy.
– Tak pan sądzi? – wymamrotałem. – Sam
nawet nie wiem czy chciałbym wiedzieć, co się stało z tatą. Mama też nie jest
pewna, ale… W ogóle, to wszystko. W ciągu kilku miesięcy tak wiele się
zmieniło. Najpierw rodzice się rozwiedli, później tata zginął… Przestaję za tym
wszystkim nadążać.
– To bardzo ciężkie. Ale wiesz, że
zawsze możesz z nami porozmawiać.
– Wiem. I… To… Czasami odechciewa mi się
wszystkiego.
Pan Matsumoto popatrzył na mnie
współczująco i poklepał lekko po ramieniu. Z jakiegoś powodu poczułem, że
naprawdę mi współczuje. To było dziwne, ale w jednej chwili wydało mi się, że
łączy nas znacznie więcej niż sympatia do tego samego mężczyzny. Miał w sobie
coś, co uzmysłowiło mi, że w pewnym sensie jechaliśmy na tym samym wózku.
– A… jeśli mogę spytać, co to była za
sprawa?
– Hm?
– Powiedział pan, że był w podobnej
sytuacji.
– Ach, tak – westchnął, odgarniając
lekko niesfornego loka za ucho. Kosmyk w ciągu jednej sekundy wyślizgnął się, z
powrotem opadając na skroń. – Chodziło o moją mamę. Potrącił ją pijany
kierowca. Tak przynajmniej myślałem przez kilka lat. Wiesz, pogodziłem się z
tym wszystkim, jakoś udało mi się ułożyć życie na nowo. Dopiero po latach
dowiedziałem się, że tak naprawdę popełniła samobójstwo. Nikt mi nie chciał o
tym powiedzieć. Sam nie wiem dlaczego.
– Trochę jakby odwrotność tego, co ja
przechodzę – zaśmiałem się niezręcznie.
– W pewnym sensie. Dlatego możliwe, że
wiem, co możesz teraz czuć. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Czy czułem ulgę po rozmowie z panem
Matsumoto? Na swój sposób tak. Niedługo po osiemnastej powiedziałem, że lepiej
już pójdę, bo mama zacznie się martwić. Nie wspomniałem jej słowem, że wychodzę
ani o której wrócę. Biorąc pod uwagę fakt, w jakim stanie się znajdowała, nie
chciałem zostawiać jej samej. Matsumoto zaoferował, że odwiezie mnie do domu,
jednak odmówiłem. Zasugerował więc, że podrzuci mnie chociaż na przystanek,
gdyż było już ciemno i lepiej by było, gdybym nie chodził sam po takim
odludziu. Po chwili namysłu przystałem na jego propozycję.
– Gdzieś wychodzisz? – spytał Shiroyama,
widząc, że Matsumoto poszedł wraz ze mną do przedsionka. Policjant wciąż
siedział na swoim miejscu i zdaje się, że dyskutował o czymś z moim
nauczycielem historii.
– Mhm, podrzucę Itsukiego na przystanek.
– Nie lepiej do domu?
– No widzisz! – Matsumoto wzniósł ręce w
geście bezradności. – To jak, Itsuki? Może jednak do domu?
–Jeszcze się pytasz – prychnął
Shiroyama.
Poczułem się z lekka niekomfortowo. Nie
chciałem, by ktoś się o mnie sprzeczał. Tym bardziej mój nauczyciel historii i
jego partner.
– Wiesz, Itsuki, jakim on jest sknerą?
Będzie mi przez następne pół roku wypominać, że nie podwiozłem cię do domu –
Matsumoto przymknął lekko drzwi od przedsionka, ubierając buty.
– Wiesz, że ja to słyszę? – dobiegł nas
głos Shiroyamy.
– Świetnie! – lekarz wyprostował się. – Biorę
twój samochód!
Następny dzień spędziłem z Hitsujim.
Poszliśmy na obiad, a później włóczyliśmy się bez celu po Sapporo. Mój chłopak
był, jakby to ładnie ująć – w nastroju. Sugerował mi pewne rzeczy, mówił o
czynnościach, które chciałby ze mną robić. Za to ja w ogóle nie miałem na to
wszystko ochoty i nawet nie myślałem o robieniu czegokolwiek o zabarwieniu
seksualnym. Powiedziałem mu, że mój ojciec prawdopodobnie został zamordowany,
jednak jego to z lekka obeszło. Tak jak wcześniej był przejęty tym, że mój
ojciec nie żyje, tak teraz znów zaczął myśleć wyłącznie o sobie. Powiedziałem
mu, że nie tak to sobie wszystko wyobrażałem, co go z lekka zirytowało.
– Ale co ja ci poradzę na to, że twój
tata nie żyje? – rozłożył ręce w geście bezradności. – Wiem, że to okropne, no
ale nic już się nie da z tym zrobić.
– Tylko wiesz, że ktoś go prawdopodobnie
zabił? Słuchałeś mnie w ogóle? To może być jakiś psychol, a ty podchodzisz do
tego tak lekko.
– Daj spokój. Wcale nie.
– Właśnie, że tak! Każesz mi dać spokój,
ale czy nie rozumiesz, że nie mogę? To dla mnie ważne!! To był mój ojciec, a
teraz jakiś gość, który zrobił mu to wszystko, wciąż chodzi po okolicy i może
znów zrobić to samo. A jeśli padnie na ciebie? To co wtedy?
Hitsuji patrzył na mnie przez dłuższą
chwilę, jakby kompletnie osłupiały. Złapał mnie delikatnie za rękę, a następnie
objął z całej siły. Musiałem przyznać, że czułem się, jakbym za moment miał się
rozpaść na milion kawałków.
– Martwisz się o mnie? – powiedział
gdzieś blisko mojego ucha. Ciarki przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa.
– Oczywiście, że się martwię, debilu –
wymamrotałem w jego ramię. Nie wiedzieć czemu, ale z jakiegoś powodu poczułem
ulgę. Z chwilą, gdy Hitsuji trzymał mnie w ramionach, wydawało mi się, że nie
istniało nic poza tym. Był tylko on i ja w naszym małym, nieidealnym świecie.
– A jak ci powiem, że nic mi nie będzie?
– Przecież wiesz, że ci nie uwierzę –
odparłem, wtykając nos w jego zimną kurtkę. Pomyślałby kto, że kiedyś obejmiemy
się w publicznym miejscu i nikt nie wyskoczy nagle zza rogu, by nas pobić.
W poniedziałek zostałem zaatakowany
przez Hitomi opowieściami, jak to bawiła się wspaniale na bankiecie i jaki to
jej ten facet był wspaniały. Radośnie mówiła też o tym, kiedy to później zabawiali
się w łóżku i sam nie byłem pewny czy jestem sobie w stanie wyobrazić wszystkie
te pozycje, o których opowiadała. Musiałem przyznać, że jej zazdrościłem, a
szczególnie seksu. Robiłem się napalony przez samo słuchanie o seksie i
naprawdę miałem ochotę zadzwonić do Hitsujiego, by urwał się z lekcji i zaszył
ze mną gdzieś, gdzie moglibyśmy się pieprzyć. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób
mogli robić to dwaj faceci, ale coraz bardziej chciałem to zrobić i czułem, że
już dłużej nie wytrzymam. Tego dnia nie pomagał mi jeszcze fakt, że Shiroyama
wyglądał dość… nęcąco. Jasna koszula z rozpiętym kołnierzem oraz podciągniętymi
do łokci rękawami, idealnie dopasowane spodnie. Cały ubiór podkreślał
wyrzeźbioną budę mężczyzny – figurę w literze V, umięśnione ramiona, wyrobione
pośladki. Wręcz kipiało od niego seksem, co w niczym mi życia nie ułatwiało.
Gdy już myślałem, że chociaż trochę wyleczyłem się z tego głupiego zauroczenia
do Shiroyamy, tak nagle on ubrał się jak cholerny model i kusił tym swoim
niewymuszonym, męskim seksapilem. Dlatego większą część pierwszej lekcji przesiedziałem
bezmyślnie, patrząc po prostu na niego. I musiałem przyznać, to był mężczyzna
idealny.
Hitomi, chyba z grzeczności, później
zapytała czy nie ma więcej szczegółów odnośnie taty. Odparłem, że wszczęto
śledztwo w tej sprawie i policja będzie prawdopodobnie robić eksperyment
dowodowy, by ustalić prawdopodobny bieg wydarzeń.
– Może to był tylko wypadek – wysnuła
teorię. Szliśmy z historii do następnej klasy. Nie mogłem się powstrzymać i
jeszcze przed wyjściem z pomieszczenia ostatni raz zmierzyłem Shiroyamę
wzrokiem. Mężczyzna opierał się o biurko, przeglądając coś w jakichś papierach.
Zawiesiłem na dłuższą chwilę wzrok na jego pośladkach. Aż poczułem, jak
zrobiłem się czerwony. – Niechcący się tam znalazł.
– Sądzisz, że to takie możliwe? – z
trudem oderwałem wzrok od jakże pociągającego widoku.
– Nie wiem – pokręciła głową. – Ale
wydaje mi się, że to nie było planowane. Może twój tata po prostu znalazł się w
złym miejscu o złym czasie? Może był świadkiem czegoś i…
– Hitomi, proszę cię – westchnąłem.
Jeszcze przed minutą fantazjowałem o swoim nauczycielu, a teraz znów została mi
przypomniana sprawa ojca. – Nie rozmawiajmy o tym. Już wystarczy, że w domu mam
napiętą atmosferę przez mamę. Musimy też udawać przed siostrą, że nic się nie
stało. Nie chcemy jej w to wciągać.
– Będziecie udawać przed Yuzuki, że nic
się nie stało? – Hitomi aż stanęła w miejscu. Odwróciłem się do niej, również
stając. – Wiem, że ona jest jeszcze mała, ale nie na tyle, by nie rozumieć, że
takie rzeczy się zdarzają. Poza tym, kiedyś się o tym dowie, prawda?
Już miałem jej odpowiedzieć, gdy
przypomniała mi się piątkowa rozmowa z panem Matsumoto. Kiedy powiedział mi, że
był kiedyś w podobnej sytuacji i nikt mu nie powiedział, co się w
rzeczywistości stało z jego mamą. Aż coś mnie ukłuło w piersi.
– No tak – wymamrotałem.
– Dlatego…
– Okej! Posłuchaj, pogadam z mamą. Sam
nie mogę powiedzieć Yuzu o tym, co przytrafiło się tacie. Nie na tym to polega.
Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Hitomi spojrzała na mnie uważnie, po
czym pokiwała głową. Po chwili znów szliśmy ramię w ramię do następnej klasy.
Zrobiłem tak, jak powiedziałem Hitomi.
Choć nie przyszło to łatwo i czułem, jak cały się trzęsłem, gdy tylko
postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Jeszcze tego samego dnia porozmawiałem
z mamą w sprawie Yuzuki. Z początku nie chciała dać się przekonać, ale z
czasem, gdy tłumaczyłem jej, że nie możemy traktować Yuzu jak małego dziecka i
jak będzie się ona czuła w przyszłości, ulegała mi. Postanowiliśmy jednak nie
mówić jej jeszcze tego, co wiedzieliśmy. Chcieliśmy mieć pewność, że ustalone
przez policję wydarzenia miały naprawdę miejsce.
*
W weekend rodzicie Hitsujiego znowu
wyjechali gdzieś na delegację, dlatego ponownie spędzałem u niego czas. Oprócz
tego, że zjedliśmy razem pyszną kolację i obejrzeliśmy średniej klasy horror –
wylądowaliśmy w łóżku. Całowaliśmy się zachłannie, zatracając w dorosłych
pieszczotach. Chłopak lekko dotykał mojego policzka, a ja sunąłem dłonią po
jego boku. Czułem się potwornie podniecony i nakręcony. Chyba jeszcze nigdy w
życiu nie pragnąłem nikogo tak bardzo, jak jego w tamtej chwili. Zdjął
koszulkę, to samo zrobiłem ze sobą i tak dalej całowaliśmy się, pieszcząc
wzajemnie nasze nagie klatki piersiowe.
– Hitsuji – wymamrotałem między
wilgotnymi pocałunkami – zróbmy to…
– Hm? – westchnął, podszczypując moje
sutki. – Pewnie. Ale ja jestem na górze.
– Huh, co? Nie! – oderwałem się od
niego. – Mowy nie ma. Nie będę na dole.
– Ja też nie chcę być na dole. Jeszcze
czego.
– Możemy zrobić tak, że najpierw ja będę
na górze, a później ty. Zamienimy się.
– Jasne. I co jeszcze?
Położyliśmy się obok siebie i niemal
jednocześnie westchnęliśmy głęboko. Rozbawiło nas to, jednak musieliśmy coś
postanowić. Obaj chcieliśmy to zrobić, byliśmy spragnieni siebie i nie
chcieliśmy więcej czekać. Wzięliśmy laptop i zaczęliśmy googlować wszystko, co
tylko się dało o seksie analnym. Po pierwsze, irytowało nas to, że większość z
tych rzeczy dotyczyła kobiet. Nie wiedzieliśmy czy była jakaś wielka różnica
między penetrowaną kobietą a mężczyzną. Nie wiedzieliśmy czy w ogóle facetowi
sprawia to przyjemność, a może dla niego to po prostu nieprzyjemne rżnięcie w
tyłek. Po drugie, im więcej czytaliśmy, tym bardziej przerażeni byliśmy i przechodziła
nam ochota. Skończyło się na tym, że wyłączyliśmy te wszystkie strony o wirusie
HIV, AIDS i zapaleniu wątroby, po czym poszliśmy spać.
Następnego dnia nie mogliśmy na siebie
nawet patrzeć. Zjedliśmy śniadanie jak ognia unikając jakiegokolwiek tematu,
który mógł skończyć się rozmową o seksie. Aż ciężko było mi uwierzyć, że taka
ekscytacja skończyła się w wyjątkowo żałosny sposób.
W poniedziałek Hitomi znowu mnie wyśmiała,
że mój weekend potoczył się tak bzdurnie. Opowiadałem jej o wszystkim, a ona
coraz bardziej niedowierzała, że Hitsuji i ja byliśmy tak bardzo nielotni w
podstawowych fizjologicznych kwestiach. Paliliśmy akurat na dziedzińcu szkoły.
– Następnym razem weź go z zaskoczenia,
nawet nie zauważy kiedy go spenetrujesz.
– Wiesz, to chyba tak nie działa –
odparłem, zaciągając się i wypuszczając dym ustami. – Ale przynajmniej
zrobiliśmy już ku temu jakieś kroki.
– Trzymajcie się tego tempa i jak dobrze
pójdzie, to prześpicie się ze sobą za jakieś pięć lat.
Nagle usłyszeliśmy, jak otwierają się
główne drzwi wejściowe szkoły. Nasz wychowawca wystawił głowę na zewnątrz,
mierząc nas krytycznym spojrzeniem.
– Zachowalibyście chociaż jakieś pozory
i nie palili przy samym wejściu, co? Poza tym, tu jest zakaz palenia.
Oboje powiedliśmy wzrokiem na plakietkę
z zakazem palenia, przytwierdzoną do ściany, po czym spojrzeliśmy po sobie.
Całkiem możliwe, że była tu cały czas, jednak żadne z nas kompletnie nie
zwróciło na nią uwagi.
– Przepraszamy – powiedzieliśmy niemal
jednocześnie.
– Żeby mi się to nie powtórzyło, bo wam
te fajki skonfiskuję. Wiecie, że zakaz palenia jest na terenie całej placówki.
– To już jest przesada – bąknęła Hitomi
z oburzeniem.
– Mnie też to nie odpowiada – odparł
nauczyciel.
Wychowawca rozejrzał się uważnie, po czym
wyszedł do nas. Poprosił o papierosa i ogień. Chwilę później palił wraz z nami,
mając przy tym minę, jakby odczuł niewypowiedzianą ulgę. Prawdopodobnie ja
miałem taką samą minę, gdy bardzo chciało mi się siku i w końcu mogłem
skorzystać z toalety. Byliśmy z Hitomi absolutnie zaskoczeni, że wychowawca,
zamiast wpisać nam uwagę, zrobić cokolwiek, by odciągnąć nas od palenia, to
jeszcze sam zapalił papierosa i rozmawiał z nami jak z dobrymi kolegami.
– A wy co? – usłyszeliśmy nagle. Pan
Shiroyama wyszedł na dziedziniec, trzymając swoją torbę. – Jakieś kółko różańcowe
zakładacie?
– Chcesz? – spytał nasz wychowawca,
wyciągając ku historykowi rękę z papierosem. Nauczyciel uśmiechnął się kwaśno,
kręcąc głową. – Ano, ciągle zapominam. Ile to już?
– Dwa lata – westchnął Shiroyama.
– Od dwóch lat nie palisz?! Czemu mam wrażenie,
jakbyś rzucił tydzień temu?
– Ja też się tak czuję. A wciąż chce mi
palić jak cholera.
– Na pewno nie chcesz? To może chociaż
zrobisz inhalacje?
– Żona mnie wyrzuci z domu, jeśli tylko
wyczuje dym – Shiroyama roześmiał się w głos, wychowawca mu zawtórował.
Spojrzeliśmy po sobie z Hitomi niepewni tego, jak powinniśmy na to zareagować.
Żona?
– Jasne. Jutro przyjdziesz do pracy z
podbitym okiem. Ale poważnie – denerwuje się, gdy palisz?
– No wiesz, tyle razy obiecywałem, że
rzucę, że w końcu coś ze sobą zrobię i udało mi się jakoś. Mam wsparcie z jego
strony i przy okazji opieprza mnie za każdym razem, gdy coś zrobię nie tak.
– No, typowa żona.
– Co nie?! Ale to dobrze, bo swego czasu
potrafiłem wypalić dwie paczki w ciągu dnia.
– Dwie?!
– Rekord to dwie i pół przez kilka dni,
jednego dnia udało mi się wypalić ponad trzy.
– Jak to możliwe, że rak płuc cię
jeszcze nie zżarł?
– Że go nie mam, to jakiś cud –
Shiroyama zaśmiał się, kręcąc głową. – To ja lecę.
– Już? – wychowawca spojrzał na zegarek
na swoim nadgarstku. – O której to się kończy pracę, hm?
– Około siedemnastej, firma sama się nie
poprowadzi.
– No racja – nasz wychowawca wziął
ostatni, porządny buch, po czym rzucił niedopałek na ziemię. Przydeptał go
podeszwą buta i strącił gdzieś na bok, by nie leżał pośrodku dziedzińca. Cóż za
marnotrawstwo, ledwo go do połowy wypalił. – Piwo w piątek?
– Dzieci mają urodziny!
– Stary, za każdym razem, jak cię
próbuję gdzieś wyciągnąć, to coś masz. A które to już?
– Szóste... Chyba.
– Sam nawet nie wiesz, ha!
– Ważne, że pamiętam, kiedy mają!
– No też racja. To za rok do pierwszej
klasy, co? Bo to bliźniaki są, prawda?
– Tak, Yoshi idzie we wrześniu.
– No, to powodzenia.
– Nie, dziękuję!
Shiroyama zaraz wyszedł, a my wraz z
naszym wychowawcą poszliśmy na lekcję. Jak na ironię – godzinę wychowawczą.
Weekend spędziłem głównie z Hitomi na
szukaniu dla niej odpowiedniej sukienki na nasz pożegnalny bal. Jak twierdziła,
nie mogła przecież przyjść w tym samym, w czym była na bankiecie ze swoim
lowelasem. W przeciwieństwie do poszukiwań bankietowej sukni, tym razem poszło
nam znacznie szybciej. Byłem zaskoczony, gdy tego samego dnia udało nam się
znaleźć odpowiednią sukienkę, a przy tym dodatki. Pozostawał jednak jeszcze
jeden mankament, który nie dawał mojej przyjaciółce spokoju.
– A co z garniturem dla ciebie?
– C-co? – wykrztusiłem.
– Garnitur – spojrzała na mnie, pijąc
przez słomkę waniliowego szejka. Staliśmy na czerwonym świetle przy przejściu
dla pieszych. Mieliśmy przedostatni autobus do domu. – Przecież ty też musisz
jakoś wyglądać. Nie wyjdziesz w spodenkach i koszulce.
– W ogóle o tym zapomniałem.
Wyjęła telefon z torebki i sprawdziła
godzinę. Odwróciła się na moment w stronę centrum handlowego, które mieliśmy za
sobą, po czym spojrzała na mnie.
– Mamy półtorej godziny do zamknięcia
centrum handlowego i godzinę do ostatniego autobusu.
– Nie zdążymy.
– Skąd wiesz?
Wywróciłem oczami. Hitomi tylko wzięła
mnie pod rękę, po czym pociągnęła do galerii. Nie miałem w ogóle ochoty na to,
by przymierzać jakieś ubrania, ale też dyskutowanie z nią na ten temat nie
miało sensu. Skoro ona postanowiła, że kupimy mi garnitur, to tak też
musieliśmy zrobić.
Nie wiedziałem nic o garniturach. Hitomi
biegała zadowolona między wieszakami w pierwszy lepszym sklepie z elegancką
modą męską, do którego weszliśmy, a ja stałem w jednym miejscu, przeglądając
jakieś marynarki, wiszące na wieszaku. Co jakiś czas zerkałem w stronę Hitomi,
która już zdążyła zagadać wszystkie ekspedientki oraz na zegarek, żebyśmy
przypadkiem nie spóźnili się na autobus. Czułem już tylko zmęczenie i
rezygnację ze wszystkiego. Byłem w stanie powierzyć przyszłość mojego wyglądu
Hitomi. Aż nagle poczułem, jak ktoś lekko klepie mnie w ramię.
– Itsuki? Wybierasz się na podróż
biznesową? – usłyszałem.
Odwróciłem się w stronę pana Matsumoto.
Poczułem, jak serce w piersi uderza mi mocniej z zaskoczenia. Mężczyzna wręcz
zakradł się, co mnie wystraszyło.
– Ach, nie, nie – wyprostowałem się
przed nim jak struna. – Tak tylko… Oglądam.
– Macie bal niedługo, co nie? – mężczyzna
wyjrzał zza mnie. Uśmiechnął się do kogoś. – Ostatnia szkolna impreza.
– W końcu – mruknąłem.
Zauważyłem, że był ubrany wyjątkowo…
zwyczajnie. I na luzie. Miał na sobie dopasowane, granatowe dżinsy, luźną,
gładką koszulkę oraz długi kardigan. Na dekolcie koszulki zawieszoną miał parę
czarnych, dużych okularów przeciwsłonecznych. A włosy, jak nigdy, miał
swobodnie rozpuszczone. Kaskada brązowo-kasztanowych loków błyszczała w LED-owym
świetle. Wyglądał trochę jak gwiazda filmowa, która raz na jakiś czas wyszła z
domu, żeby spędzić czas ze znajomymi albo wyjść na zakupy.
– Itsuki! – Hitomi dopadła do mnie,
chwytając moją dłoń. – Chodź, mam coś dla ciebie! No i… Och! Dzień dobry!
– Dobry wieczór – odparł Matsumoto,
śmiejąc się.
– Znaczy się… dobry wieczór.
– Nie będę wam przeszkadzać. Trzymajcie
się dzieciaki.
Mężczyzna pożegnał nas ciepłym
uśmiechem, po czym podszedł do kasjerki. Kobieta już trzymała przygotowaną
sporą, papierową torbę z logiem sklepu i z uśmiechem powitała lekarza przy
kasie. Zdaje się, że przyszedł odebrać swoje zamówienie. Spojrzeliśmy na siebie
jednocześnie z Hitomi.
– Cholera, dobrze wygląda – mruknęła
Hitomi.
– Zamknij się – pociągnąłem przyjaciółkę
w stronę przymierzalni, gdzie czekał na mnie dobrany przez nią zestaw.
Jakimś cudem udało nam się zdążyć na
ostatni autobus. Co prawda, biegliśmy istnym sprintem. Hitomi prawie zgubiła
buty, ale ostatecznie zdjęła je i pędziła co sił w nogach na boso. Taszczyliśmy
przy tym nasze zakupy. Kierowca chciał już zamykać drzwi, ale widząc nas
zmachanych i krzyczących, by jeszcze nie odjeżdżał, poczekał aż wsiądziemy.
Opadliśmy zmachani na dwa wolne siedzenia i niemal wypluliśmy płuca.
– Przebiegliśmy na czerwonym świetle –
wysapałem.
– I co, recydywisto, źle ci z tym?
– Pff!
Roześmialiśmy się. Przynajmniej z Hitomi
mogłem zapomnieć na jakiś czas o swojej domowej sytuacji. O mamie w rozsypce po
śmierci taty, o mojej młodszej siostrze, która nie wiedziała, co takiego się
działo. Że wciąż trwało śledztwo w sprawie ojca, a policja wciąż starała się
ustalić wszystkie fakty. W dalszym ciągu przesłuchiwano osoby, które mogły mieć
jakikolwiek związek z jego śmiercią. Ale wydawało mi się, że jakoś
wychodziliśmy na prostą. A przynajmniej ja. Sam zauważyłem, że więcej się
śmiałem. Wolny czas spędzałem z Hitomi, Hitsujim lub też z panem Shiroyamą.
Jednak śmierć ojca dalej ciągnęła się za mną jak jakiś cień, choć sprawa w
pewnym momencie przycichła.
Wraz z nastaniem maja przestałem
jakkolwiek intensywnie myśleć na temat śmierci taty. Co prawda, nie ominęło nas
powiedzenie Yuzuki, że prawdopodobnie tata sam odebrał sobie życie, choć
policja ostatnimi czasy miała co do tego wątpliwości, dlatego wszczęto
śledztwo. Mała była w szoku, a przynajmniej na pozór. Przez kilka dni chodziła
jak struta, jednak z czasem dostrzegłem, jak nieprzyjemna informacja powoli do
niej dociera i wszystko układa się tak, jak powinno.
Poza tym, z jakiegoś powodu, trudno mi
było nawet powiedzieć jakiego, ale im bliżej był koniec roku szkolnego, tym
częściej bywałem u Shiroyamy w domu.
*
Musiałem przyznać, że wizyty w domu pana
Shiroyamy powoli zmieniały się w jakąś tradycję. Nie to, że go nachodziłem, ale
czasami sam proponował, żebym wpadł. Choć w jego domu panował dość poważny
remont piętra, to nie zaszkodziło to przyjaznej, domowej atmosferze. Po pewnym
czasie, gdy siedziałem z jego dziećmi w salonie, podczas gdy on przygotowywał
obiad, doszedłem do wniosku, że chciał mnie tu tylko po to, by ktoś zajął się
tymi maluchami. Pan Matsumoto wracał o różnych porach z pracy. Czasami był
niedługo po nas w dom lub przed nami. Często wracał dopiero wieczorem albo w
ogóle go nie było, nim wyszedłem. Tym sposobem ja zajmowałem czyimiś dzieci, a
Shiroyama zajmował się swoimi sprawami, jak sądziłem – związanymi z firmą.
Bywałem tak w tym domu dwa, trzy razy w tygodniu i powoli zaczynałem czuć się
tam coraz bardziej swojsko. Sam robiłem sobie herbatę, wiedziałem, w jakich
szafkach w kuchni przechowywane są jakie produkty. Dzieci wołały na mnie wujku,
co coraz mniej mi przeszkadzało. Sam nie poznawałem siebie. Ogólnie, jak dobrze
wszystko szło – moja nauka w szkole, związek z Hitsujim, nawet sytuacja w domu
nie była tragiczna. Choć jedna rzecz wciąż mąciła mi w głowie, a raczej osoba.
Pan Shiroyama. Zdawałem sobie sprawę, że moje zauroczenie, to nic, co mogłoby
się przerodzić w coś poważnego, jednak tak częste przebywanie z nim wcale nie
ułatwiało mi wyleczenia się z niego. Z jednej strony byłem zakochany w Hitsu, a
z drugiej wciąż myślałem o dojrzałym mężczyźnie.
W połowie maja pan Shiroyama i Matsumoto
urządzili grilla. Na całe przedsięwzięcie również zostałem zaproszony. Pan
Matsumoto powiedział, że mogę przyprowadzić swojego chłopaka, jeśli chcę.
Hitsuji, co mnie zaskoczyło, zgodził się przyjść. Przyjęcie odbyło się w
kameralnym gronie. Przyszła moja była nauczycielka historii – pani Maeda – wraz
z mężem, pan inspektor z córką oraz jeden mężczyzna, na którego widok pan Maeda
i Hitsuji mało nie zemdleli. Kanegawa Natsuo, obrońca z japońskiej
reprezentacji. Nazwisko coś mi mówiło, jednak nie interesowałem się piłką nożną
w nawet najmniejszym calu. I tak jak Hitsuji i pan Maeda niemal fruwali dookoła
piłkarza, tak pan Shiroyama podchodził do niego z chłodnym dystansem, jaki
tylko może mieć mężczyzna nielubiący drugiego mężczyzny i vice versa. Nikt
jednak nie pytał, a przynajmniej z początku, o napiętą atmosferę między nimi
dwoma. Maeda wypominał Shiroyamie, że ten wcześniej nie przedstawił mu jakże
ważnej osobistości, a Hitsuji starał się jakoś podgadywać swego idola. Sam nie
wiedziałem, co ze sobą zrobić. Podczas gdy Shiroyama, Hitsu, piłkarz i pan
Maeda byli na dworze przy grillu, poszedłem do pana Matsumoto, córki inspektora
i mojej byłej nauczycielki historii, którzy w kuchni przygotowywali zakąski.
Rozmawiali o dzieciach, pani Maeda co jakiś czas zaglądała do wózka ze swoim
niemowlakiem. No tak, jakby tego było mało, w całym domu było mnóstwo dzieci,
które wszędzie biegały i się ze sobą bawiły. Matsumoto poprosił mnie, żebym
zaniósł do altany miskę z sałatką. Spełniłem jego prośbę. Będąc z powrotem na
zewnątrz doszedłem do wniosku, że Shiroyama dostawał białej gorączki, choć
bardzo mocno starał się trzymać emocje na wodzy. Kanegawa zaskarbił całą uwagę
pana Maedy i Hitsujiego. Opowiadał o swojej piłkarskiej karierze i nie
omieszkał się przy tym przechwalać.
Podczas grilla wcale nie było lepiej.
Siedzieliśmy całą dziewiątką przy drewnianym stole w altanie, czwórka dzieci
biegała po ogrodzie, krzycząc do siebie, a piąte spało w wózku i tylko budziło
się, gdy nasrało w pieluchę lub zrobiło się głodne. Rozmowa jednak głównie
skupiała się na Kanegawie. Aż w końcu padło to pytanie.
– Skąd wy się w zasadzie znacie? –
spytał pan Maeda.
– Minoru! – moja była nauczycielka
historii łagodnie skarciła męża. Jakby takie pytanie nie mogło być zadane
podczas takiej biesiady.
– No co?
– Bo każdy chciałby wiedzieć – zaśmiał
się Kanegawa, patrząc na pana Matsumoto.
Lekarz momentalnie zrobił się czerwony
na twarzy, a wzrok spuścił na swój talerz. Co wtedy też zauważyłem, Shiroyama
miał już po dziurki w nosie sławnego gościa i niewiele brakowało mu, by go
wyprosić.
– Z gimnazjum – zaśmiał się nerwowo Matsumoto.
– Poważnie?! Ale jaja!
– Chodziliśmy razem. Do jednej klasy –
dodał Kanegawa, puszczając perskie oko do Matsumoto. Myślałem w tamtym
momencie, że Shiroyama wstanie i wypruje piłkarzowi flaki. Wymieniliśmy z
Hitsujim porozumiewawcze spojrzenia. Coś tu było wyraźnie nie tak.
– A to ci dopiero. To pewnie byliście
dobrymi kumplami, co? – dopytywał zainteresowany pan Maeda.
– Minoru, ja cię proszę – wymamrotał
Matsumoto przez zaciśnięte zęby, na co jednak pan Maeda nie zwrócił
najmniejszej uwagi.
– Tak w zasadzie to… Chyba mogę to
powiedzieć głośno, prawda? Byliśmy z Taką parą w gimnazjum.
Cisza, jaka zapadła przy stole była tak
podniosła i napięta, że myślałem, iż nadchodził koniec świata. Po chwili pan
Shiroyama wypuścił głośno powietrze ustami, pan Matsumoto nie wiedział, gdzie
utkwić wzrok, pani Maeda zakryła lekko dłonią usta, a pan Maeda oraz ja i
Hitsuji musieliśmy zbierać nasze szczęki z podłogi. Jedynie policjant i jego
córka wydawali się być wyjątkowo opanowani.
– A to ci dopiero! – wykrzyknął Minoru. –
Takanori, nigdy się nie chwaliłeś!
– A jest czym? – wymamrotał lekarz,
uśmiechając się. Próbował drżącymi ze zdenerwowania dłońmi pokroić kawałek
mięsa.
– A dlaczego się rozeszliście?
Przepraszam, jak to jakieś nieodpowiednie pytanie, ale no… jestem strasznie
ciekaw!
– To może Yuu powinien o tym
opowiedzieć? – rzucił kąśliwie Kanegawa, patrząc z wyrzutem na mojego
nauczyciela historii. Shiroyama prychnął.
– Jak szukasz winnego, to tylko w sobie.
– Nie, żebyś się nie przystawiał do Taki
na tamtej imprezie.
– Po pierwsze, nie byliście już razem…
– Całowaliśmy się. W dodatku na twoich
oczach, więc co cię usprawiedliwia?
– Ale nie byliście już parą, do cholery.
A poza tym, do nikogo się nie przystawiałem.
– Zaraz, zaraz – pani Maeda zabrała głos
– Yuu, chyba nie odbiłeś Taki?
– Nie musiałem. Ten piłkarzyna sam
zadbał o to, by ich związek się rozleciał.
– Raczej ty się o to postarałeś – rzucił
Kanegawa.
– Możecie przestać? – wymamrotał
Matsumoto, który chyba coraz bardziej miał ochotę wyparować jak woda z tego
towarzystwa. – Natsu, przestań oskarżać Yuu o coś, czego nie zrobił.
– To o co tu chodzi, do cholery? –
fuknął pan Maeda.
– Natsu i ja rozeszliśmy się niedługo po
zakończeniu gimnazjum. Później spotkaliśmy się na jednej domówce, jakoś się
złożyło, że się… pocałowaliśmy. I niedługo później, na tej samej imprezie,
poznałem Yuu. Ot, cała historia – wyjaśnił Matsumoto spokojnie. A przynajmniej
próbował być spokojny.
– Nie wiedziałam, że chodziliście z Yuu
do tej samej szkoły – mruknęła pani Maeda.
– Skądże, Yuu był już na studiach.
– Na studiach?!
– Pedofilia, prawda? – Kanegawa
roześmiał się w głos.
– Raczej nie o to chodziło – bąknął
inspektor.
– Ja ci za chwilę…! – Shiroyama prawie
wstał i pewnie zaraz przyłożyłby sławnemu gościowi, gdyby nie to, że Matsumoto
złapał go za nadgarstki, przytrzymując w miejscu i powtarzając, by się
uspokoił.
– Świetnie! Czy ktoś ma ochotę zapalić?
– pan Maeda zerwał się na równe nogi. Zapewne chciał się chociaż na moment
wydostać z gęstej atmosfery i odrobinę odetchnąć. Towarzystwo ewidentnie
musiało się uspokoić.
– Ja chętnie – piłkarz również wstał,
odsuwając się od pana Shiroyamy.
– Ja też – dodał inspektor.
– I ja – wymamrotałem, czując, że za
moment uduszę się w tym towarzystwie.
Całą czwórką poszliśmy na frontową stronę
domu. Pan Matsumoto dał nam jeszcze starą popielniczkę Shiroyamy, byśmy mieli
gdzie wyrzucić niedopałki. I tak się złożyło, że paliłem papierosa ze znanym
piłkarzem, inspektorem policji oraz nadzianym biznesmanem. Mężczyźni głównie
rozmawiali o piłce nożnej, a ja stałem z boku, przysłuchując się nieco ich
rozmowie. Nie bardzo interesował mnie sport, ale nic nie mogłem na to poradzić.
W końcu jednak rozmowa zeszła na całą sytuację, jaka miała miejsce przy grillu.
Inspektor mimowolnie zapytał, czy to wszystko jest prawdą. Piłkarz wzruszył
jedynie ramionami.
– Po części tak, a po części nie. To, co
powiedział Taka, jest jak najbardziej prawdą – zaciągnął się porządnie, po czym
wypuścił ustami szary obłok dymu. – A Yuu to dupek.
– Dlaczego niby? – Maeda oburzył się, będąc
w każdej chwili gotowym, by stanąć w obronie przyjaciela.
– Bo go znam – Kanegawa pokręcił głową.
– Bez wątpienia nie zasługuje na kogoś takiego jak Takanori.
– A pan niby już tak? – prychnął
inspektor Kurogane.
– Skądże. Wątpię też, by był ktoś, kto
zasługiwałby na kogoś takiego jak on. Shiroyama jest cholernym chamem, zawsze
taki był i teraz też widać, że nic się nie zmienił. Ale, co trzeba przyznać,
uszczęśliwia Takę. Na swój własny sposób, ale wychodzi mu to dobrze. Pamiętam
Takę sprzed kilkunastu lat i porównując go z Taką z teraz, jestem szczerze
oczarowany. Jakby rozkwitł przez te wszystkie lata.
– To już brzmi trochę dziwnie – przyznał
Maeda, gasząc niedopałek w popielniczce.
– Niech brzmi jakkolwiek. Chociaż nie przepadam
za Shiroyamą, to za nic w świecie nie chciałbym, by ci dwaj się rozeszli. Taka
jest w tym związku szczęśliwy i chcę, by tak zostało. Wiem, jakim donżuanem był
kiedyś Shiroyama i przysięgam, że jeśli ten facet znajdzie sobie kogoś innego i
skrzywdzi Takę, to mu nogi z dupy powyrywam.
– Byle nikt się nie wpieprzał, co nie? –
zaśmiał się inspektor. Zaciągnął się porządnie, nim zgasił papierosa obok fajki
Maedy.
– Absolutnie. Chociaż wątpię, by
Takanori pozwolił na to, by ktoś w ogóle się zbliżył do Yuu. Znam już się z
nimi kilka lat i jestem pewny, że Takanori rozszarpałby tę osobę.
– Z pewnością. Jak nie on, to ktoś inny.
Zgasiłem swojego papierosa. Już chciałem
dyskretnie odejść do towarzystwa, gdy poczułem na sobie wzrok wszystkich trzech
mężczyzn. Spojrzałem na nich niepewnie, a oni wręcz gromili mnie nachmurzonymi
spojrzeniami.
– Żebyś o tym pamiętał, chłopcze –
powiedział Maeda z groźną miną.
– Słucham? – wymamrotałem niepewnie.
Miałem wrażenie, że krew odpływa mi z twarzy.
– Już nie udawaj upośledzonego –
Kanegawa wywrócił oczami.
Inspektor zmierzył mnie równie
nieprzychylnym wzrokiem, po czym powiedział, że idzie do łazienki. Zostałem z
tymi dwoma, czując się zupełnie sparaliżowany. Czułem, jak żyłka pulsuje mi na
czole z nerwów, a zimny pot oblał plecy.
– Widać jak cholera, za kim tak
szalejesz i odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem, czułem, że oznaczasz kłopoty.
Yuu cię lubi, może nawet jest mu cię trochę szkoda, bo masz taką, a nie inną
sytuację, ale nawet nie próbuj się przy nim tak kręcić, bo to się źle skończy.
– O co panu chodzi? – starałem się grać
kompletnego idiotę. Myślałem, że zaraz zwymiotuję z nerwów. Zdaje się, że ktoś
właśnie odsłonił wszystkie moje karty i w ogóle nie miałem żadnego planu
awaryjnego.
– Chodzi o to, że masz coś do swojego
nauczyciela – Kanegawa zniżył głos. Brzmiał teraz, jakby miał za moment
wypatroszyć mnie żywcem. – A nie powinieneś. A skoro i ja zdążyłem to zauważyć,
to wierz mi, Takanori już dawno cię przejrzał. Dlatego, dla własnego dobra, nie
zbliżaj się do nich. Zajmij się sobą i swoim chłopakiem, który wygląda, jakby
za moment miał zerżnąć córkę naszego pana inspektora na stole przy wszystkich.
– Tylko nie mów mu tego – wtrącił Maeda.
– Absolutnie nie mam zamiaru.
Wróciliśmy do stołu. Inspektor Kurogane
siedział już na swoim miejscu. Wszyscy rozmawiali ze sobą i śmiali się.
Usiadłem z powrotem przy Hitsujim, choć czułem się, jakby ktoś mnie zdzielił
obuchem w łeb. Czy naprawdę aż tak było widać to, że uwielbiałem Shiroyamę? Że
pociągało mnie w nim wszystko – jest uroda, budowa ciała, zapach, styl bycia.
Każdy element jego osoby działał na mnie jak silny afrodyzjak. Przy nim, nawet
jeśli nie odnosił się do mnie w jakiś bezpośredni sposób, czułem się jak ktoś
inny. Poprzez samo przebywanie z nim miałem wrażenie, że moje życie jest jakieś
lepsze, prostsze, bardziej beztroskie.
Gdy tylko przywróciłem się do porządku i
chciałem się odezwać do Hitsujiego, zdałem sobie sprawę, że kompletnie mnie
ignoruje. Żywo rozmawiał z córką inspektora, jakby była samą cesarzową.
Uśmiechał się i śmiał. Tak szczerze i radośnie, jak gdyby właśnie przeżywał
najpiękniejszy moment swojego życia. Oczy błyszczały mu z pasją, był zupełnie pochłonięty
dziewczyną i odcięty ode mnie. Coś mnie ukłuło w środku, jednak postarałem się
udawać, że nic się nie stało. Nic nie bolało, to wszystko jest specjalnie, na
pokaz. Spojrzałem na Shiroyamę. Jego przystojną twarz okalały lekko
zmierzwione, przydługie kosmyki włosów. Wyglądał trochę jak dziecko, które
dopiero wróciło z zabaw na dworze, a jego rumiane policzki i rozświetlony wzrok
zdradzały, jak dobrze spędziło czas.
Powiodłem wzrokiem po pełnym stole oraz
siedzących przy nim ludziach. Każdy z każdym rozmawiał, nikt nawet nie zwrócił
uwagi na to, że mój chłopak mnie zignorował, a ja patrzyłem na wszystko, jakbym
oglądał jakiś film. Oprócz jednej osoby.
Pan Matsumoto patrzył na mnie wyjątkowo
chłodno. W momencie, gdy jego przenikliwie spojrzenie spotkało się z moim, myślałem,
że zamarzają mi wszystkie wnętrzności. Zdaje się, że patrzyłem na Shiroyamę o
wiele za długo, a raczej w niewłaściwy sposób. Wydawało mi się, że Matsumoto
samym wzrokiem za moment wypruje mi flaki i powiesi za nie na płocie, bym stał
się pożywką dla wron i umierał w potwornych męczarniach.
Zrozumiałem też wtedy, że on naprawdę o
wszystkim wiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że cicho wzdychałem do jego
męża, ale przez cały ten czas nic z tym nie zrobił. Tylko obserwował całą
sytuację z daleka, jakby chciał wiedzieć, w którym kierunku to się potoczy i
czy będę próbował zbliżać się do jego partnera. Pojąłem też wówczas, że było
dla mnie za późno, bym się wycofał. Stałem oko w oko z rozwścieczonym hetmanem,
który mógł bronić swojego króla za wszelką cenę. Ale też, nie wiedzieć czemu,
poczułem chęć rywalizacji.
– W porządku? – spytał Matsumoto,
patrząc na mnie. Zamrugałem kilkakrotnie, mężczyzna wyrwał mnie z zamyślenia.
Patrzył na mnie łagodnie, troskliwie.
Tak jak ojciec na swoje dziecko, gdy to coś sobie zrobi. To już nie był ten
chłodny wzrok, którym przeszywał mnie na wskroś jeszcze przed kilkoma sekundami.
Miałem wrażenie, że tylko wydawało mi się, że tak na mnie wcześniej patrzył.
Jakby tamta chwila była tylko wytworem mojej wyobraźni.
– Tak. Zamyśliłem się… jakoś.
Przepraszam.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie lekko.
Wszyscy ze sobą rozmawiali, tylko my patrzyliśmy na siebie – on na mnie z
uśmiechem, ja na niego, jakbym zobaczył ducha. Wtem wstał, poprosił mnie, żebym
pomógł mu przynieść coś z kuchni. Poszedłem wraz z nim do domu. Dał mi dwie
zgrzewki schłodzonego w lodówce piwa. Odniosłem wszystko do biesiadujących w
altanie, co od razu spotkało się z silną aprobatą pijących.
– Nasz ty bohaterze – zaśmiał się pan
Maeda. Jego żona jedynie uśmiechnęła się do mnie, lekko kołysząc wózkiem.
– Nie rozkręcaj się tak, bo niedługo
wracamy – powiedziała.
– Przecież pamiętam.
Hitsuji wciąż zagadywał córkę
inspektora. Policjant zbytnio nie zawracał sobie tym głowy, tylko żywo
dyskutował z historykiem, piłkarzem i biznesmanem. Aż samemu zachciało mi się
upić. Wróciłem jednak do Matsumoto, który wciąż był w kuchni. Gdy wszedłem do
środka, mężczyzna stał przy szafce, przerzucając udka z kurczaka w marynacie.
Spojrzał na mnie, znów lekko się uśmiechając.
– Chyba nie bawisz się zbyt dobrze, co?
– zagaił.
– Nie o to chodzi. Bawię się dobrze,
tylko…
– Tylko?
– Sam nie wiem.
Przykrył miskę z mięsem folią, po czym
odłożył ją z powrotem do lodówki. Przysiadłem na wyspie na hokerze i patrzyłem,
co robił. Wyjął z szafki jakieś urządzenie, które przypominało mi maszynę do
mielenia mięsa. Następnie wyciągnął z zamrażarki kilka plastikowych woreczków
pełnych owoców – mango w kostkach, podzielone na części banany, obrane kiwi,
truskawki.
– Nie wiem czy powinienem o tym mówić,
ale twój chłopak przystawia się do córki pana inspektora.
– Wiem.
– Nie przeszkadza ci to? – spojrzał na
mnie zaskoczony. Wyciągnął owoce z woreczków. Rozległo się nieprzyjemne
szeleszczenie, aż przebiegły mi dreszcze po plecach. Włożył owoce do szklanej
miski.
– Przeszkadza. Chociaż… Nie wiem. Chyba
tak.
– Mnie by to przeszkadzało. W końcu jest
z tobą, a nie sam. Może zwrócisz mu na to uwagę?
– Ale to w porządku. On tak tylko teraz.
Pan Matsumoto złapał się pod bokami,
patrząc na mnie z jawną reprymendą.
– Jesteście parą. Tworzycie związek nie
przez jakiś czas, tylko zawsze. Nie widzę żadnego wytłumaczenia, które mogłoby
go usprawiedliwiać. No, chyba że macie otwarty związek, to inna sprawa.
– Nie mamy otwartego związku. Chyba.
– Och, Itsuki – podłączył maszynę do
prądu, po czym do otworu na jej szczycie włożył kilka kostek mango oraz banana.
– Chcesz może loda?
– Słucham…?! – wykrztusiłem, otwierając
szeroko oczy. Myślałem, że się przesłyszałem. Mężczyzna zerknął na mnie, po
czym wrzucił do otworu w maszynie kiwi. Rozległo się chrupanie, jakby łamanie
kostek lodu.
– Robię właśnie dla dzieci – odparł jak
gdyby nigdy nic. Ach, no tak. To była przecież maszynka do lodów. Z otworu
poniżej do szklanej miseczki zaczęła wychodzić sorbetowa masa. – To jak?
– Ja poproszę loda.
Pan Shiroyama wszedł do kuchni.
Spojrzeliśmy na niego z Matsumoto, który wybuchł śmiechem.
– Mógłbyś nie gadać tych pijackich
głupot przy swoich uczniach – rzucił lekarz.
– Itsuki to już absolwent. Co nie? –
historyk poklepał mnie lekko po plecach, po czym podszedł do swojego partnera.
Starałem się udawać, że w ogóle nie zrobiło to na mnie wrażenia. – Ale
poważnie, mogę też?
– Zamroź więcej owoców. Wiem, że jak
zrobię tobie, to później każdy będzie chciał.
– Wiesz – Shiroyama wyciągnął miskę z
udkami z kurczaka z lodówki. Postawił ją na wyspie, po czym lekko złapał
swojego partnera za biodra. Odwróciłem wzrok w bok, zaciskając wargi. Z
jakiegoś powodu poczułem się nieswojo. – To brzmi naprawdę niepoprawnie w
twoich ustach, gdy mówisz o robieniu lodów.
– Miałeś się nie upijać.
– Dwa piwa. Dwa piwa!
– No już, spokojnie. Bierzesz udka na
ruszt?
– Mhm, polędwiczki się kończą, więc już
je wrzucę, żeby się zrobiły.
– Świetnie. Odłożyłbyś może trochę udek
dla dzieci, gdy będą już dobre?
– Oczywiście. Ale wciąż nie dogadaliśmy
się w kwestii lodów.
– Powiedziałem, że musisz zamrozić
owoce. Bez nich nic nie będziesz miał.
– Chyba już wystarczy mi ten chłód od
ciebie – westchnął Shiroyama, szybko opuszczając kuchnię. Matsumoto powędrował
za swoim partnerem wzrokiem, jakby miał za chwilę cisnąć w niego piorunami.
– Nie zwracaj uwagi na Yuu – powiedział
do mnie lekarz, jak tylko zostaliśmy sami. – Rzadko pije i trochę alkoholu
miesza mu w głowie.
– W porządku.
Kilka chwil później rozdaliśmy dzieciom
ich sorbety, po czym wróciliśmy do stołu. Usiadłem na swoim miejscu obok
Hitsujiego, który spojrzał na mnie pytająco, jakby podejrzewał, że podczas gdy
mnie nie było, robiłem coś nieprzyzwoitego. Uśmiechnąłem się tylko do niego, na
co jednak w żaden sposób nie odpowiedział. Przy stole panował gwar, pan
Shiroyama stał przy grillu, obracając udka z kurczaka szczypcami. Dzieci co
jakiś czas podbiegały do stołu i zabierały z niego jedzenie. Zdaje się, że
maluchy miały największą frajdę ze wszystkich.
Shiroyama usiadł w końcu obok swojego
partnera. Mężczyźni patrzyli na siebie przez chwilę, po czym nauczyciel
odchrząknął głośno i znacząco. Wszyscy na nich spojrzeli. Matsumoto zaciskał
wargi, próbując się powstrzymać od uśmiechu.
– A ty co? – rzucił zaczepnie pan Maeda.
– Przeziębiony?
– Na szczęście nie – odparł ze śmiechem.
– Bardzo chcielibyśmy wam coś powiedzieć
– powiedział Matsumoto, prostując się. – To jest już pewne, dlatego w końcu
możemy podzielić się tym ze wszystkimi.
Przy stole zapadła głucha cisza. Tylko
dzieci gdzieś biegały po podwórku, wykrzykując do siebie. Każdy wyczekiwał
tego, co ta dwójka miała do powiedzenia. Mężczyźni znów na siebie spojrzeli,
nie mogąc się powstrzymać od szerokich uśmiechów, a mi się coś przewracało w
żołądku.
– No, wykrztuście to z siebie! – jęknął
Kanegawa.
– To jest dopiero budowanie napięcia –
dodał Kurogane.
Spojrzeliśmy z Hitsujim na siebie w
porozumiewawczy sposób. Mój chłopak również był ciekawy, co takiego ci dwaj
mieli nam do powiedzenia.
– Spodziewamy się kolejnego dziecka –
oznajmił w końcu Shiroyama wesołym tonem. Objął swojego partnera ramieniem,
jakby ten był w ciąży i miał im to dziecko urodzić.
– Ojeju! – pani Maeda klasnęła w dłonie.
– A to dopiero nowina!
– O kurczę – wykrztusił z siebie
Kanegawa.
– Gratulacje! – wykrzyknął pan
inspektor, łapiąc w dłoń kufel od piwa. – No to toast za nowe dzieciątko!
–Toast! – pan Maeda podchwycił temat,
również chwytając kufel.
Wznieśliśmy toast za nowe dziecko, które
miało się pojawić w życiu Shiroyamy i Matsumoto. Każdy się cieszył i zasypywał
parę pytaniami o malucha, a ja myślałem, że ktoś mnie właśnie spoliczkował.
Hitsuji, w przeciwieństwie do mnie, starał się zachowywać, jakby go to jakoś
obchodziło i również osobiście pogratulował nowego członka rodziny. Może
naprawdę się cieszył wraz z nimi? Sam już nie byłem pewny. Wiedziałem tylko, że
od środka zaczęło mnie wypełniać coś na wzór złości. Po cholerę im było
następne dziecko!
– Dobrze, dobrze, ale teraz
najważniejsze! – pani Maeda przerwała poruszenie trwające przy stole. –
Dziewczynka czy chłopiec?
– Yuu? – Matsumoto spojrzał z szerokim
uśmiechem na swojego partnera.
– Mogę już zdradzić?
– Myślę, że tak.
– Będziemy mieć drugiego synka –
Shiroyama wyszczerzył się w uśmiechu, nad którym chyba nawet nie panował.
– No i jak pięknie – oznajmił Kurogane.
– Syn to jednak syn.
– Hej! – córka inspektora oburzyła się,
co jednak spotkało się tylko ze śmiechem ze strony jej ojca.
– Ale my wcale nie mielibyśmy nic
przeciwko trzeciej córce. Postanowiliśmy jednak, że tym razem chcemy chłopca.
– No jasne. Wszystkie dzieci są
wspaniałe. Tylko mam pytanie. Nie zrozumcie mnie teraz źle, cieszę się wraz z
wami – powiedział pan Maeda. – Wszyscy strasznie się cieszymy. Prawda? Tylko
chodzi o to, że macie już trójkę dzieci, oboje jesteście też dość zajęci, nie
ukrywajmy. I czy podołacie czwartemu? I skąd taka nagła decyzja?
– Damy z siebie wszystko – zaśmiał się
Shiroyama. – I to nie jest nagła decyzja.
– Nie?
– Nie – odparł Matsumoto. – Tak w
zasadzie zaczęliśmy rozmawiać o czwartym dziecku już dwa lata temu. Też się
zastanawialiśmy czy damy radę, czy to już nie przesada. W końcu to ogromna
odpowiedzialność. Ale w końcu stwierdziliśmy, że to zrobimy. Tylko, w
przeciwieństwie do adopcji naszych obecnych maluchów, mieliśmy sporo problemów.
– Ktoś nie mógł zajść w ciążę? – rzucił
zaczepnie Kanegawa. Shiroyama prychnął, gromiąc mężczyznę wzrokiem.
– Dwa razy odrzucili nasz wniosek –
powiedział Matsumoto. – Dwukrotnie spotkaliśmy się z odmową. Przez chwilę nawet
myśleliśmy, że może nie powinniśmy mieć następnego dziecka, że to taki znak od
losu. Postanowiliśmy spróbować jednak ten jeden, ostatni raz. W zeszłym
miesiącu otrzymaliśmy pozytywny odzew. W przyszłym miesiącu będziemy witać w
domu nasze maleństwo.
Nie sądziłem, że o czymś takim w ogóle
kiedykolwiek pomyślę, ale miałem ochotę wyrżnąć wszystkie dzieci w okolicy.
Adopcja następnego dziecka? Świetnie, bo jeszcze to im było potrzebne. Nie
mogłem patrzeć na te uśmiechy, na ich radosne miny. Każdy cieszył się z tego
cholernego dziecka, ale ja czułem, że oddala mnie ono tylko od Shiroyamy.
Wiedziałem, że kiedy się pojawi, nic nie będzie takie samo. W ogóle, za miesiąc
wszystko miało się zmienić. Kończyłem szkołę, Shiroyama z niej odchodził, miał
przestać być nauczycielem. Rzekomo mogłem go odwiedzać, ale zdawałem sobie
sprawę, że małe dziecko w domu oznaczało masę obowiązków i mnóstwo skupienia na
nim, a jednocześnie brak czasu dla mnie. Za miesiąc Shiroyama nie będzie miał
czasu ze mną rozmawiać, skupi się wyłącznie na swojej rodzinie. A ja odejdę w
zapomnienie jako jakiś jego były uczeń, któremu kiedyś trochę pomógł.
Pani Maeda opuściła nas niedługo
później. Chociaż był wczesny wieczór, musiała przygotować dzieci do snu. Pan
Maeda stwierdził, że jeszcze zostanie, choć jego żona odparła, że w takim
stanie niech w ogóle na noc nie wraca. Później, około dwudziestej, pan
inspektor Kurogane oraz jego córka wrócili do siebie, a gdy zabrakło
dziewczyny, Hitsuji stwierdził, że też już powinien się zbierać.
– Idziemy razem? – spytał, kładąc mi
dłoń na kolanie pod stołem. Myślałem, że coś mi się przewraca w żołądku i za
moment zwymiotuję na niego. Całe popołudnie i wieczór patrzył na ładną
dziewczynę, napalił się i teraz myślał już tylko o jednym. Chciał spróbować
seksu ze mną. W jednym momencie odczułem w stosunku do niego silną odrazę i
mało mi brakowało, by na niego nie napluć. Sam nawet nie poznawałem siebie tego
dnia. Towarzyszyło mi tak wiele negatywnych uczuć, że to było do mnie
niepodobne.
– Nie, jeszcze trochę zostanę –
odparłem, ignorując fakt, że przesunął dłoń na moje udo.
– Na pewno?
Mało nie spojrzałem na niego wilkiem.
– Na pewno – uśmiechnąłem się lekko, po
czym pocałowałem go w policzek. Nikt nie zwrócił nawet na to uwagi.
Odprowadziłem Hitsujiego do samochodu.
Jaguar stał zaparkowany obok podjazdu i w żółtawym świetle latarni wyglądał
wyjątkowo marnie. Całowaliśmy się chwilę, opierając się o nagrzaną od słońca
maskę auta. Czułem złość, którą wylewałem z siebie podczas zaborczych
pocałunków. Podczas gdy mój język splatał się z językiem Hitsujiego, a nasza
ślina mieszała się ze sobą, myślałem o tym, że nienawidzę swojego chłopaka. W
tamtym momencie nienawidziłem jego, Shiroyamy, Matsumoto, całego tego domu,
miejsca, miasta. Nienawidziłem wszystkiego i wszystkich, nawet swojej matki i
siostry. Ale jemu podobało się to, ile zaangażowania we mnie było i jak
intensywne były moje poczynania. W końcu nie wytrzymałem już tego wszystkiego,
rozpiąłem mu spodnie i wyciągnąłem z bielizny jego przyrodzenie. Tak jak z
początku próbował protestować, tak po chwili wzdychał głęboko, podczas gdy ja
całowałem go, a dłonią masowałem jego penis w półwzwodzie. Sytuacja powoli
zaczęła wymykać się nam spod kontroli, a przynajmniej na pozór. Osobiście
doskonale wiedziałem, co takiego robiłem i dlaczego. Uklęknąłem przed nim.
Wziąłem go w usta, na co stęknął donośnie i kilkakrotnie powtórzył moje imię.
Tak – pomyślałem, poruszając głową.
Spojrzałem na niego z dołu. Odchylał głowę, miał rozchylone usta i błogo
wzdychał. Nie miał pojęcia, co zrobić z rękoma, zacisnął je w pięści, opierając
je na masce. – Jęcz moje imię. Pamiętaj, kto ci obciągał na tym pieprzonym
podjeździe. To nie była ta szmata, tylko ja.
Wówczas pomyślałem, jak wspaniale
byłoby, gdyby zamiast Hitsujiego, był tutaj Shiroyama. Gdybym to Shiroyamie
teraz robił loda, delektował się jego penisem i ssał go niczym najcudowniejszą
słodycz na świecie. Nie wytrzymałem długo, gdy zacząłem o tym rozmyślać. Poczułem,
że mój penis nabrzmiewa. Rozpiąłem spodnie, wziąłem swoje przyrodzenie w dłoń i
zacząłem się zaspokajać, wciąż robiąc dobrze swojemu chłopakowi.
Yuu – przeszło mi przez myśl. – Jakie
ładne imię.
Zachciało mi się płakać. Jak to było
możliwe, że tak cudowny mężczyzna w ogóle istniał, że miałem sposobność go
poznać, zakochać się w nim, a jednocześnie znienawidzić go z całego serca.
W momencie, gdy Hitsuji miał orgazm i
doszedł w moje usta, uzmysłowiłem sobie, że Matsumoto zrobił to specjalnie. Że
wcale nie było przypadkiem, że to dziecko miało się pojawić akurat teraz.
Poczułem, że za chwilę dojdę, miałem orgazm i aż stęknąłem. Mój chłopak nade
mną dyszał, próbując uspokoić oddech, a ja klęczałem, spuszczając się przed
nim.
Postanowili ostatni raz aplikować o
adopcję. Matsumoto postarał się o to z całych sił. Tak, by odsunąć Shiroyamę
ode mnie, by udało się zamknąć przede mną drzwi tego domu. Musiałem mu to teraz
przyznać, udało się. Tak jak mi teraz udało się sprawić, by Hitsuji myślał o
mnie, by pozostawić go z uczuciem niedosytu, by pragnął więcej. By pragnął mnie
i by o mnie zabiegał.
Wstałem z kolan, zapinając spodnie.
Doprowadziliśmy się do względnego porządku. Spojrzałem na swojego chłopaka,
ledwo powstrzymując pogardliwe prychnięcie. A on wyglądał, jakby wygrał milion
na loterii. Objął mnie i już chciał pocałować. Odsunąłem jednak zgrabnie głowę,
kładąc mu ją na ramieniu. Sam pocałowałem go w szyję. Delikatnie zassałem
skórę, lekko ją przygryzając. Gdy skończyłem, miał na sobie czerwone znamię po
mnie.
– Chyba nie zrobiłeś mi malinki? –
wymamrotał, kładąc dłoń na zaczerwienionej skórze. – Skąd ty w ogóle wiesz, jak
to się robi?
– A czemu mam nie wiedzieć? – zaśmiałem
się, głaszcząc go po włosach. – Ale nie zrobiłem ci malinki. Jest tylko trochę
czerwone.
– Ach. Może…
– Jedź ostrożnie do domu – przerwałem
mu, odsuwając się. – Daj znać, jak już będziesz u siebie. Dobrze?
– Dobrze – odparł nieco skołowany.
Uśmiechnąłem się lekko, po czym wróciłem
na grilla. Z jednej strony czułem zadowolenie z samego siebie, a z drugiej
obrzydzenie.
Przy stole nie zastałem jednak nikogo,
oprócz Kanegawy i Maedy. Piłkarz sprawdzał coś na telefonie, a biznesman
dopijał duszkiem swoje piwo. Spojrzałem na Kanegawę pytająco, a ten tylko
wzruszył ramionami.
– Poszli położyć dzieci spać –
odpowiedział na moje nieme pytanie. – Długo odprowadzałeś tego swojego
chłopaka. Gdzie on miał zaparkowany ten samochód? W Chinach?
Uśmiechnąłem się tylko pod nosem. Jakoś
tak rozbawiła mnie ta uwaga, ale jednocześnie wiedziałem, że nie musiałem się z
niczego tłumaczyć. Każdy tutaj wiedział, co się właśnie wydarzyło. I, co
najlepsze, wcale nie odczuwałem z tego powodu wstydu.
– Głęboko w Szanghaju.
– Niewiarygodne – odparł, patrząc na
mnie beznamiętnie. – Następnym razem niech stanie gdzieś bliżej.
– Wspomnę mu o tym.
Kilka minut później przyszedł pan
Shiroyama. Mężczyzna usiadł z westchnięciem na swoim miejscu, a Kanegawa
zaśmiał się z czegoś na głos.
– Też będziesz miał kiedyś dzieci –
odparł Shiroyama, opierając się łokciami przy stole. – Zobaczysz wtedy, jakie
to świetne.
– Właśnie – poparł go podpity Maeda.
Cała nasza trójka spojrzała na mężczyznę i chyba każdy z nas uznał, że on
powinien iść już spać. Opierał się półprzytomny o stół, a ręką podpierał
policzek.
– Oby nie. Poza tym, nie nadaję się do
wychowywania dzieci.
– Maluchy cię lubią.
– Serio? – wyraźnie dało się wyczuć
niedowierzanie w głosie Kanegawy, ale i coś na wzór ekscytacji. – To super.
Znaczy… Ekhem… Dobry ze mnie wujek?
– Z przykrością muszę przyznać, że tak.
– Zabiorę je kiedyś na mundial.
– Powodzenia. Taka nigdy w życiu ich z
tobą nigdzie nie puści. Ja tym bardziej.
– Oj daj spokój.
– Natsu – Shiroyama potarł skronie. Nie
byłem pewny czy był zmęczony, czy może raczej zirytowany. – Wyobraź sobie, że
mam jakieś milion powodów, by cię nienawidzić.
– Wiem o tym. Jest mi przykro, ale tego
już raczej nie zmienię. Wiesz, nie bądź teraz na mnie zły, ale czasami
zastanawiam się, co by było, gdyby sprawy między mną a Taką potoczyły się
inaczej. Jak teraz wyglądałaby moja rzeczywistość, gdybyśmy jednak do siebie
wrócili, gdyby nie było cię wtedy na tamtej imprezie i byś nie zagadał go w
momencie, gdy sam chciałem z nim jeszcze raz spróbować porozmawiać. Wyjaśnić
wszystko. Ale pamiętam ten moment, gdy zobaczyłem go wtedy z tobą. Jak
siedzieliście na kanapie pod ścianą, a on z całych sił próbował nie wybuchać
śmiechem. Coś do niego mówiłeś, a on tak bardzo starał się udawać, że wcale go
to nie bawi, że nie jest w ogóle zainteresowany, ale nie dał rady. Wiedziałem
już, że nie mam nawet po co próbować, bo to byłeś ty.
– Bo to byłem ja? –Shiroyama zmarszczył
brwi w zdziwieniu.
– Byłeś dość słynną osobistością, nie
ukrywajmy. Każdy wiedział, kim jesteś i każdy chciał cię poznać, zaprzyjaźnić
się z tobą. Nawet ja raz próbowałem, ale raczej tego nie pamiętasz.
– Nie bardzo.
– Chodziłem jeszcze wtedy z Taką.
Znajomi zaproponowali mi bar. Jakoś udało nam się wejść. Starsi koledzy nam
pomogli. I ty też tam byłeś. Pamiętam, jakby to było wczoraj, bo naprawdę… Kto
jak kto, ale ty, stary, zawsze przyciągałeś do siebie ludzi, a tyle dziewczyn,
ile się wtedy przy tobie kręciło, to był po prostu kosmos. Dlatego też nie
sądziłem, że jesteś kimś, kto będzie dobry dla Taki. Bo on zawsze był… no
wiesz. Zamknięty. Potrzebował czasu, żeby w ogóle coś mogło się zadziać. A ty…
Ile razy słyszałem, że obrobiłeś kilka dziewczyn w ciągu jednej nocy. Jak raz
ktoś mi wspomniał o trzech jednocześnie, to mało się nie oplułem.
– Nie przypominam sobie – wymamrotał
Shiroyama, zerkając na mnie. Nawet sztucznym świetle kilku żółtawych żarówek
byłem w stanie dostrzec, że był cały czerwony na twarzy. To była naprawdę
ludzka reakcja jak na niego.
– Mniejsza z tym. Byłem jednak pewny, że
albo przede mną zaczyna się jeden z najlepszych związków lub coś, co za moment
spadnie w dół i roztrzaska się na kawałki, zostawiając skrzywdzonego Takę.
Cieszę się, że jednak to było coś, co przetrwało te wszystkie lata.
Shiroyama westchnął głęboko, odchylając
głowę. Wziął puszkę piwa, po czym ją otworzył, biorąc kilka sporych łyków.
Następnie spojrzał na piłkarza dość mętnym, zmęczonym wzrokiem.
– Wiem, że nie powinienem był z nim
nigdy być. To był mój błąd, że wtedy się do niego przysiadłem.
– Dlaczego tak sądzisz? – Kanegawa nie
krył zaskoczenia.
– Myślę, że z nikim nie nacierpiał się
tak, jak ze mną. Nikt inny nie mógł go przeprowadzić przez tak zjebany życiowy
rollercoaster, tylko ja. Wydarzyło się tyle okropnych rzeczy i to głównie z
mojej winy.
– Dlatego się rozeszliście?
– Hm?
– Pamiętam, że zerwaliście raz. I to
tak… Wiesz.
– Wolałbym o tym nie pamiętać.
– To było najgłośniejsze rozstanie, o
jakim słyszało Tokio. Wszyscy znajomi to przeżywali.
– Naprawdę?
– Serio.
Shiroyama zaśmiał się gorzko.
– Nie sądziłem, że nasz związek był aż
tak ciekawym tematem do rozmów.
– Och, był. Bo ty byłeś jego częścią –
legenda ulic, postrach dziewic. No i, oczywiście, Takanori – najpiękniejszy
człowiek, jaki mógł chodzić po tej planecie. Byliście tak zawsze przez
wszystkich obrabiani. Temat numer jeden wszystkich ploteczek na imprezach.
– Szczerze powiedziawszy, nawet nie
zdawałem sobie z tego sprawy.
– A widzisz. Wciąż pamiętam dzień, gdy
dowiedziałem się o tym, że się rozeszliście i przez kilka następnych dni nie
dowierzałem, że coś takiego się rozpadło. Nikt nie wiedział, o co poszło, kto z
kim zerwał czy może to była wspólna decyzja. Ale, stary, ten dramat śledziło z
milion osób (jakieś 60 na bloggerze xd dop.aut.). Ciągle obstawiałem, że to ty
zerwałeś z Taką, bo znalazłeś sobie inną dupę.
– Nie zerwałem z Taką – Shiroyama
pokręcił głową, pochylając się nieco do przodu. Zdaje się, że ten temat był dla
niego… bolesny. Tak po prostu. Aż patrzyłem na Shiroyamę z niedowierzaniem,
odkrywając coraz więcej jego ludzkich stron. – To Taka zerwał ze mną. Wiesz, to
było najgorsze rozstanie w moim życiu. I jeszcze pierwszy raz to ktoś mnie rzucił,
a nie ja tę osobę. To było tak, jakby mi ktoś przyjebał z całej siły
kilkakrotnie. Jakby przejechał mnie tir, pieprznął we mnie samolot. Nie mówiąc
już o tym, że nic nie wskazywało na to, że tego dnia się rozstaniemy. Nic,
kompletnie. To był naprawdę szczęśliwy dzień. Wesoły. Mieszkaliśmy już wtedy
razem i jechaliśmy do jego rodziców. No i…
Shiroyama urwał, jakby ktoś go złapał za
gardło i zaczął dusić. Spojrzenie miał dość puste, jakby naprawdę myślami
powrócił do tego dnia, o którym opowiadał. Czekałem z Kanegawą, aż będzie
kontynuować, ale przez kilka chwil nie wydawał z siebie w ogóle żadnego
odgłosu.
– Yuu…?
– Nie no, po prostu… Byliśmy zaręczeni.
– O kurwa mać – Kanegawie aż opadła
szczęka. Sam przez moment myślałem, że coś mnie ściska w piersi. Naprawdę
wczułem się w tę historię. – To poważnie.
– Tak. Cholernie. Zamieszkaliśmy razem,
gdy tylko Taka skończył liceum, byliśmy zaręczeni i chcieliśmy powiedzieć jego
rodzicom, że mamy w planach wziąć ślub albo chociaż zalegalizować nasz związek.
Ale wyszło z tego coś bardzo nieprzyjemnego.
Shiroyama westchnął głęboko, po czym
kontynuował:
– Zrobiłem coś. Zrobiłem mu coś tak
okropnego, że jeszcze tego samego dnia, gdy rano mówił, że mnie kocha, tak
wieczorem krzyczał, że mnie nienawidzi i nie chce mnie znać. To było… Próbowałem
go zatrzymać, żeby dał mi wszystko wyjaśnić, porozmawiał ze mną. Ale nie
chciał. Jeszcze następnego dnia próbowałem coś zrobić, przekonać go, ale po
prostu oddał mi pierścionek i wyjechał. Tak to się skończyło.
– Dałeś mu pierścionek?
– Skoro się oświadczyłem? To chyba
logiczne, że podczas oświadczyn daje się pierścionek?
– Ale nie sądziłem… O rany, to naprawdę
było poważne.
– Hej, chłopcy – usłyszeliśmy nagle. W
jednej chwili wszyscy wyprostowaliśmy się, a tych dwoje zamilkło. Pan Matsumoto
szedł do nas z domu, akurat schodził z tarasu. – Może przygotować wam już
łóżka? Swoją drogą, czy macie coś przeciwko, by spać w jednym pomieszczeniu? W
pokoju gościnnym są dwa łóżka, ale jakby co, to jest jeszcze kanapa. Ach…
Minoru!
Matsumoto przystanął obok stołu.
Spojrzał na nas nieco podejrzliwie, jakby był w stu procentach pewny, że
właśnie spiskowaliśmy przeciwko niemu.
– A co wy tak cicho siedzicie? I czemu
nie położycie biednego Minoru spać?
– Wsłuchujemy się w odgłosy natury –
odparłem, widząc, że Shiroyama i Kanegawa jakby zapomnieli języków. To była
okropna wymówka, ale z jakiegoś powodu nic mi nie przyszło do głowy.
– Rzeczywiście – przyznał Matsumoto po
chwili. Zdaje się, że nawet za bardzo nie interesowało go, dlaczego tak nagle
wszyscy zamilkli, jak tylko się pojawił. – Cykady pięknie grają. Ale to jak,
Itsuki? Przeszkadza ci spanie z tym piłkarzykiem w jednym pokoju?
– Raczej nie – odparłem.
– Okej.
Kanegawa i Shiroyama nadal milczeli.
Matsumoto spojrzał na nich dość nieprzystępnie, po czym wrócił do domu. Po
chwili Shiroyama wstał z miejsca i nic nie mówiąc, poszedł za swoim partnerem.
Zostałem więc tylko ja i Kanegawa.
Następnego dnia obudziłem się dość
wcześnie. Leżałem kilka chwil, patrząc po prostu przed siebie, aż w końcu
podniosłem się do siadu. Kanegawa siedział na swoim łóżku. Spojrzał na mnie
zaspanym wzrokiem.
– Hej – wymamrotał.
– Dzień dobry.
– Daj se siana ze wstawaniem teraz.
Spojrzałem na niego niezrozumiale. Mężczyzna
jedynie posłał mi półuśmieszek, po czym położył się na wznak na łóżku.
Odgarnąłem włosy z twarzy i z powrotem opadłem na łóżko.
– Dlaczego?
– Bo nikt normalny o tej porze nie
wstaje – odparł kąśliwie.
– Mhm – mruknąłem jedynie, zamykając
oczy.
Piłkarz westchnął. Po chwili drzwi od pokoju
otworzyły się, a do środka wszedł pan Maeda. Stwierdzenie, że miał kaca, było
zbyt lekkie. Mężczyzna wyglądał doprawdy tragicznie. Przysiadł na skraju mojego
łóżka, wzdychając cierpiętniczo.
– Ja pierdolę – wymamrotał. – Czuję się
niezręcznie, będąc w domu pełnym gejów.
– Bez przesady, nikt cię nie będzie
chciał tu bzykać. Nie w takim stanie.
Maeda spojrzał na Kanegawę, jakby za
moment miał mu przyłożyć. Na całe szczęście, nikt się nie pobił. Siedzieliśmy
tak całą trójką, aż w końcu spytałem, która godzina.
– Około siódmej – odparł Maeda. – Ja
pieprzę.
– Daj już spokój, człowieku.
– No co ja ci poradzę…
Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny. W
końcu Maeda wyjrzał na korytarz, po czym oświadczył, że już możemy wyjść. W
ogóle nie wiedziałem, o co im chodziło. Pan Shiroyama był w kuchni, pogwizdując
wesoło. Przygotowywał śniadanie.
– Ja pierdolę – rzucił Kanegawa na dzień dobry.
– Hm?
– A twoja żona gdzie? – Maeda przysiadł
obok wyspy, chwiejąc się. Wyglądał, jakby za moment miał upaść.
– No, dzień dobry, też się cieszę, że
dobrze spaliście i z pewnością nikt z was nie ma kaca! – powiedział Shiroyama,
odwracając się w naszą stronę. – A moja żona jeszcze śpi.
– No jasne – wymamrotał Maeda,
podpierając się pod brodą. Usiadłem obok mężczyzny, gdyż nie wiedziałem, co
powinienem ze sobą zrobić. Shiroyama nalał sobie kawę do kubka z podgrzewacza.
Wziął łyk.
– Czemu wydawało mi się, że będziecie
się dzisiaj rano bzykać – mruknął Kanegawa. – Już miałem gotowe zatyczki do
uszu.
– Że co? – Shiroyama mało się nie opluł
kawą. Przypomniała mi się sytuacja z samochodu. – Dlaczego niby.
– No wiesz, nikt nie wyczuje napalonego
faceta, tak jak inny facet – oznajmił Maeda z przekonaniem w głosie.
– To zabrzmiało tak mocno nie-hetero.
Ale wiesz, to prawda – Kanegawa poparł swojego przedmówcę. – Wczoraj byłeś
cholernie napalony.
– To fakt.
– No dobrze. Postawcie się w mojej
sytuacji. Trójka dzieci, czwarte w drodze, że tak powiem. Ja pracuję, on
również, w dodatku o nieregularnych porach. Praktycznie bez przerwy się mijamy…
To może źle oddziaływać na człowieka.
– Ja bym w nocy baraszkował na waszym
miejscu.
– A myślisz, że co innego robiliśmy w
nocy? Raczej nie budowaliśmy fortecy z poduszek i kocyków. Chociaż… po co ja
wam to w ogóle wszystko mówię. I wczoraj… Takanori ma rację, że język zupełnie
mi się rozwiązuje, jak tylko sobie wypiję.
– Daj spokój, nie było tak źle. Może
musiałeś to z siebie wyrzucić – Kanegawa poklepał Shiroyamę po plecach. Maeda
popatrzył na nich zdezorientowany.
– Ale co się stało? Co mówiłeś? Ja nic
nie pamiętam!
– Bo zasnąłeś przy stole – Kanegawa mało
się nie opluł ze śmiechu, gdy to mówił.
– No to co? Też chcę wiedzieć, o czym
rozmawialiście!
– I ja również – usłyszeliśmy za sobą.
Wszyscy jak jeden mąż odwróciliśmy do
Matsumoto. Potargane włosy i szlafrok sugerowały, że dopiero co wstał. No
dobrze, była jedna rzecz, którą musiałem szczerze przyznać – ten facet miał w
sobie to coś nawet, gdy wyglądał najgorzej, jak tylko się dało. Teraz
prezentował się w wersji domowej i musiałem przyznać, wciąż byłem pewny, że dla
Shiroyamy był najcudowniejszą istotą, jaka mogła tylko stąpać po tej planecie.
– Ale… uhm… – wydukał mój nauczyciel
historii.
– No co? Teraz tak zamilkliście.
– Rozmawialiśmy o piłce – rzucił Maeda.
Z pewnością była to pierwsza lepsza rzecz, jaka mu przyszła do głowy.
Na kilka długich sekund zapadła
niesamowicie głęboka cisza. Z jakiegoś nieznanego nawet mnie samemu powodu,
przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, a moje ciało przeszyła
nieuzasadniona fala zimna. Lekarz patrzył na nas ni to obojętnie, ni to
podejrzliwie.
– Ale skąd ty to możesz wiedzieć, skoro
podobno zasnąłeś przy stole? – powiedział Matsumoto. Te słowa były tak gładkie.
Przedarły się do nas niczym oszlifowany diament i to aż przerażało. W jego
głosie nie było za grosz pretensji czy zdenerwowania, co niemalże wywołało we
mnie atak paniki.
– Nie no, tak tylko…
– Bo Yuu się pytał, jak mi w ogóle z tą…
piłką. I takie tam. Wiesz sam, Taka. To takie tam… męskie… rozmowy – wykrztusił
z siebie Kanegawa. Co ciekawe, Shiroyama był jak zaklęty i nawet słowem się nie
odezwał. Jak dziecko, które coś zbroiło i koledzy próbowali się nieudolnie
tłumaczyć za nie przed jego matką.
Matsumoto nie wydawał się ani trochę
przekonany. Przeszedł obok nas, szurając nieco puchatymi kapciami po podłodze.
Zalążki uśmiechu czaiły się w kącikach jego ust jak gotowe do skoku psy
obronne. Włożył chleb do tostera, a następnie nalał sobie do szklanki soku
pomarańczowego. W tym samym czasie, jak to robił, my staliśmy i patrzyliśmy na
niego bez żadnego słowa. Zauważyłem też, czego bardzo nie chciałem i gdybym
tylko mógł cofnąć czas, to zrobiłbym to w tamtym momencie, że pod piżamowymi
spodniami Kanegawy opięta była pokaźna erekcja. Niby dostrzegłem to kątem oka,
ale aż musiałem spojrzeć, by się upewnić, że na pewno widzę to, co widzę.
Żałowałem jak cholera. Ciekawiło mnie tylko czy wzwód miał w związku z
pojawieniem się Matsumoto. Było to dość prawdopodobną opcją.
Zrobiło mi się dziwnie. Tak jak człowiek
robi się nagle zmieszany i ogarnia go swego rodzaju, nieuzasadniony wstręt.
Moje myśli zaczęły niekontrolowanie krążyć nad tym czy gdyby nie było tutaj
Shiroyamy, gdyby nie było nikogo więcej, to czy Kanegawa próbowałby się
przespać z Matsumoto. Albo inaczej. Czy Matsumoto przespałby się ze swoim byłym
chłopakiem? Nie mogłem tego ukryć, miał w sobie to coś. Jakby roztaczał wokół
siebie jakąś magiczną aurę,
która na mężczyzn działała jak wabik. Shiroyama, Kanegawa, inspektor Kurogane,
a nawet ja – zachowywaliśmy się przy nim inaczej. Zdaje się, że tylko Maeda
jakoś nie dawał się tym przedziwnym sztuczkom, choć nie miałem pojęcia, jak on
to robił.
Wyobraziłem sobie, jak Matsumoto i
Kanegawa pieprzą się w altance, w której odbyła się wczorajsza biesiada. Nie
miałem pojęcia, dlaczego o tym pomyślałem, co mną w ogóle kierowało. No i
dlaczego altana?
Słyszałem kiedyś od Hitomi, że
zadowolone życiowo, a także seksualnie kobiety roztaczają wokół siebie
specyficzne feromony, które wabią jeszcze więcej adoratorów. Możliwe, że z
mężczyznami było podobnie, ale nie byłem co do tego pewny.
– Yuu nie znosi piłki nożnej – odezwał
się Matsumoto, przysiadając z grzanką posmarowaną masłem na hokerze – więc z
pewnością nawet nie chciałby rozmawiać na ten temat. A tym bardziej z tobą,
Natsu. Ale w porządku. Nie będę drążył, skoro nie chcecie mi powiedzieć.
Jedliście już może?
Lekarz popatrzył na mnie. Uśmiechnął się
lekko, po czym puścił mi perskie oko. Świat mi jakby zawirował przed oczami.
Marzyłem już tylko o tym, by wrócić do domu.
Ostatnie tygodnie przed zakończeniem
roku szkolnego były wyjątkowo gorące. Dosłownie i w przenośni. Temperatura
przekraczała jakąkolwiek zdroworozsądkową normę, a atmosfera panująca w szkole
kojarzyła się z kolonią uwijających się w pocie czoła mrówek. Ostatnie
zaliczenia, odpytywania, a przede wszystkim – ostatnie dni z panem Shiroyamą.
Odnosiłem wrażenie, że cienka linia między nim a uczniami zatarła się niemal zupełnie.
Na lekcjach był całkowicie rozluźniony i głównie poświęcał uwagę osobom, które
miały w planach zdawać historię na egzaminach końcowych. Prosił jedynie, by ci,
którzy nie chcieli mieć z historią nic wspólnego, przynajmniej nie przeszkadzali.
Po wystawieniu ocen to była już istna samowolka. Mieliśmy do wyboru – słuchać
wykładu i uczestniczyć w ewentualnych zajęciach albo uczyć się z czegoś innego.
Ja postanowiłem, że skupię się na mojej pięcie achillesowej – matematyce – z
kolei Hitomi postanowiła zdawać historię, więc czynnie uczestniczyła w
zajęciach. Nie powiem, sam czasami bezwiednie zaczynałem słuchać wykładu,
podobnie jak reszta klasy. Po prostu nie dało się nie wciągnąć w to, w jaki
sposób Shiroyama opowiadał.
Powoli zmieniało się wszystko, choć
jeszcze to do mnie nie docierało. Wszyscy dookoła trajkotali o studiach i
pracy, Hitomi namawiała mnie, żebym poszedł z nią na uniwersytet. Hitsuji też
nalegał, żebym poszedł na studia, a najlepiej gdzieś z nim. Twierdził, że nie
ma zamiaru zostawać w Sapporo i chciał uderzać ambitnie – w Tokio. Mama też nie
dawała mi z tym spokoju. Wciąż pytała czy mam zamiar iść na studia z Hitomi,
czy chcę razem z nią mieszkać. Poza tym, nadal wisiało nad nami widmo śmierci
ojca. Z mamą wcale nie było aż tak dobrze, zważając na jedną, dość niemiłą jak
bomba informację – tata wcale nie popełnił samobójstwa.
Trochę zajęło, by ustalić pewne fakty,
ale informacja była pewna. Kilkakrotnie sprawdzano cały teren, gdzie znaleziono
ciało taty. Pewnie, gdyby się dało, to zostałaby ponowiona sekcja zwłok. Ale,
jak z początku ustalono, że tata zginął pod kołami pociągu i wszelkie obrażenia
były skutkiem tego wszystkiego, tak stwierdzono, że część ran, którymi
naznaczone było jego ciało, wcale nie pochodziły od makabrycznego zetknięcia
się z rozpędzonym pojazdem.
O tym wszystkim powiedział nam jakiś
śledczy tuż przed wiekiem średnim. Twarz miał szarą jak papier, z kilkudniowym
zarostem. Nawet niespecjalnie starał się kierować zmęczone spojrzenie na mnie i
na mamę. Zdawać by się mogło, że miał już tylko ochotę wyjść z pracy, w której
niewątpliwie siedział od kilkunastu godzin.
Usiadł na krzesełku naprzeciw nas. Gestem
dłoni zachęcił, żebyśmy uczynili to samo. Jak dwa rozgrzane automaty, niemal
jednocześnie usiedliśmy przed mężczyzną. Na biurko rzucił kilka fotografii, w
tym te z sekcji zwłok. Zebrało mi się na wymioty, jednak zdusiłem w sobie ten
odruch i przełknąłem żółć, która już zbierała mi się w gardle. Dłonie miałem
zimne i spocone, a w głowie kręciło mi się, jakbym dopiero co wysiadł z
karuzeli.
– Nie mam nic dobrego do przekazania –
zaczął, jakże pokrzepiająco.
– Proszę od razu przejść do sedna –
poprosiła mama. – Chcę wiedzieć. Zrobił to czy…
Urwała. Jej głos zawisł w powietrzu jak
wisielec na sznurze. Ten jeden z niewielu razy, mężczyzna spojrzał na nas
oboje, powstrzymując ciężkie westchnięcie, jakie wydobywa się z kogoś, kto
wcale nie ma ochoty robić tego, co musi zrobić.
– Wszystko wskazuje na to, że ktoś mu w
tym pomógł – oświadczył. – Proszę mi wierzyć, ciężko było to w zasadzie
stwierdzić z tego, co zostało… Chodzi o to, że jest wiele aspektów, które
wskazują na dokonanie morderstwa. Myślę jednak, że nie będzie łatwo ustalić,
kto mógł to zrobił. Ciało zostało poddane kremacji, ale wyniki sekcji zwłok są
dość jednoznaczne. Poza tym, jedna z dłoni była pozbawiony skóry. Ktoś
precyzyjnie ją odciął i oderwał. Raczej żaden amator.
– Na bogów – mama przyłożyła dłoń do
ust. – To… to… Możliwe, że w okolicy grasuje morderca?
Mężczyzna ponownie na nas spojrzał. Sam
się nie odzywałem, nie miałem na to siły.
– Niekoniecznie. Proszę pani – westchnął
– to mógł być wypadek. Lub jednorazowy wybryk.
– Wybryk?!
– Czy pański mąż miał jakichś wrogów? –
zignorował jej wybuch. Wyciągnął z kieszeni spodni mały notatnik wraz z
długopisem.
– Nie. Raczej nie. Wie pan, on był…
taki… Takim… Dobrym fajtłapą. Kto chciałby w ogóle kogoś takiego zabić.
Dobry
fajtłapa – zanotował, co odczytałem do góry nogami. Lepiej
się tego ująć nie dało.
– Więc twierdzi pani, że nikt nie miał
motywów, by go zabić?
– T-tak – powiedziała z zawahaniem w
głosie. – Wydaje mi się… Omijał zawsze jakiekolwiek konflikty. Był jednak
ugodowy. Poza tym, kto chciałby w ogóle go zabić.
– Co ma pani na myśli?
– Chodzi o to… Kto chciałby poświęcać na
to swój czas?
– Poświęcać swój czas na morderstwo?
– Tak.
– Cóż, może znalazł się w złym miejscu i
czasie. A może było jednak coś, o czym pani nie mówił.
– Nie rozumiem?
– Może wmieszał się w coś, jakąś brudną
sprawę.
– Nie. Raczej nie. Nic mi o tym nie
wiadomo. Poza tym, po rozwodzie prawie w ogóle nie utrzymywaliśmy kontaktu.
Czasami tylko przychodził do dzieci.
Przyszedł z wizytą dokładnie raz i to
wyłącznie do Yuzuki. Ze mną nie chciał się nawet widzieć po naszej sprzeczce w
drzwiach. Mama też nawet nie poruszała jego tematu.
– Myślałam – kontynuowała – że może
zabił się przez nasz rozwód. Wie pan, wydawało mi się, że może nie dał rady.
– Mocno był związany z dziećmi?
– Och, tak – pokiwała głową.
W ogóle. Kompletnie nie zawracał sobie
nami głowy.
– Kiedy pani widziała ostatni raz
swojego byłego męża?
– Kilka dni przed… Przed tym wypadkiem.
– Jaki był?
Zamyśliła się na kilka długich sekund.
Zdaje się, że wróciły do niej wspomnienia dnia, gdy ostatni raz widziała ojca.
Zacisnęła dłonie na udach, jakby próbowała walczyć ze zdenerwowaniem i dodać
sobie pewności siebie.
– Zły – wykrztusiła w końcu.
– Zły?
– Tak. Wściekał się, chyba na mnie. Sama
już nie wiem. Mówił, że przeze mnie się rozeszliśmy, że mam kochanka i dlatego
zażądałam rozwodu.
– A ma pani kochanka?
– Nie – pokręciła głową. – Chociaż nie
czułam już do niego nic, to jednak… Był moim mężem. Zwyczajnie nie chciałam się
dłużej przy nim męczyć.
– Rozumiem. Więc tego dnia mąż
bezpodstawnie oskarżył panią o spotykanie się z innym mężczyzną?
– Tak.
– Może coś pani tego dnia powiedział? Z
kim się spotkał tego dnia lub ma zamiar się spotkać albo co chce zrobić.
– Powiedział, że ma zamiar spotkać się z
tym mężczyzną, z którym rzekomo się widywałam.
– Ale pani z nikim się nie widywała.
– Właśnie. Dlatego zdziwiłam się, że ma
zamiar zobaczyć się z kimś, kto nie istnieje. Pomyślałam, że oszalał i możliwe,
że niewiele się pomyliłam.
Mężczyzna oparł się o zagłówek, biorąc
głęboki wdech.
– Czyli: pani były mąż poszedł spotkać
się z kimś, kto nie istnieje. To brzmi naprawdę irracjonalnie. Jest pani pewna,
że nie ma nikogo, kto mógłby uchodzić za tego rzekomego kochanka?
Ktoś zapukał dwukrotnie do drzwi, po
czym, nie czekając nawet na odpowiedź, wszedł do pomieszczenia. Całą trójką
spojrzeliśmy na gościa. Przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz na widok pana
inspektora Kurogane. Mężczyzna spojrzał najpierw na swojego współpracownika, a
następnie na mnie i mamę. Jego wzrok zatrzymał się na moment na mojej osobie.
Nie zareagował jednak w żaden sposób.
– Dobrze, że pan jest, panie inspektorze
– powiedział policjant, który do tej pory siedział ze mną i z mamą. – To
inspektor Kurogane Daiki. Zajmuje się tą sprawą od początku.
Myślałem, że opadnie mi szczęka.
Kurogane jedynie skłonił się nam lekko, po czym poprosił swojego kolegę na
słówko. Obaj mężczyźni wyszli, zostawiając mnie z mamą na kilka minut. Przez
ten czas żadne z nas nie odezwało się słowem. Zdaje się, że mama nie miała
zbytniej ochoty w ogóle rozmawiać, ja zresztą też. Poza tym, zaskoczył mnie
widok Kurogane. No i fakt, że to on prowadził sprawę mojego ojca.
– Przepraszam za zwłokę. Sam powinienem
od początku z państwem porozmawiać – powiedział inspektor bez zbędnego
przywitania, wracając w pojedynkę na salę. – Proszę mi wierzyć, to naprawdę
trudna sprawa i wydaje mi się, że lepiej będzie zostawić ją zamkniętą. Wyniki
wykazały jedno, ale ciężko będzie obecnie schwytać przestępcę. Poza tym, jest
mało prawdopodobne, że był to jakiś recydywista.
Mówiąc to wszystko, usiadł na miejscu,
na którym wcześniej siedział jego kolega. Przysunął się do biurka, odchrząknął,
wyciągnął z kieszeni swój własny notatnik z długopisem, po czym otworzył go i
zapisał na jednej stronie dzisiejszą datę. Ja i mama przez jakiś czas się nie
odzywaliśmy.
– Uważa pan, że lepiej będzie, jeśli
śledztwo zostanie zamknięte?
– Tak – odparł krótko.
– Ale… można to tak zostawić? Przecież…
– Proszę pani – pochylił się lekko w
naszą stronę – zwłoki pani męża zostały zmasakrowane przez pociąg, a później
poddane procesowi kremacji. Nie możemy nawet ponowić badań, a co dopiero ustalić
tożsamość potencjalnego mordercy po tylu miesiącach. Rozumiem, że sekcja
wykazała jedno, ale nie jesteśmy tego w stanie stwierdzić na sto procent. Bardzo
mi przykro, że muszę o tym mówić, wiadomości tego typu nigdy nie należą do
miłych. Wydaje mi się jednak, że najrozsądniej będzie odpuścić właśnie teraz.
– Ktoś go zamordował, a pan każe mi
odpuścić?
Westchnął głęboko, patrząc prosto na
moją mamę. Zmarszczone brwi i zimne spojrzenie mówiło samo przez siebie, że w
ogóle nie miał ochoty tłumaczyć niczego mojej mamie.
– Proszę sobie wyobrazić, że mam
kilkanaście innych spraw z twardymi dowodami i podejrzanymi. Bardzo nie chcę
brzmieć teraz tak gruboskórnie, zdaję sobie sprawę, że to ogromna tragedia,
jednak nie mamy czasu na takie rzeczy. Przepraszam, że może cała ta sytuacja
wzbudziła w pani jakieś nadzieje, jednak znalezienie mordercy jest równe zeru.
– Tak pan sądzi? – wymamrotała mama,
zawieszając wzrok gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu.
– Tak. Tak właśnie sądzę. Sprawa została
już określona mianem nieszczęśliwego wypadku. Bardzo pani współczuję z powodu
straty męża, to ogromna tragedia.
– Żeby pan wiedział – fuknęła
niespodziewanie. – Zdaje się, że pan chyba nigdy nikogo nie utracił, prawda?
Nie ma pan w sobie krzty współczucia czy zrozumienia. Dziękuję za pomoc lub też
raczej jej brak. Do widzenia.
Mama podniosła się w jednej chwili z
miejsca. Przez ułamek sekundy nie wiedziałem, co takiego się działo, aż
zakręciło mi się w głowie. Spojrzałem na nią, a później na inspektora, który
patrzył na mnie tak, jakby miał ochotę głęboko westchnąć. Skłoniłem mu się
lekko, jakbym przepraszał za mamę, po czym zerwałem się za nią do wyjścia. Gdy
ja dopiero podnosiłem się z plastikowego krzesła, ona już zatrzaskiwała za sobą
drzwi.
– Itsuki – powiedział inspektor donośnym
tonem. Stanąłem jak wryty, nie spodziewając się, że ktoś nagle postanowi
zawołać mnie po imieniu. Zdaje się, że mama już dawno wyszła z komendy i
wsiadła do samochodu. Byłem więcej niż pewny, że nawet nie zauważyła, że mnie
nie ma i odjedzie zaraz do domu. – Wyręczam wam przysługę, naprawdę.
Odwróciłem się do inspektora. Mężczyzna
patrzył na mnie spokojnie, jakby fakt, że mama wyszła stąd aż tak podburzona, w
ogóle nie wywarł na nim chociażby najmniejszego wrażenia.
– Przysługę?
– Tak. Możesz mi wierzyć lub nie, ale ta
sprawa ciągnęłaby się latami. Nie chciałbym tego dla nikogo.
– Naprawdę myśli pan, że nie udałoby się
znaleźć osoby, która to zrobiła tacie?
– Myślę, że to prawie niemożliwe.
– Prawie czyni wielką różnicę.
– To z jakiejś reklamy piwa?
– Nie wiem, możliwe. W każdym razie,
jest cień szansy, prawda?
– Bardzo słaby, niemalże niewidoczny.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmie się czegoś takiego, zrozum to.
– Dobrze. Dziękuję.
– To nie tak, że nie chcę się tym zająć
– rzucił jeszcze, gdy już trzymałem dłoń na klamce. – Ale wiem, że to po prostu
bezcelowe. Przepraszam, że zawiodłem ciebie i twoją mamę.
– W porządku. Jakoś jestem do tego
przyzwyczajony.
Mamy, tak jak się spodziewałem, nie było
na parkingu. Odjechała beze mnie. Z początku chciałem do niej zadzwonić, ale
ostatecznie zrezygnowałem z tego. Zadzwoniłem do Itsukiego, jednak nie
odbierał, dlatego poszedłem na najbliższy przystanek autobusowy. W końcu
musiałem jakoś się dostać do domu.
*
Gorący dzień balu, który poprzedzał
zakończenie roku szkolnego, był długo wyczekiwaną przez wszystkich imprezą.
Jednak nie przeze mnie. W ogóle nie miałem ochoty brać w tym udziału. Dzień był
dosłownie gorący, ocieplenie klimatu dawało się we znaki do tego stopnia, że
miałem ochotę paradować w samych bokserkach, a musiałem jeszcze wcisnąć się w
garnitur. W końcu obiecałem Hitomi, że pójdziemy razem, nie mogłem jej zawieść.
Tego dnia szkoła świeciła już pustkami. Jednak pokaźna grupa uczniów wtłoczyła
się do budynku o jednej godzinie, tylko po to, by pożegnać się z panem
Shiroyamą.
Historyk został dosłownie napadnięty
przez uczniów w swojej klasie. Akurat pakował rzeczy do kartonów, gdy subtelnie
zapukaliśmy do drzwi, a następnie, nie czekając na odpowiedź, niczym jeden
organizm wpadliśmy do środka. Zdaje się, że odjęło mu mowę, widząc, jak wszyscy
tłoczyli się w klasie, ledwo się mieszcząc. Naprzód wpuszczono delegację z
kwiatami oraz drobnym upominkiem. Kilka osób zaczęło w pewnym momencie śpiewać
piosenkę o niekończącej się przyjaźni, co po chwili podchwyciła cała reszta.
Nie znałem dobrze tekstu, więc udawałem, że śpiewam, ruszając dumnie ustami,
jak ta złota rybka w akwarium klasy od biologii. Gdy patetyczna pieśń dobiegła
końca, zdałem sobie sprawę, że kilka osób zaczęło płakać, a Shiroyama miał minę
tak rozczuloną, jakiej nigdy nie widziałem, by gościła na jego twarzy. Wyglądał
tak, jakby patrzył na całą klasę pełną małych, puszystych szczeniaczków, a nie
na uczniów, którym zwykł wstawiać pały za brak zadania domowego. Aż nawet mnie
coś ukuło w piersi. Ale wcale nie dlatego, że opuszczałem szkołę, że on robił
to samo. Po prostu tak na mnie działał. Wpędzał mnie w to dziwne rozkojarzenie.
Przy nim nie mogłem sensownie myśleć, a od środka wypełniało mnie gorąco.
Na litość, zakochałem się w nim.
Zakochałem się w nim tak bardzo, że to mi się w głowie nie mieściło. Czułem się
przy nim jak na haju, jakbym poprzez samo przebywanie z nim odurzał się jakimś
narkotykiem.
Wyobraziłem sobie, że jesteśmy sami. W
tej klasie, podczas tego dusznego i parnego popołudnia. On stał przy biurku, a
ja przy drzwiach. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu tak intymnym i
podniecającym, że miałem ochotę zerwać z niego wszystkie ubrania i błagać go,
by uprawiał ze mną seks na blacie szkolnej katedry. I robiliśmy to. Jego gorące
ciało na moim, on we mnie. I trzymałem go. Trzymałem się go tak kurczowo i
rozpaczliwie, jakbym chciał błagać, by to nigdy się nie skończyło, by on nie
odchodził ode mnie i mnie nie opuszczał. Łzy naszły mi do oczu na myśl, że
przecież nie był mój. Że to była tylko chwila, a on nie chciał mnie na zawsze.
To tak strasznie zabolało w piersi, jakby ktoś przebijał ją rozżarzonym prętem,
jak tylko przypomniałem sobie, że mnie nie kochał.
Nie kochał mnie. Nie kochał…
Ktoś trącił mnie niechcący łokciem w
bok. Ocknąłem się, jakby z transu, uświadamiając sobie, że wciąż byłem w klasie
pełnej ludzi. Każdy po kolei podchodził do Shiroyamy, dziękując mu za bycie
świetnym nauczycielem i żegnając się z nim. Gdy tylko doszedłem do siebie,
uzmysłowiłem sobie, że mam łzy w oczach, które ledwo powstrzymywałem, a on
patrzył na mnie. Z lekkim uśmiechem posłał mi perskie oko. Jak dobrze, że
stałem tuż obok drzwi – szybko wyszedłem, nie robiąc przy tym zbędnego
zamieszania.
Hitomi znalazła mnie jakąś godzinę
później. Byłem na placu zabaw, nieopodal miejsca, gdzie kiedyś mieszkałem. To
było w czasach, gdy żyła moja starsza siostra. Kiedy Hitsuji i ja byliśmy
najlepszymi przyjaciółmi. Siedziałem na huśtawce, dłubiąc czubkiem buta dziurę
w ziemi. Hitomi usiadła na drugiej, pustej huśtawce, która zaskrzypiała pod jej
ciężarem. Odbiła się od podłoża, po czym zaczęła się huśtać. Trwaliśmy tak obok
siebie w ciszy jeszcze przez kilka minut. Łańcuchy nieprzyjemnie jęczały, jakby
były torturowane. A mnie wydawało się, jakbym był zupełnie pusty. Jakbym tam, w
tamtej klasie, zostawił swoje serce.
– Nie wiedziałam, gdzie jesteś –
powiedziała, lekko zwalniając na huśtawce. Powoli zmniejszała wysokość, aż w
końcu zatrzymała się, szurając podeszwami butów o ziemię. W powietrzu uniósł
się pył. – Nie odbierałeś telefonu, chyba byłam w każdym możliwym miejscu.
– To jak mnie znalazłaś? – podniosłem na
nią głowę.
– Spytałam twojego chłopaka. Powiedział,
że możesz być gdzieś tutaj, jeśli nie znalazłam cię nigdzie indziej. Miał
rację.
– Zawsze ma.
– Jak się między wami w ogóle układa? Od
jakiegoś czasu nawet o nim nie wspominasz.
– Jakoś – wzruszyłem ramionami.
W zasadzie nie widziałem się z nim od
jakichś dwóch tygodni. Nie było na to czasu. Trochę też minęło od tego, kiedy
przestaliśmy regularnie rozmawiać przez telefon czy pisać do siebie na czatach.
Przestałem nawet czuć potrzebę, by być z nim w stałym kontakcie. Może już tego
nie chciałem. Wydawało mi się, że odizolowanie się od niego będzie najlepsze.
Zwyczajnie wiedziałem, że niedługo się rozstaniemy.
– Zabolało. Co nie?
Zamrugałem zdezorientowany.
– Co takiego?
– Tam, w klasie. Zabolało cię.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo.
– Itsuki – westchnęła – on ma swoje
życie. Wiesz o tym doskonale. On…
– Nie kocha nie.
W jednej chwili zebrało mi się na płacz,
jednak cudem powstrzymałem się od tego. Zamiast tego, czułem, jak coś rozrywa
mnie od środka na strzępy. Na litość! Dlaczego? Dlaczego ja?!
– Nie kocha. No tak.
– Ani on, ani Hitsuji. Żadnemu z nich na
mnie nigdy nie zależało. Shiroyamie było mnie szkoda, a Hitsu…
– Co ty wygadujesz? Właśnie wydaje mi
się, że Hitsujiemu na tobie bardzo zależy.
– To tylko kwestia czasu, wiesz. A co do
Shiroyamy – pokręciłem głową – nie wiem, co sobie myślałem. Co wciąż myślę. Tak
bardzo się do niego zbliżyłem, poznałem jego życie i wiem… To wspaniały facet,
wiesz? To mężczyzna, którego nie bałbym się przedstawić mamie, że jest moim
chłopakiem. Wiem, że przy nim by nie wpadła w szał, nie spanikowałaby, gdyby
się dowiedziała, że jestem gejem. Jest też taki czuły w stosunku do dzieci. Nie
krzyczy na nie, gdy zrobią coś źle, ale wiesz co robi? Spokojnie tłumaczy.
Wyjaśnia im, dlaczego nie powinny tak postępować. A one go słuchają. Poza tym,
spójrz na niego. Ten facet to chodzący bóg.
– No… nie da się ukryć.
– Prawda? On jest zbyt idealny, jak
wyjęty z jakiegoś czasopisma. W dodatku traktuje swojego faceta, jakby to on
był niewiadomo jaki. To, jak na niego patrzy, nawet gdy Matsumoto mówi mu
jakieś niemiłe rzeczy, kiedy ma zły dzień… On wciąż patrzy na niego tak samo. I
to, w tym spojrzeniu… To jest miłość. Taka czysta, dojrzała i pełna
zrozumienia. To nie jest to, jak może patrzeć na mnie Hitsuji albo ten twój…
Nie. Ale zazdroszczę Matsumoto tak strasznie. Jak bardzo można mieć takie
szczęście.
– Jak tak o nim mówisz, to aż sama mam
ochotę się w nim zadurzyć.
– Już wystarczy, że ja się z tym męczę.
– Wiesz, wydaje mi się, że nie tylko ty.
Tyle dziewczyn się w nim buja. Wiesz, jakie to denerwujące, ciągle słuchać w
szatni o tym facecie? A to, że ma nową koszulę albo któraś go gdzieś spotkała
na mieście. Wyobrażasz sobie, że niektóre zaczęły chodzić na siłownię z
nadzieją, że się z nim zobaczą? To chore, ten facet ma swój własny fanklub
napalonych nastolatek. Zupełnie jak jakiś idol!
– Jestem napaloną nastolatką?
– Po części. Ale żadna z nich nie jest
tobą. Ani jedna nie weszła do jego domu i nie zbliżyła się do niego tak bardzo.
Poza tym, jedno jest pewne – mocno cię faworyzował przez ten rok. Co im się
strasznie nie podobało. Wiesz, jakie to okropne, gdy szeptają gdzieś o twoim
kumplu, że Shiroyama znowu z nim rozmawiał po zajęciach? Bla, bla bla! Chore,
zazdrosne dupy. Tylko ty poznałeś jego rodzinę, bawiłeś się z jego dziećmi i
zostawałeś tam na noc. One ci do pięt nie dorastają.
– Dzięki.
– Nie ma za co. W końcu jesteś moim
ziomkiem.
– Słuchaj… Mam zamiar powiedzieć mamie o
tym, że jestem gejem.
– Kiedy?
– Pewnie jeszcze dzisiaj. Zrobię to po
balu. Powiem jej… Muszę jej w końcu wszystko wyznać. Nie mogę jej dłużej
okłamywać, że jesteś moją dziewczyną, poza tym… To też nie fair wobec ciebie.
Udajesz kogoś, kim nie jesteś.
– Chociaż dobrze mi to wychodzi?
– Znakomicie! Yuzuki jest tobą
zachwycona, mama podobnie.
– Przykro mi będzie je rozczarować.
– Wiem, mnie również. Ale nie mogę tego
dłużej ciągnąć.
– Będzie ciężko.
Pokiwałem głową. Hitomi zaśmiała się
wesoło, jakbym wcale nie przechodził właśnie małego załamania nerwowego.
– Więc jeszcze tylko dzisiaj –
wyciągnęła rękę w moją stronę. Spojrzałem na nią, sunąc wzrokiem po jej gładkim
ramieniu, które znikało gdzieś pod rękawem marynarskiej koszuli. To był nasz
ostatni dzień, gdy mieliśmy na sobie nasze szkolne mundurki. Jak dziwnie.
– Jeszcze tylko dzisiaj – złapałem ją za
rękę. Spletliśmy nasze spocone z gorąca dłonie niczym małe dzieci.
Wstała z huśtawki, po czym usiadła mi
okrakiem na udach. Poczułem zapach jej perfum zmieszany z potem i tytoniem. To
wszystko składało się na esencję jej osoby. Nieco buntowniczej, która nie brała
życia na poważnie, ale wciąż zachowywała podstawowe aspekty kobiecości. Jej
wilgotne uda przykleiły się do moich spodni. Nim się spostrzegłem, całowaliśmy
się jak para zakochanych.
Niedługo później nastała godzina
szesnasta. Zaczęła boleć mnie głowa.
Odebrałem Hitomi około osiemnastej, gdy
jeszcze szykowała się do wyjścia. Wkładała sukienkę i biżuterię. Chciałem jej
pomóc, jednak uznałem, że to nie na miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że oboje
jej rodzice byli w domu. Dla nich byłem zwykłym kolegą Hitomi. Wiedzieli, że
córka z kimś się spotyka, jednak nie wiedzieli, że był to dwukrotnie starszy od
niej mężczyzna z całkiem nieźle prosperującą firmą. Może podejrzewali, że to
jednak ja byłem tym chłopakiem, skoro szliśmy razem na bal. Nie miałem jednak
ochoty poruszać tego tematu, chociaż ojciec Hitomi posadził mnie przy stole w
kuchni, po czym usiadł przede mną jak na przesłuchaniu. Możliwe, że chciał mi
powiedzieć, że mam odwieźć jego córkę do domu punktualnie o jedenastej, a jeśli
spóźnię się choć minutę, to osobiście roztrzaska mi łeb o chodnik. Podał mi
szklankę wody, chociaż nawet o to nie prosiłem. Pewnie, gdybym był
heteroseksualnym chłopcem i żywił do Hitomi chociaż najmniejsze uczucia, to
pociłbym się jak świnia ze stresu, że w końcu poznałem ojca swej wybranki,
jednak w tamtym momencie wszystko było mi idealnie obojętne. Byłem jak taka
gładka, zimna ściana betonu, w którą można było uderzyć kulą kafarową i nic by
nawet nie drgnęło. Za to ojciec Hitomi myślał chyba, że właśnie rozkłada mnie
wzrokiem na czynniki pierwsze. Och, jak bardzo się mylił.
Hitomi w końcu zjawiła się w pełni
wyszykowana: w błękitnej sukience, którą wybraliśmy razem kilka miesięcy
wcześniej, błyszczącej biżuterii i butach na szpilce. Zadowolona okręciła się
lekko wokół własnej osi, rozkładając szeroko ręce. Jej ojciec aż wstał z
wrażenia. Uczyniłem to samo, ale bardziej dlatego, że w końcu mogliśmy już iść.
Wyglądała zjawiskowo, z pewnością, jednak widziałem ją już w tym wydaniu kilka
razy, gdy dobieraliśmy dodatki oraz fryzurę.
– Wyglądasz pięknie – powiedział jej
ojciec z zachwytem. Hitomi była jego jedyną córką, więc nic dziwnego, że tak
reagował na wszystko, co robiła. Niewątpliwie była jego oczkiem w głowie i to
jej szczęście liczyło się dla niego najbardziej.
Uśmiechnęła się szeroko do niego, po
czym chwyciła mnie energicznie pod rękę. Ustawiliśmy się do kilku zdjęć. Lampa
błyskowa cyfrowego aparatu błysnęła mi po oczach, obdarowując mnie na kilka
długich sekund kolorowymi plamami, gdzie tylko spojrzałem. Rodzice mojej przyjaciółki
byli nią zachwyceni, jakby była jakimś dziełem sztuki. Fotografowali ją jak
gwiazdę na czerwonym dywanie, ciągle powtarzając przy tym, jak pięknie
wyglądała. Tak się złożyło, że i ja załapałem się na kilka komplementów, za
które grzecznie podziękowałem. Kiedyś może i bym poczuł ukłucie zazdrości – w
końcu była dostrzegana przez rodziców, ewidentnie ją kochali – ale nie tego
dnia. Wtedy byłem po prostu pusty.
– Ale jestem podjarana! – oznajmiła, gdy
siedzieliśmy na tylnym siedzeniu taksówki. Mama specjalnie dała mi pieniądze,
żebym mógł jak człowiek zabrać dziewczynę na bal, a nie męczyć się jakimś
śmierdzącym jak menelska siedziba autobusem. Aż miałem wyrzuty sumienia, że
miałem wyznać jej fakt, iż Hitomi nie była moją dziewczyną.
– Balem?
– Balem i nie tylko balem. Wszystkim!
Jutro oficjalnie odbieramy świadectwa, później już tylko kilka egzaminów i
wielki świat!
– Wow – mruknąłem.
– Wybrałeś w końcu kierunek? Zostało ci
tylko kilka dni na złożenie dokumentów.
– W sensie studiów?
– No.
– Jeszcze nie. Nie wiem. Nic mnie nie
interesuje w ogóle.
– To może turystyka?
Parsknąłem śmiechem.
– Dobre sobie!
– Ale poważnie, chodź ze mną na
uczelnię. Przemęczysz się kilka lat, może w tym czasie dowiesz się, co naprawdę
chcesz robić. A Hitsuji? On co by chciał?
– On jedzie do Tokio.
– Och… Do Tokio?
– Tak. Też mnie namawiał, ale odmówiłem.
– Naprawdę?! Odmówiłeś wyjazdu do
Tokio?!
– Też się sobie dziwię. Po prostu… Ach,
Hitomi! To nie takie proste. Cały ten czas… ostatnie miesiące… Wszystko jest
tak zagmatwane. Boję się zostawiać mamę i Yuzuki same, bo mam wrażenie, że nie
poradzą sobie beze mnie.
– Rozumiem – odparła. – Ale masz coraz
mniej czasu do namysłu.
– Wiem.
– Swoją drogą – zmieniła temat – jesteś
gotowy na ostatnie widzenie się z naszym ulubionym nauczycielem w stanie, gdy
jeszcze faktycznie nim jest?
– Nie bardzo.
– Później to nie będzie to samo! Coś
jest jednak podniecającego w myśleniu o tym, że ten facet jest naszym
nauczycielem.
– Na litość – wybuchłem śmiechem.
Przyjaciółka zawtórowała mi, kładąc głowę na moim ramieniu. Wyraźnie poczułem
mocny zapach jej lakieru do włosów.
Nie wiem, co kogo tak bardzo ekscytowało
w tych wszystkich balach. Uczniowie pili niby to legalnie, a jednak
nielegalnie. Wszyscy ukrywali się przed nauczycielami z alkoholem, a ci
udawali, że wcale nie widzieli, jak jakiś przypadkowy uczeń właśnie dolał za
dużo wódki do szklanki z sokiem pomarańczowym, robiąc tym samym zabójczego, jak
na nastoletnią, słabą głowę, drinka. Poza tym – taniec. Hitomi obracała mną na
parkiecie jak szmacianą lalką. Nie miałem pojęcia, co takiego sobie
wyobrażałem, zgadając się przyjść na to godne pożałowania przedstawienie, ale
musiało być to coś fantastycznego. Jednakże, najbardziej poruszającym momentem
było krótkie przemówienie dyrektora szkoły, które rozpoczęło tę zjawiskową
karuzelę śmiechu. Opowiadał o dorosłości i obowiązkach, o tym, że to jedna z
ostatnich beztroskich chwil w naszym życiu, bo później czekała nas już tylko
smutna, szara dorosłość. Jak bardzo się nie mylił, tak bardzo popsuł humor
większości towarzystwa. Na koniec, chyba dość ironicznie, życzył nam dobrej
zabawy. Zanim jednak mogliśmy przystąpić do już zepsutej imprezy, przekazał
mikrofon panu Shiroyamie, który naprawił ten nieudany wstęp.
– Ale was nastraszył – zaśmiał się,
wstając ze swojego miejsca. Po sali rozszedł się szmer zduszonego chichotu. – Moi
drodzy, przejdę od razu do sedna. Po pierwsze, wszyscy wyglądacie jak milion
dolarów, które mam nadzieję w końcu wygrać w tych cholernych grach hazardowych.
Życzę wam, byście tacy właśnie zostali przez resztę wieczoru, a najlepiej przez
resztę życia.
Wszyscy zaśmiali się na wtrącenie o tych
grach. Ja tylko nerwowo wbijałem sobie palce w uda. Ledwo powstrzymywałem się
przed tym, by nie rzucić się na niego i nie zacząć go całować.
– Po drugie – kontynuował – to moja
ostatnia taka impreza w tak świetnym gronie pedagogicznym i w waszym
towarzystwie. Zobaczymy się jeszcze jutro na rozdaniu świadectw, ale już teraz
chciałbym wam, ostatniemu rocznikowi, jaki miałem okazję uczyć, podziękować, że
jakoś dotrwaliście ze mną do końca. Nie było czasami łatwo, prawda? Mam jednak
nadzieję, że wiedza, jaką zdobyliście, przyda się wam w życiu. Kto wie, może
kiedyś wystąpicie w jakichś Milionerach
i padnie pytanie o Yukio Mishimę czy jakąś inną historyczną postać i
wyjdziecie z tego obronną ręką. No nic… Już nie przedłużając, jeszcze raz
bardzo dziękuję i nie przejmujcie się tym, co ten stary dziad, wasz dyrektor,
właśnie wam powiedział – znowu śmiechy i chichy. Nawet nauczyciele się śmiali,
a dyrektor pokręcił głową z
rozbawieniem. – Życie nie jest wcale takie straszne, jakie się wydaje. Nikt tak
naprawdę nie wie, co robi, każdy tylko udaje, że wie. Bawcie się dobrze!
Tym optymistycznym akcentem zakończył
swoje krótkie przemówienie. Oddał komuś mikrofon, a po chwili rozległa się dość
głośna muzyka i nikt już nie pamiętał, że Shiroyama w ogóle coś mówił. Jedynie
ja patrzyłem na niego. Widziałem dokładnie, jak wstaje i wymyka się
niepostrzeżenie z sali, wymieniając przy tym kilka uśmiechów z mijanymi przez
siebie osobami. Wyszedł, a ja, niewiele myśląc, poszedłem w jego ślady.
Poczułem ulgę, jak tylko opuściłem
pomieszczenie. Nie zdawałem nawet sobie sprawy z tego, jak duszno i głośno tam
było, dopóki nie uderzył we mnie chłodny spokój korytarza.
– A ty się zawsze musisz spóźniać!
– Nie zawsze! No, przepraszam. Musiałem
jeszcze wyprasować koszulę.
– Dobra wymówka.
Zatrzymałem się w połowie korytarza.
Matsumoto i Shiroyama stali prawdopodobnie przy drzwiach wejściowych szkoły.
Echo ich głosów odbijało się od pustych ścian, z których zdjęte zostały już
wszelkie gazetki szkolne i ogłoszenia. Za żołądek ścisnął mnie stres. Z
jakiegoś powodu bałem się, że odkryją, że wcale nie byli sami na szkolnym holu.
– Przepraszam.
– Nie gniewam się.
– Twój ostatni bal! Rany, to brzmi tak
nierzeczywiście.
– Za dużo ich było w moim życiu.
– W moim nie. Teraz trochę żałuję, że
nie byłem na swoim.
– Nie chciałeś iść, a tak cię
namawiałem.
– Mhm, jak do wszystkiego.
Chwila ciszy. Usłyszałem w końcu, jak
siadają na drewnianej ławce, która nieznacznie jęknęła pod ich ciężarem.
– Wiesz co? Wyglądasz naprawdę
przystojnie w garniturze – oznajmił Matsumoto.
– Dziękuję.
– Dostanę buziaka?
– Zapomnij.
– No weź!
– Co mam wziąć?
– Ale ty…
Urwał. Zdaje się, że w końcu dostał tego
cholernego buziaka. Po korytarzu rozszedł się gardłowy, zduszony śmiech
Shiroyamy i krótkie, zadowolone stęknięcie Matsumoto.
– Robiłeś kiedyś jakieś nieprzyzwoite
rzeczy w szkole? – spytał lekarz, walcząc z nieznacznie przyspieszonym oddechem.
– Stawiałem mnóstwo pał…
– Yuu! – Matsumoto wybuchł
niekontrolowanym śmiechem.
– Czy właśnie mi coś sugerujesz? Tak nie
wolno, jeszcze mnie wyrzucą!
– Jutro jest twój ostatni dzień, więc co
to za różnica? Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
– Tak w zasadzie, to chyba nie. Zależy
też, o jakich nieprzyzwoitych rzeczach mówimy.
– Mówię o tym.
– Ach… No wiesz…
– Twój gabinet…?
– Wezmę klucz z pokoju nauczycielskiego.
Ławka wręcz odetchnęła z ulgą, jak tylko
Shiroyama z niej wstał. Głuchy odgłos jego butów uderzających o płytki rozszedł
się głośno po korytarzu. Zakrywałem usta i nos dłońmi, próbując zamaskować mój
przyspieszony oddech, choć wydawało mi się, że dało się mnie usłyszeć w całej
szkole i doskonale zagłuszałem nieco stłumioną muzykę z sali gimnastycznej.
Shiroyama zaraz wrócił. Matsumoto zachichotał. Usłyszałem, jak obaj zaczęli
wspinać się schodami na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet historyka.
Niedługo później dotarło do mnie ledwie słyszalne kliknięcie drzwi oraz dźwięk
przekręcanego od środka klucza. Więcej słyszeć już nie chciałem. Próbując
stłumić cisnące się do oczu łzy, wyszedłem ze szkoły, siadając na schodach
dziedzińca. Choć był naprawdę ciepły wieczór, przeszedł mnie nieprzyjemny
dreszcz.
Próbując zająć czymś myśli, napisałem do
Hitsujiego. Mój chłopak też miał dzisiaj bal, ale liczyłem na to, że może mi
odpisze. Było mi tak źle, że musiałem się do kogoś odezwać, chociaż w tak
niebezpośredni sposób.
Jak
tam impreza?
Przez dłuższy czas wpatrywałem się w
ekran telefonu, aż zgasł. Odblokowałem go i znów patrzyłem na wysłaną przez
siebie wiadomość. Powtórzyłem całą procedurę jeszcze kilkanaście razy, aż
smartfron rozświetlił się przy powiadomieniu o tym, że ktoś do mnie napisał.
Fajnie, właśnie otworzyliśmy wódkę.
W jak u ciebie?
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Z
jakiegoś powodu zrobiło mi się w środku ciepło. Kto by się spodziewał, że kilka
słów może tak nagle poprawić mi humor.
W porządku
Poszedłem się
właśnie przewietrzyć i stwierdziłem, że napiszę.
Tylko nie upijaj
się w trupa . :P
Nie mam zamiaru! >:(.
To ty się nie upijaj, później będę
dostawać jakieś pijackie smsy!!.
No co ty
Hej, Hitsu
???
Kochasz mnie?
Przez dłuższą chwilę odpowiedź nie
nadchodziła. Chociaż czekałem w napięciu, to myślałem, że już nigdy nie
doczekam się nowej wiadomości od mojego chłopaka. W końcu jednak przyszło
powiadomienie.
No
kocham
A przespałbyś
się ze mną jeszcze dzisiaj?
Skąd ten nagły pomysł?
Wcale nie nagły
Też racja.
To jak?
Ale dzisiaj???? Dzisiaj jest party
Zróbmy to w
końcu
Jak nie dziś, to
kiedy?
A jurt?
Jutro**
Jeszcze przed
zakończeniem szkoły
Jutro to już nie
będzie to samo
Zobaczymy
Obiecujesz?
Hm?
Że to zrobimy
Jeszcze dzisiaj.
Dobra orz
To w kontakcie.
W kontakcie
Schowałem telefon do kieszeni spodni.
Wydawało mi się, że świat lekko zaczął wirować mi przed oczami.
Postanowiłem wrócić na salę
gimnastyczną. Gdy już byłem na szkolnym korytarzu, zauważyłem, jak znajoma
sylwetka przebiega między filarem a drzwiami damskiej toalety. Srebrna nitka wplątana w niebieski tiul
błysnęła w półcieniu. Hitomi zasłaniała czerwoną twarz ramieniem. Przez moment
poczułem się skonsternowany.
– Hitomi? Hitomi! – krzyknąłem za nią.
Przyjaciółka zniknęła już w łazience. Poszedłem za nią, chociaż czułem, że nie
powinienem przekraczać tej magicznej bariery, jaką były drzwi damskiej toalety.
Zawahałem się, jednak ostatecznie wkroczyłem do babskiej oazy, w której
śmierdziało tak samo, jak w męskiej toalecie.
Ku mojemu szczęściu, nikogo nie było w
środku. Tylko jedna kabina zamknięta była od środka, a po pomieszczeniu
rozchodził się cichy, przejmujący szloch.
– Hitomi? Otworzysz mi?
– Nie – bąknęła tak przeraźliwie zapłakanym
głosem, że aż mnie samemu zachciało się na nowo płakać. Co to był za płaczliwy
bal!
– A powiesz mi, co się stało?
Zdaje się, że zaczęła jeszcze bardziej
płakać. Aż pożałowałem, że w ogóle o cokolwiek spytałem. Usiadłem więc przy
drzwiach kabiny z wyprostowanymi nogami i chociaż tak towarzyszyłem jej w tej
bez wątpienia ciężkiej chwili. Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, ale w
końcu spytała mnie czy przyniósłbym jej torebkę. Bez narzekań spełniłem prośbę
przyjaciółki. Wróciłem na duszną, głośną salę gimnastyczną. Zdaje się, że nikt
nawet nie zauważył, że ja i Hitomi zniknęliśmy. Wszyscy bawili się w najlepsze,
parkiet zapełniony był białymi koszulami i w większości czerwonymi sukienkami.
Wziąłem torebkę Hitomi z jej krzesła, po czym ponownie wymknąłem się na
zewnątrz. W drodze do łazienki natknąłem się na Shiroyamę i Matsumoto, którzy
zmierzali do reszty towarzystwa. Choć bardzo chciałem tego uniknąć, to nie
obyło się bez konfrontacji z nimi.
– Itsuki! – zaczął Matsumoto wesołym
tonem. Był rozczochrany, jakby dopiero wstał z łóżka. W dodatku miał wywinięty
kołnierz marynarki, a policzki i usta czerwone, jakby wysmarował buzię garścią
dojrzałych malin. Aż miałem ochotę napluć mu w twarz, jak tylko go zobaczyłem.
– Jak ci dobrze w marynarce!
– Ach, dziękuję – wymamrotałem.
– Już uciekasz z imprezy? – spytał
Shiroyama nieco zaskoczony. Mój były nauczyciel historii wcale nie wyglądał
lepiej od swojego partnera. Nawet miał krzywo włożoną koszulę do spodni.
– Nie, tylko idę do łazienki.
– Z damską torebką? – zauważył
błyskotliwie Matsumoto.
Spojrzałem na czarną kopertówkę
wyszywaną błyszczącymi kamieniami, którą miałem w dłoni. Poczułem, jak robi mi
się gorąco w uszy.
– To nie moje… Uhm… Niosę ją dla Hitomi.
– Ach! – westchnął Shiroyama. – Jasne, w
porządku.
– Itsuki? – doszedł do nas cichy głosik.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy w
stronę damskiej łazienki. Hitomi stała zapłakana w progu. Tusz do rzęs ściekł
jej po policzkach, tworząc fantazyjne, czarne smugi. Przekrwione spojrzenie
błyszczało od łez jak dwa szlachetne kamienie, a czerwona twarz odcinała się w
cieniu jak dojrzały w słońcu pomidor.
– Hitomi? Coś się stało? – spytał
Shiroyama troskliwie.
– Nie… Tak tylko… – pociągnęła nosem.
Naraz z jej oczu zaczęły płynąć słone łzy.
– Słońce, co się stało? – tym razem
Matsumoto postanowił zareagować. Podszedł do dziewczyny, a ta jedynie spuściła
głowę. Byli niemalże ze sobą równi. Gdyby miała na nogach szpilki, które
aktualnie znajdowały się w jej dłoni, to bez wątpienia byłaby od niego wyższa o
pół głowy.
Pokręciła głową, próbując uniknąć
konfrontacji z partnerem naszego nauczyciela historii.
– No przecież widać od razu, że nie jest
w porządku – westchnął lekarz – pogłaskał ją lekko po głowie. – Hitomi, tak?
Mogę ci mówić po imieniu?
– Tak – bąknęła przez łzy, lekko kiwając
głową.
– Usiądziemy na ławce? To z pewnością
znacznie lepsze niż muszla klozetowa. Co ty na to?
Usiedliśmy całą czwórką na drewnianej
ławce. Shiroyama dał Hitomi swoją marynarkę, by ta okryła czymś nagie ramiona.
Trzęsła się niczym osika. Zazdrościłem Hitomi, że mogła założyć marynarkę
Shiroyamy, która tak pięknie pachniała jego męskimi perfumami.
– To co się stało skarbie, hm? –
Matsumoto troskliwie objął ją ramieniem. Dał jej chusteczkę, by wytarła twarz i
wydmuchała nos. Ja z Shiroyamą tylko siedzieliśmy z boku w ciszy, nie chcąc
przeszkadzać Matsumoto. – Ktoś ci coś głupiego powiedział na balu? Ktoś się z
ciebie śmiał?
– Nie – pokręciła głową.
– To może coś się stało w domu? Albo coś
ci się smutnego przypomniało? – znowu pokręciła głową. – To może problemy
sercowe?
Nie zareagowała w żaden sposób, więc
kontynuował w tę stronę.
– Chłopak? – pokiwała głową. – Zranił
cię?
– Właśnie ze mną zerwał – wymamrotała
ledwo zrozumiale. Nagle znów wybuchła płaczem.
– Bardzo mi przykro – powiedział
szczerze. Pogłaskał ją lekko po włosach. – Znalazł bardzo nieodpowiedni moment
na takie rzeczy.
– Nazwał mnie… uhm… dziwką. I-i…
Powiedział, że mogę… się pierdolić.
– Że co?! – Shiroyama aż poderwał się z
miejsca. Zdaje się, że był gotowy przyłożyć każdemu, kto tak powiedział do
jednej z jego ulubionych i jednej z najbardziej uzdolnionych uczennic. – Który
to?!
Nauczyciel i lekarz wymienili
porozumiewawcze spojrzenia, a następnie popatrzyli na mnie. Pokręciłem tylko
głową i wzruszyłem ramionami, choć nawet nie wiedziałem po co i dlaczego.
– To nikt ze szkoły – dodałem za nią.
– Wiesz coś na ten temat? – zwrócił się
do mnie Shiroyama.
– Trochę.
– Hitomi – zaczął Matsumoto łagodnie –
kimkolwiek jest ten mężczyzna, nie jest nawet wart twojej uwagi.
– Ale ja go kocham – wymamrotała.
– Widzę, skarbie. Bardzo go kochasz, ale
on nie jest kimś, kto na tę miłość zasługuje. Nie zasługuje na niczyją miłość,
skoro tak ci powiedział.
– Napisał…
– Hm?
– Wysłał to w esemesie.
– Co za tchórzliwy dupek! – Shiroyama
zaczął chodzić w kółko ze zdenerwowania. Zdaje się, że naprawdę mógłby kogoś w
tamtym momencie pobić.
– Hitomi, skarbie, spójrz na mnie –
Matsumoto delikatnie ujął ją za podbródek, po czym lekko uniósł jej głowę, by
spojrzała mu prosto w twarz. Chociaż z początku uciekła wzrokiem, tak po chwili
postanowiła popatrzeć na niego, tak jak ją poprosił. – Żaden mężczyzna nie jest
wart tego, by za nim płakać. Jedyne, co oni potrafią robić, to łamać serca i
zostawiać tak innych, by wykrwawili się z tęsknoty. I robią to dlatego, że sami
są nieszczęśliwi i niedowartościowani. Dlatego nie pozwól, by jakiś drugorzędny
Romeo, który nie potrafi nawet zakończyć związku twarzą w twarz, zepsuł ci
dzień, w którym masz błyszczeć. Swoją drogą, masz prześliczną sukienkę!
– Dziękuję – wymamrotała, uśmiechając
się nieśmiało przez łzy.
– Bardzo bym chciał, żebyś tego dnia
bawiła się tak, jakby świat nie istniał i tańczyła tak, jakby nikt nie patrzył.
Chcę, żebyś zapomniała o wszystkim, zapomniała o tym wymoczku i uśmiechnęła się
szeroko. Możesz teraz uśmiechnąć się do mnie?
Choć z trudem, Hitomi uśmiechnęła się
szeroko. Kilka łez spłynęło jeszcze po jej policzkach. W tym rozmazanym
makijażu wyglądała trochę jak szalona postać z horroru. Zdaje się, że ta wielka
rozpacz, jaka jeszcze ogarniała ją kilkanaście minut temu, powoli mijała. W dużej
mierze była to zasługa pana Matsumoto, który jakimś cudem chwycił wszystkie te
przykre uczucia, związał w supeł i zamknął gdzieś w jakiejś szafce z kluczykiem
w podświadomości Hitomi. Wiadome było, że nie umieścił tych złych emocji tam na
stałe, ale udało mu się na tyle, by Hitomi poprawiła makijaż, a następnie z
podniesioną głową i uśmiechem wróciła pod rękę ze mną na salę gimnastyczną.
Nie odstępowałem jej na krok przez
resztę wieczoru. Upiliśmy się tak samo i tak samo śpiewaliśmy i tańczyliśmy.
Przez ten krótki czas udało mi się nawet zapomnieć o tym, że jeszcze tego
samego wieczoru chciałem się przespać z moim chłopakiem. Zresztą, on też
zapomniał.
Odprowadziłem Hitomi nad ranem do jej
domu. Chybotaliśmy się na boki jak łódka targana wiatrem. Zatrzymywaliśmy się
przy każdej ławce, słupie, lampie czy znaku drogowym, próbując zebrać się w
sobie i powstrzymać śmiech, który nas otaczał. Nie wiedziałem nawet, z jakiego
powodu się śmialiśmy, ale to nie było istotne. Wszystko to działo się przy
przejmującym akompaniamencie cykad około drugiej nad ranem. Noc była ciepła, my
byliśmy boso i pijani. Właśnie tak powinna wyglądać młodość.
Nie myślałem już wtedy o niczym. O moim
chłopaku, cichej miłości do Shiroyamy, ojcu, matce i siostrze. Wszystkie te
rzeczy zniknęły na kilka chwil z mojego życia. Jakby ktoś wymazał je gumką albo
zakrył nową, czystą stroną. Dopiero wtedy zacząłem doceniać dobroczynne
działanie alkoholu, nie uwzględniając przy tym żadnych skutków ubocznych. Po
co? Nie na tym polegała dobra zabawa. Poza tym, nie byłem sobą. W momencie
upojenia alkoholowego byłem superbohaterem. Aż wydawało mi się, że płynę nad
chodnikiem niczym mgła. Jak przyjemnie było choć przez chwilę zapomnieć o tym,
kim się było naprawdę.
Wspięliśmy się po schodkach werandy domu
Hitomi. Nagle wpadła w moje ramiona. Złapałem ją z niemałym trudem, z powodu
wypitych procentów, a ona zaplotła ręce wokół mojej szyi.
– Naprawdę nadal chcesz mówić mamie…
uhm… że jesteś gejem? – wykrztusiła z siebie pijackim tonem.
– Tak – sam wcale nie brzmiałem lepiej.
– Muszę.
– Ale… uhm… Wiesz co? Nie dziś.
– Nie.
– Lepiej nie.
– No nie.
– Tak jej nie mów. Jesteś…
– Ty jesteś.
– Ha.
– A-ha.
Pocałowaliśmy się na do widzenia.
Ścisnęła jeszcze w dłoniach moje ramiona, nim się od siebie zupełnie oderwaliśmy.
Zdaje się, że znowu zaczęła płakać, ale tym razem to były chyba łzy szczęścia.
Pełen jakiegoś bliżej nieokreślonego
uczucia, które sprawiało, że miałem ochotę latać, wróciłem do domu. Po ciemku
zdjąłem z siebie eleganckie ubranie, które niedbale rzuciłem na podłogę.
Dopadłem jeszcze do łóżka, chyba cudem nie budząc śpiącej w swoim łóżeczku
Yuzuki. W głowie kręciło mi się, jakbym tydzień spędził na karuzeli i za każdym
razem, gdy zamykałem oczy, stan ten pogłębiał się jak jakaś chroniczna choroba.
Ostatecznie udało mi się zapaść w sen.
Następnego dnia najlepiej zapamiętałem
wielkie, ciemne okulary Hitomi, pod którymi kryła zapuchnięte i podkrążone z
niewyspania oczy. Osobiście czułem się jak martwy i miałem wielką ochotę zasnąć
na siedząco. Szumiało mi w uszach, głowa bolała tak, jakby ktoś uderzał mnie
młotkiem w czaszkę. Uwiesiłem wzrok na Shiroyamie, który siedział z boku,
niemalże śpiąc z założonymi rękoma. Ledwo powstrzymywał się przed tym, by nie
zacząć ziewać ze znużenia. To był ostatni dzień, ostatni raz, gdy mogłem
podziwiać go w ten sposób, w tym miejscu, w tych okolicznościach. Za niedługi
czas on miał przestać być nauczycielem, a ja uczniem. Miały przestać
obowiązywać nas pewne niepisane zasady, wedle których do tej pory
postępowaliśmy. Już nigdy więcej miało nie być niezapowiedzianych kartkówek,
odpytywania na wyrywki. Kończyło się coś, co wydawało mi się, że będzie trwać
wiecznie, a świadomość nieuchronnego zakończenia przygniotła mnie nagle z
impetem jak ciężka lawina uczuć i wspomnień.
Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć do
dziesięciu. Próbowałem jakoś spowolnić ten proces. Nie udało mi się jednak. Jak
tylko otworzyłem oczy, już trzymałem w dłoni świadectwo. Wszyscy sobie
gratulowali, niektórzy płakali. Hitomi siedziała oparta o moje ramię. Ściskaliśmy
sobie wzajemnie palce, jakbyśmy rozpaczliwie próbowali uratować siebie nawzajem
od upadku w przepaść.
Jeszcze chwila – pomyślałem, szukając
wzrokiem Shiroyamy – jeszcze ten jeden raz. Chcę ostatni raz spojrzeć na niego.
Stał w tłumie uczniów. Gratulował im,
ściskał im dłonie, przytulał. Gdzieś tam zamajaczył nasz wychowawca. Zdaje się,
że prosił naszą klasę do wspólnego zdjęcia. Mechanicznie wstałem z miejsca, puszczając
dłoń przyjaciółki. Hitomi nazwała mnie po imieniu, pytała, co robię. Jakby
pozbawiony świadomości, podszedłem do Shiroyamy. Mężczyzna jeszcze przez moment
rozmawiał z jakąś dziewczyną, gratulował jej świetnych stopni. Po chwili
dostrzegł mnie. Uśmiechnął się do mnie, po czym wyrzucił z siebie radosne
gratulacje z okazji zakończenia szkoły. Naraz uderzyły we mnie wspomnienia
wczorajszego dnia. On i Matsumoto na ławce, droga po schodach w górę,
kliknięcie zamykanego zamka w drzwiach, niechlujny ubiór. Poczułem, jak robi mi
się gorąco w policzki.
– Dziękuję – powiedziałem niemalże
bezwiednie.
– Robimy dzisiaj małe przyjęcie i
idziemy w miasto – powiedział, jak gdyby nigdy nic. Podał mi rękę. Chwilę
patrzyłem na jego wyciągniętą dłoń, po czym podałem mu swoją. Jego ciepłe,
silne palce zacisnęły się na moich. Ten dotyk był tak przyjemny i
nierzeczywisty. Pochylił się nieznacznie, klepiąc mnie po ramieniu niczym
najlepszego przyjaciela. – Może chcesz wpaść? Możesz wziąć ze sobą chłopaka
albo Hitomi. Lub ich oboje, jeśli chcesz.
– W miasto? – wymamrotałem.
– Do tęczowej dzielnicy – posłał mi
perskie oko, uśmiechając się szeroko. – U nas o siedemnastej.
Nawet nie zauważyłem, kiedy mnie puścił.
Czy ten dzień w ogóle dział się naprawdę?
W domu powitało mnie jedno z tych
wybuchających z tuby konfetti. Ogłuszony, przez moment, myślałem, że to jakiś
atak terrorystyczny. Mama i Yuzuki w papierowych czapeczkach we wzory, których
nie powstydziłby się sam Picasso, zapach świeżego ciasta i obiadu. Nie
wiedziałem, w jaki sposób powinienem na to zareagować, więc po prostu stałem
przez dłuższą chwilę niczym słup soli, wpatrując się w siostrę i matkę, jakby
były nierzeczywistymi tworami mojej lekko zachwianej jaźni.
– Itsuki, Itsuki! – pisnęła Yuzu,
podbiegając do mnie. – Gratulacje!
– Ach… Dziękuję.
– Mój zdolny mężczyzna – mama podeszła
do mnie. Wzięła ode mnie marynarkę, którą zdjąłem w drodze do domu, po czym
odwiesiła ją na wieszak jak zwykłą kurtkę. Wprawdzie widziałem ją jeszcze rano,
gdy zaspana i ubrana w swój stary, różowy szlafrok piła kawę w kuchni, to
wydawało mi się, że ostatni raz jakikolwiek kontakt mieliśmy ze sobą z jakieś
sto lat temu.
– Jaki tam zdolny – zaśmiałem się
niezręcznie, spuszczając wzrok na czubki moich podeptanych butów.
Miałem jej powiedzieć. Jeszcze wczoraj
obiecywałem sobie, że wyznam jej w końcu, że wcale nie byłem hetero, że Hitomi
nie była moją dziewczyną. Jednakże, widząc jej ciepły uśmiech i szczerą radość,
jaka już od dawna nie gościła w jej oczach, nie byłem w stanie zdobyć się na
to. Nie mogłem nagle powiedzieć jej, że wolałem mężczyzn i zniszczyć tego dnia.
– Jesteś. Tak się cieszę, że skończyłeś
szkołę. Jestem z ciebie taka dumna – objęła mnie mocno. Pogładziła mnie
szczupłą dłonią po plecach, a mnie wydawało się, że na ułamek sekundy cofnąłem
się w czasie o jakieś dziesięć lat. Tę dekadę temu był chyba ostatni raz, gdy
tak mnie czule objęła. Z taką matczyną miłością i troską, jakby przez sam ten
dotyk chciała mi pokazać, jak bardzo mnie kochała. – Tata też by był.
Wydawało mi się, że coś we mnie zaczęło
gasnąć. Tak jak wraz z jej objęciem rozpaliło się we mnie coś w rodzaju
nadziei. Z jej ostatnim zdaniem miałem jednak wrażenie, jakby ktoś zakrył ten
malutki płomyk pod jakimś szklanym naczyniem. Tak jak nagle zaczął się tlić,
tak nagle zaczął umierać, aż zgasł. Wydawało mi się, że ktoś zaczął mi wiercić
dziurę w brzuchu.
– Później jadę z Hitomi do Sapporo.
Będzie też Hitsuji – oznajmiłem, gdy się puściliśmy.
– Ach tak? W porządku.
– Ale chyba zjesz obiad – rzuciła nieco
nadąsanym tonem Yuzuki.
– Jasne, brzdącu – zaśmiałem się, dając
jej lekkiego pstryczka w czoło.
– Yuzu specjalnie dla ciebie upiekła
ciasto!
– Naprawdę?! Wow, młoda! Muszę
koniecznie spróbować!
Siostra zarumieniła się lekko. Nie udało
jej się w żaden sposób ukryć radości, która płynęła z faktu, że ucieszyłem się
na wieść o cieście. Ale, co było najlepsze, szczerze się ucieszyłem. Byłem
pewny, że dobre ciasto jakoś podniesie mnie na duchu i przywróci do
rzeczywistości.
Czas do szesnastej zleciał w
zastraszającym tempie. Najpierw zjadłem z mamą i Yuzuki obiad, a później ciasto
na deser, a następnie spędziliśmy razem czas, grając w gry planszowe.
Popijaliśmy przy tym lemoniadę i słuchaliśmy radia. O czwartej po południu
musiałem wyjść z domu po Hitomi. Przyjaciółka również świętowała ze swoją
rodziną zakończenie szkoły. Szczerze, w całym swoim życiu nie przypuszczałem,
że ukończenie nauki na poziomie ogólniaka będzie dla całego świata tak ważnym
wydarzeniem.
Ubrany w zwiewną koszulę w hawajski wzór
zawitałem pod drzwiami Hitomi. Przyjaciółka z lekkim wahaniem przystała na
imprezę u Shiroyamy. W dodatku, jeszcze z moim chłopakiem! Nie dało się jednak
ukryć, wciąż była załamana po wczorajszym zerwaniu z mężczyzną swoich marzeń.
Jakoś się jednak trzymała.
– Jakoś nie jestem sobie w stanie tego
wyobrazić.
– Hm?
– To jakieś elitarne przyjęcie dla
wyjątkowych rodzynków, czy co? – rzuciła, gdy szliśmy na przystanek, skąd miał
nas odebrać Hitsuji. Byłem szczerze w szoku, że mój chłopak zgodził się na
wyjście do Shiroyamy i z nim. Cały ten dzień był jak jedna wielka abstrakcja!
Zdaje się, że tego dnia nawet niebo było zielone, a trawa niebieska.
– Nie nazwałbym nas wyjątkowymi.
– To o co chodzi?
– Zaprosił mnie i zaproponował, żebyście
też przyszli. Sam nie wiem.
– Jeżeli on ciebie tam dzisiaj nie
zerżnie, to przysięgam, że przestanie być moim ulubionym belfrem.
– Wiesz, że tego nie zrobi.
– A w końcu powinien! Wiesz, co dzisiaj
czułam, gdy poszedłeś z nim porozmawiać?
– No? Co?
– Napięcie.
Spojrzałem na nią nieco zbity z
pantałyku. Wspinaliśmy się akurat pod górkę w stronę przystanku. Hitomi
trzymała w dłoniach zrolowaną katanę. Zdaje się, że wzięła ją specjalnie na
wieczór, w razie, gdyby zrobiło się zimno. Sam niosłem prezentową torebkę, w
którą zapakowane było wino. Hitomi wzięła specjalnie ten prezent dla Shiroyamy
i Matsumoto, bo twierdziła, że nie wypadało przyjść do nich z pustymi rękoma.
Osobiście nie zawracałem sobie głowy takimi grzecznościami, oni zapewne też
nie.
– Napięcie? – powtórzyłem po niej. – Sam
nie wiem, co to było.
– Ależ tak! I to nie byle jakie
napięcie.
– Czekam, aż mnie w końcu oświecisz.
– Seksualne napięcie.
Popatrzyłem na nią, jakby była niespełna
rozumu, a ona mnie z głębokim przekonaniem w oczach. Nie mogłem się powstrzymać
i wybuchłem śmiechem.
– O co ci chodzi? – fuknęła.
– Raczej, o co tobie chodzi? – aż
musiałem przystanąć, żeby złapać oddech. Zgiąłem się w pół, łapiąc się pod
bokami. Po plecach spłynął mi pot, jak tylko się wyprostowałem.
– To był ten rodzaj napięcia, mówię ci.
To aż go otaczało, jak jakaś osłonka. A tak w zasadzie, to już się to za nim
ciągnie od jakiegoś czasu i z każdym dniem narasta. Mężczyźni mają coś takiego,
gdy brakuje im seksu albo na odwrót – jak nie tak dawno mieli jakiś udany
stosunek. Ewentualnie kilka. Kilkanaście. A ten jego facet, jak udało nam się
wcześniej ustalić, ze swoim partnerem ma życie seksualne godne pożałowania.
– Zdradzę ci sekret dnia wczorajszego –
powiedziałem, biorąc ją pod rękę. Ruszyliśmy dalej w naszą stronę. – Ten facet
bzyknął się wczoraj w szkole ze swoim partnerem, o którym tak mówiliśmy, że nie
daje mu dupy.
– Co ty pleciesz?! – teraz to ona
stanęła. Niemal roześmiałem jej się w twarz, choć w środku coś mi się
przewracało w żołądku na samo wspomnienie tej obrzydliwej sytuacji. –Skąd to
wiesz?!
– Niechcący podsłuchałem ich rozmowę na
korytarzu… Później wzięli klucz od gabinetu Shiroyamy i poszli się bzykać.
– To dlatego cię nie było! Szukałam cię!
– Przepraszam.
– Ale chwila. Oni… pieprzyli się w
szkole?
– Na to wychodzi. Chociaż nie wiem czy
poszli na całość.
– O rany! Teraz to ma sens!
– Co?
– To, jak wyglądali.
– Czy w stanie skrajnej rozpaczy byłaś w
stanie zwrócić uwagę na ich ubiór? Naprawdę? – nie ukrywałem niedowierzania.
– Ależ tak! Myślisz, że co? My, kobiety,
mamy podzielną uwagę. Natura tak nas obdarzyła, że możemy jednocześnie cierpieć
i mieć pełną świadomość tego, co dzieje się dookoła nas. Wyobrażasz sobie, że
bez czegoś takiego byłabym w stanie przetrwać okres? Bo ja nie.
– Błogosławmy zatem matkę naturę.
Dotarliśmy na przystanek niecałe trzy
minuty przed tym, jak Hitsuji zadzwonił do mnie z wieścią, że za chwilę będzie.
W samą porę. Niedługo później siedzieliśmy w jego Jaguarze z otwartymi na
oścież oknami. Zająłem miejsce pasażera, Hitomi usiadła z tyłu. Przedstawiłem
ich sobie, bo chyba jeszcze wcześniej nie było okazji, by się formalnie poznali
twarzą w twarz. Przywitali się ze sobą, wymienili jakieś typowe grzeczności. I
tyle. Jechaliśmy, a Mark Ronson i Boy George śpiewali w duecie Somebody to Love Me w jakimś radio z
zachodnimi hitami. Słuchając tej piosenki, wydawało mi się, że mam jakieś
pięćdziesiąt lat.
Wystawiłem nieznacznie łokieć za okno,
zimny wiatr smagał przyjemnie moją skórę w ten gorący, czerwcowy dzień.
Spojrzałem na mojego chłopaka z czymś w rodzaju zauroczenia. Sam już nie
wiedziałem czasami, co czułem w stosunku do niego. Momentami wydawało mi się,
że go nienawidziłem, a czasami kochałem go, jakby całym swoim sercem i sobą.
Wtedy chyba nawet go trochę kochałem lub tak mi się jedynie wydawało.
Dotarliśmy do legendarnej posiadłości
Shiroyamy i Matsumoto kilkanaście minut po siedemnastej. Ufaliśmy jednak, że
gospodarze wybaczą nam ten mały poślizg czasowy.
Podobnie, jak już raz mi się to kiedyś
zdarzyło, otworzył mi pan Maeda. Mężczyzna wpuścił naszą trójkę bez zbędnych
komentarzy. Wszyscy przywitaliśmy się z nim, a on z nami. Trzymał na wpół
wypity kieliszek białego wina i zdawało się, że nie była to pierwsza lampka.
Czyli impreza trwała w pełni, a pomysł Hitomi o wzięciu butelki wina był
całkowicie trafiony.
– Już dawno nie widziałem tylu ludzi w
tym domu – oznajmił, prowadząc nas do salonu, choć moglibyśmy wszyscy trafić
tam bez najmniejszego problemu.
Tak jak Hitsuji był całkiem opanowany,
tak Hitomi rozglądała się nieznacznie. Na widok salonu stanęła niemalże jak
wryta. Cóż, ja zareagowałem podobnie, gdy byłem tam pierwszy raz, więc wcale
jej się nie dziwiłem.
A faktycznie, trochę ludzi tam było. W
salonie i na werandzie koczowało towarzystwo z powszedniej imprezy – Kanegawa,
Kurogane (tym razem bez córki), państwo Maeda, gospodarze, a w dodatku kręciły
się tam jeszcze cztery młode kobiety. Na dokładkę przyszła nasza trójka. Nie
licząc więc dzieci, było nas trzynaście osób. Czułem się odrobinę nieswój w tak
sporym gronie. W dodatku były osoby, których w ogóle nie znałem.
Hitomi odłożyła torebkę z winem na
kuchenną wyspę, gdzie znajdowały się też inne pakunki. Były tam prezenty
zapakowane jak dla osób dorosłych, ale też i stricte jak dla małego dziecka.
Gdy zobaczyłem białą torebkę w błękitne paski z napisem It’s a boy!, to wydawało mi się, że zwymiotuję za moment to pyszne
ciasto, które upiekła dla mnie Yuzuki. Kompletnie zdążyłem wyprzeć z umysłu
fakt, że w życiu mojego byłego nauczyciela historii oraz jego partnera miało
pojawić się jeszcze jedno dziecko.
– Ach, Itsuki! – Matsumoto dostrzegł
mnie z werandy. Siedział na podłokietniku ratanowego fotela, na którym siedział
Shiroyama i opierał się lekko o jego ramię. Ten drugi tylko odwrócił się do nas
nieznacznie, po czym uniósł lekko szklankę z jakimś, zapewne procentowym,
napojem i uśmiechnął się. Lekarz oddał mu swój kieliszek wina, po czym poszedł
do nas. Uściskał każdego z osobna na przywitanie. Zdaje się, że był już w
świetnym humorze.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry, dzień dobry! – roześmiał
się wesoło. – Jak się macie, absolwenci?
– Świetnie – odparł Hitsuji. – W sumie,
to jest mi tak lekko.
– Prawda? A poczekajcie na koniec
studiów, to dopiero będzie lekkość!
– Jeszcze kilka lat.
– Aha, aha. A jak ty się masz,
księżniczko? – mężczyzna położył lekko dłonie na ramionach. Hitomi z lekka się
speszyła, jednak po chwili wydawało mi się, że wszelki stres umyka z jej ciała,
jakby za sprawę dotyku Matsumoto. W jednym momencie uśmiechnęła się szeroko.
– Już lepiej, dziękuję. Czy pan jest z
Shimane?
– Huh? Nie. Ale mieszkałem tak kilka lat
w czasie studiów – odparł. – A coś się stało?
– Ma pan taką manierę w głosie –
powiedziała, wykonując ręką gest, jakby szukała jakiegoś odpowiedniego słowa,
ale nie mogła go znaleźć. – Wie pan…
– Delikatnie zaciągam?
– Tak, coś w tym rodzaju!
– Po alkoholu to mi się zdarza – zaśmiał
się. – Yuu bardzo mi na to zwraca uwagę, ale sam, jak mówi po pijaku, to
czasami trudno go zrozumieć.
– W ogóle, nie jest pan stąd, prawda?
Matsumoto uśmiechnął się lekko. Zabrał
ręce z jej ramion, po czym sięgnął po torebkę z winem od nas. Z jakiegoś powodu
miałem wrażenie, że otoczyła nas nieco niezręczna atmosfera, jakby zadano
naprawdę niewygodne pytanie, na które wcale nie chciano udzielać odpowiedzi. Ale
to był strzał w dziesiątkę. Wydawało mi się, że moje poczucie wartości jakby
skoczyło w górę o tysiąc procent. Przez cały ten czas, odkąd tylko poznałem
Matsumoto, widziałem wyłącznie jego pewną siebie i raczej miłą stronę, od
której idealności zbierało mi się już na wymioty. Teraz był ewidentnie speszony
i widać było jak na dłoni, że wcale nie miał ochoty odpowiadać na tego typu
pytanie. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego.
– Nie – odparł lakonicznie. Wyciągnął
wino. Przyglądał się etykiecie, jakby uważnie ją studiował i dokładnie czytał,
co było na niej napisane. Kto, do cholery, czytał etykiety win? – Shiraz?
– Tak – odparła Hitomi z uśmiechem.
Wymieniliśmy z Hitsujim znaczące spojrzenia. On również zauważył, że lekarz
zrobił się nieco spięty. – Pomyślałam, że Shiraz będzie odpowiedni. Jest dość…
– Neutralny – podsunął lekarz,
odstawiając butelkę na wyspę. – Bardzo lubię Shiraz. To od was?
– W zasadzie, to od Hitomi – zaśmiałem
się. – Ona o wszystkim pomyślała.
– Tak to jest z kobietami – westchnął
Hitsuji.
– Ach, no tak bywa – Matsumoto zaśmiał
się. Zdaje się, że wciąż miał ściśnięte gardło. Wszystko było takie
nienaturalne z jego strony, jakby ktoś właśnie zabrał jakiś element z jego
poukładanego życia, a on próbował jakoś to naprawić lub też zastąpić ten
element czymś innym, mniej pasującym.
– A to skąd pan jest? – Hitomi nie
ustępowała. Ton głosu miała tak niewinny, a tak doskonale wiedzieliśmy, że
intencje już takie nie były.
– Z Tokio – lekarz podszedł do szafki,
po czym wyciągnął z niej trzy kieliszki do wina i postawił je obok siebie na
blacie wyspy. Wyciągnął z szuflady korkociąg, otworzył sprawnie butelkę, odpakowując
najpierw główkę z foli zabezpieczającej i nalał nam idealnie po równo do
kieliszków. Przesunął je w naszą stronę, nie pytając wcześniej czy ktoś nie
pije. Spodziewałem się, że mój chłopak odmówi, ale sięgnął po lampkę wina wraz
ze mną i Hitomi. – Może chcecie coś do jedzenia? – spytał.
– Za chwilę – odparłem. – Bardzo
dziękujemy.
– Jasne. Jak coś, to grill jest na
werandzie. Są też sałatki i tam – wskazał na jedną z kuchennych szafek
zastawioną najróżniejszymi talerzykami i miseczkami z kolorowym jedzeniem –
jest mini szwedzki stół. Bierzcie co chcecie i ile chcecie. Ogólnie, czujcie
się jak u siebie.
– Mi
casa es su casa – powiedział Hitsuji, łapiąc mnie nieznacznie w pasie.
Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten gest.
– Dokładnie! – gospodarz roześmiał się.
– Aha, no właśnie! Byłbym zapomniał – mamy zamiar wyjść około dwudziestej
pierwszej. Również idziecie z nami, prawda?
– Oczywiście!
– Świetnie – lekko klasnął w dłonie, po
czym wrócił na werandę.
Odprowadziliśmy go całą trójką wzrokiem.
Wrócił na swoje miejsce na podłokietniku obok Shiroyamy. Wziął od partnera swój
kieliszek wina i zdaje się, że cała impreza toczyła się w dalszym ciągu swoim
przyjemnym tempem.
– Co to w zasadzie było? – wymamrotał
Hitsuji. Powąchał wino, pociągając nozdrzami, a następnie wziął łyk. – Fuj!
Jakie to gorzkie! – niemalże wypluł trunek.
– Bo to wytrawne wino – odparła Hitomi,
niemalże wywracając oczami. – Właśnie… Sama bym chciała wiedzieć, co to było.
– Pierwszy raz widziałem, by ten facet
tak się… spiął. Wiecie… Ewidentnie nie pasowało mu to, o co zapytałaś.
– A to było zwyczajne pytanie – Hitsuji
podjął kolejną próbę przekonania się do wina. Znów wziął łyk, a następnie
przełknął trunek, krzywiąc się przy tym, jakby jadł najkwaśniejszą na świecie
cytrynę. – O co mu chodzi?
– Nie mam pojęcia – Hitomi pokręciła
głową. – Ale mam wielką ochotę się dowiedzieć. W końcu, kto przeprowadza się z
Tokio w takie miejsce? No dobra, zdarza się, to fakt. Ale! Kto przeprowadza się
z Tokio w takie zapomniane przez bogów miejsce i denerwuje się na pytanie, skąd
jest? To jest dopiero zagadka.
– Aż mnie to zaczęło ciekawić –
przyznałem.
– Możecie odpuścić? Facet może mieć po
prostu jakąś traumę, a wy robicie z tego jakiś komiks detektywistyczny.
– Wydawało mi się, że lubisz Studio DC.
– Tak, ale to jest prawdziwe życie.
Odpuście sobie. Chociaż dzisiaj.
Zrobiliśmy tak, jak poprosił nas o to
Hitsuji. Choć z początku zaczęła zżerać mnie ciekawość. Co to w ogóle była za
scena! Speszony Matsumoto wyglądał tak, jakby miał ochotę zaraz uciec. Ale chociaż
na moment musieliśmy o tym zapomnieć i wpasować w tłum spożywających alkohol.
Inspektora Kurogane unikałem jak ognia. Mimo że od czasu do czasu czułem na
sobie jego wzrok, to nie potrafiłem na niego zwyczajnie spojrzeć. Po tym, jak
potraktował moją matkę, jak zgasił w niej nadzieję na możliwość rozwiązania
zagadki, jaką spowijała śmierć taty, nie miałem już do niego niczego – nawet
szacunku. Kanegawa z kolei, który dzielnie, wraz z panem Maedą, robił za
lokalnego błazna tego wybitnego zgromadzenia, irytował Shiroyamę, rzucając
jakieś komentarze odnośnie Matsumoto, a raczej ich związku. Shiroyama z
początku starał się brać to z przymrużeniem oka i śmiał się nawet z niektórych
rzeczy, ale w pewnym momencie coś go jakby ruszyło w ego lub męską dumę. Był to
moment, kiedy to Matsumoto włączył się do jakiejś historyjki, którą piłkarz
właśnie uskuteczniał. Nie mogłem odmówić tego, że miała przezabawną puentę, a
jeszcze opowiadanie w dynamiczny sposób przez Kanegawę i Matsumoto
jednocześnie sprawiło, że w ogóle nie
straciłem skupienia. W dodatku, dodawało to realności.
Historia opowiadała o jakiejś sytuacji z
gimnazjum, której Kanegawa i Matsumoto byli uczestnikami i skupiała się ona na
ich związku. W dodatku… na tej bardziej intymnej części. Cała akcja rozegrała
się w szkole i chodziło o nieudane pierwsze zbliżenia, którym przeszkodził
nauczyciel, co skończyło się wielkim zażenowaniem obojga stron. Sytuacja wtedy
musiała wydawać się tragiczna, ale obecnie była przekomiczna. Wszyscy się
śmiali, tylko nie Shiroyama, który uśmiechał się krzywo, patrząc ni to na
swojego partnera, ni to na Kanegawę, jakby nie wiedział, gdzie w ogóle powinien
utkwić wzrok.
– Rany, co to było! – Matsumoto łapał
oddech, pokładając się ze śmiechu. Złapał za ramię swojego partnera, próbując
nie spaść przy tym na ziemię. Policzki miał wesoło rumiane z emocji i wypitego
alkoholu.
– Pamiętam, jak się później do mnie
przez cały dzień nie odzywałeś!
– Bo było mi głupio!! A tobie nie? Ty ze
spuszczonymi spodniami, ja na klęczkach przed tobą i nagle wchodzi nauczyciel…
Myślałem, że się zapadnę pod ziemię!
– Świetna zabawa, nie ma co – wtrącił
Maeda, który również śmiał się do rozpuku. Trzymał swoją żonę za rękę, a ta
lekko opierała się o jego ramię, jakby miała za moment zasnąć. Słuchała jednak
wszystkiego, śmiała i również odzywała się co jakiś czas.
– Możemy to kiedyś powtórzyć – Kanegawa
puścił oczko Matsumoto, a ten zaśmiał się w głos. – Jak będziesz chciał kiedyś
przed kimś poklękać, to wiesz…
– O nie! Nie chcę cię rozczarować, ale
jest tylko jeden mężczyzna, przed którym klęczę i na twoje nieszczęście, to nie
ty.
Po towarzystwie rozszedł się szmer zmieszanego
ze śmiechem uuu, charakterystycznego
dla sytuacji, gdy któraś ze stron rzucała właśnie coś jednocześnie
prowokacyjnego, ale i ucinającego dyskusję tak, że ta druga strona mogła się
tylko niezręcznie wycofać w cień.
– Teraz mi smutno.
– A nie powinno!
Poczułem, jak Hitsuji kładzie mi dłoń na
kolanie. Wiedziałem, o czym właśnie pomyślał, ale jedynie zaśmiałem się, kręcąc
przy tym głową. Zauważyłem też, że z towarzystwa ubyła Hitomi. Rozglądałem się
chwilę za nią, aż dostrzegłem ją przy huśtawkach i piaskownicy na podwórzu.
Stała tam wraz z tymi czterema kobietami i trójką dzieci. Maluchy huśtały się
wesoło, w ogóle nie mając pojęcia o tym, że jeden z ich ojców właśnie opowiadał
o nieudanych próbach robienia loda swojemu byłemu chłopakowi w szkolnej toalecie.
Swoją drogą, te cztery dziewczyny…
kobiety? Sam do końca nie wiedziałem, jak powinienem je określić. Nie były
jakoś specjalnie ode mnie starsze, ale nazywanie je po prostu dziewczynami
wydawało mi się nieodpowiednie. W każdym razie, cała ta osobliwa czwórka
naprawdę przykuwała uwagę. Każda z nich była inna – jedna miała ogoloną głowę
niemal na łyso, druga była ruda jak dojrzała marchewka, trzecia wyglądała jak
typowa okularnica-kujonka, a ostatnia miała kształty tak obfite, że tuzin
mężczyzn mógłby w nich utonąć i to dosłownie. Zdawały się mieć naprawdę dobrą
więź z dziećmi. Bawiły się z nimi, co chwilę któraś z nich przechodziła przez
werandę z którymś z maluchów. Opiekowały się nimi, jakby to były ich dzieci i…
kto to wiedział, może tak było. Może Matsumoto i Shiroyama przyjmowali pod swój
dach dzieci młodych kobiet, niezdolnych do samodzielnego wychowania potomstwa i
zapewnienia mu należytego dobrobytu. Wraz z tokiem rozmowy obiło mi się o uszy,
że czwórka ta była byłymi uczennicami pana Shiroyamy. Czyli można było
powiedzieć, że mężczyzna w pewnym sensie kolekcjonował swoich podopiecznych. A
w każdym razie, miał z nimi dobry kontakt i utrzymywał z nimi pozytywne stosunki.
Jakiś czas później Hitomi wróciła na
werandę, ale nie sama. Niosła rudego kota, którego niespodziewanie położyła mi
na kolanach. Niemalże podskoczyłem, czując i widząc tę rudą bestię na sobie.
Ledwo powstrzymałem się od krzyku, ale jeszcze tego brakowało. Wszyscy
roześmiali się na moją niecodzienną reakcję, ale co mogłem poradzić. Wciąż
pamiętałem, jak ta ruda małpa zaatakowała mnie, gdy po raz pierwszy zostałem w
tym domu na noc. Bardzo nie chciałem pamiętać tamtego momentu, jednak nie
potrafiłem wymazywać sobie pamięci. Matsumoto zawołał do siebie kota po
imieniu. Zwierzątko posłusznie przybiegło do niego, a ten wziął je na kolana,
głaszcząc przy tym za uchem. Kot zaczął mruczeć, wygodnie rozkładając się na
nogach lekarza.
– O, moje kochanie, tu jesteś – zaśmiał
się Matsumoto.
– Ty czulej do tego kota mówisz niż do mnie
– westchnął Shiroyama.
– Bo na to zasługuje. I tyle lat już
minęło, a ty nadal jesteś o niego zazdrosny. Zdumiewające!
– Jak widać, jest o co – wtrąciła pani
Maeda.
– Czyżby rozchodziło się o zoofilię? –
mruknął Kurogane.
– Jeszcze czego!
Impreza trwała w najlepsze i wszyscy
pili, świetnie się przy tym bawiąc. Z tym, że nie było to takie bezsensowne
picie, byle tylko się upić, jak z reguły bywało. To było opijanie wielu rzeczy,
ale z dobrym smakiem i w odpowiednim tempie. Były toasty za rozwój firmy pana
Shiroyamy, za ich nowe dziecko. Oprócz tego, wzniesiono kieliszki na wieść o
awansie drużyny Kanegawy, o powrocie pani Maedy do szkoły na swoje stanowisko i
jakże ciekawej wiadomości, jaką było rozwiązanie jakiejś tajemniczej sprawy
przez inspektora Kurogane. Na to ostatnie wszyscy zaczęli wypytywać, czego
dokładnie dotyczyło całe przedsięwzięcie, jednak policjant oznajmił, że nie
może ujawniać szczegółów. Powiedział jednak, że chodziło o jakiś niewielki gang
narkotykowy, lecz resztę musiał zostawić dla siebie.
– Pan inspektor jak zwykle tajemniczo
profesjonalny – zaśmiał się Shiroyama, biorąc jedną z córek na kolana, gdyż ta
nagle zaczęła mu się na nie wciskać. Objął ją, ale ona nie poprzestała i
zaczęła się na niego wspinać. Zaplotła ręce wokół jego szyi i wtuliła się w
niego. – Co się stało, myszko?
– Daj – Matsumoto zabrał swojemu
partnerowi i tak już pustą szklankę od drinka. Odstawił ją na stolik obok
grilla.
– Widzisz, Yuu, taka praca policjanta.
Same sekrety! – rzucił pan Maeda.
– Mhm… Ktoś tu jest śpiący, co? –
westchnął Shiroyama, wstając z córką na rękach. W jego ramionach wyglądała tak
krucho i drobnie, jakby w ogóle nie była żywą istotą, tylko szmacianą lalką.
Mała pokiwała głową na stwierdzenie swojego ojca.
– Już? – Matsumoto wyciągnął z tylnej
kieszeni spodni telefon, sprawdzając godzinę. – Kochanie, nie ma nawet
dwudziestej.
Shiroyama pochylił się do Matsumoto i
powiedział mu coś na ucho. Ten jedynie wydał z siebie odgłos, jakby dotarła do
niego jakaś oczywista oczywistość. Były historyk poszedł z córką do wnętrza
domu.
– Coś się stało? – zapytałem nieśmiało.
– Ach, nie. To tylko… Takie dziecięce
zabawy.
– A właśnie, miałam zadzwonić do mamy i
spytać o dzieciaki – oznajmiła pani Maeda, szukając komórki w niewielkiej,
bordowej torebce.
– Pewnie już oboje śpią, daj spokój.
Obudzisz je – powiedział jej mąż.
– Dziecięce zabawy? – mruknął Hitsuji
pod nosem, duszkiem dopijając swojego drinka. Popatrzyłem na niego i byłem
pewny, że będzie pierwszą osobą, która odpadnie z towarzystwa, a jednocześnie
zrezygnuje z dalszej zabawy. Najpierw na siłę wypił pół butelki wina, którą
przynieśliśmy, a później wlał w siebie kilka drinków, które robili Maeda i
Kanegawa. Szczerze powiedziawszy, tylko inspektor Kurogane był w tym
towarzystwie niepijący. Nie licząc, oczywiście, tych czterech kobiet, które
zajmowały się dziećmi.
Impreza przeniosła się po dwudziestej
pierwszej. Matsumoto i Shiroyama położyli dzieci spać, więc dorośli oficjalnie
mogli ruszyć w miasto. Hitsuji, pomimo moich usilnych próśb, nie zwolnił z
drinkami i był już całkiem pijany. Jednak nie na tyle, by rezygnować z dalszej
zabawy. Sam czułem się naprawdę swobodnie i dobrze, ale świadomość, że będę
musiał pilnować swojego chłopaka przez resztę wieczoru wisiała, nade mną jak nieuchronne
przeznaczenie. Z faktu, iż inspektor Kurogane był niepijący w towarzystwie,
zapadła decyzja, że podwiezie on mnie, Hitomi, Hitsujiego oraz Kanegawę w nasze
docelowe miejsce. Shiroyama, Matsumoto oraz państwo Maeda mieli wybrać się
taksówką. Jechaliśmy więc radiowozem w stronę gejowskiej dzielnicy – o, jak
zabawnie. Po drodze Kanegawa zabawiał wszystkich jakimiś niezbyt interesującymi
anegdotkami, a inspektor z całych sił starał się powstrzymywać przed tym, by
nie zatrzymać się i nie kazać mu wysiąść. Atmosfera była dosyć napięta, to
trzeba było przyznać. Nie tylko dlatego, że żadne z nas nie wiedziało do końca,
w jaki sposób rozmawiać z policjantem, a w dodatku, sam jakoś nie pałałem sympatią do inspektora.
Jakby tego było mało, mężczyzna nawet nie raczył włączyć radia, by chociaż ono
zapełniało cichą przestrzeń. Co jeszcze, jak na złość, był dość spory ruch, jak
na tę porę dnia. Lub też raczej wieczoru. Aż mi się w żołądku wszystko
przewracało z tego wszystkiego.
– Możemy włączyć koguta? – zapytała w
pewnym momencie Hitomi. Inspektor aż odwrócił się w jej stronę na ułamek
sekundy.
– Nie – odparł krótko. – Bo wszyscy
będziemy mieć problemy.
– Nawet na chwilę nie możemy? –
nalegała. – Jak coś, to powiemy, że ktoś ukradł panu wóz, a później zwrócił.
Sprawa się nie wyda.
– Czyli tak: chcesz spreparować
kradzież, użyć bez powodu policyjnej sygnalizacji, a w dodatku składać fałszywe
zeznania?
– Nie powiedziałam, że chcę – zaśmiała
się. – Ale mogłabym.
Policjant roześmiał się. Ta krótka
rozmowa rozluźniła odrobinę atmosferę.
Kurogane oznajmił, że nie pójdzie z nami
do klubu, gdyż z samego rana czekała go służba. Odstawił nas więc w bezpiecznym
miejscu, które nie rzucało się jakoś mocno w oczy i kazał gdzieś poczekać na resztę
towarzystwa. Zachowywał się trochę jak taki typowy, nadopiekuńczy ojciec. Gdy
już wysiadaliśmy, poprosił, żebym został na chwilę. Z racji, że siedziałem
pośrodku tylnego siedzenia, to i tak nie miałem zbytniego wyboru. Kanegawa już
dawno wysiadł, a drzwiczki po moich bokach zatrzasnęły się niemal jednocześnie.
– Itsuki – zaczął, odwracając się do
mnie ze swojego miejsca – wiem, że masz mi za złe to, co powiedziałem. Ale
wierz mi, tak jest lepiej.
– Wiem. I wierzę panu.
– Miałem dobre intencje.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Nie musisz się więc na mnie boczyć.
– Nie muszę, ale mogę.
Zaśmiał się.
– Wiesz co? Jednak jesteś trochę
zadziorny.
– Ale tylko trochę.
– No właśnie. Mam do ciebie prośbę.
– Jaką?
– Nie prowokuj Matsumoto. Wiem, że ta
sympatia do twojego nauczyciela ci nie przeszła, ale dobrze ci radzę, nie rób
dzisiaj nic głupiego.
– Nie miałem w sumie zamiaru. Ale… mogę
o coś spytać?
– Słucham?
– Skąd pan ich zna?
– Huh? – popatrzył na mnie, jakby nie
zrozumiał pytania.
– Jak pan poznał Shiroyamę i Matsumoto?
– doprecyzowałem.
– Na żaglach – odparł z lekkim
uśmiechem.
Wysiadłem z radiowozu. Kurogane za
chwilę odjechał. Hitomi i Hitsuji spojrzeli na mnie oczami pełnymi niemych
pytań, natomiast Kanegawa zdawał się nie być w ogóle poruszony tym, co właśnie
zaszło.
Niedługo później byliśmy już w
komplecie. Szczerze? Czułem ekscytację i zdenerwowanie jednocześnie. Nigdy
wcześniej nie byłem w żadnym klubie, a co dopiero gejowskim. Wszyscy skierowaliśmy się do miejsca, które na tanie
nie wyglądało. No ba, już na wstępie trzeba było zapłacić. Byłem dosłownie
oszołomiony. Gay Village było jak wyrwane prosto z jakiejś kolorowej baśni. I
to dosłownie! Wszędzie było tyle kolorów i nie chodziło wcale o tęczę. Każdy
był ubrany inaczej, niektórzy na luźno, inni elegancko w garniturach czy
wytwornych sukienkach, a jeszcze inni szaleli w wysokich koturnach rodem z lat
osiemdziesiątych i afro perukach. Już na wstępie do klubu wydawało mi się, że
przenoszę się do zupełnie innego świata. Najpierw przeszliśmy przez dwóch
rosłych ochroniarzy, u których też należało uiścić opłatę za wstęp. Shiroyama oznajmił,
że dzisiaj on stawia z racji, że był to wyjątkowy dzień. W duchu byłem mu
wdzięczny, bo chyba nie jadłbym już nic do końca miesiąca, gdybym teraz miał
zapłacić za sam wstęp do tego miejsca. Dalej musieliśmy odebrać pieczątkę i
papierową opaskę z logiem klubu na nadgarstek. Byłem urzeczony osobliwą dwójką,
która miała nas przy tym obsłużyć. Obok kobiety, ubranej w obcisłą sukienkę do
kolan, stał mężczyzna wyłącznie w obcasach i obcisłych slipach w kolorze
neonowej zieleni. Bardzo starałem się na żadne z nich nie gapić i ledwo mi się
to udawało.
– Hej-ej! – rzucił niespodziewanie
mężczyzna w slipach. Mimowolnie wszyscy na niego spojrzeli. Oczywiście, że
mówił do Shiroyamy. – Ale z ciebie ciacho!
– No wiem – odparł ze śmiechem.
– Dałbyś sobie postawić drinka? Albo coś
innego…
– Nie w pracy! – kobieta dźgnęła łysego
łokciem w bok. Facet odskoczył od niej zgrabnie, lekko się zginając. – Wiem, że
podrywanie pijanych gości jest szczytem twoich możliwości, ale darowałbyś sobie
czasami.
– Nic nie szkodzi! Ale to raczej nie
wyjdzie, przykro mi – powiedział historyk.
– Och? Ach tak? A dlaczego nie? –
mężczyzna w slipach zdawał się być bardzo niepocieszony.
Wówczas do akcji wkroczył Matsumoto.
Splótł swoją dłoń z dłonią Shiroyamy, a następnie uniósł je do góry, wskazując
przy tym palcem wolnej ręki na obrączkę, którą nosił jego partner. Mężczyzna w
slipkach uniósł dłonie w poddańczym geście i więcej się nie odzywał.
Wkroczyliśmy więc do klubu.
Zabawa płynęła i to dosłownie. Przez
pierwsze dwie godziny praktycznie wszyscy szaleli na parkiecie, robiąc co jakiś
czas krótkie przerwy na drinka albo na toast szotami. Nigdy w życiu nie
spodziewałem się, że będę bawić się z o tyle starszymi od siebie ludźmi w
klubie. W dodatku ze swoim byłym nauczycielem historii, w którym skrycie się
podkochiwałem i z jego facetem, którego z całego serca nie znosiłem.
Po jakimś czasie dopadło mnie zmęczenie.
Skierowałem się więc z Hitsujim na kanapę w jakiejś wolnej loży. Spletliśmy
dłonie, mój chłopak położył mi głowę na ramieniu, mrucząc coś przy tym.
Niedługo później dołączyła do nas Hitomi z panią Maedą, a chwilę później jej
mąż i Kanegawa. Spojrzałem na całe towarzystwo. Wszyscy byli zmęczeni, ale w
dobrym tego słowa znaczeniu. Państwo Maeda przytulili się do siebie, wygodnie
wciskając się w kąt kanapy. Całowali się co jakiś czas, niby to dyskretnie, ale
nijak nie dało się nie zauważyć, że jeszcze chwila, a zaraz się zaczną
rozbierać. Kanegawa spojrzał znacząco na Hitomi, a ta aż odsunęła się od niego
z obrzydzeniem.
– Nie, dzięki. Dopiero co się z kimś
rozstałam – fuknęła.
– Opowiedz mi o tym – odparł
sarkastycznie piłkarz.
Ku memu zdziwieniu, niedługo później
zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać. Tylko mój facet był jakiś małomówny.
Spojrzałem na niego, zaintrygowany tym, dlaczego tak mało się odzywał. Hitsuji
powoli odpływał do krainy snów na tej kanapie. Dla niego impreza ewidentnie
dobiegała końca.
– Jak ty wrócisz w takim stanie do domu?
– westchnąłem, ujmując jego twarz w obie dłonie. – Rodzice cię chyba
wypierdolą.
– Daj spokój – westchnął, całując mnie
nieznacznie w szyję. – Prześpimy się pod mostem. Albo nie wrócimy do domu.
Uciekniemy.
– Jak romantycznie! – roześmiałem się. –
I dokąd chcesz uciec?
– Hen daleko, gdzieś z tobą.
Kilka minut później dosiadł się do nas
Shiroyama. Ogarnął całe towarzystwo wzrokiem, na końcu patrząc na nas, a w
szczególności na mojego chłopaka, który wręcz na mnie wisiał.
– Dobrze się czujesz? – spytał.
– Huh? – mruknął Hitsu.
– Pan Shiroyama pyta się ciebie czy się
dobrze czujesz – niemalże krzyknąłem memu lubemu do ucha.
– Aha. Tak! Tylko trochę chce mi się
spać.
– Raczej nie wróci tak do domu? –
Shiroyama wziął miseczkę z orzeszkami, która stała na stoliku i zaczął
podjadać. – Ale bym zapalił.
– Rzuciłeś, śmieciu! – ryknął Maeda z
drugiej strony stolika. Aż prawie podskoczyłem z zaskoczenia.
– Wiem, kretynie!!
– Raczej nie. Muszę coś wymyśleć –
odpowiedziałem na pytanie byłego nauczyciela.
– Niedaleko jest love hotel – powiedział
historyk. – Mamy zamiar zostać tam na noc. Może też tam przenocujecie?
– No nie wiem. Uhm… Hitomi?!
– Hm? – dziewczyna ledwo oderwała się od
rozmowy z piłkarzem. – Co?!
– Love hotel?!
– Co?!
– Zostajemy na noc?!
– Okej! – pokazała mi kciuk w górę.
– To świetnie. A teraz przepraszam, ale
muszę uratować mojego męża.
– Co takiego?
Nim zdążyłem zadać to pytanie, Shiroyama
już dawno wstał i ruszył w stronę parkietu. Dostrzegłem tam Matsumoto, który
kręcił się w przyjemnym upojeniu między jakimś facetem z wąsami a mężczyzną,
który pewnie mógłby być jego dziadkiem. Zdaje się, że nie tylko mnie ciągnęło w
stronę starszych. Shiroyama zgrabnie prześlizgnął do swojego partnera, który
próbował się wyplątać z uścisku ramion jednego z mężczyzn. Zdaje się, że bardzo
nie miał ochoty na jakąkolwiek bliskość ciała, które nie było jego mężem.
Historyk wręcz porwał go ku sobie. To było tak nagłe, że Matsumoto z początku
nie zdawał sobie sprawy z tego, kim była osoba, która właśnie go uratowała i
próbował się wyrwać jak ryba na haczyku, którą ktoś dopiero co wyciągnął z
wody. Kiedy tylko uświadomił sobie, że osobą, od której tak chciał się uwolnić,
był jego mąż, uspokoił się i rzucił mu się na szyję. Bujali się tak na boki
przez kilka nieskończenie długich chwil, przytulając się do siebie tak ściśle,
jakby byli dwiema ogromnymi sardynkami wciśniętymi w ciasną puszkę. Wydawało mi
się, że cały zacząłem płonąć od środka.
Sam już nie wiedziałem czasami, czego
zazdrościłem Matsumoto. Wymarzonego mężczyzny czy też więzi, która ich łączyła.
A może poukładanego, porządnego życia, pięknego domu, wymarzonej rodziny? Nie
wiedziałem. Ale byłem pewny, że nadszedł ten moment, gdy zrozumiałem, że może
wcale nie pragnąłem tak bardzo Shiroyamy. Bardzo możliwe, że po prostu przez
cały ten cholerny czas marzyłem o tym, by stać się jak Matsumoto. By mieć
pieniądze i wszystko, czego bym tylko sobie zamarzył, w tym cudownego
mężczyzny, który kochałby mnie całym sobą. A zdaje się, że właśnie w taki
sposób Shiroyama kochał Matsumoto i vice versa. Nijak nie mogłem konkurować z
czymś takim. Od początku byłem na przegranej pozycji, jednak dopiero wtedy to
do mnie dotarło. Wówczas zrozumiałem, jaki głupi byłem.
Wyszliśmy z zatłoczonego klubu po około
następnej godzinie. Dochodziła pierwsza nad ranem. Do wschodu słońca pozostały
niecałe trzy godziny. Hitomi dumnie narzuciła na siebie katanę, którą wzięła, a
my z Hitsujim objęliśmy się w odrobinę pijacki sposób. Choć było naprawdę
ciepło, to zerwał się porywisty wiatr. Aż żałowałem, że sam nie wpadłem na to,
by ubrać coś jeszcze na siebie. Kanegawa stanął przy Hitomi, próbując się w nią
wtulić, jednak ta zdecydowanie się odsunęła, dołączając do splotu, jaki
tworzyłem ze swoim chłopakiem. Państwo Maeda wydawali się być już zmęczeni tym
wszystkim i śpiący, z kolei Matsumoto i Shiroyama zdawali się mieć jeszcze mnóstwo
energii. Z jakiegoś powodu poczułem się przy nich naprawdę staro. Byłem od nich
dość młodszy, a wydawało mi się, że fizycznie byłem starszy od tej pary o
jakieś trzydzieści lat. W głowie mi szumiało od głośnej muzyki, w dodatku
przyjemne upojenie alkoholowe ustępowało lekkiemu rozdrażnieniu i senności.
– Zapomniałem kurtki – powiedział
niespodziewanie Matsumoto, gdy padła decyzja, że zajdziemy jeszcze do jakiegoś
baru na ostatniego drinka, a następnie pójdziemy do hotelu. Wyciągnął z
kieszeni spodni numerek z szatni. Wszyscy jęknęli cierpiętniczo, w tym nasza
trójka.
– Tyle lat, a ty się nic nie zmieniłeś w
pewnych sprawach – stwierdził Kanegawa.
– Przepraszam! Na śmierć zapomniałem.
– Brawo, Takanori – rzuciła nieco
sarkastycznie pani Maeda. Jej mąż zaklaskał, wtórując jej.
– Mhm. To wy już idźcie do baru, a ja
wrócę po kurtkę – Shiroyama niemalże wyrwał Matsumoto numerek z dłoni.
Mężczyzna błyskawicznie wrócił do klubu.
Najpierw jednak musiał przekonać dwóch ochroniarzy, że miał zamiar wejść
wyłącznie po zapomniane odzienie. Chwilę z nimi rozmawiał. Pokazał im numerek i
wskazał na nas. Mężczyźni powiedli na nas wzrokiem, czy też raczej łypnęli. Tak
rosłych karków chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Musiałem przyznać, że
Shiroyama wyglądał przy nich na naprawdę malutkiego i zgrabnego. Choć zdaje
się, że ich rozmiar nie robił na nim żadnego wrażenia. Po krótkich
pertraktacjach mój były nauczyciel został wpuszczony do klubu. Chociaż
Shiroyama powiedział, żebyśmy poszli do następnego baru, to wszyscy milczeniem
zgodzili się poczekać na niego. Hitsuji mruczał mi coś do ucha, a ja już się
tylko z tego śmiałem. Hitomi stała przy nas trochę jak to trzecie koło, a
państwo Maeda zaczęli nad czymś dyskutować z Kanegawą i Matsumoto. Wszystko
mogłoby się dalej zgrabnie potoczyć, gdyby nie mały incydent, który miał
miejsce kilka chwil przed tym, jak wrócił Shiroyama.
Gdy tak staliśmy, czekając na kurtkowego
bohatera, jakiś facet postanowił podejść do Matsumoto i spróbować go poderwać,
przy okazji klepiąc go w pośladki. Całe nasze towarzystwo spojrzało z jawnym
niedowierzaniem na wyjątkowo niesmaczne zachowanie nieproszonego gościa. Nawet
ja trochę się oburzyłem na coś takiego. Chociaż był to Matsumoto, to nijak nie
mogłem odmówić temu, że to było obrzydliwe.
– Ej, kurwa! – Matsumoto niemal
podskoczył, natychmiast odwracając się w stronę mężczyzny, który naruszył jego
cielesną strefę. Zdaje się, że chciał mu dać w twarz, jednak szybko się
powstrzymał. Facet, który postanowił go zaczepić, był dość umięśniony. W dodatku,
gdzieś obok niego kręciło się kilku jego znajomych. – Co to ma być?!
– Co ty odpierdalasz?! – Kanegawa jako
pierwszy rzucił się w obronie lekarza. Nie powiem, biorąc pod uwagę fakt, że
byli kiedyś parą, to było całkiem urocze.
– Wyczuwam kłopoty – wymamrotała Hitomi,
przysuwając się do nas. Instynktownie złapałem ją za dłoń, jakbym za chwilę
miał się rzucić z nią i Hitsujim do ucieczki.
– O kurczę – mruknął mój chłopak.
– No co wy tacy? – facet, który zaczepił
Matsumoto parsknął głupkowatym śmiechem. Był zbyt elegancko ubrany, jak na tak
mało błyskotliwe zdania. – Nie chcesz się zabawić, hm?
– Spieprzaj – fuknął Matsumoto.
– No? I co jeszcze? – facet złapał go za
ramiona.
W Kanegawie zawrzało. Mężczyzna
odepchnął napastnika (o ile mogłem tak mówić o tym byku), stając między nim a
Matsumoto. Doskoczył do nich jeszcze pan Maeda. Jego żona niemal podbiegła do
naszej trójki, obejmując nas tak, jakby miała zamiar osłonić nas swoim własnym
ciałem. Zdaje się, że sytuacja zrobiła się wyjątkowo napięta.
– Odpieprz się od niego – warknął Maeda.
– A to co? – zaśmiał się facet. Dwóch
kolegów, którzy z nimi byli, podeszli nieco bliżej. Wszystko wskazywało na to,
że miało dojść do rękoczynów. Świetnie! Moje pierwsze wyjście do klubu i już
jakaś jatka.
– Spierdalaj! – Kanegawa już podciągał
rękawy koszuli.
– Chłopaki, uspokójcie się – wymamrotał
Matsumoto. Za nimi dwoma wyglądał na śmiesznie małego.
– Nie wtrącajcie się.
– Jeszcze czego!
– Co tu się dzieje?
Wszyscy odwrócili się w stronę Shiroyamy.
Mężczyzna stał z kurtką Matsumoto w ręku i patrzył nieco skołowany na całe
towarzystwo. Nie wiedzieć czemu, ale zachciało mi się śmiać.
– Nie…! Nic! – oznajmił Matsumoto.
– Jasne, mała suko – rzucił facet, który
klepnął chirurga w pośladki. Z racji, że Shiroyama osłabił gardę Maedy i
Kanegawy, podszedł do Matsumoto, kładąc mu łapę w pasie, która w jednej chwili
zsunęła się niżej. Lekarz aż się wzdrygnął, próbując odskoczyć, jednak
mężczyzna złapał go za nadgarstek. – Takich jak ty zjadam na raz.
– Puszczaj! – Matsumoto zaczął się
wyszarpywać, jednak na marne.
Reszta to były sekundy. Shiroyama
natychmiast znalazł się przy swoim partnerze, po czym, nie wiedzieć nawet jak,
odepchnął napastnika. Uwolnił tym samym swojego męża. Już się szykował, by
zadać jakiś cios, jednak stało się coś nieoczekiwanego. Matsumoto skoczył mu na
plecy, próbując złapać Shiroyamę za ramiona i go powstrzymać.
– Uspokój się, Yuu! – krzyknął.
Shiroyama stanął jak wyszkolony pies
obronny, któremu wydano komendę. Zdaje się, że to była kwestia czasu, jak piana
miała mu zacząć lecieć z ust. Pierwszy raz w życiu widziałem go tak wściekłego.
W ogóle, kogokolwiek. To była taka dzika złość, niemalże zwierzęca. W tamtej
chwili mój były nauczyciel skojarzył mi się z takim wściekłym wilkiem, który
bronił swojej pozycji w stadzie przed nieproszonym osobnikiem. Niemalże obnażał
kły, których nie miał i warczał przeraźliwie, choć wcale tego nie robił.
Zwyczajnie jego postawa wskazywała na to, że były do czegoś takiego zdolny.
– Łapy precz od niego – powiedział tak
groźnie, że aż mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ja, Hitsuji i Hitomi
instynktownie odsunęliśmy się kilka kroków od całego zdarzenia. Przez nasze
działanie prawie przewróciliśmy panią Maedę, która w dalszym ciągu była w
ciągłej gotowości, by spełnić rolę żywej tarczy.
– Oho! Książę na białym koniu! –
napastnik roześmiał się Shiroyamie w twarz.
– Zobaczymy, jak będziesz się śmiać, gdy
ci te zęby wybiję.
– Już wystarczy! Chodź stąd! – Matsumoto
w dalszym ciągu siedział na swoim partnerze. Zaciskał szczupłe palce na jego
ramionach, próbując w ten sposób przywrócić go do porządku. – Nic się nie
stało.
– Jak to, nic się nie stało?! – huknął
Shiroyama. Nie zrobiło to jednak na Matsumoto żadnego wrażenia.
– Ach, no i takiego Yuu pamiętam z
gimnazjum – westchnął Kanegawa.
A więc taki był naprawdę Shiroyama? –
pomyślałem, przypatrując się z coraz większą uwagą temu wszystkiemu. Ten
idealny, opanowany mężczyzna, które tak czule opiekował się dziećmi i z wielką
cierpliwością odnosił się do swojego partnera, był w rzeczywistości impulsywny,
w dodatku zdolny do tego, by użyć rękoczynów wobec kogoś obcego.
– Nic się nie stało – powtórzył
Matsumoto. – Chodźmy stąd.
– A wy niby dokąd? Ten dupek mnie
dotknął – warknął nieproszony w naszym gronie facet.
– Masz szczęście, że tylko dotknął –
rzucił Maeda.
– Dokładnie – Kanegawa mu zawtórował.
– Wcale nie pomagacie! – syknął
Matsumoto. – Bardzo przepraszamy. A teraz… Yuu, chodźmy stąd. Nie chcemy robić
problemów.
– To nie my tu robimy problem.
– Owszem. Ale możemy zrobić, jeśli się
nie uspokoisz. A tego nie chcemy.
– Połamię mu ręce.
– Jeszcze mi grozi!
– Nie. Nic nie będziesz łamać. Idziemy
stąd. Yuu, słyszysz mnie?
– No i co, chłopczyku? Nie słyszałeś?
Twoja suka ci mówi, co masz robić – rzucił kpiąco facet.
Tyle wystarczyło. Shiroyama wyszarpał
się Matsumoto, zrzucając go z siebie. Lekarz mało nie upadł na kolana, ledwo
utrzymując równowagę. Shiroyama w jednej sekundzie znokautował sprawnym
uderzeniem napastnika. Facet, tak jak stał, tak nagle upadł na bruk, uderzając
o niego głową. Dwóch jego kompanów nie wiedziała, co powinna zrobić. Za to
Matsumoto zareagował błyskawicznie. Złapał swojego męża za rękę, ciągnąc go w
jakimś nieznanym mi kierunku.
– Spadamy! – oznajmił, rozpoczynając
widowiskowy bieg.
Wszyscy w jednej chwili wzięliśmy nogi
za pas. Biegliśmy ile sił w nogach, choć z Hitsujim, który już ledwo się
trzymał, nie było to takie proste. Hitomi pomagała mi go ciągnąć. Przebiegliśmy
kilka ciasnych, mało przyjemnych uliczek i alejek o wątpliwym oświetleniu oraz
poziomie bezpieczeństwa. A miałem tak wielką nadzieję nie musieć już więcej
biegać po wuefie w liceum! To w tej chwili był jednak mój najlepszy życiowy
sprint. W dodatku po alkoholu i z dodatkowym balastem w postaci nie do końca już
świadomego czegokolwiek chłopaka. Jakkolwiek to wszystko nie było już
niedorzeczne i nierzeczywiste jednocześnie, dotarliśmy do love hotelu. Zmachani
i spoceni. Hitsuji zaczął nagle wymiotować na chodnik. Rzygał tak, jakby
wyrzucał z siebie całe troski i złe emocje, które w połączeniu z alkoholem i
grillowanym jedzeniem przybrały najobrzydliwsze barwy. Wymiociny, jak obraz
zrodzony z koszmarów, rozpaczliwie rozbryzgały się na oblepiony gumą do żucia
chodnik. Wszyscy mogli teraz doskonale podziwiać, co Hitsu jadł, czego żołądek
nie dał rady strawić, w tym niedokładnie przerzute kawałki jedzenia. Gdy tylko
skończył swoje arcydzieło, Hitsuji mało sam w nie nie wpadł. W ostatniej chwili
złapałem go, ciągnąc ku sobie. Wywróciliśmy się oboje na chodnik. Hitsu coś
mamrotał pijacko, zupełnie odrywając się już od rzeczywistości. Ledwo udało mi
się wstać i postawić go na nogi. Już całkiem nieprzytomnego zawlokłem go z
pomocą Kanegawy do środka. Reszta świty załatwiła pokoje. Miałem spać w jednym
łóżku z moim rzygającym facetem i Hitomi. Nie miałem w zasadzie powodów, by
narzekać.
Już w pokoju, z trzęsącymi się rękoma z
powodu odpływającej adrenaliny, rozebraliśmy się wszyscy do bielizny.
Położyliśmy się do szerokiego łóżka z czerwoną pościelą – ja po środku, Hitsu po
mojej prawej, Hitomi po lewej. Hitsuji już spał, a my z Hitomi jeszcze
leżeliśmy, choć nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Zdawało mi się, że już
nigdy nie zasnę, jednak, ku memu zaskoczeniu, sen naszedł mnie w najmniej
spodziewanym momencie i nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moja
świadomość odpłynęła gdzieś za horyzont racjonalnego myślenia. Zasnąłem jak
kamień, wtulony między pijanego mężczyznę i wystraszoną kobietę.
*
Hitsuji jeszcze chwilę przeszukiwał
kieszenie spodni, szukając kluczy od domu. Kiedy w końcu je znalazł, niedbale
wcisnął je w zamek, który lekko przekręcił się, pozwalając nam wejść do
mieszkania. Wszyscy wyglądaliśmy okropnie. Byliśmy niewyspani, na kacu, w
brudnych, wczorajszych ubraniach. Hitomi jako pierwsza poszła wziąć prysznic.
Hitsuji udostępnił jej kosmetyczkę swojej mamy z wszelkimi specyfikami do
usuwania makijażu i czyszczenia skóry. Cała nasza trójka rozebrała się z ubrań
i wstawiła je do prania. W czasie, gdy Hitomi brała prysznic, Usiedliśmy z
Hitsujim na kanapie w salonie i włączyliśmy telewizję. Przez dłuższy czas
milczeliśmy, przeskakując po kanałach, aż w końcu zdecydowaliśmy się zostawić
włączony serwis informacyjny.
Hitomi przebrała się tymczasowo w
koszulkę i spodenki Hitsujiego. W czasie, gdy ona wykonała całą toaletę, my
zaczęliśmy przygotowywać śniadanie. Zaparzyliśmy kawę w dzbanku, rozrobiliśmy
jajka na omlety, wstawiliśmy ryż do maszynki. Później już całą trójką
usmażyliśmy bekon, kiełbaski i omlety. Do całości dodaliśmy jeszcze
fermentowaną soję. Następnie zjedliśmy w milczeniu przy stole, słuchając przy
tym, jak dziennikarz opowiadał o wypadku samochodowym, który miał miejsce
powszedniego dnia w Kanagawie. Jakiś kierowca nie zatrzymał się na przejściu
dla pieszych, potrącając tym samym matkę z dwójką małych dzieci. Cała trójka
zginęła. Opowiadano o tym, jak straszna to była tragedia oraz o tym, jak ważne
jest zachowanie ostrożności na drogach, rozważnej jeździe i przechodzeniu przez
pasy. Później puszczono materiał o hodowaniu aksolotlów.
Poszedłem wziąć prysznic jako drugi.
Hitomi z Hitsujim powiedzieli, że posprzątają po śniadaniu. Umyłem się i
przebrałem w pożyczone od mojego chłopaka rzeczy. Zajęło mi to znacznie mniej
czasu od Hitomi. Ale co poradzić, kobiety z reguły spędzały w łazience połowę
swojego życia. Gdy wyszedłem z łazienki, Hitsuji wstawiał właśnie nasze pranie
do suszarki. Przerzucił ubrania z jednego bębna do drugiego, po czym zamknął go
z trzaskiem. Maszyna cicho zaczęła pracować, obracając w środku kolorowe
materiały.
W czasie, gdy Hitsuji brał prysznic,
usiadłem z Hitomi na kanapie. Dziewczyna oparła się lekko o moje ramię
policzkiem. Włosy pachniały jej męskim szamponem, takim samym, jakim pachniały
moje i jakim miały pachnieć włosy Hitsujiego, gdy miał do nas wrócić.
– Co za dzień – powiedziała cicho.
Wydawała się być bardzo zmęczona, ja zresztą też.
– Chcesz mandarynkę? – spytałem.
– Nie.
– A co do wczorajszego dnia… Fajnie
było.
Podniosła się, patrząc na mnie z
niedowierzaniem. Wzruszyłem tylko ramionami.
– Żartujesz? Mało się nie pobili!
– Niby tak. Ale, gdy spojrzysz na to z
innej strony, to wczorajszy dzień był jednym z lepszych w naszym życiu.
Jedliśmy, piliśmy, bawiliśmy się w klubie, doszło do jakiegoś spięcia, spaliśmy
w miłosnym hotelu, gdzie ludzie zwykle przychodzą się bzykać.
– Gdy tak o tym mówisz, to trochę chce
mi się wymiotować. Ale mam kaca – jęknęła. – W ogóle… Shiroyama…
– Widziałaś, jak się zachował?
– Tak. I kompletnie nie rozumiem tego.
Całego wczorajszego dnia nie jestem w stanie pojąć. Myślałam, że jak już się
upiję, to będzie mi lżej to wszystko przyswoić, a było jeszcze gorzej. Zaprosił
ciebie… nas. Całą naszą trójkę. W ogóle nie czułam się przy nim jak przy
nauczycielu. Jego zachowanie przy tamtym facecie. On go znokautował! I te dziewczyny…
– Co za dzień!
– Co za dzień – westchnęła.
Ten dzień zaczęliśmy w love hotelu.
Zebraliśmy się około godziny ósmej i zeszliśmy smętnie, ledwo przytomnie do
lobby. Hall był pusty, pomijając kobietę siedzącą za kontuarem recepcji oraz
pana Maedy, który siedział w jednym z foteli zestawu wypoczynkowego, który
ustawiony był w przypuszczalnej poczekalni. Nie umawialiśmy się na żadną
konkretną godzinę, o której spotkamy się przy wyjściu z hotelu, jednak jakaś
dziwa siła sprawiła, że niedługo później byliśmy tam całą grupą, tak jak
powszedniego dnia. Opłaciliśmy nocleg, czy też raczej Shiroyama go opłacił, po
czym postanowiliśmy wydostać się na świeże powietrze. Wyszliśmy na światło
słoneczne jak jakieś tysiącletnie wampiry. Myślałem, że spłonę i ugotuję się
jednocześnie. Był gorący, bezwietrzny poranek. Słońce unosiło się na błękitnym
niebie jak egzekutor powracających z szalonych nocy delikwentów. Na chodniku
nie było już śladów wczorajszych wymiocin. Kanegawa i Maeda zapalili razem.
Zachciało mi się wymiotować, jak tylko poczułem woń papierosowego dymu.
Matsumoto wiercił swojego partnera wzrokiem, a ten udawał, że wcale tego nie
widział. Nie miałem pojęcia, co w zasadzie zaszło w pokoju pary, gdy w nocy
rozeszliśmy się w swoje strony, ale czułem, że wcale nie był to gorący seks ani
czuła pogadanka o uczuciach w łóżku. Co ciekawe, do nas odnosili się już
normalnie, tylko w stosunku do siebie nawzajem ta dwójka miała jakieś niemiłe
niuanse. Rozmawialiśmy kilka chwil przed hotelem. Shiroyama pytał się nas czy
mamy jak wrócić do domu. Wtedy do akcji wkroczył Hitsuji, oznajmiając, że
pójdziemy do niego. Spojrzeliśmy z Hitomi dość zaskoczeni na mojego chłopaka.
Nie uzgadniał tego z nami, no ale skoro proponował, to czemu nie.
Czułem, że tego dnia wszelkie bariery w
relacji – uczeń-nauczyciel, nastolatek-dorosły mężczyzna – przestały istnieć.
Zdawało mi się, że nie odnosił się do mnie w tym lekko oficjalnym tonie, ale w
sposób, w jaki mówi się do dobrych znajomych. Sam wciąż miałem lekkie opory, by
zwracać się do niego nieoficjalnie, jednak czułem, że była to już tylko kwestia
czasu. Cóż, po tej niewątpliwie szalonej nocy, to z pewnością miało już
niedługo nastąpić.
Hitsuji wyszedł z łazienki. Zjadł ze mną
mandarynkę, a następnie wyłączył suszarkę. Przebraliśmy się z Hitomi w nasze
ubrania. Niedługo później zebraliśmy się całą trójką na autobus w stronę
naszego miasteczka. Musieliśmy odebrać samochód Hitsujiego spod domu Shiroyamy
i Matsumoto.
– Tak w ogóle – zaczął Hitsuji, gdy
jechaliśmy już autobusem – co to były za laski wczoraj?
– Hm? – mruknęła Hitomi.
– Te z przyjęcia wczoraj. Rozmawiałaś z
nimi chyba? – podjąłem temat.
– Ach. Tak! To byłe uczennice pana
Shiroyamy.
– To mówisz, że Yuu kolekcjonuje dupy? –
rzucił kpiąco Hitsu. Posłał mi znaczące spojrzenie. Trąciłem go w ramię, kręcąc
przy tym głową z dezaprobatą.
– Nie w takim sensie. Raczej chodzi o
to, że miał z nimi dobry kontakt, gdy chodziły do szkoły. I przychodziły do
niego oraz Matsumoto z jakimiś problemami sercowymi czy innymi. I tak się
złożyło, że od czasu do czasu zostają z dziećmi albo wpadają na herbatę albo
kawę, aby poplotkować.
Poczułem, że robi mi się gorąco w uszy.
To w zasadzie mocno pasowało do mojej obecnej sytuacji z nimi dwoma.
– Nie ciekawi was jeszcze coś innego? –
szybko zmieniłem temat. Miałem nadzieję, że w moim głosie nie dało się wyczuć
zdenerwowania, które niewątpliwie mnie ogarnęło.
– Co takiego?
– To, jak Matsumoto wczoraj się
zdenerwował na pytanie, skąd jest.
Hitomi i Hitsuji spojrzeli po sobie, a
później na mnie.
– Może faktycznie ma jakieś złe
wspomnienia z tym Tokio.
– Mieszkał w czasie studiów w Shimane,
teraz tutaj. To miejsca dość odległe od Tokio. Poza tym, jak na tak dobrego
chirurga, jakim podobno jest, nie lepiej byłoby mu pracować w większym mieście?
– Może i tak. Ale pewnie są powody, dla
których tutaj mieszkają. Czyste powietrze i tak dalej.
– Dziura zabita dechami, o której nikt
nawet nie wie. Wszędzie daleko… – dodał kpiąco Hitsu. – Idealne miejsce, gdy
chce się ukryć przed całym światem.
– Mhm, słuchaj, Itsuki, to nie do końca
nasza sprawa. Tak im się podobało pewnie i się tu przeprowadzili.
– No, w ogóle, co ciebie to obchodzi? –
zdaje się, że Hitsujiego już denerwowało to, jak drążyłem temat. Postanowiłem
już nic więcej o tym nie wspominać.
Zaczęliśmy gawędzić na bardziej
neutralne tematy. Wysiedliśmy z jakieś dwadzieścia minut później na naszym
przystanku. Przeszliśmy ten kilometr, jaki dzielił nas od domu Shiroyamy i
Matsumoto, mało nie umierając z gorąca. To faktycznie było miejsce, w jakim
mieszkałby wyłącznie ktoś, kto chciałby ukryć się przed całym światem. Po
drodze było zaledwie kilka domów. Trochę zajęło nam, nim dotarliśmy do końca
drogi i to dosłownie. W miejscu, gdzie stał dom, droga zakręcała. Tuż przed
posiadłością było coś w rodzaju ronda z drzewami i krzewami, a droga robiła
pętlę. W dodatku było przejmująco cicho, nawet wiatr nie wiał. To był
najprawdziwszy koniec świata.
Jaguar stał zaparkowany przed domem, na
poboczu tej pętli. Dokładnie tam, gdzie zostawił go Hitsuji. Chłopak już chciał
wsiąść do środka, kiedy to Hitomi wpadła na pomysł, żeby wpaść do środka i się
przywitać.
– Po co? – wydawało mi się, że coś
ściska mi gardło.
– No nie wiem. Pogadać chwilkę. Podziękować
za wczorajszy dzień. Noc. W ogóle, to oni za wszystko płacili, więc…
– Przecież już dostali wino – fuknął
Hitsu.
– Które ty wypiłeś – rzuciłem
oskarżycielskim tonem.
– Wow! Sam gospodarz mi nalał! Szczerze,
to nie widzę potrzeby, by tam iść.
– W porządku. To sama pójdę, jak tacy
jesteście – rzuciła Hitomi.
Dziewczyna ruszyła w stronę posesji.
Hitsuji tylko wzruszył ramionami, po czym wsiadł do wozu. Westchnąłem, patrząc
to na swojego chłopaka, to na przyjaciółkę. Ostatecznie pokręciłem tylko głową
i poszedłem za przyjaciółką. Hitomi już zadzwoniła do drzwi. Moment później
usłyszeliśmy, jak Hitsuji odpala silnik i odjeżdża. Gdy tylko straciliśmy go z
pola widzenia, drzwi domu otworzyły się. W progu stał pan Matsumoto.
– Dzień dobry – przywitała się Hitomi
wesoło, a ja razem z nią, tylko nieco mniej entuzjastycznie.
– Dzień dobry – odparł doktor z
delikatnym uśmiechem. – Jak się macie?
– Świetnie. Chcieliśmy bardzo
podziękować za wczorajszy dzień. Hitsuji też chciał, ale poganiała go jakaś
ważna sprawa.
– Ach. Nic nie szkodzi. Może wejdziecie
na lemoniadę? Jest naprawdę gorąco.
Zapowiadało się wyjątkowo upalne lato. W
zasadzie, to już trwało. Astronomiczne lato nastało kilka dni temu, jednak
jakoś to do mnie nie docierało. W ogóle, mało rzeczy od jakiegoś czasu do mnie
dochodziło. Jakbym znajdował się za jakimś gęstym sitem, które filtrowało
wszelkie informacje.
W domu panował jako taki chłód. Zapewne
za sprawą klimatyzacji, która cicho szumiała tuż przy wejściu do salonu.
Usiedliśmy pod parasolem na werandzie. Zdaje się, że przerwaliśmy mu w czytaniu
książki – na stoliku leżała obszerna powieść odwrócona grzbietem do góry. Była
przeczytana mniej więcej do połowy. Matsumoto wrzucił nam po kilka kostek lodu
z wiaderka do szklanki, po czym dolał do tego lemoniadę. Parę listków mięty
wpadło mi do szklanki. Podziękowaliśmy i napiliśmy się. Nawet nie wiedziałem,
jak bardzo chciało mi się pić! A to była orzeźwiająca, nieco kwaśna lemoniada.
Ale bardzo smaczna. Całkiem możliwe, że była z niewielkim dodatkiem jakiegoś
słodziku.
– Och, przeszkodziliśmy panu –
powiedziała Hitomi, wskazując na obszerny tom książki. Zdaje się, że była to
jakaś powieść historyczna, co mnie wcale nie zaskoczyło.
– Ach, nie. W ogóle mi się ta książka
nie podoba – westchnął Matsumoto. Usiedliśmy w ratanowych fotelach. Oparłem się
wygodnie o poduszkę. Zdawało mi się, że znalazłem się właśnie na wakacjach. –
Przegrałem zakład z mężem i muszę to teraz przeczytać.
– Zakład? – zainteresowałem się.
– Długo, by opowiadać – zaśmiał się
niezręcznie lekarz. – W każdym razie, muszę to przeczytać. A to jakaś książka
historyczna, okropieństwo.
– Nie lubi pan takich rzeczy?
– Wprost nie cierpię. Jedyne, co
związane z historią lubię, to mój mąż – zaśmiał się. Hitomi mu zawtórowała,
chyba nawet nie w wymuszony sposób. Uśmiechnąłem się jedynie pod nosem.
Rozejrzałem się nieśmiało po okolicy.
Było wyjątkowo cicho. Nie tyle, co na dworze, ale i w domu. Wszędzie panował
błogi spokój, mało tego – było czysto jak nigdy. Sugerowało to, że w domu nie
było dzieci, a co za tym szło, nie było również pana Shiroyamy. Matsumoto był
więc sam, czytał książkę i popijał lemoniadę. Zdaje się, że rzadko zdarzały się
momenty, kiedy mógł pobyć całkiem w samotności.
– Ale tu spokój – westchnęła Hitomi.
Odchyliła lekko głowę, jakby delektowała się ciszą.
– Jak nigdy. Yuu zabrał dzieci na lody i
do sklepu. Właśnie! Może chcecie coś do jedzenia?
– Nie, nie – zaprotestowałem. – Niedawno
jedliśmy.
– No dobrze. Skoro tak.
– Tak swoją drogą – zaczęła Hitomi –
zastanawia mnie jedna sprawa.
Spojrzałem z lekkim zaskoczeniem na
przyjaciółkę. Matsumoto wziął łyk lemoniady, patrząc na nią znad szklanki. W tamtym
momencie, gdy lekko odchylił głowę, zauważyłem drobną malinkę między szyją a
obojczykiem, którą próbował ukryć pod kołnierzem koszuli. Poczułem, jak robi mi
się gorąco w uszy. W jednym momencie pomyślałem o tym, że to Shiroyama ją
zrobił i aż miałem ochotę rzucić szklanką, którą trzymałem, w lekarza.
– Co takiego?
– Nie wiem czy to nie osobiste pytanie,
ale dlaczego studiował pan w Shimane, skoro jest pan z Tokio? Bo trochę się nad
tym wczoraj zastanawiałam i nie widzę w tym najmniejszego sensu.
– Ach – westchnął Matsumoto. – To w
zasadzie jest osobiste pytanie.
– Ojej! Przepraszam. Tak się tylko
zastanawiałam. To nieważne.
– Nie, w porządku – posłał jej blady
uśmiech. – Miałem trochę zawirowań w życiu. To tak najprościej mówiąc.
Stwierdziłem, że rzucę wszystko i wszystkich i wyjadę z tego brudnego miasta.
– Rozumiem.
– Miałem już w zasadzie rok studiów za
sobą, gdy wyjechałem. Nie planowałem też specjalnie tych przenosin. Ale wyszło
tak, że związałem się z Matsue na kilka ładnych lat i nie żałuję tego. Piękne
miejsce.
– Zamek zapiera dech, prawda?
– Tak! Szczególnie nocą, gdy jest
oświetlony. Miło wspominam tamten okres. Matsue jest takie swojskie, nie to, co
Tokio. Stolica jest głośna, zatłoczona. Przytłaczająca. W Matsue czas płynął mi
zupełnie inaczej.
– Tutaj też czas inaczej płynie.
– Och! Ależ tak! Uwielbiam to miejsce.
Nigdy w życiu nie wróciłbym do mieszkania w dużym mieście. Wprawdzie, gdy jest
się młodym, to inaczej postrzega się pewne rzeczy i metropolie dają wiele możliwości,
ale obecnie jest dobrze.
Nagle przypomniała mi się opowieść
Shiroyamy sprzed kilku tygodni i jego słowa – po prostu oddał mi pierścionek i wyjechał. Tak to się skończyło – i
aż mnie coś zabolało w środku. Zostawił Shiroyamę i wyjechał z Tokio. Rzucił
swojego narzeczonego i mówił jeszcze o tym tak, jakby był z siebie z tego powodu
bardzo zadowolony.
– Pewnie nieprzyjemne było rozstanie z
panem Shiroyamą – rzuciłem, patrząc do środka swojej szklanki. Liść mięty
przykleił się do jej wnętrza. Próbowałem go oderwać, lekko mieszając lodem, ale
nic mi to nie dawało.
Podniosłem głowę. Hitomi patrzyła na
mnie z jawnym niedowierzaniem, ale i wstydem, z kolei Matsumoto miał minę,
która sam nie byłem pewien, co wyrażała. Jedno jednak było wiadome – miał
wielką ochotę się mnie pozbyć.
– Żadne rozstania nie są przyjemne – odparł,
siląc się na uśmiech. Nie był jednak w stanie ukryć tego, że wytrąciłem go z
równowagi.
– Tak. Oczywiście. Ale rozstania z
narzeczonym czy mężem – wzruszyłem ramionami – to naprawdę okropne.
Hitomi patrzyła na mnie oczami tak
szeroko otwartymi, że wydawało mi się, iż za moment wypadną jej z oczodołów. Ale
w tej jednej chwili twarz Matsumoto stężała, przybierając postać chłodnej
maski. Patrzył na mnie wzrokiem tak przeszywającym, że zdawało mi się, że za
moment umrę. Nie byłem pewny czy właśnie włożyłem kij w mrowisko lub też może zbudziłem
wygłodniałego niedźwiedzia ze snu zimowego. Tak właśnie mi się wydawało, że
lekarz zaraz pożre mnie całego żywcem. W jednej chwili w ogóle przestałem
odczuwać gorącą temperaturę.
– Bywa – odparł. – Zdarzają się takie
rzeczy.
– Powód musiał być pewnie oszałamiający.
– Itsuki! – Hitomi niewiele brakowało do
tego, by uderzyć mnie w twarz. W zasadzie, mogłaby to zrobić.
– Był – przyznał Matsumoto, patrząc
prosto na mnie. – Był wyjątkowo oszałamiający.
Nagle doszły do nas jakieś odgłosy z
wnętrza domu. Matsumoto odchrząknął, doprowadzając się do porządku. Również
postanowiłem się uspokoić. Nie powinienem był w ogóle tak się zachowywać, mówić
takich rzeczy. Cóż, dopiero po fakcie zrozumiałem, że sam siebie skreśliłem z
listy miło widzianych w tym domu osób.
Na werandę wpadły dzieci, obskakując
mnie, Hitomi i pana Matsumoto. Kilka chwil później dołączył do nas Shiroyama.
Ubrany w odsłaniający umięśnione ramiona tank top wyglądał jak ciastko, które
miałem wielką ochotę schrupać. Sam już nie byłem pewny czy to z gorąca, ale
odczułem przemożną chęć uprawiania z kimś seksu. Jeszcze Shiroyama wyglądał
tak, jakby ubrał się, by kusić wszelkie niewyżyte dusze. Poczułem, jak mój
penis twardnieje w spodniach i nawet nie było mi za to wstyd. Miałem nadzieję,
że Matsumoto to zauważy i zrozumie, że jego facet był dla mnie kimś więcej niż
tylko nauczycielem i autorytetem. O ile już nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Czy ciebie popierdoliło? – Hitomi
naskoczyła na mnie, jak tylko wyszliśmy od Matsumoto i Shiroyamy. – Próbowałam
być miła, a ty wyskoczyłeś z czymś takim! Myślisz czasami?!
– Czasami.
– Ja pierdolę! – mało jej brakowało do
tego, by nie dać mi w twarz. – Pojebany jesteś!
– Dobra, daj spokój.
– Nie?! – pchnęła mnie obiema rękoma na
bok, jakby chciała mnie zepchnąć do rowu. Spojrzałem na nią zaskoczony. – Nie
przychodzi się do kogoś do domu i nie mówi się takich rzeczy. Gdzie ty się
wychowywałeś?! Pod kamieniem?!
– Kiedy to prawda! – krzyknąłem na nią.
Aż sam byłem sobą zaskoczony. Hitomi skuliła się na ułamek sekundy. Pewnie nikt
nigdy za bardzo na nią nie podnosił głosu. – Zostawił go! Rozumiesz?!
Powiedziałem wyłącznie prawdę.
– Kogo ta prawda obchodzi?! To nie twoja
sprawa! Nie twój interes czy ktoś z kimś się rozstaje i z jakiego powodu. Guzik
ci do tego!
– Mówisz tak, bo facet cię rzucił i
nazwał przy tym dziwką?
Hitomi niemal zamarła na moment. Złość
spłynęła z jej twarzy, pozostawiając za sobą jedynie głębokie rozczarowanie
oraz ból. W jednym momencie odwróciła się do mnie plecami, po czym żwawym
krokiem ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Nie powiedziała ani słowa.
Stałem tak, patrząc na jej oddalając się ode mnie sylwetkę i jeszcze do mnie
nie docierało, co właśnie powiedziałem. Odwróciłem się w stronę domu Shiroyamy
i Matsumoto, który teraz zdawał się spoglądać na mnie tak chłodno i obco.
Wiedziałem, że nie miałem już tam wstępu. Nieskazitelnie biała elewacja zdawała
się teraz odpychać mnie od siebie.
– Hitomi!
Dziewczyna była już daleko. Na tyle, że
pewnie zwykłym chodem bym jej nie dogonił. Ruszyłem więc biegiem za
przyjaciółką. Nim jednak do niej dobiegłem, nadjechał autobus. Wsiadła szybko
do środka. Kilka chwil później, choć machałem jak oszalały rękoma i krzyczałem,
by kierowca na mnie poczekał, autobus odjechał wraz z moją przyjaciółką. Jednak
wcale nie byłem już pewny czy jeszcze tymi przyjaciółmi byliśmy.
Ani Hitomi, ani Hitsuji nie odbierali
ode mnie telefonu przez następny tydzień. Prawie w ogóle nie wychodziłem z
domu. Postanowiłem więc rozesłać w kilka miejsc moje ubogie CV. Ku wielkiemu
zaskoczeniu, dostałem kilka odzewów. Dokładnie z dwóch miejsc, ale to zawsze
było coś. Jedną ofertą była pomoc przy pracach biurowych, a tą drugą praca jako
barista w kawiarni studenckiej. Ta druga oferta przypomniała mi, że w dalszym
ciągu nie złożyłem nigdzie papierów związanych z moją dalszą edukacją. Mama
również suszyła mi o to głowę, każdego dnia zalewając mnie falą pytań czy w
końcu podjąłem decyzję i czy mam w ogóle zamiar coś robić ze swoim życiem.
Świetne pytania i bardzo chciałem mieć na nie odpowiedzi, ale jednak tak nie
było. Pozostało mi rozesłać w każde możliwe miejsce to moje nieszczęsne CV i
liczyć na to, że gdzieś będą na tyle niedorozwinięci, by przyjąć mnie do pracy.
Byłem na jednej rozmowie o pracę,
później na drugiej. Jakimś cudem ktoś zaprosił mnie na trzecią i czwartą, jednak
każda z nich kończyła się słynnym „odezwiemy się”, co było równoznaczne z tym,
że w ogóle nie mieli zamiaru się odezwać.
Minęły dwa tygodnie. Lipiec trwał już w
pełni. Było gorąco, mama dostała wolne w pracy, jednak nie mieliśmy żadnych
planów urlopowych. Hitomi i Hitsuji w dalszym ciągu się nie odzywali, aż do
jednej soboty.
Hitsuji napisał do mnie czy możemy się
spotkać. Byłem wówczas z mamą i siostrą w Sapporo, więc nie było to dla mnie
problemem. Yuzuki równie bardzo chciała iść ze mną na spotkanie z Hitsujim, ale
odparłem, że to męskie spotkanie i baby nie miały na nie wstępu. Niepocieszona,
ostatecznie zrezygnowała. Powiedziałem, że w razie czego zadzwonię, gdyby
spotkanie miało się przeciągnąć.
Spotkaliśmy się w parku przy fontannie
niedaleko uniwersytetu. Hitsuji już siedział na jednej z ławek, czekając na
mnie. Poczułem, jak serce w piersi zaczęło mi szybciej bić na jego widok.
Ekscytacja rozlała się gładko po moim ciele jak ciepłe mleko z miodem.
Przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej znaleźć się przy moim chłopaku, aż
nagle zwolniłem. Przypomniała mi się sytuacja sprzed roku, bardzo zresztą
podobna, kiedy skończyłem z rozbitym nosem i połamaną kończyną, bo tak zostałem
zlany. Wtedy też mieliśmy rozmawiać na ławce. Już chciałem się wycofać, jednak
postanowiłem wziąć się w garść. Pewnym na tyle, na ile pewności siebie byłem w
stanie z siebie wykrzesać, podszedłem na niego. Siedział w rozkroku, pochylony.
Jakby coś go bardzo trapiło lub miał za moment zacząć wymiotować. Stanąłem nad
nim, a on nieznacznie podniósł na mnie głowę.
– Hej – przywitałem się. – W porządku?
– Hej. Nie. W zasadzie to nic nie jest w
porządku.
– Co się stało?
Podniósł na mnie głowę. Przez dłuższy
moment patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czułem w środku, jakby ktoś wiercił
mi dziurę w brzuchu łyżeczką. Zmarszczyłem brwi, wyczekując odpowiedzi.
Westchnął.
– Usiądź. Muszę ci o czymś powiedzieć.
Choć z wahaniem, usiadłem sztywno przy
moim chłopaku. Czułem się, jakbym połknął kij. Hitsu nie patrzył na mnie przez
dłuższy czas. Zaciskał wąsko usta, łokcie oparł na kolanach, podpierał czoło
dłońmi. Chciałem go dotknąć. Powiedzieć lub zrobić cokolwiek, ale nie
wiedziałem co. W środku poczułem coś na wzór paniki. Był zdenerwowany, a jego
zdenerwowanie powoli udzielało się i mnie.
– Pamiętasz bal? – wziął głęboki wdech.
Wyprostował się tak, jakby ktoś gwałtownie napełnił materac powietrzem.
– Pamiętam – odparłem. – Ciężko
zapomnieć.
– Pamiętasz, że mieliśmy wtedy… No
wiesz… Uprawiać seks. Pamiętasz?
– Tak. Sam to zaproponowałem.
– No tak – zaśmiał się nerwowo.
–Faktycznie.
– Do czego zmierzasz?
– Do tego, że nie zrobiliśmy tego wtedy.
– No… tak. Ale chyba zawsze można to
nadrobić. Czy nie?
– Nie – pokręcił głową. – Itsuki,
słuchaj. Zrobiłem coś beznadziejnego tamtej nocy. Przespałem się z kimś – wziął
głęboki wdech. – Przepraszam.
Przez krótki moment nic do mnie nie
docierało. Otworzyłem szeroko oczy, patrząc na niego, jakby ktoś właśnie kopnął
mnie z całych sił w brzuch. Przygryzł dolną wargę, spoglądając to na mnie, to
gdzieś w przestrzeń. Na dłuższy czas odebrało mi mowę. Gdy już chciałem się
odezwać, to coś mnie powstrzymywało. W końcu jednak byłem w stanie wydukać z
siebie coś, co chyba można nawet było nazwać słowami.
– Jak to?
– Bardzo mi przykro.
– Mówisz mi to po jakichś dwóch
tygodniach? Serio?
– Wszystko się skomplikowało. Wczoraj mi
powiedziała, że jest w ciąży.
To było jak cios. Zakręciło mi się w
głowie, jakbym przez dłuższy czas kręcił się w miejscu wokół własnej osi. Nie
rozumiałem. W ogóle nie mogłem pojąć tego, co właśnie do mnie mówił mężczyzna,
którego znałem całe moje życie i z którym zawsze potrafiłem znaleźć wspólny
język.
– Jest w ciąży? To… dziewczyna.
– Tak.
– Przeruchałeś się z laską.
– Tak.
– Aha.
– Aha?
– Rany! Jaki z ciebie dupek! – niemal
krzyknąłem. – Nie potrafisz nie wciskać tego swojego chuja we wszystko, co
tylko da się przelecieć?!
– Bądź ciszej – wymamrotał przez
zaciśnięte zęby – dookoła są ludzie.
– Chuj mnie to już obchodzi! Przespałeś
się z jakąś laską!
– To nie jakaś laska – zdaje się, że się
zdenerwował. – Ja ją… kocham.
– Kochasz ją?
– Tak. Tak mi się wydaje. Ale nie
sądziłem, że to się tak potoczy. Wydawało mi się, że ona mnie tak do końca nie
chce. Jednak teraz jest ze mną w ciąży i powinienem z nią być. Dlatego ci o tym
mówię.
Zdawało mi się, że moje serce właśnie
zaczęło się kruszyć na milion drobnych kawałków. Do oczu napłynęły mi łzy.
– Mówisz to tylko dlatego, że jest z
tobą w ciąży? Inaczej nie powiedziałbyś mi, że się z kimś przespałeś? Że
uczucia, które powinny być zarezerwowane dla mnie, są przeznaczone dla kogoś
innego?
– Przepraszam.
Pokręciłem głową.
– W porządku – powiedziałem łamiącym się
głosem. – Przynajmniej to nie ja zrobiłem jakiejś dziewczynie dzieciaka w wieku
dziewiętnastu lat.
– Przynajmniej – westchnął. – To nie
powinno było się w ten sposób potoczyć.
– Nie powinno. Ale teraz już nic raczej
z tym nie zrobimy.
Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
Próbowałem zetrzeć je palcami, jednak wciąż napływały nowe. Zdawało się, że po
mojej twarzy zaczęły płynąć dwa rwące strumienie i za moment wyżłobią mi w
kościach wąwozy. Pociągnąłem nosem. Oparłem się o ramię swojego już byłego
chłopaka. Pogłaskał mnie po włosach, tak jak zwykł robić, gdy leżeliśmy zawsze
razem w jego łóżku.
Dziwne – przeszło mi przez myśl. Nie
sądziłem, że to aż tak będzie bolało. Wiedziałem, że coś znowu działo się nie
tak z tym, co było między mną a Hitsujim. Czułem to. Jednak nie sądziłem, że
będzie to dla mnie aż tak wielkim zawodem. Uczucia, które żywiłem do Hitsujiego
były jednak szczere i czyste, jak na pierwszą miłość przystało. Dlatego to
bolało tak okropnie, jakby ktoś wbił mi ostry sztylet prosto w serce.
Czułem się trochę, jakby kawałek sufitu
oderwał się od miejsca, gdzie powinien wisieć i spadł mi na głowę. Byłem jak
ogłuszony, ale nie na tyle, by nie móc dalej funkcjonować. Wróciłem do mamy i
Yuzuki. Z pewnością wyglądałem dziwnie, inaczej. Miałem spuchniętą od łez
twarz, a oczy przekrwione, jakbym nie spał co najmniej trzy dni. Później, w
domu, mama spytała czy przypadkiem nie palimy z Hitsujim marihuany. Odparłem
tylko, że nie. Dopytywała dalej, co się stało. Wtedy żałowałem, że jednak nie
powiedziałem, że palimy.
Trzy dni później zdałem sobie sprawę, że
Hitomi zablokowała mój numer. Stwierdziłem, że spróbuję dodzwonić się do niej
ten ostatni raz, jednak moje połączenie zostało natychmiast odrzucone. Nie było
żadnej informacji o prowadzonej rozmowie, byciu poza zasięgiem czy o
niedostępnym abonamencie. Nie było też żadnego sygnału. Połączenie urwało się w
ułamku sekundy. Nie było jej też na egzaminach policealnych. Choć spodziewałem
się ją zastać na sali wraz z innymi uczniami, których już nigdy nie miałem
zamiaru widzieć, to jej nie było.
Podsumowując moje wkroczenie w dorosłe
życie: zostałem na wieczność wygnany z domu mojego ulubionego nauczyciela i
jego partnera, swoją głupotą straciłem najlepszą i jedyną przyjaciółkę, a mój
chłopak zrobił dziecko jakiejś dziewczynie, którą, jak twierdził, kochał. Jakby
tego było mało, nigdzie nie mogłem znaleźć pracy.
– Tak mnie coś zastanawia – zaczęła
mama, gdy pomagałem jej jednego dnia sprzątać po obiedzie w kuchni. Zebrałem
brudne talerze i wyrzucałem ewentualne resztki do śmietnika, a ona brała ode
mnie naczynia do mycia.
– Hm?
– Ten twój były nauczyciel historii ma
tę swoją firmę mieszkaniową.
– Ano. Ma – przyznałem.
– Może nie potrzebuje sekretarki…?
– Mamo!
– Miałam na myśli ciebie! – zaoponowała.
– Daj spokój. Jak coś, to byłbym
sekretarzem, a nie sekretarką.
– Sekretarz brzmi tak poważnie. Nie
pasuje do ciebie.
– Dzięki.
– Ach, nie to miałam na myśli. Słuchaj,
a może wiesz, co u niego? Nadal jest ze swoją żoną?
Myślałem, że ręce mi opadną. Spojrzałem
na swoją rodzicielkę wilkiem. Gdy ta poczuła na sobie mój wzrok i zauważyła,
jak na nią spoglądałem, roześmiała się tylko. Od jakiegoś czasu zaczęło jej się
poprawiać. Częściej się śmiała, nie chodziła już taka przygnębiona. Zdaje się,
że okres depresji i stagnacji, który wywoływał u niej napady gniewu i braki
kontroli nad sobą, powoli mijał. Znów stawała się moją kochaną, nieco
niezręczną matką.
– Raczej tak. Poza tym, miała mu się
powiększyć rodzina. Myślę, że wszystko u niego w porządku.
– Och, co?!
– Mhm – westchnąłem.
– Niewiarygodne! Czwarte dziecko! Czy
oni nie wiedzą o antykoncepcji? W takim tempie za kilka lat będą musieli się
wynieść do jakiegoś zamku, żeby pomieścić tyle dzieciaków. Albo pan Shiroyama
sam coś zbuduje.
– W końcu ma firmę.
– Prawda? Widzisz, może też byś poszedł
na studia i robił podobne rzeczy.
– Mamo, po studiach historycznych albo
pedagogicznych nie jest tak łatwo w takim przemyśle.
– Historycznych? Pedagogicznych? Skąd ci
to do głowy przyszło? – wzięła ode mnie ostatni talerz. Wrzuciłem metalowe
pałeczki do zlewu.
– No bo co innego mógł kończyć, żeby
pracować w szkole?
– Ależ on jest po ekonomii.
– Co ty gadasz?
Pokiwała głową z głębokim przekonaniem.
– Sam wspominał o tym, że jest
ekonomistą. Nie pamiętasz? Jak tu był.
– Naprawdę?
– Czy ty w ogóle słuchasz?
Zastanowiłem się nad tym chwilę. Nie
przypominałem sobie jednak tego, by Shiroyama wspominał o tym, że kończył
ekonomię. Może faktycznie padło takie stwierdzenie, ale ewidentnie mi umknęło.
– Czasami mi się zdarza. Ale nie w tym
przypadku.
– Czemu mnie to nie dziwi.
– Ale co w związku z tym?
Wzruszyła ramionami.
– Może poszedłbyś na ekonomię?
– Tam trzeba być mądrym, znać się na
matematyce.
– Jesteś mądry.
– Oboje wiemy, że tak nie jest.
Odwróciła się w moim kierunku.
Patrzyliśmy na siebie krótką chwilę w milczeniu, aż westchnęła, kręcąc głową z
dezaprobatą.
Zdaje się, że moje życie trochę straciło
sens. Choć nie wydawało mi się, by wcześniej jakikolwiek miało. Po prostu z każdym
dniem coraz mocniej doskwierała mi samotność. Hitsuji więcej się do mnie nie
odzywał, Hitomi nie chciała mnie nawet znać. Powoli czułem, jak tracę zmysły,
codziennie budząc się w tym moim twardym, wąskim łóżku w pokoju, który
dzieliłem z młodszą siostrą. Obsesyjnie myślałem o wydarzeniach ostatnich
tygodni i coraz bardziej rozumiałem, że wszystko, co złe, było moją winą.
Wydawało mi się, że za moment zacznę się obwiniać nawet za wszystkie wojny i
plagi na świecie. Rozmyślałem też o tym, co mówiła mama. O studiach, byciu
sekretarką, panu Shiroyamie. Powoli zbliżał się również mój termin składania
papierów na ostatnią rekrutację, a ja w dalszym ciągu nie zdecydowałem się, na
co iść. Może faktycznie powinienem był zdecydować się na ekonomię?
Rozmyślenia zostały rozwiane gdzieś pod
koniec lipca. Choć w powietrzu wisiał zapach zbliżającej się powoli i
bezszelestnie, jak skradający się kot, burzy, to ledwo dało się oddychać. Mama
poprosiła, bym poszedł kupić kilka lampionów na zbliżające się Święto Zmarłych.
Sama została w domu i przerabiała swoją starą yukatę, by pasowała na Yuzuki.
Wstąpiłem do centrum handlowego, które wydawało się dość wymarłe, choć
kawiarnie z pewnością nie narzekały na brak klientów. Rodziny z dziećmi i
starszymi osobami siedziały przy wąskich, niepraktycznych stolikach, jedząc
lodowe desery i pijąc mrożoną herbatę lub kawę. Sam miałem wielką ochotę zjeść
jakiś zimny deser – wielki puchar wypełniony po brzegi śmietankowymi lodami z
polewą czekoladową i truskawkami. Aż mi ślinka ciekła na samą myśl. Wiedziałem
jednak, że nie po to przyszedłem do centrum handlowego. Najpierw wstąpiłem do
marketu, gdzie kupiłem dwa lampiony, długą zapalniczkę, zestaw nici i igieł,
kiść bananów, paczkę ryżu i butelkę mleka. Spakowałem całość, oprócz lampionów,
do materiałowej torby. Lampiony wziąłem pod pachę. Poszedłem do kawiarni, którą
mijałem po drodze i popatrzyłem na ofertę, która wywieszona była na witrynie.
Chwilę zastanawiałem się nad lodami w rożku, ale ostatecznie zdecydowałem się
na szejka. Zapłaciłem banknotem, kelnerka wydała mi resztę drobnymi. Jakoś
zebrałem monety do portfela, ustępując jednocześnie miejsce następnemu
klientowi. Starałem się przy tym z całych sił nie upuścić lampionów ani szejka.
W tym samym momencie, gdy już chowałem portfel do kieszeni spodenek i
odchodziłem od lady z upragnionym zimnym deserem, niczym bohater jakiejś
niskich lotów historyjki, wpadłem na mężczyznę swych marzeń. Pan Shiroyama
złapał mnie za ramiona, bym nie upadł, gdy zderzyłem się z jego umięśnionym
barkiem. Mało brakowało, a mój szejk wylądowałby na jego białej koszuli.
Odskoczyłem jak oparzony do tyłu, lampiony wyślizgnęły mi się spod pachy, jeden
z nich upadł na podłogę. Niemal w tym samym momencie schyliliśmy się po nie.
Moja ręka dotknęła jego i…
Obudziłem się. A przynajmniej myślałem,
że zaraz obudzę się w swoim łóżku.
– Przepraszam! – powiedziałem, z całych
sił starając się nie jąkać. Wstałem. Shiroyama również wstał, śmiejąc się
wesoło. Podał mi mój lampion.
– Nic się nie stało. Ale cię dawno nie
widziałem!
– Ach – bąknąłem, patrząc na niego
szeroko otwartymi oczami. Przez te dni, gdy go nie widziałem, odzwyczaiłem się
od tego, jakie wrażenie na mnie robił za każdym razem. Czułem, jak zimny pot
spłynął mi po plecach i wsiąknął w gumkę moich spodenek.
– Jak mijają wakacje?
– W porządku. Chyba. Tak mi się wydaje.
Tylko pracy nie mogę znaleźć.
Shiroyama już otworzył usta, by zadać mi
następne pytanie, ale zaraz je zamknął. Uśmiechnął się szeroko, a ja aż
poczułem, jak robię się mały. Zdawało mi się, że zacząłem się kurczyć i za
moment będę tylko małą mrówką przy jego silnej, męskiej osobowości. Zawsze miał
w sobie tę iskrę przywódcy, jednak dopiero teraz poczułem, jak przytłaczająco
silna była cała ta jego męska aura. Zdawało mi się, że wręcz wydychał z siebie
testosteron.
– Świetnie! – oznajmił.
– Świetnie? – powtórzyłem jak głupi.
Nie, żebym głupi nie był…
– Potrzebuję kogoś do pomocy w firmie.
Ach…!
Ktoś spytał czy możemy się przesunąć, bo
blokowaliśmy przejście do wieczek, mieszadełek, przypraw i cukrów do kaw na
wynos. Zrobiliśmy obaj kilka kroków w bok. Wówczas Shiroyama zaproponował,
żebym chwilę na niego poczekał, bo chciał tylko wziąć mrożoną kawę na wynos.
Posłusznie stanąłem więc z boku i poczekałem, aż złoży zamówienie, zapłaci i
odbierze kawę. Wyszliśmy z kawiarni, po czym skierowaliśmy się w stronę
parkingu. W tym samym czasie Shiroyama kontynuował podjęty wcześniej wątek.
– To nic wielkiego. Potrzebuję małego
wsparcia. Moja obecna sekretarka ma sporo na głowie i ktoś musi ją z tego
odciążyć. Ja też nie mam obecnie tak dużo czasu, by nieskończenie długo
siedzieć w firmie i wszystkim się zajmować.
– Sam nie wiem – bąknąłem.
– To nic wielkiego! Ktoś czasami po
prostu musi zająć się korespondencją i takie tam. Wierz mi, bardziej byś się
wynudził, ale to zawsze jakaś praca.
– Jakaś praca – powtórzyłem.
– Jasne – zaśmiał się. Wziął łyk kawy
przez szeroką słomkę. – Do niczego nie zmuszam. Dam ci wizytówkę i jakbyś się
namyślił, to zadzwoń, co? Swoją drogą, może podwieźć cię do domu?
– Do domu?
– No. Chodź, pogadamy przy klimatyzacji.
Już dawno nie jechałem w samochodzie
Shiroyamy. Ostatni raz był wtedy, kiedy Hitomi zagadnęła go w sprawie seksu i o
mały włos nie wjechaliśmy do rowu. Nic się specjalnie nie zmieniło wewnątrz.
Odświeżacz powietrza z jabłkowego zmieniony był na cytrusowy. Tylne siedzenia w
dalszym ciągu zajęte były przez foteliki dla małych dzieci. Na jednym z nich
leżało kilka teczek z dokumentami i jakieś katalogi. Ogólnie rzecz ujmując –
wszystko było po staremu. Musiałem też przyznać, że wsiadając do mercedesa
poczułem coś na wzór nostalgicznej swojskości. Jakbym po długim czasie wracał
do miejsca, w którym kiedyś spędzałem mnóstwo czasu i miałem z nim miłe
wspomnienia.
– A jak w ogóle twoje studia? Wybrałeś w
końcu jakiś kierunek? – zagadnął, cofając z miejsca parkingowego. Patrzył w
tylne lusterka i monitor na desce rozdzielczej, który wyświetlał obraz za
samochodem. Zręcznie zakręcił, po czym gładko ruszył w stronę wyjazdu.
– Tak w zasadzie, to nie – przyznałem.
– Czas leci.
– Wiem. Problem w tym, że nie mam
pojęcia, co mógłbym wybrać.
– A w czym odnajdujesz się najlepiej?
– Nie mam pojęcia.
– Na pewno jest coś takiego.
– Problem w tym, że w niczym się nie
odnajduję. I nic mnie też za bardzo nie interesuje. Chyba zwyczajnie nie nadaję
się na studia.
– Osobiście uważam, że masz spory
potencjał – oznajmił, podjeżdżając łagodnie do barierek. Uchylił automatyczną
szybę, po czym włożył bilecik do terminala wyjazdowego. Maszyna połknęła go w
jednym momencie jak ktoś, kto po miesięcznej głodówce zaczyna swój pierwszy
posiłek. Na ekranie wyświetlił się napis, życzący szerokiej podróży, a szlaban
podniósł się, umożliwiając nam wyjazd. Ruszyliśmy z miejsca.
– Tak pan sądzi?
– Tak. Jesteś bystrym dzieciakiem.
Gdybyś naprawdę chciał, mógłbyś pójść na jakiekolwiek studia.
– Ale raczej nie na medycynę.
Roześmiał się wesoło.
– Medycyna to jest kosmos. Do tego
naprawdę trzeba mieć łeb.
– No tak… Swoją drogą, powinienem
przeprosić pana Matsumoto.
– Huh? – Shiroyama zerknął na mnie
zaskoczony. – Przeprosić?
– Powiedziałem coś głupiego ostatnim
razem, no i zdaje się, że go zdenerwowałem.
– Nie przejmuj się tym.
– Nie, naprawdę. To było chamskie z
mojej strony.
– Cokolwiek powiedziałeś, wydaje mi się,
że to i tak nie ma już teraz znaczenia. Zdaje się, że aktualnie zapomniał o całym
świecie, a tym bardziej o tym, co ktoś mu powiedział miesiąc temu.
– Naprawdę?
– Tak. Magia małych dzieci.
– O rany! No tak!
Shiroyama roześmiał się w głos.
– Kto by pamiętał o takich rzeczach.
Mały ma cztery miesiące, jest z nami ledwo miesiąc i już dał nam w kość. Niby
nic nie mówi i nie pyskuje, ale mam wrażenie, że niedługo zacznę chodzić na
rzęsach.
– Chciałbym to zobaczyć – zaśmiałem się.
– Jak chodzę na rzęsach? No kto by
pomyślał!
– A jak ma na imię nowy członek rodziny?
– Makoto. To nie my wybraliśmy mu imię, tak
na marginesie.
– Nie?
– Nie. Pewnie jego biologiczna matka je
wybrała. Lub ojciec – wzruszył ramionami. – W zasadzie wiemy tylko to, jak ma
na imię oraz to, że oddano go kilka dni po urodzeniu. Prawdopodobnie z powodu
złej sytuacji finansowej.
– Ale trafił teraz do pana, więc powinno
być dobrze.
– Na pewno będzie – zerknął na mnie. –
Ty też do mnie trafiłeś, więc będzie dobrze. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale
jesteś dla mnie i dla Taki jak syn. Naprawdę. Wiem, że to może dziwnie
zabrzmieć, ale cały czas byliśmy bardzo przejęci twoją sytuacją, Taka niemal
bez przerwy wypytywał o ciebie i twoją siostrę. To, jak u nas często bywałeś…
Szczerze mówiąc, cieszyliśmy się z tego, że u nas jesteś. Przez ostatnie tygodnie,
chociaż pojawił się u nas ten brzdąc, zrobiło się jakoś tak pusto bez ciebie.
Nawet Taka to przyznał.
– Jeszcze nikt nigdy w życiu mi czegoś
takiego nie powiedział – przyznałem, ledwo wyrzucając z siebie słowa. – I nie
wiem teraz… Nie wiem, co powiedzieć.
– To źle?
Pokręciłem głową.
– Dziękuję. Wydawało mi się, że jestem
irytujący i na pewno tak jest. Źle się czułem z tym, że zajmuję panu i panu
Matsumoto czas, tak bardzo nadużywając gościnności.
– Daj spokój! Było zabawnie. Ale
wracając do meritum – odchrząknął – chciałbyś podjąć u mnie pracę?
– Z przyjemnością.
Tym sposobem już w następnym tygodniu
zacząłem pracować w firmie pana Shiroyamy. Nie powiem, byłem tym cholernie
zestresowany. Ledwo przestał być moim nauczycielem i nagle został moim pracodawcą.
Kto by pomyślał!
Pierwszy dzień był bardzo tremujący.
Podjechałem z Shiroyamą pod jego firmę. Mieściła się w wysokim, przeszklonym
biurowcu, jaki kojarzył mi się z potężnymi, zachodnimi firmami. Wjechaliśmy na
dwudzieste piąte piętro. Winda była tak cicha i poruszała się zaskakująco
gładko, że wydawało mi się, że stoimy w miejscu. Tylko cyfrowa plansza
wskazywała zmieniające się piętra. Jak tylko dotarliśmy na odpowiednie piętro,
rozległ się cichy dzwonek, a sztuczny kobiecy głos obwieścił, na które piętro
właśnie wjechaliśmy. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie niemiły dreszcz
nadchodzącego stresu. Wysiedliśmy na pusty korytarz, po którego bokach ciągnęły
się drzwi z przymocowanymi do nich plakietkami. Były to nazwiska, nazwy firm i
godziny otwarcia. Wkrótce dotarliśmy do drzwi firmy Shiroyamy.
W środku było czysto i schludnie. Dość
minimalistycznie. Nie wiedziałem w sumie, czego powinienem się spodziewać po
wyglądzie firmy dewelopersko-budowlanej. Wszystko było na swoim miejscu,
miejsce było jasne i przestronne. Było kilka wydzielonych pomieszczeń,
wliczając w to toaletę, oraz kilka stanowisk biurowych oddzielonych od siebie
przegrodami, jak to bywało w firmach. Pod ścianami stały regały z segregatorami
i katalogami, a na podłodze leżało kilka pudeł zapełnionych papierami.
– Będziesz zajmować to stanowisko –
Shiroyama wskazał na jedno z wydzielonych biurek. Stał na nim monitor od
komputera stacjonarnego i nic więcej.
– Jasne.
– Tam przy wejściu jest toaleta –
wskazał na drzwi, które mijaliśmy zaraz przy głównych drzwiach biura. – W
biurze pracuje sześć osób, z tobą i ze mną to osiem. Poza biurem liczba zwiększa
się do dwudziestu. Współpracujemy jeszcze z trzema architektami. Sala
konferencyjna – wskazał na dość spore pomieszczenie z przeszklonymi ścianami i
drzwiami. W środku stał biały, kwadratowy stół i sporo krzeseł. W kącie stała
biała tablica podobna do tych, jakie mieliśmy w szkole. – Tutaj mamy spotkania
z architektami, budowlańcami, ustalamy szczegóły co do projektów i takie tam
nudy. Tu z kolei jest kuchnia – otworzył drzwi do średniej wielkości
pomieszczenia. W środku był stół, kilka krzeseł, blat z umywalką, kuchenką
mikrofalową, czajnik, ekspres do kawy i dystrybutor z wielkim baniakiem wody. –
Jakby co, to w szafce jest gofrownica i toster.
– Fajnie – powiedziałem, rozglądając się
po pomieszczeniu.
– Prawda? Ogólnie jest przerwa obiadowa
od trzynastej do piętnastej, także nie musisz się martwić o tego typu rzeczy,
bo możesz zwyczajnie wyjść, zjeść coś, zrobić zakupy. Jeśli jednak jesteśmy
bardzo zajęci, to zwyczajnie zamawiamy coś do biura. Kilka restauracji dość
dobrze już nas zna. A co do twoich obowiązków – odchrząknął, zacierając ręce.
Przełknąłem głośno ślinę, na co parsknął. – Zbyt wiele tego nie będzie.
Układanie i zanoszenie odpowiednich dokumentów, wysyłka ich. Drobne prace.
Panna Kumiko we wszystko cię wprowadzi.
– Panna Kumiko? – mruknąłem.
– Jest moją sekretarką. Natomiast panna
Sumiko jest moją asystentką, niedługo powinny przyjść. Postaraj się ich tylko
nie mylić, są bliźniaczkami. Sam miałem na początku problem, by je od siebie
odróżnić, ale z czasem to samo przychodzi. Resztę towarzystwa też poznasz,
tylko się nie przestrasz.
– Czego miałbym się przestraszyć?
– Wszyscy są tu… No nie wiem. Dość
bezpośredni. Ale nie martw się, nikt sobie bez powodu nie dogryza. Zrobimy ci
dzisiaj tak dzień próbny i sam zdecydujesz czy zostaniesz, czy nie.
– W porządku.
Uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym
zaprowadził mnie do następnego pomieszczenia, które było jego gabinetem. Nie
było tam nic specjalnie wyróżniającego. Komputer stacjonarny, kilka regałów z
dokumentami. Na podłodze w szarej doniczce stała spora roślina z grubymi,
szerokimi liśćmi. Nie miałem pojęcia, co to mogło być. Pewnie, gdyby moja mama
tu była, to od razu podałby nazwę owej rośliny.
– Jakby co, to z reguły jestem w biurze,
ale czasami muszę pojechać gdzieś na spotkanie, obejrzeć teren lub coś innego
mi wypadnie. Gdyby mnie nie było, a czegoś byś potrzebował, to kieruj się do
Sumiko, a w razie gdyby jej również nie było, to do Kumiko. Ogólnie, do którejś
z nich. Jeśli jednak nie byłoby nikogo z naszej trójki, to zawsze możesz
zadzwonić lub spytać się kogoś innego.
– A gdyby nikt nie byłby w stanie mi pomóc?
– Hm – potarł wskazicielem i kciukiem
brodę z kilkudniowym zarostem. Wyglądał, jakby nie spał już kilka długich dni.
Miał podkrążone oczy i zapadnięte, blade policzki, choć nawet to nie ujmowało
jego twarzy urody. – Wydaje mi się, że wtedy musisz działać na własną rękę,
choć nie sądzę, by kiedykolwiek była taka potrzeba.
– Okej.
– Super – podwinął lekko mankiet,
patrząc na zegarek na nadgarstku. – Dziewczyny powinny być za kilka minut.
Rozgość się u siebie. Może chcesz kawę?
– Nie, dziękuję.
– Na pewno?
– Na pewno. Nie piję kawy.
– W porządku. Za to ja się z chęcią
napiję.
Kumiko i Sumiko zjawiły się kilka minut
później. Shiroyama akurat zrobił kawę i wymienił wodę w dystrybutorze. Spytałem
czy może mu pomóc, ale odmówił, więc po prostu siedziałem z boku, podglądając
ukradkiem, jak wykonywał tę jakże prostą, ale i fascynującą czynność.
Przyszły punktualnie o dziewiątej. Obie
ubrane w tym samym stylu, ale zupełnie inaczej. Jedna miała na sobie obcisłą,
ołówkową spódnicę oraz podkreślającą smukłą talię białą bluzkę. Druga miała na
sobie garniturowe spodnie i równie zgrabną, białą koszulę. Pomyślałem najpierw,
że ta w spódnicy jest panną Sumiko, a ta druga panną Kumiko, ale się pomyliłem.
Shiroyama zaraz przedstawił mi te dwie, dwudziestokilkoletnie kobiety,
rozwiewając wszelkie wątpliwości, która była którą. Nie mogłem oderwać od nich
wzroku. Po pierwsze, nieczęsto spotykało się bliźniaczki jednojajowe, a po
drugie, obie były pełne uroku i czegoś, co Hitomi pewnie nazwałaby seksapilem.
Nikt by nie zaprzeczył, że były chodzącymi pięknościami. Obie były zgrabne i
szczupłe, a jednocześnie miały dość pokaźne kobiece kształty.
Innymi słowy, w firmie Shiroyamy
pracowały gorące bliźniaczki. Jak to już nie było materiałem na dobry film
pornograficzny, to nie wiem, co mogłoby być.
– A to jest Itsuki, nasz nowy nabytek –
powiedział Shiroyama, po przedstawieniu tych dwóch bogiń. Ledwo ocknąłem się z
osłupienia, w jakim się w nie wpatrywałem. – Kumiko, zostawiam go tobie.
Zrobisz mu dzisiaj mały trening?
– Jasne – odparła jakże śpiewnym głosem.
– Reszta powinna niedługo przyjść. Jak
się mają sprawy na dziś? – Shiroyama ruszył do swojego gabinetu. Druga z
bliźniaczek, panna Sumiko, ruszyła za nim, postukując obcasem o płytki
podłogowe.
– Całkiem spokojnie – odparła nieco
niższym głosem, w przeciwieństwie do swojej siostry, która brzmiała, jakby za
moment miała wyśpiewać całą arię operową. – Musimy dzisiaj…
Weszła za Shiroyamą do gabinetu i
zamknęła drzwi. Nie dowiedziałem się więc, co takiego musieli, ale zdaje się,
że to i tak nie leżało w moim interesie. Z gabinetu docierał już tylko bardzo
przytłumiony głos Shiroyamy i panny Sumiko. Nic więcej.
– Miło mi cię poznać – powiedziała panna
Kumiko. Spojrzałem na kobietę. Miała miłą aparycję, a tym swoim wysokim,
słodkim głosem mogłaby opowiadać bajki.
– Mnie ciebie… panią również –
poprawiłem się błyskawicznie. Blady uśmiech zagościł na jej wypełnionych różową
szminką ustach na ułamek sekundy. Zniknął tak nagle, jak się pojawił. Przeszedł
mnie niemiły dreszcz.
– Wdrożę cię dzisiaj w kilka spraw, ale
nie martw się, to nic poważnego. Ale najpierw muszę napić się kawy. Chcesz też?
– Nie, dziękuję.
– Na pewno? – poszła do kuchni. Jej
obcasy postukiwały niemalże tym samym rytmem, co buty panny Sumiko. Zaraz
usłyszałem, jak włącza ekspres.
– Na pewno. Nie piję kawy.
– Coś takiego! – zdawała się być tym
faktem bardzo zaskoczona.
Kilka minut później siedziałem z nią
przy moim stanowisku, a ona cierpliwie i spokojnie wdrażała mnie po kolei w
każdy szczegół i istotny fakt, jaki powinienem znać, wykonując swoją pracę. W
tym samym czasie do firmy napływały coraz to nowe osoby. Każdy witał się ze
sobą zwyczajnie, nie zwracając jakoś na siebie uwagi. Dopiero, gdy zauważali
mnie, zaczynały się pytania: kim jestem, co będę robić, czy mi się podoba w
pracy. Ale, co było najgorsze, każdy z osobna pytał o to czy chcę kawę. Już
mnie coś ściskało w środku, bo każda rozmowa przebiegała tak samo. Wszyscy
pytali czy chcę kawę, ja na to, że nie, oni pytali czy na pewno nie chcę, a ja
tak samo grzecznie starałem się odpowiedzieć, że nie pijałem tego gorzkiego
naparu. Co najlepsze – każdy był tak samo zaskoczony!
Pierwszy dzień, choć tak mocno się
stresowałem, był naprawdę lekki. Panna Kumiko dokładnie wyjaśniła mi wszystkie
moje zadania, które do zbyt ambitnych nie należały. Byłem po prostu takim
chłopcem pomagierem, czasami miałem za zadanie odpowiedzieć na e-mail, jeśli
nie wymagało to jakichś szczegółowych danych. Ot, taka prosta praca biurowa,
która od czasu do czasu wymagała ode mnie kontaktu z kurierem lub spacerem na
pocztę.
Około trzynastej, tuż przed rozpoczęciem
się przerwy obiadowej, do biura wpadł zdenerwowany mężczyzna. Zamaszyście
pociągnął za klamkę, a następnie trzasnął drzwiami. Twarz miał czerwoną, jakby
ktoś rozkwasił mu na niej kosz z pomidorami, a dyszał jak lokomotywa. Skojarzył
mi się z takim rozwścieczonym bykiem, który właśnie zacierał kopyta, by za
moment natrzeć z impetem na torreadora. Wszyscy obecni oderwali się od swoich
prac i spojrzeli na jegomościa, jednak nikt się za bardzo nie przejął jego
wizytą. Gdy każdy zobaczył, kto właśnie przekroczył próg firmy, zaraz wrócili
do zajęć, jakby nic się nie stało. Tylko ja ukradkiem obserwowałem go zza
biurka. Zdenerwowanym krokiem ruszył w stronę gabinetu Shiroyamy, który
aktualnie prowadził jakąś istotną rozmowę telefoniczną. Wiedziałem to, gdyż
panna Kumiko, która odpowiedzialna była za odbieranie telefonów i łączenie ich
z biurem Shiroyamy, odebrała właśnie takowy dosłownie kilka sekund przed tym
rozgrzanym ze złości mężczyzną.
– Proszę zaczekać – odezwała się
łagodnie moja mentorka. Nawet nie spojrzała na mężczyznę, tylko czytała
jakiegoś maila. – Pan prezes jest zajęty.
– W nosie to mam! – huknął raptus. – W
tej chwili muszę się z nim widzieć!
– Chwileczkę – rzuciła, podnosząc się z
miejsca. Obciągnęła za kolano spódnicę, która podwinęła się, odsłaniając więcej,
niż wypadałoby to w firmie. Krokiem rasowej modelki ruszyła do gabinetu
Shiroyamy. Zapukała dwa razy, a następnie wetknęła głowę do środka. Zaraz
zjawiła się panna Sumiko. Otaksowała gościa mało entuzjastycznym spojrzeniem. Jej
siostra wróciła na swoje miejsce.
– Coś się stało? – spytała panna Sumiko.
– Jeszcze się pani pyta?! Plac budowy to
jakiś cyrk!! Skąd w ogóle wzięliście tę ekipę wykończeniową, co?!
– Sam pan nam ją polecił – odparła
spokojnie panna Sumiko.
– Ach, doprawy?!
– Tak. Wraz z tym projektem kończymy z
nimi współpracę, jeśli pana tak bardzo to drażni. Proszę zatem powiedzieć, co
takiego się stało.
– Jest pani wyjątkowo zuchwała –
warknął.
– Rozumiem, że nie przyszedł pan na
skargę, tylko się wyżyć, co? – prychnęła. Zdawało mi się, że miała ochotę
napluć mu w twarz. – W takim razie proszę więcej tak nas nie niepokoić.
– Słuchaj no, panienko z okienka –
wyciągnął palec wskazujący, mało nie wkładając jej go do oka. Wyglądał tak,
jakby za moment miał wykipieć jak garnek z zupą pozostawiony sam sobie. – Nie
takim tonem do mnie.
– To pan niech spuści powietrze, bo
zaraz przestanę być miła.
– Tak? Świetnie! Niech no tylko…
W tym samym momencie drzwi od gabinetu
Shiroyamy otworzyły się. Mój były nauczyciel stanął w progu, wyglądając przy
tym jak najprawdziwszy szef wszystkich szefów. Uśmiechnął się miło w stronę
nieproszonego gościa.
– Zapraszam – powiedział krótko,
znikając zaraz z powrotem we wnętrzu swojego biura. Gość fuknął coś jeszcze do
panny Sumiko, a następnie, dumny przy tym jak paw, z uniesioną głową wszedł do
gabinetu. Asystentka nie poszła za nim, tylko zamknęła drzwi, z całych sił
starając się nimi nie trzasnąć.
– Ach, cholera! – warknęła. Ręce miała
zaciśnięte w pięści tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. Tupnęła
kilkakrotnie nogami, próbując wyładować napięcie. – Architekci to jakieś dno.
– Napij się kawy – podsunęła jej
bliźniaczka, która siedziała obok mnie.
– Świetna myśl – wzięła głęboki wdech, a
następnie wydech. – Też chcesz?
– Nie, już piłam.
– Mhm. A ty, Itsuki?
Westchnąłem w duchu. Tylko nie to.
– Nie, dziękuję – odpowiedziałem. Panna
Kumiko zachichotała.
– Na pewno?
– Na pewno! Bardzo dziękuję!
– Wiesz, Itsuki nie pije kawy –
powiedziała panna Kumiko, obracając się na krześle.
– Naprawdę?! Tak się da?
– Chyba już wszystkich to dzisiaj
zaszokowało.
Początek sierpnia zaczął się deszczowo.
W pierwszy poniedziałek miesiąca ostatecznie złożyłem dokumenty na oddział
uniwersytetu Hokkaido w Tobetsu. Wybrałem zaoczny kurs rehabilitacji, licząc,
że nie będzie to dla mnie zbyt wiele zachodu. Mogłem więc zachować świadczenie
socjalne po ojcu. W dodatku miałem pracę, więc odciążałem mamę z dodatkowych
kosztów utrzymywania mnie.
We wtorek bardzo chciało mi się spać w
pracy, dopóki panna Kumiko nie przydzieliła mi fascynującego zajęcia. Segregowałem
faktury według dat. Robiło mi się niedobrze na sam widok kilkunastu cyfrowych
sum, ale to tylko samo przez siebie mówiło o wielkości i prestiżu podejmowanych
przez firmę działań. Choć z reguły to panna Kumiko zajmowała się sprawami
finansowymi, jednak tego dnia wyjątkowo mnie poprosiła, bym się tym zajął. Sama
musiała napisać jakieś sprawozdanie na ich podstawie i zająć się podatkami.
Zapisywałem na osobnej kartce datę przelewu, sumę, jaka została przelana,
godzinę wpływu lub zlecenia oraz nazwisko. Musiałem to wszystko robić, by
upewnić się, że na pewno nie pomylę się przy składaniu na odpowiednie kupki
poszczególnych papierów. Później każda z tych faktur miała trafić do osobnego
segregatora i byłby wielki problem, gdyby coś znalazło się w złym miejscu i
zrobiłby się bałagan. Dlatego z całych sił starałem się wykonywać swoją pracę w
należyty sposób. Poszło mi to zadziwiająco łatwo. Udało mi się jeszcze dwa razy
sprawdzić, czy aby na pewno nie doszło do żadnej pomyłki, nim panna Sumiko
podsunęła mi moje następne zadanie do wykonania. Było leniwe, deszczowe przedpołudnie,
kiedy poprosiła mnie o nadanie kilku listów. Były osobiście zaadresowane przez
pana Shiroyamę, więc niewątpliwie nie należały do pierwszej lepszej poczty.
Pospiesznie dokończyłem więc odpisywanie na maila z zapytaniem czy istniała
możliwość zamówienia projektu, po czym wziąłem parasolkę i ruszyłem żwawo na
pocztę. O ile lubiłem wychodzić z pracy, to jednak nie lubiłem poczty samej w
sobie. Dwie ulice od biurowca znajdował się niewielki oddział, w którym zawsze
było mnóstwo osób. Głównie były to starsze panie opłacające rachunki. Wciąż,
wyjście z biura należało do jednej z milszych alternatyw spędzania czasu.
Wrzucałem wszystko do odpowiedniej skrzynki, po czym wracałem tą samą drogą,
którą przyszedłem i na nowo zasiadałem do swoich prostych, biurowych zadań.
Czasami panna Kumiko pytała czy nie kupiłbym jej kawy na wynos, bo akurat
nieopodal znajdowała się jej ulubiona kawiarnia. Zachodziłem więc też tam od
czasu do czasu i kupowałem dla niej latte z syropem waniliowym. Że też ludzie
nie umierali od nadmiaru kawy.
Tego dnia tak samo poszedłem na pocztę.
Wrzuciłem listy do skrzynki i ruszyłem w drogę powrotną. Szedłem pod parasolem,
który pożyczyłem od mamy, nucąc przy tym jakąś piosenkę, pewnie usłyszaną w
radio, podczas jazdy z Shiroyamą. Nie wiedziałem, jak ten utwór się nazywał,
ale z jakiegoś powodu utkwił mi w głowie, jakby ktoś wbił mi gwóźdź w czaszkę.
Szedłem więc, nie myśląc o niczym, tylko mrucząc pod nosem anonimową pieśń, aż
nagle coś przykuło moją uwagę.
– Puszczaj! – doszedł do mnie całkiem
znajomy głos. – Słyszysz?! Puść mnie, kurwa!
– Mówiłem ci przecież…
– Zostaw!
Stanąłem jak wryty. Kilkadziesiąt metrów
ode mnie, gdzieś między bocznymi uliczkami, miała miejsce szarpanina. Nie
mogłem tego zignorować, zważając jeszcze na fakt, że doskonale znałem ten głos,
który z rozpaczliwym płaczem przedzierał się ponad ulewą. Ruszyłem pospiesznie
w stronę, gdzie miała miejsce kłótnia. Choć żołądek na moment podszedł mi do gardła
i coś ścisnęło moje serce, to wcale nie byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem
Hitomi, szarpiącą się ze znacznie starszym od siebie mężczyzną.
Co robić, co robić?! – w mojej głowie
uruchomił się alarm. Oboje byli przemoknięci do suchej nitki. Długie włosy
przyjaciółki oklapły na jej kształtną buzię. On ubrany w elegancki garnitur, z
drogim zegarkiem połyskującym na nadgarstku, ona w zwiewnej, różowej sukience w
stylu hiszpanki, która przykleiła się do jej ciała jak druga skóra.
Dostrzegłem, że miała oberwany rękaw. Nie mogłem jednak stać w nieskończoność i
zza winkla obserwować, jak ten facet próbuje ją gdzieś zaciągnąć. Nie było
nawet czasu, żeby się zastanowić, co robić! Złożyłem więc parasolkę, wziąłem
głęboki wdech i z sercem na ramieniu oraz trzęsącymi się jak osika nogami,
ruszyłem na ratunek.
Natarłem na mężczyznę, mało przy tym nie
krzycząc w niebogłosy. Deszcz wpadał mi do oczu, nieprzyjemnie je drażniąc.
Zamachnąłem się z całych sił, po czym uderzyłem faceta w tył głowy. Zaskoczony
stracił na moment równowagę, zginając się nieco. Niestety, nie upadł, ale za to
puścił Hitomi. Zamachnąłem się kolejny raz i z impetem powtórzyłem swój ruch.
Coś gruchnęło. Nie byłem pewny czy to była jego głowa lub też może parasolka.
Hitomi krzyknęła. Mężczyzna pochylał się ogłuszony, a ja nie wiedziałem, co
dalej robić. Zauważyłem, że z lewego ucha zaczęła sączyć mu się krew, która
zabarwiła kołnierz białej koszuli jak plama po winie. Działałem już
instynktownie. Chwyciłem Hitomi za rękę, po czym rzuciłem się z nią do
ucieczki. W ogóle nie protestowała. Biegła ze mną w deszczu, trzęsąc się i
płacząc głośno. Szlochała tak strasznie, że aż mi zachciało się płakać. Już
nawet nie byłem pewny czy to deszcz lub też łzy tak obficie spływały po jej
twarzy.
– Itsuki – jęknęła, płacząc jak małe,
zranione dziecko.
– Już dobrze – sapnąłem, nie przerywając
biegu. – Jeszcze trochę! Już jesteś bezpieczna!
– Dziękuję – zaszlochała. – Dziękuję,
dziękuję…
Nie wiem, dlaczego wpadłem na to, żeby
zaprowadzić ją do firmy. Wsiedliśmy do windy, mocząc w niej całą podłogę.
Hitomi trzęsła się, szczękając zębami. Trzymała się gołych ramion. Obdarty
rękawek sukienki zwisał żałośnie jak opuszczona flaga podczas bezwietrznego dnia.
Chciałem dać jej swoją marynarkę, ale to nie miało sensu – sam byłem
przemoknięty. Poprosiłem ją, żeby zaczekała przed drzwiami, a sam wszedłem do
biura. Odłożyłem swoją „broń” do parasolnika, kapiącą marynarkę odwiesiłem na
wieszak i na tyle dyskretnie, na ile umiałem, zakradłem się do panny Kumiko.
Kobieta siedziała na swoim miejscu, przeglądając coś w papierach. Pacnąłem ją
delikatnie w ramię, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Odwróciła się do mnie
zaskoczona, mało nie podskakując na krześle.
– Itsuki, na litość! Nie zakradaj się
tak jak cichy zabójca! I jak ty wyglądasz, nie wziąłeś…
– Potrzebuję pomocy – przerwałem jej ze
znaczącym tonem. Zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, jakby próbowała zgadnąć,
co takiego od niej mogłem chcieć. – Jest pan Shiroyama?
– Wyszedł zaraz po tobie. Musiał coś
załatwić. Co takiego chcesz?
Głową wskazałem w stronę drzwi.
Westchnęła ciężko, podnosząc się niechętnie z miejsca. Chyba tylko fakt, że
kupowałem jej od czasu do czasu kawę zmusił ją do pójścia ze mną. Oboje wyszliśmy
na korytarz, na którym czekała na nas Hitomi. Nie była już jednak sama.
Przyjaciółka kucała pod ścianą, a obok niej znajdował się pan Shiroyama.
Dziewczyna zakryła gołe ramiona jego marynarką, podobnie jak podczas balu.
Panna Kumiko niemalże się zapowietrzyła, widząc, w jakim stanie była moja
przyjaciółka, a mnie serce podeszło do gardła, gdy zobaczyłem, że Shiroyama był
na miejscu. Wstał na nasz widok. Minę miał dość nieprzyjemną. Zdaje się, że był
to mój ostatni dzień w pracy.
– Panno Kumiko, pomogłaby nam pani? –
spytał. – Proszę zająć się panienką Hitomi.
– Tak, oczywiście.
Panna Kumiko w jednej chwili doskoczyła
do mojej przyjaciółki. Pomogła jej wstać, otaczając ją ramieniem, po czym
zaprowadziła ją do środka firmy. Zostałem sam z panem Shiroyamą.
– Ja… – wykrztusiłem z siebie, próbując
jakoś się wytłumaczyć.
– Bardzo bym prosił, żebyś starł te
mokre ślady – przerwał mi, nim w ogóle powiedziałem coś z sensem. – Cała winda
pływa. Nie chciałbym, żeby ktoś się tu poślizgnął. Mop wraz z tabliczkami są w
schowku w holu.
– Dobrze – wymamrotałem. – Ja chciałem
tylko…
– Porozmawiamy, jak skończysz. Będę w
biurze.
Wyminął mnie bez słowa, po czym wszedł
do firmy. Stałem tak jeszcze kilka sekund, próbując zapanować nad łzami, które
w jednym momencie zaczęły mi się cisnąć do oczu. Ten chłód, który od niego bił…
Pierwszy raz był taki w stosunku do mnie. Zawsze miał życzliwy ton, uśmiechał się,
starał się być wyrozumiały. Ale nie dziś. To zabolało tak, jakby ktoś mnie kopnął
w brzuch.
Zrobiłem to, o co kazał mi zrobić mój
szef. Wziąłem ze schowka w holu wiadro z mopem oraz żółte tabliczki,
ostrzegające przed śliską powierzchnią. Starłem podłogę w holu, korytarzu oraz
w windzie. Rozłożyłem znaki, schowałem resztę rzeczy na swoje miejsce i
wróciłem do biura. Po drodze minąłem się z panną Sumiko.
– Idę kupić coś twojej koleżance –
powiedziała, widząc mnie z daleka.
– Dziękuję. A czy… pan Shiroyama…
Pokręciła głową.
– Nie jest zły. Spokojnie. Ma dziś
ciężki dzień, a takie rzeczy się zdarzają. Nie bierz tego do siebie. W końcu
przywykniesz, że bywają tu gorsze i lepsze dni.
– Dobrze. Już się bałem, że może… Sam
nie wiem.
– Że może wylecisz? – zaśmiała się. –
Daj spokój.
Poczułem, że się rumienię. Panna Sumiko
posłała mi ostatni ciepły uśmiech, po czym żwawym krokiem ruszyła w stronę
windy. Postukiwanie jej obcasów, które nigdy nie kojarzyło mi się z niczym
przyjemny, zabrzmiało jakoś tak kojąco.
Shiroyama siedział przy swoim biurku w
gabinecie. Hitomi przysiadła przy biurku panny Sumiko. Miała na sobie męską
koszulę i marynarkę. Zgadywałem, że obie te rzeczy należały do pana Shiroyama.
Poza tym nie miała na sobie niczego, co mogłoby zakrywać jej nogi. Shiroyama
patrzył jednak w ekran swojego telefonu, uśmiechając się przy tym.
– Przepraszam – powiedziałem, wchodząc
do środka. Zerknął na mnie na moment, po czym wrócił wzrokiem do oglądania
czegoś na smartfonie.
– Mhm – mruknął.
– Dobrze się czujesz? – spytałem,
kucając przy Hitomi. Wziąłem ją za rękę.
Pokiwała głową, spuszczając wzrok.
Odwzajemniła mój uścisk dłoni, co sprawiło, że poczułem coś w rodzaju ulgi.
– Przepraszam za to, co wtedy
powiedziałem – wymamrotałem. – Nie chciałem. Nie wiem dlaczego…
– W porządku.
– Ach, wiecie co! – przerwał nam
Shiroyama, wzdychając głośno. Niemal podskoczyłem na dźwięk jego głosu. – Mąż
mi właśnie przysłał filmik, jak nasze dziecko próbuje się podnieść. Ledwo
skończył pięć miesięcy! Mały będzie niezłym ziółkiem, już to czuję.
– Pięć miesięcy? – powtórzyła Hitomi
zachrypniętym głosem. – Maleństwo.
– Prawda? Maluszek! Już się
odzwyczaiłem, że dzieci są takie małe i kruche. Kto by pomyślał, że każdy był
kiedyś takim szkrabem. Życie było wtedy z pewnością prostsze.
– Na pewno – wymamrotałem.
– Itsuki, mam do ciebie małą prośbę. W zasadzie,
to duża prośba. Rzekłbym nawet, że to coś w rodzaju przysługi.
– Tak? – spytałem niepewnie.
– Tak. Zbliża się Święto Zmarłych, od
którego firma będzie zamknięta na dwa tygodnie. Wiesz, żeby każdy mógł sobie
bez problemu odpocząć, gdzieś pojechać. Są też przecież te wszystkie festiwale
i cały ten klimat jakoś nie sprzyja pracy. Tak się składa, że też planowaliśmy
na kilka dni gdzieś wyskoczyć, tylko jest jeden problem w postaci kota.
Chcieliśmy go wziąć ze sobą, ale zanim o tym pomyśleliśmy, okazało się, że
hotel, w którym złożyliśmy rezerwację, nie akceptuje zwierząt, a inne hotele, w
których zwierzęta są mile widziane, nie mają już miejsc. Przechodząc do meritum
– ktoś musi przychodzić i zajmować się kotem pod naszą nieobecność. Czy
chciałbyś to robić?
– Ach… ja…?
– On nie jest wymagający, śpi większość
czasu i nic go nie obchodzi, tylko musi dostać jeść dwa razy dziennie, mieć
świeżą wodę i czasami domaga się pieszczot. To jak?
– Ja…
Poczułem uderzenie w kostkę. Hitomi
kopnęła mnie dość subtelnie bosą stopą. Tak, zdecydowanie miała rację.
– W sumie, czemu nie.
– Naprawdę?
– Tak. Chętnie się nim zajmę.
– Super! – zatarł ręce z zadowolenia. –
Oczywiście, nie myśl, że to za darmo. Mowy nie ma.
Niedługo później wróciła panna Sumiko z
ubraniami dla Hitomi. Kupiła dla niej luźne dresy ze ściągaczem, regulowane na
sznurek, prostą, białą koszulkę, bluzę oraz, co mnie nieco skrępowało, bieliznę
na przebranie. Przyjaciółka podziękowała jej może nie wylewnie, ale za to
bardzo szczerze, co rozczuliło pannę Sumiko. Hitomi poszła się przebrać do
łazienki. Wraz z nią wyszła asystentka Shiroyamy i zostałem ze swoim szefem sam
na sam.
– Co jej się stało? – spytał. W jednym
momencie jakby zrzucił z siebie jakąś maskę. Był naprawdę zmartwiony.
– Sam chciałbym wiedzieć – przyznałem. –
Przepraszam, że ją tutaj przyprowadziłem, nie powinienem był.
– Nie, przestań. Nie masz za co
przepraszać. Pewnie uratowałeś damę w opresji i jestem odrobinę ciekaw, co żeś
zrobił, bo z tej twojej połamanej parasolki zrobiła się ładna, krwista kałuża.
– Połamałem ją?!
Shiroyama się roześmiał. Mnie za to
świat zawirował przed oczami. Serce wręcz podeszło mi do gardła. Parasolka
mamy!
– Na to wychodzi.
– Muszę to posprzątać – wymamrotałem.
– Sam to wytarłem, żeby nikt się nie
wystraszył.
– Och… dziękuję.
– Nie ma za co. To powiesz mi, co i jak?
– Po prostu… Jakiś facet ją ciągnął
gdzieś. Szarpali się. To był przypadek, że akurat tamtędy przechodziłem. Byłem
wysłać listy.
Shiroyama jakby spiął się w jednym
momencie. Wyprostował się, patrząc mi prosto w oczy. Ton głosu miał przy tym
lodowato poważny.
– Ale je wysłałeś? – przerwał mi.
– Tak! To było w drodze powrotnej.
Opadł z ulgą na fotel jak materac, z
którego ktoś spuścił powietrze.
– I ruszyłeś na ratunek? – kontynuował
już spokojnym tonem.
– Tak. Nie mogłem stać z założonymi
rękoma.
– Ach. Dobry z ciebie chłopak, Itsuki –
powiedział, uśmiechając się do mnie łagodnie. Miałem wrażenie, że nogi mam z
waty. Moje serce w jednej chwili zaczęło topnieć jak masło pozostawione na
słońcu. Było jak taka półpłynna, ciepła masa, którą Shiroyama mógł wziąć w
ręce, dowolnie się nią bawić i kształtować.
Jak tylko Hitomi wróciła do biura,
powiedział, że mogę iść do domu. Byłem zaskoczony, by zwykle siedziałem do
zamknięcia firmy, jednak tym razem Shiroyama kazał mi odeskortować moją przyjaciółkę
w bezpieczne miejsce.
Jaki to był dziwny, deszczowy dzień.
O-bon nadeszło zdecydowanie zbyt szybko
w tym roku.
Połowa sierpnia uciekła mi w mgnieniu
oka. Zaczęło się moje wolne w pracy i pozostały trzy dni do wyjazdu Shiroyamy z
rodziną oraz mojej opieki nad kotem. Im dłużej nad tym myślałem, tym coraz
bardziej żałowałem, że się zgodziłem. Musiałem zająć się tym rudym potworem, za
którym, nie ukrywając niczego, w ogóle nie przepadałem.
– Nie wierć się przez chwilę!
– Jest za duża!
– Yuzuki, na litość, wcale nie jest za
duża…
Westchnąłem głęboko, słysząc nawet przez
słuchawki, jak mama i Yuzuki wykłócały się o głupie kimono. Podkręciłem
głośność, by chociaż trochę zagłuszyć harmider z pokoju obok. Słuchałem
jakiegoś trapu. Starałem się już o niczym nie myśleć, tylko o grze, w którą
grałem. Mało wymagająca gra, w której byłem zrzuconym na obcą planetę
żołnierzem i strzelałem do wszystkich wyskakujących potworów.
Coś rozbolały mnie plecy. Poprawiłem się
nieznacznie na wysłużonym fotelu. Ach, do cholery.
Mój telefon rozdzwonił się nagle w
całkiem niespodziewanej chwili jak diabelska machina do przyprawiania o zawał.
Niemal podskoczyłem w miejscu z zaskoczenia. Plecy jeszcze mocniej mnie
rozbolały. Zastopowałem szybko grę, po czym spojrzałem, kto ośmielał się
przerwać mi ostrzał obślizgłego stwora zmutowanego z krokodyla i trójgłowego
psa. Hitomi.
– Halo? – odebrałem.
– Hej. Jesteś w domu?
– Jestem.
– Mogę wpaść?
– Jeśli chcesz. Mama i Yuzu właśnie
robią ostatnie poprawki przy stroju młodej.
– Idziecie na festiwal?
– Ja nie.
– Czemu nie?
Wzruszyłem ramionami, czego oczywiście
nie mogła zobaczyć. Nic nie odpowiedziałem, więc kontynuowała:
– Miałam nadzieję, że pójdziemy razem.
– Jakoś mnie nie bawi puszczanie
lampionów.
– To nie. W takim razie przyjdę, pomogę
twojej mamie i pójdę z nią oraz Yuzu na festiwal.
– A twoi rodzice?
– Co z nimi?
– Oni nie idą?
– Nie – odpowiedziała po krótkiej chwili
milczenia. – Oni też nie lubią puszczać lampionów. Ty możesz pójść do nich.
Ojciec zaprosił znajomych i gra z nimi w madżonga.
– Madżong? Trochę pospolite.
– A co? Może umiesz grać w szachy?
Właśnie wchodzę do ciebie na klatkę, otwórz mi.
Westchnąłem ciężko, podnosząc się z
fotela. Ruszyłem do drzwi.
– Może nawet umiem – rzuciłem, po czym
rozłączyłem się. Otworzyłem jej drzwi, kiedy akurat wchodziła na moje piętro po
schodach. Pomachaliśmy sobie z daleka.
– Tak? – sapnęła zmachana, docierając do
mnie. – To mnie nauczysz.
Hitomi miała na sobie uroczą,
różowo-szarą yukatę. Włosy związała w wysoki, okazały kok, w który wpięła kushi.
Wyglądała jak cudna lalka ze swoją małą torebeczką i w drewnianych sandałach.
– Z przyjemnością. Wyglądasz pięknie –
przyznałem.
– Dziękuję. Ledwo się ruszam.
– Hitomi! – dobiegł nas głos Yuzuki z
pokoju. – Hitomi przyszła!!
– No już! Zaraz pójdziesz się przywitać
– mama skarciła moją siostrę. Hitomi się roześmiała. Poszliśmy oboje do salonu,
gdzie rozgrywał się krawiecki festiwal.
Yuzuki stała z narzuconym na ramiona
kimonem, które mama sprawnie pozszywała tymczasowo szpilkami. Siostra wręcz
zaczęła podskakiwać w miejscu z ekscytacji na widok mojej przyjaciółki.
– Dzień dobry – Hitomi lekko skłoniła
się mojej mamie.
– Cześć, skarbie – odparła mama.
Spojrzała na Hitomi i aż zaparło jej dech. – Ach!! Wyglądasz jak z bajki! –
oznajmiła. Hitomi nijak nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Dziękuję.
– Ja też! Też chcę tak wyglądać! –
Yuzuki już nie mogła wytrzymać.
– No, już. Jeszcze trochę.
– Może pomóc? – zasugerowała Hitomi. –
Nie znam się na szyciu, ale może coś się uda.
– Nie, kochanie, nie musisz – mama
zaśmiała się niezręcznie. – Posiedźcie gdzieś sobie. A pójdziesz z nami na
festiwal?
– Tak chciałam zrobić.
– Świetnie.
– Super!!
– Itsuki, wyciągaj kimono – powiedziała
mama.
– Co? Nie! Nigdzie nie idę!
– Daj spokój.
– No, chodź – Hitomi wzięła mnie pod
rękę, ciągnąc do pokoju. Poddałem jej się bez najmniejszego oporu. Na litość,
za co…
– Chodź też – powiedziała, zamykając
drzwi za nami. Usiadłem na łóżku, a ona ostrożnie przysiadła przy mnie. – Co
jest ciekawego w siedzeniu w domu?
– A co jest ciekawego w świętach, które
mają uczcić pamięć ludzi, którzy już nie istnieją? – odpowiedziałem pytaniem na
pytanie. – Tyle lat nie byłem na tym głupim święcie i teraz też nie mam
zamiaru.
– Dlaczego?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie lubisz lampionów?
Westchnąłem ciężko. Hitomi wzięła mnie
za rękę. Spletliśmy palce. Poczułem, jak robi mi się niedobrze.
– Mówiłem ci chyba kiedyś, że miałem
jeszcze jedną siostrę? – wymamrotałem. – Nie byłem na O-bon, odkąd zmarła.
Odeszła niedługo przed Świętem Zmarłych. Dlatego tak źle to wszystko mi się
kojarzy.
– Rozumiem.
– Wcale nie chcę tego zmieniać.
– Domyślam się. Jak miała na imię twoja
siostra?
– Amaya.
Wzięła głęboki wdech.
– Przypuszczam, że gdyby Amaya tu była,
to bardzo by chciała, żebyś poszedł z mamą i Yuzuki wypuścić lampiony.
Szczególnie, biorąc pod uwagę fakt, co takiego stało się kilka miesięcy temu. I
chcę, żebyś poszedł i nie zostawał sam w domu. Nie możesz się zamykać.
Zacisnęła swoją delikatną, nieco spoconą
dłoń na mojej, aż przeszedł mnie dreszcz. Jakby tysiąc malutkich myszek swoimi
malutkimi łapkami z jeszcze mniejszymi pazurkami przebiegło mi w tym samym
momencie w dół pleców. Jej rozgrzana skóra pachniała jakimiś słodkimi owocami.
Właśnie to zapamiętałem z momentu, jak pochyliła się, by mnie pocałować w
policzek. Przytrzymałem ją, nie chcąc, by się oddalała. Oddałem pocałunek,
lekko muskając jej skroń. Ciekawe czy ja też pachniałem w jakiś ładny sposób, a
może pachniałem zwyczajnie. Nijako.
– Wiesz co – powiedziała zupełnie
niespodziewanie – pachniesz jak bawełna.
– Że co? – roześmiałem się. Zdaje się,
że czytała mi w myślach.
– Naprawdę! Pachniesz jak świeża
bawełna. Taki biały, miękki kokon. Aż mam ochotę cię ścisnąć w dłoniach.
– Nie rób tego. Nie ściskaj mnie.
– Nie mam zamiaru. Jeszcze cię wycisnę,
a czasami boję się, że już tak mało jest ciebie w tobie. Boję się, że
znikniesz.
– Ostatnio to ty zniknęłaś. Ale nie
powinienem mieć ci tego za złe. Zachowałem się jak buc.
Pokręciła głową.
– To już nie ma znaczenia.
Poszliśmy całą czwórką nad okoliczne
jezioro. Po drodze mijaliśmy liczne wózki z jedzeniem i wyrobami
rzemieślniczymi. Ludzie tłoczyli się wszędzie jak obślizgłe, spocone mrówki.
Zapach ulicznego jedzenia przyprawiał mnie o mdłości i wydawało mi się, że
jeszcze minuta w tym tłumie, a zwymiotuję ze stresu albo zacznę krzyczeć.
Hitomi trzymała mnie za rękę i chyba jeszcze to w jakimś stopniu pomagało mi
utrzymać się w świecie rzeczywistym. Co jakiś czas wzmacniała uścisk, po czym
go luzowała, jakby próbowała się upewnić, że wciąż przy niej byłem i nigdzie
nie odleciałem. Odpowiadałem tym samym, wdzięczny, że w dalszym ciągu przy mnie
była.
Nie potrafiłem opanować drżenia rąk w
momencie, kiedy próbowałem zapalić lampion. Wydawało mi się, że poszczególne
płaty mojej świadomości odchodzą ode mnie gładko, kawałek po kawałku. Jakby
ktoś obierał banana. Drżącymi jak w głębokim delirium dłońmi zapaliłem zapałkę,
a jej płomień ostrożnie zbliżyłem do drewnianej podpałki lampionu. Yuzuki
trzymała go, pilnując przy tym, by się nie złożył. To by była prawdziwa
tragedia, bo chyba cały lampion by się spalił. Nad brzegiem jeziora stało
mnóstwo ludzi. Chłód zmierzchu wilgotnym łapskami chwytał moje odkryte kostki.
Lampion się zapalił, po czym lekko uniósł w górę pod wpływem gorącego powietrza.
Płomień był ciepły, spokojny. W przeciwieństwie do mnie. Malutkie języki ognia
tańczyły radośnie przed moimi oczami jak banda beztroskich dzieci. Yuzuki
krzyknęła z radości.
Hitomi i Yuzuki zabrały ode mnie
lampion, po czym we dwie delikatnie wypuściły go w powietrze. Uniósł się wraz z
innymi, robiąc wspaniałe piruety. Oddalał się od nas coraz bardziej, aż w końcu
nie mogłem go odróżnić od innych. Był już tylko jednym z punkcików z całej tej
ciepłej masy kolorowych życzeń wypuszczonych w przestrzeń. Pomyślałem, że
właśnie tak dusza odchodziła z człowieka. Jasna, ciepła kula odlatywała w
przestrzeń, aż w końcu stapiała się w jedno z innymi kulami. Bardzo chciałem
też wierzyć w to, że właśnie tak umarła Amaya. Że właśnie tak umarł tata.
Wyleciał z nich jakiś płomyk, szybując prosto do nieba. I to wcale nie bolało.
Choć śmierć mogła wydawać się bolesna, to jednak w momencie, gdy nadchodził
koniec, nie czuło się już nic.
W jednej chwili tknęło mnie, że muszę
coś zrobić. W końcu. Teraz albo już nigdy więcej. To był ten jeden moment,
kiedy mogłem albo się odezwać, albo zamilknąć już na zawsze. Poszedłem do mamy,
która szykowała aparat, by zrobić nam zdjęcie. Hitomi i Yuzuki zostały przy
brzegu, oglądając, jak tysiące lampionów płynęło po niebie niczym malutkie,
świecące żaglówki na tafli zimnego jeziora.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmiłem,
czując jak łzy zbierają mi się w oczach. Wiedziałem, że lada moment nie
wytrzymam. Czułem, że pęknę i wszystko wyleje się ze mnie tak gwałtownie, czego
w ogóle nie chciałem.
– Tak?
– Ja… Hitomi… Hitomi nie jest moją
dziewczyną – wykrztusiłem z siebie. Nie wytrzymałem. Łzy zaczęły spływać mi po
policzkach, pociągnąłem nosem. W ogóle przestałem jakkolwiek siebie
kontrolować.
Mama przez moment patrzyła na mnie bez
wyrazu. Pokiwała ostrożnie głową, po czym posłała mi ciepły uśmiech. Ściskała w
dłoniach nieco już wysłużony polaroid.
– Wiem.
Pokiwałem głową. Tak bardzo starałem się
opanować, ale nie mogłem. Za nic w świecie nie mogłem przestać bać się
odrzucenia.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Wiem, że nigdy nią
nie była.
– Mamo… – jęknąłem, zalewając się łzami.
Wyciągnęła szeroko ręce, a ja, jak mały
chłopiec, wtuliłem się w nią. Objęła mnie tak mocno i czule, prawie tak samo,
jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem. Trzymała mnie, drżąc. Sama zaczęła płakać.
– Dlaczego nigdy wcześniej nie chciałeś
mi powiedzieć? – spytała, gładząc mnie po plecach. – Przecież wiesz, że nigdy
bym się na ciebie nie zezłościła o to. Rozumiesz? Itsuki, przecież tak bardzo
cię kocham.
– Bałem się – wymamrotałem w jej szyję.
– Strasznie się bałem.
– Proszę cię, nigdy nie bój się tego, że
kogoś kochasz.
– Nie będę – potrząsnąłem głową. – Już
nie.
To był dziwny, ciepły wieczór. Mama
przytulała mnie do siebie ciasno, płacząc ze mną, jakby za kilka chwil miał
odbyć się koniec świata. Z tym, że to wcale nie był koniec. Był to nowy, lepszy
początek.
Późnym wieczorem odprowadziłem Hitomi do
domu. Szliśmy obok siebie przez dłuższy czas w odprężającej ciszy. Przy Hitomi
wcale nie musiałem się odzywać. Mogliśmy oboje milczeć i w żaden sposób by to
nam nie ciążyło. Rozumiała jak nikt, że czasami po prostu nie miałem ochoty się
odzywać. Taki najzwyczajniej w świecie byłem. Jednak w końcu się odezwała.
Wzięła mnie pod rękę, jakbyśmy znali się już dwadzieścia lat i powiedziała:
– W końcu jej powiedziałeś.
Westchnęła głęboko, jakby z ulgą.
Zaśmiałem się pod nosem.
– W końcu.
– Trochę się zbierałeś. Ale zareagowała
lepiej niż się tego spodziewałam.
– Tak. Cieszę się, że tak to wyszło.
– Ja również. Oficjalnie: jesteś gejem!
– Jestem gejem!
– Głośniej!
Stanęliśmy. Nabrałem w płuca powietrza,
ile tylko byłem w stanie, po czym wrzasnąłem na cały głos:
– Jestem gejem!!!
Mój głos rozniósł się imponującym echem
po okolicy. Hitomi krzyknęła. Oboje zaczęliśmy krzyczeć. Chyba było nas słychać
aż na końcu świata. Pewnie cudaczne stwory, które tam żyły, wszystkie ludzkie
lęki i zgryzoty słuchały nas z przerażeniem. Oto, jacy właśnie się staliśmy – przerażająco
niepokojący.
Kilka dni później zostałem sam z kotem.
Shiroyama wraz z kluczem od mieszkania zostawił mi najpotrzebniejsze wskazówki,
w tym (o cholera!) kod do alarmu. Powiedział dokładnie, co mam robić przy
każdym wejściu do domu oraz wyjściu. Tak, bym przypadkiem nie włączył alarmu i
nie wezwał patrolu policji. Przy okazji opowiedział zabawną anegdotkę, jak
kiedyś sam niechcący uruchomił alarm, ale zdążył go szybko wyłączyć, nim został
wysłany sygnał do najbliższego patrolu. Miałem nadzieję, że mnie coś takiego
się nie przytrafi.
Pierwszego dnia rano zabrałem ze sobą
Hitomi. Z jakiegoś powodu czułem się nieswój z myślą, że miałbym pójść sam do
cudzego domu. Jednak pójście gdziekolwiek z Hitomi dodawało otuchy. Z nią
mógłbym włamać się do tajnych rządowych danych i nie czuć przy tym ani krzty
wstydu czy poczucia dokonania zbrodni. Zrobiłem wszystko zgodnie z tym, co
nakazał mi Shiroyama. Mieliśmy dokładnie trzydzieści sekund, by wyłączyć alarm.
Wpisując kod czułem się trochę, jakbym rozbrajał bombę. Na całe szczęście, cała
operacja przeszła pomyślnie. Zdjęliśmy więc buty, po czym weszliśmy do salonu.
Przez kilka chwil nie mieliśmy pojęcia, gdzie w ogóle byliśmy, bo całe
pomieszczenie pogrążone było w egipskich ciemnościach.
– Co, do cholery? – rzuciłem, próbując
oświetlić pomieszczenie telefonem. Doszło do nas miauknięcie. Coś nagle otarło
się o moją nogę. Świetnie. Futrzak był w środku.
– Rolety antywłamaniowe – powiedziała
Hitomi.
Nim zlokalizowaliśmy przycisk od rolet,
znaleźliśmy włącznik światła. Dopiero później natrafiliśmy na pstryczki od
rolet, które wyglądały dokładnie jak włączniki światła. Kilka chwil i cały
salon wypełniony był światłem dnia.
Nakarmiliśmy kota w kuchni. Hitomi
trochę go głaskała i przytulała. O dziwo, sierściuch łasił się do niej, jakby
znał ją całe życie.
– Kochany jest – stwierdziła, otrzepując
dłonie z sierści. Kot miauknął coś, przewracając się na plecy. Podciągnął tylne
łapki i uniósł przednie. Naprawdę, gdybym go nie znał i nie wiedział, jaką
bestią był w rzeczywistości, pewnie też dałbym się nabrać na te tanie kocie
gierki. – Ojej! Spójrz!
– Daj spokój, zaraz cię ugryzie –
prychnąłem.
– Chyba ciebie – odparła. – No nic.
Trzeba brać się do pracy.
– Co?
Hitomi spojrzała na mnie znacząco, po
czym wskazała głową na coś za mną. Odwróciłem się w stronę salonu. Wciąż jednak
nie wiedziałem, o co mogło jej chodzić.
– Nie mów, że nie skorzystasz z okazji –
rzuciła nieco prowokującym tonem.
Błądziłem wzrokiem po pokoju, aż w końcu
zatrzymałem się na drzwiach przy schodach prowadzących na piętro. Przełknąłem
ślinę. Czułem, jak zimny pot powoli spływa mi po plecach. Zdenerwowanie i
ekscytacja uderzyły we mnie w jednym momencie. Zdawało mi się, że za moment
świat zacznie kompletnie wirować i stracę głowę. To były drzwi sypialni.
– Nie powinniśmy – wymamrotałem, ledwo
panując nad drżeniem w głosie.
– Daj spokój. Ile razy w życiu trafi ci
się taka okazja? Sądzę, że nieczęsto.
Już samo bycie w tym domu wyłącznie z
Hitomi przyprawiało mnie o skręt kiszek. Było mi nieswojo. Tak po prostu. Nawet
nie rozważałem wcześniej wejścia do sypialni Shiroyamy.
– Serio… stara…
– Och, no dobra – westchnęła. – Tylko
zerkniemy, cykorze. To nie tak, że mu plądrujesz chatę.
– To będzie plądrowanie prywatności.
– E tam – machnęła ręką, pewnym krokiem
ruszając w stronę tajemniczych drzwi.
Mimowolnie poszedłem za nią, choć bałem
się, że jak tylko chociaż zajrzymy do zakazanego pomieszczenia, to uruchomimy
jakąś pułapkę na złodziei, jak w egipskich piramidach. Wydawało mi się, że
zaraz włączymy zapadnię wypełnioną kolcami i jadowitymi skorpionami albo ze
schodów stoczy się na nas głaz, który zrobi z nas dwa idealnie równe naleśniki.
Nacisnęła klamkę. Zamek cicho kliknął,
nawiasy nie wydały z siebie żadnego dźwięku, gdy pchnęła lekko drzwi. Żadna z
pułapek też się nie włączyła, ale wydawało mi się, że zaraz zwymiotuję.
Dreszcze ekscytacji przeszły od mojego karku w dół, wzdłuż kręgosłupa. Nawet
nie wiedziałem, że wstrzymywałem oddech i dopiero po krótkim momencie zdałem
sobie z tego sprawę, jak tylko zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. Naszym
oczom ukazała się przestronna, jasna sypialnia. Pierwsze, co rzucało się w
oczy, to ogromne łóżko z wysokim, obitym zagłówkiem. Wydawało mi się, że
opadnie mi szczęka, Hitomi aż zagwizdała z podziwem.
– No, no! – rzuciła, wchodząc do środka.
– Mieliśmy tylko zerknąć – wymamrotałem,
czego raczej nie usłyszała lub udawała, że nie słyszy. W każdym razie, podeszła
do łóżka, po czym bez uprzedzenia rzuciła się na nie, zatapiając się w idealnie
zaścielonej pościeli.
– Chodź tu! – zaprosiła mnie do
przedniej zabawy, jaką było podskakiwanie na łóżku. Nie mogłem zaprzeczyć,
wydawało się być naprawdę wygodne.
– Nie powinniśmy!
– No nie bądź pizda.
Ostatecznie położyłem się obok niej.
Wydawało mi się, że serce za moment wyskoczy mi z piersi, tak mocno w niej
łomotało. Nie docierało wtedy do mnie jeszcze, co takiego robiłem. Gdzie się
właśnie, do cholery, położyłem.
– Myślisz, że po której stronie śpi? –
spytała.
– Nie wiem.
– Ale jak ci się wydaje?
– Po lewej. Chyba.
– Po lewej, jak się stoi czy po lewej,
jak się leży?
– Jak się stoi.
Podniosła się, po czym przeszła nade mną
na czworaka. Położyła się po drugiej stronie, spychając mnie na miejsce, na
którym wydawało mi się, że może spać Shiroyama. Myślałem, że zaraz dostanę
jakiegoś paraliżu z tych nerwów.
– Leżysz tam, gdzie śpi. I jak każdy
facet, pewnie robi milion innych rzeczy: czyta, rozmawia przez telefon. Założę
się, że pewnie tutaj też sprawdzał wszystkie nasze sprawdziany. No i tutaj też
się bzyka.
– Może nie robią tego w łóżku.
– Albo w ogóle tego nie robią. Ale
spójrz na nich, to para, która rucha się wyłącznie po prysznicu i tylko w
łóżku. Założę się, że pewnie dochodzą raz, a później udają, że nic się nie
stało.
– Czemu tak mówisz?
– Nie wiem. Takie odnoszę wrażenie. Właśnie
tak to sobie wyobrażam, gdy myślę o nim i o Matsumoto.
– Wyobrażasz to sobie?
– Wiesz, o co mi chodzi! – zaśmiała się.
– Shiroyama pewnie zwala sobie sam.
– Pomyślałem sobie właśnie o czymś.
– Hm?
– Tak jakby… wślizgnęliśmy się mu do
łóżka.
Hitomi parsknęła, opluwając mnie.
Również zacząłem się śmiać. Wydawało mi się, że zaraz uruchomimy ten cholerny
alarm samym naszym śmiechem. Leżeliśmy tak jeszcze jakiś czas, po prostu
patrząc w sufit, aż Hitomi sięgnęła do szafki nocnej po swojej stronie.
Złapałem ją za ramię, nim ją otworzyła.
– Już nie przesadzajmy – poprosiłem ją.
– Tylko zerknę.
– To samo mówiłaś pięć minut temu.
– Daj spokój. Jakie to i tak ma
znaczenie? Wszedłeś do sypialni, położyłeś się na łóżku.
– Ale…
– Bla, bla, bla – mruknęła.
Otworzyła pierwszą z dwóch szuflad. Na
wierzchu leżały jakieś drobiazgi. Nożyczki do paznokci, cążki, paczka soczewek
jednodniowych, krem do stóp i jakieś inne mniej lub bardziej użyteczne
przedmioty. Gdzieś pod spodem zamajaczyła miękka okładka książki.
– To strona Shiroyamy – oznajmiła
Hitomi.
– Skąd wiesz?
Odgarnęła lekko przedmioty, które
zasłaniały książkę. To nie była żadna powieść, tylko książka historyczna.
– Stąd – ułożyła przedmioty z powrotem
na swoje miejsce. Otworzyła drugą szufladę. Tam również były książki. Oraz…
– Ha! – zaśmiała się, wyciągając pudełko
prezerwatyw. Poczułem, jak gorąco uderza moje policzki. Nigdy nie sądziłem, że
kiedykolwiek tak bardzo zmieszam się na widok paczki zabezpieczeń. Czułem się,
jakbym dopiero co odkrył, że rodzice uprawiali seks. – Ekstra duże. Wow!
– Odłóż to, debilko!
– Nigdy nie widziałem ekstra dużych
gumek – odparła, kompletnie mnie ignorując. Otworzyła kartonik, wysypując
wszystkie pojedyncze prezerwatywy na łóżko jak confetti.
– Pozbieraj to!
– Ja pierdolę, Itsuki! – huknęła. –
Odpuściłbyś już!
– Nie powinniśmy grzebać ludziom w
rzeczach.
– Nie kłam, że nie chcesz mu przejrzeć
rzeczy.
– Nie o to chodzi… Po prostu…
– Więc daj spokój! Jest dobrze. Nic
złego się nie dzieje.
Włożyła prezerwatywy z powrotem do
pudełka. Oprócz jednej. Zostawiła jedną, po czym odpakowała ją, rozrywając
folię sprawnym ruchem. Wyciągnęła ze środka kondoma, starając się przy tym, by
nie pobrudzić lubrykantem pościeli. Rozłożyła prezerwatywę i przez jakiś czas
patrzyliśmy na nią oboje w ciszy.
– Spore – odezwałem się pierwszy,
próbując przerwać dziwną ciszę, która znikąd między nami nastała.
– Ogromne! – wykrztusiła. – On ma
takiego pytona w spodniach. O cholera. Okej, nie ma mowy, żeby był kiepski w
łóżku z czymś takim.
– Nikt nie mówił, że jest kiepski w
łóżku.
– Ale nikt też nie mówił, że jest dobry.
Z takim fiutem mógłby rżnąć wszystko. Ciebie, mnie. Przysięgam, jeśli on się ze
swoim facetem nie bzyka częściej niż dwa razy dziennie, to jest to największe
marnotrawstwo świata. Takiego bym chyba nigdy z łóżka nie wypuściła.
– Nawet na chwilę?
– Nawet na chwilę. No, może na siku, bo
trzeba, ale później bym kontynuowała. To jest dopiero facet z jajami.
Zawinęła prezerwatywę w chusteczkę, po
czym włożyła ją do kieszeni wraz z folią zabezpieczającą. Odłożyła na miejsce
pudełko i zamknęła szufladę, jakby nic się nie stało. Zajrzeliśmy do drugiej
szafki. W środku też nie było nic nadzwyczajnego, jednak od razu
stwierdziliśmy, że to była szafka pana Matsumoto. Było w niej więcej
kosmetyków, a nawet słoiczek kapsułek z żelazem i kwasem foliowym. Znaleźliśmy
też ciekawą broszurkę odnośnie gejowskiego seksu. Konkretnie tekst dotyczył
tego, dlaczego seks analny był niebezpieczny. Patrzyliśmy na to przez jakiś
czas całkiem skonsternowani.
– Po co miałby trzymać coś takiego w
szafce? Homofobiczna ulotka – stwierdziłem, odkładając broszurę na swoje
miejsce. Wyciągnąłem białą kopertę, która znajdowała się zaraz obok.
– Może dla śmiechu. Albo dla
przypomnienia panu Shiroyamie, że nie powinni się ruchać. Powinniśmy to
otwierać? – spytała, wskazując na kopertę, którą trzymałem.
– Teraz się przejmujesz czyjąś
prywatnością?
Zajrzeliśmy do środka. Spodziewałem się
w sumie znaleźć wszystko, ale nie dwa wyniki testu na HIV. Nawet Hitomi się
zmieszała, widząc, co było w środku i kazała mi to schować. Nim jednak to
zrobiliśmy, odkryliśmy, że oba miały wynik negatywny.
– Przynajmniej wiemy, że obaj są zdrowi.
– Jasne – odchrząknęła. – Potrzebowałam
tej wiedzy jak powietrza.
Rozejrzeliśmy się po pokoju. W środku
stała jeszcze masywna komoda, dziecięce łóżeczko i przesuwana szafa idealnie
dopasowana we wnękę. Były jeszcze dwie pary drzwi, w które też obiecaliśmy
sobie zajrzeć. Od drzwi zaczęliśmy.
Pierwsze prowadziły do całkiem sporej
garderoby. Wszystkie wieszaki, szafki i szuflady niemal po brzegi wypełnione
były ubraniami, bielizną i dodatkami. Od razu zauważyliśmy, że nawet część pana
Shiroyamy była spora. Na wieszakach wisiały jego koszule, część z nich
pamiętaliśmy ze szkoły. Oprócz tego miał mnóstwo zwyczajnych ubrań: jeansy,
dresy, bluzy, koszulki, swetry. Podobnie wyglądała część Matsumoto. Garderoba
jednak w żaden sposób nie zawróciła nam w głowie. Chociaż na mnie wywarła
wrażenie. W końcu nieczęsto widuje się coś takiego.
Drugie drzwi prowadziły do łazienki. Na
pierwszy rzut oka wydawała się dość ciasna, w porównaniu z resztą pomieszczeń,
choć z drugiej strony, na co komu była potrzebna wielka łazienka. Toaleta była
jednak duża na tyle, że mieściła pokaźny prysznic, wannę, w której mógłbym się
zmieścić z całą moją rodziną, dwie umywalki zabudowane z szufladami. Jeszcze
udało się zmieścić szafkę na kosmetyki. Co ciekawe, łazienka nie była
zagracona. Z wielkim lustrem zajmującym niemal całą ścianę, całość wydawała się
niebywale przestronna i idealnie dopasowana.
– Wykąpiemy się? – spytała Hitomi,
pochylając się nad wanną. – Jaka wielka!
– Może nie teraz. Nie mamy ręczników.
– Racja. Następnym razem przyjdziemy
przygotowani!
Otworzyła szafkę z kosmetykami, co z
początku było niebywałym rozczarowaniem. W sumie nie wiem, czego mogliśmy się
spodziewać po łazienkowej szafeczce dwóch facet. W środku były typowo męskie
kosmetyki takie jak żel czy pianka do golenia albo woda kolońska. Żele pod
prysznic, szampony. Nic ciekawego! Dopiero głębiej znaleźliśmy kosmetyki do
pielęgnacji twarzy i ciała. Nawet znaleźliśmy paczkę maseczek w płachcie. Choć
wciąż, nie było w tym nic nadzwyczajnego.
– Otwieramy komodę? – spytałem, już zmierzając
w jej stronę, gdy tylko wyszliśmy z łazienki.
– Zostawmy to na jutro, hm? Już i tak
trochę tu siedzimy. Masz tu wrócić po południu.
– Nie przyjdziesz ze mną?
– Nie mogę – pokręciła głową. –
Obiecałam mamie, że pójdziemy na zakupy. Jutro możemy przyjść razem.
– Okej.
– Chyba nie boisz się przyjść sam? –
trąciła mnie łokciem w bok.
– Co ty – zaśmiałem się. Ledwo
zapanowałem nad zdenerwowaniem w głosie. Oczywiście, że się bałem. Przyjście
samemu do tego domu wydawało mi się zbyt abstrakcyjne.
Niedługo później stwierdziliśmy zgodnie,
że powinniśmy już wracać. Hitomi na odchodne przytuliła jeszcze kota. Futrzak
zaczął mruczeć zadowolony, jakby w ogóle nie był rudą bestią. Dość wylewnie go
wygłaskała, po czym zapewniła go, że wróci jutro. Kot miauknął, jakby chciał
zakomunikować, że zrozumiał, co powiedziała. Wpisaliśmy kod do alarmu, po czym
wyszliśmy szybko z domu.
Późnym popołudniem wróciłem sam. W
ciepłych promieniach powoli przygasającego słońca biała posiadłość wydawała się
być monumentalnie przytłaczająca. Jakby coś czekało na mnie w środku, jakaś
niekoniecznie pozytywna siła, która wabiła mnie do siebie. Wykonałem na wejściu
całą procedurę z rana, upewniając się przy tym kilka razy, że na pewno dobrze
wpisałem kod. Zdjąłem buty i już zmierzałem w stronę salonu, gdy zauważyłem,
jak przed otwartymi drzwiami prowadzącymi do wnętrza domu, siedział kot.
Patrzył na mnie tymi swoimi intensywnie zielonymi ślepiami, a mnie coś
sparaliżowało. Nie wiedziałem nawet dlaczego. Po prostu stałem w miejscu jak
kołek wbity w ziemię i wpatrywałem się w zwierzątko, które przeszywało mnie
wzrokiem w sposób, w jaki jeszcze nikt i nic nigdy na mnie nie patrzyło. To spojrzenie
było zbyt ludzkie jak na zwykłego kota.
– Dzień dobry – powiedziałem.
Kot miauknął w odpowiedzi. Wstał,
przeciągnął się leniwie, po czym poszedł do kuchni.
Co ja sobie myślałem? Przecież to był
zwykły kot. Postanowiłem więcej nie zaprzątać sobie tym głowy. Odmierzyłem
futrzakowi odpowiednią ilość karmy, nalałem mu świeżej wody i wypuściłem na
dwór. Pan Shiroyama poprosił, bym robił to chociaż raz podczas wizyt, gdyż kot
był jednocześnie domowy i podwórkowy. Wyszedłem z nim na werandę i zapaliłem
papierosa. Popiół strzepywałem na trawę, uważając przy tym, by nie ubrudzić
podestu. Rudy w tym czasie wąchał kwiatki, kicał po trawie i ocierał się o
krzaczki. Patrzyłem tak na niego, czując jak ogarniało mnie coraz większe
uczucie niepokoju. Z każdym jego krokiem, przewrotem na grzbiet oraz
miauknięciem, wydawało mi się, że ktoś się na mnie patrzył. Rozejrzałem się,
wyraźnie czując na sobie czyjś wzrok. Nikogo jednak nie dostrzegłem, a zewsząd
otaczała mnie błoga cisza zmierzchającego dnia. Był tu tylko kot i ja.
Niedługo później obaj wróciliśmy do
środka. Niedopałek spuściłem w toalecie. Kot, jak z początku nie tracił mnie z
pola widzenia, tak w końcu znudził się mną i poszedł gdzieś się położyć. Ja
mimowolnie skierowałem swe kroki do sypialni. Uchyliłem drzwi, jakbym bał się,
że ktoś mnie na tym przyłapie. Zajrzałem do środka. Sypialnia wyglądała tak
samo jak rano. Duże łóżko zachęcająco rozkładało się przede mną. Nie mogąc
oprzeć się pokusie, położyłem się na nim. Wtuliłem się w miękką narzutę i
zamknąłem oczy. Nawet nie wiedziałem kiedy przysnąłem. Była to krótka, choć
mocno wytrącająca z równowagi drzemka. Mój płytki sen został przerwany przez
telefon. Podniosłem się rozespany, choć wciąż z uczuciem, że wcale nie byłem
sam. Nie wiedziałem z początku, gdzie w zasadzie byłem i poczułem, jak narasta
we mnie panika. Dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, w jakim miejscu się
znajdowałem i po co tam byłem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, z całych sił starając
się nie być spanikowanym ani nie brzmieć śpiąco. Dzwonił pan Shiroyama.
– Cześć, Itsuki – przywitał się wesoło.
– Tak dzwonię zapytać, jak ci idzie pierwszy dzień. Kiciuś sprawiał jakieś
problemy?
– Dzień dobry… wieczór. Nie. Wszystko w
porządku. Właśnie… Właśnie jestem u pana i powoli zbieram się do wyjścia.
Zerwałem się z łóżka, z całych sił
starając się nie brzmieć, że aktualnie to robiłem. Zauważyłem, że kot siedział
w progu. Podobnie jak wtedy, kiedy przyszedłem, patrzyliśmy na siebie w ciszy. Zwierzątko
w jednej chwili poderwało się, odwracając swoje chude ciałko bokiem. Najeżył
sierść, sycząc groźnie. Ach, świetnie! Jeszcze potrzebowałem tego, by w rudym
obudziły się jego mordercze instynkty.
– Słyszę, że Taidze niekoniecznie się to
podoba – Shiroyama roześmiał się w słuchawkę. Zdaje się, że usłyszał kocie
syczenie. – Nie przejmuj się nim, ten typ tak ma. Jest bardzo humorzasty.
– Zauważyłem.
– Właśnie! Jest jedna ważna kwestia, o
której ci nie powiedziałem, a powinienem był to zrobić.
– Tak?
– Mieszka z nami duch.
Stałem przez kilka sekund w ciszy,
przyciskając komórkę do ucha. Patrzyłem przy tym na kota, który tak nagle, jak
zaczął stroszyć sierść, tak nagle wycofał się, miaucząc głośno. Nie byłem
pewny, o co temu zwierzakowi w ogóle chodziło.
Tak samo nie docierało do mnie to, co właśnie powiedział Shiroyama.
Skołowany zamknąłem za sobą drzwi sypialni. W jednej chwili przeszył mnie silny
chłód.
– Ach… duch… – powtórzyłem, nie wiedząc
w ogóle, co mówiłem. – Duch?
– Ale nie martw się, jest niegroźny.
Czasami tylko rzuca pilotem od telewizora, ale tak to w niczym nie przeszkadza.
Taki nasz osobisty poltergeist. Nazwaliśmy go Rimo (rimo-con z japońskiego
dosłownie pilot np. od telewizora dop. aut.).
– Pan żartuje.
– Wcale nie żartuję! Choć bardzo bym
chciał. Gdybyś poczuł się dziwnie, jakbyś nie był sam albo coś w tym guście, to
pewnie dlatego, że gdzieś jest w pobliżu. No i Taiga wciąż czasami się
denerwuje w jego towarzystwie.
– To wiele wyjaśnia – wymamrotałem. –
Muszę przyznać, że czuję się…
– Obserwowany?
– Tak.
– Ach, nie martw się.
– Ciężko z tym teraz będzie.
– Jeśli nie czujesz się komfortowo, to w
pełni zrozumiałe. Przepraszam, powinienem był ci wcześniej powiedzieć. Nie
zmuszaj się, jeśli to cię martwi.
– Skądże. W porządku. To znaczy… Tak mi
się wydaje. Muszę to jeszcze jednak przyswoić.
– Jasne. Gdybyś jednak nie chciał
przychodzić, to daj mi znać.
– Dobrze. Chociaż wydaje mi się, że nie
stchórzę.
Roześmiał się wesoło.
– Skoro tak uważasz!
– Tak – wymamrotałem w słuchawkę.
Odważyłem się przy tym na następny odważny krok z mojej strony. Głęboki wdech i
wydech. – A co u pana?
– U mnie? – zdaje się, że nie spodziewał
się, że w ogóle zapytam o coś takiego. – Nie ma tu żadnych duchów, więc jest w
porządku – zaśmiał się.
– Z kim rozmawiasz? – usłyszałem po
drugiej stronie głos pana Matsumoto. Poczułem, jak mój żołądek się kurczy.
– Z Itsukim – odpowiedział swojemu
partnerowi mój były nauczyciel i jednocześnie mój aktualny pracodawca.
– Ach! Z niuńkiem wszystko w porządku? –
w głosie lekarza wyraźnie pobrzmiało zmartwienie. Ten kot był dla niego oczkiem
w głowie.
– Niuńkiem – prychnął Shiroyama pod
nosem, co oczywiście usłyszałem. Chyba nie tylko ja miałem takie negatywne
nastawienie co do kota. – Poczekaj, dam cię na głośnik. Mhm… Okej. Z Taigą
wszystko dobrze, prawda, Itsuki?
– Wszystko w jak najlepszym porządku –
siliłem się na w miarę entuzjastyczny ton, mając świadomość, że Matsumoto
również mnie słyszał. Jednocześnie patrzyłem na kota, który znów usiadł przede
mną, wpatrując się intensywnie w moją osobę.
– Nie próbował na ciebie skakać?
– Od pięciu minut jeszcze nie –
odparłem. Zaraz pożałowałem, że nie ugryzłem się w język. Shiroyama roześmiał
się w głos. Nie byłem jednak pewny, jak zareagował na to Matsumoto. Czułem, że
już byłem u niego już na kompletnie straconej pozycji, ale to nic. To nie na
nim mi tutaj zależało, tylko na jego mężu.
– On tak ma. Jak coś mu się nie podoba,
to robi się nerwowy – ton lekarza był jak zwykle opanowany i uprzejmy.
Przerażające. – Możesz dać mu trochę kocimiętki.
– Kocimiętki?
– W lewej szafce w wyspie za karmą i
żwirkiem, w pojemniku na zatrzaski jest opakowanie z zakrętką, którą trzeba
przycisnąć. Takie jak na leki. W środku jest paczka kocimiętki.
– Właśnie tak się przechowuje zioło dla
kotów – Shiroyama ponownie się zaśmiał. Był coś bardzo wesoły tego popołudnia.
– To pewnie prewencyjnie przed dziećmi –
zaśmiałem się nerwowo. Mimowolnie udałem się do kuchni, omijając przy tym kota.
Może to nie był zły pomysł, by go naćpać, a później spokojnie wyjść, nie
obawiając się przy tym, że ten terrorysta będzie próbował odgryźć mi nogę.
– A jakże inaczej.
– Ile mogę dać mu tej kocimiętki?
Klęknąłem przed wyspą, siadając na
piętach. Telefon przycisnąłem ramieniem do ucha. Otworzyłem szafkę. Faktycznie,
pierwsze co mnie przywitało, to zapas kociego żwirku i karmy. W tym samym
momencie przypomniało mi się również, że miałem posprzątać kuwetę rudej bestii.
Przesunąłem na bok kilogramowe opakowania karmy za miliony i dostrzegłem
wspomniany wcześniej pojemnik. Było to metalowe opakowanie po czarnej herbacie.
Wyciągnąłem je, zwolniłem zatrzaski.
– Odrobinę – odparł lekarz.
– Trochę się sztachnie i będzie w kocim
raju – Shiroyamy rzeczywiście trzymał się dobry humor. Aż uśmiechnąłem się pod
nosem. – Szczypta zielska i uszczęśliwisz go za wszystkie czasy. Tak swoją
drogą, może on jest czasami taki humorzasty, bo to efekty dłuższego odstawienia
kocimiętki?
– Myślisz? – wyczułem uśmiech w głosie
Matsumoto. Zdaje się, że oboje byli w dobrych humorach.
– To w końcu kocia marihuana. Dajemy mu
raz na jakiś czas, on jest na haju, a później robi się drażliwy przez
odstawienie. Teraz to ma sens!
– Będę musiał to skonsultować z jego
weterynarzem – Matsumoto roześmiał się wesoło. Prychnąłem w myślach.
– No dobrze. Itsuki, nie będziemy ci
więcej przeszkadzać. Odezwiemy się za jakiś czas. Aha! Miałeś jakiś problem z
alarmem?
– Nie. Raczej nie.
– To dobrze. Zuch chłopak! No nic.
Uważaj na siebie, jak będziesz wracać, jasne? Odezwiemy się jeszcze kiedyś.
– Pewnie. Jasne. Dobrze.
– Super. To na razie!
– Do widzenia.
– Trzymaj się, Itsuki! – rzucił jeszcze
Matsumoto, nim Shiroyama się rozłączył.
Połączenie zakończyło się. Westchnąłem.
Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni i postanowiłem zrobić użytek z
kocich narkotyków. Spoconymi dłońmi przycisnąłem wieczko opakowania po jakichś
witaminach. Nakrętka kliknęła, lekko się odkręcając. Szczerze powiedziawszy,
obawiałem się, że mógłbym ją połamać, gdyż miałem do tego wielki talent. Moim
oczom ukazała się kocimiętka. Przez moment naprawdę zwątpiłem czy nie była to
marihuana, ale z drugiej strony, nigdy też nie widziałem na żywo marihuany,
więc nie byłem w ogóle pewny, w co miałbym zwątpić. Otworzyłem szeleszczącą
folię, powąchałem. Pachniało jak… W sumie nie wiedziałem jak to pachniało. Jak
kocimiętka. Po prostu.
– Hej, futrzaku, kici-kici – podniosłem
się, chcąc poszukać rudego potwora. Mało nie krzyknąłem ze strachu, jak
zobaczyłem, że siedział na skraju wyspy. Zdaje się, że obserwował mnie przez
cały czas z góry. Serce trzepotało mi w piersi jak malutki ptaszek zamknięty w
klatce. Świetnie, jeszcze palpitacji mi brakowało. – Ty mała cholero –
sapnąłem.
Syknął na mnie w odpowiedzi. Tak po
prostu. Nawet się nie napuszył, nie wstał. Tylko pokazał zęby, prychając jak
wściekły.
– Słuchaj, nie lubię cię tak samo jak ty
nie lubisz mnie – odparłem. Bosko, zaczynałem tracić zmysły w tym domu. – Tylko
ja przynajmniej staram się być dla ciebie miły, a ty? Szkoda gadać.
Przystawiłem do jego noska otwarte
opakowanie kocimiętki. Kot w jednej chwili poczuł magiczne zioło. Podniósł się,
miaucząc przeraźliwie głośno. Rozsypałem mu odrobinę tej kociej ambrozji na
blat wyspy, po czym schowałem wszystko tak, jak było. W czasie, gdy ja chowałem
narkotyki na swoje miejsce, kot był już w swoim świecie. Przewalał się z boku
na bok, leżąc na grzbiecie, mruczał, pomiaukiwał, wymachiwał łapkami. Nie byłem
pewny, jak powinna działać kocimiętka na kota, ale zdaje się, że właśnie w taki
sposób.
– To do jutra – rzuciłem na odchodne do
kota.
Zasłoniłem okna roletami. W jednej
chwili w całym domu nastała ciemność.
Następnego dnia wybraliśmy się z Hitomi
znacznie wcześniej niż powszedniego dnia. Już o siódmej siedzieliśmy na
przystanku, czekając na autobus. Był nieoczekiwanie chłodny poranek. Hitomi obejmowała
moją rękę, próbując się ogrzać. Sam po prostu szczękałem zębami. Każde z nas
miało torbę, a w niej ręcznik. Przyjaciółka wzięła też ze sobą płyn do kąpieli.
Tak, zamierzaliśmy skorzystać z wanny w domu Shiroyamy, chociaż nie powinniśmy
tego robić.
– Jestem ciekawa, co z kotem – mruknęła,
wtulając twarz w moje ramię.
– Kiedy ostatni raz go widziałem, to był
naćpany.
– Naprawdę dałeś mu kocimiętkę?
– Sam pan Matsumoto zasugerował, bym to
zrobił, więc się posłuchałem. Tylko trochę się zastanawiam czy nic mu się nie
stało. Zostawiłem go w kuchni na wyspie i obawiam się czy nie spadł.
– Koty z reguły spadają na cztery łapy.
– Te naćpane też?
– A tego nie wiem – wzruszyła ramionami
– ale miejmy nadzieję, że tak.
Bardzo źle by było, gdyby okazało się,
że koty odurzone kocimiętką nie spadają na cztery łapy. Mogłoby to oznaczać
kilka nieprzyjemnych scenariuszy, w których kot zostałby poszkodowany. Oby się
nie spełniły.
Na miejscu powtórzyliśmy całą procedurę
dnia powszedniego. Najpierw wyłączyłem alarm, a następnie odsłoniliśmy okna.
Kot, na całe moje szczęście, był cały i zdrowy. Zamiauczał donośnie na nasz
widok, po czym zaczął się ocierać o nogi, mrucząc przy tym jak traktor. Hitomi
nie wytrzymała i wzięła go na ręce. Kot z początku protestował, jednak po
chwili poddał się. Widać jednak było po jego minie, że wcale nie miał ochoty na
pieszczoty. Był głodny. Wsypałem mu odpowiednią ilość karmy do miseczki,
nalałem świeżej wody. Hitomi w tym czasie poszła do łazienki, by przygotować
nam kąpiel.
Dziwnie było mi oglądać nagą Hitomi. Nie
dlatego, że odczuwałem wobec niej jakikolwiek pociąg, ale dlatego że pierwszy
raz widziałem nagą kobietę na żywo. Widziałem ją wcześniej w bieliźnie, ale
kiedy rozpięła stanik, a następnie zsunęła majtki, zakręciło mi się w głowie.
Bez skrępowania zanurzyła palce stóp w wodzie, sprawdzając temperaturę. Po
chwili weszła do środka, usiadła w wodzie, zakręciła kurki.
– A ty co? Czekasz na zaproszenie?
– Nie, już – wymamrotałem, ściągając z
siebie koszulkę. Odłożyłem ją na zlew, starannie przy tym składając, jakbym tym
samym próbował kupić sobie trochę czasu. Hitomi też nigdy nie widziała mnie
nago, jednak ona nie wydawała się aż tak zestresowana tą sytuacją, jak ja
byłem.
Zdjąłem spodenki, postępując z nimi tak
samo jak z koszulką. Odwróciłem się bokiem do Hitomi, ściągając z siebie
bokserki. Pomyślałem o tym, że właśnie oceniała stan mojego penisa i jeszcze
bardziej się zestresowałem. Chciałem się nieznacznie zasłonić, jednak
ostatecznie zrezygnowałem z tego. Próbując z całych sił nie być tchórzem,
wszedłem do wanny, siadając naprzeciw niej. Roześmiała się, wyciągając nogi.
Wsunęła je między moje złączone ze sobą stopy.
– Pomyśl o tym, że oni pewnie też tak
leżą w tej wannie – rzuciła, chichocząc.
– Chyba nie chcę o tym myśleć.
– Dlaczego?
Pokręciłem głową. Westchnęła.
– Co sądzisz o…
– Hm?
– No wiesz.
– Twoim fiucie?
– N-no.
Wzruszyła ramionami.
– Kutas jak kutas. Trochę przeciętny,
widziałam lepsze, no ale tragedii nie ma. Ciężko takie rzeczy oceniać bez
wzwodu, wiesz.
– Dzięki.
– Nie ma sprawy. Wiesz, jaki jest mój
wymarzony penis. Mam nadzieję, że w końcu takiego znajdę.
– Wymarzony kutas – westchnąłem
teatralnie. Zdenerwowanie powoli mi przechodziło. Zanurzyłem się w przyjemnie
ciepłej wodzie. Hitomi wyciągnęła nogę i z jawną premedytacją pomasowała stopą
mój sutek. Złapałem ją za kostkę.
– Puść! – zachichotała.
– Nie! – zawtórowałem jej, udając przy
tym, że wciągałem ją pod wodę. Oczywiście, nigdy bym tego nie zrobił. Chyba by
mnie zamordowała, gdybym zamoczył jej włosy.
Otuliliśmy się pachnącą pianą. Masowałem
jej stopy, jak gdyby nigdy nic, a ona przyjemnie odchyliła głowę i zamknęła
oczy, jakbyśmy byli w jakimś SPA. Rzeczywiście, właśnie tak się czułem. Wanna
była ogromna, miała nawet funkcję hydromasażu, co odkryliśmy przypadkowo, gdy
Hitomi oparła się o brzeg wanny, próbując sięgnąć po swój telefon, bo ktoś
przysłał jej wiadomość.
– Tak się zastanawiam – mruknęła,
opierając się o mój tors – czy tęsknisz za Hitsujim.
– Sam nie wiem. Chyba tak. Ale staram
się o tym nie myśleć. Nie zastanawiam się nad tym.
– Ja bym ciągle myślała. I płakała. W
końcu znaliście się całe życie.
– O całe życie za długo.
Spletliśmy dłonie. Przesunęła nosem po
moim obojczyku, chcąc się podrapać albo wytrzeć nos.
– Czasami szkoda tych wieloletnich przyjaźni
– westchnęła.
– Ale tylko czasami.
– Tylko czasami.
Wyszliśmy z wanny, jak tylko woda
zaczęła robić się zimna. Ubrani wyłącznie w bieliznę, usiedliśmy przed komodą.
To był już chyba ten moment, kiedy kompletnie nie interesowało nas
przestrzeganie cudzej prywatności.
Otworzyliśmy pierwszą z pięciu szuflad.
W środku nie było nic specjalnego, gdyż szuflada w całości wypełniona była
dziecięcymi ubrankami. Wyglądały jak rzeczy dla lalek i przez krótki moment
byliśmy skonsternowani. Zdaje się, ze zdążyliśmy zapomnieć o małym dziecku,
które pojawiło się w świecie Matsumoto i Shiroyamy. Musiałem jednak przyznać
fakt, że jak na dom, w którym było tyle dzieci, panował w nim niezwykły
porządek. Tak samo zawartość tej szuflady była starannie ułożona.
– Zdaje się, że wiedzieli, że inspekcja
nadejdzie – oznajmiła Hitomi, otwierając następną szufladę.
– Oto jesteśmy – zaśmiałem się.
Druga szuflada, podobnie jak pierwsza,
zajęta była przez rzeczy dla małego dziecka. Nie było więc nic ciekawego.
Dopiero trzecia kryła w sobie bardziej intymną zawartość, gdyż była w niej
bielizna. Posegregowana, poskładana w pojemniczki, by przypadkiem nic się nie
pomyliło. Czwarta szuflada wyglądała dokładnie tak samo jak trzecia, a piąta…
Była zamknięta.
– Co, do cholery – fuknęła Hitomi,
szarpiąc się przez moment z szufladą, próbując się upewnić, że na pewno była
zamknięta i nic jej nie blokowało. – Chcę zobaczyć, co jest w środku.
– Pewnie jakieś pornosy – oznajmiłem.
– Na pewno, skoro jest zamknięta –
westchnęła, siadając pośladkami na piętach. – Ale nawet nie ma zamku od przodu.
– Pewnie jest z boku lub z tyłu.
Nie pomyliłem się. Zamek szuflady, wraz
z włożonym do środka kluczem, znajdował się od strony ściany, z lewej strony.
Trzeba było wcisnąć w wąską przestrzeń rękę i przekręcić kluczyk, który z
delikatnym oporem kliknął, zwalniając zatrzaski, które zamykały tajemniczą
szufladę. Hitomi aż zatarła ręce z ekscytacji. Sam czułem, jak emocje kotłują
mi się w brzuchu. Spodziewałem się, co takiego mogło być w środku, jednak wciąż
miałem wielką ochotę tam zajrzeć.
W środku powitały nas pudełka. Ogólnie,
cała szuflada była pełna pudełek, a te wypełnione były zawartością, która
niejednego dojrzewającego nastolatka przyprawiłaby o zawrót głowy.
– Okej, wiesz co? Na pewno powinniśmy
zostawić tę szufladę w spokoju – oznajmiłem, pokazując jej zawartość pierwszego
pudełka. W środku była bielizna. Erotyczna. Hitomi aż zagwizdała z podziwem,
wyciągając koronkowe bokserki z wycięciem na pośladkach.
– O cholera – wymamrotała, oglądając po
kolei każdy element bielizny. Bokserki, figi, stringi. Aż zrobiło mi się
gorąco.
Otworzyliśmy kolejne pudełko. Było o
podobnej zawartości, co powszednie: wypełnione bardziej lub mniej elegancką
bielizną erotyczną. Kto by przypuszczał, że relacja, która z pozoru wydawała
się być dość płytka pod względem życia seksualnego, mogła być wyjątkowo
wyuzdana.
Prawdziwe emocje zaczęły się jednak
dopiero podczas zaglądania do następnych pakunków. Hitomi mało nie krzyknęła,
gdy otworzyła pudełko wypełnione sztucznymi członkami. Ogólnie rzecz ujmując,
zabawek erotycznych znaleźliśmy całe mnóstwo.
– Boli? – Hitomi niespodziewanie
uderzyła mnie szpicrutą w udo. Rozległo się nieprzyjemne plaśnięcie. Miejsce, w
które mnie uderzyła, zaczęło boleśnie pulsować. Moja towarzyszka parsknęła
śmiechem.
– Auć!
– Zajebiste to – oznajmiła, uderzając
się po wewnętrznej stronie dłoni. Powietrze świstało z każdym zamachnięciem. –
Powinien był chodzić z tym na zajęcia. Przypierdoliłby raz, drugi i pozbyłby
się klasowych klaunów.
– A przy okazji miałby sprawę w sądzie.
– Byłoby warto. Ale tak serio,
wyobrażasz sobie Shiroyamę z batem w dłoni nad skrępowanym Matsumoto w tej
kusej bieliźnie?
– Po co żeś to powiedziała – jęknąłem,
zakrywając twarz dłońmi. – Teraz naprawdę to sobie wyobraziłem.
– Spójrz, tu jest nawet lina. Na pewno
praktykują kinbaku (wiązanie liną w celach erotycznych ( ͡° ͜ʖ ͡°) dop. aut.).
– Hitomi!
– No bo po co innego komu lina w
sypialni.
– Wcale nie twierdzę, że nie. W końcu,
po co innego w sypialni zestaw do sado-maso.
– Bondage pełną parą.
Hitomi uznała, że świetną zabawą będzie
dotknięcie mnie dildo w twarz. Prawie jej się to nawet udało, jednak w porę się
uchyliłem. Niemal krzyknąłem z obrzydzenia, a ona jedynie roześmiała się, w
dalszym ciągu próbując dosięgnąć mojej twarzy. Postanowiłem odpłacić jej się
tym samym. Ostrożnie chwyciłem jeden ze sztucznych członków, by przypadkiem nie
złapać go za tę część, która niewątpliwie mieściła się jeszcze w miejscu, gdzie
plecy tracą swą szlachetną nazwę. Skierowałem gumowy penis w jej stronę, a ona
krzyknęła, śmiejąc się przy tym, gdyż prawie włożyłem jej go w usta, czego w
zasadzie nie planowałem. Tym sposobem zaczęliśmy się ganiać w samej bieliźnie
po całym domu, próbując dotknąć się nawzajem atrapą męskiego przyrodzenia.
Gdybyśmy to trochę dopracowali, to mogłaby z tego wyjść ciekawa gra towarzyska.
O mały włos nie zdeptaliśmy kota, jednak
nie to przerwało naszą zabawę. Kiedy zapędziłem ją w kozi róg na końcu
korytarza i już miałem dokonać srogiej zemsty za te niecne próby dotknięcia
mnie dildem, rozległ się dzwonek do drzwi.
Oboje zamarliśmy tak, jak staliśmy.
Półnadzy, ze sztucznymi członkami w dłoniach. Hitomi instynktownie zakryła
twarz dłonią, próbując stłumić przyspieszony oddech. Sam czułem, jak krew szumi
mi w uszach, a serce łomocze w piersi ze zdwojoną siłą. Odczekaliśmy kilka
sekund. Dzwonek się powtórzył.
– Zamknąłeś drzwi? – spytała półszeptem.
– Nie. Nie wiem – pokręciłem głową. Po
plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz.
W tym samym momencie, jak to
powiedziałem, ktoś szarpnął za klamkę. Na całe szczęście, pamiętałem o tym, by
zamknąć drzwi. Przynajmniej raz w życiu zrobiłem coś dobrze. Zakradłem się do
drzwi frontowych i wyjrzałem przez wizjer. Po drugiej stronie stał mężczyzna.
Ubrany był całkiem luźno, w spodenki i koszulkę, a na nosie miał ciemne
okulary. Stał tak niemal w bezruchu, aż w końcu ponownie użył dzwonka. Nie
doczekując się jednak żadnej reakcji, zaczął się w końcu rozglądać, jakby
szukał miejsca, przez które mógłby zajrzeć do środka. Widziałem, jak spoglądał
w stronę okna pokoju gościnnego, ale zdaje się, że roleta była w nim
zaciągnięta. Ostrożnie ruszył więc dookoła ogrodzenia.
Jak oszalały rzuciłem się w stronę przycisku
od rolet antywłamaniowych. Po kilku sekundach w całym domu nastał mrok.
– Itsuki? – Hitomi złapała mnie w
ciemnościach za rękę. – Kto to?
– Nie wiem – zapaliłem światło, chcąc
widzieć cokolwiek. – Ubierzmy się lepiej.
Nie mieliśmy pojęcia, kim był mężczyzna,
który zadał sobie tylu trudu, by zajść na ten koniec świata. Całkiem możliwe,
że wcale nie był nikim podejrzanym. Może był jakimś znajomym, który chciał
sprawdzić czy wszystko było w porządku. Pewnie też zachowalibyśmy się inaczej,
gdyby nie fakt, że biegaliśmy z Hitomi w samej bieliźnie, w cudzym domu, w
dodatku z zabawkami erotycznymi.
Ubraliśmy się więc, pochowaliśmy
wszystkie rzeczy tak, jak wydawało się nam, że były wcześniej ułożone, po czym
na wszelki wypadek odczekaliśmy jeszcze pół godziny, nim wyszliśmy. Nogi i ręce
trzęsły mi się jak galareta, kiedy wpisywałem kod i już myślałem, że może
zrobiłem to błędnie. Zatwierdziłem wpisane cyfry. Na wyświetlaczu zaczęło się
odliczanie do ponownego uruchomienia systemu antywłamaniowego. Szybko wyszliśmy
z domu, po czym zamknęliśmy go na klucz. Starając się nie rozglądać, ruszyliśmy
co sił w nogach w stronę przystanku autobusowego. Pewnie, gdyby ktoś nas tak
zobaczył, to pomyślałby, że uciekaliśmy właśnie z miejsca włamania. Mniej
więcej w połowie drogi zwolniliśmy tempo, rozglądając się przy tym niemal bez
przerwy.
Popołudniu sam poszedłem zobaczyć, co
takiego działo się u kota. Tradycyjnie, wykonałem całą procedurę związaną z
alarmem. Upewniłem się jeszcze, że nikogo nie było w pobliżu, nim wszedłem do
środka. Czułem lekkie zdenerwowanie po dzisiejszym poranku i tym dziwnym
mężczyźnie, który przyszedł do rezydencji Shiroyamy i Matsumoto, jednak
postanowiłem nie zaprzątać tym sobie głowy. Przełknąłem lęk i wszedłem do
środka. Uchyliłem rolety antywłamaniowe i swoje kroki niemal od razu
skierowałem do kuchni. Przemyłem kocią miseczkę wodą, wyciągnąłem karmę z
szafki i zawołałem sierściucha, lekko potrząsając przy tym zawartością worka z
jedzeniem dla rudego terrorysty. Nie czekając, aż przyjdzie, odmierzyłem
odpowiednią ilość karmy i wsypałem ją do miski, którą odłożyłem na swoje
miejsce.
Stałem przez kilka sekund w miejscu. Kot
się jednak nie zjawiał.
– Kici-kici – zacząłem się rozglądać za
zwierzakiem. Całkiem możliwe, że gdzieś spał smacznie skulony, a ja mu tylko
miałem w tym przeszkodzić, ale i tak wolałem się upewnić, że wszystko było w
porządku. W końcu wcześniej od razu przybiegał na sam dźwięk potrząsania
workiem z karmą. – Ej, rudy.
Zajrzałem za zasłony i do kociej budki w
drapaku. Tej bestii jednak nigdzie nie było. Przeszukałem w końcu cały salon,
zajrzałem nawet do sypialni, ale nie znalazłem kota. Przepadł jak kamfora.
– Cholera! – syknąłem, w coraz większej
panice zaglądając w te same miejsca, które przeszukiwałem przed kilkoma
minutami. Ani śladu rudego! Nawet zajrzałem do kuwety, ale w niej też go nie
było.
Po kilku minutach dostrzegłem pewną
rzecz w drzwiach tarasowych. Tą rzeczą były małe drzwiczki dla kota. Wówczas
uzmysłowiłem sobie, że kot prawdopodobnie uciekł przez nie, kiedy ja i Hitomi
ganialiśmy się ze sztucznymi penisami. Pchnąłem je, chcąc się upewnić, że to na
pewno przez nie kot się wydostał. Ani drgnęły. Nie zauważyłem jednak, by
cokolwiek je blokowało, więc prawdopodobnie otwierały się automatycznie na
jakiś czujnik w obroży albo chip. Wyszedłem na podwórze i zacząłem wołać
rudego, rozglądając się przy tym po wszelkich zakamarkach, w których mógł się
schować. Znalazłem go niedługo później, wylegującego się z tyłu altany, na
rozgrzanych od słońca deskach. W chwili, gdy ujrzałem kota, poczułem, jak
napięcie schodzi z mojego ciała. Jakby ktoś spuścił powietrze z nadmuchanego do
granic możliwości balonu.
– Kurwa – westchnąłem, mało się nie
przewracając z ulgi. Nogi niemalże ugięły pode mną. – Ty ruda małpo, żeś mnie
prawie o zawał przyprawił.
Kot miauknął coś w odpowiedzi. Zdaje
się, że miał gdzieś moje słowa. Podniósł się i przeciągnął, wyginając przy tym
grzbiet i unosząc rudą dupę, wypinając ją wprost na mnie. Chyba właśnie mi
pokazał, gdzie miał mnie i moje słowa. Zeskoczył zgrabnie z desek, po czym
podreptał zgrabnie w stronę domu. Poszedłem za nim. Tak jak myślałem, drzwiczki
otworzyły się, kiedy tylko zbliżył się do nich. Musiały więc otwierać się na
chip, bo nie widziałem, by nosił obrożę.
– Cholerna, ryża szmato – bąknąłem,
zamykając za sobą drzwi tarasowe. – Niech cię pchły zeżrą. Prawie umarłem ze
strachu.
Kot poszedł do kuchni i zaczął zajadać
się karmą. Postanowiłem nie spędzać w tym domu ani minuty dłużej. Nalałem więc
jeszcze świeżej wody do miseczki, by po chwili wyjść stamtąd. Zasunąłem rolety,
pięć razy upewniając się, że kot na pewno był w domu i wyszedłem.
Przez resztę tygodnia przychodziłem sam do
domu Shiroyamy i karmiłem rudego. Już nawet nie wypuszczałem go na dwór ani nie
otwierałem rolet. Myłem mu miseczki, wsypywałem odpowiednią ilość karmy suchej
i mokrej, nalewałem świeżej wody, czyściłem kuwetę, jeśli była taka potrzeba i
zaraz wychodziłem. Tym sposobem moje wizyty w domu trwały maksymalnie
dwadzieścia minut. Nie zaglądałem do sypialni ani do żadnego innego
pomieszczenia. Starałem się też jak najmniej myśleć o tym, że muszę iść
nakarmić kota i w ogóle z nim przebywać. Kiedy nie byłem z kotem, bawiłem się z
siostrą, pomagałem mamie albo spędzałem czas z Hitomi. W ten sposób zleciało mi
te kilka dni, aż do powrotu słynnej rodziny.
Przyjechali popołudniu, dlatego jeszcze
rano byłem w odwiedzinach u kota. Dla pozorów odsłoniłem na kilka minut rolety
i otworzyłem drzwi tarasowe, by nieco wywietrzyć pomieszczenie. Rudy był tego
dnia w wyjątkowo przystępnym nastroju. Całkiem możliwe, że z faktu, iż na samym
wstępie oznajmiłem mu, że wracają jego właściciele. Może nie był jakiś skory do
pieszczot, ale nie był też specjalnie bojowy, jak to miał w zwyczaju.
Pozwoliłem mu na moment wyjść na dwór, by zaczerpnął odrobiny świeżego
powietrza. Zaraz jednak zagoniłem go do środka, a kilka minut później wróciłem
do siebie.
Gdy przybyłem do Shiroyamy i Matsumoto o
piątej popołudniu, rozpakowywali swoje rzeczy. Dzieci biegały po całym domu,
wrzeszcząc przy tym w niebogłosy, jakby ktoś je obdzierał ze skóry. Najmłodszy
członek rodziny spał jednak w najlepsze, jakby nic mu nie przeszkadzało. Leżał
w łóżeczku polowym w salonie i drzemał, ściskając w dłoni dość sporą
grzechotkę. Patrzyłem na dzieciaka przez kilka długich sekund, jakbym próbował
dojrzeć w nim coś wyjątkowego. Jakbym doszukiwał się jakichś specjalnych
umiejętności, super mocy, czekał na wizję, że to dziecko zostanie w przyszłości
panem świata. Oczywiście, nic takiego się nie stało. To było zwyczajne dziecko,
w zwyczajnym łóżeczku.
– Mały chyba nie sprawił za wiele
problemów? – Shiroyama podszedł do mnie, wyciągając przy tym portfel z
kieszeni. Wręczył mi osiemnaście tysięcy w całkiem nowiutkich banknotach (18
tys. Jenów na obecny kurs to +/- 7 stówek. Kwota zaokrąglona w górę. dop. aut.).
Przez moment patrzyłem na pieniądze, które mi dał, nie mogąc do końca zrozumieć,
że przez niecały tydzień opieki nad kotem dostałem pensję, którą miałbym po
połowie miesiąca pracy.
– Nie. Był naprawdę grzeczny –
uśmiechnąłem się, zginając plik banknotów na pół. Schowałem pieniądze do
kieszeni.
Wówczas poczułem, jak rudy zaczął ocierać
się o moje nagie łydki. Ledwo udało mi się powstrzymać wzdrygnięcie. Mój były
nauczyciel westchnął głęboko, patrząc na kota, jakby właśnie wrócił do swoich
starych, znienawidzonych obowiązków. Patrząc tak na niego, zauważyłem, że się
opalił, a na szyi, w miejscu, gdzie zaczynał się dekolt koszulki, miał
pojedynczą malinkę o intensywnym, niemalże buraczkowym odcieniu. Z całych sił
starałem się na to nie patrzeć, jednak mój wzrok samoistnie wędrował w tym
kierunku.
– To dobrze – westchnął głęboko.
Zauważyłem, że patrzył gdzieś za mnie.
Odwróciłem się więc i zdałem sobie sprawę, że spoglądał na swoje dzieci, które
akurat wybiegły na dwór i ganiały za sobą. Nie wiedziałem, na czym polegała ta
ich zabawa, ale dostarczała im wiele radości.
– Chyba potrzebuję wakacji – wymamrotał
ledwie zrozumiale, jednak udało mi się uchwycić sens tego burczenia.
– Dopiero co pan wrócił – zaśmiałem się.
– Tak, wiem – westchnął. – Ale ciężko
jest odpoczywać z dziećmi na głowie. Może chcesz drinka?
Shiroyama zrobił kilka Margarit. Zamknął
drzwi od kuchni, by blender nie obudził śpiącego dziecka. Usiedliśmy obaj przy
wyspie. Wtedy też zauważyłem, że mężczyzna był jakiś przygaszony. Co prawda,
jego dumnej męskości chyba nawet największa depresja nie byłaby w stanie nic
odjąć, jednak tego dnia był wyjątkowo przybity.
– Wszystko okej? – spytałem niepewnie.
– Niby tak – westchnął. – Tylko po
prostu… Sam nie wiem – wziął łyk Margarity. – Wiesz, tak czasami bywa, że ma
się w zasadzie całkiem ułożone życie, ale ma się ochotę na jakiś czas z niego
zniknąć. Na dzień lub dwa.
– Jak nie ma się ułożonego życia, to też
ma się ochotę od niego uciec – stwierdziłem niezbyt inteligentnie i mało
błyskotliwie.
– No tak – zaśmiał się gorzko. – Czasami
tak jest.
– Tu jesteście – Matsumoto uchylił drzwi
od kuchni. – Tak się zamknęliście! Co to za tajne zgromadzenia?
– Żadne tajne. Zamknąłem drzwi, żeby
Makoto się nie obudził. Zrobiłem drinki.
– Aha. I co pijecie?
– Margarity. Też są dla ciebie.
Matsumoto, w przeciwieństwie do
Shiroyamy, wydawał się być pełen energii. Entuzjastycznie przysiadł obok nas
wraz z drinkiem i upił go nieco. Westchnął zadowolony.
– Świetne – oznajmił zadowolony. –
Uwielbiam twoje drinki.
– Dzięki.
Było dziwnie niezręcznie. Shiroyamie coś
ewidentnie ciążyło na żołądku, a Matsumoto był podejrzanie zadowolony z życia.
A przynajmniej pozornie był z tego życia zadowolony. W końcu nikt normalny w
tym wieku, z tyloma dziećmi na głowie, nie mógł być tak przesadnie szczęśliwy.
Całkiem możliwe, że miałem rację, gdyż cała ta uśmiechnięta bańka obtoczona
była w złudnej sztuczności.
– Chyba już pójdę – oznajmiłem,
dopijając swojego drinka. Wstałem ostrożnie, starając się nie szurać krzesłem.
– Już? – Matsumoto zdawał się być
przesadnie zawiedzony faktem, że chciałem sobie pójść.
– Tak. Obiecałem jeszcze mamie, że
pomogę jej… w czymś.
– No dobrze.
– Może cię podwieźć do domu? – spytał
Shiroyama.
– Przecież piłeś – zauważył Matsumoto,
niemal się nie oburzając. Zdaje się, że ledwo powstrzymał kąśliwy ton.
– Ach… No tak.
Wróciłem do domu dość skonsternowany. Pierwszy
raz widziałem, by Shiroyama był czymś tak dobity. Ba, pierwszy raz w życiu
widziałem go w ogóle przygaszonego. Zamknąłem za sobą drzwi, w dalszym ciągu
mając przed oczami jego puste spojrzenie. Aż mnie w środku skręcało na samą
myśl, że coś mogłoby go trapić. Miałem ochotę go pocieszyć. Objąć go,
pocałować, powiedzieć coś, co poprawiłoby mu humor. Przez myśl przeszło mi
również, że może brakowało mu seksu. Przypomniała mi się jednak ta dorodna
malinka na jego szyi, paczka ekstra dużych prezerwatyw oraz zamknięta szuflada w
sypialni. Co zatem mogło trapić mężczyznę, który miał wszystko, o czym
przeciętny człowiek mógł wyłącznie pomarzyć? Własna, świetnie prosperująca
firma, wielki, nowoczesny dom, luksusowy samochód, pełna, szczęśliwa rodzina.
No i oczywiście – pieniędzy jak lodu. Facet miał wszystko, co tylko się dało –
od rzeczy materialnych po niematerialne – a i tak przeżywał jakieś wewnętrzne
rozterki.
– I jak tam? – zagadnęła mama, gdy
ściągałem buty. Od samego wejścia dało się wyczuć zapach lasagne. Mama nie
gotowała jej od lat, dlatego byłem miło zaskoczony.
– Dobrze. Wszystko okej.
– Kot szczęśliwy?
– Myślę, że tak. Czuję lasagne?
– Aha, tak – roześmiała się. – Właśnie
dochodzi.
Na wczesną kolację zjedliśmy więc
lasagne. Yuzuki brała do buzi zbyt gorące kawałki z ciągnącym serem i
przeżywała jakąś wewnętrzną wojnę z samą sobą, próbując je zjeść i jednocześnie
nie poparzyć się. Mama już tylko narzekała, że powinna najpierw schłodzić
jedzenie, podmuchać na nie. Ale kto by się słuchał mamy.
Po posiłku mama spytała czy nie mam może
na oku jakiegoś chłopaka. Prawie się zachłysnąłem powietrzem i o mały włos, a
upuściłbym brytfannę na podłogę.
– Co to za pytanie – wymamrotałem
drżącym głosem. Ogólnie, sam cały zacząłem drżeć. Ostrożnie odłożyłem naczynie
na swoje miejsce, by przypadkiem go nie upuścić.
– Normalne – oznajmiła z pełnym
przekonaniem w głosie. – Wiesz, odkąd sam się przyznałeś do… tego… Jakoś
łatwiej mi zrozumieć i zaakceptować pewne rzeczy. Tak się tylko zastanawiałam.
Na przykład… Ty i Hitsuji?
Westchnąłem ciężko. Oparłem się o
szafkę, z całych sił próbując nie przywoływać bolesnych wspomnień mnie i mojego
byłego chłopaka. Przyjaciela. Czymkolwiek byliśmy, wolałem puścić to w
niepamięć.
– Czemu sobie tym głowę zawracasz?
– Czyli mam rację!
– Mamo!
– Co?
– Nic. Nie chcę rozmawiać z tobą o
takich rzeczach.
– Och! No wiesz co…
Z jednej strony nie miałem ochoty jej
się zwierzać, ze swoich miłostek, a z drugiej miałem wielką ochotę wyznać jej
prawdę o moim byłym nauczycielu historii. Powiedzieć, że mężczyzna jej marzeń
kochał się z innym facetem, a ja byłem o to piekielnie zazdrosny. Wiedziałem
jednak, że zburzyłbym w ten sposób fragment jej małego świata, który nie tak
dawno zaczęła na nowo odbudowywać. Nie chciałem przyprawiać jej o nowe traumy.
– Wiesz co – zaczęła, przysiadając na
krześle. Oparła się wygodnie o blat stołu, posyłając mi przy tym nieco zmęczone
spojrzenie. Był to wzrok matki, która mogła się już spodziewać wszystkiego po
swoich dzieciach i praktycznie nic by jej nie zaskoczyło. – Nie zdziwiłabym
się, gdybyś związał się z kimś mocno starszym.
Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł
nieprzyjemny dreszcz. Moje ciało spięło się mimowolnie z niespodziewanego
stresu.
– Nie?
– Nie – pokręciła głową. – Kiedyś czytałam
o czymś takim. Że dzieci, które miały zły kontakt ze swoimi rodzicami wiążą się
z mocno starszymi od siebie partnerami. Dziewczynki, które miały złe relacje z
ojcami, są ze starszymi mężczyznami, a chłopcy, którzy mieli złe stosunki z
matkami, uciekają do starszych kobiet.
– Myślisz, że to, jaki był… tata…
Uważasz, że to mogłoby się na mnie odbić?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Może. Dlatego tak pytam czy
jest może ktoś, kto byłby dla ciebie zastępstwem za ojca.
– Sam nie wiem – wziąłem głęboki wdech i
wydech. – Wydaje mi się… Myślę, że czuję coś do kogoś. Ale wiem, że ta relacja
nigdy się nie uda.
– Dlaczego?
Pokręciłem głową.
– Więcej nie powiem.
– Już zacząłeś! – jęknęła zawiedziona. –
Jak powiedziało się a, to należy powiedzieć b!
– Okropna jesteś.
– Jest hetero? – ciągnęła, mimo faktu,
iż więcej nie chciałem o tym rozmawiać.
– Nie.
– To co stoi na przeszkodzie?
– Kogoś ma. Na stałe.
– Ach! Ojej!
– Jasne. Dość plotek na dzisiaj.
– Przykro mi.
– Daj spokój. Nie ma nad czym płakać.
Machnąłem ręką. Mama przypatrywała mi
się podejrzliwie przez kilka długich sekund, aż w końcu westchnęła teatralnie.
Dała spokój z wypytywaniem mnie o mężczyzn, którzy potencjalnie mogliby być
moim zastępstwem dla ojca. Całe szczęście. Nie miałem przecież w planach przyprawiać
jej o kolejne zwalające z nóg informacje.
– Dobrze. Zbaczając więc z tematu –
zaczęła nagle – myślałeś może o tym, by zrobić prawo jazdy?
*
Dwa dni później wylądowałem u Shiroyamy
i Matsumoto na popołudniowej herbatce. Mój szef i były nauczyciel jednocześnie
zaprosił mnie sam z siebie bez większego powodu. Czyżby fakt, że w obecnej
sytuacji mieliśmy nasze numery telefonów, sprawił, że chciał ze mną spędzać
czas i wyznać mi skrywane przez dłuższy czas uczucia? Pewnie nie. Co nie
zmieniało stanu rzeczy, iż byłem tym wszystkim naprawdę podekscytowany. Jak
dziecko cieszy się na widok cukierka, tak i ja traciłem zmysły przy Shiroyamie.
– Prawo jazdy? – mruknął pan Matsumoto,
lekko bujając kołyską z zasypiającym dzieckiem. Siedziałem z chirurgiem w salonie,
kompletnie nie czując się przy nim komfortowo. Niechęć, jaka była we mnie w
stosunku do Matsumoto, w dalszym ciągu pozbawiała mnie wewnętrznej równowagi. –
Yuu, słyszałeś?
– Hm? – Shiroyama wychylił się z kuchni.
Podrapał się wierzchem dłoni, w której trzymał sporych rozmiarów nóż, w skroń.
– Co?
– Itsuki chce iść na kurs prawa jazdy.
– Tak? To świetnie!
– Co nie? – Matsumoto brzmiał naprawdę
entuzjastycznie. Szczerze, po tym wszystkim, co mu raz powiedziałem, nie
sądziłem, że będzie podchodził do mnie w taki sposób. Choć w dalszym ciągu za
nim nie przypadałem, to wstyd mi było za siebie. Zdaje się jednak, że Shiroyama
miał rację, gdy powiedział, że lekarz zapomniał o całym świecie przy nowym
dziecku. Chyba mogłem zacząć wyklinać go prosto w twarz, a on nawet nie
zwróciłby na to najmniejszej uwagi. Makoto był teraz jego oczkiem w głowie.
– Żebym jeszcze miał jakieś pojęcie na
temat kursów czy samochodów – westchnąłem ciężko.
– Ależ to nic trudnego – oznajmił
Shiroyama, wycierając ręce ścierką. Przyszedł do mnie i Matsumoto z kuchni. –
Śpi już?
– Tak, już prawie. Spójrz jak mu się
oczka kleją.
– Nie walcz z tym, Makoto, potrzebujemy
chwili spokoju.
Matsumoto zaśmiał się pod nosem. Było w
tym coś gorzkiego i wymuszonego, jednak postanowiłem nie zawracać sobie tym
głowy. Kilka minut później wszyscy byli już pewni, że Makoto spał, dlatego
ukradkiem wyszliśmy z salonu na taras. Reszta dzieci bawiła się w ogrodzie.
Usiedliśmy na ratanowych meblach: ja na kanapie, a Matsumoto i Shiroyama zajęli
miejsca na dwóch fotelach.
– Dobrze by było, gdybyś miał prawo
jazdy – oznajmił Shiroyama. – To znacznie ułatwia poruszanie się.
– Mhm, zdecydowanie – Matsumoto mu
przytaknął. – Mobilność jest w dzisiejszych czasach bardzo istotna. Nie
wyobrażam sobie, żebym miał codziennie stąd dojeżdżać autobusem do szpitala. To
awykonalne!
– Jasne. Tylko… Nie wiem, jaki kurs
powinienem wybrać. Szukałem ofert i trochę mnie to przeraziło.
– No, to w zasadzie nie jest prosta
sprawa.
– Nie bierz pierwszej lepszej –
Shiroyama pokręcił głową. – Ani kiepskiej, najtańszej.
– Nie do końca stać mnie na jakiś drogi
kurs.
– Hm – mężczyzna podrapał się po
brodzie. Matsumoto podniósł się w tym czasie z fotela, po czym poszedł do
dzieci. Zdaje się, że on bez tych dzieciaków nie mógł w ogóle funkcjonować. – A
to utrudnia sprawę.
– Wiem. Mama powiedziała, że mi się
dołoży połowę, ale to wciąż nie zmienia faktu, że nie mogę sobie pozwolić na
nic… uhm… ekskluzywnego.
– Hm… W takim razie mam propozycję.
– Propozycję?
– Aha. Na pewno będziesz mieć
ograniczoną liczbę jazd. Dlatego mógłbym cię trochę poduczyć w tej kwestii.
– W sensie… W kwestii jazdy? – spytałem
głupio. Shiroyama roześmiał się.
– Tak – posłał mi wesoły uśmiech. Był w
znacznie lepszym humorze niż ostatnim razem, gdy go widziałem przed kilkoma
dniami. A przynajmniej na pozór.
– Ale pan ma dzieci i to teraz… to małe.
I w ogóle…
Machnął ręką.
– Itsuki, nie żartowałem, gdy
powiedziałem, że jesteś dla nas jak syn.
– Rozumiem… Ale to wciąż… To… To nadal…
– jąkałem się jak zupełny idiota. Cóż jednak mogłem zrobić z tym, że wyznanie
oraz propozycja Shiroyamy mocno mnie poruszyły. – Nie wiem… czy… tak można.
– Jasne, że można. Pakujemy się do
samochodu, jedziemy do lasu, no i ty prowadzisz. Plan idealny.
– Sam nie wiem.
– Daj spokój! Nie możesz się wahać całe
życie, bo w końcu skończy ci się czas. Mam wrażenie, że jeszcze nie tak dawno
sam byłem w twoim wieku, a spójrz na mnie teraz. Jestem starym dziadem.
– Nie jest pan starym dziadem! –
zaprotestowałem gwałtownie. Zbyt gwałtownie. – Ach… To znaczy…
– Młodym dziadem? – zaśmiał się.
– Nie, nie, skądże! Nie o to mi
chodziło!
– Po prostu stary?
– Nie. Nie jest pan ani stary, ani
dziadem.
Uśmiechnął się do mnie pogodnie.
– To miłe, że tak uważasz. Ale wiesz co,
mam do ciebie pytanie.
– Tak?
– Czy wchodziłeś może do naszego pokoju,
kiedy nas nie było?
Słowa Shiroyamy w jednej chwili zmroziły
mnie, jakbym wpadł w samej bieliźnie w śnieżną zaspę. Nie byłem pewny czy krew
właśnie odpływała mi z twarzy lub też robiłem się czerwony. W każdym razie –
miałem chyba poważne kłopoty.
– Słucham? – starałem się grać idiotę.
Chciałem najpierw wybadać, po jakim gruncie w zasadzie stąpałem. Shiroyama nie
wydawał się być zły. Możliwe, że pytał z czystej ciekawości, ale, jak
powszechnie wiadome było, ciekawość była pierwszym stopniem do piekła.
– Nie… Cóż, śmieszna sprawa – zaśmiał
się gorzko. – Takanori ostatnio dostał jakiegoś ataku paranoi, bo stwierdził,
że rzeczy w szafce nie są ułożone dokładnie tak, jak je zostawił.
– Nigdzie nie wchodziłem i niczego nie
dotykałem. Oprócz rzeczy dla kota – oznajmiłem z powagą w głosie.
– Tak, wiem – zaśmiał się ponownie.
Wyciągnął się mocno, unosząc ręce. Pod pachami miał plamy potu. – Tylko tak pytam
dla świętego spokoju. Czasami za bardzo dramatyzuje.
– Też czasami wydaje mi się, że
zostawiłem coś tak, a nie inaczej i mam wrażenie, że ktoś mi przeglądał rzeczy.
To się zdarza! – zaśmiałem się, z całych sił starając się nie brzmieć nerwowo.
Miałem wielką nadzieję, że dobrze odgrywałem swoją rolę. Wiedziałem jednak, że
będę musiał powiedzieć o tym wszystkim Hitomi. Z nerwów aż zaczęły mi się pocić
dłonie.
– Co nie? Mam tak samo! Chore. Może
wszyscy jesteśmy tak naprawdę paranoikami? Aleśmy się dobrali!
– Nieszczęścia dobierają się razem –
stwierdziłem.
– To fakt! A właśnie. Kiedy my ostatnio
graliśmy w szachy? Nie masz może ochoty poćwiczyć?
I tak, kilka minut później Shiroyama
wesoło ogrywał mnie w szachy, strącając moją królową z szachownicy i szachując
króla.
Pomijając fakt, że prawie miałem zawał,
to wszystko poszło całkiem sprawnie. Zdaje się, że nikt nie podejrzewał nawet,
że mogłem naruszać czyjąś prywatność. Cóż, sam z pewnością bym tego nie zrobił,
ale co innego z Hitomi u boku. Przyjaciółka roześmiała się w słuchawkę, jak
tylko powiedziałem jej, co takiego się wydarzyło. Dlatego nigdy więcej nie
mogliśmy karmić cudzych kotów. Stało się jednak coś jeszcze tego dnia, co
zupełnie mnie rozstroiło. Shiroyama miał pomóc mi w nauce jazdy. Sam z siebie!
W dodatku nie chciał niczego w zamian. Zamiast spędzać czas z mężem i dziećmi,
miał być ze mną, zamknięty przez dłuższy czas w ciasnym pomieszczeniu. Nie było
mi nawet z tym źle. Matsumoto, choć pewnie w normalnych okolicznościach wpadłby
w szał na takie rewelacje, to byłem przekonany, że w dalszym ciągu nie mógł się
otrząsnąć z radości, jakiej dostarczało mu małe dziecko i nie przejął się
wybitnie całą sytuacją. Choć tak naprawdę nie mogłem być pewny. Z jednej strony
były dzieci, dom i ta jego dobra, ciepła strona, która kojarzyła mi się z
wkładającą całe swe serce w rodzinę matką, ale z drugiej to wciąż był facet,
który przetrwał studia medyczne i posługiwał się na co dzień skalpelem.
Szczerze powiedziawszy, nie miałem w ogóle ochoty wylądować na OIOMIE z jakimś
ostrym narzędziem wbitym w skroń czy brzuch, ale świadomość podejmowanego
ryzyka zbyt przysłonięta była przez widok mojego obiektu coraz głośniejszych
westchnień, by dostrzec, że na własne życzenie wchodziłem w drogę gotowemu do
ataku tygrysowi. Nie potrafiłem sobie uzmysłowić, że sprawy i tak zaszły już za
daleko, a ja wciąż tylko wszystko pogarszałem.
Wraz z końcem urlopu zapisałem się na
kurs w samym Sapporo, choć szczerze przerażała mnie wizja jazdy po wielkim
mieście. Wiadomo, nie byłem zmuszony jeździć od razu jak zawodowy kierowca
rajdowy. Całe moje szczęście. Pan Shiroyama rzeczywiście bardzo mi pomagał i
wspierał w całym tym moim robieniu prawa jazdy. Przymykał oko na różne rzeczy,
jak na przykład to, że przychodziłem później do pracy lub wcześniej z niej
wychodziłem, by pójść na jazdy. Oczywiście, jak tylko kończyłem swoje
„jeździeckie” obowiązki, od razu szedłem do pracy. Zostawałem też często do
zamknięcia firmy, czyli do momentu, aż Shiroyama miał ją opuścić. Rzadko
wychodziliśmy wcześniej, ale wówczas oznaczało to, że panna Sumiko była
zmuszona zostać do końca. W każdym razie, jeśli wychodziliśmy razem, jechaliśmy
prosto do pobliskiego lasu, a pan Shiroyama dawał mi prowadzić swojego Mercedesa.
Z początku piekielnie się stresowałem, jednak z czasem oswoiłem się z myślą, że
był to samochód Shiroyamy, a on siedział obok i w razie co, instruował mnie z
ogromnym spokojem oraz cierpliwością. Podczas naszych jazd gawędziliśmy o
wszystkim i niczym. Shiroyama czasami opowiedział jakiś kawał, co było typowe
dla ojców. Musiałem przyznać, że nijak dało się ukryć, że był po ślubie i miał
dzieci. Może wcześniej na to nie zwróciłem uwagi, ale oprócz męskiej,
dominującej aury, roztaczał wokół siebie atmosferę zmęczonej, ale kochającej,
głowy rodziny. To było to, co każdy dorosły mężczyzna powinien mieć.
Stabilność, stanowczość, to, że inni czuli przed nim respekt, ale i zrozumienie
dla innych – tę subtelną, delikatną stronę. On miał w sobie to wszystko. Miał
to i jeszcze więcej. Każdy z tych elementów, których nie posiadał mój ojciec,
przyciągał mnie do Shiroyamy jak piekielnie silne pole grawitacyjne.
Wystarczyła już tylko chwila, bym zupełnie zatracił się w mężczyźnie z ułożonym
życiem.
Mówiąc całkiem poważnie, podczas tych
jazd poczułem, jaką sympatią obdarzał mnie Shiroyama. Oczywiście, nie było w
tym nic romantycznego. Nie miał w stosunku do mnie żadnych „niecnych” zamiarów.
Był jak ojciec, który wysłuchał, doradził, czasami nawet zganił, ale wynikało
to tylko z faktu, że się martwił. Sam otworzyłem się też przed nim na tyle, że
opowiedziałem mu o całej sytuacji z Hitsujim. Nie liczyłem na to, że jakoś mi
doradzi, ale, że zwyczajnie mnie wysłucha. Tak też w zasadzie zrobił. Nie
komentował tego w żaden wielki sposób, ale stwierdził, że też by pewnie
zakończył związek w takiej sytuacji.
– A gdyby to był pan Matsumoto? –
spytałem, starając się ostrożnie przejechać między dziurami na polnej drodze.
Mrużyłem oczy przed rażącym słońcem.
– Hm?
– Gdyby to pan Matsumoto zrobił komuś…
no wie pan.
Shiroyama zamyślił się na dłuższą chwilę.
Westchnął ciężko, jakby bolało go samo myślenie o takiej hipotetycznej
sytuacji.
– Nie wiem – przyznał. – To chyba jednak
zbyt abstrakcyjne na moją głowę.
– Tak tylko pytam. Nie chciałem być
niegrzeczny.
– Wiem – zaśmiał się. – Ale chyba po
byciu z kimś przez tyle lat w związku, nie potrafię wyobrazić sobie, że mogłoby
być inaczej. Powoli dobijamy do dwudziestu lat razem.
– Dwudziestu?!
Parsknął śmiechem na moją reakcję.
– No, jeszcze kilku lat nam brakuje, ale
to zleci, nim się obejrzymy – znów się nad czymś zamyślił. W tym czasie
wyjechałem z pola do lasu. Otoczył nas przyjemny cień drzew i już nie musiałem
aż tak mrużyć oczu przed słońcem. – Pewnie, gdybym był młodszy i nie był w tak
zaawansowanej relacji, odpuściłbym sobie. Nie starałbym się tkwić w takim
związku. Ale wszystko wygląda inaczej, gdy jest się z kimś praktycznie pół
życia, ma się wspólny dom, dzieci oraz masę lepszych i gorszych wspomnień oraz
cały bagaż doświadczeń. Myślę, że byłoby to dla mnie trudne, ale raczej bym nie
odpuścił. Nie sam z siebie. Pewnie szukałbym jakiegoś rozwiązania z tej
sytuacji i próbował dogadać się z drugą stroną. Nie wiem czy to, co mówię, ma w
ogóle jakiś sens.
– To dość zrozumiałe.
– Dziękuję. Uważaj, tutaj jest ten
uskok.
– Tak, pamiętam.
I tak gawędziliśmy o różnych rzeczach.
Gdy mówiłem Hitomi, jakiego kształtu przybrała moja relacja z naszym byłym
nauczycielem, to aż niedowierzała. Ja zresztą też nie. Dzwoniłem do niej po
każdej jeździe i opowiadałem w najmniejszych szczegółach, jak było. Mówiłem,
jak był ubrany, jak pachniał, o czym rozmawialiśmy, opisywałem, w jaki sposób
się zaśmiał. Raz nawet podekscytowany trajkotałem o tym, że niechcący
musnęliśmy się dłońmi. Wylewałem to Hitomi, jakby pełniła rolę mojego
pamiętnika.
– Słuchaj, to niezdrowe – powiedziała
raz, gdy poszliśmy razem coś zjeść. Tak się złożyło, że ona znalazła pracę w
jakiejś firmie hotelarskiej w Sapporo i mniej więcej w tym samym czasie
mieliśmy przerwę na lunch. Słowa te padły z jej ust chwilę po tym, jak
podniecony opowiedziałem jej, jak seksownie tego dnia Shiroyama wyglądał. – On
jest dorosłym facetem ze swoim życiem.
– I? – włożyłem kawałek pieczonej flądry
do ust. Zacząłem niezbyt dokładnie przeżuwać.
– Nie sądzisz, że zachowywanie się jak
zapatrzona w idola nastolatka jest nieodpowiednie?
– Przecież nikomu nic złego się nie
dzieje.
– Tobie się źle dzieje – syknęła, niemal
łamiąc w dłoni pałeczki. – Od dawna nie słyszałam, żebyś mówił o czymś innym
niż o Shiroyamie. Nie wiem, co słychać u twojej mamy, siostry, bo ciągle tylko
trajkoczesz: Shiroyama, Shiroyama i Shiroyama!
– Weź…
– Co? Co mam wziąć? Spędzasz z nim za
dużo czasu. On jest dla ciebie dobry, a ty to odbierasz jako zachętę do
dalszego popadania w obsesję na jego punkcie.
– Nie mam obsesji na jego punkcie –
zaprotestowałem gwałtownie.
– Tak? To jak już mówimy sobie rzeczy
wyssane z palca: jestem naturalną blondynką. Masz ogromny problem z tym
mężczyzną i takie są fakty.
– Nic nie poradzę – westchnąłem. –
Wiesz, jaki on jest.
– Wszyscy wiemy, że jest gorącym
tatusiem po trzydziestce z wielkim działem w spodniach i portfelem wypchanym
kasą, ale to jeszcze nie jest powód, żeby aż tak się w nim zatracać. To znaczy,
tamte powody są naprawdę dobre i przekonujące, ale chodzi o coś innego. Chodzi
o uczucie.
– Tego mi nie brakuje.
– Uczucie jego do ciebie. On cię ma za
dziecko. Zagubionego chłopczyka, któremu trzeba pomóc. Przecież jego instynkt
rodzicielski włączył się po nieco bliższym poznaniu ciebie i sam przyznał, że
jesteś dla niego jak syn. Prawda? To chyba o czymś świadczy.
Po części mnie to zabolało. Ale tylko po
części. Większy fragment mnie jeszcze nawet nie przyswajał tego, co Hitomi mi
powiedziała. A miała rację. Świętą rację. Nie wiedziałem, jak mógłbym to
skomentować, a ona chyba też nie miała mi nic więcej w tej kwestii do
powiedzenia, ponieważ zabrała się za jedzenie swojego ryżu z warzywami i tofu.
Oczywiście, że miałem obsesję na punkcie Shiroyamy. Ale wydawało mi się, że
jeszcze mogłem z tym walczyć. Przynajmniej tak chciałem o tym myśleć.
W końcu nadszedł wrzesień. Pogoda powoli
się uspokajała, słońce już nie prażyło, a w powietrzu czuło się zapach
nadchodzącej, jak zły omen, jesieni. Choć do końca lata pozostało jeszcze kilka
dni, to wszyscy jak jeden mąż powtarzali, że jesień już nastała. Dni stawały
się coraz krótsze, z padającego deszczu powoli ulatywało uczucie ciepła. Była
to pora roku, która w pewnym sensie wprowadzała mnie w poczucie niepokoju.
Całkiem możliwe, że dlatego, iż z początkiem września zaczynała się szkoła i wciąż
miałem w sobie swego rodzaju traumę po moich licealnych doświadczeniach.
Mentalnie starałem się jednak przygotowywać do teoretycznego egzaminu na prawo
jazdy oraz pójścia na studia. Jednego
tego wrześniowego popołudnia Hitomi zaproponowała, żebyśmy wyszli się napić:
ona, ja, jakaś jej koleżanka z pracy i jakiś facet, z którym chyba miała w
planach zacząć się spotykać.
To był dziwny dzień. Straszny. Gdybym
tylko mógł, wymazałbym go z pamięci.
Siedziałem sam na przystanku
autobusowym. Niebo mocno się chmurzyło, powoli zmierzchało, a zimny wiatr
wprawiał moje ciało w nieprzyjemne dreszcze. Cieszyłem się, że miałem niedługo
zdawać na prawo jazdy i całe te moje męczarnie z autobusami miały dobiec końca.
Gdy tak czuwałem, zauważyłem, że jakiś samochód zwalnia i zatrzymuje się tuż
przede mną. Przednia szyba uchyliła się. W środku był pan Matsumoto.
– Podrzucić cię gdzieś? – spytał.
Pokręciłem głową.
– Nie trzeba, dziękuję! Jadę do Sapporo.
– Ja też, mam dyżur – zaśmiał się. – Wsiadaj.
Choć z wahaniem, przystałem na
propozycję. Gdyby to był Shiroyama, to bez oporów wsiadłbym do samochodu,
jednak Matsumoto wpędzał mnie w stan ciężkiej do kontrolowania nerwowości. Z
pewnymi nieuzasadnionymi obawami, wsiadłem do samochodu. Lekarz ruszył z
miejsca, zapiąłem pas.
– Ma pan dyżur o tej porze? – zagadnąłem
go.
– Mhm, w domu będę dopiero rano –
westchnął.
– O szóstej? Siódmej?
Zerknął na mnie. Uśmiechnął się pod
nosem, jakbym opowiadał naprawdę śmieszne rzeczy.
– Chciałbym. Kończę zmianę dopiero o
dziewiątej. A po co w zasadzie chcesz jechać do Sapporo? Masz jakieś jazdy albo
zajęcia teoretyczne?
– Raczej imprezę.
– Ach! Zazdroszczę. Poszedłbym się
gdzieś rozerwać. Powoli tracę zmysły przez te popołudniowe i nocne zmiany. Yuu
też narzeka, że to niezdrowe, ale co poradzić.
– Pewnie jest panu ciężko. Jeszcze z
małym dzieckiem.
– Nie jest tak źle. Ale marzę o tym, by
w końcu się wyspać – zaśmiał się. – Swoją drogą, cieszę się, że tak na siebie
wpadliśmy. Chciałbym o czymś porozmawiać.
– Tak?
– Mhm.
Wyjechaliśmy z miasteczka. Powoli zbliżaliśmy
się do zjazdu w stronę domu Matsumoto i Shiroyamy. Minęliśmy przystanek, chwilę
później skręt. Czułem, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Wydawało
mi się, że jeszcze chwila, a zwymiotuję na przednią szybę i deskę rozdzielczą.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że nie masz
łatwo i musisz jakoś żyć, ale chciałbym, żebyś zrezygnował z pracy – powiedział
w końcu. Głos miał spokojny jak gładka tafla niczym niezmąconego jeziora.
– Słucham? – wykrztusiłem z siebie,
zupełnie niepewny tego czy dobrze zrozumiałem jego słowa. – Zrezygnować z
pracy?
– Tak.
– Nie rozumiem. Dlaczego… dlaczego pan w
ogóle o coś takiego prosi?
– Dobrze wiesz dlaczego. I nie tylko o
to chciałbym cię prosić. Mógłbyś też zrezygnować z jazd z Yuu? Ogólnie, czy
mógłbyś zwyczajnie odpuścić?
– Ale…
– Posłuchaj, nie jestem ślepy. Widzę,
jak patrzysz na mojego męża, w jaki
sposób się przy nim zachowujesz. Zrobiłbyś mi wielką przysługę, jakbyś sam
usunął się z naszego życia, bo wcale nie mam ochoty być niemiły.
Odrobinę mnie zmroziło. Nie byłem też
pewny czy to, co właśnie miało miejsce, działo się naprawdę. Czułem się
odrobinę, jakby jeden z moich największych koszmarów właśnie przybierał realną
postać. Choć, mówiąc szczerze, on zawsze był prawdziwy. Miał kształt człowieka,
a dodatkowo nosił imię i nazwisko. Właśnie siedział obok mnie i prowadził
samochód.
– Naprawdę nie wiem…
– Ojeju, Itsuki! – zdenerwował się. –
Ile razy mam to powtarzać? Przestań się ślinić na widok Yuu, bo wyłącznie sobie
robisz krzywdę. On nigdy nie będzie czuć do ciebie niczego poważnego i musisz
się z tym pogodzić. Zawsze będziesz dla niego małym, niepotrzebnym chłopcem.
– Niepotrzebnym chłopcem? – powtórzyłem
po nim, jakbym w ogóle niedowierzał jego słowom.
– Dokładnie – fuknął, tracąc już do mnie
cierpliwość. – Wiesz, że nie życzę ci źle.
– Wcale. Mam tylko zrezygnować z pracy.
– Znajdziesz nową. Będziesz miał więcej
rzeczy do wpisania w CV, więc nie patrz na to w ten sposób. Jakoś się ułoży.
Jechaliśmy przez pewien czas w zupełnym
milczeniu. Spojrzałem w końcu na Matsumoto, który skupiał swą uwagę na drodze.
Widziałem jednak, jak w kącikach jego ust czaił się triumfalny uśmieszek.
Wówczas poczułem, jakby ktoś uderzył mnie ciężkim narzędziem w głowę. W środku
mnie coś zapłonęło. Mój wewnętrzny ogień buchnął, jakby ktoś rzucił rozpaloną zapałkę
w benzynę.
– Nie zrezygnuję z pracy – wykrztusiłem
w końcu z siebie.
– Hm?
– Nie zrezygnuję z pracy – powtórzyłem
pewniej i głośniej, choć głos, mimo mej wewnętrznej determinacji, zadrżał mi
nieco. W końcu rzucałem wyzwanie komuś, kto nie był byle zawodnikiem. – Ani z jazd.
Z niczego nie zrezygnuję.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, co
mówisz?
– Tak. Doskonale wiem, co mówię. Wiem
też, na czym mi zależy i na czym chcę się skupić.
– Jesteś głupszy niż myślałem.
– Może i tak. Ale wiem, co czuję. I nie
chcę być więcej tą osobą, która się poddaje albo rezygnuje z czegoś dla dobra
innych. Nie. Czuję coś do pana Shiroyamy i wiem, że to coś więcej niż tylko
zauroczenie.
Pokręcił głową.
– Dam ci ostatnią szansę – powiedział,
zjeżdżając na leśny parking. Zatrzymał samochód. Zgasił silnik. – Składasz
wypowiedzenie, mówisz, że nie potrzebujesz więcej jazd i znikasz na dobre z
naszego życia. Jeśli kiedyś przypadkiem nas zobaczysz, idziesz w inną stronę.
Nie pokazujesz się więcej ani mnie, ani Yuu na oczy.
– Pan się boi.
– Że co? – wykrztusił, mrugając
gwałtownie.
– Gdyby pan się nie bał, że pan
Shiroyama może odejść, nie żądałby pan ode mnie czegoś takiego.
Prychnął.
– Proszę cię – pokręcił głową. – Gdybym
się czegoś bał, inaczej bym teraz z tobą rozmawiał. Mam jednak wystarczająco
innych spraw na głowie, że wcale nie mam zamiaru bawić się z tobą w kotka i
myszkę. Ale jeśli sam się nie usuniesz… Wtedy będę musiał wziąć sprawy w swoje
ręce.
– Nigdzie się nie wybieram.
– Świetnie – włączył silnik. – W takim
razie nie pozostawiasz mi wyboru.
Hitomi mało nie spadła na podłogę, gdy
jej powiedziałem, jaką miałem rozmowę z panem Matsumoto. Przyjaciółka niemal
opluła się drinkiem, krztusząc się. Poklepałem ją po plecach, by przypadkiem
się nie zadławiła. Sam też jeszcze cały się trzęsłem, a jej reakcja w ogóle mi
nie pomogła. Ona również nie miała zbyt dobrego humoru, zważając na fakt, że
chłopak, z którym uskuteczniała romansowanie, bardziej zainteresował się jej
koleżanką niż nią. Aktualnie kręcili się gdzieś po parkiecie w rytmie
zachodnich, wakacyjnych hitów.
– Pierdolisz – wykrztusiła z siebie,
odchrząkując. – Stary, masz przesrane na całej linii.
– Wiem.
– I co zrobisz?
Wzruszyłem ramionami.
– Będę żył tak, jakby całe to zajście
nie miało miejsca.
– Nie – pokręciła głową i położyła mi
szczupłą rękę na ramieniu. Pochyliła się ku mnie, bym lepiej ją słyszał. – Nie
możesz tego tak zostawić!
– To co mam zrobić? Powiedzieć
Shiroyamie?
– Wykluczone! Słuchaj, on ci niemal
groził.
– Do tego chyba jeszcze była daleka
droga. Ale się zdenerwowałem.
– Itsuki, nie chcę nic mówić, ale on cię
poprosił, żebyś odpuścił. Wie, że jesteś zakochany w Yuu i po prostu… Nie
możesz próbować rozbić komuś rodziny, odbijając cudzego męża.
– Kto powiedział, że będę próbować? Ja
go zwyczajnie odbiję.
Hitomi odsunęła się ode mnie z
niedowierzaniem w oczach. Sam nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co właśnie
powiedziałem. Oznajmiłem na głos, jakie miałem zamiary i choć odrobinę mi
ulżyło, to jednak poczułem ze strony swojej przyjaciółki coś, co przygasiło mój
entuzjazm w tej kwestii. Hitomi przez dłuższy czas przypatrywała mi się
zszokowana, jakby odebrało jej mowę.
– Nie żartuj sobie – wykrztusiła z
siebie.
– Wcale nie żartuję.
– Nie możesz odbić komuś faceta! Nie
możesz pozbawić dzieci jednego z rodziców! Nie możesz rozbić rodziny! – niemal
uderzyła mnie w twarz, gdy to mówiła. Już dawno nie widziałem jej tak
rozwścieczonej. Zdaje się, że właśnie przekroczyłem swego rodzaju granicę
głupoty. – Jak ty się czułeś, kiedy Hitsuji przespał się z jakąś laską?! Było
ci to obojętne czy jednak przykro?? Co?!
– Z Hitsujim to była zupełnie inna
sytuacja.
– Tak! Bo nie mieszkaliście razem, nie
byliście po ślubie i nie mieliście dzieci!! Ale to wciąż był twój chłopak!
– Po ślubie czy nie, co to za różnica.
Zawsze można się rozwieść.
– To, że twoi rodzice się rozwiedli, nie
oznacza, że musisz doprowadzać do rozpadu szczęśliwy związek.
– Skąd wiesz, że szczęśliwy?
– To chyba widać – westchnęła głęboko,
jakby była piekielnie zmęczona i zawiedziona mną jednocześnie.
Poczułem się odrobinę, jakby Hitomi
wbiła mi małą szpilkę gdzieś w bok, wspominając o moich rodzicach. Mama bardzo
chciała rozwodu, ojciec nie wiedział, co w zasadzie go czeka. Całkiem możliwe,
że w momencie, gdy otrzymał do ręki papiery rozwodowe, poczuł się zdradzony.
Wyobraziłem sobie, jak stał z cienkim plikiem zszytych ze sobą kartek. Jak
ściskał je w dłoniach, mało ich nie wygniatając do tego stopnia, że nie
nadawały się do odesłania do urzędu. Możliwe, że w tamtej chwili świat zawalił
mu się na głowę, a cała reszta jego i tak już bezsensownego życia straciła
ostatnią namiastkę ludzkiego porządku. Myślał pewnie, że mama go zdradzała. Był
zazdrosny. Kto by przecież nie był zazdrosny o Shiroyamę. W końcu ludzie coś mu
szepnęli, że był u nas elegancki gentleman, że ktoś podjeżdżał drogim jak
cholera samochodem. Może i był głupi, ale nie na tyle, by zignorować te lekkie
wykpienia. Może wziął sprawy w swoje ręce, może…
– Ja pierdolę – wyrwało mi się.
– Co? Tak cię to boli, że ktoś może…
– Nie. Nie o to chodzi. Właśnie z czegoś
sobie zdałem sprawę.
– O co chodzi? Itsuki? Ej, cały zbladłeś.
Dobrze się czujesz?
Pokręciłem głową. Torsje wezbrały mi w
gardle, w ustach poczułem smak żółci. Pochyliłem się, z całych sił próbując
powstrzymać nagły odruch wymiotny, który był wynikiem szoku. Ledwo czułem już,
jak Hitomi i jej przyjaciele, wywlekali mnie z klubu na świeże powietrze. Nie
mogłem ustać na własnych nogach. Usiadłem na zimnym bruku, jak tylko mnie
puścili. Nagle wszystkie elementy wpasowały się w swoje miejsca, a ja poczułem
się, jakbym rozwiązał jakąś wielką, tajemniczą układankę.
Hitomi kucnęła przede mną. Złapała mnie
za ramiona, próbując przytrzymać mnie w pionie. Niewiele brakowało mi do tego,
bym całkiem się położył, robiąc widowiskowe przedstawienie.
– Naćpał się? – usłyszałem nad sobą.
– Nie. Chyba nie – Hitomi trzymała mnie
mocno. Tak mocno, jak tylko prawdziwa przyjaciółka mogła trzymać takie ścierwo,
jakim byłem. – Itsuki? Hej, Itsuki! Słyszysz mnie, mordo? Co ci?
– Wiem, kto mógł rozmawiać z moim ojcem
w dniu jego śmierci – wymamrotałem, czując jak w oczach wezbrały mi łzy.
Ależ to bolało. Łamiące się serce, które
drugi raz doświadczyło potwornej zdrady. Hitomi patrzyła na mnie zupełnie
zdezorientowana. W jej szeroko otwartych oczach zagościła wielka obawa oraz
strach. Była jednak dzielna. Dzielniejsza ode mnie. Znacznie lepiej znosiła
zdrady.
– Co ty mówisz?
– Wiem. Teraz to rozumiem. Wszystko ma w
końcu sens – pokręciłem głową, pozwalając łzom swobodnie spływać po moich
policzkach. – Mój ojciec… Wiem, z kim widział się mój ojciec przed śmiercią.
– Dlaczego? Co? Czemu płaczesz? Naćpałeś
się??
Znowu pokręciłem głową.
–
Shiroyama. Tamtego dnia widział się z Shiroyamą.
---
Wiem,
że rozdział miał już się pojawić jakiś czas temu, ale wydarzyło się tyle
rzeczy, a i tyle razy zmieniałam plan wydarzeń, że to jakiś kosmos. W każdym
razie! Gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Oby rozdział umilił wam
czas i nie był jego stratą. 🤗
Zdaję
sobie sprawę, że drugi rozdział miał być ostatnim, jednak wyszło to tak długie, że
raczej nie byłoby wygodne w czytaniu. Nawet teraz blogspot ma problem z
przetworzeniem 130 stron i nie mam pojęcia czy opublikuję ten rozdział.
Edit:
Zmieniłam interfejs i chyba się udało. Tylko tekst się rozjechał i brzydko
wygląda, i’m sorry!
Poza
tym… Wiece, że nie gniewam się na komentarze… I mean, chciałabym po prostu
wiedzieć czy komuś się to podobało czy nie, no i czy jest sens kończenia tej
historyjki i publikowania jej. Just let me know! 🤠
Mam
nadzieję, że macie się dobrze w tych niespokojnych czasach. Jedzcie zdrowo,
wysypiajcie się i regularnie myjcie rączki!!
To
już chyba tyle na dziś ode mnie. Dziękuję za uwagę, jeszcze raz gratuluję tym,
którzy dotrwali aż tutaj. Trzymajcie się, Żuczki! ❤
Do następnego~!
Rozśmieszyła mnie konwersacja 'może i ciebie by bzyknął' 'bzyknął cię ktoś kiedyś w ogóle? Nie' XDDDD takie mam poczucie humoru, co poradzę, popłakałam się po prostu. A teraz przejdę do hejtu - niesamowicie denerwuje mnie główny bohater, naprawdę pałam do niego taką odrazą, że cokolwiek powie mam ochotę mu przyjebać, i'm sorry, kocham Takę i Yuu i jakby typieeee what are you even- jego chłopak mu mówi, że zakochał się w dziewczynie i go zostawia a ten ma czelność się oburzać po tym jak non stop się ślini do własnego nauczyciela, który ma męża??!!! NO BOO-HO POPŁACZ SIĘ BARDZIEJ!!! Dobrze, przepraszam, i'm just angry and annoyed af 😭😭😭 i to jak z Hitomi im przeszukali rzeczy w domu, miałam ochotę wrzeszczeć, nienawidzę ich i nie wiem czy powinnam się z tej racji uważać za dobrą osobę czy raczej za złą, powinien być jakiś test osobowości z tą serią... Proszę zrób coś takiego, żeby moje wątpliwości zostały rozwiane (i to byłaby świetna zabawa), dobry dodatek do wspaniałego tekstu, jak zawsze (NIENAWIDZĘ ICH) - w każdym razie po tym negatywiźmie chciałabym zakończyć faktem, że jak zwykle nie mogłam się oderwać od czytania i nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę znowu czytać coś od Ciebie. Miałam przekonanie, że już byłaś mistrzynią i nie zdołasz bardziej pobić samej siebie, a tu proszę - dostaliśmy kompletnie nowy poziom mistrzostwa w jeszcze czystszej postaci, jestem oczarowana wszystkim - od dialogów, po przecinki, stylistykę i kuźwa kropki, mogłabym tak wymieniać i babo, chciałabym być taka jak Ty jak dorosnę. Nie żartuję. Zakończenie wbiło mnie w podłogę i moja druga myśl po skończonym przeklinaniu była taka, że przecież powinnam się domyślić, jak mówili o tym, że spotkał się z kimś, kto niby nie istnieje!! Naprawdę nie waż się wstawiać kolejnego rozdziału po milionie lat, bo zapłaczę się na śmierć. Życzę Ci weny, czasu na pisanie i żebyś wciąż się rozwijała jako pisarka, bo jesteś do tego stworzona *ociera łzę* I love you i wiesz, że zawsze jestem zachwycona i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! A teraz idę czytać ponownie mój najukochańszy tekst, również od Ciebie, bo potrzebuję więcej, a akurat dawno go nie czytałam. Proszę mi nie przeszkadzać świecie!! *przytulaski*
OdpowiedzUsuń