Migdałowe serce: Chosen Family
Chosen Family
Szaleństwo poranka zawsze wyglądało
tak samo. Budzik za pięć szósta, kilka krótkich chwil w łóżku, przywrócenie
świadomości do rzeczywistości, a następnie zerwanie się na nogi i
szybki chód do łazienki z ręcznikiem oraz świeżą bielizną pod pachą. Brałem krótki
prysznic, przebierałem się, a następnie wracałem do pokoju, nim reszta piętra
postanowi wstać. Poranna toaleta nigdy nie zajmowała mi wiele czasu. Kąpałem
się, myłem zęby i ewentualnie nakładałem jakiś krem na twarz. Później szybko
wracałem do pokoju, żeby ubrać się w mundurek i pouczyć do szkoły. W
międzyczasie słyszałem, jak wstają moje siostry. Na całe szczęście, miały
oddzielną ode mnie i Mako łazienkę, co nie zmieniało faktu, że kłóciły się o
dostęp do niej.
Później
nadchodził czas na śniadanie. Podczas gdy siostry jeszcze walczyły ze sobą, ja
schodziłem, by coś zjeść. Z reguły czekał już na mnie ciepły posiłek, jednak
czasami zdarzało się, że sam musiałem przygotować sobie coś do jedzenia. Tak
też było i tym razem. Kuchnia świeciła pustkami. Zmieniłem wodę w ekspresie,
sprawdziłem czy nie trzeba było dosypać kawy, a następnie wlewałem do dzbanka
na mleko napój migdałowy. Zawczasu wstawiałem też wodę na herbatę oraz ryż do automatycznego
ryżowaru. Wyciągałem wszelkie potrzebne do śniadania rzeczy, rozkładałem na
stole talerze i pałeczki. Jak już wspominałem, tymi rzeczami z reguły zajmował
się ktoś innym, choć tym razem to ja przygotowałem jadalnię do śniadania. Gdy
zegar na kuchence wskazywał godzinę wpół do siódmej, a żadne z rodziców nie dawało
jeszcze znaków życia, szedłem do ich pokoju, by upewnić się, że nie śpią.
Zapukałem do
drzwi. Po krótkiej chwili dostałem odpowiedź, jaką był ojciec wyślizgujący się
z sypialni w szlafroku i piżamie. Byłem od niego minimalnie wyższy, co szczerze
mnie cieszyło. Nawet w ten minimalny sposób.
– Zupełnie
zapomniałem, że idziecie do szkoły – powiedział na przywitanie, poprawiając
przy tym sznur szlafroka.
– Jak mogłeś.
– Zdarza się.
Resztą zajął się
już sam.
Za kilka dni
kończyłem osiemnaście lat. Za kilka miesięcy kończyłem ostatnią klasę liceum. Niby
nic, a jednak tak wiele. Przyglądałem się swojemu czterdziestoparoletniemu
ojcu, który wprawionymi ruchami smażył jednocześnie omlet i kiełbaski.
Siedziałem tak, próbując sobie wyobrazić, że za dwadzieścia lat też będę smażyć
w szlafroku kiełbaski dla swoich dzieci. Choć wydawało mi się to abstrakcyjne i
odległe, to wiedziałem, że cały ten czas minie jak mrugnięcie.
– Kawy! –
jęknęła Haruna, zamiast tradycyjnego przywitania, wchodząc do kuchni. Rozsiadła
się wygodnie na krześle, rozstawiając nogi szeroko jak jakiś facet w barze.
– Sama sobie
zrób – odparłem, spuszczając wzrok na podręcznik od japońskiego, który
trzymałem na kolanach.
– Huh? Co tam
mamroczesz? – pochyliła się do mnie.
– Jajco – Yoshi,
która znikąd zjawiła się w kuchni, pchnęła Haru do przodu, w konsekwencji czego
moja bliźniaczka mało nie spadła z krzesła i nie potłukła sobie nosa. – Siedź
porządnie i opuść spódnicę, gówniaro.
– Ja was błagam
– ojciec odwrócił się w naszą stronę. – Jeden spokojny poranek. Czy proszę o
tak wiele?
– Nie. Pomóc ci?
– zaoferowała się Yoshi.
– Możesz wstawić
tosty. Haru, obudź Mako. Jak zaraz nie wstanie, to nie zdąży się wyszykować.
– Dlaczego ja?
Niech zacznie sobie budzik nastawiać albo coś. Inaczej nigdy się nie…
– Haru – ojciec
aż się do niej odwrócił. Nienawidziłem tego ojcowskiego tonu. Szczerze, nie
tylko ja. Cała nasza trójka momentalnie zesztywniała. Ojciec używał tego
surowego głosu wyłącznie, gdy już naprawdę puszczały mu nerwy. Z rana nie było
o to trudno. Haruna już bez protestów poszła obudzić brata.
– Może wstawić
jajka? – chwilę później Yoshi postawiła przede mną kilka ciepłych, pachnących
tostów.
– Jeśli chcesz –
ojciec podał cały talerz idealnie poskładanych omlecików i kiełbasek. – Chce
ktoś kawę?
– Wymieniłem
wodę – powiedziałem.
– Dziękuję.
– Ja poproszę –
Yoshi podała mi fasolkę. – Hiro, będziesz mieć garb od takiego czytania.
– Nic mi nie
będzie.
Takie już były
poranki. Szybkie, głośne, nie brakowało sprzeczek, ale i śmiechu też było
wiele. Wychodząc z siostrami minęliśmy się z tatą w drzwiach. Akurat wrócił z
nocnej zmiany w szpitalu. Życzył nam w przelocie miłego dnia.
– Ja prowadzę! –
rzuciła Haru, biegnąc do samochodu.
– Mowy nie ma,
pozabijasz nas – odparła Yoshi, machając w powietrzu kluczykami z przyczepionym
pluszowym króliczkiem. – Ja prowadzę i koniec.
– No to siedzę z
przodu.
– Dobra.
Najpierw trzeba
było odśnieżyć samochód i modlić się o to, że odpali. Żadne z naszej trójki nie
wpadło na pomysł, że trzeba wstawić samochód do garażu lub też przykryć jakąś
plandeką, a nie zostawić go na podjeździe. W końcu był środek zimy na Hokkaido,
a ze starymi samochodami bywało różnie. Szybko zgarnęliśmy śnieg z Haru ze
wszystkich szyb. Yoshi w tym czasie próbowała dostać się do środka, a gdy już
się jej udało, zaczęła walczyć z silnikiem, który warczał i charczał jak jakiś
stary pijak na kacu w niedzielny poranek. Na całe szczęście, stary Mercedes
odziedziczony po ojcu był chyba niezniszczalny. Choć trzeba było trochę nakląć
i błagać, to jednak odpalił. Haru niemal natychmiast nastawiła ogrzewanie na
maksimum, by w środku szybko się nagrzało. Powoli ruszyliśmy w drogę do
Sapporo.
W ostatnim roku
szkoły średniej trafiliśmy z Haru do różnych klas. Cieszyłem się z tego powodu.
W końcu nie byłem bratem Haruny, tylko sobą. Nikt nie patrzył na nas przez
pryzmat tego, że byliśmy bliźniakami i nikt nas do siebie nie porównywał. A
byliśmy przecież jak ogień i woda. Świat chyba nie znał bardziej roztrzepanej
dziewczyny od mojej starszej bliźniaczki. Była nieostrożna, często mówiła
nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednich momentach, wszędzie było jej pełno,
pakowała się w kłopoty i nierzadko dawała popis wulgarności. Konsekwencją jej
zachowania było to, że raz została przysłana do nas opieka społeczna, by
sprawdzić, co się działo w domu. Jak wielkie zdziwienie było pracowników
socjalnych, że nie mieli do czynienia z żadną patologią. No, może mieli pewne
podejrzenia co do tego, że czwórkę dzieci wychowywało małżeństwo jednopłciowe.
I tylko Haru miała z nas wszystkich nierówno pod sufitem. Zdaje się, że ojcowie
modlili się wyłącznie o to, by kiedyś poznała jakiegoś porządnego mężczyznę,
który potrafiłby jakoś uspokoić jej szaloną naturę.
Było coś jeszcze,
co wszystkich zastanawiało. A mianowicie, jakiej orientacji były dzieci, które
wychowywały się w takim domu? Ja sprawiałem szczególną sensację. W końcu od
dziecka widziałem dwójkę mężczyzn jako przykład rodziny, nie kobietę i
mężczyznę. Nigdy się też nie zastanawiałem nad tym, aż w pierwszej klasie
liceum jeden z kolegów z klasy nie podszedł raz do mnie i zwyczajnie nie spytał
czy jestem gejem. Wtedy też tak naprawdę pierwszy raz zacząłem zastanawiać się
nad sobą i swoją seksualnością do tego stopnia, że aż rodzice zauważyli, że coś
jest ze mną nie tak. Nigdy przecież nie interesowałem się dziewczynami, ale
chłopcy też nie wprawiali mnie w ekscytację. W żaden sposób nie pociągała mnie
jakakolwiek nagość. Siedziałem tak na werandzie z bolącą od tego wszystkiego
głową. Przyszedł do mnie tata, który nie tak dawno skończył dyżur w szpitalu i
zwyczajnie spytał, co mi było. Na to ja po prostu mu powiedziałem, co mnie tak
gryzło. Czułem wewnętrzne zażenowanie, gdy tylko mu o wszystkim wyznałem. Nie
przywykłem do aż takiego uzewnętrzniania się przed kimkolwiek. On jedynie
westchnął ciężko, po czym kazał mi zaczekać. Poszedł do domu i wrócił po kilku
minutach z dwoma kubkami herbaty. Pamiętałem, jak dał mi jeden z nich, choć
wcale o to prosiłem. Ale tak po prawdzie, gdy tylko podał mi herbatę, to z
jakiegoś powodu zrobiło mi się lepiej. Sam nawet nie rozumiałem dlaczego.
Ogarnęło mnie ciepło, które przygaszało wewnętrzne roztargnienie. Wtedy też
tata powiedział, że moje zmartwienia nie powinny zawracać mi głowy.
– Dlaczego? –
spytałem zaskoczony, mało nie wylewając przy tym herbaty.
– Bo to nie jest
coś, na co nie szuka się odpowiedzi. Jesteś taki, jaki być powinieneś – odparł.
– Nikogo nie powinno obchodzić to, jakiej jesteś orientacji, wyłącznie ciebie.
Czy w przyszłości będziesz związany z kobietą, mężczyzną lub jakąkolwiek inną
płcią to wyłącznie twoja sprawa i nikt nie powinien się w to wtrącać.
– Ale…
– Hiro –
przerwał mi, nim jakkolwiek udało mi się zaprotestować – zapamiętaj coś,
dobrze? Nie szukaj na siły odpowiedzi na takie rzeczy. Jasne? Są pewne rzeczy,
których nie można przyspieszać i odnajdywanie siebie jest jedną z nich. To, że
teraz czujesz się zagubiony jest na pewno trudne, ale zamartwianie się tym czy
jest się gejem czy nie w niczym ci nie pomoże.
– A gdybym
jednak był gejem?
– To znaczy?
– No… Czy ty i
tata… I w ogóle…
– A czujesz, że
możesz być?
Wzruszyłem
ramionami.
– Sam nie wiem.
Westchnął
ciężko, po czym objął mnie ramieniem. Ostrożnie upiłem łyk gorącej herbaty. Z
jakiegoś powodu cały zacząłem się trząść.
– Wiesz, że dla
nas nic by to nie zmieniło. Dalej tak samo byśmy cię kochali i wspierali.
Pamiętaj o tym, dobrze? W tym domu nie masz się czego bać.
Odpowiedź na
nurtujące mnie pytania znalazłem w trzeciej liceum, kiedy oficjalnie i
niezaprzeczalnie przeżyłem swoją pierwszą poważną miłość.
Nakamura Kasumi
trafiła wraz ze mną do jednej klasy. Znałem ją już wcześniej z koła szachowego,
ale nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawialiśmy. Wydawało mi się, że jest
zarozumiała. Z reguły z nikim nie rozmawiała i zadzierała nosa. Prawda okazała
się z goła zupełnie inna, gdy pewnego dnia nauczyciel japońskiego przydzielił
nas do jednego projektu. Kasumi, podobnie jak ja, była nieśmiała. Wolała
chodzić z nosem w książkach, wstydziła się odzywać i była przez wielu uważana
za niewątpliwie jedną z najbrzydszych dziewczyn. Oczywiście, nie dla mnie, bo
gdy tylko lepiej ją poznałem, zacząłem postrzegać ją jako jedną z
najpiękniejszych osób, jaka mogła chodzić po tej planecie. Większość osób się z
niej śmiała, bo nosiła okulary jak denka od słoika i cała ta nieśmiałość oraz
ciągłe pochylanie się nad książkami sprawiło, że zaczęła się garbić. Ale nikt
oprócz mnie nie wiedział, jak mądra i zabawna była, że śmiała się uroczo i
miała dołeczek w lewym policzku. Była dziewczyną, na którą z pewnością nie
zasługiwał przeciętny facet.
No i zaczęliśmy
ze sobą chodzić. Nigdy z nikim nie chodziłem, dlatego sam nie wiedziałem, w
jaki sposób miałbym się do tego zabrać, ale udało mi się. Wciąż pamiętałem, jak
było mi gorąco i łopotało mi serce, gdy spytałem ją czy będzie ze mną chodzić,
ale ona od razu się zgodziła. Od równo dwóch miesięcy byliśmy parą. Niektórych
bardzo to dziwiło i wiele osób pytało się, dlaczego tak nagle zacząłem się
zadawać z dziwną Nakamurą. Nawet Haru raz na mnie o to naskoczyła na korytarzu,
co było wyjątkowo upokarzające.
– Ej, Hiro –
rzuciła, gdy szliśmy w stronę szkoły. Yoshi akurat podrzuciła nas pod bramą, po
czym sama pojechała na swój uniwersytet. – Chyba nie chodzisz z tą Nakamurą?
– A co ciebie to
obchodzi?
– Jest dziwna. I
wygląda, jakby się nie myła. Zawsze widzę ją w przetłuszczonych włosach.
Obrzydliwe.
– Sama jesteś
obrzydliwa.
– Ja
przynajmniej dbam o higienę, a ty łazisz wszędzie z tą brudaską. Jeszcze coś od
niej złapiesz i pozarażasz nas wszystkich.
– Daj mi spokój.
– Wszyscy i tak
myślą, że jesteś gejem. Jesteś?
– Nie twój
interes – fuknąłem, przyspieszając kroku.
– A więc jednak!
Taki paszczur jak nic jest przykrywką!
Miałem ochotę ją
zakneblować, a sobie samemu zatkać uszy. Kto jak kto, ale Haru potrafiła
zszarpać mi nerwy. Tym bardziej w kwestii mojego życia uczuciowego.
Choć, mówiąc
zupełnie szczerze, kochałem obie moje siostry. Obie tak samo potrafiły być
denerwujące, ale tak potrafiły być dla mnie ogromnym wsparciem. Nie mogłem
zliczyć momentów, kiedy Haru i Yoshi wstawiły się za mną czy stawały w mojej
obronie. Miały swoje wady, ale wciąż były moją rodziną.
– Dzisiaj robimy
bitwę na śnieżki – rzucił Andou podczas przerwy. Siedzieliśmy całą piątką w
klasie, czekając na rozpoczęcie zajęć z matematyki. – Napadało od groma śniegu,
w końcu musimy to wykorzystać.
– Ile ty masz
lat? Pięć? – prychnęła Yuko. – Wszyscy zmokniemy albo ktoś dostanie w twarz i
źle się to skończy.
– Pamiętam, jak
raz mój kuzyn włożył kamień do śnieżki – mruknął Hajime.
– Że co?!
– No, wziął
kamulec i obtoczył go śniegiem.
– Twój kuzyn to
pojeb – oznajmiła Chihiro.
– Prawie nią
wtedy oberwałem.
– A szkoda, że
prawie. Może by cię we łbie naprostowało! – powiedział Andou.
Wszyscy ryknęli
śmiechem. Nawet ja się uśmiechnąłem, choć bardziej skupiałem się na czytaniu
książki. Naprawdę, miło było mieć kolegów, chociaż tak szczerze nie podzielałem
z nimi prawie żadnych zainteresowań. Nie byłem nawet do końca pewny, jak to się
stało, że ta czwórka zaczęła się ze mną zadawać, ale od początku liceum byliśmy
nierozłączni. Ten stan rzeczy w ogóle mi nie przeszkadzał. Choć uchodziłem za
samotnika, to w jednak w poczucie przynależności do jakiejkolwiek grupy
przynosiło mi ulgę.
– To jak robimy?
Dziewczyny kontra chłopaki?
– Chyba cię
pogięło. Poza tym, jesteśmy tylko my dwie, a was jest trzech. To nierówna
walka.
– Znajdźcie
jeszcze jedną laskę.
– Daj spokój.
Poza tym, nie możemy pójść gdzieś po lekcjach? Na czekoladę?
– To randka?
– Może być
randka, ale najpierw każdy musi mieć parę.
Niespodziewanie
poczułem na sobie wzrok całej czwórki. Podniosłem speszony głowę, po czym
spojrzałem na moich przyjaciół. Patrzyli na mnie ni to oskarżycielski, ni to
wyczekująco. Aż speszyłem się pod naporem czterech par oczu.
– C-co się tak
gapicie? – bąknąłem.
– Powiedz no –
zaczęła Yuko, pochylając się w moją stronę. Zmrużyła podejrzliwie oczy jak
gotowa do ataku żmija. – Ty i Nakamura przypadkiem nie macie się ku sobie?
– Huh?
– No wiesz…
Często was razem widać. Nie tylko w szkole – Hajime wzruszył ramionami.
– Jest dziwna –
mruknęła Chihiro. – Nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechała.
– To jeszcze nie
oznacza, że jest dziwna. Jeśli Hiro z nią rozmawia, to może po prostu… Nie
wiem. Może jest nieśmiała czy coś – odparł Andou. Trafił w samo sedno.
– Jest fajna –
powiedziałem. Przygryzłem dolną wargę, wahając się czy powinienem im mówić o
moim małym sekrecie. – I fakt, jest nieśmiała.
– Mówiłem!
Możemy się z nią kiedyś zakumplować, co?
– Jasne. Pewnie.
– Chodzicie ze
sobą? – drążyła Yuko. Momentalnie spąsowiałem na twarzy, co było wystarczającą
odpowiedzią. Kompletnie się zablokowałem i zacząłem dukać coś i jąkać się,
jednak to już nie powstrzymało Yuko przed gorącym okrzykiem zachwytu. – A
jednak!
– Cicho – Hajime
trącił ją w bok. – Bo spłoszysz ich oboje.
– Hiro ma
dziewczynę! Hiro ma dziewczynę! – zachichotała Chihiro, siadając mi na
kolanach. Zakryłem twarz dłońmi. Rany, nie spodziewałem się, ze takie rzeczy
będą mnie aż tak zawstydzać.
– Czyli nie
jesteś… no wiesz… o rany, ale jaja – westchnęła Yuko.
– No fakt. Też
mi ulżyło – Andou wydawał się być ogarnięty ulgą.
– O co chodzi? –
spytałem zaskoczony.
– Wszyscy
myśleli, że jesteś gejem – oznajmiła Chihiro bez ogródek. – Tak serio, wszyscy.
– Huh? Jak to?
Dlaczego?
Zapadła cisza.
Chihiro wróciła na swoje miejsce, tak samo Yuko. Andou i Hajime popatrzyli po
sobie. Ostatecznie Hajime też wrócił do swojej ławki. Zostałem więc sam z
Andou. Przyjaciel patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, zaciskając wąsko wargi.
Podrapał się w tył głowy. Przeczuwałem, co miał zamiar mi powiedzieć i jakoś
mocno by mnie to nie zaskoczyło, ale on sam nie wiedział, w jaki sposób
powinien mi to przekazać.
– Chodzi o
twoich starych – powiedział, patrząc gdzieś w bok. – No wiesz…
– Bo są homo?
– N-n… No. No, o
to chodzi. Każdy myślał, że ty też w takim razie… Rozumiesz, co nie? Że też
wolisz...
– O rany – zakryłem
twarz dłonią, Andou zrobił to samo. Czemu to musiało być takie niezręczne.
– Nie no… Jestem
hetero. Moje siostry chyba też. Nie wiem, co wyrośnie z młodego.
– Ale muszą być
rozczarowani wami – zarechotał. Spojrzałem na niego niezrozumiale. – No wiesz,
bo jak rodzice są hetero, a dzieciak homo, to z reguły jest drama. A oni są
homo, a wy hetero i…
– Aa! –
zaśmiałem się.
– Czaisz?
– Jasne.
Z jakiegoś
powodu przypomniało mi się, gdy nakryłem rodziców na seksie. Miałem siedem lat,
obudziłem się w nocy z okropnego koszmaru. Zalany łzami zbiegłem po schodach,
mało się nie wywracając i wbiegłem do ich pokoju bez jakiegokolwiek
ostrzeżenia. Stanąłem w progu, rycząc, jakby mnie ktoś co najmniej wychłostał a
oni niemal od siebie odskoczyli jak oparzeni. Pamiętałem, że jeden leżał na
drugim. Mało nie spadli na podłogę, próbując błyskawicznie doprowadzić się do
porządku.
– Na wielką
Amaterasu! Hiro! – ojciec zerwał się na równe nogi, podciągając bokserki.
Dopadł do mnie, po czym kucnął, łapiąc mnie za ramiona. – Co się stało?
– J-j-ja, j-ja –
jąkałem się i jeszcze bardziej zacząłem płakać. Zakryłem twarz ramieniem. Aż
bolała mnie głowa z tego wszystkiego.
– Przestraszyłeś
się czegoś? – tata podszedł do mnie, wiążąc przy tym pospiesznie szlafrok.
Pokiwałem głową.
Pociągnąłem mocno nosem, aż mi się w głowie zakręciło. Jako mały chłopiec byłem
definicją beksy. Niewiele brakowało mi tego, by się rozpłakać. Tym razem
wystarczył jakiś zły sen, by doprowadzić mnie do histerii.
– Miałeś
koszmar? – spytał ojciec, biorąc mnie w ramiona. Natychmiast wtuliłem się w
niego, szukając ukojenia. Pokiwałem głową. – To tylko sen, to nie działo się
naprawdę.
– Zaparzę mu
miętę i przygotuję zimny okład. Połóż go u nas.
– U nas? –
jęknął ojciec. Wtuliłem się w niego mocniej. Westchnął, biorąc mnie na ręce.
Zdaje się, że właśnie przeprowadzali między sobą niemą dyskusję. – Mhm. Chodź,
młody, będziesz spać z ojcami.
Położyłem się
więc z ojcem do łóżka. Podłożył mi pod głowę poduszkę, przykrył dokładnie
kołdrą i pogłaskał po czole. Wtulałem się w niego, jakby jutro miało nigdy nie
nadejść.
– Co ci się
śniło? – spytał.
– Koszmar…
– To wiem –
zaśmiał się. – Może chcesz mi opowiedzieć? Zrobi ci się lżej.
Pokręciłem
głową. Westchnął.
– To nie. Ale
gdybyś chciał, to zawsze możesz powiedzieć, jasne?
Pokiwałem głową.
Cmoknął mnie we włosy, po czym wyciągnął się wygodnie. Westchnął ciężko.
– Przepraszam –
wymamrotałem. – Nie chciałem. Przepraszam…
– Synku, nie
musisz przepraszać. Każdy czasami się czegoś boi. To normalne.
– Tata.
– Mhm?
– Ty też się czasami
boisz?
– Zdarza mi się.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
– A czego się
boisz?
– Różnych
rzeczy.
– Na przykład tego,
że ktoś cię porwie?
Zaśmiał się
cicho.
– Nie do końca.
Boję się bardziej tego, że to was ktoś mi kiedyś porwie.
– Nas?
– Ciebie, twoje
rodzeństwo, tatę.
– Kiepsko.
Ponownie się
zaśmiał. Zaczął mnie głaskać po włosach i w końcu nie doczekałem tej mięty ani
zimnego okładu, bo zasnąłem. Obudziłem się rano na miejscu taty. Na początku
się przestraszyłem, bo z reguły w takich chwilach budziłem się wciśnięty między
nich dwóch. Pierwszą moją myślą było to, że zdenerwowali się na mnie, mieli
mnie dość i gdzieś wywieźli, gdy spałem. Jednak szybko zdałem sobie sprawę z
tego, że leżeli obok mnie. Odwróceni w moją stronę, jeden za drugim. Wtedy nie
miałem pojęcia, że to było tak zwane przytulanie się na łyżeczkę. W dodatku
uświadomiłem sobie, że tata, chociaż spał, to trzymał mnie mocno za rękę.
Dopiero, gdy
nabrałem większej świadomości w pewnych kwestiach, zdałem sobie sprawę z tego,
że wtedy przeszkodziłem im w bardzo dorosłych czynnościach. W konsekwencji tego
przez pewien czas zupełnie inaczej na nich patrzyłem. Chyba każdy przechodził
taki okres, że uświadamiał sobie, że rodzice uprawiają seks, że oprócz bycia
mamą czy tatą robią rzeczy, o których nie wypada mówić głośno. Jeszcze gorzej
się czułem, gdy zdawałem sobie sprawę z tego, jak zapracowani i zajęci byli, a
ja przeszkodziłem im w tak naprawdę jedynej chwili, gdy mogli robić takie
rzeczy. Pewnie byli źli.
– Robiliście to
już? – spytał Andou nieśmiało. Cały się zaczerwienił. Cała nasza rozmowa
wprawiała mnie w coraz większe zażenowanie.
– Huh?!
– No… Seks.
Bzykałeś się z nią?
– Nie no… co ty.
– Aha.
– Jeszcze nawet
o tym nie rozmawialiśmy.
– Pewnie,
rozumiem. – Ja i Yuko… My też jeszcze nie…
– Czaję. Ale to
kwestia czasu, co nie?
– Jasne –
zaśmiał się niezręcznie. Zawtórowałem mu.
Ostatecznie
tylko ja, Hajime i Andou rzucaliśmy się śnieżkami po lekcjach. Yuko i Chihiro
stały z boku, marznąc i narzekając, że muszą przyglądać się naszym wygłupom.
Szczerze, jedyne bitwy na śnieżki, w których brałem udział, były z rodzeństwem.
Zwykle kończyły się tak, że dostawałem w twarz od którejś z sióstr. Gdy byłem
mały zanosiłem się z tego powodu płaczem, jednak z czasem nauczyłem się
powstrzymywać łzy. Nawet Mako lepiej znosił uderzenie śnieżką ode mnie, choć
raz zrobiło się nieprzyjemnie.
To był środek
zimy. Rodzice zostawili nad na jakiś czas w domu, a sami pojechali na zakupy.
Podczas ich nieobecności mieliśmy zachowywać się rozsądnie i postarać się nie
wpadać w kłopoty. Oczywiście, z reguły właśnie tego się trzymaliśmy, ale nie
tego jednego popołudniu, gdy stwierdziliśmy, że urządzimy bitwę na śnieżki.
Wciąż pamiętałem zimno szczypiące mnie w policzki oraz odgłos skrzypiącego pod
podeszwami butów śniegu. Yoshi chciała koniecznie trafić Haru. Ulepiła więc
najtwardszą śnieżkę, na jaką było ją stać, po czym wycelowała w młodszą
siostrę. Pech chciał, że Haru była zręczną cwaniarą, dlatego błyskawicznie
zrobiła unik. Jednak tuż za nią stał siedmioletni wówczas Makoto, który oberwał
tą kulą armatnią prosto w twarz. Cała nasza trójka wstrzymała oddechy, patrząc
na młodszego brata. Przez pewien czas w ogóle nie reagował, jakby uderzenie
uszkodziło mu mózg. Po chwili zaczął się śmiać. Odetchnęliśmy z ulgą, jednak
nie na długo, bo raptownie z nosa chłopca popłynęła krew. Wtedy też zaczął
płakać.
Yoshi dopadła do
niego, wzięła na ręce i mało się nie wywracając, pobiegła do domu. Ja i Haru
poszliśmy w jej ślady. Panika, jaka nas ogarnęła, była nie do opisania. Yoshi
szybko zdjęcia z małego ubranie Wierznie, posadziła go na wyspie kuchennej, po
czym wyciągnęła apteczkę. Szybko zaczęła przemywać twarz naszego młodszego
brata. Ręce drżały jej, jakby chorowała na Parkinsona.
– Złamałaś mu
nos! – krzyknęła Haru, widząc, jak nos Makoto napuchł i zsiniał. Gołym okiem
było widać, że jakaś chrząstka czy kostka się przesunęła.
– Boli – zawył
chłopiec, zalewając się łzami.
– Cicho, zaraz
to naprawimy.
– Chyba nie
chcesz mu tego sama nastawiać? – spytałem przerażony. Było mi niedobrze od
widoku krwi. Poza tym, cała ta sytuacja napawała mnie jakimiś nieprzyjemnymi
dreszczami.
– Coś trzeba
zrobić.
– Może
zaczekamy, aż rodzice wrócą? – Haru również panikowała. Podała Yoshi czysty
kompres zwilżony ciepłą wodą. Krwawienie nie ustępowało. – Pochyl go do przodu,
bo się zadławi.
– Do tego czasu
zacznie się zrastać i trzeba będzie go znowu złamać. Mako, ufasz mi?
Chłopiec
pokręcił przecząco głową.
– No nic… To
musisz mi zaufać.
Yoshi już
zabierała się do tego, by bawić się w chirurga plastycznego, kiedy to
usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Haru rzuciła się pędem po
pomoc, a ja zostałem z Yoshi, by ją w porę powstrzymać. Po chwili do kuchni
weszli nasi zaniepokojeni ojcowie.
– Nie było nas
godzinę – rzucił tata na widok zapłakanego Makoto. – Co się stało?
– Chyba ma
złamany nos – wymamrotała Yoshi, odsuwając się od małego. Tata podszedł do Mako.
Wziął go jedną ręką pod podbródek, a drugą ostrożnie zbadał nos. Oczywiście
skończyło się to jeszcze większym płaczem oraz wyrywaniem się.
– Czym wyście
się bawili? Młotkiem? – rzucił ojciec, wyciągając lód z zamrażarki. Wysypał go
na ścierkę, po czym podsunął Mako, by przyłożył go sobie do nosa.
– Ewidentnie
złamany. Trzeba go zabrać do szpitala.
– Nie dasz rady
go nastawić?
– Dam. Ale
trzeba sprawdzić czy nie ma wstrząśnienia mózgu. Haru, biegnij po ręczniki.
Przytrzymaj go.
– Jakie
ręczniki? – spytała lekko skołowana siostra.
– Obojętnie
jakie. Wszystkie. Są w pralni.
To było
obrzydliwe przedstawienie niczym z horroru. A przynajmniej wtedy czułem się,
jakbym oglądał wypełniony krwią film. Ojciec wziął Makoto na kolana, siadając
przy wyspie, po czym wsunął ramiona pod pachy swojego najmłodszego dziecka.
Trzymał go w żelaznym uścisku, upewniając się, że nie ucieknie. Tata wcisnął
Mako do buzi czystą kuchenną ścierkę, a na kolana położył mu jeden z ręczników,
które przyniosła Haru. Cała nasza trójka patrzyła jak zahipnotyzowana na to, co
się działo. Ojciec niemalże jednym ruchem ustawił kość do właściwej pozycji.
Rozległ się stłumiony dziecięcy wrzask i polało się jeszcze więcej krwi.
– Do przodu, do
przodu!
Ręcznik
papierowy i ścierki poszły w ruch. Makoto płakał, a ojciec trzymał go,
pochylając jego tułów do przodu, by przypadkiem nie nałykał się lub nie
zadławił krwią.
– Dawno nie
widziałem, jak przeprowadzasz operację – roześmiał się ojciec. Lekko poklepał
Mako po plecach. – No już, już po najgorszym. Teraz tylko szpital i będzie po
krzyku.
– Yoshi, pojedziesz
z nami – rzucił tata, myjąc pospiesznie ręce pod bieżącą wodą.
– J-ja? –
wydukała wystraszona siostra.
– Pomożesz mi go
przytrzymać w samochodzie.
I tak zaraz cała
czwórka pojechała na ostry dyżur. W tym czasie, gdy ja i Haru zostaliśmy sami,
posprzątaliśmy po krwawym przedstawieniu. Zmyłem podłogę oraz szafki, a moja
bliźniaczka wstawiła wszystkie zakrwawione ręczniki do prania. Czując się
nieswojo i nie wiedząc, co ze sobą począć, obejrzeliśmy film. Czekaliśmy
jednocześnie na jakieś wieści odnośnie młodszego brata, jednak te długo nie
nadchodziły. Później dowiedzieliśmy się, że w szpitalu zrobiono mu
prześwietlenie i rezonans, co wprawiło go w jeszcze większą histerię. Cała
historia na szczęście dobrze się skończyła. Małemu nic poważnego nie było, tata
w porę nastawił mu nos. Jedyne, co przypominało nam o tym wydarzeniu, to
opatrunek na twarzy małego oraz fakt, że przez następne dwa lata ani razu nie
zostaliśmy sami w domu i mieliśmy kategoryczny zakaz rzucania się śnieżkami.
– Ogłaszam
remis! – wykrzyknął w pewnym momencie Hajime, po tym, jak dostał ode mnie i
Andou śnieżną salwą.
– Przegrałeś! –
roześmiałem się. Czułem, jak śnieg dostał mi się za materiał kurtki. Zadrżałem
z zimna.
– W bitwie na
śnieżki nie ma przegranych! – odgryzł się.
– Hej! Możecie
już kończyć? Za moment tu zamarzniemy – Chihiro i Yuko stały nieopodal nas,
przytulając się do siebie. Zdaje się, że one marzły najbardziej z całego
naszego grona. Trzęsły się niczym osiki, ale jakoś nikogo to nie dziwiło. Na
dworze panowała minusowa temperatura.
– Mogłyście się
z nami porzucać, rozgrzałybyście się – odparł Andou, otrzepując kurtkę ze
śniegu. Podszedł do Yuko i wziął od niej jej torbę. – To może teraz na
czekoladę?
– Świetny pomysł
– Yuko entuzjastycznie złapała go za rękę. – Idziemy?
– Ach! Hiro,
zaprosisz Nakamurę? – Hajime dopadł do Chihiro. Już ruszyłem za nimi.
– Huh?
– Czeka na
ciebie pod szkołą, debilu – odparła Yuko, wywracając na mnie oczami.
Spojrzałem w
stronę budynku szkoły. Faktycznie, Kasumi stała pod szkołą i ewidentnie na mnie
czekała. Zdaje się, że była zbyt nieśmiała, by podejść do mnie, gdy byłem z
przyjaciółmi.
– Spotkamy się w
kawiarni! – rzuciłem, po czym pobiegłem w stronę Nakamury. Mało się przy tym
dwa razy nie wywróciłem, było bardzo ślisko. A ona tak stała i uroczo na mnie
patrzyła spod czarnej, nieco przydługiej grzywki. Serce aż mocniej mi zabiło,
gdy tylko mój wzrok spotkał się z jej. – Przepraszam, że czekałaś.
– W porządku.
Fajnie się bawiliście.
– Prawda? Dawno
nie biliśmy się na śnieżki. Idziemy wszyscy do kawiarni, ty też – wyciągnąłem
rękę po jej plecak. Z początku nie wiedziała, o co mi chodziło i dopiero po
chwili podała mi swoją torbę. Podstawiłem jej ramię, by nie złapała. – Chodź. Jak
się wywrócimy, to razem.
Zachichotała.
Złapała mnie ostrożnie pod ramię.
– Za bardzo nie
rozmawiamy, wiesz… Nie wiem czy mnie polubią.
– Nonsens. Jesteśmy
w jednej klasie, w końcu musimy zacząć rozmawiać. A poza tym, to niemożliwe, by
cię nie polubili.
Kasumi posłała
mi szeroki uśmiech. Zauważyłem, że okulary zaczęły jej parować, a mi ponownie
serce mocniej zabiło. Byłem niewątpliwie i niezaprzeczalnie zakochany w niej po
uszy.
Jeszcze tego
samego dnia pojechałem z ojcem na zakupy. Planowaliśmy uzupełnić zapasy w
spiżarce, bo ostatnimi czasy znacznie się skurczyły i nikt ich nie uzupełnił. W
drodze do hurtowni rozmawialiśmy o jakichś mało ważnych rzeczach, choć w pewnym
momencie ojciec spytał, czy miałem już jakiś konkretny plan na to, co mam
zamiar robić po liceum. Poczułem, jak ogarnia mnie mała panika i gardło zaciska
mi się w supeł. Odparłem, że jeszcze nie do końca, ale na pewno chciałem iść na
studia. Z początku myślałem, że na tym skończymy temat, jednak on zaczął
dopytywać, na jakie studia chciałbym pójść.
– Nie wiem –
wymamrotałem. – Psychologia? Może. Chyba. Uhm…
– Psychologia? –
nie krył zdziwienia. – Naprawdę?
– Nie wiem –
powtórzyłem, próbując nie spanikować. Doskonale wiedziałem, na jakie studia
chciałem pójść, jednak z wielu powodów nie chciałem o tym nikomu mówić. Jednym
z powodów było to, że nie chciałem, by wszyscy myśleli, że chciałem po prostu
iść w ślady taty lub to on do czegokolwiek mnie zmuszał. Bo tak, chciałem pójść
na medycynę i później zostać chirurgiem. Nie czułem się jednak komfortowo,
mówiąc o tym komukolwiek. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Czułem jednak, jak w
tym momencie robi mi się gorąco z nerwów.
– Całkiem
ciekawy kierunek – mruknął. Choć wcale nie brzmiał na przekonanego. – W sumie
wydaje mi się, że byś się nadawał na psychologa.
– Naprawdę?
– Pewnie. Czemu
nie. Może byś…
W tym samym
momencie w głośniku Mercedesa rozległ się dzwonek telefonu. Oboje spojrzeliśmy
na to, kto dzwonił i w sumie wcale nie poczułem ulgi, że ktoś mnie miał wybawić
od niezręcznej rozmowy o przyszłości. Dzwonił tata.
– Tak? – rzucił
ojciec, odbierając.
– Hej –
przywitałem się, by tata wiedział, że byłem obok i wszystkiego słuchałem.
– Ja pierdolę –
rzucił wściekle na przywitanie drugi z moich rodziców. Ojciec aż parsknął. –
Cześć, synek. Przepraszam, że tak agresywnie, ale no myślałem, że eksploduję,
jak nie zadzwonię.
– Co się stało?
– ojciec aż zachichotał pod nosem. Usłyszeliśmy, jak tata zatrzasnął drzwi od
samochodu. Niemalże wściekle dyszał w słuchawkę.
– Mówiłem ci o
tym nowym kretynie na oddziale?
– Ten… pediatra?
No.
– No kurwa mać –
rzucił, niemalże krzycząc. Włączył silnik. Na moment przerwało połączenie, gdy
telefon łączył się z samochodem. Tata rzucił gdzieś na bok telefon. – Chuj
jebany. Myślałem, że dzisiaj użyję na nim skalpela. Ten zielony młotek cały
dzień się o coś przypierdalał i nawet nie chodziło o sprawy zawodowe. On po
prostu robił wszystko, żeby mnie wyprowadzić z równowagi i przysięgam, że na
końcu zmiany prawie mu się udało. Cały dzień było coś nie tak. Najgorzej było,
gdy przyszedł i mówi, że przynieśli mu dzisiaj jakiegoś wzdętego niemowlaka.
– Tak
powiedział?
– Powtarzam jego
słowa; spuchnięty, rozwrzeszczany, śmierdzący niemowlak.
– O cholera.
– Tak. Ale
słuchaj dalej – ruszył z miejsca, nie zapinając pasów, na co zaraz odezwały się
samochodowe czujniki. – No już, do cholery, zamknij się – zapiął pasy, co
wyraźnie usłyszeliśmy. – No… Na czym to? Aha. No to pytam się go, co jeszcze
było nie tak z tym dzieckiem, na co on, że trochę gorączkowało i miało
biegunkę. Później dodał, że tylko zmarnowali mu czas, bo przyszli do niego z
jakąś zwykłą kolką.
– Bezczelny.
– Tak. Ale to
jeszcze nie koniec. Pytam go czy jakoś zbadał bardziej to dziecko, bo jakoś ta
biegunka mi nie pasowała do kolki, na co on z taką dumą, że oczywiście, w końcu
jest pediatrą. Rzucił, że dzieciak powoli się rozwijał jak na swój wiek, ale
uznał, że to pewnie z winy rodziców, bo oboje byli jacyś nadopiekuńczy, a matka
wyglądała, jakby wstała z trumny. Spytałem go czy pomyślał o tym, by skierować
ich na jakieś dokładniejsze badania jak tomografia albo chociaż rentgen, bo to
brzmi bardziej jak malrotacja niż kolka. No i kurwa, myślałem, że mnie wzrokiem
zabije. Powiedział, że nie ma takiej potrzeby, on wie, co robi i żebym nie
wtrącał się w coś, na czym się nie znam.
– Co?!
– O cholera –
wymsknęło mi się.
– Tak.
– Jaki dupek!
– Co nie?
Wyobrażasz sobie zignorować radę kogoś starszego i bardziej doświadczonego? Nie
po to, kurwa, tyle lat zapierdalałem, nie po to przechodziłem przez wszystkie
możliwe szczeble medycyny, by dojść do tego punktu, w którym jestem, żeby jakiś
dzieciak mówił mi, że mam się nie wtrącać, bo on wie co robi, kiedy on zupełnie
nie ma pojęcia, co robi. Zuchwały szczeniak. Gdy ja zaczynałem pracę, to każde
słowo osoby starszej i doświadczonej było świętością i najczęściej te osoby
miały rację. Tak jak ja dzisiaj. Kilka godzin później ci sami rodzice
przybiegli z dzieckiem, bo mały nie mógł się wypróżnić, a jak już mu się udało,
to zobaczyli krew w kale. Dopiero wtedy wysłał ich na szczegółowe badania i nie
zgadniesz co.
– Malrotacja?
– Dokładnie!
Malrotacja jelita. Załatwiłem sobie na jutro dodatkową operację, ale przysięgam,
że ten jeden moment satysfakcji był tego wart. Choć nie skończyło się na tym.
Później, gdy po prostu całym oddziałem siedzieliśmy i mieliśmy przerwę, to
zaczęła się rozmowa na prywatne tematy. I wyobraź sobie, że ten facet rzucił
tekstem, że jak dobrze, że nie ma na oddziale żadnych dewiantów. Salowy się go
spytał, co ma na myśli, na co on, że jak to, co ma na myśli. Że pedały są za
głupie na medycynę!
– Na wielką
Amaterasu, nie dość, że idiota, to jeszcze homofob – wjechaliśmy na parking
hurtowni. Ojciec zaczął po nim krążyć szukając miejsca. Zacząłem czuć się nieco
niezręcznie, słuchając historii z pracy taty, ale w pełni rozumiałem to, że się
zdenerwował na coś takiego. Pewnie na jego miejscu też bym zaczął tak kląć, co
akurat jemu się zbyt często nie zdarzało.
– Tak. Nawet nie
wiesz, jaka niezręczna cisza wtedy zapadła i jak wszyscy byli zniesmaczeni.
Włączając w to mnie, oczywiście. Na jakiś czas zupełnie odebrało mi mowę.
– Tobie? –
ojciec zaczął się śmiać. Akurat znalazł miejsce i zaczął parkować. – A to jakaś
nowość.
– Prawda? Rzadko
się zdarza, że nie wiem, co powiedzieć, ale to mnie zbiło z pantałyku. Wszyscy w
szpitalu wiedzą, jaki jestem i tolerują to czy im się to podoba, czy nie. Jeszcze
nigdy nikt nie rzucił takim komentarzem. Mało tego, przecież ciebie zna cały
oddział i wydaje mi się, że raczej cię lubią.
– Raczej? Ile
razy ratowałem was od śmierci głodowej!
– No właśnie!
Dlatego wydaje mi się, że każdy cię lubi i, przynajmniej na naszym oddziale,
nikt nie ma problemu z tym, że jestem gejem. Poza tym, w tej pracy nie chodzi o
życie prywatne, tylko o umiejętności i nikogo tak naprawdę nie obchodzi to, kto
jakiej jest orientacji. Poza tym, ten facet jest pediatrą! Jednym z jego
obowiązków jest pomaganie homoseksualnym dzieciom. A on zaczął wyskakiwać z
tym, że od razu widać, kto miał jakie stosunki z rodzicami. Pierdolony Freud.
Mówił, że dobrze, że nikt z tych zboczeńców nie ma kontaktu z dziećmi, bo to by
było straszne. Jedna z pielęgniarek się go zapytała czy nie chodzi mu
przypadkiem o pedofilów, na co on tak z głową w górze, że to przecież to samo.
Ojciec
zaparkował, jednak nie wyłączył samochodu. Siedzieliśmy więc na parkingu i
słuchaliśmy dalszego ciągu opowieści taty.
– Chciałem
wyjść, ale stwierdziłem, że jednak posłucham, co jeszcze ma do powiedzenia. No
i on zaczął mówić, jak to jeden gej kiedyś był dla niego niemiły, że coś tam.
Bla, bla, bla. Kurwa, sobie myślę, że zaraz będę twoim największym, gejowskim
koszmarem, jak się nie zamkniesz. I wszyscy w końcu zaczęli patrzeć na mnie. To
było oczywiste. Facet w końcu spytał czy może powiedział coś nie tak, na co
ordynator odparł, że bardzo wiele i jeśli ma takie krzywdzące poglądy, to
powinien je zostawić dla siebie.
– O! Ten to gość
z klasą. Miło, że stanął w twojej obronie.
– Bardzo. Gdybym
ja miał coś w tamtym momencie zrobić, to chyba bym zaczął krzyczeć mu w twarz i
go opluł.
– Bądź dorosły.
Potrąć go samochodem, jak go gdzieś zobaczysz.
– Masz rację, od
razu się go pozbędę. W każdym razie, spytał, czy jest ktoś, kto nie podziela
jego opinii i wszyscy powiedzieli, że tak, co już go w ogóle zaskoczyło. Wtedy
odezwałem się ja. Powiedziałem, że jestem homoseksualistą i jakoś nie spodobało
mi się to, co powiedział. Wtedy się zamknął. Ale nie na długo. Ordynator
powiedział, że mogę iść do domu, za co jestem mu bardzo wdzięczny, bo i tak
byłem już po swojej zmianie i nie mogłem się na niczym skupić, tak mnie ten
gówniarz wytrącił z równowagi.
– A ja się
zdziwiłem, że tak szybko wracasz do domu. Jedynie dwanaście godzin w pracy!
– Szybciutko, co
nie? Podziękowałem ordynatorowi za to, jak się zachował, bo aż mi się lepiej
zrobiło. Miło mieć jednak czasami jakieś wsparcie. Ale później, gdy już
wychodziłem, to oczywiście musiałem wpaść na tego dupka. Chciałem się z nim po
prostu pożegnać i wyjść, ale musiał mnie zahaczyć i spytać czy możemy
porozmawiać. Stwierdziłem, że okej, porozmawiajmy. Pomyślałem nawet, że może
chce mnie przeprosić, ale oczywiście nie. Spytał, jak to się stało, że w ogóle
znalazłem się na oddziale dziecięcym i czy nie mam przypadkiem jakichś niecnych zamiarów wobec pacjentów.
Rozumiesz to? No kretyn. Spytał o coś jeszcze, ale powiem ci już później.
– O co jeszcze
spytał? – dopytał ojciec.
– Później. Nie
chcę jeszcze bardziej gorszyć Hiro, pewnie i tak się nasłuchał jak klnę.
Przepraszam.
– Spoko. Ja to
bym na twoim miejscu mu przyłożył – powiedziałem, śmiejąc się.
– Zrobiłbym to
samo – przyznał ojciec. – Ale przyłożył tak konkretnie, że aż by mu się kark
skręcił. Jak tak słucham o niektórych ludziach, to myślę sobie, że jednak czasy
spartańskie nie były takie złe. Zobaczyliby takie upośledzone gówno i z miejsce
wyrzuciliby je w przepaść. Teraz bym zrobił to samo.
– Och, słodcy
jesteście – westchnął. Zdaje się, że wyżalenie się ze swojego dnia znacznie mu
pomogło, bo jego ton znacznie zelżał. – Swoją drogą, dokąd jedziecie?
– Na zakupy. W
sumie właśnie jesteśmy już na parkingu. Chcesz coś może konkretnego z hurtowni?
– Koniecznie kupcie
ręczniki papierowe i kapsułki do prania. Aha, no i nie zapomnijcie o płynie do
czyszczenia ekspresu. Zróbcie też zapas makaronu i chyba ryż się kończy, więc
to też kupcie. I weź ten koreański szampon. Jestem zachwycony, że w końcu
znalazłem w tym kraju coś do kręconych włosów.
– Cieszymy się
twoim szczęściem. Potrzebujesz coś jeszcze?
Tata zamyślił
się na kilka sekund.
– Chyba nie.
Ewentualnie płyn do mycia podłóg. I filtry do Siepacza, bo chyba ten jest
ostatni.
Siepaczem
pieszczotliwie został nazwany przez rodziców robot sprzątający. Nazwa z
początku wywołała kontrowersje, jednak z czasem się przyjęła. Siepacz
ostatecznie był jak kolejne przybrane dziecko w tej rodzinie, któremu trzeba
było ustępować, gdy nadchodził, zostawienie go bez nadzoru mogło się skończyć
katastrofą i czasami trzeba było zabierać mu rzeczy sprzed nosa, ale wszyscy go
i tak uwielbiali. W końcu odkurzał i zmywał za innych. Co prawda, nie zawsze
można było polegać na Siepaczu i od czasu do czasu trzeba było odkurzyć i zmyć
ręcznie podłogi, jednak wciąż był nieocenionym członkiem rodziny.
– No dobra. W
razie czego, to dzwoń – rzucił ojciec.
– Pewnie.
Uważajcie na siebie, chłopcy.
– Też na siebie
uważaj.
– Pa! – rzuciłem
jeszcze, nim się rozłączyli.
Następne dwie
godziny spędziliśmy na chodzeniu po sklepie i szukaniu wszystkiego z listy. W
międzyczasie pisałem z Kasumi. Szczerze, to z trudem mogłem się oderwać od
telefonu, co aż zaobserwowało ojca, bo raczej rzadko się zdarzało, bym bez
przerwy coś robił na telefonie. Z początku nic nie mówił, jednak w pewnym
momencie zauważyłem, jak zerka na mnie zaciekawiony. Dopiero wtedy
stwierdziłem, że schowam telefon i po prostu skupię się na zakupach.
– No proszę –
rzucił, gdy włożyłem komórkę do tylnej kieszeni spodni i byłem gotowy na
aktywne spędzanie z nim czasu.
– Co?
– Nic, nic.
Tylko mnie zastanawia, z kim tak piszesz – wzruszył ramionami. Przeszedł mnie
dreszcz i poczułem, jak robi mi się gorąco w twarz. – Poszedłbyś po filtr do
Siepacza? Ja wezmę jeszcze soczki dla Makoto i spotkamy się przy kasie.
– A jaki jest do
niego filtr?
Ojciec jakby się
zawiesił. Stał tak przez chwilę, patrząc w przestrzeń. W końcu spojrzał w górę
i podrapał się po brodzie.
– Nie pamiętam –
powiedział w końcu. – Zadzwoń do taty. Albo lepiej do Yoshi albo Haru, bo on
pewnie śpi.
– Okej.
Ruszyliśmy w
swoje strony – on po zapas soczków dla Makoto, ja po zapas filtrów do
odkurzacza. Idąc w stronę mojej alejki, zadzwoniłem do Yoshi. Siostra odebrała,
ale nie była w stanie rozmawiać.
– No? – rzuciła
zdyszana. Aż poczułem, jak zamarza mi twarz. Wszystkie dźwięki w tle wskazywały
na to, że moja starsza siostra właśnie była w trakcie bardzo dorosłej
czynności.
– Czy ty się
ruchasz? – niemal upuściłem telefon na podłogę.
– No. Tak!
– Ja pierdolę!
Po chuj odbierasz telefon, kiedy się bzykasz! – rozłączyłem się natychmiast. Ta
sytuacja wywróciła mnie z równowagi. Wziąłem kilka głębszych wdechów, by się
uspokoić. Przysięgam, już nic nie było w stanie mnie zaskoczyć w tej rodzinie.
Uspokoiłem się odrobinę i zadzwoniłem do Haru. Siostra odebrała po kilku
dłuższych sygnałach.
– Co chcesz –
powiedziała na przywitanie.
– Sprawdź, jaki
jest filtr w Siepaczu – powiedziałem, akurat stając przed filtrami do
odkurzaczy.
– Nie ma mnie w
domu.
– Co? Jak
wychodziliśmy, to byłaś. Gdzie ty się szlajasz?
– Nie twój
interes, gówniarzu.
– Jestem twoim
bliźniakiem.
– Młodszym
bliźniakiem. Nie ma mnie w domu, więc nie sprawdzę ci filtra. Zadzwoń do Yoshi.
– Yoshi jest…
uhm… Zajęta. Też jej nie ma w domu.
– To zadzwoń do
Makoto albo taty.
– Pewnie.
Dzięki.
Siostra
rozłączyła się bez pożegnania. Jak uroczo. Stwierdziłem jednak, że nie będę się
poddawać i zadzwonię do Makoto. Brat odebrał niemal natychmiast, co w sumie
jakoś mocno mnie nie zaskoczyło. Niemal bez przerwy siedział na telefonie.
– Sprawdź mi
filtr do odkurzacza.
– Po co mam ci
go sprawdzić?
– Muszę
wiedzieć, jaki filtr jest w odkurzaczu, żeby pasował – wyjaśniłem spokojnie.
– W odkurzaczu
są filtry? Jak to się sprawdza?
– Musisz go
odwrócić i pod spodem będzie miał takie wieczko. Nie jestem pewny czy nie
musisz go rozkręcić.
– Jak to mam
rozkręcić?
– Śrubokrętem.
Ale nie pamiętam czy musisz go rozkręcić czy możesz normalnie wyjąć tę klapkę.
Masz to?
Słyszałem, jak
mój brat wstaje, po czym podchodzi do odkurzacza. Po drugiej stronie rozległy
się jakieś trzaski. Pewnie odwracał Siepacza do góry nogami.
– Tu są jakieś
śrubki – wymamrotał. – Skąd wezmę śrubokręt?
– W garażu jest
skrzynka z narzędziami.
– Nie pójdę do
garażu.
– Dlaczego?
– Tam są pająki.
Myślałem, że
mnie za moment krew zaleje.
– Nic ci nie
zrobią. Na metalowej półce jest skrzynka. Weź z niej…
– Nie pójdę tam!
Westchnąłem
głośno ze złości.
– Masz gdzieś
tatę pod ręką?
– Tak.
– O dobrzy
bogowie. Mógłbyś, łaskawie, dać go do telefonu? Proszę??
– Tata! Hiro
dzwoni.
Makoto dał tacie
telefon. W czasie przekazywania urządzenia, niczym w jakiejś sztafecie, wziąłem
wdech i wydech, przygotowując się do dalszych pytań.
– Słucham? – powiedział
tata.
– Jaki jest
filtr do odkurzacza?
– Uniwersalny.
Zamrugałem
kilkakrotnie. Wydawało mi się, że się przesłyszałem.
– Uniwersalny? –
powtórzyłem.
– Mhm – odparł.
Słyszałem, że coś kroił. Pewnie przygotowywał kolację. – Uniwersalny. Będzie
napisane na opakowaniu.
– A jakaś
konkretna firma?
– Nie. Weź
którekolwiek, byle nie te najtańsze kartonowe. Niby są ekologiczne, ale
rozwalają się po kilku dniach.
– Uniwersalny
model? – powtórzyłem.
– Zgadza się.
Wydawało mi się,
że moje życie było czasami jakąś źle napisaną komedią. Filtry do odkurzacza
okazały się być jednym z najbardziej irytujących skeczy w historii. Nie
chciałem jednak zbytnio rozdrabniać się nad tym, że taka głupotka wytrąciła
mnie z równowagi. Choć najbardziej rozstroiła mnie Yoshi. Siostra ewidentnie
zbyt dobrze korzystała z czasu ze swoim chłopakiem.
– I? – rzucił
ojciec, gdy już spotkaliśmy się przy kasach. Wrzuciłem do wózka opakowanie
uniwersalnych filtrów.
– Mamy to.
W domu czekało
na nas shabu shabu. Ojciec był zachwycony, widząc, że wszystko było już
przygotowane, tylko wszyscy czekali specjalnie na nas, byśmy mogli zjeść całą
rodziną posiłek. Co ciekawe, obie moje siostry zdążyły już wrócić do domu.
Szczególnie Yoshi zachowywała się, jakby nic się nigdy nie zdarzyło. Planowałem
też się tak zachowywać i nawet doszedłem do wniosku, że powinienem się
przyzwyczaić, że obie moje siostry nie miały problemu z ekspresywnym
prezentowaniem siebie. Choć powinienem był już dawno się do tego przyzwyczaić.
Kolacja była głośna i pełna śmiechu. Tata zachowywał się, jakby cała sytuacja,
jaka miała miejsce w jego pracy, nigdy się nie zdarzyła. Swoim zwyczajem był
uprzejmy i traktował wszystkich z czułością. Widziałem jednak w jego oczach, że
był naprawdę zmęczony. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że za moment
uderzy głową o stół, gdy po jakimś czasie przestał się odzywać i zaczął mieć
problem z otwarciem oczu podczas mrugania. Dlatego byłem dla niego pełen
podziwu. Choć był wycieńczony, to wciąż przychodził do domu i upewniał się, że
każdy zje kolację. Oczywiście, nie zdarzało się to codziennie. Tak naprawdę
rzadko kiedy jedliśmy posiłki całą rodziną ze względu na pracę taty, jednak,
jeśli tylko mógł, to zawsze poświęcał nam czas. Tak jak tego jednego wieczoru,
gdy siedział już kompletnie wycieńczony i jedną nogą w krainie snów.
*
Weekend nadszedł
zdecydowanie zbyt szybko. Sobota oznaczała osiemnaste urodziny moje i Haru, co
jakoś mi się nie widziało. Tata tego dnia specjalnie postarał się o dzień wolny
w szpitalu, drugi też umówił tylko jedno spotkanie z klientem i zamknął firmę.
Urodziny były czymś, co zawsze mnie dołowało. Sam nawet nie wiedziałem
dlaczego, ale im starszy byłem, tym bardziej chciało mi się z tego wszystkiego
płakać. Choć te urodziny były nieco inne. Postanowiłem przedstawić rodzicom
Kasumi.
Nie powiedziałem
czy zapraszam do domu chłopaka czy dziewczynę. Powiedziałem tylko, że
chciałbym, by kogoś poznali, co było równoznaczne z oświadczeniem, że zaproszona
osoba była moją drugą połówką. Nie dopytywali też o płeć gościa, więc stwierdziłem,
że to i tak nie miało sensu. W końcu dla nich to nie miało większego znaczenia.
Ale, co więcej, Haru też oznajmiła, że chciałaby, by kogoś poznali. Dlatego
tego dnia mieliśmy oboje przyprowadzić do domu nasze drugie połówki. Nie
powiem, wypełniała mnie ekscytacja, choć nie byłem pewny czy w pozytywnym
sensie. Część mnie cieszyła się na to, że Kasumi miała przestać być moją małą
tajemnicą, ale był też tym zdenerwowany. Bałem się tego, jak inni mogli
zareagować na wieść, że się z nią spotykałem.
– Zapowiada się
ciekawy dzień – oznajmił tata, dekorując tort. Siedziałem przy wyspie i bawiłem
się końcówkami od rękawa do kremów. Dzięki temu miałem zajęte ręce, ale nie
myśli. – Kończycie osiemnaście lat, nie sądziłem, że ta chwila kiedykolwiek
nadejdzie.
– Masakra, co
nie? – zaśmiałem się z zaciśniętym gardłem. – Już nie jesteśmy dziećmi.
– Przykro mi to
mówić, ale dla mnie i dla waszego ojca zawsze będziecie maluchami w pieluchach.
Jacy wy byliście malutcy! – westchnął, zakładając ręce pod bokami. Zdaje się,
że zupełnie przeniósł się myślami osiemnaście lat wstecz. – Ty i Haru mieliście
kilka tygodni, gdy przywieźliśmy was do domu. Potrafiliście tylko gulgać coś po
swojemu.
– Chyba nadal
tylko to umiemy – zawahałem się na moment. – Swoją drogą, tato…
– Tak? – wrócił
do układania truskawek na torcie.
–
Zastanawialiśmy się z Haru… Czy to by było… No… Czy byłoby w porządku, gdybyśmy
odwiedzili grób rodziców.
– Nie widzę
żadnych przeszkód – odparł. Wyprostował się, z daleka podziwiając swoje
skończone dzieło. – Może być?
– Jest super. Ty
to zawsze robisz niezłe rzeczy.
– Niezłe? Phi!
Chirurgiczna precyzja, mój drogi – wytarł dłonie w ścierkę. – Dzisiaj chcecie
tam pojechać?
– Hm?
– Na grób
rodziców.
– Chcieliśmy zrobić
to jutro. Dzisiaj przychodzą goście i tak dalej, więc byłoby za dużo
zamieszania.
– Rozumiem.
Pewnie, pojedźcie.
W ogóle nie
pamiętałem biologicznych rodziców. Tak jak wspomniał ojciec, z Haru mieliśmy
tylko kilka tygodni, gdy zginęli w wypadku, zbliżała się ich osiemnasta rocznica
śmierci. Niegdyś odczuwałem psychiczny dyskomfort z tego powodu, że osoby, do
których powinienem się zwracać per mamo, tato i to osoby, które miały mnie
wychowywać, nie należały już do świata żywych. Nie miałem z nimi żadnych
wspomnień, dlatego wydawali mi się być zupełnie obcy i odlegli. Jakby tak
naprawdę nigdy nie istnieli.
Choć całe nasze
rodzeństwo dorastało jednak ze świadomością, że nasi ojcowie nie są
biologicznie z nami spokrewnieni. Pojawiały się pytania, dlaczego inni mają
mamę, a my nie, dlaczego mamy dwóch tatusiów, a inni jednego. Obaj przez
wszystkie lata cierpliwie, spokojnie i bez żadnych ogródek wyjaśniali, dlaczego
nasza rodzina wyglądała tak, a nie inaczej. Dlatego od dziecka wiedzieliśmy,
jaka była nasza rzeczywista sytuacja. Choć tak naprawdę w żaden sposób nie
czułem, by przez to był między nami jakiś dystans. Wprost przeciwnie! Mając
dwóch ojców wydawało mi się, że mam podwójne wsparcie w wielu sprawach.
– Tort! –
wykrzyknął nagle Mako, wchodząc do kuchni! – Mogę kawałek?
– Później –
odparł tata, podnosząc paterę, a tym razem ochraniając swoje cukiernicze dzieło
przed lepkimi palcami dwunastolatka. Przykrył ciasto szklaną pokrywą, po czym
włożył je do lodówki.
– No dobra –
westchnął.
– Odrobiłeś
lekcje? – spytałem.
– Prawie –
Makoto spuścił głowę, unikając mojego wzroku.
– Mhm…
Matematyka?
Chłopiec
spojrzał na mnie spode łba. Westchnąłem ciężko, poklepałem go po ramieniu, po
czym wstałem. Brat ruszył wraz ze mną jak na skazanie w stronę pokoju. Jako
starsze rodzeństwo moim niepisanym obowiązkiem było pomóc młodemu, a
szczególnie w tej bezsensownej matematyce. Chociaż tylko dla Mako był to
problem. Jak na ironię, każdy w domu był dobrym matematykiem, nawet taka roztrzepana
Haru, która jakimś cudem zaliczała na perfekcyjne oceny większość przedmiotów,
a i podczas odpytywań przez nauczyciela nigdy nawet się nie zająknęła. Mako też
nie radził sobie źle, jednak bez wątpienia miał swoją piętę achillesową pod
postacią matematyki.
– Nie rozumiem –
rzucił, drapiąc się po głowie, po tym, jak drugi raz próbowałem wyjaśnić mu
materiał. – Nie możesz zrobić tego za mnie?
– Nie mogę. To
twoja praca domowa. Poza tym, jak teraz tego nie zrozumiesz, to później będzie
już tylko gorzej.
– Ale gówno –
fuknął. – Po co mi to w ogóle?
Wzruszyłem
ramionami.
– Może kiedyś
będziesz chciał zostać inżynierem albo wynalazcą. W takich sprawach matma się
przydaje. A teraz spójrz tu jeszcze raz – stuknąłem końcówką długopisu o
kartkę. – Przenosisz i mnożysz to…
– Mam pytanie.
– Tak?
– Facet może
zajść w ciążę z facetem?
Zamilkłem w swego
rodzaju zadumie lub też raczej w zaskoczeniu na pytanie od młodszego brata.
Spojrzałem na niego, nie będąc pewnym czy może głupota była zapisywana w DNA,
bo wątpiłem, że wychowując się w takim domu dało radę być takim kretynem.
– Ty masz
biologię w szkole, co nie? – spytałem już całkowicie niepewny co do nawet
najbardziej oczywistych oczywistości.
– No mam.
– To raczej
wiesz, jak działa rozmnażanie.
– Mniej więcej.
– To mniej czy
więcej?
– Raczej więcej,
no ale…
Urwał. Uniosłem
brwi, wyczekując tego, co miał powiedzieć. Widocznie się zawstydził i
zarumienił.
– Dlaczego mam
wrażenie, że chodzi o rodziców – westchnąłem ciężko. – Wiesz, że cała nasza
czwórka jest adoptowana.
– No tak, jasne.
Wiem.
– To o co ci
chodzi?
Makoto nabrał
powietrza w płuca i chwilę tak trwał, wręcz purpurowiejąc na twarzy. Bałem się
tego, jakie rewelacje miałem zaraz usłyszeć.
– Żeby nie zajść
w ciążę trzeba mieć prezerwatywę – zaczął. – Tak?
– N-no tak –
odparłem z pewnym wahaniem. Nie byłem pewny czy powinienem mu tłumaczyć, że prezerwatywa
nie jest pełnym gwarantem zapobiegnięcia ciąży, ale stwierdziłem, że sobie
odpuszczę.
– To po co dwóm
facetom prezerwatywa, skoro w ciążę może zajść tylko kobieta?
– Mogę wiedzieć,
skąd to pytanie?
Makoto zacisnął
wargi w wąską linię. Nie pomyliłbym się, gdybym powiedział, że cała jego twarz
przybrała koloru dojrzałego pomidora. Chłopiec pochylił się do swojego plecaka,
po czym wyciągnął z najmniejszej przegródki zafoliowaną prezerwatywę. Patrzyłem
całkiem zaskoczony to na niego, to na srebrne opakowanie i przez kilka
pierwszych sekund nie wiedziałem nawet, co powinienem powiedzieć.
– Skąd to masz?
Milczał.
Westchnąłem ciężko.
– Grzebałeś w
rzeczach rodziców?
Spuścił wzrok,
pokiwał głową.
– Po co?
– Tata zabrał mi
komiks i powiedział, że dostanę go z powrotem, jak przeczytam temat z historii,
ale mi się nie chciało uczyć, więc…
– Wiesz, że twój
komiks leży u niego na biurku?
– Co?
– Na biurku w
gabinecie. Przecież oni nigdy nie chowają naszych rzeczy. I poza tym, nauka to
twój obowiązek, więc jak dla mnie powinni ci skonfiskować wszystkie komiksy. Ale
wracając do tematu. Poszedłeś szukać komiksu i stwierdziłeś, że pewnie jest
schowany u nich w pokoju? Po pierwsze, nie przegląda się cudzych rzeczy, a po
drugie nie zabiera się cudzych rzeczy. Tym bardziej takich. Co ty sobie w ogóle myślałeś?
– Chciałem
pokazać kolegom – wymamrotał. – I otworzyliśmy jedną. Tylko zaczęli się pytać,
skąd to mam i po co to moim rodzicom, skoro to dwaj faceci. To bez sensu.
– To nie jest
bez sensu. Tylko nie wydaje mi się, że powinienem ci teraz tłumaczyć, po co
homoseksualiści używają prezerwatyw.
– Przecież nie
zajdą w ciążę.
– Nie chodzi o
ciążę – jęknąłem, pocierając skronie palcami. – Słuchaj, chodzi o… uhm… Jakieś
choroby. Prezerwatywa przed tym chroni.
– Rodzice są chorzy?
– Nie. Raczej
nie. Ale chodzi też o to, że… Wiesz, na jakiej zasadzie polega seks dwóch
mężczyzn?
Spojrzał na mnie
niepewnie. Pokręcił głową.
– W sensie…
Kobiety mają tę… Wiesz… A mężczyźni nie.
– Aha, dupa!
Aż mi się w
głowie zakręciło.
– Dokładnie.
– Wiem, że
faceci sobie wkładają drążki.
– Świetnie. Więc
skoro wiesz, gdzie wkładają sobie te drążki, to odpowiedz sobie na pytanie co
jeszcze się robi tym otworem i po co w takich okolicznościach może być
potrzebna prezerwatywa. A teraz schowaj tę, co masz i ani słowa rodzicom. Wracamy
do matmy.
Nie tak
spodziewałem się przeprowadzać rozmowy z młodszym rodzeństwem. W ogóle, wiele
rzeczy odbiegało od tego, w jaki sposób je sobie początkowo wyobrażałem.
Inaczej wyobrażałem sobie kiedyś swoje osiemnaste urodziny. Nie sądziłem, że
będę siedział z bratem i tłumaczył mu podstawy biologii, że tata będzie piekł
specjalnie dwa torty dla mnie i dla mojej bliźniaczki. Wydawało mi się, że
kiedy będę kończyć osiemnaście lat, to cały świat będzie stał przede mną otworem.
Choć wcale nie byłem tym rozczarowany, może jedynie odrobinę zasmucony.
O siedemnastej
wyszedłem po Nakamurę na przystanek. To było niezwykle mroźne popołudnie, ale
mnie było gorąco i duszno, jakbym został zamknięty w saunie. Choć zwykle serce
biło mi w ten romantyczny sposób, gdy widziałem Nakamurę, tak jak tylko
wysiadła z autobusu, zrobiło mi się słabo. Czyli to się działo naprawdę.
Przyprowadzałem do domu moją pierwszą dziewczynę, w której byłem na zabój
zakochany. Zmiękły mi kolana, jak tylko wzięła mnie pod rękę, po czym oparła
głowę o moje ramię.
– Wszystkiego
najlepszego – powiedziała wesoło, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Dziękuję –
trąciłem lekko swoją głową o jej.
Cóż, nie
pozostało mi nic innego, jak przedstawić moją dziewczynę moim ojcom.
Całą drogą
przebyliśmy w niezręcznym milczeniu, które kilkakrotnie przerywałem
przepraszaniem, że nie mogłem po nią podjechać z tego względu, że moje prawo
jazdy jeszcze nie przyszło. Niby miałem już to osiemnaście lat i zdany
przedwcześnie kurs, jednak wciąż potrzebowałem tego głupiego dokumentu.
Odpowiadała, że to nic takiego, chociaż mi i tak było głupio. Gdy w końcu
dotarliśmy pod dom, nogi zaczęły mi się trząść. Postanowiłem jednak zebrać w
sobie wszystkie moje pokłady odwagi i bez wahania wprowadzić ją do środka. Im
szybciej, tym lepiej! Jakież było moje zdziwienie, kiedy ja już chciałem zrobić
krok, a ona stanęła jak wryta. Spojrzałem na Nakamurę, która była jak wbity w
ziemię słup soli. Przypatrywała się domowi z szeroko otwartymi oczami.
– Coś się stało?
– spytałem. Wraz z jej niespodziewanym zachowaniem cała moja odwaga zaczęła
ulatywać. Czułem, jak się kurczy i powoli nie zostaje z niej praktycznie nic.
No cóż…
– Ładny dom –
wymamrotała. Z jej ust pofrunęło kilka białych obłoczków, okulary jej zaczęły
parować. Była jak sparaliżowana.
– Dziękuję.
Wejdźmy do środka, jest piekielnie zimno.
– Słuchaj –
wzmocniła uścisk pod moją ręką – boję się, że mnie nie polubią.
– Oni? Nie no,
przestań, będą cię uwielbiać.
– A jeśli…? Na
pewno będą mnie oceniać, a ja nie jestem jakaś… Ładna czy coś. Na pewno będą
się przyglądać. Rozumiesz, oni są… Wiesz.
– Gejami? Tak,
wiem. Mieszkam z nimi przez całe życie – zaśmiałem się. – Na pewno będą ci się
przyglądać, ale nie dlatego że będą cię oceniać. Będą podziwiać twoją urodę. Są
naprawdę w porządku.
– Jest coś
jeszcze – zatrzymała mnie ponownie w momencie, gdy chciałem ją pociągnąć w
stronę drzwi. – Pamiętasz, jak mówiliśmy, że poznasz moich rodziców, prawda?
– Pamiętam.
– Chodzi o to,
że oni… Na pewno będą pytać o twoich rodziców, a oni są… oni… Nie bardzo
tolerują, gdy ktoś jest orientacji innej niż hetero.
– Och – wyrwało
mi się. Aż ją puściłem, choć może nie powinienem był, bo widocznie spanikowała.
Zrobiłem to jednak całkiem bezwiednie.
– Ja taka nie
jestem, naprawdę! Chcę poznać twoich rodziców, chcę by mnie polubili. Tylko moi
są…
– W porządku, to
przecież nie twoja wina.
– Przepraszam.
Wziąłem ją
ponownie pod rękę.
– Chodźmy do
środka, zaraz odmrozimy sobie nosy.
Nie spodziewałem
się, że rodzice mojej dziewczyny okażą się być homofobami. Wszystko, ale nie
to. Było to dla mnie jak niespodziewany policzek wymierzony z jej strony,
jednak starałem się zachowywać tak, jakbym się tym nie przejmował. W końcu
wcale nie musiałem ich poznawać, prawda? Przynajmniej nie na tym etapie naszego
związku.
– Tylko się nie
przestrasz – powiedziałem, odwieszając jej kurtkę na wieszak, gdy już byliśmy w
środku. Było dość głośno, co momentalnie włączyło u mnie czerwoną lampkę w
głowie. – Czasami potrafią być naprawdę… specyficzni.
– W porządku –
uśmiechnęła się do mnie szeroko, poprawiając przy tym okulary.
Ostrożnie
uchyliłem drzwi, po czym wetknąłem głowę do salonu. Rozejrzałem się dokładnie.
Grała głośna, latynoska muzyka. Ojciec okręcał się wesoło z moją najstarszą
siostrą po panelach, śmiejąc się przy tym. Tata i brat siedzieli na kanapie,
śmiejąc się z tego, co tamta dwójka wyczyniała.
– Ale wesoło –
powiedziała Nakamura tuż przy moim uchu. Zadrżałem, mało nie podskakując z
zaskoczenia.
– A to dopiero
początek.
Otworzyłem
szerzej drzwi. Wszedłem do środka, a tuż za mną wkroczyła Nakamura. W jednej
chwili wszystkie pary oczu spoczęły na nas. Ojciec i Yoshi przestali się
momentalnie wygłupiać, Makoto ściszył muzykę. Staliśmy tak przez kilka długich
sekund i nie miałem pojęcia dlaczego, ale wydawało mi się, że każdy w pokoju,
oprócz mnie i Kasumi, był w ciężkim szoku.
– Uhm… Dzień
dobry – powiedziała moja dziewczyna, próbując przezwyciężyć swoją wrodzoną
nieśmiałość i tę niewątpliwie dziwną atmosferę, która w jednej chwili
zapanowała. Skłoniła się delikatnie, jednak z wielkim szacunkiem i gracją. –
Nakamura Kasumi. Miło mi państwa poznać.
– Ojeju –
wymsknęło się Yoshi. Siostra aż zatkała usta. – Cześć, Kasumi.
– Hej! – Mako
nam pomachał.
Za to ojcowie
byli przez kilka pierwszych sekund milczący, jakby ktoś ich zaczarował. Minęła
dłuższa chwila, aż w końcu odezwali się, witając serdecznie Kasumi w domu. To
było co najmniej dziwne. Niezręczna atmosfera była ta gęsta, że mógłbym ją
złapać w ręce. Dopiero co opowiadałem Nakamurze o tym, jak wspaniali i
tolerancyjni byli, a ich pierwszą reakcją na widok mojej dziewczyny było
wymowne milczenie. Dopiero po dłuższej chwili przywitali ją tak, jak należało
od początku – ciepło i serdecznie.
Jak na dokładkę
dla nich i dla całej reszty, fakt, że przyprowadziłem do domu dziewczynę nie
był jedyną niespodzianką. Po tym, jak Nakamura została ciepło przyjęta do
rodziny i już wydawało mi się, że nic nie wytrąci tego wieczoru z równowagi,
doszedł nas odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
– Jestem! –
powiedziała Haruna na wejściu, by nie sugerować, że ktoś nieproszony właśnie
wciskał się do domu. Całkiem na czas wróciła z próby w teatrze.
Ale jaki szok
wszyscy przeżyli, gdy moja bliźniaczka wkroczyła do salonu za rękę z inną
dziewczyną.
Ojciec złapał
tatę za ramię w jakimś dziwnym szoku. Yoshi, Makoto, Kasumi i ja również
byliśmy w niemałym zaskoczeniu, widząc piękną, wysoką kobietę u boku mojej
siostry. Zapowiadał się interesujący wieczór.
– To jest Yui –
oznajmiła Haru, uśmiechając się do dziewczyny, którą trzymała za rękę. Yui
skłoniła nam się z szacunkiem. Mówiąc szczerze, jeszcze nigdy nie widziałem
mojej siostry tak szczęśliwej i podekscytowanej.
– Dobry wieczór
– przywitała się Yui. Miała przyjemny, radiowy głos.
– Och, dobry
wieczór! – tata pierwszy otrząsnął się z szoku. Zaraz zaprosił nas wszystkich
do stołu.
Wkrótce
usiedliśmy naszą ośmioosobową grupą przy stole. Atmosfera była przy tym taka,
jakbyśmy mieli zasiadać do tajnych obrad nad czymś niebywale ważnym. Zdaje się,
że tata dziękował sobie w duchu, że zrobił dwa torty zamiast jednego. Rodzice
zapalili świeczki, żebyśmy z siostrą mogli je zdmuchnąć. Wpatrywałem się przez
chwilę w mój tort. Był biały, przystrojony owocami, a pośrodku widniało
elegancko napisane 18 lat Hiroshiego.
Poczułem, jak żołądek zaciska mi się w supeł. No, cholera. Czyli to było to.
Oficjalnie kończyłem osiemnaście lat. Niby nie byłem jeszcze do końca
pełnoletni, jednak tego dnia wspiąłem się o szczebelek wyżej na drabinie zwanej
drogą ku niezależności.
– Zdmuchujemy
razem? – spytała Haru. Popatrzyłem na moją bliźniaczkę. Była zniecierpliwiona.
Pewnie chciała mieć już ten najbardziej stresujący moment za sobą.
– Jasne –
odparłem.
– To trzy, dwa,
jeden…
Wzięła wdech
ustami, po czym zdmuchnęła swoje świeczki. Mieliśmy zrobić to jednocześnie, ale
nawet nie pomyślałem nad życzeniem. Szybko zdmuchnąłem świeczki tuż za nią,
życząc sobie w myślach, by jakoś to moje życie się ułożyło.
– Sto lat, sto
lat! – Yoshi i Mako zaczęli klaskać w dłonie. Zaraz rodzice oraz Kasumi i Yui
podłapali melodię. No tak. To było to. Maleńki krok w dorosłość.
*
– Co za wieczór
– zaśmiała się Nakamura, przysiadając na moim łóżku. Zrobiła to ostrożnie,
uważając przy tym, by spódnica nie podwinęła jej się zbytnio do góry. Usiadłem
obok niej, z całych sił starając się nie patrzeć na jej uda. Nie wiem czemu,
ale mała część mnie liczyła na to, że zobaczę jej bieliznę. – Twoi rodzice
wiedzieli, że Haru jest lesbijką?
– Chyba nawet
jej o to nie podejrzewali – zaśmiałem się niezręcznie. – Nikt się tego nie
spodziewał.
– No proszę,
zrobiła im prezent.
Przez chwilę
siedzieliśmy w milczeniu. Nie byłem pewny, co powinienem zrobić. Serce waliło
mi w piersi. Byliśmy sami w moim nie za dużym, nie za małym pokoju.
Siedzieliśmy na moim starannie pościelonym łóżku. Co niby robiły pary w takich
momentach? Łapały się za ręce? Przytulały się? Całowały? A może…
– Rany, ale masz
duży plakat drogi mlecznej! – powiedziała nagle, wstając. Podeszła do plakatu,
wiszącego tuż nad moim biurkiem. – Świetne.
– Jedna z moich
ulubionych rzeczy – zaśmiałem się. – Wszystkie gwiazdy są opisane.
– Widzę właśnie.
Wspaniałe! I ile książek!
– Mała kolekcja.
– Przeczytałeś
je wszystkie?
– Prawie –
podniosłem się, po czym podszedłem do niej. Podałem jej dwie książki. – Tych
jeszcze nie przeczytałem.
– Mhm… Masz
atlasy medyczne…
– Tak. Bo…
Jeszcze w sumie nikomu nie mówiłem, więc będziesz pierwszą osobą, która to
usłyszy – wziąłem wdech i wydech. W końcu musiałem zdobyć się na odwagę, by
komuś to wyznać. – Chciałbym pójść na medycynę.
Zamrugała
kilkakrotnie zaskoczona.
– Poważnie?
– Tak. Już
zacząłem uczyć się do egzaminów wstępnych. Chciałbym dostać się do Tokio.
– Tokio –
wymamrotała, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. – To trochę… daleko
stąd. I poziom jest bardzo wysoki… Ale na pewno się dostaniesz! Hiro, jesteś
taki mądry.
Poczułem, że się
rumienię. Kasumi odłożyła książki na miejsce, po czym spuściła wzrok na
podłogę. Jej i moje zdenerwowanie przekraczało właśnie jakąkolwiek
zdroworozsądkową normę. Ale nie chciałem się od niej odsunąć ani o milimetr.
Wprost przeciwnie, chciałem być jeszcze bliżej niej.
– Myślałeś może
nad jakąś specjalizacją?
– Tak. Myślałem
nad chirurgią.
– Tak jak twój
tata?
Pokiwałem głową.
– Z początku
chciałem być zwykłym internistą, ale chirurgia brzmi bardziej ekscytująco. Poza
tym, myślałem nad chirurgią onkologiczną albo neurochirurgią, ale jeszcze
zobaczymy.
Przez krótki
moment zabrakło jej słów. Dosłownie widziałem, jak się zapowietrzyła i jak
bardzo próbowała cokolwiek z siebie wykrztusić. Źle się z tym poczułem. Moim celem
nie było wprawianie jej w zakłopotanie.
– Będziesz
lepszy niż twój tata!
– Wątpię –
westchnąłem. – Tata jest najlepszym z najlepszych. Poważnie. Przyjeżdżają do
niego z całego kraju w beznadziejnych przypadkach. Poza tym, ma zrobione trzy
specjalizacje, a ja nie wiem czy starczy mi na to sił.
– Aż trzy? – nie
kryła zaskoczenia. – Twój tata jest cyborgiem. Jest chirurgiem dziecięcym i kim
jeszcze?
– Jest chirurgiem
ogólnym, to podstawa, by później zostać chirurgiem dziecięcym. No i jest urologiem
dziecięcym. Wiesz w ogóle, co mnie zawsze zachwyca? Że stwierdził, że zostanie
urologiem, kiedy cała nasza czwórka już była. I chociaż wszyscy dorastaliśmy,
on wciąż pracował, robił kolejną specjalizację, to nigdy nie odczułem jego
braku. Wiesz… On zawsze stara się i potrafi zająć dla nas czas.
Kasumi
uśmiechnęła się do mnie. Choć wydawało mi się, że to ciepły uśmiech, tak
dostrzegłem w nim swego rodzaju smutek. Jakiś impuls kazał mi złapać ją za rękę
i to zrobiłem. Spojrzała na mnie zaskoczona, zarumieniła się. Zareagowałem
podobnie. Splotłem jej palce z moimi, bardzo ostrożnie. Czułem, jak cały
zacząłem się pocić, moja dłoń momentalnie zwilgotniała. Zacisnąłem usta w wąską
linię. Aż słyszałem, jak serce łopotało mi w piersi z ekscytacji. Powietrze
drgało dookoła nas, pokój wypełnił się gorącą ekscytacją. Poczułem dziwny ucisk
w brzuchu.
– Masz naprawdę
wspaniałych rodziców – wymamrotała, patrząc gdzieś w bok. Zdaje się, że ona też
poczuła to samo co ja.
Zignorowaliśmy
jednak ten nagły przypływ ekscytacji. Przez następną godzinę graliśmy w szachy.
Kasumi ograła mnie dwa razy, a ja ją raz. Z początku myślała, że dawałem jej
fory, ale ja naprawdę nie potrafiłem z nią wygrać. Może jeszcze, gdy za bardzo
się nie znaliśmy i chodziliśmy na koło szachowe, to notorycznie wygrywałem z
nią każdą partię. Jednak teraz, gdy była moją dziewczyną, nie umiałem nawet się
skupić, nie mówiąc już o celowych, przemyślanych ruchach. Wygrała wszystko, co
mogłem mieć – szachowe partie i moje serce.
Około
dwudziestej pierwszej odprowadziłem ją na autobus. Poczekałem, aż do niego
wsiądzie i odjedzie. Machaliśmy do siebie przez szybę, dopóki nie straciliśmy
siebie z oczu. Autobus odjechał, a w nim moja dziewczyna. Czując dziwne ciepło
wypełniające mnie od środka, wróciłem do domu. Wręcz leciałem niczym na jakiejś
puchowej chmurce, zupełnie nie przejmując się oblodzoną jezdnią i mrozem. Będąc
już w ciepłym pomieszczeniu, stwierdziłem, że pójdę się napić. W kuchni
siedział ojciec z butelką piwa i jakąś książką. Spojrzał na mnie, po czym się
uśmiechnął.
– Jak dobrze, że
jesteś.
– Ten uśmiech…
Przysięgam, że nie robiliśmy niczego, co określiłbyś jako tylko dla dorosłych!
– powiedziałem szybko.
– Co…? Ach! Co
ty, gdybyście tam na górze uprawiali seks, to byście się tak nie śmiali. Nikt
się nigdy nie śmieje przy pierwszych razach. A poza tym, nie o to mi chodzi.
Poczułem, jak
się czerwienię. Nie sądziłem, że bycie prawiczkiem jakkolwiek będzie mnie
wprawiać w zażenowanie. Jednak mój ojciec się tym nie przejął. Podszedł do
lodówki, po czym wyciągnął z niej butelkę piwa. Zamrugałem kilkakrotnie
zaskoczony. Mówiąc szczerze, ten dzień był pełen niespodzianek.
– Pomyślałem, że
może w końcu wypijesz pierwsze piwo z ojcem.
Zdaje się, że
tata czekał na ten dzień, odkąd tylko pojawiłem się w jego życiu. To była swego
rodzaju inicjacja. Skończyłem osiemnaście lat, a moim pierwszym krokiem w
dorosłość był fakt, że w końcu mogłem napić się piwa. Cóż, w końcu od czegoś
trzeba było zacząć. Poza tym, byłem ciekaw, jak piwo w ogóle smakowało.
Podejrzewałem, jak to mogło być z tymi chmielowymi napojami, jednak starałem
się niczego nie spodziewać.
Otworzył dla
mnie butelkę. Kapsel odszedł od szyjki, rozległo się charakterystyczne dla
napojów gazowanych syknięcie. Podał mi butelkę, stuknęliśmy się, wznosząc toast
za wszystko i nic, po czym wziąłem pierwszy w życiu łyk najbardziej
charakterystycznego dla dorosłych napoju.
– O fuj –
wymsknęło mi się, gdy tylko piwo dotarło do moich kubków smakowych. Ledwo udało
mi się przełknąć pierwszą dawkę tego ohydztwa. Ojciec, widząc moją reakcję,
mało się nie opluł. Zaczął się śmiać.
– Czemu tego się
spodziewałem – zachichotał, wycierając niewidzialną łezkę spod oka. – Ale
cieszę się, że pierwszy łyk wziąłeś ze mną.
– No jasne.
– Co tam,
chłopcy? – rzucił niespodziewanie tata, wchodząc do kuchni. Pogłaskał mnie
przelotnie po włosach, po czym podszedł do szafki po butelkę wody.
– Hiro właśnie
pije piwo – odparł ojciec zadowolony z siebie.
– Huh?! – tata
odwrócił się na pięcie w naszą stronę. Spojrzał na butelkę w mojej dłoni i mało
się nie zapowietrzył. Co jak co, ale taka reakcja z jego strony na coś takiego
była mało spodziewana. – Ale beze mnie?!
– Masz jutro
operację, nie powinieneś pić.
– Ale to
pierwszy łyk z synem! – oburzył się tata, mało przy tym nie ciskając piorunami
z oczu w stronę swojego partnera.
– Może byście
wypili pierwszy łyk z córką? – zasugerowałem.
– Jestem więcej
niż pewny, że to nie byłby jej pierwszy łyk – oznajmił tata, przelewając
odrobinę piwa z butelki swojego męża do szklanki. Stuknął się z szyjką mojej
butelki. – Zdrowie!
Tak oto pierwszy
raz w życiu piłem piwo, które okazało się być jedną z najbardziej obrzydliwych
rzeczy na świecie. Mówiąc całkiem szczerze, nie miałem w ogóle ochoty dopijać
swojej butelki, jednak nie chciałem wyjść na mięczaka. Na całe szczęście,
rodzice widzieli, jak się męczę, dlatego powiedzieli, żebym już się nie
katował. Ojciec oznajmił, że dopije za mnie. W końcu przeszedłem inicjację
pomyślnie.
– Dokończ też
moje – rzucił tata, podsuwając swojemu partnerowi szklankę z niedopitym piwem.
– Same zlewki mi
dajecie – wymamrotał ojciec, niby to podburzony.
– Mogę mieć
pytanie? – spytałem, zaplatając dłonie pod stołem.
– Jasne, mów co
cię gryzie – ojciec niemal duszkiem dopił piwo. Tata popatrzył na niego z lekka
zaskoczony, że tak łatwo dopił cały alkohol.
– Dlaczego tak
dziwnie zareagowaliście na Kasumi?
Wymienili między
sobą porozumiewawcze spojrzenia. Nie miałem pojęcia czy tak było faktycznie,
ale wydawało mi się, że osoby, które były ze sobą w związku wystarczająco
długo, potrafiły rozmawiać ze sobą bez jakichkolwiek słów. Tak jak w ich
przypadku. Widziałem swoich rodziców chyba już milion razy, jak „dyskutują” o
pewnych kwestiach, nie używając przy tym słów. Co najlepsze, jak czasami mieli
różne zdania przed taką niemą dyskusją, tak zaraz po niej wygłaszali
zadziwiająco zgodne opinie.
– Nie byliśmy
pewni czy właśnie tego się spodziewaliśmy – oznajmił ojciec.
– Co? –
zamrugałem kilkakrotnie.
– Twojemu tacie
chodzi o to – tata poklepał swojego partnera po ramieniu, jakby chciał
powiedzieć, by przystopował z piciem, bo jego wypowiedzi nie były zbyt spójne –
że nie spodziewaliśmy się, że przyprowadzisz do domu dziewczynę, a już nie na
pewno dziewczynę, z którą będziesz chodzić.
– No dokładnie.
Przez moment nic
nie mówiłem. Tak samo oni, zapewne czekając na moją reakcję. Ta cisza między
nami była jednak głośniejsza od jakichkolwiek słów. Czułem przy tym, jakby całe
pomieszczenie mnie wchłaniało. Białe kafelki, jedyne światło zapalone pod
szafkami, brudne naczynia w zlewie i ćma, obijająca się o jedną z zapalonych
lampek. Z nieznanego mi powodu poczułem, jak ogarnia mnie przejmujące zimno.
– Chyba nie
sądziliście, że to będzie chłopak?
– Myśleliśmy
bardziej o koledze, ale jak już to bardziej skłanialiśmy się w stronę chłopca,
z którym łączyłaby cię jakaś romantyczna relacja.
Zamrugałem
kilkakrotnie zaskoczony. W sumie nie tego się spodziewałem.
– Nie jestem
gejem… I to, że wy mnie wychowujecie nie ma na to żadnego wpływu.
– Tak, wiemy.
– To o co
chodzi?
– Po prostu…
uhm… Yuu?
– Zawsze byłeś
bardziej delikatny i lubiłeś rzeczy, które zwykle chłopców aż tak nie zajmują –
pokiwał głową ojciec. – No i twoją ulubioną lalką był Ken.
– Nie
nastawialiśmy się na nic, tylko wydawało nam się, że prędzej pójdziesz jednak w
podobną stronę, co my.
– Rozczarowałem
was…? – wymamrotałem.
– Co? Nie!
Absolutnie nie! Hiro, nawet tak nie mów, w niczym nas nigdy nie rozczarowałeś. Byliśmy
po prostu zaskoczeni, to tyle. Cieszymy się, że masz dziewczynę. W dodatku,
Kasumi wydaje się być naprawdę urocza. Chodzicie razem do szkoły?
– Jesteśmy razem
w klasie. Poza tym, poznaliśmy się już na początku liceum w kole szachowym.
– Też gra w
szachy? – dostrzegłem błysk w oku ojca. Takie cwaniackie spojrzenie, jakby już
szykował się na to, by zrobić z moją dziewczyną małą partyjkę i ją ograć.
Poprawił się na krześle i nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale mało z niego nie
zleciał na podłogę. – Musisz ją kiedyś znowu przyprowadzić! Chętnie z nią
zagram.
– Chyba
powinieneś pójść się położyć – powiedział tata, poklepując przy tym swojego
partnera przyjacielsko po plecach. – Zaczynasz się tu słaniać. Nie powinieneś
aż tak pić.
– Tata ma rację,
poszedłbyś już spać.
– No dobra,
dobra – fuknął. – Skoro mnie wyganiacie. A Haru już przyszła?
Tata spojrzał na
zegarek wbudowany w kuchenkę.
– Powiedziała,
że wróci do dwudziestej drugiej, więc ma jeszcze prawie pół godziny.
– A ta
przyprowadziła do domu dziewuchę – mruknął ojciec, podnosząc się ostrożnie. –
Mam córkę lesbijkę!
– Już, już,
tylko się nie przewróć o nic.
– Przecież nie
jestem pijany. Aha. Wszystkiego najlepszego jeszcze raz – rzucił ojciec,
przechodząc obok mnie. Położył mi przelotnie dłoń na ramieniu, po czym poklepał
mnie po nim przyjacielsko. Zaraz wyszedł z kuchni całkiem normalnym krokiem.
Następnego dnia
rano pojechaliśmy z Haru odwiedzić grób rodziców. Dziwnie tak stało się nad
grobem kogoś, kto miał cię wychowywać, a w ogóle się tych osób nie pamiętało.
Moje wspomnienia z biologicznymi rodzicami, jeśli kiedykolwiek jakieś miałem,
zatarły się i rozmyły bezpowrotnie. W świecie moim i w Haru nie istnieli.
Jednak nasi rodzice, którzy nas wychowywali, przykładali szczególną wagę do
tego, żebyśmy nie zapomnieli, że to innym osobom zawdzięczamy to, że byliśmy na
tym świecie. Poza tym, z racji, że nie znalazł się żaden krewny, który mógłby
zająć się grobem rodziców, oni to robili. Kilka razy do roku nasi ojcowie
przychodzili w to nieprzyjemne miejsce, czyścili płytę pomnika, palili
kadzidełka i zostawiali kwiaty. Ani Yoshi, ani Haru, ani ja nie mieliśmy
pojęcia, dlaczego w zasadzie to robili. To byli dla nich obcy ludzie, a
przygarnięcie nas pod swój dach tak naprawdę do niczego ich nie obligowało.
Jednak teraz to ja stałem wraz z moją bliźniaczką nad grobem rodziców.
Patrzyliśmy na nazwisko wyryte na szarym nagrobku. To wszystko wydawało się być
tak nierzeczywiste, jakbyśmy krążyli bez celu w mało przyjemnym śnie.
Przechodził mnie dreszcz na samą myśl, że gdyby żyli, nasze życie wyglądałoby
zupełnie inaczej.
Zgarnęliśmy
śnieg sprzed nagrobka i położyliśmy przed nim bukiet kwiatów. Haru zapaliła kadzidełko.
Pomodliliśmy się na nasz własny sposób. Staliśmy tak kilka dłuższych sekund w
zupełnej ciszy. Nos powoli zaczął mi odmarzać. Jednak z jakiegoś powodu nie
mogłem się ruszyć. Patrzyłem na grób rodziców, jakby był jakąś kryptą
skrywającą tajemnicę, mającą rozwiązać wszystkie zagadki wszechświata. A był to
zwykły, osiemnastoletni grób.
– Zastanawiasz
się czasem, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby żyli? – spytała Haruna.
Popatrzyłem na swoją siostrę, która w jakimś dziwnym otępieniu przypatrywała
się czubkom swoich butów.
– Czasem –
przyznałem, kiwając głową. – I na pewno wyglądałoby zupełnie inaczej. Przede
wszystkim mielibyśmy mamę i tatę.
– Ale to dziwne.
Nie wyobrażam sobie nie mieć dwóch ojców. Rozumiesz? Jakby… To byłoby zupełnie
inne życie. Bardziej mdłe.
– Tak uważasz?
Pokręciła głową.
– Czasami
chciałabym mieć mamę, nie zaprzeczam. Gdy patrzę na moje kumpele, to wydaje mi
się, że wiele tracę. One miały przykład kobiecości pod nosem, a my z Yoshi same
musiałyśmy się wszystkiego nauczyć.
– Wiesz, kobiecość
nie dla każdego wygląda tak samo.
– Nie rozumiesz.
Nie chodziło mi o jakiś tam makijaż czy sposób zachowywania się. To bzdury.
Miałam na myśli inne rzeczy. Chociaż rodzice zawsze mówili, że możemy na nich
liczyć, to uczyłam się z poradników w internecie o tym, jak włożyć tampon.
Odrobinę się
zawstydziłem. Zganiłem się też w myślach za to, jak momentami jednotorowe było
moje myślenie o kobietach. W sumie nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób, w
jaki przedstawiała mi to Haru. Może to był błąd. Nie zastanawiałem się, jak
moje siostry mogą czuć się, mając dwóch mężczyzn za rodziców. W rzeczywistości
nie miały nikogo, kto mógłby je ukształtować w „byciu” kobietą.
– Myślisz, że
mama by cię tego jakoś nauczyła?
– Nie wiem.
Możliwe, że nie. Ale pewnie miałabym kogo się spytać o podobne sprawy. Tylko
nie zrozum mnie źle, kocham naszych rodziców i nigdy nie zamieniłabym ich na
nic innego. Po prostu tak się czasami czuję. Nie znam innego życia i teraz
wiele rzeczy nie jest dla mnie tajemnicą, bo sama się ich nauczyłam. Po prostu
wydaje mi się, że z matką byłoby to prostsze. Wygodniejsze.
Pokiwałem głowę.
Miała w tym sporo racji. Możliwe, że ja też postrzegałbym odrobinę inaczej
pewne rzeczy, gdybyśmy wychowywali się z matką. Jednak na ten moment takie
gdybanie nie miało sensu. Oboje byliśmy dorośli i w rzeczywistości wszystko
było z nami w porządku. Wychowaliśmy się w takiej, a nie innej rodzinie i
byliśmy z tego powodu dumni.
Niedługo później
się rozdzieliliśmy. Haru pojechały na próbę do teatru, a ja wróciłem do domu.
Jeszcze przez jakiś czas utrzymywała się u mnie ponura atmosfera. Jednak wizyta
grobu rodziców nie należała do przyjemnych. Czuliśmy się jednak z Haru
zobowiązani do zrobienia tego. Czy nas wychowali, czy po prostu sprowadzili na
ten świat, mieliśmy do nich szacunek.
Dwa dni później podczas
kolacji rodzice oświadczyli, że wyjeżdżają. Trochę nas to zaskoczyło, jednak
mieli ku temu pewne powody. W zasadzie ojciec miał, co wyjaśnił naszej czwórce,
gdy tata pojechał odbyć swój nocny dyżur w szpitalu.
– Sprawa ma się
tak – odchrząknął, zakładając ręce na siebie. – Ratuję waszego tatusia od
śmierci z przepracowania. Od dwóch lat nie był na wakacjach, poza tym łapie
dyżury w ciągu dnia i w nocy. Już teraz ledwo funkcjonuję i nie chcę myśleć o
tym, co będzie za jakiś czas. Niedługo zostanie z niego cień człowieka.
– Faktycznie –
przyznała Yoshi. – Ostatnio nie najlepiej z nim.
– W ogóle, od
czasu, gdy Taiga… – Haru urwała w połowie. W jednym momencie atmosfera
sposępniała.
Taiga był
ulubieńcem taty i vice versa. Trzeba było przyznać, że nigdy nie widziałem, by
zwierzątko i właściciel byli aż tak ze sobą zżyci. Dlatego to była prawdziwa
tragedia, gdy w wieku siedemnastu lat zdiagnozowano u Taigi raka. Kociak,
pomimo podjętego leczenia, był już jednak w słusznym wieku. Choć trzymał się
naprawdę dobrze jak na siedemnastoletniego kota, to jednak choroba zaczęła
przyspieszać pewne nieodłączne elementy starości. Wyniki krwi wychodziły tylko
gorsze, odmawiał jedzenia, prawie w ogóle się nie podnosił. Doszło nawet do
tego, że tata zakładał mu pieluszkę dla zwierząt. Były momenty, gdy widziałem,
jak siedział przy swoim ukochanym kocie, głaskał go i mówił, że wszystko będzie
w porządku. Własnoręcznie go karmił, wycierał mu pyszczek i dbał o to, by o
odpowiedniej porze podać mu wszystkie lekarstwa. Usilnie nie dopuszczał do
siebie myśli, że jego ukochane zwierzątko umierało na jego oczach i z każdym
dniem było tylko gorzej. Dopiero ojciec przekonał go, że Taidze już nic raczej
nie pomoże i zasługuje na lepszy los niż ciągłe leżenie pod kroplówką,
karmienie przez sondę i załatwianie się pod siebie w pieluszkę. Dlatego kot, z
którym całe moje rodzeństwo wychowywało się i dorastało, został uśpiony. Akurat
tak wypadło, że był to pierwszy dzień wiosny, cztery miesiące po tym, jak
został zdiagnozowany u niego wirus. Musiałem przyznać, że od tamtej pory
atmosfera uległa zmianie. Nic już nie było takie samo, a szczególnie tata,
który, choć nie uzewnętrzniał się ze swoją żałobą, to jednak przeżywał ją całym
sobą. Wszyscy byli bardziej posępni. Każdemu brakowało tej kulki rudego futerka
pałętającej się pod nogami.
– Tata, a może…
Może weźmiemy kota? – podsunął nieśmiało Makoto. – Tata na pewno by się
ucieszył.
– Wiesz, to
dobry pomysł, choć nie jestem pewien czy jest na to gotowy – odparł bardzo
politycznie ojciec. – Nie tak łatwo zastąpić najlepszego przyjaciela. Ale
wracając do tematu. Zabieram go stąd, żeby trochę odżył. Doszliśmy do wniosku,
że jesteście wystarczająco dojrzali, by sobie samemu radzić.
– Jasne, że
jesteśmy – oznajmiła Haru hardo.
– Chociaż co do
ciebie mieliśmy wątpliwości…
– Hej!
Wszyscy wybuchli
śmiechem.
– Jestem
dojrzała – burknęła.
– Tak, wiem
córciu. Tylko czasami dobrze by było, byś się tak zachowywała.
Coś było w tym,
co powiedział ojciec. Tata faktycznie był chyba ostatni raz na jakichś
wakacjach milion lat temu. Pracował dzień i noc, a w dalszym ciągu starał się
być obecny i aktywny w życiu ogniska domowego. Nie było mowy o tym, by
kiedykolwiek odmówił mi rozmowy albo powiedział, że nie ma dla mnie czasu. Traktował
swoją pracę jak najbardziej poważnie i spędzał w niej większość dnia, a
jednocześnie stawiał rodzinę ponad ogólne zmęczenie. Aż czasami zastanawiałem
się nad tym czy aby na pewno był człowiekiem, a nie cyborgiem. Tak jak
powiedziała Kasumi! A może po prostu był ulepiony z innej, trwalszej gliny.
Minęły jednak
dwa tygodnie, nim wyjechali. W międzyczasie Haru i ja dostaliśmy nasze prawa
jazdy. Oczywiście, żadne z nas nie miało własnego samochodu. Mnie to jako tako
nie przeszkadzało, jednak moje siostry każdego dnia odbywały zażartą dyskusję,
żeby nie powiedzieć kłótnię, na temat tego, kto prowadzi, kto bierze samochód.
Raz tak zaczęły się kłócić przy kolacji. Wszyscy aż zamilkli, obserwując
jedynie rozwój wydarzeń i zdaje się, że znaki na niebie i ziemi wskazywały na
to, że spór zostanie rozstrzygnięty rękoczynami. Jednakże…
– Niech Hiro
jutro prowadzi – rzucił ojciec. Nie byłem pewny czy próbował załagodzić
sytuację czy właśnie dolewał oliwy do ognia. Obie moje siostry spojrzały na
niego już do końca rozjuszone.
– Hiro? –
prychnęła Haru. – Jeździ jak baba.
– Oho – mruknął
tata. – Ciekawe jak ty jeździsz.
– Chcecie mu dać
samochód, bo jest mężczyzną jak wy – fuknęła Yoshi. – To szowinizm!
– Co to
szowinizm? – spytał Makoto.
– To znaczy, że
ty, Hiro i rodzice uważacie się za lepszych, bo jesteście facetami – wyjaśniła
Haru. Potarłem dłonią skroń. Miałem już naprawdę dość tych wieczornych cyrków.
– Wcale nie
uważam się za lepszego – Makoto niemal tupnął nogą.
– To pewnie
zaczniesz, chyba każdy facet w pewnym momencie zaczyna wierzyć o swojej
wyższości nad kobietami. Później już tylko samouwielbienie i dyskryminacja.
– Obydwie się
uspokójcie – powiedział ojciec stanowczym tonem. Z jakiegoś powodu aż sam się
wyprostowałem, choć wcale nie zwracał się do mnie. – Ten dom jest ostatnim
miejscem na ziemi, w którym ktokolwiek byłby dyskryminowany. Zrozumiano? –
popatrzył po nas wszystkich. Mimowolnie ja i całe moje rodzeństwo pokiwaliśmy
głowami.
– A co do
samochodu – odchrząknął tata. – Nie rozchodzi się tutaj o płeć ani o to, kto w
jaki sposób prowadzi. Wy dwie nie potraficie dojść do porozumienia, w takim
wypadku Hiro powinien prowadzić. Proste. Następnym razem dogadajcie się jakoś w
tej kwestii. Zróbcie może rozpiskę, kto jakiego dnia bierze samochód.
– Byłoby prościej,
gdybyśmy mieli jeszcze jeden samochód – bąknęła Haru pod nosem.
– I gdzie go
postawisz? Sobie na głowie? – odparła Yoshi.
– W garażu
zmieszczą się jeszcze dwa, poza tym, mamy podjazd. Miejsca jest mnóstwo.
– Rozmawialiśmy
już o własnych samochodach. Rok bez kolizji czy innych drogowych wypadków i
możemy pomyśleć o własnym, używanym
samochodzie.
– To nie fair –
wymamrotała Yoshi.
Wszyscy jak
jeden mąż spojrzeli na nią wymownie. Siostra dwa tygodnie po tym, jak dostała
swoje prawo jazdy, miała niegroźną stłuczkę z Porsche Cayene.
– Ale używany? –
jęknęła Haru.
– Używane
samochody to niedoceniany skarb. Sam przez prawie dziesięć lat jeździłem
używaną Toyotą Avensis – odparł ojciec z dumą. – Wspaniały samochód.
– Kiedy to niby
było? – spytałem. – Nie pamiętam żadnej Toyoty.
– W czasach
dinozaurów, gdy nas jeszcze nie było na świecie – odparła Haru.
– Miałem
osiemnaście lat, uzbierałem połowę na swój samochód, na drugą dołożyli mi się
rodzice, ale pod warunkiem, że będę mieć średnią przynajmniej 4,70. To były
czasy! Miałem dwie dorywcze prace i jeszcze dawałem młodszym dzieciakom
korepetycje. Wy to jednak macie wszystko na tacy podane.
– Pamiętam ten
samochód! Kolor to miał naprawdę wspaniały – westchnął tata.
– Poderwałem cię
na ten metaliczny, zielony lakier, co nie?
Tata wybuchł
śmiechem. Wszyscy mimowolnie też zaczęli się śmiać na tę uwagę. Zielony
samochód? Aż trudno było mi to sobie wyobrazić. To musiało wyglądać
obrzydliwie.
– To było coś!
Teraz robią same nudne kolory – srebrny,
biały i czarny. Kolorowych to jak ze świecą szukać.
– Przypomnę ci
to, gdy następnym razem będziemy wybierać kolor do nowego samochodu.
W przededniu
wyjazdu w domu było całkiem gorąco, ale to jak ze wszystkimi wyjazdami. Zakupy,
pakowanie na ostatnią chwilę, kłócenie się – norma każdego, zdrowego domu. W
tym przypadku rodzice nie odstawali od żadnej heteroseksualnej pary.
Jakiekolwiek wycieczki były zapalnikiem gorących sporów, które często kończyły
się tak, że jedna ze stron obrażała się śmiertelnie i oznajmiała, że nigdzie już
nie jedzie. Oczywiście, wszystkie wyjazdy dochodziły zawsze do skutku.
– Nie możesz
choć raz wiedzieć, gdzie położyłeś kąpielówki? Naprawdę? – doszło z pokoju
rodziców, do którego drzwi były uchylone. Akurat schodziłem z Kasumi po
schodach, miałem w planach odwieźć ją do domu. Mimowolnie poczułem, jak się
czerwienię.
– Wiem, gdzie je
położyłem, ale ich tam nie ma.
– Wyobraź sobie,
że ja ich nie wziąłem.
– Nie wcisnąłbyś
w nie tyłka.
Wydawało mi się,
że gejowscy rodzice raczej nie dadzą rady mnie upokorzyć przed dziewczyną. A
jednak. Udało im się znakomicie. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
– O rany –
wymamrotałem, zakrywając twarz dłonią. Akurat zeszliśmy ze schodów. –
Przepraszam, z reguły są normalniejsi. Nie o wiele bardziej normalniejsi, ale
wiesz…
– Jest wesoło –
zachichotała. Posłała mi ciepły uśmiech. Nie mogłem się przy tym powstrzymać i
pocałowałem ją w czoło. Zarumieniła się na moje działania, jednak też i nie
zaprotestowała. Co więcej, wszystko w jej spojrzeniu mówiło, że chciała więcej.
Tak jak ja.
Wróciłem do domu
po mniej więcej godzinie. Zanim jeszcze Kasumi wyszła z nagrzanego samochodu do
siebie, spędziliśmy kilka długich minut na rozmowie. Instynktownie złapałem ją
za rękę i trzymałem ją tak, mając nadzieję, że zatrzymam w ten sposób czas. Coś
wewnątrz mnie drgało i pragnęło jej mocniej niż zwykle. Tym bardziej
przepełniała mnie ekscytacja na myśl, że rodzice wyjeżdżali, co oznaczało, że
cały dom mógł być wyłącznie dla nas.
Gdy już chciałem
udać się na piętro do swojego pokoju, zauważyłem, jak ojciec wychyla się zza
drzwi sypialni. Patrzyliśmy na siebie w męskim, pełnym zrozumienia milczeniu.
Ale tylko przez kilka sekund. Zamknął za sobą drzwi, po czym wyciągnął coś z
kieszeni spodni.
– Stwierdziłem,
że lepiej wziąć dla ciebie – oznajmił, podając mi jednocześnie opakowanie
prezerwatyw. Dla niego to było nic, nawet mu brewka nie drgnęła. Jednak mnie aż
coś sparaliżowało wewnętrznie. Wziąłem od niego paczkę, chociaż czułem się jak
ogłuszony. Było mi gorąco, z pewnością zarumieniłem się nie tylko na twarzy,
ale i na całym ciele.
– Uhm… –
wykrztusiłem z siebie. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć.
–
Stwierdziliśmy, że skoro masz dziewczynę, to powinieneś pamiętać o pewnych
rzeczach. Tak jak o tym. Nie spieszy nam się do zostania dziadkami.
– Ale-a-a-a…
A-ale m-m-my… – zacząłem dukać zestresowany, jakbym był nieprzygotowany i jakiś
nauczyciel wziął mnie do odpowiedzi. – My n-n-nie…
– A to kwestia
czasu – wzruszył ramionami.– Normalna sprawa. Inne pytanie: wiesz, jak z tego
korzystać?
– No… Zakłada
s-s-się… N-na… T-t-tutaj… Ooo…
– Czyli nie.
Chodź, pokażę ci.
W całym moim
osiemnastoletnim życiu nie śniło mi się, że mój homoseksualny ojciec będzie
uczył mnie, w jaki sposób zakłada się prezerwatywę na penisa. Oczywiście, nie
dosłownie. Od czego były fallusopodobne dary natury, a w tym przypadku była to
cukinia. Już dawano nie byłem czymś aż tak zawstydzony. W przeciwieństwie do
mojego ojca, który zdawał się nie mieć z tym żadnego problemu. Pokazał mi, co
powinienem zrobić, jednocześnie wyjaśniając dokładnie każdy krok. Dostałem
zatem szybki, ale za to treściwy instruktaż z demonstracją, w jaki sposób
powinienem otworzyć prezerwatywę, założyć ją, a później zdjąć i zutylizować.
Sam też spróbowałem zrobić to, co pokazał mi ojciec, ale wyszło to naprawdę
tragicznie. Ręce trzęsły mi się, jakbym miał atak padaczki, niemal rozerwałem
prezerwatywę i jeszcze wylałem na siebie cały dodatkowy lubrykant z opakowania.
Z założeniem też miałem problem, bo raz, że prezerwatywa była śliska, dwa, że
cukinia też została „zużyta”, a i jedną ręką musiałem jakoś przytrzymać to
warzywo, więc całość była jedną wielką katastrofą. Ojciec aż zagwizdał z
podziwem dla moich nieudolnych prób założenia zabezpieczenia na sztuczny
członek.
– Nie denerwuj
się tak, to tylko cukinia.
– Łatwo ci
powiedzieć – wymamrotałem. Moje policzki aż pulsowały z gorąca.
– Chyba dobrze,
że się teraz tego przyuczasz. Nawet nie chcę wiedzieć, jak zdenerwowany byłbyś
przy dziewczynie.
– Cicho!
Zaśmiał się.
Zaoferował mi w końcu swoją pomoc i przytrzymał tę głupią cukinię. Postanowiłem
skupić się, na ile tylko pozwalało mi emocjonalne rozdygotanie, po czym
odniosłem swoje małe zwycięstwo, zakładając w końcu całkiem dobrze
prezerwatywę.
– Świetnie –
powiedział. – Może nie będzie tak źle.
– Nikt nie powiedział,
że zamierzamy ze sobą spać.
– Może nikt nic
nie mówił, ale czasami o tym się nie rozmawia – odparł. – A prędzej czy później
to się stanie.
– Niekoniecznie
teraz.
– Ale możliwe
też, że teraz. To nie tak, że próbuję cię na siłę wpędzić w zakłopotanie.
Wolałbym po prostu, żebyś potrafił pewne rzeczy. Poza tym, dziewczynom
imponuje, gdy facet jest pewny siebie – oznajmił z przekonaniem w głosie. – I
naprawdę, nie denerwuj się tak. Kobieta nie jest nauką rakietową ani niczym
takim. To, wbrew wszelkim mitom i pozorom, bardzo prosty mechanizm.
– Jasne –
prychnąłem. Nagle coś mnie drgnęło. – Mam pytanie.
– Hm?
– Miałeś kiedyś
dziewczynę?
– Miałem –
odparł bez wahania. – Nawet kilka.
– Poważnie?! –
nie kryłem zaskoczenia.
– Coś taki
zdziwiony? Myślisz, że twój staruszek nie mógł się nigdy z nikim innym
spotykać?
– Nie o to
chodzi. Po prostu myślałem… Myślałem, że…
– Że twój ojciec
jest gejem?
– No tak –
bąknąłem z lekka speszony.
– Skoro już mamy
taki szczery wieczorek, to mogę ci powiedzieć, że nigdy w sumie sam sobie tego
nie sprecyzowałem, ale też nigdy nie wybrzydzałem w tym, z kim się spotykałem.
Rozumiesz? Choć muszę przyznać, że więcej jest dziewczyn, z którymi chodziłem,
niż chłopaków. Ale bez różnicy mi była płeć.
– Teraz też?
– No wiesz,
teraz to inna sprawa – zaśmiał się gardłowo. Wyciągnął się wygodnie na krześle,
odchylając przy tym głowę i ramiona do tyłu. – Nie mam już zbytniego wyboru, z
kim mogę się spotykać. Nie przeszkadza mi to. Nigdy bym nie zmienił obecnego
stanu rzeczy.
– Tacie pewnie
by się nie spodobało, gdybyś chciał – zaśmiałem się, a on mi zawtórował.
– Wściekłby się.
Wyleciałbym stąd przez zamknięte drzwi – oświadczył ze śmiechem. Zaraz jednak
doprowadził się do porządku, odchrząkując. – No dobrze, mieliśmy robić coś
innego, zbaczamy z tematu.
– Tak w ogóle…
lubisz tatę?
Teraz to ja
wprawiłem go w zakłopotanie, co przyjąłem z wielką satysfakcją. Aż zamarł, nie
będąc pewnym, w jaki sposób powinien mi odpowiedzieć.
– Z pewnością –
odpowiedział w końcu.
– No bo…
Jesteście w końcu już ze sobą tyle lat.
– Tak, jasne.
Ale po prostu… – westchnął ciężko. – Słuchaj mnie dokładnie, bo powiem to tylko
raz i nigdy więcej. Gdy poznałem twojego tatę, to bardzo go polubiłem i z
czasem, nazwijmy to – miłosne szaleństwo – obojgu nam przeszło, ale po tych
wszystkich latach razem mogę powiedzieć, że to, co trzyma nas razem, nie jest
wyłącznie przyzwyczajeniem, gromadą dzieci i kredytem. Rozumiesz?
– Pewnie.
– No dobra –
odchrząknął, prostując się. – Kończymy tę sesję na dziś.
Następny dzień,
czyli dzień wyjazdu rodziców był gorący i głośny tak jak wiejskie targowisko w
środku lata. Choć wciąż trwała zima, a cała okolica okryta była grubą warstwą
białego śniegu, to w naszym domu atmosfera była niczym w ulu. Ilość sprzeczek i
latających przedmiotów przekroczyła normę. Oczywiście, nie obyło się bez
wielkiego obrażania się i oświadczeń, że nici z wyjazdu i nikt się nigdzie nie
wybiera. Tak to już z nimi było. Kłócili się, a później nagle wszystko między
nimi wracało do normy. Nie byłem nawet pewny czy w ogóle się godzili, czy może
po prostu napięcie między nimi mijało i zaczynali zachowywać się tak, jakby
nigdy nic się nie stało. Udało im się jednak jakoś wyszykować do końca.
Zapakowali się, piętnaście razy upewnili się czy wzięli jedną rzecz, a później
drugie tyle zdali sobie sprawę, że nie wzięli czegoś innego.
– Znacie
wszystkie numery alarmowe, tak? – tata głaskał i przytulał każde z nas kolejno
na pożegnanie. W tym jednym momencie poczułem się jak kompletnie malutkie
dziecko. Właśnie już wychodzili, ale szło im to tak opornie, że wydawało mi
się, że nigdy nie wyjadą na te wakacje. – Macie na najbliższe dwa dni jedzenie
przygotowane do odgrzania i małe zapasy, później pamiętajcie, żeby zrobić
zakupy, jasne? I błagam, bądźcie rozsądni, nie kłóćcie się.
– Wujek Minoru
zapowiedział się, że do was wpadnie – poinformował nas ojciec.
– Minoru?! –
tata aż odwrócił się w jego stronę oburzony. – Naprawdę? Nie żartuj.
– Uspokój się.
Nas również
zaskoczył fakt, że ojciec poprosił wujka Minoru, by do nas zajrzał. Oczywiście,
wujek Minoru nie był naszym prawdziwym wujkiem, tak samo ciocia Hikari. Byli
dla nas jednak jak rodzina, dlatego takie nazewnictwo się przyjęło. Jednakże,
pewna sprawa popsuła nasze relacje rodzinne, a był nią rozwód. Wujek i ciocia
rozeszli się z powodu dość typowego dla rozwodów powodów, którym była zdrada.
Wujek Minoru miał romans ze swoją sekretarką, który ciągnął w zupełnej
tajemnicy przez prawie półtorej roku, dopóki ciocia nie złapała go na gorącym
uczynku. Rozwiedli się krótko po tym. Od tamtej pory wujek Minoru nie był już
tak mile widziany w naszym domu. Tata nie odzywał się do niego od dwóch lat.
Jednakże, najgorzej to przeszedł ojciec, ponieważ wujek Minoru był jego
przyjacielem. Stwierdził jednak, że nie może przyjaźnić się z kimś, kto zdradza
swoją drugą połowę, dlatego pozostali jedynie partnerami biznesowymi. To było
dziwne, oglądać jak bliska osoba nagle przestaje nią być.
– Tak –
westchnął ojciec.
– Wiesz, co o
tym myślę?
– Wiem, dlatego
nie musisz mi mówić.
Tata niemalże
zaczął ciskać piorunami z oczu. Czyli nawet jeszcze nie wyszli z domu, a nad
ich wspólnym urlopem wisiało widmo kłótni stulecia. No cóż, żaden związek nie
był w stu procentach idealny, racja? Co prawda, przez kilka dłuższych chwil
tata ciskał w kierunku swojego męża nie tylko błyskawice z oczu, ale i kilka
nieprzychylnych epitetów. Tak jakby miało to jeszcze cokolwiek zmienić. W końcu
jednak wyszli. Ja i całe rodzeństwo staliśmy jeszcze przez jakiś czas w
drzwiach, patrząc, jak ci dwoje wkładają swoje walizki do taksówki. Rzucili w
naszym kierunku ostatnie pożegnalne spojrzenia. Pomachaliśmy sobie. W końcu
wsiedli do tej taksówki i odjechali na lotnisko.
– No to co? –
rzuciła Haru, zacierając ręce. – Impreza?
– Ryu właśnie
jest w drodze – odparła Yoshi wesoło. Niemalże podskakiwała z ekscytacji w
miejscu. Ryu był chłopakiem Yoshi. Był trzy lata od niej starszy, co nie do
końca podobało się ojcu, dlatego wybranek serca mojej najstarszej siostry nie
był zbyt mile widziany w naszym domu. Według ojca, Ryu był cwaniakiem, który
nie jest nawet wart tego, by przebywać w jednym pomieszczeniu z jego ukochaną
córką, z kolei tata twierdził, że Ryu i ojciec byli dokładnie tacy sami. Chyba
jeszcze żaden mężczyzna w tym domu nie był aż takim powodem spięć między tą
trójką. Co prawda, Ryu nie był pierwszym chłopakiem, za którym Yoshi szalała,
ale za to był pierwszym, którego ogólny styl bycia wzbudzał tak wielkie
kontrowersje.
– Dzwonię po Yui
– Haru aż pobiegła do swojego pokoju po telefon. Och, chyba każdy miał zamiar
sprowadzać swoją drugą połówkę.
– Głodny jestem
– westchnął Mako. Spojrzeliśmy z Yoshi na brata. No tak, zbliżała się pora
obiadowa.
– To może
zamówimy pizzę?
Musiałem
przyznać, że wieczór był wyjątkowo miły, wesoły i luźny. Przyjechały Yui z
Kasumi oraz Ryu. Tym sposobem całą siódemką siedzieliśmy wieczorem przed telewizorem
i oglądaliśmy filmy, przy okazji objadając się pizzą, innymi mniej lub bardziej
niezdrowymi przekąskami oraz popijając słodkie napoje i alkohol. Oczywiście, ja
wyrobów procentowych nie trawiłem, podobnie moja dziewczyna oraz Yui. Również
Makoto nie mógł pić pod żadnym pozorem. Chyba wszyscy dostaliby ataku serca,
gdyby okazało się, że najmłodszy brat jakimś cudem dobrał się do alkoholu. Nie
wspominając już o naszych rodzicach, którzy z całą pewnością dostaliby
wściekłego ślinotoku, gdyby coś takiego się wydarzyło.
Około dziesiątej
wygoniliśmy Makoto, by poszedł się umyć i spać. Osobiście poszedłem później
przypilnować, by z pewnością położył się do łóżka. Mały był jednak dość dobrze
wychowany i bez większych protestów wykąpał się, a następnie smacznie zasnął w
swoim pokoju. Wróciłem do reszty, jednakże, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nie
było Yoshi ani Ryu. Jak się później okazało, wyszli na pomost nad jezioro, by
oglądać gwiazdy. Nie, żeby ktoś chciał w tak zimną pogodę patrzeć w zachmurzone
niebo, poszli po prostu gdzieś zapewnić sobie odrobinę prywatności. Serce mi
momentalnie przyspieszyło bicie i podeszło do gardła, gdy zdałem sobie sprawę z
tego, co tak naprawdę poszli robić. Haru i Yui również niedługo później wyszły
z domu. Upewniłem się tylko, że żadna z moich sióstr ani jej drugiej połówek
nie wzięła ze sobą kluczyków do samochodu. Na całe szczęście, wszystkie klucze,
w tym ten od auta Ryu leżały w miseczce na konsoli zaraz przy drzwiach
przedsionka.
– No to jesteśmy
sami – oznajmiłem, siadając obok Kasumi na kanapie. Ku mojemu zaskoczeniu,
dziewczyna sama z siebie przysunęła się bliżej, opierając głowę na moim
ramieniu.
– Na to wygląda
– powiedziała.
– Może chcesz
się iść położyć? – spytałem, z lekka zaczynając panikować. – Nie wiem jak ty,
ale ja padam z nóg po całym wieczorze w tak głośnym towarzystwie.
– Jasne. Chodźmy
na górę.
Pożyczyłem
Kasumi moją koszulkę i spodenki, by mogła w czymś spać. Poszła umyć się jako
pierwsza W tym czasie ja szybko zmieniłem pościel na świeżą i przygotowałem
swoje rzeczy na przebranie. Dopiero w momencie, gdy położyłem przebraną kołdrę
na łóżko, zdałem sobie sprawę z tego, że będziemy razem spać. Tak naprawdę
razem, obok siebie, w moim łóżku. Aż nogi się pode mną ugięły i usiadłem na
podłodze, opierając się czołem o łóżko. Świetnie. Tchórzyłem. Nic się nawet
jeszcze nie zadziało, a ja już miałem ochotę uciec i to w dodatku z własnego
domu.
– Oddychaj,
Hiro, oddychaj – powiedziałem do siebie, podnosząc się ostrożnie. – To tylko
dziewczyna, a nie fizyka kwantowa. Nie musimy przecież tego teraz robić. Możemy
pójść razem spać i…
– Hej – drzwi od
mojego pokoju otworzyły się. Kasumi zajrzała ostrożnie do środka.
Matko, jaka ona
była słodka. Z czarnych jak smoła włosów kapała woda, która wsiąkała w moją
przydużą, beżową koszulkę. Dwie mokre plamy rozlewały się na materiale w
miejscu, gdzie przedzielone na dwie połowy włosy dotykały tkaniny. Lekko
pulchne nogi uroczo wystawały z bawełnianych spodenek, które kiedyś nosiłem na
wychowanie fizyczne. Jednak to, co najbardziej przykuło moją uwagę, był brak
stanika. Aż zakręciło mi się w głowie, gdy dostrzegłem odznaczające się sutki i
dwie spore piersi falujące z każdym jej ruchem. Z całych sił postarałem się nie
patrzeć w tę stronę, tylko jej w twarz.
– Może chcesz
suszarkę? – spytałem tak nienaturalnym tonem, że aż sam się na tym złapałem.
Kasumi spojrzała na mnie zaskoczona. Odchrząknąłem. – No wiesz, chodzenie z
mokrą głową to nic fajnego, jeszcze się przeziębisz.
– Tak – zaśmiała
się niezręcznie. – Jeśli mogę skorzystać z suszarki, to poproszę.
– Jasne,
oczywiście. Zawsze możesz – zerwałem się błyskawicznie z miejsca, czego zaraz
pożałowałem, bo cały pokój na kilka sekund zmienił się dla mnie w nieprzyjemną
karuzelę. – Już… Już daję.
To nie fizyka
kwantowa, to nie fizyka kwantowa, to nie fizyka kwantowa… – powtarzałem sobie w
myślach, gdy drżącymi dłońmi szukałem w szufladzie suszarki. – To tylko
dziewczyna, to tylko dziewczyna…
– Hiro –
usłyszałem nagle tuż za sobą. Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu Kasumi. –
Wszystko w porządku?
– Tak, jasne, w
jak największym porządku – odparłem, odwracając się do niej na pięcie. Blisko.
Była za blisko. Pachniała karmelowym płynem do kąpieli, który pożyczyła od
którejś z moich sióstr. Jej piesi niemal dotykały mojej klatki piersiowej,
czułem ciepło jej ciała. Wtedy też dostrzegłem, że miała piegi. Kilka
delikatnie rudawych punkcików zdobiło jej nos i policzki. Ten fakt oszołomił
mnie do reszty. – Masz piegi – palnąłem jak kompletny idiota.
Kasumi w jednej
chwili odsunęła się ode mnie. W ogóle nie pomyślałem, że mogłem sprawić jej
przykrość tą uwagą, że może wcale nie lubiła, gdy ktoś jej to wypominał. To
było jednak silniejsze ode mnie, po prostu jeszcze nigdy w życiu nie widziałem
nikogo z piegami.
– Przepraszam –
wymamrotałem. – Nie powinienem był.
– Nie, w
porządku. Wiele osób tak reaguje. Na co dzień staram się je zakrywać.
Niewiele znów
myśląc, odgarnąłem jej grzywkę, która powoli wchodziła jej w oczy. Z początku
chciała odwrócić głowę, jednak się powstrzymała. Spojrzała na mnie, a ja nie
mogłem się napatrzeć na jej twarz i wszystkie te piegi, które uroczo zdobiły
jej skórę. Kasumi po raz kolejny udowadniała mi, że była wyjątkową dziewczyną.
– Pójdę… pójdę
się umyć – oznajmiłem w końcu, gdy poczułem nieprzyzwoite gorąco ogarniające
całe moje ciało.
Byłem tak
zestresowany, że nawet nie tknąłem jej palcem. Ba, w ogóle jej nie tknąłem.
Kąpiel wcale nie pomogła mi uregulować nerwów, cały czas czułem się, jakby mi
ktoś wyprowadził prostą w twarz. Tak, czułem się zupełnie jak wtedy, gdy raz
Haru niby to „niechcący” wyrzuciła mi spektakularną fangę prosto w twarz i
straciłem przytomność na jakąś minutę. To było dokładnie takie samo uczucie. Także
całą noc spędziłem przyciśnięty do ściany, przysłuchując się w ciemnościach
spokojnemu oddechowi dziewczyny, śpiącej obok mnie. Dopiero nad ranem udało mi
się zdrzemnąć, jednak nie na długo. Poza tym, był to wyjątkowo płytki sen,
któremu nieustannie towarzyszyła myśl, że zacząłem chrapać. Dlatego zaraz się
wybudzałem. Choć wcale nie wiedziałem czy w ogóle chrapię, jak śpię. Nikt mi
nigdy tego nie powiedział. Bałem się jednak, że jeżeli wydam z siebie
jakikolwiek odgłos, to obudzę Kasumi, zdenerwuję ją lub co gorsza, czymś ją
obrzydzę. Tego typu myśli kłębiły mi się przez całą noc pod czaszką, aż w
pewnym momencie naprawdę nie dałem rady z nimi walczyć i odpłynąłem.
Obudziłem się
około godziny jedenastej. Zdezorientowany, ogarnięty jakimś dziwnym uczuciem
odrzucenia, z bolącymi plecami i głową. Byłem zupełnie sam w pokoju, jednak z
początku nie wydawało mi się to być niczym dziwnym. Dopiero sekundę później
zawładnęła mną panika. Zdaje się, że już nie miałem dziewczyny.
Zszedłem po
cichu po schodach, nie chcąc budzić rodziców. Dopiero będąc na parterze doszedł
do mnie późno poranny gwar z kuchni, przypominający mi się, że przecież wczoraj
wyjechali. W domu urzędowałem ja z moim rodzeństwem.
Ogarnęła mnie
ulga, gdy zobaczyłem Kasumi, siedzącą na hookerze przy wyspie. Pomagała Yoshi z
naleśnikami. Ryu, Yui i Haru rozkładali przy stole naczynia oraz wszelkie
możliwe dodatki do naleśników, z kolei Makoto siedział z boku, czekając aż
wszystko będzie gotowe. Na moment zapomniałem, jak się oddycha, gdy zobaczyłem,
jak Kasumi śmieje się wraz z moją najstarszą siostrą.
– No jesteś w
końcu – powiedziała Haru, dostrzegając mnie. – Ile można było czekać.
– Już chciałyśmy
obudzić cię kubłem z wodą – oznajmiła Yoshi. Spojrzały na siebie z Kasumi, po
czym obie zachichotały z czegoś, odwracając ode mnie głowę.
Nie miałem
pojęcia, co się wydarzyło przez noc i wcale nie byłem pewny czy mi się ta
zmiana podobała. Utwierdziłem się jednak w przekonaniu, że kobieca siła była
przytłaczająco straszna.
Po śniadaniu
odwiozłem Kasumi do domu. Mówiąc zupełnie szczerze, po ostatniej nocy czułem
się o wiele bardziej niezręcznie niż wcześniej. Za to Kasumi wydawała się być
jakby odmieniona. Szczęśliwsza. Zadowolona wyglądała przez okno, podziwiając
chyba pierwszy raz w dziennym świetle okolicę, w której mieszkałem.
– Och, nie
wiedziałam, że tu stoi dom! – powiedziała w pewnym momencie. Byliśmy niecały
kilometr od domu. Jakimś cudem dostrzegła budynek, który niemal zarósł
bluszczem. W jego widoczności nie pomagał też fakt, że zakrywały go inne
większe czy mniejsze krzewy. Natura łaskawie ukryła go w swoich dłoniach,
opiekując się nim, tak jak wcześniej jego mieszkańcy to robili.
– Od kilku lat
stoi opuszczony – powiedziałem, zerkając kątem oka w stronę mijającego przez
nas budynku.
– Trochę szkoda.
To ładna okolica.
– Tak.
Wprowadziła się do niego matka z niepełnosprawnym synem, jednak odkąd zmarła
nikt już tam nie mieszka.
– O rany. A co z
jej synem?
Wzruszyłem
ramionami.
– Wierz mi,
chciałbym wiedzieć, ale nie mam pojęcia. Znaliśmy się z nią i z jej synem.
Rodzicom udało się dowiedzieć, że prawdopodobnie zamieszkał z ojcem, jednak
nikt za bardzo nie chciał im udzielić odpowiedzi.
– Rozumiem –
dostrzegłem kątem oka, że pokiwała głową.
Poczułem niemiłe
ukłucie smutku na wspomnienie byłych sąsiadów. Pani Kinoshita Tsubo i jej syn
Buntarou wprowadzili się do tego domu osiem lat wcześniej. Buntarou, choć był
dorosłym mężczyzną, mentalnie był dzieckiem. Z pewnością cierpiał na wiele
schorzeń, nie tylko mentalnych, jednak o tym nikt mi nigdy nie powiedział. Były
to jedynie moje domysły. Jego matka całe dnie spędzała na zajmowaniu się Buntą.
Nigdy nie widziałem, by pani Kinoshita wyszła gdziekolwiek bez swojego syna,
więc prawdopodobnie byli nierozłączni. Oczywiście, sprowadzenie się kogokolwiek
w tę okolicę wywołało poruszenie wśród niewielkiej sąsiedzkiej społeczności.
Jakimś sposobem to między nami a panią Kinoshitą i jej synem wywiązała się
przyjaźń, choć początek wcale nie wskazywał na to, że cała ta znajomość
przybierze takiej zażyłości.
Kinoshita,
podobnie jak inne osoby starej daty, miała dość oporne podejście do osób
homoseksualnych, a tym bardziej do tego typu związków. Nasza rodzina była w jej
oczach jakąś okropną anomalią, patologią ze skrzywionymi dziećmi, które
wychowywane są przez dewiantów. Po naszym poznaniu pani Kinoshita nasłała nawet
na nasz dom opiekę społeczną, twierdząc, że rodzice na pewno utrzymują z nami
jakieś niepoprawne stosunki, po tym jak tata zwrócił się do mnie jakimś
łagodnym zdrobnieniem. Ja i moje rodzeństwo nie mieliśmy pojęcia, o co
chodziło, gdy byliśmy przesłuchiwani przez psychologa oraz badani przez
lekarza, a cały nasz dom był przeszukiwany. Chociaż nigdy nie było żadnych
skarg na naszą rodzinę, to jednak stwierdzenie, że para gejów wychowuje dzieci
zadziałało na uprzedzony urząd jak zapalnik bomby. Na rodzicach nie zostawiono
suchej nitki, ich pokój przeszukano najbardziej i pojawił się podobno jakiś
problem, choć nie wiedziałem za bardzo o co chodziło. Byłem zwyczajnie za mały,
by zrozumieć, co takiego zostało znalezione w pokoju rodziców, że niemalże w
trybie natychmiastowym cała nasza czwórka została zabrana do domu dziecka na
kilka dni. Nie posądzałem rodziców o posiadanie dziecięcej pornografii, nigdy w
życiu, jednak już jako nastolatek podejrzewałem, co mogło wzbudzić ogólny
niepokój osób trzecich. Nie chciałem jednak wdrążać się w zbyteczne rozważania
na ten temat, bo wspomnienia z dnia, gdy niemalże siłą wyprowadzono całe moje
rodzeństwo z domu i wsadzono do samochodu opieki społecznej, były traumatyczne.
Cały tamten dzień był nie do zapomnienia, szczególnie reakcja rodziców, którzy desperacko
próbowali zatrzymać całą tę szopkę. Najgorsze jednak było, gdy zabrano Makoto,
który jeszcze wtedy miał trzy latka. Rozpoczął się najprawdziwszy dramat. Nasz
najmłodszy członek rodziny zaczął płakać, choć to było za mało powiedziane. Chyba
wszyscy na przestrzeni pięciu kilometrów słyszeli dziecięcy krzyk przemieszany
z żałosnym szlochem.
– Nie, nie, nie!
– słyszałem przez szybę przytłumiony głos taty, który jakimś cudem przebił się
przez płacz Makoto. Zaraz dostrzegłem, jak kobieta z identyfikatorem opieki
spółczesnej niosła w kierunku samochodu naszego najmłodszego brata. Za nią
wybiegł tata, jednak zaraz został zatrzymany przez dwójkę policjantów, którzy
stanęli mu na drodze. Próbował się przez nich przedrzeć i choć był znacznie
mniejszy i niewątpliwie słabszy, niemal mu się to udało. Pewnie, gdyby miał
więcej siły, to rozgromiłby wszystkich kilkoma ruchami.
Łzy spływały mu
ciurkiem po policzkach. Ojciec również próbował nas wydostać z samochodu,
jednak również powstrzymała go policja. Makoto wręcz ryczał, spazmatycznie łapiąc
oddech. Wydawało mi się, że jego mała, czerwona główka zaraz wybuchnie. Ja,
Yoshi i Haru również płakaliśmy, nie będąc pewnymi, co się właśnie działo.
Byliśmy przerażeni całą tą sytuacją. Choć nie był to pierwszy raz, gdy byliśmy
przez kogoś gdzieś zabierani. Inne, podobne sytuacje, nigdy nie były tak
dramatyczne jak ta.
Nasi rodzice tak
naprawdę nic nie mogli zrobić. Przynajmniej w tej chwili mieli związane ręce. Choć
stawiali opór, zaraz siłą zostali oboje zabrani do domu. Odwracali się za nami
i nim jeszcze zniknęli w budynki, posłali nam ostatnie roztrzęsione, pełne
bezsilności spojrzenia. Wydawało mi się, że w tamtym momencie ktoś przebijał
mnie tysiącem malutkich igiełek.
– Już jesteście
bezpieczni – powiedziała kobieta, wsiadając z płaczącym Makoto do samochodu.–
Nikt was więcej nie skrzywdzi.
– Ale nas nikt
nigdy nie krzywdził, proszę pani – powiedziała Yoshi łamiącym się głosem. –
Możemy iść do tatusiów?
Kobieta
odwróciła się do naszej trójki z przedniego siedzenia. Makoto dalej wył w
niebogłosy w jej ramionach. Zdaje się, że według niej moja starsza siostra
powiedziała właśnie coś niebywale idiotycznego.
– Traficie do
lepszego domu – powiedziała, ucinając całą rozmowę.
Kilka dni
później wróciliśmy jednak do domu. Nigdy nie zapomnę tych emocji, łez szczęścia
i uścisków, gdy rodzice przyjechali nas odebrać. To jak nas obejmowali, jakby
wiedzieli nas pierwszy i ostatni raz. Nie chcieli nas puścić, ale i my nie
chcieliśmy puścić ich. To, jaką ulgę wtedy czułem, jak niekontrolowanie łkałem
ze wzruszenia było wręcz nie do opisania.
Dlatego też
nigdy więcej rodzice już nie odzywali się do pani Kinoshity. Podobnie reszta
sąsiadów, którzy swoją drogą (choć relacje między nami i tak były bardzo luźne
i mało zażyłe) wstawili się za rodzicami, twierdząc, że wychowywali nas dobrze
i nigdy by nas nie skrzywdzili. Cała ta wrogość w stosunku do nowej sąsiadki
trwała jednak jakieś pół roku, aż do jednego incydentu.
Był niedzielny
poranek. Akurat złożyło się, że tata nie miał żadnego dyżuru w szpitalu,
dlatego mogliśmy cały dzień spędzić razem. Wszyscy cieszyli się na ten dzień
jak na jakieś wielkie święto, bo rzadko zdarzało się, że tata nie miał nocnego
dyżuru albo nie musiał wyjść jakoś po południu lub też z samego rana. Czasami
też wracał w niedzielny poranek z nocnej zmiany i wtedy też nie było mowy, że
cokolwiek razem zrobimy. Jednak ta niedziela była inna. Powszedniego dnia
skończył swoją zmianę po południu, dlatego mógł normalnie w nocy spać. Jednak
dla mnie, jako dla dzieciaka, wcale nie chodziło o to, że tata miał normalny
dzień wolny, tylko o fakt, że mogliśmy być razem. Tego dnia obudziłem się już o
szóstej rano i kompletnie nie mogłem ponownie usnąć. Pełen ekscytacji na cały
nadchodzący dzień zszedłem na parter i ostrożnie uchyliłem drzwi sypialni
rodziców. Oni również nie spali. Leżeli w łóżku i rozmawiali o czymś, tata
akurat z czegoś się śmiał. Spojrzeli w moim kierunku.
– Nie śpisz? –
spytał ojciec. Pokręciłem głową.
– Chodź tu –
powiedział wesoło tata, zachęcająco wyciągając w moim kierunku rękę.
Ochoczo
wskoczyłem do łóżka pomiędzy rodziców. Wślizgnąłem się pod kołdrę, a tata
przytulił mnie do siebie. Ojciec zaczął mnie łaskotać. Zacząłem się wyrywać i
śmiać. Na szczęście w porę przestał mnie torturować, bo chyba bym nie wytrzymał
ze śmiechu.
– To dzisiaj we
trzech jesteśmy rannymi ptaszkami – oświadczył ojciec. – Może zrobić coś do
jedzenia?
– Naleśniki? –
spytałem z nadzieją w głosie.
– Oo! Hiro ma
myśl! – stwierdził tata.
– Świetnie, to
zrobię naleśniki.
Tym sposobem
zaraz całą trójką poszliśmy do kuchni. To był taki spokojny, ciepły poranek.
Wciąż pamiętałem zapach smażonych naleśników i kawy z tamtego dnia. Pamiętałem
uczucie, gdy tata podsadzał mnie do szafki, bym ściągnął z górnej półki kakao i
pamiętałem to, jak pierwszy raz próbowałem przerzucić naleśniki na drugą
stronę. Później pobiegłem obudzić siostry, a tata poszedł po Makoto. W tym
czasie, gdy byłem na górze, usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi.
Jak bardzo
wszyscy byli zaskoczeni, gdy okazało się, że niespodziewanym gościem był
Buntarou. Ojciec chciał zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak tata w porę go
powstrzymał. Przyglądałem się całej tej sytuacji, wyglądając zza rogu.
– Buntarou,
dzień dobry – powiedział łagodnie tata w stronię gościa. Przyciskał do siebie
Makoto, który wciąż na wpół śpiąco tulił się do niego. Dziecko było zupełnie
nieświadome tego, że ktokolwiek nas odwiedził. – Przyszedłeś z mamą?
Mężczyzna
pokręcił głową. Nie patrzył na moich rodziców, tylko na swoje bose, umorusane
błotem stopy.
– Twoja mama
wie, że tutaj jesteś? – spytał ojciec, siląc się na łagodny ton. Miał założone
ręce na siebie i po całej jego postawie widać było, że w ogóle nie miał ochoty
na zachowywanie jakichkolwiek grzeczności. Jedynie obecność taty trzymała jego
nerwy na wodzy.
– Mama śpi –
odparł Buntarou.
– Śpi? –
powtórzył tata dla pewności. Buntarou pokiwał głową w potwierdzeniu. – I nie
wie, że wyszedłeś z domu?
– Nie.
– Dlaczego
wyszedłeś bez jej wiedzy? Raczej nie powinieneś tego robić. Coś mogłoby ci się
stać.
– Chciałem was
odwiedzić – odparł.
Rodzice
popatrzyli na siebie skonsternowani. Nie byli pewni, w jaki sposób powinni
potraktować Buntarou, jednak ostatecznie wpuścili go do domu i poczęstowali
naleśnikami. Na odchodne dali mu też klapki, a później ojciec odwiózł go do
domu.
– Tylko błagam,
nie bądź niemiły – mówił tata, pakując jeszcze kilka naleśników dla Buntarou i
jego matki. Przykrył wieczkiem plastikowe opakowanie, po czym je przycisnął,
szczelnie przy tym zamykając. Docisnął je jeszcze w kilku miejscach, upewniając
się, że nigdzie nie było luźne. – To nie jego wina, że taki jest.
– Jego czy nie,
mogłaby go upilnować – fuknął ojciec, zakładając na szybko bluzę przez głowę.
Zdaje się, że nad jego idyllicznym porankiem zawisły ciemne chmury.
– Yuu!
– No co? –
ojciec poprawił zmierzwione włosy. Wydawałoby się, że żadna siła nie zmusiłaby
go nigdy do okazywania jakiegokolwiek szacunku pani Kinoshicie. Ojciec, jeśli
tylko bardzo się na coś uparł, to był niczym taka żelazna ściana, która nie
poddałaby się ani najsilniejszemu taranowi.
– Na pewno jest
jej trudno. Całe życie opiekuje się nim sama, coś takiego prędzej czy później
musiało się wydarzyć. Poza tym, pomyśl o tym, że Buntarou też nie rozumie całej
tej sytuacji między nami a jego mamą. W ogóle, nie za wiele rozumie. Przyszedł
do nas boso w piżamie, sam przeszedł praktycznie kilometr. Pani Kinoshita musi
umierać ze strachu.
Siedziałem przy
stole i powoli jadłem swojego naleśnika. Siostry i Buntarou byli w salonie,
oglądali bajki. Ojciec podrapał się w nos, po czym westchnął ciężko. Przeżywał
właśnie swoją wewnętrzną Gehennę. Tata zaśmiał się na jego reakcję.
– No dobrze.
Postaram się być miły, ale tylko dla młodego. Jeśli ta stara…
– Yuu.
Ojciec
odchrząknął, zerkając w moją stronę. Przeżuwałem powoli niczym wielbłąd i tak
niewiele rozumiejąc z całej tej rozmowy. W końcu byłem tylko dzieckiem.
– Obiecuję, że
będę miły – oznajmił ostatecznie ze swego rodzaju rezygnacją. Tata ucieszył
się, wciskając swojemu mężowi pudełko z ciepłymi jeszcze naleśnikami.
– No i to
chciałem usłyszeć!
Po całym tym
zdarzeniu stosunki między nami a panią Kinoshitą ociepliły się. Choć z początku
nieznacznie, tak z biegiem czasu wywiązała się między nami przyjaźń. Buntarou
uwielbiał do nas przychodzić i bawić się ze mną i z moim rodzeństwem, pani
Kinoshita również czasem u nas zostawała na dłużej. W końcu przekonała się, że
chociaż rodzice byli tej samej płci, to z całą pewnością nie byli żadnymi
dewiantami i nigdy w życiu nie skrzywdziliby żadnego dziecka. Tym bardziej była
zaskoczona tym, jak Bunta lgnął do naszego ojca, traktując go jak swojego.
– Bunta jest tak
zapatrzony w pana Shiroyamę – powiedziała pani Kinoshita, przysiadając na
ratanowym fotelu na werandzie. Oparła się wygodnie na poduszce. Akurat wpadła
do nas z synem, który siedział w piaskownicy, lepiąc babki z piasku. Ja
niemalże leżałem na werandzie, wachlując się. Był naprawdę gorący dzień.
– Och, naprawdę?
– tata nalał jej lemoniady. Zaraz usiadł obok niej.
– Tak. Mogłabym
nawet powiedzieć, że odrobinę zmężniał. Próbuje robić więcej rzeczy i stał się
bardzo opiekuńczy.
– O proszę!
Hiro, może pójdziesz do Yoshi i Bunty?
– Nie, dzięki –
odparłem, nawet nie myśląc o tym, by wychylać głowę z cienia.
Tata popatrzył
na mnie ze swego rodzaju dezaprobatą. Raczej nie chciał, bym słuchał rozmów
dorosłych, czego wcale się nie dziwiłem. Choć mówiąc zupełnie szczerze, nie za
bardzo mnie też te dorosłe rozmowy interesowały. Po prostu chciałem poleżeć w
cieniu.
– No jasne…
Jeśli mogę spytać, Bunta nie ma ojca?
– Ma ojca. Tylko
nie jesteśmy razem.
– Rozumiem –
tata pokiwał głową.
– Bunta wie, że
ma ojca, ale nawet nie chce go znać. Sam stwierdził, że woli być tylko ze mną i
wcale go nie potrzebuje. Ja też nie chcę go znać. Stary dureń. Nigdy nie chciał
poznać Bunty. Rozumie pan? Mieć syna i nigdy nie chcieć go widzieć. Tylko
dlatego że on… Że jest jaki jest. To nie jest jego wina.
– Absolutnie –
tata potrząsnął głową. – Bunta nie jest niczemu winien. To dobry chłopiec.
– Chłopiec –
powtórzyła, zaciskając wargi w wąską linię. Spuściła głowę, jej ramiona
zadrżały.
– Proszę pani,
wszystko dobrze? – tata pochylił się nad nią i ostrożnie wyciągnął rękę, jakby
chciał jej dotknąć, choć wiedział, że nie powinien. Dlatego jego ręce zawisły
tak bezsilnie w powietrzu.
– On ma trzydzieści
lat – westchnęła, pociągając nosem. – Od trzydziestu lat się nim opiekuję. To
dorosły mężczyzna o umyśle dziecka. Chciałabym, by mógł zrozumieć, że czasami
jestem zmęczona, ale on nie potrafi. I nigdy nie będzie potrafił. On nigdy nie
pójdzie do pracy, nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny, nie założy rodziny. On
zawsze będzie dzieckiem, a ja zawsze będę musiała się nim opiekować.
– Bardzo mi
przykro.
Pokręciła głową.
– Bardziej
martwi mnie to, co stanie się z Buntarou, gdy mnie zabraknie. Kto się wtedy nim
zaopiekuje?
Ściskało mnie w
sercu na samo wspomnienie tego, ile bólu było w głosie pani Kinoshity. Jednak w
końcu kilka lat później pani Kinoshita zmarła, o czym dowiedzieliśmy się w dość
dramatyczny sposób. To był spokojny, późny wieczór. Rodzice wrócili z randki,
choć nigdy nie nazywali wyjścia do teatru i na kolację randką. Jednak tym razem
ja i całe rodzeństwo mówiliśmy na to randka, tym bardziej że był to dzień ich
rocznicy ślubu.
Ja i Haru
mieliśmy po piętnaście lat, Yoshi skończyła szesnaście, więc stwierdzili, że byliśmy
wystarczająco dorośli, by zostać w domu na kilka godzin. Co prawda, musieliśmy
mieć na oku Mako, który jednak nie był wcale aż tak problematyczny. Spał już,
gdy rodzice wrócili do domu. Byli w świetnych humorach, śmiali się z czegoś, a
nasza trójka siedziała w salonie, oczekując ich, tak jak rodzice oczekują, aż
ich dzieci wrócą z niewątpliwie zakrapianej alkoholem imprezy. Choć chichotali
i obejmowali się ramionami, gdy tylko weszli do salonu i nas dostrzegli, niemal
automatycznie się od siebie odsunęli. Stanęli jak wryci.
– Nie śpicie? –
spytał ojciec, odchrząkując. W jednym momencie zarumienił się ze wstydu.
– Czekamy na was
– odparła Yoshi, zakładając ręce na piersi, przyjmując przy tym postawę
niezadowolonej matki.
– Dobrze się
bawiliście? – spytała Haru.
– Jasne. Było… w
porządku – tata lekko się zachwiał.
– Widać właśnie
– rzuciłem, wstając. – Dobranoc.
Siostry poszły
za mną na górę, zostawiając przy tym lekko skołowanych ojców. Zdaje się, że nie
do końca tego się po nas spodziewali. Ale my byliśmy z siebie tacy zadowoleni!
Około trzeciej
nad ranem rozległ się dzwonek do drzwi. Akurat tej nocy nie mogłem spać, więc czytałem
książkę. Na krótki moment zamarłem, zupełnie zszokowany tym, że ktoś w środku
nocy dobijał się do domu, który niewątpliwie był jak położony na krańcu świata.
Dzwonek powtórzył się raz, drugi. Strach ścisnął mnie w żołądku. Ktoś zaczął
pukać do drzwi. Choć nogi miałem jak z waty, tak postanowiłem zejść na parter i
dowiedzieć się, jaką to duszę przywiodło w nasze skromne progi. Ulżyło mi, gdy
zobaczyłem, jak siostry wychylają głowy ze swoich pokoi. Poczułem coś w rodzaju
małego wsparcia, w końcu nie tylko ja słyszałem, jak ktoś się dobijał. Gdy już
schodziłem z piętra, zauważyłem, jak rodzice wychodzą z pokoju i kierują swe
kroki w stronę drzwi.
Oczywiście,
osobą, która złożyła nam wizytę w środku nocy był nie kto inny, tylko Buntarou.
Choć musiałem przyznać, że fakt, że przyszedł o tak niebotycznej porze, nie
było aż takim zaskoczeniem, to jednak jego widok wręcz mnie sparaliżował.
Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak wystraszonego i rozdygotanego.
Jak się okazało,
pani Kinoshita zmarła. Choć nie cierpiała na żadne dolegliwości, to była już w
słusznym wieku i zgadywaliśmy, że wieść o śmierci jej bliskiego przyjaciela
doprowadziła ją do wielkiego przejęcia się tym, a w konsekwencji do śmierci. Buntarou
był przez nią przygotowywany od lat na moment, w którym mogła zaniemóc,
dlatego, gdy tylko pani Kinoshita przestała w jakikolwiek sposób kontaktować,
Bunta przystąpił do reanimacji swojej matki. Możliwe, że gdyby w pewnym
momencie nie spanikował, tylko kontynuował swoje działanie, to pani Kinoshita
przeżyłaby. Choć, oczywiście, nikt nie powinien i nikt też nie winił Buntarou
za to, co się wydarzyło owej nocy. Pani Kinoshita zmarła i należało się z tym
pogodzić, tak jak z każdą inną stratą, choć nie było to proste. Od tamtej pory
Bunta żył całkiem sam w domu, który dzielił ze swoją matką, jednak rodzice
pomagali mu, jak tylko mogli i był naszym codziennym gościem. Jednak pewnego dnia
się nie zjawił.
Było kilka dni
po pogrzebie pani Kinoshity. Wszyscy już przywykli do tego, że trzeba
przygotować większą porcję obiadu, by podzielić się z Buntą. Choć Bunta po
śmierci matki nie miał zbytniego apetytu, to jednak zawsze dostawał też jedzenie
do domu i raczej wszystko, co od nas wynosił, trafiało do jego brzucha. Ten
jeden dzień, kiedy go nie było, bardzo wszystkich zmartwił. Tata chodził
niespokojny, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, ojciec również, choć zawsze
zdawał się aż tak nie przejmować losem Bunty, to nie mógł ukryć, że zastanawiał
się, co działo się z chłopakiem. Ostatecznie oboje pojechali wieczorem do jego
domu, jednak nikt nie otwierał. Zostawili jedzenie na wycieraczce, ale
następnego dnia Bunta też nie przyszedł, a przed domem chłopaka znaleźli
kompletnie nienaruszone pojemniki. Próbowali przez następne dwa dni
skontaktować się z Buntą, codziennie próbując do niego zadzwonić i zostawiając
jedzenie przed jego drzwiami, jednak ten nigdy nie odebrał ani nie wziął
jedzenia. Ostatecznie poprosili znajomego z policji o pomoc. Pana inspektora
Kurogane. Poinformowali go przy okazji, że Bunta, choć był dorosły, miał
mentalność dziecka, dlatego tak bardzo się o niego martwili. Po kilku dniach
dotarła do nas wiadomość, że Buntarou zamieszkał ze swoim ojcem. Nigdy więcej
już o nim nie usłyszeliśmy.
– Fajnie byłoby
tu mieszkać – mruknęła Kasumi, niemal przyciskając nos do bocznej szyby.
Mimowolnie
zaśmiałem się, widząc kątem oka jej nieco dziecinne zachowanie.
– Mam… Mam
pytanie – zaczęła niespodziewanie nieśmiało.
– Hm? Słucham?
– O twoich
rodziców. Nie pogniewasz się na mnie?
– Raczej nie –
uśmiechnąłem się, zerkając w jej kierunku na ułamek sekundy.
– Jak oni… Jak
oni w zasadzie się poznali? Tak jakoś mnie to ciekawi. Bo wiesz, zawsze
słyszałam, że homoseksualistom trudno jest kogoś znaleźć. Tym bardziej na
stałe. Dlatego… No.
– Z tego, co
mówili, to poznali się dosyć przypadkiem na jakiejś imprezie u wspólnych
znajomych. I są tak jakoś ze sobą od tamtego czasu.
– I tak zaczęli
ze sobą chodzić?
– Nie do końca –
zaśmiałem się. – Pamiętam, że Haru kiedyś się ich o to spytała. Tata wspominał,
że mieli ze sobą podchody, bo żaden z nich nie był pewny co do drugiego. Tak,
wiesz… Czy on czuje pociąg do mężczyzn. Później nie byli pewni czy czują do
siebie to samo. Podobno trochę to trwało, zanim zaczęli się nazywać parą.
– Naprawdę?
– Serio!
– Wow. To takie…
Dziwne.
– Dlaczego?
– Sama nie wiem.
Jakoś tak… Nie gniewaj się, proszę, ale trudno mi przywyknąć do myśli, że masz
dwóch ojców. Próbuję jakoś to przyswoić po swojemu. Dwóch facetów poznało się,
wzięło ślub i ma razem dzieci. To naprawdę brzmi dziwnie.
– Jakby się nad
tym zastanowić, to nie jest w ogóle dziwne. Przynajmniej nie dla mnie. Nie znam
innego życia.
– Nie czujesz
się odrobinę skrzywiony?
– Nie. Raczej
nie. Cokolwiek miałoby to znaczyć, ale nie. Czuję się dobrze. Jak byłem trochę
młodszy, to strasznie dręczyłem się tym, jaki powinienem być i jaki będę, bo
wszyscy dookoła mieli mamę i tatę, a ja miałem dwóch ojców. Zdarzało się, że
rówieśnicy się ze mnie śmiali i nie chcieli bawić się ze mną czy ogólnie
spędzać czasu. Z czasem przestałem się jednak tym przejmować, bo wiedziałem, że
tak naprawdę w niczym nie odstaję od reszty, a poza tym, takie pary jak moi
rodzice zaczęły się pokazywać. Rodzice nawet zaprzyjaźnili się z jedną taką
parą jednopłciową, która też miała dzieci.
– O! Serio?
– Mhm. Jakoś
nigdy nie byliśmy blisko, ale były momenty, gdy bardzo sobie nawzajem
pomogliśmy.
Pokiwała głową.
– Rozumiem.
Słuchaj, nie chcę, żebyś myślał, że nie lubię twoich rodziców albo tego nie
popieram. Po prostu mam konserwatywną rodzinę i nie miałam z czymś takim
wcześniej styczności.
– Pewnie.
Rozumiem, że cię to ciekawi.
Kasumi
uśmiechnęła się do mnie, co zauważyłem kątem oka. Oddałem ten gest, choć nie oderwałem
nawet wzroku od drogi. Z jakiegoś bliżej nieznanego mi powodu nie miałem chęci
na nią spojrzeć.
*
W poniedziałek
wszyscy zaspaliśmy do szkoły. A mówiąc zaspaliśmy, chodziło o to, że wstaliśmy,
gdy kończyła się czwarta lekcja. Choć mówiąc szczerze, wcale nie czułem, że
zaspałem, budząc się w ten mroźny, poniedziałkowy dzień. Spokojnie wstałem,
wykonałem poranną toaletę, zszedłem zjeść śniadanie. Dopiero siedząc w kuchni i
patrząc na kuchenny zegarek uzmysłowiłem sobie, że właśnie powinienem był kończyć
lekcję matematyki. Wówczas odrobinę spanikowałem, ale tylko odrobinę. Zerwałem
się z miejsca i pobiegłem obudzić resztę rodzeństwa. Yoshi była wściekła, bo
miała tego dnia jakiś ważny projekt na studiach. Widząc jej stres, sam zacząłem
się stresować, jednak Haru zaraz mnie uspokoiła, że to jej projekt, nie nasz i
w zasadzie nie powinniśmy się spieszyć. Wyszykowanie się i dotarcie na zajęcia
zajęłoby nam godzinę, co oznaczało stratę następnej lekcji, więc pozostawały
nam dwie lekcje, na które nie było sensu już iść, bo było to wychowanie
fizyczne. Makoto też stwierdził, że nie ma już ochoty iść do szkoły, dlatego
ja, Haru i nasz najmłodszy brat zostaliśmy. Jedynie Yoshi pognała jak szalona,
mało przy tym nie skręcając kostki na zaśnieżonym, zmrożonym podjeździe.
Zjedliśmy zatem we trójkę śniadanie, a następnie wróciliśmy spać. Odpisałem
jeszcze kilku znajomym, w tym Kasumi, dlaczego nie było mnie w szkole i
odpłynąłem, budząc się dopiero około piętnastej. Przespałem cały dzień, co, o
dziwo, wcale nie wzbudziło we mnie poczucia winy. Zwykle źle się czułem, jeśli
opuszczałem zajęcia, nawet z powodu choroby, jednak nie tym razem. Zwyczajnie
musiałem przejść na jakiś wyższy poziom nie przejmowania się niczym. Obudził
mnie dopiero telefon od taty, jednak postanowiłem go nie odbierać. To samo
poleciłem Haru i Makoto, ponieważ według rozkładu dnia powinniśmy dopiero
wracać do domu. Oddzwoniłem dopiero około siedemnastej. Porozmawialiśmy o mało
znaczących sprawach, zapewniłem rodziców, że wszystko było w porządku i
opisałem pokrótce, a przy tym bardzo pobieżnie, co takiego działo się od ich
wyjazdu. Odetchnąłem głęboko po zakończeniu rozmowy. Zdaje się, że w kłamaniu
też stawałem się coraz lepszy, co jednak niezbyt mi schlebiało.
Następnego dnia
już nie zaspałem do szkoły, podobnie jak reszta mojego rodzeństwa, która
została przeze mnie obudzona. Nikt nie miał ochoty wstawać wcześnie rano,
zwłaszcza, że nie czuwała nad nami żadna rodzicielska moc i coś w rodzaju bata
nie wisiało w powietrzu. Jednak pewne obowiązki i tak należało wypełnić.
Przygotowanie śniadania poszło nam dość gładko, z jednym wyjątkiem.
– A moje drugie
śniadanie? – spytał Makoto, stając z plecakiem w kuchni. Ja, Haru i Yoshi
spojrzeliśmy na niego z początku niezrozumiale, jednak po chwili doznaliśmy
oświecenia, że przecież zawsze rodzice przygotowywali dla nas drugie śniadanie
albo powszedniego dnia, albo z samego rana, jednocześnie gotując pierwsze
śniadanie.
– Cholera –
bąknęła Haru. – Faktycznie.
– Może uda mi
się jeszcze coś szybko zrobić? – zacząłem się nagłos zastanawiać. W tym czasie
Yoshi zaczęła szperać w swojej torbie, wyciągając portfel.
– Masz tutaj
drobne, kup sobie bułkę i sok – Yoshi wcisnęła młodemu tysiąc jenów w banknocie.
– Nie kupuj bzdur, jasne?
– Mam pieniądze
– fuknął Makoto, mimowolnie wsuwając do kieszeni mundurka pieniądze od Yoshi.
– To oddawaj, kaszojadzie.
Do szkoły udało
nam się dotrzeć punktualnie. Za zgodą rodziców Yoshi jeździła Lexusem taty
podczas ich nieobecności, a ja i Haru używanym Mercedesem odziedziczonym po ojcu.
Mówiąc szczerze, jak na swoje lata samochód sprawował się dobrze, choć nie
prezentował się już aż tak zjawiskowo. Poza tym, robił więcej hałasu niż
powinien, ale wciąż znaleźli się ludzie, którzy aż skręcali karki, by podziwiać
tę starą, silną maszynę. Lexus to było zupełnie co innego. Przemykał ulice
niczym cień i trudno było go momentami uchwycić. W momencie, gdy już się go
dostrzegło, on umykał błyskawicznie, pozostawiając po sobie uczucie
tajemniczości i nieosiągalnego luksusu. Yoshi mogła jeździć tą luksusową
maszyną pod warunkiem, że będzie zawozić Makoto do szkoły i obieca się nie
ścigać. Samochód miał niespełna trzy miesiące i był prezentem rocznicowym dla
taty od ojca.
– Jesteś! –
rzuciła wesoło Chihiro, widząc mnie z daleka na szkolnym korytarzu. Haru, która
szła ze mną ramię w ramię, spojrzała tylko na mnie bez większych emocji, po
czym dumnie powędrowała w stronę swojej klasy. Co musiałem przyznać moim siostrom,
to fakt, że potrafiły swoją postawą onieśmielać. Obie miały pewny siebie chód,
zawsze miały podniesioną głowę i nigdy, ale to nigdy się nie odwracały. I tego
dnia Haru odeszła, idąc prosto przed siebie niczym tornado, które mogło
zniszczyć wszystko, co stanęło na jego drodze. Jej głowa nawet na najmniejszy
milimetr nie drgnęła w stronę Chihiro, choć słyszałem, jak wymieniły grzeczne
przywitanie. Chihiro mimowolnie odwróciła się nieznacznie za moją siostrą,
jakby chciała jej jeszcze coś powiedzieć, jednak ta nie miała najmniejszego
zamiaru się zatrzymać.
– Hej – bąknąłem
niemrawo, gdy staliśmy z Chihiro tuż przed sobą. – Co nowego?
– Ty mi powiedz,
śpiochu – zarechotała, trącając mnie zaczepnie łokciem w bok. – Zaspało się,
hm? Ty rebeliancie!
– Ach, to tak…
Niechcący.
– Nie znam
jeszcze nikogo, kto by chcący zaspał na zajęcia – rzuciła, wchodząc do klasy.
Wszedłem za nią, szybkim spojrzeniem ogarniając całość pomieszczenia. Kilka
osób siedziało w ławkach, choć większość z nich była pusta.
– Jeszcze jej
nie ma – Yuko zachichotała, wstając z kolan Andou. Uwiesiła się na mnie w swoim
swoiście dziwnym i zbyt naruszającym moją cielesność przywitaniu.
– Ach… aha.
Jakże ambitna
odpowiedź to była. Yuko niemal opluła siebie i mnie ze śmiechu, jednak na całe
szczęście puściła mnie w porę. Jakoś nie miałem wielkiej ochoty, by rozmawiać o
sobie i swoich „podbojach” miłosnych. Zająłem swoje miejsce, po czym się
rozpakowałem. Próbując jakoś przyspieszyć te ciągnące się w nieskończoność
minuty do dzwonka, wyciągnąłem z plecaka komiks i niezbyt uważnie zacząłem go
czytać. Gdy tak siedziałem pochylony nad
lekturą, nagle ktoś szturchnął mnie w ramię. Podniosłem głowę na Hajime, który
właśnie wszedł do klasy, a on jedynie kiwnął głową w bok. Mimowolnie powiodłem
spojrzeniem w tym samym kierunku, dostrzegając przy tym Nakamurę, która właśnie
wyciągała podręcznik od japońskiego na ławkę. Błyskawicznie wstałem, mało przy
tym nie tracąc równowagi, po czym podszedłem do swojej dziewczyny. W ogóle mnie
nie zauważyła, dlatego z początku nie wiedziałem, w jaki sposób powinienem
zwrócić na siebie jej uwagę.
– Hej – bąknąłem
w końcu na tyle wyraźnie, na ile mnie było stać. Spojrzała na mnie, odgarniając
przy tym kosmyki włosów za ucho.
– Hej, Hiro –
powiedziała, posyłając mi przy tym jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
Poczułem, jak serce mi przyspiesza.
Wyszliśmy na korytarz,
by jeszcze na moment porozmawiać tylko we dwoje. Szczerze powiedziawszy, to
byłem tak zdenerwowany, jakby ktoś mnie właśnie wziął do odpowiedzi przy
tablicy przed całą klasą, choć Nakamura wydawała się być całkowicie
zrelaksowana. Kilka zbyt szybkich minut porozmawialiśmy o tym, co się działo
wczorajszego dnia. Uroczo śmiała się z tego, że zaspałem do szkoły Przyznałem
jej, że jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło i sam byłem w szoku. Ale jak ona
cudownie się śmiała! Miałem ochotę przez resztę życia słuchać wyłącznie jej
śmiechu.
– Chcesz dziś
może do mnie wpaść? – spytałem, będąc pewnym, że zaczerwieniłem się przy tym
jak dojrzały pomidor.
– Do ciebie?
– Będą moje
siostry – zaśmiałem się niezręcznie, drapiąc się w tył głowy. Chyba gorszej
wymówki wymyśleć nie mogłem. W ogóle! Dlaczego w zasadzie potrzebowałem
wymówki? Przecież Nakamura była moją dziewczyną, nie potrzebowałem powodu, by
ją do siebie zaprosić. – Także… Uhm…
– Pewnie –
posłała mi ciepły uśmiech.
– I w ogóle,
fajnie by było spędzić razem czas – rzuciłem, dokładnie w tym samym momencie, w
którym rozbrzmiał dzwonek oznajmiający początek zajęć.
Nakamura
patrzyła na mnie mocno zaskoczona, a ja, nie wiedząc jak wybrnąć z tej
sytuacji, podczas której niewątpliwie zacząłem uzewnętrzniać moje uczucia oraz
chęci spędzania czasu tylko we dwoje, powiedziałem, że powinniśmy iść do klasy.
Pokiwała tylko głową, po czym posłusznie poszła za mną do sali, do której
właśnie zmierzał nauczyciel.
Siedząc tak
podczas pierwszej lekcji zaczął rozmyślać o tym, jak moglibyśmy spędzić razem
czas. Moje nastoletnie myśli mimowolnie zaczęły wędrować ku jednemu i wcale nie
byłem z siebie z tego powodu dumny. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że
fascynował mnie seks. Może nie chodziło o to, że miałem na tym jakąś małą
obsesję, bo nie, ale jakaś mała część mnie pragnęła spróbować tego, co zawsze
robili dorośli. Jednocześnie obawiałem się, co mogłoby z tego wyniknąć oraz, że
nie będę miał pojęcia co zrobić. W końcu, gdy Nakamura spała ze mną w jednym
łóżku, to wydawało mi się, że dostanę ataku paniki. Miałem jednak małą
nadzieję, że chęć uprawiania seksu i jakieś moje ludzkie rządze
przezwyciężyłyby strach, gdyby w końcu doszło do zbliżenia. Nie chciałem być
tym kolegą w grupie, który, mówiąc kolokwialnie, nigdy nie zamoczył.
Podczas
następnej przerwy dowiedziałem się o imprezie w Sapporo, na którą rzekomo byłem
zaproszony. Miało to być dość spore przyjęcie w jednym z tych luksusowych
domów, z basenem i dwudziestoma sypialniami. Po poznaniu adresu, pod którym
miała odbywać się impreza, poczułem motylki ekscytacji kotłujące mi się w
brzuchu. Był to jeden z domów, za które odpowiedzialna była firma ojca. Co
więcej, był to dom, który był stworzony specjalnie dla znajomego rodziców, z
którego córką ja i moje rodzeństwo byliśmy jako dzieci w zażyłych stosunkach.
Co prawda, teraz prawie w ogóle nie utrzymywaliśmy kontaktu, ale dobre
wspomnienia pozostały. Dlatego niewątpliwie zbliżało się epickie przyjęcie. Nie
sądziłem nigdy, że w całym moim krótkim życiu będę zapraszany na takie
przedsięwzięcia, ale jednak. Byłem tym jednocześnie podekscytowany, ale i
zdenerwowany, bo jednak nie byłem najlepszy, jeśli chodziło o kontakty
międzyludzkie. Choć, oczywiście, starałem się najlepiej jak mogłem, a biorąc
pod uwagę to, że miałem jednak jakichś przyjaciół było dowodem, że może jednak
nie szło mi w tym aż tak źle.
– Słyszałaś o imprezie? – spytałem Nakamurę,
gdy szliśmy razem po zajęciach na obiad. Przez chwilę chciałem złapać ją za
rękę, jednak coś mnie powstrzymało. Nie wiedzieć czemu, ale z jakiegoś powodu
wzdrygnąłem się i cofnąłem dłoń, chowając ją w kieszeni kurtki.
– Wszyscy dziś
rozmawiali tylko o tym – odparła tym swoim spokojnym tonem. – Będziesz szedł?
– Raczej tak. A
ty?
Pokręciła głową.
– Nie sądzę.
– Huh? Miałem
nadzieję, że pójdziemy razem.
– To nie do
końca moje klimaty.
– Moje też nie,
mówiąc szczerze, ale czasami warto mieć jakieś nowe doświadczenia.
– Pewnie.
Przez kilka
sekund milczeliśmy.
– Na pewno nie
chcesz iść? Będę ja, no i pewnie też przyjdą dziewczyny.
– Dziewczyny?
– Chihiro i
Yuko.
– Ach. No tak.
Nie wydaje mi się, by mnie lubiły.
– Bzdura! Lubią
cię i naprawdę chciałyby się z tobą zaprzyjaźnić. Tylko no… One są mniej
ułożone od ciebie.
Zachichotała
zakrywając usta. W tamtym momencie udało mi się zebrać na odwagę i ostrożnie
złapałem jej dłoń, ukrywając ją w ciepłym uścisku mojej dłoni.
Niestety, nijak
nie udało mi się namówić Nakamurę na pójście ze mną. Nawet było mi trochę z
tego powodu przykro, biorąc pod uwagę fakt, że całowaliśmy się następnego dnia.
A mówiąc, że się całowaliśmy, miałem na myśli to, że gdyby nie moje siostry,
które niespodziewanie urządziły wieczór karaoke, co wytrąciło nas z nastroju,
to pewnie byśmy się ze sobą przespali. Pierwszy raz w całym moim życiu czułem
coś takiego. Jej miękkie, krągłe ciało przylegające do mojego, nasze usta
złączone w nieco niezdarnym, nastoletnim pocałunku. W końcu zacząłem sunąć
dłońmi po jej plecach, biodrach. Ostrożnie zjechałem na kolana, a ona nie
pozostawała mi dłużna, siedząc tak na mnie i drapiąc paznokciami mój kark. Raz
za razem przechodziły mnie przedziwne, ale jakże cudowne dreszcze i o mały
włos, a z pomiędzy moich ust wymsknęłoby się jęknięcie zadowolenia. Nie byłem
nawet do końca świadom tego, co robiliśmy. Po prostu niewinne przytulanie oraz
pocałunki zaczęły się wymykać spod kontroli.
Spojrzeliśmy na
siebie, niczym wyrwani z transu. Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, jak oboje
ciężko oddychaliśmy i ile w tym wszystkim było erotyzmu. Poczułem wówczas
dziwne, nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Jakby coś mnie odrzuciło od tego, co
właśnie mieliśmy zrobić. Nakamura zeszła ze mnie. Usiadła obok, poprawiając
przy tym bluzkę i spódniczkę.
– Może zejdźmy
na dół – zaproponowałem po dłuższej chwili. – Chyba mamy imprezę.
– Znowu? –
zaśmiała się. Odwzajemniłem to bladym uśmiechem.
– Skoro rodziców
i tak nie ma.
Skoro rodziców
nie było, to mogliśmy ten czas wykorzystać, jak tylko mogliśmy. Mogliśmy
zaprosić wszystkich znajomych i zrobić wielką imprezę i pewnie by się nawet o
tym nie dowiedzieli. Nie zdziwiłbym się w ogóle, gdyby w końcu do czegoś
takiego doszło. Na samą myśl, że moglibyśmy zrobić w domu wielką imprezę
przeszywał mnie dziwny dreszcz ekscytacji. Ja i moje rodzeństwo dorastaliśmy
jako względnie grzeczne dzieci. Jakoś nie chodziliśmy na żadne domówki, choć trochę
zmieniło się to w liceum. Co prawda, nigdy nie piłem, bo i jakoś mnie nie
ciągnęło do alkoholu, ale też nie stroniłem od towarzystwa. Choć moje relacje
między ludzkie były raczej niezdarne. To Haru i Yoshi były imprezowymi duszami
i wszyscy zawsze dziwili się, że dziewczyny z tak zwanego dobrego domu mogły być takie dzikie. Poza tym, z siostrami zawsze
robiliśmy na imprezach furorę jako dzieci wychowywane przez gejów. Nie było
chyba spotkania, na którym by nas nie wypytywano, jak to jest, gdy ma się dwóch
ojców. Każdy też zawsze się dziwił, jak zaskakująco zwyczajne było nasze życie.
Choć stwierdzenie, że było zwyczajne nie było może aż tak trafne. Jako dzieci
lekarza i businessmana nie brakowało nam niczego. W pewnych kwestiach niektórzy
uważali nas za lepszych, choć my sami postrzegaliśmy siebie jako zwyczajnych.
Rodzice też dokonali wszelkich starań, by nie wychować nas na rozpieszczone
dzieciaki, tylko na proste, skromne dzieci. Choć były pewne rzeczy, które
mieliśmy, a naszych rówieśników przyprawiało to o istny ból głowy z zazdrości.
Jedną z tych rzeczy było mieszkanie nad morzem. Z początku rodzice chcieli
kupić dom letniskowy, jednak uznali, że było z tym za dużo niepotrzebnego
zachodu i utrzymanie mieszkania było prostsze. Także stanęło na apartamencie z
widokiem na morze, na ostatnim piętrze budynku. Raczej mało moich znajomych
mogło się pochwalić czymś takim, żeby nie powiedzieć, że w rzeczywistości nikt
z nich nie miał dostępu do takiego luksusu. Raz, gdy byłem młodszy, niewiele
myśląc pochwaliłem się przed kolegami, gdzie spędzę większość wakacji. Wywołało
to tylko falę niepotrzebnej zazdrości oraz to, że zostałem odsunięty na bok. W
jednej chwili nie miałem żadnych kolegów. Na szczęście, była to ostatnia klasa
podstawówki i zmieniałem szkołę, więc wkrótce znalazłem nowych znajomych. Tylko
im już nigdy nie wspomniałem o mieszkaniu nad morzem. Nie mówiłem też o tym,
kim są moim rodzice. Nikt w gimnazjum nie wiedział, że wychowywała mnie
jednopłciowa para, aż przypadkiem nie spotkałem jednego kolegi, gdy w jeden
weekend byliśmy całą rodziną gdzieś w Sapporo. Spędzaliśmy razem dzień i nawet
za bardzo nie myślałem, że możemy spotkać kogoś ze szkoły. Wtedy też wydało
się, w jakiej rodzinie dorastałem. Jednakże, reakcja moich znajomych była zgoła
inna. Byli zaskoczeni, ale też nie ocenili mnie z góry. Wygrała ciekawość,
która kazała im dowiedzieć się wszystkiego, jak to jest dorastać w rodzinie
zastępczej, mając dwójkę mężczyzn za rodziców. Wówczas wydało się, że tata
pracował w szpitalu z matką jednego z moich kolegów, a ojciec drugiego
współpracował z firmą ojca. Można powiedzieć, że trafiłem na dzieciaki, gdzie
sytuacja finansowa była lepsza niż stabilna. Może brzmiało to źle, ale
cieszyłem się, że trafiłem na lepiej sytuowane dzieciaki. Dlatego mogłem
odrobinę odetchnąć.
– Chciałbym cię
zabrać nad morze – powiedziałem, leżąc tak przy Nakamurze. Dziewczyna
popatrzyła na mnie spod grzywki. Zdaje się, że nie miała wtedy jeszcze pojęcia,
co miałem na myśl, poprzez zabrać nad
morze. A mówiąc krótko, chciałem się z nią przespać. I nie to, że zależało
mi wyłącznie na tym. Skądże! Po prostu, jako nastolatek, byłem napalony.
Rozpierały mnie hormony i miałem wielką ochotę, by w końcu przeżyć swój
pierwszy raz. Tak jak wcześniej stresowała mnie sama myśl o seksie, tak nagle
kompletnie niczym się nie przejmowałem. Można by powiedzieć, że zacząłem myśleć
penisem.
– Nad morze? –
zamruczała, przeciągając się. – Gdzie nad morze?
– Mamy
mieszkanko nad morzem – odparłem, obejmując ją ramieniem. Niby to niechcący
położyłem dłoń na jej piersi. Z początku się wzdrygnęła, jednak nic więcej nie
zrobiła. Ja też nie starałem się wprawić jej w zakłopotanie, dlatego starałem
się nie ruszać ręką.
– Mieszkanko nad
morzem – zaśmiała się. – Czemu mnie to nie dziwi.
– Rodzice kupili
je już lata temu. To nic specjalnego, teraz inaczej buduje się apartamenty, ale
ten nasz też nie jest w najgorszym stanie.
– Więc to
apartament?
– Apartamencik.
Parsknęła
śmiechem. Zawtórowałem jej mimowolnie. Wstaliśmy kilka minut później z łóżka i
rozegraliśmy jedną szachową partię. Choć nie do końca. Gdy już dochodziliśmy do
najbardziej rozstrzygających ruchów, z pokoju obok dobiegł nad odgłos
przeżywanego orgazmu. Haru i jej dziewczyna poszły na całość. Oboje się z
Kasumi zawstydziliśmy. Moja dziewczyna wkrótce później oświadczyła, że już
pójdzie. Cóż, dlatego właśnie chciałem ją zabrać nad morze. By nikt nie
słyszał, jak zadowoleni byliśmy z życia.
Odwiozłem ją do
domu, choć z początku protestowała. Później jednak bardzo mi za to dziękowała,
bo zaczął padać śnieg z deszczem i powrót do domu w taką pogodę byłby
męczarnią. Dla mnie to było nic. Cieszyłem się, że mogłem zachować się jak
gentleman i odwieźć ją do domu jak księżniczkę. Pewnie bardziej księżniczkowato
by było, gdybym powoził karocą lub czteroosobowym, warczącym Mustangiem, a nie
starym Mercedesem. Jednak i tak było miło. Choć pogoda za oknem w ogóle nie
nastrajała do romantycznych czynów. Nie padało mocno, jednak było ślisko i
musiałem się skupić na drodze. Jednak wciąż byłem początkującym kierowcą i nie
miałem ochoty powodować wypadku lub stłuczki. Kasumi to rozumiała, dlatego
przez większość drogi milczała, pozwalając mi się skupić. Jedynie radio cicho
grało w tle. Właśnie zaczął lecieć jeden z tych starych, sensualnych kawałków
RnB, gdy podjechałem pod jej dom. Deszcz mocno uderzał o dach i szyby.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez kilka minut, rozmawiając o czymś nieśmiało, aż
zaczęliśmy się całować. Były to wyjątkowo gorące pocałunki, jak na taką pogodę.
Nawet nie wiedziałem kiedy jedna z moich rąk znalazła się w jej włosach, a
druga zaczęła błądzić po miękkich piersiach, by w końcu zjechać aż do krocza.
Wzdrygnęła się, jednak nie odsunęła się ani o milimetr. Sama zsunęła dłoń na
moje krocze, które delikatnie ścisnęła. Oboje nie wiedzieliśmy do końca, co
robić, ale to nas nie powstrzymywało. Całowaliśmy się coraz to namiętniej.
Miałem w buzi jej język, ona miała mój. Z każdą minutą byliśmy coraz bliżej do
tego, by uprawiać seks w starym Mercedesie mojego ojca. Nawet nie myślałem, o
tym, że nie miałem prezerwatyw. Chrzanić prezerwatywy. Liczyło się to, że w
końcu miałem mieć za sobą mój pierwszy raz. Już nawet chciałem zdjąć jej majtki na niej usiąść, kiedy nagle złapała mnie za
nadgarstek. Przerwałem. Ewidentnie jej się to nie spodobało.
– Mam okres –
wymamrotała zawstydzona. Cała jej twarz była czerwona z seksualnej ekscytacji.
– Och – wyrwało
mi się. – Nie wiedziałem. Przepraszam.
Pokręciła głową.
– Powinnam była
ci powiedzieć. Nie wiem… Nie jestem pewna czy możemy… Teraz…
– W porządku –
dotknąłem jej policzka. – Poniosło nas. Wszystko w swoim czasie, co nie?
Przytuliliśmy
się na pożegnanie. Zaraz wyszła do domu. Upewniłem się jeszcze, że na pewno
weszła do środka i dopiero wtedy odjechałem. Jadąc tak do domu czułem się
bardzo jak nie ja. Jakby stary Hiro zginął gdzieś po drodze i w jednej chwili
narodził się nowy. Ten nowy Hiro nie bał się wcale nowych doświadczeń. Byłem
dość zadowolony z siebie, bo wiedziałem też jedną rzecz – Nakamura była we mnie
niezaprzeczalnie zakochana.
*
Już z daleka powitał
mnie i Haru odgłos głośnej, odrobinę przytłumionej muzyki. Wysiedliśmy z
taksówki i chwilę tak staliśmy przed domem, który oboje dość dobrze znaliśmy.
Willa, bo inaczej nie mogłem jej nazwać, była jednym z dzieł firmy ojca. Te
kilka lat temu projekt był na tyle ważny, że sami byliśmy tu kilka razy.
Dziesięć sypialni, piętnaście łazienek, dwie kuchnie, trzy salony, dwa baseny,
kort do tenisa. To wszystko i wiele więcej wchodziło w skład posiadłości,
znajdującej się na działce o wielkości około dwudziestu tysięcy arów. O ile
dobrze pamiętałem, po sprzedaży i odjęciu wszelkich podatków cała inwestycja
przyniosła dochód około czterystu milionów (w przybliżeniu na złotówki ok. 14
baniek dop. aut.).
– Wiedziałeś, że
to będzie tu? – spytała, poprawiając torebkę.
– Tak –
pokiwałem głową. – Nawet po tylu latach.
– Nie dało się
zapomnieć adresu tego arcydzieła – zarechotała, ruszając w stronę bramy.
Będąc już
wewnątrz budynku, uderzyła we mnie całkiem miła nostalgia. Tym bardziej
ogarnęło mnie swego rodzaju wzruszenie, gdy zobaczyłem, że spora część rzeczy w
domu nie została w ogóle zmieniona. Cóż, nie byliśmy tam jednak po to, by
rozczulać się nad płytkami czy innymi mniej lub bardziej fascynującymi
dekoracjami domu, tylko by dobrze się bawić. Niedługo później rozdzieliliśmy
się z siostrą i znaleźliśmy znajomych. Całe szczęście. Większości ludzi nie
znałem lub też kojarzyłem ich tylko z widzenia. Za to mnie znał każdy. Na
imprezie była około setka osób i każdy podchodził do mnie, pytając się czy to
ja byłem tym Hiro i czy moja siostra była tą Haru. Nie miałem pojęcia, co
rozumiałem poprzez takie określenie, jednak wkrótce gospodyni tego zacnego
przyjęcia odnalazła mnie w tłumie. Mirei Kotowara, bo tak się nazywała, była
rok młodsza ode mnie i miała, co raczej nie trudno było się domyślić,
obrzydliwie bogatych rodziców. Jej rodzina trudniła się importem broni i
prowadziła jeszcze kilka innych biznesów. Oprócz tego, z tego co się
orientowałem, nasi rodzice nadal utrzymywali ze sobą kontakt i na swój sposób
byli przyjaciółmi. Mirei była dość rozpuszczoną jedynaczką, ale jednocześnie
należała do osób wyjątkowo inteligentnych i obytych w świecie. Zawdzięczała to
między innymi licznym podróżom i wszelkim aktywnością, w które jej rodzice
próbowali ją wciskać.
– Jesteś! Jak wspaniale!
– niemal krzyknęła, starając się być słyszalną w tłumie i głośnej muzyce. –
Haru też przyszła?!
– Tak! –
pokiwałem głową. – Mamy mały prezent dla ciebie. Haru go ma, ale nie mam
pojęcia, gdzie przepadła.
– To nic –
machnęła ręką, śmiejąc się. Zaraz stanęła na jakiejś pufie, przytrzymując się
przy tym moich ramion, by utrzymać równowagę i nie upaść. – Hej, wszyscy! To
mój kumpel Hiroshi!! Hiro ma siostrę bliźniaczkę i ojców gejów!!
Otworzyłem
szeroko oczy z zaskoczenia. Chyba właśnie o to chodziło, gdy ludzie pytali się
o tego Hiro i tę Haru.
– Ach… Świetnie
mnie przedstawiłaś – roześmiałem się. W jednej chwili miałem ochotę uciec z tej
imprezy.
Ale tłum aż
oszalał. Niestety, nie miałem zamiaru robić za atrakcję wieczoru, dlatego
wycofałem się do Andou, Chihiro, Yuko i Hajime. Przyjaciele widzieli, że czułem
się niekomfortowo w związku z całą tą szopką i dość skutecznie odwrócili moją
uwagę od tego wszystkiego. Oczywiście, dobra dywersja nie mogła odbyć się bez
alkoholu. Wypiliśmy razem kilka piw. Nawet ja przełknąłem to ohydztwo i powoli
czułem, jak dobroczynnie alkohol zaczynał wpływać na moje interakcje z innymi. Dołączali
do nas różni ludzie, później odchodzili. Rotacja ludzkich zasobów trwała w
najlepsze. Jak nigdy w życiu, byłem duszą towarzystwa i miło rozmawiałem z
każdą osobą, która się napatoczyła. Choć ściśle trzymałem się swojego wąskiego
grona, to jednak nigdy nie zaszkodziło mieć nieco więcej znajomości.
Wieczór leciał
szybko. Bardzo szybko. W pewnym momencie musiałem przystopować z piciem, gdyż
czułem, że jeszcze odrobina alkoholu, a zacznę rzygać do basenu, który, pomimo
chłodu, był okupowany wraz z jacuzzi. Co ciekawe, w tym jacuzzi taplała się
moja bliźniaczka, która, wraz ze swoją dziewczyną, nie krępowała się kompletnie
niczym. Przez myśl przeszło mi, by może zainterweniować i powiedzieć Haru kilka
słów o nagości i obściskiwaniu się w tłumie, jednak byłem zbyt pijany, by
podjąć jakiekolwiek kroki w tym kierunku. Zostawiłem więc ją w spokoju.
– Gorąco tu! –
rzuciła Yuko, zdejmując z siebie cienki sweterek. Andou, widząc to, złapał ją
za nadgarstek. – Co ty robisz?
– Za dużo
wypiłaś – wymamrotał.
– Puść mnie.
– Ale się nie
rozbieraj.
– Chcę tylko
zdjąć sweter, a nie majtki – odburknęła Yuko, wyrywając rękę z uścisku swojego
chłopaka. Przyjaciółka zdjęła sweterek i przewiesiła go sobie przez ramię
niczym kelner ścierkę. Ja, Hajime i Chihiro patrzyliśmy na tę scenę z lekkim
zaskoczeniem.
– Od tego droga
już niedaleka – Andou wzruszył ramionami.
– Ale ty jesteś
durny – Yuko pchnęła go łokciem w bok, po czym odeszła gdzieś w tłum. Andou
zaraz ruszył za nią i niedługo później straciliśmy ich oboje z oczu.
– Ich pierwsza
drama! – Hajime roześmiał się głośno.
– Trochę
poważnie to wygląda. Sprawdzę, co z nimi – Chihiro ruszyła za pokłóconymi kochankami.
Hajime, nie wiedząc co zrobić bez swojej dziewczyny, poszedł zaraz za nią.
Zostałem sam. Cóż, z jakiegoś powodu w ogóle mi to nie przeszkadzało. Tamta
czwórka pobiegła rozwiązywać swoje problemy, a ja miałem okazję przyjrzeć się
tłumowi. Jak się okazało, nie tylko ja się rozglądałem.
Dostrzegłem
chłopaka. Niemal natychmiast przykuł moją uwagę. Przyglądałem mu się dłuższą
chwilę, chłonąc całym sobą jego zwyczajne, ale jakże wyjątkowe piękno. Wyglądał
jak model z okładki. Wysoki, szczupły – choć nie przesadnie – dobrze ubrany,
jakby każdy element jego ubioru był misternie zaplanowany przez profesjonalnych
doradców wizerunkowych. Patrzył na mnie, a ja na niego. Nie wiedząc, co zrobić
w związku z tym, że nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się i uniosłem
swoją już niemal pustą butelkę piwa, jakbym go pozdrawiał. On zrobił to samo,
unosząc swoją szklankę z drinkiem. Na tym się nie skończyło. Po chwili
powiedział coś do swoich znajomych, po czym ruszył w moim kierunku. Nie był w
ogóle w stanie powstrzymać uśmiechu i ja też nie mogłem. Nie potrafiłem. Choć
wydawało mi się, że za moment ziemia pode mną się rozstąpi i wpadnę w mroczną
otchłań.
– To ty jesteś
Hiro! – rzucił wesoło. Nie przywitał się. Od razu przeszedł do sedna.
– To ja. Nie
zaprzeczam – zaśmiałem się, uśmiechając się przy tym wesoło. – A ty jesteś?
– Shion – posłał
mi szeroki uśmiech, niemal pokazując mi przy tym wszystkie zęby. – Fajnie w
końcu cię poznać. Wiele o tobie słyszałem od Mirei.
– Naprawdę?
– Nasłuchałem
się, jakich masz fajnych rodziców i tak dalej.
– Ach. No tak.
– O rany, źle to
zabrzmiało. Naprawdę mówiła o twoich ojcach w samych superlatywach.
– Szkoda, że nie
o mnie.
– Och, o tobie
wspominała najwięcej – zaśmiał się głośno. – Zdaje się, że się w tobie
podkochuje.
– Nie sądzę –
wybuchłem śmiechem.
To był niezdarny
początek znajomości. Jednak tylko ten niefortunny początek należał do
niezdarnych. Im więcej z Shionem rozmawiałem, tym coraz bardziej zapominałem o
swojej nagiej siostrze w jacuzzi oraz o moich przyjaciołach, którzy gdzieś
zniknęli. Nie pamiętałem też o mojej dziewczynie. Za to w mojej pamięci wyrywał
się obraz idealnie równych zębów i ciepłego spojrzenia Shiona, z którym nie
mogłem przestać się śmiać. W pewnym momencie Shion zaproponował, żebyśmy poszli
gdzieś, gdzie jest mniej osób i da się porozmawiać. Co ciekawe, niemal od razu
poszliśmy do jednej z kilku sypialni, która akurat była pusta. Położyliśmy się
na łóżku i będąc tak obok siebie rozmawialiśmy o jakichś bezsensownych, mało
zajmujących głupotkach. Ale czułem się dobrze. Byłem swobodny, zrelaksowany.
Rozluźniłem się na tyle, że aż złapałem Shiona za dłoń, gdy zaczęliśmy z czegoś
żartować i niekontrolowanie się śmiać. Przez ułamek sekundy chciałem cofnąć
rękę, jednak on zacisnął swoje palce na moich. Leżeliśmy więc tak, trzymając
się za ręce. Wydawało mi się przy tym, że powietrze wypełniły elektryzujące
iskierki, a przez nasze dłonie przechodziły gorące dreszcze zgubnego
podniecenia.
Wszystko tego
wieczoru działo się za szybko. Nawet nie wiedziałem, kiedy postanowiłem usiąść
na Shionie i pocałować go w usta. W ogóle nie protestował. Ba, zaraz sam
przejął inicjatywę. Nie czułem za grosz zawahania ani obrzydzenia, biorąc pod
uwagę to, że właśnie pieściłem się w łóżku z innym chłopakiem. Nasze pocałunki
były bardzo naturalnie, niewymuszone i zbyt czułe jak na dwóch młodych
mężczyzn, którzy poznali się może godzinę wcześniej. W ogóle nie byliśmy
nieśmiali. Przytulaliśmy się, gładząc się nawzajem po plecach. Aż w końcu do
tych niewinnych pieszczot dołączył język Shiona, a później mój i karuzela
intymności przyspieszyła. Zdjął swoją koszulkę, ja zdjąłem swoją. Zacząłem
całować go po torsie, jakbym robił to już wiele razy. Obcałowałem całą jego
klatkę piersiową i sutki, nie mogąc się już w ogóle powstrzymać. Wszystko we
mnie pragnęło seksu i nie miałem zamiaru się hamować. Choć przerwano nam tę
sesję, która niewątpliwie zmierzała do tego, bym przestał być prawiczkiem.
Ktoś gwałtownie
zapukał do drzwi. Chociaż może powinienem powiedzieć, że ktoś zaczął do nich
walić mocno i głośno, jakby policja robiła nalot. I w zasadzie… Nie pomyliłem
się.
– Ktokolwiek się
tam rucha!! – doszedł głos jakiejś dziewczyny z zewnątrz. – Uciekamy, policja
przyjechała!!
No i zaczęliśmy
uciekać. Pozbieraliśmy z Shionem nasze rzeczy i zaraz wybiegliśmy na parter. W
całym domu trwała istna panika. Ktoś z sąsiadów naprawdę musiał w końcu
zawiadomić policję, ale jakoś mnie to nie zaskoczyło. Jakimś cudem znalazłem w
tym dzikim tłumie Haru. Stała w bieliźnie, trzymając pod pachą swoje rzeczy i
ściskała w mocnym uchwycie swojej bladej dłoni rękę Yui. Rozglądała się
panicznie, szukając mnie. Zaraz do niej dopadłem, trzymając przy tym mojego
towarzysza za rękę. Siostra zmierzyła zaskoczonym spojrzeniem mnie i Shiona,
jednak nic nie powiedziała. Zaraz wybiegliśmy do ogrodu, a konkretnie do
bramki, która znajdowała się na jego tyłach. Zdaje się, że nikt za bardzo nie
wiedział o jej istnieniu, jednak ja i siostra znaliśmy ten dom dość dobrze.
Zmachani dotarliśmy do bramki. Jak na nasze nieszczęście, była zamknięta. Nie
przeszkodziło nam to jednak w wspięciu się po niej i przeskoczeniu na drugą
stronę. Najpierw we trójkę podsadziliśmy Haru, by łatwiej było jej się wspiąć
po szczebelkach. Druga była Yui, która sprawniej wskoczyła na metalowe pręty,
po czym niemal jednym susem przeskoczyła na drugą stronę. Następny byłem ja. Z
przypływem adrenaliny udało mi się wspiąć na szczyt bramki. Poczułem przy tym
dłonie Shiona, popychające mnie do góry. Może nie ułatwiło mi to zadania, ale z
pewnością go przyspieszyło. Z tym pośpiechem z mojej strony jednak nigdy nie
wychodziło nic dobrego. Schodząc już po drugiej stronie, poślizgnąłem się i
chyba tylko cudem nie spadłem w śnieg. Serce waliło mnie jak młotem i jeszcze
przez kilka długich sekund doprowadzałem się do porządku. Nawet nie zauważyłem,
kiedy Shion znalazł się przy naszej trójce. Nie przerwaliśmy jednak ucieczki,
tylko pobiegliśmy dalej do zalesionego parku, aż znaleźliśmy się na tyle
daleko, że byliśmy pewni, że policja nie będzie nam tutaj robić problemów. Haru
i Yui ubrały się pospiesznie. Jak szalony był ten wieczór, że wybiegliśmy
kompletnie nieubrani w trzaskający mróz i śnieg.
– Matko, ale
akcja – skomentował Shion. – Impreza zakończona z pompą.
– Tylko teraz
współczuć wszystkim nieletnim dzieciakom – rzuciła Yui.
– W
szczególności Mirei – westchnęła Haru, zapinając kurtkę po szyję. – Zawsze to
jakaś przygoda!
Upewniłem się
zaraz, że moim przyjaciołom nic nie było, jednak na szczęście udało im się
zbiec mniej więcej w tym samym czasie, co nam. Hajime narzekał odrobinę, że
mnie szukali, ale później zobaczyli, że nie byłem sam, dlatego dali spokój.
Cóż, nieważne co sobie pomyśleli, cieszyłem się, że wyszli z tej akcji cało.
Jakiś czas później Shion oznajmił, że będzie się zbierał. Chciał znaleźć swoich
znajomych i upewnić się, że nikt nie będzie miał zatargu z policją. To
zrozumiałe. Na odchodne sam zaproponował, że chciałby wymienić się ze mną
numerem telefonu, na co wesoło przystałem. Gdy tylko odszedł, zostałem
zaatakowany przez moją bliźniaczkę.
– A Nakamura? –
spytała poirytowana. – I co to w zasadzie za jeden?
– Shion –
wzruszyłem ramionami. – Znajomy.
– Ze znajomymi
wychodzisz z jakichś kątów i trzymasz się za ręce? Jeszcze kilka godzin temu
miałeś dziewczynę.
– Nadal ją mam.
– To co robiłeś
z tym gościem?
– Rozmawialiśmy.
Co więcej mielibyśmy robić? Nie wiem nawet czemu złapaliśmy się za ręce, chyba
spanikowaliśmy. Za dużo wypiłem.
Haru popatrzyła
na mnie w ogóle nieprzekonana tym marnym kłamstwem. Yui tak samo zdawała się
nie brać mnie na poważnie, jednak przekonała moją siostrę, by dała spokój.
Wróciliśmy do domu, nie poruszając już tego tematu.
Na drugi dzień
uderzył mnie kac nie tylko spowodowany nadużyciem alkoholu, ale i moralny.
Myśląc już trzeźwo uzmysłowiłem sobie, co w zasadzie zrobiłem. Zdradziłem
Kasumi. Ta myśl przeszyła mnie tak nagle i ostro, że aż potrzebowałem kilku
dobrych minut, by w ogóle zdać sobie sprawę z jej znaczenia. Po kim jak po kim,
ale po sobie nigdy bym się tego nie spodziewał. Zawsze uważałem, że jeśli już z
kimś będę, to uczynię wszystko, by być zawsze szczerym i wiernym wobec tej
osoby. A co zrobiłem? Ledwo zacząłem być ze swoją pierwszą dziewczyną, ledwo
dotarłem do pierwszej bazy, a już postanowiłem spróbować czegoś nowego. Mało
tego! Z mężczyzną. Aż zakryłem twarz dłońmi, przypominając sobie całe to
zajście, a przy okazji wszystko, co wówczas czułem. A to było… niesamowite.
Trudno było mi to przyznać, ale wszystkie minuty spędzone z Shionem wcale mnie
nie odrzucały. Osobiście, pomimo kilku lat szukania swojej tożsamości, uważałem
się za osobę heteroseksualną. Nigdy żaden chłopak nie sprawił, że moje serce
zabiłoby jakkolwiek szybciej. Ale Shion? Na samo wspomnienie jego osoby coś we
mnie drgało. Technicznie nawet go nie znałem, ale w środku wydawało mi się,
jakbyśmy poznali się już wieki temu i teraz znów spotkali po latach. A wszystko
między nami było tak, jakby tak naprawdę czas spędzony osobno nigdy nie
istniał.
Jakkolwiek na to
nie patrzeć, było mi źle z myślą, że pocałowałem się z kimś innym niż moja
dziewczyna. Kasumi zasługiwała na lepsze traktowanie, jednak nie byłem w stanie
zmienić przeszłości. Zachowałem się nieodpowiedzialnie i wiedziałem, że muszę
coś z tym zrobić. Nie wiedziałem jednak, co takiego, dlatego pod wieczór, gdy
ojciec zadzwonił spytać, co u nas, postanowiłem poradzić się go. Może to i była
głupota, pytać się rodzica, co zrobić w takiej sytuacji, ale nie miałem żadnej
innej osoby. W końcu Haru i Yoshi by mnie rozszarpały, Makoto był jeszcze
dzieckiem, a gdybym choć tylko pisnął słówko do znajomych, to najpewniej Kasumi
dowiedziałaby się o tym w mgnieniu oka. W zasadzie, i tak nie mogłem mieć
pewności, że już o tym nie wiedziała. W końcu na domówce było mnóstwo osób i
ktoś serdeczny mógłby jej powiedzieć, że zniknąłem tam na jakiś czas z jakimś
chłopakiem, a później uciekłem z nim, trzymając się za ręce. Miałem jednak
nadzieję, że Nakamura nadal żyła w nieświadomości i myślała, że fakt, że w
zasadzie całą sobotę się nie odzywałem, był spowodowany jedynie kacem.
Postanowiłem
porozmawiać o tym z ojcem, gdy do nas zadzwonił. Najpierw siostry i brat z nim
pogawędzili. Ostatecznie przyszła moja kolej na zwierzanie się z najbardziej
zawstydzających sekretów.
– Muszę cię o
coś spytać – zacząłem, uciekając z telefonem Yoshi do pokoju rodziców.
Przysiadłem po turecku na łóżku i wziąłem głęboki wdech.
– Słucham –
rzucił. Wyraźnie usłyszałem w słuchawce, że się przeciągał.
– Tata jest
gdzieś obok?
– Nie. Jest w
łazience.
– To dobrze. Bo…
Zrobiłem coś głupiego. Bardzo głupiego – podparłem czoło na dłoni. Aż sam nie
wierzyłem, że właśnie chciałem wyznać przed ojcem, że wychował dzieciaka, który
nie potrafił być wierny swojej dziewczynie. – Wczoraj na imprezie.
– Słyszałem od
Haru, że było fajnie – rzucił jak gdyby nigdy nic. – Działo się?
– Tak. Dużo się
działo – znowu wziąłem wdech i wydech.
– Chyba nie
ćpałeś? – wyraźnie wyczułem napięcie w jego głosie.
– C-co? Nie. Nie
o to mi chodzi. Nie biorę narkotyków. Tylko wczoraj… Sam nie wiem. Nie wiem czy
to dlatego że trochę za dużo wypiłem. Wiesz, że nie piję. Ale wczoraj jakoś
tak… Tam był… Taki… – westchnąłem ciężko. Ojciec milczał, czekając na to, co
mam mu do powiedzenia. Gdzieś w oddali słychać było szum morza. – Tam był
chłopak. Trochę rozmawialiśmy. I później… Sam nie wiem jak to się stało, ale…
uhm… Doszło do czegoś więcej.
– Aha – mruknął.
– Aha? Tylko tyle
masz mi do powiedzenia? Nawet nie wiesz, jak mi jest niezręcznie, mówiąc to.
– A mi słuchając
tego – odparł. W jego głosie nie było w ogóle irytacji. W zasadzie, nie było w
nim żadnych emocji.
– Pocałowałem
się z nim – dodałem, próbując wykrzesać od swojego rodzica nieco więcej. Jak
nigdy w życiu, potrzebowałem od niego trochę dorosłych życiowych mądrości. – W
łóżku.
– Uprawialiście
seks? – dopytał.
– Nie – odparłem
ostrożnie. Wydawało mi się, że zaraz zacznę chodzić po ścianach. – To było…
uhm. Blisko. Chodzi mi o to… Ja… Sam nie wiem. Nie rozumiem, dlaczego to
zrobiłem. Bo ja nigdy nie czułem nic do… Zawsze wolałem dziewczyny. I teraz
nawet mam dziewczynę i to jest jeszcze gorsze, bo zrobiłem coś takiego, będąc w
związku.
Westchnął
ciężko.
– Myślisz, że
zrobiłeś to, bo przesadziłeś z alkoholem lub też dlatego że coś poczułeś w
stosunku do niego?
– Nie wiem. Może
obie te opcje po trochę. To było… uhm… elektryzujące. Pierwszy raz poczułem coś
takiego w stosunku do kogokolwiek. Ale też… Nadal lubię Kasumi. Moje uczucia do
niej się nie zmieniły. Tylko ten chłopak…
– Może czujesz
pociąg nie tylko do kobiet. Nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem ekspertem i
nie siedzę ci w głowie, ale to się zdarza, że spotyka się kogoś i bum, nagle
jest się zdezorientowanym, bo ta osoba sprawia, że czujemy coś, czego nigdy
byśmy nie spodziewali się poczuć. Co więcej, poczułeś coś do tego chłopaka, ale
nadal jesteś zakochany w Kasumi. Być może jesteś w stanie czuć pociąg do więcej
niż jednej osoby jednocześnie.
– C-co? –
wykrztusiłem, nie wiedząc, co takiego mój ojciec do mnie mówił.
– Może jesteś
poliamoryczny – powiedział wprost. – Znowu, nie jestem ekspertem. Ale
powinieneś skonfrontować się sam ze sobą i zastanowić się nad całym tym zajściem.
– Chcesz mi
powiedzieć, że mogę być w związku z więcej niż jedną osobą?
– Próbuję pomóc
ci znaleźć jakieś wyjaśnienie. Nie mówię, że tak właśnie jest. Równie dobrze to
mógł być zwykły skok w bok z twojej strony i teraz jesteś po prostu
zdezorientowany. A poza tym, uhm…
– Z kim
rozmawiasz? – usłyszałem głos taty po drugiej stronie.
– Z Hiro. Daj mi
chwilę – odchrząknął. – Po prostu zastanów się nad tym. Nad swoim zachowaniem.
Pomyśl też czy masz zamiar powiedzieć o tym Kasumi, bo pewnych rzeczy lepiej nie
trzymać w tajemnicy. Tym bardziej takich.
– Nie chcę jej
zranić.
Już któryś raz
podczas naszej rozmowy westchnął ciężko.
– Rozumiem. Wiem,
że tego nie chcesz, ale nie mówiąc jej o tym możesz zrobić jej jeszcze większą
krzywdę. I na pewno ją zranisz. Jak nie teraz, to kiedyś, bo związki to nie
jazda prostą autostradą. To bardziej kolejka górska.
– Teraz mówisz z
doświadczenia?
– Myślę, że
akurat w tej kwestii mam do tego prawo.
– To nie powinno
być… to ma być tak, że wszystko jest w porządku? Że jak coś jest nie tak, to
tak naprawdę nie jest właściwa osoba.
– Chyba źle to
ująłem. Nie miałem na myśli jakichś toksycznych relacji, gdzie partnerzy
dosłownie się nawzajem zabijają. Chodziło mi o to, że w każdym zwyczajnym
związku zawsze napotka się jakieś problemy. Jak w życiu. Nie jest zawsze
kolorowo. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i nie zawsze możemy uniknąć
nieprzyjemnych sytuacji. Ale od tego jest rozmowa i komunikacja z drugą stroną,
by rozwiązać te problemy. Rozumiesz?
Pokiwałem głową,
czego nie mógł zobaczyć.
– Rozumiem.
– Przemyśl to
wszystko i jak będziesz gotowy, to porozmawiaj z Kasumi. Zachowasz się bardzo
niehonorowo, nie mówiąc jej o tym, a uważam, że jako twoja dziewczyna, powinna
wiedzieć o takich rzeczach.
– Myślisz, że ze
mną zerwie?
– Tego nie wiem.
Istnieje taka opcja i myślę, że gdyby to się stało, to nie powinieneś mieć do niej
żadnych pretensji. Musisz wziąć odpowiedzialność za to, co zrobiłeś i nieważne
czy byłeś trzeźwy, czy nie.
– Tak. Jasne.
Przepraszam.
– Za co? – w
ogóle nie krył zaskoczenia.
– Za to, co
zrobiłem. I że teraz marnuję ci czas, gdy jesteś na urlopie.
– Nie marnujesz
mi czasu. Jestem twoim ojcem i cieszę się, że mogę z tobą porozmawiać o takich
rzeczach. W ogóle, cieszę się, że chcesz ze mną rozmawiać. Zawsze byłeś
bardziej skryty od swoich sióstr, więc to wiele dla mnie znaczy.
Poczułem dziwne
ukłucie wzruszenia wewnątrz. W jednej chwili odczułem chęć przytulenia się do
rodziców. Tak po prostu. Chciałem objąć ich oboje i podziękować im za to, jacy
byli. Dlaczego nagle musiało zrobić się aż tak emocjonalnie?
– Rozumiem. Mogę
mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?
– Oczywiście.
– Mógłbyś nie
mówić o tym tacie? Jakoś… Wiem, że muszę teraz to wszystko naprawić, ale wolę
to zachować między nami.
– Pewnie. Nie ma
sprawy – zawiesił głos. – Swoją drogą, właśnie patrzy na mnie, jakby miał zaraz
tu przyjść i… Co? Nie, nie obgaduję cię!
Zaśmialiśmy się
oboj jednocześnie.
– Dziękuję.
Czułem swego
rodzaju ulgę po rozmowie z ojcem. Fakt, nie rozwiązało to mojego problemu, ale
to, że mogłem z nim o tym porozmawiać i nie byłem przy okazji jawnie oceniany
wiele mi dało. Zacząłem zastanawiać się nad tym, co powiedział. Czy faktycznie
byłem w stanie poczuć coś więcej do jeszcze jednej osoby jednocześnie? Czy może
był to zwykły wyskok z mojej strony? W każdym razie, musiałem teraz ponieść za
to odpowiedzialność.
W poniedziałek
wszyscy w szkole mówili o piątkowej imprezie. Dosłownie. Nie było innego
tematu, tylko ta jedna, nieszczęsna impreza. Starałem się na ten temat nie
wypowiadać, tylko przysłuchiwałem się, co inni mieli do powiedzenia i przy
okazji próbowałem wyłapać, czy ktoś wspomni coś o mnie i Shionie. Na moje
szczęście, nikt chyba nawet nie zwrócił wtedy uwagi na nasze nagłe zniknięcie.
Czułem ulgę, bo miałem większą pewność, że Nakamura nie dowie się o tej
sytuacji od kogoś innego, tylko ode mnie. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
– Musiało być
fajnie – rzuciła Kasumi, łapiąc mnie za dłoń, gdy szliśmy w stronę galerii.
Byliśmy po szkole i postanowiliśmy, że zjemy coś na mieście. Z początku się
wzdrygnąłem, gdy mnie dotknęła i o mały włos nie cofnąłem ręki. Szybko jednak
się zreflektowałem, i ująłem jej dłoń w swoją. – Może następnym razem pójdę
razem z tobą?
– Chciałabyś?
Fajnie by było.
– Nie przepadam
za imprezami, ale jeśli ty byś tam był, to pewnie udałoby mi się to znieść.
– Nie chciałbym,
żebyś robiła coś wbrew sobie.
Potrząsnęła
głową.
– To nie tak, że
bym robiła coś wbrew sobie. Po prostu… Przy tobie czuję się odważniejsza. I
wydaje mi się, że mogę wyjść poza tę swoją małą bańkę.
– Super –
posłałem jej szeroki uśmiech. Zawstydziła się nieco, uciekając wzrokiem gdzieś
w bok.
Zjedliśmy razem
ramen, a później chodziliśmy bez celu po sklepach, oglądając po prostu rzeczy.
W pewnym momencie wzrok Kasumi zawisł na jednym sklepie z bielizną. Popatrzyłem
na niego i mimowolnie spytałem czy może chce wejść do środka. Oczywiście,
odmówiła speszona, rumieniąc się przy tym. Nie wiedzieć czemu, ale w jednej
chwili poczułem do niej jeszcze większy pociąg.
– No chodź –
załapałem ją pod rękę. – Wybierzemy ci coś ładnego na wyjazd nad morze.
Moja dziewczyna
otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie w swego rodzaju szoku. Nie była ani
zła, ani zadowolona. Nie stawiała też żadnego oporu, gdy delikatnie pociągnąłem
ją w stronę półnagich manekinów w kusej bieliźnie. Już na samym wejściu do
sklepu zostaliśmy zaatakowani przez ekspedientkę. Szczerze, to sam się na
początku speszyłem. Ale tylko przez chwilę. Powiedziałem, że tylko się
rozglądaliśmy i w razie czego, poprosimy o pomoc. Kobieta posłała nam ciepły
uśmiech, po czym usunęła się na bok, wciąż bacznie przyglądając się naszym
ruchom. Cóż, pewnie niewiele licealistów przychodziło do takiego sklepu i była
święcie przekonania, że będziemy próbowali coś ukraść. Z jakiegoś powodu
poczułem, że nie chcę dać tej kobiecie satysfakcji, dlatego koniecznie
chciałem, by Nakamura coś wybrała i chciała kupić. W pewnym momencie uwagę mojej
dziewczyny przykuł burgundowy komplet, składający się ze koronkowego stanika i
majtek o wysokim wycięciu. Przyglądała mu się dłuższy czas, aż rzuciłem, że
powinna przymierzyć.
– Co? Teraz?
– A kiedy? –
trąciłem ją zaczepnie w bok. Zacząłem szukać kogoś do pomocy. – Przepraszam!
– Hiro! – Kasumi
aż złapała mnie za rękę, jakby w ten sposób miała mnie uciszyć.
– Tak? – ta sama
kobieta, która od początku nam się przyglądała, podeszła do nas pewnym,
niemalże tanecznym krokiem.
– Chcielibyśmy
to w… uhm… Nie jestem pewny.
Kasumi
wymamrotała rozmiar swojego stanika. Zupełnie nic mi to nie mówiło. Nie wiem
czy powinienem się z tego powodu wstydzić, w końcu miałem dwie siostry, ale
jakoś nigdy żadna nie mówiła mi o tym, co znaczą te literki i liczby, które
miały być rozmiarami. Podczas gdy ja przeżywałem swoją wewnętrzną, męską
dezorientację, ekspedientka spojrzała uważnie na Kasumi, po czym oświadczyła,
że pójdzie z nią do przymierzalni, pomóc jej wybrać odpowiedni rozmiar. Stałem
przez krótki moment osłupiały. Że niby poszła zmierzyć jej piersi?
Chwilę to
trwało. W tym czasie zacząłem rozglądać się na męskim dziale, który był
znacznie mniejszy od damskiego. Nie znaczyło to jednak, że dało się znaleźć tam
żadnych perełek. Od prostych bokserek po fikuśne stringi. Z początku chciało mi
się śmiać i zastanawiałem się, jaki facet w ogóle nosiłby tak niewygodną
bieliznę. Aż przypomniałem sobie jedną sytuację sprzed kilku lat, gdy
wyciągałem z pralki ubrania rodziców i jedną z rzeczy, która niechcący upadła
mi na podłogę, była właśnie para czerwonych, koronkowych majtek. Co było chyba
jeszcze gorsze, to nie były klasyczne
stringi, tylko takie z wycięciem na pośladkach. Miałem wtedy jakieś czternaście
albo piętnaście lat. Nikt mnie nie prosił, bym ruszał ich pranie, ale chciałem
wyprać swoje rzeczy, dlatego postanowiłem opróżnić pralkę. To był błąd. Nie
wiedziałem, co mam zrobić i przez dłuższą chwilę patrzyłem nieco zaskoczony na
kusy kawałek odzienia, aż mój ojciec nie wszedł do pralni. Spojrzał na mnie, po
czym na pranie, a następnie na leżące a podłodze stringi. Podniósł je i wrzucił
do suszarki wraz z resztą prania. Spytał, co bym chciał na kolację i zaraz
wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Przez resztę wieczoru nie byłem w stanie spojrzeć
mu w oczy. W końcu tata się spytał, skąd wynikała ta niezręczna atmosfera i
dopiero wtedy wyjaśniliśmy sobie we trójkę, co się zdarzyło w pralni. Tata sam
z siebie przyznał, że to była jego bielizna, a brew nie drgnęła mu przy tym
nawet o milimetr. Powiedział, że rozumie moją reakcję i przeprosił, że musiałem
to widzieć. W końcu rzadko znajdowało się bieliznę erotyczną swoich rodziców.
Nie powiem, miałem po tym małą traumę.
– I jak? Udało
się dobrać rozmiar? – spytałem Kasumi, gdy wyszła już w pełni ubrana z
przymierzalni. Pokiwała twierdząco głową. – Pasowało?
– Tak. Śliczny
zestaw.
– W takim razie
go weźmiemy.
– Huh?! Nie stać
mnie. To przecież kosztuje…
– Nie martw się.
Zapłacę – puściłem jej perskie oko.
Kasumi wyraźnie
nie wiedziała, jak się zachować. Jednak zgodziła się, bym kupił jej bieliznę,
na co się ucieszyłem. Ale nie tylko dlatego że mogłem pokazać tamtej kobiecie,
że wcale nie mieliśmy zamiaru nic kraść. Byłem zadowolony, bo wiedziałem, że
Kasumi będzie wyglądać obłędnie w tym zestawie i miałem szczerą nadzieję
zobaczyć ją w tej kreacji na naszym obiecanym wyjeździe nad morze.
Niedługo później
się rozdzieliliśmy. Ona pojechała do domu, a ja poszedłem odebrać Makoto ze
szkoły. Wkrótce spotkaliśmy się jeszcze z Haru i Yoshi, i poszliśmy na zakupy
spożywcze. Yoshi, będąc najbardziej odpowiedzialną z nas wszystkich, zrobiła
mini listę, która, oczywiście, rozszerzyła się diametralnie.
– Chcę takoyaki
– mruknął Makoto, gdy staliśmy przy lodówkach z owocami morza.
– Nikt ci nie
zrobi takoyaki, bo nikt, oprócz taty nie umie tego robić – odparła Haru, co
było pełną prawdą. Jedynie tata potrafił przyrządzić idealne, nieprzypalone
takoyaki i jedynie on miał w sobie tyle cierpliwości, by to wszystko
przygotować.
– Nie możecie
się nauczyć?
– Sam się naucz
– odburknęła Haru. – Możemy ewentualnie kupić już gotowe takoyaki, ale
zapomnij, że ktokolwiek będzie się z tym babrał.
Makoto był
niepocieszony, ale odrobinę poprawił mu się humor, gdy później dostał gotowe
już kulki z ośmiornicą. Choć twierdził, że takoyaki taty było najlepsze.
Oczywiście, nikt z nas nie śmiał się z nim spierać, bo akurat w tej kwestii
miał rację. Ja i siostry też postanowiliśmy wziąć dla siebie takoyaki i fakt,
było pyszne, jednak temu domowemu nie mogło się równać.
Tego popołudnia
odwiedził nas wujek Minoru. Ojciec zapowiadał, że do nas przyjdzie sprawdzić
czy wszystko było w porządku, jednak jego wizyta i tak wywołała niemałe
poruszenie. Zapomnieliśmy, że ktokolwiek miał przyjść, to po pierwsze, a po
drugie, nie widzieliśmy wujka już jakiś czas. Odkąd on i ciocia Hikari się
rozeszli, jakoś nie utrzymywaliśmy kontaktu. Tata już w ogóle się do niego nie
odzywał, twierdząc, że nie ma w ogóle ochoty zadawać się z mężczyzną, który nie
potrafił dochować wierności swojej żonie. Dosłownie wyklął go z naszej małej,
przyszywanej rodziny. Pamiętając to, co sądził o wujku, nie chciałem, by
wiedział, co sam zrobiłem. Wiedziałem, że byłby wyjątkowo rozczarowany moim postępowaniem
i nie chciałem, by tak było.
Cała sytuacja
między ciocią a wujkiem miała miejsce dwa lata temu na wspólnych wakacjach.
Całą naszą wielką, przyszywaną rodziną postanowiliśmy się zgrać i pojechać nad
Morze Śródziemne. Ojciec postarał się, by były to jak najbardziej luksusowe i
niezapomniane wakacje, wynajmując jacht, na którym stacjonowaliśmy przez
dziesięć dni. Musiałem przyznać, że były to jedne z najpiękniejszych wspomnień
w całym moim życiu. Aż do dwóch dni przed końcem naszej morskiej wyprawy.
Chcieliśmy przybić do portu w Fiuminicio, gdzie mieliśmy zakończyć
czarterowanie jachtu, a stamtąd udać się do Rzymu. Niestety, jednego wieczoru
wszystkich dobiegły krzyki z kajuty wujka i cioci. To było wyjątkowo
niespodziewane. Ja i moje rodzeństwo oraz dzieci cioci i wujka – Asahi i Fumiko
– siedzieliśmy na zewnątrz na kanapach przy stole i graliśmy w Rummikub. A oni
krzyczeli na siebie tak głośno i wściekle, że każdy mógł to usłyszeć. Asahi aż
wstał, chcąc pójść do rodziców, jednak Yoshi, która siedziała obok, złapała go
za dłoń, w porę przed tym powstrzymując.
– Co tam się
dzieje? – usłyszałem ojca, który wyszedł ze sterowni, gdzie akurat rozmawiał z
kapitanem. Pewnie uzgadniali jakieś szczegóły związane z końcem rejsu, jednak
nie wdawałem się w szczegóły. Kapitan – opalony, nieco starszy Włoch – również
wyjrzał na zewnątrz. Rzucił coś po swojemu, po czym po angielsku powiedział
ojcu, żeby lepiej sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Oczywiście, nic nie
było w porządku. Nikt bez powodu by tak na siebie nie wrzeszczał, a tym
bardziej jeśli chodziło o małżeństwo, które uchodziło za niemalże idealne.
– Co się dzieje?
– tata wychylił głowę z salonu. Popatrzył na naszą szóstkę, siedzącą przy grze,
a następnie poszedł prosto w stronę kajuty wujka i cioci. Ojciec zaraz do niego
dołączył.
Cała obsługa
jachtu, łącznie z nami, wręcz wstrzymała oddech, słuchając, co takiego się
działo. Oczywiście, nikt z nich nie rozumiał ani słowa, oprócz nas. A działo
się okropnie.
– Ty pierdolony
kłamco! Zdrajco!! – ciocia Hikari rzuciła czymś, co się potłukło. Miałem tylko
nadzieję, że nie było to nic, co należało do wyposażenia jachtu. Bałem się
nawet pomyśleć o tym, jak wysoka była kaucja. – Udław się! Utop! Ty świnio!
– To wcale…!
Coś ciężko
spadło na podłogę. Ciocia zaczęła krzyczeć zupełnie jak jakieś dzikie zwierzę.
– Hikari, zostaw
go!
– Puść mnie!!
Wkrótce
nastąpiła cisza. Była ciężka i zimna, jakby nagle ogarnął nas mróz. Jednak
kilka chwil później rozległ się tak żałosny kobiecy szloch, że aż coś mnie
złapało za gardło. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem, by ktoś tak płakał.
Zaraz zobaczyliśmy, jak ojciec wychodzi z poszarpanym wujkiem Minoru. Wujek
popatrzył na nas zupełnie załamany, zatrzymując swój wzrok na Asahim i Fumiko,
którzy aż wstrzymywali oddechy, nie rozumiejąc co się właśnie działo. Ojciec
jednak nie pozwolił mu z nami usiąść, tylko zaprowadził go do salonu. Zamknął
drzwi. Ciocia Hikari cały ten czas płakała.
Ciocia
dowiedziała się o zdradzie swojego męża w bardzo głupi, ale i oczywisty sposób.
Przez sms. Wujek brał prysznic, a ciocia czytała w łóżku, gdy nagle na telefon
jej męża przyszło powiadomienie. Nie podejrzewając niczego i spodziewając się
albo jakiejś reklamy, powiadomieniu o roamingu lub też czegoś związanego z
pracą, ciocia została zbombardowana wyuzdanym zdjęciem w bieliźnie i równie
niestosowną wiadomością. Zaraz zaczęła przeglądać inne smsy, które jej mąż
wymieniał ze swoją sekretarką i tak oto cały romans wyszedł na jaw.
Jednak od tego
wydarzenia minęły już dwa lata. Wujek od tamtej pory był niemal zupełnie
wykluczony z naszej przyszywanej rodziny. Dlatego tak bardzo byliśmy
zaskoczeni, widząc go w drzwiach.
– Wasz staruszek
poprosił, żebym sprawdził, co u was – powiedział, gdy otworzyłem mu drzwi. –
Chałupa stoi, wy żyjecie, więc chyba wszystko w porządku?
– Pewnie –
odparłem.
Staliśmy tak
kilka długich sekund w zupełnej ciszy. Nie byłem pewny czy powinienem go
wpuścić lub też może subtelnie zakomunikować mu, że powinien już pójść. Niby
miałem do niego jakiś sentyment i pamiętałem go jako najlepszego wujka, ale i
tak po całej sytuacji na wakacjach nie miałem zbytniej ochoty spędzać z nim
czasu.
– Mogę? – spytał
w końcu, unosząc lekko brwi. Ścisnąłem mocniej klamkę, jakbym zaraz miał
zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak ostatecznie odsunąłem się na bok,
pozwalając mu wejść. Maeda wszedł, zdjął buty i pewnym siebie krokiem
pomaszerował do salonu. – Halo, halo! – rzucił.
– Halo –
odburknęła Haru, która nawet nie kryła niechęci co do gościa. Obie moje siostry
siedziały na kanapie, oglądając serial. – Wieki cię nie widziałam.
Wujek stanął
nieco osłupiały. Zdaje się, że bezpośredniość Haru wywarła na nim nie do końca
pozytywne wrażenie.
– Ja was też. A
najmłodszy?
– Na górze –
odparła Yoshi, uważnie śledząc każdy ruch Maedy.
– No dobra –
odchrząknął. – A kot?
Przez kilka
sekund cała nasza trójka patrzyła na niego w osłupieniu. Jakby… Nikt nie
spodziewał się pytania o kota, który nie żył od roku. Cóż, choć z drugiej
strony, skąd mógł wiedzieć, że Taiga odszedł. A kot był zawsze. Wszyscy, pół
żartem, pół serio, mówili, że Taiga był stróżem tego domu. Bez niego było
pusto. I mówiąc szczerze przez te wszystkie miesiące, odkąd zmarł, nie
potrafiłem się przyzwyczaić do tego, że go nie ma. Marzyłem, by choć jeszcze
raz móc go zobaczyć, leniwie wylegującego się na nagrzanych od słońca deskach
werandy.
– Nie mamy już
kota – odparłem, czując jakąś dziwną kluchę w gardle. Wszyscy dość emocjonalnie
podchodzili do tematu Taigi, z którym się wychowaliśmy.
– Uciekł? Czy
zdechł?
Zacisnąłem usta
w cienką linię. Cóż…
– Możesz już iść
– odparłem.
– O matko.
Przepraszam, nie miałem pojęcia…
– Naprawdę,
oszczędź sobie – rzuciła Yoshi.
Tym sposobem
wujek, tak szybko jak się zjawił, tak szybko zniknął. Jego wizyta tylko
zostawiła nas w jakimś emocjonalnym rozstroju. Haru zaczęła płakać, Yoshi zaraz
do niej dołączyła, a ja sam nie wiedziałem czy mam ochotę płakać czy krzyczeć.
Jednak nic nie było w stanie naprawić serca po stracie zwierzątka.
Jeszcze tego
samego wieczoru podjęliśmy temat nowego podopiecznego. Haru zaczęła przeglądać
różne ogłoszenia ze schronisk, jeszcze bardziej się przy tym dobijając.
– Adoptowałabym
je wszystkie – wychlipała, pociągając nosem. – One nie zasługują na taki los.
– Nie możemy
wszystkich adoptować – westchnęła Yoshi, opierając się na ramieniu młodszej
siostry. – Ale kusi.
– Co nie?
– Może
porozmawiamy na ten temat z rodzicami, gdy wrócą? Szczególnie z tatą. W końcu
Taiga był jego kotem i to on najgorzej to przeszedł.
– Tata nie
będzie chciał wziąć następnego kota – westchnęła Yoshi. – Wszyscy o tym dobrze
wiemy.
– Nigdy nie mów
nigdy.
Następnego dnia
z rana Makoto powiedział, że źle się czuł. Z początku nie wiedzieliśmy, co z
nim zrobić, tym bardziej, że nasz najmłodszy brat miał chyba lekką gorączkę.
Yoshi zadzwoniła do taty po poradę, a on polecił jej po prostu podać coś na
zbicie temperatury i gdyby gorączka lub inne symptomy się nasiliły, to mieliśmy
go zabrać do lekarza. Szczerze, to wszyscy powątpiewaliśmy w to, że Mako
faktycznie coś dolegało, ale nie chcieliśmy też wyjść na ignorantów, które zbywało
swoje najmłodsze rodzeństwo. Kochaliśmy Makoto, choć był wyjątkowo
rozpieszczony, w porównaniu z naszą resztą. Rodzice, w przeciwieństwie do wychowywania
mnie, Haru i Yoshi, jakby przestali się przejmować pewnymi sprawami. Tak jak
zawsze w naszym domu panowały swoiste, niepisane zasady, których każdy
przestrzegał, tak Makoto naginał je, nie ponosząc nawet przy tym zbytnich
konsekwencji. Był tym książkowym, najmłodszym dzieckiem, które było
najbardziej rozpieszczane oraz w pewnym
sensie wychowywało się samo lub też bardziej było wychowywane przez nas. Jeśli
Makoto coś chciał, to zazwyczaj to dostawał, jako że był najmłodszy, to nawet
nie musiał się niczym z nikim dzielić. Z kolei ja, moja bliźniaczka oraz Yoshi
dorastaliśmy w naszej małej komunie. Dzieliliśmy zabawki, braliśmy wspólne
kąpiele i przez kilka pierwszy lat życia spaliśmy w jednym pokoju, aż w końcu
rodzice zrobili generalny remont piętra, zmieniając jego trzypokojowy układ w
czteropokojowy. Dzięki temu każde z nas miało swój własny kąt. Makoto jednak z
nikim nie musiał się nigdy niczym dzielić. Kąpał się sam, miał swoje zabawki i
od zawsze miał swój własny pokój. Każdy zawsze mu ustępował, bo był młodszy. Takie
podejście wychowało małego, rozpieszczonego cwaniaka, który uwielbiał postawić na
swoim.
– Świetnie –
rzuciła Yoshi, upewniając się, że ten mały demon na pewno wszystko wziął.
Wychodziliśmy właśnie z domu i pakowaliśmy do samochodu. Mako przez cały ten
czas narzekał, że źle się czuł i leki na zbicie temperatury wcale nie działały.
Aż nawet przyłożyłem mu dłoń do czoła i szczerze nie poczułem niczego
anormalnego. Miał prawidłową temperaturę.
– Może dostaniesz zastrzyki w dupsko, jeśli jest ci coś poważnego.
– C-co? –
wydukał.
– O tak! – Haru
podchwyciła temat. Chyba nic nas tak bardzo nie rajcowało, jak nastraszanie
młodszego brata, który chyba miał fobię przez każdą możliwą rzeczą. Jednymi z
nich były pająki, węże oraz igły. – Skoro aż tak źle się czujesz, to pewnie
jakaś poważna choroba, a na takie rzeczy działają tylko zastrzyki z wielkimi
igłami.
– Jeden rano,
drugi wieczorem. I tak przez tydzień – zachichotałem.
– Masakra.
Będziesz miał tak pokłutą dupę, że przez miesiąc nie usiądziesz.
– I to… z
igłami? – Mako zaczął wyraźnie drżeć.
– No jasne, że z
igłami. Pewnie dadzą ci te największe, najgrubsze, żeby głębiej weszła.
– Dlaczego?! – w
głosie naszego najmłodszego brata zaczęła pobrzmiewać panika. Jednak nic nie
mogło się równać z wystraszonym dwunastolatkiem.
– Żeby lekarstwo
lepiej weszło – wyjaśniła Yoshi.
– Kłamiecie –
rzucił, próbując zebrać w sobie odwagę. – Na pewno tak nie robią.
– A założysz
się? – Haru wręcz kipiała tego ranka złośliwością. Mako przełknął ślinę, kręcąc
głową. Zdaje się, że w jednej chwili zrobiło mu się lepiej. I dobrze.
Przynajmniej mieliśmy jeden kłopot z głowy.
W szkole
zacząłem dzień od diagnozy z biologii, o której zapomniałem. Ogarnęła mnie
panika, na sam widok powtarzających materiał kolegów i koleżanek. Wiedziałem
jednak, że w moim przypadku nie miało to już sensu, dlatego nawet nie starałem
się udawać, że coś powtarzałem. Zdaje się, że pierwszy raz w życiu miałem
zawalić cokolwiek z biologii i to w dodatku w ostatniej klasie liceum, kiedy
oceny były tak istotne. W dodatku tak bardzo ważną diagnozę! Tym bardziej dla
mnie. Chciałem dostać się na medycynę do Tokio, a zapomniałem o takiej głupotce.
Gdy było już po wszystkim, każdy porównywał swoje odpowiedzi i szczerze
powiedziawszy, prawie żadna z nich nie pokrywała się z moją. Zakładałem zatem,
że poszło mi tragicznie i niczego innego się nie spodziewałem jak porażki. Aż
skręcało mnie w żołądku na samą myśl, że właśnie oto nadszedł ten dzień, kiedy
kompletnie zawiodłem samego siebie.
Kasumi widziała,
jak bardzo byłem przybity, dlatego próbowała mnie pocieszyć. Ale im bardziej
ona się starała, tym bardziej ja zaczynałem się irytować. W końcu spytała czy
byłem na nią zły, tak jakby to, że możliwe iż zaprzepaściłem swoje marzenia
było jakkolwiek związane z nią. Nie rozumiała, że nie chodziło o nią. Sam nawet
nie miałem ochoty jej tego tłumaczyć i tak jak zawsze uważałem Nakamurę za
inteligentną dziewczynę, tak pierwszy raz pomyślałem o tym, że może jednak
brakowało jej kilku szarych komórek.
– Ja pierdolę –
wymamrotałem, gdy szedłem z Andou i Hajime za szkołę zapalić. Co prawda, ja nie
paliłem, ale oni tak. Szedłem z nimi dla samego towarzystwa. Wielokrotnie
próbowali poczęstować mnie papierosem, ale zawsze odmawiałem.
– Co z tobą? –
rzucił Hajime, widząc, jak bardzo byłem nie w sosie. – Rzadko słyszę, żebyś
przeklinał.
– Ta cholerna
diagnoza…
– To tylko diagnoza
– mruknął Andou, podając Hajime zapalniczkę. Po chwili otoczył nas nikotynowy
dym.
– Właśnie. Kogo
to w ogóle obchodzi.
Mnie – przeszło
mi przez myśl. Zacisnąłem zęby, niemal nimi zgrzytając. W przedmiotach na
egzaminy końcowe zaznaczyłem biologię i chemię. Dwa podstawowe przedmioty,
które były potrzebne do dostania się na medycynę i właśnie teraz kompletnie
zawaliłem jeden z nich.
– Niby tak –
westchnąłem ciężko. – Ale zupełnie o tym zapomniałem.
– Za dużo
imprezowania i ruchania – oświadczył Hajime ze śmiechem.
– Nie spaliśmy
jeszcze ze sobą – odparłem.
– Nie? My z
Chihiro ostatnio nie możemy się od siebie odkleić – Hajime roześmiał się w
głos. W ogóle nie miał problemu z mówieniem o seksie. – A ty i Yuko?
– Nadal jest na
mnie trochę zła za tę imprezę, ale mam plan.
– Plan? –
powiedzieliśmy z Hajime jednocześnie. Byliśmy szczerze ciekawi, co takiego miał
do powiedzenia Andou i jakiż to ambitny plan kotłował się w jego głowie.
– Tak. Jutro moi
rodzice wyjeżdżają do dziadków. Mam zamiar zaprosić ją na kolację, a później do
siebie. Myślicie, że to dobry plan?
– Pod warunkiem,
że się zgodzi na wszystko – wzruszyłem ramionami.
– Pamiętaj,
żebyś za wszystko zapłacił – dodał Hajime.
– Za wszystko?
– No, za kolację
i cokolwiek będzie chciała.
– Że niby nie
rozdzielimy rachunku?
– Nie? – Hajime
mało się nie zakrztusił papierosem, słysząc słowa Andou. – Jak idę gdzieś z
Chihiro, to zawsze za wszystko płacę. Mój ojciec też zawsze płaci za matkę. A
ty, Hiro? Jak idziesz gdzieś z Nakamurą, to za nią płacisz?
– Jasne –
odparłem bez zająknięcia. – Ostatnio nawet zapłaciłem za jej zakupy. Bez
problemu.
– Wy jesteście
jacyś szaleni.
– Nie szaleni,
tylko porządni i dbamy o nasze dziewczyny. Szczęśliwa dziewczyna to szczęśliwy
związek. I dobry seks – odparł Hajime z przekonaniem w głosie. – Tak mnie to
zastanawia, Hiro…
– Tak?
– Jak to wygląda
z twoimi rodzicami?
– To znaczy?
– No wiesz, kto
płaci i tak dalej. W końcu to dwóch facetów.
– Teraz mnie też
to ciekawi – powiedział Andou, przyglądając mi się.
– To zależy –
odparłem, zamyślając się. – Jeśli chodzi o rachunki, podatki i inne takie
rzeczy, to wszystko mają rozdzielone między sobą. Ale ogólnie za inne rzeczy z
reguły płaci mój ojciec.
– Który?
– Ten, który ma
firmę.
– Król
nieruchomości?
Parsknąłem.
– Tak. Dokładnie
ten. To taki facet, że gdyby ktoś miał za niego zapłacić, to byłaby to dla
niego utrata honoru. I czasami denerwuje się, gdy mój drugi ojciec kupi coś
drogiego.
– To brzmi
odrobinę toksycznie – Hajime.
– Czy ja wiem.
Chodzi o to, że na przykład mój tata – lekarz – kupuje coś dla siebie.
Powiedzmy, że to nowy zegarek. Kupił to dla siebie, dla nikogo innego, zapłacił
za to swoimi pieniędzmi. Wtedy wkracza mój ojciec – ten od nieruchomości – mówi,
że gdyby wiedział, że tata chciał nowy zegarek, to by mu go dał w prezencie. On
po prostu lubi sprawiać innym niespodzianki. Nawet pojechali teraz na wycieczkę
i absolutnie nie pozwolił za nic zapłacić tacie.
– To z jednej
strony brzmi świetnie, ale z drugiej nie uważasz, że on go próbuje
ubezwłasnowolnić? Zabrania mu za cokolwiek płacić – rzucił Andou.
– Nie. Myślę, że
daleko im do czegoś takiego. Znam ich całe życie i powiedziałbym, że raczej
dają sobie dużo swobody.
– W sumie znasz
ich najlepiej – Hajime wzruszył ramionami. – Ale ekstra by było, gdyby ktoś za
mnie tak chciał cały czas płacić.
Po tej krótkiej
pogawędce oraz inhalacji wróciliśmy na zajęcia. Z jakiegoś bliżej nieznanego
nam powodu dziewczyny wydawały się zachowywać wobec nas z rezerwą. A mówiąc
dziewczyny, chodziło o Chihiro i Yuko. Kasumi już w ogóle nie miała ochoty
nawet ze mną rozmawiać. Dopiero później wyjaśniło się, że podczas naszej
nieobecności Yuko i Chihiro zagadnęły Kasumi, dlaczego siedziała tak sama,
całkiem przybita, co było osobliwe nawet jak na nią. Okazało się, że moja
dziewczyna zwierzyła się dziewczynom z tego, że się zdenerwowałem. Nie widząc w
moim zachowaniu najmniejszego sensu, cała trójka uznała, że nie będzie się do
mnie odzywać. I nijak nie mogłem im przetłumaczyć, że wcale nie chodziło o
Kasumi! W końcu jednak Hajime i Andou wzięli moją stronę, tłumacząc swoim oraz
mojej dziewczynie, że po prostu zmartwiłem się diagnozą. Wówczas w Kasumi coś
zaskoczyło na właściwe miejsce. Jakby jakieś pokrętło w końcu wykonało
odpowiednią ilość obrotów i wszystkie śrubki znalazły się we właściwym miejscu,
by maszyna mogła dalej działać. Aż zakryła usta dłonią, patrząc na mnie. Chyba
przypomniało jej się, że od tych diagnoz zależała nasza przyszłość, a w
szczególności moja, jako osoby, która chciała iść na medycynę. Cieszyłem się,
że chociaż Kasumi zrozumiała, jak nierozsądne było jej zachowania i później
przeprosiła mnie gorączkowo. Ale jakoś nie mogłem się na nią długo gniewać. Po
szkole zjedliśmy razem obiad i resztę dnia spędziliśmy osobno.
Nazajutrz
mieliśmy rozmowę z wychowawczynią odnośnie wyboru naszej ścieżki zawodowej.
Przy okazji dowiadywaliśmy się osobno o wyniku ostatniej diagnozy, którą była
diagnoza z biologii. Denerwowałem się potwornie, tym bardziej, że musiałem
wyznać przed kimś, jaką drogę życiową miałem zamiar obrać. Wszyscy czekali na
swoją kolej jak na egzekucję, jednak widziałem, że wszyscy wracali od
wychowawczyni z widoczną ulgą. Raczej najbardziej każdego stresował fakt
rozmowy z nią na osobności, jednak dla mnie najgorsza była niewiedza, co do
ostatniej diagnozy. Gdy w końcu nadeszła pora na mnie, by stawić się u
wychowawczyni, to wszystko we mnie zaczęło krzyczeć ze stresu. Wydawało mi się,
że jeśli zaraz się nie uspokoję, to dostanę jakichś drgawek i wyjdę na kogoś
wyjątkowo niestabilnego. Udało mi się jednak w porę przywrócić do porządku.
– Dzień dobry –
powiedziałem grzecznie, wchodząc do jej gabinetu. Pokiwała tylko głową,
skreślając coś na kartce przed sobą.
– Dzień dobry,
Hiroshi – odparła z wyuczoną uprzejmością. Usiadłem przed jej biurkiem. Byłem
sztywny, jakbym połknął kij od szczotki. Położyłem spocone ze stresu dłonie na
złączonych kolanach i z całych sił powstrzymywałem się przed tym, by nie
przebierać nogami. – Jak się miewasz?
– Dobrze.
Dziękuję.
– Mhm –
mruknęła, zapisując coś jeszcze. Podniosła na mnie głowę. – W porządku.
Przejdźmy do sedna; jest coś, co chciałbyś robić po liceum? Jakaś praca lub
może studia?
Tak – rzuciłem w
myślach. W rzeczywistości jednak nie odezwałem się przez kilka długich sekund.
Wiedziałem doskonale. Znałem odpowiedź. Ale nie mogło mi to przejść przez
gardło. Pewnie w jej oczach wychodziłem właśnie na tego dzieciaka, który miał
dobre stopnie i nigdy nie sprawiał problemów, ale gdy przychodziło do
prawdziwego życia poza szkołą, to okazywał się nijaki, nieporadny i
bezużyteczny.
– Tak – powiedziałem
w końcu, cudem panując nad drżącym głosem.
– To świetnie –
zapisała to na kartce. – Mógłbyś mi powiedzieć, co to takiego?
Pokiwałem głową.
Wziąłem wdech i wydech. No cóż, teraz już nie było odwrotu.
– Chciałbym pójść
na medycynę – wykrztusiłem z siebie cicho, jednak bardzo wyraźnie.
– Och, na
medycynę – zapisała. – To świetnie. Uważam, że idealnie byś się sprawdził w
roli lekarza. Swoją drogą, jedno z twoich rodziców chyba pracuje w szpitalu,
czy się mylę?
Pokiwałem głową.
Bawiło mnie, jak ludzie silili się na zupełną neutralnością, gdy chodziło o
moich rodziców. Rzadko kiedy ktokolwiek używał sformułowania ojcowie. Po
prawdzie, gdyby ktoś tak powiedział, to poczułbym się nieco bardziej swojsko.
– Tak.
– Wyśmienicie.
Czyli pewnie ci imponuje.
– Bardzo –
przyznałem, czując, że pąsowieję na twarzy. – Trochę mnie zainspirował.
– Wspaniale jest
mieć taką osobę w otoczeniu – przyznała. – Jeszcze lepsze jest, że to tak
bliska osoba. Miło jest brać przykład z rodziców. Hm... Co do tego czy udałoby
ci się dostać na medycynę…
Zaczęła
przekładać jakieś papiery. W końcu znalazła wykaz moich ocen oraz diagnoz. Aż
cały drżałem wewnątrz, oczekując tego, co miała mi do powiedzenia. Najbardziej
obawiałem się tego, że powie mi, że mogłem zapomnieć o medycynie. Niczego
innego chyba bym tak źle nie zniósł jak odrzucenia.
– Uważam, że
jesteś znakomitym kandydatem – oznajmiła w końcu. – Masz najwyższą średnią w szkole.
Poza tym, wszystkie twoje diagnozy są powyżej dziewięćdziesięciu procent.
Ostatnią pobiłeś wszystkich na głowę, także winszuję. Masz maksymalną ilość
punktów.
Zatkało mnie na
moment, co nie uszło jej uwadze. Zdaje się, że nie do końca takiej reakcji się
po mnie spodziewała, ale ważne, że w końcu zaprezentowałem coś innego od
stresu.
– Och – wyrwało
mi się głupio. Aż się uśmiechnęła na to pod nosem. – Naprawdę? Chodzi o
diagnozę z biologii?
– Nie inaczej.
– I napisałem ją
najlepiej? – musiałem się upewnić. Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć!
Spodziewałem się, że zupełnie to zawaliłem.
– Tak, zgadza
się. Mogę później ci ją pokazać, jeśli potrzebujesz jakiegoś potwierdzenia.
– Nie, nie…
Przepraszam. Po prostu myślałem, że mi źle poszło.
– Rozumiem. Ale
poszło ci znakomicie. Hmm… Orientujesz się może czy chciałbyś robić
specjalizację na medycynie? Czy może chciałbyś być lekarzem ogólnym lub
internistą?
– Myślałem nad
chirurgią – wymamrotałem.
– Och!
Chirurgia, to świetnie – zanotowała. – A… uhm… Twój tata – odchrząknęła – czym
w zasadzie się zajmuje w szpitalu?
– Jest
chirurgiem na oddziale dziecięcym.
– Jak świetnie
się składa! Czy w takim razie mógłbyś z nim uzgodnić czy mógłbyś jednego dnia
spędzić z nim jakiś czas na oddziale?
– W sensie… Z
moim tatą?
– Tak, tak –
pokiwała głową. – Jeśli, oczywiście, nie będzie to problemem, w końcu różnie
jest w szpitalu. Ale wiele by to ułatwiło.
– Mogę
porozmawiać z tatą – odparłem. – Ale nie wiem czy się zgodzi.
– Rozumiem. Pewne
zawody wymagają całkowitego skupienia i nic się nie stanie, jeśli się nie
zgodzi. Czy mógłbyś mi dać odpowiedź w ciągu tygodnia?
– Dobrze.
– To świetnie.
Byłoby cudownie, gdyby się zgodził. Po prostu chodzi o to, żebyś mógł się
gdzieś tam pokręcić i popatrzeć sobie, co robi. Nie musisz być przy tym jakoś
aktywny.
– Jak student
obserwator – oznajmiłem.
– Dokładnie!
Twój tata ma pod opieką studentów?
– Zdarza się –
przyznałem. – Ale nie wiem jak jest aktualnie. Z reguły ma studentów na ostrym
dyżurze, bo tam najszybciej jest się wszystkiego nauczyć i przy okazji
przekonać czy da się radę wytrzymać w zawodzie. Choć zdarza się, że ktoś odbywa
u niego praktyki na oddziale. Ale rzadko. Chirurgia nie jest tak bardzo
popularna.
– No tak –
pokiwała głową, patrząc przy tym na mnie z uwagą. – To ciężki kawałek chleba.
Twój tata pewnie większość czasu spędza poza domem.
– Często go nie
ma – przyznałem. – Zdarza się, że widuję go tylko przelotnie lub przez kilka
dni wcale. Ale nie mam z tym problemu. Wiem, że robi coś naprawdę
wartościowego. Pomaga ludziom i sam też chciałbym móc się czemuś przysłużyć w
przyszłości.
– Rozumiem –
posłała mi ciepły uśmiech. – Och, Hiro, jesteś bardzo zdolnym chłopcem. Bardzo
będzie cię brakowało.
Nie czułem się
jednak ani trochę lepiej po rozmowie z wychowawczynią. Szczerze? Rozbolał mnie
brzuch. Teraz już na pewno musiałem porozmawiać z rodzicami o tym, że chcę iść
na medycynę i chyba nic mnie aż tak nie stresowało jak rozmowy o przyszłości.
Tym bardziej, że musiałem przyznać się przed nimi do moich planów. Wiedziałem,
że się ucieszą. To bez wątpienia. Ale to jeszcze bardziej mnie stresowało, bo
nawet jeszcze im tego nie zdążyłem wyznać, a już czułem presję przed tym, by
ich nie zawieść. Chciałem, by byli ze mnie dumni. Naprawdę, niczego innego tak
w życiu nie pragnąłem, jak tego, by pokazać im, że dziecko, które adoptowali te
osiemnaście lat temu, wyrosło na kogoś wartościowego. Jednak wewnątrz mnie i
tak żyło mnóstwo obaw. Wiedziałem, że w końcu będę musiał przełknąć swój lęk i
iść za ciosem. Mentalnie wciąż jednak nie byłem na to gotowy.
– I jak? –
spytał Andou na przerwie. Chodziło mu o to, jak poszła moja rozmowa z
wychowawczynią.
– W porządku –
odparłem, podpierając głowę na dłoni. Siedzieliśmy w ławkach. Jakoś żaden z nas
nie miał ochoty gdziekolwiek iść. – Trochę się martwię, ale ogólnie jest
dobrze.
– Aha. Wiesz w
ogóle, co chciałbyś robić?
Spiąłem się.
Poczułem, jak cała moja twarz przybiera kolor dojrzałego pomidora.
Nienawidziłem tego typu pytań!
– Średnio –
wzruszyłem ramionami. – Może coś lekarskiego. Zobaczymy.
– Ech?!
Chciałbyś być lekarzem?? – Andou się poekscytował.
– Nie, nie, nie
– aż podniosłem się, łapiąc go za rękę, próbując go w ten sposób uciszyć. – To
nie tak. Tylko się zastanawiałem nad tym.
– Huh? O czym
rozmawiacie? – zainteresował się Hajime.
– O niczym!
– Hiro chciałby
pójść w ślady taty – odparł Andou przekornie. Miałem ochoty wyrzucić go w
tamtym momencie przez okno.
– Ach?! Hiro!!
Poważnie? – Yuko niemal przekoziołkowała przez ławkę, pochylając się w moją
stronę.
– No co wy! –
Chihiro także podłapała temat.
Popatrzyłem na
moich przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie pełni ekscytacji i podziwu
jednocześnie. Tylko Kasumi patrzyła na mnie ze zrozumieniem oraz współczuciem.
Ona wiedziała, że nie chciałem z nikim się dzielić tą informacją. Niestety,
mleko się wylało. Czułem się niczym osaczone zwierzę. Nie miałem pojęcia, w
jaki sposób powinienem wybrnąć z tej sytuacji, ale zdawałem sobie sprawę z
tego, że moi przyjaciele nie będą już więcej postrzegać mnie w ten sam sposób.
– Hiro, chcesz
być lekarzem? – spytał Hajime, gdy szliśmy całą szóstką na ramen po szkole.
– Chyba –
bąknąłem, czerwieniąc się. – Błagam, nie zaczynajmy tego tematu. Tylko trochę
się nad tym zastanawiałem i wcale nie jestem pewny, że w ogóle będę próbować,
więc…
– Ale ty byłbyś
wspaniałym lekarzem! – oznajmiła Chihiro w ekscytacji.
– Zgadza się! –
Yuko błyskawicznie jej przytaknęła.
– Serio? – wymamrotałem
bez większego przekonania.
– Nawet nie
wiesz, ile razy rozmawialiśmy o tym, jak bardzo nadawałbyś się na lekarza –
dodał Andou. – Mieliśmy na ten temat całe dyskusje!
– Och.
Tylko na tyle
było mnie stać. Poczułem, jak Kasumi chwyta mnie za rękaw kurtki. Zupełnie,
jakby na swój sposób chciała dodać mi otuchy i powiedzieć, coś ciepłego i
mądrego o moich przyjaciołach. Zerknąłem tylko na nią, a ona posłała mi czuły
uśmiech pełen aprobaty. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułem się aż tak
akceptowany, jak tamtego dnia.
Jeszcze tego
samego dnia moje siostry się pokłóciły. Choć to było za mało powiedziane. One
niemal skoczyły sobie do gardeł i poszło o taką banalną rzecz, jaką był
samochód. Szczerze, sam w pewnym momencie dołączyłem do tej kłótni, bo sprawa
po części dotyczyła też i mnie oraz moich planów na randkę z Kasumi. Chcąc
rozstrzygnąć konflikt zadzwoniliśmy do rodziców. Siostry miały ambitny plan, by
przekonać rodziców do kupna następnego samochodu.
– Mowy nie ma –
powiedzieli obaj jednocześnie. Na krótką chwilę zapadła cisza. Zdaje się, że
nawet oni nie spodziewali się po sobie tak zgodnej wypowiedzi. Tylko Mako się
zaśmiał, słysząc, jak rodzice wypowiadają te same słowa w tym samym czasie.
– Nie będziemy
kupować samochodu tylko dlatego że wy macie jakieś widzimisię – oznajmił tata
dość ostro. Zdaje się, że właśnie nasza trójka zrujnowała im wyjazd tym
telefonem.
– Zgadza się –
poparł go ojciec.
– Ale Yoshi,
Hiro i ja chcemy zabrać merola w tym samym czasie – fuknęła Haru.
– Aktualnie
macie przecież jeszcze dwie inne opcje – odparł ojciec.
– No tak, ale to
wasze samochody i to tylko tymczasowe opcje – powiedziała Yoshi.
– Trudno –
wyczułem wzruszenie ramion w głosie taty.
– Trudno?!
– Ustaliliśmy
coś wcześniej. Bezwypadkowa jazda przez rok i możemy pomyśleć o używanym
samochodzie.
– Ale rok to
szmat czasu!
Ojciec westchnął
ciężko. Było to jedno z tych uległych westchnięć, które wskazywało na to, że
powoli skłaniał się pójść na jakiś kompromis.
– No dobrze. To
może inaczej. Faktycznie, jest was trójka i jeszcze jeden samochód byłby czymś
użytecznym. Ale nie ma za bardzo miejsca, by gdziekolwiek postawić nowy wóz.
– W garażu jest
mnóstwo miejsca. Tylko jest tam syf – przyznała Yoshi. Aż parsknąłem na jej
uwagę.
– Jak
posprzątacie garaż, to porozmawiamy o samochodzie.
– Huh? – wyrwało
mi się.
– Ale ten garaż…
– jęknęła Haru. Tata się roześmiał na jej załamany ton.
– No cóż, nowe
auto gdzieś musi stać, prawda? – rzucił tata prowokacyjnie.
– Tam są
pająki!! – krzyknął Mako.
– Naprawdę
musimy posprzątać ten śmietnik? Stajnia augiasza to przy tym świątynia –
zapytałem z nadzieją w głosie.
– Nie musicie.
– Nie?
– Ale wtedy nie
będzie nowego samochodu.
Gdyby
kiedykolwiek był organizowany konkurs na najbardziej zagracony i zaśmiecony
garaż, to nasz z pewnością by wygrał. W życiu nie widziałem aż tak brudnego
miejsca. A w tym garażu było chyba wszystko. Pewnie nawet znalazłyby się
wszystkie zaginione po wojnie dzieła sztuki. Jednak postanowiliśmy, że
posprzątanie tego bałaganu było warte. W końcu w grę wchodziło nie byle co,
tylko samochód. Wiedzieliśmy, że rodzice z pewnością nie sprezentują nam
niczego nowego, ale wiedzieliśmy, że niewątpliwie postarają się o coś, co
będzie porządne.
Następnego dnia
po szkole zabraliśmy się z Yoshi oraz Mako do pracy. Haru musiała być na próbie
w teatrze, jednak żadne z nas nie robiło jej o to wyrzutów. Moja bliźniaczka
czuła się na scenie jak ryba w wodzie i wiedzieliśmy, że następnym razem sama z
siebie zabierze się do porządków.
– No dobra –
mruknęła Yoshi, zapalając światło. Kilka nagich żarówek zwisających z sufitu
zamigotało niepewnie, by po chwili rozświetlić ten hangar dość intensywnym
światłem. – Od czego zaczynamy?
Staliśmy przez
dłuższy czas we trójkę jak słupy soli, kompletnie nie wiedząc, od czego zacząć.
Cała ta graciarnia była jak raj dla przydasi. Gdzieś stały stare, zepsute
doniczki, w innym miejscu walały się łyse opony, jakieś druty, kable. Nawet
znalazł się stary telewizor! Postanowiliśmy w końcu, że zaczniemy od większych
rzeczy i posegregowaliśmy je na trzy grupy: definitywnie do wyrzucenia,
potencjalnie do wyrzucenia, nie do wyrzucenia. Wiedzieliśmy jednak, że będziemy
musieli wszystko skonsultować jeszcze z rodzicami, by ewentualnie nie wywołać
żadnego dramatu, gdybyśmy niechcący pozbyli się czegoś, co było jednak
potrzebne. Po rozłożeniu części rzeczy na sekcje zrobił się jeszcze większy
bałagan, a dodatkowo wznieśliśmy kilka pokaźnych tabunów kurzu. Nie mogliśmy
nic zrobić z tymi rzeczami bez zgody rodziców, dlatego chcieliśmy się zabrać za
przeglądanie zawartości kartonów, kiedy to Mako trafił na gniazdo pająków. Nasz
młodszy brat krzyknął w niebogłosy, po czym uciekł do mieszkania, niemal
płacząc. To była istna histeria. Na tym też jednak zakończyliśmy nasze prace w
garażu na ten jeden dzień.
– Nowy samochód?
– mruknęła Kasumi, gdy następnego dnia szliśmy we dwoje na koło szachowe. – A
jaki?
– Nie mam
pojęcia. Na razie musimy posprzątać garaż. Rodzice obiecali, że kupią nowy
samochód, jeśli zrobimy tam porządek, także pewnie jeszcze przez kilka dni
czeka nas tam prawdziwa walka.
– To prawdziwa
dedykacja! Swoja drogą, to ekstra, że rodzice kupią wam jeszcze jeden samochód.
Mnie nawet żałowali roweru, gdy byłam dzieckiem – zaśmiała się niezręcznie.
Popatrzyłem na nią lekko zaskoczony.
– Żałowali ci
roweru? – nie kryłem zaskoczenia. – Naprawdę?
– Tak jakoś.
– Ale umiesz
jeździć na rowerze?
– Umiem.
Ostatecznie dostałam rower po starszym kuzynie i na nim nauczyłam się jeździć –
zaczerwieniła się. – Trochę mi głupio. Wy pewnie mieliście swoje i to zupełnie
nowe rowery.
– Niezupełnie –
podrapałem się w tył głowy. – Prawdę mówiąc, to nie, nie mieliśmy swoich
rowerów. Uczyliśmy się na jednym.
– Naprawdę? –
była mocno zdziwiona.
– Tak. Rodzice uważali,
że rowerek dla każdego z osobna byłby marnotrawstwem pieniędzy i miejsca,
dlatego kupili jeden dla Yoshi, gdy uczyła się jeździć, a później ja i Haru
zrobiliśmy z niego użytek. Tylko Mako miał nowy rower. On ogólnie zawsze ma
nowe wszystko, ale to już inna bajka.
– Makoto to
chyba jednak jest rozpieszczony – zaśmiała się.
– Odrobinę –
zawtórowałem jej. – Ale wiesz, trochę mi go szkoda. Bo jednak ja i Haru
jesteśmy z Yoshi w dość zbliżonym wieku, dlatego byliśmy blisko w dzieciństwie.
Wszystko robiliśmy razem, bawiliśmy się i tak dalej. Makoto był sam.
Oczywiście, bawiliśmy się z nim, ale to chyba duża różnica, gdy zajmuje się
tobą starsze rodzeństwa, a gdy dorastasz z kimś w tym samym wieku.
– Trochę dziwne,
że twoi rodzice zdecydowali się na jeszcze jedno dziecko, gdy wy już w zasadzie
chodziliśmy do przedszkola albo szkoły. I jak to dziwnie brzmi!
– To jeszcze
żadna tragedia, u niektórych różnica wieku to dziesięć, piętnaście, a nawet
więcej lat. I z tego, co wiem, to wcale nie tak, że późno się zdecydowali –
parsknąłem. – Tylko dopiero wtedy mogli adoptować następne dziecko. No i
pojawił się Makoto. Wiesz, wciąż pamiętam dzień, w którym go poznaliśmy. To
było takie dziwne! Był naprawdę malutki, na głowie miał taką śmieszną czapeczkę
w paski wiązaną pod brodą, a pod tą czapką takie trzy włosy na krzyż. I był
gruby. Tylko jadł, spał, płakał i nic więcej nie robił – roześmiałem się. – Ale
to było takie dziwne poruszenie w domu. Każdy się cieszył, chociaż dla mnie
oraz dla Yoshi i Haru to było tak nienaturalne! Nagle zjawiło się jeszcze jedno
dziecko i miało być częścią naszej paczki. A on był taki bezużyteczny…
Kasumi
roześmiała się wesoło. Weszliśmy zaraz do sali, w której mieliśmy grać w
szachy, dlatego przerwaliśmy naszą rozmowę.
Tego samego
popołudnia, gdy już całym rodzeństwem porządkowaliśmy garaż, zadzwonił do mnie
Andou. Przyjaciel spytał czy mógłbym może się z nim spotkać. Z początku
chciałem odmówić, jednak w jego głosie było coś naprawdę błagającego, dlatego
zgodziłem się z nim zobaczyć. Ostrzegłem jednak, że musiałem szybko wracać do
domu, na co odparł, że nie ma problemu. No i tak pół godziny później zjawiłem
się w umówionym miejscu. Andou stał tak, rozglądając się za mną, a gdy w końcu
mnie zobaczył, jego twarz rozświetliła się nadzieją. Jednakże, gdy dopiero
znalazłem się przy nim, dostrzegłem coś, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku.
– Co to jest? –
wskazałem na metalową klatkę wysłaną sianem. Wewnątrz siedziała malutka bura
kulka pluszu.
– Królik –
odparł jak gdyby nigdy nic. – Mam do ciebie gorącą prośbę.
– Czemu czuję,
że mi się to nie spodoba – wymamrotałam, w jednej chwili się dystansując.
– Yuko ma w
niedzielę urodziny i pamiętasz, jak mówiła, że chciała królika?
– Naprawdę
kupiłeś jej królika?? – schyliłem się do klatki. Kulka lekko się poruszyła,
podnosząc na mnie łepek oraz malutkie czarne, błyszczące jak perły oczka. –
Żartujesz sobie.
– Nie. Widzisz
przecież, że go mam.
– To brzmi jak
jeden z twoich najgorszych pomysłów. I nie wierzę, że właśnie ten najgorszy
musiałeś zrealizować!
– Nie jest
jeszcze taki zły – posłał mi zawadiacki uśmiech. – Słuchaj, bo chodzi o to…
Mógłbyś go przechować do niedzieli?
– Co?!
– Błagam, Hiro!!
On nie może u mnie zostać, a twoich rodziców i tak nie ma…
– Ale to królik!
Żywe zwierzę! Nie będę się nim zajmować, nawet nie mam pojęcia o królikach!
– Błagam,
błagam! Będę twoim dłużnikiem do końca życia – zaczął jęczeć. – Odbiorę go od
ciebie w niedzielę rano.
– Moi rodzice
wracają w sobotę. Mowy nie ma, że u mnie zostanie.
– Hiro, proszę
cię – złapał mnie wolną ręką za obie moje dłonie. Aż się wzdrygnąłem z
zaskoczenia. – Czy kiedykolwiek cię o coś prosiłem?
– Wiele razy.
– No… no tak,
ale tym razem to naprawdę ważne. Przysięgam, to ostatnia taka rzecz, o jaką cię
proszę!
– Czemu mam
wrażenie, że wcale tak nie będzie – westchnąłem ciężko. Pomasowałem skronie.
Dlaczego to zawsze musiałem być ja?
Jednakże, pół
godziny później wróciłem do domu z zapasem króliczego jedzenia oraz,
oczywiście, z królikiem. W domu zapanowało istne poruszenie, szczególnie Mako
zachwycał się zwierzątkiem. Siostry podchodziły do tego jednak z rezerwą.
– Wiesz, że tata
jest uczulony na króliki – rzuciła Yoshi, jak gdyby nigdy nic. Wówczas
poczułem, jak zamarza mi twarz. Popatrzyłem na starszą siostrę, podczas gdy ona
układała pod ścianą kartony, które przyniosły z Haru z garażu.
– C-co? –
wykrztusiłem.
– Nie wiedziałeś?
– Haru aż parsknęła z politowaniem.
– Mogę go
wypuścić? Mogę go wypuścić? Mogę go wypuścić? Mogę go wypuścić? – Mako nie mógł
przestać trajkotać.
– No tak. Jest
uczulony tak bardzo, że nawet nie może jeść króliczego mięsa. Chwila z
królikiem w jednym pomieszczeniu i zmienia się w chodzącą astmę. Dlatego jak
już ma tu być, to lepiej…
Mako otworzył
klatkę. Królik wykorzystał chwilę i niemal od razu wyskoczył na zewnątrz i
pokicał gdzieś w kąt. Cała nasza trójka zaczęła jednocześnie ganić młodszego
brata i gdy już chcieliśmy zabrać się za łapanie gryzonia, to nagle z naszych
telefonów rozległ się alarm. Zatrzęsła się ziemia. Staliśmy tak chwilę w
bezruchu. Trzęsienie było krótkie i niewielkie, jednak wyczuwalne. Zaraz po nim
przyszło następne, o wiele silniejsze, dlatego zgodnie uznaliśmy, że należało
przeczekać ten czas pod stołem. Umościliśmy się tam, czekając aż wstrząsy
ustaną. Wszystko dookoła nas dygotało. Było to też pierwsze tak silne trzęsienie
ziemi Mako, a przynajmniej pierwsze, jakie mógł pamiętać. Dlatego nasz brat był
nieco spanikowany, jednak nasza trójka starała się podchodzić do tego z
dystansem. Choć, nie powiem, sam odrobinę się bałem. Lampa nad stołem bujała
się nieprzyjaźnie. Światło migało. Zawartość szafek i szuflad trzęsła się, jakby
ktoś grał na tysiącu grzechotkach jednocześnie. Czułem się, jakbym właśnie brał
udział w katastroficznym horrorze. Zgasło światło. Słyszałem, jak coś spadło na
podłogę i się potłukło. Gdzieś coś huknęło, w innym miejscu coś trzasnęło. W
jednej chwili zadziałał u mnie jakiś dziwny, męski instynkt i objąłem siostry
oraz brata, jakbym miał ich sobą osłonić. Ostatni raz, gdy nawiedziło nas tak
silne trzęsienie ziemi, mieliśmy po dziesięć i jedenaście lat. Byliśmy wystraszeni,
jednak rodzice byli z nami. Oni podeszli do tego z wyjątkowym spokojem, co
bardzo nam pomogło. Teraz jednak byliśmy sami.
Wstrząsy wkrótce
ustały. Przesiedzieliśmy jednak jeszcze kilka minut pod stołem, upewniając się,
że najgorsze było za nami. Jednak, co najbardziej przyprawiało o dreszcze, to
nagła cisza oraz towarzysząca jej ciemność. Aż słyszałem, jak bicie mojego
serca rozchodzi się w ciemnościach.
Nie minęła
minuta, jak zostaliśmy zasypani telefonami. Do mnie zadzwonili rodzice, do
Yoshi ciocia Hikari. Później jeszcze dostaliśmy telefon od wujka Minoru.
Wszyscy upewniali się, że nic nam nie było. Rodzice byli jednak najbardziej
przejęci.
– Włączył się
zapasowy generator? – pytał ojciec z przejęciem.
– Nie. Jest
ciemno jak cholera.
– Trzęsienie
musiało go uszkodzić – rzucił tata. – Ogrzewanie też nie będzie działać.
Mówiłem ci, żeby zrobić podłączenie gazowe.
– Tak, jak
zwykle moja wina. Gdybyśmy mieli podłączenie gazowe, to jeszcze wszystko
wywaliłoby w powietrze. Posłuchajcie; w garażu na szafce z narzędziami powinny
być dwie latarki. Sprawdźcie, co zniszczyło się w środku, gdyby dom był jakoś
uszkodzony, macie natychmiast wyjść. Jutro przyjedzie do was wujek, żeby
obejrzeć całość z zewnątrz.
– Połóżcie się
spać u nas, jasne? Gdyby coś się jeszcze działo, to dzwońcie na numer alarmowy.
– Jasne. A co z
prądem?
– Jeśli możesz,
to sprawdź zapasowy bezpiecznik. Wiesz, gdzie jest?
Zastanowiłem się
chwilę. W końcu jednak przytaknąłem.
– Możliwe, że po
prostu odłączył się od agregatu i trzeba go podłączyć. Dałbyś radę to zrobić?
– Nie wiem –
przyznałem, ruszając na oślep do garażu. Jedynie doświetlałem sobie drogę
ekranem komórki. – Jak to się robi?
– Musisz go
włożyć do środka, jeśli wypadł. Ewentualnie trzeba go docisnąć.
Zacząłem szukać
latarek w garażu. W końcu udało mi się je znaleźć. Jedną włożyłem do kieszeni
bluzy, a drugą włączyłem. Od razu było lepiej.
– Hiro! –
usłyszałem Mako z mieszkania. Brat zaczął panikować w ciemnościach.
Zignorowałem to jednak i zacząłem szukać generatora prądu.
– A jeśli nie
będzie działać? – spytałem ojca, przyciskając telefon głową do ramienia.
– Wtedy musicie
czekać, aż włączą normalny prąd. Masz?
– Chyba –
wymamrotałem, stając przed agregatem.
– Tak czy nie.
– Tak, znalazłem
– powiedziałem głośno. – Jak wygląda ten bezpiecznik?
– Jak probówka.
Zacząłem szukać
tego, co opisał ojciec. Ostatecznie znalazłem coś, co przypominało probówkę.
Nie wiedząc, co takiego powinienem zrobić, po prostu wyciągnąłem bezpiecznik i
włożyłem go z powrotem na miejsce. Czekałem na jakąś magię, trzaski i fanfary,
jednak nic się nie działo.
– Jest prąd? –
spytał tata.
– Nie –
pokręciłem głową. Miałem ochotę kopnąć ten agregat. – Chyba się zepsuł.
– No cóż…
– Jest światło!!
– krzyknęła Yoshi.
– Jednak działa!
– oświadczyłem rodzicom. Słyszałem, jak obaj wzdychają z ulgą.
Rodzice rozmawiali
z nami przez cały ten czas, gdy my sprawdzaliśmy czy dom się nie uszkodził.
Czułem znaczną ulgę, mogąc chociaż ich słyszeć. Obaj byli bardzo przejęci, choć
ani trochę nie dali tego po sobie poznać. Wiedzieli, że jeśli tylko spanikują,
to będzie gorzej dla nas. Dlatego zachowali spokój. Tłumaczyli nam wszystko
cierpliwie i po kolei mówili, co mamy sprawdzić oraz co zrobić, gdyby coś się
uszkodziło. Na szczęście, nic się nie stało. Pomijając zbity wazon, kilka
książek, które spadło z półki. Jednak mieliśmy dość dobrze zabezpieczony dom
przez ewentualnymi kataklizmami. Spokój, jaki od nich bił pozwolił nawet Mako
na opanowanie. Brat wkrótce się uspokoił. I całe szczęście, bo nie miałem
pojęcia, jak poradzić sobie z dzieckiem z atakiem paniki.
Zaczęliśmy
poszukiwania królika. Na szczęście, zwierzątko znalazło się niedługo później
wciśnięte w kąt za telewizorem. Zamknąłem go do klatki, uprzednio go karmiąc.
Usiedliśmy całą czwórką przed klatką, patrząc bez słowa, jak królik
błyskawicznie wcinał liść sałaty. To dopiero nazywało się apetytem!
– Damy mu jakoś
na imię? – spytał Mako.
– On z nami nie
zostanie – przypomniałem. – Jest tu tylko na kilka dni.
– No tak, ale
póki z nami jest.
– Nie, bo się
przywiążesz i tylko będzie problem – rzuciła Yoshi z logiką starszego
rodzeństwa.
– Tymczasowo
możemy nazwać go Pasztet – zachichotała Haru.
– Jesteś okropna
– mimowolnie też zacząłem chichotać.
Około jedenastej,
zgodnie z radą rodziców, ubraliśmy pościel w ich pokoju i wyciągnęliśmy
zapasowe futony, które chyba już wieki leżały w szafie. Zapowiadało się, że
spędzimy czas razem niczym na obozie lub tak samo jak wtedy, gdy byliśmy mali.
Ja, Yoshi oraz Haru nie mieliśmy jednak zamiaru się kłaść spać, jedynie
odesłaliśmy Makoto. Jakoś po tym trzęsieniu nie mogliśmy się uspokoić. Próbując
się czymś zająć, zaczęliśmy przeglądać zawartość kartonów, które przynieśliśmy
z garażu. Głównie były tam jakieś starocie i graty. Aż w końcu otworzyłem jeden
karton, który miał znacznie ciekawszą zawartość. W środku były dwa aparaty – jeden
polaroid i analog. Były też filmy do aparatów oraz, co najciekawsze, album ze
zdjęciami. Patrzyłem chwilę na całkiem spory, wypchany album pokryty kurzem.
Ostatecznie otworzyłem go i przejrzałem kilka pierwszych stron. Był to niewątpliwie
stary album rodziców. Większość zdjęć była starannie podpisana i oznaczona
datą, co tylko uświadomiło mnie, jak odległe wspomnienia zawierał. Na zdjęciach
byli głównie rodzice, ale nie tylko. Oprócz nich było mnóstwo ludzi, których
nie znałem i o których nigdy w życiu nie słyszałem.
– Znalazłem
skarb! – oznajmiłem uroczyście, przywołując tym samym do siebie obie siostry.
We trójkę
zaczęliśmy oglądać album z gorącym zapałem. Jednak z każdą stroną byliśmy coraz
bardziej skonfundowani. Najdłużej zatrzymaliśmy się na zdjęciu, na którym
ojciec trzymał na rękach małe dziecko. Fotografia była opatrzona datą oraz
podpisem; Jak tatuś z córką.
– Tatuś z córką!
– rzuciła Haru zaskoczona. – Co to za dzieciak?
– Żadne z nas –
oznajmiłem niezbyt inteligentnie.
To samo dziecko
przewijało się jeszcze na innych zdjęciach. Zmieszanie, jakie nas ogarnęło było
nie do opisania. Jednak za jakiś czas znów zatrzymaliśmy się na jednej stronie.
– O rany! Powiedział: tak – Yoshi przeczytała
nagłos podpis. Na zdjęciu widniał tata, zakrywający twarz dłonią. Na serdecznym
palcu widoczna była obrączka zaręczynowa. Siedział na kanapie w jakieś
przyczepie czy kamperze. – Zaręczyny, huh?
– Zaręczyny –
mruknęła Haru.
Cała nasza
trójka patrzyła na tatę. Uśmiechał się blado, patrząc w obiektyw. Mówiąc
szczerze, wcale nie wyglądał na szczęśliwego. Wyglądał bardziej jak ktoś
zagubiony, nie mający pojęcia, co w zasadzie się wokół niego działo.
Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Najwięcej zdradzały jego oczy. To nie
było szczęście, jakie mogłoby wynikać z zaręczyn z kimś, kogo się kochało. Aż
poczułem ucisk w żołądku. To zdjęcie było niczym nieme wołanie o pomoc.
Kilka następnych
zdjęć wcale nie było o wiele lepszych. W niektórych z nich było coś smutnego.
Choć tak naprawdę nie były to dołujące zdjęcia, bo przedstawiały naprawdę
szczęśliwa wspomnienia takie jak wyjazd nad morze czy jakieś aktywności na
śniegu. Coś jednak było z tym nie tak. Aż nagle zdaliśmy sobie sprawę, że w
całej tej historii zapisanej w zdjęciach była luka. Tak jak przynajmniej raz w
miesiącu było jakieś zdjęcie, tak nagle przez kilka nie było nic. Ostatnie było
w październiku, a następne dopiero w lipcu. Było to co najmniej osobliwe,
biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo skrupulatnie wcześniej było wszystko
notowane. Aż w końcu faktycznie spojrzeliśmy na pierwszą fotografię po
dziewięciu miesiącach. A było to po prostu zdjęcie dłoni taty z obrączką. Pod
spodem widniała data oraz podpis; Od nowa.
Aż poczułem niemiłe łaskotanie w żołądku.
– Jakie to
dziwne – rzuciła Haru, mocno się krzywiąc. – Czyli tak, rozeszli się, a później
do siebie wrócili. Dobrze główkuję?
– Ewidentnie –
westchnęła Yoshi.
Kilka następnych
stron przedstawiało naprawdę szczęśliwe zdjęcia rodziców. I określając je
mianem szczęśliwych, faktycznie miałem to na myśli. Naprawdę czuło się bijącą
od nich radość. Aż odwróciliśmy jedną stronę, a na niej było tylko jedno
zdjęcie ojca. Prowadził samochód. Fotografia została wykonana zapewne przez
tatę z miejsca pasażera obok kierowcy. Ojciec miał na sobie okulary
przeciwsłoneczne i był wygodnie rozłożony w fotelu, śpiewając przy tym coś,
biorąc po uwagę, jak miał otwarte usta. To była odrobinę rozmazana, ale
jednocześnie bardzo ciepła fotografia. Niczym pocztówka z wakacji, które
przeżywa się jeden raz w życiu. Pod zdjęciem była tylko data. Żadnego, nawet
najmniejszego podpisu. Tylko to.
Na jednej
stronie była tylko ta jedna fotografia. Później co najmniej dwie strony były
puste, aż w końcu znalazło się tam jakieś zdjęcie, ale znowu datowane na jakiś
rok od ostatniego. Co dość szybko zauważyliśmy, na żadnym z kolejnych zdjęć nie
było ojca. Przewijali się inni ludzie, ale jego było brak. Aż w pewnym momencie
zachłysnęliśmy się całą trójką powietrzem, przewracając stronę. Ze środka
wypadło kilka polaroidowych zdjęć. Nie były w żaden sposób przyklejone, jednak
każde z nich było oznaczone datą. Zdjęcia prezentowały mężczyznę. Nie był to
ani ojciec ani tata. Kojarzyliśmy, że pojawił się wcześniej na kilku zdjęciach,
jednak te były zupełnie inne. Kilka z nich było tymi intymnymi zdjęciami, które
robi się w łóżku. I było też jedno, które nas zamurowało. Zrobione przez osobę
trzecią, przedstawiało tatę oraz owego mężczyznę. Tata siedział mu na kolanach,
z jedną ręką przerzuconą przez jego ramię, drugą spoczywającą na jego klatce
piersiowej. Ten drugi obejmował tatę w pasie. Co nas jednak najbardziej
wytrąciło z równowagi to fakt, że się całowali. Aż nie wiedziałem, gdzie
podziać wzrok. Nieprzyjemne gorąco przeszyło moje ciało. Z jakiegoś powodu
zestresowałem się tym zdjęciem, jakbym oglądał coś wyjątkowo niepoprawnego. Tym
bardziej widok ten był szokujący, bo nigdy nawet nie widziałem, by nasi rodzice
się przytulili albo trzymali za ręce. Czułem się zbombardowany tą intymną
chwilą, w której uczestniczył nasz tata.
– Co to za
frajer – wyrwało mi się. Nie wiedziałem już czy byłem zły lub też może
zaskoczony. W każdym razie, z pewnością ogarnęło mnie coś na wzór szoku. – Kim
on jest?
– Pojęcia nie
mam – bąknęła Yoshi, która była równie skołowana, co ja. Haru nawet już się nie
odzywała. Patrzyła zszokowana na fotografię. Kim był ten facet i dlaczego w
ogóle on i tata się całowali? Co się stało z ojcem? Wszystko zaczęło mi się
kotłować w głowie. Postanowiliśmy jednak obejrzeć album do końca, bo i tak
niewiele w nim już było. Ostatnimi dwoma zdjęciami, było zdjęcie naszego domu
od frontu oraz zdjęcie taty, trzymający jedną ręką malutkiego Taigę oraz
wystawiający wolną rękę w stronę obiektywu. Na palcu miał obrączkę. Obie
fotografie były tak samo datowane i dzieliły jeden podpis: Nowy początek.
Następnego dnia
obudziłem się wciąż tak samo skonfundowany, jak powszedniego wieczoru. Choć noc
ledwo udało mi się przespać na futonie w pokoju rodziców. Siostry i Mako spali
we trójkę w łóżku, gdy ja wstałem. Było mi niewygodnie. Poza tym, bolała mnie
głowa od nadmiaru myśli. Nie wiedzieć czemu, ale ogarniał mnie dziwny, chłodny
niepokój. Myślałem o tym, co wczoraj zobaczyliśmy. Zdjęcia rodziców. Niby nie
powinniśmy ich oglądać, ale ciekawość była znacznie silniejsza. Choć szczerze
żałowałem, że widzieliśmy te fotografie z tym mężczyzną. Jakoś nie mogłem
wyrzucić z głowy tego obrazu. Tata całujący kogoś obcego. Mówiąc szczerze,
nawet nigdy na żywo nie widziałem, by rodzice się ze sobą całowali. Co prawda,
na albumie było kilka tego typu bardziej lub mniej poprawnych zdjęć, ale
wiedziałem, że byli parą, więc po prostu ominęliśmy szybko te zdjęcia z
dziecięcym zakłopotaniem. Nikt nigdy nie chciał widzieć swoich rodziców w
sytuacjach jednoznacznych.
Jednak ten album
uświadomił mi, że rodzice przeżyli swój mały, młodociany romans i brali z niego
wszystko pełnymi garściami. To był szczęśliwy związek i odrobinę podnosiło mnie
na duchu, że po całym tym czasie oni wciąż byli razem.
Chciałem zacząć
szykować śniadanie, gdy coś poczułem. Pociągnąłem kilkakrotnie nosem, próbując
zrozumieć, co tak śmierdziało. Moją pierwszą myślą było, że wczorajsze
trzęsienie ziemi musiało uszkodzić system kanalizacyjny i z domu zrobiło nam
się jedno wielkie szambo, jednak to nie było to. Nagle dostrzegłem coś na
podłodze. Brązowa plama ciągnęła się po deskach podłogowych, zakręcała i tworzyła
urokliwą kratkę. Stałem chwilę, powoli zdając sobie sprawę z tego, co to było i
dlaczego wyglądało to tak, jak wyglądało. Spojrzałem na króliczą klatkę, która,
o zgrozo, była otwarta i pusta. Pięknie. Pasztet musiał jakimś cudem otworzyć
sobie klatkę, narobić gdzieś, a Siepacz później rozjechał te odchody po całym
salonie. Ten dzień nie mógł zacząć się gorzej.
Z racji, że ze
szkołą nic się nie stało, nie odwołano nam zajęć. Jednak wszelkie nieobecności
były z góry usprawiedliwione ze względu na okoliczności. Mieliśmy więc okazję,
by zostać w domu, jednak postanowiliśmy nie siedzieć w miejscu, tylko wyjść do
ludzi. Upewniliśmy się najpierw, że ze szkołą Mako nic się nie stało i był tam
bezpieczny. Dopiero wtedy odwieźliśmy go na zajęcia. Mogliśmy się zatem
rozejrzeć, jak świat wyglądał po wczorajszym trzęsieniu ziemi. Spodziewaliśmy
się obrazów niczym z apokalipsy, jednak nic takiego nie miało miejsca. Po
drodze widzieliśmy jedynie kilka uszkodzonych budynków, jednak było ich
niewiele. Wczorajsze wydarzenia bardziej wpędziły nas w panikę niż stanowiły
jakiekolwiek realne zagrożenie.
W szkole
zostałem powitany przez Kasumi tym, że mocno mnie przytuliła. Niemalże rzuciła
mi się na szyję, co zupełnie zbiło z tropu mnie i kilka innych osób dookoła.
Sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Poklepałem ją lekko po plecach, nie
będąc pewnym czy może coś się stało i teraz była na granicy rozpaczy. Ale ona
po prostu mnie przytuliła. Nie płakała, nie drżała, nie szlochała. Gdy spytałem
czy coś się wczoraj wydarzyło, to tylko pokręciła głową i wymamrotała, że się
zmartwiła. Jej troska mnie rozczuliła. Przez resztę dnia niemalże byliśmy do
siebie przyklejeni. Dosłownie. Przerwę na lunch spędziliśmy po prostu
przytuleni, co aż dziwiło innych. Hajime i Andou chcieli ze mną porozmawiać,
ale nasza dwójka nie mogła się od siebie oderwać. Sam tego dnia czułem osobliwą
więź z Kasumi. Nakamura trzymała się mnie mocno, jakbym za moment miał odlecieć
i nigdy więcej się z nią nie zobaczyć. Było w tym wszystkim zbyt wiele czułości
jak na relację dwójki nastolatków. Nijak jednak nie mogłem powstrzymać ani jej,
ani moich uczuć.
Sobota nadeszła
zbyt prędko i ostatnie dwa tygodnie zdawały się minąć szybko niczym mrugnięcie.
W tym czasie udało nam się jednak posprzątać w garażu na tyle, by zrobić
miejsce na przynajmniej dwa samochody. Byliśmy z siebie dumni. Nadejście
weekendu oznaczało też powrót rodziców z weekendu, co całą naszą czwórkę
wprawiło w wielkie poruszenie. Zrobiliśmy wielkie porządki, zakupy i
przygotowaliśmy kolację. Chyba z milion razy odkurzyłem wszystkie możliwe
powierzchnie i zmyłem podłogę na parterze, by upewnić się, że królicze alergeny
nigdzie nie zostaną. Samą klatkę z Pasztetem schowałem w pokoju, mając
nadzieję, że rodzice nie zmienią swoich nawyków i nie zaczną nagle zaglądać na
piętro. Wszyscy wychodzili z założenia, że piętro należało do mnie i reszty
rodzeństwa. Rodzice uznawali, że to nasza mała strefa, o którą mamy dbać. Sami
sprzątaliśmy korytarz i obie łazienki. Ojcowie nawet nie zawracali sobie
zbytnio głowy tym, by w ogóle sprawdzić, co się działo na górze, ale też i nie
mieli powodu. Wizyta któregokolwiek z nich na piętrze było niczym święto.
Miałem nadzieję, że do żadnego takiego święta nie dojdzie przynajmniej do
poniedziałku.
Yoshi pojechała
odebrać rodziców z lotniska. W tym czasie Haru musiała wyjść na próbę w
teatrze, dlatego zostałem w domu sam z Mako. Brat spytał czy może się pobawić z
królikiem. Westchnąłem ciężko, mimowolnie się na to godząc. Martwiłem się
jednak czy Mako nie przywiąże się za bardzo do zwierzęcia, czego bardzo
chciałem uniknąć. Wiedziałem, że gdy nadejdzie czas oddania królika, to brat
będzie po prostu płakał. Zastanawiałem się czy w konsekwencji tego wszystkiego
cała ta konspiracja, jaką był królik, nie wyda się. Już niemal się popłakał,
gdy rodzice wrócili po tych dwóch tygodniach do domu.
– Halo! – rzucił
ojciec, wchodząc do środka. Akurat siedzieliśmy z Mako w moim pokoju, bawiąc
się z królikiem. Brat, jak tylko usłyszał znajomy głos, niemal od razu zerwał
się na równe nogi i nie patrząc na nic, pognał na parter. W ostatniej chwili
zabrałem królika, który już szykował się do tego, by uciec z pokoju. Wsadziłem
go do klatki, po czym szybko poszedłem umyć ręce. Dopiero wtedy zszedłem
przywitać się z rodzicami.
Oboje wyglądali
na dość wypoczętych, jak na osoby, które ostatnie kilkanaście godzin spędziły w
samolocie. Zdaje się, że nawet krem z filtrem 100 nie były w stanie uchronić
taty przed hawajskim słońcem, gdyż wrócił uroczo zaczerwieniony od słońca i z
kilkoma piegami na twarzy. Zdałem też sobie sprawę, że nigdy nie widziałem, by
miał piegi, co zupełnie zbiło mnie z tropu. Może dlatego że zwykł chronić twarz
przed słońcem na wszelkie możliwe sposoby i nigdy nie pozwolił promieniom
słonecznym do niej dotrzeć. Sekret jego młodej cery po czterdziestce właśnie
wyszedł na jaw. Przypomniałem też sobie Kasumi i jej delikatnie piegowatą
twarz. Zdaje się, że w ostatnich dniach odkrywałem wiele ciekawostek odnośnie
moich bliskich.
Krótko po tym,
jak rodzice się rozgościli na nowo w domu i jak w szóstkę usiedliśmy w salonie,
by posłuchać o ich podróży, tata zaczął kichać. Zaczęło się niewinnie. Najpierw
jedno kichnięcie. Później drugie. Następnie nastąpiła seria krótkich kichnięć
niczym z karabinu maszynowego.
– Chyba nie
złapałeś żadnego egzotycznego przeziębienia? – rzuciła Yoshi, przyglądając się
tacie z lekkim zdziwieniem.
– Nie. Raczej
nie – rzucił, sięgając po paczkę chusteczek ze stolika. Nagle kichnął tak
mocno, że wydawało mi się, że wypadną mu włosy i przewróci się wraz z fotelem
do tyłu. Wydmuchał nos. Zakaszlał.
– Na zdrowie –
wymamrotałem. Cały zesztywniałem. Wiedziałem, dlaczego tata zaczął tak nagle
kichać, smarkać i kaszleć. Yoshi też zdawała sobie z tego sprawę, jednak nie
dawała tego po sobie poznać. Musieliśmy zachować pokerową twarz i trzymałem
kciuki, że Mako w żaden sposób nas nie zdradzi.
Później było już
tylko gorzej. Twarz mu się zaczerwieniła i spuchła, szczególnie przy powiekach,
w konsekwencji czego patrzył na nas przez dwie malutkie szparki. Patrzyliśmy na
to wszystko z narastającym strachem. W końcu wróciła Haru i niemalże krzyknęła
na widok taty. Rzeczywiście, wyglądał strasznie. Smarkał, kaszlał, kichał,
łzawiły mu oczy. Ojciec w pewnym momencie kazał mu wziąć leki antyhistaminowe, po
czym niemal siłą zaprowadził go do ogrodu, by odrobinę odetchnął. Wkrótce
wrócił i spojrzał na naszą czwórkę wyjątkowo srogo. Nawet nie patrzył tak na nas,
gdy kiedyś niechcący zarysowaliśmy mu samochód. Tym razem był po prostu zły.
– Co wyście
zrobili – rzucił niemalże wściekle.
Milczeliśmy. W
końcu poczułem na sobie wzrok Yoshi, później Haru, a na końcu Makoto. Ojciec
też wpatrywał się we mnie ze wzrokiem oczekującym wyjaśnień. Poczułem ucisk w
brzuchu. Nie było rady.
– Przepraszam –
wymamrotałem, spuszczając głowę ze skruchą.
– Nie
przepraszaj teraz, tylko powiedz, co to ma znaczyć – jego ton ani trochę nie
złagodniał. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak zdenerwowanego. Biorąc
pod uwagę to, że rodzice nigdy się na nas nie wściekali i raczej starali się
spokojnie wszystko wyjaśniać, to czułem się wyjątkowo przytłoczony. Nie byłem
przyzwyczajony do tego, że ktoś odzywał się do mnie w tak nieprzychylny sposób.
– To… Ja…
– Hiro przyniósł
królika – wyrwało się Makoto.
Haru i Yoshi już
były gotowe zakneblować naszego młodszego brata. Ja sam zadrżałem z niepokojem,
bo czułem, że ktoś zaraz odeśle mnie do domu dziecka. Ojciec otworzył szeroko
oczy. Wziął głęboki wdech i wydech nozdrzami, przypominając tym samym byka tuż
przed natarciem na torreadora.
– Królika? –
powiedział wyjątkowo spokojnie, co wywołało u mnie jeszcze większy niepokój.
Zdaje się, że niedowierzał temu, co usłyszał. – Królika? Tutaj? Do tego domu?
Chyba oszalałeś.
– Nie
wiedziałem, że tata jest uczulony – wymamrotałem. – I że zareaguje aż tak.
– Jak mogłeś
tego nie wiedzieć? – ojciec był o krok od tego, by nie podnieść na mnie głosu.
Czułem, że jeszcze chwila, a coś w nim pęknie. Ja sam byłem na skraju jakiegoś
dziwnego załamania. – Ten królik ma stąd zniknąć.
– Ale ja…
– Nie ma żadnego
ale – niemal na mnie warknął. – Widzisz, co się stało. Masz natychmiast wynieść
stąd to zwierzę. Znajdź mu jakiś nowy dom albo wypuść. Tutaj na pewno nie może
zostać.
Bolało mnie to,
w jaki sposób ojciec się do mnie odezwał. Jednak z drugiej strony go rozumiałem.
Tata miał naprawdę silną reakcję alergiczną i sam nie chciałem, by coś mu się
stało. Dlatego zaraz później, walcząc z moich własnym załamaniem, zadzwoniłem
do Andou i powiedziałem mu, że musi zrobić coś z królikiem, bo u mnie już nie
mógł zostać.
– Co? Dlaczego?
– rzucił zawiedziony. Umawialiśmy się, że odbiorę go jutro rano przed
urodzinami Yuko.
– Słuchaj, ja
wiem, że to dla ciebie niewygodne, ale mój tata miał reakcję alergiczną. Nie
może tu zostać.
– O rany –
westchnął. – Bardzo źle to zniósł?
– Jest na skraju
ataku astmatycznego.
Dziesięć minut
później wynosiłem króliczą klatkę z domu. Będąc na dole nie widziałem żadnego z
rodziców, ale to i lepiej. Zdaje się, że po tym, jak ojciec się do mnie
odezwał, chyba bym się rozpłakał, gdybym go zobaczył. Bardzo tego nie chciałem.
Jako dziecko byłem typową beksą i potrafiłem się rozpłakać z byle powodu. Wiele
wysiłku włożyłem w to, by nauczyć się panować nad swoimi emocjami, dlatego nie
chciałem tego teraz zaprzepaścić. Jednak zamiast mnie, Mako zaczął płakać, gdy
tylko zobaczył, że wywożę królika. Koniecznie chciał jechać ze mną odwieźć
zwierzątko i w końcu się zgodziłem. Brat siedział z tyłu obok klatki i mówił
ciągle do królika, zapewniając go o ich wielkiej przyjaźni oraz o tym, że
zawsze będzie o nim pamiętać. Mówiąc szczerze, mój młodszy brat trzymał się
naprawdę dzielnie, gdy w końcu nadszedł moment przekazania króliczego
przyjaciela Andou. Wyjaśniłem całą sytuację pokrótce z moim kumplem. Andou był
wyjątkowo niezadowolony, że już w sobotę oddawałem mu królika. Niby próbował to
ukryć, jednak czułem bijącą od niego małą urazę oraz dystans. Cóż, gdyby to ode
mnie zależało, to mógłbym zostawić królika do jutra, ale co poradzić. Mako
pożegnał uszatego towarzysza znamiennymi słowami:
– Żegnaj,
Pasztet.
I zaraz odwrócił
się, chowając za mną. Nie mógł patrzeć, jak zwierzątko odchodzi i najpewniej
nigdy więcej miał go nie zobaczyć. Tylko Andou popatrzył zdziwiony na mojego
brata. Chciał się odezwać w związku z tym, jak Makoto nazwał królika, jednak
pokręciłem głową, by się nie odzywał w tej kwestii. Andou zaraz się zamknął, po
czym odszedł skonsternowany, uprzednio się z nami żegnając.
Następnego dnia
rano, około dziesiątej, usłyszałem pukanie do drzwi. Siedziałem przy biurku,
rozwiązując zadania z chemii i w ogóle nie spodziewałem się, że ktoś postanowi
mnie odwiedzić. Odwróciłem się na krześle w stronę drzwi, które po chwili się
uchyliły. W progu stanął tata.
– Mogę wejść? –
spytał, ostrożnie zaglądając do środka, jakbym miał robić coś niemoralnego.
– Jasne.
Tata wszedł do
mojego pokoju, ostrożnie stąpając po podłodze. Jeszcze powszedniego dnia, gdy
tylko wróciłem do domu, odkurzyłem dokładnie wszystko i wyprałem wykładzinę,
która pokrywała podłogę w moim pokoju. Wciąż była lekko wilgotna.
Tata przysiadł
ostrożnie na moim łóżku, jakby zaraz miał stąd wyjść. Przez kilka sekund
patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż poczułem, że robię się czerwony na twarzy.
Nie wiedzieć czemu, ale takie sytuacje wprawiały mnie w zakłopotanie.
– Tata chyba
wczoraj przesadził – odezwał się w końcu, wzdychając. – Rozmówiłem się z nim na
ten temat i w zasadzie teraz mu głupio.
– Mi też jest
głupio – odparłem szczerze. – Przepraszam. To było naprawdę niemądre z mojej
strony.
Pokręcił głową.
– Wiesz, że
zawsze chciałem mieć królika? Ale nigdy nie mogłem przez to cholerne uczulenie
– uśmiechnął się do mnie. Zbił mnie z tropu tym wyznaniem. – Gdybym mógł, to
adoptowałbym cały króliczy batalion.
– Nie
wiedziałem, że lubisz króliki.
– Niestety,
muszę ich unikać. Widziałeś zresztą, jak źle zareagowałem wczoraj. Ach, wiesz
co. Brakuje mi jakiegoś zwierzęcia w domu.
– Tak myśleliśmy
– zacząłem nieśmiało – kiedy was nie było, to tak sobie gdybaliśmy… Gdybyśmy
wzięli kota?
– Kota? –
powtórzył.
– No wiesz,
gdybyśmy adoptowali kota.
– Nie wiem –
pokręcił głową. – Hiro, synku, nie zrozum mnie źle. Kocham zwierzęta i kocham
koty, ale nie wiem czy jeszcze kiedyś chciałbym mieć jakiegoś. Może za parę
lat. Nie wiem. W zasadzie przeprowadziłem na ten temat rozmowę z waszym tatą i
rzucił bardzo ciekawą propozycję.
– Tak?
– Wasz tata
zaproponował, żebyśmy adoptowali psa.
– Psa?!
– Cii! Żeby cię
Mako nie usłyszał. I nie mówię, że jakiegoś adoptujemy, więc nie nastawiaj się
na nic. Po prostu rozmawialiśmy o tym. Poza tym, wasz tata zawsze chciał mieć
psa, więc jestem nawet skłonny się do tego przychylić. Tylko jest jeden
problem.
– Jaki?
– Ja chcę
chihuahuę, a on tosę.
Parsknąłem
śmiechem.
– Ale to jak
ogień i woda!
– Prawda? Weź mu
wytłumacz, że tosa znokautuje mnie jednym uderzeniem ogona.
Parsknąłem
śmiechem. Miał całkowitą rację. Tosa powaliłaby go w jednej chwili na ziemię.
Zresztą, pewnie mnie też. Choć nie powiem, idea posiadania psa zasiała we mnie
małe ziarenko ekscytacji. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że rodzice
mogliby się choćby zastanawiać nad posiadaniem psa. Tata za bardzo lubił
porządek w domu, a pies mógł to wszystko zrujnować. Był zdecydowanym kociarzem.
Jednak ojciec? Cóż, jego nigdy za bardzo nie brałem pod uwagę w tej kwestii, a
chyba powinienem był.
Przypomniałem
też sobie o jednej rzeczy. O czymś, o co powinienem już teraz zapytać tatę, nim
stchórzę.
– Mogę… mogę z
tobą o czymś porozmawiać?
– Zawsze.
– Bo wiesz, że w
tym tygodniu mieliśmy te rozmowy odnośnie naszej drogi życiowej i tak dalej.
– Aha. No tak! Twoja
siostra podobno przyprawiła wychowawcę o zawroty głowy, gdy powiedziała mu, że
chce być aktorką. Ale nic nie wspominałeś o sobie.
– No właśnie.
Chodzi o to, że ja nie jestem do końca pewny. Ale… To znaczy… Jestem pewny. Ale
nie wiem, jak na to zareagujesz.
– No dobrze.
Możesz mi powiedzieć.
– Tak. Bo ja bym
chciał… ja… ja bym chciał być lekarzem – wyrzuciłem w końcu z siebie.
Tata milczał,
patrząc na mnie uważnie. Zamrugał powoli, jakby przetwarzał w głowie słowa,
które mu powiedziałem. Nie miałem pojęcia, co właśnie mógł myśleć. Bałem się
nawet to sobie wyobrazić. Jednak to była długa, trwająca całe pięć sekund
cisza. Wymowne milczenie wpędzało mnie tylko w coraz większe zakłopotanie oraz
wstyd.
– Okej. W
porządku – powiedział w końcu.
– W porządku? –
powtórzyłem głupio.
– Tak. Oczywiście.
Myślałem już, że powiesz, że chcesz być poetą czy kimś takim. Ogólnie, to nawet
się cieszę. Wiesz może, jakim lekarzem chciałbyś być?
– Nie wiem.
Chyba chirurgiem. Tak mi się wydaje.
– Och! – klasnął
w dłonie, zacierając je. Nie wiedziałem czy ta reakcja wynikała z zachwytu,
zaskoczenia lub zdenerwowania. – No proszę! Nie miałem pojęcia, że chciałbyś
pójść w moje ślady.
– Też nie
wiedziałem. Ogólnie, jeszcze się zastanawiam. I chodzi też o to, że mamy
spędzić dzień w miejscu, gdzie chcielibyśmy pracować. Dlatego chciałem spytać
czy byłoby w porządku, gdybym raz przyszedł na parę godzin i po prostu
popatrzył sobie z boku, co robisz.
– Nie ma sprawy
– rzucił jak gdyby nigdy nic.
– Co? – teraz to
ja byłem zdziwiony. – Mówisz poważnie?
– Jasne. Czemu
nie. Za dwa tygodnie dołączają do nas studenci, więc będziesz mógł też z nimi
spędzić czas, opowiedzą ci o studiach i takie tam. Czy kiedy musisz przyjść i
to odhaczyć?
– To nieistotne.
Byle tylko przed końcem roku szkolnego.
– No tak, no tak
– pokiwał głową. – To może nawet za dwa tygodnie byłoby w porządku?
– Pewnie!
– Wspaniale. To
jesteśmy umówieni – wstał, otrzepując uda. – Tacie pewnie będzie odrobinę
przykro, ale też na pewno się ucieszy, gdy powiesz mu o tym, że chcesz być
lekarzem.
Teraz to ja
byłem zbity z pantałyku.
– Przykro?
Dlaczego miałoby być mu przykro?
– Wiesz, jesteśmy
w tym wieku, że zaczynamy czasami myśleć o emeryturze. A tata był pewny, że
przejmiesz po nim firmę. Bardzo by chciał, zresztą ja też, żeby biznes został w
rodzinie. Mówił, że chciałby wdrożyć cię bardziej w formalne sprawy firmy i sam
też popierałem ten pomysł. Ale jeśli masz inne plany, to jak najbardziej to
szanujemy.
– Och – wyrwało
mi się. – Chyba nie jestem dziedzicem imperium nieruchomości.
– Oczywiście, że
jesteś – roześmiał się, kierując się już w stronę drzwi. – No cóż, może Yoshi
lub Mako będą chcieli pójść w śladu waszego taty.
– Yoshi już jest
na budownictwie, więc wspaniale się składa.
– Prawda? –
posłał mi ciepły uśmiech przez ramię. – Obiad będzie o trzeciej.
Wyszedł z
pokoju, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Zaczęliśmy od królików, a
skończyliśmy na przejmowaniu firmy.
Zbyt wiele się
ostatnio działo. Kończyłem szkołę, próbowałem zrozumieć siebie i moje
pragnienia oraz starałem się w tym wszystkim nie zwariować. Miałem dziewczynę,
ale z drugiej strony poczułem coś do faceta, którego znałem ledwo godzinę. Co
więcej – całowałem się z nim i o mały włos nie doszło między nami do czegoś
więcej. Na dodatek wszyscy oczekiwali ode mnie podejmowania dojrzałych decyzji,
które miały rzutować na reszcie mojego życia, kiedy ja nie miałem pojęcia, do
czego tak naprawdę się nadawałem. Byłem jak taka cienka linka, na której ktoś
zawieszał coraz więcej rzeczy. Bałem się tylko, co mogłoby się stać, gdyby ta
linka w końcu nie wytrzymała i pękła. A momentami czułem się już na skraju
emocji. Z całych sił starałem się jednak o tym nie rozmyślać, tylko
kontynuowałem rozwiązywanie zadań z chemii. Tak, teraz powinienem był skupić
się na nauce. Nie chciałem zawieść nikogo, a w tym momencie najbardziej nie
chciałem zawieść taty, które ewidentnie ucieszył się z mojego pomysłu. Absolutnie
nie mogłem sprawić mu przykrości.
Około drugiej
postanowiłem zejść na parter. Całą sobotę w domu było dziwnie cicho, ale w
żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Lubiłem ciszę, a o to trudno było się
postarać w tym domu. Chciałem pójść po coś do picia do kuchni, jednak
zatrzymałem się w salonie, patrząc z daleka na moich rodziców. Zdaje się, że
oboje przeżywali właśnie jakiś renesans młodości. Tata stał przy szafce, krojąc
coś, a ojciec był tuż przy nim, obejmując go w pasie i opierając głowę na jego
ramieniu. W jednej chwili poczułem się naprawdę niezręcznie. Nawet na palcach
jednej ręki nie mógłbym policzyć sytuacji, w których widziałem rodziców
przytulonych do siebie. To był pierwszy raz.
– …i wtedy to
się zeruje.
– Głupoty gadasz
– roześmiał się tata. – Posłuchaj się czasami.
– Nie no,
poważnie mówię – odparł ojciec, ledwo powstrzymując śmiech.
– Naprawdę?
– Naprawdę!
Nigdy mi nie wierzysz.
– Z natury jestem
sceptyczny.
Ojciec cmoknął
tatę w policzek. W tym momencie uznałem, że powinienem się wycofać. Po cichu
wróciłem na piętro do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku, wziąłem kilka
głębokich wdechów. Poklepałem się po twarzy. Musiałem doprowadzić się do porządku,
a z jakiegoś powodu sytuacja z dołu wytrąciła mnie z równowagi. Czułem w
brzuchu nieprzyjemnie łaskotanie, jakbym miał za moment zwymiotować.
Zareagowałem na to nad wyraz dziwnie.
Postanowiłem
znowu zejść na dół. Jednak tym razem upewniłem się, by niemal trzasnąć drzwiami
od pokoju. Schodząc po schodach tupałem tak głośno, jak tylko potrafiłem. W
kuchni zastał mnie zupełnie inny widok, jakby sytuacja sprzed kilku minut była
tylko jakimiś majakami. Tata w dalszym ciągu coś robił przy szafce, jednak ojciec
siedział przy wyspie i z pełną uwagą czytał gazetę. Gdyby ktoś mi teraz
powiedział, że to, co wcześniej widziałem, tak naprawdę było okropnymi
przywidzeniami, to byłbym skłonny w to uwierzyć. Oboje spojrzeli na mnie, jakby
nie byli pewnie czy wszystko ze mną w porządku.
– I jak? –
spytał tata, odwracając się do mnie przez ramię.
– W porządku –
wymamrotałem. – Jest dobrze.
– Hiro – zaczął
ojciec, odchrząkując – możemy porozmawiać?
– Tak. Jasne.
Przeszliśmy do
gabinetu. Ojciec usiadł za biurkiem, a ja stanąłem przed nim, jakbym był na
dywaniku u dyrektora. Nie byłem pewny co chciał mi powiedzieć i w dalszym ciągu
trudno mi się na niego patrzyło. Poza tym, wczorajsza sytuacja z królikiem oraz
dzisiejsza z kuchni zupełnie mi się gryzły. A przynajmniej na pozór. Stojąc tak
przed nim i zerkając spode łba, jak robi coś przy komputerze uzmysłowiłem sobie,
że wczoraj przemawiała przez niego troska o osobę, z którą był. To była ostra
reakcja alergiczna, która mogła różnie się skończyć. Tacie mogło się stać coś
gorszego od zwykłego kichania. Dotarło to do mnie tak nagle, że aż musiałem się
oprzeć o krawędź biurka, by nie upaść. Niby byłem dorosły na papierze, ale w
tak wielu sprawach byłem jeszcze dzieckiem i tylu rzeczy nie rozumiałem, że aż
zrobiło mi się głupio. Byłem też pewny, że gdyby to mi stało się coś podobnego,
to ojciec zareagowałby dokładnie tak samo.
– Przepraszam –
wyrzuciłem z siebie nagle, ledwo panując nad drżeniem głosu. Przeniósł swój
wzrok na mnie. – Za wczoraj. Ogólnie za to wszystko.
– Na szczęście
nic się nie stało – odparł spokojnie.
Wtedy zacząłem
płakać. Nie wiedziałem nawet teraz dlaczego, bo jeszcze przed chwilą w ogóle
nie zbierało mi się na płacz. Ta cienka linka chyba w końcu pękła. Nie
wytrzymała ciężaru tego wszystkiego, co się dookoła mnie działo a wczorajsza
sytuacja była jak taka malutka igiełka, która jednak była kluczowa w
przeważeniu szali na jedną stronę. Ojciec z początku nawet nie zwrócił na to
uwagi, jednak pociągnąłem nosem. Westchnął ciężko, widząc, jak tak stałem przed
nim zapłakany. Zakryłem twarz ramieniem, choć nijak nie mogło mi już to pomóc.
– Zobacz na to –
powiedział.
Wdech. Wydech.
Wdech i wydech. Jeszcze raz. Wydech i wdech. Przetarłem twarz rękawem bluzy.
Stanąłem za ojcem, ostrożnie wyglądając zza ramienia. Na ekranie komputera
widniał samochód. Srebrna Toyota. Toyota Yaris. Jeden z najbardziej pospolitych
samochodów, jaki istniał. Zaraz pokazał mi drugi, równie pospolity samochód,
czyli Mazdę. Mazdę 2.
– Rozmawiałem
już o tym z Haru, także sprawa wygląda tak. Albo bierzemy wam dwa takie, albo
jedną Toyotę Harrier, tylko będziecie musieli się nią dzielić.
– Toyotę –
pociągnąłem nosem – Harrier?
– Mhm – pokazał
mi ogłoszenie tej drugiej Toyoty. Mówiąc szczerze, to dawno nie widziałem tak
eleganckiego SUV-a. – Ale decyzja należy do waszej dwójki.
– Czyli mamy do
wyboru dwa średnie albo jeden dobry?
– Zgadza się.
Yoshi zostanie wtedy przy Mercedesie.
– Aha. Jasne.
– Tak. Swoją
drogą, tata powiedział mi, że chcesz iść na medycynę. Gratuluję!
Zbiło mnie to
odrobinę z tropu, ale i zupełnie odwróciło uwagę od płaczu. Rodzice zawsze tak
robili. Oczywiście, jeśli coś się poważnego działo, to zawsze pytali, dlaczego
płakałem i czy chcę o tym porozmawiać, ale w sytuacjach jak ta po prostu
odwracali uwagę. Ta sztuczka zawsze działała, nieważne ile lat miałem.
– Dziękuję. Tata
mi powiedział, że chciałeś, żebym dołączył do firmy.
– Och, nie
przejmuj się tym – machnął ręką. – Tu chodzi o medycynę, a nie o jakieś tam
dyrdymały. To o wiele ważniejsze – odwrócił się w moją stronę na fotelu.
Popatrzył mi prosto w oczy. – Bardzo jesteśmy z ciebie dumni. Z ciebie, z Haru,
no i oczywiście z Yoshi. Wyrośliście na fajnych dorosłych.
– A z Mako?
– Cóż, Mako jest
jeszcze dzieckiem. Ale, oczywiście, też jest fajny. Tylko nie to miałem na
myśli.
Pokiwałem głową.
– Cieszysz się,
że nas adoptowaliście?
Zamrugał
zaskoczony. Raczej nie spodziewał się takiego pytania.
– Oczywiście –
odparł niemal oburzony. Tak jakbym zarzucał mu, że wcale nas nie chciał. –
Cieszę się z każdej sekundy, którą razem spędziliśmy. Nawet jeśli nie zawsze
było kolorowo, to nigdy nie zamieniłbym tego czasu na nic innego.
– Nawet jeśli
nie jesteśmy waszymi dziećmi?
– Oczywiście, że
jesteście naszymi dziećmi. Słuchaj, Hiro, rodzina to nie zawsze pokrewieństwo
krwi. Rodzina to czasami ludzie, których spotykamy na naszej drodze i z którymi
chcemy spędzić czas. To też czasami grupka dzieci, którymi nie ma się kto zająć
i dwóch facetów, którzy nie mogą mieć biologicznych dzieci.
– Jest też opcja
surogatki.
– Dobrze, nie
wymądrzaj się już. Kiedyś ta opcja nie była popularna, ale wydaje mi się, że
obecnie też byśmy z niej nie skorzystali.
– A myśleliście
o tym?
– Myśleliśmy –
przyznał z wahaniem. – Ale to było wyłącznie gdybanie. Za dużo z tym zachodu i
chyba dosłownie musielibyśmy to zrobić gdzieś na zachodzie. To wciąż… Hm. To
wciąż delikatny temat w tym kraju. Chociaż podoba mi się, jaki stosunek ma do
takich rzeczy twoje pokolenie.
– Pewnie,
gdybyście zdecydowalibyście się na surogację, to nasze życie wyglądałoby
zupełnie inaczej.
– Pewnie tak –
odparł, zaciskając usta w wąską linię. Spuścił wzrok. – Wiesz, może nie
powinienem ci tego mówić, ale chcieli was rozdzielić.
– To znaczy?
– Waszą trójkę.
Uważali, że w pojedynkę macie większe szanse na to, że ktoś was adoptuje.
Adopcja jednego, a trójki dzieci to jednak różnica.
– Ale i tak
wzięliście cały pakiet.
– No tak. Z
początku chciano nam dać tylko jedno z was. Swoją drogą, to i tak bardzo
niechętnie rozpatrzono nasz wniosek. Jednak uparliśmy się na całą trójkę. Nie
było łatwo, ale na pewno było warto. No! Ale wracając do tematu samochodu –
odchrząknął, prostując się – to dogadaj się z Haru, jak wróci z próby i dajcie
mi znać, co o tym sądzicie.
– Nie mamy innej
opcji?
– Oczywiście, że
macie.
– Jaką?
– Autobus.
Następnego dnia
popołudniu dostałem sms. Wracałem akurat z Haru do domu, rozprawiając o tym, co
byśmy woleli. Nie podobała nam się ani ta mała Mazda, ani mała Toyota, jednak
wiedzieliśmy, że jeśli zdecydujemy się na współdzielenie samochodu, to i tak
będziemy się kłócić. Jednakże, co ważniejsze, osobą, która do mnie napisała,
był Shion. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, kim on był i skąd go mogłem
znać, jednak gdy tylko uzmysłowiłem sobie, co się między nami wydarzyło, to
serce momentalnie zaczęło mi mocniej bić. Aż zachłysnąłem się powietrzem, co
nie uszło uwadze mojej siostry.
– Co z tobą? –
spytała, próbując zajrzeć mi przez ramię.
– Nic. Nie twój
interes – odparłem, przyciskając komórkę do siebie.
– Co, pewnie
Nakamura wysłała ci zdjęcie w bieliźnie, hm?
– Nie –
wymamrotałem, czerwieniąc się.
– A więc nagie
zdjęcie?
– O rany, odczep
się!
– A jednak –
roześmiała się Haru, kręcąc głową.
– Ja się ciebie
nie czepiam, gdy piszesz z Yui. Pewnie też wysyłasz jej jakieś nagie zdjęcia.
– Jasne. Ona mi
też.
Aż zakręciło mi
się w głowie. Kilka osób dookoła spojrzało na nas z jawnym zgorszeniem i
oburzeniem, że podejmowaliśmy takie tematy w miejscach publicznych, a tym
bardziej w autobusie. Zamilkliśmy, widząc tyle karcących par oczu. Mając
pewność, że Haru nie będzie więcej próbować zaglądać mi przez ramię, spojrzałem
ponownie na otrzymaną wiadomość.
Nie
wiem czy zapisałeś mój numer, tu Shion. Poznaliśmy się na imprezie u Mirei.
Masz ochotę spotkać się dziś wieczorem?
O rany, o rany –
coś wewnątrz mnie zaczęło wręcz skakać z ekscytacji. Na samo wspomnienie tego,
co przeżyłem wraz z Shionem moje ciało aż wiotczało. Naprawdę chciałem się z
nim zobaczyć. Jednak nagle ogarnęła mnie obawa. Wtedy obaj byliśmy pijani,
jednak tym razem mieliśmy się spotkać na trzeźwo. To zmieniało całą postać
rzeczy. Tamten Hiro był o wiele odważniejszy dzięki alkoholowi, jednak trzeźwy
Hiro, choć ostatnimi czasy wychodził ze swojej strefy komfortu, to w dalszym
ciągu nie był tak odważny i towarzyski. Westchnąłem w duchu. Musiałem jakoś
przełknąć swoje obawy i wykonać następny krok. Jednak chęć spędzenia czasu z
Shionem była silniejsza od mojej introwertycznej natury.
Zgodziłem się
spotkać z Shionem, choć miałem swoje małe obawy. Rodzice byli dość zaskoczeni,
widząc mnie tak podekscytowanego. Yoshi jedynie łypała na mnie podejrzliwie, a
Haru śmiała się ze mnie z daleka. Tylko Mako nie rozumiał, dlaczego to było
dziwne. W końcu mogłem mieć dobry humor bez powodu. Cóż, mój młodszy brat
musiał się jeszcze wiele nauczyć o dorosłości.
Wieczorem
wyszliśmy wspólnie z Haru z domu. Podwiozłem ją na próbę do teatru, a później
sam pojechałem spotkać się z Shionem. Serce waliło mi jak młotem. To się działo
naprawdę. Szedłem na coś w rodzaju randki z facetem, z którym prawie się
przespałem na imprezie. Co ciekawe, nie miałem żadnych wyrzutów sumienia,
biorąc pod uwagę fakt, że w dalszym ciągu miałem dziewczynę. Nie było mi nawet
przez moment przykro i ani trochę nie zastanawiałem się nad tym, jakie
konsekwencje mogą przynieść moje czyny. Myślałem wyłącznie o sobie. I było mi z
tym cholernie dobrze.
Shion czekał na
mnie w parku na ławce. Był jeszcze bardziej przystojny niż jak go ostatnim
razem widziałem. W głowie kręciło mi się na samo wspomnienie tego, co robiliśmy
na imprezie. Szczerze? Miałem wielką ochotę z nim to kontynuować.
– Hej, hej, hej!
– rzucił wesoło, widząc mnie z daleka. Wstał, podchodząc do mnie. – Wieki się
nie widzieliśmy!
– Cały tydzień –
roześmiałem się, przyglądając mu się uważnie. Może nawet zbyt uważnie, co nie
uszło jego uwadze. Stanęliśmy przed sobą. Przekręcił lekko głowę, mrużąc przy
tym oczy. Zaraz odwróciłem wzrok i poczułem, jak oblewam się rumieńcem.
– A co mi się
tak przyglądasz, hm? – rzucił prowokacyjnie.
– Podziwiam
twoje en face – odparłem, zaskakująco
jak na siebie, równie prowokacyjnie. Zdaje się, że nie spodziewał się takiej
odpowiedzi, ale bardzo mu się ona spodobała.
– Nie spiesz
się, masz mnóstwo czasu do podziwiania.
Przez dłuższy
czas staliśmy tak, patrząc na siebie. Nie mogłem przy tym wyjść z podziwu, jak
bardzo atrakcyjnym mężczyzną był Shion. Jego twarz miała ostre, ale
niesamowicie wyważone rysy. Przydługie włosy opadały mu na boki twarzy,
dodatkowo ją rzeźbiąc. Było w nim coś niebywale magnetycznego.
– Nie masz nic
przeciwko, by pójść na małe piwo? – spytał, wskazując głową w jedynie sobie
znanym kierunku.
– W zasadzie
jestem samochodem – odparłem. – Mogę jednak napić się czegoś innego dla
towarzystwa.
– Ach! To już
nie to samo – westchnął, teatralnie machając przy tym ręką. – Zapraszam cię
zatem na spacer. Co ty na to?
– Czy ty mnie
podrywasz? – odparłem pytaniem na pytanie, nie kryjąc przy tym śmiechu oraz
zadowolenia.
– Cały czas –
puścił mi perskie oko. Byłem zachwycony.
Poszliśmy więc
się przejść. Będąc przy nim nie przeszkadzał mi panujący na zewnątrz chłód ani
udeptany, śliski śnieg pod podeszwami butów. Na początku panowała między nami
nieco niezręczna atmosfera, jednak zaraz ją odgoniliśmy, zaczynając żartować
chyba o wszystkim, o czym tylko się dało. W pewnym momencie Shion poprosił,
żebym opowiedział mu o sobie. Powiedziałem mu zatem pokrótce o swoim
nieciekawym życiu, którym on był jednak zauroczony. Pierwszy raz widziałem też,
by ktokolwiek patrzył na mnie z takim przytłaczającym rozmarzeniem w oczach.
Jego wzrok przyciągał mój. Wydawało mi się, że jeszcze chwila, a zaczniemy się ze
sobą całować gorąco i namiętnie niczym dzikie zwierzęta w rui. I nie miałbym
nic przeciwko temu.
– Wiesz, Mirei
wspominała, że masz dwóch ojców, co nie – zaczął w pewnym momencie.
– Aha.
– Nie chcę cię
urazić, ale ciekawi mnie, czy może miało to jakiś wpływ na twoją orientację.
Cóż, wydaje mi się, że pewnie miało.
– Och, czy to
miało jakiś wpływ? – zamyśliłem się. W jednej chwili przypomniałem sobie o
Kasumi i jakieś dziwne wyrzuty sumienia złapały mnie za brzuch. Nie wiedziałem
jednak czy to były wyrzuty sumienia w stosunku do niej lub też może do Shiona.
W każdym razie, to było nieprzyjemnie uczucie. – Sam nie wiem. W zasadzie mam
dziewczynę, więc…
– Masz
dziewczynę? – zdziwił się, niemalże przystając w miejscu.
– Tak.
– Och. Nie
wiedziałem.
– Cóż, wydaje mi
się, że ten związek nie przetrwa.
– Dobrze, by
było.
– Słucham??
– No, do
cholery. Próbuję cię poderwać, a ty mi mówisz, że masz dziewczynę. Myślałem, że
jesteś gejem.
W jednej chwili
magiczna atmosfera między nami zniknęła. Shion był widocznie rozczarowany. A
ja? Cóż, sam z początku nie wiedziałem, o co mu chodziło. Byłem za bardzo
przejęty tym, że ktoś ze mną flirtował. I to w dodatku taki gorący facet.
Jednak byłem w stanie zrozumieć jego zawód. W końcu całowaliśmy się,
wylądowaliśmy we dwoje w dość jednoznacznej sytuacji i jeszcze teraz sam
podjudzałem go do tego, by ze mną flirtował. Nie powinienem był być dumny z
tego zachowania, ale do cholery, trudno było mi się tym przejąć.
– Mam dość luźny
stosunek do swojej orientacji – odparłem, nie wiedząc w ogóle, o co mi
chodziło. Luźne to mogłem mieć bokserki. Było już jednak za późno, by cofnąć
wypowiedziane słowa. Shion spojrzał na mnie jak na ostatniego kretyna.
– Przepraszam,
że cię tu ciągnąłem. Wydawało mi się, że, hm… spoglądamy w tym samym kierunku.
Nie uderzałbym do ciebie, gdybym wiedział, że kogoś masz.
– Nie, nie.
Zaczekaj – o mały włos, a złapałbym go za dłoń, jakbym próbował zatrzymać go w
miejscu. Byle nie uciekał. Byle mnie nie zostawił. – Lubię cię.
– Ja ciebie też
lubię. W tym problem. Ale wiesz czego nie lubię? Gdy wodzi się mnie za nos. Nie
mogłeś mi od razu powiedzieć, że się z kimś spotykasz?
– Nie sądziłem,
że to takie ważne – wymamrotałem.
– To przecież
cholernie ważne – westchnął ciężko. – No nic.
– Nie możemy się
chociaż… uhm… przyjaźnić? Proszę?
Shion zmierzył
mnie spojrzeniem. Zdaje się, że szczerość mojej prośby zaczęła do niego
przemawiać. Poza tym, on ewidentnie pragnął ode mnie czegoś więcej niż zwykłej
przyjaźni. Swoją drogą, nie tylko on tego chciał. Patrząc tak na jego osobę
byłem gotowy rzucić się na niego i zacząć całować. Cholera, chyba bym w końcu
przestał być prawiczkiem.
– Nie jestem
pewien czy potrafiłbym się z tobą przyjaźnić – powiedział spokojnie, patrząc
prosto w moje oczy z czymś, z czym ktokolwiek pierwszy raz na mnie patrzył. Aż
zamarłem. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że o mały włos, a kretyńsko
złapałbym się za pierś. Właśnie tak wyglądało pożądanie drugiego mężczyzny.
Jego spojrzenie przepełnione było pragnieniem mnie, mojej osoby i niewątpliwie
mojego ciała. Co ciekawe, nie poczułem się z tym ani trochę niezręcznie.
– A gdybyś
spróbował?
– Pewnie
próbowałbym spróbować ciebie – mówiąc to, przesunął się do mnie niebezpiecznie
blisko. Złapał mnie za podbródek. Zadrżałem, czując jego zimną dłoń na mojej
skórze. – I bardzo mam ochotę cię pocałować.
– Zrób to –
niemalże szepnąłem, wpatrując się w jego czarne jak noc oczy.
– Nie wiem, co
na to twoja dziewczyna.
– Pomyśli, że
jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
Roześmiał się
wesoło. Zdaje się, że pierwszy etap szoku dość szybko mu minął. Wręcz za
szybko. Ale byłem z tego powodu zadowolony. Zaczęliśmy się całować. Z początku
powoli i czule, by po chwili wpić się nawzajem w swoje wargi. Jeszcze nigdy w
życiu nie byłem tak spragniony drugiej osoby. Och! To było niewiarygodne. Choć
mając jego wargi na moich i jego język w moich ustach, gdzieś z tyłu głowy
tańczyła mi jedna myśl, mówiąca, że postępowałem bardzo nie fair wobec i Shiona,
i Kasumi. Ale to nic. Choć raz mogłem być złym charakterem, myślącym wyłącznie
o sobie.
Dwa tygodnie
później na historii przydzielono nam ostatnie zadanie na ocenę. Mieliśmy dobrać
się w grupę, wylosować temat, a później zaprezentować go przed klasą. Na całość
mieliśmy dwa tygodnie. Oczywiście, w mojej grupie byłem ja z Kasumi oraz
Hajime, Andou, Chihiro oraz Yuko. Po wielu spekulacjach, gdzie powinniśmy
zrobić projekt, ustaliliśmy, że zrobimy go u mnie. Byłem do tego dość sceptycznie
nastawiony, jednak czułem się najbardziej komfortowo, jeśli mogłem robić je w
zaciszu własnego domu.
W międzyczasie
musiałem odbyć swoje małe praktyki w szpitalu u taty. Padło na jedną sobotę,
żebym nie tracił zajęć w szkole. Szpital jako taki nie był dla mnie nowy, bo
bywałem tam już wielokrotnie. Znałem się z niemal całym oddziałem dziecięcym,
oprócz z nowym pediatrą, z którym tata miał na pieńku. Liczyłem jednak, że nie
trafię na niego, bo szczerze powiedziawszy nie miałem ochoty konfrontować się z
takim bucem. Mimo wszystko, byłem podekscytowany. Dostałem kilt oraz specjalną
przepustkę, dzięki której mogłem zajrzeć niemal do każdego miejsca. Tata lekko
się wzruszył, widząc mnie w takim lekarskim wydaniu. Zdaje się, że naprawdę
rozpierała go duma. Starszy syn postanowił pójść w jego ślady! Cóż, faktycznie
był moją inspiracją. Podziwiałem go za całą dedykację oraz determinację, jaką
miał do swojej pracy. To, jak był ułożony, jak wciąż potrafił znaleźć złoty
środek między byciem profesjonalistą a rodzicem. To było niesamowite. Był dla
mnie jak taki superbohater.
– Hiro! Dawno
cię nie widziałam – rzuciła pielęgniarka, która już od lat towarzyszyła tacie.
Pracowali nawet razem w jego prywatnym gabinecie. Kobieta właśnie popijała kawę
w pokoju komunalnym.
– Faktycznie,
dawno mnie tu nie było – przyznałem z uśmiechem.
– Tata mówił, że
spędzisz z nami dzień. W zasadzie, to od tygodnia chodzi tym przejęty.
– Naprawdę?
– No! Już, już!
Nie musimy o tym rozmawiać – przerwał tata. Machnął ręką, próbując zbyć temat.
– Mamy dzisiaj jedną operację i studentów, więc dobrze się składa, bo będzie
mógł na spokojnie wszystkiemu się przyjrzeć.
– I nie
wystraszy się od razu – roześmiała się kobieta, unosząc kubek z kawą, jakby
wznosiła toast. – No nic. Wspaniale by było, Hiro, gdybyś został lekarzem. Brakuje
dobrych specjalistów.
– Dam z siebie
wszystko – posłałem jej ciepły uśmiech, choć nie powiem, gdzieś wewnątrz mnie
zakiełkowało ziarenko niepokoju. Wspaniale, teraz znowu będę się stresował.
Niedługo później
zaczęła napływać reszta osób. Znałem się z każdą osobą z oddziału, łącznie z
ordynatorem, który od moich najmłodszych lat traktował mnie i resztę mojego
rodzeństwa niczym swoje wnuki. Był to starszy mężczyzna, który przywodził mi na
myśl mistrzów Kung-Fu z filmów. Miał chyba sto lat doświadczenia i był chodzącą
skarbnicą wiedzy. Wiedziałem też, że była to jedna z niewielu osób, które mój
tata darzył bezgranicznym szacunkiem oraz zaufaniem. Ordynator miał zawsze
rację i ta złota zasada nie wzięła się z powietrza. On naprawdę nigdy się nie
mylił.
Wkrótce poznałem
też studentów i studentki oraz, o zgrozo, nemezis taty – pediatrę. Mężczyzna
wyglądał bardzo przeciętnie i niewyraźnie, jednak w jego spojrzeniu widoczna
była nuta jakiegoś psychicznego niezrównoważenia. Nie powiedziałbym o nim, że
był ekscentryczną osobowością, ale raczej nie był też groźny. Był po prostu
dziwny i to nie do końca w pozytywnym sensie.
– Dzień dobry,
Matsumoto – przywitał się z moim ojcem, choć na samym wejściu do pomieszczenia
komunalnego witał się ogólnie ze wszystkimi. Jednakże, witając się z moim
ojcem, w jego głosie pobrzmiała taka złośliwa ekscytacja. Jakby cieszył się, że
będzie mógł uprzykrzyć mu życie.
– Dzień dobry –
odparł tata spokojnie, nawet nie patrząc w jego stronę. Akurat przeglądał coś w
karcie pacjenta, który miał mieć operację.
– Miałeś udany
wieczór? – kontynuował, zbliżając się do taty, choć wciąż trzymając dystans.
Jakby bał się, że jeśli tylko bliżej podejdzie, to zostanie jakoś zaatakowany.
Wszystkie rozmowy w pomieszczeniu komunalnym mimowolnie ucichły i nastała
napięta atmosfera. Każdy zaczął obserwować starcie wilka i podlotka.
– Tak – odparł
tata krótko, skreślając coś na kartce obok. Niesamowite, z jaką łatwością
ignorował te głupie zaczepki.
– Z mężem?
– Jasne.
– Pewnie dobrze
się bawiliście, co?
– Mhm. Wybitnie.
– Podziwiam cię,
że przyszedłeś dziś do pracy. Jesteś lekarzem na medal.
– Chciałbym móc
to samo powiedzieć o tobie – odparł tata z takim spokojem, że aż zachciało mi
się śmiać. W porę się powstrzymałem. Cóż to był za komentarz!
Pediatrę zatkało
na kilka sekund. Kilka osób rzeczywiście się zaśmiało, słuchając tej jakże
porywającej wymiany zdań. A mnie rozpierała duma, że mój tata miał tyle
cierpliwości i nie dawał się sprowokować. A przynajmniej z zewnątrz zachowywał
spokój. Byłem pewny, że w środku już z pięć razy odciął temu facetowi głowę.
– Dobrze,
zapraszam za mną – rzucił tata w stronę grupki studentów, nim pediatra w
jakikolwiek sposób zdołał zacząć myśleć, jak powinien się odgryźć. Zdaje się,
że myślenie nie było jego mocną stroną. Na całe szczęście, nikt nie musiał
więcej słuchać tej rozmowy, gdyż większość osób zaraz wyszła, w tym tata, ja
oraz studenci medycyny, którzy podążali za moim rodzicem niczym owce za swym
pasterzem.
To był
ekscytujący dzień. Przynajmniej dla mnie. Tata twierdził, że nic się dziś
zbytnio nie działo, co nawet potwierdzili inni lekarze, więc byłem w stanie w
to uwierzyć. Jednak dla mnie to wciąż było niesamowite. Byliśmy na oddziale,
oglądałem, jak tata radzi sobie z pacjentami, jak profesjonalnie, a
jednocześnie łagodnie traktował wszystkie dzieci. W końcu nastała pora
operacji. Po licznych konsultacjach oraz po rozmowie z rodzicami małego
chłopca, którego tata miał operować, sam poszedł z nim porozmawiać. W tym
czasie studenci mieli swoją małą przerwę, ale ja odmówiłem pójścia na nią.
Dlatego tata stwierdził, że jeśli nie chcę nawiązywać nowych przyjaźni, to
zaprasza ze mną.
– Dzień dobry,
Naoki – powiedział tata do chłopczyka, który leżał już sam na oddziale. Na oko
miał około pięciu lat i zdawał się być wyjątkowo wystraszony. Jego rodzice
aktualnie byli oddelegowani, by podpisali kilka dokumentów. Dziecko spojrzało
na mnie i na ojca wzrokiem tak spłoszonym i płaczliwym, że aż coś mnie złapało
za gardło. – Nazywam się Takanori, to jest Hiroshi. Jestem chirurgiem i dzisiaj
będę cię operować.
Oczy dziecka w
jednej chwili przybrały rozmiar spodków filiżanki. Zdaje się, że wizyta obcych
ludzi, a przy tym powiedzenie czegoś takiego wcale nie pomogło w niczym.
Chłopiec pokiwał głową.
– Twoja mamusia
i twój tatuś zaraz do nas przyjdą. Będą z tobą przez cały czas i nie musisz się
o nic martwić. Naprawimy wszystko, co trzeba, żebyś był zdrowym chłopcem.
– Aha – pokiwał
głową. – A naprawi pan Kumę?
Chłopiec
wyciągnął ręce w górę, prezentując przy tym pluszowego misia. Była to beżowa,
mocno zużyta zabawka. Zużycie odznaczało się też w tym, że miś miał odpadającą
prawą łapkę i wypadającą watę. Popatrzyłem lekko skonsternowany na tatę, ale on
nawet na sekundę nie wyszedł z roli.
– Oczywiście! –
odparł przejęty. – Co takiego stało się Kumie?
– Bawiliśmy się
i… i za mocno pociągnąłem go za łapkę.
– Ach, no tak.
Rozumiem. To się czasami zdarza. Hiroshi, znajdź proszę pielęgniarkę i zgłoś
jej kod ZWP.
– Ach…? Dobrze…
Wyszedłem z sali
odrobinę skonsternowany. Nie wiedziałem też, w jaki sposób do niej wrócę ani
czy uda mi się znaleźć pielęgniarkę. Ostatecznie odnalazłem ją gdzieś na
korytarzu. Powiedziałem jej, z czym przysyłał mnie tata, na co ona westchnęła i
zaraz wręczyła mi apteczkę podpisaną ZWP. W środku znalazłem plastry, bandaże
oraz zwykłe igły i nici. Popatrzyłem zaskoczony na to, co mi dała, jednak nie
zadawałem pytań. Z niemałym trudem wróciłem do taty przez niemały labirynt
korytarzy. Tata akurat przeprowadzał cały wywiad w sprawie pluszowego misia.
Nie wiedziałem czy wciąż byłem w szpitalu lub też może trafiłem do jakiegoś
kabaretu. Ale tata naprawdę zachowywał się, jakby przeprowadzał operację na
zabawce. Założył maseczkę i rękawiczki. Dobierał odpowiednią grubość igły oraz
nić, a mnie prosił o nożyczki oraz o ucięcie odpowiedniej ilości nici. Stałem
przy nim przez cały ten czas, zastanawiając się, jak często dzieci prosiły go,
by naprawił im zabawki. W końcu specjalnie na tę okazję mieli przygotowany
zestaw pierwszej pomocy. Dopiero później tata wyjaśnił mi, że skrót ZWP
oznaczał Zabawkę W Potrzebie. Wkrótce Kuma został zaszyty. W międzyczasie
wrócili rodzice Naokiego, którzy z zaskoczeniem przyglądali się, jak chirurg
ich syna pieczołowicie zszywał niedźwiedzią łapkę. Widząc jednak wzrok dziecka
przepełniony błyszczącą nadzieją, nikt nic nie mówił.
Kuma był z
Naokim aż do operacji. Gdy tylko znieczulenie wysłało go do krainy snów, pielęgniarka
zabrała dziecku zabawkę, by gdzieś się niepotrzebnie nie zaplątała. Udało mi
się zostać na oglądaniu operacji, choć tata powiedział, że gdybym chociaż przez
moment poczuł, że mi słabo lub mam ochotę zwymiotować, to mam natychmiast
wyjść. Tym bardziej, że była to operacja przepukliny oraz, uwaga, penisa. Przez
krótką chwilę czułem się, jakbym widział coś nierealnego, gdy zobaczyłem
malutki, dziecięcy członek. Kto by się spodziewał, że będę musiał oglądać
dziecięce przyrodzenia. Nie był to przyjemny widok, jednak z czasem udało mi
się z tym oswoić. W końcu przestałem nawet myśleć o tym, że był to cudzy penis.
Gorzej jednak było, gdy rozcięto skórę, by zoperować przepuklinę. Widok krwi i
tkanek sprawił, że odrobinę się zachwiałem. Nie sądziłem, że taki widok na żywo
sprawi, że będę miał ochotę wyjść.
Jednak cała
operacja przebiegła sprawnie i bezproblemowo. Aż do czasu, gdy anestezjolog
spytał, ile tata przewidywał jeszcze czasu do końca.
– Niewiele –
odparł. – Myślę, że tak z dziesięć lub piętnaście minut. Trzeba jeszcze zaszyć
ranę.
– Wspaniale.
Czyli skończymy wcześniej.
– Na pewno ktoś
stąd chce zszyć ranę, hm? – tata odwrócił się w stronę studentów, między
którymi stałem. Grupka była dość zróżnicowana, bo były w niej i bardziej
doświadczone osoby, i takie, które dopiero co zaczynały w medycznym świecie. No
i byłem też ja.
– To zajmie
wieczność, a tyle nie mamy – westchnął anestezjolog, patrząc na tatę z jawną
irytacją. O mały włos nie przewrócił oczami.
– Nie, będzie
dobrze. No, zapraszam. Ktoś z piątego lub ostatniego roku?
Zgłosiła się
jedna dziewczyna. Tak jak odważnie podeszła do stołu operacyjnego, tak zdaje
się, że widok małego dziecka z otwartą raną w pachwinie odrobinę ją skołował.
Jednak tata nie pozwolił jej się wycofać. Spytał, jaki szew byłby najlepszy do
założenia i w jaki sposób powinno się zszyć tę ranę. Dziewczyna znała odpowiedź
na wszystkie te pytania, co tylko wprawiło mojego rodzica w zadowolenie. Zaraz
zabrała się do zszywania. Mamrotała przy tym do siebie, choć nie byłem pewny
co. Zdaje się, że powtarzała nagłos, w jaki sposób powinna wszystko zrobić. I
zszywała ranę bardzo dokładnie i bardzo, co mi się wydawało, książkowo. Jej
ruchy nie były pewne, jednak były wyuczone, co nie przeszkadzało w żaden sposób. Tata cały
czas patrzył jej na ręce, kiwając głową. Co jakiś czas mówił, że dobrze jej
szło, a gdy w pewnym momencie się zawahała, to wtrącił, że nie pomyliła się i
powinna kontynuować. Nawet anestezjolog patrzył na jej poczynania z podziwem,
jakby chciał powiedzieć, że w końcu była jakaś nadzieja w tym narodzie.
– Bardzo dobrze
– powiedział tata, gdy dziewczyna ucinała końcówkę ostatniego szwu.
Wyprostowała się ni to z ulgą, ni to z zadowoleniem. Zdaje się, że była
szczęśliwa, że już skończyła swoją część. – Pięknie. Chirurgiczna robota. Bardzo
dziękuję. Tylko następnym razem tak się nie wyrywajcie, gdy spytam, kto na
ochotnika.
Po operacji
mieliśmy chwilę oddechu. A przynajmniej ja miałem, bo tata gdzieś zniknął.
Pewnie poszedł porozmawiać z rodzicami Naokiego lub zająć się jeszcze czymś
innym. W każdym razie, spędziłem odrobinę czasu ze studentami, którzy powoli
szykowali się do opuszczenia szpitala. Sam nie wiedziałem, co powinienem ze
sobą zrobić, skoro i tak miałem zostać i spędzić resztę dnia z tatą. Jednak tę
krótką chwilę poświęciłem na wypytaniu się ich o studia i opinie były mocno
podzielone. Większość osób uważała, że pewnie teraz wybraliby turystykę.
Odrobinę mnie to zmartwiło, jednak postarałem się nie zniechęcać. Jeszcze
miałem trochę czasu na podjęcie decyzji i wiedziałem, że na pewno na własnej
skórze przekonam się, co mi się podobało w medycynie, a co nie.
– Idziemy –
powiedział tata, zaglądając do pomieszczenia komunalnego, gdzie czekałem. Byłem
już tylko ja, studenci wyszli jakąś godzinę wcześniej. Przez cały ten czas nie
wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić, dlatego tak siedziałem, czytając
jakąś książkę, którą ktoś zostawił. Tata nawet się nie zatrzymał. Wpadł i
wypadł, a ja zaraz się za nim zerwałem, o mały włos nie potykając się o własne
nogi. Podążyłem za białym kitlem oraz odgłosem gumowych podeszew stąpających po
szpitalnym linoleum.
Tym razem
czekało na nas zadanie w gabinecie. W środku siedziała na oko trzydziestoletnia
kobieta, trzymająca małą dziewczynkę na kolanach. Dziecko miało około trzech
lat. Tata przedstawił jej siebie oraz mnie. Zaraz rozpoczął wywiad i oględziny.
– Wydaje mi się,
że to może być kurzajka – powiedziała kobieta, zdejmując dziecku bucik oraz
skarpetkę. – Trochę o tym czytałam w Internecie i widziałam zdjęcia.
– A pediatra co
powiedział?
– Że to
prawdopodobnie kurzajka.
– Rozumiem.
Tata zaczął
rozmawiać z dzieckiem, podobnie jak rozmawiał z Naokim. Przedstawił się
dziewczynce i, co mnie zaskoczyło, spytał czy może jej dotknąć. Z początku się
nie zgodziła, kręcąc głową, na co jej matka chciała ją skarcić. Tata jednak
szybko zainterweniował. Kilka minut później dziewczynka się zgodziła, dlatego
tata przystąpił do oglądania jej stopy. Kucał przy tym i ostrożnie trzymał
malutką stópkę. Ciekawie patrzyło mi się na to, jak postępował z dziećmi. Z
jednej strony mówił do nich w bardzo pieszczotliwy sposób, ale z drugiej
postępował z nimi, jakby były dorosłe. To dzieci wypytywał się o to, w jaki
sposób się czuły i czy coś je bolało. Informował, co będzie robił i dlaczego, a
jeśli ktoś się o coś spytał, to nie denerwował się, tylko cierpliwie wszystko tłumaczył.
– To na pewno
nie kurzajka – oznajmił tata, dłubiąc długą, cienką pęsetą przy stopie.
Dziewczynka w jednej chwili zaczęła się wyrywać, jednak jej matka ją przytrzymała.
Tata przerwał.
– A co w takim
razie?
– Coś utknęło w
stopie.
– Boli – jęknęło
dziecko.
– Tak, wiem.
Przepraszam. Zaraz skończymy – kontynuował swoje poczynania, jednocześnie
mówiąc do dziecka. – Jesteś bardzo dzielna, wiesz? Ja bym raczej nie dał rady z
czymś takim chodzić. A ty? Wow! Tak silnej dziewczyny nigdy nie widziałem.
Wkrótce
wyciągnął ze stopy kawałek szkła. Może i nie był to duży kawałek, jednak jak na
coś, co utknęło w stopie, a tym bardziej dziecięcej, to było gargantuiczne. Sam
miałem problem, jeśli byle co przyczepiło mi się do nogi, a co dopiero utknąć z
kawałkiem szkła.
– Kurzajka? –
powiedziałem do taty, gdy kobieta i dziecko wyszli z gabinetu. Spojrzał na mnie
z bladym uśmiechem. – Jak ktoś mógł pomylić kurzajkę z czymś takim?
– Zdarza się –
odparł. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Zaraz głowę do środka wsunął
ojciec. Byłem bardziej niż zaskoczony, widząc go tutaj.
– O rany!
Wyglądasz cudnie – rzucił, patrząc prosto na mnie. Wszedł do środka, zamykając
za sobą drzwi.
– Dziękuję –
odparłem, w ogóle nie kryjąc zdziwienia. – Co tu robisz?
– Podrzucam
jadło, jak zwykle, no i zabieram cię do domu.
– Że niby już? –
jęknąłem niezadowolony. Obaj roześmiali się głośno. Pewnie brzmiałem jak małe
dziecko, które rodzice zabierali z trampoliny.
– Już szesnasta.
– Już? Serio?
– Szybko dziś
zleciało, prawda?
Ojciec zrobił mi
jeszcze zdjęcie. Dopiero wtedy zauważyłem, jak oboje byli ze mnie dumni, widząc
mnie w takim wydaniu. Chyba nawet się wzruszyli, jednak nie pozwolili poznać
tego po sobie.
Tata nie wrócił
z nami do domu, co mnie zaskoczyło. Powiedział, że on jeszcze zostaje, chociaż
ewidentnie był już po swojej zmianie. Wydawało mi się, że po tylu godzinach na
nogach będzie mógł w końcu wyjść, ale nie. Ja z ojcem wróciłem do domu, a tata
przyszedł dopiero około pierwszej w nocy. Jak się okazało, po naszym wyjściu
zdarzył się nagły wypadek, dlatego musiał zejść z oddziału dziecięcego na
intensywną terapię.
– A co się
stało? – spytał ojciec, stawiając przed tatą talerz z odgrzaną kolacją. Siedzieliśmy
we trzech w kuchni. Osobiście nie mogłem spać z ekscytacji po dzisiejszym dniu.
– Podejrzewam,
że jakaś bitwa gangów – oznajmił tata. – Dzieciak był dźgnięty.
– Dzieciak?
–
Osiemnastoletni chłopak. Dostał tutaj – pokazał na sobie miejsce gdzieś na
brzuchu – pod skos.
– O rany. I co?
– spytałem.
Tata już chciał
powiedzieć, co było dalej, ale się zawahał. Patrzył na mnie przez kilka długich
sekund, w ciągu których ja zrozumiałem, co było dalej. Po całym moim ciele
przebiegły nieprzyjemne dreszcze.
– No cóż, zdarza
się – powiedział ojciec, siadając obok. Podsunął mi i tacie kubki z ciepłą
herbatą.
– Pewnie
skończyłoby się inaczej, gdyby sam nie wyciągnął wcześniej noża. Robiłem
wszystko, co mogłem. Wykrwawił się. Choć miałem nadzieję, że mu się uda, bo
cały czas był przytomny.
Czułem się,
jakby ktoś mnie ogłuszył. Tata mówił o tym tak zwyczajnie, jakby opowiadał o
pogodzie. A w szpitalu zmarł chłopak. Młody mężczyzna w moim wieku, który miał
przed sobą całe życie. Aż zrobiło mi się niedobrze.
– Musiałem
zawiadomić policję. Jeszcze mnie przesłuchiwali. Pewnie też w szpitalu powołają
komisję, żeby stwierdzić czy dostatecznie wykonywałem swoje obowiązki –
westchnął ciężko.
– Cholera.
Serio?
– Tak, ale jakoś
się tym nie martwię, bo zrobiłem wszystko, co mogłem. To nie tak, że
stwierdziłem, że nie da się nic zrobić, choć to była moja pierwsza myśl. Drugą
była morfina, więc nawet nic już nie czuł.
To był dzień
pełen wrażeń. Lepszych lub gorszych, ale wrażeń. Byłem niewątpliwie
zainspirowany całą dedykacją, jaką tata wkładał w swoją pracę i choć nie
wiedziałem czy na pewno uda mi się zostać lekarzem, tak wiedziałem, że z
pewnością też chciałem wkładać w coś tyle serca. Poza tym, cała ty sytuacja,
która później się wydarzyła wytrąciła mnie z równowagi. Niby tata wspominał, że
takie rzeczy się działy, ale jakoś nigdy nie byłem czegoś takiego aż tak
blisko.
Przez kilka
następnych dni chodziłem przepełniony jakąś dziwną energią. W końcu spędziłem
dzień w szpitalu. Każdy dookoła mnie widział, jak bardzo mnie cieszyło to
wydarzenie. Kasumi cieszyła się wraz ze mną. Moja dziewczyna zdawała się
czerpać radość z mojej radości, co było bardzo urocze. Oczywiście, nikomu nie
napomknąłem o wypadku, który miał miejsce. Wolałem zachować to dla siebie.
Nigdy nie sądziłem, że ktoś będzie chciał mnie tak bezinteresownie wspierać.
Tym bardziej osoba, którą zdradzałem. To był odrobinę wrażliwy temat, ale tak.
Chociaż obiecaliśmy sobie z Shionem, że zostaniem w przyjacielskich stosunkach,
tak jakimś sposobem przy każdym naszym spotkaniu jego język lądował w moich
ustach, a mój w jego. Jeśli chodziło o Nakamurę, to w pewnym stopniu wciąż
czułem do niej sympatię. Ale tylko odrobinę. Większa część tej miłości, która
wcześniej mnie wypełniała w stosunku do niej, została zastąpiona czystym
pożądaniem. Nie spodziewałem się po sobie, że w tak krótkim czasie moje uczucia
ulegną zmianie. Nie sądziłem też, że jeśli będę spotykać się z kimś nowym, to
będzie to mężczyzna. W dodatku taki seksowny mężczyzna. Co prawda, nie
randkowaliśmy z Shionem, jednak od tego dzieliła nas cienka granica. Tak
cienka, że niemal niewidoczna. Nakamura tak naprawdę stała mi się obojętna,
choć nie miałem problemu w udawaniu uczuć. Bez problemu przychodziło mi
powiedzenie jej czegoś miłego lub przytulenie jej, gdy tego potrzebowała. A ona
była zachwycona. Z rosnącym uczuciem pragnęła mojej bliskości i mojej uwagi,
podczas gdy moje myśli krążyły wokół zupełnie innych rzeczy. I to nie tak, że
teraz moją głowę bez przerwy zaprzątał Shion. Skądże. Moja uczuciowa sfera
życia krążyła po jakiejś odległej orbicie. Moim głównym zmartwieniem była
przyszłość, a przede wszystkim studia. Im bliżej było zakończenia roku
szkolnego, tym coraz częściej nie mogłem spać, zamartwiając się o moje życie.
Martwiłem się
też o tatę i tak jak wspominał, powołano komisję, by zbadać czy na pewno zrobił
wszystko, by uratować tego chłopca. Oczywiście, tak jak wspomniał, jednogłośnie
ogłoszono, że wszelkie czynności zostały starannie wykonane. Po prostu
krytyczny stan pacjenta miał duży wpływ na to, co się stało. Choć rodzice tego
chłopca twierdzili inaczej. Byli w jakiejś wściekłej rozpaczy, twierdząc, że
tata tak naprawdę nic nie zrobił. Nikt im jednak nie przyznał racji.
*
Wiosna nadeszła
nagle. Tak jak jeszcze kilka dni wcześniej wszystko spowite było śniegiem, tak
teraz wszystko to topniało. Temperatura podskoczyła mocno w górę, chmury
rozmyły się w powietrzu, odsłaniając błękitne niebo, za którym wszyscy tak
bardzo się stęsknili. Taka pogoda działała wyjątkowo kojąco, szczególnie na
Hokkaido, gdzie zima potrafiła trwać wieki. Dlatego każdy czerpał garściami z
cudownej aury, która towarzyszyła wiośnie.
Wraz z
nadejściem wiosny, zbliżał się termin naszego projektu z historii. Dlatego
umówiliśmy się całą paczką u mnie w domu w jeden weekend, by zrobić to, czego
nie mieliśmy w ogóle ochoty robić. Ale jak mus to mus. Tak jak Kasumi już była
w moim domu, tak jakimś cudem reszta moich przyjaciół nie była. Ja bywałem u
nich, ale oni u mnie nigdy. I to z różnych powodów, a między innymi z tego, że
mój dom rodzinny znajdował się na znacznym odludziu. Bez samochodu mógł być
problem się do niego dostać, jednak teraz nie był już to problem. Spędziłem
miłe przedpołudnie z Kasumi, z którą później wróciłem do domu. Tam czekaliśmy
na resztę naszej grupy projektowej, która zapewne bardziej niż pracować w
grupie, chciała w końcu zobaczyć ten legendarny dom. Na pewno wszyscy też
chcieli poznać moich rodziców, którzy akurat tego jednego dnia mieli oboje
wolne. Dlatego tata relaksował się w ogrodzie, a ojciec przygotowywał obiad.
Nasz dom wprawiał ludzi w zdziwienie może jeszcze jakieś dziesięć lat temu,
jednak obecnie budowano wiele podobnych budynków. Tylko moja rodzina wprawiała
wszystkich w zdziwienie. Tak samo było tym razem. Cała czwórka weszła do środka
i zaraz zaczęli się rozglądać. Wiedziałem, że wcale nie podziwiali domu jako
takiego, tylko szukali wzrokiem moich rodziców. Dostrzegli tylko ojca w kuchni,
który słuchał muzyki i nucił pod nosem, kompletnie nie przejmując się tym, że
ktoś do mnie przyszedł. Był w swoim świecie, a cała reszta patrzyła na niego
niczym na rzadki okaz jakiegoś zwierzęcia.
– To my
pójdziemy na górę – powiedziałem donośnie, wyrywając go przy tym z jego małego,
szczęśliwego miejsca.
– Hm? A tak,
jasne – rzucił.
Wszyscy w tym
momencie zaczęli się z nim witać. Odpowiedział grzecznie, uśmiechając się przy
tym. Zaproponował nam nawet coś do picia, ale odparłem, że później zejdę po
napoje. Życzył nam dobrej zabawy, po czym wrócił do swoich powszednich
czynności. Gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju, niemal od razu zostałem
zbombardowany komentarzami odnośnie ojca. Szczególnie Chihiro i Yuko się nim
zachwycały.
– Przysięgam,
twój tata jest najgorętszym facetem w średnim wieku, jakiegokolwiek widziałam –
oznajmiła Yuko.
– Co nie? W
życiu nie widziałam, żeby facet w tym wieku wyglądał tak… o rany!
– Trochę mnie
martwicie – zaśmiałem się niezręcznie.
– Nas też –
odparł Hajime, patrząc z rezerwą na te dwie. Choć jeszcze przed chwilą on i
Andou mówili, że mój ojciec wydawał się być naprawdę świetnym gościem.
– Tak jakby… To
tata Hiro, a wy się nad nim spuszczacie. Uspokójcie się.
– A weźcie.
Jesteście zazdrośni i tyle. Ale tata Hiro i tak jest gejem, więc nie macie o co
się przyczepiać. Prawda? – rzuciła Chihiro.
– No tak średnio
– odchrząknąłem. W jednej chwili cała piątka wybałuszyła na mnie oczy. Od razu
pożałowałem, że jej nie przytaknąłem.
– Twój ojciec
gej tak naprawdę nie jest gejem? – Andou nie krył zdziwienia.
– Ja też nie
rozumiem – przyznała Kasumi. Wydawała się być mocno skonsternowana.
– W sensie… Nie
jest stuprocentowym gejem – wyjaśniłem. – Spotykał się kiedyś z dziewczynami,
ale później poznał tatę i jakoś tak wyszło, że zostali razem.
– Czyli uhm…
twój tata przed poznaniem tego drugiego nie był gejem?
– Był. To
znaczy… ach! No chyba jest biseksualny czy coś w tym stylu – powiedziałem w
końcu, czując, że się czerwienię. Nigdy nie sądziłem, że będę kiedykolwiek
tłumaczyć orientację seksualną mojego ojca.
– Myślisz, że
płeć przeciwna nadal go w jakimś stopniu kręci? – spytała Yuko bez jakiegokolwiek
skrępowania.
– Tego już za
wiele – burknął Andou. – To tata Hiro, a ty spotykasz się ze mną.
– Tak tylko
pytam! – Yuko wywróciła oczami.
Andou jednak
skutecznie urwał temat i zaczęliśmy nasz projekt z historii. Zacząłem się
jednak zastanawiać nad pytaniem Yuko. Czy mojego ojca nadal pociągały kobiety? Oczywiście,
był w związku z tatą, ale bycie z kimś nie wykluczało tego, że mogło się w
jakimś stopniu reagować na inne osoby. Nie wiem dlaczego zacząłem o tym myśleć,
to była jego prywatna sprawa. Ale z jakiegoś powodu pomyślałem, że gdyby
(odpukać!) rodzice się rozstali, to ojciec, jakby związał się z kimś nowym, to
czy byłaby to kobieta. W końcu jednak udało mi się odgonić te natrętne myśli.
Rodzice byli razem i tak też miało zostać, nie wyobrażałem sobie, że mieliby
się kiedykolwiek rozejść. Poza tym, byli zbyt udaną parą. Nawet dziewczyny
stwierdziły to, gdy na moment zrobiliśmy przerwę i wstaliśmy, by rozprostować
kości. Chihiro i Yuko podeszły do okna, by podziwiać widok, jaki rozpościerał
się na jezioro oraz góry i w pewnym momencie westchnęły głośno, jakby zobaczyły
coś niebywale uroczego. Zaraz nasza męska trójka dołączyła do nich,
przepychając się w oknie, by dojrzeć, co wprawiło je w taki zachwyt. Moi
rodzice byli razem na podwórku. Tata leżał w hamaku, a ojciec siedział obok
niego na krzesełku ogrodowym. Stałem tak przez dłuższy czas, zastanawiając się,
co było w tym wszystkim takiego niezwykłego. Dwóch facetów odpoczywało w
weekend na dworze. Nic więcej. Choć w pewnym momencie jeszcze głośniej westchnęły
zachwycone, gdy ojciec pomógł tacie wstać z hamaka, podkładając mu swoje
przedramię. Zaraz poszli obaj nad jezioro na pomost. Zaczęli o czymś żywo
rozmawiać, pokazując na żaglówkę, która już od kilku ładnych lat nam służyła.
Podejrzewałem, że chodziło im o jej sprzedaż, bo jeszcze nie tak dawno ojciec
wspominał, że chciałby kupić nowszą łódkę.
Zaproponowałem,
żebyśmy zeszli czegoś się napić i coś przekąsić. Wszyscy ze swego rodzaju
zdumieniem oglądali kuchnię, a szczególnie piekarnik, który wszystkich wprawiał
w zaskoczenie. Ja sam byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że nie wszyscy
ludzie mają piekarnik, więc w moim przypadku działało to w drugą stronę.
– Głupi ten
projekt – skomentował w pewnym momencie Andou. – Jakby, po co komu coś takiego.
W dodatku z historii.
– Nie mów tego
przy moim ojcu – zaśmiałem się. – Uwielbia historię.
– Tak? To może
mógłby nam pomóc? – Yuko od razu podłapała temat.
– Jak się
odpaliła! – roześmiał się Hajime.
Spojrzałem na
Nakamurę, która od dłuższego czasu siedziała zupełnie cicho. Trąciłem ją
zaczepnie biodrem, na co jeszcze bardziej się zawstydziła. Myślałem, że już
przełamała swoją wrodzoną nieśmiałość. Jak widać, wciąż miała małe problemy
przy większej ilości osób.
– Nie chcę go
jeszcze w taki sposób wykorzystywać.
Niespodziewanie
do domu wszedł tata. On, chociaż nie był tak postawny jak ojciec, to
niewątpliwie zwracał uwagę swoimi włosami. Nie byle jakimi zresztą, bo
brązowymi, a na dodatek kręconymi. Poza tym, tak jak wszyscy mówili, że mój
ojciec był przystojny, tak tata należał do grona, które określane było mianem
ładnych. Oboje znacznie się od siebie różnili, ale tak samo oboje potrafili
wprawiać w osłupienie osoby, które ich pierwszy raz zobaczyły. Tak też i było
tym razem. Cała czwórka, pomijając mnie i Kasumi, niemal wstrzymała oddechy,
widząc mojego tatę. Zaraz jednak wszyscy się z nim uprzejmie przywitali, na co
on im równie uprzejmie odpowiedział. Nie został jednak z nami, tylko przeszedł
obok i poszedł do garażu.
– Twoi rodzice
są jak wyrwani z jakiejś mangi – oznajmiła Chihiro.
– Aż nie wierzę
w to, co zobaczyłem – Hajime był jakby w szoku. – To jego włosy?
– Tak –
odparłem.
– W życiu takich
nie widziałam – Yuko pokręciła głową.
Wróciliśmy
później na górę. W przeciągu dwóch godzin udało nam się skończyć projekt i przy
okazji ustalić, kto miał co mówić. Stresowała mnie myśl o tym, że będziemy
musieli wygłaszać to wszystko przed całą klasą, ale z drugiej strony
pocieszałem się tym, że mogłem to robić wśród znajomych.
Wszyscy, oprócz
Kasumi, wyszli niedługo później. Moja dziewczyna zjadła wraz ze mną i resztą
mojej rodziny obiad, a później oboje na jakiś czas zaszyliśmy się w moim
pokoju, oglądając film na laptopie. Leżeliśmy, przytulając się, choć mówiąc
szczerze w pewnym momencie w ogóle przestaliśmy nadążać za fabułą z racji
takiej, że bardziej skupiliśmy się na sobie. Całowaliśmy się, przytulając i
byłem pewny, że w końcu to ze sobą zrobimy. Chciałem tego. Tyle na nią czekałem
i tak bardzo miałem ochotę się z nią przespać, że nawet nie obchodziła mnie już
reszta rodziny, która była w domu. Nawet Kasumi w pewnym momencie zsunęła swoją
delikatną rączkę na moje krocze i zaczęła je subtelnie masować. Westchnąłem w
jej usta, w które w końcu, bardzo instynktownie, wsunąłem język. Położyłem się
na niej. Mało nie zrzuciłem laptopa na podłogę. Objęła mnie nogami w pasie, a
ja zacząłem całować ją po szyi. W końcu mieliśmy to zrobić. Nareszcie! Gdyby
nie to, że niespodziewanie zostaliśmy rozproszeni przez dzwonek telefonu.
Byliśmy jak wyrwani z transu. Podniosłem się, nie wiedząc, co się dzieje. To
był mój telefon.
– Kim jest
Shion? – spytała Kasumi, zerkając w stronę komórki, leżącej obok jej głowy.
– Znajomy –
odparłem bez zająknięcia, również patrząc na wyświetlacz telefonu. Dzwonił
Shion. Moje serce w jednej chwili zaczęło mocniej bić, a policzki pokryły się
czerwienią.
– Nie
odbierzesz?
– Wolisz, żebym
skupił się na tobie czy na telefonie? – pochyliłem się, całując ją w czoło. –
Maleńka.
Zachichotała. W
tym samym momencie komórka zamilkła. To wcale nie oznaczało, że doszło między
nami do czegoś więcej. Gdy już myślałem o tym, jak głęboko miałem zagrzebaną
paczkę prezerwatyw w szafce nocnej, usłyszałem, jak wołał mnie ojciec. Z
początku chciałem go zignorować, ale zaraz zdałem sobie sprawę, że jeśli nic
nie zrobię, to w końcu sam pokwapi się na górę. Bardzo bym nie chciał, by
zastał mnie i Kasumi w jednoznacznej sytuacji. Doprowadziłem się do względnego
porządku i zszedłem na parter, gdy już miał zamiar wołać mnie drugi raz.
– Mógłbyś mi
pomóc? – spytał, nim jeszcze w ogóle dowiedziałem się, co takiego ode mnie
chciał.
– Trochę jestem
zajęty – mruknąłem.
Ojciec siedział
w salonie z jakąś lampą, którą skręcał. To była wielka podłogowa lampa z
kryształkami. Bardzo stylowa i pewnie równie bardzo droga. Przyglądałem się
temu przez dłuższą chwilę. Rzadko kiedy widziałem, jak mój ojciec zajmował się
tak zwykłymi, a jednocześnie niecodziennymi sprawami.
– A co takiego
robisz? – nawet się nie odwrócił w moją stronę. Zdaje się, że miał małe
trudności ze skręceniem tej lampy i złożeniem wszystkich kryształowych
elementów.
– Oglądamy film
z Kasumi.
– Ach! Myślałem,
że jesteś sam – westchnął. – No nic, więc sam to złożę.
– A tata?
– Pojechał z
Yoshi i Mako na zakupy. A Haru jest na próbie. Jak wam poszedł projekt? Swoją
drogą, może chcecie coś zjeść z Kasumi?
W końcu podniósł
na mnie głowę. Nim w ogóle zdołałem mu cokolwiek powiedzieć, zacisnął wąsko
usta, starając się nie śmiać.
– No tak –
parsknął, odwracając głowę.
– No co?
– Nic. Czasami
jak na was patrzę, to przypominam sobie, jak to było być młodym. Wspaniałe
czasy. Wracaj już do niej na górę.
– Hm… tata.
– No?
– A może… Uhm…
Może chcesz pójść na spacer czy coś?
– Że co?
– No, oderwać
się od tej lampy. Dobrze by ci to zrobiło.
Przez dłuższy
czas miał dość nietęgą minę, jednak w końcu spojrzał na mnie w znaczący sposób.
No cóż, tonący brzytwy się chwyta.
– Zapomnij. Jako
twój ojciec moim obowiązkiem jest stawianie cię we wszystkich zawstydzając i
niekomfortowych sytuacjach. Nigdzie się stąd nie ruszam. Jeśli chcecie, to
oboje możecie pomóc mi z lampą.
Ostatecznie
(znowu) do niczego nie doszło między mną a Kasumi. Musiałem to przyznać z
ciężkim sercem. Oboje pomogliśmy ojcu poskładać lampę. Najgorzej było jednak z
tymi wszystkimi kryształowymi elementami i dobrze, że Kasumi z nami była, bo
ani ja, ani ojciec nie mieliśmy do nich cierpliwości. Za to Nakamura swoimi
drobnymi, delikatnymi dłońmi ze znamienną ostrożnością oraz czymś wyjątkowo
pieszczotliwym złożyła większość kryształków. Obaj z ojcem patrzyliśmy na nią z
podziwem. My mieliśmy raczej niezgrabne, męskie palce. Ale ona? To było jak
patrzenie na kogoś tworzącego sztukę. Z początku byliśmy nieco skonsternowani,
jednak im dłużej się przyglądaliśmy, tym bardziej ufaliśmy procesowi twórczemu.
– Ile ty masz
cierpliwości – oznajmił w końcu ojciec, widząc, jak Kasumi kończyła składanie
ostatnich elementów. Wziąłem od niej połączone kryształki, po czym zawiesiłem
je na lampie. – Ja bym to prędzej wszystko rzucił w kąt.
– Kto w ogóle
wpadł na pomysł z taką lampą? – spytałem.
– Pytasz tak,
jakbyś nie znał odpowiedzi. Ja chciałem inną lampę, ale tata uparł się na taką.
W sumie, chyba będzie tu nawet pasować.
– Będzie –
oznajmiła Kasumi. – I bardzo modne są teraz takie lampy.
– Och, naprawdę?
W sumie ostatnio projektantka mi podsunęła podobną w wizualizacji do jednego
domu. Może chcesz rzucić okiem?
– Mogę? – Kasumi
dość nieśmiało okazywała zainteresowanie, ale nawet ja po niej widziałem, że
bardzo chciała zobaczyć wizualizację.
– Jasne – ojciec
wrzucił śrubokręt do skrzynki z narzędziami, po czym wstał, otrzepując uda. –
Nic specjalnego, ale lampa jednak robi wrażenie.
Kilka minut
później ojciec pokazywał nam w swoim gabinecie kilka wizualizacji. Widziałem
podobne rzeczy już kiedyś, więc dla mnie nie było to nic specjalnego, jednak
Kasumi wręcz błyszczały oczy. Tak jak dziecku, które widziało wymarzoną
zabawkę. Ojciec zwyczajnie przedstawiał cały projekt, który wyglądał dość
zachodnio. Nawet Kasumi stwierdziła, że całość prezentowała się bardziej
europejsko, na co ojciec przytaknął, mówiąc, że ostatnio próbowali nowych
rzeczy i mieszkania w stylu europejskim były w cenie. Nakamura była oczarowana.
– Masz super
tatę – powiedziała, gdy odwoziłem ją do domu. – Jest bardzo miły i taki… taki
wiesz.
– Jaki?
– Taki dorosły,
ale jednocześnie wyluzowany. Nie wiem, jak to inaczej nazwać. Widać, że
poważnie podchodzi do wielu rzeczy, ale między wami nie ma żadnego dystansu.
Też bym tak chciała.
Zerknąłem na
nią. Wpatrywała się w swoje złączone kolana. Mimowolnie wsunąłem między nie
dłoń, nieznacznie zaciskając ją na jej udzie. Z początku była zaskoczona,
jednak zaraz się uspokoiła, przyzwyczajając się do mojego dotyku.
– W sumie nie
wiem, jacy są twoi rodzice – przyznałem.
– Bardzo bym
chciała, byś ich kiedyś poznał. Ale… – urwała. Jej głos zawisł w powietrzu
niczym jakaś złowróżbna przepowiednia.
– Ale boisz się,
co sobie pomyślą o dzieciaku, który ma dwóch ojców?
Milczała.
Wiedziałem, że trafiłem w samo sedno.
– Są bardzo
krytyczni – wymamrotała – i lubią oceniać ludzi po pozorach.
– Ale to z tobą
się spotykam, nie z nimi. A ty taka nie jesteś. Prawda? Wiem, że z początku też
nie było ci łatwo przyzwyczaić do tego, że moja rodzina jest nieco inna od
większości, ale jakoś ci się udało. I proszę! Nawet składaliśmy dziś lampę z
moim ojcem.
– Chciałabym,
żebyś ich poznał. Tylko… boję się, że cię odrzucą.
– Cóż, to ich
problem.
– Jak to?
– Co mogą mieć
do powiedzenia w kwestii twojego życia uczuciowego? Raczej niewiele.
– Ale to moi
rodzice.
Podjechałem pod
jej dom. Zaparkowałem, nie wyłączając silnika. Trwaliśmy tak kilka dłuższych
chwil w zupełnej ciszy. Poczułem niemiłe łaskotanie w żołądku i przeczuwałem,
że za moment powiemy sobie kilka nieprzyjemnych słów.
– Rozumiem, że
to twoi rodzice – położyłem obie ręce na kierownicy. – Ale to nie oznacza, że
mogą wtrącać się w to, z kim się spotykasz. Owszem, może im się to nie spodobać
i sam, gdybym miał córkę i spotykałaby się ona z kimś, kto mi się nie podoba,
to bym się o nią martwił. Jednak nie miałbym prawa ingerować w jej związek.
Gdyby twoi rodzice dowiedzieliby się, że mam dwóch ojców i powiedzieliby, że
masz przestać się ze mną spotykać, to chyba byś tego nie zrobiła? Prawda?
Milczała. Im
dłuższe było jej milczenie, tym bardziej ja rozumiałem, że nieważne jak mocno
kochałbym Kasumi, a ona mnie, to nigdy nie sprzeciwiłaby się rodzicom. Zdanie
sobie z tego sprawy zabolało mnie mocniej, niż mógłbym sobie wyobrazić. Poza
tym, to był mój pierwszy związek i już zostałem w nim w pewnym sensie
odrzucony. Spodziewałbym się, że prędzej ja zrobię to Kasumi, ale nie ona mnie.
W końcu to ja spotykałem się z kimś innym za jej plecami. Sprawy przybrały
dziwny, wyjątkowo bolesny obrót. Niby spodziewałem się, że Nakamura może mieć
problem ze swoimi rodzicami, ale nie sądziłem, że do tego stopnia, by nie być w
stanie postawić na swoim.
– Chyba powinnaś
już pójść – powiedziałem, usilnie starając się na nią nie patrzeć.
– Hiroshi, to
nie tak, że… Ja… To moi rodzice, zrozum to.
– Co mam
zrozumieć? Że gdyby twoi rodzice zdali sobie sprawę z tego, że moimi rodzicami
jest dwójka gejów i pewnie z góry wydaliby na mój temat osąd, to stanęłabyś po
ich stronie i wszystkiemu przytaknęła?
Znów milczała.
Czułem, że zaczęła drżeć i wiedziałem, że była o krok od łez. Nic nie mogłem
jednak na to poradzić. Pewne rzeczy musiały być wypowiedziane, nim inne mogły
się zdarzyć.
– Rozumiem, że
ich kochasz – powiedziałem w końcu. – I nie chciałbym, żebyś musiała wybierać
między mną a akceptacją ze strony swojej rodziny. A moi rodzice bardzo cię
lubią.
– Naprawdę?
– Tak. Często o
ciebie pytają. Gdyby mogli, to by cię chyba adoptowali – zaśmiałem się. Ona
również się zaśmiała, pociągając przy tym nosem. Zaczęła płakać. – Ale, Kasumi,
ja myślę o tobie poważnie. I jeśli ty nie myślisz o mnie na tyle poważnie, by
chociaż próbować pokazać twoim rodzicom, że ze mną i z moją rodziną nie jest
nic złego, to nie wiem, dokąd to ma wszystko zmierzać.
To była bolesna
rozmowa. Nie rozeszliśmy się też, przynajmniej nie oficjalnie, ale wiedziałem,
że nic z tego nie wyjdzie. Może już wtedy powinienem był jej powiedzieć, że to był
ostatni raz, gdy byliśmy razem jako para, jednak nie potrafiłem się na to
zebrać. Jakaś część mnie naprawdę z tego wszystkiego cierpiała. Rodzice jednak
całe życie pokazywali mi, że nie powinienem się wstydzić tego, kim jestem ani
skąd pochodziłem, więc nie mogłem teraz tego wszystkiego zaprzepaścić w imię
czegoś, co tylko mogło mnie unieszczęśliwić. Dlatego, jeszcze stojąc pod jej
domem, postanowiłem, że dam sobie kilka dni na ułożenie wszystkiego w głowie,
nim znów porozmawiamy na ten temat. Uznałem, że tak będzie najlepiej. Do
niektórych spraw trzeba było się zdystansować, choć wiedziałem, że nasz krótki
rozdział miał wyłącznie jedno zakończenie. Gdy już chciałem odjechać, rozległ
się dzwonek mojej komórki. Spojrzałem na to, kto dzwonił i znów serce mi
mocniej zabiło. Ponownie tego dnia dzwonił do mnie Shion. Nie chcąc dłużej
trzymać go na dystans, odebrałem.
*
Shion był tak
samo przystojny, gdy go ostatni raz widziałem. Wysoki, ubrany niczym model.
Wsiadł na miejsce pasażera obok kierowcy.
– Hej przystojniaku
– rzuciłem zaczepnie na przywitanie. Chłopak roześmiał się głośno, raczej nie
spodziewając się takiego powitania z mojej strony.
– Hej –
wyszczerzył się do mnie w wesołym uśmiechu.
Kilka chwil
później pojechaliśmy na taras widokowy. Siedzieliśmy tam przez blisko godzinę,
po prostu rozmawiając, aż w pewnym momencie Shion zapytał, co mnie gryzło.
Popatrzyłem na niego zaskoczony. Nie do końca wierzyłem w to, że właśnie o coś
takiego zapytał. Nie sądziłem też, że aż tak było widać, że rozmowa z Kasumi
mnie dotknęła. Myślałem, że byłem raczej dobry w ukrywaniu emocji. Nie
wiedziałem, co mu powiedzieć.
– Zgaduję, że
jakieś problemy sercowe – rzucił, jak gdyby nigdy nic. Coś złapało mnie za gardło,
jak tylko o tym wspomniał.
– Miałem właśnie
kiepską rozmowę z moją dziewczyną – przyznałem, nie widząc potrzeby, by
cokolwiek ukrywać.
– To się zdarza.
– Tak. Jasne.
Tylko wydaje mi się, że to nie ma sensu. Ona i ja. Nie chce mnie przedstawić
swoim rodzicom, bo są homofobami.
– A twoi są
gejami.
– No właśnie – zaśmiałem
się. – Śmiesznie to brzmi.
– Co nie? –
parsknął. – Jesteście jak Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku.
– Tylko nie mam
zamiaru kończyć jak oni – posłałem mu blady uśmiech.
– Nikt by nie
chciał. Nie byłoby lepiej, żebyś znalazł sobie kogoś, kto ma w miarę normalnych
rodziców? Nie muszą się kochać i uwielbiać, no i nie muszą jakoś bardzo lubić
ciebie. Tylko chodzi o normalność.
– Prawda? Ale
nie wiem czy chciałbym teraz kogoś szukać. Jeszcze nawet oficjalnie nie
zakończyliśmy związku. Po prostu wiem już, że będę musiał to zrobić, ale chcę
jeszcze dać jej i sobie przemyśleć parę spraw. Tak dla zasady.
– O stary,
pewnie będziesz potrzebować pocieszenia.
– Pewnie tak –
parsknąłem. Oparłem się o zagłówek siedzenia, odwracając się przy tym w jego stronę.
Siedzieliśmy tak przez kilka długich sekund w ciszy, aż w końcu Shion położył
swoją dłoń na moim policzku. Jego skóra była zimna. Aż zadrżałem, jednak w
żaden inny sposób nie zareagowałem. W ciągu tych kilku nieskończonych sekund
spoglądaliśmy sobie prosto w oczy i wydawało mi się, że zaraz utonę w jego
spojrzeniu. To, w jaki sposób na mnie patrzył miało w sobie coś magnetycznego.
I tak jak w jednej chwili po prostu trwaliśmy w tej przejmującej ciszy, tak w
drugiej Shion pochylał się, całując mnie. Zaraz oddałem pieszczotę, przymykając
powieki.
Nie byłem gotowy
na to, że zaczniemy się tak nagle całować. Choć robiliśmy to już nie raz, to
jednak teraz czułem coś zupełnie innego. Było zupełnie tak jak na tamtej
imprezie, gdy się poznaliśmy. Tylko teraz nikt nie miał prawa nam przerwać.
Całowaliśmy się chyba zbyt zachłannie jak na osoby w tak młodym wieku. Choć
byłem pewny, że Shion był ode mnie nieco starszy. Niewiele, ale jednak. Czułem
bijące od niego doświadczenie oraz większą dominację, jednak w żaden sposób nie
pozwalał, bym poczuł się przez to gorszy. Ale to on zaraz zaproponował, żebyśmy
przenieśli się na tylne siedzenie, na co przystałem. On usiadł na środku, a ja
na nim, ujmując jego twarz w dłonie i całując, jakby za moment miał wyjechać na
front i możliwe, że nigdy nie wrócić. Pochylałem się przy tym, starając się nie
uderzyć głową w sufit.
– Wiesz co,
nigdy nie robiłem tego w samochodzie – westchnął w moje usta.
– Nie? –
przyłożyłem swoje czoło do jego. Zamknąłem oczy, dysząc. Świat dosłownie wirował,
ale nie miałem najmniejszej ochoty wysiąść z tej karuzeli. – Ja też nie.
– Nie sądziłem,
że to aż tak niewygodnie – zaśmiał się. Wsunął dłoń pod moją bluzę, dotykając
moich pleców. Nikt mnie tak jeszcze nigdy nie dotykał. Dlatego zdałem sobie
sprawę, że to naprawdę zmierzało w jednym kierunku i musiałem właśnie teraz
zrobić swoje małe wyznanie.
– Słuchaj… Nigdy
tego nie robiłem…
– W samochodzie?
Czy z mężczyzną? – zaśmiał się, wsuwając teraz obie dłonie pod moją bluzę. –
Matko, jesteś taki gorący…
– W ogóle –
oznajmiłem.
Shion jeszcze
przez chwilę masował moje plecy, aż nagle przestał. Zdaje się, że był to
moment, gdy zdał sobie sprawę z tego, co powiedziałem i raczej nie do końca
tego się spodziewał. Zacisnąłem usta w wąską linię, oczekując jakiejś reakcji.
Nie było mi wstyd z powodu tego wyznania, ale z jakiegoś powodu odczułem
zdenerwowanie rosnące gdzieś w moim brzuchu.
– W ogóle? –
upewnił się, jakby się przesłyszał. Pokiwałem głową. – Nigdy nie uprawiałeś
seksu? Nawet ze swoją dziewczyną?
– Jakoś nigdy
nam nie wyszło.
– Rozumiem.
Chcesz, żebym przerwał?
– Nie –
pokręciłem głową. – Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak żywy. I
napalony.
Shion roześmiał
się głośno, przyciągając mnie zaraz do następnego pocałunku. Uwielbiałem to, że
się śmiał. Nie był ani trochę nieśmiały i nie powstrzymywał się w pokazywaniu
emocji. Był całkowitym przeciwieństwem Kasumi. Nie bał się, że powie coś nie
tak. Nie siedział w swojej małej bańce. Zamiast tego, siedział właśnie w
samochodzie i spokojnie, z ogromną dozą zrozumienia migdalił się wraz ze mną w
najbardziej erotyczny sposób, jaki tylko ja mogłem przeżyć. Chyba pierwszy raz
w życiu miałem taką erekcję i czując czyjś dotyk na moim penisie, miałem ochotę
od razu dojść. Ale on był cierpliwy. Spytał czy mam ochotę pójść z nim na całość,
na co pewnie on miał w zanadrzu. Zawahałem się. Widząc moją niepewność
powiedział, że jeśli nie jestem zdecydowany, to nie zrobi niczego takiego. I
szczerze? Poczułem ulgę. Nawet nie wiedziałem, kiedy urósł we mnie taki stres.
Dotykaliśmy się za to i pieściliśmy, całując się tak namiętnie, że nie potrafiłem tego opisać
słowami. Nigdy nie sądziłem, że dotyk drugiego mężczyzny może być tak
jednocześnie czuły i obezwładniająco lubieżny.
– O rany –
westchnąłem, gdy Shion zaczął szybko poruszać dłonią na moim penisie.
Delikatnie skierował moją rękę na swoje przyrodzenie, więc zacząłem robić to
samo. Zaczęliśmy robić sobie nawzajem dobrze, dysząc przy tym i powtarzając
nasze imiona. Po krótkim czasie przeżyłem mój pierwszy orgazm i wytrysk. Choć
może nie powinienem mówić, że był to pierwszy raz, jednak z pewnością jeszcze
nigdy w życiu nie dzieliłem tego doświadczenia z drugą osobą.
Po wszystkim
przytulaliśmy się jeszcze przez długi czas, choć zaraz po przeżytej ekstazie
poczułem coś dziwnego. Coś w rodzaju odrzucenia. Miałem ochotę ubrać się i
udawać, że nic nigdy nie miało miejsca, jednak Shion trzymał mnie mocno,
przyciskając głowę do mojej klatki piersiowej. To dziwne uczucie w końcu
minęło, choć nie miałem pojęcia, skąd się wzięło. Nie chciałem się jednak nad
tym zastanawiać. Pragnąłem jedynie, by reszta tego wieczoru nigdy się nie
skończyła.
Następnego dnia
miałem ochotę latać. Jeszcze nigdy w życiu nie wypełniało mnie takie szczęście,
co tej niedzieli. Zacząłem dzień od powitalnej wiadomości od Shiona oraz od
pytania, jakie miałem plany. Zaraz odpowiedziałem, że nie miałem żadnych,
dlatego zaproponował czy w takim wypadku nie miałem ochoty wybrać się z nim do
kina. Oczywiście, od razu się zgodziłem. Miałem zatem zaplanowaną randkę z
Shionem na godzinę dziewiętnastą. Nijak nie potrafiłem zamaskować swojej
ekscytacji, co tylko wzbudziło w mojej rodzinie podejrzliwość. Ojciec z początku
patrzył na mnie zaintrygowany, jednak pewnie w końcu uznał, że ja i Kasumi
przekroczyliśmy magiczną barierę dziewictwa i dał sobie spokój z zadawaniem jakichkolwiek
pytań czy rzucaniem komentarzy. Cóż, w pewnym sensie mała część mnie przestała
być prawiczkiem. Zacząłem jednak myśleć o tym, co by było, gdybyśmy naprawdę
uprawiali seks, a nie tylko się dotykali. Wtedy też moje szczęście zaczęło
gdzieś umykać, niczym powietrze w przebitej oponie. Cóż. Zbyt dużo myślenia
zawsze wpędzało mnie w kłopoty.
Postanowiłem
jednak poradzić się siły wyższej, co do tego. Wiedziałem, że mogło to dziwnie
wyglądać, jednak uznałem, że zrzucę to na zwykłe skoki hormonów oraz młodocianą
ciekawość, której akurat mi nie brakowało. Zdaje się, że słynąłem z zadawania
moim rodzicom różnych niewygodnych pytań i miałem ochotę tę tradycję
kontynuować.
– Tato – zacząłem,
przysiadając obok niego na werandzie. Zdaje się, że w pełni korzystał z wolnego
weekendu, delektując się przy tym lemoniadą, książką i piękną pogodą. Możliwe,
że właśnie miałem mu to wszystko zrujnować, ale jakoś nie znałem lepszej osoby,
do której powinienem zgłosić się o radę.
– Mhm? –
mruknął, nawet nie odrywając się od książki. Już dawno nie widziałem go aż tak
zadowolonego z życia i nawet poczułem małe wyrzuty sumienia, że właśnie miałem
zamiar namieszać w jego dniu.
– Mogę cię o coś
zapytać? – zacząłem dość niewinnie.
– Oczywiście –
odparł bez wahania. Spojrzał na mnie znad książki. Odłożył ją otwartą grzbietem
do góry na stolik, po czym zdjął okulary, zawieszając je na dekolcie koszulki.
– To trochę
osobiste i intymne pytanie – ostrzegłem. Patrzył jednak na mnie wyczekująco,
więc uznałem, że po prostu to powiem. – Mógłbyś… Uhm… Mógłbyś mi opowiedzieć o
swoim pierwszy razie?
Ewidentnie nie
takiego pytania się spodziewał. Aż otworzył szeroko oczy, a brwi uniósł tak
wysoko, że wydawało mi się, że zaraz gdzieś mu odlecą. Musiałem też przyznać,
że pierwszy raz w życiu widziałem go aż tak zmarszczonego.
– Powinieneś
raczej zapytać o to tatę – przyznał, w ogóle nie tracąc przy tym tej gracji
oraz chirurgicznego opanowania, z którego słynął. – On z nas dwóch ma znacznie
większe doświadczenia z kobietami.
– Nie, nie.
Chciałem właśnie ciebie o to zapytać.
– Mnie?
– Tak.
Westchnął
ciężko. Zdaje się, że właśnie przyprawiłem go o ból głowy.
– Cóż… To była
moja dobra przyjaciółka. Ogólnie nie do końca to planowaliśmy i…
– Ach, nie –
przerwałem mu, choć nie powiem, zacząłem być zaintrygowany. Nie spodziewałem
się, że mój tata, chyba najbardziej gejowski gej jakiego znałem, mógł
kiedykolwiek wejść w jakiekolwiek intymne relacje z kobietą. – Chodzi mi… Uhm.
O pierwszy raz z mężczyzną.
– Och – mruknął,
będąc już zupełnie zbitym z tropu. Zaraz odchrząknął, przybierając nieco
pewniejszej postawy. – No, w tej kwestii mam nieco więcej doświadczenia. Nie
wiem tylko, co mam ci powiedzieć na ten temat.
– Hm… Jak do
tego… Uhm… Doszło? Może tak?
– Cóż – znów
odchrząknął, prostując się. – Spotykałem się z takim jednym chłopakiem. W
zasadzie to chodziliśmy ze sobą. Tak. Byliśmy parą. Był bardzo miły, miał
ciekawą osobowość. Był ode mnie starszy kilka lat. Był też zabawny. Zgadza się,
jak nikt inny potrafił mnie rozbawić do łez. No i imponował mi swoją osobą. Ogólnie,
byłem w nim bardzo zakochany. Poszliśmy razem na mecz bejsbolowy, a tam
przesadziłem z alkoholem i noc spędziłem u niego w mieszkaniu.
– Twój pierwszy
raz był po pijaku? – nie kryłem zaskoczenia.
– Och, nie.
Oczywiście, że nie. Ja to chciałem zrobić, ale on pod żadnym pozorem nie miał
zamiaru robić takich rzeczy, kiedy ja nie byłem w pełni świadomy tego, co się
działo. Chwała mu za to. Zrobiliśmy to następnego dnia rano, gdy byłem trzeźwy.
– I?
– Co „i”?
– Uhm…
– To nie było
nic specjalnego – zaśmiał się. – To znaczy, nie zrozum mnie źle, to była bardzo
wyjątkowa chwila, ale patrzenie na to z takiej perspektywy czasu wiele daje. W
pierwszych razach nie ma niczego magicznego i nie będę cię okłamywać, że to, co
wtedy przeżyłem było jakieś niezwykłe. Bardzo się stresowałem. To tyle. Jakoś
nie rozpamiętuję tego i w sumie wolę nie wracać do tamtego okresu.
– Rozumiem.
– Coś jeszcze
chciałbyś wiedzieć?
– W sumie… Tak.
Ale nie wiem jak o to spytać. Czy ty…? Czy wy…? Uhm… Ty byłeś tym…?
– Czy byłem tym „za
sterem”?
– Tak.
– Uznam za
komplement to, że myślisz, że ja kiedykolwiek mógłbym być taką osobą – zaśmiał
się. – Nie. Ja byłem tą drugą stroną. To było szybkie, bolesne i bardzo
stresujące piętnaście minut. Bez fajerwerków. Po wszystkim wróciliśmy do
normalnego życia.
– Aha. Rozumiem
– wymamrotałem. Czułem, jak zbladłem na samo stwierdzenie, że to było bolesne.
– Nie zastanawiasz się czasami, co słychać u tego chłopaka? Nie ciekawi cię to?
– Nie – odparł
bez wahania. – Jakoś nie mam potrzeby.
– Nie?
– Nie. Wiem
doskonale, co u niego słychać.
– Naprawdę?
– Wiesz, byliśmy
razem kilka lat. Mieliśmy swoje wielkie wzloty, a później bolesne upadki. Byłem
nawet na tyle zakochany, by zgodzić się za niego wyjść, kiedy jeszcze było to
niemożliwe. Niesamowite, ile rzeczy zmieniło się w tym kraju w ciągu kilku lat.
– Serio?! W
sensie, on ci się oświadczył?
– Mhm. W
zasadzie, później wziąłem z nim ślub i teraz jestem z nim codziennie, więc nawet
jakoś mnie to nie zajmuje.
– Och –
poczułem, jak robię się czerwony na twarzy. Z jakiegoś powodu w ogóle się nie
spodziewałem takiego obrotu spraw.
– No właśnie –
uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Widziałeś
gdzieś może moją koszulę? – niespodziewanie ojciec wyszedł na taras.
Popatrzyłem na niego nieco zlękniony, że przypadkiem mógł słyszeć naszą
rozmowę.
– Którą? –
spytał tata.
– Tę w
niebieskie groszki.
– Nie. Może
zostawiłeś u kochanki.
– Bardzo zabawne
– wywrócił oczami. – Oczywiście, że bym u nikogo nie zostawił koszuli. Nie
zapomniałbym jej zabrać z powrotem.
– To nie wiem,
gdzie ją dałeś.
– Nie oddałeś
jej nikomu?
– Po co miałbym
oddawać komukolwiek twoje koszule??
– Szukam jej od
pół godziny.
Tata chciał
rzucić jakiś komentarz, jednak zaraz się powstrzymał, zakrywając usta dłonią.
Stłumił śmiech, co tylko zaciekawiło mnie i ojca. Zapytany, o co mu chodziło,
jedynie pokręcił głową.
– No wykrztuś to
z siebie. Chodzi o moją koszulę?
– Nie… Ale… No
cóż. Nie chodzi mi o koszulę. Pomyślałem o czymś innym.
– Aha. Oczywiście.
– No nic.
Poszukajmy tej twojej koszuli.
Z pomocą taty
koszula znalazła się po niecałych pięciu minutach. Oczywiście, nie mogło być
inaczej. On jakimś cudem wiedział, gdzie wszystko się znajdowało w domu. Pewnie
nawet gdyby przez nasz dom przeszła apokalipsa, to on i tak wiedziałby, gdzie
ojciec powciskał wszystkie koszule, gdzie Haru włożyła zapasowe spinki do
mundurka i w której szufladzie komody znajdowały się wszystkie nielegalnie
poskładane komiksy Mako. Zastanawiałem się tylko czy tata będzie jakoś rozpamiętywać
dzisiejszą rozmowę i czy może poruszy tę kwestię z ojcem. Miałem nadzieję, że
tak się nie stanie, jednak nadzieja była matką głupich.
Szykowałem się
już na wyjście z Shionem, kiedy to zadzwoniła do mnie Kasumi. Raczej nigdy nie
dzwoniła, więc odrobinę mnie to zaskoczyło. Tym bardziej po naszej wczorajszej
rozmowie. Spodziewałem się, że więcej się do mnie nie odezwie, chyba że ja
zrobię to pierwszy. Oczywiście, miałem zamiar wykonać pierwszy krok, ale na
pewno nie dzisiaj, kiedy wyczekiwałem na randkę z kimś innym. Chociaż, czy
powinienem nazywać to randką? Shion i ja z pewnością staliśmy sobie dość bliscy
po wczorajszym wydarzeniu, ale nie byłem pewny czy to, co wychodziło z jego
strony, było głębszym uczuciem lub też zwykłą chęcią zaspokojenia popędu.
Aktualnie nie chciałem się nad tym zastanawiać. Uznałem, że póki co będę
traktować tę relację jako ścisło przyjacielską, z której oboje możemy mieć
jakieś korzyści. Poza tym, formalnie wciąż byłem chłopakiem Kasumi, choć
wiedziałem, że ten stan rzeczy w najbliższym czasie ulegnie zmianie. Jednak
myśl o tym, że będę musiał z nią zerwać odrobinę mnie przerażała. Wiedziałem,
że znów czeka nas rozmowa i znów poleją się łzy, ale byłem pewny, że oboje
dobrze na tym wyjdziemy. Ona nie chciała nawet spróbować przedstawić mnie swoim
rodzicom, a ja już zdążyłem zainteresować się kimś innym. Poza tym, naprawdę
nie chciałem, by musiała się o tym wszystkim dowiedzieć jakimś niefortunnym
przypadkiem. Co jak co, ale nigdy nie chciałbym nikogo tak zranić.
– Halo? – odebrałem,
siląc się na neutralny ton. Z trudem jednak udało mi się zamaskować zaskoczenie.
– Hej – rzuciła.
– Cześć…
– Hej –
odparłem.
– Masz może
dzisiaj czas?
– Nie bardzo –
odpowiedziałem. – Zaraz wychodzę.
– Och. Idziesz
gdzieś?
– Tak.
– Dokąd?
– Do kina.
– Idziesz z
rodziną?
– Nie. Z kumplem
– odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Coś się stało?
– Możesz się ze
mną spotkać przed kinem?
– Nie wydaje mi
się – odparłem nieco zbyt oschle niż powinienem. Odchrząknąłem. – Już w
zasadzie jestem spóźniony. Właśnie wychodzę.
– Rozumiem. A
masz czas w przyszły weekend?
– Raczej. Na
razie nic nie planowałem. Wiesz, muszę już…
– Czy w takim
razie chciałbyś przyjść do mnie w sobotę? – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Zatkało mnie. Zapadła między nami cisza. Nie wiedziałem, co powinienem
powiedzieć. Przyjść do niej? Po tym wszystkim, o czym rozmawialiśmy? Po tym
wszystkim, co się wydarzyło i miało wydarzyć między mną a Shionem?
– W sobotę? –
wykrztusiłem. – Do ciebie?
– Tak.
– Chyba. Wydaje
mi się, że mógłbym przyjść.
– Chciałabym,
żebyś poznał moich rodziców – powiedziała powoli, wyraźnie wypowiadając każde
słowo. – Myślałam o tym wszystkim, co mi powiedziałeś i masz rację.
– Tak? Mam… Uhm…
rację?
– Tak. Hiro,
naprawdę mi na tobie zależy. Ktoś mi chyba w końcu musiał powiedzieć to
wszystko, bym zrozumiała, że nie mogę wieczne przyklaskiwać moim rodzicom. Nie
wiem, jak to się może skończyć, ale wiem, że jeśli coś się stanie, to nie
odwrócę się od ciebie. Wiem też, że zawsze mogę liczyć na twoje wsparcie.
– Ach –
bąknąłem, aż siadając z wrażenia. Wcale nie podobało mi się to, co właśnie
mówiła. W ogóle! Aż zacząłem drżeć z nerwów i zaczęły mi się pocić dłonie.
Miałem zamiar zerwać z nią w ciągu najbliższych dni, a ona proponowała, żebym
poznał jej rodziców.
– Bardzo mi
zależy – powtórzyła łamiącym się z emocji głosem. – Jeszcze nigdy w życiu na
niczym mi tak nie zależało. Poza tym, sprawdzałam kursy na uniwersytecie w
Tokio…
Przestałem jej
słuchać. W głowie niemal zaczęło mi się kręcić. Nie tak to planowałem. Ona
miała wizję wspólnej przyszłości przed nami, ale ja nie. Nie widziałem jej u
swego boku. Gdy myślałem o przyszłości, to widziałem w niej siebie samego, bez
żadnego zbędnego balastu. Ale nie wiedziałem, w jaki sposób powinienem teraz to
wszystko przerwać. Jak powstrzymać ją od snucia marzeń, które nigdy nie miały
się spełnić.
– Cieszysz się?
– spytała, kończąc wywód, którego nawet nie słuchałem.
Milczałem.
Miałem jednak wielką ochotę zacząć krzyczeć. Chciałem zacząć drzeć się w
niebogłosy. Powstrzymałem się jednak przed tym. Nie mogłem nagle stracić nad
sobą kontroli i przez telefon powiedzieć jej, że powinna przestać wyobrażać
sobie tak wiele rzeczy.
– Porozmawiamy o
tym w tygodniu, dobrze? – powiedziałem tak spokojnym tonem, że aż sam siebie
zaskoczyłem. – Teraz trochę się spieszę.
– Dobrze.
Wychodzisz z Andou albo z Hajime?
– Co?
– Do kina.
– Nie –
odpowiedziałem z lekkim wahaniem. – Nie, nie z nimi. Naprawdę, nie gniewaj się,
ale muszę już iść.
– Jasne. Baw się
dobrze.
Rozłączyłem się
bez słowa. Głowa wręcz buzowała mi z nadmiaru emocji. Co miałem robić? Nie
mogłem przecież powiedzieć jej tego wszystkiego przez telefon. Wiedziałem, że
jeśli musiałem z nią zerwać, to należało zachować przy tym klasę oraz
delikatność. Kasumi była wystarczająco wrażliwa.
Shion wyglądał
onieśmielająco. A może to tylko ja czułem się przy nim onieśmielony. Tym
bardziej po naszej wczorajszej przygodzie w samochodzie. Czekał na mnie pod
kinem. Był ubrany bardzo zwyczajnie w ciemne spodnie, białą koszulkę oraz
dżinsową kurtkę ozdobioną kilkoma kolorowymi naszywkami. Ale w całej jego
postawie było coś, co mówiło, że ten mężczyzna był ponadprzeciętny.
– Jest i mój
ulubieniec – zamruczał na mój widok. Roześmiałem się już z daleka. Podszedłem
do niego i w pierwszej chwili nie wiedzieliśmy, w jaki sposób powinniśmy się ze
sobą przywitać. Ostatecznie podaliśmy sobie przyjacielsko ręce. Miał wyjątkowo
gładkie dłonie.
– I mój
ulubieniec – odparłem, patrząc mu prosto w oczy.
Poszliśmy na
film akcji, który on wybrał. Nie byłem w ogóle fanem filmów z dużą ilością
efektów specjalnych, jednak jakoś udało mi się przetrwać ten czas. Głównie,
dlatego że z Shionem cały czas się zaczepialiśmy. Trącaliśmy się stopami i
kolanami. Moja ręka niby niechcący dotknęła jego, a on położył swoją dłoń na
mojej sięgając po popcorn. Bawiliśmy się przy tym przednio, grając w tego berka
dla dorosłych. Poza tym, byłem zachwycony, jak swobodnie nam to przychodziło.
Nawet sam przestałem się w ogóle wstydzić. Jak wspaniałe to było! Po kinie
kupiliśmy w sklepiku nachosy z sosem serowym i wyszliśmy z nimi na zewnątrz do
parku. Zjedliśmy je, siedząc na ławce, rozmawiając o wszystkich większych i
mniejszych bzdurach, no i w dalszym ciągu się zaczepiając.
– Moja
dziewczyna chce mnie jednak przedstawić rodzicom – podjąłem temat, choć z
początku się zawahałem. Nie byłem pewny, jak na to zareaguje.
– Aha – odparł,
głęboko maczając nachosa w żółtym sosie. Zjadł go ze smakiem. – A jednak!
– Też mnie to
dziwi.
– A mnie nie.
Ewidentnie jest w tobie zakochana. Nie dziwię jej się.
– Czemu tak
mówisz? – poczułem, że się czerwienię.
– Bo jesteś
fajny. Atrakcyjny. No i jesteś bardzo mądry, choć nigdy się nie wywyższasz. Mam
jeszcze wymieniać?
– Jeśli możesz.
Parsknął
śmiechem, o mały włos nie upuszczając naszych nachosów.
– Powiedz mi,
Hiro, chciałbyś się ze mną przespać?
Wydawało mi się,
że się przesłyszałem. Zamrugałem kilkakrotnie, spoglądając na mojego towarzysza
w niemałym zdziwieniu. A on spoglądał na mnie tak spokojnie. Zwyczajnie. Jakby
to pytanie w ogóle go nie poruszyło. I może faktycznie, dla niego to pytanie
prawdopodobnie niewiele znaczyło, jednak dla mnie było czymś znacznie więcej.
– Nie jestem
pewny czy wiem, o co ci chodzi – powiedziałem, cudem się nie jąkając.
– Wyjaśnię ci.
Widzę, że dość mocno skłaniamy się ku sobie. Lubię cię. Nie będę tego ukrywać i
wcale tego nie robię. I nie obchodzi mnie to, że masz dziewczynę. Rozumiesz?
Guzik mnie to. Nie obchodzi mnie czy w ten sposób zranisz jej uczucia, czy może
z waszego związku wyniknie coś więcej. Lubię cię i sam nie miałbym nic przeciwko,
by być z tobą. Nieważne czy nadal chodziłbyś z tamtą dziewczyną lub też nie.
Ona mnie po prostu nie obchodzi. Dlatego pytam czy chciałbyś się ze mną
przespać, ponieważ ja sam jestem na ciebie cholernie napalony.
– Że-że niby
t-teraz? – wymamrotałem, nie będąc pewnym czy w ogóle rozumiem jego słowa.
– Nie. W tej
chwili trochę się objadłem tymi nachosami – zaśmiał się. – I nie chciałbym,
żebyś robił coś wbrew swojej woli. Dlatego cię o to pytam. Jeśli tylko będziesz
chciał i poczujesz się na to gotowy, to ja czuję to samo. Chcę, żebyś to
wiedział.
– Chciałbym –
powiedziałem już pewniejszym głosem. – Ale nie wiem czy dziś, czy…
– W porządku –
złapał mnie za rękę, uśmiechając się przy tym. – Przynajmniej to mamy ustalone.
– Tak –
zaśmiałem się niezręcznie. – Ale tak mnie zastanawia. Mówisz, że nie obchodzi
cię to czy z nią będę…
– Cóż, to twoja
dziewczyna, nie moja. Ty masz swoje sumienie, a ja swoje. Prawda? To nie tak,
że zmuszam cię do spędzania ze mną czasu lub do całowania się.
– Nie, nie.
Chodzi mi o to, że tobie to nie
przeszkadza.
– Może odrobinę.
Cóż, to znacznie bardziej złożona kwestia. Ona jest twoją dziewczyną, a ja
jestem twoim potencjalnym kochankiem – zachichotał. Sam się uśmiechnąłem na to
określenie. – Jeśli chcesz z nią być, to bądź, bo ja jestem czymś zupełnie
oddzielnym. Ja nie muszę słuchać o niej, a ona lepiej, żeby nie wiedziała o
mnie.
– Nie lubisz,
gdy o niej wspominam?
– Nienawidzę –
przyznał. Odłożył plastikowe opakowanie po nachosach na ziemię. Zaraz pochylił
się, by zacząć mnie całować.
Zaplotłem
ramiona wokół jego szyi, a on położył ręce na moich biodrach. Całował mnie
zachłannie i gorąco, jak nigdy wcześniej. Czułem też, że w ogóle za nim nie
nadążałem. Za jego wilgotnym językiem wsuwającym się między moje wargi, za jego
zębami gryzącymi moje usta. Brakowało mi powietrza, ale on nie przestawał. Obaj
smakowaliśmy sproszkowanym serem i mieliśmy w ustach przeżute resztki
kukurydzianych chipsów. Ale było w tym coś niesamowicie podniecającego. Jego
agresywność i ewidentna dominacja bardzo mi się spodobały. I, nie ukrywając,
chciałem więcej.
Wróciłem do domu
dopiero około pierwszej w nocy. Byłem przemarznięty, ale i podekscytowany.
Wciąż czułem na sobie dotyk Shiona i jak tylko na moment przymknąłem oczy, to
myślami przenosiłem się do naszej magicznej chwili z parku. To było cudowne.
W całym
mieszkaniu panowały egipskie ciemności. Rodzice i reszta mojego rodzeństwa już
dawno spała, więc wślizgnąłem się do środka niczym jakiś włamywacz. Po cichu
wszedłem na piętro, wręcz skradając się na palcach, gdy przechodziłem obok
pokoju rodziców. Niby byłem dorosły, ale nie zależało mi na budzeniu ich i
ewentualnym konfrontowaniu się z siłą wyższą. Wystarczyło, że po dzisiejszym
dniu pewnie wpędziłem tatę w konsternację odnośnie mojej orientacji seksualnej.
Ja sam byłem skonsternowany, ale nawet mnie to nie martwiło, bo czułem
szczęście. Mogłem już wtedy chyba oficjalnie stwierdzić, że zakochałem się w
Shionie.
Ten tydzień z
jednej strony ciągnął mi się w nieskończoność, a z drugiej minął niczym mrugnięcie.
Ciągnął się, bo musiałem spędzać czas na zajęciach, a zleciał szybko, bo bardzo
nie chciałem iść w sobotę do Kasumi. Myśląc o tym dostawałem jakichś dziwnych
dreszczy, a za gardło łapał mnie odruch wymiotny. Jednak obiecałem jej to. Poza
tym, czy kogoś to mogło dziwić lub nie, w dalszym ciągu żywiłem do niej swego
rodzaju sympatię. Faktycznie, była nieśmiała i może odrobinę dziwna, ale była
też bardzo mądra i jej poczucie humoru często poprawiało mi nastrój. Mało tego,
była jedną z niewielu osób, która kiedykolwiek ograła mnie w szachy. Dlatego
czułem też do niej respekt. Wiele osób próbowało i najgorzej szło mi zawsze
granie z ojcem. Nigdy nie miał dla mnie litości, jeśli chodziło o szachy. W
przeciwieństwie, do taty, który pewnie też z łatwością by ze mną wygrał, ale
podkładał się wielokrotnie, żebym się nie zniechęcał do gry. Tak jakby chciał
pokazać, że coraz lepiej mi szło. Na początku faktycznie mnie to zmotywowało i
gdy byłem młodszy, to rzeczywiście chciałem coraz bardziej grać. Ale raz, gdy
byłem starszy, zauważyłem, że zrobił jakiś bardzo oczywisty błąd, w
konsekwencji czego przegrał. Wtedy zrozumiałem, że wcale nie wygrałem, bo byłem
dobry, ale wygrałem, bo on tak chciał.
Weekend,
podobnie jak wiele innych rzeczy w moim życiu, nadszedł o wiele za szybko.
Wybierałem się do rodziców Kasumi jak sójka za morze. Zbyt starannie
wyprasowałem koszulę, dobrałem skarpetki, chyba dziesięć minut myłem zęby.
Robiłem wszystko, byle jak najdłużej odkładać wyjazd. Choć nie mogłem tego
robić w nieskończoność. Gdy tylko wybiło wpół do siedemnastej, wyszedłem z
domu. Jechałem na umówione spotkanie jak na ścięcie i wcale bym się nie
zdziwił, gdyby ktoś mnie tam próbował pozbawić życia. Szedłem do domu pełnego
homofobów, będąc synem dwójki gejów i mając męskiego kochasia na boku. Byłem
celem idealnym.
Jadąc tak,
zadzwonił telefon. Dzięki bogom za bluetooth w samochodzie, bo mogłem normalnie
rozmawiać i prowadzić, nie obawiając się zatrzymania przez policję. Co ciekawe,
dzwoniła Kasumi.
– Powiedziałam
im, że masz dwóch ojców – rzuciła bez żadnych grzeczności.
–Co? Dlaczego to
zrobiłaś?!
– To by i tak
wyszło na jaw. Prawda? Pozwoliłam im się na to przygotować. Wiedzą już od
tygodnia. Mój ojciec w tym czasie przeszedł chyba wszystkie możliwe stadia
furii i rozpaczy, więc powinno być bezpiecznie.
– Wcale mnie to
nie pocieszyło, wiesz.
– Przepraszam.
Westchnąłem
ciężko.
– No cóż,
zrobiłaś to w dobrej wierze.
– Ale cię
zdenerwowałam. Naprawdę nie chciałam tego zrobić. Przepra…
– Dobrze,
wystarczy. Nie musisz ciągle przepraszać. Rozumiem, że zrobiłaś to po to, by
teraz było nam się lepiej dogadać. Doceniam to.
– Naprawdę?
– Oczywiście.
Dojeżdżam już, więc będę kończyć. Zaraz będę.
– Jasne. Już na
ciebie czekam.
– Pa.
Ledwo
powstrzymałem się przed tym, by nie zawrócić. Zacisnąłem dłonie na kierownicy
tak mocno, że aż pobielały mi kłykcie. Tragedia. Jedna wielka tragedia. W
jednej chwili naprawdę zacząłem żałować, że nie odważyłem się wcześniej
powiedzieć Kasumi, że powinniśmy się rozejść. Wiedziałem, że by mnie za to
znienawidziła, ale po prawdzie, kto by się nie wściekł za zerwanie.
Zaparkowałem pod
domem. Wyłączyłem silnik. Siedziałem jeszcze kilka długich sekund, oddychając
przy tym głęboko. Nie sądziłem, że będę się denerwować przed poznaniem rodziców
Kasumi. Tym bardziej, że moje uczucia do niej były już jedynie namiastką tego,
co czułem jeszcze przed kilkoma tygodniami. Jedyne, co się we mnie ostało, to
obojętność.
Ociężale
wysiadłem z samochodu. Nogi miałem niczym z waty i zdawało mi się, że z każdym
moim krokiem wyglądałem, jakbym był pijany. Doszedłem jednak do drzwi.
Nacisnąłem dzwonek. Nie czekałem długo na to, aż ktoś mi otworzy, jednak przez
cały ten czas czułem się, jakbym czekał na egzekucję.
– Dzień dobry! –
w progu domu przywitała mnie niska, lekko zgarbiona kobieta. Zgadywałem, że
była to mama Kasumi, choć spodziewałem się, że będzie nieco młodsza.
Błyskawicznie zmierzyła mnie spojrzeniem.
– Dzień dobry –
odparłem, siląc się na uśmiech. Miałem nadzieję, że nie wyszedł z tego żaden
grymas.
Zostałem
zaproszony do środka. Niemal od razu uderzył we mnie zapach kurzu i zastałego
powietrza. Rozebrałem się w przedsionku, pani Nakamura zabrała moją kurtkę i
powiesiła ją na wieszaku w szafie. To był miły gest z jej strony, który
sprawił, że jeszcze bardziej nie chciałem tam być. Cała jej uprzejmość była
niewątpliwie sztuczna, choć starała się grać najlepiej, jak tylko potrafiła.
Przeszliśmy do
salonu, w którym oczekiwali mnie pan Nakamura oraz Kasumi. Skłoniłem się ojcu
mojej dziewczyny, witając się z nim grzecznie, a on nie mówił nic, tylko
patrzył na mnie, mrużąc oczy. Ojciec Kasumi był równie stary, co jej matka.
Nieco mnie to zdziwiło. Tym samym jednak było to wyjaśnienie, skąd brały się
ich poglądy oraz ogólne zaściankowe zacietrzewienie. W międzyczasie, gdy on
otaksowywał mnie nieprzychylnym spojrzeniem, zdążyłem ocenić całe
pomieszczenie, które było, najprościej mówiąc, brzydkie. Stare meble, kolor
ścian w przestarzałym kolorze, no i ten nieprzyjemny, stęchły zapach, który
towarzyszył mi już od przekroczenia progu domu. Jedyne, co było relatywnie nowe
w pomieszczeniu, to płaski telewizor.
– To dla państwa
– powiedziałem, nie za bardzo wiedząc, komu powinienem był wręczyć drobny
upominek. Obaj moi ojcowie zarzekali, że absolutnie nie mogłem przyjść do
rodziców mojej dziewczyny z pustymi rękoma. Dlatego przyniosłem ze sobą butelkę
dwudziestoletniej sake oraz pudełko czekoladek. Ostatecznie położyłem prezent
na stoliku i czekałem, aż ktoś pozwoli mi usiąść. Ba, aż ktoś się do mnie
odezwie. Oczywiście, chodziło o ojca Kasumi. Nie miałem pojęcia czy powinienem
już może wyjść, czy jednak próbować się dogadać z tym facetem.
– Usiądź –
powiedział w końcu, starając się brzmieć naprawdę groźnie. Z trudem
powstrzymałem się przed tym, by nie wywrócić oczami na ten pretensjonalny ton.
Jednak posłusznie usiadłem w fotelu. Pani Nakamura zajęła drugi fotel obok
mnie. – Hiroshi, tak?
– Tak. Miło mi
państwa poznać.
– Nam ciebie
również, Hiroshi – odparła pani Nakamura.
– Kasumi mówiła,
że masz całkiem… ciekawą rodzinę – zaczął ojciec Kasumi. Uśmiechnął się przy
tym do mnie złośliwie, ale nijak mnie to nie poruszyło. – Podobno masz dwóch
ojców.
– Zgadza się.
– I przybrane
rodzeństwo.
– Po części. Mam
jednego przybranego brata.
– A reszta?
– Mam dwie
siostry, które są ze mną spokrewnione. Mieliśmy tych samych rodziców – odparłem
spokojnie.
– Pewnie było ci
trudno dorastać w takim domu.
Popatrzyłem na
pana Nakamurę dość niepewnie. Wiedziałem, że właśnie próbował mnie dość chamsko
podejść, ale nie miałem pojęcia, w jaki sposób powinienem się bronić przed tym
atakiem.
– Nie. Nie było
mi ciężko – odpowiedziałem ostatecznie zgodnie z prawdą. Miałem szczęśliwe
dzieciństwo w szczęśliwej rodzinie. Byłem kochany i nigdy niczego mi nie
brakowało. Dla niektórych jednak fakt, że nie miałem matki był jakąś wielką
tragedią.
– Tak bez matki?
No proszę –
westchnąłem w duchu.
– Nie czuję się
przez to jakiś zaniedbany – przyznałem.
– Nie brakuje ci
matki? – teraz to pani Nakamura zaczęła mnie atakować. Spojrzałem na nią, nie
wiedząc, co to w ogóle miało znaczyć. Ledwo wszedłem do tego domu i natychmiast
znalazłem się pod ostrzałem pytań.
– Nie. Nawet nie
pamiętam swojej mamy, więc mi jej nie brakuje. Wychowałem się z dwoma ojcami i
nie jest mi źle z tego powodu.
– Powiedz mi,
czym w zasadzie się zajmują – pan Nakamura oparł się wygodnie o oparcie kanapy
i założył nogę na nogę. Wyglądał jak taki baron, który właśnie rozmawiał ze
swoim nic nie znaczącym poddanym. Ten wywiad coraz mniej mi się podobał.
– Moi rodzice? –
spytałem dla pewności.
– Zgadza się.
– Jeden jest
lekarzem, a drugi ma swoją firmę.
– Lekarzem?
Pedał lekarzem? – pan Nakamura zaśmiał się głośno, jakbym opowiadał mu niezły
żart. Nawet pani Nakamura zachichotała. A mnie zmroziło. Nic mnie tak nie
denerwowało, jak atakowanie mojej rodziny.
– Słucham? – rzuciłem,
w ogóle nie kryjąc irytacji.
– Och, nie
zrozum mnie źle. Po prostu geje raczej nie chodzą na medycynę.
– Jak widać,
chodzą – warknąłem, nawet nie siląc się na uprzejmość.
– No jasne –
zaśmiał się. – A czym się zajmuje firma drugiego?
– Nieruchomościami.
–
Nieruchomościami? To znaczy?
– Sprzedażą i
budową mieszkań i domów.
– Coś takiego.
– Tata Hiro ma
naprawdę super projekty, wiesz – wtrąciła się Kasumi. Odezwała się pierwszy raz
od początku tej beznadziejnej rozmowy.
– Widziałaś je?
– matka Kasumi wcale nie kryła zdziwienia.
– Tak. Są
naprawdę świetne.
Zastanawiałem
się czy powinienem wdawać się w szczegóły tego, czym zajmowali się rodzice.
Tata był chirurgiem i urologiem dziecięcym, ojciec był założycielem i
dyrektorem jednej z najprężniej rozwijającej się na rynku firmy, a oprócz tego
wynajmowali razem kilka lokali. Jednym z nich był całkiem nieźle prosperujący
klub. Lista mogłaby się jeszcze ciągnąć i mógłbym opowiadać, czego to nie
robili, ale wolałem nie wyjawiać zbyt wiele. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób
ci ludzie mogli to przyjąć.
– Czyli tak –
odchrząknął pan Nakamura – jeden z twoich ojców jest lekarzem, a drugi
biznesmanem.
– Zgadza się.
– To brzmi
bardzo nierealnie. Naprawdę się tym zajmują?
– Tak.
– Gej lekarzem!
– mężczyzna ponownie tego dnia się zaśmiał. Jakbym niedowierzał, że niektórzy
ludzie mogą odnieść sukces. – Świat naprawdę zszedł na psy.
Po tym jakże
kiepskim początku znajomości nastąpiła równie kiepska kolacja. Widać było, że
mama Kasumi postarała się o dość wystawną kolację, jak na standardy tego domu.
Ale ja nie mogłem nawet nic przełknąć. Wszystko smakowało jak papier i
zmuszałem się do tego, by cokolwiek zjeść. Po prostu po całym tym powitaniu,
jakie mi zgotowali, nie miałem ochoty, by siedzieć tam ani minutę dłużej. Postarałem
się jednak o jak najlepsze maniery.
– To kiedy ich
poznamy? – spytała w pewnym momencie pani Nakamura.
– Słucham? –
odchrząknąłem, przełykając uprzednio.
– Twoich
rodziców, rzecz jasna – wtrącił się pan Nakamura. – Chyba powinniśmy się
poznać. Prawda?
Coś mi się w
żołądku zakotłowało.
– Uhm… Moich
rodziców?
– A czyich?
Oczywiście, że twoich.
Rodzice Kasumi z
góry ustalili termin spotkania na za tydzień. Stwierdzili, że jeśli nie mogłem
dać im odpowiedzi, to sami sobie ją zapewnią. Chciało mi się krzyczeć, będąc
tam i po wyjściu, jak tylko wsiadłem do samochodu, wydałem z siebie tak
przedziwny okrzyk frustracji, że gdyby ktoś mnie usłyszał, to mocno zmartwiłby
się o mój ogólny dobrobyt.
Jeździłem po
okolicy do około piątej rano. W międzyczasie Kasumi pisała do mnie i dzwoniła,
ale nawet nie odbierałem od niej telefonu. Wróciłem do domu o tej nieszczęsnej
piątej rano i jak nigdy nie piłem, tak skorzystałem z zapasu whisky ojca.
Myślałem, że twarz mi wykrzywi na drugą stronę po jednym łyku. Ostatecznie zatkałem
nos, duszkiem wypijając szklankę okropnego trunku. Dolałem sobie dwa razy.
Wydawało mi się, że w ogóle nic mi się nie stało po tych trzech
nierozcieńczonych drinkach, ale jak tylko schowałem butelkę i chciałem zrobić
kilka kroków, to świat nagle zaczął wirować. Nie powinienem był nie doceniać
mocy whisky.
Położyłem się na
kanapie. Byłem zły. Tak bardzo zły, że aż nie mogłem przestać machać nogą,
która swobodnie zwisała mi z kanapy. Całe to spotkanie zupełnie wytrąciło mnie
z równowagi. Gburowaty ojciec Kasumi, jej sztucznie miła matka i ona. Zupełna
idiotka. Żałowałem, że nie powiedziałem jej, że ją zdradziłem, żałowałem, że z
nią nie zerwałem. Mógłbym przysiąc, że gdybym tylko wszystko jej wyznał, to
teraz pewne sprawy potoczyłby się zupełnie inaczej.
Tata wrócił z
nocnej zmiany około siódmej rano. Zastał mnie tak rozwalonego na kanapie.
Wystraszył się, gdy go tak znienacka przywitałem, bo nikogo się nie spodziewał
w salonie.
– Na litość,
Hiro – przechylił się przez kanapę, patrząc na mnie z góry – dlaczego tu
leżysz?
– Zdenerwowałem
się.
– Na co?
Pokręciłem
głową.
– Byłem u tych
głupich rodziców.
– Och, no tak.
Jak było?
– Okropnie.
Uszczupliłem tacie zapas whisky.
– Nie chcę się
wymądrzać, ale nie powinieneś uciekać z problemami w alkohol – powiedział z
brakiem jakiegokolwiek przekonania w głosie. – Długo tu leżysz?
Wzruszyłem
ramionami.
– Połóż się do
łóżka. Później porozmawiamy.
Zrobiłem zgodnie
z jego poleceniem. O dziwo, niemal natychmiast zasnąłem, jak tylko znalazłem
się w moim łóżku. Obudziłem się około pięciu godzin później. Bolała mnie głowa.
Wiedziałem, że był to kac, ale z jakiegoś powodu myśl, że mój ból był
spowodowany wczorajszymi wydarzeniami dawał mi jakąś przynoszącą ulgę
satysfakcję. Zjadłem późne śniadanie, choć wydawało mi się, że z każdym kęsem
żołądek wywraca mi się na drugą stronę. Później opisałem rodzicom swoją wizytę
u Kasumi. O dziwo, nie byli niczym zaskoczeni. Zupełnie, jakby spodziewali się,
że właśnie w ten sposób się to potoczy.
– Ma bardzo
uroczych rodziców – oznajmił tata, pijąc kawę. Wstał jakąś godzinę po mnie,
więc dla niego to również była pora śniadaniowa.
– Bardzo – dodał
ojciec, podsuwając swojemu mężowi talerz z omletem i warzywami. Zaraz postawił
przed nim dwie miseczki; jedną z ryżem, a drugą z miso. Czułem lekką
niesprawiedliwość, bo wcześniej sam musiałem sobie przygotować śniadanie, a
tata miał wszystko podstawione pod nos.
– To była
tragedia. Nie chcę ich nigdy więcej widzieć.
– Może, gdy
poznają cię lepiej, to zaczną się inaczej zachowywać. Wiesz, jak to jest –
ojciec stanął po drugiej stronie wyspy naprzeciwko mnie i taty. Oparł się
łokciami o blat.
– Tata ma rację,
może próbowali nieco cię wybadać – podłapał drugi.
– Nie sądzę –
westchnąłem zrezygnowany.
– O czym
rozmawiacie? – zapytała Haru, wchodząc do kuchni.
– Nie jesteś w
teatrze? – odpowiedział tata pytaniem na pytanie, zdziwiony zerkając na
zegarek.
– Mam próbę za dwie
godziny. Chciałam pokazać wam coś ekstra.
Moja bliźniaczka
wyciągnęła zza pleców magazyn. Nie byle jaki magazyn, bo był to jeden z tych,
który skupiał się na mężczyznach, a jego odbiorcami były w większości
heteroseksualne kobiety oraz homoseksualni mężczyźni. Haru wydawała się być
wyjątkowo radosna i dumna z tego, że właśnie mogła nam pokazać, co takiego
miała.
– Powinniśmy się
martwić, że przemycasz soft porno do domu czy jednak możesz to jakoś wyjaśnić?
Wydawało mi się, że nie do końca to cię interesuje – rzucił ojciec całkiem
zmieszany.
– Wieki nie
widziałem tego magazynu – powiedział tata. Cała nasza trójka posłała mu lekko
skonfundowane spojrzenie, jednak nikt nie ośmielił się zadawać dalszych pytań.
– Yui robiła
zdjęcia przy dwóch sesjach – oznajmiła Haru, nie kryjąc ekscytacji. Wydawało mi
się, że zaraz zacznie skakać niczym mały szczeniaczek na widok swojego
właściciela.
– To wspaniale –
odparłem, ledwo powstrzymując sarkazm.
– Chcecie
zobaczyć?
Rodzice
odpowiedzieli jednocześnie.
– Nie – rzucił
ojciec.
– Tak – odparł
tata, z jakimś dziwnym zafascynowaniem.
Ojciec posłał
tacie niemalże oburzone spojrzenie. Nie przeszkodziło to jednak Haru przed
podbiegnięciem do taty, otwarciu czasopisma na jednej ze stron i
zaprezentowaniu zupełnie nagiego mężczyzny, mającego na sobie tylko cowboyskie
buty i zasłaniającego genitalia kapeluszem. Cała nasza czwórka przyglądała się
pseudo-aktowi przez kilka długich, milczących sekund. Nigdy w życiu nie
widziałem tak zbudowanego mężczyzny. Nie był wcale szczupły, swoją posturą
przypominał niedźwiedzia. Miał mocno zarysowane mięśnie, które jeszcze
podkreślone były odpowiednim światłem.
– Gorąco tu czy mi
się wydaje? – powiedział tata, przerywając ciszę. Zaczął wachlować się dłonią.
– To dopiero pierwsze
zdjęcie! – ojciec aż wyprostował się zbulwersowany na reakcję swojego męża.
– Czyli mi się
wydaje?
– No, do cholery
– burknął ojciec, odsuwając się od nas. Popatrzyliśmy na niego z Haru z jawnym
zaskoczeniem. Tata ledwo powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. Nie
miałem pojęcia, co się właśnie działo.
Ostatecznie tata
sam zaczął przeglądać magazyn pełen nagich mężczyzn w najróżniejszych pozach.
Mnie było niezręcznie na to patrzeć, Haru już wcześniej to wszystko widziała.
Za to ojca doprowadzało to do białej gorączki. Pewnie sam bym się denerwował,
gdyby osoba, z którą byłem, przeglądała porno magazyn, ale nie spodziewałem się
aż takiego ataku zazdrości. Jak widać, było o co być zazdrosnym. Nie, żeby
ojciec nie dbał o siebie, bo był chyba najbardziej umięśnionym mężczyzną,
jakiego znałem, ale ci faceci z magazynu nie dość, że byli zbudowani jak antyczne
rzeźby, to jeszcze potrafili pozować. Pewnie niejedna osoba, która czuła pociąg
do mężczyzn, wariowała na ich widok. Jedną z tych osób był tata, który wręcz
specjalnie, by jeszcze podjudzić ojca, komentował co następne zdjęcia.
– Wspaniałe –
rzucił tata, w końcu oddając Haru magazyn. Wyglądał na naprawdę
usatysfakcjonowanego tym, co zobaczył.
– Wiedziałam, że
ci się spodoba! Swoją drogą, mam nadzieję, że pamiętacie, że mam premierę za
dwa tygodnie – oznajmiła Haru.
– Za dwa
tygodnie? – spytałem. – To już za dwa tygodnie?
– Tak. Myślałeś,
że ile będzie trwała produkcja i próby?
– Tak
przynajmniej z dwa lata – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Już w zasadzie
kończymy.
– To wspaniale!
– powiedział ojciec. – Zobaczymy cię na dużej scenie!
– Będziecie
mogli się chwalić, że znacie wielką gwiazdę – zachichotała, odchodząc dumnie z
pornograficznym magazynem. Cała nasza trójka odprowadziła ją wzrokiem.
Byłem dumny z
mojej siostry bliźniaczki, że nie bała się spełniać marzeń. Z początku rodzice
byli sceptycznie nastawieni do jej pomysłu o zostaniu aktorką, ale ostatecznie
postanowili ją w tym wspierać. Nie dziwiłem im się. Haru była naprawdę dobra.
Miała w sobie mnóstwo pokładów odwagi, nigdy niczego się nie bała i miała
pamięć absolutną. Poza tym, od dziecka chodziła na różne zajęcia z gry, więc od
maleńkości była przyzwyczajana do życia w świetle reflektorów. Na scenie czuła
się jak ryba w wodzie, choć miałem nadzieję, że z czasem przeniesie się na plan
filmowy. Ale w teatrze była jak w domu.
– No to mamy
aktorkę – westchnął tata.
– Myślisz, że
jak będzie już sławna i bogata, a my będziemy już zupełnie niedołężni, to kupi
nam dom czy jednak wyśle nas do domu starców? – mruknął ojciec, popijając kawę.
– Wierzę, że
dobrze nas wychowaliście – odpowiedziałem, chcąc ich jakoś podnieść na duchu.
Rodzice
spojrzeli po sobie, po czym się roześmiali. Cóż, nie takiej reakcji się
spodziewałem.
Spokój
niedzielnego popołudnia został zmącony godzinę później. Rodzice trudnili się
pracą w ogrodzie, a ja pomagałem swojemu młodszemu bratu w odrabianiu lekcji.
Siedzieliśmy w salonie, gdy rozległ się ten nieśmiały, ale jakże irytujący
odgłos dzwonka do drzwi. Oczywiście, ja poszedłem otworzyć. W progu zastałem
swoją dziewczynę, co jednak w żaden sposób mnie nie ucieszyło. Kasumi patrzyła
na mnie lekko zmachana przechadzką. Miała zaróżowione policzki i ewidentnie
przyspieszony oddech. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że biegła tutaj aż z
przystanku autobusowego.
– Hej –
powiedziałem zaskoczony. To był osobliwy widok, biorąc pod uwagę fakt, że nawet
nie byliśmy umówieni. Po prawdzie, nawet nie chciałem się z nią umawiać. Już
nigdy więcej.
– Nienawidzisz
mnie? – spytała w jakiejś dziwnej rozpaczy, nawet się ze mną nie witając.
– Co takiego?
– Powiedz mi to.
Teraz. Nienawidzisz mnie?
W oczach stanęły
jej łzy. Wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegła seria nieprzyjemnych dreszczy. Coś
dziwnego działo się właśnie na moich oczach i sam nie miałem pojęcia, co
takiego to było. Jej zachowanie w ogóle niepodobne do niej sprawiło, że serce
mocniej mi zabiło, a wnętrzności podeszły do gardła. Jeszcze chwila, a bym na
nią zwymiotował.
– Skąd ci to
przyszło do głowy? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Nie byłem pewny czy
powinienem zapraszać ją do środka. Nie wiedziałem też czy tego chciałem. W
zasadzie, to była bardzo dobra okazja, by w końcu się z nią rozmówić na
poważnie. – Nie nienawidzę cię.
– Czy w takim
razie mnie kochasz?
– Czy ty się
dobrze czujesz? – spytałem już ostrzejszym tonem, co wyraźnie wytrąciło ją z
równowagi.
Rozpłakała się,
chowając twarz w dłoniach. Płakała tak bardzo, że nawet zrobiło mi się jej żal.
Westchnąłem ciężko, obejmując ją. W jednej chwili wtuliła się we mnie, płacząc
tak bardzo, jakby właśnie kończył się świat. Nie nienawidziłem Kasumi, ale też
jej nie kochałem. Wcześniej wydawało mi się, że to, co do niej czułem, było
miłością. Teraz jednak wiedziałem, że po prostu byłem w niej lekko zauroczony,
co zbyt łatwo pomyliłem z głębszym uczuciem. Ale zdaje się, że ona mnie
kochała. I to szczerze. Wypłakiwała właśnie przede mną oczy, będąc przy tym tak
brzydką, jak nigdy wcześniej. Czułem w stosunku do niej tak ogromne
obrzydzenie, ale nie mogłem przecież teraz tak nagle jej odepchnąć. Sam nie
chciałbym, by ktoś mnie tak potraktował, dlatego cierpliwie obejmowałem ją,
czekając, aż się uspokoi. A długo nie mogła choćby się odezwać. Zdawało mi się,
że łzom nie było końca i gdyby jeszcze udało jej płakać tak z godzinę, to chyba
mielibyśmy tu powódź.
– Kocham cię,
Hiro – wychlipała w końcu ledwo zrozumiale. – I jest mi tak przykro za wczoraj.
Przepraszam. Byłam taka głupia, że myślałam, że będzie dobrze. Przepraszam,
przepraszam…
– Rodzice coś ci
powiedzieli?
– Nie – jęknęła
płaczliwie. – Ale wiem, jak bardzo cię zranili. To było okropne. A ja nie
wiedziałam, co robić. Jestem taka straszna, Hiro.
– No, już, już.
Rodziny się nie wybiera.
Następnego dnia
w szkole starałem się zachowywać, jakby cały ten weekend nigdy nie miał
miejsca. Bardzo też chciałem, by tak było. Spotkanie rodziców Kasumi było jedną
z najgorszych rzeczy, jaka mogła mi się przytrafić, a fakt, że chcieli poznać
moich rodziców był jeszcze gorszy. Byłem więcej niż pewny, że gdyby państwo
Nakamura zaczęli uskuteczniać jakieś mało przychylne komentarza pod adresem
osób innych nieheteroseksualnych, to mój ojciec nie zostawiłby na nich suchej
nitki. Tata jeszcze się hamował przy innych, był wyuczony po swojej pracy, ale
nie ojciec. Zachowanie zupełnego spokoju w biznesie bez żadnych uszczypliwych
uwag raczej nie zapewniłoby mu takiej pozycji na rynku, jaką miał obecnie.
Potrafił się rozpychać i łokciami i gdyby zaszła taka potrzeba, to bez wahania
wepchnąłby ten łokieć komuś w oko. To samo tyczyło się takich sytuacji. Tym
bardziej byłem pewny, że gdyby zaszła taka potrzeba, to ojciec stanąłby w
obronie całej rodziny i nie omieszkał przy tym rzucić kilku(nastu)
uszczypliwych uwag. Dogryzanie innym miał po prostu we krwi i w takich
momentach żałowałem, że w moich żyłach płynęła nieco inna krew.
– Podobno byłeś
u rodziców Nakamury – rzucił Hajime. Wychodziliśmy właśnie za szkołę, żeby
zapalić. Tradycyjnie. Nie miałem ochoty siedzieć w klasie.
– Skąd wiesz?
– Yuko i Chihiro
wczoraj pół dnia o tym gadały – odparł Andou.
– Wczoraj?
Wczoraj była niedziela.
– Może się jakoś
zgadały na ploty. Kto je tam wie – mruknął Andou. – Ale ponoć było tragicznie.
– Nie zostawili
na moich starych suchej nitki – oznajmiłem bez większych emocji. – Beznadzieja.
– Aż tacy są
ostrzy? – spytał Hajime.
– Są gburowaci i
niemili. Tyle.
Hajime i Andou
wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Szczerze? Miałem już gdzieś, jeśli to by
jakoś dotarło do Kasumi. Miałem gdzieś to czy dowiedziałaby się o mnie i o
Shionie. Nie obchodziło mnie to w żaden sposób. Chciałem już tylko w spokoju
dotrwać do zakończenia szkoły, a później wyrzucić z życia Nakamurę, jakby nigdy
nie istniała. Mój krótki epizod z nią uznawałem już za zakończony, choć bez
formalności.
– Wiecie co,
moja siostra będzie grać w sztuce za dwa tygodnie. Może wpadniecie? – zacząłem.
– W sztuce? I to
Haruna będzie grać? – spytał Andou widocznie zainteresowany. Nieważne jak
bardzo onieśmielająca Haru potrafiła być. Zauważyłem, że Andou miał do niej
mały interes, choć sam miał dziewczynę. Ale z jakiegoś powodu moja siostra
sprawiała, że nagle zaczynał się inaczej zachowywać.
– Nie inaczej –
posłałem przyjacielowi wymowne spojrzenie.
– Super! Drogie
są wejściówki?
– Zostały już
same gorsze miejsca, więc pewnie nie. Zapraszam, jeśli macie czas w sobotę po
południu za dwa tygodnie. Haru ma debiut jako główna rola, więc to wielki
dzień.
Byłem pewny, że
ani Hajime, ani Andou nie pojawią się na premierze. Hajime zwyczajnie nie przepadał
za teatrami, a Yuko chyba by wpadła w szał, gdyby dowiedziała się, że Andou poszedł
do teatru oglądać występ mojej siostry. Yuko i Haru nie przepadały za sobą, tym
bardziej, że Andou miał słabość do Haru, chociaż ta nigdy nawet na niego nie
spojrzała i chyba nawet nie miała pojęcia, jak miał na imię. Poza tym, nie
wspomniałem przyjaciołom, że moja bliźniaczka była kompletnie niezainteresowana
przeciwną płcią. Życie byłoby wtedy mniej ciekawsze. A poza tym, chyba
złamałbym w ten sposób Andou serce, pozbawiając go odrobiny nadziei.
Następnego dnia
późnym popołudniem pomagałem z Yoshi przygotowywać ojcu kolację. Robiliśmy
pieczeń w bardzo zachodnim stylu, co bardzo mi się podobało. W całym domu
pachniało aromatycznymi przyprawami i ślinka ciekła mi już na samą myśl o
jedzeniu. W przeciwieństwie do Yoshi, która zdaje się, że złapała jakąś grypę.
Gdy tak siedzieliśmy w trójkę, przygotowując resztę rzeczy na kolację, a w
powietrzu unosił się kuszący zapach, siostra nagle pobiegła do łazienki.
Zamarliśmy z ojcem, patrząc za nią. Nawet nie zamknęła za sobą drzwi, więc
całkiem wyraźnie słyszeliśmy, jak zwracała zawartość żołądka. Nagle nastała
cisza.
– Yoshi,
kochanie? – ojciec wstał wyraźnie zmartwiony. Chciał iść do córki, jednak ta
zaraz wyczołgała się z łazienki. Była dosłownie zielona na twarzy.
– Nie najlepiej
się czuję – wymamrotała słabym głosem.
– O cholera –
wymsknęło mi się.
– Na wielką
Amaterasu! Idź się natychmiast położyć. Zaraz przyniosę ci krople na żołądek i
herbatę.
Yoshi złapała
jakąś grypę żołądkową. Następne trzy dni przeleżała w łóżku z torsjami. Już
dawno nie widziałem, by ktoś tak wymiotował od samego zapachu jedzenia. W
międzyczasie rodzice oznajmili, że musiałem odmówić kolację z rodzicami Kasumi,
bo nie byli pewni, co będzie z Yoshi. Nie mieli zamiaru skakać dookoła jakichś
homofobów, podczas gdy ich córka wyraźnie potrzebowała pomocy. Nie wyglądało to
dobrze. Sam bałem się, że mógłbym coś załapać od siostry, ale jakimś cudem nic
mi nie było. Reszta rodziny trzymała się świetnie, tylko Yoshi nagle
zaniemogła. Oczywiście, miała momenty, że czuła się lepiej, a czasami znów nie
mogła się ruszyć. Dopiero jakoś na czwarty dzień zrobiło jej się lepiej, choć
nie wróciła jeszcze do pełni sił. Tata nakłaniał ją do zrobienia dodatkowych
badań, jednak siostra odmówiła, twierdząc, że po prostu coś jej zaszkodziło.
Pomijając jednak
te drobne nieprzyjemności, stwierdziłem, że w końcu zrobię użytek z tego, że
wciąż miałem dziewczynę. Choć brzmiało to naprawdę źle, to zwyczajnie
postanowiłem zaprosić ją nad morze na weekend i w końcu przestać być
prawiczkiem. Kasumi nie protestowała, gdy zaproponowałem jej wyjazd na weekend.
Z początku w zasadzie zareagowała bardzo nijako, jakby była w szoku. Dopiero po
chwili oprzytomniała, zgadzając się na wyjazd. Pozostawała więc jeszcze kwestia
oznajmienia rodzinie, że mieszkanie zostało zaklepana na ten czas. Choć po
prawdzie, nie sądziłem, by ktokolwiek miał zamiar tam jechać. Ostatnimi czasy
głównie Yoshi korzystała z naszego nadmorskiego apartamentu. Haru nie miała
czasu na żadne wyjazdy, Mako był za mały, by gdziekolwiek samemu pojechać, a
rodzice byli tam może raz, ale tylko po to, by sprawdzić kilka rzeczy i
uzgodnić, co będą w najbliższym czasie remontować.
– To jedziesz na
weekend nad morze? – mruknął ojciec, skupiając się bardziej na rozwiązywaniu
krzyżówki.
– Tak. Mogę?
– Oczywiście.
Tylko nie zapomnij posprzątać. Yoshi i jej luby ostatnio zostawili tam po
prostu syf, więc mam nadzieję, że chociaż ty trochę zadbasz o to miejsce.
– Pewnie –
uśmiechnąłem się pod nosem. Czyli mieszkanie było już zaklepane.
Chciałem wrócić
do siebie, kiedy to nagle ojciec mnie zatrzymał.
– Słuchaj no, z
kim ty w ogóle tam jedziesz? – zagadnął, nie odrywając wzroku od krzyżówki. –
Bo zgaduję, że nie sam.
– Z Kasumi.
– Ach, z Kasumi –
mruknął, kiwając głową. Niespodziewanie podniósł na mnie głowę. – Z Kasumi?
– Tak –
odparłem, zaczynając czuć się z lekka niepewnie. – Coś nie tak?
– Powiedziałeś
jej o tym małym incydencie? Tym… wiesz.
– Nie. Jeszcze
nie.
– Ach. Więc to
dlatego.
– Co takiego?
– Wiesz,
wydawało mi się, że raczej się rozejdziecie, jeśli jej powiesz, choć nie byłem
pewny. I do tej pory byliście razem, więc myślałem, że musi być w tobie
naprawdę zakochana. Ale, jeśli jej nie powiedziałeś, to zmienia postać rzeczy.
Masz zamiar jej powiedzieć?
– Raczej. Będę w
końcu musiał.
– Mhm. Rozumiem
– pokiwał głową. – Mam jedno niedyskretne pytanie; uprawialiście seks?
– Tato –
jęknąłem, czerwieniąc się. W jednej chwili zapragnąłem uciec lub zapaść się pod
ziemię. Mogłem z ojcem rozmawiać o wszystkim, ale nie o takich sprawach. W
jednym momencie przypomniał mi się nasz wieczorek z cukinią w kuchni i jeszcze
mocniej się zawstydziłem.
– Tak czy nie.
– Nie – odparłem
w końcu.
– Dobrze. I nie
rób tego.
– C-co?
Dlaczego? Poza tym, skąd możesz sądzić, że mieliśmy zamiar…
– Błagam cię,
synku, po co innego jeździ się nad morze. Nie masz już pięciu lat i sam wiesz
doskonale, co to popęd. Ale proszę cię, byś nie robił tego z Kasumi, bo tylko
wszystko pogorszysz.
– Dlaczego? –
spytałem zbyt oburzony niż w rzeczywistości powinienem był być. Ojciec
poczerwieniał na twarzy i sam nie byłem pewny czy to było ze wstydu lub też
może ze złości.
– Widzisz… Jakby
ci to… Kiedy dziewczyna jest w tobie zakochana, to seks jest dla niej, hm,
takim wzmacniaczem uczuć. Wiesz, jak są te lampki z regulacją światła, prawda?
Może sobie przyciemniać lub zwiększać światło. I z dziewczynami jest podobnie,
tylko ten ich poziom jasności idzie wtedy maksimum w górę. Nadążasz?
– Nigdy nie
sądziłem, że będziesz mi tłumaczył relacje damsko-męskie analogią do lampek –
przyznałem.
– Ale rozumiesz,
o co mi chodzi?
– Jak
najbardziej.
– Widzisz. Niby
głupie, a jednak działa. Teraz pytanie czy naprawdę zrozumiałeś, o co mi
chodzi.
– To znaczy?
Westchnął
ciężko.
– Jeśli ją
jakkolwiek szanujesz, to nie śpij z nią. Po prostu nie rób jej tego i oszczędź
jej tego rozczarowania. Nie możesz najpierw zasiać w kimś uczuć, a później
nagle ich wyrwać. To okropne.
– Wiesz co, to
rozczarowanie bardzo źle zabrzmiało, biorąc pod uwagę kontekst tej rozmowy.
Odchrząknął
znacząco.
– Tego
rozczarowania też jej oszczędź.
– Tato! – moje
policzki wręcz płonęły ze wstydu.
– No co? Mówię
jak jest. A jeśli naprawdę ją kochasz, to powiedz jej to i dopiero później się
z nią prześpij. Oczywiście, jeśli wciąż będzie chciała.
– Sam nie wiem
czy jeszcze coś do niej czuję – usiadłem w fotelu. Spuściłem wzrok na kolana,
starając się uniknąć natarczywego spojrzenia ojca. – Jakby… Na pewno nie
powiedziałbym, że ją kocham czy coś.
– Słucham? –
rzucił niby to zły, a niby to z nadzieją, że jednak się przesłyszał. Wręcz
słyszałem gniew w jego głosie. – Chcesz mi powiedzieć, że miałeś zamiar
przespać się z dziewczyną, którą zdradziłeś, do której nic nie czujesz i którą
chcesz zostawić, a ona szaleje za tobą, jakbyś był jakąś gwiazdą? Naprawdę,
Hiro? Nie wierzę, że byłoby cię stać na coś tak podłego.
Zabolało. Och,
jak bardzo zabolało. W końcu jednak odważyłem się spojrzeć na ojca, a on
patrzył na mnie z takim rozczarowaniem, że w jednej chwili trudno było mi
oddychać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. To było podłe. Całe
moje zachowanie w ciągu dwóch miesięcy było tak bardzo niepodobne do mnie. Ale
dopiero teraz, kiedy ojciec powiedział mi w twarz, jak bardzo złe było to, co
robiłem, to dopiero to sobie uzmysłowiłem. To było poniżej jakiegokolwiek
poziomu.
– Nie zrobię
tego – wymamrotałem, usilnie starając się panować nad drżącym głosem.
– Tego, to
znaczy?
– Nie będę z nią
spać. Nie w tym sensie, wiesz… Nie zrobię tego.
– Dobrze –
pokiwał głową z aprobatą.
– Ale jednak
obiecałem jej ten wyjazd nad morze, więc…
– Rób co chcesz
– wzruszył ramionami. – Wierzę, że będziesz porządny i postawisz jej sprawę
jasno. Oczywiście, jedźcie nad morze, ale proszę cię o tę jedną rzecz.
Obiecałem to
ojcu, ale nie wiedziałem czy uda mi się dotrzymać słowa. Choć miałem taki plan.
Po prostu byłem pewny, że sprawy mogą potoczyć się dość jednoznacznie.
W piątkowe
popołudnie zajechaliśmy na parking pod apartamentowcem. Wzięliśmy nasze torby
oraz zrobione wcześniej zakupy, po czym poszliśmy do mieszkania. Kasumi od
początku była oczarowana całym miejscem i okolicą. Szczególnie zachwycała się
morskim powietrzem, które z miejsca uderzyło nas, jak tylko wyszliśmy z
samochodu. Było w tym coś na swój sposób uroczego.
– Och – wyrwało
jej się, gdy weszliśmy do mieszkania. Aż stanęła, oglądając przedsionek i
korytarz. – Apartamencik?
– No cóż, teraz
budują lepsze – odparłem wzruszeniem ramion i uśmiechem.
Rozgościliśmy
się. Kasumi była zachwycona całym mieszkaniem, choć ciągle wspominałem, że na
obecne standardy to nie było nic niezwykłego. Ot, zwykłe mieszkanie. Choć, co
było w tym wszystkim wyjątkowo luksusowego, to fakt, że każda sypialnia była en
suite. To szczególnie zauroczyło Kasumi, bo zdaje się, że rzadko się zdarzało,
że pokoje miały swoją własną łazienkę.
Zrobiliśmy razem
kolację. Nie obyło się przy tym bez śmiechu oraz masy zażenowania z mojej
strony, bo tak jak idealnie wychodziło mi pomaganie komuś w kuchni, tak samo
gotowanie wychodziło mi karykaturalnie. To był ten jeden moment, gdy poczułem,
że może jednak mógłbym dalej trwać w tym związku. Kasumi podśmiechiwała się i
jednocześnie nie mogła uwierzyć, że potrafiłem być aż tak niezręczny. Nie
dziwiłem jej się. Moje umiejętności kulinarne były wyjątkowo ograniczone,
jednak Kasumi udało się uratować nasz honor oraz kolację. Zrobiliśmy
najprostszą rzecz na świecie, która jednocześnie brzmiała wyjątkowo wyszukanie,
jaką było spaghetti z ikrą dorsza. Do tego wypiliśmy po piwie, czego zaraz
pożałowałem, bo rozluźniłem się bardziej niż powinienem. Przy okazji poczułem
coś. Nie chciałem zbytnio się z tym ujawniać, ale w jednej chwili zrobiłem się
tak napalony, że samo patrzenie na Kasumi sprawiało, że mój penis drgał. Ale
nie mogłem się powstrzymać od patrzenia. W jej kształtach było coś pociągającego.
W końcu Kasumi zorientowała się, że się jej przyglądałem. Popatrzyła na mnie z
lekka zdziwiona. Tłum w telewizyjnym talk show roześmiał się gromko. No cóż.
Chyba jednak byłem zmuszony złamać obietnicę daną ojcu.
Kilka chwil
później leżeliśmy w łóżku, całując się i rozbierając. Dotykałem jej piersi i
pośladków, nawet nie próbując już zachować pozorów przyzwoitości. Liczyło się
jedynie to, że w końcu mieliśmy to zrobić. I nareszcie się nam udało. Ojciec
miał rację. To była najbardziej niezręczna rzecz na świecie. Tak jak jeszcze
przed kilkoma minutami byłem pewn tegoy, co robiłem, tak kiedy już miałem
przystąpić do prawdziwego działania, to nagle zabrakło mi pewności siebie i
zdecydowania. Niezdarnie ubrałem prezerwatywę i równie niezdarnie wcelowałem w
jej wejście. To było straszne. A jednocześnie przyjemne. Czułem jednak, jak
cały drżałem ze stresu.
– Spokojnie –
westchnęła cicho, kładąc swoje dłonie na moich. – Dobrze ci idzie.
– Tak? Nic cię
nie boli? Podobno pierwsze razy mogą nieco boleć.
Zacisnęła wąsko
wargi, patrząc na mnie spod grzywki. Nie miałem pojęcia, co miało wyrażać to
spojrzenie, choć wiedziałem, że pewnie nie to, czego mógłbym się spodziewać.
– To nie jest
mój pierwszy raz – odparła spokojnie.
O mały włos bym
nie krzyknął z zaskoczenia. Nie miałem pojęcia, co powinienem o tym sądzić.
Raczej nie spodziewałem się, że Kasumi kiedykolwiek to z kimś robiła. Ona była
taka… czysta. I niewinna. Jak się okazało, tylko ja byłem w tym duecie
dziewicą.
– Nie wiedziałem
– wymamrotałem. – Myślałem, że… uhm. No wiesz.
– Że będziesz
moim pierwszym?
Nieśmiało
pokiwałem głową.
– Och. To
urocze.
Kompletnie zbiła
mnie z pantałyku. To, jak pobłażliwie brzmiały jej słowa, zraniło jakąś moją
męską cząstkę. Ona już to robiła! Przez cały ten czas wydawało mi się, że oboje
przekroczymy właśnie pewną barierę. Jakie to było żałosne.
Oczywiście,
zrobiliśmy to. Choć gdzieś w środku czułem złość. Wydawało mi się, jakby robiono
ze mnie głupka przez cały ten czas, jak się poruszałem. Nie miałem pojęcia, co
robiłem, choć postanowiłem dać ponieść się instynktowi. Ruszałem biodrami,
trzymając ją w pasie, a ona spokojnie patrzyła na mnie z dołu. Nie wiedziałem
czy jej dobrze, czy może właśnie robiłem z siebie kompletnego błazna. W każdym
razie, nie minęły nawet dwie minuty, gdy doszedłem. Spuściłem się w
prezerwatywę. Tak jak jeszcze kilka sekund wcześniej były we mnie resztki
pożądania, tak po moim małym orgazmie zupełnie zanikły. Czułem jedynie wstręt i
obrzydzenie do tej młodej kobiety, w której właśnie byłem.
Leżeliśmy
później obok siebie w łóżku. Ona bawiła się telefonem, a ja leżałem płasko na
wznak, gapiąc się w sufit. Nie rozumiałem, co się właśnie stało. To znaczy,
byłem świadomy tego, że właśnie uprawialiśmy seks, ale chodziło mi o to, że
tylko dla mnie był to pierwszy raz. W dodatku był tragiczny i nerwowy. Nie
mogłem pozbyć się tego dziwnego uczucia niepokoju, jakie mnie ogarnęło.
– Podobało ci
się? – spytała w pewnym momencie.
Odwróciłem głowę
w jej stronę. Patrzyła na mnie. Wydawało mi się, że jej czarne oczy świdrowały
mnie na wylot. W tym spojrzeniu było coś tak nieprzyjemnie przytłaczającego.
Czułem się, jakby ktoś położył na mnie kilkutonowy kamień.
– Tak. W pewnym
sensie.
– Nie wyglądasz,
jakby ci się podobało – powiedziała cicho, niemal szepcząc. Przeszedł mnie
nieprzyjemny dreszcz.
– To nie tak, że
nie mi się nie podobało. To był… pierwszy raz. Mój. Nie wiedziałem, co robię.
– Dobrze ci
poszło – odparła. – Jak na pierwszy raz, to poszło ci znakomicie.
– Dziękuję.
Uśmiechnęła się
do mnie, ale ja nawet nie byłem w stanie odwzajemnić tego uśmiechu. Nie
potrafiłem. Widząc moją nietęgą minę zaraz przestała się uśmiechać. Wydawała
się być zmartwiona. Było mi tylko źle po tym wszystkim i chciałem po prostu się
do kogoś przytulić. Ale nie do niej. W jednej chwili zapragnąłem znaleźć się
przy Shionie. Chciałem móc wtulić się w niego i trwać w kojącej ciszy. On by
zrozumiał. Wiedziałby, że nie powinien się odzywać i byłby świadomy, dlaczego
tego potrzebowałem. Całkiem możliwe, że Kasumi też ode mnie oczekiwała, że ją
przytulę, ale nie potrafiłem nawet się do niej zbliżyć. Chciałem znaleźć się
jak najdalej od niej.
– Nie chcesz
mnie tutaj, prawda? – powiedziała nagle, jakby czytała mi w myślach. Aż się
wzdrygnąłem. – Już od jakiegoś czasu dziwnie się zachowujesz. Oddalasz się i nie
potrafię cię już dosięgnąć.
Westchnęła
ciężko. Wielu rzeczy się po niej dzisiaj nie spodziewałem. Po pierwsze, nie
sądziłem, że nie była dziewicą, a po drugie nie oczekiwałbym od niej takich
słów w moim kierunku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że za bardzo jej nie
doceniałem. Gdzieś w środku uważałem ją za gorszą ode mnie. I chyba błędnie.
– To nie tak. Po
prostu…
– Wiem o tym
chłopaku – przerwała mi. Aż wstrzymałem oddech i zdaje się, że ona też na
moment przestała oddychać. Serce podeszło mi do gardła. Niby tak bardzo
chciałem się z nią rozstać, to czego się teraz bałem? Że powie mi wszystko to,
o czym wiedziałem?
– Nie rozumiem –
rzuciłem, choć sam nie wiedziałem dlaczego. Po co miałem zamiar jeszcze kłamać?
Ale słowa same z siebie popłynęły z moich ust. Nie potrafiłem przyznać się
przed nią do tego, jak okropnym człowiekiem byłem.
– Hiro, wiesz
dobrze, o czym mówię – podniosła się, patrząc na mnie z góry. Jej twarz była
wykrzywiona bólem. – Wiem o tym. Wiem, że przez ostatnie tygodnie myślałeś o
nim, a nie…
– Matko, o co ci
chodzi?? – podniosłem się, ubierając bokserki. Na litość, o co mi
chodziło?! Ona dosłownie złapała mnie na gorącym uczynku za rękę, ale ja nadal
chciałem wszystkiemu zaprzeczać.
– O co mi
chodzi? – bąknęła, zamierając w miejscu. Zdaje się, że na krótką chwilę
sprawiłem, że poczuła się jak idiotka, która próbowała komuś coś wmówić. Ale
tylko na chwilę.
– Wyskakujesz z
jakimś chłopakiem.
– Pomyślałeś
kiedyś, że ja się o tym dowiem? Wpadłeś kiedyś na to? Świat jest mały, Hiro.
Westchnąłem ciężko.
– Wiesz co, to
nie ma sensu – odparłem z wyjątkową lekkością.
– C-co?
– To wszystko.
My. Ciągle upierasz się przy swoim, choć mówię ci, że nie wiem, o co ci chodzi.
Poza tym, twoja rodzina ewidentnie mnie nie polubiła i tylko chcieli sprawić mi
przykrość. Wydaje mi się też, że jednak zbyt wiele nas różni. Przykro mi,
Kasumi. Raczej nic z tego nie wyjdzie.
Nie wpadłem na
to, że doprowadzę ją do łez. A zaczęła w jednej chwili płakać tak strasznie,
jakby ktoś umarł. Ukryła zaczerwienioną twarz w dłoniach i szlochała rzewnie
przez długi czas nie mogąc się nawet poruszyć. Z początku było mi nawet
odrobinę głupio i przykro, ale po dłuższym czasie zacząłem się irytować, że nie
mogła się uspokoić. Czekając na to, aż ona będzie zdolna do jakiejkolwiek
komunikacji, ubrałem się i zacząłem sprzątać w mieszkaniu. Spakowałem produkty
spożywcze, które musiały być zjedzone w najbliższym czasie, wyniosłem śmieci do
zsypu i włożyłem naczynia do zmywarki. Nawet odkurzyłem względnie salon. Gdy
skończyłem, ona wciąż płakała, tym razem wijąc się w jakichś dziwnych
konwulsjach. Już myślałem, że może miała jakiś atak, ale ona po prostu usilnie
robiła z siebie męczennicę.
Pomogłem jej się
ubrać i spakować. Po jakiejś godzinie wielkiej histerii byliśmy w drodze
powrotnej do domu. I tak jak ona nie mogła się uspokoić, tak ja czułem się,
jakbym uwolnił się od wielkiego ciężaru. Odwiozłem ją pod jej dom. Wyciągnąłem
jej torbę z bagażnika. Patrzyła na mnie przekrwionymi oczami, jakby samym tym
błagającym spojrzeniem próbowała przekonać mnie do zmiany decyzji. Ale ja nie
chciałem nic zmieniać. Powiedziałem swoje i chciałem teraz się tego trzymać.
Dlatego pożegnałem się z nią krótko, bez większych czułości. Powiedziałem, że
było mi przykro, że tak to się musiało skończyć, życzyłem jej wszystkiego dobrego
oraz wyraziłem chęci na zostanie przyjaciółmi. Ona tylko patrzyła na mnie bez
słowa, wciąż szlochając. Zostawiłem ją tak zapłakaną i zrozpaczoną, po czym
odjechałem do domu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak lekko.
*
Cały ten tydzień
był wyjątkowo dziwny. Głównie z powodu Kasumi, która zupełnie odcięła się od
innych, nawet od Yuko i Chihiro, z którymi miała relatywnie dobry kontakt.
Wszyscy byli tym zdziwieni, a najbardziej dziwili się na to, że ona i ja nawet
nie próbowaliśmy na siebie patrzeć. Dopiero, gdy wyjaśniłem, że się rozstaliśmy
z Kasumi, wszyscy zrozumieli jej zachowanie.
– Ale to…
zerwaliście? Tak nagle? – dopytywał Hajime, pochylając się do mojej ławki.
– Nie
powiedziałbym, że nagle – odparłem. – To się raczej zapowiadało już od dawna.
Tym bardziej po ostatniej akcji z jej rodzicami.
– Aha, no tak –
wymamrotał Hajime ze zrozumieniem.
– Dziwni rodzice
to jeszcze nie powód, by z kimś zrywać – oznajmiła Yuko, nawet nie próbując
cicho mówić. Dobrze, że Kasumi akurat gdzieś wyszła, bo raczej nie chciałbym,
by musiała słuchać takich rozmów. – Pewnie więcej rzeczy się nagromadziło, hm?
– Trochę –
wzruszyłem ramionami. – Nic wielkiego.
– Dla niej to
wygląda jak cały świat – powiedział Andou, zerkając w stronę drzwi. Kasumi
akurat wróciła. Cała nasza piątka zamilkła, ukradkiem zerkając w stronę mojej
byłej dziewczyny. Nakamura sztywno usiadła na swoim miejscu. Patrzyła prosto
przed siebie, siedząc wyprostowana, jakby była na krześle elektrycznym.
Przez moment
było mi jej nawet szkoda. Ale tylko przez moment. Brzmiało to okropnie z mojej
strony, w końcu jeszcze nie tak dawno deklarowałem jej miłość, a dziś nie
czułem do niej niczego, co tak bardzo bym chciał nazwać głębszym uczuciem.
Nadszedł dzień debiutu
Haru jako pierwszoplanowej postaci. Każdy tego dnia chodził w domu
podekscytowany. Tata niemalże szlochał, przeżywając fakt, że jego córcia miała
swój poważny debiut, a ojciec powtarzał mu, żeby się nie spóźnił do teatru. Ja
sam cieszyłem się szczęściem siostry. Haru ciężko pracowała przez ostatnie
tygodnie. Dniami i nocami ćwiczyła swoją rolę, co momentami mogło irytować,
jednak nikt nie wchodził jej w drogę. Nawet Mako rozumiał, że to było dla niej
ważne i też, choć uwielbiał być w centrum uwagi, wspierał siostrę, jak tylko
potrafił. Zdaje się, że też był dumny.
To było gorące
piątkowe popołudnie. Nie dosłownie, bo szczerze powiedziawszy, na zewnątrz
padało, ale atmosfera panująca w domu była jak w ulu. Ojciec wręcz biegał
zdenerwowany, pilnując, by każdy był odpowiednio ubrany na tak ważną premierę.
Przyszykował garnitur dla siebie oraz dla taty, który, oczywiście, musiał być w
szpitalu. Ja sam wyprasowałem sobie koszulę i upewniłem się, że na ubraniu nie
miałem żadnych plam. Pomogłem też Mako z jego strojem, choć gdy tak ubierał
koszulę, to zdałem sobie sprawę z tego, że była na niego za mała. Zdaje się, że
kompletnie zapomnieliśmy o tym, że Mako wciąż rósł. Ojciec dał mu koszulę taty,
która, na całe szczęście, pasowała. Cała nasza trójka chodziła podekscytowana,
tylko nie Yoshi, która oznajmiła, że źle się czuła. Ojciec spytał się jej czy
może chce zostać w domu, ale siostra odparła, że nie może opuścić tak ważnego
przedsięwzięcia. I choć była markotna i ewidentnie blada, to ubrała się w
sukienkę i siedziała w salonie, czekając, aż my się wyszukujemy.
Tata wpadł
zdyszany do domu, gdy już zbieraliśmy się do wyjścia. Powiedział jednak, by na
niego nie czekać, tylko żebyśmy pojechali do teatru i spotkamy się na miejscu.
Zdaje się, że bardzo się postarał, żeby wyrwać się z pracy, bo jednak wszyscy
spodziewali się, że albo przyjdzie dramatycznie spóźniony, albo nie pojawi się
w ogóle. Ale nie tego dnia. Jemu również bardzo zależało na tym, by
uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu.
Dlatego ja,
ojciec, Yoshi i Mako pojechaliśmy razem do teatru. Byliśmy, oczywiście,
znacznie wcześniej niż powinniśmy być. Tata dołączył do nas pół godziny później
wraz ze zbierającym się tłumem. Niedługo później spotkaliśmy się z Yui, która
również przyszła kibicować swojej dziewczynie. W komplecie mogliśmy w końcu
zająć miejsca na widowni.
Na sali
zasiedliśmy w następującej kolejności; Yui, ojciec, Makoto, tata, ja i Yoshi.
Dzięki Harunie mieliśmy najlepsze miejsca w pierwszym rzędzie. Choć siostra
uparła się, że nie musimy nic płacić za bilety, to ojciec jeszcze bardziej się
uparł, że chce jakoś wspomóc całą sztukę i teatr. Dlatego wpłacił kilka tysięcy
na konto teatru jako darowiznę. Zabronił wspominać o tym Haru, bo wiedział, że
tylko ją to zdenerwuje. Nie chciała, by ktoś dawał jej jakieś przywileje, bo miała
bogatego ojca. Ciężko pracowała na swoją pozycję i chciała osiągnąć swój własny
poziom bez czyjejkolwiek pomocy. Jednak ojciec i tak wpłacił pieniądze, chociaż
zrobił to dopiero po tym, jak próbie w teatrze dobiegały końca, by uniknąć
jakichkolwiek nieprzyjemności.
Sztuka zaczęła
się o godzinie dziewiętnastej. Sala była zapełniona co do ostatniego miejsca,
co niezwykle nas cieszyło. Wszelkie rozmowy ustały wraz z przygaszeniem świateł
oraz skierowaniem głównych reflektorów na scenę. Haru wyszła na podest ubrana w
długi, jedwabny szlafrok oraz w cudacznym, scenicznym makijażu. Wyglądała
przemistycznie i szczerze, gdyby nie jej głos, to możliwe, że bym jej nie
poznał.
Przedstawienie
trwało i rozumiałem je mniej lub bardziej. Na całe szczęście pojawiły się sceny
humorystyczne, które widocznie rozluźniały atmosferę i wprowadzały ożywienie na
widowni. Ale Haru? Ona była niesamowita. Patrzyłem na moją bliźniaczkę jak
zaczarowany. To, jak się poruszała, jej gesty, mimika, sposób mówienia… Ona nie
grała, ona dosłownie stała się inną postacią. Wcale nie wyglądała, jakby
debiutowała jako pierwszoplanowa aktorka. Zachowywała się, jakby już od wielu
lat występowała na scenie, wcielając się w główne role i nie było to dla niej
nic nowego.
W pewnym
momencie Yoshi zerwała się ze swojego miejsca. Wywołało to poruszenie wśród
widowni, bo dość nagle wstała i wybiegła z sali. Siedziałem chwilę zupełnie
osłupiały, aż tata pochylił się do mnie i poprosił, bym wyszedł za nią. Tak też
zrobiłem. Przepraszałem wszystkie osoby, którym niechcący nadepnąłem na buty,
po czym bardzo niezgrabnie wybiegłem za siostrą. Znalazłem ją w łazience po
kilku minutach bezsensownych poszukiwań. Tak jakbym nie mógł wpaść od razu na
to, że Yoshi najpewniej będzie w toalecie. Zastałem ją wypłakującą oczy przy
muszli klozetowej. Był to jednocześnie odrobinę obrzydzający, ale i dołujący
widok. Zdaje się, że kobiety w moim otoczeniu ostatnimi czasy jakoś się zmówiły
na grupowy płacz.
– W porządku? –
spytałem. Podniosła na mnie głowę. Aż mnie coś w piersi ukuło, widząc jej
zrozpaczoną minę. – Źle się czujesz?
Przysiadłem obok
niej. Pogładziłem ją po plecach, próbując przy tym jakoś podnieść na duchu,
choć nie miałem pojęcia czy to jej coś da. Wygładziła sukienkę, pociągając
nosem.
– Jest okropnie.
– Coś się stało?
Już od jakiegoś czasu jesteś jakaś… No nie wiem. Nieswoja.
– Niedobrze mi –
oznajmiła całkiem spokojnie.
Trwaliśmy tak
kilka dłuższych sekund w ciszy. W końcu popatrzyliśmy na siebie i gdy tylko mój
wzrok spotkał się z jej, to ponownie wybuchła płaczem, chowając twarz w
dłoniach. Objąłem ją ostrożnie, nie wiedząc co jej dolegało. Całe to
rozstrojenie psychiczne i fizyczne przekraczało moje jakiekolwiek pojęcie o
kobietach. Ale zdaje się, że dobrze zrobiłem, przytulając ją. Siostra wtuliła
się we mnie, pozwalając sobie na uwolnienie się od wszelkich złych emocji.
Płakała i płakała, ale gdy się uspokoiła, to wyprostowała się, odchrząkując.
Wzięła głęboki wdech i wydech. Powoli wracała jej równowaga.
– Mogę ci coś
powiedzieć? – spytała, łapiąc mnie za przedramię.
– Pewnie.
– Ale musisz mi
obiecać, że nikomu nie powiesz. Tylko Haru jeszcze wie i… sama nie wiem, co
robić.
– Możesz na mnie
liczyć – posłałem jej ciepły uśmiech, który ona postarała się odwzajemnić.
Wzięła duży wdech ustami.
– Jestem w
ciąży.
Nie byłem pewny
czy się nie przesłyszałem. Dlatego patrzyłem na nią przez jakiś czas w
milczeniu, nie rozumiejąc co w zasadzie oznaczały te słowa. Zupełnie, jakby
przeleciały obok mnie bez jakiegokolwiek znaczenia. Jak gdyby mówiła do mnie w
obcym, nieznanym mi języku. Aż chciałem ją poprosić, żeby powtórzyła to, co
właśnie powiedziała, gdy nagle zrozumiałem. Niemalże zachłysnąłem się
powietrzem, jak tylko wszystkie informacje dotarły na właściwe miejsce.
– Żartujesz? –
wykrztusiłem. Ledwo udało mi się zapanować nad drżeniem głosu.
– Chciałabym –
zaśmiała się gorzko. Do oczu znowu napłynęły jej łzy, ale z całych sił
postarała się nie rozpłakać. I udało jej się. – Nie wiem, co mam robić. Czuję
się, jakby świat zawalił mi się na głowę.
– Nie mówiłaś
rodzicom?
– Nie – odparła
niemalże oburzona. – Nie, coś ty. Wściekną się. Tylko Haru o tym wie.
– Haru?
– Sama się mnie
spytała, co mi jest. I to ona zaproponowała, żebym zrobiła test – westchnęła
ciężko. – Nie wierzę w to, co się dzieje.
– Powinnaś
powiedzieć rodzicom.
– Wiem. Nie
myśl, że nie chcę im mówić. Muszę to zrobić. Ale tak strasznie się boję.
Wyobrażasz sobie, jak cała rodzina będzie wytykana palcami? Dziewiętnastolatka
w ciąży z nieślubnym dzieckiem.
– Wiesz, jesteśmy
adoptowanymi dziećmi dwóch gejów. Wydaje mi się, że bardziej już nie możemy być
wytykani palcami.
– No cóż…
Oboje się
zaśmialiśmy, choć bardzo gorzko. W jednej chwili pogrążyliśmy się w milczącej
zadumie. Yoshi w ciąży. Akurat wszyscy prędzej spodziewaliby się, że Haru
zrobiłaby coś takiego, ale nie Yoshi, która uchodziła za najrozsądniejszą i
najodpowiedzialniejszą z nas wszystkich. To Yoshi wszyscy najbardziej
podziwiali, ponieważ posiadała wszystkie przymioty starszego rodzeństwa.
Dlatego jej oświadczenie tak bardzo nie mogło do mnie dotrzeć. Choć powoli, z
każdą mijającą minutą, oswajałem się z tym.
Poszliśmy do
teatralnej kawiarni. Wypiliśmy herbatę, rozmawiając. Próbowałem jakoś podnieść
moją siostrę na duchu, choć tak bardzo nie wiedziałem, co powinienem zrobić.
Przegapiliśmy
większość drugiej połowy spektaklu. Wróciliśmy na salę, gdy aktorzy już się
kłaniali i wszyscy bili im brawo na stojąco. W całym tym zamieszaniu wróciliśmy
na swoje miejsca. Rodzice spojrzeli na nas odrobinę zmartwieni, jednak
wiedziałem, że nie będą teraz próbować poruszać kwestii naszego zniknięcia. Ale
to dobrze. Sam byłem zbyt mocno rozstrojony.
Wieczorem, gdy
Haru wróciła do domu, urządziliśmy małe przyjęcie z okazji jej premiery.
Oczywiście, wcześniej wyszła świętować z całym zespołem, jednak gdy tylko
wróciła, rozpoczęliśmy naszą indywidualną imprezę. Dostała nawet od rodziców
podrabianego Oscara, a Yui obdarowała ją przy wszystkich bardzo czułym
pocałunkiem. Zdaje się, że z tego Haruna ucieszyła się najbardziej. Sam nie
wiedziałem, gdzie powinienem utkwić wzrok, gdy zobaczyłem moją siostrę całującą
się ze swoją dziewczyną, ale postanowiłem nie robić z tego czegoś oburzającego.
Najważniejsze, że była szczęśliwa.
Następnego dnia
z rana mieliśmy nieprzyjemnego gościa. Akurat wszyscy już byli na nogach. W
piżamach, ale jednak. Rodzice przygotowywali śniadanie mistrzów dla całego
domostwa, w tym dla naszej aspirującej aktorki oraz jej dziewczyny, która
została na noc. Dziwnie patrzyło mi się na to, jak Haru gruchała z Yui, nie
mogąc się powstrzymać od przytulania i chichotów. One bawiły się świetnie,
Makoto nie rozumiał, dlaczego nie dostanie do picia kawy z mlekiem, choć tak
bardzo miał na to ochotę, a Yoshi siedziała cicho na kanapie, zapewne bijąc się
z myślami. Chciałem porozmawiać z nią, kiedy to niespodziewanie rozległ się dzwonek
do drzwi. Tata poprosił, żebym otworzył, dlatego to zrobiłem. Jakie moje
zdziwienie było, gdy zobaczyłem ojca Kasumi.
– Znalazłem cię,
gówniarzu – rzucił wściekle.
– Słucham?? –
wyrwało mi się. Byłem kompletnie osłupiały. Jednocześnie przeszły mnie wyjątkowo
nieprzyjemne dreszcze. Raczej nie chciałem już nigdy więcej widzieć tego
mężczyzny.
– Co zrobiłeś
mojej córce?! – warknął. O mały włos, a by mnie złapał za koszulkę. W porę się
jednak odsunąłem. – Gadaj, dzieciaku!
– Nic jej nie
zrobiłem – odparłem, nie panując nawet nad zdenerwowaniem głosu. Siłą wepchnął
się do domu, odsuwając mnie łokciem. – Proszę stąd iść. Nie zapraszałem pana do
środka.
– Mów
natychmiast! – złapał mnie za poła koszulki. Otworzyłem szeroko oczy. No nie,
zaraz miałem zostać pobity we własnym domu. Poczułem, jak świat zaczął mi
wirować przed oczami wraz z dziwnymi, czarnymi plamami. Nie tak wyobrażałem
sobie sobotni poranek.
– Co tu się
dzieje? – usłyszałem ojca. Nie widziałem go, ale słyszałem, jak niemal
podbiegał do mnie i pana Nakamury. Poczułem, jak sprawnym ruchem odpycha ode
mnie mężczyznę. O mały włos, a bym stracił równowagę.
Zdaje się, że
całe to wydarzenie musiało mnie na moment ogłuszyć. Nagle ojca nie było w domu,
jednak drzwi były otwarte i słyszałem, jak kłócił się z ojcem Kasumi. Zaraz za
nim wybiegłem, choć nie byłem pewny, co mogłem w ogóle zrobić.
– Hiro, co się
dzieje? – usłyszałem jeszcze za sobą Yoshi, nim wybiegłem na podjazd.
Ojciec Kasumi
rzucał się do mojego ojca jak taka mała, denerwująca pchła. Pan Nakamura
krzyczał, chodząc to w jedną, to w drugą stronę, jakby próbując znaleźć jakiś
słaby punkt i podejść mojego rodzica.
– Ten gówniarz…!
– Proszę
zostawić mojego syna w spokoju – powiedział w końcu ojciec suchym, a
jednocześnie bardzo stanowczym tonem. – Cokolwiek wydarzyło się między Hiroshim
a pana córką na pewno nie jest na tyle zajmujące, by robić to, co pan.
– Gówno mnie to
obchodzi! Złamał jej serce! Dzieciak musi ponieść konsekwencje!
– Bardzo mi
przykro – odparł ojciec – ale to nie jest powód, by nachodzić mojego syna i
robić takie problemy w niedzielny poranek. Niech pan wróci do domu i ochłonie.
– Pedał –
Nakamura splunął w stronę ojca. Choć sam kryłem się za jego plecami, to nagle
wezbrał we mnie gniew. Nie mogłem pozwolić na to, by ktoś znieważał moją
rodzinę. – Nie powinno się dawać dzieciaków pedałom. Nawet to honoru nie ma.
Taki ładny dom, a tu proszę. Gówno z twarogiem.
– Proszę stąd
odejść, bo będę zmuszony wezwać policję.
Ojciec twardo
zachowywał spokój. Dosłownie krył mnie samym sobą, robiąc z siebie żywą tarczę,
bo Nakamura ewidentnie próbował teraz dostać się do mnie. Pewnie chciał mi
przyłożyć, ale wiedziałem, że ojciec nigdy by do tego nie dopuścił. Ani on, ani
tata nigdy nie podnieśli na nas ręki i nie mieli zamiaru pozwolić, by ktoś obcy
to zrobił.
– Tchórz! –
krzyknął Nakamura. – Tchórz wychowany przez dewiantów! Powinno się was
wszystkich zamknąć! Na odwyk i terapią wstrząsową wybić to pedalstwo!
– Dość tego –
usłyszeliśmy za sobą. W progu domu stał tata. Nie miałem pojęcia, jak długo już
tam był, ale ewidentnie stracił cierpliwość. – Ma pan dziesięć sekund, by
opuścić posesję, jeśli nie, to dzwonię po policję – pokazał telefon z wybranym
numerem alarmowym. Brakowało jeszcze, by nacisnął zieloną słuchawkę.
– Pedały –
warknął Nakamura, tym razem spluwając w stronę taty. Ojciec aż się spiął. –
Będziesz mi grozić, cioto?
– Dziesięć –
zaczął odliczać tata, pokazując tym samym, że wcale nie żartował – dziewięć,
osiem…
Nakamura
przeklął jeszcze na całą naszą rodzinę, jednak posłusznie skierował się do
samochodu. Co jakiś czas odwracał się w naszą stronę i spluwał z pogardą.
Jednak działania taty pomogły. Wkrótce wsiadł w samochód i odjechał, choć zdaje
się, że przez chwilę zastanawiał się jeszcze, czy by nas nie przejechać.
– No
przeuroczego ma tatusia – skomentował tata, odetchnąwszy z ulgą, gdy tylko
samochód Nakamury zniknął nam z oczu.
– W porządku? –
spytał ojciec, odwracając się w moją stronę. W jednej chwili opuścił gardę.
Jednocześnie napłynęły na niego wszystkie te emocje, które wcześniej skutecznie
trzymał na wodzy. Dopiero wtedy dostrzegłem, jak cała ta sytuacja wytrąciła go
z równowagi.
– Tak. Tak mi
się wydaje. Czy z tobą porządku? Cały się trzęsiesz.
Pokręcił głową,
jakby chciał powiedzieć, że to było nic. Zaraz wróciliśmy do domu. Już dawno
nic tak nam nie rozstroiło rodzinnego weekendu. Nikt już nawet nie miał
zbytniej ochoty na śniadanie, a zwłaszcza ojciec, który tylko wziął kawę, po
czym poszedł do gabinetu pod pretekstem pracy. Ja sam nie wiedziałem, w jaki
sposób mam to wszystko skomentować i wyjaśnić, dlaczego w zasadzie ta sytuacja
miała miejsce. I po prawdzie, nie rozumiałem, dlaczego to musiało się wydarzyć.
Nikt mnie nigdy nie uprzedził, że ojcowie niektórych dziewczyn mogli zachowywać
się tak szalenie. Choć pewnie po moim pierwszym spotkaniu z ojcem Kasumi nie
powinno mnie to mocno zaskakiwać.
– Co to w
zasadzie było? – spytał Mako, gdy jedliśmy śniadanie bez ojca.
– Powód, dla
którego każemy ci nie otwierać nikomu drzwi, gdy jesteś sam – odparł tata
ostro, ucinając tym samym dalsze pytania swojego najmłodszego dziecka.
Zerknąłem na
Makoto, który w jednej chwili spuścił wzrok na talerz. Zdaje się, że jemu też
zabrakło apetytu.
Wkrótce Yui i
Haru wyszły z domu. Yoshi zniknęła niedługo później, pewnie poszła spotkać się
z Ryu. Mako też nie mógł znieść tej przytłaczającej atmosfery, dlatego zaszył
się w swoim pokoju. Miałem zamiar pójść w ślady brata, kiedy to tata poprosił
mnie, bym został, gdy już szykowałem się do ewakuacji. Chciał porozmawiać.
Przełknąłem nerwowo ślinę. Wiedziałem, że to wcale nie będzie miła pogawędka.
Usiadłem przy
wyczyszczonym, po jakże grobowym śniadaniu, stole. Tata usiadł naprzeciw mnie,
patrząc mi przy tym prosto w oczy. Jak zwykle w takiej sytuacji poczułem, że
się czerwienię, choć pewnie nie miałem ku temu specjalnego powodu. Jednak
spojrzenie taty mogło działać na mnie w przytłaczający sposób.
– Mógłbyś mi
wyjaśnić, co to było? – spytał.
– Co? To…?
– Ta sytuacja z
rana. Cała ta awantura, która miała miejsce na podjeździe.
– Cóż. To był
ojciec Kasumi, pan Nakamura.
– Tego już się
sam domyśliłem. Chcę tylko, żebyś mi wyjaśnił, dlaczego tutaj się pofatygował i
był przy tym tak wściekły.
– A więc –
odchrząknąłem – rozeszliśmy się z Kasumi. Choć nie sądzę, by to
usprawiedliwiało jego zachowanie.
Tata popatrzył
na mnie uważnie. Czułem się zupełnie tak, jakby prześwietlał przy tym całą moją
duszę na wylot. Zdaje się, że na kilometr czuł, że zasłaniałem się jakimiś
półprawdami, bo niemożliwe było, by ktoś tak się zachowywał przez zwykłe
rozstanie.
– Też w to
wątpię – przyznał. – Mam nadzieję, że nie wpłynie to mocno na wasze relacje
koleżeńskie w szkole.
– Możliwe, że
już wpłynęło – posłałem mu blady uśmiech. – Nie odzywamy się do siebie i
ogólnie jest niezręcznie.
– No cóż, w
końcu dopiero co zerwaliście. Byle nie wyniknęło z tego większe zamieszanie.
– Żeby jej
ojciec nie wpadł na to, by odwiedzić mnie w szkole.
– Och! Nawet tak
nie mów! – w ogóle nie krył oburzenia. – To było okropne. Przysięgam, tylko by
tknął któreś z was, a osobiście wytargałbym go po jakiejś chropowatej
powierzchni. Gdyby doszło do takiej sytuacji, że przyszedłby po ciebie do
szkoły, to masz to komuś zgłosić lub po nas zadzwonić. Nie pozwolę, by ktoś
podnosił na was rękę.
Postanowiłem nie
wspominać tacie o tym, że pan Nakamura w zasadzie był bliski temu, by mi
przyłożyć w twarz i złapał mnie za koszulkę. Byłem pewny, że tata wtedy by nie
odpuścił i postarałby się, by ojciec Kasumi poniósł za wszystko konsekwencje.
Nie miałbym nic przeciwko, by już teraz ktoś się nim zajął, jednak postanowiłem
nie poruszać tego tematu w domu. Chociaż nie oznaczało to, że miałem zamiar
odpuścić Kasumi to, co zrobiła. To ona musiała nagadać niewiadomo czego swojemu
ojcu i to ona musiała dać mu mój adres.
Dlatego w
poniedziałek, gdy tylko zobaczyłem Kasumi na szkolnym korytarzu, poprosiłem ją,
by ze mną porozmawiała. Zrobiła to niechętnie, ale i ja nie ukrywałem, że wcale
nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Nie kryłem się też z tym, że byłem
zdenerwowany sobotnimi wydarzeniami. Czułem, jak wypełniała mnie złość. Patrząc
tak na nią czułem wielką ochotę złapania ją za ramiona i potrząśnięcia nimi lub
też uderzenia jej. Byłem zirytowany samym jej widokiem i postawą. Jej
przydługa, przetłuszczona grzywka zakrywająca twarz, spojrzenie stęsknione za
rozumem, znoszony mundurek i krótkie, obgryzione paznokcie. Nie mogłem
uwierzyć, że kiedyś uważałem ją za uroczą i atrakcyjną. Obecnie nigdy bym się
nawet nie zbliżył w taki sposób, w jaki to zrobiłem wcześniej. Musiałem być po
prostu mocno napalony.
– Wyjaśnij mi,
po co nasłałaś swojego ojca na mój dom – rzuciłem, zakładając ręce na piersi.
Nawet nie próbowałem być miły czy taktowny. Jak mogłem w ogóle odnosić się do
niej z szacunkiem po tym, co się wydarzyło w weekend.
– Nie atakuj
mnie – wymamrotała płaczliwie. Zamrugałem kilkakrotnie w zupełnym osłupieniu.
Poczułem też, jak moja irytacja urasta do gargantuicznych rozmiarów i ledwo
udało mi się pozostać opanowanym. Wiedziałem, że jeśli podniosę na nią głos lub
zrobię cokolwiek innego, to ona idealnie to wykorzysta, by zrobić z siebie
ofiarę.
– Nie atakuję
cię – odparłem spokojnie, biorąc uprzednio głęboki wdech. – Po prostu chcę
wiedzieć, dlaczego to zrobiłaś. Rozumiem, że się rozstaliśmy, ale nasyłanie
rodzica to przegięcie. Jeśli chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć lub planowałaś
zwrócić na siebie uwagę, to gratuluję, masz właśnie całą moją atencję.
W oczach stanęły
jej łzy. Nawet się tym nie przejąłem. Jak okrutne to było z mojej strony, że
doprowadzanie do łez zwykłej dziewczyny w żaden sposób mnie nie poruszało.
Byłem jak betonowy mur, w który ktoś mógł walić z całej siły, ale na mnie to i
tak by nie zrobiło wrażenia.
– Czemu musisz
być taki niedobry – zaczęła ocierać łzy dłońmi. – To ty znalazłeś kogoś innego
i teraz… teraz ja za to obrywam.
– Za nic nie
obrywasz. I nikogo innego nie znalazłem. Zrozum po prostu, że do siebie nie
pasujemy i jakieś twoje urojenia, by zrobić ze mnie złego kolesia nic ci nie
dadzą. Uspokój swojego ojca, bo następny taki wyskok skończy się policją.
Rozumiesz?
Pokiwała głową.
Coś wewnątrz mnie mówiło, że na tym wcale się nie skończy. Niczego tak bardzo
nie chciałem, jak uniknięcia tak niebezpiecznych sytuacji. Byłem jednak
świadom, że jeśli Kasumi nic nie zdziała ze swoim ojcem, to ja też nic nie
wskóram. Uznałem, że nie będę dłużej sam siebie zadręczał jej obecnością i
poszedłem na lekcje.
Po zajęciach ja
i Haru spotkaliśmy się z Yoshi na obiedzie. Nasza starsza siostra wyglądała na
wyjątkowo przygnębioną i doskonale wiedzieliśmy dlaczego. Z początku staraliśmy
się nie poruszać tego jednego, nieprzyjemnego tematu, ale rozmowa samoistnie
potoczyła się w kierunku ciąży.
– Wiesz już
może, co masz zamiar zrobić? – spytała Haru, znacząco zerkając na brzuch Yoshi.
Poczułem, jak płoną mi uszy. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale w jednej chwili
poczułem się naprawdę skrępowany.
– Nie – odparła
Yoshi. Pokręciła głową, wzdychając ciężko. – Nie wierzę, że to się dzieje
naprawdę.
– Masz dwie
opcje, co nie – odchrząknęła moja bliźniaczka.
– Błagam cię,
nie zaczynaj.
– Myślę, że
najpierw i tak powinnaś powiedzieć o tym rodzicom – oznajmiłem nieśmiało. –
Wiesz, nasze wsparcie, a ich…
– Ojciec tego
nie przeżyje – oznajmiła Haru, popijając przy tym swojego shake-a ze słomki.
– Nie pocieszasz
mnie, do cholery.
– Wyrażaj się
przy dziecku.
– Formalnie to
nie dziecko, tylko zlepek komórek, kształtujących… – zacząłem.
– Hiroshi! –
jęknęły obie moje siostry jednocześnie. Błyskawicznie przestałem mówić.
– Nieważne co
to, ważne jest to czy chcesz to zatrzymać – rzuciła Haru szorstko, ale za to
dobitnie. Yoshi wlepiła spojrzenie w swoje frytki.
– Nie wiem –
przyznała. – Wolałabym nie. Nie czuję się na siłach.
– No to
załatwione. Znajdziemy ci klinikę i nawet nic nie musimy mówić rodzicom.
– Chwila moment.
Mówisz teraz o aborcji? – wtrąciłem dość niepewnie.
– No tak –
odparła Haru, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość.
– To raczej
najrozsądniejsze wyjście – przyznała Yoshi. – Sama o tym już myślałam. Na pewno
nie chcę być w ciąży i mieć dziecka. To mnie przerasta.
– Ale to… chcesz
zabić dziecko?
– Jeszcze przed
chwilą powiedziałeś, że to zlepek komórek – warknęła Haru w moją stronę. –
Zdecyduj się może, co?
– Przepraszam.
Po prostu nie sądziłem, że to pójdzie w tę stronę.
Obie moje
siostry spojrzały na mnie, jakbym był duchem. Ja sam poczułem, jak cały się
czerwienię, bo miałem świadomość, jak głupie było to, co powiedziałem. Czysty
idiotyzm z mojej strony. Niby uchodziłem za to mądrzejsze dziecko, ale sam
siebie potrafiłem szokować różnymi głupotami, jakie wypowiadałem.
– Zdecydowanie w
tę stronę – oznajmiła Yoshi.
– Ale wydaje mi
się, że Hiro jednak ma rację. Powinnaś powiedzieć rodzicom.
– Zamordują
mnie.
– Czyli problem
sam się rozwiąże! Swoją drogą, co na to Ryu?
– Ryu? My… Hm… –
Yoshi zrobiła się czerwona na twarzy. Skrzywiła się przy tym, jakby zjadła coś
kwaśnego.
– Powiedziałaś
mu? – spytałem, nieznacznie pochylając się w jej stronę.
– Tak –
wykrztusiła łamiącym się głosem. Zaraz ukryła twarz w dłoniach, zalewając się
łzami.
Haru przysunęła
się do niej, obejmując siostrę ramieniem. Zrobiłem to samo z drugiej strony.
Yoshi płakała przez dłuższy czas, nie mogąc się uspokoić. Haru nawet posłała mi
spojrzenie pełne zmartwienia i ja sam nie byłem jej dłużny. Nie mieliśmy
pojęcia, co zrobić lub powiedzieć.
– Mam go
potrącić? – spytałem, ostrożnie gładząc Yoshi po plecach. Haru ledwo
powstrzymała się przed tym, by nie parsknąć śmiechem.
– Mógłbyś? –
Yoshi podniosła na mnie głowę. Była cała czerwona i zapłakana. Wyglądała
okropnie, jakby ktoś ją przytargał przez wszystkie możliwe plagi.
– No jasne.
Wszystko dla ciebie.
– Ja go dopadnę
z drugiej strony, gdyby udało mu się wyślizgnąć – dodała Haru, poprawiając
Yoshi włosy. Odgarnęła jej niesforne kosmyki z twarzy i przygładziła całą
fryzurę. – Nie wyjdzie z tego cało.
– Jesteście
cudowni – pociągnęła nosem. Zaraz westchnęła głęboko, prostując się. Zdaje się,
że potrzebowała chwili załamania, by zaraz znów być sobą. – Zdenerwował się
bardzo. Powiedział, że to niemożliwe, że to jego dziecko. No i się rozeszliśmy.
– Definitywnie
go potrącę – rzuciłem, wcale nie kryjąc złości.
Yoshi
postanowiła powiedzieć o całej tej sytuacji rodzicom tydzień później w weekend.
Nie miałem do końca pojęcia, jak konkretnie przebiegła cała ta rozmowa, bo
spotkałem się tego dnia z Shionem, a później z Andou i Hajime, by
przedyskutować pewne sprawy związane z imprezą na koniec roku szkolnego.
Planowaliśmy spotkać się z kilkoma jeszcze osobami u Hajime, a później pójść
całą klasą do klubu. Pomysł ten bardzo mnie ekscytował, bo szczerze
powiedziawszy jeszcze nigdy nie byłem w żadnym klubie. Byłem zatem dość nakręcony.
Ale wracając do Yoshi, siostra nareszcie odważyła się powiedzieć im o
wszystkim. Pokrótce wiedziałem, że obaj nasi ojcowie dość mocno to przeżyli. Od
Haru dowiedziałem się jeszcze, że się pokłócili, ale nie była pewna, o co
dokładnie. W każdym razie, sytuacja z Yoshi była dla nich zapalnikiem do kłótni
o coś, co ewidentnie im leżało na wątrobie już od jakiegoś czasu. Nazajutrz po
całym tym zdarzeniu zastałem ojca wychodzącego z sypialni dla gości, w której
ewidentnie spał. Jak się okazało później, tata tego dnia poszedł do pracy,
chociaż powinien mieć wolne. Nie rozmawiali ze sobą przez blisko tydzień, ale
na szczęście obaj potrafili dojść ze sobą do porządku, gdy przyszedł dzień
zabiegu Yoshi. Zrobili wszystko, by ich córka nie czuła się w ogóle zaniedbana
czy odrzucona. Tak jak przez ostatnie dni czułem się, jakby miał porazić mnie
prąd przez samo przebywanie z nimi, tak następnego dnia atmosfera wyraźnie się
rozrzedziła. W domu nareszcie dało się oddychać. Również Yoshi, choć
spodziewałem się po niej czegoś innego, stała się wyraźnie weselsza. Nie miałem
pojęcia, czego mógłbym dokładnie oczekiwać po kobiecie, która dopiero co miała
aborcję, ale moja siostra była wyraźnie ogarnięta ulgą. Byłem tym nieco
zmieszany, jednak w głębi duszy cieszyłem się wraz z nią.
Oczywiście, nie
obyło się bez problemów. Kilka dnia po tym wpadł do nas Ryu. Dobijał się do
drzwi, aż ojciec mu otworzył. Wtedy to dopiero się zaczęło. Szczerze? Przestałem
się dziwić na tak wyolbrzymioną reakcję pana Nakamury, bo mój ojciec nie
zachował się wcale lepiej. Gdyby nie ja i Haruna, to Ryu prawdopodobnie
musiałby zbierać wszystkie zęby z podjazdu. Nie wiedziałem też czy chłopak
mojej siostry miał jaja lub też był po prostu tak głupi, by przychodzić tu po
tym wszystkim. Po tym, jak wyparł się Yoshi i tego, że to z nim zaszła w ciążę.
To chyba najbardziej rozwścieczyło ojca w całej tej sytuacji. Już nie mówiąc o
fakcie, że ten byle jaki chłopaczyna miał czelność zapłodnić jego ukochaną
córkę. Choć wydawało mi się, że gdyby Haru znalazła się w podobnej sytuacji, to
również byłby zdolny do czynów zabronionych prawnie.
W każdym razie,
wszystko składało się na to, że Ryu czekała tu pewna śmierć. A on i tak
przyszedł! Całym sobą pragnąłem wierzyć w to, że on po prostu tak bardzo kochał
Yoshi, że nie mógł znieść tego, co jej zrobił. W głębi duszy byłem jednak
świadomy tego, że było to zachowanie nic nieznaczącego szczura, który był
zagubiony w ściekach i szukał z nich wyjścia. To jednak nie mogło się udać.
– Wspaniała
pogoda – oznajmił Shion, wyciągając się na kocu. Byliśmy razem w parku i
popijaliśmy oranżadę. Mógłbym przysiąc, że gdyby jeszcze zaczął się sezon
kwitnienia wiśni, to byłby jeden z najbardziej romantycznych momentów w moim
życiu. Co prawda, na drzewach dało się dostrzec coraz więcej kwiatowych pąków,
jednak daleko im jeszcze było do kwitnienia.
– Prawda? –
westchnąłem, kładąc się obok niego. Leżeliśmy tak obaj przez jakiś czas,
wsłuchując się w szum wiatru oraz przytłumione dźwięki miasta.
– Chcemy iść
później do zoo? – spytał.
– Hm? Do zoo?
– Póki jest
ładna pogoda – zamruczał zadowolony. Słońce przyjemnie ogrzewało nasze twarze.
– Czemu nie –
odparłem, podkładając ręce pod głowę. – Prawie jakbyśmy byli na randce.
– A to nie
randka?
– A to randka?
– A nie? –
zaśmiał się. – Wydawało mi się, że oficjalnie możemy już nazywać nasze
spotkania randkami.
– No dobra,
niech będzie randka.
– Huh! – zerwał
się do siadu. – Okropnie to powiedziałeś!
– Przepraszam –
parsknąłem śmiechem. Shion zaraz mi zawtórował. Zdaje się, że właśnie powoli, choć
bardzo skutecznie, zakochiwałem się w nim jeszcze mocniej.
To było zupełnie
inne uczucie, od tego, które towarzyszyły mi przy Nakamurze. Shion był
dojrzalszy. Poza tym, był mężczyzną i do wielu rzeczy podchodził mniej
emocjonalnie. Oczywiście, nie chodziło mi o to, że się na przykład czymś nie
ekscytował. Po prostu w jego zachowaniu była widoczna taka typowa męska
szorstkość, która jednak bardzo mi odpowiadała. Poza tym, nie gniewał się na
mnie, gdy nagle robiłem coś, co kobiecie mogło się wydać dziwne. Wprost
przeciwnie, rozumiał mnie, w końcu sam był mężczyzną. Może dlatego czułem się
przy nim tak swobodnie. Jakbym był w domu. Poza tym, był ode mnie starszy i
miałem wrażenie, jakby momentami prowadził mnie za rękę, bym się nie zgubił.
Jakbym był dzieckiem, a on moim rodzicem. Do pewnego stopnia było to przyjemne
uczucie, bo ewidentnie miałem w nim oparcie, choć z drugiej strony było mi
momentami wstyd za siebie samego. Ale jemu to nie przeszkadzało. Shion był
cierpliwy, odzywał się wtedy, kiedy powinien, a jego milczenie w żaden sposób
mi nie ciążyło. Nareszcie czułem przy kimś to coś.
Poszliśmy do
zoo, tak jak zaproponował. Chyba ostatni raz byłem w zoo w szkole podstawowej i
skończyło się to tak, że małpa ukradła mi torebkę orzeszków, sycząc przy tym na
mnie wrogo. Miałem po tym małą traumę. Chociaż przy Shionie nie czułem żadnego
zdenerwowania, gdy przechodziliśmy obok wybiegu z małpami. Wprost przeciwnie.
Czułem się wyjątkowo zrelaksowany przez cały dzień. Miałem wrażenie, że w tę
jedną sobotę ktoś wrzucił mnie bo basenu wypełnionego miękkim puchem. Pływałem
tak w nim, delektując się każdą minutą.
Wracając do domu
myślałem o Shionie. Całą kolację i resztę wieczoru też nie mogłem przestać o
nim myśleć. Kąpałem się i gdy tylko przymknąłem oczy, miałem przed sobą jego
uśmiechniętą, dorosłą twarz. Kładłem się spać z ciepłym uczuciem, że ewidentnie
chcę już zawsze przy nim być.
Nie oznaczało to
jednak, że całe moje życie stało się nagle romantyczną sielanką. Dalej
chodziłem do szkoły i robiłem wszystko, by utrzymać jak najlepsze wyniki. Nie
mogłem odpuścić. Choć musiałem przyznać, że w jednej kwestii przestałem być aż
tak zdeterminowany – Tokio. Chciałem koniecznie dostać się na uniwersytet
tokijski, ale nagle to pragnienie zaczęło słabnąć. Z jednego powodu, którym
był, oczywiście, Shion. Myśl o tym, że nie mógłbym się z nim zobaczyć przez
długi czas lub zaprzepaścić to, co między nami się tworzyło, doprowadzało mnie
do jakiejś dziwnej paniki. Dlatego marzenie o Tokio zaczęło stawać się dla mnie
coraz bardziej odległe i wyblakłe. Z drugiej strony ogarniał mnie strach przed
tym, że zawiodę rodziców, jeśli zdecyduję się na studia w Sapporo. Oboje
wiedzieli, że od początku celowałem w Tokio i rozpierała ich duma, że miałem
tak wysokie ambicje. Nie chciałem ich rozczarować.
Myśląc o tym
wszystkim, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że czas niespodziewanie
przyspieszył. Był środek wiosny. Do egzaminów końcowych zostały dwa miesiące, a
tym samym do zakończenia roku szkolnego. Wszystkie uczucia kotłowały mi się w
żołądku i wydawało mi się, że gdyby ktoś niechcący trącił mnie w brzuch, to
zwymiotowałbym tym, co we mnie siedziało. Emocje gniotły się we mnie,
wypychając się wzajemnie, choć ostatecznie żadne nie dominowany. Nigdy jeszcze
w całym moim życiu nie byłem tak skonfliktowany sam ze sobą. Nie wiedziałem, co
powinienem ze sobą zrobić. Dlatego postanowiłem poradzić się o to któregoś z
rodziców. Z początku chciałem porozmawiać z ojcem, jednak nigdzie nie mogłem do
znaleźć.
– Pojechał z
Yoshi, Haru i Mako na zakupy. Mamy jutro spotkanie z tym amerykańskim
przedsiębiorcą, więc pewnie będzie szukać nowej koszuli – oznajmił tata, gdy
spytałem się go, gdzie podział się jego partner. Siedział w gabinecie i
pracował. Popatrzyłem na biurko, które tradycyjnie było zawalone najróżniejszymi
papierami, dokumentami i listami. Nieważne jak bardzo się starali, domowy
gabinet był najmniej zorganizowanym pomieszczeniem w tym domu.
– Rozumiem.
– Chciałeś coś
może?
– Nie. To nic –
pokręciłem głową, chcąc się już wycofać. – Złapię go później.
Podniósł na mnie
głowę. Poprawił okulary, które nieznacznie zsunęły mu się z nosa. Twarz taty
wyrażała zmęczenie, ale w jego oczach dostrzegłem zalążek wścibskiej
ciekawości. Zdaje się, że marzył o tym, by znaleźć jakikolwiek pretekst, by
choć na minutę oderwać się od pracy.
– Jeśli chcesz,
możesz porozmawiać o tym ze mną.
– Nie wiem czy
powinienem.
Zmrużył oczy,
przyglądając mi się podejrzliwie.
– Dlaczego?
– Wydaje mi się,
że nie będziesz ze mnie dumny.
– Bzdury
wygadujesz. Cokolwiek się dzieje, możesz mi to powiedzieć.
– Chodzi o to… O
studia. O medycynę.
– Aha. Coś się
zmieniło w twoich planach?
– Sam nie wiem –
przysiadłem na krześle naprzeciw taty. Czułem, jak kolana zaczęły mi drżeć ze
zdenerwowania. – Chcę iść na medycynę. Bardzo chcę. I naprawdę robię wszystko,
by się dostać.
– Wiem. Ciężko
na to pracujesz. Szczerze mówiąc, bardzo cię podziwiam za tę determinację i
systematyczność.
– Tak. Dziękuję
– odchrząknąłem. – Ale nie wiem… Nie wiem dokładnie, gdzie chcę iść.
– Celem było
Tokio.
– Tak. Wiem. Tokio
zawsze jest na pierwszym miejscu. Tylko nie jestem pewny czy dalej chcę iść do
Tokio – spojrzałem na niego spode łba. Nie byłem pewny czy właśnie zaczynałem
go rozczarowywać, czy może jednak jeszcze była w nim jakaś nadzieja.
– Gdzie zatem
chciałbyś pójść?
– Może… może
Sapporo.
Między nami
zapadło milczenie tak ciężkie i jednoznaczne, że aż słyszałem, jak zegarek na
jego nadgarstku tykał, odliczając kolejne sekundy, tej patowej ciszy. Zakręciło
mi się w głowie ze stresu. Wiedziałem, że tata właśnie próbował zrozumieć, co
do niego powiedziałem i co w zasadzie oznaczały te słowa. Cały czas między nami
była mowa o Tokio, nie o Sapporo. Sapporo mogło być ostateczną ostatecznością,
gdybym przypadkiem nie dostał się na żaden z wybranych uniwersytetów. Sapporo
było końcem świata.
– Sapporo? –
powtórzył po mnie tępo i bardzo niepewnie. – Sapporo?
– Tak.
– Dlaczego?
Poczułem, że
robię się czerwony na twarzy. To pytanie było przesiąknięte jednym wielkim
zawodem. Zupełnie jak napęczniała gąbka, z której woda aż ciekła. Słowa taty
nieprzyjemnie wybrzmiewały w moich uszach przez kilka długich sekund, jakbym
wsadził głowę do dzwonu i ktoś uderzył w niego z całej siły.
– Byłbym na
miejscu, więc byście się nie martwili – rzuciłem pierwszą marną wymówkę, na
jaką wcześniej wpadłem. – Poza tym, Mako potrzebuje często pomocy z lekcjami,
więc nie byłoby z tym problemu. No i… no i…
– Mako da sobie
radę – odparł, nie kryjąc przy tym wzburzenia, które w nim urosło.
– I nie jestem
pewny czy odnajdę się w Tokio. To wielka metropolia, więc…
– Czy za tą
decyzją kryje coś… ktoś? – spytał, przerywając mi i zupełnie ignorując moje
wcześniejsze słowa.
– Ktoś?
– Pytam czy jest
może ktoś, na kim ci zależy. Bo to brzmi tak niedorzecznie, że aż nie chce mi
się wierzyć.
Zacisnąłem usta
w wąską linię. Tata przyglądał mi się uważnie i już nie wiedziałem, co czuł.
Czy był rozczarowany, czy może jednak to wszystko było mu obojętne i tylko
chciał znać mój powód. Jego postawa nie wyrażała wiele.
– Nie wiem. To…
uhm – westchnąłem ciężko, zakrywając twarz dłońmi. Nie byłem w stanie spojrzeć
mu w oczy. Pokiwałem głową. Usłyszałem, jak wzdycha.
– Zakochałeś
się?
– Nie wiem –
przyznałem.
– Gdybyś się nie
zakochał, to nagle nie zmieniałbyś tak istotnej decyzji.
Popatrzyłem na
niego. Zdaje się, że nie miałem innego wyboru, jak przyznać mu się do
wszystkiego.
– To nie tak, że
zmieniam decyzję. Nadal chcę studiować medycynę. Chcę być lekarzem. Ale… ale on
– przygryzłem dolną wargę, kręcąc lekko głową. – Nie chciałbym go stracić.
Ekspresja taty
niespodziewanie zmieniła się z neutralnej obojętności na mocne zaskoczenie.
Otworzył szerzej oczy i nie wiedziałem czy chodziło o to, że mówiłem o
mężczyźnie lub też o fakt, w jaki sposób mu o tym powiedziałem. Jednakże, w
jego spojrzeniu było coś ciepłego i nostalgicznego. Jakby rozumiał, o co mi
chodziło. Podniosło mnie to odrobinę na duchu.
– Tak ważny jest
dla ciebie ten chłopiec?
– Bardzo go
lubię.
– Lubienie kogoś
nie jest wystarczające, by nagle zmieniać tak istotne decyzje. Rozumiem, że
możesz czuć do niego sympatię, ale nie chciałbym, żebyś przez zakochanie
stracił szansę na lepszą przyszłość. Związki w jednej chwili są i w drugiej się
rozpadają, a pewnym rzeczy nigdy nie cofniesz.
Coś mnie zakuło
w piersi. Było mi niezręcznie słuchając tych jakże szorstkich, ale równocześnie
prawdziwych słów. Wiedziałem, że tata mówił to z troski. W końcu uczucia w młodym
wieku mogły być niestałe i delikatne.
– Ale jeśli tak
bardzo chcesz, to nie będę cię odwodzić od tej decyzji – powiedział nagle.
Mimowolnie się ożywiłem na te słowa. – Obiecaj mi coś jednak, dobrze? Podejdź
do egzaminu wstępnego w Tokio. Nawet jeśli nie zdecydujesz się tam studiować.
Zrobiłbyś to dla mnie?
– Oczywiście –
odparłem bez wahania. Po prawdzie, nie miałem zamiaru rezygnować z podejścia do
egzaminu wstępnego. Po prostu bałem się powiedzieć tacie, że możliwe, że wcale
nie podejmę studiów w Tokio.
– A ten chłopiec
– zagaił, wyciągając się wygodnie – jaki on jest?
– Jest wspaniały
– odparłem z wielkim entuzjazmem. Sam fakt, że mogłem komuś powiedzieć o
Shionie wprawił mnie w nieopisaną euforię, co nie uszło jego uwadze. – Jest taki…
taki… jedyny w swoim rodzaju. Ma do mnie tyle cierpliwości i w ogóle jest taki
spokojny. Ale ma też poczucie humoru. Mógłbym się przy nim bez przerwy śmiać i
w ogóle mnie to nie krępuje. Czuję się przy nim tak swobodnie i tak bardzo… tak
bardzo chciany.
Urwałem, nie
mogąc złapać oddechu. Tata patrzył na mnie, podpierając policzek na dłoni.
Uśmiechał się przy tym, może z lekkim pobłażaniem, ale i z ciepłem.
– Cieszę się, że
poznałeś kogoś takiego – oznajmił z nieukrywaną szczerością.
– Ja też. Bardzo
mnie to cieszy. Swoją drogą, tato.
– Tak?
– Ty nigdy nie
miałeś takich rozterek? No wiesz, z tobą i twoim partnerem.
– A co? Masz
zamiar za niego wyjść?
– Nie o to mi
chodzi – poczułem, że się czerwienię. Jakoś do głowy mi nie przyszło, że
mógłbym kiedykolwiek być z kimś w stałym, formalnym związku. – Mam na myśli
okres, gdy ty studiowałeś.
– Och, oczywiście,
że miałem multum rozterek. W pewnym momencie nie byłem nawet pewny czy wciąż
chcę być z waszym tatą. To było jak przejazd na kolejce górskiej. I chyba
przepłakałem morze łez.
To stwierdzenie
odrobinę wgniotło mnie w podłoże. Nigdy tak naprawdę nie widziałem, by
którykolwiek z moich ojców kiedykolwiek płakał. Tym bardziej tata, który na co
dzień pracował w niemalże ekstremalnych, szpitalnych warunkach, gdzie wszystko
mogło się zdarzyć. To on był tą osobą, która zawsze miała emocje na wodzy. Dlatego
tak bardzo mnie to zaskoczyło.
– Jakoś trudno
mi to sobie wyobrazić.
– Naprawdę? –
zaśmiał się. – Okropnie zawsze wszystko przeżywałem i mówiąc szczerze… hm… Wasz
tata nie był wcale najprostszą osobą do tworzenia związku. Wbrew wszelkim
pozorom.
– Mówisz
poważnie? Gdy patrzę na was teraz, to… no. Nigdy bym nie powiedział, że coś
kiedykolwiek mogło być nie tak.
– Wiele rzeczy
było nie tak. Mnóstwo. Kilka razy się rozchodziliśmy. Ale cały sekret tkwi w
tym, że naprawdę chcieliśmy ze sobą być i robiliśmy wszystko, by ten związek
przetrwał. Włożyliśmy mnóstwo pracy w to, co teraz mamy i chyba mogę powiedzieć,
że jestem z nas dumny. Szczególnie jestem dumny z Yuu, bo wiem, ile przeszedł,
by być odpowiedzialnym partnerem i waszym ojcem.
Poczułem dreszcz
przebiegający mi po plecach. Tata pierwszy raz nazwał ojca po imieniu, dlatego
było to dla mnie osobliwe. Oczywiście, oni sami zwracali się do siebie po
imieniu, ale nigdy jeszcze żaden nie powiedział czegoś o drugim, mówiąc to tak
swobodnie. Rodzice to byli rodzice i tego od zawsze ściśle się trzymaliśmy.
Mowy nie było, że którekolwiek z nas zwróciło się do nich po imieniu, dlatego
ten swobodny ton taty, jakby rozmawiał ze znajomym, odrobinę mnie przytłoczył.
– To dobrze –
wymamrotałem. – Cieszę się.
– No, a jeśli
chodzi o tego chłopca – odchrząknął. – Miło byłoby go kiedyś poznać, jeśli jest
dla ciebie tak ważny. Jak on ma w zasadzie na imię?
– Shion.
– Shion! –
powtórzył zachwycony. – Jakie przepiękne imię!
Czułem się,
jakbym niemalże otrzymał błogosławieństwo od taty. Cieszyłem się, że
zaakceptował moją decyzję. Wiedziałem, że wcale nie było to dla niego proste,
ale byłem wdzięczny, że miał w sobie tyle zrozumienia. Cóż, w takim wypadku nie
pozostawało mi nic innego, jak przedstawić Shiona rodzinie.
Okazja do
przedstawienia rodzinie chłopaka, który podbił moje serce, nadarzyła się dwa
tygodnie później. Rodzice urządzali grilla dla znajomych. Na imprezie miała
zjawić się ciocia Hikari z Fumiko i Asahim, były pan inspektor Kurogane oraz
znajomy taty ze szkoły, a jednocześnie były piłkarz Kanegawa Natsuo. Dodatkowo,
na grilla miał wpaść amerykański przedsiębiorca, którego firma rozpoczynałą
współpracę z firmą ojca. Obcokrajowiec miał wpaść w towarzystwie swojej żony,
Japonki. Tata był zmieszany po pierwszym spotkaniu z Amerykaninem, ale
zakładałem, że pewnie chodziło o różnice kulturowe. Gdy wspomniałem Shionowi o
tym, kto miał przyjść, to nie mógł wyjść z podziwu, że miały nas odwiedzić
takie osobistości. Ja sam czułem ekscytację na tak takie niemalże rodzinne
spotkanie. Dodatkowo cieszyłem się, że Shion miał poznać moją rodzinę. Choć po
prawdzie, stresowałem się również tym, w jaki sposób on zareaguje na całe to
pokręcone towarzystwo. Nie chciałem, by może przestraszył się mojego
rodzeństwa, które potrafiło zachowywać się w osobliwy sposób.
– Ci twoi
amerykańscy przyjaciele chyba nie pogniewają się na brak steków? – zwrócił się
tata do ojca, wykładając przy tym specjalną, grillową zastawę na kuchenne
szafki. Ja sam siedziałem przy wyspie, zawijając serwetki. Choć był poranek, to
wszyscy już byli na nogach, szykując się do popołudniowej imprezy.
– Nie wiem – odparł
ojciec, ostrząc nóż.
– Wiesz, że nie
znoszę steków.
– Pół życia nad
tym ubolewam.
Mimowolnie
parsknąłem śmiechem na tę wymianę zdań. Obaj w tym samym momencie przerwali to,
co robili i spojrzeli na mnie zdziwieni. Zwykle zachowywałem względną powagę nawet
wtedy, gdy mówili jakieś zabawne rzeczy. Dlatego bardzo zaskoczyło ich, gdy
niespodziewanie zacząłem chichotać. Ja sam nie wiedziałem, czemu aż tak
zareagowałem na tak prosty dialog, ale zwyczajnie nie mogłem pohamować swojego
dobrego humoru.
– A ty co? –
rzucił do mnie ojciec podejrzliwie.
– Ach! Hiro
dzisiaj przedstawia nam swojego chłopaka – powiedział tata, pochylając się
znacząco w stronę swojego męża. Ja sam poczułem, że się czerwienię ze wstydu,
ale nie mogłem przestać się głupkowato uśmiechać.
– Co proszę?! –
ojciec zaczął przeskakiwać wzrokiem to z taty, to na mnie. To, że był
zdziwiony, było niewystarczającym określeniem.
– To, co
słyszałeś – odpowiedział tata, klepiąc ojca w plecy. – Skończyłeś z tym nożem?
– Ale jaki
chłopak? Mówimy o tym chłopaku?
Pokiwałem głową,
potwierdzając tym samym jego domysły. Ojciec wydał z siebie odgłos pełen
zaskoczenia. Zdaje się, że jednak nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Choć
w jednej chwili zaczęła męczyć mnie jedna myśl. Kim dla siebie w zasadzie byliśmy
z Shionem? Widywaliśmy się bardzo często, spędzaliśmy ze sobą czas jak każda
para, całowaliśmy się, przytulaliśmy, trzymaliśmy się za ręce… Robiliśmy
wszystko, oprócz seksu. I nie to, że nie chciałem z nim tego zrobić, ale ten
temat jakoś trwał między nami w zawieszeniu. Szczerze powiedziawszy, to po moim
pierwszym stosunku z Kasumi chciałem zatrzeć ten dziwny niesmak, jaki w sobie
miałem. Chociaż wcale mi się do tego nie spieszyło. Poza tym, sytuacja między
nami była niejasna. Bo niby byliśmy parą, ale jeszcze żaden z nas oficjalnie
nie poprosił drugiego o chodzenie. Może to było głupie myślenie z mojej strony.
Może on jednak nie chciał związku. A może dla niego byliśmy parą i bez żadnej
oficjalnej rozmowy. W końcu raczej nie zgodziłby się poznać moich rodziców,
gdyby w rzeczywistości nie czuł do mnie czegoś więcej. A przynajmniej chciałem
w to wierzyć.
Około południa
pojechałem do miasta spotkać się z Shionem. Co mnie od razu zaskoczyło, mój
dobry przyjaciel był wyjątkowo zestresowany. Choć starał się utrzymywać pozory,
tak widziałem po nim, że zdenerwowanie trzymało się go z całej siły.
– Pierwszy raz
poznaję czyichś rodziców – oznajmił w pewnym momencie. Wówczas zrozumiałem,
dlaczego tak się denerwował.
– To
nieoficjalny grill, nie musisz się tak stresować. Poza tym, będzie mnóstwo
osób, więc nikt aż tak się tym nie przejmie.
– Nie, nie.
Mówiłeś, że będą twoje ciotki i wujkowie. Oni zawsze zwracają uwagę.
– Przyszywana
ciotka i dwóch przyszywanych wujków – sprostowałem. – No i jeden amerykański
biznesman z żoną i córką. Zrelaksuj się odrobinę.
– Pewnie –
zachichotał nerwowo. Mimowolnie uśmiechnąłem się do niego czule. Cóż, zdaje
się, że właśnie tak wyglądałem, gdy miałem iść do rodziców Kasumi.
– Nie masz
absolutnie żadnego powodu do stresu. To będzie kameralna impreza.
– Oczywiście.
Shion, podobnie
jak i ja, gdy wybierałem się w odwiedziny do rodziców Nakamury, wziął ze sobą
drobny upominek, który pomogłem mu wybrać. Oczywiście, wspomniałem mu, że to
nie jest konieczne, bo moi rodzice akurat nie zawracali sobie głowy takimi
sprawami. Ale on się uparł. Powiedziałem mu zatem, żeby kupił ulubione krakersy
ryżowe taty, które na szczęście nie były drogie. Kupił je i jak się okazało,
wcześniej też zaopatrzył się w dość drogie wino, opakowanie czekoladek i pudełko
matchy. Widząc to wszystko, wydawało mi się, że odrobinę przesadził, ale byłem
też pewny, że tym sposobem wkupi sobie miejsce w rodzinie. Nawet jeśli
oficjalnie nie byliśmy nawet w związku. Wiedziałem po prostu, że tata po tym
spotkaniu będzie zwracał się do niego per synku.
Shion, podobnie
jak wszyscy inni ludzie, którzy pierwszy raz wędrowali w „moje” strony, był
wyjątkowo zaskoczony, gdy zobaczył dom. Już z zewnątrz przyglądał mu się
uważnie, co było na swój sposób urocze. Gdy weszliśmy do środka też przez jakiś
czas zdawał się być oniemiały, jednak błyskawicznie przywołał się do porządku.
Jednak Shion potrafił trzymać klasę i nie dawał się aż tak łatwo zbić z
pantałyku. Udało nam się przyjść pierwszym, by mój przyszły-niedoszły chłopak
mógł w spokoju poznać moją rodzinę, a dopiero później resztę gości.
Akurat złożyło
się, że tylko tata był w domu. Stał w kuchni, przygotowując sałatkę. Nucił coś
pod nosem, w ogóle nie zdając sobie sprawy, że właśnie zmierzałem ku niemu z
mężczyzną, w którym byłem niezaprzeczalnie zakochany.
– To jest Shion
– powiedziałem wesoło, przedstawiając wybranka mojego serca tacie. Podniósł na
naszą dwójkę głowę i niemalże zaniemógł na sekundę, biorąc przy tym głęboki
wdech.
– O matko – tata
aż położył sobie dłoń na piersi. Przez moment nie byłem pewny, co w zasadzie
miała oznaczać ta reakcja, jednak uzmysłowiłem sobie, że to był właśnie
zachwyt. – Shion?
– Tak – odparł
uprzejmie chłopak. – Miło mi pana poznać.
– Wzajemnie!
Ależ ty jesteś wysoki!
– Ach, mama mnie
drożdżami karmiła – zaśmiał się Shion wesoło. Tata posłał mu ciepły uśmiech.
Wówczas Shion zreflektował się, że miał wręczyć mu prezent. Wyciągnął drżącą
rękę z torebeczką prezentową. – To dla pana. Panów. Państwa. Uhm… Proszę.
– Och, nie
trzeba było – odparł tata, biorąc od Shiona upominek. Odłożył go na blat
szafki.
– Zajrzyj do
środka – zachęciłem tatę.
– Huh? No dobrze
– odparł tata, rozchylając kartonowe ścianki. Wyciągnął najpierw wino, później
czekoladki, a dopiero na końcu ryżowe krakersy. Aż westchnął z zachwytu. – No
proszę! Witam w rodzinie!
Mimowolnie się
roześmiałem. Shion nie był pewny, jak powinien zareagować, dlatego po prostu
uśmiechnął się do mojego taty, który był ewidentnie zadowolony z prezentu.
Po krótkiej
chwili z tarasu do domu wszedł ojciec. Spojrzał na Shiona, który tak jak
dopiero co próbował pozbierać się po pierwszym spotkaniu z moim tatą, tak teraz
musiał zmierzyć się z nim. Na kilka sekund zapadło niezręczne milczenie, które
po chwili zostało przerwana przez westchnięcie ojca.
– Na wielką
Amaterasu! – zawołał. – Czym cię karmią w domu, że jesteś taki wielki?
Wszyscy wybuchli
śmiechem. Zdaje się, że ten niewinny żart był idealną metodą do przełamania
lodów. Shion i ojciec przedstawili się sobie krótko i ojciec, jak to on, nie
dbał już za bardzo o grzeczności, tylko od razu wrócił do zwyczajnego
zachowywania się. Widziałem jednak po moich rodzicach, że Shion zrobił na nich
pozytywne wrażenie. Najbardziej cieszyłem się, widząc zachwyt w oczach taty.
Zdaje się, że Shion wyjątkowo przypadł mu do gustu, szczególnie pod względem
wizualnym. Zresztą, nie tylko jemu. Ja sam byłem od początku zauroczony tym,
jak wyglądał.
Jakąś godzinę
później zaczęli zjawiać się goście. Najpierw przyszedł pan Kurogane, później
wujek Natsu, niedługo po nim przyjechała ciocia Hikari z Fumiko i Asahim, a na
końcu zjawiło się mieszane małżeństwo z kilkuletnią córką. Oniemiałem na widok
blondyna z niebieskimi oczami. Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek zachwycę
się osobą o tak północnoeuropejskiej urodzie. Już nie dziwiłem się, gdy inni
ludzie zamierali oniemiali na widok mojego taty i jego kręconych włosów. Zdaje
się, że właśnie czułem dokładnie to samo.
Choć na początku
atmosfera była całkiem napięta w związku z obecnością tak wyjątkowego gościa,
tak jednak z czasem nastrój stał się zupełnie przyjazny. Stało się to dzięki
dobremu jedzeniu i alkoholowi oraz faktowi, iż ojciec niemal w ostatniej chwili
kupił mięso oraz bułki na burgery, by nikt nie był rozczarowany. Rozmowy były
raczej luźne. Na moment nastało zamieszanie, gdy moje rodzeństwo postanowiło
zjawić się na przyjęciu. Yoshi była chyba najbardziej zaskoczona faktem, że
towarzyszył mi jakiś chłopak, za to Haru jedynie spojrzała na mnie z
politowaniem. Ona i Shion zdążyli się już poznać i to w niezbyt przyjemnych
okolicznościach. A Mako po prostu ucieszył się na widok kuzynostwa oraz nowej,
o wiele młodszej koleżanki. W moim młodszym bracie było jednak coś uroczo
niewinnego, gdy chodziło o interakcje międzyludzkie.
Z jednego jednak
cieszyłem się najbardziej – Shion został pozytywnie przyjęty. Choć nie obyło
się bez swego rodzaju komentarzy odnośnie tego, że jednak wybrałem penis
zamiast waginy, ale były to pojedyncze przytyki, które zaraz się kończyły i
szły w zapomnienie. Czułem ulgę na samą myśl, jak bardzo zostałem zaakceptowany
pod tym względem.
– Masz bardzo
zakochanych w sobie rodziców – oznajmił Shion, gdy odeszliśmy od grilla nad
jezioro. Usiedliśmy na pomoście ze spuszczonymi w dół nogami. Podeszwy naszych
butów muskały zimną wodę.
– Zakochanych w
sobie? – spytałem, nie będąc pewnym, co w zasadzie miał na myśli.
– Kochają się.
Po prostu – oparł się o moje ramię. Choć był ode mnie wyższy, to jakoś mu to
nie przeszkadzało. Mnie zresztą też nie. Choć poczułem, jak serce uderza mi
mocniej w piersi. – To miłe. Być z kimś tyle lat i wciąż potrafić pielęgnować
uczucia.
– Można się od
nich wiele nauczyć – uśmiechnąłem się pod nosem. Jakoś nie spodziewałem się, że
jeśli będzie chciał rozmawiać o moich rodzicach, to zacznie to od tego typu
stwierdzenia.
– Naprawdę.
Myślisz, że mnie polubili?
– Wydaje mi się,
że tak. Chyba nawet bardzo.
– Cieszę się –
westchnął z ulgą. – Tak się bałem, że mnie nie polubią.
– Dlaczego
mieliby cię nie polubić?
– Nie wiem. Po
prostu mnie to martwiło. Ale skoro mówisz, że jest w porządku, to w porządku.
Chciałem, żeby mnie polubili.
– Cóż, z
pewnością zrobiłeś pierwsze dobre wrażenie.
– Mam nadzieję,
że następne będą równie dobre.
Trwaliśmy przez
kilka długich sekund w ciszy. Shion opierał się o moje ramię, a ja rozpływałem
się pod wpływem jego dotyku. Czułem miłe ciepło rozchodzące się w mojej klatce
piersiowej. Coś było w tym mężczyźnie, co sprawiało, że czułem się wyjątkowo
chciany i bezpieczny. Zdaje się, że z dodatkiem cicho szumiącego wiatru i
towarzystwa spokojnego jeziora byliśmy niczym wyrwani z romantycznej powieści.
Ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało.
– Wiesz, będę
podchodził do egzaminu w Tokio – zacząłem nieśmiało. Wiedziałem jednak, że będę
musiał z nim o tym porozmawiać. O tym i o kilku innych rzeczach.
– Wspominałeś.
Będę mocno trzymał kciuki.
– Tak. Dziękuję
– odchrząknąłem. – Ale chodzi mi o coś… O coś innego.
– To znaczy?
– Chodzi mi o
to, co jest między nami.
Shion
wyprostował się. Poczułem niemiłe zimno na ramieniu, gdy tylko podniósł się ze
mnie. W jednej chwili spanikowałem, że niepotrzebnie zacząłem ten temat.
– Co masz na
myśli?
Poczułem, że się
czerwienię na twarzy. Wspaniale, zdaje się, że właśnie wyszedłem na bałwana.
– Wiesz,
widujemy się już jakiś czas. I robimy… Różne rzeczy. Razem. Dlatego tak sobie
myślałem, że może… Nie wiem. Czy jesteś moim chłopakiem. Może. No wiesz.
– Och – mruknął,
mrugając kilkakrotnie. – A chcesz, żebym był?
– Oczywiście –
powiedziałem błyskawicznie, ale zaraz ugryzłem się w język. – To znaczy…
Rozumiem, że możesz nie chcieć. Ale to… Sam nie wiem. Nie wiem, co między nami
jest.
– Myślałem, że
raczej nie chcesz się z nikim wiązać – powiedział. Był odrobinę zbity z tropu
moim wyznaniem.
– Co? Dlaczego?
– Sam nie wiem.
Dopiero co wyszedłeś ze związku z dziewczyną. A ja, oczywiście, bardzo cię
lubię. Nawet bardziej niż cię lubię. Ale nie sądziłem, że traktujesz mnie
poważnie.
– Słucham? –
teraz to ja byłem zbity z tropu. – Od początku traktuję cię poważnie.
– Myślałem, że
jestem raczej taką odskocznią. Od niej i wszystkiego innego.
– Nie jesteś –
potrząsnąłem głową. – Nigdy nie byłeś. Poza tym, nie zapraszałbym cię do domu,
gdybym nie myślał o tobie poważnie.
– Rozumiem.
Wtedy jednak
dotarło do mnie, że Shion nie do końca podzielał moje uczucia. Faktycznie,
spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu i zachowywaliśmy się jak para, ale wcale nią
nie byliśmy. W jednej chwili poczułem, jak wstyd mi jest za siebie samego.
Zrozumiałem też, że nie mogę tu zostać. Tak jak jeszcze kilka minut wcześniej
Tokio było gdzieś na szarym końcu listy moich wymarzonych uniwersytetów, tak w
jednej chwili znów wskoczyło na pierwsze miejsce.
*
Zakończenie roku
szkolnego nadeszło zbyt szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. W jednej chwili byłem
wciąż uczniem, a w drugiej absolwentem, co jednak w ogóle mnie nie cieszyło. To
był ciepły, późnowiosenny dzień, który bardzo mocno wyrył się w mojej pamięci. Yuko
i Chihiro płakały. Andou i Hajime również byli wzruszeni, choć nie uronili łzy.
Ja sam byłem zdenerwowany. Myślami oscylowałem gdzieś między przyszłością a
teraźniejszością i kręciło mi się w głowie na samo wyobrażenie sobie mojego
życia.
Oficjalnie
wręczono nam świadectwa i dyplomy. Haru, która stała gdzieś przy swojej klasie,
dostała specjalne wyróżnienie. Ja zresztą też. Ale wcale nie byłem z siebie
dumny. Zdawało mi się, że zemdleję, gdy odbierałem te jakże ważne dokumenty.
Nie docierało do mnie, że właśnie kończył się tak istotny w moim życiu etap.
Choć wiedziałem, że wszystkie te wydarzenia były przełomowe, to jednak ani
odrobinę nie mogłem pojąć, jak bardzo. Choć w jednej chwili zdawało mi się,
jakby ostatnie kilka lat było wyjątkowo odległe. Nawet, gdy spojrzałem na
chwilę na Kasumi, to zdawało mi się, jakbyśmy rozeszli się kilka lat temu, a
nie tygodni. Jak dziwne to wszystko nie było, tak bardzo pragnąłem nie musieć
dłużej być w szkole.
Ojciec odebrał
mnie i Haru. Był wzruszony, jak jeszcze nigdy go nie widziałem. Jechaliśmy z
nim samochodem, a on wzdychał ciężko co jakiś czas, ledwo mogąc pohamować
emocjonalne rozdygotanie. Sam nawet zaczął wspominać, jak to byliśmy zupełnie
malutcy. Mieliśmy raptem miesiąc. Opowiadał, jak przynieśli nas do domu i jakie
zamieszanie zapanowało. Mówiąc to, głos mu się łamał, dlatego co chwilę robił
przerwy, by przypadkiem się nie rozpłakać przed nami. Ja i Haru tylko co jakiś
czas na siebie patrzyliśmy. Rodzice opowiadali nam już nieraz, jak to
zjawiliśmy się we trójkę w ich życiu, jednak tym razem cała ta historia była
tak emocjonalna, że aż mnie coś zabolało w klatce piersiowej.
W domu czekało
na nas małe przyjęcie oraz niespodzianka w postaci dwóch samochodów. Przez
dłuższy czas patrzyliśmy z moją bliźniaczką z niedowierzaniem na dwa Lexusy LS,
które dumnie zdobiły podjazd. Jeden był czarny, drugi srebrny. Zdaje się, że
ojciec postanowił nas zaskoczyć w miły sposób i wyjątkowo mu się udało.
Ogólne wzruszenie
dość szybko jednak minęło. I całe szczęście, bo wydawało mi się, że wesołe
przyjęcie zaraz zamieni się w stypę. Wszyscy ożywili się na wspomnienie, że rodzice
chcieli wziąć psa. Oczywiście, najbardziej tym wszystkim przejął się Mako,
który jak tylko usłyszał o możliwie nowym towarzyszu rodziny, to przejął się
niemiłosiernie. Ekscytacja, jaka w jednej chwili zapanowała przyćmiła
całkowicie fakt, że Haru i ja byliśmy absolwentami. Ale nie było mi źle z tego
powodu. Poczułem raczej ulgę. Nie lubiłem, gdy uwaga zbyt długo skupiała się na
mnie, dlatego z przyjemnością przyjąłem do wiadomości fakt, że rodzice na
poważnie podchodzili do pomysłu przygarnięcia psa. Zdradzili nawet, jaką rasę
brali pod uwagę. Trochę zdziwiłem się, gdy powiedzieli o Hokkaido (Hokkaido-ken/inu
– pierwotna rasa psa wywodząca się z Hokkaido dop.aut.), bo wcześniej słyszałem
o tosie i innych znacznie mniejszych pieskach. Oznaczało to jednak, że
ewidentnie dyskutowali na ten temat i musieli dojść do jakiegoś kompromisu.
Ważne, w że w końcu do jakiegoś doszli.
– Też sądzisz,
że chcą kupić psa, bo muszą mieć się czym zająć? – spytała Haru, gdy szliśmy
razem na autobus. Oboje wybieraliśmy się do miasta na imprezę pożegnalną. Tak
jak wcześniej czułem ekscytację na samą myśl, że będziemy się bawić w klubie,
tak teraz coś mnie nieprzyjemnie łaskotało w brzuchu. Już nie miałem ochoty na
nic.
– To znaczy?
– Wiesz, zawsze
mieli nas, ale ja się wybieram do szkoły aktorskiej, ty na medycynę do Tokio, a
Yoshi chyba też będzie zmieniać uniwersytet. Zostaje im więc tylko Mako.
– Och. Yoshi
chce zmienić uniwersytet?
– Po całej tej
dramie z ciążą. Ryu pracuje niedaleko jej wydziału, codziennie się widują i ją
to męczy. Poza tym, ostatnio o tym rozmawiałyśmy i sama stwierdziła, że dobrze
by jej zrobiło, gdyby zmieniła otoczenie. Ile można siedzieć w tej dziurze.
– Może powinni
adoptować jeszcze jedno dziecko – wzruszyłem ramionami.
– Są chyba nieco
na to za starzy.
– Wiesz, może
trochę starsze dziecko. Kilkuletnie. Albo mogliby postarać się o biologiczne
dziecko. Lub dzieci.
Haru spojrzała
na mnie z rezerwą. Zdaje się, że nie do końca za mną nadążała.
– O co ci
chodzi? Poza tym, jak niby mieliby starać się o biologiczne dzieci, skoro są
mężczyznami? To by nie wyszło.
– Jest opcja
surogatki. Wiesz, jakiś czas temu rozmawiałem o tym z ojcem i powiedział, że
nawet brali to pod uwagę.
– Poważnie?!
– Tak. Ale
ostatecznie zdecydowali się na adopcję.
– Chwała im za
to. Nie wyobrażam sobie wychowywać się w jakichś slumsach.
Roześmiałem się
na tę uwagę. Ja sam nie wyobrażałem sobie, że moje życie mogłoby wyglądać
inaczej. W głowie nie mieściło mi się, że mógłbym nie mieć dwóch ojców i
przybranego brata. Gdy dłużej o tym myślałem, to z punktu widzenia zwyczajnych,
postronnych osób, byliśmy naprawdę pokręconą rodziną.
– Swoją drogą, nie
uważasz, że byłoby ciekawie, gdyby jednak zdecydowali się na matkę zastępczą?
– Dlaczego? –
Haru otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. – Co byłoby w tym takiego ciekawego?
Dodatkowy dzieciak? Albo dwójka?
– Mielibyśmy
nowe rodzeństwo!
– Szaleństwo.
Wydaje mi się, że my im jednak w pełni wystarczamy. Swoją drogą, muszę ci coś
powiedzieć.
– Strzelaj.
Siostra zamilkła
na kilka sekund, jakby zbierała myśli. Akurat dochodziliśmy już do przystanku,
który wyraźnie przed nami majaczył. Zerknąłem na Haru. Zdaje się, że właśnie
przeżywała jakąś wewnętrzną walkę sama ze sobą.
– Tata wchodzi w
biznes z tym Amerykaninem, co nie – zaczęła.
– Zgadza się.
– No właśnie –
wzięła wdech i wydech. – Nie wiem czy powinnam ci o tym mówić, bo sama nie
wiedziałam, co zrobić, ale niechcący usłyszałam, jak on i tata rozmawiali ze
sobą.
– On i tata? Czy
ojciec?
– Tata. Chodzi o
tego obcokrajowca i tatę. Wywnioskowałam z tego tyle, że już się wcześniej
poznali.
– Aha –
odparłem.
Haru znów
zrobiła przerwę. Wzięła głęboki, pełen frustracji wdech, a później zrobiła
wydech.
– Nie ciekawi
cię to?
– Cóż, mogli się
poznać w szpitalu lub gdzieś przypadkiem na konferencji. Albo na tym zlocie
szych.
– Hiro – moja
bliźniaczka przystanęła, kładąc mi dłoń na ramieniu. Mimowolnie też stanąłem,
patrząc jej prosto w twarz. Z jakiegoś powodu przeszedł mnie nieprzyjemny
dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Przeczuwałem, co miałem zaraz usłyszeć, jednak
usilnie wzbraniałem się od tej myśli. Mogła powiedzieć mi wszystko, byle nie
to, co właśnie miało zrujnować mój ogólny światopogląd. – Oni mieli romans.
Choć z początku
znaczenie jej słów w ogóle do mnie nie dotarło, tak po chwili uderzyło ono we
mnie, niczym silny bokserski cios wymierzony w twarz. W głowie mi się
zakręciło, a Haru, widząc moją reakcję, przytuliła mnie mocno. Dopiero wtedy,
gdy tak trzymała mnie z całych sił w swoich szczupłych ramionach, uzmysłowiłem
sobie, że płakałem. Do końca nie rozumiałem swojej reakcji. W jednej chwili
rozpłakałem się tam mocno i nie potrafiłem przestać. Wieść o tym, że jedno z
moich rodziców nie potrafiło dochować wierności drugiemu zupełnie zbiła mnie z
pantałyku. A ja tak bardzo chciałem wierzyć w to, że byli parą idealną.
– Skąd niby to
wiesz? – wymamrotałem, szlochając.
– Rozmawiali o
tym – zaczęła głaskać mnie po plecach i włosach. – Wiem, że to szok. Też nie
wiedziałam, co ze sobą zrobić. Przepraszam, chyba nie powinnam była ci o tym
mówić.
– W porządku –
pokręciłem głową. – Byle ojciec się nie dowiedział.
– On wie.
– C-co?
Haru ponownie
tego dnia westchnęła. Puściła mnie, po czym chwyciła moje ręce. Staliśmy tak
chwilę w słońcu, patrząc na siebie jak te dwie żałosne sieroty. W duchu
cieszyłem się, że siostra była ode mnie silniejsza, bo chyba załamałbym się
psychicznie, gdybym nie miał w niej takiej podpory.
– Później
rozmawiałam z tatą, bo nie mogłam przestać o tym myśleć. No, sam rozumiesz. Powiedział,
że był taki okres, kiedy on i ojciec za bardzo nie byli ze sobą związani jako
para i obaj mieli kogoś innego.
– Obaj?! – aż
się zachwiałem. Całe szczęście, że moja bliźniaczka mocno mnie trzymała. Nie
miałem szans na to, by upaść.
– Tak.
Przynajmniej tak mi powiedział. Jestem w sumie skłonna mu uwierzyć. Dość
szczerze mi o tym powiedział i raczej nie miał powodu, by kłamać. Najważniejsze
jednak dla mnie jest to, że to ich przeszłość, a nie teraźniejszość.
– Pewnie, ja też
się z tego cieszę. Ale czy to oznacza, że ojciec wchodzi w interesy z byłym
kochankiem swojego męża?
– W dużym
skrócie.
– Na bogów!
Przecież to żart!
– Dlatego prosił
mnie, by nic nie mówić ojcu. Okazja jest dobra, a poza tym, klamka już zapadła,
więc wycofanie się z tego teraz byłoby wyjątkowo nieprofesjonalne i narobiłoby
szkód.
Nie do końca
docierała do mnie ta nowa wiadomość. Ogólnie, z początku nawet nie chciałem w
to wszystko uwierzyć. Że niby tata? Nasz tata?? Że niby on miał kiedyś z kimś
romans? I to na dodatek z amerykańskim businessmanem! Jakkolwiek nie czułem się
nieswojo na samą myśl o tym wszystkim, tak jednocześnie nie mogłem mu odmówić,
że jednak umiał celować w ustawionych mężczyzn. Ale najbardziej nie rozumiałem,
dlaczego w ogóle do czegoś takiego doszło. Dlaczego tata postanowił na jakiś
czas odstawić swój wieloletni związek na bok i skupić się na kimś obcym. To mi
się nie mieściło w głowie. Oni oboje zawsze stanowili dla mnie przykład udanej
relacji i nigdy w życiu nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogło być inaczej.
Tata nigdy nie dał po sobie poznać, że może spotykać się z kimś innym. Nie było
nawet cienia podejrzeń! Dlatego z początku sądziłem, że siostra próbowała sobie
ze mnie zażartować. Jednak jej powaga przekonała mnie, że tak nie było. Haru
była śmiertelnie poważna, a ja musiałem jakoś zaakceptować fakt, że związek
moich rodziców wcale nie był tak różowy, jak mi się zdawało.
Rozmyślałem o
tym przez całą jazdę autobusem. Przez cały ten czas nawet za bardzo nie
rozmawialiśmy z Haru, choć widziałem, że chciała jeszcze ze mną pomówić. Rozdzieliliśmy
się z siostrą zaraz po tym, jak dotarliśmy do Sapporo. Ona poszła spotkać się
ze swoimi znajomymi, a ja ze swoimi. W ogólnym zamyśle mieliśmy się później
spotkać w klubie, ale nie obiecywaliśmy sobie tego. Na dobry początek poszedłem
się zobaczyć z Andou i Hajime w barze. Później dołączyły do nas Chihiro i Yuko.
Na ten czas moje myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku, ale i cieszyłem się
z tego powodu. Ostatnie, o czym chciałem myśleć podczas spotkania z
przyjaciółmi, to rodzinne niesnaski. W średnio zatłoczonym, śmierdzącym
papierosami pubie wypiliśmy po piwie na początek naszego nowego życia. W tle
leciała dość niszowa rockowa muzyka. Zasiedliśmy na jedynej wolnej kanapie, na
której siadało się, jakby wpadało się do dziury. Stolik przed nami był niski i
lepiący. Ale nijak mi to nie przeszkadzało. W jednej chwili przestałem się
zamartwiać o cokolwiek i postarałem się maksymalnie odprężyć. I musiałem
przyznać, że bawiłem się przednio, aż nie zaczął się temat Kasumi.
– Ach wiecie co,
nikt nie zaprosił Nakamury – zaczęła Yuko. Dziewczyna popatrzyła na wszystkich
przejęta, a jej wzrok na końcu spoczął na mnie. Dostrzegłem w nim coś w rodzaju
wyrzutów w moim kierunku. W jednej chwili poczułem złość do samego siebie, że w
ogóle zgodziłem się na przechowanie dla niej tego cholernego królika.
– To nie nasz
problem – wzruszyłem ramionami. Cała czwórka spojrzała na mnie odrobinę zaskoczona
moją chłodną reakcją.
– Ach. Ale…
Byliście razem – zaczęła Chihiro.
– Ale już nie
jesteśmy.
– To wcale nie
oznacza, że musisz być dla niej niemiły – wymamrotała Yuko, biorąc łyk piwa z
butelki. Dziewczyna wywróciła oczami.
– Niby kiedy
byłem dla niej niemiły? – rzuciłem, nie kryjąc się z tym, że zaczęła denerwować
mnie ta pasywna agresja skierowana w moją stronę.
– Hej, hej,
zluzuj trochę – Andou położył mi rękę na ramieniu. Wyraźnie nie spodobało mu
się to, jak ostro zareagowałem na słowa jego dziewczyny. – A wy przestańcie się
go czepiać. Było, minęło. Racja?
– Tak. Nie ma co
się rozdrabniać nad Nakamurą – przytaknął Hajime, klepiąc mnie uspakajająco po
drugim ramieniu. – Poza tym, Hiro pewnie ma już nową dziewczynę, co nie?
– Co? Naprawdę?
– Yuko wytrzeszczała na mnie oczy.
– Racja! Cały
czas cię widzę piszącego z kimś. Kiedy poznamy szczęściarę? – Chihiro niemalże
podskoczyła z ekscytacji.
Niemalże
zachłysnąłem się powietrzem. Cała czwórka spoglądała na mnie wyczekująco, a ja
miałem ochotę zacząć krzyczeć. Shion nie był żadną dziewczyną, to po pierwsze,
a po drugie, to wcale ze sobą nie chodziliśmy. Poza tym, po całym tym grillu,
gdzie spytałem się, co w zasadzie między nami było, zauważyłem, że znacznie się
ode mnie oddalił. Co prawda, wciąż się widywaliśmy i nasze stosunki za mocno
się nie zmieniły, jednak zauważyłem, że zaczął trzymać dystans. Czy to dlatego
że ja miałem wyjechać i nie chciał brać tej relacji na poważnie, czy też może
dlatego że od początku nie chciał nic poważnego. Cokolwiek by to nie było,
byłem pewny, że on i ja nie przetrwamy, co całkiem mocno mnie smuciło. Sam
nawet nie zauważyłem, kiedy się w nim zadurzyłem.
– To nie
dziewczyna – oznajmiłem. Uznałem, że nie będę okłamywał znajomych w kwestii
płci osoby, z którą się aktualnie spotykałem. – I wątpię, że to przetrwa.
Między nami
zapadło wyjątkowo oszałamiające milczenie. Cała czwórka wlepiła we mnie wzrok,
jakbym co najmniej oznajmił, że popełniłem morderstwo i czekała mnie kara
śmierci. Nikt jednak przez dłuższy czas nie śmiał się odezwać. Poczułem
nieprzyjemne łaskotanie w żołądku, jakby tysiące malutkich motyli zerwało się
do lotu. Przez myśl przeszło mi, że może właśnie tym jednym wyznaniem zostałem
wykluczony z grona znajomych, ale to sprawiło, że jeszcze mocniej zapragnąłem
znaleźć się daleko stąd. Skoro najbliżsi przyjaciele nie mogli mnie
zaakceptować, to nic nie mogłem na to poradzić.
– Chcę go poznać
– rzuciła Chihiro, jako pierwsza przerywając ciszę. – Nigdy nie mówiłeś, że
interesują cię też mężczyźni!
– Nie wiedziałem.
Do czasu – wzruszyłem ramionami. Upiłem trochę swojego piwa, mimowolnie
zerkając po wszystkich. Hajime i Andou wydawali się być najbardziej zszokowani.
– Mówiłam! –
oznajmiła Yuko triumfalnie. – Mówiłam o tym chłopaku wtedy na imprezie!
– Do tej pory
nie wiem, jak ich zauważyłaś. Kłóciłaś się ze mną o głupi sweter – wymamrotał
Andou, nie wiedząc, w jaki sposób powinien skomentować moje małe wyznanie.
– No, każda
grupa przyjaciół ma jednego rodzynka – oświadczył Hajime. – Mamy i my!
Poważnie, musisz nam go przedstawić.
– Zgadza się,
koniecznie musimy go poznać – Yuko niemalże zaczęła podskakiwać w miejscu z
ekscytacji.
Poczułem ulgę. W
jednej chwili jakby zeszło ze mnie ciśnienie. Wydawało mi się, jakby wszystko w
moim świecie nagle stało się poukładane. Jednak akceptacja ze strony znajomych
to było coś, czego naprawdę potrzebowałem. Nie tylko dlatego że bałem się
wykluczenia, bo to było drugorzędne. Po prostu cała ta czwórka była dla mnie
niczym moja druga przybrana rodzina.
Co ciekawe, tego
dnia nigdy nie dotarłem do klubu. Nie spędziłem nawet zbyt wiele czasu ze
znajomymi. Przy drugim piwie dostałem sms od „o wilku mowa”, czyli Shiona z
zapytaniem czy miałem może dziś dla niego chwilę. Ochoczo odpisałem mu, że dla
niego zawsze mogłem znaleźć pięć minut, co bardzo go ucieszyło. Umówiliśmy się
na szybko w parku obok zoo. Przyjaciele spoglądali na mnie z wyrzutami, widząc,
jak wybierałem się na nieplanowaną schadzkę z kimś, o kim dopiero co się
dowiedzieli, ale mnie nie zatrzymywali.
Shion już na
mnie czekał. Siedział na ławce z nogami założonymi na siebie i bawił się
telefonem, zabijając czas. Gdy tylko zorientował się, że zmierzałem w jego
kierunku, wstał. Chciałem uścisnąć mu dłoń na przywitanie, ale w tym samym
momencie, gdy ja wyciągałem rękę, on pochylił się, by mnie przytulić. W
rezultacie przez moment patrzyliśmy na siebie zdezorientowani, aż ostatecznie
wybuchliśmy śmiechem, po czym przytuliliśmy się przyjacielsko. Shion pachniał
tego dnia wyjątkowo ładnie, co od razu zauważyłem. Miałem szczerą ochotę złapać
się go mocno i wdychać jego zapach.
– Gratulacje z
okazji zakończenia szkoły – powiedział wesoło.
– Dziękuję –
posłałem mu ciepły uśmiech. – Dorosłości, nadchodzę!
– Och, no tak.
Oficjalnie nie jesteś już małym dzieckiem – położył dłonie na moich ramionach.
Z początku mnie to zaskoczyło, jednak nie zaprotestowałem. Lubiłem, gdy mnie
dotykał. Lubiłem robić z nim też wiele innych rzeczy, nawet jeśli nie byliśmy
parą w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Kontakt fizyczny z Shionem działał na
mnie wyjątkowo kojąco. – Awansowałeś na duże dziecko.
– Doprawdy! –
parsknąłem. – Czyli jednak jestem już dużym chłopcem.
– W końcu –
puścił mi perskie oko. – Mam dla ciebie prezent.
– Serio? Nie
musiałeś – nie kryłem zdziwienia. Jakoś nie spodziewałem się, że dostanę od
Shiona jakiś prezent z okazji zakończenia szkoły. Tym bardziej nie po tym, jak
ostatnimi czasy się zdystansował.
– Ale chciałem.
Poza tym, chciałbym też z tobą porozmawiać. Wydaje mi się, że musimy pomówić o
pewnych sprawach i wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Nie chciałbym, by były między
nami jakiekolwiek niedomówienia.
Poczułem, jak
żołądek zaciska mi się w supeł. W mojej krótkiej karierze konesera trunków
alkoholowych nie spodziewałem się, że tak prędko będę miał ochotę na kogoś
zwymiotować. Oczywiście, nie świadomie. Powstrzymałem jednak odruch wymiotny i
chwała mi za to, bo mogłoby się to skończyć prawdziwą katastrofą. Mój organizm
po prostu zareagował w przedziwny sposób na to, co powiedział Shion.
Faktycznie, rozumiałem to, co Shion mógłby chcieć mi powiedzieć i
przygotowywałem się na to od dłuższego czasu, ale gdzieś w głębi wcale nie
byłem gotowy na odrzucenie.
Usiedliśmy na
ławce, na której on jeszcze przed chwilą na mnie czekał. Nie wiem, czego
dokładnie spodziewałem się po Shionie, ale nie tego, że zobaczę u niego
zdenerwowanie. Szybko jednak zapanował nad emocjami, co tylko mnie dodatkowo
zestresowało. Kto tak szybko był w stanie uporać się z czymkolwiek! A on wziął
dwa głębokie wdechy, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki mały pakunek. Wręczył
mi małe pudełko zawinięte w pstrokaty, błyszczący papier prezentowy. Trzymałem
tak tę malutką paczuszkę, przez dłuższy czas nie wiedząc czy powinienem
otworzyć lub też zrobić to, gdy będę sam. Shion jednak w porę rozwiał moje
wątpliwości.
– Myślałem o
tym, co mi powiedziałeś. W ogóle, myślałem dużo o nas, o naszej potencjalnej
przyszłości. Wiem, że sam też cały czas o ciebie zabiegałem i to nie
bezpodstawnie. Bardzo cię lubię – odchrząknął. – Ogólnie, wydaje mi się, że ty
i ja stanowilibyśmy niezłą parę. Tylko ostatnio zaczęło martwić mnie to, że
najpewniej wyjedziesz do Tokio. Dlatego tak bardzo zastanawiałem się, co
powinienem z tym wszystkim zrobić. Jak powinienem to rozegrać.
No świetnie –
przeszło mi przez myśl. Mój entuzjazm, jaki w sobie miałem, w jednym momencie
zniknął. Chyba właśnie nadeszła moja karma za to, jak nie do końca fair
potraktowałem Kasumi. Chociaż, musiałem to przyznać, Shion właśnie miał mnie
spławić z klasą, niczym najprawdziwszy gentleman.
– Dlatego
doszedłem do pewnych wniosków – kontynuował. – A mianowicie, uznałem, że nie
powinienem się wahać, bo możliwe, że nigdy więcej kogoś takiego nie poznam.
Dlatego, Hiro, mam do ciebie poważne pytanie.
– T-tak? –
bąknąłem, będąc całkowicie zbitym z pantałyku. Ten dzień był zbyt emocjonujący
jak na moje słabe nerwy.
Shion złapał
mnie za dłoń. Dopiero, gdy mnie dotknął, zdałem sobie sprawę, że cały zacząłem
się pocić. Nerwy chyba powoli brały nade mną górę.
– Chcesz ze mną
chodzić? I czy chcesz być moim chłopakiem? Tylko teraz już oficjalnie, bez niedomówień.
Wziąłem głęboki
wdech, niemalże się zachłystując powietrzem. Dobry świecie, to się nie mogło
dziać naprawdę. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
– Tak? Tak! Ależ
oczywiście, że tak! – aż podskoczyłem w miejscu. Reakcja Shiona była całkiem
podobna. Obaj przeszliśmy z małego zawahania przez niedowierzanie, aż do
niepohamowanego wybuchu radości.
Gdy tylko się
zgodziłem i wyraziłem swoją wdzięczność, Shion pochylił się, by mnie pocałować.
Ja sam niemalże na niego skoczyłem, chcąc złączyć nasze usta w pocałunku, w
konsekwencji czego zderzyliśmy się ze sobą czołami. Nieważne, jak niezręczna ta
chwila była, nic nie mogło powstrzymać nas przed okazywaniem radości.
Pocałowaliśmy się w końcu, ale nie tak jak zwykle. Wyraźnie czułem, że coś
zmieniło się w tym pocałunku. Choć robiliśmy to już nieraz, to tym razem usta
Shiona smakowały obłędnie. Przecież oficjalnie był moim chłopakiem.
Dość szybko nasz
pocałunek nabrał na sile i intensywności, czego z początku się nie
spodziewałem. Wydawało mi się, że zaraz przerwiemy, jak to mieliśmy w zwyczaju,
ale Shion ani myślał przerywać pieszczoty. Wtedy pierwszy raz na własnej skórze
doświadczyłem tej męskiej zachłanności, która jednak ani trochę mi nie
przeszkadzała. Wprost przeciwnie, delektowałem się nią i oddawałem ją równie
zmysłowo. Nie wiedziałem nawet kiedy wplątałem dłoń w jego włosy, siadając na
nim okrakiem. Shion położył mi jedną rękę na policzku, a drugą złapał mnie w
pasie, jakby nie miał zamiaru pozwolić na to, bym się od niego oddalił. Ale nie
miałem zamiaru. Z każdą chwilą pragnąłem go coraz więcej i chciałem, by to
zaszło dalej. Nie mogliśmy jednak przejść do dalszej części, bo, mimo już
wczesno wieczornej godziny i towarzyszącej jej opustoszeniu, byliśmy w miejscu
publicznym.
– Może otworzysz
prezent – westchnął w moje usta, na milisekundę przerywając pocałunki. Zaraz
jednak je kontynuowaliśmy, nie mając siebie dość.
– Hm? –
mruknąłem, bardziej skupiając się na jego dłoni wsuwającej się powolutku pod
moją koszulę.
Kilka chwil
później przerwaliśmy. Odsunęliśmy się od siebie, odchrząkując przy tym, jakby
nic tak naprawdę między nami nie zaszło. A pragnąłem, by coś się zadziało.
Chciałem całować się i pieścić z Shionem do końca świata i dłużej. Niestety,
musieliśmy jakoś funkcjonować w społeczeństwie, co w ogóle mi się nie podobało.
Dostrzegłem, że
w konsekwencji naszych nagłych, nieco zwierzęcych czynów, prezent od Shiona
spadł na ziemię. Przestraszyłem się czy aby na pewno nic w środku się nie
uszkodziło, jednak chłopak zapewniał mnie, że nic, co było w środku, nie miało
prawa zaznać urazu od zwykłego upadku. Ulżyło mi. Przynajmniej tej jednej
rzeczy nie byłoby mi łatwo zepsuć. Zaciekawiony, co mogło na mnie czekać
wewnątrz, rozerwałem papier, po czym otworzyłem malutki kartonik. Uniosłem
wieczko, jakby ze środka miało coś na mnie wyskoczyć, choć wiedziałem, że to
nie było możliwe. Ostatecznie moje spojrzenie spoczęło na pojedynczym kluczu.
– Klucz –
powiedziałem, ponownie tego dnia nie wiedząc, jak powinienem zareagować. Byłem
jawnie skonfundowany. To powinno być nielegalne, by w ciągu jednego dnia tyle
rzeczy miało wpływać na emocje.
– Domyślasz się,
do czego to może być klucz? – spytał, podpierając się łokciem na oparciu ławki.
Położył policzek na otwartej dłoni. Patrzył tak na mnie ze spojrzeniem rozmarzonym,
jakby właśnie patrzył na coś wyjątkowo smacznego.
– Do twojego
serca? – palnąłem, nie wiedząc, co się właśnie działo i jak poważna była ta
sytuacja.
– Ach! –
roześmiał się. Ja sam uśmiechnąłem się pod nosem, nie wiedząc czy właśnie mnie
wyśmiewał. – Po części i do mojego serca. W zasadzie, jeśli chcesz, to może być
klucz do wszystkiego. Ale najważniejsze jest to, że to klucz do mojego
mieszkania.
– Twojego
mieszkania? – zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia. Wziąłem ostrożnie srebrny,
całkiem nowiusieńki kluczyk. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj go dorabiał.
– Tak, zgadza
się. Do mojego mieszkania. Chciałbym, żebyś miał do niego łatwy dostęp.
Zamilkłem,
zaciskając usta w wąską linię. Przyglądałem się przedmiotowi, który otrzymałem
w prezencie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że Shion właśnie się
przede mną szczerze otwierał. Otwierał przede mną siebie, swoje uczucia, a co
najważniejsze, drzwi swojego mieszkania. Na bogów, to się nie mogło dziać
naprawdę.
– To poważna
sprawa – wymamrotałem.
– Cóż, to bardzo
możliwe. Ale chcę, żeby to było poważne. Chcę, żebyś zdawał sobie sprawę z
tego, że moje uczucia względem ciebie są jak najbardziej autentyczne.
– Dziękuję –
wykrztusiłem, w jednej chwili znajdując się na skraju jakichś obezwładniających
emocji. Czułem się, jakby moje życie w jednym momencie dramatycznie
przyspieszyło, choć w ogóle nie miałem nic przeciwko temu. Nie, w tym momencie,
kiedy Shion znów pochylał się, by mnie pocałować.
– Co ty na to,
żeby wypróbować twój prezent?
To pytanie, choć
wyjątkowo niewinne, zabrzmiało tak niepoprawnie w jego ustach. Jednocześnie
dostrzegłem cały podtekst, który krył się za jego słowami. Nie przeszkodziło mi
to jednak w przystaniu na jego propozycję.
Byłem już w
mieszkaniu Shiona, jednak tym razem to była zupełnie inna wizyta. Zaczynając od
tego, że włożyłem mój osobisty klucz do drzwi i otworzyłem je, jakbym wchodził
do siebie. Brzmiało to wyjątkowo nierzeczywiście. Weszliśmy do środka,
zdjęliśmy buty i pierwsze, co zrobiliśmy, to zaczęliśmy się całować. Tym razem
jednak mieliśmy świadomość, że nikt nas nie podglądał, dlatego bezwstydnie i
wyjątkowo lubieżnie zaczęliśmy wymieniać się gorącymi pocałunkami i pieścić,
błądząc rękoma po naszych ciałach. Shion od początku wykazywał o wiele więcej
doświadczenia, ale nie chciałem mu ustępować. Nie w tym momencie, kiedy czułem się
tak podniecony, jak nigdy wcześniej.
Cokolwiek
miałoby się między nami zadziać, nie zrobiliśmy tego, czego każdy by po nas w
takim momencie oczekiwał. Co prawda, wylądowaliśmy w jego łóżku, pieszcząc się
i rozbierając, ale na tym poprzestaliśmy. Nie, dlatego że wcale nie mieliśmy
ochoty tego zrobić, bo chcieliśmy i to bardzo. Po prostu w międzyczasie
stwierdziliśmy, że jeszcze poczekamy z seksem. Oczywiście, nie za długo. Tego
dnia zwyczajnie chcieliśmy celebrować nasze małe, ale za to jak wielkie rzeczy.
Zasnęliśmy więc,
wtuleni w siebie na jego łóżku. Nasza drzemka trwała dobre dwie godziny, co
było do mnie niepodobne. Z reguły nie robiłem drzemek, a jeśli już, to trwały
może do pół godziny. Ale będąc z Shionem, mój organizm zupełnie uspokajał się i
dosłownie wiotczał. Byłem niczym taka szmaciana lalka, z którą on mógł zrobić
wszystko. W tamtej chwili byłem też skłonny zgodzić się na to, by zrobił ze
mną, co tylko zechciał, jednak do żadnej tego typu sytuacji nie doszło.
Spędziliśmy ze
sobą jeszcze czas przez blisko dwie godziny. Podczas tych dwóch godzin prawie w
ogóle nie wychodziliśmy z łóżka. Leżeliśmy blisko siebie, dotykaliśmy się i
oczywiście, całowaliśmy się jak szaleni. Ale ja tak bardzo nie miałem go dość!
Chciałem więcej i więcej, choć wiedziałem, że jeśli zaraz nie przerwę, to może
się to źle skończyć. Czas przy Shionie płynął mi zupełnie inaczej. Wszystko
przy nim działo się tak szybko, ale i jednocześnie lekko. Jego delikatność względem
mnie sprawiała, że tylko coraz mocniej się w nim zadurzałem.
Gdy zegarek w
moim telefonie wskazał pierwszą w nocy, stwierdziłem, że powinienem się już
zbierać. Shion z początku protestował i nie chciał mnie wypuścić, ale
wyjaśniłem mu, że albo wrócę teraz do siebie, albo zostanę przy nim już na
zawsze. Co ciekawe, wcale go to nie zniechęciło. Stwierdził, że jeśli zostanę z
nim już do końca, życia, to byłby z tego powodu bardzo szczęśliwy. Roześmiałem
się wesoło na jego uwagę. W zasadzie, sam do końca nie wiedziałem, dlaczego
chciałem już wracać do domu. W końcu i tak miałem bawić się w klubie ze
znajomymi. Ale nie miałem wcale ochoty do nich wracać i nie chciałem też
nadużywać gościnności mojego… chłopaka. Aż zadrżałem na samą myśl o tym. Shion
był moim chłopakiem! Oficjalnie i już bez żadnych dziwnych podchodów, nasza
relacja, która zaczęła się od kilku pocałunków na imprezie, w końcu nabrała
odpowiedniego kształtu.
Shion
odprowadził mnie na przystanek. Z początku szliśmy obok siebie, aż w końcu złapał
mnie za dłoń. Nie spodziewałem się tego jakże uroczego gestu i w przypływie
zaskoczenia chciałem najpierw cofnąć rękę, choć w porę się powstrzymałem. Dłoń
Shiona była ciepła i przyjemnie miękka. Być może nie tego spodziewałem się po
męskiej dłoni, ale cieszyłem się, że była taka, a nie inna. Rozanielony
splotłem moje palce z jego. Teraz był to najprawdziwszy chwyt, który
towarzyszył zakochanym w sobie osobom. A ja rzeczywiście byłem zakochany w nim
na zabój. Serce aż mi waliło młotem na samą myśl, że właśnie ten oto człowiek
również czuł do mnie to samo, co ja do niego.
Pocałowaliśmy
się na pożegnanie. Był to czuły, niemalże bolesny pocałunek, którym
próbowaliśmy zatrzymać chwilę. Jednakże, było to niemożliwe. Nasze wargi czule
ze sobą złączone, jego dłoń przeczesująca moje włosy i moje ręce na jego
biodrach. Wydawało mi się, że za moment zacznę latać z ekscytacji. Shion
jeszcze objął mnie mocno, jakby próbował schować mnie w swoich ramionach.
Wtuliłem się w niego, delektując się ostatkami naszych czułostek. Niestety,
chwilę później nadjechał mój autobus.
Droga powrotna
dłużyła mi się w nieskończoność. Siedziałem, wpatrując się w całkiem nieciekawy
krajobraz za oknem. Gdy jeszcze byłem w Sapporo, mogłem podziwiać ulice i co
kolejne przystanki. Jednakże, gdy tylko autobus wyjechał z miasta, za szybą
majaczyła już tylko ciemność. Aż zaczęło mnie kłuć w sercu, że oto właśnie oddalałem
się od osoby, w której byłem niezaprzeczalnie i na zabój zakochany. Nie pomogło
nawet to, że wymieniliśmy się kilkoma stęsknionymi wiadomościami. Coś wewnątrz
mnie aż płakało, ale wiedziałem, że zostanie z Shionem całą noc nie byłoby
dobrym posunięciem.
Udało mi się nie
przegapić przystanku. Wysiadłem z autobusu, zostawiając za sobą klimatyzowane
pomieszczenie. To była gorąca noc, choć do pierwszego dnia lata pozostawało
jeszcze kilka dni. Powietrze stało w miejscu, a cykady głośno grały w trawie.
Popatrzyłem na starą, dość zaniedbaną budkę na przystanku, którą oświetlała
pojedyncza lampa. Następnie popatrzyłem w stronę domu. Wizja przechodzenia po
czarnej drodze, oddzielającej dwa pola zboża przyprawiała mnie o nieprzyjemne
dreszcze, choć szedłem nią już wielokrotnie. Czułem suchość w gardle, więc
przełknąłem ślinę. Cóż, nie pozostawało mi nic innego, jak rozpoczęcie mojej
małej przechadzki. Dzięki bogom za latarki w telefonach, bo chyba bym panikował
przez cały ten mój spacer do domu.
Tak się złożyło,
że nic mnie po drodze nie zjadło, nie przejechało ani nie zamordowało. Dotarłem
do domu w jednym kawałku. Gdy tylko stanąłem pod drzwiami, napisałem do Shiona,
że byłem już u siebie. Mój chłopak, wyraźnie ogarnięty ulgą, napisał, że
cieszył się, że nic mi się nie stało. Po chwili dodał, że skoro byłem
bezpieczny, to mógł spokojnie iść spać. Życzył mi dobrej nocy, a ja jemu
kolorowych snów. Gdy tylko schowałem telefon do kieszeni, przyłapałem się na
tym, że uśmiechałem się szeroko od ucha do ucha. Wpadłem jak śliwka w kompot z
tym zakochaniem, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Byłem młody, więc kiedy
uczucia miały brać nade mną górę, jak nie teraz.
Wszedłem do
domu, starając się nie robić hałasu, choć może niepotrzebnie. Zdjąłem buty, po
czym wszedłem do salonu, gdzie zastałem tatę, siedzącego na kanapie i
oglądającego coś w telewizji.
– Och, Hiro –
odwrócił się do mnie. – Już wróciłeś?
– Tak. Już
jestem.
Powiedziałem to
dość nienaturalnie. Choć nic nie mogłem na to poradzić. W jednej chwili
przypomniało mi się o tym, co powiedziała mi Haru. Zawsze miałem tatę za
przykładnego rodzica, a w mojej głowie jawił się jego idealny obraz, który w
tym momencie był niebywale zniekształcony. Przyglądałem się chwilę jemu, a
następnie powiodłem wzrokiem po salonie, by ostatecznie spojrzeć na telewizor.
Tata miał przykryte kolana kocem. Na stoliku stała wypita do połowy butelka
białego wina oraz towarzyszący jej pusty, choć niewątpliwie użyty kieliszek. Jednak
zatrzymana scena, która właśnie widniała na ekranie telewizora, odrobinę nie
pasowała mi do ogólnego wizerunku taty, bo był to mecz siatkówki. Zresztą, nie
tylko to mi do niego nie pasowało.
– Wszystko
dobrze?
– Tak. Po prostu
stwierdziłem, że wrócę wcześniej.
– Rozumiem. Haru
z tobą nie wróciła?
– Nie. Zdaje
się, że właśnie bawi się w najlepsze. Co oglądasz? – zmieniłem temat, wskazując
głową w stronę telewizora. Usiadłem obok mojego rodzica.
– Och, to?
Przesuwaliśmy trochę rzeczy w garażu, żeby zrobić nieco miejsca i znaleźliśmy z
tatą album i nasze stare filmy.
– O rany, serio?
– spytałem zaskoczony. W jednej chwili przypomniał mi się album ze starymi
zdjęciami rodziców. Faktycznie, nie wiedząc, co zrobić z niektórymi rzeczami,
włożyliśmy je z powrotem do garażu. Pozbyliśmy się jednak większości śmieci,
robiąc tym samym miejsce na samochód. Oprócz tego, przypomniały mi się te
fotografie, na których tata był w wyjątkowo zażyłych stosunkach z mężczyzną,
który nie był moim ojcem. Aż coś się we mnie zagotowało na samo wspomnienie o
tym.
– Tak. To
ostatni mecz w siatkówkę waszego ojca. Nikogo nie było w domu, więc
stwierdziłem, że może odświeżę sobie pewne rzeczy.
– Nikogo nie ma?
– Nie. Mako jest
dzisiaj u kolegi, a Yoshi wyszła niedługo po was. Chyba też gdzieś imprezuje w
mieście. A wasz ojciec wyszedł z wujkiem Minoru.
– Z wujkiem? –
aż mi się głos załamał. Nie całkiem tego się spodziewałem.
– Tak. Możliwe,
że trochę odnowią tę relację, ale nie wiem. Zobaczymy. Swoją drogą,
przeglądaliście te rzeczy?
– Trochę
przeglądaliśmy album, ale nic więcej – odpowiedziałem, bardziej skupiając się
na przetworzeniu w głowie faktu, że ojciec wyszedł spotkać się z wujkiem
Minoru. Sądziłem, że nigdy więcej nie usłyszę od taty tego typu oświadczenia.
– Czyli nie
ruszaliście tych filmów?
– Nie –
pokręciłem głową. – A coś się stało?
– Nie, nic. Tak
tylko pytam.
– Rozumiem.
Swoją drogą, tato.
– Tak?
– Mogę cię o coś
zapytać?
– Zawsze – dolał
sobie wina do kieliszka, po czym wziął kilka łyków. Kto jak kto, ale tata potrafił pić z
klasą.
– Spotykałeś się
kiedyś z kimś, oprócz taty?
– Oczywiście –
odparł bez wahania.
– Mhm. Ale…
Będąc już z tatą. No… Wiesz.
Zamarł, ale
tylko na krótki moment. Westchnął ciężko. Dopił już bez żadnych finezji trunek
z kieliszka, po czym odłożył puste naczynie na stolik. Popatrzył na mnie ni to
obojętnie, ni to znudzony. To było lekko podpite, senne spojrzenie, które nie
do końca miało ochotę na tego typu rozmowy. Aż poczułem, jak żołądek zawiązuje
mi się w supeł.
– Rozmawiałeś z
Haru? – spytał.
– Tak. Tak
wyszło. Wspomniała mi o czymś i teraz trochę nie daje mi to spokoju.
– Co dokładnie
ci powiedziała?
– Że miałeś
romans z nowym współpracownikiem taty.
– Mhm – potarł
skronie. – Przepraszam, że musieliście się o tym dowiedzieć.
– Więc jednak?
Naprawdę coś takiego zrobiłeś?
– Nie będę cię
okłamywać, że nie. Choć mówiąc szczerze, to nie nazwałbym tego romansem, a
przynajmniej nie z mojej strony. Dla mnie romans to zaangażowanie uczuć, a
tutaj… Cóż. Nie angażowałem się emocjonalnie.
– Ale wciąż…
Wciąż robiłeś coś takiego.
– Och, Hiro.
Przepraszam, że teraz musisz przez to przechodzić.
– Chyba nie mnie
powinieneś przepraszać.
Tata zmrużył
lekko oczy, przyglądając mi się niepewnie. Wtedy też zdałem sobie sprawę z
tego, że cały dygotałem. Marzyłem jedynie, by teraz znaleźć się gdzieś w
ustronnym miejscu i przytulić się do Shiona.
– Nie chcę i nie
będę ci tłumaczyć, dlaczego w ogóle doszło do tej sytuacji. Chcę tylko, byś
wiedział, że wasz tata o tym wie. To nie jest coś, co trzymam przed nim w
wielkiej tajemnicy. Mieliśmy po prostu moment… mały kryzys.
– Ale zdradziłeś
tatę – byłem o krok od tego, by się nie rozpłakać. Sam nie wiedziałem, jak to
możliwe, że jeszcze do tego nie doszło.
– Cóż. Nie do
końca – westchnął. – To było coś, o czym rozmawialiśmy, zanim jeszcze do tego
doszło. Po prostu stwierdziliśmy, że powinniśmy od siebie w pewnym sensie
odpocząć. Dlatego wasz tata i ja na jakiś czas poszliśmy w przeciwne strony.
Obaj się na to zgodziliśmy na naszych własnych, przedyskutowanych warunkach.
Ale to było coś, co wydarzyło się kilka lat temu, dlatego nie wracamy już nawet
do tego tematu. To rozdział zamknięty.
– A dlaczego
tata wybrał właśnie tego Amerykanina?
– W sensie…?
– W sensie, hm…
dla ciebie. I teraz w firmie. To bez sensu.
– Och, tatuś go
nie wybrał. Cóż, to był przypadek. Wtedy i teraz. Trochę nieprzyjemne
zrządzenie losu, biorąc pod uwagę fakt, że wasz tata nie ma pojęcia, kim był
kiedyś dla mnie ten mężczyzna.
– Bardzo źle to
brzmi.
– Wiem. Rozumiem.
Nie chcę, by teraz się o tym dowiedział, bo trochę by to skomplikowało jego
sprawy zawodowe.
– To chyba
trochę nie fair z twojej strony.
– Możliwe. Ale
wiem, że firma na tym skorzysta.
Spojrzałem na
tatę z niedowierzaniem. Coś wewnątrz mnie rozumiało jego motyw, ale w
większości byłem oburzony. Możliwe, że mój młody wiek jeszcze nie całkiem
pozwalał mi zrozumieć, dlaczego taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Dlaczego
rodzice zrobili coś takiego i dlaczego teraz tata nie chciał o tym rozmawiać. Nie
powinienem był się w to nawet wtrącać, ale to wszystko nie mieściło mi się w
głowie. Jak to jest, że dwója ludzi, która ułożyła razem życie, nagle
zdecydowała się na coś takiego. W jakim celu? W głowie miałem jedną wielką
plątaninę myśli.
– Nie rozumiem –
przyznałem po dłuższej chwili.
– Nie musisz
tego rozumieć.
– Ale bym
chciał. Czy ty i tata… Czy wy chcieliście się rozstać?
Aż otworzył
szerzej oczy z zaskoczenia. Zdaje się, że upojenie alkoholowe minęło mu
dokładnie w tym jednym momencie. Ale dla mnie to był jedyny rozsądny powód dla
czegoś takiego. Nie widziałem innych możliwości.
– Nie. Skądże
znowu. Nawet nie dopuszczam do siebie takiej myśli.
– To dlaczego?
Pochylił się,
pocierając skronie palcami obu dłoni, jakby miał migrenę wszechczasów. A mnie
znów zebrało się na łzy. Czułem, jak oczy zaczęły mnie piec, jednak z całych
sił postarałem się nie rozpłakać.
– Nie wiem –
przyznał w końcu, wzdychając. Wyprostował się, patrząc na mnie bardzo zmęczonym
wzrokiem. – Rozumiem, że możesz mieć nas teraz za okropnych ludzi, ale to nam
pomogło. Sam do końca nie pojmuję, jak to możliwe, ale od tamtej pory jest
między mną a waszym tatą lepiej. I to jest dla mnie najważniejsze. A to, że
teraz tamten mężczyzna przypadkiem pojawił się znowu w naszym życiu nic nie
zmienia. Nie zmienia to relacji między mną a tatą oraz relacji między mną a
tobą i twoim rodzeństwem. To zamknięty rozdział i chcę, byś o tym pamiętał.
– Dobrze –
pokiwałem głową, czując w jednej chwili jakąś dziwną ulgę. Wiedziałem, że tata
raczej nie rzucał słów na wiatr, dlatego jego zapewnienia podniosły mnie na
duchu. – Ale nadal nie sądzisz, że powinieneś powiedzieć o tym tacie?
– Nie. Nie sądzę
– pokręcił głową. – Swoją drogą! Tata dziś powiedział, że zabierze całą waszą
czwórkę na biwak.
– Na biwak? Nie
byliśmy na czymś takim od chyba stu lat – nie kryłem zaskoczenia. Poza tym,
tata potrafił zręcznie odwracać moją uwagę od poważnych tematów.
– Prawda? Też
nie pamiętam, kiedy robiliśmy coś takiego.
Działo się.
Chyba może nawet zbyt wiele niż mógłbym się spodziewać, tym bardziej, że pewne
sprawy przybrały dość interesujący obrót. Na szczęście, nie chodziło o mnie i
Shiona, bo w tej kwestii wszystko toczyło się swoim powolnym, ale za to
naturalnym torem. Chodziło o moich rodziców.
Był weekend, dwa
tygodnie po zakończeniu szkoły moim i Haru. Ojciec miał jeszcze tego dnia jedno
spotkanie ze swoim przyszłym partnerem biznesowym, więc kiedy on był w pracy,
my mogliśmy się spokojnie spakować. Oczywiście, spokój trwał do czasu. Bo
ojciec wrócił do domu w jakiejś dzikiej furii, w jakiej jeszcze nigdy go nie
widziałem. Na wstępie trzasnął wściekle drzwiami, że aż się szyby w oknach
zatrzęsły. W całym moim życiu nie widziałem go nawet w jednej czwartej tak
złego, co tamtego dnia. Całe moje rodzeństwo i ja przerwaliśmy pakowanie i
przysiedliśmy przy schodach, słuchając, co takiego działo się na parterze.
– Takanori!!
Ojciec brzmiał
groźnie. Jakby za moment miał popełnić morderstwo, co tylko sprawiło, że jakiś
dziwny lęk złapał mnie za gardło. Pierwszy raz w życiu czułem coś takiego.
– Słucham? –
odparł tata spokojnie. Zdaje się, że był w kuchni. Przygotowywał dla nas
prowiant na wyjazd.
– Możesz mi,
kurwa mać, wyjaśnić, co ty odpierdoliłeś?
– Po pierwsze,
nie odzywaj się do mnie w taki sposób i się uspokój. Po drugie, to ty wyjaśnij
mi, o co ci chodzi.
– Dobrze wiesz,
więc nie udawaj teraz, że nie rozumiesz, o co mi chodzi.
– Ani trochę.
– Chodzi mi o
tego cholernego amerykańca, któremu dałeś dupy.
– Och.
Aż zakryłem usta
dłońmi, a Haru niemalże zachłysnęła się powietrzem z zaskoczenia. Yoshi w
jednej chwili zatkała uszy Mako, choć ten zaprotestował. Ostatecznie pozwolił,
by starsza siostra zaprowadziła go do pokoju. Po chwili siedzieliśmy już tylko
we trójkę i słuchaliśmy, jak sytuacja miała się rozwinąć.
– Nie dałem
nikomu dupy – odpowiedział tata spokojnie. – Także, żebyś to pamiętał. I jak
masz zamiar odzywać się do mnie w taki sposób, to może lepiej, żebyś w ogóle
już tego nie robił.
– Chcesz mi
powiedzieć, że facet sobie wymyślił tę historię?
– Yuu, usiądź.
– Naprawdę, nie
mam ochoty siadać.
– Usiądź.
Rozległ się
nieprzyjemny odgłos gwałtownie odsuwanego po kafelkach krzesła. Ojciec chyba
jednak uległ swojemu partnerowi. Zdaje się, że rodzice mieli właśnie odbyć dość
nieprzyjemną rozmowę. Ja sam nie do końca mogłem uwierzyć, że coś takiego
jednak w końcu miało miejsce.
Usłyszeliśmy
zaraz, jak któryś z nich, potencjalnie tata, zamykał drzwi od kuchni, co
odrobinę nas rozczarowało, ale i wpędziło w jeszcze większe napięcie.
Chcieliśmy znać szczegóły tej rozmowy, bo całkiem możliwe, że zależały od niej
losy ich związku. Oraz nasze. Jakoś nigdy nie wyobrażałem sobie, że któregoś
dnia rodzice oświadczyliby nam, że się rozstają. Jednak tym razem ta myśl
uderzyła we mnie tak nagle, że niemalże zebrało mi się na wymioty.
Ich rozmowa
trwała blisko godzinę. Przez ten czas praktycznie nie ruszaliśmy się z miejsca,
wyczekując rezultatów. W tym czasie przyjechała do nas Yui, a zaraz po niej
Shion. Dziewczyna mojej siostry i mój chłopak mieli po prostu spędzić z nami
trochę czasu do naszego wyjazdu, a skończyło się na tym, że wszyscy siedzieliśmy
na piętrze przy schodach i z napięciem oczekiwaliśmy na cokolwiek.
– Czy coś się
zadziało? – spytał Mako, wychylając głowę ze swojego pokoju. Wychodził
wcześniej już kilka razy, ale oczekiwanie na to, aż rodzice wyjdą z jakąkolwiek
konkluzją ewidentnie go znudziło. Dlatego poszedł do siebie i co jakiś czas
wyglądał zza drzwi, pytając się, co nowego się działo.
– Na razie nic –
odparł Shion za nas wszystkich. Mój chłopak obejmował mnie ramieniem, niby to
po przyjacielsku, ale wiedziałem, że bardzo miał ochotę mnie przytulić, tylko
nie chciał tego robić przy reszcie mojej rodziny. Był dość delikatny, jeśli
chodziło o okazywanie uczuć przy innych, ale gdy byliśmy sami, to nic go nie
mogło go ode mnie oderwać. Ja sam też nie mogłem bez niego wytrzymać, co było
niesamowite. Z nikim jeszcze nie czułem tak silnej więzi fizycznej, ale i
psychicznej.
– Aha. Szkoda –
burknął Mako.
– Co nie. A co
robisz? – dopytał mój chłopak ni to od niechcenia, ni to zaciekawiony tym, co
też mój brat wyczyniał w zakamarkach swojego pokoju.
– Układam
puzzle.
– Puzzle? –
zdziwił się Shion.
– Mako jest w
tym dobry – oznajmiła Yoshi, widząc zdziwienie Shiona. Pokiwałem głową w
potwierdzeniu, a Haru rzuciła mu spojrzenie pełne politowania.
– Mhm. Jasne.
Ale puzzle…?
– Chcesz
zobaczyć? – spytał Mako.
– Mogę? Jasne,
że chcę.
Shion poszedł do
pokoju Mako. Nasza pozostała czwórka w dalszym ciągu czatowała na schodach. Po
kilku minutach nieobecności mojego chłopaka i młodszego brata stwierdziłem, że
zajrzę do nich. Jak bardzo się zdziwiłem, gdy zastałem Mako i Shiona siedzącego
na podłodze i szukających razem pasujących elementów. Mieli obok siebie już
nabierający kształtów obrazek. Makoto bardzo lubił układać puzzle. I gdy
chodziło o puzzle, to wcale nie chodziło o jakieś dziecinne obrazki, choć od
tego się zaczęło, gdy był jeszcze dzieckiem. Aktualnie mój młodszy brat układał
z moim chłopakiem puzzle, które miały trzy tysiące elementów.
– Widzę, że się
wciągnąłeś – rzuciłem do Shiona, śmiejąc się przy tym.
– No, kurczę.
Spójrz na to! Chyba nigdy nie widziałem tylu elementów – Shion w ogóle nie krył
tego, że był pod wrażeniem. Rozbawiło mnie to.
– Są większe
zestawy – odparł Mako, jak gdyby nigdy nic.
– Tak? Chyba
byłbym na nie za głupi.
– Nie, dobrze ci
idzie. Za to Hiro nigdy nie ma cierpliwości.
Poczułem, że się
lekko czerwienię na twarzy. Shion posłał mi spojrzenie, które miało mówić tyle,
że już się o tym moim braku cierpliwości przekonał.
Nagle drzwi od
pokoju Mako otworzyły się. Głowę do środka wetknęła Yoshi.
– Wyszli –
oznajmiła zestresowana, ale i podekscytowana jednocześnie.
Zerwaliśmy się
wszyscy w stronę schodów. Faktycznie, było słychać, że na dole coś się zaczęło
dziać, jednak nikt nic nie mówił. Ktoś chodził, trzasnęły drzwi. Na dłuższą
chwilę nastała cisza, a my nadstawialiśmy uszu. W końcu ojciec zapytał o coś
tatę, ale już uspokojonym tonem. Cała nasza szóstka odetchnęła z ulgą, jakby
właśnie zdjęto z nas niewyobrażalny ciężar. Zdaje się, że rodzice mieli przed
sobą jeszcze wiele lat wspólnego małżeństwa.
Choć droga na
nasz mały biwak nie była zbyt przyjemna. Dokończyliśmy pakowanie. Tata
przygotował dla nas prowiant, co było miłe z jego strony, bo wcale się z nami
nigdzie nie wybierał. Po krótkich, ale za to jakże niechcianych pożegnaniach
byliśmy w końcu gotowi do drogi. Wpakowaliśmy do starego Mercedesa, który miał
najwięcej miejsca. Yoshi usiadła na miejscu pasażera obok kierowcy, a Mako,
Haru i ja rozsiedliśmy się na tylnym siedzeniu. Odwykłem już od siedzenia z
tyłu i gdy tylko cała nasza piątka zapakowała się w samochód, przypomniały mi
się czasy, gdy byliśmy dziećmi. Mając na uwadze to, jak rozbestwieni byliśmy i
jak okropnie się z nami gdziekolwiek jeździło, rodzice musieli nas naprawdę
kochać, że nie oddali nas z powrotem do adopcji.
Jechaliśmy w
ciszy. Ojciec prowadził, skupiając uwagę na drodze i ewidentnie nie miał ochoty
na rozmowy po tym wszystkim, co zaszło w domu. Co prawda, sam wywołał kłótnię
ze swoim partnerem, ale miał ku temu powód. Nawet jeśli teraz wyjaśnili sobie
pewne rzeczy, to wciąż nie czuł się z tym dobrze. Gdybym był młodszy, to raczej
nie doszedłbym do takich wniosków, jednak teraz, gdy miałem już jednak swoje
małe doświadczenie w byciu z kimś rozumiałem, jak ojciec mógł się czuć. Co
prawda, nigdy nie byłem w takiej
sytuacji, jednak domyślałem się, że coś takiego mogło być dotkliwe.
– Tata – zaczął
w pewnym momencie Mako, przerywając przy tym ciążącą nam wszystkim ciszę.
– Słucham –
odparł ojciec, nie odrywając ani na moment wzroku od jezdni.
– Czy ty i tata
się rozejdziecie?
– C-co? –
wykrztusił ojciec, o mały włos nie tracąc kontroli nad pojazdem. – Skądże. Ja i
tata tego nie planujemy ani w bliskiej, ani w dalekiej przyszłości.
– No bo dzisiaj…
– Ach,
słyszeliście?
– Trudno było
nie słyszeć – wymamrotała Yoshi. Spojrzała na ojca spode łba, a on udawał, że
wcale nie zwrócił na to uwagi.
– No tak. Cóż,
takie rzeczy się zdarzają. To tylko mała sprzeczka, nic więcej.
– Wpadłeś do
domu, krzycząc. Jak tak faceci rozwiązują problemy, to cieszę się, że nie muszę
z tym obcować – oznajmiła Haru
szorstko.
– Czasami ci
zazdroszczę – zwróciła się Yoshi do Haru. – Nie musisz się z tym męczyć.
– Z tym? – rzuciłem z lekka dotknięty tą uwagą.
– Z męskimi
humorkami i tak dalej – wyjaśniła Yoshi.
– Z całym
szacunkiem, moje drogie, ale te uwagi są mocno nie na miejscu – powiedział
ojciec.
– A wpadanie do
domu i krzyczenie tak, że umarli mogliby się obudzić, już tak? – fuknęła Haru.
– Właśnie o to nam chodzi. Mężczyźni nie potrafią spokojnie rozwiązywać
problemów. Cały czas jest tylko płacz i narzekanie i jeśli chodzi o łóżko…
– Dlatego
wybrałaś dziewczyny? – rzuciłem złośliwie.
– Błagam was. To
zmierza w złym kierunku i naprawdę nie mam ochoty na ten temat rozmawiać. Nie
wracajmy już do tego, co się dzisiaj wydarzyło i cieszmy się czasem, który
spędzimy w naturze. Dobra?
– Niech będzie –
tylko Mako przytaknął ojcu. Nasza trójka z jakiegoś powodu nagle znalazła się w
bojowym nastroju. Ojciec wyczuł, że byliśmy gotowi w każdej chwili skoczyć
sobie do gardeł i koniecznie chciał uniknąć rozlewu krwi. Zdaje się, że już
dzisiejsza sytuacja z tatą skutecznie popsuła mu nastrój i nie chciał się
więcej dobijać. Westchnął głośno i ciężko, jakby w jednej chwili ciężar całego
świata spadł na jego barki. Zdaje się, że takie właśnie były uroki posiadania
ni to dorosłych, ni to dziecięcych dzieci.
Dojechaliśmy na
pole namiotowe. Choć my sami mieszkaliśmy niemalże na łonie natury, tak jednak
znalezienie się w lesie oraz myśl o tym, że spędzi się w nim noc było całkiem
ekscytujące. Pełną piersią wziąłem wdech rześkiego, wczesnoletniego powietrza i
niemalże od razu kichnąłem pod wpływem pyłków. Chociaż alergie jeszcze nie były
tak złe. Spora część mnie jednak niemalże od razu zatęskniła za cywilizacją,
jak tylko zaczęliśmy rozkładać namioty. Zdążyłem zapomnieć, jak uciążliwe to
było. W zestawie były o wiele za dużo metalowych rurek a materiał namiotu
absolutnie nie chciał się na nie naciągnąć. Tyle, ile przekleństw przy tym
padło, nie słyszałem w ciągu kilku ostatnich lat. Ale, co należało przyznać, po
złożeniu wszystkiego mieliśmy niemałą satysfakcję.
W końcu
ostatnie, co nam zostało do zrobienia, było przyniesienie drewna na palenisko. Do
tego ojciec poprosił mnie o pomoc, a moje siostry i brat, którzy nie mieli już
nic do roboty, poszli nad jezioro. Nazbieraliśmy większych i mniejszych
kawałków drewna, które ułożyliśmy przy wyłożonym kamieniami palenisku.
– Ulżyło ci? –
spytałem tatę, gdy na ten jeden moment zostaliśmy sami.
– To znaczy? –
odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Po tej
dzisiejszej kłótni z tatą – rozjaśniłem mu odrobinę, o co mi chodziło.
Westchnął.
– Szczerze? Nie.
– Ani trochę?
– Hiro, to nie
jest coś, o czym mam ochotę rozmawiać. Mieliśmy kiedyś z tatą mały incydent i
teraz…
– Ale nie musisz
się zachowywać, jakby nic się nie stało.
– Nie zachowuję
się tak. I uwierz mi, chciałbym, żeby nic się nie stało. Ale po prostu pewne
rzeczy… Hm. Nigdy nie powinny były się wydarzyć.
– Aha. I
żałujesz tego?
– I tak i nie –
przyznał po krótkiej chwili namysłu. – Ale w dużej mierze chciałbym by to nigdy
nie musiało się wydarzyć. Skończmy jednak ten temat, bo naprawdę nie mam ochoty
o tym rozmawiać.
Już nic więcej
nie powiedziałem w tej kwestii. Skoczyliśmy z tatą nosić drewno, po czym
dołączyliśmy do reszty mojego rodzeństwa. Yoshi, Mako i Haru odbijali piłkę nad
jeziorną plażą i mieli przy tym mnóstwo rozrywki. Ja sam byłem dość kiepski w
jakiekolwiek sporty, jednak widząc, ile mieli przy tym zabawy, sam postanowiłem
dołączyć. Oczywiście, nie szło mi najlepiej, jednak starałem się tym nie przejmować.
Postanowiłem po prostu cieszyć się czasem, jaki mogłem spędzić z moim
rodzeństwem. Chociaż wciąż martwiła mnie dzisiejsza kłótnia rodziców. Wiedziałem,
że konflikt, choć w pewnym sensie był przygaszony i chyba pod kontrolą, to był
jak świeża, wciąż krwawiąca rana. Ojciec wyraźnie był dotknięty tym, co się
dowiedział, a mnie odrobinę ciekawiło to, w jaki sposób się dowiedział.
Domyślałem się, że sam aaa musiał mu o tym powiedzieć, jednak zastanawiało
mnie, w jaki sposób to zrobił. Ciekawiło mnie też, w jakim świetle stawiało to
losy firmy. Od tych wydarzeń zależało bowiem wiele rzeczy.
– Myślicie, że
się między nimi uspokoi? – spytała Haru, gdy całą czwórką poszliśmy usiąść na
pomoście. Powoli zmierzchało. W powietrzu unosił się zapach wczesnego, wilgotnego
lata. Otaczał nas dźwięk delikatnych fal uderzających o pomost i świergot
ptaków. Cały ten anturaż wprawiał mnie w niewypowiedziane odprężenie, pomimo
wielu stresujących wydarzeń.
– Aktualnie?
Myślę, że potrzebują jeszcze trochę czasu – odparła Yoshi. Odwróciła się w
stronę ojca, który stał przy brzegu jeziora i odpisywał na jakieś wiadomości na
telefonie. Możliwe, że były to jeszcze jakieś maile, które wymagały jego uwagi
lub też zwyczajnie z kimś smsował. – Ojciec jest cały podminowany.
– Wydaje mi się,
że dobrze im zrobią dwa dni bez widzenia się – oznajmiłem. – Wiecie, o co
chodzi.
– Nabiorą
dystansu – poparła mnie Haru.
– Tak. Zgadza
się.
Makoto zaczął
moczyć podeszwy butów w wodzie. Czekałem już tylko, aż „niechcący” włoży do
niej całe stopy. Yoshi trąciła go w bok i upomniała by tak nie robił, co tylko
pomogło na może minutę.
– W ogóle…
Myślicie, że oni to nadal ze sobą robią? – spytała nagle Haru.
– Przez to masz
na myśli… uhm… to??? – Yoshi ewidentnie się zawstydziła. Ja sam poczułem,
jak zrobiło mi się nieprzyjemnie gorąco na pytanie mojej bliźniaczki.
– No, wiecie.
Dzisiaj poszło właśnie o to. Co nie?
– Jakby nie
patrzeć – wymamrotała Yoshi.
– Czyli wciąż
muszą to jeszcze robić. Ohyda – Haru aż zakryła usta dłonią, jakby myśl o tym,
że rodzice wciąż mogli być aktywni seksualnie była tak obrzydliwa, że miała za
moment zwymiotować.
– Mako zakryj
uszy – rzuciła Yoshi na szybko do brata. Nasz młodszy braciszek posłusznie
zasłonił uszy. – To chyba dobrze, jeśli wciąż to robią.
– Pewnie. Ale
wiecie co? Dwie kobiety? Jasne, coś wspaniałego. Jeszcze kobietę i faceta umiem
sobie wyobrazić, ale dwóch facetów? Przecież to tragedia.
– Może lepiej,
żebyś akurat tego sobie nie wyobrażała – powiedziała Yoshi z wyraźnym
zmieszaniem.
– Hiro, a jak ty
to widzisz? Myślisz, że wciąż coś między nimi jest w łóżku? I jak wy to
robicie?
Spojrzałem na
Haru z lekka skołowany. Chciałem miło i spokojnie spędzić czas, a jak zwykle
skończyło się na czymś takim.
– Nie wiem –
podrapałem się za uchem. – Chyba dobrze by było, gdyby nadal to robili.
– W sumie też
tak sądzę. Ale jak wy to… Nie macie takiego hamulca? Że to drugi koleś i w
ogóle…
– Nie – odparłem
błyskawicznie. – Jest dobrze.
– Serio? To
przecież…
– Haru, daj
spokój – przerwała mojej bliźniaczce Yoshi, widząc, że ewidentnie poczułem się
niekomfortowo. – Hiro nie musi i nie chce o tym rozmawiać.
– Mogę już
odetkać uszy?? – spytał Mako, nie odrywając dłoni od uszu.
– Tak.
– Ekstra.
Spędziliśmy na
pomoście jeszcze jakiś czas. Niedługo później poszliśmy całą czwórką poszukać
ojca, który zniknął gdzieś znad jeziora. Znaleźliśmy go dopiero przy naszym
obozowisku, szykującego rzeczy na wieczorne ognisko. Zaraz mu pomogliśmy, a on
sam wyraźnie ucieszył się na naszą obecność.
Gdy wieczór już
zapadł i ogarnęła nas ciemność nocy, rozświetlana milionem gwiazd na niebie,
nadeszła pora na ulubioną część programu tego typu wyjazdów, jaką były historie
o duchach i potworach. Przynajmniej dla naszego ojca była ona ulubiona, bo jak
nic innego uwielbiał nas straszyć. Zręcznie mu się to udawało, gdy jeszcze
byliśmy mali, bo łykaliśmy wszystko. Poza tym, nietrudno było przerazić dzieci
w ciemnym lesie. Teraz jednak byliśmy już dorośli i minęły lata, od naszego
ostatniego obozowania. Nie przeszkodziło to jednak ojcu od podejścia nas pod
włos, bo pierwszą historię o Yamambie zaczął niewinnie, jakby opowiadał o tym,
co robił dziś po południu. Dlatego, gdy zaczął snuć opowieść, w ogóle nie
przyszło mi na myśl, że była to tylko bajka. Włosy zjeżyły mi się na plecach i
poczułem, jak żołądek zawiązuje mi się w supeł. W porę jednak zrozumiałem, że
był to gwóźdź programu, z tym, że przystosowany do naszego wieku. Już w trakcie
pierwszej historii zaczęliśmy bojkotować próby przerażenia nas, które jednak
nie zniechęciły ojca. Od Yamamby przeszedł do historii o Jorogumo, która
skutecznie przestraszyła Mako.
– Tylko nie
pająki – bąknął najmłodszy członek naszej biesiady, zakrywając przy tym twarz
dłońmi. Zdaje się, że jego fobia przed pająkami dała o sobie wyraźnie znać w
ciemnościach. Nawet ojciec na moment przerwał, upewniając się, że młody nie
dostał żadnego ataku.
– Widzisz, co
narobiłeś – powiedziała do ojca Haru, przytulając do siebie Mako. – Aż się
trzęsie.
– Spokojnie, to
nie jest prawdziwa historia – Yoshi, która siedziała po drugiej stronie Mako, zaczęła
lekko gładzić go po ramieniu.
Spojrzeliśmy po
sobie z ojcem. Ja sam nie miałem nic przeciwko tym historiom, jednak Mako
ewidentnie się przestraszył. Zdaje się, że żadne z nas nie spodziewało się aż
takiej reakcji po małym, ale co mogliśmy na to poradzić. Ojciec uznał jednak,
że dokończy opowieść, choć znacznie zmienił jej zakończenie na szczęśliwe, w
której Jorogumo została pokonana.
Noc była dość
chłodna, choć towarzyszył jej dreszcz ekscytacji w związku z tym, że
spędzaliśmy ją pod gołym niebem. Wilgoć osiadła na trawie, a nas otaczała leśna
cisza. Siostry dzieliły razem namiot, a ja spędzałem tę noc, dzieląc namiot z
Mako i ojcem. Z początku nie mogłem zasnąć. Wierciłem się na materacu,
wciśnięty w śpiwór i dodatkowo przykryty kocem. Mako już dawno drzemał, ojciec
też pochrapywał na swoim miejscu. Ale ja nie mogłem zmrużyć oka. Leżałem tak,
patrząc w ciemną pustkę, dopóki nie usłyszałem, jak z namiotu obok zaśmiała się
Yoshi. Wyczołgałem się więc z mojego śpiącego kokonu, wskoczyłem w buty, po
czym okryty kocem wyślizgnąłem się na zewnątrz. Zakradłem się pod namiot sióstr
i szarpnąłem nim na tyle mocno, na ile umiałem. Obie krzyknęły jednocześnie,
pewnie nie spodziewając się, że ktoś postanowi je przestraszyć. Zaraz wszedłem
do środka i zastałem widok, jakiego mógłbym się spodziewać po moich siostrach.
Obie były uzbrojone latarki i scyzoryki. Na moment zmartwiłem się czy
przypadkiem nie postanowią mnie zaatakować, jednak w porę uzmysłowiły sobie, że
to byłem ja.
– Do cholery,
Hiro! – moja bliźniaczka rzuciła we mnie na wpół pustą butelką z wodą.
Parsknąłem śmiechem, łapiąc nadlatujący w moją stronę przedmiot. – Głupi
jesteś!
– Ale nas
wystraszyłeś – Yoshi aż położyła sobie dłoń na sercu.
Roześmiałem się
jedynie. Zamknąłem za sobą namiot, po czym usiadłem z siostrami. Rozmawialiśmy
ze sobą przez blisko godzinę. W tym czasie zaczął padać deszcz, co nieco nas
zmartwiło, ale na szczęście opady szybko ustały. W czasie tej jednej godziny
dyskutowaliśmy o tym, co mamy zamiar zrobić za kilka tygodni. Chodziło,
oczywiście, wyjazd całej naszej trójki do Tokio. Prośba Yoshi o przeniesienie
została pozytywnie rozpatrzona przez jej starą, jak i potencjalnie nową
uczelnię. Haru została zarekomendowana i z miejsca przyjęta na kurs aktorski do
jednego z największych teatrów oraz składała papiery na kierunek związany z
filmem. Przede mną pozostawał egzamin wstępny, ale byłem dobrej myśli. Snuliśmy
nasze małe plany o wielkiej przyszłości, popijając przy tym zbyt zimną gazowaną
lemoniadę ze wspólnej puszki, aż w pewnym momencie Yoshi spytała nas, co
zrobimy w związku z naszymi relacjami z drugimi połówkami.
– Ja się nie
martwię – rzuciła Haru zupełnie beztrosko. – Yui jest fotografem i większość
czasu i tak spędza w Tokio. W sumie, to nawet się cieszę, bo będziemy się częściej
widywać.
– Serio? –
wziąłem od Yoshi puszkę lemoniady, po czym upiłem dość spory łyk. Zaraz
przekazałem tę naszą prowizoryczną fajkę pokoju Haru.
– No. Jeszcze
ostatnio jeden z większych magazynów zaproponował jej dłuższą współpracę, więc
na razie dobrze się układa – westchnęła Haru. – Ale się cieszę.
– Widać po
tobie, jaka jesteś cała w skowronkach – oznajmiłem, nie powstrzymując uśmiechu.
Haru była bardzo zakochana w Yui, czego już nawet nie ukrywała. Będąc ze swoją
dziewczyną patrzyła na świat jak przez różowe okulary.
– No wiem! –
zaśmiała się. Wzięła łyk lemoniady, po czym podała ją Yoshi. – A ty i Shion?
Jakieś ważne rzeczy się zapowiadają?
– Zacznę od
tego, że go nawet nie lubisz – wytknąłem jej. Obie moje siostry zaśmiały się na
tę uwagę.
– Nie to, że go
nie lubię. Wiesz co, mam wam obu za złe to, co się stało z Kasumi.
– Jej też nie
lubiłaś – przypomniała nam Yoshi. – A swoją drogą, jak to się stało? Że ty i
Kasumi się rozeszliście, a zszedłeś się z chłopakiem?
– Trochę
przesadziliśmy na tej jednej imprezie – wymamrotałem.
– Trochę? Prawie
wszyscy wiedzieli was, jak się wymykacie i jak później trzymaliście się za
ręce.
– Czekaj,
czekaj! Zdradziłeś Nakamurę? – moja starsza siostra aż mało się nie zakrztusiła
lemoniadą. – Poważnie?
– Tak wyszło –
przyznałem. – Nie, że tego chciałem. Choć, gdy teraz o tym myślę, to tego nie
żałuję. Była dziwna.
– Od początku
mówiłam – burknęła Haru pod nosem.
– Ale by od razu
zdradzać dziewczynę! Kolesie to mają zero wstydu i zahamowań.
– Nie musicie na
mnie o to wrzucać, bo jest mi z tym źle i tak. Ale było i minęło. Nie chcę
wracać do tego, co było między nami. Jest mi dobrze z Shionem.
– Naprawdę? –
spytała zaciekawiona Yoshi.
– Pewnie macie
się już czym pochwalić – zachichotała Haru.
– W zasadzie, to
jeszcze do niczego między nami nie doszło.
– Czyli wciąż
masz swoje analne dziewictwo? – spytała Haru jak gdyby nigdy nic.
– Haruna!! –
upomniała ją Yoshi.
Poczułem, jak
się czerwienię. Cóż, trafiła w samo sedno. Wciąż byłem analnym prawiczkiem.
Zastanawiałem się jednak, jak długo ten stan rzeczy miał jeszcze potrwać.
Ciekawiło mnie też, jakie to było uczucie. Oczywiście, nastawiałem się na
całkiem nieprzyjemne doświadczenia, choć pewne źródła wspominały mi, że z
czasem większość negatywnych aspektów się uspokajała.
– No. Ale ma
rację.
– O rany –
jęknęła Yoshi, zrezygnowana kładąc się na swoim materacu.
– Pewnie to
długo nie potrwa – zaśmiała się grubiańsko Haru. – Jesteście jak papużki
nierozłączki. Poza tym, patrząc na was, to dałabym lewą nerkę, że już to macie
za sobą.
– Szczerze? Ja
też tak myślałam – przyznała Yoshi. – Ale wiesz, jak czegoś nie będziesz pewny,
to zawsze masz pod nosem dobry przykład.
– O tak! Masz
dwóch weteranów w tej dziedzinie.
– Dzięki. Już
biegnę pytać się o wszystko.
Roześmialiśmy
się. Kto by się spodziewał, że będę śmiać się z moimi siostrami na takie
tematy. Miałem w sobie jednak jakieś wewnętrzne zadowolenie, że potrafiliśmy
dość swobodnie podchodzić do takich spraw. Poza tym, to było bardzo możliwe, że
była to jedna z niewielu, jak nie ostatnich chwil, gdy w ogóle będziemy mieć
czas, by tak ze sobą rozmawiać. Wiedziałem, że wyjazd na studia zmieni między
nami pewnie rzeczy, dlatego byłem wdzięczny za każdy moment, jaki mogliśmy ze
sobą spędzić.
Poszedłem spać
około drugiej nad ranem. Obudził mnie lekki deszczyk między piątą a szóstą
rano. Krople wody uderzały o namiot, dudniąc nieprzyjemnie. Rozejrzałem się
dookoła. Otoczenie spowite było w porannym, sennym półcieniu. Mako spał
zwinięty na swoimi miejscu, przykryty dodatkowym kocem. Tylko ojca nie było w
namiocie. Chciałem iść go poszukać, gdy zdałem sobie sprawę, że ja również
byłem przykryty jeszcze jednym kocem. Musiał przykryć nas, zanim wyszedł na
zewnątrz. Zarzuciłem na siebie kurtkę z kapturem, a nogi wetknąłem w adidasy,
nawet nie przejmując się tym, by je zawiązać. Wyszedłem na zewnątrz.
Był rześki,
wilgotny poranek. Ojciec siedział na ławce przy placu zabaw, paląc papierosa. W
jednej ręce ściskał napoczętą paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Zdziwiło mnie
to. Chyba nigdy w życiu nie widziałem, żeby palił coś innego od drewna na
ognisku. Przysiadłem obok niego na wilgotnej ławce. Dopiero wtedy mnie
zauważył.
– Wystraszyłeś
mnie – wymamrotał, odsuwając ode mnie rękę, w której trzymał papierosa.
– Przepraszam.
Nie chciałem. Od kiedy palisz?
– Chyba od
zawsze – zaciągnął się papierosem, po czym wypuścił pokaźny obłok nikotynowego
dymu.
– Pierwszy raz
widzę, żebyś palił – przyznałem.
– Przestałem,
gdy byliście mali. Ale w rzeczywistości nigdy nie rzuciłem palenia.
– Nie? Popalałeś
gdzieś?
– Nie – pokręcił
głową. – Dumnie mogę powiedzieć, że nie. Ale nie było dnia, żebym nie pomyślał
o paleniu. Jeden z najbardziej upierdliwych nałogów, jaki może istnieć. Tylko
teraz te naście lat abstynencji diabli wzięli.
Westchnął
ciężko. Posłałem mu lekko zmartwione spojrzenie, którego jednak nie zauważył.
Patrzył w dół na czubki swoich butów.
– Tylko nie mów tacie,
że mnie widziałeś z papierosem – rzucił niespodziewanie.
– Zdenerwuje
się?
– Nie. Raczej
się zmartwi. Poza tym, nigdy nie lubił, gdy paliłem, więc pewnie mu się to nie
spodoba. No cóż… W każdym razie, niech to zostanie między nami. Zgoda?
– Zgoda –
pokiwałem głową. – Mam pytanie.
– Słucham – znów
się zaciągnął. Wyglądał, jakby palenie sprawiało mu mnóstwo przyjemności. Dla
mnie osobiście papierosy śmierdziały i nie rozumiałem, jak ludzie mogli
odnajdywać w tym nałogu tyle zadowolenia.
– Tata ostatnio
wspominał, że widziałeś się z wujkiem Minoru. Tak… no wiesz. Prywatnie.
– Faktycznie.
Widziałem się z wujkiem.
– Chcesz z nim
odnowić relacje?
– Sam nie wiem.
Sytuacja między nim a ciocią jest do tej pory dość nieprzyjemna. Chociaż
czasami mi go szkoda. Nie mówię, że nie zasłużył na to, co go spotkało, ale
kiedyś się przyjaźniliśmy.
– Definitywnie
sobie zasłużył – oznajmiłem w takim moim małym, mało stanowczym
zacietrzewieniu.
– Och,
oczywiście – zaśmiał się. Rzucił niedopałek na ziemię, po czym go przycisnął
podeszwą buta. Upewniwszy się, że papieros zgasł, podniósł go, nie chcąc pewnie
zostawiać po sobie śmieci. – Tylko wiesz, jestem już stary i mam jakiś
sentyment do niektórych ludzi. Ale nie chcę też robić takich rzeczy za plecami
cioci. W końcu obaj z tatą opowiedzieliśmy się za nią.
– I bardo
dobrze.
– Pewnie. Wiesz,
wujek zostanie ojcem. Znowu. Ta jego dziewczyna jest w ciąży.
– Naprawdę?!
– Mhm. Asahi i
Fumiko będą mieć przyrodnie rodzeństwo. I tak na marginesie, zostaliśmy z tatą
zaproszeni na baby shower.
– Poważnie?
– Tak. Pewnie
pójdziemy, ale wciąż czuję niesmak w związku z tym wszystkim. Matka natura
zrobiła okropieństwo, pozwalając ludziom hetero zdradzać się i rozmnażać z kim
popadnie. To takie nie fair.
Popatrzyłem na
ojca odrobinę zmartwiony. Minę miał, jakby ktoś mu przyłożył w twarz. Całe
szczęście, nikt tego nie zrobił w rzeczywistości. Pomyślałem jednak o ostatnich
wydarzeniach i moich własnych przemyśleniach, którymi postanowiłem się
podzielić z ojcem. Może nie powinienem był tego robić, ale mówi się trudno.
– Czemu nie
adoptujecie jeszcze jednego dziecka? – spytałem, choć wiedziałem, że było to
stąpanie po cienkim lodzie. Możliwe, że w tamtym momencie powinienem był się
ugryźć w język. – Albo dwóch. No…
– Wątpię, że
mamy jeszcze siły, by próbować adoptować jeszcze jedno dziecko. Ledwo udało nam
się z Makoto. Pewnie, gdybyśmy teraz złożyli wniosek, to zostałby odrzucony z
dziesięć razy, a możliwie pozytywną decyzję dostalibyśmy za dziesięć lat.
– Rozumiem. A
matka zastępcza?
– Huh?
– Nie macie
swoich dzieci, więc…
– Oczywiście, że
mamy swoje dzieci. O czym ty mówisz.
– No tak, jasne.
Ale nie macie biologicznie spokrewnionych ze sobą dzieci. To pewnie miłe
uczucie, gdy ma się coś takiego… No wiesz. Swojego.
– Chyba
rozmawiałem już z tobą na ten temat.
– Tak. Ale teraz
nasza trójka wyjeżdża i zostaje tylko Makoto. W domu będzie pusto.
Westchnął
ciężko.
– Jesteśmy za
starzy na małe dzieci. Nie mamy już tyle cierpliwości i czasu, a poza tym…
– Ale nie
chciałbyś przekazać dalej genów?
Ojciec aż
zaniemówił na kilka długich sekund. Spojrzał na mnie całkowicie oniemiały moim
pytaniem. Sam nie byłem pewny czy powinienem tak się o to pytać, ale teraz już
nie było odwrotu.
– Nie wiem –
przyznał. – Jakoś nie czuję takiej potrzeby.
– Ani odrobinę?
– Słuchaj, to
nie takie proste jak ci się wydaje. Gdybym mógł, jakimś magicznym sposobem,
mieć dziecko z waszym tatą, które biologicznie byłoby spokrewnione i ze mną, i
z nim, to pewnie brałbym to pod uwagę. Jednak świadomość, że jakaś obca kobieta,
która byłaby biologiczną matką, miałaby donosić przez kilka miesięcy ciążę
tylko po to, by później oddać mi to dziecko i nigdy więcej nie mogła go
zobaczyć, jakoś mnie nie zachęca.
– Nie patrzyłem
na to z tej strony – przyznałem.
– A ja tak. I
wierz mi, rozważaliśmy tę opcję. Po prostu uznaliśmy, że z niej nie
skorzystamy.
– Uważasz, że to
złe?
– Hm?
– To, że
niektórzy tak robią. Wiesz, surogatka, która jest biologiczną matką i tak
dalej.
– Nie. To, że ja
bym tak nie postąpił, nie oznacza, że to złe. Jeśli ktoś chce zrobić tak, a nie
inaczej, to jego sprawa. Każdy postępuje według własnego sumienia.
– Rozumiem.
Na tym
skończyliśmy naszą rozmowę. Wróciliśmy do namiotu i poszliśmy jeszcze spać.
Reszta dnia
minęła dość spokojnie. Niebo przejaśniło się przed południem i mogliśmy w końcu
wyjść z namiotów. Dzień minął dość szybko. Przez większość czasu odbijaliśmy z
rodzeństwem piłkę, graliśmy w karty albo spacerowaliśmy po okolicy.
Wypożyczyliśmy też dwa kajaki i przez jakiś czas zwyczajnie pływaliśmy po
jeziorze. Z początku nie mogłem sobie przypomnieć, jak w ogóle powinno się
wiosłować, bo chyba wieki nie pływałem kajakiem. Pod wieczór zebraliśmy drewno
i rozpaliliśmy ognisko. Gdy później leżałem w swoim śpiworze, myślałem o tym,
jak bardzo będzie mi kiedyś brakować tego czasu spędzonego w naturze.
Pogrążając się tak w rozmyślaniach oraz marzeniach o tym, że za niedługo będę
stąpał tokijskimi ulicami, zapadłem w błogi sen.
Wróciliśmy do
domu następnego dnia około dwunastej. Tak jak cieszyłem się z całego czasu,
który mogliśmy razem spędzić, tak niczego tak bardzo nie chciałem, jak wzięcia
porządnego prysznica i pójścia spać w moim łóżku.
Przywitał nas
tata, który pewnie nie tak dawno sam wstał. Był po nocnej zmianie, więc nawet
nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem go w szlafroku i z kubkiem kawy. Wyglądał na
śpiącego, ale i na swój sposób usatysfakcjonowanego. Z góry poprosił, żebyśmy
wszystkie rzezy, które mieliśmy na sobie w lesie, wyprali. Zdaje się, że
ostatnie, o czym marzył, to atak leśnych żyjątek i ani trochę mu się nie
dziwiłem.
Sam nastrój w
domu był całkiem porządny. Co mnie zaskoczyło, to że z początku atmosfera
między rodzicami była odrobinę niezręczna, tak bardzo szybko się rozluźniła. Ten
czas osobno niewątpliwie zdziałał między nimi cuda. Tata gruchał na całą naszą
piątkę i współczuł nam, że pewnie przemarzliśmy w deszczu. W międzyczasie, jak
nas wszystkich głaskał, nastawił na kuchence garnek na zupę. Opowiedział też
tacie historię, z której obaj zaczęliśmy się śmiać tak głośno, że wzbudzili
nasze zainteresowanie. Nie chcieli jednak zdradzić, co takiego ich poruszyło,
co jeszcze bardziej zaczęło mnie nurtować. W końcu co mogło być aż tak
zabawnego.
Popołudniu spotkałem
się z Shionem. Nie sądziłem, że stęsknię się za nim tak bardzo, że aż wskoczę
na niego na przywitanie. Mój chłopak nie spodziewał się takiej reakcji z mojej
strony, bo prawie obaj upadliśmy na ziemię, jednak niewątpliwie też ucieszył
się, widząc mnie. Co jednak mogłem poradzić na to, że czułem się przy nim tak
bardzo chciany.
– Na spokojnie,
tygrysie! – roześmiał się, przyciągając mnie do siebie mocno. Trwaliśmy tak
dłuższy czas, po prostu się do siebie przytulając. Zatapiałem się w jego
ramionach, pragnąc jedynie bliskości między nami.
– Rany, jak się
cieszę, że cię widzę – westchnąłem tuż przy jego uchu. Zadrżał, co dało mi małą
satysfakcję.
– A ja? Ja się
bardziej cieszę – zamruczał, wtykając nos w moje świeżo umyte włosy. Wziął
wdech i wydech. – Ładnie pachniesz.
– Dziękuję –
parsknąłem śmiechem.
Pocałowaliśmy
się krótko, ale za to bardzo czule. Shion złapał mnie w pasie, przyciągając do
siebie, co z początku mnie zaskoczyło, jednak nie zaprotestowałem. Spodobał mi
się ten gest i miałem nadzieję, że będzie go nieraz powtarzał.
Spędziliśmy ze
sobą noc. Choć mówiąc to, wcale nie chodziło o to, że uprawialiśmy seks.
Zwyczajnie przenocowałem u mojego chłopaka. Ugotowaliśmy razem kolację, śmiejąc
się przy tym i śpiewając wszystkie możliwe piosenki, jakie leciały z radia.
Później zrobiliśmy mały maraton filmowy, by ostatecznie zasnąć. Już wcześniej
zdarzało mi się zasypiać u niego, jednak tym razem spędziłem z Shionem
calusieńką noc. To było coś wspaniałego. Już dawno nie miałem aż tak spokojnej
nocy, bo tak jak zwykle zdarzało mi się budzić, tak tym razem przespałem cały
ten czas do rana bez ani jednej pobudki. Dopiero rano zostałem obudzony przez
Shiona. Całował mnie po twarzy i czule muskał czubkiem swojego nosa o mój.
Mimowolnie wywołało to uśmiech na moich ustach, nim nawet zdążyłem otworzyć
oczy. A widząc go z rana po nocy spędzonej w jego łóżku było jakimś
surrealistycznym doświadczeniem. Jego miękkie łóżko w ciasnym pokoju,
zasłonięte okna, wilgotne, pachnące jego perfumami powietrze i ja lewitujący gdzieś
między tym wszystkim.
– Muszę zaraz
wyjść – mruknął, kładąc się obok mnie.
– Hm? –
przytuliłem się do niego. – Co?
– Muszę wyjść do
pracy – złożył pocałunek w moich zmierzwionych włosach.
– Och. Już się
zbieram.
Zupełnie
zapomniałem, że był poniedziałek, a Shion musiał iść do pracy. Ja sam czekałem,
aż odezwą się do mnie z kilku miejsc, do których wysłałem swoje marne CV, ale
póki co nie miałem nic do roboty. Podniosłem się, chcąc się szybko ubrać. Nie
chciałem, by przeze mnie się spóźnił.
– Nie, nie –
położył mi dłoń na klatce piersiowej, po czym subtelnie pchnął mnie z powrotem
na łóżko. – Ja idę, a ty zostań.
– Huh?
– Wracam za pięć
godzin. Jeśli nie masz nic zaplanowane, to zostań. Ale jeśli chcesz sobie
pójść, to zawsze możesz zrobić użytek z klucza.
– Ach,
nareszcie.
Roześmiał się.
Zaraz znowu mnie pocałował we włosy, co bardzo mi się spodobało.
– Zrobiłem
śniadanie. Powinienem chyba był przynieść je do łóżka. Byłoby bardziej
romantycznie.
– Tak też jest
dobrze – pogłaskałem go po policzku, a następnie wplątałem dłoń w jego włosy.
Przeczesałem je, drapiąc nieznacznie skórę jego głowy. Zadrżał. – Dziękuję.
– Za co?
– Za klucz. Za
to, że mogłem zostać u ciebie i zrobiłeś śniadanie. No i za to, że jesteś taki
cudowny.
– Och –
poczerwieniał na twarzy. – No wiesz, staram się.
– Widzę –
posłałem mu ciepły uśmiech.
Wyszedł kilka
minut później. Zostałem zatem sam w jego malutkim mieszkaniu. A mówiąc, że było
malutkie, naprawdę miałem to na myśli. Z niemalże nieistniejącego przedsionka
od razu wchodziło się do salonu, kuchni i jadalni, które było jednym, niezbyt
obszernym pomieszczeniem. Zaraz obok była nieduża łazienka z prysznicem, no i
oczywiście, sypialnia. Łóżko zajmowało niemal w całości całą powierzchnię,
także, by dostać się do okna, trzeba było po nim przejść. Ale wszystko było tu
jasne i estetyczne. Shion bardzo dbał o swoje cztery kąty, utrzymywał porządek
i pielęgnował to miejsce, wkładając w nie swoje serce. Przykładem tego mogła
być dżungla kwiatów, jakie posiadał w salonie. Miał blisko trzydzieści
roślinek. Dużych, małych, średnich, stojących na podłodze lub też na jakimś
kwietniku. Aż przyjemniej spędzało mi się w takim miejscu czas. Tym bardziej
cudownie jadło mi się śniadanie, przyrządzone przez mojego chłopaka. To było
najprostsze śniadanie, jakie mogło być, ale niewątpliwie przygotowane z sercem.
Krzywo złożony omlet, bardziej przypominający jajecznicę, kiełbaski, ryż, miso
i warzywa. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie rozczulił mnie widok
pozostawionego dla mnie jedzenia.
Zjadłem posiłek,
po czym posprzątałem po sobie oraz po Shionie, który pewnie w pośpiechu
zostawił brudne naczynia. Wziąłem prysznic, po czym przebrałem się w to samo,
co miałem na sobie wczoraj. Pościeliłem łóżko, upewniłem się, że nic nie
zostawiłem i żadne kurki nie były odkręcone, a następnie wyszedłem do domu. Wracałem
do siebie z myślą, że niewątpliwie byłem zakochany po uszy i z całego serca
podobał mi się ten stan.
W domu zastała
mnie cisza. Nie byłem pewny czy ktokolwiek był, jednak mając na uwadze to, że
nie wróciłem na noc do domu i każdy raczej wiedział, gdzie spędziłem ten czas,
to planowałem uniknąć niepotrzebnych konfrontacji. Tak, miałem chłopaka i tak,
chciałem uprawiać z nim seks, jednakże wciąż nie mogliśmy się do tego zabrać.
Jak na razie delektowaliśmy się sobą w zupełnie niewinny sposób, choć to w
ogóle mi nie przeszkadzało.
Oznajmiłem
Shionowi, że wróciłem do domu i zaproponowałem mu, żeby przyjechał, jak skończy
pracę. Zgodził się, dlatego nie pozostało mi nic innego, jak wyczekiwać mojego
chłopaka z zapartym tchem.
Siedziałem w
salonie, oglądając film, gdy okazało się, że nie byłem sam w domu. Tata wyszedł
z sypialni całkiem zaspany, ubrany w swój ulubiony szlafrok. Jego kręcone włosy
niczym sprężyny sterczały we wszystkie strony. Stanął półprzytomny, zerkając to
na mnie, to na ekran telewizora.
– Obudziłem cię?
– spytałem z lekka zmartwiony, że mogłem zakłócić jego sen. Ewidentnie odsypiał
nocną zmianę w szpitalu.
– Nie – pokręcił
głową. – Sam się obudziłem.
Poszedł
posuwistym krokiem do kuchni. Słyszałem, jak robi sobie kawę. Postanowiłem nie
zadręczać się dłużej tym, że mogłem go obudzić i kontynuowałem oglądanie filmu.
Tata zaraz wrócił do salonu. Usiadł w fotelu, powoli sącząc czarną kawę ze
swojego ulubionego kubka. Westchnął z zadowoleniem, gdy odpowiednia ilość
kofeiny przelała się przez jego przełyk do żołądka.
– Mam dwa
pytania – zaczął.
– Tak? –
zatrzymałem film. Mimowolnie poczułem kluchę w gardle. Norma każdego domowego
„przesłuchania”.
– Palisz
papierosy? Albo może któraś z twoich sióstr?
Poczułem, jak
zimny pot spłynął mi po plecach. Nie całkiem takiego pytania się spodziewałem,
ale czułem, że było to jedynie preludium do jakiejś większej sprawy.
– Nie –
zaprzeczyłem. – I nie wiem czy któraś z nich pali.
– Znalazłem w
przedsionku paczkę papierosów. Jeśli któreś z was pali, to mam nadzieję, że chociaż
nie będziecie się z tym kryć po kątach.
Niemalże
zakręciło mi się w głowie. Ojcu musiały wypaść papierosy. Obiecałem, że nic nie
powiem tacie na ten temat i wiedziałem, że powinienem go teraz kryć.
– Nie, nie. Uhm…
To pewnie Shiona.
– Shiona? Shion
pali?
– Popala –
przyznałem. To była prawda. Shion palił papierosy, ale robił to tak rzadko, że
jedna paczka starczyła mu na miesiąc, jak nie dłużej. – Zabrałem mu papierosy
dla żartu i myślałem, że je zgubiłem.
– Jesteś pewny,
że to nie twoje? – pochylił głowę, patrząc na mnie spod byka. Jak ja
nienawidziłem tej dochodzeniowej miny.
– Nie palę. To
niezdrowe.
– Mhm. No
dobrze. Skoro już jesteśmy przy temacie Shiona, to przejdę do drugiego pytania.
– Tak?
– To delikatna
sprawa, ale mam nadzieje, że zrozumiesz – odchrząknął. – Czy Shion się bada?
– Bada? –
powtórzyłem, zupełnie zbity z pantałyku. – Masz na myśli… Nie rozumiem.
– Czy Shion robił
kiedyś testy na HIV?
Zamarłem.
Spodziewałem się wielu pytań, ale niekoniecznie takiego. Aż wydawało mi się, że
za moment zemdleję z zaskoczenia. A tata patrzył na mnie zupełnie niewzruszony.
Serce zaczęło mi mocniej walić w piersi, moje policzki okryły się nerwową
czerwienią.
– C-co?
– Czy Shion
badał się kiedyś na obecność HIV? – powtórzył pytanie nieco innymi słowami.
– Shion? Uhm…
Nie wiem. Skąd mam wiedzieć.
– Chodzicie ze
sobą, tak? Więc powinieneś wiedzieć takie rzeczy.
– Ale po co.
Znaczy… To jego sprawa.
– I twoja. To
powinna być jedna z pierwszych rzeczy, jaką powinniście oboje zrobić.
– Ale tato –
niemalże jęknąłem zawstydzony.
– No tak. Bardzo
mi przykro, ale taka jest rzeczywistość. Rozumiem, że bardzo go lubisz i nie
chcesz go zranić, ale to podstawa bezpiecznego seksu.
– Tato!!
– Hiro, synku.
Mam na myśli twoje dobro, tak? Jeśli uprawiacie seks to chcę mieć pewność, że
robicie to całkiem świadomie i bezpiecznie. I mam nadzieję, że nie zapominacie
o prezerwatywie.
– O rany –
jęknąłem cierpiętniczo, zakrywając twarz dłońmi. To się nie działo naprawdę. –
Tato, nawet ze sobą nie spaliśmy.
Zamilkł na kilka
dłuższych sekund. W tym czasie jego ekspresja z lekka surowej zmieniła się na
zaskoczenie. Rzadko miałem okazję podziwiać taki emocjonalny dysonans na jego
twarzy, dlatego delektowałem się tą chwilą, ale i nie wiedziałem, czego się
spodziewać.
– Nie?? – w jego
głosie brzmiało takie zdziwienie, jakbym mu właśnie z przekonaniem oświadczył,
że najnowsze badania potwierdziły to, że ziemia jest płaska. Zaraz odchrząknął,
doprowadzając się w ciągu sekundy do porządku. – Ale to nawet lepiej. Będziecie
mogli zająć się tym później i w pierwszej kolejności się przebadać.
– Powinienem się
pytać, dlaczego jesteś tak zdziwiony? – bąknąłem, nie wiedząc już, gdzie w
ogóle utkwić wzrok.
– No cóż,
spodziewałem się odrobinę innej odpowiedzi. To nic! Ważne, żebyś nie robił
niczego wbrew sobie. I gdyby coś cię martwiło, to śmiało możesz z nami o tym
porozmawiać.
Nieczęsto
zdarzało mi się przeprowadzać takie rozmowy z rodzicami, ale niepokojące było
to, że jednak działo się to coraz częściej. To jako dojrzewający chłopak nie
byłem bombardowany tego typu gadkami. Cóż, pewnie powodem też było to, że w
końcu miałem kogoś, z kim mogłem uprawiać seks. Zatrważające.
Shion przyjechał
zaraz po pracy. Już na wstępie, gdy tylko otworzyłem mu drzwi, przywitał mnie
czułym, stęsknionym pocałunkiem. Nie spodziewałem się aż tak miłego
przywitania. Oddałem czułostkę, ledwo powstrzymując się przed tym, by jej nie
pogłębić. Ostatecznie wciągnąłem Shiona do domu, gdyż całowaliśmy się w progu.
Przytulaliśmy się jeszcze do siebie jakiś czas, a ja czułem, jak wszelkie złe
emocje ze mnie odpływają. Było mi tak dobrze przy moim chłopaku, że mógłbym już
nigdy więcej się od niego nie oddalać.
– Jesteś sam? –
spytał, wyraźnie będąc w nastroju na coś więcej niż tylko pocałunki i
przytulanie się. Głaskał mnie po plecach. Jego dłoń błądziła po nich bardzo
sensualnie, co jakiś czas niemalże niebezpiecznie zbliżając się do moich
pośladków. Poczułem, jak robię się czerwony na twarzy.
– Niestety nie –
westchnąłem, próbując zapanować nad oddechem.
– Och. Szkoda.
– Co nie?
Roześmialiśmy
się obaj. Ile bym dał, by dom był teraz na naszą wyłączność. Chyba byśmy przez
resztę dnia nie wyszli z łóżka.
Następny weekend
zapowiadał się ekscytująco pod kilkoma względami. Przede wszystkim, obie moje
siostry wyjeżdżały. Yoshi wybierała się z koleżankami ze studiów do jakiegoś
SPA, a Haru wyjeżdżała z Yui do ośrodka agroturystycznego. Dodatkowo, rodziców
też miało nie być w domu. Wyjeżdżali nad morze i zabierali ze sobą Mako. Miała
do nich dołączyć ciocia Hikari z Fumiko. Asahi miał być podobno w tym czasie z
wujkiem Minoru, jednak nie wdawałem się w szczegóły. Liczyło się dla mnie to,
że cały dom był dla mnie i mogłem robić co tylko chciałem. Szczególnie na myśli
miałem spędzanie czasu z Shionem i w głowie już miałem zaplanowane, co będziemy
robić przez ten czas. Jednakże, gdzieś z tyłu głowy wciąż miałem obawy taty
związane ze zdrowiem. Postanowiłem zatem coś z tym zrobić. Dość niewinnie
zacząłem rozmowę ze swoim chłopakiem odnośnie jego oraz mojego seksualnego
życia. Co mnie zaskoczyło, ale i na swój sposób zestresowało, to fakt, że Shion
sam w pewnym momencie podjął temat. Wiedziałem jednak, że właśnie oto teraz mój
chłopak sam wyrażał chęć zbadania się na obecność HIV.
Zawsze mnie
dziwiło, jak lekko wszystko szło przy Shionie. Rozmowy, dyskusje, podejmowanie
decyzji. Nawet jeśli mieliśmy rozbieżne zdania, to w pewnym momencie
potrafiliśmy dojść do rozsądnej konkluzji. Do kwestii badań też podszedł
stoicko, z logiką, ale i swoim charakterystycznym poczuciem humoru. Ja sam
zdawałem się bardziej panikować, choć może nie powinienem był. Obaj byliśmy
negatywni. Oprócz ulgi, szła za tym świadomość, że oto właśnie on i ja
dostaliśmy na piśmie zielone światło do eksplorowania naszego seksualnego życia.
Piątkowe
popołudnie było czymś, czego ogromnie wyczekiwałem. Siostry wyjechały, rodzice
i Makoto zbierali się powoli. Tata wykonywał ostatnie telefony i upewniał się,
że cokolwiek będzie miał do zrobienia po powrocie nie będzie niczym pilnym.
Ojciec z kolei gorączkował się bardzo ze względu na spotkanie online, które mu
wypadło w ostatniej chwili i które miało się odbyć w weekend, podczas wyjazdu
nad morze. Ojciec słynął z dopinania wszystkiego na ostatni guzik w firmie i
nienawidził nieporządku w papierach. W biznesie musiał mieć wszystko poukładane
i zaplanowane z wyprzedzeniem. Dlatego to spotkanie wywołało pewien dysonans.
Reagował też tak ostro, ponieważ spotkanie było z inicjatywy jego nowego
biznesowego partnera – Henryego. Sprawy te też były na tyle kluczowe, że ojciec
nie tyle co chciał, ale musiał uczestniczyć w tym spotkaniu. Niby wszedł w
układ, jednak nigdy w życiu nie dałbym komukolwiek przejąć całkowitej kontroli
nad tym, nad czym tak pieczołowicie pracował przez ostatnie długie lata. Nie
dopytywałem się o szczegóły, choć zagadnąłem tatę, o co chodziło, bo on
niewątpliwie wiedział o wszystkim. Odparł tylko, że to nie było nic ważnego, co
w takiej sytuacji było jednoznaczne z powiedzeniem, że mam się nie wtrącać. Czyli
to jednak było coś piekielnie ważnego.
Shion przyszedł
jakąś godzinę po tym, jak wyjechali rodzice. Czekałem całkiem sam, ekscytując
się samą myślą, że oto właśnie miałem okazję spędzić z nim odrobinę czasu.
Planowałem, jak miał wyglądać nasz wieczór i aż przechodziły mnie dreszcze
ekscytacji.
Na przywitanie
pocałowaliśmy się czule i porządnie, tak jak rzadko nam się to udawało, gdy
byliśmy u mnie. Mając jednak świadomość, że nikt nie mógł nas zobaczyć i nam
przeszkodzić, byliśmy ogarnięci niewyobrażalnym komfortem. Dlatego leniwie
delektowałem się ustami Shiona wpijającymi się w moje. W pewnym momencie
złapałem go za pośladek co ewidentnie mu się spodobało. Liczyłem, że później
zrobimy z tym coś więcej.
Spędziliśmy
później czas w salonie. Jedliśmy przygotowaną przeze mnie wcześniej skromną
kolację i przytuleni oglądaliśmy serial. Tak, nasz związek wszedł już na ten
poziom, że oglądaliśmy wspólnie serial. Wiele wysiłku wymagało od nas to, by
się bez przerwy nie obmacywać. Cóż, czy dumnie lub też nie, ale musiałem
przyznać, że na tym polu polegliśmy. Oficjalnie mogłem ten wieczór nazwać tym,
w którym pierwszy raz uprawiałem seks z drugim mężczyzną.
Tak, jak się
spodziewałem, Shion był o wiele bardziej doświadczony, dlatego powiedział,
żebym to ja był tym na górze. Akurat tego nie do końca oczekiwałem. Ale on po
prostu wiedział, w jaki sposób przygotować się na penetrację. Ja sam byłem dość
zielony w tej kwestii, więc całkowicie polegałem na nim.
– Masz
lubrykant? – spytał w pewnym momencie Shion, gdy leżeliśmy w moim pokoju na
łóżku, pieszcząc się i przygotowując na dalsze doznania.
– Nie –
pokręciłem głową.
– Ugh. Trochę
niedobrze.
– Nie?
– Wiesz,
potrzebujemy poślizgu – odchrząknął znacząco. Zaraz uśmiechnął się do mnie
zawadiacko, a ja poczułem, jak się czerwienię. Nie dość, że na piętrze było
duszno, to on wcale nie ułatwiał mi oddychania. Moje logiczne myślenie też było
przy nim jakieś zaburzone.
– Pewnie któraś
z moich sióstr coś ma – oznajmiłem.
– Chcesz
pożyczyć żel intymny?
– Raczej się nie
pogniewają.
Poszedłem
najpierw do pokoju Yoshi, a później Haru. Nie miałem zamiaru myszkować im w
rzeczach, dlatego tylko zajrzałem do kilku miejsc, gdzie spodziewałbym się
zastać jakiś lubrykant. Przeliczyłem się w tej kwestii. Nie znalazłem niczego,
a nie chcąc przeszukiwać pokojów pod ich nieobecność i bez ich wiedzy, dałem
sobie spokój. Miałem wrócić do Shiona i oznajmić mu że moje poszukiwania
zakończyły się fiaskiem, gdy coś mnie tknęło. Przecież miałem jeszcze rodziców.
W jednej chwili poczułem, jak się pocę pod pachami ze stresu na samą myśl, że
mógłbym przejrzeć ich osobiste rzeczy. Pomimo pewnych moralnych obiekcji,
postanowiłem spróbować.
Niemal
natychmiast znalazłem lubrykant. A nawet dwa. Leżały w drugiej szufladzie
szafki nocnej taty. Nie wiedząc, który wziąć, postanowiłem zabrać oba do Shiona
i zwyczajnie z nim to skonsultować.
– Och, ten
lubię! – oświadczył, gdy pokazałem mu moje znaleziska. – Rozluźnia i ładnie
pachnie.
Spojrzałem na
małą, niebieską buteleczkę. Była napoczęta, co tylko sprawiło, że mi się coś skręciło
w żołądku. Nie chciałem myśleć teraz o tym, że moi rodzice mogli mieć
jakiekolwiek życie intymne. Ohyda. Rodzice byli rodzicami i tyle. Kropka. Mała,
samolubna i dziecinna część mojego mózgu mówiła, że nie mieli prawa być kimś
więcej i mieć jakichkolwiek potrzeb.
– Chcesz wziąć
ten?
– Chyba. Chociaż
ten drugi niby lepiej współgra z prezerwatywą. Hm… Sam nie wiem.
– Ja się
dostosuję.
– Oczywiście –
roześmiał się wesoło. Pocałował mnie w środek czoła.
– To boli? –
spytałem, wyraźnie zmartwiony. Nie byłem pewny czy przypadkiem nie zrobię mu
krzywdy, a tego z pewnością nie chciałem zrobić.
– Pytasz o mnie
czy ogólnie?
– Hm. O to i o
to.
– Za pierwszym
razem się popłakałem – przyznał. Aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż
pleców.
– Bolało?
– Cholernie.
Nigdy więcej nie chciałem tego robić. Ale później nauczyłem się kilku rzeczy i
muszę przyznać, że to naprawdę przyjemne. Nie rozmawiałeś o tym nigdy z
rodzicami?
– Nie bardzo.
Kiedyś spytałem tatę o jego pierwszy raz i też przyznał, że nie wspomina tego
za dobrze.
– Zdaje się, że
nad pierwszymi razami ciąży jakaś klątwa. Nikt ich nigdy nie lubi.
– Ciekawe
dlaczego.
Obaj zaczęliśmy
się śmiać. Shion zdawał się w ogóle nie denerwować tym, że za niedługo miałem
go spenetrować. Ba, ta myśl go chyba nawet cieszyła. Za to ja stresowałem się
całą tą sytuacją, jakbym miał zaraz mieć spotkanie z samym cesarzem.
Poszło mi lepiej
niż mógłbym się spodziewać. Shion dawał mi dokładne wskazówki i mówił, w jaki
sposób powinienem się poruszać. Byłem lekko zestresowany tym, że mogłem mu
zrobić krzywdę, jednak nic takiego się nie stało. Co więcej, udało mi się
sprawić mu dość sporo przyjemności, co już w ogóle nie mieściło mi się w
głowie. Zdawałem sobie sprawę, że męski punkt g miał dość specyficzne
położenie, że nadal nie mogło do mnie dotrzeć, jak stymulacja prostaty mogła
być aż tak przyjemna. Shion miał tak intensywny orgazm, że aż jęknął głośno, w
jedną dłoń biorąc swoje przyrodzenie, a drugą zaciskając na pościeli. Dziwnie
mi było oglądać go w tak bezbronnej pozie. Jednocześnie było to hipnotyzująco
oszałamiające. On osiągający orgazm, ja poruszający się w nim. To było niemalże
spirytualistyczne przeżycie.
Sam też miałem
orgazm i wytrysk. Oczywiście, nieważne jak długo próbowałem wytrzymać, nie
mogłem się powstrzymać. Doszedłem, wzdychając głośno z przyjemności. Nie
potrafiąc zapanować za bardzo nad swoimi odruchami, opadłem przyjemnie zmęczony
na mojego chłopaka, który radośnie powitał mnie w swoich ramionach. Pocałował
mnie w czoło, a ja przez dłuższy moment nie mogłem uwierzyć, co właśnie miało
miejsce.
– Fajnie było? –
spytał, głaszcząc mnie po nagich plecach. Krótko po orgazmie miałem znowu tę
dziwną ochotę ubrać się i udawać, że nic nigdy nie zaszło, jednak to osobliwe
uczucie odrzucenia szybko minęło.
– Cudownie –
westchnąłem w jego obojczyk. – A ty? Na pewno wszystko było dobrze? Nic ci nie
zrobiłem?
– Było idealnie,
nie musisz się martwić. Potrzebowałem orgazmu analnego bardziej niż
czegokolwiek w moim życiu – roześmiał się. Jego klatka piersiowa poruszyła się.
– Jedno z najwspanialszych doświadczeń. W końcu też się o tym przekonasz.
Po tym naszym
krótkim, ale ewidentnie udanym stosunku nadszedł czas na przytulanie się. Nigdy
w życiu nie chciałem się do nikogo tak mocno przytulać jak do Shiona i miałem
nadzieję, że to uczucie nigdy nie minie.
Następnego dnia
Shion wstał dość wcześnie rano. Miał tego dnia sesję w dodatkowej pracy, którą,
co nie powinno nikogo dziwić, był modeling. Była to praca zleceniowa, ale mój
chłopak z takich zleceń był w stanie wyciągnąć swoją drugą miesięczną pensję.
Dlatego nigdy nie wahał się, gdy chodziło o pozowanie do zdjęć.
Obudził mnie
około piątej, wstając do łazienki. Z początku nie wiedziałem, dlaczego w ogóle
tak wcześnie wstał, jednak po chwili uzmysłowiłem sobie, że musiał wyjść. W
jednym momencie zrobiło mi się z tego powodu przykro. Gdy tylko wrócił do
pokoju, niemal natychmiast wciągnąłem go z powrotem do łóżka. W konsekwencji
moich niespodziewanych czynów roześmiał się, a ja miałem ochotę przytulać go i
nigdy więcej nie wypuszczać z łóżka.
– Nie idź –
ziewnąłem, wtulając się w niego. Shion westchnął, rozczulając się nad moją dość
dziecinną postawą.
– Muszę. Nie
każdy wygrywa casting i nie każdy ma później okazję być w reklamie.
Drgnąłem.
– Reklama?
– Mhm. Nagrywam
dziś reklamę. Muszę zaraz wyjść. Poza tym, jeśli dzisiaj wszystko dobrze
pójdzie, to będę miał dla ciebie niespodziankę.
– Tak? Jaką?
– Jeśli ci
powiem, to nie będzie niespodzianka! – roześmiał się. – A poza tym, nie mogę ci
nic obiecać. Ale jestem dobrej myśli.
– Aha –
mruknąłem sennie, cmokając go w policzek. – Będę trzymać za ciebie kciuki.
– Dziękuję,
kochanie.
Poczułem, jak
robi mi się gorąco. Moje policzki niewątpliwie okryły się czerwienią. Chyba
nigdy wcześniej mnie tak nie nazwał. Ogólnie, raczej nie zwracaliśmy się do
siebie żadnymi zdrobnieniami. Dlatego tak dziwnie zareagowałem. Byłem
zwyczajnie zaskoczony tą niespodziewaną czułostką.
Odprowadziłem
Shiona do drzwi. W progu nie miałem zupełnie ochoty go wypuścić, choć
wiedziałem, że musiał wyjść. Z bólem pocałowałem go na pożegnanie i życzyłem
powodzenia. W duchu naprawdę trzymałem za niego z całych sił kciuki. Cokolwiek
miał dziś zrobić, miałem nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. Ale ja na
ten czas postanowiłem wrócić do łóżka.
Około jedenastej
rozległ się dzwonek mojego telefonu. Nie spałem już, byłem w pełni ubrany i na
nogach, jednak i tak zaskoczyło mnie, kto mógłby się dobijać. Spodziewałem się,
że pewnie rodzice chcieli spytać czy wszystko u mnie w porządku, ale to nie
byli oni.
– Śpisz? –
rzucił Andou w słuchawkę.
– Chciałbym –
odparłem, zaskoczony tym, że do mnie dzwonił. Praktycznie codziennie ze sobą
pisaliśmy i w dodatku widzieliśmy się kilka dni wcześniej.
– No kurczę,
przykra sprawa. Słuchaj, jesteśmy z Hajime w okolicy, możemy wpaść?
– W okolicy?
– Stoimy pod
twoim domem.
– Co?!
– No,
stęskniliśmy się.
Parsknąłem w
słuchawkę.
– Pewnie.
Chodźcie, już wam otwieram.
Nie powiem,
ucieszyłem się na widok przyjaciół. Ewidentnie postanowili złożyć mi wizytę i
ani trochę nie byłem z tego powodu zły. Co prawda, gdyby mnie uprzedzili, to
pewnie bym coś przygotował do jedzenia, ale raczej nie przeszkadzało im, że nic
nie podałem. Zaraz usiedliśmy we trójkę na tarasie z sokiem winogronowym i
zaczęliśmy rozmawiać o byle czym. Ogólnie, zaskoczyło mnie, że byli bez Yuko i
Chihiro, ale gdy tylko spytałem, dlaczego przyjechali bez dziewczyn, to tylko
wywrócili oczami.
– Nie
chcieliśmy, żeby wariowały na widok twoich rodziców – oznajmił logicznie
Hajime.
– Nawet ich nie
ma.
– Teraz to wiemy
– odparł Andou. – Rany, ale tu spokojnie. Normalnie mógłbym tu spać.
– Jak chcesz, to
możesz sobie uciąć drzemkę.
– Jasne,
żebyście mi coś na czole narysowali – prychnął.
Nie wiem
dlaczego, ale odczuwałem jakiś dyskomfort, mając gdzieś z tyłu głowy myśl, że
nigdy więcej nie pójdziemy do szkoły. Świadomość, że nasze szkolne lata minęły
tak nagle, wprawiła mnie w nieprzyjemne osłupienie. Niby dopiero co poznaliśmy
się na zajęciach, a już mieliśmy to wszystko za sobą.
Z Andou poznałem
się w szkole podstawowej. Wtedy nie do końca się lubiliśmy, choć nie
powiedziałbym, że się nienawidziliśmy. Z dużej mierze to była neutralna
relacja, pozbawiona ciepłych interakcji. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą bardziej
w szkole gimnazjalnej. Byliśmy w różnych klasach i na korytarzu nie
zamienialiśmy ze sobą ani słowa, jednak raz stanąłem w obronie Andou. Tak,
zrobiłem to. Zaczepiało go dwóch starszych chłopaków, którzy ewidentnie mieli
przewagę masy i wzrostu. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jakkolwiek
zareagować, tylko ja. Wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, to coś stanie się
Andou. Dlatego ja, tchórz i beksa nad beksami, miałem okazję się wykazać. Miałem
też ochotę zsikać się w portki na sam widok tych dwóch goryli i biednego Andou,
popychanego przez nich we wszystkie strony, ale odnalazłem w sobie dość odwagi,
by się wtrącić. Po prawdzie, to było na tyle z mojej bohaterskiej postawy, bo
byłem o krok od rozpłakania się. Dopiero Haru, która mnie szukała,
zainterweniowała w odpowiedni sposób. Dwóch starszych facetów przestraszyło się
mojej bliźniaczki, a przede wszystkim przestraszyli się konsekwencji, które
mogły ich spotkać za tknięcie całej naszej trójki. Uratowaliśmy zatem Andou,
ale nie byliśmy w stanie zapobiec temu, że mój przyjaciel nieodwołalnie
zauroczy się w mojej siostrze. Od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się, a dzięki
temu mogłem widzieć, jak uczucia Andou do mojej siostry wrastały w niego
powoli, zapuszczając w nim korzenie nie do wyrwania.
Z Hajimie, stety
lub też nie, nie łączyła mnie żadna wzruszająca historia. Zwyczajnie
zaprzyjaźniliśmy się ze sobą, bo trafiliśmy do jednej klasy, lubiliśmy podobne
rzeczy, a poza tym, jego ojciec też był lekarzem. Był laryngologiem i okazało
się, że znał mojego tatę. Nie osobiście, ale wiele o nim słyszał. Wtedy też
dowiedziałem się, że mój tata był swego rodzaju legendą w medycznym światku.
Uświadomiłem sobie też wtedy, że oprócz bycia moim rodzicem, był kimś
wyjątkowym dla innych.
– Nic byśmy ci
nie narysowali – odparł Hajime z przekonaniem.
– Jasne, jasne.
Złożyło się na
to, że spędziliśmy razem niemal cały dzień. Pojechaliśmy trochę się poszwendać
po Sapporo, a później wróciliśmy do mnie, gdzie zrobiliśmy grilla. Uśmialiśmy
się przy tym co nie miara. Przy okazji pomogło mi to skupić się na czymś innym
niż zamartwianie się o przyszłość. No i miło było spędzić czas z przyjaciółmi.
Nie byłem pewny, kiedy i czy jeszcze w ogóle będziemy tak razem się śmiać. W
końcu w ciągu miesiąca nasze drogi miały się zupełnie rozejść. Ja wyjeżdżałem
do Tokio, Hajime miał w planach wyjazd do Korei Południowej, z kolei Andou rozpoczynał
staż w amerykańskiej firmie. Nasze życie miało się zupełnie zmienić.
– A jak twój
chłopak? – spytał w pewnym momencie Andou, gdy tak siedzieliśmy przy palenisku
i czekaliśmy, aż ryby dojdą.
– Shion? W
porządku – odparłem, przekręcając szprotki na drugą stronę. – Spędza ze mną
weekend. Tylko teraz jest w pracy.
– Och, oho! –
rzucił Hajime z jakąś dziwną ekscytacją. – Mnie by chyba rodzice zamordowali,
gdybym zaprosił Chihiro na weekend do domu.
– Wiesz, bo to
dziewczyna. Chyba pewne rzeczy działają inaczej przy facetach – odparł Andou.
To były niebywale rozsądne słowa jak na niego.
– Domyślam się.
– Swoją drogą –
zmieniłem temat – to może zaprosimy dziewczyny? Dawno ich nie widziałem.
– Mhm… Jeśli o
to chodzi – odchrząknął Hajime. – Wiesz, po tej całej akcji z Kasumi były lekko
rozstrojone. I ogólnie ostatnio często się widują we trójkę.
– Poważnie? –
nie kryłem zaskoczenia. Nie spodziewałem się, że Chihiro i Yuko aż tak zbliżą
się z Nakamurą.
– Tak. Nas też
to zaskoczyło. Wiesz, nic do niej nie mamy. I nie mamy nic do twojego chłopaka,
oczywiście. Po prostu przyjaźnimy się, a Nakamura zawsze była raczej osobą z
zewnątrz i nie sądziłem, że będą próbowały utrzymywać z nią kontakt po tym
wszystkim – stwierdził Hajime.
– Mają jakąś
dziwną solidarność jajników – fuknął Andou z przekonaniem w głosie.
– Czyli
zapraszanie Yuko i Chihiro to zły pomysł? – spytałem zbity z tropu. – Bo
przyjaźnią się z moją byłą dziewczyną?
– Bo ja wiem.
Ostatnio są jakieś cięte. Podobno zacząłeś się spotykać z Shionem, gdy jeszcze
byliście razem i to je tak rozzłościło. Ogólnie mówiliśmy im, że wtedy się po
prostu poznaliście, ale one w zaparte swoje – odparł Andou.
– Poza tym, Chihiro
bredziła, że wykorzystałeś ją wyłącznie do seksu i zaraz później z nią zerwałeś
– dodał Hajime.
– Aha –
bąknąłem, czując, jak pąsowieję na twarzy. Niby nie chciałem im mówić, że to w
zasadzie była prawda, ale i nie byłem w stanie temu zaprzeczyć. Z początku
chciałem nic nie mówić na ten temat, choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że
jeśli teraz nic nie powiem, to później będzie jeszcze gorzej. – To półprawda.
Poczułem, jak
Hajime i Andou wpatrują się we mnie intensywnie. Sam nie byłem w stanie
podnieść na nich głowy, dlatego intensywnie zacząłem obracać szprotki na
palenisku. To była bolesna prawda, ale fakt był taki, że naprawdę wykorzystałem
Kasumi. Do tej pory zbytnio się nad tym nie rozwodziłem, jednak w tamtym
momencie uzmysłowiłem sobie, jak bardzo musiałem ją zranić.
– Ale o czym
mówisz?
– O tym, że ją
wykorzystałem. Rany, to źle brzmi… Okej, słuchajcie. Prawda jest taka, że Shion
i ja poznaliśmy się wtedy na imprezie. Krótko później zaczęliśmy się ze sobą
spotykać. A ta sytuacja z Kasumi… To nie tak, że ją wykorzystałem. To było… My…
Hm. Ten związek i tak nie miał sensu. Wiele rzeczy się na to składało. Nie
chciałem, żeby to się tak potoczyło, ale ona sama zaczęła temat i jakoś tak…
– I wiedząc to
wszystko, że i tak z nią zerwiesz, to i tak poszedłeś z nią do łóżka? – Andou
był wyjątkowo zmieszany. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak
miotającego się wewnętrznie.
– Nie
wiedziałem, że z nią zerwę. Nie planowałem tego. Po prostu wszystko ułożyło się
dość niefortunnie.
– Stary, to i
tak popierdolone – stwierdził Hajime.
– Wiem. I nie
myślcie sobie, że nie jest mi z tym źle. Ale nic już na to nie poradzę.
– Może mógłbyś
ją chociaż przeprosić. Nie zaszkodziłoby ci to – mruknął Hajime niby od
niechcenia.
Spojrzałem na
niego, nie kryjąc konsternacji. To był pierwszy raz, gdy moi przyjaciele
opowiadali się bardziej po nie mojej stronie. Co prawda, w tym przypadku mieli
rację, jednak wciąż było mi z tym dziwnie.
Reszta ich
wizyty przebiegła w dość niezręcznej atmosferze. Nie poruszaliśmy więcej tematu
Kasumi i staraliśmy się rozmawiać o zupełnie innych rzeczach. Nie zmieniało to
faktu, że ewidentnie się zdystansowali. Bolało mnie to, choć wiedziałem, że
mieli w pewnych kwestiach rację. Chciałem tylko, by zrozumieli, że dla mnie
niektóre rzeczy też nie były proste i szczerze żałowałem, że w pewnych
momentach nie zachowałem się inaczej. Rozumiałem jednak, że niektóre kwestie
mogły być niewytłumaczalne lub też niemożliwe do zrozumienia, dlatego
postanowiłem nigdy więcej nie zabierać w tych kwestiach głosu.
Andou i Hajime
wyszli zaraz po tym, jak Shion wrócił do domu. Obaj obrzucili go dość obojętnym
spojrzeniem, po czym stwierdzili, że będą się zbierać. Pożegnaliśmy się więc
bez większych finezji i grzeczności. W momencie, gdy odprowadzałem wzrokiem
pożyczony od ojca Hajime samochód, wydawało mi się, że ktoś dźgał mnie nożem w
brzuch. Shion nie wiedział, dlaczego po wyjściu przyjaciół było mi tak źle, ale
i nie miałem ochoty mu mówić. Uznałem, że pewne kwestie powinienem definitywnie
zostawić wyłącznie dla siebie.
Następnego dnia
obudziłem się w znacznie lepszym humorze. Zaczynając od tego, że obudziłem się
przy Shionie. Leżał tuż za mną, przytulając mnie. Jego ręka przewieszona była
przez mój bok, a nasze nogi splecione ze sobą w jakiejś wyjątkowo intymnej
plecionce. Nigdy nie sądziłem, że budzenie się przy kimś będzie dla mnie tak
błogim doświadczeniem. Czułem miłe ciepło wypełniające mnie od środka na samą
myśl, że ten oto właśnie mężczyzna był moim chłopakiem i planowałem budzić się
tak przy nim jeszcze wiele razy.
Zrobiliśmy razem
śniadanie, które zjedliśmy na tarasie. Ubraliśmy się i nie wiedząc, co ze sobą
zrobić, poszliśmy nad jezioro. Chodziliśmy przez jakiś czas wzdłuż brzegu, aż w
pewnym momencie Shion zaproponował, żebyśmy pojechali obejrzeć lawendę.
– Lawendę? –
zdziwiłem się. – Chcesz jechać na pole lawendy?
– Byłeś tam
kiedyś?
– Byłem. Jako dziecko.
– Ja też –
przyznał, drapiąc się w głowę. – Ale zastanawiam się, co moglibyśmy porobić.
– Wiesz, w sumie
nie byliśmy tam razem.
– No nie.
– W zasadzie
miło byłoby obejrzeć z tobą lawendę – zacząłem się zastanawiać nagłos.
– W takim razie
chodźmy – złapał mnie za dłoń, po czym ruszył w stronę domu. Zaskoczył mnie tym
gestem, choć posłusznie za nim poszedłem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że
wcale nie puścił mojej dłoni. Co więcej, trzymał ją dość mocno, wplatając swoje
palce między moje. To był pierwszy raz, gdy tak długo trzymał mnie za rękę. Z
reguły szybko luzowaliśmy uścisk, bo ktoś był obok albo znajdowaliśmy się w
miejscu publicznym, jednak nie tym razem. Uścisk Shiona był mocny, tak jak
nigdy przedtem, a ja pragnąłem tego więcej. Moje ciało łaknęło tych drobnych,
słodkich gestów, które uświadamiały mi, że moja druga połówka naprawdę mnie
kochała. Nie chciałem go puszczać, dlatego sam wzmocniłem uścisk na jego dłoni.
Pragnąłem już zawsze go tak trzymać i nigdy więcej nie oddalać się od niego.
Kilka minut
później wyruszyliśmy w naszą małą podróż. Shion prowadził, argumentując, że
miał większe doświadczenie na dłuższą trasę. Stwierdziłem, że nie będę
podejmować z nim dyskusji w tej kwestii, choć na swój sposób musiałem mu
przyznać rację. Miał prawo jazdy dłużej ode mnie i w wielu kwestiach miał
większe doświadczenie. Ale nie oznaczało to, że na wszystkim znał się lepiej
ode mnie.
– Tak mnie
zastanawia – zaczął w pewnym momencie, gdy przez dłuższy czas jechaliśmy w
milczeniu – to, jak zachowywałeś się wczoraj przy swoich kolegach.
– Co masz na
myśli?
– Wiesz, byłeś
nerwowy – przyznał. Mówił to spokojnie, choć byłem pewny, że gdzieś w środku
był zmartwiony, a może nawet zły.
– Tak?
– Mhm. Rozumiem,
że pewnie nie są przyzwyczajeni do tego, że jesteśmy razem, ale…
– Ach, nie. Dość
spokojnie do tego podchodzą.
– Tak? To o co
wczoraj chodziło?
Zerknąłem na
moment przez okno. Sam nawet nie wiedziałem, czemu odwróciłem się od niego.
Dokładnie w tym samym momencie poczułem, jak patrzy na mnie. Zdaje się, że zupełnie
nie rozumiał, o co mi chodziło.
– Rozmawialiśmy
o mojej byłej dziewczynie – przyznałem cicho i z nieukrywaną niechęcią.
Naprawdę nie miałem ochoty poruszać tego tematu. Powróciłem spojrzeniem na
Shiona. Patrzył przed siebie, prowadząc. Nie wydawał się jednak mocno poruszony
tym, co mu powiedziałem.
– Aha – mruknął
tylko w odpowiedzi.
– Mieliśmy małą
dyskusję i ogólnie… Hm. No, zdenerwowali się na mnie.
– Dlaczego?
Westchnąłem
ciężko.
– Naprawdę
chcesz o tym rozmawiać? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– Nie chcę, ale
powinniśmy – odparł. – Widzę, że ci to ciąży.
– Sam kiedyś
powiedziałeś, że nie chcesz o niej słyszeć. Tym bardziej sądzę, że teraz nie
powinniśmy o niej rozmawiać, kiedy jesteśmy parą.
Shion westchnął
głośno i to z nieukrywaną irytacją. Pierwszy raz widziałem, żeby jakkolwiek
tracił nad sobą kontrolę.
– I nie chcę
nadal o niej słyszeć. Ale nie możemy udawać, że nie ma problemu i zamieść tego
pod dywan. Nie wiem, jak było z nią, ale nie lubię niedomówień. Tym bardziej,
że pokłóciłeś się przez to ze swoimi przyjaciółmi.
– Zdenerwujesz
się.
– Trudno. Wolę
się zdenerwować niż zastanawiać się, co się stało.
Westchnąłem
ciężko. Po chwili zacząłem wyjaśniać Shionowi, co się stało wczoraj i co w
zasadzie wydarzyło się między mną a Kasumi. Przez cały ten czas obserwowałem
jego reakcje i musiałem przyznać, że był wyjątkowo opanowany. Byłem pewny, że
gdzieś wewnątrz niego kotłowała się złość, choć skutecznie to ukrywał.
– Jesteś zły? –
spytałem, gdy skończyłem mu wyjaśniać, co się wydarzyło. Wszyscy dookoła
denerwowali się na mnie za całą sytuację z Nakamurą, kiedy ja sam nie czułem
się z tym dobrze. Patrząc na to z perspektywy czasu wiedziałem, że zachowałem
się najgorzej, jak tylko mogłem.
– Nie – przyznał.
– Cieszę się, że w końcu mi o tym mówisz.
– Naprawdę nie
chciałem, żeby to się tak potoczyło. Mogłem się z nią rozejść w inny sposób.
– No cóż, teraz
już nie masz na to wpływu.
– Wszyscy mówią,
że powinienem z nią porozmawiać. Ale sam nie wiem.
– Nie jestem
pewien czy to dobre posunięcie – przyznał. – Jak dla mnie powinieneś pozwolić
jej się zdystansować do tego. Chyba że sama chce z tobą porozmawiać, wtedy to
inna para kaloszy.
– Sam nie wiem –
westchnąłem ciężko.
– No tak –
zaśmiał się, klepiąc mnie po kolanie. Co ciekawe, nie zabrał ręki, tylko
przesunął ją na moje udo. Z początku się wzdrygnąłem z zaskoczenia. Jeszcze
nikt nigdy nie robił mi czegoś takiego. – Wiesz co? Pogadaj ze swoimi kolegami.
Powiedz im, że to w zasadzie ja ciebie zbajerowałem.
– No co ty –
parsknąłem śmiechem.
– No a nie? –
zawtórował mi. – Mogę być tym złym kolesiem.
– Ale nie
jesteś. To moja wina. Ja ją źle potraktowałem i teraz ja ponoszę za to
odpowiedzialność. Ty w niczym nie zawiniłeś.
– Skoro tak
mówisz. Ale cieszę się, że mi powiedziałeś o tym.
– Nawet jeśli
nie jestem z tego dumny i jest mi wstyd?
– Zwłaszcza z
tego powodu.
Dojechaliśmy z
Shionem na pole lawendy. Fioletowe grządki ciągnęły się kilometrami i już z
samochodu czuliśmy wyraźny zapach unoszący się w gorącym powietrzu lata. Z
początku planowaliśmy zrobić sobie kilka ładnych, żeby nie powiedzieć
romantycznych, zdjęć, ale ten plan nie mógł zostać spełniony z powodu tłumu,
jaki okupował pole. Co prawda, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, ale niemal na
każdym mieliśmy w tle nieproszonych gości. Ale tak czy owak, byłem zadowolony z
naszej małej wyprawy. To była nasza pierwsza wyjazdowa randka, która wypadła
dość dobrze. Przedyskutowaliśmy pewne sprawy i nauczyłem się jednego – Shion
był dorosły, a przede wszystkim dojrzały. Lubił mieć wszystkie karty wyłożone
na stół i nie znosił jakichkolwiek niedopowiedzeń. Osobiście wolałem unikać tak
niewygodnych tematów, jakie dziś poruszyliśmy. On jednak z wysoko podniesioną
głową wysłuchał wszystkiego i jeszcze starał się mi doradzić, co już kompletnie
nie mieściło mi się w głowie. Ja sam nie wiedziałem, jak bym się zachował na
jego miejscu, ale wiedziałem, że to, jak postąpił, nazywało się klasą.
Wróciliśmy do
domu późnym popołudniem. W międzyczasie zrobiliśmy sobie spacer po lesie, a
później zjedliśmy obiad. Podczas tego naszego spaceru stało się coś, co mnie aż
zszokowało, ale i sprawiło multum przyjemności. Shion zrobił mi dobrze. Zaczęło
się niewinnie od zapytania mnie, co bym zrobił, gdyby teraz mi obciągnął. Nie
miałem pojęcia, jak na to zareagować. Zaskoczył mnie tak intymnym pytaniem, na
które odpowiedziałem, że pewnie bym odleciał w kosmos. Wtedy zapytał czy
faktycznie mam ochotę odlecieć. Usiadłem na powalonym drzewie, a on uklęknął
przede mną, nie przejmując się ściółką leśną, na której właśnie spoczęły jego
nagie kolana. Rozpiął rozporek moich spodenek, po czym subtelnie zaczął masować
mój penis przez materiał bokserek. Już sam taki dotyk sprawiał, że mój członek
twardniał. Chciałem, by zrobił to, co właśnie miał zamiar zrobić, ale
jednocześnie byłem zdezorientowany. To było tak nagłe! W dodatku w lesie. Ktoś
niespodziewanie mógłby tędy przechodzić i nas zobaczyć. Przecież to by była
tragedia.
Shiona jednak
nic nie mogło zniechęcić. Uśmiechał się do mnie, a ja, w jakimś dziwnym
odruchu, pogłaskałem go po głowie, by zaraz zsunąć dłoń na jego policzek.
Zaskoczył go mój gest, ale i mu się spodobał. Widziałem to dzikie zadowolenie w
jego spojrzeniu, które tylko coraz bardziej mnie ekscytowało. Zdjął moje
bokserki i po chwili zaczął ustami sunąć po całej długości mojego przyrodzenia.
Zadrżałem. Wysunął język, robiąc z nim dokładnie to samo, co przed chwilą robił
samymi ustami. Czując jak wilgotny, ciepły organ dotykał mojego wrażliwego
penisa, miałem ochotę wykrzyknąć coś, by nie przestawał. Pieścił mnie tak
jeszcze jakiś czas ustami i językiem, aż złapał mnie jedną ręką przy trzonie
penisa, a drugą ujął moje jądra. Aż zachłysnąłem się powietrzem i o mały włos
nie doszedłem. Poczułem jednak, jak niewielka ilość nasienia powoli spływa z
czubka mojego członka. Shion wykorzystał okazję i zlizał ją koniuszkiem języka.
Nie miałem pojęcia, co to była za magia, jaką właśnie wobec mnie stosował, ale
niewątpliwie robił to dobrze. Zaczął całować samą główkę, wciąż trzymając mnie
za trzon i jądra. Miał mnie całkiem w garści, z czego doskonale zdawał sobie
sprawę. Poza tym, we wszystkim, co robił był tak pewny siebie, że było to
cholernie podniecające. Aż narastała we mnie ochota, by spuścić mu się na
twarz, by choć na moment móc zobaczyć go w jakimkolwiek zaskoczeniu lub
zachwianiu tej pewności siebie. Byłem jednak pewny, że nawet coś takiego nie
wytrąciłoby go z równowagi. Jedyną osobą, która nie mogła nad sobą panować,
byłem ja. Wszystko to tylko się pogorszyło, gdy tylko otoczył ustami mój
napletek i gorącym językiem zaczął zataczać koła wokół główki. Jęknąłem głośno,
zamykając oczy i odchylając głowę. To było cudowne. Jeszcze lepiej było, gdy
nagle wziął mnie odrobinę głębiej w usta i zaczął poruszać głową. Odruchowo
zacisnąłem obie dłonie na jego włosach. Chciałem, by robił to szybciej,
mocniej. Pragnąłem sam poruszać się w jego ustach, przed czym ledwo się
powstrzymywałem. Marzyłem o tym, by spuścić się, dojść, mieć orgazm. Już byłem
od tego o krok, gdy niespodziewanie przerwał. Spojrzałem na niego zaskoczony, a
on patrzył na mnie z dołu. Uśmiechał się szeroko, z moim penisem przestawionym
do swojej twarzy. Wyglądał przeuroczo.
– Chcesz, żebym
cię połknął? – spytał.
– S-słucham?
– Twoją spermę –
doprecyzował.
– To raczej
nieprzyjemne – wymamrotałem. – Nie musisz.
– Ale chciałbyś?
– Chyba –
bąknąłem zbity z tropu. Oczywiście, że tego chciałem. Chyba nic by mi nie mogło
tak mocno podnieść mojego ego. – Raczej bym chciał.
– Tak czy nie.
– Tak.
– Grzeczny
chłopczyk – zaśmiał się rubasznie, w jednym momencie kontynuując to, co
przerwał.
Miałem
intensywny orgazm oraz wytrysk. Spuściłem się Shionowi w usta. Jeszcze przez
moment poruszał głową na moim penisie, by w końcu przerwać i połknąć to, co
znalazło się w jego ustach. Na jego twarzy nie pojawił się żaden grymas, co
mnie w pewnym stopniu skołowało. Ten mężczyzna właśnie połknął płyny z mojego
członka. Do cholery, ja bym się chyba wahał ze sto lat i skrzywił jak Wieża w
Pizie.
– Smaczny jesteś
– oblizał usta.
– O rany –
jęknąłem, zakrywając twarz dłonią. Roześmiał się głośno na moją reakcję. – Przestań.
– Było dobrze?
– Tak. Raczej
tak.
Podniósł się,
otrzepując kolana z suchych liści, które przykleiły mu się do skóry. Spojrzał
na mnie z góry, a ja poczułem, jak robię się czerwony na twarzy. Nie
wiedziałem, co powinienem teraz ze sobą zrobić. Odpłacić mu się tym samym?
Podziękować mu? Co w takich chwilach się robiło?
– Chcę, żebyś
mnie przeleciał – powiedziałem niespodziewanie. Sam nawet nie wiedziałem, kiedy
te słowa ze mnie wypłynęły. Co nie zmieniało faktu, że naprawdę chciałem, żeby
to Shion był aktywnym partnerem.
– Z rozkoszą –
odparł z zawadiackim uśmiechem na ustach. – I postaram się, żeby twój pierwszy
raz był lepszy od mojego.
W domu byli już
moi rodzice, którzy ewidentnie wykorzystali fakt, że nikogo wcześniej nie było.
Już w progu domu mnie i Shiona przywitała głośna muzyka oraz zapach
przygotowywanej wczesnej kolacji. Byliśmy odrobinę zaskoczeni widokiem moich
rodziców kręcących się po kuchni w rytmie ABBY. Przez dłuższy moment
patrzyliśmy na nich w zupełnym osłupieniu. Ojciec złapał tatę, który używał
drewnianej łyżki jako mikrofonu, za dłoń, okręcając go kilkukrotnie wokół jego
własnej osi. Nie miałem pojęcia czy Does
Your Mother Know miało dla nich jakąś sentymentalną wartość, ale w tym
momencie bez wątpienia jej nabierało. Ojciec ponownie zakręcił tatą, ale tym
razem zamiast pozwolić mu swobodnie się wyprostować, pochylił go do tyłu, w
konsekwencji czego tata oparł się plecami na jego ręce.
– No pięknie –
wyrwało się Shionowi. Ja osobiście czułem, jak wnętrzności podchodziły mi do gardła.
Dopiero, gdy mój
chłopak się odezwał, zdali sobie sprawę z tego, że mieli widownię. Ojciec
wyprostował się szybko, w konsekwencji czego tata, który całkowicie się na nim
opierał, upadł na podłogę. Ojciec z przerażeniem w oczach spoglądał to na nas, to
na swojego męża, który aktualnie leżał gdzieś za szafką i nie było go widać.
– Nic ci nie
jest? – spytałem tatę. W tym samym momencie zza szafki wyleciała drewniana
łyżka, która wcześniej spełniała rolę prowizorycznego mikrofonu i uderzyła ojca
w twarz. Skrzywił się.
– Nic mi nie
jest – odparł tata, podnosząc się z podłogi. Chwycił jedną dłonią za blat
szafki, podpierając się, a drugą złapał się za plecy. Ojciec przykładał sobie
rękę do czoła. – Czemu mnie puściłeś?!
– Spanikowałem –
wymamrotał ojciec. – Ale nie musiałeś mnie bić.
– Spanikowałem –
odpowiedział kąśliwie tata.
Shion nie mógł
się powstrzymać i parsknął śmiechem. Szybko jednak zakrył usta dłońmi, wiedząc,
jak bardzo było nie na miejscu jego zachowanie. Dokładnie w tym samym momencie
z playlisty zaczęło lecieć Dancing With
Myself. Nie wiedziałem czy powinienem jeszcze jakoś wyjaśniać moich
rodziców.
– Zjecie z nami
kolację? – spytał ojciec.
– Ja nie,
dziękuję – odparł Shion.
– Nie? –
spytałem zbity z tropu.
– Muszę wracać
do siebie. Kwiatki czekają – mój chłopak bez żadnego zawahania objął mnie
ramieniem, po czym pocałował mnie w czoło. Zamarłem. A on tak tylko uśmiechnął
się do mnie zawadiacko. – Zadzwonię później. Do widzenia!
– Do widzenia –
odpowiedzieli rodzice, odprowadzając wraz ze mną Shiona wzrokiem. Chciałem
pójść z nim do drzwi, ale z jakiegoś powodu nie mogłem się ruszyć. Dlatego całą
trójką nasłuchiwaliśmy, jak mój chłopak ubierał buty i wychodzi.
– Nooo! To co na
kolację? – spytałem, gdy tylko drzwi za moim chłopakiem się zamknęły. Ojcowie
jedynie patrzyli na mnie przez dłuższy czas w znaczącym milczeniu.
– Nie zabrał
swoich rzeczy, co nie? – rzucił tata, dźgając swojego partnera łokciem w bok.
– Nie, na pewno
nie – ojciec ledwo hamował atak śmiechu. Wydawało mi się, że za moment wszystkie
wnętrzności przekręcą mi się na drugą stronę.
– O co wam
chodzi? – poczułem, że cały się czerwienię na twarzy.
– O nic
szczególnego. Zajrzysz do Mako? Coś robił na dworze, ale od jakiegoś czasu jest
cicho – tata skutecznie próbował zmienić temat.
– O co wam
chodzi? – powtórzyłem pytanie.
– O nic!
Cieszymy się tylko, że jesteś w szczęśliwym związku. A na kolację będzie wołowina.
– Cieszy was to?
Teraz to oni
byli skonsternowani. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jak zawsze w takich
chwilach, byłem pod wrażeniem ich niemej komunikacji. Niewątpliwie kryła się w
tym jakaś czarna magia.
– Oczywiście, że
tak – odpowiedział niemalże oburzonym tonem ojciec. – Jesteś przy nim jakiś
taki żywszy.
– Weselszy –
dodał tata.
– No,
zdecydowanie. Poza tym te uśmiechy między wami!
– I buziaki –
zachichotał tata, odwracając się i pochylając w stronę piekarnika, by sprawdzić
pieczeń.
– Wy to zaraz
musicie się ze mnie wyśmiewać – burknąłem.
– Och! Ależ
synku! My się po prostu cieszymy. Wiemy, że Kasumi była uroczą dziewczyną i
bardzo ją lubiliśmy, ale przy Shionie promieniejesz.
– O rany –
wyrwało mi się. Aż czułem, jak się cały zawstydzam. – Sprawdzę, co u Makoto.
W ich słowach
było jednak sporo prawdy. Przy Shionie faktycznie czułem się wyjątkowo dobrze.
Co prawda, były momenty, kiedy wstydziłem się tego, jak niedojrzały potrafiłem
przy nim być, jednak on zawsze zapewniał mnie, że nie było w tym nic złego. Była
między nami kilkuletnia różnica wieku, on przeszedł już pewne etapy w swoim
życiu, ale nie zniechęcał mnie, bym nie próbował przebrnąć przez pewne rzeczy. Miał
dla mnie sporo zrozumienia.
Ale oboje moi
rodzice mieli rację z jedną rzeczą – Kasumi była urocza, ale przy niej nie
czułem się wyjątkowo. W związku z nią to zawsze ja byłem osobą, która starała
się ją zrozumieć, sprawić, by czuła się ze sobą lepiej niż w rzeczywistości
mogło być. Niby nie oczekiwałem od niej niczego w zamian, ale na dłuższą metę
byłem zmęczony tym jednostronnym ciągnięciem tego w jakąkolwiek stronę. Była
urocza, miła, jej nieśmiałość niektórym bardzo pasowała, ale w dużej mierze
była po prostu nijaka. Byle jaka. Dopiero Shion uświadomił mi, że w związku to
dwie osoby powinny dawać od siebie tyle samo. To on pozwolił mi zrozumieć, że
każdy partner powinien mieć swoją przestrzeń, niezależnie od tego, jak silne
mogło być uczucie.
Mając na uwadze
to wszystko, postanowiłem zaprosić Shiona nad morze. Wybrałem na to następny
weekend. Odrobinę panikowałem zbliżającymi się egzaminami wstępnymi, dlatego
upewniłem się, by zapakować materiały do nauki. Choć coś w środku podpowiadało
mi, że będę się raczej skupiać na innych rzeczach. W każdym razie, mając na
uwadze fakt, że był to weekend, podczas którego zaplanowałem stracić następną
część swojego dziewictwa, postanowiłem douczyć się odrobinę w kwestii seksu
analnego. Swoim zwyczajem zahaczyłem o to tatę, który akurat siedział w
gabinecie, zajmując się jakimiś papierami. Wszedłem do pokoju, spokojnie
zająłem swoje miejsce na krześle, oczekując, że w końcu znajdę dogodny moment
na to, by przedyskutować pewne sprawy.
– No słucham –
rzucił, gdy siedzieliśmy już tak przez dłuższy czas w milczeniu. Doskonale
wiedział, że miałem zamiar poruszyć z nim jakiś wyjątkowo intymny i niewygodny
temat.
– Pamiętasz, gdy
zapytałem cię o twój pierwszy raz?
– Aha.
– I chodzi o to…
– Jeśli masz
zamiar uprawiać seks ze swoim chłopakiem, w co ciężko mi uwierzyć, że jeszcze
nie miało miejsca – przerwał mi – to pamiętaj o trzech rzeczach, a mianowicie: lewatywa,
prezerwatywa i lubrykant.
– To już raczej
wiem – odchrząknąłem, czerwieniąc się. – Chodziło mi o… no wiesz. Jak się
ogólnie do tego przygotować.
– Mhm. To twój
pierwszy raz, prawda?
– Tak.
– Po pierwsze,
nie miej wygórowanych standardów.
– Rany, tato! –
jęknąłem, pocierając skronie. – Jak mam się przygotować na samą tą… Uhm.
Czynność.
– Penetrację?
Moje policzki
już niewątpliwie płonęły czerwienią.
– Tak.
Dokładnie.
– No cóż –
odchrząknął – przede wszystkim powinieneś się rozluźnić. Wiem, że w takich chwilach
łatwiej to powiedzieć, ale jeśli się nie rozluźnisz, to będzie bolało. Poza tym,
jeśli masz ku temu chęć, to możesz sam spróbować sprawdzić, jak reagujesz na
dotyk w tamtym miejscu i samemu przygotować się do… penetracji.
– Czyli?
– Weź korek
analny, pochodź z nim trochę.
– C-co? –
wykrztusiłem.
– Tylko nie
zapomnij o lubrykancie. Bez tego to będzie okropne.
– Ale. Ale… Ugh!
Skąd ja mam wziąć korek analny?
Przez moment
patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Aż słyszałem, jak zegarek tykał na jego
nadgarstku. Tata wydawał się mieć już zupełnie dość mnie i moich idiotycznych
pytań.
– Nie patrz na
mnie tak, jakbym miał ci go dać – powiedział.
– Nie o to mi
chodzi! Nie chcę od ciebie żadnego korka! – mimowolnie się skrzywiłem.
– To w czym
problem? Kup sobie jakiś mały, sprawdź, jak się czujesz, jak ci się to podoba.
Na samo to wielkie przedsięwzięcie zaopatrz się w środki przeciwbólowe i… Hm, w
zasadzie.
Niespodziewanie
tata otworzył jedną szufladę i szukał w niej czegoś. W końcu wyciągnął z niej
blok z kartkami do recept. Sprawnie wypisał na jednej z kartek kilka nazw leków
oraz inne potrzebne dane. Całość podbił pieczątką i złożył swój podpis. Wyrwał
kartkę, po czym mi ją podał. Spojrzałem na nazwy, które wypisał i nie
rozumiałem, o co chodziło. Przede wszystkim, nie mogłem się z początku
rozczytać. Gdy jednak rozszyfrowałem lekarskie bohomazy, zdałem sobie sprawę z
tego, że i tak nie wiedziałem, co napisał.
– A to jest?
– Twoja recepta
na leki po seksie – odparł jak gdyby nigdy nic. Ja sam poczułem, jak gardło i
żołądek mi się zaciskają, a całe ciało oblewa zimny pot. – Tabletki przeciwbólowe,
maść przeciwbólowa i maść na odbudowę tkanek.
– Aha –
bąknąłem.
– Pamiętaj, żeby
zacząć spokojnie, jasne? Bez szaleństw, bo zrobisz sobie krzywdę. Gdyby jednak
leciała ci krew…
– Krew?! – aż
się wzdrygnąłem.
– Tak, krew. Nie
panikuj, to też normalne. Trochę poleci i powinno przestać. Zachowaj spokój.
Zrób sobie zimny okład, połóż się, odpocznij. Nie bój się też załatwiać potrzeb
fizjologicznych zaraz po, bo jeśli nie zrobisz tego, gdy będziesz musiał, to
później będzie tylko gorzej. Aha, no i na pierwszy raz sugeruję jakąś pozycję
od tyłu.
Aż zaniemówiłem
na kilka dłuższych sekund. Tata uznał, że skończyliśmy temat, dlatego wrócił do
swojego powszedniego zajęcia. A ja siedziałem oniemiały, nie będąc pewnym, jak
powinienem się teraz zachować. Złożyłem receptę, po czym wsadziłem ją do
kieszeni bluzy. Nie ruszyłem się jednak z miejsca. Patrzyłem na tatę, na to,
jak bardzo niewzruszony tym wszystkim był. Ale z drugiej strony zdawałem sobie
sprawę, że przecież był dorosły i takie rzeczy go nie krępowały. Rozumiał, że
byłem w pewnym wieku, w którym na poważnie eksplorowałem seksualne kwestie
mojego życia. Tylko ja w dalszym ciągu odgrywałem jakąś cnotkę, która miała
czerwieniła się na samo wspomnienie o seksie przy innych.
– Na weekend
mieszkanie jest wolne? – spytałem.
– Hm?
– Nad morzem.
– Aha, tak.
Jasne. Powiedz tylko innym, że wyjeżdżasz, bo ostatnio Haru coś wspominała, że
chce się wybrać nad morze.
– Okej. Pewnie –
wstałem z zamiarem pójścia do siebie. Gdy chciałem już wyjść, to coś we mnie
drgnęło. Stanąłem przed drzwiami, po czym odwróciłem się w stronę mojego taty.
Pochylał się nad papierami i był już wyraźnie pochłonięty pracą.
– Hej, tato.
– Hm?
– Dzięki.
– Drobiazg,
skarbie. Uważaj na siebie.
– Zawsze.
– Tak swoją
drogą, Hiro – powiedział szybko, gdy już byłem jedną nogą na zewnątrz.
Zatrzymałem się, patrząc na niego oczekująco. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że
ty i twój chłopak będziecie w relacji na odległość, jeśli wyjedziesz na studia?
– Pewnie.
Rozmawialiśmy o tym ze sobą i rozumiemy, że to może być trudne, ale damy radę.
Tata patrzył na
mnie przez dłuższy moment, jakby chciał coś powiedzieć, ale jednak się
rozmyślił. Ja sam oczekiwałem czegoś, co powinienem był usłyszeć, czegoś, co w
pewnych kwestiach otworzyłoby mi oczy. To było to spojrzenie. Stety lub też
nie, zrezygnował z niewątpliwie dotkliwej prawdy.
– Jasne – posłał
mi blady uśmiech. – Bawcie się dobrze nad morzem.
Jeszcze tego
samego wieczoru zaproponowałem Shionowi wyjazd nad morze, na co ochoczo się
zgodził, i zaklepałem mieszkanie. Następnego dnia zrealizowałem receptę od
taty. Było mi wyjątkowo niezręcznie kupować te wszystkie rzeczy, ale aptekarka,
która wydawała mi leki nawet nie mrugnęła. Podała mi wszystko, zapłaciłem, po
czym niemalże wybiegłem z apteki. Po zakupie środków medycznych chciałem
zaopatrzyć się w jeszcze jedną rzecz – korek analny. Aż mi się w głowie kręciło
na samą myśl, że tata zaproponował mi coś takiego, ale postanowiłem zdać się na
niego. Na marginesie mówiąc, jakiekolwiek poradniki w kwestii seksu analnego,
które zgłębiałem, by przygotować się do chwili współżycia z moim chłopakiem,
również polecały spróbowania korka. Dlatego wygooglowałem, gdzie znajdował się
jakiś sex shop i zwyczajnie tam poszedłem. Czy byłem zdenerwowany? Jak cholera.
Uznałem jednak, że kilka chwil wstydu było warte udanego stosunku.
Już na samym
wejściu do sklepu powitało mnie suche powietrze zmieszane z zapachem duszących
świec i olejków eterycznych. Aż skrzywiłem się, wąchając to wszystko i miałem
ochotę natychmiast wyjść, ale w ostatniej chwili się przed tym powstrzymałem.
Wewnątrz było dość ciemno. Blade oświetlenie nie pomagało ciemnej podłodze i
bordowym ścianom. Wszystko zlewało się w tym dusznym półmroku, ale uznałem, że
był to dobry pomysł na wystrój, zważając na fakt, że klienci takich miejsc nie
chcieli być raczej widziani i pamiętani. Myśl, że raczej nie będę nawet dobrze
widoczny dla nikogo z obsługi dodawała mi otuchy. Rozglądałem się jakiś czas w
kompletnym zmieszaniu i zawstydzeniu, które sięgało zenitu. Pierwsze dostrzegłem
dmuchane lalki, gry erotyczne, bieliznę i kostiumy. Obok były bardziej
wyrafinowane akcesoria i gadżety, o których zastosowaniu nie byłem pewny.
Przeszedłem dalej do kącika z imitacjami członków. Patrzyłem na nie przez
dłuższy czas w nieukrywanym osłupieniu. Wśród sztucznych penisów znajdowały się
te, które bardziej przypominały męskie narządy – z żyłami większymi lub
mniejszymi, w różnorakich rozmiarach; od tych małych po kosmiczne, wręcz
słoniowe wielkości – jak i te mniej przywodzące na myśl naturalny penis.
Gładkie, chropowate, kolorowe, cienkie, grube, małe, duże, wygięte, proste. Aż
kręciło mi się przed oczami od samego patrzenia na różnorodność opcji, jaką
miałem przed sobą.
– Potrzebuje pan
pomocy? – usłyszałem za sobą. Moje ciało w jednej chwili przeszła fala
nerwowego gorąca. Błyskawicznie odwróciłem się w stronę mężczyzny, który
wychylał się zza kontuaru. Nawet go nie zauważyłem, gdy go mijałem, co było
wręcz nieprawdopodobne. Na oko miał dwadzieścia kilka lat. Jego wyglądał
zapadał w pamięć. Rozjaśnione do blondu włosy, masa kolczyków na twarzy i
dłonie pokryte tatuażami. Zgadywałem, że nie tylko dłonie miał wytatuowane,
jednak reszta jego ciała znikała pod materiałem czerwonej koszuli.
– J-ja… –
zająkałem się.
– Szuka pan
czegoś konkretnego czy się tylko rozgląda?
– Szukam –
odparłem z nerwowością, nad którą nie mogłem zapanować.
– Mhm. Czego pan
szuka?
– Korka.
– Korka?
Analnego korka?
Pokiwałem głową.
– Jaki rozmiar?
Już otworzyłem
usta, by się odezwać, ale słowa nie popłynęły z moich ust. Że niby co? To były
rozmiary? Co ja niby miałem powiedzieć?
– Nie wiem –
odparłem bardzo idiotycznie.
– Mhm. Aha –
odparł, wychodząc zza kontuaru. Mężczyzna podszedł do jednej z witryn, do
której sam miałem zamiar podejść, po czym zdjął z niej pudełko. Podał mi je, a
ja je od niego wziąłem. Staliśmy tak teraz we dwóch w niezręcznej ciszy. On z
niczym, a ja z pudełkiem, skrywającym erotyczny gadżet.
– Czy coś
jeszcze?
– Mm…
– Przyda się do
tego lubrykant – zaproponował.
– Aha. Poproszę.
Tak się złożyło,
że kupiłem korek analny i lubrykant. W czasie, gdy ten cudaczny jegomość
wydawał mi resztę i pakował wszystko do anonimowej, bezpłciowej reklamówki, ja
patrzyłem na kolekcję zagranicznego porno na DVD. Kto w ogóle jeszcze kupował
płyty DVD? A tym bardziej z filmami porno! Choć musiałem to przyznać, okładki
przyciągały uwagę. Przy okazji byłem pod wrażeniem różnorodnością, jakie owe
filmy prezentowały. Były filmy hetero, lesbijskie, gejowskie, trans. Były też
zwykłe, dwuosobowe akcje przez trójkąty po orgie i gang bangi. Nie zabrakło też
dziwnych fetyszy i dewiacji, w które jednak nie miałem ochoty się zagłębiać.
Po wyjściu z sex
shopu odłożyłem zakupy do samochodu, po czym poszedłem do 7-eleven, które
znajdowało się zaraz na rogu, by kupić butelkę wody. Od tego ciągłego stresu
zacząłem odczuwać pragnienie. Ale chociaż miałem to za sobą. Poza tym! Teraz
mogłem przystąpić do przygotowań w kwestii seksu z moim chłopakiem.
Gdy wróciłem do
domu, niemal sprintem pobiegłem z zakupami do mojego pokoju. Zatrzasnąłem drzwi,
a następnie wrzuciłem wszystko do szuflady w komodzie. Robiło mi się gorąco od
samego patrzenia na rzeczy, które kupiłem, nie wspominając już o używaniu ich.
Chciałem jednak dać sobie trochę czasu na ochłonięcie oraz mentalne
przygotowanie.
Leżałem akurat
na łóżku, czytając na telefonie o lewatywie, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Yoshi i Haru, swoim zwyczajem, nie czekały aż cokolwiek im odpowiem, tylko od
razu weszły do mojego pokoju. Przez dłuższy czas patrzyłem na nie zupełnie
zaskoczony, a one obie patrzyły na mnie z jakimś niemym spłoszeniem, ale i
zdenerwowaniem jednocześnie. Popatrzyły po sobie. W końcu Haru trąciła Yoshi
łokciem w bok. Nasza starsza siostra odchrząknęła, jakby miała przed sobą
wielką przemowę.
– Musimy pogadać
– powiedziała Yoshi.
– O? – patrzyłem
na nie wyczekująco.
– O Shionie.
– O Shionie? Co
się stało? – zmarszczyłem brwi. Przez moment przeszło mi przez głowę, że może
coś mu się stało, jednak szybko wykluczyłem tę możliwość. Kilka chwil przed
najściem tych dwóch zbłąkanych dusz pisaliśmy do siebie. Nie sądziłem, że coś
złego mogłoby się w tym czasie wydarzyć.
– Nie wiem jak
to powiedzieć, ale… uhm…
– Shion bzyka
jakąś babę – oznajmiła Haru bez większych finezji.
Ponownie
zapanowało między nami milczenie. Haru wydawała się być niewzruszona, za to
Yoshi wyraźnie się zmieszała, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok. Wzięła głośny
wdech, a następnie wydech. Ja sam nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć lub
w ogóle zareagować. Patrzyłem na moje siostry z szeroko otwartymi oczami, próbując
przyswoić to jedno dość bolesne stwierdzenie.
– Co? –
wyrzuciłem w końcu z siebie po dłuższej chwili.
– Widziałyśmy go
z nią najpierw w galerii, a dzisiaj w parku.
– Skąd macie
pewność, że niby się z nią pieprzy?
– Przytulili
się. Kto przytula obcą babę?
– Aha. I mam wam
w to uwierzyć? Bez żadnych dowodów, to…
– Widzisz?
Mówiłam ci – rzuciła Haru, wyciągając telefon z kieszeni bluzy. Chwilę szukała
w nim czegoś, by po chwili mi go podać. Spojrzałem na zdjęcie wykonane z
ukrycia zza jakiegoś drzewa. Faktycznie, na zdjęciu był Shion, przytulający się
z jakąś kobietą.
– Nie nadążam –
wymamrotałem, oddając mojej bliźniaczce telefon.
– Wydaje nam
się, że powinieneś wiedzieć o tym, że twój chłopak nie jest ci do końca wierny
– oznajmiła Yoshi.
– Pewnie – bąknąłem,
zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni. – Zawsze chciałem wiedzieć takie
rzeczy.
Po tej jakże
odświeżającej wiadomości nie mogłem zasnąć. Całą noc spędziłem na patrzeniu w
sufit i zaciekłym rozmyślaniu o tym, co powiedziały mi moje siostry. Byłem w zupełnym
rozstroju. Wiedziałem jednak, że powinienem porozmawiać o tym z Shionem, ale
gdy tylko myślałem o tym, napełniała mnie wściekłość. Nie sprawiał wrażenia
osoby, która robi to z innymi za plecami swojej drugiej połówki. Poza tym
zawsze miałem Shiona za osobę honoru, która nie robiłaby takich rzeczy. Jak
bardzo moje wrażenie musiało być mylne!
Około szóstej
rano zszedłem na parter, by napić się wody i możliwie ochłonąć. Zastałem w
kuchni ojca, zmywającego naczynia. Stałem tak dłuższy czas, patrząc na jego
plecy, aż odchrząknąłem, postanawiając przy tym się odezwać.
– Dzień dobry –
powiedziałem.
Odwrócił się do
mnie przez ramię. Jego mina wyrażała jedno wielkie zaskoczenie dla mojego
widoku.
– Dzień dobry.
Nie śpisz?
– Mógłbym cię
spytać o to samo. Masz wolne.
– Odprawiłem
waszego tatę do pracy – otrzepał wodę z talerza, po czym odłożył go na
suszarkę. – A ciebie pierwszy raz widzę tak wcześnie na nogach od rozpoczęcia
wakacji.
– Stwierdziłem,
że wstanę wcześniej.
– Mhm. Pewnie.
Zaraz minął mnie
bez słowa, po czym poszedł do sypialni. Odprowadziłem go wzrokiem, nie będąc
pewnym, czy za moment nie wróci. Po krótkiej chwili zza niedomkniętych drzwi
doszło do mnie chrapanie. Czyli ojciec miał mnie jednak nie niepokoić.
Wspaniale.
Zrobiłem sobie
kawę, po czym poszedłem z nią nad jezioro. To był dość przyjemny, lipcowy
poranek. Zimna poranna rosa okryła moje stopy odziane jedynie w gumowe klapki,
jak tylko znalazłem się na trawie. Przeszedłem całe podwórko, wyszedłem za
bramkę, gdzie po chwili znalazłem się na nadjeziornej plaży. Wszedłem na
pomost, po czym usiadłem obok leniwie obijającej się o niego żaglówki. Deski
były wilgotne, wręcz czułem, jak materiał moich spodenek przemaka, jednak
wolałem to od siedzenia w czterech ścianach. Wziąłem kilka głębokich wdechów, a
następnie upiłem kawę. Próbowałem zanurzyć się w przyjemnej ciszy poranka,
jednak nijak nie mogłem odgonić od siebie natrętnych myśli. Za każdym razem,
gdy tylko zamykałem oczy, przed oczami miałem zdjęcie, które siostry pokazały
mi powszedniego dnia. Nie miałem pojęcia, co o tym sądzić. Wewnątrz mnie
kotłowało się tyle natrętnych myśli i sprzecznych ze sobą emocji, że aż bolała
mnie głowa. Jednego byłem jednak pewny – musiałem koniecznie wyjaśnić całą tę
sprawę z Shionem. Spodziewałem się, w jaki sposób miałoby to przebiec i aż
dostawałem na samą myśl o tym dreszczy. Musiałem jednak coś z tym zrobić,
nieważne, jak bardzo miałoby mnie to boleć.
Tym sposobem
kilka chwil później byłem już w swoim pokoju i dzwoniłem do Shiona. Aż
pobiegłem do domu, wylewając przy tym niedopitą kawę, byle tylko dostać się do
mojego telefonu. Cały zdyszany wybrałem jego numer, po czym przyłożyłem
słuchawkę do ucha. Odczekałem kilka, ciągnących się całą wieczność sygnałów, aż
w końcu odebrał.
– Halo? –
usłyszałem jego poranny, miło zachrypnięty głos po drugiej stronie. Kilka minut
wcześniej musiał się obudzić, pewnie szykował się do pracy. Ale ja koniecznie
musiałem z nim porozmawiać. Aż serce podeszło mi do gardła i z jakiegoś
nieznanego nawet mi powodu w oczach stanęły mi łzy.
– Masz chwilę? –
spytałem, nawet się z nim nie witając.
– Chwila to
pojęcie względne – oznajmił wymijająco, ewidentnie będąc w nastroju na to, by
się ze mną droczyć. Ale ja byłem w nastroju, by zedrzeć z niego skórę.
– Dziesięć
minut? Piętnaście? Nie wiem.
– Za półtorej
godziny zaczynam pracę, więc jeśli masz ochotę na szybki numerek, to powinieneś
już tu być – rzucił prowokacyjnie, w ogóle nie spodziewając się tego, co miałem
zamiar z nim przedyskutować. To tylko jeszcze bardziej sprawiło, że krew się we
mnie zagotowała.
– Będę za
dwadzieścia minut. Podwiozę cię do pracy.
– Cudowna
oferta.
– Jedyna taka.
– Pewnie. Nie
mam zamiaru jej odrzucać. To do zobaczenia, przystojniaku.
Kilka chwil
później byłem w pełni ubrany i w bojowym nastroju jechałem na konfrontację z
moim chłopakiem. W głębi duszy czułem, że właśnie teraz miał się stać moim
byłym chłopakiem, jednak nie chciałem o tym myśleć. Gdy tylko dłużej pozwoliłem
sobie na rozwodzenie się nad tym, co mogło się stać, moje ciało znajdowało się
na skraju ataku paniki. Wiedziałem jednak, że muszę wziąć się w garść. Panika w
tej sytuacji nic by mi nie dała. Dlatego zaciskając zęby postanowiłem, że nie
będę się rozklejać. Co miało się wydarzyć było już w rękach losu.
Shion wsiadł na
miejsce pasażera z szerokim uśmiechem na ustach. Chciał mnie pocałować na
powitanie, jednak nie widząc większej reakcji z mojej strony, po prostu cmoknął
mnie w policzek. Na dłuższy moment zapadła między nami niezręczna atmosfera.
Shion nie wiedział, co się działo, a ja sam próbowałem zebrać myśli i w jak
najmniej wybuchowy sposób poruszyć z nim dręczący mnie temat. Ruszyłem z
miejsca w stronę jego pracy.
– Niecodzienne
dostaję od ciebie telefon z samego rana, hm – rzucił, kładąc mi dłoń na
kolanie. – Chyba naprawdę masz ochotę na małe…
– Czy ruchasz
jakąś babę? – wyrzuciłem w końcu z siebie, nie mogąc znieść tego ciśnienia
między nami.
– Co robię?? –
spytał z nieukrywanym szokiem. Odsunął się ode mnie, ewidentnie żałując, że
mechanik jeszcze nie oddał mu samochodu.
– Pytam czy się
z kim pieprzysz, bo jeśli tak, to…
– Hola, hola! –
uniósł ręce w poddańczym geście. – Co to ma w ogóle znaczyć? Skąd masz takie
zajebiste pomysły?
– Odpowiedz mi.
– Ty odpowiedz
mi.
– Zapytałem
pierwszy, więc wyjaśnij mi to – zatrzymałem się gwałtownie na światłach. Shion
o mało nie wpadł na przednią szybę. Zaklął głośno, jednak zaraz zapiął pas.
– Nie bzykam się
z nikim – odparł, nie ukrywaną złością. – Od jakiegoś czasu robię to wyłącznie
z tobą, wiesz. Nie z jakąś babą czy pierdoloną myszką Miki. Dlatego teraz
odpowiedz mi, skąd w ogóle uroił ci się taki chory pomysł w głowie.
– Ktoś cię
widział, jak się przytulasz z jakąś starszą od siebie kobietą. Tyle mogę ci
powiedzieć. Aha, no i widziałem zdjęcia, jak to robisz, więc nawet nie próbuj
mi wmawiać, że coś takiego nie miało miejsca.
Zamilkliśmy na
dłuższy moment. Jechałem, skupiając całą swoją uwagę na drodze. Klaksony,
zapach palonej gumy i cieknącego płynu od chłodnicy. Nic nie było tak nieznośne
jak poranny ruch na drogach. Zwykle denerwowały mnie korki, jednak tym razem
byłem skłonny pojechać dłuższą trasą, byle tylko Shion spóźnił się do pracy.
Miałem ochotę być dla niego złośliwym, nieważne jak miałby mi się wytłumaczyć.
– Podejrzewam,
że to moja mama – powiedział w końcu.
– Twoja mama? –
parsknąłem. – Przytulasz mamę??
– Nie widzę w
tym żadnego problemu – odparł wyraźnie poirytowany i gotowy w każdej chwili
bronić swojej matki. Aż coś we mnie zawrzało. – Urodziła mnie, wychowała i
nieraz ratowała z kłopotów. Nie mam problemu z przytuleniem jej, gdy tego
potrzebuje. Poza tym… – urwał.
– Co? Poza tym
co?
– Chciałem
powiedzieć ci o tym wcześniej, choć nie wiedziałem, jak. Po prostu… Chodzi o
to… – westchnął ciężko. – Moja matka jest katoliczką.
– Aha –
powiedziałem, odrobinę łagodniejąc. Ale tylko odrobinę. Wciąż byłem jak ta
tykająca bomba, gotowa w każdym momencie roznieść wszystko w drobny mak. –
Czyli co? Chodzi do kościoła? Modli się.
– Tak. Zgadza
się. Tak po prawdzie mówiąc jest dość zagorzałą katoliczką.
– I jak to się
ma do czego?
– Chodzi o to,
że ja też tak zostałem wychowany.
– Mhm. Czyli co?
Też chodzisz do kościoła i się modlisz?
– Tak. W
zasadzie, to tak. Jesteśmy w mniejszości, ale nie przeszkadza mi to w
wierzeniu.
– Zaraz, zaraz.
Zaczęliśmy od tego, że spotykasz się z kimś i nagle jesteśmy na tym, że jesteś
katolikiem. Co to za spierdolona spirala bzdur?
– Mówię
poważnie. Jestem ochrzczony, miałem pierwszą komunię, bierzmowanie i tak dalej.
– Miałeś co?
– Nie jesteś
zaznajomiony z takimi rzeczami, co nie?
– Nie, do
cholery.
– Chodzi o to,
że żyję w wierze. Moja matka wie, że jestem gejem i mnie akceptuje, bo wie, że
nie ma w tym nic złego.
– Myślałem, że
to właśnie ci ludzie, którzy najgłośniej krzyczą, że nienawidzą gejów.
– Po części.
Niestety. Ale w niej mam zawsze wsparcie. Swoją drogą, to właśnie ona zachęcała
mnie do tego, żebym spróbował z tobą być, choć wyjeżdżasz.
– Poważnie? –
poczułem, że pocę się na całym ciele. Miałem wielką ochotę skończyć tę
dyskusję.
– Tak. Dopinguje
mnie. Sam rozumiesz. Twoi rodzice też cię dopingują i wspierają, prawda?
Dlatego, cokolwiek mogłeś widzieć, to była moja matka. Mam nadzieję, że mamy to
wyjaśnione.
– Mhm. Powiedzmy,
że wstępnie ci wierzę. Ale kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? Że jesteś
katolikiem?
– Wkrótce –
odparł lakonicznie. – To nie takie proste.
– Rozumiem.
–Naprawdę, Hiro.
Nie chciałem trzymać tego w sekrecie. Chociaż nie obnoszę się też na co dzień
ze swoją wiarą.
– Dobrze. I nie
rób tego. A to wszystko… Hm. Zapomnij.
– Jak mam
zapomnieć to, że myślałem, że chcesz może loda, a wychodzi na to, że miałeś do
mnie pretensje o jakieś głupoty.
– To nie są
głupoty. Wydawało mi się, że robisz mnie w konia.
– Nie robię cię
w konia.
– Okej dobra. To
mamy już ustalone.
Przez dłuższy
czas milczeliśmy. Czułem na sobie wzrok Shiona, ale nie miałem chęci ani
odwagi, by na niego spojrzeć. Zamiast tego skupiłem się na drodze. Z jakiegoś
powodu czułem, jak ciepłe i zimne fale na zmianę przechodzą przez moje ciało.
Jeszcze chwila a bym chyba zemdlał ze stresu. Tak po prawdzie, nie wierzyłem
mu. Nie sądziłem, że kłamał w kwestii wyznaniowej, ale coś w środku mnie
szeptało, że nie był ze mną szczery w kwestii wierności.
– Chcę, żebyś
poznał moją mamę – powiedział nagle, przerywając ciszę. Poczułem, jak
przechodzi przeze mnie nerwowy dreszcz.
– Twoją mamę?
– Tak. Ja poznałem
twoich rodziców, więc chciałbym, żebyś poznał moją mamę.
– A twój tata?
– Nie mam. Mój
tatuś to książkowy przykład faceta, który wyszedł kiedyś po mleko i nigdy nie
wrócił. Mam tylko mamę.
Pokiwałem głową
w zrozumieniu.
– Tacy są
najgorsi.
– W takim razie,
co powiesz na kolację dzisiaj? – rzucił jak gdyby nigdy nic.
– Że niby
dzisiaj miałbym poznać twoją mamę?
– Tak. Nie widzę
przeszkód. Czy masz już coś zaplanowane?
– Nie mam.
Chętnie poznam ją dzisiaj.
– Wspaniale.
Nie odzywaliśmy
się już do siebie za wiele. Podwiozłem Shiona do pracy, pożegnaliśmy się
krótko, bez żadnych czułości. Atmosfera między nami w ogóle nie sprzyjała
żadnym romantycznym gestom. Trudno było się temu dziwić. Poza tym, w dalszym
ciągu nie mogłem mu uwierzyć, że mnie nie zdradzał. Choć może powinienem. Po
prostu coś wewnątrz mnie cały czas mówiło, że nie był mi wierny. Czy miałem ku
temu powód? Cóż, skoro zaplanowane już miałem spotkanie z jego matką, to mogłem
przekonać się o tym osobiście.
W drodze do domu
zajechałem do sklepu, by kupić drobny upominek dla mamy Shiona. Wziąłem dla
niej białe wino i czekoladki. Przy okazji stwierdziłem, że pokażę się z jak
najlepszej strony, dlatego zamówiłem bukiet z różowych róż. Wróciłem do domu
całkiem zadowolony z siebie. Nie uszło to uwadze moim siostrom, które jadły
śniadanie, gdy wróciłem. W kuchni unosił się zapach kawy oraz świeżo
przyrządzonej jajecznicy. Streściłem im moją dzisiejszą sytuację z Shionem.
Stwierdziły, że skoro twierdził, że to jego matka i w dodatku zdecydował się
mnie jej przedstawić, to raczej mówił prawdę. Zdaje się, że tylko ja nie
potrafiłem mu uwierzyć. Nie podobało mi się, że miałem w sobie tyle wątpliwości
w kwestii wierności mojego chłopaka, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem się
ich wyzbyć.
Gdy tak
siedziałem z siostrami, podjadając ich śniadanie, usłyszeliśmy jak stary
niedźwiedź wyłania się ze swojej nory. A mając na myśli starego niedźwiedzia
chodziło o ojca. Wyszedł z sypialni, przeciągając się przy tym i ziewając,
jakby miał kogoś połknąć w jednym kawałku. Cała nasza trójka odwróciła się w
jego kierunku, a on stanął w progu kuchni, przyglądając się nam zaspanym
wzrokiem.
– Co wy tu
robicie? – spytał w sennym zaskoczeniu.
– Jemy
śniadanie? – odparła Yoshi pytaniem na pytanie.
– Czemu nie
jesteście w szkole?
– Nikt tu nie
chodzi już do szkoły – powiedziała Haru, wyraźnie intonując przy tym każde
słowo, by cały przekaz niewątpliwie do niego dotarł.
Nastała głucha,
późno poranna cisza. Słońce oświetlało kuchnię ciepłymi promieniami. Nasza
trójka spoglądała na ojca, a on sennie rozglądał się po kuchni, jakby w ogóle
nie wiedział, gdzie się znajdował. Było to na swój sposób niepokojące, ale i
zabawne. W końcu było widać, że chyba wyspał się pierwszy raz od dziesięciu
lat.
– No tak! –
oznajmił w końcu, podchodząc do dzbanka z kawą. – Rany, nie zaskoczyłem.
– Wspaniale, że
chociaż to mamy wyjaśnione – wymamrotałem.
– Wasz tata do
mnie zadzwonił, obudził mnie. Powiedział, że mam odebrać Mako ze szkoły,
dlatego coś mi nie pasowało – nalał sobie kawy do kubka, drapiąc się przy tym
po boku. Umoczył usta w porannej kawie, wzdychając przy tym z zadowoleniem. –
Właśnie, gdzie on jest?
– Tata czy Mako?
– Yoshi wstała, by wziąć dodatkowy talerz dla ojca. Przy okazji nastawiła
grzanki w tosterze.
– Mako.
– Na szkolnym
obozie. Przynajmniej był jeszcze wczoraj – odpowiedziałem.
– Może coś się
zmieniło – Haru wzruszyła ramionami. Wstała, by pozmywać po sobie.
Ojciec stał tak
jeszcze dłuższy moment z kubkiem przyłożonym do ust. Na jego twarzy
rozpościerało się intensywne skupienie. Moment pustki i niewiedzy
przeistaczający się w gorącą realizację był przezabawny do oglądania. Ojciec
odłożył kubek, po czym pobiegł z powrotem do sypialni. Ja, Yoshi i Haru popatrzyliśmy
za nim zdezorientowani, a on po niecałej minucie wybiegł w pełni ubrany z
sypialni, po czym pognał na dwór, zgarniając przy tym kluczyki od samochodu.
Trzasnął drzwiami, zostawiając nas bez słowa w całkowitym osłupieniu.
Spojrzeliśmy po sobie, nie będąc pewnymi, co właśnie miało miejsce. Cóż,
cokolwiek to było, skutecznie odciągnęło moje myśli od sytuacji z Shionem.
Ojciec wrócił do
domu z Makoto, co odrobinę nas zaskoczyło. Nasz młodszy brat miał być na obozie
jeszcze przez tydzień. Co za tym szło, mieliśmy jeszcze tydzień wolny od
ewentualnego niańczenia go, co jego następny wyjazd miał być dopiero półtorej
tygodnia po tym obozie. Dlatego ze zdumieniem całą trójką wyglądaliśmy z pokoi,
oglądając, jak ojciec wtarga torbę Mako na piętro i jak Mako idzie za nim jak
na ścięcie. Niedługo później dowiedzieliśmy się, że Makoto wyrzucono z obozu za
złe zachowanie. Choć złe było to może za mało powiedziane, bo nie spodziewałem
się, że nasz młodszy brat jest wandalem. Zaczynając od kilku zepsutych ławek,
przechodząc przez uszkodzony oraz niepełny sprzęt do pływania, na podpalonej firance
kończąc. Szczęka mi opadła, gdy tylko usłyszałem, co zrobił. Yoshi też
zaniemówiła, a Haru parsknęła śmiechem. Za to ojciec był zły i to w
najprostszym tego słowa znaczeniu. Wściekał się za to, co zrobił Mako, bo
ewidentnie nie tak został wychowany. Nie podobało mu się też, że musiał
zapłacić za wszystkie zniszczenia, jakich dokonało jego najmłodsze dziecko.
Widziałem później, jak gotował obiad. Zdenerwowany, nie odzywał się do nikogo.
Poza tym, gdyby wzrok mógł zabijać, to wszyscy w jego zasięgu byliby już
martwi.
– Co planujecie
z nim zrobić? – spytałem, ostrożnie wkraczając do kuchni.
– Hm? – burknął.
– Z Mako. Coś
chyba…
– Tak. Sam
jeszcze nie wiem. Ja i tata musimy porozmawiać. Nie możemy tego tak zostawić.
– Jasne. Pewnie.
Westchnął
głośno.
– Wy to jednak
byliście grzeczni. Swoją drogą, nas nie będzie w weekend, twoje siostry też
wyjeżdżają, więc chciałbym, żebyś przypilnował Mako.
Zamrugałem
kilkakrotnie z zaskoczenia.
– Nie mogę.
Wyjeżdżam nad morze.
– Weź go ze
sobą.
– Ale jadę z
Shionem i… – urwałem, nie wiedząc, co powiedzieć. Niby miałem umotywować
niechęć wzięcia brata tym, że miałem zamiar uprawiać seks? Cóż, to był dobry
argument, ale raczej nie do dyskusji z ojcem.
– Możecie zająć
nasz pokój, Mako zostawisz w waszym. Dasz mu jakiś komiks, zabierzesz go na
kilka godzin na plażę i będziesz miał spokój.
– Nie sądzę, że
to tak działa.
– Dasz radę.
Liczę na ciebie.
– Nie, nie wezmę
go.
– Zapłacę ci.
Zmrużyłem oczy
niczym jadowita żmija gotowa do skoku.
– Myślisz, że
można mnie kupić?
Wzruszył ramionami.
– Warto
spróbować.
– Twoja cena?
– Hm?
– Za zajmowanie
się Mako w weekend.
Ojciec
uśmiechnął się do mnie zadowolony. Cóż, ja sam nie miałem z czego być
zadowolonym, ale nie miałem nic przeciwko zastrzykowi gotówki.
– Trzy tysiące?
– rzucił jak gdyby nigdy nic. (ok. 100pln dop. aut.)
Prychnąłem z
nieukrywaną pogardą.
– Dwadzieścia
pięć.
Ojciec
zaniemówił na kilka dłuższych sekund.
– Dwadzieścia
pięć?
– Dwadzieścia
pięć tysięcy (ok. 850pln dop. aut.).
– Nie
przesadzasz? To jeden dwunastolatek.
– Nie
przesadzam. Miałem spędzić ten weekend z moim chłopakiem, bez towarzystwa
brata. To bardzo uczciwa cena.
Westchnął
głośno.
– Dwadzieścia? –
próbował się targować.
– Dwadzieścia
pięć, chyba że chcesz go wziąć ze sobą na imprezę dla dorosłych.
Patrzył na mnie
przez dłuższy czas bez większych uczuć. Zdaje się, że miał już dość wszystkich
i wszystkiego. Poza tym, niewątpliwie został pokonany przez fakt, że jedno z
jego dzieci miało zadatki na piromaniaka, a drugie targowało się o pierwszego
jak na targu niewolników. Co mogłem poradzić na to, że musiałem dbać o moje
interesy.
– Zgoda –
powiedział w końcu, wyraźnie zrezygnowany. Wyciągnął z kieszeni spodni portfel,
po czym wyjął odpowiednią ilość banknotów. Już miał mi je podać, a ja już
wyciągnąłem rękę, gdy nagle cofnął swoją. – Ale mam warunek.
– To chyba ja
powinienem je stawiać.
– Mhm. To część
twojego kieszonkowego.
– Co? Mowy nie
ma!
– To moje
ostatnie słowo.
– A moje
ostatnie słowo, toto, że Mako zostaje na twojej głowie w ten weekend.
– No dobra –
schował pieniądze, po czym włożyłem portfel z powrotem do kieszeni.
Na tym jednak
nie skończyło się nasze targowanie się. Kilka godzin później, kiedy szykowałem
się do wyjścia na wielką kolację, usłyszałem pukanie do drzwi. Ojciec zajrzał
do pokoju, nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie przez
dłuższy moment w milczeniu.
– Wychodzisz? –
spytał zaskoczony tym, jak się ubrałem.
– Tak –
odparłem, sam będąc zaskoczony tym, że drugi raz w ciągu jednego dnia pofatygował
się na piętro. Chyba przyszedł do mojego pokoju pierwszy raz od kilku lat. –
Idę dzisiaj poznać mamę Shiona.
– Och – pokiwał
głową. – Czyli to jednak na poważnie?
– Jednak? –
prychnąłem.
– No wiesz,
wyjeżdżasz na studia i tak dalej.
Patrzyłem na
niego w jakimś dziwnym osłupieniu. Chyba nikt nie brał mnie i Shiona na
poważnie. Sam też zaczynałem momentami wątpić w to czy Shion brał mnie na
poważnie, a bardzo chciałem wierzyć w to, że byłem dla niego kimś wyjątkowym.
– Aha. Chciałeś
coś?
Dokładnie w tym
samym momencie, w którym to powiedziałem, ojciec wyciągnął z kieszeni kilka
banknotów, po czym mi je podał. Wziąłem je od niego niepewnie, nie rozumiejąc
do końca, o co tym razem chodziło.
– Za Makoto.
– O proszę –
przeliczyłem szybko pieniądze. Dwadzieścia pięć tysięcy. Tak jak na początku mówiłem.
– Jednak się namyśliłeś?
– Pytałem twoje
siostry, ale gdy Haru mi zaśpiewała czterdzieści tysięcy (ok. 1300pln
dop.aut.), to wolałem wrócić do najlepszej oferty. Masz prezent dla mamy
Shiona?
– Tak –
pokiwałem głową w osłupieniu. Haru miała rację, że też nie pomyślałem, żeby
wynegocjować wyższą kwotę!
– Świetnie. Baw
się dobrze – poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu, po czym wyszedł.
Shion czekał na
mnie pod blokiem, do którego podał mi adres. Stał, rozglądając się za mną.
Wysiadłem z samochodu i gdy tak zacząłem iść w jego stronę, zauważyłem małego
pieska, którego trzymał na smyczy. Śmiesznie to wyglądało, biorąc pod uwagę to,
jak wysoki był Shion a jak mały był jego futrzasty towarzysz. Piesek był
naprawdę mały, biały z kiteczką związaną różową kokardką na czubku głowy. Aż
coś wewnątrz mnie stopniało na widok tego maleństwa.
– To dla mnie? –
spytałem z daleka. Shion obrócił się w moim kierunku. W jednej chwili na jego
ustach zagościł szeroki uśmiech.
– Chciałbyś, co?
– podszedł do mnie. Gdy tylko się spotkaliśmy Shion pochylił się ku mnie, a ja
stanąłem na palcach. Cmoknęliśmy się na przywitanie w usta. – Przywitaj się z
Kumo.
– Dzień dobry
maleństwo!
Pochyliłem się
do pieska, by go pogłaskać. Zwierzątko z początku obwąchało nieufnie moją rękę,
jednak po chwili wesoło zaczęło merdać ogonkiem. Pozwoliłem więc sobie na
pogłaskanie psa, który zadowolony zaczął przymilać się do mojej ręki.
– Cudowności –
oznajmiłem, pozwalając sobie na pogłaskanie pieska po grzbiecie. – Czyj to?
– Jest mojej
mamy – oznajmił.
– Nie mówiłeś,
że masz psa.
– Nie mam. Moja
mama ma.
– To nie tak,
jakby był twój?
– Nie do końca.
Wzięła go po mojej wyprowadzce, żeby nie być sama.
– Rozumiem.
Patrzyliśmy na
siebie przez jakiś czas. Shion w końcu zwrócił uwagę na torbę prezentową oraz
bukiet kwiatów. Oznajmił, że się postarałem.
– Wiesz, nie
chciałem się pokazywać od razu od złej strony.
– A może
powinieneś – zaśmiał się, czochrając mi włosy. – Chodźmy na górę.
Wjechaliśmy
windą na szóste piętro. W środku zacząłem odczuwać stres związany z tym, że
miałem poznać matkę mojego chłopaka. Wcześniej się tym nie denerwowałem, ale to
pewnie dlatego że od rana oskarżałem go o to, że mnie zdradzał. Cóż, teraz się
miałem na własne oczy przekonać czy jego matka faktycznie była kobietą ze zdjęcia.
Mieszkanie mamy
Shiona było dość ciasne. W progu przywitał nas zapach kurzu oraz ciepłej
kolacji. Na wstępie weszliśmy do ciasnego przedsionka. Mało się nie
przewróciłem w genkanie, próbując zdjąć buty. Na szczęście miałem pod ręką
Shiona, którego się złapałem, łapiąc równowagę. Mój chłopak posłał mi
spojrzenie pełne rozbawienia.
– Jesteśmy! –
powiedział Shion. Zdjął z Kumo szelki wraz ze smyczą, po czym odwiesił je na
wieszak.
– Dzień dobry! –
rzuciłem, próbując od początku robić dobre wrażenie.
– Chodźcie,
chodźcie! – dobiegł nas ciepły kobiecy głos z głębi mieszkania.
W środku było
naprawdę ciasno. Zaraz z przedsionka wchodziło się do salonu z małym aneksem
kuchennym i to w zasadzie było tyle, jeśli chodziło o mieszkanie. Widziałem
jeszcze drzwi, które pewnie prowadziły do sypialni oraz drugie, które pewnie
były toaletą. Szczerze powiedziawszy, całość była może minimalnie większa od
mieszkania Shiona. Ale nijak mi to nie przeszkadzało. Czułem jakieś dziwne
ciepło oraz swojskość, przebywając w takich miejscach.
– Dobry wieczór
– powiedziała mama Shiona, widząc mnie. Posłała mi przy tym ciepły uśmiech. Z
jakiegoś powodu czułem się, jakby przytulała mnie samym swoim spojrzeniem. Biła
od niej taka matczyna czułość, która w jednej chwili złapała mnie za serce.
Domyślałem się, że to właśnie takie uczucie było mieć kochającą matkę.
Pomijając jednak te moje emocjonalne spostrzeżenia, przekonałem się też, że
Shion mnie nie okłamał. Kobieta ze zdjęcia faktycznie była jego mamą. – Hiro?
– Uhm… Tak, tak.
Dzień dobry… wieczór. Uhm. To dla pani.
Wręczyłem mamie
Shiona kwiaty oraz mały prezent. Przyjęła wszystko ochoczo, szczególnie chyba
ciesząc się z bukietu kwiatów. Uściskała mnie serdecznie w podziękowaniu za tak
miły gest, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Pierwszy raz spotykałem się z taką
prostotą i wdzięcznością, która ewidentnie nie była podszyta niczym wstrętnym.
Mama Shiona
faktycznie była taką prostą kobietą. Nie była przesadnie wystrojona, jej jedyną
biżuterią były małe kolczyki. Czarne włosy miała związane w drobny kucyk,
odsłaniając przy tym szczupłą szyję i bladą skórę.
Zaraz usiedliśmy
przy chabudai. Szczerze powiedziawszy, nie byłem przyzwyczajony do typowych
japońskich mebli, bo wychowywałem się w domu, gdzie raczej postawiono na
zachodni styl. Ale nie w domu mamy Shiona. Wszystko w tym mieszkaniu krzyczało
japońskością, zaczynając od metrażu, na tym małym stoliku na pewno nie kończąc.
Postarałem się jednak usiąść na tyle wygodnie, na ile potrafiłem. Shion
zauważył, że nie byłem pewny, jak się zachować. Z początku raczej pomyślał, że
to były nerwy, które też mnie zjadały, ale po chwili domyślił się, że chodziło
o to, że nie wiedziałem, jak powinienem się zachować przy tradycyjnych meblach.
Zrobiłem co w mojej mocy, by się nie zbłaźnić i zdaje się, że szło mi całkiem
nieźle.
Mama Shiona
przygotowała bardzo tradycyjną kolację, która na szczęście nie była mi obca.
Był to hot pot z ryżem. Zanim zaczęliśmy jeść zaproponowała mi coś do picia,
zaczynając od alkoholu. Podziękowałem jej jednak mówiąc, że prowadzę i nie
powinienem spożywać niczego z procentami. Ucieszyło ją, jak odpowiedzialny
byłem.
– Shion
wspominał, że masz dwóch ojców – powiedziała, gdy tak gawędziliśmy chwilę o
niczym konkretnym. Głównie zostałem zagadnięty o plany po liceum i o to, jak
się sprawował ze mną Shion, na co mój chłopak aż prychnął.
– Tak, tak –
odparłem, zerkając na nią niepewnie. Z jakiegoś powodu zawsze mnie stresował
ten moment, gdy ktoś obcy dowiadywał się o moich rodzicach gejach. – Mam ojców
gejów. Adoptowali mnie i moje rodzeństwo, gdy byliśmy mali.
– To cudowne z
ich strony – oznajmiła z nieukrywanym entuzjazmem. – Dali wam dom, gdy natura
nie mogła dać im dziecka. Świat działa niesamowicie, nieprawda?
Przez moment nie
wiedziałem, co powiedzieć. Patrzyłem więc tak przez kilka sekund na matkę
mojego chłopaka, próbując poukładać w głowie kilka rzeczy. Przede wszystkim,
pierwszy raz byłem tak miło traktowany przez nowo poznaną osobę. Po drugie,
matka Shiona niewątpliwie była specyficzna, biorąc pod uwagę to, co właśnie
powiedziała oraz to, jak Shion zareagował na to głębokim westchnięciem. Jakby wiedział,
że tego właśnie mógł się spodziewać, ale i błagał, by choć na początku mnie nie
wystraszyła. Ale wprost przeciwnie. Byłem nią oczarowany.
– No tak –
wymamrotałem. Odchrząknąłem zaraz, próbując przy tym odezwać się już całkiem
normalnie. – Adoptowali mnie i moje dwie siostry. Jesteśmy biologicznym
rodzeństwem. Później adoptowali jeszcze mojego brata. Jest nas w sumie czwórka.
– Czwórka!
Pewnie mieli z wami ręce pełne roboty. Ale ile szczęścia przy tym musiało być –
zaśmiała się. – Ale przykro mi, że musieliście kiedykolwiek trafić do domu
dziecka.
– Tak po
prawdzie, to nawet tego nie pamiętam. Miałem kilka miesięcy. Moje siostry też
tego nie pamiętają. Brat też raczej nie, miał pięć miesięcy, gdy rodzice go
adoptowali.
– Wszyscy
byliście malutcy – oznajmiła ze wzruszeniem. – Tak zupełnie. Jakie to
szczęście, że był ktoś, kto się wami zaopiekował. Dzięki Bogu!
Aż zamarłem, nie
wiedząc, jak na to powinienem zareagować. Pierwszy raz słyszałem, by ktoś w
ogóle używał takiego zwrotu. Fakt, czasami mój ojciec przywoływał wielką
Amaterasu, jednak z nią byłem zaznajomiony od dzieciństwa, dlatego nie robiła
na mnie zbytniego wrażenia. Ale to, co właśnie powiedziała mama Shiona? Byłem
zupełnie skołowany! Co prawda, uprzedził mnie co do katolickiej rodziny, ale
nie sądziłem, że aż tak.
– No tak –
odchrząknął Shion, widząc, jak niezręcznie mi było.
– A czym zajmują
się twoi rodzice, jeśli mogę spytać? – mama Shiona ciągnęła temat, wyraźnie
zauroczona moją pokręconą rodziną.
– Jeden z moich
ojców jest lekarzem, a drugi ma firmę deweloperską – wyjaśniłem spokojnie, choć widziałem, jak
Shion już chciał interweniować. Tak po prawdzie, nie przeszkadzały mi już takie
pytania, bo nowo poznane osoby zawsze je zadawały. Rodzice Kasumi też
przeprowadzali ze mną podobny wywiad. Ale mama Shiona miała w sobie taką
niewinną, wręcz dziecinną fascynację tym tematem. To nie tak, że chciała mi
sprawić przykrość lub jakkolwiek pogardzała faktem, że miałem dwóch ojców. Ona
była tak prostolinijnie ciekawska.
– To ciekawe. A
jakim lekarzem jest tata?
– Jest
chirurgiem dziecięcym – posłałem jej blady uśmiech.
– Ojej! No
proszę. Shion, może kiedyś byliśmy u taty Hiro, pamiętasz, gdy…
– Rany, mamo – jęknął
Shion, zakrywając twarz dłońmi. – Naprawdę? Podczas kolacji z moim chłopakiem?
– Och, daj
spokój – zganiła go. – Słuchaj, Hiro, bo Shion miał kiedyś złamaną rękę.
Dodatkowo doszło zakażenie i ogólnie paskudziło mu się to straszne i byliśmy
stałymi bywalcami w szpitalu przez kilka miesięcy. Mam gdzieś jeszcze zdjęcia…
– Mamo!
– No co, mamo?
Dokumenty ze szpitala też mam.
Mama Shiona
wstała, po czym podeszła do jednej z komód. Wyciągnęła z niej album ze
zdjęciami oraz trochę sfatygowaną teczkę. Zaraz zadowolona wróciła do stolika.
Szybko poszukała kilku zdjęć, puszczając mimo uszu protesty swojego syna.
Podała mi kilka fotografii, prezentujących mojego chłopaka gdy był małym
chłopcem. Na oko miał gdzieś między ośmioma a dziesięcioma laty. Na kilku
zdjęciach miał zabandażowaną rękę, a na innych miał nałożony gips.
– Paskudne to
było – stwierdziła mama Shiona, widząc, jak przyglądałem się zdjęciom. Jedno
było ze szpitala, ale nie byłem pewny czy był to oddział taty.
– Weź przestań –
fuknął Shion.
– Byłeś słodkim
dzieckiem – stwierdziłem zaczepnie. Ale taka też była prawda. Shion był
przeuroczy jako dziecko.
– Proszę cię…
– Prawda? Spójrz
tutaj – mama Shiona nałożyła okulary, po czym wyciągnęła z teczki jakiś
dokument. Chwilę go studiowała, po czym w końcu znalazła to, czego szukała. –
Czy twój tata nie nazywa się przypadkiem Matsumoto?
– Och – aż mnie
zamurowało. – Tak. Takanori Matsumoto.
– Chyba już się
poznaliśmy kiedyś – mama Shiona roześmiała się, pokazując mi wypis ze szpitala.
Przeleciałem wzrokiem po dokumencie, aż znalazłem podpis oraz pieczątkę taty.
Nie miałem pojęcia, w jaki sposób powinienem zareagować na tę rewelację.
– Faktycznie –
przyznałem. – Nie mówiłeś, że znasz mojego tatę!
– Myślisz, że go
pamiętałem? Byłem dzieciakiem.
– Ale pana
Matsumoto nie pamiętałeś? To był najmilszy lekarz, jakiego poznałam. Poza tym
wyglądał bardzo ciekawie.
– Wiele osób
zwraca uwagę na jego włosy – przyznałem, doskonale wiedząc, do czego piła. – I
ogólnie na jego aparycję.
– Tak, tak.
Pamiętam, że miał kręcone włosy. To jego naturalne?
– Jego –
pokiwałem głową. – Wszyscy zawsze zwracają na nie uwagę.
– Wcale się nie
dziwię. Takie włosy nie zdarzają się na co dzień!
– Są na swój
sposób wyjątkowe – przyznałem.
Na tym
skoczyliśmy temat moich rodziców, ale mama Shiona nie miała nic przeciwko, bym
przejrzał album ze zdjęciami. W zasadzie, sama mi zaproponowała, żebym
obejrzał, jak kiedyś wyglądał mój chłopak, co wprawiło mnie w ekscytację. Shion
marudził, że się tylko tym znudzę, ale ja się cieszyłem. Przyglądałem się co
kolejnym fotografiom, podziwiając to, jak proste, ale i szczęśliwe życie miał
Shion. Urodziny, mniejsze lub większe festiwale, różne imprezy, w tym święta. Był
tylko on i jego mama, ale mimo wszystko, oboje czerpali radość z każdej chwili,
jaką mogli ze sobą spędzić.
Po tej jakże
pysznej kolacji spędzonej w wybornym towarzystwie, jakim była mama Shiona i on
sam, wybraliśmy się z moim chłopakiem na spacer. Przechadzaliśmy się dłuższy
czas ulicami, rozmawiając o całym wieczorze. W końcu Shion spytał czy znalazłem
swoją odpowiedź na moje poranne oskarżenia. Głupio było mi przyznać, że
zachowałem się zupełnie nierozsądnie, ale musiałem to zrobić. Przeprosiłem przy
okazji za swoje dziecinne zachowanie, na co Shion tylko się roześmiał. Mimo
wszystko, cieszyłem się, że wyjaśniliśmy całą sytuację i przy okazji zbyliśmy
to śmiechem.
Dlatego weekend
nad morzem zaczęliśmy dość przyjemnie. Pomijając fakt, że musieliśmy wziąć ze
sobą Makoto. Co prawda, Shion nie wydawał się ani trochę przygnębiony z tego
powodu, w przeciwieństwie do mnie. Sam twierdził, że zawsze chciał mieć
rodzeństwo, dlatego tak uwielbiał moją dużą rodzinę. Nieraz słyszałem od
Shiona, że zawsze bawił się sam, bo jego mama niemal bez przerwy była w pracy.
Oczywiście, robiła to, by móc zapewnić jak najlepsze życie swojemu dziecku. Ale
Shion jako mały chłopiec nie do końca to rozumiał, dlatego przez długi czas żył
w przygnębiającej samotności. Jednak dzięki temu wszystkiemu dość szybko stał
się samodzielny.
Shion, podobnie
jak większość osób, które pierwszy raz widziały nasz mały apartament nad
morzem, był zachwycony. Przyglądał się wszystkiemu z zapartym tchem, za to ja i
Makoto byliśmy nieporuszeni. A przynajmniej Mako był najbardziej niewzruszony,
bo ja sam nie widziałem jeszcze, jak całość prezentowała się po remoncie.
Dlatego przez chwilę podziwiałem odświeżone ściany, nową kuchnię, salon oraz
toaletę w korytarzu. Ogólnie w planach było odnowienie całego mieszkania,
jednak rodzice stwierdzili, że nie mieli na to tyle czasu, dlatego remont
naszych sypialni i łazienek zaplanowali na przyszły rok. Jedyną sypialnią, jaka
została odnowiona, była ich.
– Twoi rodzice
naprawdę pozwolili nam skorzystać z ich pokoju? – spytał Shion, niepewnie
wykonując kilka pierwszych kroków przez próg sypialni moich ojców. W
pomieszczeniu wciąż unosił się zapach świeżej farby, pozostały po remoncie.
– Jeszcze mi za
to zapłacili – roześmiałem się. Położyłem swoją torbę na podłogę, po czym
uchyliłem okno. Zapach nie był silny ani męczący, ale stwierdziłem, że lepiej
było to wywietrzyć. Zaraz też dotarło do mnie, co znaczyła ta mała uwaga
Shiona. W sumie nie spodziewałem się, że będziemy spać ze sobą w łóżku moich
rodziców, ale było to na swój sposób ciekawe. – Nie martw się, mamy świeżą
pościel.
– Nie
wyobrażałem sobie kudlić się w pościeli, w której kudlili się twoi rodzice –
parsknął, a ja jęknąłem z obrzydzenia. Jak do tej pory aż tak o tym nie
myślałem. Dopiero po uwadze Shiona zdałem sobie z tego ohydnego faktu sprawę.
Już zawczasu
ubraliśmy świeżą pościel. Później Shion sam z siebie poszedł sprawdzić, jak
radził sobie Mako. Gdy po czasie postanowiłem zajrzeć do pokoju, zastałem
mojego chłopaka oraz młodszego brata, jak naciągali prześcieradło z gumką na
końce materaca. Nie powiem, odrobinę mnie to rozczuliło. Już jakiś czas temu
zauważyłem, że Shion podchodził spokojnie i delikatnie w stosunku do Mako.
Często gawędzili ze sobą o komiksach czy puzzlach i spodziewałem się, że na tym
wyjeździe też będą coś razem układać.
Po przygotowaniu
pokoi niemal od razu poszliśmy na plażę. Przebrani w kąpielówki, z ręcznikami
oraz innymi niezbędnymi rzeczami, wkroczyliśmy we trójkę na promenadę, a z niej
na plażę. Już z daleka powitał nas szum morza oraz słony zapach wody. Lawirując
między rozłożonymi urlopowiczami, rozbiliśmy nasz mini obóz na rozgrzanym od
słońca piasku. Shion i Mako rozłożyli razem koc, a ja zabrałem się za wbijanie
parasola w piasek. Kilka chwil później położyłem się zadowolony z siebie oraz
dobrej pogody, a mój chłopak poszedł z Mako do wody. Miałem nadzieję, że Shion
spędzi ten czas ze mną, ale zamiast tego postanowił wrzucić mojego brata do
wody. W pewnym sensie mnie to urzekło, jednak na dłuższą metę w ogóle nie
podobało mi się to, że mój chłopak wolał spędzać czas z moim bratem. Może było to
idiotyczne i niedojrzałe, ale wolałem, by Shion skupiał swoją uwagę na mnie.
Jednak Shion i Mako bawili się razem świetnie. Spędziłem tak blisko pół
godziny, oglądając ich z daleka, aż mój chłopak nie postanowił do mnie przyjść.
Był zadowolony i zdyszany od całej tej zabawy w morzu. Wytarł się ręcznikiem,
po czym przysiadł obok, odgarniając nieco przydługie włosy. Napił się wody.
Przyglądałem mu się jakiś czas, aż skierowałem swój wzrok z powrotem na Mako.
Mój brat, jak to on, pływał to w jedną, to w drugą stronę. Aż zazdrościłem mu,
że chociaż ostatnio niemalże załatwił sobie karę stulecia, tak teraz pływał
zadowolony, jakby nic się nigdy nie stało.
– Świetnie jest
mieć rodzeństwo – oznajmił w pewnym momencie Shion.
– Szczególnie
gdy takie jedno okazuje się być wandalem i odsyłają je z obozu do domu.
– Brzmi jak
najlepsze wspomnienia, jakie można zrobić z młodszym bratem.
– Tak sądzisz?
Wzruszył
ramionami.
– W sumie nie
wiem. Nie mam rodzeństwa, więc w zasadzie nie jestem pewny co jest fajne a co
nie.
– Pływanie razem
na pewno jest fajne – oznajmiłem z przekonaniem. Poklepałem go po ramieniu, po
czym oparłem się o nie policzkiem. – Podpalanie zasłon na wyjazdach i
sprawianie mnóstwa problemów innym już raczej nie jest.
– No, niezły z
niego gagatek.
– Rodzice go
dość mocno rozpieścili. Czasami się zastanawiam czy nie trafi kiedyś do
kryminału.
Shion roześmiał
się w głos. Zdaje się, że rozbawiła go moja uwaga, choć dla mnie była to realna
obawa. Jakoś nie widziało mi się odwiedzanie mojego młodszego brata za kratami,
ale wszystko mogło się zdarzyć.
Niedługo później
dołączył do nas Mako. Podałem mu ręcznik, żeby się wytarł, a on opatulił się
nim, po czym usiadł, wciskając się między mnie a Shiona. Odsunęliśmy się od
siebie z moim chłopakiem, robiąc mu miejsce. Odrobinę mnie to zirytowało, ale
Shionowi nie zrobiło to różnicy. Siedzieliśmy tak kilka dłużących się w
nieskończoność sekund, kiedy to Mako oznajmił, że był głodny. Aż spojrzałem na
niego z niedowierzaniem.
– Jedliśmy przed
wyjazdem.
– Sto lat temu.
– Może dwie
godziny.
– To nic.
Westchnąłem
ciężko.
– Wytrzymaj
jeszcze z pół godziny i pójdziemy coś zjeść. Dopiero przyszliśmy.
Tym sposobem
spędziliśmy na plaży może jeszcze godzinę. W tym czasie napompowaliśmy plażową
piłkę i poszliśmy ją odbijać. Byłem w tym okropny. Bieganie po piasku i moje
nieudolne próby ukierunkowania piłki we właściwą stronę w dużej mierze kończyły
się fiaskiem. Za to mój młodszy brat i chłopak byli jak ryby w wodzie. Cóż, ja
jednak cieszyłem się, że w końcu mieliśmy iść coś zjeść.
Po obiedzie,
obejrzeniu filmu i układaniu puzzli, Makoto ostatecznie zaszył się w pokoju z
komiksem. Zadowolony, że w końcu mieliśmy chwilę spokoju, zaciągnąłem Shiona do
sypialni. Oczywiście, nie po to, żeby już zrobić to, co planowaliśmy od
jakiegoś czasu. Zwyczajnie miałem ochotę spędzić z nim odrobinę czasu sam na
sam. Ułożyliśmy się wygodnie obok siebie, by niemal od razu zacząć się całować
i przytulać. Po intensywności, z jaką Shion inicjował pocałunki, zdałem sobie
sprawę, że on też tylko czekał na moment, w którym zostaniemy całkiem sami.
Moja dłoń sunęła po jego boku, by ostatecznie złapać go za pośladek. Zaśmiał
się w moje usta, przygryzając zaraz moją dolną wargę.
– Tak chcesz się
bawić? – zamruczał, na krótką chwilę odrywając się ode mnie.
– Nawet nie
wiesz, jak bardzo.
– No proszę!
Klepnął mnie w
pośladki. Zachichotałem, siadając na nim okrakiem. Chwilę udawaliśmy, że się ze
sobą siłowaliśmy. Czułem pod sobą jego półtwardy członek. Splątaliśmy ze sobą
nasze dłonie, patrząc przy tym na siebie z jawnym rozbawieniem. Widziałem w
oczach Shiona coś, z czym raczej nikt nigdy na mnie nie patrzył – czułość. W
tamtym momencie zdałem też sobie sprawę z tego, że musiał być we mnie naprawdę
zakochany. Tak samo jak ja w nim.
– Wiesz co,
zastanawia mnie jedno.
– Mhm?
– Jakiś czas
temu mówiłeś, że masz dla mnie niespodziankę – mówiąc to, pochyliłem się lekko,
unosząc przy tym nasze splecione dłonie. Pocałowałem kłykcie obu jego rąk.
Zaśmiał się na ten gest z mojej strony. – I ciekawi mnie, co to za
niespodzianka.
– Powiedziałem,
że może będę mieć niespodziankę.
– Co nie zmienia
faktu, że mnie to ciekawi.
Westchnął
ciężko, na krótką chwilę odchylając głowę i patrząc w sufit.
– Nie wyszła ta niespodzianka? – parsknąłem. Z
jakiegoś powodu nie czułem rozczarowania, tylko samą ciekawość.
– Nie. To nie
tak, że nie wyszła. Jeszcze nie wiem. Po prostu nie chciałem ci nic obiecywać.
I teraz też nie mogę.
– Aha. Nawet mi
nie zdradzisz małego szczegółu?
– Aż tak bardzo
chcesz wiedzieć?
– Oczywiście!
– Hm. No cóż.
Odezwała się do mnie agencja z Tokio.
– Towarzyska?
– Hiro! – mój
chłopak wybuchł śmiechem. Aż cały zadrżał. – Nie, nie towarzyska. Modelingowa.
Jakiś czas temu wysłałem do kilku grup portfolio i wyrazili zainteresowanie.
Ale tylko to. Nie dostałem żadnego zlecenia, więc możliwe, że to fałszywy
alarm, więc…
– Czekaj. Agencja
z Tokio? Jechałbyś na zdjęcia w Tokio?
– Zdjęcia, plany
filmowe – wzruszył ramionami. – Wszystko. Wiesz, że tam się dużo dzieje.
– I co?
– To znaczy?
– W sensie…
zamieszkałbyś tam?
– Gdyby udało mi
się trochę rozwinąć i ugruntować moją pozycję. Musiałbym znaleźć jeszcze jedną
pracę, ale potencjalnie tak, przeprowadziłbym się do Tokio.
– No co ty –
poczułem, jak wzruszenie złapało mnie za gardło, jednak w porę udało mi się nad
tym zapanować. – To chyba nie ma nic wspólnego ze mną?
– Po części. W
zasadzie, to… hm. W sumie sporo. Otworzyłeś mi oczy.
– To znaczy?
– No wiesz,
trochę zacząłem myśleć nad pewnymi sprawami, a poza tym jesteś moim chłopakiem.
To normalne, że chciałbym być blisko ciebie.
– Wiesz, jeszcze
nie jest powiedziane, że zamieszkam w Tokio.
– Na pewno tak
będzie – posłał mi blady uśmiech. – Zdasz egzaminy i dostaniesz się do Tokio.
– Może wybiorę
Sapporo – wzruszyłem ramionami.
– Nie. Nawet się
nie waż – uwolnił jedną dłoń z mojego uścisku, po czym złapał mnie pod brodą. –
Nie pozwolę ci tu zostać. Tylko zmarnujesz swój potencjał.
– Aż tak ci
zależy na tym, żebym jechał?
– Wolisz, żebym
był samolubny i powiedział ci, żebyś został? Tego ode mnie oczekujesz?
– Tak.
Shion zamilkł w
zaskoczeniu, a ja aż sam nie mogłem uwierzyć, z jaką stanowczością to
powiedziałem. Ale byłem szczery. Naprawdę pragnąłem tego, by Shion zrobił coś
tak samolubnego i kazał mi zostać. Ogólnie cieszyłem się na wsparcie z jego
strony, jednak mała część mnie chciała, by mnie zatrzymał. Chciałem poczuć, że
byłem dla niego tak ważny, by nie pozwolił mi wyjechać.
– Chciałbym to
powiedzieć – oznajmił, łapiąc mnie za biodra – ale nie mogę.
– Bo?
– Bo nie możesz
spędzić reszty życia w jakiejś dziurze tylko przez jakiegoś frajera.
– Że niby ty
jesteś tym frajerem?
– Jest jakiś
inny?
– Nie wydaje mi
się – pochyliłem się, całując go przy tym czule w usta. – Jest jeden frajer. I
bardzo, ale to bardzo-bardzo mi na nim zależy – westchnąłem.
Krótko później
ucięliśmy sobie razem drzemkę. Spaliśmy złączeni w całkiem intymnym uścisku.
Przodem do siebie, z moją głową wtuloną w szyję mojego chłopaka i rękoma
oplatającymi go w pasie. Shion natomiast miał jedną dłoń wplątaną w moje włosy,
a drugą trzymał mnie za pośladek. Wciąż przyzwyczajałem się do bycia z nim, ale
przytulanie się należało do jednych z moich ulubionych czynności. Obudziło mnie
wiercenie się mojego chłopaka. Szczerze, już miałem ochotę go zganić, kiedy to
postanowiłem uchylić zaspane powieki. Jak wielkie moje zaskoczenie było, gdy
zobaczyłem tuż przed sobą mojego młodszego brata, wciskającego się między mnie
a Shiona. Popatrzyłem na Mako z niedowierzaniem.
– Co ty
wyprawiasz? – rzuciłem już całkiem obudzony.
– Nudzi mi się.
– Poczytaj coś.
– Skończyły mi
się komiksy.
– To obejrzyj
coś.
– Co?
– Nie wiem. Byle
nie horror. I film dla dorosłych też nie.
– Co się dzieje?
– mruknął zaspany Shion, podnosząc się na łokciach. Na wpółotwartymi oczami
popatrzył na mnie i na mojego brata. – Hej, Mako.
– Hej. Mogę z
wami spać?
– Jasne – odparł
mój chłopak, wracając z powrotem do spania.
– Ekstra.
– Co? Nie! Mowy
nie ma – rzuciłem zły. – Wracaj do siebie.
– To co mam
robić?
Spojrzałem
najpierw na mojego brata, a następnie na Shiona, który zadowolony odwrócił się
do nas tyłem. No cóż, nie było rady. Musiałem sięgnąć po ciężką artylerię.
Dlatego tym sposobem kilka minut później siedzieliśmy we trójkę w salonie,
grając w scrabble. Musiałem przyznać, że z Mako ogrywaliśmy Shiona, który
ewidentnie nie był z grą zaznajomiony. Cóż, wraz z rodzeństwem spędziliśmy na
graniu w wiele gier planszowych mnóstwo czasu, z takiej racji, że rodzice nie
chcieli nas wychowywać z telefoniami. Gdy byłem jeszcze dorastającym chłopcem
wydawało mi się być to odrobinę dziwne i czułem się z lekka pokrzywdzony przez
rodziców, jednak aktualnie byłem im wdzięczny za takie a nie inne dzieciństwo.
Mogłem z dumą przyznać, że to ilość siniaków i zadrapań była wyznacznikiem
dobrej zabawy, gdy byłem małym chłopcem.
– No, nie podoba
mi się to – oznajmił Shion, przegrywając drugą turę.
– Musisz się
wkręcić i będzie dobrze – odparł Mako, który ewidentnie był zachwycony tym, jak
dobrze mu szło. – Trochę praktyki i będzie dobrze.
– O, słyszałeś
mistrza – zaśmiałem się, trącając stopą o stopę mojego chłopaka pod stołem.
Shion posłał mi krótkie, wymowne spojrzenie, a ja ledwo powstrzymałem śmiech.
– Łatwo ci
mówić.
– Nigdy nie
grałeś z Hiro w scrabble? Przecież spędzacie razem tyle czasu.
Popatrzyliśmy na
siebie z Shionem. To prawda, spędzaliśmy ze sobą multum czasu. Tylko jak mogłem
wyjaśnić mojemu młodszemu, niewinnemu bratu, że z moim chłopakiem raczej
preferowaliśmy nieco doroślejsze czynności. Sam osobiście uwielbiałem się
całować z Shionem i tarzać się po łóżku niczym frywolne kociaki. O ile mogłem
tak w ogóle powiedzieć. W każdym razie, jak tylko Mako wspomniał o spędzaniu
czasu z Shionem, zapragnąłem zrobić coś, o czym raczej nie powinien wiedzieć,
bo bym przyprawił go o traumę.
– No nic.
Idziemy się jeszcze przejść? – zaproponowałem, chcąc rozprostować nogi, ale i
odrobinę zmęczyć Mako spacerem.
Wyszliśmy na
spacer wzdłuż molo. Odrobinę wiało, w konsekwencji czego fale mocno uderzały o
metalową konstrukcję, rozbijając się o nie. Pokryła nas słona, morska wilgoć,
która w jednej chwili zmiękczyła naszą skórę. Aż nie mogłem się powstrzymać od
przesuwania dłonią po ramieniu Shiona, by powtarzać mu, jak gładką miał skórę.
Na szczęście mój chłopak miał poczucie humoru i nie denerwował się na mnie o
moje odrobinę dziecinne zachowanie. Jego cierpliwa postawa sprawiła, że jeszcze
bardziej chciałem się z nim pieprzyć. Tak po prostu. Mogłem nawet być tym
penetrowanym, byle znaleźć się z nim nago w ustronnym miejscu i pieścić do
rana.
W drodze
powrotnej zaszliśmy jeszcze zjeść takoyaki na patyku. Zdaje się, że ta drobna
przekąska nieco ułaskawiła Mako. Wróciliśmy do domu około dwudziestej drugiej.
Mój młodszy brat posłusznie poszedł się umyć, po czym położył się spać. Nie
sądziłem, że może zaśnie od razu, za to byłem pewny, że na pewno nie będzie nam
przeszkadzać. Dlatego, około dwudziestej trzeciej, sami poszliśmy się wykąpać z
Shionem. Skorzystaliśmy do tego z łazienki moich rodziców. Sam miałem przed tym
opory, bo nawet w domu łazienka moich rodziców była używana wyłącznie przez
nich. Nawet nie pamiętałem, kiedy ostatni raz do niej wchodziłem i możliwe, że
czas ten powinien był być określany w latach.
Wzięliśmy
wspólny prysznic. Bez problemu zmieściliśmy się we dwoje pod wielką
deszczownicą. Gorąca woda lała się na nas z góry, a my myliśmy sobie nawzajem
plecy. Za każdym razem, gdy Shion przesuwał dłonią po mojej skórze, przechodził
mnie dreszcz podniecenia, który na pewno mu nie umknął. Stałem przed nim
całkiem nago. Obnażony, bezbronny, prezentujący się taki, jakim mnie natura
stworzyła. Nic nie mogło się przed nim ukryć. Ale i ja widziałem jego
ekscytację, która równała się mojej. Obaj nie mieliśmy już nic do ukrycia.
Złapałem za jego
przyrodzenie. Aż wziął gwałtowny wdech, czując mój nagły dotyk w tym jakże
wrażliwym miejscu. Poruszałem dłonią na jego penisie, składając kilka
delikatnych niczym motyl pocałunków na jego szyi. W jednej chwili przestałem
być w ogóle nieśmiały. Widok delikatnych rumieńców na twarzy mojego chłopaka
tylko dodał mi pewności siebie. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Aż
uśmiechnąłem się do siebie. Oto teraz ja, trzymający dorosłego mężczyznę za
jego najważniejszy narząd, miałem go w garści.
– Podoba ci się?
– spytałem, po chwili przesuwając językiem po chrząstce na jego szyi. Drugą
dłonią zacząłem bardzo ostrożnie masować jego jądra. Czułem, jak cały robił się
miękki i lejący, tylko w tamtym jednym miejscu twardniał. Jego członek stał na
baczność niczym wartownik.
– Pewnie –
westchnął, opierając się plecami o zimną, wykafelkowaną ścianę.
– Nie chcesz,
żebym przestał?
– Nie.
– A chcesz,
żebym…
Uklęknąłem przed
nim. Było mi cholernie niewygodnie, ale o ile czułem się niekomfortowo w tej
pozycji, tak wiedziałem, jak podniecająca ona była. Pocałowałem główkę jego
penisa, a on o mały włos się nie zachłysnął powietrzem. Przez jakiś czas
pieściłem go wyłącznie ustami, samemu czując się niczym w jakimś
obezwładniającym transie. Jeszcze nigdy w życiu nie robiłem czegoś takiego. Nie
wiedziałem czy może moje działania sprawiały mu przyjemność, ale nawet jeśli
nie, to chciałem, by zaczęły. Dlatego kompletnie wyzbyłem się wstydu.
Wiedziałem, że jeśli będę się jakkolwiek wahać, to nic z tego nie będzie. Postawiłem
więc wszystko na jedną kartę.
Co ciekawe,
zadowolenie drugiego mężczyzny wcale nie było takie trudne, jak mógłbym się
spodziewać. Choć w kilku kwestiach byłem niewątpliwie niezdarny, to jednak w
dalszym ciągu potrafiłem wywołać u mojego chłopaka westchnięcie zachwytu i
cichy jęk czegoś, co niewątpliwie było rozkoszą.
Nie potrafiłem
wziąć go w całości do buzi. Był taki moment, gdy próbowałem, jednak nagły
odruch wymiotny mnie przed tym powstrzymał. Na szczęście, nie zwymiotowałem, po
prostu poczułem to nieprzyjemne ukłucie rozchodzące się od gardła do reszty
ciała. Shion nie zwrócił nawet na to uwagi. Położył obie ręce na mojej głowie,
zaciskając palce na moich krótkich włosach. Spojrzałem na niego z dołu, jednak
on miał wzrok skierowany na sufit. Jedynie jego ciężki oddech opadał na mnie
niczym czułe zapewnienie o rozkoszy. Było mi z tym nawet lepiej. Trzymałem go
za trzon, chcąc sobie nieco pomóc. Poruszałem głową, starając się z całych sił,
by nie zahaczyć go zębami. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogłoby być to
nieprzyjemne, dlatego nie chciałem go zranić. Bolała mnie szczęka, aż czułem
mrowienie rozchodzące się od mojej żuchwy. Poza tym, jak dziwnie było mieć
czyjś członek w buzi. Jednocześnie było w tym wszystkim coś wyzwalającego.
Shion spuścił mi
się na policzek. Sam powiedział, że zaraz dojdzie i kilkoma szybkimi, choć
wciąż delikatnymi, ruchami wyciągnął swój penis z moich ust. Wykonał jeszcze
kilka szybkich ruchów dłonią, po czym z jego prącia trysnęła sperma. Aż
zamknąłem oczy z zaskoczenia. Shion za to jęknął krótko. Westchnął, regulując
oddech.
– O rany,
przepraszam – bąknął, kucając obok mnie. Poczułem, jak dotyka mojej twarzy,
ścierając ze mnie swoje nasienie. – Dostałeś w oko?
– Nie –
pokręciłem głową.
– Okej – cmoknął
mnie w nos. Zaraz poczułem jego usta przy moim uchu. – To było bezbłędne,
wiesz.
– Tak? –
otworzyłem oczy.
– Aha – złożył
pocałunek na moim czole, przytulając mnie przy tym. – Jak profesjonalista.
– Pff! –
prychnąłem. Shion wybuchł śmiechem. – Nabijasz się ze mnie.
– Wcale nie –
pocałował mnie w policzek. – Nigdy.
– No jasne.
Ile radości było
w tym jednym pierwszym razie. Znów czułem ekscytację na samą myśl o tym, że
przekroczyłem pewną barierę. Miałem za sobą swój pierwszy raz, gdy oralnie
robiłem komuś dobrze i wiedziałem, że następny raz będzie nawet lepszy.
Następny poranek
zaczął się bezbłędnie obłędnie, bo w ramionach mojego chłopaka. Przytulaliśmy
się do siebie z czułą zażyłością. Pościel, w której byliśmy zatopieni, wciąż
pachniała świeżo, otulając nas błogo w swoich bawełnianych splotach. Jego
cichy, spokojny oddech i ja, wciąż na wpół śpiący. Głaskałem go po włosach,
przygładzając nieco rozczochrane kosmyki włosów. Nie potrafiłem nie czuć do
niego tego wielkiego, gorącego zakochania, które rozpływało się w moim ciele
jak słodki syrop. Mógłbym już tak wiecznie leżeć z nim w łóżku i otoczony
półcieniem sypialni, bawić się jego włosami i słuchać tego, jak oddychał w
moich ramionach.
Chcąc lub też
nie, Shion musiał się w końcu obudzić. Na powitanie siebie oraz nowego dnia
obdarzyliśmy się bardzo delikatnym, wręcz ledwie wyczuwalnym pocałunkiem.
Wtuliłem się w niego mocno, próbując dać do zrozumienia jakimś moim wewnętrznym
obawom, że ta chwila była naprawdę i trwała nie tylko w jakiś wytworach mojej
wyobraźni. Czułem dotyk jego dłoni na sobie. To były prawdziwe, żywe palce,
próbujące przeczesać moje krótkie włosy. Zbyt krótkie, by cokolwiek można było
z nimi zrobić. Ale Shionowi to nie przeszkadzało. Zdaje się, że lubił tę
szorstkość, z jaką drapały jego skórę. A ja miałem dreszcze na całym ciele.
– Dzień dobry –
westchnął zaspany, całując mnie w czoło.
– Hej –
odparłem, z całych sił starając się nie zacząć chichotać. Miałem wyśmienity
humor, a to nie mi zrobiono loda. Przy Shionie po prostu otaczało mnie
szczęście.
Wkrótce musieliśmy
wstać z łóżka. Pożegnaliśmy rozgrzaną od naszych ciał pościel, po czym
przygotowaliśmy śniadanie. Shion obudził Mako, więc zjedliśmy pierwszy posiłek
dnia we trójkę. Później zgodnie uznaliśmy, że skorzystamy z dnia i poszliśmy na
plażę. Wziąłem ze sobą kilka testów do rozwiązywania, dlatego gdy Shion i Mako
poszli odbijać piłkę w wodzie, ja ułożyłem się wygodnie z długopisem i
zaznaczałem co następne odpowiedzi. Byłem nich wyjątkowo pewny i czułem, że
większość z nich była trafna. Rzadko się to zdarzało, ale tym razem miałem w
sobie mnóstwo wiary w samego siebie. Wszystko musiało pójść dobrze.
*
Po egzaminach
wstępnych miałem jeszcze więcej wolnego czasu, co zupełnie mnie przerażało. Nigdy
nie było momentu w moim życiu, że nie musiałem się uczyć, więc kompletnie nie
miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. W konsekwencji tego wszystkiego czułem jakąś
dziwną pustkę oraz towarzyszący jej strach, że nie wiem, co robić ze swoim
życiem. Zdawałem sobie sprawę, że czekały mnie studia, ale czas do ich rozpoczęcia
był czymś, czego nie potrafiłem zapełnić. Tym bardziej, że gdy tylko otrzymałem
pozytywny wynik z Tokio, ogarnęła mnie nieopisana euforia, która po jakimś
czasie została zastąpiona jakąś obezwładniającą obawą. Nagle nie mogłem się w
ogóle zrelaksować. W nocy budziły mnie jakieś dziwne, oderwane od
rzeczywistości koszmary, a w ciągu dnia chodziłem ogarnięty całkiem
bezpodstawnym strachem. Moje siostry nie podzielały moich zmartwień. Haru
codziennie była w teatrze, a Yoshi ochoczo wdrażała się w firmę ojca. Mako też
niczym się nie musiał przejmować, bo wkrótce po tych feralnych wydarzeniach z
kolonii, rodzice wysłali go na inny wyjazd, a po niej miał zaplanowane kilka
wycieczek z kolegami. Innymi słowy, każdy miał zapełniony czas, tylko nie ja. Dodatkowo
zdaje się, że byłem jedyną osobą, która martwiła się przeprowadzką do Tokio.
Rodzice znaleźli ładne, w dodatku dość porządne mieszkanie, które mieliśmy
okupować z rodzeństwem. Codziennie rozmyślałem o tym, jak niby mieliśmy się tam
przenieść we trójkę ze wszystkimi naszymi rzeczami.
Aż pewnego
pięknego dnia postanowiłem porozmawiać o tym z rodzicami. Była już końcówka
lata, ale pogoda dopisywała. Sierpień łaskawie obdarował nas wieloma pięknymi
dniami. Temperatura na termometrze momentami pokazywała ponad trzydzieści
stopni. Słońce świeciło intensywnie, jakby już nigdy więcej miało tego nie
robić. Ojciec kosił trawę, a tata leżał na tarasie, relaksując się w wolny
dzień. Usiadłem na leżaku obok taty i odchrząknąłem. Z początku za bardzo nie
zwrócił na mnie uwagi, tylko patrzył przed siebie znad oprawki
przeciwsłonecznych okularów. Odchrząknąłem więc znowu i dopiero wtedy
zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, choć tylko na jakieś dwie sekundy.
– Słucham.
– Tak się
zastanawiałem ostatnio nad przeprowadzką – zacząłem.
– Mhm.
– I odrobinę
martwi mnie to, jak damy radę wszystko przewieźć.
– Aha.
Siedziałem tak
chwilę, patrząc na niego, doskonale przy tym wiedząc, że w ogóle mnie nie
słuchał. Spojrzałem na książkę, którą trzymał otwartą grzbietem do góry. Jakiś
thriller medyczny. Zdaje się, że mało mu było emocji w pracy, musiał jeszcze
czytać o tym książki. A przynajmniej próbował czytać, bo ewidentnie skupiał
uwagę na czymś innym. Spojrzałem na podwórko, a przede wszystkim na swojego
ojca, który zwyczajnie kosił trawę. Powiodłem wzrokiem ponownie na tatę, a
później znów na ojca, aż zrozumiałem, że koszenie trawy w stroju topless było
dla niektórych wyjątkowo podniecające. Poczułem, jak robi mi się niedobrze
poprzez samą myśl o tym. Co prawda, ojciec jak na swój wiek był bardzo zadbany
i tata miał niewątpliwie na co popatrzeć, ale dla mnie to wciąż było
niezręczne.
– Może Shion
mógłby się do nas wprowadzić.
– Aha – rzucił,
w ogóle mnie nie słuchając.
– I Yui.
– Pewnie.
– I nowy chłopak
Yoshi. Wygodniej by się nam tak mieszkało.
– Jasne.
Obaj
zamilkliśmy. W tle było słychać tylko kosiarkę. Zacisnąłem usta, próbując
powstrzymać śmiech spowodowany całą tą sytuacją. Ojciec koszący trawę, tata
gapiący się na niego i bezmyślnie odpowiadający na moje pytania. Ten dom był
momentami wyrwany jak z jakiegoś niskobudżetowego sitcomu. Ale to była jedna z
tych komicznych chwil, która sprawiała, że uwielbiałem to miejsce oraz ludzi
mnie otaczających.
– Zaraz. Co? –
rzucił w końcu, jakby w jednej chwili wyrwany z głębokiego transu. Spojrzał na
mnie kompletnie zaskoczony. – Yoshi ma chłopaka?
– Nie. Tak tylko
sprawdzałem czy mnie słuchasz.
– Słucham cię.
Cały czas cię słucham – poprawił okulary, odchrząkując przy tym.
– Jasne. O czym
jest ta książka?
– Książka?
– No ta –
pokazałem na powieść, którą trzymał. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że chyba
przyszedł na taras z zamiarem czytania. Jak widać, inne rzeczy skutecznie
odwróciły jego uwagę.
– Ach, ta. Nie
wiem, nudna jest. Może ty chcesz poczytać?
– Czemu miałbym
czytać nudne książki.
Wzruszył
ramionami. Wtedy też ojciec wyłączył kosiarkę. Patrzyliśmy na niego obaj z
tatą, jak idzie do kompostu wyrzucić trawę z kosza, a później jak zaprowadza
kosiarkę do szopy. Przyszedł do nas, po czym przysiadł na tym samym leżaku, co
ja.
– Ładnie? –
spytał, pokazując głową na podwórko. Chodziło mu o skoszoną trawę.
– Przepięknie –
odparłem. – Majstersztyk.
– Dziękuję.
Wiedziałem, że akurat ty to docenisz.
Sięgnął po
szklankę lemoniady stojącą na stoliku. Tata posłał mu karcące spojrzenie.
– Wiesz, to
chyba moje – rzucił tata, gdy ojciec w najlepsze wypijał duszkiem zawartość
szklanki. Musiał być wyjątkowo spragniony.
– Nalejesz sobie
– odparł ojciec, wypijając uprzednio do ostatniej kropli lemoniadę. Aż
westchnął zadowolony.
– Możemy
porozmawiać o przeprowadzce? – spytałem.
– Musimy teraz?
– Fajnie by
było.
Ojciec westchnął
ciężko.
– Co z
przeprowadzką?
– Jak damy radę
wszystko przewieźć? No i w jaki sposób i kiedy to zrobimy? Chyba powinniśmy
mieć jakiś plan.
Obaj zamilkli na
kilka dłuższych sekund. Patrzyli przy tym na mnie dość skonsternowani. Możliwe,
że dla nich moje obawy były zupełnie błahe. Ba, z pewnością były. Ale czułem,
że jeśli z siebie tego nie wyrzucę, to kiedyś pęknę w najmniej spodziewanym
momencie. W końcu to tata pierwszy się odezwał.
– Damy sobie
radę – odparł, widząc moje wyraźne zdenerwowanie. – Samolot powinien wszystko
udźwignąć.
– Oczywiście. A
jak nie, to zrobimy rundkę na dwa razy samochodem, ale to raczej tyle. To nie
tak, że wyprowadzacie się na koniec świata.
– Rundkę na dwa
razy? Samochodem? Ale to kawał drogi.
– Nie szkodzi.
Siedziałem przez
jakiś czas, patrząc na nich w całkowitym osłupieniu. Słowa zupełnie przestały
mieć jakikolwiek sens. To mi się w głowie nie mieściło. Jechać dwa razy w to
samo miejsce, byle przewieźć rzeczy. W dodatku w taką podróż! Z logistycznego
punktu widzenia to nie miało ani trochę sensu. Ale z punktu widzenia dziecka
było to jak wzruszające zapewnienie rodzicielskiej, bezgranicznej miłości.
Sentyment złapał mnie za gardło, dlatego szybko wstałem po czym poszedłem do
siebie. Będąc już na schodach, poczułem, jak do oczu cisną mi się łzy.
Niewiarygodne, jak niespodziewanie zacząłem tęsknić za tym miejscem, kiedy
nawet z niego nie wyjechałem.
Ale dzień
wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami. Możliwe, że tylko ja tak mocno to
przeżywałem. Co mogłem poradzić na to, że jakiekolwiek zmiany zawsze wpędzały
mnie w stres. Jednym z tych niespodziewanych stresów był nowy członek rodziny,
który zjawił się w domu bez większego uprzedzenia. Rodzice przywieźli psa, nie
wspominając o tym nikomu. Kiyo – tak została ochrzczona przez rodziców malutka
kulka białego futra – natychmiast skradła serce każdego. Co prawda, w
większości tylko spała, jadła, załatwiała swoje potrzeby fizjologiczne i gryzła
palce, ale tyle wystarczyło, by się w niej zakochać. Ja sam, gdy tylko
zobaczyłem czarne jak węgiel oczy i malutkie, trójkątne uszka, to wydawało mi
się, że serce mi topnieje. W jednej chwili Kiyo stała się honorowym członkiem
domu i piątym dzieckiem w tej pokręconej rodzinie. Choć niewątpliwie jedynym
tak uroczym.
– Chyba ci ją
ukradnę – powiedział Shion, gdy jednego popołudnia wpadł, by w końcu poznać
naszego psa. Kiyo, jak na nią przystało, zupełnie zignorowała Shiona i poszła
spać. Dlatego siedzieliśmy przy niej i po prostu oglądaliśmy, jak spała. Trzeba
było przyznać, obserwowanie śpiącego psa dawało więcej rozrywki od telewizji.
– Tylko spróbuj
– parsknąłem, zaczepnie uderzając go pięścią w ramię.
– No spójrz
tylko, jaka jest cudowna – westchnął – drapiąc ją delikatnie jednym palcem za
uchem. Kiyo nawet się nie ruszyła. Spała dalej, oddychając spokojnie, otoczona
puchatym kocykiem i masą zabawek.
– Nowe oczko w
głowie rodziców – odparłem. – Nawet kupili dla niej nosidełko.
– Serio?
– Poważnie.
Takie jak się małe dzieci nosi, żeby mieć wolne ręce, tylko dla psów. A ona
jest zachwycona, bo wszystko wszędzie widzi.
– To dopiero
rozpieszczony pies!
– Kiedyś
urośnie, co nie.
– Ale na razie
im tego nie mów.
Roześmialiśmy
się obaj. Kiyo jedynie uchyliła na nas swoje czarne jak smoła oczy, po czym
wtuliła mocniej pyszczek w kocyk. Zdaje się, że przeszkadzaliśmy jej w
popołudniowej drzemce. Postanowiłem więc, że lepiej by było, gdybyśmy zajęli się
sobą. Spojrzałem na Shiona, a on na mnie i już po jego spragnionym spojrzeniu
wiedziałem, że myślał o tym samym, co ja. Położyliśmy się wspólnie na leżaku na
tarasie i robiliśmy to, co dwóch zakochanych w sobie chłopaków mogło robić.
Oczywiście, nie poszliśmy na całość. Byliśmy na dworze, a poza tym, rodzice
mogli wrócić w każdej chwili. Co nie zmieniało faktu, że całowaliśmy się i
przytulaliśmy, jakby jutro miało nigdy nie nadejść.
– Co ja tu bez
ciebie zrobię – westchnął w moje usta. Sunął dłonią po moim boku, a ja
obejmowałem go za szyję. Mógłbym przysiąc, że powietrze wokół nas się
elektryzowało.
– Wiesz, mamy
jeszcze kilka dni – odparłem dość flirciarsko jak na mnie.
– Wiesz, że to
szybko minie – musnął swoim nosem o mój. Poczułem, jak gorąco uderza moje
policzki. – A poza tym…
Shion spojrzał
na coś, co było za mną, zamierając przy tym. W tym samym momencie usłyszałem,
jak ktoś głośno i znacząco chrząkał nad nami. Odsunąłem się od Shiona jak
oparzony, odwracając się przy tym w stronę ojca, który stał w progu z Kiyo na
rękach. Nie wiedziałem, co powiedzieć, dlatego po prostu milczałem, patrząc na
niego w obezwładniającym zawstydzeniu. On jednak nie miał chyba żadnego
problemu z tym, że właśnie zobaczył mnie i mojego chłopaka, obściskujących się
na leżaku.
– Mamy włoskie
na wynos, więc jak chcecie, to chodźcie – powiedział jak gdyby nigdy nic.
– Lubię włoskie
– bąknął Shion, nie wiedząc chyba, jak powinien się zachować. W ogóle mu się
nie dziwiłem.
– To świetnie.
Zapraszam.
Wydawało mi się,
że zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Shion też nie mógł się ruszyć całkowicie
sparaliżowany zażenowaniem. Co jak co, ale nie spodziewałem się, że akurat nas
czeka konfrontacja z rodzicami w trakcie jednego z najbardziej intymnych
momentów, jaki mogliśmy mieć. A ojciec wrócił zaraz do domu, jak gdyby nigdy
nic. Zastanawiałem się tylko czy dla niego ta sytuacja była tak samo krępująca,
co dla mnie.
Zjedliśmy
podwieczorek w cholernie krępującej atmosferze. Tata jadł zadowolony i co jakiś
czas gruchał do Kiyo, która kręciła się przy nas, pewnie chcąc uszczknąć
odrobinę makaronu. Byłem skłonny oddać jej całą moją porcję, gdyż niewiele
brakowało mi do tego, by się nie zadławić. Wszystko mi stawało w gardle. Ojciec
zachowywał się dość normalnie po tym naszym małym incydencie na tarasie, choć
coś mi mówiło, że nie wszystko było w porządku. Coś wewnątrz mnie krzyczało i
błagało o to, by cofnąć czas i sprawić, by to się nigdy nie wydarzyło.
Niestety, chyba już do końca życia byłem zmuszony do tego, by żyć zhańbiony
przez mój własny popęd seksualny. Nie sądziłem też, że jeszcze kiedykolwiek
spojrzę mu prosto w oczy.
Gdy Shion
wyszedł, a tata zabrał Kiyo na jej wieczorny spacer, postanowiłem jednak
poruszyć z ojcem kwestię tego, co się dziś wydarzyło. Przysiadłem się do niego
nieśmiało na kanapie i przez dłuższy czas milczałem, nie wiedząc, gdzie
powinienem się patrzeć. W telewizji leciały wieczorne wiadomości. Ojciec
siedział z kilkoma dokumentami, które przeglądał. Spojrzałem w końcu na niego.
Na jego prostokątne okulary, zsuwające się z nosa i oprószone pierwszym
zalążkiem siwizny włosy. Dziwne było tak nagle to stwierdzić, ale dopiero wtedy
zdałem sobie sprawę, że mój ojciec za kilka lat kończył pięćdziesiątkę.
Przeraziło mnie, że ten oto właśnie człowiek siedzący obok przeżył niemalże pół
wieku.
– Jeśli chodzi o
dzisiaj – zacząłem w końcu. Mój głos był drżący i brzmiał wyjątkowo
nienaturalnie. – To my… Uhm…
– Wy? – zerknął
na mnie znad oprawki okularów. Poprawił je, choć te za moment znów zaczęły mu
się zsuwać z twarzy.
– To tylko… My…
To nie tak. Znaczy się…
– Błagam, nie
tłumacz się z tego. To nic.
Przełknąłem
ślinę. Z jakiegoś powodu brzmiał na wyjątkowo zirytowanego, co nijak mi nie
pomagało. Bardzo możliwe, że coś się dzisiaj wydarzyło w pracy, ale wiedziałem,
że potrafił te dwa aspekty swojego życia rozgraniczyć grubą krechą.
– Przepraszam.
– To nic.
Naprawdę.
Zapadła cisza.
Niespodziewanie zaśmiał się, kręcąc głową, jakby właśnie przypomniał sobie coś
wyjątkowo zabawnego.
– Wiesz, kiedyś
mi i tacie mój ojciec wszedł do pokoju, gdy byliśmy… Hm. Zajęci sobą. To był
wstyd.
Poczułem, jak
policzki oblewają mi się czerwienią. Na wielką Amaterasu, jakby to powiedział
mój ojciec. To się rozwijało w znacznie gorszym kierunku. Pomijając ten jeden
zawstydzający fakt, jakim właśnie zostałem obdarzony, uderzył we mnie drugi
fakt. Być może znacznie bardziej intrygujący.
– Twój tata?
Mój… uhm. Mój dziadek, tak?
Ojciec nagle się
wyprostował, jakby uzmysłowił sobie, co właśnie powiedział. Popatrzył na mnie i
chyba nigdy jeszcze nie widziałem, by tak zbladł. Chyba nie miał żadnego ataku?
Aż poczułem, jak serce mi szybciej łomocze ze zdenerwowania.
– Tak. Tak mi
się wydaje. Twój dziadek – odchrząknął. – Nie odzywał się do mnie później przez
dwa miesiące.
– Musiało być
kiepsko, mieszkać z kimś i nie odzywać się do tego kogoś.
– Nie
mieszkaliśmy razem.
– Och.
Znów milczenie.
Nie sądziłem, że rozmowa o rodzicach moich rodziców kiedykolwiek będzie tak
niezręcznie nieprzyjemna. Ale byłem też ciekaw wielu rzeczy. Ani ojciec, ani
tata nigdy nie wspominali żadnej swojej rodziny. W zasadzie, znaliśmy tylko
masę przyszywanych wujków i cioć. Ktokolwiek związany z nimi krwią był tematem
tak odległym jak stąd do drugiej galaktyki.
– W zasadzie, to
nigdy nie wspominałeś nic o dziadku.
– Nie żyje.
Zmarł… jakiś czas temu.
– Przykro mi.
– Nie – machnął
ręką. – To już i tak nic nie zmieni.
Wkrótce tata i
Kiyo wrócili ze spaceru, a zaraz po nich moje siostry, które większość
popołudnia spędziły na zakupach. Zapanowało poruszenie, więc postanowiłem
wycofać się do swojego pokoju i spróbować skupić się na czymkolwiek, co nie
przypominałoby mi o tarasowym incydencie.
W dnu
wyprowadzki padał deszcz. Od rana lało jak z cebra i nikt nie miał ochoty
gdziekolwiek jechać. A czekała nas całkiem długa podróż. Zapakowaliśmy dość
sporo rzeczy. W dużej mierze były to ubrania oraz jakieś mniej lub bardziej
potrzebne rzeczy do mieszkania. W każdym razie, część rzeczy miała jeszcze
przyjść pocztą, a część mieliśmy dokupić w naszym własnym zakresie. Byłem tym
jednocześnie przerażony, ale i podekscytowany, bo robinie jakichkolwiek zakupów
dotyczących wystroju lub funkcjonalnych przedmiotów do domu zwykle spoczywała w
rękach rodziców. Jednak nie tym razem. Skręcało mnie w żołądku na samą myśl, że
kompletnie sami będziemy musieli o to wszystko zadbać. Ten dzień był też dniem,
w którym uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem jeszcze dzieckiem. Niby
podejmowałem dorosłe decyzje i robiłem wiele rzeczy, które były domeną
dojrzałych osób, ale w rzeczywistości w dalszym ciągu byłem dzieckiem.
Zdaje się, że
nie tylko dla mnie był to trudny dzień. Z samego rana zostałem obudzony przez
tatę, który około szóstej rano zapukał do mojego pokoju. To pukanie mnie nie
obudziło, choć je słyszałem. Zwyczajnie dalej śniłem, choć doskonale
usłyszałem, że tata właśnie wszedł do pokoju. Dopiero subtelne szturchnięcie w
ramię przywróciło mnie do rzeczywistości.
– Wiem, że jest
wcześnie, ale prawdopodobnie później się nie zobaczymy – powiedział, kucając
przy moim łóżku. Mówił cicho, jakby próbował mnie znacznie nie wytrącać z
sennego nastroju. Sam osobiście nie rozumiałem do końca, co się działo.
Patrzyłem na niego z lekka przymrużonymi oczami, próbując dostosować mój mózg
do otoczenia. – Dlatego chciałem się teraz pożegnać.
– Aha –
bąknąłem, przecierając wierzchem dłoni zaspane powieki. – Jasne.
– Bądźcie
grzeczni i uważajcie na siebie, dobrze?
– Pewnie.
– Gdyby coś się
działo, to dzwońcie. I nie panikujcie. Tak? – pogłaskał mnie po zmierzwionych
włosach.
– Nie będziemy
panikować.
– No jasne.
Westchnął
ciężko, jakby ktoś właśnie zawiesił na nim tonę kamieni. Przytulił mnie z całą
swoją ojcowską miłością, jaką miał w sobie, po czym cmoknął mnie we włosy. Nie
mogłem sobie przypomnieć, kiedy w ogóle ostatni raz mnie całował. Nie widziałem
nic złego w tym, że homoseksualny ojciec całował swojego syna w czoło czy we
włosy. W zasadzie, gdy jeszcze byłem małym chłopcem, to lubiłem dostawać
buziaki. Z czasem jednak, podobnie chyba co w innych chłopcach, urosła we mnie
niechęć do okazywania jakichkolwiek emocji. Nie dlatego że rodzice zachowywali
się wobec mnie w niepoprawny sposób lub sami zaczęli się dystansować i uznawać
uczucia za coś gorszącego. Głównie dlatego że moi rówieśnicy mieli dość płytkie
relacje ze swoimi rodzicami. To oni byli od dziecka byli uczeni, że nie powinni
zbytnio okazywać emocji i cokolwiek mogłoby się dziać, uczucia były zbędne. Moi
ojcowie zauważyli to, że było mi niezręcznie, gdy okazywali mi jakąkolwiek
fizyczną miłość, dlatego z czasem sami się zdystansowali i przestali to robić.
W środku jednak brakowało mi tego, jak niczego innego na świecie. Dlatego, gdy
tata już chciał się podnieść, to sam z siebie go przytuliłem, co bardzo go
zaskoczyło. Niemalże upadł na mnie, jednak w porę zachował równowagę.
Pociągnąłem nosem. Nie płakałem i wcale też nie zbierało mi się na płacz, ale z
jakiegoś powodu miałem zatkany nos.
– Och, synku –
westchnął, głaszcząc mnie znowu po włosach.
– Będzie dobrze,
nie musisz się o nas martwić.
– Zawsze będę.
Taki już zawód ojca.
Wkrótce później
wyszedł, zostawiając mnie samego w moim pokoju w sennej dezorientacji. Krótko
po tym mój mózg sam z siebie naskoczył na właściwe tory. No tak. To był dzień
naszej przeprowadzki.
Byłem już w większości spakowany. Jedynie
pozostawało dołożyć jeszcze kilka rzeczy do kartonu i byłem gotowy.
Przynajmniej fizycznie. Moja psychika w dalszym ciągu przeżywała pożegnanie z
tatą. Krótkie, bo krótkie, ale niewątpliwie pozostawiające mnie w głębokim
poczuciu osamotnienia i tęsknoty. Nie mogłem sobie wyobrazić, jak miałoby
wyglądać pożegnanie z ojcem, gdy byłbym już całkowicie świadomy tego, co się
wokół mnie dzieje, ale w tym przypadku spodziewałem się tony łez.
Jednym z
najgorszych momentów dnia było pożegnanie z Shionem. Spotkałem się z moim
chłopakiem na brunch. Byłem już spakowany i miałem kilka wolnych godzin. On specjalnie
zwolnił się z pracy, byle tylko móc się ze mną zobaczyć. Choć nic jeszcze tego
dnia nie jadłem, tak gardło i żołądek zaciskały mi się w supeł. Po prawdzie,
nic nawet nie przełknąłem. Widziałem, że on był w podobnym stanie. Dłubał w
jedzeniu i co jakiś czas wzdychał. W otaczającym nas powietrzu unosił się
ciężki zapach pożegnania. Obaj byliśmy tym przygaszeni.
– Jak to jest,
że tęsknię za tobą, gdy nawet jeszcze nie wyjechałeś – wyrzucił w końcu z
siebie, spuszczając wzrok na swój talerz.
– Czuję się
podobnie – wyznałem, ledwo wypowiadając te słowa. Bo naprawdę czułem się, jakby
ktoś wbijał we mnie tysiące malutkich szpilek. Tęsknota za Shionem sprawiała mi
dosłownie fizyczny ból. A byliśmy tuż obok siebie. Na wyciągnięcie ręki. Jednak
za kilka godzin miało się to zmienić. Miałem wsiąść w samolot i odlecieć, a on
miał zostać tutaj. W tym miejscu, w którym niewątpliwie zostawiłem moje młode,
kruche serce.
Po brunchu,
którego nawet nie tknąłem, poszliśmy do niego. Mieliśmy może jeszcze godzinę,
zanim miał wracać do pracy, jednak uznaliśmy, że zrobimy to, czego nie udało
nam się zrobić przez ostatnie tygodnie. Nie sądziłem, że nasz ostatni wspólny
dzień zwieńczymy seksem, ale chyba to była idealna chwila.
Shion był czuły.
Zbyt czuły niż mógłbym się po nim spodziewać. Dotykał mnie, jakbym był
wyjątkowo kruchy i miał się rozpaść przy jego najmniejszym dotyku. Najbardziej
poruszający był moment, gdy dotknął mnie tam.
Niemalże zachłysnąłem się powietrzem. A on tak ostrożnie i uczuciowo sunął
wilgotnymi palcami po moim wejściu. Mój mózg całkowicie odciął się od
rzeczywistości. Słyszałem tylko jego i mój oddech, jakby odbijający się od
ścian głębokiej, ciemnej studni. Pocałował mnie. Jego usta były ciepłe i
miękkie, tak jak zawsze, ale tym razem smakował zupełnie inaczej. Wiedziałem,
że on też wyczuł tę różnicę między nami, ale nie dał tego po sobie poznać. To
była plątanina smutku, tęsknoty, pożądania i kruchej nadziei, że to, co właśnie
się między nami działo, wcale nie było hucznym zakończeniem.
– Boli – westchnąłem,
gdy powoli, z niemalże nabożną ostrożnością, zaczął się we mnie wsuwać. Objąłem
go mocno, wbijając mu palce w plecy. – Shion, to boli.
Zatrzymał się.
Trwaliśmy tak, w tym ckliwym uścisku. Zupełnie nadzy i wrażliwi jak nigdy
wcześniej.
– A ja ci obiecałem,
że postaram się, by było dobrze – westchnął, wyraźnie rozczarowany sam sobą.
– Jest dobrze –
zapewniłem go, głaszcząc go przy tym pieszczotliwie po plecach. – Tak już musi
być.
– Dasz radę
jeszcze się rozluźnić? – spytał, nie wiedząc już, w jaki sposób mnie uspokoić.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że drżałem jak osaczone przez
myśliwych zwierzę.
– Spróbuję.
– Zagryź zęby.
Całował mnie
przez jakiś czas po twarzy. Całował mnie w skronie, policzki, brodę. Zsunął się
na moją szczękę, a później szyję. Wykonał przy tym kilka delikatnych ruchów,
próbując wsunąć się we mnie głębiej. Starałem się myśleć o tym, że właśnie tego
chciałem i tego potrzebowałem. Pragnąłem jego ciała.
I powoli to
pragnienie przejęło nade mną kontrolę. Poprosiłem go, by zrobił to, co chciał.
To, co ja chciałem. Dałem mu wolną rękę.
Wylał jeszcze
odrobinę lubrykantu na swój członek, po czym wsunął się we mnie do końca. W
jednej chwili zabrakło mi oddechu. Ale nie miałem nawet czasu na to, by go
złapać, bo mój chłopak zaczął się we mnie powoli poruszać. Robił to delikatnie,
uważnie obserwując moje reakcje.
– Boli? – spytał
troskliwie.
– Trochę
nieprzyjemnie.
– Będzie dobrze
– westchnął mi do ucha. Aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz, czując jego ciepły
oddech na sobie. – Powiedz mi, gdybyś nie mógł tego znieść.
Odruchowo
zaplotłem nogi wokół niego. Sam nawet nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem ani
czy powinienem, ale tak już się stało. Nie przeszkadzało mu to, wprost
przeciwnie. Zdaje się, że wręcz się rozochocił. Zaczynał poruszać się coraz
szybciej i płynniej. Czułem w sobie jego twardy członek. Czułem, jak ociera się
o mnie w narastającym podnieceniu i jak ja sam zaczynam powoli się rozluźniać.
Myśl, że było mi dobrze przyszła nagle, gdy w jednej chwili zmienił kąt, pod
którym się poruszał, a ja niemalże krzyknąłem.
– W porządku? –
spytał zmartwiony.
– Tak, tak. Nie
przerywaj – wplątałem dłoń w jego włosy. – Właśnie tam…
Poszło. W jednym
momencie zupełnie utraciłem jakąkolwiek niewinność. Czułem się, jakbym leciał.
Zatarła się granica między tym co było rzeczywistością, a co jakimiś moimi
wyobrażeniami. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby był to tylko cudowny,
niekończący się sen.
Po moim
pierwszym w życiu analnym orgazmie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Ale w
pozytywnym sensie. Leżałem przyjemnie zmęczony, czując cały ciężar mojego
chłopaka na sobie. I pierwszy raz po chwili intymnego zbliżenia wcale nie
miałem ochoty uciec. Pierwszy raz chciałem jeszcze mocniej się w niego wtulić.
Wręcz błagałem w myślach, by ta chwila mogła trwać wiecznie.
– Muszę wracać
do pracy – westchnął Shion w pewnym momencie.
– Musisz? –
mruknąłem, zupełnie nie myśląc o znaczeniu jego słów. Zapomniałem o reszcie
świata. Liczyła się tylko ta chwila między nami.
– Muszę.
Podniósł się ze
mnie. Dopiero odczucie tej lekkość i braku jego nagiego ciała na moim, dało mi
do zrozumienia, że świat wcale się nie zatrzymał i życie dookoła nas toczyło
się dalej. Zaczął się ubierać, a ja jeszcze przez dłuższą chwilę leżałem
całkiem obnażony na jego łóżku. W końcu też zacząłem się ubierać, choć cały
drżałem na samą myśl, że jak tylko się rozejdziemy w swoje strony, to cały mój
świat zmieni się na zawsze. Dlatego tak bardzo chciałem zatrzymać go w miejscu.
– Shion –
zacząłem, siadając na jego łóżku. Patrzyłem na niego, jakbym obserwował go
zupełnie z daleka.
– Hm? – spryskał
się perfumami, jakby próbował zamaskować zapach przed chwilą odbytego seksu.
– Nie chcesz ze
mną być, prawda?
Zatrzymał się.
Spojrzał na mnie nieco zbity z tropu, bo raczej nie oczekiwał, że poruszę ten
temat.
– Chcę – odparł.
– Dlaczego tak mówisz?
– Nie wiem –
podrapałem się po kolanie. – Z jakiegoś powodu… Ja…
– Wiem, że to
nie jest proste. Mnie też nie jest łatwo – usiadł obok mnie. – Jak tylko
pomyślę o tym, że za kilka godzin stąd wyjeżdżasz, to…
Urwał.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas w ciszy, w ogóle na siebie nie patrząc. Nie
wiedziałem też czy był ze mną szczery. Cokolwiek jednak miało się wydarzyć,
wcale nie żałowałem ani chwili, którą z nim spędziłem. Wiedziałem, że już
zawsze będę pielęgnować w sobie te wspólnie przeżyte z nim wspomnienia.
– Chyba cię
kocham – powiedział nagle – dlatego nie wiem, co robić.
– Aha – bąknąłem
mało inteligentnie. – Kochasz mnie?
– Mhm – położył
swoją dłoń na mojej. – I chyba tego się boję.
– Boisz się
tego, że mnie kochasz?
– Tak.
– To straszne.
Wybuchł nerwowym
śmiechem. Nie wiedząc, co robić, po prostu oparłem się o jego ramię.
– Wiesz co? Ja
też się tego boję – przyznałem.
– Jak dobrze, że
boimy się razem.
Krótko później
pożegnaliśmy się ze sobą czule, całując się i przytulając z całych sił. Jakaś
mała cząstka mnie uleciała z mojego ciała i wplątała się w niego. Cieszyło mnie
to, ale i bolało. Oto właśnie żegnałem się z mężczyzną, który niewątpliwie był
miłością mojego życia. Choć wiedziałem, że wcale nie wyjeżdżałem na koniec świata.
Poza tym, mogliśmy do siebie codziennie dzwonić i pisać. Jednak fakt, że
fizycznie nie mogliśmy być blisko siebie był rozrywający.
Wróciłem do domu
wyraźnie przygnębiony. Starałem się funkcjonować w miarę normalnie, ignorując
przy tym dyskomfort w dolnej części mojego ciała. Po prawdzie, spodziewałem się
gorszych następstw seksu analnego, a musiałem przyznać, że moją pierwszą w
życiu penetrację przeszedłem zadziwiająco dobrze.
– W porządku? –
spytał ojciec, gdy wszedłem do kuchni i przysiadłem przy wyspie. Przygotowywał
wczesny obiad.
– Tak. Byłem się
zobaczyć z Shionem – podparłem brodę na dłoni. Westchnąłem przy tym ciężko, bo
wydawało mi się, że ktoś właśnie powiesił na mnie tonowy odważnik i za moment
połamię się pod jego presją.
– Och, no tak.
Podniósł na mnie
głowę. Patrzył tak na mnie przez dłuższą chwilę, a ja nie rozumiałem, o co mu
chodziło. W końcu odwrócił ode mnie wzrok, wracając do gotowania. Zamrugałem
kilkakrotnie z zaskoczenia.
– Co na obiad? –
spytała Haru, wchodząc do kuchni. Moja bliźniaczka żwawo przeszła obok mnie,
podchodząc do lodówki. Wyciągnęła z niej jogurt.
– Kurczak.
– Mhm. Aha.
Haru zaczęła
jeść swój jogurt. Spojrzała na mnie i w jednej chwili niewiele brakowało jej do
tego, by wybuchnąć śmiechem i opluć nas dwóch jogurtem. Zakryła usta dłonią,
nie mogąc pohamować chichotu. Posłałem jej spojrzenie pełne konsternacji.
– Widziałeś się
ze Shionem? – spytała, ledwo kontrolując drżący ze śmiechu głos.
– Tak.
– Widać –
poklepała się dłonią po szyi, po czym wyszła. Odwróciłem się za nią, kompletnie
nie rozumiejąc, o co jej chodziło. Popatrzyłem na ojca, ale on też tylko
poklepał się po szyi.
– Masz bardzo
uroczą pamiątkę.
– Co?
– Idź do lustra.
Nie rozumiejąc,
o co im chodziło, zwyczajnie poszedłem do lustra w salonie. Spojrzałem na swoją
szyję, tylko po to, by zaraz zakryć twarz dłońmi. Czułem, jak policzki robią mi
się czerwone z zawstydzenia. Moją szyję zdobiło multum malinek. Mimowolnie
wydałem z siebie jakiś dziwny odgłos, mający wyrażać moje zażenowanie. Kto by
pomyślał, że zwykłe plamy na ciele będą mnie wpędzać w takie zawstydzenie.
– Nie jest tak
źle – usłyszałem głos ojca z kuchni. Niewątpliwie zmartwiło go to, co przed
momentem wydobyło się z mojego gardła.
– Tragedia – wróciłem
do kuchni, trzymając się przy tym za szyję. – To okropne!
– No, nie
dramatyzuj. Wiesz, ile osób będzie ci zazdrościć?
– Niby czego?
Siniaków na szyi??
– Dokładnie –
mrugnął do mnie znacząco. Miałem już tylko ochotę zapaść się pod ziemię.
Zjedliśmy we
czwórkę obiad. Panowała między nami istnie grobowa cisza. Wisiało nad nami
widmo emocjonalnego rozstania, na które raczej nikt nie był gotowy. Ojciec
cicho wzdychał co jakiś czas, jakby nie mógł już wytrzymać samej myśli, że miał
nas dziś odwieźć na lotnisko. Jedynie Kiyo ruchliwie bawiła się, robiąc piruety
i podgryzając drewniane nogi stołu.
O piętnastej
byliśmy już zapakowani w samochód. Jeszcze przez jakiś czas staliśmy we trójkę
przed domem, patrząc na to, co mieliśmy zostawić za sobą. Wzruszenie ściskało
mnie za gardło, ale i czułem w sobie pewne podekscytowanie. W końcu rozpoczynał
się nowy etap w naszym życiu i to nie tak, że wkraczałem w niego sam. Miałem
moje siostry, na które zawsze mogłem liczyć. Cokolwiek miało się wydarzyć,
szczęśliwie tkwiliśmy w tym razem.
Wsiedliśmy do
auta. Wkrótce dołączył do nas ojciec. Włączył silnik, po czym wykręcił z
podjazdu. Obrzuciłem dom ostatnim spojrzeniem zza szyby, żegnając się jednocześnie
z miejscem, w którym dorastałem. Żegnając się, ale nie na zawsze.
Po drodze nie
towarzyszyła nam cisza. Ojciec, swoim zwyczajem w nerwowych dla niego
sytuacjach, mówił jak najęty. Mówił, że przecież to tylko studia, a poza tym,
Tokio było oddalone od Sapporo raptem półtorej godziny samolotem, więc nie było
przeszkód, żebyśmy mogli się widywać. Miał rację. Co nie zmieniało faktu, to
wciąż była rozłąka. Siedząc tak w samochodzie na tylnym siedzeniu i słuchając
słów ojca, towarzyszyło mi uczucie, jakbym dopiero co obudził się z długiego,
sielankowego snu. Uczucie ciepła rozmywało się z każdą minutą. W momencie, gdy
zobaczyłem lotnisko, naprawdę zrozumiałem, że cały ten sen dobiegł końca.
Po odprawieniu
bagażów nie wiedzieliśmy, co za bardzo ze sobą zrobić. Staliśmy tak więc we
czwórkę, próbując przy tym o czymkolwiek porozmawiać, ale nie bardzo nam to
wychodziło. Raz ojciec próbował zagaić rozmowę, innym razem Yoshi. Nawet Haru i
ja próbowaliśmy zacząć jakiś trywialny temat, ale każda ta próba kończyła się
fiaskiem oraz milczeniem. W końcu ojciec spojrzał na zegarek na nadgarstku, po
czym westchnął ciężko. Zdaje się, że oficjalnie nadeszła pora na nasze
rozstanie. Gdy już widziałem, jak brał głęboki wdech, by zacząć pożegnalną przemowę,
rozległ się dźwięk jego komórki. Zdaje się, że z początku miał zamiar nie
odbierać, jednak postanowił sprawdzić, kto dzwonił. Odebrał. Przez krótką
sekundę słuchał tego, co ktoś do niego mówił po drugiej stronie.
– Na lotnisku –
odpowiedział bez jakiegokolwiek wcześniejszego przywitania. Od razu
zorientowałem się, że dzwonił tata. – Tylko pospiesz się, nie mamy dużo czasu.
Mhm. Jasne.
Rozłączył się,
po czym schował komórkę do kieszeni. Całą trójką patrzyliśmy na niego
wyczekująco, jednak on uparcie unikał spojrzenia któregokolwiek z nas. Wyglądał
przy tym zza nas, jakby siedział na gnieździe statku pirackiego, poszukując lądu
lub innego statku do splądrowania.
Kilka bardzo
krótkich minut później usłyszeliśmy, jak ktoś niemalże biegł w naszą stronę. Ja
i moje siostry odwróciliśmy się, tylko po to, by zaraz zostać uściskanymi z
całej siły przez naszego tatę. Objął naszą trójkę jednocześnie, a my, w ogóle
nie protestując, przytuliliśmy się do niego, zamykając się przy tym w szczelnej
plecionce. Aż zamknąłem oczy, z trudem opanowując wzruszenie.
– A myślałam, że
już się nie zobaczymy – powiedziała Yoshi, próbując się przy tym zaśmiać.
– No cóż, plany
się zmieniły – odparł tata, zacieśniając uścisk. – A ty co tak stoisz? Chodź
tu!
Zaraz poczułem,
jak do naszego ludzkiego kokonu dołącza jeszcze jedna osoba. Ojciec przytulił
się do nas, z całych sił obejmując naszą czwórkę z drugiej strony. W jednej
chwili zrobiło mi się niebywale ciepło, ale i zaczęło brakować mi tchu. Czy
byli naszymi biologicznymi rodzicami czy nie, byłem im wdzięczny za całą tę
miłość, którą nam podarowali. Za dobroć, zrozumienie, dach nad głową i czułe
wspomnienia.
Gdy tylko
rozluźniliśmy nasz ostatni tkliwy uścisk, popatrzyliśmy na siebie. Dopiero wtedy
zdałem sobie sprawę, że tata miał na sobie swój scrubs, jakby dopiero co wypadł
z sali operacyjnej. Ten zielony fartuch i spodnie prezentowały się nierealnie komicznie
na tle lotniskowej hali.
– Masz operację?
– spytała Haru.
– Miałem. W
sumie skończyłem kilka minut temu.
– Na wielką
Amaterasu – Yoshi pokręciła głową. Wszyscy się roześmialiśmy na jej imitację
ojca.
– No dobrze.
Odprawa czeka – oznajmiłem, próbując jakoś przywrócić wszystkich do porządku.
Szczerze powiedziawszy, pragnąłem już znaleźć się po drugiej stronie bramek i tam
przeczekać do lotu. Czułem, że rozstanie z rodzicami będzie jedną wielką
tragedią, jeśli będziemy jeszcze z nimi stać.
– No tak, no tak
– westchnął tata, ostatni raz głaszcząc naszą trójkę po włosach. – No nie
wierzę, że to już czas.
– A dopiero co
przywieźliśmy was do domu – ojciec stanął przy tacie. Patrzyli teraz na nas we
dwóch, stojąc ramię w ramię.
– Dopiero co
uczyliście się chodzić.
– No ja was
błagam – Yoshi zakryła twarz dłonią. – Nie chcę płakać.
– Weź się w
garść – Haru trąciła naszą starszą siostrę w bok. – Nie róbcie z tego tragedii.
– Już za późno –
westchnąłem.
Kilka chwil
potem, przekroczyliśmy bramki. Odwróciłem się jeszcze na moment, by ostatni raz
spojrzeć na rodziców. Stali tak obaj, zupełnie zdruzgotani i zmartwieni. Tata
pomachał mi jeszcze, widząc, że na nich spojrzałem. Odmachałem im, po czym
ruszyłem za Yoshi i Haru, które zastawiły mnie w tyle. Nie mogłem się zgubić.
Nie mogłem teraz stracić z oczu moich sióstr.
Chwilę przed
startem samolotu, gdy już znajdowaliśmy się na pokładzie, poczułem prawdziwie
rozpierającą mnie ekscytację. Starałem się przy tym nie myśleć ani o rodzicach,
ani o Shionie. Oto właśnie w tym momencie zostawiałem w tyle moje stare życie.
Zostawiałem dom, ojców, chłopaka i przyjaciół, by zmierzyć się z przyszłością.
I byłem pewny, że cała ta przyszłość namalowana była w jasnych kolorach.
grudzień 2019 –
wrzesień 2022
---
Witam serdecznie
wszystkich, którzy być może to przeczytali. Minęło trochę czasu, odkąd ostatni
raz cokolwiek pojawiło się na ybt. Cały ten „rozdział” powstawał ponad dwa
lata, prawie trzy z licznymi przerwami, które trwały nawet kilka miesięcy.
W ogólnym
zamyśle chciałam, by ten twór miał do pięćdziesięciu stron. Później do stu.
Ostatecznie sprawy wymknęły mi się spod kontroli i to, co tutaj widnieje ma
ponad dwieście stron.
Perspektywa Hiro
była niegdyś bardzo wyczekiwana przez wiele osób. Z początku podchodziłam do
niej sceptycznie, bo sądziłam, że temat dorastającego dziecka był już poruszony
w innej serii. Z czasem jednak dojrzałam wewnętrznie do tematu i uznałam, że
przedstawienie świata, w którym oryginalnie Yuu i Taka byli głównymi
protagonistami, z perspektywy ich wkraczającego w dorosłość syna, może być
ciekawe.
Niezależnie od
tego czy ktokolwiek tu jeszcze jest, czy ktoś czekał na jakikolwiek rozdział,
osobiście cieszę się, że mogłam znów zanurzyć się w uniwersum Migdała.
Mam nadzieję, że
czytanie przyniosło wam tyle rozrywki, co mi pisanie. Dziękuję za poświęcony
czas, czytanie i możliwe komentarze.
Drogie Żuczki,
Trzymajcie się
ciepło i uważajcie na siebie.
Do następnegoo~!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńopowiadania są super, liczę na więcej... mam nadzieję, że powrócisz tutaj...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia