Migdałowe serce: Chosen Family

Chosen Family


Szaleństwo poranka zawsze wyglądało tak samo. Budzik za pięć szósta, kilka krótkich chwil w łóżku, przywrócenie świadomości do rzeczywistości, a następnie zerwanie się na nogi i szybki chód do łazienki z ręcznikiem oraz świeżą bielizną pod pachą. Brałem krótki prysznic, przebierałem się, a następnie wracałem do pokoju, nim reszta piętra postanowi wstać. Poranna toaleta nigdy nie zajmowała mi wiele czasu. Kąpałem się, myłem zęby i ewentualnie nakładałem jakiś krem na twarz. Później szybko wracałem do pokoju, żeby ubrać się w mundurek i pouczyć do szkoły. W międzyczasie słyszałem, jak wstają moje siostry. Na całe szczęście, miały oddzielną ode mnie i Mako łazienkę, co nie zmieniało faktu, że kłóciły się o dostęp do niej.

Później nadchodził czas na śniadanie. Podczas gdy siostry jeszcze walczyły ze sobą, ja schodziłem, by coś zjeść. Z reguły czekał już na mnie ciepły posiłek, jednak czasami zdarzało się, że sam musiałem przygotować sobie coś do jedzenia. Tak też było i tym razem. Kuchnia świeciła pustkami. Zmieniłem wodę w ekspresie, sprawdziłem czy nie trzeba było dosypać kawy, a następnie wlewałem do dzbanka na mleko napój migdałowy. Zawczasu wstawiałem też wodę na herbatę oraz ryż do automatycznego ryżowaru. Wyciągałem wszelkie potrzebne do śniadania rzeczy, rozkładałem na stole talerze i pałeczki. Jak już wspominałem, tymi rzeczami z reguły zajmował się ktoś innym, choć tym razem to ja przygotowałem jadalnię do śniadania. Gdy zegar na kuchence wskazywał godzinę wpół do siódmej, a żadne z rodziców nie dawało jeszcze znaków życia, szedłem do ich pokoju, by upewnić się, że nie śpią.

Zapukałem do drzwi. Po krótkiej chwili dostałem odpowiedź, jaką był ojciec wyślizgujący się z sypialni w szlafroku i piżamie. Byłem od niego minimalnie wyższy, co szczerze mnie cieszyło. Nawet w ten minimalny sposób.

– Zupełnie zapomniałem, że idziecie do szkoły – powiedział na przywitanie, poprawiając przy tym sznur szlafroka.

– Jak mogłeś.

– Zdarza się.

Resztą zajął się już sam.

Za kilka dni kończyłem osiemnaście lat. Za kilka miesięcy kończyłem ostatnią klasę liceum. Niby nic, a jednak tak wiele. Przyglądałem się swojemu czterdziestoparoletniemu ojcu, który wprawionymi ruchami smażył jednocześnie omlet i kiełbaski. Siedziałem tak, próbując sobie wyobrazić, że za dwadzieścia lat też będę smażyć w szlafroku kiełbaski dla swoich dzieci. Choć wydawało mi się to abstrakcyjne i odległe, to wiedziałem, że cały ten czas minie jak mrugnięcie.

– Kawy! – jęknęła Haruna, zamiast tradycyjnego przywitania, wchodząc do kuchni. Rozsiadła się wygodnie na krześle, rozstawiając nogi szeroko jak jakiś facet w barze.

– Sama sobie zrób – odparłem, spuszczając wzrok na podręcznik od japońskiego, który trzymałem na kolanach.

– Huh? Co tam mamroczesz? – pochyliła się do mnie.

– Jajco – Yoshi, która znikąd zjawiła się w kuchni, pchnęła Haru do przodu, w konsekwencji czego moja bliźniaczka mało nie spadła z krzesła i nie potłukła sobie nosa. – Siedź porządnie i opuść spódnicę, gówniaro.

– Ja was błagam – ojciec odwrócił się w naszą stronę. – Jeden spokojny poranek. Czy proszę o tak wiele?

– Nie. Pomóc ci? – zaoferowała się Yoshi.

– Możesz wstawić tosty. Haru, obudź Mako. Jak zaraz nie wstanie, to nie zdąży się wyszykować.

– Dlaczego ja? Niech zacznie sobie budzik nastawiać albo coś. Inaczej nigdy się nie…

– Haru – ojciec aż się do niej odwrócił. Nienawidziłem tego ojcowskiego tonu. Szczerze, nie tylko ja. Cała nasza trójka momentalnie zesztywniała. Ojciec używał tego surowego głosu wyłącznie, gdy już naprawdę puszczały mu nerwy. Z rana nie było o to trudno. Haruna już bez protestów poszła obudzić brata.

– Może wstawić jajka? – chwilę później Yoshi postawiła przede mną kilka ciepłych, pachnących tostów.

– Jeśli chcesz – ojciec podał cały talerz idealnie poskładanych omlecików i kiełbasek. – Chce ktoś kawę?

– Wymieniłem wodę – powiedziałem.

– Dziękuję.

– Ja poproszę – Yoshi podała mi fasolkę. – Hiro, będziesz mieć garb od takiego czytania.

– Nic mi nie będzie.

Takie już były poranki. Szybkie, głośne, nie brakowało sprzeczek, ale i śmiechu też było wiele. Wychodząc z siostrami minęliśmy się z tatą w drzwiach. Akurat wrócił z nocnej zmiany w szpitalu. Życzył nam w przelocie miłego dnia.

– Ja prowadzę! – rzuciła Haru, biegnąc do samochodu.

– Mowy nie ma, pozabijasz nas – odparła Yoshi, machając w powietrzu kluczykami z przyczepionym pluszowym króliczkiem. – Ja prowadzę i koniec.

– No to siedzę z przodu.

– Dobra.

Najpierw trzeba było odśnieżyć samochód i modlić się o to, że odpali. Żadne z naszej trójki nie wpadło na pomysł, że trzeba wstawić samochód do garażu lub też przykryć jakąś plandeką, a nie zostawić go na podjeździe. W końcu był środek zimy na Hokkaido, a ze starymi samochodami bywało różnie. Szybko zgarnęliśmy śnieg z Haru ze wszystkich szyb. Yoshi w tym czasie próbowała dostać się do środka, a gdy już się jej udało, zaczęła walczyć z silnikiem, który warczał i charczał jak jakiś stary pijak na kacu w niedzielny poranek. Na całe szczęście, stary Mercedes odziedziczony po ojcu był chyba niezniszczalny. Choć trzeba było trochę nakląć i błagać, to jednak odpalił. Haru niemal natychmiast nastawiła ogrzewanie na maksimum, by w środku szybko się nagrzało. Powoli ruszyliśmy w drogę do Sapporo.

 

W ostatnim roku szkoły średniej trafiliśmy z Haru do różnych klas. Cieszyłem się z tego powodu. W końcu nie byłem bratem Haruny, tylko sobą. Nikt nie patrzył na nas przez pryzmat tego, że byliśmy bliźniakami i nikt nas do siebie nie porównywał. A byliśmy przecież jak ogień i woda. Świat chyba nie znał bardziej roztrzepanej dziewczyny od mojej starszej bliźniaczki. Była nieostrożna, często mówiła nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednich momentach, wszędzie było jej pełno, pakowała się w kłopoty i nierzadko dawała popis wulgarności. Konsekwencją jej zachowania było to, że raz została przysłana do nas opieka społeczna, by sprawdzić, co się działo w domu. Jak wielkie zdziwienie było pracowników socjalnych, że nie mieli do czynienia z żadną patologią. No, może mieli pewne podejrzenia co do tego, że czwórkę dzieci wychowywało małżeństwo jednopłciowe. I tylko Haru miała z nas wszystkich nierówno pod sufitem. Zdaje się, że ojcowie modlili się wyłącznie o to, by kiedyś poznała jakiegoś porządnego mężczyznę, który potrafiłby jakoś uspokoić jej szaloną naturę.

Było coś jeszcze, co wszystkich zastanawiało. A mianowicie, jakiej orientacji były dzieci, które wychowywały się w takim domu? Ja sprawiałem szczególną sensację. W końcu od dziecka widziałem dwójkę mężczyzn jako przykład rodziny, nie kobietę i mężczyznę. Nigdy się też nie zastanawiałem nad tym, aż w pierwszej klasie liceum jeden z kolegów z klasy nie podszedł raz do mnie i zwyczajnie nie spytał czy jestem gejem. Wtedy też tak naprawdę pierwszy raz zacząłem zastanawiać się nad sobą i swoją seksualnością do tego stopnia, że aż rodzice zauważyli, że coś jest ze mną nie tak. Nigdy przecież nie interesowałem się dziewczynami, ale chłopcy też nie wprawiali mnie w ekscytację. W żaden sposób nie pociągała mnie jakakolwiek nagość. Siedziałem tak na werandzie z bolącą od tego wszystkiego głową. Przyszedł do mnie tata, który nie tak dawno skończył dyżur w szpitalu i zwyczajnie spytał, co mi było. Na to ja po prostu mu powiedziałem, co mnie tak gryzło. Czułem wewnętrzne zażenowanie, gdy tylko mu o wszystkim wyznałem. Nie przywykłem do aż takiego uzewnętrzniania się przed kimkolwiek. On jedynie westchnął ciężko, po czym kazał mi zaczekać. Poszedł do domu i wrócił po kilku minutach z dwoma kubkami herbaty. Pamiętałem, jak dał mi jeden z nich, choć wcale o to prosiłem. Ale tak po prawdzie, gdy tylko podał mi herbatę, to z jakiegoś powodu zrobiło mi się lepiej. Sam nawet nie rozumiałem dlaczego. Ogarnęło mnie ciepło, które przygaszało wewnętrzne roztargnienie. Wtedy też tata powiedział, że moje zmartwienia nie powinny zawracać mi głowy.

– Dlaczego? – spytałem zaskoczony, mało nie wylewając przy tym herbaty.

– Bo to nie jest coś, na co nie szuka się odpowiedzi. Jesteś taki, jaki być powinieneś – odparł. – Nikogo nie powinno obchodzić to, jakiej jesteś orientacji, wyłącznie ciebie. Czy w przyszłości będziesz związany z kobietą, mężczyzną lub jakąkolwiek inną płcią to wyłącznie twoja sprawa i nikt nie powinien się w to wtrącać.

– Ale…

– Hiro – przerwał mi, nim jakkolwiek udało mi się zaprotestować – zapamiętaj coś, dobrze? Nie szukaj na siły odpowiedzi na takie rzeczy. Jasne? Są pewne rzeczy, których nie można przyspieszać i odnajdywanie siebie jest jedną z nich. To, że teraz czujesz się zagubiony jest na pewno trudne, ale zamartwianie się tym czy jest się gejem czy nie w niczym ci nie pomoże.

– A gdybym jednak był gejem?

– To znaczy?

– No… Czy ty i tata… I w ogóle…

– A czujesz, że możesz być?

Wzruszyłem ramionami.

– Sam nie wiem.

Westchnął ciężko, po czym objął mnie ramieniem. Ostrożnie upiłem łyk gorącej herbaty. Z jakiegoś powodu cały zacząłem się trząść.

– Wiesz, że dla nas nic by to nie zmieniło. Dalej tak samo byśmy cię kochali i wspierali. Pamiętaj o tym, dobrze? W tym domu nie masz się czego bać.

Odpowiedź na nurtujące mnie pytania znalazłem w trzeciej liceum, kiedy oficjalnie i niezaprzeczalnie przeżyłem swoją pierwszą poważną miłość.

Nakamura Kasumi trafiła wraz ze mną do jednej klasy. Znałem ją już wcześniej z koła szachowego, ale nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawialiśmy. Wydawało mi się, że jest zarozumiała. Z reguły z nikim nie rozmawiała i zadzierała nosa. Prawda okazała się z goła zupełnie inna, gdy pewnego dnia nauczyciel japońskiego przydzielił nas do jednego projektu. Kasumi, podobnie jak ja, była nieśmiała. Wolała chodzić z nosem w książkach, wstydziła się odzywać i była przez wielu uważana za niewątpliwie jedną z najbrzydszych dziewczyn. Oczywiście, nie dla mnie, bo gdy tylko lepiej ją poznałem, zacząłem postrzegać ją jako jedną z najpiękniejszych osób, jaka mogła chodzić po tej planecie. Większość osób się z niej śmiała, bo nosiła okulary jak denka od słoika i cała ta nieśmiałość oraz ciągłe pochylanie się nad książkami sprawiło, że zaczęła się garbić. Ale nikt oprócz mnie nie wiedział, jak mądra i zabawna była, że śmiała się uroczo i miała dołeczek w lewym policzku. Była dziewczyną, na którą z pewnością nie zasługiwał przeciętny facet.

No i zaczęliśmy ze sobą chodzić. Nigdy z nikim nie chodziłem, dlatego sam nie wiedziałem, w jaki sposób miałbym się do tego zabrać, ale udało mi się. Wciąż pamiętałem, jak było mi gorąco i łopotało mi serce, gdy spytałem ją czy będzie ze mną chodzić, ale ona od razu się zgodziła. Od równo dwóch miesięcy byliśmy parą. Niektórych bardzo to dziwiło i wiele osób pytało się, dlaczego tak nagle zacząłem się zadawać z dziwną Nakamurą. Nawet Haru raz na mnie o to naskoczyła na korytarzu, co było wyjątkowo upokarzające.

– Ej, Hiro – rzuciła, gdy szliśmy w stronę szkoły. Yoshi akurat podrzuciła nas pod bramą, po czym sama pojechała na swój uniwersytet. – Chyba nie chodzisz z tą Nakamurą?

– A co ciebie to obchodzi?

– Jest dziwna. I wygląda, jakby się nie myła. Zawsze widzę ją w przetłuszczonych włosach. Obrzydliwe.

– Sama jesteś obrzydliwa.

– Ja przynajmniej dbam o higienę, a ty łazisz wszędzie z tą brudaską. Jeszcze coś od niej złapiesz i pozarażasz nas wszystkich.

– Daj mi spokój.

– Wszyscy i tak myślą, że jesteś gejem. Jesteś?

– Nie twój interes – fuknąłem, przyspieszając kroku.

– A więc jednak! Taki paszczur jak nic jest przykrywką!

Miałem ochotę ją zakneblować, a sobie samemu zatkać uszy. Kto jak kto, ale Haru potrafiła zszarpać mi nerwy. Tym bardziej w kwestii mojego życia uczuciowego.

Choć, mówiąc zupełnie szczerze, kochałem obie moje siostry. Obie tak samo potrafiły być denerwujące, ale tak potrafiły być dla mnie ogromnym wsparciem. Nie mogłem zliczyć momentów, kiedy Haru i Yoshi wstawiły się za mną czy stawały w mojej obronie. Miały swoje wady, ale wciąż były moją rodziną.

 

– Dzisiaj robimy bitwę na śnieżki – rzucił Andou podczas przerwy. Siedzieliśmy całą piątką w klasie, czekając na rozpoczęcie zajęć z matematyki. – Napadało od groma śniegu, w końcu musimy to wykorzystać.

– Ile ty masz lat? Pięć? – prychnęła Yuko. – Wszyscy zmokniemy albo ktoś dostanie w twarz i źle się to skończy.

– Pamiętam, jak raz mój kuzyn włożył kamień do śnieżki – mruknął Hajime.

– Że co?!

– No, wziął kamulec i obtoczył go śniegiem.

– Twój kuzyn to pojeb – oznajmiła Chihiro.

– Prawie nią wtedy oberwałem.

– A szkoda, że prawie. Może by cię we łbie naprostowało! – powiedział Andou.

Wszyscy ryknęli śmiechem. Nawet ja się uśmiechnąłem, choć bardziej skupiałem się na czytaniu książki. Naprawdę, miło było mieć kolegów, chociaż tak szczerze nie podzielałem z nimi prawie żadnych zainteresowań. Nie byłem nawet do końca pewny, jak to się stało, że ta czwórka zaczęła się ze mną zadawać, ale od początku liceum byliśmy nierozłączni. Ten stan rzeczy w ogóle mi nie przeszkadzał. Choć uchodziłem za samotnika, to w jednak w poczucie przynależności do jakiejkolwiek grupy przynosiło mi ulgę.

– To jak robimy? Dziewczyny kontra chłopaki?

– Chyba cię pogięło. Poza tym, jesteśmy tylko my dwie, a was jest trzech. To nierówna walka.

– Znajdźcie jeszcze jedną laskę.

– Daj spokój. Poza tym, nie możemy pójść gdzieś po lekcjach? Na czekoladę?

– To randka?

– Może być randka, ale najpierw każdy musi mieć parę.

Niespodziewanie poczułem na sobie wzrok całej czwórki. Podniosłem speszony głowę, po czym spojrzałem na moich przyjaciół. Patrzyli na mnie ni to oskarżycielski, ni to wyczekująco. Aż speszyłem się pod naporem czterech par oczu.

– C-co się tak gapicie? – bąknąłem.

– Powiedz no – zaczęła Yuko, pochylając się w moją stronę. Zmrużyła podejrzliwie oczy jak gotowa do ataku żmija. – Ty i Nakamura przypadkiem nie macie się ku sobie?

– Huh?

– No wiesz… Często was razem widać. Nie tylko w szkole – Hajime wzruszył ramionami.

– Jest dziwna – mruknęła Chihiro. – Nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechała.

– To jeszcze nie oznacza, że jest dziwna. Jeśli Hiro z nią rozmawia, to może po prostu… Nie wiem. Może jest nieśmiała czy coś – odparł Andou. Trafił w samo sedno.

– Jest fajna – powiedziałem. Przygryzłem dolną wargę, wahając się czy powinienem im mówić o moim małym sekrecie. – I fakt, jest nieśmiała.

– Mówiłem! Możemy się z nią kiedyś zakumplować, co?

– Jasne. Pewnie.

– Chodzicie ze sobą? – drążyła Yuko. Momentalnie spąsowiałem na twarzy, co było wystarczającą odpowiedzią. Kompletnie się zablokowałem i zacząłem dukać coś i jąkać się, jednak to już nie powstrzymało Yuko przed gorącym okrzykiem zachwytu. – A jednak!

– Cicho – Hajime trącił ją w bok. – Bo spłoszysz ich oboje.

– Hiro ma dziewczynę! Hiro ma dziewczynę! – zachichotała Chihiro, siadając mi na kolanach. Zakryłem twarz dłońmi. Rany, nie spodziewałem się, ze takie rzeczy będą mnie aż tak zawstydzać.

– Czyli nie jesteś… no wiesz… o rany, ale jaja – westchnęła Yuko.

– No fakt. Też mi ulżyło – Andou wydawał się być ogarnięty ulgą.

– O co chodzi? – spytałem zaskoczony.

– Wszyscy myśleli, że jesteś gejem – oznajmiła Chihiro bez ogródek. – Tak serio, wszyscy.

– Huh? Jak to? Dlaczego?

Zapadła cisza. Chihiro wróciła na swoje miejsce, tak samo Yuko. Andou i Hajime popatrzyli po sobie. Ostatecznie Hajime też wrócił do swojej ławki. Zostałem więc sam z Andou. Przyjaciel patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, zaciskając wąsko wargi. Podrapał się w tył głowy. Przeczuwałem, co miał zamiar mi powiedzieć i jakoś mocno by mnie to nie zaskoczyło, ale on sam nie wiedział, w jaki sposób powinien mi to przekazać.

– Chodzi o twoich starych – powiedział, patrząc gdzieś w bok. – No wiesz…

– Bo są homo?

– N-n… No. No, o to chodzi. Każdy myślał, że ty też w takim razie… Rozumiesz, co nie? Że też wolisz...

– O rany – zakryłem twarz dłonią, Andou zrobił to samo. Czemu to musiało być takie niezręczne.

– Nie no… Jestem hetero. Moje siostry chyba też. Nie wiem, co wyrośnie z młodego.

– Ale muszą być rozczarowani wami – zarechotał. Spojrzałem na niego niezrozumiale. – No wiesz, bo jak rodzice są hetero, a dzieciak homo, to z reguły jest drama. A oni są homo, a wy hetero i…

– Aa! – zaśmiałem się.

– Czaisz?

– Jasne.

Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, gdy nakryłem rodziców na seksie. Miałem siedem lat, obudziłem się w nocy z okropnego koszmaru. Zalany łzami zbiegłem po schodach, mało się nie wywracając i wbiegłem do ich pokoju bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Stanąłem w progu, rycząc, jakby mnie ktoś co najmniej wychłostał a oni niemal od siebie odskoczyli jak oparzeni. Pamiętałem, że jeden leżał na drugim. Mało nie spadli na podłogę, próbując błyskawicznie doprowadzić się do porządku.

– Na wielką Amaterasu! Hiro! – ojciec zerwał się na równe nogi, podciągając bokserki. Dopadł do mnie, po czym kucnął, łapiąc mnie za ramiona. – Co się stało?

– J-j-ja, j-ja – jąkałem się i jeszcze bardziej zacząłem płakać. Zakryłem twarz ramieniem. Aż bolała mnie głowa z tego wszystkiego.

– Przestraszyłeś się czegoś? – tata podszedł do mnie, wiążąc przy tym pospiesznie szlafrok.

Pokiwałem głową. Pociągnąłem mocno nosem, aż mi się w głowie zakręciło. Jako mały chłopiec byłem definicją beksy. Niewiele brakowało mi tego, by się rozpłakać. Tym razem wystarczył jakiś zły sen, by doprowadzić mnie do histerii.

– Miałeś koszmar? – spytał ojciec, biorąc mnie w ramiona. Natychmiast wtuliłem się w niego, szukając ukojenia. Pokiwałem głową. – To tylko sen, to nie działo się naprawdę.

– Zaparzę mu miętę i przygotuję zimny okład. Połóż go u nas.

– U nas? – jęknął ojciec. Wtuliłem się w niego mocniej. Westchnął, biorąc mnie na ręce. Zdaje się, że właśnie przeprowadzali między sobą niemą dyskusję. – Mhm. Chodź, młody, będziesz spać z ojcami.

Położyłem się więc z ojcem do łóżka. Podłożył mi pod głowę poduszkę, przykrył dokładnie kołdrą i pogłaskał po czole. Wtulałem się w niego, jakby jutro miało nigdy nie nadejść.

– Co ci się śniło? – spytał.

– Koszmar…

– To wiem – zaśmiał się. – Może chcesz mi opowiedzieć? Zrobi ci się lżej.

Pokręciłem głową. Westchnął.

– To nie. Ale gdybyś chciał, to zawsze możesz powiedzieć, jasne?

Pokiwałem głową. Cmoknął mnie we włosy, po czym wyciągnął się wygodnie. Westchnął ciężko.

– Przepraszam – wymamrotałem. – Nie chciałem. Przepraszam…

– Synku, nie musisz przepraszać. Każdy czasami się czegoś boi. To normalne.

– Tata.

– Mhm?

– Ty też się czasami boisz?

– Zdarza mi się.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

– A czego się boisz?

– Różnych rzeczy.

– Na przykład tego, że ktoś cię porwie?

Zaśmiał się cicho.

– Nie do końca. Boję się bardziej tego, że to was ktoś mi kiedyś porwie.

– Nas?

– Ciebie, twoje rodzeństwo, tatę.

– Kiepsko.

Ponownie się zaśmiał. Zaczął mnie głaskać po włosach i w końcu nie doczekałem tej mięty ani zimnego okładu, bo zasnąłem. Obudziłem się rano na miejscu taty. Na początku się przestraszyłem, bo z reguły w takich chwilach budziłem się wciśnięty między nich dwóch. Pierwszą moją myślą było to, że zdenerwowali się na mnie, mieli mnie dość i gdzieś wywieźli, gdy spałem. Jednak szybko zdałem sobie sprawę z tego, że leżeli obok mnie. Odwróceni w moją stronę, jeden za drugim. Wtedy nie miałem pojęcia, że to było tak zwane przytulanie się na łyżeczkę. W dodatku uświadomiłem sobie, że tata, chociaż spał, to trzymał mnie mocno za rękę.

Dopiero, gdy nabrałem większej świadomości w pewnych kwestiach, zdałem sobie sprawę z tego, że wtedy przeszkodziłem im w bardzo dorosłych czynnościach. W konsekwencji tego przez pewien czas zupełnie inaczej na nich patrzyłem. Chyba każdy przechodził taki okres, że uświadamiał sobie, że rodzice uprawiają seks, że oprócz bycia mamą czy tatą robią rzeczy, o których nie wypada mówić głośno. Jeszcze gorzej się czułem, gdy zdawałem sobie sprawę z tego, jak zapracowani i zajęci byli, a ja przeszkodziłem im w tak naprawdę jedynej chwili, gdy mogli robić takie rzeczy. Pewnie byli źli.

– Robiliście to już? – spytał Andou nieśmiało. Cały się zaczerwienił. Cała nasza rozmowa wprawiała mnie w coraz większe zażenowanie.

– Huh?!

– No… Seks. Bzykałeś się z nią?

– Nie no… co ty.

– Aha.

– Jeszcze nawet o tym nie rozmawialiśmy.

– Pewnie, rozumiem. – Ja i Yuko… My też jeszcze nie…

– Czaję. Ale to kwestia czasu, co nie?

– Jasne – zaśmiał się niezręcznie. Zawtórowałem mu.

Ostatecznie tylko ja, Hajime i Andou rzucaliśmy się śnieżkami po lekcjach. Yuko i Chihiro stały z boku, marznąc i narzekając, że muszą przyglądać się naszym wygłupom. Szczerze, jedyne bitwy na śnieżki, w których brałem udział, były z rodzeństwem. Zwykle kończyły się tak, że dostawałem w twarz od którejś z sióstr. Gdy byłem mały zanosiłem się z tego powodu płaczem, jednak z czasem nauczyłem się powstrzymywać łzy. Nawet Mako lepiej znosił uderzenie śnieżką ode mnie, choć raz zrobiło się nieprzyjemnie.

To był środek zimy. Rodzice zostawili nad na jakiś czas w domu, a sami pojechali na zakupy. Podczas ich nieobecności mieliśmy zachowywać się rozsądnie i postarać się nie wpadać w kłopoty. Oczywiście, z reguły właśnie tego się trzymaliśmy, ale nie tego jednego popołudniu, gdy stwierdziliśmy, że urządzimy bitwę na śnieżki. Wciąż pamiętałem zimno szczypiące mnie w policzki oraz odgłos skrzypiącego pod podeszwami butów śniegu. Yoshi chciała koniecznie trafić Haru. Ulepiła więc najtwardszą śnieżkę, na jaką było ją stać, po czym wycelowała w młodszą siostrę. Pech chciał, że Haru była zręczną cwaniarą, dlatego błyskawicznie zrobiła unik. Jednak tuż za nią stał siedmioletni wówczas Makoto, który oberwał tą kulą armatnią prosto w twarz. Cała nasza trójka wstrzymała oddechy, patrząc na młodszego brata. Przez pewien czas w ogóle nie reagował, jakby uderzenie uszkodziło mu mózg. Po chwili zaczął się śmiać. Odetchnęliśmy z ulgą, jednak nie na długo, bo raptownie z nosa chłopca popłynęła krew. Wtedy też zaczął płakać.

Yoshi dopadła do niego, wzięła na ręce i mało się nie wywracając, pobiegła do domu. Ja i Haru poszliśmy w jej ślady. Panika, jaka nas ogarnęła, była nie do opisania. Yoshi szybko zdjęcia z małego ubranie Wierznie, posadziła go na wyspie kuchennej, po czym wyciągnęła apteczkę. Szybko zaczęła przemywać twarz naszego młodszego brata. Ręce drżały jej, jakby chorowała na Parkinsona.

– Złamałaś mu nos! – krzyknęła Haru, widząc, jak nos Makoto napuchł i zsiniał. Gołym okiem było widać, że jakaś chrząstka czy kostka się przesunęła.

– Boli – zawył chłopiec, zalewając się łzami.

– Cicho, zaraz to naprawimy.

– Chyba nie chcesz mu tego sama nastawiać? – spytałem przerażony. Było mi niedobrze od widoku krwi. Poza tym, cała ta sytuacja napawała mnie jakimiś nieprzyjemnymi dreszczami.

– Coś trzeba zrobić.

– Może zaczekamy, aż rodzice wrócą? – Haru również panikowała. Podała Yoshi czysty kompres zwilżony ciepłą wodą. Krwawienie nie ustępowało. – Pochyl go do przodu, bo się zadławi.

– Do tego czasu zacznie się zrastać i trzeba będzie go znowu złamać. Mako, ufasz mi?

Chłopiec pokręcił przecząco głową.

– No nic… To musisz mi zaufać.

Yoshi już zabierała się do tego, by bawić się w chirurga plastycznego, kiedy to usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Haru rzuciła się pędem po pomoc, a ja zostałem z Yoshi, by ją w porę powstrzymać. Po chwili do kuchni weszli nasi zaniepokojeni ojcowie.

– Nie było nas godzinę – rzucił tata na widok zapłakanego Makoto. – Co się stało?

– Chyba ma złamany nos – wymamrotała Yoshi, odsuwając się od małego. Tata podszedł do Mako. Wziął go jedną ręką pod podbródek, a drugą ostrożnie zbadał nos. Oczywiście skończyło się to jeszcze większym płaczem oraz wyrywaniem się.

– Czym wyście się bawili? Młotkiem? – rzucił ojciec, wyciągając lód z zamrażarki. Wysypał go na ścierkę, po czym podsunął Mako, by przyłożył go sobie do nosa.

– Ewidentnie złamany. Trzeba go zabrać do szpitala.

– Nie dasz rady go nastawić?

– Dam. Ale trzeba sprawdzić czy nie ma wstrząśnienia mózgu. Haru, biegnij po ręczniki. Przytrzymaj go.

– Jakie ręczniki? – spytała lekko skołowana siostra.

– Obojętnie jakie. Wszystkie. Są w pralni.

To było obrzydliwe przedstawienie niczym z horroru. A przynajmniej wtedy czułem się, jakbym oglądał wypełniony krwią film. Ojciec wziął Makoto na kolana, siadając przy wyspie, po czym wsunął ramiona pod pachy swojego najmłodszego dziecka. Trzymał go w żelaznym uścisku, upewniając się, że nie ucieknie. Tata wcisnął Mako do buzi czystą kuchenną ścierkę, a na kolana położył mu jeden z ręczników, które przyniosła Haru. Cała nasza trójka patrzyła jak zahipnotyzowana na to, co się działo. Ojciec niemalże jednym ruchem ustawił kość do właściwej pozycji. Rozległ się stłumiony dziecięcy wrzask i polało się jeszcze więcej krwi.

– Do przodu, do przodu!

Ręcznik papierowy i ścierki poszły w ruch. Makoto płakał, a ojciec trzymał go, pochylając jego tułów do przodu, by przypadkiem nie nałykał się lub nie zadławił krwią.

– Dawno nie widziałem, jak przeprowadzasz operację – roześmiał się ojciec. Lekko poklepał Mako po plecach. – No już, już po najgorszym. Teraz tylko szpital i będzie po krzyku.

– Yoshi, pojedziesz z nami – rzucił tata, myjąc pospiesznie ręce pod bieżącą wodą.

– J-ja? – wydukała wystraszona siostra.

– Pomożesz mi go przytrzymać w samochodzie.

I tak zaraz cała czwórka pojechała na ostry dyżur. W tym czasie, gdy ja i Haru zostaliśmy sami, posprzątaliśmy po krwawym przedstawieniu. Zmyłem podłogę oraz szafki, a moja bliźniaczka wstawiła wszystkie zakrwawione ręczniki do prania. Czując się nieswojo i nie wiedząc, co ze sobą począć, obejrzeliśmy film. Czekaliśmy jednocześnie na jakieś wieści odnośnie młodszego brata, jednak te długo nie nadchodziły. Później dowiedzieliśmy się, że w szpitalu zrobiono mu prześwietlenie i rezonans, co wprawiło go w jeszcze większą histerię. Cała historia na szczęście dobrze się skończyła. Małemu nic poważnego nie było, tata w porę nastawił mu nos. Jedyne, co przypominało nam o tym wydarzeniu, to opatrunek na twarzy małego oraz fakt, że przez następne dwa lata ani razu nie zostaliśmy sami w domu i mieliśmy kategoryczny zakaz rzucania się śnieżkami.

 

– Ogłaszam remis! – wykrzyknął w pewnym momencie Hajime, po tym, jak dostał ode mnie i Andou śnieżną salwą.

– Przegrałeś! – roześmiałem się. Czułem, jak śnieg dostał mi się za materiał kurtki. Zadrżałem z zimna.

– W bitwie na śnieżki nie ma przegranych! – odgryzł się.

– Hej! Możecie już kończyć? Za moment tu zamarzniemy – Chihiro i Yuko stały nieopodal nas, przytulając się do siebie. Zdaje się, że one marzły najbardziej z całego naszego grona. Trzęsły się niczym osiki, ale jakoś nikogo to nie dziwiło. Na dworze panowała minusowa temperatura.

– Mogłyście się z nami porzucać, rozgrzałybyście się – odparł Andou, otrzepując kurtkę ze śniegu. Podszedł do Yuko i wziął od niej jej torbę. – To może teraz na czekoladę?

– Świetny pomysł – Yuko entuzjastycznie złapała go za rękę. – Idziemy?

– Ach! Hiro, zaprosisz Nakamurę? – Hajime dopadł do Chihiro. Już ruszyłem za nimi.

– Huh?

– Czeka na ciebie pod szkołą, debilu – odparła Yuko, wywracając na mnie oczami.

Spojrzałem w stronę budynku szkoły. Faktycznie, Kasumi stała pod szkołą i ewidentnie na mnie czekała. Zdaje się, że była zbyt nieśmiała, by podejść do mnie, gdy byłem z przyjaciółmi.

– Spotkamy się w kawiarni! – rzuciłem, po czym pobiegłem w stronę Nakamury. Mało się przy tym dwa razy nie wywróciłem, było bardzo ślisko. A ona tak stała i uroczo na mnie patrzyła spod czarnej, nieco przydługiej grzywki. Serce aż mocniej mi zabiło, gdy tylko mój wzrok spotkał się z jej. – Przepraszam, że czekałaś.

– W porządku. Fajnie się bawiliście.

– Prawda? Dawno nie biliśmy się na śnieżki. Idziemy wszyscy do kawiarni, ty też – wyciągnąłem rękę po jej plecak. Z początku nie wiedziała, o co mi chodziło i dopiero po chwili podała mi swoją torbę. Podstawiłem jej ramię, by nie złapała. – Chodź. Jak się wywrócimy, to razem.

Zachichotała. Złapała mnie ostrożnie pod ramię.

– Za bardzo nie rozmawiamy, wiesz… Nie wiem czy mnie polubią.

– Nonsens. Jesteśmy w jednej klasie, w końcu musimy zacząć rozmawiać. A poza tym, to niemożliwe, by cię nie polubili.

Kasumi posłała mi szeroki uśmiech. Zauważyłem, że okulary zaczęły jej parować, a mi ponownie serce mocniej zabiło. Byłem niewątpliwie i niezaprzeczalnie zakochany w niej po uszy.

Jeszcze tego samego dnia pojechałem z ojcem na zakupy. Planowaliśmy uzupełnić zapasy w spiżarce, bo ostatnimi czasy znacznie się skurczyły i nikt ich nie uzupełnił. W drodze do hurtowni rozmawialiśmy o jakichś mało ważnych rzeczach, choć w pewnym momencie ojciec spytał, czy miałem już jakiś konkretny plan na to, co mam zamiar robić po liceum. Poczułem, jak ogarnia mnie mała panika i gardło zaciska mi się w supeł. Odparłem, że jeszcze nie do końca, ale na pewno chciałem iść na studia. Z początku myślałem, że na tym skończymy temat, jednak on zaczął dopytywać, na jakie studia chciałbym pójść.

– Nie wiem – wymamrotałem. – Psychologia? Może. Chyba. Uhm…

– Psychologia? – nie krył zdziwienia. – Naprawdę?

– Nie wiem – powtórzyłem, próbując nie spanikować. Doskonale wiedziałem, na jakie studia chciałem pójść, jednak z wielu powodów nie chciałem o tym nikomu mówić. Jednym z powodów było to, że nie chciałem, by wszyscy myśleli, że chciałem po prostu iść w ślady taty lub to on do czegokolwiek mnie zmuszał. Bo tak, chciałem pójść na medycynę i później zostać chirurgiem. Nie czułem się jednak komfortowo, mówiąc o tym komukolwiek. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Czułem jednak, jak w tym momencie robi mi się gorąco z nerwów.

– Całkiem ciekawy kierunek – mruknął. Choć wcale nie brzmiał na przekonanego. – W sumie wydaje mi się, że byś się nadawał na psychologa.

– Naprawdę?

– Pewnie. Czemu nie. Może byś…

W tym samym momencie w głośniku Mercedesa rozległ się dzwonek telefonu. Oboje spojrzeliśmy na to, kto dzwonił i w sumie wcale nie poczułem ulgi, że ktoś mnie miał wybawić od niezręcznej rozmowy o przyszłości. Dzwonił tata.

– Tak? – rzucił ojciec, odbierając.

– Hej – przywitałem się, by tata wiedział, że byłem obok i wszystkiego słuchałem.

– Ja pierdolę – rzucił wściekle na przywitanie drugi z moich rodziców. Ojciec aż parsknął. – Cześć, synek. Przepraszam, że tak agresywnie, ale no myślałem, że eksploduję, jak nie zadzwonię.

– Co się stało? – ojciec aż zachichotał pod nosem. Usłyszeliśmy, jak tata zatrzasnął drzwi od samochodu. Niemalże wściekle dyszał w słuchawkę.

– Mówiłem ci o tym nowym kretynie na oddziale?

– Ten… pediatra? No.

– No kurwa mać – rzucił, niemalże krzycząc. Włączył silnik. Na moment przerwało połączenie, gdy telefon łączył się z samochodem. Tata rzucił gdzieś na bok telefon. – Chuj jebany. Myślałem, że dzisiaj użyję na nim skalpela. Ten zielony młotek cały dzień się o coś przypierdalał i nawet nie chodziło o sprawy zawodowe. On po prostu robił wszystko, żeby mnie wyprowadzić z równowagi i przysięgam, że na końcu zmiany prawie mu się udało. Cały dzień było coś nie tak. Najgorzej było, gdy przyszedł i mówi, że przynieśli mu dzisiaj jakiegoś wzdętego niemowlaka.

– Tak powiedział?

– Powtarzam jego słowa; spuchnięty, rozwrzeszczany, śmierdzący niemowlak.

– O cholera.

– Tak. Ale słuchaj dalej – ruszył z miejsca, nie zapinając pasów, na co zaraz odezwały się samochodowe czujniki. – No już, do cholery, zamknij się – zapiął pasy, co wyraźnie usłyszeliśmy. – No… Na czym to? Aha. No to pytam się go, co jeszcze było nie tak z tym dzieckiem, na co on, że trochę gorączkowało i miało biegunkę. Później dodał, że tylko zmarnowali mu czas, bo przyszli do niego z jakąś zwykłą kolką.

– Bezczelny.

– Tak. Ale to jeszcze nie koniec. Pytam go czy jakoś zbadał bardziej to dziecko, bo jakoś ta biegunka mi nie pasowała do kolki, na co on z taką dumą, że oczywiście, w końcu jest pediatrą. Rzucił, że dzieciak powoli się rozwijał jak na swój wiek, ale uznał, że to pewnie z winy rodziców, bo oboje byli jacyś nadopiekuńczy, a matka wyglądała, jakby wstała z trumny. Spytałem go czy pomyślał o tym, by skierować ich na jakieś dokładniejsze badania jak tomografia albo chociaż rentgen, bo to brzmi bardziej jak malrotacja niż kolka. No i kurwa, myślałem, że mnie wzrokiem zabije. Powiedział, że nie ma takiej potrzeby, on wie, co robi i żebym nie wtrącał się w coś, na czym się nie znam.

– Co?!

– O cholera – wymsknęło mi się.

– Tak.

– Jaki dupek!

– Co nie? Wyobrażasz sobie zignorować radę kogoś starszego i bardziej doświadczonego? Nie po to, kurwa, tyle lat zapierdalałem, nie po to przechodziłem przez wszystkie możliwe szczeble medycyny, by dojść do tego punktu, w którym jestem, żeby jakiś dzieciak mówił mi, że mam się nie wtrącać, bo on wie co robi, kiedy on zupełnie nie ma pojęcia, co robi. Zuchwały szczeniak. Gdy ja zaczynałem pracę, to każde słowo osoby starszej i doświadczonej było świętością i najczęściej te osoby miały rację. Tak jak ja dzisiaj. Kilka godzin później ci sami rodzice przybiegli z dzieckiem, bo mały nie mógł się wypróżnić, a jak już mu się udało, to zobaczyli krew w kale. Dopiero wtedy wysłał ich na szczegółowe badania i nie zgadniesz co.

– Malrotacja?

– Dokładnie! Malrotacja jelita. Załatwiłem sobie na jutro dodatkową operację, ale przysięgam, że ten jeden moment satysfakcji był tego wart. Choć nie skończyło się na tym. Później, gdy po prostu całym oddziałem siedzieliśmy i mieliśmy przerwę, to zaczęła się rozmowa na prywatne tematy. I wyobraź sobie, że ten facet rzucił tekstem, że jak dobrze, że nie ma na oddziale żadnych dewiantów. Salowy się go spytał, co ma na myśli, na co on, że jak to, co ma na myśli. Że pedały są za głupie na medycynę!

– Na wielką Amaterasu, nie dość, że idiota, to jeszcze homofob – wjechaliśmy na parking hurtowni. Ojciec zaczął po nim krążyć szukając miejsca. Zacząłem czuć się nieco niezręcznie, słuchając historii z pracy taty, ale w pełni rozumiałem to, że się zdenerwował na coś takiego. Pewnie na jego miejscu też bym zaczął tak kląć, co akurat jemu się zbyt często nie zdarzało.

– Tak. Nawet nie wiesz, jaka niezręczna cisza wtedy zapadła i jak wszyscy byli zniesmaczeni. Włączając w to mnie, oczywiście. Na jakiś czas zupełnie odebrało mi mowę.

– Tobie? – ojciec zaczął się śmiać. Akurat znalazł miejsce i zaczął parkować. – A to jakaś nowość.

– Prawda? Rzadko się zdarza, że nie wiem, co powiedzieć, ale to mnie zbiło z pantałyku. Wszyscy w szpitalu wiedzą, jaki jestem i tolerują to czy im się to podoba, czy nie. Jeszcze nigdy nikt nie rzucił takim komentarzem. Mało tego, przecież ciebie zna cały oddział i wydaje mi się, że raczej cię lubią.

– Raczej? Ile razy ratowałem was od śmierci głodowej!

– No właśnie! Dlatego wydaje mi się, że każdy cię lubi i, przynajmniej na naszym oddziale, nikt nie ma problemu z tym, że jestem gejem. Poza tym, w tej pracy nie chodzi o życie prywatne, tylko o umiejętności i nikogo tak naprawdę nie obchodzi to, kto jakiej jest orientacji. Poza tym, ten facet jest pediatrą! Jednym z jego obowiązków jest pomaganie homoseksualnym dzieciom. A on zaczął wyskakiwać z tym, że od razu widać, kto miał jakie stosunki z rodzicami. Pierdolony Freud. Mówił, że dobrze, że nikt z tych zboczeńców nie ma kontaktu z dziećmi, bo to by było straszne. Jedna z pielęgniarek się go zapytała czy nie chodzi mu przypadkiem o pedofilów, na co on tak z głową w górze, że to przecież to samo.

Ojciec zaparkował, jednak nie wyłączył samochodu. Siedzieliśmy więc na parkingu i słuchaliśmy dalszego ciągu opowieści taty.

– Chciałem wyjść, ale stwierdziłem, że jednak posłucham, co jeszcze ma do powiedzenia. No i on zaczął mówić, jak to jeden gej kiedyś był dla niego niemiły, że coś tam. Bla, bla, bla. Kurwa, sobie myślę, że zaraz będę twoim największym, gejowskim koszmarem, jak się nie zamkniesz. I wszyscy w końcu zaczęli patrzeć na mnie. To było oczywiste. Facet w końcu spytał czy może powiedział coś nie tak, na co ordynator odparł, że bardzo wiele i jeśli ma takie krzywdzące poglądy, to powinien je zostawić dla siebie.

– O! Ten to gość z klasą. Miło, że stanął w twojej obronie.

– Bardzo. Gdybym ja miał coś w tamtym momencie zrobić, to chyba bym zaczął krzyczeć mu w twarz i go opluł.

– Bądź dorosły. Potrąć go samochodem, jak go gdzieś zobaczysz.

– Masz rację, od razu się go pozbędę. W każdym razie, spytał, czy jest ktoś, kto nie podziela jego opinii i wszyscy powiedzieli, że tak, co już go w ogóle zaskoczyło. Wtedy odezwałem się ja. Powiedziałem, że jestem homoseksualistą i jakoś nie spodobało mi się to, co powiedział. Wtedy się zamknął. Ale nie na długo. Ordynator powiedział, że mogę iść do domu, za co jestem mu bardzo wdzięczny, bo i tak byłem już po swojej zmianie i nie mogłem się na niczym skupić, tak mnie ten gówniarz wytrącił z równowagi.

– A ja się zdziwiłem, że tak szybko wracasz do domu. Jedynie dwanaście godzin w pracy!

– Szybciutko, co nie? Podziękowałem ordynatorowi za to, jak się zachował, bo aż mi się lepiej zrobiło. Miło mieć jednak czasami jakieś wsparcie. Ale później, gdy już wychodziłem, to oczywiście musiałem wpaść na tego dupka. Chciałem się z nim po prostu pożegnać i wyjść, ale musiał mnie zahaczyć i spytać czy możemy porozmawiać. Stwierdziłem, że okej, porozmawiajmy. Pomyślałem nawet, że może chce mnie przeprosić, ale oczywiście nie. Spytał, jak to się stało, że w ogóle znalazłem się na oddziale dziecięcym i czy nie mam przypadkiem jakichś niecnych zamiarów wobec pacjentów. Rozumiesz to? No kretyn. Spytał o coś jeszcze, ale powiem ci już później.

– O co jeszcze spytał? – dopytał ojciec.

– Później. Nie chcę jeszcze bardziej gorszyć Hiro, pewnie i tak się nasłuchał jak klnę. Przepraszam.

– Spoko. Ja to bym na twoim miejscu mu przyłożył – powiedziałem, śmiejąc się.

– Zrobiłbym to samo – przyznał ojciec. – Ale przyłożył tak konkretnie, że aż by mu się kark skręcił. Jak tak słucham o niektórych ludziach, to myślę sobie, że jednak czasy spartańskie nie były takie złe. Zobaczyliby takie upośledzone gówno i z miejsce wyrzuciliby je w przepaść. Teraz bym zrobił to samo.

– Och, słodcy jesteście – westchnął. Zdaje się, że wyżalenie się ze swojego dnia znacznie mu pomogło, bo jego ton znacznie zelżał. – Swoją drogą, dokąd jedziecie?

– Na zakupy. W sumie właśnie jesteśmy już na parkingu. Chcesz coś może konkretnego z hurtowni?

– Koniecznie kupcie ręczniki papierowe i kapsułki do prania. Aha, no i nie zapomnijcie o płynie do czyszczenia ekspresu. Zróbcie też zapas makaronu i chyba ryż się kończy, więc to też kupcie. I weź ten koreański szampon. Jestem zachwycony, że w końcu znalazłem w tym kraju coś do kręconych włosów.

– Cieszymy się twoim szczęściem. Potrzebujesz coś jeszcze?

Tata zamyślił się na kilka sekund.

– Chyba nie. Ewentualnie płyn do mycia podłóg. I filtry do Siepacza, bo chyba ten jest ostatni.

Siepaczem pieszczotliwie został nazwany przez rodziców robot sprzątający. Nazwa z początku wywołała kontrowersje, jednak z czasem się przyjęła. Siepacz ostatecznie był jak kolejne przybrane dziecko w tej rodzinie, któremu trzeba było ustępować, gdy nadchodził, zostawienie go bez nadzoru mogło się skończyć katastrofą i czasami trzeba było zabierać mu rzeczy sprzed nosa, ale wszyscy go i tak uwielbiali. W końcu odkurzał i zmywał za innych. Co prawda, nie zawsze można było polegać na Siepaczu i od czasu do czasu trzeba było odkurzyć i zmyć ręcznie podłogi, jednak wciąż był nieocenionym członkiem rodziny.

– No dobra. W razie czego, to dzwoń – rzucił ojciec.

– Pewnie. Uważajcie na siebie, chłopcy.

– Też na siebie uważaj.

– Pa! – rzuciłem jeszcze, nim się rozłączyli.

Następne dwie godziny spędziliśmy na chodzeniu po sklepie i szukaniu wszystkiego z listy. W międzyczasie pisałem z Kasumi. Szczerze, to z trudem mogłem się oderwać od telefonu, co aż zaobserwowało ojca, bo raczej rzadko się zdarzało, bym bez przerwy coś robił na telefonie. Z początku nic nie mówił, jednak w pewnym momencie zauważyłem, jak zerka na mnie zaciekawiony. Dopiero wtedy stwierdziłem, że schowam telefon i po prostu skupię się na zakupach.

– No proszę – rzucił, gdy włożyłem komórkę do tylnej kieszeni spodni i byłem gotowy na aktywne spędzanie z nim czasu.

– Co?

– Nic, nic. Tylko mnie zastanawia, z kim tak piszesz – wzruszył ramionami. Przeszedł mnie dreszcz i poczułem, jak robi mi się gorąco w twarz. – Poszedłbyś po filtr do Siepacza? Ja wezmę jeszcze soczki dla Makoto i spotkamy się przy kasie.

– A jaki jest do niego filtr?

Ojciec jakby się zawiesił. Stał tak przez chwilę, patrząc w przestrzeń. W końcu spojrzał w górę i podrapał się po brodzie.

– Nie pamiętam – powiedział w końcu. – Zadzwoń do taty. Albo lepiej do Yoshi albo Haru, bo on pewnie śpi.

– Okej.

Ruszyliśmy w swoje strony – on po zapas soczków dla Makoto, ja po zapas filtrów do odkurzacza. Idąc w stronę mojej alejki, zadzwoniłem do Yoshi. Siostra odebrała, ale nie była w stanie rozmawiać.

– No? – rzuciła zdyszana. Aż poczułem, jak zamarza mi twarz. Wszystkie dźwięki w tle wskazywały na to, że moja starsza siostra właśnie była w trakcie bardzo dorosłej czynności.

– Czy ty się ruchasz? – niemal upuściłem telefon na podłogę.

– No. Tak!

– Ja pierdolę! Po chuj odbierasz telefon, kiedy się bzykasz! – rozłączyłem się natychmiast. Ta sytuacja wywróciła mnie z równowagi. Wziąłem kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Przysięgam, już nic nie było w stanie mnie zaskoczyć w tej rodzinie. Uspokoiłem się odrobinę i zadzwoniłem do Haru. Siostra odebrała po kilku dłuższych sygnałach.

– Co chcesz – powiedziała na przywitanie.

– Sprawdź, jaki jest filtr w Siepaczu – powiedziałem, akurat stając przed filtrami do odkurzaczy.

– Nie ma mnie w domu.

– Co? Jak wychodziliśmy, to byłaś. Gdzie ty się szlajasz?

– Nie twój interes, gówniarzu.

– Jestem twoim bliźniakiem.

– Młodszym bliźniakiem. Nie ma mnie w domu, więc nie sprawdzę ci filtra. Zadzwoń do Yoshi.

– Yoshi jest… uhm… Zajęta. Też jej nie ma w domu.

– To zadzwoń do Makoto albo taty.

– Pewnie. Dzięki.

Siostra rozłączyła się bez pożegnania. Jak uroczo. Stwierdziłem jednak, że nie będę się poddawać i zadzwonię do Makoto. Brat odebrał niemal natychmiast, co w sumie jakoś mocno mnie nie zaskoczyło. Niemal bez przerwy siedział na telefonie.

– Sprawdź mi filtr do odkurzacza.

– Po co mam ci go sprawdzić?

– Muszę wiedzieć, jaki filtr jest w odkurzaczu, żeby pasował – wyjaśniłem spokojnie.

– W odkurzaczu są filtry? Jak to się sprawdza?

– Musisz go odwrócić i pod spodem będzie miał takie wieczko. Nie jestem pewny czy nie musisz go rozkręcić.

– Jak to mam rozkręcić?

– Śrubokrętem. Ale nie pamiętam czy musisz go rozkręcić czy możesz normalnie wyjąć tę klapkę. Masz to?

Słyszałem, jak mój brat wstaje, po czym podchodzi do odkurzacza. Po drugiej stronie rozległy się jakieś trzaski. Pewnie odwracał Siepacza do góry nogami.

– Tu są jakieś śrubki – wymamrotał. – Skąd wezmę śrubokręt?

– W garażu jest skrzynka z narzędziami.

– Nie pójdę do garażu.

– Dlaczego?

– Tam są pająki.

Myślałem, że mnie za moment krew zaleje.

– Nic ci nie zrobią. Na metalowej półce jest skrzynka. Weź z niej…

– Nie pójdę tam!

Westchnąłem głośno ze złości.

– Masz gdzieś tatę pod ręką?

– Tak.

– O dobrzy bogowie. Mógłbyś, łaskawie, dać go do telefonu? Proszę??

– Tata! Hiro dzwoni.

Makoto dał tacie telefon. W czasie przekazywania urządzenia, niczym w jakiejś sztafecie, wziąłem wdech i wydech, przygotowując się do dalszych pytań.

– Słucham? – powiedział tata.

– Jaki jest filtr do odkurzacza?

– Uniwersalny.

Zamrugałem kilkakrotnie. Wydawało mi się, że się przesłyszałem.

– Uniwersalny? – powtórzyłem.

– Mhm – odparł. Słyszałem, że coś kroił. Pewnie przygotowywał kolację. – Uniwersalny. Będzie napisane na opakowaniu.

– A jakaś konkretna firma?

– Nie. Weź którekolwiek, byle nie te najtańsze kartonowe. Niby są ekologiczne, ale rozwalają się po kilku dniach.

– Uniwersalny model? – powtórzyłem.

– Zgadza się.

Wydawało mi się, że moje życie było czasami jakąś źle napisaną komedią. Filtry do odkurzacza okazały się być jednym z najbardziej irytujących skeczy w historii. Nie chciałem jednak zbytnio rozdrabniać się nad tym, że taka głupotka wytrąciła mnie z równowagi. Choć najbardziej rozstroiła mnie Yoshi. Siostra ewidentnie zbyt dobrze korzystała z czasu ze swoim chłopakiem.

– I? – rzucił ojciec, gdy już spotkaliśmy się przy kasach. Wrzuciłem do wózka opakowanie uniwersalnych filtrów.

– Mamy to.

W domu czekało na nas shabu shabu. Ojciec był zachwycony, widząc, że wszystko było już przygotowane, tylko wszyscy czekali specjalnie na nas, byśmy mogli zjeść całą rodziną posiłek. Co ciekawe, obie moje siostry zdążyły już wrócić do domu. Szczególnie Yoshi zachowywała się, jakby nic się nigdy nie zdarzyło. Planowałem też się tak zachowywać i nawet doszedłem do wniosku, że powinienem się przyzwyczaić, że obie moje siostry nie miały problemu z ekspresywnym prezentowaniem siebie. Choć powinienem był już dawno się do tego przyzwyczaić. Kolacja była głośna i pełna śmiechu. Tata zachowywał się, jakby cała sytuacja, jaka miała miejsce w jego pracy, nigdy się nie zdarzyła. Swoim zwyczajem był uprzejmy i traktował wszystkich z czułością. Widziałem jednak w jego oczach, że był naprawdę zmęczony. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że za moment uderzy głową o stół, gdy po jakimś czasie przestał się odzywać i zaczął mieć problem z otwarciem oczu podczas mrugania. Dlatego byłem dla niego pełen podziwu. Choć był wycieńczony, to wciąż przychodził do domu i upewniał się, że każdy zje kolację. Oczywiście, nie zdarzało się to codziennie. Tak naprawdę rzadko kiedy jedliśmy posiłki całą rodziną ze względu na pracę taty, jednak, jeśli tylko mógł, to zawsze poświęcał nam czas. Tak jak tego jednego wieczoru, gdy siedział już kompletnie wycieńczony i jedną nogą w krainie snów.

 

*

 

Weekend nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Sobota oznaczała osiemnaste urodziny moje i Haru, co jakoś mi się nie widziało. Tata tego dnia specjalnie postarał się o dzień wolny w szpitalu, drugi też umówił tylko jedno spotkanie z klientem i zamknął firmę. Urodziny były czymś, co zawsze mnie dołowało. Sam nawet nie wiedziałem dlaczego, ale im starszy byłem, tym bardziej chciało mi się z tego wszystkiego płakać. Choć te urodziny były nieco inne. Postanowiłem przedstawić rodzicom Kasumi.

Nie powiedziałem czy zapraszam do domu chłopaka czy dziewczynę. Powiedziałem tylko, że chciałbym, by kogoś poznali, co było równoznaczne z oświadczeniem, że zaproszona osoba była moją drugą połówką. Nie dopytywali też o płeć gościa, więc stwierdziłem, że to i tak nie miało sensu. W końcu dla nich to nie miało większego znaczenia. Ale, co więcej, Haru też oznajmiła, że chciałaby, by kogoś poznali. Dlatego tego dnia mieliśmy oboje przyprowadzić do domu nasze drugie połówki. Nie powiem, wypełniała mnie ekscytacja, choć nie byłem pewny czy w pozytywnym sensie. Część mnie cieszyła się na to, że Kasumi miała przestać być moją małą tajemnicą, ale był też tym zdenerwowany. Bałem się tego, jak inni mogli zareagować na wieść, że się z nią spotykałem.

– Zapowiada się ciekawy dzień – oznajmił tata, dekorując tort. Siedziałem przy wyspie i bawiłem się końcówkami od rękawa do kremów. Dzięki temu miałem zajęte ręce, ale nie myśli. – Kończycie osiemnaście lat, nie sądziłem, że ta chwila kiedykolwiek nadejdzie.

– Masakra, co nie? – zaśmiałem się z zaciśniętym gardłem. – Już nie jesteśmy dziećmi.

– Przykro mi to mówić, ale dla mnie i dla waszego ojca zawsze będziecie maluchami w pieluchach. Jacy wy byliście malutcy! – westchnął, zakładając ręce pod bokami. Zdaje się, że zupełnie przeniósł się myślami osiemnaście lat wstecz. – Ty i Haru mieliście kilka tygodni, gdy przywieźliśmy was do domu. Potrafiliście tylko gulgać coś po swojemu.

– Chyba nadal tylko to umiemy – zawahałem się na moment. – Swoją drogą, tato…

– Tak? – wrócił do układania truskawek na torcie.

– Zastanawialiśmy się z Haru… Czy to by było… No… Czy byłoby w porządku, gdybyśmy odwiedzili grób rodziców.

– Nie widzę żadnych przeszkód – odparł. Wyprostował się, z daleka podziwiając swoje skończone dzieło. – Może być?

– Jest super. Ty to zawsze robisz niezłe rzeczy.

– Niezłe? Phi! Chirurgiczna precyzja, mój drogi – wytarł dłonie w ścierkę. – Dzisiaj chcecie tam pojechać?

– Hm?

– Na grób rodziców.

– Chcieliśmy zrobić to jutro. Dzisiaj przychodzą goście i tak dalej, więc byłoby za dużo zamieszania.

– Rozumiem. Pewnie, pojedźcie.

W ogóle nie pamiętałem biologicznych rodziców. Tak jak wspomniał ojciec, z Haru mieliśmy tylko kilka tygodni, gdy zginęli w wypadku, zbliżała się ich osiemnasta rocznica śmierci. Niegdyś odczuwałem psychiczny dyskomfort z tego powodu, że osoby, do których powinienem się zwracać per mamo, tato i to osoby, które miały mnie wychowywać, nie należały już do świata żywych. Nie miałem z nimi żadnych wspomnień, dlatego wydawali mi się być zupełnie obcy i odlegli. Jakby tak naprawdę nigdy nie istnieli.

Choć całe nasze rodzeństwo dorastało jednak ze świadomością, że nasi ojcowie nie są biologicznie z nami spokrewnieni. Pojawiały się pytania, dlaczego inni mają mamę, a my nie, dlaczego mamy dwóch tatusiów, a inni jednego. Obaj przez wszystkie lata cierpliwie, spokojnie i bez żadnych ogródek wyjaśniali, dlaczego nasza rodzina wyglądała tak, a nie inaczej. Dlatego od dziecka wiedzieliśmy, jaka była nasza rzeczywista sytuacja. Choć tak naprawdę w żaden sposób nie czułem, by przez to był między nami jakiś dystans. Wprost przeciwnie! Mając dwóch ojców wydawało mi się, że mam podwójne wsparcie w wielu sprawach.

– Tort! – wykrzyknął nagle Mako, wchodząc do kuchni! – Mogę kawałek?

– Później – odparł tata, podnosząc paterę, a tym razem ochraniając swoje cukiernicze dzieło przed lepkimi palcami dwunastolatka. Przykrył ciasto szklaną pokrywą, po czym włożył je do lodówki.

– No dobra – westchnął.

– Odrobiłeś lekcje? – spytałem.

– Prawie – Makoto spuścił głowę, unikając mojego wzroku.

– Mhm… Matematyka?

Chłopiec spojrzał na mnie spode łba. Westchnąłem ciężko, poklepałem go po ramieniu, po czym wstałem. Brat ruszył wraz ze mną jak na skazanie w stronę pokoju. Jako starsze rodzeństwo moim niepisanym obowiązkiem było pomóc młodemu, a szczególnie w tej bezsensownej matematyce. Chociaż tylko dla Mako był to problem. Jak na ironię, każdy w domu był dobrym matematykiem, nawet taka roztrzepana Haru, która jakimś cudem zaliczała na perfekcyjne oceny większość przedmiotów, a i podczas odpytywań przez nauczyciela nigdy nawet się nie zająknęła. Mako też nie radził sobie źle, jednak bez wątpienia miał swoją piętę achillesową pod postacią matematyki.

– Nie rozumiem – rzucił, drapiąc się po głowie, po tym, jak drugi raz próbowałem wyjaśnić mu materiał. – Nie możesz zrobić tego za mnie?

– Nie mogę. To twoja praca domowa. Poza tym, jak teraz tego nie zrozumiesz, to później będzie już tylko gorzej.

– Ale gówno – fuknął. – Po co mi to w ogóle?

Wzruszyłem ramionami.

– Może kiedyś będziesz chciał zostać inżynierem albo wynalazcą. W takich sprawach matma się przydaje. A teraz spójrz tu jeszcze raz – stuknąłem końcówką długopisu o kartkę. – Przenosisz i mnożysz to…

– Mam pytanie.

– Tak?

– Facet może zajść w ciążę z facetem?

Zamilkłem w swego rodzaju zadumie lub też raczej w zaskoczeniu na pytanie od młodszego brata. Spojrzałem na niego, nie będąc pewnym czy może głupota była zapisywana w DNA, bo wątpiłem, że wychowując się w takim domu dało radę być takim kretynem.

– Ty masz biologię w szkole, co nie? – spytałem już całkowicie niepewny co do nawet najbardziej oczywistych oczywistości.

– No mam.

– To raczej wiesz, jak działa rozmnażanie.

– Mniej więcej.

– To mniej czy więcej?

– Raczej więcej, no ale…

Urwał. Uniosłem brwi, wyczekując tego, co miał powiedzieć. Widocznie się zawstydził i zarumienił.

– Dlaczego mam wrażenie, że chodzi o rodziców – westchnąłem ciężko. – Wiesz, że cała nasza czwórka jest adoptowana.

– No tak, jasne. Wiem.

– To o co ci chodzi?

Makoto nabrał powietrza w płuca i chwilę tak trwał, wręcz purpurowiejąc na twarzy. Bałem się tego, jakie rewelacje miałem zaraz usłyszeć.

– Żeby nie zajść w ciążę trzeba mieć prezerwatywę – zaczął. – Tak?

– N-no tak – odparłem z pewnym wahaniem. Nie byłem pewny czy powinienem mu tłumaczyć, że prezerwatywa nie jest pełnym gwarantem zapobiegnięcia ciąży, ale stwierdziłem, że sobie odpuszczę.

– To po co dwóm facetom prezerwatywa, skoro w ciążę może zajść tylko kobieta?

– Mogę wiedzieć, skąd to pytanie?

Makoto zacisnął wargi w wąską linię. Nie pomyliłbym się, gdybym powiedział, że cała jego twarz przybrała koloru dojrzałego pomidora. Chłopiec pochylił się do swojego plecaka, po czym wyciągnął z najmniejszej przegródki zafoliowaną prezerwatywę. Patrzyłem całkiem zaskoczony to na niego, to na srebrne opakowanie i przez kilka pierwszych sekund nie wiedziałem nawet, co powinienem powiedzieć.

– Skąd to masz?

Milczał. Westchnąłem ciężko.

– Grzebałeś w rzeczach rodziców?

Spuścił wzrok, pokiwał głową.

– Po co?

– Tata zabrał mi komiks i powiedział, że dostanę go z powrotem, jak przeczytam temat z historii, ale mi się nie chciało uczyć, więc…

– Wiesz, że twój komiks leży u niego na biurku?

– Co?

– Na biurku w gabinecie. Przecież oni nigdy nie chowają naszych rzeczy. I poza tym, nauka to twój obowiązek, więc jak dla mnie powinni ci skonfiskować wszystkie komiksy. Ale wracając do tematu. Poszedłeś szukać komiksu i stwierdziłeś, że pewnie jest schowany u nich w pokoju? Po pierwsze, nie przegląda się cudzych rzeczy, a po drugie nie zabiera się cudzych rzeczy. Tym bardziej takich. Co ty sobie w ogóle myślałeś?

– Chciałem pokazać kolegom – wymamrotał. – I otworzyliśmy jedną. Tylko zaczęli się pytać, skąd to mam i po co to moim rodzicom, skoro to dwaj faceci. To bez sensu.

– To nie jest bez sensu. Tylko nie wydaje mi się, że powinienem ci teraz tłumaczyć, po co homoseksualiści używają prezerwatyw.

– Przecież nie zajdą w ciążę.

– Nie chodzi o ciążę – jęknąłem, pocierając skronie palcami. – Słuchaj, chodzi o… uhm… Jakieś choroby. Prezerwatywa przed tym chroni.

– Rodzice są chorzy?

– Nie. Raczej nie. Ale chodzi też o to, że… Wiesz, na jakiej zasadzie polega seks dwóch mężczyzn?

Spojrzał na mnie niepewnie. Pokręcił głową.

– W sensie… Kobiety mają tę… Wiesz… A mężczyźni nie.

– Aha, dupa!

Aż mi się w głowie zakręciło.

– Dokładnie.

– Wiem, że faceci sobie wkładają drążki.

– Świetnie. Więc skoro wiesz, gdzie wkładają sobie te drążki, to odpowiedz sobie na pytanie co jeszcze się robi tym otworem i po co w takich okolicznościach może być potrzebna prezerwatywa. A teraz schowaj tę, co masz i ani słowa rodzicom. Wracamy do matmy.

Nie tak spodziewałem się przeprowadzać rozmowy z młodszym rodzeństwem. W ogóle, wiele rzeczy odbiegało od tego, w jaki sposób je sobie początkowo wyobrażałem. Inaczej wyobrażałem sobie kiedyś swoje osiemnaste urodziny. Nie sądziłem, że będę siedział z bratem i tłumaczył mu podstawy biologii, że tata będzie piekł specjalnie dwa torty dla mnie i dla mojej bliźniaczki. Wydawało mi się, że kiedy będę kończyć osiemnaście lat, to cały świat będzie stał przede mną otworem. Choć wcale nie byłem tym rozczarowany, może jedynie odrobinę zasmucony.

O siedemnastej wyszedłem po Nakamurę na przystanek. To było niezwykle mroźne popołudnie, ale mnie było gorąco i duszno, jakbym został zamknięty w saunie. Choć zwykle serce biło mi w ten romantyczny sposób, gdy widziałem Nakamurę, tak jak tylko wysiadła z autobusu, zrobiło mi się słabo. Czyli to się działo naprawdę. Przyprowadzałem do domu moją pierwszą dziewczynę, w której byłem na zabój zakochany. Zmiękły mi kolana, jak tylko wzięła mnie pod rękę, po czym oparła głowę o moje ramię.

– Wszystkiego najlepszego – powiedziała wesoło, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Dziękuję – trąciłem lekko swoją głową o jej.

Cóż, nie pozostało mi nic innego, jak przedstawić moją dziewczynę moim ojcom.

Całą drogą przebyliśmy w niezręcznym milczeniu, które kilkakrotnie przerywałem przepraszaniem, że nie mogłem po nią podjechać z tego względu, że moje prawo jazdy jeszcze nie przyszło. Niby miałem już to osiemnaście lat i zdany przedwcześnie kurs, jednak wciąż potrzebowałem tego głupiego dokumentu. Odpowiadała, że to nic takiego, chociaż mi i tak było głupio. Gdy w końcu dotarliśmy pod dom, nogi zaczęły mi się trząść. Postanowiłem jednak zebrać w sobie wszystkie moje pokłady odwagi i bez wahania wprowadzić ją do środka. Im szybciej, tym lepiej! Jakież było moje zdziwienie, kiedy ja już chciałem zrobić krok, a ona stanęła jak wryta. Spojrzałem na Nakamurę, która była jak wbity w ziemię słup soli. Przypatrywała się domowi z szeroko otwartymi oczami.

– Coś się stało? – spytałem. Wraz z jej niespodziewanym zachowaniem cała moja odwaga zaczęła ulatywać. Czułem, jak się kurczy i powoli nie zostaje z niej praktycznie nic. No cóż…

– Ładny dom – wymamrotała. Z jej ust pofrunęło kilka białych obłoczków, okulary jej zaczęły parować. Była jak sparaliżowana.

– Dziękuję. Wejdźmy do środka, jest piekielnie zimno.

– Słuchaj – wzmocniła uścisk pod moją ręką – boję się, że mnie nie polubią.

– Oni? Nie no, przestań, będą cię uwielbiać.

– A jeśli…? Na pewno będą mnie oceniać, a ja nie jestem jakaś… Ładna czy coś. Na pewno będą się przyglądać. Rozumiesz, oni są… Wiesz.

– Gejami? Tak, wiem. Mieszkam z nimi przez całe życie – zaśmiałem się. – Na pewno będą ci się przyglądać, ale nie dlatego że będą cię oceniać. Będą podziwiać twoją urodę. Są naprawdę w porządku.

– Jest coś jeszcze – zatrzymała mnie ponownie w momencie, gdy chciałem ją pociągnąć w stronę drzwi. – Pamiętasz, jak mówiliśmy, że poznasz moich rodziców, prawda?

– Pamiętam.

– Chodzi o to, że oni… Na pewno będą pytać o twoich rodziców, a oni są… oni… Nie bardzo tolerują, gdy ktoś jest orientacji innej niż hetero.

– Och – wyrwało mi się. Aż ją puściłem, choć może nie powinienem był, bo widocznie spanikowała. Zrobiłem to jednak całkiem bezwiednie.

– Ja taka nie jestem, naprawdę! Chcę poznać twoich rodziców, chcę by mnie polubili. Tylko moi są…

– W porządku, to przecież nie twoja wina.

– Przepraszam.

Wziąłem ją ponownie pod rękę.

– Chodźmy do środka, zaraz odmrozimy sobie nosy.

Nie spodziewałem się, że rodzice mojej dziewczyny okażą się być homofobami. Wszystko, ale nie to. Było to dla mnie jak niespodziewany policzek wymierzony z jej strony, jednak starałem się zachowywać tak, jakbym się tym nie przejmował. W końcu wcale nie musiałem ich poznawać, prawda? Przynajmniej nie na tym etapie naszego związku.

– Tylko się nie przestrasz – powiedziałem, odwieszając jej kurtkę na wieszak, gdy już byliśmy w środku. Było dość głośno, co momentalnie włączyło u mnie czerwoną lampkę w głowie. – Czasami potrafią być naprawdę… specyficzni.

– W porządku – uśmiechnęła się do mnie szeroko, poprawiając przy tym okulary.

Ostrożnie uchyliłem drzwi, po czym wetknąłem głowę do salonu. Rozejrzałem się dokładnie. Grała głośna, latynoska muzyka. Ojciec okręcał się wesoło z moją najstarszą siostrą po panelach, śmiejąc się przy tym. Tata i brat siedzieli na kanapie, śmiejąc się z tego, co tamta dwójka wyczyniała.

– Ale wesoło – powiedziała Nakamura tuż przy moim uchu. Zadrżałem, mało nie podskakując z zaskoczenia.

– A to dopiero początek.

Otworzyłem szerzej drzwi. Wszedłem do środka, a tuż za mną wkroczyła Nakamura. W jednej chwili wszystkie pary oczu spoczęły na nas. Ojciec i Yoshi przestali się momentalnie wygłupiać, Makoto ściszył muzykę. Staliśmy tak przez kilka długich sekund i nie miałem pojęcia dlaczego, ale wydawało mi się, że każdy w pokoju, oprócz mnie i Kasumi, był w ciężkim szoku.

– Uhm… Dzień dobry – powiedziała moja dziewczyna, próbując przezwyciężyć swoją wrodzoną nieśmiałość i tę niewątpliwie dziwną atmosferę, która w jednej chwili zapanowała. Skłoniła się delikatnie, jednak z wielkim szacunkiem i gracją. – Nakamura Kasumi. Miło mi państwa poznać.

– Ojeju – wymsknęło się Yoshi. Siostra aż zatkała usta. – Cześć, Kasumi.

– Hej! – Mako nam pomachał.

Za to ojcowie byli przez kilka pierwszych sekund milczący, jakby ktoś ich zaczarował. Minęła dłuższa chwila, aż w końcu odezwali się, witając serdecznie Kasumi w domu. To było co najmniej dziwne. Niezręczna atmosfera była ta gęsta, że mógłbym ją złapać w ręce. Dopiero co opowiadałem Nakamurze o tym, jak wspaniali i tolerancyjni byli, a ich pierwszą reakcją na widok mojej dziewczyny było wymowne milczenie. Dopiero po dłuższej chwili przywitali ją tak, jak należało od początku – ciepło i serdecznie.

Jak na dokładkę dla nich i dla całej reszty, fakt, że przyprowadziłem do domu dziewczynę nie był jedyną niespodzianką. Po tym, jak Nakamura została ciepło przyjęta do rodziny i już wydawało mi się, że nic nie wytrąci tego wieczoru z równowagi, doszedł nas odgłos otwieranych drzwi wejściowych.

– Jestem! – powiedziała Haruna na wejściu, by nie sugerować, że ktoś nieproszony właśnie wciskał się do domu. Całkiem na czas wróciła z próby w teatrze.

Ale jaki szok wszyscy przeżyli, gdy moja bliźniaczka wkroczyła do salonu za rękę z inną dziewczyną.

Ojciec złapał tatę za ramię w jakimś dziwnym szoku. Yoshi, Makoto, Kasumi i ja również byliśmy w niemałym zaskoczeniu, widząc piękną, wysoką kobietę u boku mojej siostry. Zapowiadał się interesujący wieczór.

– To jest Yui – oznajmiła Haru, uśmiechając się do dziewczyny, którą trzymała za rękę. Yui skłoniła nam się z szacunkiem. Mówiąc szczerze, jeszcze nigdy nie widziałem mojej siostry tak szczęśliwej i podekscytowanej.

– Dobry wieczór – przywitała się Yui. Miała przyjemny, radiowy głos.

– Och, dobry wieczór! – tata pierwszy otrząsnął się z szoku. Zaraz zaprosił nas wszystkich do stołu.

Wkrótce usiedliśmy naszą ośmioosobową grupą przy stole. Atmosfera była przy tym taka, jakbyśmy mieli zasiadać do tajnych obrad nad czymś niebywale ważnym. Zdaje się, że tata dziękował sobie w duchu, że zrobił dwa torty zamiast jednego. Rodzice zapalili świeczki, żebyśmy z siostrą mogli je zdmuchnąć. Wpatrywałem się przez chwilę w mój tort. Był biały, przystrojony owocami, a pośrodku widniało elegancko napisane 18 lat Hiroshiego. Poczułem, jak żołądek zaciska mi się w supeł. No, cholera. Czyli to było to. Oficjalnie kończyłem osiemnaście lat. Niby nie byłem jeszcze do końca pełnoletni, jednak tego dnia wspiąłem się o szczebelek wyżej na drabinie zwanej drogą ku niezależności.

– Zdmuchujemy razem? – spytała Haru. Popatrzyłem na moją bliźniaczkę. Była zniecierpliwiona. Pewnie chciała mieć już ten najbardziej stresujący moment za sobą.

– Jasne – odparłem.

– To trzy, dwa, jeden…

Wzięła wdech ustami, po czym zdmuchnęła swoje świeczki. Mieliśmy zrobić to jednocześnie, ale nawet nie pomyślałem nad życzeniem. Szybko zdmuchnąłem świeczki tuż za nią, życząc sobie w myślach, by jakoś to moje życie się ułożyło.

– Sto lat, sto lat! – Yoshi i Mako zaczęli klaskać w dłonie. Zaraz rodzice oraz Kasumi i Yui podłapali melodię. No tak. To było to. Maleńki krok w dorosłość.

 

 

*

 

– Co za wieczór – zaśmiała się Nakamura, przysiadając na moim łóżku. Zrobiła to ostrożnie, uważając przy tym, by spódnica nie podwinęła jej się zbytnio do góry. Usiadłem obok niej, z całych sił starając się nie patrzeć na jej uda. Nie wiem czemu, ale mała część mnie liczyła na to, że zobaczę jej bieliznę. – Twoi rodzice wiedzieli, że Haru jest lesbijką?

– Chyba nawet jej o to nie podejrzewali – zaśmiałem się niezręcznie. – Nikt się tego nie spodziewał.

– No proszę, zrobiła im prezent.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nie byłem pewny, co powinienem zrobić. Serce waliło mi w piersi. Byliśmy sami w moim nie za dużym, nie za małym pokoju. Siedzieliśmy na moim starannie pościelonym łóżku. Co niby robiły pary w takich momentach? Łapały się za ręce? Przytulały się? Całowały? A może…

– Rany, ale masz duży plakat drogi mlecznej! – powiedziała nagle, wstając. Podeszła do plakatu, wiszącego tuż nad moim biurkiem. – Świetne.

– Jedna z moich ulubionych rzeczy – zaśmiałem się. – Wszystkie gwiazdy są opisane.

– Widzę właśnie. Wspaniałe! I ile książek!

– Mała kolekcja.

– Przeczytałeś je wszystkie?

– Prawie – podniosłem się, po czym podszedłem do niej. Podałem jej dwie książki. – Tych jeszcze nie przeczytałem.

– Mhm… Masz atlasy medyczne…

– Tak. Bo… Jeszcze w sumie nikomu nie mówiłem, więc będziesz pierwszą osobą, która to usłyszy – wziąłem wdech i wydech. W końcu musiałem zdobyć się na odwagę, by komuś to wyznać. – Chciałbym pójść na medycynę.

Zamrugała kilkakrotnie zaskoczona.

– Poważnie?

– Tak. Już zacząłem uczyć się do egzaminów wstępnych. Chciałbym dostać się do Tokio.

– Tokio – wymamrotała, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. – To trochę… daleko stąd. I poziom jest bardzo wysoki… Ale na pewno się dostaniesz! Hiro, jesteś taki mądry.

Poczułem, że się rumienię. Kasumi odłożyła książki na miejsce, po czym spuściła wzrok na podłogę. Jej i moje zdenerwowanie przekraczało właśnie jakąkolwiek zdroworozsądkową normę. Ale nie chciałem się od niej odsunąć ani o milimetr. Wprost przeciwnie, chciałem być jeszcze bliżej niej.

– Myślałeś może nad jakąś specjalizacją?

– Tak. Myślałem nad chirurgią.

– Tak jak twój tata?

Pokiwałem głową.

– Z początku chciałem być zwykłym internistą, ale chirurgia brzmi bardziej ekscytująco. Poza tym, myślałem nad chirurgią onkologiczną albo neurochirurgią, ale jeszcze zobaczymy.

Przez krótki moment zabrakło jej słów. Dosłownie widziałem, jak się zapowietrzyła i jak bardzo próbowała cokolwiek z siebie wykrztusić. Źle się z tym poczułem. Moim celem nie było wprawianie jej w zakłopotanie.

– Będziesz lepszy niż twój tata!

– Wątpię – westchnąłem. – Tata jest najlepszym z najlepszych. Poważnie. Przyjeżdżają do niego z całego kraju w beznadziejnych przypadkach. Poza tym, ma zrobione trzy specjalizacje, a ja nie wiem czy starczy mi na to sił.

– Aż trzy? – nie kryła zaskoczenia. – Twój tata jest cyborgiem. Jest chirurgiem dziecięcym i kim jeszcze?

– Jest chirurgiem ogólnym, to podstawa, by później zostać chirurgiem dziecięcym. No i jest urologiem dziecięcym. Wiesz w ogóle, co mnie zawsze zachwyca? Że stwierdził, że zostanie urologiem, kiedy cała nasza czwórka już była. I chociaż wszyscy dorastaliśmy, on wciąż pracował, robił kolejną specjalizację, to nigdy nie odczułem jego braku. Wiesz… On zawsze stara się i potrafi zająć dla nas czas.

Kasumi uśmiechnęła się do mnie. Choć wydawało mi się, że to ciepły uśmiech, tak dostrzegłem w nim swego rodzaju smutek. Jakiś impuls kazał mi złapać ją za rękę i to zrobiłem. Spojrzała na mnie zaskoczona, zarumieniła się. Zareagowałem podobnie. Splotłem jej palce z moimi, bardzo ostrożnie. Czułem, jak cały zacząłem się pocić, moja dłoń momentalnie zwilgotniała. Zacisnąłem usta w wąską linię. Aż słyszałem, jak serce łopotało mi w piersi z ekscytacji. Powietrze drgało dookoła nas, pokój wypełnił się gorącą ekscytacją. Poczułem dziwny ucisk w brzuchu.

– Masz naprawdę wspaniałych rodziców – wymamrotała, patrząc gdzieś w bok. Zdaje się, że ona też poczuła to samo co ja.

Zignorowaliśmy jednak ten nagły przypływ ekscytacji. Przez następną godzinę graliśmy w szachy. Kasumi ograła mnie dwa razy, a ja ją raz. Z początku myślała, że dawałem jej fory, ale ja naprawdę nie potrafiłem z nią wygrać. Może jeszcze, gdy za bardzo się nie znaliśmy i chodziliśmy na koło szachowe, to notorycznie wygrywałem z nią każdą partię. Jednak teraz, gdy była moją dziewczyną, nie umiałem nawet się skupić, nie mówiąc już o celowych, przemyślanych ruchach. Wygrała wszystko, co mogłem mieć – szachowe partie i moje serce.

Około dwudziestej pierwszej odprowadziłem ją na autobus. Poczekałem, aż do niego wsiądzie i odjedzie. Machaliśmy do siebie przez szybę, dopóki nie straciliśmy siebie z oczu. Autobus odjechał, a w nim moja dziewczyna. Czując dziwne ciepło wypełniające mnie od środka, wróciłem do domu. Wręcz leciałem niczym na jakiejś puchowej chmurce, zupełnie nie przejmując się oblodzoną jezdnią i mrozem. Będąc już w ciepłym pomieszczeniu, stwierdziłem, że pójdę się napić. W kuchni siedział ojciec z butelką piwa i jakąś książką. Spojrzał na mnie, po czym się uśmiechnął.

– Jak dobrze, że jesteś.

– Ten uśmiech… Przysięgam, że nie robiliśmy niczego, co określiłbyś jako tylko dla dorosłych! – powiedziałem szybko.

– Co…? Ach! Co ty, gdybyście tam na górze uprawiali seks, to byście się tak nie śmiali. Nikt się nigdy nie śmieje przy pierwszych razach. A poza tym, nie o to mi chodzi.

Poczułem, jak się czerwienię. Nie sądziłem, że bycie prawiczkiem jakkolwiek będzie mnie wprawiać w zażenowanie. Jednak mój ojciec się tym nie przejął. Podszedł do lodówki, po czym wyciągnął z niej butelkę piwa. Zamrugałem kilkakrotnie zaskoczony. Mówiąc szczerze, ten dzień był pełen niespodzianek.

– Pomyślałem, że może w końcu wypijesz pierwsze piwo z ojcem.

Zdaje się, że tata czekał na ten dzień, odkąd tylko pojawiłem się w jego życiu. To była swego rodzaju inicjacja. Skończyłem osiemnaście lat, a moim pierwszym krokiem w dorosłość był fakt, że w końcu mogłem napić się piwa. Cóż, w końcu od czegoś trzeba było zacząć. Poza tym, byłem ciekaw, jak piwo w ogóle smakowało. Podejrzewałem, jak to mogło być z tymi chmielowymi napojami, jednak starałem się niczego nie spodziewać.

Otworzył dla mnie butelkę. Kapsel odszedł od szyjki, rozległo się charakterystyczne dla napojów gazowanych syknięcie. Podał mi butelkę, stuknęliśmy się, wznosząc toast za wszystko i nic, po czym wziąłem pierwszy w życiu łyk najbardziej charakterystycznego dla dorosłych napoju.

– O fuj – wymsknęło mi się, gdy tylko piwo dotarło do moich kubków smakowych. Ledwo udało mi się przełknąć pierwszą dawkę tego ohydztwa. Ojciec, widząc moją reakcję, mało się nie opluł. Zaczął się śmiać.

– Czemu tego się spodziewałem – zachichotał, wycierając niewidzialną łezkę spod oka. – Ale cieszę się, że pierwszy łyk wziąłeś ze mną.

– No jasne.

– Co tam, chłopcy? – rzucił niespodziewanie tata, wchodząc do kuchni. Pogłaskał mnie przelotnie po włosach, po czym podszedł do szafki po butelkę wody.

– Hiro właśnie pije piwo – odparł ojciec zadowolony z siebie.

– Huh?! – tata odwrócił się na pięcie w naszą stronę. Spojrzał na butelkę w mojej dłoni i mało się nie zapowietrzył. Co jak co, ale taka reakcja z jego strony na coś takiego była mało spodziewana. – Ale beze mnie?!

– Masz jutro operację, nie powinieneś pić.

– Ale to pierwszy łyk z synem! – oburzył się tata, mało przy tym nie ciskając piorunami z oczu w stronę swojego partnera.

– Może byście wypili pierwszy łyk z córką? – zasugerowałem.

– Jestem więcej niż pewny, że to nie byłby jej pierwszy łyk – oznajmił tata, przelewając odrobinę piwa z butelki swojego męża do szklanki. Stuknął się z szyjką mojej butelki. – Zdrowie!

Tak oto pierwszy raz w życiu piłem piwo, które okazało się być jedną z najbardziej obrzydliwych rzeczy na świecie. Mówiąc całkiem szczerze, nie miałem w ogóle ochoty dopijać swojej butelki, jednak nie chciałem wyjść na mięczaka. Na całe szczęście, rodzice widzieli, jak się męczę, dlatego powiedzieli, żebym już się nie katował. Ojciec oznajmił, że dopije za mnie. W końcu przeszedłem inicjację pomyślnie.

– Dokończ też moje – rzucił tata, podsuwając swojemu partnerowi szklankę z niedopitym piwem.

– Same zlewki mi dajecie – wymamrotał ojciec, niby to podburzony.

– Mogę mieć pytanie? – spytałem, zaplatając dłonie pod stołem.

– Jasne, mów co cię gryzie – ojciec niemal duszkiem dopił piwo. Tata popatrzył na niego z lekka zaskoczony, że tak łatwo dopił cały alkohol.

– Dlaczego tak dziwnie zareagowaliście na Kasumi?

Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Nie miałem pojęcia czy tak było faktycznie, ale wydawało mi się, że osoby, które były ze sobą w związku wystarczająco długo, potrafiły rozmawiać ze sobą bez jakichkolwiek słów. Tak jak w ich przypadku. Widziałem swoich rodziców chyba już milion razy, jak „dyskutują” o pewnych kwestiach, nie używając przy tym słów. Co najlepsze, jak czasami mieli różne zdania przed taką niemą dyskusją, tak zaraz po niej wygłaszali zadziwiająco zgodne opinie.

– Nie byliśmy pewni czy właśnie tego się spodziewaliśmy – oznajmił ojciec.

– Co? – zamrugałem kilkakrotnie.

– Twojemu tacie chodzi o to – tata poklepał swojego partnera po ramieniu, jakby chciał powiedzieć, by przystopował z piciem, bo jego wypowiedzi nie były zbyt spójne – że nie spodziewaliśmy się, że przyprowadzisz do domu dziewczynę, a już nie na pewno dziewczynę, z którą będziesz chodzić.

– No dokładnie.

Przez moment nic nie mówiłem. Tak samo oni, zapewne czekając na moją reakcję. Ta cisza między nami była jednak głośniejsza od jakichkolwiek słów. Czułem przy tym, jakby całe pomieszczenie mnie wchłaniało. Białe kafelki, jedyne światło zapalone pod szafkami, brudne naczynia w zlewie i ćma, obijająca się o jedną z zapalonych lampek. Z nieznanego mi powodu poczułem, jak ogarnia mnie przejmujące zimno.

– Chyba nie sądziliście, że to będzie chłopak?

– Myśleliśmy bardziej o koledze, ale jak już to bardziej skłanialiśmy się w stronę chłopca, z którym łączyłaby cię jakaś romantyczna relacja.

Zamrugałem kilkakrotnie zaskoczony. W sumie nie tego się spodziewałem.

– Nie jestem gejem… I to, że wy mnie wychowujecie nie ma na to żadnego wpływu.

– Tak, wiemy.

– To o co chodzi?

– Po prostu… uhm… Yuu?

– Zawsze byłeś bardziej delikatny i lubiłeś rzeczy, które zwykle chłopców aż tak nie zajmują – pokiwał głową ojciec. – No i twoją ulubioną lalką był Ken.

– Nie nastawialiśmy się na nic, tylko wydawało nam się, że prędzej pójdziesz jednak w podobną stronę, co my.

– Rozczarowałem was…? – wymamrotałem.

– Co? Nie! Absolutnie nie! Hiro, nawet tak nie mów, w niczym nas nigdy nie rozczarowałeś. Byliśmy po prostu zaskoczeni, to tyle. Cieszymy się, że masz dziewczynę. W dodatku, Kasumi wydaje się być naprawdę urocza. Chodzicie razem do szkoły?

– Jesteśmy razem w klasie. Poza tym, poznaliśmy się już na początku liceum w kole szachowym.

– Też gra w szachy? – dostrzegłem błysk w oku ojca. Takie cwaniackie spojrzenie, jakby już szykował się na to, by zrobić z moją dziewczyną małą partyjkę i ją ograć. Poprawił się na krześle i nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale mało z niego nie zleciał na podłogę. – Musisz ją kiedyś znowu przyprowadzić! Chętnie z nią zagram.

– Chyba powinieneś pójść się położyć – powiedział tata, poklepując przy tym swojego partnera przyjacielsko po plecach. – Zaczynasz się tu słaniać. Nie powinieneś aż tak pić.

– Tata ma rację, poszedłbyś już spać.

– No dobra, dobra – fuknął. – Skoro mnie wyganiacie. A Haru już przyszła?

Tata spojrzał na zegarek wbudowany w kuchenkę.

– Powiedziała, że wróci do dwudziestej drugiej, więc ma jeszcze prawie pół godziny.

– A ta przyprowadziła do domu dziewuchę – mruknął ojciec, podnosząc się ostrożnie. – Mam córkę lesbijkę!

– Już, już, tylko się nie przewróć o nic.

– Przecież nie jestem pijany. Aha. Wszystkiego najlepszego jeszcze raz – rzucił ojciec, przechodząc obok mnie. Położył mi przelotnie dłoń na ramieniu, po czym poklepał mnie po nim przyjacielsko. Zaraz wyszedł z kuchni całkiem normalnym krokiem.

Następnego dnia rano pojechaliśmy z Haru odwiedzić grób rodziców. Dziwnie tak stało się nad grobem kogoś, kto miał cię wychowywać, a w ogóle się tych osób nie pamiętało. Moje wspomnienia z biologicznymi rodzicami, jeśli kiedykolwiek jakieś miałem, zatarły się i rozmyły bezpowrotnie. W świecie moim i w Haru nie istnieli. Jednak nasi rodzice, którzy nas wychowywali, przykładali szczególną wagę do tego, żebyśmy nie zapomnieli, że to innym osobom zawdzięczamy to, że byliśmy na tym świecie. Poza tym, z racji, że nie znalazł się żaden krewny, który mógłby zająć się grobem rodziców, oni to robili. Kilka razy do roku nasi ojcowie przychodzili w to nieprzyjemne miejsce, czyścili płytę pomnika, palili kadzidełka i zostawiali kwiaty. Ani Yoshi, ani Haru, ani ja nie mieliśmy pojęcia, dlaczego w zasadzie to robili. To byli dla nich obcy ludzie, a przygarnięcie nas pod swój dach tak naprawdę do niczego ich nie obligowało. Jednak teraz to ja stałem wraz z moją bliźniaczką nad grobem rodziców. Patrzyliśmy na nazwisko wyryte na szarym nagrobku. To wszystko wydawało się być tak nierzeczywiste, jakbyśmy krążyli bez celu w mało przyjemnym śnie. Przechodził mnie dreszcz na samą myśl, że gdyby żyli, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

Zgarnęliśmy śnieg sprzed nagrobka i położyliśmy przed nim bukiet kwiatów. Haru zapaliła kadzidełko. Pomodliliśmy się na nasz własny sposób. Staliśmy tak kilka dłuższych sekund w zupełnej ciszy. Nos powoli zaczął mi odmarzać. Jednak z jakiegoś powodu nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem na grób rodziców, jakby był jakąś kryptą skrywającą tajemnicę, mającą rozwiązać wszystkie zagadki wszechświata. A był to zwykły, osiemnastoletni grób.

– Zastanawiasz się czasem, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby żyli? – spytała Haruna. Popatrzyłem na swoją siostrę, która w jakimś dziwnym otępieniu przypatrywała się czubkom swoich butów.

– Czasem – przyznałem, kiwając głową. – I na pewno wyglądałoby zupełnie inaczej. Przede wszystkim mielibyśmy mamę i tatę.

– Ale to dziwne. Nie wyobrażam sobie nie mieć dwóch ojców. Rozumiesz? Jakby… To byłoby zupełnie inne życie. Bardziej mdłe.

– Tak uważasz?

Pokręciła głową.

– Czasami chciałabym mieć mamę, nie zaprzeczam. Gdy patrzę na moje kumpele, to wydaje mi się, że wiele tracę. One miały przykład kobiecości pod nosem, a my z Yoshi same musiałyśmy się wszystkiego nauczyć.

– Wiesz, kobiecość nie dla każdego wygląda tak samo.

– Nie rozumiesz. Nie chodziło mi o jakiś tam makijaż czy sposób zachowywania się. To bzdury. Miałam na myśli inne rzeczy. Chociaż rodzice zawsze mówili, że możemy na nich liczyć, to uczyłam się z poradników w internecie o tym, jak włożyć tampon.

Odrobinę się zawstydziłem. Zganiłem się też w myślach za to, jak momentami jednotorowe było moje myślenie o kobietach. W sumie nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób, w jaki przedstawiała mi to Haru. Może to był błąd. Nie zastanawiałem się, jak moje siostry mogą czuć się, mając dwóch mężczyzn za rodziców. W rzeczywistości nie miały nikogo, kto mógłby je ukształtować w „byciu” kobietą.

– Myślisz, że mama by cię tego jakoś nauczyła?

– Nie wiem. Możliwe, że nie. Ale pewnie miałabym kogo się spytać o podobne sprawy. Tylko nie zrozum mnie źle, kocham naszych rodziców i nigdy nie zamieniłabym ich na nic innego. Po prostu tak się czasami czuję. Nie znam innego życia i teraz wiele rzeczy nie jest dla mnie tajemnicą, bo sama się ich nauczyłam. Po prostu wydaje mi się, że z matką byłoby to prostsze. Wygodniejsze.

Pokiwałem głowę. Miała w tym sporo racji. Możliwe, że ja też postrzegałbym odrobinę inaczej pewne rzeczy, gdybyśmy wychowywali się z matką. Jednak na ten moment takie gdybanie nie miało sensu. Oboje byliśmy dorośli i w rzeczywistości wszystko było z nami w porządku. Wychowaliśmy się w takiej, a nie innej rodzinie i byliśmy z tego powodu dumni.

Niedługo później się rozdzieliliśmy. Haru pojechały na próbę do teatru, a ja wróciłem do domu. Jeszcze przez jakiś czas utrzymywała się u mnie ponura atmosfera. Jednak wizyta grobu rodziców nie należała do przyjemnych. Czuliśmy się jednak z Haru zobowiązani do zrobienia tego. Czy nas wychowali, czy po prostu sprowadzili na ten świat, mieliśmy do nich szacunek.

 

Dwa dni później podczas kolacji rodzice oświadczyli, że wyjeżdżają. Trochę nas to zaskoczyło, jednak mieli ku temu pewne powody. W zasadzie ojciec miał, co wyjaśnił naszej czwórce, gdy tata pojechał odbyć swój nocny dyżur w szpitalu.

– Sprawa ma się tak – odchrząknął, zakładając ręce na siebie. – Ratuję waszego tatusia od śmierci z przepracowania. Od dwóch lat nie był na wakacjach, poza tym łapie dyżury w ciągu dnia i w nocy. Już teraz ledwo funkcjonuję i nie chcę myśleć o tym, co będzie za jakiś czas. Niedługo zostanie z niego cień człowieka.

– Faktycznie – przyznała Yoshi. – Ostatnio nie najlepiej z nim.

– W ogóle, od czasu, gdy Taiga… – Haru urwała w połowie. W jednym momencie atmosfera sposępniała.

Taiga był ulubieńcem taty i vice versa. Trzeba było przyznać, że nigdy nie widziałem, by zwierzątko i właściciel byli aż tak ze sobą zżyci. Dlatego to była prawdziwa tragedia, gdy w wieku siedemnastu lat zdiagnozowano u Taigi raka. Kociak, pomimo podjętego leczenia, był już jednak w słusznym wieku. Choć trzymał się naprawdę dobrze jak na siedemnastoletniego kota, to jednak choroba zaczęła przyspieszać pewne nieodłączne elementy starości. Wyniki krwi wychodziły tylko gorsze, odmawiał jedzenia, prawie w ogóle się nie podnosił. Doszło nawet do tego, że tata zakładał mu pieluszkę dla zwierząt. Były momenty, gdy widziałem, jak siedział przy swoim ukochanym kocie, głaskał go i mówił, że wszystko będzie w porządku. Własnoręcznie go karmił, wycierał mu pyszczek i dbał o to, by o odpowiedniej porze podać mu wszystkie lekarstwa. Usilnie nie dopuszczał do siebie myśli, że jego ukochane zwierzątko umierało na jego oczach i z każdym dniem było tylko gorzej. Dopiero ojciec przekonał go, że Taidze już nic raczej nie pomoże i zasługuje na lepszy los niż ciągłe leżenie pod kroplówką, karmienie przez sondę i załatwianie się pod siebie w pieluszkę. Dlatego kot, z którym całe moje rodzeństwo wychowywało się i dorastało, został uśpiony. Akurat tak wypadło, że był to pierwszy dzień wiosny, cztery miesiące po tym, jak został zdiagnozowany u niego wirus. Musiałem przyznać, że od tamtej pory atmosfera uległa zmianie. Nic już nie było takie samo, a szczególnie tata, który, choć nie uzewnętrzniał się ze swoją żałobą, to jednak przeżywał ją całym sobą. Wszyscy byli bardziej posępni. Każdemu brakowało tej kulki rudego futerka pałętającej się pod nogami.

– Tata, a może… Może weźmiemy kota? – podsunął nieśmiało Makoto. – Tata na pewno by się ucieszył.

– Wiesz, to dobry pomysł, choć nie jestem pewien czy jest na to gotowy – odparł bardzo politycznie ojciec. – Nie tak łatwo zastąpić najlepszego przyjaciela. Ale wracając do tematu. Zabieram go stąd, żeby trochę odżył. Doszliśmy do wniosku, że jesteście wystarczająco dojrzali, by sobie samemu radzić.

– Jasne, że jesteśmy – oznajmiła Haru hardo.

– Chociaż co do ciebie mieliśmy wątpliwości…

– Hej!

Wszyscy wybuchli śmiechem.

– Jestem dojrzała – burknęła.

– Tak, wiem córciu. Tylko czasami dobrze by było, byś się tak zachowywała.

Coś było w tym, co powiedział ojciec. Tata faktycznie był chyba ostatni raz na jakichś wakacjach milion lat temu. Pracował dzień i noc, a w dalszym ciągu starał się być obecny i aktywny w życiu ogniska domowego. Nie było mowy o tym, by kiedykolwiek odmówił mi rozmowy albo powiedział, że nie ma dla mnie czasu. Traktował swoją pracę jak najbardziej poważnie i spędzał w niej większość dnia, a jednocześnie stawiał rodzinę ponad ogólne zmęczenie. Aż czasami zastanawiałem się nad tym czy aby na pewno był człowiekiem, a nie cyborgiem. Tak jak powiedziała Kasumi! A może po prostu był ulepiony z innej, trwalszej gliny.

Minęły jednak dwa tygodnie, nim wyjechali. W międzyczasie Haru i ja dostaliśmy nasze prawa jazdy. Oczywiście, żadne z nas nie miało własnego samochodu. Mnie to jako tako nie przeszkadzało, jednak moje siostry każdego dnia odbywały zażartą dyskusję, żeby nie powiedzieć kłótnię, na temat tego, kto prowadzi, kto bierze samochód. Raz tak zaczęły się kłócić przy kolacji. Wszyscy aż zamilkli, obserwując jedynie rozwój wydarzeń i zdaje się, że znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że spór zostanie rozstrzygnięty rękoczynami. Jednakże…

– Niech Hiro jutro prowadzi – rzucił ojciec. Nie byłem pewny czy próbował załagodzić sytuację czy właśnie dolewał oliwy do ognia. Obie moje siostry spojrzały na niego już do końca rozjuszone.

– Hiro? – prychnęła Haru. – Jeździ jak baba.

– Oho – mruknął tata. – Ciekawe jak ty jeździsz.

– Chcecie mu dać samochód, bo jest mężczyzną jak wy – fuknęła Yoshi. – To szowinizm!

– Co to szowinizm? – spytał Makoto.

– To znaczy, że ty, Hiro i rodzice uważacie się za lepszych, bo jesteście facetami – wyjaśniła Haru. Potarłem dłonią skroń. Miałem już naprawdę dość tych wieczornych cyrków.

– Wcale nie uważam się za lepszego – Makoto niemal tupnął nogą.

– To pewnie zaczniesz, chyba każdy facet w pewnym momencie zaczyna wierzyć o swojej wyższości nad kobietami. Później już tylko samouwielbienie i dyskryminacja.

– Obydwie się uspokójcie – powiedział ojciec stanowczym tonem. Z jakiegoś powodu aż sam się wyprostowałem, choć wcale nie zwracał się do mnie. – Ten dom jest ostatnim miejscem na ziemi, w którym ktokolwiek byłby dyskryminowany. Zrozumiano? – popatrzył po nas wszystkich. Mimowolnie ja i całe moje rodzeństwo pokiwaliśmy głowami.

– A co do samochodu – odchrząknął tata. – Nie rozchodzi się tutaj o płeć ani o to, kto w jaki sposób prowadzi. Wy dwie nie potraficie dojść do porozumienia, w takim wypadku Hiro powinien prowadzić. Proste. Następnym razem dogadajcie się jakoś w tej kwestii. Zróbcie może rozpiskę, kto jakiego dnia bierze samochód.

– Byłoby prościej, gdybyśmy mieli jeszcze jeden samochód – bąknęła Haru pod nosem.

– I gdzie go postawisz? Sobie na głowie? – odparła Yoshi.

– W garażu zmieszczą się jeszcze dwa, poza tym, mamy podjazd. Miejsca jest mnóstwo.

– Rozmawialiśmy już o własnych samochodach. Rok bez kolizji czy innych drogowych wypadków i możemy pomyśleć o własnym, używanym samochodzie.

– To nie fair – wymamrotała Yoshi.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na nią wymownie. Siostra dwa tygodnie po tym, jak dostała swoje prawo jazdy, miała niegroźną stłuczkę z Porsche Cayene.

– Ale używany? – jęknęła Haru.

– Używane samochody to niedoceniany skarb. Sam przez prawie dziesięć lat jeździłem używaną Toyotą Avensis – odparł ojciec z dumą. – Wspaniały samochód.

– Kiedy to niby było? – spytałem. – Nie pamiętam żadnej Toyoty.

– W czasach dinozaurów, gdy nas jeszcze nie było na świecie – odparła Haru.

– Miałem osiemnaście lat, uzbierałem połowę na swój samochód, na drugą dołożyli mi się rodzice, ale pod warunkiem, że będę mieć średnią przynajmniej 4,70. To były czasy! Miałem dwie dorywcze prace i jeszcze dawałem młodszym dzieciakom korepetycje. Wy to jednak macie wszystko na tacy podane.

– Pamiętam ten samochód! Kolor to miał naprawdę wspaniały – westchnął tata.

– Poderwałem cię na ten metaliczny, zielony lakier, co nie?

Tata wybuchł śmiechem. Wszyscy mimowolnie też zaczęli się śmiać na tę uwagę. Zielony samochód? Aż trudno było mi to sobie wyobrazić. To musiało wyglądać obrzydliwie.

– To było coś! Teraz  robią same nudne kolory – srebrny, biały i czarny. Kolorowych to jak ze świecą szukać.

– Przypomnę ci to, gdy następnym razem będziemy wybierać kolor do nowego samochodu.

W przededniu wyjazdu w domu było całkiem gorąco, ale to jak ze wszystkimi wyjazdami. Zakupy, pakowanie na ostatnią chwilę, kłócenie się – norma każdego, zdrowego domu. W tym przypadku rodzice nie odstawali od żadnej heteroseksualnej pary. Jakiekolwiek wycieczki były zapalnikiem gorących sporów, które często kończyły się tak, że jedna ze stron obrażała się śmiertelnie i oznajmiała, że nigdzie już nie jedzie. Oczywiście, wszystkie wyjazdy dochodziły zawsze do skutku.

– Nie możesz choć raz wiedzieć, gdzie położyłeś kąpielówki? Naprawdę? – doszło z pokoju rodziców, do którego drzwi były uchylone. Akurat schodziłem z Kasumi po schodach, miałem w planach odwieźć ją do domu. Mimowolnie poczułem, jak się czerwienię.

– Wiem, gdzie je położyłem, ale ich tam nie ma.

– Wyobraź sobie, że ja ich nie wziąłem.

– Nie wcisnąłbyś w nie tyłka.

Wydawało mi się, że gejowscy rodzice raczej nie dadzą rady mnie upokorzyć przed dziewczyną. A jednak. Udało im się znakomicie. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

– O rany – wymamrotałem, zakrywając twarz dłonią. Akurat zeszliśmy ze schodów. – Przepraszam, z reguły są normalniejsi. Nie o wiele bardziej normalniejsi, ale wiesz…

– Jest wesoło – zachichotała. Posłała mi ciepły uśmiech. Nie mogłem się przy tym powstrzymać i pocałowałem ją w czoło. Zarumieniła się na moje działania, jednak też i nie zaprotestowała. Co więcej, wszystko w jej spojrzeniu mówiło, że chciała więcej. Tak jak ja.

Wróciłem do domu po mniej więcej godzinie. Zanim jeszcze Kasumi wyszła z nagrzanego samochodu do siebie, spędziliśmy kilka długich minut na rozmowie. Instynktownie złapałem ją za rękę i trzymałem ją tak, mając nadzieję, że zatrzymam w ten sposób czas. Coś wewnątrz mnie drgało i pragnęło jej mocniej niż zwykle. Tym bardziej przepełniała mnie ekscytacja na myśl, że rodzice wyjeżdżali, co oznaczało, że cały dom mógł być wyłącznie dla nas.

Gdy już chciałem udać się na piętro do swojego pokoju, zauważyłem, jak ojciec wychyla się zza drzwi sypialni. Patrzyliśmy na siebie w męskim, pełnym zrozumienia milczeniu. Ale tylko przez kilka sekund. Zamknął za sobą drzwi, po czym wyciągnął coś z kieszeni spodni.

– Stwierdziłem, że lepiej wziąć dla ciebie – oznajmił, podając mi jednocześnie opakowanie prezerwatyw. Dla niego to było nic, nawet mu brewka nie drgnęła. Jednak mnie aż coś sparaliżowało wewnętrznie. Wziąłem od niego paczkę, chociaż czułem się jak ogłuszony. Było mi gorąco, z pewnością zarumieniłem się nie tylko na twarzy, ale i na całym ciele.

– Uhm… – wykrztusiłem z siebie. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć.

– Stwierdziliśmy, że skoro masz dziewczynę, to powinieneś pamiętać o pewnych rzeczach. Tak jak o tym. Nie spieszy nam się do zostania dziadkami.

– Ale-a-a-a… A-ale m-m-my… – zacząłem dukać zestresowany, jakbym był nieprzygotowany i jakiś nauczyciel wziął mnie do odpowiedzi. – My n-n-nie…

– A to kwestia czasu – wzruszył ramionami.– Normalna sprawa. Inne pytanie: wiesz, jak z tego korzystać?

– No… Zakłada s-s-się… N-na… T-t-tutaj… Ooo…

– Czyli nie. Chodź, pokażę ci.

W całym moim osiemnastoletnim życiu nie śniło mi się, że mój homoseksualny ojciec będzie uczył mnie, w jaki sposób zakłada się prezerwatywę na penisa. Oczywiście, nie dosłownie. Od czego były fallusopodobne dary natury, a w tym przypadku była to cukinia. Już dawano nie byłem czymś aż tak zawstydzony. W przeciwieństwie do mojego ojca, który zdawał się nie mieć z tym żadnego problemu. Pokazał mi, co powinienem zrobić, jednocześnie wyjaśniając dokładnie każdy krok. Dostałem zatem szybki, ale za to treściwy instruktaż z demonstracją, w jaki sposób powinienem otworzyć prezerwatywę, założyć ją, a później zdjąć i zutylizować. Sam też spróbowałem zrobić to, co pokazał mi ojciec, ale wyszło to naprawdę tragicznie. Ręce trzęsły mi się, jakbym miał atak padaczki, niemal rozerwałem prezerwatywę i jeszcze wylałem na siebie cały dodatkowy lubrykant z opakowania. Z założeniem też miałem problem, bo raz, że prezerwatywa była śliska, dwa, że cukinia też została „zużyta”, a i jedną ręką musiałem jakoś przytrzymać to warzywo, więc całość była jedną wielką katastrofą. Ojciec aż zagwizdał z podziwem dla moich nieudolnych prób założenia zabezpieczenia na sztuczny członek.

– Nie denerwuj się tak, to tylko cukinia.

– Łatwo ci powiedzieć – wymamrotałem. Moje policzki aż pulsowały z gorąca.

– Chyba dobrze, że się teraz tego przyuczasz. Nawet nie chcę wiedzieć, jak zdenerwowany byłbyś przy dziewczynie.

– Cicho!

Zaśmiał się. Zaoferował mi w końcu swoją pomoc i przytrzymał tę głupią cukinię. Postanowiłem skupić się, na ile tylko pozwalało mi emocjonalne rozdygotanie, po czym odniosłem swoje małe zwycięstwo, zakładając w końcu całkiem dobrze prezerwatywę.

– Świetnie – powiedział. – Może nie będzie tak źle.

– Nikt nie powiedział, że zamierzamy ze sobą spać.

– Może nikt nic nie mówił, ale czasami o tym się nie rozmawia – odparł. – A prędzej czy później to się stanie.

– Niekoniecznie teraz.

– Ale możliwe też, że teraz. To nie tak, że próbuję cię na siłę wpędzić w zakłopotanie. Wolałbym po prostu, żebyś potrafił pewne rzeczy. Poza tym, dziewczynom imponuje, gdy facet jest pewny siebie – oznajmił z przekonaniem w głosie. – I naprawdę, nie denerwuj się tak. Kobieta nie jest nauką rakietową ani niczym takim. To, wbrew wszelkim mitom i pozorom, bardzo prosty mechanizm.

– Jasne – prychnąłem. Nagle coś mnie drgnęło. – Mam pytanie.

– Hm?

– Miałeś kiedyś dziewczynę?

– Miałem – odparł bez wahania. – Nawet kilka.

– Poważnie?! – nie kryłem zaskoczenia.

– Coś taki zdziwiony? Myślisz, że twój staruszek nie mógł się nigdy z nikim innym spotykać?

– Nie o to chodzi. Po prostu myślałem… Myślałem, że…

– Że twój ojciec jest gejem?

– No tak – bąknąłem z lekka speszony.

– Skoro już mamy taki szczery wieczorek, to mogę ci powiedzieć, że nigdy w sumie sam sobie tego nie sprecyzowałem, ale też nigdy nie wybrzydzałem w tym, z kim się spotykałem. Rozumiesz? Choć muszę przyznać, że więcej jest dziewczyn, z którymi chodziłem, niż chłopaków. Ale bez różnicy mi była płeć.

– Teraz też?

– No wiesz, teraz to inna sprawa – zaśmiał się gardłowo. Wyciągnął się wygodnie na krześle, odchylając przy tym głowę i ramiona do tyłu. – Nie mam już zbytniego wyboru, z kim mogę się spotykać. Nie przeszkadza mi to. Nigdy bym nie zmienił obecnego stanu rzeczy.

– Tacie pewnie by się nie spodobało, gdybyś chciał – zaśmiałem się, a on mi zawtórował.

– Wściekłby się. Wyleciałbym stąd przez zamknięte drzwi – oświadczył ze śmiechem. Zaraz jednak doprowadził się do porządku, odchrząkując. – No dobrze, mieliśmy robić coś innego, zbaczamy z tematu.

– Tak w ogóle… lubisz tatę?

Teraz to ja wprawiłem go w zakłopotanie, co przyjąłem z wielką satysfakcją. Aż zamarł, nie będąc pewnym, w jaki sposób powinien mi odpowiedzieć.

– Z pewnością – odpowiedział w końcu.

– No bo… Jesteście w końcu już ze sobą tyle lat.

– Tak, jasne. Ale po prostu… – westchnął ciężko. – Słuchaj mnie dokładnie, bo powiem to tylko raz i nigdy więcej. Gdy poznałem twojego tatę, to bardzo go polubiłem i z czasem, nazwijmy to – miłosne szaleństwo – obojgu nam przeszło, ale po tych wszystkich latach razem mogę powiedzieć, że to, co trzyma nas razem, nie jest wyłącznie przyzwyczajeniem, gromadą dzieci i kredytem. Rozumiesz?

– Pewnie.

– No dobra – odchrząknął, prostując się. – Kończymy tę sesję na dziś.

Następny dzień, czyli dzień wyjazdu rodziców był gorący i głośny tak jak wiejskie targowisko w środku lata. Choć wciąż trwała zima, a cała okolica okryta była grubą warstwą białego śniegu, to w naszym domu atmosfera była niczym w ulu. Ilość sprzeczek i latających przedmiotów przekroczyła normę. Oczywiście, nie obyło się bez wielkiego obrażania się i oświadczeń, że nici z wyjazdu i nikt się nigdzie nie wybiera. Tak to już z nimi było. Kłócili się, a później nagle wszystko między nimi wracało do normy. Nie byłem nawet pewny czy w ogóle się godzili, czy może po prostu napięcie między nimi mijało i zaczynali zachowywać się tak, jakby nigdy nic się nie stało. Udało im się jednak jakoś wyszykować do końca. Zapakowali się, piętnaście razy upewnili się czy wzięli jedną rzecz, a później drugie tyle zdali sobie sprawę, że nie wzięli czegoś innego.

– Znacie wszystkie numery alarmowe, tak? – tata głaskał i przytulał każde z nas kolejno na pożegnanie. W tym jednym momencie poczułem się jak kompletnie malutkie dziecko. Właśnie już wychodzili, ale szło im to tak opornie, że wydawało mi się, że nigdy nie wyjadą na te wakacje. – Macie na najbliższe dwa dni jedzenie przygotowane do odgrzania i małe zapasy, później pamiętajcie, żeby zrobić zakupy, jasne? I błagam, bądźcie rozsądni, nie kłóćcie się.

– Wujek Minoru zapowiedział się, że do was wpadnie – poinformował nas ojciec.

– Minoru?! – tata aż odwrócił się w jego stronę oburzony. – Naprawdę? Nie żartuj.

– Uspokój się.

Nas również zaskoczył fakt, że ojciec poprosił wujka Minoru, by do nas zajrzał. Oczywiście, wujek Minoru nie był naszym prawdziwym wujkiem, tak samo ciocia Hikari. Byli dla nas jednak jak rodzina, dlatego takie nazewnictwo się przyjęło. Jednakże, pewna sprawa popsuła nasze relacje rodzinne, a był nią rozwód. Wujek i ciocia rozeszli się z powodu dość typowego dla rozwodów powodów, którym była zdrada. Wujek Minoru miał romans ze swoją sekretarką, który ciągnął w zupełnej tajemnicy przez prawie półtorej roku, dopóki ciocia nie złapała go na gorącym uczynku. Rozwiedli się krótko po tym. Od tamtej pory wujek Minoru nie był już tak mile widziany w naszym domu. Tata nie odzywał się do niego od dwóch lat. Jednakże, najgorzej to przeszedł ojciec, ponieważ wujek Minoru był jego przyjacielem. Stwierdził jednak, że nie może przyjaźnić się z kimś, kto zdradza swoją drugą połowę, dlatego pozostali jedynie partnerami biznesowymi. To było dziwne, oglądać jak bliska osoba nagle przestaje nią być.

– Tak – westchnął ojciec.

– Wiesz, co o tym myślę?

– Wiem, dlatego nie musisz mi mówić.

Tata niemalże zaczął ciskać piorunami z oczu. Czyli nawet jeszcze nie wyszli z domu, a nad ich wspólnym urlopem wisiało widmo kłótni stulecia. No cóż, żaden związek nie był w stu procentach idealny, racja? Co prawda, przez kilka dłuższych chwil tata ciskał w kierunku swojego męża nie tylko błyskawice z oczu, ale i kilka nieprzychylnych epitetów. Tak jakby miało to jeszcze cokolwiek zmienić. W końcu jednak wyszli. Ja i całe rodzeństwo staliśmy jeszcze przez jakiś czas w drzwiach, patrząc, jak ci dwoje wkładają swoje walizki do taksówki. Rzucili w naszym kierunku ostatnie pożegnalne spojrzenia. Pomachaliśmy sobie. W końcu wsiedli do tej taksówki i odjechali na lotnisko.

– No to co? – rzuciła Haru, zacierając ręce. – Impreza?

– Ryu właśnie jest w drodze – odparła Yoshi wesoło. Niemalże podskakiwała z ekscytacji w miejscu. Ryu był chłopakiem Yoshi. Był trzy lata od niej starszy, co nie do końca podobało się ojcu, dlatego wybranek serca mojej najstarszej siostry nie był zbyt mile widziany w naszym domu. Według ojca, Ryu był cwaniakiem, który nie jest nawet wart tego, by przebywać w jednym pomieszczeniu z jego ukochaną córką, z kolei tata twierdził, że Ryu i ojciec byli dokładnie tacy sami. Chyba jeszcze żaden mężczyzna w tym domu nie był aż takim powodem spięć między tą trójką. Co prawda, Ryu nie był pierwszym chłopakiem, za którym Yoshi szalała, ale za to był pierwszym, którego ogólny styl bycia wzbudzał tak wielkie kontrowersje.

– Dzwonię po Yui – Haru aż pobiegła do swojego pokoju po telefon. Och, chyba każdy miał zamiar sprowadzać swoją drugą połówkę.

– Głodny jestem – westchnął Mako. Spojrzeliśmy z Yoshi na brata. No tak, zbliżała się pora obiadowa.

– To może zamówimy pizzę?

Musiałem przyznać, że wieczór był wyjątkowo miły, wesoły i luźny. Przyjechały Yui z Kasumi oraz Ryu. Tym sposobem całą siódemką siedzieliśmy wieczorem przed telewizorem i oglądaliśmy filmy, przy okazji objadając się pizzą, innymi mniej lub bardziej niezdrowymi przekąskami oraz popijając słodkie napoje i alkohol. Oczywiście, ja wyrobów procentowych nie trawiłem, podobnie moja dziewczyna oraz Yui. Również Makoto nie mógł pić pod żadnym pozorem. Chyba wszyscy dostaliby ataku serca, gdyby okazało się, że najmłodszy brat jakimś cudem dobrał się do alkoholu. Nie wspominając już o naszych rodzicach, którzy z całą pewnością dostaliby wściekłego ślinotoku, gdyby coś takiego się wydarzyło.

Około dziesiątej wygoniliśmy Makoto, by poszedł się umyć i spać. Osobiście poszedłem później przypilnować, by z pewnością położył się do łóżka. Mały był jednak dość dobrze wychowany i bez większych protestów wykąpał się, a następnie smacznie zasnął w swoim pokoju. Wróciłem do reszty, jednakże, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nie było Yoshi ani Ryu. Jak się później okazało, wyszli na pomost nad jezioro, by oglądać gwiazdy. Nie, żeby ktoś chciał w tak zimną pogodę patrzeć w zachmurzone niebo, poszli po prostu gdzieś zapewnić sobie odrobinę prywatności. Serce mi momentalnie przyspieszyło bicie i podeszło do gardła, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co tak naprawdę poszli robić. Haru i Yui również niedługo później wyszły z domu. Upewniłem się tylko, że żadna z moich sióstr ani jej drugiej połówek nie wzięła ze sobą kluczyków do samochodu. Na całe szczęście, wszystkie klucze, w tym ten od auta Ryu leżały w miseczce na konsoli zaraz przy drzwiach przedsionka.

– No to jesteśmy sami – oznajmiłem, siadając obok Kasumi na kanapie. Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna sama z siebie przysunęła się bliżej, opierając głowę na moim ramieniu.

– Na to wygląda – powiedziała.

– Może chcesz się iść położyć? – spytałem, z lekka zaczynając panikować. – Nie wiem jak ty, ale ja padam z nóg po całym wieczorze w tak głośnym towarzystwie.

– Jasne. Chodźmy na górę.

Pożyczyłem Kasumi moją koszulkę i spodenki, by mogła w czymś spać. Poszła umyć się jako pierwsza W tym czasie ja szybko zmieniłem pościel na świeżą i przygotowałem swoje rzeczy na przebranie. Dopiero w momencie, gdy położyłem przebraną kołdrę na łóżko, zdałem sobie sprawę z tego, że będziemy razem spać. Tak naprawdę razem, obok siebie, w moim łóżku. Aż nogi się pode mną ugięły i usiadłem na podłodze, opierając się czołem o łóżko. Świetnie. Tchórzyłem. Nic się nawet jeszcze nie zadziało, a ja już miałem ochotę uciec i to w dodatku z własnego domu.

– Oddychaj, Hiro, oddychaj – powiedziałem do siebie, podnosząc się ostrożnie. – To tylko dziewczyna, a nie fizyka kwantowa. Nie musimy przecież tego teraz robić. Możemy pójść razem spać i…

– Hej – drzwi od mojego pokoju otworzyły się. Kasumi zajrzała ostrożnie do środka.

Matko, jaka ona była słodka. Z czarnych jak smoła włosów kapała woda, która wsiąkała w moją przydużą, beżową koszulkę. Dwie mokre plamy rozlewały się na materiale w miejscu, gdzie przedzielone na dwie połowy włosy dotykały tkaniny. Lekko pulchne nogi uroczo wystawały z bawełnianych spodenek, które kiedyś nosiłem na wychowanie fizyczne. Jednak to, co najbardziej przykuło moją uwagę, był brak stanika. Aż zakręciło mi się w głowie, gdy dostrzegłem odznaczające się sutki i dwie spore piersi falujące z każdym jej ruchem. Z całych sił postarałem się nie patrzeć w tę stronę, tylko jej w twarz.

– Może chcesz suszarkę? – spytałem tak nienaturalnym tonem, że aż sam się na tym złapałem. Kasumi spojrzała na mnie zaskoczona. Odchrząknąłem. – No wiesz, chodzenie z mokrą głową to nic fajnego, jeszcze się przeziębisz.

– Tak – zaśmiała się niezręcznie. – Jeśli mogę skorzystać z suszarki, to poproszę.

– Jasne, oczywiście. Zawsze możesz – zerwałem się błyskawicznie z miejsca, czego zaraz pożałowałem, bo cały pokój na kilka sekund zmienił się dla mnie w nieprzyjemną karuzelę. – Już… Już daję.

To nie fizyka kwantowa, to nie fizyka kwantowa, to nie fizyka kwantowa… – powtarzałem sobie w myślach, gdy drżącymi dłońmi szukałem w szufladzie suszarki. – To tylko dziewczyna, to tylko dziewczyna…

– Hiro – usłyszałem nagle tuż za sobą. Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu Kasumi. – Wszystko w porządku?

– Tak, jasne, w jak największym porządku – odparłem, odwracając się do niej na pięcie. Blisko. Była za blisko. Pachniała karmelowym płynem do kąpieli, który pożyczyła od którejś z moich sióstr. Jej piesi niemal dotykały mojej klatki piersiowej, czułem ciepło jej ciała. Wtedy też dostrzegłem, że miała piegi. Kilka delikatnie rudawych punkcików zdobiło jej nos i policzki. Ten fakt oszołomił mnie do reszty. – Masz piegi – palnąłem jak kompletny idiota.

Kasumi w jednej chwili odsunęła się ode mnie. W ogóle nie pomyślałem, że mogłem sprawić jej przykrość tą uwagą, że może wcale nie lubiła, gdy ktoś jej to wypominał. To było jednak silniejsze ode mnie, po prostu jeszcze nigdy w życiu nie widziałem nikogo z piegami.

– Przepraszam – wymamrotałem. – Nie powinienem był.

– Nie, w porządku. Wiele osób tak reaguje. Na co dzień staram się je zakrywać.

Niewiele znów myśląc, odgarnąłem jej grzywkę, która powoli wchodziła jej w oczy. Z początku chciała odwrócić głowę, jednak się powstrzymała. Spojrzała na mnie, a ja nie mogłem się napatrzeć na jej twarz i wszystkie te piegi, które uroczo zdobiły jej skórę. Kasumi po raz kolejny udowadniała mi, że była wyjątkową dziewczyną.

– Pójdę… pójdę się umyć – oznajmiłem w końcu, gdy poczułem nieprzyzwoite gorąco ogarniające całe moje ciało.

Byłem tak zestresowany, że nawet nie tknąłem jej palcem. Ba, w ogóle jej nie tknąłem. Kąpiel wcale nie pomogła mi uregulować nerwów, cały czas czułem się, jakby mi ktoś wyprowadził prostą w twarz. Tak, czułem się zupełnie jak wtedy, gdy raz Haru niby to „niechcący” wyrzuciła mi spektakularną fangę prosto w twarz i straciłem przytomność na jakąś minutę. To było dokładnie takie samo uczucie. Także całą noc spędziłem przyciśnięty do ściany, przysłuchując się w ciemnościach spokojnemu oddechowi dziewczyny, śpiącej obok mnie. Dopiero nad ranem udało mi się zdrzemnąć, jednak nie na długo. Poza tym, był to wyjątkowo płytki sen, któremu nieustannie towarzyszyła myśl, że zacząłem chrapać. Dlatego zaraz się wybudzałem. Choć wcale nie wiedziałem czy w ogóle chrapię, jak śpię. Nikt mi nigdy tego nie powiedział. Bałem się jednak, że jeżeli wydam z siebie jakikolwiek odgłos, to obudzę Kasumi, zdenerwuję ją lub co gorsza, czymś ją obrzydzę. Tego typu myśli kłębiły mi się przez całą noc pod czaszką, aż w pewnym momencie naprawdę nie dałem rady z nimi walczyć i odpłynąłem.

Obudziłem się około godziny jedenastej. Zdezorientowany, ogarnięty jakimś dziwnym uczuciem odrzucenia, z bolącymi plecami i głową. Byłem zupełnie sam w pokoju, jednak z początku nie wydawało mi się to być niczym dziwnym. Dopiero sekundę później zawładnęła mną panika. Zdaje się, że już nie miałem dziewczyny.

Zszedłem po cichu po schodach, nie chcąc budzić rodziców. Dopiero będąc na parterze doszedł do mnie późno poranny gwar z kuchni, przypominający mi się, że przecież wczoraj wyjechali. W domu urzędowałem ja z moim rodzeństwem.

Ogarnęła mnie ulga, gdy zobaczyłem Kasumi, siedzącą na hookerze przy wyspie. Pomagała Yoshi z naleśnikami. Ryu, Yui i Haru rozkładali przy stole naczynia oraz wszelkie możliwe dodatki do naleśników, z kolei Makoto siedział z boku, czekając aż wszystko będzie gotowe. Na moment zapomniałem, jak się oddycha, gdy zobaczyłem, jak Kasumi śmieje się wraz z moją najstarszą siostrą.

– No jesteś w końcu – powiedziała Haru, dostrzegając mnie. – Ile można było czekać.

– Już chciałyśmy obudzić cię kubłem z wodą – oznajmiła Yoshi. Spojrzały na siebie z Kasumi, po czym obie zachichotały z czegoś, odwracając ode mnie głowę.

Nie miałem pojęcia, co się wydarzyło przez noc i wcale nie byłem pewny czy mi się ta zmiana podobała. Utwierdziłem się jednak w przekonaniu, że kobieca siła była przytłaczająco straszna.

Po śniadaniu odwiozłem Kasumi do domu. Mówiąc zupełnie szczerze, po ostatniej nocy czułem się o wiele bardziej niezręcznie niż wcześniej. Za to Kasumi wydawała się być jakby odmieniona. Szczęśliwsza. Zadowolona wyglądała przez okno, podziwiając chyba pierwszy raz w dziennym świetle okolicę, w której mieszkałem.

– Och, nie wiedziałam, że tu stoi dom! – powiedziała w pewnym momencie. Byliśmy niecały kilometr od domu. Jakimś cudem dostrzegła budynek, który niemal zarósł bluszczem. W jego widoczności nie pomagał też fakt, że zakrywały go inne większe czy mniejsze krzewy. Natura łaskawie ukryła go w swoich dłoniach, opiekując się nim, tak jak wcześniej jego mieszkańcy to robili.

– Od kilku lat stoi opuszczony – powiedziałem, zerkając kątem oka w stronę mijającego przez nas budynku.

– Trochę szkoda. To ładna okolica.

– Tak. Wprowadziła się do niego matka z niepełnosprawnym synem, jednak odkąd zmarła nikt już tam nie mieszka.

– O rany. A co z jej synem?

Wzruszyłem ramionami.

– Wierz mi, chciałbym wiedzieć, ale nie mam pojęcia. Znaliśmy się z nią i z jej synem. Rodzicom udało się dowiedzieć, że prawdopodobnie zamieszkał z ojcem, jednak nikt za bardzo nie chciał im udzielić odpowiedzi.

– Rozumiem – dostrzegłem kątem oka, że pokiwała głową.

Poczułem niemiłe ukłucie smutku na wspomnienie byłych sąsiadów. Pani Kinoshita Tsubo i jej syn Buntarou wprowadzili się do tego domu osiem lat wcześniej. Buntarou, choć był dorosłym mężczyzną, mentalnie był dzieckiem. Z pewnością cierpiał na wiele schorzeń, nie tylko mentalnych, jednak o tym nikt mi nigdy nie powiedział. Były to jedynie moje domysły. Jego matka całe dnie spędzała na zajmowaniu się Buntą. Nigdy nie widziałem, by pani Kinoshita wyszła gdziekolwiek bez swojego syna, więc prawdopodobnie byli nierozłączni. Oczywiście, sprowadzenie się kogokolwiek w tę okolicę wywołało poruszenie wśród niewielkiej sąsiedzkiej społeczności. Jakimś sposobem to między nami a panią Kinoshitą i jej synem wywiązała się przyjaźń, choć początek wcale nie wskazywał na to, że cała ta znajomość przybierze takiej zażyłości.

Kinoshita, podobnie jak inne osoby starej daty, miała dość oporne podejście do osób homoseksualnych, a tym bardziej do tego typu związków. Nasza rodzina była w jej oczach jakąś okropną anomalią, patologią ze skrzywionymi dziećmi, które wychowywane są przez dewiantów. Po naszym poznaniu pani Kinoshita nasłała nawet na nasz dom opiekę społeczną, twierdząc, że rodzice na pewno utrzymują z nami jakieś niepoprawne stosunki, po tym jak tata zwrócił się do mnie jakimś łagodnym zdrobnieniem. Ja i moje rodzeństwo nie mieliśmy pojęcia, o co chodziło, gdy byliśmy przesłuchiwani przez psychologa oraz badani przez lekarza, a cały nasz dom był przeszukiwany. Chociaż nigdy nie było żadnych skarg na naszą rodzinę, to jednak stwierdzenie, że para gejów wychowuje dzieci zadziałało na uprzedzony urząd jak zapalnik bomby. Na rodzicach nie zostawiono suchej nitki, ich pokój przeszukano najbardziej i pojawił się podobno jakiś problem, choć nie wiedziałem za bardzo o co chodziło. Byłem zwyczajnie za mały, by zrozumieć, co takiego zostało znalezione w pokoju rodziców, że niemalże w trybie natychmiastowym cała nasza czwórka została zabrana do domu dziecka na kilka dni. Nie posądzałem rodziców o posiadanie dziecięcej pornografii, nigdy w życiu, jednak już jako nastolatek podejrzewałem, co mogło wzbudzić ogólny niepokój osób trzecich. Nie chciałem jednak wdrążać się w zbyteczne rozważania na ten temat, bo wspomnienia z dnia, gdy niemalże siłą wyprowadzono całe moje rodzeństwo z domu i wsadzono do samochodu opieki społecznej, były traumatyczne. Cały tamten dzień był nie do zapomnienia, szczególnie reakcja rodziców, którzy desperacko próbowali zatrzymać całą tę szopkę. Najgorsze jednak było, gdy zabrano Makoto, który jeszcze wtedy miał trzy latka. Rozpoczął się najprawdziwszy dramat. Nasz najmłodszy członek rodziny zaczął płakać, choć to było za mało powiedziane. Chyba wszyscy na przestrzeni pięciu kilometrów słyszeli dziecięcy krzyk przemieszany z żałosnym szlochem.

– Nie, nie, nie! – słyszałem przez szybę przytłumiony głos taty, który jakimś cudem przebił się przez płacz Makoto. Zaraz dostrzegłem, jak kobieta z identyfikatorem opieki spółczesnej niosła w kierunku samochodu naszego najmłodszego brata. Za nią wybiegł tata, jednak zaraz został zatrzymany przez dwójkę policjantów, którzy stanęli mu na drodze. Próbował się przez nich przedrzeć i choć był znacznie mniejszy i niewątpliwie słabszy, niemal mu się to udało. Pewnie, gdyby miał więcej siły, to rozgromiłby wszystkich kilkoma ruchami.

Łzy spływały mu ciurkiem po policzkach. Ojciec również próbował nas wydostać z samochodu, jednak również powstrzymała go policja. Makoto wręcz ryczał, spazmatycznie łapiąc oddech. Wydawało mi się, że jego mała, czerwona główka zaraz wybuchnie. Ja, Yoshi i Haru również płakaliśmy, nie będąc pewnymi, co się właśnie działo. Byliśmy przerażeni całą tą sytuacją. Choć nie był to pierwszy raz, gdy byliśmy przez kogoś gdzieś zabierani. Inne, podobne sytuacje, nigdy nie były tak dramatyczne jak ta.

Nasi rodzice tak naprawdę nic nie mogli zrobić. Przynajmniej w tej chwili mieli związane ręce. Choć stawiali opór, zaraz siłą zostali oboje zabrani do domu. Odwracali się za nami i nim jeszcze zniknęli w budynki, posłali nam ostatnie roztrzęsione, pełne bezsilności spojrzenia. Wydawało mi się, że w tamtym momencie ktoś przebijał mnie tysiącem malutkich igiełek.

– Już jesteście bezpieczni – powiedziała kobieta, wsiadając z płaczącym Makoto do samochodu.– Nikt was więcej nie skrzywdzi.

– Ale nas nikt nigdy nie krzywdził, proszę pani – powiedziała Yoshi łamiącym się głosem. – Możemy iść do tatusiów?

Kobieta odwróciła się do naszej trójki z przedniego siedzenia. Makoto dalej wył w niebogłosy w jej ramionach. Zdaje się, że według niej moja starsza siostra powiedziała właśnie coś niebywale idiotycznego.

– Traficie do lepszego domu – powiedziała, ucinając całą rozmowę.

Kilka dni później wróciliśmy jednak do domu. Nigdy nie zapomnę tych emocji, łez szczęścia i uścisków, gdy rodzice przyjechali nas odebrać. To jak nas obejmowali, jakby wiedzieli nas pierwszy i ostatni raz. Nie chcieli nas puścić, ale i my nie chcieliśmy puścić ich. To, jaką ulgę wtedy czułem, jak niekontrolowanie łkałem ze wzruszenia było wręcz nie do opisania.

Dlatego też nigdy więcej rodzice już nie odzywali się do pani Kinoshity. Podobnie reszta sąsiadów, którzy swoją drogą (choć relacje między nami i tak były bardzo luźne i mało zażyłe) wstawili się za rodzicami, twierdząc, że wychowywali nas dobrze i nigdy by nas nie skrzywdzili. Cała ta wrogość w stosunku do nowej sąsiadki trwała jednak jakieś pół roku, aż do jednego incydentu.

Był niedzielny poranek. Akurat złożyło się, że tata nie miał żadnego dyżuru w szpitalu, dlatego mogliśmy cały dzień spędzić razem. Wszyscy cieszyli się na ten dzień jak na jakieś wielkie święto, bo rzadko zdarzało się, że tata nie miał nocnego dyżuru albo nie musiał wyjść jakoś po południu lub też z samego rana. Czasami też wracał w niedzielny poranek z nocnej zmiany i wtedy też nie było mowy, że cokolwiek razem zrobimy. Jednak ta niedziela była inna. Powszedniego dnia skończył swoją zmianę po południu, dlatego mógł normalnie w nocy spać. Jednak dla mnie, jako dla dzieciaka, wcale nie chodziło o to, że tata miał normalny dzień wolny, tylko o fakt, że mogliśmy być razem. Tego dnia obudziłem się już o szóstej rano i kompletnie nie mogłem ponownie usnąć. Pełen ekscytacji na cały nadchodzący dzień zszedłem na parter i ostrożnie uchyliłem drzwi sypialni rodziców. Oni również nie spali. Leżeli w łóżku i rozmawiali o czymś, tata akurat z czegoś się śmiał. Spojrzeli w moim kierunku.

– Nie śpisz? – spytał ojciec. Pokręciłem głową.

– Chodź tu – powiedział wesoło tata, zachęcająco wyciągając w moim kierunku rękę.

Ochoczo wskoczyłem do łóżka pomiędzy rodziców. Wślizgnąłem się pod kołdrę, a tata przytulił mnie do siebie. Ojciec zaczął mnie łaskotać. Zacząłem się wyrywać i śmiać. Na szczęście w porę przestał mnie torturować, bo chyba bym nie wytrzymał ze śmiechu.

– To dzisiaj we trzech jesteśmy rannymi ptaszkami – oświadczył ojciec. – Może zrobić coś do jedzenia?

– Naleśniki? – spytałem z nadzieją w głosie.

– Oo! Hiro ma myśl! – stwierdził tata.

– Świetnie, to zrobię naleśniki.

Tym sposobem zaraz całą trójką poszliśmy do kuchni. To był taki spokojny, ciepły poranek. Wciąż pamiętałem zapach smażonych naleśników i kawy z tamtego dnia. Pamiętałem uczucie, gdy tata podsadzał mnie do szafki, bym ściągnął z górnej półki kakao i pamiętałem to, jak pierwszy raz próbowałem przerzucić naleśniki na drugą stronę. Później pobiegłem obudzić siostry, a tata poszedł po Makoto. W tym czasie, gdy byłem na górze, usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi.

Jak bardzo wszyscy byli zaskoczeni, gdy okazało się, że niespodziewanym gościem był Buntarou. Ojciec chciał zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak tata w porę go powstrzymał. Przyglądałem się całej tej sytuacji, wyglądając zza rogu.

– Buntarou, dzień dobry – powiedział łagodnie tata w stronię gościa. Przyciskał do siebie Makoto, który wciąż na wpół śpiąco tulił się do niego. Dziecko było zupełnie nieświadome tego, że ktokolwiek nas odwiedził. – Przyszedłeś z mamą?

Mężczyzna pokręcił głową. Nie patrzył na moich rodziców, tylko na swoje bose, umorusane błotem stopy.

– Twoja mama wie, że tutaj jesteś? – spytał ojciec, siląc się na łagodny ton. Miał założone ręce na siebie i po całej jego postawie widać było, że w ogóle nie miał ochoty na zachowywanie jakichkolwiek grzeczności. Jedynie obecność taty trzymała jego nerwy na wodzy.

– Mama śpi – odparł Buntarou.

– Śpi? – powtórzył tata dla pewności. Buntarou pokiwał głową w potwierdzeniu. – I nie wie, że wyszedłeś z domu?

– Nie.

– Dlaczego wyszedłeś bez jej wiedzy? Raczej nie powinieneś tego robić. Coś mogłoby ci się stać.

– Chciałem was odwiedzić – odparł.

Rodzice popatrzyli na siebie skonsternowani. Nie byli pewni, w jaki sposób powinni potraktować Buntarou, jednak ostatecznie wpuścili go do domu i poczęstowali naleśnikami. Na odchodne dali mu też klapki, a później ojciec odwiózł go do domu.

– Tylko błagam, nie bądź niemiły – mówił tata, pakując jeszcze kilka naleśników dla Buntarou i jego matki. Przykrył wieczkiem plastikowe opakowanie, po czym je przycisnął, szczelnie przy tym zamykając. Docisnął je jeszcze w kilku miejscach, upewniając się, że nigdzie nie było luźne. – To nie jego wina, że taki jest.

– Jego czy nie, mogłaby go upilnować – fuknął ojciec, zakładając na szybko bluzę przez głowę. Zdaje się, że nad jego idyllicznym porankiem zawisły ciemne chmury.

– Yuu!

– No co? – ojciec poprawił zmierzwione włosy. Wydawałoby się, że żadna siła nie zmusiłaby go nigdy do okazywania jakiegokolwiek szacunku pani Kinoshicie. Ojciec, jeśli tylko bardzo się na coś uparł, to był niczym taka żelazna ściana, która nie poddałaby się ani najsilniejszemu taranowi.

– Na pewno jest jej trudno. Całe życie opiekuje się nim sama, coś takiego prędzej czy później musiało się wydarzyć. Poza tym, pomyśl o tym, że Buntarou też nie rozumie całej tej sytuacji między nami a jego mamą. W ogóle, nie za wiele rozumie. Przyszedł do nas boso w piżamie, sam przeszedł praktycznie kilometr. Pani Kinoshita musi umierać ze strachu.

Siedziałem przy stole i powoli jadłem swojego naleśnika. Siostry i Buntarou byli w salonie, oglądali bajki. Ojciec podrapał się w nos, po czym westchnął ciężko. Przeżywał właśnie swoją wewnętrzną Gehennę. Tata zaśmiał się na jego reakcję.

– No dobrze. Postaram się być miły, ale tylko dla młodego. Jeśli ta stara…

– Yuu.

Ojciec odchrząknął, zerkając w moją stronę. Przeżuwałem powoli niczym wielbłąd i tak niewiele rozumiejąc z całej tej rozmowy. W końcu byłem tylko dzieckiem.

– Obiecuję, że będę miły – oznajmił ostatecznie ze swego rodzaju rezygnacją. Tata ucieszył się, wciskając swojemu mężowi pudełko z ciepłymi jeszcze naleśnikami.

– No i to chciałem usłyszeć!

Po całym tym zdarzeniu stosunki między nami a panią Kinoshitą ociepliły się. Choć z początku nieznacznie, tak z biegiem czasu wywiązała się między nami przyjaźń. Buntarou uwielbiał do nas przychodzić i bawić się ze mną i z moim rodzeństwem, pani Kinoshita również czasem u nas zostawała na dłużej. W końcu przekonała się, że chociaż rodzice byli tej samej płci, to z całą pewnością nie byli żadnymi dewiantami i nigdy w życiu nie skrzywdziliby żadnego dziecka. Tym bardziej była zaskoczona tym, jak Bunta lgnął do naszego ojca, traktując go jak swojego.

– Bunta jest tak zapatrzony w pana Shiroyamę – powiedziała pani Kinoshita, przysiadając na ratanowym fotelu na werandzie. Oparła się wygodnie na poduszce. Akurat wpadła do nas z synem, który siedział w piaskownicy, lepiąc babki z piasku. Ja niemalże leżałem na werandzie, wachlując się. Był naprawdę gorący dzień.

– Och, naprawdę? – tata nalał jej lemoniady. Zaraz usiadł obok niej.

– Tak. Mogłabym nawet powiedzieć, że odrobinę zmężniał. Próbuje robić więcej rzeczy i stał się bardzo opiekuńczy.

– O proszę! Hiro, może pójdziesz do Yoshi i Bunty?

– Nie, dzięki – odparłem, nawet nie myśląc o tym, by wychylać głowę z cienia.

Tata popatrzył na mnie ze swego rodzaju dezaprobatą. Raczej nie chciał, bym słuchał rozmów dorosłych, czego wcale się nie dziwiłem. Choć mówiąc zupełnie szczerze, nie za bardzo mnie też te dorosłe rozmowy interesowały. Po prostu chciałem poleżeć w cieniu.

– No jasne… Jeśli mogę spytać, Bunta nie ma ojca?

– Ma ojca. Tylko nie jesteśmy razem.

– Rozumiem – tata pokiwał głową.

– Bunta wie, że ma ojca, ale nawet nie chce go znać. Sam stwierdził, że woli być tylko ze mną i wcale go nie potrzebuje. Ja też nie chcę go znać. Stary dureń. Nigdy nie chciał poznać Bunty. Rozumie pan? Mieć syna i nigdy nie chcieć go widzieć. Tylko dlatego że on… Że jest jaki jest. To nie jest jego wina.

– Absolutnie – tata potrząsnął głową. – Bunta nie jest niczemu winien. To dobry chłopiec.

– Chłopiec – powtórzyła, zaciskając wargi w wąską linię. Spuściła głowę, jej ramiona zadrżały.

– Proszę pani, wszystko dobrze? – tata pochylił się nad nią i ostrożnie wyciągnął rękę, jakby chciał jej dotknąć, choć wiedział, że nie powinien. Dlatego jego ręce zawisły tak bezsilnie w powietrzu.

– On ma trzydzieści lat – westchnęła, pociągając nosem. – Od trzydziestu lat się nim opiekuję. To dorosły mężczyzna o umyśle dziecka. Chciałabym, by mógł zrozumieć, że czasami jestem zmęczona, ale on nie potrafi. I nigdy nie będzie potrafił. On nigdy nie pójdzie do pracy, nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny, nie założy rodziny. On zawsze będzie dzieckiem, a ja zawsze będę musiała się nim opiekować.

– Bardzo mi przykro.

Pokręciła głową.

– Bardziej martwi mnie to, co stanie się z Buntarou, gdy mnie zabraknie. Kto się wtedy nim zaopiekuje?

Ściskało mnie w sercu na samo wspomnienie tego, ile bólu było w głosie pani Kinoshity. Jednak w końcu kilka lat później pani Kinoshita zmarła, o czym dowiedzieliśmy się w dość dramatyczny sposób. To był spokojny, późny wieczór. Rodzice wrócili z randki, choć nigdy nie nazywali wyjścia do teatru i na kolację randką. Jednak tym razem ja i całe rodzeństwo mówiliśmy na to randka, tym bardziej że był to dzień ich rocznicy ślubu.

Ja i Haru mieliśmy po piętnaście lat, Yoshi skończyła szesnaście, więc stwierdzili, że byliśmy wystarczająco dorośli, by zostać w domu na kilka godzin. Co prawda, musieliśmy mieć na oku Mako, który jednak nie był wcale aż tak problematyczny. Spał już, gdy rodzice wrócili do domu. Byli w świetnych humorach, śmiali się z czegoś, a nasza trójka siedziała w salonie, oczekując ich, tak jak rodzice oczekują, aż ich dzieci wrócą z niewątpliwie zakrapianej alkoholem imprezy. Choć chichotali i obejmowali się ramionami, gdy tylko weszli do salonu i nas dostrzegli, niemal automatycznie się od siebie odsunęli. Stanęli jak wryci.

– Nie śpicie? – spytał ojciec, odchrząkując. W jednym momencie zarumienił się ze wstydu.

– Czekamy na was – odparła Yoshi, zakładając ręce na piersi, przyjmując przy tym postawę niezadowolonej matki.

– Dobrze się bawiliście? – spytała Haru.

– Jasne. Było… w porządku – tata lekko się zachwiał.

– Widać właśnie – rzuciłem, wstając. – Dobranoc.

Siostry poszły za mną na górę, zostawiając przy tym lekko skołowanych ojców. Zdaje się, że nie do końca tego się po nas spodziewali. Ale my byliśmy z siebie tacy zadowoleni!

Około trzeciej nad ranem rozległ się dzwonek do drzwi. Akurat tej nocy nie mogłem spać, więc czytałem książkę. Na krótki moment zamarłem, zupełnie zszokowany tym, że ktoś w środku nocy dobijał się do domu, który niewątpliwie był jak położony na krańcu świata. Dzwonek powtórzył się raz, drugi. Strach ścisnął mnie w żołądku. Ktoś zaczął pukać do drzwi. Choć nogi miałem jak z waty, tak postanowiłem zejść na parter i dowiedzieć się, jaką to duszę przywiodło w nasze skromne progi. Ulżyło mi, gdy zobaczyłem, jak siostry wychylają głowy ze swoich pokoi. Poczułem coś w rodzaju małego wsparcia, w końcu nie tylko ja słyszałem, jak ktoś się dobijał. Gdy już schodziłem z piętra, zauważyłem, jak rodzice wychodzą z pokoju i kierują swe kroki w stronę drzwi.

Oczywiście, osobą, która złożyła nam wizytę w środku nocy był nie kto inny, tylko Buntarou. Choć musiałem przyznać, że fakt, że przyszedł o tak niebotycznej porze, nie było aż takim zaskoczeniem, to jednak jego widok wręcz mnie sparaliżował. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak wystraszonego i rozdygotanego.

Jak się okazało, pani Kinoshita zmarła. Choć nie cierpiała na żadne dolegliwości, to była już w słusznym wieku i zgadywaliśmy, że wieść o śmierci jej bliskiego przyjaciela doprowadziła ją do wielkiego przejęcia się tym, a w konsekwencji do śmierci. Buntarou był przez nią przygotowywany od lat na moment, w którym mogła zaniemóc, dlatego, gdy tylko pani Kinoshita przestała w jakikolwiek sposób kontaktować, Bunta przystąpił do reanimacji swojej matki. Możliwe, że gdyby w pewnym momencie nie spanikował, tylko kontynuował swoje działanie, to pani Kinoshita przeżyłaby. Choć, oczywiście, nikt nie powinien i nikt też nie winił Buntarou za to, co się wydarzyło owej nocy. Pani Kinoshita zmarła i należało się z tym pogodzić, tak jak z każdą inną stratą, choć nie było to proste. Od tamtej pory Bunta żył całkiem sam w domu, który dzielił ze swoją matką, jednak rodzice pomagali mu, jak tylko mogli i był naszym codziennym gościem. Jednak pewnego dnia się nie zjawił.

Było kilka dni po pogrzebie pani Kinoshity. Wszyscy już przywykli do tego, że trzeba przygotować większą porcję obiadu, by podzielić się z Buntą. Choć Bunta po śmierci matki nie miał zbytniego apetytu, to jednak zawsze dostawał też jedzenie do domu i raczej wszystko, co od nas wynosił, trafiało do jego brzucha. Ten jeden dzień, kiedy go nie było, bardzo wszystkich zmartwił. Tata chodził niespokojny, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, ojciec również, choć zawsze zdawał się aż tak nie przejmować losem Bunty, to nie mógł ukryć, że zastanawiał się, co działo się z chłopakiem. Ostatecznie oboje pojechali wieczorem do jego domu, jednak nikt nie otwierał. Zostawili jedzenie na wycieraczce, ale następnego dnia Bunta też nie przyszedł, a przed domem chłopaka znaleźli kompletnie nienaruszone pojemniki. Próbowali przez następne dwa dni skontaktować się z Buntą, codziennie próbując do niego zadzwonić i zostawiając jedzenie przed jego drzwiami, jednak ten nigdy nie odebrał ani nie wziął jedzenia. Ostatecznie poprosili znajomego z policji o pomoc. Pana inspektora Kurogane. Poinformowali go przy okazji, że Bunta, choć był dorosły, miał mentalność dziecka, dlatego tak bardzo się o niego martwili. Po kilku dniach dotarła do nas wiadomość, że Buntarou zamieszkał ze swoim ojcem. Nigdy więcej już o nim nie usłyszeliśmy.

– Fajnie byłoby tu mieszkać – mruknęła Kasumi, niemal przyciskając nos do bocznej szyby.

Mimowolnie zaśmiałem się, widząc kątem oka jej nieco dziecinne zachowanie.

– Mam… Mam pytanie – zaczęła niespodziewanie nieśmiało.

– Hm? Słucham?

– O twoich rodziców. Nie pogniewasz się na mnie?

– Raczej nie – uśmiechnąłem się, zerkając w jej kierunku na ułamek sekundy.

– Jak oni… Jak oni w zasadzie się poznali? Tak jakoś mnie to ciekawi. Bo wiesz, zawsze słyszałam, że homoseksualistom trudno jest kogoś znaleźć. Tym bardziej na stałe. Dlatego… No.

– Z tego, co mówili, to poznali się dosyć przypadkiem na jakiejś imprezie u wspólnych znajomych. I są tak jakoś ze sobą od tamtego czasu.

– I tak zaczęli ze sobą chodzić?

– Nie do końca – zaśmiałem się. – Pamiętam, że Haru kiedyś się ich o to spytała. Tata wspominał, że mieli ze sobą podchody, bo żaden z nich nie był pewny co do drugiego. Tak, wiesz… Czy on czuje pociąg do mężczyzn. Później nie byli pewni czy czują do siebie to samo. Podobno trochę to trwało, zanim zaczęli się nazywać parą.

– Naprawdę?

– Serio!

– Wow. To takie… Dziwne.

– Dlaczego?

– Sama nie wiem. Jakoś tak… Nie gniewaj się, proszę, ale trudno mi przywyknąć do myśli, że masz dwóch ojców. Próbuję jakoś to przyswoić po swojemu. Dwóch facetów poznało się, wzięło ślub i ma razem dzieci. To naprawdę brzmi dziwnie.

– Jakby się nad tym zastanowić, to nie jest w ogóle dziwne. Przynajmniej nie dla mnie. Nie znam innego życia.

– Nie czujesz się odrobinę skrzywiony?

– Nie. Raczej nie. Cokolwiek miałoby to znaczyć, ale nie. Czuję się dobrze. Jak byłem trochę młodszy, to strasznie dręczyłem się tym, jaki powinienem być i jaki będę, bo wszyscy dookoła mieli mamę i tatę, a ja miałem dwóch ojców. Zdarzało się, że rówieśnicy się ze mnie śmiali i nie chcieli bawić się ze mną czy ogólnie spędzać czasu. Z czasem przestałem się jednak tym przejmować, bo wiedziałem, że tak naprawdę w niczym nie odstaję od reszty, a poza tym, takie pary jak moi rodzice zaczęły się pokazywać. Rodzice nawet zaprzyjaźnili się z jedną taką parą jednopłciową, która też miała dzieci.

– O! Serio?

– Mhm. Jakoś nigdy nie byliśmy blisko, ale były momenty, gdy bardzo sobie nawzajem pomogliśmy.

Pokiwała głową.

– Rozumiem. Słuchaj, nie chcę, żebyś myślał, że nie lubię twoich rodziców albo tego nie popieram. Po prostu mam konserwatywną rodzinę i nie miałam z czymś takim wcześniej styczności.

– Pewnie. Rozumiem, że cię to ciekawi.

Kasumi uśmiechnęła się do mnie, co zauważyłem kątem oka. Oddałem ten gest, choć nie oderwałem nawet wzroku od drogi. Z jakiegoś bliżej nieznanego mi powodu nie miałem chęci na nią spojrzeć.

 

*

 

W poniedziałek wszyscy zaspaliśmy do szkoły. A mówiąc zaspaliśmy, chodziło o to, że wstaliśmy, gdy kończyła się czwarta lekcja. Choć mówiąc szczerze, wcale nie czułem, że zaspałem, budząc się w ten mroźny, poniedziałkowy dzień. Spokojnie wstałem, wykonałem poranną toaletę, zszedłem zjeść śniadanie. Dopiero siedząc w kuchni i patrząc na kuchenny zegarek uzmysłowiłem sobie, że właśnie powinienem był kończyć lekcję matematyki. Wówczas odrobinę spanikowałem, ale tylko odrobinę. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem obudzić resztę rodzeństwa. Yoshi była wściekła, bo miała tego dnia jakiś ważny projekt na studiach. Widząc jej stres, sam zacząłem się stresować, jednak Haru zaraz mnie uspokoiła, że to jej projekt, nie nasz i w zasadzie nie powinniśmy się spieszyć. Wyszykowanie się i dotarcie na zajęcia zajęłoby nam godzinę, co oznaczało stratę następnej lekcji, więc pozostawały nam dwie lekcje, na które nie było sensu już iść, bo było to wychowanie fizyczne. Makoto też stwierdził, że nie ma już ochoty iść do szkoły, dlatego ja, Haru i nasz najmłodszy brat zostaliśmy. Jedynie Yoshi pognała jak szalona, mało przy tym nie skręcając kostki na zaśnieżonym, zmrożonym podjeździe. Zjedliśmy zatem we trójkę śniadanie, a następnie wróciliśmy spać. Odpisałem jeszcze kilku znajomym, w tym Kasumi, dlaczego nie było mnie w szkole i odpłynąłem, budząc się dopiero około piętnastej. Przespałem cały dzień, co, o dziwo, wcale nie wzbudziło we mnie poczucia winy. Zwykle źle się czułem, jeśli opuszczałem zajęcia, nawet z powodu choroby, jednak nie tym razem. Zwyczajnie musiałem przejść na jakiś wyższy poziom nie przejmowania się niczym. Obudził mnie dopiero telefon od taty, jednak postanowiłem go nie odbierać. To samo poleciłem Haru i Makoto, ponieważ według rozkładu dnia powinniśmy dopiero wracać do domu. Oddzwoniłem dopiero około siedemnastej. Porozmawialiśmy o mało znaczących sprawach, zapewniłem rodziców, że wszystko było w porządku i opisałem pokrótce, a przy tym bardzo pobieżnie, co takiego działo się od ich wyjazdu. Odetchnąłem głęboko po zakończeniu rozmowy. Zdaje się, że w kłamaniu też stawałem się coraz lepszy, co jednak niezbyt mi schlebiało.

Następnego dnia już nie zaspałem do szkoły, podobnie jak reszta mojego rodzeństwa, która została przeze mnie obudzona. Nikt nie miał ochoty wstawać wcześnie rano, zwłaszcza, że nie czuwała nad nami żadna rodzicielska moc i coś w rodzaju bata nie wisiało w powietrzu. Jednak pewne obowiązki i tak należało wypełnić. Przygotowanie śniadania poszło nam dość gładko, z jednym wyjątkiem.

– A moje drugie śniadanie? – spytał Makoto, stając z plecakiem w kuchni. Ja, Haru i Yoshi spojrzeliśmy na niego z początku niezrozumiale, jednak po chwili doznaliśmy oświecenia, że przecież zawsze rodzice przygotowywali dla nas drugie śniadanie albo powszedniego dnia, albo z samego rana, jednocześnie gotując pierwsze śniadanie.

– Cholera – bąknęła Haru. – Faktycznie.

– Może uda mi się jeszcze coś szybko zrobić? – zacząłem się nagłos zastanawiać. W tym czasie Yoshi zaczęła szperać w swojej torbie, wyciągając portfel.

– Masz tutaj drobne, kup sobie bułkę i sok – Yoshi wcisnęła młodemu tysiąc jenów w banknocie. – Nie kupuj bzdur, jasne?

– Mam pieniądze – fuknął Makoto, mimowolnie wsuwając do kieszeni mundurka pieniądze od Yoshi.

– To oddawaj, kaszojadzie.

Do szkoły udało nam się dotrzeć punktualnie. Za zgodą rodziców Yoshi jeździła Lexusem taty podczas ich nieobecności, a ja i Haru używanym Mercedesem odziedziczonym po ojcu. Mówiąc szczerze, jak na swoje lata samochód sprawował się dobrze, choć nie prezentował się już aż tak zjawiskowo. Poza tym, robił więcej hałasu niż powinien, ale wciąż znaleźli się ludzie, którzy aż skręcali karki, by podziwiać tę starą, silną maszynę. Lexus to było zupełnie co innego. Przemykał ulice niczym cień i trudno było go momentami uchwycić. W momencie, gdy już się go dostrzegło, on umykał błyskawicznie, pozostawiając po sobie uczucie tajemniczości i nieosiągalnego luksusu. Yoshi mogła jeździć tą luksusową maszyną pod warunkiem, że będzie zawozić Makoto do szkoły i obieca się nie ścigać. Samochód miał niespełna trzy miesiące i był prezentem rocznicowym dla taty od ojca.

– Jesteś! – rzuciła wesoło Chihiro, widząc mnie z daleka na szkolnym korytarzu. Haru, która szła ze mną ramię w ramię, spojrzała tylko na mnie bez większych emocji, po czym dumnie powędrowała w stronę swojej klasy. Co musiałem przyznać moim siostrom, to fakt, że potrafiły swoją postawą onieśmielać. Obie miały pewny siebie chód, zawsze miały podniesioną głowę i nigdy, ale to nigdy się nie odwracały. I tego dnia Haru odeszła, idąc prosto przed siebie niczym tornado, które mogło zniszczyć wszystko, co stanęło na jego drodze. Jej głowa nawet na najmniejszy milimetr nie drgnęła w stronę Chihiro, choć słyszałem, jak wymieniły grzeczne przywitanie. Chihiro mimowolnie odwróciła się nieznacznie za moją siostrą, jakby chciała jej jeszcze coś powiedzieć, jednak ta nie miała najmniejszego zamiaru się zatrzymać.

– Hej – bąknąłem niemrawo, gdy staliśmy z Chihiro tuż przed sobą. – Co nowego?

– Ty mi powiedz, śpiochu – zarechotała, trącając mnie zaczepnie łokciem w bok. – Zaspało się, hm? Ty rebeliancie!

– Ach, to tak… Niechcący.

– Nie znam jeszcze nikogo, kto by chcący zaspał na zajęcia – rzuciła, wchodząc do klasy. Wszedłem za nią, szybkim spojrzeniem ogarniając całość pomieszczenia. Kilka osób siedziało w ławkach, choć większość z nich była pusta.

– Jeszcze jej nie ma – Yuko zachichotała, wstając z kolan Andou. Uwiesiła się na mnie w swoim swoiście dziwnym i zbyt naruszającym moją cielesność przywitaniu.

– Ach… aha.

Jakże ambitna odpowiedź to była. Yuko niemal opluła siebie i mnie ze śmiechu, jednak na całe szczęście puściła mnie w porę. Jakoś nie miałem wielkiej ochoty, by rozmawiać o sobie i swoich „podbojach” miłosnych. Zająłem swoje miejsce, po czym się rozpakowałem. Próbując jakoś przyspieszyć te ciągnące się w nieskończoność minuty do dzwonka, wyciągnąłem z plecaka komiks i niezbyt uważnie zacząłem go czytać.  Gdy tak siedziałem pochylony nad lekturą, nagle ktoś szturchnął mnie w ramię. Podniosłem głowę na Hajime, który właśnie wszedł do klasy, a on jedynie kiwnął głową w bok. Mimowolnie powiodłem spojrzeniem w tym samym kierunku, dostrzegając przy tym Nakamurę, która właśnie wyciągała podręcznik od japońskiego na ławkę. Błyskawicznie wstałem, mało przy tym nie tracąc równowagi, po czym podszedłem do swojej dziewczyny. W ogóle mnie nie zauważyła, dlatego z początku nie wiedziałem, w jaki sposób powinienem zwrócić na siebie jej uwagę.

– Hej – bąknąłem w końcu na tyle wyraźnie, na ile mnie było stać. Spojrzała na mnie, odgarniając przy tym kosmyki włosów za ucho.

– Hej, Hiro – powiedziała, posyłając mi przy tym jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Poczułem, jak serce mi przyspiesza.

Wyszliśmy na korytarz, by jeszcze na moment porozmawiać tylko we dwoje. Szczerze powiedziawszy, to byłem tak zdenerwowany, jakby ktoś mnie właśnie wziął do odpowiedzi przy tablicy przed całą klasą, choć Nakamura wydawała się być całkowicie zrelaksowana. Kilka zbyt szybkich minut porozmawialiśmy o tym, co się działo wczorajszego dnia. Uroczo śmiała się z tego, że zaspałem do szkoły Przyznałem jej, że jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło i sam byłem w szoku. Ale jak ona cudownie się śmiała! Miałem ochotę przez resztę życia słuchać wyłącznie jej śmiechu.

– Chcesz dziś może do mnie wpaść? – spytałem, będąc pewnym, że zaczerwieniłem się przy tym jak dojrzały pomidor.

– Do ciebie?

– Będą moje siostry – zaśmiałem się niezręcznie, drapiąc się w tył głowy. Chyba gorszej wymówki wymyśleć nie mogłem. W ogóle! Dlaczego w zasadzie potrzebowałem wymówki? Przecież Nakamura była moją dziewczyną, nie potrzebowałem powodu, by ją do siebie zaprosić. – Także… Uhm…

– Pewnie – posłała mi ciepły uśmiech.

– I w ogóle, fajnie by było spędzić razem czas – rzuciłem, dokładnie w tym samym momencie, w którym rozbrzmiał dzwonek oznajmiający początek zajęć.

Nakamura patrzyła na mnie mocno zaskoczona, a ja, nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji, podczas której niewątpliwie zacząłem uzewnętrzniać moje uczucia oraz chęci spędzania czasu tylko we dwoje, powiedziałem, że powinniśmy iść do klasy. Pokiwała tylko głową, po czym posłusznie poszła za mną do sali, do której właśnie zmierzał nauczyciel.

Siedząc tak podczas pierwszej lekcji zaczął rozmyślać o tym, jak moglibyśmy spędzić razem czas. Moje nastoletnie myśli mimowolnie zaczęły wędrować ku jednemu i wcale nie byłem z siebie z tego powodu dumny. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że fascynował mnie seks. Może nie chodziło o to, że miałem na tym jakąś małą obsesję, bo nie, ale jakaś mała część mnie pragnęła spróbować tego, co zawsze robili dorośli. Jednocześnie obawiałem się, co mogłoby z tego wyniknąć oraz, że nie będę miał pojęcia co zrobić. W końcu, gdy Nakamura spała ze mną w jednym łóżku, to wydawało mi się, że dostanę ataku paniki. Miałem jednak małą nadzieję, że chęć uprawiania seksu i jakieś moje ludzkie rządze przezwyciężyłyby strach, gdyby w końcu doszło do zbliżenia. Nie chciałem być tym kolegą w grupie, który, mówiąc kolokwialnie, nigdy nie zamoczył.

Podczas następnej przerwy dowiedziałem się o imprezie w Sapporo, na którą rzekomo byłem zaproszony. Miało to być dość spore przyjęcie w jednym z tych luksusowych domów, z basenem i dwudziestoma sypialniami. Po poznaniu adresu, pod którym miała odbywać się impreza, poczułem motylki ekscytacji kotłujące mi się w brzuchu. Był to jeden z domów, za które odpowiedzialna była firma ojca. Co więcej, był to dom, który był stworzony specjalnie dla znajomego rodziców, z którego córką ja i moje rodzeństwo byliśmy jako dzieci w zażyłych stosunkach. Co prawda, teraz prawie w ogóle nie utrzymywaliśmy kontaktu, ale dobre wspomnienia pozostały. Dlatego niewątpliwie zbliżało się epickie przyjęcie. Nie sądziłem nigdy, że w całym moim krótkim życiu będę zapraszany na takie przedsięwzięcia, ale jednak. Byłem tym jednocześnie podekscytowany, ale i zdenerwowany, bo jednak nie byłem najlepszy, jeśli chodziło o kontakty międzyludzkie. Choć, oczywiście, starałem się najlepiej jak mogłem, a biorąc pod uwagę to, że miałem jednak jakichś przyjaciół było dowodem, że może jednak nie szło mi w tym aż tak źle.

 – Słyszałaś o imprezie? – spytałem Nakamurę, gdy szliśmy razem po zajęciach na obiad. Przez chwilę chciałem złapać ją za rękę, jednak coś mnie powstrzymało. Nie wiedzieć czemu, ale z jakiegoś powodu wzdrygnąłem się i cofnąłem dłoń, chowając ją w kieszeni kurtki.

– Wszyscy dziś rozmawiali tylko o tym – odparła tym swoim spokojnym tonem. – Będziesz szedł?

– Raczej tak. A ty?

Pokręciła głową.

– Nie sądzę.

– Huh? Miałem nadzieję, że pójdziemy razem.

– To nie do końca moje klimaty.

– Moje też nie, mówiąc szczerze, ale czasami warto mieć jakieś nowe doświadczenia.

– Pewnie.

Przez kilka sekund milczeliśmy.

– Na pewno nie chcesz iść? Będę ja, no i pewnie też przyjdą dziewczyny.

– Dziewczyny?

– Chihiro i Yuko.

– Ach. No tak. Nie wydaje mi się, by mnie lubiły.

– Bzdura! Lubią cię i naprawdę chciałyby się z tobą zaprzyjaźnić. Tylko no… One są mniej ułożone od ciebie.

Zachichotała zakrywając usta. W tamtym momencie udało mi się zebrać na odwagę i ostrożnie złapałem jej dłoń, ukrywając ją w ciepłym uścisku mojej dłoni.

Niestety, nijak nie udało mi się namówić Nakamurę na pójście ze mną. Nawet było mi trochę z tego powodu przykro, biorąc pod uwagę fakt, że całowaliśmy się następnego dnia. A mówiąc, że się całowaliśmy, miałem na myśli to, że gdyby nie moje siostry, które niespodziewanie urządziły wieczór karaoke, co wytrąciło nas z nastroju, to pewnie byśmy się ze sobą przespali. Pierwszy raz w całym moim życiu czułem coś takiego. Jej miękkie, krągłe ciało przylegające do mojego, nasze usta złączone w nieco niezdarnym, nastoletnim pocałunku. W końcu zacząłem sunąć dłońmi po jej plecach, biodrach. Ostrożnie zjechałem na kolana, a ona nie pozostawała mi dłużna, siedząc tak na mnie i drapiąc paznokciami mój kark. Raz za razem przechodziły mnie przedziwne, ale jakże cudowne dreszcze i o mały włos, a z pomiędzy moich ust wymsknęłoby się jęknięcie zadowolenia. Nie byłem nawet do końca świadom tego, co robiliśmy. Po prostu niewinne przytulanie oraz pocałunki zaczęły się wymykać spod kontroli.

Spojrzeliśmy na siebie, niczym wyrwani z transu. Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, jak oboje ciężko oddychaliśmy i ile w tym wszystkim było erotyzmu. Poczułem wówczas dziwne, nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Jakby coś mnie odrzuciło od tego, co właśnie mieliśmy zrobić. Nakamura zeszła ze mnie. Usiadła obok, poprawiając przy tym bluzkę i spódniczkę.

– Może zejdźmy na dół – zaproponowałem po dłuższej chwili. – Chyba mamy imprezę.

– Znowu? – zaśmiała się. Odwzajemniłem to bladym uśmiechem.

– Skoro rodziców i tak nie ma.

Skoro rodziców nie było, to mogliśmy ten czas wykorzystać, jak tylko mogliśmy. Mogliśmy zaprosić wszystkich znajomych i zrobić wielką imprezę i pewnie by się nawet o tym nie dowiedzieli. Nie zdziwiłbym się w ogóle, gdyby w końcu do czegoś takiego doszło. Na samą myśl, że moglibyśmy zrobić w domu wielką imprezę przeszywał mnie dziwny dreszcz ekscytacji. Ja i moje rodzeństwo dorastaliśmy jako względnie grzeczne dzieci. Jakoś nie chodziliśmy na żadne domówki, choć trochę zmieniło się to w liceum. Co prawda, nigdy nie piłem, bo i jakoś mnie nie ciągnęło do alkoholu, ale też nie stroniłem od towarzystwa. Choć moje relacje między ludzkie były raczej niezdarne. To Haru i Yoshi były imprezowymi duszami i wszyscy zawsze dziwili się, że dziewczyny z tak zwanego dobrego domu mogły być takie dzikie. Poza tym, z siostrami zawsze robiliśmy na imprezach furorę jako dzieci wychowywane przez gejów. Nie było chyba spotkania, na którym by nas nie wypytywano, jak to jest, gdy ma się dwóch ojców. Każdy też zawsze się dziwił, jak zaskakująco zwyczajne było nasze życie. Choć stwierdzenie, że było zwyczajne nie było może aż tak trafne. Jako dzieci lekarza i businessmana nie brakowało nam niczego. W pewnych kwestiach niektórzy uważali nas za lepszych, choć my sami postrzegaliśmy siebie jako zwyczajnych. Rodzice też dokonali wszelkich starań, by nie wychować nas na rozpieszczone dzieciaki, tylko na proste, skromne dzieci. Choć były pewne rzeczy, które mieliśmy, a naszych rówieśników przyprawiało to o istny ból głowy z zazdrości. Jedną z tych rzeczy było mieszkanie nad morzem. Z początku rodzice chcieli kupić dom letniskowy, jednak uznali, że było z tym za dużo niepotrzebnego zachodu i utrzymanie mieszkania było prostsze. Także stanęło na apartamencie z widokiem na morze, na ostatnim piętrze budynku. Raczej mało moich znajomych mogło się pochwalić czymś takim, żeby nie powiedzieć, że w rzeczywistości nikt z nich nie miał dostępu do takiego luksusu. Raz, gdy byłem młodszy, niewiele myśląc pochwaliłem się przed kolegami, gdzie spędzę większość wakacji. Wywołało to tylko falę niepotrzebnej zazdrości oraz to, że zostałem odsunięty na bok. W jednej chwili nie miałem żadnych kolegów. Na szczęście, była to ostatnia klasa podstawówki i zmieniałem szkołę, więc wkrótce znalazłem nowych znajomych. Tylko im już nigdy nie wspomniałem o mieszkaniu nad morzem. Nie mówiłem też o tym, kim są moim rodzice. Nikt w gimnazjum nie wiedział, że wychowywała mnie jednopłciowa para, aż przypadkiem nie spotkałem jednego kolegi, gdy w jeden weekend byliśmy całą rodziną gdzieś w Sapporo. Spędzaliśmy razem dzień i nawet za bardzo nie myślałem, że możemy spotkać kogoś ze szkoły. Wtedy też wydało się, w jakiej rodzinie dorastałem. Jednakże, reakcja moich znajomych była zgoła inna. Byli zaskoczeni, ale też nie ocenili mnie z góry. Wygrała ciekawość, która kazała im dowiedzieć się wszystkiego, jak to jest dorastać w rodzinie zastępczej, mając dwójkę mężczyzn za rodziców. Wówczas wydało się, że tata pracował w szpitalu z matką jednego z moich kolegów, a ojciec drugiego współpracował z firmą ojca. Można powiedzieć, że trafiłem na dzieciaki, gdzie sytuacja finansowa była lepsza niż stabilna. Może brzmiało to źle, ale cieszyłem się, że trafiłem na lepiej sytuowane dzieciaki. Dlatego mogłem odrobinę odetchnąć.

– Chciałbym cię zabrać nad morze – powiedziałem, leżąc tak przy Nakamurze. Dziewczyna popatrzyła na mnie spod grzywki. Zdaje się, że nie miała wtedy jeszcze pojęcia, co miałem na myśl, poprzez zabrać nad morze. A mówiąc krótko, chciałem się z nią przespać. I nie to, że zależało mi wyłącznie na tym. Skądże! Po prostu, jako nastolatek, byłem napalony. Rozpierały mnie hormony i miałem wielką ochotę, by w końcu przeżyć swój pierwszy raz. Tak jak wcześniej stresowała mnie sama myśl o seksie, tak nagle kompletnie niczym się nie przejmowałem. Można by powiedzieć, że zacząłem myśleć penisem.

– Nad morze? – zamruczała, przeciągając się. – Gdzie nad morze?

– Mamy mieszkanko nad morzem – odparłem, obejmując ją ramieniem. Niby to niechcący położyłem dłoń na jej piersi. Z początku się wzdrygnęła, jednak nic więcej nie zrobiła. Ja też nie starałem się wprawić jej w zakłopotanie, dlatego starałem się nie ruszać ręką.

– Mieszkanko nad morzem – zaśmiała się. – Czemu mnie to nie dziwi.

– Rodzice kupili je już lata temu. To nic specjalnego, teraz inaczej buduje się apartamenty, ale ten nasz też nie jest w najgorszym stanie.

– Więc to apartament?

– Apartamencik.

Parsknęła śmiechem. Zawtórowałem jej mimowolnie. Wstaliśmy kilka minut później z łóżka i rozegraliśmy jedną szachową partię. Choć nie do końca. Gdy już dochodziliśmy do najbardziej rozstrzygających ruchów, z pokoju obok dobiegł nad odgłos przeżywanego orgazmu. Haru i jej dziewczyna poszły na całość. Oboje się z Kasumi zawstydziliśmy. Moja dziewczyna wkrótce później oświadczyła, że już pójdzie. Cóż, dlatego właśnie chciałem ją zabrać nad morze. By nikt nie słyszał, jak zadowoleni byliśmy z życia.

Odwiozłem ją do domu, choć z początku protestowała. Później jednak bardzo mi za to dziękowała, bo zaczął padać śnieg z deszczem i powrót do domu w taką pogodę byłby męczarnią. Dla mnie to było nic. Cieszyłem się, że mogłem zachować się jak gentleman i odwieźć ją do domu jak księżniczkę. Pewnie bardziej księżniczkowato by było, gdybym powoził karocą lub czteroosobowym, warczącym Mustangiem, a nie starym Mercedesem. Jednak i tak było miło. Choć pogoda za oknem w ogóle nie nastrajała do romantycznych czynów. Nie padało mocno, jednak było ślisko i musiałem się skupić na drodze. Jednak wciąż byłem początkującym kierowcą i nie miałem ochoty powodować wypadku lub stłuczki. Kasumi to rozumiała, dlatego przez większość drogi milczała, pozwalając mi się skupić. Jedynie radio cicho grało w tle. Właśnie zaczął lecieć jeden z tych starych, sensualnych kawałków RnB, gdy podjechałem pod jej dom. Deszcz mocno uderzał o dach i szyby. Siedzieliśmy tak jeszcze przez kilka minut, rozmawiając o czymś nieśmiało, aż zaczęliśmy się całować. Były to wyjątkowo gorące pocałunki, jak na taką pogodę. Nawet nie wiedziałem kiedy jedna z moich rąk znalazła się w jej włosach, a druga zaczęła błądzić po miękkich piersiach, by w końcu zjechać aż do krocza. Wzdrygnęła się, jednak nie odsunęła się ani o milimetr. Sama zsunęła dłoń na moje krocze, które delikatnie ścisnęła. Oboje nie wiedzieliśmy do końca, co robić, ale to nas nie powstrzymywało. Całowaliśmy się coraz to namiętniej. Miałem w buzi jej język, ona miała mój. Z każdą minutą byliśmy coraz bliżej do tego, by uprawiać seks w starym Mercedesie mojego ojca. Nawet nie myślałem, o tym, że nie miałem prezerwatyw. Chrzanić prezerwatywy. Liczyło się to, że w końcu miałem mieć za sobą mój pierwszy raz. Już nawet chciałem zdjąć jej majtki  na niej usiąść, kiedy nagle złapała mnie za nadgarstek. Przerwałem. Ewidentnie jej się to nie spodobało.

– Mam okres – wymamrotała zawstydzona. Cała jej twarz była czerwona z seksualnej ekscytacji.

– Och – wyrwało mi się. – Nie wiedziałem. Przepraszam.

Pokręciła głową.

– Powinnam była ci powiedzieć. Nie wiem… Nie jestem pewna czy możemy… Teraz…

– W porządku – dotknąłem jej policzka. – Poniosło nas. Wszystko w swoim czasie, co nie?

Przytuliliśmy się na pożegnanie. Zaraz wyszła do domu. Upewniłem się jeszcze, że na pewno weszła do środka i dopiero wtedy odjechałem. Jadąc tak do domu czułem się bardzo jak nie ja. Jakby stary Hiro zginął gdzieś po drodze i w jednej chwili narodził się nowy. Ten nowy Hiro nie bał się wcale nowych doświadczeń. Byłem dość zadowolony z siebie, bo wiedziałem też jedną rzecz – Nakamura była we mnie niezaprzeczalnie zakochana.

 

*

 

Już z daleka powitał mnie i Haru odgłos głośnej, odrobinę przytłumionej muzyki. Wysiedliśmy z taksówki i chwilę tak staliśmy przed domem, który oboje dość dobrze znaliśmy. Willa, bo inaczej nie mogłem jej nazwać, była jednym z dzieł firmy ojca. Te kilka lat temu projekt był na tyle ważny, że sami byliśmy tu kilka razy. Dziesięć sypialni, piętnaście łazienek, dwie kuchnie, trzy salony, dwa baseny, kort do tenisa. To wszystko i wiele więcej wchodziło w skład posiadłości, znajdującej się na działce o wielkości około dwudziestu tysięcy arów. O ile dobrze pamiętałem, po sprzedaży i odjęciu wszelkich podatków cała inwestycja przyniosła dochód około czterystu milionów (w przybliżeniu na złotówki ok. 14 baniek dop. aut.).

– Wiedziałeś, że to będzie tu? – spytała, poprawiając torebkę.

– Tak – pokiwałem głową. – Nawet po tylu latach.

– Nie dało się zapomnieć adresu tego arcydzieła – zarechotała, ruszając w stronę bramy.

Będąc już wewnątrz budynku, uderzyła we mnie całkiem miła nostalgia. Tym bardziej ogarnęło mnie swego rodzaju wzruszenie, gdy zobaczyłem, że spora część rzeczy w domu nie została w ogóle zmieniona. Cóż, nie byliśmy tam jednak po to, by rozczulać się nad płytkami czy innymi mniej lub bardziej fascynującymi dekoracjami domu, tylko by dobrze się bawić. Niedługo później rozdzieliliśmy się z siostrą i znaleźliśmy znajomych. Całe szczęście. Większości ludzi nie znałem lub też kojarzyłem ich tylko z widzenia. Za to mnie znał każdy. Na imprezie była około setka osób i każdy podchodził do mnie, pytając się czy to ja byłem tym Hiro i czy moja siostra była tą Haru. Nie miałem pojęcia, co rozumiałem poprzez takie określenie, jednak wkrótce gospodyni tego zacnego przyjęcia odnalazła mnie w tłumie. Mirei Kotowara, bo tak się nazywała, była rok młodsza ode mnie i miała, co raczej nie trudno było się domyślić, obrzydliwie bogatych rodziców. Jej rodzina trudniła się importem broni i prowadziła jeszcze kilka innych biznesów. Oprócz tego, z tego co się orientowałem, nasi rodzice nadal utrzymywali ze sobą kontakt i na swój sposób byli przyjaciółmi. Mirei była dość rozpuszczoną jedynaczką, ale jednocześnie należała do osób wyjątkowo inteligentnych i obytych w świecie. Zawdzięczała to między innymi licznym podróżom i wszelkim aktywnością, w które jej rodzice próbowali ją wciskać.

– Jesteś! Jak wspaniale! – niemal krzyknęła, starając się być słyszalną w tłumie i głośnej muzyce. – Haru też przyszła?!

– Tak! – pokiwałem głową. – Mamy mały prezent dla ciebie. Haru go ma, ale nie mam pojęcia, gdzie przepadła.

– To nic – machnęła ręką, śmiejąc się. Zaraz stanęła na jakiejś pufie, przytrzymując się przy tym moich ramion, by utrzymać równowagę i nie upaść. – Hej, wszyscy! To mój kumpel Hiroshi!! Hiro ma siostrę bliźniaczkę i ojców gejów!!

Otworzyłem szeroko oczy z zaskoczenia. Chyba właśnie o to chodziło, gdy ludzie pytali się o tego Hiro i tę Haru.

– Ach… Świetnie mnie przedstawiłaś – roześmiałem się. W jednej chwili miałem ochotę uciec z tej imprezy.

Ale tłum aż oszalał. Niestety, nie miałem zamiaru robić za atrakcję wieczoru, dlatego wycofałem się do Andou, Chihiro, Yuko i Hajime. Przyjaciele widzieli, że czułem się niekomfortowo w związku z całą tą szopką i dość skutecznie odwrócili moją uwagę od tego wszystkiego. Oczywiście, dobra dywersja nie mogła odbyć się bez alkoholu. Wypiliśmy razem kilka piw. Nawet ja przełknąłem to ohydztwo i powoli czułem, jak dobroczynnie alkohol zaczynał wpływać na moje interakcje z innymi. Dołączali do nas różni ludzie, później odchodzili. Rotacja ludzkich zasobów trwała w najlepsze. Jak nigdy w życiu, byłem duszą towarzystwa i miło rozmawiałem z każdą osobą, która się napatoczyła. Choć ściśle trzymałem się swojego wąskiego grona, to jednak nigdy nie zaszkodziło mieć nieco więcej znajomości.

Wieczór leciał szybko. Bardzo szybko. W pewnym momencie musiałem przystopować z piciem, gdyż czułem, że jeszcze odrobina alkoholu, a zacznę rzygać do basenu, który, pomimo chłodu, był okupowany wraz z jacuzzi. Co ciekawe, w tym jacuzzi taplała się moja bliźniaczka, która, wraz ze swoją dziewczyną, nie krępowała się kompletnie niczym. Przez myśl przeszło mi, by może zainterweniować i powiedzieć Haru kilka słów o nagości i obściskiwaniu się w tłumie, jednak byłem zbyt pijany, by podjąć jakiekolwiek kroki w tym kierunku. Zostawiłem więc ją w spokoju.

– Gorąco tu! – rzuciła Yuko, zdejmując z siebie cienki sweterek. Andou, widząc to, złapał ją za nadgarstek. – Co ty robisz?

– Za dużo wypiłaś – wymamrotał.

– Puść mnie.

– Ale się nie rozbieraj.

– Chcę tylko zdjąć sweter, a nie majtki – odburknęła Yuko, wyrywając rękę z uścisku swojego chłopaka. Przyjaciółka zdjęła sweterek i przewiesiła go sobie przez ramię niczym kelner ścierkę. Ja, Hajime i Chihiro patrzyliśmy na tę scenę z lekkim zaskoczeniem.

– Od tego droga już niedaleka – Andou wzruszył ramionami.

– Ale ty jesteś durny – Yuko pchnęła go łokciem w bok, po czym odeszła gdzieś w tłum. Andou zaraz ruszył za nią i niedługo później straciliśmy ich oboje z oczu.

– Ich pierwsza drama! – Hajime roześmiał się głośno.

– Trochę poważnie to wygląda. Sprawdzę, co z nimi – Chihiro ruszyła za pokłóconymi kochankami. Hajime, nie wiedząc co zrobić bez swojej dziewczyny, poszedł zaraz za nią. Zostałem sam. Cóż, z jakiegoś powodu w ogóle mi to nie przeszkadzało. Tamta czwórka pobiegła rozwiązywać swoje problemy, a ja miałem okazję przyjrzeć się tłumowi. Jak się okazało, nie tylko ja się rozglądałem.

Dostrzegłem chłopaka. Niemal natychmiast przykuł moją uwagę. Przyglądałem mu się dłuższą chwilę, chłonąc całym sobą jego zwyczajne, ale jakże wyjątkowe piękno. Wyglądał jak model z okładki. Wysoki, szczupły – choć nie przesadnie – dobrze ubrany, jakby każdy element jego ubioru był misternie zaplanowany przez profesjonalnych doradców wizerunkowych. Patrzył na mnie, a ja na niego. Nie wiedząc, co zrobić w związku z tym, że nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się i uniosłem swoją już niemal pustą butelkę piwa, jakbym go pozdrawiał. On zrobił to samo, unosząc swoją szklankę z drinkiem. Na tym się nie skończyło. Po chwili powiedział coś do swoich znajomych, po czym ruszył w moim kierunku. Nie był w ogóle w stanie powstrzymać uśmiechu i ja też nie mogłem. Nie potrafiłem. Choć wydawało mi się, że za moment ziemia pode mną się rozstąpi i wpadnę w mroczną otchłań.

– To ty jesteś Hiro! – rzucił wesoło. Nie przywitał się. Od razu przeszedł do sedna.

– To ja. Nie zaprzeczam – zaśmiałem się, uśmiechając się przy tym wesoło. – A ty jesteś?

– Shion – posłał mi szeroki uśmiech, niemal pokazując mi przy tym wszystkie zęby. – Fajnie w końcu cię poznać. Wiele o tobie słyszałem od Mirei.

– Naprawdę?

– Nasłuchałem się, jakich masz fajnych rodziców i tak dalej.

– Ach. No tak.

– O rany, źle to zabrzmiało. Naprawdę mówiła o twoich ojcach w samych superlatywach.

– Szkoda, że nie o mnie.

– Och, o tobie wspominała najwięcej – zaśmiał się głośno. – Zdaje się, że się w tobie podkochuje.

– Nie sądzę – wybuchłem śmiechem.

To był niezdarny początek znajomości. Jednak tylko ten niefortunny początek należał do niezdarnych. Im więcej z Shionem rozmawiałem, tym coraz bardziej zapominałem o swojej nagiej siostrze w jacuzzi oraz o moich przyjaciołach, którzy gdzieś zniknęli. Nie pamiętałem też o mojej dziewczynie. Za to w mojej pamięci wyrywał się obraz idealnie równych zębów i ciepłego spojrzenia Shiona, z którym nie mogłem przestać się śmiać. W pewnym momencie Shion zaproponował, żebyśmy poszli gdzieś, gdzie jest mniej osób i da się porozmawiać. Co ciekawe, niemal od razu poszliśmy do jednej z kilku sypialni, która akurat była pusta. Położyliśmy się na łóżku i będąc tak obok siebie rozmawialiśmy o jakichś bezsensownych, mało zajmujących głupotkach. Ale czułem się dobrze. Byłem swobodny, zrelaksowany. Rozluźniłem się na tyle, że aż złapałem Shiona za dłoń, gdy zaczęliśmy z czegoś żartować i niekontrolowanie się śmiać. Przez ułamek sekundy chciałem cofnąć rękę, jednak on zacisnął swoje palce na moich. Leżeliśmy więc tak, trzymając się za ręce. Wydawało mi się przy tym, że powietrze wypełniły elektryzujące iskierki, a przez nasze dłonie przechodziły gorące dreszcze zgubnego podniecenia.

Wszystko tego wieczoru działo się za szybko. Nawet nie wiedziałem, kiedy postanowiłem usiąść na Shionie i pocałować go w usta. W ogóle nie protestował. Ba, zaraz sam przejął inicjatywę. Nie czułem za grosz zawahania ani obrzydzenia, biorąc pod uwagę to, że właśnie pieściłem się w łóżku z innym chłopakiem. Nasze pocałunki były bardzo naturalnie, niewymuszone i zbyt czułe jak na dwóch młodych mężczyzn, którzy poznali się może godzinę wcześniej. W ogóle nie byliśmy nieśmiali. Przytulaliśmy się, gładząc się nawzajem po plecach. Aż w końcu do tych niewinnych pieszczot dołączył język Shiona, a później mój i karuzela intymności przyspieszyła. Zdjął swoją koszulkę, ja zdjąłem swoją. Zacząłem całować go po torsie, jakbym robił to już wiele razy. Obcałowałem całą jego klatkę piersiową i sutki, nie mogąc się już w ogóle powstrzymać. Wszystko we mnie pragnęło seksu i nie miałem zamiaru się hamować. Choć przerwano nam tę sesję, która niewątpliwie zmierzała do tego, bym przestał być prawiczkiem.

Ktoś gwałtownie zapukał do drzwi. Chociaż może powinienem powiedzieć, że ktoś zaczął do nich walić mocno i głośno, jakby policja robiła nalot. I w zasadzie… Nie pomyliłem się.

– Ktokolwiek się tam rucha!! – doszedł głos jakiejś dziewczyny z zewnątrz. – Uciekamy, policja przyjechała!!

No i zaczęliśmy uciekać. Pozbieraliśmy z Shionem nasze rzeczy i zaraz wybiegliśmy na parter. W całym domu trwała istna panika. Ktoś z sąsiadów naprawdę musiał w końcu zawiadomić policję, ale jakoś mnie to nie zaskoczyło. Jakimś cudem znalazłem w tym dzikim tłumie Haru. Stała w bieliźnie, trzymając pod pachą swoje rzeczy i ściskała w mocnym uchwycie swojej bladej dłoni rękę Yui. Rozglądała się panicznie, szukając mnie. Zaraz do niej dopadłem, trzymając przy tym mojego towarzysza za rękę. Siostra zmierzyła zaskoczonym spojrzeniem mnie i Shiona, jednak nic nie powiedziała. Zaraz wybiegliśmy do ogrodu, a konkretnie do bramki, która znajdowała się na jego tyłach. Zdaje się, że nikt za bardzo nie wiedział o jej istnieniu, jednak ja i siostra znaliśmy ten dom dość dobrze. Zmachani dotarliśmy do bramki. Jak na nasze nieszczęście, była zamknięta. Nie przeszkodziło nam to jednak w wspięciu się po niej i przeskoczeniu na drugą stronę. Najpierw we trójkę podsadziliśmy Haru, by łatwiej było jej się wspiąć po szczebelkach. Druga była Yui, która sprawniej wskoczyła na metalowe pręty, po czym niemal jednym susem przeskoczyła na drugą stronę. Następny byłem ja. Z przypływem adrenaliny udało mi się wspiąć na szczyt bramki. Poczułem przy tym dłonie Shiona, popychające mnie do góry. Może nie ułatwiło mi to zadania, ale z pewnością go przyspieszyło. Z tym pośpiechem z mojej strony jednak nigdy nie wychodziło nic dobrego. Schodząc już po drugiej stronie, poślizgnąłem się i chyba tylko cudem nie spadłem w śnieg. Serce waliło mnie jak młotem i jeszcze przez kilka długich sekund doprowadzałem się do porządku. Nawet nie zauważyłem, kiedy Shion znalazł się przy naszej trójce. Nie przerwaliśmy jednak ucieczki, tylko pobiegliśmy dalej do zalesionego parku, aż znaleźliśmy się na tyle daleko, że byliśmy pewni, że policja nie będzie nam tutaj robić problemów. Haru i Yui ubrały się pospiesznie. Jak szalony był ten wieczór, że wybiegliśmy kompletnie nieubrani w trzaskający mróz i śnieg.

– Matko, ale akcja – skomentował Shion. – Impreza zakończona z pompą.

– Tylko teraz współczuć wszystkim nieletnim dzieciakom – rzuciła Yui.

– W szczególności Mirei – westchnęła Haru, zapinając kurtkę po szyję. – Zawsze to jakaś przygoda!

Upewniłem się zaraz, że moim przyjaciołom nic nie było, jednak na szczęście udało im się zbiec mniej więcej w tym samym czasie, co nam. Hajime narzekał odrobinę, że mnie szukali, ale później zobaczyli, że nie byłem sam, dlatego dali spokój. Cóż, nieważne co sobie pomyśleli, cieszyłem się, że wyszli z tej akcji cało. Jakiś czas później Shion oznajmił, że będzie się zbierał. Chciał znaleźć swoich znajomych i upewnić się, że nikt nie będzie miał zatargu z policją. To zrozumiałe. Na odchodne sam zaproponował, że chciałby wymienić się ze mną numerem telefonu, na co wesoło przystałem. Gdy tylko odszedł, zostałem zaatakowany przez moją bliźniaczkę.

– A Nakamura? – spytała poirytowana. – I co to w zasadzie za jeden?

– Shion – wzruszyłem ramionami. – Znajomy.

– Ze znajomymi wychodzisz z jakichś kątów i trzymasz się za ręce? Jeszcze kilka godzin temu miałeś dziewczynę.

– Nadal ją mam.

– To co robiłeś z tym gościem?

– Rozmawialiśmy. Co więcej mielibyśmy robić? Nie wiem nawet czemu złapaliśmy się za ręce, chyba spanikowaliśmy. Za dużo wypiłem.

Haru popatrzyła na mnie w ogóle nieprzekonana tym marnym kłamstwem. Yui tak samo zdawała się nie brać mnie na poważnie, jednak przekonała moją siostrę, by dała spokój. Wróciliśmy do domu, nie poruszając już tego tematu.

Na drugi dzień uderzył mnie kac nie tylko spowodowany nadużyciem alkoholu, ale i moralny. Myśląc już trzeźwo uzmysłowiłem sobie, co w zasadzie zrobiłem. Zdradziłem Kasumi. Ta myśl przeszyła mnie tak nagle i ostro, że aż potrzebowałem kilku dobrych minut, by w ogóle zdać sobie sprawę z jej znaczenia. Po kim jak po kim, ale po sobie nigdy bym się tego nie spodziewał. Zawsze uważałem, że jeśli już z kimś będę, to uczynię wszystko, by być zawsze szczerym i wiernym wobec tej osoby. A co zrobiłem? Ledwo zacząłem być ze swoją pierwszą dziewczyną, ledwo dotarłem do pierwszej bazy, a już postanowiłem spróbować czegoś nowego. Mało tego! Z mężczyzną. Aż zakryłem twarz dłońmi, przypominając sobie całe to zajście, a przy okazji wszystko, co wówczas czułem. A to było… niesamowite. Trudno było mi to przyznać, ale wszystkie minuty spędzone z Shionem wcale mnie nie odrzucały. Osobiście, pomimo kilku lat szukania swojej tożsamości, uważałem się za osobę heteroseksualną. Nigdy żaden chłopak nie sprawił, że moje serce zabiłoby jakkolwiek szybciej. Ale Shion? Na samo wspomnienie jego osoby coś we mnie drgało. Technicznie nawet go nie znałem, ale w środku wydawało mi się, jakbyśmy poznali się już wieki temu i teraz znów spotkali po latach. A wszystko między nami było tak, jakby tak naprawdę czas spędzony osobno nigdy nie istniał.

Jakkolwiek na to nie patrzeć, było mi źle z myślą, że pocałowałem się z kimś innym niż moja dziewczyna. Kasumi zasługiwała na lepsze traktowanie, jednak nie byłem w stanie zmienić przeszłości. Zachowałem się nieodpowiedzialnie i wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Nie wiedziałem jednak, co takiego, dlatego pod wieczór, gdy ojciec zadzwonił spytać, co u nas, postanowiłem poradzić się go. Może to i była głupota, pytać się rodzica, co zrobić w takiej sytuacji, ale nie miałem żadnej innej osoby. W końcu Haru i Yoshi by mnie rozszarpały, Makoto był jeszcze dzieckiem, a gdybym choć tylko pisnął słówko do znajomych, to najpewniej Kasumi dowiedziałaby się o tym w mgnieniu oka. W zasadzie, i tak nie mogłem mieć pewności, że już o tym nie wiedziała. W końcu na domówce było mnóstwo osób i ktoś serdeczny mógłby jej powiedzieć, że zniknąłem tam na jakiś czas z jakimś chłopakiem, a później uciekłem z nim, trzymając się za ręce. Miałem jednak nadzieję, że Nakamura nadal żyła w nieświadomości i myślała, że fakt, że w zasadzie całą sobotę się nie odzywałem, był spowodowany jedynie kacem.

Postanowiłem porozmawiać o tym z ojcem, gdy do nas zadzwonił. Najpierw siostry i brat z nim pogawędzili. Ostatecznie przyszła moja kolej na zwierzanie się z najbardziej zawstydzających sekretów.

– Muszę cię o coś spytać – zacząłem, uciekając z telefonem Yoshi do pokoju rodziców. Przysiadłem po turecku na łóżku i wziąłem głęboki wdech.

– Słucham – rzucił. Wyraźnie usłyszałem w słuchawce, że się przeciągał.

– Tata jest gdzieś obok?

– Nie. Jest w łazience.

– To dobrze. Bo… Zrobiłem coś głupiego. Bardzo głupiego – podparłem czoło na dłoni. Aż sam nie wierzyłem, że właśnie chciałem wyznać przed ojcem, że wychował dzieciaka, który nie potrafił być wierny swojej dziewczynie. – Wczoraj na imprezie.

– Słyszałem od Haru, że było fajnie – rzucił jak gdyby nigdy nic. – Działo się?

– Tak. Dużo się działo – znowu wziąłem wdech i wydech.

– Chyba nie ćpałeś? – wyraźnie wyczułem napięcie w jego głosie.

– C-co? Nie. Nie o to mi chodzi. Nie biorę narkotyków. Tylko wczoraj… Sam nie wiem. Nie wiem czy to dlatego że trochę za dużo wypiłem. Wiesz, że nie piję. Ale wczoraj jakoś tak… Tam był… Taki… – westchnąłem ciężko. Ojciec milczał, czekając na to, co mam mu do powiedzenia. Gdzieś w oddali słychać było szum morza. – Tam był chłopak. Trochę rozmawialiśmy. I później… Sam nie wiem jak to się stało, ale… uhm… Doszło do czegoś więcej.

– Aha – mruknął.

– Aha? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nawet nie wiesz, jak mi jest niezręcznie, mówiąc to.

– A mi słuchając tego – odparł. W jego głosie nie było w ogóle irytacji. W zasadzie, nie było w nim żadnych emocji.

– Pocałowałem się z nim – dodałem, próbując wykrzesać od swojego rodzica nieco więcej. Jak nigdy w życiu, potrzebowałem od niego trochę dorosłych życiowych mądrości. – W łóżku.

– Uprawialiście seks? – dopytał.

– Nie – odparłem ostrożnie. Wydawało mi się, że zaraz zacznę chodzić po ścianach. – To było… uhm. Blisko. Chodzi mi o to… Ja… Sam nie wiem. Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłem. Bo ja nigdy nie czułem nic do… Zawsze wolałem dziewczyny. I teraz nawet mam dziewczynę i to jest jeszcze gorsze, bo zrobiłem coś takiego, będąc w związku.

Westchnął ciężko.

– Myślisz, że zrobiłeś to, bo przesadziłeś z alkoholem lub też dlatego że coś poczułeś w stosunku do niego?

– Nie wiem. Może obie te opcje po trochę. To było… uhm… elektryzujące. Pierwszy raz poczułem coś takiego w stosunku do kogokolwiek. Ale też… Nadal lubię Kasumi. Moje uczucia do niej się nie zmieniły. Tylko ten chłopak…

– Może czujesz pociąg nie tylko do kobiet. Nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem ekspertem i nie siedzę ci w głowie, ale to się zdarza, że spotyka się kogoś i bum, nagle jest się zdezorientowanym, bo ta osoba sprawia, że czujemy coś, czego nigdy byśmy nie spodziewali się poczuć. Co więcej, poczułeś coś do tego chłopaka, ale nadal jesteś zakochany w Kasumi. Być może jesteś w stanie czuć pociąg do więcej niż jednej osoby jednocześnie.

– C-co? – wykrztusiłem, nie wiedząc, co takiego mój ojciec do mnie mówił.

– Może jesteś poliamoryczny – powiedział wprost. – Znowu, nie jestem ekspertem. Ale powinieneś skonfrontować się sam ze sobą i zastanowić się nad całym tym zajściem.

– Chcesz mi powiedzieć, że mogę być w związku z więcej niż jedną osobą?

– Próbuję pomóc ci znaleźć jakieś wyjaśnienie. Nie mówię, że tak właśnie jest. Równie dobrze to mógł być zwykły skok w bok z twojej strony i teraz jesteś po prostu zdezorientowany. A poza tym, uhm…

– Z kim rozmawiasz? – usłyszałem głos taty po drugiej stronie.

– Z Hiro. Daj mi chwilę – odchrząknął. – Po prostu zastanów się nad tym. Nad swoim zachowaniem. Pomyśl też czy masz zamiar powiedzieć o tym Kasumi, bo pewnych rzeczy lepiej nie trzymać w tajemnicy. Tym bardziej takich.

– Nie chcę jej zranić.

Już któryś raz podczas naszej rozmowy westchnął ciężko.

– Rozumiem. Wiem, że tego nie chcesz, ale nie mówiąc jej o tym możesz zrobić jej jeszcze większą krzywdę. I na pewno ją zranisz. Jak nie teraz, to kiedyś, bo związki to nie jazda prostą autostradą. To bardziej kolejka górska.

– Teraz mówisz z doświadczenia?

– Myślę, że akurat w tej kwestii mam do tego prawo.

– To nie powinno być… to ma być tak, że wszystko jest w porządku? Że jak coś jest nie tak, to tak naprawdę nie jest właściwa osoba.

– Chyba źle to ująłem. Nie miałem na myśli jakichś toksycznych relacji, gdzie partnerzy dosłownie się nawzajem zabijają. Chodziło mi o to, że w każdym zwyczajnym związku zawsze napotka się jakieś problemy. Jak w życiu. Nie jest zawsze kolorowo. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i nie zawsze możemy uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Ale od tego jest rozmowa i komunikacja z drugą stroną, by rozwiązać te problemy. Rozumiesz?

Pokiwałem głową, czego nie mógł zobaczyć.

– Rozumiem.

– Przemyśl to wszystko i jak będziesz gotowy, to porozmawiaj z Kasumi. Zachowasz się bardzo niehonorowo, nie mówiąc jej o tym, a uważam, że jako twoja dziewczyna, powinna wiedzieć o takich rzeczach.

– Myślisz, że ze mną zerwie?

– Tego nie wiem. Istnieje taka opcja i myślę, że gdyby to się stało, to nie powinieneś mieć do niej żadnych pretensji. Musisz wziąć odpowiedzialność za to, co zrobiłeś i nieważne czy byłeś trzeźwy, czy nie.

– Tak. Jasne. Przepraszam.

– Za co? – w ogóle nie krył zaskoczenia.

– Za to, co zrobiłem. I że teraz marnuję ci czas, gdy jesteś na urlopie.

– Nie marnujesz mi czasu. Jestem twoim ojcem i cieszę się, że mogę z tobą porozmawiać o takich rzeczach. W ogóle, cieszę się, że chcesz ze mną rozmawiać. Zawsze byłeś bardziej skryty od swoich sióstr, więc to wiele dla mnie znaczy.

Poczułem dziwne ukłucie wzruszenia wewnątrz. W jednej chwili odczułem chęć przytulenia się do rodziców. Tak po prostu. Chciałem objąć ich oboje i podziękować im za to, jacy byli. Dlaczego nagle musiało zrobić się aż tak emocjonalnie?

– Rozumiem. Mogę mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?

– Oczywiście.

– Mógłbyś nie mówić o tym tacie? Jakoś… Wiem, że muszę teraz to wszystko naprawić, ale wolę to zachować między nami.

– Pewnie. Nie ma sprawy – zawiesił głos. – Swoją drogą, właśnie patrzy na mnie, jakby miał zaraz tu przyjść i… Co? Nie, nie obgaduję cię!

Zaśmialiśmy się oboj jednocześnie.

– Dziękuję.

Czułem swego rodzaju ulgę po rozmowie z ojcem. Fakt, nie rozwiązało to mojego problemu, ale to, że mogłem z nim o tym porozmawiać i nie byłem przy okazji jawnie oceniany wiele mi dało. Zacząłem zastanawiać się nad tym, co powiedział. Czy faktycznie byłem w stanie poczuć coś więcej do jeszcze jednej osoby jednocześnie? Czy może był to zwykły wyskok z mojej strony? W każdym razie, musiałem teraz ponieść za to odpowiedzialność.

W poniedziałek wszyscy w szkole mówili o piątkowej imprezie. Dosłownie. Nie było innego tematu, tylko ta jedna, nieszczęsna impreza. Starałem się na ten temat nie wypowiadać, tylko przysłuchiwałem się, co inni mieli do powiedzenia i przy okazji próbowałem wyłapać, czy ktoś wspomni coś o mnie i Shionie. Na moje szczęście, nikt chyba nawet nie zwrócił wtedy uwagi na nasze nagłe zniknięcie. Czułem ulgę, bo miałem większą pewność, że Nakamura nie dowie się o tej sytuacji od kogoś innego, tylko ode mnie. A przynajmniej taką miałem nadzieję.

– Musiało być fajnie – rzuciła Kasumi, łapiąc mnie za dłoń, gdy szliśmy w stronę galerii. Byliśmy po szkole i postanowiliśmy, że zjemy coś na mieście. Z początku się wzdrygnąłem, gdy mnie dotknęła i o mały włos nie cofnąłem ręki. Szybko jednak się zreflektowałem, i ująłem jej dłoń w swoją. – Może następnym razem pójdę razem z tobą?

– Chciałabyś? Fajnie by było.

– Nie przepadam za imprezami, ale jeśli ty byś tam był, to pewnie udałoby mi się to znieść.

– Nie chciałbym, żebyś robiła coś wbrew sobie.

Potrząsnęła głową.

– To nie tak, że bym robiła coś wbrew sobie. Po prostu… Przy tobie czuję się odważniejsza. I wydaje mi się, że mogę wyjść poza tę swoją małą bańkę.

– Super – posłałem jej szeroki uśmiech. Zawstydziła się nieco, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

Zjedliśmy razem ramen, a później chodziliśmy bez celu po sklepach, oglądając po prostu rzeczy. W pewnym momencie wzrok Kasumi zawisł na jednym sklepie z bielizną. Popatrzyłem na niego i mimowolnie spytałem czy może chce wejść do środka. Oczywiście, odmówiła speszona, rumieniąc się przy tym. Nie wiedzieć czemu, ale w jednej chwili poczułem do niej jeszcze większy pociąg.

– No chodź – załapałem ją pod rękę. – Wybierzemy ci coś ładnego na wyjazd nad morze.

Moja dziewczyna otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie w swego rodzaju szoku. Nie była ani zła, ani zadowolona. Nie stawiała też żadnego oporu, gdy delikatnie pociągnąłem ją w stronę półnagich manekinów w kusej bieliźnie. Już na samym wejściu do sklepu zostaliśmy zaatakowani przez ekspedientkę. Szczerze, to sam się na początku speszyłem. Ale tylko przez chwilę. Powiedziałem, że tylko się rozglądaliśmy i w razie czego, poprosimy o pomoc. Kobieta posłała nam ciepły uśmiech, po czym usunęła się na bok, wciąż bacznie przyglądając się naszym ruchom. Cóż, pewnie niewiele licealistów przychodziło do takiego sklepu i była święcie przekonania, że będziemy próbowali coś ukraść. Z jakiegoś powodu poczułem, że nie chcę dać tej kobiecie satysfakcji, dlatego koniecznie chciałem, by Nakamura coś wybrała i chciała kupić. W pewnym momencie uwagę mojej dziewczyny przykuł burgundowy komplet, składający się ze koronkowego stanika i majtek o wysokim wycięciu. Przyglądała mu się dłuższy czas, aż rzuciłem, że powinna przymierzyć.

– Co? Teraz?

– A kiedy? – trąciłem ją zaczepnie w bok. Zacząłem szukać kogoś do pomocy. – Przepraszam!

– Hiro! – Kasumi aż złapała mnie za rękę, jakby w ten sposób miała mnie uciszyć.

– Tak? – ta sama kobieta, która od początku nam się przyglądała, podeszła do nas pewnym, niemalże tanecznym krokiem.

– Chcielibyśmy to w… uhm… Nie jestem pewny.

Kasumi wymamrotała rozmiar swojego stanika. Zupełnie nic mi to nie mówiło. Nie wiem czy powinienem się z tego powodu wstydzić, w końcu miałem dwie siostry, ale jakoś nigdy żadna nie mówiła mi o tym, co znaczą te literki i liczby, które miały być rozmiarami. Podczas gdy ja przeżywałem swoją wewnętrzną, męską dezorientację, ekspedientka spojrzała uważnie na Kasumi, po czym oświadczyła, że pójdzie z nią do przymierzalni, pomóc jej wybrać odpowiedni rozmiar. Stałem przez krótki moment osłupiały. Że niby poszła zmierzyć jej piersi?

Chwilę to trwało. W tym czasie zacząłem rozglądać się na męskim dziale, który był znacznie mniejszy od damskiego. Nie znaczyło to jednak, że dało się znaleźć tam żadnych perełek. Od prostych bokserek po fikuśne stringi. Z początku chciało mi się śmiać i zastanawiałem się, jaki facet w ogóle nosiłby tak niewygodną bieliznę. Aż przypomniałem sobie jedną sytuację sprzed kilku lat, gdy wyciągałem z pralki ubrania rodziców i jedną z rzeczy, która niechcący upadła mi na podłogę, była właśnie para czerwonych, koronkowych majtek. Co było chyba jeszcze gorsze, to nie były klasyczne stringi, tylko takie z wycięciem na pośladkach. Miałem wtedy jakieś czternaście albo piętnaście lat. Nikt mnie nie prosił, bym ruszał ich pranie, ale chciałem wyprać swoje rzeczy, dlatego postanowiłem opróżnić pralkę. To był błąd. Nie wiedziałem, co mam zrobić i przez dłuższą chwilę patrzyłem nieco zaskoczony na kusy kawałek odzienia, aż mój ojciec nie wszedł do pralni. Spojrzał na mnie, po czym na pranie, a następnie na leżące a podłodze stringi. Podniósł je i wrzucił do suszarki wraz z resztą prania. Spytał, co bym chciał na kolację i zaraz wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Przez resztę wieczoru nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. W końcu tata się spytał, skąd wynikała ta niezręczna atmosfera i dopiero wtedy wyjaśniliśmy sobie we trójkę, co się zdarzyło w pralni. Tata sam z siebie przyznał, że to była jego bielizna, a brew nie drgnęła mu przy tym nawet o milimetr. Powiedział, że rozumie moją reakcję i przeprosił, że musiałem to widzieć. W końcu rzadko znajdowało się bieliznę erotyczną swoich rodziców. Nie powiem, miałem po tym małą traumę.

– I jak? Udało się dobrać rozmiar? – spytałem Kasumi, gdy wyszła już w pełni ubrana z przymierzalni. Pokiwała twierdząco głową. – Pasowało?

– Tak. Śliczny zestaw.

– W takim razie go weźmiemy.

– Huh?! Nie stać mnie. To przecież kosztuje…

– Nie martw się. Zapłacę – puściłem jej perskie oko.

Kasumi wyraźnie nie wiedziała, jak się zachować. Jednak zgodziła się, bym kupił jej bieliznę, na co się ucieszyłem. Ale nie tylko dlatego że mogłem pokazać tamtej kobiecie, że wcale nie mieliśmy zamiaru nic kraść. Byłem zadowolony, bo wiedziałem, że Kasumi będzie wyglądać obłędnie w tym zestawie i miałem szczerą nadzieję zobaczyć ją w tej kreacji na naszym obiecanym wyjeździe nad morze.

Niedługo później się rozdzieliliśmy. Ona pojechała do domu, a ja poszedłem odebrać Makoto ze szkoły. Wkrótce spotkaliśmy się jeszcze z Haru i Yoshi, i poszliśmy na zakupy spożywcze. Yoshi, będąc najbardziej odpowiedzialną z nas wszystkich, zrobiła mini listę, która, oczywiście, rozszerzyła się diametralnie.

– Chcę takoyaki – mruknął Makoto, gdy staliśmy przy lodówkach z owocami morza.

– Nikt ci nie zrobi takoyaki, bo nikt, oprócz taty nie umie tego robić – odparła Haru, co było pełną prawdą. Jedynie tata potrafił przyrządzić idealne, nieprzypalone takoyaki i jedynie on miał w sobie tyle cierpliwości, by to wszystko przygotować.

– Nie możecie się nauczyć?

– Sam się naucz – odburknęła Haru. – Możemy ewentualnie kupić już gotowe takoyaki, ale zapomnij, że ktokolwiek będzie się z tym babrał.

Makoto był niepocieszony, ale odrobinę poprawił mu się humor, gdy później dostał gotowe już kulki z ośmiornicą. Choć twierdził, że takoyaki taty było najlepsze. Oczywiście, nikt z nas nie śmiał się z nim spierać, bo akurat w tej kwestii miał rację. Ja i siostry też postanowiliśmy wziąć dla siebie takoyaki i fakt, było pyszne, jednak temu domowemu nie mogło się równać.

Tego popołudnia odwiedził nas wujek Minoru. Ojciec zapowiadał, że do nas przyjdzie sprawdzić czy wszystko było w porządku, jednak jego wizyta i tak wywołała niemałe poruszenie. Zapomnieliśmy, że ktokolwiek miał przyjść, to po pierwsze, a po drugie, nie widzieliśmy wujka już jakiś czas. Odkąd on i ciocia Hikari się rozeszli, jakoś nie utrzymywaliśmy kontaktu. Tata już w ogóle się do niego nie odzywał, twierdząc, że nie ma w ogóle ochoty zadawać się z mężczyzną, który nie potrafił dochować wierności swojej żonie. Dosłownie wyklął go z naszej małej, przyszywanej rodziny. Pamiętając to, co sądził o wujku, nie chciałem, by wiedział, co sam zrobiłem. Wiedziałem, że byłby wyjątkowo rozczarowany moim postępowaniem i nie chciałem, by tak było.

Cała sytuacja między ciocią a wujkiem miała miejsce dwa lata temu na wspólnych wakacjach. Całą naszą wielką, przyszywaną rodziną postanowiliśmy się zgrać i pojechać nad Morze Śródziemne. Ojciec postarał się, by były to jak najbardziej luksusowe i niezapomniane wakacje, wynajmując jacht, na którym stacjonowaliśmy przez dziesięć dni. Musiałem przyznać, że były to jedne z najpiękniejszych wspomnień w całym moim życiu. Aż do dwóch dni przed końcem naszej morskiej wyprawy. Chcieliśmy przybić do portu w Fiuminicio, gdzie mieliśmy zakończyć czarterowanie jachtu, a stamtąd udać się do Rzymu. Niestety, jednego wieczoru wszystkich dobiegły krzyki z kajuty wujka i cioci. To było wyjątkowo niespodziewane. Ja i moje rodzeństwo oraz dzieci cioci i wujka – Asahi i Fumiko – siedzieliśmy na zewnątrz na kanapach przy stole i graliśmy w Rummikub. A oni krzyczeli na siebie tak głośno i wściekle, że każdy mógł to usłyszeć. Asahi aż wstał, chcąc pójść do rodziców, jednak Yoshi, która siedziała obok, złapała go za dłoń, w porę przed tym powstrzymując.

– Co tam się dzieje? – usłyszałem ojca, który wyszedł ze sterowni, gdzie akurat rozmawiał z kapitanem. Pewnie uzgadniali jakieś szczegóły związane z końcem rejsu, jednak nie wdawałem się w szczegóły. Kapitan – opalony, nieco starszy Włoch – również wyjrzał na zewnątrz. Rzucił coś po swojemu, po czym po angielsku powiedział ojcu, żeby lepiej sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Oczywiście, nic nie było w porządku. Nikt bez powodu by tak na siebie nie wrzeszczał, a tym bardziej jeśli chodziło o małżeństwo, które uchodziło za niemalże idealne.

– Co się dzieje? – tata wychylił głowę z salonu. Popatrzył na naszą szóstkę, siedzącą przy grze, a następnie poszedł prosto w stronę kajuty wujka i cioci. Ojciec zaraz do niego dołączył.

Cała obsługa jachtu, łącznie z nami, wręcz wstrzymała oddech, słuchając, co takiego się działo. Oczywiście, nikt z nich nie rozumiał ani słowa, oprócz nas. A działo się okropnie.

– Ty pierdolony kłamco! Zdrajco!! – ciocia Hikari rzuciła czymś, co się potłukło. Miałem tylko nadzieję, że nie było to nic, co należało do wyposażenia jachtu. Bałem się nawet pomyśleć o tym, jak wysoka była kaucja. – Udław się! Utop! Ty świnio!

– To wcale…!

Coś ciężko spadło na podłogę. Ciocia zaczęła krzyczeć zupełnie jak jakieś dzikie zwierzę.

– Hikari, zostaw go!

– Puść mnie!!

Wkrótce nastąpiła cisza. Była ciężka i zimna, jakby nagle ogarnął nas mróz. Jednak kilka chwil później rozległ się tak żałosny kobiecy szloch, że aż coś mnie złapało za gardło. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem, by ktoś tak płakał. Zaraz zobaczyliśmy, jak ojciec wychodzi z poszarpanym wujkiem Minoru. Wujek popatrzył na nas zupełnie załamany, zatrzymując swój wzrok na Asahim i Fumiko, którzy aż wstrzymywali oddechy, nie rozumiejąc co się właśnie działo. Ojciec jednak nie pozwolił mu z nami usiąść, tylko zaprowadził go do salonu. Zamknął drzwi. Ciocia Hikari cały ten czas płakała.

Ciocia dowiedziała się o zdradzie swojego męża w bardzo głupi, ale i oczywisty sposób. Przez sms. Wujek brał prysznic, a ciocia czytała w łóżku, gdy nagle na telefon jej męża przyszło powiadomienie. Nie podejrzewając niczego i spodziewając się albo jakiejś reklamy, powiadomieniu o roamingu lub też czegoś związanego z pracą, ciocia została zbombardowana wyuzdanym zdjęciem w bieliźnie i równie niestosowną wiadomością. Zaraz zaczęła przeglądać inne smsy, które jej mąż wymieniał ze swoją sekretarką i tak oto cały romans wyszedł na jaw.

Jednak od tego wydarzenia minęły już dwa lata. Wujek od tamtej pory był niemal zupełnie wykluczony z naszej przyszywanej rodziny. Dlatego tak bardzo byliśmy zaskoczeni, widząc go w drzwiach.

– Wasz staruszek poprosił, żebym sprawdził, co u was – powiedział, gdy otworzyłem mu drzwi. – Chałupa stoi, wy żyjecie, więc chyba wszystko w porządku?

– Pewnie – odparłem.

Staliśmy tak kilka długich sekund w zupełnej ciszy. Nie byłem pewny czy powinienem go wpuścić lub też może subtelnie zakomunikować mu, że powinien już pójść. Niby miałem do niego jakiś sentyment i pamiętałem go jako najlepszego wujka, ale i tak po całej sytuacji na wakacjach nie miałem zbytniej ochoty spędzać z nim czasu.

– Mogę? – spytał w końcu, unosząc lekko brwi. Ścisnąłem mocniej klamkę, jakbym zaraz miał zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak ostatecznie odsunąłem się na bok, pozwalając mu wejść. Maeda wszedł, zdjął buty i pewnym siebie krokiem pomaszerował do salonu. – Halo, halo! – rzucił.

– Halo – odburknęła Haru, która nawet nie kryła niechęci co do gościa. Obie moje siostry siedziały na kanapie, oglądając serial. – Wieki cię nie widziałam.

Wujek stanął nieco osłupiały. Zdaje się, że bezpośredniość Haru wywarła na nim nie do końca pozytywne wrażenie.

– Ja was też. A najmłodszy?

– Na górze – odparła Yoshi, uważnie śledząc każdy ruch Maedy.

– No dobra – odchrząknął. – A kot?

Przez kilka sekund cała nasza trójka patrzyła na niego w osłupieniu. Jakby… Nikt nie spodziewał się pytania o kota, który nie żył od roku. Cóż, choć z drugiej strony, skąd mógł wiedzieć, że Taiga odszedł. A kot był zawsze. Wszyscy, pół żartem, pół serio, mówili, że Taiga był stróżem tego domu. Bez niego było pusto. I mówiąc szczerze przez te wszystkie miesiące, odkąd zmarł, nie potrafiłem się przyzwyczaić do tego, że go nie ma. Marzyłem, by choć jeszcze raz móc go zobaczyć, leniwie wylegującego się na nagrzanych od słońca deskach werandy.

– Nie mamy już kota – odparłem, czując jakąś dziwną kluchę w gardle. Wszyscy dość emocjonalnie podchodzili do tematu Taigi, z którym się wychowaliśmy.

– Uciekł? Czy zdechł?

Zacisnąłem usta w cienką linię. Cóż…

– Możesz już iść – odparłem.

– O matko. Przepraszam, nie miałem pojęcia…

– Naprawdę, oszczędź sobie – rzuciła Yoshi.

Tym sposobem wujek, tak szybko jak się zjawił, tak szybko zniknął. Jego wizyta tylko zostawiła nas w jakimś emocjonalnym rozstroju. Haru zaczęła płakać, Yoshi zaraz do niej dołączyła, a ja sam nie wiedziałem czy mam ochotę płakać czy krzyczeć. Jednak nic nie było w stanie naprawić serca po stracie zwierzątka.

Jeszcze tego samego wieczoru podjęliśmy temat nowego podopiecznego. Haru zaczęła przeglądać różne ogłoszenia ze schronisk, jeszcze bardziej się przy tym dobijając.

– Adoptowałabym je wszystkie – wychlipała, pociągając nosem. – One nie zasługują na taki los.

– Nie możemy wszystkich adoptować – westchnęła Yoshi, opierając się na ramieniu młodszej siostry. – Ale kusi.

– Co nie?

– Może porozmawiamy na ten temat z rodzicami, gdy wrócą? Szczególnie z tatą. W końcu Taiga był jego kotem i to on najgorzej to przeszedł.

– Tata nie będzie chciał wziąć następnego kota – westchnęła Yoshi. – Wszyscy o tym dobrze wiemy.

– Nigdy nie mów nigdy.

Następnego dnia z rana Makoto powiedział, że źle się czuł. Z początku nie wiedzieliśmy, co z nim zrobić, tym bardziej, że nasz najmłodszy brat miał chyba lekką gorączkę. Yoshi zadzwoniła do taty po poradę, a on polecił jej po prostu podać coś na zbicie temperatury i gdyby gorączka lub inne symptomy się nasiliły, to mieliśmy go zabrać do lekarza. Szczerze, to wszyscy powątpiewaliśmy w to, że Mako faktycznie coś dolegało, ale nie chcieliśmy też wyjść na ignorantów, które zbywało swoje najmłodsze rodzeństwo. Kochaliśmy Makoto, choć był wyjątkowo rozpieszczony, w porównaniu z naszą resztą. Rodzice, w przeciwieństwie do wychowywania mnie, Haru i Yoshi, jakby przestali się przejmować pewnymi sprawami. Tak jak zawsze w naszym domu panowały swoiste, niepisane zasady, których każdy przestrzegał, tak Makoto naginał je, nie ponosząc nawet przy tym zbytnich konsekwencji. Był tym książkowym, najmłodszym dzieckiem, które było najbardziej  rozpieszczane oraz w pewnym sensie wychowywało się samo lub też bardziej było wychowywane przez nas. Jeśli Makoto coś chciał, to zazwyczaj to dostawał, jako że był najmłodszy, to nawet nie musiał się niczym z nikim dzielić. Z kolei ja, moja bliźniaczka oraz Yoshi dorastaliśmy w naszej małej komunie. Dzieliliśmy zabawki, braliśmy wspólne kąpiele i przez kilka pierwszy lat życia spaliśmy w jednym pokoju, aż w końcu rodzice zrobili generalny remont piętra, zmieniając jego trzypokojowy układ w czteropokojowy. Dzięki temu każde z nas miało swój własny kąt. Makoto jednak z nikim nie musiał się nigdy niczym dzielić. Kąpał się sam, miał swoje zabawki i od zawsze miał swój własny pokój. Każdy zawsze mu ustępował, bo był młodszy. Takie podejście wychowało małego, rozpieszczonego cwaniaka, który uwielbiał postawić na swoim.

– Świetnie – rzuciła Yoshi, upewniając się, że ten mały demon na pewno wszystko wziął. Wychodziliśmy właśnie z domu i pakowaliśmy do samochodu. Mako przez cały ten czas narzekał, że źle się czuł i leki na zbicie temperatury wcale nie działały. Aż nawet przyłożyłem mu dłoń do czoła i szczerze nie poczułem niczego anormalnego. Miał prawidłową temperaturę.  – Może dostaniesz zastrzyki w dupsko, jeśli jest ci coś poważnego.

– C-co? – wydukał.

– O tak! – Haru podchwyciła temat. Chyba nic nas tak bardzo nie rajcowało, jak nastraszanie młodszego brata, który chyba miał fobię przez każdą możliwą rzeczą. Jednymi z nich były pająki, węże oraz igły. – Skoro aż tak źle się czujesz, to pewnie jakaś poważna choroba, a na takie rzeczy działają tylko zastrzyki z wielkimi igłami.

– Jeden rano, drugi wieczorem. I tak przez tydzień – zachichotałem.

– Masakra. Będziesz miał tak pokłutą dupę, że przez miesiąc nie usiądziesz.

– I to… z igłami? – Mako zaczął wyraźnie drżeć.

– No jasne, że z igłami. Pewnie dadzą ci te największe, najgrubsze, żeby głębiej weszła.

– Dlaczego?! – w głosie naszego najmłodszego brata zaczęła pobrzmiewać panika. Jednak nic nie mogło się równać z wystraszonym dwunastolatkiem.

– Żeby lekarstwo lepiej weszło – wyjaśniła Yoshi.

– Kłamiecie – rzucił, próbując zebrać w sobie odwagę. – Na pewno tak nie robią.

– A założysz się? – Haru wręcz kipiała tego ranka złośliwością. Mako przełknął ślinę, kręcąc głową. Zdaje się, że w jednej chwili zrobiło mu się lepiej. I dobrze. Przynajmniej mieliśmy jeden kłopot z głowy.

W szkole zacząłem dzień od diagnozy z biologii, o której zapomniałem. Ogarnęła mnie panika, na sam widok powtarzających materiał kolegów i koleżanek. Wiedziałem jednak, że w moim przypadku nie miało to już sensu, dlatego nawet nie starałem się udawać, że coś powtarzałem. Zdaje się, że pierwszy raz w życiu miałem zawalić cokolwiek z biologii i to w dodatku w ostatniej klasie liceum, kiedy oceny były tak istotne. W dodatku tak bardzo ważną diagnozę! Tym bardziej dla mnie. Chciałem dostać się na medycynę do Tokio, a zapomniałem o takiej głupotce. Gdy było już po wszystkim, każdy porównywał swoje odpowiedzi i szczerze powiedziawszy, prawie żadna z nich nie pokrywała się z moją. Zakładałem zatem, że poszło mi tragicznie i niczego innego się nie spodziewałem jak porażki. Aż skręcało mnie w żołądku na samą myśl, że właśnie oto nadszedł ten dzień, kiedy kompletnie zawiodłem samego siebie.

Kasumi widziała, jak bardzo byłem przybity, dlatego próbowała mnie pocieszyć. Ale im bardziej ona się starała, tym bardziej ja zaczynałem się irytować. W końcu spytała czy byłem na nią zły, tak jakby to, że możliwe iż zaprzepaściłem swoje marzenia było jakkolwiek związane z nią. Nie rozumiała, że nie chodziło o nią. Sam nawet nie miałem ochoty jej tego tłumaczyć i tak jak zawsze uważałem Nakamurę za inteligentną dziewczynę, tak pierwszy raz pomyślałem o tym, że może jednak brakowało jej kilku szarych komórek.

– Ja pierdolę – wymamrotałem, gdy szedłem z Andou i Hajime za szkołę zapalić. Co prawda, ja nie paliłem, ale oni tak. Szedłem z nimi dla samego towarzystwa. Wielokrotnie próbowali poczęstować mnie papierosem, ale zawsze odmawiałem.

– Co z tobą? – rzucił Hajime, widząc, jak bardzo byłem nie w sosie. – Rzadko słyszę, żebyś przeklinał.

– Ta cholerna diagnoza…

– To tylko diagnoza – mruknął Andou, podając Hajime zapalniczkę. Po chwili otoczył nas nikotynowy dym.

– Właśnie. Kogo to w ogóle obchodzi.

Mnie – przeszło mi przez myśl. Zacisnąłem zęby, niemal nimi zgrzytając. W przedmiotach na egzaminy końcowe zaznaczyłem biologię i chemię. Dwa podstawowe przedmioty, które były potrzebne do dostania się na medycynę i właśnie teraz kompletnie zawaliłem jeden z nich.

– Niby tak – westchnąłem ciężko. – Ale zupełnie o tym zapomniałem.

– Za dużo imprezowania i ruchania – oświadczył Hajime ze śmiechem.

– Nie spaliśmy jeszcze ze sobą – odparłem.

– Nie? My z Chihiro ostatnio nie możemy się od siebie odkleić – Hajime roześmiał się w głos. W ogóle nie miał problemu z mówieniem o seksie. – A ty i Yuko?

– Nadal jest na mnie trochę zła za tę imprezę, ale mam plan.

– Plan? – powiedzieliśmy z Hajime jednocześnie. Byliśmy szczerze ciekawi, co takiego miał do powiedzenia Andou i jakiż to ambitny plan kotłował się w jego głowie.

– Tak. Jutro moi rodzice wyjeżdżają do dziadków. Mam zamiar zaprosić ją na kolację, a później do siebie. Myślicie, że to dobry plan?

– Pod warunkiem, że się zgodzi na wszystko – wzruszyłem ramionami.

– Pamiętaj, żebyś za wszystko zapłacił – dodał Hajime.

– Za wszystko?

– No, za kolację i cokolwiek będzie chciała.

– Że niby nie rozdzielimy rachunku?

– Nie? – Hajime mało się nie zakrztusił papierosem, słysząc słowa Andou. – Jak idę gdzieś z Chihiro, to zawsze za wszystko płacę. Mój ojciec też zawsze płaci za matkę. A ty, Hiro? Jak idziesz gdzieś z Nakamurą, to za nią płacisz?

– Jasne – odparłem bez zająknięcia. – Ostatnio nawet zapłaciłem za jej zakupy. Bez problemu.

– Wy jesteście jacyś szaleni.

– Nie szaleni, tylko porządni i dbamy o nasze dziewczyny. Szczęśliwa dziewczyna to szczęśliwy związek. I dobry seks – odparł Hajime z przekonaniem w głosie. – Tak mnie to zastanawia, Hiro…

– Tak?

– Jak to wygląda z twoimi rodzicami?

– To znaczy?

– No wiesz, kto płaci i tak dalej. W końcu to dwóch facetów.

– Teraz mnie też to ciekawi – powiedział Andou, przyglądając mi się.

– To zależy – odparłem, zamyślając się. – Jeśli chodzi o rachunki, podatki i inne takie rzeczy, to wszystko mają rozdzielone między sobą. Ale ogólnie za inne rzeczy z reguły płaci mój ojciec.

– Który?

– Ten, który ma firmę.

– Król nieruchomości?

Parsknąłem.

– Tak. Dokładnie ten. To taki facet, że gdyby ktoś miał za niego zapłacić, to byłaby to dla niego utrata honoru. I czasami denerwuje się, gdy mój drugi ojciec kupi coś drogiego.

– To brzmi odrobinę toksycznie – Hajime.

– Czy ja wiem. Chodzi o to, że na przykład mój tata – lekarz – kupuje coś dla siebie. Powiedzmy, że to nowy zegarek. Kupił to dla siebie, dla nikogo innego, zapłacił za to swoimi pieniędzmi. Wtedy wkracza mój ojciec – ten od nieruchomości – mówi, że gdyby wiedział, że tata chciał nowy zegarek, to by mu go dał w prezencie. On po prostu lubi sprawiać innym niespodzianki. Nawet pojechali teraz na wycieczkę i absolutnie nie pozwolił za nic zapłacić tacie.

– To z jednej strony brzmi świetnie, ale z drugiej nie uważasz, że on go próbuje ubezwłasnowolnić? Zabrania mu za cokolwiek płacić – rzucił Andou.

– Nie. Myślę, że daleko im do czegoś takiego. Znam ich całe życie i powiedziałbym, że raczej dają sobie dużo swobody.

– W sumie znasz ich najlepiej – Hajime wzruszył ramionami. – Ale ekstra by było, gdyby ktoś za mnie tak chciał cały czas płacić.

Po tej krótkiej pogawędce oraz inhalacji wróciliśmy na zajęcia. Z jakiegoś bliżej nieznanego nam powodu dziewczyny wydawały się zachowywać wobec nas z rezerwą. A mówiąc dziewczyny, chodziło o Chihiro i Yuko. Kasumi już w ogóle nie miała ochoty nawet ze mną rozmawiać. Dopiero później wyjaśniło się, że podczas naszej nieobecności Yuko i Chihiro zagadnęły Kasumi, dlaczego siedziała tak sama, całkiem przybita, co było osobliwe nawet jak na nią. Okazało się, że moja dziewczyna zwierzyła się dziewczynom z tego, że się zdenerwowałem. Nie widząc w moim zachowaniu najmniejszego sensu, cała trójka uznała, że nie będzie się do mnie odzywać. I nijak nie mogłem im przetłumaczyć, że wcale nie chodziło o Kasumi! W końcu jednak Hajime i Andou wzięli moją stronę, tłumacząc swoim oraz mojej dziewczynie, że po prostu zmartwiłem się diagnozą. Wówczas w Kasumi coś zaskoczyło na właściwe miejsce. Jakby jakieś pokrętło w końcu wykonało odpowiednią ilość obrotów i wszystkie śrubki znalazły się we właściwym miejscu, by maszyna mogła dalej działać. Aż zakryła usta dłonią, patrząc na mnie. Chyba przypomniało jej się, że od tych diagnoz zależała nasza przyszłość, a w szczególności moja, jako osoby, która chciała iść na medycynę. Cieszyłem się, że chociaż Kasumi zrozumiała, jak nierozsądne było jej zachowania i później przeprosiła mnie gorączkowo. Ale jakoś nie mogłem się na nią długo gniewać. Po szkole zjedliśmy razem obiad i resztę dnia spędziliśmy osobno.

Nazajutrz mieliśmy rozmowę z wychowawczynią odnośnie wyboru naszej ścieżki zawodowej. Przy okazji dowiadywaliśmy się osobno o wyniku ostatniej diagnozy, którą była diagnoza z biologii. Denerwowałem się potwornie, tym bardziej, że musiałem wyznać przed kimś, jaką drogę życiową miałem zamiar obrać. Wszyscy czekali na swoją kolej jak na egzekucję, jednak widziałem, że wszyscy wracali od wychowawczyni z widoczną ulgą. Raczej najbardziej każdego stresował fakt rozmowy z nią na osobności, jednak dla mnie najgorsza była niewiedza, co do ostatniej diagnozy. Gdy w końcu nadeszła pora na mnie, by stawić się u wychowawczyni, to wszystko we mnie zaczęło krzyczeć ze stresu. Wydawało mi się, że jeśli zaraz się nie uspokoję, to dostanę jakichś drgawek i wyjdę na kogoś wyjątkowo niestabilnego. Udało mi się jednak w porę przywrócić do porządku.

– Dzień dobry – powiedziałem grzecznie, wchodząc do jej gabinetu. Pokiwała tylko głową, skreślając coś na kartce przed sobą.

– Dzień dobry, Hiroshi – odparła z wyuczoną uprzejmością. Usiadłem przed jej biurkiem. Byłem sztywny, jakbym połknął kij od szczotki. Położyłem spocone ze stresu dłonie na złączonych kolanach i z całych sił powstrzymywałem się przed tym, by nie przebierać nogami. – Jak się miewasz?

– Dobrze. Dziękuję.

– Mhm – mruknęła, zapisując coś jeszcze. Podniosła na mnie głowę. – W porządku. Przejdźmy do sedna; jest coś, co chciałbyś robić po liceum? Jakaś praca lub może studia?

Tak – rzuciłem w myślach. W rzeczywistości jednak nie odezwałem się przez kilka długich sekund. Wiedziałem doskonale. Znałem odpowiedź. Ale nie mogło mi to przejść przez gardło. Pewnie w jej oczach wychodziłem właśnie na tego dzieciaka, który miał dobre stopnie i nigdy nie sprawiał problemów, ale gdy przychodziło do prawdziwego życia poza szkołą, to okazywał się nijaki, nieporadny i bezużyteczny.

– Tak – powiedziałem w końcu, cudem panując nad drżącym głosem.

– To świetnie – zapisała to na kartce. – Mógłbyś mi powiedzieć, co to takiego?

Pokiwałem głową. Wziąłem wdech i wydech. No cóż, teraz już nie było odwrotu.

– Chciałbym pójść na medycynę – wykrztusiłem z siebie cicho, jednak bardzo wyraźnie.

– Och, na medycynę – zapisała. – To świetnie. Uważam, że idealnie byś się sprawdził w roli lekarza. Swoją drogą, jedno z twoich rodziców chyba pracuje w szpitalu, czy się mylę?

Pokiwałem głową. Bawiło mnie, jak ludzie silili się na zupełną neutralnością, gdy chodziło o moich rodziców. Rzadko kiedy ktokolwiek używał sformułowania ojcowie. Po prawdzie, gdyby ktoś tak powiedział, to poczułbym się nieco bardziej swojsko.

– Tak.

– Wyśmienicie. Czyli pewnie ci imponuje.

– Bardzo – przyznałem, czując, że pąsowieję na twarzy. – Trochę mnie zainspirował.

– Wspaniale jest mieć taką osobę w otoczeniu – przyznała. – Jeszcze lepsze jest, że to tak bliska osoba. Miło jest brać przykład z rodziców. Hm... Co do tego czy udałoby ci się dostać na medycynę…

Zaczęła przekładać jakieś papiery. W końcu znalazła wykaz moich ocen oraz diagnoz. Aż cały drżałem wewnątrz, oczekując tego, co miała mi do powiedzenia. Najbardziej obawiałem się tego, że powie mi, że mogłem zapomnieć o medycynie. Niczego innego chyba bym tak źle nie zniósł jak odrzucenia.

– Uważam, że jesteś znakomitym kandydatem – oznajmiła w końcu. – Masz najwyższą średnią w szkole. Poza tym, wszystkie twoje diagnozy są powyżej dziewięćdziesięciu procent. Ostatnią pobiłeś wszystkich na głowę, także winszuję. Masz maksymalną ilość punktów.

Zatkało mnie na moment, co nie uszło jej uwadze. Zdaje się, że nie do końca takiej reakcji się po mnie spodziewała, ale ważne, że w końcu zaprezentowałem coś innego od stresu.

– Och – wyrwało mi się głupio. Aż się uśmiechnęła na to pod nosem. – Naprawdę? Chodzi o diagnozę z biologii?

– Nie inaczej.

– I napisałem ją najlepiej? – musiałem się upewnić. Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć! Spodziewałem się, że zupełnie to zawaliłem.

– Tak, zgadza się. Mogę później ci ją pokazać, jeśli potrzebujesz jakiegoś potwierdzenia.

– Nie, nie… Przepraszam. Po prostu myślałem, że mi źle poszło.

– Rozumiem. Ale poszło ci znakomicie. Hmm… Orientujesz się może czy chciałbyś robić specjalizację na medycynie? Czy może chciałbyś być lekarzem ogólnym lub internistą?

– Myślałem nad chirurgią – wymamrotałem.

– Och! Chirurgia, to świetnie – zanotowała. – A… uhm… Twój tata – odchrząknęła – czym w zasadzie się zajmuje w szpitalu?

– Jest chirurgiem na oddziale dziecięcym.

– Jak świetnie się składa! Czy w takim razie mógłbyś z nim uzgodnić czy mógłbyś jednego dnia spędzić z nim jakiś czas na oddziale?

– W sensie… Z moim tatą?

– Tak, tak – pokiwała głową. – Jeśli, oczywiście, nie będzie to problemem, w końcu różnie jest w szpitalu. Ale wiele by to ułatwiło.

– Mogę porozmawiać z tatą – odparłem. – Ale nie wiem czy się zgodzi.

– Rozumiem. Pewne zawody wymagają całkowitego skupienia i nic się nie stanie, jeśli się nie zgodzi. Czy mógłbyś mi dać odpowiedź w ciągu tygodnia?

– Dobrze.

– To świetnie. Byłoby cudownie, gdyby się zgodził. Po prostu chodzi o to, żebyś mógł się gdzieś tam pokręcić i popatrzeć sobie, co robi. Nie musisz być przy tym jakoś aktywny.

– Jak student obserwator – oznajmiłem.

– Dokładnie! Twój tata ma pod opieką studentów?

– Zdarza się – przyznałem. – Ale nie wiem jak jest aktualnie. Z reguły ma studentów na ostrym dyżurze, bo tam najszybciej jest się wszystkiego nauczyć i przy okazji przekonać czy da się radę wytrzymać w zawodzie. Choć zdarza się, że ktoś odbywa u niego praktyki na oddziale. Ale rzadko. Chirurgia nie jest tak bardzo popularna.

– No tak – pokiwała głową, patrząc przy tym na mnie z uwagą. – To ciężki kawałek chleba. Twój tata pewnie większość czasu spędza poza domem.

– Często go nie ma – przyznałem. – Zdarza się, że widuję go tylko przelotnie lub przez kilka dni wcale. Ale nie mam z tym problemu. Wiem, że robi coś naprawdę wartościowego. Pomaga ludziom i sam też chciałbym móc się czemuś przysłużyć w przyszłości.

– Rozumiem – posłała mi ciepły uśmiech. – Och, Hiro, jesteś bardzo zdolnym chłopcem. Bardzo będzie cię brakowało.

Nie czułem się jednak ani trochę lepiej po rozmowie z wychowawczynią. Szczerze? Rozbolał mnie brzuch. Teraz już na pewno musiałem porozmawiać z rodzicami o tym, że chcę iść na medycynę i chyba nic mnie aż tak nie stresowało jak rozmowy o przyszłości. Tym bardziej, że musiałem przyznać się przed nimi do moich planów. Wiedziałem, że się ucieszą. To bez wątpienia. Ale to jeszcze bardziej mnie stresowało, bo nawet jeszcze im tego nie zdążyłem wyznać, a już czułem presję przed tym, by ich nie zawieść. Chciałem, by byli ze mnie dumni. Naprawdę, niczego innego tak w życiu nie pragnąłem, jak tego, by pokazać im, że dziecko, które adoptowali te osiemnaście lat temu, wyrosło na kogoś wartościowego. Jednak wewnątrz mnie i tak żyło mnóstwo obaw. Wiedziałem, że w końcu będę musiał przełknąć swój lęk i iść za ciosem. Mentalnie wciąż jednak nie byłem na to gotowy.

– I jak? – spytał Andou na przerwie. Chodziło mu o to, jak poszła moja rozmowa z wychowawczynią.

– W porządku – odparłem, podpierając głowę na dłoni. Siedzieliśmy w ławkach. Jakoś żaden z nas nie miał ochoty gdziekolwiek iść. – Trochę się martwię, ale ogólnie jest dobrze.

– Aha. Wiesz w ogóle, co chciałbyś robić?

Spiąłem się. Poczułem, jak cała moja twarz przybiera kolor dojrzałego pomidora. Nienawidziłem tego typu pytań!

– Średnio – wzruszyłem ramionami. – Może coś lekarskiego. Zobaczymy.

– Ech?! Chciałbyś być lekarzem?? – Andou się poekscytował.

– Nie, nie, nie – aż podniosłem się, łapiąc go za rękę, próbując go w ten sposób uciszyć. – To nie tak. Tylko się zastanawiałem nad tym.

– Huh? O czym rozmawiacie? – zainteresował się Hajime.

– O niczym!

– Hiro chciałby pójść w ślady taty – odparł Andou przekornie. Miałem ochoty wyrzucić go w tamtym momencie przez okno.

– Ach?! Hiro!! Poważnie? – Yuko niemal przekoziołkowała przez ławkę, pochylając się w moją stronę.

– No co wy! – Chihiro także podłapała temat.

Popatrzyłem na moich przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie pełni ekscytacji i podziwu jednocześnie. Tylko Kasumi patrzyła na mnie ze zrozumieniem oraz współczuciem. Ona wiedziała, że nie chciałem z nikim się dzielić tą informacją. Niestety, mleko się wylało. Czułem się niczym osaczone zwierzę. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób powinienem wybrnąć z tej sytuacji, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że moi przyjaciele nie będą już więcej postrzegać mnie w ten sam sposób.

– Hiro, chcesz być lekarzem? – spytał Hajime, gdy szliśmy całą szóstką na ramen po szkole.

– Chyba – bąknąłem, czerwieniąc się. – Błagam, nie zaczynajmy tego tematu. Tylko trochę się nad tym zastanawiałem i wcale nie jestem pewny, że w ogóle będę próbować, więc…

– Ale ty byłbyś wspaniałym lekarzem! – oznajmiła Chihiro w ekscytacji.

– Zgadza się! – Yuko błyskawicznie jej przytaknęła.

– Serio? – wymamrotałem bez większego przekonania.

– Nawet nie wiesz, ile razy rozmawialiśmy o tym, jak bardzo nadawałbyś się na lekarza – dodał Andou. – Mieliśmy na ten temat całe dyskusje!

– Och.

Tylko na tyle było mnie stać. Poczułem, jak Kasumi chwyta mnie za rękaw kurtki. Zupełnie, jakby na swój sposób chciała dodać mi otuchy i powiedzieć, coś ciepłego i mądrego o moich przyjaciołach. Zerknąłem tylko na nią, a ona posłała mi czuły uśmiech pełen aprobaty. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułem się aż tak akceptowany, jak tamtego dnia.

Jeszcze tego samego dnia moje siostry się pokłóciły. Choć to było za mało powiedziane. One niemal skoczyły sobie do gardeł i poszło o taką banalną rzecz, jaką był samochód. Szczerze, sam w pewnym momencie dołączyłem do tej kłótni, bo sprawa po części dotyczyła też i mnie oraz moich planów na randkę z Kasumi. Chcąc rozstrzygnąć konflikt zadzwoniliśmy do rodziców. Siostry miały ambitny plan, by przekonać rodziców do kupna następnego samochodu.

– Mowy nie ma – powiedzieli obaj jednocześnie. Na krótką chwilę zapadła cisza. Zdaje się, że nawet oni nie spodziewali się po sobie tak zgodnej wypowiedzi. Tylko Mako się zaśmiał, słysząc, jak rodzice wypowiadają te same słowa w tym samym czasie.

– Nie będziemy kupować samochodu tylko dlatego że wy macie jakieś widzimisię – oznajmił tata dość ostro. Zdaje się, że właśnie nasza trójka zrujnowała im wyjazd tym telefonem.

– Zgadza się – poparł go ojciec.

– Ale Yoshi, Hiro i ja chcemy zabrać merola w tym samym czasie – fuknęła Haru.

– Aktualnie macie przecież jeszcze dwie inne opcje – odparł ojciec.

– No tak, ale to wasze samochody i to tylko tymczasowe opcje – powiedziała Yoshi.

– Trudno – wyczułem wzruszenie ramion w głosie taty.

– Trudno?!

– Ustaliliśmy coś wcześniej. Bezwypadkowa jazda przez rok i możemy pomyśleć o używanym samochodzie.

– Ale rok to szmat czasu!

Ojciec westchnął ciężko. Było to jedno z tych uległych westchnięć, które wskazywało na to, że powoli skłaniał się pójść na jakiś kompromis.

– No dobrze. To może inaczej. Faktycznie, jest was trójka i jeszcze jeden samochód byłby czymś użytecznym. Ale nie ma za bardzo miejsca, by gdziekolwiek postawić nowy wóz.

– W garażu jest mnóstwo miejsca. Tylko jest tam syf – przyznała Yoshi. Aż parsknąłem na jej uwagę.

– Jak posprzątacie garaż, to porozmawiamy o samochodzie.

– Huh? – wyrwało mi się.

– Ale ten garaż… – jęknęła Haru. Tata się roześmiał na jej załamany ton.

– No cóż, nowe auto gdzieś musi stać, prawda? – rzucił tata prowokacyjnie.

– Tam są pająki!! – krzyknął Mako.

– Naprawdę musimy posprzątać ten śmietnik? Stajnia augiasza to przy tym świątynia – zapytałem z nadzieją w głosie.

– Nie musicie.

– Nie?

– Ale wtedy nie będzie nowego samochodu.

Gdyby kiedykolwiek był organizowany konkurs na najbardziej zagracony i zaśmiecony garaż, to nasz z pewnością by wygrał. W życiu nie widziałem aż tak brudnego miejsca. A w tym garażu było chyba wszystko. Pewnie nawet znalazłyby się wszystkie zaginione po wojnie dzieła sztuki. Jednak postanowiliśmy, że posprzątanie tego bałaganu było warte. W końcu w grę wchodziło nie byle co, tylko samochód. Wiedzieliśmy, że rodzice z pewnością nie sprezentują nam niczego nowego, ale wiedzieliśmy, że niewątpliwie postarają się o coś, co będzie porządne.

Następnego dnia po szkole zabraliśmy się z Yoshi oraz Mako do pracy. Haru musiała być na próbie w teatrze, jednak żadne z nas nie robiło jej o to wyrzutów. Moja bliźniaczka czuła się na scenie jak ryba w wodzie i wiedzieliśmy, że następnym razem sama z siebie zabierze się do porządków.

– No dobra – mruknęła Yoshi, zapalając światło. Kilka nagich żarówek zwisających z sufitu zamigotało niepewnie, by po chwili rozświetlić ten hangar dość intensywnym światłem. – Od czego zaczynamy?

Staliśmy przez dłuższy czas we trójkę jak słupy soli, kompletnie nie wiedząc, od czego zacząć. Cała ta graciarnia była jak raj dla przydasi. Gdzieś stały stare, zepsute doniczki, w innym miejscu walały się łyse opony, jakieś druty, kable. Nawet znalazł się stary telewizor! Postanowiliśmy w końcu, że zaczniemy od większych rzeczy i posegregowaliśmy je na trzy grupy: definitywnie do wyrzucenia, potencjalnie do wyrzucenia, nie do wyrzucenia. Wiedzieliśmy jednak, że będziemy musieli wszystko skonsultować jeszcze z rodzicami, by ewentualnie nie wywołać żadnego dramatu, gdybyśmy niechcący pozbyli się czegoś, co było jednak potrzebne. Po rozłożeniu części rzeczy na sekcje zrobił się jeszcze większy bałagan, a dodatkowo wznieśliśmy kilka pokaźnych tabunów kurzu. Nie mogliśmy nic zrobić z tymi rzeczami bez zgody rodziców, dlatego chcieliśmy się zabrać za przeglądanie zawartości kartonów, kiedy to Mako trafił na gniazdo pająków. Nasz młodszy brat krzyknął w niebogłosy, po czym uciekł do mieszkania, niemal płacząc. To była istna histeria. Na tym też jednak zakończyliśmy nasze prace w garażu na ten jeden dzień.

– Nowy samochód? – mruknęła Kasumi, gdy następnego dnia szliśmy we dwoje na koło szachowe. – A jaki?

– Nie mam pojęcia. Na razie musimy posprzątać garaż. Rodzice obiecali, że kupią nowy samochód, jeśli zrobimy tam porządek, także pewnie jeszcze przez kilka dni czeka nas tam prawdziwa walka.

– To prawdziwa dedykacja! Swoja drogą, to ekstra, że rodzice kupią wam jeszcze jeden samochód. Mnie nawet żałowali roweru, gdy byłam dzieckiem – zaśmiała się niezręcznie. Popatrzyłem na nią lekko zaskoczony.

– Żałowali ci roweru? – nie kryłem zaskoczenia. – Naprawdę?

– Tak jakoś.

– Ale umiesz jeździć na rowerze?

– Umiem. Ostatecznie dostałam rower po starszym kuzynie i na nim nauczyłam się jeździć – zaczerwieniła się. – Trochę mi głupio. Wy pewnie mieliście swoje i to zupełnie nowe rowery.

– Niezupełnie – podrapałem się w tył głowy. – Prawdę mówiąc, to nie, nie mieliśmy swoich rowerów. Uczyliśmy się na jednym.

– Naprawdę? – była mocno zdziwiona.

– Tak. Rodzice uważali, że rowerek dla każdego z osobna byłby marnotrawstwem pieniędzy i miejsca, dlatego kupili jeden dla Yoshi, gdy uczyła się jeździć, a później ja i Haru zrobiliśmy z niego użytek. Tylko Mako miał nowy rower. On ogólnie zawsze ma nowe wszystko, ale to już inna bajka.

– Makoto to chyba jednak jest rozpieszczony – zaśmiała się.

– Odrobinę – zawtórowałem jej. – Ale wiesz, trochę mi go szkoda. Bo jednak ja i Haru jesteśmy z Yoshi w dość zbliżonym wieku, dlatego byliśmy blisko w dzieciństwie. Wszystko robiliśmy razem, bawiliśmy się i tak dalej. Makoto był sam. Oczywiście, bawiliśmy się z nim, ale to chyba duża różnica, gdy zajmuje się tobą starsze rodzeństwa, a gdy dorastasz z kimś w tym samym wieku.

– Trochę dziwne, że twoi rodzice zdecydowali się na jeszcze jedno dziecko, gdy wy już w zasadzie chodziliśmy do przedszkola albo szkoły. I jak to dziwnie brzmi!

– To jeszcze żadna tragedia, u niektórych różnica wieku to dziesięć, piętnaście, a nawet więcej lat. I z tego, co wiem, to wcale nie tak, że późno się zdecydowali – parsknąłem. – Tylko dopiero wtedy mogli adoptować następne dziecko. No i pojawił się Makoto. Wiesz, wciąż pamiętam dzień, w którym go poznaliśmy. To było takie dziwne! Był naprawdę malutki, na głowie miał taką śmieszną czapeczkę w paski wiązaną pod brodą, a pod tą czapką takie trzy włosy na krzyż. I był gruby. Tylko jadł, spał, płakał i nic więcej nie robił – roześmiałem się. – Ale to było takie dziwne poruszenie w domu. Każdy się cieszył, chociaż dla mnie oraz dla Yoshi i Haru to było tak nienaturalne! Nagle zjawiło się jeszcze jedno dziecko i miało być częścią naszej paczki. A on był taki bezużyteczny…

Kasumi roześmiała się wesoło. Weszliśmy zaraz do sali, w której mieliśmy grać w szachy, dlatego przerwaliśmy naszą rozmowę.

Tego samego popołudnia, gdy już całym rodzeństwem porządkowaliśmy garaż, zadzwonił do mnie Andou. Przyjaciel spytał czy mógłbym może się z nim spotkać. Z początku chciałem odmówić, jednak w jego głosie było coś naprawdę błagającego, dlatego zgodziłem się z nim zobaczyć. Ostrzegłem jednak, że musiałem szybko wracać do domu, na co odparł, że nie ma problemu. No i tak pół godziny później zjawiłem się w umówionym miejscu. Andou stał tak, rozglądając się za mną, a gdy w końcu mnie zobaczył, jego twarz rozświetliła się nadzieją. Jednakże, gdy dopiero znalazłem się przy nim, dostrzegłem coś, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku.

– Co to jest? – wskazałem na metalową klatkę wysłaną sianem. Wewnątrz siedziała malutka bura kulka pluszu.

– Królik – odparł jak gdyby nigdy nic. – Mam do ciebie gorącą prośbę.

– Czemu czuję, że mi się to nie spodoba – wymamrotałam, w jednej chwili się dystansując.

– Yuko ma w niedzielę urodziny i pamiętasz, jak mówiła, że chciała królika?

– Naprawdę kupiłeś jej królika?? – schyliłem się do klatki. Kulka lekko się poruszyła, podnosząc na mnie łepek oraz malutkie czarne, błyszczące jak perły oczka. – Żartujesz sobie.

– Nie. Widzisz przecież, że go mam.

– To brzmi jak jeden z twoich najgorszych pomysłów. I nie wierzę, że właśnie ten najgorszy musiałeś zrealizować!

– Nie jest jeszcze taki zły – posłał mi zawadiacki uśmiech. – Słuchaj, bo chodzi o to… Mógłbyś go przechować do niedzieli?

– Co?!

– Błagam, Hiro!! On nie może u mnie zostać, a twoich rodziców i tak nie ma…

– Ale to królik! Żywe zwierzę! Nie będę się nim zajmować, nawet nie mam pojęcia o królikach!

– Błagam, błagam! Będę twoim dłużnikiem do końca życia – zaczął jęczeć. – Odbiorę go od ciebie w niedzielę rano.

– Moi rodzice wracają w sobotę. Mowy nie ma, że u mnie zostanie.

– Hiro, proszę cię – złapał mnie wolną ręką za obie moje dłonie. Aż się wzdrygnąłem z zaskoczenia. – Czy kiedykolwiek cię o coś prosiłem?

– Wiele razy.

– No… no tak, ale tym razem to naprawdę ważne. Przysięgam, to ostatnia taka rzecz, o jaką cię proszę!

– Czemu mam wrażenie, że wcale tak nie będzie – westchnąłem ciężko. Pomasowałem skronie. Dlaczego to zawsze musiałem być ja?

Jednakże, pół godziny później wróciłem do domu z zapasem króliczego jedzenia oraz, oczywiście, z królikiem. W domu zapanowało istne poruszenie, szczególnie Mako zachwycał się zwierzątkiem. Siostry podchodziły do tego jednak z rezerwą.

– Wiesz, że tata jest uczulony na króliki – rzuciła Yoshi, jak gdyby nigdy nic. Wówczas poczułem, jak zamarza mi twarz. Popatrzyłem na starszą siostrę, podczas gdy ona układała pod ścianą kartony, które przyniosły z Haru z garażu.

– C-co? – wykrztusiłem.

– Nie wiedziałeś? – Haru aż parsknęła z politowaniem.

– Mogę go wypuścić? Mogę go wypuścić? Mogę go wypuścić? Mogę go wypuścić? – Mako nie mógł przestać trajkotać.

– No tak. Jest uczulony tak bardzo, że nawet nie może jeść króliczego mięsa. Chwila z królikiem w jednym pomieszczeniu i zmienia się w chodzącą astmę. Dlatego jak już ma tu być, to lepiej…

Mako otworzył klatkę. Królik wykorzystał chwilę i niemal od razu wyskoczył na zewnątrz i pokicał gdzieś w kąt. Cała nasza trójka zaczęła jednocześnie ganić młodszego brata i gdy już chcieliśmy zabrać się za łapanie gryzonia, to nagle z naszych telefonów rozległ się alarm. Zatrzęsła się ziemia. Staliśmy tak chwilę w bezruchu. Trzęsienie było krótkie i niewielkie, jednak wyczuwalne. Zaraz po nim przyszło następne, o wiele silniejsze, dlatego zgodnie uznaliśmy, że należało przeczekać ten czas pod stołem. Umościliśmy się tam, czekając aż wstrząsy ustaną. Wszystko dookoła nas dygotało. Było to też pierwsze tak silne trzęsienie ziemi Mako, a przynajmniej pierwsze, jakie mógł pamiętać. Dlatego nasz brat był nieco spanikowany, jednak nasza trójka starała się podchodzić do tego z dystansem. Choć, nie powiem, sam odrobinę się bałem. Lampa nad stołem bujała się nieprzyjaźnie. Światło migało. Zawartość szafek i szuflad trzęsła się, jakby ktoś grał na tysiącu grzechotkach jednocześnie. Czułem się, jakbym właśnie brał udział w katastroficznym horrorze. Zgasło światło. Słyszałem, jak coś spadło na podłogę i się potłukło. Gdzieś coś huknęło, w innym miejscu coś trzasnęło. W jednej chwili zadziałał u mnie jakiś dziwny, męski instynkt i objąłem siostry oraz brata, jakbym miał ich sobą osłonić. Ostatni raz, gdy nawiedziło nas tak silne trzęsienie ziemi, mieliśmy po dziesięć i jedenaście lat. Byliśmy wystraszeni, jednak rodzice byli z nami. Oni podeszli do tego z wyjątkowym spokojem, co bardzo nam pomogło. Teraz jednak byliśmy sami.

Wstrząsy wkrótce ustały. Przesiedzieliśmy jednak jeszcze kilka minut pod stołem, upewniając się, że najgorsze było za nami. Jednak, co najbardziej przyprawiało o dreszcze, to nagła cisza oraz towarzysząca jej ciemność. Aż słyszałem, jak bicie mojego serca rozchodzi się w ciemnościach.

Nie minęła minuta, jak zostaliśmy zasypani telefonami. Do mnie zadzwonili rodzice, do Yoshi ciocia Hikari. Później jeszcze dostaliśmy telefon od wujka Minoru. Wszyscy upewniali się, że nic nam nie było. Rodzice byli jednak najbardziej przejęci.

– Włączył się zapasowy generator? – pytał ojciec z przejęciem.

– Nie. Jest ciemno jak cholera.

– Trzęsienie musiało go uszkodzić – rzucił tata. – Ogrzewanie też nie będzie działać. Mówiłem ci, żeby zrobić podłączenie gazowe.

– Tak, jak zwykle moja wina. Gdybyśmy mieli podłączenie gazowe, to jeszcze wszystko wywaliłoby w powietrze. Posłuchajcie; w garażu na szafce z narzędziami powinny być dwie latarki. Sprawdźcie, co zniszczyło się w środku, gdyby dom był jakoś uszkodzony, macie natychmiast wyjść. Jutro przyjedzie do was wujek, żeby obejrzeć całość z zewnątrz.

– Połóżcie się spać u nas, jasne? Gdyby coś się jeszcze działo, to dzwońcie na numer alarmowy.

– Jasne. A co z prądem?

– Jeśli możesz, to sprawdź zapasowy bezpiecznik. Wiesz, gdzie jest?

Zastanowiłem się chwilę. W końcu jednak przytaknąłem.

– Możliwe, że po prostu odłączył się od agregatu i trzeba go podłączyć. Dałbyś radę to zrobić?

– Nie wiem – przyznałem, ruszając na oślep do garażu. Jedynie doświetlałem sobie drogę ekranem komórki. – Jak to się robi?

– Musisz go włożyć do środka, jeśli wypadł. Ewentualnie trzeba go docisnąć.

Zacząłem szukać latarek w garażu. W końcu udało mi się je znaleźć. Jedną włożyłem do kieszeni bluzy, a drugą włączyłem. Od razu było lepiej.

– Hiro! – usłyszałem Mako z mieszkania. Brat zaczął panikować w ciemnościach. Zignorowałem to jednak i zacząłem szukać generatora prądu.

– A jeśli nie będzie działać? – spytałem ojca, przyciskając telefon głową do ramienia.

– Wtedy musicie czekać, aż włączą normalny prąd. Masz?

– Chyba – wymamrotałem, stając przed agregatem.

– Tak czy nie.

– Tak, znalazłem – powiedziałem głośno. – Jak wygląda ten bezpiecznik?

– Jak probówka.

Zacząłem szukać tego, co opisał ojciec. Ostatecznie znalazłem coś, co przypominało probówkę. Nie wiedząc, co takiego powinienem zrobić, po prostu wyciągnąłem bezpiecznik i włożyłem go z powrotem na miejsce. Czekałem na jakąś magię, trzaski i fanfary, jednak nic się nie działo.

– Jest prąd? – spytał tata.

– Nie – pokręciłem głową. Miałem ochotę kopnąć ten agregat. – Chyba się zepsuł.

– No cóż…

– Jest światło!! – krzyknęła Yoshi.

– Jednak działa! – oświadczyłem rodzicom. Słyszałem, jak obaj wzdychają z ulgą.

Rodzice rozmawiali z nami przez cały ten czas, gdy my sprawdzaliśmy czy dom się nie uszkodził. Czułem znaczną ulgę, mogąc chociaż ich słyszeć. Obaj byli bardzo przejęci, choć ani trochę nie dali tego po sobie poznać. Wiedzieli, że jeśli tylko spanikują, to będzie gorzej dla nas. Dlatego zachowali spokój. Tłumaczyli nam wszystko cierpliwie i po kolei mówili, co mamy sprawdzić oraz co zrobić, gdyby coś się uszkodziło. Na szczęście, nic się nie stało. Pomijając zbity wazon, kilka książek, które spadło z półki. Jednak mieliśmy dość dobrze zabezpieczony dom przez ewentualnymi kataklizmami. Spokój, jaki od nich bił pozwolił nawet Mako na opanowanie. Brat wkrótce się uspokoił. I całe szczęście, bo nie miałem pojęcia, jak poradzić sobie z dzieckiem z atakiem paniki.

Zaczęliśmy poszukiwania królika. Na szczęście, zwierzątko znalazło się niedługo później wciśnięte w kąt za telewizorem. Zamknąłem go do klatki, uprzednio go karmiąc. Usiedliśmy całą czwórką przed klatką, patrząc bez słowa, jak królik błyskawicznie wcinał liść sałaty. To dopiero nazywało się apetytem!

– Damy mu jakoś na imię? – spytał Mako.

– On z nami nie zostanie – przypomniałem. – Jest tu tylko na kilka dni.

– No tak, ale póki z nami jest.

– Nie, bo się przywiążesz i tylko będzie problem – rzuciła Yoshi z logiką starszego rodzeństwa.

– Tymczasowo możemy nazwać go Pasztet – zachichotała Haru.

– Jesteś okropna – mimowolnie też zacząłem chichotać.

Około jedenastej, zgodnie z radą rodziców, ubraliśmy pościel w ich pokoju i wyciągnęliśmy zapasowe futony, które chyba już wieki leżały w szafie. Zapowiadało się, że spędzimy czas razem niczym na obozie lub tak samo jak wtedy, gdy byliśmy mali. Ja, Yoshi oraz Haru nie mieliśmy jednak zamiaru się kłaść spać, jedynie odesłaliśmy Makoto. Jakoś po tym trzęsieniu nie mogliśmy się uspokoić. Próbując się czymś zająć, zaczęliśmy przeglądać zawartość kartonów, które przynieśliśmy z garażu. Głównie były tam jakieś starocie i graty. Aż w końcu otworzyłem jeden karton, który miał znacznie ciekawszą zawartość. W środku były dwa aparaty – jeden polaroid i analog. Były też filmy do aparatów oraz, co najciekawsze, album ze zdjęciami. Patrzyłem chwilę na całkiem spory, wypchany album pokryty kurzem. Ostatecznie otworzyłem go i przejrzałem kilka pierwszych stron. Był to niewątpliwie stary album rodziców. Większość zdjęć była starannie podpisana i oznaczona datą, co tylko uświadomiło mnie, jak odległe wspomnienia zawierał. Na zdjęciach byli głównie rodzice, ale nie tylko. Oprócz nich było mnóstwo ludzi, których nie znałem i o których nigdy w życiu nie słyszałem.

– Znalazłem skarb! – oznajmiłem uroczyście, przywołując tym samym do siebie obie siostry.

We trójkę zaczęliśmy oglądać album z gorącym zapałem. Jednak z każdą stroną byliśmy coraz bardziej skonfundowani. Najdłużej zatrzymaliśmy się na zdjęciu, na którym ojciec trzymał na rękach małe dziecko. Fotografia była opatrzona datą oraz podpisem; Jak tatuś z córką.

– Tatuś z córką! – rzuciła Haru zaskoczona. – Co to za dzieciak?

– Żadne z nas – oznajmiłem niezbyt inteligentnie.

To samo dziecko przewijało się jeszcze na innych zdjęciach. Zmieszanie, jakie nas ogarnęło było nie do opisania. Jednak za jakiś czas znów zatrzymaliśmy się na jednej stronie.

– O rany! Powiedział: tak – Yoshi przeczytała nagłos podpis. Na zdjęciu widniał tata, zakrywający twarz dłonią. Na serdecznym palcu widoczna była obrączka zaręczynowa. Siedział na kanapie w jakieś przyczepie czy kamperze. – Zaręczyny, huh?

– Zaręczyny – mruknęła Haru.

Cała nasza trójka patrzyła na tatę. Uśmiechał się blado, patrząc w obiektyw. Mówiąc szczerze, wcale nie wyglądał na szczęśliwego. Wyglądał bardziej jak ktoś zagubiony, nie mający pojęcia, co w zasadzie się wokół niego działo. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Najwięcej zdradzały jego oczy. To nie było szczęście, jakie mogłoby wynikać z zaręczyn z kimś, kogo się kochało. Aż poczułem ucisk w żołądku. To zdjęcie było niczym nieme wołanie o pomoc.

Kilka następnych zdjęć wcale nie było o wiele lepszych. W niektórych z nich było coś smutnego. Choć tak naprawdę nie były to dołujące zdjęcia, bo przedstawiały naprawdę szczęśliwa wspomnienia takie jak wyjazd nad morze czy jakieś aktywności na śniegu. Coś jednak było z tym nie tak. Aż nagle zdaliśmy sobie sprawę, że w całej tej historii zapisanej w zdjęciach była luka. Tak jak przynajmniej raz w miesiącu było jakieś zdjęcie, tak nagle przez kilka nie było nic. Ostatnie było w październiku, a następne dopiero w lipcu. Było to co najmniej osobliwe, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo skrupulatnie wcześniej było wszystko notowane. Aż w końcu faktycznie spojrzeliśmy na pierwszą fotografię po dziewięciu miesiącach. A było to po prostu zdjęcie dłoni taty z obrączką. Pod spodem widniała data oraz podpis; Od nowa. Aż poczułem niemiłe łaskotanie w żołądku.

– Jakie to dziwne – rzuciła Haru, mocno się krzywiąc. – Czyli tak, rozeszli się, a później do siebie wrócili. Dobrze główkuję?

– Ewidentnie – westchnęła Yoshi.

Kilka następnych stron przedstawiało naprawdę szczęśliwe zdjęcia rodziców. I określając je mianem szczęśliwych, faktycznie miałem to na myśli. Naprawdę czuło się bijącą od nich radość. Aż odwróciliśmy jedną stronę, a na niej było tylko jedno zdjęcie ojca. Prowadził samochód. Fotografia została wykonana zapewne przez tatę z miejsca pasażera obok kierowcy. Ojciec miał na sobie okulary przeciwsłoneczne i był wygodnie rozłożony w fotelu, śpiewając przy tym coś, biorąc po uwagę, jak miał otwarte usta. To była odrobinę rozmazana, ale jednocześnie bardzo ciepła fotografia. Niczym pocztówka z wakacji, które przeżywa się jeden raz w życiu. Pod zdjęciem była tylko data. Żadnego, nawet najmniejszego podpisu. Tylko to.

Na jednej stronie była tylko ta jedna fotografia. Później co najmniej dwie strony były puste, aż w końcu znalazło się tam jakieś zdjęcie, ale znowu datowane na jakiś rok od ostatniego. Co dość szybko zauważyliśmy, na żadnym z kolejnych zdjęć nie było ojca. Przewijali się inni ludzie, ale jego było brak. Aż w pewnym momencie zachłysnęliśmy się całą trójką powietrzem, przewracając stronę. Ze środka wypadło kilka polaroidowych zdjęć. Nie były w żaden sposób przyklejone, jednak każde z nich było oznaczone datą. Zdjęcia prezentowały mężczyznę. Nie był to ani ojciec ani tata. Kojarzyliśmy, że pojawił się wcześniej na kilku zdjęciach, jednak te były zupełnie inne. Kilka z nich było tymi intymnymi zdjęciami, które robi się w łóżku. I było też jedno, które nas zamurowało. Zrobione przez osobę trzecią, przedstawiało tatę oraz owego mężczyznę. Tata siedział mu na kolanach, z jedną ręką przerzuconą przez jego ramię, drugą spoczywającą na jego klatce piersiowej. Ten drugi obejmował tatę w pasie. Co nas jednak najbardziej wytrąciło z równowagi to fakt, że się całowali. Aż nie wiedziałem, gdzie podziać wzrok. Nieprzyjemne gorąco przeszyło moje ciało. Z jakiegoś powodu zestresowałem się tym zdjęciem, jakbym oglądał coś wyjątkowo niepoprawnego. Tym bardziej widok ten był szokujący, bo nigdy nawet nie widziałem, by nasi rodzice się przytulili albo trzymali za ręce. Czułem się zbombardowany tą intymną chwilą, w której uczestniczył nasz tata.

– Co to za frajer – wyrwało mi się. Nie wiedziałem już czy byłem zły lub też może zaskoczony. W każdym razie, z pewnością ogarnęło mnie coś na wzór szoku. – Kim on jest?

– Pojęcia nie mam – bąknęła Yoshi, która była równie skołowana, co ja. Haru nawet już się nie odzywała. Patrzyła zszokowana na fotografię. Kim był ten facet i dlaczego w ogóle on i tata się całowali? Co się stało z ojcem? Wszystko zaczęło mi się kotłować w głowie. Postanowiliśmy jednak obejrzeć album do końca, bo i tak niewiele w nim już było. Ostatnimi dwoma zdjęciami, było zdjęcie naszego domu od frontu oraz zdjęcie taty, trzymający jedną ręką malutkiego Taigę oraz wystawiający wolną rękę w stronę obiektywu. Na palcu miał obrączkę. Obie fotografie były tak samo datowane i dzieliły jeden podpis: Nowy początek.

 

Następnego dnia obudziłem się wciąż tak samo skonfundowany, jak powszedniego wieczoru. Choć noc ledwo udało mi się przespać na futonie w pokoju rodziców. Siostry i Mako spali we trójkę w łóżku, gdy ja wstałem. Było mi niewygodnie. Poza tym, bolała mnie głowa od nadmiaru myśli. Nie wiedzieć czemu, ale ogarniał mnie dziwny, chłodny niepokój. Myślałem o tym, co wczoraj zobaczyliśmy. Zdjęcia rodziców. Niby nie powinniśmy ich oglądać, ale ciekawość była znacznie silniejsza. Choć szczerze żałowałem, że widzieliśmy te fotografie z tym mężczyzną. Jakoś nie mogłem wyrzucić z głowy tego obrazu. Tata całujący kogoś obcego. Mówiąc szczerze, nawet nigdy na żywo nie widziałem, by rodzice się ze sobą całowali. Co prawda, na albumie było kilka tego typu bardziej lub mniej poprawnych zdjęć, ale wiedziałem, że byli parą, więc po prostu ominęliśmy szybko te zdjęcia z dziecięcym zakłopotaniem. Nikt nigdy nie chciał widzieć swoich rodziców w sytuacjach jednoznacznych.

Jednak ten album uświadomił mi, że rodzice przeżyli swój mały, młodociany romans i brali z niego wszystko pełnymi garściami. To był szczęśliwy związek i odrobinę podnosiło mnie na duchu, że po całym tym czasie oni wciąż byli razem.

Chciałem zacząć szykować śniadanie, gdy coś poczułem. Pociągnąłem kilkakrotnie nosem, próbując zrozumieć, co tak śmierdziało. Moją pierwszą myślą było, że wczorajsze trzęsienie ziemi musiało uszkodzić system kanalizacyjny i z domu zrobiło nam się jedno wielkie szambo, jednak to nie było to. Nagle dostrzegłem coś na podłodze. Brązowa plama ciągnęła się po deskach podłogowych, zakręcała i tworzyła urokliwą kratkę. Stałem chwilę, powoli zdając sobie sprawę z tego, co to było i dlaczego wyglądało to tak, jak wyglądało. Spojrzałem na króliczą klatkę, która, o zgrozo, była otwarta i pusta. Pięknie. Pasztet musiał jakimś cudem otworzyć sobie klatkę, narobić gdzieś, a Siepacz później rozjechał te odchody po całym salonie. Ten dzień nie mógł zacząć się gorzej.

Z racji, że ze szkołą nic się nie stało, nie odwołano nam zajęć. Jednak wszelkie nieobecności były z góry usprawiedliwione ze względu na okoliczności. Mieliśmy więc okazję, by zostać w domu, jednak postanowiliśmy nie siedzieć w miejscu, tylko wyjść do ludzi. Upewniliśmy się najpierw, że ze szkołą Mako nic się nie stało i był tam bezpieczny. Dopiero wtedy odwieźliśmy go na zajęcia. Mogliśmy się zatem rozejrzeć, jak świat wyglądał po wczorajszym trzęsieniu ziemi. Spodziewaliśmy się obrazów niczym z apokalipsy, jednak nic takiego nie miało miejsca. Po drodze widzieliśmy jedynie kilka uszkodzonych budynków, jednak było ich niewiele. Wczorajsze wydarzenia bardziej wpędziły nas w panikę niż stanowiły jakiekolwiek realne zagrożenie.

W szkole zostałem powitany przez Kasumi tym, że mocno mnie przytuliła. Niemalże rzuciła mi się na szyję, co zupełnie zbiło z tropu mnie i kilka innych osób dookoła. Sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Poklepałem ją lekko po plecach, nie będąc pewnym czy może coś się stało i teraz była na granicy rozpaczy. Ale ona po prostu mnie przytuliła. Nie płakała, nie drżała, nie szlochała. Gdy spytałem czy coś się wczoraj wydarzyło, to tylko pokręciła głową i wymamrotała, że się zmartwiła. Jej troska mnie rozczuliła. Przez resztę dnia niemalże byliśmy do siebie przyklejeni. Dosłownie. Przerwę na lunch spędziliśmy po prostu przytuleni, co aż dziwiło innych. Hajime i Andou chcieli ze mną porozmawiać, ale nasza dwójka nie mogła się od siebie oderwać. Sam tego dnia czułem osobliwą więź z Kasumi. Nakamura trzymała się mnie mocno, jakbym za moment miał odlecieć i nigdy więcej się z nią nie zobaczyć. Było w tym wszystkim zbyt wiele czułości jak na relację dwójki nastolatków. Nijak jednak nie mogłem powstrzymać ani jej, ani moich uczuć.

 

Sobota nadeszła zbyt prędko i ostatnie dwa tygodnie zdawały się minąć szybko niczym mrugnięcie. W tym czasie udało nam się jednak posprzątać w garażu na tyle, by zrobić miejsce na przynajmniej dwa samochody. Byliśmy z siebie dumni. Nadejście weekendu oznaczało też powrót rodziców z weekendu, co całą naszą czwórkę wprawiło w wielkie poruszenie. Zrobiliśmy wielkie porządki, zakupy i przygotowaliśmy kolację. Chyba z milion razy odkurzyłem wszystkie możliwe powierzchnie i zmyłem podłogę na parterze, by upewnić się, że królicze alergeny nigdzie nie zostaną. Samą klatkę z Pasztetem schowałem w pokoju, mając nadzieję, że rodzice nie zmienią swoich nawyków i nie zaczną nagle zaglądać na piętro. Wszyscy wychodzili z założenia, że piętro należało do mnie i reszty rodzeństwa. Rodzice uznawali, że to nasza mała strefa, o którą mamy dbać. Sami sprzątaliśmy korytarz i obie łazienki. Ojcowie nawet nie zawracali sobie zbytnio głowy tym, by w ogóle sprawdzić, co się działo na górze, ale też i nie mieli powodu. Wizyta któregokolwiek z nich na piętrze było niczym święto. Miałem nadzieję, że do żadnego takiego święta nie dojdzie przynajmniej do poniedziałku.

Yoshi pojechała odebrać rodziców z lotniska. W tym czasie Haru musiała wyjść na próbę w teatrze, dlatego zostałem w domu sam z Mako. Brat spytał czy może się pobawić z królikiem. Westchnąłem ciężko, mimowolnie się na to godząc. Martwiłem się jednak czy Mako nie przywiąże się za bardzo do zwierzęcia, czego bardzo chciałem uniknąć. Wiedziałem, że gdy nadejdzie czas oddania królika, to brat będzie po prostu płakał. Zastanawiałem się czy w konsekwencji tego wszystkiego cała ta konspiracja, jaką był królik, nie wyda się. Już niemal się popłakał, gdy rodzice wrócili po tych dwóch tygodniach do domu.

– Halo! – rzucił ojciec, wchodząc do środka. Akurat siedzieliśmy z Mako w moim pokoju, bawiąc się z królikiem. Brat, jak tylko usłyszał znajomy głos, niemal od razu zerwał się na równe nogi i nie patrząc na nic, pognał na parter. W ostatniej chwili zabrałem królika, który już szykował się do tego, by uciec z pokoju. Wsadziłem go do klatki, po czym szybko poszedłem umyć ręce. Dopiero wtedy zszedłem przywitać się z rodzicami.

Oboje wyglądali na dość wypoczętych, jak na osoby, które ostatnie kilkanaście godzin spędziły w samolocie. Zdaje się, że nawet krem z filtrem 100 nie były w stanie uchronić taty przed hawajskim słońcem, gdyż wrócił uroczo zaczerwieniony od słońca i z kilkoma piegami na twarzy. Zdałem też sobie sprawę, że nigdy nie widziałem, by miał piegi, co zupełnie zbiło mnie z tropu. Może dlatego że zwykł chronić twarz przed słońcem na wszelkie możliwe sposoby i nigdy nie pozwolił promieniom słonecznym do niej dotrzeć. Sekret jego młodej cery po czterdziestce właśnie wyszedł na jaw. Przypomniałem też sobie Kasumi i jej delikatnie piegowatą twarz. Zdaje się, że w ostatnich dniach odkrywałem wiele ciekawostek odnośnie moich bliskich.

Krótko po tym, jak rodzice się rozgościli na nowo w domu i jak w szóstkę usiedliśmy w salonie, by posłuchać o ich podróży, tata zaczął kichać. Zaczęło się niewinnie. Najpierw jedno kichnięcie. Później drugie. Następnie nastąpiła seria krótkich kichnięć niczym z karabinu maszynowego.

– Chyba nie złapałeś żadnego egzotycznego przeziębienia? – rzuciła Yoshi, przyglądając się tacie z lekkim zdziwieniem.

– Nie. Raczej nie – rzucił, sięgając po paczkę chusteczek ze stolika. Nagle kichnął tak mocno, że wydawało mi się, że wypadną mu włosy i przewróci się wraz z fotelem do tyłu. Wydmuchał nos. Zakaszlał.

– Na zdrowie – wymamrotałem. Cały zesztywniałem. Wiedziałem, dlaczego tata zaczął tak nagle kichać, smarkać i kaszleć. Yoshi też zdawała sobie z tego sprawę, jednak nie dawała tego po sobie poznać. Musieliśmy zachować pokerową twarz i trzymałem kciuki, że Mako w żaden sposób nas nie zdradzi.

Później było już tylko gorzej. Twarz mu się zaczerwieniła i spuchła, szczególnie przy powiekach, w konsekwencji czego patrzył na nas przez dwie malutkie szparki. Patrzyliśmy na to wszystko z narastającym strachem. W końcu wróciła Haru i niemalże krzyknęła na widok taty. Rzeczywiście, wyglądał strasznie. Smarkał, kaszlał, kichał, łzawiły mu oczy. Ojciec w pewnym momencie kazał mu wziąć leki antyhistaminowe, po czym niemal siłą zaprowadził go do ogrodu, by odrobinę odetchnął. Wkrótce wrócił i spojrzał na naszą czwórkę wyjątkowo srogo. Nawet nie patrzył tak na nas, gdy kiedyś niechcący zarysowaliśmy mu samochód. Tym razem był po prostu zły.

– Co wyście zrobili – rzucił niemalże wściekle.

Milczeliśmy. W końcu poczułem na sobie wzrok Yoshi, później Haru, a na końcu Makoto. Ojciec też wpatrywał się we mnie ze wzrokiem oczekującym wyjaśnień. Poczułem ucisk w brzuchu. Nie było rady.

– Przepraszam – wymamrotałem, spuszczając głowę ze skruchą.

– Nie przepraszaj teraz, tylko powiedz, co to ma znaczyć – jego ton ani trochę nie złagodniał. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak zdenerwowanego. Biorąc pod uwagę to, że rodzice nigdy się na nas nie wściekali i raczej starali się spokojnie wszystko wyjaśniać, to czułem się wyjątkowo przytłoczony. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś odzywał się do mnie w tak nieprzychylny sposób.

– To… Ja…

– Hiro przyniósł królika – wyrwało się Makoto.

Haru i Yoshi już były gotowe zakneblować naszego młodszego brata. Ja sam zadrżałem z niepokojem, bo czułem, że ktoś zaraz odeśle mnie do domu dziecka. Ojciec otworzył szeroko oczy. Wziął głęboki wdech i wydech nozdrzami, przypominając tym samym byka tuż przed natarciem na torreadora.

– Królika? – powiedział wyjątkowo spokojnie, co wywołało u mnie jeszcze większy niepokój. Zdaje się, że niedowierzał temu, co usłyszał. – Królika? Tutaj? Do tego domu? Chyba oszalałeś.

– Nie wiedziałem, że tata jest uczulony – wymamrotałem. – I że zareaguje aż tak.

– Jak mogłeś tego nie wiedzieć? – ojciec był o krok od tego, by nie podnieść na mnie głosu. Czułem, że jeszcze chwila, a coś w nim pęknie. Ja sam byłem na skraju jakiegoś dziwnego załamania. – Ten królik ma stąd zniknąć.

– Ale ja…

– Nie ma żadnego ale – niemal na mnie warknął. – Widzisz, co się stało. Masz natychmiast wynieść stąd to zwierzę. Znajdź mu jakiś nowy dom albo wypuść. Tutaj na pewno nie może zostać.

Bolało mnie to, w jaki sposób ojciec się do mnie odezwał. Jednak z drugiej strony go rozumiałem. Tata miał naprawdę silną reakcję alergiczną i sam nie chciałem, by coś mu się stało. Dlatego zaraz później, walcząc z moich własnym załamaniem, zadzwoniłem do Andou i powiedziałem mu, że musi zrobić coś z królikiem, bo u mnie już nie mógł zostać.

– Co? Dlaczego? – rzucił zawiedziony. Umawialiśmy się, że odbiorę go jutro rano przed urodzinami Yuko.

– Słuchaj, ja wiem, że to dla ciebie niewygodne, ale mój tata miał reakcję alergiczną. Nie może tu zostać.

– O rany – westchnął. – Bardzo źle to zniósł?

– Jest na skraju ataku astmatycznego.

Dziesięć minut później wynosiłem króliczą klatkę z domu. Będąc na dole nie widziałem żadnego z rodziców, ale to i lepiej. Zdaje się, że po tym, jak ojciec się do mnie odezwał, chyba bym się rozpłakał, gdybym go zobaczył. Bardzo tego nie chciałem. Jako dziecko byłem typową beksą i potrafiłem się rozpłakać z byle powodu. Wiele wysiłku włożyłem w to, by nauczyć się panować nad swoimi emocjami, dlatego nie chciałem tego teraz zaprzepaścić. Jednak zamiast mnie, Mako zaczął płakać, gdy tylko zobaczył, że wywożę królika. Koniecznie chciał jechać ze mną odwieźć zwierzątko i w końcu się zgodziłem. Brat siedział z tyłu obok klatki i mówił ciągle do królika, zapewniając go o ich wielkiej przyjaźni oraz o tym, że zawsze będzie o nim pamiętać. Mówiąc szczerze, mój młodszy brat trzymał się naprawdę dzielnie, gdy w końcu nadszedł moment przekazania króliczego przyjaciela Andou. Wyjaśniłem całą sytuację pokrótce z moim kumplem. Andou był wyjątkowo niezadowolony, że już w sobotę oddawałem mu królika. Niby próbował to ukryć, jednak czułem bijącą od niego małą urazę oraz dystans. Cóż, gdyby to ode mnie zależało, to mógłbym zostawić królika do jutra, ale co poradzić. Mako pożegnał uszatego towarzysza znamiennymi słowami:

– Żegnaj, Pasztet.

I zaraz odwrócił się, chowając za mną. Nie mógł patrzeć, jak zwierzątko odchodzi i najpewniej nigdy więcej miał go nie zobaczyć. Tylko Andou popatrzył zdziwiony na mojego brata. Chciał się odezwać w związku z tym, jak Makoto nazwał królika, jednak pokręciłem głową, by się nie odzywał w tej kwestii. Andou zaraz się zamknął, po czym odszedł skonsternowany, uprzednio się z nami żegnając.

Następnego dnia rano, około dziesiątej, usłyszałem pukanie do drzwi. Siedziałem przy biurku, rozwiązując zadania z chemii i w ogóle nie spodziewałem się, że ktoś postanowi mnie odwiedzić. Odwróciłem się na krześle w stronę drzwi, które po chwili się uchyliły. W progu stanął tata.

– Mogę wejść? – spytał, ostrożnie zaglądając do środka, jakbym miał robić coś niemoralnego.

– Jasne.

Tata wszedł do mojego pokoju, ostrożnie stąpając po podłodze. Jeszcze powszedniego dnia, gdy tylko wróciłem do domu, odkurzyłem dokładnie wszystko i wyprałem wykładzinę, która pokrywała podłogę w moim pokoju. Wciąż była lekko wilgotna.

Tata przysiadł ostrożnie na moim łóżku, jakby zaraz miał stąd wyjść. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż poczułem, że robię się czerwony na twarzy. Nie wiedzieć czemu, ale takie sytuacje wprawiały mnie w zakłopotanie.

– Tata chyba wczoraj przesadził – odezwał się w końcu, wzdychając. – Rozmówiłem się z nim na ten temat i w zasadzie teraz mu głupio.

– Mi też jest głupio – odparłem szczerze. – Przepraszam. To było naprawdę niemądre z mojej strony.

Pokręcił głową.

– Wiesz, że zawsze chciałem mieć królika? Ale nigdy nie mogłem przez to cholerne uczulenie – uśmiechnął się do mnie. Zbił mnie z tropu tym wyznaniem. – Gdybym mógł, to adoptowałbym cały króliczy batalion.

– Nie wiedziałem, że lubisz króliki.

– Niestety, muszę ich unikać. Widziałeś zresztą, jak źle zareagowałem wczoraj. Ach, wiesz co. Brakuje mi jakiegoś zwierzęcia w domu.

– Tak myśleliśmy – zacząłem nieśmiało – kiedy was nie było, to tak sobie gdybaliśmy… Gdybyśmy wzięli kota?

– Kota? – powtórzył.

– No wiesz, gdybyśmy adoptowali kota.

– Nie wiem – pokręcił głową. – Hiro, synku, nie zrozum mnie źle. Kocham zwierzęta i kocham koty, ale nie wiem czy jeszcze kiedyś chciałbym mieć jakiegoś. Może za parę lat. Nie wiem. W zasadzie przeprowadziłem na ten temat rozmowę z waszym tatą i rzucił bardzo ciekawą propozycję.

– Tak?

– Wasz tata zaproponował, żebyśmy adoptowali psa.

– Psa?!

– Cii! Żeby cię Mako nie usłyszał. I nie mówię, że jakiegoś adoptujemy, więc nie nastawiaj się na nic. Po prostu rozmawialiśmy o tym. Poza tym, wasz tata zawsze chciał mieć psa, więc jestem nawet skłonny się do tego przychylić. Tylko jest jeden problem.

– Jaki?

– Ja chcę chihuahuę, a on tosę.

Parsknąłem śmiechem.

– Ale to jak ogień i woda!

– Prawda? Weź mu wytłumacz, że tosa znokautuje mnie jednym uderzeniem ogona.

Parsknąłem śmiechem. Miał całkowitą rację. Tosa powaliłaby go w jednej chwili na ziemię. Zresztą, pewnie mnie też. Choć nie powiem, idea posiadania psa zasiała we mnie małe ziarenko ekscytacji. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że rodzice mogliby się choćby zastanawiać nad posiadaniem psa. Tata za bardzo lubił porządek w domu, a pies mógł to wszystko zrujnować. Był zdecydowanym kociarzem. Jednak ojciec? Cóż, jego nigdy za bardzo nie brałem pod uwagę w tej kwestii, a chyba powinienem był.

Przypomniałem też sobie o jednej rzeczy. O czymś, o co powinienem już teraz zapytać tatę, nim stchórzę.

– Mogę… mogę z tobą o czymś porozmawiać?

– Zawsze.

– Bo wiesz, że w tym tygodniu mieliśmy te rozmowy odnośnie naszej drogi życiowej i tak dalej.

– Aha. No tak! Twoja siostra podobno przyprawiła wychowawcę o zawroty głowy, gdy powiedziała mu, że chce być aktorką. Ale nic nie wspominałeś o sobie.

– No właśnie. Chodzi o to, że ja nie jestem do końca pewny. Ale… To znaczy… Jestem pewny. Ale nie wiem, jak na to zareagujesz.

– No dobrze. Możesz mi powiedzieć.

– Tak. Bo ja bym chciał… ja… ja bym chciał być lekarzem – wyrzuciłem w końcu z siebie.

Tata milczał, patrząc na mnie uważnie. Zamrugał powoli, jakby przetwarzał w głowie słowa, które mu powiedziałem. Nie miałem pojęcia, co właśnie mógł myśleć. Bałem się nawet to sobie wyobrazić. Jednak to była długa, trwająca całe pięć sekund cisza. Wymowne milczenie wpędzało mnie tylko w coraz większe zakłopotanie oraz wstyd.

– Okej. W porządku – powiedział w końcu.

– W porządku? – powtórzyłem głupio.

– Tak. Oczywiście. Myślałem już, że powiesz, że chcesz być poetą czy kimś takim. Ogólnie, to nawet się cieszę. Wiesz może, jakim lekarzem chciałbyś być?

– Nie wiem. Chyba chirurgiem. Tak mi się wydaje.

– Och! – klasnął w dłonie, zacierając je. Nie wiedziałem czy ta reakcja wynikała z zachwytu, zaskoczenia lub zdenerwowania. – No proszę! Nie miałem pojęcia, że chciałbyś pójść w moje ślady.

– Też nie wiedziałem. Ogólnie, jeszcze się zastanawiam. I chodzi też o to, że mamy spędzić dzień w miejscu, gdzie chcielibyśmy pracować. Dlatego chciałem spytać czy byłoby w porządku, gdybym raz przyszedł na parę godzin i po prostu popatrzył sobie z boku, co robisz.

– Nie ma sprawy – rzucił jak gdyby nigdy nic.

– Co? – teraz to ja byłem zdziwiony. – Mówisz poważnie?

– Jasne. Czemu nie. Za dwa tygodnie dołączają do nas studenci, więc będziesz mógł też z nimi spędzić czas, opowiedzą ci o studiach i takie tam. Czy kiedy musisz przyjść i to odhaczyć?

– To nieistotne. Byle tylko przed końcem roku szkolnego.

– No tak, no tak – pokiwał głową. – To może nawet za dwa tygodnie byłoby w porządku?

– Pewnie!

– Wspaniale. To jesteśmy umówieni – wstał, otrzepując uda. – Tacie pewnie będzie odrobinę przykro, ale też na pewno się ucieszy, gdy powiesz mu o tym, że chcesz być lekarzem.

Teraz to ja byłem zbity z pantałyku.

– Przykro? Dlaczego miałoby być mu przykro?

– Wiesz, jesteśmy w tym wieku, że zaczynamy czasami myśleć o emeryturze. A tata był pewny, że przejmiesz po nim firmę. Bardzo by chciał, zresztą ja też, żeby biznes został w rodzinie. Mówił, że chciałby wdrożyć cię bardziej w formalne sprawy firmy i sam też popierałem ten pomysł. Ale jeśli masz inne plany, to jak najbardziej to szanujemy.

– Och – wyrwało mi się. – Chyba nie jestem dziedzicem imperium nieruchomości.

– Oczywiście, że jesteś – roześmiał się, kierując się już w stronę drzwi. – No cóż, może Yoshi lub Mako będą chcieli pójść w śladu waszego taty.

– Yoshi już jest na budownictwie, więc wspaniale się składa.

– Prawda? – posłał mi ciepły uśmiech przez ramię. – Obiad będzie o trzeciej.

Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Zaczęliśmy od królików, a skończyliśmy na przejmowaniu firmy.

Zbyt wiele się ostatnio działo. Kończyłem szkołę, próbowałem zrozumieć siebie i moje pragnienia oraz starałem się w tym wszystkim nie zwariować. Miałem dziewczynę, ale z drugiej strony poczułem coś do faceta, którego znałem ledwo godzinę. Co więcej – całowałem się z nim i o mały włos nie doszło między nami do czegoś więcej. Na dodatek wszyscy oczekiwali ode mnie podejmowania dojrzałych decyzji, które miały rzutować na reszcie mojego życia, kiedy ja nie miałem pojęcia, do czego tak naprawdę się nadawałem. Byłem jak taka cienka linka, na której ktoś zawieszał coraz więcej rzeczy. Bałem się tylko, co mogłoby się stać, gdyby ta linka w końcu nie wytrzymała i pękła. A momentami czułem się już na skraju emocji. Z całych sił starałem się jednak o tym nie rozmyślać, tylko kontynuowałem rozwiązywanie zadań z chemii. Tak, teraz powinienem był skupić się na nauce. Nie chciałem zawieść nikogo, a w tym momencie najbardziej nie chciałem zawieść taty, które ewidentnie ucieszył się z mojego pomysłu. Absolutnie nie mogłem sprawić mu przykrości.

Około drugiej postanowiłem zejść na parter. Całą sobotę w domu było dziwnie cicho, ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Lubiłem ciszę, a o to trudno było się postarać w tym domu. Chciałem pójść po coś do picia do kuchni, jednak zatrzymałem się w salonie, patrząc z daleka na moich rodziców. Zdaje się, że oboje przeżywali właśnie jakiś renesans młodości. Tata stał przy szafce, krojąc coś, a ojciec był tuż przy nim, obejmując go w pasie i opierając głowę na jego ramieniu. W jednej chwili poczułem się naprawdę niezręcznie. Nawet na palcach jednej ręki nie mógłbym policzyć sytuacji, w których widziałem rodziców przytulonych do siebie. To był pierwszy raz.

– …i wtedy to się zeruje.

– Głupoty gadasz – roześmiał się tata. – Posłuchaj się czasami.

– Nie no, poważnie mówię – odparł ojciec, ledwo powstrzymując śmiech.

– Naprawdę?

– Naprawdę! Nigdy mi nie wierzysz.

– Z natury jestem sceptyczny.

Ojciec cmoknął tatę w policzek. W tym momencie uznałem, że powinienem się wycofać. Po cichu wróciłem na piętro do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku, wziąłem kilka głębokich wdechów. Poklepałem się po twarzy. Musiałem doprowadzić się do porządku, a z jakiegoś powodu sytuacja z dołu wytrąciła mnie z równowagi. Czułem w brzuchu nieprzyjemnie łaskotanie, jakbym miał za moment zwymiotować. Zareagowałem na to nad wyraz dziwnie.

Postanowiłem znowu zejść na dół. Jednak tym razem upewniłem się, by niemal trzasnąć drzwiami od pokoju. Schodząc po schodach tupałem tak głośno, jak tylko potrafiłem. W kuchni zastał mnie zupełnie inny widok, jakby sytuacja sprzed kilku minut była tylko jakimiś majakami. Tata w dalszym ciągu coś robił przy szafce, jednak ojciec siedział przy wyspie i z pełną uwagą czytał gazetę. Gdyby ktoś mi teraz powiedział, że to, co wcześniej widziałem, tak naprawdę było okropnymi przywidzeniami, to byłbym skłonny w to uwierzyć. Oboje spojrzeli na mnie, jakby nie byli pewnie czy wszystko ze mną w porządku.

– I jak? – spytał tata, odwracając się do mnie przez ramię.

– W porządku – wymamrotałem. – Jest dobrze.

– Hiro – zaczął ojciec, odchrząkując – możemy porozmawiać?

– Tak. Jasne.

Przeszliśmy do gabinetu. Ojciec usiadł za biurkiem, a ja stanąłem przed nim, jakbym był na dywaniku u dyrektora. Nie byłem pewny co chciał mi powiedzieć i w dalszym ciągu trudno mi się na niego patrzyło. Poza tym, wczorajsza sytuacja z królikiem oraz dzisiejsza z kuchni zupełnie mi się gryzły. A przynajmniej na pozór. Stojąc tak przed nim i zerkając spode łba, jak robi coś przy komputerze uzmysłowiłem sobie, że wczoraj przemawiała przez niego troska o osobę, z którą był. To była ostra reakcja alergiczna, która mogła różnie się skończyć. Tacie mogło się stać coś gorszego od zwykłego kichania. Dotarło to do mnie tak nagle, że aż musiałem się oprzeć o krawędź biurka, by nie upaść. Niby byłem dorosły na papierze, ale w tak wielu sprawach byłem jeszcze dzieckiem i tylu rzeczy nie rozumiałem, że aż zrobiło mi się głupio. Byłem też pewny, że gdyby to mi stało się coś podobnego, to ojciec zareagowałby dokładnie tak samo.

– Przepraszam – wyrzuciłem z siebie nagle, ledwo panując nad drżeniem głosu. Przeniósł swój wzrok na mnie. – Za wczoraj. Ogólnie za to wszystko.

– Na szczęście nic się nie stało – odparł spokojnie.

Wtedy zacząłem płakać. Nie wiedziałem nawet teraz dlaczego, bo jeszcze przed chwilą w ogóle nie zbierało mi się na płacz. Ta cienka linka chyba w końcu pękła. Nie wytrzymała ciężaru tego wszystkiego, co się dookoła mnie działo a wczorajsza sytuacja była jak taka malutka igiełka, która jednak była kluczowa w przeważeniu szali na jedną stronę. Ojciec z początku nawet nie zwrócił na to uwagi, jednak pociągnąłem nosem. Westchnął ciężko, widząc, jak tak stałem przed nim zapłakany. Zakryłem twarz ramieniem, choć nijak nie mogło mi już to pomóc.

– Zobacz na to – powiedział.

Wdech. Wydech. Wdech i wydech. Jeszcze raz. Wydech i wdech. Przetarłem twarz rękawem bluzy. Stanąłem za ojcem, ostrożnie wyglądając zza ramienia. Na ekranie komputera widniał samochód. Srebrna Toyota. Toyota Yaris. Jeden z najbardziej pospolitych samochodów, jaki istniał. Zaraz pokazał mi drugi, równie pospolity samochód, czyli Mazdę. Mazdę 2.

– Rozmawiałem już o tym z Haru, także sprawa wygląda tak. Albo bierzemy wam dwa takie, albo jedną Toyotę Harrier, tylko będziecie musieli się nią dzielić.

– Toyotę – pociągnąłem nosem – Harrier?

– Mhm – pokazał mi ogłoszenie tej drugiej Toyoty. Mówiąc szczerze, to dawno nie widziałem tak eleganckiego SUV-a. – Ale decyzja należy do waszej dwójki.

– Czyli mamy do wyboru dwa średnie albo jeden dobry?

– Zgadza się. Yoshi zostanie wtedy przy Mercedesie.

– Aha. Jasne.

– Tak. Swoją drogą, tata powiedział mi, że chcesz iść na medycynę. Gratuluję!

Zbiło mnie to odrobinę z tropu, ale i zupełnie odwróciło uwagę od płaczu. Rodzice zawsze tak robili. Oczywiście, jeśli coś się poważnego działo, to zawsze pytali, dlaczego płakałem i czy chcę o tym porozmawiać, ale w sytuacjach jak ta po prostu odwracali uwagę. Ta sztuczka zawsze działała, nieważne ile lat miałem.

– Dziękuję. Tata mi powiedział, że chciałeś, żebym dołączył do firmy.

– Och, nie przejmuj się tym – machnął ręką. – Tu chodzi o medycynę, a nie o jakieś tam dyrdymały. To o wiele ważniejsze – odwrócił się w moją stronę na fotelu. Popatrzył mi prosto w oczy. – Bardzo jesteśmy z ciebie dumni. Z ciebie, z Haru, no i oczywiście z Yoshi. Wyrośliście na fajnych dorosłych.

– A z Mako?

– Cóż, Mako jest jeszcze dzieckiem. Ale, oczywiście, też jest fajny. Tylko nie to miałem na myśli.

Pokiwałem głową.

– Cieszysz się, że nas adoptowaliście?

Zamrugał zaskoczony. Raczej nie spodziewał się takiego pytania.

– Oczywiście – odparł niemal oburzony. Tak jakbym zarzucał mu, że wcale nas nie chciał. – Cieszę się z każdej sekundy, którą razem spędziliśmy. Nawet jeśli nie zawsze było kolorowo, to nigdy nie zamieniłbym tego czasu na nic innego.

– Nawet jeśli nie jesteśmy waszymi dziećmi?

– Oczywiście, że jesteście naszymi dziećmi. Słuchaj, Hiro, rodzina to nie zawsze pokrewieństwo krwi. Rodzina to czasami ludzie, których spotykamy na naszej drodze i z którymi chcemy spędzić czas. To też czasami grupka dzieci, którymi nie ma się kto zająć i dwóch facetów, którzy nie mogą mieć biologicznych dzieci.

– Jest też opcja surogatki.

– Dobrze, nie wymądrzaj się już. Kiedyś ta opcja nie była popularna, ale wydaje mi się, że obecnie też byśmy z niej nie skorzystali.

– A myśleliście o tym?

– Myśleliśmy – przyznał z wahaniem. – Ale to było wyłącznie gdybanie. Za dużo z tym zachodu i chyba dosłownie musielibyśmy to zrobić gdzieś na zachodzie. To wciąż… Hm. To wciąż delikatny temat w tym kraju. Chociaż podoba mi się, jaki stosunek ma do takich rzeczy twoje pokolenie.

– Pewnie, gdybyście zdecydowalibyście się na surogację, to nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

– Pewnie tak – odparł, zaciskając usta w wąską linię. Spuścił wzrok. – Wiesz, może nie powinienem ci tego mówić, ale chcieli was rozdzielić.

– To znaczy?

– Waszą trójkę. Uważali, że w pojedynkę macie większe szanse na to, że ktoś was adoptuje. Adopcja jednego, a trójki dzieci to jednak różnica.

– Ale i tak wzięliście cały pakiet.

– No tak. Z początku chciano nam dać tylko jedno z was. Swoją drogą, to i tak bardzo niechętnie rozpatrzono nasz wniosek. Jednak uparliśmy się na całą trójkę. Nie było łatwo, ale na pewno było warto. No! Ale wracając do tematu samochodu – odchrząknął, prostując się – to dogadaj się z Haru, jak wróci z próby i dajcie mi znać, co o tym sądzicie.

– Nie mamy innej opcji?

– Oczywiście, że macie.

– Jaką?

– Autobus.

 

Następnego dnia popołudniu dostałem sms. Wracałem akurat z Haru do domu, rozprawiając o tym, co byśmy woleli. Nie podobała nam się ani ta mała Mazda, ani mała Toyota, jednak wiedzieliśmy, że jeśli zdecydujemy się na współdzielenie samochodu, to i tak będziemy się kłócić. Jednakże, co ważniejsze, osobą, która do mnie napisała, był Shion. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, kim on był i skąd go mogłem znać, jednak gdy tylko uzmysłowiłem sobie, co się między nami wydarzyło, to serce momentalnie zaczęło mi mocniej bić. Aż zachłysnąłem się powietrzem, co nie uszło uwadze mojej siostry.

– Co z tobą? – spytała, próbując zajrzeć mi przez ramię.

– Nic. Nie twój interes – odparłem, przyciskając komórkę do siebie.

– Co, pewnie Nakamura wysłała ci zdjęcie w bieliźnie, hm?

– Nie – wymamrotałem, czerwieniąc się.

– A więc nagie zdjęcie?

– O rany, odczep się!

– A jednak – roześmiała się Haru, kręcąc głową.

– Ja się ciebie nie czepiam, gdy piszesz z Yui. Pewnie też wysyłasz jej jakieś nagie zdjęcia.

– Jasne. Ona mi też.

Aż zakręciło mi się w głowie. Kilka osób dookoła spojrzało na nas z jawnym zgorszeniem i oburzeniem, że podejmowaliśmy takie tematy w miejscach publicznych, a tym bardziej w autobusie. Zamilkliśmy, widząc tyle karcących par oczu. Mając pewność, że Haru nie będzie więcej próbować zaglądać mi przez ramię, spojrzałem ponownie na otrzymaną wiadomość.

 

Nie wiem czy zapisałeś mój numer, tu Shion. Poznaliśmy się na imprezie u Mirei. Masz ochotę spotkać się dziś wieczorem?

 

O rany, o rany – coś wewnątrz mnie zaczęło wręcz skakać z ekscytacji. Na samo wspomnienie tego, co przeżyłem wraz z Shionem moje ciało aż wiotczało. Naprawdę chciałem się z nim zobaczyć. Jednak nagle ogarnęła mnie obawa. Wtedy obaj byliśmy pijani, jednak tym razem mieliśmy się spotkać na trzeźwo. To zmieniało całą postać rzeczy. Tamten Hiro był o wiele odważniejszy dzięki alkoholowi, jednak trzeźwy Hiro, choć ostatnimi czasy wychodził ze swojej strefy komfortu, to w dalszym ciągu nie był tak odważny i towarzyski. Westchnąłem w duchu. Musiałem jakoś przełknąć swoje obawy i wykonać następny krok. Jednak chęć spędzenia czasu z Shionem była silniejsza od mojej introwertycznej natury.

Zgodziłem się spotkać z Shionem, choć miałem swoje małe obawy. Rodzice byli dość zaskoczeni, widząc mnie tak podekscytowanego. Yoshi jedynie łypała na mnie podejrzliwie, a Haru śmiała się ze mnie z daleka. Tylko Mako nie rozumiał, dlaczego to było dziwne. W końcu mogłem mieć dobry humor bez powodu. Cóż, mój młodszy brat musiał się jeszcze wiele nauczyć o dorosłości.

Wieczorem wyszliśmy wspólnie z Haru z domu. Podwiozłem ją na próbę do teatru, a później sam pojechałem spotkać się z Shionem. Serce waliło mi jak młotem. To się działo naprawdę. Szedłem na coś w rodzaju randki z facetem, z którym prawie się przespałem na imprezie. Co ciekawe, nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, biorąc pod uwagę fakt, że w dalszym ciągu miałem dziewczynę. Nie było mi nawet przez moment przykro i ani trochę nie zastanawiałem się nad tym, jakie konsekwencje mogą przynieść moje czyny. Myślałem wyłącznie o sobie. I było mi z tym cholernie dobrze.

Shion czekał na mnie w parku na ławce. Był jeszcze bardziej przystojny niż jak go ostatnim razem widziałem. W głowie kręciło mi się na samo wspomnienie tego, co robiliśmy na imprezie. Szczerze? Miałem wielką ochotę z nim to kontynuować.

– Hej, hej, hej! – rzucił wesoło, widząc mnie z daleka. Wstał, podchodząc do mnie. – Wieki się nie widzieliśmy!

– Cały tydzień – roześmiałem się, przyglądając mu się uważnie. Może nawet zbyt uważnie, co nie uszło jego uwadze. Stanęliśmy przed sobą. Przekręcił lekko głowę, mrużąc przy tym oczy. Zaraz odwróciłem wzrok i poczułem, jak oblewam się rumieńcem.

– A co mi się tak przyglądasz, hm? – rzucił prowokacyjnie.

– Podziwiam twoje en face – odparłem, zaskakująco jak na siebie, równie prowokacyjnie. Zdaje się, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale bardzo mu się ona spodobała.

– Nie spiesz się, masz mnóstwo czasu do podziwiania.

Przez dłuższy czas staliśmy tak, patrząc na siebie. Nie mogłem przy tym wyjść z podziwu, jak bardzo atrakcyjnym mężczyzną był Shion. Jego twarz miała ostre, ale niesamowicie wyważone rysy. Przydługie włosy opadały mu na boki twarzy, dodatkowo ją rzeźbiąc. Było w nim coś niebywale magnetycznego.

– Nie masz nic przeciwko, by pójść na małe piwo? – spytał, wskazując głową w jedynie sobie znanym kierunku.

– W zasadzie jestem samochodem – odparłem. – Mogę jednak napić się czegoś innego dla towarzystwa.

– Ach! To już nie to samo – westchnął, teatralnie machając przy tym ręką. – Zapraszam cię zatem na spacer. Co ty na to?

– Czy ty mnie podrywasz? – odparłem pytaniem na pytanie, nie kryjąc przy tym śmiechu oraz zadowolenia.

– Cały czas – puścił mi perskie oko. Byłem zachwycony.

Poszliśmy więc się przejść. Będąc przy nim nie przeszkadzał mi panujący na zewnątrz chłód ani udeptany, śliski śnieg pod podeszwami butów. Na początku panowała między nami nieco niezręczna atmosfera, jednak zaraz ją odgoniliśmy, zaczynając żartować chyba o wszystkim, o czym tylko się dało. W pewnym momencie Shion poprosił, żebym opowiedział mu o sobie. Powiedziałem mu zatem pokrótce o swoim nieciekawym życiu, którym on był jednak zauroczony. Pierwszy raz widziałem też, by ktokolwiek patrzył na mnie z takim przytłaczającym rozmarzeniem w oczach. Jego wzrok przyciągał mój. Wydawało mi się, że jeszcze chwila, a zaczniemy się ze sobą całować gorąco i namiętnie niczym dzikie zwierzęta w rui. I nie miałbym nic przeciwko temu.

– Wiesz, Mirei wspominała, że masz dwóch ojców, co nie – zaczął w pewnym momencie.

– Aha.

– Nie chcę cię urazić, ale ciekawi mnie, czy może miało to jakiś wpływ na twoją orientację. Cóż, wydaje mi się, że pewnie miało.

– Och, czy to miało jakiś wpływ? – zamyśliłem się. W jednej chwili przypomniałem sobie o Kasumi i jakieś dziwne wyrzuty sumienia złapały mnie za brzuch. Nie wiedziałem jednak czy to były wyrzuty sumienia w stosunku do niej lub też może do Shiona. W każdym razie, to było nieprzyjemnie uczucie. – Sam nie wiem. W zasadzie mam dziewczynę, więc…

– Masz dziewczynę? – zdziwił się, niemalże przystając w miejscu.

– Tak.

– Och. Nie wiedziałem.

– Cóż, wydaje mi się, że ten związek nie przetrwa.

– Dobrze, by było.

– Słucham??

– No, do cholery. Próbuję cię poderwać, a ty mi mówisz, że masz dziewczynę. Myślałem, że jesteś gejem.

W jednej chwili magiczna atmosfera między nami zniknęła. Shion był widocznie rozczarowany. A ja? Cóż, sam z początku nie wiedziałem, o co mu chodziło. Byłem za bardzo przejęty tym, że ktoś ze mną flirtował. I to w dodatku taki gorący facet. Jednak byłem w stanie zrozumieć jego zawód. W końcu całowaliśmy się, wylądowaliśmy we dwoje w dość jednoznacznej sytuacji i jeszcze teraz sam podjudzałem go do tego, by ze mną flirtował. Nie powinienem był być dumny z tego zachowania, ale do cholery, trudno było mi się tym przejąć.

– Mam dość luźny stosunek do swojej orientacji – odparłem, nie wiedząc w ogóle, o co mi chodziło. Luźne to mogłem mieć bokserki. Było już jednak za późno, by cofnąć wypowiedziane słowa. Shion spojrzał na mnie jak na ostatniego kretyna.

– Przepraszam, że cię tu ciągnąłem. Wydawało mi się, że, hm… spoglądamy w tym samym kierunku. Nie uderzałbym do ciebie, gdybym wiedział, że kogoś masz.

– Nie, nie. Zaczekaj – o mały włos, a złapałbym go za dłoń, jakbym próbował zatrzymać go w miejscu. Byle nie uciekał. Byle mnie nie zostawił. – Lubię cię.

– Ja ciebie też lubię. W tym problem. Ale wiesz czego nie lubię? Gdy wodzi się mnie za nos. Nie mogłeś mi od razu powiedzieć, że się z kimś spotykasz?

– Nie sądziłem, że to takie ważne – wymamrotałem.

– To przecież cholernie ważne – westchnął ciężko. – No nic.

– Nie możemy się chociaż… uhm… przyjaźnić? Proszę?

Shion zmierzył mnie spojrzeniem. Zdaje się, że szczerość mojej prośby zaczęła do niego przemawiać. Poza tym, on ewidentnie pragnął ode mnie czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni. Swoją drogą, nie tylko on tego chciał. Patrząc tak na jego osobę byłem gotowy rzucić się na niego i zacząć całować. Cholera, chyba bym w końcu przestał być prawiczkiem.

– Nie jestem pewien czy potrafiłbym się z tobą przyjaźnić – powiedział spokojnie, patrząc prosto w moje oczy z czymś, z czym ktokolwiek pierwszy raz na mnie patrzył. Aż zamarłem. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że o mały włos, a kretyńsko złapałbym się za pierś. Właśnie tak wyglądało pożądanie drugiego mężczyzny. Jego spojrzenie przepełnione było pragnieniem mnie, mojej osoby i niewątpliwie mojego ciała. Co ciekawe, nie poczułem się z tym ani trochę niezręcznie.

– A gdybyś spróbował?

– Pewnie próbowałbym spróbować ciebie – mówiąc to, przesunął się do mnie niebezpiecznie blisko. Złapał mnie za podbródek. Zadrżałem, czując jego zimną dłoń na mojej skórze. – I bardzo mam ochotę cię pocałować.

– Zrób to – niemalże szepnąłem, wpatrując się w jego czarne jak noc oczy.

– Nie wiem, co na to twoja dziewczyna.

– Pomyśli, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Roześmiał się wesoło. Zdaje się, że pierwszy etap szoku dość szybko mu minął. Wręcz za szybko. Ale byłem z tego powodu zadowolony. Zaczęliśmy się całować. Z początku powoli i czule, by po chwili wpić się nawzajem w swoje wargi. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak spragniony drugiej osoby. Och! To było niewiarygodne. Choć mając jego wargi na moich i jego język w moich ustach, gdzieś z tyłu głowy tańczyła mi jedna myśl, mówiąca, że postępowałem bardzo nie fair wobec i Shiona, i Kasumi. Ale to nic. Choć raz mogłem być złym charakterem, myślącym wyłącznie o sobie.

 

Dwa tygodnie później na historii przydzielono nam ostatnie zadanie na ocenę. Mieliśmy dobrać się w grupę, wylosować temat, a później zaprezentować go przed klasą. Na całość mieliśmy dwa tygodnie. Oczywiście, w mojej grupie byłem ja z Kasumi oraz Hajime, Andou, Chihiro oraz Yuko. Po wielu spekulacjach, gdzie powinniśmy zrobić projekt, ustaliliśmy, że zrobimy go u mnie. Byłem do tego dość sceptycznie nastawiony, jednak czułem się najbardziej komfortowo, jeśli mogłem robić je w zaciszu własnego domu.

W międzyczasie musiałem odbyć swoje małe praktyki w szpitalu u taty. Padło na jedną sobotę, żebym nie tracił zajęć w szkole. Szpital jako taki nie był dla mnie nowy, bo bywałem tam już wielokrotnie. Znałem się z niemal całym oddziałem dziecięcym, oprócz z nowym pediatrą, z którym tata miał na pieńku. Liczyłem jednak, że nie trafię na niego, bo szczerze powiedziawszy nie miałem ochoty konfrontować się z takim bucem. Mimo wszystko, byłem podekscytowany. Dostałem kilt oraz specjalną przepustkę, dzięki której mogłem zajrzeć niemal do każdego miejsca. Tata lekko się wzruszył, widząc mnie w takim lekarskim wydaniu. Zdaje się, że naprawdę rozpierała go duma. Starszy syn postanowił pójść w jego ślady! Cóż, faktycznie był moją inspiracją. Podziwiałem go za całą dedykację oraz determinację, jaką miał do swojej pracy. To, jak był ułożony, jak wciąż potrafił znaleźć złoty środek między byciem profesjonalistą a rodzicem. To było niesamowite. Był dla mnie jak taki superbohater.

– Hiro! Dawno cię nie widziałam – rzuciła pielęgniarka, która już od lat towarzyszyła tacie. Pracowali nawet razem w jego prywatnym gabinecie. Kobieta właśnie popijała kawę w pokoju komunalnym.

– Faktycznie, dawno mnie tu nie było – przyznałem z uśmiechem.

– Tata mówił, że spędzisz z nami dzień. W zasadzie, to od tygodnia chodzi tym przejęty.

– Naprawdę?

– No! Już, już! Nie musimy o tym rozmawiać – przerwał tata. Machnął ręką, próbując zbyć temat. – Mamy dzisiaj jedną operację i studentów, więc dobrze się składa, bo będzie mógł na spokojnie wszystkiemu się przyjrzeć.

– I nie wystraszy się od razu – roześmiała się kobieta, unosząc kubek z kawą, jakby wznosiła toast. – No nic. Wspaniale by było, Hiro, gdybyś został lekarzem. Brakuje dobrych specjalistów.

– Dam z siebie wszystko – posłałem jej ciepły uśmiech, choć nie powiem, gdzieś wewnątrz mnie zakiełkowało ziarenko niepokoju. Wspaniale, teraz znowu będę się stresował.

Niedługo później zaczęła napływać reszta osób. Znałem się z każdą osobą z oddziału, łącznie z ordynatorem, który od moich najmłodszych lat traktował mnie i resztę mojego rodzeństwa niczym swoje wnuki. Był to starszy mężczyzna, który przywodził mi na myśl mistrzów Kung-Fu z filmów. Miał chyba sto lat doświadczenia i był chodzącą skarbnicą wiedzy. Wiedziałem też, że była to jedna z niewielu osób, które mój tata darzył bezgranicznym szacunkiem oraz zaufaniem. Ordynator miał zawsze rację i ta złota zasada nie wzięła się z powietrza. On naprawdę nigdy się nie mylił.

Wkrótce poznałem też studentów i studentki oraz, o zgrozo, nemezis taty – pediatrę. Mężczyzna wyglądał bardzo przeciętnie i niewyraźnie, jednak w jego spojrzeniu widoczna była nuta jakiegoś psychicznego niezrównoważenia. Nie powiedziałbym o nim, że był ekscentryczną osobowością, ale raczej nie był też groźny. Był po prostu dziwny i to nie do końca w pozytywnym sensie.

– Dzień dobry, Matsumoto – przywitał się z moim ojcem, choć na samym wejściu do pomieszczenia komunalnego witał się ogólnie ze wszystkimi. Jednakże, witając się z moim ojcem, w jego głosie pobrzmiała taka złośliwa ekscytacja. Jakby cieszył się, że będzie mógł uprzykrzyć mu życie.

– Dzień dobry – odparł tata spokojnie, nawet nie patrząc w jego stronę. Akurat przeglądał coś w karcie pacjenta, który miał mieć operację.

– Miałeś udany wieczór? – kontynuował, zbliżając się do taty, choć wciąż trzymając dystans. Jakby bał się, że jeśli tylko bliżej podejdzie, to zostanie jakoś zaatakowany. Wszystkie rozmowy w pomieszczeniu komunalnym mimowolnie ucichły i nastała napięta atmosfera. Każdy zaczął obserwować starcie wilka i podlotka.

– Tak – odparł tata krótko, skreślając coś na kartce obok. Niesamowite, z jaką łatwością ignorował te głupie zaczepki.

– Z mężem?

– Jasne.

– Pewnie dobrze się bawiliście, co?

– Mhm. Wybitnie.

– Podziwiam cię, że przyszedłeś dziś do pracy. Jesteś lekarzem na medal.

– Chciałbym móc to samo powiedzieć o tobie – odparł tata z takim spokojem, że aż zachciało mi się śmiać. W porę się powstrzymałem. Cóż to był za komentarz!

Pediatrę zatkało na kilka sekund. Kilka osób rzeczywiście się zaśmiało, słuchając tej jakże porywającej wymiany zdań. A mnie rozpierała duma, że mój tata miał tyle cierpliwości i nie dawał się sprowokować. A przynajmniej z zewnątrz zachowywał spokój. Byłem pewny, że w środku już z pięć razy odciął temu facetowi głowę.

– Dobrze, zapraszam za mną – rzucił tata w stronę grupki studentów, nim pediatra w jakikolwiek sposób zdołał zacząć myśleć, jak powinien się odgryźć. Zdaje się, że myślenie nie było jego mocną stroną. Na całe szczęście, nikt nie musiał więcej słuchać tej rozmowy, gdyż większość osób zaraz wyszła, w tym tata, ja oraz studenci medycyny, którzy podążali za moim rodzicem niczym owce za swym pasterzem.

To był ekscytujący dzień. Przynajmniej dla mnie. Tata twierdził, że nic się dziś zbytnio nie działo, co nawet potwierdzili inni lekarze, więc byłem w stanie w to uwierzyć. Jednak dla mnie to wciąż było niesamowite. Byliśmy na oddziale, oglądałem, jak tata radzi sobie z pacjentami, jak profesjonalnie, a jednocześnie łagodnie traktował wszystkie dzieci. W końcu nastała pora operacji. Po licznych konsultacjach oraz po rozmowie z rodzicami małego chłopca, którego tata miał operować, sam poszedł z nim porozmawiać. W tym czasie studenci mieli swoją małą przerwę, ale ja odmówiłem pójścia na nią. Dlatego tata stwierdził, że jeśli nie chcę nawiązywać nowych przyjaźni, to zaprasza ze mną.

– Dzień dobry, Naoki – powiedział tata do chłopczyka, który leżał już sam na oddziale. Na oko miał około pięciu lat i zdawał się być wyjątkowo wystraszony. Jego rodzice aktualnie byli oddelegowani, by podpisali kilka dokumentów. Dziecko spojrzało na mnie i na ojca wzrokiem tak spłoszonym i płaczliwym, że aż coś mnie złapało za gardło. – Nazywam się Takanori, to jest Hiroshi. Jestem chirurgiem i dzisiaj będę cię operować.

Oczy dziecka w jednej chwili przybrały rozmiar spodków filiżanki. Zdaje się, że wizyta obcych ludzi, a przy tym powiedzenie czegoś takiego wcale nie pomogło w niczym. Chłopiec pokiwał głową.

– Twoja mamusia i twój tatuś zaraz do nas przyjdą. Będą z tobą przez cały czas i nie musisz się o nic martwić. Naprawimy wszystko, co trzeba, żebyś był zdrowym chłopcem.

– Aha – pokiwał głową. – A naprawi pan Kumę?

Chłopiec wyciągnął ręce w górę, prezentując przy tym pluszowego misia. Była to beżowa, mocno zużyta zabawka. Zużycie odznaczało się też w tym, że miś miał odpadającą prawą łapkę i wypadającą watę. Popatrzyłem lekko skonsternowany na tatę, ale on nawet na sekundę nie wyszedł z roli.

– Oczywiście! – odparł przejęty. – Co takiego stało się Kumie?

– Bawiliśmy się i… i za mocno pociągnąłem go za łapkę.

– Ach, no tak. Rozumiem. To się czasami zdarza. Hiroshi, znajdź proszę pielęgniarkę i zgłoś jej kod ZWP.

– Ach…? Dobrze…

Wyszedłem z sali odrobinę skonsternowany. Nie wiedziałem też, w jaki sposób do niej wrócę ani czy uda mi się znaleźć pielęgniarkę. Ostatecznie odnalazłem ją gdzieś na korytarzu. Powiedziałem jej, z czym przysyłał mnie tata, na co ona westchnęła i zaraz wręczyła mi apteczkę podpisaną ZWP. W środku znalazłem plastry, bandaże oraz zwykłe igły i nici. Popatrzyłem zaskoczony na to, co mi dała, jednak nie zadawałem pytań. Z niemałym trudem wróciłem do taty przez niemały labirynt korytarzy. Tata akurat przeprowadzał cały wywiad w sprawie pluszowego misia. Nie wiedziałem czy wciąż byłem w szpitalu lub też może trafiłem do jakiegoś kabaretu. Ale tata naprawdę zachowywał się, jakby przeprowadzał operację na zabawce. Założył maseczkę i rękawiczki. Dobierał odpowiednią grubość igły oraz nić, a mnie prosił o nożyczki oraz o ucięcie odpowiedniej ilości nici. Stałem przy nim przez cały ten czas, zastanawiając się, jak często dzieci prosiły go, by naprawił im zabawki. W końcu specjalnie na tę okazję mieli przygotowany zestaw pierwszej pomocy. Dopiero później tata wyjaśnił mi, że skrót ZWP oznaczał Zabawkę W Potrzebie. Wkrótce Kuma został zaszyty. W międzyczasie wrócili rodzice Naokiego, którzy z zaskoczeniem przyglądali się, jak chirurg ich syna pieczołowicie zszywał niedźwiedzią łapkę. Widząc jednak wzrok dziecka przepełniony błyszczącą nadzieją, nikt nic nie mówił.

Kuma był z Naokim aż do operacji. Gdy tylko znieczulenie wysłało go do krainy snów, pielęgniarka zabrała dziecku zabawkę, by gdzieś się niepotrzebnie nie zaplątała. Udało mi się zostać na oglądaniu operacji, choć tata powiedział, że gdybym chociaż przez moment poczuł, że mi słabo lub mam ochotę zwymiotować, to mam natychmiast wyjść. Tym bardziej, że była to operacja przepukliny oraz, uwaga, penisa. Przez krótką chwilę czułem się, jakbym widział coś nierealnego, gdy zobaczyłem malutki, dziecięcy członek. Kto by się spodziewał, że będę musiał oglądać dziecięce przyrodzenia. Nie był to przyjemny widok, jednak z czasem udało mi się z tym oswoić. W końcu przestałem nawet myśleć o tym, że był to cudzy penis. Gorzej jednak było, gdy rozcięto skórę, by zoperować przepuklinę. Widok krwi i tkanek sprawił, że odrobinę się zachwiałem. Nie sądziłem, że taki widok na żywo sprawi, że będę miał ochotę wyjść.

Jednak cała operacja przebiegła sprawnie i bezproblemowo. Aż do czasu, gdy anestezjolog spytał, ile tata przewidywał jeszcze czasu do końca.

– Niewiele – odparł. – Myślę, że tak z dziesięć lub piętnaście minut. Trzeba jeszcze zaszyć ranę.

– Wspaniale. Czyli skończymy wcześniej.

– Na pewno ktoś stąd chce zszyć ranę, hm? – tata odwrócił się w stronę studentów, między którymi stałem. Grupka była dość zróżnicowana, bo były w niej i bardziej doświadczone osoby, i takie, które dopiero co zaczynały w medycznym świecie. No i byłem też ja.

– To zajmie wieczność, a tyle nie mamy – westchnął anestezjolog, patrząc na tatę z jawną irytacją. O mały włos nie przewrócił oczami.

– Nie, będzie dobrze. No, zapraszam. Ktoś z piątego lub ostatniego roku?

Zgłosiła się jedna dziewczyna. Tak jak odważnie podeszła do stołu operacyjnego, tak zdaje się, że widok małego dziecka z otwartą raną w pachwinie odrobinę ją skołował. Jednak tata nie pozwolił jej się wycofać. Spytał, jaki szew byłby najlepszy do założenia i w jaki sposób powinno się zszyć tę ranę. Dziewczyna znała odpowiedź na wszystkie te pytania, co tylko wprawiło mojego rodzica w zadowolenie. Zaraz zabrała się do zszywania. Mamrotała przy tym do siebie, choć nie byłem pewny co. Zdaje się, że powtarzała nagłos, w jaki sposób powinna wszystko zrobić. I zszywała ranę bardzo dokładnie i bardzo, co mi się wydawało, książkowo. Jej ruchy nie były pewne, jednak były wyuczone, co  nie przeszkadzało w żaden sposób. Tata cały czas patrzył jej na ręce, kiwając głową. Co jakiś czas mówił, że dobrze jej szło, a gdy w pewnym momencie się zawahała, to wtrącił, że nie pomyliła się i powinna kontynuować. Nawet anestezjolog patrzył na jej poczynania z podziwem, jakby chciał powiedzieć, że w końcu była jakaś nadzieja w tym narodzie.

– Bardzo dobrze – powiedział tata, gdy dziewczyna ucinała końcówkę ostatniego szwu. Wyprostowała się ni to z ulgą, ni to z zadowoleniem. Zdaje się, że była szczęśliwa, że już skończyła swoją część. – Pięknie. Chirurgiczna robota. Bardzo dziękuję. Tylko następnym razem tak się nie wyrywajcie, gdy spytam, kto na ochotnika.

Po operacji mieliśmy chwilę oddechu. A przynajmniej ja miałem, bo tata gdzieś zniknął. Pewnie poszedł porozmawiać z rodzicami Naokiego lub zająć się jeszcze czymś innym. W każdym razie, spędziłem odrobinę czasu ze studentami, którzy powoli szykowali się do opuszczenia szpitala. Sam nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić, skoro i tak miałem zostać i spędzić resztę dnia z tatą. Jednak tę krótką chwilę poświęciłem na wypytaniu się ich o studia i opinie były mocno podzielone. Większość osób uważała, że pewnie teraz wybraliby turystykę. Odrobinę mnie to zmartwiło, jednak postarałem się nie zniechęcać. Jeszcze miałem trochę czasu na podjęcie decyzji i wiedziałem, że na pewno na własnej skórze przekonam się, co mi się podobało w medycynie, a co nie.

– Idziemy – powiedział tata, zaglądając do pomieszczenia komunalnego, gdzie czekałem. Byłem już tylko ja, studenci wyszli jakąś godzinę wcześniej. Przez cały ten czas nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić, dlatego tak siedziałem, czytając jakąś książkę, którą ktoś zostawił. Tata nawet się nie zatrzymał. Wpadł i wypadł, a ja zaraz się za nim zerwałem, o mały włos nie potykając się o własne nogi. Podążyłem za białym kitlem oraz odgłosem gumowych podeszew stąpających po szpitalnym linoleum.

Tym razem czekało na nas zadanie w gabinecie. W środku siedziała na oko trzydziestoletnia kobieta, trzymająca małą dziewczynkę na kolanach. Dziecko miało około trzech lat. Tata przedstawił jej siebie oraz mnie. Zaraz rozpoczął wywiad i oględziny.

– Wydaje mi się, że to może być kurzajka – powiedziała kobieta, zdejmując dziecku bucik oraz skarpetkę. – Trochę o tym czytałam w Internecie i widziałam zdjęcia.

– A pediatra co powiedział?

– Że to prawdopodobnie kurzajka.

– Rozumiem.

Tata zaczął rozmawiać z dzieckiem, podobnie jak rozmawiał z Naokim. Przedstawił się dziewczynce i, co mnie zaskoczyło, spytał czy może jej dotknąć. Z początku się nie zgodziła, kręcąc głową, na co jej matka chciała ją skarcić. Tata jednak szybko zainterweniował. Kilka minut później dziewczynka się zgodziła, dlatego tata przystąpił do oglądania jej stopy. Kucał przy tym i ostrożnie trzymał malutką stópkę. Ciekawie patrzyło mi się na to, jak postępował z dziećmi. Z jednej strony mówił do nich w bardzo pieszczotliwy sposób, ale z drugiej postępował z nimi, jakby były dorosłe. To dzieci wypytywał się o to, w jaki sposób się czuły i czy coś je bolało. Informował, co będzie robił i dlaczego, a jeśli ktoś się o coś spytał, to nie denerwował się, tylko cierpliwie wszystko tłumaczył.

– To na pewno nie kurzajka – oznajmił tata, dłubiąc długą, cienką pęsetą przy stopie. Dziewczynka w jednej chwili zaczęła się wyrywać, jednak jej matka ją przytrzymała. Tata przerwał.

– A co w takim razie?

– Coś utknęło w stopie.

– Boli – jęknęło dziecko.

– Tak, wiem. Przepraszam. Zaraz skończymy – kontynuował swoje poczynania, jednocześnie mówiąc do dziecka. – Jesteś bardzo dzielna, wiesz? Ja bym raczej nie dał rady z czymś takim chodzić. A ty? Wow! Tak silnej dziewczyny nigdy nie widziałem.

Wkrótce wyciągnął ze stopy kawałek szkła. Może i nie był to duży kawałek, jednak jak na coś, co utknęło w stopie, a tym bardziej dziecięcej, to było gargantuiczne. Sam miałem problem, jeśli byle co przyczepiło mi się do nogi, a co dopiero utknąć z kawałkiem szkła.

– Kurzajka? – powiedziałem do taty, gdy kobieta i dziecko wyszli z gabinetu. Spojrzał na mnie z bladym uśmiechem. – Jak ktoś mógł pomylić kurzajkę z czymś takim?

– Zdarza się – odparł. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Zaraz głowę do środka wsunął ojciec. Byłem bardziej niż zaskoczony, widząc go tutaj.

– O rany! Wyglądasz cudnie – rzucił, patrząc prosto na mnie. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.

– Dziękuję – odparłem, w ogóle nie kryjąc zdziwienia. – Co tu robisz?

– Podrzucam jadło, jak zwykle, no i zabieram cię do domu.

– Że niby już? – jęknąłem niezadowolony. Obaj roześmiali się głośno. Pewnie brzmiałem jak małe dziecko, które rodzice zabierali z trampoliny.

– Już szesnasta.

– Już? Serio?

– Szybko dziś zleciało, prawda?

Ojciec zrobił mi jeszcze zdjęcie. Dopiero wtedy zauważyłem, jak oboje byli ze mnie dumni, widząc mnie w takim wydaniu. Chyba nawet się wzruszyli, jednak nie pozwolili poznać tego po sobie.

Tata nie wrócił z nami do domu, co mnie zaskoczyło. Powiedział, że on jeszcze zostaje, chociaż ewidentnie był już po swojej zmianie. Wydawało mi się, że po tylu godzinach na nogach będzie mógł w końcu wyjść, ale nie. Ja z ojcem wróciłem do domu, a tata przyszedł dopiero około pierwszej w nocy. Jak się okazało, po naszym wyjściu zdarzył się nagły wypadek, dlatego musiał zejść z oddziału dziecięcego na intensywną terapię.

– A co się stało? – spytał ojciec, stawiając przed tatą talerz z odgrzaną kolacją. Siedzieliśmy we trzech w kuchni. Osobiście nie mogłem spać z ekscytacji po dzisiejszym dniu.

– Podejrzewam, że jakaś bitwa gangów – oznajmił tata. – Dzieciak był dźgnięty.

– Dzieciak?

– Osiemnastoletni chłopak. Dostał tutaj – pokazał na sobie miejsce gdzieś na brzuchu – pod skos.

– O rany. I co? – spytałem.

Tata już chciał powiedzieć, co było dalej, ale się zawahał. Patrzył na mnie przez kilka długich sekund, w ciągu których ja zrozumiałem, co było dalej. Po całym moim ciele przebiegły nieprzyjemne dreszcze.

– No cóż, zdarza się – powiedział ojciec, siadając obok. Podsunął mi i tacie kubki z ciepłą herbatą.

– Pewnie skończyłoby się inaczej, gdyby sam nie wyciągnął wcześniej noża. Robiłem wszystko, co mogłem. Wykrwawił się. Choć miałem nadzieję, że mu się uda, bo cały czas był przytomny.

Czułem się, jakby ktoś mnie ogłuszył. Tata mówił o tym tak zwyczajnie, jakby opowiadał o pogodzie. A w szpitalu zmarł chłopak. Młody mężczyzna w moim wieku, który miał przed sobą całe życie. Aż zrobiło mi się niedobrze.

– Musiałem zawiadomić policję. Jeszcze mnie przesłuchiwali. Pewnie też w szpitalu powołają komisję, żeby stwierdzić czy dostatecznie wykonywałem swoje obowiązki – westchnął ciężko.

– Cholera. Serio?

– Tak, ale jakoś się tym nie martwię, bo zrobiłem wszystko, co mogłem. To nie tak, że stwierdziłem, że nie da się nic zrobić, choć to była moja pierwsza myśl. Drugą była morfina, więc nawet nic już nie czuł.

To był dzień pełen wrażeń. Lepszych lub gorszych, ale wrażeń. Byłem niewątpliwie zainspirowany całą dedykacją, jaką tata wkładał w swoją pracę i choć nie wiedziałem czy na pewno uda mi się zostać lekarzem, tak wiedziałem, że z pewnością też chciałem wkładać w coś tyle serca. Poza tym, cała ty sytuacja, która później się wydarzyła wytrąciła mnie z równowagi. Niby tata wspominał, że takie rzeczy się działy, ale jakoś nigdy nie byłem czegoś takiego aż tak blisko.

Przez kilka następnych dni chodziłem przepełniony jakąś dziwną energią. W końcu spędziłem dzień w szpitalu. Każdy dookoła mnie widział, jak bardzo mnie cieszyło to wydarzenie. Kasumi cieszyła się wraz ze mną. Moja dziewczyna zdawała się czerpać radość z mojej radości, co było bardzo urocze. Oczywiście, nikomu nie napomknąłem o wypadku, który miał miejsce. Wolałem zachować to dla siebie. Nigdy nie sądziłem, że ktoś będzie chciał mnie tak bezinteresownie wspierać. Tym bardziej osoba, którą zdradzałem. To był odrobinę wrażliwy temat, ale tak. Chociaż obiecaliśmy sobie z Shionem, że zostaniem w przyjacielskich stosunkach, tak jakimś sposobem przy każdym naszym spotkaniu jego język lądował w moich ustach, a mój w jego. Jeśli chodziło o Nakamurę, to w pewnym stopniu wciąż czułem do niej sympatię. Ale tylko odrobinę. Większa część tej miłości, która wcześniej mnie wypełniała w stosunku do niej, została zastąpiona czystym pożądaniem. Nie spodziewałem się po sobie, że w tak krótkim czasie moje uczucia ulegną zmianie. Nie sądziłem też, że jeśli będę spotykać się z kimś nowym, to będzie to mężczyzna. W dodatku taki seksowny mężczyzna. Co prawda, nie randkowaliśmy z Shionem, jednak od tego dzieliła nas cienka granica. Tak cienka, że niemal niewidoczna. Nakamura tak naprawdę stała mi się obojętna, choć nie miałem problemu w udawaniu uczuć. Bez problemu przychodziło mi powiedzenie jej czegoś miłego lub przytulenie jej, gdy tego potrzebowała. A ona była zachwycona. Z rosnącym uczuciem pragnęła mojej bliskości i mojej uwagi, podczas gdy moje myśli krążyły wokół zupełnie innych rzeczy. I to nie tak, że teraz moją głowę bez przerwy zaprzątał Shion. Skądże. Moja uczuciowa sfera życia krążyła po jakiejś odległej orbicie. Moim głównym zmartwieniem była przyszłość, a przede wszystkim studia. Im bliżej było zakończenia roku szkolnego, tym coraz częściej nie mogłem spać, zamartwiając się o moje życie.

Martwiłem się też o tatę i tak jak wspominał, powołano komisję, by zbadać czy na pewno zrobił wszystko, by uratować tego chłopca. Oczywiście, tak jak wspomniał, jednogłośnie ogłoszono, że wszelkie czynności zostały starannie wykonane. Po prostu krytyczny stan pacjenta miał duży wpływ na to, co się stało. Choć rodzice tego chłopca twierdzili inaczej. Byli w jakiejś wściekłej rozpaczy, twierdząc, że tata tak naprawdę nic nie zrobił. Nikt im jednak nie przyznał racji.

 

*

 

Wiosna nadeszła nagle. Tak jak jeszcze kilka dni wcześniej wszystko spowite było śniegiem, tak teraz wszystko to topniało. Temperatura podskoczyła mocno w górę, chmury rozmyły się w powietrzu, odsłaniając błękitne niebo, za którym wszyscy tak bardzo się stęsknili. Taka pogoda działała wyjątkowo kojąco, szczególnie na Hokkaido, gdzie zima potrafiła trwać wieki. Dlatego każdy czerpał garściami z cudownej aury, która towarzyszyła wiośnie.

Wraz z nadejściem wiosny, zbliżał się termin naszego projektu z historii. Dlatego umówiliśmy się całą paczką u mnie w domu w jeden weekend, by zrobić to, czego nie mieliśmy w ogóle ochoty robić. Ale jak mus to mus. Tak jak Kasumi już była w moim domu, tak jakimś cudem reszta moich przyjaciół nie była. Ja bywałem u nich, ale oni u mnie nigdy. I to z różnych powodów, a między innymi z tego, że mój dom rodzinny znajdował się na znacznym odludziu. Bez samochodu mógł być problem się do niego dostać, jednak teraz nie był już to problem. Spędziłem miłe przedpołudnie z Kasumi, z którą później wróciłem do domu. Tam czekaliśmy na resztę naszej grupy projektowej, która zapewne bardziej niż pracować w grupie, chciała w końcu zobaczyć ten legendarny dom. Na pewno wszyscy też chcieli poznać moich rodziców, którzy akurat tego jednego dnia mieli oboje wolne. Dlatego tata relaksował się w ogrodzie, a ojciec przygotowywał obiad. Nasz dom wprawiał ludzi w zdziwienie może jeszcze jakieś dziesięć lat temu, jednak obecnie budowano wiele podobnych budynków. Tylko moja rodzina wprawiała wszystkich w zdziwienie. Tak samo było tym razem. Cała czwórka weszła do środka i zaraz zaczęli się rozglądać. Wiedziałem, że wcale nie podziwiali domu jako takiego, tylko szukali wzrokiem moich rodziców. Dostrzegli tylko ojca w kuchni, który słuchał muzyki i nucił pod nosem, kompletnie nie przejmując się tym, że ktoś do mnie przyszedł. Był w swoim świecie, a cała reszta patrzyła na niego niczym na rzadki okaz jakiegoś zwierzęcia.

– To my pójdziemy na górę – powiedziałem donośnie, wyrywając go przy tym z jego małego, szczęśliwego miejsca.

– Hm? A tak, jasne – rzucił.

Wszyscy w tym momencie zaczęli się z nim witać. Odpowiedział grzecznie, uśmiechając się przy tym. Zaproponował nam nawet coś do picia, ale odparłem, że później zejdę po napoje. Życzył nam dobrej zabawy, po czym wrócił do swoich powszednich czynności. Gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju, niemal od razu zostałem zbombardowany komentarzami odnośnie ojca. Szczególnie Chihiro i Yuko się nim zachwycały.

– Przysięgam, twój tata jest najgorętszym facetem w średnim wieku, jakiegokolwiek widziałam – oznajmiła Yuko.

– Co nie? W życiu nie widziałam, żeby facet w tym wieku wyglądał tak… o rany!

– Trochę mnie martwicie – zaśmiałem się niezręcznie.

– Nas też – odparł Hajime, patrząc z rezerwą na te dwie. Choć jeszcze przed chwilą on i Andou mówili, że mój ojciec wydawał się być naprawdę świetnym gościem.

– Tak jakby… To tata Hiro, a wy się nad nim spuszczacie. Uspokójcie się.

– A weźcie. Jesteście zazdrośni i tyle. Ale tata Hiro i tak jest gejem, więc nie macie o co się przyczepiać. Prawda? – rzuciła Chihiro.

– No tak średnio – odchrząknąłem. W jednej chwili cała piątka wybałuszyła na mnie oczy. Od razu pożałowałem, że jej nie przytaknąłem.

– Twój ojciec gej tak naprawdę nie jest gejem? – Andou nie krył zdziwienia.

– Ja też nie rozumiem – przyznała Kasumi. Wydawała się być mocno skonsternowana.

– W sensie… Nie jest stuprocentowym gejem – wyjaśniłem. – Spotykał się kiedyś z dziewczynami, ale później poznał tatę i jakoś tak wyszło, że zostali razem.

– Czyli uhm… twój tata przed poznaniem tego drugiego nie był gejem?

– Był. To znaczy… ach! No chyba jest biseksualny czy coś w tym stylu – powiedziałem w końcu, czując, że się czerwienię. Nigdy nie sądziłem, że będę kiedykolwiek tłumaczyć orientację seksualną mojego ojca.

– Myślisz, że płeć przeciwna nadal go w jakimś stopniu kręci? – spytała Yuko bez jakiegokolwiek skrępowania.

– Tego już za wiele – burknął Andou. – To tata Hiro, a ty spotykasz się ze mną.

– Tak tylko pytam! – Yuko wywróciła oczami.

Andou jednak skutecznie urwał temat i zaczęliśmy nasz projekt z historii. Zacząłem się jednak zastanawiać nad pytaniem Yuko. Czy mojego ojca nadal pociągały kobiety? Oczywiście, był w związku z tatą, ale bycie z kimś nie wykluczało tego, że mogło się w jakimś stopniu reagować na inne osoby. Nie wiem dlaczego zacząłem o tym myśleć, to była jego prywatna sprawa. Ale z jakiegoś powodu pomyślałem, że gdyby (odpukać!) rodzice się rozstali, to ojciec, jakby związał się z kimś nowym, to czy byłaby to kobieta. W końcu jednak udało mi się odgonić te natrętne myśli. Rodzice byli razem i tak też miało zostać, nie wyobrażałem sobie, że mieliby się kiedykolwiek rozejść. Poza tym, byli zbyt udaną parą. Nawet dziewczyny stwierdziły to, gdy na moment zrobiliśmy przerwę i wstaliśmy, by rozprostować kości. Chihiro i Yuko podeszły do okna, by podziwiać widok, jaki rozpościerał się na jezioro oraz góry i w pewnym momencie westchnęły głośno, jakby zobaczyły coś niebywale uroczego. Zaraz nasza męska trójka dołączyła do nich, przepychając się w oknie, by dojrzeć, co wprawiło je w taki zachwyt. Moi rodzice byli razem na podwórku. Tata leżał w hamaku, a ojciec siedział obok niego na krzesełku ogrodowym. Stałem tak przez dłuższy czas, zastanawiając się, co było w tym wszystkim takiego niezwykłego. Dwóch facetów odpoczywało w weekend na dworze. Nic więcej. Choć w pewnym momencie jeszcze głośniej westchnęły zachwycone, gdy ojciec pomógł tacie wstać z hamaka, podkładając mu swoje przedramię. Zaraz poszli obaj nad jezioro na pomost. Zaczęli o czymś żywo rozmawiać, pokazując na żaglówkę, która już od kilku ładnych lat nam służyła. Podejrzewałem, że chodziło im o jej sprzedaż, bo jeszcze nie tak dawno ojciec wspominał, że chciałby kupić nowszą łódkę.

Zaproponowałem, żebyśmy zeszli czegoś się napić i coś przekąsić. Wszyscy ze swego rodzaju zdumieniem oglądali kuchnię, a szczególnie piekarnik, który wszystkich wprawiał w zaskoczenie. Ja sam byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że nie wszyscy ludzie mają piekarnik, więc w moim przypadku działało to w drugą stronę.

– Głupi ten projekt – skomentował w pewnym momencie Andou. – Jakby, po co komu coś takiego. W dodatku z historii.

– Nie mów tego przy moim ojcu – zaśmiałem się. – Uwielbia historię.

– Tak? To może mógłby nam pomóc? – Yuko od razu podłapała temat.

– Jak się odpaliła! – roześmiał się Hajime.

Spojrzałem na Nakamurę, która od dłuższego czasu siedziała zupełnie cicho. Trąciłem ją zaczepnie biodrem, na co jeszcze bardziej się zawstydziła. Myślałem, że już przełamała swoją wrodzoną nieśmiałość. Jak widać, wciąż miała małe problemy przy większej ilości osób.

– Nie chcę go jeszcze w taki sposób wykorzystywać.

Niespodziewanie do domu wszedł tata. On, chociaż nie był tak postawny jak ojciec, to niewątpliwie zwracał uwagę swoimi włosami. Nie byle jakimi zresztą, bo brązowymi, a na dodatek kręconymi. Poza tym, tak jak wszyscy mówili, że mój ojciec był przystojny, tak tata należał do grona, które określane było mianem ładnych. Oboje znacznie się od siebie różnili, ale tak samo oboje potrafili wprawiać w osłupienie osoby, które ich pierwszy raz zobaczyły. Tak też i było tym razem. Cała czwórka, pomijając mnie i Kasumi, niemal wstrzymała oddechy, widząc mojego tatę. Zaraz jednak wszyscy się z nim uprzejmie przywitali, na co on im równie uprzejmie odpowiedział. Nie został jednak z nami, tylko przeszedł obok i poszedł do garażu.

– Twoi rodzice są jak wyrwani z jakiejś mangi – oznajmiła Chihiro.

– Aż nie wierzę w to, co zobaczyłem – Hajime był jakby w szoku. – To jego włosy?

– Tak – odparłem.

– W życiu takich nie widziałam – Yuko pokręciła głową.

Wróciliśmy później na górę. W przeciągu dwóch godzin udało nam się skończyć projekt i przy okazji ustalić, kto miał co mówić. Stresowała mnie myśl o tym, że będziemy musieli wygłaszać to wszystko przed całą klasą, ale z drugiej strony pocieszałem się tym, że mogłem to robić wśród znajomych.

Wszyscy, oprócz Kasumi, wyszli niedługo później. Moja dziewczyna zjadła wraz ze mną i resztą mojej rodziny obiad, a później oboje na jakiś czas zaszyliśmy się w moim pokoju, oglądając film na laptopie. Leżeliśmy, przytulając się, choć mówiąc szczerze w pewnym momencie w ogóle przestaliśmy nadążać za fabułą z racji takiej, że bardziej skupiliśmy się na sobie. Całowaliśmy się, przytulając i byłem pewny, że w końcu to ze sobą zrobimy. Chciałem tego. Tyle na nią czekałem i tak bardzo miałem ochotę się z nią przespać, że nawet nie obchodziła mnie już reszta rodziny, która była w domu. Nawet Kasumi w pewnym momencie zsunęła swoją delikatną rączkę na moje krocze i zaczęła je subtelnie masować. Westchnąłem w jej usta, w które w końcu, bardzo instynktownie, wsunąłem język. Położyłem się na niej. Mało nie zrzuciłem laptopa na podłogę. Objęła mnie nogami w pasie, a ja zacząłem całować ją po szyi. W końcu mieliśmy to zrobić. Nareszcie! Gdyby nie to, że niespodziewanie zostaliśmy rozproszeni przez dzwonek telefonu. Byliśmy jak wyrwani z transu. Podniosłem się, nie wiedząc, co się dzieje. To był mój telefon.

– Kim jest Shion? – spytała Kasumi, zerkając w stronę komórki, leżącej obok jej głowy.

– Znajomy – odparłem bez zająknięcia, również patrząc na wyświetlacz telefonu. Dzwonił Shion. Moje serce w jednej chwili zaczęło mocniej bić, a policzki pokryły się czerwienią.

– Nie odbierzesz?

– Wolisz, żebym skupił się na tobie czy na telefonie? – pochyliłem się, całując ją w czoło. – Maleńka.

Zachichotała. W tym samym momencie komórka zamilkła. To wcale nie oznaczało, że doszło między nami do czegoś więcej. Gdy już myślałem o tym, jak głęboko miałem zagrzebaną paczkę prezerwatyw w szafce nocnej, usłyszałem, jak wołał mnie ojciec. Z początku chciałem go zignorować, ale zaraz zdałem sobie sprawę, że jeśli nic nie zrobię, to w końcu sam pokwapi się na górę. Bardzo bym nie chciał, by zastał mnie i Kasumi w jednoznacznej sytuacji. Doprowadziłem się do względnego porządku i zszedłem na parter, gdy już miał zamiar wołać mnie drugi raz.

– Mógłbyś mi pomóc? – spytał, nim jeszcze w ogóle dowiedziałem się, co takiego ode mnie chciał.

– Trochę jestem zajęty – mruknąłem.

Ojciec siedział w salonie z jakąś lampą, którą skręcał. To była wielka podłogowa lampa z kryształkami. Bardzo stylowa i pewnie równie bardzo droga. Przyglądałem się temu przez dłuższą chwilę. Rzadko kiedy widziałem, jak mój ojciec zajmował się tak zwykłymi, a jednocześnie niecodziennymi sprawami.

– A co takiego robisz? – nawet się nie odwrócił w moją stronę. Zdaje się, że miał małe trudności ze skręceniem tej lampy i złożeniem wszystkich kryształowych elementów.

– Oglądamy film z Kasumi.

– Ach! Myślałem, że jesteś sam – westchnął. – No nic, więc sam to złożę.

– A tata?

– Pojechał z Yoshi i Mako na zakupy. A Haru jest na próbie. Jak wam poszedł projekt? Swoją drogą, może chcecie coś zjeść z Kasumi?

W końcu podniósł na mnie głowę. Nim w ogóle zdołałem mu cokolwiek powiedzieć, zacisnął wąsko usta, starając się nie śmiać.

– No tak – parsknął, odwracając głowę.

– No co?

– Nic. Czasami jak na was patrzę, to przypominam sobie, jak to było być młodym. Wspaniałe czasy. Wracaj już do niej na górę.

– Hm… tata.

– No?

– A może… Uhm… Może chcesz pójść na spacer czy coś?

– Że co?

– No, oderwać się od tej lampy. Dobrze by ci to zrobiło.

Przez dłuższy czas miał dość nietęgą minę, jednak w końcu spojrzał na mnie w znaczący sposób. No cóż, tonący brzytwy się chwyta.

– Zapomnij. Jako twój ojciec moim obowiązkiem jest stawianie cię we wszystkich zawstydzając i niekomfortowych sytuacjach. Nigdzie się stąd nie ruszam. Jeśli chcecie, to oboje możecie pomóc mi z lampą.

Ostatecznie (znowu) do niczego nie doszło między mną a Kasumi. Musiałem to przyznać z ciężkim sercem. Oboje pomogliśmy ojcu poskładać lampę. Najgorzej było jednak z tymi wszystkimi kryształowymi elementami i dobrze, że Kasumi z nami była, bo ani ja, ani ojciec nie mieliśmy do nich cierpliwości. Za to Nakamura swoimi drobnymi, delikatnymi dłońmi ze znamienną ostrożnością oraz czymś wyjątkowo pieszczotliwym złożyła większość kryształków. Obaj z ojcem patrzyliśmy na nią z podziwem. My mieliśmy raczej niezgrabne, męskie palce. Ale ona? To było jak patrzenie na kogoś tworzącego sztukę. Z początku byliśmy nieco skonsternowani, jednak im dłużej się przyglądaliśmy, tym bardziej ufaliśmy procesowi twórczemu.

– Ile ty masz cierpliwości – oznajmił w końcu ojciec, widząc, jak Kasumi kończyła składanie ostatnich elementów. Wziąłem od niej połączone kryształki, po czym zawiesiłem je na lampie. – Ja bym to prędzej wszystko rzucił w kąt.

– Kto w ogóle wpadł na pomysł z taką lampą? – spytałem.

– Pytasz tak, jakbyś nie znał odpowiedzi. Ja chciałem inną lampę, ale tata uparł się na taką. W sumie, chyba będzie tu nawet pasować.

– Będzie – oznajmiła Kasumi. – I bardzo modne są teraz takie lampy.

– Och, naprawdę? W sumie ostatnio projektantka mi podsunęła podobną w wizualizacji do jednego domu. Może chcesz rzucić okiem?

– Mogę? – Kasumi dość nieśmiało okazywała zainteresowanie, ale nawet ja po niej widziałem, że bardzo chciała zobaczyć wizualizację.

– Jasne – ojciec wrzucił śrubokręt do skrzynki z narzędziami, po czym wstał, otrzepując uda. – Nic specjalnego, ale lampa jednak robi wrażenie.

Kilka minut później ojciec pokazywał nam w swoim gabinecie kilka wizualizacji. Widziałem podobne rzeczy już kiedyś, więc dla mnie nie było to nic specjalnego, jednak Kasumi wręcz błyszczały oczy. Tak jak dziecku, które widziało wymarzoną zabawkę. Ojciec zwyczajnie przedstawiał cały projekt, który wyglądał dość zachodnio. Nawet Kasumi stwierdziła, że całość prezentowała się bardziej europejsko, na co ojciec przytaknął, mówiąc, że ostatnio próbowali nowych rzeczy i mieszkania w stylu europejskim były w cenie. Nakamura była oczarowana.

– Masz super tatę – powiedziała, gdy odwoziłem ją do domu. – Jest bardzo miły i taki… taki wiesz.

– Jaki?

– Taki dorosły, ale jednocześnie wyluzowany. Nie wiem, jak to inaczej nazwać. Widać, że poważnie podchodzi do wielu rzeczy, ale między wami nie ma żadnego dystansu. Też bym tak chciała.

Zerknąłem na nią. Wpatrywała się w swoje złączone kolana. Mimowolnie wsunąłem między nie dłoń, nieznacznie zaciskając ją na jej udzie. Z początku była zaskoczona, jednak zaraz się uspokoiła, przyzwyczajając się do mojego dotyku.

– W sumie nie wiem, jacy są twoi rodzice – przyznałem.

– Bardzo bym chciała, byś ich kiedyś poznał. Ale… – urwała. Jej głos zawisł w powietrzu niczym jakaś złowróżbna przepowiednia.

– Ale boisz się, co sobie pomyślą o dzieciaku, który ma dwóch ojców?

Milczała. Wiedziałem, że trafiłem w samo sedno.

– Są bardzo krytyczni – wymamrotała – i lubią oceniać ludzi po pozorach.

– Ale to z tobą się spotykam, nie z nimi. A ty taka nie jesteś. Prawda? Wiem, że z początku też nie było ci łatwo przyzwyczaić do tego, że moja rodzina jest nieco inna od większości, ale jakoś ci się udało. I proszę! Nawet składaliśmy dziś lampę z moim ojcem.

– Chciałabym, żebyś ich poznał. Tylko… boję się, że cię odrzucą.

– Cóż, to ich problem.

– Jak to?

– Co mogą mieć do powiedzenia w kwestii twojego życia uczuciowego? Raczej niewiele.

– Ale to moi rodzice.

Podjechałem pod jej dom. Zaparkowałem, nie wyłączając silnika. Trwaliśmy tak kilka dłuższych chwil w zupełnej ciszy. Poczułem niemiłe łaskotanie w żołądku i przeczuwałem, że za moment powiemy sobie kilka nieprzyjemnych słów.

– Rozumiem, że to twoi rodzice – położyłem obie ręce na kierownicy. – Ale to nie oznacza, że mogą wtrącać się w to, z kim się spotykasz. Owszem, może im się to nie spodobać i sam, gdybym miał córkę i spotykałaby się ona z kimś, kto mi się nie podoba, to bym się o nią martwił. Jednak nie miałbym prawa ingerować w jej związek. Gdyby twoi rodzice dowiedzieliby się, że mam dwóch ojców i powiedzieliby, że masz przestać się ze mną spotykać, to chyba byś tego nie zrobiła? Prawda?

Milczała. Im dłuższe było jej milczenie, tym bardziej ja rozumiałem, że nieważne jak mocno kochałbym Kasumi, a ona mnie, to nigdy nie sprzeciwiłaby się rodzicom. Zdanie sobie z tego sprawy zabolało mnie mocniej, niż mógłbym sobie wyobrazić. Poza tym, to był mój pierwszy związek i już zostałem w nim w pewnym sensie odrzucony. Spodziewałbym się, że prędzej ja zrobię to Kasumi, ale nie ona mnie. W końcu to ja spotykałem się z kimś innym za jej plecami. Sprawy przybrały dziwny, wyjątkowo bolesny obrót. Niby spodziewałem się, że Nakamura może mieć problem ze swoimi rodzicami, ale nie sądziłem, że do tego stopnia, by nie być w stanie postawić na swoim.

– Chyba powinnaś już pójść – powiedziałem, usilnie starając się na nią nie patrzeć.

– Hiroshi, to nie tak, że… Ja… To moi rodzice, zrozum to.

– Co mam zrozumieć? Że gdyby twoi rodzice zdali sobie sprawę z tego, że moimi rodzicami jest dwójka gejów i pewnie z góry wydaliby na mój temat osąd, to stanęłabyś po ich stronie i wszystkiemu przytaknęła?

Znów milczała. Czułem, że zaczęła drżeć i wiedziałem, że była o krok od łez. Nic nie mogłem jednak na to poradzić. Pewne rzeczy musiały być wypowiedziane, nim inne mogły się zdarzyć.

– Rozumiem, że ich kochasz – powiedziałem w końcu. – I nie chciałbym, żebyś musiała wybierać między mną a akceptacją ze strony swojej rodziny. A moi rodzice bardzo cię lubią.

– Naprawdę?

– Tak. Często o ciebie pytają. Gdyby mogli, to by cię chyba adoptowali – zaśmiałem się. Ona również się zaśmiała, pociągając przy tym nosem. Zaczęła płakać. – Ale, Kasumi, ja myślę o tobie poważnie. I jeśli ty nie myślisz o mnie na tyle poważnie, by chociaż próbować pokazać twoim rodzicom, że ze mną i z moją rodziną nie jest nic złego, to nie wiem, dokąd to ma wszystko zmierzać.

To była bolesna rozmowa. Nie rozeszliśmy się też, przynajmniej nie oficjalnie, ale wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. Może już wtedy powinienem był jej powiedzieć, że to był ostatni raz, gdy byliśmy razem jako para, jednak nie potrafiłem się na to zebrać. Jakaś część mnie naprawdę z tego wszystkiego cierpiała. Rodzice jednak całe życie pokazywali mi, że nie powinienem się wstydzić tego, kim jestem ani skąd pochodziłem, więc nie mogłem teraz tego wszystkiego zaprzepaścić w imię czegoś, co tylko mogło mnie unieszczęśliwić. Dlatego, jeszcze stojąc pod jej domem, postanowiłem, że dam sobie kilka dni na ułożenie wszystkiego w głowie, nim znów porozmawiamy na ten temat. Uznałem, że tak będzie najlepiej. Do niektórych spraw trzeba było się zdystansować, choć wiedziałem, że nasz krótki rozdział miał wyłącznie jedno zakończenie. Gdy już chciałem odjechać, rozległ się dzwonek mojej komórki. Spojrzałem na to, kto dzwonił i znów serce mi mocniej zabiło. Ponownie tego dnia dzwonił do mnie Shion. Nie chcąc dłużej trzymać go na dystans, odebrałem.

 

*

 

Shion był tak samo przystojny, gdy go ostatni raz widziałem. Wysoki, ubrany niczym model. Wsiadł na miejsce pasażera obok kierowcy.

– Hej przystojniaku – rzuciłem zaczepnie na przywitanie. Chłopak roześmiał się głośno, raczej nie spodziewając się takiego powitania z mojej strony.

– Hej – wyszczerzył się do mnie w wesołym uśmiechu.

Kilka chwil później pojechaliśmy na taras widokowy. Siedzieliśmy tam przez blisko godzinę, po prostu rozmawiając, aż w pewnym momencie Shion zapytał, co mnie gryzło. Popatrzyłem na niego zaskoczony. Nie do końca wierzyłem w to, że właśnie o coś takiego zapytał. Nie sądziłem też, że aż tak było widać, że rozmowa z Kasumi mnie dotknęła. Myślałem, że byłem raczej dobry w ukrywaniu emocji. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć.

– Zgaduję, że jakieś problemy sercowe – rzucił, jak gdyby nigdy nic. Coś złapało mnie za gardło, jak tylko o tym wspomniał.

– Miałem właśnie kiepską rozmowę z moją dziewczyną – przyznałem, nie widząc potrzeby, by cokolwiek ukrywać.

– To się zdarza.

– Tak. Jasne. Tylko wydaje mi się, że to nie ma sensu. Ona i ja. Nie chce mnie przedstawić swoim rodzicom, bo są homofobami.

– A twoi są gejami.

– No właśnie – zaśmiałem się. – Śmiesznie to brzmi.

– Co nie? – parsknął. – Jesteście jak Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku.

– Tylko nie mam zamiaru kończyć jak oni – posłałem mu blady uśmiech.

– Nikt by nie chciał. Nie byłoby lepiej, żebyś znalazł sobie kogoś, kto ma w miarę normalnych rodziców? Nie muszą się kochać i uwielbiać, no i nie muszą jakoś bardzo lubić ciebie. Tylko chodzi o normalność.

– Prawda? Ale nie wiem czy chciałbym teraz kogoś szukać. Jeszcze nawet oficjalnie nie zakończyliśmy związku. Po prostu wiem już, że będę musiał to zrobić, ale chcę jeszcze dać jej i sobie przemyśleć parę spraw. Tak dla zasady.

– O stary, pewnie będziesz potrzebować pocieszenia.

– Pewnie tak – parsknąłem. Oparłem się o zagłówek siedzenia, odwracając się przy tym w jego stronę. Siedzieliśmy tak przez kilka długich sekund w ciszy, aż w końcu Shion położył swoją dłoń na moim policzku. Jego skóra była zimna. Aż zadrżałem, jednak w żaden inny sposób nie zareagowałem. W ciągu tych kilku nieskończonych sekund spoglądaliśmy sobie prosto w oczy i wydawało mi się, że zaraz utonę w jego spojrzeniu. To, w jaki sposób na mnie patrzył miało w sobie coś magnetycznego. I tak jak w jednej chwili po prostu trwaliśmy w tej przejmującej ciszy, tak w drugiej Shion pochylał się, całując mnie. Zaraz oddałem pieszczotę, przymykając powieki.

Nie byłem gotowy na to, że zaczniemy się tak nagle całować. Choć robiliśmy to już nie raz, to jednak teraz czułem coś zupełnie innego. Było zupełnie tak jak na tamtej imprezie, gdy się poznaliśmy. Tylko teraz nikt nie miał prawa nam przerwać. Całowaliśmy się chyba zbyt zachłannie jak na osoby w tak młodym wieku. Choć byłem pewny, że Shion był ode mnie nieco starszy. Niewiele, ale jednak. Czułem bijące od niego doświadczenie oraz większą dominację, jednak w żaden sposób nie pozwalał, bym poczuł się przez to gorszy. Ale to on zaraz zaproponował, żebyśmy przenieśli się na tylne siedzenie, na co przystałem. On usiadł na środku, a ja na nim, ujmując jego twarz w dłonie i całując, jakby za moment miał wyjechać na front i możliwe, że nigdy nie wrócić. Pochylałem się przy tym, starając się nie uderzyć głową w sufit.

– Wiesz co, nigdy nie robiłem tego w samochodzie – westchnął w moje usta.

– Nie? – przyłożyłem swoje czoło do jego. Zamknąłem oczy, dysząc. Świat dosłownie wirował, ale nie miałem najmniejszej ochoty wysiąść z tej karuzeli. – Ja też nie.

– Nie sądziłem, że to aż tak niewygodnie – zaśmiał się. Wsunął dłoń pod moją bluzę, dotykając moich pleców. Nikt mnie tak jeszcze nigdy nie dotykał. Dlatego zdałem sobie sprawę, że to naprawdę zmierzało w jednym kierunku i musiałem właśnie teraz zrobić swoje małe wyznanie.

– Słuchaj… Nigdy tego nie robiłem…

– W samochodzie? Czy z mężczyzną? – zaśmiał się, wsuwając teraz obie dłonie pod moją bluzę. – Matko, jesteś taki gorący…

– W ogóle – oznajmiłem.

Shion jeszcze przez chwilę masował moje plecy, aż nagle przestał. Zdaje się, że był to moment, gdy zdał sobie sprawę z tego, co powiedziałem i raczej nie do końca tego się spodziewał. Zacisnąłem usta w wąską linię, oczekując jakiejś reakcji. Nie było mi wstyd z powodu tego wyznania, ale z jakiegoś powodu odczułem zdenerwowanie rosnące gdzieś w moim brzuchu.

– W ogóle? – upewnił się, jakby się przesłyszał. Pokiwałem głową. – Nigdy nie uprawiałeś seksu? Nawet ze swoją dziewczyną?

– Jakoś nigdy nam nie wyszło.

– Rozumiem. Chcesz, żebym przerwał?

– Nie – pokręciłem głową. – Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak żywy. I napalony.

Shion roześmiał się głośno, przyciągając mnie zaraz do następnego pocałunku. Uwielbiałem to, że się śmiał. Nie był ani trochę nieśmiały i nie powstrzymywał się w pokazywaniu emocji. Był całkowitym przeciwieństwem Kasumi. Nie bał się, że powie coś nie tak. Nie siedział w swojej małej bańce. Zamiast tego, siedział właśnie w samochodzie i spokojnie, z ogromną dozą zrozumienia migdalił się wraz ze mną w najbardziej erotyczny sposób, jaki tylko ja mogłem przeżyć. Chyba pierwszy raz w życiu miałem taką erekcję i czując czyjś dotyk na moim penisie, miałem ochotę od razu dojść. Ale on był cierpliwy. Spytał czy mam ochotę pójść z nim na całość, na co pewnie on miał w zanadrzu. Zawahałem się. Widząc moją niepewność powiedział, że jeśli nie jestem zdecydowany, to nie zrobi niczego takiego. I szczerze? Poczułem ulgę. Nawet nie wiedziałem, kiedy urósł we mnie taki stres. Dotykaliśmy się za to i pieściliśmy, całując się  tak namiętnie, że nie potrafiłem tego opisać słowami. Nigdy nie sądziłem, że dotyk drugiego mężczyzny może być tak jednocześnie czuły i obezwładniająco lubieżny.

– O rany – westchnąłem, gdy Shion zaczął szybko poruszać dłonią na moim penisie. Delikatnie skierował moją rękę na swoje przyrodzenie, więc zacząłem robić to samo. Zaczęliśmy robić sobie nawzajem dobrze, dysząc przy tym i powtarzając nasze imiona. Po krótkim czasie przeżyłem mój pierwszy orgazm i wytrysk. Choć może nie powinienem mówić, że był to pierwszy raz, jednak z pewnością jeszcze nigdy w życiu nie dzieliłem tego doświadczenia z drugą osobą.

Po wszystkim przytulaliśmy się jeszcze przez długi czas, choć zaraz po przeżytej ekstazie poczułem coś dziwnego. Coś w rodzaju odrzucenia. Miałem ochotę ubrać się i udawać, że nic nigdy nie miało miejsca, jednak Shion trzymał mnie mocno, przyciskając głowę do mojej klatki piersiowej. To dziwne uczucie w końcu minęło, choć nie miałem pojęcia, skąd się wzięło. Nie chciałem się jednak nad tym zastanawiać. Pragnąłem jedynie, by reszta tego wieczoru nigdy się nie skończyła.

Następnego dnia miałem ochotę latać. Jeszcze nigdy w życiu nie wypełniało mnie takie szczęście, co tej niedzieli. Zacząłem dzień od powitalnej wiadomości od Shiona oraz od pytania, jakie miałem plany. Zaraz odpowiedziałem, że nie miałem żadnych, dlatego zaproponował czy w takim wypadku nie miałem ochoty wybrać się z nim do kina. Oczywiście, od razu się zgodziłem. Miałem zatem zaplanowaną randkę z Shionem na godzinę dziewiętnastą. Nijak nie potrafiłem zamaskować swojej ekscytacji, co tylko wzbudziło w mojej rodzinie podejrzliwość. Ojciec z początku patrzył na mnie zaintrygowany, jednak pewnie w końcu uznał, że ja i Kasumi przekroczyliśmy magiczną barierę dziewictwa i dał sobie spokój z zadawaniem jakichkolwiek pytań czy rzucaniem komentarzy. Cóż, w pewnym sensie mała część mnie przestała być prawiczkiem. Zacząłem jednak myśleć o tym, co by było, gdybyśmy naprawdę uprawiali seks, a nie tylko się dotykali. Wtedy też moje szczęście zaczęło gdzieś umykać, niczym powietrze w przebitej oponie. Cóż. Zbyt dużo myślenia zawsze wpędzało mnie w kłopoty.

Postanowiłem jednak poradzić się siły wyższej, co do tego. Wiedziałem, że mogło to dziwnie wyglądać, jednak uznałem, że zrzucę to na zwykłe skoki hormonów oraz młodocianą ciekawość, której akurat mi nie brakowało. Zdaje się, że słynąłem z zadawania moim rodzicom różnych niewygodnych pytań i miałem ochotę tę tradycję kontynuować.

– Tato – zacząłem, przysiadając obok niego na werandzie. Zdaje się, że w pełni korzystał z wolnego weekendu, delektując się przy tym lemoniadą, książką i piękną pogodą. Możliwe, że właśnie miałem mu to wszystko zrujnować, ale jakoś nie znałem lepszej osoby, do której powinienem zgłosić się o radę.

– Mhm? – mruknął, nawet nie odrywając się od książki. Już dawno nie widziałem go aż tak zadowolonego z życia i nawet poczułem małe wyrzuty sumienia, że właśnie miałem zamiar namieszać w jego dniu.

– Mogę cię o coś zapytać? – zacząłem dość niewinnie.

– Oczywiście – odparł bez wahania. Spojrzał na mnie znad książki. Odłożył ją otwartą grzbietem do góry na stolik, po czym zdjął okulary, zawieszając je na dekolcie koszulki.

– To trochę osobiste i intymne pytanie – ostrzegłem. Patrzył jednak na mnie wyczekująco, więc uznałem, że po prostu to powiem. – Mógłbyś… Uhm… Mógłbyś mi opowiedzieć o swoim pierwszy razie?

Ewidentnie nie takiego pytania się spodziewał. Aż otworzył szeroko oczy, a brwi uniósł tak wysoko, że wydawało mi się, że zaraz gdzieś mu odlecą. Musiałem też przyznać, że pierwszy raz w życiu widziałem go aż tak zmarszczonego.

– Powinieneś raczej zapytać o to tatę – przyznał, w ogóle nie tracąc przy tym tej gracji oraz chirurgicznego opanowania, z którego słynął. – On z nas dwóch ma znacznie większe doświadczenia z kobietami.

– Nie, nie. Chciałem właśnie ciebie o to zapytać.

– Mnie?

– Tak.

Westchnął ciężko. Zdaje się, że właśnie przyprawiłem go o ból głowy.

– Cóż… To była moja dobra przyjaciółka. Ogólnie nie do końca to planowaliśmy i…

– Ach, nie – przerwałem mu, choć nie powiem, zacząłem być zaintrygowany. Nie spodziewałem się, że mój tata, chyba najbardziej gejowski gej jakiego znałem, mógł kiedykolwiek wejść w jakiekolwiek intymne relacje z kobietą. – Chodzi mi… Uhm. O pierwszy raz z mężczyzną.

– Och – mruknął, będąc już zupełnie zbitym z tropu. Zaraz odchrząknął, przybierając nieco pewniejszej postawy. – No, w tej kwestii mam nieco więcej doświadczenia. Nie wiem tylko, co mam ci powiedzieć na ten temat.

– Hm… Jak do tego… Uhm… Doszło? Może tak?

– Cóż – znów odchrząknął, prostując się. – Spotykałem się z takim jednym chłopakiem. W zasadzie to chodziliśmy ze sobą. Tak. Byliśmy parą. Był bardzo miły, miał ciekawą osobowość. Był ode mnie starszy kilka lat. Był też zabawny. Zgadza się, jak nikt inny potrafił mnie rozbawić do łez. No i imponował mi swoją osobą. Ogólnie, byłem w nim bardzo zakochany. Poszliśmy razem na mecz bejsbolowy, a tam przesadziłem z alkoholem i noc spędziłem u niego w mieszkaniu.

– Twój pierwszy raz był po pijaku? – nie kryłem zaskoczenia.

– Och, nie. Oczywiście, że nie. Ja to chciałem zrobić, ale on pod żadnym pozorem nie miał zamiaru robić takich rzeczy, kiedy ja nie byłem w pełni świadomy tego, co się działo. Chwała mu za to. Zrobiliśmy to następnego dnia rano, gdy byłem trzeźwy.

– I?

– Co „i”?

– Uhm…

– To nie było nic specjalnego – zaśmiał się. – To znaczy, nie zrozum mnie źle, to była bardzo wyjątkowa chwila, ale patrzenie na to z takiej perspektywy czasu wiele daje. W pierwszych razach nie ma niczego magicznego i nie będę cię okłamywać, że to, co wtedy przeżyłem było jakieś niezwykłe. Bardzo się stresowałem. To tyle. Jakoś nie rozpamiętuję tego i w sumie wolę nie wracać do tamtego okresu.

– Rozumiem.

– Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć?

– W sumie… Tak. Ale nie wiem jak o to spytać. Czy ty…? Czy wy…? Uhm… Ty byłeś tym…?

– Czy byłem tym „za sterem”?

– Tak.

– Uznam za komplement to, że myślisz, że ja kiedykolwiek mógłbym być taką osobą – zaśmiał się. – Nie. Ja byłem tą drugą stroną. To było szybkie, bolesne i bardzo stresujące piętnaście minut. Bez fajerwerków. Po wszystkim wróciliśmy do normalnego życia.

– Aha. Rozumiem – wymamrotałem. Czułem, jak zbladłem na samo stwierdzenie, że to było bolesne. – Nie zastanawiasz się czasami, co słychać u tego chłopaka? Nie ciekawi cię to?

– Nie – odparł bez wahania. – Jakoś nie mam potrzeby.

– Nie?

– Nie. Wiem doskonale, co u niego słychać.

– Naprawdę?

– Wiesz, byliśmy razem kilka lat. Mieliśmy swoje wielkie wzloty, a później bolesne upadki. Byłem nawet na tyle zakochany, by zgodzić się za niego wyjść, kiedy jeszcze było to niemożliwe. Niesamowite, ile rzeczy zmieniło się w tym kraju w ciągu kilku lat.

– Serio?! W sensie, on ci się oświadczył?

– Mhm. W zasadzie, później wziąłem z nim ślub i teraz jestem z nim codziennie, więc nawet jakoś mnie to nie zajmuje.

– Och – poczułem, jak robię się czerwony na twarzy. Z jakiegoś powodu w ogóle się nie spodziewałem takiego obrotu spraw.

– No właśnie – uśmiechnął się do mnie ciepło.

– Widziałeś gdzieś może moją koszulę? – niespodziewanie ojciec wyszedł na taras. Popatrzyłem na niego nieco zlękniony, że przypadkiem mógł słyszeć naszą rozmowę.

– Którą? – spytał tata.

– Tę w niebieskie groszki.

– Nie. Może zostawiłeś u kochanki.

– Bardzo zabawne – wywrócił oczami. – Oczywiście, że bym u nikogo nie zostawił koszuli. Nie zapomniałbym jej zabrać z powrotem.

– To nie wiem, gdzie ją dałeś.

– Nie oddałeś jej nikomu?

– Po co miałbym oddawać komukolwiek twoje koszule??

– Szukam jej od pół godziny.

Tata chciał rzucić jakiś komentarz, jednak zaraz się powstrzymał, zakrywając usta dłonią. Stłumił śmiech, co tylko zaciekawiło mnie i ojca. Zapytany, o co mu chodziło, jedynie pokręcił głową.

– No wykrztuś to z siebie. Chodzi o moją koszulę?

– Nie… Ale… No cóż. Nie chodzi mi o koszulę. Pomyślałem o czymś innym.

– Aha. Oczywiście.

– No nic. Poszukajmy tej twojej koszuli.

Z pomocą taty koszula znalazła się po niecałych pięciu minutach. Oczywiście, nie mogło być inaczej. On jakimś cudem wiedział, gdzie wszystko się znajdowało w domu. Pewnie nawet gdyby przez nasz dom przeszła apokalipsa, to on i tak wiedziałby, gdzie ojciec powciskał wszystkie koszule, gdzie Haru włożyła zapasowe spinki do mundurka i w której szufladzie komody znajdowały się wszystkie nielegalnie poskładane komiksy Mako. Zastanawiałem się tylko czy tata będzie jakoś rozpamiętywać dzisiejszą rozmowę i czy może poruszy tę kwestię z ojcem. Miałem nadzieję, że tak się nie stanie, jednak nadzieja była matką głupich.

Szykowałem się już na wyjście z Shionem, kiedy to zadzwoniła do mnie Kasumi. Raczej nigdy nie dzwoniła, więc odrobinę mnie to zaskoczyło. Tym bardziej po naszej wczorajszej rozmowie. Spodziewałem się, że więcej się do mnie nie odezwie, chyba że ja zrobię to pierwszy. Oczywiście, miałem zamiar wykonać pierwszy krok, ale na pewno nie dzisiaj, kiedy wyczekiwałem na randkę z kimś innym. Chociaż, czy powinienem nazywać to randką? Shion i ja z pewnością staliśmy sobie dość bliscy po wczorajszym wydarzeniu, ale nie byłem pewny czy to, co wychodziło z jego strony, było głębszym uczuciem lub też zwykłą chęcią zaspokojenia popędu. Aktualnie nie chciałem się nad tym zastanawiać. Uznałem, że póki co będę traktować tę relację jako ścisło przyjacielską, z której oboje możemy mieć jakieś korzyści. Poza tym, formalnie wciąż byłem chłopakiem Kasumi, choć wiedziałem, że ten stan rzeczy w najbliższym czasie ulegnie zmianie. Jednak myśl o tym, że będę musiał z nią zerwać odrobinę mnie przerażała. Wiedziałem, że znów czeka nas rozmowa i znów poleją się łzy, ale byłem pewny, że oboje dobrze na tym wyjdziemy. Ona nie chciała nawet spróbować przedstawić mnie swoim rodzicom, a ja już zdążyłem zainteresować się kimś innym. Poza tym, naprawdę nie chciałem, by musiała się o tym wszystkim dowiedzieć jakimś niefortunnym przypadkiem. Co jak co, ale nigdy nie chciałbym nikogo tak zranić.

– Halo? – odebrałem, siląc się na neutralny ton. Z trudem jednak udało mi się zamaskować zaskoczenie.

– Hej – rzuciła. – Cześć…

– Hej – odparłem.

– Masz może dzisiaj czas?

– Nie bardzo – odpowiedziałem. – Zaraz wychodzę.

– Och. Idziesz gdzieś?

– Tak.

– Dokąd?

– Do kina.

– Idziesz z rodziną?

– Nie. Z kumplem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Coś się stało?

– Możesz się ze mną spotkać przed kinem?

– Nie wydaje mi się – odparłem nieco zbyt oschle niż powinienem. Odchrząknąłem. – Już w zasadzie jestem spóźniony. Właśnie wychodzę.

– Rozumiem. A masz czas w przyszły weekend?

– Raczej. Na razie nic nie planowałem. Wiesz, muszę już…

– Czy w takim razie chciałbyś przyjść do mnie w sobotę? – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Zatkało mnie. Zapadła między nami cisza. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Przyjść do niej? Po tym wszystkim, o czym rozmawialiśmy? Po tym wszystkim, co się wydarzyło i miało wydarzyć między mną a Shionem?

– W sobotę? – wykrztusiłem. – Do ciebie?

– Tak.

– Chyba. Wydaje mi się, że mógłbym przyjść.

– Chciałabym, żebyś poznał moich rodziców – powiedziała powoli, wyraźnie wypowiadając każde słowo. – Myślałam o tym wszystkim, co mi powiedziałeś i masz rację.

– Tak? Mam… Uhm… rację?

– Tak. Hiro, naprawdę mi na tobie zależy. Ktoś mi chyba w końcu musiał powiedzieć to wszystko, bym zrozumiała, że nie mogę wieczne przyklaskiwać moim rodzicom. Nie wiem, jak to się może skończyć, ale wiem, że jeśli coś się stanie, to nie odwrócę się od ciebie. Wiem też, że zawsze mogę liczyć na twoje wsparcie.

– Ach – bąknąłem, aż siadając z wrażenia. Wcale nie podobało mi się to, co właśnie mówiła. W ogóle! Aż zacząłem drżeć z nerwów i zaczęły mi się pocić dłonie. Miałem zamiar zerwać z nią w ciągu najbliższych dni, a ona proponowała, żebym poznał jej rodziców.

– Bardzo mi zależy – powtórzyła łamiącym się z emocji głosem. – Jeszcze nigdy w życiu na niczym mi tak nie zależało. Poza tym, sprawdzałam kursy na uniwersytecie w Tokio…

Przestałem jej słuchać. W głowie niemal zaczęło mi się kręcić. Nie tak to planowałem. Ona miała wizję wspólnej przyszłości przed nami, ale ja nie. Nie widziałem jej u swego boku. Gdy myślałem o przyszłości, to widziałem w niej siebie samego, bez żadnego zbędnego balastu. Ale nie wiedziałem, w jaki sposób powinienem teraz to wszystko przerwać. Jak powstrzymać ją od snucia marzeń, które nigdy nie miały się spełnić.

– Cieszysz się? – spytała, kończąc wywód, którego nawet nie słuchałem.

Milczałem. Miałem jednak wielką ochotę zacząć krzyczeć. Chciałem zacząć drzeć się w niebogłosy. Powstrzymałem się jednak przed tym. Nie mogłem nagle stracić nad sobą kontroli i przez telefon powiedzieć jej, że powinna przestać wyobrażać sobie tak wiele rzeczy.

– Porozmawiamy o tym w tygodniu, dobrze? – powiedziałem tak spokojnym tonem, że aż sam siebie zaskoczyłem. – Teraz trochę się spieszę.

– Dobrze. Wychodzisz z Andou albo z Hajime?

– Co?

– Do kina.

– Nie – odpowiedziałem z lekkim wahaniem. – Nie, nie z nimi. Naprawdę, nie gniewaj się, ale muszę już iść.

– Jasne. Baw się dobrze.

Rozłączyłem się bez słowa. Głowa wręcz buzowała mi z nadmiaru emocji. Co miałem robić? Nie mogłem przecież powiedzieć jej tego wszystkiego przez telefon. Wiedziałem, że jeśli musiałem z nią zerwać, to należało zachować przy tym klasę oraz delikatność. Kasumi była wystarczająco wrażliwa.

Shion wyglądał onieśmielająco. A może to tylko ja czułem się przy nim onieśmielony. Tym bardziej po naszej wczorajszej przygodzie w samochodzie. Czekał na mnie pod kinem. Był ubrany bardzo zwyczajnie w ciemne spodnie, białą koszulkę oraz dżinsową kurtkę ozdobioną kilkoma kolorowymi naszywkami. Ale w całej jego postawie było coś, co mówiło, że ten mężczyzna był ponadprzeciętny.

– Jest i mój ulubieniec – zamruczał na mój widok. Roześmiałem się już z daleka. Podszedłem do niego i w pierwszej chwili nie wiedzieliśmy, w jaki sposób powinniśmy się ze sobą przywitać. Ostatecznie podaliśmy sobie przyjacielsko ręce. Miał wyjątkowo gładkie dłonie.

– I mój ulubieniec – odparłem, patrząc mu prosto w oczy.

Poszliśmy na film akcji, który on wybrał. Nie byłem w ogóle fanem filmów z dużą ilością efektów specjalnych, jednak jakoś udało mi się przetrwać ten czas. Głównie, dlatego że z Shionem cały czas się zaczepialiśmy. Trącaliśmy się stopami i kolanami. Moja ręka niby niechcący dotknęła jego, a on położył swoją dłoń na mojej sięgając po popcorn. Bawiliśmy się przy tym przednio, grając w tego berka dla dorosłych. Poza tym, byłem zachwycony, jak swobodnie nam to przychodziło. Nawet sam przestałem się w ogóle wstydzić. Jak wspaniałe to było! Po kinie kupiliśmy w sklepiku nachosy z sosem serowym i wyszliśmy z nimi na zewnątrz do parku. Zjedliśmy je, siedząc na ławce, rozmawiając o wszystkich większych i mniejszych bzdurach, no i w dalszym ciągu się zaczepiając.

– Moja dziewczyna chce mnie jednak przedstawić rodzicom – podjąłem temat, choć z początku się zawahałem. Nie byłem pewny, jak na to zareaguje.

– Aha – odparł, głęboko maczając nachosa w żółtym sosie. Zjadł go ze smakiem. – A jednak!

– Też mnie to dziwi.

– A mnie nie. Ewidentnie jest w tobie zakochana. Nie dziwię jej się.

– Czemu tak mówisz? – poczułem, że się czerwienię.

– Bo jesteś fajny. Atrakcyjny. No i jesteś bardzo mądry, choć nigdy się nie wywyższasz. Mam jeszcze wymieniać?

– Jeśli możesz.

Parsknął śmiechem, o mały włos nie upuszczając naszych nachosów.

– Powiedz mi, Hiro, chciałbyś się ze mną przespać?

Wydawało mi się, że się przesłyszałem. Zamrugałem kilkakrotnie, spoglądając na mojego towarzysza w niemałym zdziwieniu. A on spoglądał na mnie tak spokojnie. Zwyczajnie. Jakby to pytanie w ogóle go nie poruszyło. I może faktycznie, dla niego to pytanie prawdopodobnie niewiele znaczyło, jednak dla mnie było czymś znacznie więcej.

– Nie jestem pewny czy wiem, o co ci chodzi – powiedziałem, cudem się nie jąkając.

– Wyjaśnię ci. Widzę, że dość mocno skłaniamy się ku sobie. Lubię cię. Nie będę tego ukrywać i wcale tego nie robię. I nie obchodzi mnie to, że masz dziewczynę. Rozumiesz? Guzik mnie to. Nie obchodzi mnie czy w ten sposób zranisz jej uczucia, czy może z waszego związku wyniknie coś więcej. Lubię cię i sam nie miałbym nic przeciwko, by być z tobą. Nieważne czy nadal chodziłbyś z tamtą dziewczyną lub też nie. Ona mnie po prostu nie obchodzi. Dlatego pytam czy chciałbyś się ze mną przespać, ponieważ ja sam jestem na ciebie cholernie napalony.

– Że-że niby t-teraz? – wymamrotałem, nie będąc pewnym czy w ogóle rozumiem jego słowa.

– Nie. W tej chwili trochę się objadłem tymi nachosami – zaśmiał się. – I nie chciałbym, żebyś robił coś wbrew swojej woli. Dlatego cię o to pytam. Jeśli tylko będziesz chciał i poczujesz się na to gotowy, to ja czuję to samo. Chcę, żebyś to wiedział.

– Chciałbym – powiedziałem już pewniejszym głosem. – Ale nie wiem czy dziś, czy…

– W porządku – złapał mnie za rękę, uśmiechając się przy tym. – Przynajmniej to mamy ustalone.

– Tak – zaśmiałem się niezręcznie. – Ale tak mnie zastanawia. Mówisz, że nie obchodzi cię to czy z nią będę…

– Cóż, to twoja dziewczyna, nie moja. Ty masz swoje sumienie, a ja swoje. Prawda? To nie tak, że zmuszam cię do spędzania ze mną czasu lub do całowania się.

– Nie, nie. Chodzi mi o to, że tobie to nie przeszkadza.

– Może odrobinę. Cóż, to znacznie bardziej złożona kwestia. Ona jest twoją dziewczyną, a ja jestem twoim potencjalnym kochankiem – zachichotał. Sam się uśmiechnąłem na to określenie. – Jeśli chcesz z nią być, to bądź, bo ja jestem czymś zupełnie oddzielnym. Ja nie muszę słuchać o niej, a ona lepiej, żeby nie wiedziała o mnie.

– Nie lubisz, gdy o niej wspominam?

– Nienawidzę – przyznał. Odłożył plastikowe opakowanie po nachosach na ziemię. Zaraz pochylił się, by zacząć mnie całować.

Zaplotłem ramiona wokół jego szyi, a on położył ręce na moich biodrach. Całował mnie zachłannie i gorąco, jak nigdy wcześniej. Czułem też, że w ogóle za nim nie nadążałem. Za jego wilgotnym językiem wsuwającym się między moje wargi, za jego zębami gryzącymi moje usta. Brakowało mi powietrza, ale on nie przestawał. Obaj smakowaliśmy sproszkowanym serem i mieliśmy w ustach przeżute resztki kukurydzianych chipsów. Ale było w tym coś niesamowicie podniecającego. Jego agresywność i ewidentna dominacja bardzo mi się spodobały. I, nie ukrywając, chciałem więcej.

Wróciłem do domu dopiero około pierwszej w nocy. Byłem przemarznięty, ale i podekscytowany. Wciąż czułem na sobie dotyk Shiona i jak tylko na moment przymknąłem oczy, to myślami przenosiłem się do naszej magicznej chwili z parku. To było cudowne.

W całym mieszkaniu panowały egipskie ciemności. Rodzice i reszta mojego rodzeństwa już dawno spała, więc wślizgnąłem się do środka niczym jakiś włamywacz. Po cichu wszedłem na piętro, wręcz skradając się na palcach, gdy przechodziłem obok pokoju rodziców. Niby byłem dorosły, ale nie zależało mi na budzeniu ich i ewentualnym konfrontowaniu się z siłą wyższą. Wystarczyło, że po dzisiejszym dniu pewnie wpędziłem tatę w konsternację odnośnie mojej orientacji seksualnej. Ja sam byłem skonsternowany, ale nawet mnie to nie martwiło, bo czułem szczęście. Mogłem już wtedy chyba oficjalnie stwierdzić, że zakochałem się w Shionie.

Ten tydzień z jednej strony ciągnął mi się w nieskończoność, a z drugiej minął niczym mrugnięcie. Ciągnął się, bo musiałem spędzać czas na zajęciach, a zleciał szybko, bo bardzo nie chciałem iść w sobotę do Kasumi. Myśląc o tym dostawałem jakichś dziwnych dreszczy, a za gardło łapał mnie odruch wymiotny. Jednak obiecałem jej to. Poza tym, czy kogoś to mogło dziwić lub nie, w dalszym ciągu żywiłem do niej swego rodzaju sympatię. Faktycznie, była nieśmiała i może odrobinę dziwna, ale była też bardzo mądra i jej poczucie humoru często poprawiało mi nastrój. Mało tego, była jedną z niewielu osób, która kiedykolwiek ograła mnie w szachy. Dlatego czułem też do niej respekt. Wiele osób próbowało i najgorzej szło mi zawsze granie z ojcem. Nigdy nie miał dla mnie litości, jeśli chodziło o szachy. W przeciwieństwie, do taty, który pewnie też z łatwością by ze mną wygrał, ale podkładał się wielokrotnie, żebym się nie zniechęcał do gry. Tak jakby chciał pokazać, że coraz lepiej mi szło. Na początku faktycznie mnie to zmotywowało i gdy byłem młodszy, to rzeczywiście chciałem coraz bardziej grać. Ale raz, gdy byłem starszy, zauważyłem, że zrobił jakiś bardzo oczywisty błąd, w konsekwencji czego przegrał. Wtedy zrozumiałem, że wcale nie wygrałem, bo byłem dobry, ale wygrałem, bo on tak chciał.

Weekend, podobnie jak wiele innych rzeczy w moim życiu, nadszedł o wiele za szybko. Wybierałem się do rodziców Kasumi jak sójka za morze. Zbyt starannie wyprasowałem koszulę, dobrałem skarpetki, chyba dziesięć minut myłem zęby. Robiłem wszystko, byle jak najdłużej odkładać wyjazd. Choć nie mogłem tego robić w nieskończoność. Gdy tylko wybiło wpół do siedemnastej, wyszedłem z domu. Jechałem na umówione spotkanie jak na ścięcie i wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś mnie tam próbował pozbawić życia. Szedłem do domu pełnego homofobów, będąc synem dwójki gejów i mając męskiego kochasia na boku. Byłem celem idealnym.

Jadąc tak, zadzwonił telefon. Dzięki bogom za bluetooth w samochodzie, bo mogłem normalnie rozmawiać i prowadzić, nie obawiając się zatrzymania przez policję. Co ciekawe, dzwoniła Kasumi.

– Powiedziałam im, że masz dwóch ojców – rzuciła bez żadnych grzeczności.

–Co? Dlaczego to zrobiłaś?!

– To by i tak wyszło na jaw. Prawda? Pozwoliłam im się na to przygotować. Wiedzą już od tygodnia. Mój ojciec w tym czasie przeszedł chyba wszystkie możliwe stadia furii i rozpaczy, więc powinno być bezpiecznie.

– Wcale mnie to nie pocieszyło, wiesz.

– Przepraszam.

Westchnąłem ciężko.

– No cóż, zrobiłaś to w dobrej wierze.

– Ale cię zdenerwowałam. Naprawdę nie chciałam tego zrobić. Przepra…

– Dobrze, wystarczy. Nie musisz ciągle przepraszać. Rozumiem, że zrobiłaś to po to, by teraz było nam się lepiej dogadać. Doceniam to.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Dojeżdżam już, więc będę kończyć. Zaraz będę.

– Jasne. Już na ciebie czekam.

– Pa.

Ledwo powstrzymałem się przed tym, by nie zawrócić. Zacisnąłem dłonie na kierownicy tak mocno, że aż pobielały mi kłykcie. Tragedia. Jedna wielka tragedia. W jednej chwili naprawdę zacząłem żałować, że nie odważyłem się wcześniej powiedzieć Kasumi, że powinniśmy się rozejść. Wiedziałem, że by mnie za to znienawidziła, ale po prawdzie, kto by się nie wściekł za zerwanie.

Zaparkowałem pod domem. Wyłączyłem silnik. Siedziałem jeszcze kilka długich sekund, oddychając przy tym głęboko. Nie sądziłem, że będę się denerwować przed poznaniem rodziców Kasumi. Tym bardziej, że moje uczucia do niej były już jedynie namiastką tego, co czułem jeszcze przed kilkoma tygodniami. Jedyne, co się we mnie ostało, to obojętność.

Ociężale wysiadłem z samochodu. Nogi miałem niczym z waty i zdawało mi się, że z każdym moim krokiem wyglądałem, jakbym był pijany. Doszedłem jednak do drzwi. Nacisnąłem dzwonek. Nie czekałem długo na to, aż ktoś mi otworzy, jednak przez cały ten czas czułem się, jakbym czekał na egzekucję.

– Dzień dobry! – w progu domu przywitała mnie niska, lekko zgarbiona kobieta. Zgadywałem, że była to mama Kasumi, choć spodziewałem się, że będzie nieco młodsza. Błyskawicznie zmierzyła mnie spojrzeniem.

– Dzień dobry – odparłem, siląc się na uśmiech. Miałem nadzieję, że nie wyszedł z tego żaden grymas.

Zostałem zaproszony do środka. Niemal od razu uderzył we mnie zapach kurzu i zastałego powietrza. Rozebrałem się w przedsionku, pani Nakamura zabrała moją kurtkę i powiesiła ją na wieszaku w szafie. To był miły gest z jej strony, który sprawił, że jeszcze bardziej nie chciałem tam być. Cała jej uprzejmość była niewątpliwie sztuczna, choć starała się grać najlepiej, jak tylko potrafiła.

Przeszliśmy do salonu, w którym oczekiwali mnie pan Nakamura oraz Kasumi. Skłoniłem się ojcu mojej dziewczyny, witając się z nim grzecznie, a on nie mówił nic, tylko patrzył na mnie, mrużąc oczy. Ojciec Kasumi był równie stary, co jej matka. Nieco mnie to zdziwiło. Tym samym jednak było to wyjaśnienie, skąd brały się ich poglądy oraz ogólne zaściankowe zacietrzewienie. W międzyczasie, gdy on otaksowywał mnie nieprzychylnym spojrzeniem, zdążyłem ocenić całe pomieszczenie, które było, najprościej mówiąc, brzydkie. Stare meble, kolor ścian w przestarzałym kolorze, no i ten nieprzyjemny, stęchły zapach, który towarzyszył mi już od przekroczenia progu domu. Jedyne, co było relatywnie nowe w pomieszczeniu, to płaski telewizor.

– To dla państwa – powiedziałem, nie za bardzo wiedząc, komu powinienem był wręczyć drobny upominek. Obaj moi ojcowie zarzekali, że absolutnie nie mogłem przyjść do rodziców mojej dziewczyny z pustymi rękoma. Dlatego przyniosłem ze sobą butelkę dwudziestoletniej sake oraz pudełko czekoladek. Ostatecznie położyłem prezent na stoliku i czekałem, aż ktoś pozwoli mi usiąść. Ba, aż ktoś się do mnie odezwie. Oczywiście, chodziło o ojca Kasumi. Nie miałem pojęcia czy powinienem już może wyjść, czy jednak próbować się dogadać z tym facetem.

– Usiądź – powiedział w końcu, starając się brzmieć naprawdę groźnie. Z trudem powstrzymałem się przed tym, by nie wywrócić oczami na ten pretensjonalny ton. Jednak posłusznie usiadłem w fotelu. Pani Nakamura zajęła drugi fotel obok mnie. – Hiroshi, tak?

– Tak. Miło mi państwa poznać.

– Nam ciebie również, Hiroshi – odparła pani Nakamura.

– Kasumi mówiła, że masz całkiem… ciekawą rodzinę – zaczął ojciec Kasumi. Uśmiechnął się przy tym do mnie złośliwie, ale nijak mnie to nie poruszyło. – Podobno masz dwóch ojców.

– Zgadza się.

– I przybrane rodzeństwo.

– Po części. Mam jednego przybranego brata.

– A reszta?

– Mam dwie siostry, które są ze mną spokrewnione. Mieliśmy tych samych rodziców – odparłem spokojnie.

– Pewnie było ci trudno dorastać w takim domu.

Popatrzyłem na pana Nakamurę dość niepewnie. Wiedziałem, że właśnie próbował mnie dość chamsko podejść, ale nie miałem pojęcia, w jaki sposób powinienem się bronić przed tym atakiem.

– Nie. Nie było mi ciężko – odpowiedziałem ostatecznie zgodnie z prawdą. Miałem szczęśliwe dzieciństwo w szczęśliwej rodzinie. Byłem kochany i nigdy niczego mi nie brakowało. Dla niektórych jednak fakt, że nie miałem matki był jakąś wielką tragedią.

– Tak bez matki?

No proszę – westchnąłem w duchu.

– Nie czuję się przez to jakiś zaniedbany – przyznałem.

– Nie brakuje ci matki? – teraz to pani Nakamura zaczęła mnie atakować. Spojrzałem na nią, nie wiedząc, co to w ogóle miało znaczyć. Ledwo wszedłem do tego domu i natychmiast znalazłem się pod ostrzałem pytań.

– Nie. Nawet nie pamiętam swojej mamy, więc mi jej nie brakuje. Wychowałem się z dwoma ojcami i nie jest mi źle z tego powodu.

– Powiedz mi, czym w zasadzie się zajmują – pan Nakamura oparł się wygodnie o oparcie kanapy i założył nogę na nogę. Wyglądał jak taki baron, który właśnie rozmawiał ze swoim nic nie znaczącym poddanym. Ten wywiad coraz mniej mi się podobał.

– Moi rodzice? – spytałem dla pewności.

– Zgadza się.

– Jeden jest lekarzem, a drugi ma swoją firmę.

– Lekarzem? Pedał lekarzem? – pan Nakamura zaśmiał się głośno, jakbym opowiadał mu niezły żart. Nawet pani Nakamura zachichotała. A mnie zmroziło. Nic mnie tak nie denerwowało, jak atakowanie mojej rodziny.

– Słucham? – rzuciłem, w ogóle nie kryjąc irytacji.

– Och, nie zrozum mnie źle. Po prostu geje raczej nie chodzą na medycynę.

– Jak widać, chodzą – warknąłem, nawet nie siląc się na uprzejmość.

– No jasne – zaśmiał się. – A czym się zajmuje firma drugiego?

– Nieruchomościami.

– Nieruchomościami? To znaczy?

– Sprzedażą i budową mieszkań i domów.

– Coś takiego.

– Tata Hiro ma naprawdę super projekty, wiesz – wtrąciła się Kasumi. Odezwała się pierwszy raz od początku tej beznadziejnej rozmowy.

– Widziałaś je? – matka Kasumi wcale nie kryła zdziwienia.

– Tak. Są naprawdę świetne.

Zastanawiałem się czy powinienem wdawać się w szczegóły tego, czym zajmowali się rodzice. Tata był chirurgiem i urologiem dziecięcym, ojciec był założycielem i dyrektorem jednej z najprężniej rozwijającej się na rynku firmy, a oprócz tego wynajmowali razem kilka lokali. Jednym z nich był całkiem nieźle prosperujący klub. Lista mogłaby się jeszcze ciągnąć i mógłbym opowiadać, czego to nie robili, ale wolałem nie wyjawiać zbyt wiele. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób ci ludzie mogli to przyjąć.

– Czyli tak – odchrząknął pan Nakamura – jeden z twoich ojców jest lekarzem, a drugi biznesmanem.

– Zgadza się.

– To brzmi bardzo nierealnie. Naprawdę się tym zajmują?

– Tak.

– Gej lekarzem! – mężczyzna ponownie tego dnia się zaśmiał. Jakbym niedowierzał, że niektórzy ludzie mogą odnieść sukces. – Świat naprawdę zszedł na psy.

Po tym jakże kiepskim początku znajomości nastąpiła równie kiepska kolacja. Widać było, że mama Kasumi postarała się o dość wystawną kolację, jak na standardy tego domu. Ale ja nie mogłem nawet nic przełknąć. Wszystko smakowało jak papier i zmuszałem się do tego, by cokolwiek zjeść. Po prostu po całym tym powitaniu, jakie mi zgotowali, nie miałem ochoty, by siedzieć tam ani minutę dłużej. Postarałem się jednak o jak najlepsze maniery.

– To kiedy ich poznamy? – spytała w pewnym momencie pani Nakamura.

– Słucham? – odchrząknąłem, przełykając uprzednio.

– Twoich rodziców, rzecz jasna – wtrącił się pan Nakamura. – Chyba powinniśmy się poznać. Prawda?

Coś mi się w żołądku zakotłowało.

– Uhm… Moich rodziców?

– A czyich? Oczywiście, że twoich.

Rodzice Kasumi z góry ustalili termin spotkania na za tydzień. Stwierdzili, że jeśli nie mogłem dać im odpowiedzi, to sami sobie ją zapewnią. Chciało mi się krzyczeć, będąc tam i po wyjściu, jak tylko wsiadłem do samochodu, wydałem z siebie tak przedziwny okrzyk frustracji, że gdyby ktoś mnie usłyszał, to mocno zmartwiłby się o mój ogólny dobrobyt.

Jeździłem po okolicy do około piątej rano. W międzyczasie Kasumi pisała do mnie i dzwoniła, ale nawet nie odbierałem od niej telefonu. Wróciłem do domu o tej nieszczęsnej piątej rano i jak nigdy nie piłem, tak skorzystałem z zapasu whisky ojca. Myślałem, że twarz mi wykrzywi na drugą stronę po jednym łyku. Ostatecznie zatkałem nos, duszkiem wypijając szklankę okropnego trunku. Dolałem sobie dwa razy. Wydawało mi się, że w ogóle nic mi się nie stało po tych trzech nierozcieńczonych drinkach, ale jak tylko schowałem butelkę i chciałem zrobić kilka kroków, to świat nagle zaczął wirować. Nie powinienem był nie doceniać mocy whisky.

Położyłem się na kanapie. Byłem zły. Tak bardzo zły, że aż nie mogłem przestać machać nogą, która swobodnie zwisała mi z kanapy. Całe to spotkanie zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Gburowaty ojciec Kasumi, jej sztucznie miła matka i ona. Zupełna idiotka. Żałowałem, że nie powiedziałem jej, że ją zdradziłem, żałowałem, że z nią nie zerwałem. Mógłbym przysiąc, że gdybym tylko wszystko jej wyznał, to teraz pewne sprawy potoczyłby się zupełnie inaczej.

Tata wrócił z nocnej zmiany około siódmej rano. Zastał mnie tak rozwalonego na kanapie. Wystraszył się, gdy go tak znienacka przywitałem, bo nikogo się nie spodziewał w salonie.

– Na litość, Hiro – przechylił się przez kanapę, patrząc na mnie z góry – dlaczego tu leżysz?

– Zdenerwowałem się.

– Na co?

Pokręciłem głową.

– Byłem u tych głupich rodziców.

– Och, no tak. Jak było?

– Okropnie. Uszczupliłem tacie zapas whisky.

– Nie chcę się wymądrzać, ale nie powinieneś uciekać z problemami w alkohol – powiedział z brakiem jakiegokolwiek przekonania w głosie. – Długo tu leżysz?

Wzruszyłem ramionami.

– Połóż się do łóżka. Później porozmawiamy.

Zrobiłem zgodnie z jego poleceniem. O dziwo, niemal natychmiast zasnąłem, jak tylko znalazłem się w moim łóżku. Obudziłem się około pięciu godzin później. Bolała mnie głowa. Wiedziałem, że był to kac, ale z jakiegoś powodu myśl, że mój ból był spowodowany wczorajszymi wydarzeniami dawał mi jakąś przynoszącą ulgę satysfakcję. Zjadłem późne śniadanie, choć wydawało mi się, że z każdym kęsem żołądek wywraca mi się na drugą stronę. Później opisałem rodzicom swoją wizytę u Kasumi. O dziwo, nie byli niczym zaskoczeni. Zupełnie, jakby spodziewali się, że właśnie w ten sposób się to potoczy.

– Ma bardzo uroczych rodziców – oznajmił tata, pijąc kawę. Wstał jakąś godzinę po mnie, więc dla niego to również była pora śniadaniowa.

– Bardzo – dodał ojciec, podsuwając swojemu mężowi talerz z omletem i warzywami. Zaraz postawił przed nim dwie miseczki; jedną z ryżem, a drugą z miso. Czułem lekką niesprawiedliwość, bo wcześniej sam musiałem sobie przygotować śniadanie, a tata miał wszystko podstawione pod nos.

– To była tragedia. Nie chcę ich nigdy więcej widzieć.

– Może, gdy poznają cię lepiej, to zaczną się inaczej zachowywać. Wiesz, jak to jest – ojciec stanął po drugiej stronie wyspy naprzeciwko mnie i taty. Oparł się łokciami o blat.

– Tata ma rację, może próbowali nieco cię wybadać – podłapał drugi.

– Nie sądzę – westchnąłem zrezygnowany.

– O czym rozmawiacie? – zapytała Haru, wchodząc do kuchni.

– Nie jesteś w teatrze? – odpowiedział tata pytaniem na pytanie, zdziwiony zerkając na zegarek.

– Mam próbę za dwie godziny. Chciałam pokazać wam coś ekstra.

Moja bliźniaczka wyciągnęła zza pleców magazyn. Nie byle jaki magazyn, bo był to jeden z tych, który skupiał się na mężczyznach, a jego odbiorcami były w większości heteroseksualne kobiety oraz homoseksualni mężczyźni. Haru wydawała się być wyjątkowo radosna i dumna z tego, że właśnie mogła nam pokazać, co takiego miała.

– Powinniśmy się martwić, że przemycasz soft porno do domu czy jednak możesz to jakoś wyjaśnić? Wydawało mi się, że nie do końca to cię interesuje – rzucił ojciec całkiem zmieszany.

– Wieki nie widziałem tego magazynu – powiedział tata. Cała nasza trójka posłała mu lekko skonfundowane spojrzenie, jednak nikt nie ośmielił się zadawać dalszych pytań.

– Yui robiła zdjęcia przy dwóch sesjach – oznajmiła Haru, nie kryjąc ekscytacji. Wydawało mi się, że zaraz zacznie skakać niczym mały szczeniaczek na widok swojego właściciela.

– To wspaniale – odparłem, ledwo powstrzymując sarkazm.

– Chcecie zobaczyć?

Rodzice odpowiedzieli jednocześnie.

– Nie – rzucił ojciec.

– Tak – odparł tata, z jakimś dziwnym zafascynowaniem.

Ojciec posłał tacie niemalże oburzone spojrzenie. Nie przeszkodziło to jednak Haru przed podbiegnięciem do taty, otwarciu czasopisma na jednej ze stron i zaprezentowaniu zupełnie nagiego mężczyzny, mającego na sobie tylko cowboyskie buty i zasłaniającego genitalia kapeluszem. Cała nasza czwórka przyglądała się pseudo-aktowi przez kilka długich, milczących sekund. Nigdy w życiu nie widziałem tak zbudowanego mężczyzny. Nie był wcale szczupły, swoją posturą przypominał niedźwiedzia. Miał mocno zarysowane mięśnie, które jeszcze podkreślone były odpowiednim światłem.

– Gorąco tu czy mi się wydaje? – powiedział tata, przerywając ciszę. Zaczął wachlować się dłonią.

– To dopiero pierwsze zdjęcie! – ojciec aż wyprostował się zbulwersowany na reakcję swojego męża.

– Czyli mi się wydaje?

– No, do cholery – burknął ojciec, odsuwając się od nas. Popatrzyliśmy na niego z Haru z jawnym zaskoczeniem. Tata ledwo powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. Nie miałem pojęcia, co się właśnie działo.

Ostatecznie tata sam zaczął przeglądać magazyn pełen nagich mężczyzn w najróżniejszych pozach. Mnie było niezręcznie na to patrzeć, Haru już wcześniej to wszystko widziała. Za to ojca doprowadzało to do białej gorączki. Pewnie sam bym się denerwował, gdyby osoba, z którą byłem, przeglądała porno magazyn, ale nie spodziewałem się aż takiego ataku zazdrości. Jak widać, było o co być zazdrosnym. Nie, żeby ojciec nie dbał o siebie, bo był chyba najbardziej umięśnionym mężczyzną, jakiego znałem, ale ci faceci z magazynu nie dość, że byli zbudowani jak antyczne rzeźby, to jeszcze potrafili pozować. Pewnie niejedna osoba, która czuła pociąg do mężczyzn, wariowała na ich widok. Jedną z tych osób był tata, który wręcz specjalnie, by jeszcze podjudzić ojca, komentował co następne zdjęcia.

– Wspaniałe – rzucił tata, w końcu oddając Haru magazyn. Wyglądał na naprawdę usatysfakcjonowanego tym, co zobaczył.

– Wiedziałam, że ci się spodoba! Swoją drogą, mam nadzieję, że pamiętacie, że mam premierę za dwa tygodnie – oznajmiła Haru.

– Za dwa tygodnie? – spytałem. – To już za dwa tygodnie?

– Tak. Myślałeś, że ile będzie trwała produkcja i próby?

– Tak przynajmniej z dwa lata – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– Już w zasadzie kończymy.

– To wspaniale! – powiedział ojciec. – Zobaczymy cię na dużej scenie!

– Będziecie mogli się chwalić, że znacie wielką gwiazdę – zachichotała, odchodząc dumnie z pornograficznym magazynem. Cała nasza trójka odprowadziła ją wzrokiem.

Byłem dumny z mojej siostry bliźniaczki, że nie bała się spełniać marzeń. Z początku rodzice byli sceptycznie nastawieni do jej pomysłu o zostaniu aktorką, ale ostatecznie postanowili ją w tym wspierać. Nie dziwiłem im się. Haru była naprawdę dobra. Miała w sobie mnóstwo pokładów odwagi, nigdy niczego się nie bała i miała pamięć absolutną. Poza tym, od dziecka chodziła na różne zajęcia z gry, więc od maleńkości była przyzwyczajana do życia w świetle reflektorów. Na scenie czuła się jak ryba w wodzie, choć miałem nadzieję, że z czasem przeniesie się na plan filmowy. Ale w teatrze była jak w domu.

– No to mamy aktorkę – westchnął tata.

– Myślisz, że jak będzie już sławna i bogata, a my będziemy już zupełnie niedołężni, to kupi nam dom czy jednak wyśle nas do domu starców? – mruknął ojciec, popijając kawę.

– Wierzę, że dobrze nas wychowaliście – odpowiedziałem, chcąc ich jakoś podnieść na duchu.

Rodzice spojrzeli po sobie, po czym się roześmiali. Cóż, nie takiej reakcji się spodziewałem.

Spokój niedzielnego popołudnia został zmącony godzinę później. Rodzice trudnili się pracą w ogrodzie, a ja pomagałem swojemu młodszemu bratu w odrabianiu lekcji. Siedzieliśmy w salonie, gdy rozległ się ten nieśmiały, ale jakże irytujący odgłos dzwonka do drzwi. Oczywiście, ja poszedłem otworzyć. W progu zastałem swoją dziewczynę, co jednak w żaden sposób mnie nie ucieszyło. Kasumi patrzyła na mnie lekko zmachana przechadzką. Miała zaróżowione policzki i ewidentnie przyspieszony oddech. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że biegła tutaj aż z przystanku autobusowego.

– Hej – powiedziałem zaskoczony. To był osobliwy widok, biorąc pod uwagę fakt, że nawet nie byliśmy umówieni. Po prawdzie, nawet nie chciałem się z nią umawiać. Już nigdy więcej.

– Nienawidzisz mnie? – spytała w jakiejś dziwnej rozpaczy, nawet się ze mną nie witając.

– Co takiego?

– Powiedz mi to. Teraz. Nienawidzisz mnie?

W oczach stanęły jej łzy. Wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegła seria nieprzyjemnych dreszczy. Coś dziwnego działo się właśnie na moich oczach i sam nie miałem pojęcia, co takiego to było. Jej zachowanie w ogóle niepodobne do niej sprawiło, że serce mocniej mi zabiło, a wnętrzności podeszły do gardła. Jeszcze chwila, a bym na nią zwymiotował.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Nie byłem pewny czy powinienem zapraszać ją do środka. Nie wiedziałem też czy tego chciałem. W zasadzie, to była bardzo dobra okazja, by w końcu się z nią rozmówić na poważnie. – Nie nienawidzę cię.

– Czy w takim razie mnie kochasz?

– Czy ty się dobrze czujesz? – spytałem już ostrzejszym tonem, co wyraźnie wytrąciło ją z równowagi.

Rozpłakała się, chowając twarz w dłoniach. Płakała tak bardzo, że nawet zrobiło mi się jej żal. Westchnąłem ciężko, obejmując ją. W jednej chwili wtuliła się we mnie, płacząc tak bardzo, jakby właśnie kończył się świat. Nie nienawidziłem Kasumi, ale też jej nie kochałem. Wcześniej wydawało mi się, że to, co do niej czułem, było miłością. Teraz jednak wiedziałem, że po prostu byłem w niej lekko zauroczony, co zbyt łatwo pomyliłem z głębszym uczuciem. Ale zdaje się, że ona mnie kochała. I to szczerze. Wypłakiwała właśnie przede mną oczy, będąc przy tym tak brzydką, jak nigdy wcześniej. Czułem w stosunku do niej tak ogromne obrzydzenie, ale nie mogłem przecież teraz tak nagle jej odepchnąć. Sam nie chciałbym, by ktoś mnie tak potraktował, dlatego cierpliwie obejmowałem ją, czekając, aż się uspokoi. A długo nie mogła choćby się odezwać. Zdawało mi się, że łzom nie było końca i gdyby jeszcze udało jej płakać tak z godzinę, to chyba mielibyśmy tu powódź.

– Kocham cię, Hiro – wychlipała w końcu ledwo zrozumiale. – I jest mi tak przykro za wczoraj. Przepraszam. Byłam taka głupia, że myślałam, że będzie dobrze. Przepraszam, przepraszam…

– Rodzice coś ci powiedzieli?

– Nie – jęknęła płaczliwie. – Ale wiem, jak bardzo cię zranili. To było okropne. A ja nie wiedziałam, co robić. Jestem taka straszna, Hiro.

– No, już, już. Rodziny się nie wybiera.

Następnego dnia w szkole starałem się zachowywać, jakby cały ten weekend nigdy nie miał miejsca. Bardzo też chciałem, by tak było. Spotkanie rodziców Kasumi było jedną z najgorszych rzeczy, jaka mogła mi się przytrafić, a fakt, że chcieli poznać moich rodziców był jeszcze gorszy. Byłem więcej niż pewny, że gdyby państwo Nakamura zaczęli uskuteczniać jakieś mało przychylne komentarza pod adresem osób innych nieheteroseksualnych, to mój ojciec nie zostawiłby na nich suchej nitki. Tata jeszcze się hamował przy innych, był wyuczony po swojej pracy, ale nie ojciec. Zachowanie zupełnego spokoju w biznesie bez żadnych uszczypliwych uwag raczej nie zapewniłoby mu takiej pozycji na rynku, jaką miał obecnie. Potrafił się rozpychać i łokciami i gdyby zaszła taka potrzeba, to bez wahania wepchnąłby ten łokieć komuś w oko. To samo tyczyło się takich sytuacji. Tym bardziej byłem pewny, że gdyby zaszła taka potrzeba, to ojciec stanąłby w obronie całej rodziny i nie omieszkał przy tym rzucić kilku(nastu) uszczypliwych uwag. Dogryzanie innym miał po prostu we krwi i w takich momentach żałowałem, że w moich żyłach płynęła nieco inna krew.

– Podobno byłeś u rodziców Nakamury – rzucił Hajime. Wychodziliśmy właśnie za szkołę, żeby zapalić. Tradycyjnie. Nie miałem ochoty siedzieć w klasie.

– Skąd wiesz?

– Yuko i Chihiro wczoraj pół dnia o tym gadały – odparł Andou.

– Wczoraj? Wczoraj była niedziela.

– Może się jakoś zgadały na ploty. Kto je tam wie – mruknął Andou. – Ale ponoć było tragicznie.

– Nie zostawili na moich starych suchej nitki – oznajmiłem bez większych emocji. – Beznadzieja.

– Aż tacy są ostrzy? – spytał Hajime.

– Są gburowaci i niemili. Tyle.

Hajime i Andou wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Szczerze? Miałem już gdzieś, jeśli to by jakoś dotarło do Kasumi. Miałem gdzieś to czy dowiedziałaby się o mnie i o Shionie. Nie obchodziło mnie to w żaden sposób. Chciałem już tylko w spokoju dotrwać do zakończenia szkoły, a później wyrzucić z życia Nakamurę, jakby nigdy nie istniała. Mój krótki epizod z nią uznawałem już za zakończony, choć bez formalności.

– Wiecie co, moja siostra będzie grać w sztuce za dwa tygodnie. Może wpadniecie? – zacząłem.

– W sztuce? I to Haruna będzie grać? – spytał Andou widocznie zainteresowany. Nieważne jak bardzo onieśmielająca Haru potrafiła być. Zauważyłem, że Andou miał do niej mały interes, choć sam miał dziewczynę. Ale z jakiegoś powodu moja siostra sprawiała, że nagle zaczynał się inaczej zachowywać.

– Nie inaczej – posłałem przyjacielowi wymowne spojrzenie.

– Super! Drogie są wejściówki?

– Zostały już same gorsze miejsca, więc pewnie nie. Zapraszam, jeśli macie czas w sobotę po południu za dwa tygodnie. Haru ma debiut jako główna rola, więc to wielki dzień.

Byłem pewny, że ani Hajime, ani Andou nie pojawią się na premierze. Hajime zwyczajnie nie przepadał za teatrami, a Yuko chyba by wpadła w szał, gdyby dowiedziała się, że Andou poszedł do teatru oglądać występ mojej siostry. Yuko i Haru nie przepadały za sobą, tym bardziej, że Andou miał słabość do Haru, chociaż ta nigdy nawet na niego nie spojrzała i chyba nawet nie miała pojęcia, jak miał na imię. Poza tym, nie wspomniałem przyjaciołom, że moja bliźniaczka była kompletnie niezainteresowana przeciwną płcią. Życie byłoby wtedy mniej ciekawsze. A poza tym, chyba złamałbym w ten sposób Andou serce, pozbawiając go odrobiny nadziei.

 

Następnego dnia późnym popołudniem pomagałem z Yoshi przygotowywać ojcu kolację. Robiliśmy pieczeń w bardzo zachodnim stylu, co bardzo mi się podobało. W całym domu pachniało aromatycznymi przyprawami i ślinka ciekła mi już na samą myśl o jedzeniu. W przeciwieństwie do Yoshi, która zdaje się, że złapała jakąś grypę. Gdy tak siedzieliśmy w trójkę, przygotowując resztę rzeczy na kolację, a w powietrzu unosił się kuszący zapach, siostra nagle pobiegła do łazienki. Zamarliśmy z ojcem, patrząc za nią. Nawet nie zamknęła za sobą drzwi, więc całkiem wyraźnie słyszeliśmy, jak zwracała zawartość żołądka. Nagle nastała cisza.

– Yoshi, kochanie? – ojciec wstał wyraźnie zmartwiony. Chciał iść do córki, jednak ta zaraz wyczołgała się z łazienki. Była dosłownie zielona na twarzy.

– Nie najlepiej się czuję – wymamrotała słabym głosem.

– O cholera – wymsknęło mi się.

– Na wielką Amaterasu! Idź się natychmiast położyć. Zaraz przyniosę ci krople na żołądek i herbatę.

Yoshi złapała jakąś grypę żołądkową. Następne trzy dni przeleżała w łóżku z torsjami. Już dawno nie widziałem, by ktoś tak wymiotował od samego zapachu jedzenia. W międzyczasie rodzice oznajmili, że musiałem odmówić kolację z rodzicami Kasumi, bo nie byli pewni, co będzie z Yoshi. Nie mieli zamiaru skakać dookoła jakichś homofobów, podczas gdy ich córka wyraźnie potrzebowała pomocy. Nie wyglądało to dobrze. Sam bałem się, że mógłbym coś załapać od siostry, ale jakimś cudem nic mi nie było. Reszta rodziny trzymała się świetnie, tylko Yoshi nagle zaniemogła. Oczywiście, miała momenty, że czuła się lepiej, a czasami znów nie mogła się ruszyć. Dopiero jakoś na czwarty dzień zrobiło jej się lepiej, choć nie wróciła jeszcze do pełni sił. Tata nakłaniał ją do zrobienia dodatkowych badań, jednak siostra odmówiła, twierdząc, że po prostu coś jej zaszkodziło.

Pomijając jednak te drobne nieprzyjemności, stwierdziłem, że w końcu zrobię użytek z tego, że wciąż miałem dziewczynę. Choć brzmiało to naprawdę źle, to zwyczajnie postanowiłem zaprosić ją nad morze na weekend i w końcu przestać być prawiczkiem. Kasumi nie protestowała, gdy zaproponowałem jej wyjazd na weekend. Z początku w zasadzie zareagowała bardzo nijako, jakby była w szoku. Dopiero po chwili oprzytomniała, zgadzając się na wyjazd. Pozostawała więc jeszcze kwestia oznajmienia rodzinie, że mieszkanie zostało zaklepana na ten czas. Choć po prawdzie, nie sądziłem, by ktokolwiek miał zamiar tam jechać. Ostatnimi czasy głównie Yoshi korzystała z naszego nadmorskiego apartamentu. Haru nie miała czasu na żadne wyjazdy, Mako był za mały, by gdziekolwiek samemu pojechać, a rodzice byli tam może raz, ale tylko po to, by sprawdzić kilka rzeczy i uzgodnić, co będą w najbliższym czasie remontować.

– To jedziesz na weekend nad morze? – mruknął ojciec, skupiając się bardziej na rozwiązywaniu krzyżówki.

– Tak. Mogę?

– Oczywiście. Tylko nie zapomnij posprzątać. Yoshi i jej luby ostatnio zostawili tam po prostu syf, więc mam nadzieję, że chociaż ty trochę zadbasz o to miejsce.

– Pewnie – uśmiechnąłem się pod nosem. Czyli mieszkanie było już zaklepane.

Chciałem wrócić do siebie, kiedy to nagle ojciec mnie zatrzymał.

– Słuchaj no, z kim ty w ogóle tam jedziesz? – zagadnął, nie odrywając wzroku od krzyżówki. – Bo zgaduję, że nie sam.

– Z Kasumi.

– Ach, z Kasumi – mruknął, kiwając głową. Niespodziewanie podniósł na mnie głowę. – Z Kasumi?

– Tak – odparłem, zaczynając czuć się z lekka niepewnie. – Coś nie tak?

– Powiedziałeś jej o tym małym incydencie? Tym… wiesz.

– Nie. Jeszcze nie.

– Ach. Więc to dlatego.

– Co takiego?

– Wiesz, wydawało mi się, że raczej się rozejdziecie, jeśli jej powiesz, choć nie byłem pewny. I do tej pory byliście razem, więc myślałem, że musi być w tobie naprawdę zakochana. Ale, jeśli jej nie powiedziałeś, to zmienia postać rzeczy. Masz zamiar jej powiedzieć?

– Raczej. Będę w końcu musiał.

– Mhm. Rozumiem – pokiwał głową. – Mam jedno niedyskretne pytanie; uprawialiście seks?

– Tato – jęknąłem, czerwieniąc się. W jednej chwili zapragnąłem uciec lub zapaść się pod ziemię. Mogłem z ojcem rozmawiać o wszystkim, ale nie o takich sprawach. W jednym momencie przypomniał mi się nasz wieczorek z cukinią w kuchni i jeszcze mocniej się zawstydziłem.

– Tak czy nie.

– Nie – odparłem w końcu.

– Dobrze. I nie rób tego.

– C-co? Dlaczego? Poza tym, skąd możesz sądzić, że mieliśmy zamiar…

– Błagam cię, synku, po co innego jeździ się nad morze. Nie masz już pięciu lat i sam wiesz doskonale, co to popęd. Ale proszę cię, byś nie robił tego z Kasumi, bo tylko wszystko pogorszysz.

– Dlaczego? – spytałem zbyt oburzony niż w rzeczywistości powinienem był być. Ojciec poczerwieniał na twarzy i sam nie byłem pewny czy to było ze wstydu lub też może ze złości.

– Widzisz… Jakby ci to… Kiedy dziewczyna jest w tobie zakochana, to seks jest dla niej, hm, takim wzmacniaczem uczuć. Wiesz, jak są te lampki z regulacją światła, prawda? Może sobie przyciemniać lub zwiększać światło. I z dziewczynami jest podobnie, tylko ten ich poziom jasności idzie wtedy maksimum w górę. Nadążasz?

– Nigdy nie sądziłem, że będziesz mi tłumaczył relacje damsko-męskie analogią do lampek – przyznałem.

– Ale rozumiesz, o co mi chodzi?

– Jak najbardziej.

– Widzisz. Niby głupie, a jednak działa. Teraz pytanie czy naprawdę zrozumiałeś, o co mi chodzi.

– To znaczy?

Westchnął ciężko.

– Jeśli ją jakkolwiek szanujesz, to nie śpij z nią. Po prostu nie rób jej tego i oszczędź jej tego rozczarowania. Nie możesz najpierw zasiać w kimś uczuć, a później nagle ich wyrwać. To okropne.

– Wiesz co, to rozczarowanie bardzo źle zabrzmiało, biorąc pod uwagę kontekst tej rozmowy.

Odchrząknął znacząco.

– Tego rozczarowania też jej oszczędź.

– Tato! – moje policzki wręcz płonęły ze wstydu.

– No co? Mówię jak jest. A jeśli naprawdę ją kochasz, to powiedz jej to i dopiero później się z nią prześpij. Oczywiście, jeśli wciąż będzie chciała.

– Sam nie wiem czy jeszcze coś do niej czuję – usiadłem w fotelu. Spuściłem wzrok na kolana, starając się uniknąć natarczywego spojrzenia ojca. – Jakby… Na pewno nie powiedziałbym, że ją kocham czy coś.

– Słucham? – rzucił niby to zły, a niby to z nadzieją, że jednak się przesłyszał. Wręcz słyszałem gniew w jego głosie. – Chcesz mi powiedzieć, że miałeś zamiar przespać się z dziewczyną, którą zdradziłeś, do której nic nie czujesz i którą chcesz zostawić, a ona szaleje za tobą, jakbyś był jakąś gwiazdą? Naprawdę, Hiro? Nie wierzę, że byłoby cię stać na coś tak podłego.

Zabolało. Och, jak bardzo zabolało. W końcu jednak odważyłem się spojrzeć na ojca, a on patrzył na mnie z takim rozczarowaniem, że w jednej chwili trudno było mi oddychać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. To było podłe. Całe moje zachowanie w ciągu dwóch miesięcy było tak bardzo niepodobne do mnie. Ale dopiero teraz, kiedy ojciec powiedział mi w twarz, jak bardzo złe było to, co robiłem, to dopiero to sobie uzmysłowiłem. To było poniżej jakiegokolwiek poziomu.

– Nie zrobię tego – wymamrotałem, usilnie starając się panować nad drżącym głosem.

– Tego, to znaczy?

– Nie będę z nią spać. Nie w tym sensie, wiesz… Nie zrobię tego.

– Dobrze – pokiwał głową z aprobatą.

– Ale jednak obiecałem jej ten wyjazd nad morze, więc…

– Rób co chcesz – wzruszył ramionami. – Wierzę, że będziesz porządny i postawisz jej sprawę jasno. Oczywiście, jedźcie nad morze, ale proszę cię o tę jedną rzecz.

Obiecałem to ojcu, ale nie wiedziałem czy uda mi się dotrzymać słowa. Choć miałem taki plan. Po prostu byłem pewny, że sprawy mogą potoczyć się dość jednoznacznie.

W piątkowe popołudnie zajechaliśmy na parking pod apartamentowcem. Wzięliśmy nasze torby oraz zrobione wcześniej zakupy, po czym poszliśmy do mieszkania. Kasumi od początku była oczarowana całym miejscem i okolicą. Szczególnie zachwycała się morskim powietrzem, które z miejsca uderzyło nas, jak tylko wyszliśmy z samochodu. Było w tym coś na swój sposób uroczego.

– Och – wyrwało jej się, gdy weszliśmy do mieszkania. Aż stanęła, oglądając przedsionek i korytarz. – Apartamencik?

– No cóż, teraz budują lepsze – odparłem wzruszeniem ramion i uśmiechem.

Rozgościliśmy się. Kasumi była zachwycona całym mieszkaniem, choć ciągle wspominałem, że na obecne standardy to nie było nic niezwykłego. Ot, zwykłe mieszkanie. Choć, co było w tym wszystkim wyjątkowo luksusowego, to fakt, że każda sypialnia była en suite. To szczególnie zauroczyło Kasumi, bo zdaje się, że rzadko się zdarzało, że pokoje miały swoją własną łazienkę.

Zrobiliśmy razem kolację. Nie obyło się przy tym bez śmiechu oraz masy zażenowania z mojej strony, bo tak jak idealnie wychodziło mi pomaganie komuś w kuchni, tak samo gotowanie wychodziło mi karykaturalnie. To był ten jeden moment, gdy poczułem, że może jednak mógłbym dalej trwać w tym związku. Kasumi podśmiechiwała się i jednocześnie nie mogła uwierzyć, że potrafiłem być aż tak niezręczny. Nie dziwiłem jej się. Moje umiejętności kulinarne były wyjątkowo ograniczone, jednak Kasumi udało się uratować nasz honor oraz kolację. Zrobiliśmy najprostszą rzecz na świecie, która jednocześnie brzmiała wyjątkowo wyszukanie, jaką było spaghetti z ikrą dorsza. Do tego wypiliśmy po piwie, czego zaraz pożałowałem, bo rozluźniłem się bardziej niż powinienem. Przy okazji poczułem coś. Nie chciałem zbytnio się z tym ujawniać, ale w jednej chwili zrobiłem się tak napalony, że samo patrzenie na Kasumi sprawiało, że mój penis drgał. Ale nie mogłem się powstrzymać od patrzenia. W jej kształtach było coś pociągającego. W końcu Kasumi zorientowała się, że się jej przyglądałem. Popatrzyła na mnie z lekka zdziwiona. Tłum w telewizyjnym talk show roześmiał się gromko. No cóż. Chyba jednak byłem zmuszony złamać obietnicę daną ojcu.

Kilka chwil później leżeliśmy w łóżku, całując się i rozbierając. Dotykałem jej piersi i pośladków, nawet nie próbując już zachować pozorów przyzwoitości. Liczyło się jedynie to, że w końcu mieliśmy to zrobić. I nareszcie się nam udało. Ojciec miał rację. To była najbardziej niezręczna rzecz na świecie. Tak jak jeszcze przed kilkoma minutami byłem pewn tegoy, co robiłem, tak kiedy już miałem przystąpić do prawdziwego działania, to nagle zabrakło mi pewności siebie i zdecydowania. Niezdarnie ubrałem prezerwatywę i równie niezdarnie wcelowałem w jej wejście. To było straszne. A jednocześnie przyjemne. Czułem jednak, jak cały drżałem ze stresu.

– Spokojnie – westchnęła cicho, kładąc swoje dłonie na moich. – Dobrze ci idzie.

– Tak? Nic cię nie boli? Podobno pierwsze razy mogą nieco boleć.

Zacisnęła wąsko wargi, patrząc na mnie spod grzywki. Nie miałem pojęcia, co miało wyrażać to spojrzenie, choć wiedziałem, że pewnie nie to, czego mógłbym się spodziewać.

– To nie jest mój pierwszy raz – odparła spokojnie.

O mały włos bym nie krzyknął z zaskoczenia. Nie miałem pojęcia, co powinienem o tym sądzić. Raczej nie spodziewałem się, że Kasumi kiedykolwiek to z kimś robiła. Ona była taka… czysta. I niewinna. Jak się okazało, tylko ja byłem w tym duecie dziewicą.

– Nie wiedziałem – wymamrotałem. – Myślałem, że… uhm. No wiesz.

– Że będziesz moim pierwszym?

Nieśmiało pokiwałem głową.

– Och. To urocze.

Kompletnie zbiła mnie z pantałyku. To, jak pobłażliwie brzmiały jej słowa, zraniło jakąś moją męską cząstkę. Ona już to robiła! Przez cały ten czas wydawało mi się, że oboje przekroczymy właśnie pewną barierę. Jakie to było żałosne.

Oczywiście, zrobiliśmy to. Choć gdzieś w środku czułem złość. Wydawało mi się, jakby robiono ze mnie głupka przez cały ten czas, jak się poruszałem. Nie miałem pojęcia, co robiłem, choć postanowiłem dać ponieść się instynktowi. Ruszałem biodrami, trzymając ją w pasie, a ona spokojnie patrzyła na mnie z dołu. Nie wiedziałem czy jej dobrze, czy może właśnie robiłem z siebie kompletnego błazna. W każdym razie, nie minęły nawet dwie minuty, gdy doszedłem. Spuściłem się w prezerwatywę. Tak jak jeszcze kilka sekund wcześniej były we mnie resztki pożądania, tak po moim małym orgazmie zupełnie zanikły. Czułem jedynie wstręt i obrzydzenie do tej młodej kobiety, w której właśnie byłem.

Leżeliśmy później obok siebie w łóżku. Ona bawiła się telefonem, a ja leżałem płasko na wznak, gapiąc się w sufit. Nie rozumiałem, co się właśnie stało. To znaczy, byłem świadomy tego, że właśnie uprawialiśmy seks, ale chodziło mi o to, że tylko dla mnie był to pierwszy raz. W dodatku był tragiczny i nerwowy. Nie mogłem pozbyć się tego dziwnego uczucia niepokoju, jakie mnie ogarnęło.

– Podobało ci się? – spytała w pewnym momencie.

Odwróciłem głowę w jej stronę. Patrzyła na mnie. Wydawało mi się, że jej czarne oczy świdrowały mnie na wylot. W tym spojrzeniu było coś tak nieprzyjemnie przytłaczającego. Czułem się, jakby ktoś położył na mnie kilkutonowy kamień.

– Tak. W pewnym sensie.

– Nie wyglądasz, jakby ci się podobało – powiedziała cicho, niemal szepcząc. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

– To nie tak, że nie mi się nie podobało. To był… pierwszy raz. Mój. Nie wiedziałem, co robię.

– Dobrze ci poszło – odparła. – Jak na pierwszy raz, to poszło ci znakomicie.

– Dziękuję.

Uśmiechnęła się do mnie, ale ja nawet nie byłem w stanie odwzajemnić tego uśmiechu. Nie potrafiłem. Widząc moją nietęgą minę zaraz przestała się uśmiechać. Wydawała się być zmartwiona. Było mi tylko źle po tym wszystkim i chciałem po prostu się do kogoś przytulić. Ale nie do niej. W jednej chwili zapragnąłem znaleźć się przy Shionie. Chciałem móc wtulić się w niego i trwać w kojącej ciszy. On by zrozumiał. Wiedziałby, że nie powinien się odzywać i byłby świadomy, dlaczego tego potrzebowałem. Całkiem możliwe, że Kasumi też ode mnie oczekiwała, że ją przytulę, ale nie potrafiłem nawet się do niej zbliżyć. Chciałem znaleźć się jak najdalej od niej.

– Nie chcesz mnie tutaj, prawda? – powiedziała nagle, jakby czytała mi w myślach. Aż się wzdrygnąłem. – Już od jakiegoś czasu dziwnie się zachowujesz. Oddalasz się i nie potrafię cię już dosięgnąć.

Westchnęła ciężko. Wielu rzeczy się po niej dzisiaj nie spodziewałem. Po pierwsze, nie sądziłem, że nie była dziewicą, a po drugie nie oczekiwałbym od niej takich słów w moim kierunku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że za bardzo jej nie doceniałem. Gdzieś w środku uważałem ją za gorszą ode mnie. I chyba błędnie.

– To nie tak. Po prostu…

– Wiem o tym chłopaku – przerwała mi. Aż wstrzymałem oddech i zdaje się, że ona też na moment przestała oddychać. Serce podeszło mi do gardła. Niby tak bardzo chciałem się z nią rozstać, to czego się teraz bałem? Że powie mi wszystko to, o czym wiedziałem?

– Nie rozumiem – rzuciłem, choć sam nie wiedziałem dlaczego. Po co miałem zamiar jeszcze kłamać? Ale słowa same z siebie popłynęły z moich ust. Nie potrafiłem przyznać się przed nią do tego, jak okropnym człowiekiem byłem.

– Hiro, wiesz dobrze, o czym mówię – podniosła się, patrząc na mnie z góry. Jej twarz była wykrzywiona bólem. – Wiem o tym. Wiem, że przez ostatnie tygodnie myślałeś o nim, a nie…

– Matko, o co ci chodzi?? – podniosłem się, ubierając bokserki. Na litość, o co mi chodziło?! Ona dosłownie złapała mnie na gorącym uczynku za rękę, ale ja nadal chciałem wszystkiemu zaprzeczać.

– O co mi chodzi? – bąknęła, zamierając w miejscu. Zdaje się, że na krótką chwilę sprawiłem, że poczuła się jak idiotka, która próbowała komuś coś wmówić. Ale tylko na chwilę.

– Wyskakujesz z jakimś chłopakiem.

– Pomyślałeś kiedyś, że ja się o tym dowiem? Wpadłeś kiedyś na to? Świat jest mały, Hiro.

Westchnąłem ciężko.

– Wiesz co, to nie ma sensu – odparłem z wyjątkową lekkością.

– C-co?

– To wszystko. My. Ciągle upierasz się przy swoim, choć mówię ci, że nie wiem, o co ci chodzi. Poza tym, twoja rodzina ewidentnie mnie nie polubiła i tylko chcieli sprawić mi przykrość. Wydaje mi się też, że jednak zbyt wiele nas różni. Przykro mi, Kasumi. Raczej nic z tego nie wyjdzie.

Nie wpadłem na to, że doprowadzę ją do łez. A zaczęła w jednej chwili płakać tak strasznie, jakby ktoś umarł. Ukryła zaczerwienioną twarz w dłoniach i szlochała rzewnie przez długi czas nie mogąc się nawet poruszyć. Z początku było mi nawet odrobinę głupio i przykro, ale po dłuższym czasie zacząłem się irytować, że nie mogła się uspokoić. Czekając na to, aż ona będzie zdolna do jakiejkolwiek komunikacji, ubrałem się i zacząłem sprzątać w mieszkaniu. Spakowałem produkty spożywcze, które musiały być zjedzone w najbliższym czasie, wyniosłem śmieci do zsypu i włożyłem naczynia do zmywarki. Nawet odkurzyłem względnie salon. Gdy skończyłem, ona wciąż płakała, tym razem wijąc się w jakichś dziwnych konwulsjach. Już myślałem, że może miała jakiś atak, ale ona po prostu usilnie robiła z siebie męczennicę.

Pomogłem jej się ubrać i spakować. Po jakiejś godzinie wielkiej histerii byliśmy w drodze powrotnej do domu. I tak jak ona nie mogła się uspokoić, tak ja czułem się, jakbym uwolnił się od wielkiego ciężaru. Odwiozłem ją pod jej dom. Wyciągnąłem jej torbę z bagażnika. Patrzyła na mnie przekrwionymi oczami, jakby samym tym błagającym spojrzeniem próbowała przekonać mnie do zmiany decyzji. Ale ja nie chciałem nic zmieniać. Powiedziałem swoje i chciałem teraz się tego trzymać. Dlatego pożegnałem się z nią krótko, bez większych czułości. Powiedziałem, że było mi przykro, że tak to się musiało skończyć, życzyłem jej wszystkiego dobrego oraz wyraziłem chęci na zostanie przyjaciółmi. Ona tylko patrzyła na mnie bez słowa, wciąż szlochając. Zostawiłem ją tak zapłakaną i zrozpaczoną, po czym odjechałem do domu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak lekko.

 

*

 

Cały ten tydzień był wyjątkowo dziwny. Głównie z powodu Kasumi, która zupełnie odcięła się od innych, nawet od Yuko i Chihiro, z którymi miała relatywnie dobry kontakt. Wszyscy byli tym zdziwieni, a najbardziej dziwili się na to, że ona i ja nawet nie próbowaliśmy na siebie patrzeć. Dopiero, gdy wyjaśniłem, że się rozstaliśmy z Kasumi, wszyscy zrozumieli jej zachowanie.

– Ale to… zerwaliście? Tak nagle? – dopytywał Hajime, pochylając się do mojej ławki.

– Nie powiedziałbym, że nagle – odparłem. – To się raczej zapowiadało już od dawna. Tym bardziej po ostatniej akcji z jej rodzicami.

– Aha, no tak – wymamrotał Hajime ze zrozumieniem.

– Dziwni rodzice to jeszcze nie powód, by z kimś zrywać – oznajmiła Yuko, nawet nie próbując cicho mówić. Dobrze, że Kasumi akurat gdzieś wyszła, bo raczej nie chciałbym, by musiała słuchać takich rozmów. – Pewnie więcej rzeczy się nagromadziło, hm?

– Trochę – wzruszyłem ramionami. – Nic wielkiego.

– Dla niej to wygląda jak cały świat – powiedział Andou, zerkając w stronę drzwi. Kasumi akurat wróciła. Cała nasza piątka zamilkła, ukradkiem zerkając w stronę mojej byłej dziewczyny. Nakamura sztywno usiadła na swoim miejscu. Patrzyła prosto przed siebie, siedząc wyprostowana, jakby była na krześle elektrycznym.

Przez moment było mi jej nawet szkoda. Ale tylko przez moment. Brzmiało to okropnie z mojej strony, w końcu jeszcze nie tak dawno deklarowałem jej miłość, a dziś nie czułem do niej niczego, co tak bardzo bym chciał nazwać głębszym uczuciem.

Nadszedł dzień debiutu Haru jako pierwszoplanowej postaci. Każdy tego dnia chodził w domu podekscytowany. Tata niemalże szlochał, przeżywając fakt, że jego córcia miała swój poważny debiut, a ojciec powtarzał mu, żeby się nie spóźnił do teatru. Ja sam cieszyłem się szczęściem siostry. Haru ciężko pracowała przez ostatnie tygodnie. Dniami i nocami ćwiczyła swoją rolę, co momentami mogło irytować, jednak nikt nie wchodził jej w drogę. Nawet Mako rozumiał, że to było dla niej ważne i też, choć uwielbiał być w centrum uwagi, wspierał siostrę, jak tylko potrafił. Zdaje się, że też był dumny.

To było gorące piątkowe popołudnie. Nie dosłownie, bo szczerze powiedziawszy, na zewnątrz padało, ale atmosfera panująca w domu była jak w ulu. Ojciec wręcz biegał zdenerwowany, pilnując, by każdy był odpowiednio ubrany na tak ważną premierę. Przyszykował garnitur dla siebie oraz dla taty, który, oczywiście, musiał być w szpitalu. Ja sam wyprasowałem sobie koszulę i upewniłem się, że na ubraniu nie miałem żadnych plam. Pomogłem też Mako z jego strojem, choć gdy tak ubierał koszulę, to zdałem sobie sprawę z tego, że była na niego za mała. Zdaje się, że kompletnie zapomnieliśmy o tym, że Mako wciąż rósł. Ojciec dał mu koszulę taty, która, na całe szczęście, pasowała. Cała nasza trójka chodziła podekscytowana, tylko nie Yoshi, która oznajmiła, że źle się czuła. Ojciec spytał się jej czy może chce zostać w domu, ale siostra odparła, że nie może opuścić tak ważnego przedsięwzięcia. I choć była markotna i ewidentnie blada, to ubrała się w sukienkę i siedziała w salonie, czekając, aż my się wyszukujemy.

Tata wpadł zdyszany do domu, gdy już zbieraliśmy się do wyjścia. Powiedział jednak, by na niego nie czekać, tylko żebyśmy pojechali do teatru i spotkamy się na miejscu. Zdaje się, że bardzo się postarał, żeby wyrwać się z pracy, bo jednak wszyscy spodziewali się, że albo przyjdzie dramatycznie spóźniony, albo nie pojawi się w ogóle. Ale nie tego dnia. Jemu również bardzo zależało na tym, by uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu.

Dlatego ja, ojciec, Yoshi i Mako pojechaliśmy razem do teatru. Byliśmy, oczywiście, znacznie wcześniej niż powinniśmy być. Tata dołączył do nas pół godziny później wraz ze zbierającym się tłumem. Niedługo później spotkaliśmy się z Yui, która również przyszła kibicować swojej dziewczynie. W komplecie mogliśmy w końcu zająć miejsca na widowni.

Na sali zasiedliśmy w następującej kolejności; Yui, ojciec, Makoto, tata, ja i Yoshi. Dzięki Harunie mieliśmy najlepsze miejsca w pierwszym rzędzie. Choć siostra uparła się, że nie musimy nic płacić za bilety, to ojciec jeszcze bardziej się uparł, że chce jakoś wspomóc całą sztukę i teatr. Dlatego wpłacił kilka tysięcy na konto teatru jako darowiznę. Zabronił wspominać o tym Haru, bo wiedział, że tylko ją to zdenerwuje. Nie chciała, by ktoś dawał jej jakieś przywileje, bo miała bogatego ojca. Ciężko pracowała na swoją pozycję i chciała osiągnąć swój własny poziom bez czyjejkolwiek pomocy. Jednak ojciec i tak wpłacił pieniądze, chociaż zrobił to dopiero po tym, jak próbie w teatrze dobiegały końca, by uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności.

Sztuka zaczęła się o godzinie dziewiętnastej. Sala była zapełniona co do ostatniego miejsca, co niezwykle nas cieszyło. Wszelkie rozmowy ustały wraz z przygaszeniem świateł oraz skierowaniem głównych reflektorów na scenę. Haru wyszła na podest ubrana w długi, jedwabny szlafrok oraz w cudacznym, scenicznym makijażu. Wyglądała przemistycznie i szczerze, gdyby nie jej głos, to możliwe, że bym jej nie poznał.

Przedstawienie trwało i rozumiałem je mniej lub bardziej. Na całe szczęście pojawiły się sceny humorystyczne, które widocznie rozluźniały atmosferę i wprowadzały ożywienie na widowni. Ale Haru? Ona była niesamowita. Patrzyłem na moją bliźniaczkę jak zaczarowany. To, jak się poruszała, jej gesty, mimika, sposób mówienia… Ona nie grała, ona dosłownie stała się inną postacią. Wcale nie wyglądała, jakby debiutowała jako pierwszoplanowa aktorka. Zachowywała się, jakby już od wielu lat występowała na scenie, wcielając się w główne role i nie było to dla niej nic nowego.

W pewnym momencie Yoshi zerwała się ze swojego miejsca. Wywołało to poruszenie wśród widowni, bo dość nagle wstała i wybiegła z sali. Siedziałem chwilę zupełnie osłupiały, aż tata pochylił się do mnie i poprosił, bym wyszedł za nią. Tak też zrobiłem. Przepraszałem wszystkie osoby, którym niechcący nadepnąłem na buty, po czym bardzo niezgrabnie wybiegłem za siostrą. Znalazłem ją w łazience po kilku minutach bezsensownych poszukiwań. Tak jakbym nie mógł wpaść od razu na to, że Yoshi najpewniej będzie w toalecie. Zastałem ją wypłakującą oczy przy muszli klozetowej. Był to jednocześnie odrobinę obrzydzający, ale i dołujący widok. Zdaje się, że kobiety w moim otoczeniu ostatnimi czasy jakoś się zmówiły na grupowy płacz.

– W porządku? – spytałem. Podniosła na mnie głowę. Aż mnie coś w piersi ukuło, widząc jej zrozpaczoną minę. – Źle się czujesz?

Przysiadłem obok niej. Pogładziłem ją po plecach, próbując przy tym jakoś podnieść na duchu, choć nie miałem pojęcia czy to jej coś da. Wygładziła sukienkę, pociągając nosem.

– Jest okropnie.

– Coś się stało? Już od jakiegoś czasu jesteś jakaś… No nie wiem. Nieswoja.

– Niedobrze mi – oznajmiła całkiem spokojnie.

Trwaliśmy tak kilka dłuższych sekund w ciszy. W końcu popatrzyliśmy na siebie i gdy tylko mój wzrok spotkał się z jej, to ponownie wybuchła płaczem, chowając twarz w dłoniach. Objąłem ją ostrożnie, nie wiedząc co jej dolegało. Całe to rozstrojenie psychiczne i fizyczne przekraczało moje jakiekolwiek pojęcie o kobietach. Ale zdaje się, że dobrze zrobiłem, przytulając ją. Siostra wtuliła się we mnie, pozwalając sobie na uwolnienie się od wszelkich złych emocji. Płakała i płakała, ale gdy się uspokoiła, to wyprostowała się, odchrząkując. Wzięła głęboki wdech i wydech. Powoli wracała jej równowaga.

– Mogę ci coś powiedzieć? – spytała, łapiąc mnie za przedramię.

– Pewnie.

– Ale musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz. Tylko Haru jeszcze wie i… sama nie wiem, co robić.

– Możesz na mnie liczyć – posłałem jej ciepły uśmiech, który ona postarała się odwzajemnić. Wzięła duży wdech ustami.

– Jestem w ciąży.

Nie byłem pewny czy się nie przesłyszałem. Dlatego patrzyłem na nią przez jakiś czas w milczeniu, nie rozumiejąc co w zasadzie oznaczały te słowa. Zupełnie, jakby przeleciały obok mnie bez jakiegokolwiek znaczenia. Jak gdyby mówiła do mnie w obcym, nieznanym mi języku. Aż chciałem ją poprosić, żeby powtórzyła to, co właśnie powiedziała, gdy nagle zrozumiałem. Niemalże zachłysnąłem się powietrzem, jak tylko wszystkie informacje dotarły na właściwe miejsce.

– Żartujesz? – wykrztusiłem. Ledwo udało mi się zapanować nad drżeniem głosu.

– Chciałabym – zaśmiała się gorzko. Do oczu znowu napłynęły jej łzy, ale z całych sił postarała się nie rozpłakać. I udało jej się. – Nie wiem, co mam robić. Czuję się, jakby świat zawalił mi się na głowę.

– Nie mówiłaś rodzicom?

– Nie – odparła niemalże oburzona. – Nie, coś ty. Wściekną się. Tylko Haru o tym wie.

– Haru?

– Sama się mnie spytała, co mi jest. I to ona zaproponowała, żebym zrobiła test – westchnęła ciężko. – Nie wierzę w to, co się dzieje.

– Powinnaś powiedzieć rodzicom.

– Wiem. Nie myśl, że nie chcę im mówić. Muszę to zrobić. Ale tak strasznie się boję. Wyobrażasz sobie, jak cała rodzina będzie wytykana palcami? Dziewiętnastolatka w ciąży z nieślubnym dzieckiem.

– Wiesz, jesteśmy adoptowanymi dziećmi dwóch gejów. Wydaje mi się, że bardziej już nie możemy być wytykani palcami.

– No cóż…

Oboje się zaśmialiśmy, choć bardzo gorzko. W jednej chwili pogrążyliśmy się w milczącej zadumie. Yoshi w ciąży. Akurat wszyscy prędzej spodziewaliby się, że Haru zrobiłaby coś takiego, ale nie Yoshi, która uchodziła za najrozsądniejszą i najodpowiedzialniejszą z nas wszystkich. To Yoshi wszyscy najbardziej podziwiali, ponieważ posiadała wszystkie przymioty starszego rodzeństwa. Dlatego jej oświadczenie tak bardzo nie mogło do mnie dotrzeć. Choć powoli, z każdą mijającą minutą, oswajałem się z tym.

Poszliśmy do teatralnej kawiarni. Wypiliśmy herbatę, rozmawiając. Próbowałem jakoś podnieść moją siostrę na duchu, choć tak bardzo nie wiedziałem, co powinienem zrobić.

Przegapiliśmy większość drugiej połowy spektaklu. Wróciliśmy na salę, gdy aktorzy już się kłaniali i wszyscy bili im brawo na stojąco. W całym tym zamieszaniu wróciliśmy na swoje miejsca. Rodzice spojrzeli na nas odrobinę zmartwieni, jednak wiedziałem, że nie będą teraz próbować poruszać kwestii naszego zniknięcia. Ale to dobrze. Sam byłem zbyt mocno rozstrojony.

Wieczorem, gdy Haru wróciła do domu, urządziliśmy małe przyjęcie z okazji jej premiery. Oczywiście, wcześniej wyszła świętować z całym zespołem, jednak gdy tylko wróciła, rozpoczęliśmy naszą indywidualną imprezę. Dostała nawet od rodziców podrabianego Oscara, a Yui obdarowała ją przy wszystkich bardzo czułym pocałunkiem. Zdaje się, że z tego Haruna ucieszyła się najbardziej. Sam nie wiedziałem, gdzie powinienem utkwić wzrok, gdy zobaczyłem moją siostrę całującą się ze swoją dziewczyną, ale postanowiłem nie robić z tego czegoś oburzającego. Najważniejsze, że była szczęśliwa.

Następnego dnia z rana mieliśmy nieprzyjemnego gościa. Akurat wszyscy już byli na nogach. W piżamach, ale jednak. Rodzice przygotowywali śniadanie mistrzów dla całego domostwa, w tym dla naszej aspirującej aktorki oraz jej dziewczyny, która została na noc. Dziwnie patrzyło mi się na to, jak Haru gruchała z Yui, nie mogąc się powstrzymać od przytulania i chichotów. One bawiły się świetnie, Makoto nie rozumiał, dlaczego nie dostanie do picia kawy z mlekiem, choć tak bardzo miał na to ochotę, a Yoshi siedziała cicho na kanapie, zapewne bijąc się z myślami. Chciałem porozmawiać z nią, kiedy to niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Tata poprosił, żebym otworzył, dlatego to zrobiłem. Jakie moje zdziwienie było, gdy zobaczyłem ojca Kasumi.

– Znalazłem cię, gówniarzu – rzucił wściekle.

– Słucham?? – wyrwało mi się. Byłem kompletnie osłupiały. Jednocześnie przeszły mnie wyjątkowo nieprzyjemne dreszcze. Raczej nie chciałem już nigdy więcej widzieć tego mężczyzny.

– Co zrobiłeś mojej córce?! – warknął. O mały włos, a by mnie złapał za koszulkę. W porę się jednak odsunąłem. – Gadaj, dzieciaku!

– Nic jej nie zrobiłem – odparłem, nie panując nawet nad zdenerwowaniem głosu. Siłą wepchnął się do domu, odsuwając mnie łokciem. – Proszę stąd iść. Nie zapraszałem pana do środka.

– Mów natychmiast! – złapał mnie za poła koszulki. Otworzyłem szeroko oczy. No nie, zaraz miałem zostać pobity we własnym domu. Poczułem, jak świat zaczął mi wirować przed oczami wraz z dziwnymi, czarnymi plamami. Nie tak wyobrażałem sobie sobotni poranek.

– Co tu się dzieje? – usłyszałem ojca. Nie widziałem go, ale słyszałem, jak niemal podbiegał do mnie i pana Nakamury. Poczułem, jak sprawnym ruchem odpycha ode mnie mężczyznę. O mały włos, a bym stracił równowagę.

Zdaje się, że całe to wydarzenie musiało mnie na moment ogłuszyć. Nagle ojca nie było w domu, jednak drzwi były otwarte i słyszałem, jak kłócił się z ojcem Kasumi. Zaraz za nim wybiegłem, choć nie byłem pewny, co mogłem w ogóle zrobić.

– Hiro, co się dzieje? – usłyszałem jeszcze za sobą Yoshi, nim wybiegłem na podjazd.

Ojciec Kasumi rzucał się do mojego ojca jak taka mała, denerwująca pchła. Pan Nakamura krzyczał, chodząc to w jedną, to w drugą stronę, jakby próbując znaleźć jakiś słaby punkt i podejść mojego rodzica.

– Ten gówniarz…!

– Proszę zostawić mojego syna w spokoju – powiedział w końcu ojciec suchym, a jednocześnie bardzo stanowczym tonem. – Cokolwiek wydarzyło się między Hiroshim a pana córką na pewno nie jest na tyle zajmujące, by robić to, co pan.

– Gówno mnie to obchodzi! Złamał jej serce! Dzieciak musi ponieść konsekwencje!

– Bardzo mi przykro – odparł ojciec – ale to nie jest powód, by nachodzić mojego syna i robić takie problemy w niedzielny poranek. Niech pan wróci do domu i ochłonie.

– Pedał – Nakamura splunął w stronę ojca. Choć sam kryłem się za jego plecami, to nagle wezbrał we mnie gniew. Nie mogłem pozwolić na to, by ktoś znieważał moją rodzinę. – Nie powinno się dawać dzieciaków pedałom. Nawet to honoru nie ma. Taki ładny dom, a tu proszę. Gówno z twarogiem.

– Proszę stąd odejść, bo będę zmuszony wezwać policję.

Ojciec twardo zachowywał spokój. Dosłownie krył mnie samym sobą, robiąc z siebie żywą tarczę, bo Nakamura ewidentnie próbował teraz dostać się do mnie. Pewnie chciał mi przyłożyć, ale wiedziałem, że ojciec nigdy by do tego nie dopuścił. Ani on, ani tata nigdy nie podnieśli na nas ręki i nie mieli zamiaru pozwolić, by ktoś obcy to zrobił.

– Tchórz! – krzyknął Nakamura. – Tchórz wychowany przez dewiantów! Powinno się was wszystkich zamknąć! Na odwyk i terapią wstrząsową wybić to pedalstwo!

– Dość tego – usłyszeliśmy za sobą. W progu domu stał tata. Nie miałem pojęcia, jak długo już tam był, ale ewidentnie stracił cierpliwość. – Ma pan dziesięć sekund, by opuścić posesję, jeśli nie, to dzwonię po policję – pokazał telefon z wybranym numerem alarmowym. Brakowało jeszcze, by nacisnął zieloną słuchawkę.

– Pedały – warknął Nakamura, tym razem spluwając w stronę taty. Ojciec aż się spiął. – Będziesz mi grozić, cioto?

– Dziesięć – zaczął odliczać tata, pokazując tym samym, że wcale nie żartował – dziewięć, osiem…

Nakamura przeklął jeszcze na całą naszą rodzinę, jednak posłusznie skierował się do samochodu. Co jakiś czas odwracał się w naszą stronę i spluwał z pogardą. Jednak działania taty pomogły. Wkrótce wsiadł w samochód i odjechał, choć zdaje się, że przez chwilę zastanawiał się jeszcze, czy by nas nie przejechać.

– No przeuroczego ma tatusia – skomentował tata, odetchnąwszy z ulgą, gdy tylko samochód Nakamury zniknął nam z oczu.

– W porządku? – spytał ojciec, odwracając się w moją stronę. W jednej chwili opuścił gardę. Jednocześnie napłynęły na niego wszystkie te emocje, które wcześniej skutecznie trzymał na wodzy. Dopiero wtedy dostrzegłem, jak cała ta sytuacja wytrąciła go z równowagi.

– Tak. Tak mi się wydaje. Czy z tobą porządku? Cały się trzęsiesz.

Pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć, że to było nic. Zaraz wróciliśmy do domu. Już dawno nic tak nam nie rozstroiło rodzinnego weekendu. Nikt już nawet nie miał zbytniej ochoty na śniadanie, a zwłaszcza ojciec, który tylko wziął kawę, po czym poszedł do gabinetu pod pretekstem pracy. Ja sam nie wiedziałem, w jaki sposób mam to wszystko skomentować i wyjaśnić, dlaczego w zasadzie ta sytuacja miała miejsce. I po prawdzie, nie rozumiałem, dlaczego to musiało się wydarzyć. Nikt mnie nigdy nie uprzedził, że ojcowie niektórych dziewczyn mogli zachowywać się tak szalenie. Choć pewnie po moim pierwszym spotkaniu z ojcem Kasumi nie powinno mnie to mocno zaskakiwać.

– Co to w zasadzie było? – spytał Mako, gdy jedliśmy śniadanie bez ojca.

– Powód, dla którego każemy ci nie otwierać nikomu drzwi, gdy jesteś sam – odparł tata ostro, ucinając tym samym dalsze pytania swojego najmłodszego dziecka.

Zerknąłem na Makoto, który w jednej chwili spuścił wzrok na talerz. Zdaje się, że jemu też zabrakło apetytu.

Wkrótce Yui i Haru wyszły z domu. Yoshi zniknęła niedługo później, pewnie poszła spotkać się z Ryu. Mako też nie mógł znieść tej przytłaczającej atmosfery, dlatego zaszył się w swoim pokoju. Miałem zamiar pójść w ślady brata, kiedy to tata poprosił mnie, bym został, gdy już szykowałem się do ewakuacji. Chciał porozmawiać. Przełknąłem nerwowo ślinę. Wiedziałem, że to wcale nie będzie miła pogawędka.

Usiadłem przy wyczyszczonym, po jakże grobowym śniadaniu, stole. Tata usiadł naprzeciw mnie, patrząc mi przy tym prosto w oczy. Jak zwykle w takiej sytuacji poczułem, że się czerwienię, choć pewnie nie miałem ku temu specjalnego powodu. Jednak spojrzenie taty mogło działać na mnie w przytłaczający sposób.

– Mógłbyś mi wyjaśnić, co to było? – spytał.

– Co? To…?

– Ta sytuacja z rana. Cała ta awantura, która miała miejsce na podjeździe.

– Cóż. To był ojciec Kasumi, pan Nakamura.

– Tego już się sam domyśliłem. Chcę tylko, żebyś mi wyjaśnił, dlaczego tutaj się pofatygował i był przy tym tak wściekły.

– A więc – odchrząknąłem – rozeszliśmy się z Kasumi. Choć nie sądzę, by to usprawiedliwiało jego zachowanie.

Tata popatrzył na mnie uważnie. Czułem się zupełnie tak, jakby prześwietlał przy tym całą moją duszę na wylot. Zdaje się, że na kilometr czuł, że zasłaniałem się jakimiś półprawdami, bo niemożliwe było, by ktoś tak się zachowywał przez zwykłe rozstanie.

– Też w to wątpię – przyznał. – Mam nadzieję, że nie wpłynie to mocno na wasze relacje koleżeńskie w szkole.

– Możliwe, że już wpłynęło – posłałem mu blady uśmiech. – Nie odzywamy się do siebie i ogólnie jest niezręcznie.

– No cóż, w końcu dopiero co zerwaliście. Byle nie wyniknęło z tego większe zamieszanie.

– Żeby jej ojciec nie wpadł na to, by odwiedzić mnie w szkole.

– Och! Nawet tak nie mów! – w ogóle nie krył oburzenia. – To było okropne. Przysięgam, tylko by tknął któreś z was, a osobiście wytargałbym go po jakiejś chropowatej powierzchni. Gdyby doszło do takiej sytuacji, że przyszedłby po ciebie do szkoły, to masz to komuś zgłosić lub po nas zadzwonić. Nie pozwolę, by ktoś podnosił na was rękę.

Postanowiłem nie wspominać tacie o tym, że pan Nakamura w zasadzie był bliski temu, by mi przyłożyć w twarz i złapał mnie za koszulkę. Byłem pewny, że tata wtedy by nie odpuścił i postarałby się, by ojciec Kasumi poniósł za wszystko konsekwencje. Nie miałbym nic przeciwko, by już teraz ktoś się nim zajął, jednak postanowiłem nie poruszać tego tematu w domu. Chociaż nie oznaczało to, że miałem zamiar odpuścić Kasumi to, co zrobiła. To ona musiała nagadać niewiadomo czego swojemu ojcu i to ona musiała dać mu mój adres.

Dlatego w poniedziałek, gdy tylko zobaczyłem Kasumi na szkolnym korytarzu, poprosiłem ją, by ze mną porozmawiała. Zrobiła to niechętnie, ale i ja nie ukrywałem, że wcale nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Nie kryłem się też z tym, że byłem zdenerwowany sobotnimi wydarzeniami. Czułem, jak wypełniała mnie złość. Patrząc tak na nią czułem wielką ochotę złapania ją za ramiona i potrząśnięcia nimi lub też uderzenia jej. Byłem zirytowany samym jej widokiem i postawą. Jej przydługa, przetłuszczona grzywka zakrywająca twarz, spojrzenie stęsknione za rozumem, znoszony mundurek i krótkie, obgryzione paznokcie. Nie mogłem uwierzyć, że kiedyś uważałem ją za uroczą i atrakcyjną. Obecnie nigdy bym się nawet nie zbliżył w taki sposób, w jaki to zrobiłem wcześniej. Musiałem być po prostu mocno napalony.

– Wyjaśnij mi, po co nasłałaś swojego ojca na mój dom – rzuciłem, zakładając ręce na piersi. Nawet nie próbowałem być miły czy taktowny. Jak mogłem w ogóle odnosić się do niej z szacunkiem po tym, co się wydarzyło w weekend.

– Nie atakuj mnie – wymamrotała płaczliwie. Zamrugałem kilkakrotnie w zupełnym osłupieniu. Poczułem też, jak moja irytacja urasta do gargantuicznych rozmiarów i ledwo udało mi się pozostać opanowanym. Wiedziałem, że jeśli podniosę na nią głos lub zrobię cokolwiek innego, to ona idealnie to wykorzysta, by zrobić z siebie ofiarę.

– Nie atakuję cię – odparłem spokojnie, biorąc uprzednio głęboki wdech. – Po prostu chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłaś. Rozumiem, że się rozstaliśmy, ale nasyłanie rodzica to przegięcie. Jeśli chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć lub planowałaś zwrócić na siebie uwagę, to gratuluję, masz właśnie całą moją atencję.

W oczach stanęły jej łzy. Nawet się tym nie przejąłem. Jak okrutne to było z mojej strony, że doprowadzanie do łez zwykłej dziewczyny w żaden sposób mnie nie poruszało. Byłem jak betonowy mur, w który ktoś mógł walić z całej siły, ale na mnie to i tak by nie zrobiło wrażenia.

– Czemu musisz być taki niedobry – zaczęła ocierać łzy dłońmi. – To ty znalazłeś kogoś innego i teraz… teraz ja za to obrywam.

– Za nic nie obrywasz. I nikogo innego nie znalazłem. Zrozum po prostu, że do siebie nie pasujemy i jakieś twoje urojenia, by zrobić ze mnie złego kolesia nic ci nie dadzą. Uspokój swojego ojca, bo następny taki wyskok skończy się policją. Rozumiesz?

Pokiwała głową. Coś wewnątrz mnie mówiło, że na tym wcale się nie skończy. Niczego tak bardzo nie chciałem, jak uniknięcia tak niebezpiecznych sytuacji. Byłem jednak świadom, że jeśli Kasumi nic nie zdziała ze swoim ojcem, to ja też nic nie wskóram. Uznałem, że nie będę dłużej sam siebie zadręczał jej obecnością i poszedłem na lekcje.

Po zajęciach ja i Haru spotkaliśmy się z Yoshi na obiedzie. Nasza starsza siostra wyglądała na wyjątkowo przygnębioną i doskonale wiedzieliśmy dlaczego. Z początku staraliśmy się nie poruszać tego jednego, nieprzyjemnego tematu, ale rozmowa samoistnie potoczyła się w kierunku ciąży.

– Wiesz już może, co masz zamiar zrobić? – spytała Haru, znacząco zerkając na brzuch Yoshi. Poczułem, jak płoną mi uszy. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale w jednej chwili poczułem się naprawdę skrępowany.

– Nie – odparła Yoshi. Pokręciła głową, wzdychając ciężko. – Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.

– Masz dwie opcje, co nie – odchrząknęła moja bliźniaczka.

– Błagam cię, nie zaczynaj.

– Myślę, że najpierw i tak powinnaś powiedzieć o tym rodzicom – oznajmiłem nieśmiało. – Wiesz, nasze wsparcie, a ich…

– Ojciec tego nie przeżyje – oznajmiła Haru, popijając przy tym swojego shake-a ze słomki.

– Nie pocieszasz mnie, do cholery.

– Wyrażaj się przy dziecku.

– Formalnie to nie dziecko, tylko zlepek komórek, kształtujących… – zacząłem.

– Hiroshi! – jęknęły obie moje siostry jednocześnie. Błyskawicznie przestałem mówić.

– Nieważne co to, ważne jest to czy chcesz to zatrzymać – rzuciła Haru szorstko, ale za to dobitnie. Yoshi wlepiła spojrzenie w swoje frytki.

– Nie wiem – przyznała. – Wolałabym nie. Nie czuję się na siłach.

– No to załatwione. Znajdziemy ci klinikę i nawet nic nie musimy mówić rodzicom.

– Chwila moment. Mówisz teraz o aborcji? – wtrąciłem dość niepewnie.

– No tak – odparła Haru, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość.

– To raczej najrozsądniejsze wyjście – przyznała Yoshi. – Sama o tym już myślałam. Na pewno nie chcę być w ciąży i mieć dziecka. To mnie przerasta.

– Ale to… chcesz zabić dziecko?

– Jeszcze przed chwilą powiedziałeś, że to zlepek komórek – warknęła Haru w moją stronę. – Zdecyduj się może, co?

– Przepraszam. Po prostu nie sądziłem, że to pójdzie w tę stronę.

Obie moje siostry spojrzały na mnie, jakbym był duchem. Ja sam poczułem, jak cały się czerwienię, bo miałem świadomość, jak głupie było to, co powiedziałem. Czysty idiotyzm z mojej strony. Niby uchodziłem za to mądrzejsze dziecko, ale sam siebie potrafiłem szokować różnymi głupotami, jakie wypowiadałem.

– Zdecydowanie w tę stronę – oznajmiła Yoshi.

– Ale wydaje mi się, że Hiro jednak ma rację. Powinnaś powiedzieć rodzicom.

– Zamordują mnie.

– Czyli problem sam się rozwiąże! Swoją drogą, co na to Ryu?

– Ryu? My… Hm… – Yoshi zrobiła się czerwona na twarzy. Skrzywiła się przy tym, jakby zjadła coś kwaśnego.

– Powiedziałaś mu? – spytałem, nieznacznie pochylając się w jej stronę.

– Tak – wykrztusiła łamiącym się głosem. Zaraz ukryła twarz w dłoniach, zalewając się łzami.

Haru przysunęła się do niej, obejmując siostrę ramieniem. Zrobiłem to samo z drugiej strony. Yoshi płakała przez dłuższy czas, nie mogąc się uspokoić. Haru nawet posłała mi spojrzenie pełne zmartwienia i ja sam nie byłem jej dłużny. Nie mieliśmy pojęcia, co zrobić lub powiedzieć.

– Mam go potrącić? – spytałem, ostrożnie gładząc Yoshi po plecach. Haru ledwo powstrzymała się przed tym, by nie parsknąć śmiechem.

– Mógłbyś? – Yoshi podniosła na mnie głowę. Była cała czerwona i zapłakana. Wyglądała okropnie, jakby ktoś ją przytargał przez wszystkie możliwe plagi.

– No jasne. Wszystko dla ciebie.

– Ja go dopadnę z drugiej strony, gdyby udało mu się wyślizgnąć – dodała Haru, poprawiając Yoshi włosy. Odgarnęła jej niesforne kosmyki z twarzy i przygładziła całą fryzurę. – Nie wyjdzie z tego cało.

– Jesteście cudowni – pociągnęła nosem. Zaraz westchnęła głęboko, prostując się. Zdaje się, że potrzebowała chwili załamania, by zaraz znów być sobą. – Zdenerwował się bardzo. Powiedział, że to niemożliwe, że to jego dziecko. No i się rozeszliśmy.

– Definitywnie go potrącę – rzuciłem, wcale nie kryjąc złości.

Yoshi postanowiła powiedzieć o całej tej sytuacji rodzicom tydzień później w weekend. Nie miałem do końca pojęcia, jak konkretnie przebiegła cała ta rozmowa, bo spotkałem się tego dnia z Shionem, a później z Andou i Hajime, by przedyskutować pewne sprawy związane z imprezą na koniec roku szkolnego. Planowaliśmy spotkać się z kilkoma jeszcze osobami u Hajime, a później pójść całą klasą do klubu. Pomysł ten bardzo mnie ekscytował, bo szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy nie byłem w żadnym klubie. Byłem zatem dość nakręcony. Ale wracając do Yoshi, siostra nareszcie odważyła się powiedzieć im o wszystkim. Pokrótce wiedziałem, że obaj nasi ojcowie dość mocno to przeżyli. Od Haru dowiedziałem się jeszcze, że się pokłócili, ale nie była pewna, o co dokładnie. W każdym razie, sytuacja z Yoshi była dla nich zapalnikiem do kłótni o coś, co ewidentnie im leżało na wątrobie już od jakiegoś czasu. Nazajutrz po całym tym zdarzeniu zastałem ojca wychodzącego z sypialni dla gości, w której ewidentnie spał. Jak się okazało później, tata tego dnia poszedł do pracy, chociaż powinien mieć wolne. Nie rozmawiali ze sobą przez blisko tydzień, ale na szczęście obaj potrafili dojść ze sobą do porządku, gdy przyszedł dzień zabiegu Yoshi. Zrobili wszystko, by ich córka nie czuła się w ogóle zaniedbana czy odrzucona. Tak jak przez ostatnie dni czułem się, jakby miał porazić mnie prąd przez samo przebywanie z nimi, tak następnego dnia atmosfera wyraźnie się rozrzedziła. W domu nareszcie dało się oddychać. Również Yoshi, choć spodziewałem się po niej czegoś innego, stała się wyraźnie weselsza. Nie miałem pojęcia, czego mógłbym dokładnie oczekiwać po kobiecie, która dopiero co miała aborcję, ale moja siostra była wyraźnie ogarnięta ulgą. Byłem tym nieco zmieszany, jednak w głębi duszy cieszyłem się wraz z nią.

Oczywiście, nie obyło się bez problemów. Kilka dnia po tym wpadł do nas Ryu. Dobijał się do drzwi, aż ojciec mu otworzył. Wtedy to dopiero się zaczęło. Szczerze? Przestałem się dziwić na tak wyolbrzymioną reakcję pana Nakamury, bo mój ojciec nie zachował się wcale lepiej. Gdyby nie ja i Haruna, to Ryu prawdopodobnie musiałby zbierać wszystkie zęby z podjazdu. Nie wiedziałem też czy chłopak mojej siostry miał jaja lub też był po prostu tak głupi, by przychodzić tu po tym wszystkim. Po tym, jak wyparł się Yoshi i tego, że to z nim zaszła w ciążę. To chyba najbardziej rozwścieczyło ojca w całej tej sytuacji. Już nie mówiąc o fakcie, że ten byle jaki chłopaczyna miał czelność zapłodnić jego ukochaną córkę. Choć wydawało mi się, że gdyby Haru znalazła się w podobnej sytuacji, to również byłby zdolny do czynów zabronionych prawnie.

W każdym razie, wszystko składało się na to, że Ryu czekała tu pewna śmierć. A on i tak przyszedł! Całym sobą pragnąłem wierzyć w to, że on po prostu tak bardzo kochał Yoshi, że nie mógł znieść tego, co jej zrobił. W głębi duszy byłem jednak świadomy tego, że było to zachowanie nic nieznaczącego szczura, który był zagubiony w ściekach i szukał z nich wyjścia. To jednak nie mogło się udać.

 

– Wspaniała pogoda – oznajmił Shion, wyciągając się na kocu. Byliśmy razem w parku i popijaliśmy oranżadę. Mógłbym przysiąc, że gdyby jeszcze zaczął się sezon kwitnienia wiśni, to byłby jeden z najbardziej romantycznych momentów w moim życiu. Co prawda, na drzewach dało się dostrzec coraz więcej kwiatowych pąków, jednak daleko im jeszcze było do kwitnienia.

– Prawda? – westchnąłem, kładąc się obok niego. Leżeliśmy tak obaj przez jakiś czas, wsłuchując się w szum wiatru oraz przytłumione dźwięki miasta.

– Chcemy iść później do zoo? – spytał.

– Hm? Do zoo?

– Póki jest ładna pogoda – zamruczał zadowolony. Słońce przyjemnie ogrzewało nasze twarze.

– Czemu nie – odparłem, podkładając ręce pod głowę. – Prawie jakbyśmy byli na randce.

– A to nie randka?

– A to randka?

– A nie? – zaśmiał się. – Wydawało mi się, że oficjalnie możemy już nazywać nasze spotkania randkami.

– No dobra, niech będzie randka.

– Huh! – zerwał się do siadu. – Okropnie to powiedziałeś!

– Przepraszam – parsknąłem śmiechem. Shion zaraz mi zawtórował. Zdaje się, że właśnie powoli, choć bardzo skutecznie, zakochiwałem się w nim jeszcze mocniej.

To było zupełnie inne uczucie, od tego, które towarzyszyły mi przy Nakamurze. Shion był dojrzalszy. Poza tym, był mężczyzną i do wielu rzeczy podchodził mniej emocjonalnie. Oczywiście, nie chodziło mi o to, że się na przykład czymś nie ekscytował. Po prostu w jego zachowaniu była widoczna taka typowa męska szorstkość, która jednak bardzo mi odpowiadała. Poza tym, nie gniewał się na mnie, gdy nagle robiłem coś, co kobiecie mogło się wydać dziwne. Wprost przeciwnie, rozumiał mnie, w końcu sam był mężczyzną. Może dlatego czułem się przy nim tak swobodnie. Jakbym był w domu. Poza tym, był ode mnie starszy i miałem wrażenie, jakby momentami prowadził mnie za rękę, bym się nie zgubił. Jakbym był dzieckiem, a on moim rodzicem. Do pewnego stopnia było to przyjemne uczucie, bo ewidentnie miałem w nim oparcie, choć z drugiej strony było mi momentami wstyd za siebie samego. Ale jemu to nie przeszkadzało. Shion był cierpliwy, odzywał się wtedy, kiedy powinien, a jego milczenie w żaden sposób mi nie ciążyło. Nareszcie czułem przy kimś to coś.

Poszliśmy do zoo, tak jak zaproponował. Chyba ostatni raz byłem w zoo w szkole podstawowej i skończyło się to tak, że małpa ukradła mi torebkę orzeszków, sycząc przy tym na mnie wrogo. Miałem po tym małą traumę. Chociaż przy Shionie nie czułem żadnego zdenerwowania, gdy przechodziliśmy obok wybiegu z małpami. Wprost przeciwnie. Czułem się wyjątkowo zrelaksowany przez cały dzień. Miałem wrażenie, że w tę jedną sobotę ktoś wrzucił mnie bo basenu wypełnionego miękkim puchem. Pływałem tak w nim, delektując się każdą minutą.

Wracając do domu myślałem o Shionie. Całą kolację i resztę wieczoru też nie mogłem przestać o nim myśleć. Kąpałem się i gdy tylko przymknąłem oczy, miałem przed sobą jego uśmiechniętą, dorosłą twarz. Kładłem się spać z ciepłym uczuciem, że ewidentnie chcę już zawsze przy nim być.

Nie oznaczało to jednak, że całe moje życie stało się nagle romantyczną sielanką. Dalej chodziłem do szkoły i robiłem wszystko, by utrzymać jak najlepsze wyniki. Nie mogłem odpuścić. Choć musiałem przyznać, że w jednej kwestii przestałem być aż tak zdeterminowany – Tokio. Chciałem koniecznie dostać się na uniwersytet tokijski, ale nagle to pragnienie zaczęło słabnąć. Z jednego powodu, którym był, oczywiście, Shion. Myśl o tym, że nie mógłbym się z nim zobaczyć przez długi czas lub zaprzepaścić to, co między nami się tworzyło, doprowadzało mnie do jakiejś dziwnej paniki. Dlatego marzenie o Tokio zaczęło stawać się dla mnie coraz bardziej odległe i wyblakłe. Z drugiej strony ogarniał mnie strach przed tym, że zawiodę rodziców, jeśli zdecyduję się na studia w Sapporo. Oboje wiedzieli, że od początku celowałem w Tokio i rozpierała ich duma, że miałem tak wysokie ambicje. Nie chciałem ich rozczarować.

Myśląc o tym wszystkim, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że czas niespodziewanie przyspieszył. Był środek wiosny. Do egzaminów końcowych zostały dwa miesiące, a tym samym do zakończenia roku szkolnego. Wszystkie uczucia kotłowały mi się w żołądku i wydawało mi się, że gdyby ktoś niechcący trącił mnie w brzuch, to zwymiotowałbym tym, co we mnie siedziało. Emocje gniotły się we mnie, wypychając się wzajemnie, choć ostatecznie żadne nie dominowany. Nigdy jeszcze w całym moim życiu nie byłem tak skonfliktowany sam ze sobą. Nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić. Dlatego postanowiłem poradzić się o to któregoś z rodziców. Z początku chciałem porozmawiać z ojcem, jednak nigdzie nie mogłem do znaleźć.

– Pojechał z Yoshi, Haru i Mako na zakupy. Mamy jutro spotkanie z tym amerykańskim przedsiębiorcą, więc pewnie będzie szukać nowej koszuli – oznajmił tata, gdy spytałem się go, gdzie podział się jego partner. Siedział w gabinecie i pracował. Popatrzyłem na biurko, które tradycyjnie było zawalone najróżniejszymi papierami, dokumentami i listami. Nieważne jak bardzo się starali, domowy gabinet był najmniej zorganizowanym pomieszczeniem w tym domu.

– Rozumiem.

– Chciałeś coś może?

– Nie. To nic – pokręciłem głową, chcąc się już wycofać. – Złapię go później.

Podniósł na mnie głowę. Poprawił okulary, które nieznacznie zsunęły mu się z nosa. Twarz taty wyrażała zmęczenie, ale w jego oczach dostrzegłem zalążek wścibskiej ciekawości. Zdaje się, że marzył o tym, by znaleźć jakikolwiek pretekst, by choć na minutę oderwać się od pracy.

– Jeśli chcesz, możesz porozmawiać o tym ze mną.

– Nie wiem czy powinienem.

Zmrużył oczy, przyglądając mi się podejrzliwie.

– Dlaczego?

– Wydaje mi się, że nie będziesz ze mnie dumny.

– Bzdury wygadujesz. Cokolwiek się dzieje, możesz mi to powiedzieć.

– Chodzi o to… O studia. O medycynę.

– Aha. Coś się zmieniło w twoich planach?

– Sam nie wiem – przysiadłem na krześle naprzeciw taty. Czułem, jak kolana zaczęły mi drżeć ze zdenerwowania. – Chcę iść na medycynę. Bardzo chcę. I naprawdę robię wszystko, by się dostać.

– Wiem. Ciężko na to pracujesz. Szczerze mówiąc, bardzo cię podziwiam za tę determinację i systematyczność.

– Tak. Dziękuję – odchrząknąłem. – Ale nie wiem… Nie wiem dokładnie, gdzie chcę iść.

– Celem było Tokio.

– Tak. Wiem. Tokio zawsze jest na pierwszym miejscu. Tylko nie jestem pewny czy dalej chcę iść do Tokio – spojrzałem na niego spode łba. Nie byłem pewny czy właśnie zaczynałem go rozczarowywać, czy może jednak jeszcze była w nim jakaś nadzieja.

– Gdzie zatem chciałbyś pójść?

– Może… może Sapporo.

Między nami zapadło milczenie tak ciężkie i jednoznaczne, że aż słyszałem, jak zegarek na jego nadgarstku tykał, odliczając kolejne sekundy, tej patowej ciszy. Zakręciło mi się w głowie ze stresu. Wiedziałem, że tata właśnie próbował zrozumieć, co do niego powiedziałem i co w zasadzie oznaczały te słowa. Cały czas między nami była mowa o Tokio, nie o Sapporo. Sapporo mogło być ostateczną ostatecznością, gdybym przypadkiem nie dostał się na żaden z wybranych uniwersytetów. Sapporo było końcem świata.

– Sapporo? – powtórzył po mnie tępo i bardzo niepewnie. – Sapporo?

– Tak.

– Dlaczego?

Poczułem, że robię się czerwony na twarzy. To pytanie było przesiąknięte jednym wielkim zawodem. Zupełnie jak napęczniała gąbka, z której woda aż ciekła. Słowa taty nieprzyjemnie wybrzmiewały w moich uszach przez kilka długich sekund, jakbym wsadził głowę do dzwonu i ktoś uderzył w niego z całej siły.

– Byłbym na miejscu, więc byście się nie martwili – rzuciłem pierwszą marną wymówkę, na jaką wcześniej wpadłem. – Poza tym, Mako potrzebuje często pomocy z lekcjami, więc nie byłoby z tym problemu. No i… no i…

– Mako da sobie radę – odparł, nie kryjąc przy tym wzburzenia, które w nim urosło.

– I nie jestem pewny czy odnajdę się w Tokio. To wielka metropolia, więc…

– Czy za tą decyzją kryje coś… ktoś? – spytał, przerywając mi i zupełnie ignorując moje wcześniejsze słowa.

– Ktoś?

– Pytam czy jest może ktoś, na kim ci zależy. Bo to brzmi tak niedorzecznie, że aż nie chce mi się wierzyć.

Zacisnąłem usta w wąską linię. Tata przyglądał mi się uważnie i już nie wiedziałem, co czuł. Czy był rozczarowany, czy może jednak to wszystko było mu obojętne i tylko chciał znać mój powód. Jego postawa nie wyrażała wiele.

– Nie wiem. To… uhm – westchnąłem ciężko, zakrywając twarz dłońmi. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Pokiwałem głową. Usłyszałem, jak wzdycha.

– Zakochałeś się?

– Nie wiem – przyznałem.

– Gdybyś się nie zakochał, to nagle nie zmieniałbyś tak istotnej decyzji.

Popatrzyłem na niego. Zdaje się, że nie miałem innego wyboru, jak przyznać mu się do wszystkiego.

– To nie tak, że zmieniam decyzję. Nadal chcę studiować medycynę. Chcę być lekarzem. Ale… ale on – przygryzłem dolną wargę, kręcąc lekko głową. – Nie chciałbym go stracić.

Ekspresja taty niespodziewanie zmieniła się z neutralnej obojętności na mocne zaskoczenie. Otworzył szerzej oczy i nie wiedziałem czy chodziło o to, że mówiłem o mężczyźnie lub też o fakt, w jaki sposób mu o tym powiedziałem. Jednakże, w jego spojrzeniu było coś ciepłego i nostalgicznego. Jakby rozumiał, o co mi chodziło. Podniosło mnie to odrobinę na duchu.

– Tak ważny jest dla ciebie ten chłopiec?

– Bardzo go lubię.

– Lubienie kogoś nie jest wystarczające, by nagle zmieniać tak istotne decyzje. Rozumiem, że możesz czuć do niego sympatię, ale nie chciałbym, żebyś przez zakochanie stracił szansę na lepszą przyszłość. Związki w jednej chwili są i w drugiej się rozpadają, a pewnym rzeczy nigdy nie cofniesz.

Coś mnie zakuło w piersi. Było mi niezręcznie słuchając tych jakże szorstkich, ale równocześnie prawdziwych słów. Wiedziałem, że tata mówił to z troski. W końcu uczucia w młodym wieku mogły być niestałe i delikatne.

– Ale jeśli tak bardzo chcesz, to nie będę cię odwodzić od tej decyzji – powiedział nagle. Mimowolnie się ożywiłem na te słowa. – Obiecaj mi coś jednak, dobrze? Podejdź do egzaminu wstępnego w Tokio. Nawet jeśli nie zdecydujesz się tam studiować. Zrobiłbyś to dla mnie?

– Oczywiście – odparłem bez wahania. Po prawdzie, nie miałem zamiaru rezygnować z podejścia do egzaminu wstępnego. Po prostu bałem się powiedzieć tacie, że możliwe, że wcale nie podejmę studiów w Tokio.

– A ten chłopiec – zagaił, wyciągając się wygodnie – jaki on jest?

– Jest wspaniały – odparłem z wielkim entuzjazmem. Sam fakt, że mogłem komuś powiedzieć o Shionie wprawił mnie w nieopisaną euforię, co nie uszło jego uwadze. – Jest taki… taki… jedyny w swoim rodzaju. Ma do mnie tyle cierpliwości i w ogóle jest taki spokojny. Ale ma też poczucie humoru. Mógłbym się przy nim bez przerwy śmiać i w ogóle mnie to nie krępuje. Czuję się przy nim tak swobodnie i tak bardzo… tak bardzo chciany.

Urwałem, nie mogąc złapać oddechu. Tata patrzył na mnie, podpierając policzek na dłoni. Uśmiechał się przy tym, może z lekkim pobłażaniem, ale i z ciepłem.

– Cieszę się, że poznałeś kogoś takiego – oznajmił z nieukrywaną szczerością.

– Ja też. Bardzo mnie to cieszy. Swoją drogą, tato.

– Tak?

– Ty nigdy nie miałeś takich rozterek? No wiesz, z tobą i twoim partnerem.

– A co? Masz zamiar za niego wyjść?

– Nie o to mi chodzi – poczułem, że się czerwienię. Jakoś do głowy mi nie przyszło, że mógłbym kiedykolwiek być z kimś w stałym, formalnym związku. – Mam na myśli okres, gdy ty studiowałeś.

– Och, oczywiście, że miałem multum rozterek. W pewnym momencie nie byłem nawet pewny czy wciąż chcę być z waszym tatą. To było jak przejazd na kolejce górskiej. I chyba przepłakałem morze łez.

To stwierdzenie odrobinę wgniotło mnie w podłoże. Nigdy tak naprawdę nie widziałem, by którykolwiek z moich ojców kiedykolwiek płakał. Tym bardziej tata, który na co dzień pracował w niemalże ekstremalnych, szpitalnych warunkach, gdzie wszystko mogło się zdarzyć. To on był tą osobą, która zawsze miała emocje na wodzy. Dlatego tak bardzo mnie to zaskoczyło.

– Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić.

– Naprawdę? – zaśmiał się. – Okropnie zawsze wszystko przeżywałem i mówiąc szczerze… hm… Wasz tata nie był wcale najprostszą osobą do tworzenia związku. Wbrew wszelkim pozorom.

– Mówisz poważnie? Gdy patrzę na was teraz, to… no. Nigdy bym nie powiedział, że coś kiedykolwiek mogło być nie tak.

– Wiele rzeczy było nie tak. Mnóstwo. Kilka razy się rozchodziliśmy. Ale cały sekret tkwi w tym, że naprawdę chcieliśmy ze sobą być i robiliśmy wszystko, by ten związek przetrwał. Włożyliśmy mnóstwo pracy w to, co teraz mamy i chyba mogę powiedzieć, że jestem z nas dumny. Szczególnie jestem dumny z Yuu, bo wiem, ile przeszedł, by być odpowiedzialnym partnerem i waszym ojcem.

Poczułem dreszcz przebiegający mi po plecach. Tata pierwszy raz nazwał ojca po imieniu, dlatego było to dla mnie osobliwe. Oczywiście, oni sami zwracali się do siebie po imieniu, ale nigdy jeszcze żaden nie powiedział czegoś o drugim, mówiąc to tak swobodnie. Rodzice to byli rodzice i tego od zawsze ściśle się trzymaliśmy. Mowy nie było, że którekolwiek z nas zwróciło się do nich po imieniu, dlatego ten swobodny ton taty, jakby rozmawiał ze znajomym, odrobinę mnie przytłoczył.

– To dobrze – wymamrotałem. – Cieszę się.

– No, a jeśli chodzi o tego chłopca – odchrząknął. – Miło byłoby go kiedyś poznać, jeśli jest dla ciebie tak ważny. Jak on ma w zasadzie na imię?

– Shion.

– Shion! – powtórzył zachwycony. – Jakie przepiękne imię!

Czułem się, jakbym niemalże otrzymał błogosławieństwo od taty. Cieszyłem się, że zaakceptował moją decyzję. Wiedziałem, że wcale nie było to dla niego proste, ale byłem wdzięczny, że miał w sobie tyle zrozumienia. Cóż, w takim wypadku nie pozostawało mi nic innego, jak przedstawić Shiona rodzinie.

Okazja do przedstawienia rodzinie chłopaka, który podbił moje serce, nadarzyła się dwa tygodnie później. Rodzice urządzali grilla dla znajomych. Na imprezie miała zjawić się ciocia Hikari z Fumiko i Asahim, były pan inspektor Kurogane oraz znajomy taty ze szkoły, a jednocześnie były piłkarz Kanegawa Natsuo. Dodatkowo, na grilla miał wpaść amerykański przedsiębiorca, którego firma rozpoczynałą współpracę z firmą ojca. Obcokrajowiec miał wpaść w towarzystwie swojej żony, Japonki. Tata był zmieszany po pierwszym spotkaniu z Amerykaninem, ale zakładałem, że pewnie chodziło o różnice kulturowe. Gdy wspomniałem Shionowi o tym, kto miał przyjść, to nie mógł wyjść z podziwu, że miały nas odwiedzić takie osobistości. Ja sam czułem ekscytację na tak takie niemalże rodzinne spotkanie. Dodatkowo cieszyłem się, że Shion miał poznać moją rodzinę. Choć po prawdzie, stresowałem się również tym, w jaki sposób on zareaguje na całe to pokręcone towarzystwo. Nie chciałem, by może przestraszył się mojego rodzeństwa, które potrafiło zachowywać się w osobliwy sposób.

– Ci twoi amerykańscy przyjaciele chyba nie pogniewają się na brak steków? – zwrócił się tata do ojca, wykładając przy tym specjalną, grillową zastawę na kuchenne szafki. Ja sam siedziałem przy wyspie, zawijając serwetki. Choć był poranek, to wszyscy już byli na nogach, szykując się do popołudniowej imprezy.

– Nie wiem – odparł ojciec, ostrząc nóż.

– Wiesz, że nie znoszę steków.

– Pół życia nad tym ubolewam.

Mimowolnie parsknąłem śmiechem na tę wymianę zdań. Obaj w tym samym momencie przerwali to, co robili i spojrzeli na mnie zdziwieni. Zwykle zachowywałem względną powagę nawet wtedy, gdy mówili jakieś zabawne rzeczy. Dlatego bardzo zaskoczyło ich, gdy niespodziewanie zacząłem chichotać. Ja sam nie wiedziałem, czemu aż tak zareagowałem na tak prosty dialog, ale zwyczajnie nie mogłem pohamować swojego dobrego humoru.

– A ty co? – rzucił do mnie ojciec podejrzliwie.

– Ach! Hiro dzisiaj przedstawia nam swojego chłopaka – powiedział tata, pochylając się znacząco w stronę swojego męża. Ja sam poczułem, że się czerwienię ze wstydu, ale nie mogłem przestać się głupkowato uśmiechać.

– Co proszę?! – ojciec zaczął przeskakiwać wzrokiem to z taty, to na mnie. To, że był zdziwiony, było niewystarczającym określeniem.

– To, co słyszałeś – odpowiedział tata, klepiąc ojca w plecy. – Skończyłeś z tym nożem?

– Ale jaki chłopak? Mówimy o tym chłopaku?

Pokiwałem głową, potwierdzając tym samym jego domysły. Ojciec wydał z siebie odgłos pełen zaskoczenia. Zdaje się, że jednak nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Choć w jednej chwili zaczęła męczyć mnie jedna myśl. Kim dla siebie w zasadzie byliśmy z Shionem? Widywaliśmy się bardzo często, spędzaliśmy ze sobą czas jak każda para, całowaliśmy się, przytulaliśmy, trzymaliśmy się za ręce… Robiliśmy wszystko, oprócz seksu. I nie to, że nie chciałem z nim tego zrobić, ale ten temat jakoś trwał między nami w zawieszeniu. Szczerze powiedziawszy, to po moim pierwszym stosunku z Kasumi chciałem zatrzeć ten dziwny niesmak, jaki w sobie miałem. Chociaż wcale mi się do tego nie spieszyło. Poza tym, sytuacja między nami była niejasna. Bo niby byliśmy parą, ale jeszcze żaden z nas oficjalnie nie poprosił drugiego o chodzenie. Może to było głupie myślenie z mojej strony. Może on jednak nie chciał związku. A może dla niego byliśmy parą i bez żadnej oficjalnej rozmowy. W końcu raczej nie zgodziłby się poznać moich rodziców, gdyby w rzeczywistości nie czuł do mnie czegoś więcej. A przynajmniej chciałem w to wierzyć.

Około południa pojechałem do miasta spotkać się z Shionem. Co mnie od razu zaskoczyło, mój dobry przyjaciel był wyjątkowo zestresowany. Choć starał się utrzymywać pozory, tak widziałem po nim, że zdenerwowanie trzymało się go z całej siły.

– Pierwszy raz poznaję czyichś rodziców – oznajmił w pewnym momencie. Wówczas zrozumiałem, dlaczego tak się denerwował.

– To nieoficjalny grill, nie musisz się tak stresować. Poza tym, będzie mnóstwo osób, więc nikt aż tak się tym nie przejmie.

– Nie, nie. Mówiłeś, że będą twoje ciotki i wujkowie. Oni zawsze zwracają uwagę.

– Przyszywana ciotka i dwóch przyszywanych wujków – sprostowałem. – No i jeden amerykański biznesman z żoną i córką. Zrelaksuj się odrobinę.

– Pewnie – zachichotał nerwowo. Mimowolnie uśmiechnąłem się do niego czule. Cóż, zdaje się, że właśnie tak wyglądałem, gdy miałem iść do rodziców Kasumi.

– Nie masz absolutnie żadnego powodu do stresu. To będzie kameralna impreza.

– Oczywiście.

Shion, podobnie jak i ja, gdy wybierałem się w odwiedziny do rodziców Nakamury, wziął ze sobą drobny upominek, który pomogłem mu wybrać. Oczywiście, wspomniałem mu, że to nie jest konieczne, bo moi rodzice akurat nie zawracali sobie głowy takimi sprawami. Ale on się uparł. Powiedziałem mu zatem, żeby kupił ulubione krakersy ryżowe taty, które na szczęście nie były drogie. Kupił je i jak się okazało, wcześniej też zaopatrzył się w dość drogie wino, opakowanie czekoladek i pudełko matchy. Widząc to wszystko, wydawało mi się, że odrobinę przesadził, ale byłem też pewny, że tym sposobem wkupi sobie miejsce w rodzinie. Nawet jeśli oficjalnie nie byliśmy nawet w związku. Wiedziałem po prostu, że tata po tym spotkaniu będzie zwracał się do niego per synku.

Shion, podobnie jak wszyscy inni ludzie, którzy pierwszy raz wędrowali w „moje” strony, był wyjątkowo zaskoczony, gdy zobaczył dom. Już z zewnątrz przyglądał mu się uważnie, co było na swój sposób urocze. Gdy weszliśmy do środka też przez jakiś czas zdawał się być oniemiały, jednak błyskawicznie przywołał się do porządku. Jednak Shion potrafił trzymać klasę i nie dawał się aż tak łatwo zbić z pantałyku. Udało nam się przyjść pierwszym, by mój przyszły-niedoszły chłopak mógł w spokoju poznać moją rodzinę, a dopiero później resztę gości.

Akurat złożyło się, że tylko tata był w domu. Stał w kuchni, przygotowując sałatkę. Nucił coś pod nosem, w ogóle nie zdając sobie sprawy, że właśnie zmierzałem ku niemu z mężczyzną, w którym byłem niezaprzeczalnie zakochany.

– To jest Shion – powiedziałem wesoło, przedstawiając wybranka mojego serca tacie. Podniósł na naszą dwójkę głowę i niemalże zaniemógł na sekundę, biorąc przy tym głęboki wdech.

– O matko – tata aż położył sobie dłoń na piersi. Przez moment nie byłem pewny, co w zasadzie miała oznaczać ta reakcja, jednak uzmysłowiłem sobie, że to był właśnie zachwyt. – Shion?

– Tak – odparł uprzejmie chłopak. – Miło mi pana poznać.

– Wzajemnie! Ależ ty jesteś wysoki!

– Ach, mama mnie drożdżami karmiła – zaśmiał się Shion wesoło. Tata posłał mu ciepły uśmiech. Wówczas Shion zreflektował się, że miał wręczyć mu prezent. Wyciągnął drżącą rękę z torebeczką prezentową. – To dla pana. Panów. Państwa. Uhm… Proszę.

– Och, nie trzeba było – odparł tata, biorąc od Shiona upominek. Odłożył go na blat szafki.

– Zajrzyj do środka – zachęciłem tatę.

– Huh? No dobrze – odparł tata, rozchylając kartonowe ścianki. Wyciągnął najpierw wino, później czekoladki, a dopiero na końcu ryżowe krakersy. Aż westchnął z zachwytu. – No proszę! Witam w rodzinie!

Mimowolnie się roześmiałem. Shion nie był pewny, jak powinien zareagować, dlatego po prostu uśmiechnął się do mojego taty, który był ewidentnie zadowolony z prezentu.

Po krótkiej chwili z tarasu do domu wszedł ojciec. Spojrzał na Shiona, który tak jak dopiero co próbował pozbierać się po pierwszym spotkaniu z moim tatą, tak teraz musiał zmierzyć się z nim. Na kilka sekund zapadło niezręczne milczenie, które po chwili zostało przerwana przez westchnięcie ojca.

– Na wielką Amaterasu! – zawołał. – Czym cię karmią w domu, że jesteś taki wielki?

Wszyscy wybuchli śmiechem. Zdaje się, że ten niewinny żart był idealną metodą do przełamania lodów. Shion i ojciec przedstawili się sobie krótko i ojciec, jak to on, nie dbał już za bardzo o grzeczności, tylko od razu wrócił do zwyczajnego zachowywania się. Widziałem jednak po moich rodzicach, że Shion zrobił na nich pozytywne wrażenie. Najbardziej cieszyłem się, widząc zachwyt w oczach taty. Zdaje się, że Shion wyjątkowo przypadł mu do gustu, szczególnie pod względem wizualnym. Zresztą, nie tylko jemu. Ja sam byłem od początku zauroczony tym, jak wyglądał.

Jakąś godzinę później zaczęli zjawiać się goście. Najpierw przyszedł pan Kurogane, później wujek Natsu, niedługo po nim przyjechała ciocia Hikari z Fumiko i Asahim, a na końcu zjawiło się mieszane małżeństwo z kilkuletnią córką. Oniemiałem na widok blondyna z niebieskimi oczami. Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek zachwycę się osobą o tak północnoeuropejskiej urodzie. Już nie dziwiłem się, gdy inni ludzie zamierali oniemiali na widok mojego taty i jego kręconych włosów. Zdaje się, że właśnie czułem dokładnie to samo.

Choć na początku atmosfera była całkiem napięta w związku z obecnością tak wyjątkowego gościa, tak jednak z czasem nastrój stał się zupełnie przyjazny. Stało się to dzięki dobremu jedzeniu i alkoholowi oraz faktowi, iż ojciec niemal w ostatniej chwili kupił mięso oraz bułki na burgery, by nikt nie był rozczarowany. Rozmowy były raczej luźne. Na moment nastało zamieszanie, gdy moje rodzeństwo postanowiło zjawić się na przyjęciu. Yoshi była chyba najbardziej zaskoczona faktem, że towarzyszył mi jakiś chłopak, za to Haru jedynie spojrzała na mnie z politowaniem. Ona i Shion zdążyli się już poznać i to w niezbyt przyjemnych okolicznościach. A Mako po prostu ucieszył się na widok kuzynostwa oraz nowej, o wiele młodszej koleżanki. W moim młodszym bracie było jednak coś uroczo niewinnego, gdy chodziło o interakcje międzyludzkie.

Z jednego jednak cieszyłem się najbardziej – Shion został pozytywnie przyjęty. Choć nie obyło się bez swego rodzaju komentarzy odnośnie tego, że jednak wybrałem penis zamiast waginy, ale były to pojedyncze przytyki, które zaraz się kończyły i szły w zapomnienie. Czułem ulgę na samą myśl, jak bardzo zostałem zaakceptowany pod tym względem.

– Masz bardzo zakochanych w sobie rodziców – oznajmił Shion, gdy odeszliśmy od grilla nad jezioro. Usiedliśmy na pomoście ze spuszczonymi w dół nogami. Podeszwy naszych butów muskały zimną wodę.

– Zakochanych w sobie? – spytałem, nie będąc pewnym, co w zasadzie miał na myśli.

– Kochają się. Po prostu – oparł się o moje ramię. Choć był ode mnie wyższy, to jakoś mu to nie przeszkadzało. Mnie zresztą też nie. Choć poczułem, jak serce uderza mi mocniej w piersi. – To miłe. Być z kimś tyle lat i wciąż potrafić pielęgnować uczucia.

– Można się od nich wiele nauczyć – uśmiechnąłem się pod nosem. Jakoś nie spodziewałem się, że jeśli będzie chciał rozmawiać o moich rodzicach, to zacznie to od tego typu stwierdzenia.

– Naprawdę. Myślisz, że mnie polubili?

– Wydaje mi się, że tak. Chyba nawet bardzo.

– Cieszę się – westchnął z ulgą. – Tak się bałem, że mnie nie polubią.

– Dlaczego mieliby cię nie polubić?

– Nie wiem. Po prostu mnie to martwiło. Ale skoro mówisz, że jest w porządku, to w porządku. Chciałem, żeby mnie polubili.

– Cóż, z pewnością zrobiłeś pierwsze dobre wrażenie.

– Mam nadzieję, że następne będą równie dobre.

Trwaliśmy przez kilka długich sekund w ciszy. Shion opierał się o moje ramię, a ja rozpływałem się pod wpływem jego dotyku. Czułem miłe ciepło rozchodzące się w mojej klatce piersiowej. Coś było w tym mężczyźnie, co sprawiało, że czułem się wyjątkowo chciany i bezpieczny. Zdaje się, że z dodatkiem cicho szumiącego wiatru i towarzystwa spokojnego jeziora byliśmy niczym wyrwani z romantycznej powieści. Ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało.

– Wiesz, będę podchodził do egzaminu w Tokio – zacząłem nieśmiało. Wiedziałem jednak, że będę musiał z nim o tym porozmawiać. O tym i o kilku innych rzeczach.

– Wspominałeś. Będę mocno trzymał kciuki.

– Tak. Dziękuję – odchrząknąłem. – Ale chodzi mi o coś… O coś innego.

– To znaczy?

– Chodzi mi o to, co jest między nami.

Shion wyprostował się. Poczułem niemiłe zimno na ramieniu, gdy tylko podniósł się ze mnie. W jednej chwili spanikowałem, że niepotrzebnie zacząłem ten temat.

– Co masz na myśli?

Poczułem, że się czerwienię na twarzy. Wspaniale, zdaje się, że właśnie wyszedłem na bałwana.

– Wiesz, widujemy się już jakiś czas. I robimy… Różne rzeczy. Razem. Dlatego tak sobie myślałem, że może… Nie wiem. Czy jesteś moim chłopakiem. Może. No wiesz.

– Och – mruknął, mrugając kilkakrotnie. – A chcesz, żebym był?

– Oczywiście – powiedziałem błyskawicznie, ale zaraz ugryzłem się w język. – To znaczy… Rozumiem, że możesz nie chcieć. Ale to… Sam nie wiem. Nie wiem, co między nami jest.

– Myślałem, że raczej nie chcesz się z nikim wiązać – powiedział. Był odrobinę zbity z tropu moim wyznaniem.

– Co? Dlaczego?

– Sam nie wiem. Dopiero co wyszedłeś ze związku z dziewczyną. A ja, oczywiście, bardzo cię lubię. Nawet bardziej niż cię lubię. Ale nie sądziłem, że traktujesz mnie poważnie.

– Słucham? – teraz to ja byłem zbity z tropu. – Od początku traktuję cię poważnie.

– Myślałem, że jestem raczej taką odskocznią. Od niej i wszystkiego innego.

– Nie jesteś – potrząsnąłem głową. – Nigdy nie byłeś. Poza tym, nie zapraszałbym cię do domu, gdybym nie myślał o tobie poważnie.

– Rozumiem.

Wtedy jednak dotarło do mnie, że Shion nie do końca podzielał moje uczucia. Faktycznie, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu i zachowywaliśmy się jak para, ale wcale nią nie byliśmy. W jednej chwili poczułem, jak wstyd mi jest za siebie samego. Zrozumiałem też, że nie mogę tu zostać. Tak jak jeszcze kilka minut wcześniej Tokio było gdzieś na szarym końcu listy moich wymarzonych uniwersytetów, tak w jednej chwili znów wskoczyło na pierwsze miejsce.

 

*

 

Zakończenie roku szkolnego nadeszło zbyt szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. W jednej chwili byłem wciąż uczniem, a w drugiej absolwentem, co jednak w ogóle mnie nie cieszyło. To był ciepły, późnowiosenny dzień, który bardzo mocno wyrył się w mojej pamięci. Yuko i Chihiro płakały. Andou i Hajime również byli wzruszeni, choć nie uronili łzy. Ja sam byłem zdenerwowany. Myślami oscylowałem gdzieś między przyszłością a teraźniejszością i kręciło mi się w głowie na samo wyobrażenie sobie mojego życia.

Oficjalnie wręczono nam świadectwa i dyplomy. Haru, która stała gdzieś przy swojej klasie, dostała specjalne wyróżnienie. Ja zresztą też. Ale wcale nie byłem z siebie dumny. Zdawało mi się, że zemdleję, gdy odbierałem te jakże ważne dokumenty. Nie docierało do mnie, że właśnie kończył się tak istotny w moim życiu etap. Choć wiedziałem, że wszystkie te wydarzenia były przełomowe, to jednak ani odrobinę nie mogłem pojąć, jak bardzo. Choć w jednej chwili zdawało mi się, jakby ostatnie kilka lat było wyjątkowo odległe. Nawet, gdy spojrzałem na chwilę na Kasumi, to zdawało mi się, jakbyśmy rozeszli się kilka lat temu, a nie tygodni. Jak dziwne to wszystko nie było, tak bardzo pragnąłem nie musieć dłużej być w szkole.

Ojciec odebrał mnie i Haru. Był wzruszony, jak jeszcze nigdy go nie widziałem. Jechaliśmy z nim samochodem, a on wzdychał ciężko co jakiś czas, ledwo mogąc pohamować emocjonalne rozdygotanie. Sam nawet zaczął wspominać, jak to byliśmy zupełnie malutcy. Mieliśmy raptem miesiąc. Opowiadał, jak przynieśli nas do domu i jakie zamieszanie zapanowało. Mówiąc to, głos mu się łamał, dlatego co chwilę robił przerwy, by przypadkiem się nie rozpłakać przed nami. Ja i Haru tylko co jakiś czas na siebie patrzyliśmy. Rodzice opowiadali nam już nieraz, jak to zjawiliśmy się we trójkę w ich życiu, jednak tym razem cała ta historia była tak emocjonalna, że aż mnie coś zabolało w klatce piersiowej.

W domu czekało na nas małe przyjęcie oraz niespodzianka w postaci dwóch samochodów. Przez dłuższy czas patrzyliśmy z moją bliźniaczką z niedowierzaniem na dwa Lexusy LS, które dumnie zdobiły podjazd. Jeden był czarny, drugi srebrny. Zdaje się, że ojciec postanowił nas zaskoczyć w miły sposób i wyjątkowo mu się udało.

Ogólne wzruszenie dość szybko jednak minęło. I całe szczęście, bo wydawało mi się, że wesołe przyjęcie zaraz zamieni się w stypę. Wszyscy ożywili się na wspomnienie, że rodzice chcieli wziąć psa. Oczywiście, najbardziej tym wszystkim przejął się Mako, który jak tylko usłyszał o możliwie nowym towarzyszu rodziny, to przejął się niemiłosiernie. Ekscytacja, jaka w jednej chwili zapanowała przyćmiła całkowicie fakt, że Haru i ja byliśmy absolwentami. Ale nie było mi źle z tego powodu. Poczułem raczej ulgę. Nie lubiłem, gdy uwaga zbyt długo skupiała się na mnie, dlatego z przyjemnością przyjąłem do wiadomości fakt, że rodzice na poważnie podchodzili do pomysłu przygarnięcia psa. Zdradzili nawet, jaką rasę brali pod uwagę. Trochę zdziwiłem się, gdy powiedzieli o Hokkaido (Hokkaido-ken/inu – pierwotna rasa psa wywodząca się z Hokkaido dop.aut.), bo wcześniej słyszałem o tosie i innych znacznie mniejszych pieskach. Oznaczało to jednak, że ewidentnie dyskutowali na ten temat i musieli dojść do jakiegoś kompromisu. Ważne, w że w końcu do jakiegoś doszli.

– Też sądzisz, że chcą kupić psa, bo muszą mieć się czym zająć? – spytała Haru, gdy szliśmy razem na autobus. Oboje wybieraliśmy się do miasta na imprezę pożegnalną. Tak jak wcześniej czułem ekscytację na samą myśl, że będziemy się bawić w klubie, tak teraz coś mnie nieprzyjemnie łaskotało w brzuchu. Już nie miałem ochoty na nic.

– To znaczy?

– Wiesz, zawsze mieli nas, ale ja się wybieram do szkoły aktorskiej, ty na medycynę do Tokio, a Yoshi chyba też będzie zmieniać uniwersytet. Zostaje im więc tylko Mako.

– Och. Yoshi chce zmienić uniwersytet?

– Po całej tej dramie z ciążą. Ryu pracuje niedaleko jej wydziału, codziennie się widują i ją to męczy. Poza tym, ostatnio o tym rozmawiałyśmy i sama stwierdziła, że dobrze by jej zrobiło, gdyby zmieniła otoczenie. Ile można siedzieć w tej dziurze.

– Może powinni adoptować jeszcze jedno dziecko – wzruszyłem ramionami.

– Są chyba nieco na to za starzy.

– Wiesz, może trochę starsze dziecko. Kilkuletnie. Albo mogliby postarać się o biologiczne dziecko. Lub dzieci.

Haru spojrzała na mnie z rezerwą. Zdaje się, że nie do końca za mną nadążała.

– O co ci chodzi? Poza tym, jak niby mieliby starać się o biologiczne dzieci, skoro są mężczyznami? To by nie wyszło.

– Jest opcja surogatki. Wiesz, jakiś czas temu rozmawiałem o tym z ojcem i powiedział, że nawet brali to pod uwagę.

– Poważnie?!

– Tak. Ale ostatecznie zdecydowali się na adopcję.

– Chwała im za to. Nie wyobrażam sobie wychowywać się w jakichś slumsach.

Roześmiałem się na tę uwagę. Ja sam nie wyobrażałem sobie, że moje życie mogłoby wyglądać inaczej. W głowie nie mieściło mi się, że mógłbym nie mieć dwóch ojców i przybranego brata. Gdy dłużej o tym myślałem, to z punktu widzenia zwyczajnych, postronnych osób, byliśmy naprawdę pokręconą rodziną.

– Swoją drogą, nie uważasz, że byłoby ciekawie, gdyby jednak zdecydowali się na matkę zastępczą?

– Dlaczego? – Haru otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. – Co byłoby w tym takiego ciekawego? Dodatkowy dzieciak? Albo dwójka?

– Mielibyśmy nowe rodzeństwo!

– Szaleństwo. Wydaje mi się, że my im jednak w pełni wystarczamy. Swoją drogą, muszę ci coś powiedzieć.

– Strzelaj.

Siostra zamilkła na kilka sekund, jakby zbierała myśli. Akurat dochodziliśmy już do przystanku, który wyraźnie przed nami majaczył. Zerknąłem na Haru. Zdaje się, że właśnie przeżywała jakąś wewnętrzną walkę sama ze sobą.

– Tata wchodzi w biznes z tym Amerykaninem, co nie – zaczęła.

– Zgadza się.

– No właśnie – wzięła wdech i wydech. – Nie wiem czy powinnam ci o tym mówić, bo sama nie wiedziałam, co zrobić, ale niechcący usłyszałam, jak on i tata rozmawiali ze sobą.

– On i tata? Czy ojciec?

– Tata. Chodzi o tego obcokrajowca i tatę. Wywnioskowałam z tego tyle, że już się wcześniej poznali.

– Aha – odparłem.

Haru znów zrobiła przerwę. Wzięła głęboki, pełen frustracji wdech, a później zrobiła wydech.

– Nie ciekawi cię to?

– Cóż, mogli się poznać w szpitalu lub gdzieś przypadkiem na konferencji. Albo na tym zlocie szych.

– Hiro – moja bliźniaczka przystanęła, kładąc mi dłoń na ramieniu. Mimowolnie też stanąłem, patrząc jej prosto w twarz. Z jakiegoś powodu przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Przeczuwałem, co miałem zaraz usłyszeć, jednak usilnie wzbraniałem się od tej myśli. Mogła powiedzieć mi wszystko, byle nie to, co właśnie miało zrujnować mój ogólny światopogląd. – Oni mieli romans.

Choć z początku znaczenie jej słów w ogóle do mnie nie dotarło, tak po chwili uderzyło ono we mnie, niczym silny bokserski cios wymierzony w twarz. W głowie mi się zakręciło, a Haru, widząc moją reakcję, przytuliła mnie mocno. Dopiero wtedy, gdy tak trzymała mnie z całych sił w swoich szczupłych ramionach, uzmysłowiłem sobie, że płakałem. Do końca nie rozumiałem swojej reakcji. W jednej chwili rozpłakałem się tam mocno i nie potrafiłem przestać. Wieść o tym, że jedno z moich rodziców nie potrafiło dochować wierności drugiemu zupełnie zbiła mnie z pantałyku. A ja tak bardzo chciałem wierzyć w to, że byli parą idealną.

– Skąd niby to wiesz? – wymamrotałem, szlochając.

– Rozmawiali o tym – zaczęła głaskać mnie po plecach i włosach. – Wiem, że to szok. Też nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Przepraszam, chyba nie powinnam była ci o tym mówić.

– W porządku – pokręciłem głową. – Byle ojciec się nie dowiedział.

– On wie.

– C-co?

Haru ponownie tego dnia westchnęła. Puściła mnie, po czym chwyciła moje ręce. Staliśmy tak chwilę w słońcu, patrząc na siebie jak te dwie żałosne sieroty. W duchu cieszyłem się, że siostra była ode mnie silniejsza, bo chyba załamałbym się psychicznie, gdybym nie miał w niej takiej podpory.

– Później rozmawiałam z tatą, bo nie mogłam przestać o tym myśleć. No, sam rozumiesz. Powiedział, że był taki okres, kiedy on i ojciec za bardzo nie byli ze sobą związani jako para i obaj mieli kogoś innego.

– Obaj?! – aż się zachwiałem. Całe szczęście, że moja bliźniaczka mocno mnie trzymała. Nie miałem szans na to, by upaść.

– Tak. Przynajmniej tak mi powiedział. Jestem w sumie skłonna mu uwierzyć. Dość szczerze mi o tym powiedział i raczej nie miał powodu, by kłamać. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, że to ich przeszłość, a nie teraźniejszość.

– Pewnie, ja też się z tego cieszę. Ale czy to oznacza, że ojciec wchodzi w interesy z byłym kochankiem swojego męża?

– W dużym skrócie.

– Na bogów! Przecież to żart!

– Dlatego prosił mnie, by nic nie mówić ojcu. Okazja jest dobra, a poza tym, klamka już zapadła, więc wycofanie się z tego teraz byłoby wyjątkowo nieprofesjonalne i narobiłoby szkód.

Nie do końca docierała do mnie ta nowa wiadomość. Ogólnie, z początku nawet nie chciałem w to wszystko uwierzyć. Że niby tata? Nasz tata?? Że niby on miał kiedyś z kimś romans? I to na dodatek z amerykańskim businessmanem! Jakkolwiek nie czułem się nieswojo na samą myśl o tym wszystkim, tak jednocześnie nie mogłem mu odmówić, że jednak umiał celować w ustawionych mężczyzn. Ale najbardziej nie rozumiałem, dlaczego w ogóle do czegoś takiego doszło. Dlaczego tata postanowił na jakiś czas odstawić swój wieloletni związek na bok i skupić się na kimś obcym. To mi się nie mieściło w głowie. Oni oboje zawsze stanowili dla mnie przykład udanej relacji i nigdy w życiu nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogło być inaczej. Tata nigdy nie dał po sobie poznać, że może spotykać się z kimś innym. Nie było nawet cienia podejrzeń! Dlatego z początku sądziłem, że siostra próbowała sobie ze mnie zażartować. Jednak jej powaga przekonała mnie, że tak nie było. Haru była śmiertelnie poważna, a ja musiałem jakoś zaakceptować fakt, że związek moich rodziców wcale nie był tak różowy, jak mi się zdawało.

Rozmyślałem o tym przez całą jazdę autobusem. Przez cały ten czas nawet za bardzo nie rozmawialiśmy z Haru, choć widziałem, że chciała jeszcze ze mną pomówić. Rozdzieliliśmy się z siostrą zaraz po tym, jak dotarliśmy do Sapporo. Ona poszła spotkać się ze swoimi znajomymi, a ja ze swoimi. W ogólnym zamyśle mieliśmy się później spotkać w klubie, ale nie obiecywaliśmy sobie tego. Na dobry początek poszedłem się zobaczyć z Andou i Hajime w barze. Później dołączyły do nas Chihiro i Yuko. Na ten czas moje myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku, ale i cieszyłem się z tego powodu. Ostatnie, o czym chciałem myśleć podczas spotkania z przyjaciółmi, to rodzinne niesnaski. W średnio zatłoczonym, śmierdzącym papierosami pubie wypiliśmy po piwie na początek naszego nowego życia. W tle leciała dość niszowa rockowa muzyka. Zasiedliśmy na jedynej wolnej kanapie, na której siadało się, jakby wpadało się do dziury. Stolik przed nami był niski i lepiący. Ale nijak mi to nie przeszkadzało. W jednej chwili przestałem się zamartwiać o cokolwiek i postarałem się maksymalnie odprężyć. I musiałem przyznać, że bawiłem się przednio, aż nie zaczął się temat Kasumi.

– Ach wiecie co, nikt nie zaprosił Nakamury – zaczęła Yuko. Dziewczyna popatrzyła na wszystkich przejęta, a jej wzrok na końcu spoczął na mnie. Dostrzegłem w nim coś w rodzaju wyrzutów w moim kierunku. W jednej chwili poczułem złość do samego siebie, że w ogóle zgodziłem się na przechowanie dla niej tego cholernego królika.

– To nie nasz problem – wzruszyłem ramionami. Cała czwórka spojrzała na mnie odrobinę zaskoczona moją chłodną reakcją.

– Ach. Ale… Byliście razem – zaczęła Chihiro.

– Ale już nie jesteśmy.

– To wcale nie oznacza, że musisz być dla niej niemiły – wymamrotała Yuko, biorąc łyk piwa z butelki. Dziewczyna wywróciła oczami.

– Niby kiedy byłem dla niej niemiły? – rzuciłem, nie kryjąc się z tym, że zaczęła denerwować mnie ta pasywna agresja skierowana w moją stronę.

– Hej, hej, zluzuj trochę – Andou położył mi rękę na ramieniu. Wyraźnie nie spodobało mu się to, jak ostro zareagowałem na słowa jego dziewczyny. – A wy przestańcie się go czepiać. Było, minęło. Racja?

– Tak. Nie ma co się rozdrabniać nad Nakamurą – przytaknął Hajime, klepiąc mnie uspakajająco po drugim ramieniu. – Poza tym, Hiro pewnie ma już nową dziewczynę, co nie?

– Co? Naprawdę? – Yuko wytrzeszczała na mnie oczy.

– Racja! Cały czas cię widzę piszącego z kimś. Kiedy poznamy szczęściarę? – Chihiro niemalże podskoczyła z ekscytacji.

Niemalże zachłysnąłem się powietrzem. Cała czwórka spoglądała na mnie wyczekująco, a ja miałem ochotę zacząć krzyczeć. Shion nie był żadną dziewczyną, to po pierwsze, a po drugie, to wcale ze sobą nie chodziliśmy. Poza tym, po całym tym grillu, gdzie spytałem się, co w zasadzie między nami było, zauważyłem, że znacznie się ode mnie oddalił. Co prawda, wciąż się widywaliśmy i nasze stosunki za mocno się nie zmieniły, jednak zauważyłem, że zaczął trzymać dystans. Czy to dlatego że ja miałem wyjechać i nie chciał brać tej relacji na poważnie, czy też może dlatego że od początku nie chciał nic poważnego. Cokolwiek by to nie było, byłem pewny, że on i ja nie przetrwamy, co całkiem mocno mnie smuciło. Sam nawet nie zauważyłem, kiedy się w nim zadurzyłem.

– To nie dziewczyna – oznajmiłem. Uznałem, że nie będę okłamywał znajomych w kwestii płci osoby, z którą się aktualnie spotykałem. – I wątpię, że to przetrwa.

Między nami zapadło wyjątkowo oszałamiające milczenie. Cała czwórka wlepiła we mnie wzrok, jakbym co najmniej oznajmił, że popełniłem morderstwo i czekała mnie kara śmierci. Nikt jednak przez dłuższy czas nie śmiał się odezwać. Poczułem nieprzyjemne łaskotanie w żołądku, jakby tysiące malutkich motyli zerwało się do lotu. Przez myśl przeszło mi, że może właśnie tym jednym wyznaniem zostałem wykluczony z grona znajomych, ale to sprawiło, że jeszcze mocniej zapragnąłem znaleźć się daleko stąd. Skoro najbliżsi przyjaciele nie mogli mnie zaakceptować, to nic nie mogłem na to poradzić.

– Chcę go poznać – rzuciła Chihiro, jako pierwsza przerywając ciszę. – Nigdy nie mówiłeś, że interesują cię też mężczyźni!

– Nie wiedziałem. Do czasu – wzruszyłem ramionami. Upiłem trochę swojego piwa, mimowolnie zerkając po wszystkich. Hajime i Andou wydawali się być najbardziej zszokowani.

– Mówiłam! – oznajmiła Yuko triumfalnie. – Mówiłam o tym chłopaku wtedy na imprezie!

– Do tej pory nie wiem, jak ich zauważyłaś. Kłóciłaś się ze mną o głupi sweter – wymamrotał Andou, nie wiedząc, w jaki sposób powinien skomentować moje małe wyznanie.

– No, każda grupa przyjaciół ma jednego rodzynka – oświadczył Hajime. – Mamy i my! Poważnie, musisz nam go przedstawić.

– Zgadza się, koniecznie musimy go poznać – Yuko niemalże zaczęła podskakiwać w miejscu z ekscytacji.

Poczułem ulgę. W jednej chwili jakby zeszło ze mnie ciśnienie. Wydawało mi się, jakby wszystko w moim świecie nagle stało się poukładane. Jednak akceptacja ze strony znajomych to było coś, czego naprawdę potrzebowałem. Nie tylko dlatego że bałem się wykluczenia, bo to było drugorzędne. Po prostu cała ta czwórka była dla mnie niczym moja druga przybrana rodzina.

Co ciekawe, tego dnia nigdy nie dotarłem do klubu. Nie spędziłem nawet zbyt wiele czasu ze znajomymi. Przy drugim piwie dostałem sms od „o wilku mowa”, czyli Shiona z zapytaniem czy miałem może dziś dla niego chwilę. Ochoczo odpisałem mu, że dla niego zawsze mogłem znaleźć pięć minut, co bardzo go ucieszyło. Umówiliśmy się na szybko w parku obok zoo. Przyjaciele spoglądali na mnie z wyrzutami, widząc, jak wybierałem się na nieplanowaną schadzkę z kimś, o kim dopiero co się dowiedzieli, ale mnie nie zatrzymywali.

Shion już na mnie czekał. Siedział na ławce z nogami założonymi na siebie i bawił się telefonem, zabijając czas. Gdy tylko zorientował się, że zmierzałem w jego kierunku, wstał. Chciałem uścisnąć mu dłoń na przywitanie, ale w tym samym momencie, gdy ja wyciągałem rękę, on pochylił się, by mnie przytulić. W rezultacie przez moment patrzyliśmy na siebie zdezorientowani, aż ostatecznie wybuchliśmy śmiechem, po czym przytuliliśmy się przyjacielsko. Shion pachniał tego dnia wyjątkowo ładnie, co od razu zauważyłem. Miałem szczerą ochotę złapać się go mocno i wdychać jego zapach.

– Gratulacje z okazji zakończenia szkoły – powiedział wesoło.

– Dziękuję – posłałem mu ciepły uśmiech. – Dorosłości, nadchodzę!

– Och, no tak. Oficjalnie nie jesteś już małym dzieckiem – położył dłonie na moich ramionach. Z początku mnie to zaskoczyło, jednak nie zaprotestowałem. Lubiłem, gdy mnie dotykał. Lubiłem robić z nim też wiele innych rzeczy, nawet jeśli nie byliśmy parą w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Kontakt fizyczny z Shionem działał na mnie wyjątkowo kojąco. – Awansowałeś na duże dziecko.

– Doprawdy! – parsknąłem. – Czyli jednak jestem już dużym chłopcem.

– W końcu – puścił mi perskie oko. – Mam dla ciebie prezent.

– Serio? Nie musiałeś – nie kryłem zdziwienia. Jakoś nie spodziewałem się, że dostanę od Shiona jakiś prezent z okazji zakończenia szkoły. Tym bardziej nie po tym, jak ostatnimi czasy się zdystansował.

– Ale chciałem. Poza tym, chciałbym też z tobą porozmawiać. Wydaje mi się, że musimy pomówić o pewnych sprawach i wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Nie chciałbym, by były między nami jakiekolwiek niedomówienia.

Poczułem, jak żołądek zaciska mi się w supeł. W mojej krótkiej karierze konesera trunków alkoholowych nie spodziewałem się, że tak prędko będę miał ochotę na kogoś zwymiotować. Oczywiście, nie świadomie. Powstrzymałem jednak odruch wymiotny i chwała mi za to, bo mogłoby się to skończyć prawdziwą katastrofą. Mój organizm po prostu zareagował w przedziwny sposób na to, co powiedział Shion. Faktycznie, rozumiałem to, co Shion mógłby chcieć mi powiedzieć i przygotowywałem się na to od dłuższego czasu, ale gdzieś w głębi wcale nie byłem gotowy na odrzucenie.

Usiedliśmy na ławce, na której on jeszcze przed chwilą na mnie czekał. Nie wiem, czego dokładnie spodziewałem się po Shionie, ale nie tego, że zobaczę u niego zdenerwowanie. Szybko jednak zapanował nad emocjami, co tylko mnie dodatkowo zestresowało. Kto tak szybko był w stanie uporać się z czymkolwiek! A on wziął dwa głębokie wdechy, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki mały pakunek. Wręczył mi małe pudełko zawinięte w pstrokaty, błyszczący papier prezentowy. Trzymałem tak tę malutką paczuszkę, przez dłuższy czas nie wiedząc czy powinienem otworzyć lub też zrobić to, gdy będę sam. Shion jednak w porę rozwiał moje wątpliwości.

– Myślałem o tym, co mi powiedziałeś. W ogóle, myślałem dużo o nas, o naszej potencjalnej przyszłości. Wiem, że sam też cały czas o ciebie zabiegałem i to nie bezpodstawnie. Bardzo cię lubię – odchrząknął. – Ogólnie, wydaje mi się, że ty i ja stanowilibyśmy niezłą parę. Tylko ostatnio zaczęło martwić mnie to, że najpewniej wyjedziesz do Tokio. Dlatego tak bardzo zastanawiałem się, co powinienem z tym wszystkim zrobić. Jak powinienem to rozegrać.

No świetnie – przeszło mi przez myśl. Mój entuzjazm, jaki w sobie miałem, w jednym momencie zniknął. Chyba właśnie nadeszła moja karma za to, jak nie do końca fair potraktowałem Kasumi. Chociaż, musiałem to przyznać, Shion właśnie miał mnie spławić z klasą, niczym najprawdziwszy gentleman.

– Dlatego doszedłem do pewnych wniosków – kontynuował. – A mianowicie, uznałem, że nie powinienem się wahać, bo możliwe, że nigdy więcej kogoś takiego nie poznam. Dlatego, Hiro, mam do ciebie poważne pytanie.

– T-tak? – bąknąłem, będąc całkowicie zbitym z pantałyku. Ten dzień był zbyt emocjonujący jak na moje słabe nerwy.

Shion złapał mnie za dłoń. Dopiero, gdy mnie dotknął, zdałem sobie sprawę, że cały zacząłem się pocić. Nerwy chyba powoli brały nade mną górę.

– Chcesz ze mną chodzić? I czy chcesz być moim chłopakiem? Tylko teraz już oficjalnie, bez niedomówień.

Wziąłem głęboki wdech, niemalże się zachłystując powietrzem. Dobry świecie, to się nie mogło dziać naprawdę. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

– Tak? Tak! Ależ oczywiście, że tak! – aż podskoczyłem w miejscu. Reakcja Shiona była całkiem podobna. Obaj przeszliśmy z małego zawahania przez niedowierzanie, aż do niepohamowanego wybuchu radości.

Gdy tylko się zgodziłem i wyraziłem swoją wdzięczność, Shion pochylił się, by mnie pocałować. Ja sam niemalże na niego skoczyłem, chcąc złączyć nasze usta w pocałunku, w konsekwencji czego zderzyliśmy się ze sobą czołami. Nieważne, jak niezręczna ta chwila była, nic nie mogło powstrzymać nas przed okazywaniem radości. Pocałowaliśmy się w końcu, ale nie tak jak zwykle. Wyraźnie czułem, że coś zmieniło się w tym pocałunku. Choć robiliśmy to już nieraz, to tym razem usta Shiona smakowały obłędnie. Przecież oficjalnie był moim chłopakiem.

Dość szybko nasz pocałunek nabrał na sile i intensywności, czego z początku się nie spodziewałem. Wydawało mi się, że zaraz przerwiemy, jak to mieliśmy w zwyczaju, ale Shion ani myślał przerywać pieszczoty. Wtedy pierwszy raz na własnej skórze doświadczyłem tej męskiej zachłanności, która jednak ani trochę mi nie przeszkadzała. Wprost przeciwnie, delektowałem się nią i oddawałem ją równie zmysłowo. Nie wiedziałem nawet kiedy wplątałem dłoń w jego włosy, siadając na nim okrakiem. Shion położył mi jedną rękę na policzku, a drugą złapał mnie w pasie, jakby nie miał zamiaru pozwolić na to, bym się od niego oddalił. Ale nie miałem zamiaru. Z każdą chwilą pragnąłem go coraz więcej i chciałem, by to zaszło dalej. Nie mogliśmy jednak przejść do dalszej części, bo, mimo już wczesno wieczornej godziny i towarzyszącej jej opustoszeniu, byliśmy w miejscu publicznym.

– Może otworzysz prezent – westchnął w moje usta, na milisekundę przerywając pocałunki. Zaraz jednak je kontynuowaliśmy, nie mając siebie dość.

– Hm? – mruknąłem, bardziej skupiając się na jego dłoni wsuwającej się powolutku pod moją koszulę.

Kilka chwil później przerwaliśmy. Odsunęliśmy się od siebie, odchrząkując przy tym, jakby nic tak naprawdę między nami nie zaszło. A pragnąłem, by coś się zadziało. Chciałem całować się i pieścić z Shionem do końca świata i dłużej. Niestety, musieliśmy jakoś funkcjonować w społeczeństwie, co w ogóle mi się nie podobało.

Dostrzegłem, że w konsekwencji naszych nagłych, nieco zwierzęcych czynów, prezent od Shiona spadł na ziemię. Przestraszyłem się czy aby na pewno nic w środku się nie uszkodziło, jednak chłopak zapewniał mnie, że nic, co było w środku, nie miało prawa zaznać urazu od zwykłego upadku. Ulżyło mi. Przynajmniej tej jednej rzeczy nie byłoby mi łatwo zepsuć. Zaciekawiony, co mogło na mnie czekać wewnątrz, rozerwałem papier, po czym otworzyłem malutki kartonik. Uniosłem wieczko, jakby ze środka miało coś na mnie wyskoczyć, choć wiedziałem, że to nie było możliwe. Ostatecznie moje spojrzenie spoczęło na pojedynczym kluczu.

– Klucz – powiedziałem, ponownie tego dnia nie wiedząc, jak powinienem zareagować. Byłem jawnie skonfundowany. To powinno być nielegalne, by w ciągu jednego dnia tyle rzeczy miało wpływać na emocje.

– Domyślasz się, do czego to może być klucz? – spytał, podpierając się łokciem na oparciu ławki. Położył policzek na otwartej dłoni. Patrzył tak na mnie ze spojrzeniem rozmarzonym, jakby właśnie patrzył na coś wyjątkowo smacznego.

– Do twojego serca? – palnąłem, nie wiedząc, co się właśnie działo i jak poważna była ta sytuacja.

– Ach! – roześmiał się. Ja sam uśmiechnąłem się pod nosem, nie wiedząc czy właśnie mnie wyśmiewał. – Po części i do mojego serca. W zasadzie, jeśli chcesz, to może być klucz do wszystkiego. Ale najważniejsze jest to, że to klucz do mojego mieszkania.

– Twojego mieszkania? – zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia. Wziąłem ostrożnie srebrny, całkiem nowiusieńki kluczyk. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj go dorabiał.

– Tak, zgadza się. Do mojego mieszkania. Chciałbym, żebyś miał do niego łatwy dostęp.

Zamilkłem, zaciskając usta w wąską linię. Przyglądałem się przedmiotowi, który otrzymałem w prezencie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że Shion właśnie się przede mną szczerze otwierał. Otwierał przede mną siebie, swoje uczucia, a co najważniejsze, drzwi swojego mieszkania. Na bogów, to się nie mogło dziać naprawdę.

– To poważna sprawa – wymamrotałem.

– Cóż, to bardzo możliwe. Ale chcę, żeby to było poważne. Chcę, żebyś zdawał sobie sprawę z tego, że moje uczucia względem ciebie są jak najbardziej autentyczne.

– Dziękuję – wykrztusiłem, w jednej chwili znajdując się na skraju jakichś obezwładniających emocji. Czułem się, jakby moje życie w jednym momencie dramatycznie przyspieszyło, choć w ogóle nie miałem nic przeciwko temu. Nie, w tym momencie, kiedy Shion znów pochylał się, by mnie pocałować.

– Co ty na to, żeby wypróbować twój prezent?

To pytanie, choć wyjątkowo niewinne, zabrzmiało tak niepoprawnie w jego ustach. Jednocześnie dostrzegłem cały podtekst, który krył się za jego słowami. Nie przeszkodziło mi to jednak w przystaniu na jego propozycję.

Byłem już w mieszkaniu Shiona, jednak tym razem to była zupełnie inna wizyta. Zaczynając od tego, że włożyłem mój osobisty klucz do drzwi i otworzyłem je, jakbym wchodził do siebie. Brzmiało to wyjątkowo nierzeczywiście. Weszliśmy do środka, zdjęliśmy buty i pierwsze, co zrobiliśmy, to zaczęliśmy się całować. Tym razem jednak mieliśmy świadomość, że nikt nas nie podglądał, dlatego bezwstydnie i wyjątkowo lubieżnie zaczęliśmy wymieniać się gorącymi pocałunkami i pieścić, błądząc rękoma po naszych ciałach. Shion od początku wykazywał o wiele więcej doświadczenia, ale nie chciałem mu ustępować. Nie w tym momencie, kiedy czułem się tak podniecony, jak nigdy wcześniej.

Cokolwiek miałoby się między nami zadziać, nie zrobiliśmy tego, czego każdy by po nas w takim momencie oczekiwał. Co prawda, wylądowaliśmy w jego łóżku, pieszcząc się i rozbierając, ale na tym poprzestaliśmy. Nie, dlatego że wcale nie mieliśmy ochoty tego zrobić, bo chcieliśmy i to bardzo. Po prostu w międzyczasie stwierdziliśmy, że jeszcze poczekamy z seksem. Oczywiście, nie za długo. Tego dnia zwyczajnie chcieliśmy celebrować nasze małe, ale za to jak wielkie rzeczy.

Zasnęliśmy więc, wtuleni w siebie na jego łóżku. Nasza drzemka trwała dobre dwie godziny, co było do mnie niepodobne. Z reguły nie robiłem drzemek, a jeśli już, to trwały może do pół godziny. Ale będąc z Shionem, mój organizm zupełnie uspokajał się i dosłownie wiotczał. Byłem niczym taka szmaciana lalka, z którą on mógł zrobić wszystko. W tamtej chwili byłem też skłonny zgodzić się na to, by zrobił ze mną, co tylko zechciał, jednak do żadnej tego typu sytuacji nie doszło.

Spędziliśmy ze sobą jeszcze czas przez blisko dwie godziny. Podczas tych dwóch godzin prawie w ogóle nie wychodziliśmy z łóżka. Leżeliśmy blisko siebie, dotykaliśmy się i oczywiście, całowaliśmy się jak szaleni. Ale ja tak bardzo nie miałem go dość! Chciałem więcej i więcej, choć wiedziałem, że jeśli zaraz nie przerwę, to może się to źle skończyć. Czas przy Shionie płynął mi zupełnie inaczej. Wszystko przy nim działo się tak szybko, ale i jednocześnie lekko. Jego delikatność względem mnie sprawiała, że tylko coraz mocniej się w nim zadurzałem.

Gdy zegarek w moim telefonie wskazał pierwszą w nocy, stwierdziłem, że powinienem się już zbierać. Shion z początku protestował i nie chciał mnie wypuścić, ale wyjaśniłem mu, że albo wrócę teraz do siebie, albo zostanę przy nim już na zawsze. Co ciekawe, wcale go to nie zniechęciło. Stwierdził, że jeśli zostanę z nim już do końca, życia, to byłby z tego powodu bardzo szczęśliwy. Roześmiałem się wesoło na jego uwagę. W zasadzie, sam do końca nie wiedziałem, dlaczego chciałem już wracać do domu. W końcu i tak miałem bawić się w klubie ze znajomymi. Ale nie miałem wcale ochoty do nich wracać i nie chciałem też nadużywać gościnności mojego… chłopaka. Aż zadrżałem na samą myśl o tym. Shion był moim chłopakiem! Oficjalnie i już bez żadnych dziwnych podchodów, nasza relacja, która zaczęła się od kilku pocałunków na imprezie, w końcu nabrała odpowiedniego kształtu.

Shion odprowadził mnie na przystanek. Z początku szliśmy obok siebie, aż w końcu złapał mnie za dłoń. Nie spodziewałem się tego jakże uroczego gestu i w przypływie zaskoczenia chciałem najpierw cofnąć rękę, choć w porę się powstrzymałem. Dłoń Shiona była ciepła i przyjemnie miękka. Być może nie tego spodziewałem się po męskiej dłoni, ale cieszyłem się, że była taka, a nie inna. Rozanielony splotłem moje palce z jego. Teraz był to najprawdziwszy chwyt, który towarzyszył zakochanym w sobie osobom. A ja rzeczywiście byłem zakochany w nim na zabój. Serce aż mi waliło młotem na samą myśl, że właśnie ten oto człowiek również czuł do mnie to samo, co ja do niego.

Pocałowaliśmy się na pożegnanie. Był to czuły, niemalże bolesny pocałunek, którym próbowaliśmy zatrzymać chwilę. Jednakże, było to niemożliwe. Nasze wargi czule ze sobą złączone, jego dłoń przeczesująca moje włosy i moje ręce na jego biodrach. Wydawało mi się, że za moment zacznę latać z ekscytacji. Shion jeszcze objął mnie mocno, jakby próbował schować mnie w swoich ramionach. Wtuliłem się w niego, delektując się ostatkami naszych czułostek. Niestety, chwilę później nadjechał mój autobus.

Droga powrotna dłużyła mi się w nieskończoność. Siedziałem, wpatrując się w całkiem nieciekawy krajobraz za oknem. Gdy jeszcze byłem w Sapporo, mogłem podziwiać ulice i co kolejne przystanki. Jednakże, gdy tylko autobus wyjechał z miasta, za szybą majaczyła już tylko ciemność. Aż zaczęło mnie kłuć w sercu, że oto właśnie oddalałem się od osoby, w której byłem niezaprzeczalnie i na zabój zakochany. Nie pomogło nawet to, że wymieniliśmy się kilkoma stęsknionymi wiadomościami. Coś wewnątrz mnie aż płakało, ale wiedziałem, że zostanie z Shionem całą noc nie byłoby dobrym posunięciem.

Udało mi się nie przegapić przystanku. Wysiadłem z autobusu, zostawiając za sobą klimatyzowane pomieszczenie. To była gorąca noc, choć do pierwszego dnia lata pozostawało jeszcze kilka dni. Powietrze stało w miejscu, a cykady głośno grały w trawie. Popatrzyłem na starą, dość zaniedbaną budkę na przystanku, którą oświetlała pojedyncza lampa. Następnie popatrzyłem w stronę domu. Wizja przechodzenia po czarnej drodze, oddzielającej dwa pola zboża przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze, choć szedłem nią już wielokrotnie. Czułem suchość w gardle, więc przełknąłem ślinę. Cóż, nie pozostawało mi nic innego, jak rozpoczęcie mojej małej przechadzki. Dzięki bogom za latarki w telefonach, bo chyba bym panikował przez cały ten mój spacer do domu.

Tak się złożyło, że nic mnie po drodze nie zjadło, nie przejechało ani nie zamordowało. Dotarłem do domu w jednym kawałku. Gdy tylko stanąłem pod drzwiami, napisałem do Shiona, że byłem już u siebie. Mój chłopak, wyraźnie ogarnięty ulgą, napisał, że cieszył się, że nic mi się nie stało. Po chwili dodał, że skoro byłem bezpieczny, to mógł spokojnie iść spać. Życzył mi dobrej nocy, a ja jemu kolorowych snów. Gdy tylko schowałem telefon do kieszeni, przyłapałem się na tym, że uśmiechałem się szeroko od ucha do ucha. Wpadłem jak śliwka w kompot z tym zakochaniem, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Byłem młody, więc kiedy uczucia miały brać nade mną górę, jak nie teraz.

Wszedłem do domu, starając się nie robić hałasu, choć może niepotrzebnie. Zdjąłem buty, po czym wszedłem do salonu, gdzie zastałem tatę, siedzącego na kanapie i oglądającego coś w telewizji.

– Och, Hiro – odwrócił się do mnie. – Już wróciłeś?

– Tak. Już jestem.

Powiedziałem to dość nienaturalnie. Choć nic nie mogłem na to poradzić. W jednej chwili przypomniało mi się o tym, co powiedziała mi Haru. Zawsze miałem tatę za przykładnego rodzica, a w mojej głowie jawił się jego idealny obraz, który w tym momencie był niebywale zniekształcony. Przyglądałem się chwilę jemu, a następnie powiodłem wzrokiem po salonie, by ostatecznie spojrzeć na telewizor. Tata miał przykryte kolana kocem. Na stoliku stała wypita do połowy butelka białego wina oraz towarzyszący jej pusty, choć niewątpliwie użyty kieliszek. Jednak zatrzymana scena, która właśnie widniała na ekranie telewizora, odrobinę nie pasowała mi do ogólnego wizerunku taty, bo był to mecz siatkówki. Zresztą, nie tylko to mi do niego nie pasowało.

– Wszystko dobrze?

– Tak. Po prostu stwierdziłem, że wrócę wcześniej.

– Rozumiem. Haru z tobą nie wróciła?

– Nie. Zdaje się, że właśnie bawi się w najlepsze. Co oglądasz? – zmieniłem temat, wskazując głową w stronę telewizora. Usiadłem obok mojego rodzica.

– Och, to? Przesuwaliśmy trochę rzeczy w garażu, żeby zrobić nieco miejsca i znaleźliśmy z tatą album i nasze stare filmy.

– O rany, serio? – spytałem zaskoczony. W jednej chwili przypomniał mi się album ze starymi zdjęciami rodziców. Faktycznie, nie wiedząc, co zrobić z niektórymi rzeczami, włożyliśmy je z powrotem do garażu. Pozbyliśmy się jednak większości śmieci, robiąc tym samym miejsce na samochód. Oprócz tego, przypomniały mi się te fotografie, na których tata był w wyjątkowo zażyłych stosunkach z mężczyzną, który nie był moim ojcem. Aż coś się we mnie zagotowało na samo wspomnienie o tym.

– Tak. To ostatni mecz w siatkówkę waszego ojca. Nikogo nie było w domu, więc stwierdziłem, że może odświeżę sobie pewne rzeczy.

– Nikogo nie ma?

– Nie. Mako jest dzisiaj u kolegi, a Yoshi wyszła niedługo po was. Chyba też gdzieś imprezuje w mieście. A wasz ojciec wyszedł z wujkiem Minoru.

– Z wujkiem? – aż mi się głos załamał. Nie całkiem tego się spodziewałem.

– Tak. Możliwe, że trochę odnowią tę relację, ale nie wiem. Zobaczymy. Swoją drogą, przeglądaliście te rzeczy?

– Trochę przeglądaliśmy album, ale nic więcej – odpowiedziałem, bardziej skupiając się na przetworzeniu w głowie faktu, że ojciec wyszedł spotkać się z wujkiem Minoru. Sądziłem, że nigdy więcej nie usłyszę od taty tego typu oświadczenia.

– Czyli nie ruszaliście tych filmów?

– Nie – pokręciłem głową. – A coś się stało?

– Nie, nic. Tak tylko pytam.

– Rozumiem. Swoją drogą, tato.

– Tak?

– Mogę cię o coś zapytać?

– Zawsze – dolał sobie wina do kieliszka, po czym wziął kilka  łyków. Kto jak kto, ale tata potrafił pić z klasą.

– Spotykałeś się kiedyś z kimś, oprócz taty?

– Oczywiście – odparł bez wahania.

– Mhm. Ale… Będąc już z tatą. No… Wiesz.

Zamarł, ale tylko na krótki moment. Westchnął ciężko. Dopił już bez żadnych finezji trunek z kieliszka, po czym odłożył puste naczynie na stolik. Popatrzył na mnie ni to obojętnie, ni to znudzony. To było lekko podpite, senne spojrzenie, które nie do końca miało ochotę na tego typu rozmowy. Aż poczułem, jak żołądek zawiązuje mi się w supeł.

– Rozmawiałeś z Haru? – spytał.

– Tak. Tak wyszło. Wspomniała mi o czymś i teraz trochę nie daje mi to spokoju.

– Co dokładnie ci powiedziała?

– Że miałeś romans z nowym współpracownikiem taty.

– Mhm – potarł skronie. – Przepraszam, że musieliście się o tym dowiedzieć.

– Więc jednak? Naprawdę coś takiego zrobiłeś?

– Nie będę cię okłamywać, że nie. Choć mówiąc szczerze, to nie nazwałbym tego romansem, a przynajmniej nie z mojej strony. Dla mnie romans to zaangażowanie uczuć, a tutaj… Cóż. Nie angażowałem się emocjonalnie.

– Ale wciąż… Wciąż robiłeś coś takiego.

– Och, Hiro. Przepraszam, że teraz musisz przez to przechodzić.

– Chyba nie mnie powinieneś przepraszać.

Tata zmrużył lekko oczy, przyglądając mi się niepewnie. Wtedy też zdałem sobie sprawę z tego, że cały dygotałem. Marzyłem jedynie, by teraz znaleźć się gdzieś w ustronnym miejscu i przytulić się do Shiona.

– Nie chcę i nie będę ci tłumaczyć, dlaczego w ogóle doszło do tej sytuacji. Chcę tylko, byś wiedział, że wasz tata o tym wie. To nie jest coś, co trzymam przed nim w wielkiej tajemnicy. Mieliśmy po prostu moment… mały kryzys.

– Ale zdradziłeś tatę – byłem o krok od tego, by się nie rozpłakać. Sam nie wiedziałem, jak to możliwe, że jeszcze do tego nie doszło.

– Cóż. Nie do końca – westchnął. – To było coś, o czym rozmawialiśmy, zanim jeszcze do tego doszło. Po prostu stwierdziliśmy, że powinniśmy od siebie w pewnym sensie odpocząć. Dlatego wasz tata i ja na jakiś czas poszliśmy w przeciwne strony. Obaj się na to zgodziliśmy na naszych własnych, przedyskutowanych warunkach. Ale to było coś, co wydarzyło się kilka lat temu, dlatego nie wracamy już nawet do tego tematu. To rozdział zamknięty.

– A dlaczego tata wybrał właśnie tego Amerykanina?

– W sensie…?

– W sensie, hm… dla ciebie. I teraz w firmie. To bez sensu.

– Och, tatuś go nie wybrał. Cóż, to był przypadek. Wtedy i teraz. Trochę nieprzyjemne zrządzenie losu, biorąc pod uwagę fakt, że wasz tata nie ma pojęcia, kim był kiedyś dla mnie ten mężczyzna.

– Bardzo źle to brzmi.

– Wiem. Rozumiem. Nie chcę, by teraz się o tym dowiedział, bo trochę by to skomplikowało jego sprawy zawodowe.

– To chyba trochę nie fair z twojej strony.

– Możliwe. Ale wiem, że firma na tym skorzysta.

Spojrzałem na tatę z niedowierzaniem. Coś wewnątrz mnie rozumiało jego motyw, ale w większości byłem oburzony. Możliwe, że mój młody wiek jeszcze nie całkiem pozwalał mi zrozumieć, dlaczego taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Dlaczego rodzice zrobili coś takiego i dlaczego teraz tata nie chciał o tym rozmawiać. Nie powinienem był się w to nawet wtrącać, ale to wszystko nie mieściło mi się w głowie. Jak to jest, że dwója ludzi, która ułożyła razem życie, nagle zdecydowała się na coś takiego. W jakim celu? W głowie miałem jedną wielką plątaninę myśli.

– Nie rozumiem – przyznałem po dłuższej chwili.

– Nie musisz tego rozumieć.

– Ale bym chciał. Czy ty i tata… Czy wy chcieliście się rozstać?

Aż otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. Zdaje się, że upojenie alkoholowe minęło mu dokładnie w tym jednym momencie. Ale dla mnie to był jedyny rozsądny powód dla czegoś takiego. Nie widziałem innych możliwości.

– Nie. Skądże znowu. Nawet nie dopuszczam do siebie takiej myśli.

– To dlaczego?

Pochylił się, pocierając skronie palcami obu dłoni, jakby miał migrenę wszechczasów. A mnie znów zebrało się na łzy. Czułem, jak oczy zaczęły mnie piec, jednak z całych sił postarałem się nie rozpłakać.

– Nie wiem – przyznał w końcu, wzdychając. Wyprostował się, patrząc na mnie bardzo zmęczonym wzrokiem. – Rozumiem, że możesz mieć nas teraz za okropnych ludzi, ale to nam pomogło. Sam do końca nie pojmuję, jak to możliwe, ale od tamtej pory jest między mną a waszym tatą lepiej. I to jest dla mnie najważniejsze. A to, że teraz tamten mężczyzna przypadkiem pojawił się znowu w naszym życiu nic nie zmienia. Nie zmienia to relacji między mną a tatą oraz relacji między mną a tobą i twoim rodzeństwem. To zamknięty rozdział i chcę, byś o tym pamiętał.

– Dobrze – pokiwałem głową, czując w jednej chwili jakąś dziwną ulgę. Wiedziałem, że tata raczej nie rzucał słów na wiatr, dlatego jego zapewnienia podniosły mnie na duchu. – Ale nadal nie sądzisz, że powinieneś powiedzieć o tym tacie?

– Nie. Nie sądzę – pokręcił głową. – Swoją drogą! Tata dziś powiedział, że zabierze całą waszą czwórkę na biwak.

– Na biwak? Nie byliśmy na czymś takim od chyba stu lat – nie kryłem zaskoczenia. Poza tym, tata potrafił zręcznie odwracać moją uwagę od poważnych tematów.

– Prawda? Też nie pamiętam, kiedy robiliśmy coś takiego.

Działo się. Chyba może nawet zbyt wiele niż mógłbym się spodziewać, tym bardziej, że pewne sprawy przybrały dość interesujący obrót. Na szczęście, nie chodziło o mnie i Shiona, bo w tej kwestii wszystko toczyło się swoim powolnym, ale za to naturalnym torem. Chodziło o moich rodziców.

Był weekend, dwa tygodnie po zakończeniu szkoły moim i Haru. Ojciec miał jeszcze tego dnia jedno spotkanie ze swoim przyszłym partnerem biznesowym, więc kiedy on był w pracy, my mogliśmy się spokojnie spakować. Oczywiście, spokój trwał do czasu. Bo ojciec wrócił do domu w jakiejś dzikiej furii, w jakiej jeszcze nigdy go nie widziałem. Na wstępie trzasnął wściekle drzwiami, że aż się szyby w oknach zatrzęsły. W całym moim życiu nie widziałem go nawet w jednej czwartej tak złego, co tamtego dnia. Całe moje rodzeństwo i ja przerwaliśmy pakowanie i przysiedliśmy przy schodach, słuchając, co takiego działo się na parterze.

– Takanori!!

Ojciec brzmiał groźnie. Jakby za moment miał popełnić morderstwo, co tylko sprawiło, że jakiś dziwny lęk złapał mnie za gardło. Pierwszy raz w życiu czułem coś takiego.

– Słucham? – odparł tata spokojnie. Zdaje się, że był w kuchni. Przygotowywał dla nas prowiant na wyjazd.

– Możesz mi, kurwa mać, wyjaśnić, co ty odpierdoliłeś?

– Po pierwsze, nie odzywaj się do mnie w taki sposób i się uspokój. Po drugie, to ty wyjaśnij mi, o co ci chodzi.

– Dobrze wiesz, więc nie udawaj teraz, że nie rozumiesz, o co mi chodzi.

– Ani trochę.

– Chodzi mi o tego cholernego amerykańca, któremu dałeś dupy.

– Och.

Aż zakryłem usta dłońmi, a Haru niemalże zachłysnęła się powietrzem z zaskoczenia. Yoshi w jednej chwili zatkała uszy Mako, choć ten zaprotestował. Ostatecznie pozwolił, by starsza siostra zaprowadziła go do pokoju. Po chwili siedzieliśmy już tylko we trójkę i słuchaliśmy, jak sytuacja miała się rozwinąć.

– Nie dałem nikomu dupy – odpowiedział tata spokojnie. – Także, żebyś to pamiętał. I jak masz zamiar odzywać się do mnie w taki sposób, to może lepiej, żebyś w ogóle już tego nie robił.

– Chcesz mi powiedzieć, że facet sobie wymyślił tę historię?

– Yuu, usiądź.

– Naprawdę, nie mam ochoty siadać.

– Usiądź.

Rozległ się nieprzyjemny odgłos gwałtownie odsuwanego po kafelkach krzesła. Ojciec chyba jednak uległ swojemu partnerowi. Zdaje się, że rodzice mieli właśnie odbyć dość nieprzyjemną rozmowę. Ja sam nie do końca mogłem uwierzyć, że coś takiego jednak w końcu miało miejsce.

Usłyszeliśmy zaraz, jak któryś z nich, potencjalnie tata, zamykał drzwi od kuchni, co odrobinę nas rozczarowało, ale i wpędziło w jeszcze większe napięcie. Chcieliśmy znać szczegóły tej rozmowy, bo całkiem możliwe, że zależały od niej losy ich związku. Oraz nasze. Jakoś nigdy nie wyobrażałem sobie, że któregoś dnia rodzice oświadczyliby nam, że się rozstają. Jednak tym razem ta myśl uderzyła we mnie tak nagle, że niemalże zebrało mi się na wymioty.

Ich rozmowa trwała blisko godzinę. Przez ten czas praktycznie nie ruszaliśmy się z miejsca, wyczekując rezultatów. W tym czasie przyjechała do nas Yui, a zaraz po niej Shion. Dziewczyna mojej siostry i mój chłopak mieli po prostu spędzić z nami trochę czasu do naszego wyjazdu, a skończyło się na tym, że wszyscy siedzieliśmy na piętrze przy schodach i z napięciem oczekiwaliśmy na cokolwiek.

– Czy coś się zadziało? – spytał Mako, wychylając głowę ze swojego pokoju. Wychodził wcześniej już kilka razy, ale oczekiwanie na to, aż rodzice wyjdą z jakąkolwiek konkluzją ewidentnie go znudziło. Dlatego poszedł do siebie i co jakiś czas wyglądał zza drzwi, pytając się, co nowego się działo.

– Na razie nic – odparł Shion za nas wszystkich. Mój chłopak obejmował mnie ramieniem, niby to po przyjacielsku, ale wiedziałem, że bardzo miał ochotę mnie przytulić, tylko nie chciał tego robić przy reszcie mojej rodziny. Był dość delikatny, jeśli chodziło o okazywanie uczuć przy innych, ale gdy byliśmy sami, to nic go nie mogło go ode mnie oderwać. Ja sam też nie mogłem bez niego wytrzymać, co było niesamowite. Z nikim jeszcze nie czułem tak silnej więzi fizycznej, ale i psychicznej.

– Aha. Szkoda – burknął Mako.

– Co nie. A co robisz? – dopytał mój chłopak ni to od niechcenia, ni to zaciekawiony tym, co też mój brat wyczyniał w zakamarkach swojego pokoju.

– Układam puzzle.

– Puzzle? – zdziwił się Shion.

– Mako jest w tym dobry – oznajmiła Yoshi, widząc zdziwienie Shiona. Pokiwałem głową w potwierdzeniu, a Haru rzuciła mu spojrzenie pełne politowania.

– Mhm. Jasne. Ale puzzle…?

– Chcesz zobaczyć? – spytał Mako.

– Mogę? Jasne, że chcę.

Shion poszedł do pokoju Mako. Nasza pozostała czwórka w dalszym ciągu czatowała na schodach. Po kilku minutach nieobecności mojego chłopaka i młodszego brata stwierdziłem, że zajrzę do nich. Jak bardzo się zdziwiłem, gdy zastałem Mako i Shiona siedzącego na podłodze i szukających razem pasujących elementów. Mieli obok siebie już nabierający kształtów obrazek. Makoto bardzo lubił układać puzzle. I gdy chodziło o puzzle, to wcale nie chodziło o jakieś dziecinne obrazki, choć od tego się zaczęło, gdy był jeszcze dzieckiem. Aktualnie mój młodszy brat układał z moim chłopakiem puzzle, które miały trzy tysiące elementów.

– Widzę, że się wciągnąłeś – rzuciłem do Shiona, śmiejąc się przy tym.

– No, kurczę. Spójrz na to! Chyba nigdy nie widziałem tylu elementów – Shion w ogóle nie krył tego, że był pod wrażeniem. Rozbawiło mnie to.

– Są większe zestawy – odparł Mako, jak gdyby nigdy nic.

– Tak? Chyba byłbym na nie za głupi.

– Nie, dobrze ci idzie. Za to Hiro nigdy nie ma cierpliwości.

Poczułem, że się lekko czerwienię na twarzy. Shion posłał mi spojrzenie, które miało mówić tyle, że już się o tym moim braku cierpliwości przekonał.

Nagle drzwi od pokoju Mako otworzyły się. Głowę do środka wetknęła Yoshi.

– Wyszli – oznajmiła zestresowana, ale i podekscytowana jednocześnie.

Zerwaliśmy się wszyscy w stronę schodów. Faktycznie, było słychać, że na dole coś się zaczęło dziać, jednak nikt nic nie mówił. Ktoś chodził, trzasnęły drzwi. Na dłuższą chwilę nastała cisza, a my nadstawialiśmy uszu. W końcu ojciec zapytał o coś tatę, ale już uspokojonym tonem. Cała nasza szóstka odetchnęła z ulgą, jakby właśnie zdjęto z nas niewyobrażalny ciężar. Zdaje się, że rodzice mieli przed sobą jeszcze wiele lat wspólnego małżeństwa.

Choć droga na nasz mały biwak nie była zbyt przyjemna. Dokończyliśmy pakowanie. Tata przygotował dla nas prowiant, co było miłe z jego strony, bo wcale się z nami nigdzie nie wybierał. Po krótkich, ale za to jakże niechcianych pożegnaniach byliśmy w końcu gotowi do drogi. Wpakowaliśmy do starego Mercedesa, który miał najwięcej miejsca. Yoshi usiadła na miejscu pasażera obok kierowcy, a Mako, Haru i ja rozsiedliśmy się na tylnym siedzeniu. Odwykłem już od siedzenia z tyłu i gdy tylko cała nasza piątka zapakowała się w samochód, przypomniały mi się czasy, gdy byliśmy dziećmi. Mając na uwadze to, jak rozbestwieni byliśmy i jak okropnie się z nami gdziekolwiek jeździło, rodzice musieli nas naprawdę kochać, że nie oddali nas z powrotem do adopcji.

Jechaliśmy w ciszy. Ojciec prowadził, skupiając uwagę na drodze i ewidentnie nie miał ochoty na rozmowy po tym wszystkim, co zaszło w domu. Co prawda, sam wywołał kłótnię ze swoim partnerem, ale miał ku temu powód. Nawet jeśli teraz wyjaśnili sobie pewne rzeczy, to wciąż nie czuł się z tym dobrze. Gdybym był młodszy, to raczej nie doszedłbym do takich wniosków, jednak teraz, gdy miałem już jednak swoje małe doświadczenie w byciu z kimś rozumiałem, jak ojciec mógł się czuć. Co prawda, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, jednak domyślałem się, że coś takiego mogło być dotkliwe.

– Tata – zaczął w pewnym momencie Mako, przerywając przy tym ciążącą nam wszystkim ciszę.

– Słucham – odparł ojciec, nie odrywając ani na moment wzroku od jezdni.

– Czy ty i tata się rozejdziecie?

– C-co? – wykrztusił ojciec, o mały włos nie tracąc kontroli nad pojazdem. – Skądże. Ja i tata tego nie planujemy ani w bliskiej, ani w dalekiej przyszłości.

– No bo dzisiaj…

– Ach, słyszeliście?

– Trudno było nie słyszeć – wymamrotała Yoshi. Spojrzała na ojca spode łba, a on udawał, że wcale nie zwrócił na to uwagi.

– No tak. Cóż, takie rzeczy się zdarzają. To tylko mała sprzeczka, nic więcej.

– Wpadłeś do domu, krzycząc. Jak tak faceci rozwiązują problemy, to cieszę się, że nie muszę z tym obcować – oznajmiła Haru szorstko.

– Czasami ci zazdroszczę – zwróciła się Yoshi do Haru. – Nie musisz się z tym męczyć.

– Z tym? – rzuciłem z lekka dotknięty tą uwagą.

– Z męskimi humorkami i tak dalej – wyjaśniła Yoshi.

– Z całym szacunkiem, moje drogie, ale te uwagi są mocno nie na miejscu – powiedział ojciec.

– A wpadanie do domu i krzyczenie tak, że umarli mogliby się obudzić, już tak? – fuknęła Haru. – Właśnie o to nam chodzi. Mężczyźni nie potrafią spokojnie rozwiązywać problemów. Cały czas jest tylko płacz i narzekanie i jeśli chodzi o łóżko…

– Dlatego wybrałaś dziewczyny? – rzuciłem złośliwie.

– Błagam was. To zmierza w złym kierunku i naprawdę nie mam ochoty na ten temat rozmawiać. Nie wracajmy już do tego, co się dzisiaj wydarzyło i cieszmy się czasem, który spędzimy w naturze. Dobra?

– Niech będzie – tylko Mako przytaknął ojcu. Nasza trójka z jakiegoś powodu nagle znalazła się w bojowym nastroju. Ojciec wyczuł, że byliśmy gotowi w każdej chwili skoczyć sobie do gardeł i koniecznie chciał uniknąć rozlewu krwi. Zdaje się, że już dzisiejsza sytuacja z tatą skutecznie popsuła mu nastrój i nie chciał się więcej dobijać. Westchnął głośno i ciężko, jakby w jednej chwili ciężar całego świata spadł na jego barki. Zdaje się, że takie właśnie były uroki posiadania ni to dorosłych, ni to dziecięcych dzieci.

Dojechaliśmy na pole namiotowe. Choć my sami mieszkaliśmy niemalże na łonie natury, tak jednak znalezienie się w lesie oraz myśl o tym, że spędzi się w nim noc było całkiem ekscytujące. Pełną piersią wziąłem wdech rześkiego, wczesnoletniego powietrza i niemalże od razu kichnąłem pod wpływem pyłków. Chociaż alergie jeszcze nie były tak złe. Spora część mnie jednak niemalże od razu zatęskniła za cywilizacją, jak tylko zaczęliśmy rozkładać namioty. Zdążyłem zapomnieć, jak uciążliwe to było. W zestawie były o wiele za dużo metalowych rurek a materiał namiotu absolutnie nie chciał się na nie naciągnąć. Tyle, ile przekleństw przy tym padło, nie słyszałem w ciągu kilku ostatnich lat. Ale, co należało przyznać, po złożeniu wszystkiego mieliśmy niemałą satysfakcję.

W końcu ostatnie, co nam zostało do zrobienia, było przyniesienie drewna na palenisko. Do tego ojciec poprosił mnie o pomoc, a moje siostry i brat, którzy nie mieli już nic do roboty, poszli nad jezioro. Nazbieraliśmy większych i mniejszych kawałków drewna, które ułożyliśmy przy wyłożonym kamieniami palenisku.

– Ulżyło ci? – spytałem tatę, gdy na ten jeden moment zostaliśmy sami.

– To znaczy? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

– Po tej dzisiejszej kłótni z tatą – rozjaśniłem mu odrobinę, o co mi chodziło. Westchnął.

– Szczerze? Nie.

– Ani trochę?

– Hiro, to nie jest coś, o czym mam ochotę rozmawiać. Mieliśmy kiedyś z tatą mały incydent i teraz…

– Ale nie musisz się zachowywać, jakby nic się nie stało.

– Nie zachowuję się tak. I uwierz mi, chciałbym, żeby nic się nie stało. Ale po prostu pewne rzeczy… Hm. Nigdy nie powinny były się wydarzyć.

– Aha. I żałujesz tego?

– I tak i nie – przyznał po krótkiej chwili namysłu. – Ale w dużej mierze chciałbym by to nigdy nie musiało się wydarzyć. Skończmy jednak ten temat, bo naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.

Już nic więcej nie powiedziałem w tej kwestii. Skoczyliśmy z tatą nosić drewno, po czym dołączyliśmy do reszty mojego rodzeństwa. Yoshi, Mako i Haru odbijali piłkę nad jeziorną plażą i mieli przy tym mnóstwo rozrywki. Ja sam byłem dość kiepski w jakiekolwiek sporty, jednak widząc, ile mieli przy tym zabawy, sam postanowiłem dołączyć. Oczywiście, nie szło mi najlepiej, jednak starałem się tym nie przejmować. Postanowiłem po prostu cieszyć się czasem, jaki mogłem spędzić z moim rodzeństwem. Chociaż wciąż martwiła mnie dzisiejsza kłótnia rodziców. Wiedziałem, że konflikt, choć w pewnym sensie był przygaszony i chyba pod kontrolą, to był jak świeża, wciąż krwawiąca rana. Ojciec wyraźnie był dotknięty tym, co się dowiedział, a mnie odrobinę ciekawiło to, w jaki sposób się dowiedział. Domyślałem się, że sam aaa musiał mu o tym powiedzieć, jednak zastanawiało mnie, w jaki sposób to zrobił. Ciekawiło mnie też, w jakim świetle stawiało to losy firmy. Od tych wydarzeń zależało bowiem wiele rzeczy.

– Myślicie, że się między nimi uspokoi? – spytała Haru, gdy całą czwórką poszliśmy usiąść na pomoście. Powoli zmierzchało. W powietrzu unosił się zapach wczesnego, wilgotnego lata. Otaczał nas dźwięk delikatnych fal uderzających o pomost i świergot ptaków. Cały ten anturaż wprawiał mnie w niewypowiedziane odprężenie, pomimo wielu stresujących wydarzeń.

– Aktualnie? Myślę, że potrzebują jeszcze trochę czasu – odparła Yoshi. Odwróciła się w stronę ojca, który stał przy brzegu jeziora i odpisywał na jakieś wiadomości na telefonie. Możliwe, że były to jeszcze jakieś maile, które wymagały jego uwagi lub też zwyczajnie z kimś smsował. – Ojciec jest cały podminowany.

– Wydaje mi się, że dobrze im zrobią dwa dni bez widzenia się – oznajmiłem. – Wiecie, o co chodzi.

– Nabiorą dystansu – poparła mnie Haru.

– Tak. Zgadza się.

Makoto zaczął moczyć podeszwy butów w wodzie. Czekałem już tylko, aż „niechcący” włoży do niej całe stopy. Yoshi trąciła go w bok i upomniała by tak nie robił, co tylko pomogło na może minutę.

– W ogóle… Myślicie, że oni to nadal ze sobą robią? – spytała nagle Haru.

– Przez to masz na myśli… uhm… to??? – Yoshi ewidentnie się zawstydziła. Ja sam poczułem, jak zrobiło mi się nieprzyjemnie gorąco na pytanie mojej bliźniaczki.

– No, wiecie. Dzisiaj poszło właśnie o to. Co nie?

– Jakby nie patrzeć – wymamrotała Yoshi.

– Czyli wciąż muszą to jeszcze robić. Ohyda – Haru aż zakryła usta dłonią, jakby myśl o tym, że rodzice wciąż mogli być aktywni seksualnie była tak obrzydliwa, że miała za moment zwymiotować.

– Mako zakryj uszy – rzuciła Yoshi na szybko do brata. Nasz młodszy braciszek posłusznie zasłonił uszy. – To chyba dobrze, jeśli wciąż to robią.

– Pewnie. Ale wiecie co? Dwie kobiety? Jasne, coś wspaniałego. Jeszcze kobietę i faceta umiem sobie wyobrazić, ale dwóch facetów? Przecież to tragedia.

– Może lepiej, żebyś akurat tego sobie nie wyobrażała – powiedziała Yoshi z wyraźnym zmieszaniem.

– Hiro, a jak ty to widzisz? Myślisz, że wciąż coś między nimi jest w łóżku? I jak wy to robicie?

Spojrzałem na Haru z lekka skołowany. Chciałem miło i spokojnie spędzić czas, a jak zwykle skończyło się na czymś takim.

– Nie wiem – podrapałem się za uchem. – Chyba dobrze by było, gdyby nadal to robili.

– W sumie też tak sądzę. Ale jak wy to… Nie macie takiego hamulca? Że to drugi koleś i w ogóle…

– Nie – odparłem błyskawicznie. – Jest dobrze.

– Serio? To przecież…

– Haru, daj spokój – przerwała mojej bliźniaczce Yoshi, widząc, że ewidentnie poczułem się niekomfortowo. – Hiro nie musi i nie chce o tym rozmawiać.

– Mogę już odetkać uszy?? – spytał Mako, nie odrywając dłoni od uszu.

– Tak.

– Ekstra.

Spędziliśmy na pomoście jeszcze jakiś czas. Niedługo później poszliśmy całą czwórką poszukać ojca, który zniknął gdzieś znad jeziora. Znaleźliśmy go dopiero przy naszym obozowisku, szykującego rzeczy na wieczorne ognisko. Zaraz mu pomogliśmy, a on sam wyraźnie ucieszył się na naszą obecność.

Gdy wieczór już zapadł i ogarnęła nas ciemność nocy, rozświetlana milionem gwiazd na niebie, nadeszła pora na ulubioną część programu tego typu wyjazdów, jaką były historie o duchach i potworach. Przynajmniej dla naszego ojca była ona ulubiona, bo jak nic innego uwielbiał nas straszyć. Zręcznie mu się to udawało, gdy jeszcze byliśmy mali, bo łykaliśmy wszystko. Poza tym, nietrudno było przerazić dzieci w ciemnym lesie. Teraz jednak byliśmy już dorośli i minęły lata, od naszego ostatniego obozowania. Nie przeszkodziło to jednak ojcu od podejścia nas pod włos, bo pierwszą historię o Yamambie zaczął niewinnie, jakby opowiadał o tym, co robił dziś po południu. Dlatego, gdy zaczął snuć opowieść, w ogóle nie przyszło mi na myśl, że była to tylko bajka. Włosy zjeżyły mi się na plecach i poczułem, jak żołądek zawiązuje mi się w supeł. W porę jednak zrozumiałem, że był to gwóźdź programu, z tym, że przystosowany do naszego wieku. Już w trakcie pierwszej historii zaczęliśmy bojkotować próby przerażenia nas, które jednak nie zniechęciły ojca. Od Yamamby przeszedł do historii o Jorogumo, która skutecznie przestraszyła Mako.

– Tylko nie pająki – bąknął najmłodszy członek naszej biesiady, zakrywając przy tym twarz dłońmi. Zdaje się, że jego fobia przed pająkami dała o sobie wyraźnie znać w ciemnościach. Nawet ojciec na moment przerwał, upewniając się, że młody nie dostał żadnego ataku.

– Widzisz, co narobiłeś – powiedziała do ojca Haru, przytulając do siebie Mako. – Aż się trzęsie.

– Spokojnie, to nie jest prawdziwa historia – Yoshi, która siedziała po drugiej stronie Mako, zaczęła lekko gładzić go po ramieniu.

Spojrzeliśmy po sobie z ojcem. Ja sam nie miałem nic przeciwko tym historiom, jednak Mako ewidentnie się przestraszył. Zdaje się, że żadne z nas nie spodziewało się aż takiej reakcji po małym, ale co mogliśmy na to poradzić. Ojciec uznał jednak, że dokończy opowieść, choć znacznie zmienił jej zakończenie na szczęśliwe, w której Jorogumo została pokonana.

Noc była dość chłodna, choć towarzyszył jej dreszcz ekscytacji w związku z tym, że spędzaliśmy ją pod gołym niebem. Wilgoć osiadła na trawie, a nas otaczała leśna cisza. Siostry dzieliły razem namiot, a ja spędzałem tę noc, dzieląc namiot z Mako i ojcem. Z początku nie mogłem zasnąć. Wierciłem się na materacu, wciśnięty w śpiwór i dodatkowo przykryty kocem. Mako już dawno drzemał, ojciec też pochrapywał na swoim miejscu. Ale ja nie mogłem zmrużyć oka. Leżałem tak, patrząc w ciemną pustkę, dopóki nie usłyszałem, jak z namiotu obok zaśmiała się Yoshi. Wyczołgałem się więc z mojego śpiącego kokonu, wskoczyłem w buty, po czym okryty kocem wyślizgnąłem się na zewnątrz. Zakradłem się pod namiot sióstr i szarpnąłem nim na tyle mocno, na ile umiałem. Obie krzyknęły jednocześnie, pewnie nie spodziewając się, że ktoś postanowi je przestraszyć. Zaraz wszedłem do środka i zastałem widok, jakiego mógłbym się spodziewać po moich siostrach. Obie były uzbrojone latarki i scyzoryki. Na moment zmartwiłem się czy przypadkiem nie postanowią mnie zaatakować, jednak w porę uzmysłowiły sobie, że to byłem ja.

– Do cholery, Hiro! – moja bliźniaczka rzuciła we mnie na wpół pustą butelką z wodą. Parsknąłem śmiechem, łapiąc nadlatujący w moją stronę przedmiot. – Głupi jesteś!

– Ale nas wystraszyłeś – Yoshi aż położyła sobie dłoń na sercu.

Roześmiałem się jedynie. Zamknąłem za sobą namiot, po czym usiadłem z siostrami. Rozmawialiśmy ze sobą przez blisko godzinę. W tym czasie zaczął padać deszcz, co nieco nas zmartwiło, ale na szczęście opady szybko ustały. W czasie tej jednej godziny dyskutowaliśmy o tym, co mamy zamiar zrobić za kilka tygodni. Chodziło, oczywiście, wyjazd całej naszej trójki do Tokio. Prośba Yoshi o przeniesienie została pozytywnie rozpatrzona przez jej starą, jak i potencjalnie nową uczelnię. Haru została zarekomendowana i z miejsca przyjęta na kurs aktorski do jednego z największych teatrów oraz składała papiery na kierunek związany z filmem. Przede mną pozostawał egzamin wstępny, ale byłem dobrej myśli. Snuliśmy nasze małe plany o wielkiej przyszłości, popijając przy tym zbyt zimną gazowaną lemoniadę ze wspólnej puszki, aż w pewnym momencie Yoshi spytała nas, co zrobimy w związku z naszymi relacjami z drugimi połówkami.

– Ja się nie martwię – rzuciła Haru zupełnie beztrosko. – Yui jest fotografem i większość czasu i tak spędza w Tokio. W sumie, to nawet się cieszę, bo będziemy się częściej widywać.

– Serio? – wziąłem od Yoshi puszkę lemoniady, po czym upiłem dość spory łyk. Zaraz przekazałem tę naszą prowizoryczną fajkę pokoju Haru.

– No. Jeszcze ostatnio jeden z większych magazynów zaproponował jej dłuższą współpracę, więc na razie dobrze się układa – westchnęła Haru. – Ale się cieszę.

– Widać po tobie, jaka jesteś cała w skowronkach – oznajmiłem, nie powstrzymując uśmiechu. Haru była bardzo zakochana w Yui, czego już nawet nie ukrywała. Będąc ze swoją dziewczyną patrzyła na świat jak przez różowe okulary.

– No wiem! – zaśmiała się. Wzięła łyk lemoniady, po czym podała ją Yoshi. – A ty i Shion? Jakieś ważne rzeczy się zapowiadają?

– Zacznę od tego, że go nawet nie lubisz – wytknąłem jej. Obie moje siostry zaśmiały się na tę uwagę.

– Nie to, że go nie lubię. Wiesz co, mam wam obu za złe to, co się stało z Kasumi.

– Jej też nie lubiłaś – przypomniała nam Yoshi. – A swoją drogą, jak to się stało? Że ty i Kasumi się rozeszliście, a zszedłeś się z chłopakiem?

– Trochę przesadziliśmy na tej jednej imprezie – wymamrotałem.

– Trochę? Prawie wszyscy wiedzieli was, jak się wymykacie i jak później trzymaliście się za ręce.

– Czekaj, czekaj! Zdradziłeś Nakamurę? – moja starsza siostra aż mało się nie zakrztusiła lemoniadą. – Poważnie?

– Tak wyszło – przyznałem. – Nie, że tego chciałem. Choć, gdy teraz o tym myślę, to tego nie żałuję. Była dziwna.

– Od początku mówiłam – burknęła Haru pod nosem.

– Ale by od razu zdradzać dziewczynę! Kolesie to mają zero wstydu i zahamowań.

– Nie musicie na mnie o to wrzucać, bo jest mi z tym źle i tak. Ale było i minęło. Nie chcę wracać do tego, co było między nami. Jest mi dobrze z Shionem.

– Naprawdę? – spytała zaciekawiona Yoshi.

– Pewnie macie się już czym pochwalić – zachichotała Haru.

– W zasadzie, to jeszcze do niczego między nami nie doszło.

– Czyli wciąż masz swoje analne dziewictwo? – spytała Haru jak gdyby nigdy nic.

– Haruna!! – upomniała ją Yoshi.

Poczułem, jak się czerwienię. Cóż, trafiła w samo sedno. Wciąż byłem analnym prawiczkiem. Zastanawiałem się jednak, jak długo ten stan rzeczy miał jeszcze potrwać. Ciekawiło mnie też, jakie to było uczucie. Oczywiście, nastawiałem się na całkiem nieprzyjemne doświadczenia, choć pewne źródła wspominały mi, że z czasem większość negatywnych aspektów się uspokajała.

– No. Ale ma rację.

– O rany – jęknęła Yoshi, zrezygnowana kładąc się na swoim materacu.

– Pewnie to długo nie potrwa – zaśmiała się grubiańsko Haru. – Jesteście jak papużki nierozłączki. Poza tym, patrząc na was, to dałabym lewą nerkę, że już to macie za sobą.

– Szczerze? Ja też tak myślałam – przyznała Yoshi. – Ale wiesz, jak czegoś nie będziesz pewny, to zawsze masz pod nosem dobry przykład.

– O tak! Masz dwóch weteranów w tej dziedzinie.

– Dzięki. Już biegnę pytać się o wszystko.

Roześmialiśmy się. Kto by się spodziewał, że będę śmiać się z moimi siostrami na takie tematy. Miałem w sobie jednak jakieś wewnętrzne zadowolenie, że potrafiliśmy dość swobodnie podchodzić do takich spraw. Poza tym, to było bardzo możliwe, że była to jedna z niewielu, jak nie ostatnich chwil, gdy w ogóle będziemy mieć czas, by tak ze sobą rozmawiać. Wiedziałem, że wyjazd na studia zmieni między nami pewnie rzeczy, dlatego byłem wdzięczny za każdy moment, jaki mogliśmy ze sobą spędzić.

Poszedłem spać około drugiej nad ranem. Obudził mnie lekki deszczyk między piątą a szóstą rano. Krople wody uderzały o namiot, dudniąc nieprzyjemnie. Rozejrzałem się dookoła. Otoczenie spowite było w porannym, sennym półcieniu. Mako spał zwinięty na swoimi miejscu, przykryty dodatkowym kocem. Tylko ojca nie było w namiocie. Chciałem iść go poszukać, gdy zdałem sobie sprawę, że ja również byłem przykryty jeszcze jednym kocem. Musiał przykryć nas, zanim wyszedł na zewnątrz. Zarzuciłem na siebie kurtkę z kapturem, a nogi wetknąłem w adidasy, nawet nie przejmując się tym, by je zawiązać. Wyszedłem na zewnątrz.

Był rześki, wilgotny poranek. Ojciec siedział na ławce przy placu zabaw, paląc papierosa. W jednej ręce ściskał napoczętą paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Zdziwiło mnie to. Chyba nigdy w życiu nie widziałem, żeby palił coś innego od drewna na ognisku. Przysiadłem obok niego na wilgotnej ławce. Dopiero wtedy mnie zauważył.

– Wystraszyłeś mnie – wymamrotał, odsuwając ode mnie rękę, w której trzymał papierosa.

– Przepraszam. Nie chciałem. Od kiedy palisz?

– Chyba od zawsze – zaciągnął się papierosem, po czym wypuścił pokaźny obłok nikotynowego dymu.

– Pierwszy raz widzę, żebyś palił – przyznałem.

– Przestałem, gdy byliście mali. Ale w rzeczywistości nigdy nie rzuciłem palenia.

– Nie? Popalałeś gdzieś?

– Nie – pokręcił głową. – Dumnie mogę powiedzieć, że nie. Ale nie było dnia, żebym nie pomyślał o paleniu. Jeden z najbardziej upierdliwych nałogów, jaki może istnieć. Tylko teraz te naście lat abstynencji diabli wzięli.

Westchnął ciężko. Posłałem mu lekko zmartwione spojrzenie, którego jednak nie zauważył. Patrzył w dół na czubki swoich butów.

– Tylko nie mów tacie, że mnie widziałeś z papierosem – rzucił niespodziewanie.

– Zdenerwuje się?

– Nie. Raczej się zmartwi. Poza tym, nigdy nie lubił, gdy paliłem, więc pewnie mu się to nie spodoba. No cóż… W każdym razie, niech to zostanie między nami. Zgoda?

– Zgoda – pokiwałem głową. – Mam pytanie.

– Słucham – znów się zaciągnął. Wyglądał, jakby palenie sprawiało mu mnóstwo przyjemności. Dla mnie osobiście papierosy śmierdziały i nie rozumiałem, jak ludzie mogli odnajdywać w tym nałogu tyle zadowolenia.

– Tata ostatnio wspominał, że widziałeś się z wujkiem Minoru. Tak… no wiesz. Prywatnie.

– Faktycznie. Widziałem się z wujkiem.

– Chcesz z nim odnowić relacje?

– Sam nie wiem. Sytuacja między nim a ciocią jest do tej pory dość nieprzyjemna. Chociaż czasami mi go szkoda. Nie mówię, że nie zasłużył na to, co go spotkało, ale kiedyś się przyjaźniliśmy.

– Definitywnie sobie zasłużył – oznajmiłem w takim moim małym, mało stanowczym zacietrzewieniu.

– Och, oczywiście – zaśmiał się. Rzucił niedopałek na ziemię, po czym go przycisnął podeszwą buta. Upewniwszy się, że papieros zgasł, podniósł go, nie chcąc pewnie zostawiać po sobie śmieci. – Tylko wiesz, jestem już stary i mam jakiś sentyment do niektórych ludzi. Ale nie chcę też robić takich rzeczy za plecami cioci. W końcu obaj z tatą opowiedzieliśmy się za nią.

– I bardo dobrze.

– Pewnie. Wiesz, wujek zostanie ojcem. Znowu. Ta jego dziewczyna jest w ciąży.

– Naprawdę?!

– Mhm. Asahi i Fumiko będą mieć przyrodnie rodzeństwo. I tak na marginesie, zostaliśmy z tatą zaproszeni na baby shower.

– Poważnie?

– Tak. Pewnie pójdziemy, ale wciąż czuję niesmak w związku z tym wszystkim. Matka natura zrobiła okropieństwo, pozwalając ludziom hetero zdradzać się i rozmnażać z kim popadnie. To takie nie fair.

Popatrzyłem na ojca odrobinę zmartwiony. Minę miał, jakby ktoś mu przyłożył w twarz. Całe szczęście, nikt tego nie zrobił w rzeczywistości. Pomyślałem jednak o ostatnich wydarzeniach i moich własnych przemyśleniach, którymi postanowiłem się podzielić z ojcem. Może nie powinienem był tego robić, ale mówi się trudno.

– Czemu nie adoptujecie jeszcze jednego dziecka? – spytałem, choć wiedziałem, że było to stąpanie po cienkim lodzie. Możliwe, że w tamtym momencie powinienem był się ugryźć w język. – Albo dwóch. No…

– Wątpię, że mamy jeszcze siły, by próbować adoptować jeszcze jedno dziecko. Ledwo udało nam się z Makoto. Pewnie, gdybyśmy teraz złożyli wniosek, to zostałby odrzucony z dziesięć razy, a możliwie pozytywną decyzję dostalibyśmy za dziesięć lat.

– Rozumiem. A matka zastępcza?

– Huh?

– Nie macie swoich dzieci, więc…

– Oczywiście, że mamy swoje dzieci. O czym ty mówisz.

– No tak, jasne. Ale nie macie biologicznie spokrewnionych ze sobą dzieci. To pewnie miłe uczucie, gdy ma się coś takiego… No wiesz. Swojego.

– Chyba rozmawiałem już z tobą na ten temat.

– Tak. Ale teraz nasza trójka wyjeżdża i zostaje tylko Makoto. W domu będzie pusto.

Westchnął ciężko.

– Jesteśmy za starzy na małe dzieci. Nie mamy już tyle cierpliwości i czasu, a poza tym…

– Ale nie chciałbyś przekazać dalej genów?

Ojciec aż zaniemówił na kilka długich sekund. Spojrzał na mnie całkowicie oniemiały moim pytaniem. Sam nie byłem pewny czy powinienem tak się o to pytać, ale teraz już nie było odwrotu.

– Nie wiem – przyznał. – Jakoś nie czuję takiej potrzeby.

– Ani odrobinę?

– Słuchaj, to nie takie proste jak ci się wydaje. Gdybym mógł, jakimś magicznym sposobem, mieć dziecko z waszym tatą, które biologicznie byłoby spokrewnione i ze mną, i z nim, to pewnie brałbym to pod uwagę. Jednak świadomość, że jakaś obca kobieta, która byłaby biologiczną matką, miałaby donosić przez kilka miesięcy ciążę tylko po to, by później oddać mi to dziecko i nigdy więcej nie mogła go zobaczyć, jakoś mnie nie zachęca.

– Nie patrzyłem na to z tej strony – przyznałem.

– A ja tak. I wierz mi, rozważaliśmy tę opcję. Po prostu uznaliśmy, że z niej nie skorzystamy.

– Uważasz, że to złe?

– Hm?

– To, że niektórzy tak robią. Wiesz, surogatka, która jest biologiczną matką i tak dalej.

– Nie. To, że ja bym tak nie postąpił, nie oznacza, że to złe. Jeśli ktoś chce zrobić tak, a nie inaczej, to jego sprawa. Każdy postępuje według własnego sumienia.

– Rozumiem.

Na tym skończyliśmy naszą rozmowę. Wróciliśmy do namiotu i poszliśmy jeszcze spać.

Reszta dnia minęła dość spokojnie. Niebo przejaśniło się przed południem i mogliśmy w końcu wyjść z namiotów. Dzień minął dość szybko. Przez większość czasu odbijaliśmy z rodzeństwem piłkę, graliśmy w karty albo spacerowaliśmy po okolicy. Wypożyczyliśmy też dwa kajaki i przez jakiś czas zwyczajnie pływaliśmy po jeziorze. Z początku nie mogłem sobie przypomnieć, jak w ogóle powinno się wiosłować, bo chyba wieki nie pływałem kajakiem. Pod wieczór zebraliśmy drewno i rozpaliliśmy ognisko. Gdy później leżałem w swoim śpiworze, myślałem o tym, jak bardzo będzie mi kiedyś brakować tego czasu spędzonego w naturze. Pogrążając się tak w rozmyślaniach oraz marzeniach o tym, że za niedługo będę stąpał tokijskimi ulicami, zapadłem w błogi sen.

 

Wróciliśmy do domu następnego dnia około dwunastej. Tak jak cieszyłem się z całego czasu, który mogliśmy razem spędzić, tak niczego tak bardzo nie chciałem, jak wzięcia porządnego prysznica i pójścia spać w moim łóżku.

Przywitał nas tata, który pewnie nie tak dawno sam wstał. Był po nocnej zmianie, więc nawet nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem go w szlafroku i z kubkiem kawy. Wyglądał na śpiącego, ale i na swój sposób usatysfakcjonowanego. Z góry poprosił, żebyśmy wszystkie rzezy, które mieliśmy na sobie w lesie, wyprali. Zdaje się, że ostatnie, o czym marzył, to atak leśnych żyjątek i ani trochę mu się nie dziwiłem.

Sam nastrój w domu był całkiem porządny. Co mnie zaskoczyło, to że z początku atmosfera między rodzicami była odrobinę niezręczna, tak bardzo szybko się rozluźniła. Ten czas osobno niewątpliwie zdziałał między nimi cuda. Tata gruchał na całą naszą piątkę i współczuł nam, że pewnie przemarzliśmy w deszczu. W międzyczasie, jak nas wszystkich głaskał, nastawił na kuchence garnek na zupę. Opowiedział też tacie historię, z której obaj zaczęliśmy się śmiać tak głośno, że wzbudzili nasze zainteresowanie. Nie chcieli jednak zdradzić, co takiego ich poruszyło, co jeszcze bardziej zaczęło mnie nurtować. W końcu co mogło być aż tak zabawnego.

Popołudniu spotkałem się z Shionem. Nie sądziłem, że stęsknię się za nim tak bardzo, że aż wskoczę na niego na przywitanie. Mój chłopak nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony, bo prawie obaj upadliśmy na ziemię, jednak niewątpliwie też ucieszył się, widząc mnie. Co jednak mogłem poradzić na to, że czułem się przy nim tak bardzo chciany.

– Na spokojnie, tygrysie! – roześmiał się, przyciągając mnie do siebie mocno. Trwaliśmy tak dłuższy czas, po prostu się do siebie przytulając. Zatapiałem się w jego ramionach, pragnąc jedynie bliskości między nami.

– Rany, jak się cieszę, że cię widzę – westchnąłem tuż przy jego uchu. Zadrżał, co dało mi małą satysfakcję.

– A ja? Ja się bardziej cieszę – zamruczał, wtykając nos w moje świeżo umyte włosy. Wziął wdech i wydech. – Ładnie pachniesz.

– Dziękuję – parsknąłem śmiechem.

Pocałowaliśmy się krótko, ale za to bardzo czule. Shion złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie, co z początku mnie zaskoczyło, jednak nie zaprotestowałem. Spodobał mi się ten gest i miałem nadzieję, że będzie go nieraz powtarzał.

Spędziliśmy ze sobą noc. Choć mówiąc to, wcale nie chodziło o to, że uprawialiśmy seks. Zwyczajnie przenocowałem u mojego chłopaka. Ugotowaliśmy razem kolację, śmiejąc się przy tym i śpiewając wszystkie możliwe piosenki, jakie leciały z radia. Później zrobiliśmy mały maraton filmowy, by ostatecznie zasnąć. Już wcześniej zdarzało mi się zasypiać u niego, jednak tym razem spędziłem z Shionem calusieńką noc. To było coś wspaniałego. Już dawno nie miałem aż tak spokojnej nocy, bo tak jak zwykle zdarzało mi się budzić, tak tym razem przespałem cały ten czas do rana bez ani jednej pobudki. Dopiero rano zostałem obudzony przez Shiona. Całował mnie po twarzy i czule muskał czubkiem swojego nosa o mój. Mimowolnie wywołało to uśmiech na moich ustach, nim nawet zdążyłem otworzyć oczy. A widząc go z rana po nocy spędzonej w jego łóżku było jakimś surrealistycznym doświadczeniem. Jego miękkie łóżko w ciasnym pokoju, zasłonięte okna, wilgotne, pachnące jego perfumami powietrze i ja lewitujący gdzieś między tym wszystkim.

– Muszę zaraz wyjść – mruknął, kładąc się obok mnie.

– Hm? – przytuliłem się do niego. – Co?

– Muszę wyjść do pracy – złożył pocałunek w moich zmierzwionych włosach.

– Och. Już się zbieram.

Zupełnie zapomniałem, że był poniedziałek, a Shion musiał iść do pracy. Ja sam czekałem, aż odezwą się do mnie z kilku miejsc, do których wysłałem swoje marne CV, ale póki co nie miałem nic do roboty. Podniosłem się, chcąc się szybko ubrać. Nie chciałem, by przeze mnie się spóźnił.

– Nie, nie – położył mi dłoń na klatce piersiowej, po czym subtelnie pchnął mnie z powrotem na łóżko. – Ja idę, a ty zostań.

– Huh?

– Wracam za pięć godzin. Jeśli nie masz nic zaplanowane, to zostań. Ale jeśli chcesz sobie pójść, to zawsze możesz zrobić użytek z klucza.

– Ach, nareszcie.

Roześmiał się. Zaraz znowu mnie pocałował we włosy, co bardzo mi się spodobało.

– Zrobiłem śniadanie. Powinienem chyba był przynieść je do łóżka. Byłoby bardziej romantycznie.

– Tak też jest dobrze – pogłaskałem go po policzku, a następnie wplątałem dłoń w jego włosy. Przeczesałem je, drapiąc nieznacznie skórę jego głowy. Zadrżał. – Dziękuję.

– Za co?

– Za klucz. Za to, że mogłem zostać u ciebie i zrobiłeś śniadanie. No i za to, że jesteś taki cudowny.

– Och – poczerwieniał na twarzy. – No wiesz, staram się.

– Widzę – posłałem mu ciepły uśmiech.

Wyszedł kilka minut później. Zostałem zatem sam w jego malutkim mieszkaniu. A mówiąc, że było malutkie, naprawdę miałem to na myśli. Z niemalże nieistniejącego przedsionka od razu wchodziło się do salonu, kuchni i jadalni, które było jednym, niezbyt obszernym pomieszczeniem. Zaraz obok była nieduża łazienka z prysznicem, no i oczywiście, sypialnia. Łóżko zajmowało niemal w całości całą powierzchnię, także, by dostać się do okna, trzeba było po nim przejść. Ale wszystko było tu jasne i estetyczne. Shion bardzo dbał o swoje cztery kąty, utrzymywał porządek i pielęgnował to miejsce, wkładając w nie swoje serce. Przykładem tego mogła być dżungla kwiatów, jakie posiadał w salonie. Miał blisko trzydzieści roślinek. Dużych, małych, średnich, stojących na podłodze lub też na jakimś kwietniku. Aż przyjemniej spędzało mi się w takim miejscu czas. Tym bardziej cudownie jadło mi się śniadanie, przyrządzone przez mojego chłopaka. To było najprostsze śniadanie, jakie mogło być, ale niewątpliwie przygotowane z sercem. Krzywo złożony omlet, bardziej przypominający jajecznicę, kiełbaski, ryż, miso i warzywa. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie rozczulił mnie widok pozostawionego dla mnie jedzenia.

Zjadłem posiłek, po czym posprzątałem po sobie oraz po Shionie, który pewnie w pośpiechu zostawił brudne naczynia. Wziąłem prysznic, po czym przebrałem się w to samo, co miałem na sobie wczoraj. Pościeliłem łóżko, upewniłem się, że nic nie zostawiłem i żadne kurki nie były odkręcone, a następnie wyszedłem do domu. Wracałem do siebie z myślą, że niewątpliwie byłem zakochany po uszy i z całego serca podobał mi się ten stan.

W domu zastała mnie cisza. Nie byłem pewny czy ktokolwiek był, jednak mając na uwadze to, że nie wróciłem na noc do domu i każdy raczej wiedział, gdzie spędziłem ten czas, to planowałem uniknąć niepotrzebnych konfrontacji. Tak, miałem chłopaka i tak, chciałem uprawiać z nim seks, jednakże wciąż nie mogliśmy się do tego zabrać. Jak na razie delektowaliśmy się sobą w zupełnie niewinny sposób, choć to w ogóle mi nie przeszkadzało.

Oznajmiłem Shionowi, że wróciłem do domu i zaproponowałem mu, żeby przyjechał, jak skończy pracę. Zgodził się, dlatego nie pozostało mi nic innego, jak wyczekiwać mojego chłopaka z zapartym tchem.

Siedziałem w salonie, oglądając film, gdy okazało się, że nie byłem sam w domu. Tata wyszedł z sypialni całkiem zaspany, ubrany w swój ulubiony szlafrok. Jego kręcone włosy niczym sprężyny sterczały we wszystkie strony. Stanął półprzytomny, zerkając to na mnie, to na ekran telewizora.

– Obudziłem cię? – spytałem z lekka zmartwiony, że mogłem zakłócić jego sen. Ewidentnie odsypiał nocną zmianę w szpitalu.

– Nie – pokręcił głową. – Sam się obudziłem.

Poszedł posuwistym krokiem do kuchni. Słyszałem, jak robi sobie kawę. Postanowiłem nie zadręczać się dłużej tym, że mogłem go obudzić i kontynuowałem oglądanie filmu. Tata zaraz wrócił do salonu. Usiadł w fotelu, powoli sącząc czarną kawę ze swojego ulubionego kubka. Westchnął z zadowoleniem, gdy odpowiednia ilość kofeiny przelała się przez jego przełyk do żołądka.

– Mam dwa pytania – zaczął.

– Tak? – zatrzymałem film. Mimowolnie poczułem kluchę w gardle. Norma każdego domowego „przesłuchania”.

– Palisz papierosy? Albo może któraś z twoich sióstr?

Poczułem, jak zimny pot spłynął mi po plecach. Nie całkiem takiego pytania się spodziewałem, ale czułem, że było to jedynie preludium do jakiejś większej sprawy.

– Nie – zaprzeczyłem. – I nie wiem czy któraś z nich pali.

– Znalazłem w przedsionku paczkę papierosów. Jeśli któreś z was pali, to mam nadzieję, że chociaż nie będziecie się z tym kryć po kątach.

Niemalże zakręciło mi się w głowie. Ojcu musiały wypaść papierosy. Obiecałem, że nic nie powiem tacie na ten temat i wiedziałem, że powinienem go teraz kryć.

– Nie, nie. Uhm… To pewnie Shiona.

– Shiona? Shion pali?

– Popala – przyznałem. To była prawda. Shion palił papierosy, ale robił to tak rzadko, że jedna paczka starczyła mu na miesiąc, jak nie dłużej. – Zabrałem mu papierosy dla żartu i myślałem, że je zgubiłem.

– Jesteś pewny, że to nie twoje? – pochylił głowę, patrząc na mnie spod byka. Jak ja nienawidziłem tej dochodzeniowej miny.

– Nie palę. To niezdrowe.

– Mhm. No dobrze. Skoro już jesteśmy przy temacie Shiona, to przejdę do drugiego pytania.

– Tak?

– To delikatna sprawa, ale mam nadzieje, że zrozumiesz – odchrząknął. – Czy Shion się bada?

– Bada? – powtórzyłem, zupełnie zbity z pantałyku. – Masz na myśli… Nie rozumiem.

– Czy Shion robił kiedyś testy na HIV?

Zamarłem. Spodziewałem się wielu pytań, ale niekoniecznie takiego. Aż wydawało mi się, że za moment zemdleję z zaskoczenia. A tata patrzył na mnie zupełnie niewzruszony. Serce zaczęło mi mocniej walić w piersi, moje policzki okryły się nerwową czerwienią.

– C-co?

– Czy Shion badał się kiedyś na obecność HIV? – powtórzył pytanie nieco innymi słowami.

– Shion? Uhm… Nie wiem. Skąd mam wiedzieć.

– Chodzicie ze sobą, tak? Więc powinieneś wiedzieć takie rzeczy.

– Ale po co. Znaczy… To jego sprawa.

– I twoja. To powinna być jedna z pierwszych rzeczy, jaką powinniście oboje zrobić.

– Ale tato – niemalże jęknąłem zawstydzony.

– No tak. Bardzo mi przykro, ale taka jest rzeczywistość. Rozumiem, że bardzo go lubisz i nie chcesz go zranić, ale to podstawa bezpiecznego seksu.

– Tato!!

– Hiro, synku. Mam na myśli twoje dobro, tak? Jeśli uprawiacie seks to chcę mieć pewność, że robicie to całkiem świadomie i bezpiecznie. I mam nadzieję, że nie zapominacie o prezerwatywie.

– O rany – jęknąłem cierpiętniczo, zakrywając twarz dłońmi. To się nie działo naprawdę. – Tato, nawet ze sobą nie spaliśmy.

Zamilkł na kilka dłuższych sekund. W tym czasie jego ekspresja z lekka surowej zmieniła się na zaskoczenie. Rzadko miałem okazję podziwiać taki emocjonalny dysonans na jego twarzy, dlatego delektowałem się tą chwilą, ale i nie wiedziałem, czego się spodziewać.

– Nie?? – w jego głosie brzmiało takie zdziwienie, jakbym mu właśnie z przekonaniem oświadczył, że najnowsze badania potwierdziły to, że ziemia jest płaska. Zaraz odchrząknął, doprowadzając się w ciągu sekundy do porządku. – Ale to nawet lepiej. Będziecie mogli zająć się tym później i w pierwszej kolejności się przebadać.

– Powinienem się pytać, dlaczego jesteś tak zdziwiony? – bąknąłem, nie wiedząc już, gdzie w ogóle utkwić wzrok.

– No cóż, spodziewałem się odrobinę innej odpowiedzi. To nic! Ważne, żebyś nie robił niczego wbrew sobie. I gdyby coś cię martwiło, to śmiało możesz z nami o tym porozmawiać.

Nieczęsto zdarzało mi się przeprowadzać takie rozmowy z rodzicami, ale niepokojące było to, że jednak działo się to coraz częściej. To jako dojrzewający chłopak nie byłem bombardowany tego typu gadkami. Cóż, pewnie powodem też było to, że w końcu miałem kogoś, z kim mogłem uprawiać seks. Zatrważające.

Shion przyjechał zaraz po pracy. Już na wstępie, gdy tylko otworzyłem mu drzwi, przywitał mnie czułym, stęsknionym pocałunkiem. Nie spodziewałem się aż tak miłego przywitania. Oddałem czułostkę, ledwo powstrzymując się przed tym, by jej nie pogłębić. Ostatecznie wciągnąłem Shiona do domu, gdyż całowaliśmy się w progu. Przytulaliśmy się jeszcze do siebie jakiś czas, a ja czułem, jak wszelkie złe emocje ze mnie odpływają. Było mi tak dobrze przy moim chłopaku, że mógłbym już nigdy więcej się od niego nie oddalać.

– Jesteś sam? – spytał, wyraźnie będąc w nastroju na coś więcej niż tylko pocałunki i przytulanie się. Głaskał mnie po plecach. Jego dłoń błądziła po nich bardzo sensualnie, co jakiś czas niemalże niebezpiecznie zbliżając się do moich pośladków. Poczułem, jak robię się czerwony na twarzy.

– Niestety nie – westchnąłem, próbując zapanować nad oddechem.

– Och. Szkoda.

– Co nie?

Roześmialiśmy się obaj. Ile bym dał, by dom był teraz na naszą wyłączność. Chyba byśmy przez resztę dnia nie wyszli z łóżka.

 

Następny weekend zapowiadał się ekscytująco pod kilkoma względami. Przede wszystkim, obie moje siostry wyjeżdżały. Yoshi wybierała się z koleżankami ze studiów do jakiegoś SPA, a Haru wyjeżdżała z Yui do ośrodka agroturystycznego. Dodatkowo, rodziców też miało nie być w domu. Wyjeżdżali nad morze i zabierali ze sobą Mako. Miała do nich dołączyć ciocia Hikari z Fumiko. Asahi miał być podobno w tym czasie z wujkiem Minoru, jednak nie wdawałem się w szczegóły. Liczyło się dla mnie to, że cały dom był dla mnie i mogłem robić co tylko chciałem. Szczególnie na myśli miałem spędzanie czasu z Shionem i w głowie już miałem zaplanowane, co będziemy robić przez ten czas. Jednakże, gdzieś z tyłu głowy wciąż miałem obawy taty związane ze zdrowiem. Postanowiłem zatem coś z tym zrobić. Dość niewinnie zacząłem rozmowę ze swoim chłopakiem odnośnie jego oraz mojego seksualnego życia. Co mnie zaskoczyło, ale i na swój sposób zestresowało, to fakt, że Shion sam w pewnym momencie podjął temat. Wiedziałem jednak, że właśnie oto teraz mój chłopak sam wyrażał chęć zbadania się na obecność HIV.

Zawsze mnie dziwiło, jak lekko wszystko szło przy Shionie. Rozmowy, dyskusje, podejmowanie decyzji. Nawet jeśli mieliśmy rozbieżne zdania, to w pewnym momencie potrafiliśmy dojść do rozsądnej konkluzji. Do kwestii badań też podszedł stoicko, z logiką, ale i swoim charakterystycznym poczuciem humoru. Ja sam zdawałem się bardziej panikować, choć może nie powinienem był. Obaj byliśmy negatywni. Oprócz ulgi, szła za tym świadomość, że oto właśnie on i ja dostaliśmy na piśmie zielone światło do eksplorowania naszego seksualnego życia.

Piątkowe popołudnie było czymś, czego ogromnie wyczekiwałem. Siostry wyjechały, rodzice i Makoto zbierali się powoli. Tata wykonywał ostatnie telefony i upewniał się, że cokolwiek będzie miał do zrobienia po powrocie nie będzie niczym pilnym. Ojciec z kolei gorączkował się bardzo ze względu na spotkanie online, które mu wypadło w ostatniej chwili i które miało się odbyć w weekend, podczas wyjazdu nad morze. Ojciec słynął z dopinania wszystkiego na ostatni guzik w firmie i nienawidził nieporządku w papierach. W biznesie musiał mieć wszystko poukładane i zaplanowane z wyprzedzeniem. Dlatego to spotkanie wywołało pewien dysonans. Reagował też tak ostro, ponieważ spotkanie było z inicjatywy jego nowego biznesowego partnera – Henryego. Sprawy te też były na tyle kluczowe, że ojciec nie tyle co chciał, ale musiał uczestniczyć w tym spotkaniu. Niby wszedł w układ, jednak nigdy w życiu nie dałbym komukolwiek przejąć całkowitej kontroli nad tym, nad czym tak pieczołowicie pracował przez ostatnie długie lata. Nie dopytywałem się o szczegóły, choć zagadnąłem tatę, o co chodziło, bo on niewątpliwie wiedział o wszystkim. Odparł tylko, że to nie było nic ważnego, co w takiej sytuacji było jednoznaczne z powiedzeniem, że mam się nie wtrącać. Czyli to jednak było coś piekielnie ważnego.

Shion przyszedł jakąś godzinę po tym, jak wyjechali rodzice. Czekałem całkiem sam, ekscytując się samą myślą, że oto właśnie miałem okazję spędzić z nim odrobinę czasu. Planowałem, jak miał wyglądać nasz wieczór i aż przechodziły mnie dreszcze ekscytacji.

Na przywitanie pocałowaliśmy się czule i porządnie, tak jak rzadko nam się to udawało, gdy byliśmy u mnie. Mając jednak świadomość, że nikt nie mógł nas zobaczyć i nam przeszkodzić, byliśmy ogarnięci niewyobrażalnym komfortem. Dlatego leniwie delektowałem się ustami Shiona wpijającymi się w moje. W pewnym momencie złapałem go za pośladek co ewidentnie mu się spodobało. Liczyłem, że później zrobimy z tym coś więcej.

Spędziliśmy później czas w salonie. Jedliśmy przygotowaną przeze mnie wcześniej skromną kolację i przytuleni oglądaliśmy serial. Tak, nasz związek wszedł już na ten poziom, że oglądaliśmy wspólnie serial. Wiele wysiłku wymagało od nas to, by się bez przerwy nie obmacywać. Cóż, czy dumnie lub też nie, ale musiałem przyznać, że na tym polu polegliśmy. Oficjalnie mogłem ten wieczór nazwać tym, w którym pierwszy raz uprawiałem seks z drugim mężczyzną.

Tak, jak się spodziewałem, Shion był o wiele bardziej doświadczony, dlatego powiedział, żebym to ja był tym na górze. Akurat tego nie do końca oczekiwałem. Ale on po prostu wiedział, w jaki sposób przygotować się na penetrację. Ja sam byłem dość zielony w tej kwestii, więc całkowicie polegałem na nim.

– Masz lubrykant? – spytał w pewnym momencie Shion, gdy leżeliśmy w moim pokoju na łóżku, pieszcząc się i przygotowując na dalsze doznania.

– Nie – pokręciłem głową.

– Ugh. Trochę niedobrze.

– Nie?

– Wiesz, potrzebujemy poślizgu – odchrząknął znacząco. Zaraz uśmiechnął się do mnie zawadiacko, a ja poczułem, jak się czerwienię. Nie dość, że na piętrze było duszno, to on wcale nie ułatwiał mi oddychania. Moje logiczne myślenie też było przy nim jakieś zaburzone.

– Pewnie któraś z moich sióstr coś ma – oznajmiłem.

– Chcesz pożyczyć żel intymny?

– Raczej się nie pogniewają.

Poszedłem najpierw do pokoju Yoshi, a później Haru. Nie miałem zamiaru myszkować im w rzeczach, dlatego tylko zajrzałem do kilku miejsc, gdzie spodziewałbym się zastać jakiś lubrykant. Przeliczyłem się w tej kwestii. Nie znalazłem niczego, a nie chcąc przeszukiwać pokojów pod ich nieobecność i bez ich wiedzy, dałem sobie spokój. Miałem wrócić do Shiona i oznajmić mu że moje poszukiwania zakończyły się fiaskiem, gdy coś mnie tknęło. Przecież miałem jeszcze rodziców. W jednej chwili poczułem, jak się pocę pod pachami ze stresu na samą myśl, że mógłbym przejrzeć ich osobiste rzeczy. Pomimo pewnych moralnych obiekcji, postanowiłem spróbować.

Niemal natychmiast znalazłem lubrykant. A nawet dwa. Leżały w drugiej szufladzie szafki nocnej taty. Nie wiedząc, który wziąć, postanowiłem zabrać oba do Shiona i zwyczajnie z nim to skonsultować.

– Och, ten lubię! – oświadczył, gdy pokazałem mu moje znaleziska. – Rozluźnia i ładnie pachnie.

Spojrzałem na małą, niebieską buteleczkę. Była napoczęta, co tylko sprawiło, że mi się coś skręciło w żołądku. Nie chciałem myśleć teraz o tym, że moi rodzice mogli mieć jakiekolwiek życie intymne. Ohyda. Rodzice byli rodzicami i tyle. Kropka. Mała, samolubna i dziecinna część mojego mózgu mówiła, że nie mieli prawa być kimś więcej i mieć jakichkolwiek potrzeb.

– Chcesz wziąć ten?

– Chyba. Chociaż ten drugi niby lepiej współgra z prezerwatywą. Hm… Sam nie wiem.

– Ja się dostosuję.

– Oczywiście – roześmiał się wesoło. Pocałował mnie w środek czoła.

– To boli? – spytałem, wyraźnie zmartwiony. Nie byłem pewny czy przypadkiem nie zrobię mu krzywdy, a tego z pewnością nie chciałem zrobić.

– Pytasz o mnie czy ogólnie?

– Hm. O to i o to.

– Za pierwszym razem się popłakałem – przyznał. Aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż pleców.

– Bolało?

– Cholernie. Nigdy więcej nie chciałem tego robić. Ale później nauczyłem się kilku rzeczy i muszę przyznać, że to naprawdę przyjemne. Nie rozmawiałeś o tym nigdy z rodzicami?

– Nie bardzo. Kiedyś spytałem tatę o jego pierwszy raz i też przyznał, że nie wspomina tego za dobrze.

– Zdaje się, że nad pierwszymi razami ciąży jakaś klątwa. Nikt ich nigdy nie lubi.

– Ciekawe dlaczego.

Obaj zaczęliśmy się śmiać. Shion zdawał się w ogóle nie denerwować tym, że za niedługo miałem go spenetrować. Ba, ta myśl go chyba nawet cieszyła. Za to ja stresowałem się całą tą sytuacją, jakbym miał zaraz mieć spotkanie z samym cesarzem.

Poszło mi lepiej niż mógłbym się spodziewać. Shion dawał mi dokładne wskazówki i mówił, w jaki sposób powinienem się poruszać. Byłem lekko zestresowany tym, że mogłem mu zrobić krzywdę, jednak nic takiego się nie stało. Co więcej, udało mi się sprawić mu dość sporo przyjemności, co już w ogóle nie mieściło mi się w głowie. Zdawałem sobie sprawę, że męski punkt g miał dość specyficzne położenie, że nadal nie mogło do mnie dotrzeć, jak stymulacja prostaty mogła być aż tak przyjemna. Shion miał tak intensywny orgazm, że aż jęknął głośno, w jedną dłoń biorąc swoje przyrodzenie, a drugą zaciskając na pościeli. Dziwnie mi było oglądać go w tak bezbronnej pozie. Jednocześnie było to hipnotyzująco oszałamiające. On osiągający orgazm, ja poruszający się w nim. To było niemalże spirytualistyczne przeżycie.

Sam też miałem orgazm i wytrysk. Oczywiście, nieważne jak długo próbowałem wytrzymać, nie mogłem się powstrzymać. Doszedłem, wzdychając głośno z przyjemności. Nie potrafiąc zapanować za bardzo nad swoimi odruchami, opadłem przyjemnie zmęczony na mojego chłopaka, który radośnie powitał mnie w swoich ramionach. Pocałował mnie w czoło, a ja przez dłuższy moment nie mogłem uwierzyć, co właśnie miało miejsce.

– Fajnie było? – spytał, głaszcząc mnie po nagich plecach. Krótko po orgazmie miałem znowu tę dziwną ochotę ubrać się i udawać, że nic nigdy nie zaszło, jednak to osobliwe uczucie odrzucenia szybko minęło.

– Cudownie – westchnąłem w jego obojczyk. – A ty? Na pewno wszystko było dobrze? Nic ci nie zrobiłem?

– Było idealnie, nie musisz się martwić. Potrzebowałem orgazmu analnego bardziej niż czegokolwiek w moim życiu – roześmiał się. Jego klatka piersiowa poruszyła się. – Jedno z najwspanialszych doświadczeń. W końcu też się o tym przekonasz.

Po tym naszym krótkim, ale ewidentnie udanym stosunku nadszedł czas na przytulanie się. Nigdy w życiu nie chciałem się do nikogo tak mocno przytulać jak do Shiona i miałem nadzieję, że to uczucie nigdy nie minie.

Następnego dnia Shion wstał dość wcześnie rano. Miał tego dnia sesję w dodatkowej pracy, którą, co nie powinno nikogo dziwić, był modeling. Była to praca zleceniowa, ale mój chłopak z takich zleceń był w stanie wyciągnąć swoją drugą miesięczną pensję. Dlatego nigdy nie wahał się, gdy chodziło o pozowanie do zdjęć.

Obudził mnie około piątej, wstając do łazienki. Z początku nie wiedziałem, dlaczego w ogóle tak wcześnie wstał, jednak po chwili uzmysłowiłem sobie, że musiał wyjść. W jednym momencie zrobiło mi się z tego powodu przykro. Gdy tylko wrócił do pokoju, niemal natychmiast wciągnąłem go z powrotem do łóżka. W konsekwencji moich niespodziewanych czynów roześmiał się, a ja miałem ochotę przytulać go i nigdy więcej nie wypuszczać z łóżka.

– Nie idź – ziewnąłem, wtulając się w niego. Shion westchnął, rozczulając się nad moją dość dziecinną postawą.

– Muszę. Nie każdy wygrywa casting i nie każdy ma później okazję być w reklamie.

Drgnąłem.

– Reklama?

– Mhm. Nagrywam dziś reklamę. Muszę zaraz wyjść. Poza tym, jeśli dzisiaj wszystko dobrze pójdzie, to będę miał dla ciebie niespodziankę.

– Tak? Jaką?

– Jeśli ci powiem, to nie będzie niespodzianka! – roześmiał się. – A poza tym, nie mogę ci nic obiecać. Ale jestem dobrej myśli.

– Aha – mruknąłem sennie, cmokając go w policzek. – Będę trzymać za ciebie kciuki.

– Dziękuję, kochanie.

Poczułem, jak robi mi się gorąco. Moje policzki niewątpliwie okryły się czerwienią. Chyba nigdy wcześniej mnie tak nie nazwał. Ogólnie, raczej nie zwracaliśmy się do siebie żadnymi zdrobnieniami. Dlatego tak dziwnie zareagowałem. Byłem zwyczajnie zaskoczony tą niespodziewaną czułostką.

Odprowadziłem Shiona do drzwi. W progu nie miałem zupełnie ochoty go wypuścić, choć wiedziałem, że musiał wyjść. Z bólem pocałowałem go na pożegnanie i życzyłem powodzenia. W duchu naprawdę trzymałem za niego z całych sił kciuki. Cokolwiek miał dziś zrobić, miałem nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. Ale ja na ten czas postanowiłem wrócić do łóżka.

Około jedenastej rozległ się dzwonek mojego telefonu. Nie spałem już, byłem w pełni ubrany i na nogach, jednak i tak zaskoczyło mnie, kto mógłby się dobijać. Spodziewałem się, że pewnie rodzice chcieli spytać czy wszystko u mnie w porządku, ale to nie byli oni.

– Śpisz? – rzucił Andou w słuchawkę.

– Chciałbym – odparłem, zaskoczony tym, że do mnie dzwonił. Praktycznie codziennie ze sobą pisaliśmy i w dodatku widzieliśmy się kilka dni wcześniej.

– No kurczę, przykra sprawa. Słuchaj, jesteśmy z Hajime w okolicy, możemy wpaść?

– W okolicy?

– Stoimy pod twoim domem.

– Co?!

– No, stęskniliśmy się.

Parsknąłem w słuchawkę.

– Pewnie. Chodźcie, już wam otwieram.

Nie powiem, ucieszyłem się na widok przyjaciół. Ewidentnie postanowili złożyć mi wizytę i ani trochę nie byłem z tego powodu zły. Co prawda, gdyby mnie uprzedzili, to pewnie bym coś przygotował do jedzenia, ale raczej nie przeszkadzało im, że nic nie podałem. Zaraz usiedliśmy we trójkę na tarasie z sokiem winogronowym i zaczęliśmy rozmawiać o byle czym. Ogólnie, zaskoczyło mnie, że byli bez Yuko i Chihiro, ale gdy tylko spytałem, dlaczego przyjechali bez dziewczyn, to tylko wywrócili oczami.

– Nie chcieliśmy, żeby wariowały na widok twoich rodziców – oznajmił logicznie Hajime.

– Nawet ich nie ma.

– Teraz to wiemy – odparł Andou. – Rany, ale tu spokojnie. Normalnie mógłbym tu spać.

– Jak chcesz, to możesz sobie uciąć drzemkę.

– Jasne, żebyście mi coś na czole narysowali – prychnął.

Nie wiem dlaczego, ale odczuwałem jakiś dyskomfort, mając gdzieś z tyłu głowy myśl, że nigdy więcej nie pójdziemy do szkoły. Świadomość, że nasze szkolne lata minęły tak nagle, wprawiła mnie w nieprzyjemne osłupienie. Niby dopiero co poznaliśmy się na zajęciach, a już mieliśmy to wszystko za sobą.

Z Andou poznałem się w szkole podstawowej. Wtedy nie do końca się lubiliśmy, choć nie powiedziałbym, że się nienawidziliśmy. Z dużej mierze to była neutralna relacja, pozbawiona ciepłych interakcji. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą bardziej w szkole gimnazjalnej. Byliśmy w różnych klasach i na korytarzu nie zamienialiśmy ze sobą ani słowa, jednak raz stanąłem w obronie Andou. Tak, zrobiłem to. Zaczepiało go dwóch starszych chłopaków, którzy ewidentnie mieli przewagę masy i wzrostu. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jakkolwiek zareagować, tylko ja. Wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, to coś stanie się Andou. Dlatego ja, tchórz i beksa nad beksami, miałem okazję się wykazać. Miałem też ochotę zsikać się w portki na sam widok tych dwóch goryli i biednego Andou, popychanego przez nich we wszystkie strony, ale odnalazłem w sobie dość odwagi, by się wtrącić. Po prawdzie, to było na tyle z mojej bohaterskiej postawy, bo byłem o krok od rozpłakania się. Dopiero Haru, która mnie szukała, zainterweniowała w odpowiedni sposób. Dwóch starszych facetów przestraszyło się mojej bliźniaczki, a przede wszystkim przestraszyli się konsekwencji, które mogły ich spotkać za tknięcie całej naszej trójki. Uratowaliśmy zatem Andou, ale nie byliśmy w stanie zapobiec temu, że mój przyjaciel nieodwołalnie zauroczy się w mojej siostrze. Od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się, a dzięki temu mogłem widzieć, jak uczucia Andou do mojej siostry wrastały w niego powoli, zapuszczając w nim korzenie nie do wyrwania.

Z Hajimie, stety lub też nie, nie łączyła mnie żadna wzruszająca historia. Zwyczajnie zaprzyjaźniliśmy się ze sobą, bo trafiliśmy do jednej klasy, lubiliśmy podobne rzeczy, a poza tym, jego ojciec też był lekarzem. Był laryngologiem i okazało się, że znał mojego tatę. Nie osobiście, ale wiele o nim słyszał. Wtedy też dowiedziałem się, że mój tata był swego rodzaju legendą w medycznym światku. Uświadomiłem sobie też wtedy, że oprócz bycia moim rodzicem, był kimś wyjątkowym dla innych.

– Nic byśmy ci nie narysowali – odparł Hajime z przekonaniem.

– Jasne, jasne.

Złożyło się na to, że spędziliśmy razem niemal cały dzień. Pojechaliśmy trochę się poszwendać po Sapporo, a później wróciliśmy do mnie, gdzie zrobiliśmy grilla. Uśmialiśmy się przy tym co nie miara. Przy okazji pomogło mi to skupić się na czymś innym niż zamartwianie się o przyszłość. No i miło było spędzić czas z przyjaciółmi. Nie byłem pewny, kiedy i czy jeszcze w ogóle będziemy tak razem się śmiać. W końcu w ciągu miesiąca nasze drogi miały się zupełnie rozejść. Ja wyjeżdżałem do Tokio, Hajime miał w planach wyjazd do Korei Południowej, z kolei Andou rozpoczynał staż w amerykańskiej firmie. Nasze życie miało się zupełnie zmienić.

– A jak twój chłopak? – spytał w pewnym momencie Andou, gdy tak siedzieliśmy przy palenisku i czekaliśmy, aż ryby dojdą.

– Shion? W porządku – odparłem, przekręcając szprotki na drugą stronę. – Spędza ze mną weekend. Tylko teraz jest w pracy.

– Och, oho! – rzucił Hajime z jakąś dziwną ekscytacją. – Mnie by chyba rodzice zamordowali, gdybym zaprosił Chihiro na weekend do domu.

– Wiesz, bo to dziewczyna. Chyba pewne rzeczy działają inaczej przy facetach – odparł Andou. To były niebywale rozsądne słowa jak na niego.

– Domyślam się.

– Swoją drogą – zmieniłem temat – to może zaprosimy dziewczyny? Dawno ich nie widziałem.

– Mhm… Jeśli o to chodzi – odchrząknął Hajime. – Wiesz, po tej całej akcji z Kasumi były lekko rozstrojone. I ogólnie ostatnio często się widują we trójkę.

– Poważnie? – nie kryłem zaskoczenia. Nie spodziewałem się, że Chihiro i Yuko aż tak zbliżą się z Nakamurą.

– Tak. Nas też to zaskoczyło. Wiesz, nic do niej nie mamy. I nie mamy nic do twojego chłopaka, oczywiście. Po prostu przyjaźnimy się, a Nakamura zawsze była raczej osobą z zewnątrz i nie sądziłem, że będą próbowały utrzymywać z nią kontakt po tym wszystkim – stwierdził Hajime.

– Mają jakąś dziwną solidarność jajników – fuknął Andou z przekonaniem w głosie.

– Czyli zapraszanie Yuko i Chihiro to zły pomysł? – spytałem zbity z tropu. – Bo przyjaźnią się z moją byłą dziewczyną?

– Bo ja wiem. Ostatnio są jakieś cięte. Podobno zacząłeś się spotykać z Shionem, gdy jeszcze byliście razem i to je tak rozzłościło. Ogólnie mówiliśmy im, że wtedy się po prostu poznaliście, ale one w zaparte swoje – odparł Andou.

– Poza tym, Chihiro bredziła, że wykorzystałeś ją wyłącznie do seksu i zaraz później z nią zerwałeś – dodał Hajime.

– Aha – bąknąłem, czując, jak pąsowieję na twarzy. Niby nie chciałem im mówić, że to w zasadzie była prawda, ale i nie byłem w stanie temu zaprzeczyć. Z początku chciałem nic nie mówić na ten temat, choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeśli teraz nic nie powiem, to później będzie jeszcze gorzej. – To półprawda.

Poczułem, jak Hajime i Andou wpatrują się we mnie intensywnie. Sam nie byłem w stanie podnieść na nich głowy, dlatego intensywnie zacząłem obracać szprotki na palenisku. To była bolesna prawda, ale fakt był taki, że naprawdę wykorzystałem Kasumi. Do tej pory zbytnio się nad tym nie rozwodziłem, jednak w tamtym momencie uzmysłowiłem sobie, jak bardzo musiałem ją zranić.

– Ale o czym mówisz?

– O tym, że ją wykorzystałem. Rany, to źle brzmi… Okej, słuchajcie. Prawda jest taka, że Shion i ja poznaliśmy się wtedy na imprezie. Krótko później zaczęliśmy się ze sobą spotykać. A ta sytuacja z Kasumi… To nie tak, że ją wykorzystałem. To było… My… Hm. Ten związek i tak nie miał sensu. Wiele rzeczy się na to składało. Nie chciałem, żeby to się tak potoczyło, ale ona sama zaczęła temat i jakoś tak…

– I wiedząc to wszystko, że i tak z nią zerwiesz, to i tak poszedłeś z nią do łóżka? – Andou był wyjątkowo zmieszany. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak miotającego się wewnętrznie.

– Nie wiedziałem, że z nią zerwę. Nie planowałem tego. Po prostu wszystko ułożyło się dość niefortunnie.

– Stary, to i tak popierdolone – stwierdził Hajime.

– Wiem. I nie myślcie sobie, że nie jest mi z tym źle. Ale nic już na to nie poradzę.

– Może mógłbyś ją chociaż przeprosić. Nie zaszkodziłoby ci to – mruknął Hajime niby od niechcenia.

Spojrzałem na niego, nie kryjąc konsternacji. To był pierwszy raz, gdy moi przyjaciele opowiadali się bardziej po nie mojej stronie. Co prawda, w tym przypadku mieli rację, jednak wciąż było mi z tym dziwnie.

Reszta ich wizyty przebiegła w dość niezręcznej atmosferze. Nie poruszaliśmy więcej tematu Kasumi i staraliśmy się rozmawiać o zupełnie innych rzeczach. Nie zmieniało to faktu, że ewidentnie się zdystansowali. Bolało mnie to, choć wiedziałem, że mieli w pewnych kwestiach rację. Chciałem tylko, by zrozumieli, że dla mnie niektóre rzeczy też nie były proste i szczerze żałowałem, że w pewnych momentach nie zachowałem się inaczej. Rozumiałem jednak, że niektóre kwestie mogły być niewytłumaczalne lub też niemożliwe do zrozumienia, dlatego postanowiłem nigdy więcej nie zabierać w tych kwestiach głosu.

Andou i Hajime wyszli zaraz po tym, jak Shion wrócił do domu. Obaj obrzucili go dość obojętnym spojrzeniem, po czym stwierdzili, że będą się zbierać. Pożegnaliśmy się więc bez większych finezji i grzeczności. W momencie, gdy odprowadzałem wzrokiem pożyczony od ojca Hajime samochód, wydawało mi się, że ktoś dźgał mnie nożem w brzuch. Shion nie wiedział, dlaczego po wyjściu przyjaciół było mi tak źle, ale i nie miałem ochoty mu mówić. Uznałem, że pewne kwestie powinienem definitywnie zostawić wyłącznie dla siebie.

Następnego dnia obudziłem się w znacznie lepszym humorze. Zaczynając od tego, że obudziłem się przy Shionie. Leżał tuż za mną, przytulając mnie. Jego ręka przewieszona była przez mój bok, a nasze nogi splecione ze sobą w jakiejś wyjątkowo intymnej plecionce. Nigdy nie sądziłem, że budzenie się przy kimś będzie dla mnie tak błogim doświadczeniem. Czułem miłe ciepło wypełniające mnie od środka na samą myśl, że ten oto właśnie mężczyzna był moim chłopakiem i planowałem budzić się tak przy nim jeszcze wiele razy.

Zrobiliśmy razem śniadanie, które zjedliśmy na tarasie. Ubraliśmy się i nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszliśmy nad jezioro. Chodziliśmy przez jakiś czas wzdłuż brzegu, aż w pewnym momencie Shion zaproponował, żebyśmy pojechali obejrzeć lawendę.

– Lawendę? – zdziwiłem się. – Chcesz jechać na pole lawendy?

– Byłeś tam kiedyś?

– Byłem. Jako dziecko.

– Ja też – przyznał, drapiąc się w głowę. – Ale zastanawiam się, co moglibyśmy porobić.

– Wiesz, w sumie nie byliśmy tam razem.

– No nie.

– W zasadzie miło byłoby obejrzeć z tobą lawendę – zacząłem się zastanawiać nagłos.

– W takim razie chodźmy – złapał mnie za dłoń, po czym ruszył w stronę domu. Zaskoczył mnie tym gestem, choć posłusznie za nim poszedłem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że wcale nie puścił mojej dłoni. Co więcej, trzymał ją dość mocno, wplatając swoje palce między moje. To był pierwszy raz, gdy tak długo trzymał mnie za rękę. Z reguły szybko luzowaliśmy uścisk, bo ktoś był obok albo znajdowaliśmy się w miejscu publicznym, jednak nie tym razem. Uścisk Shiona był mocny, tak jak nigdy przedtem, a ja pragnąłem tego więcej. Moje ciało łaknęło tych drobnych, słodkich gestów, które uświadamiały mi, że moja druga połówka naprawdę mnie kochała. Nie chciałem go puszczać, dlatego sam wzmocniłem uścisk na jego dłoni. Pragnąłem już zawsze go tak trzymać i nigdy więcej nie oddalać się od niego.

Kilka minut później wyruszyliśmy w naszą małą podróż. Shion prowadził, argumentując, że miał większe doświadczenie na dłuższą trasę. Stwierdziłem, że nie będę podejmować z nim dyskusji w tej kwestii, choć na swój sposób musiałem mu przyznać rację. Miał prawo jazdy dłużej ode mnie i w wielu kwestiach miał większe doświadczenie. Ale nie oznaczało to, że na wszystkim znał się lepiej ode mnie.

– Tak mnie zastanawia – zaczął w pewnym momencie, gdy przez dłuższy czas jechaliśmy w milczeniu – to, jak zachowywałeś się wczoraj przy swoich kolegach.

– Co masz na myśli?

– Wiesz, byłeś nerwowy – przyznał. Mówił to spokojnie, choć byłem pewny, że gdzieś w środku był zmartwiony, a może nawet zły.

– Tak?

– Mhm. Rozumiem, że pewnie nie są przyzwyczajeni do tego, że jesteśmy razem, ale…

– Ach, nie. Dość spokojnie do tego podchodzą.

– Tak? To o co wczoraj chodziło?

Zerknąłem na moment przez okno. Sam nawet nie wiedziałem, czemu odwróciłem się od niego. Dokładnie w tym samym momencie poczułem, jak patrzy na mnie. Zdaje się, że zupełnie nie rozumiał, o co mi chodziło.

– Rozmawialiśmy o mojej byłej dziewczynie – przyznałem cicho i z nieukrywaną niechęcią. Naprawdę nie miałem ochoty poruszać tego tematu. Powróciłem spojrzeniem na Shiona. Patrzył przed siebie, prowadząc. Nie wydawał się jednak mocno poruszony tym, co mu powiedziałem.

– Aha – mruknął tylko w odpowiedzi.

– Mieliśmy małą dyskusję i ogólnie… Hm. No, zdenerwowali się na mnie.

– Dlaczego?

Westchnąłem ciężko.

– Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

– Nie chcę, ale powinniśmy – odparł. – Widzę, że ci to ciąży.

– Sam kiedyś powiedziałeś, że nie chcesz o niej słyszeć. Tym bardziej sądzę, że teraz nie powinniśmy o niej rozmawiać, kiedy jesteśmy parą.

Shion westchnął głośno i to z nieukrywaną irytacją. Pierwszy raz widziałem, żeby jakkolwiek tracił nad sobą kontrolę.

– I nie chcę nadal o niej słyszeć. Ale nie możemy udawać, że nie ma problemu i zamieść tego pod dywan. Nie wiem, jak było z nią, ale nie lubię niedomówień. Tym bardziej, że pokłóciłeś się przez to ze swoimi przyjaciółmi.

– Zdenerwujesz się.

– Trudno. Wolę się zdenerwować niż zastanawiać się, co się stało.

Westchnąłem ciężko. Po chwili zacząłem wyjaśniać Shionowi, co się stało wczoraj i co w zasadzie wydarzyło się między mną a Kasumi. Przez cały ten czas obserwowałem jego reakcje i musiałem przyznać, że był wyjątkowo opanowany. Byłem pewny, że gdzieś wewnątrz niego kotłowała się złość, choć skutecznie to ukrywał.

– Jesteś zły? – spytałem, gdy skończyłem mu wyjaśniać, co się wydarzyło. Wszyscy dookoła denerwowali się na mnie za całą sytuację z Nakamurą, kiedy ja sam nie czułem się z tym dobrze. Patrząc na to z perspektywy czasu wiedziałem, że zachowałem się najgorzej, jak tylko mogłem.

– Nie – przyznał. – Cieszę się, że w końcu mi o tym mówisz.

– Naprawdę nie chciałem, żeby to się tak potoczyło. Mogłem się z nią rozejść w inny sposób.

– No cóż, teraz już nie masz na to wpływu.

– Wszyscy mówią, że powinienem z nią porozmawiać. Ale sam nie wiem.

– Nie jestem pewien czy to dobre posunięcie – przyznał. – Jak dla mnie powinieneś pozwolić jej się zdystansować do tego. Chyba że sama chce z tobą porozmawiać, wtedy to inna para kaloszy.

– Sam nie wiem – westchnąłem ciężko.

– No tak – zaśmiał się, klepiąc mnie po kolanie. Co ciekawe, nie zabrał ręki, tylko przesunął ją na moje udo. Z początku się wzdrygnąłem z zaskoczenia. Jeszcze nikt nigdy nie robił mi czegoś takiego. – Wiesz co? Pogadaj ze swoimi kolegami. Powiedz im, że to w zasadzie ja ciebie zbajerowałem.

– No co ty – parsknąłem śmiechem.

– No a nie? – zawtórował mi. – Mogę być tym złym kolesiem.

– Ale nie jesteś. To moja wina. Ja ją źle potraktowałem i teraz ja ponoszę za to odpowiedzialność. Ty w niczym nie zawiniłeś.

– Skoro tak mówisz. Ale cieszę się, że mi powiedziałeś o tym.

– Nawet jeśli nie jestem z tego dumny i jest mi wstyd?

– Zwłaszcza z tego powodu.

Dojechaliśmy z Shionem na pole lawendy. Fioletowe grządki ciągnęły się kilometrami i już z samochodu czuliśmy wyraźny zapach unoszący się w gorącym powietrzu lata. Z początku planowaliśmy zrobić sobie kilka ładnych, żeby nie powiedzieć romantycznych, zdjęć, ale ten plan nie mógł zostać spełniony z powodu tłumu, jaki okupował pole. Co prawda, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, ale niemal na każdym mieliśmy w tle nieproszonych gości. Ale tak czy owak, byłem zadowolony z naszej małej wyprawy. To była nasza pierwsza wyjazdowa randka, która wypadła dość dobrze. Przedyskutowaliśmy pewne sprawy i nauczyłem się jednego – Shion był dorosły, a przede wszystkim dojrzały. Lubił mieć wszystkie karty wyłożone na stół i nie znosił jakichkolwiek niedopowiedzeń. Osobiście wolałem unikać tak niewygodnych tematów, jakie dziś poruszyliśmy. On jednak z wysoko podniesioną głową wysłuchał wszystkiego i jeszcze starał się mi doradzić, co już kompletnie nie mieściło mi się w głowie. Ja sam nie wiedziałem, jak bym się zachował na jego miejscu, ale wiedziałem, że to, jak postąpił, nazywało się klasą.

Wróciliśmy do domu późnym popołudniem. W międzyczasie zrobiliśmy sobie spacer po lesie, a później zjedliśmy obiad. Podczas tego naszego spaceru stało się coś, co mnie aż zszokowało, ale i sprawiło multum przyjemności. Shion zrobił mi dobrze. Zaczęło się niewinnie od zapytania mnie, co bym zrobił, gdyby teraz mi obciągnął. Nie miałem pojęcia, jak na to zareagować. Zaskoczył mnie tak intymnym pytaniem, na które odpowiedziałem, że pewnie bym odleciał w kosmos. Wtedy zapytał czy faktycznie mam ochotę odlecieć. Usiadłem na powalonym drzewie, a on uklęknął przede mną, nie przejmując się ściółką leśną, na której właśnie spoczęły jego nagie kolana. Rozpiął rozporek moich spodenek, po czym subtelnie zaczął masować mój penis przez materiał bokserek. Już sam taki dotyk sprawiał, że mój członek twardniał. Chciałem, by zrobił to, co właśnie miał zamiar zrobić, ale jednocześnie byłem zdezorientowany. To było tak nagłe! W dodatku w lesie. Ktoś niespodziewanie mógłby tędy przechodzić i nas zobaczyć. Przecież to by była tragedia.

Shiona jednak nic nie mogło zniechęcić. Uśmiechał się do mnie, a ja, w jakimś dziwnym odruchu, pogłaskałem go po głowie, by zaraz zsunąć dłoń na jego policzek. Zaskoczył go mój gest, ale i mu się spodobał. Widziałem to dzikie zadowolenie w jego spojrzeniu, które tylko coraz bardziej mnie ekscytowało. Zdjął moje bokserki i po chwili zaczął ustami sunąć po całej długości mojego przyrodzenia. Zadrżałem. Wysunął język, robiąc z nim dokładnie to samo, co przed chwilą robił samymi ustami. Czując jak wilgotny, ciepły organ dotykał mojego wrażliwego penisa, miałem ochotę wykrzyknąć coś, by nie przestawał. Pieścił mnie tak jeszcze jakiś czas ustami i językiem, aż złapał mnie jedną ręką przy trzonie penisa, a drugą ujął moje jądra. Aż zachłysnąłem się powietrzem i o mały włos nie doszedłem. Poczułem jednak, jak niewielka ilość nasienia powoli spływa z czubka mojego członka. Shion wykorzystał okazję i zlizał ją koniuszkiem języka. Nie miałem pojęcia, co to była za magia, jaką właśnie wobec mnie stosował, ale niewątpliwie robił to dobrze. Zaczął całować samą główkę, wciąż trzymając mnie za trzon i jądra. Miał mnie całkiem w garści, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Poza tym, we wszystkim, co robił był tak pewny siebie, że było to cholernie podniecające. Aż narastała we mnie ochota, by spuścić mu się na twarz, by choć na moment móc zobaczyć go w jakimkolwiek zaskoczeniu lub zachwianiu tej pewności siebie. Byłem jednak pewny, że nawet coś takiego nie wytrąciłoby go z równowagi. Jedyną osobą, która nie mogła nad sobą panować, byłem ja. Wszystko to tylko się pogorszyło, gdy tylko otoczył ustami mój napletek i gorącym językiem zaczął zataczać koła wokół główki. Jęknąłem głośno, zamykając oczy i odchylając głowę. To było cudowne. Jeszcze lepiej było, gdy nagle wziął mnie odrobinę głębiej w usta i zaczął poruszać głową. Odruchowo zacisnąłem obie dłonie na jego włosach. Chciałem, by robił to szybciej, mocniej. Pragnąłem sam poruszać się w jego ustach, przed czym ledwo się powstrzymywałem. Marzyłem o tym, by spuścić się, dojść, mieć orgazm. Już byłem od tego o krok, gdy niespodziewanie przerwał. Spojrzałem na niego zaskoczony, a on patrzył na mnie z dołu. Uśmiechał się szeroko, z moim penisem przestawionym do swojej twarzy. Wyglądał przeuroczo.

– Chcesz, żebym cię połknął? – spytał.

– S-słucham?

– Twoją spermę – doprecyzował.

– To raczej nieprzyjemne – wymamrotałem. – Nie musisz.

– Ale chciałbyś?

– Chyba – bąknąłem zbity z tropu. Oczywiście, że tego chciałem. Chyba nic by mi nie mogło tak mocno podnieść mojego ego. – Raczej bym chciał.

– Tak czy nie.

– Tak.

– Grzeczny chłopczyk – zaśmiał się rubasznie, w jednym momencie kontynuując to, co przerwał.

Miałem intensywny orgazm oraz wytrysk. Spuściłem się Shionowi w usta. Jeszcze przez moment poruszał głową na moim penisie, by w końcu przerwać i połknąć to, co znalazło się w jego ustach. Na jego twarzy nie pojawił się żaden grymas, co mnie w pewnym stopniu skołowało. Ten mężczyzna właśnie połknął płyny z mojego członka. Do cholery, ja bym się chyba wahał ze sto lat i skrzywił jak Wieża w Pizie.

– Smaczny jesteś – oblizał usta.

– O rany – jęknąłem, zakrywając twarz dłonią. Roześmiał się głośno na moją reakcję. – Przestań.

– Było dobrze?

– Tak. Raczej tak.

Podniósł się, otrzepując kolana z suchych liści, które przykleiły mu się do skóry. Spojrzał na mnie z góry, a ja poczułem, jak robię się czerwony na twarzy. Nie wiedziałem, co powinienem teraz ze sobą zrobić. Odpłacić mu się tym samym? Podziękować mu? Co w takich chwilach się robiło?

– Chcę, żebyś mnie przeleciał – powiedziałem niespodziewanie. Sam nawet nie wiedziałem, kiedy te słowa ze mnie wypłynęły. Co nie zmieniało faktu, że naprawdę chciałem, żeby to Shion był aktywnym partnerem.

– Z rozkoszą – odparł z zawadiackim uśmiechem na ustach. – I postaram się, żeby twój pierwszy raz był lepszy od mojego.

W domu byli już moi rodzice, którzy ewidentnie wykorzystali fakt, że nikogo wcześniej nie było. Już w progu domu mnie i Shiona przywitała głośna muzyka oraz zapach przygotowywanej wczesnej kolacji. Byliśmy odrobinę zaskoczeni widokiem moich rodziców kręcących się po kuchni w rytmie ABBY. Przez dłuższy moment patrzyliśmy na nich w zupełnym osłupieniu. Ojciec złapał tatę, który używał drewnianej łyżki jako mikrofonu, za dłoń, okręcając go kilkukrotnie wokół jego własnej osi. Nie miałem pojęcia czy Does Your Mother Know miało dla nich jakąś sentymentalną wartość, ale w tym momencie bez wątpienia jej nabierało. Ojciec ponownie zakręcił tatą, ale tym razem zamiast pozwolić mu swobodnie się wyprostować, pochylił go do tyłu, w konsekwencji czego tata oparł się plecami na jego ręce.

– No pięknie – wyrwało się Shionowi. Ja osobiście czułem, jak wnętrzności podchodziły mi do gardła.

Dopiero, gdy mój chłopak się odezwał, zdali sobie sprawę z tego, że mieli widownię. Ojciec wyprostował się szybko, w konsekwencji czego tata, który całkowicie się na nim opierał, upadł na podłogę. Ojciec z przerażeniem w oczach spoglądał to na nas, to na swojego męża, który aktualnie leżał gdzieś za szafką i nie było go widać.

– Nic ci nie jest? – spytałem tatę. W tym samym momencie zza szafki wyleciała drewniana łyżka, która wcześniej spełniała rolę prowizorycznego mikrofonu i uderzyła ojca w twarz. Skrzywił się.

– Nic mi nie jest – odparł tata, podnosząc się z podłogi. Chwycił jedną dłonią za blat szafki, podpierając się, a drugą złapał się za plecy. Ojciec przykładał sobie rękę do czoła. – Czemu mnie puściłeś?!

– Spanikowałem – wymamrotał ojciec. – Ale nie musiałeś mnie bić.

– Spanikowałem – odpowiedział kąśliwie tata.

Shion nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Szybko jednak zakrył usta dłońmi, wiedząc, jak bardzo było nie na miejscu jego zachowanie. Dokładnie w tym samym momencie z playlisty zaczęło lecieć Dancing With Myself. Nie wiedziałem czy powinienem jeszcze jakoś wyjaśniać moich rodziców.

– Zjecie z nami kolację? – spytał ojciec.

– Ja nie, dziękuję – odparł Shion.

– Nie? – spytałem zbity z tropu.

– Muszę wracać do siebie. Kwiatki czekają – mój chłopak bez żadnego zawahania objął mnie ramieniem, po czym pocałował mnie w czoło. Zamarłem. A on tak tylko uśmiechnął się do mnie zawadiacko. – Zadzwonię później. Do widzenia!

– Do widzenia – odpowiedzieli rodzice, odprowadzając wraz ze mną Shiona wzrokiem. Chciałem pójść z nim do drzwi, ale z jakiegoś powodu nie mogłem się ruszyć. Dlatego całą trójką nasłuchiwaliśmy, jak mój chłopak ubierał buty i wychodzi.

– Nooo! To co na kolację? – spytałem, gdy tylko drzwi za moim chłopakiem się zamknęły. Ojcowie jedynie patrzyli na mnie przez dłuższy czas w znaczącym milczeniu.

– Nie zabrał swoich rzeczy, co nie? – rzucił tata, dźgając swojego partnera łokciem w bok.

– Nie, na pewno nie – ojciec ledwo hamował atak śmiechu. Wydawało mi się, że za moment wszystkie wnętrzności przekręcą mi się na drugą stronę.

– O co wam chodzi? – poczułem, że cały się czerwienię na twarzy.

– O nic szczególnego. Zajrzysz do Mako? Coś robił na dworze, ale od jakiegoś czasu jest cicho – tata skutecznie próbował zmienić temat.

– O co wam chodzi? – powtórzyłem pytanie.

– O nic! Cieszymy się tylko, że jesteś w szczęśliwym związku. A na kolację będzie wołowina.

– Cieszy was to?

Teraz to oni byli skonsternowani. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jak zawsze w takich chwilach, byłem pod wrażeniem ich niemej komunikacji. Niewątpliwie kryła się w tym jakaś czarna magia.

– Oczywiście, że tak – odpowiedział niemalże oburzonym tonem ojciec. – Jesteś przy nim jakiś taki żywszy.

– Weselszy – dodał tata.

– No, zdecydowanie. Poza tym te uśmiechy między wami!

– I buziaki – zachichotał tata, odwracając się i pochylając w stronę piekarnika, by sprawdzić pieczeń.

– Wy to zaraz musicie się ze mnie wyśmiewać – burknąłem.

– Och! Ależ synku! My się po prostu cieszymy. Wiemy, że Kasumi była uroczą dziewczyną i bardzo ją lubiliśmy, ale przy Shionie promieniejesz.

– O rany – wyrwało mi się. Aż czułem, jak się cały zawstydzam. – Sprawdzę, co u Makoto.

W ich słowach było jednak sporo prawdy. Przy Shionie faktycznie czułem się wyjątkowo dobrze. Co prawda, były momenty, kiedy wstydziłem się tego, jak niedojrzały potrafiłem przy nim być, jednak on zawsze zapewniał mnie, że nie było w tym nic złego. Była między nami kilkuletnia różnica wieku, on przeszedł już pewne etapy w swoim życiu, ale nie zniechęcał mnie, bym nie próbował przebrnąć przez pewne rzeczy. Miał dla mnie sporo zrozumienia.

Ale oboje moi rodzice mieli rację z jedną rzeczą – Kasumi była urocza, ale przy niej nie czułem się wyjątkowo. W związku z nią to zawsze ja byłem osobą, która starała się ją zrozumieć, sprawić, by czuła się ze sobą lepiej niż w rzeczywistości mogło być. Niby nie oczekiwałem od niej niczego w zamian, ale na dłuższą metę byłem zmęczony tym jednostronnym ciągnięciem tego w jakąkolwiek stronę. Była urocza, miła, jej nieśmiałość niektórym bardzo pasowała, ale w dużej mierze była po prostu nijaka. Byle jaka. Dopiero Shion uświadomił mi, że w związku to dwie osoby powinny dawać od siebie tyle samo. To on pozwolił mi zrozumieć, że każdy partner powinien mieć swoją przestrzeń, niezależnie od tego, jak silne mogło być uczucie.

Mając na uwadze to wszystko, postanowiłem zaprosić Shiona nad morze. Wybrałem na to następny weekend. Odrobinę panikowałem zbliżającymi się egzaminami wstępnymi, dlatego upewniłem się, by zapakować materiały do nauki. Choć coś w środku podpowiadało mi, że będę się raczej skupiać na innych rzeczach. W każdym razie, mając na uwadze fakt, że był to weekend, podczas którego zaplanowałem stracić następną część swojego dziewictwa, postanowiłem douczyć się odrobinę w kwestii seksu analnego. Swoim zwyczajem zahaczyłem o to tatę, który akurat siedział w gabinecie, zajmując się jakimiś papierami. Wszedłem do pokoju, spokojnie zająłem swoje miejsce na krześle, oczekując, że w końcu znajdę dogodny moment na to, by przedyskutować pewne sprawy.

– No słucham – rzucił, gdy siedzieliśmy już tak przez dłuższy czas w milczeniu. Doskonale wiedział, że miałem zamiar poruszyć z nim jakiś wyjątkowo intymny i niewygodny temat.

– Pamiętasz, gdy zapytałem cię o twój pierwszy raz?

– Aha.

– I chodzi o to…

– Jeśli masz zamiar uprawiać seks ze swoim chłopakiem, w co ciężko mi uwierzyć, że jeszcze nie miało miejsca – przerwał mi – to pamiętaj o trzech rzeczach, a mianowicie: lewatywa, prezerwatywa i lubrykant.

– To już raczej wiem – odchrząknąłem, czerwieniąc się. – Chodziło mi o… no wiesz. Jak się ogólnie do tego przygotować.

– Mhm. To twój pierwszy raz, prawda?

– Tak.

– Po pierwsze, nie miej wygórowanych standardów.

– Rany, tato! – jęknąłem, pocierając skronie. – Jak mam się przygotować na samą tą… Uhm. Czynność.

– Penetrację?

Moje policzki już niewątpliwie płonęły czerwienią.

– Tak. Dokładnie.

– No cóż – odchrząknął – przede wszystkim powinieneś się rozluźnić. Wiem, że w takich chwilach łatwiej to powiedzieć, ale jeśli się nie rozluźnisz, to będzie bolało. Poza tym, jeśli masz ku temu chęć, to możesz sam spróbować sprawdzić, jak reagujesz na dotyk w tamtym miejscu i samemu przygotować się do… penetracji.

– Czyli?

– Weź korek analny, pochodź z nim trochę.

– C-co? – wykrztusiłem.

– Tylko nie zapomnij o lubrykancie. Bez tego to będzie okropne.

– Ale. Ale… Ugh! Skąd ja mam wziąć korek analny?

Przez moment patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Aż słyszałem, jak zegarek tykał na jego nadgarstku. Tata wydawał się mieć już zupełnie dość mnie i moich idiotycznych pytań.

– Nie patrz na mnie tak, jakbym miał ci go dać – powiedział.

– Nie o to mi chodzi! Nie chcę od ciebie żadnego korka! – mimowolnie się skrzywiłem.

– To w czym problem? Kup sobie jakiś mały, sprawdź, jak się czujesz, jak ci się to podoba. Na samo to wielkie przedsięwzięcie zaopatrz się w środki przeciwbólowe i… Hm, w zasadzie.

Niespodziewanie tata otworzył jedną szufladę i szukał w niej czegoś. W końcu wyciągnął z niej blok z kartkami do recept. Sprawnie wypisał na jednej z kartek kilka nazw leków oraz inne potrzebne dane. Całość podbił pieczątką i złożył swój podpis. Wyrwał kartkę, po czym mi ją podał. Spojrzałem na nazwy, które wypisał i nie rozumiałem, o co chodziło. Przede wszystkim, nie mogłem się z początku rozczytać. Gdy jednak rozszyfrowałem lekarskie bohomazy, zdałem sobie sprawę z tego, że i tak nie wiedziałem, co napisał.

– A to jest?

– Twoja recepta na leki po seksie – odparł jak gdyby nigdy nic. Ja sam poczułem, jak gardło i żołądek mi się zaciskają, a całe ciało oblewa zimny pot. – Tabletki przeciwbólowe, maść przeciwbólowa i maść na odbudowę tkanek.

– Aha – bąknąłem.

– Pamiętaj, żeby zacząć spokojnie, jasne? Bez szaleństw, bo zrobisz sobie krzywdę. Gdyby jednak leciała ci krew…

– Krew?! – aż się wzdrygnąłem.

– Tak, krew. Nie panikuj, to też normalne. Trochę poleci i powinno przestać. Zachowaj spokój. Zrób sobie zimny okład, połóż się, odpocznij. Nie bój się też załatwiać potrzeb fizjologicznych zaraz po, bo jeśli nie zrobisz tego, gdy będziesz musiał, to później będzie tylko gorzej. Aha, no i na pierwszy raz sugeruję jakąś pozycję od tyłu.

Aż zaniemówiłem na kilka dłuższych sekund. Tata uznał, że skończyliśmy temat, dlatego wrócił do swojego powszedniego zajęcia. A ja siedziałem oniemiały, nie będąc pewnym, jak powinienem się teraz zachować. Złożyłem receptę, po czym wsadziłem ją do kieszeni bluzy. Nie ruszyłem się jednak z miejsca. Patrzyłem na tatę, na to, jak bardzo niewzruszony tym wszystkim był. Ale z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że przecież był dorosły i takie rzeczy go nie krępowały. Rozumiał, że byłem w pewnym wieku, w którym na poważnie eksplorowałem seksualne kwestie mojego życia. Tylko ja w dalszym ciągu odgrywałem jakąś cnotkę, która miała czerwieniła się na samo wspomnienie o seksie przy innych.

– Na weekend mieszkanie jest wolne? – spytałem.

– Hm?

– Nad morzem.

– Aha, tak. Jasne. Powiedz tylko innym, że wyjeżdżasz, bo ostatnio Haru coś wspominała, że chce się wybrać nad morze.

– Okej. Pewnie – wstałem z zamiarem pójścia do siebie. Gdy chciałem już wyjść, to coś we mnie drgnęło. Stanąłem przed drzwiami, po czym odwróciłem się w stronę mojego taty. Pochylał się nad papierami i był już wyraźnie pochłonięty pracą.

– Hej, tato.

– Hm?

– Dzięki.

– Drobiazg, skarbie. Uważaj na siebie.

– Zawsze.

– Tak swoją drogą, Hiro – powiedział szybko, gdy już byłem jedną nogą na zewnątrz. Zatrzymałem się, patrząc na niego oczekująco. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że ty i twój chłopak będziecie w relacji na odległość, jeśli wyjedziesz na studia?

– Pewnie. Rozmawialiśmy o tym ze sobą i rozumiemy, że to może być trudne, ale damy radę.

Tata patrzył na mnie przez dłuższy moment, jakby chciał coś powiedzieć, ale jednak się rozmyślił. Ja sam oczekiwałem czegoś, co powinienem był usłyszeć, czegoś, co w pewnych kwestiach otworzyłoby mi oczy. To było to spojrzenie. Stety lub też nie, zrezygnował z niewątpliwie dotkliwej prawdy.

– Jasne – posłał mi blady uśmiech. – Bawcie się dobrze nad morzem.

 

Jeszcze tego samego wieczoru zaproponowałem Shionowi wyjazd nad morze, na co ochoczo się zgodził, i zaklepałem mieszkanie. Następnego dnia zrealizowałem receptę od taty. Było mi wyjątkowo niezręcznie kupować te wszystkie rzeczy, ale aptekarka, która wydawała mi leki nawet nie mrugnęła. Podała mi wszystko, zapłaciłem, po czym niemalże wybiegłem z apteki. Po zakupie środków medycznych chciałem zaopatrzyć się w jeszcze jedną rzecz – korek analny. Aż mi się w głowie kręciło na samą myśl, że tata zaproponował mi coś takiego, ale postanowiłem zdać się na niego. Na marginesie mówiąc, jakiekolwiek poradniki w kwestii seksu analnego, które zgłębiałem, by przygotować się do chwili współżycia z moim chłopakiem, również polecały spróbowania korka. Dlatego wygooglowałem, gdzie znajdował się jakiś sex shop i zwyczajnie tam poszedłem. Czy byłem zdenerwowany? Jak cholera. Uznałem jednak, że kilka chwil wstydu było warte udanego stosunku.

Już na samym wejściu do sklepu powitało mnie suche powietrze zmieszane z zapachem duszących świec i olejków eterycznych. Aż skrzywiłem się, wąchając to wszystko i miałem ochotę natychmiast wyjść, ale w ostatniej chwili się przed tym powstrzymałem. Wewnątrz było dość ciemno. Blade oświetlenie nie pomagało ciemnej podłodze i bordowym ścianom. Wszystko zlewało się w tym dusznym półmroku, ale uznałem, że był to dobry pomysł na wystrój, zważając na fakt, że klienci takich miejsc nie chcieli być raczej widziani i pamiętani. Myśl, że raczej nie będę nawet dobrze widoczny dla nikogo z obsługi dodawała mi otuchy. Rozglądałem się jakiś czas w kompletnym zmieszaniu i zawstydzeniu, które sięgało zenitu. Pierwsze dostrzegłem dmuchane lalki, gry erotyczne, bieliznę i kostiumy. Obok były bardziej wyrafinowane akcesoria i gadżety, o których zastosowaniu nie byłem pewny. Przeszedłem dalej do kącika z imitacjami członków. Patrzyłem na nie przez dłuższy czas w nieukrywanym osłupieniu. Wśród sztucznych penisów znajdowały się te, które bardziej przypominały męskie narządy – z żyłami większymi lub mniejszymi, w różnorakich rozmiarach; od tych małych po kosmiczne, wręcz słoniowe wielkości – jak i te mniej przywodzące na myśl naturalny penis. Gładkie, chropowate, kolorowe, cienkie, grube, małe, duże, wygięte, proste. Aż kręciło mi się przed oczami od samego patrzenia na różnorodność opcji, jaką miałem przed sobą.

– Potrzebuje pan pomocy? – usłyszałem za sobą. Moje ciało w jednej chwili przeszła fala nerwowego gorąca. Błyskawicznie odwróciłem się w stronę mężczyzny, który wychylał się zza kontuaru. Nawet go nie zauważyłem, gdy go mijałem, co było wręcz nieprawdopodobne. Na oko miał dwadzieścia kilka lat. Jego wyglądał zapadał w pamięć. Rozjaśnione do blondu włosy, masa kolczyków na twarzy i dłonie pokryte tatuażami. Zgadywałem, że nie tylko dłonie miał wytatuowane, jednak reszta jego ciała znikała pod materiałem czerwonej koszuli.

– J-ja… – zająkałem się.

– Szuka pan czegoś konkretnego czy się tylko rozgląda?

– Szukam – odparłem z nerwowością, nad którą nie mogłem zapanować.

– Mhm. Czego pan szuka?

– Korka.

– Korka? Analnego korka?

Pokiwałem głową.

– Jaki rozmiar?

Już otworzyłem usta, by się odezwać, ale słowa nie popłynęły z moich ust. Że niby co? To były rozmiary? Co ja niby miałem powiedzieć?

– Nie wiem – odparłem bardzo idiotycznie.

– Mhm. Aha – odparł, wychodząc zza kontuaru. Mężczyzna podszedł do jednej z witryn, do której sam miałem zamiar podejść, po czym zdjął z niej pudełko. Podał mi je, a ja je od niego wziąłem. Staliśmy tak teraz we dwóch w niezręcznej ciszy. On z niczym, a ja z pudełkiem, skrywającym erotyczny gadżet.

– Czy coś jeszcze?

– Mm…

– Przyda się do tego lubrykant – zaproponował.

– Aha. Poproszę.

Tak się złożyło, że kupiłem korek analny i lubrykant. W czasie, gdy ten cudaczny jegomość wydawał mi resztę i pakował wszystko do anonimowej, bezpłciowej reklamówki, ja patrzyłem na kolekcję zagranicznego porno na DVD. Kto w ogóle jeszcze kupował płyty DVD? A tym bardziej z filmami porno! Choć musiałem to przyznać, okładki przyciągały uwagę. Przy okazji byłem pod wrażeniem różnorodnością, jakie owe filmy prezentowały. Były filmy hetero, lesbijskie, gejowskie, trans. Były też zwykłe, dwuosobowe akcje przez trójkąty po orgie i gang bangi. Nie zabrakło też dziwnych fetyszy i dewiacji, w które jednak nie miałem ochoty się zagłębiać.

Po wyjściu z sex shopu odłożyłem zakupy do samochodu, po czym poszedłem do 7-eleven, które znajdowało się zaraz na rogu, by kupić butelkę wody. Od tego ciągłego stresu zacząłem odczuwać pragnienie. Ale chociaż miałem to za sobą. Poza tym! Teraz mogłem przystąpić do przygotowań w kwestii seksu z moim chłopakiem.

Gdy wróciłem do domu, niemal sprintem pobiegłem z zakupami do mojego pokoju. Zatrzasnąłem drzwi, a następnie wrzuciłem wszystko do szuflady w komodzie. Robiło mi się gorąco od samego patrzenia na rzeczy, które kupiłem, nie wspominając już o używaniu ich. Chciałem jednak dać sobie trochę czasu na ochłonięcie oraz mentalne przygotowanie.

Leżałem akurat na łóżku, czytając na telefonie o lewatywie, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Yoshi i Haru, swoim zwyczajem, nie czekały aż cokolwiek im odpowiem, tylko od razu weszły do mojego pokoju. Przez dłuższy czas patrzyłem na nie zupełnie zaskoczony, a one obie patrzyły na mnie z jakimś niemym spłoszeniem, ale i zdenerwowaniem jednocześnie. Popatrzyły po sobie. W końcu Haru trąciła Yoshi łokciem w bok. Nasza starsza siostra odchrząknęła, jakby miała przed sobą wielką przemowę.

– Musimy pogadać – powiedziała Yoshi.

– O? – patrzyłem na nie wyczekująco.

– O Shionie.

– O Shionie? Co się stało? – zmarszczyłem brwi. Przez moment przeszło mi przez głowę, że może coś mu się stało, jednak szybko wykluczyłem tę możliwość. Kilka chwil przed najściem tych dwóch zbłąkanych dusz pisaliśmy do siebie. Nie sądziłem, że coś złego mogłoby się w tym czasie wydarzyć.

– Nie wiem jak to powiedzieć, ale… uhm…

– Shion bzyka jakąś babę – oznajmiła Haru bez większych finezji.

Ponownie zapanowało między nami milczenie. Haru wydawała się być niewzruszona, za to Yoshi wyraźnie się zmieszała, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok. Wzięła głośny wdech, a następnie wydech. Ja sam nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć lub w ogóle zareagować. Patrzyłem na moje siostry z szeroko otwartymi oczami, próbując przyswoić to jedno dość bolesne stwierdzenie.

– Co? – wyrzuciłem w końcu z siebie po dłuższej chwili.

– Widziałyśmy go z nią najpierw w galerii, a dzisiaj w parku.

– Skąd macie pewność, że niby się z nią pieprzy?

– Przytulili się. Kto przytula obcą babę?

– Aha. I mam wam w to uwierzyć? Bez żadnych dowodów, to…

– Widzisz? Mówiłam ci – rzuciła Haru, wyciągając telefon z kieszeni bluzy. Chwilę szukała w nim czegoś, by po chwili mi go podać. Spojrzałem na zdjęcie wykonane z ukrycia zza jakiegoś drzewa. Faktycznie, na zdjęciu był Shion, przytulający się z jakąś kobietą.

– Nie nadążam – wymamrotałem, oddając mojej bliźniaczce telefon.

– Wydaje nam się, że powinieneś wiedzieć o tym, że twój chłopak nie jest ci do końca wierny – oznajmiła Yoshi.

– Pewnie – bąknąłem, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni. – Zawsze chciałem wiedzieć takie rzeczy.

Po tej jakże odświeżającej wiadomości nie mogłem zasnąć. Całą noc spędziłem na patrzeniu w sufit i zaciekłym rozmyślaniu o tym, co powiedziały mi moje siostry. Byłem w zupełnym rozstroju. Wiedziałem jednak, że powinienem porozmawiać o tym z Shionem, ale gdy tylko myślałem o tym, napełniała mnie wściekłość. Nie sprawiał wrażenia osoby, która robi to z innymi za plecami swojej drugiej połówki. Poza tym zawsze miałem Shiona za osobę honoru, która nie robiłaby takich rzeczy. Jak bardzo moje wrażenie musiało być mylne!

Około szóstej rano zszedłem na parter, by napić się wody i możliwie ochłonąć. Zastałem w kuchni ojca, zmywającego naczynia. Stałem tak dłuższy czas, patrząc na jego plecy, aż odchrząknąłem, postanawiając przy tym się odezwać.

– Dzień dobry – powiedziałem.

Odwrócił się do mnie przez ramię. Jego mina wyrażała jedno wielkie zaskoczenie dla mojego widoku.

– Dzień dobry. Nie śpisz?

– Mógłbym cię spytać o to samo. Masz wolne.

– Odprawiłem waszego tatę do pracy – otrzepał wodę z talerza, po czym odłożył go na suszarkę. – A ciebie pierwszy raz widzę tak wcześnie na nogach od rozpoczęcia wakacji.

– Stwierdziłem, że wstanę wcześniej.

– Mhm. Pewnie.

Zaraz minął mnie bez słowa, po czym poszedł do sypialni. Odprowadziłem go wzrokiem, nie będąc pewnym, czy za moment nie wróci. Po krótkiej chwili zza niedomkniętych drzwi doszło do mnie chrapanie. Czyli ojciec miał mnie jednak nie niepokoić. Wspaniale.

Zrobiłem sobie kawę, po czym poszedłem z nią nad jezioro. To był dość przyjemny, lipcowy poranek. Zimna poranna rosa okryła moje stopy odziane jedynie w gumowe klapki, jak tylko znalazłem się na trawie. Przeszedłem całe podwórko, wyszedłem za bramkę, gdzie po chwili znalazłem się na nadjeziornej plaży. Wszedłem na pomost, po czym usiadłem obok leniwie obijającej się o niego żaglówki. Deski były wilgotne, wręcz czułem, jak materiał moich spodenek przemaka, jednak wolałem to od siedzenia w czterech ścianach. Wziąłem kilka głębokich wdechów, a następnie upiłem kawę. Próbowałem zanurzyć się w przyjemnej ciszy poranka, jednak nijak nie mogłem odgonić od siebie natrętnych myśli. Za każdym razem, gdy tylko zamykałem oczy, przed oczami miałem zdjęcie, które siostry pokazały mi powszedniego dnia. Nie miałem pojęcia, co o tym sądzić. Wewnątrz mnie kotłowało się tyle natrętnych myśli i sprzecznych ze sobą emocji, że aż bolała mnie głowa. Jednego byłem jednak pewny – musiałem koniecznie wyjaśnić całą tę sprawę z Shionem. Spodziewałem się, w jaki sposób miałoby to przebiec i aż dostawałem na samą myśl o tym dreszczy. Musiałem jednak coś z tym zrobić, nieważne, jak bardzo miałoby mnie to boleć.

Tym sposobem kilka chwil później byłem już w swoim pokoju i dzwoniłem do Shiona. Aż pobiegłem do domu, wylewając przy tym niedopitą kawę, byle tylko dostać się do mojego telefonu. Cały zdyszany wybrałem jego numer, po czym przyłożyłem słuchawkę do ucha. Odczekałem kilka, ciągnących się całą wieczność sygnałów, aż w końcu odebrał.

– Halo? – usłyszałem jego poranny, miło zachrypnięty głos po drugiej stronie. Kilka minut wcześniej musiał się obudzić, pewnie szykował się do pracy. Ale ja koniecznie musiałem z nim porozmawiać. Aż serce podeszło mi do gardła i z jakiegoś nieznanego nawet mi powodu w oczach stanęły mi łzy.

– Masz chwilę? – spytałem, nawet się z nim nie witając.

– Chwila to pojęcie względne – oznajmił wymijająco, ewidentnie będąc w nastroju na to, by się ze mną droczyć. Ale ja byłem w nastroju, by zedrzeć z niego skórę.

– Dziesięć minut? Piętnaście? Nie wiem.

– Za półtorej godziny zaczynam pracę, więc jeśli masz ochotę na szybki numerek, to powinieneś już tu być – rzucił prowokacyjnie, w ogóle nie spodziewając się tego, co miałem zamiar z nim przedyskutować. To tylko jeszcze bardziej sprawiło, że krew się we mnie zagotowała.

– Będę za dwadzieścia minut. Podwiozę cię do pracy.

– Cudowna oferta.

– Jedyna taka.

– Pewnie. Nie mam zamiaru jej odrzucać. To do zobaczenia, przystojniaku.

Kilka chwil później byłem w pełni ubrany i w bojowym nastroju jechałem na konfrontację z moim chłopakiem. W głębi duszy czułem, że właśnie teraz miał się stać moim byłym chłopakiem, jednak nie chciałem o tym myśleć. Gdy tylko dłużej pozwoliłem sobie na rozwodzenie się nad tym, co mogło się stać, moje ciało znajdowało się na skraju ataku paniki. Wiedziałem jednak, że muszę wziąć się w garść. Panika w tej sytuacji nic by mi nie dała. Dlatego zaciskając zęby postanowiłem, że nie będę się rozklejać. Co miało się wydarzyć było już w rękach losu.

Shion wsiadł na miejsce pasażera z szerokim uśmiechem na ustach. Chciał mnie pocałować na powitanie, jednak nie widząc większej reakcji z mojej strony, po prostu cmoknął mnie w policzek. Na dłuższy moment zapadła między nami niezręczna atmosfera. Shion nie wiedział, co się działo, a ja sam próbowałem zebrać myśli i w jak najmniej wybuchowy sposób poruszyć z nim dręczący mnie temat. Ruszyłem z miejsca w stronę jego pracy.

– Niecodzienne dostaję od ciebie telefon z samego rana, hm – rzucił, kładąc mi dłoń na kolanie. – Chyba naprawdę masz ochotę na małe…

– Czy ruchasz jakąś babę? – wyrzuciłem w końcu z siebie, nie mogąc znieść tego ciśnienia między nami.

– Co robię?? – spytał z nieukrywanym szokiem. Odsunął się ode mnie, ewidentnie żałując, że mechanik jeszcze nie oddał mu samochodu.

– Pytam czy się z kim pieprzysz, bo jeśli tak, to…

– Hola, hola! – uniósł ręce w poddańczym geście. – Co to ma w ogóle znaczyć? Skąd masz takie zajebiste pomysły?

– Odpowiedz mi.

– Ty odpowiedz mi.

– Zapytałem pierwszy, więc wyjaśnij mi to – zatrzymałem się gwałtownie na światłach. Shion o mało nie wpadł na przednią szybę. Zaklął głośno, jednak zaraz zapiął pas.

– Nie bzykam się z nikim – odparł, nie ukrywaną złością. – Od jakiegoś czasu robię to wyłącznie z tobą, wiesz. Nie z jakąś babą czy pierdoloną myszką Miki. Dlatego teraz odpowiedz mi, skąd w ogóle uroił ci się taki chory pomysł w głowie.

– Ktoś cię widział, jak się przytulasz z jakąś starszą od siebie kobietą. Tyle mogę ci powiedzieć. Aha, no i widziałem zdjęcia, jak to robisz, więc nawet nie próbuj mi wmawiać, że coś takiego nie miało miejsca.

Zamilkliśmy na dłuższy moment. Jechałem, skupiając całą swoją uwagę na drodze. Klaksony, zapach palonej gumy i cieknącego płynu od chłodnicy. Nic nie było tak nieznośne jak poranny ruch na drogach. Zwykle denerwowały mnie korki, jednak tym razem byłem skłonny pojechać dłuższą trasą, byle tylko Shion spóźnił się do pracy. Miałem ochotę być dla niego złośliwym, nieważne jak miałby mi się wytłumaczyć.

– Podejrzewam, że to moja mama – powiedział w końcu.

– Twoja mama? – parsknąłem. – Przytulasz mamę??

– Nie widzę w tym żadnego problemu – odparł wyraźnie poirytowany i gotowy w każdej chwili bronić swojej matki. Aż coś we mnie zawrzało. – Urodziła mnie, wychowała i nieraz ratowała z kłopotów. Nie mam problemu z przytuleniem jej, gdy tego potrzebuje. Poza tym… – urwał.

– Co? Poza tym co?

– Chciałem powiedzieć ci o tym wcześniej, choć nie wiedziałem, jak. Po prostu… Chodzi o to… – westchnął ciężko. – Moja matka jest katoliczką.

– Aha – powiedziałem, odrobinę łagodniejąc. Ale tylko odrobinę. Wciąż byłem jak ta tykająca bomba, gotowa w każdym momencie roznieść wszystko w drobny mak. – Czyli co? Chodzi do kościoła? Modli się.

– Tak. Zgadza się. Tak po prawdzie mówiąc jest dość zagorzałą katoliczką.

– I jak to się ma do czego?

– Chodzi o to, że ja też tak zostałem wychowany.

– Mhm. Czyli co? Też chodzisz do kościoła i się modlisz?

– Tak. W zasadzie, to tak. Jesteśmy w mniejszości, ale nie przeszkadza mi to w wierzeniu.

– Zaraz, zaraz. Zaczęliśmy od tego, że spotykasz się z kimś i nagle jesteśmy na tym, że jesteś katolikiem. Co to za spierdolona spirala bzdur?

– Mówię poważnie. Jestem ochrzczony, miałem pierwszą komunię, bierzmowanie i tak dalej.

– Miałeś co?

– Nie jesteś zaznajomiony z takimi rzeczami, co nie?

– Nie, do cholery.

– Chodzi o to, że żyję w wierze. Moja matka wie, że jestem gejem i mnie akceptuje, bo wie, że nie ma w tym nic złego.

– Myślałem, że to właśnie ci ludzie, którzy najgłośniej krzyczą, że nienawidzą gejów.

– Po części. Niestety. Ale w niej mam zawsze wsparcie. Swoją drogą, to właśnie ona zachęcała mnie do tego, żebym spróbował z tobą być, choć wyjeżdżasz.

– Poważnie? – poczułem, że pocę się na całym ciele. Miałem wielką ochotę skończyć tę dyskusję.

– Tak. Dopinguje mnie. Sam rozumiesz. Twoi rodzice też cię dopingują i wspierają, prawda? Dlatego, cokolwiek mogłeś widzieć, to była moja matka. Mam nadzieję, że mamy to wyjaśnione.

– Mhm. Powiedzmy, że wstępnie ci wierzę. Ale kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? Że jesteś katolikiem?

– Wkrótce – odparł lakonicznie. – To nie takie proste.

– Rozumiem.

–Naprawdę, Hiro. Nie chciałem trzymać tego w sekrecie. Chociaż nie obnoszę się też na co dzień ze swoją wiarą.

– Dobrze. I nie rób tego. A to wszystko… Hm. Zapomnij.

– Jak mam zapomnieć to, że myślałem, że chcesz może loda, a wychodzi na to, że miałeś do mnie pretensje o jakieś głupoty.

– To nie są głupoty. Wydawało mi się, że robisz mnie w konia.

– Nie robię cię w konia.

– Okej dobra. To mamy już ustalone.

Przez dłuższy czas milczeliśmy. Czułem na sobie wzrok Shiona, ale nie miałem chęci ani odwagi, by na niego spojrzeć. Zamiast tego skupiłem się na drodze. Z jakiegoś powodu czułem, jak ciepłe i zimne fale na zmianę przechodzą przez moje ciało. Jeszcze chwila a bym chyba zemdlał ze stresu. Tak po prawdzie, nie wierzyłem mu. Nie sądziłem, że kłamał w kwestii wyznaniowej, ale coś w środku mnie szeptało, że nie był ze mną szczery w kwestii wierności.

– Chcę, żebyś poznał moją mamę – powiedział nagle, przerywając ciszę. Poczułem, jak przechodzi przeze mnie nerwowy dreszcz.

– Twoją mamę?

– Tak. Ja poznałem twoich rodziców, więc chciałbym, żebyś poznał moją mamę.

– A twój tata?

– Nie mam. Mój tatuś to książkowy przykład faceta, który wyszedł kiedyś po mleko i nigdy nie wrócił. Mam tylko mamę.

Pokiwałem głową w zrozumieniu.

– Tacy są najgorsi.

– W takim razie, co powiesz na kolację dzisiaj? – rzucił jak gdyby nigdy nic.

– Że niby dzisiaj miałbym poznać twoją mamę?

– Tak. Nie widzę przeszkód. Czy masz już coś zaplanowane?

– Nie mam. Chętnie poznam ją dzisiaj.

– Wspaniale.

Nie odzywaliśmy się już do siebie za wiele. Podwiozłem Shiona do pracy, pożegnaliśmy się krótko, bez żadnych czułości. Atmosfera między nami w ogóle nie sprzyjała żadnym romantycznym gestom. Trudno było się temu dziwić. Poza tym, w dalszym ciągu nie mogłem mu uwierzyć, że mnie nie zdradzał. Choć może powinienem. Po prostu coś wewnątrz mnie cały czas mówiło, że nie był mi wierny. Czy miałem ku temu powód? Cóż, skoro zaplanowane już miałem spotkanie z jego matką, to mogłem przekonać się o tym osobiście.

W drodze do domu zajechałem do sklepu, by kupić drobny upominek dla mamy Shiona. Wziąłem dla niej białe wino i czekoladki. Przy okazji stwierdziłem, że pokażę się z jak najlepszej strony, dlatego zamówiłem bukiet z różowych róż. Wróciłem do domu całkiem zadowolony z siebie. Nie uszło to uwadze moim siostrom, które jadły śniadanie, gdy wróciłem. W kuchni unosił się zapach kawy oraz świeżo przyrządzonej jajecznicy. Streściłem im moją dzisiejszą sytuację z Shionem. Stwierdziły, że skoro twierdził, że to jego matka i w dodatku zdecydował się mnie jej przedstawić, to raczej mówił prawdę. Zdaje się, że tylko ja nie potrafiłem mu uwierzyć. Nie podobało mi się, że miałem w sobie tyle wątpliwości w kwestii wierności mojego chłopaka, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem się ich wyzbyć.

Gdy tak siedziałem z siostrami, podjadając ich śniadanie, usłyszeliśmy jak stary niedźwiedź wyłania się ze swojej nory. A mając na myśli starego niedźwiedzia chodziło o ojca. Wyszedł z sypialni, przeciągając się przy tym i ziewając, jakby miał kogoś połknąć w jednym kawałku. Cała nasza trójka odwróciła się w jego kierunku, a on stanął w progu kuchni, przyglądając się nam zaspanym wzrokiem.

– Co wy tu robicie? – spytał w sennym zaskoczeniu.

– Jemy śniadanie? – odparła Yoshi pytaniem na pytanie.

– Czemu nie jesteście w szkole?

– Nikt tu nie chodzi już do szkoły – powiedziała Haru, wyraźnie intonując przy tym każde słowo, by cały przekaz niewątpliwie do niego dotarł.

Nastała głucha, późno poranna cisza. Słońce oświetlało kuchnię ciepłymi promieniami. Nasza trójka spoglądała na ojca, a on sennie rozglądał się po kuchni, jakby w ogóle nie wiedział, gdzie się znajdował. Było to na swój sposób niepokojące, ale i zabawne. W końcu było widać, że chyba wyspał się pierwszy raz od dziesięciu lat.

– No tak! – oznajmił w końcu, podchodząc do dzbanka z kawą. – Rany, nie zaskoczyłem.

– Wspaniale, że chociaż to mamy wyjaśnione – wymamrotałem.

– Wasz tata do mnie zadzwonił, obudził mnie. Powiedział, że mam odebrać Mako ze szkoły, dlatego coś mi nie pasowało – nalał sobie kawy do kubka, drapiąc się przy tym po boku. Umoczył usta w porannej kawie, wzdychając przy tym z zadowoleniem. – Właśnie, gdzie on jest?

– Tata czy Mako? – Yoshi wstała, by wziąć dodatkowy talerz dla ojca. Przy okazji nastawiła grzanki w tosterze.

– Mako.

– Na szkolnym obozie. Przynajmniej był jeszcze wczoraj – odpowiedziałem.

– Może coś się zmieniło – Haru wzruszyła ramionami. Wstała, by pozmywać po sobie.

Ojciec stał tak jeszcze dłuższy moment z kubkiem przyłożonym do ust. Na jego twarzy rozpościerało się intensywne skupienie. Moment pustki i niewiedzy przeistaczający się w gorącą realizację był przezabawny do oglądania. Ojciec odłożył kubek, po czym pobiegł z powrotem do sypialni. Ja, Yoshi i Haru popatrzyliśmy za nim zdezorientowani, a on po niecałej minucie wybiegł w pełni ubrany z sypialni, po czym pognał na dwór, zgarniając przy tym kluczyki od samochodu. Trzasnął drzwiami, zostawiając nas bez słowa w całkowitym osłupieniu. Spojrzeliśmy po sobie, nie będąc pewnymi, co właśnie miało miejsce. Cóż, cokolwiek to było, skutecznie odciągnęło moje myśli od sytuacji z Shionem.

Ojciec wrócił do domu z Makoto, co odrobinę nas zaskoczyło. Nasz młodszy brat miał być na obozie jeszcze przez tydzień. Co za tym szło, mieliśmy jeszcze tydzień wolny od ewentualnego niańczenia go, co jego następny wyjazd miał być dopiero półtorej tygodnia po tym obozie. Dlatego ze zdumieniem całą trójką wyglądaliśmy z pokoi, oglądając, jak ojciec wtarga torbę Mako na piętro i jak Mako idzie za nim jak na ścięcie. Niedługo później dowiedzieliśmy się, że Makoto wyrzucono z obozu za złe zachowanie. Choć złe było to może za mało powiedziane, bo nie spodziewałem się, że nasz młodszy brat jest wandalem. Zaczynając od kilku zepsutych ławek, przechodząc przez uszkodzony oraz niepełny sprzęt do pływania, na podpalonej firance kończąc. Szczęka mi opadła, gdy tylko usłyszałem, co zrobił. Yoshi też zaniemówiła, a Haru parsknęła śmiechem. Za to ojciec był zły i to w najprostszym tego słowa znaczeniu. Wściekał się za to, co zrobił Mako, bo ewidentnie nie tak został wychowany. Nie podobało mu się też, że musiał zapłacić za wszystkie zniszczenia, jakich dokonało jego najmłodsze dziecko. Widziałem później, jak gotował obiad. Zdenerwowany, nie odzywał się do nikogo. Poza tym, gdyby wzrok mógł zabijać, to wszyscy w jego zasięgu byliby już martwi.

– Co planujecie z nim zrobić? – spytałem, ostrożnie wkraczając do kuchni.

– Hm? – burknął.

– Z Mako. Coś chyba…

– Tak. Sam jeszcze nie wiem. Ja i tata musimy porozmawiać. Nie możemy tego tak zostawić.

– Jasne. Pewnie.

Westchnął głośno.

– Wy to jednak byliście grzeczni. Swoją drogą, nas nie będzie w weekend, twoje siostry też wyjeżdżają, więc chciałbym, żebyś przypilnował Mako.

Zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia.

– Nie mogę. Wyjeżdżam nad morze.

– Weź go ze sobą.

– Ale jadę z Shionem i… – urwałem, nie wiedząc, co powiedzieć. Niby miałem umotywować niechęć wzięcia brata tym, że miałem zamiar uprawiać seks? Cóż, to był dobry argument, ale raczej nie do dyskusji z ojcem.

– Możecie zająć nasz pokój, Mako zostawisz w waszym. Dasz mu jakiś komiks, zabierzesz go na kilka godzin na plażę i będziesz miał spokój.

– Nie sądzę, że to tak działa.

– Dasz radę. Liczę na ciebie.

– Nie, nie wezmę go.

– Zapłacę ci.

Zmrużyłem oczy niczym jadowita żmija gotowa do skoku.

– Myślisz, że można mnie kupić?

Wzruszył ramionami.

– Warto spróbować.

– Twoja cena?

– Hm?

– Za zajmowanie się Mako w weekend.

Ojciec uśmiechnął się do mnie zadowolony. Cóż, ja sam nie miałem z czego być zadowolonym, ale nie miałem nic przeciwko zastrzykowi gotówki.

– Trzy tysiące? – rzucił jak gdyby nigdy nic. (ok. 100pln dop. aut.)

Prychnąłem z nieukrywaną pogardą.

– Dwadzieścia pięć.

Ojciec zaniemówił na kilka dłuższych sekund.

– Dwadzieścia pięć?

– Dwadzieścia pięć tysięcy (ok. 850pln dop. aut.).

– Nie przesadzasz? To jeden dwunastolatek.

– Nie przesadzam. Miałem spędzić ten weekend z moim chłopakiem, bez towarzystwa brata. To bardzo uczciwa cena.

Westchnął głośno.

– Dwadzieścia? – próbował się targować.

– Dwadzieścia pięć, chyba że chcesz go wziąć ze sobą na imprezę dla dorosłych.

Patrzył na mnie przez dłuższy czas bez większych uczuć. Zdaje się, że miał już dość wszystkich i wszystkiego. Poza tym, niewątpliwie został pokonany przez fakt, że jedno z jego dzieci miało zadatki na piromaniaka, a drugie targowało się o pierwszego jak na targu niewolników. Co mogłem poradzić na to, że musiałem dbać o moje interesy.

– Zgoda – powiedział w końcu, wyraźnie zrezygnowany. Wyciągnął z kieszeni spodni portfel, po czym wyjął odpowiednią ilość banknotów. Już miał mi je podać, a ja już wyciągnąłem rękę, gdy nagle cofnął swoją. – Ale mam warunek.

– To chyba ja powinienem je stawiać.

– Mhm. To część twojego kieszonkowego.

– Co? Mowy nie ma!

– To moje ostatnie słowo.

– A moje ostatnie słowo, toto, że Mako zostaje na twojej głowie w ten weekend.

– No dobra – schował pieniądze, po czym włożyłem portfel z powrotem do kieszeni.

Na tym jednak nie skończyło się nasze targowanie się. Kilka godzin później, kiedy szykowałem się do wyjścia na wielką kolację, usłyszałem pukanie do drzwi. Ojciec zajrzał do pokoju, nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższy moment w milczeniu.

– Wychodzisz? – spytał zaskoczony tym, jak się ubrałem.

– Tak – odparłem, sam będąc zaskoczony tym, że drugi raz w ciągu jednego dnia pofatygował się na piętro. Chyba przyszedł do mojego pokoju pierwszy raz od kilku lat. – Idę dzisiaj poznać mamę Shiona.

– Och – pokiwał głową. – Czyli to jednak na poważnie?

– Jednak? – prychnąłem.

– No wiesz, wyjeżdżasz na studia i tak dalej.

Patrzyłem na niego w jakimś dziwnym osłupieniu. Chyba nikt nie brał mnie i Shiona na poważnie. Sam też zaczynałem momentami wątpić w to czy Shion brał mnie na poważnie, a bardzo chciałem wierzyć w to, że byłem dla niego kimś wyjątkowym.

– Aha. Chciałeś coś?

Dokładnie w tym samym momencie, w którym to powiedziałem, ojciec wyciągnął z kieszeni kilka banknotów, po czym mi je podał. Wziąłem je od niego niepewnie, nie rozumiejąc do końca, o co tym razem chodziło.

– Za Makoto.

– O proszę – przeliczyłem szybko pieniądze. Dwadzieścia pięć tysięcy. Tak jak na początku mówiłem. – Jednak się namyśliłeś?

– Pytałem twoje siostry, ale gdy Haru mi zaśpiewała czterdzieści tysięcy (ok. 1300pln dop.aut.), to wolałem wrócić do najlepszej oferty. Masz prezent dla mamy Shiona?

– Tak – pokiwałem głową w osłupieniu. Haru miała rację, że też nie pomyślałem, żeby wynegocjować wyższą kwotę!

– Świetnie. Baw się dobrze – poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu, po czym wyszedł.

 

Shion czekał na mnie pod blokiem, do którego podał mi adres. Stał, rozglądając się za mną. Wysiadłem z samochodu i gdy tak zacząłem iść w jego stronę, zauważyłem małego pieska, którego trzymał na smyczy. Śmiesznie to wyglądało, biorąc pod uwagę to, jak wysoki był Shion a jak mały był jego futrzasty towarzysz. Piesek był naprawdę mały, biały z kiteczką związaną różową kokardką na czubku głowy. Aż coś wewnątrz mnie stopniało na widok tego maleństwa.

– To dla mnie? – spytałem z daleka. Shion obrócił się w moim kierunku. W jednej chwili na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.

– Chciałbyś, co? – podszedł do mnie. Gdy tylko się spotkaliśmy Shion pochylił się ku mnie, a ja stanąłem na palcach. Cmoknęliśmy się na przywitanie w usta. – Przywitaj się z Kumo.

– Dzień dobry maleństwo!

Pochyliłem się do pieska, by go pogłaskać. Zwierzątko z początku obwąchało nieufnie moją rękę, jednak po chwili wesoło zaczęło merdać ogonkiem. Pozwoliłem więc sobie na pogłaskanie psa, który zadowolony zaczął przymilać się do mojej ręki.

– Cudowności – oznajmiłem, pozwalając sobie na pogłaskanie pieska po grzbiecie. – Czyj to?

– Jest mojej mamy – oznajmił.

– Nie mówiłeś, że masz psa.

– Nie mam. Moja mama ma.

– To nie tak, jakby był twój?

– Nie do końca. Wzięła go po mojej wyprowadzce, żeby nie być sama.

– Rozumiem.

Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas. Shion w końcu zwrócił uwagę na torbę prezentową oraz bukiet kwiatów. Oznajmił, że się postarałem.

– Wiesz, nie chciałem się pokazywać od razu od złej strony.

– A może powinieneś – zaśmiał się, czochrając mi włosy. – Chodźmy na górę.

Wjechaliśmy windą na szóste piętro. W środku zacząłem odczuwać stres związany z tym, że miałem poznać matkę mojego chłopaka. Wcześniej się tym nie denerwowałem, ale to pewnie dlatego że od rana oskarżałem go o to, że mnie zdradzał. Cóż, teraz się miałem na własne oczy przekonać czy jego matka faktycznie była kobietą ze zdjęcia.

Mieszkanie mamy Shiona było dość ciasne. W progu przywitał nas zapach kurzu oraz ciepłej kolacji. Na wstępie weszliśmy do ciasnego przedsionka. Mało się nie przewróciłem w genkanie, próbując zdjąć buty. Na szczęście miałem pod ręką Shiona, którego się złapałem, łapiąc równowagę. Mój chłopak posłał mi spojrzenie pełne rozbawienia.

– Jesteśmy! – powiedział Shion. Zdjął z Kumo szelki wraz ze smyczą, po czym odwiesił je na wieszak.

– Dzień dobry! – rzuciłem, próbując od początku robić dobre wrażenie.

– Chodźcie, chodźcie! – dobiegł nas ciepły kobiecy głos z głębi mieszkania.

W środku było naprawdę ciasno. Zaraz z przedsionka wchodziło się do salonu z małym aneksem kuchennym i to w zasadzie było tyle, jeśli chodziło o mieszkanie. Widziałem jeszcze drzwi, które pewnie prowadziły do sypialni oraz drugie, które pewnie były toaletą. Szczerze powiedziawszy, całość była może minimalnie większa od mieszkania Shiona. Ale nijak mi to nie przeszkadzało. Czułem jakieś dziwne ciepło oraz swojskość, przebywając w takich miejscach.

– Dobry wieczór – powiedziała mama Shiona, widząc mnie. Posłała mi przy tym ciepły uśmiech. Z jakiegoś powodu czułem się, jakby przytulała mnie samym swoim spojrzeniem. Biła od niej taka matczyna czułość, która w jednej chwili złapała mnie za serce. Domyślałem się, że to właśnie takie uczucie było mieć kochającą matkę. Pomijając jednak te moje emocjonalne spostrzeżenia, przekonałem się też, że Shion mnie nie okłamał. Kobieta ze zdjęcia faktycznie była jego mamą. – Hiro?

– Uhm… Tak, tak. Dzień dobry… wieczór. Uhm. To dla pani.

Wręczyłem mamie Shiona kwiaty oraz mały prezent. Przyjęła wszystko ochoczo, szczególnie chyba ciesząc się z bukietu kwiatów. Uściskała mnie serdecznie w podziękowaniu za tak miły gest, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Pierwszy raz spotykałem się z taką prostotą i wdzięcznością, która ewidentnie nie była podszyta niczym wstrętnym.

Mama Shiona faktycznie była taką prostą kobietą. Nie była przesadnie wystrojona, jej jedyną biżuterią były małe kolczyki. Czarne włosy miała związane w drobny kucyk, odsłaniając przy tym szczupłą szyję i bladą skórę.

Zaraz usiedliśmy przy chabudai. Szczerze powiedziawszy, nie byłem przyzwyczajony do typowych japońskich mebli, bo wychowywałem się w domu, gdzie raczej postawiono na zachodni styl. Ale nie w domu mamy Shiona. Wszystko w tym mieszkaniu krzyczało japońskością, zaczynając od metrażu, na tym małym stoliku na pewno nie kończąc. Postarałem się jednak usiąść na tyle wygodnie, na ile potrafiłem. Shion zauważył, że nie byłem pewny, jak się zachować. Z początku raczej pomyślał, że to były nerwy, które też mnie zjadały, ale po chwili domyślił się, że chodziło o to, że nie wiedziałem, jak powinienem się zachować przy tradycyjnych meblach. Zrobiłem co w mojej mocy, by się nie zbłaźnić i zdaje się, że szło mi całkiem nieźle.

Mama Shiona przygotowała bardzo tradycyjną kolację, która na szczęście nie była mi obca. Był to hot pot z ryżem. Zanim zaczęliśmy jeść zaproponowała mi coś do picia, zaczynając od alkoholu. Podziękowałem jej jednak mówiąc, że prowadzę i nie powinienem spożywać niczego z procentami. Ucieszyło ją, jak odpowiedzialny byłem.

– Shion wspominał, że masz dwóch ojców – powiedziała, gdy tak gawędziliśmy chwilę o niczym konkretnym. Głównie zostałem zagadnięty o plany po liceum i o to, jak się sprawował ze mną Shion, na co mój chłopak aż prychnął.

– Tak, tak – odparłem, zerkając na nią niepewnie. Z jakiegoś powodu zawsze mnie stresował ten moment, gdy ktoś obcy dowiadywał się o moich rodzicach gejach. – Mam ojców gejów. Adoptowali mnie i moje rodzeństwo, gdy byliśmy mali.

– To cudowne z ich strony – oznajmiła z nieukrywanym entuzjazmem. – Dali wam dom, gdy natura nie mogła dać im dziecka. Świat działa niesamowicie, nieprawda?

Przez moment nie wiedziałem, co powiedzieć. Patrzyłem więc tak przez kilka sekund na matkę mojego chłopaka, próbując poukładać w głowie kilka rzeczy. Przede wszystkim, pierwszy raz byłem tak miło traktowany przez nowo poznaną osobę. Po drugie, matka Shiona niewątpliwie była specyficzna, biorąc pod uwagę to, co właśnie powiedziała oraz to, jak Shion zareagował na to głębokim westchnięciem. Jakby wiedział, że tego właśnie mógł się spodziewać, ale i błagał, by choć na początku mnie nie wystraszyła. Ale wprost przeciwnie. Byłem nią oczarowany.

– No tak – wymamrotałem. Odchrząknąłem zaraz, próbując przy tym odezwać się już całkiem normalnie. – Adoptowali mnie i moje dwie siostry. Jesteśmy biologicznym rodzeństwem. Później adoptowali jeszcze mojego brata. Jest nas w sumie czwórka.

– Czwórka! Pewnie mieli z wami ręce pełne roboty. Ale ile szczęścia przy tym musiało być – zaśmiała się. – Ale przykro mi, że musieliście kiedykolwiek trafić do domu dziecka.

– Tak po prawdzie, to nawet tego nie pamiętam. Miałem kilka miesięcy. Moje siostry też tego nie pamiętają. Brat też raczej nie, miał pięć miesięcy, gdy rodzice go adoptowali.

– Wszyscy byliście malutcy – oznajmiła ze wzruszeniem. – Tak zupełnie. Jakie to szczęście, że był ktoś, kto się wami zaopiekował. Dzięki Bogu!

Aż zamarłem, nie wiedząc, jak na to powinienem zareagować. Pierwszy raz słyszałem, by ktoś w ogóle używał takiego zwrotu. Fakt, czasami mój ojciec przywoływał wielką Amaterasu, jednak z nią byłem zaznajomiony od dzieciństwa, dlatego nie robiła na mnie zbytniego wrażenia. Ale to, co właśnie powiedziała mama Shiona? Byłem zupełnie skołowany! Co prawda, uprzedził mnie co do katolickiej rodziny, ale nie sądziłem, że aż tak.

– No tak – odchrząknął Shion, widząc, jak niezręcznie mi było.

– A czym zajmują się twoi rodzice, jeśli mogę spytać? – mama Shiona ciągnęła temat, wyraźnie zauroczona moją pokręconą rodziną.

– Jeden z moich ojców jest lekarzem, a drugi ma firmę deweloperską  – wyjaśniłem spokojnie, choć widziałem, jak Shion już chciał interweniować. Tak po prawdzie, nie przeszkadzały mi już takie pytania, bo nowo poznane osoby zawsze je zadawały. Rodzice Kasumi też przeprowadzali ze mną podobny wywiad. Ale mama Shiona miała w sobie taką niewinną, wręcz dziecinną fascynację tym tematem. To nie tak, że chciała mi sprawić przykrość lub jakkolwiek pogardzała faktem, że miałem dwóch ojców. Ona była tak prostolinijnie ciekawska.

– To ciekawe. A jakim lekarzem jest tata?

– Jest chirurgiem dziecięcym – posłałem jej blady uśmiech.

– Ojej! No proszę. Shion, może kiedyś byliśmy u taty Hiro, pamiętasz, gdy…

– Rany, mamo – jęknął Shion, zakrywając twarz dłońmi. – Naprawdę? Podczas kolacji z moim chłopakiem?

– Och, daj spokój – zganiła go. – Słuchaj, Hiro, bo Shion miał kiedyś złamaną rękę. Dodatkowo doszło zakażenie i ogólnie paskudziło mu się to straszne i byliśmy stałymi bywalcami w szpitalu przez kilka miesięcy. Mam gdzieś jeszcze zdjęcia…

– Mamo!

– No co, mamo? Dokumenty ze szpitala też mam.

Mama Shiona wstała, po czym podeszła do jednej z komód. Wyciągnęła z niej album ze zdjęciami oraz trochę sfatygowaną teczkę. Zaraz zadowolona wróciła do stolika. Szybko poszukała kilku zdjęć, puszczając mimo uszu protesty swojego syna. Podała mi kilka fotografii, prezentujących mojego chłopaka gdy był małym chłopcem. Na oko miał gdzieś między ośmioma a dziesięcioma laty. Na kilku zdjęciach miał zabandażowaną rękę, a na innych miał nałożony gips.

– Paskudne to było – stwierdziła mama Shiona, widząc, jak przyglądałem się zdjęciom. Jedno było ze szpitala, ale nie byłem pewny czy był to oddział taty.

– Weź przestań – fuknął Shion.

– Byłeś słodkim dzieckiem – stwierdziłem zaczepnie. Ale taka też była prawda. Shion był przeuroczy jako dziecko.

– Proszę cię…

– Prawda? Spójrz tutaj – mama Shiona nałożyła okulary, po czym wyciągnęła z teczki jakiś dokument. Chwilę go studiowała, po czym w końcu znalazła to, czego szukała. – Czy twój tata nie nazywa się przypadkiem Matsumoto?

– Och – aż mnie zamurowało. – Tak. Takanori Matsumoto.

– Chyba już się poznaliśmy kiedyś – mama Shiona roześmiała się, pokazując mi wypis ze szpitala. Przeleciałem wzrokiem po dokumencie, aż znalazłem podpis oraz pieczątkę taty. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób powinienem zareagować na tę rewelację.

– Faktycznie – przyznałem. – Nie mówiłeś, że znasz mojego tatę!

– Myślisz, że go pamiętałem? Byłem dzieciakiem.

– Ale pana Matsumoto nie pamiętałeś? To był najmilszy lekarz, jakiego poznałam. Poza tym wyglądał bardzo ciekawie.

– Wiele osób zwraca uwagę na jego włosy – przyznałem, doskonale wiedząc, do czego piła. – I ogólnie na jego aparycję.

– Tak, tak. Pamiętam, że miał kręcone włosy. To jego naturalne?

– Jego – pokiwałem głową. – Wszyscy zawsze zwracają na nie uwagę.

– Wcale się nie dziwię. Takie włosy nie zdarzają się na co dzień!

– Są na swój sposób wyjątkowe – przyznałem.

Na tym skoczyliśmy temat moich rodziców, ale mama Shiona nie miała nic przeciwko, bym przejrzał album ze zdjęciami. W zasadzie, sama mi zaproponowała, żebym obejrzał, jak kiedyś wyglądał mój chłopak, co wprawiło mnie w ekscytację. Shion marudził, że się tylko tym znudzę, ale ja się cieszyłem. Przyglądałem się co kolejnym fotografiom, podziwiając to, jak proste, ale i szczęśliwe życie miał Shion. Urodziny, mniejsze lub większe festiwale, różne imprezy, w tym święta. Był tylko on i jego mama, ale mimo wszystko, oboje czerpali radość z każdej chwili, jaką mogli ze sobą spędzić.

Po tej jakże pysznej kolacji spędzonej w wybornym towarzystwie, jakim była mama Shiona i on sam, wybraliśmy się z moim chłopakiem na spacer. Przechadzaliśmy się dłuższy czas ulicami, rozmawiając o całym wieczorze. W końcu Shion spytał czy znalazłem swoją odpowiedź na moje poranne oskarżenia. Głupio było mi przyznać, że zachowałem się zupełnie nierozsądnie, ale musiałem to zrobić. Przeprosiłem przy okazji za swoje dziecinne zachowanie, na co Shion tylko się roześmiał. Mimo wszystko, cieszyłem się, że wyjaśniliśmy całą sytuację i przy okazji zbyliśmy to śmiechem.

Dlatego weekend nad morzem zaczęliśmy dość przyjemnie. Pomijając fakt, że musieliśmy wziąć ze sobą Makoto. Co prawda, Shion nie wydawał się ani trochę przygnębiony z tego powodu, w przeciwieństwie do mnie. Sam twierdził, że zawsze chciał mieć rodzeństwo, dlatego tak uwielbiał moją dużą rodzinę. Nieraz słyszałem od Shiona, że zawsze bawił się sam, bo jego mama niemal bez przerwy była w pracy. Oczywiście, robiła to, by móc zapewnić jak najlepsze życie swojemu dziecku. Ale Shion jako mały chłopiec nie do końca to rozumiał, dlatego przez długi czas żył w przygnębiającej samotności. Jednak dzięki temu wszystkiemu dość szybko stał się samodzielny.

Shion, podobnie jak większość osób, które pierwszy raz widziały nasz mały apartament nad morzem, był zachwycony. Przyglądał się wszystkiemu z zapartym tchem, za to ja i Makoto byliśmy nieporuszeni. A przynajmniej Mako był najbardziej niewzruszony, bo ja sam nie widziałem jeszcze, jak całość prezentowała się po remoncie. Dlatego przez chwilę podziwiałem odświeżone ściany, nową kuchnię, salon oraz toaletę w korytarzu. Ogólnie w planach było odnowienie całego mieszkania, jednak rodzice stwierdzili, że nie mieli na to tyle czasu, dlatego remont naszych sypialni i łazienek zaplanowali na przyszły rok. Jedyną sypialnią, jaka została odnowiona, była ich.

– Twoi rodzice naprawdę pozwolili nam skorzystać z ich pokoju? – spytał Shion, niepewnie wykonując kilka pierwszych kroków przez próg sypialni moich ojców. W pomieszczeniu wciąż unosił się zapach świeżej farby, pozostały po remoncie.

– Jeszcze mi za to zapłacili – roześmiałem się. Położyłem swoją torbę na podłogę, po czym uchyliłem okno. Zapach nie był silny ani męczący, ale stwierdziłem, że lepiej było to wywietrzyć. Zaraz też dotarło do mnie, co znaczyła ta mała uwaga Shiona. W sumie nie spodziewałem się, że będziemy spać ze sobą w łóżku moich rodziców, ale było to na swój sposób ciekawe. – Nie martw się, mamy świeżą pościel.

– Nie wyobrażałem sobie kudlić się w pościeli, w której kudlili się twoi rodzice – parsknął, a ja jęknąłem z obrzydzenia. Jak do tej pory aż tak o tym nie myślałem. Dopiero po uwadze Shiona zdałem sobie z tego ohydnego faktu sprawę.

Już zawczasu ubraliśmy świeżą pościel. Później Shion sam z siebie poszedł sprawdzić, jak radził sobie Mako. Gdy po czasie postanowiłem zajrzeć do pokoju, zastałem mojego chłopaka oraz młodszego brata, jak naciągali prześcieradło z gumką na końce materaca. Nie powiem, odrobinę mnie to rozczuliło. Już jakiś czas temu zauważyłem, że Shion podchodził spokojnie i delikatnie w stosunku do Mako. Często gawędzili ze sobą o komiksach czy puzzlach i spodziewałem się, że na tym wyjeździe też będą coś razem układać.

Po przygotowaniu pokoi niemal od razu poszliśmy na plażę. Przebrani w kąpielówki, z ręcznikami oraz innymi niezbędnymi rzeczami, wkroczyliśmy we trójkę na promenadę, a z niej na plażę. Już z daleka powitał nas szum morza oraz słony zapach wody. Lawirując między rozłożonymi urlopowiczami, rozbiliśmy nasz mini obóz na rozgrzanym od słońca piasku. Shion i Mako rozłożyli razem koc, a ja zabrałem się za wbijanie parasola w piasek. Kilka chwil później położyłem się zadowolony z siebie oraz dobrej pogody, a mój chłopak poszedł z Mako do wody. Miałem nadzieję, że Shion spędzi ten czas ze mną, ale zamiast tego postanowił wrzucić mojego brata do wody. W pewnym sensie mnie to urzekło, jednak na dłuższą metę w ogóle nie podobało mi się to, że mój chłopak wolał spędzać czas z moim bratem. Może było to idiotyczne i niedojrzałe, ale wolałem, by Shion skupiał swoją uwagę na mnie. Jednak Shion i Mako bawili się razem świetnie. Spędziłem tak blisko pół godziny, oglądając ich z daleka, aż mój chłopak nie postanowił do mnie przyjść. Był zadowolony i zdyszany od całej tej zabawy w morzu. Wytarł się ręcznikiem, po czym przysiadł obok, odgarniając nieco przydługie włosy. Napił się wody. Przyglądałem mu się jakiś czas, aż skierowałem swój wzrok z powrotem na Mako. Mój brat, jak to on, pływał to w jedną, to w drugą stronę. Aż zazdrościłem mu, że chociaż ostatnio niemalże załatwił sobie karę stulecia, tak teraz pływał zadowolony, jakby nic się nigdy nie stało.

– Świetnie jest mieć rodzeństwo – oznajmił w pewnym momencie Shion.

– Szczególnie gdy takie jedno okazuje się być wandalem i odsyłają je z obozu do domu.

– Brzmi jak najlepsze wspomnienia, jakie można zrobić z młodszym bratem.

– Tak sądzisz?

Wzruszył ramionami.

– W sumie nie wiem. Nie mam rodzeństwa, więc w zasadzie nie jestem pewny co jest fajne a co nie.

– Pływanie razem na pewno jest fajne – oznajmiłem z przekonaniem. Poklepałem go po ramieniu, po czym oparłem się o nie policzkiem. – Podpalanie zasłon na wyjazdach i sprawianie mnóstwa problemów innym już raczej nie jest.

– No, niezły z niego gagatek.

– Rodzice go dość mocno rozpieścili. Czasami się zastanawiam czy nie trafi kiedyś do kryminału.

Shion roześmiał się w głos. Zdaje się, że rozbawiła go moja uwaga, choć dla mnie była to realna obawa. Jakoś nie widziało mi się odwiedzanie mojego młodszego brata za kratami, ale wszystko mogło się zdarzyć.

Niedługo później dołączył do nas Mako. Podałem mu ręcznik, żeby się wytarł, a on opatulił się nim, po czym usiadł, wciskając się między mnie a Shiona. Odsunęliśmy się od siebie z moim chłopakiem, robiąc mu miejsce. Odrobinę mnie to zirytowało, ale Shionowi nie zrobiło to różnicy. Siedzieliśmy tak kilka dłużących się w nieskończoność sekund, kiedy to Mako oznajmił, że był głodny. Aż spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

– Jedliśmy przed wyjazdem.

– Sto lat temu.

– Może dwie godziny.

– To nic.

Westchnąłem ciężko.

– Wytrzymaj jeszcze z pół godziny i pójdziemy coś zjeść. Dopiero przyszliśmy.

Tym sposobem spędziliśmy na plaży może jeszcze godzinę. W tym czasie napompowaliśmy plażową piłkę i poszliśmy ją odbijać. Byłem w tym okropny. Bieganie po piasku i moje nieudolne próby ukierunkowania piłki we właściwą stronę w dużej mierze kończyły się fiaskiem. Za to mój młodszy brat i chłopak byli jak ryby w wodzie. Cóż, ja jednak cieszyłem się, że w końcu mieliśmy iść coś zjeść.

Po obiedzie, obejrzeniu filmu i układaniu puzzli, Makoto ostatecznie zaszył się w pokoju z komiksem. Zadowolony, że w końcu mieliśmy chwilę spokoju, zaciągnąłem Shiona do sypialni. Oczywiście, nie po to, żeby już zrobić to, co planowaliśmy od jakiegoś czasu. Zwyczajnie miałem ochotę spędzić z nim odrobinę czasu sam na sam. Ułożyliśmy się wygodnie obok siebie, by niemal od razu zacząć się całować i przytulać. Po intensywności, z jaką Shion inicjował pocałunki, zdałem sobie sprawę, że on też tylko czekał na moment, w którym zostaniemy całkiem sami. Moja dłoń sunęła po jego boku, by ostatecznie złapać go za pośladek. Zaśmiał się w moje usta, przygryzając zaraz moją dolną wargę.

– Tak chcesz się bawić? – zamruczał, na krótką chwilę odrywając się ode mnie.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo.

– No proszę!

Klepnął mnie w pośladki. Zachichotałem, siadając na nim okrakiem. Chwilę udawaliśmy, że się ze sobą siłowaliśmy. Czułem pod sobą jego półtwardy członek. Splątaliśmy ze sobą nasze dłonie, patrząc przy tym na siebie z jawnym rozbawieniem. Widziałem w oczach Shiona coś, z czym raczej nikt nigdy na mnie nie patrzył – czułość. W tamtym momencie zdałem też sobie sprawę z tego, że musiał być we mnie naprawdę zakochany. Tak samo jak ja w nim.

– Wiesz co, zastanawia mnie jedno.

– Mhm?

– Jakiś czas temu mówiłeś, że masz dla mnie niespodziankę – mówiąc to, pochyliłem się lekko, unosząc przy tym nasze splecione dłonie. Pocałowałem kłykcie obu jego rąk. Zaśmiał się na ten gest z mojej strony. – I ciekawi mnie, co to za niespodzianka.

– Powiedziałem, że może będę mieć niespodziankę.

– Co nie zmienia faktu, że mnie to ciekawi.

Westchnął ciężko, na krótką chwilę odchylając głowę i patrząc w sufit.

– Nie  wyszła ta niespodzianka? – parsknąłem. Z jakiegoś powodu nie czułem rozczarowania, tylko samą ciekawość.

– Nie. To nie tak, że nie wyszła. Jeszcze nie wiem. Po prostu nie chciałem ci nic obiecywać. I teraz też nie mogę.

– Aha. Nawet mi nie zdradzisz małego szczegółu?

– Aż tak bardzo chcesz wiedzieć?

– Oczywiście!

– Hm. No cóż. Odezwała się do mnie agencja z Tokio.

– Towarzyska?

– Hiro! – mój chłopak wybuchł śmiechem. Aż cały zadrżał. – Nie, nie towarzyska. Modelingowa. Jakiś czas temu wysłałem do kilku grup portfolio i wyrazili zainteresowanie. Ale tylko to. Nie dostałem żadnego zlecenia, więc możliwe, że to fałszywy alarm, więc…

– Czekaj. Agencja z Tokio? Jechałbyś na zdjęcia w Tokio?

– Zdjęcia, plany filmowe – wzruszył ramionami. – Wszystko. Wiesz, że tam się dużo dzieje.

– I co?

– To znaczy?

– W sensie… zamieszkałbyś tam?

– Gdyby udało mi się trochę rozwinąć i ugruntować moją pozycję. Musiałbym znaleźć jeszcze jedną pracę, ale potencjalnie tak, przeprowadziłbym się do Tokio.

– No co ty – poczułem, jak wzruszenie złapało mnie za gardło, jednak w porę udało mi się nad tym zapanować. – To chyba nie ma nic wspólnego ze mną?

– Po części. W zasadzie, to… hm. W sumie sporo. Otworzyłeś mi oczy.

– To znaczy?

– No wiesz, trochę zacząłem myśleć nad pewnymi sprawami, a poza tym jesteś moim chłopakiem. To normalne, że chciałbym być blisko ciebie.

– Wiesz, jeszcze nie jest powiedziane, że zamieszkam w Tokio.

– Na pewno tak będzie – posłał mi blady uśmiech. – Zdasz egzaminy i dostaniesz się do Tokio.

– Może wybiorę Sapporo – wzruszyłem ramionami.

– Nie. Nawet się nie waż – uwolnił jedną dłoń z mojego uścisku, po czym złapał mnie pod brodą. – Nie pozwolę ci tu zostać. Tylko zmarnujesz swój potencjał.

– Aż tak ci zależy na tym, żebym jechał?

– Wolisz, żebym był samolubny i powiedział ci, żebyś został? Tego ode mnie oczekujesz?

– Tak.

Shion zamilkł w zaskoczeniu, a ja aż sam nie mogłem uwierzyć, z jaką stanowczością to powiedziałem. Ale byłem szczery. Naprawdę pragnąłem tego, by Shion zrobił coś tak samolubnego i kazał mi zostać. Ogólnie cieszyłem się na wsparcie z jego strony, jednak mała część mnie chciała, by mnie zatrzymał. Chciałem poczuć, że byłem dla niego tak ważny, by nie pozwolił mi wyjechać.

– Chciałbym to powiedzieć – oznajmił, łapiąc mnie za biodra – ale nie mogę.

– Bo?

– Bo nie możesz spędzić reszty życia w jakiejś dziurze tylko przez jakiegoś frajera.

– Że niby ty jesteś tym frajerem?

– Jest jakiś inny?

– Nie wydaje mi się – pochyliłem się, całując go przy tym czule w usta. – Jest jeden frajer. I bardzo, ale to bardzo-bardzo mi na nim zależy – westchnąłem.

Krótko później ucięliśmy sobie razem drzemkę. Spaliśmy złączeni w całkiem intymnym uścisku. Przodem do siebie, z moją głową wtuloną w szyję mojego chłopaka i rękoma oplatającymi go w pasie. Shion natomiast miał jedną dłoń wplątaną w moje włosy, a drugą trzymał mnie za pośladek. Wciąż przyzwyczajałem się do bycia z nim, ale przytulanie się należało do jednych z moich ulubionych czynności. Obudziło mnie wiercenie się mojego chłopaka. Szczerze, już miałem ochotę go zganić, kiedy to postanowiłem uchylić zaspane powieki. Jak wielkie moje zaskoczenie było, gdy zobaczyłem tuż przed sobą mojego młodszego brata, wciskającego się między mnie a Shiona. Popatrzyłem na Mako z niedowierzaniem.

– Co ty wyprawiasz? – rzuciłem już całkiem obudzony.

– Nudzi mi się.

– Poczytaj coś.

– Skończyły mi się komiksy.

– To obejrzyj coś.

– Co?

– Nie wiem. Byle nie horror. I film dla dorosłych też nie.

– Co się dzieje? – mruknął zaspany Shion, podnosząc się na łokciach. Na wpółotwartymi oczami popatrzył na mnie i na mojego brata. – Hej, Mako.

– Hej. Mogę z wami spać?

– Jasne – odparł mój chłopak, wracając z powrotem do spania.

– Ekstra.

– Co? Nie! Mowy nie ma – rzuciłem zły. – Wracaj do siebie.

– To co mam robić?

Spojrzałem najpierw na mojego brata, a następnie na Shiona, który zadowolony odwrócił się do nas tyłem. No cóż, nie było rady. Musiałem sięgnąć po ciężką artylerię. Dlatego tym sposobem kilka minut później siedzieliśmy we trójkę w salonie, grając w scrabble. Musiałem przyznać, że z Mako ogrywaliśmy Shiona, który ewidentnie nie był z grą zaznajomiony. Cóż, wraz z rodzeństwem spędziliśmy na graniu w wiele gier planszowych mnóstwo czasu, z takiej racji, że rodzice nie chcieli nas wychowywać z telefoniami. Gdy byłem jeszcze dorastającym chłopcem wydawało mi się być to odrobinę dziwne i czułem się z lekka pokrzywdzony przez rodziców, jednak aktualnie byłem im wdzięczny za takie a nie inne dzieciństwo. Mogłem z dumą przyznać, że to ilość siniaków i zadrapań była wyznacznikiem dobrej zabawy, gdy byłem małym chłopcem.

– No, nie podoba mi się to – oznajmił Shion, przegrywając drugą turę.

– Musisz się wkręcić i będzie dobrze – odparł Mako, który ewidentnie był zachwycony tym, jak dobrze mu szło. – Trochę praktyki i będzie dobrze.

– O, słyszałeś mistrza – zaśmiałem się, trącając stopą o stopę mojego chłopaka pod stołem. Shion posłał mi krótkie, wymowne spojrzenie, a ja ledwo powstrzymałem śmiech.

– Łatwo ci mówić.

– Nigdy nie grałeś z Hiro w scrabble? Przecież spędzacie razem tyle czasu.

Popatrzyliśmy na siebie z Shionem. To prawda, spędzaliśmy ze sobą multum czasu. Tylko jak mogłem wyjaśnić mojemu młodszemu, niewinnemu bratu, że z moim chłopakiem raczej preferowaliśmy nieco doroślejsze czynności. Sam osobiście uwielbiałem się całować z Shionem i tarzać się po łóżku niczym frywolne kociaki. O ile mogłem tak w ogóle powiedzieć. W każdym razie, jak tylko Mako wspomniał o spędzaniu czasu z Shionem, zapragnąłem zrobić coś, o czym raczej nie powinien wiedzieć, bo bym przyprawił go o traumę.

– No nic. Idziemy się jeszcze przejść? – zaproponowałem, chcąc rozprostować nogi, ale i odrobinę zmęczyć Mako spacerem.

Wyszliśmy na spacer wzdłuż molo. Odrobinę wiało, w konsekwencji czego fale mocno uderzały o metalową konstrukcję, rozbijając się o nie. Pokryła nas słona, morska wilgoć, która w jednej chwili zmiękczyła naszą skórę. Aż nie mogłem się powstrzymać od przesuwania dłonią po ramieniu Shiona, by powtarzać mu, jak gładką miał skórę. Na szczęście mój chłopak miał poczucie humoru i nie denerwował się na mnie o moje odrobinę dziecinne zachowanie. Jego cierpliwa postawa sprawiła, że jeszcze bardziej chciałem się z nim pieprzyć. Tak po prostu. Mogłem nawet być tym penetrowanym, byle znaleźć się z nim nago w ustronnym miejscu i pieścić do rana.

W drodze powrotnej zaszliśmy jeszcze zjeść takoyaki na patyku. Zdaje się, że ta drobna przekąska nieco ułaskawiła Mako. Wróciliśmy do domu około dwudziestej drugiej. Mój młodszy brat posłusznie poszedł się umyć, po czym położył się spać. Nie sądziłem, że może zaśnie od razu, za to byłem pewny, że na pewno nie będzie nam przeszkadzać. Dlatego, około dwudziestej trzeciej, sami poszliśmy się wykąpać z Shionem. Skorzystaliśmy do tego z łazienki moich rodziców. Sam miałem przed tym opory, bo nawet w domu łazienka moich rodziców była używana wyłącznie przez nich. Nawet nie pamiętałem, kiedy ostatni raz do niej wchodziłem i możliwe, że czas ten powinien był być określany w latach.

Wzięliśmy wspólny prysznic. Bez problemu zmieściliśmy się we dwoje pod wielką deszczownicą. Gorąca woda lała się na nas z góry, a my myliśmy sobie nawzajem plecy. Za każdym razem, gdy Shion przesuwał dłonią po mojej skórze, przechodził mnie dreszcz podniecenia, który na pewno mu nie umknął. Stałem przed nim całkiem nago. Obnażony, bezbronny, prezentujący się taki, jakim mnie natura stworzyła. Nic nie mogło się przed nim ukryć. Ale i ja widziałem jego ekscytację, która równała się mojej. Obaj nie mieliśmy już nic do ukrycia.

Złapałem za jego przyrodzenie. Aż wziął gwałtowny wdech, czując mój nagły dotyk w tym jakże wrażliwym miejscu. Poruszałem dłonią na jego penisie, składając kilka delikatnych niczym motyl pocałunków na jego szyi. W jednej chwili przestałem być w ogóle nieśmiały. Widok delikatnych rumieńców na twarzy mojego chłopaka tylko dodał mi pewności siebie. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Aż uśmiechnąłem się do siebie. Oto teraz ja, trzymający dorosłego mężczyznę za jego najważniejszy narząd, miałem go w garści.

– Podoba ci się? – spytałem, po chwili przesuwając językiem po chrząstce na jego szyi. Drugą dłonią zacząłem bardzo ostrożnie masować jego jądra. Czułem, jak cały robił się miękki i lejący, tylko w tamtym jednym miejscu twardniał. Jego członek stał na baczność niczym wartownik.

– Pewnie – westchnął, opierając się plecami o zimną, wykafelkowaną ścianę.

– Nie chcesz, żebym przestał?

– Nie.

– A chcesz, żebym…

Uklęknąłem przed nim. Było mi cholernie niewygodnie, ale o ile czułem się niekomfortowo w tej pozycji, tak wiedziałem, jak podniecająca ona była. Pocałowałem główkę jego penisa, a on o mały włos się nie zachłysnął powietrzem. Przez jakiś czas pieściłem go wyłącznie ustami, samemu czując się niczym w jakimś obezwładniającym transie. Jeszcze nigdy w życiu nie robiłem czegoś takiego. Nie wiedziałem czy może moje działania sprawiały mu przyjemność, ale nawet jeśli nie, to chciałem, by zaczęły. Dlatego kompletnie wyzbyłem się wstydu. Wiedziałem, że jeśli będę się jakkolwiek wahać, to nic z tego nie będzie. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę.

Co ciekawe, zadowolenie drugiego mężczyzny wcale nie było takie trudne, jak mógłbym się spodziewać. Choć w kilku kwestiach byłem niewątpliwie niezdarny, to jednak w dalszym ciągu potrafiłem wywołać u mojego chłopaka westchnięcie zachwytu i cichy jęk czegoś, co niewątpliwie było rozkoszą.

Nie potrafiłem wziąć go w całości do buzi. Był taki moment, gdy próbowałem, jednak nagły odruch wymiotny mnie przed tym powstrzymał. Na szczęście, nie zwymiotowałem, po prostu poczułem to nieprzyjemne ukłucie rozchodzące się od gardła do reszty ciała. Shion nie zwrócił nawet na to uwagi. Położył obie ręce na mojej głowie, zaciskając palce na moich krótkich włosach. Spojrzałem na niego z dołu, jednak on miał wzrok skierowany na sufit. Jedynie jego ciężki oddech opadał na mnie niczym czułe zapewnienie o rozkoszy. Było mi z tym nawet lepiej. Trzymałem go za trzon, chcąc sobie nieco pomóc. Poruszałem głową, starając się z całych sił, by nie zahaczyć go zębami. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogłoby być to nieprzyjemne, dlatego nie chciałem go zranić. Bolała mnie szczęka, aż czułem mrowienie rozchodzące się od mojej żuchwy. Poza tym, jak dziwnie było mieć czyjś członek w buzi. Jednocześnie było w tym wszystkim coś wyzwalającego.

Shion spuścił mi się na policzek. Sam powiedział, że zaraz dojdzie i kilkoma szybkimi, choć wciąż delikatnymi, ruchami wyciągnął swój penis z moich ust. Wykonał jeszcze kilka szybkich ruchów dłonią, po czym z jego prącia trysnęła sperma. Aż zamknąłem oczy z zaskoczenia. Shion za to jęknął krótko. Westchnął, regulując oddech.

– O rany, przepraszam – bąknął, kucając obok mnie. Poczułem, jak dotyka mojej twarzy, ścierając ze mnie swoje nasienie. – Dostałeś w oko?

– Nie – pokręciłem głową.

– Okej – cmoknął mnie w nos. Zaraz poczułem jego usta przy moim uchu. – To było bezbłędne, wiesz.

– Tak? – otworzyłem oczy.

– Aha – złożył pocałunek na moim czole, przytulając mnie przy tym. – Jak profesjonalista.

– Pff! – prychnąłem. Shion wybuchł śmiechem. – Nabijasz się ze mnie.

– Wcale nie – pocałował mnie w policzek. – Nigdy.

– No jasne.

Ile radości było w tym jednym pierwszym razie. Znów czułem ekscytację na samą myśl o tym, że przekroczyłem pewną barierę. Miałem za sobą swój pierwszy raz, gdy oralnie robiłem komuś dobrze i wiedziałem, że następny raz będzie nawet lepszy.

Następny poranek zaczął się bezbłędnie obłędnie, bo w ramionach mojego chłopaka. Przytulaliśmy się do siebie z czułą zażyłością. Pościel, w której byliśmy zatopieni, wciąż pachniała świeżo, otulając nas błogo w swoich bawełnianych splotach. Jego cichy, spokojny oddech i ja, wciąż na wpół śpiący. Głaskałem go po włosach, przygładzając nieco rozczochrane kosmyki włosów. Nie potrafiłem nie czuć do niego tego wielkiego, gorącego zakochania, które rozpływało się w moim ciele jak słodki syrop. Mógłbym już tak wiecznie leżeć z nim w łóżku i otoczony półcieniem sypialni, bawić się jego włosami i słuchać tego, jak oddychał w moich ramionach.

Chcąc lub też nie, Shion musiał się w końcu obudzić. Na powitanie siebie oraz nowego dnia obdarzyliśmy się bardzo delikatnym, wręcz ledwie wyczuwalnym pocałunkiem. Wtuliłem się w niego mocno, próbując dać do zrozumienia jakimś moim wewnętrznym obawom, że ta chwila była naprawdę i trwała nie tylko w jakiś wytworach mojej wyobraźni. Czułem dotyk jego dłoni na sobie. To były prawdziwe, żywe palce, próbujące przeczesać moje krótkie włosy. Zbyt krótkie, by cokolwiek można było z nimi zrobić. Ale Shionowi to nie przeszkadzało. Zdaje się, że lubił tę szorstkość, z jaką drapały jego skórę. A ja miałem dreszcze na całym ciele.

– Dzień dobry – westchnął zaspany, całując mnie w czoło.

– Hej – odparłem, z całych sił starając się nie zacząć chichotać. Miałem wyśmienity humor, a to nie mi zrobiono loda. Przy Shionie po prostu otaczało mnie szczęście.

Wkrótce musieliśmy wstać z łóżka. Pożegnaliśmy rozgrzaną od naszych ciał pościel, po czym przygotowaliśmy śniadanie. Shion obudził Mako, więc zjedliśmy pierwszy posiłek dnia we trójkę. Później zgodnie uznaliśmy, że skorzystamy z dnia i poszliśmy na plażę. Wziąłem ze sobą kilka testów do rozwiązywania, dlatego gdy Shion i Mako poszli odbijać piłkę w wodzie, ja ułożyłem się wygodnie z długopisem i zaznaczałem co następne odpowiedzi. Byłem nich wyjątkowo pewny i czułem, że większość z nich była trafna. Rzadko się to zdarzało, ale tym razem miałem w sobie mnóstwo wiary w samego siebie. Wszystko musiało pójść dobrze.

 

*

 

Po egzaminach wstępnych miałem jeszcze więcej wolnego czasu, co zupełnie mnie przerażało. Nigdy nie było momentu w moim życiu, że nie musiałem się uczyć, więc kompletnie nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. W konsekwencji tego wszystkiego czułem jakąś dziwną pustkę oraz towarzyszący jej strach, że nie wiem, co robić ze swoim życiem. Zdawałem sobie sprawę, że czekały mnie studia, ale czas do ich rozpoczęcia był czymś, czego nie potrafiłem zapełnić. Tym bardziej, że gdy tylko otrzymałem pozytywny wynik z Tokio, ogarnęła mnie nieopisana euforia, która po jakimś czasie została zastąpiona jakąś obezwładniającą obawą. Nagle nie mogłem się w ogóle zrelaksować. W nocy budziły mnie jakieś dziwne, oderwane od rzeczywistości koszmary, a w ciągu dnia chodziłem ogarnięty całkiem bezpodstawnym strachem. Moje siostry nie podzielały moich zmartwień. Haru codziennie była w teatrze, a Yoshi ochoczo wdrażała się w firmę ojca. Mako też niczym się nie musiał przejmować, bo wkrótce po tych feralnych wydarzeniach z kolonii, rodzice wysłali go na inny wyjazd, a po niej miał zaplanowane kilka wycieczek z kolegami. Innymi słowy, każdy miał zapełniony czas, tylko nie ja. Dodatkowo zdaje się, że byłem jedyną osobą, która martwiła się przeprowadzką do Tokio. Rodzice znaleźli ładne, w dodatku dość porządne mieszkanie, które mieliśmy okupować z rodzeństwem. Codziennie rozmyślałem o tym, jak niby mieliśmy się tam przenieść we trójkę ze wszystkimi naszymi rzeczami.

Aż pewnego pięknego dnia postanowiłem porozmawiać o tym z rodzicami. Była już końcówka lata, ale pogoda dopisywała. Sierpień łaskawie obdarował nas wieloma pięknymi dniami. Temperatura na termometrze momentami pokazywała ponad trzydzieści stopni. Słońce świeciło intensywnie, jakby już nigdy więcej miało tego nie robić. Ojciec kosił trawę, a tata leżał na tarasie, relaksując się w wolny dzień. Usiadłem na leżaku obok taty i odchrząknąłem. Z początku za bardzo nie zwrócił na mnie uwagi, tylko patrzył przed siebie znad oprawki przeciwsłonecznych okularów. Odchrząknąłem więc znowu i dopiero wtedy zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, choć tylko na jakieś dwie sekundy.

– Słucham.

– Tak się zastanawiałem ostatnio nad przeprowadzką – zacząłem.

– Mhm.

– I odrobinę martwi mnie to, jak damy radę wszystko przewieźć.

– Aha.

Siedziałem tak chwilę, patrząc na niego, doskonale przy tym wiedząc, że w ogóle mnie nie słuchał. Spojrzałem na książkę, którą trzymał otwartą grzbietem do góry. Jakiś thriller medyczny. Zdaje się, że mało mu było emocji w pracy, musiał jeszcze czytać o tym książki. A przynajmniej próbował czytać, bo ewidentnie skupiał uwagę na czymś innym. Spojrzałem na podwórko, a przede wszystkim na swojego ojca, który zwyczajnie kosił trawę. Powiodłem wzrokiem ponownie na tatę, a później znów na ojca, aż zrozumiałem, że koszenie trawy w stroju topless było dla niektórych wyjątkowo podniecające. Poczułem, jak robi mi się niedobrze poprzez samą myśl o tym. Co prawda, ojciec jak na swój wiek był bardzo zadbany i tata miał niewątpliwie na co popatrzeć, ale dla mnie to wciąż było niezręczne.

– Może Shion mógłby się do nas wprowadzić.

– Aha – rzucił, w ogóle mnie nie słuchając.

– I Yui.

– Pewnie.

– I nowy chłopak Yoshi. Wygodniej by się nam tak mieszkało.

– Jasne.

Obaj zamilkliśmy. W tle było słychać tylko kosiarkę. Zacisnąłem usta, próbując powstrzymać śmiech spowodowany całą tą sytuacją. Ojciec koszący trawę, tata gapiący się na niego i bezmyślnie odpowiadający na moje pytania. Ten dom był momentami wyrwany jak z jakiegoś niskobudżetowego sitcomu. Ale to była jedna z tych komicznych chwil, która sprawiała, że uwielbiałem to miejsce oraz ludzi mnie otaczających.

– Zaraz. Co? – rzucił w końcu, jakby w jednej chwili wyrwany z głębokiego transu. Spojrzał na mnie kompletnie zaskoczony. – Yoshi ma chłopaka?

– Nie. Tak tylko sprawdzałem czy mnie słuchasz.

– Słucham cię. Cały czas cię słucham – poprawił okulary, odchrząkując przy tym.

– Jasne. O czym jest ta książka?

– Książka?

– No ta – pokazałem na powieść, którą trzymał. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że chyba przyszedł na taras z zamiarem czytania. Jak widać, inne rzeczy skutecznie odwróciły jego uwagę.

– Ach, ta. Nie wiem, nudna jest. Może ty chcesz poczytać?

– Czemu miałbym czytać nudne książki.

Wzruszył ramionami. Wtedy też ojciec wyłączył kosiarkę. Patrzyliśmy na niego obaj z tatą, jak idzie do kompostu wyrzucić trawę z kosza, a później jak zaprowadza kosiarkę do szopy. Przyszedł do nas, po czym przysiadł na tym samym leżaku, co ja.

– Ładnie? – spytał, pokazując głową na podwórko. Chodziło mu o skoszoną trawę.

– Przepięknie – odparłem. – Majstersztyk.

– Dziękuję. Wiedziałem, że akurat ty to docenisz.

Sięgnął po szklankę lemoniady stojącą na stoliku. Tata posłał mu karcące spojrzenie.

– Wiesz, to chyba moje – rzucił tata, gdy ojciec w najlepsze wypijał duszkiem zawartość szklanki. Musiał być wyjątkowo spragniony.

– Nalejesz sobie – odparł ojciec, wypijając uprzednio do ostatniej kropli lemoniadę. Aż westchnął zadowolony.

– Możemy porozmawiać o przeprowadzce? – spytałem.

– Musimy teraz?

– Fajnie by było.

Ojciec westchnął ciężko.

– Co z przeprowadzką?

– Jak damy radę wszystko przewieźć? No i w jaki sposób i kiedy to zrobimy? Chyba powinniśmy mieć jakiś plan.

Obaj zamilkli na kilka dłuższych sekund. Patrzyli przy tym na mnie dość skonsternowani. Możliwe, że dla nich moje obawy były zupełnie błahe. Ba, z pewnością były. Ale czułem, że jeśli z siebie tego nie wyrzucę, to kiedyś pęknę w najmniej spodziewanym momencie. W końcu to tata pierwszy się odezwał.

– Damy sobie radę – odparł, widząc moje wyraźne zdenerwowanie. – Samolot powinien wszystko udźwignąć.

– Oczywiście. A jak nie, to zrobimy rundkę na dwa razy samochodem, ale to raczej tyle. To nie tak, że wyprowadzacie się na koniec świata.

– Rundkę na dwa razy? Samochodem? Ale to kawał drogi.

– Nie szkodzi.

Siedziałem przez jakiś czas, patrząc na nich w całkowitym osłupieniu. Słowa zupełnie przestały mieć jakikolwiek sens. To mi się w głowie nie mieściło. Jechać dwa razy w to samo miejsce, byle przewieźć rzeczy. W dodatku w taką podróż! Z logistycznego punktu widzenia to nie miało ani trochę sensu. Ale z punktu widzenia dziecka było to jak wzruszające zapewnienie rodzicielskiej, bezgranicznej miłości. Sentyment złapał mnie za gardło, dlatego szybko wstałem po czym poszedłem do siebie. Będąc już na schodach, poczułem, jak do oczu cisną mi się łzy. Niewiarygodne, jak niespodziewanie zacząłem tęsknić za tym miejscem, kiedy nawet z niego nie wyjechałem.

Ale dzień wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami. Możliwe, że tylko ja tak mocno to przeżywałem. Co mogłem poradzić na to, że jakiekolwiek zmiany zawsze wpędzały mnie w stres. Jednym z tych niespodziewanych stresów był nowy członek rodziny, który zjawił się w domu bez większego uprzedzenia. Rodzice przywieźli psa, nie wspominając o tym nikomu. Kiyo – tak została ochrzczona przez rodziców malutka kulka białego futra – natychmiast skradła serce każdego. Co prawda, w większości tylko spała, jadła, załatwiała swoje potrzeby fizjologiczne i gryzła palce, ale tyle wystarczyło, by się w niej zakochać. Ja sam, gdy tylko zobaczyłem czarne jak węgiel oczy i malutkie, trójkątne uszka, to wydawało mi się, że serce mi topnieje. W jednej chwili Kiyo stała się honorowym członkiem domu i piątym dzieckiem w tej pokręconej rodzinie. Choć niewątpliwie jedynym tak uroczym.

– Chyba ci ją ukradnę – powiedział Shion, gdy jednego popołudnia wpadł, by w końcu poznać naszego psa. Kiyo, jak na nią przystało, zupełnie zignorowała Shiona i poszła spać. Dlatego siedzieliśmy przy niej i po prostu oglądaliśmy, jak spała. Trzeba było przyznać, obserwowanie śpiącego psa dawało więcej rozrywki od telewizji.

– Tylko spróbuj – parsknąłem, zaczepnie uderzając go pięścią w ramię.

– No spójrz tylko, jaka jest cudowna – westchnął – drapiąc ją delikatnie jednym palcem za uchem. Kiyo nawet się nie ruszyła. Spała dalej, oddychając spokojnie, otoczona puchatym kocykiem i masą zabawek.

– Nowe oczko w głowie rodziców – odparłem. – Nawet kupili dla niej nosidełko.

– Serio?

– Poważnie. Takie jak się małe dzieci nosi, żeby mieć wolne ręce, tylko dla psów. A ona jest zachwycona, bo wszystko wszędzie widzi.

– To dopiero rozpieszczony pies!

– Kiedyś urośnie, co nie.

– Ale na razie im tego nie mów.

Roześmialiśmy się obaj. Kiyo jedynie uchyliła na nas swoje czarne jak smoła oczy, po czym wtuliła mocniej pyszczek w kocyk. Zdaje się, że przeszkadzaliśmy jej w popołudniowej drzemce. Postanowiłem więc, że lepiej by było, gdybyśmy zajęli się sobą. Spojrzałem na Shiona, a on na mnie i już po jego spragnionym spojrzeniu wiedziałem, że myślał o tym samym, co ja. Położyliśmy się wspólnie na leżaku na tarasie i robiliśmy to, co dwóch zakochanych w sobie chłopaków mogło robić. Oczywiście, nie poszliśmy na całość. Byliśmy na dworze, a poza tym, rodzice mogli wrócić w każdej chwili. Co nie zmieniało faktu, że całowaliśmy się i przytulaliśmy, jakby jutro miało nigdy nie nadejść.

– Co ja tu bez ciebie zrobię – westchnął w moje usta. Sunął dłonią po moim boku, a ja obejmowałem go za szyję. Mógłbym przysiąc, że powietrze wokół nas się elektryzowało.

– Wiesz, mamy jeszcze kilka dni – odparłem dość flirciarsko jak na mnie.

– Wiesz, że to szybko minie – musnął swoim nosem o mój. Poczułem, jak gorąco uderza moje policzki. – A poza tym…

Shion spojrzał na coś, co było za mną, zamierając przy tym. W tym samym momencie usłyszałem, jak ktoś głośno i znacząco chrząkał nad nami. Odsunąłem się od Shiona jak oparzony, odwracając się przy tym w stronę ojca, który stał w progu z Kiyo na rękach. Nie wiedziałem, co powiedzieć, dlatego po prostu milczałem, patrząc na niego w obezwładniającym zawstydzeniu. On jednak nie miał chyba żadnego problemu z tym, że właśnie zobaczył mnie i mojego chłopaka, obściskujących się na leżaku.

– Mamy włoskie na wynos, więc jak chcecie, to chodźcie – powiedział jak gdyby nigdy nic.

– Lubię włoskie – bąknął Shion, nie wiedząc chyba, jak powinien się zachować. W ogóle mu się nie dziwiłem.

– To świetnie. Zapraszam.

Wydawało mi się, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Shion też nie mógł się ruszyć całkowicie sparaliżowany zażenowaniem. Co jak co, ale nie spodziewałem się, że akurat nas czeka konfrontacja z rodzicami w trakcie jednego z najbardziej intymnych momentów, jaki mogliśmy mieć. A ojciec wrócił zaraz do domu, jak gdyby nigdy nic. Zastanawiałem się tylko czy dla niego ta sytuacja była tak samo krępująca, co dla mnie.

Zjedliśmy podwieczorek w cholernie krępującej atmosferze. Tata jadł zadowolony i co jakiś czas gruchał do Kiyo, która kręciła się przy nas, pewnie chcąc uszczknąć odrobinę makaronu. Byłem skłonny oddać jej całą moją porcję, gdyż niewiele brakowało mi do tego, by się nie zadławić. Wszystko mi stawało w gardle. Ojciec zachowywał się dość normalnie po tym naszym małym incydencie na tarasie, choć coś mi mówiło, że nie wszystko było w porządku. Coś wewnątrz mnie krzyczało i błagało o to, by cofnąć czas i sprawić, by to się nigdy nie wydarzyło. Niestety, chyba już do końca życia byłem zmuszony do tego, by żyć zhańbiony przez mój własny popęd seksualny. Nie sądziłem też, że jeszcze kiedykolwiek spojrzę mu prosto w oczy.

Gdy Shion wyszedł, a tata zabrał Kiyo na jej wieczorny spacer, postanowiłem jednak poruszyć z ojcem kwestię tego, co się dziś wydarzyło. Przysiadłem się do niego nieśmiało na kanapie i przez dłuższy czas milczałem, nie wiedząc, gdzie powinienem się patrzeć. W telewizji leciały wieczorne wiadomości. Ojciec siedział z kilkoma dokumentami, które przeglądał. Spojrzałem w końcu na niego. Na jego prostokątne okulary, zsuwające się z nosa i oprószone pierwszym zalążkiem siwizny włosy. Dziwne było tak nagle to stwierdzić, ale dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że mój ojciec za kilka lat kończył pięćdziesiątkę. Przeraziło mnie, że ten oto właśnie człowiek siedzący obok przeżył niemalże pół wieku.

– Jeśli chodzi o dzisiaj – zacząłem w końcu. Mój głos był drżący i brzmiał wyjątkowo nienaturalnie. – To my… Uhm…

– Wy? – zerknął na mnie znad oprawki okularów. Poprawił je, choć te za moment znów zaczęły mu się zsuwać z twarzy.

– To tylko… My… To nie tak. Znaczy się…

– Błagam, nie tłumacz się z tego. To nic.

Przełknąłem ślinę. Z jakiegoś powodu brzmiał na wyjątkowo zirytowanego, co nijak mi nie pomagało. Bardzo możliwe, że coś się dzisiaj wydarzyło w pracy, ale wiedziałem, że potrafił te dwa aspekty swojego życia rozgraniczyć grubą krechą.

– Przepraszam.

– To nic. Naprawdę.

Zapadła cisza. Niespodziewanie zaśmiał się, kręcąc głową, jakby właśnie przypomniał sobie coś wyjątkowo zabawnego.

– Wiesz, kiedyś mi i tacie mój ojciec wszedł do pokoju, gdy byliśmy… Hm. Zajęci sobą. To był wstyd.

Poczułem, jak policzki oblewają mi się czerwienią. Na wielką Amaterasu, jakby to powiedział mój ojciec. To się rozwijało w znacznie gorszym kierunku. Pomijając ten jeden zawstydzający fakt, jakim właśnie zostałem obdarzony, uderzył we mnie drugi fakt. Być może znacznie bardziej intrygujący.

– Twój tata? Mój… uhm. Mój dziadek, tak?

Ojciec nagle się wyprostował, jakby uzmysłowił sobie, co właśnie powiedział. Popatrzył na mnie i chyba nigdy jeszcze nie widziałem, by tak zbladł. Chyba nie miał żadnego ataku? Aż poczułem, jak serce mi szybciej łomocze ze zdenerwowania.

– Tak. Tak mi się wydaje. Twój dziadek – odchrząknął. – Nie odzywał się do mnie później przez dwa miesiące.

– Musiało być kiepsko, mieszkać z kimś i nie odzywać się do tego kogoś.

– Nie mieszkaliśmy razem.

– Och.

Znów milczenie. Nie sądziłem, że rozmowa o rodzicach moich rodziców kiedykolwiek będzie tak niezręcznie nieprzyjemna. Ale byłem też ciekaw wielu rzeczy. Ani ojciec, ani tata nigdy nie wspominali żadnej swojej rodziny. W zasadzie, znaliśmy tylko masę przyszywanych wujków i cioć. Ktokolwiek związany z nimi krwią był tematem tak odległym jak stąd do drugiej galaktyki.

– W zasadzie, to nigdy nie wspominałeś nic o dziadku.

– Nie żyje. Zmarł… jakiś czas temu.

– Przykro mi.

– Nie – machnął ręką. – To już i tak nic nie zmieni.

Wkrótce tata i Kiyo wrócili ze spaceru, a zaraz po nich moje siostry, które większość popołudnia spędziły na zakupach. Zapanowało poruszenie, więc postanowiłem wycofać się do swojego pokoju i spróbować skupić się na czymkolwiek, co nie przypominałoby mi o tarasowym incydencie.

 

W dnu wyprowadzki padał deszcz. Od rana lało jak z cebra i nikt nie miał ochoty gdziekolwiek jechać. A czekała nas całkiem długa podróż. Zapakowaliśmy dość sporo rzeczy. W dużej mierze były to ubrania oraz jakieś mniej lub bardziej potrzebne rzeczy do mieszkania. W każdym razie, część rzeczy miała jeszcze przyjść pocztą, a część mieliśmy dokupić w naszym własnym zakresie. Byłem tym jednocześnie przerażony, ale i podekscytowany, bo robinie jakichkolwiek zakupów dotyczących wystroju lub funkcjonalnych przedmiotów do domu zwykle spoczywała w rękach rodziców. Jednak nie tym razem. Skręcało mnie w żołądku na samą myśl, że kompletnie sami będziemy musieli o to wszystko zadbać. Ten dzień był też dniem, w którym uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem jeszcze dzieckiem. Niby podejmowałem dorosłe decyzje i robiłem wiele rzeczy, które były domeną dojrzałych osób, ale w rzeczywistości w dalszym ciągu byłem dzieckiem.

Zdaje się, że nie tylko dla mnie był to trudny dzień. Z samego rana zostałem obudzony przez tatę, który około szóstej rano zapukał do mojego pokoju. To pukanie mnie nie obudziło, choć je słyszałem. Zwyczajnie dalej śniłem, choć doskonale usłyszałem, że tata właśnie wszedł do pokoju. Dopiero subtelne szturchnięcie w ramię przywróciło mnie do rzeczywistości.

– Wiem, że jest wcześnie, ale prawdopodobnie później się nie zobaczymy – powiedział, kucając przy moim łóżku. Mówił cicho, jakby próbował mnie znacznie nie wytrącać z sennego nastroju. Sam osobiście nie rozumiałem do końca, co się działo. Patrzyłem na niego z lekka przymrużonymi oczami, próbując dostosować mój mózg do otoczenia. – Dlatego chciałem się teraz pożegnać.

– Aha – bąknąłem, przecierając wierzchem dłoni zaspane powieki. – Jasne.

– Bądźcie grzeczni i uważajcie na siebie, dobrze?

– Pewnie.

– Gdyby coś się działo, to dzwońcie. I nie panikujcie. Tak? – pogłaskał mnie po zmierzwionych włosach.

– Nie będziemy panikować.

– No jasne.

Westchnął ciężko, jakby ktoś właśnie zawiesił na nim tonę kamieni. Przytulił mnie z całą swoją ojcowską miłością, jaką miał w sobie, po czym cmoknął mnie we włosy. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy w ogóle ostatni raz mnie całował. Nie widziałem nic złego w tym, że homoseksualny ojciec całował swojego syna w czoło czy we włosy. W zasadzie, gdy jeszcze byłem małym chłopcem, to lubiłem dostawać buziaki. Z czasem jednak, podobnie chyba co w innych chłopcach, urosła we mnie niechęć do okazywania jakichkolwiek emocji. Nie dlatego że rodzice zachowywali się wobec mnie w niepoprawny sposób lub sami zaczęli się dystansować i uznawać uczucia za coś gorszącego. Głównie dlatego że moi rówieśnicy mieli dość płytkie relacje ze swoimi rodzicami. To oni byli od dziecka byli uczeni, że nie powinni zbytnio okazywać emocji i cokolwiek mogłoby się dziać, uczucia były zbędne. Moi ojcowie zauważyli to, że było mi niezręcznie, gdy okazywali mi jakąkolwiek fizyczną miłość, dlatego z czasem sami się zdystansowali i przestali to robić. W środku jednak brakowało mi tego, jak niczego innego na świecie. Dlatego, gdy tata już chciał się podnieść, to sam z siebie go przytuliłem, co bardzo go zaskoczyło. Niemalże upadł na mnie, jednak w porę zachował równowagę. Pociągnąłem nosem. Nie płakałem i wcale też nie zbierało mi się na płacz, ale z jakiegoś powodu miałem zatkany nos.

– Och, synku – westchnął, głaszcząc mnie znowu po włosach.

– Będzie dobrze, nie musisz się o nas martwić.

– Zawsze będę. Taki już zawód ojca.

Wkrótce później wyszedł, zostawiając mnie samego w moim pokoju w sennej dezorientacji. Krótko po tym mój mózg sam z siebie naskoczył na właściwe tory. No tak. To był dzień naszej przeprowadzki.

Byłem  już w większości spakowany. Jedynie pozostawało dołożyć jeszcze kilka rzeczy do kartonu i byłem gotowy. Przynajmniej fizycznie. Moja psychika w dalszym ciągu przeżywała pożegnanie z tatą. Krótkie, bo krótkie, ale niewątpliwie pozostawiające mnie w głębokim poczuciu osamotnienia i tęsknoty. Nie mogłem sobie wyobrazić, jak miałoby wyglądać pożegnanie z ojcem, gdy byłbym już całkowicie świadomy tego, co się wokół mnie dzieje, ale w tym przypadku spodziewałem się tony łez.

Jednym z najgorszych momentów dnia było pożegnanie z Shionem. Spotkałem się z moim chłopakiem na brunch. Byłem już spakowany i miałem kilka wolnych godzin. On specjalnie zwolnił się z pracy, byle tylko móc się ze mną zobaczyć. Choć nic jeszcze tego dnia nie jadłem, tak gardło i żołądek zaciskały mi się w supeł. Po prawdzie, nic nawet nie przełknąłem. Widziałem, że on był w podobnym stanie. Dłubał w jedzeniu i co jakiś czas wzdychał. W otaczającym nas powietrzu unosił się ciężki zapach pożegnania. Obaj byliśmy tym przygaszeni.

– Jak to jest, że tęsknię za tobą, gdy nawet jeszcze nie wyjechałeś – wyrzucił w końcu z siebie, spuszczając wzrok na swój talerz.

– Czuję się podobnie – wyznałem, ledwo wypowiadając te słowa. Bo naprawdę czułem się, jakby ktoś wbijał we mnie tysiące malutkich szpilek. Tęsknota za Shionem sprawiała mi dosłownie fizyczny ból. A byliśmy tuż obok siebie. Na wyciągnięcie ręki. Jednak za kilka godzin miało się to zmienić. Miałem wsiąść w samolot i odlecieć, a on miał zostać tutaj. W tym miejscu, w którym niewątpliwie zostawiłem moje młode, kruche serce.

Po brunchu, którego nawet nie tknąłem, poszliśmy do niego. Mieliśmy może jeszcze godzinę, zanim miał wracać do pracy, jednak uznaliśmy, że zrobimy to, czego nie udało nam się zrobić przez ostatnie tygodnie. Nie sądziłem, że nasz ostatni wspólny dzień zwieńczymy seksem, ale chyba to była idealna chwila.

Shion był czuły. Zbyt czuły niż mógłbym się po nim spodziewać. Dotykał mnie, jakbym był wyjątkowo kruchy i miał się rozpaść przy jego najmniejszym dotyku. Najbardziej poruszający był moment, gdy dotknął mnie tam. Niemalże zachłysnąłem się powietrzem. A on tak ostrożnie i uczuciowo sunął wilgotnymi palcami po moim wejściu. Mój mózg całkowicie odciął się od rzeczywistości. Słyszałem tylko jego i mój oddech, jakby odbijający się od ścian głębokiej, ciemnej studni. Pocałował mnie. Jego usta były ciepłe i miękkie, tak jak zawsze, ale tym razem smakował zupełnie inaczej. Wiedziałem, że on też wyczuł tę różnicę między nami, ale nie dał tego po sobie poznać. To była plątanina smutku, tęsknoty, pożądania i kruchej nadziei, że to, co właśnie się między nami działo, wcale nie było hucznym zakończeniem.

– Boli – westchnąłem, gdy powoli, z niemalże nabożną ostrożnością, zaczął się we mnie wsuwać. Objąłem go mocno, wbijając mu palce w plecy. – Shion, to boli.

Zatrzymał się. Trwaliśmy tak, w tym ckliwym uścisku. Zupełnie nadzy i wrażliwi jak nigdy wcześniej.

– A ja ci obiecałem, że postaram się, by było dobrze – westchnął, wyraźnie rozczarowany sam sobą.

– Jest dobrze – zapewniłem go, głaszcząc go przy tym pieszczotliwie po plecach. – Tak już musi być.

– Dasz radę jeszcze się rozluźnić? – spytał, nie wiedząc już, w jaki sposób mnie uspokoić. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że drżałem jak osaczone przez myśliwych zwierzę.

– Spróbuję.

– Zagryź zęby.

Całował mnie przez jakiś czas po twarzy. Całował mnie w skronie, policzki, brodę. Zsunął się na moją szczękę, a później szyję. Wykonał przy tym kilka delikatnych ruchów, próbując wsunąć się we mnie głębiej. Starałem się myśleć o tym, że właśnie tego chciałem i tego potrzebowałem. Pragnąłem jego ciała.

I powoli to pragnienie przejęło nade mną kontrolę. Poprosiłem go, by zrobił to, co chciał. To, co ja chciałem. Dałem mu wolną rękę.

Wylał jeszcze odrobinę lubrykantu na swój członek, po czym wsunął się we mnie do końca. W jednej chwili zabrakło mi oddechu. Ale nie miałem nawet czasu na to, by go złapać, bo mój chłopak zaczął się we mnie powoli poruszać. Robił to delikatnie, uważnie obserwując moje reakcje.

– Boli? – spytał troskliwie.

– Trochę nieprzyjemnie.

– Będzie dobrze – westchnął mi do ucha. Aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz, czując jego ciepły oddech na sobie. – Powiedz mi, gdybyś nie mógł tego znieść.

Odruchowo zaplotłem nogi wokół niego. Sam nawet nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem ani czy powinienem, ale tak już się stało. Nie przeszkadzało mu to, wprost przeciwnie. Zdaje się, że wręcz się rozochocił. Zaczynał poruszać się coraz szybciej i płynniej. Czułem w sobie jego twardy członek. Czułem, jak ociera się o mnie w narastającym podnieceniu i jak ja sam zaczynam powoli się rozluźniać. Myśl, że było mi dobrze przyszła nagle, gdy w jednej chwili zmienił kąt, pod którym się poruszał, a ja niemalże krzyknąłem.

– W porządku? – spytał zmartwiony.

– Tak, tak. Nie przerywaj – wplątałem dłoń w jego włosy. – Właśnie tam…

Poszło. W jednym momencie zupełnie utraciłem jakąkolwiek niewinność. Czułem się, jakbym leciał. Zatarła się granica między tym co było rzeczywistością, a co jakimiś moimi wyobrażeniami. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby był to tylko cudowny, niekończący się sen.

Po moim pierwszym w życiu analnym orgazmie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Ale w pozytywnym sensie. Leżałem przyjemnie zmęczony, czując cały ciężar mojego chłopaka na sobie. I pierwszy raz po chwili intymnego zbliżenia wcale nie miałem ochoty uciec. Pierwszy raz chciałem jeszcze mocniej się w niego wtulić. Wręcz błagałem w myślach, by ta chwila mogła trwać wiecznie.

– Muszę wracać do pracy – westchnął Shion w pewnym momencie.

– Musisz? – mruknąłem, zupełnie nie myśląc o znaczeniu jego słów. Zapomniałem o reszcie świata. Liczyła się tylko ta chwila między nami.

– Muszę.

Podniósł się ze mnie. Dopiero odczucie tej lekkość i braku jego nagiego ciała na moim, dało mi do zrozumienia, że świat wcale się nie zatrzymał i życie dookoła nas toczyło się dalej. Zaczął się ubierać, a ja jeszcze przez dłuższą chwilę leżałem całkiem obnażony na jego łóżku. W końcu też zacząłem się ubierać, choć cały drżałem na samą myśl, że jak tylko się rozejdziemy w swoje strony, to cały mój świat zmieni się na zawsze. Dlatego tak bardzo chciałem zatrzymać go w miejscu.

– Shion – zacząłem, siadając na jego łóżku. Patrzyłem na niego, jakbym obserwował go zupełnie z daleka.

– Hm? – spryskał się perfumami, jakby próbował zamaskować zapach przed chwilą odbytego seksu.

– Nie chcesz ze mną być, prawda?

Zatrzymał się. Spojrzał na mnie nieco zbity z tropu, bo raczej nie oczekiwał, że poruszę ten temat.

– Chcę – odparł. – Dlaczego tak mówisz?

– Nie wiem – podrapałem się po kolanie. – Z jakiegoś powodu… Ja…

– Wiem, że to nie jest proste. Mnie też nie jest łatwo – usiadł obok mnie. – Jak tylko pomyślę o tym, że za kilka godzin stąd wyjeżdżasz, to…

Urwał. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas w ciszy, w ogóle na siebie nie patrząc. Nie wiedziałem też czy był ze mną szczery. Cokolwiek jednak miało się wydarzyć, wcale nie żałowałem ani chwili, którą z nim spędziłem. Wiedziałem, że już zawsze będę pielęgnować w sobie te wspólnie przeżyte z nim wspomnienia.

– Chyba cię kocham – powiedział nagle – dlatego nie wiem, co robić.

– Aha – bąknąłem mało inteligentnie. – Kochasz mnie?

– Mhm – położył swoją dłoń na mojej. – I chyba tego się boję.

– Boisz się tego, że mnie kochasz?

– Tak.

– To straszne.

Wybuchł nerwowym śmiechem. Nie wiedząc, co robić, po prostu oparłem się o jego ramię.

– Wiesz co? Ja też się tego boję – przyznałem.

– Jak dobrze, że boimy się razem.

Krótko później pożegnaliśmy się ze sobą czule, całując się i przytulając z całych sił. Jakaś mała cząstka mnie uleciała z mojego ciała i wplątała się w niego. Cieszyło mnie to, ale i bolało. Oto właśnie żegnałem się z mężczyzną, który niewątpliwie był miłością mojego życia. Choć wiedziałem, że wcale nie wyjeżdżałem na koniec świata. Poza tym, mogliśmy do siebie codziennie dzwonić i pisać. Jednak fakt, że fizycznie nie mogliśmy być blisko siebie był rozrywający.

Wróciłem do domu wyraźnie przygnębiony. Starałem się funkcjonować w miarę normalnie, ignorując przy tym dyskomfort w dolnej części mojego ciała. Po prawdzie, spodziewałem się gorszych następstw seksu analnego, a musiałem przyznać, że moją pierwszą w życiu penetrację przeszedłem zadziwiająco dobrze.

– W porządku? – spytał ojciec, gdy wszedłem do kuchni i przysiadłem przy wyspie. Przygotowywał wczesny obiad.

– Tak. Byłem się zobaczyć z Shionem – podparłem brodę na dłoni. Westchnąłem przy tym ciężko, bo wydawało mi się, że ktoś właśnie powiesił na mnie tonowy odważnik i za moment połamię się pod jego presją.

– Och, no tak.

Podniósł na mnie głowę. Patrzył tak na mnie przez dłuższą chwilę, a ja nie rozumiałem, o co mu chodziło. W końcu odwrócił ode mnie wzrok, wracając do gotowania. Zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia.

– Co na obiad? – spytała Haru, wchodząc do kuchni. Moja bliźniaczka żwawo przeszła obok mnie, podchodząc do lodówki. Wyciągnęła z niej jogurt.

– Kurczak.

– Mhm. Aha.

Haru zaczęła jeść swój jogurt. Spojrzała na mnie i w jednej chwili niewiele brakowało jej do tego, by wybuchnąć śmiechem i opluć nas dwóch jogurtem. Zakryła usta dłonią, nie mogąc pohamować chichotu. Posłałem jej spojrzenie pełne konsternacji.

– Widziałeś się ze Shionem? – spytała, ledwo kontrolując drżący ze śmiechu głos.

– Tak.

– Widać – poklepała się dłonią po szyi, po czym wyszła. Odwróciłem się za nią, kompletnie nie rozumiejąc, o co jej chodziło. Popatrzyłem na ojca, ale on też tylko poklepał się po szyi.

– Masz bardzo uroczą pamiątkę.

– Co?

– Idź do lustra.

Nie rozumiejąc, o co im chodziło, zwyczajnie poszedłem do lustra w salonie. Spojrzałem na swoją szyję, tylko po to, by zaraz zakryć twarz dłońmi. Czułem, jak policzki robią mi się czerwone z zawstydzenia. Moją szyję zdobiło multum malinek. Mimowolnie wydałem z siebie jakiś dziwny odgłos, mający wyrażać moje zażenowanie. Kto by pomyślał, że zwykłe plamy na ciele będą mnie wpędzać w takie zawstydzenie.

– Nie jest tak źle – usłyszałem głos ojca z kuchni. Niewątpliwie zmartwiło go to, co przed momentem wydobyło się z mojego gardła.

– Tragedia – wróciłem do kuchni, trzymając się przy tym za szyję. – To okropne!

– No, nie dramatyzuj. Wiesz, ile osób będzie ci zazdrościć?

– Niby czego? Siniaków na szyi??

– Dokładnie – mrugnął do mnie znacząco. Miałem już tylko ochotę zapaść się pod ziemię.

Zjedliśmy we czwórkę obiad. Panowała między nami istnie grobowa cisza. Wisiało nad nami widmo emocjonalnego rozstania, na które raczej nikt nie był gotowy. Ojciec cicho wzdychał co jakiś czas, jakby nie mógł już wytrzymać samej myśli, że miał nas dziś odwieźć na lotnisko. Jedynie Kiyo ruchliwie bawiła się, robiąc piruety i podgryzając drewniane nogi stołu.

O piętnastej byliśmy już zapakowani w samochód. Jeszcze przez jakiś czas staliśmy we trójkę przed domem, patrząc na to, co mieliśmy zostawić za sobą. Wzruszenie ściskało mnie za gardło, ale i czułem w sobie pewne podekscytowanie. W końcu rozpoczynał się nowy etap w naszym życiu i to nie tak, że wkraczałem w niego sam. Miałem moje siostry, na które zawsze mogłem liczyć. Cokolwiek miało się wydarzyć, szczęśliwie tkwiliśmy w tym razem.

Wsiedliśmy do auta. Wkrótce dołączył do nas ojciec. Włączył silnik, po czym wykręcił z podjazdu. Obrzuciłem dom ostatnim spojrzeniem zza szyby, żegnając się jednocześnie z miejscem, w którym dorastałem. Żegnając się, ale nie na zawsze.

Po drodze nie towarzyszyła nam cisza. Ojciec, swoim zwyczajem w nerwowych dla niego sytuacjach, mówił jak najęty. Mówił, że przecież to tylko studia, a poza tym, Tokio było oddalone od Sapporo raptem półtorej godziny samolotem, więc nie było przeszkód, żebyśmy mogli się widywać. Miał rację. Co nie zmieniało faktu, to wciąż była rozłąka. Siedząc tak w samochodzie na tylnym siedzeniu i słuchając słów ojca, towarzyszyło mi uczucie, jakbym dopiero co obudził się z długiego, sielankowego snu. Uczucie ciepła rozmywało się z każdą minutą. W momencie, gdy zobaczyłem lotnisko, naprawdę zrozumiałem, że cały ten sen dobiegł końca.

Po odprawieniu bagażów nie wiedzieliśmy, co za bardzo ze sobą zrobić. Staliśmy tak więc we czwórkę, próbując przy tym o czymkolwiek porozmawiać, ale nie bardzo nam to wychodziło. Raz ojciec próbował zagaić rozmowę, innym razem Yoshi. Nawet Haru i ja próbowaliśmy zacząć jakiś trywialny temat, ale każda ta próba kończyła się fiaskiem oraz milczeniem. W końcu ojciec spojrzał na zegarek na nadgarstku, po czym westchnął ciężko. Zdaje się, że oficjalnie nadeszła pora na nasze rozstanie. Gdy już widziałem, jak brał głęboki wdech, by zacząć pożegnalną przemowę, rozległ się dźwięk jego komórki. Zdaje się, że z początku miał zamiar nie odbierać, jednak postanowił sprawdzić, kto dzwonił. Odebrał. Przez krótką sekundę słuchał tego, co ktoś do niego mówił po drugiej stronie.

– Na lotnisku – odpowiedział bez jakiegokolwiek wcześniejszego przywitania. Od razu zorientowałem się, że dzwonił tata. – Tylko pospiesz się, nie mamy dużo czasu. Mhm. Jasne.

Rozłączył się, po czym schował komórkę do kieszeni. Całą trójką patrzyliśmy na niego wyczekująco, jednak on uparcie unikał spojrzenia któregokolwiek z nas. Wyglądał przy tym zza nas, jakby siedział na gnieździe statku pirackiego, poszukując lądu lub innego statku do splądrowania.

Kilka bardzo krótkich minut później usłyszeliśmy, jak ktoś niemalże biegł w naszą stronę. Ja i moje siostry odwróciliśmy się, tylko po to, by zaraz zostać uściskanymi z całej siły przez naszego tatę. Objął naszą trójkę jednocześnie, a my, w ogóle nie protestując, przytuliliśmy się do niego, zamykając się przy tym w szczelnej plecionce. Aż zamknąłem oczy, z trudem opanowując wzruszenie.

– A myślałam, że już się nie zobaczymy – powiedziała Yoshi, próbując się przy tym zaśmiać.

– No cóż, plany się zmieniły – odparł tata, zacieśniając uścisk. – A ty co tak stoisz? Chodź tu!

Zaraz poczułem, jak do naszego ludzkiego kokonu dołącza jeszcze jedna osoba. Ojciec przytulił się do nas, z całych sił obejmując naszą czwórkę z drugiej strony. W jednej chwili zrobiło mi się niebywale ciepło, ale i zaczęło brakować mi tchu. Czy byli naszymi biologicznymi rodzicami czy nie, byłem im wdzięczny za całą tę miłość, którą nam podarowali. Za dobroć, zrozumienie, dach nad głową i czułe wspomnienia.

Gdy tylko rozluźniliśmy nasz ostatni tkliwy uścisk, popatrzyliśmy na siebie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że tata miał na sobie swój scrubs, jakby dopiero co wypadł z sali operacyjnej. Ten zielony fartuch i spodnie prezentowały się nierealnie komicznie na tle lotniskowej hali.

– Masz operację? – spytała Haru.

– Miałem. W sumie skończyłem kilka minut temu.

– Na wielką Amaterasu – Yoshi pokręciła głową. Wszyscy się roześmialiśmy na jej imitację ojca.

– No dobrze. Odprawa czeka – oznajmiłem, próbując jakoś przywrócić wszystkich do porządku. Szczerze powiedziawszy, pragnąłem już znaleźć się po drugiej stronie bramek i tam przeczekać do lotu. Czułem, że rozstanie z rodzicami będzie jedną wielką tragedią, jeśli będziemy jeszcze z nimi stać.

– No tak, no tak – westchnął tata, ostatni raz głaszcząc naszą trójkę po włosach. – No nie wierzę, że to już czas.

– A dopiero co przywieźliśmy was do domu – ojciec stanął przy tacie. Patrzyli teraz na nas we dwóch, stojąc ramię w ramię.

– Dopiero co uczyliście się chodzić.

– No ja was błagam – Yoshi zakryła twarz dłonią. – Nie chcę płakać.

– Weź się w garść – Haru trąciła naszą starszą siostrę w bok. – Nie róbcie z tego tragedii.

– Już za późno – westchnąłem.

Kilka chwil potem, przekroczyliśmy bramki. Odwróciłem się jeszcze na moment, by ostatni raz spojrzeć na rodziców. Stali tak obaj, zupełnie zdruzgotani i zmartwieni. Tata pomachał mi jeszcze, widząc, że na nich spojrzałem. Odmachałem im, po czym ruszyłem za Yoshi i Haru, które zastawiły mnie w tyle. Nie mogłem się zgubić. Nie mogłem teraz stracić z oczu moich sióstr.

Chwilę przed startem samolotu, gdy już znajdowaliśmy się na pokładzie, poczułem prawdziwie rozpierającą mnie ekscytację. Starałem się przy tym nie myśleć ani o rodzicach, ani o Shionie. Oto właśnie w tym momencie zostawiałem w tyle moje stare życie. Zostawiałem dom, ojców, chłopaka i przyjaciół, by zmierzyć się z przyszłością. I byłem pewny, że cała ta przyszłość namalowana była w jasnych kolorach.

 

 

 

grudzień 2019 – wrzesień 2022

 

 

---

 

Witam serdecznie wszystkich, którzy być może to przeczytali. Minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz cokolwiek pojawiło się na ybt. Cały ten „rozdział” powstawał ponad dwa lata, prawie trzy z licznymi przerwami, które trwały nawet kilka miesięcy.

W ogólnym zamyśle chciałam, by ten twór miał do pięćdziesięciu stron. Później do stu. Ostatecznie sprawy wymknęły mi się spod kontroli i to, co tutaj widnieje ma ponad dwieście stron.

Perspektywa Hiro była niegdyś bardzo wyczekiwana przez wiele osób. Z początku podchodziłam do niej sceptycznie, bo sądziłam, że temat dorastającego dziecka był już poruszony w innej serii. Z czasem jednak dojrzałam wewnętrznie do tematu i uznałam, że przedstawienie świata, w którym oryginalnie Yuu i Taka byli głównymi protagonistami, z perspektywy ich wkraczającego w dorosłość syna, może być ciekawe.

 

Niezależnie od tego czy ktokolwiek tu jeszcze jest, czy ktoś czekał na jakikolwiek rozdział, osobiście cieszę się, że mogłam znów zanurzyć się w uniwersum Migdała.

Mam nadzieję, że czytanie przyniosło wam tyle rozrywki, co mi pisanie. Dziękuję za poświęcony czas, czytanie i możliwe komentarze.

 

Drogie Żuczki,

Trzymajcie się ciepło i uważajcie na siebie.

 

Do następnegoo~! 

Komentarze

  1. Hejeczka,
    opowiadania są super, liczę na więcej... mam nadzieję, że powrócisz tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty